KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania...

20
KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej * Bitwa pod Racławicami - 210 rocznica * Kołłątaj i Kościuszko - połączył ich patriotyzm * Kopiec w Michałowicach i inne kopce * Opowieści rodzinne i sąsiedzkie * Michałowice - komora celna w XIX wieku * Siostra Eliza napisała do nas list * Święto Kwitnącej Jabłoni - jubileusz XXX-lecia Wielkanoc - obyczaje i obrzędy * Czytelnictwo * Kultura * Łowiectwo

Transcript of KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania...

Page 1: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej

* Bitwa pod Racławicami - 210 rocznica* Kołłątaj i Kościuszko - połączył ich patriotyzm* Kopiec w Michałowicach i inne kopce* Opowieści rodzinne i sąsiedzkie* Michałowice - komora celna w XIX wieku* Siostra Eliza napisała do nas list* Święto Kwitnącej Jabłoni - jubileusz XXX-lecia

Wielkanoc - obyczaje i obrzędy * Czytelnictwo * Kultura * Łowiectwo

Page 2: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

„Nad Dłubnią" Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej

Michalowice I nr 101,32-091 Michałowice,tel. 12/3885037, tel/fax: 12/3885016

Z inicjatywy wiceprezesa Stowarzyszenia Przyjaciół ZiemiMichałowickiej Elżbiety Kwaśniewskiej narodził się pomysł usy-pania z okazji 90. rocznicy wymarszu I Kompanii Kadrowej kop-ca i usytuowania na nim obelisku, który aktualnie posadowionyjest przy trasie warszawskiej, prawie na pasie drogowym. Takalokalizacja jest bardzo niebezpieczna dla samego obelisku, jakrównież nieciekawa pod względem widokowym i plastycznym.W związku z inicjatywą na spotkanie Stowarzyszenia w dniu9 marca zaproszeni zostali: prof. Kazimierz Bielenin - historyk,major Włodzimierz „Wowa" Brodecki - prezes StowarzyszeniaMiłośników Tradycji „Mazurka Dąbrowskiego", Grzegorz Gill -znawca i autor opracowania poświęconego pamiątkowym kop-com w Polsce i na kresach wschodnich, Jan Matzke - historyk,Antoni Rumian - wójt gminy Michałowice, Jarosław Kozłowski -dyrektor Gimnazjum w Michałowicach i przedstawiciele mło-dzieży gimnazjum w Michałowicach.

Tradycje wznoszenia kopców w Polsce datują się od XV-XVIwieku i są wciąż żywotne. Pan Gill przybliżył zebranym technikębudowy kopców, wskazał na możliwości pozyskania odpowied-nich materiałów budowlanych i podkreślił wartości poznawczedla odwiedzających naszą gminę gości, którzy zechcą zapoznaćsię z historią tego miejsca. O nieprzeciętnej wartości historyczneji patriotycznej obelisku oraz jego randze mówił prof. Bielenin:„Oto pomnik stoi na granicy mocarstwa rosyjskiego, a grupaludzi, która zorganizowała się w Krakowie 90 lat temu przeszłatę granicę, aby ją w wyniku swoich działań zburzyć'. Zdaniempana profesora istnieje potrzeba zapewnienia właściwego oto-czenia dla obelisku. Wokół niego można by w przyszłości organi-zować wiece patriotyczne, obchody świąt państwowych i lokal-nych. Teren ten mógłby stać się atrakcją turystyczną na skalękrajową. Wójt gminy stwierdził, że prowadził rozmowy z właści-cielami działki wokół pomnika, aby przez zakup terenu posze-rzyć otoczenie i usytuować tam parking. W chwili obecnej wa-runki finansowe są trudne do udźwignięcia dla gminy, zatem nasierpniową rocznicę pomnik zostanie tylko przesunięty na wy-budowany już cokół. Nad usypaniem kopca można się, w opiniiwójta, zastanawiać, gdy mieszkańcy wyrażą taką wolę i poprąfinansowo to przedsięwzięcie.

W Stowarzyszeniu powstała również inicjatywa powołaniaMłodzieżowej Rady Gminy. O tym, że taki pomysł ma szansęrealizacji świadczy to, że młodzież ma wiele inwencji i nowespojrzenie na rozwój gminy. W trakcie rozmów przeprowadzo-nych z dyrektorem Gimnazjum w Michałowicach uznano, żegimnazjaliści, którzy już za kilka lat będą mieć czynne i bierne

prawo wyborcze do Rady Gminy, są w odpowiednim wieku dorozpoczęcia działalności w Młodzieżowej Radzie Gminy. Z ob-serwacji wójta wynika, że większość młodych ludzi, często wy-kształconych, nie ma podstawowej wiedzy o samorządach i ad-ministracji państwowej. Ten fakt również przemawia za tym, żepotrzebne są takie inicjatywy. Ze swej strony Stowarzyszeniedeklaruje chęć pomocy dla powstałej Młodzieżowej Rady Gminy,a pan Adam Bubka będzie współpracował z młodzieżą jako rad-ny i jako członek Stowarzyszenia. W gimnazjach działających naterenie naszej gminy zostali powołani koordynatorzy prac zwią-zanych z tworzeniem młodzieżowej rady. Po to, aby inicjatywazostała zrealizowana potrzebna jest stosowna uchwała RadyGminy. Już teraz życzymy przyszłym młodym radnym wieludobrych pomysłów i zapału do ich realizacji. Na spotkaniu zwró-cono uwagę, że właśnie młodzież może otoczyć opieką terenwokół legionowego obelisku. Jeden z zaproszonych gości wspo-mniał o tym, że właśnie dzisiaj, w dniu imienin Marszałka,uczestniczył w uroczystościach na Wawelu. Była tam także zor-ganizowana młodzież, co jest niezwykle budujące w dzisiejszychczasach, gdy patriotyzm nie jest „na topie".

(19 marca 2004 r.) Zofia Puchalska-Wilk

Z ostatniej (prawie) ch wili...

25 marca b.r. -w czasie sesji Rady Gminy Michałowice, podję-to decyzję o niepowolywaniu Młodzieżowej Rady Gminy. Za jejutworzeniem głosował jeden tylko radny - p. Adam (Bubka, któryrzecz całą przestawił do dyskusji. (pozostali byli przeciwni lubokazali obojętność.

Ta zaskakująca i niezrozumiała postawa, wydaje się gasićw zarodku rodzącą się wolę środowisk młodzieżowych do uczestni-czenia w pracy na rzecz własnego otoczenia.

Wszak, już Jan Zamoyski (w Akcie Nadania dla Akademiiw Zamościu) pisał „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzie-ży chowanie", a Karol Estreicher kilka wieków później dodał -„święty spokój się mści...".

"Niewykluczone, że udzielenie poparcia dla rozwoju samorząd-ności młodzieżowej, co przed nami zrobiło już ponad 100 gminz terenu całej (Polski, mogłoby stanowić przyczynek, do osiągnięciaupragnionego stanu spokoju... sumień.

Warto o tym pomyśleć... zwłaszcza, iż „...wójt gminy liczy, żerada powróci do tej sprawy i dokładnie ją przeanalizuje..."(za Dziennikiem Polskim z dnia 27.04.2004 r.). (przyp- red.)

Na okładce - bohaterowie Bitwy pod Racławicami (mal. Jan Matejko)Tadeusz Kościuszko, Hugo Kołłątaj i Wojciech Bartosz-Głowacki

Page 3: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

P ropozycja autorstwa p. Grzegorza Gilla - doty-cząca wyeksponowania pomnika - obelisku,

upamiętniającego historyczne wydarzenie. W tym miejscu narozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania KadrowaLegionów Polskich, 6 sierpnia 1914 r. idąc w bój o honor i wol-ność Ojczyzny, obaliła słupy graniczne byłych państw zabor-czych.

"Proponuję na omawianym terenie, doprowadzonym dopoziomu drogi wybudować na fundamencie betonowym po-stument zbrojony na wysokość 4 metrów. Na wierzchołku osadzićpomnik legionowy. Słup betonowy obłożyć głazami kamiennymi różnejwielkości, uzyskując kształt stożka. Szczeliny głazu zalać płynnymbetonem, względnie obsadzić trawą. Krąg podstawy kopcazmeliorować i teren wokół utwardzić brukowcem, dalsze obrzeża urzą-dzić zielenią.

Przy takim założeniu pomnik byłby wyeksponowany i doskonaleprezentowałby się pod względem estetycznym i architektonicznym.

Parametry kopca w tej wersji: wysokość - 4,0 m, podstawa - 8,0 m,kat nachylenia 40-45°.

Uwagi:- uzasadnionym byłoby stworzenie więzi mieszkańców

Michałowic i społeczności wsi gminnych ze wznoszonymmonumentem,

- wspólnota celów winna nakładać moralne zobowiązanie,by każde sołectwo dostarczyło 2-3 wozów polnychkamieni na projektowany obiekt,młodzież z tych siół winna na wznoszony kopieclegionowy przynosić (w odpowiednim nastroju) garść

ziemi do niszy stożka pobranej z pamiętnych dla wsi miejschistorycznych, np. z grobów obrońców Ojczyzny, pradziadków,spod pomników, czy przydrożnych figur, kapliczek i krzyży,przy kopcu można by ustawić głaz kamienny, na którym wyrytazostałaby treść inskrypcji legionowego pomnika,dla upamiętnienia 90 rocznicy „KADRÓWKI" w dniu 6 sierpnia2004 r. "w Michałowicach pięknym czynem dla potomnych stałobysię posadzenie trzech „DRZEW NIEPODLEGŁOŚCI: DĘBU - LIPY- JAWORU", ongiś świętych i kultowych drzew Słowian,posadzone drzewa powinny wzbogacać jego otoczenie.»

Zapraszamy do dyskusji wszystkich, którym sprawa zagospodarowania „miejsca kopca" w Michałowicach, przywiedzie na myśl dobre pomysły.(red.)

KOŚCIUSZKOWSKIE I RACŁAWICKIE REMINISCENCJE

Mija 210 lat od chwili, kiedy 24 III 1794 Tadeusz Kościuszkoogłosił na Rynku krakowskim „Akt Powstania Narodu Polskiego".Rozpoczęta wtedy Insurekcja zapoczątkowała długi okres polskichwalk o niepodległość. Ich areną była zawsze ziemia krakowska, zaśzbiorowym uczestnikiem i świadkiem tutejsze społeczeństwo.

Proklamowanej walce miały zostać podporządkowane wszyst-kie zasoby ludzkie i gospodarcze kraju na wzór amerykańsko-francuski. Dla pozyskania chło-pów zamierzano wprowadzićpewne ulgi w pańszczyźnie.O ustroju Rzeczypospolitej miałzdecydować wyłoniony po zwy-cięskiej wojnie Sejm.

Tadeusz Kościuszko ogłoszo-ny został Najwyższym Naczelni-kiem Siły Zbrojnej Narodowej.Akt powstania, autorstwa księdzaHugo Kołłątaja (redagowanyprzez Józefa Weyssenhoffa) od-czytał poseł na Sejm CzteroletniAleksander Linowski, natomiast

Białego ku północnemu wschodowi, pragnąc przebić się przezzaciskający się pierścień wojsk rosyjskich.

2IV w Luborzycy dołączył do niego gen. Józef Zajączek. Przyby-li też ze swoimi brygadami kawalerii: brygadier Antoni Madalińskiz 1 Wielkopolską Brygadą Kawalerii i wicebrygadier Ludwik Man-get z 2 Małopolską BK. Zameldował się z dwoma szwadronami4 Pułku Przedniej Straży rotmistrz Ignacy Zborowski. Nadeszły

dwie kompanie z 7 regimentupieszego. Artyleria została zasilo-na 5 zdobycznymi działami.

Tadeusz Kościuszko przepro-wadził podział sił polskich nadwie dywizje: gen. Józefa Zającz-ka i świeżo mianowanegogen. Antoniego Madalińskiego.Łączną siłę wojsk liniowych nale-ży określić na 4 tysiące żołnierzy.

3IV przesunięto się do Koniu-szy, prebendy ks. Hugona Kołłą-taja. Tu gen. mjr ziemiański JanŚląski z Rzeplina (wraz z bratem

towania powszechnej wolności używać będę".Po zorganizowaniu władz powstańczych

i przeprowadzeniu mobilizacji na niewielkimwszakże obszarze, który udało się wyzwolić,Tadeusz Kościuszko wyruszył z Krakowa,aby podnieść sztandar powstania w innychwojewództwach oraz Warszawie i Wilnie.

1 IV, po deszczowej nocy, prowadząc 850żołnierzy regularnej piechoty z regimentówJózefa Wodzickiego i Mikołaja Czapskiego,dwa szwadrony jazdy, 200 konnych ochotni-ków gen mjra ziemiańskiego Józefa GabrielaTaszyckiego i 400 pikinierów oraz 7 działz 50 kanonierami, wyruszył z Prądnika Tadeusz Kościuszko pozdrawia kosynierów przed bitwą

mal. W. Kossak

skiego Józefa Gabriela Taszyckiego z powia-tów lelowskiego i Księstwa Siewierskiegow Pilicy maszerowali w tym czasie do Kra-kowa).

4 IV, również po deszczowej nocy, podję-to dalszy marsz w kierunku Skalbmierza.Kolejno wymaszerowały ze wsi dywizje gen.Józefa Zajączka, gen Antoniego Madaliń-skiego, artyleria kpt. Kazimierza Małachow-skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego Jana Śląskiego. Posuwano siędolinami Szrenicy, potem Ścieklca na Prze-

sławice, następnie obok Rzędowic na Da-lewice, wreszcie kierując się na Ibramowice.

Naczelnik przysiągł, „iż powierzonejmi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dlaobrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugrun-

Andrzejem) przyprowadził 1920kosynierów, pikinierów i rekrutów dymowych z powiatów pro-szowickiego i ksiąskiego (rekruci zebrani przez gen. mjr ziemiań-

Modlitwa kosynierów przed Bitwą pod Racławicami, mal. J. Chełmoński

1

Page 4: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Tymczasem w Skalbmierzu dokonano koncentracji większościsił rosyjskich, skierowanych do likwidacji powstania. Na ich czelestał gen. Fiodor Denisow. Wywiad rosyjski ustalił, że Tadeusz Ko-ściuszko koncentruje swe siły w Koniuszy i właśnie tam dowódcarosyjski postanowił sprawić „pogrzeb i cmentarz insurekcji". Jedenz wodzów rosyjskich, gen. Aleksander Tormasow otrzymał rozkazobejścia Koniuszy od północnego zachodu, podczas gdy sam głów-nodowodzący miał przeprowadzićuderzenie na obóz polski od połu-dnia z kierunku Proszowic.

Według tego planu pierwszy rzutsił rosyjskich wyruszył ze Skalbmie-rza przed godziną 300 rano w sile1700 bagnetów i 1200 szabel - razem2900 ludzi z 12 działami - drogą naWiniary, Rzędowice i Przesławice.Około godziny 600 przednia strażdywizji gen. Józefa Zajączka natknę-ła się między Ibramowicami a Gru-szowem na szpicę kozaków, zajętąrabunkiem. Polacy wzięli paru jeńców,kozacy jednego. W trakcie badania kozaków Naczelnik zorientowałsię co do zmiany stanowisk rosyjskich i postanowił wyminąć prze-ciwnika, zbaczając po „łagodnym zboczu" na zachód, między Rad-ziemice a Przemęczany, a potem przez Kaczowice i Smoniowice nateren dziemięrzycki, skąd wychodziły dwie drogi, łączące sięz traktem miechowsko-skalbmierskim, umożliwiającym osiągnięcieKielc.

W czasie gdy siły powstańcze zajęły wzniesienia dziemięrzyckie,gen. Aleksander Tormasow opanował Górkę Kościejowską, stromowznoszącą się nad wschodnim Ścieklcem (Kościelcem). TadeuszKościuszko w środku pozycji ustawił piechotę w dwóch liniachi usypał stanowiska dla dział, na skrzydłach pozostałe batalionyi kawalerię, w parowie zaś ukrył kosynierów.

Około godziny 1500 dowódca rosyjski rozpoczął bitwę uderze-niem w centrum, a jednocześnie głębokim obejściem zagroził le-wemu skrzydłu polskiemu. Po trzech godzinach uporczywychzmagań do prawego skrzydła wojsk polskich zbliżyły się regimentygen. Fiodora Denisowa, które nadciągały pod Racławice na hukdział. W tym momencie Naczelnik rzucił w środek szykówgen. Aleksandra Tormasowa stojących w odwodzie 320 kosynieróww „gorsecie" czterech kompanii piechoty.

Kosynierom, wśród których wyróżnili się Wojciech Bartosz-Głowacki z Rzędowic, Stanisław Świstecki z Zambrowa i JędrzejŁakomski spod Proszowic wybili część piechoty nieprzyjaciela,zdobywając 10 armat. Wsparcie reszty piechoty i kawalerii dopro-wadziło do całkowitego rozbicia kolumny gen, Aleksandra Torma-sowa. Następnie zlikwidowano nacierający na lewym skrzydleoddział rosyjski. Trzecia kolumna gen. Fiodora Denisowa wycofałasię na sam widok pogromu.

Straty rosyjskie wynosiły ponad 1000 zabitych, rannych i wzię-tych do niewoli. Powstańcy zdobyli ogółem 12 armat, 1200 karabi-nów z bagnetami, pistolety, szable, spisy kozackie oraz trzykrotniewiększą ilość amunicji niż ta, z którą rozpoczęli bitwę.

W ręce polskie wpadła część taboru, a wraz z nią różne sorty mun-durowe i buty. Straty polskie ocenić należy na 100 zabitychi 200 rannych

Bitwa nie przyniosła jednak realizacji założeń operacyjnych,gdyż nie przebito się przez pierścień rosyjski w kierunku Warsza-wy, ale przeświadczenie, że można odnosić zwycięstwa nad woj-skami rosyjskimi miało wielkie znaczenie moralne.

Opisy bitwy znalazły się w re-lacjach jej uczestników, a takżew literaturze pięknej i w poezji. Jejoddźwięk wystąpił niezwykleobficie w dziełach plastycznych.Atak kosynierów na rosyjskiearmaty przedstawił bardzo wiary-godnie Aleksander Orłowski.W sposób idealny ukazał nato-miast Racławice January Sucho-dolski. Wielkie płótno z wyobra-żeniem pobojowiska wyszło spodpędzla Jana Matejki. Tryptyk

racławicki jest również dziełem

Panorama bitwy, namalowana przez Wojciecha Kossaka i JanaStykę została umieszczona w speq'alnej rotundzie we Lwowie(1894), a po II wojnie światowej znalazła swe miejsce we Wrocła-wiu, gdzie od 1985 udostępniana jest zwiedzającym w speqalnympawilonie. Panoramę bitwy stworzył również artysta miechowskiMarek Hołda, natomiast scenę podziękowania Tadeusza Kościuszkiza zwycięstwo przed ołtarzem Matki Boskiej Zielenickiej uwieczniłgłośny malarz tematów sakralnych Jan Molga z Janikowic.

Ziemia krakowska, jako kolebka insurekcji i bitwa racławickaoraz kult kościuszkowski i rola chłopów w powstaniu są bogatoudokumentowane w literaturze historycznej. Dość będzie wymieraćtylko niektóre nazwiska autorów, jak Tadeusz Korzon, BartłomiejSzyndler, Jan Lubicz-Pachoński, Henryk Kocój, Krzysztof Baueri Stanisław Herbst. Dziejami insurekcji interesują się również bada-cze-regionaliści (Henryk Pomykalski). Kult Tadeusza Kościuszkii Wojciecha Bartosza-Głowackiego jest wciąż obecny w życiu spo-łecznym i kulturalnym na ziemi krakowskiej;pamiątki kościuszkowskie licznie wypełniajązbiory muzeów.

Ośrodkiem kościuszkowskiej pracy ide-owo-wychowawczej jest wciąż Kraków, stająsię nim również Racławice. Istotną rolęw podtrzymaniu tej tradycji spełnia Racławic-kie Towarzystwo Kulturalne i RacławickieCentrum Wsi Polskiej. Duże znaczenie dlawydobycia pożądanych celów patriotycznychbędzie miało zrewitalizowanie szlaku ko-ściuszkowskiego, biegnącego przez powiatykrakowski, proszowicki i miechowski orazzagospodarowanie pól bitewnych po uzyska-niu przez Racławice statusu Pomnika Historii.

Stanisław Piwowarski

Kosa - osadzona na sztorc na 2,5-metrowych żerdziach, w początkach 1794 r. służyła za sieczną i kłutą broń w bitwie pod Racławicami. Historycy wojskowościobliczają że brawurowo idący do ataku oddział kosynierów miał przewagę nad ośmiokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. W polskiej świadomości historycznejkosa kojarzy się głównie z Racławicami („Mamy racławickie kosy, Kościuszkę Bóg pozwoli"), rzadziej z rabacją 1846 r., czy powstaniami: listopadowym orazstyczniowym, choć brali w nich również udział nieliczni chłopi z kosami na sztorc.Nazywana przez cudzoziemców „polską bronią", była symbolem i narzędziem walki o wyzwolenie narodowe, nie spcteczne. Stała się chłopską przepustką dohistorii; na narodowe ołtarze wprowadzili ją głównie Grottger, Anczyc, Matejko, Pol, Styka i Lenartowicz. Skrzyżowane kosy zdobią wawelski sarkofag T. Ko-ściuszki, od 2. poi. XIX w. ukazują charakter mieszkańców Krakowa: „Lud tu wierny w tym grodzie/Ulubował swobodzie/Wielbi Boga na niebie/A na ziemi czcisiebie/Nosi czapki czerwone/Białe, krótkie ubranie/A ma kosy ostrzone/Na najbliższe powstanie".

Atak kosynierów na działa rosyjskie, fragment Panoramy Racławickiej

W ł o d z i m i e r z a Tetmajera.

Page 5: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

BOSUTOWSKI EPIZOD POWSTANIA KOŚCIUSZKOWSKIEGOPo odczekaniu na pobojowisku racławickim kilku godzin dla zaak-

centowania viktorii i uporządkowania przemieszanych szyków, podjąłTadeusz Kościuszko decyzję cofnięcia się do Słomnik przez Zielenice,Janikowice, Muniakowice i Prandocin.

W Słomnikach 5 IV zredagował swój głośny Raport do Naroduo zwycięstwie racławickim, a następnie wydal kilka nominacji dla zasłu-żonych w bitwie. Tutaj też przywdział sukmanę krakowską, jako strójformacji, która najbardziej wyróżniła się w walce.

6 IV polski korpusik opuścił Słomniki i przez Niedźwiedź i Goszczępomaszerował do Bosutowa, oddalonego od Krakowa o 8 kilometrów(jedną milę). Wieś była własnością Kapituły Katedralnej. krakowskiej;liczyła obok dworu 12 domów z 93 mieszkańcami; należała do parafiiWięcławice. Okolica była pagórkowata, a wieś rozłożona w kotlinie,wzdłuż drogi, wijącej się serpentynami ku Krakowowi.

Tadeusz Kościuszko rozłożył tu wojsko obozem i zarządził sypaniewałów na długości 7 kilometrów - od dworu kapitulnego w kierunkuDziekanowic - na wzgórzu, rozdzielającym dolinę Dłubni od dolinypotoku Sudoł.

Naczelnik założył swojąkwaterę w modrzewiowymdworze, znajdującym się napoczątku wsi. Część wojska0azda i regimenty piesze) kwa-terowała początkowo w namio-tach, część w zbudowanychszałasach; spano na słomie.Później namioty zlikwidowano.W obozie zorganizowano kapli-cę, lazarety, magazyny i polowekuźnie i kuchnie. Zaopatrzeniew furaż i żywność zapewniałKraków i okolice, a więc terenobecnej gminy Michałowice.Z Krakowa szły do Bosutowarównież transporty wódki

Starając się o pozyskanie chłopów do walki wydał Naczelnik „Ode-zwę o względy dla walecznego Wojciecha Głowackiego" zobowiązująckniazia Antoniego Szujskiego, dziedzica Rzędowic, do opieki nad rodzinąświeżo mianowanego chorążego. Tenże na tę odezwę zareagował na-tychmiast, uwalniając jego i rodzinę od wszelkich powinności pańszczyź-nianych, ponadto obdarzając chatą i zaopatrując w potrzebny inwentarz.W ślad za ową odezwą wydał jeszcze: „Odezwę za włościanami o ulgęw pańszczyźnie i ludzkie z tymiż obchodzenie" oraz „Odezwę za familiąwłościan do walczenia z nieprzyjaciółmi wezwanych". Wszystkie onezostały wydane 9 V przez Komisję Porządkową Województwa Krakow-skiego z postaci druków ulotnych.

W obozie bosutowskim następowała żmudna rozbudowa sił po-wstańczych. Do zebranych tam 2, 3 i 6 regimentu pieszego, II batalionu7 regimentu pieszego, trzech kompanii artylerii i kompanii inżynieryjnej,1 i 2 brygady kawalerii, korpusu towarzyskiego kawalerii i trzech szwa-dronów 4 pułku straży przedniej dołączyły jeszcze i i 2 regiment grena-dierów krakowskich.

1 regiment grenadierów objąłpłk Jan Krzycki. I batalion powstałz uczestników bitwy racławickiej.Jako II batalion wcielono milicjękrakowską. Regiment ten liczyłpowyżej 900 ludzi.

2 regiment grenadierów objąłppłk Franciszek Bukowski. JegoI batalion w Bosutowie miał jużstan powyżej 600 żołnierzy.Strój tych żołnierzy był wyraźniechłopski. Oficerów wyróżniałynaramienniki i szarfy. Pierwszyszereg był uzbrojony w karabiny,drugi w kosy, a trzeci w długiepiki. Ćwiczono atak na białą brońi obronę w czworobokach przedatakami kawalerii.

i piwa, które wydzielano żołnierzom. W pewneilości piwa zaopatrywał obóz również browarmichałowicki, zaś w karczmie wśród jej bywalców sporo rozprawiano0 powstaniu. W obozie panował wielki porządek, duża subordynacja1 niezwykła karność. Dużą ruchliwością wykazywał się kapelan,O. Franciszek Ksawery (Andrzej Sochacki). Zgromadzeni żołnierze naprzemian ćwiczyli i pracowali przy budowie umocnień, przeświadczeni,że sprawy insurekcji rozwijają się pomyślnie.

W Bosutowie z honorami wojskowymi pochowano kilkunastu żołnie-rzy, którzy jako ciężko ranni nie przetrzymali drogi; usypano im wysokikopiec. W 1894 biskup Władysław Bandurski kazał postawić na nimobelisk z rzeźbą orła i marmurową tablicą, ale dzisiaj ani kopiec, anipomnik na nim nie istnieją, zburzone przez władze austriackie w 1914podczas oczyszczania przedpola twierdzy Kraków. Obecny, stojący wewschodniej części wsi pomnik ze spojonych kamieni polnych pochodziz 1946 i nosi napis: „Pamięci pobytu Tadeusza Kościuszki w kwietniu1794 r."

Obóz w Bosutowie rozrastał się. Z bliższej i dalszej okolicy nadciąga-ły kontyngenty rekruta dymowego (kantoniści pięciodymowi - piesii pięćdziesięciodymowi - konni), mobilizowani przez nieustanne odezwyKomisji Porządkowej Województwa Krakowskiego (przewodniczącykasztelan Stefan Dembiński) i dzięki działaniom licznych werbowników.Część z nich zasiliła stare regimenty i brygady, z reszty formowano noweoddziały.

7 IV wieczorem wprowadzono do Krakowa zdobycz spod Racławic:12 armat, sztandar, broń palną i sieczną oraz jeńców. Działa ustawiono naRynku, by każdy mógł się im z bliska przyjrzeć. Następnego dnia wjechałdo miasta - przyjęty z wielkim entuzjazmem przez krakowian - Naczel-nik, ubrany w chłopską sukmanę i rogatywkę, po czym rozpoczęły sięuroczystości przy wystawionych działach.

Tam Tadeusz Kościuszko trzech chłopskich bohaterów mianowałchorążymi, a mianowicie Wojciecha Bartosza-Głowackiego z Rzędowic,Stanisława Świstackiego z Zakrzowa i Jędrzeja Łakomskiego spod Pro-szowic. Jako chorążowie „ubrani w porządne, białe sukmany i lederwerk(pas do ładownic) czarny, zwyczajny kapelusz z boku podpięty z białąkokardą i zielonym piórem kapłonim", nosili na epolecie jedną gwiazdkę.Patenty, potwierdzające nominację doręczono im później, w Bosutowie.

Obóz wojsk polskich pod Bosutowem, mal. M. Stachowicz Zagrożenie zajęciem Krakowa przez woj-ska pruskie skłoniło Tadeusza Kościuszkę do

użycia pospolitego ruszenia w charakterze pewnej demonstracji na po-graniczu prusko-polskim. W tym celu zorganizowano trzy pomocniczeobozy w Skale, Krzeszowicach i Porębie koło Alwerni. Położony najbliżejMichałowie obóz w Skale miał za zadanie ubezpieczać przed obejściemprzez przeciwnika rubieży Dłubni i kontrolować drogę doliny Prądnika.Założony przez gen. mjra ziemskiego Józefa Gabriela Taszyckiego, któryod 15 IV rozpoczął wybierać rekrutów spomiędzy okolicznych mężczyznod 18 do 50 roku życia, po kilku dniach liczył już 9 tysięcy piechoty,kilkuset jazdy i 6 dział żelaznych; dowództwo nad nim objął płk JanBukowski.

24 IV Naczelnik po 18 dniach istnienia zwinął obóz w Bosutowiei pomaszerował z wojskiem (6 359 żołnierzy regularnych i 2 124 konie)wzdłuż lewego brzegu Wisły do Igołomii, skąd przesunął się pod BrzeskoStare i dalej, przez Witów, Koszyce, Opatowiec pod Winiary (28 IV),leżące w widłach Nidy i Wisły. Rozpoczęła się kolejna faza insurekcji.

W Połańcu wydał Tadeusz Kościuszko swój słynny „Uniwersał poła-niecki" (7 V).

Niebawem w bitwie pod Szczekocinami (6 VI), stoczonej przez woj-sko polskie z połączonymi siłami prusko-rosyjskimi, został ciężko rannyWojciech Bartosz Głowacki, który zmarł z ran podczas odwrotu w Kiel-cach i został pochowany na cmentarzu katedralnym. W bitwie zginęło teżkilkudziesięciu chłopów z powiatów proszowickiego, ksiąskiego i kra-kowskiego. Inni pomaszerowali dalej ku Warszawie i wzięli udziałw dalszych bojach wojsk insurekcyjnych. Tradycja miechowsko-proszowicka zachowała jeszcze kilka nazwisk owych bohaterów.

Po starciu pod Szczekocinami część wojsk pruskich ruszyła, by zająćKraków. W Skale nie było już wspomnianego obozu, ponieważ 18 V jegozałoga cofnęła się pod Kraków lub rozbiegła do domów. Ostateczniekapitulację miasta przyjął 15 VI gen. Carl Friedrich Elsner, który naKraków podążał spod Szczekocin przez Żarnowiec, Miechów, Słomnikii Michałowice. W tej ostatniej miejscowości doszło nawet do utarczekz patrolami polskimi, wystawionymi na rogatkach miasta. I w ten otosposób okolice Michałowic znalazły się pod panowaniem pruskim aż dopierwszych dni 1796, kiedy to Kraków i północną Małopolskę, aż poPilicę i Bug włączono do Galicji Zachodniej.

Stanisław Piwowarski

3

Page 6: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Połączył ich patriotyzm...Michałowice - obecnie podkrakowska gmina, której walory docenia

wielu ludzi, pragnących właśnie tu zamieszkać. Nieliczni jednak zasta-nawiają się jaka była przeszłość tej ziemi? Kto wcześniej „ulubował"sobie te strony? Częściowo na te pytania stara się odpowiedzieć „Słow-nik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich"wydany w 1885 roku.

W XIX wieku Michałowice mogły poszczycić się posiadaniem urzę-du gminy, szkółki wiejskiej, stacji pocztowej i telegraficznej, komorycelnej, przy której odbywały się targi zbożowe dwa razy w tygodniuoraz młyn wodny. Chętnie sprzedawano pierze, ptactwo domowe, jaja;kupowano zaś sól i maszyny rolnicze. Ale sięgnijmy jeszcze bardziejwstecz, do wieku XVIII. W 1788 roku Michałowice na mocy przywile-jów króla Stanisława Augusta przeszły w wieczyste posiadanie księdzaHugona Kołłątaja za opłatą rocznego czynszu na rzecz Akademii Kra-kowskiej. Z wydarzeniem tym związana jest pewna historia. Kołłątajbardzo zabiegał o ziemie miechowskiej komendy, do której należało11 wsi, w tym też Michałowice. Nalegania te zniecierpliwiły króla, któryprzyznał Akademii zaledwie cztery wsie. Winą za ten stan rzeczy obar-czano zachłanność i chciwość Kołłątaja. Czy były to tylko głosy złośli-wych i zazdrosnych o pozycję tego niezwykłego człowieka sukcesu?Tego do końca nie wiemy, nie wątpiąc przy tym w niezwykłą osobo-wość Kołłątaja. Całe jego życie skupiało się na działalności na rzeczszkolnictwa, reformowania kraju i szukania dróg ratunku dla Ojczyzny.Jako „spadkobiercy" tego dziedzictwa powinniśmy bliżej poznać syl-wetkę dawnego pana tych okolic. Można o nim powiedzieć, że byłświetnym biznesmenem. Nabywając wiele ziem dbał o rozwój rolnictwai hodowli, wykazywał się w roli dobrze prosperującego kupca - handlu-jącego zbożem i drewnem (organizował spław na własnych statkach ażdo Gdańska). Próbował sił w produkcji wódek wysokogatunkowych naWołyniu, nie obce były mu poszukiwania i eksploatacja bogactw natu-

ralnych (wapienniki w Krzesławicach, kopalnia soli). Nietrudno siędomyślić, że wszystkie te wysiłki sprawiły, iż stał się człowiekiem bar-dzo bogatym. Ludzie, zwłaszcza zamożni mają swe namiętności; źródłahistoryczne nie ukrywają zbytnio słabości naszego bohatera: fascynowałsię kolekcjonerstwem książek, obrazów i monet o nieprzeciętnych walo-rach.

Znamy więc częściowo odpowiedź na pytanie dlaczego był bogaty,ale co sprawiło, że zdobył sławę i miejsce wśród najwybitniejszych

Polaków? Przede wszystkim aktywnie działał politycznie, ujawniającswój talent m.in. na Sejmie Czteroletnim, wykazując palącą potrzebęreform. Ogromne zaangażowanie w pracach nad Konstytucją 3 Majaspowodowało, że zyskał wielką popularność Opinia publiczna widzia-ła w nim pierwszego ministra.

Świetną karierę przekreśliła interwencja rosyjska w 1792 roku. Tar-gowiczanie pod pozorem niepłacenia czynszu pozbawili go ziem

i skonfiskowali wszystkie dobra. Wówczas zmieniły właściciela takżeMichałowice. Ziemię tę otrzymał sprzymierzeniec Rosji, poseł ziemikrakowskiej - Karol Głębocki herbu Doliwa. W staraniach o te dobrapopierał go Józef Ankwicz, toteż Głębocki szybko „przefrymarczył" muMichałowice. Józef Ankwicz był kasztelanem sądeckim, człowiekiemwykształconym o zdolnościach prawniczych. Po śmierci ojca szybkoroztrwonił majątek, oddając się karciarstwu. W dobie Sejmu Czterolet-niego popierał program króla, jednak wszelkie działania z tego okresuwynikały z pobudek czysto egoistycznych, po prostu chciał wysłużyćsobie u monarchy intratne źródło dochodów. Po objęciu rządów przeztargowiczan z pensji królewskiej przeszedł prosto na carską. W czasieinsurekcji kościuszkowskiej został aresztowany, wówczas przyznałz godnością, że zasłużył na śmierć, ponieważ przyczynił się do rozbioruPolski. Został powieszony w maju 1794 roku. Ankwicz cieszył się zie-mią michałowicką przez rok, gdyż 1793 roku Sejm Grodzieński uchyliłakty konfederacji targowickiej, a plenipotent Kołłątaja udowodnił regu-larne opłacanie czynszu, a więc i bezprawne odebranie dóbr. Tymcza-sem Kołłątaj, mimo że rząd rosyjski żądał jego uwięzienia, nie spocząłw działaniach na rzecz Ojczyzny - kierując przygotowaniami do insu-rekcji. Zorganizował misję paryską i krakowską Tadeusza Kościuszki.Z tego okresu pochodzi wiele aktów, zwłaszcza w sprawie chłopskiejjego autorstwa. Los włościan zawsze żywo obchodził Kołłątaja, kilka-krotnie (jeszcze w latach osiemdziesiątych XVII w.) opowiadał się za ichoczynszowaniem. Przy boku Kościuszki pisał Uniwersał Połaniecki -pierwszą, mającą szansę powodzenia reformę, dotyczącą ulżenia chło-pom w pańszczyźnie. Zapewnia w niej zniesienie poddaństwa osobiste-go (możliwość swobodnego przemieszczania się z miejsca na miejsce),gwarantował nieusuwalność z gruntu siłą i prawo opuszczania wsi.Postulował uwolnienie od pańszczyzny gospodarstw chłopów - po-wstańców. Niestety, taki akt nie mógł podobać się szlachcie, gdyż po-ciągał do odpowiedzialności sądowej za naruszenie jego postanowień.

4

Page 7: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Klęska powstania była jednoznaczna z unieważnieniem Uniwersału.Po upadku zrywu kościuszkowskiego Kołłątaj został aresztowany podPrzemyślem (wydał go dawny stronnik A. Trębicki) i osadzony w au-striackim więzieniu w Ołomuńcu. Przebywał tam osiem lat. Był to okresbardzo trudny. Męczące śledztwo, uciążliwe warunki złamały jegozdrowie i psychikę. W końcu został wypuszczony z więzienia podwarunkiem, że nigdy do Galicji nie powróci. Michałowice ponowniezostały mu odebrane (1795).

Po utworzeniu Księstwa Warszawskiego Kołłątaj nie zagrał jużpierwszych skrzypiec w rządzie, jednak wart odnotowania jest pewienfakt dotyczący I sejmu Księstwa z 1809 roku. Wówczas rozprowadzonotraktat autorstwa Kołłątaja. Pismo to „Uwagi nad tą częścią ziemi pol-skiej, którą od traktatu tylżyckiego zwać zaczęto Królestwem Warszaw-skim", uznano za jeden z najciekawszych polskich traktatów politycz-nych, w którym autor staje się wizjonerem „wspólnej Europy". Ta myślprawie sprzed 200 lat, doczekała się urzeczywistnienia w XXI wieku.Polska niebawem będzie jednym z członków zjednoczonej Europy.

Ziemia michałowicka po interwencji wojsk ks. Józefa Poniatowskie-go (1809) została wcielona do Księstwa Warszawskiego, a w 1810 rokuponownie wróciła do Kołłątaja.

Śmierć bohatera dwóch kontynentów, Naczelnika Narodu - Tade-usza Kościuszki w roku 1817, wywołała powszechny żal, poparty inicja-tywą sprowadzenia zwłok wodza Insurekcji ze Szwajcarii do grobówkrólewskich na Wawel.

22.VI.1818 r. trumnę ze szczątkami Naczelnika złożono w Katedrzewawelskiej, zaś koncepq'ę usypania kopca - pomnika pamięci o Ko-ściuszce zaaprobowano w roku 1820.

U podstaw tej symbolicznej mogiły, wzniesionej na jednej wiedeń-skiej mordze ziemi, umieszczono akt erekcyjny i ziemię z pola racławic-kiej bitwy. Mimo niesprzyjającego okresu zaborów, trzy lata trwająceprace przy powstawaniu kopca, uwieńczone zostały sukcesem.

W 1926 r. na jego zboczu złożono ziemię z pobojowisk amerykań-skich, w 150 rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości StanówZjednoczonych A. P.

Wielka pracowitość, intensywny tryb życia długoletnie więzieniezrujnowały zdrowie Kołłątaja. Od młodych lat popadał w różne choro-by (kamica nerkowa, artretyzm, podagra, kłopoty z krążeniem, upo-rczywe migreny), toteż tym bardziej zdumiewa jego wytrwałość i siławoli. Ten, „który lubił sławę, pieniądze, zbytek, wystawność i popular-ność", ten, który nie szczędził życia, aby dźwigać Ojczyznę z upadku,ten, który był prawdziwym człowiekiem czynu, dogasał w rosnącymkonflikcie ze światem, w poczuciu krzywdy i opuszczenia. Pełnymigoryczy są słowa: „Świat mię prześladował, świat okrył prawdą po-tworną, skazał mię na cierpienia odmówiwszy sądu'. Kołłątaj zmarł28 lutego 1812 roku w Warszawie mając 62 lata.

Po jego śmierci drogą spadku Michałowice znalazły się w rękachnajstarszego brata Jana, następnie trafiły do córki Jana — hrabiny Mariiz Kołłątajów Krasickiej, pozostając w tej rodzinie do 1875 roku. Wtedykupił je hrabia Tadeusz Dąbrowski, (herbu Radwan). Obecnie właścicie-lami dworu są p.p. M. i St Lorenzowie.

Jak widać losy naszej miejscowości podobnie jak losy Hugona Kołłą-taja były niezwykle burzliwe. Niestety jest to prawo historii, zwłaszczahistorii naszej ojczyzny.

Marta Maracha

Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich - 1885,Kronika Dziejów Polskich

Kopiec „przetrzymał" trudne lata zaborów i okupacji hitlerowskiej,stając się wiecznotrwałym symbolem Polski i solidarności narodóww imię dobra ludzkości.

Na jego szczycie, pod głazem z tatrzańskiego granitu, na którymwyryto napis: „KOŚCIUSZCE", zdeponowano dla przyszłych pokoleńtakże pamiątki naszych czasów:- monetę srebrną wybitą na 20-lecie pontyfikatu Jana Pawła II,- znaczek „Solidarności" z 1980 r.,- - krzyżyk czarno emaliowany z orłem polskim noszony przez kobie-

ty w stanie wojennym,- Konstytucję III Rzeczypospolitej, jako dowód zwycięstwa „Solidar-

ności" w walce o niepodległość i suwerenność,- teksty homilii papieskich i orędzie miłosierdzia,- sprawozdanie Komitetu z odbudowy Kopca.

Komitet Kopca Kościuszki, założony 24.XI.1820 r. w Krakowie, jestnajstarszym, działającym towarzystwem społecznym w Polsce. Po dzieńdzisiejszy sprawuje opiekę nad Kopcem i pamiątkami po TadeuszuKościuszce.

E.K.Na podstawie folderu „Kopiec Kościuszki",

wyd. przez Komitet Kopca Kościuszki

5

Rys. Kopca z 1923 r.

Szczyt Kopca Kościuszki

Page 8: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

MŁODZIEŻ MICHAŁOWICKA A UNIA EUROPEJSKA

Realizacja tematyki edukacji europejskiej w ramach lekcjiwiedzy o społeczeństwie, geografii i na „godzinach" wychowaw-czych, jest dla michałowickiej młodzieży gimnazjalnejpretekstem do aktywnego uczestniczenia w procesie„stawania się" obywatelami UE.

Są na tym polu nawet całkiem wymierne osią-gnięcia - III miejsce dla Agaty Chmiel oraz II dlaszkoły, w powiatowym konkursie „Unia Europejska -polskie aspiracje" - 1992 r.

Gimnazjum, nie poprzestając na tych nagrodach,przystąpiło w ubiegłym roku szkolnym do programuorganizowanego przez UKIE i MENiS - „Moja szkoław Unii Europejskiej". Odbyły się konkursy wiedzy,prelekcje prowadzone przez studenta europeistykii spotkania z przedstawicielami Woj. Centrum Inte-gracji Europejskiej. Przygotowywano gazetki tematyczne, prze-prowadzono wśród młodzieży sondę w kwestii przystąpienia doUnii, oraz zaprezentowano program określający wiedzę uczniówna temat państw - obecnych i przyszłych członków UE.

Młodzi ludzie pełni obaw o swą przyszłość w „nowej" Euro-pie, przejawiają bardzo duże zainteresowanie poznaniem szans,zależnych w dużej mierze od właściwego wykształcenia i rozu-mienia zachodzących wokół procesów. W tych poszukiwaniachpomocne okazać się mogą programy Erazmus i Sokrates.

Wśród pytań zadawanych w czasie prelekcji wiele troski za-wierały te, które dotyczyły możliwości rozwoju rodzin żyjącychw środowisku rolniczym.

Spośród wielu form prze-kazu wiedzy o UE, największąpopularność w naszej szkolezdobyły „Dni Europejskie" -spektakle, które młodzieżbardzo starannie przygotowa-ła sama, angażując większączęść uczniów, wyzwalającukryte dotąd talenty sportowe,taneczne czy kulinarne.

Po wylosowaniu „swoje-go" państwa, klasa opracowywała 30-minutowy program oma-wiający warunki geograficzne, gospodarkę i kulturę owego kraju,prezentując jego folklor, zaś na koniec serwując dania charaktery-styczne dla kuchni regionalnej.

Społeczność szkolna wprost żyła tymi przygotowaniami,chętnie wspieranymi przez nauczycieli i rodziców. Częściej za-glądano do biblioteki, internetu i przewodników... Stroje wyko-nywano własnoręcznie lub pożyczano z teatru i zespołów folklo-rystycznych. Regionalne potrawy przyrządzano z niezwykłąfantazją i dbałością o ich estetyczne podanie, zaś wiedza - wśródtego ogromnego zabiegania - sama pchała się do głowy...

Wszystkie prezentacje wypadły wspaniale, bawiąc publicz-ność znakomicie. Rywalizacja między klasami zakończyła się

zwycięstwem kl. 2a przedsta-wiającej Włochy i Słowenię.

Wszyscy otrzymali dyplo-my pamiątkowe, lecz najważ-niejsze - wiedza o Europie nadobre wszystkim zapadław pamięć.

Członkowie SzkolnegoKlubu Europejskiego prze-prowadzili w szkole z pozy-tywnym wynikiem sondędotyczącą członkostwa Polskiw UE. Referendum przygoto-

wane wraz z Samorządem Szkolnym na terenie gimnazjum dałowynik 50% za wejściem Polski do Unii, stanowiąc dowód dojrza-łości postawy obywatelskiej, w tej ważnej dla Polaków sprawie.

Za działania podjęte na rzecz integracji europejskiej szkołanasza otrzymała podziękowanie z Centrum Integracji Europej-skiej w Krakowie.

Dobry klimat do realizacji tego zadania stworzony przez Dy-rekcję szkoły, życzliwość i zaangażowanie nauczycieli, ale nadewszystko aktywność i pomysłowość samych uczniów (w tymbyłych i obecnych uczennic - A. Zębali, B. Dyląg, K.J. Sieńko,M. Sadzik, B. Hejmo i in.), to suma wysiłków, które zaowocowały

tym niezwykłym wydarzeniem.Jako, że dobrą tradycję należy kontynuować, zaś

wiedzę „europejską" wciąż pogłębiać - znów (jakojedyna szkoła w gminie) przygotowaliśmy kolejny„Dzień Europejski", tym razem „na powitanie wio-sny". Odbył się krótki, acz treściwy „spacer po Euro-pie", (ze strony największych łakomczuchów pełenwestchnień do omawianych smakołyków charaktery-stycznych dla różnych kuchni europejskich), urozma-icony muzyką, pieśniami, a nawet tańcem odzwier-ciedlającymi specyfikę kulturową regionów naszegokontynentu. Taka forma aktywizacji młodzieży

zmniejsza zdecydowanie obszar „nudy szkolnej", stanowiączarazem znakomity sprawdzian wiedzy o Europie, ku której -tkwiąc w niej od ponad tysiąca lat - uparcie zdążamy, by pozna-jąc ją bliżej, świadomie i na mocnych fundamentach budowaćnasz wspólny dom.

Napisała Barbara Włodek

Należy wyjaśnić, że pomysłodawczynią urządzenia „Dnia Europejskiego"oraz osobą, która ducha Wspólnej Europy tchnęła w mury michałowickiegogimnazjum, jest autorka niniejszego artykułu - nauczycielka historii, entuzjastkapracy na rzecz środowiska szkolnego, a od niedawna także członkini naszegoStowarzyszenia. (red.)

Poczytaj mi...„Że w gminie Michałowice mi-łość do książek stała się trady-cją - to wszyscy wiedzą. Żeczęsto widziało się staregochłopa, młodą kobietę lubchłopca pochylonych nad lek-turą, jest faktem, o którymkażdy może zaświadczyć."

Głód dobrej książki „wystanej" w kolejce do biblioteki parafialnejpowodował, że gdy już dostała się ona w ręce spragnionego czytelnika,ten „swojego" Mickiewicza, Reymonta czy Orzeszkową przekazywałnastępnym, zachęcając do sąsiedzkich „dyskusji literackich".

Za osobistym staraniem p. Franciszka Bubki, jeszcze przed II wojnąświatową - bo w roku 1927, sprowadzono dla Kola Młodzieży Wiejskiejw Michałowicach „bibliotekę ruchomą" udostępnioną przez BibliotekęPowszechną w Miechowie. Czytelników było więcej niż książek, toteżmłodzież z Koła aktywnie starała się o zakup nowych pozycji. Kwesto-wano na ten cel podczas odpustów, urządzano przedstawienia, z któ-rych dochód przeznaczano na powiększenie księgozbioru.

Nie sposób nie wspomnieć tu o tych, którzy w owym czasie, a takżew okresie okupacji otaczali opieką Biblioteczkę Koła Towarzystwa

6

Page 9: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Szkoły Ludowej - byli to; p. Władysław Nogieć, p. Franciszek Kopeć,oraz p.p. Andrzej i Waleria Sochowie. Niestety, nie zawsze zbiory bi-blioteczne udawało się w porę ukryć przed likwidującymi je Niemcami.Niebawem więc, placówka przestała istnieć, by odrodzić się na nowo powojnie, wiosną 1948 roku za sprawą p. Józefy Sosnkowskiej -nauczycielki z Michałowickiej szkoły podstawowej. Początki były bar-dzo skromne - jedna szafa w pokoju nauczycielskim, mieszcząca 250tomów. Jednak ogromne zaangażowanie mieszkańców w odtwarzaniuksięgozbioru spowodowało, że niebawem zaczęły powstawać kolejnepunkty biblioteczne, zapewniając wszystkim dogodny dostęp do ksią-żek. Prowadzili je społecznie; w Woli Zachariaszowskiej - p. Józef Kuś,w Woli Więcławskiej -p. Bronisław Grochowski, w Zagórzycach Dwor-skich - p. Kaczka, w Więcławicach Starych - p. Irena Kuhnert, orazw Księżniczkach — kierowniczka tamtejszej szkoły.

W roku 1951, biblioteka kierowana przez p. Wandę Batko, przenosisię do budynku Gminnej Rady Narodowej w Michałowicach, by odroku 1955 przez kolejnych 45 lat pozostać pod troskliwą opieką p. MariiKrawczyk. Od tej pory zasobność księgozbioru stale wzrasta. Rośnie teżliczba czytelników. Pojawiają się pierwsze osiągnięcia: „proporzecprzechodni dla biblioteki przodującej w upowszechnianiu czytelnictwana terenie powiatu miechowskiego", oraz dyplom dla bibliotekarki zazorganizowanie wystawki pt. „Przez czytanie literatury rolniczej dopodniesienia kultury rolnej"

W 1959 roku, pod patronatem kierowniczki biblioteki, zawiązuje sięKoło Przyjaciół Biblioteki, w ramach, którego prężną działalność rozwi-jają aktywiści z miejscowego Koła Związku Młodzieży Wiejskiej, sta-wiając za cel główny swoich wysiłków upowszechnianie czytelnictwa.Odbywają się spotkania z pisarzami i dyskusje literackie, stanowiącestałą pozycję w kalendarzu zajęć bibliotecznych. Propagując noweformy popularyzacji książki, KPB wystawia sztukę teatralną pt. „Ze-msta cygana" ( 1959 r.). Regularnie mają miejsce wieczorki głośnegoczytania, oraz zbiórki pieniężne na rzecz budowy bibliotek.

W roku 1964 amatorski teatrzyk przekształca się w młodzieżowyzespół regionalny „Pawie Pióra", kierowany przez p. Marię Krawczyk -główną inspiratorkę wszelkich akcji kulturalnych w Michałowicach,których długą listę trudno byłoby pomieścić w tym niewielkim artykule.

Nie można nie wspomnieć o olbrzymim kapitale szacunku i zaufa-nia, jaki zaskarbiła sobie p. Maria w środowisku, na rzecz któregowspólnie z młodzieżą, z wielkim zapałem i poświęceniem przez wiele

lat pracowała społecznie. Dzięki Jej staraniom w roku 1965 „PawiePióra" zarejestrowano w Wojewódzkim Związku Teatrów Amatorskichw Krakowie. Dziesiątki występów w imprezach lokalnych, powiato-wych, wojewódzkich i ogólnopolskich, udział w konkursach, festiwa-lach i obchodach rocznicowych, coroczne reprezentowanie regionukrakowskiego na dożynkach centralnych - po raz pierwszy w Warsza-wie - 1967 r., później w Opolu, Bydgoszczy, Białymstoku, Poznaniu,Płocku i innych miastach wojewódzkich - to trwałe osiągnięcia kultu-ralne zespołu, przez cały czas społecznie kierowanego przez swą pro-tektorkę.

Zmieniały się czasy i „zespołowe pokolenia". Jedni odchodzili, inniwstępowali w szeregi „Pawich Piór', a lista ich nazwisk wydłużała sięcoraz bardziej.

W niejednym domu treść tego artykułu przywoła zapewne wspo-mnienia z tamtych lat. Może nawet znajdą się zdjęcia, na których -w stroju krakowskim - rozpoznamy kogoś bliskiego...

Niestety w latach 80-tych zespół przestał istnieć. Nie powiodły siępróby jego reaktywowania. Pani Maria Krawczyk, całe swoje zaanga-żowanie skierowała więc ku pracy w rozwijającej się bibliotece, popula-ryzując czytelnictwo wśród wdąż wzrastającej rzeszy odbiorców.

Biblioteka z budynku Urzędu Gminy „powędrowała" na pewienczas do prywatnego mieszkania p. Jerzego Bubki, by następnie osiąśćw remizie OSP w Michałowicach. Od 2003 roku zajmuje lokal w świeżoodrestaurowanym budynku michałowickiego Gimnazjum.

Nie istnieje już Zespól „Pawie Pióra", a p. Maria Krawczyk nie witanas w progu biblioteki. Lecz Jej dzieło i osoba pozostały w naszej pa-mięci na zawsze.

Chcielibyśmy na łamach naszego czasopisma zamieścić dla Państwatekst rozmowy z p. Marią. Obiecała nam to niebawem.

Uzbrojeni w cierpliwość, przygotujmy się więc na tę chwilę wspo-mnień o czasach i ludziach często bliskich i najbliższych, którzy dla nasi wśród nas, z potrzeby serca tworzyli kulturę, promując naszą Micha-łowi cką Ziemię na terenie całego kraju i pobudzając pokolenia młodzie-ży do uczestniczenia w owych artystycznych zmaganiach.

Anna Boczkowska

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIAPewnego zimowego wieczoru, ogarnięty nostalgią przemi-

jającego czasu, natrafiłem w albumie na pożółkłą fotografięsprzed półwiecza. Na odwrocie, nieco już wyblakła notatka -Kapela Ludowa „Znicz" z Masłomiącej.

Przywołując pamięćo tamtych dawnych, takszybko minionych czasachmyślę, że przecież wszyst-ko to działo się jakbyprzed chwilą.

Druga połowa lat pięć-dziesiątych. W Polsce, poprzełomowym paździer-nikowym Plenum Partii,na skutek mających doko-nywać się przemian poli-tycznych, w ludziach budzi się nadzieja na lepsze jutro, aogólny entuzjazm wyzwala chęć do działania, także wśródmasłomiąckiej młodzieży.

Wróciłem wówczas z wojska. Mając sporo czasu posta-nowiłem spożytkować go dla dobra najbliższej społeczności.

Z Jankiem Boczkowskim spotykaliśmy się w sklepie mojegoojca - Józefa. Wieczorem przychodzili tam także przedstawi-ciele pokolenia międzywojennego. Starsi opowiadali o daw-nych czasach - młodzi słuchali. Uradzili wreszcie, że najwyż-

szy już czas na reaktywowanie przedwojennej kape-li ludowej. Kiedyś grali w niej mój ojciec - JózefKomenda, Stefan Banach i Roman Rosół. Terazbrakowało obsady do trzech instrumentów, co niebyłoby problemem, gdyby do zespołu zechcieliprzystąpić grający w więcławickiej orkiestrze para-fialnej moi bracia - Czesław i Jan oraz Jan Bednar-czyk. Tak też się stało. Zespół rozpoczął próby.

Obu z Jankiem Boczkowskim korciło nas terazaby stworzyć jeszcze sekcję teatralną i taneczną,bowiem chętnych nie brakowało.

Niebawem dokonujemy rejestracji naszych sekcjiw Wojewódzkim Związku Chórów i Teatrów Ludowych,w Krakowie, pl. Szczepański 8.

Do zespołu muzycznego i tanecznego zaczyna przyjeżdżaćinstruktor. Teatrem zajmujemy się obaj z Janem Boczkow-skim.

7

Page 10: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Wkrótce do Związku Chórów i teatrów w Masłomiącej na-leżała prawie cała okoliczna młodzież - chłopcy i dziewczęta.Wszyscy chętnie przychodzili na próby i z determinacją wy-konywali przydzielone sobie zadania.

Niekłamany podziw i uznanie w oczach władz gminnych,a także wśród społeczności lokalnej, budził zapał z jakimmieszkańcy wsi potrafili wyjść ze swych opłotków, by zjedo-czyć siły w twórczym dziele na rzecz własnego środowiska.

«... Było wesoło! Szło się po sumie do „centrum wsi", czylinad stawy, trzymając się swoich grup wiekowych - dzieci, mło-dzież i dorośli... śpiewali, grali na harmonii, opowiadali. Starsiprzepędzali młodzież, żeby nie podsłuchiwali - to uciekało sięz krzykiem!

W maju było bardzo dużo żab i głośno hałasowały. Nazywa-no nas, od tego ich rechotania „żabiarzami", co kiedyś mocnozłościło - dziś stanowiąc już tylko sympatyczne wspomnieniez młodości...

Po „majówce" pod figurką Matki Boskiej postawioną w 1936 r.między stawami z fundacji dziedzica Dyakowskiego, też spotyka-liśmy się na tych łąkach, gdzie wieczorami przygrywali JurekFranczak na akordeonie, Stefan Bonach na skrzypcach i Jan Bed-narczyk - „Ossoliński" na trąbce...»

Siostra Eliza wspomina...

(List od Siostry Elizy Malczyk)

Wilczkowice — to moja pierwsza placówka.Był tam dwór p.p. Zdanowskich. Mieszkały w nim dwie

starsze samotne kobiety - panna Helena, imienia drugiej niepamiętam. Był też kawaler - starszy pan, Stanisław. Jednaz sióstr wyszła za mąż i wyjechała. Mieli jeszcze jednego bra-ta — księdza. Był profesorem. Chciał coś dobrego zrobić dlawsi i sprowadził zakonnice.

Prowadziłam tam przedszkole, a wieczorem uczyłamdziewczęta kroju i szycia. W soboty jeździłam doKrakowa uczyć się tego rzemiosła. Ale dziewczętanauczyłam...

Z dworu dostawałyśmy chleb, mleko, jarzyny.Stosunki byty bardzo serdeczne. Jednego razu prze-łożona dała chleb biednej; pomyślałam — cobędziemy jadły? Na wieczerzę zupa..., a tu ktośdobija się do drzwi:

— Siostrzyczki, chleb mi się tak dobrze wydarzył,więc przyniosłam wam bochenek.

Pan Jezus wszystko wynagradza...Do Naramy chodziłyśmy na Msze Św. godzinę

drogi. Była tam Irka Harmalanka, córka sołtysa.Ona przynosiła mi codziennie garnuszek mleka.Tamte dzieci to moje ukochane dzieci...

Umarł Jasio Boczkowski. Płakaliśmy wszyscy.- Proszę siostry, to każdy człowiek musi umrzeć?- Tak, moje dzieci.- Siostra też umrze?- Tak.- Ja zrobię siostrze kwiatki z bibuły!- Ja dam żywe!

O pracy i osiągnięciach poszczególnych sekcji Związkupostaram się opowiedzieć w kolejnych numerach „Pejzaży".

Nie mogę jednak, na zakończenie, nie wyrazić żalu zaowym duchem entuzjazmu, który nagle gdzieś uleciał z Ma-słomiącej. O tym, czy powróci tu jeszcze - nikt, jak dotąd, niesłyszał...

Wspominał Stanisław Komenda

(fragm. opowiadania ze spotkania z p. Haliną Banach i p. Ireną Kołacz-Jaros, którym tą drogą składam serdeczne podziękowanie za udostępnie-nie ciekawych fotografii i materiałów z przeszłości Masłomiącej. Będą onesukcesywnie prezentowane na łamach naszego kwartalnika) E.K.

- A ja wszystkie moje obrazki...- A ja dam siostrze taki duży obraz, że przykryje siostrze

całą gębę!O, jakie kochane te moje dzieci! Codziennie modlę się zanie... To było tak dawno, a tak dobrze pamiętam wszystko.

Za dużo piszę, proszę wybaczyć.Najserdeczniej pozdrawiam,

Matce Boskiej polecam,z Bogiem

S.M. Eliza

List ten dedykujemy, za wiedząAutorki, wszystkim tym miesz-

kańcom naszej gminy, którzyjako dzieci uczestniczyliw prowadzonych przez Niązajęciach.

Siostra Eliza ukończyław marcu 92 lata. Czuje siędobrze. Przebywając obecniew domu zakonnym w Ko-mańczy, nadal spisuje swojewspomnienia.

W opracowaniu znajdują sięmateriały archiwalne rodzinyZdanowskich z Wilczkowic,dotyczące pobytu i pracy sióstrna terenie tej miejscowości,udostępnione nam dziękiuprzejmości Sióstr Norbertanekz Imbramowic.

(red.)

Fot. kapliczki wykonaną przez uczniów udostępniła p. E. Siekierzyńska

8

Page 11: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte minionego wieku to czas ko-rzystnych warunków dla pracy sadowników. Krak. Spółdz. Ogrodniczai Pow. Wydz. Rolnictwa udzielały wówczas dotacji w wysokości 50%od poniesionych kosztów (na sadzonki, materiał ogrodzeniowy itp.)wszystkim, którzy podjęli trud tworzenia lub powiększania areałuogrodniczego.

W Zagórzycach pierwsze sady założyli w roku 1964 Zbigniew Głaz,Tadeusz Janas, Mieczysław Franczak i Jan Doniec. Rok 1970 przyniósłkolejne inwestycje — powstały nowe zblokowane sady: I blok — w Słowi-ku, II i III blok - w Zagórzycach Starych, IV blok - Zagórzyce - Siebo-rowice. Ich twórcą był Eugeniusz Tomczyk z Krak. Spółdz. Ogrodniczej,w której funkcję prezesa do spraw produkcji pełnił wówczas zagórzy-czanin - inż. Fryderyk Sroka.

Po raz pierwszy Święto Kwitnącej Jabłoni odbyło się w X rocznicęzałożenia pierwszych plantacji - tj. 24 kwietnia 1974 r., lokując sięw sadzie u p. Tadeusza Janasa. Odbyły się prelekcje tematyczne instruk-torów z „powiatu" i Wydz. Rolnictwa, oraz występ grupy śpiewaczejwyodrębnionej z liczącego wówczas 80 osób Koła Gospodyń Wiejskich,prowadzonego przez p. Anielę Wiechowicz - kier. szkoły w Zagórzy-cach. Panie śpiewały pod batutą p. Piotra Wiechowicza w składzie:Mieczysława Franczak, Danuta Kawula, Seweryna Żabicka, BarbaraGrudzień, Józefa Kopeć, Weronika Janas, Lucyna Nogieć, StanisławaJeleń i.in. Wieczorem tego dnia, jak zwykle w takich okolicznościach,odbyła się zabawa taneczna.

Pan Janas udzielił miejsca w cieniu swych jabłoni także kolejnymobchodom Święta. Tym razem w urządzaniu spotkania pomogli instr.Jan Ucherek z Krak. Spółdz. Ogrodniczej oraz inż. Jan Garncarczykz Pow. Rady Narodowej. Do przygotowań przyłączyli się także strażacyz istniejącej w Zagórzycach od roku 1928 jednostki Ochotn. Straży Po-żarnej wraz z Kołem Gosp. Wiejskich.

Świynto kwiytnocy jabłoni

Coroczne edycje Święta Kwitnącej Jabłoni odbywały się w parkudworskim (a właściwie przyszkolnym), zaś huczne biesiady - w bu-dynku szkoły (dwór zagórzycki).

Bywało, że uroczystości - zwłaszcza te o zasięgu wojewódzkim -trwały dwa dni. Wówczas miały miejsce także wystawy owoców, sa-dzonek, środków do prowadzenia sadów oraz wykłady prowadzoneprzez fachowców z Inst. Sadownictwa z Brzeznej i ze Skierniewic, zaśdroga w kierunku Zagórzyc już od samych Michałowie prezentowałasię bardzo szczególnie — udekorowana na całej długości kolorowo po-wiewającymi proporcami.

W ciągu 30 lat Święto Kwitnącej Jabłoni zachowało swój ludowycharakter, o czym świadczyć może specyfika zapraszanych na występyzespołów: „Złote Kłosy", „Pawie Pióra", „Grupa Kolpinga" z Kocmy-rzowa, „Smrokowianki", „Kozierowianie", Zespół „Krakus" z AGH,a ostatnio „Skalni" z AR z Krakowa. Program artystyczny często bywawzbogacany występami uczniów oraz niezawodnej orkiestry dętej„Hejnał" z Więcławic.

Świętu Kwitnącej Jabłoni na terenie Zagórzyc towarzyszy zawszeklimat rodzinno-sąsiedzkiego pikniku, gdy na wspólnej zabawie liczniegromadzą się okoliczni mieszkańcy.

Życzymy, by ta 30-letnia tradycja trwała jak najdłużej, ciesząc i ba-wiąc następne pokolenia zagórzyczan, i by kolejne jubileusze, wśródbieli kwitnących jabłoni, nadal stanowiły piękną wizytówkę dla„jabłecznych" aspiracji Zagórzyc.

Na podstawie informacji udzielonych przez p. Celinę Sliwińską -długoletnią sołtyskę (28 lat) Zagórzyc, członkinię Koła Gospodyń Wiejskich,

a obecnie radna gm. Michałowice

Wiersz poniżej p. Anny Kawalec z zespołu „Smrokowianki"

Hej, kwiytno, kwiytnojabłonie wsedzie.jabłek w tym rokuDostatek bedzie.

Cały sad bieluśkiA tych sadów wiela.Każdo jabłóneckaKiej panna z wesela.

Każdo jabłóneckaKieby panna młodoZadziwio zapachemZadziwio urodom.

Pośród tego kwieciaWicherek góniCiesy się, bo bzisiajJest świynto jabłoni

Gdzieś tak piykno ziymiaTakie piykne kwiecie?Poza polskom ziymiomNikaj nie nie znojdziecie.

Jabłuszko pełne snów... Hodowla jabłek w Polsce— początkowo z dziczek

leśnych — rozpoczęła się stosunkowo późno. Długosz przypisuje tęzasługę cystersom sprowadzonym do Polski z niemieckiej Pfarty. Przy-wiezione przez nich jabłka określano wówczas nazwą depurty lubjapurty.

Inne gatunki jabłek - w XV i XVI w. zwane windliczkami, wskazy-wałyby na pochodzenie tych owoców z Vindelisium czyli Augsburga.Pozostawiając uściślenie tych domniemywań uczonym, możemy z całąpewnością stwierdzić, że dość szybko nauczono się jabłka przetwarzać,otrzymując:• jabłecznik - młode wino z jabłek (od ok. 1500 r.),• jabłczynkę - zupę jabłkową,• jabłkówkę - nalewkę z jabłek.

Któż z nas nie zna smaku jabłek pieczonych z miodem, szarlotki,kompotu jabłkowego (także z suszu), kosmetycznego zapachu „zielonejabłuszko"?

Kto nie słyszał o rajskim jabłku Adama i Ewy - symbolu pogrążenialudzkości w „ziemskim padole", albo o jabłku na głowie syna WilhelmaTella lub o „jabłku niezgody" i sądzie mitycznego Parysa?

A jabłko królewskie - symbol władzy i panowania nad światem?W starożytnym Rzymie na szczycie takiego jabłka sa-

dowiono zazwyczaj posążek bogini zwycięstwa. Chrześci-jańska Europa zastąpiła go symbolem krzyża greckiego(równoramiennego).

W Polsce używane przez królów prawdopodobnie odXII w., występuje także w ikonografii chrześcijańskiejw ręce Chrystusa lub Madonny.

(Aleksander Bruckner - Encyklopedia Staropolska,Mała Encyklopedia Powszechna)

EK.

9

Page 12: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Jak tu miło i wesoło,Drzewa kwitną, kwiecie woni.W Zagórzycach uroczystość,Ś więto Kwitnącej jabłoni

W maju sady toną w bieli,Jabłoneczki zakwitają,A na lato, na jesieniJuż smaczne jabłuszka mają.

Niegdyś jabłko było w raju,Adam z Ewą je zerwali.Był to owoc zakazany,Więc pod krzaczek się schowali.

Bóg grzeszników wygnał z raju,Został smutek i bezludzie.Szatan latał jak szalony,gdy zgrzeszyli pierwsi ludzie.

Sąd Parysa - jabłko niezgody"

Na początku Adam z EwąTu na ziemi głód cierpieliBóg im sypną manny z niebaWięc jadła do syta mieli.

Pan Bóg czynił wielkie cuda,Rozsiał różne ziarna z nieba,„ Rozmnażajcie się na ziemi,by nie brakło ludziom chleba".

Maj to miesiąc Matki BożejWięc jabłonie kwitną w maju,W lipcu zaraz owocują,

Jak to było niegdyś w raju.

Jedzmy jabłka zagórzyckieSmaczne i ekologiczne.Rajskie jabłko zakazane —To wspomnienie historyczne.

Jabłko rajskie

Ilustracje - przedruk Encyklopedia Staropolska A. Briickner Słowa i melodię ułożyła p. Henryka Wiórek ze Smrokowa

MAMY HERB

Herb gminy Michatowice

Wywodząc rodowód najznakomit-szego polskiego dziejopisarza wiekówśrednich, należy rzecz całą rozpocząćod Grunwaldu. Tutaj bowiem, pod

koniec bitwy uśmiechnęła się fortuna doDługoszów, niezasobnych dotąd w zaszczyty ani bogactwa.

Jan Wieniawa, zwany Długoszem, przywiódł wówczas księciuWitoldowi w niewolę dwóch rycerzy krzyżackich, którzy ubliżyliniegdyś zuchwale księżnej matce - Birucie. Za tę zasługę otrzymałDługosz burgrabstwo w zamku królewskim w Brzeźnicy kołoRadomska i starostwo w Nowym Korczynie, jednym z najważniej-szych grodów Małopolski. Jego brat - ksiądz, odprawiał mszęprzed bitwą w namiocie królewskim. Po wojnie osiadł w należącymdo najbogatszych w Polsce probostw, w miasteczku Kłobuck.

Niezwykle liczna rodzina Jana Długosza Wieniawity, posiadają-ca oprócz córek czternastu synów, wymagała nie lada uposażenia.Dwunastu spośród chłopców wychowało się zdrowo, dziedziczącpo ojcu „imię" i majątek. Drugim z kolei (a raczej czwartym, liczącdwóch zmarłych braci) był słynny historyk urodzony w 1415 r.,przeznaczony od dzieciństwa do stanu duchownego. W owymczasie bowiem, jedyną drogą do wzniesienia się na wyższy stopieńspołeczny, było dla syna szlacheckiego poświęcenie się służbieBożej. Stan ten kształcił i otwierał drogę do zaszczytów i wpływów

Portret Jana Długosza

ludziom zdolnym - także pochodzącymz uboższych domów.

W trzynastym roku życia, znając począt-ki łaciny, śpiew kościelny i liturgię, wpisałsię Jan Długosz w poczet uczniów AkademiiKrakowskiej, na wydział filozoficzny, stanowiący rodzaj szkołyprzygotowawczej na poziomie dzisiejszego gimnazjum. Ukoń-czywszy go z tytułem bakałarza, podjął dalsze studia. Po czterechlatach porzucił Uniwersytet wstępując jako pisarz do KrakowskiejKancelarii Biskupiej.

To, że niedokończony filozof i niedoszły teolog ujął berło nasze-go średniowiecznego dziejopisarstwa, zawdzięczał niewątpliwiewpływowi otoczenia, w jakim znalazł się na dworze biskupim, podokiem Zbigniewa Oleśnickiego, wśród najwybitniejszych politykówowej doby.

Zajmując się administracją ogromnych włości kościelnych, prze-szedł wyborną szkołę dziejopisarską, przygotowującą go do roliojca historiografii polskiej.

Nie wdając się w dalsze dywagacje nad życiem tego pracowite-go polityka, dyplomaty i nauczyciela synów królewskich, nie spo-sób nie wspomnieć dwudziestopięcioletniej pracy nad „Kronikami"- dwunastotomowym dziełem powstałym „na większą chwałęOjczyzny".

10

Pięknie wszystko przystrojone,Bo na pewno wszyscy wiecie,Że kwitnące jabłoneczki,obchodzą trzydziestolecie.

Nazajutrz zakwita jabłoń,Rozszumiały kłosy zboża,Do tego się przyczyniłaDobrotliwa Matka Boża.

Page 13: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

Kwiecień • maj • czerwiec

nie, którego ani nauka, ani przyrodzenie nie obdarzyły wymową, przerażała praca wielka i trudna, na słabe moje barki wkładana, gdytylu mężów, wysoką obdarzonych nauką i dowcipem, milczało... Postanowiłem czyny i wypadki dawnych przodków wydobyć z zapo-

mnienia, iżby im nie zbywało na potrzebnym świadectwie, acz nie tak, jakby wymagała wielkość rzeczy i wartość ich zasług, do których okre-ślenia potrzeba by pisarza wielce uczonego lub znakomitego poety. Mniemam zaś, iż z tej nade wszystko przyczyny, godzi się wyrozumieć nie-udolność mojego pióra, że gdy inni uczeni i więcej kształceni mężowie milczeli, ja pierwszy wziąłem się do pisania i wolałem cokolwiek napisać,choć mniej nadobnie (...), aniżeli nic wcale.

Błagam wszystkich duchownych, tak zakonnych, jak świeckich, wielebnych i przezacnych mężów, doktorów, profesorów, mistrzów,uczniów i pisarzy każdego wydziału prześwietnej Akademii Krakowskiej, aby po mojej śmierci ktokolwiek ich grona (...) te księgi dziejóww dalszym ciągu pisał, żeby nigdy przerwy w nich lub zaniechania nie dopuszczali.

Niestety, prośba o godnego kontynuatora nie została wysłucha-na a wynikła z zazdrosnej małości przyczyna długoletniego zapo-mnienia i niepublikowania Kronik Długosza, zatarła się dopierow wieku XVII, zapewniając autorowi nieśmiertelną popularność.

Długosz, dokumentując historię polskiego rycerstwa i możno-władztwa, naturalną koleją rzeczy stał się twórcą heraldyki, opisu-jąc 139 herbów znakomitszych rodów polskich, w dziele „Insigniaseu Clenodia Regni Poloniae".

Może warto pamiętać o tym szczególnie teraz, kiedy gmina Mi-chałowice po długich staraniach doczekała się własnego herbu,opracowanego przez następców (heraldyków) Jana Długosza, „na-szego" proboszcza i fundatora nawy i babińca kościoła w Racibo-rowicach.

E. Kwaśniewskana podstawie „Stanowisko w historiografii" - Szujski,

II tom „Szkiców hist." oraz „Jan Długosz" 1893 - Car, Bobrzyński, Smolka .

Rodzina Asendich, na początku XX w. należała do bardziej zna-czących rodzin michałowickich. Stanowili ją - p. Asendi, wówczassekretarz urzędu gminy Michałowice, prowadząca dom jego mał-żonka, oraz troje dorastających dzieci - syn Edward oraz córki -Wanda i Teodora. Mówiono o szlacheckim pochodzeniu pani do-mu. Małżonek specjalnie na jej potrzeby utrzymywał parę wyjaz-dowych koni z bryczką i woźnicą, co z uwagi na skromne apanażeurzędnika gminnego było wcale trudnym zadaniem. W nieodle-głym Maszkowie miał p. Asendi przyjaciela - Mateusza Kwieciń-skiego, wówczas urzędnika gubernialnego w Kielcach, zaśprywatnie właściciela dworu i niewielkiej „resztówkidworskiej" o powierzchni około 40 mórg ziemi.

W okresie przed I wojną światową gminaw Michałowicach należała do ważniejszychw guberni kieleckiej. Położona w pasie granicznym,posiadała, jako atut, komorę celną, czyli mówiącjęzykiem współczesnym, przejście graniczne.Wszystkie tak usytuowane gminy miały wówczasprawo wystawiania ludności miejscowej tzw.półpasków. Były to jednorazowe zezwoleniaumożliwiające przekraczanie granicy państwowejtam i z powrotem - ważne przez jeden tydzień. Taprocedura w znaczący sposób wpłynęła na rozwójprzygranicznego handlu. W kierunku Krakowaprzewożono głównie produkty spożywcze, jakmąkę , kaszę, krupy oraz (nielegalnie) alkoholi tytoń. Zaś w stronę przeciwną transportowanoprzeważnie artykuły przemysłowe.Przyjaźń osiadłych tu rodzin Asendich i Kwiecińskich,w swym praktycznym wymiarze wyrażała się m. innymiułatwianiem przekraczania granicy studiującym poza kra-jem dzieciom Mateusza.

Władze carskie, mając na celu ograniczenie młodym Polakommożliwości zdobywania wiedzy na europejskich uniwersytetach,komplikowały procedury paszportowe. Wydłużano czas oczekiwa-nia na otrzymanie dokumentu, którego okres ważności upływałczęsto przed zakończeniem roku akademickiego.

Tak więc, Mieczysław Kwieciński (syn Mateusza) wracając nawakacje z Liege w Belgii, gdzie studiował chemię na tamtejszymuniwersytecie, nie mógł, z nieważnym zazwyczaj paszportem,przekroczyć granicy. W tej sytuacji pomoc przyjaciela wydawała sięnieodzowna. Plan działania był następujący: po przyjeździe doKrakowa Mieczysław zatrzymywał się w hotelu, przekazując przezznajomych wiadomość do Asendich, że właśnie przybył i czeka natransport. Rankiem następnego dnia Edek Asendi wyjeżdżał końmipo Mieda i zabierał go wraz z bagażem. Będąc synem wysokiego

urzędnika gminnego, a więc osobą dobrze znanącarskim służbom granicznym, bez większych

przeszkód przejeżdżał przez komorę w obiestrony nawet, jeśli wiózł ze sobą kogoś nie

posiadającego aktualnych dokumentów. Poodpoczynku w domu Asendich, w porzepopołudniowej, odwożono Mieczysława doMaszkowa.

Powodem, dla którego wizytamłodziutkiego studenta z sąsiedztwa wydaćmogłaby się wyjątkowo miłą, była za-pewne osoba Wandy Asendi - wedługopinii współczesnych - bardzo pięknej

i i wykształconej dziewczyny. Trudno dzisiajodpowiedzieć na pytanie, czy młodych

JF. łączyła nić szczególnej sympatii i czyobydwie zaprzyjaźnione rodziny liczyły na

ewentualny związek między nimi. Trudno teżwyobrazić sobie, by Mieczysław mógł

pozostawać obojętny na urok tej ślicznej panny.Wiadomo jednak, że ostatni raz widzieli się

najprawdopodobniej w roku 1913. Po powrociez Belgii, w czerwcu 1914 roku, Mieczysław nie

przyjechał już do domu, lecz zatrzymując się w krakowskich Ole-andrach wkroczył na wojenny szlak, w składzie I Brygady Legio-nów Polskich. 23 maja 1915 roku poległ pod Przepiórowem nakielecczyźnie, dowodząc w stopniu porucznika kompanią „chłop-ców podhalańskich". Niepodległa Ojczyzna odznaczyła go po-

11

Mieczysław Kwieciński

RODZINA ASENDICH

Page 14: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

śmiertnie Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Niepodległości. Tym-czasem na progu wolności, w roku 1918, między sekretarzemgminnym a michałowicką społecznością dochodzi do poważnegokonfliktu. Jego powód nie jest znany.

Pan Asendi przestaje pełnić swą funkcję i niedługo potem umie-ra. Jego żona w owym czasie także już nie żyje. Młode pokolenierodziny zostaje bez dachu nad głową i środków do życia. WówczasMateusz Kwieciński przygarnia do siebie osierocone dzieci przyja-ciela. Prawie dwa lata mieszkają razem w maszkowskim dworze.

Jeżeli Wandzię i Mieczysława rzeczywiście łączyło młodzieńczeuczucie, przypuszczać można, że jej pobyt w rodzinnym domuMięcia, który od paru lat nie żył, musiał należeć do bardzo smut-nych.

Ciężkie warunki materialne nękające młodych Asendich -o czym świadczyć miał również częsty zapach kartoflanki unoszącysię z dwupokojowego mieszkania zajmowanego u Kwiecińskich -sprawiły, że gdy po dwóch latach starań i oczekiwań, Wanda

otrzymuje posadę nauczycielki w kresowym miasteczku Sarny naWołyniu, natychmiast udaje się tam wraz z siostrą Teodorą, pra-gnącą ułożyć sobie życie „przy niej". O losach Edwarda wiadomoniewiele. Prawdopodobnie nie towarzyszył siostrom w „wołyń-skiej" wyprawie lecz osiadł gdzieś w okolicach Krakowa. RodzinaAsendich na michałowickim gruncie przestaje istnieć.Jakie były ich dalsze dzieje - nie wiadomo. Może podzielili tragicz-ny los Polaków, którzy w 1939 roku znaleźli się na terenach stali-nowskiego imperium?

Gdyby ktoś, czytając te słowa, zechciał wzbogacić nowymi fak-tami opowiedzianą tu historię, byłby to interesujący przyczynek dogłębszego poznania losów jednej z ciekawszych michałowickichrodzin.

Nazwisko Asendi podaję w brzmieniu fonetycznym. Nigdynie znalazłem dokumentu, bądź listu, gdzie zamieszczona byłabyjego prawidłowa pisownia. Być może w zapisie miałoby postaćAschendi.

}an Matzke

Koniec lat siedemdziesiątychXIX w., to czas panowaniadwóch czarnych dwugłowychorłów zaborczych, wrogo na

siebie spoglądających przez kordon graniczny przy komorze celnejw Michałowicach - związanych administracyjnie z powiatowymMiechowem i gubernialnymi Kielcami, miejscowościami połączo-nymi bitą drogą wybudowaną tuż przed powstaniem listopado-wym, o czym zapewne do dziś pamiętają ostatnie stare lipy rosnącewzdłuż tej trasy (obecnie E-7). Z Michałowickich wzgórz, jak nadłoni widać było królewski Kraków - jedno z wielu, w owym cza-sie, miast monarchii austrowęgierskiej.

Jak płynęło życie ówczesnym mieszkańcom tych przygranicz-nych terenów, rządzonych carskim lub cesarskim berłem? Wieleopowiedzieć mogłyby na ten temat stare dokumenty i czasopisma.

Jednym z interesujących w tamtym czasie korespondentów„Gazety Kieleckiej" był mieszkaniec Więcławic, ksiądz Piotr Go-cławski, sprawujący tu posługę kapłańską. W „Gazecie" z roku 1878wspomina: „ W tych dniach byłem u chorego w Wilczkowicach,znałem go już i dawniej jako sędziwego człowieka, ale nie przy-puszczałem, ażeby był to człowiek sięgający pamięcią ubiegłegostulecia (XVIII w. - przyp. autora). Po udzieleniu SakramentówŚwiętych zacząłem z nim rozmawiać i przez ciekawość spytałem ileliczy sobie lat.

A sto sześć- odpowiedział. Myśląc, że żartuje i ja w stanie nie-dowierzającym zapytałem - A znałeś Kościuszkę?

A cóż bym miał nie znać? - odpowiada - kiedy razem z nim bi-łem się pod Racławicami, mając wtenczas 25 lat.

Skłoniłem wówczas w pokorze głowę przed walecznym star-cem i uwierzyłem, że naprawdę ma 106 lat. Przeglądałem jegoświadectwo służby - nazywał się Szymon Opolewski, urodził sięw 1772 roku, służył pod Kościuszką, odbył kampanię 1812 rokua ostatecznie został drużnikiem do r. 1860. Słuch ma dobry, wzroknieco osłabiony - obecnie wielce zapadł na zdrowiu" - godna topodziwu historia dzielnego, starego człowieka, pracującego naswym skromnym drużniczym stanowisku do 88 roku życia.

Z artykułu tego wysnuć można jednak jeszcze jedną zadziwiają-cą myśl, taką mianowicie, że po upadku powstania styczniowego,w okresie natężającej się rusyfikacji, w polskiej gazecie czytamyzapisane językiem ojczystym słowa, ciepło opowiadające o człowie-ku, który bił Rosjan pod Racławicami! Kto czuwał nad tym, aby sitocarskiej cenzury nie zatrzymało owej dumnej i ważnej dla Polakówinformacji? - niestety historia, nie najwdzięczniejsza z nauk, niezapamiętała jego imienia...

Ksiądz Gocławski, za sprawą swoich parafian, oprócz powo-dów do zadowolenia, miewał także sporo dylematów bardziejegzystencjalnych.

Przemyt alkoholu przez granicę i rozwijający się na jego bazie„czarny rynek", od wieków były zmorą społeczeństw, księdzuzaś, próbującemu ogarnąć swą zagrożoną przygranicznym han-dlem owczarnię, sytuacja ta przysparzała obaw o zdrowie i mora-le podopiecznych. Pisał więc:

„A to szwarcownictwo okowity nie tylko się nie zmniejsza,ale niemal z każdym dniem większe przybiera rozmiary. Potwo-rzyły się towarzystwa żydowskie, które za pośrednictwem swychajentów utrzymywanych w różnych przygranicznych punktach,wynajmują włościan na koszt towarzystw do szwarcowaniawódki. Dostają oni jedzenie i picie, a oprócz tego od dostarczonejokowity pięciu garnców - dwa ruble.(...) Tak więc za dzieńi jedną noc zarabia jeden człowiek 2 ruble a oprócz tego jedzeniama do syta i gorzałki, co wypije. To nęci ludność nadgranicznątak, że synowie opuszczają dom rodzicielski podobając sobiew życiu swobodnem, wolnym, awanturniczym; kobiety nawetzachęcone lekkim i dużym zarobkiem, puszczają się na szwar-cownictwo, porzucając czasem mężów, aby prowadzić swobodnei wolne życie. Jak ujemnie szwarcownictwo oddziaływa na mo-ralność, zbyteczne byłoby się nad tem rozpisywać. Każdy roz-sądny człowiek aż nadto dobrze to pojmuje."

Od księżowskiej troski i napomnień, szwarcowników jakośnie ubywało. Za to strażnicy graniczni chętnie wyłapywali comniej sprytnych i odstawiali ich pod lokalny sąd w Wilczkowi-cach, gdzie (w II poł. XIX w.) urząd sędziego sprawował dziedzic

12

Page 15: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Sieborowic - Bolesław Zakrzeński, zaś funkcję ławnika od wielulat pełnił kowal z Zagórzyc - Józef Dyląg - uchodzący w otocze-niu za człowieka światłego, ponieważ czytywał „Zorzę". Sądowekary w postaci grzywien, nie zniechęcały jednak „kontarbandzi-stów". Od uprawiania tego procederu nie odwiodła ich także treśćinformacji zawartych w kronice policyjnej:

„Na polach majątku Sieciechowice znaleziono ciało włościa-nina, mogącego liczyć trzydzieści lat wieku, przy którym leżałopięć pęcherzy napełnionych okowitą. Denat był włościaninem

ze wsi Czaple w pow. miechowskim i trudnił się kontrabandą.Śmierć nastąpiła skutkiem apopleksji spowodowanej z nadmier-nego użycia trunków."

Wbrew pozorom szwarcownictwo nie było najlżejszym ka-wałkiem chleba. Nie byle jaką tężyzną fizyczną dysponowaćmusiał śmiałek pokonujący piechotą ok. 30 kilometrową trasęz kilkoma świńskimi pęcherzami wypełnionymi okowitą naplecach...

Adam Miska

SAGA RODZINY KANARKÓWPoczątki tej sagi sięgają lat czterdziestych XIX w.Właścicielem Michałowic od niedawna jest hrabia Tadeusz Dą-

browski h. Radwan. Wiele kłopotów przysparza mu młyn dworskinękany licznymi awariami, z którymi nie radzą sobie miejscowi rze-mieślnicy. W tej sytuacji dziedzic zwraca się z prośbą o pomoc do klasz-toru o.o. cystersów w Mogile. Dzięki ich interwencji do Michałowicprzyjeżdża młody człowiek - Wojciech Kanarek, doskonale radzącysobie z zaistniałymi trudnościami i w krótkim czasie uruchamia młyn.Ten „chłopak z gór" — jak podaje tradycja rodzinna — początkowo kieru-je młynem, następnie zostaje jego dzierżawcą, a w końcu właścicielem.Tutaj poznaje dziewczynę - Agnieszkę Włodarską, która zostaje jegomałżonką. Młodzi państwo Kanarkowie wychowują trójkę dzieci: nie-znaną z imienia córkę, która wstąpi do klasztoru, drugą córkę Agniesz-kę oraz syna Jana.

Przekazy rodzinne wspominają o nadzwyczaj skromnym i oszczęd-nym trybie życia państwa Kanarków. W drugiej połowie XIX wiekunastąpiły czasy pomyślnej koniunktury, czemu sprzyjało częścioweotwarcie granicy z Austrią. Popyt na przetwory młynarskie, jak mąkę,kaszę, krupy, wzrósł gwałtownie. W tej sytuacji, w ciągu stosunkowokrótkiego czasu, Kanarkowie dorabiająsię sporego majątku ziemskiego o po-wierzchni 120 mórg. Sami, być może,jeszcze niepiśmienni, doceniają wartośćkształcenia dzieci. Jan kończy progimna-zjum w Pińczowie (o edukacji córek brakprzekazu).

Współczesnemu pokoleniu młodychmichałowiczan należałoby w tym miej-scu dedykować informacje o trudach,jakie wiązały się wówczas ze zdobywa-niem wykształcenia. Na terenie gubernikieleckiej, której południowe granice biegły wierzchołkiemmichałowickiej góry, były (aż!) cztery szkoły średnie - dwa gimnazja(męskie i żeńskie) w Kielcach, jedno w Olkuszu oraz wspomniane jużprogimnazjum w Pińczowie. Nietrudno więc, wyobrazić sobie wysiłek,jaki wiązał się z pokonywaniem trasy z Michałowie do Pińczowa, biorącpod uwagę ówczesny stan dróg i środków komunikacji.

W szkole przyjaźnił się Jan Kanarek z Adamem Jurkowskim z Mie-chowa. Na ferie świąteczne zaprosił kolegę do domu, gdzie poznałAdam jego siostrę Agnieszkę. Oboje ogromnie przypadli sobie do gustu.Rodzicom dziewczyny tez podobał się młodzieniec, za którym na doda-tek ciągnęła się fama szlacheckiego pochodzenia. Młodziutka i ślicznaAgnieszka oraz 18- letni Adam bardzo szybko się pobrali. Ceremoniazaślubin odbyła się w kościele św. Jakuba w Więcławicach.

Czterdzieści mórg ziemi (otrzymanych w wianie od rodzicówAgnieszki) stanowi odtąd podstawę wspólnego gospodarowania mło-dych Jurkowskich. W Michałowicach urodzi się czworo ich dzieci. Nieposiadając rolniczego wykształcenia, nie potrafią z pracy na roli uzyskaćodpowiedniego zabezpieczenia dla rodziny. Za podszeptem teściów,sprzedają więc posag Agnieszki, a pieniądze lokują, w stanowiącymwcześniej własność zakonu sióstr Klarysek od św. Andrzeja z Krakowa,

Jan Jurkowski (w środku)

młynie w Maszkowie. Dzieje się to przed rokiem1883. Tu rodzina powiększy się o jeszcze jednodziecko - Jana, który w przyszłości przejmie młynpo rodzicach. Maszkowski młyn nie przynosi jednakoczekiwanych dochodów i jest wielokrotnie wy-dzierżawiany. Adam Jurkowski

W ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku spotykamy Agnieszkęi Adama Jurkowskich w Miechowie, gdzie pełni Adam funkcje nauczy-ciela ludowego. Około roku 1896 Agnieszka umiera i zostaje pochowa-na na miejscowym cmentarzu. Wówczas Adam wraca ostatecznie doMaszkowa, zajmując się do końca życia młynarstwem. Tymczasem jegoprzyjaciel i szwagier zarazem - Jan Kanarek, żeni się z Julią Borlicką. Ichmałżeństwo trwa krótko, a Julia w wieku czterdziestu lat umieraw krakowskim szpitalu (24.12.1904). Tam też zostaje pochowana, jako,że ówczesne przepisy celne zakazywały przewozu zwłok. Jej gróbmieści się w jednej z dwóch „piramid" rakowickiego cmentarza.

Jan i Julia Kanarkowie doczekali się jednej tylko córki - Marii. Kiedydorosła ojciec kupił jej aptekę w Proszowicach, w której poznała prowi-zora - p. Gałęzowskiego. Po pewnym czasie została jego żoną i oboje

wybrali się, w trwającą ponad rok, podróżpoślubną wokół Europy. W owych cza-sach (1905 r.) stanowiło to swojego rodza-ju sensację towarzyską. Ponieważ, nieste-ty, często bywa, że wielkie szczęściesplata się z wielkim nieszczęściem, zda-rzyło się, że po powrocie z wojażyp. Gałęzowski popadł w nieuleczalnąchorobę psychiczną i przewieziony zostałdo szpitala w Kobierzynie, przebywająctam, aż do jego likwidacji w latach czter-dziestych XX wieku, przez Niemców.

Maria przez cały czas łożyła na leczenie męża. Zmarław początkach lat pięćdziesiątych w Proszowicach, doczekawszy się(prawdopodobnie) upaństwowienia własnej apteki.

Mniej więcej w trzy lata po ślubie jedynaczki i cztery po śmierci żo-ny, mając 58 lat, pożegnał się ze światem Jan Kanarek (zm. 30.03.1908).Zmarł nagle, a służąca, którą ostatkiem sił poprosił o podanie kropli, niezdążyła przybiec z lekarstwem. O wielkim przywiązaniu córki do ojcaświadczyć może pomnik ufundowany przez nią na jego grobie na wię-cławickim cmentarzu. Wykonany ręką znakomitego rzeźbiarza, kosz-tował zapewne krocie. Postać płaczącej kobiety wspartej o pionowąścianę, jeszcze dzisiaj - po niemal stu latach - budzi refleksję nad kru-chością ludzkiego istnienia.

Dorobek całego życia protoplastów rodu - Agnieszki i WojciechaKanarków, został sprawiedliwie podzielony między trójkę ich dzieci:część przynależną córce - zakonnicy sprzedano, a pieniądze przekaza-no, jako jej wiano klasztorowi, młyn otrzymał Jan, a po nim jego jedynaspadkobierczyni - córka Maria, zapisując go następnie Szlichcińskim,rodzinie swojej ciotki (siostry matki - Julii Borlickiej-Kanarkowej), któranosiła to nazwisko po mężu.

13

Page 16: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

W książce telefonicznej wydanej w roku 1938, przeczytać można,że właścicielem młyna w Michałowicach jest Zdzisław Szlichciński -mgr nauk ekonomicznych. Młyn ten, po gruntownej przebudowiespłonął na skutek zwarcia instalacji elektrycznej.

Chciałbym jeszcze parę słów wspomnień dodać o Agnieszcez Włodarskich - Kanarkowej - seniorce rodziny , która sama żyjącnad wyraz skromnie, marzyła o bardziej dostatnim życiu dla swoichdzieci. Najbardziej była zatroskana losem córki - Agnieszki. Będącjuż wdową, gromadziła po trochu pieniądze, aby - osiągnąwszypotrzebną sumę i po sprzedaniu przez zięcia nieprzynoszącego wy-starczających dochodów, maszkowskiego młyna - wspomóc finan-sowo zamiar kupna innego, lepszego młyna w okolicy. Gdy okazjataka właśnie się nadarzyła, okazało się, że zgromadzone oszczędno-ści zaginęły. Serce i umysł staruszki nie wytrzymały doznanegoszoku. Zmarła 4 lipca 1881 r. (lub 1882 - napis na nagrobku zatarty).

Powoli do wieku emerytalnego zbliża się piąte już pokoleniewywodzące swe korzenie od Agnieszki i Wojciecha Kanarków. Po-tomstwa nie pozostawiła po sobie ani córka - zakonnica, ani JanKanarek, którego jedyna córka zmarła bezdzietnie.

Rozwinęła się za to rodzinna linia trzeciej latorośli Kanarków -Agnieszki Kanarek-Jurkowskiej. Jej syn - Jan Jurkowski przejął porodzicach młyn w Maszkowie, odsłużywszy wcześniej 4-letni pobytw legionach Józefa Piłsudskiego. Córka - Zofia wyszła za mąż zaStanisława Harmaja z Maszkowa, zaś jej wnuczka - Teresa Harmaj,

jako żona Józefa Bartusia wróciła do MichałowiC. Wnuk Zofii - Wie-sław Kopeć, mieszka jako emeryt w Nowej Hucie. Potomstwo dwóchpozostałych, nie wymienionych tu z imienia córek, rozbiegło się poświecie i - jak mi wolno sądzić - utraciło w większości świadomośćswych korzeni.

Moim dziadkiem był Jan Jurkowski, ja zaś jestem jego jedynymwnukiem - za kilka miesięcy emerytem. Koleje losu doprowadziłymnie do Wieliczki, skąd kreślę niniejsze słowa.

Ostatnio w Michałowicach, opowiedziano mi o „Czarnej Pani",która ukazuje się w ruinach młyna Kanarków (i Szlachcińskich). Kimjest owa tajemnicza postać? Popuśćmy wodze fantazji...Może z nie-bieskich wysokości przenika na dół Agnieszka Kanarkowa. Spacerujei rozpacza - Tyle wysiłku, tyle trudu całego życia...I nic...Tylko stertakamieni na naddłubniańskim brzegu...

Jan Matzke

Serdecznie dziękuje ks. Ryszardowi Honkiszowi, proboszczowi parafii p.w,św. Jakuba Apostola, za uzyskanie wglądu w księgi parafialne. Dzięki nim

mogłem się upewnić, że protoplasta rodu miał na imię Wojciech, zaśAgnieszka z Włodarskich Kanarkowa była jego żoną i tym samym mojąnajprawdziwszą praprababką.

MASSALSCY - RÓD MŁYNARZY Z WILCZKOWICKomornik, Michał Massalski (przodkowie jego przybyli prawdopodob-nie z Rosji, Litwy bądź Ukrainy, gdzie nazwisko to występuje bardzolicznie) wraz z żoną, doczekali się na przełomie wieków XVIII i XIXtrojga dzieci, które wychowywali w Mierzwinie w obwodzie kieleckim.

Starszy z synów - Józef (ur. w 1797 r.) osiadłszy w Michałowicach,pojął za żonę tutejszą pannę - Katarzynę Bartuś. Jako nadrzemieślnikdrużny utrzymywał rodzinę z pensji dozorcy drogi królewskiej.

W roku 1842 urodził im się jedyny syn - Piotr Dominik, który, gdydorósł, został w Michałowicach rymarzem. Ożenił się z Józefą Grabow-ską. Państwo Piotrostwo Massalscy wychowali pięciu synów:- Józefa, którego trzecie - spośród pięciorga dzieci - syn Piotr, został

architektem pow. w Miechowie, a jego pieczęć urzędowa figuruje naplanach młyna Jana Jurkowskiego z Maszkowa pod datą 1.12.1947 r.Był także bojownikiem o wolność w szeregach A.K,

- Władysława - służył we Władywostoku, miał ośmioro dzieci,- Mieczysława — służył w Parmie, miał ośmioro dzieci,- Feliksa - służył w gwardii carskiej, miał pięcioro dzieci,- Jana Antoniego — ur. w Wilczkowicach w roku 1884 - młynarza,

ożenionego z Walerią Ziarko. Ośmioro ich dzieci urodzonychw Wilczkowicach lub Michałowicach, wybrało dla siebie bardzoróżne drogi życiowe, lecz kilkoro spośród nich kontynuowało tra-dycję młynarską rodziny. Byli to - Stefania Massalska (ur. w 1915 r.)i jej mąż Józef Mosur, Teresa Massalska (ur. w 1925 r.), której mąż -Józef Biegaj, walczący w czasie II wojny światowej w partyzantcei ranny w nogę ze skutkiem trwałego kalectwa, także był młyna-rzem a jego brat Antoni pełnił funkcję dyrektora Młynów Krakow-skich. Na koniec zaś, młyn po Teresie przejął jej chrześniak Ryszard- syn Antoniny z Massalskich Bednarczykowej (ur. w roku 1921)i jego brat Andrzej. Spośród wielu archiwalnych zdjęć tej rodziny,udało się zidentyfikować zaledwie małą ich część. Pozostałe niewie-le mówią ich obecnym właścicielom, pozostając na zawsze nieod-gadnioną tajemnicą rodzinną.

Szkoda, bo przecież tak niedawno jeszcze byli wśród nas ci, którymz wyblakłych fotografii przyglądały się znajome twarze bliskich.

Zadbajmy o nasze rodzinne pamiątki i wspomnienia z nimi związa-ne. Ocalmy je od niepamięci dla naszych dzieci i wnuków, byśmy umie-li odpowiedzieć gdy zapytają - kim jest ta ładna pani w długiej sukni,ukryta w dawnym albumie, a nos pana z niemodnym wąsikiem tak

poważnie spoglądającego przed siebie, czy przypadkiem nie przypomi-na nosa dziadka albo ojca? Czyż to nie fascynujące - spotkać się po tylulatach, by spojrzeć sobie w oczy, choćby przez zakurzoną warstewkęsubstancji światłoczułej pokrywającej brązowiejącą powierzchnię zdjęcia...

Młyn p.p. Massalskich stoi do dziś i choć nie miele już mąki, dobrzezapewne pamięta czasy, kiedy Jan Massalski i Tomasz Krzywda z mo-drzewiowego dworu, polowali razem na wilczkowickie kuropatwy,zające i bażanty...

Za umożliwienie mi wglądu w pamiątki rodzinne i pomoc w odtwarza-niu „młynarskiej" linii rodu Massalskich z Wilczkowic, dziękuję serdeczniepaństwu Zofii Massalskiej, Andrzejowi Bednarczykowi i Jackowi Jedlew-skiemu, mając jednocześnie nadzieję, że fotografie pochodzące z ich zasobówniejednokrotnie jeszcze posłużą do zilustrowania kolejnych opowieści zwią-zanych z tą Rodziną, a także z innymi ciekawymi wydarzeniami z terenugminy Michalowice.

Stoją od prawej: Jan Antoni Massalski - młynarz, Stefania Massalska (córka Jana)i Józef Mosur - małżonkowie, p. Ziarko (brat Waleni) z żoną (prawdopodobnie).Siedzą od lewej: Waleria Ziarko - żona Jana, Józef (brat Jana) z żoną Marią Skurczyńską(rodzice Piotra - architekta w Miechowie), p.p. Mosurowie - rodzice Pana Młodego(prawdopodobnie).

E. Kwaśniewska

14

Fot. Rodzina Massalskich -ślub Stefanii Massalskiej.

Page 17: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

Michałowickie łowyTrudno określić, kiedy myślistwo z funkcji zaopatrywania w jedze-

nie stało się sportem. Był to niewątpliwie długotrwały i stopniowyproces, który doprowadził do stanu dzisiejszego. Teraz mięso na na-szych stołach pochodzi z hodowli zwierząt, natomiast polowanie torytuał o cechach współzawodnictwa. Nie wgłębiając się zbytnio w istotędzisiejszego myślistwa, można dojść do wniosku, że wizerunek myśli-wego i polowań u przeciętnego zjadacza chleba różni się od tego, comyślą, lub chcieliby myśleć o sobie myśliwi. Cytując za portalem inter-netowym Polskiego Związku Łowieckiego (www.pzlow.pl): Łowiectwojest szczególną dziedziną życia społecznego - łączy w sobie harmonijnieochronę przyrody ojczystej i wykonywanie polowania, walor kultural-no- oświatowy i rekreacyjny, wartości wychowawcze i gospodarcze [...]W historii Polski łowiectwo zajęło znaczące miejsce, wnosząc istotnywkład do materialnej i duchowej kultury narodu, co znalazło odbicie wsztuce i uformowało trwałe wartości obyczajowe oraz moralne. Współ-cześni myśliwi starają się te wartości kultywować, rozwijać i wzbogacać,przestrzegając w swej działalności nie tylko przepisów prawa, regula-minów i statutów, lecz również norm etycznych oraz zwyczajów.

Myśliwi - co jest najzupełniej naturalne, czują się przez swoja od-rębność, przez rytuał polowania, przez kultywowane zwyczaje, grupąniejako elitarną. Nie każdy może zostać myśliwym, choć pewnie i niekażdy, kto został myśliwym, powinien nim być. Kiedy „ogary pójdą jużw las", często zdarza się, że myśliwi idąc z uniesionymi strzelbamiprzez śniegi, bądź kwitnące łąki, zdają się utwierdzać siebie w owejelitarności, za naprawdę niewiele mając fakt, że w pobliżu mieszkająludzie, którzy nie są myśliwymi i którzy nie zachwycają się strzeleckimizabawami. Przypatrując im się z daleka (z bezpiecznej odległości, abynie być wziętym za, dajmy na to, dzika, patrz niżej), jak przecinają corazto następne pola należące do kolejnych gospodarzy, można sobie zadaćpytanie, czy właściciele tych nieruchomości są zadowoleni z tego, żektoś obcy chodzi po ich włościach, strzelając w dodatku do żyjącychtam dzikich zwierząt? I czy nie za często strzały rozlegają się zbyt bliskodomów, w których ludzie polując na muchy nie chcą martwić sięo swojego psa, który akurat urwał się z łańcucha i pobiegł gdzieś, gdzieponiosła go wiosna?

Gdyby myśliwi stosowali się do prawa łowieckiego, zgodnie z któ-rym wolno strzelać do zwierzyny w odległości nie mniejszej niż dwie-ście metrów od zabudowań, to na przykład na terenie Michałowic, przygęstej już zabudowie, prawdopodobnie nie słyszelibyśmy wystrzałówpolowań. Niestety jest inaczej.

Inną sprawę stanowi kwestia ochrony zagrożonych gatunków (cojest jednym z celów łowiectwa zapisanym w ustawie). Wypadki zabija-nia zwierząt będących pod całkowitą, bądź okresową ochroną, zdarzająsię coraz częściej. Niedawno, jak doniosła Gazeta Wyborcza, polującyw Puszczy Boreckiej Szwed zastrzelił objętego całkowitą ochroną żubra.Myśliwy tłumaczył, że pomylił go z dzikiem. Na terenie naszej gminy

nie stwierdzono dotych-czas bytności żubrów,więc prawdopodobień-stwo podobnej pomyłki unas bliskie jest zeru.Chodzi tu jednakże o cośinnego; trudno uwierzyć,że skandynawskiegomyśliwego faktyczniezmyliło oko i doświad-czenie. Jestem gotówwysnuć podejrzenie, że polujący w naszych lasach łowca grubego zwie-rza, celowo ustrzelił będącego pod całkowitą ochroną żubra. Komuś, ktochoćby na zdjęciu miał okazję widzieć żubra i dzika, nadzwyczaj trudnobyłoby błędnie sklasyfikować spotkane nagle w kniei zwierzę. Szwedzobaczywszy przechadzającego się spokojnie żubra wystrzelił w jegokierunku z prostej przyczyny, mianowicie u siebie nigdy takiej okazji bynie miał i mieć prawdopodobnie nie będzie. Szczerze przy tym wątpię,by wymiar sprawiedliwości zastosował wobec naszego sąsiada zzamorza odpowiednie sankcje. A żubrów mamy o jednego mniej...

Można zapytać, czy polujący na naszym terenie myśliwi zawszeprzestrzegają obowiązujących okresów ochronnych dla poszczególnychgatunków zwierząt? Czy przypadkiem nie mylą chronionej kury bażan-ta z kogutem? Czy przestrzegają zasady, że nie wolno polować pospożyciu alkoholu? Na te i podobne pytania mogą odpowiedziećprzede wszystkim zainteresowani. Ale będąc myśliwym bardzo zwra-całbym na takie zachowanie uwagę.

Gospodarka łowiecka ma do spełnienia bardzo ważne zadania,w tym „ochronę oraz zachowanie różnorodności i gospodarowaniepopulacjami zwierząt łownych, ochronę i kształtowanie środowiskaprzyrodniczego na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny,uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeóworaz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwie-rzyny".

Obserwując skutki działania Koła Łowieckiego na naszym tereniemożna dojść do wniosku, że skupiło się ono głównie na regu-lacji liczebnej populacji poszczególnych gatunków zwierząt,poprzez częste tutaj polowania. Trudno dostrzec natomiast, bymyśliwi pomagali przetrwać zwierzynie najtrudniejszy, zi-mowy okres. Sytuacja taka powtarza się niestety i równieżdlatego szybko ubywa z naszych pól i lasów zwierzyny, na-tomiast myśliwych - wręcz odwrotnie. I o ile widok człowiekaw zielonym stroju z flintą gotową do strzału nie stanowi więk-szej sensacji, o tyle kuropatwa powoli zaczyna należeć do tegotypu osobliwości, co na przykład awans polskiej reprezentacjiw piłce nożnej do jakichkolwiek mistrzostw, bądź decyzjeo obniżce podatków autorstwa aktualnej ekipy rządzącej.

Myślistwo szczyci się wielowiekową i chlubną tradycją.Dawne czasy, gdy na polach i w lasach roiło się od zwierzyny— minęły. Może więc już czas, by myśliwi inaczej spojrzeli nanaszych „mniejszych braci", bo przy takiej determinacjiw polowaniach, za chwilę o zającach, bażantach, kuropatwach

czy sarnach pozostanie jedynie wspomnienie.

Z myśliwskim pozdrowieniem „Darz bór"

15

Page 18: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

kwiecień • maj • czerwiec

OBYCZAJE WIELKANOCNE

ŚWIĘTO ZWIASTOWANIA PAŃSKIEGO -akcentuje nie tylko znamienne „fiat" Maryji, aletakże moment „wejścia" Chrystusa w ludzkieciało - obchodzone w Polsce od najdawniejszych czasów jakoświęto Matki Bożej Zagrzewnej, Ożywiającej, Kwietnej czy Roz-twornej czyli otwierającej ziemię, z której teraz mogły wyfrunąćjaskółki - zimujące, jak sądzono, w błocie. Przylatywały ptaki, aszczególnie bociany; „Na zwiastowanie - bocian na gnieździestanie". Gospodynie piekły w tym dniu specjalne „łapy" z ciasta,a dzieci wynosiły je na podwórze dla mających zjawić się boć-ków.

Matka Boska Wiosenna daje nadzieję na lepsze dni a cieplej-sze słońce budzi w sercach radość.

WIELKI CZWARTEK - pamiątka Ostatniej Wieczerzy Chry-stusa z Apostołami - ustanowienie Najświętszego Sakramentui Sakramentu Kapłaństwa.

Starym zwyczajem odbywa się obnażanie ołtarzy (zdejmo-wanie świec, kwiatów, obrazów) przypominające odarcie Jezusaz szat. Następuje konsekracja olejów świętych, umywanie nógdwunastu ubogim, a po zakończeniu Mszy Wieczerzy Pańskiejprzeniesienie Najświętszego Sakramentu do "ciemnicy", na pa-miątkę uwięzienia, biczowania i cierniem koronowania Jezusaw Pretorium Jerozolimskim. W tradycji ludowej Wielki Czwartekzwany był „cierniowym".

Chłopcy, przebrani za żołnierzy, wraz z Judaszem - zrobio-nym ze słomy, w czarnych podartych szatach - z kaletą pełnąpotłuczonego szkła, brzęczącego niczym monety, szli do kościołana „ciemną jutrznię", po której chłostano Judasza kijami i sieczo-no drewnianymi szablami. Widowisko to powtarzano na plebani,we dworze i gospodzie, by na koniec zatopić Judasza w rzece lubo zmroku spalić na wzgórzu za wsią. Dziewczęta zaś wielko-czwartkową kąpiel w rzece lub potoku traktowały jako zabiegkosmetyczny, mający „licom dodać urody i gładkości".

W domach zostawiano okruszki „ubożętom" - małym dusz-kom opiekującym się chatą. By ich nie skrzywdzić starano się niepalić w piecu chlebowym, jeśli zaś do tego doszło, dawano naMszę Św. i w ciągu całego roku wystrzegano się czwartkowegowypieku chleba.

Na rozstajach dróg palono ogniska dla „zziębniętych dusz",podsycając je drewnem ze starych przydrożnych krzyży, stawia-jąc zaraz na ich miejsce nowe.Wieczerzę rozpoczynano modlitwą dla opuszczonego przezwszystkich Chrystusa od miłujących Go serc.

WIELKI PIĄTEK - jest dniem największej żałoby w Kościele- dniem śmierci Zbawiciela, ale też największej radości i zwycię-stwa. Tegoż dnia Bóg „darował nam wszystkie występki i skreśliłzapis dłużny..."

W Wielki Piątek nie odprawia się Mszy Św., bo w ten dzieńChrystus sam, jako Najwyższy Kapłan Nowego Przymierza,złożył Ojcu niebieskiemu ze swojego życia największą ofiarę.Kościół modli się za wszystkie stany, za Żydów, niewierzących,o odwrócenie kar i zbawienie dla umierających.

16

ŚRODA POPIELCOWA - rozpoczyna w kościele 40-dniowyokres Wielkiego Postu. Stary Testament do popiołu przyrównujeserce grzesznika, a bałwochwalcę zwie „zjadaczem popiołu".

Obrzęd posypywania głów popiołem pochodzący od ludówstarożytnych, praktykowany w Kościele od IX w., dotyczył po-czątkowo największych grzeszników, publicznie odbywającychswą karę.

WIELKI POST - ten sześciotygodniowy niegdyś okres postusięga swymi początkami IV w. Obecnie trwa 40 dni - określającw ten sposób trwanie jednego pokolenia życia człowieka orazprzypominając o 40-tu dniach spędzonych przez Chrystusa napustyni. Ta symboliczna liczba odnosi się także do Mojżesza,przygotowującego się przez 40 dni do zawarcia przymierzaz Bogiem na Górze Synaj, oraz do historii Goliata, tyleż dni znę-cającego się i drwiącego z ludu wybranego, dopóki nie rozprawiłsię z nim Dawid.

W Polsce od XVIII w. w piątki Wielkiego Postu odprawia sięw kościołach nabożeństwo Drogi Krzyżowej a w niedziele „gorz-kie żale" - uzupełnione wzruszającymi pieśniami, pełnymi zro-zumienia, żałości i bólu.

Od X w. Wielki Post zakazywał w Polsce spożywania mięsa,nabiału i jaj. Żywiono się chlebem, rybami oraz potrawamiz grochu, prosa, rzepy, omaszczonymi olejem z konopi, makui słonecznika. W dni postu obowiązywał jeden posiłek o godz. 15.Z czasem podawano także lekką wieczerzę w postaci chlebaz solą, czasem ryby z jarzyną lub grzankiz piwem. Nie wolno było gwizdać, grać, tań-czyć, patrzeć w lustro ani „obnosić sięz radosnym obliczem".

By zaostrzyć pokutę, wielu w kłujących,zgrzebnych koszulach, opasawszy biodraostrymi łańcuchami, smagało się po plecachbiczami zakończonymi małymi haczykami.W XIV w. tzw. kapnicy biczowali swe gołeplecy, „które czasem takowym ćimczeniem silno przykładanym, aż dożywego mięsa i szkarłatów wiszących sobie szarpali, brocząc krwiąsuknie i posadzkę kościelną".

Z biegiem czasu Kościół zabronił tych średniowiecznychpraktyk pochodzących z zachodniej Europy.

Aż do XVI w. Polacy słynęli w świecie z gorliwości odpra-wiania postów a najbardziej prosty lud - bardzo przywiązany dowiary i Kościoła.

PALMOWA NIEDZIELA - niedziela poprzedzająca WielkiTydzień, wyrażająca hołd Chrystusowi trium-falnie wjeżdżającemu do Jerozolimy.

Palmy wykonywano głównie z gałązekwierzbowych, które ścięte w środę Popielcową „rozkiściały"w dzbankach z wodą.

Page 19: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

Wśród ludu to dzień największej żałoby. Skoro Chrystusumarł, to znaczy, że moce piekielne i demony mogą teraz bez-karnie dręczyć człowieka. Pilnowano więc dobytku przed cza-rownicami, a o świcie obmywano się wodą w rzece dla zachowa-

W XVI w. obok Krzyża umieszczano w grobie NajświętszySakrament. Później już tylko wystawiano monstrancję owiniętąw przeźroczysty materiał - niczym ciało Jezusa spowite całunem.Groby pańskie, znane także w innych krajach, najpiękniej przed-stawiane były przez Polaków, osiągając za króla Augusta IIIwymiar widowisk teatralnych, kiedy skały rozpadały się z hu-kiem, a spoza nich widać było gaje pomarańczowe i cytrynoweumajone kwiatami. W skromnych zaś kościołach wiejskich domi-nował autentyczny żal i modlitwa.

WIELKA SOBOTA - wspaniałym obrzędem nocy zmar-twychwstania jest poświęcenie ognia; zapalenie od niego Pascha-łu - świecy symbolizującej Jezusa, rozświetlającej mroki wnętrza

kościoła jako światło, którerozprasza noc grzechu.

W pieśni - Exultet - wy-sławia się dobrodziejstwaotrzymane od Boga przezświatło - dar od Niego.

Tradycja ludowa odno-towuje Wielką Sobotę dniemkrzątaniny domowej i przy-gotowania do święcenia.Gospodynie piekły ciasto, doktórego gospodarzom niewolno było zaglądać z oba-wy o posiwienie wąsów...

Zwyczaj święcenia po-karmów znano na zachodziejuż w VIII w. Gdy tam zacząłzanikać, w Polsce wszedłgłęboko w obrzędy wielko-

sobotnie, by w ostatecznym kształcie zaistnieć w XIX w. Im wię-cej było modlitwy i postów - tym silniejsze pragnienie zadość-uczynienia w zabawie i pożywieniu. A pieczono i przygotowy-wano bardzo obficie.

W każdym staropolskim dworze, oprócz najbliższych, zasia-dali do stołu lub dostawali święcone: biedniejsza rodzina, bez-domni, rezydenci, zastępy czeladzi i starszych sług, a także ocze-kiwani lub niespodziewani goście, proboszcz, organista orazgrupy „śmiguśne".

Honor gospodarza i staropolska gościnność wymagały, bywszystko było smaczne, udane i w bród.

Przez Wielki Tydzień kuchnie pracowały całą parą, byw Wielką Sobotę, gdy przyjeżdżał ksiądz do poświęcenia, ugina-jące się pod ciężarem zastaw i przystrojone barwinkiem stołybyły gotowe. Do dworu przychodziły wówczas strojnie ubranegospodynie, niosąc osobiście święcone, które wykładały na roz-łożone wełniane chusty. Przynoszono ceber wody studziennej

faktu zmartwychwstania Chrystusa z grobu- porównywanego z wykluciem się spodskorupki pisklęcia.

Jajka zdobiono od bardzo dawna; w Egipcie - wizerunkamiskarabeuszy, w Chinach rysunkami kwiatów i ptaków. Zdobionoje także w Starożytnym Rzymie. Najstarsze polskie pisanki po-chodzą z X w. (Opole). Jedna z wielu ludowych legend mówio pięknie wykonanej pisance ofiarowanej Piłatowi przez MatkęBoską, by Syna uratować od śmierci.

Pisanki jednokolorowe, moczone w barwniku naturalnym, tomalowanki, kraszankilub byczki; te z wy-skrobanym deseniemnoszą nazwę skrobaneklub rysowanek; orna-ment kolorowy otrzy-mywany przez kolejnepokrywanie woskiem,barwienie i odbarwia-nie zdobił pisankę.Barwniki do malowania

przygotowywano z roślin: żółty z cebuli, fioletowy z liści malwy,zielony z widłaków, młodego żyta lub liści jemioły, czarnyz czarnego bzu, czerwony z odwaru robaczków „czerwców".Bogaty ornament pisanek ludowych kształtował się przez wieki,a wzory podsuwała sama przyroda.

Zgodnie ze słowiańską tradycją, pisanki malowały młode mę-żatki i dziewczęta. Obdarowywano się nimi wzajemnie, a ichautorów cieszyłakażda pochwała.Chłopiec ofiaro-wując panniepisankę wyrażałtym gestem swojegorące uczucie.Można też byłowykupić się nią odponiedziałkowegopolewania wodą.

Opr. E.K.

„Wielkanoc" i „Obyczaje wielkanocne"

na podst. „Rok Polski w życiu, tradycji i obyczajach ludu" - Jan Urga,Wydawnictwo Duszpasterskie Rolników, Włocławek 1998.

a ksiądz poświęciwszy ją, kropił sowicie przyniesione dary Boże.A na stołach nie brakowało niczego. Były ciasta pieczone nadrożdżach (pozostałych z wyrobu piwa) z dodatkiem miodui dużą ilością jaj, dzięki którym rosły jak puch w górę. Nie żało-wano szafranu i „zamorskich korzeni" - cynamonu, wanilii,goździków, gałki muszkatołowej oraz bakaliów. Wielkanocnemazurki wyglądały jak maleńkie klomby kwiatowe lub barwnekobierce.

Page 20: KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 · rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, ... skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra zie-miańskiego

WielkanocWielkanoc zwana także Paschą, to największe święto wszyst-kich chrześcijan. Niektórych dziwić może, że nie jest nim BożeNarodzenie, przypominające o przyjściu na świat Syna Boże-go. Wszak dopiero swoim zmartwychwstaniem, dopełniają-cym dzieło odkupienia, potwierdził Jezus, że jest prawdziwymMesjaszem, umacniając w wierze tych, których przekonania-mi zachwiać mogła Jego mękai okrutna, hańbiąca śmierć nakrzyżu. Na szczęście „Pan rzeczy-wiście zmartwychwstał" (KK. 24,34) odzyskując chwalebne życienie tylko dla siebie, ale i dla nas."Stało się to w niedzielę o świcie,około godziny czwartej. Stąddzień ten nazywamy NiedzieląZmartwychwstania Pańskiegolub Wielkanocą.

Trudności w określeniu czasuświętowania Wielkanocy, spowo-dowane niejednakową ilością dniw roku, według kalendarzy he-brajskiego i gregoriańskiego, roz-wiązał w roku 325 Sobór Nicejski,wyznaczając Paschę chrześcijań-ską na niedzielę po pierwszej peł-ni księżyca zaraz po zrównaniuwiosennym. Ostatecznie jednakobyczaj ten rozpowszechnił siędopiero za panowania KarolaWielkiego (768-814) przyjmującza najcześniejszy „termin Wiel-kanocy" 22 marca, co zdarzyć sięmoże dopiero w 2285 roku. Za tojuż za 34 lata doczekamy się „najpóźniejszej" Niedzieli Zmar-twychwstania Pańskiego, zapisanej pod datą 25 kwietnia.W czasach pogańskich obchodzono na naszych ziemiach sło-wiańskie święto zrównania dnia z nocą. Dzień stawał się corazdłuższy, światło brało górę nad ciemnością, cieszono się po-wrotem słońca, wiosny i życia, wyrażając tę radość bogatą ob-rzędowością. Zwyczaje te kościół nasycił nową treścią prawd

o zmartwychwstałym Bogu, wnosząc swoją symbolikęi liturgię do tych - uważanych za najważniejsze - dni.Po mszy rezurekcyjnej witano się słowami: „Chrystuszmartwychwstał", by zaraz odpowiedzieć: „Zmar-twychwstał prawdziwie". Świętowano aż trzy dni, roz-poczynając biesiadowanie śniadaniem wielkanocnym

czych. Słowiańskie wodne bóstwa - rusałki, mile i dziwożony- budziły magiczny lęk, prowokując do skiadania przebłagal-nych ofiar.Kościół, wodą - świeconą tu w Wielką Sobotę - kropiąc wier-nych, nakazywał zabierać ją także do domów.Śmigus dyngus, lejek, oblewanka, polewanka, oblewany po-

niedziałek - to regionalne nazwy tegooczyszczającego obyczaju.Najdawniejsza wzmianka o dyngusiena polskiej ziemi pochodzi z uchwałysynodu diecezji poznańskiej z roku1420 i zawiera zakaz „dyngowania,czyli wzajemnego napastowania się„o jaja i inne podarki (...), i do wodywciągania". Groźby te jednak małobyły skuteczne, a lud wiejski, jak krajdługi i szeroki, kultywował tę swoistązabawę, co i „śmiercią się czasemkończyło", kiedy śmingus tj. biciepalmą, zlewanie wodą a nawet, do niejwtrącanie, zbyt dosłowny przebiegprzybierało.

Mimo to oblewano się wzajemnieczęsto i ponad miarę, co wróżyć miałoszybkie zamążpójście, dobre plonylub obfitą mleczność u krów.Niestety, śmingus dyngus dzisiaj,rzadko jest kontynuacją lej specyficz-nej tradycji ludowej, stanowiąc raczejrodzaj dotkliwej dokuczliwosci, naj-częściej wobec osób starszych.Ze świętami wielkanocnymi wiążąsię rozmaite lokalne zwyczaje, jak

np. „dziady śmiguśne" z okolic Limanowej, wielicka „SiadaBaba", chodzenie z kurkiem w Łowiczu czy podkrakowskie„pucheroki".

W Krakowie świętuje się „Emaus". Napisał o tym, przebywającw Polsce w latach 1596-97 Włoch Giovanni Paolo Mucanti, ob-serwujący młodzież krakowską i żaków podążających na Zwie-rzyniec pod klasztor Norbertanek, zaczepiających po drodze

i smagających mijane dziewczęta „wierzbowymi różdż-kami". Po dziś odbywa się tu wielki odpust połączonyz prezentacją wspaniałych wyrobów krakowskiego rę-kodzieła ludowego.

i dzieleniem się jajkiem, którego rozkruszone skorupkirozrzucano po kątach izby „przeciw szczurom i my-szom", jedzono szynki i domowego wyrobu kiełbasy.W niektórych domach podawano gorącą polewkę, czyli żur,ale nie „czczy", co „jeno flaki przepłukiwał nijakiej posilnościnie dając", lecz „mądry", z jajami, kiełbasą, zabielany sutośmietaną, przyprawiony roztartym czosnkiem i chrzanem.Podstawowym daniem wielkanocnym był bigos bogatyw różne mięsa i podlewany winem. Na świątecznym stole niebrakowało ciast, kiszek i salcesonów oraz grochu z kapustą.Wobec niestosowności odwiedzin w tym dniu, od rana do wie-czora oddawano się uciechom stołu.Poniedziałek świąteczny upływał pod znakiem wody, która odzawsze stanowiła istotę życia, źródło siły i właściwości leczni-

Trzeci dzień świąt w średniowiecznym Krakowie totradycyjny wtorek „Rękawka", celebrowany obok kop-ca Krakusa w Podgórzu. Tu, wśród zabawy i śmiechu,ze szczytu wzgórza zrzucano resztki święconego: jajka,szewskie placki, obwarzanki, bułki, jabłka i pierniki,

które na dole skrzętnie „odbierali" czekający tam na nie żacyi biedota miejska.Zwyczaj ten był prawdopodobnie pozostałością słowiańskiejstypy pogrzebowej, w trakcie której goszczono lud obecnyw czasie obrzędu. Zaś Kopiec Krakusa, zwany dawniej rękaw-ką, usypany został - jak chce legenda - przez krakowian, któ-rzy przenosili ziemię w rękawach swych ubrań.

Sponsor wydaniaMiejskie PrzedsiębiorstwoEnergetyki Cieplnej S A w Krakowie

Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej "Nad Dłubnią". 32-091 Michałowice I/101, tel/fax: +48 12 3885016. tei. 3885037

Redaktor wydania i koncepcja graficzna Elżbieta Kwaśniewska; Kolegium redakcyjne: Anna Boczkowska, Stanisław Komenda,

Marta Maracha, Stanisław Matzke, Adam Miska, Obserwator II, Stanisław Piwowarski, Celina Śliwińska, Zofia Wilk, Barbara Włodek.

Skład i łamanie: Joanna Jurek. Krzysztof Jurek Druk R-PRINT sp z o o Kraków, ul Żelazna 20