Lipa nie śpi! - 5lo.lublin.pl5lo.lublin.pl/pliki/lipa/lipa_grudzien_2008.pdfkolęd, najczęściej w...
Transcript of Lipa nie śpi! - 5lo.lublin.pl5lo.lublin.pl/pliki/lipa/lipa_grudzien_2008.pdfkolęd, najczęściej w...
Lipa Grudzień 2008
Miesięcznikszkolny19.12.2008
bezpłatne wydanie świąteczne
W numerze:
Poczuj magię świąt! 3
Pierwsze noty za płoty –próbna matura 4
(Nie) szata zdobi maturzystęna studniówce 5
Z pamiętnika Maturzystki 7
Co Ty wiesz o wyrywaniu? cz. I 9
Przyjaźń płci? 9
O tym i o tamtym, czyli dlaczego ludzie piszą. 11
NIE TOLEROWAĆ NIETOLERANCJI. 12
Sto lat samotności 14
Więzień potrafi ! Czylispektakl teatru „Pod celą” 15
Co kryją podziemia Starówki?– Teatr Stary 15
Maturzysto, czytaj! 16
Lipa nie śpi!Choć wydawałoby się, że Lipaprzeżywa okres wegetacji, w tymroku bynajmniej nie przez ospałość Redakcji czy bunt ksera pojawiamy się dopiero w grudniu.Już od połowy września pochłonięci pracą nad jubileuszowymbiuletynem, aż do początkówlistopada myślami byliśmy raczejprzy kolorowym wydaniu z okazji60lecia szkoły niż przy Lipie wszacie takiej jak ta – bardziejcodziennej i mniej zobowiązującej.Sunąca ku większości zgRedakcjii urzeczywistniająca się corazbardziej wizja egzaminu dojrzałości każe mi zaapelować już teraz do młodszych roczników. Potrzeba „świeżej krwi” jest wyjątkowa. Jeśli zatem czujesz, żemasz coś do powiedzenia, lubiszpisać – pisz: [email protected]. :)Nie pozostaje mi nic innego, jaktylko życzyć wszystkim naszymCzytelnikom pachnących, niezabieganych Świąt oraz zgrabnegoskoku w nowy rok (jak zawsze,daj Boże, jeszcze lepszego).
Oczywista, zachęcam do dalszejlektury – a proszę mi wierzyć,jest o czym poczytać.Pozdrawiam dziarsko –
En.
Lipa Grudzień 2008
DYREKTOR I RADA PEDAGOGICZNA V LO IM. MARII SKŁODOWSKIEJ – CURIE
z okazjizbliżających się Świąt Bożego Narodzenia
życzą WSZYSTKIM PRZYJACIOŁOMI SYMPATYKOM SZKOŁY
wspaniałych chwil pełnych miłości i ciepła.Niech te Święta będą czasem refleksji, spotkań
z Rodziną i Przyjaciółmi, a Nowy Rokprzyniesie spełnienie marzeń i planów.
Lipa Grudzień 2008
Poczuj magię świąt!
Jest to obecnie najpopularniejsze hasło pojawiające się w listopadzie. Ledwie wyrwiemy się zzadumy po Wszystkich Świętych,gdy zaczynają otaczać nas bożonarodzeniowe dekoracje. Praktycznie od początku listopada wsklepach i centrach handlowychpojawiają się bombki, choinkioraz mikołajeprzebierańcy, zachęcający nas do zakupu niewątpliwie niezbędnego produktu.Owym koniecznym do życia towarem może być kawa, czekolada, lodówka, a nawet abonamentw sieci komórkowej. Zapał krasnala, z jakim chce nas przekonać do oferowanej rzeczy, możnaporównać z gorliwością prawdziwego świętego, na tym jednakpodobieństwa się kończą.Jeżeli jakiś sklep zaniedbał sprawę i nie przystroił się na początku miesiąca, zaległości stara sięnadrobić najpóźniej przed pierwszym grudnia. Podczas spacerumiędzy wystrojonymi półkami,oferującymi typowo „świąteczny”asortyment (tj. lalki, misie, lam
pki i bombki) możemy słuchaćkolęd, najczęściej w angielskiejwersji językowej. Utwory te majązapewne na celu wprowadzenieodpowiedniej atmosfery wśródklienteli. I o ile granie kolęd nahali sklepowej nie jest raczejczymś odbiegającym od normy, otyle fakt, iż to samo nagłośnienieczęsto zainstalowane jest równieżw przebieralniach i toaletach,normalne raczej nie jest. „WhiteChristmas” w tym miejscu pasujejedynie do koloru podłogi.Towarami oferowanymi w bożonarodzeniowej części sklepów wdużej mierze są zabawki orazinne akcesoria, bez których święta niewątpliwie by się w ogóle nieodbyły. Od paru lat można nawetnabyć opłatek. To nic, że niepoświęcony…Dzięki reklamom telewizyjnymwiemy, że najbardziej potrzebnesą nam prezenty dla dzieci. Wspotach możemy ujrzeć najnowsze wytwory zabawkowej mody,których cena jest proporcjonalnado prestiżu ich posiadania. Gdy
oglądałem jedną z reklam, dotarło do mnie, że moje dziecko będzie strasznie nieszczęśliwe jeżelinie dostanie wymarzonej, gadającej lalki. Siła reklamy robi swoje, bo dopiero później przypomniałem sobie, że dzieci jeszczenie mam, a nawet gdybym miał,to i tak koszt tego gadżetu byłbydla mnie za wysoki. Tu jednak zpomocą przychodzą banki, którenamawiają do wzięcia świątecznejpożyczki na „niezwykle dogodnych warunkach”. Owe niezwykłe warunki zazwyczaj polegająna tym, że musimy zwracaćprawie dwa razy tyle co pożyczyliśmy. Ale to nieistotne, bo jeżeliprzyjeżdża rodzina lub znajomi,to trzeba ich oczywiście odpowiednio ugościć. Zastaw się, a postaw się.Czy na tym polega obchodzenieświąt? Nie są chyba istotne przygotowania, chociaż w polskiejtradycji świętowanie często połączone jest z jedzeniem. A jeżelipotraw ma być rzeczywiściedwanaście, to na pewno potrzebne są do nich jakieś produkty,które oczywiście musimy kupić.Sensem Bożego Narodzenia sąnarodziny Jezusa Chrystusa, zktórych powinniśmy się cieszyć,wyrażając to właśnie przez świętowanie. Niestety, od kilku latnastępuje coraz większa komercjalizacja tej uroczystości. Owszem, fajnie jest dostać prezent,jednak niech nie będzie on „gwoździem programu” świątecznego,bowiem ten zwyczaj pochodzizaledwie z XIX wieku i, porównując go do wigilijnej wieczerzy,jest bardzo młody. Zadbajmyzatem o jak najlepsze przygotowanie duchowe do Bożego Narodzenia i prawdziwie rodzinną,ciepłą atmosferę.
mic
Lipa Grudzień 2008
Pierwsze noty za płoty –próbna matura
Przez trzy dni 2628 listopada maturzyści poczuli przedsmaktego, co czeka ich w maju. Białoczarne ubrania, nerwowa atmosfera oraz tysiące pytań i brakodpowiedzi towarzyszyły trzecioklasistom. Pierwszy dzień upłynął pod znakiem języka polskiego. Zaczętopisać o godzinie 8:00 – poziompodstawowy 170 minut, a o 10minut więcej rozszerzony. Maturzyści byli zaskoczeni tym, coznaleźli w tegorocznych arkuszach. Osoby piszące poziompodstawowy musiały zmierzyć sięz tekstem „O kłamstwie” LeszkaKołakowskiego oraz napisać charakterystykę Izabeli Łęckiej lubMakbeta. Większość z nich jednak zdecydowała się na opisaniebohaterki „Lalki” Bolesława Prusa. Nie zaskakiwał sam temat, aleto, że powieść Prusa królowała natrzeciej już maturze. Na poziomierozszerzonym na uczniów czekałUmberto Eco oraz Zbigniew Herbert z wierszem „Potęga smaku”.Również tutaj znalazła się charakterystyka porównawcza bohaterów: „Szewców” StanisławaIgnacego Witkiewicza oraz „Faraona”, oczywiście Bolesława Prusa. Tematy wypracowań maturalnych uspokoiły maturzystów –formę charakterystyki ćwiczylijuż w gimnazjum. Analizę wierszawybierali nieliczni, a najtrudniejszym zadaniem okazał się testczytania ze zrozumieniem. Jednak dzień pierwszy był tylko zapowiedzią tego co czekało ich wnastępnych dniach.Kolejny etap to obowiązkowejęzyki obce: angielski, niemiecki,hiszpański oraz francuski. Dlanajwiększej grupy matura z języka to sprawdzian znajomości
angielskiego. Pomimo wielu możliwości, najczęściej deklarowanym przedmiotem jest właśniejęzyk Wielkiej Brytanii. Maturzyści musieli wykazać się rozumieniem ze słuchu, znajomościągramatyki oraz pisaniem notatki(poziom podstawowy), rozprawki,opowiadania lub opisu (poziomrozszerzony). Na języku niemieckim trzeba było wykazać siętymi samymi zdolnościami orazumiejętnościami pisania pocztówki, rozprawki, opowiadania lubopisu. Ostatni dzień upłynął pod znakiem przedmiotów do wyboru:historii, WOSu, biologii, chemii,geografii, matematyki, fizyki iastronomii. Bez względu na wybór poziomu z wiedzy o społeczeństwie arkusze poruszały tesame tematy, m.in. prawa człowieka oraz terroryzm. Uczniowiemusieli zmierzyć się z fragmentami np. Konstytucji RP orazPowszechnej Deklaracji PrawCzłowieka z 10 grudnia 1948roku. Wiele problemów mogłasprawić historia – teksty źródłowe, odczytywanie map orazinterpretacja drzewa genealogicznego, a na koniec wypracowanie na jeden z dwóch podanych w arkuszu tematów:1.”Sposoby, jakimi Polacy w XIXw. próbowali odzyskać niepodległość” oraz 2. „Proces budzeniasię świadomości narodowej społeczeństw XIXwiecznej Europy”.O „ściślejszych” umysłach ciężkojest zresztą powiedzieć coś konkretnego: matura z matematykidla jednych okazała się nie doprzejścia, dla drugich na tyleprosta, by dobić nawet do budzących zadowolenie i respekt80%. Z opowiadań maturzystów,
którzy wzięli się za bary z biologią (w całej szkole podstawęzdawało zaledwie kilka osób,zdecydowanie większą częśćstanowili „rozszerzeni”) wynika,że – jak to nieraz bywa – kluczodpowiedzi okazał się wyjątkowoboleśnie mijający się z wiedząuczniów. W zamian za to pomaturze z geografii słyszało sięsame pozytywne opinie. Fizykazaś, w odczuciu piszących, wypadła dość przeciętnie. I tak minęły trzy długie i pełnestresu dni. Wyniki okazały sięcałkiem niezłe, chociaż mogą niezadowalać tegorocznych maturzystów. Większość uzyskałaponad 45% z wybranych przezsiebie przedmiotów. Redakcji „LIPY” pozostaje tylkoz okazji zbliżających się Świątżyczyć maturzystom jeszczelepszych wyników na majowejmaturze. :)
Lizka
Lipa Grudzień 2008
(Nie) szata zdobi maturzystę nastudniówce czyli jak się ubrać?
Czasy, w których dziewczętazakładały na studniówkę białąkoszulową bluzkę i czarnąspódnicę, minęły chyba bezpowrotnie. Dziś dekolty, krótkie sukienki czy krzykliwe kolory stają się normą. Wielesklepów oferuje suknie wieczorowe, czy łatwo zatemznaleźć odpowiedni strój dlasiebie? Oto osiem najpopularniejszych dylematów, zjakimi trzeba zmierzyć sięprzed studniówką.
Dylemat 1: kupić czy szyć?
Niby wybór w sklepach jest duży, ale często bywa tak, że trudno znaleźć suknię, której zarówno fason, materiał, kolor jak i cena nam odpowiadają. Dziewczyyny, którym się to nie udało, decydują się na szycie u krawcowej.Postępują tak także te, które posiadają zmysł plastyczny i samechcą zaprojektować sukienkę.Szycie nie jest jednak rozwiązaniem bez wad. Po pierwsze niewiadomo, czy efekt końcowy będzie nas satysfakcjonował, czynie. Po drugie – koszty. Uszycieprostej sukienki kosztuje około200 – 300 zł, szycie z projektuskomplikowanego fasonu nawet500 zł, oczywiście ceny te zazwyczaj nie zawierają kosztu materiału – w sumie 700 złotychbez dodatków. Drogo?
Dylemat 2: cena
W zależności od materiału, fasonu, a przede wszystkim marki,cena sukienki waha się od ok.150
zł do… Przyjmijmy, że do 500 zł,choć naprawdę nietrudno znaleźćdroższe. Ale strój na studniówkęto przecież nie tylko suknia. Butyto wydatek rzędu 100 – 300 zł.Do tego niezbędne są drobiazgi,takie jak torebka (najczęściej koperta), pończochy czy zgodnie zezwyczajem – czerwona bielizna.Na te drobiazgi też należy przeznaczyć pewną sumkę, wedługmoich szacunków około 150 zł,ale zazwyczaj dziewczyny i takposiadają wymienione wcześniejprzedmioty, więc jeden wydatekz głowy. No dobra, mamy jużkieckę, ciut za wysokie obcasy,czerwone podwiązki, czas na fryzjera. Na wieczorową fryzurę, na
przykład kok lub fantazyjne upięcie należy zarezerwować sobie od60 do 150 zł i – przy długich włosach – 2 lub 3 godziny cennegoczasu. Przy krótkich włosach trwato znacznie krócej i mniej kosztuje, samo modelowanie wyniesieok. 30 zł (w firmowych salonachzapewne więcej). Oczywiściestudniówka sama w sobie to teżspory wydatek. Uff…
Dylemat 3: jestemniewymiarowa!
Bywa i tak, że mierzy się dziesiątki sukienek, a żadna nie leżyidealnie. Lub: chcemy ukryć pewne niedoskonałości figury, atymczasem sklepowe stroje tylko
Lipa Grudzień 2008
je uwypuklają, gdyż są szyte zmyślą o dziewczynach o nienagannych kształtach. W takichwypadkach radzę zastanowić sięnad wizytą u krawcowej (patrz:problem 1). Teoretycznie możliwejest także dokonanie drobnychpoprawek w sukience ze sklepu,ale jest to ryzykowne. Zdarzasię, że nawet małe zmiany mogąbyć widoczne, uszkodzić delikatnymateriał czy zepsuć fason. Niezmienia to faktu, że warto czasem ryzykować.
Dylemat 4: klasycznie czyekstrawagancko?
Młodzi ludzie lubią podkreślaćswoją indywidualność strojem.Niektórzy nie chcą rezygnowaćze swojego stylu nawet na czasstudniówki. Bezpiecznym rozwiązaniem w takiej sytuacji jestwybór w miarę stonowanej kolorystycznie sukienki, ale za to„podkręcenie” jej bardziej ekstrawaganckimi dodatkami. Dziewczynom preferującym klasykępod tym względem jest łatwiej.Ponadto klasyka wcale nie musioznaczać tylko nieśmiertelnej„małej czarnej”. Inną sprawąjest, że znalezienie sukienki beztony cekinów, brylancikówtudzież innych obficie występujących ozdób jest coraz trudniejsze…
Dylemat 5: modnie czy nie,oto jest pytanie!
Czy istnieje coś takiego jak moda studniówkowa? Jeśli tak, tojest ona raczej w stadium raczkowania. Zawsze można podpatrzeć, co nosiły poprzednie roczniki. W naszym liceum w zeszłym roku królowała satyna itafta. Nierzadko sukienki byłymarszczone, drapowane, zazwyczaj dość wąskie, blisko ciała.Większość z nich sięgała za kolana, choć zdarzały się suknie doziemi jak i do połowy uda. Poja
wiły się także suknie dwuczęściowe, składające się z gorsetu ispódnicy, choć ich czas powolichyba już przemija. Najpopularniejsze kolory? Czerń, granat,ciemna zieleń, brąz, bordo, odcienie szarości. Coraz częściej nastudniówkach pojawia się…wściekły róż.
Problem 6: długość sukni
Jaki związek ma długość sukienki z bezpieczeństwem? Duży!Dziewczynom, które zakładająszpilki od wielkiego święta odradzam suknię do ziemi. Nietrudnozaczepić o nią obcasem i zakończyć poloneza dosłownie na parkiecie. Warto poćwiczyć chodzenie w nowych butach przed studniówką, wyczuć, jak spisują sięna różnych powierzchniach, wjakim stopniu są „śliskie”. Coraz więcej dziewczyn rezygnuje z sukni typu „maxi” narzecz sukienki sięgającej kolan,ale nie tylko ze względu na bezpieczeństwo. ;) Tak, taka długość jest stosowna na studniówkę– odpowiadają wszyscy, takżenauczyciele. Kontrowersje natomiast budzi mini.
Dylemat 7: kupiłam jużsukienkę, a znalazłamładniejszą!
Zawsze warto zachować paragon. Wiele sklepów jasno określa,pod jakimi warunkami możliwajest wymiana towaru lub jegozwrot i wywiesza te informacje wwidocznym miejscu (np. w przymierzalni). Są one także dostępne na stronach internetowych.Pamiętajmy, że sprzedawca niema obowiązku przyjąć reklamacjidotyczącej towaru nieuszkodzonego, chyba, że inaczej stanowiwspomniany wcześniej regulamin.
Dylemat 8: moja koleżankama taką samą/bardzo
podobną sukienkę!
Na ten dzień czekałaś długo.Starannie dobrałaś wszystkieelementy garderoby i wytrzymałaś w bezruchu dwie godziny ufryzjera. Witasz się z koleżankami i… Widzisz swoją sukienkęna innej. W tej sytuacji nie pozostaje Ci nic innego, jak zażartować z tego, nie zadręczać się tąmyślą, tylko mimo wszystko dobrze się bawić. Pomieszczenia, wktórych organizuje się studniówkisą zazwyczaj duże, możesz więcjej po prostu unikać. :)
Mężczyzna w garniturze – tojest to! :)
Panom też należy poświęcić tutrochę uwagi. :) Zakup garniturunie jest problemem, w każdymrazie nie spędza snu z powiek takjak zakup sukienki. Obecnie wwielu sklepach można trafić nawyprzedaże i kupić całkiem niezłyokaz nawet za 200 zł. Pomijającobniżki i promocje, garniturmożna kupić za 300 – 600 zł.Buty 100 – 300, a oprócz tegokoszula, krawat… około 200 zł.Nie tylko nasze ciuchy są drogie.;)
Przedstudniówkowy szał już sięrozpoczął. Niektóre dziewczynycieszą się, że udało im się kupićsukienkę już jakiś czas temu,kreacje innych są w trakcie szycia, ale chyba większość wciąż zniepokojem biega po sklepach.Chłopcy przyglądają się temuwszystkiemu ze zdziwieniem idystansem. Zresztą nie tylkooni… ;)
Katrina
Lipa Grudzień 2008
Z pamiętnika Maturzystki...
Koniec lekcji o nieprzyzwoiciewczesnej godzinie, próbna matura i dochodzące zewsząd rozmowy o studniówkowych kreacjachboleśnie uświadamiają mi, że jużza kilka miesięcy, chcąc niechcąc, będę musiała opuścić mury„starej, dobrej Piątki”. Jako, żesprzyja to popadaniu w sentymentalizm, postanowiłam na łamach „Lipy” podzielić się z Wamikilkoma przemyśleniami związanymi z nieuchronnie zbliżającymsię końcem okresu, w którymmogę nosić dumne miano „ucznia”.Parafrazując wypowiedź absolwenta naszej szkoły: pierwszaklasa to okres niepewnego rozglądania się dookoła i szukaniasobie miejsca w Piątce, druga toczas szaleństwa i swoistego „licealnego buntu”, a trzeci rok...no właśnie. Według naszego absolwenta to okres beztroskiegokończenia lekcji w południe, czego wynikiem jest „tyle czasu, żeaż się nie chce uczyć do matury”.Dla mnie trzecia klasa jest męcząca. Jednak nie ze względu na
nawał nauki, jaki niesie za sobąmatura w maju, ale ze względuna nadmiar energii i pomysłów. Oile pierwszą klasę przespałamzamiast dać się wciągnąć wpozalekcyjne życie naszej szkoły,o tyle teraz czuję, że wsiąkłam wnie zupełnie i bez pamięci. Nadmoją głową nieustannie błyszczążaróweczki pomysłów i jak nigdy– mam mnóstwo energii na ichrealizację. Jednak nie mogę sięim poddać – ową energię jestemzmuszona tłumić lub wkładać wkilkugodzinne ślęczenie nadksiążkami. Licealne życie jak nazłość dało mi się odkryć ze swejnajlepszej strony dopiero teraz,gdy nie mogę mu się poddać, ajuż niedługo zmuszona będęzostawić je na zawsze.Oczywiście sytuacja ma swojedobre strony: „dorosłość” (przynajmniej z nazwy), studniówka ipewne przywileje, jakimi szkołaobdarza maturzystę. Zaledwiekilka przedmiotów i spora ilośćczasu „wolnego”, pewien stopieńpoufałości z nauczycielami i... cotrochę śmieszy maturzystę –
dumny wzrok pierwszaka, którymówi mi „cześć” na korytarzu. ;)Ale czy wszystkie zalety tegookresu nie sprawiają tylko, że niechce się tego zostawiać? Aż ciśniesię na usta zdanie: „Jak zaczęłobyć naprawdę fajnie, to trzeba toopuścić!”.Gdyby nie świadomość, żenależę do ostatniego rocznika,którego nie obowiązuje matura zkrólowej nauk, zapewne zdecydowałabym się – dla osiągnięciazakończenia „z przymrużeniemoka” – na apel do Profesorów, byzrobili wszystko bym mogła zostać w szkole chociaż jeszcze rok,ale... wolę nie ryzykować. ;)Życzę Wam – zwłaszcza pierwszoklasistom – żebyście nigdynie mieli poczucia straconegoczasu. Wykorzystajcie to, coproponuje Wam Piątka jak najlepiej potraficie – żeby za kilkalat na pytanie „jak było w liceum?” przy odpowiedzi kręciła sięWam łezka w oku. :)
Marysia Męczywór
Z pamiętnika dwukierunkowcaDzień 1
Dwukierunkowcem być. Wyzwanie. Podejmuję to ryzyko. Ajakże! Biegnę rano na uczelnię, żebydochodząc już do celu – pokojuna trzecim piętrze humanistyki dostać zadyszki. Z zadyszkąuprzejmie przepraszam za spóźnienie. I nagle się łapię, że przecież to już nie liceum i mam 15minut dozwolone (kochany kwadrans akademicki) wchodzę i…postanawiam ambitnie zapamię
tać, żeby następnym razem nieprzepraszać, tylko potulnie usiąśćna krzesełku. U jednego radaprzydatna, u innego samobójjstwo. Jak już poszłam na politologię dzięki ci za punktualne MPK! tookazało się, że zmiana grupyćwiczeniowej jest przestępstwemo wiele cięższym. Musiałam niskochylić czoło i przepraszać za tęzbrodniczą zmianę (wolałabymsię rozdwoić). Ale tak za ambicje ichęć nauki się płaci. Pan już miłynie był. Stawiam na kompleksy z
dzieciństwa, choć korytarzoweplotki głoszą, że to raczej niezbytudana dorosłość. Bo przecież jakja mogę chcieć zmienić grupę? Nonaprawdę nie doceniłam daru żedo szanownego pana dr mogęchodzić na godzinę 8, przecież tobyłby taki dobry początek dnia...
Dzień 2
Ciężki to ma być dzień… Zaklinam go. Szafeczka wyczarowujemi skądś resztki ulubionej kawy.Parzę z namaszczeniem.
Lipa Grudzień 2008
Wypijam. Nawet mam minutę rezerwy, więc marnuje ją na przystanku. Cudowny wynalazek wykłady.I wyspać się można, i odrobićangielski, albo przepisać notatki.Wspaniale. Nawet doktorek zachęcał nas do rezygnacji "jesttyle ciekawszych rzeczy" – ale tokokieteria, akurat on mówi śmiesznie, rzeczowo i interesująco.Gorzej było z następnym. Chybafacet (nie wiem kto mu dał profesora) wiedział, że najsilniejszym punktem jego wywodówjest lista obecności. Cóż, jakośprzyciągnąć trzeba. Tylko ja siępytam czy on w ogóle wie dokogo mówi i gdzie jest? Sprawiałwrażenie zagubionego nie tylko wświecie, ale i w czasoprzestrzeni.To nic, że był wtorek, ale zapytałnas czy jesteśmy z zaocznych.Nie byliśmy, a mimo to musieliśmy zostać. Co więcej, moje włosy przechodzą ostatnio intensywny...peeling. Te wszystkie tubki i tubeczki wyglądają tak samo, zwłaszcza o 2 nad ranem.
Dzień 3
Znowu biegnę. Znowu zaspana. Niedługo może uda mi siępobić rekord Guinessa w wytrzymałości bez snu. Ciekawe ile ktośwytrzymał? Póki co śpię 7/48. Niejest jeszcze tak źle. Lepiej niż jakśpię przepisowe siedem godzin.Polecam. Tylko kawa mi się koń
czy. Więc muszę pamiętać, żebygdzieś kupić. Swoją drogą to jestzastanawiające, że studiuję wewłasnym mieście, w domu rodzinnym i cierpię na brak funduszy jakbym co najmniej studiowałana Marsie. Tłumaczę sobie i rodzicom z resztą też, że to winakserówek, bo raptem dwa miesiące minęły, a ja mogłabym jużnimi wytapetować jeden wydział.
Dzień 4
Od ósmej do ósmej. To ludziew pracy nawet mają lepiej! Powinny być jakieś ograniczenia.Prawo łaski, odroczenie egzekucji. To jest nienormalne! I to, żezasnęłam oparta o długopis nageografii też jest nienormalne.Tylko niech mi ktoś powie, co jatam nabazgrałam. Przecież niedługo ci wyraźniepiśmienni mniewyklną, że ciągle chcę notatki. I jeszcze ten niezapowiedzianykolos. No i dlaczego? No co, ażtak facetowi się nudzi? Niechbyprzeczytał jakąś książkę, a nierobi i ocenia. My się denerwujemy, a ten marnuje czas na sprawdzanie. To znaczy nie ma właściwie czego sprawdzać. Przynajmniej jeśli chodzi o moją kartkę. Wracając do domu jadę z przesiadkami. Przystanek do przystaneczku i będę w ciepłej kuchni,gdzie pewnie mimo telepatycznych wezwań stoi pusta lodówka. Jak już wsiadałam dodziesiątego autobusu dostaję odwysiadającego bilet. Od razu misię lepiej zrobiło! Pasażerze! Oddaj bilet! Tylko, że ja mamprzejazdówkę. Ale bilet wzięłam,żeby nie zniechęcać.
Dzień 5
O złośliwości losu! Kończyłamdrugą klasę liceum z przekonaniem “Nigdy więcej geografii”.Trzecia klasa była z okrzykiem:“Koniec z matematyką!”. A terazco? A teraz siedzę na geografii
politycznej, demografii, ekonomiii statystyce. I masz człowiecze zaswoje! Mam nadzieje, że żadnejchemii mi nie dadzą. To byłby juższczyt. Choć kolega z klasy, obecnie student jakże szacownegoUniwersytetu Przyrodniczego, mazajęcia i z zoologii, i z chemii, i zczego tam jeszcze nie usłyszałam, bo wyrażałam swe głębokiewspółczucie tarzając się ze śmiechu po podłodze. Nie to żebymbyła nieczuła.
Dzień 6
Och, piękna soboto. Pieśni natwą cześć trzeba zacząć pisać.Nareszcie się wysypiam. Całepiękne siedem godzin w łóżeczku,śniąc i wypoczywając. I to nic, żerodziciel przyszedł mnie obudzićtekstem, że prześpię całe życie. Zprzyjemnością bym to zrobiła. Korzystając z dobrego humoruchcę zrobić porządek w notatkach. I pierwszy problem: wnotatkach z historii współczesnejpolski mam dziury wielkości ozonowej, bo nie nadążałam z notowaniem. Żeby się nie denerwować – odkładam. Po co psuć sobietaki piękny dzień. Biorę więc wswoje łapska coś z kulturoznawstwa, tak dla równowagi. I dlarównowagi tu też rozczarowanie,bo jak już wychodziłam wcześniej, żeby zdążyć na politologię,nie zanotowałam ostatnich słów iliteratury. Wiem za to, że w skrypcie z historii najnowszej powszechnej mam literaturę na najbliższe ćwiczenia. Więc sięgam.Włączam stronę Biblioteki Wojewódzkiej i UMCS w nadziei, żecoś szybko znajdę. Pudło, tzn.strzał w 2, a przecież jest takdaleko od 10! Na osiem książekznalazłam dwie – w tym tylkojedną do wypożyczenia. Super.Ze zdenerwowania wychodzę zdomu, co by dalej się nie rozczarować.
Anastazja E.T.
Lipa Grudzień 2008
Co Ty wiesz o wyrywaniu? cz. I Witam wszystkich słuchaczy wnajnowszym odcinku pięknegotasiemcowego serialu o nazwie„sprośni podglądacze”. Dzisiajzapuściłem się w dziki rewir jakimjest liceum, by zbadać w jak powstają związki, rodzą się miłościoraz zwiększa się populacja.Zapewne wielu z Was zauważyliczne nawiązania do ostatniegoodcinka, gdzie obserwowaliśmyżycie więzienne. Tutaj jest podobnie – „to czego chcesz – jestnieosiągalne, to czego niechcesz… samo Cię znajduje”.Dotyczy to także sfer najbardziejintymnych. Ale może przejdę odrazu do materiału, który chciałbym zaprezentować. Udało mi siępodejść niepostrzeżenie do wielunajprzeróżniejszych grup młodzieżowych to co usłyszałemmoże Was przerazić, ale proszęmi wierzyć – taka jest prawda.Panowie, Panie zapraszamy nasłuchanie… Drogie Panie uważajcie, boprzed samym wejściem do szkołyjuż możecie zostać złapane – pułapki skuteczniejsze niż wilczedoły czy wnyki przez te cudatechniki możecie przysłowiowo„wpaść”. Mowa oczywiście o wielkich, lśniących wehikułach przyjemności zwanymi potocznie„furami”. Nieważne czy torozklekotana bejca, czy golfik z4tej ręki „bryka” lub samo
chód, jak to mówią sztywniacy,musi być! Nie wiadomo do końcaczemu tylko osobniki płci męskiejstosują tę metodę, lecz trzebaprzyznać, iż jest ona dosyć skuteczna przedstawicielka płciżeńskiej musi się wykazać niemałym sprytem, by nie znaleźćsię w czyimś pojeździe, któregownętrze mają powiększyć basy zgłośników. Postanowiłem wkroczyć dobudynku, by zobaczyć czegojeszcze mogę się dowiedzieć natemat „wyrywania”. Mój węchjest nieomylny, a to wyczułemprzy samym wejściu do szkoły.Zapach krwi… oznacza tylko jedno – w pobliżu są dzieci Gillete’a osoby wprawiające wszystkichgolących się ludzi w obłęd, wykupując cały zapas ostrzy, żyletek igolarek. Ludzie kochający starogrecką medycynę (coś Ci jest –upuść sobie krwi). Najnowszebadania dowiodły, że ta grupazatraciła pierwotny odruch chęciprokreacji, więc opuściłem ichrewir, by skupić się na moimwielkim i chwalebnym zadaniu –odkryć jak dzisiejsza młodzieżzwraca na siebie uwagę płciprzeciwnej. Przechadzając się swobodnieusłyszałem cichy szloch, pomyślałem sobie, że to pewnie ktoś zgrupy wielbicieli Hipokratesa(czytaj wyżej). Jednak mym
oczom ukazała się grupka nastolatek otaczających szlochającegochłopaka. Podkradłem się na tyleblisko by móc przysłuchać się oczym rozmawiają. Marto, sądzę, że wielu mężczyzn się już o to pytało, ale czybardzo Cię bolało jak spadałaś znieba… aniele ? Och Karolu jesteś taki czuły,powiedz mi coś jeszcze artystycznego! Twoje dłonie są takie piękne,żyły wtopione w alabaster…… Cieszę się, że nic nie jadłemna śniadanie…Początkowo myślałem, że jest topodryw „na litość”, jednak dostrzegłem tu raczej desperackozastosowany „motyw przypadkowych słów powiedzianych wnatchniony sposób”. Sama nazwawszystko wyjaśnia, dziewczynywiedzą, że te wszystkie „artystyczne sentencje” pochodzą zhasała „kicz” na Wikipedii, tudzież z lektury Bravo, ale woląwierzyć, że ten chłopiec ma duszę artysty. Smutne to i pięknezarazem, takie życie w „złotejułudzie”… Jednak eksperymentypotwierdzają skuteczność metody.
A teraz przerwa na reklamę
Borewicz, PorucznikBorewicz
PRZYJAŹŃ PŁCI?NAJTRUDNIEJ JEST ZACZĄĆ
„O, naczelna, napisz coś o związkach, to jest przecież genialnytemat!” – usłyszałam pewnegorazu od ożywionej CenSorki. Zcharakterystycznym dla siebie,upierdliwym sceptycyzmem pomyślałam krótko: co to, to nie, tonie moja działka. Wzbraniając sięwszystkimi czterema kończyna
mi, udało mi się na tyle znaczącoodwlec to w czasie, by o misjizapomnieć. Podczas jednej zostatnich rozmów z CenSorkątemat jednak powrócił i w ciągunastępnych kilku dni nie pozwoliłsię już więcej zlekceważyć.
PODEJRZLIWOŚĆ ANKIETERKI
Zaczęłam od miejsca wyjątkowo
mi bliskiego, czyli naszego nieoficjalnego Forum szkoły [przyp.red.: www.5lo.4.pl]. Tak jak sięspodziewałam, nie musiałamczekać długo na odzew. Wynikankiety jednak („Czy istniejeprzyjaźń damskomęska?”)naprawdę mnie zaskoczył, bowiem miażdżąca wręcz częśćgłosujących jednoznacznie opowiedziała się za istnieniem takiej
Lipa Grudzień 2008
przyjaźni (zaledwie 3 na 27 osóbna zadane pytanie odpowiedziały„nie”). Oczekiwałam raczej zażartych dyskusji i wyrównanych,opozycyjnych sił niż zgodnychpostów o wieloletnich przyjaźniach. Czym jest zatem, wedługPiątkowiczów, przyjaźń międzykobietą a mężczyzną, dziewczynąa chłopakiem? „Jest rzadkością,dlatego uważam ją za szczególniewartościową więź”, „To jedno znajładniejszych istnień, jak dodatkowa para oczu, zapasowaporcja endorfin, ciepła herbata zrana” – to tylko niektóre z najróżniejszych wypowiedzi jednomyślnie podkreślających nieocenioną wartość przyjaźni osób odwóch i, bądź co bądź, wyjątkowoodmiennych sposobach postrzegania świata. Z samym zdefiniowaniem przyjaźni Forumowiczetakże nie mieli większego problemu; pierwsza z definicji, którazresztą spotkała się z milczącąaprobatą pozostałych to „prawdziwe, szczere i pełne bliskościdzielenie się z kimś swoim życiem”. Słowa te, przyznać trzeba,o tyle celne, co bardzo mocne,zwróciły moją uwagę na to, jakwysoko przyjaźń jest przez nasceniona, zdania „przyjaciel jesttylko jeden” powtarzały się bardzo często. Wszystko wydawałoby się więc jasne i poukładane,mnie jednak wciąż coś gryzło. Wkońcu przypomniałam sobie
przeczytane gdzieś słowa StefaniiGrodzieńskiej, sędziwej już, polskiej pisarki i aktorki, która wwyjątkowy sposób powiedziałakiedyś: „Jestem w takim wieku, wktórym płeć przyjaciół nie mażadnego znaczenia.” Zrozumiałam wtedy, że to te słowa mniegryzą.
„COŚ WIĘCEJ”?
Ci, którzy negują istnienie przyjaźni damskomęskiej, wysuwajązwykle jeden, konkretny argument: przyjaźń prędzej czy później przeradza się – bądź tylkopragnie się przerodzić – w tzw.„coś więcej”, swoją drogą pojęcieo tyle irytujące, bo zupełnie nieskonkretyzowane i notoryczniewręcz nadużywane przez ludzi(najczęściej jednak oznaczającezakochanie lub miłość). Innymisłowy: biologia jest silniejsza odczłowieka, pociąg seksualny (tu:chemia) po prostu uniemożliwiadalsze trwanie takiego związku. Iwydawałoby się to całkiem logiczne: znając przez dłuższy czasczłowieka, który nie dość, że maz nami wiele wspólnego i rozumienas jak mało kto, to jeszcze jestprzeciwnej płci – nietrudno zapałać chęcią do bycia z kimś takimw pełniejszym, jeszcze bliższymwymiarze. Smaku dodawać możefakt, że jest to swoisty „zakazanyowoc” – przecież to, co jest dlanas poniekąd nietykalne, wydajesię smakować najlepiej, a trawajest zieleńsza po drugiej stronie.Bardzo spodobało mi się zdanieKatriny umieszczone na Forum:„Jeśli przyjaźń między kobietą amężczyzną jest niemożliwa, totylko przez ich własne słabości”.To wyjątkowo cięta riposta skierowana do tych, którzy deklarują, że przyjaźni damskomęskiejnie ma. No właśnie: czy możnapowiedzieć, że takiej przyjaźninie ma w ogóle? Czy ktoś, kto niewierzy w taki związek międzykobietą a mężczyzną, bo w prze
szłości zakochał się bez wzajemności w swoim przyjacielu –bądź przyjaciel w nim – możepodważać istnienie takiej przyjaźni w ogóle? Ba, czy mogą topodważać rzekome doświadczeniajego równie uprzedzonych znajomych,którzy przecież także niemogą odpowiadać za każdy, indywidualny przypadek? To trochętak, jak gdyby mężczyzna porozstaniu z ukochaną deklarował,że miłości nie ma i nigdy nie było,bo przecież oni właśnie się rozstali. Tymczasem problem tkwitylko w nich samych. Czyżby warunkiem przyjaźni dwojga płci niebyłoby zatem dojrzałe poczucie,że taka relacja w zupełności (!)wystarcza obojgu i zmienianietego stanu (broń Boże gwałtowne!) wcale nie musiałoby przynieść zmian na lepsze? Z pewnością taki krok wymaga po stokroćprzemyślenia sprawy indywidualnie, choć trochę dojrzale ichoćby częściowo – obiektywnie.
PRZYJACIÓŁKA MOJEGOCHŁOPAKA
Pogodzenie posiadania chłopakai przyjaciela (analogicznie: dziewczyny i przyjaciółki) to sztuka,która wymaga wielu poświęceń idojrzałości od wszystkich trzechstron. Nie każdy zresztą podejmuje takie ryzyko (bo bez wątpienia można to ryzykiem nazwać); nie mogąc liczyć na zaufanie partnera czy wyrozumiałośćprzyjaciela nawet najbardziejroztropny i dojrzały człowiek niejest w stanie rozwiązać takiegoukładu bez „ofiar” w związkach –bądź co bądź przyjaciółka chłopaka nie jest dla jego dziewczynygrupą kumpli, którzy spotykająsię z nim na piwie, zaś przyjacieldziewczyny bynajmniej nieprzypomina jej chłopakowirozchichotanego iniezobowiązującego towarzystwana pogaduszkach. Zazdrość towyraz nie tylko miłości, ale i
Lipa Grudzień 2008
braku pewności – najczęściej samego siebie, a na to jedynymlekiem jest tylko troska partnerai umiejętność okazywania uczuć.Być może wybuchy zazdrościostudzi też świadomość tego, żeograniczanie ukochanej osoby wjakikolwiek sposób (także w kwestii utrzymywania kontaktu zprzyjacielem) jest tylko wyrazemswojego egoizmu – bo i jak inaczej nazwać chęć ograniczeniakontaktu partnera z innymi,bliskimi mu osobami? Oczywiścienie zawsze jest tak, że zazdrośćnie ma podstaw i partner odczuwać może niedosyt w odczuwaniuwspominanej troski ze stronypartnera o tyle boleśnie, bodzieląc ją z jego przyjacielem.Cóż, wyobrażając sobie sytuację,w której mężczyzna przychodziwcześniej z pracy i zastaje żonę zjej przyjacielem w łóżku, raczejciężko jest myśleć, że biedny„rogacz” powie: „Kochanie, niemogę zabronić Ci być szczęśliwą,więc nie przeszkadzajcie sobie,
proszę.”
DAĆ CZASOWI CZAS.
Galimatias związany z podejmowaniem przyjaźni i miłości wynikać może z tego, jak niezauważalna jest między nimi granica.Poza tym, czy nie jest tak, żegłęboka (!) przyjaźń opiera się namiłości, a głęboka (!) miłość – naprzyjaźni obojga partnerów? Wydaje się być czymś nieprawdopodobnym jak decydujące znaczenie – zwłaszcza w naszym wieku?– ma obecność namiętności wrelacjach damskomęskich i pociągu fizycznego w ogóle. Osobiście bardzo cenię sobie znajomości z chłopakami; nie mamwątpliwości, że przyjaźń zchłopakiem ciężko jest porównaćz przyjaźnią damskodamską. I oile przyjaźń damskodamska boryka się nieraz z problemamiznanymi tylko dziewczynom(przywołując słowa jednej zForumowiczek: „Z dziewczynami
trudno się przyjaźnić, bo zawszesię w czymś musisz prześcigać,konkurować, rywalizować, itp.”),to w przyjaźni z chłopakiemproblem polega przede wszystkimna pogodzeniu dwóch płci i nazwaniu po imieniu tego, co je łączy. Jednocześnie jestem teżjedną z tych osób, które obkładają istnienie przyjaźni damskomęskiej pewnymi warunkami. Niewiem, czy wiara w istnienie przyjaźni zabezpieczona tak gęstoswoimi „ale” jest wiarą prawdziwą. Przyjaciołom chodzi przecież o swoją przyjaźń, nie o swoją płeć. Myślę zresztą, że tworzenie reguł dotyczących wartościtakich jak przyjaźń czy miłośćbywa po prostu zbędne. Zanimwięc powiemy głośno, czy przyjaźń dwojga płci istnieje lub nie,dajmy upłynąć czasowi, którychyba jak nikt inny pozwalaodnaleźć odpowiedzi na najbardziej niejednoznaczne naszepytania.
En.
O tym i o tamtym, czyli dlaczego ludzie piszą.
„Dla nas, piszących, pisaniejest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą,przeprawą malutkim czółnemprzez pełne morze, samotnymszybowaniem w kosmos.”Zasiadając przy biurku i próbując napisać artykuł do naszejszkolnej Lipy, zaczęłam zastanawiać się dlaczego ludzie w ogólepiszą książki, pamiętniki, wiersze? Przecież najczęściej nie jestto związane z ich zawodem czypotrzebą zysku. Być może niektórzy chcą zachować swoje radości i smutki nie tylko w pamięci,ale także na papierze, aby mócdo nich kiedyś powrócić, bo podobno każda chwila w naszym życiujest wyjątkowa i każda ma inną
barwę. My na pewno piszemy także dla przyjemności. Człowiek może wyrazić siebie nawiele sposobów, przez słowa,czyny, sztukę… Ale czy duszaludzka potrzebuje wyrażania siebie także przez słowa napisane?Czytając książkę Paulo Coelho, wpamięci utkwiło mi pewne zdanie:„Pisanie nie polega jedynie nawyrażaniu myśli, to także głęboka zaduma nad wymową każdegosłowa.” Ile uczuć możemy zawrzeć w jednym słowie? Przecieżdobrze pisać to znaczy czynićmyśl widzialną. Każdy czytelnikinterpretuje tekst na własny sposób w zależności od jego uczuć,przeżyć i doświadczeń. „Książkisą lustrem: widzisz w nich tylko
to, co już masz w sobie.” Nieukrywajmy, że wiersz pełenmetafor zrozumie najlepiej samautor. Lecz czy piszący wierszetworzą, bo chcą aby ktoś inny jeprzeczytał i docenił ich talent, czydlatego, że mają taką potrzebę, aczytelnicy są tylko wątkiem pobocznym? Trudno stwierdzić.Myślę jednak, że osoby piszącepamiętnik robią to tylko dla siebie.Jak się jednak okazuje i kwestiapamiętnika nie jest łatwa dorozstrzygnięcia. Zastanawia mniepodejście młodzieży do uwieczniania swoich myśli. Większośćuważa to za rzecz, którą powinnosię ukrywać, nie mówić o tym, bopisanie dziennika jest śmieszne i
Lipa Grudzień 2008
dziecinne, kojarzy się zazwyczajz nastolatkami, które ubolewająnad swoim (błędnie interpretowanym przez nie) losem. Lecz czyto jest prawdziwą istotą pamiętnika? I tu po raz kolejny przekonujemy się o błędności stereotypów, które często odgrywajądużą rolę w naszym życiu, pojmowaniu świata i innych ludzi.Pisanie pamiętnika jest pewnegorodzaju pasją, uzależnieniem.Jeśli naprawdę ktoś czuje się wtym dobrze, sprawia mu to przyjemność, po pewnym czasie odczuwa on potrzebę pisania i niemoże przestać. Jest to elementem jego codzienności.Ludzie piszą, bo to im pomaga.Gdy mają gorszy dzień, mogąprzelać na kartkę swoje słowa,
wyżalić się samemu sobie. Uważam, że wyrażenie siebie w słowach dla siebie jest łatwiejsze niżmówienie o swoich uczuciachinnej osobie. Mimo to nie powinniśmy jednak rezygnować z rozmów o tym, co czujemy. Pamiętnik jest także cudowną pamiątką. Piszący czytając swoje dawne zapiski mogą cofnąć się wprzeszłość, nieraz pośmiać zsamych siebie i swoich dawnychproblemów, które z perspektywyczasu wydają się coraz to bardziej błahe. Właśnie wtedy dostrzegają jak się zmieniali, dojrzewali. Bywa, że ludzie pisząpamiętniki by zastanowić się nadswoim życiem i samym sobą,poukładać wszystko, co sprawiło,że w ich życiu pojawił się bałagan. Mogą przyjrzeć się sobie,pomyśleć. Myślę, że dusze romantyczne potrzebują tegoszczególnie. Pisanie może sprawiać także satysfakcję. Ubieraniew słowa zwykłych myśli i uczućjest nie tylko sztuką, ale pozwalaludziom się spełnić, udowodnićsamemu sobie, że wrażliwość,którą kiedyś posiedli, jest w nich
nadal i zawsze będzie. Wieluspośród piszących pamiętnikimarzy o tym, aby ktoś kiedyś jeprzeczytał i przeżył całe ichzwyczajne życie – tak jak oni toukazali na kartkach. Piszący nieraz zakreślają piórem słowa abywywołać w umyśle czytelnikaodpowiednie uczucia. A to też niejest łatwą sztuką.Rozpisując się na temat bliżejnieokreślony, powstał artykuł,który zakończył się owymi wnioskami. Ci którzy piszą, powinniutwierdzić się w przekonaniu, żeto, co robią, jest wartościowe; amoże ktoś sięgnie po pióro izeszyt, żeby zacząć tworzyćswoją historię? Pamiętniki i dzienniki mają w sobie głębszy sens.Dodam również, że nawet zwykłeopisywanie swojego dnia i wszystkich czynności, które wykonywaliśmy, przypominanie sobieszczegółowo wszystkich zdarzeń,sprawia, że ćwiczymy swójumysł, stajemy się błyskotliwsi,mamy szybsze rozumowanie ikojarzenie.
Klaudia Kozik
NIE TOLEROWAĆ NIETOLERANCJI. ¹Bardzo często mam wrażenie,że nie myślimy i nie potrafimymówić o tym, co jest naprawdęważne. Nawet jeśli pomyślimy otym, to jednak dość szybko zapominamy. Mam na myśli tolerancję, głównie rasową, ale takżereligijną czy kulturową. I nie chodzi mi tylko o Polskę, ale równieżo kraje, które na pozór są bardzotolerancyjne.
Czy wiecie, kto w Polsce rozpoczął tradycję tolerancji królewskiej? Ostatni Piast KazimierzWielki, po przyłączeniu GrodówCzerwieńskich. Zresztą za prowadzenie polityki tolerancji zostałobrzucony klątwą papieską. Z
kolei za Zygmunta II AugustaPolska była istnym rajem dla innowierców. Konfederacja Warszawska i jej postanowienia byłyprawdziwym ewenementem wkatolickim kraju gwarantowanopokój między wyznaniami orazpełne równouprawnienie, niezależnie od wyznawanej religii.Niemcy w tym samym czasieprowadziły wojny religijne, weFrancji dokonywano masowychmordów na hugenotach, a Anglianiewiele wcześniej za sprawąHenryka VIII Tudora całkowicieodeszła od papieża. W Rzeczpospolitej prawo gwarantowałocałkowitą wolność wyznania.Trzeba jednak powiedzieć wprost,
Lipa Grudzień 2008
że Polska jako azyl dla heretykówmogła istnieć tylko i wyłączniewbrew Kościołowi. Jest to możetrochę smutne, ale niestetyprawdziwe.
Kościół rozdaje karty.
Tyle historii. Przyjrzyjmy się tolerancji dzisiaj. Odnoszę wrażenie, że społeczeństwo uważa zapełnoprawnych obywateli tylkokatolików. Wyznawcy innych religii są spychani na bok. A ateścipostrzegani są całkowicie jakoludzie skrajnie źli i sprzyjającyrozpowszechnianiu się zła. Co ztego wynika? A no to, że powstaje ogromna różnica między ilościąludzi ochrzczonych a praktykujących. Jest to cały ciąg przyczynowo – skutkowy. Wiele par zapewne nie brałoby ślubu kościelnego, a tylko cywilny. Ale jeślipara nie ma ślubu to jej dzieckonie może zostać ochrzczone. Jeślidziecko nie ma chrztu, to nie pójdzie do komunii i koledzy będą jewyśmiewać. Jeśli nie pójdzie dokomunii, to nie zostanie dopuszczone do bierzmowania. Nodobrze, może trochę przejaskrawiłem. Są przypadki, gdy dzieckoze związku bez ślubu kościelnegozostaje ochrzczone pod warunkiem, że zostanie wychowane wwierze katolickiej. Jednakże tozależy od księdza i zdarza sięnaprawdę bardzo rzadko. A żebybyło śmieszniej, przytoczę fragment dokumentu przyjętego na69. Synodzie Archidiecezji Poznańskiej: „Brak zawarcia przezrodziców sakramentu małżeństwanie jest wystarczającym powodem odmowy udzielenia chrztuświętego dziecku”. I gdzie w tymwszystkim sens?Zostawmy tolerancję religijną.Spójrzmy na sprawę tolerancjirasowej. Czy osoba o innym kolorze skóry może czuć się w Polscerównym obywatelem? Wydaje misię, że jest w tej kwestii dużolepiej niż było dawniej.
Społeczeństwo chyba trochę dojrzało do tego, by w pełni szanować ludzi o odmiennym kolorzeskóry. Mimo to jednak zdarzająsię ciągle pewne incydenty wymierzone w takie osoby. Wystarczy spojrzeć na stadiony piłkarskie, gdzie czarnoskórzy piłkarzesą obrzucani wyzwiskami i bananami lub zwykłe ulice miast,gdzie pewne grupki dopuszczająsię brutalnych ataków na ludziinnej rasy. Zresztą, czy możemysię dziwić takiej sytuacji kiedyczłonek jednej z największychpartii politycznych, dziś opozycyjnej a jeszcze niedawno rządzącej, mówi o nowej prezydenturze w USA jak o „końcu cywilizacji białego człowieka”? Chybajeszcze kilkanaście/kilkadziesiątlat musi upłynąć, by widok czarnoskórego człowieka w Polsce niebudził złych emocji.
Miałem sen. Mam marzenie.
Przenieśmy się teraz do kraju,który wydaje się spełnieniemmarzeń wielu osób. Kraju, któryjest swoistym azylem, mimo tego, że ciężko dostać tam wizę.Kraju, w którym pomimo tego, żejest on mieszanką kultur i narodowości, ciągle występują prześladowania i działają organizacjetakie jak chociażby Ku Klux Klan.Kraju, który bardzo niechętnie,dopiero pod naciskami opinii publicznej, oficjalnie potępił apertheid. Człowiek czarny od początku uważany był za gorszego,nadającego się tylko do niewolniczej pracy. Co prawda uchwalona w 1865 roku XIII poprawkado konstytucji znosiła całkowicieniewolnictwo w Stanach Zjednoczonych, ale nie rozwiązała problemu segregacji rasowej. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu człowiek czarnoskóry musiał ustąpićmiejsca w autobusie białemu,inaczej groziło mu aresztowanie.Bardzo głośna zresztą była sprawa Rosy Parks, która została
aresztowana w Montgomerywłaśnie za nieustąpienie miejscaw autobusie. Jej sprawa dotarłado Sądu Najwyższego USA, któryuznał segregację rasową za niezgodną z konstytucją. Przykrymprzykładem są też stacje benzynowe, które odmawiały Afroamerykanom dostępu do toalet. Czołowy działacz na rzecz zniesieniasegregacji rasowej, baptystycznypastor Martin Luther King jr.,przewodniczący Regional Councilof Negro Leadership, zainicjowałwiele strajków i bojkotów, któremiały pomóc w walce o równouprawnienie. Przykładem możebyć bojkot wspomnianych wcześniej stacji benzynowych lubmasowy, trwający 382 dni bojkottransportu publicznego w Montgomery.King zorganizował wiele protestów, marszów i demonstracji,wszystko w walce o prawaczarnoskórych. 28 sierpnia 1963roku doszło do przemarszu wWaszyngtonie, na którym to Kingwygłosił najsłynniejsze ze swoichprzemówień, znane jako „Mammarzenie”. Wypowiedział pewnąprzepełnioną nadzieją kwestię:„Mam takie marzenie, że pewnego dnia czworo moich małychdzieci będzie żyło w społeczeństwie, które nie będzie ichosądzało wedle koloru skóry, leczwedle ich charakterów.” W 1964roku King został uhonorowanypokojową nagrodą Nobla zadziałanie na rzecz prawobywatelskich i równouprawnienia bez względu na kolorskóry. W roku 1966 podjął jeszcze próbę likwidacji slumsów wChicago, jednak nie powiodło sięto. Za piękne dzieło swojegocałego życia King zapłacił ogromną cenę. Dwa lata później, 4kwietnia 1968 zginął od strzału wMemphis. Dzieło Martina kontynuowała jego żona CorettaScott King. O wielkości Kinga ijego znaczeniu dla społeczeństwamoże świadczyć fakt, że jego
Lipa Grudzień 2008
śmierć wywołała zamieszki w aż125 miastach. Analizując ostatniewydarzenia w Stanach Zjednoczonych, myślę, że marzenieMartina L. Kinga powoli zaczynasię spełniać. Może jestem zbytnim optymistą, bo nie ukrywam,bardzo popieram równouprawnienie. Myślę jednak, że wybórczarnoskórego człowieka naprezydenta Stanów jest symbolem – symbolem gotowości białejczęści Stanów na poszanowanieczarnoskórych. Na pewno miniejeszcze sporo lat zanim słowa„czarny” i „biały” zostaną nazawsze zastąpione przez jednosłowo „człowiek”. Jednakże chybanależy patrzeć z optymizmem nazmiany, które zaczynają zachodzić nie tylko w umysłachjednostek, ale także w działaniuogółu.
Wierzę w to, że pewnego dniawszyscy – a szczególnie instytucja kościelna – zrozumiemy, żewszyscy jesteśmy takimi samymiludźmi z takimi samymi prawami,niezależnie od tego jak nazywamy swojego Boga.
¹Słowa są nawiązaniem do słówKarla Poppera „W imię tolerancjipowinniśmy zastrzec sobie prawonie tolerować tolerancji.”
Linus
Tolerancja jest dziś bardzopopularna – nie tylko jako sloganpolityczny, ale także część lansowanego stylu życia. Dyskutującna temat wartości na łamach Lipy, pragnę Was zaprosić do dyskusji – czy tolerancja jest prawdziwą wartością? Jak rozumiecie
ten problem? Czy spotykacie sięw życiu z brakiem tolerancji?Myślę, że samo słowo „tolerancja”, które w publicznym dyskursie zastępuje „szacunek”, jestsłowem wytrychem, któregoużywa się wygodnie w wielusytuacjach, a nie rozumie jegoistoty. Tekst Linusa pokazujetylko jeden z możliwych punktówwidzenia. Warto zastanowić sięczy to brak tolerancji dla innychwyznań czy zwykły konformizmdecydują o wyborze katolicyzmu.Czy problem rasizmu nie dotyczytakże „białych” ? I czy faktyczniew Polsce ludzie o odmiennychpoglądach i kolorze skóry chcieliby być tylko tolerowani?Zapraszamy do debaty.
Redakcja
Sto lat samotnościCzytanie książek jest niestetygłówną udręką uczniowskiegożycia. Młodzież zasypywana jestniekończącą się listą obowiązkowych lektur, które wydają siętak nudne jak długie. Tym, którzy znajdą trochę czasu wolnegood zajęć i obowiązków szkolnych inie chcą go zmarnować przedtelewizorem lub komputerem,polecam coś specjalnego. PowieśćGabriela Gracii Marqueza, zdobywcy Literackiej Nagrody Nobla w1982 roku – Sto lat samotności,która wywarła na mnie ogromnewrażenie. Książka opowiada o stuletniejhistorii rodu Buendich, od założenia osady Mocondo, aż po czasy, gdy w wyniku urbanizacjimiasteczko stało się okazałą metropolią. W powieści akcja toczysię szybko, niektórych pocieszybrak długich opisów przyrody czyuczuć bohaterów. Ukazane sąnatomiast losy dzieci, wnuków iprawnuków założycieli rodu –
Jose Arcadio i Urszuli. Autorprzedstawia obraz ich życia, wktórym każdy zmaga się z samotnością. W ich świecie nie maprawdziwej, duchowej miłości.Kochankowie zaspokajają jedynieswoje fizyczne potrzeby, siostryniszczą się nawzajem walcząc omężczyznę, a pułkownik Aureliano Buendia wprowadza dyktaturę i zaburza panujący w Mocondo spokój. Każdy członek rodu zamyka swoją duszę we własnej samotni, nie oddaje się wyższym uczuciom, dźwiga własnykrzyż i samotnie dąży do spełnienia własnych celów. Dopiero ostatni, narodzony z prawdziwejmiłości członek rodziny, możepołożyć kres klątwie samotności. W powieści zaintrygowały mnierównież przeplatające się wątkirealistyczne i fantastyczne. Autorwplata w fabułę elementy niewiarygodne, zaczerpnięte z baśni ilegend. Przykładów jest wiele –stary Cygan uprawiający magię,
plaga bezsenności, która nawieedzała osadę, przygarniętadziewczynka żywiąca się ziemią ikorą drzew, dziecko ze świńskimogonkiem, poczęte w kazirodczym związku i wiele innych. Szczególnie polecam właśnie tęksiążkę, gdyż jest bardzo ciekawai sprawia, że nie można się odniej oderwać. Zamiast czytaniaplotek w gazetach zachęcam dopoznania historii paru pokoleńniezwykłego rodu i przeżyciawraz z nimi kilku niezapomnianych chwil.
Kala
Lipa Grudzień 2008
Więzień potrafi ! Czylispektakl teatru „Pod celą”
Zbrodnia została popełniona 28listopada o godzinie 18.00 w AreszcieŚledczym w Lublinie, dokładnie na saliwidzeń. Oskarżeni należą dopięcioosobowej grupy teatralnej więźniów„Pod celą”, której przewodniczy niekaranydotąd aktor Teatru im. Juliusza Osterwy,niejaki Przemysław G. Gąsiorowski. Zarzuca się im rozśmieszenie i zaciekawienie zebranego tłumu widzów. Za współodpowiedzialnych artystycznej zbrodniuznaje się zespół „Di Kuizine”, hipnotyzujący klezmerskimi dźwiękami. Niestetynie są dokładnie znane dane twórcyplanu działania (czyt. scenariusz), wiadomo tylko, że jest to więzień aresztu
śledczego. Operacji nadano kryptonim „Siedemtwarzy”, ponieważ tematem przewodnimprzedstawienia była próba sprawdzeniasię młodego Żyda w różnych rolach:męża, lekarza, mecenasa, właścicielakawiarni, pośrednika handlowego orazaktora. Jednakże nie udaje się muspełnić w żadnej z nich. Spektakl składasię z rozmaitych scenek charakterystycznych dla środowiska żydowskiego, pełen jest niebanalnych dowcipów i satyryna polski rząd. Grę aktorówamatorównależy ocenić bardzo wysoko. Scenografia oraz kostiumy, które wykonywaliosadzeni w areszcie, były bardzo dobrze
dopasowane do klimatu przedstawienia.Warto także podkreślić niesamowitąoprawę muzyczną spektaklu. Może nie było to widowisko na miaręTeatru Narodowego, ale należy docenićstarania i umiejętności więźniów. Jak sięokazuje mają oni pasje, starają sięrozwijać swoje zainteresowania, a takżezarażać innych miłością do kultury wysokiej. Pozwala to spojrzeć inaczej naosobę skazaną i przypomina, że więźniowie są przede wszystkim ludźmi. A wdzisiejszym, nastawionym na konsumpcjęświecie, najłatwiej zapomnieć o drugimczłowieku.
Prison Break
Co kryją podziemia Starówki? –Teatr Stary
Teatr Stary u zbiegu ulic Jezuickiej iDominikańskiej to najstarszy tego typuobiekt w Polsce. Chociaż dziś jest wruinie, wciąż kryje wiele tajemnic…Zapraszamy Was do niesamowitejpodróży mającej początek w XIX w.
Historia
Początkowo pierwszy teatr w Lublinienazywał się Teatrem Zimowym (do1886roku). Jego budowę ukończono w 1822roku, a premierowe przedstawienieodbyło się 20 października. Jednakże w1905 miejsce sceny zajął ekran i budynekzamienił się w kino. Ostatni seansfilmowy odbył się w 1981 r., a po kilkupożarach kino zostało zamknięte. W 1994r. Fundacja Galeria na Prowincji odkupiłateatr za 99,99 zł ;), obiecującwyremontowanie go w ciągu dwóch lat,jednak nie dotrzymała słowa, a budynekobracał się w ruinę. W styczniu 2005 r.fundacja została oskarżona o spowodowanie możliwości zawalenia się budynku izaniechanie prac remontowych. Zagrożony zawaleniem zabytek ponownie stałsię własnością skarbu państwa. Rok temu
renowacją teatru zajęło się miastoLublin.
Jakie tajemnice kryje wsobie Teatr?
We wnętrzu teatru wre praca archeologów i robotników, bowiem budynekstanął na fundamentach kamienic z XVI iXVII wieku. Jednak badacze znaleźlirelikty zabudowań, które mogą pochodzićnawet w XIV wieku! Sześć metrów podpodłogą teatru odkryto sznurową drabinkę, która ma 500 lat. Legenda głosi, że pod teatremznajdowały się katakumby klasztoruSzarytek. W rodzinie Makowskich,właścicieli teatru, zachowała się opowieśćo klątwie rzuconej na tego, kto rozkopiepodziemia. Jerzy Makowski, syn ostatniego właściciela Teatru Starego jestprzekonany o istnieniu klasztornychkatakumb: „Kto je naruszy, tego zabijeklątwa” przepowiada. Dlatego Rodakiewicz zamknął podziemia. Ojciecpowtarzał nam, że kto je rozkopie,naruszając architekturę budynku, obudzi
potężne moce.”
Na razie remont przebiega pomyślnie imiejmy nadzieję, że złowieszczeprzepowiednie nigdy się nie ziszczą. Amoże dzięki archeologom odkryjemy innetajemnice starego Lublina? Oburzającyjest fakt, że tak wartościowy dla historiimiasta zabytek czekał na renowację do2007 roku. Trzymamy kciuki by nie zostałTeatrem w Remoncie jak słynny już Teatrw Budowie.
KiSs
RedakcjaOpiekun: mgr Elżbieta PawlakRedaktor naczelna: Aneta ChmielewskaRedakcja: Michał Chodkowski, Kinga Gruszecka, Klaudia Kozik, Luiza Nowak, Łukasz Romańczuk,Aleksandra Róźycka, Katarzyna Stachyra, Sebastian Ślęczek, Katarzyna Tracz, Kamil Zieliński, KarolinaŻelechowska.
Lipa Grudzień 2008
Maturzysto, czytaj! Część pierwsza
Słowniczek przyszłegostudentaSą takie osobistości na uczelni, któreznać należy, a nawet trzeba. Nie możeszich pomylić, chyba, że chcesz sięświadomie narazić.Rektor Cappo di tutti cappi – czyli szefwszystkich szefów. Rektora zawsze tytułujemy „Panie Rektorze”, lub w oficjalnych wydarzeniach i pismach „Jego Magnificencjo” bez względu na tytuł naukowy.Jest to osoba, która przeskakuje najwyższe budynki za jednym zamachem. Jestsilniejszy od lokomotywy. Jest szybszy odpocisku. Chodzi po wodzie i jest bogiemuczelni.Prorektor jest pomocnikiem rektora.Najważniejszym z Twojego punktu widzenia jest prorektor ds. kształcenia. To onostatecznie rozpatruje różnego rodzajupodania i odwołania. Jeżeli wszystkozawiedzie to on jest Twoją ostatnią deskąratunku. Zwyczajowo zwraca się do niego„Panie Rektorze”. Przeskakuje niskie budynki za jednym zamachem. Jest silniejszy od lokomotywy parowej. Czasemdogania pocisk. Chodzi po wodzie, gdymorze jest spokojne.Dziekan jest szefem Twojego wydziału.Od jego decyzji zależy prawie wszystkona wydziale – od koloru ścian do przyszłości Twoich studiów. Dziekana zawszetytułujemy „Panie Dziekanie”. Ścisły
współpracownik boga uczelni – jakby topowiedzieć – apostoł. Najczęściej jestbardzo miły, ale to on Cię nawraca, gdyjesteś niepokornym studentem. Metodybywają bolesne.Prodziekan Możesz czuć się wyróżniony– masz swojego prodziekana… od sprawstudenckich oczywiście. To jego podpismusi się znaleźć pod każdym Twoimpodaniem: o stypendium, akademik,przedłużenie sesji, warunek. Jest Twoimpanem i władcą. Zwyczajowo zwraca siędo niego „Panie Dziekanie”.Profesor Najwyższy stopień naukowyjaki można osiągnąć w pracy na uczelni.Jeżeli chcesz popełnić samobójstwo,nazwij go doktorem. On wie najwięcej ijeżeli mówi, że czarne jest białe, to jestbiałe i tak ma być. Profesor, jest tostopień naukowy, a nie „sor” z liceum.Dla wyjaśnienia: „sor” z liceum to stopieńnaukowy magistra. Na uczelni nie ma„sorów”. Do profesorów należy sięzwracać tylko i wyłącznie „PanieProfesorze”.Dr hab. Czyli doktor habilitowany.Jeszcze nie jest to profesor, ale już niedoktor. I tutaj zaczyna się problem.Bardzo często zdarza się, że jeżeli dodoktora habilitowanego powie się „PanieDoktorze”, to on się może obrazić. Bezpieczne i poprawne jest tytułowanie„panie Profesorze” – habilitacja to ostatnistopień naukowy – profesura to tytułnadany. Polecam to szczególnej uwadze.
Dr czyli doktor, ale nie lekarz.Najczęściej młody, ambitny, jeszczewierzy, że Cię czegoś nauczy. Mężczyznajest obiektem westchnień żeńskiej częściroku, kobiety z tym tytułem są częstoambitne i skrupulatne.Mgr czyli magister. To stopień naukowyWaszych nauczycieli z podstawówki,gimnazjum czy liceum. Uwaga! Świeżoupieczeni są złaknieni brzmienia swojegotytułu, więc używajcie go dla własnegodobra, zwracając się „Panie Magistrze”.Jest to człowiek, który już zapomniał, jakto jest być studentem, ale dobrzepamięta jak potraficie korzystać z„pomocy naukowych”.Pani z dziekanatu Nigdy, przenigdynie podpadnijcie Paniom z dziekanatu.Jeśli jesteście mili, jest ona w stanieuchylić Wam nieba. Martwi się o wasniczym rodzona matka. Ale gdy z niązadrzecie – lepiej przenieście się na innąuczelnię. Jeśli rektor przeskakujebudynki, to Pani z dziekanatu je podnosi iprzechodzi pod nimi. Zwala lokomotywę ztorów. Łapie pocisk zębami i go rozgryza.Zamraża wodę jednym spojrzeniem.
Źródło: Informator dla studentów I roku2007/2008 Uniwersytetu Marii CurieSkłodowskiej w Lublinie.
Klaudia Kozik
"stoję"patrzę w niebona gwiazdynie ma
podnoszę zmęczone powiekiby śmiech twych oczurozgrzał moją duszę
płatki śnieguspadają w blasku księżycai topnieją na moich ustach
pytam się w myślachgdzie jest nieboz którego zstąpiłaśdo mojego szarego świata
romek
"* * *"w tarczy zegara
obserwuję swoją twarzw każdej sekundziesłyszę krzyk myśli nieżywych
dla teraźniejszości wmawiamsobie że mogą niewypowiedziane
z czasem pielęgnowanewzrosną uczuciemw duszy niosąc
radość twemu sercuwiem
jeśli nie cofnęwięcej nie zabolinie zranipustym słowem
romek