konkurs kindle

22
uczestników konkursu Opowiadania OpOwiedz swOją histOrię i wygraj Kindle!

description

konkurs kindle

Transcript of konkurs kindle

Page 1: konkurs kindle

uczestników konkursu

OpowiadaniaOpOwiedz swOją histOrię i wygraj Kindle!

Page 2: konkurs kindle
Page 3: konkurs kindle

Urodziny są dni, które szybko przechodzą w zapomnie-nie. są też takie, które jeszcze długo wspomina się z nostalgią, rozrzewnieniem czy uśmiechem na ustach. do tych drugich należy dzień moich dwudziestych siódmych urodzin. Ciepła majowa niedziela, czas po-wrotu z wakacji w ojczyźnie do londynu.

lądowanie na stansted przebiega planowo. szok kulturowy jest łago-dzony przez wszechobecny język polski - nie tylko współpasażero-wie, ale też pracownicy lotniska, komunikaty tekstowe i słowno mu-zyczne nakazują zastanowić się czy celem podróży jest rzeczywiście wielka Brytania. szybkim krokiem idę przez terminal i kieruję się na

parking autobusowy. widzę pojazd włoskiego przewoźnika, który ma mnie zabrać na Victorię. dla pewności pytam kierowcę o stację docelową. wielkie, niewiedzące oczy mężczyzny powodują zachwianie mojej pewności siebie. próbuję ponownie i w odpowiedzi słyszę ‘no inglese’. ha, więc jednak jestem w londynie - podobne radości mogą się zdarzyć tylko tutaj. składam moje ego w całość i rzucam hasło ‘Victoria!?’ na cześć zwycięstwa w konflikcie ko-munikacyjnym na linii polska-włochy. Kierowca z niemałą ulgą przytakuje, a ja kieruje się ku siedzeniu. jeszcze półtorej godziny i będę w domu, myślę. pół godziny później stoję wraz ze zdenerwowanymi współtowarzyszami podróży na poboczu drogi M11 prowadzącej do stolicy. autobus odmówił współpracy (‘non funziona!’). rozgorączkowany kierowca (‘puttana!’) rozmawia przez te-lefon, próbując opędzić się od napierającego tłumu (‘andarsene!’) i gradu py-tań (‘non lo so!’). nie namyślając się długo, zamieniam się w autostopowiczkę i z wielkim sukcesem łapię okazję. niebieski suzuki prowadzony przez pana tamarę był przede wszystkim wyborem egzotycznym. i tu wcale nie chodzi o narodowość kierowcy! japończyk okazał się być treserem chomików, który zmierzał ze swoją hodowlą na targ magików (to nie błąd, nie chomików, ale magików). w aucie rozchodził się specyficzny zapach gryzoni, a z głośników sączyła się rockowa muzyka, do której pan tamara wesoło podśpiewywał. dzisiaj ilekroć słyszę ‘god save the Queen’ sex pistols, przed oczami ukazuje mi się szalony japończyk. na obrzeżach londynu zatrzymujemy się na stacji benzynowej. ledwie pan tamara otworzył drzwi, czarny chomik wyskoczył z samochodu i puścił się w dziki bieg, udowadniając, że tresura i posłuszeń-stwo nie są równoważne. Czarna kropka sunąca po asfalcie wzbudziła po-wszechną radość u wszystkich poza panem tamarą. podobnie, czarna kropka ścigana przez podwórkowego kota spowodowała ogólną radość u wszystkich poza hodowcą. przerażony japończyk zapewne ustanowiłby rekord świata w biegu krótkodystansowym, gdyby chomik nie znalazł schronienia w studzien-ce ściekowej. poczucie ulgi zmieszało się z irytacją hodowcy, który odpędził kota i z wielkim trudem wyją chomika ze studzienki. dalsza podróż minęła nam w ciszy, zapachu ściekowego odoru i lokalnych wiadomości. dopiero pod koniec podróży pan tamara rozchmurzył się, a wieść o moich urodzinach natchnęła go nową falą optymizmu i, doszukawszy się w tym przeznacze-

1m

iejsce

dokończenie na stronie 4 4

historia Moniki

- 3 -

Page 4: konkurs kindle

nia, podarował mi czarnego uciekiniera w prezencie. pewnie tak słabo wy-tresowany chomik nie znalazłby kupca wśród magików, ale była szansa na kumpelską relację. dodam, po kąpieli zwierzęcia. po pożegnaniu z panem tamarą zamierzałam przesiąść się w autobus. niestety jedyny, który jechał w kierunku mojego domu został weekendowo wykreślony z rozkładu. półgo-dzinny spacer pozostał jedyną opcją, która po nadmiarze wrażeń związanych z dotychczasową podróżą, nie wydawała zła. w połowie drogi miałam do pokonania Chelsea Bridge ze swoim urokliwym widokiem na Battersea po-wer station. Mój zachwyt nie pozostał odosobniony. Bo oto na jego długości spotykam napoleona - rodowitego londyńczyka z korzeniami w ghanie; pa-sjonata fotografii, który wybrał się uwieczniać londyn. rozmowa schodzi na trudy podróży, które przyjaciel postanowił mi umilić, podwożąc na rowerze. gdy usłyszałam tę propozycję pewna wątpliwość pojawiła mi się w głowie. nie zmieniło to faktu, że kilka minut później jechaliśmy przez park. z tyłu ja starająca się trzymać fason siedząc na bagażniku i dbająca, aby chomik nie nabawił się choroby lokomocyjnej, z przodu dzielny napoleon cisnący pedały i balansujący kierownicą, która wiła się niczym w tangu. radość jazdy trwała dłużej niż przypuszczałam, bo samozwańczy kierowca tandemu postanowił zaprosić mnie do siebie. siła perswazji była proporcjonalna do szybkości ro-weru i okazała się ukartowaną intrygą, która miała wkrótce wyjść na jaw. gdy tylko przekroczyłam próg pokoju gościnnego, gruchnął zewsząd okrzyk ‘niespodzianka!’. Kilkunastu przyjaciół szczelnie wypełniło pomieszczenie. Kolorowe papierowe czapeczki i tort urodzinowy z jedną świeczką, tworzy-ły beztroską, niemal dziecinną atmosferę chwili. niekończące się życzenia, uśmiechy i toasty potwierdziły znaną prawdę - tam gdzie są przyjaciele, tam jest twój dom. Oto, moj londyn. ps. Chomik ma się doskonale. jeżeli spotkasz kiedyś pana tamarę, proszę, pozdrów go ode mnie.

Monika

1m

iejsce

historia Moniki

- 4 -

Page 5: konkurs kindle

Życie przynosi niespodzianki. Kiedy w listopadzie 2012 roku byłem u kresu sił i życie zaczęło tracić sens, z po-wodu braku pracy i narastających długów, komorników i problemów z prawem, pomyślałem, że wyjazd za gra-nicę może się dla mnie okazać ostatnią deską ratunku. „na stopa” wybrałem się do starogardu gdańskiego, gdzie w tamtejszym Urzędzie pracy chciałem znaleźć zatrudnienie.

Jedna z ofert wydawała się atrakcyjna – dobrze płatna praca w luton. zdecydowałem się niemal natychmiast. powiadomiłem narzeczoną o moim pomyśle. Ona tylko postukała się w głowę i zapytała: „za co chcesz wyjechać? Biletów nikt nie rozdaje za darmo”. pierwsze co przyszło mi do głowy to szybki kredyt gotówkowy. w luton na

lotnisku miał na mnie czekać pan Marek. wysiadłem z samolotu z nadzieją na lepsze życie, ale nie znalazłem pana Marka. nie miałem pieniędzy, bateria w telefonie była na wyczerpaniu a ja czułem się kompletnie zagubiony. w duchu myślałem, że skończę jak bohater filmu „terminal”. nie znałem nikogo, kto mógłby mi pomóc. pierwszą noc spędziłem na lotnisku. zupełnie zdołowany zacząłem płakać i śmiać się na przemian jak nienormalny. po długich przemy-śleniach i nieprzespanej nocy podjąłem decyzję: muszę się podnieść. nie mia-łem po co ani za co wrócić do kraju. znowu musiałem podróżować na stopa. zatrzymałem samochód, którym jechali polacy. Okłamałem ich, że w londy-nie czekają na mnie znajomi, którzy nie mogli po mnie przyjechać. Czułem się jak ostatni dupek okłamując ich, ale chyba sam przed sobą nie chciałem się przyznać, że dałem się oszukać. dotarłem na tottenham. spacerując bez celu, natknąłem się na nadzwyczaj energicznego czarnoskórego. nie byłem zbyt pewny siebie mówiąc po angielsku, ale porozumiałem się z nim bez więk-szych problemów. spytał mnie o kilka pensów na piwo. powiedziałem, że nie mam w tej chwili, ale chcę się skontaktować z rodziną w polsce i poproszę, żeby mi coś wysłali. Mężczyzna zaczął za mną iść. zaproponował mi nocleg. najpewniej zainteresował się pieniędzmi, które miałem nadzieję otrzymać z polski. w jego mieszkaniu unosił się zapach alkoholu i marihuany. nowy zna-jomy co chwilę pytał, kiedy otrzymam pieniądze od rodziny. zrozumiałem, że jestem w pułapce. w nocy wymknąłem się z jego mieszkania i oddaliłem w nieznanym kierunku. tak trafiłem do jednego z hipermarketów na edmonton green. nad ranem usłyszałem w pobliżu osoby mówiące po polsku. głodny i załamany postanowiłem zaczepić nieznajomych. poprosiłem, o coś do je-dzenia. pozwolili mi również zadzwonić do polski. Bardzo im za to dziękuję! powiedziałem narzeczonej co się stało. następnie skontaktowałem się z sio-strą anią, która mieszkała kiedyś w anglii. dostałem numer telefonu do jej znajomego, który choć nie mógł przyjąć mnie do siebie na pokój, wprowadził mnie na squota, w którym przebywałem przez pewien czas. ludzie byli tam bardzo życzliwi. Każdy starał mi się pomóc jak tylko mógł. przez pierw-szy tydzień nie wychodziłem w ogóle

2m

iejsce

dokończenie na stronie 6 4

historia Michała

- 5 -

Page 6: konkurs kindle

2m

iejsce

z budynku. Coś nie pozwalało mi wyjść na zewnątrz. w końcu portugalka padmini krzyknęła na mnie. „dlaczego tu siedzisz całymi dniami? to miejsce jest jak czarna dziura! Kto tu wchodzi, już stąd nie wraca!”. wyszedłem. zwie-dziłem wszystkie okoliczne myjnie samochodowe, kawiarnie, bary. szukałem pracy. wreszcie trafiłem do pewnej agencji. Czekałem w kolejce przez około 4 godziny, by spotkać się z tajemniczym panem d. nie miałem żadnych papie-rów, adresu, konta w banku ani nin. Mimo to dostałem pracę! Cieszyłem się jak dziecko. następnego dnia zacząłem - 11 godzin dziennie, 6 dni w tygo-dniu za marne 180 funtów. squot niebawem został zlikwidowany. na pewien czas zamieszkałem na myjni. złożyłem 4 krzesła i spałem na nich, dopóki nie zaoszczędziłem na wynajem pokoju. w końcu coś wynająłem, ale szybko oka-zało się, że moje kłopoty jeszcze się nie skończyły. zaczęła się niekończońca impreza. pełno podejrzanych typów kręciło się po mieszkaniu, marihuana, alkohol, głośna muzyka... w okresie świątecznym zamnięto myjnię. znów zo-stałem bez pracy. szukałem, pytałem, ale bez skutku. wpadłem na pomysł by sprzedawać „door to door” drobne przedmioty. pomyślałem, że kilka pensów nikomu nie będzie żal a ja jakoś znajdę pracę w międzyczasie. sprzedając świeczki, trafiłem na kolejną polską rodzinę. lilka od razu poznała mój polski akcent. zaprosiła mnie do domu. powiedziała, że jej mąż, radek, ma firmę budowlaną. przez pewien czas u niego pracowałem. potem zahaczałem się w kilku innych miejscach. równolegle szukałem zarobku w internecie. zrobi-łem kursy online, zdobyłem wiedzę na temat marketingu i dziś mogę z dumą powiedzieć, że sprowadziłem do UK narzeczoną i brata, którym załatwiłem stałą pracę, spłaciłem długi w polsce, mam trochę oszczędności i prowadzę 4 dobrze prosperujące i rozwijające się biznesy w internecie. wszystko wyda-rzyło się w ciągu kilku miesięcy. dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli i byli ze mną. szczególne podziękowania kieruję do mojej narzeczonej, wspaniałej kobiety, mądrej i cierpliwej osoby. dziękuję agnieszko!� Michał

historia Michała

- 6 -

Page 7: konkurs kindle

rożne są dzieje każdego człowieka, czasem się pakuje i na nic nie czeka. tak było ze mną i to moja historia, wysiadłem haahaha w londynie na stacji viktoria. tego samego dnia, pewnie nie uwierzycie, o mały włos stra-ciłem swe życie.

Zobaczyłem znajomego, wiec go gonie, lecz zapomniałem, ze tu się jeździ po lewej stronie. Uderzył we mnie mercedes s-Classa, a w środku kobieta bez zapiętego pasa. leżałem chwile na ulicy ze strachu a moja torba u niej na dachu. jechała powoli wiec nic mi nie było, ale trochę gapiów się pojawiło. Kobieta czym prędzej

posadziła mnie do samochodu, mknęliśmy do szpitala na zachód ze wschodu. pomyśleliśmy, ze nic mi sie przecież nie stało w połowie drogi, wiec poszliśmy do baru na coś a’la pierogi. spędziliśmy dzień cały śmiejąc się z tej sytu-acji, wytrwaliśmy nawet do kolacji. jak o tym pomyśle to serce bije mi jak szalone, ze aż cały płonę, tak pierwszego dnia w londynie poznałem moja żonę. historia ta może krótka i bez rewelacji, lecz ja wiem ze teraz jestem z nią szczęśliwy dzięki temu miejscu i tej sytuacji. By nazbierać pieniądze na pierścionek cały świat poruszę, bo chce sie teraz oświadczyć...ja to wiem, ja muszę ! poznałem ma miłość w wielkiej Brytanii i ta historie kiedyś będę wspominał ze łzami...

Krzysztof

3m

iejsce

historia Krzysztofa

- 7 -

Page 8: konkurs kindle

Byłem na szczytach, spadłem na dno, ale powoli już jestem na powierzchni. to było 18 lat temu, ślub w młodym wieku, otwarcie firmy, dzieci, super bryka, wczasy zagra-niczne, dom bez kredytu. to wszystko zdobyłem sam własnymi rekami w ciągu 14 lat.następne 3 lata znajome firmy którym wystawiłem rękę wciągnęli mnie na samo dno. Chodziłem pożyczałem od znajomych i rodziny na chleb dla dzieci, komornik na

głowie, katastrofa, coraz częstsze kłótnie z żoną, stres i ciągłe kłopoty. Myślałem że to już koniec, koniec tego co stworzyłem i koniec rodziny. Było mi wstyd, nie mogłem ich utrzymać. Okazało się że zapaliło się światełko w tunelu, rodzina znalazła pracę w UK i od razu skorzystałem. ten wy-jazd to była katorga dla mnie. nigdy nie rozstawałem się z żoną i dziećmi dłużej niż na 24 godz. samotność,brak rodziny, myślałem że ie wytrzymam. ale dzięki żonie i dzieciom udało się. powoli, mozolnie, malutkimi kroczkami moja rodzina zaczęła oddychać a ja wraz z nimi. przez rok czasu udało mi się zarobić, odzyskać należności od kontrahentów, skończyły się telefony i odwiedziny ko-morników, na chleb już nie trzeba pożyczać. Myślę ze jestem już na powierzchni. nie jest mi wstyd patrzeć dzieciom w oczy, nie muszę im odmawiać wycieczek szkolnych czy innych drobiazgów. po-trzeba mi jeszcze dużo czasu aby powrócić do tego co było dawniej. ale nauczyłem się pieniądz tO nie wszystKO, łatwo go można stracić ale można i zarobić. najważniejsza jest rodzina,miłość i zdrowie. dziękuje żonie i dzieciom za bycie ze mną w tych trudnych chwilach i wspieranie mnie abym się nie poddał. dziękuje.

Rafał

Witam nazywam się adrian w trakcie mojego 6 już letniego pobytu na wyspach ale chyba najbardziej niezwykła i warta opisania jest wzięcie udziału w ceremonii zakończenia para olimpiady pozwoliło mi to na spełnienie części z moich marzeń, gdyż od zawsze jestem a raczej czuje się artysta i zawsze marzyłem o nieco więk-szej publiczności niż kilkadziesiąt osób przybywających na spektakle teatru alter-

natywnego w gdańsku którego częścią bylem przed przyjazdem do UK. udało się ! ok 100tys. ludzi na samym stadionie i miliony przed tv oglądały te wspaniale widowisko, i mnie tańczącego przy samej scenie stojąc na maszynie zwanej ‘’time truck’’ jednej z największych i najdziwniej szych machin biorących udział w ceremonii udało mi się ponad to poznać osobiście zespól ‘’Coldplay’’ i zamienic słowo z rihanna, a także podziwiać rapowe zdolności jey-z na scenie pracować z naj-lepszymi w tej dziedzinie specjalistami i z zespołem artystów prowadzących cale przygotowania zwanym pod nazwa ‘’ Creative team’’ wydarzenie to mocno wpłynęło na moje przeświadczenie ze gdy tylko się czegoś chce można wszystko !!! i diametralnie zmieniło moja opinie ze anglia i pobyt tu może co najwyżej zabijać wszelki pasje zainteresowania i zdolności na cześć ciężkiej pracy, a także otworzyło mi wiele dróg do dalszego spełniania Marzen !!! dodaje także link do tvn 24 http://kontakt24.tvn.pl/profil/859482,adrian_sekretarczyk/index/0/page/1

Adrian

historia rafała

historia adriana

- 8 -

Page 9: konkurs kindle

Witam! przyjechałam do londynu 12 lutego 2006, tęskniłam za mężem który był tutaj od kilku miesięcy, przyjechałam do niego aby spędzić razem walentynki. pamiętam, że to była niedziela, żartowaliśmy ze mogłabym tu znaleźć prace i pomieszkać z nim, ale uśmialiśmy się z tego pomysłu do łez, bo kończyłam w polsce studia magisterskie i nie mogłam tak po prostu wyjechać z kraju. jeszcze

wieczorem napisałam ogłoszenie ze szukam pracy, rano miałam 13 telefonów, wybrałam jednego pracodawce, i omówiłam się na rozmowę, dokładnie 14 lutego dostałam prace na cały etat i zosta-łam z mężem w londynie. po dwóch tygodniach poprosiłam o urlop i pojechałam do pl zawiesić studia. nigdy nie chciałam mieszkać za granica, dziwie się jak mi się to życie poukładało. w 2007 urodziłam wymarzonego i planowanego synka, wyprowadziliśmy się z londynu, ja pracuje już w innej pracy, mąż zmienił zawód.dawniej zbieraliśmy pieniądze aby coś wybudować w pl albo kupić, jeździliśmy do pl 3 razy w roku, stęsknieni,,, a teraz zaledwie raz do roku odwiedzamy pl z powodu braku czasu/ urlopu, lub wolimy akurat do ciepłych krajów polecieć na urlop. w ciągu tych kilku lat potraciliśmy bliskich, dziadków, babcie, jest coraz mniej ludzi do których możemy wracać w pl. Kto by pomyślał ze jadąc tylko na walentynki, ułożymy sobie tutaj życie, do dziś jestem w szoku, a za chwile będę świętować 7 rocznice przyjazdu na wyspy -autokarem oczywi-ście, 30 godzin jazdy w jedna stronę, jakby to dziś było :) nie wspomnę ze moja torba turystyczna była wypchana po brzegi jedzeniem, około 30kg, w które zaopatrzyli mnie rodzice i teściowie, nie mogłam tej torby upchać na kontroli celnej, pomagała mi pewna młodziutka dziewczyna, ledwo dałyśmy rade razem. Mieszkanie w pokoju, w domu w sumie 11 osób, to były czasy :d a najdziw-niejsze jest to, ze to wszystko było takie naturalne, dziś jak wspomnę to aż się uśmiecham, tyle się działo. pozdrawiam serdecznie!

Violetta

W taki dzień jak ten wszystko wydaje się możliwe, w taki dzień może cię spotkać przeznaczenie i nie ważne czy to będzie szansa od losu, koniec świata, uśmiech przełamujący twoja nieśmiałość czy spotkanie drugiej polowy. w autobusie, ostat-nim środku transportu miejskiego,który podwozi mnie do domu… zgadnijcie co się stało?dokładnie tak:kolejna piękność,kolejne uśmiechy i ukradkowe spojrzenia.

tym razem nie próbowałem niczego zepsuć,delektowałem się chwila,pielęgnowałem pewność sie-bie, która rosła z każdym uśmiechem spadającym na mnie niczym laska pańska. przyszedłem do domu z głowa pełna myśli,które posunęły mnie o krok dalej w ewolucji tolerancji ludzkiej i postano-wiłem spojrzeć na swoje odbicie w lustrze,by z duma przyjrzeć się osobie,która dochodzi do takich wniosków.stanąłem przed lustrem,pewny siebie,odważny i mądrzejszy o kolejne doświadczenie i wtedy… zobaczyłem wielka plamę ketchupu na moim prawym policzku.

k.p.

historia Violetty

historia K.p.

- 9 -

Page 10: konkurs kindle

1 deszcz. za dużo tego deszczu, rzęsistego i upartego. i mgły. Czasem tak gęstej, że moż-na by kroić ją nawet nożem. angielska szaro – burość i co tak przejmująco bolesne dla polskich korzeni – całkowity brak czterech pór roku. z tym tak samo jak z innymi dzi-wactwami w stylu trójpalczastych wtyczek do kontaktu, ruchu nie po tej stronie drogi co prawie cała cholerna reszta świata i uwielbienia siwiutkiej Królowej. a, i jeszcze herbaty.

w całym tym cyrku angielskich osobliwości rzeczą fajną, lekką i przyjemną zdaje się nie co innego jak sam język angielski. Melodyjny, przyjemny dla ucha i podniebienia, bez wymyślnych zasad ortograficznych. język doskonały? tyle go wszędzie – w piosenkach, w filmach, na facebooku, no wszędzie, jak plaga, zaraza jakaś. Chcąc nie chcąc człowiek się nauczy, chociaż te kilka słów, parę też zrozumie, jakoś się dogada i będzie dobrze. Czułam się jak lauretka nagrody nobla, przyjeżdża-jąc na wyspę i zaskakując rdzennych mieszkańców swoją płynną angielszczyzną. spodziewali się po mnie łamańców. jak wymierzenie plaskającego ciosu z otwartej dłoni prostu w mój upudrowany policzek. wasze niedoczekanie. - Oh really? that is utterly brilliant. Bo wy zapatrzeni w czubek własnego nosa herbatowaty, myślicie, że my, polacy, to tylko dukamy z ostrym wschodnioeuropej-skim akcentem maj najm iz anna. hał ar ju? aj em fajn, fenks. a tu się okazuje, że jak polak chce to polak potrafi. z akcentu możecie się śmiać, ale podstaw gramatyki nie podważycie. znajomości słówek. Very muggy weather today. i to angielskie spojrzenie, nie do podrobienia, jedyne w swoim rodzaju, flegmatyczno – zaskoczone. Muggy? a skąd ty, ty nie – angielko, prawie że ty ta obca, znasz muggy? jakby chcieli mi wyrzucić, że to słówko zarezerwowane jest tylko dla nich, że żaden choćby najbardziej smart foreigner nie ma prawa wymówić tego słowa głośno. zaborczy, bardzo zaborczy naród. ale później, sekundę, dwie później, po pierwszym wybuchu patriotyzmu, widzę w ich oczach uznanie. tak, bo właśnie ja, polka, wydarłam z ich kultury coś co w ich uznaniu jest tylko ich. ali patrzy na mnie i marszczy brwi. widzę, że chce coś powiedzieć. pewnie mnie zbesztać, wy-krzyczeć, że skalałam świętość. a ona wypala z wykładem na temat pochodzenia słówka muggy. patrzę na nią, próbując zrozumieć do czego pije. Źle użyłam? Mam nie używać w ogóle? Używać sporadycznie? - i kind of don’t get your point. weather is muggy today. no nic, nic, możesz używać, śpiewa jakby troszkę zaniepokojona moim nagłą podejrzliwością. Bo akcent, no wiesz akcent... Bo jak pogoda jest duszna to mówisz muggy i tyle, ale młode pokolenie, wiesz oni tacy bardziej face-book – orientated, slang users, mogą cię nie zrozumieć. Mogą się... no wiesz... - what? Co mogą, co mogą? Mogą źle zrozumieć i myśleć, że mówisz o kocie. jakim kocie do jasnej ciasnej, patrzę na ali z niedowierzaniem i myślę, że po raz kolejny sromotnie przegrałam podczas próby zrozumienia angoli. Co ma kot do duchoty? wspólnego mianownika brak. trochę mnie to przeraża, bo wygląda na to, że chyba głupieję zamiast stawać się mądrzejszą. i potem następuje ta niezręczna cisza. Ona nie wie czy to ciągnąć dalej, ja nie wiem czy zapytać. Muggy? Muggy weather. Muggy cat? Umysł zachodzi mi mgłą i to całkiem angielską. nie rozumiem nic a nic. ali patrzy na mnie z coraz więk-szym rozbawieniem na twarzy. i zaczyna, tą swoją tyradę, a ja słucham, słucham i notuję. Bo jak mówisz muggy to myślisz duchota, a mówisz kot, kocur, dachowiec. - ale jak? – już prawie płaczę zrozpaczona swoim niezrozumieniem tematu. ten twój angielski jest wprawdzie super, utterly, ab-solutely, magnificienly fantastic, ale wiesz akcent i czasem ta iście słowiańska wymowa. Bo my nie ciosamy słów jak wy brutale we wschodniej europie. My je mielimy starannie, przeżuwamy kilka-krotnie i dopiero wtedy wypuszczamy na światło dzienne – takie delikatne, ociosane, oszlifowane i gładkie, bez morderczych szy – czy – ży – kombinacji. - Czyli muggy to duszny, ale moggy to kot? wymawiane tak bardzo bardzo podobnie? - yes, my dear – mówi alison. Łapię się za głowę i czu-ję, że gdybym miała strusie umiejętności to wbiłabym ten mój łeb prosto w chodnik przede mną. Moja angielska koleżanko – chcesz powiedzieć, że iście szatańską pewnością siebie przy każdej

historia anny

- 10 -

Page 11: konkurs kindle

bezczelnie nadarzającej się oświadczałam twoim rodakom, że pogoda jest kotem? - i am afraid so. wdech, wydech. przecież ja umiem przyjmować krytykę. przecież ona chce dobrze. i teraz mi mówisz, ojojoj... dopiero teraz. Że ja sobie muggy, muggy, cholerne warunki meteorologiczne były w moich ustach kotem. postanawiam zachować twarz. Uśmiecham się i mówię do alison dis is fany. widzę jak blednie, potem zielenieje, potem znów blednie. Co jest? no co znów powiedziałam? Bo jest różnica jak wymówisz, bo wiesz jest funny i fanny. tak? w domu google z cynicznym uśmie-chem pokazało mi co zrobiłam. poczułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem.

Anna

lipiec 2005 londyn hej wam:) tydzień temu w piątek, kiedy taka zmęczona o 15- tej dopa-dłam swojego łóżka i dosiadłam się do smacznej kawy, zadzwonił do mnie Krzysiek-mój kuzyn. i pyta mnie czy mam pracę? ja na to, że mam (kurczę, żeby czasem częściej się do mnie odzywał, toby wiedział, że już dawno znalazłam). na to Krzysiek, że potrzebuje dziewczyny do restauracji i czy mogę przyjechać i takie tam. ja spoko-luzik, jasne, że

mogę. a co ja nie mogę??:)to szczegół, że nigdy, jako kelnerka ani barmanka nie pracowałam, (ale uprzedzałam:) no i pojechałam. nici z piątkowego wypoczynku i pysznej kawy. ale czego sie nie robi dla rodziny, prawda? restauracja mieści się na soho. zajeżdżam na miejsce, patrzę, a tam nikogo nie ma. no to ja już ucieszona, że jednak wrócę odpoczywać do domu. ale nie!!! zaraz zjawiają się jacyś tajowie dziamgolą w sobie znanym języku, cieszą się dziwnie i też podchodzą do tej restauracji. ja sobie myślę, co jest? Okazało się, że to obsługa, a restauracja jest tajska. wszyscy byli z tajlandii, tylko ja jedna europejka:) postawili mnie za barmankę:))) hahahaha, ale się wpasowałam w otoczenie. po chwili przyjechał Krzysiek i w pięć minut dał mi szybką lekcję ‘barmanowania’ i zostawił mnie samą z tajami:) wszyscy, co prawda, byli mili, tylko po angielsku mówili tak, jakby ich zęby bolały. a między sobą tylko po tajsku. no ekstra, wcale nie czułam się wyobcowana:) Oczywiście w ogóle się tym nie przejęłam i robiłam swoje, a że drinków to ja robić nie umiem, to było dosyć śmiesznie. na szczęście większość gości prosiła o browary, napoje gazo-wane i wino. tylko jeden facet zażyczył sobie drinka z Mango&passion Fruit (jakiś bezalkoholowy-)”on crushed ice” -ja wiedziałam co to znaczy, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. no i oczywiście wszystko poplątałam. nie rozgniotłam tego lodu, bo nie miałam, czym:) a potem okazało się, że musiałam shakerem tylko mocniej to wszystko potrząsnąć. trzeba było też dolać do tego drinka soku z limonki. ja takiego nie znalazłam, wiec rękoma wycisnęłam sok ze świeżej. szczegół, że kawałki limonki też mi tam wpadły:) jednak klient nie narzekał i wypił. tak wiec mój pierwszy, profesjonalny drink nie był chyba zły. tamten piątek minął mi spokojnie, trochę się napracowałam, ale nie było źle. tydzień później Krzysiek zadzwonił jeszcze raz. najwidoczniej moja wersja Man-go&passion Fruit posmakowała:)

Ania

historia ani

- 11 -

Page 12: konkurs kindle

grzyb, dziewczyna i irlandzkie piwo (felieton)

Brzydota ma wiele imion i niestety nie zawsze wystarczy butelka wina, by świat dookoła stał się piękniejszy. w przypadku Bytomia – mojego rodzinnego, a przy tym chyba najbrzydszego jakie znam – miasta, nie wystarczyłby nawet kontener najprzedniejszych trunków. porzuciłam więc kilka lat temu jego ponurą architekturę epoki socreali-zmu i wyjechałam do leeds z nadzieją na lepsze życie.

niestety na miejscu okazało się, że mieszkanko w dzielnicy harehills mogłabym z po-wodzeniem udekorował pocztówkami z Bytomia i wiele by na tym zyskało. zwłasz-cza, gdyby zakleił nimi paskudny widok z okna. Moje problemy jednak w tamtym okresie znacznie wykraczały poza marne wrażenie estetyczne – miałam ciężką, nie-wdzięczną pracę w budzie ze smażonym jedzeniem, z której wracałam skonana, moi

współlokatorzy nie rozumieli koncepcji ciszy nocnej, a na dodatek w moim pokoju śmierdziało grzybem. gdyby frustracja była wodą, ja byłabym oceanem. to właśnie ten grzyb stał się jednak zaczynem ciasta, z którego wykiełkowała moja historia. dzisiaj twierdzę, że ciasta całkiem straw-nego, a nawet smakowi tego. Otóż, pewnego dnia poskarżyłam się na ową niedogodność koledze z pracy, uczynnemu hindusowi. Vijay na grzybach natynkowych się nie znał, ale obiecał, że przy-prowadzi do mnie kogoś, kto zwalczy zagrożenie biologiczne. tym kimś okazał się sympatyczny irlandczyk o - jakże irlandzkim - nazwisku Kosiński, jasnowłosy przystojniak o uśmiechu, który zawstydzał słońce. starcie między deanem Kosińskim, a grzybem szczęśliwie przegrał ten ostatni, a mnie nowy znajomy zabrał do pubu, w którym pracował jako barman. Każdy, kto chód raz był w pubie irlandzkim, wie, że panująca tam atmosfera sprawia, iż człowiek zapomina o upływie czasu i chce tam przychodził co wieczór. nałóg ten nie ominął i mnie i wkrótce stałam się stałą bywal-czynią O’sheas irish Bar. zaraz po zamknięciu naszej budy pędziłam do domu by spłukać ze skóry i włosów molekuły smażonej ryby oraz frytek, które przez cały dzieło pracowicie tam osiadały, po czym wpadałam do O’sheas, gdzie zwykle siadałam przy barze i poznawałam kolejnych stałych klientów deana. Ciężko mi było unikną porównano z klientelą bytomskich barów – tam ludzie przychodzili, żeby pić i mieli niewiele do powiedzenia, tutaj wpadało się, żeby pogadać i spotkać ze znajomymi, a kolejne kufle guiness’a czy fantastycznego zielonego piwa shane’s były jakby rekwizytem niezbędnym do zachowania pozorów niezobowiązującej pogawędki. poznałam sporo anglików, oczywiście irlandczyków oraz całą masę imigrantów z dosłownie wszystkich stron świa-ta i szybko zorientowałam się, że ci ostatni, jak również turyści traktują mnie jak autochtonkę. Mój angielski poprawił się niepostrzeżenie dzięki setkom godzin rozmów z przypadkowymi i stałymi towarzyszami kufla oraz czasowi spędzanemu z deanem, który bez krzty miłosierdzia poprawiał moje błędy językowe. - Czemu nie przyjdziesz pracować do mnie? – zapytał pewnego dnia wysoki, chudy facet w roz-ciągniętej koszulce z doktorem house’m, na którego wszyscy mówili t.j. i tak – zupełnie niespo-dziewanie – zostałam… asystentką dyrektora w firmie importującej perskie dywany. t.j., który znacznie lepiej prezentował się w garniturze niż t-shircie, traktował mnie jako kogoś w rodzaju swojej dalekiej kuzynki, wobec której ma zobowiązania rodzinne. przedstawił mnie wszystkim

historia Marii

- 12 -

Page 13: konkurs kindle

pracownikom, pokazał miejsce pracy i zapewnił, że mogę do niego przyjść w razie jakichkolwiek problemów. trudności jednak nie miałam, przeciwnie – byłam zachwycona tą zmianą okoliczności. dzięki po-rządnej pensji wyniosłam się z harehills i przeprowadziłam do samodzielnego, chód mikrosko-pijnego mieszkanka blisko biura, po pracy moje włosy pachniały kawą, a nie smażoną rybą i zamiast podawać hamburgery, zajmowałam się fakturami, zamówieniami i, ogólnie rzecz biorąc, biznesem. Chociaż ta historia miała swój początek cztery lata temu, to nadała kierunek całemu mojemu życiu w U.K. Okazuje się, że dziewczyna z Bytomia może pracować w angielskim biurze, prowadził negocjacje z klientami i jeździć na koncerty do londynu własnym samochodem. nie mogę też nie docenił faktu, że mam liczne, międzynarodowe grono znajomych wśród których jest kilkoro prawdziwych przyjaciół, jak choćby dean Kusiński, którego dziadek – jak w końcu udało mi się ustalić – był żołnierzem armii generała andersa. Mogę też zaświadczyć, że leeds jednak nie jest brzydkim ani ponurym miastem, tylko trzeba wiedzieć, gdzie guinessa pić.

Maria

Miłość ma zapach pomarańczy... zobaczyłem ją we śnie wiele lat temu, a może minę-liśmy się na dworcu Victoria siedem lat temu ? tak, by wynikało z urwanych wspo-mnień, nie jestem już pewien. Ot, zwyczajnie mignęła mi przez kilka chwil ulotnych dziewczyna z pomarańczami... wrzesień 2012 był jednak inny, znów zaczęła mi się śnić dziewczyna o blond włosach z pomarańczami aż do czasu, kiedy 13 dnia

ją poznałem na Facebooku, tak, to ona – dokładnie jak ta z mojego snu. ! Od razu jakoś bardzo przypadliśmy sobie do gustu, rozmawialiśmy ze sobą tak, jakbyśmy się znali od dawna. Mimo to, jadąc do niej, do londynu miałem „mały dreszczyk” emocji. Kiedy wysiadłem na Coach station, na dworcu Victora – ona od razu wpadła w moje objęcia i powitała mnie, jak w dawno nie odwiedza-nym, świątecznym domu, bukietem świeżych pomarańczy. tak spotkałem kobietę swojego życia, aż z wrażenia zabrakło mi słów. nie wiedziałem jak dziękować opatrzności. i tutaj znów przyśniły mi się pomarańcze. Kilka dni później w jej urodziny zrobiłem deser - „pomarańczowa Mariola”, tak bowiem wyśniona dama ma na imię. „pomarańczowa Mariola” / „Orange Mariola” 3 duże poma-rańcze 1 galaretka pomarańczowa / rozrobiona w wodzie 2 jaja 1/4 szklanki tequili 5 łyżek cukru 2 kiwi listki mięty do przybrania Bierzemy kilka dorodnych pomarańczy, wydłubujemy zeń skoope-rem, albo łyżeczką do miseczki. po czym napełniamy połówki pomarańczy rozrobioną uprzednio galaretką pomarańczową i pozostawiamy do zastygnięcia. na garnku gotującej się wody ubijamy w misce jaja z cukrem i dodatkiem tequili, aż do zgęstnienia (uważać aby się nie ścięło). do goto-wego sosu jajek z tequilą dodajemy podrobione (małe kawałeczki) środki pomarańczy, wraz z ob-ranymi i identycznie podrobionymi owocami kiwi. gotową całość nakładamy na wierzch połówek pomarańczy z zastygniętą galaretką, dekorując listkami mięty. podajemy schłodzone jako deser :) Od tamtej pory nie tylko, że wspólnie oglądam z nią, każdego dnia zachody słońca na londynem, przytulając ją mocno do mego boku. Od tamtej pory każdego dnia mówię jej dobranoc słowami „spotkamy się we śnie, tam będę czekał na cię...

Sebastian

historia sebastiana

- 13 -

Page 14: konkurs kindle

Opisze wam to, co mogło zdarzyć lub zdarzyło sie niejednemu z nas, szczególnie gdy jest sie bezdomnym i bez grosza przy duszy. jest to wywiad z młodym chłopakiem spod raciborza. Co w tym niezwykłego? sami oceńcie. Ostatnie zdjęcie, popatrzcie na mnie. z nim się identyfikuje! zenon, slough

Kradziez, ktorej nie było!w jednym z ostanich numerow pisma “anonse “ pewna rezolutna polka daje ogromna szanse polakom w UK sprzedazy swoich dobr osobistych, w postaci zegarkow zna-nych firm szwajcaraskich. no, nie zadne tam dziadostwo!!!Ogloszenie to w poruszylo mnie do “wnyy-trza”, poniewaz wczesniej nie wiedzialem, ze polacy przyjezdzaja do anglii w rolexach, z checia pozbycia sie ich za przyzwoita cena, na tzw. ostatnia godzine. nie wiem ilu polakow te ostatnia godzine zaliczylo, ale po polce, postponuje, ze interes nie za bardzo sie dobrze kreci, gdyz rolexow jak na lekarstwo, czyli polakom zyje sie o wiele lepiej bez zegarkow tych marek, zanim przekroczyli granice w dover.jest kradziez – na pewno nie ma!spotykalem ostatnio bezdomnego polaka piotra j., pochodzacego z malej wsi k. raciborza, ktory zadnych takich zegarkow nigdy nie mial. Mial tylko wlasne rzeczy osobiste. Okazalo sie sie, ze mial ich za duzo, jak na swoja posture.-Kiedy i dlaczego zdecydowales sie przyjechac do UK?do anglii przyjechalem 11.10.2012 i od razu pojechalem do leicester. Od poczatku mialem pro-blem wylacznie z polakami, ktorzy nie chcieli mnie zaakceptowac, poniewaz nie cpam, nie pale i nie pije. Majac klopoty z policja w polsce staralem sie byc bardzo ostroznym. na prozno. po powrocie z pracy zawsze brakowalo w lodowce wylacznie mojego jedzenia, czy plynow do mycia naczyn. Kiedy rozpoczalem prace w biurze tnt bylem pewien, ze wszystko idzie ku lepszemu. niestety. po paru tygodniach pracy wracam do domu i co widze??!! drzwi rozwalone na osciez, a po moich rzeczach osobistych sladu nie ma. Ukradli mi takie “lachy” jak spodnie, kurtki, bluzy, z karta bankowa wlacznie, ale juz bez grosza. na policji nie bylem, bo po co?! jest kradziez – na pewno nie ma! po miesiacu szukania nowej pracy moj kolega powiedzial mi w tedy;- dam ci pieniadze, opusc leicester – jedz do slough, tam jest 100 razy lepiej!- no i zdecydowales sie wtedy na slough, gdyz siedzisz teraz obok mnie.- - tak.. drugi kolega zalatwil mi prace w agencji “gOld teaM”/Farnham road/, przy rybach. po pewnym czasie zaczalem odczuwac problem z reka, szczegolnie gdy temperatura w chlodni byla niezwykle niska. / -20 stopni C/. zwolnilem sie z pracy, mieszkalem u znajomego przez okres 4 tygodni, az w koncu wyladowalem... na ulicy.- nikt ci wtedy nie pomogl? przeciez po high street chodzi mnostwo bezdomnych polakow.- Owszem. poznalem trzech z nich. Mieszkalem u nich w karawanie. Moze niewazne jak sie nazy-wali, ale jak sie zachowywali. palili jakies tam narkotyki, marihuane,zielone tabletki, i jakas tam trawe. zaczeli mnie zmuszac do tego samego. poza tym pili duzo alkoholu. Kiedy Council zalatwil noclegi dla bezdomnych z powodu zimna, spalem juz na terenie tymczasowej noclegowni, bo normalnej noclegowni tu nie ma.- skad pomysl powrotu do polski?- zdecydowalem sie na powrot do polski, gdyz w zabrzu moj ojciec kupil mi mieszkanie. wrocilem na karawan aby zabrac swoje rzeczy. Okazalo sie, ze juz ich nie ma. to byly nowe rzeczy, wiec sprzedac to za grosze nie jest trudno. a karte ponownie stracilem – z pieniedzmi wlacznie. - no to byla w koncu kradziez, czy nie? Co wtedy zrobiles? nic?!

historia zenona

- 14 -

Page 15: konkurs kindle

- poszedlem na posterunek policji w slough. poinformowalem ich, ze oni okradaja rowniez innych polakow. policja zabrala mnie na tamto miejsce i... spalila karawan. wtedy oni zaczeli mi sie wy-grazac, ze juz nie zyje!- Moze potrzebujesz teraz swojego brata, wiesz dlaczego?- Moj brat jest zawodowym bokserem w holandii, ma piekne pasy i tez pomogl mi finansowo. ale ja sie tych polakow wcale nie boje, gdyz maja rowniez problemy z policja w polsce i anglii.- to ladnie z twojej strony, ale czy tak naprawde nie potrzebujesz pomocy? przeciez policja dala ci przeciez adres do ‘BarKi’ w londynie.- tak. Mam juz mapke jak do nich dojechac, a teraz chcialbym im bardzo podziekowac za zain-teresowanie. Oni moze juz niedlugo przestana istniec, to wtedy kto pomoze innym polakom??? ambasada? Chyba nie. - niedlugo wyjezdzasz - jak mowisz - na stale. Co chcialbys powiedziec nam na ‘do widzenia’? / dla zobrazowania jego zdesperowania, tekst jest podany bez adjustacji – przyp. moj/. - “ ja bym tylko prosil o pomoc, zebyscie mi pomogli dostac sie do polski, bo ja spie na dworze i nie mam mam ani domu, ani pieniedzy. a wiec jak mozecie, to bardzo bym chcial pojechac do polski, do domu. ja mieszkam w raciborzu, na imie mam piotr jarosz. a wiec jak byscie mi pomogli, to bym byl bardzo wdzieczny za pomoc, bo jeszcze musze splacic 50 funtow za pozyczke w banku ‘Money gram’.Bo jesli chodzi o rodzine, to mi nie pomogla. Bo jak chcialem wyjechac, bo u nas bylo zle, moja siostra wyszla pewnego dnia z domu i nie dala znaku zycia, ani nie dzwonila do mamy, do taty, czy do brata. a ja nie widzialeM MOjej siOstry 2 lata i 4 MiesiaCe, a jednaK nie wieM sKad wziela MOj nUMer teleFOnU, ale ja nie OdBieraleM, BO MOja MaMa pOwiedziala, ze gdzies idzie, a moi rodzice wypisali siostre z domu. a jak ja przyjechalem do anglii, to caly czas zaluje, ze jestem tutaj i juz nigdy tu ne przyjade, bo nikomu nie ufam i nazywam sie piotr jarosz i mieszkam czasami u rodzicow, w miescie.”

Zenon

Witam! postanowiłam podzielić się z wami moja historia która przydarzyła się 6 lat temu i miała ogromny wpływ na cale moje życie. przyjechałam do londynu 6 lat temu na wakacje do brata, żeby zarobić na ostatni rok studiów. początki nie były łatwe ale zacisnęłam żeby i powtarzałam ze to tylko 3 miesiące wiec wytrzymam. Mieszkałam z bratem i jego znajomymi. wkrótce zaczęłam spędzać więcej czasu

z jednym z nich, staliśmy się sobie bliscy, lecz ciągle był miedzy nami dystans ze względu na brata. po 2 miesiącach gore wzięły uczucia i od tamtej pory jesteśmy razem. wróciłam do polski żeby skończyć studia a potem z powrotem do londynu układać sobie życie. w przyszłym miesiącu będziemy z rafałem obchodzili 2 rocznice ślubu. jesteśmy szczęśliwi i zakochani w sobie po uszy. to londyn sprawił ze się spotkaliśmy co w polsce byłoby niemożliwe, a spotkanie to jest najlep-szym co nas spotkało.

Justyna

historia justyny

- 15 -

Page 16: konkurs kindle

na wyspach mieszkam od niedawna i nie do końca rozumiem jeszcze panujące tu re-alia. Obserwuje wielu swoich znajomych, którzy po przyjeździe osiągnęli więcej niż kiedykolwiek mogliby w polsce. Mimo oczywistej tęsknoty za ojczyzną są szczęśliwi. tym dziwniejsze wydaje się zdarzenie, którego byłem świadkiem. Od niecałych 3 miesięcy studiuję farmację w londynie. Mieszkam na woodgreen’ie otoczony przez

rodaków i emigrantów z afryki oraz azji. w ramach zajęć kilka razy w tygodniu muszę pojechać do centrum na wykłady obok guy’s hospital. w drodze na zajęcia mijam wielu ludzi: biznesmenów, lekarzy, studentów. wszyscy jak zawsze gonią gdzieś patrząc prosto przed siebie. Mniej więcej pół-tora miesiąca temu, wykładowca zakończył zajęcia 2 godziny wcześniej. ponieważ tego samego dnia pogoda była piękna, postanowiłem nie spieszyć się i napawać się wczesną wiosną. w drodze na london Bridge tube station, idąc ruchliwą uliczką, spostrzegłem bezdomnego, stanowiące-go ogromny kontrast do całej reszty biegnących przechodniów - karierowiczów. siedział z psem, głaskał go i mówił do niego. jakież było moje zdziwienie kiedy zdałem sobie sprawę, że mówi do niego po polsku. targany różnymi emocjami, postanowiłem podejść i dać mu jakieś drobne. wrzu-ciłem mu 2 funty, uśmiechnąłem się i powiedziałem: „dzień dobry”. Odwzajemnił mój uśmiech, ale tak naprawdę ofiarował mi dużo więcej niż ja jemu. spytał się skąd jestem, a od słowa do słowa poznałem historię janka. w chwili obecnej janek był dojrzałym facetem. Miał przydługie włosy, niezadbane wąsy i brodę. siedział w szarej bluzie z kapturem razem ze swoim żółtawym kundel-kiem. janek przyjechał na wyspy w 90-którymś roku. razem z dziewczyną mając po 20 kilka lat chcieli zacząć życie w kraju wielkich możliwości. nie znał za dobrze języka, ale znalazł pracę w zakładzie samochodowym. Życie w obcym kraju było trudne. Miał kilku kolegów czasami chodzili się napić. potem robili to trochę częściej. potem nie potrzebował już do tego kolegów. dziewczyna odeszła, szybko stracił dom i pracę. spędziliśmy tak dobre pół godziny, rozmawiając o nim, potem o mnie. Ojcowskim głosem wystrzegał mnie przed swoimi błędami. potem pożegnałem się i posze-dłem w swoją stronę. w następnym tygodniu wyszedłem trochę wcześniej, aby móc przywitać się i pogadać z jankiem. Kiedy dotarłem na miejsce, w którym był ostatnio, nie spotkałem go. zasta-nawiam się cały czas, czy coś się stało, dlaczego go nie ma, ale od tamtego czasu nie spotkałem go już nigdy. Czasami wydaję mi się jakby to wydarzenie nigdy nie miało miejsca. jakby było tylko złowieszczą wizją własnej przyszłości.

Krzysztof

to historia związana z poszukiwaniem pracy w pewnej fabryce. po obdzwonieniu wszyst-kich dostępnych mi agencji pracy, które chciały w ogóle rozmawiać z osoba, która słabo zna język angielski, jedna, bardziej litościwa pani z agencji x, zarejestrowała mnie i wysłała na interview do fabryki ciastek. po 3 godzinach przytakiwania głową i dostoso-wywania swojej mimiki do mimiki prowadzącej, nie rozumiejąc kompletnie nic, zaczęto

nas odpytywać z wysłuchanego przed chwila wywiadu. przyszła kolej i na mnie. pokerowa twarz, mina znawcy i pada pytanie,,dlaczego nie może pani na terenie hali produkcyjnej nosić zegarka?,, lekka konsternacja i odpowiedz, która, o dziwo, pozwoliła mi podjąc prace, vo rozbawiła panią liniowa,, bo jak mi zegarek wpadnie do jedzenia to mi firma za niego nie odda,,:)

Justyna

historia Krzysztofa

historia justyny

- 16 -

Page 17: konkurs kindle

Moja historia. Między lekarzem a pacjentem jest miejsce dla mnie. do wielkiej Bry-tanii przyjechałam w 2006 roku w wieku 23 lat. w polsce skończyłam studia li-cencjackie z anglistyki a rok przepracowany w polskiej szkole na stanowisku na-uczyciela języka angielskiego uzmysłowił mi, że ta ścieżka nie do końca jest dla mnie i że świat, prócz krótkich letnich wyjazdów w ciepłe kraje, ma coś więcej do

zaoferowania niż tylko etat w podstawówce za marne w tamtym czasie pieniądze. nie wyjechałam od razu po studiach, nad czym głęboko zastanawiałam się w tamtym czasie, i spędziłam tamten rok w polsce, czego nie żałuję, gdyż tamten czas spowodował, że nigdy nie wątpiłam w słusz-ność decyzji o wyjeździe na stałe za granicę. Moja angielska przygoda rozpoczęła się w londynie ponad 6 lat temu i nadal trwa. jako że z językiem nie miałam trudności, to też ze znalezieniem pracy nie było problemu. agencje rekrutujące nauczycieli niezwykle chętnie oferowały mi pracę w zawodzie, jednak nie czułam się w tej pracy w pełni spełniona i szybko zakończyłam z nimi współ-pracę. Osiedlając się równocześnie w tamtym czasie w dzielnicy ealing, nie byłam tak do końca świadoma olbrzymiej ilości polaków mieszkających tutaj, ale to pozwoliło mi znaleźć moją pracę, którą wykonuję z wielką radością i zapałem po dziś dzień. ‘interpreter’ (pol. tłumacz) potrzebny jest wszędzie w: przychodniach lekarskich, szpitalach, urzędach, kuratoriach sądowych, ośrodkach zdrowia psychicznego, szkołach, różnego rodzaju centrach dla dzieci, i w takich miejscach właśnie jestem. pracuję z niemowlakami i ich mamami, dziećmi i ich lekarzami i nauczycielami, rodzicami i ich pracownikami społecznymi, nastolatkami i ich psychologami, kobietami i ich terapeutami, mężczyznami, przestępcami i ich kuratorami sądowymi, chorymi psychicznie w zakładach za-mkniętych i ich psychiatrami, prostytutkami i ludźmi gotowymi im pomóc. rano jestem w szpitalu rehabilitacyjnym na south ealing i tłumaczę sesję fizjoterapii pacjentki, w południe w hounslow Civic Centre w dziale mieszkalnictwa uczestniczę w spotkaniu z osoba bezdomną by pomóc roz-wiązać jej problemy mieszkaniowe, po południu pomagam pacjentce w szpitalu Charing Cross w dziale onkologii przy konsultacji po operacji na raku piersi, następnie szybko przemieszczam się w inną część londynu by tam przetłumaczyć kolejną sesję terapeutyczną z psychologiem pacjentki cierpiącej na wieloletnią depresję. Bywają dni gdy takich spotkań jest 5-6 w całkowicie różnych miejscach, więc znajomość topografii miasta jest w tej pracy koniecznością. „jestem tłumaczem niezależnym. wszystko co zostanie wypowiedziane w trakcie rozmowy/spotkania będzie traktowa-ne jako poufne...” Od takiego wyjaśnienia mojej roli w spotkaniu rozpoczynam kontakt z klientami polskimi dla których wykonuję tłumaczenie. tłumaczę wizyty trwające kilka minut u lekarza ro-dzinnego w trakcie których omawiany problem nie jest zbyt skomplikowany i nie wymaga większej dyskusji, ale również spotkania konferencyjne trwające 2-3 godziny gdzie grupa składająca się z około 10 lub więcej osób będących przedstawicielami szkół, opieki społecznej, policji, organizacji zdrowia decyduje o losie i przyszłości dziecka/dzieci. tłumaczę wizyty gdzie pacjentowi trzeba powiedzieć: „ma pan nowotwór złośliwy”, gdy pacjent słyszy ”nie możemy już nic zrobić”, gdy lekarz mówi młodemu człowiekowi: „powtórne badanie potwierdziło obecność wirusa hiV”, gdy kobieta mówi: „chwytał mnie tak, żeby nie było siniaków”. przetłumaczyłam wiele wizyt/spotkań i czasem myślę po niektórych zakończonych tłumaczeniach, że już nie usłyszę i zobaczę nic takiego co mnie zaskoczy, ale wtedy zwykle jest następne zlecenie do wykonania, które szybko daje mi do zrozumienia, że w tej pracy wszystko się może zdarzyć.

Natalia

historia natalii

- 17 -

Page 18: konkurs kindle

Kochani rodacy w tym liście chciałam podzielić się z wami tym co mnie tu spotkało. do londynu przyjechałam w połowie lipca 2012 roku, chciałam pracować, gdyż w polsce pozostawiłam za sobą długi, a jedynym wyjściem, żeby je spłacić był wyjazd za gra-nice. po wyrobieniu numeru nin i założenia konta w banku bardzo szybko znalazłam prace w fabryce produkującej sałatki owocowe, pracy było dużo – po kilkanaście go-

dzin dziennie. pewnego dnia po jakiś czterech miesiącach, zasłabłam przy taśmie i jakiś mądry człowiek stwierdził ze jestem w ciąży i podziękowano mi, oczywiście nie byłam po prostu byłam tak zmęczona ze nie miałam siły i chęci żeby nawet zjeść – dlatego tak się stało. następnie znala-złam prace w drukarni, przy pakowaniu ulotek i segregowaniu listów, wszystko znowu zaczęło się układać, co zarobiłam wysyłałam do polski – ale to co dobre nie trwa wiecznie. prace przez agen-cje – pracowałam dla nich już około trzech miesięcy i kolejny tydzień miałam pracować na nocne zmiany, pracowałam dwie nocki i dostałam sMs ze do końca tygodnia mam wolne, gdyż na tej zmianie jest za dużo osób. jeszcze tego samego dnia, piętnaście minut przed rozpoczęciem zmiany telefon, ze jednak brakuje ludzi i żeby przyjść, niestety odmówiłam gdyż żeby się tam dostać po-trzebuje 45 minut – taka sama sytuacje kolejnego dnia i nagle cisza, kara ze jak mogłam odmówić. nie stać mnie było na czekanie kiedy zadzwonią i czy wogóle zadzwonią, zaczęłam szukać nowej pracy. pracowałam na zmywaku, jako asystent kucharza a nawet jako kelnerka w libańskiej re-stauracji, na początku wszystko ok, później zaczęły się problemy z wyplata, ciągle nie miał, mówił ze mały ruch i odeszłam. tak się złożyło ze w tym samym czasie znowu zadzwonili z agencji, ze jest dużo pracy i czy chce wrócić. wróciłam, wyplata zawsze na czas, czułam ze znowu zaczyna się wszystko układać, ze dam rade, ze spale wreszcie te długi, pomogę rodzicom. pracowałam nie-długo, wracając z drugiej zmiany, tuz przy samym domu zostałam napadnięta – uderzona jakimś bardzo ciężkim, metalowym przedmiotem w tył głowy – wystąpiły różne komplikacje, ale lekarze mówią ze powinnam się cieszyć z tego ze żyję, gdyż rana była bardzo głęboka. naprawdę ciesze się ze żyję i zdaje sobie sprawę z tego ze mam depresje i ze czasem zachowuje się jak opętana mimo swojej woli – ogarnia mnie panika jak ktoś za mną idzie, jak słyszę za sobą kroki, boje się ze znowu coś mi się stanie. teraz i tak jest już lepiej, na początku bałam się wyjść w ogóle z domu - czekanie na pomoc psychologiczna trwa niestety za długo, a najbardziej jest potrzebna zaraz po takim zdarzeniu. już dwa i pol miesiąca jestem na zwolnieniu lekarskim, nie wiem ile czasu jeszcze minie kiedy wrócę do pracy, gdyż czeka mnie operacja oka – skutek uderzenia. przez ten okres nie dostałam jeszcze żadnych pieniędzy, z pracy mi się nie należą, ponieważ pracowałam za krotki czasu u nich, czekam na zasiłek chorobowy z job center – ciągle wymagają jakiś dokumen-tów co cały proces przedłuża, a tu niestety za coś trzeba kupić jedzenie, opłacić mieszkanie... ten list pisze głównie w celu podziękowania osobom, które mi pomogły, na których naprawdę mogę liczyć. w pierwszej kolejności bardzo, bardzo dziękuję sąsiadowi, anglikowi który mnie znalazł na ulicy i który mimo deszczu i zimna przez okres do przyjazdu pogotowia, a było to dość długo nie pozwolił mi usnąć, który robił wszystko by mnie ocucić i który ciągle do mnie mówił, bo to właśnie spowodowało ze nadal jestem na tym świecie. dziękuję również rodzinie chrześcijańskiej jaka są Karolina i sebastian, za pomoc finansowa jak również pomoc w wypełnianiu przeróżnych form do tutejszych urzędów. Karolinie dziękuje szczególnie, gdyż dzięki rozmowom z nią zrozumiałam, ze jestem kobieta która powinna siebie szanować, która nie powinna żyć tylko dla innych ale przede wszystkim dla siebie i dzięki której zaczęłam ze skromnej myszki, która nigdy nie wyraziła swojej opinii wreszcie mówić o tym co potrzebuje, co myśli. dzięki niej odnalazłam również w swoim życiu Boga, który zawsze gdzieś tam był, był gdzieś obok. dziękuje również pawłowi, który opiekował się mną po wypadku – miałam takie zawroty głowy, gdzie przez pierwszy tydzień nie mogłam na-

historia pauliny

- 18 -

Page 19: konkurs kindle

Dzień powszedni, załatwienie pracy. Urządziłam się w pokoju, usiadłam na łóżku z drinkiem w ręku i pomyślałam, że świat należy do ludzi odważnych. stwierdziłam, że Chelsea jest OK i wybrałam się na pierwszy spacer po londynie, a w zasadzie nad tamizę. wiele czytałam o bezpieczeństwie w stolicy UK w miejscach publicznych, więc bez lęku spacerowałam słuchając szumu wody i odgłosów miasta oraz oddając

się własnym myślom. w pewnym momencie moją uwagę zwróciła głośna rozmowa kilku osób za moimi placami. znam dobrze język angielski, ale niewiele rozumiałam. dyskretnie popatrzyłam za siebie i zobaczyłam młode sylwetki mężczyzn w obszernych ubraniach z kapturami, w tym także o ciemny kolorze skóry. przyspieszyłam kroku, co chyba zwróciło uwagę tych ludzi, bo ściszyli głosy i także przyspieszyli kroku. zrobiło mi się słabo. spokój, powiedziałam sobie. jeszcze jeden zakręt i będę miedzy ludźmi. ale oni byli coraz bliżej i bliżej. strach. nagle usłyszałam tętent koni. Chyba mam ze strachu halucynacje. nagle obok mnie pojawiły się sylwetki dwóch sympatycznych policjantów na koniach, uśmiechniętych od ucha do ucha. Odetchnęłam z ulgą. poprosiłam o po-kazanie drogi do domu, którą znałam a oni odprowadzili mnie pod same drzwi. pierwsze doświad-czenie: nie wierzyć w to co piszą ludzie w środkach masowego przekazu.

Annaps. artykul ten, konkursowy, przeznaczony jest dla osob, ktorym nie wydarzylo sie nic niezwy-klego, a o niezwyklych ludziach, czy wydarzeniach, chetnie przeczytaja. przypomina mi sie teraz slynna scena z lawka alfreda hitchcocka, gdzie para zakochanych z promiennym usmiechem ob-serwuje... ptaki. nic niezwykłego.

wet wstać z łóżka, za to ze wytrzymywał moje fanaberie i omany z tym związane zresztą trwające do tej pory. Kochani, taka jest moja historia – poznałam wielu polaków pracujących w fabrykach, tam atmosfera jest straszna, lecą tylko przekleństwa i każdy szpanuje przed każdym, pracuje jak robot aby zrobić jak najwięcej, aby być najszybszym, prześcignąć drugiego – tu nie można na nikogo liczyć. dlatego po wypadku byłam załamana, ze co ja teraz zrobię i w ogóle, wiedziałam ze szybko nie wrócę do pracy, a jednak spotkałam na swojej drodze innych polaków, którzy pomagają nie oczekując nic w zamian, po prostu z serca. Miałam również różne załamki, chciałam wracać do domu, byle jak najdalej stad – ale w sumie gdzie mam wracać – do biednej polski gdzie znalezienie pracy graniczy z cudem? postanowiłam zOstaje i mam jeszcze nadzieje, ze będzie lepiej i chcę wam przekazać ze warto wierzyć ze będzie dobrze, ze jakoś się ułoży i ze naprawdę istnieją rów-nież inni ludzie, którzy tez wam pomogą, nie oczekując nic w zamian - tak jak pomogli mi....

Paulina

historia anny

- 19 -

Page 20: konkurs kindle

Do londynu przybyłem jako nastolatek na fali drugiej emigracji. zakwaterowany w wie-lonarodowościowym domu w „livingu”na kanapie, dzień po dniu uczyłem się nowych zasad pozwalających mi łatwiej zintegrować się z otoczeniem.jedna z zasad,która naj-bardziej mi się spodobała i jednocześnie wprawiła mnie w zdumienie,była zasada ak-ceptacji i tolerancji wobec inności w tym, jak mi się wydaje,największym tyglu kultu-

rowym europy.tam skąd pochodzę,stare reguły nieugięcie powstrzymują rozwój indywidualności człowieka i na czarno pomalowane paznokcie chłopaka nadal wywołują oburzenie. Mimo iż nadal bylem skazony prowincjonalnym myśleniem,w mojej nieśmiałej osobie natychmiast zbudziła się nadzieja,ze mimo iż nie wyglądam jak zrobiona na styl zachodnich produkcji gwiazda, znajdzie się jakaś osoba w tym wielomilionowym mieście,której wpadnę w oko.szanse były liczne.Ba! powie-działbym nawet,parę milionów szans.Uzbrojony w cierpliwość, czekałem na ten dzień,który miał się wyłonić z szarej codzienności,której smak poprawiała ryba i frytki zalane podwójna porcja sosu pomidorowego.dzień, w którym miało się spełnić moje marzenie,jak w bajce o Kopciuszku,kiedy to jego piękno dostrzega ktoś inny a nie tylko on sam,miał nadejść.pewnego dnia wracając do domu po pracy autobusem, naprzeciw mnie usiadła dziewczyna nie-spotykanej urody, nasze spojrzenia spotkały się a wtedy ona posłała mi uśmiech,który przywołał na moje policzki kolor czerwieni.Onieśmielony spuściłem wzrok,ale kiedy ukradkiem spoglądałem na owa niewiastę,ona dalej wpatrywała się we mnie z coraz większym uśmiechem. sparaliżowany tak nagłym zainteresowaniem nie moglem zdobyć się na nic więcej niż tylko uśmiech,który stal się naszym prywatnym kodem, dzięki któremu wymienialiśmy nasz zachwyt,podziw,radość i nadzieje.wysiadła na kolejnym przystanku a ja nie zdobyłem się na odwagę, by pobiec za nią i powiedzieć jej… Coś co pewnie zabrzmiałoby pompatycznie głupio i zepsułoby urok całego spotkania. smutny i zły na siebie,ze pozwoliłem potencjalnej miłości mojego życia przejść kolo nosa,zmieniłem środek transportu i ruszyłem w dalsza drogę do domu.rozpaczając nad swoim losem w tramwaju,który niósł mnie do domu,nie zwróciłem uwagi na dwie niewiasty,które usiadły naprzeciw mnie i z wiel-kim zainteresowaniem zaczęły studiować moja twarz. wymieniane szepty,uśmiechy,spojrzenia i rosnące zainteresowanie moja osoba z ich strony wyłowiło mnie z lekkiej depresji,w która wpędziła mnie utrata wcześniejszej szansy.nie taki diabeł straszny jakiego malują,pomyślałem,moja wcze-śniejsza krytyczna samoocena zaczęła się rozmywać pod uśmiechami,które sypały się na mnie delikatnie niczym płatki śniegu.wiara w siebie zaczęła gwałtownie rosnąc,pewność siebie powę-drowała wysoko w górę,w głowie składałem zdania,które przełamią bariery dzielące mnie od speł-nienia mojego marzenia o spotkaniu kobiety mojego życia. Otworzyłam usta,gotowy wykorzystać moment,uzbrojony w pewność siebie oraz uprzednio przygotowany w myślach dialog pozwalający przełamać pierwsze lody.pomyślałem- teraz albo nigdy-i usłyszałem mechaniczny glos kobiety.wiadomość była krótka,przekaz jednoznaczny:obwieścił koniec świata a tramwaj zatrzymał się na przystanku,na którym musiałem wysiąść.niesamowita wyprawa po godzinach pracy pełni uśmiechu na twarzy rodacy podtrzymujący pol-ską tradycję na ziemi angielskiej utrzymując jej sławę w przestrzeni miejskiej rozsławiając jej imię w hrabstwie west yorkshire czyniąc ziemię robin hood’a zdobytą - to nie żaden bajer przeniknięci blaskiem tej tajemnej wyprawy przez dziką ziemię deszczowej anglii tamtej nocy zatrzymał się czas, który na wyspach już nie dotyczy nas.

Łukasz

historia Łukasza

- 20 -

Page 21: konkurs kindle

Moja znajoma uwielbia koty, zawsze ma ich spora gromadkę, przygarnia znajdy i szuka im domów. pewnego dnia poprosiła mnie, by zaopiekować się przez tydzień jej zwierzętami. zgodziłam się z wielką chęcią, miałam dużo czasu wolnego po-nieważ nie miałam w tamtym okresie pracy. Choć szczerze mówiąc nie przepadam za kotami i na kotach się nie znam, ale znajoma była „pod telefonem”, więc w

razie problemów szybki telefon i pomoc będzie. na drugi dzień po przyjeździe wypuściłam koty (5 sztuk) na podwórko, żeby trochę pobyły na świeżym powietrzu. jak tylko znalazły się za drzwia-mi, rozbiegły się i tyle je widziałam. :/ Okazało się, że 3 koty znajomej to jakaś rzadka rasa, (jeden kosztuje prawie 2 tys. zł)!!! na 5 osobników wrócił... jeden. ten nierasowy. zamiast odpoczywać ja chodziłam po całej okolicy i szukałam reszty. niestety koty przepadły.. ale za to ja znalazłam swoją druga polówkę :) podczas szukania kotów pomagali mi bardzo przystojny mężczyzna który już został na dobre przy mnie :) niestety bez kotów.

Emilia

Do londynu pierwszy raz przyjechałam 11 lipca 2009 wraz z siostra. Umówiliśmy się z siostra, która już mieszkała w londynie z chłopkiem ze odbiorą nas z Victorii. przed-dzień nie mogliśmy się skontaktować z siostra, jej telefon jak i chłopaka było wyłączo-ne... Cala drogę w autobusie bałyśmy się, ze po nas nikt nie wyjdzie... już w czasie po-droży poznałyśmy chłopka Macka, no i powiedziałyśmy mu o naszych obawach, wiec

poprosiliśmy go o pomoc w razie problemów. na Victorii nikt na nas nie czekał, a my miałyśmy nie dożo sumę pieniążków ze sobą... Bagaż oddałyśmy do bagażowni i cały dzień z nowo-poznanym kolego spędziłyśmy. pamiętam jak czekaliśmy długo na niego na bardzo starym cmentarzu. nie mógł nam pomoc, bo sam spał na podłodze u kolegi. zresztą nas nie znal. na szczęście w nieszczę-ściu mieliśmy nr. przyjaciela, który jest informatykiem wiec ciągle do nas dzwonił. Mi elismy tez nr. dawnego przyjaciela z dzieciństwa, który mieszkał w londynie.skontaktowałyśmy się z nim i on nie znal londynu, wiec powiedział ze coś skombinuje. później poznałyśmy chłopaka z Maroka, który nas oprowadził po hostelach, ale niestety hostele były przepełnione a jak coś wolnego to bar-dzo drogie... w nocy deszcz padał a my zwiedzimy sobie centrum londynu.( w londynie byliśmy o 11 z rana) a wszystko nas fascynowało, pamiętam jak dziś jak stoimy na przystanku stacji south Kensington i jak deszcz leje, wiedziałyśmy pierwszy raz pięknie ubrane japonki i wspaniałymi parasolami. i wtedy przyjaciel z dzieciństwa radek. zadzwonił do nas, ze przejdzie samochodem z kumplem. no i spotkaliśmy się. trafiliśmy do domu pewnych polaków, bardzo fajnych. zaraz nam kanapki zrobili i herbaty. na drugi dzień siostra zadzwoniła do mamy gdzie my jesteśmy. wszystko się wyjaśniło,że chłopak zabrał telefon dla mojej siostry i tak wyszło. wierze, ze dobry anioł czuwał z nami i przyjaciele. przyjaciele są bardzo ważni. później pracy nie mogliśmy znaleźć i nam pie-niążki się skończyły... no i nie miałyśmy co jeść. rodzicom nic nie mówiliśmy, a bo po co martwic? na przystanku podszedł chłopak do mnie mnie i powiedział, że jestem jakby aniołem i widzi ze nic nie jadła i zaprosił nas do restauracji!!! nieznany człowiek. Kupił nam jedzenie. nie chciały-śmy go wykorzystywać. później już było lepiej dostałyśmy prace i nasze problemy się skończyły. Ciesze się, ze szczecie nam dopisywało. zawsze pamiętałam iść do Kościoła się pomodlić w każda niedziele, za to ze Bóg czuwał nas nami.

Ewa

historia emilii

historia ewy

- 21 -

Page 22: konkurs kindle

Za długo nie jestem na wyspach i nie znam za dobrze języka,ale gdy 1 raz poszłam do sklepu pani powiedziała do mnie ze chce moje id czyli dowód{oczywiście nie wiedzia-łam że to dowód,stres i w ogóle:)}pomyślałam ze chce kartę do bankomatu.kompletnie nie mogłam się z nią dogadać po 5 minutach po migowemu domyśliłam się to o dowód chodzi,od tej pory wiem jak jest dowód po angielsku:d

Iwona

Witam, w 2007 roku poznałam przez internet polskiego chłopaka mieszkającego w UK. ja studiowałam w pl, ale bardzo chcieliśmy się spotkać więc przyleciał.. wydawał się fajnym facetem więc utrzymaliśmy ze sobą kontakt, zaprosił mnie do UK na tydzień nawet kupił mi bilet:) pomyślałam, dlaczego nie? i przyleciałam do UK na ten testowy tydzień. pokazał mi krajobrazy, ciekawe miejsca.. bardzo mi się

podobało, niestety musiałam wrócić. ale codziennie rozmawialiśmy ze sobą przez skypa, telefon, pisaliśmy e-maile tysiące smsów - i tak przez kolejny rok. w 2008 poprosił mnie o rękę.. oczywi-ście się zgodziłam :) już w lipcu przyleciałam na stałe do UK. a 08.08.2009 wydaliśmy wielkie wesele :) a najbardziej niesamowitą rzeczą a raczej sytuacją która mi się przydarzyła wydarzyła się 10.04.2011 roku... Urodziłam nasza Córeczkę zUzie.. już mieszkam 5 lat w anglii i za nic w świecie bym tego na nic innego nie zamieniła!!! nie wyobrażam sobie Świata bez Moich dwóch skarbów !!!

Kinga

historia iwony

historia Kingii

- 22 -