KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

23
NR 3 (13)/ NR 3 (13)/ NR 3 (13)/KWIECIEŃ KWIECIEŃ KWIECIEŃ/MAJ MAJ MAJ 2012 2012 2012 DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY ISSN 2299-0607 Cena: 1zł

description

KONTRAST to gazeta pisana przez młodzież o młodzieży i dla młodzieży. Chcemy, aby nasze pismo było dla was nie tylko źródłem żuromińskich informacji, ale także zachęcało do działania i udzielania się w sprawach naszego powiatu.Wszystkich czytelników zachęcamy, by pisali o czym chcieliby przeczytać w naszej gazecie, a także co można jeszcze udoskonalić w KONTRAŚCIE. Mamy nadzieję, że wspólnymi siłami stworzymy porządne pismo młodzieżowe. Spotkania grupy dziennikarskiej KONTRAST w poniedziałki o 16:00 w ŻCK. Dołącz do nas! Kontakt: [email protected]

Transcript of KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

Page 1: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

NR 3 (13)/NR 3 (13)/NR 3 (13)/KWIECIEŃKWIECIEŃKWIECIEŃ///MAJMAJMAJ 201220122012

DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY

ISSN 2299-0607

Cena: 1zł

Page 2: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

3

AKTUALNOŚCI

10 marca, od godziny 11, w ŻCK trwa-ły warsztaty: „Komunikacja interper-sonalna” oraz „Sztuka autoprezenta-cji”. Pierwsze z nich prowadziła pani Aleksandra Gołacka – specjalistka ds. personalnych. Celem szkolenia było poznanie technik skutecznej komuni-kacji w życiu codziennym. Warsztaty były bardzo absorbujące, gdyż oprócz słuchania angażowaliśmy się w różne ciekawe ćwiczenia. Myślę, że po tych

zajęciach większość uczestników zdobyła, jakże ważną umiejętność, jaką jest aktywne słuchanie. Nowo nabyta zdolność bardzo nam się przydała na kolejnych warsztatach prowadzonych przez panią socjolog – Małgorzatę Burdeńską. To szkolenie natomiast, pozwoliło udoskonalić nasze publiczne wystąpienia. Istot-nym elementem tych zajęć było przy-gotowanie w parach prezentacji,

które później wspólnie mieliśmy oce-niać. Każda grupa losowała zestaw rzeczy, na podstawie których musiała ułożyć historię, a następnie ją zapre-zentować. Było to niezwykle zabaw-ne, jednak wszyscy popełnialiśmy wiele błędów. Miejmy jednak nadzie-ję, że przy okazji następnego wystą-pienia tych pomyłek będzie mniej. Jedyną przykrą sprawą związaną z warsztatami była tak niewielka fre-kwencja. Liczę, że na kolejnych spo-tkaniach w ŻCK zabraknie dla chęt-nych krzesełek!

Olga Żurawska

2

W piękną słoneczną sobotę, z samego rana, wzięłam się za wiosenne porządki. Przetrząsnęłam cały regał z książkami, przecierając je od kurzu. W moje ręce dostały się cudowne tomiki wierszy „Papilarnie”. Otworzy-łam je i, zachwycona, czytałam jeden wiersz po drugim. Przed oczyma prze-wijały mi się znajome nazwiska ludzi zamieszkujących Żuromin i jego okoli-ce. Cofnęłam się myślami w czasie, gdy do moich rąk trafiła pierwsza część. Rok 2004, sprawa kiepsko

nagłośniona, ale wiersze, rysunki i zdjęcia kipiały niesamowitym przesła-niem. A od czego się zaczęło? Młodzieżowa grupa, która powstała w 2002 r., w Żurominie -„Tatanka 2”, zaczęła gromadzić swoje dzieła w małej książeczce, tak, aby ludzie mogli to czytać i wierzyć , że jest jeszcze nadzieja na młode pokolenie. W 2007 roku, wydanie kolejnej części zostało nagłośnione i coraz więcej ludzi wysyłało swoje prace.

Tak więc, nie chowaj tego, co tworzysz do szuflady, tylko dziel się tym z ludźmi. Wyślij nam swoje prace, abym za kolejne parę lat, kiedy pod stertą książek odkryję już trzecią część, mogła myśleć, że my - ludzie ery Facebooka i komputera, też mamy duszę poetów. Na Twoje prace czekamy pod adresem [email protected].

Aneta Strzelec

W ostatnim czasie Żuromińskie Centrum Kultury oferuje nam wiele różnorakich warsztatów. Każdy, kto nudzi się w domu, z pewnością znajdzie coś dla siebie. Tych natomiast, którzy uparcie powtarzają, że w ŻCK nic się nie dzieje, uprzejmie proszę o uważne przeczytanie całego tekstu.

fot. Karolina Grześkiewicz

fot. Aneta Strzelec

Page 3: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

3

NIECIERPIĄCE ZWŁOKI

FLESZFLESZ FLESZFLESZ FLESZFLESZ

K O M Ó R K IK O M Ó R K IK O M Ó R K I --- 555 ZAKOCHANY W BÓLUZAKOCHANY W BÓLUZAKOCHANY W BÓLU---101010

HOMOSEKSUALIZMHOMOSEKSUALIZMHOMOSEKSUALIZM---111111 K W E S T I O N A R I U S Z K W E S T I O N A R I U S Z K W E S T I O N A R I U S Z

D I D Ż E J AD I D Ż E J AD I D Ż E J A --- 1 61 61 6 --- 1 71 71 7

TTT --- R A P E R Z YR A P E R Z YR A P E R Z Y --- 1 91 91 9 M A L I E K S P E R C IM A L I E K S P E R C IM A L I E K S P E R C I --- 2 22 22 2

FLESZFLESZ

Sezon otwarty!

Witam Was w sezonie Wiosna2012! Teraz nie pozostaje nam nic, tylko wsiadać na rower

albo wskakiwać w rolki i przygotowywać się do przywitania wakacji, które przecież już nie-

długo. Nie zapominajmy jednak, że wiosna to gorący okres dla maturzystów i uczniów

ostatnich klas gimnazjum, których czekają egzaminy. W imieniu całej redakcji trzymam za

Was kciukersy, a, żeby Wasze główki nie przemęczyły się przypadkiem od nadmiaru nauki,

zapraszam do lektury KONTRASTU. W tym numerze pod lupę bierzemy dwóch didżejów z

Żuromina - Matta Sandersa i Bartka Grzelaka. Oprócz tego, przyjrzymy się bliżej homosek-

sualizmowi, a także narkomanii w naszym mieście. Przybliżymy Wam też postaci naszych

lokalnych blogerów.

A na deser news: od niedawna w Internecie dostępna jest wirtualna wersja KONTRASTU! Znajdziecie ją pod

adresem: http://issuu.com/kontrastpismomlodziezowe.

Miłej lektury! Oliwia Kujawa

Page 4: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

PASJE

Szybkim ruchem wpisujesz w Google hasło ANIME i włączasz pierwszy lep-szy odcinek z danego seansu. Jak się skończy, włączasz kolejny i kolejny... Aż do momentu, gdy obejrzysz cały seans, no może prawie cały. Podsu-mowując, stwierdzasz: „Nic ciekawe-go! Co ludziom się w tym podobało? Przecież to normalna bajka.” A wiesz, dlaczego kiepska seria może zdobyć naprawdę wielu fanów? Anime ma w sobie bardzo wiele róż-nych nauk, duża część z nich jest ukryta w postaci przenośni. Każdy z odcinków ma za zadanie skłonić wi-dzów do przemyśleń, na przykład nad zachowaniem danego bohatera. Za-nim zabierzemy się za oglądanie ko-lejnego odcinka, pamiętamy, co się wydarzyło w poprzednim i łatwiej rozumiemy to, co czują w danej sytu-acji postacie. Inaczej się przeżywa końcowe wydarzenia, kiedy wiemy, co musieli znieść bohaterowie przez całą serię i jakie uczucie im towarzy-szyło. Najlepiej jest oglądać po jed-nym odcinku dziennie, ponieważ wraz z oglądaniem kilku odcinków jeden

po drugim, nie zwracamy uwagi na wiele szczegółów, takich jak, np. uczucia bohaterów lub często nie jesteśmy w pełni skoncentrowani na bieżących wydarzeniach. Sen pomaga mózgowi w uporządkowaniu i utrwa-leniu wspomnień, więc, jeżeli zosta-wimy kolejny odcinek na następny dzień, dana seria lepiej zapadnie w pamięć. Jeszcze inaczej (i lepiej) oglą-da się odcinki na bieżąco w telewizji. Razem z nami są niezwykłe emocje, kiedy oczekuje się cały tydzień na kolejny odcinek ulubionej serii. Kolejnym z ważnych elementów przy oglądaniu anime jest klimat, a wraz z nim obecny nastrój widza. Jeżeli chce-my obejrzeć jakiś straszniejszy seans, najlepiej jest to zrobić właśnie póź-nym wieczorem, bo wtedy bardziej wczujemy się w klimat, który panuje w seansie. Często bywa tak, że jeste-śmy w pewien sposób „odrywani" od anime, bo musimy, np. wyjść czy wy-konać jakąś czynność. Wtedy najlepiej jest zrobić sobie krótką pauzę pomię-dzy eye catch'ami*, niż odrywać się w czasie jakiejś ciekawej akcji. Po po-wrocie nie ma już takich samych wra-żeń, jakie przeżyłoby się oglądając te sceny od początku do końca bez ja-kichkolwiek przerw. Ludzie tylko i wyłącznie przeglądający anime, bardzo często pomijają en dingi, openingi oraz zapowiedzi kolej-nego odcinka. Po co je oglądać i słu-chać, skoro jest to muzyka, która tyl-ko i wyłącznie wydłuża czas danego odcinka? One również odgrywają ogromną rolę w anime i bardzo wpły-wają na reakcje widza. Nie tylko tekst, ale także openingi zawierają dużo metafor oraz przesłań. Muzyka openingu pozwala szybko wczuć się w klimat, jaki panuje w anime.

Jednym słowem, anime potrafi uza-leżniać, i co najważniejsze, takie uza-leżnienie jest jak najbardziej zdrowe i wskazane ;-) Zatem zachęcam do oglądania tzw. „chińskich bajek” oso-by, które nie mają o anime bladego pojęcia. Zachęcam nie tylko naszych rówieśników, ale również ich rodzi-ców. Anime potrafi nie tylko uczyć, ale także poprawić nam humor. Czę-sto mobilizuje nas do działania, gdy widzimy, jak dany bohater goni za swoimi marzeniami, nie zważając na przeciwności losu.

4 5

Pewnego wieczoru stwierdzając, że nie masz co ze sobą zrobić, siadasz, tak jak zawsze, przed kompute-

rem. Wszystko jest takie samo, jak zawsze, a znajomi na Facebooku w kółko zapraszają Cię do jakichś

nudnych, niczego wartych aplikacji. Nagle przypominasz sobie, że ktoś w szkole czy na ulicy przypadko-

wo rzucił słowo „anime”. Pierwsze stwierdzenie dotyczące tego pojęcia, które przychodzi Ci jak

i większości do głowy to „chińskie bajki’’- otóż jesteś w błędzie.

Magdalena Sygowska

rys. M. Sygowska

rys. M. Sygowska

*eye catch - bardzo krótkie scenki, często humorystyczne, sygnalizujące początek lub koniec przerwy na reklamę opening - sekwencja początkowa używa-na w każdym odcinku anime ending - sekwencja końcowa używana w każdym odcinku anime

Page 5: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

FELIETON

Cudowny postęp technologiczny przy-czynił się do zmniejszenia rozmiarów tego cacka tak, aby korzystanie z nie-go nie było katorgą, ale przyjemno-ścią, by chcieć coraz to więcej. Lep-szych, piękniejszych, bardziej funkcjo-nalnych. Spójrzmy prawdzie w oczy: niegdyś posiadanie komórki dodawa-ło prestiżu, dzisiaj – jest to zjawisko występujące na porządku dziennym. Mało tego, nie zadowalamy się jed-nym telefonem. Bo potrzebny i służ-bowy, i prywatny. Bo tatuś kupił w takiej sieci, a Kaśka czy Romek mają w innej. Istne szaleństwo. Na rynku nieustannie pojawiają się nowe mo-dele, postawmy więc pytanie, co do licha dzieje się ze starymi, które prze-cież kupujemy, a później… odkładamy w kąt? Wyrzucamy na śmietnik? Sprzedajemy? Uwadze nie może umknąć jeden z najistotniejszych faktów. Telefon ko-mórkowy jest niewątpliwie jedną z niewielu rzeczy martwych, niewielu przedmiotów, do których się mówi. Nietrudno uświadomić sobie, że pro-wadzenie konwersacji z kluczami czy beretem, przez ogół społeczeństwa uznawane jest za przejaw schizofrenii lub też innej choroby psychicznej. Rozpoczęcie dialogu (czy też, w oczach obserwatorów, monologu) z komórką jest zjawiskiem akceptowa-nym i nie spotyka się z atakami osób postronnych, chociażby komórka ta, dla kaprysu którejkolwiek ze stron, była rozładowana czy też po prostu wyłączona. Wyobraźmy sobie teraz starszą panią proszącą na światłach o zielone albo menedżera zagranicznej firmy dyskutującego z dowodem oso-bistym. Cyrk na kółkach. Cóż za dobrodziejstwo, taki po(d)ręczny telefon! Tyle funkcji! Tyle moż-

liwości! A jedną z nich jest możliwość zatracenia się. Czy to w rozpieszcza-niu, kupując nowe panele, piękne i kolorowe etui, czy też w dbaniu o to dziecko, poprzez nieustanne czyszcze-nie ekranu, sprawdzanie ubytków, które, nie daj Boże, mogłyby się na nim pojawić. Nierzadko telefon zastę-puje nam przyjaciół. Bo w telefonie mieszkają przyjaciele, do których śle-my setki SMS-ów, MMS-ów, maili i do których wydzwaniamy w koło Macie-ju. Mamy przecież do wykorzystania multum pakietów, które, jeśli skończą się w nieodpowiednim momencie, narażają nas na gigantyczne koszty. Właściwie nie nas, bo rachunek zapła-ci mama. Albo tata. Ewentualnie bab-cia. No cóż, nie każdy chętnie potrzą-sa kiesą. Nasi przyjaciele zwykli się nam od-wdzięczać. Tutaj pora na wtrącenie. Kodeks savoir-vivre'u mówi, że: Musi być naprawdę wyjątkowa sytuacja, by telefon był włączony. Zważywszy na to, jak się zachowujemy, dochodzimy do prostego wniosku. Całe nasze ży-cie (w niektórych przypadkach zdecy-dowana większość: telefon czasami zdąży się wyłączyć, kiedy zachoruje na rozładowanie) jest sytuacją wyjąt-kową. Jak to się dzieje? Nie żyjemy przecież w stanie klęski żywiołowej, nie zagraża nam obca cywilizacja, a końca świata jak nie było, tak nie ma. Komórka jest winna. To przez nią sta-czamy się na dno, jeśli chodzi o po-prawną polszczyznę. Kierujemy się zasadą minimum słów, maksimum treści. Kiedy piszemy esemesy, naszą wypowiedź ogranicza z góry ustalona ilość znaków, które to zresztą nauczy-ły nas wyrażania emocji w sposób graficzny, za pomocą znaków inter-punkcyjnych. Dzwoniąc – przeważnie

mówimy krótko, zwięźle i na temat (chyba, że jesteśmy szczęśliwymi po-siadaczami nielimitowanych roz-mów). Gdzie podziały się listy zakra-piane łzami, papeterie z subtelnym zapachem perfum? Gdzie pocztówki z wakacji? Romantycy, pędzący na łeb na szyję do wybranek swego serca? Gdzie towarzyszące temu trudy i zno-je? Na strychach i we wspomnieniach dziadków. Smutne. Omawiając każdą kwestię, należy rozważyć dwie strony medalu. Telefo-ny ułatwiają życie i dyskusji nie podle-ga fakt, że dzisiejsze czasy wymagają ich posiadania. Popadamy jednak w niewolę tych urządzeń. Nosimy je przy sercach i często dbamy o nie bardziej niż o samych siebie, a niekie-dy nawet zastępujemy nimi te dużo bardziej pożyteczne – komórki szare. Trzymam kciuki za kciuki moich roda-ków, dzień w dzień, mimo że bezust-nie, jednak nadal namiętnie całujące te same przyciski na klawiaturach czy ekranach ich osobistych caculek. Za ich czas reakcji, bębenki uszne, serca i kieszenie. Rachunki same się nie za-płacą. Teraz kończę, bo… muszę ode-brać telefon.

5

Pierwszy telefon komórkowy pojawił się na świecie w roku 1956, swoimi gabarytami przypominał walizkę i niesamowicie się cenił. Chciał za siebie tyle, co za nielichy samo-chód. Kolejny, wspaniałomyślnie zredukowany do rozmiarów cegły, wagowo niemal dorównywał kilogramowi cukru i można było nosić go w torebce, a nawet, jakby się człowiek uparł, wcisnąć do kieszeni spodni.

Monika Mendowska

Fot. Internet

Page 6: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

STUDIA

Czy gospodarka przestrzenna była Twoim wymarzonym kierunkiem studiów? Do samego końca nie wiedziałem, co będę studiować. Będąc w klasie o profilu językowym, myślałem o stu-diowaniu filologii angielskiej, lecz zawsze miałem wiele pomysłów. Od dziecka po głowie chodziły mi kierun-ki rozbieżne, takie, jak aktorstwo i architektura. Pisząc maturę, odbiera-jąc wyniki, nadal przeglądałem infor-matory i strony internetowe uczelni, nie mogąc zdecydować się, co chcę robić w przyszłości. Gdzieś coś prze-czytałem, gdzieś usłyszałem, że ten kierunek jest na czasie, jest opłacalny, bo zawsze będzie się inwestować w nieruchomości. Warto w XXI wieku iść na kierunek techniczny, co po prostu w przyszłości zaowocuje pracą. Jakie przedmioty i na jakim poziomie najbardziej opłaca się zdawać na maturze, aby dostać się na ten kierunek? Gospodarka przestrzenna na UWM od dwóch lat dzieli się na dwie spe-cjalności: doradztwo na rynku nieru-chomości oraz planowanie i inżynieria przestrzenna. Byłem więc rocznikiem testowym. Jak wiadomo, najlepiej jest zdawać przedmioty na poziomie rozszerzonym, by nie martwic się o miejsce na liście przyjętych studen-tów. Pod uwagę brane są głownie matematyka i geografia, bo to na nie kładziony jest nacisk na studiach i na nich się wszystko w dużej mierze opiera. Są jednak na moim roku oso-by, które zdawały fizykę czy nawet chemię! „Sucha" wiedza maturalna nie wystarcza, liczy się tu głównie zaangażowanie, umiejętne przyswaja-nie i przetwarzanie informacji.

Najlepsza uczelnia z tym wydziałem? Nie orientuję się, jak to wygląda na innych uczelniach, na pewno stołecz-ne uczelnie techniczne mogą poszczy-cić się wysoką oceną w tej dziedzinie, lecz co roku Wydział Geodezji i Go-spodarki Przestrzennej UWM jest również bardzo oblegany, co chyba świadczy o poziomie wydziału. Są tu osoby z Pomorza czy nawet zza War-szawy. Ja miałem do wyboru jeszcze GP(gospodarkę przestrzenną - red.) na Uniwersytecie Gdańskim. Wybra-łem UWM, którego nie zamieniłbym na żaden inny! Jakie są wymagania i wykładowcy na Twojej uczelni? Na GP kładziony jest nacisk na obrót nieruchomościami oraz na planowa-nie i zagospodarowanie przestrzeni. Poziom trudności studiów na tym kierunku zależy od przedmiotów. Pierwszy semestr to przedmioty ogól-ne, takie jak: matematyka, statystyka, fizyka, rysunek techniczny czy tak zwana „kreska". To był okres, kiedy 50% mojego roku chciało rezygnować ze studiów, było naprawdę ciężko. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni! Później czekają nas przyjemniejsze, ciekawsze przedmioty kierunkowe: ocena i waloryzacja krajobrazu, pla-nowanie infrastruktury technicznej, gospodarka nieruchomościami. Są też takie, przez które sen staje się czymś, o czym student może pomarzyć. Wy-kładowcy? Myślę, że tak, jak wszę-dzie, znajdą się zakręceni, postrachy, o których krążą legendy oraz tacy a’la dobrzy znajomi. Na roku jest ok. 50-60 osób, pracujemy więc w małych grupach, co z kolei pozwala na lepsze podejście, lepszy kontakt wykładowcy ze studentem, bo do wielu zagadnień,

6 7

….zaczyna się od kierunku studiów. Jeżeli nie wiesz, na jakie studia iść, w każdym numerze naszego

dwumiesięcznika przybliżać będziemy różne kierunki. W tym artykule chcemy Was zapoznać z gospo-

darką przestrzenną. Krótkiego wywiadu udzielił nam Michał Liszewski, absolwent Liceum Ogólnokształ-

cącego w Bieżuniu, klasy o profilu językowym, który aktualnie jest studentem Uniwersytetu Warmiń-

sko - Mazurskiego w Olsztynie, na wydziale gospodarka przestrzenna.

Page 7: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

STUDIA

w gospodarce przestrzennej, podcho-dzi się indywidualnie. Gdyby ktoś zde-cydował się na studia na moim wy-dziale, oferuję pomoc, zgłaszać się! Jakich ludzi można spotkać na tym kierunku? Ktoś kiedyś powiedział, że studia to najlepszy okres w życiu i miał rację! Tu zaczyna się dorosłe życie, spotyka się nowych ludzi – ludzi, razem z któ-rymi pracujemy na wspomnienia. To oni wypełniają całe nasze studia, każ-dy dzień, wolną chwilę. Ważne, aby już na początku z każdym nawiązać kontakt. Na wydziale GiGP, wbrew pozorom, iż są tu jedynie ludzie sztywni, umysły ścisłe, tzw. mózgi, poznałem ludzi inteligentnych, sym-patycznych, otwartych (tu każdy zna każdego), a co najważniejsze - kre-atywnych! Działa tu prężnie Rada Wydziałowa Samorządu Studenckie-go, koła naukowe, ciągle coś się dzieje. Jaki jest Olsztyn poza uczelnią? Olsztyn jest typowo studenckim, przy-jaznym, pełnym zieleni i jezior mia-stem. Kortowo tworzy w nim nasze odrębne „królestwo"’. Tu możemy ćwiczyć kondycję na stadionie, base-nie czy na kortach tenisowych. Może-my spotkać się z innymi studentami na ognisku, na plaży kortowskiej. W porównaniu do np. dużej aglomeracji warszawskiej, czas w Olsztynie płynie spokojniej, łatwo i szybko można po-ruszać się komunikacją miejską. Już niedługo powrócą do nas tramwaje!

W wolnym czasie można odpoczywać nad jeziorem, zwiedzić stare miasto, pójść na koncert, wernisaże olsztyń-skich artystów, wypić cokolwiek chcesz w ogródku piwnym, spacero-wać po lesie miejskim, odwiedzić park linowy, a wieczorem udać się ze zna-jomymi do jednego z wielu klubów studenckich w Kortowie. Wspomnieć należy również o „Kortowiadzie”, czyli olsztyńskich juwenaliach, ponoć naj-lepszych w Polsce. Przekonajcie się sami, zapraszam w maju! Co można robić po tym kierunku? Studia te pozwalają na uzyskanie wie-dzy i umiejętności z zakresu prze-strzennej organizacji rozwoju społecz-no-gospodarczego w zakresie tech-

nicznym, ekonomicznym, przyrodni-czym i społecznym. Obecnie zauważa się coraz większe zapotrzebowanie na absolwentów gospodarki przestrzen-nej. Absolwenci są przygotowani do pracy w zespołach przygotowujących opracowania i dokumenty planistycz-ne na poziomie lokalnym, regional-nym i krajowym, jednostkach admini-stracji samorządowej i rządowej, pra-cowniach projektowych. Również w agencjach nieruchomości, firmach doradczych. Po odbyciu odpowied-nich praktyk, zdaniu egzaminu pań-stwowego, możemy pracować we własnym zakresie, we własnej firmie z zakresu wyceny nieruchomości oraz w instytucjach badawczych.

7

Rozmawiała: Anna Szymańska

Fot. Michał Liszewski

Page 8: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

http://lokalni_blogerzy

INTERNET

Ostatnimi czasy Internet zalała fala blogów. Istne tsunami, charakteryzujące się zróżni-cowaną tematyką, przesłaniem, ale też poziomem. Wśród wielu niekonstruktywnych, których autorzy nie mają zbyt wiele do przekazania swoim czytelnikom, trafiają się ist-ne perełki – blogi prowadzone przez ludzi kreatywnych, mających pasję i chcących w prosty sposób wyrażać swoje spostrzeżenia i opinie. Wśród nich odnaleźć możemy ludzi z okolic Żuromina, niestrudzenie publikujących treści dotyczące naszego podwórka. Nie-którzy z nich zgodzili się przybliżyć nam samą ideę prowadzenia bloga.

Skąd pomysł? Blogi pisze się z różnych powodów, podobnie jak z różnych powodów uprawia się ogródek. Są one niewąt-pliwie dobrodziejstwem dla ludzi, którzy lubią przedstawiać publicznie swoje spostrzeżenia, a dzięki blogom właśnie mają możliwość dotarcia z nimi do szerokiej grupy odbiorców za tak zwanym jednym zamachem, bez konieczności pukania od drzwi do drzwi. Michał Bodenszac – radny Rady Powiatu Żuromińskiego mówi - Zanim zostałem samorządowcem, miałem swoją stronę poświęconą mojej amatorskiej muzyce. Gdy w roku 2006 otrzymałem mandat rad-nego Rady Miejskiej w Żurominie, postanowiłem wykorzystać Internet jako jedną z form kontaktu z wybor-cami. W ten sposób powstał blog. Z kolei Sławomir Topolewski, swoją wirtualną działalność rozpoczął z we-wnętrznej potrzeby wyrażenia swoich myśli publicznie. Początki, jak wiado-mo, bywają trudne i każdy z moich rozmówców miał obawy co do tego, czy ktokolwiek zainteresuje się jego aktywnością. Dziś jednak wszyscy mają grono stałych czytelników, są ludźmi, o których, i do których wiele się mówi, chociażby poprzez funkcję komentowania ich publikacji. Komu, do kogo, dla kogo? M. Bodenszac swojego bloga określa mianem samorządowego, toteż jego działalność nastawiona jest na kon-

takt z wyborcami i to właśnie oni, mieszkańcy powiatu żuromińskiego, są adresatem. Nasi blogerzy piszą o nas i dla nas, tematycznie sięgając na półki z polityką, historią oraz bieżący-mi wydarzeniami. Trafiają się osoby, które swoje treści udostępniają pod-pisując się pseudonimem. Ważniejsze jest dla nich, aby odbiorcy utożsamiali ich w większej mierze z tym, co mają do powiedzenia, z ich poglądami, niż z tym, kim tak naprawdę są. Czy te-raz, kiedy blogi zyskały popularność, ich prowadzenie nie stało się wręcz obowiązkiem wobec nas, czytelni-ków? A korzyści? Każdy bloger ma inną motywację, podobnie każdy ze swojej aktywności czerpie odmienne korzyści. Jest ich multum. Samorealizacja, odnalezienie się w społeczeństwie, czy też kon-frontacja z odbiorcami, to tylko kilka z nich. Osobistych zysków nie da się zmierzyć żadną miarą. - Dzięki moje-mu blogowi mam nowych znajomych w Polsce, Izraelu, Anglii, USA, Niem-czech a nawet Nigerii. Utrzymujemy ze sobą korespondencję e-mailową – wypowiada się Sławomir Topolewski. Pisząc o sprawach lokalnych, zainte-resował sobą nawet kontynent afry-kański! Setki kilometrów stąd jest ktoś, kto teraz dzieli się z nim swoimi spostrzeżeniami i konstruktywnymi opiniami. Trzeba przyznać, że jest to ogromny, prywatny sukces. Michało-

wi Bodenszacowi prowadzenie bloga daje głównie możliwość odbioru uwag, spostrzeżeń oraz wniosków o interwencję w rozwiązywaniu proble-mów mieszkańców. Innym ważnym aspektem jest dzielenie się wynikami jego działalności z wyborcami, jak również jednoczesna możliwość oce-ny tych wyników właśnie przez wy-borców, to jest między innymi czytel-ników bloga. Tutaj pojawia się druga kwestia – korzyści nie tylko dla nadawców, ale również dla odbiorców. Czy możliwy jest realny wpływ publi-kowanych treści na otoczenie? Sławomir Topolewski: Myślę, że tak, co już w przeszłości nieraz miało miej-sce. Niekiedy też miejscowa prasa korzysta z moich spostrzeżeń, z czego się cieszę. Michał Bodenszac: Działalność samo-rządu jest jawna. Tak więc już same treści dotyczące spraw samorządo-wych spełniają funkcję jawności samorządu i otwierają pole do dyskusji. Rocznie blog odwiedza 40 tysięcy internautów, zaś wielu z nich w różnej formie przekazuje swoje uwagi. Otoczenie zaś próbuję zmieniać realnie podczas prac komisji i obrad sesji Rady Powiatu. Chapeau bas! Pisać można o wszystkim, byle robić to w sposób porywający, konkretny i z pasją. Blogerzy, którzy przedstawie-ni zostali powyżej, nie są jedynymi

8 9

Page 9: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

INTERNET

aktywnymi w sieci mieszkańcami na-szego regionu. W wolnej chwili pole-cam pokuszenie się o znalezienie in-nych, równie ciekawych „lokalnych blogów”. Ludziom, którzy jakąś część swojego życia poświęcają na przedło-żenie innym swojego światopoglądu, w różnorakiej formie publikacji, nale-ży się szacunek i uznanie. Za chęć,

czas, śmiałość i stale towarzyszącą im energię. Przykładem człowieka, który działalność internetową zamienił na działalność namacalną – papierową – jest Adam Ejnik*, obecny redaktor naczelny Kuriera Żuromińskiego. Po-mimo prawie rocznej przepaści, za-uważalnej w archiwum jego bloga, warto do niego zajrzeć i zatrzymać się

tam na chwilę albo dwie, ponieważ do ostatniego wpisu prowadził go z niemalejącym zapałem, co da się za-uważyć gołym okiem. Miejmy nadzieję, że w miarę upływu czasu w naszym otoczeniu blogów wartych uwagi namnoży się jak grzy-bów po deszczu. Tego sobie życzmy.

9

Monika Mendowska

Page 10: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

BEZ KOMENTARZA

Włączam kamerkę internetową i loguję się na swój nick.

Ze znudzeniem czytam komplementy i złośliwe komenta-

rze na temat mojego wyglądu. Pełno tu pustych ludzi.

Dostaję ciekawe zaproszenie do rozmowy. W oknie poja-

wia się młody mężczyzna, na oko dwudziestokilkuletni.

Prosi o podanie moich inicjałów. Bez namysłu wystukuję

D.R.P. Zdejmuje koszulkę. Co to ma znaczyć?

Po chwili widzę grymas bólu na jego twarzy i ociekające

krwią litery na klatce piersiowej. - Każ mi! Krzycz na mnie!

- czytam. Roztrzęsiona widzę, jak dookoła liter pojawia się

wielkie serce. Od obojczyków, aż do pępka. Chowam

twarz w dłonie. - Przestań! - piszę. Ale on nie przestaje.

Pytam, dlaczego to robi. Opowiada o kobiecie. O kobie-

tach. Każda, po pewnym czasie, go odrzucała. Każda mia-

ła dość. Każda chciała czegoś więcej. Wielu z nich właśnie

to imponowało. Okaleczanie podrywem? Czy ten czło-

wiek jest o zdrowych zmysłach? „Jedna, ta ostatnia kaza-

ła mi udowodnić moją miłość." Pełna obaw pytam, jak. -

Powtórzę jej słowa - odpisuje. - Jeśli kochasz mnie tak

prawdziwie, to zabij się dla mnie. Ręce mi opadają. Zaczy-

nam żałować rozpoczęcia tej rozmowy. Nieustraszenie

opowiada dalej, jak próbował to dla niej zrobić. Niestety,

a raczej „stety”, nie udało mu się. Odeszła, wyśmiewając

jego nieudacznictwo. Chorzy ludzie. Ona i on. Zniesma-

czona, chcę odejść od komputera, lecz widzę napis

„POCZEKAJ!". Zatrzymuję się i spoglądam w ekran. Sięga

po zapałki. Odpala jedną. Płomień dotyka jego sutka. Wi-

dzę, jak krzyczy. Jak ból przeszywa jego ciało. Przerażona

zamykam oczy i wyłączam komputer.

Dlaczego on to zrobił? Co chciał przez to pokazać? Jak

wiele młodych ludzi robi takie lub gorsze rzeczy? I ilu z

nich pokazuje to światu?

Ja nie widzę żadnego sensu w okaleczaniu własnego ciała.

Cóż to za niewdzięczność niszczyć w tak młodym wieku

najwspanialszy dar, dany nam na całe życie?

Ale to jeszcze połowa problemu. Dlaczego ten człowiek

robi takie rzeczy publicznie? W miejscu tak dostępnym

dla dzieci? A gdyby komuś się to spodobało i chciałby sam

zrobić coś takiego sobie, bo „fajnie wygląda”? Oczywiście,

ucieszony podałby jeszcze takiemu dziecku różne sposoby

robienia sobie krzywdy. Wtedy ten mężczyzna nie miałby

na sumieniu tylko siebie, ale też każdą osobę, którą

„zaraziłby” swoją chorą zabawą. A ci ludzie robilby to

samo i pokazywaliby kolejnym, i kolejnym. W taki sposób

mogłoby się to... Właśnie. Jakby się to wszystko skończyło?

10 11

Siedzę sama w domu. Jest weekend, a wszyscy gdzieś wyjechali. Znudzona szukam zajęcia. Jest! Mam! Dlaczego by nie wejść na czat...?

Aleksandra Ostrowska

Fot. Oktawia Pakuła

Page 11: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

BEZ KOMENTARZA

11

Najczęstsze problemy przeciętnego nastolatka skupiają się wokół szkoły, rodziny, znajomych, nauczycieli, ubrań, dorastania i nieszczęśliwych miłostek. Zdarzają się jednak proble-my na pozór nietypowe, ale mimo wszystko dość częste. Pewnego dnia nastoletnia osoba może zauważyć, że coś nie gra. Dwie ręce, dwie nogi, głowa na karku. Więc co jest nie tak? Nastolatek odkrywa, że pociągają go osobnicy tej samej płci. Pierwsza myśl: to pewnie przejściowe, jestem w trakcie dorastania, na pewno mi to przejdzie. Ale nic się nie zmienia. Co wtedy zrobić? Odpowiedzmy sobie na pytania, co przeżywają młodzi ludzie, dowiadując się o swojej odmiennej orientacji seksualnej. Dla nastoletniej osoby w końcu staje się to czymś cał-kowicie normalnym, zazwyczaj w koń-cu dochodzi do samoakceptacji (na co potrzeba zazwyczaj trochę czasu i najlepiej wsparcia oddanych przyja-ciół, co niestety nie wszyscy otrzymu-ją). Ale co powie rodzicom? Co, jeśli tego nie zaakceptują? W tym mo-mencie zaczyna się przeważnie kosz-mar, który długo nie ma swojego koń-ca… Dla wielu dorosłych (jak i często ich dzieci) homoseksualizm jest cho-robą psychiczną, którą należy leczyć jak najszybciej i jak najskuteczniej. Pojawiły się najróżniejsze plotki, że orientacja seksualna bierze się z wy-chowania. Stek bzdur. Warto w tym momencie wspomnieć, że homosek-sualizm został oficjalnie wykreślony ze spisu chorób w 1973 roku przez Amerykańskie Towarzystwo Psychia-tryczne. Ale wciąż mamy do czynienia

z przemocą psychiczną i fizyczną skie-rowaną w stronę osób o odmiennej orientacji niż większość ludzi. Zjawi-sko to nazywamy homofobią. Musi to być niesamowicie dokuczliwe, kiedy zostajemy atakowani z każdej strony z powodu czegoś, z czym się rodzimy i na co nie mamy zupełnie wpływu. Homoseksualizm jest rzeczą całkowi-cie naturalną, mającą miejsce od początków istnienia życia. Jest to zja-wisko, które od zawsze miało miejsce u ludzi, jak i u zwierząt. Mało tego, w starożytnej Grecji związek idealny stanowił mężczyzna z mężczyzną. Krzysztof Cugowski, z zespołu Budka Suflera, wypowiedział kiedyś bardzo mądre słowa: „Bądźmy szczerzy. Związki homoseksualne funkcjonują w naszym społeczeństwie, są faktem (...). Nie uciekniemy od tego zjawiska, zamykając oczy i milcząc. Uważam, że homoseksualistom należy się legaliza-cja ich związków. Tak, by sprawy dzie-dziczenia czy sprawy spadkowe były w takich związkach jasno i precyzyjnie określone.” Zjawisko homoseksuali-zmu nie od dziś funkcjonuje w społe-czeństwie, mimo to wiele osób nie może tego zrozumieć. Co jakiś czas na świecie samobójstwo popełnia młoda osoba, dowiadująca się o swojej orientacji lub ujawniając ją. We wrze-śniu 2011 roku, czternastoletni chło-pak, odebrał sobie życie. Poniżany przez kolegów, którzy znęcali się nad nim w najróżniejszy sposób. On też był człowiekiem, jak Ty i ja. Nikt nie miał prawa go z tego powodu atako-wać. Miał prawo do miłości. Sądzę, że osoby, które dopiero uświa-

damiają sobie to, kim są, potrzebują zrozumienia rodziny, przyjaciół, ze-społu pedagogicznego, który będzie je wspierał. Tak wielu osobom po-trzebna jest lekcja tolerancji. W pol-skich szkołach wciąż się o tym zapo-mina, a powinno się mówić jak naj-wcześniej. Później może być już za późno. Przecież to ludzie tacy sami jak my. Na zakończenie chciałabym zareko-mendować film o tytule „Modlitwy za Bobby'ego”. Opowiada on tragiczną historię chłopca świadomego swojej odmiennej orientacji seksualnej, któ-rej jego rodzina nie zaakceptowała. Film naprawdę godzien polecenia. Warto dodać, że jest on całkowicie oparty na faktach. Myślę, że przede wszystkim należy polecić tę produkcję każdej osobie, która nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to jest być odepchniętym z powodu swojej „inności”.

- Jeżeli któryś z Was w jakikolwiek sposób nienawidzi homoseksualistów, ludzi o innym kolorze skóry lub kobiet, niech zrobi nam jedną przysługę – odwali się od nas! Nie przychodź na nasze koncerty i nie kupuj naszych płyt - powiedział kiedyś Kurt Cobain. Czy Wy, ludzie młodzi, bylibyście w stanie zaakcep-tować wszystko, co inne? Inny kolor skóry? Homoseksualizm? Czy gdyby Twój kolega z klasy okazał się gejem, byłbyś w stanie to zaakceptować i wykazać się swoją dojrzałością?

Aneta Strzelec

Fot. Oktawia Pakuła

Page 12: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

REPORTAŻ

ROK 2002. Żuromin – narkotyczna łąka Żuromin zalewa fala narkomanii. Policja doszukuje się przypływu dragów w młodych ludziach, którzy przybyli do Żuromina, aby uczyć się w jednej ze specjalistycznych szkół średnich. Podobno znaleźli tu dobry grunt, nawożo-ny niewiedzą co do skutków „ćpania”. Klimat miasta, w którym nic się nie dzieje, sprzyja rozprzestrzenianiu się interesu. Przybywa klientów. Nawiązuje się solidarna, handlarska siatka, która zawsze złoży się do czapki, gdy któryś z dealerów za bardzo przyćpał i nie ma za co za-płacić za towar. Jak pisał Wiesław Hagedorny - istna kasa zapomogowo-pożyczkowa. Jednocześnie z rozwojem „narkobiznesu” wzrasta też fala niezadowolenia, Danuta Ryszewska, komendant Sołty-siak, wraz z nauczycielami, silnym wsparciem starosty i burmistrza, Piotrem Wlizło oraz ochotnikami, tworzą spo-łeczny front do zwalczania narkomanii. Komendant po-wołuje specjalną grupę do zwalczania handlu narkotyka-mi. Wybrał sprawnych policjantów, o luźnym stylu bycia, aby łatwo nawiązywali kontakt z młodzieżą. W. Hagedorny w „Tygodniku Ciechanowskim” pisał: Roz-poczęła się żmudna praca operacyjna; ustalanie miejsc sprzedaży, kontaktów, źródeł dostawy, organizacji grupy itd. Szybko ustalono, że dealerzy opanowali park, dworzec PKS i okolice jednego z lokali gastronomicznych, handlo-wano także w kilku mieszkaniach prywatnych. Grupie policyjnej wystarczyło kilka tygodni na rozpracowanie narkotykowej kliki. Pierwszego aresztowania dokonano na dworcu PKS. Występujący w filmie anonimowi narko-mani określają tę akcję jako niewiele znaczącą „pokazówkę”. Policjanci, jako znaczny sukces. Tego roku żuromińscy policjanci ujawnili 604 przestęp-stwa narkotykowe. Otwierają się oczy, gdy porównujemy ten wynik z liczbą przestępstw w całym województwie mazowieckim, bowiem (nie licząc Warszawy) wykryto ich 1385. Na podstawie tych zestawień można snuć przeróż-ne, złe i dobre, wnioski. Skupmy się jednak na pozytyw-nych – ciężka praca i determinacja zespołu antynarkoty-kowego powołanego w Starostwie Powiatu przyniosła znaczący sukces.

ROK 2004. „AKCJA!” Liczne informacje, dotyczące narkomanii w najmniejszym polskim mieście powiatowym, a także akcji prewencyj-nych, ujmują Irka Dobrowolskiego – założyciela zespołu filmowego „Rekontrplan”. Do współpracy werbuje Wie-sława Hagedornego – dziennikarza m.in. „Tygodnika Cie-chanowskiego”, który pilnie śledził losy narkotykowego podziemia w Żurominie. Zbierając informacje i materiały do filmu, trafiają do Piotra Wlizły, który później staje się głównym bohaterem filmu „Tańczący z dragami”.

12 13

…to film dokumentalny, który przeniesie Cię do lat, kiedy Żuromin owiany był sławą, która

niejednego przyprawiła o rozszerzone źrenice i szybsze bicie serca. Sławą N A R K O T Y C Z N Ą.

Piotr Wlizło. fot. TatankaArt

Page 13: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

REPORTAŻ

Hagedorny – współscenarzysta – wypowiada się: Irek wiedział, że bez pokazania dwóch stron nie da się zrobić dobrego filmu. Kręciliśmy wypowiedź komendanta żuro-mińskiej policji Tadeusza Sołtysiaka. Z długiej rozmowy w filmie znalazło się tylko kilka najważniejszych zdań. Takie są reguły tego gatunku. Sołtysiak mówił na ekranie, że handlarze zostali zepchnięci do podziemia, które policja kontroluje. Dodał także, że narkomanii nie da się całkowi-cie wyeliminować, ale trzeba ją ograniczać. Wypowiedź komendanta skontrowana jest dynamicznymi obrazami z żuromińskich ulic, grupki chłopców z zaciągniętymi na głowę kapturami, najazd kamery na zamalowane graffiti ściany. W tle piosenki żuromińskich zespołów. W tekstach ostre słowa pod adresem policji. Do tego zdjęcia operacyj-ne policji z akcji na dworcu PKS, gdzie funkcjonariusze aresztują grupę dealerów.

Dokument jest również bogaty w wypowiedzi osób, które doświadczyły, odciśniętego na nich, piętna narkomana. Opowiadają o trudzie wyjścia z nałogu, odrzuceniu spo-łecznym, lękach o przyszłość swoją i rodzin. Film przedstawił dwa walczące ze sobą światy, a między nimi Piotra Wlizło, który od lat zajmuje się przeciwdziała-niem narkomanii oraz pomocą uzależnionym. W filmie pokazuje swoją największą pasję, a także filozofię życia – indiańską ścieżkę. Doskonale widać tu jego ogromną i niedającą się przecenić pracę z ludźmi, którzy wpadli w sidła narkotyków. W opinii wielu młodych Żurominian Piotr ma rzadką odwagę w poruszaniu najtrudniejszych tematów, ciągle jeszcze stanowiących tabu. To coś, co pomaga mu w walce z szarością bezlitosnego świata. LATA PÓŹNIEJSZE. WYTAŃCZONA WOLNOŚĆ „Tańczący z dragami” to film dokumentalny, w którym na przykładzie małej społeczności ukazane są wszystkie typowe mechanizmy rządzące zjawiskiem narkomanii w Polsce. Telewizja Polska nie chciała podzielić się „Tańczącym z dragami” z widzami. Co ciekawsze, doku-ment ten został zakwalifikowany do finału festiwalu Iner-national Harm Reduction Conference Film Festival w Bel-faście, gdzie otrzymał trzecią nagrodę. Ponadto wyświe-tlany był w Londynie oraz na wielu innych spotkaniach, imprezach o tematyce antynarkotykowej. „Tańczący z dragami” to symbol walki z narkomanią, przestroga przed grząskim gruntem. Myślę, że to też cen-na wskazówka dla podobnych środowisk, a także znaczą-cy sukces, dla każdego, kto wystąpił w tym dokumencie i włożył w niego trochę siebie, bo przecież jak mówi Piotr Wlizło dobro przekazane drugiemu, do Ciebie powraca…

13

Agnieszka Michalik

W 2002 roku żuromińscy policjanci ujawnili

604 przestępstwa narkotykowe...

fot. O. Pakuła

Page 14: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

PUNKT WIDZENIA

Radujmy się! MEN zaprawdę powia-da: „Zawsze świeże książki mieć bę-dziecie. A kto by złamanego grosza nie miał i o jałmużnę prosić musiał, niechaj się nie trwoży. Ja przyjdę z pomocą”. Były minister edukacji na-rodowej, Katarzyna Hall, wprowadza-jąc wspaniałomyślną reformę szkol-nictwa, zapewniła, że objęty zmiana-mi rocznik ’96 otrzyma nowe pod-ręczniki… uwaga!... Za darmo! Cóż za oryginalna propozycja!

Działaczka polityczna wspominała: „Kiedy poprzednio wprowadzono re-formę edukacji, rodzice dzieci pierw-szego objętego przez nią rocznika ponieśli duże koszty finansowe refor-my, gdyż musieli kupować tylko nowe podręczniki”. Tak więc, żeby ulżyć Polakom w kryzysie, kobieta postano-wiła, że podręczniki podaruje nam wszystkim pod choinkę. Obietnicy rzetelnie nie dotrzymała.

Wznośmy nasze ręce w stronę nieba! MEN wreszcie rozwiązał problemy wszystkich nastolatków. W zapomnie-nie odejdzie: „Ale mi się nudzi…”. Teraz będziemy mogli „uczyć i bawić się” przy projektach edukacyjnych! Taka mała prezentacja maturalna, tyle że w zespołach. Wszyscy podzieli-my się na grupki. Zerkniemy na listę dostępnych tematów. Wybierzemy temat główny i zastępczy. Tego, któ-rego chcieliśmy, oczywiście nie dosta-niemy; przydzielą nam zastępczy. A później popracujemy. Będziemy się

spotykali z nauczycielami, a oni po-wiedzą nam, co robimy źle. I pomogą rozwiązać problem. Czyż to nie wielce rozwijające, integrujące i ciekawe zajęcie? Dowiemy się również co nie-co o sztuce tworzenia prezentacji multimedialnych, w formie których przedstawimy efekty pracy nad więk-szością projektów. Wykorzystamy do tego perfekcyjnie opanowaną i cie-szącą się ogromną popularnością umiejętność „kopiuj – wklej”.

Oddajmy MEN-owi cześć i uwielbie-nie, gdyż jego hojność nie zna granic! Kiedy nadejdzie termin oddania pro-jektów, zasmucimy się wielce, jednak rozpacz, powiadam wam, nie będzie trwać wiecznie; z odsieczą przybędzie egzamin gimnazjalny! Wolny czas znowu zostanie wypełniony – będzie-my mogli przebywać w szkole co-dziennie po osiem godzin, co zagwa-rantują nam lekcje przygotowujące do testów. Oczywiście, znajdzie się kilkoro heretyków, którzy tak zacną propozycję odrzucą, ale cóż, przecież każdy ma wolną wolę, prawda? Nie ma również obaw, że przyjemny dreszczyk przeszywający nas podczas pisania egzaminów zniknie zbyt szyb-ko. Z pewnością wielu emocji dostar-czy nam obliczanie pola trójkąta pita-gorejskiego z wykorzystaniem roz-dzielności mnożenia względem doda-wania, formułowanie definicji kom-plementarności zasad azotowych w cząsteczce kwasu deoksyrybonukle-inowego czy tłumaczenie, co miał

autor wiersza na myśli, kiedy stoso-wał pytania retoryczne.

Padajmy na twarze przed obliczem MEN-u! Zdumiewająca wspaniało-myślność pobrzmiewa w słowach jego: „Szukajcie profilu, a znajdzie-cie”. W celu ułatwienia wyboru kie-runku kształcenia w liceum, minister wprowadziła cudowne ułatwienie – w pierwszej klasie będą jedynie profile ogólne. Jednak, z niewiadomych nam przyczyn, idąc do liceum, tak czy ina-czej na dzień dobry musimy zadekla-rować, jaki profil wybieramy, mimo że dopiero w drugiej klasie zostanie on wprowadzony. Cóż, nie wszystko mo-że poznać swoim rozumkiem zwykły śmiertelnik; w słuszność niektórych rzeczy trzeba po prostu wierzyć.

Wróćmy, niestety, do teraźniejszości i

uważajmy na deszcz płonących psów,

nastały bowiem ciężkie czasy – dni

bez Katarzyny Hall! W okresie chaosu

chowajmy głowy w piasek, by prze-

trwać brak reform i afer, przed czym

broń nas, MEN-ie. Dziękowaliśmy

Giertychowi za próbę ujednolicenia

naszego stroju, teraz jesteśmy

wdzięczni Hall za ulepszenie systemu

nauczania. Z niecierpliwieniem wy-

czekujmy dobrodziejstw ze strony

kolejnego seniora i wyśpiewujmy pod

niebiosa chwalebne: „Alleluja!”.

14 15

Michał Stępień

Wspaniałością swoją rocznik ’96 przyciąga uwagę. Każdy nasz ruch śledzą jednak nie tylko oczy ma-

luczkich, ale przede wszystkim naprawdę dużych! I ważnych! I mądrych!... i jeszcze wiele pochleb-

nych, acz z pewnością zasłużonych, epitetów można by słać, ale o wiele prościej napisać: Minister-

stwo Edukacji Narodowej. Skoro los hojnie obdarzył nas zainteresowaniem tak statecznej instytu-

cji, zapewne jesteśmy niesamowicie ważni. Wyrosną sami geniusze, jak patrzeć!

Page 15: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

PUNKT WIDZENIA

15

Często zadawałem sobie pytanie: dlaczego artysta nie jest w stanie za-skoczyć słuchacza niczym nowym? Dlaczego przy tak rozwiniętej techno-logii muzycznej wszędzie słyszę to samo? Poznałem odpowiedź na te, prześladujące mnie, pytania. KOMER-CJA – działalność nastawiona jedynie na osiągnięcie zysku. Ciekawi mnie, kiedy nadszedł ten moment załama-nia artystycznego. Przecież kiedyś ludzie grali i śpiewali to, co chcieli grać i śpiewać. Sprawiało im to ra-dość, mieli rzeszę fanów. Ich teksty miały przekaz, były ambitne. A teraz? Nuda. Na każdym kroku to samo. Wyobraźmy sobie sytuację: znany i lubiany artysta stworzył coś ciekawe-go, przypuśćmy, że był to utwór „We are the champions” zespołu Queen. Wytwórnie muzyczne biły się o ten zespół, ponieważ zrobił arcydzieło swojego gatunku – przy tym zarabia-jąc mnóstwo pieniędzy. Obecny „artysta” coverując ten utwór, doda-jąc swoje pięć groszy, czyli dźwięki typowo elektroniczne, zbiera laury za coś, czego tak naprawdę nie śniło mu się stworzyć. Tym oto sposobem zy-skuje popularność, jest rozpoznawal-ny i automatycznie interesują się nim media. Stwarzanie pozorów, że coś jest ory-ginalne i niezastąpione, dodając odro-binę elektroniki, robi sałatkę warzyw-ną z rozumów ludzi. Społeczeństwo w tym momencie podzieliło się na „fanów z prawdziwego zdarzenia” – ludzi doceniających twórczość nieko-niecznie komercjalnego zespołu lub artysty i „psychofanów” – ludzi, któ-rzy podążając ścieżkami trendów, oddaliby życie w imię obrony swoich słów na temat zespołu/artysty lub jego muzyki. Doskonałym przykła-

dem na posiadanie psychofanów jest wszystkim znany Justin Bieber. Nasto-latki zakochują się w chłopaku, który śpiewa o miłości. Obklejają sobie po-koje jego twarzą, choć znają trzy naj-popularniejsze piosenki. Za złe słowo powiedziane na jego temat, potrafiły-by torturować. Media robią dziecia-kom pranie „musguff” cukierkowymi wizerunkami niektórych, powiedzmy, celebrytów. Jeszcze jeden temat, który chciałbym poruszyć to tzw. parcie na szkło. Nie raz i nie dwa, słyszało się o tym, że ktoś znany sprzedał zdjęcie z własne-go ślubu, chrzcin czy narodzin dziecka i tak dalej. A dlaczego? Kasa, kasa i jeszcze raz: kasa! Nie jest rzeczą nor-malną wrzucenie życia prywatnego i życia medialnego do jednego kotła, mieszając to wielką łychą i dostając za to pieniądze. Później prześladowane przez paparazzich znane postacie mają pretensje, że ci siadają na drze-wach i robią zdjęcia w nieodpowied-nich momentach. I tu właśnie zaczyna się cała zabawa. Dasz palec, oni we-zmą całą rękę. Chciwość i obsesja na jednym punkcie. Na punkcie pienię-dzy. Wszystko to dzieje się za sprawą ko-

mercji, za którą chowa się wiele pojęć

np. sława, pieniądze. Branża muzycz-

na pod względem dóbr materialnych

rośnie w potęgę, zaś pod względem

ambicji upada. Gdzie, kiedy i dlaczego

nastąpił ten przełom? Kiedy pieniądz

przejął kontrolę nad robieniem cze-

goś, co się kocha? Niewyobrażalne i

nie do przyjęcia jest dla mnie to, że

instrumenty, które mają swoją duszę,

na których powstawały przeboje skali

światowej, odejdą w niepamięć.

Bach, Mozart, Metallica, AC/DC,

Guns’N Roses, czy choćby polski Per-

fect, TSA. Czy za kilka lat ktoś jeszcze

o nich będzie pamiętał? Przerażająca

jest przyszłość, prawda? Pozostaje

nam tylko trzymać kciuki, by komer-

cja odeszła na drugi plan, a władzę

przejął underground.

Czasem, siadając przed telewizorem lub słuchając radia, mam cichą nadzieję,

że natrafię na coś nowego, oryginalnego. Otóż nie. Dlaczego tak się dzieje?

Maciej Lewandowski

Fot. Last.fm

Page 16: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

PORTRET

Imię i nazwisko: Mateusz Stemplewski

Pseudonim: Matt Sanders

Wiek: 22 lata

Strona internetowa: http://www.myspace.com/mattsanderspl

Od kiedy interesuję się muzyką klubową: Muzy-

ka klubowa przewijała się przez moje życie w sumie od zawsze. Ciężko przypomnieć sobie pierwszą styczność - w każdym razie bardzo dawno. Przygody z DJ'ką jeszcze wtedy na dobre nie zacząłem.

Debiut: Nie pamiętam...(śmiech) Zagrałem seta w klu-

bie Artema (w Świedziebni - red.), ale tak, jak mówiłem, występów za wiele nie było, z tego względu, że większy nacisk kładę na produkcję muzyki (mimo wszystko).

Inspiracje i wpływy: Inspiruje mnie wszystko

(śmiech). Czasem usłyszę w radiu jakiś kawałek - nieko-niecznie klubowy, czasem po prostu układam sobie w głowie jakieś melodie. Wszystko zależy od humoru, samo-poczucia itd. Muzyka powinna wyrażać jakieś emocje - niezależnie od gatunku. A jeśli juz mają być konkrety, to bardzo lubię słuchać Deadmau5'a, Sebastiana Legera, Laidback Luke'a, Prydza czy Axwella. Pomijając muzykę klubową, lubię posłuchać dobrego rapu, a czasem porząd-nego chilloutu - jedno i drugie rysuje fajne obrazki w gło-wie, i na pewno daje dużą inspirację.

Gdzie możecie mnie usłyszeć: W sumie to wszędzie

i nigdzie. Dużo polskich, jak również zagranicznych klu-bów, gra moje kawałki, a jeśli chodzi o livesety, to jeszcze czekam na swoje 5 minut. Tak jak wspomniałem - produk-cja na pierwszym miejscu, żebym za jakiś czas mógł po-wiedzieć, że można usłyszeć moje kawałki w rozgłośniach radiowych.

Osiągnięcia: Na te większe ciągle czekam. Małych suk-

cesów mam już w sumie sporo. Szereg remixów dla pol-skiej czołowki, kilka EP'ek, które można kupić w większo-ści sklepów internetowych z muzyką klubową, a przede wszystkim - uśmiechnięte twarze i pewna grupa słucha-czy, która z dnia na dzień rośnie. Co będzie dalej- czas pokaże.

Plany na przyszłość: Na co dzień studiuję bezpieczeń-

stwo cywilne, ale na temat pracy po studiach mogłabyś zrobić oddzielny artykuł, wiec chyba tego tematu ciągnąć nie ma sensu. Planów na przyszłość konkretnych nie mam - ciężko się tak poukładać. Muzyka to przede wszystkim pasja - daje mi tyle, ile daję jej ja. Prawda jest taka, że jak się taką przygodę z muzyką zacznie, to nie da sie tego tak naprawdę skończyć.

16 17

Żuromińska scena muzyczna obfituje nie tylko w rockowe kapele. Naszym towarem eksportowym mogą być też twórcy muzyki klubowej. Przed Państwem DJ Matt Sanders i LiQuid DJ!

fot. Matt Sanders

Page 17: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

PORTRET

17

Imię i nazwisko: Bartek Grzelak

Pseudonim: LiQuid DJ

Wiek: 18 lat

Strona internetowa: https://www.facebook.com/LiQuidOfficial

Od kiedy interesuję się muzyką klubową: Muzy-

ką interesuję się od czasów jeszcze podstawówki, kiedy to powoli podpatrywałem, jak chłopaki prowadzili szkolne dyskoteki i tak powoli to się wszystko zaczęło. Potem, w czasach gimnazjum, zasiadywałem już w szkolnym radio-węźle oraz prowadziłem wszystkie dyskoteki, lecz to był dopiero początek. W 2 klasie gimnazjum miałem już swo-je pierwsze odtwarzacze oraz mixer i wtedy zaczęła się moja prawdziwa „zajawka" na muzykę. W tajniki tego wszystkiego wprowadzał mnie również DJ z Żuromina - Matt Sanders.

Debiut: Mój debiut nastąpił w roku 2009, kiedy to po

raz pierwszy zagrałem w klubie Ibiza, w Boguszewcu. Pierwszy raz miałem okazję stanąć za konsolą i mieć tę satysfakcję, że robię to na tyle dobrze, że ludzie reagują pozytywnie na to, co i w jaki sposób gram.

Inspiracje i wpływy: Inspiruje mnie publiczność, dla

której gram. Chcę ją rozbawić i, żeby zapamiętała tę noc jak najdłużej. Do każdej imprezy zawsze się specjalnie przygotowuję, szukam takich utworów, do których ludzie nie mają jeszcze dostępu. Praktycznie zawsze, po wypusz-czeniu jakiegoś promo seta lub składanki, jestem pytany, jakie utwory zostały zagrane. Oczywiście, mam też przy-jaciół po fachu, z którymi zawsze, kiedy coś nowego się pojawi na forach, od razu przesyłamy sobie linki, żeby każdy z nas miał czym zaskoczyć swoją publiczność.

Gdzie możecie mnie usłyszeć: Usłyszeć mnie moż-

na, między innymi, w Ibizie - Boguszewcu, gdzie gram dosyć często, ale również grałem w takich klubach, jak Artema - Świedziebnia lub Viva Windyki Sunday - Wróble-wo, do których serdecznie zapraszam. Zajmuję się rów-nież graniem na imprezach prywatnych typu osiemnastki i różne imprezy okolicznościowe, dlatego nie zawsze mogę jechać do klubów.

Osiągnięcia: Dużo ich nie ma, bo staż jest mały. Jak na

razie, na swoim koncie mam już dostanie się do najwięk-szego forum w Polsce, wydającego comiesięczne składan-ki (4clubbers Hit mix Team) i niedawno, razem z przyja-ciółmi oraz Klubem Milenium, wydaliśmy składankę, która była wydana w 400 egzemplarzach i rozdawana na me-etingu DJ w klubie Milenium w Prudniku.

Plany na przyszłość: Oczywiście, że wiążę z muzyką.

Mój najbliższy cel jest taki, żeby zostać w jakimś klubie rezydentem. Kolejnym moim planem jest to, żeby robić w Żurominie więcej imprez takich, jak Noc DJ'ów, która od-była się w „Restauracji u Rucińskich", ze względu na po-godę, ale dobrze by było w wakacje zrobić parę takich imprez plenerowych. Jestem przekonany, że frekwencja na pewno byłaby niemała.

Oliwia Kujawa

fot. Bartek Grzelak

Page 18: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

ZBLIŻENIE

Czy mógłby pan opowiedzieć pokrót-ce o tym, jak zaczęła się pańska ka-riera muzyczna? Zaczęła się przypadkowo. Śpiewałem w chórze, w technikum budowlanym, bo chciałem zostać architektem. W rodzinnym Radomiu był chór męski. Dostałem tytuł technika budowlane-go i przyjechałem do Warszawy. My-ślałem sobie: „Zostanę architektem, pójdę na politechnikę”. Zjawiłem się na uczelni – był straszny tłok, a ja nie należałem do Związku Nauczycielstwa Polskiego, więc nie miałem żadnej ulgi. W gablocie wisiała lista tych, którzy zdali. Moje nazwisko znajdo-wało się w tym spisie, jako że zdałem egzamin. Była jeszcze druga lista – tych, którzy zostali przyjęci. Na tym spisie mojego nazwiska nie było. Po-tem koledzy powiedzieli mi: „Frajerze, jakbyś był w ZNP, to by ci dodali 5 punktów i byś przeszedł”. Bardzo lubię to wspominać, bo wła-śnie przez tę porażkę zostałem pio-senkarzem. W końcu też to uwiel-biam. A tak poza tym, jak uważacie, rzeczywiście jestem już przeżytkiem w polskiej piosence? Czy to, co śpie-wam, jest bardzo niemodne? Jest oldschoolowe i przez to na pew-no warte uwagi. Bo ja wam nie powiedziałem, że tak naprawdę jest tylko jedna piosenka dobra, a to, że mijają mody, nie ma nic do rzeczy. Artyści sięgają przecież po stare utwory, to wszystko ciągle powraca. Jeśli piosenka jest dobra, to

zawsze będzie dobra, niezależnie od mody. Ja większości dzisiejszych utworów słuchać nie potrafię. Cały ten hałas, śpiew na potwornym wysił-ku. Nic nie może być ważne, bo stop-niować tego krzyku się nie da. Od czasu do czasu trzeba w piosence zaśpiewać głoską, spokojnie, bez dar-cia gęby. Ważne jest, żeby słuchać tekstu i szukać nastroju. Polecam, ale to już trudniejsza sprawa. Jakie to uczucie, kiedy ma się świa-domość, że praktycznie każdy, młod-szy czy starszy, potrafi zanucić pań-ską piosenkę? Żadne uczucie. Czuję się dokładnie tak samo, jak wszyscy – siedzę, wy-głupiam się, wiadomo. Zresztą, dzisiaj na scenie (9 marca - koncert w ŻCK - red.) może lekko przesadzałem – po raz pierwszy tak żartobliwie kompro-mitowałem osobę z pierwszego rzę-du. Ale ta pani wcale się nie obrażała, była sympatyczna. Bardzo to lubię. Trzeba właśnie lubić publiczność – artysta nie może wychodzić na scenę, jeżeli będzie miał złe nastawienie względem słuchaczy. Czy jest pan zadowolony, kiedy ktoś śpiewa pańskie piosenki? Naturalnie! Przecież co mnie to ob-chodzi. Tylko nie zawsze akceptuję, jak niektórzy na siłę chcą wszystko przeinaczać i przesadnie wydziwiają. Co prawda, trzeba śpiewać od siebie, ale publiczność zwykle woli pierwo-wzór, nawet, kiedy jest gorszy. O jakim duecie pan marzy? Z kim pragnąłby pan zaśpiewać? Nie lubię duetów. Kiedyś kazali mi zaśpiewać coś z Alicją Majewską. Ire-na Santor dla kompletu musiała mieć na płycie duet ze mną. Opracowanie piosenki było słabe; po prostu wzięła mnie do duetu dlatego, że jesteśmy kumplami. A ja nie mogłem odmówić, chociaż było mi to kompletnie niepo-trzebne.

Śpiewa pan już 55 lat. Rozumiem, że uważa pan, iż obniżenie wieku eme-rytalnego w branży muzycznej nie powinno obowiązywać... Mnie się wydaje, że piosenkarz jest w stanie śpiewać, dopóki mu jeszcze tchu starczy. Jeżeli dobrze i szczerze gospodaruje resztkami głosu, nie wi-dzę żadnych przeciwwskazań. Czego słuchał pan jako nastolatek? Zawsze interesowała pana muzyka podobna do tej, którą sam pan two-rzy czy ciekawiły pana bardziej ze-społy w stylu The Animals, których „Dom wschodzącego słońca” pokusił się pan zinterpretować? Przy „Domu wschodzącego słońca” po prostu się darłem. Taka była mo-da, więc wrzeszczałem. Cały Związek Radziecki przejechałem na tym krzy-ku. Ale lubiłem takie piosenki. Uwiel-białem francuskie utwory, między innymi Charles'a Aznavoura. Jestem jednak polskim piosenkarzem i wolał-bym, żeby było więcej miejsca na utwory w ojczystym języku. Bo szcze-rość i prawda u piosenkarza jest naj-ważniejsza. Inaczej to jest tylko han-dlowanie zewnętrznością.

18 19

Od ponad 50 lat na scenie. Swoje długie doświadczenie w przemyśle roz-rywkowym tłumaczy słowami: „Piosenkarz jest w stanie śpiewać, dopóki mu jeszcze tchu starczy...". Wywiadu udzielił nam Jerzy Połomski.

Rozmawiali: Michał Stępień Oliwia Kujawa

fot. ZCK (KG)

Page 19: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

INTERNET

19

Jak odkryłam T-Raperów… YouTube przyciąga miliardy naszych przyjaciół na całym świecie. Serwuje nam dużą dawkę rozrywki pod rozma-itą postacią. Siedzę pewnego dnia przed otwartą witryną YouTube, za-skoczona uroczą pogodą pierwszego dnia kwietnia i mimowolnie w wyszu-kiwarkę wpisuję hasło: pada śnieg (a teraz ręka w górę ci, którzy w podob-ny sposób próbują zabić nudę ). Jakie są efekty wyszukiwania? Tuż obok popularnej piosenki „Pada śnieg” wykonanej przez Edytę Górniak, wi-dzę też wykonanie Smerfów, Karpo-wicza, a nawet Lady Gagi! Znajduję repertuar zespołu o nazwie „T-raperzy znad Wisły” , włączam, cieka-wa hiphopowego wykonania piosen-ki. Zaskoczona, od pierwszych do ostatnich sekund nagrania, parskam gromkim śmiechem.

Kim są T-Raperzy? Ciocia Wiki powiedziała: „T-Raperzy znad Wisły - polski zespół muzyczny założony w 1995 roku przez Grzego-rza Wasowskiego, Sławomira Szczę-śniaka, Lucynę Malec i Andrzeja Bu-truka. Jest to zespół, który w latach 1995 - 2000 był nieodłączną częścią programu telewizyjnego Komiczny Odcinek Cykliczny. Utwory przez nich tworzone kwalifikują się do hip-hopu komediowego ,mają charakter saty-ryczny, niegdyś też były tworzone nie w stylu rap, a disco.” Co ciekawe ich twórczość znają niektórzy z młodsze-go pokolenia. Cóż, nie ma się co dzi-wić, porównajcie sobie trud przeczy-tania lektury z przesłuchaniem skocz-nej i wesołej piosenki T-Raperów. Ich twórczość stała się inspiracją dla wie-lu producentów, np. słynny refren brzmiący ; „Mieszko Mieszko, mój

koleżko” wykorzystano w odcinku „Rodziny Zastępczej” i w piosence Grupy Operacyjnej. Zespół, który - jak odkryłam - ma tyle lat, co ja, ma interesujący sposób bycia, utwory są bardzo zabawne i przede wszystkim ciekawe. Płyty, które wydali, mogłyby umilić naukę historii i języka polskiego zarówno znużonej młodzieży gimnazjalnej, jak i rozhasanym podstawówkowiczom.

Jak w sympatyczny sposób można nauczyć? Jak przedstawić

historię, aby zachęcić do nauki i przekazać ją w łatwy sposób?

Odpowiedzi na te pytania znalazła przewrotna i zabawna gru-

pa o nazwie T-Raperzy znad Wisły. Pamiętacie?

Paulina Prusak

Fot. Internet

Page 20: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

MŁODZI TWÓRCY

20 21

Mój Mały... Wiesz, że podobno, kiedy pingwin znajdzie przyjaciela, zostaje z nim na zawsze? Cudowne, prawda?

Są sobie wierne i lojalne do końca. Mimo wszystko. To jest przyjaźń. Ale co, jeśli taki pingwin się zako-cha?! Otóż, kiedy znajdzie ukochaną osobę, także zostaje z nią do końca. Do końca i o jeden dzień dłużej…

Pamiętasz, jak kiedyś nazwałeś mnie pingwinem? To było wtedy, kiedy nagle w listopadzie spadł śnieg. Dużo śniegu. Cieszyłam się, jak dziecko. Ty też. Na białym puchu wydeptałam dla Ciebie serduszko. Zrobiłam to drobnymi kroczkami tak, jak ten nielot w czarnym fraku z białym brzuszkiem.

Jestem pingwinem i nic, co pingwinie nie jest mi obce. Bądź moim prywatnym Pik – Pokiem i zostań ze mną do końca, i o jeden dzień dłużej. I niech ten dzień trwa wieczność. Ucieknijmy stąd. Zbudujmy nasze własne igloo na miłosnym biegunie. Z dala od miernot, które tylko czekają, aż nasze uczucie stopnieje.

Bo ja bez Ciebie, z pingwina, zamienię się w suchy liść. Rozsypię się na miliony kawałków. Zapadnę się do pod ziemię. Uduszę się. Zamarznę. Z Tobą przecież nigdy bym nie zamarzła, nawet w najmroźniejszym miejscu na świecie…

Proszę, zostań moim Pik – Pokiem… Twój Pingwin

Hej la la la Nie mam siły trzymać serca, serca, które drży dziurawe od kul z jaskółczych jaj, bezsensu podrzucanych. Hej la la la Dusi mnie babciny, zielony sweter, sweter z wodorostów wyhodowanych w całym morzu brudnych łez. Hej la la la Dochodzi czwarty już wschód, wschód olśniewający, oślepiający, na więcej brak już tchów Hej la la la Zamknij oczy, bo spadniesz, spadniesz na kolce, które wejdą nawet pod paznokcie twoich stóp. Hej la la la Jeśli słyszysz ten urywany śpiew, śpiew dochodzący z drzwi znaczy, że jesteś głęboko pod ziemią. Hej la la la Hej la la la Hej la la la Tak to ja. Leżę koło ciebie. Zimne mam dłonie, zimne mam usta. Ciemność jest zimna. La la.

Pagu

-Luz maleńki. -Maleńki ? Pierwsze słyszę. -Nie jest źle być maleńkim, zapewniam. -Zapewne łatwiej jest schować się przed wszystkimi, niż lu-dziom „trochę” większym. -I maleńcy mogą schować się pod skrzydłami tych nieco więk-szych. -A czy Ci więksi dzielą się na takich, którzy skrzydła mają i tych, którzy nie mają ? -Każdy ma skrzydła. Ale niektórzy nie potrafią pod nie przy-garnąć maluczkich oraz pod skrzydła niektórych maluczcy nie chcą się chować. -Widzę, że to bardzo złożony proces. -Wbrew pozorom nie. -Hm... Była już taka, ale moje skrzydła okazały się dla niej nie-wystarczające. Zresztą, nieważne. -To jest ten drugi przypadek.

P i Z

Page 21: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

MŁODZI TWÓRCY

21

Prace wykonała Sylwia Kowal-czyk - tegoroczna maturzystka z liceum w Żurominie. Jeżeli i Ty chciałbyś pokazać nam swoją twórczość, wyślij swoje prace pod [email protected].

Page 22: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

MALI EKSPERCI

Jaką mamy teraz porę roku? Wszyscy: Wiosnę!!! Cieszycie się, że zima odeszła? Wszyscy: Tak!!! Marysia: Ja nie lubię w zimie tego mrozu, który szczypie w nos. Klaudia: I trzeba się grubo ubierać i mama mnie musi ubierać. Zuzia: A ja nie lubię, jak jest bardzo dużo śniegu i można się zakopać. Ola: A ja w zimie nie lubię zakładać tych grubych, grubych bucików. Jaś: Ja nie lubię zakładać swetrów, które mnie swędzą. Klaudia: A ja bym chciała mieć taki telefonik fajny. To jest dyktafon. Klaudia: No to bym chciała mieć taki dyktafonik. Jaś: A ja bym chciał mieć taką Klaudu-się, która by mi służyła. Z czym wam się kojarzy wiosna? Marysia: Mi to się kojarzy z kwiatami. Kuba: I z ptakami. Jaś: Może jeszcze z latem.. Klaudia: Na wiosnę ptaki przylatują. Marysia: Pokazują się pączki. Kuba: Jakie pączki? Marysia: Na drzewach. Klaudia: I rosną truskawki. Marysia: I malinki i jabłuszka. Mateusz: I bazie kotki! Klaudia: I można iść na spacerki so-bie. Marysia: Wiosną można też robić kompost. Chyba kompot...? Marysia: Kompost! Klaudia: A co to jest ten kompost? Marysia: No taka ziemia, no ziemia,

no a potem się to daje kwiatom, to lepiej rosną. Co można robić wiosną? Klaudia: Można skakać na trampoli-nie, zjeżdżać z zjeżdżalni, huśtać się na huśtawce i biegać po trawie, o, tutaj też tak można biegać. Klaudia: I jeszcze można się rozebrać na golasa. Kuba: A ja będę teraz jeździł na takim skuterku, brum, brum! Ola: I można jechać do babci. Kuba: I jeść lody! Jaś: Lody! Lubię lody! Klaudia: Można jeść lody z posypką lub bez, można jeść truskawkowe, czekoladowe, waniliowe i już nie wiem, jakie… Kuba: Wiosną można robić grilla. Zuzia: A moja babcia odkrywa pia-skownicę i mogę się bawić w niej już. Marysia: O, a ja lubię robić babki z piasku. Jaś: No, ja jak robię babkę, to mówię: „Babko, babko upiecz się, bo jak nie to cię zjem!” A jakie ważne wydarzenie kojarzy wam się z wiosną? Klaudia: Eee. Boże Narodzenie? Kuba: To Wielkanoc chyba. A co się robi w związku z tymi świę-tami? Marysia: Moja mama robi duże po-rządki wtedy. Klaudia: Tak, moja też i jajeczka ze strychu przynosi. Kuba: A u nas to robimy takie zajączki na jajka i się wkłada. Jas: A ja na jajkach to robię takie kre-seczki, takie kolorowe jak tęcza. Ola: Trzeba iść do kościoła zanieść koszyk.

Mateusz: I trzeba tam włożyć kiełba-sę, jajko… Klaudia: Chlebek, takie różne rzeczy. Marysia: Cukierki! Cukierki też można wsadzić. Na wiosnę ludzie się zakochują. Z czym wam się kojarzy wiosenne za-kochanie? Klaudia: Mi z lodami Ola: Z malowaniem jajek. Jaś: A ja byłem kiedyś zakochany w Marysi i było mi smutno…

Czemu było Ci smutno? Jaś: No, bo ona się we mnie nie zako-chała… Klaudia: A Jasiu to się wcale nie zako-chał w Marysi, bo się nie całowali. Czy trzeba się całować, jak jest się w kimś zakochanym? Mateusz: Można ją zabrać na dysko-tekę. Marysia: A ja to jak się zakochałam, to dawałam różne rzeczy i byłam grzeczna. Klaudia: Ja chciałam jeszcze powie-dzieć, że jak byliśmy w pięciolatkach i tutaj, to Kuba mnie całował. Kuba: A ona mnie biła. Klaudia: No, bo ja go nie lubiłam i go nie kochałam, a teraz poszła Kuby mama do mojej mamy do pracy i po-wiedziała mojej mamie, że Klaudia to jest Kuby miłością. Jaś: I tak najbardziej to ja się zakocha-łem w Marysi koleżance. Marysia: Ja ci dam koleżankę! Jaś: No ona jest najfajniejsza. Marysia: Jo, najfajniejsza, najfajniej-sza to jestem ja!

22 23

Przed Wami gremium niepowtarzalnych i niezależnych ekspertów. Przedszkolaki odpowiedzą na każde pytanie. Dlaczego? Bo tylko one mogą spojrzeć na problem bez kilkunastoletniego bagażu doświadczeń. O wiośnie– mali eksperci z Przedszkola nr 2 w Żurominie.

Zebrała: Olga Żurawska

Page 23: KONTRAST nr 3 (13) kwiecień/maj 2012

Nabór do szkół ponadgimnazjalnych

na rok szkolny 2012/2013

Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Jana Pawła II w Żurominie

TECHNIKUM: Zawód: Technik informatyk Technik mechatronik Technik mechanik Technik handlowiec

ZASADNICZA SZKOŁA ZAWODOWA: Zawód: Mechanik pojazdów samochodowych Elektromechanik pojazdów samochodowych Operator obrabiarek skrawających. Wielozawodowa. www.zspzuromin.edu.pl

Liceum Ogólnokształcące im. Marii Dąbrowskiej w Żurominie

Klasa I A: MATEMATYCZNO-INFORMATYCZNA przedmioty rozszerzone: matematyka, informatyka, fizyka

Klasa I B: MEDYCZNA przedmiotu rozszerzone: biologia, chemia, fizyka

Klasa I C: TURYSTYCZNA przedmioty rozszerzone: j. angielski, geografia, j. niemiecki

Klasa I D: HUMANISTYCZNO-PRAWNICZA przedmioty rozszerzone: j. polski, historia, wiedza o społeczeństwie

Klasa I E: EKONOMICZNA przedmioty rozszerzone: matematyka, geografia, j. angielski www.lozuromin.pl

Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych w Zielonej

LICEUM OGÓLNOSZTAŁCĄCE Humanistyczna

TECHNIKUM 4-letnie Zawód: Technik-informatyk Technik-ekonomista Technik-rolnik www.zspzielona.zuromin-powiat.pl

Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Orkana w Bieżuniu

KLASA HUMANISTYCZNO-JĘZYKOWA Rozszerzony język polski oraz język obcy. W drugiej klasie rozszerzone przedmioty humanistyczne do wyboru. KLASA WOJSKOWA Klasa ogólnokształcąca ze zwiększoną liczbą godzin przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa oraz szkolenia wojskowe. KLASA OGÓLNOSZTAŁCĄCA www.lobiezun.szkolnastrona.pl

www.zetceka.republika.pl www.facebook.com/ZetCeKa