Jacek Dukaj - Xavras Wyzryn

download Jacek Dukaj - Xavras Wyzryn

If you can't read please download the document

Transcript of Jacek Dukaj - Xavras Wyzryn

Jacek Dukaj Xavras Wyrn

Zanim Noc1. Po miecie posza plotka, e chopcy ze Zwizku Walki Zbrojnej znowu szykuj jak akcj. Plotka bya tak gona, e Trudny przyj za pewnik, i jest to rozmylnie rozpuszczona faszywka. By moe przekombinowa, a moe Szkopy okazay si po prostu zbyt durne, by dostrzec oczywist podpuch - w kadym razie, zanim ciarwka dojechaa na Pikn, jej pasaerowie byli zmuszeni podda si trzem ulicznym kontrolom oraz wspomc Wehrmacht dobrowolnymi datkami, ktre w sumie wystarczyyby na zakup dwch skrzynek czystej. Trudny okl gniewnie Jzka Szczupaka. - Szef si nie rzuca - jcza potem Szczupak. - Skd ja mogem wiedzie? Te Niemce same nie maj pojcia, co za godzin strzeli do ba komendantowi! - Ja ci to odbij z pensji - zapowiedzia Trudny, otwierajc drzwiczki. - Szef nie bdzie winia - baga Jzek, zgasiwszy silnik. - To nie moja wina, jak Boga kocham! Brylantowy Leutnant zarzeka si, e nie ma niczego w planie na tydzie. - e ty i ten twj Major wierzycie gwnojadowi, to wasz problem rzuci Trudny i zeskoczy z szoferki w nieg. Cisza uderzya go jak obuchem. Caa okolica milczaa ciko - nawet czarnych skrzekw wron w zasigu suchu, nawet echa, skromnego co prawda, miejskiego ruchu ulicznego; ni jednego dwiku. Bezludzie. Wcign gboko do puc zimne powietrze. Cisza bya i w jego smaku. Wbi mocniej donie w przepastne kieszenie grubego paszcza, kopn nieg, poruszy szerokimi barkami. Jzek tymczasem obszed mask ciarwki. Spojrza na Trudnego spode ba i zakl gono. To przeklestwo byo jak ponowne stworzenie wiata. - Ktry to? - spyta, szukajc papierosw po kieszeniach kurtki. Jan Herman Trudny przesun wierzchem misistej doni po wsach,

po czym wskaza przed siebie: - Ten. Ten. Kiedy oglda go z wntrza mercedesa Janosa, wydawa si mniejszy - dopiero teraz Trudny poj, jak wielki dom kupi. Wcinity w szereg zaprojektowanych w podobnej manierze budynkw, trzykondygnacyjny mieszkalny prostopadocian, bocznymi cianami sczepiony z ssiednimi bliniaczymi murowacami; o dwch rzdach okien, nie liczc maych, ciemnych wylepni strychu; o wstrzelonych w sam rodek szarej facjaty duych, drewnianych drzwiach, do ktrych prowadz trzy pkoliste schodki, a nad ktrymi zwiesza si elazny koszyk na arwk o rozbitych wszystkich omiu szybkach; ze spadzistym dachem przewieszajcym si niej poziomu strychu; z licznymi ponurymi naciekami, pkniciami i krzywym ciegiem dziur po kulach na owej szarej elewacji. Cichy, cichy, martwy. Dom. - No wic? - mrukn Szczupak, zapaliwszy wreszcie papierosa. Trudny leniwie rozejrza si po ulicy w obie strony (pustka, pustka), popatrzy na rzd bezlistnych drzew rosncych przy jezdni, przyjrza zastygym w dystyngowanym bezruchu dziesitkom podobnych budynkw cigncych si wzdu Piknej na caej jej dugoci... i zamia si gono, w tej ciszy wrcz nieprzyzwoicie. - Zdaje si, e zrobiem dobry interes. - Pan zawsze robi dobre interesy. - Nie pyskuj. Podeszli do drzwi domu Trudnego. Jzek postuka kykciami lewej doni w grube drewno. - Z zeszego wieku. Akurat si znasz - Trudny wyj klucze, wybra jeden, wsun w zamek, przekrci. Szczkno raz i drugi, nacisn cik klamk i pchn: drzwi otworzyy si, lekko skrzypic. - No, dalej. - Przenie szefa przez prg? - skrzywi si Jzek, dziwnie rozbawiony. - ebym ja ci na kopach nie przenis. Weszli. Ciemno. Oczywicie, e ciemno: brak prdu, okna zasonite. Kurz.

Oczywicie, e kurz: od paru miesicy nie postaa tu ludzka noga. Cisza. Oczywicie, e cisza. - Trzeba byo zabra latark. - Masz w wozie? - Mam. - No to co tak stoisz? Szczupak wyszed, a Trudny nie zamkn za nim drzwi. W wietle zimowego soca obejrza hol. W gbi, w prostoktnym rozdciu, majaczyy szerokie spiralne schody prowadzce na pitro; bliej, po obu stronach, znajdoway si zamknite drzwi wewntrzne. ciany przedpokoju zostay brutalnie poobdzierane z boazerii, ktrej szcztki walay si jeszcze tu i wdzie. Rozejrza si za instalacj: kontakt gdzie ukryty, przewody poprowadzone prowizorycznie w zbiegach cian i podogi, te czciowo pozrywane; hak na lamp co prawda osta si w suficie, lecz samej lampy brak. Kopn w zabocony parkiet. Twardo. Trzyma. Moe nie trzeba bdzie ka od nowa. Tu wszystko murowane. Wrci Szczupak z latark. - Wie pan, jaki to numer? - A co, trzynasty? Jzek si zmiesza. - Ja si tylko pytam, tam nie ma tabliczki. Pan nie wie? - Kupiem to wczoraj na oko. Za gotwk. - A co stoi w papierach? - Nie mam jeszcze papierw. Dawaj t latark. Otworzy drzwi po lewej (jednak nie zamknite na klucz) i wszed, a za nim Szczupak z petem w apie. - Co tu byo? - Jadalnia chyba. Zostaw to! - Chciaem odsoni, po co baterie marnowa... - Potem, potem. Podusiby nas w tym kurzu. Zreszt ta szmata wyglda jak zetlay dwustuletni kir. Uwaaj z ogniem, bo spalisz mi chaup. - Co szef taki nerwowy... - Ty, Jzek, lepiej za wiele nie kombinuj, dobra?

- Co, pan cigle o tego Brylantowego? No, Chryste Panie, ja przecie... - A pierwszy to raz? - natar na Trudny, wymachujc przy tym zamaszycie rk z latark, co w zaciemnionym, obszernym a pustym pomieszczeniu dawao niezwyke efekty wietlne - Z kim ja prowadz interesy? No, z kim? Z Niemcami, panie Szczupak, z Niemcami! Wie pan, panie Szczupak, kto to Niemcy? A widzia pan moe na ulicy takich hemiastych z karabinami? Nie nasze to wojsko, panie Szczupak, nie nasze! Ja, pan, my wszyscy -jestemy podbici! Wic jak umawiam milionowy kontrakt z niemieckim odakiem - a pan, panie Szczupak, ju wie kto to Niemiec, prawda? - to nie wchodzi mi si do biura gwidc Jeszcze Polska nie zgina", nie robi gupich min i nie wykopuje krzesa spod tego Szwaba! - Jasny Panie na niebiesiech, to byo przypadkiem. Ja mwiem: nie wiedziaem... - A jakby mi teraz dom sfajczy, to te by byo przypadkiem, a? - No przecie nie specjalnie... -jkn zrozpaczony Jzek Szczupak. Trudny skierowa sup wiata na jego twarz, utrzyma go tam z p minuty, ciko i ponuro milczc, po czym odwrci si i przeszed do nastpnego pokoju, w gb budynku. Jzek precyzyjnie przydepta peta do parkietu i pody za Trudnym. Trudny, ogldajc w skupionym wietle cikiej latarki naciek grzybiczny na suficie, rozpamitywa histori zakupu tego budynku. Historia bya rwnie niejednoznaczna, jak stosunki czce Trudnego ze Standartenflihrerem Waffen-SS Hermanem Janosem. Ci dwaj imiennicy po raz pierwszy spotkali si na balu noworocznym stacjonujcego w miecie puku SS, na ktry to bal firma Trudnego dostarczya wikszo trunkw. Janos, w cywilu waciciel hurtowni win, na czas wojny przeobraony w armijnego zaopatrzeniowca, wda si z Trudnym w dug i ryzykown, bo politycznie aluzyjn, dysput na temat jakoci poszczeglnych rocznikw. W jednej z licznych dygresji poczynionych podczas tej rozmowy Trudny da tandartenfuhrerowi do zrozumienia, i wbrew nazwie, jego firma zajmuje si nie tylko eksportem i importem, a w istocie akurat tymi dziedzinami

najmniej i zasugerowa delikatnie moliwo obustronnego zysku. Uczyni to, poniewa by niele podpity, Janos za waciwie urnity na amen. Poza tym Trudnemu po prostu spodobaa si owa cokolwiek naiwna i niemiaa otwarto intendenta. Okazao si, i na podstawie faszywych przesanek wycign suszny wniosek: bo aczkolwiek Herman Janos by zimny skurwysyn, nigdy naiwny, nigdy niemiay - to sam zdawa si darzy Trudnego jak szcztkow form sympatii, a ju na pewno nie by w stanie pozosta obojtny na wizj znacznego zarobku. W nieformalnej, a w rzeczy samej nielegalnej spce, jak zawizali obaj Hermanowie, to Standartenfhrer konsumowa wikszo jej zyskw, czasami nawet cztery pite. Lecz Trudny godzi si na ten ukad, godzi si na oszustwa w oszustwach, poniewa zdawa sobie spraw, i bez pomocy Janosa nie ma szans na utrzymanie obrotw na poziomie chociaby jednej dziesitej aktualnych. A wojna... Podczas wojny zawsze rodziy si wielkie fortuny. Nigdy lepszych interesw si nie robi, jak w czas wojenny. Prochy uyniaj ziemi, a krew oliwi tryby ekonomii, taka jest prawda. Trudny niemal widzia Janosowe tajne konta w zurychskich bankach, pczniejce, pczniejce, pczniejce. To nie bya symbioza, i to nie Janos na Trudnym pasoytowa: pasoytami byli obydwaj. Ukad ten funkcjonowa tak sprawnie, i Janosowi zaczo si marzy uprawomocnienie go. Wojna skoczy si lada moment, prorokowa po kieliszku sherry, skoczy si i skoczy si koniunktura, skocz si moliwoci, ja wrc do cywila, ty stracisz dojcie; musimy przygotowa si ju teraz, zaplanowa nasz spk. Bdziesz moim oficjalnym partnerem w wielkim midzynarodowym interesie! Trudny pozostawa sceptyczny. Jednakowo zapalonemu do idei Janosowi ciko byo cokolwiek wyperswadowa: zacz przedstawia Trudnego odpowiednim ludziom, ciga go na przerne spotkania towarzyskie, na ktrych zazwyczaj Jan Herman bywa jedynym mczyzn nie umundurowanym, nie mwic ju o tym, e jedynym Polakiem - no i zaatwi Trudnemu ten dom przy Piknej. Przyjechali tu wczoraj wieczorem subow limuzyn Janosa; nie wysiedli z niej jednak, mrz trzyma okrutny. Standartenfuhrer pokaza Trudnemu budynek.

- Twj - rzek. - Nie bdziesz ju mieszka w tej klitce. Nie moesz przynosi mi wstydu. Masz. Wcisn mu w do zimne klucze. Trudny tylko pali w milczeniu papierosa. Standartenfuhrer da znak kierowcy i odjechali; dom znikn za oknem w nienej ciemnoci nocy. Rano Jan Herman zadzwoni jeszcze do Janosa, by umwi si na odbir papierw i zapat za nieruchomo. Kopotw adnych. Cena miesznie niska, nawet jak na transakcje tkane przez Janosa. Ustawy antyydowskie, wyjani. Kiedy si mog wprowadzi? Kiedy chcesz. Wic zabra Trudny Jzka Szczupaka z woln ciarwk zaadowan narzdziami potrzebnymi do pierwszych, koniecznych reperacji oraz rekonesansu przed remontem - i pojecha. - Sprawd hydraulik! - A co ja robi? - Jaki tu jest rozkad? - z poowy schodw na pitro Herman woa w kierunku azienki, gdzie przepad by Szczupak po kolejnym kursie do ciarwki, ktr sukcesywnie oprnia. Z azienki padao blade wiato wojskowej lampy bateryjnej, przytaszczonej przez Jzka po zakoczonych niepowodzeniem prbach wykrzesania z ktregokolwiek z kontaktw cho zamanego volta. - No i? - Przerabiali to. Dwukrotnie chyba. Pierwotna sie nie obejmowaa pitra, pucili cao jednym pionem. Nie wiem, jak z cinieniem. Stare to wszystko. Cz trzeba by wymieni, zardzewiaa. O, to kolanko na przykad. -Zadzwonio gucho, Szczupak zapewne uderzy w nie kluczem francuskim. - Kanalizacja... Nie wiem, dusza robota, kibel zapchany, co oni tu powciskali, szlag by to... Plan by nastpujcy: dzisiaj rekonesans, a od jutra Szczupak zaatwia fachmanw i pucuj dom na akord, eby zdy z przeprowadzk i remontem przed witami. - A te nacieki? - Jaka rura na grze. - Elektryk trzeba bdzie ka cakiem od nowa, tu chyba s

szczury, poprzegryzane wszystko... - Szef widzia piec w piwnicy? - A co? - Poowa instalacji grzewczej te do wymiany. - Cholera. Trudny wszed na pitro i rozejrza si, wodzc po cianach bia plam wiata latarki. Na drugiej kondygnacji nie zauway tylu zniszcze, co na parterze. Cho pustka, cisza i mrok te same. Przez chwil wydawao mu si, e syszy skd (skd? - z ktrego pokoju) czyj szept, ciche, szeleszczce sowa o pytajcej intonacji, lecz gdy si usilniej we wsucha - zrozumia, e to dmcy na zewntrz wiatr. 2. Po przekroczeniu progu widziae czworo drzwi, z czego troje w cianie holu po prawej rce; prowadziy kolejno, liczc ku schodom, do gabinetu/biblioteki Trudnego, azienki bez okien i pokoju gocinnego. Te po lewej otwieray si natomiast do jadalni-salonu. Minwszy je i minwszy wejcie do azienki, wchodzie w lewostronne rozszerzenie holu, ktrego zaom wczeniej kry przed tob drzwi do kuchni. Przed sob miae teraz spiralne, drewniane schody, a dalej szerokie, okratowane okno pnocne, przez ktre wiato soneczne padao na ca dugo holu. Z boku, pod schodami, znajdowao si zejcie do piwnicy, zakryte gsto okut klap. Wspiwszy si po schodach na pitro, patrzye teraz w przeciwn stron, ku ulicy, a okno - ju nie zakratowane - miae za plecami. Przed sob jednake, w kocu krtszego ni na parterze holu, nie widziae drugiego okna, lecz dwoje drzwi, prowadzcych do frontowych sypialni. A po lewej rce troje kolejnych: do pokoju dziecinnego, mniejszej azienki i pakamery. azienka i pakamera pozbawione byy okien. Praw (z twojego punktu widzenia) cz pitra zajmoway dwa wiksze pokoje, wejcia do ktrych mieciy si za zaomami rozszerze holu na obu jego kocach. W kcie rozszerzenia, w ktrym stoisz, midzy schodami, oknem a cian pokoju dziecinnego, umieszczono strome, wskie schodki na strych, zamknity

dla twego spojrzenia przez klap identyczn z t, ktra krya wejcie do piwnicy. - Co tu ma by? - spytaa Violetta, wchodzc do drugiego z duych, pustych pokoi na pitrze; nowa arwka owietlaa jego nagie ciany. Zdecydowae? - Chyba na razie zostawi te dwa nie urzdzone, zawsze si mog przyda - odpar Trudny, wyjwszy owek spomidzy zbw. Metr wsun do kieszeni spodni roboczych, owek do kieszeni swetra, okulary do futerau, plany za zrolowa i wcisn pod pach. - Chod, skoczyem. Violetta, wci wycierajc z mki rce w lnian cierk, pokrcia gow z dezaprobat. - Po co ty to w ogle robisz? Jzek i te jego zalane w trupa zote rczki wymierzyli cay dom chyba z tuzin razy, z gry na d i z powrotem. Wyszli do przedpokoju, Trudny zgasi za sob wiato, zamkn drzwi. Z lewej sypialni dochodzi gos jego matki; rozelona, wyzywaa kogo od nieukw i chamw - przypomnia sobie, e na dzisiaj umwi wymian ram okiennych. Zajrza do pakamery, w ktrej si wiecio, ale nie byo tam nikogo. Gdzie ten Jzek? Z dou dochodziy odgosy walenia kilkoma motkami naraz w jakie pudo rezonansowe, nie prbowa nawet zgadywa, skd waciwie bierze si ten haas. Podszed do ony, ktra czekaa przy schodach. - To nie by dobry pomys z tym remontem na raty -mrukna. Trzeba byo nam si przeprowadza, jak ju bdzie po wszystkim. - Wiem. Ale chciaem zdy przed witami. Na Szewsk w ogle nie wnisbym choinki. Zeszli na parter. Micho Rozkwasa, firmowy mechanik Trudnego, krzycza z azienki w stron wejcia do piwnicy, skd, spod podniesionej klapy, pada jasny blask. Byo dopiero po czwartej, lecz grudzie, i w domu Trudnego paliy si prawie wszystkie wiata; Jan Herman skrzywi si, pomylawszy o przyszych rachunkach za energi. Wszed za on do kuchni. Nawet przez zamknite drzwi sysza tu wcieke ryki Rozkwasy. - Saby?! Saby?! Ja ci, kurwa, dam saby!! Zakr ten pieprzony

zawr, bo sam zejd tam na d! Trudny z jkiem zwali si na taboret przy stole, plany pooy na szafce. Violetta szukaa czego w spiarni. - Syszysz go? - parskna. - Dobrze, e dzieci nie ma. Co to za ludzie u ciebie pracuj? Janek, na mio bosk, przecie to nie moe si tak dalej cign. Rano byo spicie i ten wielki z brod zdzieli elektryka obckami w gow; biedak straci przytomno na blisko kwadrans, musiaam go cuci. To s kryminalici! - Nie wszyscy - mrukn Trudny, podbierajc z miski gorcego pieroga. Violetta na szczcie nie dosyszaa. - A znowu ten cay Jzek Szczupak - kontynuowaa siekajc cebul. On jest cwaniak czystej wody. Przyprowadzi tu jakich Cyganw i sprzeda im te graty, ktre kazae wyrzuci ze strychu. - Nie lubia Szczupaka, nie lubia jemu podobnych liskich elegancikw, ktrzy zawsze spadaj na cztery apy; to pijawki, mawiaa, ich szczcie jest zawsze cudzym pechem. - Nie wiem, ile w kocu wytargowa, ale ty przecie kupie dom wraz z zawartoci, one nie byy jego. - Powiedziaem mu, e moe z nimi zrobi, co chce. Zreszt, jeli naprawd tak ci al tych rzchw, to informuj ci, e strych oczycilimy najwyej w jednej pitej. Daem sobie z nim spokj. W ogle bym si za niego nie zabiera, gdyby nie ten, poal si Boe, inynier. Chcia obejrze stropy i ciany none. No, duo nie obejrza. Bya tam? Wejd, zobacz. Zgroza - zamkn oczy, opar gow o cian. - Och, kobieto, mwi ci, pieko nie tydzie. Zdziwi si, jak doyj wit. Masz tam moe gdzie gorc kaw? - Zaraz, zaraz, nie wszystko naraz - obejrzaa si. -No i gdzie te papiery wsadzi? We je zdejmij. Po co ty od nowa wszystko mierzysz, to idiotyzm. Ziewn. - A mylisz, e oni czemu musieli to robi a tyle razy? Bo zawsze wychodzi co innego. To nie s due rnice, ale niecisoci si kumuluj i w kocu si okazuje, e ciana powinna by pochya albo drzwi o poow wsze. Tego typu rzeczy. - To zeszowieczne budownictwo... - mrukna. Umiechn si pod

wsem. Zeszowieczne budownictwo. atwo to skwitowaa. Przecie on zawsze by biegy w rachunkach i geometrii, umys mia cisy, dobrze rozumia przestrze - a tu nie mg poj, co si waciwie dzieje. Mierzy pokj, wychodzi, mierzy drugi, wraca do pierwszego i mierzy go ponownie tym samym metrem -i okazywao si, e przez te par minut pomieszczenie rozdo si lub skurczyo o kilkadziesit centymetrw szeciennych. A wszak to s proste obliczenia, tu nawet nie ma gdzie si pomyli. Nie rozumia tego. - A, wanie - co si jej przypomniao. Skina na Trudnego, wskazaa blat stou: - Zapomniaabym, a poszam po ciebie wanie, eby to sobie obejrza. Wsta, podszed: - Mhm? - Popatrz. Zby, prawda? Przy samym brzegu blatu widniaa rwna podkwka drobnych wgniece; i, jeli si lepiej przyjrze, rzeczywicie przypominay one znak po ugryzieniu. - Co to za zwierz? - zaciekawi si Jan Herman. - Pies? - Nie, nie ten ukad. Bardziej jak czowiek, tylko e mniejsze. Mapka. Pewnie trzymali tu mapk. - Mylisz? Co jej si stao, e tak ksaa wszystko naokoo? I to jak silnie. Popatrz jakie te wgryzy gbokie. Wzruszy ramionami i wrci na swoje miejsce. W rurach co zawyo, zarao, zazgrzytao i zabulgotao, po czym zaczo straszliwie rzzi, w mce wzbierajcego efektu kawitacyjnego popadajc w coraz silniejsze drenie. - Zabij sukinsyna!! - rozdar si z holu Micho Rozkwa a. Trudny, nie podnoszc si z taboretu, otworzy drzwi i wychyli si z kuchni. - Micho, do cholery, ciszej go zabijaj! - To jest kretyn parlamentarny, on by nie potrafi wody w kiblu spuci, a co dopiero...

- Micho! - warkn ostrzegawczo Trudny. - Dobra, dobra. Zamkn drzwi. Violetta obserwowaa go znad zlewu. - A si boj spyta, na co ci w firmie potrzebne podobne indywidua. - Takie czasy, Viola, takie czasy. Pokiwaa gow i ostronie odkrcia kran - woda pyna bez adnych sensacji. - Z gazem nie miaa problemu? - spyta Trudny, szukajc po kieszeniach papierosw. - Nie pal mi tu - rzucia Violetta, nawet na nie patrzc. - Chyba e chcesz w ten sposb sprawdzi, czy nic si nie ulatnia. Zaniecha sporu. - Kaw, prosz - westchn. Bolaa go gowa. Od dwch dni waciwie nie spa. Pojutrze mia przyjcie u Geider-Mullera i wiedzia, e si upije - by to jedyny sposb, jaki mu jeszcze pozosta, na bezbolesne wymigiwanie si od odpowiedzi na liczne indagacje szefa Janosa i samego Standartenfuhrera w sprawie niemieckiego obywatelstwa Trudnego. Fakt, i mwi on biegle tym jzykiem, mia przodkw po kdzieli pochodzcych z okolic lska, szczyccych si arystokratycznym nazwiskiem von Valde, a przede wszystkim - i posiada tylu znajomych pord niemieckiej kadry oficerskiej; wszystko to czynio niemal koniecznym szybkie przenarodowienie Trudnego i jego rodziny. Zdawa sobie spraw, i czeka go ono prdzej czy pniej, nie wywinie si, Janos jasno mu to wyoy: nawet pienidze kosztuj. W Polsce mgby by bogatym Polakiem, lecz w Generalnej Guberni moe by wycznie bogatym Niemcem. Trudny rozmawia ju o tym z on i caa sprawa, rzecz jasna, nie wywoaa jej entuzjazmu; w tamtej rozmowie przenarodowienie stanowio jednakowo zaledwie jedn z ewentualnoci - a teraz Jan Herman bdzie musia postawi Viol, rodzicw, dzieci oraz wszystkich krewnych i znajomych, przed faktem dokonanym. Ostracyzmu si nie ba, mia pienidze. Ba si ktni w domu. Podzikowa za kaw. Przesiad si wraz z ni i rulonami planw architektoniczych na krzeso po drugiej stronie drzwi, przy stoliku, ktry w

swym aktualnym pooeniu barykadowa tylne wyjcie z budynku. Wyjcie to, mieszczce si po prawej stronie okna, przez poprzednich wacicieli byo najwyraniej nie uywane, zabito je bowiem deskami. Trudny zdecydowa o jego odnowieniu, kaza rwnie zamontowa lamp na zewntrz, nad schodkami. Podwrko byo wprawdzie niewielkie i zamknite ze wszystkich stron wysokim murem, za ktrym znajdoway si puste garae, lecz stanowio przecie cz posesji i naleao do Trudnego. Jeszcze nie wiedzia, do czego moe mu si przyda. Spojrza przez okno: prostokt niegu z krzywymi pasami cieni, jedna wrona, czyje lady. - Kto wychodzi na podwrze? - Konrad. Mwi co o oknach strychu. Nie wiem, czego chcia. - Konrad wchodzi na strych? - Zakocha si w nim. Zapowiada, e przyprowadzi kolegw, zinwentaryzuj go. - Zabronia mu. - No, pewnie. Zreszt pogoni go Jzek. On chyba ma nadziej, e podarujesz mu ca jego zawarto. Konrad, ich najstarszy syn, ktry w kwietniu skoczy siedemnacie at, posiada niewyczerpane zasoby energii. Po prawdzie zaczyna ju Trudnego przeraa. Poniewa nauka na kompletach zdawaa si zajmowa mu zaledwie uamek czasu, ojciec wcign go do pracy w swojej firmie. Rycho okazao si, i dla Konrada i firma to te za mao. Zacz si prowadza z jakimi szczeniakami w skrzanych kurtkach; jednego z nich Trudny rozpozna pniej w obstawie Majora. Nic nie powiedzia onie, ale sam ju niemal widzia wiece na nagrobku syna. Wzi go wic ze sob na kilka przyj organizowanych przez Janosa i Geider-Mllera, gdzie modzieca, zgodnie z przewidywaniami, zaabsorboway inne aspekty stosunkw polsko-niemieckich. Trudny odetchn na krtko; bo oto pewnego wieczoru przydybany zosta na osobnoci przez wielce zdenerwowanego Konrada, ktry j mu co mtnie tumaczy o czyim spniajcym si okresie. Pado imi niejakiej Ingi. Trudny z wysikiem przypomnia sobie posgow posta blondwosej, piersiastej aryjskiej dziewoi. Pado jej nazwisko. e Trudny nie dosta na

miejscu ataku serca, do dzi nie mg si nadziwi. Zabroni synowi gdziekolwiek wychodzi i do kogokolwiek telefonowa. Szczciem okres crki generaa ostatecznie jednak nadszed; Trudny odczeka, a wyjechaa z miasta, lecz Konrad i tak otrzyma nieodwoalny zakaz pojawiania si na jakichkolwiek niemieckich imprezach. Jako e od jakiego czasu panowaa wok chopaka wzgldna cisza, Trudny mimowolnie pocz podejrzewa go o rne straszne rzeczy, a im duej ta cisza trwaa, tym silniejsze staway si owe podejrzenia. Strych, myla teraz; niechby siedzia na nim dniami i nocami, nikogo tam nie zabije, sam zabity nie zostanie, a i nie doprowadzi do adnego mezaliansu. Do cholery, mog mu ten strych da w prezencie na gwiazdk. Pi kaw i przyglda si Violi. Nocami, kiedy pytaa go szeptem, czy j jeszcze kocha, odpowiada, e oczywicie teraz, w elektrycznym wietle sztucznego dnia, nie zdoaby tak gadko jej okama. Na szczcie ona w dzie nie pytaa. Wci bya pikn kobiet - jeszcze zanim si z ni oeni, wiedzia, e dugo zachowa mody wygld, taki by bowiem typ jej urody: sylwetka szczupa, drobna i niska, szczupa twarz, kruczoczarne wosy, jeszcze ciemniejsze oczy, nie najjaniejsza cera. Takie kobiety, starzejc si, bardzo rzadko tyj, a przed zmarszczkami czsto udaje im si chroni jeszcze nawet po czterdziestce. Nie maj powodw do przedwczesnej zgryliwoci, tote zachowuj take modo ducha. Wszystko to wiedzia, gdy si jej owiadcza, on z kolei bowiem by mczyzn systematycznym, starannie planujcym i bardzo rzadko porzucajcym zimn logik na rzecz radosnego irracjonalizmu. Przy tym wszystkim nie by jednak pedantem, ani ponurakiem, a przynajmniej za takowych si nie uwaa. Uwaa si za zdolnego czowieka interesu. Podobnie myleli o nim inni. Owa niespotykana zgodno wizerunkw: wyobraonego i postrzeganego, dawaa Trudnemu mie poczucie spenienia, uodparniaa na rcy jad frustracji. Mwi, e j kocha - i czu, e kamie. Te sowa brzmiay i smakoway jak kamstwo; dziwi si, e i ona tego nie wyczuwa. Co to jest mio, zastanawia si, zapatrzony na Violett tukc w modzierzu jakie ostro pachnce ingrediencje; co to jest, bo ju nie wiem, zapomniaem. Podam

jej, lubi jej towarzystwo, boj si jej utraty, szanuj j. A jednak ci mi sowa na wargach brudnym kamstwem. Moe to po prostu takie prawo: tylko modzi kochaj; my mio wspominamy. Moe takie prawo. Lecz czy ja ju nie bybym zdolny powtrnie si zakocha? Nie wierz. Janos jest zaledwie ptora roku modszy, a co kilka miesicy zakochuje si miertelnie. To znaczy: on tak twierdzi. Te jego mioci s jak ofensywy Hitlera: na pocztku szybkie, gone i wspaniae, potem, gdy zdobyte jest ju wszystko, co mogo zosta zdobyte, rozmywaj si i gasn w monotonii posiadania. A ja? Nie kocham: posiadani. Czy to rzeczywicie na tym polega? Czy to wanie jest ta tajemnica: e mio to proces, a nie stan? Wektor, nie skalar? Przechodzia obok i zapa j w pasie, przycign, a usiada mu na kolanach, zawijajc spdnic; ubrudzone czym rce podniosa i opara na jego barkach. Umiechaa si, przelotnie rozbawiona. - Co? - Viola... - Mhm? Przygarn j, pocaowa. Smakowaa gorcym chlebem; pachniaa potem i cebul. - No co? - A gdybym ci powiedzia, e si zakochaem? - Znalaz sobie czas na prawienie komplementw. Przytrzyma j. - Nie, nie. W kim innym. Zmarszczya brwi, spowaniaa na takie dictum. - W kim niby? Co, w tej rudej Marcie? Nie wytrzyma, zacz si mia. Pacna go przedramieniem w ucho, wbrew swej woli na nowo umiechnita. - No i czego rysz? Gupie pytania zadajesz, gupie odpowiedzi dostajesz. Zakocha si, stary ko! - Nie, nie, posuchaj - zacz, tumic miech. - Mnie chodzi o to, czy w ogle uwierzyaby w co takiego.

- e ty niby taki wity? Ju ja was znam, mowie wierni, pki drzwi si za wami nie zatrzasn. le si do tego zabra, ona mu nie odpowie, nie rozumie go. W dzie jednak nigdy nie rozmawiali, w dzie po prostu prowadzili dialogi; nawet teraz, nawet w tej chwili. Pocaowa j po raz drugi, czujc znw jej smak, i puci. Mrugna do i wrcia do roboty. Dopi kaw i rozwin karton. Plan parteru budynku naszkicowany zosta z licznymi poprawkami, nanoszonymi sukcesywnie, w miar jak inynier robi coraz precyzyjniejsze pomiary cian, ktrych dugo w niezrozumiay sposb potrafia si zmienia. Kazek od Garbusa otworzy drzwi, wetkn gow i szczekn: Telefon do pana. - Zaoyli ju? - zdziwia si Viola. - Musz mie lini pod rk - mrukn Trudny, podnoszc si. Daem ludziom po litrze, zaatwiem. Przeszed do gabinetu, potykajc si po drodze na rozcignitych kablach. W gabinecie, ktry, obudowany regaami o pustych pkach, nie zasuy sobie jeszcze na szczytne miano biblioteki, obozowao dwch elektrykw, odpoczywajcych po zmaganiach z ozdobnym yrandolem, ktry, mimo ich wysikw, nie chcia trzyma pionu i za kadym podwieszeniem odchyla si w inn stron. Trudny wskaza im drzwi. Wyszli z ociganiem, zabierajc ze sob kanapki i flaszki. Jan Herman podnis odoon na podog suchawk. Trudny przedstawi si krtko; nigdy nie mg by pewien, czy dzwoni Polak, czy Niemiec. - Ciko pana zapa. - Tym razem by to Polak. - To ty? - Nie, moja ciotka. Suchaj pan, jutro o pierwszej w firmie. - Czego znowu chcecie? - Stokrotek do ogrdka. Jutro o pierwszej. - Co was tak przypilio? - Porozmawiamy. - Czyja to bya plotka, ta z zeszego tygodnia? Wasza czy ich?

- Jaka plotka, ja nic nie wiem. Do widzenia. - Nie dzwocie mi wicej do domu. Sysza? Z dala od domu. - Zarazy si pan boi? Do widzenia. 3. Trudny Export-Import", prywatna firma transportowa, miaa swoj siedzib na przedmieciu, przy ulicy Kruczej, pod numerami: 25, 27, 29 i 31. Numer 25 by to warsztat samochodowy, 27 nie istnia, za 29 i 31, stare magazyny, zostay poczone i suyy teraz za park maszynowy; waciwe magazyny cigny si w czterech szeregach niskich, dugich budynkw za nimi i po drugiej stronie placu. Wszystko to, w tym w plac, otoczone byo murem o zmiennej wysokoci, nigdy jednake niszym ni dwa i p metra. Istniay trzy wyjcia z dziedzica firmy: gwna brama od strony Kruczej, ktrdy wjeday i wyjeday samochody; elazna furtka za magazynami, przez ktr wychodzio si nad brzeg rzeczki, a zaraz za t rzeczk wznosiy si zabudowania fabryki nawozw sztucznych, zreszt aktualnie produkujcej zupenie inne chemikalia; oraz tylne drzwi warsztatu, ktrego ciana stanowia zarazem granic posesji Trudnego. Tylne drzwi suyy do niepostrzeonego wymykania si szefa z biura, gdy sytuacja tego wymagaa. Biuro miecio si bowiem w przybudwce ponad warsztatami. Z jej okien rozciga si widok na cay nalecy do firmy teren. Trudny wierzy w si symboli. - Patrz na te wasze jasne buki, dotkniciem brzytwy nie skalane i, kurwa, nie wiem, mia si czy paka. - Pan, panie Trudny, zawsze robi trudnoci - chuderlawy blondynek w paszczu skrzywi si szyderczo i odwrci wzrok od okna. Faktycznie, z wygldu by o poow modszy od Jana Hermana; jego milczcy towarzysz zdawa si za Trudnemu nieomal rwienikiem Konrada. Dlaczego za kadym razem s to dzieci wojny? - westchn w duchu Trudny, wyprostowujc si w fotelu za biurkiem i zdejmujc okulary. - Moglibycie si przynajmniej ubiera jako bardziej po ludzku. A nie, o, tak: czarny paszcz, skrzana kurtka, czapeczka na bakier. Ju mi

nawet ludzie mwi: jakie szemrane chopaki do pana sun... Niech on chocia wyjmie rce z kieszeni; trzyma tam odbezpieczone granaty czy po jajach si maca? Co wy mylicie, e to jest jaki pieprzony teatr, jakie kino? Gieroje malowani, Bodo i Dymsza, szlag by was... - No i o co ten lament, panie mocny? - Blondynek wyj i zapali papierosa; siedzia na krzele przed biurkiem i patrzy gdzie po ktach, omijajc Trudnego wzrokiem. Natomiast ospowaty modziak w kurtce, ktry na sowa gospodarza tylko jeszcze silniej wbi pici w jej kieszenie, garbi si pod zachlapan bur farb cian, przy zamknitych drzwiach gabinetu. Mia potnego zeza i Trudnemu mimowolnie staway przed oczyma groteskowe imaginacyjne obrazy ulicznych strzelanin, w ktrych w chojrak popisuje si swym snajperskim wzrokiem. - Wiesz co, Grzeczny, nie denerwuj ty mnie, nie dzisiaj, bardzo ci prosz; jestem w rodku remontu domu i dopiero co po przeprowadzce, i poziom tolerancji dla chamstwa i gupoty mam znacznie obniony. Grzeczny wzruszy wtymi ramionami. - Pan si sam denerwuje. A tu nie ma czym. Drobna rzecz. - Byaby drobna, nie fatygowaby si osobicie. To musi by co cholernie trefnego. - Zupenie pana nie rozumiem. Straci pan kiedy na naszych umowach? - Jak przez was strac, to od razu wszystko. Z tym dynamitem to bya jawna bezczelno. Na co ja si zgodziem? Na makulatur: gazetki, ulotki. A wycie mi wadowali na ciarwki skrzynie materiaw wybuchowych! Kierowcy si dowiedzieli dopiero po wszystkim, a jechali osiemdziesitk; mylaem, e mnie zlinczuj. Powinienem was teraz ze schodw zrzuci, w ogle nie rozmawia. - Ciekawym, skd ci kierowcy si dowiedzieli. Pan tak wszystkim naokoo rozpowiada? - A std si dowiedzieli, e wysugujecie si takimi szczeniakami, co nie do, e same ze strachu mao si w portki nie poszczaj, to jeszcze gby zamknitej trzyma nie potrafi. Nic dziwnego, e co chwila si syszy o wsypie, wpadka za wpadk. Kogocie do ochrony tego adunku

przydzielili, przedszkole? Zadzwoni telefon. Trudny podnis suchawk. - Zenon prosi pana na czwrk - poinformowaa go pani Madzia, w jednej osobie sekretarka i ksigowa firmy, nieoceniona mistrzyni wszelkich malwersacji, defraudacji i wykorzystywania luk prawnych, od blisko dwudziestu lat prowadzca ksigi wszystkich kolejnych interesw Trudnego. - Wane? - Spokojny to on nie by. - A co konkretnie? - Przyjechali ci od Generalmajora i zdaje si, e nie chc paci. - Id. Odoy suchawk, wsta, wdzia paszcz. Wsta rwnie nieco zdezorientowany Grzeczny. - Co jest? Trudny ani myla zostawia ich tu samych. Wskaza drzwi. - Na d. Przeszli przez sekretariat i dugi korytarz, potem elaznymi schodami do warsztatu, gdzie warczaa frezarka, i std ju bezporednio na plac, pokryty warstw lekko przymarznitej brunatnej brei, powstaej z wymieszania piasku, ulu, wiru, gliny i niegu. Trudny prowadzi, szed szybko, zdecydowanie, nie odzywajc si ni sowem. Wymin wlokcego si w spacerowym tempie, kopiasto wyadowanego ksikami forda; obszed wz drabiniasty, na ktry wcigano z mozoem ciki, barokowy sekretarzyk (ko zaprzgnity do owego wozu kopn w zezowatego, ktry dokona cudu akrobatyki, w ostatniej chwili uskakujc o wos spod kopyta zoliwego zwierzcia); pogrozi pici garbusowi w brudnym roboczym kombinezonie, oprniajcemu samotnie pod cian magazynu dwulitrow flach siwuchy; przeszed pomidzy czterema ponurymi andarmami, przeliczajcymi jakie pienidze, pozdrowi po imieniu trzech spord nich, na co odpowiedzieli ukonami i zdjciem czapek - i w kocu wszed pod wysoki dach zajezdni, gdzie, przy czwartym peronie, staa zaparkowana tyem pusta wojskowa ciarwka, a obok niej wyranie podenerwowany

Zenon Trupia Gwka wykca si w swym amanym niemieckim z modym podporucznikiem Wehrmachtu. Na oko pidziesicioletni kierowca oficera, rwnie w mundurze, pali papierosa w szoferce ciarwki i z melancholijnym wyrazem twarzy przysuchiwa si owej konwersacji. - Co si dzieje? - zwrci si Trudny do Zenona. - Ten sukinsyn w ogle nie przynis forsy. Mwi, e genera nie kaza mu paci. e, cholera, ma to dosta za darmo! Sysza pan kiedy wikszy idiotyzm? - Gdzie rzeczy? - A, o, przygotowane - Trupia Gwka wskaza otwarte wewntrzne wrota do magazynu. Rzecz sza o wyposaenie willi Generalmajora, a konkretnie o wyposaenie jej azienek; Trudny podczas jednego z przyj zaoferowa si by dostarczy generaowi trzy komplety zoconych armatur, dwie zabytkowe wanny i lustra o ramach tego samego rytu. Lecz, jako ywo, nie przypomina sobie, by wspomina wwczas cho sowem o jakichkolwiek filantropijnych aspektach swej dziaalnoci. Odnis nawet wraenie, i suma, ktr uzgodnili, nie budzi wikszych sprzeciww Generalmajora. W istocie Trudny potraktowa transakcj jako promocyjn i sporo opuci cen. Co, rzecz jasna, nie oznaczao, i zamierza na interesie straci. Niemniej by pewien, e nie da Niemcowi adnego pretekstu do wysuwania podobnie stanowczych da. Zapyta podporucznika o nazwisko. Hoffer. - Herr Trudny - rzeki Hoffer. - Otrzymaem wyrany rozkaz od generaa. Nie byo w nim mowy o pienidzach. Jestem przekonany, e panowie omwili wszystko ju wczeniej. - Ot to, omwilimy. Pan powinien mie przy sobie te pienidze. - Ale nie mam i na pewno nie stworz ich z powietrza. Widz zatem tylko dwa wyjcia z sytuacji: albo odjad std z obiecanymi wannami i ca reszt, albo bez. Odjecha musz - zerkn na zegarek - za p godziny. No wic, jak pan chce, panie Trudny. Trudny spojrza Hofferowi w oczy i zrozumia, e okrutnie zmyli go mody wiek podporucznika. W szarych oczach mia on staro i ld. A

cwany skurwysyn, pomyla z podziwem Jan Herman; on ma te pienidze, ma, ale liczy na to, e si wystrasz i dam wszystko za darmo, a genera nie bdzie sobie zawraca gowy jakim Polaczkiem. Gdyby Hoffer uszczkn zaledwie cz sumy, posiadaoby to wszelkie znamiona defraudacji, a e zagarnia wszystko, to nawet jeli genera dowie si o przewal, istnieje wysokie prawdopodobiestwo, i mimo wszystko zwyciy w nim podziw dla stracecze odwanego modzieca. Nad Hofferem musi wisie jaki miecz, najpewniej honorowe dugi karciane, on nie wyglda na syna chopa maorolnego. - Bardzo dobrze - zdecydowa spokojnie Trudny. - Zaadujemy. Pan za, Herr Leutnant Hoffer, bdzie mi winny ca sum plus naliczane tygodniowo odsetki. - I przeszed na polski: - adujcie. Dalej, dalej, dawaj, Trupia Gwka. Zenon pokrci gow z dezaprobrat, ale zakrzykn na ludzi w magazynie i ci, zbiorowo jknwszy, chwycili si za pierwsz wann, a by to naprawd kawa cholernie cikiego elastwa. - Co ty powiedzia? - sykn Hoffer, podchodzc do Trudnego jeszcze bliej. - Ja mam ci by co winien? Co ty sobie roisz w tej durnej polskiej gowie? - Poczekam, jeli ju umoczylicie gdzie t fors, ale nie bd czeka wiecznie. Popytam ludzi, rozeznam si w waszej sytuacji; nie jestem bez serca. Macie bezporedni przydzia do sztabu generaa, prawda? Jako kto? Hoffer zamia si. - Ty po prostu zwariowae! - Zauwacie, e moecie jeszcze po prostu zapaci za towar i caej sprawy nie bdzie, a ja strac podstaw do szantau. - Jakiego szantau? - Ja zamierzam was szantaowa, Herr Leutnant Hoffer. Trudny mwi to wszystko, nie zmieniajc tonacji ani natenia gosu i do Hoffera powoli ju zaczynao dociera, w co wdepn. - Uwaasz, e genera cho na chwil zawierzy twoim sowom? - Dlaczego miabym od razu i z tym do generaa? S inni ludzie, ktrzy gotowi mi jeszcze zapaci za informacj o finansowych

machinacjach modego oficerka ze sztabu. Prosto po przeszkoleniu, co? Podporucznik. Nie powcha jeszcze prochu na froncie, mhm? Tamci tymczasem ju zaadowali na ciarwk pierwsz wann i zawrcili po drug. Hoffer obejrza si i wtedy zobaczy wychylonego z szoferki swego kierowc, ktry zasucha si by w toczon par metrw ode rozmow do tego stopnia, e nawet nie zauway doszcztnego spopielenia trzymanego midzy palcami kocistej doni papierosa. Teraz szybko odwrci wzrok. Hoffer zacisn szczki. Spojrza na Trudnego z nienawici. - Mylisz, e uda ci si zastraszy niemieckiego oficera? - warkn. Trudny umiechn si. wiczy ten umiech przed lustrem, by to grymas dopracowany do najmniejszego drgnicia mini, bardzo skuteczny. - Ja z tego yj - rzek. Stojcy przy kocu peronu Grzeczny parskn tumionym chichotem. Trudny wiedzia, co Hoffer powinien teraz uczyni. Powinien mianowicie wyj z futerau pistolet i strzeli Janowi Hermanowi w eb. Kada inna reakcja Leutnanta oznacza jego klsk. Strza zreszt te, ale najmniejsz. Mia jednak Trudny racj: podporucznik by prosto po szkole i zapewne jeszcze nawet nie widzia zabitego czowieka. mier nie przysza mu do gowy. Skapitulowa. - Wrc tu za dwie godziny. Dostaniesz t fors, skurwysynu. - Danke schn. Heil Hitler! Trudny odszed wraz z Grzecznym w kt hali. Zezowaty pozosta na zewntrz; spacerowa w t i we w t, wci nie wyjmujc doni z kieszeni. Grzeczny by pod wraeniem, szczerzy krzywe zby. - Pan to masz jaja...! Tak si stawia, to to samobjstwo. Nas od stracecw wyzywasz, a sam co robisz? Oj, panie Trudny, panie Trudny. - No i ce taki uchachany? Czowieku, ja z nimi robi interesy, dzie w dzie, tydzie po tygodniu. Dugo bym si utrzyma, ulegajc byle poruczniczynie! Zaraz bym z torbami poszed. Przecie oni jeden w drugiego bior w ap, ile si da! To jest morale zwyciskiej armii: po prostu czuj, e si im to naley. Widziae te wanny. W yciu by nie

zgad, jak niska jest pensja Generalmajora Wehrmachtu. - Ale teraz masz zajadego wroga. - Wy wrogw macie miliony. Grzeczny, mamroczc co pod nosem, wyj i zapali kolejnego papierosa - by to jaki ruski cikodymny morderca puc, koiciel frontowych strachw, opapierzona mieszanka suszu, w ktrej akurat tytoniu byo zapewne najmniej. - No wic sprawa jest taka - rzek, odkaszlnwszy mokro. Potrzebujemy faktur, zamwie i kwitw celnych na dwiecie dwufuntowych puszek woowiny. - A skd one? - No jak to? Z Niemiec, rzecz jasna. Ostatecznie moe by Belgia, ale lepiej nie wychodzi poza stereotypy; miabym skrzynie szampana, powiedziabym, e od zabjadw, ale woowina z Niemiec. - Jak to idzie? Jako frontwka? - Yhm. Gdzie za zielon. Niewane. Mnie chodzi o te papiery, gubi si pod Tatrami, dalej mnie nie obchodzi. - Co wy, idziecie w szmugiel w odwrotn stron? Co to za interes? Jeli frontwka, to skd kwity celne? Co w tych puszkach, amunicja? - Woowina, nie sysza? - Ty, Grzeczny, nie podskakuj. Jak ja bd ludzi prosi o piecztki, to chc wiedzie pod czym. - Nic trefnego, no, sowo daj. - Co ty mi bdziesz sowo dawa; jakby to nie byo trefne, to, primo: wy bycie si tym, chopcy, nie zajmowali; secundo: nie przychodzilibycie z tym do mnie; tertio: w ogle nie przejmowalibycie si papierami, tylko pojechali na apwkach, w kocu co to jest, dwiecie puszek, wier ciarwki, i nawet adnej granicy po drodze, a przecie nie spucicie ich bacom w Zakopanem. - O Jezu, panie Trudny, ce pan taki upierdliwy, mylaby kto: prosz pana o nie wiadomo co... - Bo te i prosisz mnie o nie wiadomo co. A bo ja wiem, co bdzie w tych puszkach? Wpadacie komu w oko, otwieraj jedn i drug, a tam, na

ten przykad... no nie wiem, co diabelnie mierdzcego. Wy wymachujecie tymi fakturami, oni nawiedzaj bladym witem piecztkowych, piecztkowi mwi: to ten cholerny Trudny... i upierdliwy pan Trudny jest zaatwiony. - Dobra, dobra. Nie ma pan czego in blanco? Trudny unis brew. - A to jest ju inna rozmowa. Po co bya ta durna gadka o puszkach i woowinie? Trza byo od razu. Pewnie, e mam druki in blanco, musz mie; ale niewiele i na wasny uytek. Gdybym mia je opyla, na pewno nie zszedbym poniej ceny rynkowej, a wiesz, po ile chodz teraz dobre dziewiczki? No co tak lepia wywalasz? - Ale z was dra, Herr Trudny. Czy wy w ogle nie odrniacie nas od tych bazarowych cwaniakw? - A jake, odrniam. Za przekrty bazarowych cwaniakw to ja mog co najwyej nieco zbiednie, a za wasze utrupi mnie i moj rodzin, wic nie wyjedajcie mi tu przypadkiem z Marszakiem, Racawicami, Grunwaldem i, kurwa, chrztem Polski, bo sam was przechrzcz i bdziecie se mord na kowadle prostowa. - No, no! - No co: no, no?! - wrzasn mu Trudny w twarz, a obejrzeli si na nich Zenon i jego ludzie, i obu Niemcw. Grzeczny odwrci wzrok. Obraca nerwowo papierosa pomidzy palcami. - Tylko spokojnie. Tylko spokojnie. Nie ma po co si tak wydziera. Ludzie patrz. Tylko spokojnie. Po ile u was te dziewiczki? Trudny powiedzia. Blondynek wzruszy ramionami. - Przeka. Aha, mam do was ma prob. Ten wasz dom na Piknej - tam pewnie teraz zamieszanie, masa ludzi i tak dalej. Przenocowalibycie par dni jednego czowieka, co? - Kto zacz, ten jeden czowiek? - Powoli, powoli, nie maj go na listach. - Ale wkrtce pewnie bd mieli? Kiedy im trafi do pokoiku i wtedy przypomni sobie dom na Piknej, wtedy przypomni sobie wszystko. Grzeczny zamia si, ju odzyska rezon. - No, o to akurat nie musicie si martwi! Nie on, nie

Siwy. - Co, taki twardziel? Kogo wy mi wpychacie, pistolet na fajrancie? Nie macie gdzie melinowa swoich katw? - Par nocy, nie bdcie yd, z wami interesy to jak krew z nosa, wspczuj waszym wsplnikom, kutwa z was wprost nieziemska. - Ale wyszukane komplementa mi prawisz, Grzeczny; no wprost rozpywam si. Wezm tego Siwego, ale ty powiesz Majorowi, e na mojego syna ma by szlaban. Ponimajesz? Nawet jakby na kolanach baga. Kopa w dup i niech wraca do domu. adnej roboty, nawet najmniejszej. Nic. Konrad ma by czysty. Inaczej ja dla was nie istniej. Jedno z dwojga: albo ojciec, albo syn. Obu nie bdziecie mieli. - winia jestecie, panie Trudny - wymamrota pojednawczo blondynek. 4. Przyszed w niedziel, pnym wieczorem, jednak jeszcze przed godzin policyjn. Sam Trudny - ktry dopiero co wrci od Geider-Miillera otworzy drzwi na jego krtki dzwonek i od razu wiedzia, kto to, bo facet rzeczywicie by siwy. Mia siwe wosy i siwe oczy i nie wicej ni trzydzieci lat. Taki mody, a taki cichy, spokojny; wytumiony, pomyla Jan Herman. Mao mwi, na dodatek niemal szeptem. Szczupy, nawet chudy, wzrostu Trudnego - nie charakteryzowa si jednak ow brzydk kanciastoci ruchw, waciw dla osb kocistych. Irytowa jedynie nawykiem bezlitosnego patrzenia ludziom w oczy; mia suche i twarde spojrzenie i niemal w ogle nie odwraca go od renic rozmwcw, a ponadto prawie wcale nie mruga. Przyszed w starym, szarym prszniku, z go gow, na ktrej wiatr skotowa mu dugie i wiotkie biae wosy; na doniach mia dziurawe wczkowe rkawiczki, a w prawej doni dziery rczk drewnianej walizki. Przeoy ciki baga do lewej, by przywita si z Trudnym, gdy ten ju zamkn za nim drzwi wejciowe. - Siwy - powiedzia.

- Mhm, prosz tdy. Ulokowa go Jan Herman w pokoju gocinnym na parterze - za schodami, przy azience. Ju sobie przemyla, co powie rodzinie: znajomy sprzed wojny w trakcie tuaczki po kraju. Standardowa i bardzo wiarygodna legenda; zreszt take na Szewskiej nocowao u Trudnego na podobnych zasadach kilkadziesit osb. Takie czasy. Nikt nie powinien si dziwi. A ujrzawszy Siwego, Jan Herman pozby si wikszoci swych obaw - ten czowiek nie sprawi kopotu: on i tak, sam z siebie, zachowuje si, jakby nie istnia. Podzikowawszy zwile, zamkn za sob drzwi pokoju i ju si wicej tego wieczoru nie pokaza. Trudny objani go w kwestii pooenia urzdze sanitarnych oraz kuchni i nawet zapyta, czy aby go nie yczy sobie jakiego posiku, lecz go niczego sobie nie yczy. Wchodzc na pitro, Trudny umiechn si pod nosem. Moe jednak nie wyjdzie na tym ukadzie z ludmi Majora a tak le. Gwoli prawdy, na ukadach z ludmi Majora Trudny zazwyczaj wychodzi bardzo dobrze. Wynikao to z prostego faktu, i oni jego potrzebowali bardziej, anieli on ich. Mg stawia warunki. Stawia. Wszak to nikt inny, tylko ludzie Majora, przy okazji przernych kurierskich misji, przerzucali do Szwajcarii i lokowali w tamtejszych bankach sukcesywnie zamraany kapita Trudnego - Trudny otrzymywa z powrotem szyfrowane potwierdzenia wpaty sum na okrelone konto. Zreszt rwnie wiele krajowych przedsiwzi Jana Hermana nie powiodoby si bez pomocy Majora i jego siatki. Violett zasta w sypialni ju pogron we nie, wczenie si dzisiaj pooya, zmczona tym caym zamieszaniem, bynajmniej nie zmniejszajcym si w miar postpowania prac wykoczeniowych. Rozdrania j autorytatywna decyzja Trudnego o zezwoleniu Konradowi na swobodne buszowanie po strychu. Dla rwnowagi wywalczya kategoryczny zakaz wchodzenia tam dla Lei i Krystiana, pewna, e strych zagraa dzieciom w jaki bliej nie sprecyzowany sposb. Rozbierajc si, Trudny rozmyla nad awantur, jak rano zrobi mu ojciec w zwizku z Janosem - ktry ze znajomych ojca widzia Jana Hermana stoujcego si w niemieckiej restauracji przy jednym stoliku ze Standartenfuhrerem w

galowym mundurze Waffen-SS. Nie by to obraz wzorowego Polaka patrioty dajcego odpr teutoskiej inwazji. Ojciec nigdy nie rozumia, na czym polega robienie interesw. Trudny nie mia dla niego zbyt wiele szacunku; by moe inaczej by si to wszystko uoyo, gdyby rodzic wczenie zmar. y jednak na tyle dugo, by dorosy syn dojrza w nim take po prostu mczyzn. A Pawe Trudny by mczyzn sabym, o sabej woli i sabym poczuciu wasnej godnoci. Czu, i w porwnaniu do wasnego syna wypada wrcz ndznie - i budzio to w nim najgorsze instynkty. To dramat kadego ojca, ktrego przerasta syn: trudno zdusi rozkwitajc w sercu zawi. On, ktrego spodziem, uczyem, wychowywaem - on teraz zawaszcza sobie nalene mi szczcie. A na dodatek czas: moje dni ostatnie, jego ycia penia. To zakwasza krew. Jan Herman ju od dawna prbowa si uwolni od owego smutnego ciaru wspzamieszkiwania z rodzicami, nie mia jednak w tym dziele sprzymierzecw, nawet ona go nie popieraa: Viola darzya teciw spor sympati. Czasami odnosi wraenie, e to on weni si w t rodzin, e to ich crka. W domu panowaa cisza, w sypialni Trudnych pmrok, szary od ksiycowego poblasku na zalegajcym za oknem niegu; pooywszy si obok ony, Jan Herman zapatrzy si na jej rzebione mikkimi cieniami spokojne, gadkie oblicze. adnie wygldaa we nie, lubi j tak obserwowa noc. Swego czasu utosamia szczcie z takimi wanie chwilami: zima i mrz na zewntrz, a ja tu, w ciepym ku, u boku kobiety, ktrej... nie kocham. Jej twarz... dotkn wierzchem doni atasowego policzka picej. Co teraz czu, o czym myla? Jakie odlege skojarzenia, ulubione wspomnienia - wszystko z przeszoci, adnych nagych marze, adnych gorcych nadziei. Stan, nie proces. Obudzi go ostry huk, dobiegajcy gdzie z dou. Zaraz po nim nastpiy drugi i trzeci. Rozpozna je ju podrywajc si z ka: strzay z broni palnej. Zapa szlafrok, z szuflady nadkastlika wyszarpn lugera i wybieg na korytarz. Sysza gos Violi, wykrzykujcej za nim jakie pytanie. Nie dobieg jeszcze do schodw, gdy zagrzmiay trzy kolejne wystrzay tak szybko po sobie, i zlay si w jeden przecigy grzmot. Wilgotne echo huczao we wntrzu budynku. Trudny zbiega po spiralnych schodach z

odbezpieczonym lugerem skierowanym w d i przed siebie. Palec na cynglu, pot na doni obejmujcej kolb. Oblizywa wargi. By jeszcze cokolwiek rozespany i silnie mruga, starajc si wypatrze co w pustej, jak na razie, ciemnoci nocy. Sysza nad sob zdenerwowane gosy ony, rodzicw i Konrada. Zszed do poowy schodw i przykucn, wychylajc si ponad zakrcajc w prawo porcz. Przez naddrzwiowy wietlik oraz okno z tyu wpadao do holu na parterze wystarczajco duo ksiycowo-niegowego wiata, by mg zorientowa si w sytuacji. Pi metrw od schodw, przy zamknitych drzwiach do azienki, a za otwartymi do pokoju gocinnego, sta Siwy w samych spodniach i mierzy do Trudnego z wielkiego pistoletu. Trudny rzuci si w panice do gry po schodach, jakim krabim sposobem wczogujc si na pitro. Zanim zdy si wyprostowa, kto zapali w korytarzu wiato. - Chryste Panie, co si dzieje? - sapn zdezorientowany Konrad, zagldajc ponad podnoszcym si ojcem w d schodw. Obudzili si rwnie Lea i Krystian. Stojc w drzwiach swego pokoju, wytrzeszczali zaspane oczy na pistolet w doni Jana Hermana. - Niemcy? - szepn Pawe Trudny, nakadajc na nos okulary. - Jacy Niemcy... - parskn Jan Herman i ju mia poleci, by zgaszono wiato, gdy zapono ono rwnie w holu na parterze i dobieg ich stamtd gos Siwego: - Przepraszam. Nic si nie stao. Nie ma si czego ba. Przepraszam. Moe pan zej. Wszyscy spojrzeli na Trudnego. - Kto to jest? - zapytaa samym ruchem warg Violetta. - Mj znajomy - odpar Trudny, nie odwracajc wzroku. Matka teatralnym gestem zapaa si za serce. - Janek, ty mnie zamordujesz... Postpi kilka stopni w d i kucn. Siwy sta tam, gdzie przedtem, z szeroko rozoonymi pustymi rkoma, pistolet mia zatknity za pasek spodni, luf do gry. Trudny wsta i zszed na parter; lugera, wci odbezpieczonego, mia w prawej doni.

- Co? - warkn. - Przepraszam - rzek cicho Siwy. Nawet przepraszajc, patrzy rozmwcy prosto w oczy. - Za co przepraszasz? - Przywidziao mi si. Mylaem, e... Przywidziao mi si. Niewane. Naprawd przepraszam. Trudny obejrza si i spostrzeg w cianie obok okna, pomidzy schodami a pokojem gocinnym, sze dziur po kulach. A obejrza si dlatego, e usysza reszt rodziny schodzc za nim po skrzypicych schodach. Schowa lugera do obszernej kieszeni spranego szlafroka i podszed do podziurawionej ciany. Rozrzut strzaw Siwego by niewielki, gra dwadziecia centymetrw. Nie wygldao to na strzelanie w panice, gdzie popadnie. Sprawdzi okno, ale zamknite byo na mur; a za oknem, na ciasnym podwrku, nikogo i niczyich ladw nie dojrza. Siwego tymczasem dopada reszta rodziny. - Czy pan oszala?! - wydzieraa si matka. - Strzela po nocy w cudzym domu! Ktra to godzina? Druga? Trzecia? Pan w nocy nie sypia? I w ogle do kog, na Boga Ojca, pan strzela?! Co?! - Przepraszam, e wszystkich pastwa pobudziem -tumaczy si tym rozsierdzajco spokojnym gosem Siwy. - Naprawd nie byo to moim zamiarem. Przykro mi. Pomyliem si. - Pomyli si pan?! Pomyli?! Chuchnij no, mody czowieku! Lea i Krystian, chichoczc, pokazywali sobie palcami pistolet Siwego. Ojciec jcza co o Niemcach. Powoli robia si z tego farsa, jakiej nie powstydziby si Hemar. Przechodzc, Trudny zajrza do pokoju zajmowanego przez gocia, gdzie nie palio si wiato. Rozkopana pociel na ku, obok otwarta walizka, na stoliku ksika rozoona pcienn okadk do gry. - Idcie spa - mrukn, przepychajc si do Siwego. Zapa go za rami i zacign do jego pokoju, stanowczo zamykajc za sob drzwi. Dochodzce zza nich okrzyki protestu wywoay na jego twarzy lekkie skrzywienie ust. Pynnie zmieni je w grymas gniewu.

- Do kogo bya ta kanonada? - sykn, nie wypuszczajc Siwego. Siwy patrzy mu w oczy z odlegoci trzydziestu centymetrw. Lewa powieka zacza mu drga w nerwowym tiku, poza tym pozostawa jednak przeraajco opanowany. - Przepraszam - powiedzia z takim naciskiem, e byo oczywiste, i ju ani razu nie powtrzy tego sowa. - Do kogo? - wysylabizowa Jan Herman. - Do nikogo. - Tak dla wiwatu? - Puszczaj. - Czy ty w ogle jeste normalny? Siwy wyrwa mu si, usiad na ku. Pistolet wyj i rzuci na wierzch ciuchw wypeniajcych walizk. Milcza. Harmider za drzwiami powoli cich. Trudny sta oparty o nie plecami, z domi w kieszeniach szlafroka, i patrzy na Siwego. Siwy siedzia zgarbiony, rce opuci swobodnie pomidzy kolanami, jakby jego bicepsy ulegy nagej atrofii, i martwym wzrokiem mierzy noc za oknem. Nie palia si lampa, ksiyc wystarcza. Siwy milcza i Trudny zacz ju wyczuwa gorcy bl w tym jego milczeniu. - By tu kto? - spyta cicho, mimowolnie przyjmujc ton gosu tamtego. Siwy pokrci gow. Biae wosy mia zmierzwione. - Wic? Ale on nie powiedzia ju ani sowa. Jan Herman posta tak jeszcze kilka minut, wreszcie oderwa si od drzwi, warkn: - Wynosisz si o wicie. Nie chc ci wicej widzie. I wyszed. 5. Jan Herman Trudny wlk si przez dziedziniec swej zajezdni w kierunku wpotwartej gwnej bramy. Pici mia skryte w kieszeniach,

ramiona cignite w d. Pijane myli taczyy mu w gowie. Spad nieg i ucieky kolory. Co to jest, e ja wszdzie widz smutek. nieg, wic zima, kolejna pora roku, rok si koczy, niedugo nowy. To jest smutek czasu; ani wiosna mnie ucieszy, ani lato. ycie zuywa si coraz szybciej i szybciej. A przecie kiedy byem dzieckiem, czas pyn tak wolno, byway miesice jak lata, byway lata jak dziesiciolecia; pamitam dni rozwleke niczym grudniowy sen. A teraz - niemal nie ma odstpu pomidzy porankiem a wieczorem, niedziel a pitkiem. Czas zosta sprasowany. Jestem okradany z ycia. Chodz po twardym, trzeszczcym niegu, para oddechu przed twarz, zimny wiatr w oczy, wrony na wyblakym niebie... Cho tak ostra - wiem, e nie zapamitam jej: ta chwila jest nazbyt podobna do setek innych, ktrych nauczyem si ju w dziecistwie. W powtrzeniach nie ma ycia. Pami nie pore tego samego po raz drugi. Dotar do uchylonej bramy, wyszed na zewntrz. Grzeczny odwrci si ku niemu, rzuci w nieg peta i wycign rk na powitanie. Trudny nie ucisn jej. - Idioci - wymamrota. - Noo, nic si przecie nie stao. Trudny nie skomentowa. Rozejrza si po bezludnej Kruczej, spojrza w niebo; byle nie na blondyna. - Gdzie ten twj mody sok? - Kto? - Zezowaty. Ju nie azi za tob? Pewnie za dugo bawi si zawleczk. - Zb go boli. Poszed do dentysty rwa. - Wychodz mu mleczne? - zaszydzi w przestrze Trudny. - Dugo pan tak bdzie? Wypadek to by. Przecie Siwy nie zrobi tego panu na zo. - Skd wiesz? Powiedzia wam moe, jakim cudem udao mu si pomyli mj korytarz ze strzelnic? Grzeczny wzruszy ramionami. Trudny obejrza si na niego. - No? - nacisn. - Powiedzia?

- Daj pan spokj, kademu si moe zdarzy... - Na gow upade? Co niby moe si kademu zdarzy? Chcesz mi moe da do zrozumienia, e Siwy od wykonywania tych wyrokw popad ju w taki rozstrj nerwowy, e od czasu do czasu po prostu wyjmuje mauzera i wali we wasny cie? Ot, zdarzyo mu si! Co ty, kurwa, za debila mnie masz?! Grzeczny zmiesza si. - Pan nie rozumie... - mrukn. - A tu masz racj. - On... zobaczy. - Co? Co zobaczy? Ducha moe? Grzeczny skrzywi si i opuci wzrok na swoje buty, ktre nastpnie j z wielkim przejciem czyci z bota i niegu o krawnik. Trudny nie wierzy wasnym oczom. - To wanie wam powiedzia? - achn si. - e strzela do ducha...? - Daj pan ju spokj, panie Trudny. Jana Hermana jeszcze bardziej to rozwcieczyo. - Jeli w moim domu straszy, to chyba mam prawo o tym wiedzie, nie? Co to za duchy byy? Mhm? Grzeczny...? Do kogo on wali? Zwidzieli mu si ci kapusie, ci esesmani, ktrych wyprawi na tamten wiat? Co on, rzeczywicie taka kosa mierci? Wylijcie go do wd, niech sobie gwk podkuruje, bo w kocu na ktrym odlocie rbnie wam Majora. Albo i sobie samemu w eb strzeli. No? Grzeczny? Rzeknij swko. - Miso. - Co? - Miso. - O czym ty mwisz? Z kolei Grzeczny si zirytowa. - On miso widzia - warkn. Trudny wytrzeszczy oczy. - A c to, do kurwy ndzy, ma znaczy?? - Mwi, co mnie powiedziano. Miso. - Co, taki godny chodzi, e poldwica ja mu si nocami objawia? No ale chyba nie musia jej od razu rozstrzeliwa! Miso, te co... Dzik szed na niego szar ze ciany, czy jak? Mwi ci, on nie jest cakiem

normalny. - A kto jest? - mrukn melancholijnie Grzeczny. Trudny westchn, odgarn z czoa ciemne wosy. - W kadym razie niech sobie Major zapamita: ja ju nikogo od was pod swj dach nie przyjm. To nawet nie to, e nie chc. Po prostu rodzina ju tego nie przeknie. Niech on sobie sprbuje wyobrazi, jakie ja pieko miaem w domu przez tego waszego Siwego. To jest cud boski, e tam wszdzie dookoa puste budynki stoj, bo jakby jeszcze kto inny przy tej ulicy mieszka, to ani chybi w godzin miabym w chaupie szwabski patrol, a Siwemu dzisiaj ju by jaja na ronie piekli. - Dobra, dobra, przeka. Aha, wiadomo dla pana. Jest zgoda na cen. Wezm jutro te dziewiczki. Albo pojutrze, zaley jak bdzie z fors. - W sprawie Konrada, mam nadziej, rwnie jest zgoda? - Taa. - No to si ciesz. Do jutra. Powiedz swojemu aniokowi, eby za duo cukierkw nie jad. Miso, Jezu Chryste... Wrci do biura. Czekali ju tam na niego dwaj porednicy w przemycie towaru do getta i z powrotem. Zwali si Grel i Paniebuda i byli to bandyci z dziada pradziada. Chopy wielkie, zwaliste, z mordami zaronitymi, oczyma zawsze wpprzymknitymi i z pogard dla caego wiata w tych oczach. Trudny zaatwi si z nimi szybko; uwaa ten cay interes z ydami za krtkodystansowy i stara si za bardzo we nie angaowa. Kontaktowa si tylko z Grlem i Paniebud, ale na nich mia haka, wic czu si bezpieczny. Nie rozgasza swego uczestnictwa w tym przedsiwziciu; pienidze s bezimienne, pana nie znaj. Ryzykowna to bya zabawa, lecz bardzo zyskowna - ci w getcie mieli zachomikowane skarby prawdziwe, schodzili z diamentw za parnacie kilo mki. Trudnemu nieco ulyo, gdy nareszcie odprawi owych dwch cichononych; opucili warsztat tylnym wyjciem. Pani Madzia powiadomia go, e dzwoni Janos, ale zignorowa to. Zaj si przygotowywaniem dokumentw dla wielkiego transportu smarw mechanicznych, jaki mia wyprawi tu po witach. Kwadrans pniej pani Madzia zadzwonia po raz drugi.

- ona, panie Janku. - Przecz. Przeczya. - Trudny. - Przyjedaj natychmiast - tchna Violetta na ostatnim oddechu. - Co si stao? - Zobaczysz. - Bya w oczywisty sposb wytrcona z rwnowagi; mwia tak krtkimi zdaniami, by nie okaza dobitniej swego zdenerwowania. Pospiesz si. Zdj go nagy lk. - Dzieci...? - Nie. To znaczy Konrad... Nie, nic im nie jest. Rany boskie, Janek, przyjedaj, nie wiem, co robi. Odoy suchawk z kompletnym chaosem w mylach. Co tam si stao? Czego ta Viola si tak wystraszya? Co z Konradem? By jednak wiadom wrodzonej skonnoci Violetty do popadania w stany czasowej gigantyzacji uczu i ju po chwili uspokoi si na tyle, by spokojnie ubra paszcz, poinformowa pani Madzie, i nie bdzie go przez godzin albo dwie, a jeli duej, to zadzwoni - i zej do warsztatu, skd wypoyczy czarnego mercedesa pewnego oficera, korzystajcego w zamian za kilka drobnych, acz istotnych uprzejmoci z usug warsztatu Trudnego po wysoce promocyjnych cenach. Mercedes cign jak szatan i pomimo nienej zawiei, jaka w midzyczasie opada miasto, Trudny dotar na Pikn w niecae dwadziecia minut. Otworzy mu Konrad. - Ja go tylko znalazem - powiedzia ju w progu. Ulga z powodu ujrzenia syna caego i zdrowego bya nazbyt wielka, by Trudny mg si od razu zdoby na szczegowe wypytywanie go, kogo on mianowicie tylko znalaz. Zrzuci z siebie przyprszony niegiem paszcz i spyta: - Gdzie matka? - Na strychu. To ju byo co. Dotd Violetta nie postawia swej stopy na strychu i teraz te na pewno nie wesza tam z czystej ciekawoci.

Zanim jeszcze wspili si na pitro, Jan Herman poczyni dwa spostrzeenia. Pierwsze dotyczyo panujcej w domu ciszy i rzucajcej si w oczy nieobecnoci robotnikw. Drugie byo oparte na krtkim skojarzeniu: Viola-strych-Konrad. - Znalaze tam co takiego, e matka zwolnia wszystkich ludzi i cigna mnie jak do poaru - stwierdzi. - Yhm - przytakn Konrad. Trudny zatrzyma si przed schodkami na strych; z otwartej klapy w suficie padao anemiczne wiato lampy elektrycznej. Cisza panowaa i tutaj. - Dziadkowie gdzie? - U Starowiejskich. Trudny spojrza na syna z uwag. - Co to jest? - spyta cicho. Konrad umiechn si przepraszajco. - Trup. - Trup? - Trup. Zwoki. Milczeli chwil. - Czyje? Konrad wykona jaki dziwny gest lew rk. - Nie wiem. Stare. Dziecka chyba. - Dziecka. - Yhm. Dziewczynki. Ma co na sobie... jakby strzpy spdniczki. Trudny zerkn na zegarek, zaraz zapomnia o odczytanej godzinie, spojrza w jasny kwadrat wazu ponad sob, pomaca po kieszeniach marynarki w poszukiwaniu papierosw, wreszcie wrci wzrokiem do Konrada. - Ona tam jest? - spyta szeptem. - Nic nie sysz. - Siedzi i pali - odszepn syn. Violetta bardzo rzadko palia. Waciwie zdarzao si to tylko w wyjtkowych sytuacjach. - Przy tych zwokach? - Aha. Trudny ruchem gowy nakaza Konradowi pozosta na miejscu, po czym wszed na gr.

Dziki Jzkowi Szczupakowi i jego Cyganom mona byo na strych przynajmniej swobodnie wej i zrobi par krokw w lewo i w prawo wzdu pnocnej jego ciany, wyposaonej w rzd niewielkich wietlikw o zaconych wieloletnim brudem szybkach. Za pierwszym razem Trudny ledwo tu si wcisn, teraz mg ju stan wyprostowany, nie bojc si, i wystajcy nie wiadomo skd drut, wiklina, gwd czy drzazga wybije mu oko. Rozejrza si. Lampa staa na pododze w kcie pnocno-wschodnim, dugi, sztukowany kabel bieg od niej do wazu i w d. Naga, nie osonita abaurem, bardzo silna arwka nie tyle rozpraszaa zazwyczaj zalegajcy tutaj o tej porze ciki pmrok, co wypychaa go i wtaczaa, rozszatkowany na miriady drobnych i wielkich cieni, w dziki gszcz pokrytych grub warstw kurzu rupieci, jaki wypenia pozosta cz strychu. W efekcie Trudny postrzega go jako surrealistyczn dungl zwok tysicy wytworw ludzkich rk - s cmentarze i cmentarze; a czeg nie byo w tej nekropolii...! Wcale si nie dziwi fascynacji Konrada owym miejscem: byo jak staroytny grobowiec zapomnianych krlw, gdzie z jednakowym prawdopodobiestwem natkn si mona na jadowitego wa, jak i szkatu diamentw. Konrad wszake - pomyla w roztargnieniu Jan Herman - natkn si tu na zwoki ludzkie. Podszed do ony. Siedziaa na jakim drewnianym pudle, przysunitym pod sam ceglany mur, metr od lampy, i rzeczywicie palia papierosa. Patrzya w bok, za ustawione pionowo wielkie paszczyzny obcignitych szarym papierem obrazw, gdzie w gb sterty elaznych rupieci, pitrzcych si niemal pod sam sufit. Nie odwrcia wzroku na wejcie Trudnego, nic nie powiedziaa, w ogle si nie poruszya. Siedziaa i patrzya. Nieruchomy smok jej cienia wpaszcza si w brunatne cegy cian. Strychu nie ogrzewano, a i jego uszczelnienie pozostawiao wiele do yczenia: Violetta wdziaa na sukienk popielaty wczkowy sweter Jana Hermana, dla niej samej cokolwiek za obszerny, ktrym jednakowo opatulia si szczelnie, kulc si na tej pace, przyciskajc poziomo lewe przedrami do brzucha i cigajc kolana ku sobie i wzwy. Trudny obszed obrazy, kucn, powid wzrokiem w lad za jej spojrzeniem. Trup spoczywa we wntrzu gsto okutego przerdzewiaym

elastwem kufra, stojcego na bocznej ciance, tak e jego pokrywa otwieraa si wprost ku pododze. Kufer by czci skomplikowanej konstrukcji, ktrej zwieczenie stanowi w kwiat spltanego zomu, szczerzcy si kolczast paszcz pod ciemn powa. Trudny w wyobrani niemal widzia powolny rozwj tej barokowej architektury mietniska: co miesic, co dwa, kto przychodzi i rzuca co na wierzch, upychajc cao byle dalej od wazu. Kufer stanowi fundament, kamie wgielny katedry ze stali i rdzy. Konrad dosta si by jednak do niego stosunkowo szybko, zaledwie po odgarniciu kilku wiklinowych gratw i owych obrazw, ktre go zasaniay. Otworzy go, no i zobaczy, co zobaczy. Trudny uj lamp za drewnian podstaw i podcign ku kufrowi, na ile pozwala na to kabel. Cienie rozprysny si na wszystkie strony, niczym stado much podniesione nagym strachem z rozkadajcego si trucha, na ktrym ucztoway. Na zwokach w kufrze nikt i nic nie ucztowao. Spojrza. Po pierwsze: za stare; po drugie: zima. Spojrza ponownie. Co mieli zje, zjedli za cieplejszych dni. Szczury, skonstatowa, zaskakujco chodno nawet jak na niego. Owady zapewne te. To ju prawie sam szkielet, z ndznymi szcztkami garderoby pouczepianymi koci. Szczerzy te zbki z suchej czaszki o wosach jak nici babiego lata. Te wosy czarne, i czarna spdniczka, i czarna kurteczka, i w ogle wszystko czarne, bo to jest mier. Szkielet, pomimo odchylenia pokrywy kufra do samej podogi, trwa w nim, skrcony zwierzco w embrionalnej pozycji, z goleniami wyej gowy i rczkami oplecionymi na nich, i nie zamierza wypa. Jak wmurowany. Jak zmumifikowany. Odzie w strzpach, skra w strzpach. Ile moga mie lat? Nie wicej ni Lea. Podnis lamp wyej, przyjrza si profilowi trupa. Oczy wyjedzone, skra sczerniaa niczym w poarze, koci odbarwione. Co to jest, to niebieskie, takie nieprzyzwoicie jasne? To kokarda, ktra zsuna si z jej wosw. Pocign nosem, przejciowo zakatarzony, jak zawsze po nagym przejciu z mrozu do cieplejszego wntrza. Poczu zapach i niadanie podeszo mu do garda; ten zapach - ten smrd, ten odr, ten sodki aromat rzuci nim w ty, mao nie przewracajc, bo pod przewieszk zomu nie mg si wyprostowa i wyldowaby na plecach, gdyby nie odstawi

lampy, eby si z tyu podeprze. A ju wyprostowawszy si, szybko sign do kieszeni i wyj chusteczk, ktr nastpnie przytkn sobie do nosa pen doni: wo wasnego ciaa, w kontracie do trupiej, zdaa mu si rajskim pachnidem. Oddycha szybko, co jaki czas apic haust powietrza przez otwarte usta. Pochyli si nad Viol i wyuska spomidzy jej palcw mikroskopijnego peta. Podniosa na niego przedziwnie senny wzrok. Obj j, podwign; wtuliwszy twarz w jej wosy, szepn - tak cicho, e sowa wydaway si zaledwie chrapliw modulacj jego oddechu: - Zimno tu. Chod, zrobi ci gorcej herbaty. Zadraa. 6. - Tato, tato, powiedz, czy mieszkanki Krety to Kretynki? - Co? - Kretynki, Kretynki! Tato, powiedz mu, eby mnie puci! Pu j, Krystian. Auaa! Kopna mnie! Kopna! Lea, nie kop go. Kretynki, Kretynki! Taaato! Powiedz jej, e wcale nie Kretynki! Powiedz jej! A wanie, e nie! Powiedz mu, e tak! Powiedz! - Rany boskie, Janek, powiedz im cokolwiek, bo zwariuj od tych wrzaskw. - Krewetki. - Co? - Krewetki. Idcie std, no ju! - Ale ja chc wiedzie naprawd! - Bo jak zdejm pasa... Krystian pocign Lee za warkocz, Lea chciaa go uderzy okciem, chybia, on uskoczy i pogna na pitro, ona za nim. Trudny westchn i zamkn drzwi do holu. - Skd oni wzili t Kret?

- Nie wiem, gdzie usyszeli. Powiedz mi... - mimowolnie umiechna si, zorientowawszy si, i powtarza sowa dzieci. - Powiedz mi, czego si dowiedziae. By ju wieczr. Pi godzin temu ambulans w asycie andarmw wywiz zwoki. Przez te pi godzin Trudny przeprowadzi ze swego nie wykoczonego gabinetu ponad dwa tuziny rozmw telefonicznych, z czego zaledwie kilka dotyczyo prowadzonych przeze interesw. Reszt powici na ledztwo w sprawie dziewczynki ze strychu. Trudny lepiej czy gorzej zna blisko trzy czwarte ludzi z wojskowej i cywilnej struktury wadz miejskich, z czego bodaj jedna pita bya mu winna jak przysug (jeli nie kilka). Notes z telefonami Trudnego posiada moc ksigi czarw. Dzisiaj Jan Herman wypowiedzia par pomniejszych zakl. - Niczego. Siedzieli w kuchni, przy bocznym stoliku i ostronie siorbali z drobnouchych filianek gorc, czarn niczym Pieko kaw. Za oknem pada nieg. W piekarniku pieko si jakie ciasto, wypeniajc izb drodowym aromatem. Stojcy na gazie czajnik prycha niezdecydowanie. Zza zamknitych drzwi prowadzcych do salonu dochodziy metaliczne postukiwania oraz jki i przeklestwa Pawa Trudnego, zmagajcego si z przywleczon przeze z targu straszliwych rozmiarw choin, wybran tam osobicie przez Krystiana oraz Lee. - Jak to: niczego? Nie wiedz nawet, kto to jest? - A skd maj wiedzie? adnych dokumentw przy sobie nie miaa, a i do porwnywania ze zdjciami nie bardzo si nadaje. Masz pojcie, ile dzieci zagino w trzydziestym dziewitym w samej Galicji? To s jakie astronomiczne liczby, czowiek z ratusza mwi, e nawet ich nie kataloguj. - No dobrze, a Janos? On przecie ci sprzeda ten dom. Powinien wiedzie, co sprzedaje. - Janos pojecha do Berlina, zostawi mi wiadomo w firmie. - A ci z biura nieruchomoci... - Ci z biura nieruchomoci maj tylko numer paragrafu ustawy

antyydowskiej. Katastru nie aktualizowali od wybuchu wojny. Zdobyem jedynie nazwisko waciciela, na ktrego zarejestrowano zakup posesji jeszcze za Franciszka Jzefa. - Trudny wyj karteczk z kieszeni. - Niejaki... Mordechaj Abram. Abram, uwaasz. To co ja mog teraz? - No tak, faktycznie - pomieszaa yeczk w przecukrzonej kawie. - Ale ty przecie masz dojcie do getta. - Kochanie, ja mam dojcie wszdzie, ale to nie znaczy, e musz si wszdzie pcha. - A jednak... Trup w naszym domu. - Trup, trup - zirytowa si lekko. - Co chcesz, wojna. - Ale... dziecko! - Boe drogi, przecie wiem, e nie Wernyhora! Czego ty ode mnie chcesz? - A jeli jest ich tam wicej? - wskazaa w gr. - No wiesz co... - By jeden, moe by i drugi. Dlaczego nie? - To co, mam zabroni Konradowi wchodzi na strych? Powinna mi dzikowa, e ci nie ulegem, przynajmniej szybko j znalaz. Wolaaby tak sypia ze zwokami gnijcymi nad gow? Nie powinien tego mwi. Posaa mu przez par znad kawy gniewne spojrzenie. Opuci wzrok, obrci yeczk midzy palcami. - Prawda jest taka, e ja w ogle nie zamierzam si tym zajmowa. Nie zamierzam myle o tym. Zdarzyo si, c, taki dom: w innym zapewne przecieka dach, a w jeszcze innym kto schowa zoto w cianie. Nam si trafi ten. Los. Co mnie obchodzi ta dziewczynka? Syszaa sowa lekarza: ona umara gdzie w czerwcu, lipcu. - Powiedzia, na co? - A co to za rnica? - pochyli si nad stoem. - Viola, prosz ci, daj spokj, nie moesz si tak angaowa, umieraj tysice, dziesitki tysicy, nie wspczujesz wszystkim, to niemoliwe; t ma zobaczya na wasne oczy i to dlatego, ale to przecie czysty przypadek. -Chcia chwyci jej do, lecz zdya j odsun. - Na co ona moga tam umrze? Moe woono j do tego kufra ju po

mierci...? Wyprostowa si, przenis spojrzenie za okno, gdzie nieyca wci przybieraa na sile. - Czego ty ode mnie chcesz? - powtrzy, ju ciszej. - Chc wiedzie, kim bya i jak umara. Co jeszcze powiedzia lekarz? - On gwnie podpisywa formularze. Bezporednia przyczyna mierci niemoliwa do ustalenia po pobienym ogldzie zwok na skutek czasu, jaki upyn od zgonu. - Nie bdzie dalszych bada? - Viola, zlituj si, jakich dalszych bada ty by chciaa? - Nikt nie bdzie prowadzi ledztwa? - ledztwa? Jakiego ledztwa? Trzasna otwart doni o blat stolika, a zadzwoniy filianki. - Tu si patrz! - warkna. - Na mnie! Wrci wzrokiem zza okna. - Czy ty mylisz, e mnie to nie ruszyo? - skrzywi si.- Ale musisz by realistk. Nikt si nie przejmie mierci sprzed p roku jakiej bezimiennej dziewczynki, kiedy z frontu dzie w dzie jad ciarwki pene trupw. Zignorowaa to. - Kiedy ich wysiedliy te antyydowskie ustawy? -spytaa. Sprbowa sobie przypomnie. - Tak jako na wiosn... - To znaczy, e pniej dom sta pusty, prawda? - Tak by z tego wynikao, ale... - I ona sama wesza do kufra na strychu pustego domu przy bezludnej ulicy, co? - Albo j krasnoludki tam woyy, z braku krysztaowego katafalku wymamrota zgryliwie. Zmilczaa. Zna ten twardy, odpychajcy wyraz jej twarzy i wiedzia, e nie ma teraz adnego sposobu, by wpyn na jej stanowisko. Wypi duszkiem kaw, niemal parzc sobie przeyk. Schowa kartk z danymi poprzednich wacicieli domu, zgasi gaz pod czajnikiem i wyszed do holu. Myla o Jzku Szczupaku, ktrego

Brylantowy Leutnant pracowa w miejscowej ekspozyturze Gestapo. On mgby wydosta pozaoficjalnymi kanaami wszelkie moliwe informacje z rejestrw o kadym Mordechaju Abramie w okrgu. Ale po co? achn si w myli. Viola cigle jeszcze jest w szoku; i tak wyglda prawda. Ruszy ku schodom. W kocu czeg si spodziewa po kobiecie - myla. -Ujrzaa trupa, na dodatek trupa dziecka, i... Straci dech. Zobaczy. Na prawo od schodw, przed podziurawion kulami Siwego cian. Na wysokoci oczu. To. Jak nagie serce jakiego potwora. Jak pi o palcach ze smoczych jelit. Jak kbowisko gnijcych y. Jak pasoytniczy polip. Pulsuje. Oddycha. Zmienia si, porusza, przepoczwarz, obraca, wywija, deformuje, rezonuje kulistym dwikiem godu. Do wewntrz i na zewntrz. Przestrze wok tego, a nie to w przestrzeni. Wida: nazbyt cikie, nazbyt gste. Dlaczego ziemia miaaby je przycign, dlaczego miaoby spa na podog? Moe sobie tak tkwi zawieszone na samym sobie po wieczno. Jest prawdziwsze od wszystkiego dookoa. Soce wasnej planety, planeta wasnego soca. yje. Mniejsze - wiksze -mniejsze - mniejsze - wiksze wiksze - wiksze -mniejsze - wiksze - mniejsze. To nie rytm, to brak rytmu. Jak nagie serce jakiego potwora. Jak pi o palcach ze smoczych jelit. Jak kbowisko gnijcych y. Jak pasoytniczy polip. A wcale nie mikkie. Gdyby go dotkn (Boe, nie!), zapewne poczuby pod palcami kamie. To wiruje, przelewa si w sobie, paczy z ksztatu w ksztat; wypuszcza macki, zwija si w nico i odwija z nicoci we wszystkie strony. Dzieli si, czy; je przetrze i je siebie. W kolejnych taktach symfonii miertelnej ciszy coraz gwatowniejsze w swych wszech przemianach. Jak nagie serce jakiego potwora. I w kocu poera si z tak zachannoci i z tak si ciska si samo w sobie - e niknie zupenie i ju nie pojawia si wicej. Pustka. ciana z dziurami po kulach, okno, kraty za oknem, schody na pitro, waz do piwnicy. Pustka. Zatoczy si. Wycign rk, by oprze si o drzwi i jakim cudem

nie trafi w nie doni. Zatoczy si gbiej. Dygot kolan, szeroko otwarte usta. Nie moe zamkn oczu, a chciaby. Violett przestraszy. Wpad do kuchni miertelnie blady, zwali si ciko na krzeso. Pochylony gboko, z okciami opartymi na kolanach, oddycha bardzo gono. Z katatonicznym uporem wpatrywa si w podog pomidzy swymi stopami. Zmarszczya brwi. - Stao si co? Nie odpowiedzia. Oddycha. Podesza, przykucna. - Janek... Co jest? Podnis wolno gow. Nigdy nie widziaa u niego tak bladej twarzy i tak rozszerzonych renic. Dotkna jego doni. Zimne, drce. Sprbowaa si umiechn, zaartowa. - No co, ducha zobaczye? Obliza spierzchnite wargi, spojrza jej ciemno w ciemne oczy. - Miso - odrzek. 7. Nazajutrz Grzeczny przynis pienidze za druki in blanco. Jego zezowatemu towarzyszowi lewy policzek spuch jak bania. Trudny prbowa w jaki delikatny, subtelny sposb wysondowa Grzecznego w kwestii owego nocnego objawienia Siwego, lecz Grzeczny mia dosy, nie zamierza ju o tym w ogle rozmawia. Zaproponowa nowy interes z przemytem broni, ale tu z kolei Trudny da rozmwcy twardy odpr i spotkanie skoczyo si dosy szybko. Okoo poudnia przyszed transport koniaku i Jan Herman przez najblisze trzy godziny, do czasu zabezpieczenia adunku w piwnicy magazynw, mia a nadto roboty z odganianiem od skrzynek nadmiaru ochotnych pomocnikw o wysuszonych gardach: tu kradli wszyscy. Zadzwoni Generalmajor z podzikowaniem za zamontowane ju wyposaenie azienek; sowem si nie zajkn o Hofferze, a i Trudny nie podj tego tematu. Zapadajca na dworze ponura zimowa ciemno wczesnego zmierzchu sprowadzaa na

inne myli. Miso. Miso. Co to byo, co to za rzecz, co to za stwr wisia mi przed oczyma w powietrzu, we wntrzu mego wasnego domu? Co ja widziaem? Co to jest? A strach podpowiada mu coraz mniej logiczne rozwizania zagadki. Po prawdzie - logicznych nie byo w ogle. Zobaczy niemoliwe, wic logika nie miaa tu ju nic do roboty. Pomyla o Koniu, swoim wojennym kumplu z czasw bitwy pod Radzyminem, kiedy to stanowili nierozczn par: dwaj najmodsi onierze w plutonie - z Konia si potem zrobi wielki naukowiec, profesor; mieszka gdzie na przedmieciach. A pomyla o nim, poniewa przydaaby mu si teraz spora porcja odtrutki na karykaturalizm swej wyobrani w postaci dawki trzewego, scjentystycznego racjonalizmu. Ale zanim wyszed z firmy, zadzwoni do Janosa i okazao si, e Standartenfuhrer wrci ju ze swej comiesicznej pielgrzymki do stolicy Trzeciej Rzeszy. Zdy nawet usysze od kogo o tych zwokach ze strychu. Trudny tymczasem niemal ju o nich zapomnia, przytoczony uporczywie powracajcym przed oczy obrazem lewitujcego, bijcego serca potwora. - No i okazuje si, e sprzedae mi o wiele wicej, ni ja kupiem wymamrota Trudny w suchawk. Musiaa spotka Janosa w Berlinie jaka przyjemna niespodzianka, by bowiem w wymienitym humorze. - Przyjacielu, to si nazywa wolny rynek. - Nie jeste w stanie tego wyjani, prawda? - Ale Hermanie, mj drogi, ja jestem tylko porednikiem. Podobnie jak ty. - W takim razie mgby mi przynajmniej znale poprzednich lokatorw tego domu. - H, dziwne masz zachcianki. Na co ci oni? Trudny sprbowa z innej beczki: - Co ci powiem, Janos - zacz z westchnieniem, odchylajc si w swym fotelu za biurkiem i gapic lepo w sufit: - Wczuj ty si w moj sytuacj. Dopiero co wprowadziem si do tego domu. Okolica bezludna, ni ywego ducha, wszystkich przecie wywielicie. A tu trup na strychu. ona mi wmawia, e na pewno jest ich tam wicej. Rozumiesz, e niby

mieszkamy pod cmentarzem. Nie wyglda to najsympatyczniej, przyznasz chyba. Standartenfuhrer zamia si gromko, a co zajodowao w suchawce. - Czowieku, to to proste: trafi ci si nawiedzony dom! - I ponownie w miech. - Nie czujesz tego dreszczyku? Takich atrakcji nie da si kupi za adne pienidze! - Ty co, znowu si zakochae? Rozmowa skoczya si wymian anegdot na temat wampirw, biaych dam poszczekujcych zabytkowym elazem na blankach zamkw, wilkoakw wykradajcych matkom dzieci i uprowadzajcych je do opuszczonych budynkw, tudzie na temat satanistycznych praktyk ydowskich kabalistw. Byo ju za pno na wyprawy do dawno nie odwiedzanych znajomych z czasw modoci; wrci do domu. Zday akurat na moment odjazdu wozu, ktry dostarczy by zapas wgla do pieca. Konrad z Kazkiem od Garbusa zwalali go do wntrza piwnicy przez otwarte okienko. Pracowali szybko, zagarniajc opatami kanciaste bryy czerni z olepiajco biaego w wietle naddrzwiowej lampy, grubego dywanu niegu. Trudny pomacha Zotemu Dziadowi, ktry kuli si na kole oddalajcego si wozu, tak zakutany w przerne stare futra i weniane szale, e wystawa mu na mrz jedynie wielki, czerwony nochal i siwe krzaki brwi. Konradowi Jan Herman obieca przysa kogo do pomocy, eby zdyli z robot przed godzin policyjn, bo nierozsdnie jest pozostawia na noc nie zabezpieczony wgiel -minera ten charakteryzuje si, zwaszcza zim, niewytumaczaln tendencj do niepostrzeonej dematerializacji. W domu, gdy tylko min mu krtki atak kataru, uderzy Trudnego w nozdrza ostry aromat wieej farby. Remont budynku wszed w faz kocow. Jan Herman susznie przewidzia sfinalizowanie caoci robt renowacyjnych jeszcze przed Wigili; w styczniu przyjdzie czas na wszelkiego rodzaju poprawki, doprawki, korekty i uzupenienia; elewacj zajmie si w lecie albo i jeszcze pniej -nie zaleao mu na zewntrznych oznakach zamonoci. W rzeczy samej zaleao mu na czym wrcz

przeciwnym. W salonie Krystian i Lea z kilkudniowym wyprzedzeniem ubierali choink; aby mogli sign do szczytu tego potwora, dziadek przynis im z pakamery drabin. Siedzia teraz w fotelu z nie zapalon fajk w ustach i dyrygowa wnukami, ktre nie zwracay na jego zalecenia najmniejszej uwagi, pochonite kolejn ktni na zrozumiay jedynie dla nich temat. Nikt z nich w ogle nie spostrzeg zagldajcego przez drzwi Trudnego. W kuchni, co prawda, zosta on zauwaony, lecz zaraz potem wygnany przez on i matk, doskonale zgodne w kwestii jego absolutnej nieprzydatnoci do jakichkolwiek domowych prac. Zaszy si w gabinecie, zachachmciwszy wpierw wypenion w jednej czwartej butelk starego rumu. Siedzia w gbokim, skrzanym, czarnym fotelu, podarowanym mu przez Janosa na czterdzieste pierwsze urodziny, wcha farb, pi rum i myla. Chcc nie chcc, przechodzi dzi przez hol i koo schodw dziesitki razy: to miejsce stanowio przecie centrum, wszecho domu. Za kadym razem wzrok mimowolnie odbiega mu w bok, w szecian powietrza przed ostrzelan cian. Raz nawet wszed w ten wycinek przestrzeni i chwil sta tam nieruchomo, a jego klatka piersiowa zajmowaa w tym czasie to samo miejsce, co owo nie majce prawa istnie megaserce. Myla, e w ten sposb przezwyciy strach, ale nic z tego. To nie takie proste. W ogle nie przyszo mu do gowy podwaa wiarygodno wiadectwa wasnych zmysw, nie postao mu, e mg pa ofiar jakiej halucynacji, e po prostu dosta zwidw i omamw, e sobie to wymyli, zasugerowa czy wreszcie dokona aktu autohipnozy, o ktrych to ewentualnociach by wszak doskonale poinformany jako czytelnik przedwojennych gazet, lubujcych si w penetrowaniu ponurych odmtw wszelakich spirytualizmw, metem-psychoz, duchowych dowiadcze czy psychicznego magnetyzmu. Okrutna realno owego megaserca, ostra, twarda, oguszajca dotykalno tego przedmiotu - jeli przedmiotem mona je zwa - wykluczaa podobne przypuszczenia. Tamto wydarzenie nie miao nic wsplnego ze snem. W istocie stanowio jego zaprzeczenie. wietnie sobie potrafi wyobrazi Siwego wychodzcego noc do azienki i spostrzegajcego megaserce. Siwy cofa si w otwartych

drzwiach, wyjmuje z walizki pistolet, uspokaja oddech i wyglda ponownie. Megaserce nie znika. Co wtedy robi Siwy? Podnosi spluw i zaczyna strzela? Nie, on by tego nie zrobi bez przyczyny, tam musiao si sta co jeszcze. Co? Czy to serce... rzucio si na niego? Myli Trudnego przeskoczyy na inny tor, aczkolwiek zbieny z poprzednim. Teraz, post factum, potrafi odnale we wspomnieniach ostatnich dni wiele zdarze, ktre w swoim czasie umykay mu jako cakowicie niewane; zapewne jeszcze wicej ich zapomnia lub po prostu nie zapamita. Na przykad matka, Anastazja Trudny de do-mo Koniecpolska primo voto Starowieyska, z natury i wychowania dama, z przeznaczenia gospodyni domowa, kobieta o wrodzonych, co prawda, skonnociach do konfabulacji, jednak bez wtpienia obdarzona silnymi nerwami, nie raz i nie dwa, wyranie zdenerwowana, wygaszaa uwagi typu: Mwi wam, w tym domu straszy", Jaka niewidzialna rka przesuwa moje rzeczy, gdy nie patrz", Ja po prostu czuj ich obecno" oraz Ten dom yje; yje, oddycha, myli". Albo te niewytumaczalne niezgodnoci w pomiarach. Albo niezrozumiay brak odwodnienia trupa dziewczynki ze strychu; nie wspomina o tym Violetcie, bo i po co, lecz lekarz by mocno zdziwiony trupim aromatem roztaczanym przez zwoki. One powinny by suche jak pieprz i w ogle nie... pachnie", owiadczy. Chodzio o czas, przez jaki ciao pozostawao po mierci w pomieszczeniu o okrelonej wilgotnoci i temperaturze. Zapach datowa zgon najwyej na kilka tygodni wstecz, podczas gdy sam ich stan sugerowa piciokro duszy okres rozkadu. Trudny spyta, jak to moliwe. Lekarz wzruszy ramionami. Wszystko jest moliwe -odpar - to jedynie kwestia nieprawdopodobiestwa. Gdyby kto je trzyma w lodwce... albo gdyby na tym strychu zawsze panowaa zima... albo gdyby ich czas bieg wolniej..."Okazao si, e lekarz czytywa przed wojn te same gazety, co Trudny. Po kolacji Jan Herman zapa Konrada i wymg na nim odoenie prac eksploracyjnych na strychu na po witach. - Nie chciaby chyba obdarowa nas w Boe Narodzenie kolejnym trupem. Matka by mnie oskalpowaa. - To co, wolisz, eby tam sobie lea? - Tak - odpar Trudny. -

Zdecydowanie wol. Konrad wzruszy ramionami i wrci do roboty przy wglu. Razem z przysanymi z firmy Tadkiem Kociuch i Francuzem poradzili sobie z reszt czarnego zwau w p godziny. Trudny chcia swych pracownikw zaprosi na kieliszek czego rozgrzewajcego, ale musieli ju jecha, godzina policyjna bya tu-tu, nie zdyliby, gdyby nie ciarwka Trudnego. Teraz Jan Herman patrzy przez okno jasno owietlonego gabinetu na niemal jednolit ciemno zimowej nocy. nieg przesta pada i bezludna ulica srebrzya si blado w blasku dopeniajcego si ksiyca. Zaiste, trupi krajobraz. Cisza miertelna. Nie mg zasn, nie chciao mu si spa, w ogle nie wszed na pitro, Violetcie powiedzia, e musi jeszcze popracowa. To prawda, ale on nie pracowa. Potem, w retrospekcji, by niemal pewien, i w jaki sposb podwiadomie przeczuwa struktur przyszych zdarze. e tej nocy po prostu czeka. Czeka na potwierdzenie. Wielokrotnie wychodzi do ciemnego holu i wypatrywa megaserca, lecz ono nie pojawiao si. Usiad przy biurku, napisa na czystej kartce: Duchw nie ma", po czym zamia si, zmi papier i cisn do kosza. Dobrze wiedzia, co przed chwil uczyni: prbowa rzuci zaklcie. To przez noc. Noc magia zyskuje na sile, czary samoistnie si uprawdopodobniaj. Noc. Noc wszyscy dziecinniejemy, to czas uproszcze, myli wwczas odmawiaj podania krtymi ciekami logiki dorosych, wol linie proste, drog na skrty, ktra czstokro wymaga wyburzenia fundamentw teje logiki, jeli zawadzaj. Co z tego, e duchw nie ma, skoro s. Zamia si ponownie. Wci jeszcze nie by do koca pewien, w co wierzy, a z czego si mia. Rozmowa z Janosem nieco go ocucia, ale teraz, w witej ciszy i ciemnoci samotnej nocy, Janosowe anegdoty traciy na miesznoci. Megaserce byo bardziej rzeczywiste od kuli w potylic chodnym witem na podlenej rwninie, bardziej prawdziwe od Hakenkreuzw na sztandarach, mundurach, piecztkach i trumnach. Nala do szklaneczki resztk ciemnego rumu. Powcha trunek, Pogrony w mikkim zamyleniu. Zaczo si od jakby szumu, jakby co gdzie leciao, spadao,

fruno. Natychmiast odstawi szklank i obejrza si. Ale nic, nikogo. Wyjrza do holu: te pusto. Tymczasem szum si skoczy i Trudny zwtpi, czy faktycznie go sysza. Ale potem rozleg si pierwszy szept. Z braku innych dwikw zabrzmia w uszach Jana Hermana dwakro goniej, anieli w rzeczywistoci. Szepta kto stojcy trzy kroki od niego, lecz trzy kroki od Trudnego nie sta nikt. Jan Herman poruszy si. Przysun fotel oparciem do wschodniej, pozbawionej okien ciany, z biurka zabra szklaneczk z rumem, po czym usiad w fotelu. By przeraony, ale to go rzadko powstrzymywao. Szepczcych byo wicej. Z nieruchomego powietrza we wntrzu silnie owietlonego pokoju - oazie jasnoci pord nieskoczonej ciemnoci nocy - pyny ku Trudnemu fale cichych dwikw. Do niego szeptali czy do siebie? Nie potrafi tego oceni, poniewa nie rozumia ich jzyka. Szybko go jednak rozpozna: to jidysz. Duchy konwersoway w jidysz. Szept znieksztaca oryginalne cechy gosu, wic Jan Herman nie by w stanie wytumaczy sobie dziwnej mikkoci i lekkiego zaseplenienia, jakie w nich zauway. Zreszt wcale tak pilnie nie sucha. Wiksz cz uwagi powica na daremne wypatrywanie wizualnych manifestacji obecnoci szepczcych istot. To odruch, nie potrafi go opanowa. Szepty rozlegay si z rnych stron, a on ywi irracjonalne przekonanie, i duchy pojawiaj si wanie w tych miejscach, na ktre akurat nie patrzy, stara si wic patrze wszdzie rwnoczenie. Przeszy przez gabinet niczym przypyw morza dwikw. Ich czstotliwo ja male, w kocu spada do pojedynczych zaszepni, przedzielanych coraz duszymi interludiami wszechmilczenia, i Trudny poj, i duchy go opuszczaj. Podnis szklank i oprni j szybkim ykiem. Rozleg si jeszcze jeden niepewny gos, po czym wszystko ucicho. Czeka na szum, zamykajcy objawienie w symetrycznej sekwencji, jednake szum nie nadszed. Trudny przesiedzia w samotnoci przesczonych panik myli jeszcze kwadrans, wreszcie podwign si i wyszed do holu. Serca nie byo. Przypomnia sobie miech Janosa. Czowieku, to to proste: trafi ci si nawiedzony dom". Zrozumia, e Standartenfuhrer mimowolnie wypo-

wiedzia okrutn prawd. Ten dom jest nawiedzony. 8. Ksidz Franciszek Rbao, proboszcz parani witego Jacka, wyjrza przez okno swej plebanii na zanieon ulic, zobaczy mczyzn w czarnym paszczu, czarnych rkawiczkach i kapeluszu na gowie - i pomyla: dzisiaj umr. Wyroku by niemal pewien. Przypuszcza, e zabiliby go duo wczeniej, gdyby nie fakt, i szo tu wszak o osob duchown. Przypuszcza rwnie, i - paradoksalnie -nie posunliby si do tego, gdyby nie poprzedzajca owo wydarzenie jego wsppraca z nimi: by teraz w ich oczach zdrajc do kwadratu. Na dodatek ta historia z wtyka... Od dawna podejrzewali przeciek. Zachowanie Rbay jednoznacznie wskazao im winnego, bo przeciek nie zosta zlikwidowany wraz z usuniciem ysego. A przecie nie mg, nie mg si inaczej zachowa. Jaki mia wybr, on, suga boy? Wyboru nie byo. Listopadowy zmierzch kad si dugimi cieniami na podwrzu plebanii; w chodnym powietrzu, cinajcym oddechy w sin mgiek pary, wiroway pierwsze patki niegu, zapowied nadchodzcej zimy - gdy ksidz Rbao, wchodzcy wanie po schodkach z zawinitym w gazet kurczakiem pod pach i cikim pkiem kluczy w drugiej rce, usysza echo pistoletowej palby i obrci si w kierunku rda huku, ku zakrtowi wskiej ulicy. Po nagym, jednoczesnym grzmocie dwch-trzech pistoletw nastpio kilka pojedynczych wystrzaw, po czym zalega mrona cisza. Ksidz Franciszek wybra odpowiedni klucz, wcisn go do zamka, przekrci... Na ulic wypad zgity w p mczyzna, krwawicy z ran na ramieniu i w prawym boku, zataczajcy si gboko w swej panicznej ucieczce przed mierci. Zobaczy ksidza stojcego w otwartych drzwiach, skrci ku niemu. Czapka spada mu z gowy, odsaniajc gadk ysin, i Rbao rozpozna ysego, czowieka Majora. Niemcy! - przemkno mu przez myl. Obawa! Ale nie sysza ich nawoywa, gwizdkw, szczekania psw, warkotu pracujcych silnikw motocykli i samochodw;

wci panowaa cisza, mcona jedynie cikim tupotem ng postrzelonego ysego. ysy dotar ju do schodkw. Ksidz upuci kurczaka i klucze, postpi) w d, zapa saniajcego si mczyzn, podtrzyma -ksidz Franciszek by silnym, rosym mczyzn, o legendarnej w parafii krzepie. Zacign rannego do wntrza. ysy rzzi: - Zabij mnie... zabij... Rbao zobaczy wypadajcych zza zakrtu dwch mczyzn z pistoletami w rkach i natychmiast wszystko zrozumia. Oni stanli, zagapili si na niego. Sam Rbao stan w progu plebanii, z doni opart na zimnej klamce drzwi. Patrzyli tak na siebie w milczeniu chyba z pl minuty. Potem tamci spucili oczy, schowali bro i odbiegli w cie przecznicy, a ksidz Franciszek zaryglowa wejcie do budynku plebanii. ysy lea na pododze jadalni, maca si po ranie w boku. - Poszli - rzek sucho Rbao. ysy zajcza przecigle: - Ksidz uratowa mi ycie, ksidz jest wity czowiek... Wrciwszy z wod, jodyn i bandaami, Rbao uklkn nad ysym. - Za co? - spyta, rozpinajc delikatnie przesiknity krwi paszcz. ysy tylko stkn i zagapi si w sufit. P godziny pniej, ju obmyty i obandaowany, usadzony na kanapie, zwrci si agodnie do Rbay: - Ksidz poda mi telefon. Ksidz poda. ysy wykrci numer, wyszczeka kilka zda w amanym niemieckim. P godziny pniej przed plebani zajecha czarny mercedes. ysy by mdry, nie dzikowa ksidzu. Zabra si z Niemcami i wszyscy odjechali. Rbao za wpad w furi i poama na drobne kawaki kuchenny stoek. Czy posiada jakikolwiek wybr? Czy gdyby ci dwaj wypadli na ulic, gdy ysy by dopiero przy furtce - czy wwczas Rbao zostawiby rannego bez pomocy i pozwoli dobi na swym progu? Pomimo demaskacji ysego wpadki nie skoczyy si: ksidz wiedzia, e jest na niego wyrok. Wygaszane przeze podczas mszy kazania coraz czciej opieray si na cytatach z Apokalipsy; spowiadajc, by zaskakujco wyrozumiay w wymierzaniu pokuty; zacz prowadzi dziennik i wrci do ksiek, ktrych nie czyta od lat. Czeka.

A teraz ten mczyzna. Ksidz Franciszek podkrci sumiastego, sarmackiego wsa, wygadzi sutann, podszed do drzwi i otworzy je jednym zdecydowanym szarpniciem. Mczyzna w paszczu i kapeluszu sta przy ogrodzeniu i przyglda si ksidzu. - O co chodzi? - zawoa Rbao ze schodw. Tamten przesun orkawicznion doni po ciemnym i - w odrnieniu od Rbaowego krtko przycitym wsie, poprawi kapelusz i przeszed przez furtk. Zatrzyma si przy pierwszym stopniu i spojrza w gr na ksidza Franciszka, ktry marszczy brwi i wysuwa do przodu kwadratow szczk, butn min skutecznie bronic si przed strachem. - Niech bdzie pochwalony... - O co chodzi? - powtrzy ostro Rbao. - Ksidz proboszcz mnie pewnie nie pamita... - Istotnie. - Jan Herman Trudny - przedstawi si obcy. - Mam do ksidza wielk prob. Rbao ju w chwili, gdy tamten wypowiada swe nazwisko, zrozumia, e to jeszcze nie jest kat. Z ksidza Franciszka uszo napicie. Odchrzkn, umiechn si lekko i poprosi Trudnego do wntrza. Trudny zdj kapelusz i rkawiczki, paszcz tylko rozpi. - Ta proba... Mgby mi ksidz powici trzy-cztery godziny czasu? - Dzisiaj? Teraz? - Tak. Bardzo mi na tym zaley. Rbao zamkn ksig parafialn, usiad przy stole. Trudny sta przy oknie, popatrujc to na zachmurzone niebo, to na ksidza. " No, nie wiem - skrzywi si proboszcz. - wita tu-tu, roboty nawa... - TaK, taK, ja to rozumiem. Ale, prosz ksidza, to jest naprawd wana sprawa. Rbao przyjrza si Trudnemu z uwag. Zauway kontrolowan martwot jego oblicza, zauway drobne oznaki bogactwa w jego ubiorze. - Sucham pana. Jan Herman wrci do obserwacji ciemnych obokw na sinopopielatym nieboskonie. - W moim domu straszy - rzek. Ksidza Rba zatkao.

- Prosz? - stkn po chwili. - Straszy. Duchy. Rozumie ksidz? Tu