M A R Z E C

64
M A R Z E C

Transcript of M A R Z E C

Page 1: M A R Z E C

M A R Z E C � � � �

Page 2: M A R Z E C
Page 3: M A R Z E C

n o t e s e d u k a c y j n y

M A R Z E C � � � �

Page 4: M A R Z E C
Page 5: M A R Z E C

Wstęp

Marzec ’68

wprowadzenie

bunt

wyjazd

opozycja

Pomocnik dla nauczycieli

hasła, pojęcia, tematy uzupełniające

kalendarium

bibliografia, filmografia, webografia

scenariusze lekcji

04

0707092537

47

48485253

Page 6: M A R Z E C

O zapisywaniu cudzych opowieści Nie lubimy podziału na historię akademicką i historię mówioną. Jest sztuczny i niepomocny. Narzędzia wykorzystywane przy opisywaniu i analizowaniu przeszłości muszą być najróżniejsze. A w całym zestawie, którym opisywacz przeszłości dysponuje, zdecydowanie powinna się znaleźć historia mówiona. Dokumenty i świadectwa przeszłości często bywają trochę nieprawdziwe. Różne dokumenty, nie tylko te, które pochodzą z działu oral history. A zatem: jaką wartość mają opowieści trochę nieprawdziwe? Otóż: będąc „trochę nieprawdziwymi” zawsze są przynajmniej trochę prawdziwymi – to po pierwsze. A po drugie – zawsze opowiadają jakąś historię, która nas uczy, która nam pokazuje, jak inni: postąpili, przeżyli, zapamiętali. I dzięki takiej nauce jesteśmy bogatsi o cudze doświadczenie. Dziś nie istnieje historia akademicka bez historii mówionej. I każda historia się kłamie: ta mała, jedna opowieść i ta wielka, zbudowana na wielu małych i na własnym, historyka, wyobrażeniu o jego kompetencjach.

Dlaczego projekt „Pamiętanie Peerelu”? W czasach, kiedy jedna z nas chodziła do szkoły – w czasach Peerelu – intensywnie uprawiana polityka historyczna po-zbawiła całe pokolenie pamięci przeszłości, bo ta pamięć często była niepoprawna i opozycyjna wobec peerelowskiego porządku. Pewnie dlatego trzeba było wysłuchiwać ludzi i zapisywać ich historie, odzyskiwać ich pamięć. Czas Peerelu to jest czas miniony i za chwilę będzie miniony „bezpamiętnie”, jeśli nie zostanie zapisany. Dla jednych jest archiwum własnego doświadczenia dzielonego z innymi, dla drugich jest zbiorem archiwalnym powoli przyswajanym i rozumianym. Stąd projekt „Pamiętanie Peerelu. Opowieści o indywidualnych i zbiorowych sposobach na system 1956-1989”. Pracujemy bardzo intensywnie i ciekawie. Wspólnie się przejmujemy i śmiejemy nad opowieściami, w których jest pełno wieloznaczności postaw i zdarzeń. Naszymi rozmówcami są ci, którzy opozycjonowali przeciwko systemowi – żyli po swojemu, postępowali przeciw – czasami tylko w małych, a czasem w największych sprawach. Bardzo staramy się najuczciwiej i najskrupulatniej zapisywać cudze historie, ale nigdy nie mamy przekonania, że zapisujemy je prawdziwie. Szukamy szczegółu, bo w naszym rozumieniu to właśnie szczegół pozwala nam ciut bliżej i prawdziwiej pomyśleć o cudzym doświadczeniu. Szczegół stoi w opozycji do wielkiej polityki historycznej.

mar

zec

����

WST

ĘP4

0

Page 7: M A R Z E C

O serii „Pamiętanie Peerelu” Powiększamy nasze archiwum, jak pamiętamy Peerel i gromadzimy je w Domu Spotkań z Historią w Warszawie. Po-dzielimy się naszymi zbiorami za jakiś czas, przedstawiając je w książce i prezentując na wystawie. Tymczasem chce-my pokazywać fragmenty zbioru w serii notesów edukacyjnych dla szkół. Będziemy opowiadać w naszych notesach o zdarzeniach, które się w wielkie wydarzenia historyczne ułożyły – na przykład poznański Czerwiec 1956 i o małych doświadczeniach, które pokażą nam codzienność minioną – na przykład wczasy w Bułgarii czy prawdziwie „surwiwalo-we” wyprawy w polskie góry w latach 70. Bo ciekawią nas różne poziomy peerelowskiego doświadczenia.

O notesie edukacyjnym „Marzec 1968” Pierwszym w serii „Pamiętanie Peerelu” jest notes zatytułowany „Marzec 1968”. Notes to trochę jak notatnik – nie ma w nim wszystkich najważniejszych informacji, bo nie jest ani książką, ani tym bardziej nie jest podręcznikiem. Ale jest edukacyjny, bo chcielibyśmy, żeby służył dobrze uczniom i nauczycielom. Żeby dzięki tym fragmentom uczniowie łatwiej pojęli przeszłe doświadczenia – a w ten sposób łatwiej rozumieli swój czas i swoje życie. Chcemy Państwa zaciekawić tematem. Naturalnie wybór wątków jest tylko naszą propozycją, jedną z wielu, które można by sformułować. Mamy nadzieję, że notes edukacyjny będzie wykorzystywany na różnych lekcjach – nie tylko historii. Proponujemy dwa scenariusze zajęć. Na naszej stronie internetowej www.pamietaniepeerelu.pl przedstawimy nauczycielom dodatkowe pomoce.

Dziękujemy wszystkim, którzy zechcieli pracować nad pierwszym notesem edukacyjnym serii „Pamiętanie Peerelu”. A także tym, którzy umożliwili wydanie tej publikacji.

A��� G�������� � J����� W���������

mar

zec

����

WST

ĘP5

0

Page 8: M A R Z E C
Page 9: M A R Z E C

Marzec 1968 był jednym z najbardziej złożonych „polskich miesięcy” w PRL. Może należałoby – jak proponuje Jerzy Eisler, autor kilku książek na ten temat – mówić nie o jednym, ale o wielu marcach? Bo Marzec to bunt pokolenia, które u progu dorosłego życia zaprotestowało przeciw nieakceptowanej rze-czywistości. To studenci organizujący protesty przeciw zdjęciu z afisza „Dziadów” i relegowaniu ze studiów Adama Michnika i Henryka Szlajfera oraz uczniowie i młodzi robotnicy, którzy przyłączali się do demonstracji. To intelektualiści wyrażający poparcie dla haseł demokratyzacji systemu. Ale to także Mieczysław Moczar i jego zwolennicy nazywani partyzantami, którzy już kilka lat wcześniej rozpoczęli walkę o władzę w partii. To nieznani sprawcy, którzy pobili Stefana Kisielewskiego. To czas „polowania na czarownice” – kampanii propa-gandowej prowadzonej pod pretekstem walki z syjonizmem i rewizjonizmem. To represje skierowane przeciw Żydom, Polakom pochodzenia żydowskiego i przeciw tym intelektualistom, którzy nie chcieli rezygnować z postępowych zmian wprowadzonych w 1956 roku. To procesy uczestników protestów i kary więzienia, na które zostali skazani. To ci, którzy na wiecach potępiali „syjonistów”, zwalniali ich z pracy, wyrzucali z uczelni, a w domu pisali anonimy i donosy na swoich sąsiadów. Marzec to kilkanaście tysięcy obywateli zmuszonych do emigracji. I ci, którzy prześladowanym okazywali życzliwość, wsparcie, a czasem solidarność. Nie mamy pewności, jak marcowe wydarzenia były przyjmowane wówczas przez polskie społeczeństwo. Głównym źró-dłem naszej wiedzy są przekazy uczestników wydarzeń, z których wyłania się wiele różnych obrazów Marca, bo różne były doświadczenia autorów opowieści.

Page 10: M A R Z E C
Page 11: M A R Z E C

B U N T

B

Page 12: M A R Z E C

Jesienią 1967 roku z okazji pięćdziesiątej rocznicy rewolucji październikowej reży-ser Kazimierz Dejmek wystawił „Dziady” Adama Mickiewicza w Teatrze Narodo-wym w Warszawie. Publiczność entuzjastycznie przyjmowała przedstawie-nie. Samo wejście Gustawa Holoubka grającego Konrada wywoływało burzę oklasków. Nie dziw, że nas tu przekli-nają / Wszak to już mija wiek, / Jak z Moskwy w Polskę nasyłają / Samych łajdaków stek! – kiedy aktor grający rosyjskiego oficera wypowiadał te słowa, publiczność reagowała owacjami na stojąco. Antycarską wymowę XIX-wiecznego dramatu publiczność odebrała jako an-tyradziecką manifestację. Zbigniew Raszewski w swoim dzienniku opisał reakcję widzów na premierę spektaklu: Aktorzy ukazywali się kolejno. […] Holoubka powitano huraganem oklasków i przeciągłym krzykiem (rzecz zu-pełnie wyjątkowa w naszych teatrach), co powtórzyło się jeszcze ze dwa razy. Wreszcie zaczęto skandować: „Dej-mek! Dej-mek! Reżyser!”. W połowie stycznia ro-zeszła się wiadomość, że władze chcą zakazać dalszych przedstawień.

– Myśmy niestety nie zdążyli być na „Dziadach”. O mały włos, tyś już miał iść, chyba?

– Tak! To było straszne, okropne. Dlatego, że właśnie z koleżanką wybraliśmy się do teatru i śmy zapytali, czy są bilety na „Dziady”. A pani powiedziała – A, tylko na jaskółce. A myśmy powiedzieli – Tak daleko, to nie chcemy, innym razem! No i już.

HANNA I WITOLD BARTOSZEWICZOWIE, w 1968 studenci Uniwersytetu Warszawskiego

Grałam w „Dziadach”. Grałam to za duże słowo – sta-łam i śpiewałam. Właściwie to żadna rola, ale byłam na wszystkich próbach, na wszystkich przedstawieniach. I calusieńki czas byłam przy Holoubku na scenie, gdy on mówił Wielką Improwizację – to paręnaście minut trwało. I był tak genialny i tak wspaniały, że nie było

przedstawienia, żebym nie płakała. Łzy mi lecą i nie mogę nawet wytrzeć, bo przecież jestem Aniołem, nie mogę się ruszać.DANUTA MNIEWSKA, w 1968 roku aktorka Teatru Narodowego w Warszawie

30 stycznia 1968 roku odbyło się ostat-nie przedstawienie „Dziadów”. Wszystkie bilety zostały wyprzedane już kilka tygo-dni wcześniej. Tego wieczoru w holu Teatru Narodowego zaczęli gro-madzić się widzowie. Ci, którzy nie mieli biletów, liczyli, że uda im się kupić wejściówki. Sala była wypełniona po brzegi: młodzi ludzie siedzieli na schodach i balustradach. Publiczność wielokrotnie przerywała występ głośnymi owacjami. Grupa studentów już wcześniej przygotowała się, żeby po przedstawieniu zaprotestować przeciwko zdjęciu spektaklu. Pod teatrem stała młodzież ze szkoły teatralnej z tym transparentem „Żądamy dalszych przed-stawień »Dziadów«!” – pisał w swoich wspomnieniach jeden z organizatorów demonstracji, Jacek Kuroń – Milicja ich wezwała do rozejścia się, a oni poszli pod pomnik Mickiewicza i tam złożyli ten transparent. Powiedzieli-śmy sobie, że ruszamy do zbiórki podpisów pod tekstem „Dziadów”. Adam Michnik i Heniek Szlajfer udali się do korespondenta „Le Monde” i przekazali mu tę informację. Za to właśnie wszczęto przeciw nim postępowania dyscy-plinarne. Postępowanie to doprowadziło do wyrzucenia Michnika i Szlajfera z uczelni. Studenci zapowiedzieli, że 8 marca zorganizują na Uniwersytecie Warszawskim wiec w obronie pokrzywdzonych kolegów.

Pewnego dnia ktoś przyszedł z listem w obronie Michnika i Szlajfera, że są relegowani czy coś w tym rodzaju. Chyba to był pierwszy list. Czy ja nie podpiszę? No to ja podpisa-łam oczywiście i w ten sposób się dowiedziałam o sprawie „Dziadów”. No a potem coś już wisiało w powietrzu.HANNA BARTOSZEWICZ

mar

zec

����

BUN

T0

1

Page 13: M A R Z E C

mar

zec

����

BUN

T1

1

Kiedy pojawiły się na Wydziale Polonistyki takie malutkie karteczki, na których było napisane, że będzie wiec 8 mar-ca, o dwunastej w południe, w obronie studentów, ja tych nazwisk wtedy nie znałam. Wśród kolegów i koleżanek na roku wydawało się najzupełniej oczywiste, że trzeba w tym wziąć udział. To, że spośród nas wybrano sobie ludzi, wobec których zastosowano bezprawie, było wy-starczającym powodem, by zaprotestować bez żadnego zastanawiania się, czym to grozi, czy to ma w ogóle jakiś sens, ani nad tym „kto za tym stoi”. Dzieje się coś, jakaś krzywda, no to trach! i jesteśmy! JOANNA TRZECIAK�WALC, w 1968 studentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim

Wiec rozpoczął się o godzinie 12.00 na dziedzińcu UW. Zebrało się tam kilka tysięcy ludzi. Irena Lasota z piątego roku filozofii, stojąc na ławce, odczytywała rezolucję oprotestowującą naruszenie konstytucji PRL – studenci domagali się powrotu rele-gowanych kolegów na uczelnię. Postulaty zostały przyjęte przez aklamację i zebrani zamierzali się rozejść. Wtedy na dziedziniec wjechały autokary. Wysiadło z nich kilkuset mężczyzn, których później prasa nazwała „aktywem robot-niczym”. Początkowo aktywiści wzywali zgromadzonych do zakończenia wiecu. Potem próbowali wyciągać z tłumu pojedyncze osoby. W tym czasie prorektor uniwersytetu Zygmunt Rybicki zgodził się przyjąć delegację, w której skład weszli studenci i młodzi pracownicy naukowi: Ry-szard Bugaj, Marcin Król, Irena Lasota, Zofia Lewicka, Michał Osóbka-Morawski, Jadwiga Staniszkis i Barbara

Toruńczyk. Profesorowie Czesław Bobrowski i Stanisław Herbst przekonali niektórych studentów, by opuścili teren uniwersytetu. Po godzinie 14.00 na dziedziniec wkroczyło około czterystu funkcjonariuszy ORMO i Milicji Oby-watelskiej i zaatakowało uczestników wiecu gumowymi pałkami. Tłum kilkuset demonstrantów został wypchnięty poza mury uczelni, w okolice Krakowskiego Przedmie-ścia, ulic Oboźnej i Karowej. Starcia trwały jeszcze przez kilka godzin.

Kiedy autobus z aktywem robotniczym wjeżdżał pod Bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego, myśmy szli w stronę bramy, bo trzeba było jechać na Żoliborz, gdzie czekało na nas dziecko. Było okropnie zimo. Stałam pod pałacem Kazimierzowskim – ja trochę nieduża jestem – na takiej stercie zlodowaciałego brudnego śniegu, co jakiś czas się ześlizgiwałam i wtedy przestawałam widzieć Irenę Lasotę, co wychodziła na balkonik i relacjonowała kolejne rozmowy [które delegacja studentów prowadziła z prorektorem]. Zdążyłam zobaczyć, jak trochę się na-parzają, jeszcze trochę rzucaliśmy groszakami i biegiem do autobusu! Autobusy już nie jeździły, ale jeszcze mi się udało spod Bristolu złapać taksówkę. Całe to póź-niejsze pałowanie mnie ominęło. Jasiek [Walc] został i szedł Nowym Światem. Był pod kościołem Świętego Krzyża z Andrzejem Celińskim. Andrzej prowadził wtedy pochód ku KC [Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej]. Ale też Jaśkowi się nic nie stało. Jak ktoś oberwie pałą dwa czy trzy razy przez plecy, to na-prawdę nie jest taka tragedia, kiedy się ma dwadzieścia lat. Inne rzeczy są ważne.JOANNA TRZECIAK�WALC

– Ja pamiętam siebie, jak byłam ubrana, w szarym płasz-czu takim dosyć podłym, w jodełkę, i byłam jakoś w pierwszym szeregu, na nas nacierało to ZOMO, ale nie pałowało nas. To znaczy tam, gdzie ja byłam, nie widziałam pałowania, tylko jakiś zomowiec mnie złapał za guzik, ja się szarpnęłam, ten guzik został mu w ręce, więc dosłownie: straciłam wyłącznie guzik, to

ORMO – Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej to orga-nizacja złożona z cywili, której zadaniem było wspieranie działań Milicji Obywatelskiej. ORMO działało w latach 1946-1989. Było wielokrotnie wykorzystywane do tłumienia protestów, strajków i demonstracji.

Page 14: M A R Z E C

mar

zec

����

BUN

T2

1

była jedyna ofiara, jaką poniosłam [śmiech]. No więc mi się udało! A te wszystkie pałowania... Ja tego nie widziałam, mimo że byłam na tym dziedzińcu. Ono się chyba w dużej mierze odbywało na ulicy, poza murami uniwersytetu.

– Dlatego, że tam było kilka w ogóle oddziałów. Ta bitwa miała kilka faz, tak mi się wydaje. Bo chyba było tak, że naprzód się pojawił aktyw robotniczy, który wysiadł z autobusu z napisem „Wycieczka”.

– Tak, ja pamiętam ten aktyw... – I ten aktyw, no, to byli tacy panowie w płaszczach...– ...tak zwani robotnicy. – Ormowcy to byli! To wiadomo, że to nie były żadne

regularne oddziały. Mi się też wydaje, że na ulicy byli tacy... już zomowcy z pałami po prostu.

– Też nie pamiętasz pałowania samego dziedzińca? – Słabo to pamiętam. Ale potem tam pały były już w rę-

kach umundurowanych. No i ci byli bardziej zdetermi-nowani. I oni umieli doprowadzić do tego, że te szeregi studentów pękły i tak działali jak drapieżniki, które – jak się rozbije stado – to wtedy mogą kogoś wyłapać.

– Ja pamiętam uczucie takiej... no, nienawiści to za mocne słowo. A może akurat nie za mocne? Taka wściekłość z obu stron była. Że właśnie my tu jesteśmy z jednej strony, oni są z drugiej. My jesteśmy razem, a jak ma się poczucie bycia razem, to się człowiek nie boi. Co innego, jakby nas rozdzielili, jakby mnie, na przykład, z tłumu wyrwali, to bym na pewno się okropnie bała.

– Myśmy się chyba tam spotkali. Jakoś tamśmy razem się kręcili. A potem to zrobił się chaos, tak. I potem przyszli ci aktywiści i zomowcy, było jakieś bieganie, było tam przenoszenie kogoś do tego szpitala, tam za Polską

Akademią Nauk, taki szpital dziecięcy wtedy był. I to jedyny udział mój, polegał na tym, że tam pomagałem przenosić kogoś poturbowanego do tego szpitala. I pa-miętam... no, pewien patos tej sytuacji także ze strony personelu medycznego... No i tyle.

HANNA I WITOLD BARTOSZEWICZOWIE

Siłowaliśmy się z tymi ormowcami i ten tłum jakoś się przepchał tą stroną między wydziałem prawa a budyn-kiem starej Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Grupa z Lasotą i Staniszkis poszła do rektora. Poszli ne-gocjować, a myśmy stali na dole. Tłum cały czas falował, tam się cały czas coś działo. Jednocześnie myśmy patrzyli do góry i krzyczeliśmy wszyscy chórem – Rektorze, biją twoje dzieci! I było hasło „siadamy”, więc siadaliśmy, a oni nas tam strasznie turbowali. Jakaś dziewczyna zemdlała, bo było nieprawdopodobnie duszno z tego ścisku. Nie można było oddechu złapać w tym tłoku, więc siadanie było też po to, żeby mieć więcej przestrzeni. Chyba przyjechała nawet karetka przez tę bramę od Oboźnej. W jakimś momencie wyszła Irena Lasota z prorektorem na balkon i stamtąd wołali, że jest obietnica, już nie wiem czego. W każdym razie zaczęliśmy się rozchodzić. I ja zdążyłam wyjść z kolegami, z którymi byłam, i wejść do Hotelu Europejskiego do kawiarni. Parę minut później wszystkimi bramami wpadły bojówki z pałami i walili. Po prostu gdzie popadło i kogo popadło. Wchodzili też do budynków, bo ludzie uciekali do budynków. Wiem, że na którymś z wydziałów było tak, że szybko sformo-wali jakieś fikcyjne zajęcia. Wszyscy usiedli i udawali, że są pogrążeni w studiowaniu, nie wiem, kultury jakiejś afrykańskiej, chociaż nie wiadomo, skąd się tam wzięli. Do nas, na wydział psychologii, ponieważ było najbliżej [mieścił się wówczas przy Krakowskim Przedmieściu, w budynku sąsiadującym z pałacem Kazimierzowskim], też się chronili ludzie i ówczesny dziekan, profesor Ta-deusz Tomaszewski dostał pałą po głowie, ponieważ ormowców nie chciał wpuścić. No i do tej kawiarni, gdzie myśmy siedzieli, zaczynali przychodzić ludzie, którzy się

ZOMO – Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej to oddziały Milicji Obywatelskiej powołane m.in. do pomocy podczas klęsk żywiołowych oraz zabezpieczania porządku – w praktyce oznaczało to tłumienie strajków i demonstracji. Jego funkcjonariusze byli wyposażeni w gumowe pałki, kaski i tarcze. ZOMO działało w latach 1956-1989.

Page 15: M A R Z E C
Page 16: M A R Z E C
Page 17: M A R Z E C

trzymali za różne części ciała i mówili, że strasznie pałują. Jak myśmy wyszli, to już całe Krakowskie Przedmieście było obstawione przez ZOMO. Wszędzie po prostu było niebiesko. Potem na filozofii siedzieliśmy. Pamiętam jakiegoś chło-paka, który siedział w oknie na drugim piętrze. Patrzył przez to okno i widział autobus zakładów chyba Kasprza-ka i on cały czas mówił, że jak zobaczy tam swojego ojca, to go zabije. Powtarzał to na okrągło. Nie wiem, czy jego ojciec był ormowcem, czy po prostu on uwierzył, że to robotników przywieźli. Patrzyliśmy, co tam się dzieje. Oni szli – to zresztą na filmach widać – takimi czwórkami, całe oddziały, maszerowali i nagle się rozpryskiwali i rzu-cali na ludzi z tymi pałami. Na przykład gonili taki tłum do kościoła Świętego Krzyża. Były z tego powodu protesty, bo rzucili się za ludźmi do kościoła i tam ich w środku pałowali. Nie patrząc zresztą, kto, kogo. Wtedy krążyło mnóstwo wiadomości, informacji, wła-ściwie trudno powiedzieć, które z nich były prawdziwe, które były przesadzone. Ale wtedy się trzymało straże przy wejściach na wydziały. Myśmy byli na filozofii, były zamknięte drzwi i się nikogo nie wpuszczało, kto nie miał legitymacji studenckiej. Robiliśmy zdjęcia z okien. Potem była cała kwestia, bo polowali na ten aparat fo-tograficzny i na tego, kto robił zdjęcia, więc to wynosiła Ula Gałecka, która była modelką. Szła, podrywała tych milicjantów, a miała wszędzie powtykane filmy [śmiech]. I to było 8 marca, piątek. Chyba i w sobotę, i w niedzielę wszyscy albo odpoczywali, albo zbierali siły.PAULA SAWICKA, w 1968 studentka psychologii na Uniwersytecie Warszawskim

Brutalna pacyfikacja wiecu wywołała protesty młodych ludzi w całej Polsce. Studenci i licealiści w różnych miastach wyrażali sprzeciw wobec naruszenia autonomii uczelni i organizowali de-monstracje, podczas których czasem dochodziło do starć

z milicją. Ale to młodzi robotnicy stanowili najliczniejszą grupę spośród zatrzymanych protestujących. Wyrażali swoje poparcie dla studentów, mimo że klasa pracująca – według rozpowszechnianej przez środki masowego przekazu wersji wydarzeń – uważała uczestników de-monstracji za zwykłych chuliganów. Protesty były więc wyrazem buntu pokolenia, a nie – jak się w uproszczeniu przyjmuje – elitarnych środowisk studenckich.

Rok przed maturą były te marcowe historie. Drobna, ma-lutka karteczka w kiblu, że jest manifestacja studentów politechniki. No i poszliśmy z Michałem. Doszliśmy do takiego punktu i zobaczyliśmy, że lecą budy. Stary – takie ciężarowe samochody – i zablokowały rondo. Często-chowa była od politechniki jakby oddzielona. Studenci chcieli przejść po prostu do miasta. Niedużo było tych chłopaków. No i ormowcy tam stanęli. Tak zwany aktyw. Stare pryki z pałami. Po prostu studentów potwornie zbili i wszystkich wsadzili do bud. To była taka lekcja. Wiedziałem już, gdzie żyję.MARIUSZ KOBZDEJ, w 1968 uczeń liceum w Częstochowie

Jak wystąpili studenci, to ja byłam w ostatniej klasie. Za dwa miesiące miałam pisać maturę. To był któryś dzień po tym dniu rozruchów, kiedy wtargnęli na teren uniwersytetu. Śpiewaliśmy patriotyczne piosenki pod tablicą patrona szkoły – to było takie miejsce w szko-le specjalnie honorowane. A patron to był z I Armii Wojska Polskiego. Już nie pamiętam, jak się nazywał. A co śpiewano? „Pierwszą brygadę”, „Międzynarodówkę”, „Warszawiankę”. Młodzież sama się tam zebrała. I nagle trudno było ją zapędzić do klas. Śpiewaliśmy. – My ze studentami! – wykrzykiwaliśmy – Przywrócić „Dziady”! Nawet ci krzyczeli, co tych „Dziadów” tak nie znosili na lekcjach. Umawialiśmy się, że zaraz po szkole idziemy na Krakowskie Przedmieście. Wszyscy. Dyrektor szkoły był mocno partyjny. Wpadł na pomysł, by zamknąć młodzież w szkole, w klasach, aż do odwo-łania. Myśleliśmy – No i co tu zrobić? Nie mogą nas nie-

mar

zec

����

BUN

T5

1

Page 18: M A R Z E C

wolić! Zaczęła się dyskusja. Myśleliśmy tak – Przecież tam jest ta aula (rozszerzenie korytarza). Wreszcie muszą nas z tych klas wypuścić. My wyjdziemy, pierwszych kilka osób usiądzie tam, i będziemy śpiewać dalej. Następni przyjdą, usiądą. Może się uda! Chyba było umówionych tak z pięć osób, z różnych klas. Większość się wahała, do-łączyło się jakieś cztery, pięć osób. Uczniowie wychodzili i wchodzili do klas, nie można było lekcji opanować, to była taka atmosfera. Usiedliśmy na zewnątrz klas i zaczę-liśmy śpiewać te same patriotyczne piosenki. Dyrektor wpadł czerwony, wrzeszczał – Do klas! Ci nauczyciele wrzeszczeli także. Wrzeszczeliśmy – ORMO do domu! Bo pałowali. – Precz z ORMO! Myśmy się spodziewali, że dyrektor zawoła milicję. Część nauczycieli do niego się dołączyła, a część – to było dla mnie bardzo wyraźne – nie chciała nic zrobić. I jak się milicja pokazała, to myśmy cichutko wrócili do klas, więc milicja nie miała co robić. Siedzieliśmy cicho, więc nas wypuszczono. To było około godziny czwartej. Wielu z nas, ci co chcieli oczywiście, znalazło się na Kra-kowskim Przedmieściu. Na pewno było nas kilkadziesiąt osób. Nawet nie pozachodziliśmy do domów. Od razu na stację kolejową, kolejką elektryczną na Powiśle i szybko pod uniwersytet, przyłączyć się do studentów. Już część z nas zaatakowano spod kina „Kultura”. To był ten dzień, kiedy kino rozbito. Widziałam, jak szyby pole-ciały i wtargnęła tam milicja. A nas zamknięto w obszarze, jak jest Dziekanka [akademiki Uniwersytetu Warszaw-skiego i Akademii Muzycznej] i kościół. Tam, na środku, stoi pod pomnikiem Mickiewicza takie wielkie drzewo. Milicjanci wspięli się i zaczęli rzucać nam pod nogi gazy łzawiące, tak że nas zamknęli w tym trójkącie. Ja byłam wówczas z koleżanką. Pamiętam jedną rzecz – jakoś mi się nasunęło, że nas za chwilę zatrują i poaresztują – zła-pałam dziewczynę za rękę i szybko mówię – Chodź! Ona mówi – Nie! – Ja – Chodź, do jasnej cholery! I pobiegły-śmy wzdłuż murów do Bednarskiej i Bednarską w dół. Parę innych osób też się wyrwało. Pamiętam także drugą rzecz. Były takie grupy, podejrzewam, że policyjne, tylko

że po cywilnemu, które podchodziły do każdej witryny i – bach! – rozbijali je. Ja wierzę, że część chuliganów była, ale komuniści prowokowali społeczeństwo. EWA HOŁUSZKO, w 1968 uczennica liceum w Aninie

Pamiętam, jak kiedyś byłem chory, nie poszedłem do szkoły i zacząłem sobie na radiu „Rapsodia” szukać stacji. Trafiłem na taką, która mówi coś zupełnie innego. To było gdzieś w czwartej klasie podstawówki. Ja po prostu trafiłem na Wolną Europę. Jeszcze nie rozumiałem, co jest grane.

Tylko, że rok później był 1968 i on się rozgrywał pod moimi oknami. Wieczorem ja z okna oglądałem, jak jacyś ludzie młodzi się napieprzają z ZOMO, odrzucają petardy i krzyczą – Gestapo! Na uniwersytecie studenci rzucali ulotki z okna, stał student pod główną bramą z biało-czerwoną opaską. To byli moi starsi koledzy. To może nie były dla mnie au-torytety, ale myślałem, że coś wiedzą o życiu. Po drugiej stronie była milicja, a milicja to było uosobienie wszystkiego, co najgorsze. Nawet dlatego, że moi koledzy kradli, a milicja ich ścigała. To byli w każdym wymiarze „oni”. To była heca oczywiście dla nas. Ale oprócz tego dla mnie było uderzające to, że jak się znajomi rodziców spoty-kali, to tam w ogóle nie było dyskusji, kto ma rację. Jak rozmawiali na schodach, to mówili, że ludzie, o których w telewizji się mówi źle, to są dobrzy. Widziałem moich sąsiadów, bardzo porządnych ludzi, którzy mi czasami kupowali cukierki, jak oni chodzili z prowiantem dla tych studentów. No, to jak oni chodzili z prowiantem, a tamci mówili, że studenci są niedobrzy, to coś człowiek zaczyna

Radio Wolna Europa – RWE (Radio Free Europe, RFE) to rozgłośnia radiowa utworzona w 1949 z inicjatywy Amerykanów, jej siedzibą było Monachium (od 1995 nadaje z Pragi). 3 maja 1952 powstała Rozgłośnia Polska RWE. Propagowała ona idee demokratyczne w krajach bloku wschodniego. Była ważnym źró-dłem niezależnej informacji. W Polsce intensywnie zagłuszana do 1988. Dyrektorami Rozgłośni Polskiej byli m.in.: Jan Nowak-Jeziorański, Zdzisław Najder i Marek Łatyński.

mar

zec

����

BUN

T6

1

Page 19: M A R Z E C
Page 20: M A R Z E C
Page 21: M A R Z E C

wybierać. A ja wolałem moich sąsiadów nawet od Ireny Dziedzic [dziennikarka i prezenterka telewizyjna]…Poza tym my żeśmy o tym rozmawiali w szkole. Pamiętam wierszyk, który mój kolega Kaziu Trawiński przyniósł. Jego brat pracował w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego i oni tam napisali ulotkę popierającą studentów: Nowosilcow może dzisiaj w grobie/ spać spokojnie sobie, / bo zastąpią go w robocie/ polskich towarzyszy krocie. Potem myśmy z Kaziem na kratkowanym papierze pociętym przez kal-kę napisali, że uczniowie szkół podstawowych popierają studentów. I rozkleiliśmy. Ja byłem na tyle głupi, że nawet nalepiłem to na kolumnie domu, w którym mieszkałem. To wprawdzie było pismem technicznym, trudnym do rozpo-znania, ale ktoś z sąsiadów przyniósł mojej matce i się spy-tał, czy to czasem nie ja. Mogło się bardzo źle skończyć. Ale to było w drugiej połowie marca, kiedy te największe zamieszki już się skończyły. To brzmi nieprawdopodobnie, ale się zdarzyło naprawdę.LESZEK BUDREWICZ, w 1968 uczeń szkoły podstawowej we Wrocławiu

Ojciec kazał mi nie wychodzić z domu, a ja oczywiście wyszedłem, powiedziałem, że idę do kolegi i pobiegłem na politechnikę. Brałem udział w pochodzie, który się tam sformował, przeszliśmy przez most Grunwaldzki, doszli-śmy do ulicy Kołłątaja, to jest vis à vis Dworca Główne-go, do centrum Wrocławia. Tam oddziały ZOMO, policji zbudowały barykady z ustawionych samochodów. Ja sze-dłem tam z płonącą gazetą w ręku, żeśmy wrzeszczeli – Prasa kłamie! I las tych płonących gazet (najbardziej znienawidzone były „Trybuna Ludu” i „Żołnierz Wolno-ści”). A potem było pałowanie, armatki wodne, gaz łza-wiący, uciekanie, gonienie. Ja czułem się uczestnikiem jako ten pierwszoklasista szkoły średniej – a to była przecież sprawa głównie i przede wszystkim studencka. Chociaż widziałem, jak tam przychodzili ludzie z zakładów pracy i przywozili tym studentom, którzy siedzieli na politech-nice, kosze pieczywa, masło i tak dalej.HENRYK ZIELIŃSKI, w 1968 roku uczeń liceum we Wrocławiu

W klasie był kolega, który miał na imię Jacek. Jego ojciec był wojskowym. A wojskowy, to wiadomo – związany z tą władzą. On w czasie przerwy zaczął mówić to, co ja słyszałem w Wolnej Europie. – Słuchajcie, w Warszawie protestują studenci. Może warto by się przyłączyć?! Nie znalazło to odzewu, bo żadnego protestu klasowego nie było. Patrzyliśmy na niego jak na szpicla. Jak na kogoś niepewnego. Pan dyrektor przyszedł do klasy na lekcję z pogadanką wychowawczą. Uświadamiał nas, jakie to niebezpieczne wydarzenia marcowe miały miejsce w Warszawie, żeby się w takie rzeczy nie wdawać. Że studenci to bananowa młodzież utrzymywana przez rodziców za szpiegowskie pieniądze. Przyszedł, wygłosił i tyle. Ja mogłem sobie pomyśleć – jeżeli żyjemy w takim wspaniałym kraju, to dlaczego ludzie protestują? Ale nam do głowy nie przychodziło, żeby protestować w kla-sie przedmaturalnej.MAREK SUŚ, w 1968 uczeń liceum w Poznaniu

Wystąpienia młodzieży ośmieliły innych, którzy stanęli w obronie represjonowa-nych. Członkowie Koła Poselskiego „Znak” złożyli interpelację, w której domagali się powściągnięcia brutalnej akcji milicji wo-bec młodzieży akademickiej. Episkopat Polski oficjalnie potępił brutalność władz. Człon-kowie Związku Literatów Polskich już w lutym ogłosili rezolucję, w której domagali się przywrócenia „Dziadów”

Bananowa młodzież – to używane w latach 60. pejo-ratywne określenie dzieci bogatych rodziców; symbolem tego bogactwa były trudno dostępne i drogie banany. W 1968 pro-paganda używała tego sformułowania do zdyskredytowania organizatorów studenckich wieców i strajków. Sugerowano, że nie znają oni problemów większości i dlatego nie mogą być ich reprezentantami.

mar

zec

����

BUN

T9

1

Page 22: M A R Z E C

BUN

T0

2

na scenę. Wielu wykładowców udzielało studentom po-parcia. We Wrocławiu Bolesław Gleichgewicht, Stanisław Hartman i inni podpisali rezolucję, w której profesoro-wie uniwersytetu zażądali zwolnienia aresztowanych demonstrantów. W Poznaniu dr Zofia Trojanowiczowa broniła studenta osadzonego w areszcie. Niepokornych wykładowców również spotykały represje. Często mogli pracować tylko w instytutach Polskiej Akademii Nauk, ponieważ władze chciały im uniemożliwić „demoralizo-wanie” młodzieży. Część studentów i wykładowców wyrzuconych z innych uczelni znalazła swoje miejsce na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Mąż został aresztowany 29 marca, dzień po ostatnim wiecu na uniwersytecie. O szóstej rano wkroczyli do naszego mieszkania trzej albo czterej panowie. Odby-ła się rewizja, przeszukali wszystkie szafy, szuflady, było trochę ulotek w domu, ale szczęśliwie były też pieluchy, więc wszystko, co trzeba, przykryłam pielu-chami. Byłam absolutnie przekonana, że to jest jakaś pomyłka, bo on naprawdę nic złego nie zrobił, nie miał bomby, nie namawiał do obalenia ustroju. I myślałam, że być może pan prokurator nie wie i jak ja mu napiszę, to on się ucieszy. A ponieważ mąż był bez śniadania, pożyczyłam od przyjaciela termos i pojechałam do pałacu Mostowskich [w latach 1949-1990 siedziba Ko-mendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej]. Przywiozłam mu kanapki i herbatę w termosie. I miałam rozmowę z tym panem na bramce – Ja bardzo przepraszam, ale tutaj właśnie rano został mój mąż, a on był bez śniada-nia, więc przyniosłam kanapki i termos. – Zatrzymany dostaje wszystko, co potrzeba! Spędziłam tam około czterdziestu minut na tej strażnicy, tłumacząc, że ja nic złego nie chciałam zrobić, przecież to nie szkodzi, po co on ma siedzieć tutaj głodny… Ponieważ na polonistyce aresztowali ich tylko dwóch stałam się takim pupilkiem na całym wydziale. Dotych-czas myśmy z mężem żyli głównie ze stypendiów i ko-repetycji. Oczywiście stypendium zostało zatrzymane,

więc już w ogóle nie miałam pieniędzy. Wtedy bardzo szybko koleżanki i koledzy mi zaczęli pomagać. Nasz kolega Gienio Kloc nazbierał dla nas pieniędzy. Byłam niesłychanie bogata, jak na moje przyzwyczajenia. Pamiętam, że nawet kupiłam sobie pantofle, jedyne w moim życiu i jedwabny szaliczek. I to było coś, co mnie utwierdzało w przekonaniu, że jestem elegancką kobietą. Poznałam smak solidarności. Nigdy w życiu do tej pory nie byłam otoczona taką opieką z niczyjej strony. Mnóstwo ludzi troszczyło się o to, żebym miała pieniądze, znaleźli mi jakieś mieszkanie. Mnie nie przy-chodziło do głowy, żeby się czegokolwiek uczyć. Pra-cownicy naukowi bardzo pomagali. Do tego stopnia, że poszłam na jeden egzamin i powiedziałam – Dzień do-bry! Nie umiem nic! I pan doktor Andrzej Gronczewski zapytał mnie, na kiedy się nauczę. Ja powiedziałam, że mogę się nauczyć na wrzesień i przyjdę we wrześniu, ale teraz nie mogę niczego nie zdać. I dostałam od niego za-liczenie bez odpytywania. Jak przyszłam we wrześniu, to powiedziałam – Dzień dobry, to ja! To już teraz umiem. On powiedział – Naprawdę? – Naprawdę! I naprawdę umiałam, ale w ogóle mnie nie pytał.JOANNA TRZECIAK�WALC

Wybuchł 1968 rok, to było specjalne zebranie w redakcji dziecięcej Polskiego Radia i tam zostało powiedziane expressis verbis, że taka osoba, która nie potrafiła wycho-wać własnego syna, nie może być w redakcji dziecięcej. Tutaj byłam podwójnie winna. Raz, że byłam Żydówka, to też miało znaczenie bardzo wielkie na pewno, ale przede wszystkim – tak wychowałam syna. Wróciłam z wcza-sów, jak już Janek siedział. Wiedziałam o tym, że było to zebranie w radiu. Przyszłam do pracy, do tej Latałłowej, Bogu ducha winnej, i mówię tak – Czy jeszcze wolno mi to święte miejsce przejść? Oczywiście nie pracowałam już w redakcji. No, głupio jej było, ale ona nie miała nic do gadania. Powiedziałam, że ja wobec tego muszę zwołać organizację partyjną. Zebranie zorganizowałam i roz-darłam mordę dosłownie od ucha do ucha. Wszystko

mar

zec

����

Page 23: M A R Z E C
Page 24: M A R Z E C

mar

zec

����

BUN

T2

2m

arze

c ��

��

powiedziałam, co myślę o nich: że to jest okropne, co tu się dzieje, że tu jest zamordyzm; że ja mam rację, że racja jest po stronie mego syna. REGINA LITYŃSKA, w 1968 pracownik Polskiego Radia w Warszawie

Właściwie tu był rok 1968 bardzo burzliwy, jak w całej Polsce. Szczególnie zabłysnął Wydział Matematyczno-Fi-zyczno-Chemiczny – nasz wydział uniwersytetu. Sprawa wyglądała tak, że odbyła się rada wydziału, na której była burzliwa dyskusja, która miała za cel potępienie tego, co się w Polsce dzieje, znaczy akcji antysemickiej, akcji antyinteligenckiej i wszystkiego, co było związane z reakcją Władysława Gomułki na „Dziady”. Na tej radzie wydziału szczególnie ostro występowali profesor Hart-man i profesor Marczewski i zapłacili wysoką cenę, bo zostali usunięci z uniwersytetu. Ponieważ mieli drugie etaty w Polskiej Akademii Nauk, to przeszli tam, gdzie nie mogli „demoralizować” młodzieży. Na tej radzie wydziału powzięto wspaniałą rezolucję w obronie studentów i po-tępiającą tendencje wiadome. Nie dałbym głowy, ale tę rezolucję chyba napisał Hartman jeszcze z kimś. Większa część zebranych podpisała i wyłożono to do podpisu tym, których na radzie nie było.Rada wydziału była, nie pamiętam dokładnie, ale albo trzynastego, albo czternastego marca. Potem w czwartek chyba, czternastego, ja miałem seminarium na starszych latach z matematyki i studenci mi powiedzieli, że oni bar-dzo mnie przepraszają, ale muszą iść, bo będzie wiec. Ja powiedziałem, że pójdę z nimi. Poszedłem na ten wiec. Odbywał się w auli uniwersyteckiej. Bardzo przyzwoicie się zachował profesor Alfred Jahn, rektor uniwersytetu, on był bohaterem tego Marca i też pożegnał się z rek-torstwem przez to. On dał samochód uniwersytecki, żeby studenci mogli jechać na politechnikę, kontaktować się i nie wpaść po drodze. Na wiecu przyjęto rezolucję o strajku studenckim. I zaczął się strajk, on miał trwać dwie doby czy dobę. W nocy przyszedł komendant placu i zażądał od rektora Jahna,

żeby przerwać natychmiast strajk. Jahn go zaprosił do swego gabinetu, postawił pół litra wódki i oni całą noc siedzieli, popijali trochę i dyskutowali, targowali się, jed-nym słowem, dali pewien termin, żeby przerwać strajk. Kiedy myśmy z profesorem Hartmanem z rana przyszli, to już studenci opuszczali uczelnię. Wychodzili piątkami, żeby nie zrobić wielkiego zamętu, wyjście tłumem mo-głoby sprowokować masakrę. No, kiedy przyszliśmy pod uniwersytet, tam stał oddział – chłopy jak byki, byli ze szturmowymi pałami 75-centy-metrowymi, ja sobie wyobraziłem, że jeśli oni będą walić w tych studentów czy studentki, to może się skończyć fatalnie. Studenci wychodzili, do starcia jednak nie do-szło. Potem były różne reperkusje tych rzeczy jeszcze do 1 maja włącznie. W każdym razie na wydziale podzielili-śmy się – część z tych, co podpisała rezolucję rady wy-działu, później wycofała się. No, inni się nie wycofali. Na uczelni były duże zmiany, niektórzy profesorowie musieli odejść, na miejsce rektora Jahna przyszedł Włodzimierz Berutowicz, który był już z innego chowu, partyjny.BOLESŁAW GLEICHGEWICHT, w 1968 pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego

Na ćwiczeniach, które prowadziłam, studenci powie-dzieli, że ich kolega z grupy, Władysław Panas, zginął im z oczu. A jego historia była taka, że w czasie wiecu ze studentami przed Collegium Minus padło wezwanie, żeby studenci spisali swoje postulaty i on w dobrej wierze, z grupą kolegów poszedł do akademika i te postulaty spisał. A następnego dnia został zaareszto-wany podczas zajęć studium wojskowego. Bardzo się przejęłam, że oni nie wiedzą, co się z tym chłopakiem dzieje. Wiedziałam, że on jest z chłopskiej rodziny, i to z takiej autentycznej – ze Wschodu, przesiedlonej na Zachód. Wiedziałam, że ma liczne rodzeństwo. Więc zaczęłam chodzić w jego sprawie. Nikt nic nie wiedział. Poszłam najpierw do pani prodziekan, która powiedziała – Ja się boję. Ja nic nie wiem. Poszłam do pana dziekana, uroczego profesora, Michała Swobody, i mówię – Pa-

Page 25: M A R Z E C

nie dziekanie, nie ma tego chłopaka, trzeba się chociaż dowiedzieć, gdzie on jest. Co ja mam robić? Ja jestem opiekunem grupy. A on na to – Proszę pani, ja się boję. Poszłam dalej, bez wielkiej nadziei – do prorektora do spraw studenckich. Był nim profesor Jan Wikariak, taki rozbiegany, jakiś nieśmiały. I właśnie on mi pomógł. Bar-dzo się przejął tą sprawą. Dowiedziałam się potem, po tej rozmowie, że on był podczas drugiej wojny świato-wej szefem tajnego nauczania w Ostrowie.I okazało się, że Władysław Panas siedzi w więzieniu w Śremie pod Poznaniem, że wzięto go ze studium wojskowego w mundurze, co wyglądało groźnie. Jak się tego dowiedziałam, to poszłam do rektora prosić o interwencję i napisałam list do matki Panasa. Ona od-pisała na ten list, prosta kobieta. Potem zaczęła się cała akcja. Pisaliśmy do niego listy. On mógł w bardzo ogra-niczony sposób odpowiadać. Potem, jak już wyszedł, miał komisję dyscyplinarną 24 maja 1968. Chcieliśmy mu jakoś pomóc. Mój mąż, lekarz, nawet proponował, że mu załatwi jakieś wariackie papiery, ale Panas to od-rzucił. Był porażony tym, co się stało. Jemu do głowy nie przyszło, że będzie miał coś takiego w swojej biografii. Musiał stanąć przed komisją dyscyplinarną. Chociaż nikt mnie tam nie chciał, wepchnęłam się na tę komisję jako opiekun roku. Pan przewodniczący, nie pamiętam już jego nazwiska, powiedział, że się dziwi: mam przecież szczęśliwą rodzinę, mam dziecko, a się tutaj w takie sprawy wdaję. Komisja była haniebna. Panas został relegowany z uniwersytetu. Wtedy profesor Jarosław Maciejewski nawiązał kontakt z profesorem Stefanem Sawickim z KUL-u i Panas został tam przyjęty, ale przez długi czas myśleliśmy, że się go uda tutaj przywrócić. I wściekłość nas ogarniała, bo nam w ogóle do głowy nie przychodziło, że można tak bestialsko. Ta niesprawiedli-wość, ta kłamliwość, ten fałsz! ZOFIA TROJANOWICZOWA, w 1968 pracownik naukowy Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Po-znaniu

Druga połowa lat 60. na całym świecie była czasem rewolty młodego pokole-nia. W Brazylii i w Meksyku, autorytarnych krajach o olbrzymich nierównościach społecznych, lewicowi studenci walczyli z policją i wojskiem. 2 września 1968, na 10 dni przed rozpoczęciem olimpiady w Meksyku, wielotysięczny tłum wiecujących został zaatakowany i ostrzelany na placu Tlatelolco: z ziemi i z helikopterów. Zginęło kilkaset osób. W Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych doszło do ogromnych przemian w modzie i obyczajach, w całej kulturze masowej. Pojawiły się ruchy kontr-kulturowe. Młodzi ludzie słuchali Beatlesów i Rolling Stonesów, zrywali z konwenansami: nosili długie włosy i kolorowe stroje, seks przestawał być tematem tabu. Ci nowocześni rebelianci domagali się sprawiedliwego świata bez wojen. (Amerykanie protestowali przeciwko zaangażowaniu USA w „brudną wojnę” w Wietnamie: Make love, not war! – krzyczeli na demonstracjach pod Białym Domem). Szóstego maja 1968 roku na ulice Paryża wyszło około trzydzieści tysięcy studentów, którzy sprze-ciwiali się konserwatywnej polityce prezydenta Charlesa de Gaulle’a. W studenckiej Dzielnicy Łacińskiej pojawiły się barykady, doszło do starć z policją. Francuzi poparli studentów, ogłaszając strajk generalny. W Czechosłowacji trwała praska wiosna – w styczniu 1968 roku na czele Komunistycznej Partii Czechosłowacji stanął Aleksan-der Dubček, który dążył do demokratyzacji systemu, do budowania „socjalizmu z ludzką twarzą”. Młodzi ludzie w Polsce i Czechosłowacji protestowali pod innymi hasłami niż studenci na Zachodzie, którzy nie musieli walczyć o wolność słowa i swobodę zgromadzeń. Wydaje się jednak, że można mówić o wspólnym doświadczeniu uczestników wystąpień 1968 roku – sprzeciwu wobec nieakceptowanego państwa.

mar

zec

����

BUN

T3

2

Page 26: M A R Z E C
Page 27: M A R Z E C

W Y J A Z D Y

W

Page 28: M A R Z E C

mar

zec

����

WYJ

AZDY

62

Po zakończeniu drugiej wojny światowej w Polsce mieszkało między dwieście a czterysta tysięcy obywateli polskich żydowskiego pochodzenia. Wielu z nich wyjechało z Polski w kolejnych latach. Emigrowali między innymi z powodu antysemityzmu, którego tu doświadczali. Najbardziej znanym i tragicznym powo-jennym antyżydowskim zdarzeniem był pogrom kielecki 4 lipca 1946 roku. Jesienią 1948 roku mieszkało w Polsce już tylko około stu tysięcy Żydów. Kolejna fala emigracji rozpoczęła się w 1956 roku, kiedy jedna ze zwalczających się frakcji w ramach PZPR sięgnęła po hasła antysemickie, między innymi obarczając Żydów winą za represje okresu stalinowskiego. W latach 1956-1960 Polskę opuściło prawie pięćdziesiąt tysięcy polskich Żydów. Wielu osiedliło się w powstałym w 1948 roku państwie Izrael, inni zamieszkali w Europie Zachodniej i w Ameryce. Socjalizm w warstwie ideologicznej przeciwstawiał się dyskryminacji rasowej i narodowościowej. Wielu polskich Żydów poparło wprowadzony w Polsce nowy system, bo pamiętali oni przedwojenną biedę i okrucieństwo Zagłady. Bo wierzyli w sprawiedliwy ustrój, w którym wszyscy obywatele mieli być sobie równi. Jednak w prak-tyce rządzący tolerowali, a często wzbudzali wzajemną niechęć Polaków i Żydów. W sytuacjach kryzysowych, kiedy potrzebowali poparcia społecznego, sięgali po hasła antysemickie. W drugiej połowie lat sześćdziesią-tych Mieczysław Moczar i jego zwolennicy posłużyli się stereotypem żydokomuny do usuwania ze stanowisk swoich konkurentów. W Marcu władze potraktowały Żydów jak obywateli drugiej kategorii. Większość z nich była wtedy w pełni zasymilowana i uznawała Polskę za swoją ojczyznę. Wielu po raz pierwszy usłyszało o swoich korzeniach, kiedy sąsiedzi nagle zaczęli ich traktować jak obcych.

Pamiętam siebie pięcioletnią, że siedzę sobie na krawęż-niku, taka malutka – zawsze byłam malutka – przechodzi

taka wielka, gruba baba, tak idzie i na mój widok… patrzy i – Tfu! Żydzi do Palestyny! Na mój widok! I ja przyznam, że byłam taka dosyć zbaraniała. To nie była jakaś taka straszliwa dla mnie przykrość, to raczej było jakieś takie zdumienie tą sytuacją. Ja ją zapamiętałam. W drugiej klasie moja przyjaciółka z ławki szkolnej, któ-rą uwielbiałam, zaczęła tak mówić, takim przymilnym tonem:– Haniu, ale ty jesteś Żydóweczką, prawda? Ja mówię:– Nie, ja jestem Polką pochodzenia żydowskiego. (Tak

byłam nauczona w domu). – Nie, no jesteś Żydóweczką! No, powiedz, jesteś Żydó-

weczką? – Nie, ja jestem Polką pochodzenia żydowskiego! I tak trwała ta rozmowa, no i w końcu ja powiedziałam: – To chodź, pójdziemy się zapytać pani. HANNA BARTOSZEWICZ o wydarzeniach z jesieni 1956

Urodziłem się w Białymstoku w roku 1955, równo dzie-sięć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Dom, w którym spędziłem pierwsze lata dzieciństwa, stał w je-dynej ocalałej dzielnicy Piaski. Białystok był przed wojną miastem drewnianym i został praktycznie rzecz biorąc całkowicie wskutek wojny zniszczony. Mieszkaliśmy w ka-mienicy przy ulicy Pięknej, w dzielnicy wieloetnicznej, wielokulturowej. Jeden sąsiad był Ukraińcem, nazywał się Haruk, Rosjanka na dole mieszkała, Białorusini. Aż do naszego numeru, numeru trzynastego, mieszkali na na-szej ulicy Żydzi. Naprzeciwko, w latach późniejszych już trochę, zamieszkali Cyganie, których w końcu lat 50. albo na początku lat 60. osadzano administracyjnie, działo się to w ramach przymusowego „cywilizowania” ich przez władze. Byli prawosławni, żydzi, katolicy, muzułmanie. W mojej klasie w szkole było kilkoro Tatarów. Była to bardzo biedna dzielnica, a nasza rodzina chyba na-leżała do jednych z najbiedniejszych. Miałem przyjaciółki Żydówki, dziewczyny, z którymi się bawiłem. Pamiętam agresywne zaczepki moich kolegów, żebym się z nimi

Page 29: M A R Z E C

nie bawił, bo one są Żydówkami. Dla mnie to były takie same dziewczynki jak wszystkie inne i też pochodzące z bardzo biednych rodzin. Do jednej z nich – strasznie się tego wstydziłem – bałem się nawet zachodzić, bo u nich strasznie śmierdziało. Ale tam była potworna nędza i ja czułem naturalną bliskość z nimi, solidarność. Z Białegostoku najbardziej boleśnie wspominam, jak wyprowadziliśmy się do nowego osiedla. Ono było zbu-dowane na terenie byłego getta i w środku był cmentarz. Moi koledzy się bawili na tym cmentarzu, grali w piłkę nożną, bywało, że wykopywali piszczele, czaszki. Siedzia-łem na murze, nigdy tam nie wchodziłem, ale byłem przerażony. Ale kiedy milicja zgarnęła tych chłopaków, to ja poszedłem za nimi prosić na komisariat, żeby ich wypuścili. Cmentarz pewnego dnia zrównano z ziemią, zrobili plac zabaw, jakiś pomniczek postawili.Pamiętam strach przyjaciela mojego ojca, który był Żydem. Ojciec pomagał mu wyjechać z kraju, załatwiał papiery, radził. Wychodziłem z ojcem od niego z takim poczuciem, że niedługo coś strasznego się wydarzy, a to było jeszcze grubo przed marcem 1968 roku. Po Marcu moi przyjaciele żydowscy wyjechali. Został jeden Żyd, którego bardzo nie lubiłem, chociaż się przyjaźniłem z jego córką Baśką. Bo jak sąsiedzi mu stawiali pół litra, to on się dawał namawiać i żydłaczył – Opowiadał, parodiując rzekomą mowę polską polskich Żydów, czym wprawiał w rechot sąsiadów.BOGDAN BIAŁEK o Białymstoku lat 60., w 1968 uczeń szkoły podstawowej

W poniedziałek 5 czerwca 1967 roku wojska izraelskie zaatakowały Egipt, roz-poczynając tym samym wojnę nazwaną później sześciodniową. Kilka dni później państwa członkowskie Układu Warszaw-skiego zerwały stosunki dyplomatyczne z popieranym przez Stany Zjednoczone Izraelem. Wojna zakończyła się błyskawicznym i zaskakującym zwycięstwem Izraela nad znacznie liczniejszą armią arabską.

19 czerwca 1967 Władysław Gomułka – I sekretarz Komi-tetu Centralnego PZPR – w czasie VI Kongresu Związków Zawodowych wygłosił przemówienie, w którym społecz-ność żydowską w Polsce nazwał „piątą kolumną”: Stoimy na stanowisku, że każdy obywatel PRL powinien mieć tylko jedną ojczyznę – Polskę Ludową […] nie chcemy, aby w naszym kraju powstała piąta kolumna. Nie możemy pozostać obojętni wobec ludzi, którzy w obliczu zagrożenia pokoju światowego, a więc również bezpieczeństwa Polski i pokojowej pracy naszego narodu polskiego, opowiadają się za agresorem, za burzycielami pokoju i za imperializmem. Niech ci, którzy odczuwają, że słowa te skierowane są pod ich adresem – niezależnie od ich narodowości – wycią-gną z tego właściwe dla siebie wnioski. Słowa Gomułki zostały potraktowane jak przyzwolenie na rozpoczęcie jawnych wystąpień antysemickich. Organizacje partyj-ne w zakładach pracy potępiały politykę Izraela. Osoby, które nie zajmowały zdecydowanego stanowiska w tej sprawie, traciły legitymacje partyjne, a czasem i posady. Antysemicka czystka dotknęła między innymi około 180 oficerów w polskim wojsku.

W Lubaniu miałem przyjaciół, kolegów z wojska, i Polaków, i Żydów. Tam nie było żadnej różnicy między Polakiem, czy powiedzmy między chrześcijaninem a Żydem. Przynajmniej u nas, w Wojskach Ochrony Pogranicza. Dopiero w 1968 roku zaczęła się ta historia cała. To tam wszyscy Żydzi to odczuli. Nawet ci, co nie przyznali się, że są Żydami, a było takich dwóch. A jak! Nikt podobno nie miał o tym wiedzieć, a informacja wojskowa wiedziała – to była taka bezpieka wojskowa. Na terenie naszej brygady takie stwo-rzyli nastroje, do tego stopnia propagandę antyżydowską, że powiedzieli – Nie wpuszczajmy tu Żydów więcej do koszar. A ja byłem bardzo lubiany w tym wojsku. Bardzo. Jednak przypominali mi – Jak to, ty do Izraela chciałeś... A, że ja byłem w tym czasie sekretarzem partii i nie mieli na mnie specjalnie takich materiałów kompromitujących, no, to aż musiał z Warszawy przyjechać – nawiasem mówiąc, serdeczny nasz znajomy – Polak, Antoni Krasicki.

mar

zec

����

WYJ

AZDY

72

Page 30: M A R Z E C

Przyjechał i po prostu mnie zwolnił. Bo miał rozkaz wszystkich Żydów zwolnić. Ale załatwił to wszystko tak, żebym się zrzekł stanowiska i tak zrobiłem. Zrzekłem się stanowiska, bo chory, bo to, bo tamto, bo chcę się urzą-dzić inaczej. Tak musiałem powiedzieć. No i polubownie wszystko załatwił, on jakoś mnie obronił, nie dał, żeby mnie wyrzucili z partii. Ja przez cały czas byłem uczciwy i to też dlatego mnie z partii nie wyrzucili, nie mieli mi co zarzucić. Pamiętam jak mnie, jeszcze w jednostce – od-izolowano od grona oficerskiego – i to dosłownie. Przy-witali się ze mną, ale nie chcieli nawet na chwilę gdzieś stanąć i zamienić kilku słów, bo bali się. A ponieważ nadal byłem członkiem partii, to oddelegowali mnie na konfe-rencję powiatową PZPR w Lubaniu. Przypadło mi wtedy w udziale wystąpić publicznie. To było w czasie walk między Izraelem a krajami arabskimi. Nie miałem wyboru, tylko wystąpić i potępić agresję Izraela. Był jeszcze Ko-ropkow, też Żyd, który z Warszawy przyjechał do Luba-nia na stanowisko zastępcy dowódcy brygady do spraw liniowych. Widzieli nas, że się spotykamy, rozmawialiśmy o Izraelu. On się wyraził podobno w ten sposób: „Armia Izraela zwyciężyła Arabów” czy coś takiego. Chwalić Izrael – nie wolno było. Trzeba było tępić Izrael, że Izrael był agresywny, że napadł na państwa arabskie. O tym, co on powiedział, dowiedziała się informacja. I Koropkowa w końcu z partii i z wojska dyscyplinarnie wyrzucili. L.G., Kraków

W 1967 roku wołają mnie kadry i mówią tak:– Co słychać u twojego brata w Izraelu? Ja mówię:– To wy się mnie pytacie, co słychać? Była drużyna „Le-gii” w Izraelu, zapytajcie tych, którzy byli w tej drużynie, co mój brat robi w Izraelu. Oni zdadzą dokładne relacje, a ja nie mam kontaktu!W 1968 wezwali mnie i mówią:– Słuchaj, musimy cię zwolnić. Oficerowie zadali pytanie, dlaczego Nieznanowskiego się zwalnia. (Cieszyłem się dobrą opinią wśród kadry).

– Jak to, zadajecie takie pytanie? Jego brat jest wyższym dowódcą policji izraelskiej w Tel Awiwie! – Jak to możliwe? Mój brat jest po chorobie angielskiej, jest tego wzrostu co ja, jak on może być w armii? Ale to nieważne, wystarczyło, że się powiedziało. A że nie mieli pretekstu, żeby mnie zwolnić, po prostu wymyśla-no. Muszę powiedzieć, że byli różni ludzie. Jak przyszedł rozkaz, że zostałem zwolniony, to mój dowódca, pułkow-nik Kościuszko, woła mnie i mówi tak:– Słuchaj, przyszedł rozkaz, że mam cię rozliczyć, wy-chodzisz z wojska. Ale ja tego nie zrobię, to będzie leżało w szufladzie u mnie. Znalazł się drugi oficer i mówi: – Choruj! – Ja nie jestem chory! – Choruj! Bo za dwa tygodnie będzie nowa ustawa i ty zostaniesz objęty tą ustawą nadania uprawnień emerytal-nych. (Bo wszyscy wyjechali pozbawieni wszystkiego).FELIKS NIEZNANOWSKI, do 1968 oficer Wojska Polskiego

Jak zwolnili mnie z wojska, szukałem wszędzie pracy. Gdzie przychodziłem – Proszę napisać podanie. Na-pisałem podanie. Pan przyjdzie jutro! Przychodziłem. Owszem, jest wolne stanowisko i chętnie pana przyj-miemy. Ja przychodzę jutro – Dziękuję. Widocznie się porozumiewali między sobą w sprawie pochodzenia ży-dowskiego, że w 1967 roku zwolniony i nie przyjmowali. Ale emeryturę dostawałem, więc pieniądze miałem. Tak to trwało rok czy dłużej. Przyszła do żony koleżanka, żona do niej mówi – Chodzi, chodzi i nigdzie nie może dostać pracy. Koleżanka mówi – Zaczekaj, ja zadzwonię do swojego znajomego. On był dyrektorem Totalizatora Sportowego. Zadzwoniła do niego, kazał mi przyjść, pro-szę bardzo, na kierownika transportu samochodowego. Załatwiłem i tam pracowałem. Jego ciągle wołali do ko-mitetu dzielnicowego Praga, dlaczego on Żyda zatrudnił? Mówi – Dobry pracownik. I nie zwolnił.BOLESŁAW BADIAN, do 1967 oficer Wojska Polskiego

mar

zec

����

WYJ

AZDY

82

Page 31: M A R Z E C
Page 32: M A R Z E C

Podejmując wykonanie takiego zadania sjoniści w Polsce chcieliby przeciwstawić w pierwszym rzędzie intelektualistów i młodzież naczelnym nakazom patrio-tycznej odpowiedzialności za Polskę Ludową. W stosunku do ostatnich bolesnych wypadków w Warsza-wie trzeba wśród ich rzeczywistych sprawców wyróżnić tych, co je inspirowali, i tych, co je organizowali. Wśród inspiratorów znajdziemy tych ludzi, którzy ponoszą fak-tyczną odpowiedzialność za błędy i niepraworządności okresu stalinowskiego. Oni usiłowali w latach 1956-1958 wykoleić dynamikę patriotyczno-socjalistyczną polskiego społeczeństwa w tamtym okresie. Ponieważ te usiłowania dzięki postawie kierownictwa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej spełzły na niczym, ludzie ci już otwarcie przeszli z pozycji socjalistycznych na pozycje nacjonalizmu sjoni-stycznego. Metryka polityczna inspiratorów przesądziła skład osobowy grupy organizatorów demonstracji. Roz-goryczenie zbankrutowanych politycznie i służących złej sprawie ojców w sposób zgubny wychowało ich rodzinne i duchowe potomstwo. Właśnie ci ludzie, wykorzystując zrozumiałe i naturalne dla naszej młodzieży zamiłowanie i przywiązanie do tradycji narodowej kultury i demokracji, chcieli zakłócić więź między społeczeństwem i władzą ludową, tak ważną dla rozwoju demokracji w naszym socjalistycznym kraju. (Do studentów Uniwersytetu Warszawskiego, „Słowo Powszechne” 11 III 1968). Dziennik „Słowo Powszechne” (organ prasowy Stowarzy-szenia PAX) 11 marca 1968 roku opublikował niepodpisany artykuł. Historycy uznali później ten tekst za początek trwającej od marca do czerwca antysemickiej kampanii propagandowej. Tłem wystąpień studenckich miał być rzekomy izraelsko-niemiecki spisek obciążający Polaków winą za losy Żydów w czasie drugiej wojny światowej. W artykule znalazło się stwierdzenie, że syjoniści podburzali studentów do udziału w demonstracjach. Autor podał nazwiska niektórych uczestników protestu i podkreślił,

że ich rodzice pełnili wysokie stanowiska państwowe. W ten sposób sugerował związek pomiędzy protestami studenckimi a dawnymi elitami władzy odpowiedzialnymi za zbrodnie stalinizmu. Prasa nie pisała wprost o Żydach – ale o „sjonistach” – ze względu na skojarzenia z antyży-dowską polityką III Rzeszy i sprzeczność antysemityzmu z marksistowską ideą równości wszystkich narodów. W wizji świata kreowanej przez propagandę nie każdy Żyd miał być syjonistą. W praktyce jednak określenie to odnosiło się do wszystkich Polaków pochodzenia żydowskiego. Syjonistą mógł być też – niezależnie od pochodzenia – każdy urojony i rzeczywisty przeciwnik ustroju: zarówno dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa Jan Nowak-Jeziorański jak i działacz partyjny.

Rysio Herczyński przybiegł z tym numerem w ręku i ko-rzystając z tego, że jako zaufany człowiek miał dostęp do kserokopiarki, zrobił ileś tam kopii tego artykułu, no i czytaliśmy. To był wystrzał, język jawnie faszystowski. No, a potem, to się już zaczęło. Już codziennie w prawie wszystkich pismach były artykuły o bananowej młodzieży oderwanej od życia narodu, o tym, którego tata nazywa się tak, ale naprawdę, w nawiasie, to się nazywa całkiem inaczej. Tego typu artykuły były wszędzie, nie tylko w „Expressie” i „Życiu Warszawy”, ale w „Przewodniku Wędkarza” i „Hodowcy Gołębi”. Pamiętam jeden artykuł o trzech bananowych młodzieńcach, którzy wyruszyli w Bieszczady, ale przecież nie chciało im się nosić pleca-ków, bo wiadomo, że takim się nie chce ciężko pracować, wobec czego wynajęli biednego polskiego osiołka i ob-ciążyli go bagażami. Mogłam dobrze wyczuć atmosferę, ponieważ mam semicki wygląd i ludzie na ogół nie mają wątpliwości, kim jestem, jak wchodzę do tramwaju. Otóż przez pierwsze tygodnie, takie były moje odczucia, ludzie szli na przekór tej propagandzie. Raczej byli dla mnie szczególnie mili, ustępowali miejsca, uśmiechali się. I było dobrze widać, jak po kilku tygodniach ta propagan-da jednak zaczyna działać. I atmosfera się zmienia.JOANNA GOMUŁKA, Warszawa, w 1968 pracownik naukowy w Polskiej Akademii Nauk

mar

zec

����

WYJ

AZDY

03

Page 33: M A R Z E C

Trzeciego kwietnia, pamiętam, bo to były urodziny mojego starszego syna, zadzwonił nasz znajomy, Tade-usz Olszański. Tego dnia trafiła mu w ręce „Panorama Północy”. Tam był olbrzymi artykuł na temat wszystkich rewizjonistów, wrogów Rzeczpospolitej Ludowej. To

była czołówka intelektualna Polski, czołówka odnowy po ‘56: Steinsbergowa, Brus, Bauman, Baczko, Koła-kowski – wszyscy święci. I między innymi było napisane: Henryka Broniatowska, zaciekła rewizjonistka, razem ze Stanisławem Manturzewskim i Czesławem Czapowem, w 1956 roku szykowała chuliganów do tego, żeby w 1968 bili studentów na uniwersytecie. W tym artykule moje nazwisko znalazło się zupełnie paranoicznie, przecież ja nie byłam takim eksponowanym człowiekiem. Pamiętam, jak Tadzio Olszański z zachwytem mówił – Jesteś w takim towarzystwie! Jak mnie zwolnili, to na podwórko, gdzie mieszkałam, na Łowickiej, przyszedł Jerzy Putrament, który był wtedy sekretarzem organizacji partyjnej Związ-ku Literatów. I zapytał – W czym ci pomóc? On zresztą wielu ludziom wtedy pomagał. Mówię – Jedyne, na czym mi zależy, to żebym miała w dalszym ciągu przekłady w „Literaturze Radzieckiej”. On pojechał do Moskwy i po-wiedział o tym różnym moim znajomym. Załygin, pisarz, którego tłumaczyłam, natychmiast przyszedł do „Lite-ratury Radzieckiej” i powiedział – Daję wam najnowszą moją powieść „Komisję”. Możecie ją wydrukować, jeżeli będzie Broniatowska tłumaczyła. I tak się stało.HENRYKA BRONIATOWSKA, w 1968 redaktorka w warszawskim wydawnictwie „Iskry”

Z początku ja wydarzenia Marca przyjęłam z niedowie-rzaniem. Nie mogłam w to uwierzyć nawet, jak widziałam na własne oczy… jak to było? „Syjoniści do Syjamu”? Wi-działam takie transparenty. Tak, w telewizji były migawki z rozmaitych zebrań robotników produkcyjnych, gdzie biedni robotnicy ani nie wiedzieli, co to są syjoniści, ani nie wiedzieli, co to jest Syjam. Tak. Więc pierwsze, to było niedowierzanie, a później to była złość, a następnie to była taka obojętność na wszystko, co tu w Polsce się dzieje.J.W., Kraków

Kampania antysemicka była zainicjowana przez władze, ale przyłączyła się do niej część społeczeństwa. Polacy pochodzenia żydowskiego dostawali obraźliwe anoni-my, odbierali telefony z pogróżkami. Koledzy z pracy odsuwali się od nich – z niechęcią lub ze strachem, aby nie narazić się na szykany. Niektórzy starali się nieść Żydom pomoc, pożyczali im pieniądze na wyjazd, brali na przechowanie cenne dla wyjeżdżających przedmioty.

W ’67 męża z pracy wyrzucili, ja z kolei straszne anonimy dostawałam. I to przeważnie na moje imię, nie wiem, dlaczego. Okropne takie: Wynoś się do Izraela! Dosyć już naszego polskiego chleba jadłaś. Jak poczta przychodziła, to ja się już trzęsłam. Nie mogłam tego znieść. Mąż zaczął chować te listy. W końcu poszedł do komitetu partyjne-go, pokazał, żeby jakoś reagowali. Ale czy ktoś się tym przejął? Mąż wiedział, kto te anonimy pisał, ale nie złapał go na gorącym uczynku. To, co ja mogę dziś powiedzieć, to, że to pracownik komendy MO był.H.N., Łódź

W marcu ‘68 to mi już przypomniano gruntownie, dokład-nie, gdzie moje miejsce. A ja w mojej fabryce byłem jedy-nym Żydem, jestem o tym głęboko przekonany. Byłem

Rewizjonizm – to powstały w XIX wieku kierunek ideolo-giczny w myśli socjalistycznej odrzucający marksistowską ideę rewolucji na rzecz stopniowych reform. Władze Peerelu rewi-zjonistami określały byłych i obecnych członków PZPR, którzy krytykowali bieżącą politykę. Rządzący wykorzystywali dwu-znaczność słowa rewizjonizm, aby pokazać związek pomiędzy ich przeciwnikami politycznymi w kraju i niemieckimi politykami, którzy dążyli do rewizji granicy na Odrze i Nysie.

mar

zec

����

WYJ

AZDY

13

Page 34: M A R Z E C
Page 35: M A R Z E C

we władzach partyjnych, byłem w gazetce zakładowej, byłem wykładowcą, bo fabryka organizowała mistrzow-skie kursy robotników wykwalifikowanych. I wtedy po prostu powiedziano – My cię bardzo lubimy i szanujemy, ale zrozum, nie będziesz mógł na razie wykładów robić. Później kolegium redakcyjne – Proszę pana, pan rozu-mie, my pana cenimy, ale… Sekretarz partii mi powiedział – Gdyby to ode mnie zależało, ale… no, nie mam niestety rady, nie przychodź więcej do komitetu.T.S.

Pamiętam ostatniego sylwestra, już po moim zwolnieniu, w 1968 roku. Zawsze się tam przyjaźniliśmy z sąsiadami: Muchowskimi i Rzezakami. Polakami, oficerami. Muchow-scy byli tacy zażenowani, bo nie mieli prawa z Żydami sie-dzieć. I nie przyszli na sylwestra, bo też bali się po prostu. Ale wiem, że oni to specjalnie zrobili. Dla mnie. Żebyśmy nie mieli do nich pretensji, że oni na zabawie są i gdzie indziej siedzą. Po zwolnieniu do cywila nie chciałem być bez pracy po prostu, miałem dopiero 45 lat. Poszedłem pracować do szkoły, bo mnie znali w Lubaniu i przyjęli bez niczego. Wiedząc o tym, że jestem Żydem. Wiedzieli, dlaczego mnie zwolnili z wojska. Wiedzieli wszyscy. To jest mała mieścina i o wszystkim się wiedziało. No, ale przyjęli mnie, naprawdę serdecznie. Dzieci jeszcze były za małe, żeby rozumieć, co to jest rok 1968. Mariusz miał siedem lat, a Anita Bożena dwanaście. Nigdy nie mówiłem nic dzieciom na ten temat i nie chciałem, żeby wiedziały. Dzieci jak dzieci, ale najbardziej nie chciałem, żeby się dowiedziały ich koleżanki czy koledzy, że my jesteśmy, że ja jestem Żydem.L.G.

Wielu Żydów nie wytrzymywało anty-semickiej atmosfery i decydowało się na wyjazd. Aby dostać na to pozwolenie, mu-sieli zrzec się polskiego obywatelstwa. Dla niektórych emigracja była wyrazem buntu. Dla wielu Marzec był ostateczną kompromitacją partii i systemu wprowadzonego w Polsce po drugiej wojnie światowej – wyjeżdżali albo zostawali w kraju, pozbawieni złudzeń o budowaniu socjalistycznej Polski. Symbolem marcowych wyjazdów stał się warszawski Dworzec Gdański. Stamtąd odjeżdżały pociągi do Wiednia i Paryża, w których emigranci opuszczali Polskę. Odpro-wadzali ich przyjaciele, znajomi, rzadziej rodziny – często przekonani, że widzą swoich najbliższych po raz ostatni. W latach 1968-1972 wyjechało z kraju między piętnaście a dwadzieścia tysięcy ludzi. Na skutek pomarcowej emi-gracji Polska straciła wielu wybitnych naukowców i twór-ców. Bronisław Baczko, Janina i Zygmunt Baumanowie, Włodzimierz Brus, Aleksander Ford, Henryk Grynberg, Maria i Łukasz Hirszowiczowie, Ida Kamińska, Leszek Ko-łakowski, Paweł Korzec, Jan Kott, Arnold Słucki, Witold Wirpsza, Stanisław Wygodzki – to tylko ci najbardziej znani spośród nich.

A po wojnie, to jeszcze były żydowskie restauracje. Jak wpadałam do takich miejsc, to przede wszystkim zama-wiałam czulent. Do 1968 roku ten czulent można było jeszcze jeść w restauracji Amika na Kredytowej. Po 1968 roku pracownicy Amiki wyjechali. A w tych żydowskich restauracjach, w tych nowych, to jest w ogóle nie to. Nawet nie przypomina ani wyglądem, ani smakiem tego czulentu. W 1968 na podwórku dokuczali moim dzieciom. Andrze-ja wrzucili chłopaki do takiego rowu naprzeciwko naszej ulicy, on nie mógł się wydostać, kolega, który z nim był, uciekł i nic w domu nie powiedział. Byłam umówiona z Andrzejem, że idziemy gdzieś do lekarza. Ja poszukuję go wszędzie – nie ma. Dopiero później matka tego kolegi

mar

zec

����

WYJ

AZDY

33

Page 36: M A R Z E C

dzwoni, mówi, co się stało. I żeśmy go wyciągnęli, on się wtedy przeziębił, miał przez dłuższy czas takie parszy-we zapalenie oskrzeli. Wskutek tego później wywiązała się astma. Dużo znajomych wyjechało, przecież wśród moich przyjaciół było dużo Żydów. Dostawali paszport, że okaziciele niniejszego dokumentu nie są obywatelami polskimi. Wymagał on wyjazdu z Polski w ciągu miesią-ca. Prawie że bez przerwy chodziliśmy na ten Dworzec Gdański odprowadzać. Co wieczór odjeżdżały pociągi z żydowskimi emigrantami do Wiednia. Po przyjeździe do Wiednia podejmowali decyzję, do którego kraju wy-jadą ostatecznie. ESTERA MIGDALSKA, w 1968 konstruktorka w Warszawskich Zakładach Radiowych

Zaczęły się wyjazdy, i wtedy to już pojawiła się perspek-tywa pożydowskiego mienia. Przede wszystkim – miesz-kań. Trzeba było zwalniać mieszkania, była okazja taniego kupienia rozmaitych rzeczy. Mebli nie można było zabrać. Wiadomo było, że sytuacja jest przymusowa i że można te rzeczy kupić taniej. Jak na nas przyszedł czas, parę razy ktoś był oglądać meble i w pewnym momencie moja star-sza córka, szesnastoletnia, się rozpłakała. Bo mieszkanie to było coś takiego bardzo cennego i osobistego. I myśmy wtedy zdecydowali, że nie będziemy nic sprzedawać, roz-damy znajomym i koniec. Moja młodsza córka, trzynasto-letnia, zupełnie nie wytrzymywała psychicznie tej atmos-fery. Ona zawsze była bardzo dobrą uczennicą, a wtedy w szkole zupełnie przestała mówić. Nauczyciele, znając ją i wiedząc, że mają do czynienia z kimś utalentowanym, bardzo starali się pomóc, ale… I chodziła taka skulona. No więc złożyliśmy podanie o zwolnienie nas z obywatel-stwa polskiego, bo chcemy wyjechać do Izraela. Ja wtedy pierwszy raz w życiu napisałam w rubryce „narodowość” – „żydowska”. Dokument podróży, na którym właściwie jedyną istotną rzeczą było to, że posiadacz nie jest oby-watelem polskim, był ważny przez miesiąc kalendarzowy. W ciągu tego miesiąca trzeba było zlikwidować miesz-kanie, załatwić wymeldunek, zwolnienie pracy, wszystkie

papierki. Trzeba było przygotować rzeczy do spakowania, zrobić dokładny spis tych rzeczy. A dokładny, to znaczy: ile par majtek, ile poszewek; wszystkie książki ponumero-wane. Ja po dziś dzień mam książki z numerkami pięknie wypisanymi przez moje córki. Te wszystkie skrupulatnie spisane rzeczy trzeba było zawieźć i oclić, no i dopiero potem spakować w skrzynie przygotowane przez pana Węgiełka albo inną firmę. W międzyczasie jeszcze poże-gnać się z przyjaciółmi. I wszystko się musiało zmieścić w tych paru tygodniach… bo trzeba było wyjechać parę dni przed końcem ważności dokumentu. JOANNA GOMUŁKA

Nasz starszy syn w 1968 roku studiował na Akademii Sztuk Pięknych. Koledzy na akademii trzymali Karola za frak, żeby on się nie odzywał, żeby nic mu się nie stało. On był w środowisku polskim. Jego dziewczyna właściwie była antysemitką. Ona była po prostu dość prymitywna, najzabawniejsze, że jej najbliższe przyjaciółki wszyst-kie miały niesłuszne pochodzenie. Pamiętam, że kiedy w 1968 roku był atak na urząd cenzury, ktoś tam wrzucił gaz, myśmy o tym mówili. I ona powiedziała – No tak, dopóki Żydów nie ruszali, to wszystko było w porządku, ale jak tylko Żydów ruszyli, to jest awantura. Jak ona wy-szła, to ja do Karola mówię – Powiedz jej, że ona przyszła do Żydów. Ja ją zrzucę ze schodów, jak jeszcze raz coś podobnego powie. Młodszy syn, Misiek, skończył wtedy szkołę podstawową. Myśmy chcieli, żeby on zdawał do technikum elektronicznego, żeby ktoś w domu przestał być humanistą, miał konkretny zawód w ręku. Misiek zdawał i nie przyjęli go, tam był duży konkurs. Potem się dowiedziałam, że przedstawicielka egzekutywy komitetu dzielnicowego powiedziała – Przecież oni i tak wyjadą, to po co go przyjmować? Myśmy nie chcieli wyjeżdżać. Mój mąż powiedział – Ja już kiedyś z Polski wyjeżdża-łem. Uważaliśmy, że jesteśmy za to współodpowiedzialni i wstyd nam było. Ponieważ to jest nasza partia, kurczę, i ta partia jest, jaka jest, to trzeba walczyć przeciwko an-tysemityzmowi. Poza tym myśmy byli, w przeciwieństwie

mar

zec

����

WYJ

AZDY

43

Page 37: M A R Z E C

do wielu innych, w mieszanym towarzystwie. Ludzie, którzy byli z pochodzenia Żydami, mogli wyjechać, a inni – buntujący się jakoś – nie. I to było niesprawiedliwe – dlaczego ja mam z tego korzystać...? HENRYKA BRONIATOWSKA

Mój mąż nigdy nie chciał jechać do Izraela, ale w ‘67, tak, zdecydował. Antysemityzm się rozpanoszył bez-granicznie. Myśmy wyjechali w ‘68 w styczniu. Cały ten okres do wyjazdu był potworny. Za nami chodzono, podsłuchiwano telefon. Syn też chciał wyjechać, po-nieważ w szkole odczuwał antysemityzm, na przykład pisanie przez dzieci w jego zeszytach: Uciekajcie do Izraela. Był strach w 1967, jak za czasów okupacji. Ja się bałam wejść do ambasady holenderskiej, że mnie zaaresztują. Izraelskiej ambasady już nie było, bo ich wygnano [18 czerwca 1967 – 6 dni po zerwaniu przez PRL stosunków dyplomatycznych z Izraelem – została zlikwidowana ambasada Izraela w Warszawie]. Potem dziesięć dni odrabialiśmy normę na Dworcu Gdańskim po 12 godzin dziennie, kiedy odprawialiśmy nasze rze-czy. Pojechaliśmy pociągiem do Wiednia. W Wiedniu byli przedstawiciele polskiej opozycji na lotnisku, chcieli, żeby mąż opowiedział, co się dzieje w Polsce dla Wolnej Europy, ale on nie chciał. Tego samego wieczora wyjechaliśmy samolotem do Izraela.IRENA WYGODZKA, Warszawa,żona pisarza Stanisława Wygodzkiego

Miałam bardzo, bardzo miłą atmosferę przy pracy. Jak ja przychodziłam do pracy w 1968 roku zdener-wowana, zapłakana, bo w telewizji... to oni mówili – A po cholerę ty tą telewizję otwierasz? Ja jeszcze nie miałam w domu telefonu, to znajomi zawsze dzwonili do pracy – Proszę powiedzieć pani Halinie, żeby o tej i o tej godzinie była na Dworcu Gdańskim. Bo znajomi wyjeżdżali. To sekretarka raz powiedziała – Może wy się odczepicie od tej kobity, jedźcie sobie z Bogiem. I dajcie wy jej święty spokój, żeby się ona

co tydzień nie denerwowała. Moją przyjaciółką była Anna Radziwiłł i ona ciągle mówiła – Co ty się przej-mujesz, zobacz, ile nam, z rodzin arystokratycznych, dokuczali, jednak jesteśmy tu, nie wyjeżdżamy. Kiedyś u niej byłam, i jeden z gości mówi – Dlaczego pani taka smutna? A ona mówi, że wszyscy jej przyjaciele wyje-chali. A on powiedział – A na złość zostać! Co, wszyscy porządni wyjadą i sama swołocz zostanie?! HALINA LESZCZYŃSKA,w 1968 nauczycielka w warszawskim liceum

Miałem bardzo przykre telefony, straszono mnie. Pamię-tam telefon:– Wyjeżdżasz już do Izraela? – Nie. – A twój brat wyjeżdża. – Ja nie mam brata. – To ci go zrobimy, a ciebie ochrzcimy. – Mnie nie trzeba ochrzcić, ja jestem ochrzczony.Na tym się rozmowa skończyła. Ja nie podlegałem jakimś większym naciskom, nie mogę tego powiedzieć, to raczej takie drobne szykany i świństwa. Oczywiście nie zostałem docentem, wtedy to się zupełnie przyhamowało na kilka lat. To była inna Polska po Marcu, mnóstwo ludzi wy-jechało, w tym moich znajomych, dużo bardzo dobrych matematyków młodych wyjechało z Polski, głównie dlatego, że mieli pochodzenie żydowskie. No tak jest, że matematyka jest w znacznym stopniu specjalnością ży-dowską. Kraj stracił ogromne siły naukowe, ale nie tylko z matematyki, w innych dziedzinach też. Zrobiła się taka dziwna, późnogomułkowska Polska, strasznie śmierdząca politycznie, i to trwało do 1970 roku.BOLESŁAW GLEICHGEWICHT

mar

zec

����

WYJ

AZDY

53

Page 38: M A R Z E C
Page 39: M A R Z E C

O P O Z Y C J A

o

Page 40: M A R Z E C

mar

zec

����

OPOZ

YCJA

83

Brutalne środki, których użyła władza – bicie podczas demonstracji, agresywna antystudencka i antysemicka kampania w prasie, aresztowania i wysokie wyroki – były szokiem dla młodych ludzi. U progu dorosłego życia zetknęli się oni w sposób bez-pośredni i bardzo dotkliwy z represyjnością systemu. Środowisko studenckie zostało rozbite. Organizatorzy i uczestnicy protestów siedzieli w więzieniach. Wielu wy-jechało z Polski. Tych, którzy zostali, połączyło wspólne doświadczenie sprzeciwu wobec niesprawiedliwości.

Myślę, że jeśli tak naprawdę chodzi o politykę, to jeste-śmy wychowankami Marca. Bardzo mi chodzi o wątek żydowski, ale nie tylko. Jeśli ktoś z naszych rówieśników jeszcze miał jakieś złudzenia po Marcu, z takim dostę-pem do informacji, jak my mieliśmy, jeśli coś dalej o tym ustroju myślał dobrze, to chyba się bardzo samooszuki-wał. Po prostu całe kłamstwo tego ustroju w tym 1968 wyszło. Ta skala represji wobec studentów! Za co?! Za parę wieców? Rozwiązywać cały wydział? Karnie wcielać studentów do wojska? To tak sobie wyobrażaliśmy dyk-taturę! Poza tym ten stek kłamstw! Widzenie, kto robi karierę i jak ją robi. Pamiętam, że Heniek [Wujec] widział tę władzę, która się obnażyła, ale dość długo się bronił przed zauważeniem, jak ludzie – nie tylko aktyw partyjny – są podatni na paskudztwo, że tak łatwo je chwycili. Widział odgórną antysemicką nagonkę, natomiast bronił się przed zauważeniem podatności gruntu, na jaki trafia-ła. To w ogóle nie jest sprawa tylko antysemityzmu, ale tego, jak mała jest skłonność do występowania w czyjejś obronie, niekoniecznie Żyda. I jak miło się widzi zwolnione miejsce do awansu. Mniejsza z tym, jak zwolnione. No, przecież ktoś i tak musi ten stołek zająć, prawda? Po Marcu, jeśli chodzi o mój krąg przyjaciół, to miałam takie poczucie, że właściwie wszyscy moi przyjaciele wyjechali. Zostało mi tych kilka osób z fizyki i z Klubu In-teligencji Katolickiej. Heniek prowadził obozy wędrowne

kikowskie, to byli ludzie o kilka lat młodsi od nas, ale fajni. Wiosną ’69 mój brat cioteczny Stefan Ulman wyjechał. Formalności jego wyjazdu trochę trwały. Pognał za swo-ją ukochaną do Szwecji. Ciotka Zofia pojechała tam pół roku później za nim. Mnie ciocia oczywiście nawymyślała, że się ruszyć nie chcę, wyemigrować z Polski. Chodziłam wtedy na procesy Janka Lityńskiego i Sewka Blumsztajna w 1969 roku i później na proces taterników [1970]. Była ograniczona liczba miejsc na sali sądowej, więc szłam na korytarz, żeby widzieli, gdy ich wprowadzali, że jest tłumek przyjaciół. Chodziłam z takiego naturalnego od-ruchu, że nie będą ludzi zamykać za to, że myślą i głośno mówią, co myślą. Wtedy jeszcze miałam taką wewnętrz-ną potrzebę barykadowego wyrażania sprzeciwu. Ja! Re-wolucjonistka! Właśnie pokażę, że ja to się nie boję!LUDWIKA WUJEC, w 1968 nauczycielka matematyki w warszawskim liceum

Legitymacji partyjnej jeszcze ciągle nie oddawałam, bo Janek siedział w areszcie. Ja musiałam mieć pieniądze na adwokata, na paczki. Nie wiem, jak by moje wystąpienie z partii się na tym odbiło. Ostatecznie oddałam legityma-cję, już nie pamiętam kiedy, w 1969 roku, coś takiego. Już nic mi nie groziło. Janek siedział w więzieniu i sprawa była oczywista. On miał wyrok dwa i pół roku. Jaki miałam kon-takt? To różnie, czasami większy, czasami mniejszy. On był karany, bo nic nie mówił, trzymał język za zębami. Trudne-go pacjenta mieli. Jak był pozbawiony widzenia, a bardzo często był pozbawiony, to nie można było paczek wysłać. A wysyłaliśmy paczki nie tylko Jankowi, bo trzeba było na przykład też Józiowi Dajczgewandowi, który był z Łodzi. Zosia Bik pomagała robić paczki i jeszcze była taka inna dziewczyna. Z Gajką Kuroniową byłam w stałym kontakcie – a co ona do tej paczki daje, a co można dać. Bez przerwy była robota. Robiłam przede wszystkim dobrą minę do złej gry. Fotografowałam się, żeby wysłać zdjęcia Jankowi do więzienia. To była jedyna forma, żeby mu pokazać, że jakoś normalnie jest tutaj, że się dobrze czuję, że jest u mnie wszystko w porządku. On z kolei pisał wspaniałe listy

Page 41: M A R Z E C

o książkach, o które prosił, co czytał, co robił, i tak dalej. I ciągle – Mamo, będzie dobrze!REGINA LITYŃSKA

Wielu spośród uczestników studenckich protestów w latach 70. i 80. zaangażo-wało się w działania opozycji demokra-tycznej i „Solidarności”. Licealiści, którzy w 1968 roku przyłączali się do prote-stów, kilka lat później zakładali Studenckie Komitety Solidarności. Profesorowie i asystenci wyrażający w Marcu poparcie dla studenckich haseł prowadzili nielegalne wykłady w ramach Uniwersytetu Latającego i Towarzystwa Kursów Naukowych w drugiej połowie lat 70. Marzec był dla nich lekcją przełamywania zbiorowej apatii i walki o własne przekonania. Było to doświadczenie, które przesądziło o życiowych wy-borach pokolenia.

W szkole naszej ten 1968 rok miał też swój wymiar, myśmy tam się buntowali, atakowali jakichś tam szefów podstawowych organizacji partyjnych i innych naszych nauczycieli, którzy pełnili rolę stróżów porządku politycz-nego. Ale też wiedziałam, co się dzieje na uniwersytecie. Myśmy byli w klasie maturalnej. Miałam przyjaciela na pierwszym roku studiów, który był zaangażowany w mar-cowe wydarzenia uniwersyteckie. Mój brat uczestniczył w strajku na politechnice, a mama nosiła im jedzenie. Ja nawet strasznie chciałam w tym uczestniczyć, ale my-

ślałam, że jestem taką niedorosłą osobą i nie wypada, więc nie poszłam. Nie dlatego, że miałam stracha, tylko wydawało mi się, że aspiruję do czegoś, co nie jest moim miejscem. Ale wiedziałam dobrze, co się dzieje i na bieżą-co wszystko przeżywałam. 1970 rok to nie było moje osobiste, indywidualne doświadczenie. Wydarzenia grudniowe utkwiły mi w pamięci, ale o ile ‘68 był w pewnym sensie moim doświadczeniem, to Grudzień nie. Był tylko wstrzą-sającą wiedzą o tym systemie, utwierdził mnie w prze-konaniu, że tu nie gra coś do końca. Ale nie pokazywał żadnej ścieżki wyjścia jednocześnie. Tak naprawdę ja osobiście to czekałam na okazję. Można w kategoriach młodszej siostry powiedzieć, że ja nie miałam okazji, żeby krzyknąć „nie!”, więc czekałam, żeby pokazać, że jednak jestem przeciw i świadczę to swoją osobą. Jakby to nie śmiesznie zabrzmiało, ale miałam taką potrzebę ewidentną. I ta okazja się w pewnym sensie nasunęła w ’73, kiedy zaangażowałam się w protest przeciwko połączeniu Związku Młodzieży Socjalistycznej ze Zrzeszeniem Studentów Polskich, czyli u końca moich studiów. IRENA WÓYCICKA, w latach 70. współpracowniczka Komitetu Obrony Robotników

Myśmy się przyjaźnili ze sporą grupą ludzi z Klubu In-teligencji Katolickiej z jednej strony i walterowców

Grudzień ’70. – 14 grudnia w Trójmieście wybuchł strajk – robotnicy sprzeciwiali się wprowadzonym dwa dni wcześniej podwyżkom cen. 17 grudnia rano oddziały wojska i Milicji Oby-watelskiej zaatakowały idących do pracy w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni – zginęło kilkadziesiąt osób. W wyniku tych wydarzeń ze stanowiska I sekretarza KC PZPR ustąpił Włady-sław Gomułka, jego miejsce zajął Edward Gierek.

Walterowcy – to członkowie istniejącej 1954-1961 drużyny harcerskiej nazywanej od pseudonimu Karola Świerczewskiego Kręgiem Walterowskim, następnie Hufcem Walterowskim. Usiłowali realizować komunistyczny wzorzec wychowania kolektywnego opierając się na wskazaniach Antoniego Maka-renki, dlatego drużynę nazywano też czerwonym harcerstwem. (W międzywojniu Czerwone Harcerstwo Towarzystwa Uni-wersytetu Robotniczego wychowywało młodzież w duchu idei socjalistycznych). Niektórzy jego członkowie – m.in. Jacek Kuroń, Adam Michnik i Seweryn Blumsztajn – tworzyli później opozycję demokratyczną.

mar

zec

����

OPOZ

YCJA

93

Page 42: M A R Z E C

czy tam komandosów z drugiej strony. I z grupką ludzi z „Czarnej Jedynki” [drużyna harcerska]. Znaliśmy się przez takie prywatne seminarium z historii PRL. Na przykład mieliśmy spotkanie z Władysławem Barto-szewskim na temat Polskiego Stronnictwa Ludowego. Najpierw się naumieliśmy z „Gazety Ludowej”, a potem rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy. Były te spotkania u Jacka Salija, na Freta, w kościele Dominikanów, w tej bocznej kaplicy. Spotykała się tam sekcja kultury KIK-u. Większość spotkań odbywała się w prywatnych do-mach. My tylko z telewizora znaliśmy ten cały Czer-wiec ‘76: Ursus i Radom. Byłam wtedy razem z Heńkiem na urlopie nad jeziorem w Szwajcarii Kaszubskiej. Potem Heniek musiał już wracać do pracy. A ja jeszcze zosta-łam z synem Pawełkiem trochę i oglądałam w telewizji te wiece potępiające uczestników protestów. Koszmar! To było coś tak ohydnego! Ja wtedy nie mogłam patrzeć na to paskudztwo, na to kłamstwo lejące się z telewi-

zora! Wystarczyło popatrzeć przez chwilę przytomnie: najpierw ogłaszają tę podwyżkę cen, potem mówią, że będą konsultacje w zakładach pracy, a potem, że w wy-niku tych konsultacji, które – jak rozumiem – odbywały się w niedzielę, tę podwyżkę zawieszają. A tu jakieś warchoły! To się kupy nie trzymało! Jak wróciłam do Warszawy, to przybiegł do nas Wojtek Ostrowski, kole-ga z KIK-u, z obozów wędrownych Heńka. I powiedział, że szykuje się proces, pierwszy proces ursuski. A wie-dział to od Jana Olszewskiego, który był w zespole adwokackim w Pruszkowie. Antek Macierewicz wtedy zaproponował zorganizowanie akcji pomocy dla rodzin represjonowanych. No, to był strzał w dziesiątkę! To po prostu było coś, co wszystkim było potrzebne! Im było potrzebne i nam, żebyśmy się poczuli jak ludzie. W tej akcji pomocy za dziesięcioro chyba uczestniczył Heniek. Zaczynał od szeregowego, później stał się jed-nym z głównych ursusowców. No, bo taki był, co szybko biega, duże ciężary dźwiga i w ogóle ma rozmach! LUDWIKA WUJEC, w latach 70. współpracowniczka Komitetu Obrony Robotników

I Janek działał dalej, oczywiście. Taki biegał za nim ubek, to mi opowiadał kiedyś nawet – Wsiadam do tramwaju, a ubek za mną. Potem do drugiego, a ubek za mną. A po-tem, jak podchodzili do uniwersytetu – tu już ubek nie, ubekom wstęp wzbroniony. Janek był stale zajęty, nigdy go nie pytałam i on mi nie spowiadał się, ale wiedziałam, co robi. Robił takie rzeczy, że ja truchlałam. Były różne historie świadczące o tym, że milicja znęcała się nad wieloma ludźmi siedzącymi w więzieniu. I Janek miał za zadanie tropić te przypadki i potem opisywali je w tych nielegalnych wydawnictwach. I jak on wychodził rano, to wiedziałam, że wyjeżdża, ale nie mówił dokąd. I ja umierałam ze strachu, że śledzą go i wyrzucą z pociągu – spowodują wypadek niby i że nie wróci już nigdy. Nie słyszałam o takich przypadkach, ale miałam wyobraźnię. Jak wyjeżdżał, to ja traciłam dosłownie noce całe nie-przespane. Nic Janek o moim strachu nie wiedział. Ja się

Komandosi – to opozycyjna, nieformalna grupa warszaw-skich studentów i młodych pracowników naukowych połowy lat 60. Nazwa powstała w kręgach partyjnych. Wzięła się stąd, że owi „komandosi” burzyli porządek zebrań PZPR i ZMS niewy-godnymi dla prelegentów pytaniami. Krytycznie oceniali odejście od polskiego Października ’56 w sferze wolności słowa i polityki kulturalnej. Do komandosów należeli m.in.: Teresa Bogucka, Adam Michnik, Seweryn Blumsztajn, Barbara Toruńczyk i Henryk Szlajfer, a ideowymi przywódcami byli Jacek Kuroń i Karol Modze-lewski. Za udział w protestach Marca 1968 wielu komandosów zostało relegowanych z uczelni bądź aresztowanych i skazanych na kary do trzech lat więzienia.

Czerwiec ’76. – 24 czerwca 1976 roku rząd ogłosił podwyż-ki cen niektórych produktów spożywczych (m.in. mięsa, masła, cukru). Następnego dnia robotnicy radomskich Zakładów Meta-lowych im. gen. Waltera oraz zakładów mechanicznych „Ursus” w Ursusie pod Warszawą rozpoczęli strajk. Oba wystąpienia zostały brutalnie spacyfikowane przez MO i ZOMO.

mar

zec

����

OPOZ

YCJA

04

Page 43: M A R Z E C
Page 44: M A R Z E C
Page 45: M A R Z E C

potwornie bałam. Ja byłam w samym środku KOR-u, cały czas, od początku działalności Janka. Absolutnie wszystkich przyjaciół Janka znałam. Jest taka Jaga Dzięgiel – to ona mi „mamo” mówi. Bardzo dużo ludzi mi mówi „mamo”. Jaga tu mieszkała, bo nie miała gdzie, Teresa Bo-gucka, inne dziewczyny, Andrzej Seweryn. Wszystko się tutaj działo. W tym mieszkaniu w alei Wyzwolenia, jak wszyscy się schodzili, to mieściło się czterdzieści osób. Było na przykład tak: jak się uczyli do egzaminu, to się tu uczyli. Jeden, drugi czy trzeci kolega miał wielkie miesz-kanie, ale tu było najlepiej. Jak mieli coś do omówienia, to też tutaj. Ja nie pytałam, co. W końcu to był dorosły chłopak już, to co ja miałam pytać, co on tu będzie ro-bił? Bardzo często były rewizje, było to wszystko. Janek przed stanem wojennym to był chyba z piętnaście albo i więcej razy w więzieniu. Był na przykład zatrzymany w 1976 roku [mowa o aresztowaniach członków KOR-u w maju 1977 roku]. Ja wtedy pojechałam do Izraela na lewo. Nabrałam sobie urlopu, miałam być tam nawet dwa miesiące. Ale się umówiłam, że jak coś będzie, to żeby dali znać. No i dali mi znać, że Janka zabrali, jest sankcja prokuratorska; znaczy, że będzie proces. Wróciłam wcze-śniej do Warszawy, już miał być proces rzeczywiście i nagle ni stąd, ni zowąd, wymyślili amnestię. Janek robił dalej to, co robił i koniec.REGINA LITYŃSKA

Dla mnie było jasne, że skoro to już są studia, nie ma żar-tów. Jesteśmy już dorosłymi ludźmi, zrobić pewne rzeczy mamy obowiązek, też wobec siebie. Natomiast tam rewo-lucyjnej atmosfery to nie było. Ona się zaczęła... Najpierw

były listy w obronie konstytucji – myśmy słyszeli, że ktoś coś podpisał i ma problemy. Potem był Radom – wiado-mo, co to było. I potem mój kolega, Andrzej Baranowski, przyniósł mi na przebitce napisane oświadczenie KOR-u. To chyba większym szokiem było, niż jak Wojtyłę wybrali papieżem. Jacyś ludzie, włącznie z Jerzym Andrzejewskim, którego musieliśmy czytać w szkole, włącznie z Jackiem Kuroniem, którego nazwisko pamiętałem z 1968 roku, Ha-lina Mikołajska – wiedziałem, że to musi w porządku być. I taki apel, żeby ich wspierać, tam były adresy, telefony. Ja sobie pomyślałem tak – Tyle żeśmy się nagadali i tu teraz ktoś przynosi nam coś gotowego.Przełomem była niewątpliwie sprawa Pyjasa. Wtedy były we wszystkich większych miastach, również tutaj, msze za niego. Uniwersytet został zamknięty po go-dzinie osiemnastej, masa ludzi wyszła z tego kościoła, czuło się w powietrzu, że zaraz będzie jakiś drugi ‘68 rok. Ja pamiętam, jak kampania konstytucyjna nie wyszła, a potem były uliczne rozruchy po podwyżce cen w 1976, to myślałem – Co to za naród, tylko o mięcho potrafi walczyć. Natomiast ten Pyjas wstrząsnął ludźmi. Bardzo wielu tak czuło, że nie, no jest jakaś granica. Dla tych, co wcześniej nie otrzeźwieli, to był strasznie zimny prysznic. To w ogóle zmieniło wszystko, bo wtedy zaczęły praco-wać Studenckie Komitety Solidarności i już był dylemat nie taki – zbierać, czy nie zbierać, tylko poważniejszy: czy

Komitet Obrony Robotników (KOR) – to jawne, opozycyj-ne ugrupowanie społeczne utworzone 23 września 1976 w celu udzielenia pomocy represjonowanym przez władze uczestnikom protestów robotniczych. Jego założycielami byli m.in. Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski, Ludwik Cohn, Aniela Steinsbergowa. KOR wydawał „Biuletyn Informacyjny KOR”. W 1977 KOR został przekształcony w Komitet Samoobrony Społecznej KOR.

Sprawa Pyjasa. – 7 maja 1977 w kamienicy przy ul. Szew-skiej 7 w Krakowie funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa śmiertelnie pobili Stanisława Pyjasa, studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaangażowanego w działalność opozycyjną. Morderstwo to wywołało masowe demonstracje studentów i stało się przyczyną założenia Studenckich Komitetów Solidar-ności w kilku ośrodkach akademickich w kraju. Pierwszy powstał wiosną 1977 w Krakowie. Oświadczenie informujące o jego utwo-rzeniu odczytano podczas pogrzebu Stanisława Pyjasa. Jeszcze w tym samym roku powstały następne – m.in. w Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Członkowie SKS-ów współpracowali z KSS KOR i Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO).

mar

zec

����

OPOZ

YCJA

34

Page 46: M A R Z E C

nazwisko, adres podać. Zostało zorganizowane spotkanie u mnie w domu, na Świdnickiej. Na pytanie, co będziemy robić, Wiesław Kęcik powiedział, że przecież są kasety Jana Krzysztofa Kelusa do rozprowadzania. Cieniutkie było to wszystko. Ale pod wpływem agitacji Kęcika zadecydowano, że powstanie ten SKS tego wieczoru tutaj. Ale potem przyszło do tego, że muszą być podpi-sani sygnatariusze z adresami. No i tu zapanowała cisza. Nikt się nie chciał podpisać. Cisza się przedłużała. Ja się wyrwałem, że ja.LESZEK BUDREWICZ, w latach 70. działacz Studenckiego Komitetu Solidarności we Wrocławiu

Zaraz potem, jak wyszły na jaw represje radomskie, Jasiek [Walc] był jedną z osób, które jeździły do Radomia, zbiera-ły te relacje i tak pomalutku robił to samo, co oni wszyscy. Jeździł razem z Mirkiem Chojeckim i Małgosią Łukasie-wicz. Nasza współpraca z KOR-em polegała na tym, że na początku, mając maszynę do pisania, zajmowaliśmy się przepisywaniem, w tych obowiązkowych dziesięciu eg-zemplarzach, „Komunikatów KOR”. Pierwsze „Komunikaty KOR” przepisywaliśmy na przebitkach. Wiadomo, że ma-szyna się nawet od tego psuje, ale jakie to ma znaczenie? Trzeba się tego nauczyć – walić w klawisze tak mocno, żeby przez dziesięć przebitek przeszło. Ja czytywałam różne relacje ludzi, którzy opowiadali, że, żeby przepisać ten pierwszy „Komunikat KOR”, to oni przechodzili jakąś przemianę, podejmowali jakąś decyzję. Mieli świadomość, że wchodzą w jakąś działalność opozycyjną. Ja nie mia-łam takiej świadomości, to wszystko było takie jednolite i płaskie. Nie widziałam w tym niczego nadzwyczajnego. Dopiero potem... Być może tak jest zawsze, kiedy się w czymś uczestniczy, a potem, po latach okazuje się to wydarzeniem historycznym, to nabiera to w ogóle innego znaczenia. A decyzję o tym podejmuje się w sposób taki łatwy i prosty. Wszyscy współpracownicy KOR-u robili to, co trzeba było zrobić. Nigdyśmy się jakoś nie wzbraniali, nie było podziału na to: kto nosi, kto sprząta, kto daje ka-napki. Jak trzeba było, to się adiustowało tekst, jak trzeba

było, to się przepisywało na maszynie. Ja swoje miejsce w tym, co stało się jakimś wielkim wydarzeniem historycz-nym, znalazłam gdzieś w czwartym szeregu, który polegał na tym, żeby pomagać, żeby dać łóżko, dać kanapkę, przy-tulić. Jak przyjeżdżała tutaj jakaś tam ekipa – na przykład Mirek Chojecki, Ewa Milewicz, to było wiadomo, że oni od rana do wieczora ganiają w cudzych sprawach. Było oczywiste, że jeżeli ja w cudzych sprawach ganiam cały dzień po świecie czy po Warszawie, wpadnę gdziekolwiek, na przykład do Ewy Milewicz, pierwsza rzecz – muszę do-stać kanapkę. I tak samo tutaj: wpadali ci ludzie, znajomi, nieznajomi, wszystko jedno. Dzisiaj jest obiad, to dajemy, jutro nie będziemy mieć, to nie damy. To było takie proste. Ja to dostawałam i z drugiej strony wiedziałam, że muszę oddać to każdemu, kto tego potrzebuje.JOANNA TRZECIAK�WALC, w latach 70. współpracowniczka Komitetu Obrony Robotników

Właściwie całe swoje życie ówczesne byłem człowiekiem zbuntowanym. Moi koledzy z tamtego okresu dobrze wiedzieli, jakie mam poglądy, że się z tym wszystkim, co mnie otacza, nie zgadzam. W 1968 roku, kiedy chodziłem jeszcze do szkoły średniej, po raz pierwszy brałem udział w manifestacji na placu Mickiewicza. Wtedy były manife-stacje studenckie. To był któryś dzień po ósmym marca. Wiedząc o demonstracji w Warszawie, liczyliśmy na to, że taka demonstracja będzie w Poznaniu i tak też się stało. Poszedłem tam z kolegą, który nazywał się Wiesław Hinc. Głównym hasłem było „Precz z cenzurą!” i „Dziady na scenę!”. Przyjechała milicja i rozgoniła nas. Pierwszy raz w życiu dostałem pałą po plecach.W 1976 pracowałem w rozdzielni mechanicznej. Kiedy zorganizowano na placu Mickiewicza tutaj taki wiec po-parcia dla władzy, właśnie po wystąpieniach robotników w Radomiu i Ursusie, pamiętam, jakby to było dzisiaj, zawołał mnie kierownik wydziału tego całego mecha-nicznego i powiedział mi:– Proszę przekazać pracownikom, że zbieramy się wszy-

scy przed zakładem i idziemy na plac Mickiewicza.

mar

zec

����

OPOZ

YCJA

44

Page 47: M A R Z E C

– Po co? – To będzie wiec poparcia dla rządu.– Panie kierowniku, co mam powiedzieć tym, którzy nie

będą chcieli iść na ten wiec? A on mówi:– Nie może być takich.– Panie kierowniku, jedną z takich osób jestem ja. On wtedy mówi, że jak ktoś nie chce, to może iść do domu. Ja przekazałem ludziom, że jest taki wiec, ale kto nie chce, to może iść sobie do domu. I wśród pracowni-ków nie znalazła się osoba, która by poszła na ten wiec. Jak przyszedł sierpień ‘80, ja byłem na urlopie. Właściwie nic nie mogłem zrobić, tu w Poznaniu nic się nie działo, żadnych strajków nie było. Do pracy poszedłem dokład-nie 1 września, w pierwszy dzień roboczy po podpisaniu porozumień sierpniowych. Pamiętam, że kupiłem gazetę, mogła to być „Gazeta Poznańska”, tam były chyba te porozumienia wydrukowane. Z gazety poznałem tekst żądań robotników, więc postanowiłem założyć związek u siebie w zakładzie – Niezależne Samorządne Związki Zawodowe.JULIAN ZYDOREK, w 1968 uczeń technikum, w 1980 jeden z założycieli NSZZ „Solidarność” w Poznaniu

Hasło Marzec ’68 do dziś wywołuje żywe emocje. Żadnemu z „polskich miesięcy” nie towarzyszą tak skrajne sądy i opinie. Wydaje się, że często mówią one więcej o osobie, która je wygłasza, niż o samych wydarzeniach marcowych. Niezależnie od wszystkich kontrowersji, żeby zrozu-mieć Peerel, trzeba wiedzieć, co wydarzyło się w Polsce wiosną 1968 roku.

Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidar-ność” – to pierwszy niezależny od władz PRL związek zawodowy. Powstał we wrześniu 1980 na mocy porozumień sierpniowych zawartych pomiędzy strajkującymi sierpniu 1980 robotnikami Stoczni Gdańskiej im. Lenina a przedstawicielami władz i istniał legalnie do momentu wprowadzenia stanu wojennego. Liczył około 10 milionów członków. Po 13 grudnia 1981 „Solidarność” prowadziła działalność podziemną: jej członkowie organizowali strajki w zakładach pracy, prowadzili działalność wydawniczą. Związek został zalegalizowany ponownie w 1989.

mar

zec

����

OPOZ

YCJA

54

Page 48: M A R Z E C
Page 49: M A R Z E C

P O M O C N I KD L A

N A U C Z Y C I E L I

P

Page 50: M A R Z E C

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI8

4

Pojęcia, hasła, tematy uzupełniające:Mechanizm kozła ofiarnego – termin antropologii kultury; w czasach kryzysu lub zagrożenia społeczności znajdują ofia-rę, którą obwiniają o wywołanie sytuacji kryzysowej. Ofiara staje się obiektem zbiorowej agresji i zostaje wykluczona ze zbiorowości. Jest to mechanizm wykorzystywany przez rządzących w systemach niedemokratycznych dla przerzucenia odpowiedzialności za własne niepowodzenia na wyimaginowanego sprawcę.

Manipulacja wizerunkiem wroga – w systemach dyktatury rządzący posługują się obrazem wroga dla wzbudzenia poczucia zagrożenia w społeczeństwie i wzmocnienia własnej pozycji. Obraz ten w środkach masowego przekazu wzmacniany jest nienawistnym językiem, czasem karykaturalną ikonografią. Warto przypomnieć, że w PRL podobne do marcowej, agresywne kampanie, kierowano także przeciwko innym grupom społecznym. Czy wiesz, kto kryje się pod określeniami: „kułak”, „zapluty karzeł reakcji”, „warchoł”, „ekstremista”?

Divide et impera – łac. dziel i rządź, czyli siej niezgodę, byś mógł łatwiej rządzić; rzymska zasada zarządzania nowo zdobytą prowincją, polegająca na skłócaniu poddanych, stosowana w historii wielokrotnie, przy szczególnym wyko-rzystywaniu różnic etnicznych i religijnych. Systemy komunistyczne nie były wyjątkiem: próbowały przeciwstawiać (zdrowe) masy (zepsutym) elitom.

Narodowy komunizm – dziewiętnastowieczni ideologowie komunizmu wyobrażali sobie szczęśliwe społeczeństwo bez klas i bez narodów (Robotnicy nie mają ojczyzny to słynne zdanie z „Manifestu Komunistycznego” Marksa i Engelsa), ale w praktyce systemy komunistyczne często odwoływały się do resentymentów nacjonalistycznych. Historycy i so-cjologowie wskazują na fenomen narodowego komunizmu w Polsce lat 60.

Kalendarium wybranych wydarzeń lat 60. w Polsce Ludowej i za granicą

196414 marca. 34 intelektualistów podpisało list do premiera Józefa Cyrankiewicza w proteście przeciw rozszerzaniu cenzury w Polsce (tzw. List 34). Sygnatariuszami byli m.in. Antoni Słonimski, Jan Józef Lipski (inicjatorzy stworzenia listu), Maria Dąbrowska, Paweł Jasienica, Zofia Kossak-Szczucka.15-20 czerwca. W Warszawie odbył się IV Zjazd PZPR. 2 lipca. Prezydent Stanów Zjednoczonych Lyndon B. Johnson podpisał ustawę o prawach obywatelskich Afroamery-kanów.2-5 sierpnia. Ostrzelanie przez statki Wietnamu Północnego jednostek amerykańskich spowodowało bezpośrednie zaangażowanie się USA w walkę między Wietnamem Południowym a Północnym (wspieranym przez ZSRR). 14 października. Nikita Chruszczow został odsunięty od władzy w ZSRR. Nowym I sekretarzem Komitetu Centralnego KPZR został Leonid Breżniew.

Page 51: M A R Z E C

24 września. Prezesem Zarządu Głównego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację został Mieczysław Moczar, w latach wojny dowódca jednego z oddziałów Armii Ludowej. Jego zwolennicy – nazywani partyzantami – w latach 60. zajmują ważne stanowiska państwowe i partyjne, krzewią wzory postępowania przejęte z kombatanckiej przeszło-ści i zabarwiają je hasłami antyinteligenckimi i nacjonalistycznymi. Ich nacjonalizm uderzał w Polaków pochodzenia żydowskiego. 12 grudnia. Mieczysław Moczar został ministrem spraw wewnętrznych.

19651 stycznia. Powstała Organizacja Wyzwolenia Palestyny, która miała reprezentować interesy całego narodu palestyń-skiego. Luty. Odbył się proces w tak zwanej aferze mięsnej. Jeden z oskarżonych, Stanisław Wawrzecki, skazany został na karę śmierci za zagarnięcie mienia społecznego.Luty. Premiera piosenki Nancy Sinatry These Boots Are Made for Walkin’, która zapoczątkowała światową modę na minispódniczki i długie plastikowe buty do kolan. 19 marca. Jacek Kuroń i Karol Modzelewski wystosowali list otwarty do działaczy partyjnych i młodzieży ze Związku Młodzieży Socjalistycznej. Za jego publikację Kuroń i Modzelewski zostali skazani na 3 i 3,5 roku więzienia.13 maja. RFN i Izrael nawiązały stosunki dyplomatyczne.18 listopada. Ogłoszony został list biskupów polskich do Episkopatu Niemiec w sprawie wzajemnego wybaczenia krzywd. Spotkał się on z ostrą reakcją władz PRL.2 listopada. W Waszyngtonie przed Pentagonem w proteście przeciw wojnie wietnamskiej podpalił się Norman Mor-rison członek protestanckiej wspólnoty Stowarzyszenie Przyjaciół.

196614 kwietnia. Rozpoczęły się obchody Millenium chrztu Polski. Rocznica wywołała konflikt Kościoła z władzami PRL, które przygotowywały obchody tysiąclecia polskiej państwowości.14 czerwca. Papież Paweł VI ogłosił, że indeks ksiąg zakazanych to dokument historyczny i nie obowiązuje wiernych.

196713 kwietnia. W Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie odbył się koncert zespołu The Rolling Stones.5-11 czerwca. W odpowiedzi na ostrzelanie przez Egipt żydowskich osiedli w Strefie Gazy 5 czerwca wojska izraelskie zaatakowały Egipt, Jordanię i Syrię. Wojna zakończyła się błyskawicznym zwycięstwem Izraela.12 czerwca. Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem.19 czerwca. Władysław Gomułka na kongresie związków zawodowych wygłosił przemówienie, w którym ludność żydowską w Polsce nazwał piątą kolumną.

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI9

4

Page 52: M A R Z E C

Lipiec. Redaktorzy „Encyklopedii Powszechnej” Państwowego Wydawnictwa Naukowego zostali oskarżeni przez MSW o pomniejszanie martyrologii Polaków i nadmierne skupienie się na losach Żydów w haśle „obozy koncentracyjne hitle-rowskie”. Skutkiem działań MSW była czystka w PWN w 1968. 6 września. Prezydent Francji Charles de Gaulle przyjechał z oficjalną wizytą do Polski.24 listopada. Władze PRL podczas X Plenum KC PZPR podjęły decyzję o podwyżce cen mięsa i jego przetworów (średnio o 16,7 proc.). Robotnicy, m.in. na Żeraniu podjęli protest.25 listopada. W Teatrze Narodowym w Warszawie odbyła się premiera „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka.28 listopada. W Fabryce Samochodów Osobowych w Warszawie został wyprodukowany pierwszy Fiat 125p.

19685 stycznia. Alexander Dubček, który starał się budować socjalizm w ludzką twarzą został wybrany na sekretarza Ko-munistycznej Partii Czechosłowacji. Zaczęła się tak zwana praska wiosna. 30 stycznia. W Teatrze Narodowym w Warszawie odbyło się ostatnie przedstawienie „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka.29 lutego. Odbyło się nadzwyczajne zebranie Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich; wielu uczestników spotkania potępiło zdjęcie „Dziadów” ze sceny.4 marca. Adam Michnik i Henryk Szlajfer zostali relegowani z Uniwersytetu Warszawskiego.8 marca. Na Uniwersytecie Warszawskim odbył się wiec studencki w obronie relegowanych studentów.9 marca. W auli Politechniki Warszawskiej studenci zorganizowali wiec protestacyjny. 11 marca. W dzienniku „Słowo Powszechne” ukazał się niepodpisany artykuł, który rozpoczął trwającą do czerwca an-tysemicką i antyinteligencką kampanię w prasie.11 marca. Posłowie koła „Znak” złożyli interpelację skierowaną do premiera Józefa Cyrankiewicza, w której żądali m.in. powstrzymania działań milicji wobec studentów.11 marca. Na ulicy pobity został Stefan Kisielewski, który na zebraniu ZLP rządy PZPR nazwał dyktaturą ciemniaków.Rozpoczęła się seria wieców, demonstracji, manifestacji poparcia dla studentów warszawskich w całej Polsce, między innymi:12-13 marca. W Poznaniu wiecowali studenci. Pomnik Adama Mickiewicza ozdobili transparentem z cytatem z „Dzia-dów”: Oni wyszukają przyczyny, by uniwersytety znieść, krzyknąć, że ucznie jakubiny, i waszą młodzież zjeść. 14 marca. We Wrocławiu milicja rozpędziła studencką demonstrację, po czym w kilku wrocławskich uczelniach rozpo-czął się strajk okupacyjny.15 marca. W Częstochowie odbył się wiec poparcia dla studentów warszawskich, w którym wzięli udział głównie stu-denci Politechniki Częstochowskiej oraz uczniowie szkół średnich.21 marca. Studenci Politechniki Warszawskiej zorganizowali strajk okupacyjny, który zakończył się 23 marca. 28 marca. Na Uniwersytecie Warszawskim studenci zorganizowali ostatni wiec protestacyjny.

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI0

5

Page 53: M A R Z E C

16 marca. Amerykańscy żołnierze zamordowali około pięciuset cywili w wietnamskiej wiosce My Lai.Kwiecień – grudzień 1968. Ponad 3 tysiące obywateli wyjechało z Polski deklarując emigrację do Izraela. W następnych latach kraj opuściło kilkanaście tysięcy osób. 9-10 maja. Na ulicach Paryża doszło do starć protestujących studentów z policją.19-21 czerwca. W centrum Rio de Janeiro stanęły studenckie barykady. Policja użyła broni, były ofiary śmiertelne. 21 sierpnia. Rozpoczęła się inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.8 września. Podczas obchodów centralnych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie samobójstwo poprzez samospalenie popełnił Ryszard Siwiec. Chciał w ten sposób zaprotestować przeciw interwencji wojsk Układu Warszaw-skiego w Czechosłowacji.2 października. Wiec studencki na placu Tlatelolco w Meksyku został ostrzelany przez wojsko i policję. 12 października. W Meksyku rozpoczęły się Igrzyska Olimpijskie. 11-16 listopada. W Warszawie odbył się V Zjazd PZPR.

1969Styczeń. Zapadły wyroki sądowe, skazujące na kary więzienia uczestników wydarzeń marcowych m.in. Adama Michnika, Irenę Lasotę, Barbarę Toruńczyk, Henryka Szlajfera, jak również Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego za wywołanie niepokojów studenckich.19 stycznia. Na placu Świętego Wacława w Pradze student filozofii Uniwersytetu Karola, Jan Palach, popełnił samobój-stwo poprzez samospalenie, protestując przeciw interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji.2-15 marca. Doszło do krwawych starć pomiędzy ZSRR a Chinami nad rzeką Ussuri. Konflikt trwał do jesieni 1969.21 lipca. Załoga statku kosmicznego Apollo 11 ląduje na Księżycu.15-17 sierpnia. Na farmie pod Nowym Jorkiem odbył się festiwal muzyki rockowej „Woodstock”. Mimo że festiwal nie był reklamowany w środkach masowego przekazu, wzięło w nim udział ponad 500 tysięcy ludzi.

19701 maja. Wojska USA i Południowego Wietnamu wkroczyły do Kambodży. Straty poniesione w wyniku tej interwencji przez mieszkańców Kambodży przyczyniły się do przejęcia władzy przez Czerwonych Khmerów, do którego doszło w 1975. 7 grudnia. Rządy PRL i RFN podpisały układ o normalizacji wzajemnych stosunków i uznaniu przez RFN zachodniej granicy Polski.12 grudnia. Rząd PRL wprowadził podwyżkę cen produktów żywnościowych, która wywołała protesty robotników.17 grudnia. Wojsko i milicja ostrzelały tłum robotników idących do pracy w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Kilkadziesiąt osób zginęło.20 grudnia. Władysław Gomułka został odsunięty od władzy. Edward Gierek został pierwszym sekretarzem KC PZPR.

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI1

5

Page 54: M A R Z E C

Wybrana bibliografia:Bauman Zygmunt, O frustracji i kuglarzach, „Kultura” (Paryż) 1968, nr 12.Eisler Jerzy, Polski rok 1968, Warszawa 2006. Głowiński Michał, Marcowe gadanie. Komentarze do słów 1966-1971, Warszawa 1991.Grynberg Henryk, Uchodźcy, Warszawa 2004.Korb Viktoria, Ni pies, ni wydra… Marzec ’68 we wspomnieniach warszawskiej studentki, Warszawa 2006.Krajobraz po szoku, red. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.Kuroń Jacek, Wiara i wina. Do i od komunizmu, Warszawa 1989.Komar Michał, Meller Stefan, Świat według Mellera. Życie i historia: ku wolności, Warszawa 2008. Marzec 1968. Trzydzieści lat później, t.1: Referaty, red. Marcin Kula, Piotr Osęka, Marcin Zaremba, Warszawa 1998.Oblicza Marca 1968, red. Konrad Rokicki i Sławomir Stępień, Warszawa 2004. Osęka Piotr, Syjoniści, inspiratorzy, wichrzyciele. Obraz wroga w propagandzie marca 1968, Warszawa 1999.Raszewski Zbigniew, Raptularz 1967/68, Warszawa 1993. Stola Dariusz, Kampania antysyjonistyczna w Polsce 1967-1968, Warszawa 2000.Wiszniewicz Joanna, Z Polski do Izraela. Rozmowy z pokoleniem ‘68, Warszawa 1992.

Proponowane filmy: Dworzec Gdański, reż. Maria Zmarz-Koczanowicz, Polska 2007, 50 min.I naprawdę nie wiedzieliśmy..., realizacja Andrzej Titkow, Polska 1993, 50 min.Koncert marcowy, opus ‘68, reż. Mieczysław Bartłomiej Vogt, Polska 2005, 57 min.Kredens, reż. Jacob Dammas, Polska-Dania 2007, 26 min.Marcowe migdały (fabularny), reż. Radosław Piwowarski, Polska 1989, 89 min.Marzec ‘68 – milicyjny zapis, reż. Piotr Morawski, Polska 2001, 23 min. Marzec ‘68. Tajne, realizacja: Jacek Sawicki, Marcin Zaremba, Polska 1998, 39 min.Nie ma powodów do radości, realizacja: Jerzy Diatłowiecki, Polska 1998, 30 min.Pociąg do Wiednia, reż. A. Marek Drążewski, Polska 1998, 29 min.Rachela na Dworcu Gdańskim, reż. Ewa Szprynger, Polska 2006, 45 min.Siedmiu Żydów z mojej klasy, reż. Marcel Łoziński. Polska 1991, 40 min.

Proponowane strony internetowe: www.march68.info – Strona projektu „Marzec ‘68. Pożegnania i powroty. Warsztaty dokumentalne”www.karta.org.pl/68.asp – Strona Ośrodka KARTA poświęcona wydarzeniom 1968 roku w Polsce http://www.pamietaniepeerelu.pl – Strona projektu „Pamiętanie Peerelu. Opowieści o wspólnych i indywidualnych spo-sobach na system: 1956-1989”. Tu zamieszczamy dodatkowe materiały dla nauczycieli i uczniów uzupełniające notes.

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI2

5

Page 55: M A R Z E C

PRZEDSTAWIAMY SCENARIUSZE, które zostały przygotowane z myślą o wprowadzeniu młodych ludziw tematykę związaną z wydarzeniami marcowymi 1968 roku. Naszą intencją jest nie tylko przedstawienie faktów, ale przede wszystkim zachęcenie młodzieży do dyskusji, rozmów, refleksji dotyczących Marca ‘68. Kluczem do prowadzenia zajęć są relacje ludzi prezentowane w tej publikacji – wierzymy, że opowieści uczest-ników wydarzeń mogą szczególnie zainteresować uczniów, pozwolą inaczej spojrzeć na historię oraz zachęcą do szukania jej nowych znaczeń. Wszystkie prezentowane materiały mogą być wykorzystane w pracy z młodzieżą zarówno ze szkół gimna-zjalnych, jak i ponadgimnazjalnych. Można je dopasowywać do wiedzy, umiejętności i zainteresowań uczniów. Można po nie sięgnąć, ucząc historii, ale także na lekcjach wiedzy o społeczeństwie, języka polskiego lubw czasie zajęć pozalekcyjnych.

M������� H����������� C������ E������� O������������

Page 56: M A R Z E C

Co się stało w marcu 1968 roku? SCENARIUSZ LEKCJI DLA UCZNIÓW SZKÓŁ GIMNAZJALNYCH

Cele lekcji:1. Przedstawienie działań władzy PRL, które doprowadziły do wydarzeń w marcu 1968. 2. Omówienie metod i sposobów szykanowania przez władze PRL ludności polskiej żydowskiego pochodzenia. 3. Charakterystyka sytuacji polskich Żydów w PRL w latach 1967-1968.

Cele sformułowane w języku ucznia:1. Poznasz i zrozumiesz przyczyny i przebieg wydarzeń z marca 1968. 2. Będziesz potrafił omówić metody działania władz PRL stosowane wobec ludności polskiej żydowskiego pochodzenia. 3. Na przykładzie losów wybranych osób dowiesz się, jakie konsekwencje miały wydarzenia z marca 1968 dla ludzi

żydowskiego pochodzenia.

Po lekcji uczeń powinien:1. Podać przyczyny wydarzeń z marca 1968. 2. Poznać przebieg wydarzeń marcowych. 3. Wyjaśnić, na czym polegała kampania antysemicka prowadzona przez władze PRL. 4. Znać konsekwencje tych wydarzeń dla ludności żydowskiego pochodzenia.

Pytanie kluczowe1. Jakie były przyczyny i konsekwencje antysemickiej kampanii politycznej?Czas: 2 godziny lekcyjne

Przebieg zajęć1. Nauczyciel przedstawia uczniom sytuację w Polsce po 1956. Przypomina, jak wbrew oczekiwaniom społecznym

i deklaracjom Władysław Gomułka nie poparł dążeń reformatorskich i procesów demokratyzacji – że w 1959 usunął z kierownictwa partii puławian, a w 1962 władze rozwiązały Klub Krzywego Koła, miejsce spotkań i dyskusji zwolen-ników reform. Nauczyciel zwraca uwagę uczniów na niechętny stosunek ekipy Gomułki do inteligencji, którą uznawał za siłę sprawczą wszelkich niepokojów w kraju.

2. Nauczyciel prosi uczniów o zapoznanie się z dołączonym do notesu kalendarium. Dzieli uczniów na kilkuosobowe grupy, każda z nich omawia jedno z wydarzeń dotyczących sytuacji społeczno-politycznej w Polsce lat 60. Nauczyciel zadaje uczniom pytanie , co mogły wywołać opisane wydarzenia (jakie zachowania, emocje, postawy były reakcją na to wydarzenie)? Odpowiedzi uczniów nauczyciel zapisuje na tablicy. Omawia wypowiedzi uczniów, zwracając szczególną uwagę na antyinteligenckie i antydemokratyczne działania władz.

3. Nauczyciel prosi uczniów o przeczytanie tekstu Wyjazd z notesu edukacyjnego, a następnie zadaje im następujące pytania: – Ilu Żydów opuściło Polskę w latach 1956-1960?– Gdzie osiedlali się Żydzi wyjeżdżający z Polski ?

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI4

5

Page 57: M A R Z E C

4. Nauczyciel prosi, aby jeden z uczniów przeczytał głośno fragment przemówienia W. Gomułki w czasie VI Kongresu Związków Zawodowych (tekst z notesu edukacyjnego – Wyjazd). Na podstawie tekstu uczniowie odpowiadają na pytanie: – Jakie zarzuty stawia Władysław Gomułka społeczności żydowskiej?– W jaki sposób uzasadnia te zarzuty?

5. Nauczyciel dzieli klasę na dwie lub cztery grupy, którym rozdaje różne relacje świadków wraz z pytaniami.Grupa I – relacja Feliksa Nieznanowskiego (notes edukacyjny)– Jaki był powód wydalenia z wojska autora podanej powyżej relacji?– Jak na rozkaz o zwolnieniu zareagował dowódca pana Nieznanowskiego?Grupa II – wspomnienia Bolesława Badiana (notes edukacyjny) – Dlaczego Bolesław Badian nie mógł znaleźć tak długo pracy?– W jaki sposób autor podanej powyżej relacji zdobył pracę?– Jak zachował się nowy pracodawca pana Bolesława?Grupa III – relacja Bolesława Gleichgewichta (notes edukacyjny)– W jaki sposób Bolesław Gleichgewicht był szykanowany przez ówczesną władzę?– Dlaczego nie został wówczas docentem ?– Jak rozumiesz określenie strasznie śmierdząca politycznie późnogomułkowska Polska?Grupa IV – wspomnienia H. N. (notes edukacyjny)– Czego dotyczyły anonimy, które otrzymywała H.N.?– Kto był autorem tych anonimów?

6. Nauczyciel zaprasza uczniów do dyskusji na temat przejawów kampanii antysemickiej oraz różnych reakcji Polaków. Wnioski z dyskusji uczniowie zapisują w zeszytach.

7. Na zakończenie nauczyciel przygotowuje dwa plakaty pt. Walizka oraz Kosz na śmieci. Uczniowie zapisują na tych plakatach to, co było dla nich ważne w czasie lekcji oraz/lub to, co wydaje im się niepotrzebne, nieważne.

Nauczyciel proponuję pracę domową. Zadaniem uczniów będzie przeprowadzenie krótkich wywiadów ze swoimi ko-legami, rodzicami, sąsiadami na temat Z czym kojarzy ci się Marzec ‘68?. Uczniowie porządkują uzyskane wypowiedziw formie artykułu do prasy pt. Co wiemy o Marcu ‘68. Twój artykuł to maksimum 1500 znaków.

P���� U��������

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI5

5

Page 58: M A R Z E C

Jak spektakl teatralny wpłynął na bieg historii?SCENARIUSZ LEKCJI DLA UCZNIÓW SZKÓŁ LICEALNYCH

Cele lekcji:1. Poznanie przebiegu wydarzeń marcowych.2. Zrozumienie przyczyn i mechanizmów powstawania oporu społecznego w marcu 1968. 3. Poznanie relacji naocznych świadków wydarzeń. 4. Poznanie specyfiki źródeł oral history – historii mówionej.

Cele sformułowane w języku ucznia:1. Na podstawie relacji naocznych świadków poznasz i zrozumiesz przebieg wydarzeń związanych z buntem studenckim

w marcu 1968.

Po tej lekcji uczeń powinien:1. Podać przyczyny rozruchów studenckich w marcu 1968. 2. Przedstawić przebieg wydarzeń marcowych. 3. Znać działania władz i sposoby reagowania społeczeństwa. 4. Określić różnorodne następstwa tych wydarzeń. 5. Znać ograniczenia i walory historii mówionej jako źródła.

Pytanie kluczowe: 1. Czy sztuka, np. spektakl teatralny może wpływać na bieg historii?Czas: 2 godziny lekcyjne

Przebieg lekcji:1. Nauczyciel, nawiązując do poprzednich lekcji, przypomina uczniom niektóre fakty z okresu rządów Władysława

Gomułki: sytuację gospodarczą w Polsce, politykę kulturalną państwa, przyczyny rozczarowania społecznego, po-stawy środowisk inteligenckich, aktywność KIK-u i środowisk katolickich, List 34, działalność komandosów, podziały w partii.

2. Nauczyciel zadaje uczniom następujące pytania. Uczniowie rozmawiają w parach, ustalając odpowiedzi, nauczyciel zbiera wypowiedzi par i porządkuje potrzebne informacje.– Jaki był stosunek Gomułki do inteligencji? – W jaki sposób inteligencja reagowała na politykę Gomułki?

3. Nauczyciel prezentuje uczniom lub prosi ich o przeczytanie dwóch pierwszych komentarzy i relacji świadków z notesu edukacyjnego Marzec ‘68 na temat okoliczności wystawienia i zdjęcia spektaklu „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka.

4. Uczniowie pracują w grupach z wybranymi fragmentami „Dziadów” ( lub – jeśli jest taka możliwość – oglądają frag-ment nagrania). Nauczyciel zadaje uczniom pytanie:

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI6

5

Page 59: M A R Z E C

Które fragmenty tekstu publiczność mogła uznać za przystające do współczesnej sytuacji, a cenzura za prowokacyjne, antyradzieckie? Nauczyciel zbiera i omawia wypowiedzi uczniów. W wersji ambitniejszej lub możliwej czasowo można poprosić uczniów o odegranie niektórych fragmentów.

5. Informacja o rodzaju źródeł, z jakich będziemy korzystać na lekcji. Pytania do uczniów: W jaki sposób można wykorzystywać tzw. historię mówioną? Czy i na ile historia mówiona jest przydatna w odtwarzaniu dziejów? Jaki aspekt historii można dzięki takim relacjom badać?

6. Nauczyciel dzieli klasę na pięć grup, każda z nich pracuje nad innymi relacjami – pozostałymi wypowiedziami z części Bunt. Każda grupa ma inne zadanie do wykonania:Grupa I – społeczny i geograficzny zasięg wydarzeńGrupa II – postawy, działania, zachowania władzGrupa III – postawy, działania, zachowania studentówGrupa IV – następstwa; reakcje władzGrupa V – następstwa; reakcje społeczeństwaZe względu na obszerność tekstów uczniowie powinni podzielić się w grupach relacjami, a następnie zebrać infor-macje, które wyszukali.

7. Grupy relacjonują wyniki swojej pracy, nauczyciel je porządkuje i zapisuje. Można też poprosić, aby w grupach po-wstały plakaty, które uczniowie prezentują i komentują. Jeśli będzie taka potrzeba, nauczyciel powinien uzupełnić wypowiedzi uczniów.

8. Nauczyciel mówi o konsekwencjach omawianych wydarzeń, o powstaniu tzw. pokolenia marcowego. Proponuje pracę domową: na podstawie relacji z części Opozycja odpowiedz na pytania: W jaki sposób z pokolenia marcowego wyrośli opozycjoniści? Jakie formy działania przyjęła działalność opozycyjna?

9. Zadanie domowe dla chętnych: Zbierz (spisz, nagraj) relacje na temat wydarzeń marcowych wśród rodziny, znajomych – co pamiętają, w jakich wydarzeniach brali udział?

10. Na zakończenie nauczyciel prosi o dokończenie przez uczniów jednego ze zdań:Na dzisiejszej lekcji najważniejsze dla mnie było...Na dzisiejszej lekcji najciekawsze dla mnie było...Na dzisiejszej lekcji najbardziej zaskakujące było...Można też prosić o zapisanie tej refleksji przez każdego z uczniów, a następnie odczytanie przez chętnych.

M��������� O������

mar

zec

����

POM

OCNI

K DL

A N

AUCZ

YCIE

LI7

5

Page 60: M A R Z E C

Zapraszamy do Domu Spotkań z HistoriąChcemy pokazać, że historia to nie tylko zbiór faktów do nauczenia na pamięć – mówi Piotr Głogowski, sekretarz Działu Edukacji DSH – że historia nie musi być nudna. Nie przedstawiamy „historii z tezą” – staramy się wspólniez uczniami dochodzić do pewnych wniosków. Jednocześnie uczulamy, że historii nie da się przedstawić „obiektywnie” – służą temu konfrontacje z relacjami świadków historii, osobistym zapisem przeżyć i doświadczeń. Zajęcia mają pobudzić młodzież do refleksji i dyskusji o wydarzeniach historii XX wieku i stanowić punkt wyjścia do rozważań nad pojęciami z zakresu historii, wiedzy o społeczeństwie, socjologii, etyki i filozofii. Staramy się pobudzić uczniów do samodzielnego myślenia i wysnuwania wniosków przy pracy ze źródłami. Z doświadczenia wiemy, że nauczyciele często nie zdążają z omówieniem zagadnień z zakresu historii po 1945 roku – nie starcza na to czasu w 3-letnim programie gimnazjum i liceum. Sądzę, że nasze zajęcia doskonale uzupełnią te braki.

Serdecznie zapraszamy uczniów gimnazjów i szkół średnich na wystawy multimedialne prezentowane w Domu Spo-tkań z Historią. Opowieści świadków historii, zdjęcia, filmy, plakaty i inne dokumenty zgromadzone na wystawach to mocny, poruszający przekaz, który odkrywa przed zwiedzającym indywidualny wymiar skomplikowanych, a często tragicznych wydarzeń historii XX wieku. Jednocześnie proponujemy udział w Spotkaniach z Historią – multimedial-nych warsztatach, podczas których koncentrujemy się na wybranym zagadnieniu z obszaru tematycznego wystawy, ukazanym przede wszystkim poprzez świadectwa indywidualne. Warsztaty mają niekonwencjonalny, interaktyw-ny charakter: wykorzystujemy różnego typu źródła historyczne (dokumenty urzędowe i osobiste, wspomnienia, dzienniki), dźwiękowe i filmowe relacje, fotografie i filmy archiwalne; angażujemy uczniów do samodzielnej pracy ze źródłami, umożliwiamy bezpośredni kontakt z historią. Celem naszych spotkań jest inspirowanie młodzieży do osobistej refleksji i wspólnej dyskusji nad doświadczeniami XX wieku, wreszcie — wprowadzenie do rozważań nad fundamentalnymi pojęciami z zakresu historii, wiedzy o społeczeństwie, socjologii czy filozofii. Goście, nauczyciele i uczniowie mogą, oprócz samego zwiedzania wystawy, skorzystać z czytelni księgarni historycznej oraz bogatych zasobów archiwalnych DSH – Filmoteki, Pracowni Ikonograficznej i Archiwum Historii Mówionej.

Od 7 marca 2008 zapraszamy na warsztaty pt: „Lekcja PRL-u: Marzec 1968” wokół wystawy pt.: tu się nigdy nic nie zmieni ‘68.

Uwaga! Wstęp i warsztaty są bezpłatne. Oferta edukacyjna DSH jest stale rozszerzana, konkretne propozycje będą umieszczane na naszej stronie internetowej. Wszystkich nauczycieli gorąco zachęcamy do stałej współpracy i czekamy na wszelkie uwagi, opinie, sugestie. Pytania oraz zgłoszenia grup prosimy kierować do sekretarza Działu Edukacji DSH Piotra Głogowskiego, tel.: 022 826 51 95, [email protected]. Ważne! Prosimy o wcześniejszą rezer-wację grup (do 20 osób) na zajęcia.

Dział Promocji DSH

Dom Spotkań z Historiąul. Karowa 20, 00-324 Warszawatel. (022) 826 51 95, www.dsh.waw.plCzynne: wt-pt, godz. 10-18, so-nd, godz. 11-17.

mar

zec

����

SPOT

KANI

A Z

HIST

ORIĄ

85

Page 61: M A R Z E C
Page 62: M A R Z E C

Wybór i opracowanie: Katarzyna Kulińska i Jan OlaszekKoncepcja notesu i redakcja: Anka Grupińska i Joanna Wawrzyniak Scenariusze lekcji: Małgorzata Osińska i Piotr UlatowskiKonsultacja historyczna: prof. Marcin Kula Konsultacja dydaktyczna: Marianna Hajdukiewicz Korekta: zespółOpracowanie graficzne: rzeczyobrazkowe.plOpieka organizacyjna: Agnieszka Nowakowska

Autorzy notesu edukacyjnego „Marzec ‘68” dziękują ogromnie Tadeuszowi Rolkemu i Archiwum Agory oraz rozmówcom projektu „Pamiętanie Peerelu” za zgodę na wykorzystanie zdjęć pochodzących z ich kolekcji.

Fragmenty opowieści zaczerpnięte zostały z tekstów opracowanych w ramach projektów historii mówionej prowadzonych przez Ankę Grupińską: „Pamiętanie Peerelu. Opowieści o wspólnych i indywidualnych sposobach na system: 1956-1989” dla Ośrodka KARTA, „Świadek żydowskiego stulecia” dla Fundacji Centropa oraz „Zapisywanie świata żydowskiego w Polsce” dla Muzeum Historii Żydów Polskich. Rozmowy prowadzili i opracowali: Aleksandra Bańkowska, Barbara Bossak-Herbst, Marta Cobel-Tokarska, Joanna Dudek, Joanna Fikus, Judyta Hajduk, Jolanta Jaworska, Maria Koral, Maria Krauss, Natalia Łuczyńska, Agnieszka Nowakowska, Jan Olaszek, Agata Patalas, Zuzanna Schnepf, Anna Szyba, Joanna Wawrzyniak,Zofia Wieluńska i Adrian Włodarczyk.

ISBN 978-61283-01-0

Page 63: M A R Z E C
Page 64: M A R Z E C

w w w . p a m i e t a n i e p e e r e l u . p l