Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

14
Grzegorz Jarosiński Warszawa OBRAZ RUMUNII I RUMUNÓW W POLSKIEJ PRASIE MIĘDZYWOJENNEJ Prasa jest znakomitym materiałem do badania stosunku wobec innych narodów – na podstawie tekstów prasowych powstało wiele prac, artykułów oraz opracowań analizujących wizerunek Żydów, Niemców, Rosjan, Ukraińców. W tym gronie na próżno jednak szukać Rumunów. Artykuł niniejszy ma za zadanie wypełnić tę lukę, choć z zastrzeżeniem, że praca ta ma charakter zdecydowanie przyczynkarski. W tym miejscy należy także wyjaśnić ważną kwestię terminologiczną. Otóż słowo „obraz” użyte w tytule referatu nie jest, jak to zwykle bywa w tego rodzaju opracowaniach, skomplikowanym systemem znaczeń kulturowych, z których można zbudować inne wzorce czy opozycje binarne typu „swój-obcy”. Obraz, który mam zamiar przedstawić ma znaczenie zdecydowanie mniej złożone. Biorąc po uwagę ilość dostępnego materiału, to ledwie szkic do obrazu. Wizerunek Rumunii i Rumunów będzie w nim bowiem zdecydowanie niepełny. Andrzej Paczkowski tak pisze w swojej książce poświęconej polskiej prasie okresu międzywojennego o jednym z tytułów wydawanych w tamtym okresie: „Sympatie polityczne „Muchy” były określone bardzo jasno po stronie prawicy i nacjonalizmu – co nie przeszkadzało rzecz jasna wydawcy w popieraniu obozu pomajowego, zwłaszcza w latach trzydziestych. Leitmotivem publikacji satyrycznych pisma – które zachowywało pełną anonimowość autorów – były: antysemityzm, antyniemieckość, antyrosyjskość, antylitewskość, antyczeskość, antyyukrainizm... Nie było narodu ościennego, lub zamieszkującego ziemie Rzeczpospolitej, które nie stały by się przedmiotem satyry, nader często nie przebierającej w sformułowaniach, raczej obraźliwej niż prawdę mówiącej” 1 . Nie o „Muchę” tu wszak chodzi, cytuję ten fragment jedynie dlatego, żeby pokazać brak jakiejkolwiek wzmianki o Rumunii, która wszak była naszym sąsiadem. Sformułowanie, że „nie było kraju ościennego...” jest zatem zdecydowanym uogólnieniem. Ale nie 1 Andrzej Paczkowski, Prasa Polska w latach 1918-1939, Warszawa 1980, s. 286. 1

Transcript of Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

Page 1: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

Grzegorz Jarosiński

Warszawa

OBRAZ RUMUNII I RUMUNÓW

W POLSKIEJ PRASIE MIĘDZYWOJENNEJ

Prasa jest znakomitym materiałem do badania stosunku wobec innych narodów – na

podstawie tekstów prasowych powstało wiele prac, artykułów oraz opracowań analizujących

wizerunek Żydów, Niemców, Rosjan, Ukraińców. W tym gronie na próżno jednak szukać

Rumunów. Artykuł niniejszy ma za zadanie wypełnić tę lukę, choć z zastrzeżeniem, że praca ta ma

charakter zdecydowanie przyczynkarski.

W tym miejscy należy także wyjaśnić ważną kwestię terminologiczną. Otóż słowo „obraz”

użyte w tytule referatu nie jest, jak to zwykle bywa w tego rodzaju opracowaniach,

skomplikowanym systemem znaczeń kulturowych, z których można zbudować inne wzorce czy

opozycje binarne typu „swój-obcy”. Obraz, który mam zamiar przedstawić ma znaczenie

zdecydowanie mniej złożone. Biorąc po uwagę ilość dostępnego materiału, to ledwie szkic do

obrazu. Wizerunek Rumunii i Rumunów będzie w nim bowiem zdecydowanie niepełny.

Andrzej Paczkowski tak pisze w swojej książce poświęconej polskiej prasie okresu

międzywojennego o jednym z tytułów wydawanych w tamtym okresie: „Sympatie polityczne

„Muchy” były określone bardzo jasno po stronie prawicy i nacjonalizmu – co nie przeszkadzało

rzecz jasna wydawcy w popieraniu obozu pomajowego, zwłaszcza w latach trzydziestych.

Leitmotivem publikacji satyrycznych pisma – które zachowywało pełną anonimowość autorów –

były: antysemityzm, antyniemieckość, antyrosyjskość, antylitewskość, antyczeskość,

antyyukrainizm... Nie było narodu ościennego, lub zamieszkującego ziemie Rzeczpospolitej, które

nie stały by się przedmiotem satyry, nader często nie przebierającej w sformułowaniach, raczej

obraźliwej niż prawdę mówiącej”1. Nie o „Muchę” tu wszak chodzi, cytuję ten fragment jedynie

dlatego, żeby pokazać brak jakiejkolwiek wzmianki o Rumunii, która wszak była naszym sąsiadem.

Sformułowanie, że „nie było kraju ościennego...” jest zatem zdecydowanym uogólnieniem. Ale nie

1 Andrzej Paczkowski, Prasa Polska w latach 1918-1939, Warszawa 1980, s. 286.

1

Page 2: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

jest odosobnione – Rumunia, choć była dość blisko, pozostała przez całe dwudziestolecie

międzywojenne sąsiadem drugiej lub trzeciej kategorii i jej sprawami niewiele się interesowano.

Według mnie jest to rodzaj zerwania kontaktu, który miał charakter historyczny już w

okresie Drugiej Rzeczpospolitej. Jak przekonuje Wiesław Władyka: „Niemałe znaczenie dla

ukształtowania wyobrażeń Polaków o świecie miała rola spuścizny tradycji, w której wyrywkowa i

nieraz legendarna wiedza o dawnych wojnach, szlakach handlowych i podróżnych funkcjonowała

po latach w przypowieściach, podręcznikach, książkach. Stąd np., mimo że czasy konfliktów dawno

minęły, nieobca była Polakom w okresie międzywojennym wiedza o istnieniu Tatarów, Turków, o

geograficznym – mniej więcej – miejscu ich życia i przebywania”.2

Z pewnością ta rzekoma wiedza o niemal legendarnych ludach i krainach, zapewne także o

Rumunach pod postacią Wołochów czy Mołdawian, gdzieś sobie istniała w przypowieściach, ale

niemal żaden jej ślad nie pozostał w prasie polskiej tamtego okresu. Mało tego – w języku polskim

właściwie nie ma żadnych frazeologizmów związanych z Rumunami, w związku tym można

powiedzieć, że nie ma także niemal żadnych negatywnych albo pozytywnych stereotypów3.

Jest tego kilka powodów. Jednym z nich jest to, że Rumunia, choć istniała od kilkudziesięciu

lat, to była jednak państwem stosunkowo młodym, biorąc pod uwagę niemal tysiącletnią polską

państwowość. Podobnie świeże i nowe były polsko-rumuńskie stosunki. Ponadto, jeśli nie liczyć

społeczności polskiej na Bukowinie, żywioły polski i rumuński właściwie nigdy nie graniczyły ze

sobą, bo tak naprawdę były one oddzielone od siebie buforem w postaci ludności ukraińskiej

(rusińskiej). Stąd tak wiele antagonizmów polsko-ukraińskich czy ukraińsko-rumuńskich, a niemal

żadnych polsko-rumuńskich. Bliskie sąsiedztwo z „innymi” zapewne sprzyja tworzeniu konfliktów.

W Rzeczpospolitej nie było także nigdy mniejszości rumuńskiej, a średniowieczne

osadnictwo wołoskie zintegrowało się w taki sposób, że powstał z tego karpacki amalgamat, w

którym nikt, oprócz naukowców, o śladach pochodzących z Rumunii nie wiedział. Stąd też między

obu narodami żadnych trwałych kontaktów być nie mogło.

Rumuni byli w okresie międzywojennym młodym narodem dla Polaków, ale niezwykle

ważną kwestią było, jak się wydaje to, że w dużej mierze byli narodem chłopskim. Takie

naznaczenie Rumunów było dla Polaków, wśród których szlachta odgrywała tak ogromną rolę,

oznaką „niehistoryczności”, a to mogło powodować, że traktowano naszego nowego sąsiada jako

naród w pewnym sensie drugiej kategorii. Oprócz pewnego lekceważenia nie powodowało to

2 Wiesław Władyka, Krew na pierwszej stronie, Warszawa 1980, s. 209.3 Oczywiście stereotypy związane z Rumunami, które powstały w latach 90. ubiegłego wieku nie mają dla nas w tym

miejscy żadnego znaczenia.

2

Page 3: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

jednak większego zainteresowania Rumunią. Dla porównania zobaczmy, jak wiele jest odniesień w

powiedzeniach, przysłowiach czy zwrotach odwołujących się do innego narodu z południa – do

Węgrów: „Węgier, Polak – dwa bratanki i do szabli i do szklanki”, „Nie masz wina nad Węgrzyna”

itd. W języku polskim odbija się poczucie pewnej wspólnoty losów z Madziarami, wspólna z nimi

walka, kontakty handlowe itp. Z Rumunami w XIX w. także walczyliśmy ramię w ramię,

zawiązywaliśmy z nimi polityczne sojusze, chroniliśmy się tam. Różnica była taka, że Węgrzy byli

narodem, w którym najistotniejszym czynnikiem, podobnie jak w Polsce, była szlachta.

Trzecim ważnym powodem pewnej nieobecności Rumunów w polskim myśleniu było to, że

Rumunia była utożsamiana jedynie z tzw. Księstwami, czyli Wołoszczyzną i Mołdawią, które

jednak leżały na bardzo dalekich rubieżach historycznych granic Rzeczpospolitej, a dystans ten

zwiększył się jeszcze w ostatnich dziesięcioleciach przed rozbiorami. Natomiast regiony

przyłączone do Rumunii po pierwszej wojnie światowej były utożsamiane z innymi państwami –

Siedmiogród i Banat z Węgrami, Bukowina z Austrią (w początkowym okresie nawet z Galicją),

Besarabia z Rosją. Trudno się zatem dziwić, że w powszechnym mniemaniu te regiony nie były

utożsamiane z Rumunią.

Przekonuje o tym Joanna Porawska, która analizując językowo-kulturowy obraz Wołochów i

Wołoszczyzny w języku polskim4 pokazała, że odnosi się on nie do Rumunów a do Wołochów

właśnie. Słowo „Rumun” jest bowiem stosunkowo późne w języku polskim5, dopiero w

Encyklopedii Ultima Thule z 1938 r. pojawia się ono jako hasło opatrzone takim oto objaśnieniem:

„Rumun jest pracowity, trzeźwy, bardzo muzykalny (piękna muzyka i tańce), lecz do tej pory

ciemny i zabobonny; zwłaszcza w górach zachowały się liczne wierzenia i obrządki

przedchrześcijańskie”6.

Wcześniej nie było kogoś takiego jak „Rumun”, byli tylko „historyczni” Mołdawianie i

Wołosi. Powstała nowa kategoria, której trzeba się było dopiero nauczyć i która musiała sobie

dopiero „zapracować” na odpowiedni stereotyp. Dwudziestolecie było okresem, w którym

stereotypy dotyczące Rumunii dopiero się kształtowały.

4 Joanna Porawska, Językowo-kulturowy obraz Wołochów i Wołoszczyzny w języku polskim [w:] Kontakty rumuńsko-polskie na przestrzeni wieków, Suceava 2001, s. 166-179.5 W języku rumuńskim zresztą także jest dość późne – pojawia się dopiero w wieku XVIII za sprawą Mirona

Costina.6 Encyklopedia Powszechna Ultima Thule, t. IX, Warszawa 1938, s. 265.

3

Page 4: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

„Jakie ślady językowo-kulturowe, utrwalone w społecznej świadomości, pozostawili po

sobie Rumuni na gruncie polszczyzny?” – pyta wspomniana już Joanna Porawska w dalszej części

tekstu i dodaje: „W poniższym opracowaniu pokusiłam się o odtworzenie językowego obrazu tych

naszych romańskich sąsiadów – obrazu bardziej historycznego niż współcześnie istniejącego;

albowiem, jak się okazało, wizerunek ten, niegdyś wcale bogaty, dziś bardzo zubożał.

Zdecydowana większość przykładów, które przedstawię w dalszym ciągu, wyszła już z użycia.

Mówiąc o Rumunach, mam na myśli przede wszystkim Wołochów i, w znacznie mniejszej mierze,

Mołdawian (Multan) – ponieważ tylko te nazwy zostały utrwalone w języku polskim”7.

Powyższy cytat dobrze ilustruje także moje analizy tekstów o Rumunii w polskiej prasie

okresu międzywojennego. Okazało się bowiem, choć autorka badała głównie dawną polszczyznę, a

nie tę z okresu międzywojennego, że rumuńskie ślady językowo-kulturowe już wtedy były

„historyczne”. Innym trafnym spostrzeżeniem jest zawężenie „rumuńskości” do Wołochów i

Mołdawian.

To wszystko, o czym mowa powyżej wyklucza mówienie o obrazie Rumuna w znaczeniu

jakieś złożonej, symbolicznej konstrukcji. Przykład polskiej prasy przedwojennej jest

charakterystyczny – takiego złożonego obrazu po prostu nie było. Można powtórzyć zatem jeszcze

raz – obraz ten dopiero się tworzył.

Początek relacji polskich o Rumunii i Rumunach mógł zapowiadać jednak coś innego –

gdyby konflikt przedstawiony poniżej rozgorzał mocniej, kto wie, jaki obraz Rumunów powstałby

w II Rzeczpospolitej.

Stosunki polityczne z Rumunią zaczęły się bowiem niezbyt fortunnie – 24 maja 1919 r.

wojska rumuńskie nie napotykając niemal żadnego oporu, wkroczyły na Pokucie, które było już

częściowo opanowane przez POW. Rumuni byli bardzo powściągliwi w okazywaniu sojuszniczego

względem Polski charakteru swoich działań. Dopiero stanowcza interwencja posła Aleksandra

Skrzyńskiego, który właśnie przybył do Bukaresztu, spowodowała oficjalną deklarację, a następnie

zgodę na mianowanie polskiego komisarza cywilnego na zajętym przez dywizję gen. Zadica

obszarze. Było to konieczne, gdyż wojsko rumuńskie rabowało zajęty kraj, dochodziło do wielu

nadużyć, co powodowało tarcia z polską ludnością Pokucia. Pisał o tym m.in. „Kurier

Warszawski”8, głównie jednak zajmowała się tym prasa z obszaru Galicji Wschodniej, a

szczególnie endecka „Gazeta Lwowska”. Szeroko opisywała te zdarzenia, najczęściej w tonie

alarmistycznym, ale niejednokrotnie także oskarżycielskim pisząc, że „rumuńska inwazja dopełniła

7 Joanna Porawska, op.cit, s. 166.8 „Kurier Warszawski”, nr 147 z 29 V 1919.

4

Page 5: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

czary goryczy ludności Kołomyi”9.

Rumuńska okupacja Pokucia nie zaważyła jednak, jak wspomniałem wyżej, na polskim

stosunku do Rumunii, być może także z tego prostego powodu, że interwencja rumuńska

przyczyniła się do wyparcia Ukraińców za Zbrucz, a w następstwie do faktycznej likwidacji

Zachodniukraińskiej Republiki Ludowej. Nikt nie miał wątpliwości po stronie polskiej, kto jest

prawdziwym wrogiem powstającej po zaborach Rzeczpospolitej – nie byli to Rumuni, tylko

walczący o włączenie Galicji Wschodniej do swojego niepodległego państwa Ukraińcy. Trzeba też

zaznaczyć, że jak się później okazało większość zarzutów wobec rumuńskiego wojska była

wynikiem nieporozumień i braku informacji. Prasa polska także to zauważyła.

Przez cały późniejszy okres aż do września 1939 r. nie było tego typu kontrowersji na linii

Warszawa-Bukareszt i to zdaje się, przesądziło o tym, że relacje prasowe dotyczące Rumunii były

skąpe, powierzchowne i niewiele mówiące o naszym południowo-wschodnim sąsiedzie. Słupami

milowymi, które wyznaczały zainteresowanie opinii publicznej Rumunią były kolejne konferencje

polityczne, wojskowe lub gospodarcze, a w szczególności obustronne wizyty dostojników obu

państw.

Dnia 3 marca 1921 r. została zawarta w Bukareszcie konwencja o przymierzu odpornym, w

której Polska i Rumunia zobowiązały wspierać się w przypadku zagrożenia ich granic wschodnich.

Prasa polska jednak tylko w zdawkowych notatkach pisała o tym wydarzeniu, podkreślając nadzieje

na trwały sojusz. Trudno jednak było spotkać jakieś bardziej dogłębne analizy czy nawet próbę

przybliżenia nowego sojusznika.

Celem sfinalizowania konwencji wojskowej i dla zamanifestowania przyjaźni polsko-

rumuńskiej do Rumunii udał się 12 września 1922 r. sam Józef Piłsudski. I choć wizytę tę

relacjonowano szczegółowo, to znów trudno było znaleźć artykuł, który zawierałby coś więcej niż

tylko kurtuazyjne określenia o tworzącej się nowej przyjaźni. Skupiano się na postaci Piłsudskiego i

szczegółowo przekazywano do Polski niemal każdy jego krok.

Tego typu wydarzeń było co najmniej kilkanaście, jednak trudno z relacji prasowych dociec,

jaki był stosunek Polaków do rumuńskich gości lub jak postrzegano Rumunię podczas wizyt tamże.

Standardowa relacja, bez względu na gazetę, zawierała jedynie informacje, kto przyjechał, jaki był

powód wizyty i jakie są widoki na rozszerzenie współpracy. Prasa ciągle jednak naciskała na rząd,

że Rumunia jest doskonałym krajem dla naszej ekspansji ekonomicznej – duży rynek zbytu, złoża

ropy naftowej. Generalny ton był więc taki, że można zatem i trzeba z Rumunami robić interesy. A

9 Za: Michał Keller, Współpraca polsko-rumuńska w latach 20- tych XX wieku [w:] „Polonus”, 6(96)2002.

5

Page 6: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

raczej w Rumunii robić interesy. Gazety podkreślały nikłą wymianę handlową, której wyjątkiem

była próba dostaw dla Rumunii sprzętu i uzbrojenia z Polski. Podkreślano stale, że w tym sojuszu to

Polska jest stroną dyktującą warunki i tak powinno pozostać.

Podkreśleniem takiego stosunku do Rumunii była na przykład notatka z konferencji

prasowej Konstantego Diamondy, która odbyła się w Londynie. Reporter „Gazety Warszawskiej”10

zanotował, że „Rumunja, która osiągnęła w wojnie zjednoczenie narodowe nie żywi żadnych

wrogich uczuć względem żadnego kraju i jest elementem jak najbardziej słabym w organizmie

Europy” (sic!) i dalej: „podźwignąwszy się ekonomicznie, a zwłaszcza ustaliwszy swą walutę,

Rumunja będzie mogła odegrać dużą rolę w odbudowie powojennej Europy”.

Trudno jednak na podstawie takiej relacji zbudować jakikolwiek obraz Rumunów czy

Rumunii – czy był to bowiem kraj słaby, czy jednak jego rola w Europie była istotna? Relacja z

Londynu pozbawiona była komentarza, trudno zatem uznać, że cokolwiek o Rumunii przeciętnemu

czytelnikowi powiedziała.

Aby mógł powstać pewien wizerunek, niezbędny jest choć zdawkowy opis, zwrócenie

uwagi na wygląd, zachowanie, cechy zewnętrzne. Tego typu opisów było w prasie polskiej

niezwykle mało, nawet w prasie brukowej. Zdecydowanie rzadziej opisywano bowiem mniej

oficjalne strony spotkań, tak jak zrobił to dziennikarz „Kuriera Polskiego”: „Parlamentarzyści

rumuńscy w Polsce. Bawiący od środy w Warszawie deputowani i senatorowie rumuńscy, wśród

których wielu z żonami, zwiedzali wczoraj rano w dalszym ciągu miasto. Po południu zaś przybyli

na czarną kawę do gmachu sejmowego, gdzie honory domu robili: marszałek Trompczyński (...).

Goście rumuńscy przybyli z paniami, odznaczającymi się niezwykłą urodą, którą podnosiły jeszcze

piękne kostiumy narodowe (...). Nastrój panował nadzwyczaj serdeczny. Panie rumuńskie mówiły,

że czują się tak dobrze, jakby wśród swoich”11.

Powtarzającym się stale motywem było zachwycanie się urodą Rumunek, a jedynym rysem

dość szczególnym i wiele mówiącym tych relacji było podkreślanie, dość wyraźnie to widać w

latach dwudziestych, kultury i ogłady rumuńskich dostojników. Cóż, być może był to efekt

zdziwienia polskich dziennikarzy wynikającego po prostu z ignorancji, że ludzie pochodzący z

Rumunii to w sumie normalni, jak najbardziej cywilizowani Europejczycy. Trudno bowiem tego

typu uwagi znaleźć w stosunku do oficjeli z Francji, Niemiec czy innych krajów zachodnich.

Koniec lat dwudziestych to dalsza i coraz trwalsza stabilność stosunków między obydwoma

krajami potwierdzana kolejnymi wizytami. Jedną z najważniejszych, dla pokazania Rumunii jako

kraju ze wszech miar godnego zaufania, był wyjazd w sierpniu 1928 r. Marszałka Józefa Piłsudski

10 „Gazeta Warszawska”, 3 kwietnia1922, nr 92.11 „Kurier Polski”, 10 stycznia 1923, rok XXVI, nr 215.

6

Page 7: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

do Rumunii na sześciotygodniowy wypoczynek. W dniu 20 sierpnia 1931 r. przybył do Polski brat

króla rumuńskiego Karola II – książę Michał, generał dywizji i generalny inspektor sił zbrojnych

Rumunii, który zapoznał się ze stanem lotnictwa polskiego. Polsko-rumuńskie stosunki polityczne

dotyczyły również konsultacji i wizyt ministerialnych. W dniu 15 października 1935 r. odbyło się w

Bukareszcie spotkanie ministrów spraw zagranicznych Polski – Józefa Becka i Rumunii – Nicolae

Titulescu. W dniu 17 listopada 1936 r. Victor Antonescu – ówczesny minister spraw zagranicznych

Rumunii – przybył do Warszawy, zaś 4 marca 1939 r. odwiedził Polskę jego następca – Grigore

Gafencu, z małżonką. W dzieje sojuszu i przyjaźni polsko-rumuńskiej wpisała się wizyta króla

Rumunii Karola II i Wielkiego Wojewody Michała w końcu czerwca 1937 r. W czerwcu 1937 r.

Polskę ponownie odwiedził Karol II, co miało odbicie w ilości relacji prasowych, w których

dominował ton optymizmu, a nawet dumy z wyposażenia armii, koncentrowano się bowiem jedynie

na uczestnictwie dostojnych gości w rewii wojskowej na Polach Mokotowskich w Warszawie.

Polska prasa interesowała się także oczywiście wyborami parlamentarnymi w Rumunii i

czasem można znaleźć dość szczegółowe analizy rumuńskiej sceny politycznej. Przykładem takiej

analizy niech będzie ta zamieszczona w „Kurierze Polskim” z 1924 roku pod tytułem „Wewnętrzny

stan polityczny Rumunji”12. Autor pisze w niej, że dominującą rolę w życiu politycznym Rumunii

odgrywa od lat kilku partia liberalna, rozporządzająca znaczną większością głosów w parlamencie.

Ostatnie zaś lata były niezwykle bogate w prace ustawodawcze tej partii, jak i całego parlamentu.

Autor pisze o nowej konstytucji dla Wielkiej Rumunii, z której nowo przyłączone kraje nie są

zadowolone, a także o barierach dla obcego kapitału, ponieważ partia liberalna głosi hasło

„Rumunia dla Rumunów”. W tekście mowa też o słabej opozycji, która zarzuca rządowi nadużycia

wyborcze i sprzeciwia się „rządowemu naciskowi na mało inteligentne i politycznie niewyrobione

włościańskie masy starego Królestwa”.

W tekście jest także informacja o mającym nastąpić zjednoczeniu dwóch stronnictw

opozycyjnych: transylwańskich narodowców pod wodzą Juliana Maniu z partią włościańską,

prowadzoną przez Mikołaja Lupu. Według autora, liderzy obu ugrupowań liczą na poparcie w

nowych krajach, ale ich program jest w fazie zalążkowej, a jego głównymi punktami są:

zapewnienie praw mniejszościom narodowym, skrócenie czasu służby wojskowej, usunięcie

przewagi kościoła panującego (prawosławnego) i otwarcie na kapitał zagraniczny. Generalnie ton

artykułu jest taki, że w Rumuni jest bardzo ciężka sytuacja ekonomiczna i ogólny zastój.

Nieunikniona także jest perspektywa ogromnej pożyczki zagranicznej, co spowoduje, że Rumunię

czekają najpewniej wybory na jesieni.

W latach trzydziestych, ze względu na rosnące w Polsce tendencje nacjonalistyczne i

12 „Kurier Polski”, 24 lipca 1924, rok XXVII, nr 201.

7

Page 8: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

faszystowskie, zainteresowanie Rumunią zaczęły wykazywać środowiska skrajnie prawicowe i

pisma z nim związane. „Myśl Narodowa” zamieściła cykle reportaży z Rumunii pod tytułem

„Wielka Rumunja”, których autorem jest Jędrzej Damięcki13. Nie jest istotne, że zostały one

zamieszczone w piśmie nacjonalistycznym i w jakim celu, ale to, że jest to jeden z nielicznych

artykułów opisujących Rumunię w sposób całkowicie inny od tego, co dominowało w prasie

polskiej na ten temat. Tekst ten, nie wnikając w jego rzetelność i prawdziwość, jest przede

wszystkim istotny dlatego, że autor na kilku stronach w sposób szczegółowy nie tylko opisuje

Rumunię i Rumunów, ale także osądza, analizuje, wybrzydza i porównuje Rumunów do Polaków.

Jędrzej Damięcki uważa przede wszystkim, że Rumunia jest krajem, w którym dominuje

nieuczciwość – zupełnie zdemoralizowanym, zżeranym przez korupcję: „Korupcja istnieje i u nas,

czyniąc niestety stałe postępy, ale to, co się dzieje u nas, jest dziecinną igraszką w porównaniu ze

stosunkami, panującymi w administracji rumuńskiej. Łapownictwo w Rumunji jest zjawiskiem

nagminnem”. Innym ważnym problemem Rumuni jest także złodziejstwo: „Prawdziwą klęskę

stanowi pospolite złodziejstwo. Wielkie afery, szczególnie o podłożu politycznem, rzeczowo

zreferowane przez prasę, dostają się przez przed kratki sądowe przy wydatnym współudziale

aktualnej opozycji. Sprawy „pospolite” przechodzą bez konsekwencyj, tembardziej, że współdziała

w nich „związek celowy” ludzi, których trudno ruszyć lub ruszyć wprost nie opłaca się wobec

rozległości ich stosunków”. Po czym wylicza przykłady takich „związków celowych” uważając, że

jest to nie tylko powszechne, ale też zupełnie akceptowane przez miejscową ludność. Autor widzi w

tym ewidentne tureckie wpływy i używa określenia „bakszysz” na tego rodzaju praktyki.

Według Damięckiego, Rumunia jest krajem kontrastów, obok monumentalnego Bukaresztu,

skromne, ale o dziwo schludne wsie. Schludność jest jednak nędzą podszyta, bo chałupka to

zazwyczaj jedyny budynek w zagrodzie. Nędza jest wynikiem nie tyle kryzysów gospodarczych, ale

głównie winą samych chłopów, którzy choć stanowią poważną siłę polityczną, nie wykorzystują

tego zupełnie.

Ale nie analizy polityczne są w tym artykule najciekawsze – Damięcki podsumowując swój

tekst, w którym właściwie nie powiedział dobrego słowa o polityce, gospodarce czy wojsku

rumuńskim, to na koniec stwierdza, że „z prawdziwą przykrością pisałem o niedomaganiach

rumuńskich. Rumuni bowiem pozyskali moją szczerą sympatię. Może dlatego, że jako Polak

spotykałem się z objawami wzruszającej i niekłamanej sympatii do polskości, połączonemi z

pewnym dla nas szacunkiem. Myślę, że może sprawiła to prostota i szczerość Rumunów (…)

Rumun nie bawi się w finezję, nie ma naszym wzorem zwątpień. Jest on ujmująco, dziecinnie

niemal, prosty i szczery zarówno w dobrem i złem. Patrjotyzm rumuński jest bardzo gorący,

13 Jędrzej Damięcki, Wielka Rumunja, „Myśl Narodowa”, Warszawa, nr 34 z 16 VIII 1936.

8

Page 9: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

naiwnie zaślepiony, ale bez nietolerancji. Rumun widzi u siebie częstokroć to, czego nie było i nie

ma, bo jego patrjotyzm pragnie, by tak było (...). Rumuni są wysokiego zdania o sobie, co w

połączeniu z właściwą im i ich językowi przesadą wygląda na megalomanię. Nic podobnego – jest

tu miejsce na szacunek dla wszystkich. Nie słyszałem nigdy pod czyimkolwiek adresem epitetów w

rodzaju „pludrów”, „mochów”, „pepiczków”. Rumuni są zasadniczo dobrymi ludźmi. Jestem

pewien, że ludzie tego typu nie tworzą dziejów i świat do nich nie należy”.14

Ciekawie również wypada porównanie Rumunów z Polakami, bo według autora Rumuni

wbrew temu co się myśli są zupełnie bez temperamentu, a my, czyli pochodzący z północy Polacy,

mamy dużo bardziej południowe usposobienie. Na dowód tego autor pisze, że przez cały czas

swojego pobytu w Rumunii nie widział ani jednej awantury, ani kłótni.

Zdarzały się także wzmianki prasowe, które mogły zdecydowanie spowodować sympatię do

naszego sąsiada. Jak donosił „Kurier Polski” na początku stycznia 1923 r.: „Nabożeństwo żałobne

w Bukareszcie za duszę prezydenta Narutowicza – obecni byli przedstawiciele króla, premier

Bratianu, władze duchowne”.15

W prasie codziennej (wyjątkiem był „Ilustrowany Kurier Codzienny”) bardzo rzadko można

było spotkać zdjęcie przedstawiające Rumunów czy Rumunię. Takie fotografie można było spotkać,

choć bardzo rzadko, w popularnych tygodnikach, takich jak „Tygodnik Ilustrowany” lub

„Światowid”. Między innymi w tym ostatnim pokazano zdjęcia z wizyty Józefa Piłsudskiego w

Rumunii i jego pobyt w letniej rezydencji królewskiej w Sinaia we wrześniu 1922 r. Sporo

fotografii ukazało się w czasie wizyty rumuńskiej pary królewskiej – króla Ferdynanda I i jego

małżonki Marii – w Polsce w czerwcu 1923 r., kiedy to król Ferdynand I odznaczony został

orderem Virtuti Militari.

Zdjęcia przedstawiające Rumunię to głównie widoki przedstawiające góry, przede

wszystkim wspomnianą wyżej letnią rezydencję królewską w Sinaia, a także kurort w Konstancy,

ewentualnie stolicę kraju Bukareszt. Czasem na zdjęciach można było zobaczyć jakieś wydarzenie,

przeważnie były to obchody dnia niepodległości Rumunii: „W dniu święta państwowego Królestwa

Rumunji. Tegoroczne święto państwowe Królestwa Rumunji obchodzone tam było bardzo

uroczyście, szczególnie w stolicy. Cały garnizon bukaresztański przedefilował na przybranym

odświętnie flagami państwowymi placu przed królem Karolem i jego świtą”16 – brzmiał podpis pod

zdjęciem w dodatku do „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” w 1935 r.

Zdjęcia były właściwie bez komentarza, o artykule opisującym to co na fotografii nie

wspominając. Ale jak pisze Władyka: „Światowid było czasopismem eleganckim, nie angażującym 14 Ibidem, s. 528-529.15 „Kurier Polski” 2 stycznia 1923, rok XXVI, nr. 2. 16 Dodatek do „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” nr. 152 z 3 VI 1935.

9

Page 10: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

się w utarczki polityczne próbującym odegrać raczej rolę magazynu ilustrowanego »do

przeglądania«”.17

Jak już wspominałem wcześniej, w prasie, również w tygodnikach, ukazywały się głównie

notatki prasowe dotyczące wzajemnych spotkań szefów dyplomacji obydwu krajów, szczególnie

liczne w latach trzydziestych. W spotkaniach uczestniczyli ze strony polskiej minister Józef Beck, a

ze strony rumuńskiej głównie minister spraw zagranicznych Nicolae Titulescu. Takie spotkanie

odbyło się choćby w 1935 r. w Bukareszcie.

Szczególnym zainteresowaniem cieszył się w Polsce rumuński dom królewski. Prasa

szczegółowo relacjonowała wizytę w Polsce rumuńskiej pary królewskiej – króla Ferdynanda I ze

swoją małżonką Marią. W Polsce król Rumunii był postacią niezwykle popularną, wiedziano

bowiem o królewskiej przychylności wobec naszego kraju. Szerokim echem odbiła się w Polsce

śmierć króla Ferdynanda I w lipcu 1927 r. W warszawskim soborze prawosławnym odbyło się

uroczyste nabożeństwo żałobne z udziałem m.in.: Marszałka Józefa Piłsudskiego i przedstawicieli

dyplomacji. Prasa informowała o tym na pierwszych stronach.

Nie przypadkowo wspominam o królu Ferdynandzie. To właśnie on i jego królewska

rodzina byli najczęściej, jeśli chodzi o „sprawy rumuńskie”, bohaterami notatek na łamach polskiej

prasy w okresie międzywojennym. Dzięki temu polski czytelnik wiedział o tej rodzinie dużo, choć

nie była to wiedza o królewskich poglądach politycznych, ale raczej o problemach rodzinnych.

Magia Korony była w Polsce powszechna i niewątpliwie posiadanie dworu przez Rumunię było w

Polsce podziwiane, być może nawet z pewną nutka zazdrości. Zyskiwał też na tym wizerunek

Rumunii jako kraju, a pośrednio także wizerunek samych Rumunów.

Najgorętszym jednak tematem były romanse i mezalianse, czyli po prostu skandale, których

dostarczycielem był następca tronu – książę Karol. Już w 1917 r. polska prasa szeroko rozpisywała

się o sensacyjnym romansie Karola, który zakochał się w tancerce i aktorce. W następnym roku

pisano już wprost o mezaliansie następcy tronu Karola: „Wiarygodny podróżny, który tu przybył z

Jass, opowiada, że tam rozpowszechniane są wiadomości, że następca tronu rumuńskiego Karol

niedawno temu ożenił się w Odessie z Rumunką Zizi Lambrino”.18

Oczywiście interesowały się tym głównie dzienniki brukowe, ale i poważne czasopisma

podawały informacje, które były rzekomo o polityce, ale tak naprawdę w roli głównej były sprawy

rodziny królewskiej: „Ostanie dzienniki belgradzkie i zagrzebskie komunikują, iż rząd

bukaresztański w związku z zamążpójściem ks. Marii w dzień uroczystości weselnych ogłosił, iż

miasto Temeszwar z okręgiem, o posiadanie którego pomiędzy Belgradem a Bukaresztem były

17 Wiesław Władyka, op.cit., s. 215.18 „Ilustrowany Kurier Codzienny”, nr 168 z 22 IX 1918.

10

Page 11: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

dawne spory, przechodzi na rzecz państwa S.H.S. jako ślubny dar ks. Marii”19.

Nawet szacowne „Wiadomości Literackie” uczestniczyły w tym po trosze – w 1930 r.

ukazała się tam informacja, że królowa Maria napisała nową książkę pt. „Cudowna lalka

rumuńska”20. Bohaterką opowieści napisanej przez królową jest mała Amerykanka, która w

cudowny sposób dostaje się do Rumunii i tam obserwuje życie dzieci rumuńskich. Z pewnością

istotą tej wiadomości było to, że tę książeczkę napisała rumuńska królowa, a nie walory literackie

jej dzieła.

Życiem rumuńskiego dworu interesowano się niezwykle żywo, a każde, nawet najmniejsze,

zdarzenie z życia tej rodziny od razu pojawiało się na łamach dzienników, które wszędzie szukały

skandali i sensacji. Nawet jeśli wydarzenie było zupełnie błahe, mogło urosnąć do rangi ważnego

newsa: „Królewskie spotkanie na Cyprze. Rumuńska królowa wdowa z synem b. następcą tronu

Berlin 27.03 - tel. wł. Królowa Marja rumuńska minęła wczoraj Konstantynopol na pokładzie

rumuńskiego okrętu „Regele Carol”, udając się w towarzystwie księżniczki Ileany na Cypr, gdzie

spędzi święta wielkanocne. Kursują pogłoski, że królowa, której podróż oficjalnie umotywowana

została stanem zdrowia księżniczki, spotka się na Cyprze z b. następcą tronu księciem Karolem”21.

Tematyka rumuńska była także obecna w pismach specjalistycznych, głównie dotyczących

spraw międzynarodowych i narodowościowych, rzadziej kulturalnych. Szczególnie kwestie

etniczne były obecne na łamach periodyków naukowych – w „Sprawach Narodowościowych”

pisano dużo o Rumunii, głównie jednak przez pryzmat polskiej mniejszości tam zamieszkującej. W

połowie lat trzydziestych ukazał się tam szereg drobnych tekstów opisujących stan szkolnictwa

polskiego w Rumunii, których autorem był W. Sworakowski. Artykuły były tak naprawdę protestem

przeciwko likwidowaniu w Rumunii polskiego szkolnictwa. Autor sugerował, że jest to

zaplanowana i zorganizowana akcja przez władze rumuńskie przeciwko mniejszości polskiej.

Jednocześnie, likwidując szkoły polskie, zakłada się coraz więcej szkół czeskich, mimo tego, że

dzieci chcących uczyć się po czesku jest bardzo mało. W taki oto sposób spory między państwami

„małej Ententy” przenosiły się na szkolnictwo. Wiele artykułów dotyczących Polaków w Rumuni

ukazało się także w czasopiśmie „Polak Zagranicą”.

Niestety, spraw rumuńskich praktycznie nie było w periodykach kulturalnych.

Najpoczytniejsze pismo literackie „Wiadomości Literackie” zamieściło jedynie kilka recenzji, w

dodatku książek traktujących raczej o folklorze rumuńskim. W czasopiśmie tym ukazało się także

raptem kilka informacji o pisarzach rumuńskich, nie wnikających specjalnie w ich twórczość, a

koncentrujących się na biografii – przykładem może być postać Panaita Istrati, pisarza rumuńskiego 19 „Gazeta Warszawska”, 29 stycznia 1922, nr. 29.20 „Wiadomości Literackie”, nr. 5 z 2 II 1930.21 „Express Poranny”, 28 marca 1928, rok VII, nr 88.

11

Page 12: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

piszącego po francusku, który uciekł z rodzinnego kraju i prowadził awanturnicze życie. We Francji

staje się jednak protegowanym Romain Rolland, wkrótce też opiekę swoją oferuję mu Eugene

Ionesco.

Rumunia pojawiała się dość często w informacjach, które można śmiało zaliczyć do

kategorii curiosa. Oczywiście, najwięcej tego typu tekstów było w prasie brukowej, celował w tym

głównie „Ilustrowany Kurier Codzienny”. Informacje te były z najrozmaitszych dziedzin życia,

dotyczyły zaś zdumiewających zdarzeń lub zupełnie niezwykłych postaci. Do takich postaci,

według „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” należała „Przyszła sława boksu rumuńskiego”, o

której pisano, że „Rumuńscy miłośnicy sportu zapaśniczego wielkie nadzieje przywiązują do swego

towarzysza Mitu Gogea, który, mimo że liczy dopiero 21 lat, już osiągnął 2,15 cm wysokości, tak

że krawiec, przymierzający mu nowe ubranie, musi tego dokonywać stanąwszy na stołku”22. Tekst

był opatrzony zdjęciem, na którym rzeczony krawiec rzeczywiście stoi na taborecie przy ogromnym

mężczyźnie. Nie jest to jednak fakt, który mógłby powiedzieć coś o Rumunach – tak wysoki

człowiek zajmujący się w dodatku boksem mógłby żyć w każdym innym kraju.

Jedną z ciekawszych historii zamieszczonych w prasie polskiej a dotyczących Rumunii była

opowieść niejakiego Rudolfa Ernest Solicha z Bielska, którą gazeta zatytułowała

„Nieprawdopodobne przygody Polaka w Rumunji”. Solich przekradł się przez granicę polsko-

rumuńską, bo chciał pracować jako elektromonter w elektrowni w Pelz w Besarabii. Po przejściu na

stronę rumuńską zgłosił się na komisarjat policji w Czerniowcach, gdzie dostał mandat 200 lei oraz

odpowiednie dokumenty. Następnie udał się do celu swojej podróży, czyli elektrowni w Pelz, gdzie

pracował wytrwale przez 6 tygodni. Za swoją pracę nie otrzymywał jednak żadnego

wynagrodzenia. Zrobił więc awanturę na policji, ale ta odstawiła go pod bagnetami do pracy. Solich

zażądał wypłaty, grożąc przy tym, że przestanie pracować. Jego przełożony błagał go jednak, aby

został, gdyż „tutejszy ciemny naród” nic nie rozumie z planów, które Solich nakreślił. Na nic zdały

się prośby rumuńskiego inżyniera, nasz bohater uciekł czym prędzej do Czerniowiec, gdzie

otrzymał niewielką pomoc finansową od konsula i na piechotę (!) wrócił do Krakowa, by

opowiedzieć wszystko w redakcji „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”23.

Jednak także w poważnych czasopismach zdarzały się teksty, które mogą budzić jeśli nie

uśmiech to na pewno zdumienie. W „Wiadomościach Literackich” ukazał się na przykład materiał o

„Hiperprodukcji inteligencji w Rumunji”24, gdzie dowodzono, że ilość studentów na uniwersytetach

rumuńskich wzrasta w sposób nie odpowiadający rzeczywistym potrzebom kraju. Szczególny zaś

przyrost notuje się na wydziałach filozoficznych. Na przykład w 1920 r. filozofię studiowało w 22 Dodatek do „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, nr 105 z 15 IV 1935.23 „Ilustrowany Kurier Codzienny”, nr 204, 25 (...) 193224 „Wiadomości Literackie”, nr 19 z 10 V 1931.

12

Page 13: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

Bukareszcie 750 osób, a w roku 1926 już ponad 6 tys., z czego 3,5 tysiąca to kobiety. Znaczny

wzrost odnotowało również prawo: w 1921 r. 4,5 tys. studentów, w 1929 – 8,5 tys. (ponad tysiąc

kobiet). Dalej wymieniane są kolejne uniwersytety, potwierdzające tę tendencję. Ciekawe tylko, czy

gdyby w Polsce było podobnie, pismo także uważałoby to za coś złego.

Podsumowując, należy powiedzieć, że ze względu na niewielką ilość zebranego materiału

bardzo trudno systematycznie ująć go w jakieś uporządkowane i rozsądne ramy. Rumunia nie

cieszyła się zbytnim zainteresowaniem polskich periodyków, a jeżeli już to pisano o niej w sposób

zdawkowy. Jak pisze Władyka „Dzienniki sensacyjne (…) uprawiały publicystykę o charakterze

poznawczo-ciekawostkowym, kiedy to dziennikarz opisywał wrażenia ze swoich podróży po nie

znanych w Polsce egzotycznych krajach”25. Jednocześnie „z nieporównanie większą dokładnością i

znajomością rzeczy relacjonowano wydarzenia w polityce wewnętrznej państw europejskich –

Francji, Anglii, Niemiec, Rosji, które opisywano nieraz z analityczną dokładnością”26. Rumunia

była traktowana w relacjach prasowych właśnie jako niemal zupełnie egzotyczny kraj, taki jak

Brazylia czy Meksyk, a nie jako państwo europejskie.

Z zebranego materiału w postaci rozmaitych tekstów prasowych Rumunia jawi się jako kraj

niemal zupełnie nieznany, utożsamiany niemal wyłącznie z Bukaresztem i tzw. Starym Królestwem.

Kraj zdecydowanie biedny, z zacofanym rolnictwem, o słabej gospodarce, który jednak można, a

nawet należy, finansowo wyzyskać dla polskich celów. Sojusz wojskowy z Rumunią uważany był

za niezbędny, ale nie pokładano w nim ze względu na niską ocenę rumuńskich możliwości

militarnych zbyt wielkich nadziei. Rumunia jawiła się przede wszystkim jako kraj, w którym jest

król przyjazny Polakom. A monarchia to pewien związany z nią blichtr i koloryt, którego w II

Rzeczypospolitej nie można było zobaczyć. Z perspektywy prasy polskiej Rumuni natomiast to

ludzie niezwykle prości, zacofani, czasem nawet nieco dzicy.

25 Wiesław Władyka, op.cit., s. 211.26 Ibidem, s. 214.

13

Page 14: Jarosiński - Obraz Rumunii i Rumunów w polskiej prasie międzywojennej

Grzegorz Jarosiński

Varşovia

IMAGINEA ROMÂNIEI ŞI A ROMÂNILOR

ÎN PRESA POLONEZĂ INTERBELICĂ

Rezumat

Imaginea României şi a românilor în presa poloneză interbelică prezentată în referatul de

mai sus, aşa cum subliniază autorul, este abia o schiţă, printre altele şi din cauza puţinelor materiale

disponibile, şi o schiţă cu siguranţă incompletă. România nu s-a bucurat de un excesiv interes în

periodicele poloneze, iar dacă s-a bucurat s-a scris despre ea la modul banal.

Încercarea de analiză a presei poloneze interbelice din acest unghi s-a materializat totuşi în

unele observaţii care permit să se ajungă la o concluzie – despre România şi români, în această

perioadă, s-a scris şi, legat de aceasta, s-a ştiut prea puţin. Relatările din presă privitoare la România

erau zgârcite, superficiale, fără a spune prea multe despre vecinul sud-estic al Poloniei. Bornele care

marcau interesul opiniei publice pentru România erau conferinţele politice, militare sau economice,

dar mai ales vizitele reciproce ale demnitarilor ambelor state. Evenimente de acest fel au fost mai

multe, totuşi din relatările presei e greu să discerni care a fost atitudinea polonezilor faţă de oaspeţii

români sau cum a fost percepută România în timpul acestor vizite. Relatarea standard, indiferent de

publicaţie, cuprindea doar informaţii ca: cine a sosit, cauza vizitei şi care sunt perspectivele de

lărgire a cooperării. Tematica românească era prezentă, bineînţeles, în lucrările de specialitate

privitoare la problemele internaţionale şi naţionale, din păcate, mai rar la cele culturale. De un

interes deosebit în presa poloneză s-a bucurat curtea regală din România. Presa publică, din timp în

timp, informaţii de senzaţie, puţin credibile din România sau despre România care pot fi incluse în

categoria curiozităţi.

Materialul adunat în forma diferitelor texte de presă prezintă România ca o ţară aproape

necunoscută.

14