Kacper Śledziński, "Czarna kawaleria"
description
Transcript of Kacper Śledziński, "Czarna kawaleria"
Rozdział 1
Eksperyment
…głośny dzwonek telefonu oderwał majora dyplomowanego Franciszka Skibińskiego od zajęć. Powtórzył się jeszcze dwukrotnie, zanim
major podniósł słuchawkę. Telefonował generał brygady Bronisław Regulski, pierwszy wiceminister spraw wojskowych.
– Nie, panie generale, pułkownik Jasiewicz jest w szpitalu – major poinformował generała o chorobie dowódcy.
Rozmawiał jeszcze kilka minut, udzielając tylko krótkich odpowiedzi. Kiedy skończył, w sztabie 10. Brygady Kawalerii panowała cisza. Wszyscy pytającym wzrokiem patrzyli na majora.
– Nie wiem, o co chodzi – powiedział – ale natychmiast muszę jechać do Warszawy.
Nikt z oficerów nie domyślał się przyczyny wezwania. Pesymiści przypominali jednak, że w minionym, 1936 roku w Ministerstwie Spraw Wojskowych poważnie rozważano kwestię rozwiązania stacjonującej w Rzeszowie brygady. Przyczyną były oczywiście finanse. Widocznie uznano, że nie opłaca się utrzymywać małej, liczącej zaledwie dwa pułki jednostki. Jednak po otrzymaniu paru niepotwierdzonych oficjalnie wiadomości do Rzeszowa przestały dochodzić jakiekolwiek informacje na ten temat i z czasem cała sprawa się rozmyła. Sztab zajmował się swoimi obowiązkami, przygotowując się do kolejnych ćwiczeń. Tak minęła jesień i zima przełomu 1936 i 1937 roku. Przyszła wiosna, a z nią choroba i przedłużająca się absencja dowódcy brygady pułkownika Wincentego Jasiewicza.
Miał o czym myśleć major Skibiński, kiedy na rzeszowskim dworcu zajmował miejsce w pociągu do Warszawy. Ponieważ telefoniczna
14 I. die schwarze brigade
rozmowa z generałem Regulskim nie dawała nawet najmniejszych podstaw do jakichkolwiek spekulacji, Skibiński to przeżywał niepokój, to znów chwytał się nadziei, nie wiedząc jednak, w jaki sposób miała się ona zmaterializować. i jeżeli niepokój i nadzieja przepychały się w jego świadomości, to nad tymi dwiema emocjami panowała obawa nie tylko o los jednostki, ale również o własną karierę. Funkcja szefa sztabu była nagrodą za pierwszą lokatę XiV Promocji w Wyższej Szkole Wojennej, przyznaną mu przez szefa Sztabu Głównego generała Wacława Stachiewicza. Była więc zwieńczeniem jego dotychczasowej długiej służby. Skibiński zaczynał latem 1917 roku jako wolontariusz sławnego Pułku Ułanów Krechowieckich, po nim był nie mniej głośny Pułk Ułanów Jazłowieckich, w którym walczył podczas wojny bolszewickiej 1920 roku. Po wojnie przyszedł czas na Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, najpierw w roli słuchacza, później instruktora; wreszcie po pobycie w 3. Pułku Strzelców Konnych wstąpił do wspomnianej WSW, skąd wypuszczono go z dyplomem. Na stanowisku szefa sztabu czuł się potrzebny. Nowa funkcja spełniała jego oczekiwania, on sam zaś spełniał oczekiwania swoich bezpośrednich i pośrednich przełożonych. Radził sobie z zadaniami zlecanymi przez pułkownika Jasiewicza, a przy tym znajdywał czas na regularne pisywanie artykułów do „Przeglądu Kawaleryjskiego” i „Bellony”. zrozumiałe więc, że przestępując próg Ministerstwa Spraw Wojskowych, liczył, iż stanowiska nie straci.
Generał Regulski przywitał majora uprzejmie, kazał usiąść i bez zbędnych wstępów przeszedł do meritum.
– decyzją ministra spraw wojskowych generała Tadeusza Kasprzyckiego 10. Brygada Kawalerii zostaje przeformowana w jednostkę pancernomotorową. Ponieważ duża grupa oficerów 20. Pułku Ułanów jest przeciwna motoryzacji, zabieramy wam ten pułk. W zamian dostaniecie 24. Pułk Ułanów z Kraśnika. 10. Pułk Strzelców Konnych zostaje przy was. za to rozwiązujemy 10. dywizjon artylerii Konnej, bo nie będzie wam potrzebny. Przydzielimy wam natomiast dywizjon rozpoznawczy, dywizjon artylerii przeciwpancernej, dywizjon artylerii motorowej, szwadron łączności, pluton regulacji ruchu, batalion saperów i batalion czołgów.
W tym miejscu generał przerwał. Spojrzał na Skibińskiego, chcąc sprawdzić, jakie wrażenie zrobiła na nim wiadomość. Major siedział spokojnie. Starał się nie pokazywać żadnych emocji, ale mu się to zupełnie nie udało.
1. EkspErymEnt 15
ostateczny efekt rozmowy z generałem Regulskim – wspominał – mógłbym porównać do nagłego uderzenia kijem w głowę, która mi spuchła w przewidywaniu ogromu i trudności oczekujących mnie zadań, należących przy tym do takiej dziedziny służby, o jakiej w ogóle nie miałem pojęcia. drobiazg: przerobić staropolską konną brygadę na związek motorowopancerny! Równocześnie odczułem jednak znaczne zainteresowanie. Będzie to przecież coś nowoczesnego i przyszłościowego. Kawaleria zwielokrotniona, jak ją później nazwałem1.
Major nie podejmował polemiki z generałem, nie wiedząc, co powiedzieć, ograniczył się tylko do standardowych zwrotów obiecujących solidną robotę nad nową brygadą, Regulski więc kontynuował:
– Ponieważ pułkownik Jasiewicz nie był zwolennikiem motoryzacji, został przeniesiony na stanowisko zastępcy dowódcy Nowogródzkiej Brygady Kawalerii. do 10. Brygady przyjdzie pułkownik dyplomowany antoni Trzaskadurski. dowódcę znajdzie pan w Szpitalu Ujazdowskim. Przechodził ostatnio operację trepanacji czaszki. – Po chwili zastanowienia dodał: – Proszę pana, majorze, żeby po wyjściu z ministerstwa zameldował się pan u nowego przełożonego.
Na zakończenie rozmowy generał Regulski wręczył majorowi dokumenty, w których były zawarte wytyczne potrzebne do reorganizacji jednostki. zaznaczył przy tym, że są to wskazówki wstępne, natomiast całe przedsięwzięcie traktowane jest jako eksperyment.
zaopatrzony w rozkazy, tabele i spis etatów – pisał Skibiński – poszedłem do Szpitala Ujazdowskiego i zameldowałem się u stosunkowo młodego pana w szpitalnym szlafroku i z zabandażowaną głową, ale pogodnego i bardzo pewnego siebie. Nie zdołałem przeprowadzić jakiejś merytorycznej rozmowy, do której żaden z nas nie był przygotowany. dowiedziałem się tylko, że pułkownik ma nadzieję przybyć do Rzeszowa za jakieś dziesięć dni i że mam tymczasem przystąpić do reorganizacji brygady. – Niech pan wydaje polecenia i podpisuje je z rozkazu2.
1 F. Skibiński, Ułańska młodość 1917–1939, Warszawa 1989, s. 260. 2 Ibidem, s. 260.
16 I. die schwarze brigade
Motoryzacja ruszyła pełnym gazem, co jednak nie wykluczyło problemów. Ponieważ 10. Brygada Kawalerii była pierwszą dużą motorową jednostką w Wojsku Polskim, brakowało szczegółowej koncepcji jej organizacji, instrukcji i regulaminów. Chcąc nie chcąc, postawiono na improwizację i doświadczenie innych. Rozpoczęły się żmudne analizy pism francuskich, niemiec kich i włoskich, czym zajęli się głównie podpułkownik Kazimierz dworak, dowódca 24. Pułku Ułanów3, i major Skibiński. Po niespełna czterech miesiącach, w lipcu 1937 roku, pułkownik Trzaskadurski poprowadził pancernomotorową brygadę na pierwsze manewry do obozu ćwiczebnego Barycz.
Polska przystępowała do wyścigu. Wreszcie!
Wreszcie – ponieważ kiedy jesienią 1936 roku zapadały pierwsze decyzje dotyczące wojsk pancernomotorowych, Niemcy posiadały już trzy dywizje pancerne, a zSRS cztery korpusy pancerne i sześć brygad. Wobec tak zaawansowanych postępów rywali pośpiech był jak najbardziej wskazany. Logika podpowiadała, że należało oczekiwać decyzji o motoryzacji kilku kolejnych brygad. a jednak decyzji takiej nie było.
Niski poziom motoryzacji kraju i związana z tym mała liczba fachowców nie mogą być tutaj wytłumaczeniem. dostateczne kadry przygotowywało w latach przedwojennych samo wojsko – i nie one były głównymi przyczynami tej zwłoki, jakich upatrywać należy przede wszystkim w oporach w departamencie Kawalerii, w którego gestii pozostawiono tymczasem jeszcze brygadę […]. Liczba posiadanego i znajdującego się w produkcji sprzętu pancernego oraz samochodowego pozwalała na sformowanie do września 1939 roku co najmniej trzech tego rodzaju jednostek4.
a jednak tego nie zrobiono.Pierwszorzędnej przyczyny należy upatrywać w stosunku naczelnego do
wództwa do broni pancernomotorowej. Pozostające pod wpływem francuskiej myśli wojskowej kierownictwo polskich sił zbrojnych postrzegało czołg
3 J. Majka, Generał Kazimierz Dworak, współpracownik generała Maczka, organizator jednostek pancernomotorowych, Rzeszów 2008, s. 21–22.
4 R. Szubański, Polska broń pancerna w 1939 roku, Warszawa 2004, s. 17.
1. EkspErymEnt 17
wyłącznie jako narzędzie wsparcia piechoty i kawalerii, i w takiej roli chciało go widzieć na polu bitwy. Władysław Sikorski trzy lata przed motoryzacją brygady uważał, że „czołgi nie zastąpią w niedalekiej przyszłości całkowicie kawalerii i nie zniwelują znaczenia nowoczesnej piechoty. Jakkolwiek nie należy zapominać, że dzisiaj studiuje się walkę czołgów przeciw czołgom, w której tanki najcięższego typu odgrywać będą rolę, jaka przypada dreadnoughtom na morzu. Na przyszłość zatem możliwości czołgów wzrosną tak poważnie, że staną się one jedną z najgłówniejszych broni”5. Jak widać, Sikorski był świadomy wzrostu znaczenia nowej broni, ale nie dostrzegał tempa jej rozwoju.
Postawienie przez Polskę na współpracę ze zwycięską stroną ostatniej wojny, Francją, bezkrytycznie czerpiącą z doświadczeń La Grande Guerre z jednej strony, z drugiej zaś – stawiającą na defensywę, zepchnęło broń pancerną na margines. Czołg jako broń ofensywna nie mógł w tych warunkach znaleźć dla siebie miejsca i rzeczywiście nie znalazł. Ufni w skuteczność potężnej Linii Maginota Francuzi do 1937 roku zdecydowali się na zorganizowanie tylko dwóch dywizji zmechanizowanych – division Légère Mecanique (dLM), po czym uznali sprawę „upancernienia” armii za zamkniętą, gdyż przez następne lata nie zrobili w tej sprawie nic istotnego, włączając gros batalionów czołgów do dywizji piechoty.
Głównym zadaniem dLM przewidzianym przez francuskich strategów było ni mniej, ni więcej, tylko rozpoznanie na kierunkach ataku piechoty, ubezpieczenie oddziałów pieszych i opóźnianie postępów nieprzyjaciela. Podobnie potraktowano w instrukcjach walk dywizje pancerne, nakazując im „przedłużenie natarcia piechoty w celu najszybszego przełamania całej głębokości obrony przeciwnika. […] Są to typowe zadania (pośredniego) wsparcia piechoty, atakującej wespół z towarzyszącymi jej czołgami bezpośredniego wsparcia piechoty. […] Etatowa struktura organizacyjna dywizji pancernej predestynuje ją bowiem wyraźnie do odgrywania roli instrumentu przełamania ustabilizowanych pozycji obronnych w najściślejszym współdziałaniu z piechotą i pod rozkazami dowódców piechoty”6. Jak widać, ani słowa o zgromadzeniu na jednym kierunku większej liczby jednostek pancernych w celu przedarcia się na tyły wojsk nieprzyjaciela i sparaliżowania
5 W. Sikorski, Przyszła wojna, jej możliwości i charakter oraz związane z nim zagadnienia obrony kraju, Warszawa 1984, s. 156.
6 F. Skibiński, Wojska pancerne w II wojnie światowej, Warszawa 1982, s. 35.
18 I. die schwarze brigade
jego poczynań. Sugestie pułkownika Charles’a de Gaulle’a, autora wydanej w 1934 roku książki Vers l’armée de métier („Ku armii zawodowej”) mówiącej o zastosowaniu wojsk pancernych na polach nowoczesnej wojny, nie zostały wysłuchane.
Większe zrozumienie niż de Gaulle we Francji znaleźli John Fuller i Basil Liddell Hart w Wielkiej Brytanii, chociaż i oni natrafili na opór wojskowych konserwatystów. W dużym stopniu ci dwaj ludzie, nazywani elegancko teoretykami wojskowości, określili zasady działania nowej broni i jej miejsce podczas kolejnej wojny. W latach dwudziestych utworzono na Wyspach Royal Tank Corps, przygotowano dokładne instrukcje zastosowania czołgów w czasie wojny, nie ograniczając ich ruchu tempem działania piechoty. Brytyjczycy widzieli w wojskach pancernych jeszcze jeden samodzielny rodzaj broni. Wydawało się, że nic nie przeszkodzi rozwojowi brytyjskich wojsk pancernych. Tymczasem Wielki Kryzys lat 1929–1933 zmusił rząd Jego Królewskiej Mości do szukania oszczędności. Ponieważ priorytetem w Wielkiej Brytanii był rozwój floty i lotnictwa, cięcia wydatków spadły między innymi na wojska pancerne. Coup de grâce brytyjskiej broni pancernej zadały nieudane manewry 1934 roku. Przeciwnicy wojsk pancernych mający przewagę w Królewskim Sztabie Generalnym zadecydowali o wstrzymaniu rozwoju tej broni. do lata 1937 roku nic pod tym względem się nie zmieniło. Palmę pierwszeństwa przejęli inni.
Kiedy pisma Liddela Harta i Fullera trafiły nad Ren, znalazły tam uważnych czytelników. a jednak przez całe lata dwudzieste oficerowie Reichswehry mogli jedynie analizować teoretyczne założenia wykorzystania nowej broni na polu walki. Celował w tym Heinz Guderian, oficer wojsk samochodowych, zafascynowany pismami brytyjskich teoretyków. „Ci dalekowzroczni specjaliści – pisał – już wtedy starali się zrobić z czołgów coś więcej niż wojska pomocnicze piechoty. Uważali czołg za główną broń rozpoczynającej się w naszej epoce motoryzacji wojsk i stali się pionierami w dziedzinie opracowania nowoczesnych sposobów prowadzenia wojny w wielkim stylu”7. Guderian i jemu podobni stali się bystrymi uczniami brytyjskich nauczycieli. Czas na naukę wykorzystali znakomicie. Kiedy rok po dojściu adolfa Hitlera do władzy z taśmy produkcyjnej zjechał pierwszy niemiecki czołg Panzer i, taktyka działań pancernych była opracowana z niemiecką dokładnością, głównie za sprawą wspomnianego wyżej Guderiana, autora książki
7 H. Guderian, Wspomnienia żołnierza, przeł. J. Nowacki, Warszawa 2007, s. 13.
1. EkspErymEnt 19
Achtung, Panzer! Najważniejszym punktem nowej taktyki były zdolne do przedarcia się na tyły przeciwnika szybkie dywizje pancerne, złożone z brygady czołgów, brygady piechoty zmotoryzowanej, artylerii i saperów. Teraz nadszedł czas prób na poligonach.
Ponieważ dwa pierwsze modele niemieckich czołgów Panzer i oraz Panzer ii nie przewyższały francuskich ani brytyjskich, w sztabach obu państw zachodnich nie podnoszono alarmu. Nawet sami Niemcy, dokładnie znający sprzęt, którym dysponowali, uważali oba czołgi za ćwiczebne. Eksploatowali je zatem na wiele różnych sposobów podczas kolejnych manewrów, sprawdzając i dopracowując wszelkie teoretyczne niuanse wojny pancernej.
Pierwszym dzwonkiem alarmowym dla Europy było zorganizowanie w Niemczech trzech dywizji pancernych w 1935 roku, dalszym – remilitaryzacja Nadrenii wiosną 1936. Następny sygnał, usłyszany wyraźnie w Wielkiej Brytanii, pochodził z zupełnie innego kraju.
Marszałek Michaił Tuchaczewski, były carski oficer i niefortunny przeciwnik Józefa Piłsudskiego z kampanii 1920 roku, należał do nielicznych ludzi okresu międzywojennego uważających czołg za broń przyszłości. dla marszałka wykorzystanie czołgu razem z lotnictwem, piechotą zmotoryzowaną, a nawet wojskiem spadochronowym było oczywiste. do połowy lat trzydziestych zachód traktował armię Czerwoną z pewną rezerwą. owszem, obawiano się czerwonego olbrzyma leżącego na obrzeżach Europy, ale jednocześnie nie widziano w nim groźnego przeciwnika. Manewry w 1935 roku, znakomicie wyreżyserowane przez Tuchaczewskiego, otworzyły zachodnim obserwatorom oczy na potęgę związku Sowieckiego. To właśnie owe manewry zdopingowały Wielką Brytanię do wznowienia rozwoju wojsk pancernych. To był ów trzeci sygnał.
Tymczasem sygnał, który doskonale słyszano nad Tamizą, był zupełnie ignorowany nad Wisłą. Wprawdzie motoryzacja brygady trwała, ale nie decydowano się ani na reorganizację kolejnych jednostek, ani na rewizję poglądów w sprawie użycia czołgów. a przecież teksty Guderiana znano w Polsce doskonale. Wzór do naśladowania był podany na tacy. Czego chcieć więcej?!
Naśladowano jednak innych.Podpułkownik dworak został wysłany na staż do Francji, gdzie spę
dził dwa i pół miesiąca wśród żołnierzy 5. batalionu dragonów zmechanizowanych. Major Skibiński latem następnego roku wybierał się do Włoch na naukę kierowania związkiem motorowym. W czasie wojaży więcej zyskał
20 I. die schwarze brigade
podpułkownik dworak, który przywiózł ze sobą „stos regulaminów i instrukcji oraz głowę zapełnioną informacjami i bezkrytycznym zachwytem dla Francuzów”8. Skibiński sam przyznał w swoich wspomnieniach, że „niezbyt wiele nauczył się” pod słońcem italii.
Najmniej reorganizacyjnym szumem przejmował się dowódca brygady, który znajdował czas na wszystko, z wyjątkiem dowodzenia. „dobrze zbudowany, przystojny i elegancki, mówił po niemiecku i po francusku – i to są wszystkie pozytywy, które o nim mogę napisać – ocenił durskiego szef sztabu – poza tym bowiem nie był dowódcą brygady z prawdziwego zdarzenia”9.
istotnie, nie był. o czym najlepiej wiedział Skibiński, gdyż jak uczył generał Tadeusz Kutrzeba, „zdarza się tak, że wielką jednostką dowodzi nie generał, ale szef sztabu. Jednakże o tym powinien wiedzieć tylko szef sztabu”10. Mimo starań majora plotki o zwyczajach w sztabie 10. Brygady Kawalerii rozeszły się piorunem, trafiając do wszystkich zainteresowanych, nawet w formie krótkiej rymowanki:
Monokl włożył, w koło chodzi,Niechże sobie szef dowodzi11.
Rzeczywiście, podczas każdych ćwiczeń najważniejsze decyzje spoczywały na barkach majora Skibińskiego i to właściwie on dowodził brygadą. Trzaskadurski z monoklem w oku wybierał się zwykle na spacer lub zwyczajnie, udając niezainteresowanego, łaził wokół sztabu pogrążony we własnych myślach. Ów wygodny dla pułkownika modus vivendi sprawdzał się doskonale do czasu manewrów szkieletowych w zawierciu. Manewrów dość specyficznych, gdyż ograniczonych tylko do dowództwa oddziałów, plutonów łączności i regulacji ruchu. W ich toku oceniano przede wszystkim sprawność dowodzenia. W tym oczywiście szybkość i trafność reakcji dowódcy na zmieniającą się sytuację w polu.
Był już wrzesień 1938 roku. Lato zbliżało się do końca, na horyzoncie powoli pokazywała się jesień, gromadząc tu i ówdzie żółte liście
8 F. Skibiński, Ułańska młodość 1917–1939, op. cit., s. 266. 9 Ibidem, s. 268. 10 Ibidem, s. 273. 11 Ibidem.
1. EkspErymEnt 21
i co pewien czas przypominając o swoim nadejściu chłodnym wietrzykiem i gorącą sytuacją w Europie. Na kontynencie coraz wyżej podnosił głowę adolf Hitler, rzucając wyzwanie demokracjom zachodnim. Jak na razie zadziorna polityka Führera sprawdzała się. zajęto Nadrenię, wprowadzono powszechną służbę wojskową. W marcu 1938 roku w granice Rzeszy włączono austrię. Kiedy się okazało, że nawet Anschluss nie wywołał sprzeciwu Paryża i Londynu, uwaga Hitlera skupiła się na Czechosłowacji.
Kiedy więc mocarstwa europejskie przygotowywały się do konferencji w Monachium, w zawierciu oficerowie 10. Brygady Kawalerii zapoznawali się z wytycznymi opracowanymi przez kierującego manewrami generała Kutrzebę.
W spowitym papierosowym dymem pokoju trwał nieustanny ruch. Stukot maszyn do pisania mieszał się z dzwonkami telefonów, krokami oficerów i szumem wszędobylskich papierów. zza otwartych okien dochodziły krótkie, acz głośne komendy. W kącie na kuchence gotowano kawę. Lecz w tym zgiełku nie miał prawa podnieść się ani jeden krzyk, nie miał prawa zapanować chaos. W dobrze zgranym sztabie 10. Brygady, mimo ogromu zajęć, panował znakomity porządek. Każdy znał swoje miejsce i umiał dopilnować powierzonych mu obowiązków.
Pułkownik Trzaskadurski swoim zwyczajem scedował opracowanie rozkazów na majora i zajął się własnymi sprawami. Był spokojny o wynik ćwiczeń i pewny bardzo dobrej oceny brygady zwykle wystawianej na koniec ćwiczeń. Skibiński, przyzwyczajony do takiego stylu dowodzenia, sprawił się szybko i spokojnie czekał, co przyniesie przyszłość. drugiego dnia rano nadarzyła się okazja zaskoczenia przeciwnika atakiem na nieubezpieczone skrzydło. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
Już podjąłem decyzję – pisał Skibiński – już miałem w głowie całą koncepcję ataku, już wydałem rozkazy, kiedy od strony nieprzyjaciela podjechała duża limuzyna, z której wysiadł generał Kutrzeba. Towarzyszył mu podpułkownik dyplomowany Krawczyk.
durski przestał chodzić w koło, zameldował się u Kutrzeby, który grzecznie się przywitał, wyjął mapę, włożył monokl i do brygadiera:
– Jaka tam sytuacja u pana pułkownika i jakie są pana zamiary?
22 I. die schwarze brigade
durski od razu: – Franc! (czyli [Skibiński])a Kutrzeba na to: – o nie, panie pułkowniku, niech sobie młodzi pogadają na
boku. Krawczyk, niech pan porozmawia ze Skibińskim, a my, starsi panowie, ze sobą.
zdrętwiałem, ponieważ mój wódz nie umiałby nawet pokazać na mapie miejsca, w którym się znajduje, a cóż dopiero mówić o ocenie położenia12.
Tymczasem Skibiński przedstawiający założenia manewru Krawczykowi kątem oka obserwował „wodza”. Wyglądało na to, że durski radził sobie bardzo dobrze. opowiadał, gestykulował, widać było, że wie, o czym mówi, i ma pomysł manewru. To Skibińskiego uspokoiło. Po skończonej rozmowie Kutrzeba podziękował, wsiadł do samochodu i razem z Krawczykiem odjechali. Major podszedł do durskiego i nie zwlekając, zapytał o szczegóły rozmowy. Pierwsze słowa pułkownika błyskawicznie zgasiły jego entuzjazm. Lecz pytał dalej.
– Jaki podałeś zamiar? – Że ściągamy pułki na te wzgórza i organizujemy obronę. dobrze? – Fatalnie. – a co mamy robić? – atakować. dwoma pułkami i wszystkimi czołgami. – No to byczo jest. Mincer, niech pan siada na motocykl, dopędzi Kutrzebę i zamelduje, że zmieniłem decyzję13.
oficer operacyjny sztabu brygady rotmistrz Bogdan Mincer pojechał i przekazał wiadomość. Kutrzeba zaakceptował bez żadnych komentarzy. one były zbyteczne. Generał nieprzypadkowo odwiedził durskiego i nieprzypadkowo rozmawiał z nim w cztery oczy. odkąd sytuacja w sztabie 10. Brygady Kawalerii stała się tajemnicą poliszynela, wiedział, co się w niej dzieje. Chciał się tylko przekonać o tym osobiście.
zaproponowany przez Skibińskiego manewr powiódł się. Brygada spisała się znakomicie, więc ocena końcowa jej działań wypadła rewelacyjnie.
12 Ibidem, s. 284–285. 13 Ibidem, s. 285.
1. EkspErymEnt 23
durski był zadowolony. Nie przeczuwał zbierających się nad nim czarnych chmur. Burza nie kazała na siebie długo czekać. Nadeszła po kilku dniach, podczas następnych ćwiczeń, tym razem na Wołyniu.
Głośny warkot silników zainteresował mieszkańców wsi Fedorówka. oderwali się od zajęć, oczekując, jakież to nowe zjawisko pojawi się na ich piaszczystej drodze. od czasu rozpoczęcia manewrów przed kilkoma dniami spokojna okolica oferowała znudzonej monotonią życia ludności niecodzienne atrakcje. Kolumny piechoty, pojedyncze samochody, łaziki, motocykle, ułani – wszyscy jakby się umówili na wizytę w niczym niewyróżniającej się wołyńskiej wsi. dobrze słyszalny warkot zbliżał się coraz bardziej, wreszcie zza zakrętu wyjechał żołnierz w czarnym wielkim hełmie niemieckiego typu i w takiego koloru kurtce. za nim pojawił się drugi i trzeci, wreszcie cały pluton motocyklistów dywizjonu rozpoznawczego 10. Brygady Kawalerii przeleciał przez wieś i pognał dalej, na most przerzucony przez rzekę ikwę.
Spieszono się. z przeciwnej strony, według przewidywań, na ten sam most powinna iść Wileńska Brygada Kawalerii. Kto pierwszy go zdobędzie, przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Stawką było zabezpieczenie przeprawy przez ikwę po zachodniej stronie łucka dla całej grupy operacyjnej i odparcie ewentualnego uderzenia przeciwnika.
Pierwszy żołnierz przejechał na rozpędzonym motocyklu, dudniąc po deskach mostu. dopadł jego drugiego końca, po czym już w bezpiecznej odległości wyhamował. za nim przejechali inni. Most został opanowany i zabezpieczony. Natychmiast poinformowano dowódcę dywizjonu majora Ksawerego Święcickiego o sytuacji, po czym wiadomość poszła dalej, do sztabu. Natomiast motocykliści rozjechali się w poszukiwaniu przeciwnika.
Gdy tylko Skibiński dowiedział się o zajęciu mostu, zebrał sztab i wraz z nim pędem pognał do Fedorówki. Wydarzenia potoczyły się już szybko. Przede wszystkim rozpoznanie lotnicze poinformowało, że Wileńska Brygada maszeruje od zachodu w kierunku innego mostu, wprawdzie położonego nad tą samą rzeką, lecz dalej na północ. To majorowi wystarczyło do zrozumienia całego obrazu, który wyrysował się przed nim kolorowymi znakami na mapie. zajęta przeprawą przez rzekę brygada przeciwnika z odsłoniętym prawym skrzydłem była łatwym celem. aby zaskoczenie się udało, należało
24 I. die schwarze brigade
się spieszyć. Już decyzja i rozkazy poszły do oddziałów, już pierwsi żołnierze zaczęli przeprawiać się przez rzekę, kiedy przed chałupę zajechały dwie limuzyny. z pierwszej wysiadł Generalny inspektor Sił zbrojnych Edward ŚmigłyRydz, z drugiej minister generał Kasprzycki.
durski zameldował się. „– Chodźmy na rozmowę do sztabu – powiada marszałek, więc dur
ski automatycznie – Skibiński! – na co ŚmigłyRydz podniósł rękę i powiedział: – Nie, bez szefa sztabu. Majorze, proszę zostać na ganku”14. Rozmowa trwała kwadrans. W tym czasie nie podjęto żadnych decyzji, mimo że oficerowie zgłaszali się do szefa sztabu. Ten tylko rozkładał ręce i pełen obaw, czekał. Wreszcie wyszli. Po krótkim pożegnaniu Skibiński zapytał:
– No i co? – Chcieli mnie zbić z tropu i namawiali, żebym poszedł za ikwę. – a ty co? – Nie dałem się skołować. Twardo trzymałem się decyzji, że będziemy tu bronili przepraw przez rzekę. Prawda, że dobrze? – antoni! Mieliśmy wyjątkową okazję do pięknego manewru, który by wszyscy chwalili. Teraz nie będą chwalili, wręcz przeciwnie. – To co powinniśmy zrobić? – iść za rzekę i atakować w kierunku na północ. – No to zrobimy tak. Mincer, niech pan siada na motocykl… – Nie radzę. Przecież to nie Kutrzeba, tylko marszałek15.
Nie bardzo było wiadomo, co z tym fantem zrobić. Sprawa jednak rozwiązała się sama. otóż po paru minutach przyjechał dowódca broni pancernej generał brygady Stanisław Kozicki z wiadomością, że będzie rozjemcą przy 10. Brygadzie. W istocie spełniał jeszcze inne zadanie. Ćwiczenia na Wołyniu okazały się czymś w rodzaju egzaminu dojrzałości taktycznej Trzaskidurskiego. Rola egzaminatora przypadła generałowi Kozickiemu. Przez cały czas ćwiczeń generał pilnował, by durski samodzielnie kierował brygadą. Pułkownik starał się, jak umiał najlepiej, ale efekty tego były mizerne. „Jeżeli gdzieś trzeba było atakować – napisał we wspomnieniach Skibiński – on się bronił i odwrotnie. Jeżeli trzeba było trwać, wycofywał się,
14 Ibidem, s. 287. 15 Ibidem.
1. EkspErymEnt 25
i odwrotnie. Jednym słowem, skompromitował się beznadziejnie, brygada była bita przy każdej okazji”16.
Wprawdzie „wołyńskie lanie” odsłoniło niekompetencję dowódcy brygady, lecz nie przyniosło żadnych natychmiastowych konsekwencji. Spokojny o swoje stanowisko durski ruszył wraz z brygadą koleją w drogę powrotną do Rzeszowa. Pociąg jednak minął miasto i jechał dalej na zachód. z rozkazu ministra Kasprzyckiego brygada została wysłana na Śląsk Cieszyński, o czym durski dowiedział się dopiero na końcowej stacji w Skoczowie. owszem, był zaskoczony, ale nie czuł się urażony zignorowaniem jego osoby. Trudno się oprzeć wrażeniu, że usiłował przejść obok toczących się wokół niego wydarzeń, nie próbując nawet połatać poszarpanej reputacji. Był pewny swojej pozycji w brygadzie i zupełnie nieświadomy popełnianych błędów. Tymczasem, wbrew pozorom, lawina wywołana wcześniejszą burzą już ruszyła – na razie powoli i cicho.
16 Ibidem, s. 288.