Kwantologia 7.7 udźwig planetarny.

5
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 7.7 – Udźwig planetarny. Wiadomo, nauki to potwierdziły, rozlazło się po globusie w tę, ową i pozostałą stronę życiowe towarzystwo, wszelakie gatunki umościły w swoich naturalnych zakamarkach, miliardami się to zlicza, żarcia na wykarmienie i środków na opranie tego wszelkiego dużo schodzi w dziennym zapotrzebowaniu – no i jest pytanie w temacie: jak długo to jeszcze pociągnie nim się wykopyrtnie. Bo że się wykopyrtnie, w to żaden naukowo tytularny nie powątpiewa, co najwyżej różne tam w przyszłości datowanie stosuje. A to za rogiem, a to gdzieś dalej i jakoś tak ów końcowy finisz ma się zadziać. Jakby nie było, to się sprawa gardłowa staje, pytaniem ważnym się pokazuje: ile może się na tutejszej planetce gębiasto łakomych stworków pojawić, żeby się dokumentnie nie pozagryzać? Albo inaczej, filozoficznie zaciągając temat: ile na ziemskim globusie jednocześnie żyjątek się wyżywić i przeżyć może? Ważne pytanie, istotne życiowo. Można powiedzieć, że pierwsze oraz najpierwsze. W końcu, teraz oczywistość padnie, to kołyska nasza i w ogóle miejsce pomieszkiwania. Fakt i życiowa smutna prawda, dużo tego pomieszkiwania natura pospołu z ewolucją to nam nie zapewnia, co to jest tych parę wschodów i zachodów słoneczka w kalendarzu – ech. Dobre i to, trzeba na to powiedzieć, a też się zastanowić,czy aby i tego nie było za wiele wobec zasobności ziemskiej tutejszej, tak w czasie i przestrzeni. Problem, trzeba przyznać, jest. Niby wiadomo, że końcowość w każdy przebieg energetycznie zmienny i policzalny od samego startu jest zapisana, niby to wiadomo, ale gdzie tutejszy finał ustawić, co za granicę bezpieczeństwa uznać i się do niej nie przybliżać, tego w zapiskach trudno szukać. A natura, wiadomo, sama z siebie tajemnic nie rozgłasza. Niby tu wszystko jasne i na talerzu widoczne, tylko spojrzeć i przeniknąć rozumowo aż do ostatniego, a jednak trudność jest, przeciętna osobowość sobie z trudem zagadnienie prezentuje i z większym jeszcze większym trudem wnioskowanie uskutecznia. - Ale problem przecież jest, bez dwu i kolejnych zdań. Niby jak już się tenże problem zasadniczy zrobi, jak już natura głośno o sobie przy porannej kawie przypomni, jak stanie chrupiącą bułeczką w gardle – jak się natura przekręci na kolejny bok i towarzystwo zacznie się ze sfery życiowej osuwać w gdzieś tam nieodgadnione - to, wiadomo, ten i ów, a nawet owa, się tematem zainteresuje. Tylko, widzicie, dobrze byłoby zawczasu się w sprawie rozeznać, może godzinę, może dzień wcześniej o tym osuwisku w niebyt wiedzieć. Niby informacja o chwili końca to żadna miła okoliczność, a jednak warto wiedzieć – i warto z tego jakiś treściowo istotny wniosek wyciągnąć. Bo się może na coś to jeszcze przyda. Gdzie więc, takie zapytanie na rozum naciska, w jakim miejscu ten glob swoje wartości maksymalnie graniczne posiada? Od czego trud analityczny oraz zgłębiający realność zapoczątkować, 1

Transcript of Kwantologia 7.7 udźwig planetarny.

Page 1: Kwantologia 7.7   udźwig planetarny.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 7.7 – Udźwig planetarny.

Wiadomo, nauki to potwierdziły, rozlazło się po globusie w tę, ową i pozostałą stronę życiowe towarzystwo, wszelakie gatunki umościły w swoich naturalnych zakamarkach, miliardami się to zlicza, żarcia na wykarmienie i środków na opranie tego wszelkiego dużo schodzi w dziennym zapotrzebowaniu – no i jest pytanie w temacie: jak długo to jeszcze pociągnie nim się wykopyrtnie. Bo że się wykopyrtnie, w to żaden naukowo tytularny nie powątpiewa, co najwyżej różne tam w przyszłości datowanie stosuje. A to za rogiem, a to gdzieś dalej i jakoś tak ów końcowy finisz ma się zadziać. Jakby nie było, to się sprawa gardłowa staje, pytaniem ważnym się pokazuje: ile może się na tutejszej planetce gębiasto łakomych stworków pojawić, żeby się dokumentnie nie pozagryzać? Albo inaczej, filozoficznie zaciągając temat: ile na ziemskim globusie jednocześnie żyjątek się wyżywić i przeżyć może?Ważne pytanie, istotne życiowo. Można powiedzieć, że pierwsze oraz najpierwsze. W końcu, teraz oczywistość padnie, to kołyska nasza i w ogóle miejsce pomieszkiwania. Fakt i życiowa smutna prawda, dużo tego pomieszkiwania natura pospołu z ewolucją to nam nie zapewnia, co to jest tych parę wschodów i zachodów słoneczka w kalendarzu – ech. Dobre i to, trzeba na to powiedzieć, a też się zastanowić,czy aby i tego nie było za wiele wobec zasobności ziemskiej tutejszej, tak w czasie i przestrzeni.

Problem, trzeba przyznać, jest. Niby wiadomo, że końcowość w każdy przebieg energetycznie zmienny i policzalny od samego startu jest zapisana, niby to wiadomo, ale gdzie tutejszy finał ustawić, co za granicę bezpieczeństwa uznać i się do niej nie przybliżać, tego w zapiskach trudno szukać. A natura, wiadomo, sama z siebie tajemnic nie rozgłasza. Niby tu wszystko jasne i na talerzu widoczne, tylko spojrzeć i przeniknąć rozumowo aż do ostatniego, a jednak trudność jest, przeciętna osobowość sobie z trudem zagadnienie prezentuje i z większym jeszcze większym trudem wnioskowanie uskutecznia. - Ale problem przecież jest, bez dwu i kolejnych zdań. Niby jak już się tenże problem zasadniczy zrobi, jak już natura głośno o sobie przy porannej kawie przypomni, jak stanie chrupiącą bułeczką w gardle – jak się natura przekręci na kolejny bok i towarzystwo zacznie się ze sfery życiowej osuwać w gdzieś tam nieodgadnione - to, wiadomo, ten i ów, a nawet owa, się tematem zainteresuje. Tylko, widzicie, dobrze byłoby zawczasu się w sprawie rozeznać, może godzinę, może dzień wcześniej o tym osuwisku w niebyt wiedzieć. Niby informacja o chwili końca to żadna miła okoliczność, a jednak warto wiedzieć – i warto z tego jakiś treściowo istotny wniosek wyciągnąć. Bo się może na coś to jeszcze przyda.

Gdzie więc, takie zapytanie na rozum naciska, w jakim miejscu ten glob swoje wartości maksymalnie graniczne posiada? Od czego trud analityczny oraz zgłębiający realność zapoczątkować,

1

Page 2: Kwantologia 7.7   udźwig planetarny.

przy czym tematycznie punkt startu umieścić?

Jakby tu powiedzieć i jakby tu nie skłamać – od jednostki trzeba w tym opisywaniu wychodzić, od kwantu jedynkowego i rytmu zmiany. To z takiego dna rozumowania wszystko się przecież poczyna.

Niby można to i owo zestawiać, na przykład temperatury pokazywane przez przyrządy wyróżniać w ich wykresami szczytującym pobudzeniu – można ubytki stworków tu i tam zliczać – można walające się tak wszędzie śmieci filmować i widok podtykać pod zmysły – można inne strachy na ludzkość spadające prezentować – tylko, widzicie, to ma w sobie niewielki rozumnie potencjał. Lęki wzbudza, odrazę szerzy do wszystkiego, w panikę tłum wprawia – no i, rozumiecie, żadnego z tego przekazu konstruktywnego nie ma. A przecież o to się w tym działaniu trzeba starać, żeby już ustalone zakończenie zgłębić, a i drogę wyjścia rozentuzjazmowanym niepokojami stworkom pokazać. W straszeniu, widzicie, żadna wartość się nie kryje, horrory dobrze w kapciach na kanapie się ogląda – problemat w tym, żeby kanapa w niebyt nie odeszła i papucie z nóg nie pospadały, ot co.

Skoro jednostka, to jaka – i co ma nią być?I tu, widzicie, też żadnego wyboru nie ma, rytm jest jeden i jeden fakt badany. Czyli stworkowata zbiorowość użytkująca i zjadająca z planety wszelkie inne.Mówiąc inaczej i szczegółami, trzeba w liczeniu udźwigu globu się do elementarnego rytmu zmiany odwołać, a za jednostkę przyjąć nie co innego, jak miliard stworków. Ludzkich stworków.

Dlaczego tak? Że o elementarną rytmikę zmiany chodzi, to oczywista oczywistość. Czyli od zera do ośmiu jednostek, a w podwojeniu, co tu również ma znaczenie funkcjonalne, do szesnastu. I to na takim zakresie powstaje, rozwija się i rośnie w siłę ludzki zbiór – no i się kończy. Maksymalnie szesnaście jednostek obrachunkowych może w tej tutejszej planetarnej czasoprzestrzeni się wiercić. Że będzie to mało przyjemne już pomieszkiwanie, że wartość maksymalna niczym raju i ziemi obiecanej nie będzie przypominać? Też oczywistość.Ale dlaczego do zliczania trzeba wykorzystywać miliard? Też prosta tematyka – przecież kwantem liczenia jest to, co uznam za kwant. W tym przypadku po planecie szwenda się już kilka takich jednostek, to do dalszego liczenia też trzeba operować takimi, tu wyboru nie ma, jest miliard i wielokrotność – jest tym samym jednostką rytmu i liczenia. Oczywiście w innych okolicznościach, w innym momencie dziejów, tak wyznaczona jednostka byłaby inną, zależną od zasobów populacji. U początków hominidów jednostką było co innego i teraz jest co innego. Kropka.

Podkreślenia wymaga fakt, że chodzi o szesnaście jednostek, które zamieszkują ten glob – a nie w ogóle; jest to wielkość maksymalna dla tego układu, dla tubylców.Skąd taka wartość? Z prostego odniesienia i przeliczenia. Skoro na obecny moment stworków jest około siedem, osiem jednostek – i skoro już robi się gorąco od zamieszania, które stworkowate tworzą, a po drugie, skoro jest to tym samym praktycznie dopełnienie się zmiany

2

Page 3: Kwantologia 7.7   udźwig planetarny.

do pierwszego stanu brzegowego i ewolucja dochodzi do osobliwości, to zrozumiałe, że podwojenie tego zakresu jest maksimum możliwości dla tej konstrukcji. Kropka.Tu nie ma pytania, czy to można zwiększyć, jest pytanie, co zrobić i kiedy, żeby granicznej wielkości nie osiągnąć; a co najmniej, by jej szybko nie osiągnąć. Stan maksymalny jest w punkcie 16 kwantów i nic tego nie przeskoczy, ale dochodzenie do tej chwili może się odwlec. I o to w tym biega.Oczywiście, czego również nie trzeba podkreślać, całościowa ludzka populacja może tam sobie liczyć ile chce, to skala potencjalnie w nieskończoność skierowana, ale w tym i tu miejscu nic ponad takie marne szesnaście jednostek się nie zmieści – i trzeba zdawać sobie z tego sprawę. Poza Ziemią mogą dowolne hordy przemieszczać się po bliskiej i dalekiej okolicy, fizyka świata na to pozwala, jednak w tym zakątku miejsce limitowane, tylko dla wybranych.

Można to sobie różnie przeliczać, można procedury wdrażać – tylko po co? Rytm jest, chwila środkowa osiągnięta i punkt graniczy też, więc pozostaje nakreślić scenariusz na dalsze osiem jednostek. - I wyznaczyć w tym przebiegu punkty szczególne. Tylko tyle i aż tyle. I jest to wykonalne.

Skoro stan chwilowy zagęszczenia osiąga wielkość osiem jednostek – skoro dochodzenie do tego momentu to całe dzieje – ale skoro ma to przebiegać dalej w tempie wybuchu – to tym samym dojście do punktu granicznego będzie szybkie. I tym samym czasu na reakcje jest mało i bardzo mało. Ale nie beznadziejnie mało. I to jest w tej zmianie element do zaczepienia.

Jest osiem, maksymalnie może być szesnaście – czyli pozostaje całe osiem jednostek? No, nie. Aż tak dobrze to nie jest. Niby można sobie tak pogłówkować, niby można sobie kolejne tysiące czy nawet miliony lat dalszego przebywania na palancie wyobrażać, ale to tak banalnie i prosto się nie układa, ewolucja jest zmianą poznawalną, ale przebiega po swojemu.Czyli dochodzenie do ośmiu zajęło kilka milionów lat, ale wielkość szesnastu już jest widoczna na horyzoncie. Planeta się broni, stan nadmiarowy strząsa z siebie kolejnymi drgawkami, podtapia i pali w wybuchach tego lub owego, ale kolejne osiem jednostek zaistnieje w krótkim już odcinku dziejów, zegar zmiany tyka, a nawet tyka coraz szybciej. Przecież to wybuch.Szesnaście maksymalnych jednostek oznacza, że więcej tutejszy glob nie nakarmi, że stworki zjedzą wszystko, zaśmiecą wszystko, a może i wysadzą całość, bo się ze sobą o wszystko pożrą. Szesnaście jest osobliwością procesu, a osobliwość, wiadomo, to nic przyjemnego. A nawet zupełnie nic przyjemnego.Szesnastkę to można sobie na ścianie powiesić i napisem opatrzyć: "osobliwość, głupcze!"

Skoro więc nie szesnaście, to ile? - A, widzicie, i tu się otwiera temat mocno w swojej złożoności pokręcony, choć może nie aż bardzo pokręcony - w tym się tematyka poważna kryje. Taka, wiecie, życiowo poważna.

3

Page 4: Kwantologia 7.7   udźwig planetarny.

I najlepiej przedstawić to sobie na najprostszym choćby szkicu, bo pozwala to ogarnąć zagadnienie.

Wstępnie tych jednostek liczenia jest osiem, ale oczywiste, że nie ma co się zajmować brzegami, bo to punkty maksymalne. Odpada więc z liczenia osiem i szesnaście – i całe okoliczne dochodzenie tych wielkości czy odchodzenie od nich. Czyli przedział między ośmioma a dziewięcioma oraz piętnaście do szesnastu – to są odcinki w tej zmianie pomijalne. Przecież nie ma co zajmować się drgawkami bytu w stadium zamierania.Pozostaje przedział 9 – 15. Tylko że to ujęcie zgrubne, fałszujące postrzeganie, i z tego również trzeba zdawać sobie sprawę. Siedem w tym zakresie dostępnych jednostek, ale sześć odcinków zmiany, to niby dużo, ale tylko pozornie. Przecież i z tego przedziału trzeba wybrać te istotne i pomijalne. I znów przestrzeń do reakcji ulega zmniejszeniu – a przecież to jeszcze nie wszystko.Z równie oczywistych powodów wypada z liczenia przedział 12 – 15, przecież to przysłowiowa musztarda po obiedzie. Można oczywiście w tym rejonie konstatować uroki spadania w otchłań, można smakować i podziwiać narastanie nowej epoki zniszczenia i barbarzyństwa, ale nic już zrobić nie można – to prosty, szybki, spektakularny zjazd w przeszłość. Od punktu 12, czyli środka całego zakresu, niczego w świecie do naprawy oddawać nie warto, bo wszystko się rozsypuje. I choć to potrwa, już orkiestra marsza gra.

Zasadniczym w tym liczeniu jest przedział 9 – 12 jednostek, a już w sposób szczególny punkty 10 i 12.Z tym, że punkt 12 to moment w dziejach, kiedy zbiorowość musi, po prostu już musi być w stadium ekspansji poza kołyskę. Ten punkt to ostatni moment, ale ostatni w sensie kończenia działań do takiego wyjścia w otoczenie poza globem. Dlatego, choć istotny, jest tutaj przywoływany jako wartość graniczna, do której trzeba dążyć – ale której nie wolno przekroczyć bez szerokiej podbudowy.

Co pozostaje? Tak naprawdę gra idzie o przedział 10 – 12 jednostek – z oczywistym również podkreśleniem, że najważniejszy jest punkt 10. I to z kilku powodów.Po pierwsze, w tym momencie nie pierwsze czy nieśmiałe spojrzenia w świat poza globem powinne się zaczynać, ale pierwsze i już pełne czynności wręcz gospodarcze, eksploracja pełną parą. Czas na mało skomplikowane rozglądanie się po okolicy już się zaczął i nie może żadnym przypadkiem się spowalniać – wręcz przeciwnie, musi nabrać przyspieszenia. Po drugie, punkt 10 jednostek po prostu warunkuje, wyznacza to, co w chwili 12 się dopełni. Nie ma pytania, czy można inaczej zmianę poprowadzić, jest zadanie do wykonania: tak ustawić procesy, żeby w chwili 10 jednostek zbiór tutejszych stworków na poważnie zabrał się za własną przebudowę i przebudowę świata poza planetą. To być albo nie być. I to nie jest pytanie, ale stwierdzenie faktu

4

Page 5: Kwantologia 7.7   udźwig planetarny.

i oczywistości.

Warto podkreślić jeden istotny fakt: zaistnienie poszczególnych w zmianie punktów węzłowych, to nie przypadłość, nie konieczność – i nie dziejowa, zewnętrzna wobec stworków realizacja mało konkretnej ewolucyjnej zasady, to efekt zmian, który co prawda zachodzą swoim rytmem, ale zarazem podlegają regulacji. Po to w ewolucji istnieje strona dochodzenia do "teraz" i odchodzenia, po to rozum ustala w zmianie jej kroczący kwantowy rytm, żeby można było tak poszykować elementy zdarzeń, co by poszczególne fakty zachodziły według planu i zapotrzebowania. Skoro jest wiedza, co i kiedy wystąpi, skoro w analizie jest oczywisty cel, który ma zaistnieć po drugiej stronie – to należy tak poprowadzić zmianę, żeby się to dokonało. Żeby już zaczęło się przebudowywać do kiedyś tam pożądanej postaci. To nie tylko potrzeba, to nie tylko możliwość, ale to trzeba zrobić.

Punkty węzłowe zmiany muszą zaistnieć, w istniejącym procesie stan wyróżniony jest pochodną toczącej się zmiany – i "trasuje" proces. Jeżeli energia dociera do układu i jeżeli układ istnieje, to nie ma pytania, czy kolejne stany wyróżnione zaistnieją, zaistnieją. Jest natomiast pytanie, jak do tej chwili będą przygotowane stworki, no i co wówczas zrobią. Proces biegnie kwantami, dlatego kolejne wartości muszą zajść. Ale to nie oznacza, że nie można manipulować zmianą – to nie oznacza, że nie można wybijanego rytmu modyfikować. Względność czasu to nie wyłączne doświadczenie ogromnych prędkości, to element ewolucyjnej zmiany, każdej zmiany. Zależnie od ilości docierającej do układu energii, zależnie od toczących się zmian cząstkowych a kwantowych, od tego zależy, kiedy i w jakiej postaci zrealizuje się wyróżniony punkt; zmiana jest koniecznością, kwanty zmiany są koniecznością, ale względna odległość od siebie kantów podlega modyfikacji, jest wartością zmienną. To nie dopust, to fizyczny proces, który poddaje się zmianie. - To strumień energii, którym albo przypadek, albo celowe działanie ku pożytkowi może za pomocą odpowiednich filtrów sterować, nadawać mu pożądana postać, tempo, ukierunkowanie. Zmiana ewolucyjna biegnie, i dobrze. Ale to, jak biegnie, to jest zmienne – to jest podatne w znacznym stopniu na rozumne "pchnięcia". A czasami wystarczy tylko delikatne zamachanie motyla, żeby daleko i szeroko zadziało się w rytmie i z siłą huraganu.

Kwantologia to niezły wynalazek. Może by tak z niego skorzystać?

cdn.

Janusz Łozowski

5