Latte

322
7/21/2019 Latte http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 1/322

description

„Latte” Sylwi Janik to opowieść o sile miłości i przyjaźni… z wątkiem kryminalnym. Na tyłach ogrodu Nadia dokonuje wstrząsającego odkrycia.

Transcript of Latte

Page 1: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 1/322

Page 2: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 2/322

 

Page 3: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 3/322

Spis treści

Prolog. Elegia o białej kawieRozdział I

Rozdział II

Rozdział III

Rozdział IV 

Rozdział V 

Rozdział VI

Rozdział VII

Rozdział VIII

Rozdział IXRozdział X

Rozdział XI

Rozdział XII

Rozdział XIIIRozdział XIV 

Rozdział XV 

Rozdiał XVI

Page 4: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 4/322

Rozdział XVII

Rozdział XVIII

Rozdział XIX

Rozdział XX

Epilog. Ballada o białej kawie

Page 5: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 5/322

PrologElegia o białej kawie

Na początku była ciemność. Gęsta, czarnai mięsista niczym skrawek aksamitu. Miała

w sobie opiłki brązu, które bezlitośnie wbijałysię w jej wnętrze, jakby chciały przeszyć ją nawylot. Jej zapach wypełniał powietrze, tak jak mgła zasnuwa ziemię. Wdzierał sięw przestrzeń, podobnie jak dźwięk bezprzyzwolenia wpada w ucho. 

 Atak nadszedł niespodziewanie. Chłód metaluprzeszył ją jak pływak przecina fale – szybko,zdecydowanie, bez wahania. Zanurzył sięw niej i przywłaszczył sobie jej część bez śladuwyrzutów sumienia. Ta cząstka odizolowanaod reszty, oderwana od całości, ożyła jednak.

Uniosła się w górę, a potem opadła i naglezostała rzucona na samo dno. Uderzyłao zimne podłoże i leżała porażona, bierna,sparaliżowana. Gdy trafiła na nią kaskadawody, uległa rozpadowi na tysiącemikroskopijnych drobinek, by potem rozpłynąć

Page 6: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 6/322

się, zniknąć, przejść w nicość. 

 Ale reinkarnacja okazała się realna. Terazprzybrała postać cieczy, a jej zapach zostałzintensyfikowany. By osłodzić jej życie, dostałaproszek, który był cukrem, a działał jak narkotyk. Pochłonęła go od razu. Teraz do jejradosnego nastroju nie pasował mrocznywizerunek. I na to znalazło się lekarstwo.

Wzięła krótki prysznic, który oczyścił jąz nocy, zmył kruczą barwę i zamienił jąw kolor kawy z mlekiem. ednak niedługo cieszyła się nowym życiem

i świeżą szatą. Niespodziewanie spadła jak wodospad, tworząc małe, brudne jezioro.Towarzystwa dotrzymały jej porcelanowekamienie o ostrych, nieregularnych kształtach,które zleciały w przepaść razem z nią. Sądziła,że ma halucynacje, ale one naprawdę byływzorzyste i miały barwy tęczy. Udzieliły jejostatniego namaszczenia.

 Potem już przykryła ją i wciągnęła chustaśmierci. Przestała istnieć.

Page 7: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 7/322

Rozdział I

Nazywam się Nadia Laos, a moje nazwisko niema nic wspólnego z krajem prawie całkowicieporośniętym lasem, położonym na PółwyspieIndochińskim w Azji.

 Jedyne, co może mnie z nim łączyć, to fakt,że tak jak ono jest punktem rzuconym namapie świata, tak i ja jestem elementemwrzuconym w zbiorowisko ludzkości.

Choć moje nazwisko brzmi niecoegzotycznie, jestem przeciętną osobą, może

na swój sposób niezwykłą, o ile przyjmiemy, żekażdy człowiek jest inny i w pewnym sensieniepowtarzalny i wyjątkowy. Jestem młoda,choć dla dziecka z ruszającym się mleczakiemz całą pewnością wydam się stara, statecznai doświadczona. Sama sobie wydaję się dziwnai pełna sprzeczności, chociaż nie wykluczam,że każdy człowiek ma takie właśnie mniemanieo sobie.

Zakładam, że gdy będę faktycznie w wiekupodeszłym, okolice moich niecoasymetrycznych ust będą zdobić, albo szpecić,

Page 8: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 8/322

Page 9: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 9/322

z dużym dystansem do ich teorii na mój temati często mnie one śmieszą.

Słyszałam nieraz, że jestem kobieca, alecóż to właściwie znaczy? Być może kobiecośćkoncentruje się w twarzy, ale promieniujei rzuca wiązki światła również na całą postać.eśli rzeczywiście jestem kobieca, to

wyobrażam sobie, że korzenie tego daru tkwiągłęboko wewnątrz mnie, a owoc, który

wypuszczają na powierzchnię, kwitnienieprzerwanie, siejąc wkoło ciepło i pogodę.Źródło kobiecości płynie z osobowości,tryskając na zewnątrz spontaniczną, żywąi radosną kaskadą. Ognisko kobiecości płonieżarliwie w sercu, strzelając językamizmysłowego ognia i tworząc bezkresną łunęświatła. Kopalnia kobiecości znajduje sięw umyśle, a jej błyskotliwe skarby wydobytena wierzch są logicznie, sensowniei konstruktywnie wykorzystywane w praktyce.

Cóż, idąc tropem mojegoskomplikowanego i trochę zawiłego myślenia,

w dalszym ciągu trudno jest zrozumieć,w czym tkwi istota kobiecości, ale takawłaśnie jest moja prywatna, pewnieprzerysowana interpretacja.

Obiło mi się też o uszy, że jestemwrażliwa, choć sama nie przepadam za tym

Page 10: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 10/322

określeniem. Uważam, iż zawiera w sobieakąś ironię, nutę kpiny. Wolę konkretnesłowa, mówiące o nieobojętności na innychludzi, ich potrzeby, zmartwienia, krzywdęi niesprawiedliwość.

Ponoć mam w miarę delikatne obycie, aleidące w parze z umiejętnością sugestywnego,energicznego i twórczego działania pełnegopasji, zapału i werwy. Jestem skłonna do

dostrzegania dodatnich stron życia,pozytywnego oceniana rzeczywistości orazprzewidywania pomyślnego biegu wydarzeń.Ludzie chętnie przebywają w moimtowarzystwie, potrafię być dowcipna i bystra,ale lubię też chwile samotności, w którychmoje myśli przepełniają doza smutku,nostalgia, niepokój, może nawet przeczucia.

 Jedno jest pewne. Jestem konkretna i mamcięty język, ale ideałem nie jestem. Mojesumienie obciążają grzeszki raczej małe, jak kamyczki wielkości bursztynów zbieranychnad morzem, niż wielkie głazy ostałe na

tropikalnych plażach. Pałam na przykładognistą zazdrością do ludzi, którzy są biegliw technologii informatycznej. Oczywiściewiem, że Internet nie jest specyficzną formązamkniętego zakładu wychowawczego,w którym młodzież mieszka i uczy się pod

Page 11: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 11/322

stałym dozorem wychowawców, a e-mail to niepokrywanie emalią powierzchni wyrobówmetalowych. Jednak daleko mi do sprawnegoi kompletnego obsługiwania komputera.

Popełniłam w życiu pewne błędy,niezwiązane z zazdrością, których mamświadomość i których żałuję, ale czasu cofnąćsię nie da. Właściwie żyję intensywniei pewnie, ale bywa, że gubię się w zawierusze

egzystencji, jak każdy czasem mylę drogę w jejlabiryntach i krętych ścieżkach.Muszę też dodać, ale zaznaczam, że

z rozbawieniem, iż podobno mam w sobie tocoś. To coś, co tkwi w kimś, a jest tak trudnedo wytłumaczenia i jednoznacznegozdefiniowania. Według mnie to jakaś odmianamagnetyzmu, wabik, który sprawia, że ludzie,a zwłaszcza płeć przeciwna, na dłużejzatrzymują na takiej osobie swoje spojrzenie,a bywa, że nawet z trudem je odwracają. Tocoś intryguje i zaciekawia, porusza i fascynuje,niestety nie potrafię nadać temu namacalnej

postaci.Nie jestem fałszywie skromna i muszępowiedzieć, że gdy stoję przed lustrem, to, cowidzę, w miarę mi się podoba. To nie wynikaz zarozumiałości ani też narcyzmu, po prostuprzyjmuję do wiadomości, że tak, a nie inaczej

Page 12: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 12/322

wyglądam. Naturalnie moje włosy mogłyby byćbardziej zdyscyplinowane, a rzęsy niecobardziej podkręcone i dłuższe. Co do włosów –przypominają one sprężyny i mają trudny dokonkretnego nazwania kolor, coś pomiędzybrązowym kasztanem, rudym lisem a gorzkączekoladą. Gdzieniegdzie, bez pomocy farby,przebłyskują pasma smacznych i słodkichodmian beżu: karmelu, cappuccino i kakao.

Wspomniawszy czekoladę, nie mogę sobieodmówić, by przez chwilę nie pozostać przytym temacie, co wynika z mojej miłości dosłodyczy. Uwielbiam czekoladę pod każdąpostacią, począwszy od delikatnej białej,poprzez mleczną, naszpikowaną orzeszkamilaskowymi, do czarnej gorzkiej. Trudno jest mitakże odmówić sobie ciast, placków i tortów,a szczególną słabość mam do ciasta toffiz migdałami albo z marcepanową masąo gładkiej, maślanej konsystencji. Nie chcędłużej zgłębiać tej tematyki, ponieważobawiam się, iż całkowicie mogłabym się

w niej zatracić, a ja boję się zatracenia,obojętnie w jakiej postaci. Jeśli chodzio jedzenie, dorzucę tylko jeszcze, że pomimomojej wielkiej sympatii do słodyczy, włoskichmakaronów, a także pikantnych zapiekanek,mam szczupłą sylwetkę, z czego bardzo się

Page 13: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 13/322

cieszę. Pewnie wynika to z moich genów, alerównież z tego, iż jestem wielką zwolenniczkączynnego i aktywnego trybu życia, w myśldewizy, że sport i ruch to zdrowie połączonenierozerwalnie z przyjemnością.

Bywa, że niektórzy postrzegają sportw sposób wygodny i zrozumiały tylko dlasiebie samych, za to absurdalny i oszukańczydla innych. Rozciągają go nieprzyzwoicie do

własnej bezczynności i lenistwa, dla kamuflażuswojego próżniactwa i stania w miejscu. Skok owszem, ale na bank, kawę albo w bok.Trenowanie biegów jak najbardziej, ale nazasadzie wrzucania ich w samochodzie. Dlamnie sport to nie teoria, lecz jedenz warunków zdrowia fizycznegoi psychicznego, to synonim wewnętrznej siły,mocy charakteru, uczciwej walki i zwycięstwaz własnymi słabościami, a nawet egoizmem. Toogromna przyjemność, niewyobrażalna frajda,kiedy tocząc wyścig z wiatrem, suniesz w dółna nartach albo desce, a nurtujący cię problem

zostawiasz daleko w tyle. Czujesz radośći wolność w przerwie pomiędzy mroźnymipodmuchami, które trzymają cię w ramionach,a bywa, że ściskają zaborczo albo przytulajądelikatnie i subtelnie. Albo moment, gdywygrywasz, wbiegasz na metę, a szczytowe

Page 14: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 14/322

zmęczenie przeplata się z wolą walki, sercekołacze z wysiłku, świadomości mocyi wewnętrznego poczucia spełnienia. Jejprzekroczenie to nagroda znaczącychrozmiarów, eksplozja choć chwilowego, aleolbrzymiego szczęścia, w której zatraca sięwymiar i czas. To bezcenne wynagrodzenie zatrud, które rzutuje na kolejny dzień, zostajew podświadomości i jest napędem do

posuwania się naprzód. Tak, sport, wszystkoedno, czy jogging, czy pływanie, ma dla mnieduże znaczenie. Jest dla mnie rodzajem seansuterapeutycznego, dzięki któremu mogęprzeżyć swoiste katharsis, oczyścić się zezłych emocji i uczuć. Bywa, że jest premią zakryzysy i kłopoty, lekiem na ból, zwątpieniei niepewność. To także relaks i choć możewam się to wydać sprzeczne i paradoksalne,forsuję się, męczę i trudzę, by przez toosiągnąć odprężenie, odpoczynek, wytchnieniei ukojenie. A tego właśnie często bardzo mipotrzeba, pewnie tak samo bardzo jak wam.

 eśli chodzi o inne moje zainteresowaniai hobby, to kolekcjonuję różnorodne dzwonki,choć raczej nie te używane jako gongi przydrzwiach wejściowych. Pamiętam, jak kiedyśtak bardzo uwiodła mnie melodia dzwoneczka

Page 15: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 15/322

przywieszonego do wędki rybaka ubranegow zgniłozielone kalosze za kolana, żepodeszłam do niego i poprosiłam, by ofiarowałmi przedmiot mego zauroczenia. O dziwo,zaskoczony i chyba zirytowany moimpojawieniem się, w obawie, że spłoszę mugrubą rybę, zdjął dzwoneczek szybkim ruchemi rzucił mi pod nogi, a może po prostu źlewycelował. Podniosłam go jak jakiś cenny

skarb, zanurzając palce w brunatnym błocie,które konsystencją przypominało miękkąplastelinę w rękach dziecka. Błyszczałw słońcu, aż musiałam zmrużyć oczy, choćoblepiony brudną mazią nie wyglądał już tak efektownie. Mam go do dziś – jest uroczyi cudnie dzwoni, ale co z tego, skoro miejscebłota zajął kurz. Wyobrażam sobie, nierazbardzo sugestywnie, jak macki kurzu ciasnooplatają praktycznie wszystko – głupi pył,a taki zawzięty, uparty, konsekwentny, ażgodny podziwu.

Moja wyobraźnia jest bardzo bogata

i często pracuje na najwyższych obrotach, conie oznacza, że jestem mitomanką i mamskłonność do przesadnego ubarwiania faktów.Tkwi we mnie wiele marzeń, niektóre z nich sątak małe, że można by je przecisnąć przezdziurkę od igły, inne mają wielkość stogu

Page 16: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 16/322

siana. Są też marzenia wielkie i ogromne,może nawet zuchwałe, które zakrawają naszaleństwo. Jestem wciąż niezdecydowana,czy wierzyć, że się spełnią.

Czasem w moim umyśle tworzy się obrazraju, który wygląda tak promiennie. Jest jasny,widny, przejrzysty, lecz nie jaskrawyi oślepiający. Zlewają się w nim budynioweodcienie różu i moreli, przydymione kolory

słońca, złota i szafranu, kolory zarumienionychpoliczków i herbaty z miodem. Czuć aromatświeżo zaparzonej kawy, obok zapachpieczonego sernika, jeszcze dalej woń moichulubionych duszących perfum…

Niestety, a może dobrze, moje myśli i życienie są tak kolorowe i słodkie, że aż mdli. Pomojej głowie przemykają też ciemne i mroczneobrazy, pełne irracjonalnych,niewytłumaczalnych lęków. Czuję nierazpowiew jakiejś tajemnicy, słyszę skrzypnięciemagii, widzę na horyzoncie coś, czego nieumiem opisać, a na widok tego moje serce

staje do wyścigu z najlepszym wierzchowcemi wygrywa.Być może tak to jest w tym świecie, gdzie

tyle zranionych dusz, złamanych serc,zwichniętych umysłów, powykręcanychosobowości. Być może tak jest tylko w moim

Page 17: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 17/322

świecie, w którym czuję coś nowego. Tonieuchronnie zbliża się w moim kierunku, bycoś ze mną zrobić. Wierzcie mi, choć robięwszystko, by to pojąć i zobaczyć, nie daję rady.Pozostaje mi czekanie.

Page 18: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 18/322

Rozdział II

 Aleksandra działa czasem na mnie chłodzącoi orzeźwiająco niczym mięta. Bywa, że trzebasprowadzić mnie na ziemię, przywrócić dorzeczywistości, wytrącić z wyimaginowanegoświata, ostudzić, podmuchać, wybudzić,wydostać z oparów marzeń i fantazji. Któżzrobi to lepiej niż przyjaciółka, druh z dawiendawna, powiernik, bratnia dusza. Zwłaszczaw sytuacji, gdy nie ma się rodziców.

Dom mojej ciotki, która otoczyła mnie

opieką po ich tragicznej śmierci, znajduje sięnieopodal pięknego dworku, w którym mieszkarodzina Oli. Choć z zewnątrz dworek tenwydaje się nieco rustykalny, w środkunowoczesność idzie w parze z dobrym gustem,ale przyprawionym nutką swojskiego klimatu.Wnętrze z pewnością potrafi rozpieścićluksusem, ale nie ma w nim barokowegoprzerostu formy nad treścią.

Choć ten dom cały mi się podoba i lubięego atmosferę, uśmiecham sięz rozrzewnieniem na myśl o nieco infantylnej

Page 19: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 19/322

łazience Oli, która znajduje się bezpośrednioprzy jej pokoju. Urządzona z dowcipemi humorem, stanowi jakby zaprzeczenie resztywystroju. Kafelki, którymi są wyłożone ścianyaż po sam sufit, sprawiają wrażenie, jakbycałość kołysała się lekko, prawieniezauważalnie. Ich tło ma barwę wodymorskiej, na której wznoszą się i opadają fale,drgając błyskiem szafiru i turkusu.

Gdzieniegdzie migocą płetwy i łuskiprzepływających lub wyskakujących z toniwodnej ryb. Puszysta piana morska łaskoczepastelową meduzę, a kosmate gąbki subtelniedotykają ukwiału. Rozsiane wokół rozgwiazdyprzywodzą na myśl ciepłą, rozgwieżdżoną nocczerwcową. Muszle różnorodnych wielkościi kształtów tworzą zachwycające skupiska lubpojedyncze, nadzwyczajne okazy. Są kuliste,spiralne, niczym stożki, wachlarze, rożki.edna wskoczyła na zakręcony ogon konika

morskiego, inne zajęły miejsce na rafiekoralowej przy dnie. A dno, czyli podłoga, jest

bursztynowe i złociste, wygląda trochę jak wydmy. Niemal czuć ciepło słońca, które sypieświetlistym pyłem i kładzie złote plamy naroziskrzonym piasku. Stoi tam wygodna wannai jest wielkie lustro, w którym niejednokrotnieprzeglądałam się niczym w tafli niezmąconej

Page 20: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 20/322

wody. W kilku miejscach wiszą sznury pereł,co prawda nieprawdziwych, ale i tak robiąwrażenie. Nieraz śmiałam się z Oli, że musibyć grubą rybą, skoro ma tutaj takiekosztowności, a ja w tej jej łazience czuję sięak ryba w wodzie. Ale nawet gdybym złapałazłotą rybkę i miała dzięki temu nieograniczonemożliwości finansowe, swojej prywatnejłazienki nie urządziłabym w takim stylu.

Preferuję raczej proste formy i nieprzepadam za kolorem niebieskim oraz za tak wielką liczbą bibelotów, oczywiście pozadzwonkami. Nie mam swojej własnej łazienki,ale naturalnie posiadam własny pokój, któryest stosunkowo duży i przestronny. Znajdujesię na poddaszu niedużego, ale przytulnegoi wygodnego domu, w którym od wczesnegodzieciństwa mieszkam z ciotką Emilią. Tomłodsza siostra mojej nieżyjącej mamy, którąszczerze kocham i podziwiam. Nasz dom stoina niewielkiej działce, która szczególniewiosną i latem zakwita feerią barw. Ciocia

uwielbia roboty ziemne, klęczenie godzinamina mokrym gruncie i grzebanie pomiędzykwiatami metalową łopatką. Ja nie podzielamej pasji, choć oczywiście nasz piękniewypielęgnowany ogród cieszy moje oczyi bywa, że leczy skołatane nerwy. Choć

Page 21: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 21/322

pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką,z radością dłubałam i gmerałam w ziemi.Sadziłam kwiatki, wyrywałam chwasty, doczasu gdy zęby grabek ugryzły mnie dotkliwiew palec, a moja krew użyźniła glebę. Odtamtej pory aż po dziś dzień unikam wszelkichogrodowych prac, ale ciotka nie żywi do mniez tego powodu żalu. Sama świetnie sobie z tymwszystkim radzi, a z pomocą ogrodnika,

którego zatrudnia od czasu do czasu,otoczenie naszego domu wygląda naprawdęwspaniale i imponująco.

W zależności od pory roku ogródprzybiera różne postaci i może się pochwalićbajecznymi kolorami nie tylko całej tęczy, alemożliwie najbogatszej palety barw artystymalarza.

Wiosną, gdy wszystko po zimie budzi siędo życia, ożywają także rośliny, które świętująswoje narodziny, wypryskując w górę całągamą barw i kształtów. Naszą ziemięzamieszkują wtedy zapierające dech

w piersiach kwiaty-ptaki magnolii, cytrynowei pomarańczowe różaneczniki oraz białe,akby tęskniące za wymarłym śniegiem,konwalie. Wprowadzają sięszkarłatnoczerwone pelargonie, surfinieo kształcie dzwonów, a także kontrastujące

Page 22: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 22/322

z nimi niebieskie lobelie i niezapominajki. Sąteż tulipany i żonkile w intensywnym kolorzeżółtka oraz fioletowe krokusy.

Latem, gdy upał otula wszystko, pnąceróże bez wytchnienia oplatają ciasno drucianyłuk i pergolę. Wspinają się po małej,drewnianej altance, tworząc obsypane gęstymkwieciem nieziemsko cudne girlandy. W dolekłębią się błękitne kule hortensji, które

romansują ze śmietankową bakopą. Różowyak zachodzące słońce powój rywalizujez pachnącym groszkiem o barwie écru,a srebrna kocanka zdaje się być mgłąunoszącą się tuż nad ziemią.

 Jesienią ogród zdaje się płonąć żywymikolorami karmazynu, buraka, fuksjii czerwonego wina. Pod nogami szeleszcząkremowe, błyszczące liście grujecznikaapońskiego, które uwielbiam brać do rękii wąchać – pachną jak piernik. Niezwyklewidowiskowo prezentują się dynieo niepowtarzalnych kształtach i kolorach

ułożone w kwietnikach i na stalowej ławeczce.Zimą, pośród bieli śniegu, przebłyskująkrzewy iglaste, które nie gubią szpilek o tejporze roku. Mają barwę butelkowej zieleni,khaki, rzadziej seledynu. Część z nich rośniew wielkich, terakotowych i glazurowanych

Page 23: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 23/322

donicach, drewnianych skrzynkach orazmetalowych pojemnikach. Rośliny te wspanialekomponują się z całą scenerią, a ustawione tużpod naszymi drzwiami wejściowymi, zdają sięprzybliżać, wprost wnosić ogród do wnętrzadomu.

Dwie wielkie donice w stylu rustykalnym,oczywiście z zieloną i bujną zawartością, stojąprzy owalnych filarach, które znajdują się

przed drzwiami i podtrzymują balkonz drewnianą barierką. Do domu wchodzi się potrzech schodkach, ale zanim ręka sięgnieklamki drzwi frontowych, najpierw nogiprzejdą po ceramicznych płytkachpokrywających niewielką werandę. Stoi na niejławka oraz mały okrągły stolik, w sam raz, bywypić tu poranną kawę z mlekiem, wdychajączapach heliotropu. Oczywiście jeśli pogodai pora roku na to pozwolą.

Dachówki mają kolor ceglasty, co ładniewspółgra z oranżem ścian i jasnobrązowymiokiennicami.

Przekraczając próg domu, wchodzi się dokwadratowego holu, a stamtąd przez łuk dopokoju dziennego, czyli salonu. Z niegonatomiast jest wyjście na taras. Na parterzeznajduje się jeszcze osobna kuchnia zespiżarnią, łazienka oraz pokój, który jest

Page 24: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 24/322

sypialnią Emilii. Ażurowe schody, umocowanena pograniczu holu i salonu, prowadzą napoddasze, gdzie mam swój pokój. Opróczniego jest tu także łazienka z wejściemz korytarza oraz drugi pokój, który spełniawiele funkcji w zależności od aktualnejpotrzeby.

Dom jest nieduży, ale praktyczny, przytulnyi wygodny, ma swój klimat i dobrą atmosferę.

Mój pokój urządziłam w tonacji złamanejbieli i oliwki, ale ponieważ lubięeksperymentować z kolorystyką i wystrojem,nie wykluczam, że następnym razem dodammu pazura i jaskrawości, by tętnił i pulsowałżyciem. Dominacja barw białych dajewrażenie jasności i przestronności, a to miaktualnie zdecydowanie odpowiada.

Ten pokój to jedna z przystani mojej i Oli,oprócz paru innych miejsc, które znajdują sięw naszym mieście. Najczęściej siadamy napuszystym dywanie albo w fotelach przy oknie,by pogrążyć się w rozmowie, planowaniu,

obmyślaniu strategii, żartach, śmianiu się dołez i całej masie innych rzeczy. Aleksandra jest dla mnie niezwykle ważna,

choć czasem myślę, że nie do końca mnierozumie. Jednak muszę od razu sprawiedliwiedodać, iż prawdopodobnie nie będzie nigdy

Page 25: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 25/322

człowieka, który da radę pojąć mnie w całości,przejrzeć na wylot i na wskroś. Jak jużwcześniej wspomniałam, sama siebie chwilaminie mogę zrozumieć i rozszyfrować, co czasemdoprowadza mnie do żalu, złości, a bywa, żenawet furii.

Fakt bliskiego sąsiedztwa domów Olii Emilii spowodował, że w momencie gdy ciociastała się nie tylko moim opiekunem prawnym,

ale najukochańszą i najbliższą osobą, zostałamrównież sąsiadką państwa Fikko. Zaistnieniekilku sprzyjających czynników, takich jak zażyłość mojej ciotki z mamą Aleksandry,dzieląca nasze domy niewielka odległość oraznasz identyczny wiek dały owoc w postaciznajomości, a potem przyjaźni.

Wszystko zaczęło się od zabawyw piaskownicy, solidarnego płaczu z powoduednego rozbitego kolana, i trwa do chwilidzisiejszej. Tyle tylko, że dziś bawimy się nadyskotekach, a nie w piasku, chociaż jatańczyć nie lubię, ale popatrzeć, pogadać,

powygłupiać się owszem. Staramy się unikaćlokali typu speluny, podejrzanych knajp,chociaż kilka razy zdarzyło się nam być przezprzypadek w takim obiekcie. Cóż, to zawszeakieś nowe doświadczenie, ale niekonieczniepozytywne i przyjemne. Pamiętam jedno takie

Page 26: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 26/322

miejsce. Wylądowałyśmy wśród tłumurozgrzanych do czerwoności ludziporuszających się w rytm upiornie głośneji prymitywnej muzyki. Stanęłyśmy przy barzei obserwowałyśmy całą tę zgraję, a Olazapaliła cienkiego jak słomka papierosa. Ja teżpalę, ale nie za dużo i akurat nie w tamtymmomencie. Większość zgromadzonych tu osóbbyła zdecydowanie pod wpływem alkoholu,

niektórzy lekko podchmieleni, inni zalani jużw trupa. Otaczały nas zamglone, rozbieganespojrzenia, zmierzwione, mokre włosy,spocone, świecące twarze oraz niezrozumiałebełkoty i nieartykułowane dźwięki. To byłozdecydowanie nie dla nas, więcpostanowiłyśmy czym prędzej opuścić lokal.Żeby jednak dotrzeć do wyjścia, należałoprzejść na drugą stronę pomieszczenia.Zanurkowałyśmy więc w zgraję i przeciskającsię nie bez trudu przez tłum, brnęłyśmy doprzodu, narażając ręce i, o zgrozo, głowy naatak niechcących kopnięć i szturchnięć.

Miałam wizję, że nazajutrz moje ciałoupstrzone będzie granatowymi siniakamio nieregularnych, meandrowych kształtach.Nasz instynkt zachowawczy działał jednak bezzarzutu, uniknęłyśmy cudem chybabezwarunkowych ciosów tancerzy i bez

Page 27: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 27/322

Page 28: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 28/322

pobłyskujących zębów wydobył się głos, wylazłak robak z ciemnej jamy.

– Mam głód na palenie.Oczywiście nie spodziewałam się, że

w tym miejscu i w tych okolicznościach chodzimu o palenie w kominku czy też wzniecaniepożaru.

– Niestety, nie mamy. – Głos Oli zabrzmiałczujnie i ostrożnie.

Nie sądzę, żeby usłyszał to, co grzeczniemu odparła, raczej wyczytał to z przeczącegoruchu jej głowy. Od razu można byłozauważyć, iż ta odpowiedź nie przypadła mudo gustu i nie tego się spodziewał.

Taka menda może zrobić wiele złego, choćnie budzi we mnie takiego strachu, jak naprzykład seryjni mordercy, psychopaci czywynaturzeni dewianci. Głupota i skrajnyprymitywizm kogoś takiego, totalny deficytmózgu i szarych komórek mogą spowodowaćlawinę nieracjonalnych, zwierzęcychzachowań, nagłą złość, szał, amok. Wystarczy,

że wyciągnie scyzoryk z kieszeni tandetnychspodni, w momencie zamachnie się nim,choćby na oślep, ale trafi, i wtedy nie chcęmyśleć, co dalej. Wybiegając więc w niedalekąprzyszłość i przewidując możliwy biegwydarzeń, powiedziałam Oli wprost do ucha,

Page 29: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 29/322

wyraźnie i głośno, tak by usłyszała.– Daj mu.

 Aleksandra nie jest przekorna ani też niezgrywa bohaterki, kiedy nie ma ku temupowodu, odznacza się takżeodpowiedzialnością i rozsądkiem, więc i tymrazem nie zawiodła. Poza tym jestemprzekonana, że pomyślała o identycznymrozwiązaniu jak ja. Włożyła szybko nieco

drżącą rękę do przepastnej torebki i zaczęłana oślep szukać. W duchu, posiłkując sięwyobraźnią, nagląco wyliczałam z niądotykane przedmioty: perfumowanechusteczki higieniczne, notes, telefonkomórkowy, miniaturka wody toaletowej,klucze, długopis, talizman w postaci małegoaniołka z lekko naderwanym skrzydłemi wreszcie cenna paczuszka z napisem:PALENIE TYTONIU POWODUJE RAKA I CHOROBY SERCA. Ola zdecydowanymruchem wyjęła papierosy i podała mu je,uważając, by przypadkiem nie dotknąć choćby

najmniejszego skrawka jego skóry. Za to onbłyskawicznie złapał jej dłoń wrazz pudełkiem, jednak ona z odrazą malującą sięna twarzy wyszarpała ją z imadeł wstrętnychpaluchów zakończonych obgryzionymi,łopatowatymi paznokciami. Widziałam, jakby

Page 30: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 30/322

w zwolnionym tempie, lot papierosów w dółi ich upadek na podłogę, która drgała w rytmnajrozmaitszych kolorów i dźwięków. Niktz nas się po nie schylił, dopiero po krótkim,ulotnym momencie żałosny falsyfikat facetaklęknął na jedno kolano. Ręką sięgnął popapierosy i wydawało się, że już wstaje, gdynagle jego wargi dopadły łydki Oli, którazastygła w niemym przerażeniu i bólu.

Wykręciła głowę w moją stronę i zobaczyłamej oczy pełne bezkresnego strachu, szokui niedowierzania. Zareagowałam na zasadzieodruchu, instynktownie. Ola zaczęławrzeszczeć, ale jej głos brzmiał jak odległeecho pośród głośnej, dudniącej muzyki. Niemyślcie przypadkiem, że jestem żeńskąodmianą Batmana, Spidermana czy innegobohatera, daleko mi do tego. Jednak jak jużwiecie, uprawiam różne sporty, w tym kiedyśtechniki samoobrony, a dzięki temu jestemsprawna, dość szybka i wysportowana.Podeszłam więc pół kroku do przodu,

przesunęłam się lekko w bok i wykonałamkopnięcie, którego uczyłam się na treningachkilka miesięcy wcześniej. Będąc niemal nagranicy wściekłości, włożyłam w to całą siłęi moc. Nie wiem dokładnie, gdzie trafiłam, alenoga Oli została uwolniona z paskudnych

Page 31: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 31/322

szczęk, więc popchnęłam ją gwałtownie, bybiegła do wyjścia. Nie oglądałyśmy się zasiebie, nikt nas nie zatrzymywał. Mójsamochód na szczęście stał zaparkowanyblisko wejścia, wskoczyłyśmy więc do niego,hamulec puścił z lekkim zgrzytemi odjechałyśmy, zostawiając za sobą palacza-wampira. Nie sądzę, byśmy były ścigane.Ochrona lokalu, choć marna, jakoś pewnie

zareagowała.To niesamowite, ale Aleksandra do dziś maślad ugryzienia zjadacza łydek. Cierpnie miskóra, gdy patrzę na jej bliznę w kształcieobręczy. Oprócz seryjnych zabójcówi psychopatów, o których już wspominałam,bałabym się też wampirów, gdyby istniały. Niebudzą we mnie strachu zmarli, prawdziwezagrożenie i niebezpieczeństwo stwarzajążywi ludzie.

Tamto wydarzenie jeszcze bardziejwzmocniło przyjaźń moją i Oli, po raz kolejnyokazało się, że możemy na siebie liczyć

w każdej sytuacji i w każdych warunkach.Różnimy się wyglądem i charakterami, aleprzecież odmienne osobowości, tak jak przeciwległe bieguny, przyciągają się. Ola jestblondynką obciętą na pazia, z grzywkąopadającą na zielone oczy. Chodzi zazwyczaj

Page 32: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 32/322

w butach na niebotycznie wysokich obcasach,śmieję się z niej, że chce dorównać miwzrostem, bo jestem zdecydowanie wyższa.Za to ona ma bezsprzecznie więcej wszerz,ale bez przesady, nie jest otyła, lecz mapięknie zaokrąglone kształty tam, gdzietrzeba. Nieraz wypowiadała wojnę paruzbędnym kilogramom, a dieta w połączeniuz jej doskonałym poczuciem humoru

i dystansem do samej siebie wypadała nadwyraz wesoło.Ola jest energiczną i żywiołową osobą,

podobnie zresztą jak ja, ale nigdy nieinteresowało jej jakieś tam racjonalneodżywianie, zmiana stylu życia, ruch, pilatesi takie tam. Na to potrzeba mnóstwo czasu,a ona chciała być smukła, drobna, gibkai wiotka w kosmicznym tempie. Jej szczytemmarzeń były żywe eksponaty kości, czyli chudeak patyki modelki paradujące po wybieguw skąpych ubraniach z piór i koronek. Olawypowiadała więc wojnę tkance tłuszczowej,

której wcale nie było tak dużo, i miała zamiarą wygrać bez względu na ofiary, jakie będziemusiała ewentualnie ponieść, choćbyzwiotczały biust, ale od czegóż są podnoszącestaniki z fiszbinami. Jeżeli się odchudzać, to nacałego, żadnych kompromisów, tylko całkowita

Page 33: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 33/322

redukcja posiłków w każdej postaci. „Żegnaj,kotlecie schabowy i bita śmietano w aerozolu”– mówiła z wyraźną nutą tęsknoty w głosie. Jejwykwintne menu na cały dzień to litry czarnej,rozpuszczalnej kawy bez cukru, niegazowanawoda mineralna, której nienawidziła, zielonaherbata, której nienawidziła jeszcze bardziej,i odtłuszczony jogurt, którym dla odmianydelektowała się, jakby był co najmniej shakiem

waniliowym robionym na tłustej śmietanie. Olażartowała, że jest chodzącym i żywymutworem muzycznym, a w jej wnętrzu nigdynie rozbrzmiewało tyle dźwięków: burczeniebrzucha, ssanie w żołądku i kiszki grającemarsza. Zazwyczaj wytrzymywała ten koncertprzez kilka dni, a potem zaczynało sięniewinnie, od małej porcji jabłecznika, którąuraczyła ją jakaś znajoma. I tak Ola popłynęła.Do dziś wspomina z lubością słynną piramidę,którą wykonała w iście zawrotnym tempie:pryskający z patelni olej, na nim skwiercząceajko, wyżej porządny kawał prasowanej

szynki, jeszcze wyżej dziurawy ser żółty, a nasamym szczycie majonez z keczupem i kropląsosu czosnkowego. Przez ten nieszczęsnyplacek z jabłkami i bombę kalorycznąw postaci wielowarstwowej grzankiwcześniejsze postanowienia, plany, zamiary

Page 34: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 34/322

i ostateczne decyzje wzięły w łeb, utopiły sięw szklance słodziutkiej jak ulepek coca-coli.Często potem powtarzała, pogryzając zesmakiem babeczkę cynamonową:

– Od jutra przepraszam się z dietą, nie, odponiedziałku, albo już nieodwołalnie odpoczątku przyszłego miesiąca.

Po czym ładowała w siebie knedle ześliwkami, mówiąc z uśmiechem i z pełnymi

ustami, że ma wyrzuty sumienia zbliżonerozmiarem do Oceanu Spokojnego.To było jakiś czas temu, ale taka właśnie

est Ola. Jak antydepresant, lek na smutek,antyteza depresji i melancholii, chodzącaradość, pogoda ducha i może trochę tylkoprzesadna beztroska i niefrasobliwość.

Wśród wielu innych pamiętam też takiezdarzenie. Jechałyśmy samochodemi prowadziłyśmy zaciętą grę, która polegała nanaprzemiennym wymienianiu nazwisk aktorek.a powiedziałam: „Jessica Alba”, a Ola „Liv

Tyler”, ja „Charlize Theron”, ona „Nicole

Kidman” i tak dalej na zmianę. Oczywiścieprzegrywała ta, która już nie była w staniepodać żadnego nazwiska. Za kierownicąsiedziałam ja, i wierzcie, że nasz zagorzały bójw żaden sposób nie odwracał mojej uwagi odtego, co działo się na drodze. Jestem

Page 35: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 35/322

odpowiedzialnym kierowcą, co nie znaczy, żenie umiem docisnąć pedału gazu, ale zawszew granicach rozsądku, z rozwagą,przezornością i daleko sięgając wzrokiem. Tak więc kontrolując, co się dzieje przede mną, zamną i po bokach, ambitnie wyszukiwałamw zakamarkach swojej pamięci znane kobietywystępujące w filmach, bez znaczenia, czyw dramatach, horrorach, komediach, czy

kryminałach. Za oknami przelatywały różneobrazy, najpierw malownicze krajobrazy pełnedrzew, krzewów i pól uprawnych,przechodzących stopniowo w zabudowania,pomiędzy którymi przemykali ludzie. Wioskaustępowała miejsca miastu, w którym sklepy,biura, bloki, domy piętrzyły się wzdłuż ulicy,którą przejeżdżałyśmy. Zarejestrowałam poprawej stronie dziecięcy spacerowy wózek prowadzony przez młodą kobietę w okularachprzeciwsłonecznych. Przednie koło wózkazjechało nagle i gwałtownie z chodnika wprostna ulicę, pociągając za sobą koło tylne, tak że

połowa spacerówki znalazła się w jednej chwiliprzede mną.– Halle Berry – powiedziałam, hamując

równocześnie z zimną krwią i opanowaniem,bez pisku opon, przed wózkiem i czekającspokojnie, aż kobieta wjedzie z powrotem

Page 36: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 36/322

w bezpieczną przestrzeń. Ruszyłam dalej, a zamną cały sznur samochodów, wśród którychbyły komfortowe dżipy wypluwające z siebiegłośne przeboje rockowe, orazkilkunastoletnie rzęchy z zardzewiałą rurąwydechową zionącą obłokami spalin.

Gdy tak jechaliśmy gęsiego, wydawało się,że trudno będzie nas zatrzymać w jednejchwili, a gdy stanie jeden, ten będący za nim

nie zdąży i uderzy w niego, a za nim następny,i kolejny, na zasadzie domina. A jednak tak sięnie stało, mały w stosunku do naszychpojazdów wózeczek sprawił, że wszyscy jak nakomendę znieruchomieliśmy i zastygliśmyw bezruchu. Patrząc w lusterko wsteczne,zrobiłam to, co często robię,zinterpretowałam ten krótki, ulotny momentna swój sposób. Pomyślałam, że w życiu jesttak, iż coś drobnego, nieznacznego,widocznego tylko przez szkło powiększające,potrafi zmienić wszystko, cały bieg wydarzeń,przyszłość, ogrom istnienia. To samo dotyczy

ludzi. Niepozorny, mały człowiek potrafiodmienić losy innych, większychi potężniejszych. Wierzę, że tak jest, że tak może być.

– Lucy Liu. – Ola wyrwała mniez rozmyślań, wyrzucając wraz z powietrzem

Page 37: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 37/322

imię i nazwisko aktorki.– Michelle Pfeiffer – rzuciłam natychmiast,

bez sekundy zastanowienia, choć pomysłówzaczynało nam już brakować.

Gdy jechałyśmy dalej już mniej ruchliwąulicą, z naszych głów ulatywały chyba kłębypary. Mózgi pracujące na najwyższychobrotach zaczynały się już przegrzewać, ależadna z nas nie odpuszczała, gorączkowo

przegrzebując pamięć, jakby w poszukiwaniucennych informacji na wagę złota. Nagle,uprzednio sprawdziwszy, czy nie spowodujęzagrożenia na drodze, włączyłamkierunkowskaz i skręciłam zdecydowanymruchem kierownicę w lewą stronę. Kołasamochodu zaszurały na żwirowej nawierzchnii stanęłyśmy w miejscu. Odliczyłam do trzechi obie równocześnie rzuciłyśmy się do klamek,otworzyłyśmy drzwi i wypadłyśmyz samochodu. Sprintem pokonałyśmykilkanaście metrów, ale ja dobiegłampierwsza, więc pierwsza też przekroczyłam

próg. Dookoła mnie na półkach piętrzyły siępłyty DVD. Chwyciłam pierwszą, którą miałampod ręką, uważając jednak, by żadna z nich nieprzewróciła się ani nie spadła na ziemię.

– Megan Fox – rzuciłam bez tchu, niezaprzątając sobie już dłużej głowy okładką

Page 38: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 38/322

Page 39: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 39/322

ak bumerang do punktu rzutu, jak kot doswojego domu, jak nadzieja do wątpiącego.

Page 40: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 40/322

Rozdział III

Nocą, gdy gwiazdy lśnią jak maleńkie cyrkoniena atramentowoczarnym niebie, widzę we śnieobraz z czerwieni i mroku, który jest nie tylkosennym koszmarem, lecz jawą i prawdą, choćnie w każdym szczególe.

Patrzę zamkniętymi oczami na luksusowysamochód z przyciemnionymi szybamii metaliczną poświatą, powstałą po częściz powodu blasku księżyca, po części za sprawąspecjalnego lakieru, którym pokryty jest

pojazd. Jego dwa światła wpatrują się we mnieak oczy kojota szykującego się do polowania.Słyszę śmiech, szept, głos, oddech, ale docierado mnie z daleka, jakby z głębokiej studni.Nagle do moich uszu docierają też innedźwięki, które zlewają się z poprzednimii tworząc jedność, rozdzierają mi serce. Szumsilnika stopniowo narasta w rytm padającegodeszczu. Kap, kap, kap… Jednak zostaje tozagłuszone przez przerażający huk, grzmot,łoskot metalu, który wyrwał się spod mocyswego tresera i teraz trze o siebie, zgrzyta,

Page 41: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 41/322

klekocze, skrzypi i brzęczy, niczym chrzęstzbroi i trzask łańcuchów. Lecz o wiele gorszyest upiorny, albo niemy, krzyk człowieka,któremu głos uwiązł w gardle, albo wyrwał sięakby z pęt i ukazał niewyobrażalną siłę. Naskraju wytrzymałości przeszedł w jęk i zawodzenie, które mrozi krew w żyłachi tłumi oddech. Płacz z przerażenia, bezdennejrozpaczy, ze strachu przed śmiercią, bólu,

cierpienia i żalu, że wszystko kończy się w tymmiejscu i w tym momencie. W tymniewłaściwym miejscu i niewłaściwymmomencie.

Dostrzegam przez kłęby siwej mgły i szarązawiesinę dymu zlepione, zniekształcone,pokraczne kawałki blachy, plastiku i szkła,splecione, wbite w siebie, powyginanei zakleszczone. A pośród nich ludzi, a raczejich ciała, które patrzą na mnie oczyma moichrodziców…

Te ciepłe spojrzenia pełne miłości wydająsię żywe, choć uwięzione są w martwych

twarzach.Łapię żarłocznie haust powietrza, jakbymw ostatniej chwili wynurzyła się z odmętówwodnych głębin, i siadam na łóżku, drżąc nacałym ciele. Pościel wokół mnie wygląda jak rozszalałe fale na morzu podczas sztormu, jak 

Page 42: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 42/322

pomięty w dłoni papier. Siedzę tak potemi patrzę na księżyc w pełni, a cienie na nimwydają mi się za każdym razem rysami twarzymoich rodziców.

Miałam osiem lat, kiedy zginęli tragiczniew wypadku. Był wczesny, jesienny wieczór,liście tworzyły pod nogami kolorowy dywani szeleściły lekko przy akompaniamencieszumiącego deszczu. Oni szli pod baldachimem

parasola, pewnie zadowoleni, że są już tak blisko domu, zaledwie kilka przecznic.Wyobrażam sobie, że tata zamaszyściewymachiwał teczką z dokumentami, którezabrał z pracy do domu, by dokończyć projektw zaciszu gabinetu, z kubkiem herbatymalinowej w dłoni. Na biurku w jego pracowni,obok stosu piętrzących się papierów, stałozdjęcie jego żony i córki, czyli mamy i moje.Ona z rozwianymi włosami i ja z roześmianąbuzią ukazującą brak dwójki w równymrzędzie białych zębów. Czy myślał wtedy,w tamtym momencie, o mojej szczerbatej,

uśmiechniętej minie, czy może przed jegooczami przebiegły sprintem najważniejszewydarzenia z całego życia? Życia, którewłaśnie dobiegało kresu, kończyło się tui teraz.

Samochód prowadzony przez pijanego

Page 43: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 43/322

kierowcę zjechał niespodziewanie z ulicyi wjechał w przystanek autobusowy, zmiatającz powierzchni ziemi nie tylko tę chwiejnąbudowlę, lecz również ludzi znajdujących siępod jej dachem. Stały tam dwie osoby, alezginęły cztery. Moi rodzice byliw nieodpowiednim miejscu i w złym czasie.Przechodzili tamtędy akurat tego dnia, o tejgodzinie, w tej minucie i tej sekundzie. Czasem

w myślach popycham ich niewidzialnymirękami, żeby przyspieszyli kroku, żeby zdążyliwyjść z feralnej strefy naznaczonej śmiercią.

 Albo staję przed nimi i zagradzam im drogę,by nie zdążyli postawić nóg na granicy życiai śmierci. Te myśli mnie bolą wręcz fizycznie,ale powracają, i dobrze, bo to pozwala mipamiętać.

Człowiek siedzący za kierownicą nie byłwcale kompletnie pijany, ale pod wpływemalkoholu, który wypił w ilości dwóch małychpiw. A jednak to wystarczyło. Miał zapewnerozproszoną uwagę, osłabiony refleks,

opóźniony czas reakcji i zaburzonąkoordynację. Błędnie ocenił swoje możliwości,za szybko wszedł w zakręt, nie zdążyłzahamować albo nie trafił nogą w hamuleci stracił panowanie nad kierownicą. Wjechał,uderzył, potrącił, okaleczył, zabił. Było mokro

Page 44: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 44/322

i ślisko, auto sunęło jak sanki po lodzie, niebacząc na przeszkody. Ale to nie ono byłowinne, lecz głupi, nieodpowiedzialny człowiek.Spowodował śmierć i zniszczenie, wywołałtragiczny efekt, wstrząsający rezultati przerażający koniec.

*

Nie zostałam na świecie sama, choć rodzicównikt nie zastąpi. Zamieszkałam z Emiliąw domu ze zmiennym, zależnym od pór rokuogrodem. Po dopełnieniu wszelkichformalności ciotka stała się oficjalnie moimprawnym opiekunem. Gdyby nie ona z całąpewnością zasiliłabym dom dziecka kolejną

smutną, zamyśloną buzią. Zawsze była mibardzo bliska, jednak po śmierci rodzicówzjednoczone wspólnym cierpieniem i trawiącątęsknotą stałyśmy się dla siebie szczególniei niezwykle ważne. Po upływie pewnego czasunić porozumienia i sympatii, która łączyła nasdo tej pory, przyjęła postać bezwarunkowejmiłości matki do córki i córki do matki.

Nie mam rodzeństwa, ale od razu muszęzaznaczyć, że nie jestem egoistką, co zwykleprzypisuje się jedynakom. Mam za towspaniałą ciotkę, cudowną przyjaciółkę

Page 45: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 45/322

i grupę kilku bliskich znajomych. To miw zupełności wystarcza, choć nie wiem, cobędzie w przyszłości, niedalekiej czy możeodległej.

Do naszego grona oprócz mnie i Oli należyDominika Maryańska, nazywana przezwszystkich Miką, jej chłopak Kamil Rejman,czyli Milo, oraz Weronika Kondratiuk, Iga

 Anecka i Gabriel Tulis. Nie mogę nazwać ich

przyjaciółmi, bo w tak zażyłych relacjach nieesteśmy, poza tym nie jestem typem, któryszasta słowem „przyjaciel” na prawo i lewo.Tylko Aleksandra jest moją prawdziwąprzyjaciółką, ufam jej i wiem, że mnie niezawiedzie, że zawsze mogę liczyć na jejwsparcie, pomoc, ratunek.

Z naszymi znajomymi, powiedzmy bliskimikolegami i koleżankami, lubimy spędzać czas,spotykać się, zwyczajnie pogadaći powygłupiać, pójść na imprezę. Parę razywyjeżdżaliśmy wspólnie na kilka dni, zimąw góry, latem pozwiedzać pobliskie okolice.

Naprawdę miło wspominam te wypady, krótkiepodróże, podczas których czas wypełniony byłpo brzegi i mnóstwo się działo.

Do dziś pamiętam urok ogniska na polanieotoczonej kępami krzewów i rozłożystymidrzewami. Ogień wznosił się i podskakiwał na

Page 46: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 46/322

Page 47: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 47/322

Page 48: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 48/322

nimi jak z rękawa. Teraz coś, co uchodziło zainstrument muzyczny, w tym wypadku zagitarę, gładko i płynnie przeobraża sięw szpadę czy floret. Ola wymachujewyimaginowaną bronią na prawo i lewo, jak rycerz na wojnie, zadaje ciosy, podskakując naugiętych nogach, wykonuje obroty i półobroty,napiera i robi sprytne uniki, aż wreszciewykonuje triumfalne pchnięcie. Milo chwyta

się z niedowarzaniem na twarzy za serce, robidwa chwiejne kroki do przodu i pada na ziemięwprost pod jej nogi. Jego oczy są nieruchomoutkwione w niebo, a ciałem wstrząsająostatnie przedśmiertne dreszcze i drgawki.ednak zmartwychwstanie następuje w trybie

natychmiastowym. Milo podnosi się z ziemi,otrzepuje z trawy ubranie, a jego zdrowy,głośny śmiech dołącza do naszych.

Oczywiście Mika nie jest zazdrosna o Olę,ma również duże poczucie humoru i uwielbiasię śmiać. Różni się od Kamila, który jestbardziej zamknięty w sobie, bywa zamyślony

i refleksyjny, mam nieraz wrażenie, że kierujesię częściej uczuciami niż rozumem. Czasemprzejmuje się sprawami, na które nie mawpływu, jest wówczas przygnębiony i wtedyprzeważnie gra na skrzypcach.

Mika przypomina z charakteru

Page 49: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 49/322

 Aleksandrę, ma podobny temperament, jestbeztroska, spontaniczna, skora do żartówi wygłupów. Jednakże w przeciwieństwie doniej, pewne rzeczy traktuje zbyt lekkoi niepoważnie, żyje na przesadnym luzie, i bojęsię, że to w przyszłości może ją zgubić. Jestbardzo pewna siebie i przebojowa, chybazawsze dostaje to, co chce. Poza tym umiewalczyć o swoje i dopiąć swego, choć

sprawiedliwie muszę przyznać, że nie zawszelką cenę i nie po trupach. Nie jestbezwzględna i apodyktyczna, choć ktoś, ktobliżej jej nie zna, mógłby tak właśnie błędnie jąocenić. Ale pozory mylą. Mika, choć twardostąpa po ziemi, w rzeczywistości nienadepnęłaby chodzącego po niej insekta,choćby nawet miała poplątać swe długie nogi,przewrócić się, upaść i podrapać mały,kształtny nosek. O Dominice z całą pewnościąmożna powiedzieć, że jest niekoronowanąi niedoszłą Miss World, i gdyby tylko zechciaławziąć udział w tego typu konkursie, moim

zdaniem na pewno miałaby wielkie, ba,kolosalne szanse. Jej kruczoczarne włosy,długie, proste i lśniące, ślicznie okalają owalnątwarz, w której uwagę zwracają wielkie,piwne oczy i kontrastujące z nimi ustao barwie dojrzałej maliny. Choć to zabrzmi

Page 50: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 50/322

Page 51: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 51/322

poznania toku myślenia oraz czynników, któreskłaniają go do podejmowania takich, a nieinnych decyzji. Pod tym względem jestemzbliżona do Igi. Ta szatynka o zamyślonym,a właściwie myślącym spojrzeniu, jest bezwątpienia najbardziej małomówna z naswszystkich. Przebywając z nią, odnosi sięwrażenie, że najbardziej skomplikowanydialog toczy się w niej samej.

Iga nigdy nie podnosi głosu, a gdy sięśmieje, robi to cicho, niemal bezgłośnie,właściwie trzęsą się jej tylko ramionai szczerzą zęby. Gdy coś opowiada,z namysłem dobiera słowa, starając się, by nieprzesadzić z ich ilością, ma niezwykle bystreriposty, celne uwagi i konkluzje. Jest dokładna,ambitna, pracowita, precyzyjna, drobiazgowai szalenie inteligentna. Myślę, że Iga skończykiedyś w jakimś laboratorium, być możetajnym, i będzie nadzorować tajemniczyprojekt, na przykład o nazwie STREFA X.

Wera natomiast ma szczególne zdolności

do mitomanii, a może raczej do balansowaniana skraju prawdy i nieprawdy, bo kłamstwa tozbyt mocno powiedziane. Ale robi toabsolutnie nie w złej intencji, żeby komuśzaszkodzić czy zasiać intrygę, wywołać aferę.W tej jej paplaninie jest pewien urok, potrafi

Page 52: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 52/322

Page 53: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 53/322

Page 54: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 54/322

osób tak właśnie się prezentuje, oczywiściew najbardziej ogólnym zarysie. Nie mampojęcia, czy ich liczba jest duża, czy mała,w każdym razie dla mnie wystarczająca.Chwile spędzane z nimi obfitują w przeżyciai przygody pełne emocji i śmiechu, którezapisuję na taśmie pamięci kręcącej sięw mojej głowie. Kiedyś, gdy będę już wiekowąstaruszką ze szczątkowym uzębieniem

i siwymi jak gołąb włosami, usiądę w bujanymfotelu i odtworzę fragment tej taśmy. A wtedyprzed moimi oczami przeleci cały film i tak sobie myślę, że na tym bujaku właśnie byłbydobry moment na śmierć. Na finał, łagodnykoniec.

 Ale na razie żyję, choć jak już wiecie, niemogę się zdecydować, czy życie jest piękne,czy brutalne. A jeśli i takie, i takie, to czy tecząstki są równe, czy też któraś z nichprzeważa. Może jest olbrzymia, tak ogromna,że przyćmiewa tę mniejszą, zawstydza jąswoim ogromem, rzuca cień tak, że słońce

przedostaje się do niej z coraz większymtrudem. Zło i dobro. Odwieczna walka. Czyest szansa na ostateczne zwycięstwo? Czy tawiększa to jasna część? I czy jest szansa, żeogarnie tę drugą, złą cząstkę, swym światłem,ale tak mocnym i silnym, że spali całe zło?

Page 55: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 55/322

Pytania. Pytania, jak i marzenia kłębią sięw mojej głowie. Wiem, że pewnie na większośćz nich nie znajdę odpowiedzi, choć poszukujęi nie zrażam się niepowodzeniami.Przynajmniej marzenia, a raczej ich część sięspełniła i wciąż się spełnia.

Chociażby wyjazdy, cudowne dni spędzonepoza domem z Emilią. To dzięki niej miałamszansę zobaczyć kilka wspaniałych miejsc

w Europie. Ciotka jest zagorzałą miłośniczkąwszelkich podróży, wędrówek, pielgrzymek i tułaczek po świecie. Zwiedziła tyle państw,tak wiele miejsc, że mogłaby z powodzeniemnapisać szczegółowy przewodnik ponajpiękniejszych zakątkach naszego globu.

Byłam w Pradze, kulturalnym, a zarazemkulinarnym sercu Europy. Jadłam tamprzepyszne knedliki, które w połączeniuz widokiem pięknej architektury smakowaływybornie. Szłam słynną Złotą Uliczką, gdzieniegdyś kształtowała się sztuka złotnikówi alchemików, mając u boku ciotkę, która

z niegasnącym zapałem pstrykała zdjęciacharakterystycznym, maleńkim domkom.Fotografii z podróży mamy naprawdęimponującą ilość. Zarówno ja, jak i Emiliauwielbiamy te małe przedmiociki, które mającudowną moc utrwalania skrawków życia

Page 56: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 56/322

Page 57: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 57/322

pływania na nartach wodnych, choćzdecydowanie wolę tradycyjne deskiprzeznaczone do szusowania po ośnieżonymstoku. Niesamowite chwile przeżyłam nawspaniałych stokach włoskich Dolomitów.Cudne pejzaże, malownicze widokii krajobrazy, nasłonecznione stoki górskiesprawiały, że jazda na nartach była nieziemskąprzyjemnością. Śnieg skrzył się, migotał,

umykał spod nóg, a prędkość rosła wprostproporcjonalnie do euforii, poczucianajczystszego szczęścia i nieogarnionej, nagiejwolności.

Ilekroć powracam myślami do tamtychchwil, zamykam oczy, albo przeciwnie,otwieram je szeroko, wpatrując sięw fotografie. Ogarnia mnie wtedy wielkatęsknota i przemożna chęć, by powrócićw tamte przestrzenie, ponownie je odwiedzić,ak starego przyjaciela. Bo kto powiedział, żemiejsce na świecie, jakiś przystanek na zieminie może być przyjacielem? Przecież wysłucha

cię w milczeniu i skupieniu, ukoi widokiemsmutek i ból, opatrzy niewidzialne ranyłagodnym powiewem bryzy morskiej, możenawet odpowie, da znak, gdy odpowiedniowsłuchasz się i rozglądniesz dookoła.

 Ale żadne miejsce ani okolica, żadna rzecz

Page 58: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 58/322

i zjawisko, nic i nikt nie równa się z Olą.Niewidzialna nić, która nas łączy, jest mocna,trwała i nie do zerwania. To nawet nie nić, tolina, łańcuch, a jego ogniwa to lojalność,zaufanie i uczciwość, braterstwo i solidarność.

Page 59: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 59/322

Page 60: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 60/322

Oczywiście nie robię tego zbyt często, niemam aż tak wiele czasu, by spędzać go nasamotnych samochodowych włóczęgach.

Okej, pewnie jesteście ciekawi wątkufacetów w moim życiu. Uchylę więc rąbkatajemnicy i powiem szczerze, że jeżdżąc tak i mijając drzewa, których nazw często nieznam, moje myśli raczej rzadko zaprzątają tetematy. Wynika to zapewne z faktu, iż nikt na

tyle znaczący, by o nim rozmyślać, po prostunie istniał. Miałam to szczęście, że gdy ktośwzbudził moje zainteresowanie, działało tow drugą stronę, to znaczy ja wydawałam sięinteresująca temu komuś. Podobał mi siękiedyś przewodniczący Szkolnego KołaSportowego. Był wysoki, przystojnyi oczywiście wysportowany, grał znakomiciew kosza. Teraz jednak, z perspektywy czasu,myślę, że tak naprawdę podobała mi się jegogra, a nie on sam. W konsekwencji naszakrótka znajomość została, o ironio,sfinalizowana właśnie koszem, który mu

dałam.Zauroczył mnie kiedyś również pewiencudzoziemiec, a mianowicie Hiszpanzamieszkujący piękną nadmorską okolicę.Miało to miejsce podczas jednej z wypraw,którą w okresie wakacyjnym odbyłam

Page 61: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 61/322

z Emilią. Z porozumieniem się nie miałamnajmniejszych problemów, gdyż odnajmłodszych lat wykazywałam zdolnościi chęci do nauki języków obcych, cozaowocowało tym, że w chwili obecnej mówiępłynnie po angielsku, a także spokojniedogadam się, choć nie do końca gramatycznie,po hiszpańsku. W sumie jednak, jeśli chodzio Hiszpana, nie miałam okazji zbyt długo

popisywać się znajomością języka, ponieważbardzo szybko zrozumiałam, że pociąga mnienie on sam, lecz pewna egzotyka, którąreprezentuje. Może z racji mojego nazwiskaegzotyka zawsze była mi bliska i wciąż jestemej ciekawa.

Wracając do facetów, to zainteresowałmnie też, choć znów na krótko, mężczyzna,który zdawał się być zagubiony w dzisiejszejrzeczywistości, gdzie rządzą pieniądz, karierai władza. Przebywając z nim, miałamwrażenie, że znajduję się w innym świecie,chyba w bajce, bo słyszałam, że największą

wartością jest miłość, że ona wszystkoprzezwycięży, zniszczy całe zło, zakłamaniei egoizm. Słyszałam też słowa wypowiadanez emfazą o chaosie świata i uczuć, widziałamniemal załzawione oczy z obawy przedprzyszłością, poddaniem się i rezygnacją. Cóż,

Page 62: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 62/322

szybko zakończyłam tę znajomość, zdającsobie sprawę, że kieruje mną pewnego rodzajulitość nad rozdartą i zagubioną duszą,a w końcu przecież nie o to chodziło.

Myślicie teraz pewnie, że niezła ze mniełamaczka serc i bezduszna osoba, która gdytylko znudzi się swoją zabawką, rzuca ją w kątbez żadnych skrupułów. Nic bardziej mylnego,po prostu kieruję się w życiu uczciwością

i natychmiast gdy poczuję, że to nie jest to,kończę sprawę bez oszukiwania i zwodzenia. A niestety do tej pory nigdy nie stało się to coś,o czym piszą w książkach, szczególniew romansach. Nie jestem naiwna i twardostąpam po ziemi, nigdy nie zaparło mi tchu,gdy spotkałam się z kimś spojrzeniem. Niestanęło mi serce na jeden ulotny moment, niezatonęłam w czyichś oczach w taki sposób, bywołać o koło ratunkowe. Nie miałam uczuciamotyli w brzuchu, nie poczułam kosmosu aniczegoś, co sprawia, że drżą ręce, a ciałoi umysł dopada nagle jakaś infekcja

cudownych, niebiańskich wirusówi drobnoustrojów. Nie doświadczyłam nigdymocy przenoszenia gór ani wrażenia, żewyrosły mi skrzydła, mogę się unieść ponadziemię i szybować w przestworzach. Możewszystko przede mną, a może nie. Prawdę

Page 63: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 63/322

mówiąc, trudno mi uwierzyć w reakcje,o których wspomniałam powyżej. Wydaje misię, że nie ma szans, by ktoś zawładnął mną natyle mocno, że stracę kontrolę, że popłynę,odpłynę, zachłysnę się i uzależnię. Znamsiebie, ale nie do końca. Znam życie, lecz tylkoczęściowo. Znam miłość, ale do ciotkii siostrzaną do Aleksandry.

Gdy tylko o niej pomyślałam, przyszła mi

chęć do rozmowy, ale już nie z samą sobą,i jeszcze większa ochota na latte z pianką,którą Ola robi w ciśnieniowym domowymekspresie.

Zawróciłam samochód i skierowałam siędo centrum. Nie wyobrażam sobie późnegopopołudnia bez kawy z mlekiem i czegośsłodkiego. Postanowiłam więc wstąpić donajlepszej, ulubionej cukierni i kupićciasteczka półfrancuskie albo ciastokarmelowe z pierzynką kremu na wierzchu.Chyba żeby zaszaleć i postawić na wielkikawał tiramisu, ale z drugiej strony kusi

szarlotka, którą można by podgrzaćw mikrofali i walnąć na nią kleks bitejśmietany. Albo jeszcze lepszy pomysł… „Stop”– powiedziałam w duchu, uświadomiwszysobie, że o tej porze wybór raczej nie będzieaż tak duży i po co sobie robić nadzieję.

Page 64: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 64/322

Snułam więc słodkie wizje, że jednak się nierozczaruję, stanę w progu domu Olii pomacham jej przed nosem staranniezapakowaną paczuszką z boską zawartością,o ile oczywiście jej nie naruszę, nim dojadę namiejsce.

Zaparkowałam auto nieopodal cukierni,sięgnęłam do tyłu po gruby sweter, bo nie byłouż najcieplej, i wysiadłam. Wiatr złożył

siarczysty pocałunek na moim policzkui potargał moje włosy. W odpowiedzi szczelniejowinęłam się szalikiem i szybko uciekłamprzed jego niemądrymi zagrywkami.Wbiegłam w bramę i stanęłam przed drzwiamisklepu. Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam jąw swoją stronę, niestety drzwi nie otworzyłysię przede mną, jak się tego spodziewałam.Spojrzałam wyżej i przeczytałam kartkęprzyklejoną do szyby przeźroczystą taśmąklejącą: „W dniu dzisiejszym cukiernianieczynna, przepraszamy”. W pierwszymmomencie pomyślałam, że to jakieś święto, ale

zaraz się zreflektowałam. Był zwykły dzień,wkoło wszystkie inne sklepy były otwartei pełne klientów. „Cholera, ale niefart” –pomyślałam. „Co za pechowy dzień”.

Wróciłam szybko do samochodu, niewdając się z wiatrem w żaden flirt. Byłam

Page 65: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 65/322

nieco zdegustowana tym, że będziemy musiałyzadowolić się delicjami czy herbatnikamio długim terminie przydatności do spożycia. Tonie to samo, co pyszne, świeże ciasto robionetego samego dnia. Ale nie było wyjścia,a w końcu to słodycze, które generalnieuwielbiam. Mogłabym ewentualnie włamać siędo cukierni, ale nic by to nie dało. Półkiświeciły pustkami, nie uginały się jak 

zazwyczaj pod ciężarem słodkości. Odpaliłamwięc samochód i odjechałam z wietrznego,nieprzyjemnego parkingu.

Wstąpiłam po drodze do dużego marketui poszłam wprost do działu ze słodyczami.Przyglądałam się pożądliwie ciastom, ciastkomi ciasteczkom zapakowanym w celofany, złotkai folie. Lubię takie widoki, co najmniej tak jak zachód słońca nad morzem albo las pokrytyszczelnie grubą kołdrą puszystego śniegu.Niezmiennie zadziwia mnie mnogośćkształtów, smaków i kolorów łakoci.Serduszka, zwierzątka, figury geometryczne,

a nawet rośliny i klucze. Nie kieruję się jednak w tym wypadku formą, lecz tylko i wyłączniesmakiem. Gdybym miała wybrać pomiędzydwoma identycznymi ciastkami, różniącymi sięedynie tym, że jedno jest wyjęte prostoz lodówki, a drugie uległo częściowemu

Page 66: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 66/322

roztopieniu i straciło kształt, to zdecydowaniewybrałabym tę ciepłą, mazistą bryję. Dajęgłowę, że w smaku byłaby lepsza.

Wrzuciłam do koszyka kilkaszeleszczących paczek ze słodką zawartościąi podążyłam do kas. Po drodze, w celuwyrównania smaku, dołożyłam słone,ziemniaczane chipsy, których nie znoszę,a które uwielbia Ola.

– Ten chips – mówi zwykle, trzymając godelikatnie w dłoni centralnie przed oczyma –odkłada mi się w biodrach, ale i tak go nieodłożę. – Chrup, chips ląduje w jej żołądku.Kto wie, a może i w biodrze, bo z Aleksandrąwszystko jest możliwe.

Byłam już o krok od kasy, kiedy nagle,zupełnie niespodziewanie, a przede wszystkimbez żadnej przyczyny, koszyk przechylił sięw jedną stronę, a jego zawartość ześlizgnęłasię gładko jak po lodzie wprost na zabrudzonąpodeszwami zabłoconych butów klientówpodłogę. Pierwsze, co zrobiłam, to

nieświadomie powtórzyłam myśl sprzedkilkunastu minut, gdy stałam przed drzwiamizamkniętej cukierni: Co za pechowy dzień.Lekko poirytowana, by dać temu wyraz,upuściłam celowo koszyk na ziemię, robiąctrochę hałasu. Schyliłam się i mrucząc coś pod

Page 67: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 67/322

Page 68: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 68/322

Gdy wysiadałam, wiatr natychmiast szarpnąłmnie za włosy, a chłód owinął niewidzialnympłaszczem. Poczułam się dziwnie nieswojoi miałam wrażenie jakiejś wrogości, któraczaiła się niedaleko, ale w bliżejnieokreślonym obszarze. Znałam na pamięć tomiejsce, było mi przyjazne i chyba nigdywcześniej nie pomyślałam w ten sposób, stojącprzed piękną, kutą furtką wstawioną pomiędzy

szczelne i nieprzepuszczalne ogrodzeniez piaskowca. Nacisnęłam przycisk domofonu,zamrugało czerwone światełko, czekałamz ręką na gałce, by pchnąć ją lekko, gdyusłyszę specyficzny dźwięk. Nic się jednak niedziało. Powtórnie zadzwoniłam, przestępującniecierpliwie z nogi na nogę, było mi zimno,stawałam się ofiarą wiatru, który chciał mniedosłownie powalić na ziemię. Machnęłamręką, jakbym chciała odgonić pszczołę, a możeraczej stawić mu czoła, ale oczywiście niezrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.Chichotał mi teraz nieprzerwanie do ucha

i pluł świszczącym, wilgotnym oddechem.Zaczęłam rytmicznie naciskać przycisk, alewidocznie w domu nie było nikogo.Rozczarowana pomyślałam, że towarzystwoOli jest mi dziś niepisane, w przeciwieństwiedo koszmarnego wietrzyska, które zdawało się

Page 69: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 69/322

mieć niezły ubaw z mojej irytacji. Tańczyłodziki taniec radości, kpiąc ze mnie w żyweoczy. Poderwało z drogi żółte liście i obijałonimi bezlitośnie ulice, ogrodzenie, pobliskiedrzewa i mnie. Jeden przylgnął do mojejtwarzy, był mokry, śliski i zimny.Z obrzydzeniem strąciłam go z policzka, mającwrażenie, że przemienił się w galaretowatą,oślizgłą meduzę. Miałam już zawrócić do

samochodu, ale pchnęłam jeszcze lekkobramkę i ku mojemu zdziwieniu otworzyła sięz nieznacznym skrzypnięciem na całąszerokość. Zapraszała mnie do wejścia, wabiłado środka. Nie wiem, skąd nagle pojawił sięw mojej głowie obraz muchy, która leci wprostdo pajęczej sieci. Znów doznałam tego uczucianieprzychylności wszystkiego, co mnieotaczało. Jakaś niewiadoma wrogośćwypełzała spod krzewów i drzew i zdążałanieuchronnie w moim kierunku. Nieobleczonew żadną postać zło czaiło się tuż obok mnie.

Skarciłam się w duchu. Jak już wiecie,

w mojej głowie dzieją się nieraz niesamowite,trudne do racjonalnego wytłumaczenia rzeczy,ale daję słowo, że nie jestem wariatką.Pomyślałam, choć bez przekonania, że otwartabramka to zwykły przypadek, wszyscy poprostu wyszli z domu i na skutek pośpiechu,

Page 70: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 70/322

może nieuwagi lub niedopatrzenia, niedomknęli jej dokładnie. Niezdecydowana codalej robić, stałam w miejscu i patrzyłam nadom. Chyba zatrzasnęłabym furtkę i odeszła,ale wtem jakaś niewidzialna siła pchnęła mniedelikatnie w przód. Zrobiłam krok i znalazłamsię po drugiej stronie. Przekroczyłam próg.Otwarte wrota znajdowały się teraz przymoim lewym ramieniu. Poszłam powoli dalej,

zostawiając je za sobą. Wiatr zajęczał głośnoi zdmuchnął moje wahanie. Postanowiłam iśćdalej, choć naprawdę nie wiedziałam dlaczego.Założyłam przecież, że nikogo nie ma w domu,w przeciwnym razie już dawno wpuszczono bymnie do środka. Okna od frontu były ciemne,ale na zewnątrz nie panował jeszczekompletny mrok, więc nie było zdecydowanejkonieczności zapalania światła. Liściezaszeleściły pod moimi stopami, gdy powoliposuwałam się naprzód. Powietrze zasnutebyło lekką mgłą, oczy szarości wpatrywały sięwe mnie intensywnie, zachłannie i badawczo.

Podmuchy wiatru zmaterializowały sięw ciemnosiwe, popielate wstęgi, które zaczęłymnie oplatać niczym bluszcz. Minęłam poprawej stronie miniaturowy ogródek znajdujący się we wgłębieniu wyłożonymkamieniami. Rosną tam odporne na trudne

Page 71: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 71/322

warunki rojniki i rozchodniki, którymwystarcza garść podłoża, odrobina wodyi promień słońca. Dalej, długim pasem ciągnąsię begonie bulwiaste, dalie ogrodowe,ziemowity jesienne, a także astry i krwawniki.Szłam wzdłuż nich, zostawiając za sobą dom,i znalazłam się przed niewielkim iglastymzagajnikiem, przez który prowadziła ścieżkawyłożona korą. Weszłam pomiędzy sosny

i modrzewie, doznając wrażenia, że napierająna mnie, chcąc odciąć mi drogę i uwięzićmiędzy potężnymi konarami. Coś wołało mniewłaśnie tam, prosto, dalej, przed siebie. Niezboczyłam wcześniej w kierunku domu ani teżnigdzie w bok. Pomyślałam nagle,nieadekwatnie do scenerii i sytuacji: „Niezabrałam z auta ciastek”. I zaraz po tym, nimzdążyłam pomyśleć, rozbrzmiał w mojej głowieobcy głos: „Co za pechowy dzień”.

Brnęłam jednak nieprzerwaniew półmroku, ciszy i zapachu szyszek, któryprzesycał teraz powietrze. Pod nogami czułam

miękki, podmokły, grząski grunt. Nawet wiatrnie przedarł się przez gąszcz ostrych szpilek,momentami słychać było tylko echo jegogniewnych pomruków. A jednak drzewa niezgniotły mnie, choć chwilę potem tegopożałowałam. Wypuściły mnie za to na wolną

Page 72: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 72/322

przestrzeń. 

W okamgnieniu dopadł mnie potężny, ostry,przejmujący podmuch, który był cudownyw porównaniu z tym, co zobaczyłam. Wiatrprzybrał jeszcze bardziej na sile. Przyprawiłmi lwią grzywę. A może jednak to włosy samestanęły mi dęba na ten widok.

Page 73: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 73/322

Rozdział V

Wrzosowisko.Ola leżała we wrzosach.Razem tak nazywałyśmy ten ostatni

odcinek ogrodu, gdzie pod koniec lata i napoczątku jesieni podłoże zamieniało sięw bujny dywan w odcieniach lawendy,cyklamenu, palisandru i śliwki. Teraz na tymfioletowym kobiercu, na tym wrzosowymskrawku ziemi, leżała Ola. Moja Ola.

Gdyby miała długie włosy, z pewnością

byłyby rozrzucone na boki, tworząc przy jejgłowie osobliwą aureolę. Nie spała, choćwierzcie mi, że w tym momencie dałabymi zrobiła wszystko, by otworzyła oczy,ziewnęła i wstała. Zjadłabym wszystkiewrzosy, a nawet szpilki z najwyższego drzewaiglastego, by okazało się, że jest pogrążona weśnie, wszystko jedno – koszmarnym czycudownym.

Stałam nad nią, miażdżąc bezlitośniełodyżki kwiatów, które były świadkamii widziały wszystko. Śmierć, umarła, nie żyje –

Page 74: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 74/322

te słowa przebiegały mi po głowie, tłukły,galopowały niczym dzikie, czarne rumakiz rozwianymi grzywami i złowieszczymi,rozszalałymi oczami. Te słowa kłuły mniew mózg jak smoliste kruki, przewiercając miczaszkę ostrymi dziobami dosłownie na wylot.Te słowa przebijały mi serce niewidzialnymostrzem, sztyletem, który drąży zionącą ranęnie do zaleczenia.

Byłam przerażona i zdruzgotana. Niebałam się Oli. Jak już wcześniej wspominałam,umarli nie budzą we mnie strachu. Płonący wemnie żywym ogniem lęk wynikał zeświadomości i pewności, że jej już nie ma, żestraciłam ją nieodwracalnie, na zawsze.Strach przed życiem bez Oli dławił mniei ściskał jak wąż duszący swoją ofiarę. Panikabrała we władanie moją duszę, wpełzałapodstępnie w każdy jej zakamarek. Trzęsłamsię i drżałam, a jednak stałam nadal nawłasnych nogach i patrzyłam na nią otoczonąwrzosami. Widziałam wyraźnie, choć oczy

zasłaniała mi koronka z łez.Ola leżała w naturalnej pozie, jakby poprostu postanowiła poobcować bliżej z naturą,odpocząć, albo raczej zaszaleć, bo jednak leżenie na wilgotnym podłożu zmoczonympaździernikowym deszczem, a w dodatku

Page 75: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 75/322

niszczenie kwiatów to raczej jakaś fiksacja,a już na pewno wariactwo. Ale to było w jejstylu – szaleństwo, fantazja, kaprys, werwa,zapał, życie. Nie śmierć. Śmierć nie byław stylu Oli.

 Ale Ola nie żyła. Wiedziałam to, choć niewiem, skąd była we mnie ta pewność,przekonanie bezsprzeczne i niezachwiane,choć brawurowo atakowane przez nadzieję,

że to jednak sen, a ona zaraz otworzy oczy,energicznie podniesie się z ziemi i z figlarnymbłyskiem w oku powie:

– Nadia, nie wiedziałam, że jesteśpodglądaczką. Facet zwiał za tamtą sosnę,pewnie myślał, że jesteś moją mamą. Nieestem nawet pewna, czy zdążył się ubrać. Totwoja wina, więc fundujesz mu leki naprzeziębienie dróg moczowych.

 A zaraz potem rozbrzmi mi w uszach jejśmiech niczym setki dzwoneczków. Ale nawetżaden z moich dzwonków, które kolekcjonuję,nie dorówna cudownemu brzmieniu głosu Oli.

– Powiedz coś – szepnęłam, alewiedziałam, że nic nie powie. – Wstań –błagałam w duchu, mając pewność, że niewstanie.

Uklękłam obok niej. Choć wiedziałam, żenie żyje, po omacku sięgnęłam do torebki,

Page 76: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 76/322

która leżała na kępce kwiatów i wyjęłam z niejpuderniczkę. Otworzyłam ją nerwowym,szybkim ruchem, puder wszedł mi podpaznokcie, i przyłożyłam lusterko niemalże doust Oli. Przecierając oczy drugą ręką,wpatrywałam się w nie zachłannie, nagląco,obsesyjnie, doszukując się śladu pary, znaku,że oddycha, ale tafla lustrzana pozostawaławyraźna i czysta, bez śladu jakichkolwiek 

smug i zacieków. Gładka powierzchnia beznajmniejszego śladu pasma czy wstęgiosiadłego powietrza odzwierciedlaławyraziście i plastycznie usta Oli w kolorzesinoróżowym. Upuściłam lusterko na ziemię,a puder oprószył niczym drobny śnieg wrzosyprzy jej włosach. Klęczałam nadal, a bóleksplodował we mnie wciąż nowymi falami,a każda była gorsza i jeszcze dotkliwsza odpoprzedniej.

Przeniosłam spojrzenie w górę.Oddychając płytko, patrzyłam w niebo, któreprzybrało barwy stali, aż po granat i indygo,

akby utożsamiało się ze mną, złączyło sięw tym samym bólu. Nie mogłam jednak patrzeć w górę, gdy na dole w dosłownym tegosłowa znaczeniu leżała Ola. Moja Ola. Wprostz grafitowogranatowego nieba przeniosłamoczy na jej alabastrową twarz. Uderzyła mnie

Page 77: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 77/322

bladość skóry, zdawała się być perłowa, lecznie błyszcząca, wręcz przeciwnie – matowa,nieruchoma, zastygła. Martwa.

Ola ma… Mój Boże, sama w duchunieświadomie się poprawiłam – Ola miaławiecznie roześmiane oczy bliżejnieokreślonego koloru, z charakterystycznymbłyskiem, o którym wcześniej jużwspomniałam. Pamiętam jej ciepłe spojrzenie,

gdy chciała mnie pocieszyć, i zimny wzrok skierowany na osobę, która mnie zraniła czyźle potraktowała. Mam wyryty głębokow pamięci wyraz tych oczu, gdy wokół nasdziało się coś złego. Widzę tak wyraźnie jejzaintrygowane spojrzenie, podczas naszychrozmów, i wesoło drgające ogniki w jejtęczówkach, gdy żartowałyśmy i śmiałyśmy siętak beztrosko… Beztroska… Co to w ogóle zastan ducha i umysłu? Teraz, w tym momencie,wydał mi się śmieszny, nieaktualny, po prostuniemożliwy, przeszły i umarły. Odrażający.Histerycznie powtarzałam to słowo w myśli,

patrząc na zamknięte oczy Oli nakryte bladymipowiekami. Podejmowałam nadludzki wysiłek,by siłą woli podnieść te powieki, dźwignąć je,ale, do cholery, choć oblał mnie zimny pot,choć serce rozsadzało mi klatkę piersiową,one nie drgnęły. Chciałam natychmiast, już,

Page 78: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 78/322

w tej sekundzie rzucić się na ziemięi skostniałymi palcami rozewrzeć jej tepowieki, chwycić ją za ramiona i potrząsać.Trząść nią i wrzeszczeć, żeby wstała, żebyprzestała być martwa, żeby ożyła.

Histeria zaczęła brać nade mną górę,zaczęłam wydawać nieme dźwięki, choć mojaoszalała dusza wrzeszczała wniebogłosy.Zaczęłam gryźć palce i płakać, łzy

niepohamowanie wypływały mi z oczu jak małepotoki i kapały na mokre podłoże. Miałamwrażenie oddzielenia duszy od ciała.Myślałam, że gdzieś unoszę się i dryfuję pozawłasną świadomością, ale niewyobrażalnyciężar ściągnął mnie zaraz w dół. Terazspadałam w niewiadomą stronę i w nieznanymkierunku, kręciło mi się w głowie i szumiałow uszach. Tempo się zwiększyło, moja panikanarastała i potęgowała, aż wreszcie, gdyznalazłam się na skraju wytrzymałości,niewidzialna ręka nacisnęła przycisk stopu.Otworzyłam oczy. Wydawało mi się, że

ocknęłam się z jakiegoś koszmarnego snu,przybyłam z wyimaginowanego świata albodopiero co się w nim znalazłam. Zatraciłampoczucie czasu i przestrzeni. Na jedną ulotnąchwilę, a może na dłuższy czas, przeniosłamsię w przeszłość. Przed oczyma przewijały mi

Page 79: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 79/322

się sceny z życia, niczym kadry z filmu.

*

Idziemy z Olą ulicą w centrum Krakowa. Trwawłaśnie gorączka przedświąteczna, zewsządrozbrzmiewają łagodne, spokojne melodiekolęd. O tej porze miasto zmienia sięw bajkową krainę wypełnioną blaskiemróżnokolorowych światełek, któregdzieniegdzie tworzą wspaniałą łunę światła.Na drzewach wiszą girlandy migocącychbombek, słomianych aniołków,przeźroczystych kryształków, drewnianychgwiazdek i złotych dzwoneczków. Ola obiecałaz tajemniczym uśmiechem, że jeden dzwonek 

będzie dla mnie. Ciekawe jakim cudem? Aleak już mówiłam, u niej wszystko jest możliwei nie ma się nad tym co zastanawiać. Mijamychoinki wystrojone w co tylko możliwe:szklane bańki, niekończące się łańcuchy,malowane jabłka, szyszki i orzechy,koronkowe kokardki, małe pluszowe misie,renifery, a nawet serduszka z materiałuw szkocką kratę. Na moje włosy i stylowączapkę Oli spadają płatki śniegu, a możeładniej zabrzmi: śnieżynki. Lecą wprostz nieba, które trudno nazwać czarnym, choć

Page 80: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 80/322

faktycznie jest czarne. Po prostu w takimnastroju, jaki tu panuje, wszystko wydaje sięasne i piękne, a nie mroczne i ciemne.Wchodzimy do modnego lokalu, żeby ogrzaćsię przy kominku i wypić coś ciepłego. Lepiejzabrzmiałoby, że była to gorąca czekolada, aletak naprawdę zamówiłyśmy latte z piankąoprószoną kakao. Białe serwety na stolikachi serwetki w obrączkach podkreślały uroczysty

klimat. Na ścianach wisiały obrazystylizowane na antyki, z wizerunkami aniołówzapewniających pomyślność, a może w tymwypadku gwarantujących mnóstwo klientówz grubymi portfelami i zamawiającychnajdroższe pozycje z menu. W rogu stałimponujący świerk przystrojony w delikatne,transparentne ozdoby w srebrnej tonacjii wprost olśniewał subtelną urodą. Elegancjabez ostentacji. A w środku my, rozgadane,uśmiechnięte, pijące latte, a nie jak wszyscy –gorącą czekoladę. Może ta właśnieoryginalność w postaci kawy przywabiła do

naszego stolika faceta, ha, ale jakiego.Sławnego. Aktora, którego jednak przesadąbyłoby nazwać gwiazdą, nawet wschodzącą.Niemniej jednak był to młody człowiek,niewiele starszy od nas, który grał aktualniedużą rolę w serialu oglądanym przez wiele

Page 81: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 81/322

osób. Widziałam go oprócz tego w jakimśepizodzie, ale kompletnie nie pamiętałamktórym. Jednakże najwidoczniej on samuważał się za gwiazdora światowego formatu,bo zrobiwszy minę à la macho, zamaszystymruchem odsunął wolne krzesło przy naszymstoliku i dosiadł się bez pytania o zgodę.Twarz mu błyszczała, sądzę, że na skutek chwilowego braku bibułek matujących, a może

ednak było to złudzenie wynikłe z nadmiaruświec, światełek i błyskotek umieszczonychniemal we wszystkich miejscachpomieszczenia. W każdym razie lśniący amantpróbował nas oczarować, rżnąc erudytę,gentlemana i diabli wiedzą kogo jeszcze. Nieodzywałyśmy się, choć sytuacja wyglądałazabawnie i kontrastowo. On wpadłw słowotok, kurczę, a może ćwiczył nową rolę,a my trwałyśmy zgodnie i konsekwentniew milczeniu. Aż w końcu padło pytanie domnie. Ze wzrokiem wlepionym w pierwszygórny guzik mojej bluzki aktor wymruczał:

– O co chodzi, nie lubi mnie pani?– Wolę Ryana Goslinga – odparłam,ożywiając się nagle.

– A ja Brada Pitta – powiedziałaz rozmarzeniem Ola. –Uważam, że był boskiako Joe Black – dodała, biorąc do ręki

Page 82: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 82/322

ozdobną kulę pomarańczy nabitą goździkami. Jak zwykle byłyśmy doskonale

zsynchronizowane i nadawałyśmy na tychsamych falach.

*

Wprost z pachnącej kawą, wanilią i anyżemkawiarni rzuciło mnie nagle i niespodziewaniedo własnego pokoju. Siedzę przy laptopiei piszę e-maile do Oli, która dała się namówićrodzicom na ferie zimowe w Austrii. Przedoczyma przebiegają mi litery, słowa, zdania odniej.

„Powiedz mi prawdę, jak sobie radziszbeze mnie. Jeśli dobrze, obiecuję mimo

wszystko, że nie rzucę się z okna, jest na to zazimno, a nawet gdyby, to nie mieszkam zbytwysoko. Nie potnę się też nożem, ponieważ sątępe jak jeden z moich adoratorów depczącychmi po nartach”.

Inny e-mail od Oli przesłany do mniepunktualnie o północy brzmiał następująco:

„Śpij dobrze. Zamknij okno na podwórze,żeby nie wleciały ptaki. Krzyk nic nie da,pamiętaj, że mowa jest srebrem, a milczenieowiec. Nie popadaj w psychozę, to nie piątek trzynastego. A, i Freddy Cię pozdrawia, ten

Page 83: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 83/322

z ulicy Wiązów…”.Kolejny e-mail:„Kiedy rano przypomniałam sobie

o właśnie minionej niesamowitej nocyspędzonej w towarzystwie tego faceta, toz wrażenia i emocji umyłam zęby szamponemdo włosów (dobrze, że nie pastą do butów,chociaż Kiwi to dobra marka) – cholernylekarz zakładał mi gips na nogę…”.

I następny:„Jestem wściekła, że nie mogę jeździć nanartach. Z tej wściekłości mam ochotęzdemolować swoje deski, oczywiście zdrowąnogą, skakać po nich i wdeptać je w ziemię.Ryzykowałabym jednak swoją nienagannąreputację (mówię grzecznie «dzień dobry»wszystkim, nawet tej nadętej bogaczce, któratak narzuca się najprzystojniejszemuinstruktorowi, chociaż po dłuższymzastanowieniu muszę sprawiedliwie przyznać,że to jednak on narzuca się jej). Poza tym niemam najmniejszej ochoty przywdziewać szaty

zwanej potocznie kaftanem bezpieczeństwa.Widzisz ten widok, Nadia? Skrępowana białymmateriałem miotam się na prawo i lewo,rzucam przekleństwa i pluję w twarzesanitariuszom. A oni ze strzykawką z możliwienajgrubszą igłą mówią przez zaciśnięte zęby

Page 84: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 84/322

słodkim głosem, który jednocześnie ociekaadem: «Spokojnie, kochaniutka, tylkospokojnie». No to ja im kopa w goleń (jestemwspaniałomyślna i oszczędzam inną część ichciała, kto wie, może jeszcze będą chcieli miećdzieci), ale niestety nie ucieknę na jednejnodze, powłócząc drugą. Gdyby obie byłysprawne, może dałabym radę, choć nie jestemtak szybka jak ty, daleko mi do wyniku 8,7

sekundy na 60 metrów. À propos, niech toszlag trafi, już miałam nadzieję, iż mojedesperackie treningi narciarskie zaskutkujątym, że jak ty będziesz już przy wyciągu, to japrzynajmniej w połowie góry. A tak, to dalejzostanie jak było – ruszamy z samego szczyturazem, potem ty jesteś na dole, a ja wywijamkijkami, pokonując dopiero jedną szóstą trasy.Widzisz, jaka jesteś okropna, a na dodatek wstrętna i paskudna. Cholera i jeszcze masztak ohydnie długie i zgrabne nogi…”.

*

Nagle wykonałam głęboki wdech, jak tonącysekundę przed granicą bólu spowodowanązalaniem płuc. Miałam zamknięte oczy i kiedyzdałam sobie z tego sprawę, odruchowochciałam je otworzyć. Jednak w ostatniej

Page 85: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 85/322

chwili w mojej głowie zadudnił niewidzialnygłos, który mówił, żeby tego nie robić.Zacisnęłam je więc tak bardzo, że aż poczułamdziwny szum, który rozlał się po moim ciele.Wróciłam do rzeczywistości i dobrzewiedziałam, że mój wzrok natknie się nanieruchomo leżącą, tak drogą mi osobę. Niewiedziałam, co robić, ogarnęła mnie totalnaniemoc, która upośledzała umysł i ciało. Ale

choć sama bym tego nie podejrzewała, mojezmysły były maksymalnie wyostrzone. Domoich uszu dotarł dziwny, niepokojący szmer,który z uwagi na grozę całej sytuacji powinienwywołać we mnie nowy atak paniki. O dziwo,byłam jednak spokojna i skupiona nazłowieszczym odgłosie, który znów siępowtórzył. Dochodził z mojej lewej strony,gdzie oprócz wrzosów rosły niezbyt wysokiedrzewka i krzewy ozdobne. Odwróciłam głowęw tym kierunku i podążyłam wzrokiem docyprysów, cisów i jałowców wystających zzawrzosów. Tworzyły gęstą, ciemnozieloną,

mięsistą ścianę o zróżnicowanej wysokości.Poprzez zmącone mgłą i mrokiem powietrzewidziałam je słabo i niewyraźnie. Rysowały sięprzede mną jako brunatny, poszarpany muro kanciastym kształcie, pełnym krawędzii załamań. Coś się poruszyło kilkanaście

Page 86: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 86/322

Page 87: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 87/322

musiał po nich chodzić. „Zabójca” –pomyślałam z przerażeniem i wzdrygnęłamsię, jakby właśnie łaził po mnie obrzydliwykaraluch. Znów powiodłam wzrokiem domiejsca, skąd dochodziły tajemnicze,zagadkowe odgłosy, które w tychokolicznościach i w takim położeniu po prostumnie dobijały. Ktoś lub coś wydający wrogi,głuchy pomruk zbliżał się nieuchronnie

w moim kierunku.Byłam naprężona tak bardzo, żeodczuwałam niemal fizyczny ból. Sercekołatało mi mocniej i mocniej w rytmprzysuwającego się ku mnie zdławionego,koszmarnego dźwięku. Nie miałamprzygotowanej żadnej strategii, nie byłamgotowa, by odeprzeć jakikolwiek atak. Niew tej sytuacji. Nie w tym miejscu.

Wtem szybko, gwałtownie, w mgnieniu okacoś wyrwało się spod najbliższego jałowcai poszybowało w moją stronę. Trwało to jeden,ulotny moment, zdążyłam tylko krzyknąć

i zasłonić twarz rękami. Odchyliłam się dotyłu, straciłam równowagę i z impetemusiadłam na wilgotnym, zimnym podłożu.Odniosłam wrażenie, że wylądowałam nagrząskim mokradle i znajduję się w samymśrodku bagnistego trzęsawiska. Dreszcz

Page 88: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 88/322

Page 89: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 89/322

z dołu. Rozbrzmiała upiorna pieśń.Stał teraz pół metra ode mnie. Patrzyliśmy

na siebie. On miał lepiej, bo odblaskiumieszczone na dnie jego oczu zapewniały mudoskonałe widzenie w ciemności.

Niedźwiedź.Piękne zwierzę.Dostojne, z indywidualistyczną naturą

i wrodzonym poczuciem własnej godności.

Skryte, zręczne, wytrwałe i silne. Jego długie pazury dzięki ścięgnomi więzadłom mogą cofać się dowolnie w głąbosłaniającego je fałdu skóry i w ten sposóbzachowują ostrość. Ukryte podczas stąpaniai odpoczynku, wysuwają się gwałtowniepodczas ataku.

*

Schyliłam się i przejechałam ręką po puszystej,brązowej sierści kota. Kota Niedźwiedzia,który od dobrych kilku lat jest członkiemrodziny Fikko. Jakiś czas temu, podczaswspólnych wakacji nad jeziorami, Olaz bratem znaleźli w lesie małą, puchatą kulkę.Ubłagali rodziców, by zabrać zwierzaka dodomu i tak kociak po przejechaniu kilkusetkilometrów zamieszkał z nimi. Mało tego, stał

Page 90: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 90/322

się ulubieńcem całej rodziny. Aleksandra dałamu niezwykle oryginalne imię – Niedźwiedź,po pierwsze, dlatego że znaleźli go w samymśrodku lasu, a po drugie, przewidziała, iż gdydorośnie będzie rozmiaru XXL. Niedźwiedźnie okazał się zwykłym dachowcem, leczkotem półdługowłosej rasy maine coon. Ważyłedenaście kilogramów i był długi na metr,zdecydowanie zasługiwał więc na swoje imię.

Miał obfite futro na brzuchu, a wokół szyiimponującą, charakterystyczną futrzanąkryzę.

Kot zbliżył się do mnie i dotknął zimnymnosem mojej dłoni. Znaliśmy się dobrzei łączyła nas solidna nić sympatii. Ta rasa jestwyjątkowo przywiązana do człowieka,przyjazna i towarzyska, ale Niedźwiedź byłeszcze ponad tym. Miał niespotykanie jak nakota ciepły i braterski stosunek do swojejrodziny, a ja też się do niej zaliczałam.Zanurzyłam twarz w miękkim futrze, szukającpociechy, i zmoczyłam je łzami. Nagle kot

delikatnie wysunął się z moich objęći przeszedł kilka kroków w kierunku Oli.Patrzyliśmy razem, w milczeniu, narozciągniętą na ziemi dziewczynę, dopókizwierzę nie odwróciło się znów w moją stronęi spojrzało mi wymownie w oczy.

Page 91: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 91/322

– To nie ja – powiedziałam niemalbezgłośnie i mechanicznie, choć wiedziałamdobrze, że on o tym wie. Podszedł do mniei usiadł tuż obok. Jak prawdziwy przyjaciel.

Siedzieliśmy tak, nie zwracając uwagi nabłyskawicę, która na czarnym tle rozwarłapaszczę i groźnie błysnęła kłami. Dopiero gdyciszę rozdarł huk pioruna Niedźwiedź wstał,dając mi tym samym znak, że już czas coś

zrobić. Skinęłam głową, podniosłam się z ziemii sięgnęłam do tylnej kieszeni ubrudzonychbłotem dżinsów. Wyciągnęłam mojego białegoiPhone’a. Niczym maszyna zaprogramowanana daną czynność zbliżyłam go do oczui zaczęłam przesuwać palcami po jasnym,arzącym się na błękitno ekranie. Dotykałampalcem poszczególnych cyfr, które wyświetliłysię na telefonie i tym samym wybrałam jedenz numerów, które każdy z nas ma wyrytew swojej pamięci. Oby nikt z was jednak niemusiał z niego korzystać.

Nie mogąc rozpoznać własnego głosu,

odbyłam zwięzłą, krótką rozmowę i wrzuciłamkomórkę z powrotem do kieszeni. Wróciłamwzrokiem do mojej przyjaciółki, chociażuwierzcie, że nie jestem masochistką.

Ola leżała we wrzosach.Co za pechowy dzień – te cholerne słowa

Page 92: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 92/322

Page 93: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 93/322

Rozdział VI

W moim, nie, w naszym kierunku zbliżało siękilka osób. Niedźwiedź nie odstąpił mnie anina krok i czujnie rejestrował każdy szczegół.ego oczy stały się jeszcze bardziej wypukłe

i wyraźnie wibrowały w spowitym mrokiemogrodzie.

Nie wiedziałam, co robić, co myśleć, gdziepatrzeć. Byłam brudna, miałam potarganewłosy i wilgotne, zmięte ubranie.

I właśnie w takim stanie, w takim miejscu,

w takiej koszmarnej sytuacji musiało się tozdarzyć, musiało zaistnieć, narodzić się, poprostu stać się. Czyjś głos wydobył sięz przestrzeni bezpośrednio nade mną, wpadłmi w uszy i poderwał z ziemi.

– To ty dzwoniłaś?W pierwszej chwili miałam zareagować

w typowy dla siebie sposób. Momentalnieodezwała się we mnie chęć udzielenia ciętejriposty. Chciałam odważnie, bez cieniawahania i pewnym głosem odrzec temu komuś:„Nie, to kot dzwonił… do ciebie. Ja mu tylko

Page 94: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 94/322

pożyczyłam telefon, mam trochę darmowychminut”. Chciałam zaakcentować słowo„ciebie”. Nie mam skłonności dowyśrubowanej samooceny czy zawyżonegopoczucia własnej wartości, nie uważam się zanie wiadomo kogo, jednak wzajemny szacunek i poważne traktowanie drugiej osoby topodstawa wszelkich kontaktówinterpersonalnych. Nie jestem jakąś tam

gówniarą, do której można się odnosićz wyższością i nonszalancją.Sama się dziwię, że w tych okolicznościach

w ogóle byłam w stanie zwrócić uwagę na takiszczegół, na cokolwiek innego. Być możebrzmienie tego głosu spowodowało, że nakrótki moment oderwałam się od ponurejrzeczywistości, od tych straszliwych chwili przeżyć sprzed kilkudziesięciu minut. A możeto po prostu spowodował instynktsamozachowawczy, bo już nie byłam w staniedłużej znieść ciężaru tego zdarzenia bez chwiliprzerwy, sekundy wytchnienia.

W każdym razie nie zdążyłamodpowiedzieć na zadane pytanie, bo gdy tylkozmieniłam pozycję z klęczącej na stojącą,automatycznie stanęłam oko w okoz właścicielem tego głosu i autorem pytania,które świadczyło, że potraktował mnie jak 

Page 95: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 95/322

dziecko. Jak już z pewnością zdążyliściezauważyć, moja głowa potrafi prześcignąćmoją myśl, jakkolwiek bez sensu to brzmi, aletak właśnie jest. Oznacza to, że często mamwrażenie, iż zanim zdążę pomyśleć, to jużsłyszę to w sobie. Na zasadziebezwarunkowego odruchu moją świadomąmyśl brawurowo wyprzedza bezdźwięcznygłos, który wyraźnie słyszę w moim umyśle.

Nieraz jest on głośny i nachalny, a niekiedycichy i nieśmiały, ledwie się tli i delikatnieodbija echem. Tym razem to, co uprzedziłomoją myśl, było wielkie, wyraźnei jednoznaczne. Natychmiast przyprawiło mnieo kolejne drżenie, tym razem nie z powodu Oli.Uderzyło mnie, po czym rozlało się po mojejgłowie, a potem spłynęło po całym cielei duszy. Jak wybuch wulkanu nastąpiło odszczytu i w momencie objęło najbliższąprzestrzeń. Jak bomba, która wybuchaspektakularnie w jednym miejscui momentalnie ogarnia całą strefę.

Serce wbrew sobie wyklaskiwało nieznanąmi melodię, gdy tak stałam i patrzyłam w teusta, z których wydobyły się drażniące mnieprzed sekundą słowa sformułowane w pytanie:„To ty dzwoniłaś?”.

To idiotyczne, ale w tym mroku przyszły mi

Page 96: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 96/322

mimowolnie na myśl soczyste owoce wiśni.Przeniosłam wzrok z tych wiśniowych ust

wyżej, choć bardzo się bałam. Przeczuwałam,co będzie. Wiedziałam już, czym to grozi,i pomyślałam z autentycznym bólem, w pełniświadomie, z narastającą złością: „Dlaczegotu, dlaczego teraz?”.

Choć było ciemno, widziałam terazdoskonale, chociaż nie wiem, jakim cudem.

Może nawet lepiej niż Niedźwiedź, którywiernie trwał przy moich nogach.Te oczy. Z rozmytego snu. Z rozmazanych

marzeń. O te oczy mi chodziło. To za nimi sięrozglądałam. Niemal zwaliło mnie to z nóg.Niemal, bo stałam nadal, chociaż tonęłam.Teraz nie w błocie ani rozpaczy. W tychoczach. I nawet stado ratowników ani żadnekoło ratunkowe nie byłyby w stanie mnieuratować. Tonęłam i było mi z tym tak dobrze.Niech to zabrzmi, jak chce, śmiesznie,tandetnie czy nierealnie, ale czas stanąłw miejscu, a cały wszechświat ograniczył się

do nas. Patrzyliśmy sobie prosto w oczyintensywnie i zachłannie, przewiercaliśmy sięwzrokiem, nie bacząc na nic i na nikogo.Wszystko wokół przestało istnieć, obróciło sięw nicość. Nie miało w tej sekundzie żadnegoznaczenia.

Page 97: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 97/322

Dla takiej chwili warto żyć w oczekiwaniucałe lata. Nie jedząc nawet słodyczy.

Zatopiliśmy się w sobie, w tych swoichoczach, i nic nie odbierze mi tej pewności, żeon czuł to samo. Porażenie, fascynację,zaczarowanie, olśnienie, dotyk magii. Może tobyła ta wyświechtana, oklepana,przereklamowana chemia, ale kto jej niedoświadczył na własnej skórze, ten w nią nie

uwierzy i będzie ją wyśmiewać.Zaparło mi dech w piersi i choć wszystkoto trwało krótką chwilę, miałam wrażenie, żeminęły długie minuty, odkąd świat sięzatrzymał. Zatraciłam się w tych oczach,stałam jak zahipnotyzowana i nie chciałam, byten moment się skończył. Ale nie ma tak dobrze. Nagle wyrwał nas z tego stanu,bezlitośnie i nagle, czyjś głos, który wdarł siępomiędzy nas i przeciął niczym mieczniewidzialną wstęgę, jaką tworzyły naszełączące się spojrzenia. Ten głos byłnieprzyjemny i zarejestrowałam go jako coś

złego, zresztą cokolwiek by to było,a przerwało ten stan, miałoby dla mnienegatywne znaczenie. Ocknęłam sięgwałtownie i równie gwałtownie zaczerpnęłamw płuca haust powietrza. Kilkoro ludziprzeszło obok nas, rozmawiając głośno. Jeden

Page 98: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 98/322

z nich przypadkowo potrącił mnie w ramię i tospowodowało, że całkowicie wróciłam dorzeczywistości. On też.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć,zapytał powtórnie – powoli i cicho. Jego głosbył głęboki i piękny, Tak, „piękny” to właściwesłowo.

– To ty, pani – poprawił się – dzwoniła?– Tak – szepnęłam, walcząc ze sobą, by

znów nie wpaść w cudowną otchłań jego oczui nie pogrążyć się w upojnym transie.– Jak się pani nazywa? – Tym razem głos

zabrzmiał głośno, pewnie i jakoś niedbale.– Nadia Laos.Poruszył brwiami i przybliżył się pół kroku

w moją stronę. Teraz patrzył na mnie wrogo,bezczelnie i jakby z nutą rozbawienia. Czekał,że coś jeszcze dodam, wytłumaczę, dopowiem.Odzyskałam rezon.

– Laos – powtórzyłam. – Tak jak pewienkraj w Azji, z tego, co wiem, przyrodaz elementami geografii jest obowiązkowym

przedmiotem od szkoły podstawowej.Kąciki ust drgnęły mu nieznacznie i cieńuśmiechu przebiegł po wargach. Wyglądał tak intrygująco i pociągająco, że nie mogłamprzestać wpatrywać się w niego. Patrzenie naego twarz było dla mnie prawdziwą,

Page 99: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 99/322

niekłamaną przyjemnością, której nie mogłamsię oprzeć.

– A ja myślałem zawsze, że to król Tebz mitologii greckiej. Mąż Jokasty i ojciecEdypa – rzekł wyraźnie już rozbawiony, alez nutą kpiny w głosie.

Przeraziłam się nie na żarty. Nie dość, żebył tak cholernie męski i interesujący, to jegobłyskotliwa odpowiedź świadczyła o polocie

i inteligencji, a to cechy, które osobiścieuwielbiam i cenię. Przyrównanie mojegonazwiska do króla Lajosa było ciekawymi dowcipnym posunięciem, które wymyśliłdosłownie w ułamku sekundy. Spontaniczniepodjęłam wątek, choć naprawdę nie wiem, jak w tym całym horrorze mógł zaistnieć tenelement gry.

– Zapomniał pan dodać, że był synemLabdakosa.

Przygwoździł mnie znów tym spojrzeniem,które spowodowało, że ciarki przebiegły mi poplecach. Wpatrywałam się w jego źrenice,

miałam wrażenie, że wprost iskrzy międzynami, a księżyc błyska jaskrawo, jakby zachwilę miał się przepalić niczym żarówkai zgasnąć. Patrzyłam i niemal słyszałam trzask zapałki trącej o siarkę, a potem wybuchpłomienia. Ale to nie mogło trwać. Nie tutaj.

Page 100: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 100/322

Cały tragizm tej sytuacji polegał na tym, żewłaśnie teraz musiałam go spotkać, zobaczyćpo raz pierwszy. Dałabym za to wszystko, alenie poświęciłabym Aleksandry. Nigdy.

*

Lecz gdyby jednak ona żyła, to przecież niemiałabym szansy, by zatopić się w tych oczachi poczuć to potężne, obezwładniające,cudowne coś. Zmienić życie. Bo wiedziałam,czułam, że to nastąpi, że właśnie się zaczęło.Nie mogłam znieść myśli, iż śmierć Aleksandrymożna by rozpatrywać pod względemakiejkolwiek korzyści. A jednak nie mogłam,zwyczajnie nie dałam rady pohamować emocji

i żaru, które na nowo wybuchały w moimwnętrzu. W głębi serca wiedziałam, że coś, comogłoby się rozpocząć w takim momencie, niemiałoby szans na przetrwanie. Zawsze przedoczami miałabym Olę.

– Nadia Laos – powtórzył to w taki sposób,że zakręciło mi się w głowie. Z trudemuciekłam spojrzeniem w bok. Bałam się, że jużdłużej nie wytrzymam tego napięcia i coś wemnie eksploduje. Ale z drugiej stronyz przerażeniem zdałam sobie sprawę, że jużw pierwszej sekundzie tęsknię za tymi oczami,

Page 101: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 101/322

że chcę do nich powrócić, zanurzać się w nichciągle od nowa. To niesamowite. Gdyby ktośwcześniej mi powiedział, że takie rzeczy sięzdarzają, zwyczajnie bym go wyśmiałai nazwała żałosnym romantykiemspacerującym w chmurach. Jednak coś, cowydawało się niemożliwe i nieprawdopodobne,okazało się prawdą i faktem, czymś realnymi namacalnym. Nie fikcją, bajką czy baśnią,

lecz żywą, najprawdziwszą rzeczywistością.*

Moja noga, nie pytając mnie o zdanie, zrobiłakrok w jego kierunku. Stanęłam na śliskimkamieniu, straciłam równowagę i lekko

zatoczyłam się ku niemu. Słowo, że nie było tozamierzone. Zareagował błyskawicznie,w końcu był policjantem. Momentalnie znalazłsię obok, podtrzymał mnie, dotknął.Odskoczyłam od niego jak oparzona, drżąc nacałym ciele. Wydawało mi się, że poraził mniepiorun o niesamowitym natężeniu. Gorącyi przyjemny prąd przebiegł po mnie odmiejsca, w którym zetknęły się nasze ręce. Tobył dla mnie prawdziwy kosmos, nigdy niedoświadczyłam czegoś takiego. Miałamwrażenie wewnętrznego rozdwojenia

Page 102: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 102/322

i rozdarcia. Jedna ja stała stabilniew bezpiecznej odległości od niego. Druga jawyrywała się ku niemu, by być blisko, jak najbliżej. Dotykać go, poczuć, zetknąć sięz nim choćby najmniejszym kawałeczkiemciała. To nieracjonalne, głupie i bezsensownereagować w ten sposób na kogoś, kogozobaczyło się po raz pierwszy w życiu.

 A jednak tak było, i mało tego, nie mogłam

i nie chciałam wcale z tym walczyć i tegoprzezwyciężyć. Wręcz przeciwnie, marzyłam,by ta chwila trwała bez końca. Gdyby ktośzapytał mnie o uczucia, które wtedy mnątargały, prawdopodobnie nie byłabym w stanieich określić. Wiem tylko, iż były nieokiełznane,cudowne, prawdziwe i tak intensywne, że ażprzerażały.

 Jednak czas płynął nieubłaganiei wskazówka zegara zmieniła położenie.Usłyszałam jego wyraźny oddech, a chwilępotem powiedział stanowczym i oficjalnymtonem, jakby ta wcześniejsza magia, to coś, co

nie sposób ująć w żadne ramy i definicje,w ogóle nie miało miejsca.– Proszę mi opowiedzieć wszystko od

początku, kim pani jest dla – zawahał się – dlaniej. – Skinął głową w kierunku Oli.

Oficjalny głos smagnął mnie niczym bicz.

Page 103: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 103/322

Zabolał. Zebrałam się w sobie. Ochłonęłam,wciągnęłam do płuc powietrze.

– Mieszkam kilka domów dalej. – Starałamsię mówić spokojnie i rozważnie, ale nie wiem,na ile mi to wychodziło. – Znamy się oddziecka i…

Nie dał mi dokończyć.– Czyli od niedawna – wtrącił.Zgrzytnęłam zębami z wściekłości.

Rzeczywiście na oko był zdecydowanie starszyode mnie, może nawet kilkanaście lat, alechyba trochę przesadzał. Zaczął od zwracaniasię do mnie na ty, a teraz dołożył jeszcze to.Miał jakąś cholerną obsesję na punkcie wieku?Stanowczo nie podobało mi się, że postrzegałmnie, albo tylko udawał, jako dziecko,zasmarkanego gówniarza. To nie wróżyłoniczego dobrego.

– Jak pan się nazywa? – wypaliłamlodowatym tonem, mrużąc ze złością oczy.

– Marcel Zaro. Komisarz Marcel Zaro.– A może Bond. James Bond – odrzekłam

szyderczo, przypominając sobie jedną z moichulubionych płyt, której jeszcze niedawnosłuchałam, jadąc samochodem.

Zadrgały mu kąciki ust i prawie sięuśmiechnął. Niemal zwalił mnie z nóg tymcudownym, subtelnym grymasem, który

Page 104: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 104/322

Page 105: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 105/322

Page 106: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 106/322

z drugiej być może dobrym, współczującymczłowiekiem. Zdawało mi się, że w jednymmomencie walczył sam z sobą, by po prostupodejść jak najbliżej, objąć mnie i przytulić.

 A może było to tylko moje marzenie. Booprócz nierealnego marzenia, by Ola żyła,miałam od tej chwili drugie. On był moimmarzeniem, kto wie, może równie nierealnym.Choć brzmi to niedorzecznie, tak, oszalałam

na punkcie faceta, którego zobaczyłampierwszy raz zaledwie przed kilkomaminutami. Może to było związane z szokiem,aki zapewne przeżywałam, znajdując martwąprzyjaciółkę, ale coś mi mówiło, że to nie mazwiązku. Po prostu chciałam na siłę znaleźćakieś sensowne wytłumaczenie tego, co siętak nagle i niespodziewanie wydarzyło. To byłowbrew logice, by w tym położeniu przeżywaćtego rodzaju emocje i mieć w ogóle głowę dotakich spraw, ale fakt był faktem. Stało się.Działo nadal. Trwało. I wiedziałam, że ciągdalszy nastąpi. Musi nastąpić. Nie

wyobrażałam sobie, że mogę ot tak wrócić dodomu i zapomnieć o nim, wymazać goz pamięci. Skasować filmu z tego wieczoru poprostu się nie dało. W sumie i tak bym tego niechciała. Te chwile były dla mnie bezcenne,z trudem hamuję się, by nie użyć słowa

Page 107: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 107/322

„cudowne”, bo w obecnej sytuacji byłoby tonienormalne. I tak w duchu paliłam się zewstydu, że moje myśli zdominował stojącyobok policjant, a nie Ola leżąca we wrzosach.To była dla mnie wielka tragedia. Wydarzeniazmierzchu tego dnia były dla mnieprawdziwym dramatem.

*

– Czy widziała pani kogoś, cośpodejrzanego, dziwnego? – wyrwał mniez rozmyślań, w których się pogrążyłam. – Tobardzo ważne, proszę – dodał łagodniemelodyjnym głosem.

Chciałam się skoncentrować i sprostać

temu zadaniu, ale kiedy tylko wpadłam w jegospojrzenie, znów znalazłam się w potrzaskuniepohamowanych doznań, które spadły namnie w okamgnieniu niczym lawina. Z wielkimtrudem odwróciłam głowę w inną stronę, choćmiałam nieodparte wrażenie, że nasze oczyprzyciągają się jak magnesy o przeciwległychbiegunach.

– Nie widziałam nikogo – powiedziałampewnie, zgodnie z prawdą. Już wcześniej sięnad tym zastanawiałam. „Niestety” – dodałamw myślach, gotując się z wściekłości, bo

Page 108: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 108/322

zabiłabym tego kogoś gołymi rękami.– Ktoś panią odprowadzi do domu. –

Rozmowa dobiegała końca. – Proszę podać miswój numer telefonu.

Przerażenie, że to już koniec naszegospotkania, pomieszało mi w głowie.

– A co – palnęłam ironicznie – chce się panze mną umówić na randkę?

Znów nieznacznie się uśmiechnął. Podjął

wątek.– Nie umawiam się z dziećmi – rzekłuwodzicielskim tonem, który przyprawił mnieo dreszcz, a jednocześnie doprowadził dowewnętrznego wrzenia. – Ale szkoda, że nieest pani starsza – dorzucił sztucznierozmarzonym tonem.

Zatrzęsło mną. Ten cholerny facetfascynował mnie i wkurzał jednocześnie. Jegowygląd zewnętrzny, polot i błyskotliwośćwprost mnie olśniewały, ale bezczelność, tupeti fakt, że postrzegał mnie jako smarkulę,doprowadzały do obłędu.

Odwróciłam się na pięcie. Poprawiłamręką potargane włosy. Z bijącym sercem jak automatyczna sekretarka wyrecytowałamw powietrze numer mojej komórki. Chyba gozapisał. Miałam taką nadzieję.

Page 109: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 109/322

*

Ruszyłam w powrotną drogę. Do bramki. Od

miejsca, gdzie zmieniło się moje życie. Gdziedwa diametralnie różne zdarzenia dopadłymnie niespodziewanie i bez ostrzeżenia.

 A może były to ostrzeżenia? Do moich uszudotarł czyjś głos:

– Co za pogoda, dobrze chociaż, że nie ma

ani grama wiatru.Przystanęłam na sekundę. Coś mnietknęło. Przypomniałam sobie moją dzisiejsząwalkę z szalonymi podmuchami. – …ani gramawiatru – echem odbiły mi się te słowa.

Na chwilę zabrakło mi tchu. Mój organizmzaczął odmawiać posłuszeństwa z nadmiaru

przeżyć i potężnej huśtawki emocjonalnej.Musiałam się stąd wydostać. Potem o tymwszystkim pomyślę. Powoli, po kolei,z sensem. Moje nogi szybko ruszyły z miejsca.ednak w pewnym momencie znów odmówiły

mi posłuszeństwa. Zrozumiałam, że były

w zmowie z sercem. Musiałam się odwrócić.eden jedyny raz. Choćby na ułamek sekundy.Spojrzeć na niego. To było silniejsze ode mnie.Nie było sensu z tym walczyć.

Powoli przekręciłam głowę do tyłu. Stałi patrzył na mnie. Prosto w moje oczy, choć

Page 110: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 110/322

Page 111: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 111/322

Rozdział VII

Siedziałam na fotelu przykryta ciepłym,wełnianym kocem i mocowałam się z własnymimyślami. Paradoksalnie koc miał wesoły,beztroski, wręcz przesłodzony wzórw pluszowe, uśmiechnięte misie z żółtymikokardkami pod brodą. Starałam się niepatrzeć w dół, bo drażniły mnie ichroześmiane mordki, które tak zdecydowaniekontrastowały z moim grobowym nastrojem.

Od chwili pamiętnego popołudnia targały

mną nieprzerwanie skrajne emocje o wielkimnatężeniu. Rozpacz mieszała się ze złością nasamą siebie, że w takiej sytuacji w ogólemogłam czuć jakąkolwiek euforię, błogość,dreszcz podniecenia. A to właśnie czułam.Oczywiście to on był powodem. Miałamwrażenie, że znajduję się w matni, w jakimśpotrzasku, gąszczu, z którego nie sposób sięwyplątać. Byłam zakleszczona w poczuciuwiny, że śmierć Oli przyniosła mi w pewnymstopniu jakąś korzyść w postaci przeżyć, którezapierały mi dech w piersiach. Tak to

Page 112: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 112/322

odbierałam.Nigdy nie spodziewałam się, że mogę tak 

mocno i sugestywnie, bezwstydnie i dobitniezareagować na drugiego człowieka. Namężczyznę. Obcego mężczyznę, któregozobaczyłam po raz pierwszy w życiu. I mojeżycie zostało przewrócone do góry nogami.Byłam rozgoryczona, zła i wściekła na samąsiebie, że nie powstrzymałam tego wodospadu

uczuć, tego wybuchu namiętności. Wciągnąłmnie wir szaleństwa, z którego nawet gdybymdała radę, nie chciałabym się wydostać.Myślałam o nim cały czas, to zdominowało mójsmutek. Nie mogłam sobie darować, że przezto śmierć Oli przeżywam mniej boleśnie, niżpowinnam. To mnie dobijało.

W duchu, wbrew samej sobie, na nowoprzeżywałam tamte chwile, analizowałam jedokładnie i rozkładałam na czynniki pierwsze.Znów porażała mnie ich intensywność i siła.Nie chciałam się przyznać nawet przed sobą,że jestem totalnie zauroczona, zafascynowana,

zadurzona. Nie czułam się komfortowo w tejsytuacji. Zawsze wydawało mi się, że mamkontrolę nad swoim życiem, że potrafięzapanować nad emocjami, stłamsić jei wyciszyć kiedy trzeba. Tymczasem okazałosię, że jestem bezradna wobec tego czegoś,

Page 113: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 113/322

miałam wrażenie jakiegoś uzależnienia.Wystarczyło tylko, że przypomniałam sobie tonapięcie między nami, moc i czar, które namizawładnęły. Jego oczy, usta…

Zrobiło mi się gorąco. Zrzuciłam koc napodłogę. Świdrujące oczka misiów wpatrywałysię we mnie. Koc, dywan, ciepło, miękkość i…tylko jedno skojarzenie. Jedna myśl.

Delikatne pukanie otrzeźwiło mnie.

I dobrze. W szparze między drzwiamia futryną ukazała się twarz Emilii. Zatroskana,zmęczona i smutna.

– Mogę? – zapytała cicho, wskazując sofę.Zdobyłam się na słaby uśmiech.– Nie pytaj.Zanim usiadła, wsadziła mi do ręki kubek 

z gorącą, czarną, mocną herbatą, dokładnietaką, jaką lubię. Emilia jest wspaniałą osobą.Troskliwa i dobra, a przy tym taktownai nienarzucająca się. Traktuje mnie poważnie,nie wtrąca się i nie doradza, gdy jej o to nieproszę. Szanuje moją niezależność i moje

wybory. Być może wynika to z faktu, że nigdytak naprawdę jej nie zawiodłam, nie zawaliłamżadnej poważnej sprawy. To niesamowite, alenie sprawiałam, nawet jako dziecko, żadnychwiększych kłopotów. Dobrze się uczyłam,byłam odpowiedzialna, a głupoty nie chodziły

Page 114: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 114/322

mi po głowie. To wszystko zaowocowałodoskonałymi relacjami, jakie nas obecniełączą.

„No właśnie – pomyślałam od razu – nawetona traktuje mnie jak normalnego, dorosłegoczłowieka, jakim w końcu jestem, a on jakimprawem zwraca się do mnie jak do małolatyz obdartym kolanem?”

– Nadia.

Odwróciłam się gwałtownie w jej stronę,tak szybko, że herbata wyskoczyła z kubkawprost na misiowe uśmiechnięte buzie.Poczułam satysfakcję – dobrze im tak.

– Przepraszam, jestem nie do życia –rzekłam, zdając sobie sprawę, że wymówiłamoje imię już kolejny raz, a ja w ogóle niereagowałam.

Spojrzała na mnie ciepło.– Poradzisz sobie. Dasz radę. Wiem, że

tak będzie. – Jej głos uspokoił mnie, wyciszył.Oczywiście nie wiedziała o nim. I niech tak 

zostanie. W końcu nic takiego się nie

wydarzyło. W duchu uśmiechnęłam sięz przekąsem. Nic się nie wydarzyło. Wcale.W ogóle. Tylko burza, huragan, wybuch,lawina, eksplozja. Ale to nic wielkiego.Doprawdy drobiazg.

– Myślę, że gdybym przyszła wcześniej,

Page 115: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 115/322

wtedy – zawahałam się – wszystko terazbyłoby inaczej.

– Widocznie miało być tak, jak się stało.Spróbuj… Nie zadręczaj się, nie obwiniaj. Olaby tego nie chciała.

– O tak – powiedziałam ze szczerymuśmiechem i łzą kręcącą się w oku – jeszczeby mi za to dokopała.

Dodałam po chwili mocnym, stanowczym,

nieznoszącym sprzeciwu tonem:– Muszą go znaleźć. Mogą nawet wyjśćz siebie, ale muszą go dopaść. Nie będęspokojna, dopóki to gówno obraca się międzyludźmi.

Sięgnęłam po paczkę papierosów i zapałkileżące na podłodze obok koca. Wyszarpnęłamze środka cienką, miętową słomkę i włożyłamsobie do ust. Zapałka przejechała po bokupudełka i rozbłysła żywym, pomarańczowympłomieniem. Ale to było niczym w porównaniuz ogniem, który wybuchł we mnie wtedy przynim.

Zaciągnęłam się mocno i wydmuchałamdym, starając się, by znalazł się jak najdalej odEmilii. Zwykle starała się nie komentowaćmojej drobnej przyjemności, którą dawało mizapalenie papierosa od czasu do czasu. Nieraztylko mruknęła pod nosem coś o szkodzeniu

Page 116: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 116/322

swojej urodzie, ale nie tym razem.– Zbieraj się powoli – powiedziała

delikatnie, nie zważając na popiół, którywprost z mojej słomki spadł na pękate,misiowe brzuszki. – Za jakąś godzinę musimyiść.

– Tak. Pójdziemy. Prosto na pogrzeb Oli –powiedziałam nie swoim głosem, patrząc tępow ścianę.

Podniosła się z miejsca i omijając sprytniepapierosa, pogłaskała mnie czule po policzku.– Chyba odwołam swój wyjazd –

nadmieniła mimochodem.– Nie – zaprzeczyłam gwałtownie. – To

dopiero za miesiąc, pozbieram się, nie mamowy, żebyś rezygnowała – zapewniłam jąszczerze i gorliwie.

– Zobaczymy – odrzekła tylko i wyszłaz pokoju.

W progu odwróciła się jeszczei powiedziała z figlarnym błyskiem w oku:

– I nie pal tyle.

– Szkoda mojej urody – dokończyłam i obieroześmiałyśmy się jak na komendę.To było wspaniałe uczucie: śmiać się,

akby nic się nie stało. Ale się stało.I już po śmiechu.

Page 117: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 117/322

*

Stałyśmy z Emilią na cmentarzu w strugach

deszczu pod wielkim czarnym parasolem.Obok nas Mika z Kamilem i reszta naszychprzyjaciół ściskała w rękach identycznewiązanki ametystowych kwiatów. Dalejwolałam nie sięgać wzrokiem. Nie zniosłabymwidoku rodziców Oli i jej ośmioletniego brata

Wiktora. Profilaktycznie więc, w obawie, żeednak przypadkowo mogłabym napotkać ichwzrok, patrzyłam w ziemię, w okolice swoichbutów.

Było mokro, błoto niczym plastelina lepiłosię do wszystkiego. Dokładnie jak tamtegodnia. Niebo płakało, utożsamiając się z nami.

Chmury zlały się w jeden wielki spadochron,który zawisł nad naszymi głowami. Miałyciemnosiwy kolor, ale nie srebrzysty jak anielskie włosy, którymi przyozdabia sięchoinkę. Powietrze było zamglone,poprzetykane smugami półcieni, które

przetaczały się po grobach, drzewach,a nawet ludziach. Czuć było wilgoć, którawraz z deszczem nie dawała szans na to, byzapłonął jakikolwiek płomień świecy czy znicz.Szum deszczu naprzemiennie wzmagał sięi cichł, bijąc o parasole gromady ludzi, która

Page 118: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 118/322

z góry musiała wyglądać jak czarno-szarabezkształtna masa. Ale ta masa żyła, o czymświadczyły głośne oddechy, ciche kasłania,pochrząkiwania, szlochy i pociągania nosem.To wszystko razem wzięte tworzyło upiornąmelodię, która wdzierała się bez pytania doucha i wzmagała mroczną atmosferę.Brakowało tu tylko upiorów, duchów i widm.

 A może one były i krążyły wokół nas,

uświetniając ceremonię, tylko my ich niedostrzegaliśmy. Może zaczepiały zimnymiszponiastymi palcami o nasze parasolei płaszcze. A może krople deszczu czy łzy napoliczku to w rzeczywistości zimny dotyk ichkościstych rąk. Albo pocałunek bezkształtnychwarg.

Wzdrygnęłam się, gdy coś lodowategowpełzło mi za kołnierz przy szyi. W zasadziew tej chwili było mi obojętne, czy to deszcz,czy muśnięcie niewidzialnej mary. Spojrzałamniepewnie przed siebie. Wszystko ucichłow jednym momencie. Nagle pośród całej

czerni, szarości i przeźroczystości rozbłysłana ułamek sekundy łuna światła, którą tylko jawidziałam.

Trzask zapalanej zapałki i wybuchpłomienia.

Ukojenie. Ulga. Spełnienie.

Page 119: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 119/322

Ten widok znów mnie oszołomił i odurzył.Stał naprzeciw mnie. Męski i pewny siebie.Przeszywał mnie wzrokiem. Patrzył poprzezścianę deszczu wprost na mnie. KomisarzMarcel Zaro.

Początkowo myślałam, że to tylko mojewyobrażenie, że moja podświadomość celowopodsunęła mi ten widok, by dać mi chwilęwytchnienia. Ale on jednak był prawdziwy.

Z krwi i kości stał niedaleko mnie. Na tejsamej ziemi, oddychał tym samym powietrzem.Patrzyłam na niego i zdałam sobie sprawę, żeto, co najbardziej mnie bolało przez ostatniedni, to tęsknota za tym widokiem i strach, iżwięcej go nie zobaczę. W ostatecznościmusiałabym posunąć się do jakiegoś drobnegoprzestępstwa czy kłamstwa, by trafić dokomendy policji. Problem w tym, że to zupełnienie w moim stylu i w życiu nie posunęłabym siędo takich żałosnych, tanich sztuczek. I nawetnie musiałam ewentualnie o nich myśleć, bowidziałam go wyraźnie przed sobą tu i teraz.

Patrzył na mnie tak bezceremonialniei bezczelnie, że bez wahania odpłacałam mutym samym. Znów cały świat stanął w jednymmiejscu. Dobrze, że nie był tuż obok.W przeciwnym razie nie wiem, czyudźwignęłabym ciężar tego całego napięcia.

Page 120: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 120/322

Trwałam w silnym naprężeniu psychicznym.Mój wzrok miał chyba zachłanny, nienasycony,chciwy, wręcz pazerny wyraz. Miałamnadzieję, że nie widzi tego poprzez deszczowązasłonę. To byłoby poniżej mojej godności,pokazać mu, jak na mnie działa, jakiepiorunujące wywiera wrażenie. Chybaspaliłabym się ze wstydu, gdyby on, czy nawetktokolwiek inny, przejrzał mnie na wskroś,

odczytał moje myśli, odkrył, co przeżywam. Ale i bez tego się paliłam. Płomień potężnejnamiętności wybuchł we mnie, gdy tylkozetknęliśmy się wzrokiem. Byłam w afekcie,ak nałogowiec na głodzie chłonęłam jegowidok, napawałam się nim. Owszem, sceneriaku takim doznaniom była wysocenieodpowiednia i zakrawała na dewiację, aletak naprawdę oprócz niego nic nie widziałam.

Był tu zapewne służbowo. Słyszałamnieraz, że mordercy przychodzą na pogrzebswoich ofiar, ale jakie motywy nimi kierują, niechcę nawet o tym myśleć.

Morderca – to słowo zadziałało na mnieak zimny prysznic, przycisk stopu.Odskoczyłam wzrokiem w bok, na lewo,a zaraz potem w prawo. Czy czaił się gdzieśnieopodal? Świętował swój sukces,zwieńczenie dzieła? Podniecał się na widok 

Page 121: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 121/322

pudła z desek powoli opuszczanego w głąbziemi? Czy ta bestia miała czelność, by tuprzyjść?

Chciałam znaleźć odpowiedź w jegooczach, ale gdy spojrzałam przed siebie, jegouż tam nie było. Potworne rozczarowaniechwyciło mnie za serce. Ścisnęła tęsknota.I jeszcze coś. Mroźne, zziębnięte tchnieniewcisnęło się pod parasol i wdarło w moje

włosy. Poryw serca z porywem wiatru.Zadrżałam, bo nagle przeniknął mnie chłód.Emilia mocniej ścisnęła moją rękę. Spojrzałamna nią. Miała nienaganną, niczymnienaruszoną fryzurę. Przeskoczyłamgorączkowym wzrokiem z jednej strony nadrugą. Wszyscy mieli gładkie, uczesane włosy.Kto wie, może spojrzałam w oczy mordercy?

Nie było go nigdzie. Znikł, rozmył się wemgle. A może wcale go nie było?

Pogrzeb się skończył. Oczy piekły mnieniemiłosiernie, nie tyle od łez, co oduporczywego wypatrywania komisarza.

Wróciłyśmy do domu. Całą drogę nieodezwałam się ani jednym słowem.Pierwsze, co zrobiłam, gdy tylko

ściągnęłam buty, to zaszkodziłam swojejurodzie. Zapaliłam papierosa.

Page 122: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 122/322

Rozdział VIII

Obudziły mnie wibracje telefonu. Usiadłamgwałtownie na łóżku i spojrzałam w okno. Byłwczesny ranek, nie padało, ale granatowechmury groźnie wisiały nad ziemią. Podniosłamz podłogi komórkę i odruchowo spojrzałam narozświetlony ekran. Nie znałam tego numeru,a może byłam zbyt zaspana, żeby gorozpoznać. Westchnęłam i zbliżyłam aparat doucha.

– Tak? – Mój lekko zirytowany głos

zabrzmiał jak pytanie.Cisza.– Słucham – powtórzyłam już całkowicie

rozdrażniona.– Mówi Marcel Zaro.Hop. Jak oparzona poderwałam się

z łóżka. Zawadziłam nogą o stolik nocny i małaszuflada spadła mi na stopę.

– Niech to szlag – zaklęłam pod nosemi syknęłam z bólu.

– Rozumiem, że panią obudziłem,przepraszam. – Jego łagodny, nieco zdziwiony

Page 123: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 123/322

głos wprowadził mnie w stan hipnozy. Byłamtotalnie zaskoczona i… rozanielona.

Spłynęła po mnie fala gorącai zapomniałam o bolącej nodze. Niespodziewałam się takiego przebudzenia. Co jamówię? Marzyłam o takim przebudzeniu.Zebrałam się jednak w sobie i powiedziałamw miarę pewnym i zdecydowanym tonem,chociaż w środku nieźle mną telepało.

– Pewnie sugerował się pan dobranocką?– Dobranocką? – zapytał.– Zazwyczaj dzieci o siódmej wieczorem

oglądają dobranockę, a potem idą spać. Tymsposobem wstają dość wcześnie.

Roześmiał się.– Już rozumiem – powiedział wyraźnie

rozbawiony. – Więc jaka była wczoraj bajka?– Wyjątkowo nie oglądałam, dlatego dziś

spałam do tej pory – wyjaśniłam nienaturalnieprzejętym tonem.

Cisza. A po chwili:– Czy ma pani pościel w misie?

Był słodki. Uśmiechnęłam się pod nosemi spojrzałam na swój koc. Jeden z misiówwgapiał się we mnie rozkosznymi ślepkami.

– Jest pan policjantem czy możeakwizytorem, przedstawicielem hurtowniwysyłkowej z pościelą i ręcznikami? –

Page 124: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 124/322

powiedziałam, z trudem hamując choćbynajmniejszy objaw rozbawienia.

Znów się roześmiał. Tak piękniei naturalnie, że zaparło mi dech w piersiach.

 Ale zaraz powiedział poważnie:– Policjantem. I chcę wyjaśnić tę sprawę –

dodał z naciskiem.– Mnie na tym najbardziej zależy –

rzekłam stanowczo, bez cienia wahania.

Westchnął.– Proszę przyjść do komendy. Czy możebyć dzisiaj, powiedzmy około południa?

Wpadłam w panikę. To nie wróżyłoniczego dobrego. To tak jak samemu zakładaćsobie pętlę na szyję. Ale z drugiej stronypokusa zobaczenia go była nie do odparcia.Nie sądziłam, żebym wniosła coś nowego dośledztwa, coś, co mogłoby pomócw schwytaniu sprawcy. Jednak jeśli do mniedzwonił, to w konkretnej sprawie. Nie po toprzecież, żeby usłyszeć mój głos. Szkoda, żenie po to.

– Przyjdę – odparłam lakonicznie.– Czekam, do zobaczenia – zakończyłrozmowę.

„Czekam, do zobaczenia. Jak tozabrzmiało?” – myślałam z rozmarzeniem.akbyśmy… Rzuciłam telefon na łóżko. Odbił

Page 125: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 125/322

się delikatnie i wylądował na zmiętymprześcieradle. Wściekłam się. Niepoznawałam sama siebie. Nie podobałam siętaka sobie. Musiałam wziąć się w garść.Bujanie w obłokach, emfaza, przesadnauczuciowość – to zdecydowanie do mnie niepasowało.

Wychodziłam już z pokoju, gdy rozległ siędźwięk sygnalizujący nadejście SMS-a.

Wróciłam po komórkę i przeciągnęłam palcempo ekranie. Nie zwróciłam nawet uwagi nanumer, z którego przyszła wiadomość, tylko odrazu przeszłam do treści. Przyprawiła mnieo żywsze bicie serca i natychmiastowy wzrosttemperatury ciała. „Dziś będą smerfy.Sprawdziłem”. Nie mogłam zachować powagi.Usiadłam na podłodze i z telefonemprzyciśniętym do czoła zaczęłam się śmiać.

Tylko za moment jedno znów mniezmartwiło. Rozumieliśmy się, nadawaliśmy napodobnych falach. A jednak to nic nieznaczyło. To po prostu nie mogło mieć miejsca.

Nie mogło się udać. Fascynował mnie jegowygląd zewnętrzny, stopniowo okazywało się,że równie ciekawy jest w środku. To byłaniesamowita mieszanka. Ale co z tego? Tymgorzej dla mnie.

Zeszłam na dół. Włączyłam ekspres do

Page 126: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 126/322

kawy. Byłam zdenerwowana i roztrzęsiona.Wiedziałam, że to spotkanie pogrąży mnieeszcze bardziej, choćby miało jak najbardziejsłużbowy charakter. Podeszłam do oknai wpatrzyłam się w zasnuty mgłą ogród.Przechodził w zmierzch i powoli szykował siędo zimy. Ale to nie znaczy, że był smutnyi szary. Kwitły jeszcze astry, a liście na ziemitworzyły barwny kobierzec, który wyglądał jak 

rudozłoty witraż z bordowymi przebłyskami.Drzewa miały żółte, czerwonei pomarańczowe czupryny, choć widać było, żezdecydowanie łysieją.

Kawa była gotowa. Usiadłam przy stolez kubkiem parującego, aromatycznego napojui zapaliłam papierosa. Ostatnio paliłam więcejniż zwykle, ale jednocześnie obsesyjnie wręczdbałam o higienę jamy ustnej. Szorowałamzęby kilka razy dziennie i miałam zawsze podręką specjalne gumy do żucia. Cóż, mimowszystko nie chciałam szkodzić swojejurodzie.

*

Siedziałam w samochodzie pod budynkiemkomendy policji. Bałam się wysiąść. Bałam sięspotkania z nim. Z jednej strony marzyłam

Page 127: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 127/322

o tym, a z drugiej strach więził mnie w swoimżelaznym uścisku. Zaciskał niewidzialny pasowijający moje serce, był jak kurcząca sięobręcz. Równocześnie jednak czułam rosnącepodekscytowanie, jakiś dziwny zapałi uniesienie.

Niech się dzieje, co chce. Wysiadłam. Zbytmocno trzasnęłam drzwiami samochodu,przeszłam na drugą stronę ulicy i dopiero

wtedy nacisnęłam przycisk pilota. Usłyszałamcharakterystyczne kliknięcie świadcząceo automatycznym zamknięciu zamków i jużstałam pod drzwiami wejściowymi. Nie miałosensu zastanawianie się, czy nie zawrócić dosamochodu, ruszyć z piskiem opon, wcisnąćgaz do dechy i uciec, gdzie pieprz rośnie.Wiedziałam, że i tak wejdę, więczdecydowanie pchnęłam drzwi i znalazłam sięw środku. Rozejrzałam się niepewnie dookoła.Nigdy wcześniej nie byłam w żadnymkomisariacie ani komendzie policji. Alezgodnie ze znanym powiedzeniem – kiedyś

musi być pierwszy raz.Zaskoczyło mnie, że wnętrze miałoprzyjazny charakter, ciepłe kolory i byłourządzone w nowoczesnym stylu. Naparapecie okiennym częściowo przysłoniętympionowymi żaluzjami stał nawet niewielki

Page 128: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 128/322

kwiatek w doniczce, i daję głowę, że nie byłsztuczny. Spodziewałam się raczej szarychścian, gdzieniegdzie odrapanychi pobrudzonych, ale widocznie niedawnoprzeprowadzono tu remont. Na oko widaćbyło, że wszystko jest czyste, nowe i pachniałoświeżością.

Dyżurujący funkcjonariusz o poczciwejtwarzy zapytał mnie życzliwym głosem:

– W czym mogę pani pomóc?– Jestem umówiona z komisarzem Zaro –powiedziałam, czując lekkie zażenowanie,i dodałam zaraz bardziej do siebie niż doniego: – Jakkolwiek to zabrzmiało.

– Chwileczkę – odparł i wziął do rękisłuchawkę telefonu. – Jak pani godność?

– Nadia Laos. – Zaczynałam się corazbardziej denerwować. Mój głos lekko drżał.Nagle poczułam, że jest mi gorąco, i rozpięłamkurtkę.

– Panie komisarzu – powiedział dosłuchawki funkcjonariusz – przyszła pani

Laos… Oczywiście – dodał po chwili.Odłożył słuchawkę, podniósł sięz obrotowego krzesła i podszedł do mnie.

– Proszę pójść do końca korytarzem –tłumaczył mi, wskazując ręką kierunek –skręcić w prawo i to będą piąte drzwi po lewej

Page 129: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 129/322

stronie.Skinęłam głową, że rozumiem,

podziękowałam mu i poszłam w głąb wąskiegokorytarza oświetlonego halogenowymiżarówkami umieszczonymi w suficie.Z każdym krokiem moje zdenerwowanie rosłoi wzmagało się. Doszłam do końca jasnegotunelu. Skręciłam w prawo. Nie musiałamliczyć drzwi, by dojść do piątych po lewej.

Zobaczyłam go od razu. Opierał się o framugęi czekał na mnie. Wmurowało mnie w miejsce,zastygłam jak wosk, zmieniłam się w słup soli.

 Ale w środku żyłam. Żyłam jak cholera. Pełniążycia. Wewnątrz byłam rozszalałym,nieposkromionym żywiołem. Wszystko wemnie grało, kręciło się, wirowało, hulało,robiło zakręty, tworzyło spirale, było jednąwielką żywotnością. „A więc jednak” –pomyślałam. Zmusiłam się, by ruszyćz miejsca, uniosłam dumnie głowę i patrzyłamna niego. Stał z dłońmi niedbale włożonymi dokieszeni spodni i nie spuszczał ze mnie

wzroku. Widać było, że czuje się pewniei swobodnie, był w końcu na swoim terenie.Znów poraził mnie jego widok. Oberwałamdosłownie w splot słoneczny.

Zbliżyłam się i stanęłam przed nim.W jego twarzy największą uwagę zwracały

Page 130: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 130/322

niesamowite oczy ocienione czarnymi, gęstymirzęsami. Trudno dokładnie sprecyzować ichkolor, ale w zależności od światła byłyintensywnie zielone jak magiczny malachitalbo jaśniejsze, w odcieniu dojrzałej oliwki.Nie miały wszędzie jednakowej barwy,dominowała zieleń, lecz tu i ówdzieprzebłyskiwały orzechowe piegi i antracytowe,trudne do uchwycenia plamki. Przyszły mi na

myśl przepiękne kolory minerałów, ale oczyw tych właśnie odcieniach nie były zimne,wręcz przeciwnie emanowały ciepłem,rozgrzewały i rozpalały. Igrały w nich wesołeogniki, które z całą pewnością świadczyłyo dużym poczuciu humoru ich właściciela.Spoglądały bystro, chłonnie i przenikliwie, alew żadnym wypadku nie drażniącoi dokuczliwie. To spojrzenie było wymowne,głębokie i hipnotyzujące. Miał wyraziste rysytwarzy, a w kącikach jego oczu widoczne byłydelikatne, leciutkie zmarszczki, które tylkododawały mu uroku. A uroku i czaru, jaki

roztaczał, było pod dostatkiem, choćodniosłam wrażenie, że w ogóle nie zdajesobie z tego sprawy. Emanowała z niego siłai energia, a momentami jakaś tajemniczośći zagadkowość. Był pociągający i męski,chwilami wręcz apetyczny, nęcący. Intrygował,

Page 131: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 131/322

zwracał i przykuwał uwagę. Miał w sobiepewien magnetyzm, wabik, który powodował,że nie dało się przejść obok niego obojętnie.Głęboko w sobie miał jakąś przynętę, którabyła chyba niezależna od niego samego, alezdecydowanie przyciągała innych, pewniegłównie kobiety.

Nie boję się nazwać rzeczy po imieniu.Kiedy tak stałam i patrzyłam na niego, wydał

mi się atrakcyjny, niebezpiecznie atrakcyjnyi interesujący. Na myśl o tym cofnęłam sięmimowolnie, jak się dało najdalej, aż oparłamsię o ścianę. Zareagował uśmiechemi wyjmując ręce z kieszeni wypłowiałychdżinsów, powiedział:

– Pani Birma? Kambodża? – udawał, że niepamięta mojego nazwiska, i wymieniałpaństwa graniczące z Laosem. – Nie gryzę aniteż nie kopię. O ile wiem, nie mam takżeżadnej choroby zakaźnej: odry, ospy, różyczki –zastanowił się, a po chwili dorzucił wesoło: –Codziennie też się kąpię, nawet dwa razy

dziennie.Wzruszyłam ramionami, nie dając poznaćpo sobie, że mnie rozbawił. A rzeczywiścierozładował atmosferę i za to byłam muwdzięczna. Zdecydowanie rozluźnionapowiedziałam chłodno:

Page 132: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 132/322

– Bardzo zabawne. – Pokiwałam głową,zachowując powagę. – A czy przypadkiem niechorował pan na świnkę, która dała powikłaniaw postaci napadowych zaburzeń sprawnościintelektualnej? – zemściłam się z satysfakcją.

– Och, nie – odpowiedział natychmiastbeztroskim głosem, lecz zaraz dodałkonspiracyjnym szeptem: – Ale mamfragmentarycznie uszkodzony centralny układ

nerwowy.Tylko przez moment udało mi sięzachować kamienną twarz. Uśmiechnęłam się,a on mi zawtórował.

– Proszę. – Otworzył drzwi swojegogabinetu i wskazał zapraszającym gestem,bym weszła.

Niepewnym krokiem przekroczyłam prógi znalazłam się w środku. Zamknął drzwii zdałam sobie sprawę, że jestem z nim terazsam na sam. Odsunął krzesło, więc zbliżyłamsię i usiadłam, a on usadowił się po drugiejstronie biurka, zasłanego ogromną liczbą

papierów, które zgarnął częściowo na swojąlewą stronę. Oprócz sterty dokumentówwalających się po blacie zauważyłam jeszczedługopisy, spinacze biurowe, kubek, na wpółopróżnioną butelkę wody mineralnej, miętowegumy do żucia i popielniczkę. Na ten widok 

Page 133: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 133/322

dopadła mnie wielka ochota na papierosa, alezdusiłam ją w sobie.

– Jestem estetą – wyjaśnił.Znów się roześmiałam.– Niezły bajzel – wymsknęło mi się.Zrobił udręczoną minę.– Nieład twórczy – poprawił mnie i zaraz

dodał: – Tonę w papierach.Otworzył szufladę, chwycił kilka kartek 

i wrzucił je do środka niedbałym ruchem.– Zwątpiłam w pana kompetencje –powiedziałam z przekąsem.

Oparł łokcie na biurku i przybliżył do mnietwarz. Uciekłam spojrzeniem w bok, czującnadciągające kłopoty. Zaczął mówić z wielkąpowagą w głosie.

– Lekarz sądowy ustalił, że… – zawahał sięi popatrzył na mnie z troską – że AleksandraFikko zginęła na krótko przed tym, nim pani jąznalazła. Jakieś pół godziny, może nawetkrócej.

Od razu przypomniałam sobie, po co tu

estem.– Jak? – zapytałam natychmiast.Zwlekał z odpowiedzią, ale posłałam mu

naglące spojrzenie.– Została uduszona – odpowiedział

w końcu tak cicho, że ledwo usłyszałam.

Page 134: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 134/322

Przepełniła mnie rozpacz tak wielka, żezrobiło mi się niedobrze.

– Gdyby nie te cholerne ciastka –powiedziałam, a mój głos ociekał złością nasamą siebie.

– Ciastka? – powtórzył ze zdziwieniemi czujnością.

– Kiedy okazało się, że cukiernia jestzamknięta, wstąpiłam po drodze do innego

sklepu. Straciłam przez to kilka minut. Miałamrazem z Olą wypić kawę i zjeść coś słodkiego.ak zwykle. Gdyby nie to, przyjechałabym do

niej wcześniej. Może bym zdążyła. – Mój głospodniósł się o kilka tonów.

W mig pojął, o co mi chodzi.– Rozumiem – powiedział z naciskiem. –

 Ale równie dobrze może pani obwiniać poręroku, nieobecnych akurat wtedy w domu jejrodziców albo kota, który nie rzucił sięz pazurami na napastnika.

– Co pan powie! – krzyknęłam mu w twarz,wzburzona. – I proszę sobie darować te teorie

i rady. Nie jestem pana studentką.Niezrażony, jeszcze bardziej pochylił sięw moją stronę. Oczy mu pociemniały.

– Chcę pani tylko pomóc. – Jegopieszczotliwy, troskliwy głos musnął mojątwarz.

Page 135: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 135/322

Chciałam zamknąć oczy i poddać się temu.Był tak blisko…

 Ale przed oczami stanęła mi twarz Oli.Martwa i nieruchoma.

Działo się tak, jak przewidywałam.Niestety. Że będąc przy nim, od razu jązobaczę. Nieżywą. Leżącą w ogrodzie. Przezniego zobaczę jej ciało otoczone wrzosami.

 Ale z drugiej strony zdawałam sobie sprawę,

że, paradoksalnie, naprawdę mi pomógł i nadalpomaga. Na zasadzie kompensacji. Odwróciłmoją uwagę od tego koszmaru, zajął myśli,złagodził ból.

Uspokoiłam się. Od razu to wyczuł.Powiedział delikatnie:

– To bardzo ważne. Jakikolwiek szczegół.Czy nic pani nie zauważyła w pobliżu domu?Nikogo pani nie widziała?

– Myślałam o tym już setki razy –powiedziałam zgodnie z prawdą. –Odtwarzałam to wszystko w pamięci odpoczątku do końca, dokładnie, krok po kroku,

ale nikogo i niczego nie zauważyłam.Poczułam się nagle zmęczona i przybita.– Czy to wszystko? – zapytałam.Nie spuszczał ze mnie oczu, ale po chwili

niechętnie podniósł się z miejsca. Sięgnął dokieszeni spodni i wyjął z niej swoją wizytówkę.

Page 136: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 136/322

Wzorowy, zawsze przygotowany glina. Stanąłnade mną. W całej krasie. Nie mogłam odniego oderwać oczu. Pokój zawirował. Jegooczy pociemniały jeszcze bardziej. Miały terazodcień butelkowej zieleni. Zachwycałam sięnimi. Napawałam się ich widokiem. Wszystkoinne przestało istnieć. Znów to co złe usunęłosię w zakamarki mojej pamięci. Zostałowyparte, zdominowane, całkowicie stłumione.

W końcu wyciągnął do mnie rękęz wizytówką.– Nie trzeba – powiedziałam. – Mam

numer w swojej komórce. Smerfy –przypomniałam mu o SMS-ie, którego miprzysłał dziś rano.

Zbliżył się tak bardzo, że niemal dotykałmojego ucha. Przymknęłam oczy.

– Coś pani powiem, ale to tajemnica. –Rozejrzał się po pokoju, czy nikt nas niepodsłuchuje. – Tak naprawdę nie znoszę tychmałych niebieskich ludzików.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem

i wstałam z miejsca, zmuszając go tym samym,by cofnął się o kilka kroków.– Do widzenia – powiedziałam, trzymając

ręce z tyłu, by przypadkiem nie przyszło mu dogłowy żegnanie się ze mną przez podaniedłoni.

Page 137: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 137/322

Wpatrywał się we mnie. Otaksowałwzrokiem od góry do dołu. Na twarzy błąkałmu się uśmiech. W progu odwróciłam sięeszcze i dodałam obojętnym tonem:

– Ja też nie przepadam za smerfami.Niektórymi smerfami. Są czasem takiedenerwujące – niedbale wskazałam palcem naniego – i nie mam wcale na myśli tych małychludzików.

Co prawda, nie chodził w niebieskimmundurze, ale w końcu był policjantem.Usłyszałam jeszcze, jak się śmieje, i minęłampiąty po lewej stronie pokój.

Page 138: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 138/322

Rozdział IX

Niemal siłą wyciągnęli mnie z domu. Najpierwzadzwoniła Mika, po niej wszelkichargumentów używała Wera, a na koniec dwoiłsię i troił Gabriel. Byłam jednak stanowczai nieugięta. Zdecydowanie odmówiłam wyjściaz domu. No to zjawili się wszyscy naraz –spiskowcy. Wpakowali się do domu i dali midziesięć minut na ubranie się. Nie miałamszans z nimi wszystkimi. Zarzuciłam na siebie,co miałam pod ręką, wzięłam pieniądze,

papierosy, klucze i telefon. W korytarzu Emiliamrugnęła do nich porozumiewawczo. Świetnie,a więc była z nimi w zmowie. Posłałam jejnienawistne spojrzenie, na co roześmiała sięnaturalnie i serdecznie.

– Nie wracaj przed północą – pogroziła mipalcem – bo i tak cię nie wpuszczę.

– Mam klucze – powiedziałam, zła na nią.– Zdążę wymienić zamki – odparła

niezrażona wesołym głosem.Cmoknęłam w jej kierunku. Była

prawdziwym aniołem.

Page 139: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 139/322

*

Poszliśmy do klubu VIKI. Dziwnie się czułam

wśród tylu ludzi, choć przedtem chętniebywałam w takich miejscach. Ostatniowolałam jednak własne towarzystwo. Mojemyśli dobrze dogadywały się z tlącympapierosem, a dzwonki rozmieszczone niemalw całym domu działały na mnie uspokajająco.

Chętnie bym teraz zamieniła ten gwar,śmiechy i rozmowy na kojący dźwięk moichdzwoneczków. Tymczasem musiałam wbrewsobie tkwić tutaj.

Muszę sprawiedliwie przyznać, że lokalbył całkiem przyjemny, dyskretnie oświetlony,przytulny, pozbawiony wszelkiej tandety.

Dominowały moje ulubione kolory: beże, brązyi żółcie w wielu odcieniach i tonacjach. Sofybyły miękkie i wygodne, pokryte mięsistympluszem. W tle słyszałam piękne, nastrojowemelodie. Na stoliku przede mną stał sok z grejpfruta. Był dość kwaśny, ale nie na tyle,

by krzywić się po każdym łyku. Otaczały mniebliskie mi osoby, z którymi bardzo dobrze sięczułam. Czegóż więc chcieć więcej?

Otóż problem tkwił w czym innym. Po razpierwszy nie było z nami Oli. A ja po razpierwszy od jej śmierci byłam w takim miejscu.

Page 140: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 140/322

Odczuwałam jej brak bardzo boleśnie. Alei tak dobrze sobie radziłam. W sumie po kilkuchwilach nieco się odprężyłam i wpasowałamw panujący nastrój.

*

Mika zamówiła przy barze kolejne napojei zdążała w naszym kierunku. Gdy tak szła kunam, kołysząc biodrami, wszystkie męskiespojrzenia skupiły się na niej. Prawiewszystkie. Oprócz jednego, któreskoncentrowało się na mnie.

Zakrztusiłam się sokiem. Pociemniało miw oczach. Odwróciłam się i zasłoniłam dłoniąusta. Zaniosłam się kaszlem, oczy zaszły mi

łzami. „Skąd się on tu wziął?” – myślałam nabezdechu. Usłyszałam, jak Gabriel mówiprzerysowanym, groteskowym tonem:

– No, wreszcie moje modlitwy zostaływysłuchane. Całe życie czekałem, żeby zrobićci usta-usta. Jestem specem od sztucznegooddychania i masażu serca – dodałrozmarzony, zakasując rękawy.

– Przeszło mi – oznajmiłam zachrypniętymgłosem, łapiąc łapczywie powietrze.

– A może jednak nie. – Rozczarowanyspecjalista od reanimacji już stał nade mną.

Page 141: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 141/322

Wszyscy zgodnie wybuchnęli śmiechem,nawet ja udałam, że świetnie się bawię.Odetchnęłam pełną piersią i ostrożniepowędrowałam wzrokiem do miejsca, gdzieprzed chwilą go zobaczyłam. Siedział kilkastolików dalej z paroma innymi osobami.Natychmiast uchwycił mój wzrok. Znównastała ta magiczna, cudowna chwila. Skinąłgłową w moją stronę, nie odrywając swoich

oczu od moich. Uśmiechnęłam się lekko, sycącsię jego widokiem. Mika trąciła mnie w ramię.– O czym rozmawialiście, gdy mnie nie

było?– O piecykach gazowych – odparł

natychmiast Gabi.– Nie jestem w temacie – podjęła żart

Mika. – Co innego, jeśli chodzi o piecykielektryczne – oznajmiła z miną znawcy.

Ku własnemu zdziwieniu roześmiałam sięszczerze. Naprawdę darzyłam ich wszystkichwielką sympatią, mieliśmy podobne poczuciehumoru. Z tego, co już zdążyłam zauważyć,

komisarz Zaro doskonale wpasowałby sięw nasz krąg.Wyłączyłam się na chwilę z rozmowy.

Powiodłam wzrokiem kilka stolików dalej.Rozmawiał z ciemnowłosym mężczyzną, mniejwięcej w jego wieku. Gestykulował rękami

Page 142: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 142/322

i uśmiechał się szeroko. Patrzenie na niegobyło dla mnie najprawdziwszą przyjemnością.Było ucztą dla moich oczu i duszy. Uwielbiałamto.

Nagle odwrócił się do mnie i zatopiłspojrzenie w moich źrenicach. Jego oczy,o których tyle opowiadam, były jak magnesy.Piękne, wymowne, tajemnicze, przyciągające.Nawet z tej odległości mogłam to stwierdzić

z całym przekonaniem. Patrzył na mnie beznajmniejszego skrępowania, zdecydowanie,wyraźnie, jasno, bez owijania w bawełnę.Iskrzyło pomiędzy nami, przyciągało nas dosiebie. To było niesamowite.

– Nadia, wróć do nas – załkał nade mnąGabriel.

Próbowałam zbyć go machnięciem ręki,ale mi nie odpuścił.

– Nie jestem muchą – udał oburzenie,nawinął jeden z tysiąca moich loków na paleci pociągnął.

– Zejdź ze mnie – powiedziałam. Udzielił

mi się jego radosny nastrój.– Nie kuś, Nadia, nie kuś – śmiał się,grożąc mi palcem.

Trzepnęłam go w rękę i z uśmiechempodniosłam się z miejsca.

– Idę zaczerpnąć świeżego powietrza.

Page 143: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 143/322

Wzięłam kurtkę, odwróciłam się jeszczei pomachałam mu palcem przed nosem.

– Tylko nie wrzucaj mi czegoś do szklanki– rzuciłam na odchodne.

– Dzięki za pomysł. – Przesłał mi całusa.– Przypilnuję go. – Milo mężnie wypiął

pierś do przodu.– Pilnuj lepiej Miki, bo wszyscy faceci

ślinią się na jej widok – dodałam jeszcze

z odległości metra.– Jesteś niewdzięczna. – Pokazał mi język,a ja mrugnęłam do niego.

Byli naprawdę wspaniali. Ich radość,spontaniczność, dobry humor udzielały mi się,działały jak lekarstwo, były plastrem na ból.Nie zapomniałam o Oli. Nawet śmiejąc się,czułam niezagojoną ranę, która bolała. Alemusiałam i chciałam żyć dalej. Wkurzyłaby sięna mnie, gdyby było inaczej.

Wyszłam na zewnątrz, chciałamodetchnąć, ostudzić emocje. Było ciemno, aleniezbyt zimno. Deszcz przestał padać, zostały

tylko po nim wielkie kałuże. Oparłam sięo ścianę budynku i przygryzłam dolną wargę.Popatrzyłam w górę. Nade mną roztaczała sięciemna przestrzeń złamana tylko kilkomaniewyraźnymi, złotymi punktami. I był jeszczeksiężyc. Metaliczny sierp o ostrych brzegach,

Page 144: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 144/322

pełen zacieków i cieni. Ale piękny, tajemniczy,interesujący.

– Uwodzi pani księżyc?Stanął bezszelestnie obok mnie. Blisko.

Zbyt blisko. Niebezpiecznie blisko. Zdałamsobie sprawę, że czekałam na niego. Mojeniezdyscyplinowane serce zrobiło salto, fiknęłokoziołka, może nawet wykonało szpagat.W każdym razie wyczyniało dziwne harce

i podrygi. Na pozór stałam spokojnie, choćw środku wszystko we mnie dygotało.– Nie – odpowiedziałam, przeciągając

ostatnią literę. – To on uwodzi mnie.Pokiwał głową ze zrozumieniem. Spojrzał

mi głęboko w oczy.– Jeśli pani już go porzuci, proszę dać mi

znać.– Po co? – zapytałam natychmiast, niemal

rozpływając się pod jego spojrzeniem.– Chętnie przejmę po nim pałeczkę –

wypowiedział powoli i dokładnie każde słowo,nie mrugnąwszy nawet okiem.

Przełknęłam ślinę. Spróbowałamopanować drżenie dłoni, bo musiałamodgarnąć z twarzy moje niesforne sprężyny.Nie chciałam, żeby zobaczył, co się ze mnądzieje. Jak na mnie działa jego obecność.

– Po co? – powtórzyłam pytanie, lecz nie

Page 145: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 145/322

tak pewnie i błyskawicznie jak poprzednimrazem.

Uśmiech przemknął mu po twarzy, czyniącą jeszcze bardziej pociągającą. Milczałchwilę. Wiedział tak jak ja, że to było czystoretoryczne pytanie.

– Wypije pani ze mną – zawahał się –kawę, drinka?

„Coś zaczyna się dziać” – w mojej głowie

zabrzęczał ostrzegawczy dzwonek. „Jeśliteraz się zgodzę, przepadnę – myślałamw popłochu. „Całkiem zgłupieję na jegopunkcie. Będzie po mnie. Nie, nie mogę temuulec. Nie ma szans. Nigdzie z nim nie idę”.

– Jeśli pan obieca, że nie będzie kopiowałksiężyca – na wpół szepnęłam, na wpółpowiedziałam.

Zmniejszył dystans między nami. Zbliżyłtwarz do mojej. Źrenice miał teraz niemalczarne, ale ta czerń była ciepła i jedwabna.

– Niczego nie mogę pani obiecać – szepnąłmi do ucha i odsunąwszy się, dodał zaraz: –

Kawa za uczciwość?– Woda.– Zapraszam. – Zrobił gest w stronę

wejścia i puścił mnie przodem.Idąc schodami w dół, usłyszałam, jak mówi

bardziej do siebie niż do mnie:

Page 146: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 146/322

– Tak, zimna woda z pewnością dobrze mizrobi.

Usiedliśmy na wysokich stołkach przybarze. Moja banda wytrzeszczyła na nas oczy.Posłałam im mordercze spojrzenie, żeby nieważyli się robić jaj. Każdy z nich ma wysokiiloraz, więc od razu zrozumieli i dali spokój.Barman podał nam niegazowaną wodęw wysokich szklankach, z pływającym

plastrem cytryny. Od razu wypiłam spory łyk,bo z napięcia i emocji zaschło mi w gardle.Gdy piłam, patrzył na moje usta. Zimna wodanagle zrobiła się gorąca. Przyjemne ciepłorozlało się po całym moim ciele. Czułam jenawet w opuszkach palców.

– Czy możemy mówić sobie na ty? – Tobyło jak dodanie suchego drewna do ognia.

Zaczynałam świrować. Kolejny krok doprzodu. Niespodziewanie, z zaskoczenia.Kolejny etap. Zaczęłam drżeć na całym ciele.

– Zimno pani? – zapytał z troską w głosie.– Nie – zaprzeczyłam natychmiast i zbyt

gwałtownie.Czułam żar. Musiałam jakoś go ugasić.– Nie wiem, czy przejdzie mi przez gardło

zwracanie się na ty do osoby w tak… –zrobiłam dramatyczną przerwę – w tak zaawansowanym wieku.

Page 147: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 147/322

– Proszę spróbować – poprosiłz rozbawioną miną.

Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.Milczałam jednak dłuższą chwilę. Patrzył namnie wyczekująco.

– Marcel – powiedziałam, patrząc muprosto w oczy i od razu przeraziłam się, żezabrzmiało to zbyt pieszczotliwie.

– Podoba mi się – szepnął, trzymając mnie

w boskim uścisku swego spojrzenia.– Co? – zapytałam bez tchu.– Kto? – poprawił mnie od razu. – Pani. –

ego oczy prześlizgnęły się po mnie i wróciłydo badania moich źrenic.

Spadałam.Nie z krzesła.Prosto w przepaść, otchłań bez dna.

Rozsypałam się na milion kawałków i to byłocudowne uczucie. Wulkan wybuchł. Pożarogarnął wszystko. Klamka zapadła.

W ostatniej sekundzie uratował mnietelefon. Mój biały iPhone zadzwonił głośno

i zawibrował w kieszeni moich dżinsów.Wstałam, wyjęłam go, spojrzałam na numer,którego nie znałam, i przyłożyłam do ucha.

– Halo. – Dziwiłam się, że mogę mówić.Cisza. Nikt się nie odezwał, a po chwili

połączenie zostało przerwane.

Page 148: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 148/322

To była moja szansa na ucieczkę. Ostatniaszansa. Następnym razem już się nie uda.Wykorzystałam to, kierując się instynktemprzetrwania.

Schowałam telefon do kieszeni.– Przepraszam, ale muszę iść. Dziękuję za

wodę.Nie spojrzałam na niego. Nie odważyłam

się. Gdybym rzuciła tylko okiem w jego stronę,

nie dałabym rady już wyjść. Zarzuciłam kurtkęna ramiona i nie pożegnawszy się z nikim,odwróciłam się i poszłam do schodów.Wierzcie mi, to była najtrudniejsza rzecz,akiej w życiu dokonałam. Nie wiem, jakimcudem udało mi się znaleźć na zewnątrz.

*

Postanowiłam na razie nie wzywać taksówki,lecz przejść się kawałek, by chłodne powietrzepomogło mi choć trochę ochłonąć. Nie byłampijana. Choć może byłam, ale nie na skutek upojenia alkoholem. Nie wypiłam nawet kroplialkoholu, a kręciło mi się w głowie i łaskotałow żołądku. „Co teraz będzie?” – pytałamodurzona samą siebie raz po raz, wchodząc cochwila w kałuże.

„A co ma być!” – wrzasnęłam wreszcie

Page 149: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 149/322

w duchu na siebie. Moje upojenie powoliprzechodziło w złość. Nie dam się tak łatwo.Mowy nie ma. To nie ja. Twardo stąpam poziemi, nie jestem naiwną idiotką, żałosnąromantyczką szukającą wielkiej, szalonejmiłości. To prawda, facet jest cholernieprzystojny i pociągający. To coś w nimpowoduje, że gdy tylko znajdzie się obok,momentalnie mnie porywa, otumania, unosi.

Podoba mi się. I co z tego? Taki typ podoba sięchyba wszystkim kobietom. Reaguję na niegotak mocno, bo w końcu nie jestem nieczułąmaszyną. Problem w tym, że w życiu podobałomi się już kilku facetów, ale to w niczym nieprzypominało tego, co działo się teraz. Tamtow porównaniu z tym było niczym. To tak, jakbyporównać bryzę do huraganu. „Jednak niedobrze” – pomyślałam. Wiedziałam, że onczuje coś podobnego, widziałam to w jegozachłannym spojrzeniu. Ale to naprawdę niemiało sensu. Spotkaliśmy się w najgorszymmiejscu ze wszystkich możliwych. W fatalnych

okolicznościach. Na miejscu zabójstwa. Jabyłam osobą, która znalazła ciało. On byłpolicjantem, który prowadził śledztwo,przesłuchiwał mnie. Może nawet założył przezchwilę, że jestem morderczynią. Jak mogłabymbyć z kimś, kogo poznałam dzięki śmierci

Page 150: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 150/322

mojej najlepszej przyjaciółki. Osoby, którąszczerze kochałam. Naprawdę byłobyświetnie, gdyby ktoś zapytał: „A gdzie siępoznaliście?”. A ja odparłabym: „Och, to nicwielkiego, żadna rewelacja, spotkaliśmy sięnad zwłokami mojej przyjaciółki, które chwilęwcześniej znalazłam. Prawda, że toromantyczne, a jakie oryginalne”.

Zacisnęłam zęby ze złości. Nie mogłam też

zapomnieć, że komisarz traktował mnie jak dziecko, no, z małymi przerwami. Takimi jak dzisiaj – mimowolnie ciepło znów zalało miserce. Ciepło o konsystencji i smaku miodu.

Byłam tak zajęta swoimi myślami, żeledwo zauważyłam nieznaczny ruchw wysokich, gęstych krzewach po mojejprawej stronie. Były ode mnie oddaloneo kilkanaście metrów, wystarczyłoby kilkakroków i mogłabym dotknąć ich zimnych,nagich gałęzi. Gdy spojrzałam na nie, przyszłomi na myśl słowo „szkielet” i poczułam sięnagle bardzo nieswojo. Dopiero teraz dotarło

do mnie, że jest bardzo późny wieczór, a jaznajduję się sama w podejrzanej okolicy.Konary drzew pochyliły się nagle w mojąstronę, jakby chciały mnie dotknąć swoimikościstymi palcami. Odruchowo zrobiłam kilkakroków w lewą stronę i tym samym zeszłam

Page 151: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 151/322

z chodnika na ulicę. Była pusta. Po jej drugiejstronie, za trawnikiem, znajdował się wielkiparking, na którym stało kilka pustych,ciemnych samochodów. Dopiero za tymwyludnionym placem majaczyło kilkaogrodzonych domów. W żadnym z nich niepaliło się światło.

Moje zmysły momentalnie się wyostrzyły.Zdałam sobie sprawę, że znalazłam się

w niezbyt ciekawym położeniu. Dopiero terazdoszło do mnie, że znajduję się obok niewielkiego parku miejskiego pełnego drzewi krzewów o zróżnicowanej wysokościi szerokości. Park roztaczał się po mojejprawej stronie, a ja szłam wzdłuż niego. Niebył ogrodzony żadną siatką, po prostu drzewawyrastały z trawnika ciągnącego się tuż przychodniku, na którym się znajdowałam.

Znów kątem oka zarejestrowałamniewielki ruch w tym samym miejscu copoprzednio. Jedna z grubych gałęzirozłożystego drzewa poruszała się szczególnie

zamaszyście i energicznie, jakby machała domnie trupią ręką wprawioną przez kogośw ruch. Jakby wskazywał na mnie zakrzywionypalec. Przywoływał mnie do siebie.Sygnalizował, że jestem jego celem, że jestmną zainteresowany.

Page 152: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 152/322

Zastygłam w bezruchu i wstrzymałamoddech. Wpatrywałam się intensywniew czarną, splątaną w duszącym uściskugęstwinę, chcąc wychwycić najdrobniejszyruch. Wokół mnie panowała niczymniezmącona cisza. Cisza w najczystszejpostaci. Po chwili jednak zaburzyło ją głośnewalenie mojego serca. Nie jestem tchórzem,ale nie jestem też Bruce’em Lee czy

Supermanem. Strach niezauważalnie wślizgnąłsię do mojej głowy, a zaraz potem oplótłniczym bluszcz całe ciało. Zadrżałam. Ciarkiprzebiegły mi po plecach. Nadal stałamw miejscu nieruchomo jak żona Lota. Miałamwrażenie, że coś czeka na moje poruszenie, bywyprysnąć spod drzew i dopaść mniew mgnieniu oka. To nie była miła perspektywa.

Pomimo wilgotnego powietrza zrobiło misię duszno. Mgła snuła się nisko przy ziemi.Spowijała trawnik, okręcała się wokół niskichkrzewin. Coś zaszeleściło w ciemnym, zbitymkrzewiastym obłoku. Ktoś tam był.

Obserwował mnie. Może nawet na mnieczekał. I tym razem nie był to kot.Na szczęście jak zwykle nad strachem

zaczął brać górę mój duch walki. W końcuzatriumfował. Oceniłam trzeźwo swojąsytuację. Najlepiej było wytężyć wszystkie siły

Page 153: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 153/322

i sprintem dobiec do najbliższego, bardziejoświetlonego miejsca. Znaleźć się jak najdalejod parku i drzew, które mają oczy. Niedaleko,akieś pół kilometra stąd, znajdował się postójtaksówek. Intuicja podpowiadała mi, że to tamwłaśnie powinnam jak najszybciej się dostać.Zrobiłam kilka kroków do przodu, omiotłamwzrokiem całą okolicę i ponownie wpatrzyłamsię w miejsce, które mnie najbardziej

niepokoiło. Nagły skowyt niespodziewanieprzeciął ciszę. Przeraźliwy, ostry i dojmujący.Gorszy niż metal trący o szybę. Choć był tonajprawdopodobniej pies, włosy zjeżyły mi sięna głowie. To wszystko zaczynało zakrawać nahorror. Zdusiłam w sobie uśmiech, nie mogłamsię teraz dekoncentrować. „Ale – pomyślałamz przekąsem – niezły wieczór, najpierwkomedia romantyczna, a teraz film grozy”.Księżyc wykrzywił się do mnie w upiornym,bezzębnym uśmiechu. Sierp zawisł nad mojągłową. Ruszyłam do przodu.

Byłam w dobrej kondycji. Uwielbiałam

sport, czy to zimą, czy latem, i to przekładałosię na moją formę. Przebiegłam sporykawałek, chlupotało mi w butach, a tozagłuszało ewentualne inne odgłosy, któremogły mieć zdecydowanie większe znaczenie.Zatrzymałam się więc i błyskawicznie

Page 154: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 154/322

obejrzałam za siebie. Kosodrzewina wyglądałaak piana z płynu do kąpieli unosząca się nawodzie. Wytężyłam wzrok. Wydawało mi się,że ktoś za nią przykucnął. Miałam wrażenie,że widzę gdzieniegdzie jaśniejsze plamy, którelekko, nieznacznie prześwitywały przez jejgąszcz. A więc byłam śledzona, ktoś za mnąpodążał. Byłam pewna, że nie jestem tu sama.Nagle coś rzuciło się na mnie i niemal powaliło

na ziemię. Z trudem utrzymałam równowagę,ale zachwiałam się i mimowolnie zrobiłamkilka kroków do tyłu. To coś ciągnęło mnieteraz, pchało, wlokło, zapędzało w kierunkuniebezpieczeństwa. W stronę niewiadomego.Zbliżyłam się do niezidentyfikowanejwrogości.

To wiatr uderzył we mnie ze złowieszczymświstem. Jego kolosalny podmuch rzucił mi siędo gardła… Nie miałam na co czekać.Zebrałam wszystkie siły, rzuciłam się doprzodu i nie oglądałam za siebie.

*Dotarłam do postoju taksówek. Żywa. Stałoich kilka w jednym rzędzie. Przy jednejzauważyłam dwóch rozmawiającychkierowców. Podeszłam do pierwszej

Page 155: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 155/322

i zapukałam lekko w szybę. Nie miałamwielkiej zadyszki, starałam się spokojnieoddychać. Wsiadłam do auta i teraz dopieropoczułam, że mięśnie mam napięte aż do bólu.Pomasowałam prawą ręką kark. Gdy jąuniosłam, cała się trzęsła. „Okej” – uspokoiłamsię w duchu. I rzeczywiście wreszcieodetchnęłam z ulgą.

*Szybko okazało się jednak, że mój spokóji odprężenie były pozorne i krótkotrwałe. Gdytylko wysiadłam z taksówki, która podwiozłamnie pod sam dom, znów ogarnął mnie dziwnyniepokój. Intuicyjnie wyczuwałam, że ktoś

nadal mnie obserwuje, ktoś mi się przygląda.Czułam na sobie czyjś wzrok, jakiś chłódprzebiegł mi po plecach. Patrzyłam naoddalające się, ginące stopniowo w mrokunocy światła samochodu. Wyglądały jak czerwone, przekrwione ślepia. Po chwilirozpłynęły się w ciemności. Rozejrzałam sięczujnie i badawczo wokół siebie. Niemal napamięć znałam tę okolicę. Domy stojącew jednym szeregu miały pomiędzy sobą dośćduże odstępy. Były otoczone parkanamiz kamienia, drewnianych desek i stali, a także

Page 156: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 156/322

naturalnymi murami z gęsto posadzonych,równo przystrzyżonych tui. Jeden z domów byłnawet opasany wstęgą zielonych cisów. Wokółbyło wiele miejsc i zakamarków, w którychmógłby się ewentualnie ktoś przyczaići pozostać niezauważonym. Nie byłamspanikowana, lecz uważna i ostrożna,wyczulona na najmniejszy odgłos i ruch.Wkładając klucz do zamka w bramce,

obserwowałam jednocześnie, co dzieje się zamną, obok mnie, przy rozłożystym kloniepalmowym. Niespodziewanie klucz stawiłopór, nie mogłam go przekręcić w żadnąstronę. Nagle odniosłam wrażenie, że cośnadciąga. Powietrze naparło na mnie z wielkąmocą. Poczułam się, jakby ktoś wcisnął miw usta zwiniętą, brudną szmatę. To wiatrwepchał się siłą w moje płuca. Podrażnił mikrtań i wywołał chwilowy bezdech, a zarazpotem atak suchego kaszlu. Czułam na plecachczyjś zimny oddech. Lekko zamroczonaszarpnęłam klucz. Przekręcił się z cichym

zgrzytem, a ja błyskawicznie pchnęłambramkę i znalazłam się w ogrodzie.Zatrzasnęłam ją gwałtownym ruchem i nieoglądając się za siebie, kilkoma susamipokonałam ścieżkę i stanęłam przedfrontowymi drzwiami. Teraz dopiero

Page 157: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 157/322

spojrzałam w tył, obracając w palcach pęk kluczy i szukając tego właściwego. Ogródtonął w cieniach, które poruszały siębezszelestnie, jakby chodziły na palcach.Kruczoczarna chmura przytępiła róg księżyca.Wiatr zawył głucho, ale nie wprawił niczegow mocniejszy ruch. Nie podobało mi się towszystko. Natrafiłam na właściwy klucz.Włożyłam go do zamka, nie tracąc ani

procenta czujności. Gładko jak po maśleprzekręcił się w prawo. Delikatnie pchnęłamdrzwi kolanem i bez przeszkód wślizgnęłamsię do środka. Z pośpiechem, ale po cichu,żeby nie zbudzić Emilii, zamknęłam je z wielkądokładnością. Już miałam pójść na górę doswojego pokoju, ale coś mnie tknęłoi zbliżyłam twarz do małej szyby z witrażem,która była wmontowana w drzwiach. Latarniapo drugiej stronie ulicy zamigotałakilkakrotnie i zgasła. „Nie chciałabym terazznaleźć się po drugiej stronie” – pomyślałami wycofałam się w głąb domu.

Page 158: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 158/322

Rozdział X

Śmierć przytłacza. Dobija, rani, zabija. Dotykanamacalnie tych, co odeszli, i uderza dotkliwietych, co zostali. Zadaje cios. Atakuje i napiera.Napada. Bez litości. Z niewidzialnym,zwycięskim uśmiechem na niewidocznychustach.

Bez smaku. Bez zapachu. Bez kształtu.Bez życia.

 A jednak rozrywa serce, duszę i umysł jak powietrze balon.

Intruz. Natręt. Wróg. Nieprzyjaciel.Wczepia się, wrzyna, wpycha, zagłębia.

Gorsza niż rzep, agrafka, implant.Nie do zwyciężenia. Tu, na ziemi.Żaden oręż, żadna broń nie da jej rady.Skacze z kwiatka na kwiatek. Zarzuca

sieć. Gra w wyliczankę. Zmienia ludzi jak rękawiczki.

Samotna i znienawidzona.Naprzykrza się. Narzuca. Jak nieproszony

gość. Nie sposób jej polubić ani zrozumieć.Sprytna i podstępna. Nie zna wyrzutów

Page 159: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 159/322

sumienia.Niewidzialna, lecz mroczna i czarna.Niesłyszalna, lecz cicha, bezszelestna,

milcząca, albo głośna, hałaśliwa i huczna.Wykracza poza czas i przestrzeń.Przejmujące zimno niewidocznego

kształtu.Plastyczna miękkość nieuchwytnej formy.Żywy miraż cierpienia nieodgadnionej

treści.Ucisza serce.Ciii…

*

Ciii… – uspokajał mnie cierpliwie kojący,

bezdźwięczny głos, który wydobywał sięz głębin mojej podświadomości. Siedziałam nasofie w salonie z rękami przy twarzy. Kryzys.

Dopadł mnie kryzys. Potężny i wprostzwalający z nóg. Wszechogarniający.Ograniczał się do jednego słowa. Jednegopojęcia. Tęsknota. Tylko tyle albo aż tyle.

Tęsknota razy dwa. Podwójna.Choć jestem typem wojownika i nigdy do

końca się nie poddaję, tego pochmurnego dnia,który kolorem przypominał mysz,postanowiłam się poddać. Przegram bitwę, ale

Page 160: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 160/322

nie wojnę. Dzisiaj nie chciałam z tym walczyć.To był trening sztuki przegrywania.Przegrywać też trzeba umieć, a jeśli się nieumie, to trzeba się tego koniecznie nauczyć.Życie nie raz da w dupę, więc należy nabyćodporność, ćwiczyć i być przygotowanym nakażdą ewentualność. To oczywiście pięknateoria, ale dość trudna w odniesieniu dopraktyki. Ja w każdym razie dziś postanowiłam

nie walczyć ze łzami, smutkiem i ponurymimyślami czarnej maści. Pozwoliłam sobie nabezczynność, apatię, skrajne przygnębienie,a nawet płacz.

Zżerała mnie tęsknota za Aleksandrąi Marcelem. Za Marcelem i Aleksandrą? Niemogłam się zdecydować, kogo postawić napierwszym miejscu, za kim tęskniłam mocniej,kogo mi bardziej brakowało. A wszystko toprzez jeden wieczór. Przez jednego człowieka.Nie, tego, kto zabił Olę, nie można byłonazwać człowiekiem.

Nasze życie, nasze losy splotły się

w jednym miejscu. Były ze sobąnierozerwalnie połączone, wynikały z siebienawzajem. Gdyby nie jedno, drugie niemiałoby miejsca. I tak krąg się zamykał.Zataczał koło. Nie wiedziałam, czego terazżałować, z czego w tym momencie się cieszyć.

Page 161: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 161/322

Nie miałam pojęcia, co robić. Chyba nic, bo comożna było zrobić w tej sytuacji. Aleksandranie żyła i szansa jej wskrzeszenia byłaoczywiście zerowa. Jej zabójca pozostawał nawolności i robił sobie jaja z policji. A pewienpolicjant, który zawrócił mi w głowie,zwyczajnie należał już do przeszłości. Problemw tym, że jakoś nie mogłam przejść nad tym doporządku dziennego. Nie mogłam o nim

zapomnieć, wrażenie, które na mnie wywarł,było żywe i nadal świeże. Ale w końcu, doasnej cholery, musi się zepsuć, umrzećśmiercią naturalną, ulec unicestwieniu. Tylkokiedy? Ile jeszcze będę się zadręczać, żestraciłam coś, co w takiej skali, w takiejintensywności już nigdy nie wystąpi. Jak długobędę widzieć przed oczami tę twarz, te oczypełne wymowy i głębi. I jak długo będzie mnieto poruszać i boleć.

Koniec.„Koniec” – powtórzyłam nagle w myśli.

Chociaż ani jeden słoneczny promień nie

rozjaśnił szarości dnia, mnie za to rozjaśniłosię w głowie. Przebłysk. Krótkotrwałe spięciespowodowało przewrót w mojej głowie. Nacałe szczęście. W przeciwnym razie dalejsiedziałabym na sofie z twarzą ukrytąw dłoniach.

Page 162: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 162/322

 – Yes, thank you and goodbye  –

zakończyłam rozmowę z greckimkontrahentem.

Odłożyłam słuchawkę telefonu na duże,owalne biurko, na którym stał jeszcze laptop,a obok niego stos kolorowych katalogów.Podniosłam się z obrotowego krzesła.

Byłam w VIA. Kiedy wcześniej

wspominałam podróże, miejsca na całymświecie, które odwiedziłam, zapomniałamdodać w kwestii wyjaśnienia, że to byłomożliwe w dużej mierze dzięki VIA. To biuropodróży, którego właścicielką jest Emilia. I ja.

Śpiewająco zdałam maturę i dzięki temu,oraz wynikom w nauce, dostałam dwa indeksyna różne wyższe uczelnie. Miałam wybóri wybrałam. Przerwę w edukacji. Nie wiem jak długą. Znam dwa języki – angielskii hiszpański. Od kilku lat byłam zaangażowanaw działalność biura. Znałam VIA odpodszewki. Jego wewnętrzną strukturę, układ,

wszystkich kontrahentów. Podejmowałamdecyzje, negocjowałam warunki. Sprawdziłamsię. Byłam w tym dobra. Chyba nawet ciotkanie spodziewała się, że okażę się tak biegłai kompetentna w tych sprawach. Miałamwyczucie, wiedzę i umiejętności. Byłam

Page 163: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 163/322

fachowcem, prawdziwym, choć młodym.Zaraz po maturze Emilia, nie pytając mnie

nawet o zdanie, ustanowiła mniewspółwłaścicielką biura. Uszanowałai zaakceptowała moją decyzję o przerwiew nauce. Wiem, że była szczęśliwa i dumna,widząc, jak VIA rozwija się i prosperuje podmoim nadzorem. A naprawdę wszystko szłodoskonale. Choć biuro nie było duże i nie miało

filii, wciąż poszerzało swoją ofertę o nowemiejsca i niejednokrotnie okazywało siębezkonkurencyjne.

Dopięłam wszystkie sprawy na ostatniguzik i pożegnałam się z naszymipracowniczkami. Były to dwie dziewczyny:Ewa i Natalia, niewiele starsze ode mnie.Pewne, lojalne i uczciwe, pracowały dla nas jużkilka lat. Samochód czekał na mniezaparkowany przed wejściem do biura.W bagażniku zamocowanym na dachu leżałynarty, kijki, buty i deska snowboardowa. Kilkagodzin wcześniej postanowiłam wyjechać na

parę dni w góry. Chciałam odetchnąć,odpocząć, oderwać się od tego wszystkiego,nabrać dystansu. Zżerała mnie tęsknota zaMarcelem, za Aleksandrą. Byłam w dołku. Aleto tylko chwilowy dołek. I miałam zamiarporadzić sobie z nim podczas tego wyjazdu.

Page 164: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 164/322

Emilii też nie było w domu. Tydzień temuwyjechała prawie na miesiąc w podróż po Azji.Za nic w świecie nie chciała zostawić mniesamej i do momentu wyjazdu miała zamiarzrezygnować, ale w końcu jakoś udało mi się jąprzekonać. Rano rozmawiałam z nią przeztelefon, ucieszyła się, że jadę odpocząć,i oczywiście kilka razy powtórzyła:

– Uważaj na siebie, nie szalej za bardzo.

Wsiadłam do samochodu. Miałam zamiaruważać na siebie. Standardowo. Jak zawsze. Ale na nartach i desce postanowiłam zaszaleć.

Page 165: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 165/322

Rozdział XI

Wyrzuciło mnie na muldzie. Choć stok byłdoskonale przygotowany i wygładzony przezratraki, to jednak zdarzały się takieurozmaicenia. Udało mi się jednak utrzymaćrównowagę i gładko wróciłam do slalomu.Lata praktyki. Kiedy byłam mniej więcejw połowie zjazdu, coś połaskotało mniew żebra. To wibrował mój telefon włożony dowewnętrznej kieszeni kurtki. Nie wiem, jakimcudem to poczułam przez polar i sportową

bieliznę. Zatrzymałam się, ściągnęłamrękawicę, wyjęłam telefon i przyłożyłam doucha:

– Słucham?– Nadia, mówi Marcel. Gdzie jesteś? –

ego głos brzmiał pewnie i zdecydowanie.Momentalnie znalazłam się na granicy

szoku. Po części zaczarował mnie jego głos,a po części przeraziłam się, że stało się cośzłego, skoro do mnie dzwoni. Nie byłamw stanie wydobyć z siebie głosu.

– Nadia – powtórzył. – Jesteś tam?

Page 166: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 166/322

– Co się stało? – Mój głos musiałzabrzmieć nieco histerycznie.

– Przestraszyłem cię, przepraszam –powiedział łagodnie. – Wszystko jestw najlepszym porządku, właśnie jestem przedtwoim domem i widzę, że ciebie w nim nie ma.

„Jest pod moim domem, dzwoni do mnie” –myślałam na wpół świadomie. „Nie, coś tuwyraźnie nie gra. Coś musiało się stać”.

– Dlaczego do mnie dzwonisz? –zapytałam, choć w duchu przeformułowałam topytanie na: „Jak cudownie jest usłyszeć twójgłos”.

– Muszę się z tobą spotkać – oznajmił. Jego słowa wprawiły mnie w osłupienie.

Kompletnie nie wiedziałam, co jest grane. Niemogłam się w tym połapać.

– Wyjechałam na narty – zająknęłam się. –Wrócę jutro, może pojutrze.

– Przyjadę do ciebie. Gdzie jesteś? – To byłgłos nieznoszący sprzeciwu.

Usiadłam na śniegu. W połowie długiej,

stromej góry. Nie, teraz to już zakrawało naabsurd. Zadzwonił do mnie po przeszło trzechtygodniach od naszego ostatniego spotkaniaw klubie i jak gdyby nigdy nic oznajmił, że musisię ze mną spotkać. Nawet do mnieprzyjedzie. Rozpięłam kurtkę, oblała mnie fala

Page 167: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 167/322

gorąca. Była tak wielka, iż bałam się, żeroztopi cały śnieg zgromadzony wokół mnie.Tak bardzo tęskniłam za jego widokiem,głosem. Znosiłam to dzielnie, nawet samaprzed sobą nie przyznając się do tego. Chybanawet ostatnio coraz lepiej sobie z tymradziłam, teraz jednak, gdy tylko gousłyszałam, wszystko wróciło. Cała oblałamsię potem. Kiedy go zobaczę, to będzie jak 

wyrok. Wyrok, którego już nie uniknę. Alez drugiej strony wyrok będzie może moimwybawieniem, spełnieniem pragnień,ziszczeniem snów. „Co robić?” – myślałamrozgorączkowana, z wypiekami na twarzyi bijącym, rozszalałym sercem. Obok mnieprzejeżdżali narciarze i snowboardziści,wznosząc w górę obłoki śniegu, a ja tkwiłamw miejscu z komórką przyciśniętą do uchai toczyłam walkę sama ze sobą.

– Nadia. – Jego aksamitny głos musnąłmnie w ucho.

Poczułam, że muszę go zobaczyć.

Chciałam tego aż do bólu.– Jestem na Słowacji – powiedziałam beztchu i podałam mu dokładny adres. – Alemuszę wiedzieć, jeśli stało się coś złego. Jeżelimnie teraz okłamiesz, znienawidzę cię –skłamałam.

Page 168: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 168/322

Page 169: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 169/322

– Będę za kilka godzin, do zobaczenia.Przerwał połączenie. I tak zaledwie

w ciągu minuty może się odmienić życieczłowieka. Na chwilę oszalałam ze szczęścia.Podniosłam się z ziemi, otrzepałam ze śniegui zjechałam powoli na dół. Pługiem, po razpierwszy od kilkunastu lat.

*

 Ale moja radość nie trwała zbyt długo. Niebyłabym sobą, gdybym nie zaczęła analizowaćego słów, zastanawiać się nad motywamipostępowania. Co miał znaczyć ten telefon?akkolwiek mnie zaskoczył i ucieszył, ale

i przeraził. I najważniejsza sprawa: co się

stanie, kiedy on już tu będzie?Zdjęłam narty i wraz z kijkami ustawiłamna specjalnym stojaku pod restauracją.Oczywiście nic bym teraz nie przełknęła, alemusiałam wypić kawę, zapalić papierosai spokojnie pomyśleć. Wątpiłam, że uda mi siępozbierać myśli, ale przynajmniej trzebaspróbować. Było za późno na obiad, ale zawcześnie na kolację, lokal więc świeciłpustkami. Wszyscy jeszcze jeździli na stokui ja pewnie też bym szusowała, gdyby nie tennieprawdopodobny zwrot akcji. Zajęłam stolik 

Page 170: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 170/322

Page 171: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 171/322

postawię Ci kolację”. Położyłam komórkę nastole i wzięłam do ręki papierosa. Odwróciłamsię w kierunku okna i zapatrzyłam w dal.Widok był wspaniały. Na rozświetlonymspecjalnymi lampami stoku było jeszcze sporoosób. Zjeżdżały one w różnym tempie i stylu,ale na takiej górze wszyscy muszą mieć sporeumiejętności. Śnieg delikatnie padał drobnymipłatkami, co nie ułatwiało jazdy, ale dodawało

uroku, tajemniczości, tworząc wręcz bajkowąaurę. Telefon zamigotał na stole i wydałcharakterystyczny dźwięk. Spodziewałam siętego. Podniosłam go i odczytałam SMS-a:„Nawet przez wzgląd na moją bolącą,skaleczoną rękę?”. Uśmiechnęłam się dosiebie. Odpisałam natychmiast: „Jestemnieugięta. Choćbyś nawet uszkodził sobie inneczęści ciała”. Objęłam telefon obiema dłońmi,czułam szczęście i ulgę, ale wiedziałam, żemogę się grubo rozczarować. Marcel miałskłonność to doskonałego dowcipu, jegobłyskotliwość zwalała mnie z nóg, ale to mogło

nic nie znaczyć. On po prostu taki był. Napewno jedzie tu w jakimś pilnym interesiesłużbowym. „A może wyjaśniło się cośw sprawie Oli” – olśniło mnie nagle. „Oby tak było” – pomyślałam szczerze i z wielkąnadzieją. Komórka ożyła mi w dłoni. „Wiesz,

Page 172: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 172/322

Nadia, ja chyba faktycznie mam uszkodzonymózg, bo jadę do Ciebie” – przeczytałam i tood razu zburzyło moją koncepcję dotyczącąego przyjazdu. Odruchowo rozpięłam bluzępod szyją. O co chodzi? – ciekawośći zdenerwowanie dosłownie trawiły mnie odśrodka. „Nie zadaję się z wariatami” –napisałam spontanicznie, a on odpisał:„Przekonam Cię i zrobisz dla mnie wyjątek”.

„Wystarczy” – pomyślałam i odetchnęłamgłęboko. Drżącą dłonią uniosłam filiżankę doust i upiłam spory łyk. Miałam ściśniętegardło. „To chyba ja jestem chora na umyśle” –pomyślałam ledwie żywa z nerwów. Im mniejczasu zostawało do spotkania z nim, tymbardziej byłam roztrzęsiona. Uderzyło mnie,że zachowujemy się wobec siebie, jakbyśmyod dawna byli dobrymi znajomymii pozostawali w dość zażyłych stosunkach. Toniesamowite, ale łączyła nas nić porozumienia,nadawaliśmy na podobnej częstotliwości.

„Dość tego” – pomyślałam nagle. Dopiłam

kawę i zerwałam się z miejsca. Nie będę tubezczynnie siedzieć i próbować rozwikłaćzagadkę, która jest nie do rozszyfrowania.Zapłaciłam, wyszłam na zewnątrzi zdecydowanie zdjęłam sprzęt ze stojaka.„Muszę rozładować to emocjonalne napięcie”

Page 173: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 173/322

– pomyślałam, kierując się do wyciągu.Oczywiście nie jestem głupia, zdawałam sobiesprawę, że i tak mi się to nie uda.

*

Miałam karnet bez ograniczeń na trzy dni, alezdecydowałam, że to dziś już mój ostatnizjazd. Sunęłam w dół. Ostro i agresywnie. Aleak zawsze zachowałam zdrowy rozsądek. Niechciałam nikomu ani sobie zrobić krzywdy.Warunki były wymarzone. Śnieg błyskawicznieusuwał mi się spod nóg, miałam świetnysprzęt, do moich uszu z głośników ustawionychwzdłuż stoku docierał głos Sheryl Cole.Uwielbiałam to. Nie bałam się prędkości,

mijałam kolejnych narciarzyi snowboardzistów, jakbym chciałaprześcignąć samą siebie. Balansowałam nagranicy bezpieczeństwa, ale jej nieprzekraczałam. Czułam potężną dawkęadrenaliny. Nie zwolniłam na dole, leczspektakularnie zahamowałam w miejscu,gwałtownie wznosząc w górę tuman śniegu,który był tak duży, że aż przesłonił miwidoczność. Przetarłam gogle wierzchemrękawicy i przesunęłam je na czoło. Wypięłamnarty, otrzepałam się z białego puchu

Page 174: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 174/322

i ruszyłam do swojego pokoju. Ku memuzdziwieniu czułam, że napięcie częściowoopadło ze mnie, ulżyło mi, zdecydowanie byłamodprężona, zmęczona, ale w pozytywnymznaczeniu tego słowa. Czułam delikatnemrowienie w mięśniach i zdałam sobie sprawę,że chyba trochę przesadziłam.Przeforsowałam się, choć kondycję mamnaprawdę bardzo dobrą. Ale to w końcu

początek sezonu, a ja nie oszczędzałam siędzisiaj, pędziłam na złamanie karku,zaszalałam. I wiedziałam, że nadciąga kolejneszaleństwo. Co do tego nie miałamnajmniejszych wątpliwości.

Gorący strumień wody spływał na mniez góry. Stałam pod prysznicem i od nowazaczynałam się denerwować. Wielkimikrokami zbliżał się ten moment. Powinien tubyć mniej więcej za godzinę, może półtorej.Zostało niewiele czasu. Niechętnie zakręciłamkurek i zrobiło mi się zimno. Szczelnieowinęłam się ręcznikiem i wyszłam

z zaparowanej łazienki. Otworzyłam szafęi zobaczyłam dwie kurtki narciarskie, dwiepary narciarskich spodni i trzy kompletynarciarskiej bielizny. „Świetnie – pomyślałam –będę naprawdę pociągająco wyglądać”. Naszczęście miałam jeszcze nieśmiertelne dżinsy,

Page 175: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 175/322

cienki golf i gruby, rozpinany sweter. Ubrałamsię, rozczesałam mokre włosy, a kiedy wyschły,związałam je niedbale gumką z tyłu głowy.I tak od razu kilka loków przekornie uwolniłosię i musiałam założyć je za ucho. Byłamgotowa. Nie, nie byłam gotowa. Ale i tak opuściłam pokój i poszłam do restauracji.Miałam wrażenie, że właśnie popełniamsamobójstwo.

*

Usiadłam przy tym samym stoliku co kilkagodzin wcześniej, w zacisznym, ustronnymmiejscu, bezpośrednio przy oknie. Niewidziałam stąd drzwi wejściowych, więc nie

miałam szansy zobaczyć, jak wchodzi. Naglepo prostu stanął nade mną. Wysoki, męskii pociągający. Oniemiałam na jego widok.Całkowicie zaparło mi dech.

– Cześć – powiedział.Choć starał się, by jego głos brzmiał

swobodnie, wyczułam w nim nutę napięcia.– Miło cię widzieć – powiedziałam bez

zająknięcia, jakby to był wierszyk, któregonauczyłam się na pamięć.

Usiadł naprzeciw mnie, nie spuszczając zemnie wzroku.

Page 176: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 176/322

– Wyglądasz… pięknie – powiedział nagle,od razu, bez ostrzeżenia.

– O tak – odrzekłam, patrząc na swój byleaki golf. – Tak naprawdę jestem tu wprostz pokazu Louis Vuitton – dodałam ześmiertelną powagą.

– Wyglądasz na modelkę – powiedział –dopóki się nie odezwiesz.

– Mam krzywy zgryz? – Coraz bardziej

podobała mi się nasza rozmowa.– Raczej cięty język.– Dałam ci małą próbkę, w końcu nie chcę

cię rozczarować. – Uśmiechnęłam sięwyzywająco. – A więc po co tu przyjechałeś?Chcesz, żebym nauczyła cię jeździć nanartach, założyłeś się z kolegą, czy może poprostu – zrobiłam celowo pauzę – odezwał sięw tobie instynkt macierzyński?

Oczy mu rozbłysły i roześmiał sięszczerze, ale zaraz spoważniał, pochylił się domnie i zajrzał mi w oczy. Jego głos przyprawiłmnie o dreszcz. Przyjemny dreszcz.

– Jesteś niesamowita, Nadia. Znam cięzaledwie chwilę, a już jestem tego pewien.Choć miałam nieodpartą chęć, by poddać

się tym słowom, temu nastrojowi, pozostaćw tym klimacie, przezwyciężyłam to jednak i żartem skierowałam rozmowę na

Page 177: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 177/322

bezpieczniejsze tory.– Jesteś prorokiem, wieszczem,

prześwietlasz ludzi na wylot? – zapytałamironicznie. – A może umiesz też przewidywaćprzyszłość?

– Wiem, że moja najbliższa przyszłośćmiała być spokojna, stonowanai uporządkowana – powiedział powolii z namysłem – ale coś ją zaburzyło… ktoś –

poprawił się.– Masz na myśli tabletkę musującąwrzuconą do wody? – zapytałam niewinnie.

Znów się uśmiechnął, tak pięknie, żez wrażenia na moment stanęło mi serce.

– Mam na myśli ciebie.Do stolika podeszła kelnerka. Na

szczęście. Tocząca się ognista kula zostaławyhamowana. Płomień przygasł. Chwilowo.

Nerwowo rozłożyłam przed sobą kartęmenu. Litery rozmazywały mi się przedoczami, więc zamknęłam ją szybko, alepoczułam delikatny zawrót głowy. Nie miałam

pojęcia, czy to na skutek jego obecności, czyteż braku jedzenia niemal przez cały dzień.Uświadomiłam sobie, że jadłam dziś tylkolekkie śniadanie około dziewiątej rano. Odtego momentu upłynęło prawie dwanaściegodzin. Musiałam więc coś zamówić, choć

Page 178: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 178/322

szczerze mówiąc, nie miałam na nic specjalnieochoty. Z chęcią natomiast wypiłabym piñacoladę, ale to byłoby wysoce nierozsądne.Z żalem odłożyłam to więc na po kolacji i nanowo rozłożyłam kartę, by powalczyćz literami i własnym wzrokiem.

– Zamówię to co ty – powiedział ciepłoMarcel.

– Świetnie, w takim razie poproszę

o zieloną sałatę z odtłuszczonym sosem i colęlight – oświadczyłam z poważną miną.Przez moment myślał, że mówię serio,

i spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jak dziecko,któremu zamiast pizzy podaje się szpinak. Aleuż po sekundzie roześmiał się i odetchnąłz ulgą.

– Nabrałaś mnie. – Pogroził mi palcem.– Mówiłam całkiem poważnie –

oświadczyłam, z trudem zachowując powagę,ale zaraz dodałam z uśmiechem na twarzy: –No, chyba że wolisz lasagne.

Spojrzał na mnie z rozmarzeniem.

– Umieram z głodu – powiedział, wpatrującsię we mnie z natężeniem. Odruchowodotknęłam szyi, nagle golf zaczął mnieuwierać, zrobiło mi się duszno i gorąco, ale tonie było nieprzyjemne uczucie. Wręczprzeciwnie.

Page 179: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 179/322

– Czy mogę już przyjąć zamówienie? –Kelnerka nagle jakby wyrosła przed nami, a jejuprzejmy głos zabrzmiał mi tuż nad uchem.Była ładna i miła, na oko w moim wieku.

Odetchnęłam. Spojrzałam na niegoi zapytałam z przekorą:

– To jak, sałata?– Z tobą mogę zjeść nawet cytrynę bez

najmniejszego skrzywienia – zadeklarował bez

mrugnięcia okiem.– Okej. – Zwróciłam się do kelnerki, którarozbawiona sytuacją, nie kryła szerokiegouśmiechu w stylu Julii Roberts: – Prosimykilogram obranych cytryn, posypanychpieprzem i solą.

– Śmiało, może pani dosypać jeszczeoregano i ziele angielskie – powiedziałodważnie i wszyscy troje wybuchnęliśmyśmiechem. Cudownie było tak po prostubeztrosko się śmiać, jakby nagle wszystkieproblemy rozpłynęły się w powietrzu.

– Dwie lasagne – powiedział Marcel do

rozbawionej kelnerki – i… – Popatrzył na mnie.– Niegazowana woda mineralna –dokończyłam.

– Bez cytryny – dorzucił szybko i znówzgodnie zaczęliśmy się śmiać.

– Żeby wszyscy goście byli tacy jak 

Page 180: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 180/322

państwo – westchnęła dziewczyna.– Proszę się nie martwić – powiedział

ciepło Marcel – wrócimy jutro na śniadanie.Momentalnie odzyskałam czujność.

„Śniadanie?” – powtórzyłam w duchu po częścize strachem, po części z podejrzliwością, a poczęści z rosnącym podekscytowaniemi radością. Zwróciłam się do niego, gdy tylkokelnerka oddaliła się od naszego stolika:

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.Nie musiałam dodawać nic więcej, od razuwiedział, o co mi chodzi. Milczał chwilę, jakbychciał zebrać myśli. Za oknem śnieg padałgrubymi, puchatymi płatami. W środku dlarównowagi ogień wesoło tańczył w kominku.Było pięknie, przytulnie i nastrojowo. Idealniei doskonale, wręcz nierealnie.

W końcu popatrzył mi w oczy tak intensywnie, że odniosłam wrażenie, iż nawskroś przeniknął moją duszę. Nieponaglałam go. Czekałam, rozkoszując sięego spojrzeniem. Temperatura, nie wiem czy

moja, czy otoczenia, podniosła się gwałtownieo kilka stopni. Jak zwykle jego oczy pełne głębii wymowy odurzyły mnie, zachwyciły,oczarowały. Odezwał się cicho, ale pewnymgłosem:

– Posłuchaj, Nadia. Odpowiedź jest prosta.

Page 181: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 181/322

Od kilku tygodni, jakby to ująć, mam problemsam ze sobą. Nie mogę się skupić na robocie,estem rozproszony i zdekoncentrowany. Odrazu powiem, że nie jest to dla mniekomfortowa sytuacja. Jestem wściekły sam nasiebie, ale nie jestem w stanie nic z tymzrobić. Próbowałem, niestety bez rezultatu,z żadnym skutkiem.

Patrzyłam na niego wyczekująco,

z pytaniem na ustach, ale w duchu domyślałamsię, do czego zmierza. Byłam roztrzęsiona dogranic możliwości.

– To twoja wina – powiedział na granicyszeptu, ponad płomieniem świecy. – To przezciebie – dodał zapatrzony w moje źrenice.

Nie mrugnęłam okiem. Czekałam.Wypełniona szczęściem i przerażeniem.

– Obudziłem się dziś rano i postanowiłem,że spotkam się z tobą. Powiem ci o tym.Chociaż – zrobił pauzę i dotknął przelotniemojej ręki – ty o tym wiesz, Nadia, prawda?

Delikatny uśmiech zaigrał mu na ustach.

Nie odpowiedziałam, lecz uśmiechnęłam siętajemniczo i nieznacznie, a on kontynuował:– To było mocne postanowienie, a ja

estem, staram się być konsekwentny, więc gdynie zastałem cię w domu, po prostuzadzwoniłem. Byłem zdecydowany i nic nie

Page 182: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 182/322

mogło mi przeszkodzić. A poza tym – dodałmiękko – musiałem cię zobaczyć. Patrzenie naciebie jest dla mnie prawdziwą przyjemnością,tak wielką, że to bez znaczenia, dokądmiałbym pojechać. Gdybyś była w Alpach,wsiadłbym do samolotu – zrobił pauzę. – Jak widzisz, miałem dwa poważne argumenty, byznaleźć się tu, gdzie jestem.

Zamurowało mnie. Wgniotło w krzesło.

ego bezpośredniość, szczerość i treść tychsłów sprawiły, że kompletnie odleciałam.Wypełnił mnie żar, lecz nie na skutek ciepłabijącego od kominka. Chyba po raz pierwszyw życiu nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Oprócz tego, że jestem konsekwentny,estem też szczery, uczciwy i realnie myślę –kontynuował Marcel – i na tym kończą sięmoje zalety. – Uśmiechnął się, ale zaraz dodałpoważnie: – Niestety istnieją co najmniej dwaduże problemy, przeszkody…

– Różnica wieku i okoliczności naszegospotkania – dokończyłam za niego.

Nie zdziwiły go moje słowa. Pokiwałtwierdząco głową.– Mądra dziewczynka – powiedział wesoło

i dodał zagadkowo, znów przelotnie dotykającmojej ręki: – Jest jeszcze jeden problem.

Miałam wrażenie, że punkt zetknięcia się

Page 183: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 183/322

naszych dłoni zapulsował i rozbłysnął. Wprostod tego miejsca przebiegło mi po ciele całestado mrówek. Nie zapytałam, jaki to problem,choć zżerała mnie ciekawość. Odezwał się pochwili z błyskiem w oku.

– Może po prostu nie jesteśzainteresowana.

Musiałam się uśmiechnąć.– Mówiąc zupełnie ogólnie i obiektywnie,

problem numer jeden jest idiotyczny –zawiesiłam głos – a właściwie to żadenproblem.

Odsunął stojącą na środku stolika świecędo rogu i nachylił się do mnie.

– A jak subiektywnie i osobiście odnosiszsię do trzeciego problemu?

– Nie rozmawiajmy o tym, co nie istnieje –szepnęłam po chwili milczenia.

Oczywiście zdałam sobie sprawę z tego,że właśnie przyznałam, że jestemzainteresowana. Ale on i tak wcześniej towiedział. Tak jak wiedziałam to ja. Między

nami sypały się iskry od samego początku. Niebyło sensu temu zaprzeczać. „A w końcuzainteresowanie – tłumaczyłam się w myślisama przed sobą – to w końcu nie jakaśdeklaracja, czy wyznanie miłosne, leczciekawość, zajęcie, sympatia”. Interesuje mnie

Page 184: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 184/322

wiele rzeczy; podróże, turystyka, sport,a nawet piękny samochód, który stoi przedhotelem obok mojego. Oczywiście niew sensie, że chciałabym go sobieprzywłaszczyć, a zwłaszcza teraz,w obecności policjanta. Rozbawiła mnie tamyśl tak bardzo, że musiałam się uśmiechnąć.

– Proszę, życzę państwu smacznego. –Kelnerka postawiła przed nami wodę

i dymiące, aromatyczne lasagne.Niechętnie oderwaliśmy od siebie oczyi podziękowaliśmy za przyniesioną kolację.O dziwo, nie byłam teraz głodna, choć nieadłam nic przez cały dzień. Ale nie chciałamzemdleć ani osłabnąć, choć w ciągu tego dniazdarzyło mi się to niemal kilka razy.Oczywiście z zupełnie innego powodu.

Wypiłam kilka łyków wody i wzięłam doręki sztućce.

– Smacznego – powiedział uprzejmieMarcel, nie tknąwszy nawet dania.

Nawet nie drgnął. Patrzył tylko na mnie

z uśmiechem na twarzy. Włożyłam do ustpierwszy kęs. Smakowało wybornie.– Możesz przestać się na mnie gapić? –

zapytałam, zatapiając widelec w ciągnącymsię, rozpuszczonym serze.

– Nie mogę – odpowiedział rozbrajająco.

Page 185: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 185/322

Page 186: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 186/322

i dokończyłam już innym tonem. – Zawszemożesz pomarzyć.

Posłałam mu triumfalny uśmiechi nawinęłam na widelec makaron oblepionyserem.

– Wystygnie ci – rzuciłam słodkoi beztrosko.

– Wolę pomarzyć – odrzekł, niespuszczając ze mnie wzroku. – Ale – dodał

zaraz ze zrezygnowaną miną – boję się sałaty.Uśmiechnęliśmy się do siebie. Ciepłoi promiennie. Lasagne była przepyszna, alesłodycz tego wieczoru była nie do przebicia.

Po kolacji zamówiliśmy kawę. Ja latte,a Marcel espresso. Czułam, że mam lekkozaróżowioną twarz. Byłam po brzegiwypełniona szczęściem w najczystszej postaci.ego widok działał na moje zmysły, powodował,

że czułam się cudownie. Rozumieliśmy siędoskonale. Przebieg naszej rozmowy był żywy,wartki, bystry i lotny, doprawionybłyskotliwym dowcipem i wymownymi

chwilami milczenia. Niezwykle dobrze czułamsię w jego towarzystwie, choć nie mogę użyćsłowa „swobodnie”. Swoboda to pewnośćsiebie, śmiałość, nieskrępowanie, a ja choćzachowywałam się naturalnie, to jednak graemocji, swoiste napięcie pomiędzy nami nie

Page 187: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 187/322

Page 188: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 188/322

by ta chwila trwała bez końca. Zbliżył się domnie tak bardzo, że niemal stykaliśmy się zesobą. Wytrzymywałam jego spojrzenie, choćgłębia i czar jego oczu wprost zwalały mniez nóg. Były jak dwa rozgrzane malachity,zniewalające i zabójczo piękne. Piękniejsze niżta atramentowa, aksamitna noc złamanabiałymi, puszystymi, ruchomymi punktami.Nagle dotknął mojej ręki, przeciągnął palcem

po wierzchu mej dłoni. Czekałam, chłonącciepło idące z jego dotyku. Byłoniewypowiedzianie przyjemne, rozgrzewające,upojne. Zamknął moją dłoń w swojej.Wszystko, co było we mnie poukładane, uległonatychmiastowemu demontażowi, a co byłow chaosie, splotło się w jedną całość. Gdybynie padający śnieg chyba uległabymsamospaleniu, bo żar, który wybuchł we mnie,nie miał granic. Staliśmy tak bez ruchu głusii niewidomi na to, co działo się wokół nas.Byłam jak zaczarowana. Niezdolna i niechętnado jakiejkolwiek reakcji.

– Dziękuję za cudowny wieczór – szepnąłmi do ucha, wciąż trzymając mnie za rękę. –Wolę pożegnać się z tobą tutaj, niż przeddrzwiami pokoju, bo – dodał, wciągając głośnopowietrze – tam już nie ręczę za siebie.

Musiałam coś zrobić. Nie chciałam nic

Page 189: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 189/322

zrobić. Ale musiałam. Machnęłam niedbaleręką.

– Nie musisz mi dziękować. To byłdrobiazg – powiedziałam niedbale.

Roześmiał się.– Mówiłem ci już, że jesteś niesamowita? –

powiedział, wracając znów do wpatrywania sięw moje źrenice.

– Mówiłam ci już dobranoc?

Uśmiechnęłam się, czując, że to ostatniaszansa na ucieczkę przed tym, co i tak byłonieuniknione.

– Jesteś niesamowita – powtórzył ciepło.– Dobranoc – odpowiedziałam przekornie

i z uśmiechem.Odwróciłam się do drzwi, a on puścił moją

rękę i otworzył je przede mną. Weszliśmy dośrodka i bez słowa skierowaliśmy na piętro.Nogi drżały mi tak bardzo, że ledwie szłam.Kilka kroków od mojego pokoju stanęliśmyrazem jak na umówiony sygnał. Uciekłamspojrzeniem w bok.

– Do jutra – powiedziałam po prostui podeszłam do drzwi.– Będę czekał z utęsknieniem.Włożyłam magnetyczną kartę do zamka,

drzwi otworzyły się, a ja przeszłam przez nie,odnosząc zwycięstwo nad samą sobą. Bo

Page 190: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 190/322

wystarczyłby jeden ułamek zawahania, a jużzrobiłabym tych parę kroków w przeciwnymkierunku. W jego stronę.

Gdy tylko weszłam do pokoju, zdjęłamkurtkę, buty i zapaliłam stojącą na nocnejszafce lampkę, która dawała łagodne,przytłumione światło. Przytulny pokój pogrążyłsię w półcieniach. Usiadłam na łóżkuz kolanami podciągniętymi pod brodę. Cała się

trzęsłam. Spojrzałam na lewą rękę. Dotyk jegodłoni odczułam tak intensywnie, że niemalzdziwiłam się, że w tym miejscu nie pozostałakiś ślad, znamię. Byłam niemalbezgranicznie szczęśliwa i podekscytowana.Rozsadzała mnie radość, jakaś werwa, zapał,energia tak wielka, że nie mogłam usiedziećw miejscu. Miałam ochotę śmiać się na całegardło i kręcić w kółko z szeroko rozłożonymirękami. Wiedziałam, że wróci świadomość, iżto wszystko zakrawa na jedną wielkąbrawurę. Ryzyko jest wielkie, a finał może byćwyjątkowo dotkliwy, bolesny i trudny do

udźwignięcia. Ale nie teraz. Nie w tej chwili.Ten moment był wypełniony po same brzegitylko i wyłącznie czystą radością.

Podniosłam się z łóżka, lekko, niemaltanecznym ruchem. Musiałam zapalić. Niew kominku. Było na to za późno, a poza tym

Page 191: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 191/322

nie potrzebowałam dodatkowej dawki ciepła.Rozejrzałam się za paczką papierosów. Byłampewna, że zostawiłam ją na parapecieokiennym obok popielniczki. Jednak nie byłoej tam. Roleta była opuszczona do połowyokna. Zdziwiłam się. Zawsze podnosiłam jąmaksymalnie do góry, bo niezależnie odpogody uwielbiałam widok, jaki się wkoło mnieroztaczał. Mój sielankowy nastrój został nieco

zachwiany. Obeszłam cały pokój. Dopieroteraz zauważyłam, że drzwi szafy są na wpółuchylone. Podeszłam do niej zaniepokojonacoraz bardziej. Kurtka i spodnie narciarskienie wisiały na wieszakach, lecz leżały na dnie.Coś tu się wyraźnie nie zgadzało. Nie jestemprzesadną pedantką, ale nigdy nie rozrzucamubrań. Uderzyła mnie nagła myśl, że ktośmusiał tu być. Usłyszałam odgłos kapaniawody. Dochodził z łazienki. Zapaliłam światłoi weszłam do niej. Odurzył mnie mocny,orientalny zapach. Z niedokręconego kranuspływały do umywalki krople, jedna za drugą.

Pod nią na podłodze leżał flakonik moichperfum. W kawałkach. Spomiędzy rozbitychszkiełek unosiła się upojna woń o wielkiejintensywności. Stałam w progu łazienki,a moje serce stopniowo i powoli naciskałopedał gazu. Przyspieszało. To niemożliwe,

Page 192: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 192/322

żeby ktoś z personelu hotelu wszedł tu tak poprostu, odkręcił wodę, rozbił perfumy,przekopał szafę, zasunął roletę i zabrałpapierosy. A może jednak? No, chyba że ja,będąc w ferworze, zrobiłam to wszystko.Sprawdziłam raz jeszcze z wielkądokładnością cały pokój, okna, drzwi, balkon,zajrzałam nawet pod łóżko. Paczkapapierosów leżała na podłodze częściowo

wsunięta pod nocną szafkę. Byłam bezpieczna. Ale zdziwiona, zaintrygowana, zaniepokojona.Od razu pomyślałam o Marcelu, któryzajmował pokój nade mną. Oczywiście niesądziłam, że w razie czego sufit w jednymmiejscu się zawali, a on spadnie jak z nieba.„A szkoda” – pomyślałam z rozmarzeniemi rozczarowaniem zarazem. Postanowiłam niedrążyć dalej sprawy. Nie mogłam pozwolić, bycokolwiek zakłóciło ten czas, zburzyło techwile, nadzieję na jutro. Ciemna mgła niemogła zasnuć jasnej, promiennej przestrzeni.

Dokręciłam kran, pozbierałam rozbite

szkło z łazienki i powiesiłam ubraniaz powrotem na wieszakach. Podeszłam dookna i odsunęłam roletę. Zapaliłam papierosa.Wreszcie. Moim oczom ukazał się widok rozgwieżdżonego nieba rozpostartego nadbiałym światem. Patrzyłam na ten przepiękny,

Page 193: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 193/322

nastrojowy, w pewnym sensie magicznykrajobraz. Byłam tak rozemocjonowana, iżwątpiłam, że zasnę. Ale musiałam odpocząćprzed jutrzejszym dniem.

*

Gdy odchodziłam od okna, coś z całymimpetem stuknęło w szybę. Zatrzymałam sięw pół kroku. Nagły strach, który mnieopanował, nie pozwolił mi się odwrócić. Alezdusiłam go jak wcześniej papierosaw kamiennej popielniczce. Spojrzałam zasiebie. Szyba była czysta i nienaruszona, beznajmniejszego śladu czy zacieku. Po drugiejstronie też nie dostrzegłam niczego

podejrzanego. Wtedy znów znienacka cośpacnęło w okno. Na moich oczach. Od razu siędomyśliłam. To niewidzialne skrzydło wiatrubiło o szklaną taflę. Poryw wiatru i porywmiłości. Ciekawe połączenie. Ale zaraznastąpiła cisza, a wraz z nią spokój. Gdyednak po kąpieli kładłam się do łóżka, podmoją poduszkę niepostrzeżenie wślizgnął sięlęk. Usnęłam z nim. Uwięziona w jegoramionach.

Page 194: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 194/322

Rozdział XII

Wysiłek fizyczny, a przede wszystkimprzeżycia minionego dnia pozytywnie mniezmęczyły, wyczerpały, stały się skutecznąkołysanką. Obudziłam się wypoczęta i rześka,pełna zapału, wigoru i ciekawości, co wydarzysię dzisiaj. Wyskoczyłam z łóżka i poszłam podprysznic. W łazience unosił się wciąż zapachperfum. Gdybym potrafiła i lubiła śpiewać, topewnie urządziłabym poranny koncert podstrumieniem gorącej wody. Rozsadzała mnie

energia. Czułam się doskonale.Gdy wyszłam z łazienki, leżący na

podłodze przy łóżku telefon ożył nagle,rozbłysnął i zadźwięczał. Natychmiast gopodniosłam i odczytałam wiadomość:„Wstawaj, Śpiochu. Czekam na stoku. Jeśli niebędzie Cię do pół godziny, wchodzę przezokno”. Zalała mnie fala ciepła. A więc towszystko dzieje się naprawdę. On tu jest.Uśmiechnęłam się. Cała byłam jednym wielkimuśmiechem. „Cudownie – pomyślałam –w takim razie nigdzie nie idę. I oczywiście

Page 195: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 195/322

otwieram okno”. Choć najchętniej tak właśniebym zrobiła, to naturalnie nie wchodziłow grę. Ubrałam się więc i zeszłam na dół dobaru. Zamówiłam białą kawę z kardamonemoraz croissanta z dżemem brzoskwiniowym.Miałam wspaniały humor. Zaryzykujęstwierdzenie, że w tym momencie byłambezgranicznie szczęśliwa. Radość wprostwylewała się z mojego wnętrza i chyba

tworzyła wokół mnie aureolę. Choć naprawdęnie chciałam się spieszyć, prawie poparzyłamsobie język kawą. Chciałam go zobaczyć. Już.Natychmiast. W tej chwili. Szybko dojadłamrogalika, uregulowałam należność, ubrałamsię i wyszłam na zewnątrz. Pogoda byławspaniała. Śnieg już nie sypał, za to delikatnieświeciło słońce. Bogato ośnieżona ziemiaiskrzyła się i połyskiwała w promieniachsłonecznych. Na stoku zjeżdżało już trochęosób, ale nie było tłoku. Nie miałam szans,żeby go z tego miejsca rozpoznać. W dodatkunie wiedziałam, jaki kolor ma jego ubranie.

Nie zwlekając, przypięłam narty i podjechałamdo wyciągu. Nie było kolejki, więc od razuulokowałam się na krzesełku i wraz z nieznanąmi dziewczyną pojechałam w górę. Całą drogę,która trwała kilkanaście minut, nie miałamszans, by go zobaczyć z jednego, prostego

Page 196: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 196/322

Page 197: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 197/322

w poszukiwaniu mojego celu, lecz skupiłam sięna jeździe, czerpiąc z tego wielkąprzyjemność. Wiedziałam dobrze, że za chwilęi tak się spotkamy. Nic i nikt temu nieprzeszkodzi. Będąc już mniej więcej u podnóżagóry, zahamowałam gwałtownie, stającw miejscu. Podszept świadomości kazał mi tozrobić. Pewnie intuicja. Przez chmurę śniegu,którą ożywiłam przy hamowaniu, dostrzegłam

na samym dole czyjąś sylwetkę. Wiedziałam,że to on. Stał i patrzył na mnie. A ja na niego.Nie lubię się popisywać. Zjechałam w jegostronę bardzo powoli, niemal ostrożniei asekuracyjnie. Stanęłam przed nim. I znówmuszę powiedzieć, choć brzmi to już pewnienudno, że czas się zatrzymał, a wszystkoprzestało istnieć. Poza nim. Poza nami. Oczymu błyszczały. Odbijało się w nich słońce,może iskrzący się śnieg. A może ja?

Uderzył mnie jak zwykle jego widok. Znówpoczułam przyjemne mrowienie w całym ciele.Ciepło. Kołatanie serca. Dopadła mnie żarliwa

chęć, by znaleźć się jak najbliżej niego.Wbiłam kijki jeszcze mocniej w ziemię. Nieruszyłam się z miejsca. Patrzyłam, jak jegousta stopniowo rozchylają się w uśmiechu.

– Cześć – powiedział wesoło.– Cześć – odparłam lekko zachrypniętym

Page 198: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 198/322

Page 199: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 199/322

i musi posiadać spore umiejętności. Tak jak ja.– Zaryzykujesz? Bez śniadania – zakpiłam.– Ryzyko to moja specjalność –

wyrecytował jednym tchem, z trudemzachowując powagę.

– No to good luck– powiedziałamgrzecznie i pognałam do wyciągu, nieoglądając się za siebie.

Całą drogę na górę Marcel był wyraźnie

rozbawiony i uśmiechnięty. Ja też, choćoczywiście połowicznie, bo będąc przy nim tak blisko, jak zwykle odczuwałam lekkie napięcie.

 Ale to było pozytywne i przyjemne uczucie,o ile oczywiście można tak powiedzieć.Dzieliły nas dwie osoby, które wcisnęły sięw ostatniej chwili na dwa czteroosobowekrzesełka, więc nie rozmawialiśmy ze sobą.Od czasu do czasu Marcel tylko błyskałdowcipem i rozbawiał towarzystwo, mówiącw chwili, gdy wyciąg stanął na kilkanaściesekund:

– No, teraz dla odmiany skoki narciarskie

bez rozbiegu. Albo:– Nadia, narta ci się wypięła i teraz leci

centralnie na głowę wiewiórki. Albo:– Spójrzcie, państwo, jaki ładny

Page 200: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 200/322

Page 201: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 201/322

dosłownie kilka sekund później. Jego twarzzdobił piękny, naturalny uśmiech. Ściągnąłz oczu gogle.

– Wygrałem – zakomunikowałrozbrajająco.

– Zauważyłam. Ale dałam ci fory –roześmiałam się.

– Musiałem być pierwszy, bo – zastanowiłsię – miałem wielką motywację. – W oczach

rozbłysły mu wesołe ogniki.Patrzyłam na niego pytająco.– Nagroda – wyjaśnił. – Należy mi się

nagroda. – Wskazał swój policzek. – Jestempolicjantem i muszę stać na straży prawa,porządku i sprawiedliwości.

– Coś ci się stało? – zapytałam z fałszywątroską w głosie, wskazując jego policzek. –Uszkodziłeś sobie twarz, że tam pokazujesz?

Rozbrzmiał mi w uszach jego szczeryśmiech.

– Twoje poczucie humoru nieustannie mniezachwyca – powiedział, nie przestając się

śmiać – ale nie wykręcaj się i daj mi nagrodę. –Dotknął palcem okolic swoich ust.– Tego nie było w regulaminie –

zaprotestowałam, choć wcale nie chciałamprotestować.

– W moim było – powiedział natychmiast

Page 202: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 202/322

tonem nieznoszącym sprzeciwu.– Bo inaczej pomachasz mi przed nosem

pistoletem, zakujesz mnie i wsadzisz doaresztu? – ironizowałam.

– Dokładnie tak – ucieszył się. – Więclepiej szybko mnie pocałuj. – Znówpowędrował dłonią do swojej twarzy.

– Ścierpnie ci ręka – zauważyłamz przekąsem.

– Dziękuję za troskę, ale nie zmieniajtematu. – Uśmiechnął się z triumfem.– Szykuj kajdanki – powiedziałam

swobodnie i skierowałam się znów do wyciągu,ucinając naszą wesołą pogawędkę.

*

Cudownie spędzaliśmy razem czas, jeżdżąc nanartach, śmiejąc się i przekomarzając. Dochwili, gdy jakiś amator nie wjechał mi nanartę i wyrżnęłam o ziemię. Tuman śnieguwzbił się w powietrze. Zanim zdążyłampomyśleć, Marcel był już przy mnie. Nademną.

– Nic ci się nie stało? – zapytałz autentyczną troską i strachem w głosie. –Coś cię boli?

– Wszystko jest okej – powiedziałam, nie

Page 203: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 203/322

ruszając się z miejsca.Na całe szczęście nic mnie nie bolało

i chyba wszystko było w porządku. Nachylił sięnade mną tak bardzo, że jego twarz znalazłasię zaledwie kilka centymetrów od mojej.Zrobiło mi się zimno, a zaraz potem gorąco.ego oczy miały inny wyraz. Czułam na twarzyego oddech coraz bliżej i bliżej. „Dla takiejchwili warto byłoby się nawet połamać” –

przemknęło mi przez głowę. Chciałam, żebyten moment trwał, ale też rozwijał się i zdążałw jednym, nieuchronnym kierunku i nabierałnowego, głębszego znaczenia. Chciałamwięcej. I miałam to już bliżej niż nawyciągnięcie ręki.

– Przepraszam, że panią potrąciłem –odezwał się nagle nad nami męski, skruszonygłos, który brutalnie przerwał tę bezcennąchwilę. – Mam nadzieję, że nic pani nie jest.

Moje galopujące serce przeszło w stępa.Myślałam, że zabiję faceta gołymi rękami. Pallicho, że przez niego zaliczyłam glebę, ale jak 

mógł przerwać moment, który tyle rokował!Marcel podniósł się z ziemi i zwrócił twarzą dowinowajcy. Jego głos zabrzmiał tak surowo, żez wrażenia stanęłam na równe nogi.

– Czy pan zdaje sobie sprawę, że mógłkomuś zrobić krzywdę?

Page 204: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 204/322

Biedny narciarz spuścił głowę.– Naprawdę jeszcze raz przepraszam –

powiedział łamiącym się głosem.– Na przyszłość proszę zachowywać się

bardziej odpowiedzialnie i mieć więcejzdrowego rozsądku – powiedział Marcelpodniesionym głosem i odwrócił się znów domnie na znak, że rozmowa jest jużzakończona. Kiedy winowajca odjechał

ostrożnie w dół, otrzepując ubranie,powiedziałam ze śmiechem:– Następnym razem muszę cię zabrać ze

sobą do fryzjera. Kiedy zrobi coś nie po mojejmyśli, co zresztą często się zdarza, mamnadzieję, że przemówisz mu do rozumu.

Z miejsca się rozpromienił. Zauważyłam,że odczuł wyraźną ulgę, że nic mi się nie stało.

– Zawsze do usług. – Zasalutował i dodałproszącym tonem: – Ale zabierz mnie teraz nakawę i coś do jedzenia.

– Ja cię zabiorę do fryzjera, a ty… –zrobiłam pauzę i uśmiechnęłam się szeroko –

a ty mnie na latte.– Dla ciebie wszystko, Nadia – powiedziałmiękko i wrócił do ulubionej czynności, czylistudiowania moich oczu.

Muszę przyznać, że badanie jego oczustanowiło również moją ulubioną czynność.

Page 205: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 205/322

Dopiero po chwili zjechaliśmy na dół. Niemalramię w ramię.

*

Kiedy skończyliśmy jeść obiad i piliśmy kawę,zrobiło się późne popołudnie. Wtedy niemalrównocześnie rozdzwoniły się nasze komórki.Roześmialiśmy się i odwróciliśmy bokiem dosiebie. Ja do okna, a Marcel do środka sali.Spojrzałam na ekran swojej komórki.Telefonowała jedna z moich koleżanek.

– Cześć, Wera – zaczęłam wesoło.– No, hej, Nadia! – krzyknęła

entuzjastycznie koleżanka. – Co słychać? Coporabiasz? – zapytała jednym tchem i nie

czekając na moją odpowiedź, trajkotała jak najęta dalej: – Coś ostatnio nie mam do ciebieszczęścia, co ja mówię, nie mam szczęścia doprawie wszystkich. Gabi milczy jak zaklęty odkilku dni, chyba gdzieś wyjechał albo zapadłsię pod ziemię. W ogóle jakoś dziwnie sięzachowuje. A Mika nie da się nigdziewyciągnąć, bo zakuwa do jakiegośsuperważnego egzaminu, chyba nawet Miloest o niego zazdrosny, o ten egzaminoczywiście. Ale dlaczego ty się wcale nieodzywasz?

Page 206: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 206/322

– Bo mi nie dajesz dojść do słowa –powiedziałam rozbawiona.

– Co ty powiesz – zaśmiała się wesoło. –No, mów, co u ciebie, tylko jeszcze ci powiem,że skierowałam do VIA klienta. To znajomymojego kuzyna, który chce pojechać na wczasydo Egiptu, i powiem ci, że jest całkiem niezły.Co prawda, ma lekko krzywy zgryz, ale za tonadrabia intelektem. Jesteś więc moją

podwójną dłużniczką, Nadia, bo załatwiłam ciinteresanta i potencjalnego faceta, czyli dwaw jednym. Może okaże się, że to będzie klientz bonusem – roześmiała się perliście i zarazdodała: – A ty gdzie się właściwie podziewasz?Dzwoniłam do biura i Ewa powiedziała mi, żenie będzie cię kilka dni. I dlaczego, do jasnejcholery, wciąż się nie odzywasz?

Swobodna paplanina Wery spowodowała,że mój doskonały nastrój jeszcze sięspotęgował. Przebiłam się wreszcie przezpotok jej słów i wtrąciłam:

– Z żalem zostawiam tobie „krzywego

zgryza”. Nie ma mnie. Wyjechałam.– Z Gabrielem?– No, chyba Archaniołem! Zwariowałaś?– Nieustannie wariuję. Z różnych

powodów. Ostatnio na przykład kupując niedość, że o rozmiar za małą sukienkę, to

Page 207: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 207/322

eszcze o kilka setek za drogą. Niech zgadnę,esteś na deskach? Sama? Gdzie?

– Zwolnij, Wera, nie nadążam – poprosiłambłagalnym tonem.

– I kto to mówi! To ty pewnie przekraczaszteraz dozwoloną prędkość.

– Ale w innej dziedzinie. W twojejdyscyplinie nie mam z tobą szans. Nikt nie ma.

– Przestań mydlić mi oczy. Pytałam

o miejsce i ewentualne towarzystwo.– Jesteś wścibska, ciekawska i za dużomówisz. Ale i tak za tobą przepadam –powiedziałam zgodnie z prawdą.

– Nie zagadasz mnie.– Przestań. Ja ciebie? – zapytałam

niewinnie.– Odpowiadaj – zażądała.Zerknęłam na Marcela. Skończył rozmowę

i patrzył na mnie. Miał jakąś taką poważną,akby zasmuconą minę. Zimno chyłkiemprzebiegło mi po plecach.

– Wera, wybacz, ale muszę kończyć.

Uwielbiam twój słowotok, ale nie mogę dłużejrozmawiać. Jestem na Słowacji. Bez Gabriela.Zadzwonię później, ściskam cię.

– Okej, niech ci będzie, ale odezwij się.Usłyszałam jeszcze cmoknięcie

i rozłączyłam się. Spojrzałam pytająco na

Page 208: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 208/322

Marcela.– Muszę wracać – powiedział z wyraźnym

żalem w głosie.Pokiwałam głową ze zrozumieniem, choć

rozczarowanie chwyciło mnie za serce.– Szerokiej drogi – powiedziałam

zmienionym głosem.– Gdyby to nie była sprawa najwyższej

rangi, nigdzie bym się stąd nie ruszył.

– Ale nie musisz mi się tłumaczyć –żachnęłam się. – Nie jestem twoim szefem.– Chcę, żebyś to wiedziała.– Wiem, wiem – przytaknęłam szybko.Spojrzał na mnie ciepło.– Kiedy wracasz? – zapytał.– Jutro – odrzekłam bez zastanowienia,

choć najchętniej wróciłabym dzisiaj, razemz nim.

Znów zadzwonił jego telefon. Wstałz miejsca, spojrzał na ekran i chyba zaklął podnosem.

– Zadzwonię – powiedział do mnie.

Popatrzył mi głęboko w oczy. Wydawało misię, że stał niezdecydowany, jaką podjąćdecyzję, co zrobić, jak postąpić. Znalazł sięw rozterce, to było widać gołym okiem. Aleprawdopodobnie nie miał wyjścia. Żadnegowyboru. To nie była jego wina. Rozumiałam to,

Page 209: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 209/322

choć się z tym nie zgadzałam. Wszystko wemnie tego nie akceptowało. Mimo to, patrzącna niego, dałam mu znak, jakby przyzwolenie.

– Zadzwoń – powiedziałam ciepłoi uśmiechnęłam się do niego.

Odwzajemnił uśmiech i chyba odetchnąłz ulgą.

– Nie ma innej opcji – powiedział. Jeszcze kilka minut zwlekał, a potem

szybko odwrócił się i poszedł do wyjścia. Podrodze wręczył kelnerce jakieś banknotyw celu uregulowania należności. Będąc jużprzy drzwiach, odwrócił się jeszcze, przesłałmi całusa, i już go nie było.

Nagle kawa przestała mi smakować,a frajda z jazdy na nartach wyparowała. Niemiałam zamiaru postępować wbrew samejsobie. Zazwyczaj ufałam swojej intuicji.Nazajutrz po południu spakowałam sięi wyruszyłam do domu.

Do Marcela?

Page 210: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 210/322

Page 211: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 211/322

rozsypana. Książki poniewierały się po ziemi,niektóre zamknięte, a inne otwarte naróżnych, przypadkowych stronach. Podotwartą na oścież szafą leżała sterta ubrańwraz z wieszakami. Stojące wcześniej naparapecie storczyki wstawione w kolorowedoniczki leżały teraz poniszczone i połamanena podłodze pod oknem. Wszystkie dokumenty,akieś zapisane i zadrukowane kartki

zaścielały parkiet. Część z nich była pomiętai potargana, jakby ktoś w szale, ataku złościwyżywał się na nich. Mój laptop leżałw dalszym ciągu na blacie biurka, ale byłotwarty, z kablem wetkniętym do gniazdkaelektrycznego. Gdy wyjeżdżałam oczywiściewyłączyłam go z prądu.

Tym razem sprawa była ewidentna. Niemiałam żadnych wątpliwości. Podczas mojejnieobecności ktoś włamał się do domui przekopał mój pokój. Gdy tylko przyjechałam,weszłam do środka, rozebrałam się, wyszłamna górę i zobaczyłam, co się stało, natychmiast

wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłamdo Marcela, ale nie odebrał komórki.Wystukałam więc od razu numer komendypolicji.

– Halo – odezwał się wreszcie policjant.– Tak? – zapytałam szybko.

Page 212: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 212/322

– Niestety komisarz Zaro nie może terazodebrać, ale może ja będę w stanie panipomóc?

Zawahałam się. Nie wiedziałam, co zrobić.Spróbowałam jeszcze raz.

– Czy mówił mu pan, kto dzwoni? –zapytałam, siląc się na uprzejmy ton.

– Nie, ale…Nie dałam mu dokończyć.

– To proszę mu powiedzieć – zażądałam.Usłyszałam, jak westchnął.– Proszę poczekać – powtórzył znowu.Czekałam więc, chociaż moja cierpliwość

powoli się kończyła. Zaczęłam chodzićw kółko. Narastało we mnie coś na kształtpaniki, chociaż panika to za dużo powiedziane.Przypomniałam sobie nagle o czymśi błyskawicznie połączyłam fakty. W tej chwilinaprawdę zaczęłam panikować. W hotelu teżktoś był w moim pokoju. Teraz nie miałam codo tego już żadnych wątpliwości. Opuściłroletę, zrzucił z wieszaków ubrania i rozbił

perfumy. To nie był przypadek, nie zrobiłamtego ja ani personel hotelu, lecz ten ktoś, ktozrobił to teraz tutaj. W moim domu i moimpokoju. Byłam przerażona, ale zanim zdążyłamznowu pomyśleć, w słuchawce usłyszałamupragniony głos.

Page 213: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 213/322

– Nadia, co się stało?Był przestraszony. Niepokoił się o mnie.

Wyczułam to w jego głosie.– Ktoś wywalił mi do góry nogami cały

pokój. Włamał się do domu – powiedziałamednym tchem.

 Jego reakcja była błyskawiczna.– Nie ruszaj niczego. Już do ciebie jadę –

odrzekł natychmiast twardym głosem.

Rozłączyłam się. Wypuściłam ze świstempowietrze. Poczułam ulgę, że zaraz tu będzie.Stanęłam przy oknie. Było popołudnie, ale

eszcze mrok nie zafarbował na czarnootoczenia. Wszystkie rośliny w ogrodzietrwały w bezruchu, jakby w jakiejś gotowości.Lecz nagle leżące na ziemi pojedyncze liściezawirowały gwałtownie wprawione przez cośw ruch. Wpadły w niewidzialny wir i kręciły sięenergicznie wokół własnej osi. Wznosiły sięi opadały, zwiększając tempo i trwając w tymswoistym tańcu. Komórka wyślizgnęła mi sięz ręki i upadła na podłogę. Schyliłam się po

nią, a gdy wróciłam wzrokiem do ogrodu,wszystko stało w miejscu. Panowałaniezmącona cisza i spokój. Nic ani nie drgnęło.

*

Page 214: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 214/322

Rozmawialiśmy na dole w salonie. Marcelprzyjechał bardzo szybko. Wpadł jak burza dośrodka i upewniwszy się, że nic mi nie jest,poprosił, żebym zeszła na dół. Na schodachminęłam się z dwoma innymi policjantami,którzy przybyli wraz z nim. Nie mieli na sobiemundurów.

Usiadłam na sofie i czekałam. Przyszedł domnie po kilkunastu minutach. Najpierw posłał

mi ciepłe, a zaraz potem pytające spojrzenie.Opowiedziałam mu wszystko powolii dokładnie, od chwili gdy tylko wyjechałam zeSłowacji. Wspomniałam też o incydencie, którymiał miejsce w pokoju hotelowym. Słuchałuważnie, zadawał pytania, coś notował. W tymczasie ludzie, którzy z nim przybyli,gruntownie przeczesywali mój pokójw poszukiwaniu jakichś śladów, punktuzaczepienia. Po jakimś czasie zeszli na dółi odwołali Marcela na bok. Nie słyszałam,o czym rozmawiali, ale zaraz jeden z nichzwrócił się do mnie:

– Możemy rozejrzeć się po domu?Skinęłam głową na znak, że się zgadzam.Bardzo chciałam dowiedzieć się, o co w tymwszystkim chodzi. Kto i po co włamał się domojego domu, a wcześniej do pokojuhotelowego.

Page 215: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 215/322

– To nie było standardowe włamanie. –Marcel usiadł obok mnie. – Ktoś ewidentnieszukał u ciebie czegoś konkretnego, przyszedłpo to coś.

– To bez sensu – powiedziałamz przekonaniem.

– Zastanów się jeszcze raz – poprosiłz naciskiem.

– Myślałam już o tym setki razy

i naprawdę nie mam zielonego pojęcia, o cochodzi. To absurdalne, nielogiczne.Milczał przez chwilę, myśląc intensywnie.– Osoba, która to zrobiła, albo znała twoje

hasło do komputera i kod zabezpieczenia, alboest świetnym informatykiem.

– Już ci mówiłam, że hasła nie zna nikt,a kod tylko Emilia.

– W takim razie zostaje nam druga opcja.Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.– Postawię pod domem patrol, a ty

zmienisz kod i… – usiadł znów przy mnie –musisz być teraz szczególnie ostrożna.

– Czy wyglądam na bohaterkę jakiegoścholernego kryminału? – wybuchłam.– Nie – odpowiedział. – Chociaż właściwie

gwiazda filmowa, czemu nie? – przeszedł naweselszy ton.

Wiedziałam, że chce mnie teraz jakoś

Page 216: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 216/322

rozluźnić, rozweselić, rozładować te trudnechwile.

– Obiecaj, że będziesz na siebie uważać.eśli cokolwiek, nawet jakiś drobiazg, cię

zaniepokoi, natychmiast dzwoń do mnie.O każdej porze. Będę miał telefon cały czasprzy sobie. – Jego głos brzmiał poważniei stanowczo.

Nie odzywałam się, tylko tępo patrzyłam

przed siebie, na przeciwległą ścianę pokoju.– Obiecaj mi to – powtórzył łagodnie, leczgłośno, tak że niemal się wzdrygnęłam.

Przeniosłam na niego wzrok. Miał czułe,ciepłe spojrzenie.

– Jesteś zarozumiały, pewny siebie i masztupet. Chcesz, żebym to ja do ciebie dzwoniła?Zazwyczaj bywa chyba odwrotnie. Tomężczyzna dzwoni do kobiety. – W moim głosiezabrzmiał weselszy ton.

Zauważyłam, że ucieszył się, że próbujędowcipkować, a co za tym idzie, że chociażczęściowego się rozluźniłam, złapałam oddech

i nabierałam dystansu do tego wszystkiego.Znów stawałam się sobą. Wracałam do dawnejpostaci.

– Zrób dla mnie wyjątek. – Przybliżył siędo mnie i teraz dzieliło nas nie więcej niż półmetra.

Page 217: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 217/322

Page 218: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 218/322

Zanim odszedł, rzucił mi jeszcze wymownespojrzenie. Zabójcze spojrzenie.

*

Do późnego wieczoru mój dom, niektóresprzęty i urządzenia zostały sprawdzonei prześwietlone z największą starannością.Pracowało nad tym wszystkim kilka osób naczele z Marcelem. Kiedy wyszli, niestety wrazz nim, potwornie zmęczona posprzątałampowierzchownie swój pokój, wzięłam prysznic,zjadłam paczkę krakersów, jabłko,sprawdziłam jeszcze raz cały dom i padłam nałóżko. Nie miałam siły, by nawet przez chwilępomyśleć. Zasnęłam od razu.

Obudził mnie nagle dźwięk mojej komórki.Przetarłam oczy, zaświeciłam lampkę nocnąi dopiero wtedy spojrzałam na rozświetlonyekran.

– To ja miałam do ciebie zadzwonić –powiedziałam zaspanym głosem, choć dreszczradości, że dzwoni, natychmiast mnierozbudził i orzeźwił.

Usłyszałam, jak się śmieje. Zamknęłamoczy i wsłuchałam się w jego czyste, pięknebrzmienie.

– Obudziłem cię – bardziej stwierdził, niż

Page 219: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 219/322

zapytał.– Nie pierwszy raz. Właściwie już się

przyzwyczaiłam.– Do mnie? – powiedział niewinnie.– Do tego, że wyrywasz mnie z objęć snu.– Mam być zazdrosny?Zelektryzowało mnie jego pytanie.

Uśmiechnęłam się pod nosem.– Przejdźmy do następnego punktu.

Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie? –wykręciłam się od odpowiedzi.– Musiałem sprawdzić, czy wszystko jest

w porządku – odrzekł z troską w głosie.– Wszystko jest w porządku –

wyrecytowałam, czując nagły przypływczułości.

– W takim razie dobranoc, Nadia, śpijdobrze i… – zrobił celowo przerwę – żadnychobjęć z nikim – znów przerwa – poza mną.

Zrobiło mi się gorąco.– Dobranoc – odpowiedziałam nieco

drżącym głosem i zaraz dodałam jeszcze: –

Tylko nie dzwoń przed szóstą.Roześmiał się.– Okej, zadzwonię pięć po. Kolorowych

snów.Rozłączyłam się, lecz nie odłożyłam

telefonu. Trzymałam go w dłoni, jakby był

Page 220: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 220/322

najcenniejszym skarbem, ale tylko i wyłącznieprzez to, że dzięki niemu mogłam go usłyszeć.Że stanowił narzędzie przekazu pomiędzynami. Wpatrywałam się w ekran, gdzie przedchwilą wyświetlało się jego imię. Znówpoczułam to ciepło, które nie tylkorozgrzewało, ale dodawało otuchy i nadziei,napawało optymizmem. Mimo budzącejniepokój, lęk i złość sytuacji, w której się

znalazłam, poczułam naraz przypływszczęścia. Tak, miałam szczęście, choćby niewiem, co za chwilę miało się stać. To, że gospotkałam, te uczucia i emocje były ponadwszystkim, wykraczały poza wszystko,przyćmiewały nawet zło i strach. Tak, miałamszczęście, że spotkało mnie to, co nieprzytrafia się każdemu.

Pełna spokoju, z komórką w ręceprzyłożyłam głowę do poduszki. To szczęścieunicestwiło w tej chwili lęk i złość, tak jak dobro zwycięża zło. Nie tylko w bajkach.

*Cały następny dzień na przemian rozmyślałamo tym, co się stało, i przeciwnie, starałam sięo tym nie myśleć. Przy wtórze piosenek z radia, które puściłam niemal na cały

Page 221: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 221/322

regulator, uporządkowałam idealnie nie tylkoswój pokój, ale cały dom. Jednak jedna myślciągle nie dawała mi spokoju, powracałai pukała nieustannie do mojej głowy. Czego tenktoś u mnie szukał? Co takiego mogłamposiadać? Jakim cudem jestem w ogóleuwikłana w tę absurdalną sytuację? A możew tym wszystkim jest jakiś głęboko ukrytysens? Ale jaki?

Oczywiście rozważałam różne możliwości,łącznie z przypadkiem i zbiegiem okoliczności.Klient biura podróży lub konkurencja niewchodziły raczej w grę. Jakiś dewiant, cichy,ale pokręcony wielbiciel, stuknięty adorator –bez przesady. Skomplikowana intryga, zawiłyspisek też były raczej wykluczone. Byłam więcbezsilna, nie przychodziło mi do głowy żadneracjonalne wytłumaczenie. I to doprowadzałomnie do wściekłości.

*

W końcu około południa ubrałam się i wyszłamz domu. Postanowiłam iść na piechotę dobiura, z nadzieją, że może świeże powietrzepodsunie mi jakąś nową myśl, podpowierozwiązanie tej cholernej zagadki. Szłamwolnym krokiem, nie czując zimna, które

Page 222: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 222/322

ednak uparcie dobijało się do mojej grubej,puchowej kurtki, chcąc przeniknąć do środka.Zachmurzenie nie było duże, a przezniewielkie, rzadkie chmury prześwitywałoniczym przez tiul słońce. Gdy mijałam dom Oli,aż ścisnęło mi się serce. Stanęłam przedbramką. Tą samą, przez którą wtedyprzeszłam. Od tamtej pory jej nieprzekroczyłam. Nagły, przejmujący smutek 

i ból przeorały moją duszę, ale zacisnęłamzęby i poszłam dalej. Po kilku krokach wyjęłamtelefon komórkowy i z ociąganiem wyszukałamw kontaktach znajomy numer. Po kilkusygnałach w słuchawce rozległ się głos, którytak dobrze znałam, ale teraz brzmiał żałośnie,smutno i posępnie, ale nie wrogo:

– Witaj, Nadia.Oczy zaszły mi łzami. Przez moment nie

mogłam wydusić z siebie słowa, ale w końcusię odezwałam. Cicho i jakby z bojaźnią.

– Dzień dobry. Dzwonię, żeby… – Znówodjęło mi mowę i wypuściłam głośno

powietrze.– Dziękuję, że dzwonisz – przyszła miw sukurs mama Aleksandry, a w jej toniebrzmiało znajome ciepło i życzliwość.

– Chciałam tylko powiedzieć, że jestemzawsze do państwa dyspozycji. Jeśli tylko

Page 223: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 223/322

mogłabym jakoś pomóc, w jakiejkolwiek sprawie, to proszę tylko dać znak.

– Wiem, wiem – ledwo dała mi dokończyć –i dziękuję. Zawsze byłaś nam bardzo bliskai nadal jesteś. Tak już zostanie. – Czułe nutyw jej głosie poruszyły mnie do głębi.

Nagle poczułam wstyd, że do tej pory ichnie odwiedziłam. Ale nie dałam rady, nie byłamw stanie. Teraz jeszcze wciąż sobie tego nie

wyobrażałam. Chciałam jednak, by wiedzieli,że jestem tuż obok, na jedno skinienie dłoni,zawsze w gotowości. Miałam nadzieję, żemieli tego świadomość, czuli to.

– Mamy problem z Wiktorem – odezwałasię znów pani Fikko zgnębionym,zrezygnowanym głosem. – Dzieje się z nim cośbardzo niedobrego i czuję, że to nie tylkoprzez… – urwała w połowie zdania, ale zarazdokończyła cicho – Olę.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więcmilczałam i czekałam, aż dalej zacznie mówić.

– Jest załamany i zrozpaczony – to

zrozumiałe, ale oprócz tego dostrzegamw jego oczach jakiś inny, dziwny, obcy wyraz.Tak jakby ktoś wyrządził mu wielką krzywdę,zniszczył w nim coś, czego nie umiem nazwać.

– Była pani z nim u psychologa? –zapytałam.

Page 224: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 224/322

– Tak, chodzimy regularnie, ale to nic niepomaga.

– Może potrzeba więcej czasu –powiedziałam cicho.

– Pewnie tak – westchnęła z rezygnacją. – A co u ciebie, wyjeżdżałaś gdzieś ostatnio?Mika cię poszukiwała.

Zdziwiłam się. Przecież miała mój telefoni do tej pory zawsze dzwoniła, kiedy tylko

miała jakąś sprawę. Ale od dobrego tygodnianie dostałam od niej żadnej wiadomości.– Byłam na Słowacji – powiedziałam

ostrożnie. – A skąd pani wie, że mnie szukała?– Nie, nic takiego. Po prostu widziałam ją

raz czy dwa w okolicy waszego domu.„Dziwne – pomyślałam, ale nie chciałam

dłużej drążyć tematu. – Gdyby chodziło o cośważnego, na pewno by zadzwoniła”.

– Proszę pozdrowić ode mnie Wiktorai męża.

– Dziękuję. Trzymaj się, Nadia, i uściskajode mnie Emilię. Kiedy wraca?

– Nie tak prędko. Za jakieś kilkanaściedni, ale prawie codziennie dzwoni, więcprzekażę jej uściski, na pewno się ucieszy.

 A pani niech pamięta, że jestem obok, o każdejporze dnia i nocy.

– Pamiętam i jeszcze raz dziękuję.

Page 225: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 225/322

– Do widzenia – pożegnałam się.– Do widzenia – odpowiedziała smutno.Schowałam komórkę do kieszeni. Byłam

wstrząśnięta tą rozmową. Niezagojona ranapo stracie Oli znów zaczęła krwawić. Nawetnie wiem, jak i kiedy doszłam do VIA.

*

Zebrałam się w sobie, bo miałam załatwićw biurze kilka ważnych spraw.Zatelefonowałam w parę miejsc, wysłałamdokumenty, przesiedziałam przy komputerzecałe popołudnie. Mamy bardzo kompetentnepracowniczki, ale ja wolę niektóre rzeczyzałatwiać osobiście. Po prostu lubię to robić.

Kiedy wychodziłam, na zewnątrz panowałauż prawie całkowita ciemność. Nagleprzypomniałam sobie o czymś i zawróciłam dobiura. Ewa uśmiechnęła się zza biurka.

– Skleroza? – zapytała wesoło.– Też, ale nie tym razem. – Starałam się

robić wrażenie rozluźnionej. – Czy w ostatnichdniach nie stało się coś dziwnego,nietypowego? Chodzi mi o biuro. – Zaczęłamsię trochę plątać, ale to przez to, że niechciałam jej wystraszyć.

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem

Page 226: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 226/322

i potrząsnęła przecząco głową.– Wszystko jest w idealnym porządku. Nie

było żadnych incydentów – powiedziała, alezauważyłam, że trochę się zdenerwowała. –Dlaczego pytasz, jeśli oczywiście mogęwiedzieć?

Machnęłam lekceważąco ręką i z miejscapalnęłam:

– No wiesz, konkurencja nie śpi.

Mam nadzieję, że mój uśmiech nie wypadłsztucznie. Pomachałam jej ręką i wyszłamw gęstniejący mrok.

*

Maszerowałam dość szybkim krokiem, myśląc

z irytacją, że niczego się nie dowiedziałam.Nie natrafiłam na nic nowego i odkrywczego,nie znalazłam jakiegokolwiek szczegółu, którymógłby mieć związek ze sprawą. Ta niewiedzabudziła we mnie złość. Fakt, że ktośbezczelnie włamuje się do mojego azylu, i todwukrotnie, a ja w tej kwestii jestembezradna, powodował, że wprost trzęsłam sięz wściekłości. Nie zważałam na śnieg, któryzalegał gdzieniegdzie i tworzył małeszarobiałe pagórki. Nawet kilka razyz premedytacją weszłam w sam środek tej

Page 227: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 227/322

brudnej przynajmniej z samego wierzchu brei.Po drodze mijałam niewiele osób, chociaż niebyło jeszcze późno. Pewnie pogoda wygnałaich do domu, albo przeciwnie, nie pozwalała imz niego wyjść. Latarnie paliły się po obustronach ulicy, ale zaraz weszłam w zaułek,gdzie nie świeciło się żadne światło. Wybrałamdrogę na skróty. Otoczyła mnie nagleciemność, lecz nie na tyle czarna i smolista,

bym nie mogła dojrzeć wyciągniętej przedsiebie ręki. Nawet nie pomyślałam o strachu,bo moje myśli wciąć krążyły wokół włamaniai były zajęte próbą rozwiązywania tej zagadki.ak na razie te próby były całkowicie

bezskuteczne i spełzały na niczym.Nagle jednak, dosłownie w okamgnieniu

ogarnął mnie bliżej nieokreślony lęk. Zakradłsię do mnie podstępnie jak złodziej. Znowuzłodziej. Choć z mojego domu ani pokojuhotelowego nic nie zginęło, myślałam częstoo osobie, która tam buszowała, właśnie jak o złodzieju.

Przystanęłam w miejscu i rozejrzałam sięna boki. Zatoczyłam krąg wokół własnej osi.Nie dostrzegłam niczego niepokojącego, nicpodejrzanego nie czaiło się w mroku.Przynajmniej niczego takiego nie dostrzegłam.Moje oczy przyzwyczaiły się do panującej

Page 228: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 228/322

ciemności, więc widziałam wszystko całkiemdobrze. Drzewa i krzewy, ławki, zarysbudynków i jaśniejszą wstęgę uliczki pokrytejśniegiem. A jednak strach niewiadomegopochodzenia trwał wiernie przy mnie i animyślał się ruszyć. Próbowałam go najpierwzidentyfikować, a potem odpędzić. Nie udałomi się ani jedno, ani drugie. Ostrożnie więcruszyłam z miejsca i poszłam do przodu.

„Może to sceneria tego miejsca tak na mniewpływa” – pomyślałam, by dodać sobie otuchy. A na dodatek sytuacja, w której ostatnio sięznalazłam, sprzyja zdecydowanie temu, bypoczuć się osaczonym i wystraszonym. Idącednak wzdłuż żywopłotu, odniosłam wrażenie,że ktoś za mną podąża. Właśnie! To było to.Wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Toz tego powodu powstał ten lęk, którego do tejpory nie mogłam nazwać. Gdybym byłamatematykiem, to wyliczyłabym, że mój strachspotęgował się i pomnożył, podniósł dokwadratu. Gdybym była fizykiem, to

rzekłabym, że z prędkością światła stawał sięcoraz większy i spalał mnie od środka niczymgorący meteor. Gdybym była kucharzem, topowiedziałabym, że stawał się podwójnąporcją i wielką chochlą wciąż serwował midokładkę.

Page 229: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 229/322

Nie jestem matematykiem, fizykiem anikucharzem, więc powiem wam po prostu, żebyłam śmiertelnie, coraz bardziejwystraszona. Serce waliło mi tak mocno, iżmiałam wrażenie, że zagłusza wszystkie innedźwięki, które mogłyby mnie ostrzec,oświecić, a może nawet uratować.Uświadomiłam sobie nagle, że w ostatnimczasie już po raz drugi znalazłam się w takim

położeniu. Kilka tygodni temu, gdy wracałamnocą pieszo z lokalu, w którymniespodziewanie spotkałam Marcela,wydawało mi się, że ktoś za mną idzie, czai sięgdzieś w pobliżu. Teraz sytuacja siępowtórzyła. „A może jednak wpadamw paranoję – myślałam gorączkowo – mamakieś zwidy, omamy, halucynacje?” Ale gdytylko to pomyślałam, zaraz wyraźny ruch zamną po lewej stronie rozwiał mojewątpliwości. Odniosłam nagle silne wrażenie,że ktoś wpatruje się w moje plecy. Zaschło miw ustach. Jakoś nie bardzo spieszyło mi się,

żeby się odwrócić i być może stanąć twarząw twarz z niebezpieczeństwem, złemw czystej postaci. Zaczynałam panikować i towcale mi się nie podobało. Nie znoszę nie miećkontroli nad sobą, więc do mojego strachudołączyły nieśmiało bunt i złość. Byłam

Page 230: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 230/322

wściekła na siebie, że po raz drugiwpakowałam się w taką sytuację na własneżyczenie, być może narażając się naniebezpieczeństwo. Nie wchodziło w grę, byw tym miejscu i tym momencie miało mi sięstać coś złego. Nie teraz, gdy moje życiezaczynało nabierać rumieńcówo intensywności większej niż włączoneczerwone światło stop na pasach dla pieszych.

Odrobinę pewniejsza siebie gwałtownieodwróciłam się. Serce niemal wyskoczyło miz piersi. Otworzyłam oczy, nawetnieświadoma, że sekundę wcześniej jezamknęłam.

Nikt nie stał przede mną. Po bokach teżnikogo nie było. Otaczała mnie cisza. Ale byłanienaturalna i sztuczna, budząca lęk i podejrzliwość. Cisza przed burzą. Cisza,świadcząca o wstrzymaniu przez kogośoddechu, przez kogoś, kto trwaw przyczajeniu, by za moment zaatakować,zadać cios. Choć nie zauważyłam nikogo,

wyczuwałam grozę, choć była bezwonna,niewidzialna, pozbawiona kształtu. Niepodobało mi się to. Coś złego pozostawałow ukryciu, czyhało, a może już podchodziłoi skradało się do mnie. Nagle gwałtowniei brutalnie wdarł mi się w uszy potężny łoskot.

Page 231: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 231/322

Zaczerpnęłam haust powietrza, niemal się nimzakrztuszając. Oczy zaszły mi łzami.Przerażający dźwięk zbliżał się w moimkierunku. Zachodził mnie od tyłu. Brzmiał jak upiorny śmiech wydobywający się z żelaznegogardła, wibrował, zahaczając o zębyz metalowych drutów i śrub. Jeszcze momenti otrze się o mnie. W ostatniej chwiliodskoczyłam i odwróciłam się w stronę hałasu.

Stanęłam prosto, z podniesioną głowąi nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami.Zobaczyłam to. I poczułam ulgę. Ale tylko nachwilę.

Przeraźliwy odgłos pochodził z wielkiegokawałka metalu, który posuwany przezpodmuch wiatru nieuchronnie zbliżał się domnie, wydając piskliwy, dźwięczący, świdrującyhałas. Był nieokreślonego kształtu, ale niestanowił żadnego zagrożenia.W przeciwieństwie do tego, co stało tuż zanim.

*Człowiek. Bez wątpienia. Dorosły, szczupłyi wysoki. Bez twarzy. Tyle zdołałamzarejestrować. Musiał coś mieć na twarzy.Może jakąś maskę, może kominiarkę? Nie

Page 232: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 232/322

wiem. Szok spowodował, że nie dałam radytego określić. Widziałam tylko, że nie matwarzy. Miał głowę. Ale bez żadnych rysów.ego postać wywarła na mnie kolosalne

wrażenie. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnętego widoku. Być może tak właśnie wyglądałowcielenie czystego, krystalicznego zła.Wyglądał jak czarna mara z koszmarnego snu.Spowity mrokiem i ciemnością, wtopiony w tło.

Nieodznaczający się niczym na czarnej tarczynocy. Niczym poza jednym.Coś błyszczało wyraźnie na wysokości

ego uda. Połyskiwało, dając ledwie widocznycień na ścianie ciemnego budynku. Trzymał tow ręce. Zmienił nagle kąt położenia i zaświeciłw oczy niczym latarką. Ale to nie była latarka.Niestety. Ani żadne inne urządzenie na bateriedające smugę ostrego światła. To połyskiwałometaliczną, srebrzystą poświatą.

To był nóż.Do ryb albo mięsa. Ale w każdym razie

nóż. Z całą pewnością.

Gdy tylko to sobie uświadomiłam, żelastwotoczone po ziemi przez wiatr przeturlało siętuż obok mnie, o mały włos nie zahaczająco moją nogę. Ale to nie było ważne. Ważnebyło żelastwo numer dwa. Sto razy bardziejniebezpieczne, bo trzymane w ludzkiej dłoni.

Page 233: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 233/322

Zanim przybliżyło się do mnie o pół kroku,wyprzedził je galopujący niczym wyścigowykoń wiatr. Uderzył we mnie z taką siłą, żecofnęłam się o kilka kroków. Nie miałampojęcia, po czyjej jest stronie. Nie wiedziałam,czy chce mnie przewrócić, czy raczejpopchnąć do ucieczki. Ale zanim zdążyłam torozważyć, usłyszałam z tyłu jakiś dźwięk i zobaczyłam łunę światła, która wdarła się

naraz do ciemnej uliczki. Natychmiastspojrzałam za siebie. Jakiś samochód zbliżał się powoli w moim,

w naszym kierunku. Ulga, której narazdoznałam niemal zwaliła mnie z nóg. Poczułamzawrót głowy. Błyskawicznie jednak odwróciłam się z powrotem i popatrzyłamprzed siebie, tam gdzie stała czarna postać.

 Ale jej już nie było. Uciekła, schowała się,a może rozmyła w czarnym pomroku.

Egzekucja została odwołana. Przesunięta?

*

Gdy taksówka podjechała pod mój dom,zauważyłam nieopodal radiowózz wyłączonymi światłami. Poczułam sięzdecydowanie raźniej i bezpieczniej.Zapłaciłam i wysiadłam z samochodu.

Page 234: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 234/322

Otwierając drzwi i odblokowując alarm,zastanawiałam się, co zrobić. Wydarzeniesprzed kilkunastu minut nie mogło byćprzypadkiem. Takie zbiegi okoliczności nieistnieją. Weszłam do środka i zamknęłamdokładnie drzwi. Zaświeciłam światła niemalw całym domu i sprawdziłam okna. Terazdopiero odetchnęłam pełną piersią. Nalałamdo kubka wody mineralnej i wypiłam łapczywie

wszystko naraz. Moje ściśnięte, wysuszonegardło momentalnie się rozsznurowało.Zrobiłam sobie grzankę. Zajrzałam do jejgorącego wnętrza. Ze środka wyszczerzyła siędo mnie paszcza piranii, kłapnęły kłyz roztopionego sera, który wczepił się w obiekromki. Przywarł jak klej do kartki, jak przeżuta guma do spodni. Zmiażdżyłam grubąrybę w ustach z nieukrywaną satysfakcją. Jak dobrze i zdrowo wyobrazić sobie, że maszwładzę, kontrolujesz wszystko, jesteś silnai wielka, możesz wszystko.

Postanowiłam, że nie będę dzwonić do

Marcela, a wszystko opowiem mu jutro.Byliśmy umówieni na kolację o szóstej. „Jeślidoczekam” – dopadł mnie nagle czarny humor.

Page 235: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 235/322

Rozdział XIV

Całą noc spałam niespokojnie, przyzaświeconym świetle, budząc się kilkakrotniew środku nocy. Nic więc dziwnego, że rano niewyglądałam najlepiej. Miałam podkrążoneoczy i obolałe mięśnie. Być może wczoraj,stojąc oko w oko z czarną postacią, byłamnapięta i naprężona do tego stopnia, że zrobiłymi się zakwasy. To był naprawdę ekstremalnytrening.

Żeby się odprężyć, zregenerować

i zwyczajnie upiększyć, postanowiłam, żezaszaleję i spędzę kilka godzin w SPA.Należało mi się to po wczorajszychprzeżyciach. Zadzwoniłam więc do salonu,którego właścicielkę znałam, i uprosiłam, żebywcisnęli mnie dziś na dwunastą.

*

Kilka minut przed południem oddałam sięw ręce wykwalifikowanej kosmetyczki.Uwielbiam to, oczywiście od czasu do czasu.

Page 236: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 236/322

Ten salon to dla mnie planeta zamieszkiwanaprzez niezwykłe specyfiki, które wchodząw cudowne relacje z moimi zmysłami i ciałem.Dysponują wielką mocą, oddziałują na mniesugestywnie, a ich zapach niejednokrotnieurzeka mnie i zachwyca. Panująca tamatmosfera, osobliwy duch i w pewnym sensiemagiczny nastrój wpływają pozytywniei kojąco na moje wnętrze, co z całą pewnością

odbija się na zewnątrz. Przez oknoumieszczone w suficie widzę niebo, które makolor moich dżinsów, i wielką chmurę. W tymmiejscu i w momencie, gdy byłam smarowanaszorstkim pilingiem, pomyślałam, że ta chmuraprzesadza z kaloriami i nie używa kremuwyszczuplającego – jest wielka i opasła. Czujękokos, a za chwilę wanilię z pomarańczą, choćnie jestem w cukierni. Ale tu po prostu tak est: miło, przyjemnie, relaksująco, pachnącoi słodko. Nieco inaczej niż w moim obecnymżyciu. Chociaż akurat słowo „słodko” jestniezwykle trafne i adekwatne w stosunku do

Marcela i chwil, jakie z nim spędziłam.Wyszłam z salonu po trzech godzinachi miałam wrażenie, że właśnie odbyłamswoisty trening relaksacyjny, seansterapeutyczny. W każdym razie czułam sięzdecydowanie lepiej. Ale i tak wiedziałam, że

Page 237: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 237/322

„jeszcze lepiej” jest przede mną.

*

Lokal był niezwykle przyjemny i przytulny. Niebyłam w nim wcześniej. Gustownie łączył stylnowoczesny z rustykalnym, był nastrojowy,romantyczny i w jakimś sensie nostalgiczny.Na ścianach gdzieniegdzie wisiały wielkiewianki uplecione z suszonej lawendyi przewiązane fioletowymi wstążkami.W jednej części stały piękne, delikatneżakardowe meble. Na stołach i parapetachstały duże, przeźroczyste naczynia wypełnionepo brzegi ziarenkami kawy, muszelkamiz kolorowym piaskiem, szyszkami oraz

płatkami kwiatów i ziół. W niektórychmiejscach ustawiono zasuszone kule hortensjii duże figury aniołów. To miejsce miało klimati atmosferę, ale nie zwracałam na to uwagi.Byłam spięta, zdenerwowana i pełna obaw.Marcel natychmiast to zauważył.

– Mów, co się dzieje, Nadia. – Jego głoszabrzmiał łagodnie, ale czujnie i stanowczo. –Tylko nie kręć, bo mam nosa i dobre oczy.

Zwróciłam uwagę, że nie była to formapytania. On od razu zobaczył, że coś jest nietak, i po prostu to stwierdził. Nie było sensu

Page 238: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 238/322

udawać. I tak dzisiaj musiałabym mu o tympowiedzieć. Uciekłam spojrzeniem na stół.Serweta była piękna, haftowana w subtelnewzory muśnięte złotą nicią na beżowym tle.Od razu przyszła mi na myśl kawa z mlekiem.

– Wczoraj wieczorem – zaczęłamniechętnie – kiedy wracałam z biura, miałam…– zamilkłam, nie wiedząc, jak nazwać tenincydent – miałam pewną przygodę –

dokończyłam.Twarz mu stężała. Zauważyłam, żezacisnął ręce w pięści. Zdałam sobie sprawę,że to nie jest tylko zwykła troska o drugiegoczłowieka. Jemu naprawdę na mnie zależało,bał się o mnie i martwił. Teraz byłam tegopewna. Wyczytałam to z jego twarzy.Świadomość tego poruszyła mnie do głębi,rozczuliła, niemal wzruszyła. Musiałam tozrobić. Nawet nie próbowałam analizować,czy to przyniesie dobry skutek, tylko po prostuto zrobiłam. Pochyliłam się do przodu, oparłamłokieć na stole i dotknęłam dłonią jego twarzy.

Miał gładką, ciepłą, przyjemną w dotykuskórę. Pogłaskałam go po policzku. Widziałam,że był zaskoczony, bo wcześniej raczejwzbraniałam się przed takim bezpośrednimkontaktem, ale wyraźnie mu się to podobało.Mój dotyk musiał sprawić mu przyjemność. To

Page 239: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 239/322

Page 240: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 240/322

znaczenia, odeszło w zapomnienie. Chciałam,żebyśmy teraz wstali od stolika, wyszli stąd,trzymając się za ręce, pojechali do mnie albodo niego i wyrzucili ze świadomości cały świat.

 Ale to oczywiście nie było takie proste. Z wieluwzględów i powodów. Musiałam włączyćSTOP. Odetchnęłam głęboko, a możewestchnęłam rozczarowana, jakby ktośwłaśnie wybudził mnie z najpiękniejszego snu.

Delikatnie wyswobodziłam rękę z boskiejuwięzi złożonej z jego policzka i dłoni, choćwszystko we mnie protestowało przeciw temu.Przeniosłam szybko wzrok w inną stronę,gdzieś w bok. Czekał cierpliwie, nie ponaglałmnie, nie naciskał. Był wyrozumiały, elegancki,pełen ciepła i czułości. Poruszał do głębi mojąduszę. To, że jego zewnętrzny wygląd mniefascynował, było oczywiste. Ale jegoosobowość, charakter, sposób bycia,zachowanie, które dopiero teraz poznawałam,było równie pociągające, takie, jakie tylkomogłabym sobie wymarzyć, zgodne z moimi

oczekiwaniami.Byłam w nim zakochana. Teraz już nazabój. Mówię to z pełną świadomością.Oczywiście mnie to przerażało, leczi zachwycało, cieszyło zarazem. Mojafascynacja nim była prawdziwa i wielka –

Page 241: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 241/322

zdałam sobie z tego sprawę, siedząc w tymmomencie naprzeciw niego. Czułam jegoenergię i żar, nawet bez patrzenia mu w oczy.Wystarczyło, że był blisko, obok mnie,w zasięgu wzroku.

– Marcel – przemówiłam w końcu nagranicy słyszalności.

Czekał spokojnie, uważnie mnieobserwując. Chciałam powiedzieć coś innego,

ale nie mogłam. Musiałam się skupić napowrocie do niezbyt odległej przeszłości. Dodnia wczorajszego i wieczoru, który kto wieak mógłby się zakończyć, gdyby nieprzypadkowo przejeżdżający samochód.

– No dobra – zebrałam się w sobie. –Wczoraj wieczorem wracałam na piechotęz biura do domu. Poszłam na skróty. Ktoś mnieśledził. Chyba. Widziałam człowieka ubranegona czarno. Miał w ręce nóż. Patrzył wprost namnie – wyrzuciłam to z siebie niemal jednymtchem.

Nie widziałam wyrazu twarzy Marcela, bo

gdy to mówiłam, nie patrzyłam na niego.Kątem oka zauważyłam jednak, że walnąłpięścią w stół tak mocno, że aż kilka szyszek wyleciało ze szklanego wazonu. Wiedziałam,że jest wzburzony, wściekły i bardzozdenerwowany.

Page 242: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 242/322

– Gdzie to było? – Jego głos zabrzmiałtwardo i stanowczo.

– W okolicy Topazowej – odparłam bezmrugnięcia okiem.

– O której?– Około dziewiętnastej.– Widziałaś jego twarz? – Zaakcentował

silnie to pytanie.– Nie. Miał coś na głowie, było ciemno.

Bębnił palcami o blat, a potem znówrąbnął ręką w stół.– Nadia, do jasnej cholery! – wybuchnął. –

Dlaczego wczoraj natychmiast do mnie niezadzwoniłaś?

Nie byłam zaskoczona jego reakcją. Miałcałkowitą rację. Rzeczywiście powinnam byłaniezwłocznie się z nim skontaktować. Alesytuacja zaczęła mnie po prostu przerastać.Śmierć Aleksandry, poznanie Marcela, tewłamania, dziwne wydarzenia – to wszystkowywoływało niesamowite emocje. Jednak mimo tych okoliczności łagodzących i tak 

należały mi się gorzkie słowa i byłam na nieprzygotowana.– Czy do ciebie w ogóle dociera, na jakie

niebezpieczeństwo się naraziłaś –kontynuował na tyle głośno, że kilka osób przysąsiednich stolikach spojrzało ciekawie

Page 243: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 243/322

w naszą stronę.Nie odzywałam się.– Pomijam, że istniała potencjalna szansa,

że być może złapalibyśmy tego kogoś,a przynajmniej znaleźli jakieś ślady – ciągnąłdalej. – Ale to już nieważne. – Machnąłniedbale ręką. – Najgorsze jest to, co mogłostać się tobie – dokończył cicho.

Nadal milczałam jak zaklęta.

– Popatrz na mnie – poprosił nagle pełnymczułości głosem.Z ociąganiem spełniłam jego prośbę. Od

razu dostrzegłam w jego oczach strach.Strach o mnie.

– Przepraszam – odezwałam się w końcu. –Wiem, że to było głupie i nierozsądne. Niemam nic na swoje usprawiedliwienie.

Zdawał się wcale mnie nie słuchać.– Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię

stracić – powiedział powoli i z namysłem. –I nie wyobrażam sobie również, jak moglibyśmy być razem.

Zamurowało mnie. Zaskoczyło i zabolałoto, co powiedział. Jakby nagle ktoś dał mi kopaprosto w żołądek. Straciłam na chwilę oddech.

– Nie zrozum mnie źle – mówił dalej. –Chcę być z tobą i pragnę ciebie.

Wybuchł pożar. We mnie.

Page 244: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 244/322

– Jestem jednak – kontynuował – sporostarszy i tego właśnie sobie nie wyobrażam.To nie znaczy, że chcę zrezygnować albo sięwycofać – zniżył głos prawie do szeptu. –Teraz zresztą nie dałbym rady, ale nie wiem,ak to wszystko będzie wyglądać.

Odblokowałam się i niemal weszłam muw słowo.

– Jesteś emocjonalnie rozchwianym

tchórzem i myślisz jednostronnie, wedługwłasnego, chorego schematu – wycedziłam,gotując się z wściekłości. – Nie można z góryniczego przesądzać, a w ogóle czy ty słyszałeśkiedykolwiek o spontaniczności? – Z moichoczu chyba sypały się iskry.

Teraz to on nie wydawał się zaskoczonymoją reakcją. Chyba nawet był odrobinęrozbawiony.

– Jesteś równie piękna, kiedy się złościsz –powiedział rozbrajająco, niezrażony moimisłowami. – Wybacz, nie chciałem cięzdenerwować. I tak masz już do tego zbyt

wiele powodów.– Jesteś bardzo łaskawy – powiedziałamironicznie. – Mam ci podziękować?

– Wybaczyć – poprawił.– Zastanowię się – odrzekłam wyniośle.– Posłuchaj, Nadia – powiedział miękko. –

Page 245: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 245/322

Nie chciałem, żeby to wszystko tak zabrzmiało. Lubię cię, podobasz mi się, jesteścholernie pociągająca zarówno… – zastanowiłsię i ogniki zapłonęły mu w oczach – zarównoz zewnątrz, jak i w środku. Nie chcę cięskrzywdzić. Mnie samego to przerosło.Myślałem, że w tym wieku jestem jużuodporniony – znów przerwał – na takierzeczy. Tymczasem czuję się teraz jak 

zadurzony szczeniak. Nawet nie wiesz, jak działasz na mnie.No, teraz to już dolał benzyny do ognia. To

był żywioł. Poczułam, że nawet policzkizaczynają mnie palić. Czułam, że mówiprawdę. Widziałam to czasami w jego oczach.

 Ale jego bezceremonialne wyznaniezaskoczyło mnie w takim samym stopniu, couszczęśliwiło. Dodało skrzydeł.

– Tym razem ci daruję – powiedziałam pokrótkiej chwili zastanowienia, udając, że jegopoprzednie słowa nie zrobiły na mnie żadnegowrażenia. – Ale nie życzę sobie takich tekstów

na przyszłość. – Pogroziłam mu palcemi dodałam tajemniczo: – Nigdy nie wiadomo, coprzyniesie przyszłość.

Pokiwał zgodnie głową i zasalutował.– À propos przyszłości. Aby była ona dla

nas jak najlepsza, musimy teraz uporać się

Page 246: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 246/322

z teraźniejszością, dniem obecnymi wczorajszym.

Musiałam przyznać mu rację. Gównobędzie z przyszłości, jeśli teraz ktoś mniezabije.

– Opowiedz mi wszystko. Jeszcze raz odsamego początku. Powoli i dokładnie.

Gdzieś już to słyszałam.Zastosowałam się do tej prośby.

*

Po szczegółowym zdaniu relacji nie tylkoz wczorajszego dnia, po zadaniu mi dziesiątek pytań Marcel powiedział coś, co mniew pierwszej chwili zszokowało.

– Biorąc pod uwagę wszystkieokoliczności, założyłem pewną hipotezę. Tooczywiście tylko jedna z hipotez. Osoba, którazabiła Aleksandrę, może sądzić, że widziałaśą na miejscu zbrodni albo gdzieś w pobliżu.Teraz chce to ustalić, zweryfikować, a jeśli coświesz, zastraszyć, a nawet… – przerwał.

– Zabić – dokończyłam za niegow osłupieniu.

– Ponadto – dodał – morderca śledzi cię,widzi ze mną, jest więc coraz bardziejzdesperowany, zaniepokojony, gotowy na

Page 247: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 247/322

wszystko.To, co mówił, było możliwe. Trzymało się

kupy.– Dobrze – powiedziałam pewnym głosem.

– Cieszę się z tego.– Co? – zapytał zdziwiony.– Zacznie popełniać błędy, zostawiać ślady,

a wtedy… – zrobiłam celowo pauzę – wtedy gozłapiesz.

Popatrzył mi prosto w oczy.– Naprawdę jesteś niesamowita –powiedział miękko półgłosem, ale zaraz dodałzdecydowanie: – Musimy jeszcze razprześledzić wszystko od samego początku.

Wysiliłam się na żart przed trudnymiwspomnieniami.

– To miała być randka czy przesłuchanie?Oczy mu rozbłysły cudnym światłem.– Najpierw obowiązek, a potem

przyjemność.

*

Przed północą samochód Marcela zaparkowałpod moim domem. Prawie cały wieczórkoncentrowaliśmy się na jednej sprawie. Jegoteoria na temat zabójcy Oli była trafna,logiczna i sensowna. Istniało wielkie

Page 248: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 248/322

prawdopodobieństwo, że tak właśnie mogłobyć. Pytanie tylko: jak daleko posunie sięmorderca? Do czego jeszcze jest zdolny? Naile zdesperowany? Skrajną głupotą byłobyodgrywać bohatera w tej sytuacji. Bałam się,ale nie w towarzystwie Marcela. Przy nimczułam się całkowicie bezpieczna. Cieszyłamsię, że Emilia wyjechała i dzięki temu niemusiała brać udziału w tym wszystkim.

Oczywiście nic jej nie powiedziałam.Rozmawiając z nią przez telefon, udawałam,że wszystko jest w jak najlepszym porządku.Grałam w pozory, byłam beztroska, wesołai wyluzowana.

Chwyciłam za klamkę. Za nic w świecienie chciałam wychodzić z tego samochodui stracić go z zasięgu wzroku, ale nie miałamwyjścia. To znaczy wyjście było, ale niemogłam z niego skorzystać, choć oczywiściebardzo chciałam.

– Dziękuję za miły wieczór – powiedziałamcicho.

– To ja dziękuję – szepnął mi niemal doucha.Zauważyłam, że przysunął się do mnie.

Trzymałam się klamki jak koła ratunkowego.„Jeśli ją puszczę – pomyślałam – to ten wieczórinaczej się zakończy, a lepiej jednak, żeby jego

Page 249: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 249/322

finał był taki, jak wcześniej zaplanowałam.W miarę spokojny i oddzielny, to znaczy jawrócę do domu i on wróci do domu. Ja doswojego, a on do swojego. Tymczasempuszczenie klamki i sekunda zawahania zburzymoje postanowienie. Wtedy albo ja niewysiądę z samochodu, albo wysiądziemyz niego razem. To naturalnie cudownaperspektywa, ale nie teraz. Jeszcze nie teraz.

 A może jednak?” Mój wewnętrzny głosodezwał się we mnie, kusił i podpowiadał, alemu nie uległam. To oczekiwanie było teżcudowne, dlatego też moja ręka wciąż ściskałaklamkę, chociaż zaczęła już cierpnąć.

– Dobranoc – powiedziałam nie swoimgłosem i chyba nie zabrzmiało toprzekonywająco.

Przytrzymał mnie za rękę. Bałam sięspojrzeć na niego. Puls mi przyspieszył,a serce jak zwykle zaczęło wariować.Wydawało mi się, że szyby w samochodzienagle zaparowały. Ścisnęłam klamkę jeszcze

mocniej. Zabolały mnie palce.– Ja już widziałem twój dom – powiedziałgłosem, który przyprawił mnie o ciarki. – A tymojego jeszcze nie. Jutro więc zabieram cię domnie. – To było stwierdzenie, nie pytanie.

Wiedział, że teraz nie zaproszę go do

Page 250: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 250/322

środka, być może też myślał, że tak będzielepiej.

– Dobrze – zgodziłam się szybko, czując,że twarz zaczyna mnie palić.

Musiałam natychmiast wydostać się nazewnątrz. Poczuć chłodne powietrze, którebyć może ostudzi nieco moje płonące wnętrze.

– Przyjadę po ciebie około szesnastej,może być?

„O każdej może być” – pomyślałam.– Około szesnastej może być –powiedziałam i chyba już ostatkiem siłnacisnęłam wrzynającą mi się w ciało klamkę.

Wyszłam w mroźną noc. Żar, któryczułam, kontrastował z zimnem panującym nazewnątrz. Miałam wrażenie, że z gorącejplaży albo sauny wskoczyłam wprost dolodowatej wody. Zadrżałam. Nie zawahałamsię jednak i ruszyłam do domu. Kiedyzamknęłam już drzwi od środka, zobaczyłamprzez okno, że jego samochód ani drgnął. Stałwciąż w tym samym miejscu przed bramą

wjazdową.

Page 251: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 251/322

Page 252: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 252/322

serce. Z uśmiechem na twarzy wycofałam siędo kuchni. Zapewnił mi poczuciebezpieczeństwa, dawał tyle radości, emocji,był spełnieniem marzeń. Czy to wszystkodziało się naprawdę?

Kiedy dwie godziny późniejwyprowadzałam z garażu auto, by pojechać dobiura, samochodu Marcela już nie było. Tozrozumiałe, w końcu nie będzie warował przed

moimi drzwiami w dzień, gdy wszędzie panujeruch, pełno jest ludzi i przejeżdżającychpojazdów.

Natalia i Ewa przywitały mniez uśmiechem. Jak zawsze były w pogodnymnastroju. Bardzo je lubiłam.

– Kawa dla szefa? – zapytała wesoło jednaz nich.

– I rogalik francuski z powidłamiśliwkowymi – roześmiałam się. – I dodałamszybko: – Dzięki, piłam w domu.

Tryskałam energią, byłam w znakomitymhumorze, pełna nadziei i podekscytowana, co

przyniesie dzisiejszy dzień. „A zapowiada sięwspaniale” – pomyślałam i dreszczpodniecenia przebiegł mi po plecach. Niemogłam się już doczekać spotkania z nim.Miałam problem, żeby skoncentrować się napracy, ale w końcu udało mi się załatwić kilka

Page 253: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 253/322

spraw. Wyszłam z VIA około południa,zrobiłam po drodze zakupy i podjechałam poddom. Wyjęłam jeszcze listy ze skrzynki,otworzyłam drzwi i weszłam do środka.Rzuciłam na stół kuchenny stertękorespondencji, kopert, ulotek reklamowychi rozpakowałam zakupy. Zjadłam coś na siłę,bo z wrażenia nie miałam apetytu, i z rozkoszązapaliłam papierosa, siadając na chwilę

w salonie. Chciałam się wyciszyć, uspokoić,rozluźnić, ale na to jednak nie byłonajmniejszych szans. Wręcz przeciwnie. Mojeemocje rosły z minuty na minutę. Ale to byłyniezmiernie miłe i przyjemne odczucia. Takieoczekiwanie było naprawdę czymśwyjątkowym, unikatowym, niezwyklepodniecającym.

*

Robienie się na bóstwo i ślęczenie godzinamiprzed lustrem nie jest w moim stylu, ale gdyMarcel po mnie przyjechał, wyglądałamnaprawdę niczego sobie.

Wsiadłam do czarnego audi i nie zapięłampasów bezpieczeństwa. Kiedy obchodziłsamochód, patrzyłam na niego z nieskrywanąprzyjemnością i rosnącą fascynacją. Miał

Page 254: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 254/322

sprężysty, nieco nonszalancki krok. Pięknąsylwetkę. Wysportowaną i kształtną. Jawniei bezwstydnie odprowadziłam go wzrokiemwprost do miejsca wewnątrz samochodu pomojej lewej stronie. Cholera, nie mogłamprzestać się na niego gapić. Chrzanić pozory,pożerałam go po prostu wzrokiem. Nie odpaliłauta, tylko odwrócił się w moją stronęi uchwycił moje spojrzenie. Dostrzegłam, że

zieleń jego oczu stopniowo przechodziw zmierzch, ciemnieje prawie do ciepłejszarości. Ta wymiana naszych spojrzeń mówiłasama za siebie. Mogłabym tak siedzieć bezkońca w tym samochodzie, nawet gdyby byłominus trzydzieści stopni mrozu, a grzanie niebyłoby włączone. Mogłabym tak siedziećw tym samochodzie, nawet gdyby dach nagleskorodował i odpadł, a z nieba padałbynieprzerwanie śnieg z deszczem. Mogłabymtak siedzieć w tym samochodzie, nawet gdybyzamiast wygodnych siedzeń były rozchwiane,twarde taborety wyłożone gruboziarnistym

papierem ściernym.– Co ty ze mną wyrabiasz, dziewczyno? –powiedział nagle.

Nie zabrzmiało to jak oskarżenie czypytanie, raczej miało formę twierdzącą. Nawszelki wypadek, gdyby to jednak było

Page 255: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 255/322

pytanie, odpowiedziałam, przeciągającz rozmysłem słowa:

– Nie wiem, o czym mówisz.Uśmiechnął się słodko, nie przesunąwszy

ani o milimetr wzroku.– Czyżby? – Zbliżył do mnie twarz, tak że

odległość między nami znacznie sięzmniejszyła.

Poczułam delikatny zapach, który

skojarzył mi się z miętową gumą do żucia,a zaraz potem otulił mnie wyrazisty,ogrzewający akord ambry, kakao, cytrusów,drewna sandałowego. To była pewnie jegowoda toaletowa, niezwykła, gorąca, zmysłowa,o wręcz kulinarnym, apetycznym charakterze.Ten aromatyczny bukiet rozwalił mnie doreszty. Nie wiem, jakim cudem zdołałam sięw ogóle odezwać.

– Widzę wyraźny postęp, nie powiedziałeś„dziewczynka”, lecz dziewczyna.

Znów kilka centymetrów w moją stronę.– A ja chcę wyraźnego postępu w naszej

znajomości.No, teraz to już przesadził. Poczułam, jak rumieniec wpełza mi na twarz. W dodatkuznów parę centymetrów przysunął się domnie.

– W zasadzie nie lubię stać w miejscu

Page 256: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 256/322

i jestem… postępowa – powiedziałam z pauząmiędzy wyrazami.

– Jesteś też szalenie pociągająca.Plus kilka centymetrów bliżej mnie.– Jestem też odporna na tanie

komplementy i oklepane teksty.– A ja nie jestem odporny na ciebie.– To może jakiś lek na odporność, syrop,

tabletka?

Plus kilka centymetrów.– Chcę czegoś innego.– Czego?Plus kilka centymetrów.– Mój błąd, nie czegoś, ale kogoś.– Kogo?Plus kilka centymetrów.– Hmm, właściwie to muszę się

zastanowić.– Jestem postępowa, szalenie pociągająca,

ale niezbyt cierpliwa.Kilka centymetrów.ŁUP! Nagle jakiś przechodzień zahaczył

o lusterko samochodu. Gwałtownieodwróciliśmy się w tę stronę.– Wsadzę go do paki! – warknął Marcel. –

Mam gdzieś lusterko, ale przerywać ludziomw takim momencie.

Roześmiałam się. Zapięłam pasy.

Page 257: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 257/322

Odjechaliśmy.

*

ego mieszkanie znajdowało się na drugimpiętrze nowoczesnego budynku, którywchodził w skład niewielkiego, ogrodzonegokompleksu. Apartamentowiec znajdował siękilkanaście minut jazdy samochodem odcentrum, raczej na obrzeżach miasta,w ustronnym i bardzo przyjemnym miejscu.Zaskoczyło mnie to, chociaż nie wiem, czegosię spodziewałam. Nie znałam tej okolicy, bonie miałam tu nikogo znajomego. Do tej pory.

Mieszkał na przestrzeni grubo ponadpięćdziesiąt metrów, na które składał się duży

przedpokój, kuchnia, salon, sypialnia, a oprócztego sporej wielkości balkon. Było tu jednak ubogo, ale nie w sensie jakości, lecz ilości. Byćmoże niedawno się tutaj wprowadził i dopierozaczął urządzać, a mieszkanie dawałonaprawdę duże możliwości aranżacyjne.Rozglądałam się ciekawie wkoło siebie.Podobało mi się tu, choć od razu dało sięzauważyć, że to mieszkanie kawalera,samotnego mężczyzny, ale i indywidualisty.Widać było brak kobiecej ręki, a co za tymidzie, jakichś bibelotów, kwiatów, dodatków,

Page 258: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 258/322

które ożywiłyby wnętrze i nadały całościprzytulnego charakteru. Było ono niecosurowe, utrzymane raczej w chłodnej tonacji,z prostymi, funkcjonalnymi meblami. Naścianach w przestronnym salonie nie wisiałyżadne obrazy, zdjęcia czy zegar. Tylko w rogupokoju wydzielonym jako miejsce do pracy, nadbiurkiem z komputerem, zamocowana byłapółka, a obok niej ogromna tablica korkowa,

na której wisiały dziesiątki kartek i karteczek w różnych kolorach. Na półce leżaływ nieładzie książki, teczki, segregatory i różneakcesoria biurowe.

Centralna część salonu była pusta, za townęka przy szafie stanowiła doskonałe miejscena ulokowanie kanapy, tak że nie zabierałaprzestrzeni. Dzięki temu został stworzonyzaciszny i bardzo przytulny kąt, w którymmożna było zaszyć się, rozmyślać, prowadzićrozmowy, albo po prostu odpocząć. Właśniesiedziałam w tym miejscu, trochę spiętai zdenerwowana. Przede mną na przeciwległej

ścianie wisiał wielki telewizor plazmowy, a podnim na podłodze stał dekoder i jakieś inneurządzenia.

Słyszałam dochodzące z kuchni odgłosybrzękania naczyń i głośne: „O cholera!”Uśmiechnęłam się z czułością. Właśnie robił

Page 259: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 259/322

mi kawę i zaprotestował, gdy chciałam mupomóc.

– Jesteś moim gościem – powiedział –ważnym gościem. – Spojrzał na mnieroześmianymi oczami.

Czekałam więc na tę kawę, układając sięwygodnie na sofie i ciesząc się tą chwilą.Wreszcie nadeszła. W kubkach. Jeden z nichbył odrobinę wyszczerbiony przy brzegu, ale

podał mi ten drugi – nieskazitelny. Usiadłnaprzeciwko mnie, a ja podwinęłam nogi podsiebie. Upiłam łyk kawy.

– To – przeciągnęłam ostatnią literę,starając się nie krzywić – kawa z mlekiem?

– Taka jak lubisz. Latte – powiedziałz dumą w głosie.

– Jakaś nowa receptura? – bąknęłam,uważając, by się nie zakrztusić.

Spojrzał na mnie ze zdziwieniemi roześmiał się rozbrajająco.

– Nie wiem, czy nowa. To mój debiut.– Gratuluję. – Z trudem udało mi się

zachować powagę.– Nie smakuje ci? – zaniepokoił się.– Ładna dziś pogoda – zmieniłam temat.Wybuchnęliśmy śmiechem. I zgodnie

trwaliśmy w nim dłuższą chwilę.– Jak ją zrobiłeś? – spytałam w końcu

Page 260: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 260/322

z autentycznym zaciekawieniem.– O, to bardzo skomplikowana sprawa. –

Ledwie udawało mu się nie śmiać. – Godzinę,by opowiadać.

– Mam czas – palnęłam bez zastanowienia.– Którego nie będziemy marnować na

omawianie spraw kulinarnych – dokończyłz błyskiem w oku.

Temperatura wzrosła.

– Ale skoro chcesz wiedzieć – podjął temat– to ci powiem, albo jeszcze lepiej – pokażę.Wyszedł do kuchni, a po chwili wrócił ze

zmiętym kawałkiem papierka w ręce.– To przepis? – zapytałam grzecznie.– Ależ skąd – odpowiedział radośnie. – To

ta kawa.Rozprasował na ręce wymiętą saszetkę po

sproszkowanej kawie latte.– Ale nie jestem taki głupi – dodał z dumą

w głosie. – Dolałem do niej mleka z kartonu.Kilka sekund udało mi się jeszcze

zachować powagę. A potem już myślałam, że

umrę ze śmiechu. Przy jego wtórze. Byłamrozbawiona, odprężona, zrelaksowana, naluzie. Odłożyłam na podłogę kubek z mętnąwodą bez smaku i zapachu, która możew jednym procencie przypominała prawdziwąlatte. Marcel przybliżył się do mnie, wziął za

Page 261: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 261/322

Page 262: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 262/322

Page 263: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 263/322

tak było, byłbyś stukniętym, wypaczonymzwyrodnialcem.

– Ale granica jest cienka.– O co ci chodzi?– O to, co zawsze. Jesteś smarkulą, która

zawróciła w głowie starszemu facetowi.– Podać ci koc elektryczny, staruszku?– Gdybyś była tak dobra, moje dziecko.– A miało być tak miło. Bez tego tematu.

– Ten temat to życie i rzeczywistość. To tui teraz.– Wiesz co? Mam dość twojej chorej

obsesji, natręctwa, które cię zżera od środkai nie pozwala cieszyć się tym, co nas łączy.

– A co nas łączy? Bo chyba nie wiek.– Jesteś tchórzliwym, cynicznym,

bezdusznym draniem zapatrzonym w siebie.– Nie jestem tchórzem. Gdybym nim był,

nie byłoby cię tutaj. Ale jesteś.– Myślisz, że robisz mi jakąś pieprzoną

łaskę? Zaszczyt?Niebiański nastrój prysł jak bańka

mydlana. Wstałam z miejsca tak gwałtownie,że przez przypadek potrąciłam kubek,z którego wylała się zimna kawa. O ile w ogólemożna powiedzieć, że to była kawa. Wzięłamz przedpokoju kurtkę. Poszedł za mną,gwałtownie chwycił mnie za ramię i odwrócił

Page 264: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 264/322

Page 265: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 265/322

 Akurat!Nie miałam najmniejszego zamiaru się

zatrzymać. Byłam wściekła, rozżalona,załamana, miotały mną sprzeczne emocje.Chciało mi się płakać albo krzyczeć, wszystkoedno. Byle tylko wyrzucić z siebie złość,smutek, rozgoryczenie. Cała się trzęsłam.Zderzyłam się z rzeczywistością. Dotkliwiei boleśnie. Znów poczułam się tak, jakby ktoś

wprost z rozgrzanego do czerwoności statkuwrzucił mnie bez ostrzeżenia w zimny prądmorski. Stawiłam temu czoła.

Nie poddałam się biernie, lecz walczyłam.Z podniesioną do góry głową szłam szybkimkrokiem przed siebie, nie zwracając uwagi nadochodzący do mnie z tyłu głos Marcela.Ładna okolica, ładna pogoda, ładny pies, ładnaławka – desperacko starałam się skupić myślina tym, co aktualnie działo się, było wokółmnie. Byle tylko zagłuszyć jego głos i swojerozczarowanie. Chciałam jak najprędzejznaleźć się w domu. Nie zatrzymując się,

wyjęłam komórkę, by zadzwonić po taksówkę.Ostatnio coraz częściej z niej korzystałam,wcześniej prawie nigdy. Nie zdążyłam nawetednak odszukać numeru, bo dobiegł do mnie,chwycił mnie za ramię i próbował odwrócić.

 Ale tym razem byłam na to przygotowana.

Page 266: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 266/322

Wyszarpnęłam się bez problemu, bo jegouścisk był delikatny, ale nie dał tak łatwo zawygraną. Wyprzedził mnie i zagrodził drogę.

– Nadia, błagam cię, pozwól mi chociażodwieźć się do domu.

Próbowałam go wyminąć, ale mi na to niepozwolił.

– Nie puszczę cię samej do domu –powiedział stanowczo. – Wybij to sobie

z głowy.– Daj spokój – powiedziałam twardo. – Niezawracaj sobie głowy jakąś małolatą.

– Przepraszam – rzekł skruszonym głosem.– Wiesz, jak mi na tobie zależy.

Roześmiałam się gorzko.– No właśnie widzę. Okazałeś to naprawdę

w bardzo oryginalny sposób. – Mój głosociekał ironią.

– Naprawię to. Tylko daj mi szansę.Spojrzałam na niego.– Chyba żartujesz? – powiedziałam

doprowadzona już do ostateczności. – Masz

problem sam ze sobą. Jesteś niestabilny,niestały i zmienny. Zachowujesz się jak jakiścholerny schizofrenik. Zmieniasz zdanie cominutę i myślisz, że ja będę to tolerować?Zejdź mi z drogi!

– Nie ma szans. – Spojrzał na mnie

Page 267: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 267/322

wyzywająco i dodał już łagodniejszym tonem: –Wsiądź tylko do samochodu. Odwiozę cię dodomu i nawet nie będę się odzywał.

Chyba nie miałam wyjścia. Wiedziałam, żenie odpuści.

*

Gdy tylko odpalił samochód, automatyczniewłączyło się radio, z którego jak na złośćrozbrzmiała smutna, rzewna piosenka,oczywiście o tematyce miłosnej. Naturalniebardzo lubię tę melodię, ale w tychokolicznościach wyjątkowo działała mi nanerwy. Miałam wielką ochotę wyjąć paneli wyrzucić go przez okno. Siedziałam jednak 

bez ruchu, pogrążona we własnych myślach,tępo zapatrzona przed siebie. Kompletnie nieinteresowało mnie to, co dzieje się pozasamochodem. Zauważyłam jednak, że Marcelprzejechał skrzyżowanie na żółtym świetle.„Policjant – pomyślałam kwaśno – powiniensam sobie wypisać mandat”. Jakby czytającw moich myślach, powiedział:

– Nie jestem z drogówki.Wzruszyłam tylko ramionami

i powiedziałam oficjalnym głosem:– A ja nie jestem z przedszkola.

Page 268: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 268/322

Z miejsca podjął temat.– Masz rację, zachowałem się jak idiota.– Nie odzywam się do ciebie, ale się z tobą

zgadzam, w tej kwestii oczywiście –odezwałam się, chociaż obiecałam sobie, żecałą drogę będę milczeć.

– Wybacz mi – poprosił skruszonymgłosem.

Na moment się zawahałam. Serce zaczęło

mi topnieć, jak lód wrzucony do szklankiz wrzątkiem. Ale się temu nie poddałam.Postanowiłam dotrzymać danej sobieobietnicy.

– Powiedziałeś, że nie będziesz sięodzywał całą drogę. Dotrzymaj honorowosłowa.

– Pieprzę honor – przerwał mi gwałtownie.– W przeciwnym razie wysiadam

z samochodu – dokończyłam głosem, któryzabrzmiał jak groźba.

– Drzwi są zablokowane – mruknął podnosem, ale usłyszałam.

Odwróciłam demonstracyjnie głowęw przeciwną stronę, do szyby po mojej prawejstronie. I tak już w milczeniu dojechaliśmy domnie. Nie w ciszy, bo właśnie o tej porze radiowypluwało z siebie miłosne piosenki śpiewanezawodzącym głosem. Nie mogłam już

Page 269: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 269/322

usiedzieć na miejscu. Moja złośći rozgoryczenie sięgały zenitu.

Nie pożegnałam się z nim nawet krótkim,zdawkowym do widzenia. Po prostu wysiadłamz samochodu, gdy tylko się zatrzymał. Nieobejrzałam się nawet za siebie. Otworzyłamdrzwi i weszłam do środka. Poszłam wprost dokuchni i tam zapaliłam halogeny dającełagodne, przytłumione światło. Zaciągnęłam

rolety i dopiero wtedy opadłam na krzesłoprzy stole. Byłam zmęczona, dobita, aleednocześnie wściekła i pełna złości. Niemiałam siły o tym wszystkim myśleć. Niechciałam o tym myśleć. Jednak narastała wemnie świadomość, że to już koniec. Koniecczegoś, co dopiero się zaczynało. Czegośedynego, cudownego i niepowtarzalnego.Byłam pewna, że już nic takiego w życiu mnienie spotka. Nikt nie zrobi na mnie takiegopiorunującego wrażenia, nie wzbudzi takichemocji i uczuć. Ale nie mogłam pozwolić, bymnie tak traktował, bawił się mną i ze mną

w ten sposób.Serce ścisnął mi żal. Przejmujący i rosnącyz każdą minutą. Dopiero zaczęłam się nimcieszyć, a już wszystko musiało się skończyć.Nagle i brutalnie. Ukryłam twarz w dłoniach.Nie, nie będę ryczeć przez faceta. Ale jakiego

Page 270: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 270/322

Page 271: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 271/322

Rozdiał XVI

Rano znów siedziałam w tym samym miejscu. Ani papierosy, ani kawa, ani krótki,niespokojny sen nie okazały się chociażczęściowym znieczuleniem. Nie ukoiły mojegosmutku, nawet go nie zmniejszyły. Czułam sięfatalnie. Nie miałam pomysłu, jak się z tegowygrzebać, ba, nie miałam pomysłu, jak dalejżyć. Byłam zdruzgotana. Załamana. Prawdęmówiąc, rzygać mi się chciało na całą tęsytuację, na zmienny, niestabilny bieg

wydarzeń pełen zwrotów akcji.„To tylko chwilowy stan” – wmawiałam

sobie, ale sama w to nie wierzyłam. Marceltak głęboko wniknął w moje myśli, moje życie,że teraz nie mogłam sobie wyobrazić tegożycia bez niego. Ale sprawa była przesądzona.Przy jego podejściu, sposobie rozumowania,nasza znajomość nie miała najmniejszegosensu. I jeśli istniała jakakolwiek szansa, byspróbować o nim zapomnieć, to tylkoi wyłącznie na tym etapie. Na późniejszym jużnie byłoby o tym mowy. Teraz też ta szansa

Page 272: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 272/322

była marna i znikoma, ale to zawsze coś.Zapaliłam papierosa, lecz nie ugasiłam

mojego smutku i poczucia pustki. Otaczał mniebezsens. Odruchowo i machinalnie sięgnęłamdo stosu papierków leżących na stole przedemną. Przekładałam je bezmyślnie z jednejkupki na drugą. Rachunek za energięelektryczną, reklama nowo otwartej myjnisamochodowej, pocztówka od jakiejś znajomej

Emilii, list z banku, rachunek za telewizjęcyfrową, pismo reklamowo-ogłoszeniowe,koperta z wydrukowanym moim imieniem,nazwiskiem i adresem, bez nadawcy.Zastygłam z tym listem w ręce. Zaintrygowałmnie, przyciągnął moją uwagę, co zważając naobecną sytuację, było dziwne, ale przy okazjipocieszające. To sukces, że byłam w stanieskupić się chociaż na moment na czymkolwiek innym poza Marcelem. Ważyłam kopertęw dłoni, a następnie podniosłam ją przed oczy,na wysokość okna i próbowałam dojrzeć, coznajduje się wewnątrz. Nie zdołałam jej

ednak prześwietlić, więc przy pomocy nożarozcięłam delikatnie jeden z boków i wyjęłamze środka zgiętą na pół białą kartkę. Napierwszy rzut oka wyglądała normalnie. Gdyednak ją rozłożyłam, krew odpłynęła miz twarzy. Wstrzymałam gwałtownie oddech jak 

Page 273: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 273/322

przed całkowitym zanurzeniem w wodzie.Moje przerażenie jednak płynnie i stopniowoprzeszło w zdumienie, a potem w złośći krystalicznie czystą wściekłość. Strachi szok, które początkowo poczułam, ustąpiłymiejsca ogromnemu wzburzeniu.

„Ty pieprzony gnoju – pomyślałam bezcienia strachu – wszystko przez ciebie”.

Teoria Marcela się sprawdziła. Widziałam

to jak na dłoni. Widziałam to dosłownie czarnona białym. Wydrukowany tekst kłuł mniew oczy.

  JEŚLI COŚ WIDZIAŁAŚ, MILCZ, BO

SKOŃCZYSZ JAK ONA  Zaopatrzona w kubek świeżej kawy,

myślałam intensywnie, co robić dalej. Możeciemi wierzyć lub nie, ale naprawdę się niebałam. Mój wcześniejszy lęk ulotnił się jak kamfora. Powiem więcej, byłam zadowolona,że hipoteza Marcela okazała się trafna. Teraz

ten psychol ogarnięty manią prześladowczą,że ja coś wiem, nie odpuści. A ja jeszcze mogęgo dodatkowo sprowokować, zachęcić dodziałania, udając, że naprawdę coś wiem.

I wtedy będzie po nim. Nie po mnie.Zemsta go dopadnie. Za Aleksandrę. Za

Page 274: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 274/322

wszystko.

*

Próbowałam maksymalnie się skoncentrowaći jeszcze raz zaczęłam wszystko dokładnieanalizować. Punkt po punkcie. Krok po kroku.Byleby tylko coś sobie przypomnieć. Choćbynajmniejszy drobiazg, jakiś mikroskopijnyniuans. Cokolwiek. To, co mogło się wydawaćbłahe i nieważne, w rzeczywistości może miećwielkie, kluczowe znaczenie. Popielniczkależąca obok mnie na stole zapełniała siępetami. Butelka wody mineralnej wręczprzeciwnie, zmniejszała swoją zawartość.I nagle wśród oparów papierosowego dymu

uderzyła mnie jedna myśl, ale z taką siłą, że ażzakrztusiłam się łykiem wody. Chwytającinstynktownie i łapczywie powietrze, nawetnie zawracałam sobie głowy tym, czy w tymmomencie zginę na skutek zachłyśnięcia.Całkowicie pochłonęło mnie to, co w tej chwiliwpadło mi do głowy. Odczułam to jak cios,akby ktoś wyrżnął mnie w skroń i tym samymposzerzył horyzonty mojego myśleniai percepcji.

Na przemian wierzyłam w ten efekt moichoperacji myślowych i nie mieścił mi się on

Page 275: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 275/322

w umyśle. Przerażał mnie tok i kierunek mojego rozumowania, a z drugiej stronypotraktowałam go jak realną szansę narozwiązanie tej koszmarnej, zawiłej, mrocznejzagadki. Krok naprzód. Może nawet krok milowy. Oby.

Byłam gotowa zmierzyć się z tym. A możenie byłam, lecz bardzo tego chciałam. Miałamzamiar podążyć za światełkiem w tunelu i nie

stracić go z oczu w żadnym wypadku.Gabriel.Wiem, że to brzmi jak z najgorszego,

koszmarnego snu, ale to on był tą myślą, któratak nagle wpadła mi do głowy. Niczymbłyskawica wdarła się do środka i zasiałatwórczy zamęt, który zaowocowałskojarzeniem pewnych faktów.

Po pierwsze, przypomniałam sobie telefonod Wery, kiedy byłam na Słowacji. Starałam siępowoli i dokładnie odtworzyć w pamięci treśćnaszej rozmowy. Mówiła, że Gabriel ostatniodziwnie się zachowuje i że wyjechał. Czyli

w tym czasie, gdy ktoś włamał się do mojegopokoju hotelowego, jego nie było w domuprawdopodobnie też przez kilka dni. Mógłpojechać za mną. Już wcześniej miałamwrażenie, że ktoś mnie śledzi. Przypomniałamsobie ton głosu Wery, gdy mówiła, że Gabriel

Page 276: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 276/322

wyjechał. Była tym zaskoczona, zresztą ja też.Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniejwyjeżdżał gdzieś sam i bez uprzedzenia. Tonaprawdę było nietypowe jak na niego i terazzaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać.Niemożliwe, żeby poznał jakąś dziewczynęi nic byśmy o tym nie wiedzieli. Odkurzałamzakamarki mojej pamięci i nagle na cośnatrafiłam. Ciarki połaskotały mnie po

plecach, ale daleko było mi do śmiechu.Odtworzyłam sobie, że jakiś rok temu Gabrielchciał bliżej zaprzyjaźnić się z Olą, ale ona niebyła tym zainteresowana. Chwilę jeszcze o tozabiegał, ale zaraz honorowo się wycofałi nadal byli tylko parą dobrych znajomych. Niepamiętam, żeby ich stosunki przez toochłodziły się, ale fakt jest faktem. Aleksandrawtedy dała mu kosza.

Choć byłam całkowicie pochłoniętamyślami, usłyszałam dźwięk przychodzącegoSMS-a i aż podskoczyłam na krześle.Niechętnie oderwałam się od moich rozważań

i spojrzałam na telefon. Teraz to serce mipodskoczyło. I tętno również. To byławiadomość od Marcela. Poczułam złość, żemnie rozproszył, a z drugiej strony ciekawość,co napisał i mimo wszystko dotyk szczęścia, żesię nie poddał, nie dał za wygraną. Mam

Page 277: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 277/322

nadzieję.Przeczytałam: „Nadia, chcę, ale nie mogę.

Mogę, ale nie chcę. Wszystko jedno.W każdym razie myślę o Tobie, choć staramsię nie myśleć. Wybacz mi wczorajsze słowa,lecz nie mogę się całkowicie z nich wycofać.Ciągnie mnie do Ciebie i to jest chybasilniejsze niż cholerna grawitacja. Nie wiem,co robić”.

I to by było na tyle. Znów wezbrała wemnie wściekłość i chyba rozczarowanie.Spodziewałam się, że będzie chciał się ze mnąspotkać. Podświadomie miałam wielkąnadzieję na jakąś deklarację, obietnicę. „Niezawracaj mi głowy” – warknęłam doniewinnego białego iPhone’a i rzuciłam go zbytgwałtownie na stół. Zmusiłam się, by wrócićdo mojego poprzedniego zajęcia, które terazbyło najważniejsze.

Pomyślałam o drugiej rzeczy, którastawiałaby Gabriela w kręgu potencjalnychpodejrzanych. Właściwie to o trzeciej, bo

wzięłam pod uwagę również to, że zabiegało względy Oli, a ona go olała. To także mógłbyć motyw. Oprócz tego jednak nasunęło misię na myśl to, że Gabriel był niezwykle biegływ posługiwaniu się komputerem, a takżemiędzy innymi wszelkimi urządzeniami

Page 278: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 278/322

i nośnikami informacji elektronicznej. Nieznałam nikogo, kto miałby do tego taki drygi smykałkę. Jego umiejętności w tej dziedziniebyły naprawdę imponujące. Niestety w tymmomencie znów musiałam wrócić myślami doMarcela. Przypomniałam sobie dzień w moimdomu, gdy wróciłam z nart i zastałamsplądrowany pokój. Powiedział wtedy, żeosoba, która to zrobiła musi być świetnym

informatykiem, bo włamała się nie tylko domojego domu, ale i komputera. Wszystko bysię zgadzało poza jednym. Po co Gabrielmiałby zabijać Aleksandrę? Z jakiego powodu?Nic, kompletnie nic nie przychodziło mi dogłowy. Jedynie, że przesadzam, oskarżającbliskiego znajomego. Nagle zrobiło mi sięwstyd. Nie mogłam jednak dać za wygraną.Musiałam sprawdzić i wziąć pod uwagęwszystkie poszlaki, nawet te, które wydają sięabsurdalne i godzą w moich najbliższychznajomych. Często człowiek szuka gdzieśw oddali, a nie dostrzega tego, co ma na

wyciągnięcie ręki. Idąc tym tropem, zaczęłampo kolei rozmyślać o Weronice, Kamilu, ażdoszłam do Dominiki. I tu coś mnie tknęło.Przypomniałam sobie rozmowę telefonicznąz panią Fikko. Zapytała mnie w pewnymmomencie, czy Mika mnie znalazła. To też było

Page 279: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 279/322

wtedy, gdy wyjechałam na Słowację. Dlaczegopo prostu Dominika nie zadzwoniła do mnie,tylko kręciła się koło mojego domu?

Zapaliłam papierosa i wybrałamw telefonie numer mamy Oli. Odebrała podrugim sygnale.

– Słucham cię, Nadia?– Dzień dobry. Przepraszam z góry, że

zawracam pani głowę, ale chciałam tylko o coś

zapytać – powiedziałam szybko.– Nie ma sprawy – odrzekła cichym,bezbarwnym głosem. – O co chodzi?

– Nie mogę skontaktować się z Miką –skłamałam gładko. – Mówiła pani, że widziałaą gdzieś w okolicy mojego domu.

– Nawet dwa razy, ale to było wtedy, gdywyjechałaś.

Skóra mi ścierpła na karku.– Rozmawiała pani z nią?– Nie. Widziałam ją tylko przez chwilę.

Raz jak jechałam samochodem po zakupy,a potem jakąś godzinę później, gdy wracałam.

– Więc to było tego samego dnia? – Mójgłos był mocno napięty.– Tak, ale czy coś się stało? – zapytała

zaniepokojona.– Nie – odparłam szybko. – Proszę mi tylko

eszcze powiedzieć, w którym miejscu

Page 280: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 280/322

dokładnie widziała pani Mikę?Po krótkiej chwili pani Fikko powiedziała

wyraźnie zdziwionym głosem:– Gdzieś przy bramce.Przełknęłam nerwowo ślinę. Zaczynałam

się pocić.– Dziękuję i przepraszam za kłopot. –

Zaczęłam się mętnie tłumaczyć: – Po prostunie mogę się do niej dodzwonić, a pomyślałam,

że skoro mnie szukała, ma jakąś ważnąsprawę. A co z Wiktorem? – zmieniłam temat.– Bez zmian. Może nawet jest gorzej. –

W jej głosie zabrzmiał przejmujący smutek.– Będzie dobrze. – Co innego mogłam jej

powiedzieć? – Proszę go ode mnie pozdrowić.eszcze raz dziękuję i proszę pamiętać, żeestem z wami. Do widzenia – zakończyłamrozmowę.

Wróciłam myślami do Dominiki. Czy tomożliwe, żeby ona była sprawczynią tegowszystkiego? Niemożliwe. Nie mieściło mi sięto w głowie. Faktem jest, że czarna postać,

którą widziałam w ciemnym zaułku, gdywracałam wieczorem z biura, mogła byćkobietą. Mika była szczupła i wysoka tak jak Gabriel. Tak jak ja. Bez twarzy, w ciemnościnie sposób stwierdzić, kto stał wtedykilkanaście kroków przede mną z nożem,

Page 281: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 281/322

który błyskał w świetle księżyca. Jedynąmożliwością, by się tego dowiedzieć, byłosprowokowanie tego kogoś. Wzięłam do rękikartkę – przesyłkę od mordercy. Wpatrzyłamsię w słowa wydrukowane czarnym tuszem nabiałym tle.

„Żałosny autorze, naiwny pisarzu –myślałam z gniewem i goryczą – mogłabym cięzabić gołymi rękami.

*

Podniosłam się wściekła z krzesła i wyłączyłamradio. Czy oni, do jasnej cholery, się wścieklii muszą puszczać na okrągło rzewne piosenkiw stylu Lany Del Rey. Nawiasem mówiąc, są

piękne, ale miałam ich już serdecznie dość.Przypominały mi o tym, o czym chciałamzapomnieć.

Nie wróciłam do kuchni, lecz wiedzionaakimś instynktem, poszłam na górę doswojego pokoju. Panował tam wzorowyporządek, jakby to, co miało miejsce kilka dnitemu, w ogóle się nie wydarzyło. Wiedziałam,że ten pokój, i nie tylko, został szczegółowoprzeszukany przez policję w celu odnalezieniaśladów, które pomogłyby w zidentyfikowaniusprawcy. Jednakże moja intuicja kazała mi się

Page 282: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 282/322

tu rozejrzeć raz jeszcze z niebywałą wręczdokładnością. Usiadłam na łóżku i stopniowoprzenosiłam wzrok z jednej rzeczy na drugą,po uprzednim wpatrywaniu się w nią przezdłuższą chwilę. Niestety nie zdołałam dostrzecnawet najmniejszego szczegółu, którypomógłby mi rozwiązać zagadkę.Niepocieszona już wstawałam, by zejść na dół,gdy nagle podeszłam do szafy i otworzyłam ją

na oścież. Moim oczom ukazał się długi rządubrań wiszących na wieszakach. Zaczęłam jepojedynczo przesuwać w lewą stronę. Wieszak po wieszaku. Nagle coś zaświeciło we wnętrzuszafy na jeden krótki, ulotny moment.Uchwyciłam jednak ten błysk i desperackopodążyłam za nim wzrokiem. Leżał na samymdnie bez ruchu, pobłyskując nieznacznie, jakbychciał zwrócić moją uwagę. Mrugał do mnie.

Page 283: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 283/322

Rozdział XVII

Kolczyk. Ja takich nie noszę. Ale wiem, kto je

zakłada. Ten niepowtarzalny kształt i wzór.Nie mogłam się mylić. Przywiozłam jeWeronice z Tunezji. Wróciłam wtedy w dniu jejurodzin i oczywiście niemal prosto z lotniskapojechałam na imprezę urodzinową.

To był ten kolczyk. Nie miałam co do tegonajmniejszych wątpliwości. Podniosłam goz dna szafy i zszokowana patrzyłam na niego

tak uporczywie i intensywnie, że prawie raziłmnie w oczy. W mojej głowie powstał chaostak wielki, że nie mogłam go opanować. „Coest grane?” – pomyślałam z przerażeniem.

Nie przypominam sobie, żeby ostatnimiczasy Wera była u mnie w pokoju. Niepożyczałam jej też, ani nigdy nikomu innemu,moich ciuchów. Skąd więc jej kolczyk znalazłsię pomiędzy moimi ubraniami? Tymiubraniami, które kilka dni temu leżaływ nieładzie porozrzucane na podłodze. Musiałsię o coś zaczepić. Ale w jakich

Page 284: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 284/322

okolicznościach? Odpowiedź na to pytaniesama natychmiast zrodziła się w moim umyśle.Serce dało mi potężnego kopa. W jednymmomencie Wera znalazła się w kręgupodejrzanych. Zrobiło mi się niedobrze.Z kolczykiem w ręce zeszłam z powrotem nadół i usiadłam przy stole. Drżącą rękąchwyciłam butelkę i wypiłam kilka łyków wody.„To chore – myślałam szybko gnana paniką –

nienormalne, niemożliwe”. Może to japopadałam w obłęd, jakąś paranoję, manięprześladowczą, chorobę psychiczną. Nie,muszę z tym skończyć, muszę to wyjaśnić.Natychmiast, teraz, w tym momencie. Inaczejzwariuję. Jeśli oczywiście nie zwariowałam jużwcześniej.

Odłożyłam kolczyk na stół i wzięłam doręki komórkę. Ponaglana jakimś dziwnym,szalonym pędem, wybrałam numer.

– Cześć, Nadia – rozległ się znajomy,beztroski głos.

Spociłam się.

– Co robi twój kolczyk w mojej szafie? –wyrzuciłam z siebie bez wstępu.Cisza po drugiej stronie.– Jaki kolczyk? O czym ty w ogóle mówisz?

– zapytała ze zdziwieniem w głosie.– Ten, który dałam ci na urodziny –

Page 285: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 285/322

powiedziałam ostro. – Przed chwilą znalazłamgo zaczepionego o jakieś ubranie wiszącew szafie w moim pokoju.

Znów cisza po drugiej stronie.– A, ten. Dobrze, że mi przypomniałaś.

Pożyczyłam je Mice i do tej pory mi ich nieoddała. Muszę się upomnieć, bo wiesz, są dlamnie szczególnie cenne. – Jej głos zabrzmiałszczerze i wesoło.

Wstałam z krzesła tak gwałtownie, żez głośnym hukiem przewróciło się na ziemię.– Kiedy to było? – zapytałam bez tchu.– Nie pamiętam dokładnie, ale jakiś

miesiąc temu. Ale czemu się tak ciskasz? –zapytała zdziwiona.

– Nic takiego, drobiazg – odparłam, robiąckolejne kółko wokół stołu.

– Już wiem. – Zaczęła się śmiać. – Czujeszsię urażona, że tak obeszłam się z prezentemod ciebie. Nie przeginaj. Mam je trzymaćw kryształowej szkatułce na miękkiejpoduszeczce? Zresztą to Mika jest winna, bo

go zgubiła i za to skopię jej tyłek. Ale naszczęście go znalazłaś. Masz mi go oddaćnatychmiast i nie myśl, że należy ci sięznaleźne – udała surowy ton.

Zaczęła jak zwykle paplać, ale jejgadanina tym razem mnie nie rozbawiła ani

Page 286: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 286/322

nie zainteresowała.– Ktoś dzwoni do drzwi – skłamałam. –

Muszę kończyć – powiedziałam szybko i nieczekając na odpowiedź, rozłączyłam się.

Opadłam z powrotem na krzesło.Opadłam z sił.Gabriel czy Dominika?

 A może jeszcze ktoś inny.Nie wiadomo.

Lubiłam matematykę, ale miałam problemz rozwiązaniem tej zagadki.

*

Zrobiłam sobie jeszcze jedną kawę i wróciłymi siły. Napełniła mnie teraz werwa, chęć

i zapał do działania. Musiałam coś zrobić.Musiałam coś wymyślić. Musiałam znaleźć X-a. To X był mordercą.

Miałam wrażenie, że z każdym łykiemautomatycznie wciska mi się przycisk „odśwież”. I wreszcie wpadłam na pomysł.Pewnie głupi, ryzykowny i być możenieskuteczny, ale byłam tak zdesperowana, żepostanowiłam zaryzykować. Intuicja dała miściągę. I postanowiłam z niej skorzystać.Oczywiście zdając sobie sprawę, że ściągamoże przynieść więcej szkody niż pożytku.

Page 287: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 287/322

To paradoksalne, ale im bardziej byłamzdecydowana, tym bardziej wydawało mi się,że pomysł jest idiotycznie głupi i nie tylko niewypali, ale jeszcze sprowadzi na mnieproblemy i narazi na śmieszność. W dodatkuwciąż nurtowała mnie pewna myśl. Przecieżmoi znajomi znają mnie na tyle dobrze, żewiedzą, iż nie jestem naiwna, łatwowierna,bojaźliwa i że wysłany list nie przestraszył

mnie na tyle, żebym milczała i ukrywałaprawdę. Oczywiście gdybym ją znała. Jednak mój wewnętrzny głos wciąż przedzierał sięprzez gąszcz myśli i podpowiadał, żebym sięnie wahała.

Przygotowałam się. Byłam gotowa. Niebyłam gotowa. Na takie rzeczy chyba niemożna być gotowym. Ostatnia myśl, któraprzebiegła mi przez głowę, brzmiała: „Chybaoszalałam, że to robię”. I zrobiłam to.

Krok pierwszy. 

Godzina 18:55.

Wybrałam ich losowo. Wszystkichpięcioro. Kolejność nie miała znaczenia.Wzięłam telefon do ręki, weszłam w opcję

wiadomości i zaczęłam pisać:„To ja. Wiem, kto zabił Olę. Widziałam.

Mam dowód. Idę na policję”.

Page 288: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 288/322

SMS drugi.„To ja. Wiem, kto zabił Olę. Widziałam.

Mam dowód. Idę na policję”.SMS trzeci.„To ja. Wiem, kto zabił Olę. Widziałam.

Mam dowód. Idę na policję”.SMS czwarty.„To ja. Wiem, kto zabił Olę. Widziałam.

Mam dowód. Idę na policję”.

SMS piąty.„To ja. Wiem, kto zabił Olę. Widziałam.Mam dowód. Idę na policję”.

*

Trzęsącą się ręką otarłam pot z czoła. Nie

wiedziałam, kto zabił Olę. Nie miałam żadnychdowodów. Nie zamierzałam iść na policję. Ale czułam, że do tej pory szukałam zbyt

daleko. Coś mi mówiło, że rozwiązanie jestblisko i znajduje się w kręgu tych pięciu osób.Nie wiem, skąd wzięło się we mnie toprzekonanie, ale było ono na tyle silne, żezrobiłam to, co zrobiłam. Pytanie tylko, czymoja intuicja nie zakpiła sobie ze mnie.

*

Page 289: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 289/322

Page 290: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 290/322

drzwi i powoli przeszłam przez pogrążonyw mroku ogród. Było ciemno i mgliście.Bezgwiezdne, czarne niebo groźnie wisiałonade mną. Mróz szczypał mnie i kąsał. Gorzejniż komar. Szczególnie atakował odkryteczęści ciała, twarz i ręce, bo zapomniałamo rękawiczkach. Byłam zdeterminowana. Nikti nic nie mogło mnie odwieść od realizacjizałożonego wcześniej planu, choć zdawałam

sobie sprawę, że zwyczajnie może się on niepowieść. „Trudno – zdecydowałam – najwyżejwezmą mnie za idiotkę i histeryczkę albonajwyżej… zginę”. Znów wstrząsnął mnądreszcz, bardziej ze strachu niż z zimna.

Odchodząc od bramki, celowo nierozglądałam się na boki, lecz patrzyłam prostoprzed siebie. Słyszałam własny oddech.Czułam ugryzienia mrozu na moich policzkach.Włożyłam ręce do kieszeni kurtki, alenapotkały tam również tylko zimno.Zacisnęłam je w pięści i dopiero po chwilinieco się rozgrzały. Szłam dość szybko, ale

niezbyt, by ewentualnie ktoś za mną bezproblemu mógł nadążyć. Starałam się niewzbudzać podejrzeń i zachowywać jak najbardziej naturalnie. Po prostu szłamw kierunku policji zgodnie z informacją, jakąwcześniej przekazałam pięciu osobom.

Page 291: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 291/322

Ciekawe, czy po otrzymaniu mojej wiadomościkontaktowały się ze sobą. Dobrze się składało,że komenda znajdowała się w pewnejodległości od mojego domu. Musiałam tam iśćokoło dwóch kilometrów. Można było dostaćsię tam w miarę ruchliwą i uczęszczaną drogą,ale ja celowo wybrałam opcję na skróty, któraprowadziła przez średnio bezpieczną okolicę.Trasa wiodła pomiędzy rzędami garażów,

następnie przez mostek, zadrzewiony placi wąską, odludną uliczkę. Potem już wchodziłosię w oświetloną przestrzeń, gdzie dominowałydomy i bloki mieszkalne.

*

Ślady moich butów odbijały się w świeżymśniegu, który dopiero co spadł na ziemię. Tooznaczało, że przede mną nikt tędy nie szedł.Czy ktoś podążał za mną? To się dopierookaże. Bałam się. Nie tylko tego, co może misię przydarzyć, ale przede wszystkim tego,kogo zobaczę. Modliłam się, żeby zaskoczeniei szok nie odebrały mi zdolności logicznegomyślenia i działania. Oczywiście byłamprzygotowana na wszystko, ale tylkoteoretycznie. W praktyce sprawy mogłypotoczyć się inaczej. Źle i niekorzystnie dla

Page 292: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 292/322

mnie, za to idealnie dla tego kogoś. Właściwieto nie wiem sama, co bym wolała. Wyjaśnienietej zagadki tu i teraz albo za krótką chwilębędzie najprawdopodobniej równoznacznez tym, że któraś z bliskich mi osóbw rzeczywistości jest zabójcą, który z zimnąkrwią zamordował Aleksandrę. Natomiasteśli, mówiąc delikatnie, nikogo nie spotkam podrodze, może to oznaczać, że mordercą nie

est żadne z nich. Może, to nie znaczy musi.W obecnej chwili niczego nie mogłam byćpewna. Wiedziałam, że moje przypuszczeniamogą być błędne, a tym samym krzywdzącedla tych kilku osób. Nie miałam pojęcia, naakim etapie śledztwa jest aktualnie policja, coustaliła, co wie i kogo podejrzewa. Nigdy niepytałam o to Marcela, ufając, że gdy będziemógł, sam mi o tym powie. Istotne jest to, żew tym momencie mogłam i musiałam liczyćtylko na siebie. Uświadamiając sobie ten fakt,poczułam trwogę, która znów zakradła się domojego umysłu i smagała biczem serce,

zmuszając je do przyspieszenia. Starałam sięmieć oczy naokoło głowy, choć znacznieutrudniał mi to śnieg, który sypał gęstoopasłymi płatkami, które wyglądały jak białe,puszyste piórka. Gdy tylko otworzyłam szerzejoczy, momentalnie chciały wedrzeć się do

Page 293: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 293/322

środka. Nie zwracałam na to uwagi,koncentrując się na tym, żeby usłyszeć każdy,nawet najcichszy dźwięk dochodzącyz otoczenia. Byłam maksymalnie skupiona, bywłaściwie odebrać i zinterpretować podszeptintuicji, podpowiedź czystego instynktu.

Weszłam między garaże. Wszystkie byłyzamknięte. Głuche na moje ewentualne prośby,a nawet krzyki o pomoc. Na niektórych

drzwiach wisiały kłódki, inne byłyzabezpieczone zamkami antywłamaniowymi.Mijałam je kolejno i zostawiałam w tyle,zbliżając się stopniowo do kładki, któraprowadziła nad płytkim strumykiem. Jak narazie nic się nie wydarzyło. Wszystko byłow porządku. A może właśnie nie byłow porządku, dlatego że nic się nie działo.Chciałam, żeby coś się stało. Gdybym dałaradę to przyspieszyć, nie zawahałabym się anina chwilę. Byleby tylko mieć to już za sobą.Byleby tylko zdemaskować mordercę. Bylebytylko przeżyć. Napięcie i groza rosły z każdą

sekundą.Weszłam na mostek. Woda, w której tonęłyśniegowe płatki, szumiała cicho i dyskretniepode mną. Przystanęłam na moment i lekkoprzechyliłam się przez drewnianą, rzeźbionąbarierkę. Kątem oka omiotłam całe otoczenie.

Page 294: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 294/322

Dalej nic. Spokój. Niestety. Albo naszczęście.

 Już miałam zrobić następny krok naprzód,gdy nagle dostrzegłam coś za ostatnimgarażem, który minęłam przed chwilą. Coś, botrudno mi określić, co to było. Bliżejnieokreślony, minimalny, trudny do uchwyceniai nazwania ruch. Jakieś zawirowanie, lukaw powietrzu wypełnionym po brzegi

spadającymi śnieżynkami. Jakby czyjaśprzebiegająca postać zaburzyła w jednymmiejscu swobodny lot śniegu z nieba naziemię.

„A jednak – pomyślałam na wpół z ulgą, nawpół z przerażeniem – ktoś za mną idzie”. Niezwróciłam uwagi, to znaczy udałam, że niezwróciłam uwagi na ten szczegół, któryoczywiście mógł mieć dla mnie ogromneznaczenie. Zdołałam jeszcze dostrzec przysłabym świetle latarni, że zaśnieżony chodnik,po którym przed momentem szłam, przybrałinny, bogatszy wzór utworzony ze śladów

butów. To oznaczało, że odcisnęła je jakaśosoba, która najprawdopodobniej mnieśledziła. Serce zaczęło walić mi tak mocno, iżmyślałam, że rozsadzi mi klatkę piersiową.Zmusiłam jednak nogi, by ruszyły do przodu,choć przez chwilę odmówiły posłuszeństwa

Page 295: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 295/322

i zaprotestowały. Zacisnęłam zęby, by niezaczęły dzwonić jedne o drugie, i z trudemszłam dalej. Byłam zdrętwiała ze strachui z zimna. Mróz mnie nie opuszczał, podobnieak intruz podążający za mną. Zacienionypyzaty księżyc przeglądał się w strumyku.Zostawiłam jego falujące odbicie w tylei zeszłam z kładki. Poślizgnęłam się na lodzieprzykrytym śnieżną, puszystą powłoką i cudem

zachowałam równowagę. Omal nie zaliczyłampodłoża i choć byłoby to raczej miękkielądowanie, zawsze istniało ryzyko skręceniakostki.

Nie zwlekając, ostrożnie znów ruszyłamprzed siebie i jak na razie bezpieczniedotarłam do niewielkiego placu otoczonegoiglastymi drzewami. Przeszłam bez przeszkódprzez środek i znalazłam się na wąskiejścieżce, która zmieniała się w uliczkęprowadzącą do centrum, gdzie znajdowała siękomenda policji. Tak naprawdę ostatniąszansą na ujawnienie się mordercy była

właśnie ta pusta, słabo oświetlona uliczka.Potem już nic z tego nie będzie. Wszystko nanic.

Ponieważ grono moich znajomych cechujewysoki iloraz inteligencji, o czym już nierazwspominałam, zaczęłam mieć nagle

Page 296: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 296/322

wątpliwości, czy ewentualny zabójca dał sięw ogóle nabrać na to, że ja okazałam się natyle głupia i nieświadoma, by w obecnejsytuacji tak idiotycznie i nierozsądnie sięzachowywać. To znaczy wiedząc, czypodejrzewając, kim jest morderca, łazić samabeztrosko i lekkomyślnie po ciemku,w dodatku odosobnioną i dość niebezpiecznądrogą. To pasowało do bezmyślnej, naiwnej

idiotki, pozbawionej krzty wyobraźnii odpowiedzialności, którą nie jestem. Onimnie dobrze znali, więc chyba musieli o tymwiedzieć. Pozostawała jednak wątpliwość, codo zachowania się w skrajnie ekstremalnejsytuacji. Z tej strony nie mieli okazji mniepoznać, a psychika ludzka bywanieprzewidywalna. A już szczególniew sytuacji zagrożenia. I to przemawiało namoją korzyść. Być może właśnie w takimekstremalnym położeniu moja osobowość,charakter, zachowanie spłatałyniespodziewanie figla, co dało efekt

nieracjonalnego i bezsensownego działania,które narażało nawet moje zdrowie i życie.

*

Weszłam w ciemną, wąską, budzącą wręcz

Page 297: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 297/322

klaustrofobię uliczkę, czyli ostatni odcinek trasy, która mogła przynieść rozwiązanie.Miałam wielką nadzieję, że kimkolwiek jestosoba, która podąża za mną, a wcześniejzabiła Aleksandrę i włamała się do mojegodomu, myśli, iż w tej chwili zdążam na policję,by poinformować o szczegółach zbrodnii jednoznacznie wskazać mordercę.Odetchnęłam głębiej i bardziej wyostrzyłam

zmysły. Wytężyłam wzrok i słuch. Trzęsłam sięak osika. Teraz albo nigdy. Gdy tylko topomyślałam, jakieś kilka kroków przede mnągrube płatki śniegu spadające z nieba zmieniłysię nagle w pył. Jakby ktoś z całych siłdmuchnął na nie i przez to rozpadły się nadziesiątki maleńkich drobin. I tak faktyczniebyło. To był podmuch. Ale nie człowieka, leczwiatru. Zatrzymałam się w miejscu i patrzyłamak zahipnotyzowana na śnieżną mgiełkęutworzoną z mikroskopijnych białych drobin.Pośród bieli i czerni nagle skojarzyłam sobiepewne fakty. Coś do mnie dotarło.

Uświadomiłam to sobie.Wiatr.Silny podmuch wiatru. Poryw.Pojawiał się tylko w określonych

sytuacjach. Przychodził znienacka,niespodziewanie. Dotykał tylko mnie, na

Page 298: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 298/322

innych w ogóle nie zwracał uwagi. Z rosnącymzdziwieniem i niedowierzaniem zaczęłamprzypominać sobie te sytuacje. Dzień,w którym zginęła Ola, jej pogrzeb i chwila nacmentarzu w strugach deszczu, mój samotny,nocny spacer, gdy wracałam z VIKI, orazprzed paroma dniami, kiedy wieczorem szłamz biura do domu. Przypomniałam sobie takżeo dwóch momentach, gdy stałam nocą przy

oknie w pokoju hotelowym oraz w domubezpośrednio po powrocie ze Słowacji, poodkryciu włamania. Te wszystkie chwile łączyłakiś wspólny mianownik. Czułam, że nie byłyone przypadkowe. Musiał pasować do nicheden, ten sam, identyczny klucz.

Mgła z wirujących płatków śnieguzgęstniała nagle i zaczęła się przemieszczaćw moją stronę. Wiatr dmuchał na nią tak, żezbliżała się do mnie. Kiedy była już zupełnieblisko, tak że mogłam zrobić jeden krok i poprostu w nią wejść, doznałam olśnienia.Struchlałam, gdy zdałam sobie z tego sprawę.

Poryw wiatru zwiastował, mówił, informował,że niebezpieczeństwo jest blisko. Pewniechodziło o mordercę. Kiedy był w pobliżu,wiatr to ogłaszał, manifestował, a ja byłamedynym odbiorcą tego ogłoszenia. Nie wiem,czy mnie ostrzegał, czy wręcz przeciwnie –

Page 299: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 299/322

Page 300: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 300/322

Rozdział XVIII

Gdy się powoli odwracałam, musiałamzmrużyć oczy, bo śnieg wprawiony przez wiatrw ruch wpadał mi pod powieki. Moje sercebyło rozszalałym dzwonem, gdy stanęliśmy okow oko.

 Ja i morderca.– Iga – powiedziałam bezgłośnie, a może

tylko poruszyłam ustami.

*

Nie spodziewałam się jej. Stawiałam ją naostatnim miejscu. A jednak to była ona. Z krwii kości. Stała przede mną. Wysoka szatynkaz krótkimi włosami i przenikliwym, bystrymspojrzeniem. Powściągliwa i małomówna, alemyśląca. I to jak myśląca.

Znów muszę nadmienić, że piątka moichznajomych odznacza się intelektem, któryznacznie wykracza poza przeciętność. Nasamym szczycie, po chwili krótkiegozastanowienia, postawiłabym właśnie Igę,

Page 301: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 301/322

która posiadała wielką wiedzę, i to nie tylkoteoretyczną, w wielu dziedzinach,a szczególnie w naukach ścisłych. Biorąc topod uwagę, jedna rzecz mi kompletnie niepasowała do tego wszystkiego. A mianowiciesposób działania i postępowania mordercy. Tobyło zbyt głupie i nierozważne, wręczprymitywne, by tak się zachowywaći podejmować takie kroki, które

w konsekwencji prowadziły do samozagłady.Oczywiście z punktu widzenia zabójcy.Z punktu widzenia Igi.

„Czyżbym w ogóle jej nie znała?” –zastanawiałam się, patrząc w jej inteligentne,przeszywające mnie na wskroś oczy.

– Co tutaj robisz? – zapytałam spokojniei powoli, starannie dobierając słowa.

Teraz dostrzegłam w jej wzrokuzdziwienie. Patrzyła na mnie, jakby czegośszukała, coś analizowała.

– A ty? – odpowiedziała pytaniem napytanie.

Stałyśmy w wirze śniegowych punktów,który zdawał się wciągać nas do środka, a tymsamym zbliżać do centrum i do siebie. Czas sięzatrzymał. Stanął w miejscu. Zatraciłampoczucie miejsca i przestrzeni.

– Dlaczego? – zapytałam.

Page 302: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 302/322

 Jak na razie nasza rozmowa ograniczałasię tylko i wyłącznie do pytań, na które żadnaz nas nie udzielała odpowiedzi.

– Co dlaczego? – kolejne pytanie.Uśmiechnęłam się. Wierzcie mi, że się

uśmiechnęłam. I nie było to żadne taktycznezagranie ani też lekceważenie sytuacji,w której się znalazłam.

– Iga – wypowiedziałam jej imię tonem,

który zabrzmiał niemal uroczyście i podniośle.Pytające spojrzenie. Moje. Nasze.– Iga – powtórzyłam znowu – ja wszystko

widziałam, wiem.Niczego nie widziałam. Niczego nie

wiedziałam.– Mówisz poważnie? – zapytała

z niedowierzaniem. Jej głos zabrzmiał jakośpodejrzliwie.

 Jedną dłoń miałam skostniałą z zimna,a drugą gorącą. Połowa mojego serca biła jak szalona, a połowa stanęła jakbyw zawieszeniu.

– Przecież mnie znasz – mówiłam powoli,akcentując każde słowo. – Wiesz, że się nieprzestraszę.

Bałam się.– Boisz się czegoś? O co w tym wszystkim

chodzi? – W jej głosie wyczułam napięcie i nutę

Page 303: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 303/322

zdziwienia.– Ty mi to powiedz – mówiłam dalej

w zwolnionym tempie.Płatki śniegu wpadały mi do ust. Były

zimne, lodowate i smakowały jak woda.Zdziwiłam się, że wiatr nie doprawił ich czymśw rodzaju arszeniku, kurary albo dioksyny.Wciąż nie wiedziałam, po czyjej jest stronie.Wiedziałam natomiast, że Iga stoi po stronie

zła. W przeciwieństwie do mnie. Znówuderzyła mnie myśl, że jak to się stało, żewcale jej nie znałam, a wszystko okazało sięzłudzeniem, iluzją i omamem. Zawsze byłamałomówna, skryta, wypełniona jakąśtajemnicą, zagadką. „Ale przecież jej ufałam” –coś zaprotestowało we mnie. Poraziło mnie.Zaufanie. Moje naiwne, jak się teraz okazało,zaufanie roztopiło się teraz jak płatek śnieguw moich ustach. Zabolało mnie to dotkliwie.Myślałam, że mogę na niej polegać, że mogęna nią liczyć. Zapukała do moich drzwi. A ja jejz ufnością otworzyłam i zaprosiłam do środka.

 A ona mnie okradła, oszukała, wyrządziłakrzywdę. W tym przypadku zaufanie i wiaraw drugiego człowieka okazały się pustymsłowem bez pokrycia, martwą literą i drętwąmową. Wierzyłam naiwnie, że to działa w obiestrony. Gdy sobie to wszystko uświadomiłam,

Page 304: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 304/322

ogromna gorycz zalała mi serce. Gorycz, alez potężną domieszką złości.

– Przestań w tej chwili – wycedziłamniemal przez zaciśnięte zęby, widząc rosnącezdziwienie w jej oczach.

To zdziwienie mnie rozpraszało i drażniło.Nie pasowało tutaj.

Spojrzała na mnie z lękiem malującym sięna twarzy i cofnęła o krok. Nie wiedziałam, że

była też świetną aktorką.– Nadia – odezwała się zaniepokojonymgłosem – opamiętaj się i powiedz wreszcie,o co w tym wszystkim chodzi. Co tywyprawiasz? – Wbiła we mnie wzrok.

Wciąż udawała niewiniątko. Miałamochotę podejść do niej i po prostu uderzyć jąw twarz. Dać jej po gębie. Żeby sięopamiętała. Żeby przestała udawać. Niezrobiłam tego nie dlatego, że się bałam, leczdlatego, że brzydziłam się jakiegokolwiek bezpośredniego kontaktu z nią. Dotyk mordercy budził we mnie obrzydzenie.

Napawał odrazą i wstrętem.*

W duchu cieszyłam się, że moja intuicja niezawiodła, a mój plan okazał się trafny. Jak do

Page 305: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 305/322

tej pory. Miałam nadzieję, że zabójca Oli sięujawni, gdy do niego napiszę SMS-a. Biorącpod uwagę wcześniejsze wydarzenia oraz to,iż byłam prawdopodobnie śledzona,spodziewałam się, że morderca nie dopuści,bym dotarła na policję i będzie chciał mniezatrzymać. Za wszelką cenę. Balansował nagranicy głupoty. Ryzykował cały czas. Miałamnadzieję, że tym razem, wierząc w moje słowa

wysłane przez telefon, też zaryzykuje. I tak sięstało.– Ale już naprawdę nie musisz udawać –

powiedziałam, gotując się z wściekłości. Jej bezczelność, udawanie i gra aktorska

działały na mnie jak płachta na byka.– Nadia! – krzyknęła w końcu, choć nie

pamiętam, by kiedykolwiek wcześniejpodniosła głos. – Co się z tobą dzieje? Czyś tyoszalała?

Zaczęłam się cofać. Ostrożnie i powoli, bynie stracić jej z oczu. By zareagowaćwłaściwie na każdy szczegół, który mógł

okazać się na wagę złota. Nie, na wagę życia.– To koniec – powiedziałam pewnymi zdecydowanym głosem. – Idę na policję,wszystko im opowiem, już po tobie – brnęłamw tunel kłamstwa.

Nagle rzuciła się w moim kierunku szybko

Page 306: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 306/322

i zwinnie niczym kot. W jednym momencieznalazła się przy mnie. Odskoczyłam, ale i tak zdążyła wbić palce w moje ramię.

Krew uderzyła mi do głowy i zahuczała jak spadający wodospad. Nogi mi drżały, a sercewaliło. Wstrzymałam oddech.

– Nadia! – Gotowa do odparcia ataku,usłyszałam jej głos.

Choć nie chciałam tego przyjąć do

świadomości, zabrzmiał przejmująco smutno.– Czy ty myślisz… – pauza. – Jak w ogólemogłaś pomyśleć, że to ja ją zabiłam.

Gorycz i niedowierzanie płynące z jej słówbyły autentyczne i prawdziwe, choć broniłamsię, by to przyznać.

Puściła moje ramię. W jej oczach błysnęłyłzy. A może to były rozpuszczone płatkiśniegu? W każdym razie targnęła mną jakaśwątpliwość. Zarysował się znak zapytania.Odsunęła się ode mnie. Stałyśmy i patrzyły nasiebie bez najmniejszego poruszenia.

– Dlaczego za mną szłaś? – zapytałam, nie

tracąc czujności. Jej oczy wyrażały bezgraniczne zdumienie.Patrzyła na mnie, jakbym była duchem. To jejcholerne zdziwienie przebijało się przez murmojej pewności, ale nie dałam mu wniknąćgłębiej.

Page 307: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 307/322

Page 308: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 308/322

– Kiedy zobaczyłam, jak przechodziszprzez bramkę, coś mnie tknęło. To wszystkowyglądało dość podejrzanie, więc z czystejtroski o ciebie postanowiłam, że pójdę za tobą.Chwilę później miałam zamiar cię dogonići zapytać, o co chodzi, ale gdy zobaczyłam,którą drogę wybrałaś, zaniepokoiłam sięeszcze bardziej. Wiedziałam, że cośkombinujesz. Prawdę mówiąc, byłam

zaintrygowana, ale przede wszystkimzszokowana tym, co wyprawiasz. Nie jestemgłupia – dodała. – Wiem, że coś wyraźnie tutajnie gra. Nie wierzę, że znając mordercę, jak gdyby nigdy nic napisałabyś do mnie, a potemnajspokojniej w świecie zrobiła sobie spacerpo niebezpiecznym, ciemnym zaułku. Nie mana to szans.

*

Stało się to, czego się obawiałam. Tylko idiotadałby się nabrać na taki numer. To byłofaktycznie porażająco kretyńskie posunięcie,a do tego żałośnie naiwne. W tej sekundziepoczułam nawet zażenowanie swoimpomysłem, który zaprzeczał i wyraźnie kłóciłsię z moim sposobem bycia i intelektem. Co jasobie w ogóle wyobrażałam? Chyba

Page 309: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 309/322

kompletnie mnie porąbało. Byłamzdezorientowana. Nie wiedziałam, co robićdalej. Wir śniegowych płatków opadł nagle naziemię i znieruchomiał. Mogłam szerzejotworzyć oczy.

Zobaczyłam, jak Iga otwiera usta, by cośeszcze powiedzieć.

– Nie zabiłam Aleksandry.Cisza. Nawet wiatr wstrzymał oddech.

– Ale ja to zrobiłem. Ten głos. Znajomy. Bliski.

Nie wiedziałam, że spełniające sięmarzenie może tak zaboleć. W jednejsekundzie dowiedziałam się prawdy – stało sięto, o czym marzyłam. W tej samej sekundziedostałam cios prosto w serce, bo ta prawda,ziszczenie tego marzenia okazało siękoszmarne i makabryczne.

 Jedno z nas. Jednak jedno z nas.

Page 310: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 310/322

Page 311: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 311/322

Tworzyłam nową deklinację.Pytania mnożyły się jak wirusy. Atakowały

mnie. Przybierały formę infekcji. Choć miałamdobrą odporność, ciężko było mi z tymwalczyć. Szok mnie osłabił. Kolejny wstrząstargnął mną w tym samym miejscu. Na tymbezludziu, pustkowiu, samotni. Czułam sięsamotna jak nigdy dotąd. Wyalienowana z tegoświata. Ale nie byłam tu sama.

Troje żywych ludzi.Żyjący wiatr.Ożywiony śnieg.

*

Groza spowiła ten moment. Niewidzialna

zmora owinęła się wokół mojej szyi niczymwąż i dusiła mnie, zgniatała w swoim żelaznymuścisku. Waga dzisiejszych przeżyć była tak ciężka, że tylko dzięki adrenalinie stałameszcze na nogach. Wiatr mi przeszkadzał, niepomagał. Znów natarł. Szturmował. Huczał,syczał i szemrał, nie oszczędzając nawetnajmniejszej szczeliny, ledwie widocznejszparki. Brzmiał nienaturalnie, przesadnie,pompatycznie. Jego odgłos odbierałam jakocoś szorstkiego, chropowatego, cierpkiegoi nieprzyjemnego.

Page 312: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 312/322

Zobaczyłam jakby w zwolnionym tempie,ak płynnie prześlizguje się pomiędzy nogamimordercy. Robi spirale i piruety wokół jegostóp. Wędrował wyżej i wyżej. Wznosił sięw górę. Aż wreszcie dotarł do centrum.Spoczął na twarzy, a moje spojrzenie wrazz nim.

Patrzyłam teraz prosto w oczy zabójcy.Prawdziwego zabójcy. Wyczytałam to

z jego lodowatego spojrzenia. Było zimniejszeniż śnieg.Stał przede mną.Lekko uśmiechnięty.Zadowolony i pewny siebie.Milo.Pieprzony romantyk.Chłopak Dominiki.Mój przyjaciel.Morderca Aleksandry.

*

Nie miałam pojęcia, dlaczego Kamil sięujawnił. Tu i teraz. Być może nie słyszał mojejrozmowy z Igą i wciąż myślał, że znam prawdęo śmierci Oli. Może bał się, że coś razemspiskowałyśmy. A może po prostu niewytrzymał napięcia. W każdym razie wyszedł

Page 313: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 313/322

Page 314: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 314/322

– Dlaczego? – powtórzyłam pewnymsiebie, stanowczym, niezachwianym głosem.

Roześmiał się.Zdegenerowany, wypaczony świr.Rzygać mi się chciało na jego widok.– W zasadzie – powiedział beztroskim

tonem – mogę ci powiedzieć, wam – poprawiłsię. – Zważywszy na to, że już nic nikomu niepowiecie. Nie zdążycie. – Ucieszył się jak 

dziecko, które dostało cukierka, i podniósł dogóry broń, którą trzymał w dłoni.

*

Iga dotknęła mojej ręki. Zrobiło mi się wstyd,że ją podejrzewałam. Chciałam choć na

sekundę spojrzeć na nią, by wzrokiem jąprzeprosić, ale nie chciałam ani na chwilętracić z oczu Kamila.

– Wszystko się dobrze złożyło – ciągnąłdalej wyraźnie zadowolony. – Nadia zabiła Olę,potem Igę, i na końcu sama sobie strzeliław łeb. – Kochane przyjaciółki, dziękuję wam zaten scenariusz z całego serca.

– Nie masz serca – przerwałam muadowicie.

– A twoje za chwilę przestanie bić –odrzekł ckliwie i sentymentalnie, jak na

Page 315: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 315/322

romantyka przystało.Odpowiedziałam mu zuchwałym,

wyzywającym spojrzeniem. I wierzcie mi, nieudawałam. To było również szczerespojrzenie.

– Ale zanim sfinalizujemy sprawę –kontynuował uradowany i mrugnął do nasporozumiewawczo. – Powiem wam, ciekawskiedziewczynki, dlaczego stało się tak, jak się

stało. I dobrze się stało. – Uśmiechnął się oducha do ucha. – Nie sądziłem, że istnieje takiekolosalne poczucie władzy i kontroli. Kiedydecyduje się o czyjejś śmierci, kiedy czuje się,ak uchodzi z kogoś życie, bo ty tak chcesz, tak postanawiasz. Kamil władca, król, monarcha,imperator – nakręcał się, upajał, zachwycał. –Cóż, będę miał chyba nowe hobby – szczerzeroześmiał się ze swojego dowcipu.

Zacisnęłam zęby. I ręce w pięści.– Otóż – mówił dalej – nie znałyście mnie,

nawet Mika mnie nie znała. Była tylkoprzykrywką. Powiem krótko i konkretnie. –

Oblizał obleśnie usta. – Bardziej podobał misię brat Oli i kiedy chciałem mu to okazać, takrowa z odrobinę za tłustą dupą musiała tozobaczyć, a potem chciała rozgadać i iść z tymna policję.

– Ty gnoju! – wrzasnęłam, nie mogąc się

Page 316: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 316/322

opanować.Obrzydzenie, które poczułam, sięgało

zenitu.– Spokojnie. – Uniósł znów broń. –

Powiedziałem – odrobinę za tłustą.Oczywiście wiedział, że nie o to mi chodzi.

Po prostu bawił się moim kosztem, prowadziłchorą grę.

Wiatr wznowił swoją rolę. Wybił się

wysoko i niezwyciężenie ponad wszystko.Wspinał się, opadał, windował i leciał w dół.Dźwigał w górę śnieg spod naszych nóg.

– A jak się czuje twój nowy chłopak,Nadia? – Morderca z cynicznym uśmieszkiemna twarzy nagle zmienił temat.

– Dobrze – dobiegł zza moich plecówspokojny i opanowany głos Marcela.

Page 317: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 317/322

Rozdział XX

– Jesteś piękna, Nadia.– Mika jest ładniejsza.– No, może trochę.– To ty ją w ogóle znasz?– Skarbie, jestem policjantem.– Wykorzystujesz swoją pozycję. Jesteś

zarozumiały.– Jestem zadurzony.– Zadłużony? Gdzie? Na ile?– To gruba sprawa. Poważna.

– Myślałam, że będąc w takim wieku,esteś odporny na te sprawy.

– Jestem prawie twoim rówieśnikiem, co toest te kilkanaście lat.

– Widzę, że jesteś reformowalny.– To dla ciebie.– Co dla mnie?– Wszystko, Nadia– Trzymam za słowo, Marcel.

*

Page 318: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 318/322

Kamil został aresztowany. Obyło się bezstrzelaniny i bez ofiar. Policja już wcześniej gopodejrzewała i obserwowała. Terazw więzieniu czekał na wyrok. Myślę, że codzień mnie przeklinał. I mojego nowegochłopaka, który osobiście skuł mu ręce. Teparszywe, ubrudzone krwią Aleksandry ręce. Przeprosiłam nie tylko Igę za swoje

podejrzenia, ale także wszystkie cztery osoby,do których wysłałam SMS-y w tamten wieczórsprzed kilku tygodni. Nikt nie miał do mnieżalu ani pretensji. Wręcz przeciwnie. Powiemnieskromnie, że gratulowali mi pomysłu,odwagi, determinacji, brawury i…lekkomyślności. Myślę, że zyskali nowy status– przyjaciół. ak się okazało, błyskotka, którą znalazłam

w szafie pomiędzy ubraniami, należałarzeczywiście do Wery. Zgodnie z tym, cowcześniej mówiła, pożyczyła te kolczyki

Dominice, która miała je na sobie, kiedywszyscy byliśmy w klubie WIKI. Jeden sięodpiął i przyczepił do mojej marynarki, którależała na oparciu sofy. To cała filozofia. Nicnadzwyczajnego.

 

Page 319: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 319/322

Wiktor, brat Aleksandry, powoli dochodził dosiebie po okropnych przeżyciach, którychdoświadczył. Na szczęście Kamil nie zdążyłzrobić mu krzywdy. Terapia zaczyna przynosićrezultaty. Ostatnio gdy ich odwiedziłam,uśmiechnął się do mnie. Ma uśmiech taki jak Ola. Promienny i rozjaśniający cały świat. Tu, w parku, żegnam się z wami, spacerując

po wciąż zaśnieżonych alejkach. Panuje spokóji cisza. Nadchodzi odwilż, a po niej przyjdziewiosna, która rozkwitła już w moim sercu. Nanowo obudziłam się do życia. Nie wiem, coprzyniesie przyszłość. Ale gdy tylko stanę sięej częścią, a ona moim udziałem, opowiemwam o tym.

Obiecuję.Nie zdążyłam chwycić szalika. Pofrunął

niczym skrzydlaty ptak gnany nagłym,niespodziewanym podmuchem. Wiatr pchał gow nieznane. Raptowny, żywiołowy, burzliwyporyw przecinał nim powietrze. W końcu znikł

mi z oczu. Rozejrzałam się dookoła. Gałęziedrzew pozostawały w bezruchu. Byłabezwietrzna, ładna pogoda.

Page 320: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 320/322

EpilogBallada o białej kawie

Była jak Murzyniątko – czarnulka ciemnegokoloru i ciemnego umysłu. Mało energiczna,

ospała, drzemiąca w słoiku barwy atmosfery,z kolorową etykietką. Łypała okiem, zezowałaprzez przeźroczyste szkło, czekając na swojeprzeznaczenie. Jej posłannictwo polegało narozpuszczeniu się i wchodzeniu w jak najlepsze relacje z kubkami smakowymi. 

Rozsadzała ją duma, bo niedawno awansowała– postawiono ją na honorowym miejscu (blaciekuchennym) obok cukiernicy ze słodkązawartością. Czuła się niezastąpiona,dowartościowana, bo ktoś celując w niąpalcem, mówił ciągle, że ma na nią ochotę, że

ą uwielbia, że jej potrzebuje. W pewnymsensie spełniała też rolę terapeutki – stawiałana nogi i przywracała jasność myślenia. Była ważną szychą w królestwie kuchennym,wszyscy zazdrościli jej powodzenia,

Page 321: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 321/322

a największa konkurentka – herbata – wprostpłonęła zawiścią silną jak esencja(z wściekłości, by dać upust negatywnymnapięciom emocjonalnym, posuwała się nawetdo zbrodni: topiła Bogu ducha winną cytrynę). Nasza bohaterka brylowała jednak niezachwianie i niezmiennie w towarzystwie.Wiodła bezsprzecznie prym, grała pierwsze

skrzypce. Z entuzjazmem całowała sięz łyżeczką i wskakiwała jej na kolana. Ta zaśz zapałem podnosiła ją do góry i fundowała jejskok na bungee (tylko niewidzialny sznururywał się za każdym razem i lądowała natwardym podłożu, nie doznając na szczęścieżadnych uszczerbków na zdrowiu). Leżąc sobie na dnie filiżanki, oczekiwałaniecierpliwie, aż zaleje ją szczęście. I niezawiodła się, gdy to nastąpiło – rozpłynęła sięz radości. Przed nią była podróż długa i kręta,ale ciekawa i interesująca. Spotkała miłość

swojego życia, która zatopiła się w niej bezodwrotu (to nic, że innej rasy i koloru).Pojaśniała z zachwytu. Tworząc jedność,popłynęli…

Ku żołądkowi.

Page 322: Latte

7/21/2019 Latte

http://slidepdf.com/reader/full/latte-56da5bad44516 322/322