Kwantologia 4.9 nic, fundament.

5
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 4.9 – NIC, fundament. Ja tam, wiecie, z nauką obeznany jestem, raz nawet takiego jednego profesora telewizyjnego widziałem. Nie, nie zagadałem, daleko był, ale widziałem, potwierdzam. Dale mnie, znacie mnie, nie ma tematów zbędnych, życiowo pokręconych, takich do schowania, bo nie wiadomo jak je podejść. Nic z tego, wiecie, jak się czego chwycę, to tak w całość pójdę, do ostatniego. No i niedawno tak mi przyszło, czujecie. Późno było, do nocnego to nie ma co iść, bo zanim człowiek obróci, to wytrzeźwieje. Więc się do babci wybrałem, tak po znajomości pogadać chciałem. Pukam, coś się ruszyło, drzwi otworzyła. Pytam grzecznie, ale słyszę, że nie ma, że zero, że nic. Sami rozumiecie, godzina ciemna, w duszy tak ciśnie, że jasna i ciasna, a tu człowiek potrzebujący słyszy, że w całości nic i nic. Nie powiem, nerwy nieco mi się napięły, odsuwam więc babcię na kilka metrów od drzwi i sprawdzam. Sprawdzam - no i wychodzi, że faktycznie nic. Zajrzę tu i w miejsce wiadome, no i w każdym zakątku nic. Takie zupełne, wyschnięte na wiór nic. Aż się człowiekowi od tego nic w jestestwie przewraca. Ech. Co było robić, czujecie, wracam do siebie i się w ścianę wpatruję, bo co mi pozostało, prawda? Człowieka aż tak - tak, rozumiecie, że się skręcam, czujecie? A tu godzina jeszcze nie łóżkowa, jeszcze w mózgowiu myśli się pędem snują z tej na drugą stronę - słowem, się dla ukojenia czymś musiałem zainteresować. Nie dało się inaczej. A czym się po nocy człowiek spragniony może zająć, pomyślcie. No tak i nie inaczej, takim "niczym" trzeba się było zająć. NIC zacząłem przenikać, w temat ostateczny, można powiedzieć, się wgryzłem. Bo co było robić, sami rozumiecie. A te "nic", wiecie, to sprawa zakręcona, tematycznie niezwyczajna. Słowem, wpatrywałem się w to ścienne nic i aż mnie dreszcze takie, rozumiecie, przenikały do ostatniej komórki, kropelki potne sobie wyhodowałem w tym przenikaniu myślowym. Bo to, widzicie, widzi człowiek pustkę naścienną, a przecież to po żadnemu pustka nie jest, w takim to zakątku świata, na albo w tej ściennej płaskości, to aż się gotuje, aż skwierczy od zjawisk, się z tej w tamtą stronę wszystko przesuwa, przerzuca, no, tak gęsto i różnie układa w tym swoim szalonym przekształcaniu. Tak, nie zerkajcie wy na mnie tak dziwnie, to prawda. Niby ściana, powiecie, niby pustka wizyjna, niby nic się tu nie dzieje – no, ta pajęczyna się może, powiecie, gdzieś powiewa. A to prawdą nie jest i jeszcze bardziej nie jest. To mnogość życia się wszelakiego tu i wszędzie kotłuje, wzajemnie w pragnieniu zjada, zasadzki na siebie szykuje. Słowem, rozumiecie, to aż drga w tej swojej warstwie, to się ciągle i nieustannie w ewolucyjnym ciągu przepoczwarza. Jak tę pustkę na ścianie zgłębić jakimś tam przyrządem powiększającym, to się całe i jeszcze większe środowisko pokaże, tu żadnej pustki nie ma i nigdy nie było, tu żadnego nawet tyci wolnego kawałka się nie znajdzie. A to się niby naocznie takie puste prezentuje, widzicie. 1

Transcript of Kwantologia 4.9 nic, fundament.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 4.9 – NIC, fundament.

Ja tam, wiecie, z nauką obeznany jestem, raz nawet takiego jednego profesora telewizyjnego widziałem. Nie, nie zagadałem, daleko był, ale widziałem, potwierdzam. Dale mnie, znacie mnie, nie ma tematów zbędnych, życiowo pokręconych, takich do schowania, bo nie wiadomo jak je podejść. Nic z tego, wiecie, jak się czego chwycę, to tak w całość pójdę, do ostatniego.No i niedawno tak mi przyszło, czujecie. Późno było, do nocnego to nie ma co iść, bo zanim człowiek obróci, to wytrzeźwieje. Więc się do babci wybrałem, tak po znajomości pogadać chciałem. Pukam, coś się ruszyło, drzwi otworzyła. Pytam grzecznie, ale słyszę, że nie ma, że zero, że nic. Sami rozumiecie, godzina ciemna, w duszy tak ciśnie, że jasna i ciasna, a tu człowiek potrzebujący słyszy, że w całości nic i nic. Nie powiem, nerwy nieco mi się napięły, odsuwam więc babcię na kilka metrów od drzwi i sprawdzam. Sprawdzam - no i wychodzi, że faktycznie nic. Zajrzę tu i w miejsce wiadome, no i w każdym zakątku nic. Takie zupełne, wyschnięte na wiór nic. Aż się człowiekowi od tego nic w jestestwie przewraca. Ech.Co było robić, czujecie, wracam do siebie i się w ścianę wpatruję, bo co mi pozostało, prawda? Człowieka aż tak - tak, rozumiecie, że się skręcam, czujecie? A tu godzina jeszcze nie łóżkowa, jeszcze w mózgowiu myśli się pędem snują z tej na drugą stronę - słowem, się dla ukojenia czymś musiałem zainteresować. Nie dało się inaczej. A czym się po nocy człowiek spragniony może zająć, pomyślcie. No tak i nie inaczej, takim "niczym" trzeba się było zająć. NIC zacząłem przenikać, w temat ostateczny, można powiedzieć, się wgryzłem. Bo co było robić, sami rozumiecie.

A te "nic", wiecie, to sprawa zakręcona, tematycznie niezwyczajna. Słowem, wpatrywałem się w to ścienne nic i aż mnie dreszcze takie, rozumiecie, przenikały do ostatniej komórki, kropelki potne sobie wyhodowałem w tym przenikaniu myślowym.Bo to, widzicie, widzi człowiek pustkę naścienną, a przecież to po żadnemu pustka nie jest, w takim to zakątku świata, na albo w tej ściennej płaskości, to aż się gotuje, aż skwierczy od zjawisk, się z tej w tamtą stronę wszystko przesuwa, przerzuca, no, tak gęsto i różnie układa w tym swoim szalonym przekształcaniu.Tak, nie zerkajcie wy na mnie tak dziwnie, to prawda. Niby ściana, powiecie, niby pustka wizyjna, niby nic się tu nie dzieje – no, ta pajęczyna się może, powiecie, gdzieś powiewa. A to prawdą nie jest i jeszcze bardziej nie jest. To mnogość życia się wszelakiego tu i wszędzie kotłuje, wzajemnie w pragnieniu zjada, zasadzki na siebie szykuje. Słowem, rozumiecie, to aż drga w tej swojej warstwie, to się ciągle i nieustannie w ewolucyjnym ciągu przepoczwarza. Jak tę pustkę na ścianie zgłębić jakimś tam przyrządem powiększającym, to się całe i jeszcze większe środowisko pokaże, tu żadnej pustki nie ma i nigdy nie było, tu żadnego nawet tyci wolnego kawałka się nie znajdzie. A to się niby naocznie takie puste prezentuje, widzicie.

1

Tylko że, rozumiecie, ten życiowy zakres to jedynie powierzchnia i najmniej ważne zagadnienie, nicości prawdziwej mocno w dole trzeba szukać, i to bardzo mocno w dole.Siądzie sobie jaki fizyk czy inny eksperymentator zapalony w swej naukowości, no i powie, że on tego niczego dojdzie. A figa z makiem pasternakiem, nie dojdzie. Wypompuje, dajmy na to, całe powietrze z rurki czy bańki, i co, pustki się dopracował - to ssanie tak się w czeluść świata wessało, co? A nie, to tak nie idzie. Niby rurka z powietrza wyczyszczona, ostatni atom odessany, a w środku całość widoczna doskonale, szczegóły można bezproblemowo sobie oglądać i podziwiać tykanie zegarka.Co w tym dziwacznego, spytacie, widać to widać, jego tam mać. No i wy się mylicie. To, że widać, to informację ze sobą ciągnie, taką z ważnych. Że, rozumiecie, nawet całkowicie z atomów odessane ma w sobie jeszcze coś, co te wizyjne obrazki przenosi. Że pustka, ale nie pustka – że atomowe pustkowie, ale nie pustkowie, rozumiecie?I jest zagwozdka, taka interpretacyjna, taka myślowa. Skoro pustka i nicość, to co tam siedzi i pokazywanie umożliwia - no, co?

Powiecie, że trzeba dalej zasysanie przeprowadzać, podłączyć jakąś tam pompkę, czy metodą usta usta, no i wyciągnąć to, co tam siedzi i to widzenie zniknie. I tu was, koledzy, w zawstydzenie myślowe wprowadzę, to zupełnie w sobie niemożliwe. A tak, koledzy, niemożliwe. Co by tam nie robić, co by nie zasysać jaką tam metodologią, nie da się, absolutnie się nie wyciągnie tego czegoś, co ewidentnie się tam lokuje, nijak się nie da wyprowadzić z rzeczywistości, rozumiecie?Powiecie, że to taka nasza ludzka i przyrządowa ułomność, że jakby tak i tam gdzieś, to, że się da. A nie, nie da się, koledzy. Ani w tym tu miejscu, ani w żadnym innym punkcie wszechświatowej zmiany i ewolucyjnej zawieruchy energetycznej. Nie da się, wszędzie się w tym wszystkim taka jakaś fałszywa pustka urzeczywistnia i naszą tę rzeczywistość nadprogową warunkuje. I co? Co uważacie? Jak widać w waszym mniemaniu taki pusty i nicościowy dziw?

Powiecie, że to zapewne coś być musi, że inne fizyka, a rozumność w szczególności, wyklucza – że skoro się dzieje, to znaczy, że nie zero pustki, ale że fakt fizycznie namacalny to jest. I generalnie wy będziecie mieli racje, koledzy, to musi być jakieś coś. Przecie pustka w sobie czy na sobie niczego nie przenosi, niczego się zero w sobie nie dopracuje, pustota to pustota. Ale skoro jest, to jest. A to dalej oznacza, że musi namierzalne i badalne być. - Niby musi, a nie jest, koledzy, żadnym sposobem się w badaniu nie pokazuje. I co?Wy w takiej to chwili powiecie, że skoro tego zmierzyć żadnym się sposobem nie daje, to coś to oznacza. I jest, trafiony, zatopiony. Tak to idzie, koledzy. To mówi, że jest poziom świata, którego się fizycznie, przyrządami zbadać nie da, że to niemożliwe. Ale nie z takiej jakieś tam dziwnej faktografii to wywodząc, że dziwaczne i nieobyczajne logicznie, ale dlatego, koledzy, że tego eksperyment sięgnąć nie może. Że jest granica dla fizyka w badaniu świata, że jest najmniejsze z najmniejszych, które jeszcze może tknąć swoimi

2

patrzałkami – ale to nie oznacza, że to już logicznie najmniejsze z najmniejszych, rozumiecie? Fizyk swoje bada, bada, ale dochodzi granicy, której nie przeskoczy. Bo składniki niżej leżące przyrząd jego budują, w taki, dajmy na to, foton się składają. Fizyk foton wykorzystuje, ale składowych tej zbiorowości nie sięgnie. Korzysta z fotonowego faktu, jako jedynki poznania, tylko że ta jedynka się każdorazowo buduje – i buduje dużo szybciej od tego, co fizyk może w swoim pomiarze pozyskać.Zapatrzy się taki fizyk w dal, gwiazdę daleką sobie podejrzy w jej życiu intymnie zaprzeszłym, niby nic w tym ciekawego, banał każdej istocie patrzałkowej dostępny. A nie, widzicie, to podpowiada, że w każdym kierunku wszechświatowej pustki się coś znajduje, że to w naszym fizycznym widzeniu pustka, a rzeczywistość jest taka, że to zapełnione do ostatniego punktu. Że widać pustkę - a to ściana. To zapełniona po brzegi zmienna energetycznie rzeczywistość. I że się w tej rzeczywistości wszystko miesza - i że jest graniczna wartość prędkości przemieszczania się.

Powiecie na to, że to może i ciekawe, ale co to do wieczności? Co po tej informacji, to takie odległe, i w ogóle.A z tego, widzicie, istota zrozumienia świata płynie, no i pustki. Jaka, spytacie. A taka, że to tło, że to, co niewidoczne, że takie jest najważniejsze w zrozumieniu wszechświata. Jeszcze nie pustki, to w kolejnym kroku przyjdzie się zrobić, ale wszechświata. Skoro to wszystko zapełnione po ostatnie miejsce, to znaczy, że widoczne jakoś tam fizycznym przyrządem, że tylko wystające z otchłani nad powierzchnię byle jakie coś – że to czubek góry, której większość znajduje się podprogowo, poniżej linii widoczności. My sobie jaką ścianę atomową widzimy, coś badamy, jakiś element uznajemy za fakt i jednostkę, a to, widzicie, tylko czubek góry lodowej, podstawą i fundamentem sięga tej fałszywej pustki, z niej wystaje. No i że to ta fałszywa pustka, jak dobrze policzyć, to większość z całości – że widocznego tylko cztery procenty, a reszta ciemna i nieobeznana w detalach. Rozumiecie?

Taki fizyk powie sobie, że atom, że takie coś na ten przykład, że to rozciąga się od tego miejsca do tego, no i że dalej to już coś tam innego i niepowiązanego. I on jest w swoim badaniu w prawie, w jego pomiarze chodzi o ten atomowy drobiazg, wszystko pięknie, się naukowo zgadza. Tylko że, koledzy, to fałsz, po całości fałsz się w takim badaniu gromadzi. Prawda, fizyk niczego więcej nie może w swoim działaniu zdybać, ale to logicznie dalece nie wszystko – to bardzo daleko nie wszystko. To fizyczne wyróżnienie ma sens, ale w tło, w otoczenie musi być odniesione. Żeby można było to zrozumieć i prześwietlić. Bo taki "atom" to niby całość, ale bez dopełnienia w postaci tła i podpoziomu procesów, bez tego zupełnie nie wiadomo z czego wynika i dlaczego tak. Fizyk wyróżnia obiekt do badania, a to tylko niewielka cząstka z tej faktycznej całości – fizyk widzi kawałek, a resztę uznaje za pustkę i odrębność wobec wyróżnionego, ale to właśnie to odrzucone jest warunkiem istnienia faktu. Pustka jest dopełnieniem, koniecznym dopełnieniem do obserwowanego. To nie pustka, nawet nie fałszywa pustka – to główny, zasadniczy element rozumowania. Trzeba zmienić punkt widzenia. To, co widoczne, uznać

3

za dodatek, za "fenomen" - a główną treść badania przenieść na to, co wydaje się nieistotne, dopełniające – na tło. Czyli na pustkę. Bo to pustka, NIC jest "faktem" najważniejszym w tym wszystkim. To pustka, koledzy, jest w centrum zrozumienia świata.

Powiecie, że odlot, że mnie poniosło - że to przecież "coś" jest w tym wszystkim najważniejsze i że przyroda nie znosi próżni. Także się w argument zaopatrzycie, że to najdziwniejsze jest, że owo coś istnieje - bo niczego dziwnego nie ma w takim obrazku, że jedynie jest pustka. Słowem, dla was znów to, co widać, to, co jest, czyli "coś" okazuje się najważniejsze. I znów popełniacie zasadniczy, na najbardziej fundamentalnym poziomie analizy błąd. Dla was dziwne i niepojęte, aż do granic rozumności, a nawet poza rozumność, jest w świecie istnienie "coś" - bo coś to wszystko, co można dotknąć i z czego się składamy. A ja wam, koledzy, mówię na koniec, że to najbardziej zasadniczy z błędów, jaki popełniacie – że nie banalne "coś" jest ważne, tak do fundamentów ważne, ale to pogardzane przez was "NIC". To pustka w tym wszystkim Kosmicznym jest najważniejsza, to na pustce wszystko stoi i w pustce się dzieje, koledzy. Rozumiecie?

Fakt i prawda, "COŚ" wespół z "NIC" składa się na Kosmos, ruch coś w nieskończonej pustce jest warunkiem tworzenia się wszystkiego – ale to nie o tym teraz mowa, tu chodzi o zasadniczy fakt logiczny, o graniczny zakres pojmowania. I na tym dnie wszystkiego to "NIC", to pustka jest najważniejsza – to znajduje się w centrum dowodu na rzeczywistość. Nie "COŚ", ale "NIC" jest sednem.

Powiecie, że nie tak, że się mylę, że COŚ jest główne. - Otóż nie, koledzy, otóż nie.Ostateczną granicą logiki są "COŚ" i "NIC", oraz ruch. Prawda? No, prawda. Dalej się posunąć w analizowaniu wszystkiego nie sposób, i to nigdy. Jeden i zero, energia i próżnia, coś i nic, to pojęcia z samego dna – albo góry, jak kto woli. Tylko, widzicie, "COŚ", więc Fizycznie namacalny stan, to można podzielić, pokawałkować, jakieś "jedynki" w tym wyznaczyć – ale "NIC" jest jedno, jedyne. No i nie ma kresu, "NIC" jest nieskończone z samej swojej nicości. COŚ może mieć różne stany zbiegnięcia, może być różnie ściskane - atom albo wszechświat, jak kto lubi; to stan skupienia wyznacza zbiór i to, jak taki zbiór można postrzegać. Ale "niczego" żadnym sposobem nie uchwyci się, choć jest absolutnie koniecznym dopełnieniem rozumu w jego analizie rzeczywistości. Bez zera nie ma matematyki, bez NIC nie ma Kosmosu i ewolucji na każdym poziomie – NIC to fundament w myśleniu, którego żadnym innym nie można zastąpić.

Ale nie tylko na tym zasadza się główna ważność NIC, to dopiero do ważnego wstęp.Ot, podejdzie do was jakiś osobnik, który coś tam sobie życiowo na temat świata wyznaje, jego przyrodzone prawo. No i on wam dowodzi, że jest jeszcze coś ponad, jego prawo. I jak takiemu wyjaśnić, że to wszystko Fizyka, że policzalne i zrozumiałe, no, jak? A tak, że dać mu do przemyślenia ze sobą zagadnienie, jak dalej coś wcisnąć, dalej niż nieskończoność. Albo, to dla zatwardziałych w dowodzeniu

4

wyższości czego-tam nad Fizyką, niech powiedzą, co zamiast NIC, co w rozumowaniu umieścić zamiast nicości.COŚ, wiadomo, zanegować prosto i od zawsze to było robione. Prosto i łatwo się to robi w pomyśliwaniu, bo przecież w zapasie jest to wielce usłużne NIC. No i można sobie tam mówić, że odejmując COŚ z rzeczywistości, to wyjdzie NIC. I jest komfort w analizie, całość się pięknie komponuje. Ale jak odrzucić NIC, to co zostaje? Jak zanegować NIC?

Nie, koledzy, to nie zabawa pojęciami. To nie logiczne igraszki ku uciesze szarych komórek późną nocną porą i z rozumem na głodzie – to fundament zagadnienia.Jeżeli spróbować, a to przecież można zrobić, spróbować zanegować NIC, to co będzie? Przecież w takim działaniu neguje się logikę w całości, wszelkie sposoby postępowania, które wyznaczają to, jak w świecie się poruszamy i jak o nim myślimy. COŚ, powtarzam, można w przypływie złego humoru wyrzucić, choć przy okazji swoje istnienie też się neguje – ale NIC pozostaje ostatecznym "faktem" analizy, i żadnym już sposobem nie poddaje się usunięciu. Opoką, fundamentem w logicznym pojmowaniu rzeczywistości, tego już Wszystkiego, okazuje się NIC, nicość, tego ruszyć z posad już nie można - to punkt ostatecznego oparcia do poruszenia całości. Aż do nieskończoności i po wieczność.

Co, koledzy, cechuje, znakuje prostą? Oczywiście zero, czyli nic. A czym jest to zero, a raczej kim? Oczywiście. To my, każdy z nas to takie zero na tej prostej. To, co było wcześniej, to "minus" z przeszłości, a "plus" to przyszłość. To nasza pozycja definiuje tę prostą – naszą jako zbiorowości, ale i naszą jako jednostki. I to nasze myślenie dookreśla tę prostą – to nasze "zerowe myślenie" i nasze na pustce oparte działanie charakteryzuje wszystko. Nie ma w świecie innego tak istotnego miejsca.

Tak, my to myśląca pustka – my to myślące zero. - Jednostki tworzą fakty, ale to zera tworzą historię.

cdn.

Janusz Łozowski

5