Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos -...

21
Leszek Bigos - „Implant” 1. „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”. Między innymi takie transparenty niosą manifestanci, których siedemdziesiąt tysięcy maszeruje właśnie ulicami Warszawy raportowała z ulicy Marszałkowskiej filigranowa dziennikarka stacji InfoSat, Konstancja Piątkowska. Jest z nami organizator marszu, prezes Stowarzyszenia „Blizna”, Maciej Cezarewicz. Panie prezesie, jaki jest powód tej demonstracji? Witam serdecznie przywitał się długowłosy, chudy jak patyk rozmówca w bojówkach i koszuli koloru khaki . Łączą nas te same niepokoje, co prawdziwych ludzi na całym świecie. Implantologia wymknęła się spod kontroli i ludzkość traci tożsamość. Apelujemy do widzów, którzy czują się wyrzuceni poza nawias, gorsi lub zmuszeni do nierównej konkurencji z mechatykami. Dołączcie do nas! Nie jesteście sami! Prezes zwrócił się w stronę mijającego go za plecami tłumu. Wzniósł pięść i krzyknął ponownie: „Nie jesteśmy sami!”. Przechodzący odpowiedzieli okrzykami, usiłowali wcisnąć swoje transparenty przed obiektyw kamery. Zmęczeni życiem robotnicy z frustracją wypisaną na twarzach. Radykalna młodzież w krzykliwych, asymetrycznych strojach i równie krzykliwych fryzurach. Przedstawiciele klasy średniej, którzy zwykli siedzieć cicho i pracować, zamiast brać udział w takich zgromadzeniach. Wszyscy. Redaktor Piątkowska ze sztucznym uśmiechem starała się zaprowadzić porządek. Cezarewicz przyglądał się temu chwilę, po czym uniósł rękę na znak, że wystarczy. Dopiero wtedy zapanował spokój. Dziennikarka poprawiła grafitową garsonkę i długie fioletowe włosy, popularne wśród kobiet z jasną karnacją. Zapytała, czy mogą kontynuować. Cezarewicz z uśmiechem potwierdził. Jaki jest polityczny cel pańskiej organizacji? Musimy wywrzeć presję na Radę Kanclerską, by ograniczyła rozpasanie korporacji biomedycznych, które okradają nas z człowieczeństwa i w imię zysków żerują na ludzkich słabościach. Hipisowska stylizacja prezesa była ewidentnym ukłonem w stronę kontrkultury i wabikiem dla młodzieży. Nie mogła jednak ukryć pewnej

Transcript of Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos -...

Page 1: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

Leszek Bigos - „Implant”

1.

– „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”. Między innymi

takie transparenty niosą manifestanci, których siedemdziesiąt tysięcy maszeruje

właśnie ulicami Warszawy – raportowała z ulicy Marszałkowskiej filigranowa

dziennikarka stacji InfoSat, Konstancja Piątkowska. – Jest z nami organizator

marszu, prezes Stowarzyszenia „Blizna”, Maciej Cezarewicz. Panie prezesie,

jaki jest powód tej demonstracji?

– Witam serdecznie – przywitał się długowłosy, chudy jak patyk rozmówca

w bojówkach i koszuli koloru khaki. – Łączą nas te same niepokoje, co

prawdziwych ludzi na całym świecie. Implantologia wymknęła się spod kontroli

i ludzkość traci tożsamość. Apelujemy do widzów, którzy czują się wyrzuceni

poza nawias, gorsi lub zmuszeni do nierównej konkurencji z mechatykami.

Dołączcie do nas! Nie jesteście sami!

Prezes zwrócił się w stronę mijającego go za plecami tłumu. Wzniósł pięść

i krzyknął ponownie: „Nie jesteśmy sami!”. Przechodzący odpowiedzieli

okrzykami, usiłowali wcisnąć swoje transparenty przed obiektyw kamery.

Zmęczeni życiem robotnicy z frustracją wypisaną na twarzach. Radykalna

młodzież w krzykliwych, asymetrycznych strojach i równie krzykliwych

fryzurach. Przedstawiciele klasy średniej, którzy zwykli siedzieć cicho i

pracować, zamiast brać udział w takich zgromadzeniach. Wszyscy.

Redaktor Piątkowska ze sztucznym uśmiechem starała się zaprowadzić

porządek. Cezarewicz przyglądał się temu chwilę, po czym uniósł rękę na znak,

że wystarczy. Dopiero wtedy zapanował spokój. Dziennikarka poprawiła

grafitową garsonkę i długie fioletowe włosy, popularne wśród kobiet z jasną

karnacją. Zapytała, czy mogą kontynuować. Cezarewicz z uśmiechem

potwierdził.

– Jaki jest polityczny cel pańskiej organizacji?

– Musimy wywrzeć presję na Radę Kanclerską, by ograniczyła rozpasanie

korporacji biomedycznych, które okradają nas z człowieczeństwa i w imię

zysków żerują na ludzkich słabościach.

Hipisowska stylizacja prezesa była ewidentnym ukłonem w stronę

kontrkultury i wabikiem dla młodzieży. Nie mogła jednak ukryć pewnej

Page 2: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

gestykulacji i spokojnego głosu. Cezarewicz był dojrzałym liderem, świadomym

skali poparcia, jakim się cieszył. To była jego demonstracja siły.

– Przeciwnicy zarzucają, że hasła, które pan głosi, trącą populizmem –

dociekała Piątkowska. – Złe korporacje odczłowieczające ludzi, uzależniające

ich dobrobyt od tego, jak zaawansowanymi staną się w wyścigu

technologicznym… Naprawdę jest aż tak źle?

Wzrok Cezarewicza -zlodowaciał, podobnie jak głos.

– Proszę powiedzieć to mojej córeczce, która zdając egzaminy do szkoły,

będzie musiała konkurować z koleżanką z implantami Mindnet w mózgu. Albo

mojemu sąsiadowi, który stracił pracę w magazynie, bo pojawił się konkurent z

hydraulicznym endoszkieletem. Ja chcę tylko sprawiedliwości, ustanowienia

właściwego prawa i właściwego miejsca mechatyków w społeczeństwie.

– Jak dotąd manifestacja przebiega pokojowo, choć wielu uczestników

wbrew prawu zasłania swoje twarze...

– „Blizna”, zapamiętajcie tę nazwę! – Cezarewicz przyciągnął mikrofon w

swoją stronę – Ja sam mam szpetną bliznę na policzku i bielmo na lewym oku,

ale to także jest część mojej tożsamości, nie wstydzę się jej. Nie będziemy gonić

za korporacyjnym ideałem by ci wieprze napychali sobie naszym kosztem

kieszenie!

Piątkowska krótkim, acz stanowczym ruchem wyszarpnęła mu mikrofon z

ręki i ucięła:

– Dziękuję panu za rozmowę. Oddaję głos do studia.

Cezarewicz, zadowolony z wymowy swojej puenty, nie protestował.

– Dziękuję, Konstancjo – odparł ze zmieszaniem burzącym nieco urodę

telewizyjnego amanta redaktor Mateusz Wilk, prowadzący poranny „Dziennik”.

– A państwa zapraszam na dwudziestą pierwszą do programu „Kuźnia Opinii”.

Oprócz prezesa Stowarzyszenia „Blizna” gościem będzie Eliasz Gutz, prezes

ImplaTECH. A teraz sport.

2.

– Banda nieudaczników... – mruknął z niesmakiem Kostecki, przełączając

kanał. Leżał nago, rozwalony na pomiętej, satynowej pościeli, wpatrując się

tępo w obraz z projektora holograficznego. – Szukaj erotyki – polecił.

– Wyszukiwanie nie powiodło się – rozbrzmiał z głośników dystyngowany

bas interaktywnego asystenta domowego „Henry Krammer”. Wersja 2.0 okazała

Page 3: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

się przebojem wśród milionerów i wyższej klasy średniej. – Czy mam odnowić

subskrypcję kanału Gent’s Club?

– Która jest? Uchh... nie. Przejdź na tryb „kacowy”, Heniek.

– Tak jest, proszę pana – odrzekł asystent. Wyglądający jak sosnowa szafka

nocna minibar zaszumiał i przez otwór w blacie wyjechała masywna szklanka

wypełniona do połowy zimną wódką z sokiem cytrynowym zmieszanych w

proporcjach 50/50. Kostecki szybko sklinował, skrzywił się i odstawił szklankę.

Dmuchawy wysysały już przepite resztki klubowego powietrza, wtłaczając

na jego miejsce nowe, o aromacie Puszczy Kampinoskiej – nowość na rynku.

Chromowe żaluzje podniosły się, rozświetlając półmrok. Kostecki wstał i

mrużąc oczy, podszedł do weneckiego przeszklenia, które zastępowało

zewnętrzną ścianę salonu. Za nim rozciągał się widok na warszawskie

śródmieście roku 2112.

Trzy dekady wcześniej, podjęto decyzję o gruntownej przebudowie

Centrum. Wyrugowano wszystkich w kwadracie Solidarności –

Kanclerskiej/Biznesowej (dawne Towarowa i Raszyńska) – Wawelskiej/Brygad

Cyfrowych (dawnej Armii Ludowej) i Solca/Dobrej, a ponad połowę budynków

zrównano z ziemią. Na ich miejscu wyrosło kilkaset szklanych wież biurowców,

oplecionych wieńcem dziesięciopoziomowych aerostrad. Nowopowstałą

dzielnicę biznesową otoczył malowniczy park. Na tle zniszczonych terrorwojną

stolic europejskich, centrum Warszawy wyróżniało się nowoczesnością i

estetyką.

– Henry, idę pod prysznic, ogarnij tu – zaordynował Kostecki. Sztachnął się

leśnym powietrzem i poszedł do łazienki, mijając slalomem roboty sprzątające.

Jarosław Kostecki nie miał powodów do narzekania. W wieku trzydziestu

czterech lat zarządzał już kapitałem intelektualnym w firmie produkującej części

do aparatury medycznej. Kosmiczne raty za apartament na czterdziestym piętrze

przy ulicy Stawki nadwyrężałyby pewnie jego budżet, gdyby nie fakt, że

wydawał go tylko na siebie.

Chłodny prysznic jedynie pozornie pomagał zrelaksować i wyłączyć umysł.

Pracował on bowiem na pełnych obrotach za sprawą implantów, które zasilały

mózg informacjami pochodzącymi z Mindnetu. Nazywano go także „klastrem

umysłów” i trudno o trafniejsze określenie. Chip monitorował aktywność mózgu

i wyszukiwał żądane informacje w umysłach osób o podobnych preferencjach.

Zwolennicy Mindnetu, oczarowani możliwościami „biernej nauki”, już

pracowali nad sposobem wpajania w ten sposób norm kulturowych i

społecznych i wieszczyli zastąpienie nim tradycyjnej edukacji i wychowania, nie

wspominając o rewolucji w komunikacji: Mindphone był już ponoć w fazie

testów. Tymczasem Kostecki korzystał z dobrodziejstw Mindnetu, przyswajając

Page 4: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

pod prysznicem wiedzę z zakresu wywierania wpływu, erystyki i komunikacji

niewerbalnej.

Przy stu dziewięćdziesięciu czterech centymetrach wzrostu mężczyzna

imponował atletyczną budową ciała, choć nie zawdzięczał jej przerzucaniu

żelaza an siłowni. Z pomocą przyszedł komplet domięśniowych implantów

stymulacyjnych. Skład krwi, poziom zapotrzebowania na składniki odżywcze i

mikroelementy monitorowały sensory zainstalowane w aorcie i móżdżku. W

oparciu o wyniki, aplikacja sugerowała odpowiednią dietę.

Korzystając z osobistych układów i zniżek dla kadry kierowniczej,

Kostecki zafundował sobie gruntowny zestaw ulepszeń: tytanowe utwardzenie

kości, syntetyczną osłonę kręgosłupa, sztuczną siatkówkę i soczewki,

pozwalające na trzydziestokrotny optyczny zoom, dodatkowe nerwy słuchowe,

wsparcie błędnika. Oprócz tego przeszedł kilka mniejszych operacji

plastycznych: uwypuklenie żuchwy, korektę nosa i kości oczodołu, zmianę

koloru tęczówki na ciemny brąz, pasujący do kruczoczarnych, sięgających

ramion włosów, w końcu powiększenie penisa i wszczepienie impulsowego

stymulatora erekcji.

– Oczekujące połączenie video, proszę pana – zakomunikował Henry

Krammer 2.0.

– Powiedz, że oddzwonię – odrzekł Kostecki, spłukując głowę.

– To pan Talar, mówi, że bardzo pilne.

– Psiakrew. Wrzuć go na podgląd na lustro.

Tafla pokryta grafenową powłoką była nie tylko odporna na zaparowanie,

służyła też za wygodny dotykowy monitor. Zwłaszcza dla kobiet, które lubiły

ucinać sobie niekończące się pogawędki o makijażu. Faceci z kolei zwykli

używać go do chwalenia się wielkością stolca, co wprawiło w zdumienie

agencję reklamową badającą użyteczność tego wynalazku.

– Jarek, jesteś tam? Słyszałeś, co się dzieje?

– A co ma się dziać? Niedziela jak zwykle.

– Czyżby? W takim razie podejdź do okna.

Kostecki przetarł uszy i wycierając włosy ręcznikiem, wyszedł do salonu.

Od razu rzuciły mu się w oczy kłęby czarnego dymu z wolna okalające

wieżowce Śródmieścia. Wpatrzony w okno powiedział półgłosem:

– Heniek, wrzuć go na hologram.

Po chwili, na środku salonu pojawiła się postać Krzysztofa Talara w

granatowej poświacie.

– Widzisz, Jarek? To nie są jakieś gówniane zamieszki, tylko prawdziwa

bitwa! Idealna okazja, by wypróbować nasze zabawki.

Page 5: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

Kostecki uśmiechnął się w duchu.

– Bądź gotowy za pół godziny, Krzysiu. Jedziemy na polowanie.

3.

– Czekam tam, gdzie zawsze, możesz schodzić – powiedział Kostecki przez

telefon zintegrowany z komputerem pokładowym samochodu.

– Daj mi jeszcze dziesięć minut – usłyszał w głośnikach odpowiedź.

– OK. Tylko rusz tyłek – rzucił Kostecki i dotknął na panelu ikonę

przerywającą połączenie. Zawsze muszę na niego, kurwa, czekać, pomyślał

poirytowany.

Poznali się z Talarem podczas wyjazdu na skoki spadochronowe i okazało

się, że zamiłowanie do ekstremalnych dyscyplin, sportów walki i militariów jest

jedną z wielu rzeczy, która ich łączyła. Obydwaj byli młodymi, acz już

ustawionymi menedżerami, działającymi w tej samej branży. Mieszkali na

Muranowie, który, po pozostałościach Powiśla, uchodził za drugą pod

względem ekskluzywności dzielnicę mieszkaniową stolicy. W końcu obydwaj

też lubowali się w halucynogenach, imprezach klubowych i szybkim seksie z

„aspirującymi” lolitami.

Przy całej sympatii, Kostecki nie mógł obojętnie przejść obok faktu, że

wszystko, co posiadał Krzysztof Talar, było zawsze nieco lepsze. Mieszkał w

apartamentowcu przy Świętojerskiej, czyli całe sześćset metrów bliżej do

dystryktu finansowego. W czteromilionowej Warszawie, tłoczącej się wokół

jednego, głównego zagłębia biznesu, każda przecznica stanowiła o różnicy

statusu. Nie wspominając o dodatkowych dwudziestu metrach powierzchni

mieszkania Talara.

Pracował zaś w ImplaTECHu, firmie, która razem z PharmaTECHem i

HealthTECHem tworzyła tak zwany „triumwirat”, czyli najpoważniejszego

globalnego gracza w branży medycznej. Firma Kosteckiego była jednym z

podwykonawców uzależnionych od ImplaTECHu. Potentat nie skąpił co prawda

dotacji na badania, lecz w zamian regularnie podbierał im inżynierów. Kostecki

liczył zresztą, że pójdzie w ich ślady, i to od razu wysoko, dzięki protekcji

przyjaciela.

Cóż – powtarzał sobie Kostecki – przynajmniej jestem od niego wyższy i

przystojniejszy.

Page 6: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

– No, jestem – powiedział Talar. Wrzucił pokaźną torbę do bagażnika i

usiadł na siedzeniu pasażera. Poprawił zaczesane do góry blond włosy, błysnął

świeżo zoperowanymi lazurowymi oczami i perfekcyjnym uśmiechem.

– Wreszcie – nie ukrywał irytacji Kostecki. – Ile można się brandzlować?

Jeszcze chwila i nie będziemy mieli po co jechać.

– W takim razie przestań zrzędzić jak opozycja i dawaj gazu!

Kostecki położył ręce na kierownicy. Detektory linii papilarnych

potwierdziły jego tożsamość i silnik solarowy wydał przyjemny warkot.

Rotograwitatory pod pojazdem skalibrowały się ze stabilizatorami po bokach i

na dachu. Sportowy Lamborghini UrbanSwift wzbił się w powietrze.

– Spierdalać, parchy, szlachta jedzie! – krzyknął, lokując się od razu na

piątym poziomie aerostrady.

– Yeeeeeee-haaaaaaa!

Gdy skręcili w Andersa, wcisnął gaz do dechy.

– Setka w 3,6 sekundy, hahaaa!

Przy stu czterdziestu śmignęli nad Placem Bankowym, który uchodził za

oficjalną „bramę” do dzielnicy finansowej. Mogli sobie pozwolić, bo korytarze

wjazdowe do Centrum były puste, a policja miała ważniejsze sprawy na głowie.

Kostecki skręcił w prawo w Ptasią, robiąc efektowną beczkę w powietrzu, i

wjechał na niestrzeżony parking. Wybrał zacieniony kąt na drugim poziomie i

wyłączył silnik. Wyjęli sportowe torby z bagażnika. Ukryci za samochodem, w

milczeniu rozebrali się do naga. Zgrzytnęły suwaki, odkrywając zgromadzony w

torbach ekwipunek.

Najpierw ściśle przylegająca do całego ciała, oddychająca neuropianka,

wyposażenie elitarnych oddziałów szturmowych. Wzmocniona siatką

inteligentnych, kurczliwych włókien, zwielokrotniała parametry siłowo-

dynamiczne organizmu w ruchu.

Na nią ciasny, proksenowy kombinezon, elektro- i wodoodporny.

Proksenowa balaklawa z pancerzem na karku i potylicy.

Lekka, dopasowująca się do kształtu ciała, pięciomilimetrowa kamizelka

kuloodporna, powlekana fotodyfraktorem. Chroni przed tradycyjnymi pociskami

małego kalibru i laserem o niskiej mocy.

Buty ze stalowymi okuciami i izolacją z utwardzonego proksenu.

Gogle przeciwbłyskowe nieprzepuszczające substancji drażniących.

Antyhukowe membrany douszne. Filtr tlenowy do nosa.

Komunikator z aplikacją szyfrującą.

W końcu broń.

Page 7: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

Rękawice neuropiankowe ze stalowymi wzmocnieniami na knykciach.

Teleskopowy baton z paralizatorem. Nóż wojskowy. Wyglądająca jak pistolet

racowy ręczna wyrzutnia granatów, tak zwanych „orzechów”, do niej pas z

wygodnym podajnikiem. W zestawie amunicja dymna, szokowa, łzawiąca,

paraliżująca, błyskowa, magnetyczna, elektryczna, impetowa i hiperbaryczna.

Wreszcie: klasyczny, dwudziestowieczny glock z pełnym magazynkiem.

Mężczyźni wyszli z samochodu w pełnym rynsztunku ukrytym pod

brązowymi prochowcami.

– Nie wierzę, że to się dzieje, stary… – Kostecki aż buzował od adrenaliny.

– Jeszcze się nie zaczęło, a już czuję, że nic, co przeżyłem do tej pory, nie

będzie mogło się z tym równać.

– Posyp, bo mnie trzęsie.

Kostecki wyjął zapalniczkę z kieszeni. Dyskretnym przyciskiem uchylił

otwór w jej dnie i usypał na masce dwie solidne ścieżki. Wciągnęli. Gdy ustąpił

pierwszy kop, zażyli po trzy kapsułki suplementów przyspieszających

metabolizm i odprowadzanie produktów ubocznych z mięśni.

– Zróbmy to, kurwa! Jesteśmy tymi pionierami czy nie?! – Kostecki włożył

z powrotem filtr do nosa i roztarł ręką pięść.

– Jesteśmy pieprzonymi królami świata!

Nabuzowani, ruszyli pieszo w kierunku placu. Serca waliły jak młoty

pneumatyczne, mózgi raz po raz eksplodowały w euforii pod ekstatycznym

działaniem cyzytoiny. Przerażenie wymalowane na twarzach pojedynczych

pokrytych pyłem uciekinierów, streszczało wydarzenia z Placu Niepodległości.

Syreny policyjne, huk granatów, wystrzały, świst statków powietrznych i

rosnący rumor wściekłego tłumu dobiegały z dawnego Placu Defilad. Kostecki z

Talarem weszli w ulicę Emilii Plater i zamarli w bezruchu.

Od placu oddzielał ich pojazd opancerzony i kordon policji, około dwustu

funkcjonariuszy w ciemnogranatowych hełmach i pancerzach. Chronili się

dodatkowo tarczami przeciwimpetowymi. Uderzenie w taką tarczę oddawało

agresorowi z podwójną siłą. Kordon był jednak zwrócony w stronę

demonstrantów, nikt nie zwracał uwagi na dwóch osobników stojących za ich

plecami.

– Ależ mamy szczęście! – podniecił się Talar.

– Oto nasze karpie na Wigilię – odpowiedział Kostecki, poprawiając gogle

i ułożenie balaklawy. Spojrzeli sobie w oczy.

– Gotowy?

– Jak się bawić, to się bawić!

Talar uśmiechnął się i skinął głową.

Page 8: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

4.

Organiczny rekord świata na sto metrów wynosił 8,89 sekundy. W

neuropiance – 5,47. W biegu na kilometr pozwalała zejść poniżej trzydziestu

sekund, przy organicznym rekordzie 1:51,96. Pod rosnącym obciążeniem

włókna neuropianki pracowały mocniej. Jedyną barierę stanowiły ograniczenia

organizmu, który ją nosił. Tym razem pod pianką pracowały stymulowane

implantami mięśnie, przyczepione do utwardzonych tytanem szkieletów.

Napastnicy ruszyli, napędzani technologią, narkotykiem i ekscytacją. Ich

przybycie obwieściły granaty impetowe.

Ładunki eksplodowały wśród zdezorientowanych policjantów. Ich tarcze

podwoiły siłę skompresowanego powietrza, zwalając z nóg wszystkich wokół.

Kolejne granaty rozbijały szpaler służb prewencyjnych, powodując efekt

domina. Ludzkie kukły odbijały się od tarcz jak piłki na pinballowym stole.

– Za nami!!! – krzyknął jeden z policjantów. Za późno.

Kostecki z Talarem wpadli w nich przy pełnej prędkości jak dwa tarany,

wybijając potężne dziury w tym, co zostało z szyku. Gdy wdarli się do środka,

strzeliły granaty dymne. Korzystając z impetu po szarży, bili, gdzie popadło,

łamiąc przez pancerze żebra i kończyny, zostawiając za sobą we mgle wyjących

z bólu i bezsilności rozbitych stróżów prawa.

Byli niemal szybsi od oka, niepowstrzymani, uzbrojeni jak komandosi,

pijani szałem. Wzmocniony chirurgicznie wzrok doskonale radził sobie w

gęstym jak sos dymie, lecz w ostateczności mogli obejść się bez niego. Sztuczne

nerwy słuchowe, wsparte mocą obliczeniową chipów zainstalowanych w

mózgach, mapowały otoczenie jak sonar. System wyliczał przewidywane ruchy

przeciwników, pozwalając na niemal wyprzedzającą reakcję. Uniki balansowały

na granicy równowagi dzięki błędnikowi zintegrowanemu z systemem.

Cyzytoina zamieniła wytrenowane do granic organizmy w działające

instynktownie maszyny do walki.

– Przegrupować się! Przegrupować!

Stojący jeszcze o własnych siłach funkcjonariusze owszemstarali się ale

uciec jak najdalej od pobojowiska, które wyłaniało się z rzednącego dymu. Cały

kordon, dwustu chłopa rozbitych w minutę. Klęska.

Kostecki szybko ochłonął. Wrzucił kilka tarcz pod tylne koła wozu

pancernego, a między nie pięć uzbrojonych granatów impetowych.

– Długa! – krzyknął do partnera przez komunikator.

Fala uderzeniowa zmiotła ciała z ulicy, ciskając nimi o ściany okolicznych

budynków, w których szyby na pierwszych dziesięciu piętrach obróciły się w

miał. Kilkutonowy pojazd stanął na zderzaku, po czym z metalicznym łoskotem

Page 9: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

runął na dach. Wybuch przykuł uwagę demonstrantów. Widząc zdziesiątkowane

siły policyjne, rzucili się na nie z krzykiem, by dokończyć dzieła.

Prawdziwi napastnicy byli już daleko. Ukryci w alejce porzucili prochowce

i w pośpiechu zakładali na wierzch mundury, zdarte z ogłuszonych gliniarzy.

– Niesamowite, człowieku, jakie osiągi! Na treningach nawet się nie

zbliżyliśmy do tego poziomu! – Talar był wciąż w euforii.

– Sam jestem w szoku. – Kostecki uśmiechnął się szeroko. – Nie wolno

nam się podpalać, to była tylko rozgrzewka. Trzymajmy się planu – dodał.

Przebrani dobiegli do placu, który buzował jak hałaśliwe gniazdo os.

Stłoczony tłum przelewał się, szarpał siły policyjne, raził z barykad

wzniesionych z samochodów, ławek, także mebli i sprzętów z plądrowanych

wieżowców. Policjanci odpowiadali gazem łzawiącym, armatkami wodnymi i

granatami impetowymi. Trzy awionetki huczały nad głowami demonstrantów,

rozwiewając czarny dym z płonących wystaw sklepowych i biur. Ogień bitewny

rozgorzał na nowo. Ogień w oczach dwóch prowodyrów jaśniał razem z nim.

U zbiegu Sienkiewicza i Emilii Plater trwała regularna walka.

Demonstranci zdecydowanie przeważali nad rozproszonymi wcześniej

oddziałami, zarówno liczebnie, jak i pod względem morale. Desperackie

rozkazy z komunikatorów policyjnych, nawołujące do utworzenia zwartej

formacji, na nic się nie zdawały. Tłuszcza zgniatała mundurowych. Dwudziesto-

, trzydziestoosobowe grupy funkcjonariuszy dryfowały jak plamy oleju w

oceanie rozwścieczonego tłumu, opędzając się granatami elektrycznymi, bronią

impetową i gazem łzawiącym; próbowały się przebić, połączyć. Statki

powietrzne były w tej chwili tylko hałaśliwymi atrapami, użycie przez nie siły

uderzyłoby również w służby porządkowe. Posiłki z innych krańców placu nie

nadciągały, blokowane przez pikietujących, w których wstąpił nowy duch.

Jakby wszechogarniający huk i gryzący dym tylko ich rozdrażnił.

– Zaprzestańcie walki! Nie dajmy się sprowokować sługusom systemu!

Walczmy o czystość rodzaju ludzkiego w sposób pokojowy! – Kostecki słyszał

już gdzieś ten głos. Dźwięki z potężnych kolumn zainstalowanych na scenie pod

wschodnią ścianą Pałacu Solidarności przebijały się przez bitewny zgiełk. – Czy

nie widzicie, że wzniecając zamieszki, dajemy korporacjom i rządowi

argumenty przeciw nam? Apeluję, przestańcie! Prawda sama się obroni!

– Co to za pajac? – zirytował się Talar.

– Pajac, nie pajac, ale wydają się go słuchać. – Kostecki spojrzał po

stygnącym tłumie. – Czas dolać oliwy do ognia i wyrównać szanse.

– Tak jest, panie władzo – odparł z sarkazmem Talar i zamknął wizjer

hełmu, gdy grupa krewkich demonstrantów dostrzegła dwóch mundurowych

stojących pod ścianą wieżowca.

Page 10: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

– Na nich! – krzyknął grubas w kominiarce, ze słupkiem parkingowym w

ręku. I zamarł zaskoczony, widząc, że policjanci sami biegną w ich stronę.

– O, kur… – nie dokończył. Rozpędzeni jak pociski przeciwnicy wtargnęli

w sam środek demonstracji. Talar ostrzeliwał drogę nabojami szokowymi, a

Kostecki usuwał ogłuszonych z drogi amunicją impetową. Tłum szybko stracił

animusz, widząc, że ma do czynienia z kimś więcej niż szeregowcami z

prewencji. Ściana policjantów spętanych rozkazami nie przerażała ich tak, jak

ściana bezwzględności bijąca od tych dwóch umundurowanych osobników.

– Czas się rozdzielić. Widzimy się za kwadrans pod pomnikiem Wałęsy –

zaordynował Talar. Kostecki skinął głową i zaczął torować sobie drogę na

północ, jego towarzysz skierował się w przeciwną stronę. Szybka demonstracja

siły przebiła balon odwagi, spanikowani ludzie zaczęli zachowywać się jak

ławica małych rybek wokół rekinów.

Dopiero widząc to, Kostecki z Talarem poczuli władzę. Nie musieli nawet

uciekać się do przemocy, wystarczyło okazjonalnie detonować nad głowami

uciekających granaty szokowe. Nakręcająca się spirala paniki karmiła ich serca

pychą i poczuciem bezkarności. Teraz zrozumieli ten fenomen. Nie chodziło o

walkę, adrenalinę czy chęć sprawdzenia się, tylko o poczucie kontroli. Na tym

polegał RIOTING, najbardziej ekstremalny „sport” świata.

Kostecki obchodził pałac od północnej strony. Stojąc na schodach, widział,

jak policja stopniowo obejmuje kontrolę nad bezładnym tłumem.

– Apeluję po raz kolejny o nieuleganie prowokatorom! – rozległ się

znajomy głos. – Zachowajcie spokój! Policja jest tu po to, by was chronić, a

nie… – dźwięk utonął w metalicznym huku policyjnego statku bojowego.

Trzydziestometrowy srebrny kadłub zatrzymał się nad głową Kosteckiego i

oślepiał blaskiem bijącym z rotograwitatorów, rozmieszczonych pod modułami

po lewej i prawej stronie kabiny. Gdy Kostecki zdał sobie sprawę, że tym razem

nie ma wokół niego ludzi, między którymi mógłby się schronić, z działka

wyleciały pierwsze pociski paraliżujące.

– A gdzie „Ręce do góry”, wy skurwysyny?! – krzyknął, rzucając się do

ucieczki. Nie zdążył, seria powaliła go na ziemię. Kombinezon skutecznie

chronił przed napięciem do stu tysięcy woltów, lecz sam impet pocisków

wystarczył. Nie było mowy o nawiązaniu otwartej walki z takim kolosem.

Kostecki chwiejnie podniósł się i w ostatniej chwili schował za wschodnią

ścianą pałacu, gdy kolejna seria z działka taserowego przeszyła chodnik.

– Czekajcie, ja wam pokażę – zgrzytał zębami, programując podajnik na

amunicją hiperbaryczną. Gdy statek wyłonił się nad budynkiem, Kostecki

odpalił w jego kierunku całą serię.

Granaty hiperbaryczne powodowały gwałtowny skok ciśnienia w okolicy

miejsca wybuchu. Przeznaczone dla oddziałów szturmowych, stanowiły nie lada

Page 11: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

gratkę dla terrorystów – i riotersów, których na świecie była wciąż garstka. Od

teraz dołączyło do nich dwóch nowych w Polsce.

Granaty trafiły w okolicę lewego silnika. Rozległo się tąpnięcie powietrza i

jęk maszyny, która wpadła w korkociąg. Tłum zamarł, obserwując zmagania

pilota. Gromkie „Aaaaaach” przeszło po placu, gdy lewy bok statku uniknął

kolizji z iglicą, mijając ją ledwie o kilka metrów. Policyjne wahadłowce

miejskie miały wystarczające rezerwy, by nawet przy połowie mocy

ustabilizować maszynę.

Niestety, nie wszystkie stabilizatory działały. Statek wrył się w południową

ścianę Pałacu Solidarności i z potężnym wstrząsem eksplodował.

Na placu zapanowało pandemonium. Jeden wielki, wielotysięczny krzyk.

Histeria. Instynktowna ucieczka niepowstrzymanej tłuszczy popędzanej

strachem. Tam, gdzie stał Kostecki, leżał jedynie porzucony mundur i hełm.

– Zachowajcie spokój, nie bądźcie dla siebie nawzajem zagrożeniem! –

apelował cały czas człowiek stojący na scenie rozstawionej obok pomnika

Lecha Wałęsy. Był przerażony, gestykulował żywo, ale trwał na swoim miejscu.

Kostecki poznał go w końcu. Po bliźnie.

Gdy zdał sobie sprawę, na kogo patrzy, milion gwiazd rozbłysło mu przed

oczami, jakby w jednej chwili wciągnął kilka dawek cyzytoiny. W głowie

huczało od toksycznych myśli. Przerażony, nie był w stanie powstrzymać

zalewającej go fali pierwotnej, nieujarzmionej nienawiści, która odbierała mu

kontrolę nad organizmem.

Potem czuł się, jakby występował w zwolnionym filmie. Wskoczył z

rozbiegu na kilkumetrową scenę. Z ochroną rozprawił się, jakby uczestniczył w

balecie, nie walce. Chwycił Cezarewicza za włosy, przyciągnął do siebie.

Zapamiętał wyraźnie bon mot „Wszczep sobie to”, którym błysnął, nim skręcił

mu kark.

Ostatni obraz, jaki wtedy zobaczył, to Talar wystrzeliwujący w jego

kierunku granaty dymne. Gdy policja wbiegła na scenę i mgła się rozpłynęła,

Kosteckiego już tam nie było.

5.

Redaktor Wilk, ubrany w czarny garnitur i grafitową koszulę z czarnym

krawatem, wpatrywał się w podłogę z kamienną twarzą. Usłyszał dżingiel,

operator dał mu znak, lecz on wciąż siedział pogrążony w milczeniu. Gość w

studio milczał także. Gdyby nie jego ciemny strój i poważny wyraz twarzy,

można by mu dać najwyżej trzydzieści lat. Nawet jego oczy jaśniały

Page 12: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

młodzieńczym blaskiem. Mimo to w oficjalnej biografii widniała data urodzin

„14 kwietnia 2035”.

– Mateusz, wystarczy – dziennikarz usłyszał w słuchawce. Podniósł wzrok

i spojrzał w obiektyw.

– Szanowni Państwo, dzisiejszy dzień jest jednym z najbardziej

dramatycznych w naszej współczesnej historii. Jeszcze kilka godzin temu, gdy

jako jednego z naszych rozmówców anonsowałem Macieja Cezarewicza,

przywódcę aktywistów działających przeciw ekspansji korporacji

biomedycznych, nie przypuszczałem, że przyjdzie mi zacząć program od minuty

ciszy, a fotel przeznaczony dla niego pozostanie nieobsadzony – prowadzący

przeniósł wzrok do kamery po prawej. – Dzisiejsze wydanie w całości

poświęcamy wydarzeniom z Placu Niepodległości. Moim gościem jest Eliasz

Gutz, prezes polskiego oddziału ImplaTECH. Witam, panie prezesie. Jak się pan

czuje ze świadomością, że w tak tragicznych okolicznościach zginął pański

największy adwersarz?

– Witam pana, witam państwa. – Rozmówca się ukłonił. – Różniliśmy się

nieco z panem Cezarewiczem w poglądach na temat rozwoju implantologii.

Doceniam jednak, że był on człowiekiem otwartym na dialog, zawsze

przygotowanym merytorycznie i – podobnie jak my – uważającym, że

najważniejsze jest dobro ludzkości. Darzyłem go szacunkiem godnym nie tylko

charyzmatycznego lidera, ale i naukowca. Jestem jego śmiercią głęboko

wstrząśnięty. – Gutz potrząsnął głową.

– Działalność Macieja Cezarewicza przysporzyła jednak pańskiej firmie

wielu problemów. Nie tylko używał wpływów politycznych i środków

prawnych, by utrudniać ImplaTECHowi rozwój rynku medycyny syntetycznej

w Polsce. Podnosił też kwestie etyczne i brak uregulowań prawnych

dotyczących statusu osób „zmodyfikowanych”, wieszczył pojawienie się

nowego typu wykluczenia społecznego – perorował Wilk, przyglądając się

reakcji gościa, lecz jego twarz nie zdradzała żadnych oznak zdenerwowania. –

Przede wszystkim zaś udało mu się obrócić przeciw wam opinię publiczną. Nie

pamiętam, kiedy ostatnio widziałem, jak ramię w ramię maszeruje socjalista z

narodowcem, cybermłodzież z pokoleniem swoich rodziców, klasa średnia z

robotnikami.

Gutz nie dał się wyprowadzić z równowagi. Jego ruchy były tak płynne, a

słowa tak dźwięczne, że aż nierzeczywiste.

– Czy dzisiejsze ofiary śmiertelne, wielomilionowe straty i bitwa z policją

mają być objawem jedności narodowej wokół kwestii implantologii? Nie sądzę

– tłumaczył ze spokojem. – Moim zdaniem Polacy wykorzystali neutralną

światopoglądowo ideę, by wspólnie dać wyraz niezadowoleniu z polityki

prowadzonej przez Radę Kanclerską. To bieda i poczucie separowania się

władzy od problemów obywateli połączyła tych wszystkich ludzi.

Page 13: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

– Gdyby Cezarewicz żył, miałby w tej sprawie inne zdanie – zauważył

redaktor. – Akurat w kwestii implantologii lobbował za interwencjonizmem

państwowym. Jego śmierć jest poniekąd ImplaTECHowi na rękę…

– Panie redaktorze, wypraszam sobie takie insynuacje. – Gutz wykrzywił

twarz, zniesmaczony. – Media wszędzie szukają sensacji i konfliktów, a prawda

jest taka, że mieliśmy z panem Cezarewiczem więcej wspólnego, niż się wydaje.

Jestem pewien, że udało by się nam dojść do porozumienia. – Gutz odzyskał

swoje neutralne rysy i wrócił do wdzięcznego, czarownego tonu wykładu. –

Natomiast zakusy państwa na koncesjonowanie implantologii, nakładanie

kagańca korporacjom takim jak ImplaTECH, jest wbrew interesowi

społeczeństwa. Rewolucja w medycynie i komunikacji dokonuje się na naszych

oczach, mamy szansę stać się w tej dziedzinie światowym pionierem. Nie wolno

zmarnować takiej szansy i jestem głęboko przekonany, że pan Cezarewicz w

głębi ducha też tak uważał. Mam nadzieję, że policji uda się złapać mordercę.

ImplaTECH służy wszelkimi informacjami i zasobami technicznymi.

Redaktor podziękował Eliaszowi Gutzowi za rozmowę, uścisnął mu rękę.

Gutz uśmiechnął się gorzko. Obrócili się na fotelach w stronę telebimu, na

którym pojawiła się skupiona, lekko błyszcząca w świetle kamery twarz.

– Łączymy się z Piotrem Azarewiczem, byłym koordynatorem do spraw

służb specjalnych. Jak pan skomentuje najnowsze ustalenia policji w sprawie

zamachowców? Bo tak ich chyba należy nazwać?

– Witam państwa. Na chwilę obecną policji udało się ustalić, że

napastników było dwóch oraz dysponowali zaawansowaną i kosztowną

technologią, dostępną jedynie elitarnym jednostkom wojskowym. Choć

morderstwo na zlecenie jest rozpatrywane jako jedna z hipotez, moim zdaniem

to mało prawdopodobne – stwierdził Azarewicz. – Zamachowiec ujawniłby

swoje intencje dopiero w bezpośrednim sąsiedztwie ofiary. W tym przypadku

natomiast, napastnicy najpierw zaatakowali siły policyjne oddalone od niej o

kilkaset metrów, by później podobnie potraktować biorącą udział w

zamieszkach ludność cywilną. Innymi słowy, narazili się na niepotrzebne

ryzyko, które mogło doprowadzić do fiaska misji. Zamachowcy tak się nie

zachowują – tłumaczył były koordynator specsłużb.

– Jakie są wobec tego inne warianty, które należy wziąć pod uwagę? –

dociekał Wilk.

– W państwach ogarniętych konfliktami wewnętrznymi, takich jak Stany

Zjednoczone, Francja czy kraje arabskie, zaobserwowano już kilkakrotnie

podobne zjawisko – odpowiedział Azarewicz. – Napastnicy mający przewagę

technologiczną wybierają bitwy, zamieszki i masowe demonstracje, by przy

użyciu przemocy antagonizować strony i wprowadzać chaos. Nazywają się

„riotersami” i uważają swoją działalność za elitarny, ekstremalny sport. Z

Page 14: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

dalszymi informacjami należy poczekać do momentu, gdy moje przypuszczenia

znajdą oficjalne potwierdzenie – zakończył.

– W takim razie dziękujemy za rozmowę i czekamy na dalsze doniesienia –

odparł Wilk i odwrócił się frontem do centralnej kamery. – A z państwem

zobaczymy się już wkrótce, po reklamach.

6.

Talar poczuł niepokój. Był święcie przekonany, że przed wyjściem zamknął

mieszkanie na zamek kodowy. Wyjął glocka spod płaszcza. Nacisnął panel,

drzwi rozsunęły się z cichym sykiem i zamknęły zaraz za nim. Po chwili doszedł

do niego kloaczny wręcz smród.

– To ja. Nie zapalaj światła.

Nie musiał. Sztuczne fotoreceptory sprawiały, że w ciemnościach widział

lepiej niż kot. Podobnie jak jego niespodziewany gość.

– Jak się tu dostałeś?

– Musisz częściej zmieniać szyfr. Zostawiłeś odciski tylko na czterech

cyfrach, wystarczyło wstukać którąś z dwudziestu czterech kombinacji. Trafiłem

za trzecim razem – uśmiechnął się Kostecki. – Cała ta technologia to szajs, nic

nie zastąpi potężnego, żeliwnego klucza.

– A co gdyby któraś z cyfr się powtarzała? – Talar odłożył pistolet i usiadł

w fotelu. Kostecki siedział w drugim, po przeciwległej stronie stołu. Na

zewnątrz była już noc, lecz od strony Centrum wciąż dochodziły odgłosy syren

policyjnych. Siedzieli tak w ciemnościach i przyglądali się sobie. Obaj pod

płaszczami kryli pełen rynsztunek i wiedzieli o tym.

– Capisz, przyjacielu – przerwał ciszę Talar. – Jak wydostałeś się z

oblężenia?

– Plan B – odparł Kostecki. – Kanały. A ty?

– Z tłumem. Wmieszałem się. Ale mnie było łatwiej, bo zwróciłeś na siebie

cała uwagę.

Kostecki nie odpowiedział.

– Muszę się napić. Chcesz drinka?

– Podwójnego. To, co zawsze – westchnął Kostecki i przetarł oczy.

Gospodarz przerzucił płaszcz przez oparcie fotela, po czym podszedł do barku.

Zalał dwie szklanki wódką z sokiem cytrynowym, następnie wpuścił do nich z

dozownika dwie błękitne kapsułki, po których szklanki się zeszroniły. Postawił

Page 15: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

drinka przed Kosteckim, ten od razu wziął potężny łyk, po którym odetchnął

głęboko.

– Lepiej?

– Lepiej.

– W takim razie mów, co się tam, kurwa, stało. Człowieku, zestrzeliłeś

policyjną awionetkę, załoga katapultowała się w ostatniej chwili. Zresztą chuj z

awionetką, zamordowałeś człowieka z zimną krwią! Tego nie było w zasadach

gry, na to się nie pisałem! – gorączkował się Talar. Kostecki obserwował jego

żywiołową gestykulację i coraz bardziej gotował się w środku. Słuchał jednak

dalej.

– …do tego teraz włamujesz się do mojego mieszkania i potencjalnie

wystawiasz na strzał policji. Za rioting dadzą mi maks dziesięć lat, ale kto wie,

czy nie oskarżą o współudział w morderstwie? Za to mogę dostać dwa razy tyle.

– Osłaniałeś moją ucieczkę, to tak jak współudział – potwierdził sucho

Kostecki i spojrzał na Talara znad szklanki. – Skończyłeś jęczeć? To zamknij

pysk i słuchaj – rozkazał. Talar usiadł i sam wziął porządnego łyka.

– Możesz być spokojny, jeżeli nie złapali nas do tej pory, to raczej nie

złapią wcale. Przygotowałem się na wypadek, gdyby coś poszło nie tak, by nie

mogli nas namierzyć. Zawczasu zaminowałem samochód…

– Co???

– Tak, moje piękne lamborghini poszło się jebać, jest nie do

zidentyfikowania. Kilka okolicznych aut zapewne też. – Kostecki napił się. –

Nie martw się, powiem, że mi ukradli, łatwo to będzie zrzucić na karb

zamieszek. Zwrócą mi z ubezpieczenia. – Puścił Talarowi oko. – No i

zniszczyłem nadajnik. Ty też, mam nadzieję.

– Owszem. Wyjechałem za miasto, wróciłem dopiero po zmroku. Dlaczego

nie poszedłeś do swojego mieszkania? – Talar spojrzał podejrzliwie.

Twarz Kosteckiego zdradziła wahanie i niepewność. Pociągnął ze szklanki,

nachylił się i spojrzał Talarowi w oczy.

– Potrzebuję cię. Ten, który zabił tamtego człowieka… to nie byłem ja.

Talar uniósł brwi, z trudem tłumiąc chęć, by wrzasnąć.

– Balaklawa zasłaniała ci twarz, więc pies trącał tych kilkanaście tysięcy

ludzi pod sceną, ale nie rób idioty ZE MNIE.

– Ktoś włamał się do mojego mózgu, rozumiesz? – nie wytrzymał

Kostecki. – Jakimś cudem zhakował ten pieprzony chip, posłużył się mną jak

marionetką! Czuję się, jakby mnie ktoś zgwałcił… – wycedził przez zęby.

– To… to niemożliwe. Czemu akurat twój chip? Przecież ja też mam taki!

Page 16: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

– Nie wiem, może po prostu byłem bliżej sceny? Tak czy inaczej, musimy

czym prędzej pozbyć się tego gówna – zawyrokował Kostecki. – Twoja firma

jest producentem, jutro z samego rana idziemy do kliniki przeprowadzić

ekstrakcję. Użyj swoich wtyk, by przyjęli nas od razu. W pracy dowiesz się

wszystkiego o zabezpieczeniach. Musisz ostrzec firmę, że ktoś używa ich

wynalazku jako broni.

Talar spuścił wzrok, łyknął wódki i spojrzał kątem oka na Kosteckiego.

– Nie patrz tak, przecież mnie znasz. Widziałem tego człowieka raz w

życiu, dziś rano w telewizji. To był jakiś lewak walczący z implantami. Wyszło,

że przez nie zginął, więc jakby miał rację… – Kostecki potarł spocone czoło. –

Tak czy inaczej, po wszystkim nie wiedziałem, co mam robić. Jeżeli ktoś

wytypował mnie wcześniej na zamachowca, może teraz obserwować moje

mieszkanie, muszę się gdzieś zaszyć. Pomożesz?

Talar z dziwnym wyrazem twarzy lustrował wzrokiem Kosteckiego.

– Jeżeli ktoś wytypował cię wcześniej na zamachowca, to z pewnością

obserwuje też mnie.

– Nie miałem wyjścia. Jak tylko pozbędę się tego cholernego implantu,

wyjeżdżam i zapominam o całej sprawie. – Kostecki oparł ciężką głowę o ramię.

– Nie chcę wpakować się w większą aferę niż ta. Świadomie czy nie, z mojej

ręki zginął dziś człowiek – głos mu zadrżał. Spod pozoru hardości wyzierało

przerażenie i poczucie braku kontroli, niczym u dziecka, które bawiąc się w

przypalanie owadów szkłem powiększającym, wywołało pożar lasu.

– Hej, que pasa, amigo? – Talar trącił go w ramię, przygotował kolejną

szklankę z wódką. Był nieco sztucznie wyluzowany, ale Kosteckiemu to

wystarczyło, by równie sztucznie się uśmiechnąć. – Zrobimy, jak mówisz. Mam

znajomego neuroimplantologa, który jest mi winien przysługę. Jutro będzie miał

okazję się zrewanżować. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

– Dzięki. – Zmęczony Kostecki uśmiechnął się lekko.

– Tymczasem wrzuć ten płaszcz i spodnie do pralkosuszarki, weź prysznic.

– Talar puścił mu oko. – Inaczej w życiu nie wywabię z fotela tego fetoru

zdechłego szczura.

7.

Podwarszawska Klinika Implantologiczna ImplaTECH – największy

ośrodek tego typu w Europie. Potężny kompleks trzydziestopiętrowych

Page 17: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

wieżowców połączonych centralnym budynkiem w kształcie walca. Z powietrza

budynek wyglądał jak sześcioramienna gwiazda ze szkła i betonu.

Ośrodek był też centrum badawczym i konstrukcyjnym. Tu powstawały

prototypy hydrowszczepów i endoprotez ruchowych, fermy narządów

wewnętrznych i estetycznych ulepszeń wykorzystywanych w chirurgii

plastycznej, hodowane zarówno z komórek macierzystych, jak również ich

syntetycznych zamienników.

Tu też projektowano Mindnet – neurochipy nowej generacji i technologie

do ich zastosowania, którymi ImplaTECH planował podbić świat. Jak dotąd

skorzystało z nich niewielu, między innymi Krzysztof Talar i – po znajomości –

Jarosław Kostecki, który po ostatnich przeżyciach zdecydował się zwrócić

towar.

– Doktor Probosz już panów oczekuje – poinformowała eteryczna

blondynka w okienku rejestracyjnym. Ruszyli przez sterylnie białe korytarze.

Klinika tętniła życiem. Sale były pełne mówiących różnymi językami

pacjentów czekających na zabiegi: czy to wszczepienia świeżej wątroby, czy to

amortyzatorów dla stawów kolanowych, stymulatorów rozwoju połączeń

neuronowych, udrożnienia żył i odmłodzenia mięśnia sercowego, czy też

bardziej prozaicznych i cieszących się niesłabnącym powodzeniem –

powiększenia piersi i penisa.

Wjechali windą na dwudzieste piąte piętro i udali się korytarzem w lewo.

Doszli do rozsuwanych drzwi z przydymionego, zbrojonego pleksiglasu,

pilnowanych przez czterech uzbrojonych wartowników. Talar pokazał firmową

legitymację, strażnik skinął głową i wpuścił ich do środka. Kostecki nie

pamiętał, by w drodze na zabieg wszczepienia chipu mijał jakąkolwiek straż.

– Witajcie, panowie – przywitał ich łysiejący na czubku głowy lekarz z

czarną kozią bródką i okularami w rogowych oprawkach, noszonymi wyraźnie

przez snobizm. Trudno uwierzyć, by lekarz pracujący w takim miejscu musiał

borykać się z wadą wzroku. I łysieniem.

– Nazywam się Wiktor Probosz, będę dziś pana chirurgiem. – Uścisnął rękę

Kosteckiemu, który uśmiechnął się w podzięce. Gdy lekarz oddalił się, by

wydać komendy pielęgniarkom, Kostecki zwrócił się do Talara:

– Jak to „pana chirurgiem”? Ty nie usuwasz chipu?

– Skądże. Jestem przecież pracownikiem ImplaTECH, jak by to o mnie

świadczyło? Poza tym… – zbliżył się do ucha Kosteckiego – …myślę, że jest

już po sprawie i nic ze strony hakerów mi nie grozi, tobie raczej też. Osiągnęli

swój cel, co się miało stać, już się stało. Gdyby szykowali coś jeszcze,

przekonalibyśmy się o tym wczoraj. – Wrócił do normalnego głosu. – Ale ciebie

rozumiem doskonale, dlatego tu jesteśmy. Miejmy to już za sobą, stary. –

Położył Kosteckiemu rękę na barku i poprowadził w kierunku przygotowanej

Page 18: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

kozetki zabiegowej z wycięciem, w którym pacjent miał unieruchamianą głowę.

Umieszczone wokół niej lampy oświetlały stolik ze sprzętem chirurgicznym.

Pielęgniarki były gotowe do zabiegu.

– Proszę się rozebrać i założyć to. – Lekarz wskazał ruchem głowy na

kaftan ochronny. Trzymał w ręku strzykawkę i wystukiwał z niej palcem resztki

powietrza.

– Co to jest, doktorze?

– Narkoza, rzecz jasna. Bez obaw, będzie pan miał po niej przyjemne sny i

obudzi się, jakby nic się nie stało.

– Dziękuję bardzo, wolę bez. Wszczepienie chipu trwało około godziny,

usunięcie pewnie potrwa mniej. Wytrzymam, chcę wiedzieć, co się dzieje.

– Ale…

– Poza tym podobno mózg nie boli, prawda? – uśmiechnął się Kostecki.

– Nie ma narkozy, nie ma zabiegu – powiedział krótko lekarz.

– Jarek, co ty odpierdalasz? Faktycznie trzeba usunąć ci ten implant, bo na

mózg ci padło – wtrącił się zdenerwowany Talar. Wszyscy utkwili wyczekujące

spojrzenia w Kosteckim, który bynajmniej nie zamierzał ustępować. Zwłaszcza

kiedy za plecami Talara zauważył ostre cienie sylwetek strażników odbijające

się w pleksiglasie. Wyczekiwali przy samych drzwiach. Coś do niego dotarło.

– Jak ty to, Krzysiu, powiedziałeś…? „Co się miało stać, już się stało”?

Porwał skalpel ze stolika i chlasnął zaskoczonego Talara w twarz.

Pielęgniarki krzyknęły przeraźliwie, wartownicy wpadli do pokoju z

wycelowanymi karabinami.

– Ani kroku, bo zafunduję waszemu topowemu menedżerowi kolumbijski

krawat! – zawołał Kostecki, chowając się za zaskoczonym Talarem i

przykładając mu skalpel do szyi.

– Spokojnie, panowie, bez gwałtownych ruchów. – Talar wyciągnął

uspokajająco rękę do strażników. – Nie chcielibyśmy uszkodzić naszego

najcenniejszego materiału badawczego. Załatwimy to polubownie, prawda

Jareczku? Personel, wypad stąd!

Lekarz i pielęgniarki, korzystając z okazji, czym prędzej uciekli z sali,

zostawiając za plecami cztery lufy wymierzone w Kosteckiego.

– Teraz rozumiem. Dwie pieczenie przy jednym ogniu, co? Przetestować

ten diabelski wynalazek i przy okazji pozbyć się przeciwnika? – dyszał Talarowi

do ucha Kostecki, czując jak serce skacze mu pod wpływem adrenaliny. – To

dlatego namawiałeś mnie do tego riotingu... Jak mogłeś mnie tak załatwić, ty

skurwysynu, przecież byliśmy przyjaciółmi!

Page 19: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

– Weź mnie nie rozśmieszaj – parsknął Talar. – Mając stołek w zarządzie

ImplaTECHu, będę mógł kupować sobie takich przyjaciół jak ty za dniówkę.

Wiem, że chciałeś mnie wykorzystać by się tu wkręcić, nie jestem idiotą – śmiał

się nerwowo, próbując sprowokować adwersarza do popełnienia błędu.

W Kosteckim mózg bulgotał na granicy furii, dodatkowo nakręcanej

widokiem krwi spływającej obficie po twarzy zakładnika.

– Do tyłu, skurwysyny! W stronę drzwi! – krzyknął do strażników. –

Czekaj, niech tylko świat się dowie, kto naprawdę stał za tym zamachem…

spieprzyliście sprawę! Facet stanie się męczennikiem, a wy będziecie skończeni!

Akcjami ImplaTECHu będzie można sobie dupę podetrzeć, a w tym pięknym

gmachu otworzą największy na świecie burdel, skoro i tak pracują tu same

sprzedajne kurwy!

– Oj Jarek, Jarek… naprawdę myślisz, że ryzykowalibyśmy taki

scenariusz? Jak ty nic nie wiesz… nic nie rozumiesz!

Strażnicy byli już przy drzwiach, ramię w ramię, blisko siebie.

Wystarczająco blisko.

– Rozumiem jedno. Uznaj naszą przyjaźń za zakończoną! – Chwycił Talara

jedną ręką za włosy, drugą od tyłu za krocze i podniósł, robiąc z niego

poprzeczny taran. Z opętańczym krzykiem ruszył na zaskoczonych jego siłą i

szybkością strażników.

"Neuropianka! Skubaniec ma pod spodem neuropiankę!" pomyślał Talar.

"Chyba jednak nie jest takim idiotą, za jakiego go uważ…"

Zbrojony pleksiglas trzasnął i wypadł z ram, wypchnięty przez

wgniecionych w niego strażników. Impet połamał im żebra, wyszarpnął broń z

rąk. Dodatkowo przygniótł ich Talar. Charczał i pluł krwią, która spływała z

rany na policzku i zalewała mu usta. Kostecki stał nad nimi ze zdobycznym

karabinem w ręku.

– Niech się stanie to, co ma się stać… przyjacielu – szepnął Talar.

Kostecki nic nie powiedział. Strzelił. I poczuł, że nie może zrobić nic

więcej.

Milion gwiazd rozbłysło mu przed oczami. Stał sztywno z mięśniami

stężałymi jak beton. Umysł był więcej niż świadomy, rwał się do ucieczki, ciało

jednak odmawiało posłuszeństwa. Jedynym sygnałem, że jeszcze działa, był

oddech. Bardzo płytki. I ruszające się oczy.

Kostecki usłyszał za sobą dźwięk uchylanych drzwi i zbliżające się kroki.

Zza pleców wyłonił się wyglądający na trzydziestolatka człowiek z

nienaturalnym blaskiem w oczach. Eliasz Gutz.

– Obserwowałem wasze poczynania na monitorach, pełen podgląd i

nasłuch. Niewiarygodne, w rzeczy samej… wystarczy mi dziesięć tysięcy takich

Page 20: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

jak ty i nie będę musiał oglądać się na żadną Radę Kanclerską – mówił, stojąc

centymetry od jego twarzy. Przyglądał się Kosteckiemu jak małpie w ZOO. Co

za upokorzenie. – Nie chciałeś współpracować, więc musiałem cię „zawiesić”.

Przykro mi. – Wskazał trzymane w ręku urządzenie. – Ale nie martw się, moi

inżynierowie przywrócą cię do stanu używalności. Chociaż… zważywszy na to,

co jeszcze musimy na tobie sprawdzić, pewnie wolałbyś pozostać w tym stanie.

Ten jego nieludzko aksamitny głos, płynność ruchów, nienaganny ubiór.

Nawet włosy były nieruchome, idealne.

– A nim się nie przejmuj, dziękuję, że mnie wyręczyłeś. – Gutz popatrzył z

niesmakiem na przestrzeloną głowę Talara. – Wbrew pozorom nie toleruję

sprzedajnych kurew. Panowie, zanieście pana Kosteckiego do laboratorium,

rozbierzcie i przymocujcie do łóżka – zaordynował podnoszącym się z posadzki

strażnikom.

8.

Kostecki leżał skrępowany, wpatrując się w telewizor przytwierdzony do

wysięgnika nad łóżkiem. Na antenie stacji InfoSat rozpoczynała się

nadzwyczajna konferencja prasowa Kanclerza Rzeczpospolitej Polskiej i

Prezesa ImplaTECHu, Eliasza Gutza.

– Szanowni Państwo, dziękujemy bardzo za tak liczne przybycie. Dziękuję

Panu Kanclerzowi, że pozwolił mi zabrać głos jako pierwszemu. Obiecuję za to,

że do Pana Kanclerza będzie należało ostatnie słowo – uśmiechnął się Gutz. –

Zebraliśmy się tu, by z wielką przyjemnością ogłosić nową erę w medycynie

syntetycznej. Chciałbym jednak, by opowiedział o tym nasz specjalny gość.

Przywitajcie go brawami.

Kurtyna za podium uchyliła się i do mównicy podszedł… Maciej

Cezarewicz. W kołnierzu ortopedycznym i o kulach, ale o własnych siłach. Po

sali przeszedł szum niedowierzania.

– Witam państwa. Rozumiem wasze poruszenie, sam nie wierzę, że to się

dzieje naprawdę. To, że jestem tutaj z państwem, zawdzięczam ImplaTECHowi.

Choć wydaje się to niewiarygodne, neurochirurgom ImplaTECH udało się

nastawić złamany kark i zrekonstruować połączenia nerwowe w moim rdzeniu

kręgowym – mówił ze wzruszeniem Cezarewicz. – Dokonali tego przy użyciu

zmutowanych komórek macierzystych, mikroskopijnych stymulatorów

elektrycznych oraz implantu, który przejął na siebie funkcje życiowe w

kluczowych chwilach, zanim mózg odzyskał pełną sprawność. Ja… – przerwał

na chwilę, łza pociekła mu z pokrytego bielmem oka – …najwyraźniej

Page 21: Leszek Bigos - „Implant”leszekbigos.com/wp-content/uploads/2016/01/Leszek_Bigos...Leszek Bigos - „Implant” 1. – „Wy już nie jesteście ludźmi” i „Precz ze sztuczniakami”.

musiałem przejść przez śmierć, by zrozumieć, jak bardzo się w kwestii

implantologii myliłem. Chciałbym, aby moje stowarzyszenie zamiast bojkotu i

protestu weszło na drogę współpracy, abyśmy stworzyli rozwiązania prawne i

systemowe najwłaściwsze dla dobra społeczeństwa, ale uwzględniające przy

tym interes przedsiębiorczości i państwa.

– Ze swojej strony pragnę nadmienić, że z dniem dzisiejszym rozpoczyna

działalność komisja kanclerska zrzeszająca wszystkie zainteresowane strony –

dodał Kanclerz RP. – Gdy jej obrady przyniosą szczęśliwe owoce, zwrócę się do

Rady o przyznanie nadzwyczajnej pomocy finansowej na wsparcie badań i

rozwoju implantologii, a także dotacji do eksportu, by przemysł ten w krótkim

czasie stał się wizytówką Polski na świecie.

Dziennikarze nie zadawali żadnych pytań. Zamiast tego zgotowali

Cezarewiczowi owację na stojąco. Ten zmieszany drapał się w tył głowy po

gołej skórze, miejscu, w którym kamera wychwyciła świeżą bliznę po

wszczepieniu implantu.

Kostecki długo i bezsilnie wpatrywał się w monitor. A potem zrobił jedyne,

co mógł. Zamknął oczy.