KONTRAST NR 1 (17)

24
NR 1 (17)/ NR 1 (17)/ NR 1 (17)/MARZEC MARZEC MARZEC/KWIECIEŃ KWIECIEŃ KWIECIEŃ 2013 2013 2013 DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY ISSN 2299-0607 Cena: 1zł

description

KONTRAST to gazeta pisana przez młodzież o młodzieży i dla młodzieży. Chcemy, aby nasze pismo było dla was nie tylko źródłem żuromińskich informacji, ale także zachęcało do działania i udzielania się w sprawach naszego powiatu. Wszystkich czytelników zachęcamy, by pisali o czym chcieliby przeczytać w naszej gazecie, a także co można jeszcze udoskonalić w KONTRAŚCIE. Mamy nadzieję, że wspólnymi siłami stworzymy porządne pismo młodzieżowe. Spotkania grupy dziennikarskiej KONTRAST w poniedziałki o 16:00 w ŻCK. Dołącz do nas! Kontakt: [email protected]

Transcript of KONTRAST NR 1 (17)

Page 1: KONTRAST NR 1 (17)

NR 1 (17)/NR 1 (17)/NR 1 (17)/MARZECMARZECMARZEC///KWIECIEŃKWIECIEŃKWIECIEŃ 201320132013

DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY

ISSN 2299-0607

Cena: 1zł

Page 2: KONTRAST NR 1 (17)

3

Droga Animatorko! Ale się porobiło! Pozmieniało się u nas przez te dwa miesiące. A wiesz co? To wszystko przez maturę! Przygotowania do egzaminu zabrały kilku fajnym osobom z redakcji – w tym naszej naczelnej – tak dużo czasu, że nie mogą już zbytnio udzielać się w „Kontraście”. Jednak na szczęście znalazło się niedawno trochę świeżej krwi, która – miejmy nadzieję – równie dobrze albo i jeszcze lepiej prowadzić będzie to czasopismo. Mam nadzieję, że polubisz nasze młode owieczki oraz mnie w roli naczelnego. A tak w ogóle, to co u Ciebie słychać? Jak po feriach? Słyszałem, że trochę się działo w domu kultury podczas przerwy zimowej. Szkoda, że nie było mnie akurat w Żurominie. Zrobiliście podobno boisko paintballowe w pomarańczowej (teraz zielonej) sali! Zgaduję, że jak tylko dostaniesz nowy kontrast w ręce, otworzysz czym prędzej na rozkładówce i rzucisz się na Bednarka jak Reksio na szynkę. Nasze dziennikarki przeprowadziły z nim obszerny wywiad, więc jest co szarpać! A co do Bednarka, ochłonęłaś już po koncercie czy nadal masz w głowie tylko jego reggae?

Dio woła mnie z głośników, więc będę już kończył swój wstępniak. Życzę ci cierpliwości do mnie i do nowych dziennikarzy. Mam nadzieję, że nie będzie nam szło jak po gruzie. PS, gdybyś znała kogoś, kto chciałby do nas wpaść i może zostać na dłużej, to przekaż mu, że nie gryziemy. Przynajmniej na pierwszym spotkaniu... S.

NIEC

IE

RP

CE Z

WŁO

KI

Michał Stępień redaktor naczelny

KONTRAST 1(17)/2013

2

KONCERT KUBUSIA PUCHATKA- 4

RECENZJE - 5

TRUDNY KROK KU DOROSŁOŚCI - 6-7

STUDIA - 8-9

WARTO POMAGAĆ - 10

RAPERKA - 11

BEDNAREK - 12-14

CZY WARTO BYĆ SOBĄ? - 15

SYMULATORY - 16

HIPSTERZY - 17

WOŚP - 18

NA PARAPECIE - 19

PRZEDSZKOLAKI - 20

ONI SĄ STĄD! - 21

MŁODZI TWÓRCY - 22-23

SPIS TREŚCI STOPKA

Redaktor naczelny: Michał Stępień

Zastępca naczelnego: Paulina Jarzynka

Skład: Hubert Redmer

Zdjęcia: Olga Panek, Kamil Szyfer

Redakcja: Krzysztof Gutowski, Paulina Jarzynka, Oliwia Kujawa, Monika Mendowska,

Aleksandra Ostrowska, Paulina Prusak, Izabela Sosnowska, Patrycja Stankiewicz,

Aneta Strzelec, Weronika Śliwińska, Olga Żurawska

Współpraca: Zbigniew Izdebski, Joanna Królikowska

Opiekun: Karolina Grześkiewicz

Wydawca: Żuromińskie Centrum Kultury

Druk: Courier, Jacek Gronkiewicz,

ul. Szpitalna 21/23

Adres: ŻCK Pl. Piłsudskiego 27 09-300 Żuromin

E—mail: [email protected]

Facebook: www.facebook.com/

KontrastCzasopismoMlodziezowe

Page 3: KONTRAST NR 1 (17)

3

OTW

AR

CI N

A K

ULT

UR

Ę!

Drogi Naczelny! Witam Ciebie po raz pierwszy w tej roli. Nowe owieczki również serdecznie witam, cieszę się, że nie próżnują i już zabrały się do dziennikarskiej pracy. Nadchodzi wiosna, a z nią nowy numer KONTRASTU. Nie mogę doczekać się przeczytania wszystkich artykułów, dodatkowo ciekawa jestem, co powie Kamil Bednarek, kiedy przeczyta wywiad. Tak, tak... już 7 kwietnia ponownie w Żuromińskim Centrum Kultury koncert rasta-szamana :) Pytałeś o ferie zimowe, na ostatniej stronie KONTRASTU znajdziesz fotorelację z intensywnych 2 tygodni w ŻCK. Każdy z uczestników mógł znaleźć coś dla siebie i miło spędzić czas wolny – inspirująco i kulturalnie. Zabieram się za artykuł o hipsterach, muszę w końcu dowiedzieć się ”Kim jest hipster?” i czy jestę hipsterę?

Karolina Grześkiewicz animator kultury w ŻCK

KONTRAST 1(17)/2013

Page 4: KONTRAST NR 1 (17)

Będąc dzieckiem, siedziałam przed telewizorem i jak zahipnotyzowana oglądałam przygody tego wesołego misia. Kto inny bardziej niż on zasługuje na swoją osobistą kartkę w kalendarzu? Żuromińskie Centrum Kultury z okazji tego jakże ważnego dnia w roku przygotowało specjalny koncert dla Puchatka. Drugim nieoficjalnym powodem zorganizowania wydarzenia były urodziny dyrektora ŻCK (cała ekipa KONTRASTU składa najlepsze życzenia!). Na koncercie zaprezentowały się zespoły żuromińskiej floty muzycznej. Pierwszy wystąpił zespół Szinuk. Następnie na scenie pojawił się dobrze już wszystkim znany KART. Później zagrał Ikarion. Jak można się było spodziewać, pod sceną pojawiła się grupa wiernych fanów zespołu. Koncert zakończył zespół Old Roads. Całe wydarzenie podsumuję krótko: oby więcej, oby częściej!

5

M ały, gruby żółty miś w czerwonej koszulce. Pierwszy ulubieniec i bohater niejednego dzieciństwa. Kubuś Puchatek miał swój dzień 18 stycznia.

AKTUALNOŚCI

KONTRAST 1(17)/2013

Paulina Jarzynka

fot. Aneta Strzelec

4

Page 5: KONTRAST NR 1 (17)

5

PO

LE

CA

MY

GRA — Rocksmith Dla miłośników gier muzycznych znudzonych uderzaniem w guziki plastikowych gitar znanych z Guitar Hero czy Rock Band nadeszła nowa era. Firma Ubisoft wpadła na pomysł zastąpienia zabawki prawdziwą gitarą elektryczną, elektroakustyczną lub basową. Kupując grę, otrzymujemy płytę, klucz do gry oraz specjalny kabel umożliwiający podłącze-nie prawdziwej gitary do portu USB w komputerze. Rocksmith przeznaczony jest nie tylko dla osób rozpoczynających przygodę z gitarą, ale także dla zaawansowanych gitarzystów, którzy w grze szukają wyzwania oraz prawdziwej zabawy. Testując grę, nie miałem z nią żadnych problemów, przed każdą piosenką uruchamiany był stroik, aby przygotować się do gry. W trakcie zabawy miałem możliwość emulowania gitary basowej, grając na gitarze elektrycznej. Gra posiada ponad 50 znanych utworów, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Gra nie jest jednak idealna; osoby, które nigdy nie miały styczności z gitarą, mogą mieć na początku problemy z akordami, ponieważ mają tylko krótką chwilę na ułożenie palców do konkretnych dźwięków. Osoby, które uważają, że muzyka to za mało, mogą również przetestować swoje umiejętności w minigrach, takich jak Ducks, w której musimy strzelać do kaczek lecących na konkretnym progu gitary. Są też inne minigry, w których używamy gitary jako kontrolera, ale resztę możecie przetestować sami!

Hubert Redmer

FILM – „The Perks of Being a Wallflower”, reżyseria i scenariusz: Stephen Chbosky Produkcja, na którą czekałam przez kilka miesięcy, nie należy do łzawych komedii lub niesamo-wicie ambitnych filmów. Jest to melodramat, który porusza kwestie dojrzałej miłości, wiernej przyjaźni i… depresji. Głównym bohaterem jest licealna młodzież, jednak film nie dotyczy takich problemów, jak: „w co się ubrać?” albo „czy ja jestem szczęśliwa w tym związku?”. Obraz mówi o chorobie psychicznej młodego chłopaka, który kilka miesięcy wcześniej przeżył śmierć swojego najbliższego przyjaciela, a w dzieciństwie ukochanej ciotki. Problemy szły za nim, dopóki.. No właśnie, dopóki.. nie poznał rodzeństwa, które postanowiło wciągnąć go w prawdziwe, licealne życie. Pełne szkolnych imprez, spotkań, wychodzenia do kina czy słuchania muzyki. Ale czy po spotkaniu na swojej drodze „nowych przyjaciół” było lepiej? Możecie dowiedzieć się sami..

Fanów starego, alternatywnego rocka mogą przyciągnąć piosenki takich zespołów, jak The Smiths, Sonic Youth albo New Order, które towarzyszą widzowi przez szybko mijające 103 minuty filmu.

Aneta Strzelec

KSIĄŻKA — „Hera moja miłość”, Anna Onichimowska; wyd. Świat książki Jest to książka naprawdę dająca do myślenia. Opowiada o chłopaku, który nie radzi sobie z problemami, aż w końcu sięga po narkotyki. Z pozoru niewinna rozrywka doprowadza do śmierci najbliższej mu osoby – młodszego brata. Chłopak bardzo przeżywa to zdarzenie. Sytuacji nie polepsza fakt, że rodzice traktują Jacka jak wroga, a w jego życiu pojawia się dziewczyna, która bardzo namiesza mu w głowie. Dalsze zwroty akcji zaskakują, a czasem nawet szokują czytelnika. Anna Onichimowska na odwrocie książki pisze: „Zdecydowałam się opowiedzieć o tym, co zwykło być milczeniem”. Nie zawiodła nas. Opowieść z perspektywy samego narkomana, jego rodzinnego domu i relacji z rodzicami robi wrażenie. Zakończenie tej zawiłej historii wydaje się błahe, pozostawia niedosyt. Dlatego z największą przyjemnością sięgnę po kontynuację, czyli „Lot Komety”. I Was też do tego zachęcam!

MUZYKA — Hey „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan", Supersam Music 2012 Kiedyś czytałem książeczkę „Punk Rock Later" o polskich niezależnych muzykach przełomu lat 80. i 90-tych. Każdy z wywiadowanych artystów mówił więcej o polityce niż o muzyce. Może w tym jest klucz do odpowiedzi na pytania, w jakim punkcie jest teraz Hey, a gdzie np. Grabaż, gdzie ludzie zwracają uwagę na muzykę, a gdzie na „przesłanie" tekstu (bo o wartościach artystycznych nie ma co za bardzo rozmawiać). I gdzie słychać rozwój, a gdzie „śluz, dźwięki starych taśm". Na szczęście płytę można opisać o wiele przyjemniej. Nosowska płynie na muzyce jak surfer na 20-metrowej fali, a pozostali członkowie sekstetu (!), nie wyłączając producenta Marcina Borsa, pomagają jej w tym skutecznie. Słychać, że nie mają w domach tylko swoich płyt, można nawet powiedzieć, że ta płyta brzmi jak coś, czego na pewno nie słuchają (np. Chairlift - kojarzy ktoś?). Najlepsze zdecydowanie "Co tam?", „Podobno", „Z przyczyn technicznych", na drugim biegunie „Wieliczka". No i teksty - ciekawe, intrygujące. Ale że refren singla rady nie daje? To wielki Peszek.

Krzysztof Gutowski

KONTRAST 1(17)/2013

Olga Żurawska

Page 6: KONTRAST NR 1 (17)

O czym mamy nie zapomnieć? Bo nie chodzi tu o Monte. Tylko o życie, o decyzje, które musimy podjąć. W tym momencie strach przed nieznanym, strach przed podejmowaniem decyzji jest naszym najgorszym doradcą. Mamy nie zapomnieć również o tym, że od dzisiejszych decyzji będzie zależała nasza przyszłość. Nasze być albo nie być. A każdy z nas chce być! Chce istnieć na tym świecie. Chce dojść do czegoś, co będzie miało sens. Tylko co w dzisiejszych czasach tak naprawdę ma sens? Wysokie stanowisko i pieniądze? Własny dom i rodzina? Spełnianie dziecięcych marzeń? Jak dziś mogę o tym wszystkim zadecydować? Mając 18 lat, muszę już wiedzieć, co chcę robić przez najbliższe 60 lat; to przecież niewykonalne.

Dziś dzieci, jutro dorośli… Jest z pewnością wśród nas grono osób, które mają zaplanowane życie, które wiedzą, że przejmą firmę po rodzicach, że muszą iść w ich ślady. Bo rodzice utorowali im szlak, którym będą kroczyć. Możemy im chyba pozazdrościć spokojnych głów i lekkiego snu, bo mają jakąś pewność. Mają to bezpieczeństwo zapewnione-go bytu. Ale co z tą ogromną ilością ludzi, którzy perspektywy mają jedynie do maja? Będą chodzić do szkoły, w maju napiszą maturę, a dalej tylko pustka. Przecież nie można się nam dziwić. Matura zaczęła znaczyć tyle, co ogromna przepaść. Jednego dnia jesteśmy dziećmi ze szkół średnich, a kolejnego dnia piszemy maturę, po której stajemy się dorośli. Od matury i jej wyniku zależy wszystko. Czy dostanę się na studia?

Czy pójdę do lepszej czy gorszej szkoły? Co będę mogła robić po tym kierunku? Czy będę miała dość pieniędzy, by utrzymać siebie, a w przyszłości rodzinę? Mamy myśleć o dalekiej przyszłości, która jest dla nas tak odległa i niepewna, a rodzice całe życie utrzymywać nas nie będą. Głową prosto w mur… W końcu będziemy musieli wyfrunąć z ciepłego i przytulnego gniazda. Niektórzy z nas na pewno nie pofruną, tylko uderzą głową prosto w beton. Pozostaje nam tylko modlić się, obym to nie była Ja. Ale jak mamy wybić się i pofrunąć? Czy jest jakiś złoty środek? Jakaś rada dobrej cioci? Podobno do odważnych świat należy. Więc może musimy skakać? Próbować? Carpe diem, chwytać dzień? Ale co, jeśli nam się nie uda?

6

„-Bartek, jak myślisz, kim ja będę, jak będę dorosły? -Ty możesz zostać gwiazdą rocka, gwiazdą filmu, a nawet siatkówki. Ale nie zapomnij o... ”

FELIE

TO

N

KONTRAST 1(17)/2013

fot. Kamil Szyfer

7

Page 7: KONTRAST NR 1 (17)

FELIE

TO

N

I nasza głowa rozbije się o beton? Co wtedy…? Gdy studia, które wybraliśmy, nie sprawdzą się w przyszłości? Nie będziemy mogli dostać żadnej pracy. Gdy portfel będzie pusty? Zostanie powrót do rodziców i praca „na kasie” po ukończonych wyższych studiach. Ale nawet „na kasy” nie chcą przyjmować ludzi z dyplomem. Musimy zacząć budować swój własny grunt pod nogami. Tylko nikt nie może dać nam pewności, że sobie poradzimy. Reformy, reformy, reformy! Nowe życie zaczyna się zbliżać. Czy na pewno jesteśmy wystarczająco do niego przygotowani? Czy możemy przewidzieć, co może nas czekać za rok, dwa, dziesięć lat? Myślę, że wiemy stanowczo zbyt mało. Zbyt wiele się od nas wymaga, a zbyt mało czasu poświęca wprowadzeniu nas w dorosłe życie. Łatwo jest oceniać. Łatwo jest mówić, że nie wiemy nic o życiu. Ale jak mamy się dowiedzieć, skoro rzucają nas na głęboką wodę? Zamiast kształtować od młodszych lat w dziedzinach, które są dla nas, my musimy się ukierunkować przed samą maturą. Albo po ogłoszeniu wyników,

gdy będziemy musieli wybrać w końcu jakąś szkołę. I pewnie często ten wybór będzie nietrafny. Wylewający się potok słów z dorosłych ust… Wiem, że nie jesteśmy jedyni, którzy zmagają się ze strachem i presją dorosłości. Bo jesteśmy jedynie kolejnymi młodymi ludźmi, którzy wchodzą w ten nowy świat. Każdy musiał przez to kiedyś przejść. Skoro inni dali sobie radę, my też damy. Ale lęk jest. Wywoływany na każdym kroku słowami: A co dalej? Co po maturze? Często pada odpowiedź, jeszcze nie wiem albo nie jestem pewna/pewny. Potok słów wypływający z ust osób od nas starszych zaczyna jeszcze bardziej „spinać”, jeszcze bardziej zamykamy się w sobie. Czujemy, że musimy wybrać taki kierunek studiów, byśmy mogli mieć dobrze płatną pracę, byśmy mogli wybudować dom z basenem i jeszcze kupić mieszkanie w Brazylii. Nie obchodzi ich to, że zagubimy przez to nasze marzenia? Gdzie satysfakcja z robienia czegoś, co się kocha? Chyba już brak miejsca na naszych dyskach na dom, rodzinę, szczęście, miłość, dzieci. Stajemy się

robotami, zaprogramowanymi na zarabianie pieniędzy. Ale czy to nasza wina? Słysząc słowa: nie idź na ten kierunek, po nim masz zero szans na pracę. Pod presją słusznych decyzji podjąć nie można. Nasze życie. Nasz wybór! Chyba zostało nam tylko skakać prosto w ogień. Ryzykować. Najwyżej upadniemy. Ale wstaniemy. Bo człowiek zawsze wstaje. Jeden wolniej, drugi szybciej. Ale zawsze wstanie. Życie i tak wszystko ma dla nas zaplanowane. Musimy tylko patrzeć na znaki. Obserwować i szukać szczęścia. Przyjmować każdą szansę. I próbować do skutku. Byśmy nigdy nie powiedzieli, że nasze życie nie ma sensu. Musimy znaleźć sens i równowagę miedzy tym, co chcemy mieć i tym, co musimy posiadać, by przeżyć. Nie możemy oglądać się na innych; oni życia nie przeżyją za nas. Teraz nadszedł nasz czas. Już nic nie zmienimy. Zostało kilka miesięcy, a później gońmy za marzeniami, a nie za pieniędzmi i zadowoleniem innych. Musimy zadowolić samych siebie. To my musimy przeżyć swoje życie, bo nikt inny za nas tego nie zrobi.

KONTRAST 1(17)/2013

Izabela Sosnowska

fot. Kamil Szyfer

7

Page 8: KONTRAST NR 1 (17)

Czy wzornictwo przemysłowe było Twoim wymarzonym kierunkiem studiów? Mniej więcej w połowie liceum spotkałam się z dziewczyną, która zaczęła studiować na tym właśnie kierunku. Sama nazwa „wzornictwo przemysłowe" była dla mnie wtedy dość niezrozumiała i kojarzyła się raczej z czymś bardzo technicznym. Nie myślałam o tym kierunku jak o swobodnym projektowaniu zupełnie nowych form. Po rozmowie z jedną ze studentek postanowiłam odwiedzić warszawski Wydział Wzornictwa i przeprowadzić wywiad środowisko-wy wśród profesorów i innych studentów. Tam zostałam zachęcona do odbycia kursów przygotowaw-czych na egzaminy wstępne oraz uczęszczania na dodatkowe lekcje rysunku i malarstwa, by mieć pew-ność, że to jest to, co chcę studiować. Jako że wzornictwo przemysłowe jest stosunkowo młodym kierunkiem, takie działania były niezbędne do podjęcia decyzji. Mój wybór o studio-waniu na Akademii Sztuk Pięknych był bardzo świadomy i ciężko stwierdzić, czy o tym marzyłam. Zaczęło się raczej od impulsu, później przerodziło się w ciekawość, a następnie w pasję. Rzecz jasna, zamiłowanie do kreacji (szycia ubrań i dodatków, robienia „koralikowej" biżuterii, eksperymen-towania z malarstwem czy rzeźbą, z jakimi miałam styczność od czasów podstawówki) podpowiedziało mi, w którym kierunku powinnam się rozwijać, a radość, jaką z tego czerpałam, upewniła mnie w podjętej decyzji.

Czy przedmioty, które należy zdawać na maturze, by móc aplikować na ten kierunek, mają faktyczne przełożenie na jego naukę? Oceny z matury i rodzaj zdawanych przedmiotów ma znikomy wpływ na dostanie się na uczelnie artystyczne. Tam liczą się wyniki z trzydniowych egzaminów wstępnych wraz z rozmo-wą kwalifikacyjną na ostatnim etapie doboru listy studentów. Niemniej jednak podczas studiowania łatwiej jest zaliczyć przedmioty teoretyczne, takie jak: historia sztuki czy historia wzornictwa, jeśli wcześniej na maturze zdawało się ten przedmiot (historia sztuki). Sama skończyłam liceum o profilu językowym, a na maturze – we własnym zakresie, zaliczyłam historię sztuki. Bardziej znaczące jest to, co robi się poza szkołą, jak malowanie (pierwszym etapem rekrutacji na ASP jest złoże-nie teczki z pracami rysunkowymi i malarskimi) czy inne zajęcia przygo-towujące praktycznie do egzaminów na studia, rozwijające zdolności manualne i napędzające kreatywność. Co można robić po tym kierunku? Pierwsze dwa lata studiów na Gdańskiej ASP to lata zapoznawania się z dziedziną projektowania 2D i 3D (projektowanie graficzne i projekto-wanie produktu) plus ogólne wyrobienie wyczucia w projektowa-niu, poprzez przedmioty, takie jak kompozycja, malarstwo, rysunek i rzeźba. Poprzez zaznajomienie się z programami komputerowymi i urządzeniami cyfrowymi, zapozna-

łam się z technikami prezentacyjnymi i sposobami kreowania. Całość jest podparta zajęciami z technologii, konstrukcji, materiałoznawstwa i inną teoretyczną sferą wzornictwa przemysłowego. Wracając do pytania, pierwsze cztery semestry, nastawione na ogólny rozwój twórczy studenta, dają ogromne możliwości tego, czym można zająć się po ukończeniu Wzorn ictwa Przemysłowego. Zaznaczę, że po drodze można odkryć, co tak naprawdę nas interesuje i czy rzeczywiście odnajdu-jemy się jako student danego kierun-ku. Po wzornictwie wiele osób nie robi tego, co „słownikowo" powinno robić. Każdy ma inny patent na tytuł „magistra sztuki", czasem jest to praca w biurze projektowania graficz-nego czy produktu, ale może być to praca w reklamie, czy też jako dekorator, a nawet fotograf. Studia wyrabiają ogólny smak w dziedzinie szeroko pojętej sztuki. Uczą obserwa-cji – analizy oraz reakcji na te obser-wacje w naszym codziennym życiu, dostrzegania inspiracji w otaczającym nas świecie, dlatego możliwości jest bardzo dużo i to od nas zależy, jak bardzo kierunek studiów będzie miał wpływ na dalszy rozwój – karierę zawodową.

8 9

…zaczyna się od kierunku studiów. Jeżeli nie wiesz, na jakie studia iść, w każdym numerze naszego dwumiesięcznika przybliżać będziemy różne kierunki. W tym artykule chcemy zapoznać Was z kierunkiem wzornictwo przemysłowe. Krótkiego wywiadu udzieliła nam Natasza Grześkiewicz, absolwentka Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Dąbrowskiej w Żurominie, która ukończyła wzornictwo przemysłowe na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.

STU

DIA

fot. Natasza Grześkiekicz

KONTRAST 1(17)/2013

Page 9: KONTRAST NR 1 (17)

Jakich ludzi można tam poznać? Odpowiadając na poprzednie pytanie, zahaczyłam o temat wyrabiania gustu. To właśnie jest powiązane ze środowiskiem, w którym obcuje student ASP. Spotykane tam indywi-dualności kształtują tolerancję, a poznając ich postrzeganie świata – zgadzając się lub negując ich świato-pogląd – poznajemy siebie. Ci ludzie inspirują i motywują. Są niesamowicie ważnym elementem tych studiów. Napotkałam osoby tak różne od sie-bie, że zmieniłam ogólne postrzega-nie, co ułatwiło późniejsze kontakty. Na ASP można poznać specyficzne postaci, intrygujące osobowości czy po prostu interesujących ludzi, a obcowanie z nimi to znakomita lekcja akceptacji. Jaki jest Gdańsk poza uczelnią? Szczerze mówiąc, ciężko mi odpowie-dzieć na to pytanie, gdyż mój kieru-nek pochłonął niemalże 100% mojego czasu. Studiowanie na Wzornictwie – jeśli ma się na myśli budowanie dobrego portfolio już w czasie studio-wania – równa się „zwiedzanie" firm, sklepów, hurtowni i fabryk w celu znalezienia materiałów czy technolo-gii, jakie można zastosować do wyko-nania projektu. Z tej perspektywy mogę o Gdańsku powiedzieć bardzo wiele.

Jako że pytanie dotyczy Gdańska poza uczelnią, mogę zwrócić uwagę na kameralny charakter starego miasta, co tworzy przytulną atmosferę. Z kolei dostęp do morza i status europejskiej stolicy bursztynu wyróż-nia go spośród innych miast, przyciągając ludzi nie tylko z Polski.

Co możesz poradzić osobom chcącym studiować wzornictwo przemysłowe? Należy być świadomym i uważnym w życiu codziennym oraz wnikliwie obser-wować otaczającą nas rzeczywistość.

9

"Wzornictwo przemysłowe zmierza do objęcia tych wszystkich aspektów otoczenia człowieka, które albo są uwarunkowane produkcją przemysłową, albo są jej bezpośrednim rezultatem"

- Definicja przyjęta przez Kongres ICSID w Londynie, 1969. źródło: ICSID Education Guidelines, 1993

NIEZBĘDNIK KANDYDATA

WZORNICTWO PRZEMYSŁOWE NA ASP

wymagania

posiadanie świadectwa dojrzałości

odpowiednie zdolności artystyczne

pozytywny wynik na egzaminie wstępnym i zajęcie odpowiedniej pozycji na liście klasyfikacyjnej (według

ilości punktów uzyskanych w trakcie postępowania rekrutacyjnego)

I etap (maksymalnie do uzyskania 110 punktów, wymagane minimum – 70 punktów)

egzamin z rysunku – 20 pkt., egzamin z malarstwa – 20 pkt.,

egzamin specjalistyczny – 70 pkt. II etap (maksymalnie do uzyskania 30 punktów, wymagane minimum – 15 punktów)

Rozmowa kwalifikacyjna – analiza zrealizowanych przez kandydata w czasie konkursowego egzaminu praktycznego prac.

STU

DIA

Rozmawiała: Monika Mendowska

KONTRAST 1(17)/2013

Mapa ASP

Page 10: KONTRAST NR 1 (17)

Najlepszym sposobem na to, aby pobudzić nasze umysły i wrażliwość w sercach, są działania fundacji, stowarzyszeń oraz reklamy społeczne. Jedną z nich jest Fundacja TVN „Nie jesteś sam”, która powstała w 2001 roku. Zajmuje się ona także pomocą na rzecz placówek służby zdrowia i ośrodków społecznych. Prowadzi również działania rzeczowego i finansowego wspierania chorych dzieci i starszych. Myślę, że główne jej założenie to przedstawienie pokrzywdzonym osobom, że nie zostały same, że zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo ich los i przyszłość nie są obojętne. Ukazywane w reklamach dzieci i ich problemy zapewne już nieraz rozbudzały w nas świadomość i współczucie. Zawsze gotowi jesteśmy, by wysłać sms-a, bo „jeden sms może tak wiele”. Jednak na stronach internetowych można zauważyć też nieco odmienne nastawienie. Ludzie krytykują przedsta-wiane reklamy, nazywając je „spamem” lub „skrajnie denerwującymi”. Napisane przez nich opinie wyrażają bardzo negatywne nastawienie do publikowania tego typu reklam. W niektórych przypadkach dezaprobują nawet taki sposób udzielania pomocy. Czy można powiedzieć, że nie opłaca się wspierać takich organizacji? Właśnie, tu duże znaczenie ma słowo „opłaca się”.

Ludzie tak naprawdę nie mają ochoty robić czegoś, co nie przynosi żadnych korzyści dla nich samych. Wciąż doma-gają się więcej, a ich wyrachowany sposób myślenia budzi czasami niesmak i odrazę. Ludzie są wolni, mają prawo wyboru. Jedni pozostają już na zawsze bierni i nieczuli na nieszczęście innych. Nie w każdym jednak przypadku można postawić taki zarzut, ponieważ niektórzy po prostu nie zauważają cudzej krzywdy; ich podzielność uwagi jest zbyt ograniczona. Inni natomiast potrafią wyobrazić sobie smutek, rozczarowanie i nieszczęście chorych dzieci. Chyba każdy chce w jakiś, choćby najmniejszy sposób przyczynić się do ich uśmiechu i spełnienia marzeń, bo „wszyscy mamy marzenia, ale nie każdy może je spełnić”. Czyż nie powinniśmy być bardziej otwarci i tolerancyjni? Nie należy porównywać, szukać różnic między ludźmi. Trzeba mocniej pokazywać swoje zainteresowanie i zaangażowanie, trzeba dać do zrozumienia, że druga osoba jest potrzebna i ważna. Dla dzieci z fundacji choroba to nie wyrok, „choroba to nie kara, lecz sprawdzian z miłości i człowieczeństwa”.

FELIE

TO

N

XXI wiek to czas, w którym niełatwo jest samemu przezwyciężyć trudności i życiowe przeszkody. Ludzie obarczeni ogromem spraw często nie potrafią nawet zauważyć drugiego człowieka. Stają się chłodni i obojętni na ludzką niedolę.

KONTRAST 1(17)/2013

Patrycja Stankiewicz

www.gazeta.pl

11 10

Page 11: KONTRAST NR 1 (17)

WY

WIA

D

C zasy się zmieniają, zmieniają się poglądy, łamiemy zasady, burzymy stereotypy. Coraz częściej większe rewolucje zachodzą w muzyce. Od wieków królują różne typy muzyki, począwszy od disco

polo, a skończywszy na metalu. Gdzieś pomiędzy nimi zawsze był rap. Jak dziś prezentuje się jego pozycja wśród odbiorców? O tym m. in. rozmawiałam z gimnazjalistką z Bieżunia – Ewą Perłowską - której kariera właśnie się rozpoczęła.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z rapem? To był przypadek, zbliżał się Dzień Patrona szkoły w naszym gimnazjum i wychowawca zdecydo-wał, że to ja będę reprezentowała klasę. Zaproponował mi napisanie piosenki w rytmie hip-hopowym o naszym patronie. Poszłam do domu z myślą: „Jakoś to będzie”. Usiedliśmy z bratem i zaczęliśmy sklejać zwrotki. Powstał krótki utwór, co prawda na 24 wersy, dołożyliśmy do tego jakiś bit i zaśpiewałam w szkole. Wszystkim się podobało, zajęłam pierwsze miejsce, no i jakoś tak mi ten rap utkwił w głowie i teraz w kółko „się piszą same” piosenki. Czy ktoś ze środowiska hip-hopowego inspirował cię? Czy miałaś wcześniej kontakt z rapem? Wcześniej, jak byłam młodsza, zawsze się interesowałam muzyką, śpiewa-łam, chodziłam na lekcje śpiewu. Po jakiś czasie jednak przestałam o tym myśleć. Zainteresowałam się gastronomią. Jednak w końcu wróciłam do muzyki. Jak wygląda proces tworzenia tekstu? Czy zależy to od weny, czy od chęci opisania konkretnej sprawy? Właśnie to w dużym stopniu zależy

od weny. Na przykład wczoraj na matematyce napisałam nową piosenkę na cztery strony o pewnej dziewczynie. Tekst przyniosłam ze sobą, głównie dlatego, że pani psycholog mi kazała... (śmiech). Akurat ten tekst wyjątkowo szybko się pisało, jakieś 20 minut, a rymy same się układały i... wyszło, jak wyszło. Można więc powiedzieć, że teraz bardziej orientujesz się w rapie, w tym środowisku… Zdecydowanie lepiej się orientuję. Sama sobie ściągam bity i samodziel-nie staram się coś stworzyć. Orientujesz się zapewne też w płci damskiej reprezentującej polski rap, np. Wdowa, Tes czy Ania Sool. Po zapoznaniu się z ich twórczością, drogą do popularności - jak myślisz, czy łatwo jest kobietom w rapie? Wiesz co, może jest trochę trudniej niż mężczyznom, mamy, według mnie, zupełnie inny tok myślenia i każdy nagrywa o czymś zupełnie innym, ale mimo wszystkich trudności one piszą. Piszą o tym, że kobieta powinna być sobą, powinna być niezależna; piszą prawdę o życiu, potrafią na codzienne sprawy zwrócić uwagę w tekstach, nie piszą o

jointach i tych wszystkich innych sprawach, które są mniej ważne. Podczas swoich występów kiedykol-wiek spotkałaś się z odrzuceniem przez publikę? Właśnie nie! Kiedy występowałam podczas WOŚP-u, w przeddzień byłam chora; myślałam już, że nie pójdę, ale poszłam i… zapomniałam tekstu! Po prostu śpiewałam piosen-kę i w pewnym momencie zapomnia-łam tekstu; stałam, załamałam się, spojrzałam na widownię, wszyscy bili brawo, krzyczeli, żebym nie poddawa-ła się i zaczęła śpiewać dalej. No i od nowa poleciało. I teraz, kiedy szłam ulicą, spotkałam osoby, które były świadkami występu. Mówiły mi, że mam dar, że świetnie śpiewam. Pewna pani zaczepiła mnie na ulicy i oświadczyła ze łzami w oczach, że powinnam kontynuować to, co robię, bo te teksty uderzają i sposób, w jaki je śpiewam – o dziwo - bardzo jej się podobał. Zatem wiążesz przyszłość z rapem? Może nie do końca, bo zawsze intere-sowałam się gastronomią i z nią właśnie wiązałam przyszłość, ale rap na pewno zostanie ze mną na dłużej.

Paulina Prusak

KONTRAST 1(17)/2013

Jeśli ktoś w Żurominie narzekał, że w tej mieścinie to tylko metal i metal, może zamilknąć. MWR Rzymek otrzymał

wyróżnienie na zeszłorocznym Koncercie Pamięci Naszych Przyjaciół, a dołączona do tego numeru „Kontrastu” płyta

to nagroda. MWR nie jest może pierwszym raperem w okolicy, ale na pewno pierwszym legalnie wydanym.

A jeśli jakiegoś wielbiciela "prawdziwej" (czyt. granej na gitarach) muzyki to mierzi? Jego problem.

Krzysztof Gutowski

11

Szukajcie ich na facebook'u https://www.facebook.com/MWRRzymek

Page 12: KONTRAST NR 1 (17)

Najczęściej występujesz przed dużo większą publicznością niż dziś. Jak się czujesz, grając na tak niewielkich scenach? Dzisiaj mam przed sobą nietypowy koncert. Jest to dom kultury, co wiąże się z zupełnie inną publiką, o wiele szerszym wachlarzem, jeżeli chodzi o wiek. Można powiedzieć, że to jest wyzwanie. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że są tutaj ludzie młodzi, jest i starsze pokolenie, więc trzeba sprawić, żeby muzyka dotarła do każdego. Myślę, że patrząc na to, co dzieje się z ludźmi na koncertach, nie ma problemu z potwierdzeniem, że tak się dzieje. To jest fajne. Muzyka reggae jest tak łatwo przyswajalna, że bez względu na to, ile masz lat, bez względu na to, co robisz, ona do ciebie trafia. Rozglądałem się dzisiaj i najbardziej w tych wszystkich domach kultury nie lubię krzesełek, bo wszyscy na nich siedzą zamiast się ruszać. Jednak o to też chodzi, żeby poderwać ludzi do zabawy. Jest trochę miejsca z przodu, damy radę. Powiedziałeś, że muzyka reggae jest łatwo przyswajalna, a co sądzisz o kondycji współczesnego polskiego reggae? Mamy naprawdę bardzo zdolnych artystów, tylko że, niestety, niektórzy tworzą muzykę zbyt ambitną względem tego, co lubią Polacy. Ostatnio jest takie… jak to się nazywa… (nuci) „Ona tu jest i tańczy dla mnie…" To jest takie śmieszne. Jak zobaczyłem, ile razy tę piosenkę wyświetlono na You Tube, to złapa-łem się za głowę. Gdzieś dwadzieścia milionów, nie? Jest tylu artystów, mówię artystów, a nie łupu-cupu, którzy naprawdę robią świetną muzy-kę, a nie są doceniani. Na przykład Dawid Portasz, nie wiem, czy kojarzy-cie. Jaki głos! Na Jamajce występował przede mną. Ludzie go pamiętali i byli pod wrażeniem jego głosu, a ja byłem wtedy dumny, że jestem Polakiem.

Tak to się mówi: kurczę, on jest od nas. Jest wielu artystów, którzy, moim zdaniem, powinni grać na świecie, ale warunki w Polsce nie zawsze im w tym pomagają. Myślę, że niejeden z młodych ludzi grających w zespole, a nawet ze starszych artystów odczuł na własnej skórze, że Polska jest trudna do grania. Jednak ogólnie stoi na wysokim poziomie. Osobiście lubię słuchać polskich bandów, nie wszystkich, ale mam tu swoich faworytów. Odnalazłbyś się w innym gatunku niż reggae, na przykład w rocku? Myślę, że tak. Lubię każdy rodzaj muzyki, który zagrany jest z feelin-giem. Słucham nawet klasyki, puszczam sobie symfonie. Myślałem ostatnio nad funkiem, strasznie lubię stare brzmienia. Jest taka składanka, Ministry Of Sound, coś jak James Brown i klimaty starego funku. Sam spróbowałabym czegoś takiego z zadziorem. Może szykuje się coś takiego? Będę starał się łączyć style. Teraz nie boję się tego. Nie chcę też grać stricte reggae. Jeżeli gram rootsy, to nie zmieniam ich, nie chcę z nimi kombinować. Ale są też takie gatunki, które można połączyć z muzyką

reggae i mają one fajną energię. Rap fajnie łączy się z reggae. Nie zawsze się to sprawdza, ale ostatnio trochę poeksperymentowa-łem i Think About Tomorrow zrobiłem tak, że jest w nim inny bit, a całość to proste piano. Jeden kawałek, który jest połączeniem rapu i reggae, zrobiłem ze Stuffem i brzmi on już inaczej. Mi się podoba. Fajna energia. Refren śpiewany z zawijaczem, spoko. Można kombinować. Twój najnowszy krążek Jestem jest dużo bardziej refleksyjny niż Szanuj. Z czego to wynika? Myślę, że przede wszystkim z tego, czego doświadczyłem przez dwa lata. Rzeczywiście jest on mniej rozrywko-wy. Nigdy nie robiłem niczego pod publikę, nie stawiałem sobie za cel, że to ma być puszczane w radiu, że to ma się sprzedać, ale ma to się podobać ludziom. Po prostu wyrzuciłem wszystko, co miałem w sobie, gdzieś tam, w środku. Niektóre kawałki odkopałem z szafy, na przykład Dla Ciebie. Miałem 17 lat, jak to napisałem. Prosty tekst, prosta melodia. Cisza jest napisana poniekąd dwa lata temu. Ale nie cała. Drugiej zwrotki brakowało, ostatnio ją dopisałem. Tak naprawdę różnica wynika z tego, czego doświadczyłem.

12 13

K amil Bednarek swoim występem w ŻCK, niczym prawdziwy jamajski szaman, zaczarował całą publikę. Koncert muzyka okazał się ogromnym sukcesem, a nam udało się porozmawiać z nim

przed występem o tym, co jest dla niego ważne, o marzeniach, muzyce reggae i wielu, wielu innych...

WY

WIA

D

KONTRAST 1(17)/2013

fot. ŻCK

Page 13: KONTRAST NR 1 (17)

Można powiedzieć, że dojrzałeś? Myślę, że tak. Taki szybki kurs dojrzewania. Wszystko, co działo się przez te dwa lata w moim życiu, było ogromnym wyzwaniem. Po pierwsze, żeby nie zwariować, żeby w tym wszystkim pozostać sobą. Po drugie, żeby się zdystansować. Po trzecie, ogarnąć sytuację, bo to była szansa jedna na milion, ale nie obyło się bez przeszkód. Dla mnie najgorszym ze wszystkiego, czego doświadczyłem, jest brak prywatności. Utrata skarbu, który wy macie i nie życzę wam, żebyście go stracili. Z drugiej strony pojawiła się przypinka programów – że jestem określany gwiazdą. Jestem skazany na to, że u kogoś, kto mnie rozpoznaje, od razu mam wykreowa-ny wizerunek, chociaż on mnie w ogóle nie zna. Ale to są już drobiazgi. Jeśli ktoś jest otwarty, to po rozmowie stwierdzi, że jest inaczej. Co jest jeszcze fajnego w tym wszystkim? Jeżeli dostajesz taką szansę, to jednocześnie otwierają się przed tobą drzwi do możliwości i tych możliwości jest naprawdę dużo. Rzeczywiście zagrałem na wielu scenach, o których kiedyś marzyłem. Weźmy nawet Woodstock, gdzie na koncercie co chwila przechodziły mnie ciarki. Nigdy nie byłem w takim miejscu i to jest dowód na to, że tak naprawdę, jeżeli masz pasję, warto inwestować w nią całą swoją energię. Mimo że, wiadomo, szkoła, studia i praca, do której musimy chodzić, to warto też mieć pasję, bo ona odciąga od tego wszystkiego i sprawia, że człowiek czuje się wyjątkowo. Ja akurat miałem fuksa, udało mi się i żyję z pasji. Na razie tak jest i bardzo się z tego powodu cieszę. Jak robi się to, co się lubi, to nie przepracowuje się ani jednego dnia. To jest na pewno duży plus. Wspominałeś wcześniej o wyjeździe na Jamajkę. Zmieniło się dzięki temu twoje życie? Życie może nie, ale bardzo mocno wpłynął on na mnie. To było życiowe marzenie. Nie wiem, jak to opisać. Kiedy już stanąłem na tej ziemi, nie wiedziałem, co się dzieje. Po prostu nie wierzyłem. Fascynujące. W tym marzeniu wybiegałem w przyszłość, miałem nadzieję, że może kiedyś się

spełni. Nie jest łatwo tak po prostu tam polecieć i pracować z takimi muzykami, bo mieliśmy tam muzyków Boba Marleya, muzyków Shaggy’ego i była to dla nas jeszcze większa lekcja niż sama wycieczka. Na pewno, jeżeli chodzi o Jamajkę, to pomogła mi ona w pozbyciu się wstydu - przed pokazywaniem tego, co przeżywam na scenie. Oni nauczyli mnie, żeby pokazywać swoje emocje ludziom, żeby dawać im te emocje. Od kiedy wróciłem z Jamajki, zacząłem zupełnie inaczej podcho-dzić do koncertów. To rzeczywiście jest prawda, oni mieli rację, że warto pokazywać emocje. To się odbija, ludzie dają ci energię, ty dajesz ją im, znowu oni tobie, ping-pong rozgrywa się do końca i fajnie się kumuluje. Ta nauka była dla mnie bardzo ważna, bo wstydziłem się pokazywać uczucia na scenie. Teraz już nie mogę doczekać się każdego kolejnego koncertu. Czy występowanie na scenie stało się trudniejsze odkąd stałeś się rozpoznawalną gwiazdą, czy jednak to pomaga? Są i plusy, i minusy. Plusem jest to, że mam swoich ludzi, że mam dla kogo grać. Z drugiej strony minusem jest to, że są tacy, którzy przychodzą dla obrazka. Jedni pojawiają się dla muzyki, drudzy przez przypadek i moim zadaniem jest nie zawieść tych, którzy we mnie wierzą i udowodnić im, że na żywo moja muzyka brzmi lepiej niż na płycie. Tych, którzy przychodzą dla obrazka, chcę zarazić muzyką, żeby otworzyli uszy, a tych, którzy są neutralni albo przeciwni, przekonać. Serce rośnie, kiedy ktoś, kto nie lubił tej muzyki i źle ją oceniał, po koncercie podszedł do niej zupełnie inaczej. To jest przede wszystkim wyzwanie.

Masz piosenkę, której nie lubisz wykonywać? Nie. Ja bardzo lubię śpiewać. Nie lubię jedynie słuchać swojego głosu. Nie mam takiej piosenki, na szczęście nie. A jakaś swoja ulubiona piosenka? Ulubiona? Tak. Co ja lubię śpiewać… Chase the devil. Tylko że to nie jest moje (śmiech). A coś twojego? Z moich... Teraz lubię śpiewać Światu Brakuje Troski. Uwielbiam Think About Tomorrow. Fajnie mi się to śpiewa. Teraz z innej beczki. Czy jako nastolatek miałeś jakieś kompleksy? Tak. Ciągle wydawało mi się, że jestem za chudy, ale to się chyba nie zmieniło (śmiech). To już mi minęło, wyrosłem z tego kompleksu. Jak udało ci się go przezwyciężyć? To nie tak, że bardzo się wstydziłem. Zawsze byłem do siebie bardzo zdystansowany i swoje wady zamie-niałem w uśmiech. Żartowałem sam z siebie i chyba dzięki temu uodporni-łem się na własne kompleksy. Ale jeśli się je ma, to trzeba pamiętać, że to jesteś ty, że jesteś wyjątkowy. Nie można nigdy sobie pozwolić na to, żeby kompleksy wzięły górę, a ty się czujesz brzydko i jesteś w ogóle z innej planety. Nie. Każdy człowiek jest wyjątkowy i musi pamiętać o tym, że ani wygląd, ani nic innego nie jest ważne tak bardzo jak to, jakim ty jesteś dla innych ludzi, bo możesz czuć się najgorszy na świecie, ale jeżeli masz dobre serducho, to wszystko do ciebie wróci. To jest prawda. Jeżeli ktoś daje ci dobrą energię, ty go pamiętasz. Zawsze.

13

WY

WIA

D

KONTRAST 1(17)/2013

Ciąg dalszy na stronie 14

fot. ŻCK

Page 14: KONTRAST NR 1 (17)

Jak sądzisz, czy gdybyś nie wystąpił w znanym talent show, twoja droga życiowa potoczyłaby się inaczej? Tutaj można gdybać. Pozmieniało mi się całe życie i podejrzewam, że gdybym nie poszedł do tego programu, i tak na pewno bym grał. Może nie byłbym znany na tak masową skalę, ale zawsze wierzyłem w mój zespół. Wiedziałem, że jeśli nie na całą Polskę, co w ogóle mi się nie marzyło, to będziemy grać i mieć swoich fanów chociaż w środowisku. Występować na jakichś festiwalach i robić to dla radości, dla pasji, a nie dla zarobku. Zawsze bym sobie poradził, nawet jeśli miałbym robić coś, czego nie lubię, musiałbym zadbać o to, żeby bezpiecznie spać i nie martwić się, że któregoś dnia czegoś mi zabraknie. Na pewno nie zostawiłbym muzyki. Trudno mi powiedzieć, jak mogłoby się to potoczyć. Mówiłeś, że nie życzysz nam utraty prywatności, więc wnioskuję, że jest to dla ciebie ważne. A co poza tym jest w życiu ważne dla Kamila Bednarka? Nie chcę, żeby to zabrzmiało naiwnie, ale mam taką swoją piramidkę. Jej fundamentem jest moja rodzinka, którą kocham i za którą bardzo tęsknię, a także moi najbliżsi przyjaciele, których jest niewielu, za to tacy na dobre i na złe, co by się nie działo. Oni pomogli mi nie zwariować. Wracałem do domu i czułem się normalnie, a jeśli coś było nie tak, zaraz mi o tym mówili

i mogłem od razu to redukować. Oni są najważniejsi, bo wiem, że nawet gdyby wszyscy rzucali we mnie kamykami, to oni będą stali przede mną i zawsze będą mnie bronić. Druga sprawa, na pewno ważne jest zdrowie, o które nie zawsze dbam. Często nie zdaję sobie sprawy z tego, jak bardzo jest ważne. Niedawno otarłem się o stratę głosu, więc muszę uważać. W tej piramidce na trzecim miejscu jest muzyka, moja pasja, równo z fanami, dopiero później cała reszta. Zdaję sobie sprawę, że gdyby nie ludzie, którzy mnie słuchają, nie mógłbym się realizować, nie miałbym dla kogo grać. Fani są w moim życiu bardzo ważni. Staram się być otwarty, co czasami bywa trudne, bo jestem tylko człowiekiem i nie zawsze mam na wszystko full energii, ale staram się dawać radę. Na razie jest okej. Jak odpoczywasz? Jak nabierasz sił po tych wyczerpujących momentach? Mam mało czasu na odpoczynek. Przyzwyczaiłem się do takiego trybu życia, że śpię parę godzin, potem trasa, a te kilometry też strasznie męczą. Drogi w Polsce to jakiś kosmos, ciągle coś w remontach. Jeśli odpoczywam, to zazwyczaj w domu. W swoich czterech ścianach, zazwyczaj z przyjaciółmi, uwielbiam siedzieć i nic nie robić, grać na Play Station, słuchać muzyki, bawić się muzyką, tworzyć coś nowego. Kiedy gram jeden materiał ileś tam czasu, to wracam do domu, mówię sobie, że chciałbym już coś nowego, siadam i zaraz tworzę. Odpoczywam zazwy-czaj z muzyką, z przyjaciółmi oraz przy gierkach. Mówiłeś, że spełniłeś już swoje największe marzenie, to był wyjazd na Jamajkę. A czy masz teraz jakieś inne marzenia, mniejsze, większe? Spełniłem już tyle moich marzeń, zaczynając od tych najmniejszych, a kończąc na Jamajce. Warto pamię-tać, żeby zaczynać od tych najmniej-szych marzeń. Zobaczyłaś ładną bluzkę, cokolwiek, coś, co ci daje radość i ja takich marzeń pospełnia-łem naprawdę bardzo dużo. Życiowe też, bo to była Jamajka. Mam teraz takie jedno, na które nie mam ciśnie-nia. Nie musi się spełnić, ale gdyby tak się stało, byłoby super. Chciałbym nagrać kawałek z Gentelmenem, ale nie na zasadzie: nagrajmy coś, bo tak będzie fajnie, tak będzie super, a najlepiej to ci jeszcze zapłacę.

Nie chcę tak. Jeśli kiedyś udałoby się zagrać z nim na jednej scenie, może doceniłby mnie i sam zaproponował, że możemy coś nagrać, że może warto by było. On jest człowiekiem, który lubi pomagać. Jeśli widzi w kimś pasję, zazwyczaj się dogrywa. Byłoby fajnie, ale na razie muszę jeszcze popracować. Czuję, że to jeszcze nie teraz. Jak zasłużę, to pewnie kiedyś się uda. Ale na razie jeszcze długa droga. Damy radę. A jakieś inne plany na przyszłość? Chciałbym odpocząć. Na pewno chciałbym pojechać na tydzień do babci, żeby pojeść coś dobrego, przytyć (śmiech) i w zaciszu u niej poodpoczywać. Mam nadzieję, że się uda. Dlatego najbliższe plany to na pewno rodzinka. Poza tym nic się nie zmienia. Koncerty, koncerty, koncerty. Co radziłbyś młodym, początkującym muzykom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze sceną? Przede wszystkim, pamiętam ze swoich doświadczeń, że najważniej-sze jest to, żeby podchodzić do wszystkiego z dystansem, żeby nie napalać się, nie rezygnować z powodu pierwszych, może nie porażek, ale niepowodzeń. My ciągle tylko dokła-daliśmy do zespołu. Na drugi koniec Polski jeździliśmy starym busem, który wręcz się gotował, niepewni, czy w ogóle uda się nam do tego celu dotrzeć. Braliśmy udział w konkur-sach, jak udało się wygrać, bardzo się cieszyliśmy, a nagrody pieniężne przeznaczaliśmy na nagranie płyty, żeby móc nagrać cokolwiek. To były niezapomniane czasy. Tak naprawdę dzisiaj często czerpię z tego energię. Przypominam sobie, co było kiedyś i to mnie nakręca. Także na pewno dystans do siebie, do tego, co się robi, nie napalać się od razu na złote góry, zacząć od czegoś, no i silna wiara w siebie, przede wszystkim, to jest podstawa, żeby cokolwiek miało sens. Muzyk musi mieć silną wiarę w siebie. Nie za silną, żeby nie popaść w arogancję, tylko wiedzieć, na co go stać i pomimo niepowodzeń iść do przodu, bo któregoś dnia zaiskrzy, nawet nie wiadomo kiedy. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że nigdy nie wiadomo. Przede wszystkim grać jak najwięcej. Wiadomo, że jest ciężko. Trzeba pokazywać swoje umiejętności i przede wszystkim wierzyć w siebie.

WY

WIA

D

KONTRAST 1(17)/2013

Rozmawiały: Oliwia Kujawa Monika Mendowska, Paulina Jarzynka fot. ŻCK

15 14

Page 15: KONTRAST NR 1 (17)

FELIE

TO

N

Z adaję sobie to pytanie zawsze, gdy widzę kolejną osobę, najczęściej dziewczynę rażąco podobną do poprzedniej. Komentują i patrzą krzywym okiem na osoby, które choć trochę różnią się od nich,

mają swój oryginalny styl. Czasem nawet obrażają tych, którzy najbardziej odstają od ich normy. Ale czy sami widzą, kim są?

Dajmy na przykład modę z ostatnich tygodni. Bardzo przypomina metalowy styl. Wszędzie kolce, ćwieki, czarne sukienki, militarne buty czy motywy rodem z wojska. Bransoletki z kolcami coraz lepiej imitują praw-dziwe pieszczochy, glany zastępują błyszczące eleganckie martensy. Czyżby połączenie glamour i hardcore? A co o tym myślą słuchacze ostrej muzyki? Cóż, niektó-rych to nie obchodzi, niektórym się podoba, a niektórym nie podoba się przerabianie ich stylu. I właśnie ci ostatni mają pretensje, ale czy bezpodstawne? Przeciętna osoba mająca metalowy bądź inny podobny styl nieczęsto spotyka się z akceptacją społeczeństwa. Jest odrzucana, niezbyt lubiana, czy nawet wyśmiewana i wyzywana jedynie za swój wygląd i muzykę, jakiej słucha. Chyba każdy, kto ubiera się na czarno, słyszy teksty w stylu: „Masz dziś na obiad zupę z kota?”. Każdy słyszy, ale nie każdy ma dystans do siebie i potrafi się tym nie przejmować. Są osoby, które przez właśnie nie akceptację rówieśników zamykają się w sobie, a nawet robią sobie krzywdę. Gdy za kilka lat taka osoba zobaczy kogoś, kto wyśmiewał jej styl, wyglądającego niemal zupełnie identycznie jak ona sama, może mieć pretensję. Czuć się urażona, zdezo-rientowana, oszukana. Bo jakim cudem ktoś, kto wyśmie-wa jakiś styl, może potem sam się w owym stylu ubierać? Otóż może. Wystarczy, że tak podyktuje moda, a ludzie zmieniają się ot tak, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Ze skrajności w skrajność. Ludzie potrafią zmienić

kolorowe dresy i deskorolki na różowe sukienki i mocny makijaż, następnie na spodnie z krokiem na wysokości kolan, by potem zacząć ubierać się na czarno i najczęściej znów wrócić do początkowego stylu. Bo taka jest natura człowieka. Zmienia się, próbuje czegoś nowego, odrzuca to, próbuje czegoś innego. Ale czy potrafi się zdecydować na coś konkretnego? Coś, co będzie wyrażało jego duszę przez całe życie. Coś, co będzie fizycznym odzwierciedle-niem jego psychiki. To trudna sztuka pomyśleć i wybrać coś samemu. Ludzie, którym się to udało, denerwują się na widok tych, którzy nie włożyli w to tyle wysiłku co oni. Metalowiec denerwuje się na widok dziewczynki słucha-jącej Justina Biebera ubranej w gorset; deskorolkowiec ma dość widoku chłopca ledwo trzymającego się na deskorolce; hip-hopowiec nie znosi ludzi w workowatych bluzach, nie wiedzących kto to Peja; hipiska nie może znieść patrzenia na kolejną kobietę w opasce na czole. Wielu ludzi wybiera łatwiejszą ścieżkę, jaką jest moda. Ubiera się tak, jak dyktuje mu kolorowy magazyn i wszyscy dookoła. Dzięki temu zaoszczędza czas na szukaniu siebie. Ale czy to dobrze? Przecież zaoszczędzony czas i tak w jakiś inny sposób zmarnuje. A czy warto poznać siebie? Osoby, które to zrobiły z pewnością stwierdzą, że warto jak najbardziej, a te, które nie, spytają: „a po co?”. Przecież tak jest im dobrze. Cóż, myślę, że to pytanie jest osobistą kwestią każdego człowieka i powinien sam sobie odpowiedzieć, czy warto być sobą?

KONTRAST 1(17)/2013

Aleksandra Ostrowska

fot. Kamil Szyfer

15

Page 16: KONTRAST NR 1 (17)

16

Przytrafiła mi się historia rodem z amerykańskiego filmu. Na jeden weekend zostałam mamą symulatora prawdziwego noworodka. Ale może zacznę wszystko od początku... Osiem lat temu odbyło się losowanie, w którym brały udział szkoły z całej Polski. Spośród nich wyłoniono kilkanaście, które otrzymały po cztery symulatory niemowląt (po kilka tysięcy złotych każdy). W gronie wylosowanych szkół znalazło się Gimnazjum w Zielonej. Od tamtej pory każdy trzecioklasista na lekcjach wychowania do życia w rodzinie uczy się opieki nad taką lalką, a potem dostaje ją do domu, żeby zobaczyć, jak poradziłby sobie w roli rodzica. Pewnie niektórzy teraz zastanawiają się, jaki to ma sens. Celem programu jest pokazanie młodym ludziom, jakie konsekwencje mogą mieć nasze decyzje. Coraz więcej młodych dziewczyn zostaje matkami, a taka lalka pokazuje, że rodzicielstwo nie jest takie fajne i różowe, jak się niektórym wydaje. To nie tak samo jak wtedy, kiedy od czasu do czasu zajmiecie się młodszym rodzeństwem albo dzieckiem znajomych. Lalkę dostaje się na weekend; dziewczyny opiekują się nią dwie doby, chłopcy jedną. Lalka wyposażona jest w komputer, który rejestruje wszystko, minuta po minucie. Nauczyciel ma specjalny programator wyświe-tlający raporty, w których wychodzi na przykład, że w sobotę o godzinie 23.15 nie zmieniłam lalce pampersa. A jak wygląda opieka nad symulatorem? Każdy „rodzic" dostaje do niego specjalny identyfikator. Kiedy lalka zaczyna płakać (najpierw cicho, potem coraz głośniej), trzeba przejechać nim po brzuszku. Usłyszymy wtedy melodyjkę, która oznacza, że lalka zarejestrowała naszą bliską obecność. Następnie sprawa nieco się komplikuje; trzeba odgadnąć, czego lalka potrzebuje. Na to wszystko od momentu, kiedy lalka zacznie płakać, mamy dwie minuty. Po tym czasie komputer odnotuje zaniedbanie. Lalka wymaga karmienia, które czasem może trwać nawet pół godziny. Do dyspozycji mamy butelkę albo tzw. sztuczną pierś. Jest to metalowa płytka, którą można przypiąć do ubrania i karmić dziecko jak prawdziwa mama. Kiedy lalka faktycznie jest głodna, po przyłożeniu do jej ust butelki usłyszymy przełykanie. Jeżeli elektroniczne dziecko dalej płacze, trzeba sprawdzić, czy nie potrzebuje zmiany pampersa; w zestawie mamy dwa. Lalka nie zareaguje, jeżeli założymy jej drugi raz tego samego pampersa.

Jeżeli lalka nie jest głodna ani nie potrzebuje przewijania, to znaczy, że chce kołysania. Trwa to od kilku do kilkunastu minut. Nie można pozwolić, żeby lalce opadła główka, ponieważ wtedy tracimy punkty (podliczane przez nauczyciela) i lalka płacze. Czasem jest grzeczna i tylko śmieje się, a innym razem płacze co pięć minut. Jak tymczasem wygląda noc? Tak samo jak dzień. Lalka budzi się 4-5 razy i potrzebuje takiej samej opieki jak w ciągu dnia. Symulator to nie budzik, nie ma funkcji drzemki, nie zaczeka jeszcze pięć minut. Dzięki temu możemy zobaczyć, że dziecko to praca 24 godziny na dobę. Część z Was pewnie myśli, że byłaby to świetna zabawa. Zanim nie dostałam do opieki jednej z tych lalek, też tak myślałam. I rzeczywiście, zabawa była. Przez kilka pierwszych godzin, bo w nocy przestawało być fajnie. Jednak, kiedy opieka już się skończyła, zrobiło się pusto i cicho. Te dwie doby z prawie żywą lalką były bardzo ciekawym doświadczeniem i wiele mnie nauczyły. Fajnie było zostać weekendową mamą, ale zobaczyłam, że to naprawdę ciężka harówka. Szacunek dla wszystkich matek i ojców. Bo z prawdziwym dzieckiem jest jeszcze ciężej; ono nie wyłączy się po 48 godzinach.

P łacze, gdy jest głodna, trzeba ją karmić, przewijać i bujać. Śmieje się, kaszle i waży tyle, co prawdziwe dziecko. Uwaga, uwaga! Oto real care baby.

WEEK

EN

D Z

DZ

IE

CK

IEM

KONTRAST 1(17)/2013

Paulina Jarzynka

www.homeschoolbebieswest.com

17

Page 17: KONTRAST NR 1 (17)

FELIE

TO

N

KONTRAST 1(17)/2013

N owy Jork. To właśnie tutaj, w południowej części Brooklynu, rozpoczęła się moda na hipsterstwo. Kilkanaście lat wstecz, mieszkania znajdujące się w tej jakże znanej i wielbionej dzielnicy,

były bardzo tanie, a wprowadzali się tu głównie młodzi artyści i wieczni studenci. W tym hermetycznym towarzystwie narodziła się moda życia na uboczu i bycia niemodnym. Od tej pory wszelakie życiowe porażki zaczęto celebrować jako największy sukces… Suche fakty. Nauczę Cię hipsterstwa bez takich nudnych historii!

Jak zostać hipsterem? Hipster musi być oryginalny. Zapomnij o zakupach w galeriach handlowych, bazarach oraz dużych markowych sklepach. Żeby być niepowtarzalnym i jedynym w swoim rodzaju, musisz odwiedzić „Ciuszka”. Tam zawsze coś jest! Koszule w szkocką kratę, trampki na wagę, koszulki z nazwami dawno zapomnia-nych zespołów, sweterki z dekoltami. Styl vintage od stóp do głów! Biegnij na zakupy, dostawa czeka! Lansy, vansy i inne szajsy Masz już szmatki? Okej, przejdźmy dalej. Żeby być najprawdziwszym hipsterem, nie możesz stawiać tylko na ubrania. Ważne jest to, by lanso-wać się w miejscach popularnych, jak McDonald i Starbucks. Z braku laku może to być remiza strażacka, jakiś czadowy kamień. Oczywiście musisz to zrobić w swoim nowym ciuszku, wyrwanym innym ludziom w second-handzie. Znajdź też swojego oryginalnego kompana. Jeśli takowego nie posiadasz, to go wymyśl. Wtedy twoje morale skoczą jeszcze wyżej! Musowo zaopatrz się też w „paczałko

polepszacze”. Jeśli nie masz wady wzroku, to nic straconego! Zawsze możesz wyczaić sobie zerówki (najlepiej na e-Bayu, Allegro dla ciebie nie istnieje). Jednak nie mogą to być okulary w zwykłych opraw-kach. Nie zapominaj o tym, że jesteś hipsterem (choć jeszcze nie do końca, ale zaraz do tego dojdziemy)! Twoje bryle muszą być widoczne z kosmosu, bo im grubsze i ciemniejsze, tym lepiej! Muszą być tak ciężkie, żebyś się przez nie garbił! Ważnym elementem twojego nowego looku są też włosy! Dziewczyno, postaw na długą, skośną grzywkę, najlepiej przemalowaną na wszystkie kolory tęczy. Chłopaku, zapuść bródkę. Podkreślisz w ten sposób swą niezależność. iPody, iPhone'y iParę iNnych iRzeczy Kolejną zasadą dobrego hipsterownia jest posiadanie jak największej ilości gadżetów! Najważniejsze jest, by były one kupione za pieniądze tatusia. Nie możesz pokazywać się na mieście z chińskimi podróbkami najlepszego producenta! Pamiętaj, że dla ciebie istnieje tylko Apple, jest twoim bogiem i nałogiem! Jeśli idziesz

na wieczorny walking przez miasto, nie zapomnij iPoda, bo jak inaczej będziesz słuchać muzyki?! Muzyczny mainstream A, jeszcze jedna ważna rzecz. Tylko ty możesz znać zespół, który „siedzi” na twojej playliście, bo inaczej się nie liczy. Postaw na underground! Im mniej znany band, tym lepiej. W sumie to najlepiej od razu zacznij tworzyć swoją własną muzykę, tylko wtedy będziesz miał 100% pewności, że nikt nie słuchał tego przed tobą. Musisz nauczyć się prowadzić konwersację na poziomie. Broń swoich muzycznych przekonań jak lew i nigdy nie pozwalaj innym poznać swojego zespołu. Pokażę ci, jak uniknąć ujawniania swojego gustu: - Czego słuchasz? - I tak nie znasz. Jeśli zastosowałeś się do wszystkich punktów, to brawo, od tej chwili je-steś najprawdziwszym hipsterem! Tylko się do tego nie przyznawaj, w końcu to ty jesteś niezależny!

Weronika Śliwińska

fot. Adam Marchlewski

17

Page 18: KONTRAST NR 1 (17)

Ludzie lubią statystyki! Muszę przyznać, że ludzie i ten „podły” świat są w stanie mnie jeszcze zaskoczyć. Jurek Owsiak to żywy dowód na to, że ludzie mogą posiadać wielkie serce, które bije też dla innych. Jest żywym dowodem na to, że jeśli człowiek chce, to osiągnie cel. Patrząc na statystyki z „biednych” początków, zaczynam twierdzić, że za tą stertą kurzu i pajęczyn na sercach i duszach ludzi coś istnieje. Coś tam chce dawać tak dużo miłości, ile tylko może. Właśnie to jest niesamowite. Nie sięgam pamięcią, żeby jakiś człowiek, chociaż raz w roku, nie wrzucił przynajmniej kilku monet do puszki. „Grosz do grosza, a będzie kokosza”- mówi stare, ale jak najbardziej słuszne powiedzenie. W roku 1993 zostało zebrane 2 422 464,76 złote. Wtedy to było „aż”, a aktualnie jest to „tylko”. 10 lat później fundacja zliczyła 30 116 786 złotych. Kiedy słyszy się, że w ciągu kilku dni cały nasz kraj zebrał tyle pieniędzy, to chce się wierzyć,

że ludzie potrafią stworzyć coś pięknego. Te pieniądze uratowały setkom dzieci życie. Przez 21 lat zebrano 495 i pół miliona złotych. Szokujące? Ale to nasza zasługa! „Akcja Owsiaka bardzo mi się podoba. W jakiś specyficzny sposób łączy ludzi. Bez znaczenia jest wiek czy upodobania. Świetne jest to, że wszyscy zbieramy się dla konkretnego celu. Po to, by pomagać jednocześnie osobom starszym, jak i młodym, a może pomożemy właśnie komuś nam bliskiemu?”- nie wiem, czy opinia jednej z osób zaangażowanych w tę inicjatywę oddaje odczucia pozostałych, ale moje na pewno! Żuromin dla WOŚP - u? Któregoś dnia usłyszałam w radiu szczególne podziękowania od Jurka Owsiaka dla wszystkich artystów grających dla Wielkiej Orkiestry. Redakcja „Kontrastu” dziękuje zarówno solistkom, klubom seniora, uczniom szkoły muzycznej, jak i

lubawskiej flocie muzycznej (Bluszcz oraz SoundLess) oraz zespołowi Hamburger Eyes z Żuromina. Artyści stojący tego dnia na scenie grali właśnie dla WOŚP - u z nadzieją, że ściągną osoby, które wrzucą te dwa, pięć lub dziesięć złotych. To nie ma znaczenia, ile - ważne, że z serca. To czerwone godnie wisiało na naszych ubraniach, twarzach, torbach czy - jak w przypadku muzyków - na instrumen-tach. Pamiętam, że jako małe dziecko usłyszałam na którymś przystanku cudowne zdanie: „Gramy do końca świata i o jeden dzień dłużej!”. Jednak czy na pewno było tak dobrze? „Organizacja WOŚP - u w Żurominie była dobra, ale mogłoby być lepiej… Patrząc tylko na kwotę zebraną w naszym mieście, widać, że coś jest nie tak. Godziny licytacji nie były dokładnie znane. Mogłoby to wyglą-dać dużo lepiej”- mówi jeden z uczestników. Ile w tym prawdy? Chyba trochę za dużo... W 2013 roku zebraliśmy (w przybliżeniu): sztab żuromiński (cały powiat) - 35 tysiące złotych sztab bieżuński (gmina Bieżuń) - 35,5 tysiąca złotych cała Polska - 39 855 148 złotych

18

21. przystanek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który w tym roku postanowił zadbać nie tylko o dzieci, ale też o seniorów, jest już za nami! Tyle lat cała Polska działa, Żuromin również. Jednak możemy wierzyć w ludzkość i czerwone serce, które co roku daje z siebie coraz więcej!

WOŚP

KONTRAST 1(17)/2013

Aneta Strzelec

http://spoleczenstwo.newsweek.pl

fot. Aneta Strzelec

19

Page 19: KONTRAST NR 1 (17)

Taka jest nasza szkolna rzeczywistość. Chcesz dowiedzieć się, kto jest z kim w związku? Przyjdź „na parapet”. Stało się już tradycją, że jeśli jakaś para zaczyna ze sobą „chodzić”, natychmiast pokazuje się razem przy parapecie. Jeżeli natomiast „zakochani” rozstają się, zaczynają unikać tego miejsca. Potem znowu się schodzą i znowu oglądamy ich na parapecie. W gimnazjum przejście na blok sportowy to dla singli prawdziwa katorga. Bo cóż może być gorszego dla samotnej osoby niż oglądanie nieustannie całujących się par?

Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że co za dużo, to niezdrowo. Miał rację. Szkoda tylko, że nasi szkolni „zakochani” nie znają tego przysłowia. Cały czas całują się, przytulają i trzymają za ręce. Przytulają się, trzymają za ręce i całują. NON STOP. Bez wytchnienia. Tak naprawdę trochę ich za to podziwiam. Stwierdzam, że nie umiałabym spędzać tyle czasu ze swoim ukochanym. (Być może dlatego jestem sama?)

FELIE

TO

N

K ilka dni temu chciałam spędzić przerwę przy szkolnym parapecie. Niestety, towarzystwo co najmniej dwóch par, trzymających się za ręce, zdecydowanie mi przeszkadzało. Mdliło mnie na widok

czule się tulących „zakochanych”. Teksty w stylu: „misiu, skarbie, kotku” przyprawiały mnie o ból brzucha. Po kilku minutach obcowania z tymi pieszczotami byłam wyraźnie zniesmaczona. Odeszłam.

KONTRAST 1(17)/2013

Olga Żurawska

http://ptaki-fotografia.blogspot.com/

19

Page 20: KONTRAST NR 1 (17)

20 21

MA

LI E

KS

PER

CI

KONTRAST 1(17)/2013

P rzed Wami gremium niepowtarzalnych i niezależnych ekspertów. Przedszkolaki odpowiedzą na każde pyta-nie. Dlaczego? Bo tylko one mogą spojrzeć na problem bez kilkunastoletniego bagażu doświadczeń. O ulubio-

nych rozrywkach i najlepszych do tego kompanach – mali eksperci z Przedszkola nr 2 w Żurominie.

Jak najczęściej się bawicie? Sami czy ze swoim rodzeństwem? Piotrek: Ja się tak kiedyś bawiłem ze swoim bratem, że Wojtek mnie nosił na rękach. I on jest najlepszy! Ola: A ja czasami się bawię albo gram na moim Xboxie, bo dostałam od Mikołaja, w domu na górze, dostałam grę na Xboxa „Tańczącą” z Disneya. Kasia: Ja się bawię lalkami. Lalką Barbie Piosenkarka. Marysia: A ja się bawię w dom z moimi Monsterhigh’kami. Ania: A ja się bawię z mojom siostrom lalkami Barbie. Wojtek: Ja siedzę przy komputerze i oglądam sobie filmiki, „Farmera” na przykład. Piotrek: Ja się bawię czasami tak, że biorę mojego Wojtka do Jasia i biorę takiego małego ludzika i sobie jeździmy po lodzie. Ania: Ja czasami robię z Kubą teatrzyk dla Adasia. Ola: A mój brat dziś może jak odrobi lekcje, to się ze mną pobawi, że moje lalki miały wypadek, a mój autobus to jest karetka. Piotrek: Ja to się bawię z moim Wojtkiem, że tak: Wojtek siada na swo-jego złomka, a później on mnie łapie i robi mi barykadę, żebym ja nie wyszedł. Mateusz: Ja z moją młodszą siostrą dzisiaj będziemy bawić się w moim domu i robić górkę. Ola2: A ja się bawię z moim bratem, że ja mu opowiadam kawały i potem się śmiejemy. Marysia: A ja się bawię z moją młod-szą siostrzyczką, że gram w piłeczkę. Kasia: Ja czasami się bawię, z moją starą siostrą, że Karolina robi sobie maskę i potem się bawimy w walki na łóżku. Wojtek: A w wolny czas mój tata może zainstalować mi Minecrafta. Julka: Ja bawię się z Emilom i lubię się rysować.

Ania: A ja lubię… bardzo… chodzić… i się bawić… na dworze. Wojtek: Ja się bawię czasem z mamą i tatą w kółko graniaste. Weronika: A ja zawsze z Kinią, jak przychodzimy z przedszkola, robimy gościnkę. Zuzia: A ja bawię się z Hubertem i ulepiamy śnieżki. Marysia: Ja z moją siostrą lepię bałwana na dworzu. Ola: A ja przedwczoraj zbudowałam taką fajną wieżę i dzisiaj muszę jej dobudować jeszcze schody i jeszcze drabinę. Julka: A ja się bawię śniegiem w bałwana. Marysia: Ja z moją siostrą gram w karty czasami. Kuba: My z tatusiem się bawimy, że ja jeżdżę na tacie i potem tata broni pokój, żebyśmy ja i mama nie mogły się przedostać. Lubicie przedszkole? Wszyscy: TAAAK! Kuba: Nie. Zdecydowanie nie. Kuba2: Ja najbardziej lubię siedzieć w domu, bo mam w co grać. Ola: Ja lubię, bo możemy układać puzzle i wtedy zdobywamy uśmieszki. Wojtek: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej! Piotrek: Ja lubię piątek, bo w piątek mamy dzień zabawkowy i w piątek mamy rytmikę. Paweł: Ja lubię z moim kolegą Wojtkiem budować z klocków. Kuba: Ja lubię budować domy, bloki i takie tam. Wykonujecie jakieś prace manualne? Piotrek: A ja maluję, wycinam! Wojtek: A ja lepiej rysuję niż maluję. Ola: A ja bardzo lubię rysować z moim bratem. A tak w ogóle ja muszę wszystko kolorować!

Zuzia: A ja robię z papieru takie wyci-nanki na choineckę. Zuzia: Ja jeszcze robię z moim bratem z dużych kulek śniegu bałwanka. Kuba2: Ja mogę sobie w domu wycinać, bo mam kolorowe kartki. Ola: A ja wczoraj u mojej babci sobie malowałam farbami i narysowałam tęczę i księżniczkę. Julka: A ja robię z Emilom wycinanki bombki. Wojtek: A ja lubię chodzić do mojego brata Piotrusia, który mieszka nieda-leko i się z nim bawić traktorami. Ola: A ja jeszcze chciałam powiedzieć, że ja wczoraj albo przedwczoraj dostałam od mamy taką płytę „Barbie i Święta”. Mateusz: To ja chciałem powiedzieć, że ja lubię zimę, bo mogę sobie wlać wodę do mojego domku i mam lodowisko. Kuba: A ja to wolę wakacje, bo można się ubierać krótko. Ola: A ja w tamtym roku byłam w Tunezji i w Mikołajkach. A do Tunezji leciałam samolotem! Julka: A ja lubię się kąpać na słecie. Ola: Na słecie?! A co to jest? Julka: Skały cierastej. Ola: Co?! Zuzia: A ja lubię pić w zimę ciepłe kakaoko w domku. Kuba2: Mi tata w wakacje pewnie wymyśli wycieczkę ekspedyszyn. A co to za wycieczka? Kuba2: No taka nasza, dwudniowa, że ma się zadanie, że się jedzie w trudny teren. To ja już się z Wami żegnam. Wychowawczyni: Siadajcie do książe-czek teraz! Szymon: W końcu! Ten wywiad jest sto razy gorszy od książek!

Zebrała: Olga Żurawska

Page 21: KONTRAST NR 1 (17)

21

ON

I S

Ą S

D!

KONTRAST 1(17)/2013

Zbigniew Izdebski Dzieciństwo i młodość spędził w Żurominie. Pedagog, teatrolog, pisarz i malarz abstrak-cyjny. Opiekował się dwoma żuromińskimi grupami teatralnymi - PRZEPONA i 2. PERON. Wydał książki: „Dramaty przewrotne”, „Vademecum antypedagoga” oraz „Mantra na każdy kolejny dzień”. Współpracuje z Żuromińskim Centrum Kultury i Wąbrzeskim Domem Kultury.

MEMENTO VIVERE Spotkałem kiedyś w pociągu staruszkę. Była lekko przygarbiona, ubrana nader skromnie, ze zmarszczkami na twarzy. Kiedy weszła do przedziału, odniosłem wrażenie, że jest skrępowana. Jej nieśmiałe gesty pozwalały przypuszczać, że jest zawstydzona okolicznością, w jakiej się znalazła. Pomogłem jej zdjąć z ramion wypchany nie wiadomo czym plecak. Pamięta chyba ten nieszczęsny plecak czasy drugiej wojny światowej. Wielokrotnie cerowany, z kilkoma niepasującymi do całości łatami. Zdjęła zabrudzony płaszcz i sama powiesiła go na wieszaku. Siadła naprzeciw mnie, w okolicy okna. Zabawnie mrużyła oczy, przeczesywała włosy, poprawiała na sobie garderobę. Wydawało mi się, że przez chwilę jest nieobecna. Jakby odjechała innym pociągiem, w przeciwległą stronę. Zająłem się własnymi sprawami. Wyjąłem z torby kanapkę, wodę mineralną i książkę. Bezmyślnie przewracałem kartki, nie mając najmniejszego zamiaru czytać. Intrygowała mnie ta staruszka z kilku powodów, choć jeden wydawał się najbardziej trafny. Jej oczy. Czyste jak kryształ, przejrzyste i chciałoby się powiedzieć, dalekosiężne. Patrzące daleko przed siebie, poza widoczny horyzont, poza cały ten zgiełk związany z konduktorskimi komendami, gwizdem, paplaniną podróżnych za ścianą. W jej oczach był jakiś mistyczny spokój. Zazwyczaj jestem skłonny dostrze-gać w innych napięcie, pośpiech, zdenerwowanie i oczy ludzi jakby są wiecznie rozbiegane. W tym przypadku nie mogłem nadziwić się oczom staruszki. Im bardziej wpatrywałem się w nie, byłem bardziej skrępowany niż ona sama, kiedy wchodziła do przedziału. Jej oczy mówiły prostą, głębią i niespotykaną gdziekolwiek indziej pasją. Tak, to był ten szczególny rodzaj pasji, zaklęty we wzroku staruszki, który zdawał się mówić o jej bezkompromisowej, jeśli tak można rzec, ciekawości świata i ludzi. I jeszcze coś, jej wzrok wnikał w drugą osobę, bardzo wyraźnie, namacalnie niemalże, ale nie był nachalny. To był rodzaj delikatnej ingerencji, bez osądzania i porządkowania innych. Po niespełna godzinie wspólnej jazdy tajemnicza kobieta zaczęła zwracać uwagę na książkę, którą trzymałem w dłoniach. Może pani chce zobaczyć, zwróciłem się do niej uprzejmie. Uśmiechnęła się w sposób czarujący i pokręciła głową. Dziękuję, ale nie, odpowiedziała ciepło. Jest wiele książek mniej lub bardziej ciekawych, dodała, i zawsze trudno dokonać wyboru tej najlepszej. Warto jednak czytać, próbowałem ciągnąć rozmowę. Naturalnie, powiedziała, przynajmniej człowiek powiększa grono swoich przyjaciół. Nie rozumiem, bo w istocie nie wiedziałem, co ma na myśli. Książki mają swoich bohaterów, a wśród nich można znaleźć klika bratnich dusz, wyjaśniła, podobnie jak w życiu. Pięknie pani to ujęła, zachwyciłem się jej trafnym spostrzeżeniem. Niedługo wysiadam, stwierdziła. Życzę panu przyjemnej podróży. Bardzo dziękuję, odparłem tak szczerze, jak to było możliwe. W sposób nieco leniwy, ale konsekwentny, staruszka zaczęła się ubierać. Spojrzała w okno pociągu, pokiwała dobrotliwie głową, po czym zwróciła się do mnie: z każdej podróży można wynieść coś dla siebie dobrego. Uśmiechnęła się. Jej uśmiech był wspaniałym dopełnieniem oczu, które zwróciły się w moją stronę. Był jeszcze czymś więcej. Otwierał wszystkie drzwi świata. Zaiste, to był czarujący uśmiech dobrotliwej wróżki. Czego mogę pani życzyć, zapytałem trochę bezmyślnie. Niczego drogi pani. Wszystko mam, co mi trzeba. A panu czego życzyć, uśmiechnęła się po raz wtóry. Zmieszałem się na jej słowa. W otwartej przestrzeni drzwi przedziału zatrzymała się i raz jeszcze spojrzała na mnie tymi dobrotliwymi oczami anioła. Chciałbym, żeby pani... zawiesiłem głos... żeby pani życzyła mi... nie byłem w stanie wypowiedzieć swojego życzenia. Ukłoniła się i podążyła w kierunku wyjścia. Na jakiejś małej stacyjce pociąg zatrzymał się i staruszka wyszła na peron. Delikatnie odwróciła się w moją stronę i uniosła dłoń. Pociąg ruszył, a przestrzeń powoli kurczyła się i postać kobiety stawała się z chwili na chwilę coraz mniejszym punkcikiem. Siedząc w pobliżu okna, zerkając bezwiednie przed siebie, przypomniałem sobie, czego mogłaby życzyć mi staruszka. Żebym dożył jej wieku i potrafił się tak pięknie uśmiechać.

Page 22: KONTRAST NR 1 (17)

MŁO

DZ

I T

RC

Y

KONTRAST 1(17)/2013

Idziesz. Przekroczyłeś Rubikon, Choć wcale nie chciałeś, Przekroczyłeś go. Ktoś postawił cię na molo I powiedział: Skoczysz na drugi brzeg Lub zepchnę cię do wody. Idziesz, choć wiesz, że donikąd. Choć bałeś się, Złamałeś strach, zrobiłeś to. Postawiłeś wszystko na jedną kartę, Na jedyną kartę, Na złą kartę, Na jedyną, jaką akurat ze sobą miałeś. I idziesz, choć wiesz, Że wiatr, który wieje W oczy, jest Nie do pokonania. Ale idziesz, Musisz zginąć, A serce mówi coś jeszcze. Nikt nie pomoże, To nie Sobieski pod Wiedniem. Co dalej? Za chwilę wiatr ostatni raz Zawieje. Poczujesz chłód. Co się dzieje? Ostatni raz możesz czegoś sobie życzyć. „Chcę zawrócić!”. Nie możesz. Człowiek na smyczy. Ostatni raz, możesz się Obejrzeć. I tylko Obejrzeć. Nic więcej. Zobaczyć Dokąd doszedłeś. I odejść, choć już inaczej, Niż dotychczas. Obejrzyj się i znikaj, Nie możesz nie skorzystać. Nie ma odwrotu. Nie ma Ciebie. Nie ma mnie. Nie ma już Rubikonu. Zniknęło molo. Została Twoja droga. Twoja droga.

'Hazardzista' Wszedł do kasyna, dawno go tu nie było. Popatrzył w karty, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Dziś ma ich jakość, kiedyś miał ilość. Najbardziej nie lubił tej z napisem „Prawda”. Spojrzał na inną, już zapomniał o niej. Wcześniej chwytał się jej, gdy nie było nawet brzytwy. Wychodząc stąd, miał na ustach 'nie utonę'. I nieraz go ocalał czyjegoś rozsądku moment. Nie mógł odwrócić wzroku od tej zapomnianej I nie przez przypadek był na niej napis „Marzenia”. Dawniej rywalizacja, teraz tylko porównanie. Urodzony gracz, tego nic nie zmienia. Plany i zainteresowania - rola mistrza Nielubiana karta zniszczyła je z pomocą czasu. Do dziś zapomnieć o nich nie pozwala mu ambicja. Chciał napisać „poddałem”, lecz urwał w pół wyrazu. Nie miał powodów, by wyrzucać tę pod szyldem „Miłość”, Jednak pogiął ją tak, że sam nie mógł rozpoznać. Choć był wiele razy, jeszcze więcej go nie było. W sercu krzyk i gniew, w oczach zemsta i groza. Po każdej przegranej walce skreślał dzień z kalendarza Aż w końcu dojrzał, jak niewiele ich pozostało. Sto razy się zdarzyło, co dwa razy się nie zdarza. Trzy razy częściej wychodził naprzód rywalom. Trzy razy częściej zwyciężał, choć gniotły go porażki. Zostawił w tyle kalendarz, choć nadal był ostatni. I pierwszy, stawiał na jedną kartę w kółko Wieczoru czekał całe dnie od rana. I sam się zastanawiał, czy na pewno chce usnąć,

"Cały dzień nie ja" Z tuzina tylko jedna część już została Do zamknięcia dzisiejszego koła. Cały dzień poza sobą, wreszcie ucichł hałas, Dziś już być sobą nie zdołam. Cały dzień chciałem być lepszy, a nie dobry, Cały dzień mi to nie wychodziło. Po całym dniu bycia lepszym, nie dobrym, Chowam się za nocy kurtyną, By owinięty nią, jak ciepłym kocem, We śnie móc się zanurzyć. Noc daje mi tajemne moce, Świt nakazuje się budzić. I przez kolejny dzień będę gdzieś obok, Bo chęć bycia lepszym czyni mnie gorszym. By dobrym być, trzeba być sobą. Zamiast być lepszym, może być dobrym? W południe pytanie: jak to pogodzić? Jak? Wieczór, nadal bez odpowiedzi. I znów cały dzień, i znów nie ja, I znów noc, i znów księżyc świeci...

Tomek Racki Tomek Racki

Tomek Racki

23 22

Page 23: KONTRAST NR 1 (17)

MŁO

DZ

I T

RC

Y

KONTRAST 1(17)/2013

Fotografie wykonała Patrycja Budzich, uczennica Liceum Ogólnokształcącego w Żurominie. Jeśli chcesz zaprezentować swoje prace na łamach KONTRASTU - ślij je na adres [email protected].

23

Page 24: KONTRAST NR 1 (17)

Fot. ŻCK