Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

256
TAVW,

Transcript of Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Page 1: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

TAVW,

Page 2: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

IL US TR O W A NA

HISTORJA WOJNY ŚWIATOWEJ

Page 3: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

Page 4: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ILUSTROWANA HISTORJA WOJNY

SwiA TO WE] (1914 — 1920)

WYDAWNICTWO ZBIOROWE

Pod Redakcją D-ra RUDO LFA K O D Ż I A.

PRZY ZAPEWNIONEJ WSPÓŁPRACY:

Gen. bryg. TADEUSZA KUTRZEBY, Mjr. TADEUSZA BALABANA, WŁ. MROCZKOWSKIEGO, JERZEGO

DANIELEWSKIEGO i innych.

II.

NA KŁADEM

SPÓŁKI WYDAWNICZEJ „WIEDZA WSPÓŁCZESNA", Sp. z o.

W A RS Z A W A 1932.

Page 5: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

•••:

Macedonja. Ochrida.

Page 6: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

WARSZAWSKIE Z A K Ł A D Y GRAFICZNE WILCZA 60. TELEFON 893-47.

Page 7: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

WALKI O K

Hegemon ja nad światem — o t o był cel, który przyświecał Niemcom, kiedy w 1914 ro­ku, wykorzystywując zatarg serbsko-austrjac-ki, rozpętali straszliwy żywioł: nowoczesną wojnę. W celu tym widząc przeznaczenie swo­jego narodu przygotowywali się Niemcy do swojego krwawego dzieła począwszy od zwy­cięskiej wojny nad Francją w 1871 roku, a przygotowania swoje czynili planowo, sta­rannie, z wielkim rozmachem i ogromnym na­kładem wiedzy, energji i niezłomnej woli. We wszystkich dziedzinach życia pracowali Niem­cy na rzecz przyszłej wojny, przyszłych pod­bojów i przyszłego zwycięstwa. Zapatrzone w swój cel krzepły Niemcy wewnętrznie, rów­nocześnie obejmując kulę ziemską mackami swojej potęgi politycznej i gospodarczej, na wszystkich polach torując drogę przyszłym zwycięstwom.

Wytknąwszy sobie tak gigantyczny cel musiały dążyć Niemcy przedewszystkiem do posiadania kolonij zamorskich. Tylko kolon-je, rozsiane po całym świecie, mogły były stwo­rzyć trwałe bazy gospodarczych i politycznych wpływów w rozmiarach światowych, równo­cześnie umacniając militarną potęgę Niemiec na oceanach, skierowaną przedewszystkiem przeciwko głównemu konkurentowi Niemiec do hegemonji nad światem — a więc przeciwko Anglji. Z drugiej znów strony posiadanie ko-lonij było koniecznym warunkiem psychologi­cznym i gospodarczym dla rozwoju nacjonali­stycznego imperjalizmu narodu niemieckiego. Kolonje miały zaostrzyć apetyt Niemców na hegemonję nad światem, chociażby zdobycie tej hegemonji miało kosztować morze krwi własnej i cudzej.

W okresie pół wieku, poprzedzającego wojnę światową, dzięki swojej zręcznej polity­ce i rosnącej potędze Niemcy, najmłodszy na­ród na morzu, potrafiły wytargować i opano-

NIEMIECKIE.

wać szereg kolonij, stając w nich mocną sto pa na dalekich kontynentach.

Ale kolonje niemieckie nietylko dla Niem­ców stały się symbolem ich rosnącej potęgi i drogowskazem ich światoburczych zamiarów. Szczególnie Anglja i Francja, najbardziej za­grożone przez Niemców mocarstwa kolonjalne, kosem okiem spozierały na rosnącą potęgę ko-lonjalną Niemiec, gotowe w każdej chwili chwycić za gardło kolonje niemieckie z chwilą, kiedy staćby się one miały bazą pruskiego pod­boju świata.

W tym wypadku los kolonij niemieckich, wobec przewagi angielsko-francuskiej na mo­rzach oraz wobec odcięcia ich od metropolji, byłby przesądzony. Ale, jak wiemy, rozpoczy­nając wojnę sądzili Niemcy, że zdołają unik­nąć narazie wmieszania się Anglji, co równo­ważyłoby szanse niemieckie na morzu i pozwa­lałoby im obronić swoje kolonje przeciwko Francuzom. Rozprawa z Anglja z kolei odosob­nioną miała być następnym etapem wielkiego planu.

Los chciał inaczej. Rachuby Niemców za­wiodły. Anglja nie ulękła się ogromu potęgi militarnej Niemców. Brutalne pogwałcenie neutralności Belgji, najazd na bezbronny ten kraj, bestjalstwa Niemców i bohaterska obro­na małego lecz dzielnego narodu — wszystko to sparaliżowało wpływy niemieckie w Anglji. Już w pierwszych dniach wojny Anglja rzuci­ła całą swoją potęgę na szalę wypadków dzie­jowych, stając do walki obok Francji. Z bie­giem czasu do Koalicji przeciwniemieckiej przyłączały się coraz nowe państwa. To też od początku wojny z punktu widzenia militai nego sprawa kolonij była dla Niemiec przegra na. Odcięte od metropolji przez potęgę mor ską Koalicji, osaczone przez kolonje przeciwni ków — kolonje niemieckie musiały wcześniej lub później ulec w nierównej i beznadziejnej

269

Page 8: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

•alce, sprowadzając do zera dotychczasowy i e-zultat polityki kolonjalnej Rzeszy Niemieckiej, która kolonjc swoje mogła już była odzyskać je­dynie dzięki zdecydowanemu zwycięstwu na głównym europejskich teatrze wojny Jak wie­my zamiast zwycięstwa — poniosła klęskę.

W czasie pokoju utrzymywały Niemcy w swoich kolonjach nieliczne siły, składające sie z oddziałów wojskowych, tak zwanych „Schutetruppen", oraz z oddziałów policji ko­lonjalnej. Zadaniem tych sił było utrzymanie porządku wewnętrznego i trzymanie w kar­bach plemion murzyńskich. Zadanie to wy­pełniały bez zarzutu. Były jednak zbyt słabe i w innym celu zorganizowane, aby oprzeć się nieprzyjacielowi zewnętrznemu w regularnej wojnie nowoczesnej, tembardziej zaś, jeśliby nieprzyjaciel korzystał z doskonałej łączności morskiej z metropolją i innemi swojemi koion-jami, podczas gdy kolonje niemieckie pozba-wioneby były wszelkiej łączności ze swoją me­tropolją. A tak właśnie się stało: do kolonij swoich Niemcy od pierwszych już dni wojny nie mogli dowozić ani ludzi, ani broni, ani amu­nicji, ani sprzętu wojennego. Oddziały nie­mieckie w kolonjach zostały pozostawione wła­snym siłom, własnym środkom i własnej ener-gji, porzucone w morzu tubylczej ludności, przeważnie wrogiej białemu człowiekowi, szczególnie gdy jest słaby, w najlepszym zaś razie doskonale obojętnej dla sprawy dalekie­go Vaterlandu niemieckich „białych djabłów".

W tych warunkach kolonje niemieckie ule­gały przeciwnikowi jedna po drugiej, a każdy dzień przedłużającego się ich oporu należy w imię sprawiedliwości zapisać na dobro bo­haterstwa, energji i poświęcenia tych Niem­ców, którzy w dalekich kolonjach walczyli już nie dla zwycięstwa, lecz dla honoru swojej oj­czyzny, reprezentowanej na tych straconych placówkach kolon jalnych.

Ze względu na małą wagę z punktu widze­nia wojskowego walk o kolonje niemieckie za­poznamy się z niemi w ogólnym tylko zarysie. Ze względu zaś na szczupłość materjału pomi­niemy tu względy chronologji całości wojny światowej i odrazu wyczerpiemy cały okres walk kolon jalnych.

Zacznijmy od Kiao-czou. Jest to miasto liczące około 70.000 mieszkańców, położone w chińskiej prowincji Szan-Tung. Przed woj­ną Kiao-czou wraz z miastem Tsing-tau i ota­czającym je obszarem, wynoszącym 515 km2,

270

;awione od Chin przez Niemcy, E żac tym ostatnim, jako baza polityczna i gospo­darcza na Dalekim Wschodzie. Dzięki posia­daniu Kiao-czou mogły były Niemcy z powodze­niem rywalizować z mocarstwami europejskie-mi i Japonją na terenie gospodarczego podboju Chin, tego najpojemniejszego rynku na świe­cie. Sukcesy Niemiec stanowiły szczególną groźbę dla Japonji, dla której celem dziejowym oddawna już była hegemon ja nad kolosem chińskim, sparaliżowanym wewnętrzną słabo­ścią.

To też kiedy wybuchła wojna światowa dla Japonji zjawiła się cudowna okazja zlikwi­dowania niemieckiego stanu posiadania w Chi­nach. Fakt, że do Koalicji przeciwniemieckiej od początku przystąpiła Anglja, wykluczał dla Japonjf jakiekolwiek ryzyko. Nawet ewentu­alna klęska Koalicji nie mogła była być groźną dla dalekiej i potężnej już Japonji. W razie zaś zwycięstwa Koalicji Japonja, jako jej aktywny członek, musiała mieć widoki znacznych korzy­ści politycznych i gospodarczych.

Z tem wyrachowaniem mikado japoński w dniu 15-go sierpnia 1914 roku wystosował ultimatum do Niemiec, żądając opuszczenia Kiao - czou i innych kolonij wschodnio - azja­tyckich przez siły niemieckie oraz rozbrojenia floty niemieckiej, znajdującej się na wodach Dalekiego WTschodu i to do dnia 15-go wrześ­nia.

Zarówno godność własna, jak i interes nie pozwalały Niemcom przyjąć podobnych warun­ków, a nawTetwogóle odpowiadać'ha ultimatum. W przeciwnym bowiem razie oznaczałoby to ruinę niemieckiego prestige'u na Dalekiem Wschodzie oraz okazanie słabości w oczach świata i to w chwili, kiedy potęga niemiecka była pewna szybkiego i druzgoczącego zwycię­stwa w Europie, gdzie ważyły się losy świata. To też Niemcy ultimatum japońskie pozosta­wiły bez odpowiedzi. Dyplomacja niemiecka miała jeszcze nadzieję, że piorunujące zwycię­stwo nad Francją i Angiją w Europie złagodzą ton dyplomacji japońskiej, pozwalając na pu­szczenie w niepamięć śmiałych żądań mikada. I te rachuby, jak wiele innych, zawiodły Niem­ców. Japonja, nie otrzymawszy odpowiedzi na swoje ultimatum, wypowiedziała wojnę Rze­szy Niemieckiej w dniu 23-go sierpnia 1914 roku.

w J a .^ i e ż byty s i ły niemieckie w Kiao-czou? Wynosiły one wszystkiego około pięciu tysięcy ludzi uzbrojonych wobec całej potęgi japoń-sKiej. Dowództwo sprawował gubernator ko-

Page 9: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

% : / H ^ \M. \M. ''fZ&sr/ *

1*0^

Kis&OKS!^ * ^ ! p ' 1*0^ ^" >- - i f^ * ^ ! p '

7*

5#%/c' . T

7*

"%L jL f<r~

7* "i

| 7*

"i | B 5 %>ą^ £

7* t , LVnP- * n 7 ^k<'%*»«A '~ f^

'jĘ/fy "-K^ł^y rĘp*.

* « *

* *

Atak ?

lonji Komandor von Meyer-Waldeck. Siły swo­je gubernator skoncentrował w Tsing-tau, które leży na półwyspie, oddzielającym zatokę Kiao-czou od morza Żółtego. Zarówno od stro­ny lądu, jak i od morza miasto było bronione przez fortyfikacje, które całkowicie mogły by­ły wystarczać przeciwko Chińczykom, ale w żadnym razie nie mogły obronić miasta przeciwko nawskroś nowocześnie uzbrojonym, wyposażonym i zorganizowanym wojskom ja­pońskim, rozporządzającym w dodatku dowol­ną przewagą liczebną.

Jednakże Japończycy, pomimo całej bez­nadziejności położenia Niemców w Kiao - czou, postępowali niezwykle ostrożnie i metodycznie, zgodnie z tradycją swojej wojskowości.

Pierwsze oddziały japońskie ukazały się w Kiao - czou w dniu 2-go września. Wkrótce potem dokładnie osaczyły Tsing - tau, gdzie zamknęła się szczupła załoga niemiecka. Wre­szcie po długich i starannych przygotowaniach w końcu września Japończycy rozpoczęli wła­ściwe oblężenie. Z tą chwilą los Kiao-czou był przesądzony. Jednakże pomimo wszystko Niemcy bronili się do ostatka. Japończycy sy­stematycznie powiększali swoją artylerję. Po­cząwszy od dnia 26-go października aż do 5-go listopada bez przerwy trwał straszliwy ogień

japońskiej artylerji ciężkiej lądowej i mor­skiej, burząc ostatecznie słabe fortyfikacje nie­mieckie. Dopiero po tak metodycznem przygo­towaniu ogniowem ruszyła do szturmy piecho­ta japońska. W ciągu dwudniowych zażar­tych walk zostały zdobyte niektóre forty, wo­bec czego w dniu 7-go listopada komandor von Meyer - Waldeck poddał twierdzę Japończy­kom po zgórą dwumiesięcznem oblężeniu!

Znacznie łatwiej poszło Japończykom, wspomaganym przez wojska australijskie, na wyspach niemieckich, rozsianych na oceanie Spokojnym. Wyspy te, niemal zupełnie bez­bronne, prawie że bez walk zostały opanowane już w pierwszym miesiącu wojny.

Równie łatwo wojska kolonjalne Anglji i Francji opanowały kolonję niemiecką Togo, położoną w Afryce zachodniej w Górnej Gwi­nei na Wybrzeżu Niewolników. Kolon ja ta po­siadała wprawdzie znaczny obszar, gdyż 72.200 kma, oraz dość liczną ludność tubylczą, wynoszącą około miljona głów, lecz wyposażo­na była wyłącznie w słabe oddziały policyjne, w dodatku rekrutujące się głównie z tubylców. To też po krótkiej walce niemieckie Togo upa­dło już w końcu sierpnia 1914 roku.

Inaczej przedstawiała się sprawa w Ka­merunie, którego opanowanie wymagało wielu

271

Page 10: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wysiłków i dłuższego czasu. Kamerun, poło-żonj w Afryce zachodniej nad zatoką Gwinej-ską, był pokaźną kolonją niemiecką. Zajmo­wał obszar 790.000 km.2 i liczył około dwóch milionów tubylców. Pod panowaniem Nie­miec znajdował się od 1884 roku. Siły niemiec­kie w Kamerunie wynosiły 1000 białych i 6000 tubylców.

Już na początku wojny do Kamerunu ze wszystkich stron wdarły się wojska kolonjalne francuskie i angielskie, a nawet belgijskie z pobliskiego Konga. Niemcy stawili opór w południowej części Kamerunu pomiędzy Ja-

Austrjacy, rzucający granaty ręczne.

unde i Duala. Pomimo rozpaczliwej obrony ogromna przewaga liczebna i techniczna woj­ska Koalicji zmusiła w końcu Niemców do po­wolnego ustępowania w kierunku hiszpańskiej kolonji Muni, która stanowiła jedyną łączność walczących Niemców ze światem, którędy prze­mycano (może zresztą i nie bez wiedzy władz hiszpańskich) skąpe transporty broni i amu­nicji. W niezwykle ciężkich warunkach, ustę-

272

pując krok za krokiem, oddziały niexnie< walczyły na obszarach Kamerunu do stycznia 1916 roku, a więc w ciągu półtora roku! Wszy­stko jednak ma swój kres. Brak ludzi, broni i amunicji, a nawet środków sanitarnych (w afrykańskim klimacie stanowiło to dla bia­łych śmierć!) zmusił wreszcie niedobitków niemieckich do zaprzestania walki i przekro­czenia granicy hiszpańskiej Muni, gdzie ich rozbrojono.

W kolonji niemieckiej tak zwanej Afryce Południowo-Zachodniej (835.800 km.2) na po­czątku wojny mieli Niemcy względny spokój. Przeciwko sobie mieli wojska Unji Południo-wo-Afrykańskiej (dominjurn angielskie), któ­rych działania narazie powstrzymało powsta­nie Burów, skierowane przeciwko Anglji. Kil­kanaście lat upłynęło zaledwie od czasu wojny z Anglikami i utracenia niepodległości. Dąże­nia niepodległościowe Burów, umiejętnie wy­zyskane i podsycane przez propagandę niemiec­ką, wywołały z początkiem wojny światowej to powstanie, które zresztą nie przybrało, pomi­mo usilnych starań Niemców, poważniejszych rozmiarów. W krótkim czasie stłumiono po­wstanie Burów i od tej chwili położenie Niem­ców stało się ciężkie, gdyż Unja swobodnie już mogła była skierować swoje wojska przeciwko Afryce Południowo-Zachodniej.

W październiku 1914 roku wojska Unji zdołały wylądować w zatoce Liideritz i Swa-kopmund. Odtąd poczęły się posuwać wgłąb kraju wzdłuż linji kolejowej. Równocześnie wojska Unji wkroczyły na obszary niemieckie i drogą lądową od południa, przeprawiwszy się przez rzekę Oranję. Grupa ta posuwała się na północ ku Keetmanshoop. Siły Unji liczyły zgórą 60.000 żołnierzy, podczas gdy Niemcy rozporządzali nie więcej, niż 5.000 ludzi, prze­ważnie krajowców.

W tym stanie rzeczy o obronie całej tak rozległej kolonji nie mogło być nawet mowy. To też dowództwo niemieckie postanowiło bro­nić się jedynie wewnątrz kraju na linji kole­jowej Swakopmund - Windhuk. Do rejonu tej kolei ściągali też Niemcy wszystkie swoje siły z zachodu i południa, co nie było rzeczą łatwa, gdyż oddziały niemieckie musiały wśród prze­ważających sił przeciwnika torować sobie dro­gę w ciągłych i żmudnych walkach.

_ Zamierzoną koncentrację oddziały nie­mieckie uskuteczniły dopiero w końcu kwietnia w ^°}U- W o k o l i c y s t o l i c y c a ł e3 kolonji Windhuk główne siły niemieckie zostały zaata­kowane równocześnie od zachodu i od południa.

Page 11: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W dniu 12 maja Niemcy zmuszeni byli opuścić stolicę. Mocno przerzedzone i straszliwie wy­czerpane oddziały niemieckie wśród ciągłych walk cofały się wzdłuż kolei do Otawi. Wreszcie dalej cofać się było niemożliwe. Niemcy zna­leźli się już na krańcu linji kolejowej pod Ko­rale, natarcie zaś przeciwnika przybierało na sile. Dalsza walka była już bezcelowa. To też w dniu 15-go lipca 1915 roku resztki od­działów niemieckich złożyły broń. Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia została ostate­cznie opanowana przez Koalicję.

Najdłużej, bo do końca wojny światowej, bronili się Niemcy w kolonji swojej, zwanej niemiecką Afryką Wschodnią (955.000 km2

i ponad trzy mil jony tubylczej ludności). W ko­lonji tej na początku wojny siły Niemców li­czyły kilkuset oficerów i podoficerów białych oraz 5.000 żołnierzy kolorowych. Dzięki nie­spożytej energji dowódcy niemieckiego genera­ła von Lettow - Vorbeck, który potrafił skąd się dało skupiać przy sobie Niemców, przeby­wających w Afryce, siły niemieckie w ciągu wojny nietylko nie topniały, ale przeciwnie pod koniec wynosiły już 3.000 Niemców i kilkana­ście tysięcy żołnierzy kolorowych.

Na samym początku wojny Niemcy czuli się w swojej Afryce Wschodniej całkowicie pa­nami położenia. W listopadzie 1914 roku An­glicy, pragnąc za wszelką cenę opanować tę najbogatszą kolonję niemiecką w Afryce, kil­kakrotnie czynili próby wylądowania wojsk angielsko-hinduskich pod Tauga. Wszystkie jednak wysiłki dowództwa angielskiego były bezskuteczne. Opór Niemców nie dał się prze­łamać. Mało tego! Generał von Lettow - Vor-beck nie ograniczał się tylko do działań obron­nych, ale i sam czynił częste wypady na obsza­ry angielskiej Afryki Wschodniej, przyczynia­jąc nie mało kłopotu Anglikom, ponad wszyst­ko ceniącym sobie swój dotychczas niezachwia­ny prestige wobec kolorowych tubylców.

To też Anglicy po szeregu smutnych do­świadczeń postanowili z początkiem 1916 roku zorganizować wielką armję ekspedycyjną. Główne siły dostarczyła Unja Południowo-Af-rykańska, która uporała się już była z niemiec­ką Afryką Południowo-Zachodnią. Ponadto dołączono pomocnicze wojska angielskie, hin­duskie, transportowane z pobliskich Indyj, bel­gijskie, przewożone z Konga, oraz portugalskie z sąsiedniego Mozambiku. Dowództwo angiel­skie planowało równoczesne natarcie od stro­ny morza i od strony angielskiej Afryki Wschodniej.

Wobec nowego i zgoła niekorzystnego dla Niemców położenia generał von Lettow - Vor-beck ściągnął swoje siły na korzystny pod względem obrony teren Kilimandżaro (masyw wulkaniczny, dochodzący do 6.010 m. wysoko­ści ponad poziomem morza)!. Poważne walki rozpoczęły się w marcu 1916 roku. Wojska ko­alicyjne, posiadające znakomitą przewagę li­czebną, poprowadziły energiczne natarcie od wschodu i od północy. Szczupłe siły niemiec­kie, nie mogąc wytrzymać miażdżącego natar­cia liczniejszego przeciwnika, wycofały się po­mimo wszystko w kierunku południowym, by­najmniej nie pobite. W wyniku bitwy na wy­żynach Kilimandżaro Niemcy utracili całą pół­nocną część swojej kolonji wraz z linją kolejo­wą z Daressalam do jeziora Tanganiki. Pomi­mo tego, daleko było jeszcze do ostatecznych rozstrzygnięć! Wojska koalicyjne były wy­czerpane, co nie pozwoliło im na pościg za ustę-pującemi oddziałami niemieckiemi. W dodat­ku nastąpiła pora deszczowa, która wszelkie prymitywne drogi afrykańskie przemieniła w jeziora i cuchnące bajora. Sama przyroda narzuciła obu stronom przerwanie działań wo­jennych.

Pod koniec 1916 i na początku 1917 roku siły niemieckie do tego stopnia okrzepły i uzu­pełniły się, że rozpoczęły ponownie działania zaczepne. W tym czasie Niemcy odzyskali ca­łą południową część wybrzeża i zajęli ponownie zachodnią połać kraju aż po jezioro Niassa.

Latem 1917 roku zdobycze te utracili Niemcy ponownie. Przewaga wojsk koalicyj­nych stawała się coraz bardziej groźną. Wobec tego generał von Lettow - Vorbeck wycofał się na południowo-wschodni skraj kolonji i zajął okolice Makonde w pobliżu rzeki Rovuma, któ­ra stanowiła granicę pomiędzy niemiecką Afry­ką Wschodnią i portugalskim Mozambikiem. Tu wojska koalicyjne usiłowały ponownie, jak to było ich zamiarem i na Kilimandżaro, oto­czyć wojska niemieckie. Tym razem dowódz­twu angielskiemu udało się otoczyć Niemców dokładnie zamkniętym pierścieniem swoich wojsk. Można było sądzić, że zbliża się koniec ostatnich wojsk kolonjalnych Rzeszy Niemiec­kiej.

Jednakże stało się inaczej. W ostatniej niemal chwili Niemcy zdołali się przeprawie przez rzekę Rovumę, odrzucili wojska portu­galskie, stanowiące tam odcinek obręczy wojsk koalicyjnych, i wkroczyli do północnej części portugalskiego Mozambiku. Tani Niemcy zdo-

273

Page 12: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

przy zakładaniu miny pod nieprzyjacielskiemi okopami.

łali się utrzymać na obcym obszarze do połowy 1918 r.

Warunki, w jakich znaleźli się Niemcy w Mozambiku, były niezwykle ciężkie. Odcięci od własnych baz operacyjnych, w obcym sobie i nieprzyjacielskim kraju, pozbawieni dosłow­nie wszystkiego, co wojsku koniecznem jest do walki, — pomimo wszystko Niemcy nie dali za wygraną, nadal zaciekle walcząc, tym razem jednak zgoła innemi metodami. Wszystkie dzia­łania Niemców w tym czasie mają na celu nie względy strategiczne, lecz... aprowizacyjne..., materjałowe. Aby przetrwać, musieli Niemcy zdobywać sobie wszystko na przeciwniku: apro­wizację, broń, amunicję i wszelki sprzęt wo­jenny. Ówczesne walki Niemców — to usta­wiczne drobne potyczki, wypady i zasadzki, mające na celu zdobywanie środków na małych oddziałach koalicyjnych, lub opanowywanie składów żywnościowych i amunicyjnych Wre­szcie, kiedy w połowie 1918 roku wszelkie za­pasy portugalskie w północnym Mozambiku wyczerpały się, generał von Lettow - Vorbeck

274

przerzucił się nagle forsownemi marszami zpo-wrotem do niemieckiej Afryki Wschodniej, okrążył północny skraj jeziora Niasa i wkro­czył tym razem do angielskiej kolonji Rodezji Północnej.

Jednakże talent i energja tego znakomi­tego dowódcy niemieckich wojsk kolonjalnych, jak i niezwykły hart i ofiarność garstki jego rodaków - żołnierzy, utrzymujących przez czte­ry lata zgórą tej fantastycznej wojny kolonjal-nej w karbach żelaznej dyscypliny swoich pół­dzikich kolorowych żołnierzy — poszły na mar­ne. Bowiem dowódca niemiecki w świeżo opa­nowanej angielskiej Rodezji otrzymał w dniu 13-ym listopada 1918 roku wieść o zawieszeniu broni tam, w Europie, na głównym i decydu­jącym teatrze wojny. Dłużej walczyć nie było juz poco: Niemcy zostały zwyciężone. Wobec tego wschodnio-afrykańskie oddziały niemiec­k o ^ ^ ^ Z ł ° Ż y ł y b r ° ń ' P ° d d a ^ c s i§ A n "

Dziwnem zrządzeniem losu, ostatnimi żoł­nierzami niemieckimi, walczącymi i — praw-

Page 13: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Gołębie pocztowe nu froncie.

dopodobnie—marzącymi jeszcze o zwycięstwie, była garstka Niemców, zgubionych gdzieś o ty­siące kilometrów od ojczyzny, wśród podzwrot­nikowych puszcz angielskiej Rodezji. Zarów­no wśród swoich, jak i wśród przeciwników za­służyli sobie na piękną pamięć w świątyni ogól­noludzkiego bohaterstwa i tężyzny.

Jednakże kolonje swoje utraciła Rzesza Niemiecka całkowicie i — sądzimy — na zaw­sze. Bowiem dzieje obrony tych kolonij w cza­sie wojny światowej najwymowniej świadczą o tern, jak głęboko w psychikę narodu niemiec­kiego wżarła się ideologja panowania nad świa­tem niemieckiego imperjalizmu!

275

Page 14: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

USTALENIE

W rozdziale V podany był przebieg dzia­łań wojennych na Zachodzie aż do chwili za­łamania się niemieckiego natarcia, opartego na przedwojennych planach niemieckiego sztabu generalnego, w słynnej bitwie nad Marną, ochrzczonej przez Francuzów mianem „cudu nad Marną".

Zwycięstwo Francuzów nad Marną po­wstrzymało straszliwe natarcie przeciwnika, który mniemał się już być zwycięzcą, i odrzu­ciło Niemców od wrót Paryża, którego los wa­hał się w ciągu kilku, tragicznych dla narodu francuskiego dni. Odwrót Niemców stał się punktem zwrotnym w dziejach całej wojny światowej i w gruncie rzeczy zadecydował o jej późniejszym, tak fatalnym dla Niemców, wy­niku. Ale o skutkach bitwy nad Marną pomó­wimy później.

Jak już wiemy, klęska niemiecka stała się oczywistą w dniu 9 września, kiedy generał von Biilow, dowódca 2 armji niemieckiej, za­rządził jej odwrót w kierunku północno-wschod­nim, ustępując przed 5 armją francuską. Stało się to pod naciskiem podpułkownika Hentscha, posiadającego dalekoidące pełnomocnictwa ge­nerała von Moltkego, szefa wielkiego sztabu generalnego. Tego samego jeszcze dnia pod­pułkownik Hentsch wywarł analogiczny nacisk na gen. von Klucka, który również wydał roz­kaz odwrotu dla swojej 1 armji, partej od za­chodu na prawym brzegu Marny przez 6 armję francuską, broniącą Paryża, i od południa z le­wego brzegu Marny niepokojonej przez armję angielską.

Odwrót 1 i 2 armij niemieckich w niewiel­kim stopniu był niepokojony przez przeciwni­ka, który dopiero 10-go września zdecydował się na pościg, wykonywany zresztą dość powoli i ostrożnie, jakgdyby po tylu druzgoczacych triumfach oręża niemieckiego Francuzom i An-

276

NA ZACHODZIE.

glikom trudno było pogodzić się z faktem, że fch potężny przeciwnik naprawdę rozpoczął od­wrót.

Samodzielny odwrót obu prawoskrzydło-wych armij niemieckich z pod Paryża niezwy­kle zaskoczył niemieckie dowództwo naczelne. Wiadomość o tern zachwiała równowagę ducho­wą nietylko faktycznego wodza gen. von Molt­kego, ale spowodowała istną panikę wśród je­go współpracowników sztabowych. Nastrój psychiczny naczelnego dowództwa niemieckie­go pogorszył jeszcze objazd frontu, dokonany przez gen. Moltkego w dniu 11-ym września. Początkowo łudzono się, że odwrót prawego skrzydła niemieckiego ma charakter tymczaso­wego manewru i że jeszcze będzie można na­prawić położenie przeciwnatarciem 3, 4 i 5 ar­mij niemieckich. Kiedy jednak gen. von Bii­low, którego 2 armja znajdowała się już w od­wrocie, doniósł, że prawemu skrzydłu 3 armji bezpośrednio zagraża przerwanie frontu przez prawe skrzydło 5 armji i lewe skrzydło 9 armji francuskich, ostatecznie załamały się nerwy gen. von Moltkego, który bez dalszej zwłoki na­kazał odwrót i pozostałych 3, 4 i 5 swoich ar­mij. Gen. Moltke poprostu nie wiedział, co mu wypada czynić, wobec załamania się planu woj­ny w chwili, kiedy zwycięstwo zdawało się być już tak bliskie. Nakazany odwrót miał się za­trzymać na linji Reims — Suippes — Sainte Menehould. Tak więc poza 6 i 7 armjami nie-mieckiemi, które stanowiły lewe skrzydło, cała masa uderzeniowa niemieckich sił zbrojnych we Francji w dniu 11-ym września znajdowała się w odwrocie. Od tej chwili należało Niem­com oprzeć wojnę na nowej koncepcji strate­gicznej.

A tymczasem gen. von Biilow , ciągle bę­dąc pod wrażeniem możliwości przerwania irontu 3 armji na wschód od Reims, zmienił

Page 15: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

pierwotny kierunek odwrotu swojej 2 armji, przesuwając ją znacznie w lewo, w stronę tego miasta, aby nawiązać bezpośrednią łączność z prawem skrzydłem 3 armji, rzekomo tak po­ważnie zagrożonej. W wyniku swojego mane­wru gen. von Biilow zażądał również od pod­ległego sobie gen. von Klucka, dowódcy 1 ar­mji, aby i on zkolei przesunął się w lewo w ce­lu zamknięcia tej luki, która od szeregu już dni stawała się coraz groźniejszą pomiędzy obu prawoskrzydłowemi armjami niemieckiemi. Ale generał von Kluck, zawsze samowolny i nic sobie nierobiący z rozkazów, wręcz odmówił te­mu żądaniu, sadowiąc i reorganizując swoje korpusy pomiędzy Compiegne a Soissons poza osłonę Aisne'y. Zresztą położenie jego nie było zbyt świetne, gdyż 6 armja francuska oraz sa­modzielna grupa jazdy francuskiej poważnie

osiągnąć cel swoich marszów, wszelka pomoc mogłaby juć być spóźnioną. Stało się jednak inaczej.

W okolicach Saint Quentin, jak wiemy, tworzyli Niemcy nowe ugrupowanie 7 armji. Pierwsze korpusy tej armji uratowały położe­nie. Mianowicie VII korpus rezerwowy pod do­wództwem generała von Zwehla dokonał wspa­niałego forsownego marszu, dzięki czemu uprzedził Francuzów i zajął wzgórza Cerny — Craonne na północny-zachód od Reims. Na wzgórzach tych Niemcy zdołali powstrzymać znaczne siły Francuzów, dopóki nie nadciągnę­ły dalsze posiłki od strony Saint Quentin. W re­zultacie zaciętych i krwawych walk' udało się Niemcom zamknąć groźną lukę pomiędzy Sois­sons a Reims.

Jakkolwiek Niemcy nie dopuścili do odcię-

Walka na ulicach.

nacierały na jego prawe skrzydło, grożąc z tej strony obejściem.

Tak więc owa luka pomiędzy 1 i 2 armją niemiecką, której zamknięcie było właściwym celem odwrotu z nad Marny, w dalszym cią­gu była otwartą, stanowiąc ustawiczną groź­bę dla prawego skrzydła niemieckiego, które w każdej chwili mogło być rozdarte ostatecz­nie. I istotnie armja angielska wraz z częścią 5 armji francuskiej, przekroczywszy pod Brai-sne i Fismes rzeczkę Vesle, po raz już drugi wżarły się pomiędzy 1 i 2 armje niemieckie. Położenie było tak groźne, że naczelne dowódz­two niemieckie nakazało swoim armjom 3, 4 i 5 wydzielenie ze swoich składów po jednym kor­pusie i pchnięcie ich pośpiesznemi marszami na zachód. Jednakże, zanim korpusy te mogły

cia 1 armji i przełamania frontu, które gro­ziło począwszy od 8-go września, jednakże po­łożenie ich w dalszym ciągu było poważne. Bo­wiem 6 armja francuska generała Maunoury, nacierająca od 13-go września na linję rzeki Aisne'y> wciąż zagrażała oskrzydleniem 1 ar­mji niemieckiej i w tym celu przygotowTywała obejście na zachód od Compiegne w kierunku północno-wschodnim na Noyon.

W dniu 15-ym września Niemcy zdołali powstrzymać swój odwrót i ustalić swój front, który biegł od Compiegne aż do Reims prawym brzegiem rzeki Aisne'y i rzeczki Vesle'i. Sa­mo miasto Reims zostało opuszczone przez 2 ar-mję niemiecką, która jednak unieruchomiia swój front w małej odległości od tego miasta. Dalej front niemiecki zatrzymał się na linji,

277

Page 16: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

biegnącej prosto od Reims przez Varennes aż do północnego odcinka frontu pod twierdzą Wrdun, nie zaś, jak przewidywało poprzednio naczelne dowództwo niemieckie, bardziej na po­łudnie, przez Suippes do Sainte Menehould. Dzięki przesunięciu frontu w rzeczywistości bardziej na północ, twierdza Verdun, zajmo­wana przez 3 armję francuską i będąca po­przednio prawie całkowicie osaczoną, ponow­nie nawiązała mocną łączność z sąsiedniemi od­cinkami francuskiego frontu oraz z tyłami, co odrazu niezwykle wzmocniło jej siłę obronną.

Rychło naczelne dowództwo niemieckie spostrzegło fatalne skutki odwrotu, który był nakazany w chwili paniki, bez należytej roz­wagi i oceny istotnego położenia na froncie, co zresztą było utrudnione odległością kwatery głównej, znajdującej się w Luksemburgu, oraz wadliwem działaniem środków łączności. Wo­bec tego, po uspokojeniu nazbyt rozstrojonych nerwów, dowództwo niemieckie postanowiło za wszelką cenę naprawić swoje błędy, przede-wszystkiem więc odebrać ponownie Francuzom opuszczone Reims i poprzez Argony ponownie osaczyć Verdun, stanowiący nieruchomą do­tychczas oś obrotu francuskiego frontu.

W tym celu 16-go września lewe skrzydło 1 armji oraz całe 2 i 7 armje niemieckie rozpo­

częły przeciwnatarcie, które jednakowoż wśród ciężkich walk i z dużemi stratami, poza czysto lokalnemi sukcesami, nie dało żadnych poważ­niejszych wyników. Kiedy oczywistem się sta­ło, że o przełamaniu frontu niema już mowy, wszystkie trzy armje, biorące udział w prze­ciwnatarciu, zpowrotem przybrały postawę obronną.

Był to moment zaiste tragiczny dla nie­mieckiego imperjalizmu. Niemiecki plan wo­jenny, dzieło życia Schlieffena, opracowany tak wszechstronnie i skrupulatnie, załamał się, nie doprowadziwszy Niemców do zwycięstwa, stawiając ich natomiast w obliczu zupełnie no­wych warunków, wymagających nowej koncep­cji, nowego planu strategicznego, który z na­tury rzeczy należało tworzyć niejako „na ko­lanie". Było to oczywistem dla każdego, wta­jemniczonego w arkana sztuki wojennej. Stra­szliwa odpowiedzialność spadała oczywiście na tego, kto faktycznie kierował akcją wojenną, a więc na szefa wielkiego sztabu generalnego, generała Helmutha hrabiego von Moltke, bra­tanka wielkiego feldmarszałka, pogromcy dwóch cesarzów: austrjackiego i francuskiego w latach 1866 i 1871! Odpowiedzialność ta na­bierała tern większej wagi, gdyż generał von Moltke, zajmując swoje stanowisko od 1906 r.,

lligggHMfll^^^H

Meczet w Bagdadzie.

278

Page 17: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Jeńcy francuscy w szpitalu niemieckim.

do schlieffenowskiego planu wojny wprowadził szereg istotnych i, jak się okazało, zgubnych dla niemieckiego oręża zmian.

W tym stanie rzeczy dalsze pozostawanie generała Moltkego u steru działań wojennych było niemożliwe. Nazbyt już osoba jego stała się niepopularną, szczególnie wśród wyższych wojskowych. W dodatku Moltke moralnie i fi­zycznie był całkowicie zdruzgotany swojemi niepowodzeniami, których dziejową doniosłość całkowicie oceniał. W rezultacie Moltke otrzy­mał dymisję, jego zaś stanowisko objął generał Erich von Falkenhayn (1861 — 1922), po­przednio piastujący od 1913 roku stanowisko ministra wojny. Generał von Moltke zmarł w 1916 roku, mając lat 68, nie dożywszy osta­tecznej klęski Niemiec, która była oczywistym wynikiem jego własnych błędów. Często tak okrutny los, tym razem okazał się łagodniej­szym wobec tego, który błędami swojemi ocalił ludzkość przed hegemonją niemieckiego impe-rjalizmu.

Rola generała von Falkenhayna bynaj­mniej nie była do pozazdroszczenia. Jego dzie­

łem miało być uratowanie armji niemieckiej od utraty wiary w swoje siły i w zwycięstwo. Mu­siał wprowadzić ład i dyscyplinę do silnie zde­zorganizowanej armji, przedewszystkiem zaś ukrócić samowolę wyższych dowódców niemiec­kich, rozpuszczonych w zbyt słabych dłoniach Moltkego. Musiał ratować położenie wojenne na Zachodzie i na Wschodzie, gdzie równocze­sne klęski Austrjaków również doprowadziły do załamania się planu wojny przeciwko Rosji. Musiał wreszcie stworzyć nowe koncepcje wo­jenne, zastosować nowe metody, nieprzewidzia­ne zgóry i nieprzygotowane. Trzeba przyznać, że w tych ciężkich dla Niemców chwilach gene­rał von Falkenhayn zdobył się na maksimum woli, energji i osobistego wysiłku, by z głęboką wiarą w ostateczne zwycięstwo, żelazną ręką pochwycić nadwyrężony ster działań wojen­nych.

Powróćmy jednak do działań wojennych. Jak już powiedzieliśmy wyżej, w pierwszych chwilach Francuzi i Anglicy, jakgdyby nie do­wierzali własnemu zwycięstwu, co powodowało nadmierną ostrożność w ich działaniach. Kiedy

279

Page 18: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wreszcie dostatecznie uświadomili sobie, ze istotnie sa zwycięzcami, — było juz za pozno, nbv niepowodzenia armij niemieckich zamienić w 'rozstrzygającą klęskę. .

Dopiero w dniu 12-ym września genera Joffre wódz naczelny Francuzów, zdecydował sie na'energiczne działania zaczepne, wydając rozkaz natarcia na czoło i na skrzydła czterech prawoskrzydłowych armij niemieckich, a to

dań w dodatku żołnierz był ostatecznie wy< pany w ciągłych walkach i uciążliwych pocho­dach. Jak wiemy już, i manewr w luce pomię­dzy 1 i 2 armja niemiecką nie udał się, dzięki pośpiesznej pomocy 7 armji niemieckiej, która zdążyła na czas podciągnąć się z rejonu Saint Ouentin. ,

Widząc, że oporu Niemców, którzy zdołali umocnić się na nowym froncie, przełamać nie

F

V

Niewidomi jeńcy utworzyli w obozie orkiestrę.

w celu odcięcia ich od dróg odwrotu i wy­pchnięcia na północ, gdzie mogły być całkowi­cie zniszczone.

Na skrzydłach miały uderzyć 6 i 3 armje francuskie: 6 od strony Compiegne, 3 zaś z re­jonu twierdzy Verdun. Armja angielska oraz 5 armja francuska miały wedrzeć się w lukę pomiędzy 1 i 2 armją niemiecką, 9 zaś i 4 ar­mje francuskie miały nacierać od frontu.

Jednakże manewr Joffre'a nie dał spodzie­wanych wyników. Siły francuskie na skrzy­dłach były za słabe w stosunku do swoich za-

zdoła, generał Joffre zdecydował się na nowy manewr. Terenem tego manewru miały być północne obszary Francji, pomiędzy morzem i prawem skrzydłem armij niemieckich, które to obszary pozostawały dotychczas poza tea­trem działań wojennych. Poprzez te obszary widział możność dalekiego i głębokiego oskrzy­dlenia armij niemieckich.

Jednakże podobny manewr Francuzów niewątpliwie zagrażałby okupowanym przez Niemców terenom w Belgji i we Francji. Wy­rzec się tych terenów, których zdobycie koszto-

280

Page 19: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Ruiny fortu iv Laon, zajętego przez Niemców.

wało tak wiele krwi i wysiłków, Niemcy nie chcieli i nie mogli. W dodatku nowy szef szta­bu generalnego generał von Falkenhayn za wszelką cenę pragnął ponownie przerzucić w rę­ce Niemców inicjatywę działań wojennych. Z tego względu i jego również musiał nęcić wolny obszar na północy, świetnie nadający się dla wszelkiego rodzaju manewrów.

W wyniku analogicznych dążeń przeciwni­ków powstał tak zwany „wyścig do morza", w którym obie strony za wszelką cenę pragnęły uzyskać swobodę manewru na północnych ob­szarach Francji. Ów krwawy „wyścig" trwał przez pozostałe dni września, przez cały paź­dziernik, aż zakończył się w bitwie pod Ypres w pierwszych dniach listopada 1914 r.

W „wyścigu" tym obie strony ściągały możliwie znaczne siły swoje ze środkowego i po­łudniowego frontu bojowego, przerzucając je na północ i ciążąc do wyprzedzenia przeciwni-

W „wyścigu" tym szanse Francuzów i An-ów były znacznie wi<;ksze, gdyż w rozporzą-

ich znajdowała się bogata i sprawnie

działająca sieć przyfrontowych kolei francu­skich. Niemcy natomiast zmuszeni byli korzy­stać z zdezorganizowanej, a nawet częściowo niezdatnej do użytku sieci kolei francuskich i belgijskich, świeżo opanowanej przez wojska niemieckie.

Położenie Niemców uratowało poddanie się twierdzy francuskiej Maubeuge w dniu 7-m września. Twierdza ta, znajdująca się już na tyłach Niemcówr, a broniona przez 30.000 lu­dzi, wymagała poważnych sił oblężniczych, któ­re po upadku twierdzy dowództwo niemieckie mogło było szybko zużytkować na swojem pół-nocnem skrzydle. Przy pomocy tych sił 1 ar-mja niemiecka von Klucka uniknęła oskrzydle­nia przez 6 armję francuską generała Maunou-ry, co pozwoliło jej utrzymać się na prawym brzegu Aisne'y. Zkolei, dzięki utrzymaniu si§ 1 armji niemieckiej, <> armja, ściągnięta na czas z południowego skrzydła, mogła była bez przeszkód przedłużyć front na północ od 1 ar­mji aż do okolic Lille. Na pomoc 0 armji nie­mieckiej bez przerwj nadchodziły dalsae po

281

Page 20: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

siłki, ściągane z całego dotychczasowego fron­tu. Zadaniem tej armji było zkolei obejście le­wego skrzydła francuskiego w celu otworzenia od "północy drogi do ponownego wielkiego na­tarcia niemieckiego, o którem marzył generał von Falkenhayn. Lecz, podobnie jak Francu­zom, i Niemcom nie udał się ten manewr. Dzia­łania 6 armji niemieckiej nie dały spodziewa­nych rezultatów.

Działania Francuzów rozpoczęły się w dniu 16-ym września natarciem znacznych sił 6 ar­mji z Compiegne w kierunku na Noyon. Jed­nakże natarcie to zostało przez Niemców po­wstrzymane dzięki posiłkom z pod Maubeuge. Wówczas dowództwo francuskie utworzyło w okolicach Amiens specjalną armję pościgową („armee de poursuite") pod dowództwem ge­nerała de Castelnau. Armja ta ruszyła w dniu 21-ym września w kierunku Saint Quentin, jednakże została powstrzymana przez Niem­ców siłami 6 armji na linji Koye — Bapaume. Szukając nowych dróg natarcia, armja pości­gowa przesunęła się ku północy i ponownie na­tarła na zachód od Arras. I tym razem na­

tarcie Francuzów powstrzymali Niemcy na li­nji Bethune — Lens — Arras. Tak więc linja frontu bojowego szybko przedłużała się ku.mo­rzu, przyczem żadna z obu stron nie mogła uprzedzić przeciwnika i obejść go od północy. W połowie października, na zachód od Lille, a więc na północ od francuskiej armji pości­gowej, zjawiła się armja angielska, którą w międzyczasie zwolniono z odcinka nad rzeką Aisne'ą i pośpiesznie przewieziono na północ. Bardziej jeszcze na północ wysunięto nową gru­pę bojową, złożoną z mieszanych oddziałów bel­gijskich, francuskich i angielskich. Grupa ta nareszcie przedłużyła front sprzymierzeńców aż do morza. „Wyścig do morza" był skończo­ny, jakkolwiek obu przeciwnikom nie udało się wzajemnie wyprzedzić.

W tern miejscu należy zaznaczyć, że po stronie sprzymierzonych w „wyścigu" tym gra­ły rolę nietylko względy natury ogólnostrate-gicznej. Poza temi względami chodziło tu je­szcze o coś innego. W tym czasie potężna twier­dza belgijska Antwerpja broniła się jeszcze przeciwko niemieckiej armji oblężniczej. Po-

Przybycie generała Maud do Bagdadu.

Page 21: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

mijając już znaczne siły belgijskie, zamknięte w Antwerpji, sprzymierzonym musiało nie­zwykle zależeć na ocaleniu tej twierdzy rów­nież ze względów natury psychicznej i politycz­nej. Ocalenie Antwerpji oznaczałoby przypływ^ nowych sił belgijskich na froncie, zdobycie po­tężnej bazy operacyjnej na północy, a tem sa­mem odebranie Belgji Niemcom i zagrożenie od północy całemu frontowi niemieckiemu. A ocalić Antwerpję można było jedynie, prze­ciągając front sprzymierzeńców aż do morza i zagrażając tyłom niemieckiej armji oblężni-czej. Tak więc Antwerpja, broniąca się wciąż po bohatersku, stanowiła dla sprzymierzonych jeszcze jeden cel, przyświecający działaniom na północy.

Położenie Antwerpji było ciężkie. Dwu­krotnie Belgowie czynili bohaterskie i na wiel­ką skalę zakrojone wypady, aby wT działaniach polowych chwycić inicjatywę w swoje ręce. Po raz pierwszy uczynili wielki wypad w dniu 25-ym sierpnia, po raz drugi w dniu 9-ym wrze­śnia, podczas bitwy nad Marną. Jednakże w obu wypadkach wysiłki Belgów były bezsku­teczne: nie mogli przełamać pierścienia nie­mieckich wojsk oblężniczych i zmuszeni byli po krwawych ofiarach z powrotem chronić się po­za fortyfikacjami twierdzy.

Dotychczas Niemcy słabo nacierali na twierdzę, ograniczając się głównie do jej do­kładnego odcięcia od własnego kraju i przypie­rając ją niejako do granicy holenderskiej. W miarę jednak, jak sytuacja na froncie sta­wała się dla Niemców mniej korzystna, tem ważniej szem i pilniej szem stawało się zdoby­cie twierdzy antwerpskiej, która wymagała zbyt poważnych sił oblężniczych, co uszczuplało -zasoby ludzkie, których niedostateczna ilość da­wała się z dnia dzień coraz dotkliwiej odczu­wać. To też dowództwo niemieckie jeszcze w dniu 9-ym września wydało generałowi von Beselerowi, późniejszemu generał - gubernato­rowi warszawskiemu, a wówczas dowódcy ant­werpskiej armji oblężniczej, rozkaz rozpoczę­cia właściwego oblężenia twierdzy. Beseler na­tarł na południowy wyłącznie front, nie posia­dając dostatecznych sił do działań na całej dłu­gości olbrzymiej twierdzy, jaką była Ant­werpja.

Wkrótce potem rozpoczęły swoje straszli­we działanie słynne 42-centymetrowe działa niemieckie, tak zwane „grube Berty", rujnu­jąc najpotężniejsze żelazno-betonowe fortyfi­kacje belgijskie. W dniu 24-ym września roz­począł się generalny atak niemiecki, który bez

przerwy trwał do dnia 8-go października. Po­mimo niezwykłego bohaterstwa Belgów, fort po forcie, pozycja po pozycji przechodziły w rę­ce Niemców, krwawo okupujących każdą zdo­bywaną piędź ziemi. Wreszcie dalszy opór był już bezcelowy: twierdza musiała upaść. Wów­czas Belgowie, korzystając z tego, że od północy Antwerpja nie była osaczona przez Niemców, tą drogą i przy pomocy floty angielskiej zdołali wyprowadzić swoją bohaterską armję, by jej siłami wzmocniwszy oddziały belgijskie na pół­nocnym froncie, przez długie jeszcze lata wal­czyć z najeźdźcą swojej ojczyzny aż do ostatecz­nego zwycięstwa, triumfu i wyzwolenia kraju, który przez cztery zgórą lata jęczał pod żelaz­nym butem niemieckich rządów okupacyjnych. '

Zdobycie Antwerpji, pomimo wypuszcze­nia broniących ją Belgów, było nielada sukce­sem dla Niemców właśnie w tej chwili, kiedy sprzymierzeni w „wyścigu do morza" osiągnęli już ostatni swój etap, zagrażając ponownie prawemu skrzydłu niemieckiemu. Upadek Ant­werpji był moralnym ciosem dla sprzymierzo­nych, którzy nie zdążyli na czas z odsieczą. Po­za tem zaś znaczne siły niemieckie, uwiązane pod twierdzą antwerpską, zostały nagle zwol­nione i mogły być wprowadzone do walk na froncie niemieckim, na skrajnej północy, zanim jeszcze belgijska załoga Antwerpji mogła by­ła zreorganizować się i wziąć udział w walkach frontowych.

Siły oblężnicze z pod Antwerpji oraz czte­ry nowe korpusy, świeżo sprawowane w Niem­czech, utworzyły bezpośrednie odwody naczel­nego dowództwa niemieckiego. Były to pierw­sze odwody, jakiemi dowództwo niemieckie dys­ponowało od czasu bitwy nad Marną. Korzy­stając z tego, generał Falkenhayn raz jeszcze zdecydował się pokusić o uchwycenie inicjaty­wy w swoje ręce. Chodziło mu o wprawienie w ruch frontu, który zdążył już zaskrzepnąć i znieruchomieć, i w ten sposób dać możność oparcia działań na szeroko zakrojonych mane­wrach. Uderzeniem, które miało wyprowadzić front z jego skostnienia, miało być potężne i gwałtowne natarcie na odcinku pomiędzy mo­rzem a Lille.

Do tego natarcia generał Falkenhayn przeznaczył 4 armję, przesuniętą na skrajną północ i przegrupowaną do nowych zadań. Ar-mja ta rozpoczęła swoje gwałtowne natarcie w dniu 17-ym października. Jednakże nad Yser'ą natarcie niemieckie zderzyło się z po-ważnemi siłami angielskiemi, francuskiemi i belgijskiemi. Siły te, tworzące oddzielną mie-

283

Page 22: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

szaną grupę bojową, o której już wspominali­śmy, akurat dokonywały próby oskrzydlenia Niemców od północy, co, jak wiemy, było od po­czątku „wyścigu do morza" głównym celem sprzymierzonych. W wyniku tego zderzenia się dwóch przeciwnych sobie działań zaczepnych o analogicznych zamierzeniach, wywiązały się niezwykle zacięte i krwawe bitwy nad Yser'ą i pod Ypres.

Przez pewien czas zwycięstwo wahało się na obie strony i, jak to mówią, wisiało na wło­sku. Obie strony walczyły z wyjątkowem bo­haterstwem, zacięciem i ofiarnością. Po jednej i po drugiej stronie rozumiano, że od wyniku tych walk może zależeć nowy zwrot w wojnie, pozwalający ją zakończyć rychłem i decydują-cem zwycięstwem.

Najsłabiej napór Niemców wytrzymywały wojska angielskie. To też był moment, kiedy wódz naczelny Anglików, marszałek French, był już zdecydowany na odwrót swoich wojsk. Oznaczałoby to klęskę sprzymierzonych i od­danie inicjatywy w ręce przeciwnika.

Dopiero nieugięte stanowisko generała

Foch'a, późniejszego marszałka Francji, An-glji i Polski, dowodzącego poprzednio 9 armją w czasie bitwy nad Marną, obecnie zaś pełnią­cego z ramienia francuskiego dowództwa na­czelnego funkcje łącznika, w celu uzgadniania działań wojsk sprzymierzonych na północy, zmieniło decyzję marszałka French'a: Anglicy utrzymali swoje pozycje.

Powoli bitwa, jakgdyby, się dopalała, rówT-noważąc siły i szanse obu stron. W pierwszych dniach listopada straszliwe wyczerpanie obu stron doprowadziło do zaniechania wTalk. Bitwa przekształciła się w typową wojnę pozycyjną.

Zawiodła Niemców ostatnia straszliwa próba rzucenia na szalę wojny decydujących i szybkich rozstrzygnięć, tak bardzo zalecanych przez twórcę niemieckiego planu wojennego, generała Schlieffena, wielkiego poprzednika nieudolnego i słabego Moltkego!

Nadludzki wysiłek dowTódców i żołnierzy niemieckich nie przyniósł rezultatu: ani front nie został przełamany, ani inicjatywa działań nie powróciła już do rąk Niemców, ani też nie zostały przez nich opanowane porty francuskie

Pierwszy punkt opatrunkotoy 284

Page 23: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Badanie jeńców.

to OD U l

Page 24: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

-/«"! /

. #

>*

:zms^~ ~

Rzucanie poeisków z samolotu.

Dunkierka i Calais, stanowiące wrota do naj­bliższej i najdogodniejszej komunikacji mor­skiej z Anglją!

Jak wiemy już, po klęsce nad Marną cofa­jące się armje niemieckie zatrzymały się na wyznaczonej sobie linji obronnej i, pomimo wszelkich wysiłków sprzymierzonych, linję tę zdołały utrzymać, zakorzeniając się na niej i przechodząc do metody walk pozycyjnych na coraz to doskonalej umacnianych pozycjach. Siłą rzeczy i sprzymierzeni musieli przejść do walk pozycyjnych. Front znieruchomiał i za-skrzepł.

Wówczas po obu stronach pojawiła się kon­cepcja „wyścigu do morza", który był niczem innem, jak dążeniem do zyskania wolnych te­renów, na których mogłyby się rozwinąć potęż­ne manewry strategiczne, co w ostatecznym wyniku musiałoby poruszyć skostniały po obu stronach front bojowy. Ale obie strony, mając

te same zamiary, nie dały się wzajemnie uprze­dzić. Zamiast wielkich manewrów — poprostu front bojowy przedłużał się po obu stronach ku północy, przybierając stopniowo te same cechy frontu pozycyjnego, dla złamania którego roz­poczęły obie strony ów niesamowity „wyścig". Ostatnią stawką była dla obu stron wielka bi­twa nad Yser'ą i pod Ypres. Albo tam, albo też nigdzieindziej obie strony mogły się prze­bić ku wolnym do manewrowania terenom. Da­lej na północ iść było nie można: obu przeciw­nikom przerwało „w7yścig" morze. Ale, jak wie­my, i tę ostatnią stawkę obie strony przegrały. Na tym ostatnim ruchomym odcinku frontu bitwa stopniowo przekształciła się w walki po­zycyjne, dzięki jednakowo nieustępliwej posta­wie obu stron.

Tak więc od listopada 1914 roku wojna na Zachodzie w całości już przekształciła się na wojnę zdecydowanie pozycyjną. Z biegiem cza-

286

Page 25: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

su wojna pozycyjna zapanowała wszechwład­nie i na Wschodzie — potem i na Południu.

Zdarzył się po raz pierwszy, nieznany przedtem, wypadek: państwa centralne, olbrzy­mi obszar, zajmujący całą środkową Europę, przekształciły się w monstrualnych rozmiarów twierdzę, której obronne pozycje rozciągnęły się na tysiące kilometrów zaskrzepłego frontu, gdzie bez przerwy toczyła się niesamowita, nie­ludzka — raczej krecia — walka — w ziemi — o każdą piędź zrytego pociskami terenu — wśród straszliwych warunków, gdzie najmniej­szy sukces okupywano hekatombami ofiar ludz­kich i niewiarogodnym kosztem materjalnym i gdzie zdumiewające nawet sukcesy zaledwie dawały się zaznaczyć na mapie, tak nikłe były ich rezultaty terytorjalne!

Początkowo nowa zupełnie forma wojny— wojna pozycyjna zdawała się powiększać szan­se mocarstw centralnych. Dzięki niej mocar­stwa te przez długie lata mogły się były bronić w swojej olbrzymiej twierdzy przeciwko coraz silniejszemu przeciwnikowi, pomimo, że wła­sne ich siły topniały w straszliwych ofiarach na wszystkich frontach.

Ale od chwili, kiedy wojna stała się pozy­cyjną, ostateczny jej wynik mógł być tylko je­

den: klęska mocarstw centralnych. Bowiem po­wtórzyło się z nimi to, co zawsze dzieje się z za­łogą oblężonej twierdzy, kiedy i wśród bronią­cych i wśród oblegających jest jednaka wola wytrwania i zwycięstwa: zwycięża ten, kto ma łączność ze światem. Bo łączność ta — to żyw­ność, to materjalne środki prowadzenia walki, to wciąż nowe posiłki, idące do walki ze świe-żemi siłami.

Taki właśnie los musiał oczekiwać mocar­stwa centralne. Izolowane od świata ziejącemi ogniem frontami pozycyjnemi i dokładną blo­kadą morską potężniejszych flot wojennych sprzymierzonych — mocarstwa centralne wy­czerpywały się moralnie, fizycznie i gospodar­czo, podczas gdy sprzymierzeni mieli za pleca­mi cały świat, który był ich zasobnemi tyłami, pracującemi na ich potrzeby wojenne i dostar-czającemi coraz świeższy materjał ludzki.

Położenie Niemiec i ich sprzymierzeńców z biegiem czasu stało się tem groźniejsze, że Koalicja zrozumiała wszystkie korzyści, płyną­ce dla niej z wojny pozycyjnej. Koalicja miała czas, nie śpieszyła się. Czas bowiem pracował dla niej i na zgubę Niemcom. Należało tylko jak najdokładniej zaciskać ogniwa straszliwe­go łańcucha, opasującego kraje przeciwnika.

Wygodny punkt obsei-wucyjny.

287

Page 26: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Ubytek w ludziach, przemęczenie moralne i fi­zyczne, głód i brak materjalny — oto najpotęż­niejsi sojusznicy Koalicji, powoli łamiący opór obrońców twierdzy, w której zamknięto nie­miecki imperjalizm.

Wojna pozycyjna zrodziła nowe pojęcia wojenne. Mówiło się o wojnie na wyczerpanie i na ogłodzenie. Mówiło się, że ten wygra woj­nę, kto zachowa nerwy w lepszym stanie. Mó­wiło się o „wojnie sprzętu". Oczywiście, zro­dzone pod wpływem wojny pozycyjnej określe­nia, były tragicznem memento dla Niemiec.

•Jedynem, co mogło jeszcze uratować mo­

carstwa centralne — to przerwanie dławiącego pierścienia frontów pozycyjnych i zmuszenie tem sojuszników do wojny ruchowej. Tylko w możności manewrowania leżał ratunek Nie­miec. Dowództwo niemieckie doskonale zdawa­ło sobie sprawę z tego, że tylko gwałtowne, pio­runujące manewry, które tak po mistrzowsku umieli Niemcy wykonywać, mogły przynieść szybkie i decydujące rozstrzygnięcia. Manewr i szybkość — były sojusznikami Niemców. Woj­na pozycyjna i czas — pracowały z dokładno­ścią maszyny na rzecz Koalicji.

Wszak genjalny Schlieffen już rozumiał to na przełomie XIX i XX stuleci, kiedy cały swój plan wojny oparł na manewrze i szyb­kości, mających wyrównać szanse liczebnie słabszych Niemiec.

Po pierwszych jednak klęskach w wojnie manewrowej, w czem główną winę ponosił gen. Moltke, nieudolny korektor schlieffenowskiego planu, powrócić do zasady manewru — ozna­czało to przerwać front pozycyjny, z miesiąca na miesiąc krzepnący coraz bardziej.

To też od listopada 1914 roku wszystkie wysiłki Niemców zdążają do tego celu. Jednak­że na Zachodzie, gdzie decydowały się przede-wszystkiem losy wojny, wszelkie próby Niem­ców nie dały rezultatu, aż „twierdza" niemiec­ka upadła..., bo upaść musiała.

268

Powracając do działań na Zachodzie, wi­dzimy tam późną jesienią 1914 roku dziwne zjawisko. Front jakgdyby „ustabilizował" się, przekształciwszy się w łańcuch umocnionych pozycyj polowych, z całą energją po obu stro­nach w dalszym ciągu umacnianych. Walki zacichły i nabrały charakteru lokalnych poty­czek pozycyjnych, których rezultaty nie wpro­wadzały żadnych poważniejszych zmian, ani w linji frontu, ani w położeniu na poszczegól­nych odcinkach.

Obie strony były wyczerpane. Nowe zu­pełnie warunki wojny pozycyjne zmuszały obie strony do niezwykłych wysiłków, aby armje swoje i sposoby walki przystosować do nich, za­nim wiosna pozwoli na powzięcie jakichś no­wych decyzyj strategicznych. Narazie zima, niezależnie od wszystkich innych czynników, paraliżowała działania.

Obie strony nie były zadowolone z wyni­ków dotychczasowych: rozwiała się nadzieja szybkiego zakończenia wojny. Należało liczyć się z wojną długotrwałą i należycie do niej przygotować.

Punkt ciężkości na Zachodzie przeniósł się zimą 1914/1915 roku na tyły. Tam wrzała pra­ca, tam reorganizowano się, przygotowywano się, tworzono nowe środki komunikacyjne, od­powiadające linji frontu, tam wreszcie groma­dzono olbrzymi sprzęt wojenny, konieczny w wojnie pozycyjnej.

Na froncie zachodnim aż do wiosny 1915 roku panowała względna cisza. W ogólnym za­rysie do wiosny przetrwał front z listopada 1914 roku.

Główne zainteresowanie przeniosło się zi­mą na Wschód, gdzie armja rosyjska, ów osła­wiony „walec parowy", po raz ostatni próbo­wała „zmiażdżyć" Niemców i Austrjaków, sko­ro nie udało się tego dokonać na Zachodzie.

Page 27: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

R o z d z i a ł IX.

DALSZY ROZWÓJ DZIAŁAŃ WOJENNYCH NA WSCHODZIE.

Zwycięstwo sprzymierzonych we Francji nad Marną początkowo*- wywołało nieopisany entuzjazm w Rosji. Zbiegało się ono z klęską armji austro-węgierskiej w Galicji, co pozwa­lało mieć nadzieję, że zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie zbliża się wojna do końco­wych ostatecznych rozstrzygnięć na korzyść Koalicji.

Wkrótce jednak początkowy entuzjazm i nadzieje Rosjan zostały zmrożone dalszym biegiem wypadków na Zachodzie. Jak już wie­my, armjom sprzymierzonym nie udało się od­rzucić Niemców poza ich własne granice. Zwy­cięstwo nad Marną nie zostało całkowicie i osta­tecznie wykorzystane. Niemcy umocnili się na nowej linji obronnej, biegnącej przez ziemie francuskie. Nastąpiło ustalenie się frontu. Wojna na Zachodzie przybrała charakter po­zycyjny.

Ambasador rosyjski w Paryżu Izwolskij informował Petersburg, że generał Joffre już wkrótce po bitwie nad Marną zakomunikował swojemu rządowi, że sukcesy jego armji „od­tąd będą się mierzyły nie na dziesiątki kilo­metrów, nawet nie na poszczególne kilometry, lecz jedynie tylko na metry!". Dostatecznie ja­skrawo charakteryzowało to Rosjanom położe­nie na froncie zachodnim, gdzie nastąpiło zrów­noważenie sił w wojnie pozycyjnej, wskutek czego stopniowo walki poczęły zacichać.

Cisza, jaka zapanowała na tym froncie po bitwach na północy, kończących tak zwany „wy­ścig do morza", była konieczną dla Francji i jej zachodnich sprzymierzeńców, całą bowiem uwagę i energję należało skupić na pracy ty­łowej.

Armje sprzymierzonych, szczególnie zaś armja francuska, stanowiąca gros sił we Fran­cji, w ciągu pierwszych miesięcy wojny, głów­nie zaś w bitwie nad Marną i w bitwach na

północy, poniosły olbrzymie straty. Szczegól­nie wielkie i dotkliwe straty dotknęły korpus oficerski. Za wszelką cenę należało uzupełnić straty armji francuskiej, co szczególnie w skła­dzie oficerskim wymagało dłuższego czasu i względnego spokoju na froncie bojowym.

Nietylko jednak skład ludzki armji fran­cuskiej wymagał koniecznych uzupełnień, któ­re mogłyby podnieść jej wartość bojową do po­przedniego co najmniej poziomu. Okazały się również bardzo poważne braki i w jej uzbroje­niu oraz wyposażeniu.

Jakkolwiek pierwsze już miesiące wojny wykazały doskonałość francuskiej artylerji po­lowej, a jej 75 mm. działo zdecydowanie świę­ciło swój triumf, jednakże z drugiej strony nie­miecka artylerja ciężka bezsprzecznie górowa­ła nad francuską, zarówno jakościowo, jak i ilo­ściowo. A artylerja ciężka, która wykazała już swoją wartość w czasie wojny ruchowej, teraz, wraz z ustaleniem się wojny pozycyjnej, na­bierała znaczenia niemal decydującego z chwi­lą, kiedy miało się do czynienia z umocnionemi pozycjami przeciwnika. Koalicja musiała więc uczynić wszystko, co było w jej mocy, aby zre­organizować i powiększyć znakomicie swoją ar-tylerję ciężką. To samo tyczyło się wojsk tech­nicznych oraz technicznego wyposażenia armji. Poza tem już od czasu bitwy nad Marną sprzy­mierzeni odczuwali coraz dotkliwiej brak amu­nicji, szczególnie zaś pocisków artyleryjskich, co paraliżowało ich działania wojenne. Zapa­sy mobilizacyjne, tworzone w czasach, kiedy nie przewidywano, iż wojna osiągnie tak ogrom­ne rozmiary, jak się to stało w rzeczywistości, wkrótce wyczerpały się, a przemysł nie mógł nadążyć wciąż rosnącemu zapotrzebowaniu.

Wszystko to wymagało ogromnego wysił­ku gospodarczego, organizacyjnego i wojskowe­go, których powodzenie mógł był zapewnić je-

289

Page 28: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Czołóioka sanitarna.

dynie spokój na froncie w czasie zimy 1914/15 roku.

Ale spokój ten mógł być osiągnięty tylko wtedy, gdyby Niemcy nie usiłowali, korzysta­jąc z osłabienia sprzymierzonych i ich prac or­ganizacyjnych, wznowić walk w celu przerwa­nia frontu i rozpoczęcia nowego, wielkiego na­tarcia. A właśnie natarcie takie było bardzo możliwe wobec tworzących się w głębi Niemiec nowych jednostek bojowych.

Licząc się z podobną możliwością, sztab francuski uważał za konieczne narazie odwró­cić uwagę Niemców od Francji, a skierować ją na Rosję. To też rząd francuski już w po­łowie września 1914 roku zwrócił się do rosyj­skiego ministra spraw zagranicznych, Sazono-wa, wyrażając swoją nadzieję, że Rosjanie, po osiągniętem już zwycięstwie nad armją austro-węgierską, zatrzymają się nad Sanem w Gali­cji i zkolei przerzucą swoje działania zaczepne na lewy brzeg Wisły, tym razem przeciwko

Niemcom, prowadząc natarcie, którego celem miałby być Berlin.

To stanowisko rządu francuskiego wywo­łało pierwsze poważniejsze starcie dyploma­tyczne w łonie Koalicji, niezwiązanej jeszcze w organiczną całość. Rosjanie bowiem wystą­pienie rządu francuskiego potraktowali jako mieszanie się Francji do kierownictwa działa­niami wojennemi armji rosyjskiej. To też Sa-zonow w odpowiedzi swojej stwierdził, że nie uważa za możliwe wywieranie jakiegokolwiek nacisku na decyzję wodza naczelnego, wielkie­go księcia Mikołaja Mikołajewicza, z drugiej zaś strony osobiście wyraził pewność, że na-pewno armja rosyjska, po ostatecznem zniszcze­niu armji austro-węgierskiej, zwróci się prze­ciwko Niemcom całą swoją potęgą, ale kiedy to nastąpi, niemożliwem jest określić, gdyż za­leżeć to będzie od okoliczności wojny. Od siebie zaś zwrócił uwagę rządu francuskiego, że uwa­ża za bardzo celowe upoważnić wodzów naczel-

290

Page 29: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nych obu mocarstw sprzymierzonych do wymia­ny zdań na temat uzgadniania działań wojen­nych.

Odpowiedź Sazonowa nie zadowoliła sfer politycznych i wojskowych we Francji. Amba­sador rosyjski, Izwolskij, pisał przeto, że nie czuje się uprawnionym do ukrywania faktu niezadowolenia rządu francuskiego z rosyjskich działań wojennych, co sparaliżowaćby mogło zagwarantowanie Francji znacznego powięk­szenia wojsk rosyjskich, skierowanych prze­ciwko Niemcom.

Problem wielkiego natarcia rosyjskiego przeciwko Niemcom w połowie września 1914 roku był dla Rosjan niezwykle ciężki. Jak­kolwiek, co wiemy już z poprzednich rozdzia­łów, rosyjski sztab generalny zawsze natarcie to uważał za ostateczny cel swoich działań wstępnych, jednakże uzależniał jego realizację od powodzenia działań, mających go poprze­dzić. Natarcie, prowadzące Rosjan w głąb Nie­miec i grożące Berlinowi, mogło być poprowa­dzone jedynie na lewym brzegu Wisły, pomię­dzy jej górnym i dolnym biegiem, poprzez ów­

czesne prowincje niemieckie, Śląsk i Wielkie Księstwo Poznańskie. W tym wypadku, jak­kolwiek natarcie Rosjan odbywałoby się na sze­rokim froncie, jednakże byłoby narażone na po­ważne niebezpieczeństwo oskrzydlenia od pół­nocy z Prus Wschodnich i od południa z Gali­cji. Gdyby skrzydła te zeszły się — cała masa armji rosyjskiej, prowadzącej natarcie w głąb Niemiec, znalazłaby się w worku bez wyjścia.

Aby więc poprowadzić natarcie w środku przeciwko Niemcom, uważali Rosjanie za ko­nieczne sparaliżować niebezpieczeństwo, gro­żące im na obu skrzydłach. W tym celu rozpo­częta była kampanja przeciwko Prusom Wscho­dnim na północy i na południu wielkie natar­cie przeciwko Austro-Węgrom w Galicji. Kam­panja w Prusach Wschodnich całkowicie zawio­dła, gdyż nie usunęła z tej strony grożącego nie­bezpieczeństwa, pochłonęła zaś olbrzymie ofia­ry w ludziach i sprzęcie bojowym. Kampanja przeciwko Austro-Węgrom , jakkolwiek dała Rosji zdecydowane zwycięstwo, jednakże nie osiągnęła również • ostatecznych swoich celów. Osaczenie i zniszczenie armij austrjackich nie

Przygotowania wojenne w Turcji pod kierunkiem Niemcom

291

Page 30: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Armja francuska. Indyjski* wojska pomocnicze.

Page 31: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

miało sio Rosjanom: armje te wymknęły się i zajęły dogodną pozycję w trójkącie Wisły, Wi­słoki i Karpat, oparte ztyłu o twierdzę Krako­wa Wojska austrjackie były wprawdzie wy­czerpane, zdezorganizowane i zdemoralizowane kieska, ale i wojska rosyjskie nie były w o wie­le'lepszym stanie, narazie również niezdolne do poważniejszych zadań. W dodatku Austra-cy, korzystając ze swojej bogatej sieci komu-

Mikołaja Mikołajewicza. Poza tern rosyjskie dowództwo naczelne bądź co bądź rozumiało wspólność interesów rosyjsko-francuskich i ko­leżeństwo broni, musiało przeto brać pod uwa­gę względy koniecznej pomocy, której oczeki­wali od Rosji Francuzi.

Mikołaj Mikołajewicz uważał jednak, ze działania przeciwko Niemcom ze względu na ich ryzyko mogą być rozpoczęte dopiero z tą

Ttircja. Przed, wyruszeniem derwiszów na świętą wojnę.

nikacyjnej, z łatwością mogli byli przerzucać swoje siły na inne odcinki teatru wojny, pod­czas gdy środki komunikacyjne Rosjan znaj­dowały się w znacznie gorszym stanie.

W tych warunach działania zaczepne prze­ciwko Niemcom musiały przedstawiać dla Ro­sjan znaczne ryzyko, z którym liczyło się na­czelne dowództwo. Jednakże, wbrew oświad­czeniu Sazonowa, względy polityczne wywiera­ły coraz silniejszy wpływ na wielkiego księcia

chwilą, kiedy Francuzi dadzą dostateczne gwa­rancje, że, o ile możności, usiłować będą zwią­zać jak największe siły niemieckie na zachod­nim froncie.

Wobec tego zwrócił się Mikołaj Mikołaje­wicz do generała Joffre'a z zapytaniem, co — po pierwsze — uczynią Francuzi na wypadek, gdyby Niemcy pozostawili przeciwko Francji zaledwie minimum swoich sił obronnych, i — po drugie—czy generał Joffre, w myśl instruk-

292

Page 32: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

cyj swojego rządu, za ostateczny cel swoic' działań uważa jedynie oswobodzenie francu­skich terytorjów od nieprzyjaciela, oraz ode­branie francuskich Alzacji i Lotaryngji, czy też dotarcie do linji Renu, czy wreszcie wkrocze­nie daleko w głąb Niemiec?

Odpowiedź francuska z ostatnich dni wrze­śnia wskazywała na toczące się wówczas bi­twy na północy nad Yser'ą i pod Ypres, które uniemożliwiają Niemcom poważniejsze prze­rzucenie wojsk z frontu zachodniego na wscho­dni, oraz stwierdzała, że w razie powodzenia w tych bitwach oręża sprzymierzonych, Fran­cja nie ma zamiaru zatrzymać swTojego natar­cia na jakiejkolwiek zgóry wyznaczonej linji, lecz będzie dążyła do zdecydowanego zwycię­stwa.

Przyjrzyjmy się teraz położeniu na froncie rosyjskim.

W miarę postępów ofensywy rosyjskiej w Galicji, front Rosjan coraz bardziej zwężał się, ściskany od północy górnym biegiem Wi­sły, od południa zaś pasmem gór karpackich. W tych warunkach oczywiście wypływała ko­nieczność zużytkowania nadmiaru sił rosyj­skich w Galicji na innym odcinku frontu. Z po­przedniego rozdziału o froncie wschodnim wiemy już, że z chwilą odwrotu armij austrjac-kich pod Kraków na froncie bojowym wzdłuż Wisłoki wysunęli Rosjanie jedną tylko 9 ar-mję. Pozostałe cztery armje chwilowo zatrzy­mano nad Sanem.

Jeszcze w dniu 20-ym września sztab ro­syjskiego południowo-zachodniego frontu zwró­cił się do dowództwa naczelnego z tern, iż uwa­ża za możliwe przerzucić z Galicji na lewy brzeg Wisły od 12 do 16 korpusów, które początkowo mogłyby zająć front wzdłuż rzeczki Nidy, a na­stępnie front Miechów — Piotrków, aby stąd rozpocząć ofensywę przez Kraków na Wiedeń, lub też na Berlin, drogą pomiędzy Poznaniem i Wrocławiem. Uważano przytem, że korpusy te mogłyby znaleźć się na Nidzie już w połowie października. W wypadku, gdyby plan ten uzy­skać miał aprobatę dowództwa naczelnego, sztab południowo-zachodniego frontu zalecał ubezpieczenie prawego skrzydła przez armje północno-zachodniego frontu, które przesunę­łyby swoje główne siły początkowo na front Modlin (Nowo - Gieorgjewsk)—Łomża, a stąd rozwinęłyby natarcie przez Płock na Poznań.

Jednakże plan ten, słuszny z punktu wi­dzenia wykorzystania zbędnych sił, skoncen­trowanych w Galicji, nie był realnym, gdyż nie brał pod uwagę całkowitej dezorganizacji i wy-

ltu. czerpania armij północno-zachodniego fron które same musiały liczyć się z poważnemi trud­nościami nawet w działaniach obronnych prze­ciwko Niemcom.

To też dowództwo naczelne uważało, że dla ubezpieczenia prawego skrzydła trzebaby wzmocnić północno-zachodni front wojskami 5 armji, ściągniętej z południowo-zachodniego frontu, ten zaś zkolei zasilić nowemi korpusa­mi, które były już w drodze na front, dążąc z głębin Rosji. Uważano też, że przerzucenie wojsk z Galicji na lewy brzeg byłoby bezpiecz­niejsze przez Dęblin (Iwangorod), gdzie były stałe przeprawy, chronione przez fortyfikacje twierdzy, niż w górnym biegu Wisły, powyżej Sandomierza, gdzie tymczasowym przeprawom zagrażaliby nietylko Austrjacy, ale i kapryśny stan wód jesiennych Wisły.

W dodatku położenie na północno-zachod­nim froncie, po wycofaniu się 1 armji generała Rennenkampfa za Niemen, a 10 i 2 armij za Bóbr i Narew, było nad wyraz niejasne. Wy­wiad rosyjski nie umiał wyśledzić przegrupo­wań niemieckich, to też liczono się z możliwo­ścią poważniejszego natarcia Niemców w kie­runku Mławy.

Również i sztab południowo - zachodniego frontu błądził w ciemnościach z powodu niedo­statecznego funkcjonowania wywiadu. Dzięki temu musiano się liczyć z kursującemi pogło­skami o rzekomem skierowaniu sił niemieckich na front austrjacki. Nie sądzono, aby siły nie­mieckie wystąpiły w kierunkach na Przemyśl i Jarosław, uważano jednak za rzecz zupełnie możliwą zjawienie się ich po obu stronach Wi­sły w celu poprowadzenia natarcia ku ujściu Sanu do Wisły. Licząc się z tą ewentualnością, sztab południowo - zachodniego frontu jeszcze podczas walk nad Sanem usiłował przerzucić na lewy brzeg Wisły część swojej 9 armji, jed­nakże zamiaru swojego nie zrealizował ze względu na ówczesną poważną sytuację w Ga­licji.

Dowództwo naczelne, biorąc te możliwości pod uwagę, zastanawiało się jedynie, skąd wez­mą Niemcy wojska swoje na pomoc pobitej ar­mji austrjackiej: czy użyją do tego nowych, świeżo utworzonych w Niemczech jednostek bo­jowych, czy osłabią front zachodni we Fran­cji, czy też przerzucą część swoich wojsk z Prus Wschodnich?

W dniu 22-ym września odbyła się na ten temat w Chełmie narada Mikołaja Mikołaje-wicza z dowódcami obu frontów. Na naradzie tej zdecydowano, wobec chwilowej bezsilności

293

Page 33: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

północno-zachodniego frontu, aby front połud-niowo-zachodni własnemi siłami ubezpieczył swoje prawe skrzydło, któremu mogło zagrażać nadejście znaczniejszych posiłków niemieckich.

W tym celu 4 armja generała Everta mia­ła być przerzucona z Galicji w okolice twierdzy dęblińskiej, skąd w każdej chwili mogła była rozpocząć odciążające działania na lewym brze­gu Wisły.

Zamierzone w pierwszych dniach paździer­nika przegrupowania 4 armji zostało opóźnio­ne, gdyż w tym czasie nastąpił gwałtowny przy-

Rosyjskie dowództwo naczelne stai sprzeciwiło się tym planom, nakazując genera­łowi Iwanowowi za wszelką cenę utrzymać li­nię Sanu, równocześnie jednak polecając prz rzucić pod Dęblin i do ujść Sanu nie jedną, lecz dwie armje, osłaniające prawe skrzydło działań galicyjskich.

W rzeczywistości siły niemieckie, zgrupo­wane wzdłuż granicy śląskiej i przeznaczone do działań na lewym brzegu Wisły, składały się z czterech korpusów, zabranych z Prus Wschod­nich, pewnej ilości oddzielnych dywizyj i bry-

4--.

bór wody na Sanie, co spowodowało znaczne szkody w tymczasowych przeprawach.

Fakt ten, zarówno jak i rosnące pogłoski o poważnych siłach niemieckich, które mają być przerzucone na pomoc Austr jakom (co zresztą nie było dostatecznie sprawdzone i prawdopo­dobne) do tego stopnia stropił generała Iwa­nowa, dowódcę południowo-zachodniego frontu, że z początkiem października był już zdecydo­wany ,w razie natarcia austrjacko-niemieckie-go, na odwrót na linję Dęblin—Jaworów z wy­dzieloną grupą pod Lwowem, aby dopiero z no­wego frontu przejść do przeciwnatarcia.

294

gad, ściągniętych z różnych odcinków frontów, jednego korpusu landwery generała Woyrsch'a, zabranego z prawego brzegu Wisły, oraz części 1 armji austro-węgierskiej generała Dankla. Ale wywiad rosyjski skłonny był do przesady, to też siły te znacznie wyolbrzymiał.

Ofensywa niemiecka na lewym brzegu Wi­sły poczęła rozwijać się z wielką szybkością. Z początkiem października Niemcy i częściowo Austrjacy zajęli już front Łask — Rozprza — Włoszczowa — Jędrzejów — Pińczów. W tym czasie na prawym brzegu Wisły Austrjacy zaj­mowali front Dunajca, oraz utrzymywali prze-

Page 34: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Niemiecki cmentarz wojskowy.

łęcze górskie od Gorlic aż do przełęczy Użockiej. Austrjacki wódz naczelny, arcyksiążę Fryde­ryk, oraz szef jego sztabu, generał Conrad von Hotzendorf, dokładali wszelkich starań, aby rozgromione, ale niezniszczone armje austro-węgierskie doprowadzić do takiego stanu, któ­ry i im, za przykładem Niemców, pozwoliłby na działania zaczepne. Biorąc więc pod uwa­gę i Austrjaków, siły ofensywy przeciw Rosja­nom wynosiły po obu brzegach Wisły ponad 20 korpusów.

Bardziej niebezpiecznem dla Rosjan było oczywiście natarcie na lewym brzegu Wisły. Raz, że prowadziły je głównie wojska niemiec­kie, po drugie zaś, że zagrażało ono prawemu skrzydłu sił rosyjskich w Galicji. Ale i poło­żenie Niemców na lewym brzegu Wisły nie by­ło nazbyt korzystne, gdyż i oni zkolei łatwo mo­gli byli być zaskoczonymi na lewem, odsłonię-tem skrzydle.

Na lewe przeto skrzydło Niemców zdecy­dowali się Rosjanie skierować swoje przeciw­

natarcie, które miało sparaliżować całą ofen­sywę niemiecką. Nowe zadanie Rosjan polega­ło na utrzymaniu lingi Sanu i środkowej Wisły, wzmocnieniu się na szerokich przedpolach na lewym brzegu Wisły pod Warszawą i Dęblinem i skoncentrowaniu na swojem prawem skrzydle silnej grupy uderzeniowej.

W związku z powyższem dowództwu po-łudniowo-zachodniego frontu polecono przerzu­cić na linję Wisły środkowej trzy armje (4, 9 i 5), w składzie 9 — 10 korpusów, przyczem najpierw miały być przesunięte na front Dę­blin — ujście Sanu 4 i 9 armje, co zresztą było zgodne jeszcze z poprzedniemi rozporządzenia­mi. Północno-zachodni front miał skoncentro­wać pod Warszawą swoją 2 armję, narazie w składzie 4 korpusów, w tern ze świeżo przy­byłym na front Il-im korpusem syberyjskim. W skład tej armji miał być następnie wcielony i I korpus syberyjski, znajdujący się jeszcze w drodze na front.

Realizacja tego przegrupownaia była dla

295

Page 35: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wojsk południowo-zachodniego frontu dosc trudna. 4, 9 i 5 armje miały opuścić Galicję i zająć nowy front. Tymczasem pod koniec września, po przekroczeniu Sanu, zdążyły juz znacznie zaawansować się w kierunku Krako­wa. 9 armja zajęła już linję rzeki Wisłoki. Na południe od niej posuwała się 4 armja, póki nie

przepraw na Sanie. 3 armja, zajęta dotychczas wyłącznie oblężeniem twierdzy Przemyśla, mu­siała rozciągnąć się teraz na północ, aby objąć front Sanu po wycofanych z Galicji armjach. Jedynie tylko 8 armja miała pozostać na sta­rym swoim froncie na południe od Przemyśla do Starego Miasta nad Dniestrem. W tym cza-

Pierwsi jeńcy tureccy.

powstrzymał jej rozkaz przerzucenia się pod Dęblin. Jeszcze bardziej na południe 5 armja zajmowała front Rzeszów — Jarosław, zaś jej jazda wysunęła się już na linję Pilzno — Ja­sło — Dukla. Tym trzem armjom należało więc wykonać uciążliwy marsz na północ po drogach zniszczonych już i rozmiękłych od jesiennych deszczów, korzystając z lichych, tymczasowych

296

sie jej jazda zajęła drogi górskie na froncie od Sanoka do Jabłonicy.

Ponieważ wojska niemiecko-austrjackie, prowadząc swoje natarcie na front Sando­mierz — Dęblin — Warszawa, miały na le­wym brzegu Wisły znacznie krótsze i dogod­niejsze drogi, niż Rosjanie na prawym brzegu, dlatego tez naczelne dowództwo rosyjskie po-

Page 36: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

leciło generałowi Nowikowowi, który znajdo­wał się wraz ze swoim korpusem jazdy, składa­jącym się z kilku dywizyj jazdy, w okolicach rzeczki Nidy, aby nie ograniczał się do służby wywiadowczej, ale postarał się również za wszelką cenę powstrzymać pochód Niemców w celu zwiększenia szans rosyjskich w tym wy­ścigu obu przeciwników po obu stronach Wisły.

Doceniając doniosłą wagę zamierzonego przeciwnatarcia Rosjan na lewym brzegu Wi­sły (względy obronne oraz polityczno-strate-

ny do partykularnego traktowania działań na swoim froncie, musiała zwrócić się na odcinek lewego brzegu Wisły, gdzie miała działać de­cydująca masa uderzeniowa, zagadnienia zaś frontu galicyjskiego, skupione w rękach gene­rała Brusiłowa, z natury rzeczy odchodziły na plan drugi. A o to właśnie chodziło rosyjskie­mu dowództwu naczelnemu, pragnącemu punkt ciężkości przerzucić na lewy brzeg Wisły.

Zadaniem północno - zachodniego frontu, pozbawionego obecnie od dnia 2 października

• - • .

\n Atak nocny Francuzów na okopy niemieckie.

giczne wobec Francji!), naczelne dowództwo rosyjskie zdecydowało się oddać dowództwo 2-ej armji w ręce gen. Iwanowa, który w ten sposób rozciągnął swój południowo-zachodni front od Modlina aż do Karpat, z tern, że dowództwo obu armij (3 i 8), które pozostawały w Galicji, od­dano znów w jedne ręce, a mianowicie dowód­cy 8 armji, generała Brusiłowa. Dzięki tej de­cyzji generał Iwanow skupiał w swoich rękach kierownictwo nad całością zamierzonych opera-cyj, co uniemożliwiało potraktowanie przez nie­go całego przeciwnatarcia wyłącznie z punktu widzenia osłony prawego skrzydła południowo-zachodniego frontu. W tych warunkach uwa­ga generała Iwanowa, który zawsze był skłon-

swojej 2 armji, w składzie 5 kropusów (w U dwa syberyjskie, zupełnie świeże), była osłona prawego skrzydła całej zamierzonej operacji. Linję demarkacyjną pomiędzy obu frontami poprowadzono przez Przasnysz — Maków — Wyszków. Do rozporządzenia dowództwa po-łudniowo-zachodniego frontu przechodził rów­nież miński wojenny okręg, a ponadto północno-zachodni front miał w najbliższym czasie oddać jeszcze dwa dalsze swoje korpusy dla działań pod Warszawą.

Tak więc generał Iwanow, którego front przedłużył się aż pod Modlin, otrzymał dodat­kowo narazie 5 korpusów wraz z obietnicą dal­szych 2 korpusów. Ale zato miał uzupełnić gru-

297

Page 37: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

j uderzeniową pod Warszawą siłami swojej 5 armji w składzie 3 korpusów.

Tak więc pod dowództwem generała Iwa­nowa skupiono 6 armij w składzie 25 korpu­sów, zajmujących front od Modlina az do Kar­pat, z czego 10 korpusów (2 i 5 arnrje), a więc 40°/ wszystkich sił miało być skupionych na lewym brzegu Wisły pod Warszawą w celu wy­konania potężnego uderzenia na odsłonięte le­we skrzydło wojsk niemieckich, prowadzących ofensywę w kierunku Sandomierz — Dęblin — Warszawa.

Zamierzone przez Rosjan olbrzymie prze­grupowanie swoich sił odbywało się w niezwy­kle ciężkich warunkach komunikacyjnych, przy wciąż pogarszającej się pogodzie jesiennej i po­wodziach na Wiśle i Sanie. To też za wszelką cenę należało powstrzymać do czasu ukończe­nia przegrupowania ofensywę niemiecką na le­wym brzegu Wisły. Jak wiemy, zadanie to po­wierzono korpusowi jazdy generała Nowikowa. Wkrótce jednak dowództwo rosyjskie odwołało go, nakazując pozostawienie części sił na le­wym brzegu Wisły na przedpolach Dęblina, re­sztą zaś sił pośpieszny marsz prawym brze­giem ku Warszawie i tworzącej się grupie ude­rzeniowej. Był to doniosły w skutkach błąd. Bowiem rolę korpusu gen. Nowikowa powie­rzono specjalnej grupie, utworzonej z dwóch brygad strzeleckich pod Opatowem, i jednej gwardyjskiej brygady jazdy, wzmocnionej na­stępnie przez jedną jeszcze brygadę piechoty, pod Klimontowem.

Grupa ta w dniach 3 i 4 października sto­czyła pod Opatowem szereg ciężkich walk, w wyniku których zaledwie uniknęła osacze­nia, poniósłszy jednak niezwykle dotkliwe stra­ty. Oczywiście ta słaba grupa nie mogła po­wstrzymać ofensywy, którą na szerokim fron­cie prowadziły 9 armja niemiecka i 1 armja austro-węgierska.

Po bitwie pod Opatowem główne siły ro­syjskiej grupy cofnęły się do Sandomierza, któ­ry jednak już po dwóch dniach był zdobyty przez Austrjaków, gdyż Rosjanie musieli po­śpiesznie wycofać się, wobec zagrożenia drogom ich odwrotu na prawym brzegu Wisły, gdzie równocześnie rozwijało się również natarcie Austrjaków na froncie od Wisły aż do Sanoka i Liska. Armje austro-węgierskie jakgdyby ożyły. Energja dowództwa austrjackiego osią­gnęła rezultat. Rosjanie znów mieli do czynie­nia ze wszystkiemi siłami Austro-Węgier, jed­nakże tym razem położenie Rosjan w Galicji

298

było znacznie gorsze. Z pięciu działających tam poprzednio armij rosyjskich, jak wiemy, pozostały tylko dwie. W dodatku obok Austrja­ków po drugiej stronie Wisły postępowali Niemcy, przeciwnik niepomiernie groźniejszy od swojego sojusznika.

Położenie Rosjan w Galicji komplikowało jeszcze trwające wciąż oblężenie Przemyśla, które nazbyt absorbowało siły 3 armji rosyj­skiej, mającej ponadto za zadanie utrzymywa­nie całego frontu na Sanie. Aby ulżyć tej armji, dowództwo rosyjskie poczęło pośpiesznie two­rzyć nową armję oblężniczą, która w następ­stwie otrzymała nazwę 11-ej. Jądrem tej armji miały być dwa korpusy, tworzone z dywizyj rezerwowych. Jednakże, pomimo utworzenia armji oblężniczej, dość zresztą słabej i mało-wartościowej, ofensywa austrjacka łatwo mo­gła uwolnić twierdzę przemyską, wzmacniając się siłami jej garnizonu.

Zależało na pośpiechu. To też generał Iwa­now w początkach października rozkazał zdo­być Przemyśl szturmem. W walkach na bagne­ty, w których Rosjanie ponieśli kolosalne stra­ty, wyparto Austrjaków z paru fortów Prze­myśla, próby jednak dalszego rozszerzenia po­czątkowych sukcesów, pomimo straszliwych ofiar, nie udały się Rosjanom. W rezultacie Ro­sjanie musieli opuścić nawet forty, chwilowo opanowane, i powrócić na swoje poprzednie po­zycje oblężnicze. Dzięki tym niepowodzeniom, oraz postępom ofensywy austrjackiej, Rosjanie zmuszeni byli zaniechać oblężenia Przemyśla, pozostawiając sobie jedynie obserwację wscho­dniego frontu tej twierdzy. W tym czasie 3 ar­mja, przeciwko której Austrjacy koncentrowali znaczne siły, powoli wycofywała się na pozy­cje wzdłuż Sanu.

W początkach października 9 armja ro­syjska zajęła już wyznaczony sobie front wzdłuż prawego brzegu dolnego Sanu i Wisły od ujścia Sanu do ujścia rzeczki Iłżanki. Po bi­twie pod Opatowem Niemcy bez przeszkód już prowadzili swoją ofensywę i wkrótce zajęli le­wy brzeg Wisły, nawprost 9 armji rosyjskiej, ograniczając się jednak do intensywnego arty­leryjskiego obstrzału pozycyj rosyjskich na drugiej stronie rzeki. Natomiast Austrjacy na prawym brzegu Wisły prowadzili natarcie energiczniej, usiłując nawet przeprawić sie przez San, co jednak okazało się niemożliwe pod ogniem artylerji rosyjskiej.

_ Na północ od 9 armji, prawy brzeg Wisły zajęła 4-ta armja rosyjska, wysuwając swoje

Page 38: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

w

Ą

jgp 2

Scas^^ "2^A£j&

"sr^J% --^

SPi:

^ > R * ^

1 ^

Lazaret rosyjski w Suwałkach.

awangardy na lewy brzeg pod Kazimierzem i Puławami (Nowo - Aleksandrja), gdzie zbu­dowano przeprawy, osłaniane umocnionemi przedmościami. Odcinek 4 armji obejmował również Dęblin (Iwangorod), która to twier­dza do tego czasu została już doprowadzona do stanu znacznej obronności. Główna lin ja obron­na Dęblina znajdowała się na lewym brzegu Wisły, oddalona o 6 do 8 kilometrów od mo­stów, stanowiąc dostateczną dla nich osłonę. Przestarzałe forty właściwej twierdzy stano­wiły dopiero drugą linję obronną. Nowa głów­na lin ja obronna została wyposażona kilkudzie­sięciu działami fortecznemi, sprowadzonemi z Dęblina, i posiadała swój własny garnizon. Tak więc Dęblin stanowił silną osłonę stałych przepraw przez Wisłę i wpadający do niej w tern miejscu Wieprz. Ze składu garnizonu dęblińskiego wydzielono jedną brygadę piecho­ty, którą wysunięto w stronę Radomia. Jed­nakże w pierwszych dniach października w cza­sie bitwy pod Opatowem, brygada ta stoczyła niefortunną bitwę z Niemcami, co zmusiło ją do wycofania się w stronę Kozienic. Niemcy w pościgu zajęli Garbatkę, Zwoleń i Ciepielów, podchodząc do pierwszej linji obronnej Dęblina pod Zajezierzem.

5 armja rosyjska, która powinna była za­jąć odcinek Wisły na północ od 4 armji, to zna­

czy od Dęblina aż do Jabłonny za Warszawą, znacznie opóźniła swój pochód. Dopiero około 9-go października korpusy tej armji skoncen­trowały się pod Lublinem, skąd miały być prze­wiezione dalej koleją. Dzięki temu spóźnieniu w pierwszych dniach października musieli Ro­sjanie obsadzić odcinek Wisły pomiędzy Dębli­nem i Warszawą dwoma korpusami (II i XIII) , pośpiesznie ściągniętemi z pod Warszawy, co znacznie osłabiało główną tworzącą się tam gru­pę uderzeniową.

Grupa uderzeniowa, składająca się z kor­pusów 2 armji, w tym czasie zgrupowała się już na lewym brzegu Wisły pod Warszawą, wysuwając silną awangardę w stronę Grójca. Siły 2 armji wynosiły trzy gotowe korpusy (II syb., I i XXVII). Poza tern I korpus sy­beryjski kończył już podwóz swoich oddziałów, natomiast IV korpus opóźniał się z winy do­wództwa 1 armji, ze składu której był zabrany.

Tak przedstawiały się sprawy w dniu 10 października, kiedy dowódca południowo-za-chodniego frontu, generał Iwanow, wydał roz­kaz rozpoczęcia działań zaczepnych. 4 armja miała przeprawić się na lewy brzeg Wisły i po­prowadzić natarcie na froncie Kozienice — uj­ście Iłżanki. II i XIII korpus miały przeprawić się pod Górą Kalwarją i poprowadzić natarcie na froncie Grójec — Warka. 2 armja miała

299

Page 39: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

osłaniać przeprawę « * o n a n t ™ J ^ wszystkie swoje siły pod Warszawą. Następ­nie wraz z nadciągnięciem 5 armji miała się rozpocząć ogólna, decydująca ofensywa na front Skierniewice — Radom — ujście rzeczki Iłżanki. Równocześnie wzmocniona grupa jaz­dy generała Nowikowa miała prawym brze-o-iem Wisły przerzucić się na prawe skrzydło całego frontu i, przeprawiwszy się na lewy brzeg poniżej Warszawy, zjawić się nad Bzurą.

Rzeczywistość pomieszała plany rosyjskie. Jeszcze w dniu 9 października Niemcy roz­

poczęli atak na linję obronną Dęblina. Odrzu­ceni, cofnęli się i w niedalekiej odległości za­trzymali się, energicznie okopując swoje pozy­cje. Odtąd nie czynili żadnych prób ataku na główna linję obronną Rosjan, ograniczając się jedynie do silnego ognia artyleryjskiego prze­ciwko starym fortom Dęblina oraz mostom na Wiśle.

W ciągu nocy z 9 na 10 października 4 ar-mja, zgodnie z rozkazem, rozpoczęła przeprawę swoich korpusów pod Puławami i Kazimierzem. Jednakże postawa Niemców nie pozwoliła im na dalsze posuwanie się lewym brzegiem Wi­sły. W ciągu całego dnia 10 października Ro­sjanie toczyli tam beznadziejne walki, wre­szcie jednak, poniósłszy dotkliwe straty, ran­kiem I I-go musieli wycofać się z powrotem na prawy brzeg, częściowo zdejmując i niszcząc swoje przeprawy. Niemcy, spędziwszy Rosjan z lewego brzegu, podprowadzili swoją artyle-rję ciężką i rozpoczęli energiczny obstrzał po-zycyj rosyjskich pod Puławami, zagrażając swoim ogniem linji kolejowej na Dęblin, po któ­rej posuwały się w tym czasie eszelony z od­działami 5 armji rosyjskiej.

Wobec tego, że Niemcy zagrodzili swoje-mi, silnie umocnionemi pozycjami drogi, pro­wadzące na lewy brzeg Wisły przez twierdzę dęblińską, rosyjski III kaukaski korpus, znaj­dujący się na tyłach Dęblina, rozpoczął w dniu 12-ym października przeprawę na lewy brzeg pod Kozienicami, w celu zajścia od lewego skrzydła na tyły Niemców pod Dęblinem. Jak­kolwiek przeprawa udała się całkowicie, a siły w tern miejscu wzmocniono ponadto oddziałami XVII korpusu ze składu 5 armji, jednakże Ro­sjanie trafili na obszerne mokradła nadwiślań­skie, co, wobec energicznego przeciwdziałania Niemców, ostatecznie sparaliżowało cały ma­newr.

Rankiem 10 października rozpoczął swo­ją przeprawę rosyjski XXIII korpus pod Górą

300

Kalwarią. Ale już w dniu następnym ,}<> sie że od strony Pilicy nacierają na pół, znaczne siły niemieckie przez Warkę i Biało­brzegi Również od strony Skierniewic nacie­rali Niemcy energicznie. Awangarda 2 armji rosyjskiej poniosła duże straty w bitwie pod Grójcem i pośpiesznie cofnęła się pod Warsza­wę Niemcy dalej prowadzili swoje natarcie na Piaseczno i Nadarzyn, zagrażając przebiciem się na Warszawę.

Według danych rosyjskich, siły niemiec­kie, prowadzące natarcie przeciwko 2 armji ro­syjskiej, mia~ły wynosić od 3 do 4 korpusów. W rzeczywistości zresztą były znacznie słabsze. Wobec tego dowódca 2 armji rosyjskiej, gene­rał Scheidemann, nie decydując się na obronę poprzednio wyznaczonego frontu Błonie — Gro­d e k — Nadarzyn — Piaseczno, nocą 12 paź­dziernika, wycofał swoje wojska na linję daw­nych fortów warszawskich (zniszczonych przez Rosjan na krótko przed wojną). Niemcy na­tychmiast zajęli opuszczone przez Rosjan po­zycje, na których rozpoczęli energicznie się umacniać. Szczególną energję wykazali Niem­cy w umocnieniu Piaseczna i Pruszkowa, któ­ry, znajdując się o 20 kilometrów od Warsza­wy na linji kolei warszawsko-wiedeńskiej, po­siadał wielkie i zasobne warsztaty kolejowe.

Odwrót 2 armji na linję fortów Warsza­wy pozostawił w całkowitem odosobnieniu XIII korpus rosyjski, który przeprawił się na lewy brzeg pod Górą Kalwarją. To też już w no­cy z 11-go na 12 października korpus ten wy­cofał się zpowrotem na prawy brzeg Wisły, ni­szcząc za sobą wszystkie mosty i inne środki przeprawy.

Tak więc plany rosyjskie całkowicie zała­mały się już w pierwszych dwóch dniach ofen­sywy. Rosjanie nietylko, że nie zdołali prze­rzucić działań zaczepnych na lewy brzeg Wi­sły, ale ponadto stracili szereg mostów, któ­rych budowa kosztowała wiele czasu i wysił­ków przy braku środków technicznych, któiy stale dotkliwie dawał się we znaki wojskom rosyjskim.

_ To niepowodzenie, wywołane przedewszyst-kiem zbytnim pośpiechem generała Iwanowa, który niedostatecznie przygotował natarcie, wywołało istną burzę w dowództwie rosyjskiem. W dniu 13 października w Chełmie, siedzibie dowództwa południowo-zachodniego frontu, od­była się osobista konferencja wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z generałem Iwano­wem, który wykazał przy tern niezwykłe zde-

Page 40: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nerwowanie, przygnębienie i zdezorientowanie. Jakkolwiek wielkiemu księciu udało się osta­tecznie przełamać nastrój generała Iwanowa, równocześnie zalecając mu przyśpieszenie transportów 5 armji, aby wespół z nią 2 armja mogła ponownie przejść do natarcia, jednakże, powróciwszy do kwatery głównej w Baranowi­czach, Mikołaj Mikołajewicz sam nie mógł

jącym manewrem grupy uderzeniowej (2 i 5 armje), wzmocnionej ponadto podciągniętemi zpowrotem pod Warszawę XIII i II korpusami, natomiast generałowi Iwanowowi pozostawała pośledniejsza rola wzdłuż średniego biegu Wi­sły t związania jak największych sił niemiec­kich w celu odciążenia zadania grupy uderze­niowej. Celem tej ostatniej miał być, po daw-

Tak kończy szpieg swoją ryzykowną karjerę...

otrząsnąć się z wrażenia, wyniesionego z chełm­skiej konferencji. W rezultacie, obawiając się o dalsze losy tak fatalnie rozpoczętej ofensywy, jeszcze w dniu 13 października wydał rozkaz, mocą którego 2 i 5 armje przechodziły pod roz­kazy dowódcy północno-zachodniego frontu, ge­nerała Ruzskiego, linję zaś demarkacyjną po­między obu frontami określał bieg Pilicy. Ge­nerał Ruzskij miał przeto pokierować decydu-

nemu, manewr na lewe skrzydło frontu nie­mieckiego.

Początek ponownej ofensywy wyznaczono na 18-go października. Należało zaczekać, aż 5 armja obejmie odcinek Wisły od Dęblina do Warszawy, zwolnione zaś korpusy II i XIII bę­dą mogły wzmocnić 2 armję. Ponieważ jednak sztab południowo-zachodniego frontu, tym ra­zem aż nadto ostrożny, alarmował o nieukoń-

301

Page 41: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ezeniu przygotowań, ostatecznie termin pr, sunTęto m 21-go października. Korzystając z tego, 2 armja miała rozszerzyć swoje przed­pole^ warszawskie, nacierając na Piaseczno co pozwalałoby umocnić związek z 5 armja, Któ­rej główne siły koncentrowały się na prawym brzegu Wisły, nawprost Góry Kalwarji. Poza tern dwóm korpusom 10 armji nakazano prze­sunąć się do Pułtuska, aby zbliżyć tę ostatnią do prawego skrzydła 2 armji.

Począwszy od dnia 13 października, 2 ar­mja rozpoczęła swoje lokalne natarcie, odzy­skując w ciężkich walkach Pruszków dnia na­stępnego i powoli posuwając się naprzód. Rów­nocześnie z poza prawego jej skrzydła poczęły wysuwać się masy jazdy w kierunku na Łowicz i na Sochaczew nad Bzurą.

Tymczasem 5 armja pomiędzy Warszawą a Karczewem zdołała przeprawić na lewy brzeg Wisły jeden swój korpus, który miał prowa­dzić natarcie na lewem skrzydle 2 armji. Re­szta 5 armji, z braku środków przeprawy, po­została na prawym brzegu, wspomagając tam­ten swoim ogniem i strzegąc Wisły aż do uj­ścia Pilicy.

W dniu 20 października 2-ej armji naka­zano przy współudziale 5 armji opanować swój poprzedni front, przebiegający przez Grodzisk. Następnego dnia miała się rozpocząć ogólna ofensywa.

Tymczasem w ciągu poprzedzającej nocy Niemcy rozpoczęli odwrót na całym froncie pod Warszawą na północ od Pilicy. Równocześnie pod Kozienicami i Dęblinem znacznie zmniej­szyły się siły Niemców. Odwrót Niemców z pod Warszawy był wywołany obawą przed obej­ściem jazdy rosyjskiej od strony Bzury oraz ogólną ofensywą Rosjan, w tych warunkach niebezpieczną dla Niemców.

Wobec tego, że położenie uległo zasadni­czej zmianie, rosyjskie dowództwo naczelne na­tychmiast wydało rozkaz obu swoim frontom przejścia do energicznej ofensywy w kierunku linji Łódź — Piotrków — Opoczno—Opatów— Sandomierz, przy równoczesnem rozwijaniu manewru uderzeniowego na prawem skrzydle.

Odwrót Niemców odbywał się planowo i w nadzwyczajnym porządku. Nie był to od­wrót przymusowy, lecz nowy manewr strate­giczny, polegający na błyskawicznem uchyle­niu się z pod zamierzonego i długo przygotowy­wanego uderzenia przeciwnika. W odwrocie tym Niemcy, zresztą, jak i w c i ą g u c a ł e j wo-_ ny, wykazali zdumiewającą zdolność manewro­wania wielkiemi masami swoich wojsk, których

302

nawet najbardziej pospieszny odwrót demoralizował, ani nie pozbawiał ich. normal-nei zdolności bojowej. W każdej chwili wojska niemieckie nagłym zwrotem mogły przejść z od­wrotu do natarcia, tern niebezpieczniejszego dla przeciwnika, że całkowicie niespodziewa­nego.

Odwrót Niemców z pod Warszawy osła­niały, dość słabe zresztą, oddziały, które pozo­stawiono narazie na poprzednim froncie. Po­zwoliło to Niemcom niezwykle starannie i wszechstronnie przeprowadzić olbrzymie dzie­ło zniszczenia wszelkich środków komunikacyj­nych, co w następstwie w dużej mierze przy­czyniło się do sparaliżowania natarcia Rosjan i bez tego znacznie mniej ruchliwych i pozba­wionych dostatecznej ilości wojsk i środków technicznych.

Ustępując, Niemcy niszczyli wszystko, co mogło było współdziałać ofens^ wie rosyjskiej. Wszystkie mosty i przepusty, zarówno kolejo­we, jak i drogowe wysadzane w powietrze. Ten sam los spotkał wszelkie budynki kolejowe, zwrotnice, wieże ciśnień i pompy. Szosy ni­szczono, jak się dało, włącznie do rozkopywa­nia i wysadzania w powietrze całych odcinków nawierzchni, przeważnie w szachownicę. Na­wet słupy telegraficzne padły spiłowane. Izo­latory porcelanowe, tak zwane fajki, rozbijano, druty zaś przecinano przy każdym nieledwie obalonym słupie. Nacierające wojska rosyj­skie posuwały się z trudem wśród całkowitej ruiny środkówT komunikacyjnych.

Stopniowo odwrót Niemców ogarnął ob­cinki frontu pod Dęblinem i Puławami, a na­stępnie rozszerzał się coraz bardziej na połu­dnie. W rezultacie również i wojska austro-węgierskie powoli przechodziły do odwrotu.

Wślad za cofającym się przeciwnikiem po­stępowały wojska rosyjskie, wśród ciężkich walk przeprawiając się na lewy brzeg Wisły i Sanu i przechodząc do ofensywy na olbrzy­mim froncie, rozciągającym się od Bzury aż do Karpat.

Tak zakończyła się tak zwana bitwa war­szawska, w której strateg ja rosyjska święciła swój triumf, zanim jeszcze doszło do decydują­cych walk. J J"

_ Aby należycie ocenić zwycięstwo rosyj­skiej strategji, należy sobie uświadomić, jakie cele przyświecały Niemcom w ich ostatniej otensywie która załamała się pod Warszawa?

_ Nie ulega kwestji, że dowództwo niemiec­kie dostatecznie zdawało sobie sprawę z wiel­kich przygotowań rosyjskich do ofensywy na

Page 42: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Odparcie ataku niemieckiego przez Anglików.

lewym brzegu Wisły, przedewszystkiem prze­ciwko Niemcom. Jak wiemy, ofensywa rosyj­ska miała odciążyć Francuzów na Zachodzie i zmusić Niemców do przerzucenia na Wschód części swoich sił we Francji. Ale właśnie to­czyły się wówczas zażarte walki na północnym odcinku zachodniego frontu, które w razie zwy­cięstwa Niemców, miały znów oddać w ich rę­ce inicjatywę na Zachodzie w dalszych działa­niach zaczepnych, które znów mogły być spa­raliżowane ofensywą rosyjską. Niemcy więc pragnęli uprzedzić plany koalicyjne i sparali­żować aktywność Rosjan, zanim jeszcze ta ak­tywność mogła była stać się groźną.

Wiedząc o tern, że główne siły Rosjan sku­pione są na północy, na froncie wschodnio-pru-skim i na południu w Galicji, skąd miały do­piero powolnie ściągać się na odcinek środko­wej Wisły, Niemcy postanowili sami poprowa­dzić energiczną, piorunującą ofensywę na le­wym brzegu Wisły, w wyniku której przypu­szczali, że łatwo przekroczą Wisłę pomiędzy Dę­blinem i Józefowem i tern rozerwą oba fronty rosyjskie, a następnie oskrzydlą lub nawet osa-

cza armje rosyjskie, znajdujące się w Galicji. Rola Austrjaków miała polegać na związaniu jak największych sił rosyjskich nad górną Wi­słą, Wisłoka, a później Sanem i odwrócenia tam uwagi Rosjan od głównego natarcia niemiec­kiego.

Pewność sukcesu niemieckiego opierała się na tern, iż odcinek środkowej Wisły był bardzo słabo obsadzony przez Rosjan, podciągnięcie zaś tam sił rosyjskich z Galicji było niezwy­kle ciężkie. Do przepraw na Wiśle, słabo bro­nionych, Niemcy mieli krótsze i dogodniejsze drogi, niźli Rosjanie z Galicji.

Jak wiemy, stało się inaczej. Dowództwo rosyjskie tym razem należycie oceniło położe­nie, rozwinęło słuszną koncepcję strategiczną, a żołnierz rosyjski w trudnych warunkach dał z siebie maksimum wysiłku w olbrzymich, uciążliwych pochodach. Tym razem Niemcy przegrali wyścig. Zanim dotarli do przepraw na Wiśle, były one już dostatecznie bronione przez podciągnięte z południa siły rosyjskie. Wobec tego Niemcy przedłużyli wyścig, usiłu­jąc przerzucić główne swoje siły uderzeniowe

303

Page 43: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

bardzie] na północ pod Warszawą Jednakże i tam zostali wyprzedzeni. W dodatku dowódz­two rosyjskie zdołało przeprowadzić manewr oskrzydlający swojej jazdy nad Bzurą. W taK niepomyślnych warunkach Niemcy, nie decy­dując się nawet na poważniejsze starcia, po­rzucili swój plan ofensywy i, pośpiesznie wy­cofując się, zdołali uniknąć uderzenia znacznie już silniejszego liczebnie przeciwnika.

Załamanie się ofensywy niemieckiej roz­wiązało ręce Rosjanom, pozwalając im rozwi­nąć na wielką skalę zamierzoną ofensywę wła­sną, wymierzoną w głąb Niemiec przez Poznań­skie i Śląsk na Berlin, serce i mózg Rzeszy Nie­mieckiej.

W miarę jednak wycofywania się Niem­ców z obszarów rosyjskich, szanse ich musiały się wzmagać. Im bliżej byli swojej granicy — tern zwiększała się ich zdolność manewrowania, dzięki potężnie rozwiniętej sieci kolejowej w Niemczech, co pozwalało na błyskawiczne przerzucanie oddziałów z jednego odcinka fron­tu na drugi. Rosjanie zaś skazani byli na dzia­łania w b. Kongresówce, wyposażonej w bar­dzo skromną sieć kolejową, w dodatku systema­tycznie niszczoną przez Niemców.

Rozumiejąc całe niebezpieczeństwo szyb­kiego wycofania się Niemców ku ich własnej granicy, dowództwo rosyjskie za wszelką cenę pragnęło szybkiem natarciem przytrzymać wy­mykającego się przeciwnika i w rozstrzygają­cych bitwach rozbić jego żywą siłą, oczyszcza­jąc sobie w ten sposób wolną drogę na Berlin.

Jednakże, pomimo ciągłego przynaglania ze strony naczelnego dowództwa, ofensywa ro­syjska z każdym dniem traciła swój impet. Fa­talny stan dróg oraz wyczerpanie wojsk, szcze­gólnie 4 i 5 armij, które już poprzednio odbyły męczące marsze z Galicji, coraz bardziej utrud­niały pochód, powodując opóźnienia, co fatal­nie zaważyło na rozwoju całej ofensywy rosyj­skiej na lewym brzegu Wisły.

Rosyjski plan ofensywny był następujący. Główna masa uderzeniowa (40 dywizyj, 2, 5, 4 i 9 armij) miała teoretycznie nacierać na linję Gniezno — Koźle (na Śląsku), a więc ob­chodząc od południa silną twierdzę Poznania. Około 30 dywizyj (armje 1 i 10, ściągnięte z frontu wschodnio-pruskiego) miało osłaniać natarcie głównych sił od północy od strony nie­mieckiej twierdzy Torunia, posuwając się od Modlina i Bzury po obu brzegach wdół Wisły Wreszcie 25 dywizyj (3, 8 i 11 armje) miało wiązać i paraliżować armje austro-węgierskie

304

w Galicji na południe od Wisły, osłaniaj;)' lewe skrzydło całego frontu bojowego.

Ofensywa rosyjska, poza przeszkodami ko-unikacyjnemi, w początkach już swoich spot-

m kała się również z silnym oporem awangardy przeciwnika. Niemcy powstrzymali Rosjan pod Rawą oraz Nowem Miastem i Białobrzegami nad Pilicą, Austrjacy zaś na wschód od Rado­mia. Dopiero dn. 29 października opór oddzia­łów niemieckich i austrjackich złamano, i Ro­sjanie mogli znów posuwać się naprzód w kie­runku linji Łódź — Piotrków — Kielce.

Groźniejsze jednakże następstwa miał opór Austrjaków na Sanie. Pomimo ogrom­nych wysiłków i ofiar, wojska rosyjskie, ope­rujące w Galicji, nie mogły odrzucić przeciw­nika od jego obronnej linji na Sanie. Było to zdumiewające zjawisko dla Rosjan, którzy po swoich świetnych poprzednich zwycięstwach w Galicji uważali armje austro-węgierskie za całkowicie już pozbawione wartości bojowej. Rosjanie przywykli już lekceważyć Austr ja­ków. To też naczelne dowództwo rosyjskie nie­mało było zaskoczone, kiedy meldunki z nad Sanu stwierdzały, że wartość bojowa wojsk austro-węgierskich znacznie podniosła się od czasów pierwszych bitew w Lubelszczyźnie i w Galicji. Raz jeszcze historja zanotowała fakt, że pobity, ale niepokonany ostatecznie przeciwnik, łatwo może stać się groźniejszym jeszcze, niźli przed swoją klęską. Ano, wiado­mo : las niedocięty z powrotem wyrasta.

Położenie nad Sanem zmusiło Rosjan do ponownego przerzucenia części wojsk południo-wo-zachodniego frontu z lewego brzegu Wisły na prawy. Aby to umożliwić, nastąpiło prze­sunięcie całego tego frontu na południe, co zmu­siło front północno-zachodni do przedłużenia się również ku południowi. Linję demarkacyj-ną pomiędzy obu temi frontami przesunięto o 50 kilometrów na południe od Pilicy. Koniecz­ność tego nowego przegrupowania wojsk bar­dziej jeszcze opóźniła i tak opóźnioną ofensy­wę rosyjską.

W obawie nowych komplikacyj, rosyjskie dowództwo naczelne nakazało generałowi Iwa­nowowi jak najszybciej zakończyć operacje nad Sanem, aby, z powrotem przerzuciwszy swoje wojska, z większą energją poprowadzić mógł swoje natarcie na lewym brzegu Wisły. Do czasu odrzucenia Austr jaków z nad Sanu, do­wództwo naczelne od czasu do czasu powstrzy­mywało natarcie swojej głównej masv uderze­niowej (2 i 5 armje), aby ta zbytnio nie wysu­nęła się naprzód, tracąc związek z resztą frontu.

Page 44: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

'ównocześnie na froncie północno-zacho­dnim Rosjanie pozostawili tylko dość słabą 10-armję generała Siwersa (sześć niepełnych i wyczerpanych korpusów), której zadaniem miało być utrzymywanie frontu w Prusach Wschodnich przed linją jezior Mazurskich, na­tomiast 1. armję generała Renenkampfa (w składzie 4 korpusów w tern dwóch syberyj­skich, świeżo przybyłych na front) przerzucili na front Mława—Przasnysz. Celem tego ma­newru było osłonięcie Warszawy od strony twierdzy toruńskiej oraz ubezpieczenie prawe­go skrzydła armij, działających na lewym brzegu Wisły. Rezultaty działań 1. armji wkrótce już osiągnęły znaczne rezultaty. Niem­ców odrzucono z linji Mława — Przasnysz na linję Działdowo — Nibork. Rosjanie ponow­nie zagrozili Prusom Wschodnim od południa. Szczególnie troskliwi o tę prowincję Niemcy natychmiast rozpoczęli przerzucać na ten od­cinek frontu nowe siły, w tern dwie dalsze dy­wizje jazdy, ściągnięte pośpiesznie z zachod­niego frontu.

A tymczasem współdziałanie sił rosyjskich z lewego brzegu Wisły zmusiło wreszcie Au-strjaków do odwrotu z nad Sanu. Poprzednio już rozpoczęli swój odwrót na lewym brzegu

'lsry, a nieco później na całym froncie az Karpat.

W dniu 8 listopada na lewym brzegu Wis­ły armje rosyjskiego południowo-zachodniego frontu osiągnęły już linję Przedbórz nad Pili­cą — ujście rzeczki Nidy. W Galicji wojska rosyjskie posuwały się, ale ze znacznem opóź­nieniem. Austrjacy zaś głównemi swojemi si­łami cofali się w stronę Krakowa, częściowo zaś na południo-zachód od Przemyśla w Karpa­ty. Rosjanie po przerwie, wywołanej ofensy­wą austrjacką na San, ponownie przystąpili do oblężenia Przemyśla.

W tym czasie 2. i 5. armje północno-zacho­dniego frontu osiągnęły już linję Uniejów— Szadek — Łask — Przedbórz, pozostawiając poza swojem prawem skrzydłem jeden korpus pod Kutnem oraz mając wysunięte ku przodo­wi jedną kaukaską dywizję jazdy i dwie dy­wizje jazdy generała Nowikowa. Równocześ­nie jazda 1. armji przeszła na lewy brzeg Wis­ły w stronę Izbicy, a jej dwa korpusy zajęły Włocławek i Płock. Główne siły Niemców co­fały się na Wieluń i Częstochowę, częściową zaś na Kalisz.

Ponowną ofensywę dowództwo rosyjskie nakazało dla całego frontu na dzień 14 listo-

Ypres po zbombardowaniu przez Niemców.

305

Page 45: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

pada. W tym czasie w Galicji Rosjanie po­winni byli osiągnąć linję Dunajca i podejść do przełęczy karpackich. Celem tego natarcia było rozbicie Niemców na linji Kalisz — Czę­stochowa i osiągnięcie linji Jarocin — Os­trów — Kępno — Kluczbork — Lubliniec — Katowice — Oświęcim, a więc już na terytor-jum niemieckim. W celu usprawnienia dzia­łań tymczasowo 4. armja przechodziła pod roz­kazy dowódcy północno-zachodniego frontu ge­nerała Ruzskiego.

Ale i tym razem opóźnienie nastąpiło z winy południowo-zachodniego frontu, który nie nadążył z przygotowaniami do nowego natarcia. Mianowicie 4. armja nie zdążyła skompletować swoich zapasów sucharów, któ­re w wojsku rosyjskiem były głównym środ­kiem pożywienia żołnierzy w czasie walk i mar­szów. Rzecz ciekawa, opóźnienie to nastąpiło wskutek nieukończenia przez front południowo-zachodni odbudowy kolei żelaznych, podczas gdy front północno-zachodni dawno się już z tą pracą uporał. Tak to wartości dowódców daleko sięgają w sprawność działania podkomendnych im wojsk! Ostatecznie trudność tę usunął oso­biście wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, or­ganizując dowóz sucharów dla 4. armji przy pomocy samochodów, co było rzeczą wyjątko­wą, gdyż armja rosyjska posiadała ich bardzo niewiele.

Zanim jednak Rosjanie rozpoczęli swoją ofensywę w kierunku południowo-zachodnim— Niemcy w dniu 11 listopada rozpoczęli swoje wiasne przeciwnatarcie z kierunku północno-zachodniego na froncie Radziejów — Niesza­wa w stronę Włocławka, gdzie przerzucili zna­czne swoje siły. Był to początek manewru nie­mieckiego, który sparaliżował całą ofensywę rosyjską i doprowadził do krwawych walk pod Łodzią.

Dowódca niemieckiego frontu wschodnie­go generał Hindenburg oraz szef jego sztabu generał Ludendorf, aby uniemożliwić Rosja­nom groźną ofensywę w kierunku południowo-zachodnim i wtargnięcie do Poznańskiego i Śląska, z piorunującą szybkością utworzyli grupę uderzeniową pomiędzy Toruniem i Ino­wrocławiem, która miała wtargnąć pomiędzy Wisłą i Wartą i zadać klęskę prawemu skrzy­dłu armij rosyjskich, działających na lewym brzegu Wisły. Grupę uderzeniową stanowiła 9. armja generała Mackensena w składzie XI, XVII i XX korpusów i 3. dywizji gwardji, oraz ponadto wzmocniona przez I i XXV korpusy rezerwowe z 8. armji, działającej w Prusach

306

Wschodnich. Na miejsce tych dwóch korpu­sów wprowadzono do Prus Wschodnich kilka świeżo utworzonych dywizyj rezerwowych. Do armji generała Mackensena włączono również sześć dywizyj jazdy, w tem dwie austrjackie, z których utworzono dwa korpusy jazdy gene­rałów 'Frommela i Richthofena. Na południu granicę śląską miała osłaniać grupa generała Woyrsch'a^ składająca się z jednego rezerwo­wego korpusu gwardji, jednego korpusu land-wery i dwóch samodzielnych dywizyj piechoty. Na południe od tej grupy po obu stronach Czę­stochowy ściągały się 1. i 2. armje austrjackie, które tyłami swojemi wkroczyły na terytorjum niemieckie.

Razem sprzymierzeńcy mieli na lewym brzegu Wisły około 14 korpusów, w tem 6 kor­pusów austrjackich. Poza tem w każdej chwi­li mogli byli liczyć na pomoc 4. armji austrjac-kiej, zgrupowanej pod Krakowem. Następnie, począwszy od drugiej połowy listopada, na front ten poczęły przybywać kolejno cztery korpusy niemieckie (II, III rezerwowy, XIII i XXIV rezerwowy), ściągane z frontu zachod­niego, a ponadto rezerwy twierdz Poznania, Torunia i Wrocławia oraz 1. dywizja piechoty, dodatkowo przerzucona z Prus Wschodnich, co razem wyniosło ponad 6 dalszych korpusów niemieckich. W rezultacie pod koniec zamie­rzonej operacji siły Niemców miały wynieść ponad 20 korpusów, w tem nie mniej, niż 14 niemieckich.

Niemcy zdecydowali się na nowy manewr w dniu 3 listopada i w ciągu tygodnia zdołali przerzucić pod Toruń główne swoje siły z pod Częstochowy. Gdyby więc Rosjanie nie opóźni­li swojego zamierzonego natarcia w kierunku południowo - zachodnim, uprzedziliby, sami o tem nie wiedząc, manewr niemiecki i, wobec swojej ogromnej przewagi liczebnej na tym odcinku, mieliby poważne szanse zwycięstwa, które mogło otworzyć im drogę na Berlin i wgłąb Niemiec.

Chroniczne opóźnianie wyznaczonych ter­minów przez armje rosyjskie i tym razem bez walki rozbiło plany naczelnego dowództwa. Po­nadto zaś wadliwie zorganizowany i licho dzia­łający wywiad rosyjski nie zdołał na czas od­kryć nowego manewru Niemców, który zasko­czył dowództwo rosyjskie całkowicie nieprzygo­towane.

W dniu 11 listopada, kiedy Niemcy rozpo­częli swoją ofensywę na froncie Radziejów— Nieszawa, rosyjskie armje północno-zachodnie­go frontu zajmowały następujące pozycję. 1,

Page 46: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Zasadzka.

armja generała Rennenkampfa posiadała V korpus syberyjski w okolicach Włocławka, VI korpus syb. w drodze z Płońska do Płocka, VI korpus w okolicach Sierpca i I korpus turkie-stański prowadzący natarcie od Mławy na Działdowo. Jazda 1. armji znajdowała się pod Izbicą i pod Lipnem. Jak widzimy z tego siły 1. armji były rozrzucone na znacznym obsza­rze, co było spowodowane brakiem informacji o groźnej koncentracji Niemców pod Toru­niem. 2. armja generała Scheidemanna posia­dała: II korpus nieco na północo-zachód od Kutna, pozostałe cztery korpusy (XXIII, II syb., IV i I) na froncie Uniejów — Szadek— Łask — Przedbórz. Jazda 2. armji znajdo­wała się w okolicach Konina nad Wartą.

Na południe od 2. armji zajmowała front 5. armja generała Plewego, posiadając: korpu­sy I syberyjski, XIX i V na froncie Rozprza (na południe od Piotrkowa) — Przedbórz. Dalej na połudn. 4. armja (korp. grenadjerski, XVI, III kaukaski i XVII) zajmował front od Przedborza do Pińczowa. Prawe skrzydło pół­nocno-zachodniego frontu zajmowała 10. ar­mja w składzie sześciu korpusów (III, XX, XXII, XXVI, II kaukaski i III syberyjski)

rozciągając się przed linją jezior Mazurskich, silnie umocnionej przez Niemców.

Na południe od północno-zachodniego frontu generała Ruzskiego zajmowały front armje generała Iwanowa. Front ten przebie­gał od Pińczowa wzdłuż Nidy (korpus gwardji, XXV i XIV) i dalej wzdłuż Dunajca, a następ­nie głęboko wciągnięty w linję Karpat.

W momencie tym na lewym brzegu Wis­ły posiadali Rosjanie około 16 korpusów.

Uderzenie Niemców rozpoczęło się w dniu 11 listopada na odcinku rosyjskiego V korpu­su syberyjskiego. W ciągu następnego dnia w zaciętych walkach Niemcy zmusili Rosjan do odwrotu z pod Włocławka i zajęcia przez nich nowej linji pod Gostyninem.

Odwrót V korpusu syberyjskiego z pod Włocławka i to z dużemi ofiarami dowództwo rosyjskie, nic nie wiedząc jeszcze o wystąpieniu od strony Torunia potężnej masy uderzeniowej Niemców, potraktowało, jako lokalne niepo­wodzenie bez głębszego znaczenia i całą winę złożyło na brak dostatecznej postawy bojowej wojsk tego korpusu. To też, lekceważąc zna­czenie bitwy pod Włocławkiem (jakkolwiek na froncie tym w rzeczywistości prowadziło na-

307

Page 47: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tarcie 5 korpusów niemieckich), generał Ruz-ikij, zgodnie z poprzedniemi planami dowódz­twa naczelnego, wydał rozkaz swoim 2., 5. i 4. armjom do rozpoczęcia rankiem 14 listopada wielkiej ofensywy na linję Kalisz — Będzin.

W dniu tym znaczne siły Niemców pomię­dzy Wisłą i Wartą były już tak oczywiste, że generał Ruzskij, nie powstrzymując wpraw­dzie ofensywy, nakazał jednak 2. armji zmia­nę swojego frontu w kierunku północno-zacho­dnim, oraz jej prawoskrzydłowym korpusom nakazał współdziałanie z V korpusem syberyj­skim pod Gostyninem i VI syberyjskim, który przeprawiał się na lewy brzeg Wisły pod Płoc­kiem. Jak wiemy oba te korpusy wchodziły w skład 1. armji. Zarządzenia te pozwalały skupić na odcinku Gostynin — Kutno od 3 do 4 korpusów rosyjskich.

Wielki książę, obawiając się o ten odci­nek, zalecił generałowi Ruzskiemu za wszelką cenę rozbić działające tam siły niemieckie, ze swojej zaś strony nakazał przerzucenie z Pio-trogrodu do Warszawy dwóch dywizyj rezer­wowych.

W dniu 14 listopada Niemcy energicznie nacierali na południe od linji kolejowej Wło­cławek — Kutno. Na północ od tej linji na­tarcie Niemców odbywało się w kierunku Go­stynina. W wyniku dość uporczywych walk wieczorem dnia 15-ego Rosjanie wycofali się na front, przebiegający na wschód od Kutna i Gostynina, opierając się prawem skrzydłem o Wisłę pod Płockiem.

Dopiero ta dwudniowa bitwa, wynik któ­rej faktycznie otworzył Niemcom drogę na Ło­wicz od strony Łęczycy, upewniła dowództwo rosyjskie, że na prawem skrzydle wojsk rosyj­skich, operujących na lewym brzegu Wisły, znajduje się potężne ugrupowanie przeciwnika (ponad 5 korpusów), mające charakter masy uderzeniowej. Od tej chwili uwaga Rosjan z natury rzeczy zwróciła się na ten odcinek frontu.

Aby usunąć konsekwencje przerwania frontu przez Niemców, dowództwo rosyjskie skierowało do Łowicza wszystkie rozporządzal-ne rezerwy z Warszawy. Równocześnie kor­pusom 1. armji, które cofnęły się na wschód od Gostynina i Kutna, nakazano przejść do na­tarcia w kierunku zachodnim na poprzednie pozycje, zaś korpusem 2. armji poprowadzić natarcie na linje Dąbie — Łęczyca, z głównem uderzeniem na tę ostatnią.

Dzień 16 listopada nie przyniósł Rosja-

308

nom powodzenia ich własnego natarcia. Dwa korpusy 2. armji przez cały dzień toczyły cięż­kie walki pomiędzy Bzurą i Wartą, pod wie­czór jednak musiały się cofnąć. Niemcy na­tychmiast umocnili się na rzeczkach Nerze i Bzurze.

W tym samym dniu Niemcy odrzucili również korpusy 1. armji, zajęli Kutno, a ich podjazdy zapędziły się nawet na tyły rosyjskie, gdzie dostał się przypadkowo do niewoli nie­mieckiej gubernator warszawski baron Korf, objeżdżający samochodem okolice na tyłach wojsk rosyjskich.

Niespodziewane uderzenie Niemców pomię­dzy Wisłą i Wartą zmusiło naczelne dowódz­two rosyjskie do odwołania w dniu 15 listopa­da zamierzonej ofensywy 2., 5 i 4 armij, oraz przegrupowania tych armij. Dwie pierwsze miały być podciągnięte na północ na teren spo­dziewanej bitwy decydującej na przedpolach Łodzi, ostatnia zaś wróciła z powrotem pod do­wództwo generała Iwanowa, któremu nakaza­no, wykorzystując przerzucenie wojsk niemiec­kich z południa na północ, energiczną ofensywę na linję Kraków — Częstochowa z tern, że twierdza krakowska miała być osaczoną, rów­nocześnie zaś poprowadzone dalsze natarcie zachodzeniem w prawo na Lubliniec na Śląsku. Dowództwo naczelne organizowało już rucho­me baterje artylerji fortecznej w Brześciu n/Bugiem (Litewskim) i innych twierdzach. Baterje te miały być użyte przy oblężeniu Kra­kowa.

• 4. armja rosyjska podeszła do czołowych pozycyj niemieckich na froncie Częstochowa— Koziegłowy, gdzie spotkała się z niezwykłym oporem przeciwnika. 9. armja w ciężkich wal­kach powoli posuwała się z nad Nidy w stronę Krakowa.

Dzięki temu, że 4. armja uczyniła zwrot na południo-zachód, zaś 5. armja na północo-zachód, pomiędzy obu armjami utworzyła się znaczna luka, którą zapełniono grupami jazdy, wydzielonej z obu armji.

Wraz z ukończeniem nowego ugrupowa­nia armij północno-zachodniego frontu Rosja-nie_ mieli rozpocząć ogólną ofensywę, która zli­kwidowałaby skutki przerwania frontu w kie­runku Łowicza. Ofensywa ta nie doszła do skutku, gdyż w dniu 18 listopada Niemcy od­rzucili 2. armję na wygiętą linję Brzeziny — Stryków — Zgierz — Konstantynów, otacza­jącą więc najbliższą okolicę Łodzi. Ten dzi­waczny odwrót Rosjan rozszerzył jeszcze lukę pomiędzy 2. i 1. armją, co było tern groźniejsze,

Page 48: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

że już poprzedniego dnia Niemcy zajęli Piątek, a więc łatwo mogli wedrzeć się w tę lukę/

Tymczasem położenie 2. armji rosyjskiej pod Łodzią coraz bardziej stawało się groźnem. Natarcie Niemców rozwijało się pomyślnie na front Zgierz — Stryków — Brzeziny — Ko­luszki. Już w dniu 18 listopada podjazdy nie­mieckie podchodziły pod Piotrków i Tomaszów, przerywając telefoniczną i telegraficzną łącz­ność sztabu frontu ze sztabem 2. armji, której coraz bardziej groziło ostateczne osaczenie.

W dniu 19-go ponowne natarcie Rosjan spaliło na panewce. Jedynie tylko 5. armja,

Fakt, że Niemcy przerwali front pomię­dzy 1. i 2. armją oraz głęboko oskrzydlili pra­we skrzydło tej ostatniej pod Łodzią, wymagał ze strony Rosjan tern energiczniejszego prze­ciwdziałania, ile że uderzenie Niemców na le­we skrzydło 5. armji mogło było grozić osacze­niem tej ostatniej wraz z 2. armją.

Dzięki temu, że Rosjanom udało się prze­rzucić na lewy brzeg Wisły silne odwody, któ­re znacznie wzmocniły lewobrzeżne korpusy 1. armji, ta ostatnia miała możność poprowadzić swoje natarcie przeciwko tym wojskom nie­mieckim, które osaczały 2. armję pod Łodzią.

Wojaka rosyjskie we Lioowie.

wypełniając rozkaz, jeszcze w dniu 10-go roz­poczęła natarcie na froncie Łask — Pabjanice. Natarcie to rozwijało się pomyślnie na Szadek i Lutomiersk. Z dość znacznemi stratami Niemcy cofali się na północ. Wynikiem tego natarcia było przedłużenie na zachód przez 5 armję frontu 2 armji pod Łodzią, co tę ostat­nią uchroniło od bliskiego już osaczenia. Zko-lei jednak i położenie 5. armji zaczęło się sta­wać niebezpiecznem od chwili, kiedy nowe zna­czne siły niemieckie (korpusy poznański i wro­cławski, wzmocnione jazdą) zagroziły jej le­wemu skrzydłu od strony Warty.

W tym wypadku osaczający Niemcy sami zna­leźliby się w trudnem położeniu, mojąc z kolei na swoich tyłach korpusy 1. armji rosyjskiej. Cały problem sprowadzał się dla Rosjan do tego, aby natarcie poprowadzić w tempie błys-kawicznem, co pozwoliłoby uwolnić 2. armję zanim ta utraciłaby swoją zdolność obrony.

Grupa lewobrzeżnych korpusów 1. armji rosyjskiej miała poprowadzić natarcie swojem prawem skrzydłem z biegiem Wisły, lewem zaś od Łowicza w kierunku północno-zachodnim, odrzucając Niemców, którzy nacierali na fron­cie Płock — Kutno, i nie pozwalając im na

309

Page 49: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

współdziałanie z temi wojskami niemieckiemi, które okrążały Łódź od północy, wschodu i po­łudnia. Równocześnie dwie oddzielne grupy 1 armji, a mianowicie grupy Łowicza i Skier­niewic miały rozpocząć natarcie w kierunku południowo-zachodnim w celu przecięcia Niem­com dróg odwrotu z pod Łodzi.

Aby przeszkodzić działaniom kawalerji niemieckiej, która miała wolną drogę przez lu­kę pomiędzy 1. i 2. armją rosyjską wprost na południe na tyły południowo-zaehodniego fron­tu, dowództwo naczelne skierowało swoją jazdę gwardji, znajdującą się na wypoczynku w Kownie i w Wilnie, przez Dęblin na Radom, Opoczno i dalej na Tomaszów.

two mogły doprowadzić do osaczenia Niemców pod Łodzią w chwili, kiedy sami pragnęli to samo uczynić z 2. armją rosyjską.

Cały ten manewr wraz z ponownem na­tarciem prawego skrzydła 2. armji miał dopro­wadzić do osaczenia Niemców w okolicach Brzezin.

Równocześnie, aby uniemożliwić niemiec­kiej grupie pod Częstochową przerzucenie czę­ści swoich sił na północ, naprzykład na lewe skrzydło 5. armji, naczelne dowództwo rosyj­skie' nakazało jak najbardziej energiczne na­tarcie prawoskrzydłowych armij południowo-zaehodniego frontu. W najgorszym razie ar-mje te powinny były wystawić przynajmniej

Przed chwilą jeszcze wrogowie...

Poza tern 5. armja rosyjska miała prze­rzucić część swoich sił przez Pabjanice na wschód, aby i od południa zamknąć drogi od­wrotu Niemców z pod Łodzi oraz współdziałać z korpusem jazdy generała Nowikowa, który powinien był przerzucić się z lewego skrzydła 2. armji w stronę Tuszyna dla wspólnego dzia­łania z jazdą 1. armji, postępującą na lewem skrzydle grup Łowickiej i Skierniewickiej. Bio­rąc pod uwagę, że w tym czasie 5. armja ro­syjska z powodzeniem prowadziła swoje natar­cie na froncie Szadek — Lutomirsk, a więc na zachód od Łodzi — wszystkie te zarządzenia ła-

310

jeden korpus na front Szczerców — Bełchatów, aby być gotowemi do uderzenia na skrzydło Niemców, gdyby ci zamierzali nacierać od stro­ny Warty na Łask.

Jednakże położenie 4 i 9. armij było nad-wyraz ciężkie, co niepomiernie zmniejszało szanse rosyjskie na południowo-zachodnim froncie. Armje te były wyczerpane i mocno przetrzebione, nie miały żadnej pomocy ze stro­ny 3. armji, którą oddzielała Wisła, a ponad­to zajmowały coraz bardziej rozciągnięty front w miarę, jak armje północno-zachodniego fron­tu ściągały się ku Łodzi. W dodatku pomimo

Page 50: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rozciągniętego nadmiernie frontu wciąż jesz­cze pozostawała groźną luka pomiędzy 4. i 5. armją, słabo zaledwie wypełniona jazdą rosyj­ską. Lukę tę naczelne dowództwo pragnęło zatkać przy pomocy jednego korpusu, wziętego ze składu 10. armji, która i tak dreptała tylko w miejscu pomimo znacznych swoich sił w Pru­sach Wschodnich.

Ostrożność ta była nader celową, gdyż właśnie w tym czasie koło połowy listopada walki na północnym odcinku francuskiego frontu zdecydowanie przycichały, co groziło Rosjanom nowemi transportami wojsk nie­mieckich z zachodu. Zresztą tego właśnie pragnęło dowództwo francuskie. Ściągnięcie na siebie jak największych sił niemieckich by-

chodniego frontu z dowództwami 2. i 5. armij. Sztab tej ostatniej był zmuszony opuścić Piotr­ków i, dla nawiązania lepszej łączności ze swo-jemi wojskami, znacznie przybliżyć się do linji bojowej. Równocześnie zamilkły również sta­cje radjowe obu armij. Od tej chwili 2. i 5. armje rosyjskie stanowiły oddzielną i odciętą całkowicie grupę, składającą się z 7 korpusów. Dowództwo ogólne nad obu armjami objął ge­nerał Plewę, dowódca 5. armji.

Zdawało się już, iż powtórzy się tragicz­na klęska 2. armji pod Samsonowem w Pru­sach Wschodnich. Ostatnie doniesienia ge­nerała Scheidemanna dowódcy 2. armji brzmia­ły jak najgorzej: prawe jego skrzydło było już całkowicie okrążone od tyłu... Niemcy zajęli

Mogiły żołnierskie w Łowickit m.

ło wszak głównym celem jesiennych planów rosyjskich.

Tak przedstawiał się w głównych zary­sach plan rosyjski, zdążający do likwidacji łódzkiego manewru Niemców. Plan ten osta­tecznie zatwierdził wielki książę Mikołaj Miko-łajewicz, równocześnie wzywając dowódców i wojsko do maksymalnego wysiłku i ofiarno­ści. W razie niepowodzenia — przewidziany był odwrót do Wisły i Sanu z tern, że należało utrzymać zgóry umocnione pozycje na lewym brzegu Wisły oraz przeprawy i prawy brzeg na Sanie.

A tymczasem wypadki toczyły się w szyb-kiem tempie. W dniu 20 listopada ostatecz­nie zerwała się łączność sztabu północno - za-

szereg pozycyj na południo - zachód od Łodzi... armja musi walczyć na wszystkie strony... re­zerwy są wyczerpane...

Położenie obu odciętych armij było jeszcze tem tragiczniejsze, iż groziło im ostateczne wy­czerpanie amunicji i zapasów żywnościowych. O jakiejkolwiek dostawie oczywiście nie było nawet mowy. Odcięte tabory obu armij, bez­czynne i zdezorganizowane, zatarasowały wszystkie drcgi na Radom. Z taborów tych rozchodziły się najbardziej nawet fantastyczne pogłoski, demoralizujące wojska rosyjskie na tyłach. Opowiadano nawet o tem, że do szta­bu 2. armji przybyli parlamentarjusze nie­mieccy z żądaniem poddania się obu armij.

Istotnie fakt taki miał miejsce, ale bez

311

Page 51: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

żadnych konsekwencji. Do sztabu 2. armji przybył porucznik niemiecki z białą przepaską na ramieniu i w imieniu głównodowodzącego na froncie wschodnim generała Hindenburga pragnął zaproponować Rosjanom poddanie się. Bezradnej dyskusji sztab 2. armji odesłał go do sztabu 5. armji do generała Plewego. Ge­nerał Plewę oficera niemieckiego wogóle nie przyjął, a ponieważ ten, jak się okazało, nie posiadał żadnych dokumentów, uwierzytelnia­jących jego misję parlamentarjusza, przeto za­trzymano go, jako jeńca wojennego. Nie jest to stwierdzone, ale prawdopodobnie oficer ten postąpił całkowicie samowolnie. Zbłądziwszy w czasie wywiadu, a lękając się śmierci lub niewoli, prawdopodobnie sam wymyślił swoją misję, aby sprytnie wymigać się z przykrego położenia, a przytem — kto wie — przyczynić się do poddania się Rosjan.

Wobec położenia 2. i 5. armji cały ratunek dla nich leżał w rękach 1. armji, która ener-gicznem natarciem mogła była całkowicie po­krzyżować działania Niemców.

Ale 1. armja posuwała się niezwykle po­woli, prowadząc swoje natarcie miękko i bez przekonania. Nie pomagały przynaglające rozkazy dowództwa naczelnego, ani gorące ape­lowanie do wojska. W odpowiedzi generał Rennenkampf ustawicznie narzekał na niedo­stateczną wytrzymałość bojową swoich wojsk i wciąż domagał się nowych posiłków z prawe­go brzegu Wisły.

Szczególnie energicznego działania do­wództwo naczelne żądało od grupy Łowickiej, przeznaczonej do zajęcia tyłów wojsk niemiec­kich, osaczających 2. armję pod Łodzią, Jed­nakże grupa ta składała się z najrozmaitszych oddziałów, przypadkowo zebranych razem, na-domiar zaś złego posiadała dowódców nieobez-nanych ze swojemi oddziałami, a w dodatku ciągle zmienianych. To też wojska tej grupy, nie mając nawet przed sobą przeciwnika, nie potrafiły posuwać się naprzód szybciej, niż w tempie 10 do 15 kilometrów na dobę! Wo­góle wartość całej 1. armji była niezwykle nis­ka. Jeden z wyższych sztabowców tej armji, tak ją określił: „U nas wojsko jakoś nie chodzi, pomimo nawet najbardziej energicznego popy­chania" ! Równie szwankowała służba łączno­ści do stopnia, że dowództwo naczelne było zu­pełnie pozbawione wiadomości o działaniach tak ważnej grupy Łowickiej. Tyczyło się to i innych oddziałów 1. armji, co było tern dziw­niejsze, że armja ta była wyjątkowo starannie wyposażona we wszelkie środki łączności.

312

Dopiero w dniu 22 listopada dowiedziano się, że grupa Łowicka zdobyła Stryków i Brze­ziny, poczem posuwała się naprzód, tocząc wal­ki o każdą pozycję, o każdy dom, o każdą prze­szkodę terenową, z zaciekłością bronione przez Niemców. Ci ostatni, aby uniknąć ataku na swoje tyły, musieli rozerwać pierścień swoich wojsk, otaczających Łódź, i z powrotem odgiąć go frontem ku północy. W ten sposób oderwa­ła się część wojsk niemieckich, a mianowicie XXV korpus rezerwowy, 3. dywizja gwardji i dwie dywizje jazdy, które pozostały całkiem odcięte w okolicach Tuszyna.

Tego samego jeszcze dnia sztab rosyjskie­go frontu zdołał nawiązać łączność z genera­łem Plewę. W następnym dniu 21 listopada zlikwidowali Rosjanie manewr zachodzący od południa Niemców pod Tuszynem. Na tę gru­pę niemiecką wspólnie natarły siły rosyjskie z północo - zachodu od strony Pabjanic, z po-łudnio - wschodu od strony Piotrkowa i z pół­noco-wschodu jazda generała Nowikowa.

Zdawało się, że położenie uległo radykal­nej zmianie. Zamiast Rosjan — Niemcy byli osaczeni ze wszystkich stron, a każdy dzień si­ły rosyjskie powinien był wzmagać, wyczerpu­jąc równocześnie odporność Niemców ciągłemi walkami oraz fatalną, mroźną, wietrzną i bez-śnieżną pogodą.

Po całej Rosji rozeszła się anonimowa wieść o wielkiem zwycięstwie pod Brzezinami, o dziesiątkach tysięcy jeńców niemieckich, o ol­brzymich zdobyczach. Pogłoski te przedosta­wały się nawet zagranicę, budząc zrozumiałą radość w obozie Koalicji. Nie było wprawdzie jeszcze oficjalnego potwierdzenia tych wieści, w najgorszym jednak razie uważano, iż kwa­tera główna czeka na ostateczne uwieńczenie zwycięstwa. Zresztą nawet dowództwo rosyj­skie uważało te wieści jedynie tylko za przed­wczesne, ale zgodne z tern, co w najbliższym czasie musiało nastąpić.

Powszechnie w Rosji oczekiwano wspania­łego rewanżu za klęski i upokorzenia Rosjan w Prusach Wschodnich. I oto nagle...

Nocą z dnia 22 na 23 listopada generał Ruzskij połączył się telegraficznie z naczelnem dowództwem, zdając relację szefowi sztabu z położenia na froncie północno - zachodnim.

Na wąskiej wstędze białego papieru apa­rat telegraficzny drukował hiobowe wieści, które miały zagasić triumfujący już entuzjazm w Rosji.

„...całkowita niezdolność do działań za­czepnych V korpusu syberyjskiego... nieudana

Page 52: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

próba natarcia VI korpusu syberyjskiego... ol­brzymie straty, dochodzące do 70% całego sta­nu liczbowego... natarcie świeżych sił niemiec­kich na lewe skrzydło i tyły armji Plewego... natarcie Niemców od Piątku na Łowicz... mo­żliwość wytworzenia się analogicznego położe­nia, jakie było pod Łaskiem i Łodzią, ale w zna­cznie większej skali... wszystko to zmusza mnie do powzięcia decyzji skoncentrowania 1., 2. i 5. armij na linji Iłów — Łowicz — Skierniewi­ce — Tomaszów..." A więc odwrót — zamiast wspaniałego zwycięstwa!

Wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wiele miał zastrzeżeń, co do pesymistycznego poglą­du na położenie bojowe generała Ruzskiego.

Jednakże musiał liczyć się ze zdaniem tego, kto był bezpośrednio odpowiedzialny za losy fron­tu i w dodatku był lepiej i szybciej informowa­ny, mając swoją kwaterę w Warszawie.

Decyzję generała Ruzskiego zakomuniko­wano generałowi Iwanowowi, który wobec te­go zdecydował się również cofnąć na nową linję wzdłuż Pilicy i Niedzicy. W tym wypad­ku jednak nakazano mu uzgadniać swój od­wrót z faktycznym odwrotem 2. i 5. armij.

W ciągu 23 listopada położenie Rosjan jakgdyby uległo poprawie. II korpus rosyjski oraz grupa Łowicka posunęły się w tym dniu na front Zgierz — Koluszki, łukiem zbliżając się do Łodzi. Tu i ówdzie zdołały nawet na­

wiązać łączność z oddziałami 2. armji, która również przeszła do natarcia od strony Łodzi.

Również położenie 1. armji uległo popra­wie. Nie było już obawy o zagrożony przed­tem Łowicz, jakkolwiek Niemcy intensywnie go bombardowali. W dodatku do Łowicza podciągały się poważniejsze odwody. Odprę­żenie nastąpiło i w 5. armji, której zagrożone lewe skrzydło znacznie umocniło swoje położe­nie. Pod koniec dnia wreszcie na całym fron­cie 5. armji Niemcy rozpoczęli odwrót, cofa­jąc się w północnym i zachodnim kierunku.

Jeszcze lepiej dla Rosjan układało się po­łożenie na południu od Łodzi, gdzie odcięta gru­pa korpusówT niemieckich rozpoczęła odwrót

w kierunku wschodnim. Poszczególne oddzia­ły i tabory niemieckie bezładnie kręciły się na przestrzeni Tuszyn — Brzeziny, szukając wyj­ścia z zacieśniającej się obręczy wojsk rosyj­skich. W obręczy tej znalazły się XXV nie­miecki korpus rezerwowy, 3. dywizja gwardji i dwie dywizje jazdy.

Wobec tak pomyślnego obrotu sprawy wielki książę Mikołaj Mikołajewicz odwołał de­cyzję generała Ruzskiego, co do odwrotu, prze­ciwnie zaś nakazał jak najbardziej energicz­ny pościg za cofającym się przeciwnikiem. Również i generał Iwanow otrzymał rozkaz wy­konania poprzednich zadań, a mianowicie roz­poczęcia natychmiastowej ofensywy przeciwko

Jeńcy austriaccy oprowadzają Rosjan po koszarach we Lwowie,

313

Page 53: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wojskom austro - niemieckim na front Kra­ków — Częstochowa.

Położenie Niemców, osaczonych na połud-nio-wschód od Łodzi, było tragiczne i wprost katastrofalne. Rozpoczęli swój odwrót nocą z 22 na 23 listopada w najfatalniejszych wa­runkach. Pogoda była wyjątkowo przykra. Niemców obciążała artyłerja, tabory i ogrom­ne ilości rannych. Ze wszystkich stron ostrze­liwał Niemców ogień artylerji i piechoty ro­syjskiej. W każdej chwili Niemcom groziła śmierć albo niewola.

W tych warunkach Niemcy zdecydowali się na bohaterski czyn przebicia się przez Brze­ziny, które stanowiły ważny węzeł komunika­cyjny.

Nocą z 23 na 24 listopada w wyjątkowych ciemnościach i przy fatalnej pogodzie Niemcy wykonali gwałtowny atak na to miasto. Wy­wiązała się zacięta i krwawa walka na ulicach Brzezin, które wreszcie zostały przez Niemców opanowane. W Brzezinach znajdowały się od­działy rosyjskiej 6. dywizji syberyjskiej, która zaskoczona niespodziewanie i poniósłszy olbrzy­mie straty w ludziach i w sprzęcie bojowym, po bezskutecznym oporze wycofała się z miasta.

>zy dywizje niemieckie rozerwały pii ścień wojsk rosyjskich, przebiły się i zdołały się połączyć z resztą armji generała Mackense-na. Wszystkie dalsze wysiłki Rosjan, aby po­nownie je osaczyć, spełzły na niczem. Niemcy wyślizgnęli się pomyślnie z rozwartych już kle­szczów 2. i 5. armij rosyjskich. Te ostatnie, ponownie prowadząc swoje natarcie, w dniu 28 listopada zajęły front Główno—Stryków— Szadek.

Jednakże przebicie się Niemców pod Brze­zinami kosztowało ich drogo. Według danych niemieckich po przebiciu się trzy dywizje pie­choty liczyły wszystkiego 8.000 ludzi. Reszta padła lub, rozsypawszy się, dostała się do nie­woli.

Droga odwrotu Niemców zawalona była wszelkim sprzętem wojennym, porzuconym przez cofające się wojska. 'Jeszcze w kilka dni później okolice Rzgowa, Tuszyna i Brzezin ro­iły się od poszczególnych oddziałów niemiec­kich, zagubionych w odwrocie, a nawet i po­szczególnych żołnierzy, napróżno szukających swoich oddziałów lub drogi ucieczki. Pomimo częstokroć zaiste bohaterskiej acz beznadziej­nej obrony tych straceńców — wszyscy oni

314 Pomocnicze ivojska kolonial­ne.

Page 54: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wcześniej lub później padali ofiarą jazdy ro­syjskiej, a szczególnie kozaków, polujących na samotnych niedobitków.

Tak więc manewr rosyjski pod Brzezina­mi zakończył się zupełnem niepowodzeniem

ców pod Łodzią, został całkowicie zrealizowa­ny. Lecz zato żywej siły przeciwnika, dokład­nie już osaczonego, nie udało się Rosjanom zni­szczyć dzięki niezwykłej energji, bohaterstwu i ofiarności wojsk niemieckich.

Powitanu króla Jerzego przez Poincare.

w sensie taktycznym. Natomiast główny jej cel, a mianowicie zlikwidowanie przerwania frontu pomiędzy 1. i 2. armją rosyjską, oraz

nitu Działania pod Brzezinami były ostatnim epizodem tej wielkiej ofensywy niemieckiej, która miała uprzedzić i sparaliżować gYoźną

sparaliżowanie osaczenia 2. armji przez Niem- ofensywę rosyjską wgłąb Niemiec. 9. armja

315

Page 55: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

niemiecka generała Mackensena, prowadząca ofensywę, la do odwrotu. Cel swój osią­

gi Niemcy tylko częściowo. Sparaliżowali wprawdzie groźne plany rosyjskie, zakrojone na wielką skalę, ale, aby to osiągnąć, musieli wycofać z zachodniego frontu pełne cztery kor­pusy i ponadto kilka dywizyj jazdy, co fatalnie odbiło się na działaniach niemieckich we Fran­cji. Jednakże zamierzona wielka ofensywa i o-syjska na Berlin wymagałaby większych jesz­cze ofiar zachodniego frontu.

Tak więc Niemcy w rezultacie mniejszem złem sparaliżowali znacznie groźniejsze. Jed­nak fakt ten nie mógł ich całkowicie zadowolić.

Co do Rosjan — i oni nie czuli się zwy­cięzcami, ale też nie mieli powodu uważać się za zwyciężonych.

Zawiodły wprawdzie wielkie nadzieje, po­kładane w zamierzonej na wielką skalę kam-panji zaczepnej przeciwko Niemcom; wpraw­dzie ogromne ofiary, przemęczenie fizyczne i moralne wojska oraz wyczerpanie się mater-jałów wojennych kazało na długo zaniechać szerzej zakrojonych planów; wprawdzie war­tość bojowa armij rosyjskich, wystarczająca przeciwko wojskom austro-węgierskim, w du­żej mierze zawiodła wobec takiego przeciwni­ka, jakim byli Niemcy, a organizacja i strona techniczna wojsk rosyjskich wykazały dotkli­we wady i błędy — w rezultacie jednak Ro­sjanie, rezygnując z własnych aspiracyj, odpa­rowali cios Niemców ze znacznemi dla nich

stratami, oraz — co nyło najważniejsze przyczynili się w dużym stopniu do uratowania położenia swoich sojuszników we Francji, ścią-

iąc na siebie poważne siły niemieckie z za­chodu.

Moment ten należy koniecznie wziąć pod uwagę, oceniając rezultat czteromiesięcznej kampanji rosyjskiej. Trzeba bowiem docenić te zasługi, jakie położyli Rosjanie dla Koalicji w momencie, kiedy ważyły się losy ofensywy niemieckiej na Dunkierkę i Calais, rozpaczli­wie bronione przez Anglików i Francuzów.

Jak poprzednio niefortunna zresztą dla samej Rosji kampanja w Prusach Wschodnich zdecydowała pośrednio o losach bitwy nad Marną — podobnie i w tym wypadku przeciw­natarcie rosyjskie na lewym brzegu Wisły po­średnio uratowało wybrzeża kanału La Man­che od okupacji niemieckiej. A okupacja ta mogła była istotnie zaważyć na dalszych losach wojny. Pomijając już samą kampanję we Francji — Calais i Dunkierka stworzyłyby dla Niemców wspaniałą bazę operacyjną dla ich łodzi podwodnych, które stamtąd o wiele sku­teczniej mogły blokować Anglję, a nawet czę­ściowo i wybrzeża francuskie.

Tak, to w wojnach, prowadzonych przez wielkie koalicje mocarstw, los wojny łączy naj­odleglejsze nawet fronty bojowe w jedną nie­rozerwalna całość.

316

Page 56: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

» '

Widok Erzerumu zdobytego przez Rosjan 16 lutego 1916 r.

Page 57: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

menderowywano ich do służby w piechocie. W utartych pojęciach oraz ze względu na cięż-

i bardziej ryzykowną służbę stanowiło to niejako degradację. Należy jednak podkreślić, że naogół wśród oficerów kawalerji panował tak wysoki poziom ofiarności, iż nierzadko sa­mi chętnie zgłaszali się do służby w piechocie.

Równie dotkliwe straty poniosła armja rosyjska wT swoim składzie podoficerskim. By­ły oddziały, w których dosłownie zabrakło pod­oficerów. A uzupełnienie składu podoficer­skiego było niezwykle trudne. Winę ponosiły tu plany mobilizacyjne, które nie przewidziały konieczności poważniejszych uzupełnień w tej dziedzinie. Podoficerów rezerwy od początku wojny wcielano do oddziałów bojowych na rów­ni z rezerwistami — szeregowcami. W rezul­tacie z początku w oddziałach na froncie licz­ba podoficerów znacznie przekraczała etaty, dzięki czemu znaczna część podoficerów rezer­wowych pełniła służbę, jako szeregowcy, i, jako szeregowcy również, bez pożytku ginęła. Po

paru miesiącach wojny zmarnowano w ten spo­sób bogaty skład podoficerski rezerwy, za­miast, dodatkowo go wyszkalając na tyłach, w miarę potrzeby uzupełniać nim straty na froncie.

Kiedy wreszcie stwierdzono ten stan rze­czy, usiłowano za wszelką cenę przygotować nowe kadry podoficerów, świeżo wyszkalanych w oddziałach rezerwowych na tyłach. Trud ten w większości wypadków był daremny. Świeżo „upieczeni" podoficerowie przybywali na front bez należytego doświadczenia, wycho­wania wojskowego i umiejętności; nie potrafili przeważnie stworzyć sobie należytego autory­tetu wśród żołnierzy, a przeto nie nadawali się do zastąpienia poległych lub rannych podofice­rów aktywnych.

Skład szeregowców w oddziałach na fron­cie nie przedstawiał się o wiele lepiej. Niedobór w ludziach był już zjawiskiem stałem, tem-niemniej jednak groźnem, gdyż paraliżującem normalną sprawność i wartość bojową armji.

Maszyna, wynaleziona przez Rosjan, do ni 318

niszczeniu dróg podczas odwrotu.

Page 58: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

szczególnie boleśnie odczuwała ten mec piechota, ponosząca największe straty.

Jak wiemy już z poprzednich rozdziałów straty w nowoczesnej wojnie okazały się znacz­nie większe, niż można było przewidzieć to przed wojną. Pamiętamy, jak ciężkie straty ponieśli Rosjanie w Prusach Wschodnich i jak trudno im było uzupełnić później zdekompleto­wane korpusy północno-zachodniego frontu. W bitwie pod Łodzią straty niektórych oddzia­łów rosyjskich dochodziły do 70% ich składu. Nie niniejsze straty poniósł południowo-zacho-dni front. W 3. armji rosyjskiej w pułkach,

ułatwiało dowóz żywności w stanie świeżym i we względnej obfitości.

Według danych rosyjskich za rok 1914 liczba ranych, ewakuowanych z frontu, była czterokrotnie większą od liczby chorych. Poza stratą w zabitych, rannych i chorych, armja rosyjska boleśnie odczuła stratę swoich ludzi, zagarniętych do niewoli przez przeciwników, przedewszystkiem w czasie niefortunnej kam-panji w Prusach Wschodnich.

Groźne również były dla armji rosyjskiej straty w szeregach bojowych, wywołane zgoła innemi przyczynami. Już od pierwszych dni

Wojska na nartach. Ostrzelńoanie nieprzyjaciela.

liczących na początku wojny ponad 3000 ludzi, pozostało nie więcej, niż 1200 do 1500 bagne­tów. Wiele pułków musiano przekształcić na bataljony i to skąpe, gdyż pozostało z nich za­ledwie po 400 bagnetów.

Należy sobie uświadomić, że te olbrzymie straty ponosiła armja rosyjska bezpośrednio w walkach. Bowiem straty z powodu chorób, zajmujące tak poważną pozycję w dawnych wojnach, obecnie były bardzo nieznaczne'. Za­pobiegała temu we wszystkich armjach wpro­wadzona, lepiej lub gorzej działająca organiza­cja sanitarna, wyposażenie oddziałów w kuch­nie polowe, co zapewniało lepszą strawę, oraz udoskonalenie środków komunikacyjnych, co

wojna wykazała konieczność wprowadzenia coraz to nowych i doskonalszych środków wal­ki, co szczególnie jaskrawo uwTypuklało się w armji rosyjskiej, nieprzygotowanej do woj­ny i posiadającej zupełnie niedostateczne wy­posażenie bojowe. To też od pierwszych mie­sięcy wojny począwszy Rosjanie usiłowali za wszelką cenę uzupełnić swoje braki, co znacz­nie przekraczało rachuby i przewidywania przedwojenne. Ponad przewidziane w planach mobilizacyjnych etaty dodawano oddziałom karabiny maszynowe, później niinomioty i bombomioty, całkowicie nieprzewidywane w planach, zwiększano środki łączności, jak telefony polowe i polowe radj ostać je, uzupeł-

3I<)

Page 59: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

,,uino tabory auto-kolumnami, wprowadzano auta i pociągi pancerne w nieprzewidywanej przedtem ilości, powiększono wojska technicz­ne i t. d. i t. d. Wszystko to wymagało ludzi do obsługi, których ad hoc odkomenderowywa-no głównie z piechoty, wskutek czego kompan-je, i tak już fatalnie przerzedzone, topniały je­szcze bardziej.

Poza wszystkiemi temi przyczynami ar-mja rosyjska cierpiała coraz bardziej na we­wnętrzną, straszliwą chorobą — dezerterstwo wszelkiego rodzaju. Nerwy żołnierza rosyj­skiego, prymitywnego naogół pod względem psychicznym i kulturalnym, posiadającego za­lety biernej karności, ale bezideowego w grun­cie rzeczy i nieuświadomionego państwowo, nie wytrzymywały długotrwałych walk wraz z ich nowoczesną grozą. Dezerterów, których na początku wojny liczyła armja rosyjska niewie­lu, z każdym miesiącem przybywało, aż zjawis­ko to stało się groźnem dla całości sił bojowych Rosji. Od dezerterstwa bezpośredniego groź­niej szem jeszcze było coraz częstsze zjawisko świadomego zadawania sobie przez żołnierzy nieszkodliwych ran głównie postrzałowych w palce u rąk lub w stopy. Począwszy już od października naczelne dowództwo rosyjskie rozpoczęło energiczną walkę z tern zjawiskiem, nakazując surowe kary na tych samowolnych „palcowników", jak ich nazywano powszech­nie. Walkę tę jednak utrudniał i paraliżował niemal brak energji i zdecydowania u poszcze­gólnych dowódców.

Oczywiście na pokrycie wszystkich tych, wyliczonych powyżej strat posiadała Rosja aż nadto materjału ludzkiego, który mogła czer­pać niemal dowolnie z pośród swojej olbrzy­miej ludności. Poza pierwszą mobilizacją na początku wojny w ciągu października i listo­pada powołano w Rosji dwa kolejne roczniki rekruckie, co dało około półtora miljona ludzi. Powołano również w tym czasie kilka roczni­ków pospolitego ruszenia z bronią.

Jeśli na froncie armja rosyjska odczuwa­ła brak ludzi — winę tego ponosiła wadliwa organizacja środków komunikacyjnych oraz oddziałów tyłowych, które nie potrafiły w do­statecznie szybkiem tempie wyszkolić i wye­kwipować materjału ludzkiego, ani go na czas dostarczyć na front, jako uzupełnienia.

Jedną z poważnych przyczyn, które opóź­niały i paraliżowały sprawność organizacji uzupełnień, był powszechnie odczuwany na ty­łach brak karabinów przedewszystkiem, a po­za tern wogóle sprzętu bojowego.

320

Pod względem mobilizacji wojskowość syjska osiągnęła była znaczne rezultaty. Na­ogół mobilizacja była przeprowadzona spraw­niej nawet i z lepszemi rezultatami, niż prze­widywali to sojusznicy i przeciwnicy Rosji. Na tern jednak kończył się wysiłek wojskowości ro­syjskiej przed wojną. Niczego nie przygoto­wano, aby w razie wojny podtrzymywać usta­wicznie aparat bojowy na tym samym chociaż­by poziomie, nie mówiąc już o konieczności dal­szego doskonalenia i dostosowywania do wa­runków toczącej się wojny. Stąd też przecią­gająca się wojna, zużywająca materjał ludz­ki i rzeczowy w znacznie większym stopniu, niż to przewidywano, zaskoczyła wojskowość ro­syjską nieprzygotowaną i nieledwie bezradną wobec gromadzących się i komplikujących wciąż potrzeb. Na froncie umiano walczyć nawet w najgorszych warunkach materjal-nyCh — tyły nie umiały stanąć na odpowied­nim poziomie energji, pracy i umiejętności.

Poważną trudność przy uzupełnianiu wojsk na froncie stanowiła wadliwa i niedosta­tecznie rozwinięta organizacja wyszkulenia na tyłach, w głębi cesarstwa. Ogólna pojemność bataljonów rezerwowych, przeszkalających i ekwipujących rezerwistów i pospolitaków, nie przekraczała pierwotnie dwustu tysięcy ludzi. Jakkolwiek wkrótce zwiększono ich pojemność w dwójnasób, jednakże środek ten okazał się mało skutecznym. Bataljony rezerwowe przed­tem już odczuwały niedostateczną ilość sił in­struktorskich oraz środków wyszkolenia. Brak było nawet karabinów. Po paru miesiącach wojny dziesięciu, a nawet i więcej rezerwistów ćwiczyło jednym karabinem. W dodatku wy­szkolenie na tyłach prowadzone było chaotycz­nie, w sposób przestarzały i nieodpowiadający nowym warunkom wojny. Wynikało to stąd, iż skład instruktorski w bataljonach rezerwo­wych szkolnych, oficerów i podoficerów, od po­czątku wojny prawie zupełnie nie ulegał zmia­nie, a stąd instruktorowie, sami nie posiadając doświadczenia bojowego, nie mogli go dać re­zerwistom. Ci zaś, z racji ogólnego niskiego poziomu kultury i wszechwładnego analfabe­tyzmu, w ogromnej swojej masie chłopi, do te­go stopnia łatwo zatracali swoje doświadczenie z czasów służby wojskowej, że właściwie wy­magali powtórnego, gruntownego przeszkole­nia. Wczasie pokoju okres najbardziej nawet intensywnego wyszkolenia rekruta nigdy nie bywał krótszym od czterech miesięcy. W czasie wojny i w tych warunkach trudno było bez istotnej szkody dla wartości bojowej rezerwi

Page 60: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Karpaty. Transport amunicji.

stów w znaczniejszym stopniu skrócić ten okres.

W ciągu pierwszych miesięcy wojny prze­ciętne zapotrzebowanie armji rosyjskiej wyno­siło miesięcznie od 250 do 300 tysięcy ludzi, którzy mieli pokrywać ponoszone straty. Tym­czasem bataljony rezerwowe nawet przy po­dwójnym komplecie i skróceniu czasu wyszko­lenia do dwóch miesięcy nie mogły dostarczać wojskom frontowym więcej, niż 180 do 200 ty­sięcy ludzi miesięcznie. Jak widzimy przeto uzupełnienia w żadnym razie nie pokrywały nawTet normalnych strat bojowych, nie mówiąc już nic o formowaniu nowych jednostek bojo­wych i technicznych.

Rosyjskie ministerstwo wojny, do obo­wiązków którego należała organizacja uzupeł­nień, aby nadążyć potrzebom frontu, zdecydo­wało się bardziej jeszcze powiększyć pojemność i tak już przeładowanych ludźmi bataljonów rezerwowych, równocześnie w dalszym ciągu

uzu-skracając czas wyszkolenia. Wrezultacie uzu­pełnienia przychodziły na front coraz gorzej wyszkolone, wyekwipowane i zdyscyplinowane, co obniżało stopniowo wartość bojową wojsk frontowych. Poszczególne oddziały na froncie radziły sobie, jak mogły, własnemi siłami i środkami uzupełniając wyszkolenie uzupeł­nień w strefie przyfrontowej. Własnemi rów­nież środkami szkolono kadry podoficerów oraz wszelkiego rodzaju specjalistów. Wymagało to stałego odkomenderowywania pewnej ilości oficerów z czołowych linji na bliskie tyły, co miało tę dobrą stronę, że pozwalało na „oszczę­dzanie oficerów", którzy mieli zastępować ko­lejno koszonych przez wojnę kolegów.

Niefortunnie również przedstawiała się sprawa składu osobowego wyższych dowódców w armji rosyjskiej. Nominacje i awansy w cza­sie pokoju były przeprowadzane w Rosji nader bezplanowo i ze szkodą dla wartości bojowej wojska. Grały tu rolę względy polityczne, rodo-

321

Page 61: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

m i materjalne, zarówno, jak i wszechpotęzi protekcja, nie mająca nic wspólnego z intere­sem armji. Z drugiej znów strony w czasie po­koju istotnie trudno jest bez omyłek i to bardzo poważnych oceniać wartości bojowe wyższych dowódców, które w pełni ujawnia dopiero wojna.

To też w czasie wojny każda armja ponosi na początku poważne straty, dzięki działalności .niewłaściwych ludzi na niewłaściwych stano­wiskach". Normalnie jednak zdrowa armja szybko przeprowadza zasadnicze zmiany i prze­sunięcia w składzie osobowym swojego wyższe­go dowództwa, nie cofając się nawet przed moż­liwością omyłek i skrzywdzenia w pośpiechu tego lub innego dowódcy. Wiemy już, ile szko­dy przynieśli Niemcom we Francji nieodpo­wiedni, a wyposażeni w dużą samodzielność do­wódcy poszczególnych armij i korpusów, prze-dewszystkiem zaś sam szef wielkiego sztabu ge­neralnego, generał von Moltke. Niemcy jednak po pierwszych niepowodzeniach we Francji po­trafili przeprowadzić radykalne zmiany osobo­we w swojej armji. Moltkego zastąpił generał von Falkenhayn. Pamiętamy również, jak ra­dykalną zmianę w położeniu wojennem w Pru­sach Wschodnich spowodowało usunięcie gene­rała von Prittwitz'a z dowództwa 8 armji nie­mieckiej i powierzenie jej generałowi rjinden-burgowi i jego szefowi sztabu, Ludendorffowi. Również i w armji francuskiej na początku wojny jaskrawo wystąpiło zjawisko niewłaści­wego obsadzenia wyższych stanowisk w armji. Ale tu wódz naczelny, generał Joffre, okazał najmniej wahania i „miękkości", już w pierw­szym okresie wojny usuwając około 60 genera­łów z zajmowanych przez nich stanowisk.

Natomiast w armji rosyjskiej, jakkolwiek w zasadzie decydowano się na ostry kurs zmian personalnych, w praktyce kierowano się nad­mierną pobłażliwością i względnością, co w po­łączeniu z brakiem zdecydowania, intrygami „u góry" i wszędobylską protekcją, niemal do minimum sprowadzało końcowe rezultaty tej akcji.

Przechodząc zkolei do materjału końskiego armji rosyjskiej, należy stwierdzić, że i ten po pierwszym okresie wojny znajdował się w sta­nie, godnym pożałowania. Szczególnie ucierpiał skład koński 1, 4, 5, 8 i 9 armij. Służba zaś we­terynaryjna w armji rosyjskiej była niedosta­tecznie rozwinięta i funkcjonowała nader nie-energicznie. Również brak było dostatecznej ilości polowych kuźni, brak było, głównie w pie­chocie i taborach, dobrych kowali, na dobitek

322

zaś złego wciąż brakowało podków, co nie jesienią, w czasie gołoledzi, kiedy na gwałt należało przekuwać konie na ostro, dotkliv, dawało się odczuwać. _

Aby zaradzić złu, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz osobiście przyczynił się do zorga­nizowania na tyłach weterynaryjnych obozów, dokąd kierowano z linij czołowych i taborów ranne, wyczerpane lub odparzone konie. Środek ten okazał się bardzo skuteczny.

Jednem z najgroźniejszych zjawisk w ar­mji rosyjskiej był dający się coraz bardziej od­czuwać brak karabinów ręcznych. Jakkolwiek wszystkie regulaminy w czasie pokojowym ota­czały karabin szczególną troskliwością, a żoł­nierzom kładziono w głowy twierdzenie, że tyl­ko śmierć zwalnia żołnierza od odpowiedzialno­ści za jego karabin—z chwilą wyruszenia wojsk na front cała ta pedagogiczna robota okazała się straconą na marne. Ani żołnierz nie dbał o swój karabin, ani nie dbały o broń, amunicję i wyposażenie bojowe dowództwa poszczegól­nych oddziałów. W obliczu śmierci nie troszczo­no się o martwe przedmioty. Wyraziło się w tern wrodzone niechlujstwo mas rosyjskich i ich brak kultury oraz biurokratyczna obojęt­ność dowódców tam, gdzie nie zostawało śla­dów ich niedbalstwa.

Z drugiej znów strony poszczególne od­działy nie były zainteresowane w szczególnej troskliwości o broń po poległych, rannych lub zaginionych żołnierzach, gdyż kompanje mar­szowe, przybywające na front, jako uzupełnie­nia, regulaminowo przybywały z bronią i w peł­nym bojowym ekwipunku.

Zapasy mobilizacyjne rosyjskie po klę­skach wojny z Japonją nie były jeszcze dosta­tecznie skompletowane. To też z każdym mie­siącem brak karabinów stawał się groźniej­szym. W rezultacie ministerstwo wojny zarzą­dziło, aby kompanje marszowe wyruszały na front bez broni. Zarządzenie to zmuszało wprawdzie poszczególne oddziały do większej dbałości o swoje uzbrojenie, ale środek ten oka­zał się już spóźnionym. Brak broni w oddzia­łach osiągnął już był takie rozmiary, że wojska frontowe, jakkolwiek straszliwie przerzedzone, me mogły wchłaniać nowych uzupełnień, gdyż dla przybywających ludzi nie było karabinów. Nierzadko też uzupełnienia pozostawały przy taborach, me mogąc przecież z pałkami' iść do boju.

W grudniu 1914 roku wytworzyło się ta-Kie paradoksalne położenie: w głębi cesarstwa óataljony rezerwowe pękały wprost od nadmia-

Page 62: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ru wyszkolonych już jako tako ludzi, których liczba dochodziła do 800.000, co utrudniało szkolenie dalszych roczników, a równocześnie na froncie całe pułki zwijano w bataljony, do tego stopnia były zdziesiątkowane. Ale cóż po ludziach, gdy niema ich czem uzbroić?

Na wspomnianej naradzie w Siedlcach zdecydowano przeto zastąpić karabiny nowo­czesne jednostrzałowemi „berdankami" i inne-mi wszelkiego rodzaju przestarzałemi typami broni we wszystkich oddziałach tyłowych, w ta­borach oraz w wojskach specjalnych, jak na-przykład w wojskach technicznych, kolejowych i w artylerji fortecznej. Reforma ta zwolniła około pół mil jona karabinów, które można było przekazać oddziałom bojowym.

Środki te zaspakajały wprawdzie częścio­wo „głód broni" narazie, ale nie wystarczały w najmniejszej mierze na dalszy dystans, tem-bardziej, że w przyszłości nie można już było powtórzyć podobnej operacji. Należało przeto za wszelką cenę powiększyć własną produkcję broni oraz zdobyć znaczniejsze jej zapasy z za­

granicy, gdyż tylko na własny przemysł nie można było rachować.

Z chwilą wybuchu wojny zapasy karabi­nów były w Rosji nader skromne. Obliczone były jedynie w stosunku do potrzeb jednostek bojowych, przewidzianych w planach mobili­zacyjnych, w stosunku do podwójnej liczebno­ści bataljonów rezerwowych, co w praktyce da­ło uzupełnienia, odpowiadające potrzebom zale­dwie dwóch pierwszych miesięcy wojny, oraz pozostawała jedynie niewielka nadwyżka, wy­nosząca normalnie od 5 do 10% ogólnej ilości karabinów. W dodatku w ciągu lat 1912 — 1914 z nadwyżki tej znaczne ilości karabinów przekazano Serbji i Bułgarji, a powstałego w ten sposób niedoboru nie zdołano na czas uzu­pełnić ze względów finansowych.

Na początku wojny posiadała Rosja wszystkiego nieco więcej, niż cztery i pół mi-ljona karabinów, w tern około pół miljona sta­rego typu w rodzaju osławionych w czasie woj­ny „berdanek". Zapas, który pozostał po przy-

_**

i) H&"

Karpaty. Jeńcy rosyjscy w pociągu

323

Page 63: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

działach mobilizacyjnych, wyczerpano w cało­ści w ciągu pierwszych trzech miesięcy wojny.

Rosyjskie fabryki broni, według przewi­dywań przedwojennych, powinne były produ­kować w czasie wojny do 60.000 karabinów miesięcznie. Do normy tej jednak doszły dopie­ro w połowie 1915 roku. Jednakże nawet ta wyśrubowana do ostateczności norma całkowi­cie nie odpowiadała rzeczywistym potrzebom. Liczba produkowanych miesięcznie karabinów powinna była odpowiadać w przybliżeniu liczbie żołnierzy, wyruszających miesięcznie w kompanj ach marszowych na front.

Jak wiemy już, równie ostry kryzys uzbro­jeniowy przechodzili i sojusznicy na Zachodzie. Tam wprawdzie wywołany był raczej kolosal-nem napięciem ognia i nieprawdopodobnie wiel­ką skalą wojny, skalą, która przekroczyła już była najbardziej fantastyczne przewidywania przedwojenne. Wojna na Zachodzie pożerała ludzi, uzbrojenie, sprzęt bojowy i amunicję w szalonem tempie, niby straszliwy, a niena­sycony Moloch. W rezultacie sojusznicy, sami zaprzątnięci troską o własne środki wojny, nie­wiele narazie mogli pomóc Rosji w jej „głodzie broni". Rosji więc pozostawało tylko czynić ogromne zamówienia w państwach neutral­nych lub tylko pośrednio biorących udział w wojnie. Nastąpiły jednak tarcia pomiędzy ministerstwem wojny a dowództwem naczel-nem. Pierwsze stało na stanowisku, że nie mo: że zamawiać zagranicą karabinów różnych ty­pów, nienadających się dla rosyjskiej amuni­cji. W rezultacie postawiło na swojem, ale dzię­ki temu -karabiny, zamówione jeszcze w 1914 roku w Japonji i w Ameryce rozpoczęto dostar­czać dopiero w połowie 1915 roku!

Obok braku karabinów, na początku woj­ny odczuwał się już rosnący z dnia na dzień brak amunicji, szczególnie artyleryjskiej. Tak naprzykład w dniu 20 września, czyli bezpo­średnio po zakończeniu pierwszej kampanji ga­licyjskiej, na południowo-zachodnim froncie, poza podręcznemi zapasami bateryj, w parkach artyleryjskich pozostały już zapasy amunicji, wynoszące zaledwie po 25 pocisków na jedno działo, a jeszcze mniej na haubice. A dodać na­leży, że do tego czasu na front południowo-za-chodni skierowano już około czwartej części całego zapasu pocisków artyleryjskich. Rów­nie tragicznie przedstawiała się sprawa na pół­nocno-zachodnim froncie.

> Począwszy od połowy drugiego miesiąca wojny wojska rosyjskie coraz natarczywiej do­magały się znaczniejszych transportów arau-

324

mej przedewszystkiem artyleryjskiej, wództwo rosyjskie mogło w odpowiedzi powta­rzać tylko bez końca, iż należy jak najbardziej oszczędzać pocisków. W rezultacie, szczególni'-w piechocie, pogłębiał się nastrój przygnębie­nia, rozgoryczenia i najczęściej niesłusznych oskarżeń. Trudno się jednak temu dziwić, kie­dy wobec coraz częstszego milczenia dział wła­snych, cały ciężar walki kładł się nadmiernem brzemieniem na barki piechoty, od której wy­magano ofiarności ponad siły, jakkolwiek jej samej brak było nawet dostatecznej ilości ka­rabinów! A w tym czasie artylerja niemiecka i austrjacka pracowała intensywnie, co tem-bardziej psuło nastrój wojsk rosyjskich.

W ciągu pierwszych miesięcy wojny zapo­trzebowanie amunicji artyleryjskiej było po­krywane z zapasów mobilizacyjnych. Zapasy te okazały się wkrótce niedostatecznemi i wy­czerpywały się z zatrważającą szybkością. W dalszym ciągu zapotrzebowanie mogła po­krywać jedynie bieżąca produkcja rosyjskich fabryk amunicyjnych. Doświadczenie ustaliło, że minimalną normę miesięczną należy okre­ślać w stosunku 300 pocisków na jedno działo polowe. Dawało to w sumie dla całej armji 50 parków amunicyjnych miesięcznie. Takiej ilości amunicji przemysł rosyjski absolutnie nie mógł wyprodukować. Aby uniknąć więc „głodu amunicji", znów należało się zwrócić do zagranicy.

Na sojuszników Rosja w tym czasie i pod tym względem nie mogła liczyć. Francja sama borykała się z rosnącemi potrzebami amunicyj-nemi, pomimo, że dzięki nadzwyczajnym wy­siłkom udało się jej kilkakrotnie powiększyć własną produkcję. Również Anglja z trudem nadążała w produkcji amunicyjnej za rosnące­mi wciąż potrzebami swojej armji, która wszybkiem tempie powiększała się liczebnie i jakościowo doskonaliła. Jedyną pomocą, zre­sztą dosyć wątpliwej wartości, była propozycja generała Joffre'a wydelegowania do Rosji gru­py francuskich fachowców, którzy pomogliby zreorganizować tam własną produkcję amu­nicji.

Go do rynków zagranicznych, to rynek amerykański od początku wojny był opanowa­ny przez zamówienia Francji i Anglji z jednej strony, a Niemiec z drugiej. Dla Rosji pozo­stawał właściwie jedynie rynek japoński. Istot­nie Japonja podjęła się wielkich zamówień bro­ni i amunicji dla Rosjiv ale poważniejszy re­zultat tych zamówienfw końcu 1914 roku był dopiero melodją dalszej przyszłości.

Page 64: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Artylerja w oczekiwaniu na rozkaz toymarszu na pozycję.

Pozostawało więc narazie rachować tylko na własne siły. Ale wojenny przemysł rosyjski był nader słabo rozwinięty i dostosowany był przed wojną niemal wyłącznie do pokrywania tych braków, które powstawały w zapasach mo­bilizacyjnych wskutek normalnego zużycia ćwi­czebnego. Na wypadek wojny nie przewidzia­no zupełnie znaczniejszego zwiększenia produk­cji. Plany mobilizacyjne pominęły całkowicie dziedzinę militarno-gospodarczą.

To też, kiedy „głód amunicji" wywołał for­malną panikę wśród sfer wojskowych i poli­tycznych, było już za późno, aby w krótkim cza­sie powetować błędy przedwojenne. W rezul­tacie od grudnia 1914 roku do wiosny 1915 ro­ku produkcja rosyjska mogła była zaspakajać jedynie 20 — 25% zapotrzebowania. W tym okresie artylerja rosyjska skazana była na przymusową bezczynność, ograniczając się wy­łącznie do roli broni ściśle odpornej.

Najgorzej przedstawiała się sprawa amu­nicji dla artylerji ciężkiej, co jednak nie miało poważniejszego znaczenia, gdyż armja rosyj­ska posiadała bardzo niewiele bateryj cięższych kalibrów i używała ich przeto w wypadkach tylko wyjątkowych.

Ostateczny cios dla rosyjskich zapasów amunicji zadał kolosalny wybuch w twierdzy w Brześciu Litewskim (Brześć n/Bugiem), któ­rego przyczyn nigdy nie wykryto, podejrzewa­jąc w tern jednak działalność dywersyjną ajen­tów niemieckich.

Pod względem ładunków karabinowych kryzys amunicyjny rozpoczął się znacznie póź­niej, jakkolwiek Rosja rozpoczęła wojnę z nie­doborem, wynoszącym 300 miljonów ładunków w stosunku do przewidzianej normy, a ponadto na początku wojny przekazała armji serbskiej jeszcze do 200 miljonów ładunków. Tłómaczy się to tern, że w czasie masowych operacyj w (i;i

325

Page 65: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

licji sukcesy Rosjan głównie były dziełem wspa­niałej działalności rosyjskiej artylerji polowej, wobec czego siłą rzeczy piechocie przypadła w udziale raczej drugorzędna rola, co znakomi­cie przyczyniło się do poważnego zaoszczędze­nia ładunków karabinowych.

Jednak z początkiem 1915 roku również pod względem ładunków karabinowych zazna­czył się ostry kryzys: zapasy były na wyczer­paniu, a produkcja krajowa nie zabezpieczała normalnych potrzeb armji. Trzeba było i tu zaprowadzać daleko posunięte oszczędności, a nawet doszło wkrótce do tego, że dostarczano na front ładunki starego typu o kulach tępych, zamiast ostrych, co fatalnie odbijało się na sku­teczności ognia piechoty.

Nie mniej poważnym od powyżej przyto­czonych był dla armji rosyjskiej brak dosta­tecznej ilości karabinów maszynowych, których liczba teoretycznie powinna była sięgać 5.000 sztuk. W rzeczywistości było ich nie więcej, niż 4.000 sztuk. Niedobór ten od pierwszych dni wojny odczuwał się tem silniej, że w walkach i pochodach znaczna ilość karabinów maszyno­wych niszczyła się. Jedyna fabryka karabinów maszynowych w Rosji nie mogła nadążyć w sto­sunku do zapotrzebowania, które stale wzrasta­ło. W ciągu roku 1915 głód karabinów7 maszy­nowych osiągnął największe swoje natężenie z chwilą, kiedy front wschodni powoli ustalał się, a wojna nabierała cech walki pozycyjnej.

Jedyną pomyślniejszą okolicznością dla Rosji był jej niewyczerpany nieomal rezerwuar ludzki, z którego czerpać można było, zdawało się, bez ograniczeń. To też dowództwa rosyj­skie szeroko wykorzystywało tę okoliczność, szczodrze szafując krwią swoich żołnierzy, któ­rych ofiarność musiała częściowo chociażby po-wetowywać braki organizacyjne, techniczne i materjalne.

Ale poza olbrzymim rezerwuarem ludz­kim, z którego można było czerpać jedynie surowy jeszcze materjał, wymagający wy­szkolenia, organizacji i ekwipunku, posiadała jeszcze Rosja znaczne siły wojskowe, rozloko­wane na bezkresnych obszarach cesarstwa, któ­re powoli tylko można było podciągać ku te­atrowi wojny. Oprócz tego dwie armje zajmo­wały wciąż stanowiska obserwacyjne zdała od teatru działań wojennych: 6 armja w stosunku do Szwecji, 7 armja — w stosunku do Rumunji. Dzięki temu na front przybywały wciąż nowe i swieze jednostki bojowe, przy pomocy których naczelne dowództwo rosyjskie zatykało wszel-

326

kie dziury na froncie i których siłami niało osłabione odcinki i grupy uderzeniom

Jednakże w początkach grudnia 1914 roku zapas świeżych sił w zorganizowanych jednost­kach bojowych był już na wyczerpaniu^ Liczo­no już tylko na dwie strzeleckie dywizje sybe­ryjskie (9 i 10) i 3 strzelecką brygadę turkie-stańską. Ze znacznem opóźnieniem mogły rów­nież przybyć na front oddziały zaamurskiej straży pogranicznej. Poza tem w głębi kraju nanowo formowano XIII i XIV korpusy linjo-we, ale wobec braku broni i sprzętu bojowego w lutym 1915 roku sformowano w całości tylko XV korpus, zaś z XIII sformowano zaledwie jedną mieszaną brygadę piechoty.

Tragiczny ten dla Rosji brak materjału wojennego nie pozwolił również zrealizować pierwotny projekt przekształcenia brygad strzeleckich na dywizje, oraz również na dywi­zje co lepszych brygad pospolitego ruszenia.

Tak więc, jakkolwiek Rosja posiadała dość ludzi nawet wyszkolonych i niewyczerpany re­zerwuar surowego materjału ludzkiego, już po paru miesiącach wojny stanęła w obliczu groź­nego braku ludzi na froncie bojowym. Bowiem w nowoczesnej wojnie nadmiar ludzi przy bra­ku środków materjalnych stanowi raczej uciąż­liwy i niebezpieczny balast, o czem zresztą na­der pouczająco przekonała się Rosja w dwa la­ta później z chwilą wybuchu rewolucji, opiera­jącej się na straszliwych masach żołnierstwTa, zdemoralizowanego i rozgoryczonego, nie rozu­miejącego, dlaczego oderwano je od domów tyl­ko poto, żeby w większości wypadków bez bro ni zapełniać bliższe i dalsze tyły, a nawet wnę trze kraju!

Na konferencji w Siedlcach wodza naczel­nego, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewi-cza, z obu dowódcami frontu przestudjowano całokształt położenia armji rosyjskiej i w re­zultacie zdecydowano, że narazie nie może być mowy o poważniejszych działaniach na lewym brzegu Wisły, że nawet nie jest wskazany po­ścig za cofającemi się po bitwie pod Łodzią woj­skami niemieckiemi, przeciwnie zaś — wojska rosyjskie same wymagają zasadniczej reorga­nizacji, którą osiągnąć można tylko w okresie względnego spokoju na froncie. "

Wobec tego Mikołaj Mikołajewicz wydał w dniu 30 listopada rozkaz, aby w nocy na 1 grudnia „możliwem było rozpocząć odwrót armij obu frontów na lewym brzegu Wisły na

Page 66: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

linję Iłów — Tomaszów — rzeka Nida i dalej ku rzece Wiśle". Odwrót ten miał na celu za­jęcie umocnionych pozycyj, zawczasu przygoto­wanych na tyłach.

Równocześnie prawe skrzydło miała ubez­pieczać 10 armja od strony Prus Wschodnich. Na wszelki wypadek w rejonie Warszawy mia­ły być zgrupowane rezerwy, aby odeprzeć ewen­tualne natarcie Niemców od strony Mławy.

W dniu 3 grudnia w Galicji rozpoczęło się energiczne natarcie sił austrjacko-węgierskich, wzmocnionych przez oddziały niemieckiego XXIV korpusu, który świeżo przybył z zacho­dniego frontu. Natarcie to rozwinęło się na dwustukilometrowym froncie od przełęczy Użockiej aż po okolice Tymbarku i Limanowej. Natarcie to zaskoczyło Rosjan, których 8 armja rozrzucona była na ogromnym froncie, 3 armja

Polowa stacja 1 dc foniczna.

Lewe skrzydło miały ubezpieczać galicyj­skie armje południowo-zachodniego frontu, któ­rym nakazywano za wszelką cenę utrzymać Ga­licję Wschodnią oraz linję Sanu wraz z prze­prawami przez tę rzekę.

W rzeczywistości nakazany odwrót w okre­ślonym terminie rozpoczęły tylko armje północ­no-zachodniego frontu, a mianowicie 1, 2 i 5. Natomiast lewobrzeżne armje południowo-za­chodniego frontu odwrót swój jeszcze odciągały.

osłabiona odejściem części jej wojsk na lewy brzeg Wisły, a 10 armja zajęta była w tym cza­sie oblężeniem, a raczej obserwacją Przemyśla. Jednakże już w dniu 10 grudnia Rosjanie roz­poczęli przeciwnatarcie, którem powstrzymali napór przeciwnika.

Ponieważ równocześnie Niemcy energicz­nie nacierali na lewym brzegu Wisły oraz od strony Mławy w kierunku na Przasnysz, prze­to po nowej konferencji w Brześciu Mikołaj

327

Page 67: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Mikołajewicz nakazał w dniu 13 grudnia osta­teczny odwrót na lewym brzegu Wisły w celu skrócenia frontu, zajęcia przygotowanych, umocnionych pozycyj i dzięki temu wydzielenia rezerw, mogących się przydać na odcinku mław­skim i w Galicji. .

Odwrót 1, 2, 5, 4 i 9 armij rosyjskich do­konano w porządku i szczęśliwie. Armje te za­jęły linję rzeki Bzury, Rawki i Nidy.

Piechota turecka.

Niemcy usiłowali przerwać ten nowy front rosyjski. Szczególnie zacięte i krwawe walki toczyły się nad Bzurą i Rawką w okolicach Bo­limowa. Po długotrwałych walkach, osiągnąw­szy tylko nieznaczne lokalne sukcesy, Niemcy zrezygnowali z dalszej walki.

Na północy na prawym brzegu Wisły Ro­sjanie, dzięki podciągnięciu rezerw z lewego brzegu, odrzucili Niemców z pod Przasnysza i zmusili ich do wycofania się na własne tery-torjum w Prusach Wschodnich. Rosjanie opa­nowali Włocławek i stopniowo, począwszy od tego miasta, poczęli umacniać się wzdłuż gra­nicy południowej Prus Wschodnich aż do re­jonu działań 10 armji, która zajmowała front przed jeziorami Mazurskiemi i wzdłuż rzeki Angerapp w Prusach Wschodnich.

W Galicji Rosjanie ze znacznie wzmoc-nionemi siłami rozpoczęli ponowne natarcie. Nie zrażając się kolosalnemi ofiarami w lu­dziach, w czasie jak najbardziej niepomyślnej pogody, brnąc w głębokich śniegach i wśród zlodowaciałych gór, Rosjanie posuwali się krok za krokiem, aż pod koniec grudnia zmusili woj­ska austro-niemieckie do odwrotu na całym froncie. W rezultacie Rosjanie osiągnęli siłami 3 i 8 armij nowy, znacznie wysunięty, front wzdłuż Dunajca i Białej, a dalej Gorlice — Du-

328

kia _ _ Lisko. Równocześnie wzmocniona 11 ar-mja w dalszym ciągu oblegała twierdzę prze­myską oraz osłaniała wschodnio-karpackie przełęcze.

Bardziej na południowy-wschód Rosjanie ponownie zajęli Czerniowce i, posuwając się dalej, wkroczyli na przełęcze, łączące Bukowi­nę z Siedmiogrodem i Węgrami.

W ogólnym zarysie tak przedstawiał się front wschodni w połowie stycznia 1915 r.

Na lewym brzegu Wisły fakt, że Rosjanie zajęli zimowe, umocnione zawczasu i wciąż nadal umacniane pozycje, z których nie można ich było ruszyć bez wielkich strat, zmusił zko-lei i Niemców do okopania się. Stopniowo front na lewym brzegu Wisły nabrał cech pozycyj­nych. Niemcy podciągali coraz więcej artylerji ciężkiej, w odpowiedzi na co Rosjanie, nie roz­porządzający nią, jak wiemy, w większej ilości, poczęli podwozić na front swoją artylerję for-teczną, najcięższych nawet kalibrów, głównie wycofując ją z twierdzy modlińskiej (Nowo Gieorgjewsk).

Nauczeni ostrożności, rozpoczęli Rosjanie budowę dalszych linij obronnych na tyłach na lewym brzegu Wisły oraz grupowanie rezerw na prawym brzegu środkowej Wisły. Również i w Galicji budowano zapasowe pozycje obron­ne na linji Wisłoki. Natomiast w Karpatach sprawa przedstawiała się inaczej. Tam Rosja­nie zauważyli znaczną koncentrację wojsk

Turcja. Warta przy armacie górskiej.

austro-węgierskich. W dowództwie rosyjskiem przeważyło przekonanie, iż najlepsza'obroną będzie własne natarcie na przełęcze karpackie.

Myśl ta została natychmiast podchwycona przez tych, którzy, jak naprzykład generał Ruz-skij, dowódca północno-zachodniego frontu, zre-

Page 68: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ostatecznie ze zdobycia Prus Wschodnich, które stanowiło konieczny waru­nek przeniesienia wojny w głąb Niemiec. Sko­ro Niemcom nie można dać rady — należy ude­rzyć całą siłą na zdemoralizowane już armje austro-węgierskie i ostatecznie je zniszczyć. Operacje w Karpatach dawały ku temu dobrą okazję. Jeśliby udało się przekroczyć przełę­cze — droga na równiny węgierskie i na Buda­peszt stanęłaby otworem. Tam, na tych równi­

nach, należało stoczyć ostateczną bitwę, której rezultat mógł był doprowadzić do zawarcia od­rębnego pokoju z Węgrami oraz przyśpieszyć decyzję Rumunji przyłączenia się do Koalicji. Myślą tą, której autorem był generał Iwanow, dowódca południowo-zachodniego frontu, umia­no zainteresować i wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Rozpoczęły się przygotowania do wielkiego natarcia przez Karpaty na Węgry, które doczekało się próby realizacji w 1915 r.

PRZYSTĄPIENIE TURCJI DO MOCARSTW CENTRALNYCH

Z chwilą wybuchu wojny, w której po jed­nej stronie stanęły Niemcy i Austro-Węgry, a po drugiej stronie Rosja i Serb ja, dla każde­go myślącego człowieka stało się oczywistem, że wcześniej, czy później również i Turcja przy­łączy się do wojny i to po stronie mocarstw cen­tralnych.

Odkąd cesarstwo rosyjskie wkroczyło na drogę wielkiego imperjalizmu, zdobyczami wo-jennemi rozszerzając swoje granice na połu­dniu i na wschodzie, naturalnym jego, dziejo­wym przeciwnikiem stała się Turcja, która do­tychczas posiadała niepodzielną hegemonję nad morzem Czarnem i którą również z ludami bli­skiego Wschodu łączyła wspólnota religi jno-kulturalna. Stopniowo Rosja wypierała Tur­cję z nad morza Czarnego, niszcząc wszędzie ślady kultury półksiężyca. Macki imperjalizmu rosyjskiego ogarniały niejako morze Czarne z dwóch stron: od Zachodu i od Wschodu. Umoc­niwszy się w Besarabji i na Kaukazie, sięgała Rosja dalej. Wpływy Rosji działały na Bałka­nach, ścierając się równocześnie z wpływami austro-węgierskiemi i podważając tam pano­wanie Turcji. Jako awangardy Rosji powstały na Bałkanach państewka Serbji, Czarnogórza, Bułgarji i Rumunji, ściśle od Rosji zależne. Na Wschodzie wpływy rosyjskie walczyły z turec-kiemi w Persji, grożąc i z tej strony poważną dywersją.

Ostatecznym celem Rosji w stosunku do Turcji było całkowite „wyrzucenie" jej z Euro­py i opanowanie stolicy tureckiej Konstanty­nopola, owego upragnionego, legendarnego wprost dla Rosji Carogrodu, którego posiada­nie otwierałoby Rosji naoścież bramę na morze Śródziemne. Konstantynopol i cieśnina Darda-nelska—to był ów wymarzony od wieków owoc, ku któremu zupełnie jawnie, nawet z patetycz­nym hałasem, wyciągały się drapieżne ręce Rosji.

Bilans tej wiekowTej już walki był dla Tur­cji nader smutny. Z potężnego ongiś mocar­stwa zeszła do roli państwa co najwyżej trze­ciorzędnego. Ostatnia wojna bałkańska pozba­wiła Turcję bezpośrednio przed wojną świato­wą wszystkich jej posiadłości na Bałkanach za wyjątkiem małego skrawka ziemi, który jej wraz z Konstantynopolem pozostał w Europie.

Oczywistem było, że w razie zwycięstwa Rosji nad Niemcami i Austro-Węgrami przy­szłość Turcji przedstawiałaby się w bardzo nie-ciekawem świetle. Rosja, wzmocniona w swo­im imperjaliźmie, ostatecznie zdruzgotawszy wpływy austro-węgierskie na Bałkanach i zdo­bywszy tam niepodzielną hegemon ją, znalazła­by pierwszą lepszą okazję, by ostatecznie roz­prawić się z Turcją i zagarnąć upragniony Ca-rogród z wolną drogą na morza. Jeśli Piotr Wielki „wyrąbał Rosji okno na Europę" w Pe­tersburgu, napewno Mikołaj II zechciałby po­wtórzyć to przyjemne zajęcie w Konstanty­nopolu.

Czemże znów miało grozić Turcji ewentu­alne zwycięstwo mocarstw centralnych? Nie ulega kwestji, że w tym wypadku Turcji nie groziłoby żadne bezpośrednie niebezpieczeń­stwo. Terytorjalnie nie ryzykowałaby niczem. Zwycięstwo wpływów austro-węgierskich na Bałkanach narazie również nie byłoby groźnem wobec tego, że Austro - Węgry byłyby równo­cześnie zainteresowane na wschodzie i północy terytorjalnemi rekompensatami ze strony Rosji.

Niebezpieczeństwem dla Turcji mogły by­ty być jedynie wzmożone wpływy niemieckie wewnątrz samej Turcji, opanowujące niewy­robione stosunki polityczne, a bardziej jeszcze życie gospodarcze, znajdujące się dopiero w za­rodku. W każdym bądź razie dla Turcji nie­pomiernie mniejszem ryzykiem musiało się wy­dawać zwycięstwo Niemiec, niż Rosji.

329

Page 69: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W dodatku, jeśliby Turcja wzięła udział w wojnie po stronie Niemiec i razem z nimi miałaby osiągnąć zwycięstwo — wszelkie mo­żliwe stąd szkody byłyby znakomicie zrekom­pensowane wielkiemi korzyściami na Bałka­nach, na morzu Czarnem i w Azji. To też Tur­cja w wojnie światowej niewiele miała dróg do wyboru.

Fakt, że do Koalicji wraz z Rosją, naj­bliższa i najgroźniejszą przeciwniczką, nale­żała również Anglja, mógł tylko popchnąć Tur­cję w objęcia mocarstw centralnych. Anglja bowiem stawała się coraz groźniejszą potęgą dla Turcji, odkąd posiadała kanał Sueski i po­łożyła swoją ciężką rękę na Egipcie, wypiera­jąc powoli Turcję z Afryki.

Niezależnie od możliwych względów istot­nej racji stanu Turcji w decyzjach jej bardzo poważną rolę odgrywały wpływy niemieckie, które od dawna już zdołały opanować decydu­jące sfery polityczne i wojskowe cesarstwa ottomańskiego. Było rzeczą oczywistą, że po­za czynnikiem politycznym i gospodarczym, wpływom niemieckim torował drogę psycholo­giczny kult Niemców, który szeroko rozpo­wszechnił się w Turcji. Turkom, którzy prze­żyli już, zdawało się, największy kryzys swo­jej państwowej bezsilności, imponował wspa­niały i błyskawiczny rozwój potęgi niemieckiej, datujący się zaledwie od wojny francusko-nie-mieckiej w 1870 roku. Sami dążąc do odrodze­nia własnej niegdyś tak świetnej potęgi, Tur­cy, olśnieni imponującemi pozorami cywiliza­cji niemieckiej, widzieli w Niemcach godnych naśladownictwa nauczycieli i przewodników. Należy objektywnie stwierdzić, że Niemcy za­wsze, występując w roli nauczycieli i instruk­torów, pracowali z najwyższym pożytkiem dla państwowości tureckiej, szczególnie dużo wkła­dając energji i wiedzy w reorganizację armji tureckiej. Niewątpliwie wrodzona Niemcom solidność i lojalność w pracy niejednokrotnie już znakomicie ułatwiała drogę niemieckiej propagandzie zagranicznej.

Na długo już przed wojną Niemcy czuli się w Turcji, jak w państwie najbliżej zaprzy-jaźnionem. Turcy odnosili się do Niemców z prawdziwą życzliwością i lojalnością, należą bowiem do tych narodów wschodnich, które przyjaźń polityczną traktują zupełnie serjo, szczerze i wiernie. Przyjaźń niemiecko-turec-ka znacznie umocniła się przed wojną świato­wą w chwilach ciężkich dla Turcji. Przegrane kolejno wojny na Bałkanach i w Trypolisie oraz znaczne straty materjalne i terytorjalne

330

zepchnęły Turcję na dno nędzy dziejowej. bardziej przeto ratunek swój musieli widzieć w rosnącej i coraz groźniejszej potędze niemiec­kiego militaryzmu. W dodatku Turcja na gwałt wymagała reorganizacji swojej wyczer­panej i za mało nowoczesnej siły zbrojnej, w czem znakomicie pomagali Turkom Niemcy.

Od początku wojny polityka niemiecka z podwójną energją poczęła dyskontować ist­niejące już wpływy w Turcji, nie szczędząc żadnych ofiar, nawet materjalnych, byleby tyl­ko przeciągnąć Turcję na swoją stronę. Sojusz z Turcją oznaczałby bowiem ostateczną izola­cję cesarstwa rosyjskiego od świata przez zam­knięcie cieśnin tureckich Bosforu i Dardanel-lów oraz stanowiłby poważną dywersję woj­skową na Kaukazie i morzu Czarnem. Sojusz ten wreszcie musiałby wywrzeć wpływ na decy­zję Bułgarji, dość skłonnej od początku do opo­wiedzenia się po stronie Niemiec. Jak już wie­my, polityka niemiecka miała znakomicie uła­twione pole działania w Turcji, dzięki jej na­turalnemu stosunkowi do Rosji i do Anglji.

Jakkolwiek jasnem było od początku, że Turcja wystąpi po stronie Niemiec, jednakże szczególnie skomplikowane warunki zmuszały Turcję do ostrożności i powolności w działaniu.

Armja turecka musiała wpierw uzupełnić swoje główne braki i zreorganizować się po wy­czerpaniu, jakie spowodowały poprzednie woj­ny. Należało również wzmocnić system obron­ny Bosforu i Dardanellów szczególnie pod względem artylerji dużego kalibru, co było ko­niecznem ze względu na ewentualne natarcie floty rosyjskiej na Czarnem morzu i angielsko-francuskiej na morzu Egejskiem. Pod wzglę­dem finansowym stan Turcji był opłakany. Nie posiadała również dostatecznych środków ko­munikacyjnych ze swojemi odległemi ewentu-plnemi teatrami wojny. Drogi morskie ze względu na przewagę floty Koalicji musiały być dla Turcji zamknięte. Można było liczyć tylko_ na drogi lądowe. Linji kolejowych było niewiele i brak było bezpośrednich połączeń. Kolej bagdadzka, która miała związać ' Kon­stantynopol z zatoką Perską przez Mezopota-mję, była dopiero w budowie i dochodziło za­ledwie do okolic Urfy i to nie bezpośrednio wo­bec niewykończenia wielkich tunelów w górach Amanusu i Taurusu. Poza niewykończona ko­leją bagdadzka do frontu kaukaskiego najbliż­sza Im ja kolejowa dochodziła zaledwie do An­gory. Stan dróg kołowych był opłakany, co nie pozwalało rachować na poważniejsze zużytko­wanie komunikacji samochodowej. Wszystko

Page 70: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

to zmuszało Turcję do opóźnienia działań wo­jennych w celu jakiego - takiego przygotowa­nia się do wojny, która musiała być prowadzo­ną w tak ciężkich warunkach.

W początkach sierpnia Turcja, nie wypo­wiadając jeszcze wojny, rozpoczęła swoją mo­bilizację, która była już na ukończeniu w koń­cu września. Wojska tureckie koncentrowały się powoli nad kaukaską granicą Rosji w Ar-

Turcja. Tabory na wielbłądach.

menji oraz w kierunku na kanał Sueski i Egipt. Gorączkowo uzupełniono również za­pasy i sprzęt bojowy.

Na samym początku wojny do Bosforu wpłynęły krążowniki niemieckie, zaskoczone wybuchem wojny na morzu Śródziemnem. Krą­żowniki te Turcy rozbroili tylko fikcyjnie. Pod flagą turecką pozostało niemieckie dowództwo. Ponieważ zauważono wkrótce niepokojące przygotowania na krążownikach, zdające się świadczyć o zamiarach wypłynięcia na morze, posłowie mocarstw sprzymierzonych zwrócili się do Wielkiego Wezyra, przypominając o obietnicy rządu tureckiego internowania okrętów niemieckich. Oczywiście interwencja ta nie miała żadnego skutku.

Pierwszej próby wypłynięcia na morze do­konali Niemcy pod flagą turecką w dniu 21 września. Wobec tego rząd angielski wystoso­wał do rządu tureckiego notę, w której stwier­dził, że, wobec trudności odróżniania okrętów tureckich od niemieckich, wydał nakaz swojej eskadrze, strażującej przed Dardanellami, aby przeciwdziałała wypłynięciu na morze wszyst­kich okrętów pod flagą turecką.

Jakgdyby prowokując Anglików wkrótce po otrzymaniu przez rząd turecki noty angiel­skiej turecki kontr-torpedowiee wypłynął z cie­

śniny Dardanelskiej na morze Egejskie, gdzie oczywiście był powstrzymany przez eskadrę angielską. W odpowiedzi na to komendant cieśniny Dardanelskiej (zresztą oficer niemiec­kiego sztabu generalnego) zamknął w niej wszelką nawigację.

Koalicja zaprotestowała, w odpowiedzi na co rząd turecki oświadczył, że otworzy nawi­gację w Dardanelach, ale dopiero wówczas, kie­dy eskadra angielska odpłynie z pod Dardanel-lów ku wyspie Lemnos. Żądanie to było dla Koalicji nie do przyjęcia. Obserwacja Darda-nellów była konieczną ze względów wojennych, gdyż wciąż jeszcze istniała wówczas możliwość przedarcia się w cieśniny tureckie austro-wę-gierskiej floty z Adrjatyku, co stanowiłoby po­ważną groźbą dla floty rosyjskiej na morzu Czarnem.

Zresztą cały ten konflikt dyplomatyczny był grą w ślepą babkę. Wiadomo wxszak było, że Turcja w szybkiem tempie przygotowuje się do wojny, którą Kalif miał ogłosić światu mu­zułmańskiemu, jako „wojnę świętą", co zagra­żało Anglji i Francji w ich kolonjach o ludno­ści mahometańskiej. Tembardziej zaś obser­wacja Dardanellów była konieczną, iż Turcja oczekiwała nadejścia poważnych transportów węgla z Ameryki, którego w żadnym razie nie można było wpuścić w cieśniny, gdyż oczywi­ście był przeznaczony dla połączonej floty tu-

Turcja. Handlarz wśród żołnierzy.

W dniu 11 października w poselstwie nie-mieckiem odbyła się konferencja, w której ze strony rządu sułtańskiego wzięli udział Enwer-Pasza i Talaat - Bej. Pierwszy z nich (1870— 1922), wódz i polityk, organizator ruchu mło-dotureckiego i zagorzały stronnik Niemiec, pia-

331

Page 71: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

stował poprzednio w wojnie bałkańskiej stano­wisko szefa sztabu generalnego, w roku zaś 1914 był ministrem wojny, w przyszłości wódz naczelny. Drugi z nich (1874—1921), kilka­krotny minister spraw wewnętrznych, w przy­szłości od 1917 do 1918 r. Wielki Wezyr, był również zwolennikiem polityki filo-niemieckiej. Na konferencji ten podpisano traktat, mocą którego Turcja miała przystąpić do wojny po stronie Niemiec natychmiast po otrzymaniu znaczniejszego subsydjum na konto prowadze­nia wojny. Pierwszą rolę tego subsydjum Niemcy wpłaciły natychmiast, drugą zaś w dniu 21 października.

Pomimo podpisania traktatu w interesie Turcji było możliwe dalsze odwlekanie wypo­wiedzenia wojny. Przeciwnie, w interesie mo­carstw centralnych było sprowokowanie przy­stąpienia Turcji do wojny w jak najkrótszym czasie. Był to moment dla Niemiec nader nie­korzystny: na Zachodzie ustalony już front wy­kluczał możliwość szybkiego zdruzgotania Francji, na Wschodzie armja austro-węgierska była niezwykle wyczerpana i zdemoralizowana, a Rosjanie rozpoczynali właśnie swoje wielkie natarcie na lewym brzegu Wisły.

Należało -się przeto spieszyć. Niemcy użyli więc wszystkich swoich wpływów w Tur­cji, szczególnie w sferach wojskowych, aby tworzyć corychlej „fakty dokonane", które wciągnęłyby Turcję w wir wojny nawet wbrew ostrożności jej polityków.

Jakoż „fakty" te wkrótce wywołały wy­buch.

W dniu 29 października 1914 roku około godziny 3-ciej nad ranem dwa torpedowce tu­reckie wpłynęły pod flagą rosyjską do portu w Odessie, gdzie niespodziewanie storpedowały kanonjerkę rosyjską „Doniec", poczem, ostrze-

'liwując się, zdołały umknąć na morze, pomimo pewnych szkód, jakie przyczynił im ogień ro­syjskiej artylerji nadbrzeżnej.

Tego samego dnia nieco później, około go­dziny 7-ej rano krążownik niemiecki „Soeben", który miał być internowanym w Bosforze, pod­płynął od strony Eupatorji do Sewastopola, znagła rozpoczynając ogień swoich dział, skie­rowanych na forty, port i miasto. Ogień trwał dwadzieścia minut, poczem „Soeben" bez prze­szkód odpłynął na pełne morze. W mieście li­czono zabitych i rannych głównie wśród ludno­ści cywilnej.

Równocześnie niemiecki krążownik Bre-slau" w podobny sposób obstrzelał niebronioną

352

Teodozję, a turecki krążownik „Slamidie' Noworosyjsk.

Fakty te rozpoczęły właściwie działania wojenne Turcji przeciwko Rosji, jakkolwiek Wielki Wezyr usiłował tłomaczyć je wyłącznie tylko, jako represje za rzekomy napad rosyj­skich torpedowców w dniu poprzednim na flo­tę turecka, ćwiczącą się w ogniu artyleryjskim w pobliżu Bosforu. Jednakże rosyjski mini­ster spraw zagranicznych Sazonow natych­miast obalił tę insunuację, co miało już tylko charakter manifestacji dyplomatycznej. Kon­fliktu załagodzić było już nie sposób.

W dniu 31 października poseł rosyjski przy dworze Sułtana M. Girs opuścił Konstantyno­pol, oświadczając, że Rosja zrywa stosunki dy­plomatyczne. W ślad za posłem rosyjskim wy­jechali i pozostali posłowie mocarstw sprzymie­rzonych.

Bez formalnego wypowiedzenia wojny z czyjejkolwiek bądź strony Turcja, niejako automatycznie, przystąpiła do wojny przeciwko Koalicji.

W dniu 3 listopada nad ranem połączone eskadry wojenne francusko-angielskie podpły nęły do wylotu cieśniny Dardanelskiej i prze­prowadziły krótkotrwałe bombardowanie nad­brzeżnych fortyfikacyj tureckich, poczem cof­nęły się na pełne morze. Baterje tureckie od­powiadały na ogień dział koalicyjnych dość sła­bo, jakgdyby jeszcze niezdecydowanie. Pamię­tajmy bowiem, że wojna nie była formalnie wy­powiedzianą, i Turcy liczyli widać jeszcze na pewną zwłokę w energicznych działaniach.

Wojna z Turcją nie była dla Rosji niespo­dzianką: przewidywano ją od początku. Ale z biegiem czasu, w miarę, jak upływały miesią­ce, a Turcja zachowywała swoją neutralność, groza wojny na froncie kaukaskim jakgdyby rozpływała się we mgle dalekiej przyszłości, wo­bec palących zagadnień i potrzeb frontu bojo­wego przeciwko Niemcom i Austro - Węgrom. To też, jakkolwiek na początku wojny skoncen­trowano na Kaukazie odpowiednie narazie siły przeciwko Turcji, stopniowo jednak zalecano na front wschodni II i III korpusy kaukaskie, 1 kaukaską dywizję strzelecka i kaukaska dy­wizję jazdy.

W chwili wybuchu wojny z Turcją na Kaukazie znajdowały się jeszcze następujące siły rosyjskie: I korpus kaukaski (20 i 39 dy­wizje piechoty), 66 dywizja piechoty, 2 kau­kaska brygada strzelecka, 1 i 2 kaukaskie dy­wizje kozackie. Wszystki razem stanowiło

Page 72: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Król Wilhelm w Bułga/rji.

wszystkiego 68 bataljonów piechoty, 48 sotni i 184 działa.

Siły te miały stanowić rdzeń armji kau­kaskiej, której zadaniem miały być działania przeciwko Turcji. Dowódcą tej tak zwanej oddzielnej armji z urzędu był namiestnik Kau­kazu, generał hrabia Woroncow-Daszkow. Za­kres jego uprawnień był podobny do zakresu uprawnień dowódcy frontu, a więc posiadał pełną swobodę działania w ogólnym kierunku, nakreślonym przez dowództwo naczelne.

Siły armji rosyjskiej na Kaukazie uzupeł­niły ponadto, zgodnie z planami, następujące wojska: II korpus turkiestański, zresztą nader słaby, wszystkiego dwie turkiestańskie bryga­dy strzeleckie, razem 14 bataljonów piechoty, i zakaspijska brygada strzelecka, należące do turkiestańskiego okręgu wojskowego, oraz z omskiego okręgu wojennego 1 syberyjska brygada kozacka. Biorąc pod uwagę oddziały, pospiesznie formowane na Kaukazie, wszystkie siły rosyjskie w momencie rozpoczynających

się działań wojennych na froncie tureckim wy­nosiły 86 bataljonów piechoty, 96 sotni i 258 dział.

Pod sam koniec 1914 r. siły te nieznacznie powiększyły się o jedną brygadę strzelecką, sformowaną na miejscu, o sześć ochotniczych drużyn ormiańskich i dwie baterje artylerji górskiej, przybyłe z Syberji. Ostatecznie siły rosyjskie wyniosły 100 bataljonów piechoty, 96 sotni i 300 dział, nie licząc oddziałów pospo­litego ruszenia, które nadawały się wyłącznie do służby tyłowej, jak ochrona dróg, mostów i objektów wojskowych.

Z chwilą wybuchu wojny wszystkie siły rosyjskie na Kaukazie rozciągnięte były na ol­brzymiej przestrzeni ponad 600 kilometrów wzdłuż granicy tureckiej od Poti i Batumu aż do Dżulfy. Siły te osłaniały przedewszystkiem stolicę Kaukazu, Tyflis, oraz niezmiernie boga­te zagłębie naftowe w Baku.

Główne siły rosyjskie, wynoszące 41 batal­jonów piechoty, 24 sotnie i 120 dział, skoncen-

Bułgarja. Przegląd wojska przez króla Wilhelma.

333

Page 73: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

„e były w grupie generała Berchmanna. Z grupy tej wydzielono oddział oltyński (pod miastem Olty), liczący 8 bataljonów piechoty i 24 działa, oraz oddział pod miastem Kołyzman w sile 5 bataljonów piechoty. Pozostałe siły grupy pospiesznie przewożono przez Aleksan-dropol, Kars, Sarakamysz i Karahurt ku gra­nicy w Czierczuku na turecki Erzerum, który stanowił ośrodek ugrupowania wojsk turec­kich, Erzerum, z natury wysoce obronny, był ponadto, jako ważny węzeł komunikacyjny, sil­nie ufortyfikowany. Fortyfikacje te przed woj­ną jeszcze były doprowadzone do stanu obron­nego, zgodnego z wymaganiami nowoczesnej wojny.

Druga grupa generała Akacjewa w sile 14 bataljonów piechoty, 36 sotni i 66 dział skoncentrowana była pomiędzy miastami Ery-w ań i Igdyr. Pod Dżulfą stała tak zwana gru­pa perska generała Czernozubowa w sile 8 ba­taljonów piechoty, 24 sotnie i 24 działa. W Tyf-lisie wywagonowywały się oddziały II korpusu turkestańskiego i syberyjskiej brygady kozac­kiej, razem 14 bataljonów piechoty, 12 sotni i 48 dział. Pozostałe 9 bataljonów piechoty sta­nowiły osłonę Poti, Batumu i Artwinu.

Przed wojną Rosjanie posiadali gotowy plan kampanji przeciwko Turcji, ale na wypa­dek wojny tylko z tern jednem państwem. Plan rosyjski przewidywał energiczne natarcie, któ­rego celem miało być przeniesienie działań wo­jennych na terytorjum Turcji oraz opanowanie Erzerumu, który stanowił węzeł licznych dróg gruntowych. Przewidując, że Turcy swojemi głównemi siłami będą bronili Erzerumu, liczyli Rosjanie, że siły te bez trudu rozbiją, a następ­nie, korzystając z dróg, rozchodzących się z te­go miasta, będą kolejno rozbijali wojska turec­kie, powoli, bo w kraju, pozbawionym kolei że­laznych, podchodzących do Erzerumu.

Cały ten plan mógł być realnym tylko pod warunkiem swobody działań Rosji, niezaanga-żowanej gdzieindziej, co pozwalałoby jej na szybszą od Turcji koncentrację poważniejszych sił na Kaukazie. W rzeczywistości było ina­czej. Siły rosyjskie były niedostateczne, w przedwojennej koncepcji nie gwarantowało powodzenia.

Dzięki przeciągającej się niezdecydowanej postawy Turcji Rosjanie część swoich sił za­brali z Kaukazu na front wschodni. Przeciw­n i - Turcy systematycznie promadzili swoje wojska pod Erzerumem, co oddawało inicjaty­wę w ich ręce. W dodatku Rosja do tego stop­nia zaprzątnięta była na głównym teatrze woj-

334

ny że mowy nie było nietylko o znaczniej:-zasileniu armji kaukaskiej, ale nawet okazało się niemożliwem, poza jedyną kaukaską dywi­zją jazdy, odesłać z powrotem na Kaukaz 1 ły,Ł które stamtąd były zabrane.

W tych warunkach znacznie zwężono za­dania armji kaukaskiej, której za główny cel postawiono obronę terytorjum rosyjskiego. Po­nieważ jednak obrona ta wzdłuż granicy na Sałianługskim łańcuchu górskim była dość trudna ze względu na łatwość obejścia, przeto zadecydowano bronić się na pozycjach z natury bardzo obronnych na linji Ardost — Delibaba, to znaczy na terytorjum już tureckiem. Pozy­cje te, wysunięte wprzód w środku całego fron­tu, stanowić miały doskonałą osłonę dla całego Kaukazu, tembardziej, że od południowschodu, od strony doliny Ałaszkiertskiej osłaniać miała działania grupy środkowej grupa erywańska.

W pierwszych działaniach bojowych Ro­sjanie osiągnęli widoczną przewagę i zmusili oddziały tureckie do odwrotu na całym fron­cie.

W bitwie dnia 6 listopada Rosjanie zdo­byli silną pozycję turecką pod Kepri - Kej, osła­niającą drogę na Erzerum. Do dnia tego rów­nież zajęli Rosjanie Bajazet oraz wyparli Tur­ków z doliny Ałaszkiertskiej. Natarcie swoje prowadzili Rosjanie w niezwykle ciężkich wa­runkach, w kraju niemal zupełnie pozbawio­nym dróg i ubogim. W tych warunkach dosta­wy dla wojska opóźniały się znacznie tak, że już pod Kapri - Kej Rosjanie odczuwali dotkli­wy brak żywności, a nawet amunicji.

Pomimo wszystko grupa generała Berch­manna, którego zasugest jonowały początkowe sukcesy, posuwała się dalej, aż pod Hassan-Ka-ły natknęła się na znaczniejsze siły tureckie. Był to XI korpus turecki. Szczęście odwróciło się od Rosjan. Po szeregu walk musieli cofnąć się na pozycje Ardost — Delibaba, gdzie grupę generała Berchmanna wzmocnił podciągnięty już II korpus turkiestański generała Judeni-cza. Tymczasem Turcy przeszli do energiczne­go przeciwnatarcia, równocześnie obchodząc prawe skrzydło Rosjan.

Jakiemiż siłami rozporządzali Turcy? Na froncie przeciwrosyjskim działała 3.

armja turecka pod dowództwem samego En-wer - Paszy, którego szefem sztabu byfzdolny oficer niemieckiego sztabu generalnego Bron-sar von Schelendorf. W skład 3 armji turec­kiej wchodziły IX, X i XI korpusy, co stanowi­ło siłę ponad 80 bataljonów piechoty, nie licząc oddziałów pospolitego ruszenia oraz znaczniej-

Page 74: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

szej ilości Kurdów, tworzących nawpółregular-ne oddziały, analogiczne swoim charakterem do kozaków rosyjskich.

Turcy poprowadzili swoje natarcie głów-nemi siłami na tyły Rosjan, a mianowicie na ich bazę czołową Sarakamysz. XI korpus tu­recki miał za zadanie związać główne siły ro­syjskie na froncie w kierunku Erzerumu, pod­czas gdy główne siły tureckie, IX i X korpusy, rozpoczęły obchodzić prawe skrzydło rosyjskie, kierując się drogą tak zwaną „Ton-juł", wiją­cą się po szczytach górskich pomiędzy drogą erzerumską i doliną Seuri-Czaj. Droga ta pro­wadzi ku przełęczy Bardusskiej, którą Rosjanie niesłusznie uważali za niemożliwą do przebycia większych oddziałów wojskowych w czasie zimy.

Marsz dwóch korpusów tureckich po tej górskiej drodze, która nawet latem nie należa­ła do wygodnych traktów dla wojska, teraz zaś zasypana była śniegiem i lodem, stanowi jeden z piękniejszych epizodów bohaterstwa i ofiar­ności w czasie wojny światowej. Pomimo sza­lonych trudności terenowych i klimatycznych, ponosząc ogromne ofiary, pośród nadludzkich wysiłków posuwali się Turcy krok za krokiem, aż niespodziewanie dla Rosjan około 20 grud­nia osiągnęli przełęcz Bardusską i poczęli zstę­pować w doliny. Bez odpoczynku natychmiast poprowadzili Turcy energiczne natarcie na Sa­rakamysz, gdzie znajdowały się wówczas tylko słabe siły rosyjskie, główmie złożone z oddzia­łów rezerwowych.

W tych warunkach położenie Rosjan było niezwykle ciężkie. Z przodu mieli XI korpus turecki, tyły zaś zajmowały IX i X korpusy tu­reckie. Jeśliby Rosjanie zmuszeni byli cofać się ku Sarykamyszowi, wówczas okrążenie strategiczne przekształciłoby się w taktyczne, co już poważnie groziłoby katastrofą.

W tern położeniu gen. Judenicz, dowódca II korpusu turkestańskiego i późniejszy głów­nodowodzący armją kaukaską, kategorycznie zażądał za wszelką cenę utrzymania pozycji na froncie Ardost—Delibaba przy równoczesnem wydzieleniu z rezerw specjalnej grupy, która wysunęłaby się ku Sarakamyszowi. Jednocze­śnie gen. Judenicz skomunikował się przy po­mocy radjo-telegrafu z namiestnikiem hrabią Woroncowem-Daszkowem, prosząc go o natych­miastowe skierowanie posiłków dla garnizonu Sarakamysza, a mianowicie formującej się na tyłach 3 kaukaskiej brygady strzeleckiej. Zgodnie z prośbą generała Judenicza brygada ta natychmiast wyruszyła ku Sarykamyszowi.

W tym samym kierunku wysłano na pomoc po­nadto kadry, z których w przyszłości miały się rozwinąć trzecie bataljony pułków II korpusu turkestańskiego, które dotychczas posiadały tylko po dwa bataljony.

Wszystkie te oddziały utworzyły jądro sił, przeznaczonych do obrony Sarakamysza.

W ciągu długotrwałych zażartych walk aż do dnia 5 stycznia Turcy czynili rozpaczliwe bezskuteczne wysiłki, aby zdobyć pozycje ro­syjskie pod Sarakamyszem, jakkolwiek ten bro­niony był przez względnie słabe i przygodnie zebrane oddziały rosyjskie. W imię sprawiedli-

Najnowszy amerykański kostjum dla nurków.

wości należy jednak stwierdzić, że Turkom nie udało się zdobyć Sarakamysza nie z winy włas­nych wojsk, które dokazywały cudów boha-terstw i poświęcenia. Poprostu zadanie to by­ło ponad siły wojsk, które w straszliwych wa­runkach dokonały marszu wśród gór, śniegów i lodów, do ostateczności zaś wyczerpane mu­siały walczyć w niekorzystnych dla siebie wa­runkach, zdała od własnej bazy, w kraju nie­przyjacielskim, głodne i przemarznięte. Po stronie Rosjan była świeżość ich wojsk, zasobne własne tyły, dostateczne zapasy żywnościowe, odzieżowe i amunicyjne, nie mówiąc już o ko-rzystniejszem położeniu broniącego się. Turcy walczyli pomimo wszystko do upadłego, rozu­miejąc, że w tych warunkach, zdała od własnej

335

Page 75: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rjnej, oddzielonej śnieżnemi góra­mi, odwrót równałby się zupełnej klęsce.

Wreszcie wyczerpanie wojsk tureckich osiągnęło już swój kres. Rosjanie, którym i ymczasem nadciągnęły posiłki, zdołali z łatwo­ścią odrzucić Turków od Sarakamysza i zmusić do odwrotu. Jak było do przewidzenia odwrót ben odrazu przekształcił się w bezładną, rozpa­czliwa ucieczkę. Turcy uciekali głodni i wy­czerpani, często zupełnie bezbronni wobec bra­ku amunicji. Znaczna część wojsk tureckich poprostu zamarzła wśród straszliwych śniegów bezdroży górskich. Z dwóch korpusów turec­kich tylko drobna część niedobitków zdołała przedrzeć się poza granicę na terytorjum turec­kie. W ręce Rosjan dostała się znaczna liczba

FLOTA ANGIELSKA

gani roch.

Batum z doliny Olt - czaj oraz rzeki Czo-

Kontradmirał sir Robert Keith Arbuthuch.

jeńców tureckich, wśród których znalazł się do­wódca jednego z korpusów oraz trzech dowód­ców dywizyj wraz ze swojemi sztabami. Rów­nież i bogata zdobycz wojenna stała się łupem Rosjan.

O rozmiarach klęski tureckiej, w której niemal doszczętnie wyginęły IX i częściowo X korpusy, świadczyć może fakt, że w ciągu zimy w jednej tylko okolicy Sarakamysza Ro­sjanie stopniowo wykryli ponad 30.000 (wy­raźnie trzydzieści tysięcy!) trupów zamarznię­tych Turków.

Podczas, gdy cały IX korpus oraz część X korpusu tureckiego prowadziły swoje natarcia przez przełęcz Bardusską na Sarakamysz, in­na grupa turecka rozpoczęła natarcie na Arda-

336

W skład tej grupy wchodziły oddziały X korpusu oraz świeżo przybyłe I korpusu kon­stantynopolitańskiego, a ponadto oddziały nie­regularne baszybuzuków, przewiezionych z Turcji europejskiej.

Grupa ta odrzuciła bez trudu rosyjski oddział z pod Olty i niespodziewanie wyłoniła się pod Ardaganem z przełęczy Pantureckiej i Jałaguzczamskiej, wzmocniona jeszcze rosyj­skimi oddziałami Łazów i Adzarców, którzy przeszli na stronę Turków.

Wojska rosyjskie, które juz poprzednio wycofały się pod Ardagan, stoczyły o to miasto zacięte walki w dniach 29 i 30 grudnia, ale, nie mogąc wytrzymać natarcia Turków, cofnęły się i odeszły jeszcze bardziej na wschód. Arda­gan zajęli Turcy.

Odwrót Rosjan z pod Ardaganu wywołał panikę w samej stolicy Kaukazu, Tyflisie. Uważano powszechnie, że Kwatera Główna po­zostawiła lekkomyślnie Kaukaz bez dostatecz­nych sił i że całemu zakaukaskiemu krajowi (części Kaukazu na południe od gór Kaukas­kich) grozi najście Turków.

Jednakże panika ta nie była uzasadnioną. W krótkim czasie z Tyflisu podesłano na front znaczne posiłki, przy pomocy których Ro­sjanie przeszli do przeciwnatarcia, odebrali w dniu 4 stycznia Ardagan, zmuszając Turków do odwrotu. Odwrót Turków był ciężki, gdyż wciąż mieli na plecach swoich ścigające pułki kozakówT syberyjskich.

Zwycięstwa Rosjan pod Sarakamyszem i Ardaganem radykalnie zmieniły położenie na kaukaskim froncie, które narazie było dla Ro­sjan nad wyraz niekorzystne. Należało jednak zwycięstwo te wyzyskać do końca, a więc roz­bić XI korpus turecki, który pozostał, jako je­dyna już poważniejsza grupa wojsk tureckich na całym froncie. Gdyby się to udało Rosja­nom, sprawa bezpieczeństwa Kaukazu byłaby na długo rozstrzygnięta pozytywnie.

XI korpus turecki, jak wiemy, działał wzdłuż drogi Erzerum—Sarakamysz, usiłując odepchnąć Rosjan ku temu ostatniemu w prze­widywaniu całkowitego otoczenia sił rosyj­skich Początkowe sukcesy Turków na innych odcinkach teatru wojny dodawały energji dzia­łaniom XI korpusu, który, chociaż"powoli, uparcie jednak wypierał Rosjan z ich stano­wisk.

Od chwili, kiedy wiadomem się stała klęs­ka oskrzydlających wojsk tureckich, wysiłki

Page 76: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Xl korpusu stały się bardziej jeszcze energicz­ne, niemal że rozpaczliwe. Chodziło teraz o osiągnięcie chociażby chwilowego zwycię­stwa, które ułatwiłoby odwrót wojsk tureckich z pod Sarakamysza.

I tu szczęście nie dopisało Turkom. Rosja­nie, których siły wzmocniły się znacznie oddzia­łami z pod Sarakamysza, pomimo mrozu i śnie­życy sami przeszli do przeciwnatarcia. W dniach od 8 do 16 stycznia 1915 roku Ro­sjanie toczyli ciężkie walki, w rezultacie jednak zepchnęli Turków z ich doskonałych natural­nych pozycyj. Turcy rozpoczęli pospieszny od­wrót, zrzucając swoje działa w przepaście gór­skie i pozostawiając znaczne ilości rannych, wszelakich zapasówT, amunicji i sprzętu bojo­wego.

Tak więc właściwie cała 3. armja turecka przestała istnieć, jako groźna dla Rosjan siła. Enwer - Pasza, śmiały i energiczny wódz, ale hołdujący ślepo zasadom niemieckiej strategji, nie miał szczęścia w wojnie z Rosją. Widocz­nie na tak bardzo swoistym teatrze wojny, ja­kim był front kaukaski, strategja niemiecka nie miała większej racji bytu. Wspaniałe nie­mieckie marsze strategiczne, dające tak świet­ne rezultaty w Europie, tam, w kraju bezdroż-nym i dzikim, wśród niedostępnych gór i to w czasie surowej zimy były ponad siły nawet dla tak wytrzymałego i dzielnego żołnierza, jakim byli Turcy. To też Turków bardziej zwyciężyły ich własne marsze, niźli oręż rosyj­ski. A dodać jeszcze należy, że po stronie ro­syjskiej były tyły zasobniejsze w drogi grun­towe, a nawet koleje, łączące front z całem ce­sarstwem, po stronie zaś tureckiej armja odcię­ta była od kraju olbrzymim obszarem kraju bezdrożnego i pozbawionego kolei. W tern dziś świetle należy rozpatrywać pierwsze klęski tu­reckie, za które żołnierz turecki winy nie po­nosi.

Powracając do działań wojennych należy zaznaczyć, że równocześnie ze zwycięstwami Rosjan w kierunku Sarakamysz — Erzerum szczęście dopisywało im również w kraju nacl-czorochskim, skąd powoli wypierali coraz bar­dziej wycieńczone i zdemoralizowane oddziały tureckie.

Na innych odcinkach kaukaskiego teatru wojny również nie powodziło się Turkom.

W końcu listopada i początkach grudnia w dolinie górnego Eufratu oraz w okolicach je­ziora Wan Turcy rozpoczęli koncentrować znaczniejsze swoje siły, częściowo przybyłe

z Mesopotamji, częściowo zaś składające się z nowych formacji i półregularnych Kurdów.

O koncentracji tej Rosjanie otrzymali dość dokładne dane przez swój wywiad. Aby więc

Wiceadmirał sir Dawki Beatty.

nie dać czasu Turkom na przygotowanie ja­kichś poważniejszych danych Rosjanie sami rozpoczęli działania zaczepne w tych kierun­kach. W rezultacie stoczono szereg krwawych bitew, w których obie strony ze zmiennem szczęściem usiłowały uchwycić inicjatywę w swoje ręce. Ogólnie biorąc wynik tych dzia­łań był dla Rosjan o tyle korzystny, iż przeszko-

Kontradmirał Horacy Horch.

dził na długo Turkom w rozwinięciu nowej koncepcji strategicznej na kaukaskim froncie.

Należy tu zaznaczyć, że wojna turecko-ro-syjska nie pozostała bez konsekwencyj dla neu-

337

Page 77: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tralnej Persji, która, jakgdyby, klinem wcho­dziła pomiędzy terytorja obu zapaśników. Per­sja była zbyt słabą militarnie, aby strony wal­czące potrzebowały się liczyć z jej neutralno­ścią. To też od początku wojny, zarówno od­działy tureckie, jak i rosyjskie zapuszczały się głęboko na terytorjum perskie, usiłując tą dro­gą obejść i zaskoczyć przeciwnika. Ponieważ obie strony czyniły to same, przeto Persja by­ła widownią ciągłych, naogół jednak drobnych starć pomiędzy Turkami i Rosjanami. Turcy zapędzili się nawet aż po Tebryz, ale i tam szczęście im nie dopisało.

Poza kaukaskim teatrem wojny Turcja prowadziła również wojnę w Mesopotamji oraz na półwyspie Synaj a.

W samem założeniu konpepcji wojennej Turcji, a może bardziej jeszcze jej potężnych protektorów i przewodników — Niemiec, tkwił zasadniczy błąd, który fatalnie zaważył na lo­sach cesarstwa Otomańskiego.

Fakt, że w rękach Turcji znajdował się potężny autorytet sułtana, Kalifa, najwyższe­go zwierzchnika religijnego świata muzułmań­skiego, następcy proroka, nawrócił wojenną koncepcję Turków i Niemców ku dalekiej i, jak się okazało, bezpowrotnie straconej już trady­cji „wojen świętych" przeciwko „niewiernym giaurom".

Sztabowcy niemieccy, zasugerowani wspomnieniami historycznemi, sądzili błędnie i w sposób jaskrawo bezkrytyczny, że wystar­cza, gdy Kalit ogłosi światu muzułmańskiemu nową „świętą wojnę", gdy podniesie się wielka chorągiew Proroka, aby wyznawcy jego na ca­łym świecie chwycili za broń i stanęli prze­ciwko „niewiernym"... w jednym szeregu z pro-testanckiemi Niemcami i... apostolsko - katolic-kiem cesarstwem Austro-Węgier!

A przecież kolonje Anglji i Francji liczą wiele, wiele miljonów poddanych wyznania mu­zułmańskiego... Marzyło się przeto Niemcom, że „wojna święta" wywoła olbrzymie powsta­nia w kolonjach przeciwników Niemiec, marzy­ło im się, że Koalicja będzie sparaliżowana w swoich bogatych posiadłościach zamorskich, że po stronie Niemiec opowiedzą się wszystkie państwa mahometańskie, od Afganistanu i Persji począwszy, kończąc zaś na dzielnem Marokku!

Niemcy — naród, który wydał tylu filozo­fów, uczonych i myślicieli — nigdy nie byli do­brymi psychologami w polityce. Przykład ich stosunku do Turcji jest jeszcze jednym tego przykładem. Zapomnieli bowiem, że, po pierw­

szo, siła atrakcyjna wszelkich religij w cii ostatnich wieków zmniejszała się wśród naro­dów, w chwili zaś wybuchu wojny ateizm i ma-terjalizm osiągnęły były bodaj że najwyższy swój poziom, po drugie, że nowoczesne metody rządzenia znacznie łatwiej dają sobie radę z wszelkiego rodzaju buntami i powstaniami, szczególnie w czasie wojny, kiedy milknie na­zbyt wyczulony pokojowy „liberalizm" i, po trzecie — a było to najważniejsze — że „woj­na święta" w swojem religijnem założeniu jest wojną przeciwko „niewiernym", a więc nie mo­że być prowadzoną w sojuszu również... z „nie­wiernymi"! Ludy muzułmańskie w XX stu­leciu były już za mało naiwne, aby tak swoiście pojęta „wojna święta" mogła była porwać je i kazać im chwycić za oręż... w imię Niemiec... przeciwko Anglikom i Francuzom...

Oczywiście „wojna święta" po raz pierw­szy w dziejach całkowicie zawiodła. Poza epi-zodycznemi wypadkami, nie mającemi istotne­go wpływu na los wojny i kolonij, przeminęła niemal bez echa wśród ludówT muzułmańskich, które przez cały czas wojny walczyły w szere­gach obu stron, również pod sztandarami an­gielskimi i francuskimi, jak i pod wielką chorą­gwią Proroka.

Ale na początku działań wojennych Turcji iluzje niemieckie miały jeszcze całkowity wpływ na strategję turecką, której wyznaczy­ły ambitny cel zdobycia kanału Sueskiego, a je­śli się da i całego Egiptu.

Jak wiadomo, przez kanał Sueski prowa­dzi z Europy najbliższa droga morska na Wschód, łącząca Anglję i Francję ze wschodnią Afryką, z Indjami, Cejlonem, Indochinami ar­chipelagiem Malajskim i Australją, czyli z naj-bogatszemi i najzasobniejszemi w ludność po­siadłościami zamorskiemi. - Zamknąć angiel­skie „wrota" Suezu — znaczyłoby to nieledwie odciąć te kraje od metropolij, które w czasie wojny czerpały stamtąd nietylko bogate środki żywnościowe i konieczne dla przemysłu surow­ce, ale również i dość pokaźne kontyngenty po­mocniczych wojsk „kolorowych".

Z drugiej znów strony zakorkowanie ka­nału Sueskiego oraz odzyskanie przez Turcjo bogatego Egiptu, najwspanialszej perły ma-hometanskiej Afryki północnej, stanowiłyby epokowe wydarzenie dla świata, stanowiąc po­ny " w ^ j " C P1"Zy r e a H Z a C J i P ° w s z e c h n e i »W°J-

}» ^ T w s ^ v s t k i e m wyprawa na Egipt mia­ła ui atowac polityczny autorytet Turcji w Egipcie, który znajdował sie de iure pod

Page 78: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

-

J8r> s»? • ~ii^~L :-*"*1*' - • i jap

F/o£« wśród lodów i śniegu.

Page 79: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

zwierzchnością Turcji, de facto jednak był opa-nowany przez Anglję. W rezultacie stało się i naczej. W grudniu 1914 r. w czasie walk o ka­nał Siieski AngTja za zgodą mocarstw sprzy­mierzonych ogłosiła zniesienie zwierzchnictwa tureckiego nad Egiptem, który oficjalnie juz przeszedł pod protektorat Anglji!

Z punktu widzenia wojskowego wyprawa na Egipt przez pustynny półwysep Synaj a by­ła niezwykle ryzykownem przedsięwzięciem dla Turcji.

' Należy sobie zdać sprawę z tego, ze synaj-ski teatr wojny oddalony był o wiele setek kilo­metrów nietylko od wnętrza kraju, ale nawet od najbliższej stacji normalnotorowej kolei żelaznej, która dochodziła w tym kierunku za­ledwie do Alepu. Stąd na południe przez Syrję i Palestynę prowadziła jedynie licha lin ja ko­lejki wąskotorowej do Medyny, tak zwana „ko­lej. Hedżasu".

O transportach morzeni nie było oczywi­ście mowy wobec całkowitego panowania na morzu śródziemnem potężnych flot Anglji i Francji, które posiadały u brzegów tureckich wspaniałą bazę operacyjną na angielskim Cy­prze.

Turcji więc pozostawała do komunikacji z półwyspu Synaj jedynie kolejka hedżaska, a wobec jej skromnej wydajności, właściwie tylko liche drogi gruntowe na przestrzeniach setek kilometrów. W tych warunkach trudno było o dostateczne i regularne zaopatrzenie frontu synajskiego, gdzie w dodatku wojska tureckie musiały pokonywać ciężkie warunki klimatyczne i geograficzne.

Przeciwnie, położenie Anglików było nad wyraz wygodne. Ich front bojowy opierał się tyłami o bogaty Egipt z jego nowoczesnemi już środkami komunikacyjnemi. Drogi morskie stały dla nich otworem na wszystkie strony, a sam kanał Sueski pozwalał zużytkować do je­go obrony liczne statki wojenne, rozporządza­jące potężną artylerją i stanowiące wspaniałe bazy operacyjne dla wojsk lądowych.

Jednak pomimo wszystko Turcy za podu-szczeniem Niemców zdecydowali się na to śmia­łe acz nazbyt już ryzykowne i awanturnicze przedsięwzięcie. Niewątpliwie, że animuszu dodawała im wiara w skutki „wojny świętej", która na tyłach Anglików, w Egipcie, miała wywołać potężny oddźwięk wśród miljonów „wiernych".

Z ogromnym nakładem energji i wytrwa­łości przygotowali Turcy korpus ekspedycyjny przeciwko kanałowi Sueskiemu, składający się

340

z kilku przedniejszych dywizyj i wspaniałej jazdy arabskiej. , • - , « - , , i

Korpus ten w listopadzie 1914 roku rozpo­czął wspaniały przemarsz wśród walk prz. pustynny półwysep Synaja i poprowadził ener­giczne natarcie na froncie kanału Sueski ego. W pierwszych chwilach los kanału, zdawał się wisieć na włosku, wywołując zrozumiałe za­niepokojenie w Paryżu, przedewszystkiem zaś w Londynie. Kulminacyjnym momentem tej kampanji był luty 1915 roku, kiedy dywizje tureckie częściowo dotarły już do wschodniego wybrzeża kanału Sueskiego.

W miarę jednak ciągnących się zażartych walk stosunek sił obu stron ulegał wyraźnej zmianie. Wojska tureckie wyczerpywały się i wykruszały w walkach, posiłki przybywały im w niedostatecznej liczbie, wyczerpywały się również zapasy bojowe, nawet amunicja. Prze­ciwnie — siły angielskie wzrastały ustawicz­nie, wzmacniane świeżemi oddziałami, przyby-wającemi głównie z Indyj i sąsiedniej Afryki, a w miarę, jak front bojowy przybliżał się do kanału, powiększało się znaczenie i skuteczność współdziałania okrętów wojennych.

Pomimo bohaterskich wysiłków wojsk tu­reckich nie udało im się ani przekroczyć kanału i przenieść wojnę do Egiptu, ani nawet utrzy­mać wschodniego brzegu, co byłoby już wystar­czaj ącem zakorkowaniem kanału Sueskiego. Wreszcie po wielu krwawych a bezskutecznych natarciach wojska tureckie wyczerpały się ostatecznie. Rosnącym w siły Anglikom udało się WT końcu odrzucić Turków na wschód od ka­nału w pustynie półwyspu synajskiego. Tur­cy rozpoczęli odwrót, który wkrótce przekształ­cił się w bezładną i paniczną ucieczkę. Woj­ska brytyjskie z energją prowadziły pościg, sa­me z kolei zdecydowane przenieść wojnę z tej strony na terytorjum tureckie, jako rewanż za chwile trwogi o losy kanału Sueskiego i jako skuteczne antidotum na skutki ogłoszonej „wojny świętej".

Straszliwie zdziesiątkowane wojska turec­kie zatrzymały się dopiero na froncie, biegną­cym nieco na wschód od linji El Arisz — Aka-ba. Front ten utrzymali Turcy do końca 1915 roku. Koalicja jednakże nie zamierzała po­przestać na uzyskanym już sukcesie. Powoli i systematycznie przygotowywali Anglicy dal­sze natarcie, którego celem miała być pierwot­nie Palestyna oraz przecięcie kolei hedżaskiej, łączącej Turcję z Hedżasem, z Mekka i Medv-ną, kolebką całego Islamu. Być może,'że w pla­nach angielskich odegrał rolę i moment psycho-

Page 80: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ogiczny zdobycia Palestyny — Ziemi Świętej dla świata chrześcijańskiego, jako przeciwwa­ga znaczenia muzułmańsko - niemieckiej „woj­ny świętej".

Ale cel ten osiągnęli Anglicy znacznie póź­niej, bo dopiero w końcu 1918 roku, w którym to roku opanowali całą Palestynę i Syrję, do­cierając aż do Alepu (25.10.1918) i kładąc kres panowaniu Turków na tych ziemiach, tak bardzo od wieków zraszanych krwią chrześci­jańską i muzułmańską.

dowództwo angielskie, by w Mesopotamj i roz­począć działania wojenne. Przemawiało za tern i to, że wobec nieukończenia wielkiej kolei bagdadzkiej mesopotamski teatr wojny byłby najodleglejszym dla Turcji, co niewątpliwie musiałoby znacznie utrudniać jej działania wo­jenne. W dodatku Anglikom bezsprzecznie przyświecała nadzieja posunięcia się aż do źródeł Tygrysu i Eufratu, co pozwoliłoby zetk­nąć się i połączyć armjom angielskiej i rosyj­skiej. A fakt taki, poza ewentualnemi korzy-

I

Obrona Dardaneli przez Turków.

Trzecim z kolei tureckim teatrem wojny była Mesopotamj a, dolina Tygrysa i Eufratu, prastara kolebka wielu przemijających w cią­gu tysiącleci cywilizacyj i państw, odwieczny teren zmagaż się narodów i ras.

W Mesopotamji inicjatywa wojny wyszła ze strony angielskiej. Bliskość Indyj, ułatwio­na komunikacja w głąb kraju po wodach Ty­grysu i Eufratu — wszystko to musiało mącić

ściami wojskowemi, posiadałby niewątpliwie olbrzymie znaczenie moralne i polityczne. Kto wie, może, gdyby cel ten został osiągnięty, czy Turcja nie musiałaby zawrzeć odrębnego po­koju z Koalicją, co otworzyłoby wrota Darda-nelów i Bosforu, tak złośliwie i boleśnie zam­knięte dla Rosji przez Niemców? Poza wzglę­dami wojennemi przyświecały Anglji w jej działaniach na Bliskim Wschodzie i względy

341

rie to

Page 81: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

polityczne, sięgające znaczniej dalej. Anglja zawsze dążyła do opanowania swojemi wpły­wami Bliskiego Wschodu, jako bloku, leżącego na drodze na" Daleki Wschód, gdzie wpływy \n»lji miały już charakter hegemonji politycz­

nej To też oddawna już Anglja rywalizowała na Bliskim Wschodzie nietylko z Niemcami, ale również i z Francją, posiadającą tam ustalone już wiekową tradycją wpływy. Wojna, prze­niesiona w głąb Bliskiego Wschodu, mogła by­ła łatwo utrwalić tam wpływy angielskie. Jak wiemy, istotnie tak też się stało w rzeczywisto­ści. W listopadzie 1914 roku wojska angielsko-indyjskie wylądowały bez większych przeszkód w zatoce Perskiej u ujścia Tygrysu z Eufra­tem. W końcu tego miesiąca marsz na Bag­dad wzdłuż rzeki osiągnął już Bascę, a w po­czątkach grudnia Gurnę w miejscu, gdzie Ty­grys zlewa się z Eufratem. Opór Turków, do­tychczas dość słaby i niezdecydowany, począł nabierać energji w miarę, jak wojska angiel­skie zapuszczały się w głąb naogół pustynnego kraju, którego jedyną drogą komunikacyjną była rzeka. Wreszcie pod Gurną wytworzyła się taka sytuacja, że Anglicy dalej nie ryzyko­wali narazie posuwać się, Turcy zaś nie czy­nili poważniejszych starań, aby Anglików z po­wrotem odrzucić do morza. Obaj przeciwnicy stanęli w miejscu, powoli i systematycznie przygotowując się na wszczęcia poważniej­szych działań na wiosnę 1915 roku. Jasnem było, że walka toczyć się będzie o Bagdad.

Na wiosnę jednak siły angielsko-indyj-skie dzięki wygodniejszym środkom komuni­kacyjnym w przygotowaniach swoich osiągnę­ły znacznie lepsze rezultaty. To też w ciągu lata i jesieni poprowadziły energiczne natarcie wzdłuż obu rzek na Bagdad. W końcu wrześ­nia 1915 roku zdobyli Anglicy Kut-el-Amarę, w listopadzie zaś poprowadzili natarcie dalej, bezpośrednio już na Bagdad. W pobliżu Bag­dadu, nieco na południe, na historycznem, pra-starem polu bitwy pod Ksesifonem, wśród ruin dawnej przeszłości, Turcy stawili zacięty opór. Krwawa bitwa zakończyła się zupełną klęską wojsk angielsko-indyjskich, które, zdziesiątko­wane i zdemoralizowane, w bezładnym odwro­cie cofnęły się do Kut-el-Amarę. Tu w grud­niu Anglicy zostali całkowicie osaczeni. W cią­gu czterech miesięcy ekspedycyjny korpus an-gielsko-indyjski bronił się rozpaczliwie, ale w końcu wobec wyczerpania zapasów zmuszo­ny był poddać się Turkom w całości, co stało się w kwietniu 1916 roku.

342

Zwycięstwo tureckie pod Bagdadem i wzi< cie do niewoli całego korpusu ekspedycyjr: pod Kut-el-Amara nie na długo jednak zapew­niły spokój Turkom w Mesopotamji. Anglicy, z właściwa sobie wytrwałością i równowagą ducha, niezrażeni klęską pierwszego korpusu ekspedycyjnego nietylko zdołali utrzymać dolną Mesopotamję w swoich rękach, ale i rozpoczęli natychmiast organizację nowego korpusu.

Jakoś w 1917 roku poprowadzili Anglicy powtórne natarcie na Bagdad. W marcu tegoż roku po zaciętych walkach Bagdad upadł, i An­glicy poprowadzili swoje natarcie dalej w kie­runku górnego Tygrysu na Mosul. Jednak do końca 1918 roku, a więc do końca wojny nie udało się Anglikom dotrzeć do Mosulu, jakkol­wiek byli już stosunkowo niedaleko.

Należy tu jeszcze dodać, że Mosul, który leżał na drodze do połączenia się z Rosjanami, nęcił Anglików nietylko, jako epizod tego przedsięwzięcia wojskowo-politycznego. Mosul bowiem — to jedne z najbogatszych na świe­cie terenów nafcianych. A przed wojną już rywalizacja o nieliczne tereny nafciane nabie­rać poczęła pomiędzy państwami nader ostrych i zdecydowanych form. Wojna tembardziej zaostrzyła tę rywalizację, gdyż wrraz z wojen-nem orzeczeniem zastosowania nafty i jej pro­duktów pośrednich, wraz z kolosalnym rozwo­jem automobilizmu i lotnictwa udowodniła, że po wojnie rola terenów nafcianych bardziej je­szcze wzrośnie w gospodarstwie światowem.

Kto wie przeto — czy głównym motorem całej ekspedycji angielskiej w Mesopotamji nie był właśnie ów daleki i egzotyczny Mosul, eldo­rado nafty, ów Mosul, ku któremu jeszcze przed wojną zachłannie wyciągały dłonie Niemcy, budując kolej bagdadzką i pod pła­szczykiem życzliwej opieki nad Turcją umac­niając się pokojowo nad górnym Tygrysem.

Że Mesopotamja stanowiła dla Niemców teatr wojny wyjątkowo interesujący—świadczy o tern fakt, iż dowódcą działającej tam 4. ar-mji tureckiej był wybitnie uzdolniony wojsko­wy niemiecki marszałek von der Goltz, wielki „przyjaciel" Turcji i reorganizator armji tu­reckiej przed wojną jeszcze, który, mimo sę­dziwego wieku, stawił się „do rozporządze­nia"... „umiłowanego"... sułtana. Zresztą von der Goltz przygotowywał tylko ostateczne zwy­cięstwo Turków w 1916 roku, gdyż umarł przed samem poddaniem się Anglików pod Kut-el-Amara.

_ Czwartym z kolei tureckim teatrem wojny miał byc półwysep Galipoli, stojący na straży

Page 82: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Defilada oddziałów kanadyjskich przed gen. Joffre.

cieśniny dardanelskiej. Ale o tem pomówimy oddzielnie. Narazie zajmiemy się jeszcze nie-któiemi konsekwencjami politycznemi przystą­pienia Turcji do wojny.

Jak już wspomnieliśmy poprzednio, fakt, że serce i mózg Turcji, jej stolica Konstantyno­pol, leżały nad Bosforem, w zupełności wystar­czał, aby od wieków uczynić z Rosji nieprzejed­nanego wroga Turcji nawet poza tak zwaną kwest ją bałkańską, WT której Rosja maczała swoje zaborcze szpony pod pretekstem słowia-nofilstwa.

Cieśniny Bosforu i Dardanellów dotąd, do­póki nad niemi panować miała Turcja, zagra­dzały drogę Rosji na morza południowe. Roz­toczyć panowanie rosyjskie nad legendarnym już Carogrodem, pod murami którego już ty­siąc lat temu wygrażali mieczem pogańscy je­szcze książęta rosyjscy, opanować cieśniny i swobodnie z Czarnego morza wyjść na Śród­ziemne — oto było odwieczne dążenie imperja-lizmu rosyjskiego, drażliwy punkt ambicji każ­dego nieomal Rosjanina.

Ale nawet orężne pokonanie Turcji nie oznaczałoby jeszcze dla Rosji panowania nad Bosforem. Łatwiej byłoby Rosji oderwać od Turcji raczej Armenję i Kurdystan, raczej wnętrze Azji Mniejszej, niźli zatknąć swój sztandar na minarecie meczetu Aja — Sofji. Bowiem w tem zainteresowane były również mocarstwa Europy. Nie z miłości dla Turcji — bynajmniej. Ale posiadanie cieśnin przez Ro­sję oznaczałoby wyjście jej na morze Śródziem­ne, gdzie rywalizacja coraz potężniejszego mi­

litarnie cesarstwa rosyjskiego bynajmniej nie była pożądana ani przez Anglję, ani przez Francję, ani przez Włochy, trzy mocarstwa, pa­nujące głównie na morzu Śródziemnem.

Bez zgody mocarstw zainteresowanych nie było oczywiście mowy o pozbawieniu Turcji jej cieśnin, tembardziej, że od dłuższego czasu w polityce europejskiej zapanował dogmat o dalszej nienaruszalności cesarstwa Otomań-skiego. Wszelkie wysiłki dyplomacji rosyjskiej, aby życzliwie nastroić mocarstwa zachodnie dla rosyjskiego problemu cieśnin, były bezowocne. Nikt nie pragnął zwiększania i tak już groźnej potęgi rosyjskiej kosztem słabej już Turcji.

I oto wojna światowa z chwilą przystąpie­nia do niej Turcji otwierała dla dyplomacji ro­syjskiej szerokie i wdzięczne pole działania. Ja­koż z możliwości swoich wywiązała się nadspo­dziewanie udatnie.

Wkrótce już po rozpoczęciu przez Turcję kroków wojennych przeciwko Koalicji minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanji, głów­nie zainteresowanej i decydującej na morzu śródziemnem, sir Edward Grey, oświadczył w imieniu swojego rządu rosyjskiemu amba­sadorowi w Londynie, hrabiemu Benkendorfo-wi, że w razie pokonania mocarstw centralnych rząd angielski zajmie stanowisko w sprawie Konstantynopola i cieśnin tureckich ściśle zgod­nie z postulatami Rosji. Oczywiście rząd ro­syjski oświadczenie to przyjął z radosną wdzięcznością, uważając je za swój sukces po­lityczny o historycznem znaczeniu.

343

Page 83: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W wyniku tych posunięć dyplomatycznych rosyjski minister spraw zagranicznych, Sazo-now, polecił swojemu przedstawicielowi przy kwaterze głównej wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, N. Bazylemu, opracować we­spół ze współpracownikami sztabu generalnego obszerny memorjał w sprawie Konstantynopo­la i cieśnin z punktu widzenia wojskowych po­trzeb Rosji na wypadek rozbioru Turcji. Me­morjał ten, szczegółowo opracowany, w począt­kach 1915 roku złożono radzie ministrów, która pod przewodnictwem I. Goremykina zaakcep­towała go, jako materjał przy pertraktacjach międzysojuszniczych, które odtąd prowadzono na temat przyszłych losów Turcji.

Memorjał ten w przyszłości otrzymali Niemcy z rąk bolszewików i nie omieszkali go opublikować. Miał on świadczyć o tern, co zre­sztą dla nikogo i nigdy nie było wątpliwem — to znaczy o zaborczych celach wojny, jakie przy­świecały Rosji od początku.

Nie ulega wątpliwości, że, gdyby carat ro­syjski przetrwał wojnę i doczekał się zwycię­stwa, żadna już siła nie uratowałaby Konstan­tynopola dla Turcji. Niewątpliwie ruch ulicz­ny w egzotycznym Konstantynopolu, przemia­nowanym na Carogród, regulowałby dziś ro­syjski „gorodowoj", a pancerniki rosyjskie swobodnie krążyłyby po wodach morza Śród­ziemnego. Turcję uratował rosyjski holsze-wizm.

Wystąpienie Turcji przeciwko Rosji roz­budziło w tej ostatniej nadzieje na rychłe i ko­rzystne wyjaśnienie się sytuacji na Bałkanach, gdzie zostawione samym sobie krwawiły się mała Serbja i minjaturowe Czarnogórze. Istot­nie, napaść turecka na „słowianofilską" Rosję, „oswobodzicielkę" narodów bałkańskich, wywo­łała wśród narodów bałkańskich oburzenie, nie tak wielkie jednak, poza Serbją i Czarnogó-rzem, aby zaważyć to miało na polityce. Pomi­mo, że sędziwy i bohaterski premjer rządu serb­skiego, Mikołaj Pasicz, czynił wszelkie stara­nia, by wystąpienie Turcji wyzyskać, jako bo­jowe hasło do zjednoczenia się narodów bałkań­skich przeciwko Turcji i jej sojuszników austro-niemieckich — narazie jego idea nie zna­lazła wdzięcznego echa u rządów pobratym­czych i sąsiedzkich, które raczej obliczały szan­se obu walczących stron i własne korzyści, niźli myślały o zakończeniu wiekowej walki na śmierć i życie z Turcją.

Stanowisko Bułgarji w dalszym ciągu by­ło dwulicowe, ale raczej skłaniało się na stronę mocarstw centralnych, a stąd i Turcji. Sam

344

król Ferdynand, Niemiec z kiwi i ducha, hoł­dował oczywiście polityce filoniemieckiej, nie zapominając przytem o szansach możliwych osobistych korzyści. Również i rząd bułgarski bardziej skłaniał się ku Niemcom ideowo, a każdy zresztą z jego członków rachował wła­sne możliwe korzyści, które po stronie mo­carstw centralnych wydawały się większe i bar­dziej prawdopodobne. Opinja publiczna w Buł­garji była, naogół biorąc, zasugerowana wy­padkami ostatnich lat, krwawym zatargiem z Serbją i Rumun ją, który zakończył wspólnie prowadzoną wojnę bałkańską przeciwko Tur­cji. Bułgarzy nie mogli przeboleć, jak zresztą nie przeboleli i dotąd, ani straty Macedonji na rzecz Serbji, ani Dobrudży na rzecz Rumunji. Wszystko to, razem wzięte, polityce niemieckiej otwierało szerokie możliwości i paraliżowało wysiłki Pasicza.

Jeśli nie poskutkowały bezpośrednie sta­rania Pasicza, tern mniej szans miały kroki dy­plomatyczne mocarstw sprzymierzonych. Aby przeciągnąć na swoją stronę wszystkie pań­stwa bałkańskie, należałoby wprzód uzgodnić ich interesy i zagwarantować im ich realizację. A Bałkany były i są po dziś dzień istnem złośli-wem wężowiskiem sprzecznych i przedziwnie poplątanych interesów, w których trudno jest rozgraniczyć nawet, gdzie kończy się niena­wiść, a gdzie zaczyna się rzeczywista racja stanu.

Co do Bułgarji naprzykład, to przystą­pienie jej do Koalicji możliwe było tylko pod warunkiem natychmiastowego — dosłownie: natychmiastowego — zwrotu Macedonji i Do­brudży, co znów było nie do przyjęcia przez Ser-bję i Rumunję.

Istotne oblicze tej ostatniej było w dalszym ciągu zagadką dla Koalicji. Związana przed wojną konwencją wojskową z Austro-Węgra­mi, skłaniała się w czasie wojny raczej na stro­nę Rosji i Koalicji. Król Ferdynand (Hohen­zollern) i sfery dworskie były wprawdzie na­strojone filoniemiecko, ale zato sfery politycz­ne i wojskowe bliższe były Koalicji. Rumunja, stojąc na rozdrożu, prowadziła wprawdzie per­traktacje z Koalicją, ale wyraźnie przeciągała sprawę, iżby wyjaśniła się sytuacja wojskowa w Galicji. Wobec braku zdecydowania wolała połączyć się z tym, za którym przemawiałyby większe szanse zwycięstwa. Narazie tłumaczy­ła się przed Koalicją trudnością kampanji zi­mowej, nieprzygotowaniem amiji i konieczno­ścią uzupełnień w zakresie artylerji i służby sanitarnej. Obiecywała, że z wiosną 1915 ro-

Page 84: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ku sytuacja się zmieni i Rumun ja będzie mogła przystąpić do Koalicji.

Co do Grecji, to i tu walczyły ze sobą przeciwne orjentacje. Na czele partji filonie-mieckiej stał sam król Jerzy ze sferami dwor-skiemi i wojskowemi, na czele partji prokoali-cyjnej — wytrawny polityk Venizelos. Obie partje namiętnie zwalczały się wzajemnie. Sy­tuację mogły wyjaśnić jedynie wypadki wojen­ne, jakkolwiek oczywisty interes Grecji leżał po stronie Koalicji. Wszak w rękach Turków spoczywał główny obszar terenów, do których Grecy rościli sobie pretensje z tytułu zamie­szkującej je ludności greckiej. I tu jednak wza-

Co do Rosji, to francuski punkt widze­nia w stosunku do Bałkanów znajdował cał­kowite poparcie w sferach politycznych. Na­tomiast naczelne dowództwo oraz ministerstwo wojny stało na odrębnem stanowisku, które opierało się na przeświadczeniu, że zarówno Rosji, jak i jej sprzymierzeńcom nie braknie materjału ludzkiego, natomiast brak jest środ­ków materjalnych do prowadzenia wojny. A przeto przystępowanie do wojny małych i ubogich państewek obarczy tylko Koalicję no-wemi obowiązkami pod względem materjalne-go wyposażenia nowych armji, ze szkodą dla głównych armji na decydujących teatrach woj-

Piechota angielska.

jemne rozdarcie polityczne społeczeństwa grec­kiego niezmiernie utrudniało działania dyplo­macji koalicyjnej.

Tak więc, jakkolwiek wystąpienie Turcji napozór powinno *byłoby przerzucić państwa bałkańskie, jej odwiecznych wrogów, na stro­nę Koalicji, w rzeczywistości częściowo stało się odwrotnie, częściowo zaś ze znacznem opóź­nieniem.

Zresztą i w łonie Koalicji poglądy na spra­wę bałkańską były różne. Francja była zdecy­dowaną zwolenniczką przyciągnięcia wszyst­kich państw bałkańskich na stronę Koalicji. Wchodziło to w jej konsekwentnie realizowaną koncepcję opasania państw centralnych nie-przerwanem pasmem frontów bojowych, jed-nem słowem zamknięcia niemieckiego imperja-lizmu niejako w olbrzymiej twierdzy i zgnie­cenia go przy pomocy czasu, wyczerpania i głodu.

ny. Oczywiście, grała tu rolę świadomość n syjskiego dowództwa co do kompletnej bezrad ności wobec własnego przemysłu i całokształtu życia gospodarczego. Francja i Anglja miały prawo inaczej sądzić, wierząc w twórczą tęży­znę własnego życia gospodarczego i w rozumną energję własnych rządów.

To rozdwojenie w Rosji w sprawie zasad­niczego stosunku do państw bałkańskich do reszty utrudniało, i bez tego ciężką, sytuację dyplomacji koalicyjnej.

A tymczasem w chwili przystąpienia Tur­cji do wojny położenie jedynego dotychczas sprzymierzeńca Koalicji na Bałkanach, Serbji z maleńką Czarnogórą, pewnie było poważnie zagrożone. O początkowych losach kampanji w Serbji wiemy już z poprzednich rozdziałów (tom I, str. 229). Obecnie, w końcu paździer­nika, armje austro-węgierskie, a mianowicie 5 i 6, rozpoczęły ponowne wielkie natarcie na

,

345

Page 85: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Serbów. tym razem KieruneK natarcia Austriaków zamiast prowadzić przez Belgrad, stolice Serbji, w dolinę rzeki Morawy, popro­wadził ponownie z północno-zachodniego kąta Serbji, na Valievo. Jak i poprzednim razem wojska austro-węgierskie musiały walczyć wśród niezwykle ciężkich warunków terenu górskiego i' bezdrożnego.

Po wielu wysiłkach i ciężkich walkach w początku grudnia 1914 roku wojska Austro-Węgier zdobyły z wielkiemi ofiarami Valjevo, następnie dotarły do Kolubavy, a po przekro­czeniu jej zajęły bez walki w dniu 2 grudnia opuszczoną przez Serbów stolicę,' Belgrad. Jed­nakże siły Austrjaków były już ostatecznie wy­czerpane.

To też, kiedy już w dniu następnym Ser­bowie wszystkiemi swojemi siłami rozpoczęli bohaterskie przeciwnatarcie, wojska austro-węgierskie, zdemoralizowane, pomimo dotych­czasowego powodzenia, nie wytrzymały impe­tu Serbów. Prawe skrzydło austrjackie, naj­bardziej osłabione i zdemoralizowane, cierpią­ce ponadto na fatalny rozstrój swoich tyłów wskutek straszliwego stanu dróg górskich, pę­kło, poczęło się cofać i odwrotem swoim po­ciągnęło wtył cały front austrjacki.

OdwTrót armij austro-węgierskich prze­kształcił się odrazu w bezładną, paniczną ucieczkę zdemoralizowanych i rozbitych wojsk. Wojska serbskie ani na chwilę nie ustawały w pościgu, wypierając wroga ze swojej ziemi. Również i ludność serbska, odważni, patrjo-tyczni i zaprawieni do rzemiosła wojennego gó­rale, powszechnie brała udział w pogromie znie­nawidzonych Austr jaków i Węgrów. Niejeden też przykład heroicznego bohaterstwa i ofiar­ności złożyły wówczas i kobiety serbskie, wal­cząc obok swoich mężów, synów, ojców i braci.

Armje austro-wTęgierskie, po straszliwej klęsce, powstrzymały swój odwrót dopiero nad Sawą i Dryną, na własnem już terytorjum, po­niósłszy ogromne straty w ludziach i sprzęcie wojennym. Po jakiem takiem zreorganizowa­niu wojsk austro-węgierskich, powoli poczęte je przerzucać na front przeciwrosyjski, nad Dryną, Sawą i Dunajem, pozostawiając zale­dwie konieczne siły do odparcia ewentualnego natarcia Serbów.

Bohaterska, maleńka Serbja była znów wolna po drugiem już zkolei zwycięstwie nad potężną monarchją habsburgską. W rękach Serbów pozostało kilkadziesiąt tysięcy austrjac-kich jeńców, olbrzymie zapasy wojenne i sprzęt bojowy oraz prawie cała austrjaeka artylerja.

Nie sprawdziły się, pełne przechwałek, zapew­nienia austrjackiego głównodowodzącego ar-mjami przeciw Serbji, generała Potjorka, że będzie to już ostatnia i ostateczna ofensywa wojsk Jego Cesarsko-Apostolskiej Mości Cesa­rza Austrji i Króla Węgier, Franciszka Józe­fa I! Już to ten sędziwy monarcha nigdy nie miał szczęścia do swoich wodzów, zarówno ar-cvksiążęcych, jak i nieutytułowanych!

A pamiętać jeszcze trzeba, że w począt­kach wojny Serbja niemal zupełnie odcięta by­ła od swoich sprzymierzeńców, a armja jej cier­piała wszelkie braki, nadewszystko zaś brak jej było amunicji. To też, kiedy w końcu listo­pada udało się Francji dostarczyć armji serb­skiej zaledwie kilkadziesiąt tysięcy pocisków armatnich, dzielni Serbowie, nie zwlekając, przeszli do przeciwnatarcia, które zakończyło się tak świetnem i owocnem zwycięstwem.

Tak oto bohaterski naród, posiadający dzielną i zdecydowaną armję, umie zwyciężać, gdy tylko ma czem strzelać. Biada mu jednak, gdy osatecznie zabraknie ładunków.

Pomimo świetnego zwycięstwa i entuzjaz­mu Serbów, o dalszych działaniach zaczepnych narazie nie mogło być mowy. Poza wyczerpa­niem ludzi, dalsze natarcie byłoby dla Serbów równoznaczne z wyczerpaniem szczupłych za­pasów amunicji. Należało więc czekać popra­wienia się sytuacji w tej dziedzinie. Na fron­cie bałkańskim narazie zaległa względna cisza.

Przy okazji rozpatrzenia tylu teatrów woj­ny naraz, nie od rzeczy będzie omówić pokrót­ce tę rolę, jaką to rozprzestrzenienie się wojny odegrało w koncepcjach wojennych obu stron.

Z końcem 1914 roku, z chwilą, kiedy zima mniej lub więcej sparaliżowała działania wo­jenne, wszystkie państwa wojujące musiały się zastanowić nad sprawą dalszego prowadzenia wojny od wiosny.

_ Jak wiemy, przed wojną istniało przytła­czające mniemanie, podzielane zarówno przez wojskowych, polityków i ekonomistów, że no­woczesna wojna stanowi tak kolosalne i pioru­nujące wyładowanie się materjalnej i ludzkiej energji państw wojujących, iż trwać może za­ledwie parę do kilku miesięcy, poczem strona bardziej wyczerpana bezapelacyjnie musi ulec silniejszemu. To też wszystkie armje wyru­szając na wojnę, żegnały swoje strony ojczyste optymistycznem zdaniem: „Do Bożego Naro­dzenia ! . Z pierwszemi śniegami wojna miała

Page 86: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

być zakończona zwycięstwem, albo klęską. Je­dyny bodaj generał angielski lord Herbert Ki-tchener, ówczesny minister wojny Wielkiej Brytanji, od pierwszego dnia jawnie przewi­dywał, że wojna przeciągnie się na szereg lat i że ten zwycięży, kto będzie miał silniejsze ner­wy, sprawniej działający przemysł i lepiej zor­ganizowane tyły.

Biorąc powyższe pod uwagę, jasnem jest, że wszelkie przedwojenne koncepcje strategicz­ne obliczone były na podstawie przesłanek, że wojna będzie krótkotrwała. A tymczasem czas krwawo płynął, wojna się przeciągała, powsta­wały nowe fronty bojowe, a nie widać było, aby któraś ze stron zdradzała objawy bezwzględ­nego wyczerpania. Żadna też ze stron nie pró­bowała na serjo pojednać się z przeciwnikiem, nadal wierząc wT swoje zwycięstwo. Trzeba więc było przerabiać cały skomplikowany me­chanizm wojny, aby działanie jego uzgodnić z przedłużającym się czasem trwania wojny i dostosować go do nowych, nieprzewidywa-nych, a wciąż wypływających potrzeb.

Dla mocarstw centralnych zagadnienie to było o wiele prostsze i łatwiejsze do rozwią­zania. Wewnętrzne położenie geograficzne uła­twiało im zmontowanie jednolitego mechaniz­mu. Łatwiej też było zapewnić mu sprawne działanie dzięki tym właśnie geograficznym warunkom, oraz dzięki temu, że zdecydowane przodownictwo Niemiec, niejako automatycz­nie oddawało w ich ręce zdecydowane kierow­nictwo całością. Pierwsze niepowodzenia Au-stro-Węgier i konieczne ich zabieganie o pożą­daną pomoc Niemiec przeciwko Rosji znako­micie stępiły wygórowane ambicje wodzów i po­lityków austrjackich, ostatecznie i bezapela­cyjnie wprzęgając ich w niemiecki rydwan wo­jenny na złą, czy dobrą dolę. Turcja przystę­powała do mocarstw centralnych w momencie, kiedy bezwzględne przewodnictwo wojenne Niemiec było już bliskie urzeczywistnienia. Turcja musiała przystosować się do wytworzo­nych w łonie sojuszników stosunków, co przy­szło jej tern łatwiej, że wpływy niemieckie od­da wna opanowały już państwo tureckie, nade-wszystko zaś armję otomańską. Tak więc do­stosowanie mechanizmu wojennego państw centralnych do nowych form wojny było zna­komicie ułatwione jednolitem mniej więcej kie­rownictwem i to państwa i narodu, które od-dawna już wyspecjalizowało się w rzemiośle wojennem, dochodząc w tej dziedzinie do nie­znanej przedtem doskonałości.

Znacznie gorsze było położenie Koalicji przeciwniemieckiej. Geograficznie rozłożona nazewnątrz mocarstw centralnych aż na trzech kontynentach, chociażby już z tego względu miała utrudnione zadanie jednolitego i uspraw­nionego nastawienia swojego mechanizmu wo­jennego, co wypływało, jako konieczność, wo­bec coraz doskonalszej centralizacji mechaniz­mu przeciwników.

A poza tern, rozdzielona terytorjalnie, nie posiadała jeszcze Koalicja w swojem łonie żad­nego mocarstwa, które mogłoby odegrać siłą

Stary i mowy francuski system bomb lotniczych.

swojego autorytetu rolę przodowniczą. Trzy główne mocarstwa Koalicji: Anglja, Francja i Rosja, każde zosobna pragnęło zachować swój autorytet mocarstwowy i swoją samodzielność, mając zresztą na poparcie poważne i sobie tyl­ko właściwe, odrębne atuty. Dopiero w przy­szłości, na skutek gorzkich doświadczeń i stra­szliwych ofiar, wysunęła Koalicja na czoło Francję i to tylko ściśle pod względem wojsko­wym.

Narazie zimą 1914/15 roku była Koalicja daleką jeszcze od realizacji problemu jednoli­tego kierownictwa wojną. Zresztą nawet i pod względem politycznym nie przedstawiała je­szcze Koalicja formalnie i praktycznie jedno­litego bloku państw sprzymierzonych. Bez-

347

Page 87: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Front włoski. Trentino.

Page 88: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ecznie istniało tylko dwuprzymierze Fran­cji i Rosji, do którego cicho, bez formalnego umocnienia przyłączyła się i Wielka Brytan ja, niejako zachowując sobie do pewnego stopnia „wolną rękę", której wymagało tradycyjne już angielskie „wspaniałe odosobnienie". Serbja i Czarnogóra przynależność swoją do Koalicji wykazywały poprostu tern, że wojna rozgorzała formalnie z ich powodu. Serbję nie łączył z Ro­sją właściwie żaden zresztą sojusz formalny. RoVja była jej „protektorką" dla swojej racji stanu — oto i wszystko. Belgja weszła w skład Koalicji zupełnie automatycznie, dzięki pogwał­ceniu jej neutralności przez Niemców. Japonja zaś poprostu dlatego, że rozpoczęła działania wojenne przeciwko kolonjom niemieckim na Dalekim Wschodzie.

Jedynem dotąd spoidłem, łączącem Koali­cję nietylko praktycznie, ale i formalnie, była konwencja, zawarta przez sojuszników we wrześniu 1914 roku, o niedopuszczalności za­wierania odrębnego pokoju przez którekolwiek z mocarstw.

W tych warunkach międzysojusznicze per­traktacje na temat wspólnego i jednolitego do­wództwa przeciągały się bez końca; bez widocz­nych rezultatów. Zdobywano się na najrozmait­sze, dorywcze kompromisy, mające na celu ra­czej względy moralne, raczej efekt polityczny, niźli istotne korzyści wojskowe. Tak więc, na-przykład, Rosja miała oddać pod dowództwo angielskie jakąś grupę swoich wojsk. Począt­

kowo miał być wysłany do Anglji lekki pułk kozaków dońskich. Zaniechane tego, gdyż An­glicy woleli brygadę piechoty, na co znów nie chciało się zgodzić rosyjskie dowództwo naczel­ne. To znów z inicjatywy Francji rozpoczęły się pertraktacje w sprawie przewiezienia do Francji wojsk japońskich. Ale Japonja to gra­ła na zwłokę, to wyraźnie wykręcała się od te­go zaszczytnego obowiązku, to wreszcie zasła­niała się trudnościami technicznemi przewie­zienia poważniejszej jednostki bojowej na tak olbrzymiej przestrzeni. I ten projekt spełzł na niczem. Nie udało się nawet uzgodnić kierow­nictwa wojskowego najbliżej związanych Fran­cji i Rosji. Osiągnięto tylko tyle, że wzajem­nie wydelegowano sobie informatorów i łącz­ników przy kwaterach głównych.

W tych warunkach tylko z wielkim tru­dem, w sposób często przypadkowy i dorywczy mogła była Koalicja doskonalić i ujednostaj­niać swój, coraz bardziej komplikujący się, me­chanizm wojny. I trzeba było długiego okresu trwania wojny, aby dzieło to wreszcie doprowa­dzić do owocnego końca.

Oczywiście, ta powolność w konsolidacji wojskowej i politycznej Koalicji i tak rozdzie­lonej geograficznie, była przez długi czas zja­wiskiem niezwykle korzystnem dla Niemiec i bezwzględnie im podporządkowanych soju-sznikówT, w dodatku tworzących zwarty torjalnie blok państw7 wojujących.

WOJNA NA MORZU.—WIDMO BLOKADY NIEMIEC.

Sytuacja na morzach od pierwszych już dni wojny była zupełnie jasna. Charakteryzo­wała ją oczywista przewaga Koalicji, której połączone floty panowały wszechwładnie na morzach i oceanach świata, za wyjątkiem je­dynie mórz Bałtyckiego, Czarnego i częściowo Adrjatyckiego.

Jakkolwiek w ciągu ostatnich paru dzie­siątków7 lat przed wojną Niemcy osiągnęły zdu­miewające wprost rezultaty, stwarzając swo­ją nową potęgę morską, opartą na licznej i sprawnej flocie handlowej, oraz groźnej już ilościowo i jakościowo flocie wojennej, jednak­że siły morskie Niemiec nie mogły się były je­szcze równać z siłami samej tylko Wielkiej Brytanji, słusznie ochrzczonej mianem „królo­wej mórz", tembardziej zaś, jeśli siły morskie Anglji połączyły się z siłami Francji i Japonji,

348

mając w dodatku sojusznicze floty rosyjskie o charakterze dywersyjnym na morzach Bał-tyckiem i Czarnem.

W dodatku flota niemiecka z chwilą upad­ku własnych kolonij posiadała zbyt szczupłą bazę operacyjną w postaci swojego niewielkie­go i słabo ukształtowanego wybrzeża, aby móc się pokusić o poważniejsze działania zaczepne na pełnem morzu.

Jedynemi wodami, na których niepodziel­nie panowała flota niemiecka, było morze Bał­tyckie, do którego dostęp eskadry angielskie i francuskie miały zamknięty przez cieśniny neutralnej Danji, w dodatku dobrze strzeżone od strony bałtyckiej przez Niemców.

W tych warunkach na morzu Bałtyckiem była wprost zamknięta wojenna flota rosyjska, zdana na łaskę i niełaskę o wiele potężniejszej

Page 89: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

floty niemieckiej. Ta ostatnia miała na Bał­tyku wyjątkowo korzystne położenie, gdyż, roz­porządzając swobodnie własnym kanałem Ki-lońskim, mogła dowolnie i w każdej chwili prze­rzucać swoje siły morskie z Bałtyku na morze Północne i odwrotnie. Dzięki temu, osłabiona od czasu niefortunnej wojny z Japonją, wojen­na flota rosyjska miała na Bałtyku do czynie­nia z całą potęgą morską Niemiec. To też rola jej przez cały okres wojny była nader skrom­na i poświęcona wyłącznie zadaniom obronnym własnych wybrzeży Bałtyku, szczególnie zaś za­toki Fińskiej, przez którą prowadziła droga morska do stolicy cesarstwa, Petersburga, prze­mianowanego zresztą w czasie wojny na Pio-trogród.

Poza morzem Bałtyckiem flota niemiecka musiała się sama ograniczać do roli czysto obronnej własnych wybrzeży i portów, stale trzymając się w pobliżu własnych fortyfikacyj nadbrzeżnych, które mogły były stanowić osło­nę przeciwko potężniejszym eskadrom koalicyj­nym.

Oprócz floty niemieckiej mocarstwa cen­tralne rozporządzały jeszcze flotą austro-wę-gierską. Ta jednak, dość słaba i nieliczna, nie mogła nawet marzyć o wypłynięciu poza mo­rze Adrjatyckie, które, do czasu wystąpienia Italji, stanowiło jakgdyby terytorjalne wody Austro-Węgier. Stąd też rola floty austro-węgierskiej ograniczyła się również do panowa­nia na szczupłych wodach Adrjatyku, co zre­sztą miało poważniejsze zadania ze względu na blokadę Serbji, pozbawionej połączenia ze swo­imi sprzymierzeńcami.

Z państw koalicyjnych jedynie Rosja pod względem morskim znajdowała się w wyjątko­wo ciężkiem położeniu. Jedna jej flota uwię­ziona była na Bałtyku przez Niemców i odcię­ta dokładnie od świata, druga zaś była uwię­ziona na morzu Czarnem, zamknięta wrotami Bosforu, będącemi w posiadaniu z początku ne­utralnej, później wrogiej Turcji. Pomimo wszystko, jednak sytuacja floty rosyjskiej na morzu Czarnem była o tyle wygodniejsza, że za jedynego przeciwnika miała tylko słabą flotę turecką, nieznacznie wzmocnioną niemieckiemi pancernikami, o czem już wiemy z poprzednie­go rozdziału.

Sama Rosja skazana była na bierność na morzu. O odkorkowaniu własnemi siłami obu mórz, o przywróceniu komunikacji ze światem i zachodnimi sprzymierzeńcami — sama my­śleć nie mogła. Musiała też liczyć tylko na po­

moc z zewnątrz, ze strony potężnych sił mor­skich swoich sprzymierzeńców.

Poza Rosją, pozostałe państwa Koalicji czuły się na morzach zupełnie swobodnie. Wła­sne ich siły morskie gwarantowały im względ­ny spokój ze strony floty niemieckiej, potężne zaś bazy morskie, rozproszone po całym świe­cie, dawały im możność swobodnego porusza­nia się i manewrowania, co znów zapewniało własnej flocie handlowej bezkarne krążenie po morzach i oceanach.

Niemcy, od pierwszych dni wojny wypar­te z morza, odtąd mogły już były tylko liczyć na komunikację ze światem przy pomocy okrę­tów państw neutralnych. W każdej chwili gro­ziło to, oczywiście, całkowitem zamknięciem dróg morekich w razie zdecydowanej blokady ze strony Koalicji. Niemcy rozumieli to do­skonale.

Świadomość własnej bezsilności na mo­rzach i pełnej swobody ruchów przeciwnika do­prowadzało Niemców do istnego szału niena­wiści przedewszystkiem wobec Anglji, której Niemcy głównie zawdzięczali unieruchomienie ich floty wojennej. W swoim szale i zaślepie­niu za wszelką cenę pragnęli Niemcy, chociaż częściowo, powetować sobie własną bezsilność.

O działaniach zaczepnych przeciwko wo­jennej flocie koalicji nie było oczywiście mowy. Przeto zdecydowali się Niemcy w miarę moż­ności sparaliżować swobodę ruchów handlo­wej floty przeciwnika, która stanowiła naj­większą groźbę dla Niemiec, dając Koalicji nie­ograniczone warunki materjalne.

Już w pierwszych dniach wojny zdecydo­wali się Niemcy na partyzancko-kossarską woj­nę na morzach przeciwko okrętom handlowym przeciwników.

W chwili wybuchu wojny wiele niemiec­kich okrętów wojennych znajdowało się na wszystkich morzach świata. Los ich odrazu był jasny: wobec olbrzymiej przewagi morskiej Koalicji przebicie się ich do kraju było bardzo mało prawdopodobne, pozostawało więc tylko schronić się do portówT państw neutralnych, co jednak groziło nieuchronnie, według praw mię­dzynarodowych, internowaniem do końca wojny.-

Wobec tego przeważnej ilości okrętów nie­mieckich wyznaczono zadanie zgoła nieprakty-kowane w czasach naszych, a mianowicie woj­nę korsarską.

Inaczej stało się w niewielu tylko wypad­kach. Tak naprzykład dwa krążowniki nie­mieckie, stanowiące dywizjon śródziemnomor-

349

Page 90: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ski, zdołały umknąć do Konstantynopola, gdzie pod życzliwa, chociaż nazewnątrz dwuhcową opieka Turcji doczekały się, aż ta przystąpiła do wojny, i weszły w skład jej floty czarno­morskiej.

Do kraju usiłowała się przebić jedynie es­kadra Dalekiego Wschodu pod dowództwem admirała hrabiego Spee, która wybrała ku te­mu drogę naokoło Ameryki Południowej, gdzie wobec wpływów niemieckich, mogła była liczyć na cichą acz życzliwą pomoc z tej lub innej strony.

W dniu 30 października 1914 roku, kiedy eskadra niemiecka w drodze do przylądka Hor-na znajdowała się w pobliżu małego portu chi­lijskiego Coronel niedaleko Concepcion, zastą­piła jej drogę angielska eskadra krążowników. Po zaciętej walce eskadrze niemieckiej udało się odrzucić okręty angielskie i utorować sobie dalszą drogę.

Po bitwie tej płynęli Niemcy dalej, w bar­barzyński sposób topiąc wszystkie spotkane okręty handlowe, płynące pod flagą państw ko­alicyjnych.

Dopiero w dniu 8 grudnia 1914 roku do­szło do ponownej bitwy morskiej w pobliżu wysp Folklandzkich, gdzie Anglicy skoncentro­wali swoje przeważające siły. Bitwa ta zakoń­czyła się zupełną klęską Niemców i zniszcze­niem ich okrętów.

Poza temi wypadkami naogół biorąc okrę­ty niemieckie na wszystkich morzach rozpoczę­ty wojnę korsarską, którą prowadzili Niemcy z całą barbarzyńską bezwzględnością, z pomi­nięciem wszelkich praw i zwyczajów międzyna­rodowych, podstępnie, często pod cudzemi fla­gami — jednem słowem po bandycku. Ofiarą tych nowoczesnych korsarzy padały setki okrę­tów handlowych i tysiące niewinnych istnień ludzkich. Ta metoda wojny doczekała się już dostatecznego potępienia ze strony cywilizowa­nych narodów świata. Jednakże, doceniając należycie całą ohydę podobnej wojny korsar­skiej, nie sposób jest jednak pominąć milcze­niem tego ogromu odwagi, przedsiębiorczości i ofiarności, jakie wykazali marynarze nie­mieccy, w imię potęgi Niemiec prowadząc ten haniebny proceder na dalekich morzach, zagu­bieni wśród bezmiaru wód na swoich straceń­czych okrętach, które, same ścigane i osaczane, odgryzały się na wszystkie strony, a, mimocho­dem topiąc po drodze wszystko, co dało się za­topić.

Niemieckie korsarstwo narazie zaskoczyło Koalicję. Walka z niem, mimo oczywistej prze-

350

wagi własnej, mimo doskonałych wszędzie baz własnych, była z niem bardzo utrudniona, jako że Niemcy nie gardzili żadnym podstępem ani chytrościa, korzystając szeroko ze swoich wpły­wów na całym świecie i z pomocy swoich roda­ków, rozsianych po wszystkich kontynentach.

'Powoli jednak admiralicje państw koali­cyjnych uporały się ze swojem zadaniem, ko­lejno niszcząc niemieckich korsarzy. Tak, na-przykład w'dniu 9 listopada 1915 roku uległ zagładzie w pobliżu wysp Kokosowych słynny krążownik niemiecki „Emden", jeden z najgro­źniejszych i najbardziej bezwzględnych nie­mieckich okrętów korsarskich. Do końca 1915 roku korsarstwo niemieckie na dalekich mo­rzach zostało ukrócone. Okręty handlowe Ko­alicji odetchnęły z ulgą.

Z kolei przyjrzyjmy się, jakie cele posta­wiły sobie floty wojenne Koalicji poza pilnowa­niem floty niemieckiej.

Po pierwszym okresie wojny dla Koalicji istniały dwa główne problemy na morzu: blo­kada Niemiec i utorowanie drogi do Rosji. Przeciągająca się wojna i nabierająca zgoła nowych cech kolosalnego zużycia materjalnego szczególnie Rosję wtrąciła w nader ciężkie po­łożenie. Pozbawiona własnego dość rozwinię­tego przemysłu mogła była rachować przede-wszystkiem na dowóz z zagranicy materjalnych środków wojny. Drogę lądową na zachód za­mykał doszczętnie blok państw centralnych. Najbliższe drogi morskie przez Bałtyk i morze Czarne były również zamknięte. Pozostawała tylko okrężna droga przez Syberję i Daleki Wschód, dająca z racji nadmiernych odległo­ści zbyt nikłe korzyści. Droga częściowo lądo­wa^ częściowo morska przez neutralną, ale ra­czej nieżyczliwa Szwecję nie mogła być poważ­niej brana w rachubę.

Utorować więc drogę morską do Rosji zna­czyło dla Koalicji nietylko oswobodzić z zam­knięcia flotę rosyjską, ale również zapewnić Rosji dostateczne środki materjalne, co przy jej niezmierzonych zasobach ludzkich mogło było stworzyć z niej groźna dla Niemców po­tęgę wojskową.

Pierwotnie w Anglji przemawiał pogląd TQE , ™ e c z n o ś ć sforsowania drogi na Bałtyk. Pogląd ten gorąco popierał angielski pierwszy lord admiralicji admirał Fisher. Utorowanie drogi przez Bałtyk dawałoby Koalicji znaczne Korzyści nawet poza kwestją rosyjska, a mia­nowicie umożliwiałoby obsady wojskowe na da­lekich tyłach niemieckich w głębi kraju.

Page 91: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Odpowiedź Francuzów na pociski Niemieckie U20 m.

351

Page 92: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Ale sforsować drogę przez iiaityj-było dopiero wówczas, kiedy przestałaby istnieć bądź co bądź potężna wojenna flota Niemiec, rozporządzająca wewnętrznym kanałem Kilon-skim, znacznie zwiększającym jej szanse. Frze-ciwnicy tego poglądu obawiali się właśnie ry­zyka walnej rozprawy na morzu, uważając, ze przymusowa bezczynność floty niemieckiej sta­nowi wystarczający atut w rękach Koalicji.

Przeciwny pogląd, któremu patronował angielski minister wojny lord Kitchener, zale­cał utworzenie raczej drogi na morze Czarne przez sforsowanie tureckich cieśnin,_ przede-wszystkiem więc cieśniny Dardanelskiej. Zwo­lennicy tej koncepcji wskazywali na korzystny fakt, że w zadaniu tem Koalicja mieć będzie do czynienia z samą Turcją, której siły morskie wogóle nie wchodziły w rachubę w tym wypad­ku, zaś siły lądowe pozbawione były koniecz­nych nowoczesnych środków technicznych i po­tężnej artylerji fortecznej. Sądzono, że pomoc Niemców w tej dziedzinie nie może być ani do­stateczną, ani tembardziej rychłą. Pogląd lor­da Kitchenera ostatecznie zwyciężył, i koalicja rozpoczęła gorączkowe przygotowania do sfor­sowania cieśniny Dardanelskiej. Ale o tem obszerniej pomówimy na innem mieis^u.

Drugiem zadaniem morskiem Koalicji by­ła blokada państw centralnych. Grały tu rolę te same względy, które nakazywały utorowa­nie drogi morskiej do Rosji. Jeśli Koalicji za­leżało na jak największej swobodzie własnego handlu na morzach w celu zaspokojenia rosną­cych potrzeb wTojny — tem samem musiało jej zależeć na jak najbardziej skutecznem sparali­żowaniu handlu morskiego Niemiec, przy po­mocy którego te ostatnie czerpały żywność, su­rowce, na początku zaś wojny nawet amunicję i broń z państw neutralnych.

Im bardziej zaciągała się wojna — tem oczywistszem stawało się, że jest to wojna „na wyczerpanie", wojna materialnych środków, a jak to wówczas określono „bitwa sprzętu". Wygodne pod względem strategicznym wewnę­trzne położenie geograficzne państw central­nych pod względem gospodarczym było dla nich katastrofalne. Przy potędze morskiej Ko-

.alicji jakżeż łatwo było zorganizować ścisłą blokadę, która zamknęłaby państwa centralne i skazała je na prowadzenie wojny tylko o wła­snych siłach gospodarczych i własnemi środka­mi materjalnemi.

To też konieczność blokady Niemiec od po­czątku wojny dojrzewała w umysłach kierow­ników państw koalicyjnych i wkrótce już zo-

352

stała urzeczywistniona, stając się coraz bar­dziej zdecydowaną i bezwzględną. Państwa centralne zostały izolowane od świata zewnętrz­nego i zdane na własny swój los.

Blokada Niemiec nabierała dla nich stra­szliwego znaczenia. Jedynie tylko szybkie zwycięstwo mogło zaradzić złu. Ale o tem na-razie nie można było jeszcze marzyć. Przeto Niemcy zdecydowali się zneutralizować skutki własnej blokady przez częściowe chociażby spa­raliżowanie morskiego handlu państw koalicyj­nych. Raz zdecydowawszy się na to szukali Niemcy tylko najskuteczniejszego środka, zmierzającego do celu szybko i bez nadmier­nych ofiar własnych.

Wojna korsarska i partyzantka na morzu, jakkolwiek obfitowała w ogromną ilość czynów bestjalskiego bohaterstwa, nie dały Niemcom pożądanego rezultatu. Zniszczono wprawdzie znaczną ilość handlowych okrętów^ nieprzyja­cielskich, sam handel jednak nietylko prze­trwał groźny okres korsarstwa, ale rozwijał się szybko i pomyślnie.

Wobec tego Niemcy zwrócili uwagę na ło­dzie podwodne, tę zupełnie nową i jeszcze nie-wypróbowaną broń w wojnie morskiej. Raz zwróciwszy na nie swoją uwagę z całą energją poświęcili się Niemcy powiększaniu liczby swo­ich łodzi podwodnych i doskonaleniu ich warto­ści bojowej. W pierwszym półroczu wojny ilość ich była jeszcze zbyt małą, aby można je było zastosować w szerszeni znaczeniu. To też narazie rola ich ograniczała się niemal wyłącz­nie do pomocniczych zadań wojskowych.

W dodatku należało jeszcze rozważyć wszystkie za i przeciw stosowania wojny łodzi podwodnych przeciwko okrętom handlowym. Niemcy uważali, że skuteczność takiej wojny byłaby ściśle zależną od stosowania jej w naj­ostrzejszej formie, to znaczy zatapiania wszel­kich okrętów handlowych, nawet neutralnych z chwilą, gdyby się znalazły na wodach państw koalicyjnych. Niemcom bowiem chodziło o ste-roryzowanie handlu wrogich im państw koali­cyjnych. Nie ulega kwestji, że w rozumowaniu Niemców była pewna doza słuszności. Łódź podwodna całą swoją użyteczność bojową wy­wodzi ze swoich możliwości nagłego zaskocze­nia przeciwnika. Ale, jako jednostka bojowa bardzo drobna i bezbronna na powierzchni, nie posiada ani dostatecznego autorytetu, ani nie może ryzykować dłuższem pozostawaniem na powierzchni w obliczu nieprzyjaciela, nawet pozornie bezbronnego. Stąd też trudno jej giac rolę statku strażniczego, który może sobie

Page 93: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

pozwolić na dłuższe ceregiele, ostrzeżenia, a wreszcie eskortowanie i ewentualne odpro­wadzenie okrętu handlowego. Sama istota ło­dzi podwodnej, w dodatku na wodach nieprzy­jacielskich, wskazuje na to, że może się ona tyl­ko wychylić na krótko na powierzchnię, by storpedować przeciwnika, poczem musi znów kryć się pod wodę. Z chwilą, kiedy się decydu­je na wojnę łodziami podwodnemi jest to już nieunikniona konsekwencja.

Ale tak prowadzona wojna jest sprzeczna ze wszelkiemi prawami i zwyczajami między­narodowymi państw cywilizowanych. Rozu­mieli to również Niemcy. Wojna taka musia­łaby niewątpliwie wywołać powszechne na świecie oburzenie, co groziłoby poważnemi kon­fliktami politycznemi, które wszak nie leżały w interesie Niemiec, mających i bez tego już aż nadto przeciwników. Szczególnie chodziło w tym wypadku o Stany Zjednoczone Amery­ki Północnej, których neutralność za wszelką cenę pragnęli Niemcy podtrzymać.

.W rezultacie jednak zaślepienie w skutecz­ność niewypróbowanej zresztą wojny łodziami podwodnemi oraz zwykła krótkowzroczność, buta i lekceważenie sobie wszystkiego, co jest niewygodne, przeważyły w Niemczech szalę de­cyzji-

W dniiu4 lutego 1915 roku Niemcy ogło­siły, że całe morze dookoła Wielkiej Brytanji uważają za obszar wojenny. Równocześnie niemieckie łodzie podwodne wyruszyły prze­ciwko okrętom handlowym, rozpoczynając od-razu swoje krwawe rzemiosło. Wywołało to na całym świecie zrozumiałe oburzenie. Nato­miast w Niemczech panował entuzjazm, spo­wodowany wiarą w skuteczność tej nowej for­my wojny.

Pod koniec lutego szlachetny, ale jakżeż nieżyciowy prezydent Stanów Zjednoczonych A. P. Wilson samorzutnie wziął na siebie rolę pośrednika, proponując Niemcom, aby w woj­nie łodziami podwodnemi zastosowali szereg ograniczeń, dozwalających topić okręty handlo­we tylko pod pewnemi ściśle określonemi wa­runkami, wzamian za co Angija ograniczy z ko­lei blokadę Niemiec w zakresie dowozu środ­ków żywnościowych, co odbywałoby się pod kontrolą Ameryki.

Oczywiście Niemcy zgodzili się na takie postawienie sprawy. Pewne ograniczenie w to­pieniu okrętów koalicyjnych, zresztą w prak­tyce dające się zawsze ominąć i dające pole do wykrętów dyplomatycznych post factum, było­by małą ceną wzamian za otwarcie blokady

dla środków żywnościowych, których brak od­czuwały Niemcy dotkliwie. W dodatku ten gest humanitarny Niemiec podnosił je w opinji amerykańskiej, na czem bardzo Niemcom mu­siało zależeć.

Natomiast dla Anglji propozycja Wilsona była nie do przyjęcia z tych samych względów, które Niemcom nakazywały zgodę. Tak więc wojna łodziami podwodnemi, pomimo inter­wencji Wilsona, trwała nadal w ciągu wiosny i lata 1915 roku.

Ale Niemcom nie udało się złamać handlu angielskiego. Rozporządzali jeszcze nazbyt

^P*C"

Lord Kitchener.

małą liczbą łodzi podwodnych, Anglicy zaś na­zbyt energicznie zorganizowali odpowiednie przeciwdziałanie, tworząc nowe typy małych a szybkobieżnych jednostek bojowych do walki z łodziami podwodnemi, używając wT tym celu lotnictwa oraz wyposażając okręty handlowe w odpowiednie środki ochronne, a nawet lekkie uzbrojenie. Szły na dno jednostki handlowe, ale handel pracował sprawnie, jako całość.

Natomiast coraz bardziej po barbarzyń­sku stosowana wojna łodziami podwodnemi wywoływała coraz większe oburzenie na świe­cie, ostatecznie po pierwszych okropnościach okupacji niemieckiej w Belgji dyskredytując moralnie Niemców.

35 3

Page 94: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Wreszcie zatopienie olbrzymiego transocea­nicznego okrętu pasażerskiego „Lusitanji", które pociągnęło ogromną ilość ofiar, wsrod których było wielu obywateli amerykańskich, wywołało w Stanach Zjednoczonych tak bar­dzo nieprzychylną dla Niemiec atmosferę, ze było oczywistem, iż powtórzenie się podobnego wypadku sprowadziłoby Niemcom na kark no­wą wojnę z potężną republiką północno-amery-kańską.

Wobec znikomych wyników dotychczaso­wych z punktu widzenia wojskowego, a ogrom­nych strat politycznych, w końcu 1915 roku zdecydowały się Niemcy oficjalnie zaprzestać wojny łodziami podwodnemi, co zresztą na mniejsza skalę prowadzono w sposób party­zancki. Posunięcie to zapewniło chwilowo po­kój ze Stanami Zjednoczonemi, zresztą nie na długo. Również niedługo trwał ten pozorny „humanitaryzm" Niemiec.

BITWY ZIMOWE NA WSCHODZIE.

Jakkolwiek stan armji rosyjskiej z począt­kiem 1915 roku nietylko nie był świetny, ale nawet zadawalający, temniemniej jednak siła militarna Rosji nie była jeszcze złamaną. Do­wództwo rosyjskie, spoczywając w rękach ener­gicznego, śmiałego i zdecydowanego wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, rozporządzało jeszcze ogromnemi masami wojsk, które, z ra­cji wrodzonych sobie małych potrzeb, ofiarno­ści i ślepego posłuszeństwa, stanowiły nadal groźne niebezpieczeństwo dla Niemiec, a w szczególności dla Austro-Węgier.

Rosjanie rozumieli, że.ich ogromne braki materialne i organizacyjne nie dadzą się usu­nąć w krótkim czasie. Jasnem przeto było, że za wszelką cenę usiłować będą nowemi natar­ciami, kosztem największych nawet ofiar w lu­dziach (Rosję stać było na to!) uzyskać korzy­stniejsze warunki na swoim froncie, a przede-wszystkiem ostatecznie pozbawić się swojego nawpół już rozbitego austrjacko - węgierskie­go przeciwnika.

Z drugiej znów strony Niemcy, korzysta­jąc ze względnego spokoju na froncie zachod­nim, musieli również dołożyć wszelkich starań, aby, jeżeli już nie uda się „wykończyć" Rosji, to przynajmniej ostatecznie unieruchomić ro­syjski „walec parowy", który znów łatwo mógł ruszyć z miejsca. Dla Niemców było to konie­cznością nietylko ze względu na uratowanie swojego niedołężnego sprzymierzeńca, ale i ze względu na czynione energicznie przez Anglję i Francję przygotowania do „bitwy sprzętu". Niemcy musieli mieć wolne ręce na Wschodzie aby sprostać w przyszłości nowym zadaniom na Zachodzie.

Obu stronom chodziło również o wywarcie nacisku moralnego na niezdecydowane Rumu-nję i Italję, co najlepiej zapewniało chociażby chwilowe zwycięstwo na Wschodzie,

Tak więc z początkiem 1915 roku jasnem było, że znów rozgorzeje na Wschodzie nowy okres wielkich bitew.

Jak przedstawiała się po krotce sytuacja na wschodnim froncie w połowie stycznia 1915 roku?

W Prusach Wschodnich 10. armja rosyj­ska, licząca w swoim składzie 15 dywizyj pie­choty, stała na linji jezior Mazurskich przed niezwykle umocnionemi pozycjami 8. armji nie­mieckiej, składającej się z 8 dywizyj piechoty. Na froncie tym Rosjanie, nie mając możności swobodnego manewrowania, musieli ograni­czać się do mozolnej wojny pozycyjnej o każdą piędź ziemi, o każdą pozycję nieprzyjaciela. Niemcy stosowali wyłącznie metodą walki obronnej.

Na mławskim odcinku cztery dywizje pie­choty rosyjskiej, stanowiące garnizon twierdzy modlińskiej (Nowo-Georgjewsk), toczyły bez większego powodzenia drobne utarczki ze sła-bemi siłami Niemców, liczących dwie dywizje piechoty.

Na odcinku lewego brzegu Wisły do Pi­licy 1., 2 i 5. armje rosyjskie, licząc razem trzydzieści trzy i pół dywizyj piechoty, po cięż­kich walkach zdołały opanować pozycje za rze­kami Bzurą i Rawką, mając następnie około miesiąca czasu pozycje te dostatecznie umoc­nić. Przeciwko tym armjom działała 9. armja niemiecka, licząca około 25 dywizyj piechoty, i usiłująca z ogromnemi stratami przełamać front rosyjski. Ataki te do tego stopnia wy-czei-pały siły Niemców, że bez otrzymania no­wych odwodów nie mieli wielkich szans prze­łamania rosyjskiego frontu.

N a odcinku od Pilicy do górnego biegu Wisły działały 4. i 9. armje rosyjskie, liczące ao 18 dywizyj piechoty. Po stronie niemiec­kiej siły były nieco słabsze, ponadto zaś skła-

Page 95: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

dające się przemówienie z oddziałów pod wzglę­dem bojowym drugo i trzeciorzędnych. Jed­nakże Niemcy na odcinku tym starannie umoc­nili swój front, w dodatku mając na swoich ty­łach potężnie umocnioną linję zapasową Czę­stochowa — Kraków, broniącą dostępu do Śląska.

W Galicji działały 3., 8. i 11. armje rosyj­skie, mające razem około 30 dywizyj piechoty, które po odparciu ostatniego natarcia austrjac-kiego skutecznie umacniały się w okupowanej części Galicji i Bukowiny, w dalszym ciągu oblegając Przemyśl. Siły austrjackie były mniej więcej zrównoważone z rosyjskiemi.

Ogólnie biorąc na całym froncie wschod­nim Rosjanie mieli około stu dywizyj piechoty, Niemcy zaś i Austrjacy mniejwięcej po czter­dzieści dywizyj, razem więc ośmdziesiąt. Nie należy zresztą zapominać o tern, że dywizje ro­syjskie były znacznie liczniejsze od niemiec­kich i austrjackich, ponadto zaś Rosjanie roz­

porządzali dużemi masami jazdy, nielicznej u ich przeciwników.

W dodatku naczelne dowództwo rosyjskie posiadało na tyłach, jako odwody, dwa pełne korpusy (gwardyjski i IV syberyjski), liczące około pięciu dywizyj piechoty.

Położenie Rosjan nie byłoby najgorsze pod warunkiem, że siły przeciwników, szczególnie zaś Niemców, nie zostałyby wzmocnione. Ale to znów zależało od położenia na froncie zachod­nim. Wobec braków w zaopatrzeniu armji ro­syjskiej, co miało ulec poprawie dopiero po­cząwszy od połowy lutego, istotnie zaś dopiero w kwietniu (transporty z Japonji), dla Rosjan narazie nie było wskazanem przyspieszanie swoich działań zaczepnych.

Zawczasu jednak naczelne dowództwo ro­syjskie przystąpiło do opracowania planów za­mierzonych działań zaczepnych. Przedewszyst-kiem należało rozstrzygnąć zasadnicze pytanie, w którym kierunku ma być poprowadzone na-

Gallipoli. Krajobraz.

355

Page 96: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tarcie, gdyż o działaniach zaczepnych na całym froncie oczywiście nie mogło być mowy.

Od początku wojny w wojskowych sferach rosyjskich zwalczały się dwie koncepcje. Jed­na*— uderzenia w Austro-Węgry, druga — uderzenia przeciwko Niemcom. Za pierwszą opowiadały się sfery polityczne oraz dowódz­two południowo-zachodniego frontu wraz z je­go głównodowodzącym generałem Iwanowem, za drugą opowiadały się raczej wyższe sfery wojskowe, rozumiejące konieczność międzyso-juszniczej solidarności, naczelne dowództwo oraz z natury rzeczy sztab północno-zachodnie­go frontu wraz z jego głównodowodzącym ge­nerałem Ruzskim.

I tym razem znów wypłynęła kwestja: na Berlin czy na Wiedeń? Wielki książę Mikołaj Mikołajewicz kwestję tę rozstrzygnął na ko­rzyść natarcia, którego celem miało być tery-torjum niemieckie. A więc Berlin.

Wobec tego należało przygotować uprzed­nie niejako pomocnicze ponowne natarcie na Prusy Wschodnie, których posiadanie było ko­niecznym warunkiem, jak to już parokrotnie zaznaczaliśmy w poprzednich rozdziałach, wiel­kiej ofensywy na Berlin.

Działania zaczepne w Prusach Wschod­nich miały się zacząć w połowde lutego, to zna­czy z chwilą jakiego takiego uzupełnienia zao­patrzenia armji, szczególnie zaś amunicji arty­leryjskiej, oraz ostatecznego wcielania do sze­regów poborowych 1914 rocznika. Moment ten wydawał się również korzystnym i z tego względu, że naturalne przeszkody terenowe w Prusach Wschodnich zimą były łatwiejsze do pokonania. Lód czynił mniej groźnemi jezio­ra i mokradła wschodnio-pruskie.

Równocześnie jednak z przygotowywania-mi rosyjskiemi do natarcia na północy generał Iwanow samodzielnie i samowolnie czynił przy­gotowywania do natarcia w Karpatach, wciąż marząc o utorowaniu sobie drogi na Wiedeń via Buda-Peszt przez Węgry. Przygotowania te było powodem wielu tarć pomiędzy genera­łem Iwanowem a Kwaterą główną na temat po­siłków, których wciąż domagał się front połu-dniowo-zachodni wbrew tendencjom zdecydo­wanej już kampanji zimowej w Prusach Wschodnich.

O rosyjskich planach i przygotowaniach dowództwo niemieckie było zawsze dokładnie na czas poinformowane. To też i tym razem wywiad niemiecki dostarczył potrzebnych danych, zdaje się, jedynie z pewna przesada w stosunku do zamierzonego natarcia Rosjan

356

przez Karpaty na Węgry, co wówczas miało jeszcze charakter raczej lokalnego zadania frontu południowo-zachodniego.

W odpowiedzi na zamierzenia rosyjskie i po drugiej stronie zdecydowano się na wiel­kie przeciwnatarcie, które miało uprzedzić działania Rosjan. Szef sztabu austro-węgier-skiego dowództwa naczelnego generał Conrad von Hótzendorff zwrócił się do dowództwa nie­mieckiego, przedkładając mu swój plan równo­czesnego natarcia Niemców w Prusach Wscho­dnich i wojsk austro-węgierskich, wzmocnio­nych przez Niemców, w Karpatach. Plan Con­rada zyskał usilne poparcie feldmarszałka Hin-denburga. Spodziewano się, że w razie powo­dzenia niebezpieczeństwo wtargnięcia Rosjan na Węgry będzie nadługo odsunięte, broniący się wciąż, ale już bliski upadku Przemyśl — odbity, na północy Prusy Wschodnie oswobo­dzone, w wypadku zaś wyjątkowo szczęśliwym potężne natarcie na oba skrzydła Rosjan mo­głoby doprowadzić do otoczenia całego frontu rosyjskiego, który, jak wiemy, był dość daleko wysunięty w środku na zachód. W dodatku Niemcy liczyli na to, że powodzenie tych no­wych wielkich zamierzeń może przerzucić de­cyzję wahającej się Rumunji na stronę mo­carstw centralnych, lub chociażby powstrzymać ją od przyłączenia się wogóle do wojny.

Niemcy, którzy wcześniej od Rosjan zdo­łali przeprowadzić uzupełnienia sw7oich wojsk, przerzucili z lewego brzegu Wisły do Galicji pięć swoich dywizyj piechoty i jedną jazdy, któ­re, jako „Armja Południowa" pod dowódz­twem generała von Linsingena, utworzyły rdzeń austro-węgierskiej grupy uderzeniowej. „Armja Południowa", znajdująca się pod roz­kazami austro-węgierskiego dowTództw-a naczel­nego, została wysunięta pod Munkacz.

Równocześnie głównie siły austrjackie skoncentrowano w Karpatach w najkrótszym kierunku, prowadzącym przez Sanok i Sambor do Przemyśla, któremu za wszelką cenę chcia­no przyjść z odsieczą. Na front galicyjski prze­rzucono również znaczne siły z serbskiego tea­tru wojny.

Poza temi przygotowaniami w Galicji do­wództwo niemieckie znacznie zwiększyło swo­je siły w Prusach Wschodnich, podwożąc tam z głębi Niemiec trzy świeżo sformowane korpu­sy, przeznaczone pierwotnie do wielkiego na-t a r c i a we Francji na wiosnę, oraz jeden kor­pus (XXI), zabrany wprost z .zachodniego trontu. Ten ostatni, rekrutujący się z pośród francuskiej ludności Alzacji i Lotaryngji, uwa-

Page 97: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

żany był przez Niemców za bardziej użyteczny na froncie wschodnim. We Franci i zastąpio­no go czwartym świeżo sformowanym korpu­sem.

Temi nowemi korpusami wzmocniono 8. armję niemiecką w Prusach Wschodnich (XXXX R.), równocześnie tworząc na jej le­wem skrzydle nową uderzeniową " 10. armję, której trzon utworzyły trzy świeże korpusy, a mianowicie XXI, XXXVIII R. i XXXIX R. Niezależnie od tego z lewego brzegu Wisły przerzucili Niemcy około sześciu dywizyj pie­choty i jedną dywizję jazdy na odcinek Dział­dowo — Szczytno na południowy front Prus Wschodnich. Wszystkie te siły były przezna­czone do natarcia na środkowy bieg Niemna, na Bóbr i Narew.

Tak więc znów, jak i wiele razy poprzed­nio, inicjatywa działań przechodziła w ręce Niemców. Rosjanie, których armje, jak wie­

my, znajdowały się w stanie bardzo niezadawa-lającym, musieli zająć postawę obronną, ścią­gając na swoje oba skrzydła jak najwięcej wojsk z lewego brzegu Wisły i nie mogąc na-razie marzyć o wyrwaniu przeciwnatarciem inicjatywy z rąk Niemców.

W końcu stycznia 1915 roku Niemcy roz­poczęli swoje działania gwałtownem demon-stracyjnem natarciem na lewym brzegu Wisły nad Bzurą i dolną Rawką.

Po raz pierwszy w dziejach Niemcy zasto­sowali nową broń, straszliwą w swojem śmier-cionośnem działaniu — gazy trujące, wobec których Rosjanie przez dłuższy czas byli zupeł­nie bezsilni, kolosalnemi ofiarami okupując nieznajomość tego nowego sposobu prowadze­nia wojny. Trzeba było w następstwie wiele czasu i wysiłków, aby jako - tako nauczyć się

r*SŁ- -

c< M

ifrif *:>•

Karpaty. Odpoczynek po długim marszu.

357

Page 98: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rzeciwdziałać i chronić się przed straszliwem nowem bóstwem pola bitew — gazami.

Równocześnie na pozycyjnych odcinkach frontu zastosowali Niemcy równie straszliwą, ale ogólnie biorąc mniej groźną broń — mio-

Gallipoli. W okopach.

tacze ognia, wyrzucające strumienie płonącej cieczy.

W początkach lutego na prawym brzegu Rawki w okolicach Woli Szydłowskiej nieco na wschód od Bolimowa wywiązały się ponownie kilkudniowe walki, niezwykle zacięte i krwawe. W tym samym czasie rozpoczęli Niemcy rów­nież demonstracyjne natarcie na odcinku Nar-

sie około sześciu dywizyj piechoty i ponad dwie dywizje jazdy. Niemcy zajmowali umocnioną linję jezior Mazurskich i rzeki Angerapp. Stop­niowo jednak na swojem lewem skrzydle, po­czynając od Darkizywa. Niemcy zdołali prze­sunąć swój front znacznie bardziej na wschód. Specjalny oddział niemiecki bronił w tym cza­sie Tylży.

W początkach lutego rosyjska 10- armja w Prusach Wschodnich liczyła cztery korpusy, a mianowicie III, XX, XXVI i III syberyjski, w ogólnym składzie 11 dywizyj piechoty i dwóch dywizyj jazdy. Równocześnie na skrajnem prawem skrzydle Rosjan operował pod Tylża oddział generała Apuchtina w skła­dzie jednej dywizji. Wojska rosyjskie były przeważnie nieskompletowane, głównie składa-

Gcdlipoli. Odpoczynek.

wi. Było to preludjum do głównego uderzenia Niemców w Prusach Wschodnich przeciwko 10. armji rosyjskiej.

Armja ta początkowo walczyła z siłami samej 8. armji niemieckiej, liczącej w tym cza-

358

Turecka baterja. Gó)'$ka haubica.

ły się z dywizyj rezerwowych i odczuwały wie­le braków materjalnych.

Dowódca 10. armji rosyjskiej generał Si-wers, obawiając się przesunięcia się lewego skrzydła Niemców na wschód, gdzie umocnili się w znajdujących się tam ogromnych lasach, polecił swojemu prawoskrzydłowemu III kor­pusowi wyrzucić Niemców z tych lasów. Po­nieważ jednak siły tego korpusu okazały się odrazu_ nazbyt szczupłe, przeto powoli zwięk­szano je, aż wreszcie wszystkie wojska całej armji były już zaangażowane na froncie bojo­wym, jako zaś rezerwa dowództwa armji po­został już jeden tylko pułk.

Na tyłach 10. armji nie. zdołano na czas przygotować zapasowych linij obronnych, a na­wet odległe twierdze Kowna i Grodna wyposa­żono nader słabo, przyczem garnizony ich skła-

Page 99: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

dały się przeważnie z oddziałów pospolitego ru­szenia.

Wzmocnienie sił niemieckich w Prusach Wschodnich o całe cztery korpusy umknęło się uwadze dowództwa rosyjskiego, którego wy­wiad zawsze działał bardzo mało skutecznie i powoli. To też gwałtowne natarcie Niemców w dniu 7 lutego na południe od jeziora Warzno w kierunku Białej było dla Rosjan zupełna nie­spodzianką. Na odcinku tym znajdowała się jedna tylko rosyjska dywizja rezerwowa. Do­wództwo 10. armji, nic nie wiedząc o tern, że

pus rosyjski wraz z liczną tam jazdą zostały odrzucone z wielkiemi stratami, w bezładnym odwrocie cofając się na Kowno i Marjampol, jazda zaś na Olitę. Dzięki temu odwrotowi Rosjan Niemcy mieli wolną drogę na skrzydło i tyły pozostałych korpusów 10. armji rosyj­skiej, znajdujących się bardziej na połu­dniu.

Jak widzimy z tego Niemcy wykonali swój ulubiony manewr na oba skrzydła przeciwni­ka, pragnąc osaczyć jego główne siły. 10. ar-mja niemiecka pod dowództwem generała von

fi f ^ f l

• i -m

B1 f ^ f l

• i -

11 ft m\ f ^ f l

• i -

i v 1 xm mr ••im-w ~mt 1 L ! ' •

""~r*3ate

IM; *^&~®*m~

•4 f f ; ^ H B ^ C i -1

;"<U|

Wielki most w Niszu (Serbja).

na odcinku tym naciera cały XXXX korpus niemiecki, wzmocniony ponadto jedną dywizją piechoty, a sądząc, że ma się do czynienia z nie-wielkiemi siłami przeciwnika, poleciło swojej dywizji rozpocząć natychmiast własne przeciw­natarcie. Próba ta zakończyła się dla Rosjan fatalnie, gdyż z ogrom nem i stratami zostali od­rzuceni pod twierdzę Ossowca. Niemcy nacie­rali dalej na Ełk i Rajgród, usiłując obejść le­we skrzydło rosyjskiej 10. armji.

Rankiem dnia 10 lutego rozpoczęło się również wielkie natarcie Niemców na prawe skrzydło rosyjskie na odcinku Tylża — Inster-burg, gdzie działały trzy świeże korpusy 10. armji niemieckiej. Na odcinku tym III kor-

Eichhorna uderzyła na północy, zaś 8. armja generała von Belowa na południu. Pomimo fatalnej pogody, mrozu i śnieżycy wykazali Niemcy zdumiewającą energję i ruchliwość, de­zorganizując front rosyjski piorunującemi ude­rzeniami.

W tych warunkach jedynym ratunkiem dla Rosjan był pośpieszny odwrót głównej siły z nad jezior Mazurskich, Ale Rosjanie w cza­sie pokoju nie byli przyzwyczajeni traktować odwrót, jako manewr. W dodatku tyły 10. ar­mji były całkowicie nieuporządkowane, środki komunikacyjne zdezorganizowane, co wobec mrozu i śnieżycy tembardziej utrudniałoby ce­lowy odwrót, wykonany w porządku. Przeto

359

Page 100: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Bosfor.

Rosjanie zdecydowali się na rozpaczliwą obro­nę, wyzyskując każdą wygodniejszą pozycję.

Dowódca północno-zachodniego frontu ge­nerał Ruzskij polecił dowódcy 10. armji gene­rałowi Siwersowi powstrzymać natarcie Niem­ców na linji Ossowiec — Augustów — Suwał­ki — Sejny — Kowno, skąd miało następnie rozwinąć się przeciwnatarcie, równoczesne z działaniami zaczepnemi Rosjan pod Łomżą. W tym czasie istotnie w rejonie Przasnysza, Ciechanowa i Ostrołęki koncentrowała się 12. armja rosyjska w składzie pięciu korpusów7, które, przechodząc do przeciwnatarcia, powoli wypierały Niemców ku północy ku ich własnej granicy z okolic prawego brzegu Wisły i Narwi.

Tymczasem na froncie 10. armji położenie korpusów rosyjskich XX, XVI i III syberyj­skiego stawało się coraz gorsze. Oba skrzydła niemieckie, prąc naprzód, tworzyły jakgdyby olbrzymie kleszcze, które powoli zamykały się,

grożąc osaczeniem Rosjan, powoli cofających się na linję Augustów — Suwałki.

Odwrót Rosjan odbywał się w rozpaczli­wych warunkach. Staczając ciągłe walki z na­pierającym wciąż przeciwnikiem cofali się Rosjanie wśród trwającej nadal burzy śnież­nej, która WT lasach tworzyła olbrzymie zaspy, trudne do przebrnięcia, na odkrytych zaś miej­scach zwiewała śnieg, tworząc groźną gołoledź. Położenie Niemców było o tyle lepsze, że posu­wali się oni drogami, jako tako utorowanemi już przez cofające się oddziały rosyjskie. Woj­ska rosyjskie szły i walczyły głodne, gdyż wkrótce utraciły większość swoich taborów, kraj zaś słabo zamieszkany był w dodatku do­szczętnie wyludniony. Pomimo tego udało się Rosjanom uratować swoją artylerję ciężką z pod niemieckiej twierdzy Lecu i przewieźć ją do Ossowca.

Obejście prawego skrzydła rosyjskiego, dokonywane przez Niemców, poważnie już za-

360

Page 101: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

grazaio uncie, a nawet Grodnu, którędy prze­chodziły najważniejsze linje komunikacyjne całego północno-zachodniego frontu. To też dowództwo naczelne pośpiesznie przerzuciło z lewego brzegu Wisły III korpus kaukaski pod Olitę i swiezo przybyły z głębi Rosji XV kor­pus z Homla do Grodna.

W dniu 17 lutego korpusy 10. armji ro­syjskiej, wycofane na front Augustów — Su­wałki, znajdowały się w tragicznem położeniu: Niemcy, okrążywszy od wschodu lasy augu­stowskie, zajęli już tyły rosyjskie, przecinając wszystkie drogi ku Niemnu i Grodnu. Wolną pozostała jedynie droga, ku górnemu Bobru na

Sztabin i Lipsk. W tym kierunku wśród walk i z wielkiemi stratami wycofały się XXVI i III korpus syberyjski, zajmując pozycje poza gór­nym Bobrem. Jedna z dywizyj XX korpusu wycofała się do Dąbrowy. Cały ten korpus zre­sztą, począwszy od 15 lutego, toczył beznadziej­ne walki w lasach augustowskich, całkowicie osaczony przez Rosjan.

W obawie o losy tego korpusu dowództwo 10. armji rosyjskiej wykonało w dniu 21 lu­tego niefortunne natarcie na froncie Sopoćki-nie — Lipsk, które w niczem zresztą nie zmie­niło położenia osaczonego XX korpusu, który odtąd zdany był wyłącznie na własne siły.

Tymczasem Niemcy, pragnąc doprowadzić do końca tragedję Rosjan w lasach augustow­

skich, nie wypuszczali inicjatywy z rąk swoich, z niemalejącą energją i ofiarnością nacierając na główne siły rosyjskie, które wycofały się za Niemen i Bóbr.

Z rozpaczliwą wprost energją atakowali Niemcy względnie słabemi siłami czołowe for­tyfikacje Grodna, poniżej tej twierdzy usiło­wali sforsować Niemen, podobne krwawe pró­by powtarzali i nad górnym Bobrem i pod Ossowcem.

A tymczasem tragedja XX korpusu rosyj­skiego zbliżała się do końca. Korpus ten cofał się z nad Angerappu pod Darkizymem przez Gołdap na Suwałki, gdzie skoncentrował się

w dniu 12 lutego. W skład korpusu wchodziły 27, 28, 29 i 53 dywizje piechoty. Dalszy od­wrót miał prowadzić przez Sejny na Merecz, gdzie skierowano już wszystkie tabory kor­pusu.

Pomimo, że w dniu tym jasnem już było, że korpusowi grozi obejście od północy, dowód­ca armji, który przebywał właśnie w Suwał­kach, nie pozwolił dowódcy XX korpusu gene­rałowi Bułhakowowi na zmianę początkowego kierunku odwrotu, oddając mu jedynie do dy­spozycji znaczniejsze siły jazdy, która zresztą nie zdążyła już połączyć się z korpusem.

Następnego dnia 1 lutego jazda niemiec­ka zajęła Sejny, przez które zdążyła już przejść znaczniejsza część taborów i parkówT artyleryj-

Piechota angielska.

361

Page 102: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

skich Rosjan. Od tego też dnia XX korpus zo­stał pozbawiony prawie zupełnie taborów i za­pasów amunicji. 14 lutego dowódca korpusu zdecydował się na nowy kierunek odwrotu na Sopoćkinie i Grodno. Dla osłony tego odwrotu wysłał część swoich oddziałów ku północnym i północno - wschodnim wyjściom z lasów au­gustowskich, skąd spodziewał się nadejścia oskrzydlających sił niemieckich. Manewr ten został powstrzymany przez dowództwo armji, które przeciwnie nakazało XX korpusowi osło­nę odwrotu XXVI korpusu, cofającego się bar­dziej na południe, oraz wyjście na szosę Suwał­ki — .Augustów nieco na południe od Raczek. Wypełniając to nowe zadanie XX korpus przez cały dzień 14 lutego pozostawał w okolicach Suwałk, a w ciągu dnia następnego toczył cięż­ką walkę pod Józefowem o kilka kilometrów na południe od Suwałk.

W ciągu tych dni Niemcy osaczyli korpus już tak dokładnie, że wojska ich znalazły się na tyłach Rosjan pod Sejnami. W dodatku korpus rosyjski w czasie nowego napadu Niem­ców na pozostałe tabory utracił swoją polową radjo-stację, co dowództwo korpusu pozbawiło wszelkiej możliwTości znoszenia się z sąsiednie-mi korpusami i dowództwem armji.

Odwrót korpusu na Sopoćkinie mógł roz­począć, się dopiero 16 lutego. Pomimo, że od­działy czołowe korpusu, odrzuciwszy zastępu­jące im oddziały 41 niemieckiej dywizji piecho­ty, oczyściły drogę na Sierski Las, jednakże ca­ły odwrót mógł się odbywać jedynie bardzo po­woli i z dużemi trudnościami. W dodatku roz­poczęła się odwilż, która drogę gruntową, po której odbywał się odwrót Rosjan, zamieniła w istne jeziora i bagna, w których grzęzły wo­zy i działa. W tych warunkach nie mogli Ro­

sjanie mieć nadziei, aby udało im się wyjść z lasów augustowskich wcześniej, niż rankiem 18 lutego. A tymczasem Niemcy zajęli już czo­łowe pozycje twierdzy grodzieńskiej, umocnili je i zwrócili się frontem nietylko ku Grodnu, ale i w stronę północno-zachodnią, skąd mieli nadciągać Rosjanie z lasów augustowskich.

Wobec tego dowództwo XX korpusu zde­cydowało się uderzyć wszystkiemi siłami na po­zycje niemieckie przed Grodnem, aby utorować sobie dalszą drogę odwrotu. Atak ten wyko­nali Rosjanie w dniu 19 lutego. Ale Niemcy z olbrzymiemi dla Rosjan stratami odrzucili ich ponownie w lasy augustowskie, gdzie oka­zało się, że niektóre oddziały rosyjskie zacho­wały zaledwie do 10% swojego początkowego składu. Reszta padła lub całemi masami do­stała się do niewoli.

Następnego dnia położenie Rosjan było jeszcze gorsze. Od frontu o przełamaniu linji pozycyj niemieckich pod Grodnem nie było już

marzyć. A tymczasem od tyłu i na obu co skrzydłach Niemcy wypierali wciąż oddziały rosyjskie, spychając je na coraz mniejszy ob­szar lasu. Rosjanom brak było żywności dla lu­dzi i paszy dla koni. Brak było również amuni­cji. Stan XX korpusu przedstawiał się wprost katastrofalnie: liczył już nie więcej, ponad kil­ka tysięcy bagnetów przy 22 baterjach polo­wych. W tym stanie rzeczy piechota stanowiła już tylko słabą osłonę dla artylerji, której do­tychczas korpus jeszcze nie utracił.

Rosjanom pozostawało jedno tylko wyj­ście — przebić się mocą ku Grodnu. Znalazł się nawet przewodnik, który podjął się przepro­wadzić korpus błotnistą ścieżką leśną, znana tylko miejscowej ludności. Ale dowództwu nie udało się zorganizować tego trudnego marszu

Grupy jeńców różnych narodowości w obozach monieckich. 362

Page 103: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

za-dla całego korpusu. Nocą z 20 na 21 lutego ledwie szczupły oddział czołowy, liczący kilka set bagnetów bez artylerji, potrafił niezauwa zony przez Niemców przemknąć się wśród la

Żołnierz prowadzi przed sobą .Maskotę".

sów i bagien i bez przeszkód dotrzeć do Grodna drogą okrężną, omijając pozycje niemieckie.

Pozostałe główne siły korpusu znalazły się rankiem dnia 21 lutego otoczone całkowicie przez Niemców na zupełnie już szczupłym ka­wałku lasu, wokół samotnego młyna, stojącego już u krańców lasów augustowskich. Tu roze­grał się epilog augustowskiego dramatu. Ro­sjanie walczyli z wTyjątkowem męstwem do ostatniego ładunku. W końcu jednak, po stra­szliwych stratach, resztki XX korpusu poddały się Niemcom około trzeciej godziny po połu­dniu.

Warto tu nadmienić, że zorganizowana przez Rosjan odsiecz, prowadzona zresztą nie­dbale i bez energji, była i tak już spóźnioną.

Próby natarcia garnizonu Grodna oraz oddziałów rosyjskich pod Lipskiem w kierun­ku Sopoćkiń i" bardziej na południe wykonane były dopiero w dniu 21 lutego, to znaczy w chwili, kiedy odbywał się ostatni akt krwa­wej tragedji XX korpusu.

Po ostatecznem zniszczeniu tego korpusu Niemcy poprowadzili dalej swoje natarcie na froncie Grodno—Ossowiec, mając nadzieję sforsowania linji Bobra, a następnie dalszego

obejścia skrzydła i tyłów armij rosyjskich, znajdujących się na prawem brzegu Wisły, nad Narwią i Bobrem. Celem natarcia niemieckie­go był Białystok, przez który szła kolej z War­szawy w głąb cesarstwa i którego posiadanie zagroziłoby wszystkim siłom rosyjskim, znaj­dującym się na terenie b. Królestwa Polskiego.

Jednakże Rosjanie zdołali obsadzić twier­dzę grodzieńską świeżemi siłami XV-go kor­pusu, wzdłuż Bobra zaś skoncentrowali XXVI i III korpus syberyjski. Na linji tej nie po­mogły najbardziej nawet zacięte ataki Niem­ców, którzy przeciwko sobie mieli nietylko ży­wy mur wojsk rosyjskich, ale i niezwykle obronne naturalne pozycje przeciwnika, który zdążył już otrząsnąć się z wrażenia ostatniej swojej klęski w Prusach Wschodnich.

Równie bezskuteczne były ataki Niemców na twierdzę Ossowca od strony Grajewa. Ta mała i niedostatecznie wyposażona twierdza rosyjska, ale chroniona rozległemi bagnami i posiadająca dzielnego komendanta w osobie generała Brzozowskiego, zdołała się już po raz drugi obronić przy współdziałaniu wojsk po­lowych. I tym razem zawiodła nawet ciężka artylerja oblężnicza Niemców. Również zala­na wiosennemi wodami dolina Biebrzy była nie do sforsowania.

Widząc, że dalsze wysiłki są bezcelowe, Niemcy zrezygnowali ze swoich dalszych pla­nów i stopniowo wycofali się w początkach mar-

Dzialo prze<ńwlotnicz(.

ca w kierunku północno-zachodnim. Tak za­kończyło się wielkie natarcie zimowe Niemców w Prusach Wschodnich.

Jakiż był rezultat tego natarcia, nazwane­go „Bitwą na Mazurach"? Rosjanie ponieśli

363

Page 104: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Front wioski. Trudności transportowe.

Page 105: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nów olbrzymie straty w ludziach i sprzęcie bo­jowym. Szczególnie dużo jeńców rosyjskich wpadło w ręce Niemców. Prusy Wschodnie zo­stały całkowicie uwolnione od Rosjan, których ostatecznie już opanowała „psychoza Prus Wschodnich", rzekomo feralnych dla wojsk ro­syjskich. Naczelne dowództwo rosyjskie na długo musiało w tych warunkach wyrzec się wszelkiej myśli ponownego opanowania Prus Wschodnich, co znów rozbijało wszystkie pla­ny rosyjskie wielkiego natarcia na Berlin. Wszystko to było świetnym sukcesem Niem­ców," ale raczej w charakterze taktycznym.

ła się swojemu szybkiemu rozwojowi, drugi pokusiła się nawet o działania zaczepne w Szampanji, które, rozpoczęte w połowie lu­tego, trwały przez cały miesiąc, jednak bez większych rezultatów.

W tym czasie, kiedy główne siły 10. armji rosyjskiej wycofywały się z Prus Wschodnich na front Grodno — Ossowiec, pozostałe armje północno - zachodniego frontu dokonywały swo­jego nowego przegrupowania. 12. armja umac­niała się na linji dolnego Bobra i Narwi aż do rzeczki Orzyc, a 1. armja na froncie Przas­nysz — Ciechanów — Płońsk — Wyszogród.

Obóz ieńców.

Natomiast zawiodły wielkie plany obejścia od północy wszystkich sił rosyjskich w Kon­gresówce, co równocześnie z zamierzonem ana-logicznem obejściem od południa przez Austrja-ków miało przypieczętować ostateczną klęską Rosji i zdruzgotanie ciągle groźnego rosyjskie­go „wTalca parowego", jak przyzwyczajono się określać armję rosyjską.

W dodatku natarcie na północy dokonali Niemcy kosztem czterech korpusów, w tern trzech świeżych, dopiero co sformowanych, któ­rych pozbawiono front zachodni. To znów po­zwoliło odetchnąć armjom angielskiej i fran­cuskiej. Pierwsza z nich z całą energją oclda-

Na całym tym froncie Niemcy energicznie na­cierali na Łomżę, Nowogród, Ostrołękę i Przas­nysz. Robiło to wrażenie, że Niemcy usiłują przerwać front rosyjski i zająć Warszawę od wschodu, od strony Pragi.

Wszystkie jednak wysiłki Niemców, aby przebić się przez Narew, spełzły na niczem, chociaż zajęły im drugą połowę lutego. Tylko Przasnysz chwilowo znalazł się w ich rękach. Jednakże już 27 lutego przeciwnatarcie Ro­sjan wyrzuciło Niemców z Przasnysza, przy-czem oddziały niemieckie poniosły znaczne straty, nawet w jeńcach, co Niemcom zdarzało się naogół w wyjątkowych tylko wypadkach.

Page 106: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

DALSZY CIĄG WALK

W końcu lutego 1915 roku, w tym czasie, kiedy ofensywa niemiecka na północy ostatecz­nie załamała się pod Ossowcem, rosyjskie 1 i 12 armje, ukończywszy swoją koncentrację, miały zkolei wraz z 10 armją rozpocząć własne na­tarcie. Jednakże okazało się w ostatniej chwili, iż, jak to często zdarzało się u Rosjan, obu tym armjom nie zdążyły nadejść na czas ani dosta­teczne uzupełnienia materjału ludzkiego, ani też zapasy amunicji i środków technicznych. Z konieczności więc musiano znacznie zwęzić początkowy plan operacyj na północy. Rolę wszystkich tedy trzech armij ograniczono do zadań czysto lokalnych, a mianowicie obrony Narwi, Bobra i środkowego Niemna i w tym celu nakazano im zająć najbardziej dogodne pozycje.

Na zwężenie pierwotnego planu nowej ro­syjskiej ofensywy na północy, poza względami materjalnemi, wpłynęły również względy na­tury czysto politycznej. Niejednokrotnie już Czytelnik zauważył, że w naczelnem dowódz­twie rosyjskiem ścierały się dwa wrogie sobie kierunki polityczne, których wykładnią były sztaby obu frontów: północno-zachodniego i po-łudniowo-zachodniego. Jeden z tych kierunków politycznych, bliżej związany z tendencjami francusko-angielskiemi, ustawicznie wywierał nacisk w kierunku wzmożenia aktywności dzia­łań wojennych przeciwko Niemcom, głównemu przeciwnikowi, drugi zaś, realizujący czysto ro­syjski program imperialistyczny — dążył do unikania decydujących rozgrywek z Niemcami, natomiast za cel wojny uważał pogrom monar-chji austro-węgierskiej. Trzykrotne już klęski, jakie ponosili Rosjanie w Prusach Wschodnich, oczywiście w dużej mierze zwiększały wpływy kierunku przeciwaustrjackiego. Tern łatwiej więc w końcu lutego udało się przygwoździć

wielkiego natarcia plai północy, co byłe

NA WSCHODZIE.

równoznaczne z wykonaniem jej na południu przeciwko Austrjakom. W tym też celu poważ­nie uszczuplono siły północno-zachodniego fron­tu na korzyść południowo-zachodniego.

Pomimo wszystko jednak dowódca rosyj­skiego północno-zachodniego frontu, generał Ruzskij, uzyskał od wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza osobiste zezwolenie na częściową ofensywę, której celem byłoby opanowanie po­łudniowej części jezior Mazurskich w Prusach Wschodnich, a to dla zajęcia przez Rosjan wy­godniejszej pozycji obronnej na wypadek wio­sennego natarcia Niemców. Ofensywę tę roz­poczęli Rosjanie w dniu 2 marca.

10 armja rosyjska generała Radkiewicza poprowadziła natarcie w kierunku na Kalwa-rję, do- której zbliżyła się pod koniec marca po zaciętych i krwawo okupionych walkach z Niemcami, którzy ustawicznie przechodzili do przeciwnatarcia. Specjalna grupa kowień­ska posuwała się powoli w kierunku Marjam-pola. Grupa generała Apuehtina, rozporządza­jąca znaczniejszemi siłami kawalerji, stanowi­ła osłonę pod Taurogami na prawym brzegu Niemna. Wreszcie pod Płungianami znajdowa­ła się rezerwowa grupa gen. Potapowa, który samorzutnie w końcu marca dokonał brawu­rowego, acz mało skutecznego natarcia na Kłajpedę, którą zresztą natychmiast zmuszony był opuścić i zpowrotem schronić się w głąb te-rytorjum rosyjskiego.

Pomimo wszelkich wysiłków Rosjan i ich ogromnej ofiarności, Niemcy w dalszym ciągu byli w posiadaniu Marjampola, Suwałk, Kal-warji i Augustowa, pośpiesznie umacniając obronę tych miast.

Pozostałe armje północno - zachodniego frontu, a więc 1 i 12, miały zadanie trudniejszo jeszcze, niż 10 armja. Na froncie tych dwóch armij Niemcy skoncentrowali znaczno siły.

Page 107: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ściągnięte z lewego brzegu Wisły, oraz z od­cinka środkowego Niemna, gdzie powoli odstę­powali. To też na froncie Przasnysz — Ostro­łęka — Łomża toczyli Rosjanie jałowe, acz nie­zwykle krwawe, walki. Tutaj zetknęły się na­tarcia obu przeciwników i długo ważyły się lo­sy bitwy. Dopiero około połowy marca, na sku­tek znaczniejszego powodzenia Rosjan pod Przasnyszem, Niemcy zrezygnowali z dalszych walk i prób przełamania rosyjskiego frontu i powoli rozpoczęli odwrót ku swoim południo-wo-pruskim granicom. Ale i Rosjanie nie mo­

gli dalej prowadzić swojego natarcia. Wyczer­panie ich bowiem osiągnęło już tę granicę, poza którą każde działanie zaczepne nieuchronnie groziłoby katastrofą. W rezultacie w począt­kach kwietnia 1915 roku na całym froncie Prus Wschodnich walki przycichły, wytworzyła się bardziej stała równowaga sił i obaj przeciw­nicy musieli narazie zrezygnować z poważniej­szych działań.

Równocześnie z końcowym etapem walk na rosyjskim północno-zachodnim froncie na­stąpiła zmiana na stanowisku dowódcy tegoż frontu. Generał Ruzskij, powołując się na fa­talny stan swojego zdrowia, podał się do dy­misji. Na jego miejsce naznaczono generała Aleksiejewa, dotychczasowego szefa sztabu po-

366

łudniowo-zachodniego frontu. Zkolei stanowi­sko to objął generał Dragomirow, posiadający zaufanie generała Iwanowa, dowódcy tegoż frontu.

Trudno jest dziś rozstrzygnąć kwestję, czy dymisja generała Ruzskiego wywołana była istotnie złym stanem jego zdrowia. Jakkolwiek-by tam było — pewnem jest natomiast, że no­minacja generała Aleksiejewa miała charakter wybitnie polityczny i dowodziła zwycięstwa kie­runku przeciwaustrjackiego. Generał Aleksie-jew, który sam, jako zaufany szef sztabu do­

wódcy południowo-zachodniego frontu, genera­ła Iwanowa, był gorącym zwolennikiem decy­dującej rozgrywki z Austro-Węgrami przy równoczesnej pozycji obronnej wobec Niemiec, rzecz oczywista, jako dowódca północno-zacho­dniego frontu, musiał ograniczyć znaczenie te­go frontu do roli czysto obronnej i osłony pra­wego skrzydła decydującego południowo-zacho­dniego frontu.

Nominacja generała Aleksiejewa była ukoronowaniem tych zabiegów politycznych, które już na tydzień przedtem skłoniły wiel­kiego księcia do wydania następujących dyrek­tyw dowódcom obu frontów:

„Odtąd Wódz Naczelny uważa za swój za­sadniczy cel przejście na całym północno-zacho-

Atak u- maskach.

Page 108: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

dnim froncie do działań o charakterze czysto obronnym przy równoczesnem powierzeniu po-łudniowo-zachodniemu frontowi głównego za­dania w przyszłej kampanji. Ogólna koncepcja sprowadza się do tego, aby prowadzić działa-nia zaczepne, naciskając od lewego skrzydła południowo-zachodniego frontu i posuwając się w kierunku na Budapeszt i dalej, oskrzydlając całą linję Kraków — Poznań — Toruń".

Czyżby dyrektywa ta była przyczyną „cho­roby" generała Ruzskiego, który był gorącym zwolennikiem wielkiej ofensywy na Berlin, wie­rząc, że klucz tej ofensywy — Prusy Wscho­dnie — dadzą się jednakże opanować wcześniej lub później! ?

Bardziej jeszcze mogły były wpłynąć na stan zdrowia generała Ruzskiego dalsze ustę­py tych dyrektyw wodza naczelnego. Mówiło się tam o tern, iż plan powyższy jest już zako­munikowany wodzowi naczelnemu armji fran­cuskiej, generałowi Joffre, i że wreszcie plan ten uzyskał aprobatę samego cesarza, który miał się wyrazić, „iż jest to właśnie to, co on samby uczynił!".

Tak więc w ostatnich dniach marca 1915 roku Rosja radykalnie zmieniła swoje strate­giczne cele wojny. Bezpośrednie uderzenie na Niemców zostało poniechane. Zdecydowały o tern wpływy tych polityków rosyjskich, któ­rzy po dawnemu pielęgnowali w sobie trady­cyjny kult dla Niemców i ich materjalistycz-nej kultury, zadecydowały panujące wciąż na dworze cesarskim wpływy germanofilskie, za­decydował wreszcie w dużej mierze uzasadnio­ny lęk przed potęgą militarną „żelaznych" Nie­miec. Zamiast przeciwko Niemcom — odtąd oręż rosyjski miał być skierowany przede-wszystkiem przeciwko Austro-Węgrom. Za­miast hasła „na Berlin!", głoszonego od pierw­szych dni wojny — rzucono hasło „na Buda­peszt i na Wiedeń!". Była w tern podświado­ma może nawet wiara w ostateczne zwycięstwo Niemców, z którymi dałoby się zawrzeć ko­rzystny pokój... kosztem Austro-Węgier... na platformie „faktów dokonanych".

Generał Aleksiejew objął stanowisko do­wódcy północno-zachodniego frontu w dniu 30 marca i natychmiast zajął się przystosowa­niem tegoż do nowych zadań. W momencie tym Rosjanie na całym tym froncie aż do Pilicy po­siadali już znaczną przewagę liczebną. Siły Niemców wynosiły zaledwie 41 dywizyj, pod­czas gdy Rosjanie rozporządzali blisko 60 dy­wizjami piechoty, ponadto posiadając olbrzy­mią przewagę w kawalerji. Ta przewaga Ro­

sjan (pomimo niedoboru w ludziach, wynoszą­cego ponad 350 tysięcy) oczywiście znacznie zwiększyłaby się, o ile zdołanoby doprowadzić stan dywizyj do pełnych etatów. Temu to za­daniu przedewstkiem poświęcił się generał Ale­ksiejew, równocześnie reorganizując swoje ar-mje, umacniając pozycje i tworząc poważniej­sze odwody, aby stan obronny północno-zacho­dniego frontu pozwolił na przerzucenie stam­tąd poważniejszych sił na decydujący front po-łudniowo-zachodni.

Jeszcze w grudniu 1914 roku w dowódz­twie południowo-zachodniego frontu powstała myśl sforsowania przełęczy karpackich i prze­darcia się na nizinę węgierską. Rzucono wów­czas hasło: „Droga na Berlin prowadzi przez Budapeszt i Wiedeń!". Myśl ta stopniowo zy­skiwała sobie zwolenników zarówno w sferach wojskowych, jak i politycznych, aż, jak wiemy, w marcu 1915 roku w kierunku tym skłoniło się naczelne dowództwo.

Począwszy od początku stycznia Rosjanie rozpoczęli przygotowania na wielką skalę, któ­re jednak — oczywiście — nie dały się ukryć przed wszystkowiedzącym w Rosji wywiadem niemieckim. Przygotowania rosyjskie poważ­nie zaniepokoiły dowództwo niemieckie, które dość pesymistycznie, zresztą na skutek smut­nych doświadczeń, oceniało wartość bojową ar-mij austro-węgierskich. Jeśliby te nie sprosta­ły zadaniu—zjawienie się Rosjan na Węgrzech łatwo mogłoby się stać śmiertelnym ciosem dla naddunajskiego sprzymierzeńca Niemiec. Tembardziej, że w monarchji austro-węgier-skiej, poza rdzennymi Austrjakami, najmoc­niejszą podporą w wojnie było właśnie społe­czeństwo węgierskie i jego bitni żołnierze.

Aby więc nie pozostawiać losów Węgier w niepewnych rękach samych tylko Austrja-ków, dowództwo niemieckie poczęło pośpiesznie koncentrować w okolicach Munkacewa świeżo sformowaną grupę Beskidską z zamiarem po­prowadzenia ofensywy na Stryj, co mogłoby znakomicie pokrzyżować rosyjskie plany ofen­sywne w Karpatach. Równocześnie i Austrja-cy, dopingowani przez dowództwo niemieckie i podniesieni na duchu pomocą Niemców, skąd się dało ściągali do Galicji swToje siły, przygo­towując własne przeciwnatarcie.

Przygotowania austro - niemieckie zkolei zaskoczyły niemile dowództwo rosyjskie, które słusznie obawiało się o losy swojego lewego

Page 109: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

skrzydła w Galicji, gdzie od przełęczy Użockiej aż do granicy rumuńskiej posiadali Rosjanie zaledwie kilka dywizyj piechoty, wzmocnionych kawalerją. To też jeszcze w końcu stycznia na­czelne dowództwo rosyjskie wzmocniło swój po-łudniowo-zachodni front, kierując XII korpus w okolice Stryja. Równocześnie polecono wszystkim armjom w Galicji, aby skierowały w Karpaty swoją artylerję górską, która wy­jątkowo dotąd zachowała w doskonałym stanie

elono również lewoskrzydłowe korpusy 3 armji, co dawało razem pięć korpu­sów. Rezultat austro-niemieckiego przeciwna­tarcia sprowadził się do tego, że własna ofen­sywa Rosjan rozwijała się niezwykle powoli i z wielkiemi ofiarami. Dopiero w początkach lutego Rosjanie podeszli do Bardyjowa, Zboro­wa i Medzi Laborce. Na południowy-wschód od tego odcinka frontu aż do granicy rumuń­skiej Rosjanie wogóle nie mogli porzucić sta-

Wyuriad niemiecki.

zapasy swojej amunicji i środków technicz­nych.

W końcu stycznia rozpoczęło się niemiec-ko-austrjackie przeciwnatarcie, mając za punk­ty wyjścia następujące miejscowości: Bardy-jów (Bartfeld), Medzi Laborce, Munkacewo i Kirlibaba. Na tym ostatnim odcinku dość sła­be siły Rosjan odrazu zmuszone były wycofać się na Seletyn.

Jednakże lokalne sukcesy austro-niemiec­kiego przeciwnatarcia w Karpatach nie zdołały pokrzyżować planów rosyjskich. Niemal rów­nocześnie Rosjanie rozpoczęli swoje natarcie, które prowadziła 8 armja generała Brusiłowa,

368

nowiska obronnego. Na Bukowinie wreszcie, jak to już wyżej wspomnieliśmy, cofali się na­wet Rosjanie przez Seletyn ku Seretowi.

Generał Iwanow alarmował kwaterę głów­ną, prosząc ustawicznie o nowe uzupełnienia swoich wojsk, jakkolwiek świeżo otrzymał XXII korpus. Pomimo, że w pierwszej połowie lutego dowództwo naczelne coraz bardziej skła­niało się już ku koncepcji decydujących dzia­łań na froncie południowo-zachodnim, jednak­że położenie ówczesne na froncie północno-za­chodnim nie pozwalało na dalsza ekspedycję re­zerw do Galicji. Generałowi Iwanowowi pole­cono, aby radził sobie własnemi siłami. Wobec

Page 110: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tego generał Iwanow, wciąż mając na myśli niespodziewane wtargnięcie na Węgry, zdecy­dował się na stanowisko czysto obronne na ca­łym swoim froncie, prócz odcinka Bardyjów— Medzi Laborce, tam właśnie przerzucając z le­wego brzegu Wisły XVII korpus i 2 brygadę strzelecką. Aby ubezpieczyć prawe skrzydło nadal nacierającej 8 armji, generał Iwanow nakazał lewemu skrzydłu 3 armji wykonywać demonstracyjne uderzenia w kierunku Nowego Sącza i Lubowli.

W straszliwych warunkach atmosferycz­nych, wśród śniegów i lodów, w ciężkim terenie górskim wojska 8 armji rosyjskiej prowadziły bezustanne czołowe ataki na odcinku Bardy­jów — Medzi Laborce, krwawo okupując zale­dwie drobne lokalne sukcesy, bez żadnego po­ważniejszego znaczenia. Natomiast na połu-dniowy-wschód, na odcinku w kierunku Mun-kacewa, Rosjanie zaledwie wytrzymywali gwałtowne natarcie niemieckiej grupy Beskid-skiej. Jeszcze gorzej dla Rosjan układała się sytuacja na ich skraj nem lewem skrzydle, gdzie cofali się w stronę Dniestru i Prutu.

Równocześnie poczęło się komplikować po­łożenie Rosjan pod twierdzą Przemyśla, któ­rego garnizon czynił ustawiczne i gwałtowne wypady na oblegające wojska rosyjskiej 11 ar­mji. Wysiłki te garnizonu Przemyśla nie dały jednak rezultatu. Przeciwnie, nawet po cięż­kich walkach udało się Rosjanom znacznie za­cieśnić pierścień wojsk oblężniczych.

W połowie lutego generał Iwanow ponow­nie zwraca się do dowództwa naczelnego o po­moc, wskazując na to, że prawe skrzydło wojsk rosyjskich w Karpatach znacznie opóźnia wy­konanie swoich zadań, na lewem zaś skrzydle położenie staje się wręcz groźne. Oczywiście wobec braku poważniejszych rezerw w rozpo­rządzeniu naczelnego dowództwa prośba gene­rała Iwanowa mogłaby być wypełnioną jedynie kosztem sił północno-zachodniego frontu. I tym razem jeszcze wielki książę Mikołaj Mikołaje-wicz nia dał się wciągnąć w osobistą koncep­cję generała Iwanowa i poradził mu, aby, wo­bec ciężkiego położenia na północy, sam sobie wystarczał, przerzucając stopniowo wojska z le­wego brzegu Wisły na prawy.

Wobec tego generał Iwanow, uparcie dą­żący do ofensywy na Budapeszt, ostatecznie za­decydował zasadnicze przegrupowanie swoich wojsk. Tak więc na lewym brzegu Wisły na po­łudnie od Pilicy miała pozostać sama tylko 4 ar­mja generała Ewerta w składzie czterech kor­pusów. Dowódca dotychczasowej 9 armji, ge-

^eczyckij, miał objąć dowództwo nowej armji na lewem skrzydle karpackiego frontu, sformowanej z czterech korpusów i jednego korpusu jazdy, zabranych z lewego brzegu Wi­sły. Armja ta miała zająć front od Bolechowa do granicy rumuńskiej. Zadaniem jej było ude­rzyć na przeciwnika, który prowadził natarcie na Nadworne, 8 armja oraz 3, której ta pierw­sza zpowrotem miała oddać swoje dwa prawo-skrzydłowe korpusy, miały w dalszym ciągu prowadzić natarcie na Humenne, równocześnie powstrzymując przeciwnika, nacierającego od strony Użhoroda, Munkacewa i Huste. Całe to przegrupowanie powinno było być ukończone w końcu lutego.

Jednakże już z początkiem marca generał Iwanow, konsekwentny w swoim uporze, znów zwraca się o pomoc do naczelnego dowództwa, powołując się na słabość 9 armji i prosząc o na­desłanie „chociażby" jednego korpusu na odci­nek Żurawno — Halicz. Oczywiście była znów mowa o poważnych siłach przeciwnika, zaob­serwowanych przez wywiad, oraz o jego rzeko-mem dążeniu do „głębokiego obejścia" lewego skrzydła Rosjan.

Tym razem prośba generała Iwanowa od­niosła lepszy skutek: skierowano mu na pomoc świeżo sformowany XXXIII korpus, obiecując przy najbliższej okazji dalszą pomoc. Cóż się stało? Oto z jednej strony wytrwałość generała Iwanowa, z drugiej wpływy polityczne, które ten umiał pozyskać, wreszcie względy natury dyplomatyczno-politycznej coraz bardziej skła­niały wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza do odstąpienia od początkowego planu wojny i przyjęcia koncepcji generała Iwanowa. Był to moment, w którym Koalicji zabłysła nadzieja sforsowania cieśniny Dardanelskiej. Jeśliby równocześnie i Rosja uzyskała jakieś bardziej decydujące zwycięstwo nad Austro-Węgrami, wówczas zwiększyłyby się znacznie szanse przy­stąpienia do Koalicji wciąż wahających się i wyczekujących państewek bałkańskich, co znów przerwałoby swobodne połączenie Turcji z mocarstwami centralnemi, z których czerpała wszystkie swoje techniczne środki do prowadze­nia wojny.

W ciągu całego marca trwały zacięte wal­ki na froncie lewego skrzydła 3 armji i całej 8 armji rosyjskiej.

Walki te posiadały specjalny charakter. Tereny górskie, gęsto zalesione i pokryte je­szcze śniegiem i lodem, nie pozwalały naogól stosować nowoczesne środki techniczne na szer­szą skalę. To też walczono na bliskich odlegli

Page 111: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ściach, ustawicznie przechodząc do walki wręcz, która niejednokrotnie z obu stron nabierała cech wprost heroicznych. A przytem wszyst-kiem z natury rzeczy szwankowały dostawy nietylko amunicji, lecz nawet i żywności. I nie­raz oddziały głodne, wycieńczone, bez ładun­ków, odpierały natarcia przeciwników gołym bagnetem, szablą, łopatą, nawet kamieniami. W tych warunkach walki były niezwykle krwa­we, a dające mało efektywne sukcesy, niejed­nokrotnie mierzone na metry kwadratowe zdo­bytego obszaru.

Wywiadowcy oglądają okolicę z wysokiego drzewa.

Szczególnie krwawe i bohaterskie walki toczono na przełęczy Łupkowskiej, pod Smole li­kiem i Kozłówką. Z obu stron dokonywano wprost cudów bohaterstwa i poświęcenia. Woj­ska austro-węgierskie, pomiędzy które coraz bardziej rozprowadzano oddziały niemieckie, nie ustępowały Rosjanom ani pod względem wytrzymałości fizycznej, ani odwagi. W rezul­tacie wielkie natarcie Rosjan w Karpatach po­woli załamywało się, a przeciwnatarcia austro-

27H

memiecKie wciąż zmuszały Rosjan do obrony. Również i zamierzone natarcie 9 armji rosyj­skiej wciąż opóźniało się, co pozwalało Austra-kom nadal utrzymywać w swoich rękach Na­dworne, Delatyn i Kołomyję. Ale i wysiłki Au-strjaków, zmierzające do przerwania frontu rosyjskiego w Karpatach w celu dania odsie­czy ledwie już broniącemu się Przemyślowi, nie udały się. Nie doczekawszy się odsieczy, po pół­rocznej bohaterskiej obronie twierdza Przemy­śla poddała się w dniu 22 marca 1915 roku, głównie z braku środków żywnościowych. W ciągu ostatnich dni przed poddaniem się Przemyśl „wystrzeliwał" swoje zapasy amuni­cji artylerji fortecznej. Następnie na trzy dni przed poddaniem się garnizon twierdzy przed­sięwziął decydującą wycieczkę, mając nadzie­ję przebić się ku swoim. Wycieczka ta nie udała się. Garnizon zmuszony był zpowrotem cofnąć się do twierdzy. Wówczas komendant Prze­myśla, generał Hermann Kusmanek (urodzony w 1860 r., powrócił z niewoli w 1918 r.) zde­cydował poddać twierdzę. Świtem dnia 22 mar­ca Austrjacy poczęli wysadzać w powietrze po­szczególne forty. Kiedy zaś Rosjanie rozpoczęli generalny szturm — nad twierdzą wywieszono białą flagę — znak poddania się.

Upadek Przemyśla był dotkliwym ciosem dla armji austro-węgierskiej. Rosjanie zagar­nęli do niewoli olbrzymi garnizon, który skła­dał się z 9 generałów, 2.500 oficerów i około 120.000 podoficerów i szeregowców. Trzon te­go garnizonu stanowiła 23 dywizja Honwedów\ W ręce Rosjan dostało się ponad 900 dział wszelkiego kalibru oraz ogromne zapasy środ­ków technicznych i ręcznej broni.

Z chwilą upadku Przemyśla oswobadzała się rosyjska 11 armja, zajęta dotąd oblężeniem. To dało możność generałowi Iwanowowi bar­dziej jeszcze rozwinąć swój plan ofensywny na Węgry. Korpusy 11 armji wcielono w skład 3 i 8 armij, którym nakazano teraz osiągnąć linję Vranov — Csap — Użhorod — Turka, czyli klinem rozbić środek frontu karpackiego, aby później uderzyć na Satmar Nemeti — Hu-ste, czyli zajść tyły siłom austro-niemieckim, działającym na południowym-wschodzie. Gali­cji i na Bukowinie. Związać te siły miało być zadaniem 9 armji, która zkoiei powinna była rozpocząć swoje natarcie od strony Zaleszczyk. Plan ten był zresztą niezgodny z wyraźną dy­rektywą naczelnego dowództwa z dn. 19 mar­ca, które zalecało działania zaczepne, nacie­rając od lewego skrzydła południowo-zaehod-niego frontu.

Page 112: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Z niezwykłym uporem generał Iwanow prowadził swoje działania wojenne. 3 i 8 armje rosyjskie prowadziły wściekłe ataki, nie szczę­dząc straszliwych, krwawych ofiar. Wreszcie w początkach kwietnia 3 armji udało się opa­nować główne szczyty Beskidów. Równocześnie i wojska 8 armji, przekroczywszy przełęcze, po­częły schodzić wśród walk na południowe stoki. Jakkolwiek Rosjanie posunęli się przeważnie o jeden przemarsz dzienny, jednakże sukces ten nie posiadał jeszcze znaczenia decydujące­go, tembardziej, że wojska austro-węgierskie stawiały niezwykle zacięty opór, na którym znów załamało się rosyjskie natarcie. W dodat­ku na front karpacki przybywało coraz więcej oddziałów niemieckich, ściąganych nietylko z nad Pilicy, ale i z zachodniego frontu. Natar­cie Rosjan zostało nietylko powstrzymane, ale nawet tu i ówdzie, jak naprzykład pod Koziów-ką, udało się Niemcom powtórnie zepchnąć Ro­sjan ze szczytów górskich. Na odcinku 9 ar­mji rosyjskiej udało się tej posunąć nieco na­przód tylko na prawem skrzydle, natomiast na lewem przeciwnie posunęli się Austrjacy, cza­sowo nawet przeprawiwszy się przez Dniestr i odrzuciwszy Rosjan ku granicy. Wprawdzie i oni nie mieli trwałego powodzenia, gdyż jazda rosyjska wkrótce zadała im dotkliwą porażkę, zmuszając do cofnięcia się poza swoje poprzed­nie linje obronne.

Wspominając o tym, lokalnym zresztą, sukcesie rosyjskiej kawalerji, warto zaznaczyć, że niemało przyczyniła się do tego tubylcza kau­kaska dywizja jazdy, w skład której wchodziło sześć pułków ochotniczych, werbowanych wśród sześciu głównych plemion kaukaskich, których przywileje zwalniały od przymusowej służby wojskowej. Dywizja ta, pospolicie zwana „dzi­ką", niejednokrotnie w ciągu wojny składała dowody niezwykłego bohaterstwa, właściwego wojowniczym plemionom Kaukazu, oraz wyso­kiej wartości bojowej swoich ochotników, od dziecka nawykłych do konia, broni i walki. Mniej pięknie może wyglądał stosunek tych wschodnich wojowników eon amore do ludności cywilnej i jeńców, co może przyczyniło się do powstania popularnej nazwy „dzikiej" dywizji. W Rosji patrzono na to przez palce, jako że do­wódcą „dzikiej" dywizji był brat samego cesa­rza, wielki książę Michał Aleksandrowicz. Ofi­cerowie składali się napoły z Rosjan, napoły z Kaukazczyków. Ta szczególna dywizja, bę­dąca pupilką społeczeństwa rosyjskiego, wcho­dziła w skład II korpusu jazdy, dowodzonego

również przez napoły egzotycznego generała Chana Nachiczewańskiego.

Pomimo tych lokalnych sukcesów, dalsze natarcie 9 armji rosyjskiej załamało się na umocnionych pozycjach austrjackich.

Już w początkach kwietnia można było zrozumieć, że wielka ofensywa rosyjska na Wę­gry załamała się ostatecznie. Opór wojsk aur stro-węgierskich, coraz bardziej nasycanych oddziałami niemieckiemi, nietylko nie malał, lecz przeciwnie, wyraźnie wzrastał. Warunki klimatyczne były okropne: podczas gdy na szczytach i na przełęczach leżały jeszcze głębo­kie śniegi — w dolinach panowała odwilż, osta­tecznie rozstrajająca wszelkie możliwe środki komunikacyjne. A przytem wszystkiem woj­ska rosyjskie, źle zaopatrywane we wszystko, zdradzały już ostateczne wyczerpanie fizyczne i moralne. Nawet generał Iwanow doszedł był do przekonania, że chociażby chwilowo należy powstrzymać ofensywę, aby dać odpoczynek wojskom, zreorganizować służbę tyłową i do­czekać się posiłków.

Ale tym razem samo dowództwo naczelne nakazywało dalsze prowadzenie ofensywy, by wreszcie za wszelką cenę wtargnąć na równi­nę węgierską i tam zadać ostateczną klęskę ar-mjom austro-węgierskim. Dowództwo naczelne uważało, że, skoro armje rosyjskie dały się wciągnąć w góry i zaangażować w poważne walki, które je wiążą w miejscu, jedynem wyj­ściem z tej sytuacji jest pomyślne zakończenie całej kampanji górskiej i uwieńczenie jej po­gromem przeciwnika. W przeciwnym razie każ­de poważniejsze natarcie Austrjaków od stro­ny Krakowa łatwo może grozić armjom rosyj­skim w Karpatach nietylko oskrzydleniem, ale i całkowitem obejściem ich tyłów. To też do­wództwo naczelne wciąż kierowało nowe posił­ki w Karpaty.

A tymczasem, począwszy już od połowy lu­tego, w rejonie Krakowa poczęły koncentro­wać się istotnie wojska austro-niemieckie. Wia­domości o tern przedostawały się na stronę ro­syjską, która jednak nabrała co do tego pew­ności dopiero w połowie kwietnia.

Generalny kwatermistrz rosyjskiego na­czelnego dowództwa, generał Daniłow, czynił energiczne zabiegi,—nie wierząc zresztą w suk­ces kampanji karpackiej — aby zorganizować silne odwody, co najmniej w sile dwóch korpu­sów (z tego jeden zabrany z północno-zachod­niego frontu), na wypadek ofensywy austrjac-kiej od strony Krakowa.

Page 113: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W tym czasie plany naczelnego dowództwa mocno pokrzyżowała podróż cesarza do Galicji. Podróży tej był przeciwny wódz naczelny, wiel­ki książę Mikołaj Mikołajewicz, obawiając się, iż wpływy imperialistycznych polityków rosyj­skich podróży tej nadadzą charakter bomba-stycznej manifestacji politycznej. Podobno oba­wiał się tego również i generał-gubernator Ga­licji, hrabia Bobryńskij. Obaj uważali to za co najmniej przedwczesne i szkodliwe, narażające prestige Rosji na poważne ryzyko.

Istotnie. Obawy te okazały się słuszne. Podróży Mikołaja II nadano charakter uroczy­stego wjazdu monarchy nie do kraju „okupo­wanego" prawem wojny, lecz już „wcielonego" do cesarstwa rosyjskiego. Podróż ta stała się wymownym dowodem po pierwsze tego, że de­cydujące czynniki Rosji uważały już (jakżeż bardzo przed czasem!) Galicję za kraj bezape­lacyjnie „przyłączony" do cesarstwa, po drugie zaś, że „przyłączeniu" temu nadawały cechy czysto nacjonalistyczne, uważając ową „Gali-czynę" za rdzennie rosyjską (!) ziemię, powró-coną na łono prawowitej macierzy!

Mikołaj II przyjechał do Brodów wraz ze swoją świtą, wodzem naczelnym, szefem jego sztabu i generalnym kwatermistrzem w dniu 22 kwietnia. Stąd samochodami udano się do Lwowa. We Lwowie cesarz zatrzymał się w pa­łacu, zajmowanym przez generał-gubernatora. Pierwszego dnia odbyło się oficjalne przyjęcie i obiad. Cesarz rozdawał ordery i nominacje. Hrabia Bobryńskij otrzymał nominację na ge-nerała-adjutanta. Następnego dnia udano się koleją, specjalnym pociągiem, do Sambora, gdzie kwaterował sztab 8 armji. Tu, na dwor­cu, cesarz przyjął raport kompanji honorowej

„żelaznej" Drygady strzeleckiej, Którą to kom panję specjalnie, nagwałt, sprowadzono z fron­tu w Karpatach. Znów uroczyste śniadanie w kwaterze sztabu 8 armji. Znów sypią się no­minacje i ordery. Generał Brusiłow otrzymuje nominację na generała-adjutanta w dowód za­sług, jakie cesarzowi przedstawiono w jego ofensywie. Zkolei nastąpiła wycieczka do Chy-rowa, gdzie odbył się przegląd i parada III kor­pusu kaukaskiego. Wieczorem tegoż dnia do­jechano do Przemyśla, gdzie odbyły się znów najrozmaitsze uroczystości oficjalne, parady wojskowe i polowe nabożeństwa. Następnego dnia 24 kwietnia zwiedzanie zniszczonych ogniem artyleryjskim fortów, raporty i wspo­minki, wspaniały obiad w gmachu kasyna au-strjackiego — znów ordery, mowy i pochwały. Wreszcie odjazd samochodami do Lwowa, a stąd już koleją zpowrotem do Brodów. A wszę­dzie po drodze ciągłe postoje, wywołane nibyto „spontanicznie" urządzanemi manifestacjami wojska, władz i ludności cywilnej. Były to dni, w których parady, uroczystości i bojowe prze­mówienia nie pozwalały czuwać tym, którzy w rękach swoich dzierżyli losy armji rosyjskiej, tern samem zaś całego cesarstwa rosyjskiego.

Gdzież tu było myśleć o sytuacji na fron­cie, skoro cesarz w dowód swojej łaski i uzna­nia zasług ofiarował wodzowi naczelnemu, wielkiemu księciu Mikołajowi Mikołaj ewiczo-wi, „szablę św. Jerzego", wysadzaną bezcen-nemi brylantami, z napisem triumfalnym: „Za oswobodzenie Czerwonej Rusi".

A równocześnie, właśnie w tych dniach rosyjskich uroczystości triumfalnych w Galicji, niemieckie dowództwo naczelne przystąpiło do realizacji swojego nowego planu, który zasad-

,^

Ł

Cesarz Mikołaj II na linji frontu.

372

Page 114: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

niczo zmieniał wzajemne ustosunkowanie się frontów zachodniego i wschodniego.

Przekonawszy się, że na Zachodzie dosta­tecznie posiadają umocnione położenie, zdecy­dowali się Niemcy na działania czysto obronne przeciwko zachodnim członkom Koalicji, aby ostatecznie rozwiązać sobie ręce w stosunku do Rosji. W dniach uroczystości galicyjskich w drodze już były z Zachodu na Wschód nie­przeliczone pociągi niemieckie, wiozące świeże wojska, potężną artylerję ciężką i bogaty sprzęt wojenny. A wszystko to, aby dokonać przerwa­nia frontu rosyjskiego. Siły te kierowały się

w klin między Wisłą, Dunajcem i Karpatami, którego podstawę stanowił Kraków. Wkrótce już nawet niemiecka kwatera główna zjechała na front wschodni.

Przygotowywała się wielka ofensywa nie-miecko-austrjacka, która miała tak fatalnie zakończyć się dla Rosji. A wielki książę Mi­kołaj Mikołajewicz przypasywał właśnie do bo­ku, wśród „żywiołowych" okrzyków i oklasków brylantami sadzoną szablę z napisem „Za oswo­bodzenie Czerwonej Rusi". Tak oto los bywa złośliwy, a Nemesis dziejowa nieubłaganą...

173

Page 115: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Rozdział XII. WALKA 0 DARDANELE.

W początkach 1915 roku zrodziła się w An-glji śmiała myśl opanowania cieśniny Darda-nelskiej, która stanowiła zamknięte dla Koali­cji wrota od chwili przystąpienia Turcji do mo­carstw centralnych. Myśl tę gorąco podchwy­cono również we Francji. Jedynie generał Jof-fre był zdecydowanym przeciwnikiem tego przedsięwzięcia, nie wierząc w jego skutecz­ność. Ale generał Joffre nie był wodzem na­czelnym wszystkich sił zbrojnych Francji: pod jego rozkazami znajdowały się jedynie siły lą­dowe na froncie przeciwniemieckim. To też nie odniosły skutku jego przestrogi, kiedy twier­dził, że utworzenie poza frontami zachodnim, wschodnim i serbskim w samej tylko Europie czwartego zkolei samodzielnego frontu, dające­go zbyt małą gwarancję powodzenia, i to wobec braku ogólnokoalicyjnego naczelnego dowódz­twa, bardziej jeszcze skomplikuje technikę pro­wadzenia wojny, grążąc je w chaosie nieuzgod-nionych dostatecznie, a często nawet sprzecz­nych posunięć na poszczególnych frontach i po­szczególnych armij koalicyjnych.

Z drugiej jednak strony należy stwierdzić., abstrahując od względów czysto wojskowych, że opanowanie Dardanelów istotnie byłoby dla Koalicji nielada sukcesem politycznym i gospo­darczym, który łacno mógł był przyśpieszyć bieg wypadków wojennych na korzyść Koalicji.

Opanowanie cieśniny Dardanelskiej otwar­łoby drogę połączonym siłom morskim Anglji i Francji do serca Turcji — Konstantynopola. Zdobycie Konstantynopola i sforsowanie Bosfo­ru po upadku Dardanelów byłoby już sprawą krótkiego tylko czasu. A posiadanie obu cie­śnin utorowałoby wolną i wygodną drogę mor­ską pomiędzy zachodnimi członkami Koalicji a Rosją, niemal całkowicie odciętą od swoich sojuszników od chwili przystąpienia Turcji do wojny.

Wobec zamknięcia cieśnin tureckich jedy­ne wolne i bezpośrednie drogi łączyły Rosję ze światem przez Archangielsk na morzu Białem oraz przez Władywostok na Dalekim Wscho­dzie. Droga przez Archangielsk dawała nie­zwykle mało korzyści, przedewszystkiem dlate­go, iż morza Białe zamarza na przeciąg wielu miesięcy zimowych, to też komunikacja po niem rzadko tylko bywa zupełnie normalną. Droga przez Władywostok była znów nazbyt długą, szczególnie wobec małej sprawności kolei trans­syberyjskiej, aby mogła była zapewnić Rosji regularny i dostateczny dowóz z zewnątrz. Je­dyna poza tern droga lądowa przez Szwecję z wojskowego punktu widzenia nie dawała żad­nych korzyści, wobec neutralności Szwecji i to raczej nieżyczliwej.

NieuprzemysłowTiona Rosja od początku wojny dotkliwie cierpiała z powodu braku do­statecznego dowozu z zewnątrz. Armja odczu­wała wciąż rosnący brak broni, amunicji i sprzętu wojennego, a życie gospodarcze i całe społeczeństwo cierpiało na brak zagranicznych wyrobów przemysłowych. Braki te wyczerpy­wały wartość bojową armji rosyjskiej, podry­wając równocześnie wytrzymałość psychiczną całego społeczeństwa. W Anglji i we Francji rozumiano jednakowo, że utorować do Rosji drogę dla wytworów ich potężnych przemysłów znaczy tyleż, co wzmocnić niepomiernie siłę mi­litarną olbrzymiego, lecz osłabionego soju­sznika.

Ze swojej strony we Francji i w Anglji od­czuwano dotkliwe również braki w surowcach i w środkach żywnościowych. I jedno i drugie mogła była dostarczyć Rosja nieomal że w nie­ograniczonych ilościach.

Nie same tylko względy gospodarczo-woj-skowe pociągały Anglję i Francję ku myśli opanowania cieśnin tureckich. Grały tu rolę

Page 116: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

-,<*t

. * > J »

&JB% 4

j #

" i

i Ranni Rosjanie.

rówTnież względy polityczne. Zdobycie cieśnin i Konstantynopola zmusiłoby Turcję do wyco­fania się z wojny, gdyż, poza utratą stolicy, by­łaby zupełnie odciętą od mocarstw centralnych, skąd czerpała materjalne środki do prowadze­nia wojny. Taki obrót rzeczy musiałby nie­zwykle podnieść autorytet Koalicji zarówno w Europie, jak i na Wschodzie, przeszkodziłby przystąpieniu nowych państw do sojuszu prze-ciwkoalicyjnego, zlikwidowałby ewentualne skutki ogłoszonej przez Kalifa „wojny świętej" w kolonjach angielskich i francuskich, wre­szcie ułatwiłby przystąpienie do Koalicji państw dotąd wahających się, jak Włochy, Ru-munja, Bułgarja i Grecja.

W połowie lutego 1915 roku Anglja i Fran­cja zawiadomiły rząd rosyjski o zamierzonej operacji połączonych swoich sił morskich prze­ciwko Dardanelom. Plan operacyj przewidy­wał, poza działaniami obu flot wojennych, wy­sadzenie na wyspie Lemnos wojsk francusko-angielskich w sile 85.000 bagnetów. Wojska te miały być przeznaczone do umocnienia się na opanowanych przez flotę pozycjach i do dal­szego wyzyskania sukcesu morskiego. Plan przewidywał, że wykonanie całej operacji nie zabierze więcej czasu, niż trzy do czterech ty­godni. W planie tym zalecano Rosji, aby jej flota czarnomorska rozpoczęła równoczesne działania przeciwko cieśninie Bosforu, co po­zwoliłoby, w razie powodzenia w Dardanelach, na opanowanie Bosforu i Konstantynopola

równocześnie z obu stron przez flotę angielską, francuską i rosyjską. Ze strony angielskiej wy­suwano również żądanie współdziałania rosyj­skich wojsk lądowych, które miałyby poprowa­dzić energiczną ofensywę z Kaukazu wzdłuż wybrzeża Azji Mniejszej ku Konstantynopo­lowi.

Rosyjskie dowództwo naczelne odniosło się dość sceptycznie do planu francusko-angielskie­go, uważając go za mocno już spóźniony, gdyż instruktorzy niemieccy mieli już dostateczny czas, aby zreorganizować i wzmocnić turecką obronę brzegową. Co do własnych działań prze­ciwko Bosforowi od strony morza Czarnego — uważano w Rosji, że siły rosyjskie na tern mo­rzu są zbyt słabe dla takiego przedsięwzięcia, tembardziej zaś, aby wysadzić i ochronić de­sant lądowych wojsk w okolicach Konstantyno­pola. To też rosyjskie dowództwo naczelne ra­dziło liczyć się z możliwością odstąpienia Tur­cji od wojny i otwarcia jej cieśnin raczej na skutek biegu wypadków na głównych teatrach wojny.

Dowództwo rosyjskie zgadzało się z tern, że bezpośrednie połączenie Rosji z Zachodem posiadałoby ogromne znaczenie z wojskowego i gospodarczego punktu widzenia. Jednakże wskazywało ono raczej na konieczność utoro­wania wolnej i dogodnej drogi na Północy. Ku temu miało służyć wybudowanie kolei żelaznej przez półwysep Kola do Murmanu, gdzie morze już nie zamarzało. Nawiasem mówiąc, do bu-

Page 117: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

dowy tej kolei przystąpiła Rosja ze zwykłem dla siebie opóźnieniem, gdyż dopiero w paź­dzierniku 1915 roku, ukończyła zaś budowę do­piero w listopadzie 1916 roku, na parę miesię­cy przed rewolucją.

Poza względami wojskowemi — niechęć Rosji do forsowania cieśnin tureckich miała i inne, znacznie głębsze powody polityczne.

W rozdziale I „Historji" dostatecznie były wyjaśnione podstawy rosyjskiej polityki bał­kańskiej, której trzonem była zawsze sprawa cieśnin. Uchwycenie w swoje drapieżne ręce cieśnin Bosforu i Dardanelów, zatknięcie sztan-

skich Anglji chodziło bowiem o jak najenergi-czniejsze działania wojenne Rosji przeciwko Turcji, która zagrażała angielskim posiadło­ściom, przedewszystkiem zaś kanałowi Suezkie-mu i Egiptowi. Chodziło również o szybkie sparaliżowanie tych skutków, które wśród ma­hometan angielskich mogła była wywołać ogło­szona przez Kalifa „wojna święta".

I oto zbliżamy się do istotnego powodu niechęci, jaka panowała w Rosji wśród sfer po­lityczno - wojskowych do działań aktywnych przeciwko Dardanelom. W tym wypadku bo­wiem zwycięstwo angielsko-francuskie, otwie-

Artylerja rosyjska u: ucieczce w stronę Brześcia,

daru rosyjskiego w odwiecznym „Carogrodzie" i utrwalenie swojej hegemonji na półwyspie Bałkańskim i na bliskim Wschodzie — oto był cel, który Rosja zawsze uważała za swoje „po­słannictwo" dziejowe. Z chwilą przystąpienia Turcji do mocarstw centralnych cel ten zdawał się być dla Rosji bliskim urzeczywistnienia. Zo­stał też on oficjalnie uznanym za jeden z pod­stawowych celów wojennych Rosji. Pod tym względem Rosja otrzymała dostateczne gwa­rancje od swoich sojuszników. Angielski mi­nister spraw zagranicznych sir Edward Grey złożył nawet, w chwili przystąpienia Turcji do wojny, oficjalne oświadczenie, że Anglja nie wyobraża sobie w razie zwycięstwa załatwienia sprawy cieśnin tureckich inaczej, niźli po my­śli odwiecznych i „słusznych" (?) dążeń rosyj-

1 7 ^

rające bramy cieśnin, pod koniec wojny mogło by fatalnie zaważyć na ich dalszych losach. Raz utwierdziwszy się w cieśninach „prawem woj­ny" ani Anglja, ani Francja nie miałyby wiel­kiej ochoty oddawać wspaniałego owocu swoich krwawych zwycięstw w niepodzielne władanie Rosji tembardziej, że ta, z chwilą ukończenia wojny, byłaby już mniej potrzebna, a bardziej raczej niebezpieczną dla niedawnych swoich so­juszników. Rozumiano to w Rosji doskonale. A Rosja nie życzyła sobie żadnego condomi-nmm nad cieśninami, uważając je za dojrze­wający owoc, przeznaczony dla jej niepodziel­nego użytku.

Rozumiano również w Rosji, że w razie przegrania przez Koalicję wojny na głównych jej teatrach, niezależnie od wyniku operacji

Page 118: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

dardanelskiej, sprawa cieśnin byłaby i tak przekreśloną dla Rosji. Natomiast zwycięstwo w wojnie z mocarstwami centralnemi w wy­niku swoim oraz na podstawie zobowiązań mię-dzysojuszniczych i bez zdobywania cieśnin od­dałoby ich posiadanie w ręce Rosji.

Na temat ekspedycji dardanelskiej blisko przez miesiąc toczyły się ciche pertraktacje, ra­czej polityczne niźli wojskowe, pomiędzy Ros­ją a jej zachodnimi sojusznikami. Wreszcie, wobec ogólnej sytuacji wojennej oraz nieustę­pliwości Anglji i Francji, Rosja musiała ustą­pić, przynajmniej pozornie.

Wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wy­dał rozkaz dowódcy rosyjskiej floty czarno­morskiej, admirałowi Eberhardtowi, aby uczy­nił wszystko możliwe w kierunku współdziała­nia z flotami sojuszniczemi, mającemi rozpo­cząć swoje działania w Dardanelach. Równo­cześnie wydano rozkaz, aby jeden z korpusów armji kaukaskiej, a mianowicie V korpus kau­kaski, został przewieziony do północnych por­tów morza Czarnego, gdzie miał pozostać, jako strategiczna rezerwa, posiadająca również cha­rakter polityczny. Korpus ten w każdej chwi­li mógł był być wysadzonym, jako desant, pod Konstantynopolem, stanowił jednocześnie groź­bę pod adresem wahających się Rumunji i Buł-garji, a wreszcie można go było zużyć, jako po­siłki, na dowolnym odcinku frontu przeciwnie-mieckiego lub przeciwaustrjackiego.

Niezależnie od tych zarządzeń, skoro eks­pedycja dardanelska została przesądzona, uczy­niła Rosja wysiłek, aby ze względów politycz­nych przyjąć chociażby drobny tylko udział w tej ekspedycji. W tym celu do eskadr fran­cuskiej i angielskiej dołączono krążownik ro­syjski „Askold", przybyły z Dalekiego Wscho­du. Ponadto w szybkiem tempie zakupiła Ros­ja w Ameryce Południowej dwa okręty wojen­ne, które pod flagą rosyjską i z rosyjską zało­gą pośpiesznie wyruszyły na morze Śródziem­ne, aby wziąć udział w walkach o Dardanele. W ten sposób pragnęła Rosja uniknąć w przy­szłości zarzutu, że cieśniny zdobyto bez jej udziału. Pragnąc jeszcze dalej posunąć się w swojej „dobrej woli" zaproponowała Rosja również, iż gotowa jest oddać do dyspozycji do­wództwa ekspedycji dardanelskiej specjalny oddział lądowy, skoncentrowany we Władywo-stoku, składający się z pułku piechoty, jednej baterji artylerji polowej i pół sotni kozaków, razem do sześciu tysięcy ludzi. Jednakże ze strony Koalicji zapewniono Rosję, że, jakkol­wiek Anglikom i Francuzom byłoby niezwykle

miło walczyć o Dardanele ramię przy ramieni ze swoimi bohaterskimi przyjaciółmi rosyj­skimi, jednakże ani Anglja ani Francja nie rozporządzają chwilowo swobodnym tonażem dla przewozu tych syberyjskich wojaków. Wi­docznie bynajmniej nie życzono sobie, aby obok Anglików i Francuzów również i żołnierz ro­syjski obejmował w posiadanie forty, panujące nad cieśniną Dardanelska. Kto wie — może polityczne obawy Rosji nie były znów tak bar­dzo nieuzasadnione?...

W rezultacie Rosja zmuszona była złożyć swoim sojusznikom oficjalne oświadczenie, któ­re miało sparaliżować ewentualne komplikacje polityczne w sprawie cieśnin. Rosja stanęła na stanowisku, że w wojnie, toczącej się w ska­li światowej na wielu oddzielnych teatrach woj­ny, nie może być mowy o późniejszem zafikso-waniu w traktatach tych zdobyczy, jakie po-czynią poszczególne armje na poszczególnych teatrach wojny. Jedynie tylko suma poniesio­nych w ogólnym interesie ofiar i wysiłków mo­że być podstawą do przyznawania zdobyczy wo­jennych, a stąd też sprawa cieśnin tureckich, niezależnie od tego, kto je opanuje, musi być rozstrzygnięta na korzyść Rosji.

Wobec tak jasnego postawienia sprawy przez Rosję sojusznikom nie pozostawało już nic innego uczynić, jak przyznać jej słuszność. W dniu 12 marca pierwszy Grey w imieniu Anglji polecił ambasadorowi angielskiemu w Petersburgu złożyć oficjalne oświadczenie rosyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych Sazonowowi, które uroczyście potwierdzało po­przednią obietnicę rozstrzygnięcia sprawy cieś­nin po myśli dążeń rosyjskich. Pod koniec mar­ca również i francuski minister spraw zagra­nicznych Teofil Delcasse (t 1923 r.) polecił uczynić to samo swojemu ambasadorowi w Pe­tersburgu. Na terenie dyplomatycznym Ros­ja uzyskała bezsprzeczny sukces, który jednak na przyszłość nie o wszystkiem mógł był decy­dować.

Jak widzimy przeto sprawa ekspedycji dardanelskiej o wiele przekroczyła ramy nor­malnej operacji wojennej, budząc powszechne zainteresowanie i poruszając całe wężowisko zawiłych a często i spornych zagadnień polity­cznych. Nie upolowawszy jeszcze już dzielono skórę na niedźwiedziu, jak to określił wów i jeden z dyplomatów zachodnich.

Naogół w sferach politycznych na ekspe­dycję dardanelska zapatrywano się skrajnie optymistycznie. Posuwano sio nawet do i że uważano ją za początek końca mocarstw cen-

Page 119: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tralnych. Nikt nie dopuszczał nawet myśli, że ekspedycję sojuszników może spotkać niepowo­dzenie. Nazbyt powszechną była bezkrytyczna wiara we wszechpotęgę połączonych sił mor­skich Anglji i Francji oraz w słabość wycień­czonej poprzedniemi wojnami i chaosem we­wnętrznym Turcji.

Zanim jeszcze przystąpiono do działań wo­jennych w Dardanelach już toczono skompliko­wane dyskusje dyplomatyczne, których rezul­tatem było dokładne sprecyzowanie tych wa­runków zawieszenia broni, jakie podyktuje Ko­alicja błagającej o pokój Turcji. Mało tego — szczegółowo opracowano nawet ceremonjał wkroczenia wojsk koalicyjnych do Konstanty­nopola, co miało nosić charakter olbrzymiej manifestacji polityczno-wojskowej.

Sprawa dardanelska odbiła się głośnem echem w sąsiedniej Grecji, naturalnym i nie­przejednanym wrogu Turcji, spadkobierczyni prastarych tradycji bizantyjskich i stąd rosz­czącej sobie pretensje do znacznego spadku po Turcji, która miała zginąć bezpowrotnie. Do ceremonjalu wkroczenia wojsk koalicyjnych do Konstantynopola była włączona uroczystość w dawnej świątyni Św. Zofji, przekształconej przez Turków na słynny meczet Aja Sofja, a pamiętającej jeszcze Czasy cesarzów bizantyj­skich. W tej to świątyni modlili się ongiś krzyżowcy, przybyli z Zachodu, by walczyć z muzułmanami o Ziemię świętą i Grób Chrys­tusa, świątynię Św. Zofji uważano zawsze w Grecji za wydartą przez Turków relikwję

narodową. Nic też dziwnego, że sprawa tej świątyni była tym bezpośrednim powodem, któ­ry poruszył szerokie masy społeczeństwa grec­kiego.

Poruszenie opinji w kraju pośpiesznie wy­korzystał rząd Venizelosa (urodzony w 1864 roku, wielki polityk grecki, wielokrotny mini­ster i premjer), który był zagorzałym zwolen­nikiem Koalicji, czyniąc przygotowania do współdziałania floty greckiej i wojsk lądowych w działaniach ekspedycji Dardanelskiej. Był to moment, w którym zdawało się, że Grecja lada chwila przyłączy się do wojny po stronie Koalicji. Jednakże król Konstanty (pochodzą­cy z dynastji duńskiej i ożeniony w 1889 r. z ro­dzoną siostrą cesarza niemieckiego Wilhelma II) zadeklarował się, jako bezwzględny zwo­lennik ścisłej neutralności Grecji. Wpływy niemieckie zwyciężyły. Rząd Venizelosa upadł. Wydawało się, że w Atenach wybuch­nie zamach stanu, stanowiący zresztą tak częste zjawisko na Bałkanach. Nie doszło jed­nak do tego, gdyż opór Turków i trudności, z jakiemi spotkała się Koalicja w Dardanelach, mocno osłabiły zapał patrjotyczny społeczeń­stwa greckiego i ochłodziły jego aspiracje pań­stwowe.

Podczas, gdy z takim powszechnym rozgło­sem przygotowywała Koalicja swoją wyprawę dardanelska — cóż się działo w Turcji? Jak przygotowywali się Turcy do obrony?

System obrony cieśniny Dardanelskiej po­zostawiał wiele do życzenia. Zarówno po stro­

fo bnoowym boju. Namioty szpital* polowego zupeMone

378

Page 120: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nie europejskiej na półwyspie Galipoli, jak i po stronie azjatyckiej istniały wprawdzie liczne fortyfikacje, ale mocno przestarzałe, słabo wy­posażone w artylerję ciężką i nowoczesne środ­ki techniczne. Znając zamiary Koalicji musieli Turcy w jak najkrótszym czasie fortyfikacje te przystosować do oczekujących je zadań.

Dzieła tego dokonali Turcy w zdumiewa­jąco krótkim czasie i w niezwykle ciężkich wa­runkach technicznych i transportowych, pod kierownictwem niemieckiego generała Limana von Sandersa i przy współudziale licznych in­struktorów niemieckich oraz oficerów niemiec­kiego sztabu generalnego.

Fortyfikacje doprowadzono do jako tako zadawalniającego stanu. Uzupełniono ich ar­tylerję ciężką (głównie austrjackiemi i nie-mieckiemi działami „szwarcowanemi" przez Rumunję i Bułgarję) i zapasy amunicji. Całą cieśninę pokryto doskonałą siecią przeszkód minowych. Garnizony fortów starannie uzu­pełniono i przydzielono do nich oficerów nie­mieckich.

Poza tern jednak należało skoncentrować poważniejsze również siły lądowe, które miały przeciwdziałać koalicyjnemu desantowi na pół­wyspie Galipoli. Pośpiesznie zewsząd skąd się dało ściągnięte wojska tureckie utworzyły nad Dardanelami 2. i 5. armje, do których również przydzielono licznych oficerów niemieckich.

W połowie marca 1915 r. Koalicja uzna­ła, że wyprawę dardanelską przygotowano już dostatecznie. . W dniu 18 marca potężna flota angielsko - francuska podpłynęła ku południo­wemu wylotowi cieśniny Dardanelskiej i roz­poczęła bombardowanie fortów tureckich ze swoich potężnych dział okrętowych. Początko­wo wydawało się, że bombardowanie to odnio­sło dostateczny skutek i że forty tureckie nie stanowią już poważniejszej przeszkody przy forsowaniu południowej części cieśniny. Wo­bec tego flota Sprzymierzonych w ciągu na­stępnych dni przystąpiła do usuwania zagród minowych, posunąwszy się o kilkanaście kilo­metrów w głąb cieśniny (ogólna długość cieśni­ny Dardanelskiej — starożytny Hellespont — wynosi 65 km., szerokość od 2 do 7 km., głę­bokość od 50 do 60 m.). Ale tu pod fortami azjatyckiemi Erenkoi flota angielsko - francus­ka spotkała się z niezwykle energicznym i za­ciekłym oporem. Forty tureckie jakgdyby prze­budziły się, ziejąc straszliwym ogniem swojej artylerji na ciasno zgrupowane okręty koali­cyjne. Po beznadziejnej walce, poniósłszy bar­dzo poważne straty, flota Sprzymierzonych po­

śpiesznie wycofała się z cieśniny. Pierwsza pró­ba sforsowania Dardanelów zakończyła się kompletnem fiaskiem. Moment ataku był już spóźniony. Turcy zdołali już doprowadzić obronność cieśniny do tego stopnia, że opano­wanie jej stawało się bardzo problematycznem.

Ale Koalicja nie dała za wygrane. Zbyt wiele nadziei związanych już było z wyprawą dardanelską, aby można było łatwo od niej od­stąpić bez znacznego i bolesnego uszczerbku prestig'u mocarstw koalicyjnych na całym świecie, a szczególnie na bliskim Wschodzie.

Przekonawszy się, że o sforsowaniu cieśni­ny siłami morskiemi nie można nawet marzyć, zdecydowano się na wysadzenie potężnych de­santów po obu stronach cieśniny, którą w na­stępstwie miano opanować od strony lądu. W tym celu rozpoczęto w Egipcie pośpieszne formowanie mieszanej armji ekspedycyjnej, którą wyposażono w najnowsze środki technicz­ne i bojowe.

Wczesnym rankiem dnia 25 kwietnia u wejścia do cieśniny Dardanelskiej pojawiła się ponownie flota angielsko - francuska, tym razem eskortując ogromną flotę transportową, na której znajdowały się wojska lądowe.

W tym samym czasie rosyjska flota czar­nomorska rozpoczęła bombardowanie fortyfi­kacji, zamykających wstęp do cieśniny Bosfor-skiej.

Pod osłoną huraganowego ognia dział okrętowych oddziały angielskie, australijskie i nowozelandzkie zdołały wylądować na połu­dniowym cyplu półwyspu Galipoli pomiędzy Sid ul Bahr i Ari Burnu. W ciągu następnych paru dni wojska te wśród ciężkich, nieprawdo­podobnie krwawych walk zdołały umocnić się na niewielkim skrawku lądu. Dalsze jednak posuwanie się Anglików zostało zdecydowanie powstrzymanie przez Turków, którzy rozumie­li, że, gdyby przeciwnik przebył wąską prze­strzeń półwyspu i dotarł w okolice na północ od Maidos, wówczas los Dardanelów byłby już przesądzony i droga do Konstantynopola stała­by otworem. Wojskom tureckim pozostawałoby tylko wycofać się z półwyspu, co zresztą nie by­łoby sprawą łatwą, ponieważ półwysep Galipo­li łączy z lądem wąski przesmyk pod Bulair, który mógłby się w każdej chwili znaleść pod ogniem dział okrętowych nieprzyjacielskich i od strony zatoki Saros i od strony morza Marmara. Turkom pozostawało więc tylko walczyć, na krok nie odstępując więcej przed wojskami koalicyjnemi. I istotnie walczyli z godnem podziwu i uznania bohaterstwem

Page 121: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Wojska indyjskie w annji koalicyjnej.

Page 122: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

i ofiarnością, wznawiając najpiękniejsze tra­dycje rycerskie narodu tureckiego.

' Gorzej jeszcze powiodło się Koalicji na egu azjatyckim. Tam usiłowały wylądować

oddziały francuskie pod Kum Kale, ale zacięty ,,por, jaki stawili Turcy, zmusił Francuzów po wielu krwawych próbach zaniechać tego przed­sięwzięcia i wycofać się z powrotem na okręty.

Po wycofaniu się Francuzów z pod Kum Kale przewieziono ich na półwysep Galipoli dla wzmocnienia walczących tam wojsk angiel­skich, które ponosiły ogromne straty. _ Mimo tego jednak i jakkolwiek uparte ataki wojsk

u brzegów tureckich, jednakże zaopatrywanie z okrętów oddziałów na lądzie było niezwykle trudne ze względu na ogień artylerji tureckiej oraz na działalność specjalnych małych łodzi podwodnych, któremi posiłkowali się Turcy.

Ponowne zaciekłe ataki ponowili sprzymie­rzeni w dniach 4 i 24 czerwca. I tym razem nie opłacił się wielki wysiłek i całe hekatomby ofiar. Poszczególne odcinki przechodziły wciąż z rąk do rąk, a ilekroć oddziały Sprzymierzo­nych zdołały wedrzeć się nieco głębiej, natych­miast były odrzucane przeciwnatarciem Tur­ków i zmuszane do chronienia się na swoich

Ludność polska opatruj,' rannych.

sprzymierzonych trwały bez przerwy do 8 ma­ja nie uczyniono dalszych postępów terytorial­nych. Równie bezskuteczne walki toczyli Sprzy­mierzeni na małym skrawku lądu pod Anafor-tą, gdzie również udało im się wylądować i umocnić.

Po serji gwałtownych acz bezskutecznych walk początkowych na półwyspie Galipoli zale­gła względna cisza, którą obie strony wykorzy­stywały w celu umocnienia swoich pozycyj, uzupełnienia i reorganizacji swoich oddziałów oraz dowozu materjału wojem lego. Jakkolwiek Koalicja rozporządzała u brzegów Galipoli po­tężną flotą, która zdecydowanie panowała

380

umocnionych pozycjach, znajdujących się w sferze ognia własnych dział okrętowych, two­rzących nieprzebytą zaporę ogniowTą dla Tur­ków.

W połowie sierpnia Sprzymierzeni raz je­szcze ponowili swoje ataki, tym razem pod Ana-fortą. Ale i tu krwawa bitwa, poza olbrzymie-mi stratami po obu stronach, nie dała żadnych pozytywnych wyników.

Wówczas stało się oczywistem, że opano­wanie półwyspu Galipoli stanowi zadanie po­nad siły Koalicji. Jeszcze liczono na jakieś okoliczności nieprzewidziane. Łudzono się na­wet nadzieją wybuch w Konstantynopolu rewo-

Page 123: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

łucji lub zamachu stanu, nad czem usilnie pra­cowali ajenci Koalicji. I ta nadzieja zawiodła.

Kiedy wreszcie jesienią 1915 roku Bułgar-ja przystąpiła do wojny po stronie mocarstw centralnych, a kampanja przeciwko Serbji po­łączonych wojsk niemiecko-austrjacko-bułgar-skich zakończyła się decyduj ącem zwycię­stwem — położenie wojsk koalicyjnych na Ga-lipoli stało się niezwykle ciężkie. Teraz mo­carstwa centralne miały już otwartą bezpośre­dnią drogę do Konstantynopola. Odtąd Niem­cy rozpoczęli na wielką skalę dowóz broni, amu­nicji i środków technicznych. Wojska koali­cyjne na Galipoli miały już przeciwko sobie Turków nietylko uzbrojonych w bohaterstwo i ofiarność, ale wyposażonych ponadto w nowo­czesne środki walki.

Dla Koalicji pozostało jedno tylko wyjście: jak najprędzej i z jak najmniejszemi ofiarami przerwać beznadziejną operację wojenną.

To ciężkie zadanie wojska koalicyjne wy­konały z niezwykłą sprawnością i naogół ze szczęśliwym rezultatem. W dniu 20 grudnia Sprzymierzeni wycofali się na okręty z Anafor­ty i Ari Burnu, zaś 8 stycznia 1916 roku z Si-di ul Bahr. Okazało się, że bez poważniejszych strat.

Tak zakończyła się niefortunna wyprawa dardanelska, która przysporzyła Koalicji tak wiele kłopotu, ofiar, powikłań i rozczarowań. Autorytet Turcji znacznie podniósł się na blis­kim Wschodzie, czego nie można powiedzieć o Koalicji, a szczególnie o Anglji.

Jako ciekawy szczegół, który charaktery­zował bezkrytyczny optymizm sfer decydują­cych Koalicji, należy zaznaczyć, że w rosyj­skich portach Czarnego morza przygotowano transporty zboża, wynoszące 15 miljonów pu­dów, które miało być przewiezione do Francji i Anglji natychmiast po sforsowaniu cieśnin!

Operacja Dardanelska stanowi rzadkie zjawisko w dziejach wojen gigantycznych i dłu­gotrwałych walk, toczonych na niezwykle szczu­płym terenie, gdzie stosami ciał poległych oku­pywano każdy nieledwie kamień, każdą grudę ziemi. Galipoli stało się wielkiem cmentarzys­kiem wielu narodów.

1 rzecz ciekawa. Na Galipoli, u wrót Dar-danelskich, Turcy stoczyli zwycięsko swoją os­tatnią wielką walkę z Zachodem właśnie tam, gdzie przed pięciu wiekami po raz pierwszy po­stawili swoją stopę na ziemi europejskiej. Szczególny zbieg okoliczności...

381

Page 124: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

PRZYSTĄPIENIE

Od początku wojny królestwo włoskie by­ło terenem nieustannych i niewyczerpanych za­biegów obu ugrupowań walczących mocarstw europejskich. Politycy włoscy dobrze rozumie­li, jak bardzo obu stronom zależy na armji wło­skiej, to też uprawiali dość dwulicową grę, tar­gując się na obie strony i powoli, nie spiesząc się, gromadząc jak największe szanse ewentu­alnych dla siebie korzyści.

Formalnie Włochy należały w chwili wy­buchu wojny wraz z Austro-Węgrami i Niem­cami do tak zwanego Trójprzymierza, do które­go przystąpiły jeszcze w 1883 roku. Ale już w dniu 2 sierpnia 1914 roku ogłosiły Włochy swoją neutralność wbrew zobowiązaniem so­juszniczym, które wiązały je z mocarstwami centralnemi. Nie była to jednak zdrada for­malna, Włochy bowiem wykorzystały umiejęt­nie błędy polityczne mocarstw centralnych, co pozwoliło im ze względów formalnych wycofać się ze swoich zobowiązań sojuszniczych.

Po pierwsze Trójprzymierze zawarte zo­stało formalnie w celach obronnych. Oczywi­ście nikt nigdy nie brał tego na ser jo. Ale Wło­chy były w porządku, kwalifikując wojnę, ja­ko napastniczą ze strony Austro-Węgier i Nie­miec wobec Serbji i Rosji, i ogłaszając swoją neutralność. W dodatku artykuł 7 Trójprzy­mierza wyraźnie nakładał obowiązek wzajem­nego informowania się sprzymierzeńców w ważniejszych posunięciach dyplomatycz­nych, które mogłyby wywołać wojnę. Tymcza­sem Austro-Węgry w swoim konflikcie z Ser-bją nie uczyniły tego w stosunku do Włoch. Dawało to poważny atut w ręce neutralnych Włoch.

Niezależnie jednak od tych okoliczności, które pozwoliły Włochom zachować neutralność^ istniały jeszcze i inne czynniki, które zgóry przesądzały sprawę na niekorzyść mocarstw

382

ITALJ1 DO WOJNY.

centralnych. Oto jeszcze w 1902 roku Włochy zawarły ściśle tajną umowę z Francja, na mo­cy której obowiązane były do neutralności na wypadek wojny francusko-niemieckiej. Jak wi­dzimy, dwulicową polityka Włochów z czasów wojny oparta była na najświeższej nawet tra­dycji!

W chwili wybuchu wojny na czele rządu włoskiego stał stary polityk Giovanni Giolitti (1842 — 1928), gorący stronnik neutralności. Giolitti uważał, że za cenę wojny Włochy nie uzyskają większych korzyści, niżli za cenę neu­tralności, znacznie i bez tego korzystniejszej z punktu widzenia gospodarczego. Do wojny decydowałby się przystąpić dopiero wówczas, gdyby zawiodły targi o neutralność, a wojna obiecywałaby większe korzyści.

O jakich korzyściach myślały Włochy, tar­gując się wówczas, kiedy już obficie lała się krew WT Europie i poza Europą?

Włochom chodziło o rozszerzenie swoich terytorjów oraz o zwiększenie wpływów mię­dzynarodowych. Jak wiadomo, poza granica­mi królestwa włoskiego znajduje się jeszcze wiele mil jonów Włochów, tworzących mniej lub więcej zwarte etniczne grupy narodowe wśród innych narodów wokół morza Śródziemnego. Grupy te, owa „irredenta" włoska, wytworzyły się częściowo w długim procesie dziejowym, częściowo zaś na skutek licznej w ostatnich czasach emigracji Włochów z przeludnionej oj­czyzny.

Główne ośrodki „irredenty" włoskiej znaj­dowały się w bezpośredniem sąsiedztwie Włoch w obrębie południowej Francji i w nadadrja-tyckich prowincjach Austro-Węgier. Włochom chodziło o włączenie tych prowincyj do swojego państwa. Uważali to za swoje posłannictwo dziejowe. Tak więc aspiracje' Włochy godzi­ły naraz w obie walczące strony.

Page 125: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Gdyby Włochy odrazu opowiedziały się po jednej ze stron — oczywiście musiałyby ogra­niczyć swoje aspiracje mocarstwowe do jedne­go tylko kierunku. Ale Włosi w polityce swojej pragnęli tego uniknąć, i stąd ta ich opieszałość, dwulicowość i bez końca trwające targi. Chwi­lowo zadowoliły się Włochy wyprawą wojenna do chwilowo bezpańskiej Albanji, gdzie usado­wił się garnizon włoski w porcie Vallona.

Wyprawa ta była w związku z innym ro­dzajem aspiracyj włoskich. Chodziło tu o wpływy. Włosi, w miarę, jak odbudowywali

Zarówno Koalicji, jak i mocarstwom cen­tralnym niezwykle zależało na królestwie włos­kiem. Armja włoska, jakkolwiek nigdy nie przeceniano jej wartości bojowej, dla każdej ze stron walczących byłaby bądź co bądź poważ­nym plusem, gdyż związałaby na swoim fron­cie pewną część sił przeciwnika.

Dla Koalicji przyłączenie się Włoch stano­wiłoby ponadto jedno jeszcze ogniwo w łańcu­chu, który opasywał, niejako oblężone, mocar­stwa centralne; unieruchomiałoby na Adrja-tyku wciąż jeszcze nienaruszoną flotę austrjac-

Paląca się wieś polska.

na półwyspie Apenińskim nowożytne mocar­stwo Italji, coraz bardziej — jeszcze i przed wojną — uważali się za prawowitych spadko­bierców starożytnego cesarstwa rzymskiego. Stąd ich aspiracje do odegrania dominującej roli w całym układzie państw śródziemnomor­skich, aspiracje, które posiadały ponadto zupeł­nie realne i aktualne uzasadnienie w rosnącej wciąż emigracji włoskiej, która kolonizowała wybrzeża morza Śródziemnego.

Przedewszystkiem wpływy włoskie parły na półwysep Bałkański, pragnąc zamknąć mo­rze Adrjatyckie, jako wewnętrzne morze włos­kie, i widząc na Bałkanach szerokie pole dla ko­lonizacji i ekspansji gospodarczej.

ką oraz stanowiłoby uzyskanie wygodnej bazy dla działań wojennych na Bałkanach i przeciw Turcji.

Dla mocarstw centralnych zachowanie chociażby tylko neutralności Włoch stanowiło zagadnienie pierwszorzędnej wagi. Pomijając już stronę czysto militarną neutralne Włochy odgrywały rolę dogodnego łącznika ze światem, co przy wpływach niemieckich, wciąż jeszcze dość silnych we Włoszech, pozwalało na znacz­ny dowóz przedewszystkiem produktówT spo­żywczych, których import zawsze był znaczny we Włoszech.

Rokowania i targi z Włochami równocześ­nie toczyły się w Londynie i w Berlinie.

383

Page 126: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Po stronie Koalicji inicjatywę rokowań z Włochami zatrzymali w swoich rękach Angli­cy, zupełnie wyraźnie odsuwając od tej spra­wy przedewszystkiem rząd rosyjski. Włosi sta­wiali wielkie żądania. Poza gwarancją przy­łączenia do Włoch nadadrjatyckich prowmcyj Austro-Węgier, poza znacznemi korzyściami w kolonjach — żądali ponadto Włosi pewnego „wyregulowania"Vanicy włosko-francuskiej, oczywiście na niekorzyść Francji, oraz utrwa­lenia swoich wpływów politycznych i gospodar­czych na Bałkanach, co godziło w najżywotniej­sze interesy bałkańskich państw słowiańskich, których wszak protektorką była Rosja. Ani Francja, ani Rosja zgodzić się na to nie mogły.

Wówczas Włochy zwęziły swoje pretensje wobec Francji, co odrazu życzliwiej nastroiło zarówno rząd angielski, jak i francuski. Na­tomiast rząd rosyjski nie ustępował żądaniom włoskim w stosunku do Bałkanów. Rokowania zaciągały się bez końca, budząc nawet pewien rozdźwięk wśród Koalicji. Uważano, że Rosja utrudnia położenie.

W rokowaniach w Berlinie oczywiście ini­cjatywa spoczywała w rękach Niemców, którzy pragnęli za wszelką cenę zagwarantować sobie chociażby neutralność Włochów ...kosztem Au-stro - Węgier. Jako honorarjum za swoją neu­tralność żądały Włochy odstąpienia przez Au-stro - Węgry Trydentu i Triestu, oraz zagwa­rantowania znacznych koncesyj politycznych i gospodarczych w Albanji. Niemcy wywierali nacisk na Wiedeń, aby ten zdecydował się na konieczne ofiary w imię ogólnego zwycięstwa. Kusili Austriaków mirażem kolosalnych zdo­byczy na Rosji, które dziesięciokrotnie powetu­ją stratę na rzecz Włochów. Ale Wiedeń był oporny.

Należy tu sobie przypomnieć całokształt ostatnich dziejów włosko-austrjackich, które istotnie pozwalały Austro-Węgrom z lekcewa­żeniem odnosić się do Włochów i ich armji. Wszak przed wojną pospolite było złośliwe po­wiedzonko, że „Pan Bóg poto stworzył Wło­chów, aby i Austrjacy mogli kogokolwiek bić". To też decydujące sfery austro-węgierskie nie uznawały potrzeby tak bolesnych ustępstw na rzecz Włochów, z którymi wojny nie obawiano się w Wiedniu. Przeciwnie, sfery wojskowe, na czele ze wszechpotężnym szefem sztabu ge­neralnego generałem Conradem von Hoetzen-dorf, pragnęły nawet wojny z Włochami, wi­dząc w niej możność uzyskania w niej łatwych laurów i powetowania sobie haniebnych klęsk na froncie rosyjskim i serbskim,

384

Pod naciskiem jednak Berlina coraz bar­dziej bezwłasnowolny Wiedeń zgodził się na pewne, dość zresztą znaczne ustępstwa na rzecz Włochów. Ale ci twardo stali przy swoich żą­daniach, nie chcąc nawet słyszeć o żadnych kompromisach. I Wiedeń również, wbrew na­ciskowi Berlina, dalej postąpić już nie chciał, coraz bardziej zdradzając swoją wobec Wło­chów wojowniczość, znajdującą zresztą żywy oddźwięk w społeczeństwie i armji. Tak więc rokowania ciągnęły się bez rezultatu.

Nie mogąc dać sobie rady w bezpośrednich rokowaniach z Włochami obie strony walczące rozpoczęły intensywną propagandę wewnątrz społeczeństwa włoskiego, które wkrótce wyraź­nie podzieliło się na trzy odłamy: stronników ścisłej neutralności, oraz stronników Koalicji i mocarstw centralnych.

Począwszy od grudnia 1914 roku walka polityczna we Włoszech poczęła nabierać coraz ostrzejszych form. Dwoma potokami płynęło zzewnątrz złoto. Przedstawiciele mocarstw walczących, akredytowani przy rządzie włos­kim, zarówno, jak i zwykli ajenci kaptowali polityków, parlamentarzystów, sfery dworskie, wyższych wojskowych i urzędników7, prasę i sfery intelektualne. Była to formalna orgja propagandy.

Powoli jednak począł się krystalizować na­strój, życzliwy dla Koalicji. Stronnicy mo­carstw centralnych tracili grunt pod nogami, Stronnicy neutralności tonęli w morzu namięt­ności, rozżarzonych już widmem wojny. Te na­stroje społeczne wywierały oczywiście silny na­cisk na rządy. Giolittiemu zarzucano filoger-manizm. Rząd jego upadł. Nowy rząd był już zdecydowanie prokoalicyjny i wojenny, jako że upór Austro - Węgier przekreślał korzyści, któ­re mogłaby zapewnić neutralność, zaś osobista interwencja prezydenta Poincare'go u cesarza Mikołaja II ostatecznie przełamała nieustępli­wość Rosji, co pozwoliło Koalicji zgodzić się niemal na wszystkie żądania Włochów w sto­sunku do Austro-Węgier i Bałkanów. Na cze­le nowego rządu stanął Antonio Salandra (uro­dzony w 1853 r.), piastując swój urząd do 1916 roku.

W rezultacie w dniu 26 kwietnia 1915 ro­ku nowy rząd włoski podpisał tajny układ z Ko­alicją, na mocy którego zobowiązał się w ciągu miesiąca przystąpić do wojny przeciwko Au­stro -Węgrom. I istotnie, uporawszy się osta­tecznie z przeciwnikami politycznymi, rząd włoski wypowiedział wojnę Austro - Węgrom w dniu 24 maja 1915 roku. Był to moment,

Page 127: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

w którym fakt ten przyjęła Koalicja z radością. Właśnie w tym czasie zwycięstwo austro - nie­mieckie pod Gorlicami w Galicji cały los armji rosyjskiej zawiesiło na włosku. Można się by­ło spodziewać, że, z chwilą odejścia z frontu wschodniego poważniejszych sił austrjackich na nowy front włoski, armja rosyjska będzie mogła odetchnąć. Rzeczywistość zresztą roz­wiała te nadzieje.

Niema róży bez cierni. Radość Koalicji została nieco zmącona zadziwiającym faktem, że Włochy, wypowiadając wojnę Austro - Wę­

grom, nie uczyniły tego samego w stosunku do Niemiec. Widocznie politycy włoscy pragnęli pozostawić sobie na wszelki wypadek jakąć wy­godną furteczkę w oblężonym obozie mocarstw centralnych, Ambasador niemiecki von Biilow pozostał w Rzymie i nadal poprzez Włochy roz­ciągał misterną pajęczynę niemieckich intryg i wywiadu. Dopiero w rok później w dniu 26 sierpnia 1916 roku zdecydowały się Włochy, pod naciskiem Koalicji, na wypowiedzenie woj­ny również Niemcom.

Natomiast Niemcy z punktu zamanifesto­wały swoją solidarność i braterstwo broni z Austro - Węgrami. Ze względów praktycz­nych nie zrywając wprawdzie swoich stosun­

ków dyplomatycznych z Włochami równocześ­nie jednak natychmiast wysłali Niemcy swój „korpus alpejski" na przeciwwłoski front w Tyrolu.

Przystąpienie Włoch do Koalicji, które i tak miało charakter połowiczny narazie, było z punktu widzenia wojskowego spóźnione co-najmniej o miesiąc. Tajny układ kwietniowy z Koalicją oczywiście był znany w Berlinie na czas i dokładnie. Już to wywiad niemiecki dzia­łał z matematyczną nieledwie sprawnością. Znając zamiary Włochów, a mając przed sobą

cały miesiąc czasu, ze zwykłą sobie szybkością zdecydowali się Niemcy na zadanie piorunują­cego ciosu armji rosyjskiej, wobec czego zja­wienie się na arenie wojny nowej armji włos­kiej nie odniosło tego skutku, jakiego spodzie­wano się powszechnie. Chybiono odpowiedni moment, a momentem tym była zajadła ofen­sywa rosyjska w Karpatach.

Zanim jeszcze Włochy wypowiedziały woj­nę formalnie doszło do podpisania wT dniu 21 maja 1915 roku w rosyjskiej Kwaterze Głów­nej konwencji wojskowej rosyjsko-włoskiej. Konwencja ta — ze względu na wspólnego przeciwnika austro - węgierskiego — uzgod-niała ogólne cele wojny i plany operacyjne obu

Przemarsz rosyjskiej artylerji polowej.

Page 128: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

sojuszniczych armij oraz ustalała metody wza­jemnej współpracy w kierownictwie działań wojennych. Konwencja ta — zresztą bardzo jeszcze niedoskonała — była pierwszą próbą po stronie Koalicji usystematyzowania działań tak bardzo różnorodnego i skomplikowanego aparatu wojennego, jaki posiadała Koalicja. Konwencja ta do współpracy wciągała również dowództwo armij serbskiej i czarnogórskiej.

Do nowego frontu mocarstwa centralne ustosunkowały się następująco. Poza drobne-mi siłami, rozlokowanemi nad granicą włoską, przeciwko armji Włoskiej skierowano stosun­kowo szczupłe siły austro - węgierskie, częścio­wo zdjęte z frontu serbskiego, częściowo z ro­syjskiego oraz z nad granicy rumuńskiej, gdzie zajmowały stanowisko obserwacyjne. We wszy­stkich tych wypadkach Austrjaków zluzowali Niemcy, ściągnięci znów przeważnie z frontu zachodniego. Tak więc przystąpienie Włoch

Zrujnowany kościół w Rokitnie.

do wojny ulżyło raczej Sojusznikom na Zacho­dzie, nie zaś armji rosyjskiej na Wschodzie, jak to przewidywała Koalicja.

Jak wiemy, moment przystąpienia Włoch do wojny przypadał na wielką ofensywę au-

386

stro-niemiecką przeciw Rosji. Aby ofensywy tej nie hamować nadmiernie dowództwo au­str jackie zdecydowało się narazie prowadzić wobec Włochów wojnę czysto obronną, anga­żując do niej swoje minimalne siły.

Podjazd kozacki.

Warunki terenowe niezwykle ułatwiały Austrjakom zadanie. Większa część frontu rozciągała się w pośród wysokich gór i na po­łudniowych stokach Alp, co przez większą część roku niemal uniemożliwiało poważniejsze dzia­łania wojenne. Tylko front nad Isonzo po obu stronach Gorycji przedstawiał dogodniejszy te­ren do działań wojennych, gdyż w okolicach tych góry znacznie zniżają się i przypłaszczają.

Początkowo dowództwo austro-węgierskie zdecydowane było wycofać się z nad Isonzo i umocnić się na grzbietach górskich. Ale sami Włosi ułatwili Austrjakom zadanie. Generał Cadorna, szef włoskiego sztabu generalnego, faktycznie kierujący działaniami wojennemi, od początku wykazał zdumiewającą powolność działań i ostrożność, którą łacno można było po­czytać za obawę przed armją austro-węgierską. To, jak również znaczne i łatwe sukcesy, jakie osiągnęły przednie straże austr jackie, odpie­rając pierwsze natarcia Włochów pod Gorycją, kazały dowództwu austrjackiemu, ze względów chociażby na swój prestige, zaniechać wszelkiej myśli cofania się. Jako teren głównego frontu pozostawiono więc wysunięte stanowiska nad Isonzo.

Włosi rozpoczęli wojnę niezbyt szczęśliwie. W dodatku nadmierna ich ostrożność i powol­ność rozbudziła nieznaną przedtem ambicję wo­jenną w armji austro-Węgierskiej. Wojska au­stro-węgierskie, które tak bardzo gdzieindziej przywykły już do rzadkich zwycięstw, a czę­stych klęsk, tu, wobec zawsze lekceważonych

Page 129: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

lochów, poczuły własną wyższość bojową. To zaważyło bodaj na losach frontu włoskiego przez całą wojnę. Wytworzyła się zdumiewa­jąca sytuacja. Oddziały austrjackie, które cał­kowicie nie sprostały zadaniu na froncie rosyj­skim lub serbskim, które częstokroć tam sro­motnie i panicznie uciekały, bezpośrednio po­tem przewiezione na front włoski, dokonywały tu cudów męstwa i wytrzymałości, ofiarnie po­wstrzymując najbardziej energiczne ataki przeważnie znacznie liczniejszych i lepiej wy­ekwipowanych Włochów.

Tak oto początek wojny, pierwsze nawet drobne sukcesy lub niepowodzenia, wreszcie dziejowe antagonizmy rasowe, znajdujące po­twierdzenie swoich tradycyj — wszystko to częstokroć decyduje o losach całej przyszłej wojny.

Generał Cadorna, nie mogąc forsować frontu górskiego, główną masę swoich wojsk skupił nad Isonzo, gdzie usiłował przełamać front austro-węgierski.

Aż do wielkiej ofensywy niemiecko-austrjackiej w 1917 roku prawie bez przerwy ponawiali Włosi natarcie za natarciem na front austrjacki atakując przedmieście Gorycji, Tol-mino, i płaskowzgórze Doberdo. Ale przełamać frontu nie udało się Włochom, co znakomicie

przyczyniło się do podniesienia ducha w całej armji austro-węgierskiej. A nad Isonzo rosło powoli jedno z największych z czasów wojny światowej cmentarzysko.

W ciągu 1915 roku stoczono nad Isonzo cztery bitwy. Pierwsza i druga, z małą prze­rwą, wypełniły czas od końca czerwca do po­czątków sierpnia. Włosi atakowali głównie płaskowzgórze Doberdo, Gorycję i masyw gór­ski Monte Nero na północ od Tolmina. Te sa­me punkty atakowali Włosi w ciągu trzeciej i czwartej bitwy od połowy października do po­łowy grudnia. Poza drobnemi, lokalnemi suk­cesami, pomimo olbrzymich strat, niczego wię­cej nie osiągnęły wojska włoskie.

Był to gorzki zawód dla Koalicji, a przede-wszystkiem dla Rosji, która przystąpienie Włoch do wojny okupiła narażeniem na szwank swojego autorytetu protektorki słowiańskich narodów bałkańskich.

E. O. VoIkmann w swojem dziele „Wojna Światowa" pisze: „Front włoski był jedynym teatrem wojny, na którym Austrja przez długi czas obeszła się bez istotniejszej pomocy nie­mieckiej". W ustach oficjalnego autora nie­mieckiego brzmi to, jak pochwała dla armji au­stro-węgierskiej, tak bardzo „innej" nac Isonzo.

367

Page 130: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ŻYCIE

Od czasu wojny francusko-niemieckiej w 1870 roku, ostatniej wielkiej wojny w Euro­pie przed wojną światową, widmem przyszłej wojny zajmowali się nietylko zawodowi wojsko­wi, ale również politycy i ekonomiści.

Szczególnie ci ostatni poświęcali całe trak­taty naukowe dociekaniom na temat gospodar­czych możliwości nowoczesnej wojny, która co­raz bardziej groziła państwom europejskim. Te czysto teoretyczne dociekania budziły po­wszechne zainteresowanie ze względu na kolo­salny rozwój przemysłu i handlu w ostatniem pięćdziesięcioleciu przed wojną światową oraz, w związku z tern, z racji utrwalającego się go­spodarczego nastawienia najszerszych mas spo­łeczeństw cywilizowanych. Owo zainteresowa­nie było wywołane poniekąd lękiem społe­czeństw na wskroś zmaterializowanych o utra­tę tego dobrobytu i pomyślności gospodarczej, które osiągnięto w okresie długotrwałego po­koju.

Stąd też przeciętny obywratel przedwoJen­ny niewiele poświęcał uwagi stronie moralnej przyszłej wojny, nie wtajemniczał się też w taj­niki nowoczesnej wojskowości, traktując je na­wet (co się okazało na początku wojny) z za­dziwiającą naiwnością, niejako po literacku, wedle dawno przestarzałych i zupełnie już nie­aktualnych wzorów powieściowych. Natomiast ten sam obywatel interesował się opinją ekono­mistów na temat przyszłej wojny i, zachęcony ich przykładem, gorąco dyskutował te zagad­nienia gospodarczo-wojenne.

To też szkoda, jaką przyniosły ludzkości teoretyczne i, jak się okazało, zupełnie błędne dociekania ekonomistów, była tern większa, iż błąd zakorzeniono wśród najszerszych mas, za­równo wśród maluczkich, jak i wśród wielkich świata przedwojennego. I to właśnie stało się przyczyną, iż nikt, dosłownie nikt, nietylko na-

3&8

A WOJNA.

leżycie nie przygotował się gospodarczo do woj­ny, ale nawet nie przewidział konieczności pla­nowego, gospodarczego przystosowania się do warunków wojennych. Pod względem gospo­darczym wojna światowa była wielką impro­wizacją, przeprowadzoną mniej lub bardziej udatnie, ale zawsze z zupełnie niepotrzebnemi ofiarami, które niemało przyczyniły się do wy­trącenia na długo z równowagi gospodarczej ży­cia ludzkości.

Na czemże polegał błąd przedwojennych doktrynerów ekonomicznych?

Wywodzili oni niezbicie, że wojna nowo­czesna nie może trwać dłużej ponad kilka mie­sięcy, a to ze względu na nowoczesną strukturę gospodarczą świata. Jak wiemy — wojna świa­towa trwała w rzeczywistości zgórą cztery la­ta. Jakżeż bardzo omylili się panowie ekono­miści !

Twierdzenie swoje uzasadniali ekonomiści zgrubsza w ten sposób. Życie gospodarcze skomplikowało się do tego stopnia, iż wytwo­rzyło kolosalny, precyzyjny a delikatny aparat gospodarki państwowej. Poszczególne te apa­raty najistotniejszemi swojemi funkcjami za­zębiają się tak, iż jeden nie może istnieć bez drugiego. Wymiana dóbr objęła cały świat i to w skali olbrzymiej. Spożycie i wytwórczość osiągnęły niebywałe rozmiary. System kredy­towy przeniknął całokształt życia gospodarcze­go i stał się jego kośćcem. A system ten żyje z powszechnego zaufania i musiałby zginąć wraz z załamaniem się tego zaufania. W tych warunkach długotrwała wojna musiałaby spo­wodować niebywałe zaburzenia w życiu gospo-darczem, które załamałoby się w straszliwej ka­tastrofie. I im na większą skalę byłaby prowa­dzona wojna — tern szybciej musiałaby spo­wodować katastrofę gospodarczą, która znów straszniejszą byłaby od największej klęski mi

Page 131: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

. li taniej. Stąd też groza przed tą katastrofą powstrzyma państwa od przedłużania wojny i zmusi państwa, które w pierwszych już mie­siącach wojny poniosły klęskę wojenną, do po­śpiesznego zawierania chociażby uciążliwego pokoju. Jednem słowem, ekonomiści starali się dowieść, że nowoczesne życie gospodarcze sta­nowi aparat tak delikatny, że pracować może tylko w idealnych warunkach pokoju, a stąd okres wojny może być tylko krótką pauzą w normalnej pracy tego aparatu, nie przekra­czającą kilku miesięcy.

Z drugiej znów strony powoływali się eko­nomiści na gospodarcze możliwości samego aparatu wojennego w naszych czasach. Apa­rat ten w całym swoim ogromie był rezultatem żmudnej i kosztownej pracy państw europej­skich w ciągu paru dziesiątków lat. Aparat ten, rozwijając odrazu wojnę na niebywałą przedtem skalę, wyczerpie się i zużyje poprostu materjalnie w ciągu paru już miesięcy wojny. A wszak tworzono go dziesiątkami lat, stąd też

nikogo „nie będzie stać" odnowić tego aparatu dla dalszego prowadzenia wojny. Wyczerpią się zapasy mobilizacyjne — i stop! wojna się skoń­czy z takim rezultatem, jaki osiągnięto w ciągu pierwszych paru miesięcy wojny.

Doktryna o krótkotrwałości nowoczesnej wojny obałamuciła całą ludzkość włącznie ze sferami zawodowych wojskowych. Nawet ci w swoich przygotowaniach i przewidywaniach wychodzili z założenia, że wo]na będzie miała niezwykle gwałtowny, żywiołowy, ale krótko­trwały przebieg. Kto wie, czy ci wszyscy, któ­rzy wojnę światową spowodowali tak lekko­myślnie, uczyniliby to, gdyby nie owo naukowe bałamuctwo?

Wojna wisiała oddawna w Europie na wło­sku. Wszystkie państwa żyły pod znakiem przy­gotowywania się do niej. Zbrojono się od stóp do głów, aż wytworzył się monstrualny „wy­ścig zbrojeń". A równocześnie ani ci, którzy lękali się, że będą napadnięci, ani ci, którzy o napadzie przemyśli wali, nie przewidzieli, że

Dragoni niemieccy wkraczają do opuszczonego miasta.

389

Page 132: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

najenergiczniejszego przygotowania wymaga życie gospodarcze, na którem spocznie całe brzemię nowoczesnej wojny.

Jedynem państwem, które wogóle o tej stronie przygotowań wojennych pomyślało, by­ły Niemcy. Jak zawsze, systematyczni i skru­pulatni Niemcy, planowo przygotowując swój podbój świata, nie mogli ominąć wszak zagad­nień gospodarczych, które przed wojną już do­minowały ponad wszystkiem w polityce mię­dzynarodowej. Ale i oni, jeśli nawet dotykali się zagadnień gospodarczych w związku z pla­nowaną wojną, czynili to raczej przez skrupu­latność'i wszechstronność zainteresowań, niźli z racji doceniania wagi tego zagadnienia.

W każdym bądź razie ta skrupulatność wyszła im na korzyść, gdyż znacznie łatwiej, niż innym, przyszło Niemcom zorganizowanie życia gospodarczego dla celów wojny i oni pierwsi zrozumieli potrzebę tego. Z drugiej znów strony im najbardziej tego było potrzeba. Ż tego też względu w rozdziale niniejszym na-razie zajmiemy się życiem gospodarczem w pierwszym okresie wojny wyłącznie w Niem­czech.

Pozycja gospodarcza mocarstw central­nych, a przedewszystkiem Niemiec, od począt­ku wojny była nadwyraz niekorzystna, dalszy zaś przebieg wojny pozycję tę stale pogarszał.

Niemcy wraz ze swoim austrjackim soju­sznikiem, już geograficznie położone w środku Europy, od początku wojny znalazły się w po­łożeniu oblężonego. Nieliczne punkty styczne ze światem zewnętrznym na lądzie z biegiem wojny zmniejszały się ponadto liczebnie i ja­kościowo, aż wkońcu małe lufciki na świat po­zostały Niemcom tylko w Szwaj car j i, Holandji i Danji, poniekąd również i w Szwecji, dzięki panowaniu floty niemieckiej na Bałtyku.

Te skromne i wciąż zmniejszające się (ko­lejne przystąpienie do wojny Włoch i"Rumunji) drogi zewnętrzne Niemiec były w dodatku zatarasowane dalej blokadą morską Anglji, Francji, a później Włoch i Stanów Zjednoczo­nych, których floty, potężniejsze od niemiec­kiej, bezwzględnie panowały na morzach.

Życie gospodarcze Niemiec nagle zostało izolowane od rynków światowych i skazane na zamknięcie się wewnątrz oblężonej twierdzy mocarstw centralnych. A proszę sobie przypo­mnieć, że Niemcy, które przed wojną z takiem

powodzeniem walczyły o gospodarczą hegemo-nję na rynkach całego świata, były właśnie or­ganizmem gospodarczym jak najbardziej zwią­zanym z gospodarką światową. Świadczy o tern bilans handlowy Niemiec, który w ostatnich la­tach przed wojną wahał się około sumy 12 mi-ljardów marek rocznie! Fakt ten był już do­statecznym powodem fatalnego kryzysu, jaki natychmiast wywołała wojna w Niemczech. Ustały niemal zupełnie kolosalne obroty zagra­niczne, zamarł eksport i import, a w związku z tern unieruchomiły się potężne gałęzie prze­mysłu i handlu, pracujące w tej dziedzinie. W ciągu pierwszego już miesiąca wojny liczba bezrobotnych (pomimo powołania pod broń oko­ło 4 miljonów mężczyzn!) wzrosła z 2,9% do 22,4%! W życiu gospodarczem Niemiec zapa­nował odrazu zupełny chaos, rozprzężenie i pa­nika. Przewidywania ekonomistów narazie sprawdziły się dokładnie.

Z drugiej znów strony życie gospodarcze Niemiec zachwiało się wskutek braku surow­ców oraz środków żywnościowych. Przemysł niemiecki, oparty o potężny handel, ogarniają­cy cały świat, dostosowany był przeważnie do przetwarzania obcych surowców, których do­wóz z chwilą wybuchu wojny ustał niemal zu­pełnie. Oczywiście, przez państwa neutralne przedostawały się surowce do Niemiec, ale w ilościach niedostatecznych nawet w stosunku do wewnętrznych potrzeb pokojowych, nie mó­wiąc nic o rosnących potrzebach wojennych.

Jeszcze gorzej, niż sprawa surowców przed­stawiała się sprawa środków żywnościowych. Przed wojną już rolnictwo niemieckie nie po­krywało wewnętrznego zapotrzebowania. Im­port produktów spożywczych był ogromny. Oczywiście i tu wojenna izolacja poczyniła stra­szliwe zmiany. Import kurczył się w sposób za­trważający w miarę, jak Koalicja obostrzała swoją gospodarczą blokadę.

O ile katastrofalne załamanie się cało­kształtu niemieckiego życia gospodarczego gro­ziło w przyszłości ruiną dobrobytu dla Nie­miec — o tyle fragment tej katastrofy, a mia­nowicie przerwany dopływ surowców i środ­ków żywnościowych bezpośrednio godził w ży­cie społeczeństwa niemieckiego i w bojową war­tość armji, zużywającej nieprawdopodobne wprost ilości środków materjalnych.

Poza tern wszystkiem w obliczu Niemców odrazu stanęło palące zagadnienie skarbowe, skąd zdobyć, przy ogólnym zastoju gospodar­czym, odpowiednie środki pieniężne na prowa­dzenie wojny, o której już Napoleon I mawiał,

390

Page 133: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Pionjerzy niemieccy budują most.

że potrzebuje pieniędzy, przedewszystkiem pie­niędzy i wciąż pieniędzy.

Z tern uporali się Niemcy najprędzej. Już w dniu 4 sierpnia 1914 roku parlament nie­miecki uchwalił szereg ustaw skarbowych o go­spodarce wojennej, przekazując równocześnie na czas wojny ustawodawstwo w sprawach skarbowych Radzie Związkowej (Bundesrat). Zarządzenia te narazie całkowicie były wystar­czające, zresztą pomówimy o tern na innem miejscu. Tutaj zaznaczymy tylko, że spraw­ność, z jaką Niemcy przystosowały się w dzie­dzinie skarbowości do warunków i potrzeb cza­sów wojennych, była wynikiem w dużej mierze przygotowawczych prac przedwojennych Ban­ku Rzeszy Niemieckiej, który był bodaj jedyną instytucją gospodarczą na świecie, posiadającą systematycznie opracowane plany mobilizacyj­ne. Ta wyjątkowo przewidująca polityka Ban­ku Rzeszy była o tyle zrozumiałą na tle ogól­nego w życiu gospodarczem braku przewidy­wania, iż ścisły związek pieniądza z prowadze­

niem wojny znanym był od niepamiętnych cza­sów. Bank Rzeszy nie odkrył przeto Ameryki, jedynie zaś systematycznie dostosował dawne doświadczenia skarbowe do nowych warunków gospodarczych i wojskowych. Tern niemniej jednak dobrze przysłużył się Niemcom w cza­sie wojny.

W innych dziedzinach gospodarczych Niemcy nie przygotowali się tak skrupulatnie i planowo. Jakkolwiek odzywały się przed woj­ną wśród sfer głównie wojskowych pojedyncze głosy, nawołujące do stworzenia planów mo­bilizacyjnych dla życia gospodarczego, i jak­kolwiek głosy te nigdy nie były całkowicie zlek­ceważone, jednakże poza bardzo ogólne rozwa­żania organizacja niemiecka nie posunęła się naprzód w tej dziedzinie. Do skonkretyzowa­nia planów wojenno-gospodarczych nie doszło.

Powodem tego było wszechwładnie panu­jące przeświadczenie o krótkotrwałości wojny i bezwzględna wiara w planowo przygotowy­wane piorunujące zwycięstwo oręża ńiemiec-

Page 134: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

kiego na Zachodzie. Wprawdzie doktryna woj skowa przewidywała, iż po zwycięstwie pioru­nu jaceni nad Francją może znacznie dłużej cza­su'zabrać pokonanie Rosji na jej bezmiernych obszarach, jednakże uważano w Niemczech, że szybko osiągnięty pokój na Zachodzie odrazu przywróci życiu gospodarczemu w Niemczech poprzednią równowagę, wojna zaś z Rosją, cho­ciażby wymagała dłuższego czasu, nie pocią­gnie za sobą nazbyt wielkich ofiar material­nych z racjf gospodarczo słabego przeciwnika.

Pogląd ten fatalnie odbił się na wojennych przygotowaniach Niemiec w dziedzinie gospo­darczej. Wszystko czyniono pod kątem widze­nia krótkotrwałej potrzeby. W rezultacie nie przemyślano sposobu wyzyskania całokształtu życia gospodarczego dla celów wojny, lecz two­rzono w czasie pokoju gotowy aparat gospodar­czy, pracujący jedynie lub głównie dla wojsko­wości. W tej dziedzinie osiągnęli Niemcy ol­brzymie rezultaty, które znakomicie pomogły im w prowadzeniu wojny, a może nawet wprost ją umożliwiły. Ale bądź co bądź było to jeszcze dalekiem od nowoczesnych, powojennych pojęć mobilizacji życia gospodarczego.

W chwili wybuchu wojny Niemcy posia­dali wspaniale rozwinięty przemysł wojenny, głównie w Nadrenji, a więc w bliskości teatru wojny we Francji, gdzie miało być skierowane pierwsze uderzenie niemieckiego militaryzmu. Mieli również Niemcy kolosalnie rozwiniętą sieć komunikacyjną, tworzoną częstokroć (po­granicze francuskie i belgijskie oraz Prusy Wschodnie, Pomorze i Poznańskie) wyłącznie z punktu widzenia wojskowego. W połączeniu z olbrzymiemi zapasami mobilizacyjnemi oraz doskonałą organizacją gospodarki w wojsku zapewniało to Niemcom swobodne dysponowa­nie środkami materjalnemi w ciągu pierwszych miesięcy wojny.

Poza tern świadomem i planowem przygo­towaniem się do wojny okazało się w następ­stwie, że Niemcy były również przygotowane gospodarczo w sposób niejako naturalny.

W chwili rozpoczęcia wojny Niemcy posia­dały olbrzymi, sprawny i doskonale zorgani­zowany przemysł. Posiadały niezliczoną ilość fachowców pierwszorzędnych we wszystkich gałęziach gospodarczych. Pozwoliło to Niem­com później bez większych trudności ująć życie gospodarcze w jeden system wojenny, wytwo­rzyć zeń jeden celowo i sprawnie pracujący aparat. W dodatku przemysł niemiecki posia­dał bardzo silnie rozwinięte gałęzie metalur­giczną i chemiczną. Obie te gałęzie stały się

392

itawą wojennej produkcji, przemysł za chemiczny umożliwił Niemcom nietylko wpro­wadzenie nowych środków bojowych i masową produkcję materjałów wybuchowych, ale w równej mierze okazał się pożytecznym w wy­twarzaniu wszelakiego rodzaju koniecznych „namiastek", wobec braku surowców. Nawet doskonale postawione przed wojną rolnictwo niemieckie oraz wysoko rozwinięta zawodowa oświata rolnicza pozwoliły potem, kiedy naro­dowi niemieckiemu głód zajrzał w oczy, doko­nywać istnych cudów w powiększaniu plonów, wykorzystywaniu wszelkich nieużytków oraz odbudowywaniu rolnictwa na obszarach oku­powanych. Krótko mówiąc, niezwykle rozwi­nięte w Niemczech życie gospodarcze oraz po­wszechna oświata zawodowa okazały się doj­rzałe w zupełności, aby sprostać tym niebywa­łym potrzebom, które przed Niemcami posta­wiła wojna.

Pierwszem zarządzeniem w Niemczech o charakterze wojenno-gospodarczym było utworzenie w dniu 6 sierpnia 1914 roku przy ministerstwie spraw wewnętrznych Centrali do spraw rejestracji pracy (Reichszentrale fur Arbeitsnachweis), czyli centralnego urzędu do spraw bezrobocia, które poczęło się szerzyć z za­trważającą szybkością. Rząd niemiecki zrozu­miał, że bezrobocie to jest wynikiem nie braku pracy (cztery mil jony mężczyzn powołano pod broń), lecz chaosu, jaki zapanował na rynku pracy w związku z unieruchomieniem tych przedsiębiorstw, które pracowały w związku z obrotem zagranicznym. Ale wojna stwarzała już nowe potrzeby, wymagała nowych rąk do pracy. Jedne fabryki zamykały się, ale inne zato powiększały godziny pracy, nie mogąc na­dążyć zamówieniom wojskowym. Na roli rów­nież odczuwał się brak powołanych do wojska mężczyzn. Intensywniejsza praca kolei żelaz­nych wymagała też nowych ludzi. Utworzona Centrala miała więc uporządkować te stosun­ki, równomiernie rozprowadzając żywą siłę po przekształcającym się życiu gospodarczem. Za­danie to wypełniła szybko i sprawnie, z biegiem wojny rejestrację pracy udoskonalając coraz bardziej w myśl zasady: w czasie wojny nikt nie może próżnować, gdyż potrzeby są nieogra­niczone. Ł _

Poza bezrobociem, szybko zresztą opano-wanem, drugim problematem wojenno-gospo­darczym stało się nadspodziewanie szybkie zu-

Page 135: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

żywanie materjału wojennego w walkach, któ­re odrazu przybrały nieprzewidywane przed­tem rozmiary. Przy rzeczywistem tempie zu­żywania materjału wojennego oczywistem sta­ło się, że metody dotychczasowe nie wystarczą na pokrycie zapotrzebowania armji nawet wów­czas, gdyby wojna nieznacznie tylko zaciągnę­ła się, że zaś się zaciągnie — o tern pouczyły pierwsze już dwa miesiące i załamanie się we Francji niemieckiego planu wojny.

Istniejący już „pokojowy" przemysł wo­jenny nie mógł już wystarczyć. Niewiele rów­nież znaczył potajemny dowóz z państw neu­tralnych. Trzeba było uciec się do rozdzielania zamówień pomiędzy te fabryki, które z przy­czyn gospodarczych samorzutnie przekształca­ły dla celów wojska swoją zahamowaną po­przednio produkcję.

Ale wkrótce już, bo jesienią 1914 roku, wy­płynęła sprawa surowców, których brak odczu­wał się coraz dotkliwiej, a zapotrzebowanie z racji wojny rosło.

W związku z tern rozpoczęło się w Niem­czech planowe organizowanie przemysłu dla ce­lów wojny. Zaczęło się od reglamentacji su­rowców i przydzielania ich przemysłowi. Oczy­wiście w przydziałach uwzględniano przede-wszystkiem potrzeby wojska, stąd też uprzywi­lejowane były fabryki, pracujące dla wojska. Z biegiem czasu niektóre cenniejsze surowce wogóle były wycofane z produkcji „prywatne­go" przemysłu.

Reglamentacja i przydział surowców wy­starczyły tylko przez pewien czas. W miarę, jak surowców było coraz mniej, a potrzeby ro­sły, na plan pierwszy wysunęło się zagadnie­nie zwiększenia ogólnej ilości surowców. Po­konywano niebywałe trudności, aby co się dało wyciągać z zagranicy przez państwa neutral­ne. Przedewszystkiem zorganizowano produk­cję surowców krajowych, dążąc do jej maksy­malnego rozwinięcia. Wreszcie, aby otrzymać większe ilości surowców na potrzeby armji, ograniczano ich spożycie do minimum, oraz sto-

Jcńcy rosyjscy, zabroni wrots fculofn&otiiini, nutszerfiją przez ijorltt

393

Page 136: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

sow sowano system bezwzględnej oszczędności ma­teriałowej. Wkońcu, kiedy wojna zaciągała się na okres, niedający się przewidzieć, zaczęto sto­sować system planowego i równomiernego uży­wania surowców z rachunkiem na dłuższy okres czasu.

Pierwszym, który zwrócił uwagę na spra­wę surowców, był wybitny polityk niemiecki Walter Rathenau (ur. w 1867 r., zamordowa­ny przez nacjonalistów w 1922 r.), z zawodu elektrotechnik. Rathenau był autorem memo-rjału, złożonego w dn. 9 sierpnia 1914 roku ów­czesnemu ministrowi wojny, generałowi von Falkenhayn, w którym to memorjale uzasad­niał swoje przewidywanie, iż wojna potrwa lat parę, a w związku z tern wyłuszczał projekt za­bezpieczenia surowców, potrzebnych dla pro­dukcji wojennej. Warto nadmienić, że po stro­nie Koalicji takim przewidującym mężem sta­nu był generał lord Herbert Kitchener, który również był przekonany co do długotrwałości wojny światowej.

Memorjał ten odniósł pożądany skutek. RathenauWi powierzono zorganizowanie przy ministerstwie wojny Wydziału Surowców Wo­jennych, którego zadanie polegało na sporzą­dzaniu wykazów surowców, potrzebnych dla armji, zarówno znajdujących się wewnątrz Niemiec, jak i na terenach okupowanych, oraz ich posiadaczy, ilości i miejsca. Wydział dys­ponował również zużyciem tych surowców oraz przydzielaniem ich przemysłowi, początkowo z szerokiem uwzględnianiem potrzeb całokształ­tu życia gospodarczego, wkońcu niemal wyłącz­nie dla potrzeb wojska. Wydział regulował po­nadto ceny maksymalne surowców.

W miarę rosnących zadań i piętrzących się coraz większych trudności, Wydział Surowców Wojennych rozwijał swój, skromny na począt­ku, aparat i rozszerzał swoją działalność. Rzecz prosta w tych warunkach trudno było jeszcze myśleć o tworzeniu bardziej przemyślanych i szerszych planów gospodarczo-wojennych, tembardziej, że wypadki wojenne raz po raz wytwarzały nieoczekiwane sytuacje, które przekreślały jedne plany, łagodziły jedne za­gadnienia, przeciwnie, zaostrzały inne. Pra­ca więc miała charakter improwizacyjny.

Wielką trudnością był kompletny brak sta­tystyk w dziedzinie surowców. Trudno było ustalić, czem dysponują Niemcy. Na dokład­ne poszukiwania^ nie było czasu. Postąpiono więc w ten sposób, że sporządzono najpierw inwentarz na podstawie lustracji większych przedsiębiorstw. Metoda ta okazała się słu-

394

szną. Po upływie dwóch tygodni zn-przybliżoną ilość surowców, a po trzech miesią­cach posiadano już dokładne cyfry.

Kiedy w pierwszych miesiącach wojny spo­rządzono statystykę zapasu surowców w Niem­czech, okazało się, że prawie we wszystkich wy­padkach zapasy te, uwzględniając ówczesne tempo zużywania ich, nie wystarczą nawet na rok dla przemysłu wojennego. Należy zaś uświadomić sobie, że od czasu sporządzenia tej statystyki tempo zużycia stale wzrastało.

Początkowa już działalność Wydziału Su­rowców Wojennych wykazała, że w tej skom­plikowanej dziedzinie nie można liczyć wyłącz­nie na sprawność aparatu państwowego i że ko­niecznem jest przyciągnięcie do tych, tak bar­dzo pożytecznych, prac inicjatywy prywatnej, która współdziałałaby z państwowemi organa­mi centralnemi. W dalszej swojej działalno­ści Wydział Surowców Wojennych szeroko uwzględnił swoje początkowe doświadczenia, powołując do współpracy prywatnych fachow­ców i prywatne przedsiębiorstwa. Rezultat tej współpracy wydał jak najlepsze owoce, gdyż całokształt działalności Wydziału nosił charak­ter nie biurokratyczny, ale życiowo-gospodar-czy. W rezultacie nawet całe gałęzie przemy­słu powołano do współpracy w zbiorowej go­spodarce surowcami, czyniąc z nich organy zbiorcze i rozdzielcze.

W ten sposób w krótkim czasie zorganizo­wano pod kontrolą Wydziału Surowców Wo­jennych „towarzystwa surowcowe" dla poszcze­gólnych surowców. W skład takich „towa­rzystw" wchodzili przemysłowcy i kupcy, a więc ludzie fachowi pod względem gospodarczym i reprezentujący tężyznę inicjatywy prywatnej. Towarzystwa — niezależnie nawet od form prawnych, na których się opierały — były zor­ganizowane na zasadach samorządowych i uży­teczności publicznej. W mowie potocznej nazy­wano je przeważnie „towarzystwami wojen-nemi".

Początkowo „towarzystwa surowcowe" by­ły tylko inspirowane i kontrolowane przez Wy­dział Surowców Wojennych, działalność ich jed­nak opierała się o interesy prywatno-gospodar-cze. Z biegiem czasu, konieczności wojenne zmu­szały rząd niemiecki do coraz większego ogra­niczania swobody w życiu gospodarczem i do jego etatyzacji. Odbiło się to również i na „to­warzystwach", które z czasem stały się właści­wie organami wykonawczemi Wydziału, łą­cząc w swojej działalności wszystkie zalety ini-,

Page 137: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rcjatywy prywatnej ze sprawnością i dyscypli­ną aparatu państwowego.

Działalność Wydziału Surowców Wojen­nych opierała się na sekwestrowaniu surowców narazie w wypadkach indywidualnych, a póź­niej w sposób ryczałtowy. Sekwestr surowców nie znosił tytułu własności, lecz ograniczał pra­wo swobodnego rozporządzania niemi.

Poza sprawą reglamentacji, sekwestru i rozdziału surowców wkrótce wypłynęła palą­ca sprawa ich ceny. Zdecydowano ująć rów­nież w ręce rządu, a ściślej Wydziału Surow­ców Wojennych, i sprawę kształtowania się cen, które z niepokojącą szybkością wzrastały. Winę ponosiła w tern poniekąd nieuzgodniona działalność przeróżnych instytucyj wojsko­wych, które w miarę rosnących potrzeb polo­wały wprost na surowce, niejednokrotnie wza­jemnie podbijając ceny i przyczyniając się tern do wzrostu typowo wojennej lichwy, szczegól­nie uprawianej przez pokątnych pośredników. Sprawę tę rozwiązano w ten sposób, że Wydział

Wkroczenie Niemców do Polski Kongresowej.

Surowców Wojennych, nakładając sekwestr na dany surowiec, odrazu określał maksymalne ce­ny, których przekroczenie pociągało za sobą do­tkliwe kary. Lichwa w dziedzinie surowców ustała niemal zupełnie.

Przyczyną dalszej militaryzacji życia go­spodarczego w Niemczech była sprawa amuni­cji, broni i wszelakiego sprzętu wojennego. Przed wojną, jak już mówiliśmy, Niemcy wspa­niale rozbudowali swój przemysł czysto wojen­ny, który stanowił też chlubę niemieckiego mi-litaryzmu.

Z początkiem wojny okazało się jednak, że zapotrzebowanie armji o tyle przewyższa najśmielsze nawet przewidywania, iż przemysł wojenny nie może podołać włożonym nań obo­wiązkom. Z początku próbowano rozwiązać pa­lący problem przekroczenia przewidywanych norm zaopatrzenia armji drogą rozbudowy ist­niejących zakładów przemysłu wojennego, in­tensyfikacji pracy, oraz pośpiesznem budowa­niem nowych zakładów.

Page 138: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

le rosnące wciąż w błyskawicznem tem­pie potrzeby armji rychło drogę tę uczyniły nierealną. Wszelkie wysiłki powiększenia pro­dukcji przemysłu wojennego dawało zbyt nikłe rezultaty, które rażąco odbiegały od najbar­dziej nawet palących potrzeb. Trzeba było po­szukać innej drogi zaradzenia złemu.

Zdecydowano się przyciągnąć przemysł prywatny. Początkowo ograniczano się do po­mniejszych zamówień, ale kiedy okazało się, że organizacja i poziom techniczny prywatnego przemysłu niemieckiego pozwalają mu w zdu­miewająco krótkim czasie przystosowywać swoją produkcję do potrzeb wojny, poczęto roz­wijać system zamówień prywatnych do olbrzy­mich rozmiarów. Powoli przemysł niemiecki militaryzował się, co znów pociągało zwiększa­nie się kontroli ze strony wojskowości i rządu oraz ograniczanie swobody w dziedzinie gospo­darczej.

Przystosowywanie się przemysłu niemiec­kiego do potrzeb wojny było jedną wielką im­prowizacją zarówno ze strony przemysłu, jak i ze strony niemieckiej wojskowości. Obie stro­ny zdały ten ciężki egzamin celująco. Rezul­taty, do których doszli Niemcy w dziedzinie pro­dukcji wojennej, istotnie mogą zdumiewać każ­dego bezstronnego obserwatora!

Najtrudniejszym do rozwiązania proble­mem była sprawa produkcji prochu i materja-łów wybuchowych, których zużycie wkrótce już wyczerpały, ogromne zresztą, zapasy niemiec­kie. Nie zadawalała również zapotrzebowania bieżącego już jesienią 1914 roku pięciokrotnie powiększona produkcja. Trzeba ją było w dal­szym ciągu rozszerzać, a tymczasem możliwo­ści w tej dziedzinie były ściśle ograniczone szczupłym zapasem surowców. Jak wiadomo, w produkcji prochu podstawowym surowcem jest saletra, której wwóz do Niemiec był nie­słychanie utrudniony, a z czasem wprost unie­możliwiony.

To też już jesienią 1914 roku uczeni nie­mieccy zaprzągnięci zostali do pracy nad roz­wiązaniem tragicznego problemu saletry. Roz­wiązano go przy pomocy rozpoczętego tejże je­sieni wydobywania azotu z powietrza. Jakkol­wiek problem był rozwiązany—jednakże w spo­sób niedoskonały, który w dalszym ciągu ha­mował produkcję prochu i innych materjałów wybuchowych, co znów wyznaczało nieprzekra­czalną granicę rozwojowym możliwościom w dziedzinie produkcji pocisków, szczególnie artyleryjskich.

396

Niezależnie od sprawy prochu i sama ma­sowa produkcja pocisków artyleryjskich była mocno utrudniona. Przed wojną nikt nie prze­widywał tej kolosalnej roli, jaką w rzeczywisto­ści odegrała artylerja, szczególnie cięższych ka­librów. Stąd też dział amunicji artyleryjskiej w niemieckim przemyśle wojennym był naj­mniej przygotowany do zadań w czasie wojny. Brak było dostatecznej ilości maszyn oraz fa­chowych robotników. To też produkcja amuni­cji artyleryjskiej najwolniej rozwijała się. A tymczasem zapasy wkrótce już były na wy­czerpaniu. W rezultacie zimą 1914/15 roku artylerja niemiecka poczęła odczuwać brak po­cisków, oczywiście nawet w przybliżeniu nie w tak ostrej formie, jak to się działo w tym sa­mym czasie po stronie rosyjskiej.

Niezależnie od powołania przemysłu pry­watnego również i do produkowania amunicji artyleryjskiej, sprawę tę rozwiązano ostatecz­nie dopiero przez wprowadzenie pocisków no­wego typu. Przedwojenne pociski były wyra­biane z ciągnionej stali prasowanej, teraz zaś rozpoczęto ich wyrób ze stali zlewnej i z sza­rego żelaza lanego. Wprowadzenie nowego ty­pu pocisków zmniejszyło nieco skuteczność ognia artyleryjskiego, co jednak było mniej ważne wobec znacznie łatwiejszej i szybszej produkcji nowych pocisków „wojennych"

-Prawdziwa planowa gospodarka wojenna

została wprowadzona w Niemczech dopiero na wiosnę 1915 roku. W tym to czasie dowództwo i rząd niemiecki porzuciło mrzonkę rychłego za­kończenia wojny i zdecydowało się na prowa­dzenie długotrwałej wojny aż do zwycięstwa. W dniu 1 kwietnia 1915 roku ze stanowiska kierownika Wydziału Surowców Wojennych ustąpił polityk Rathenau, jej twórca, a jego miejsce zajął major Koeth, mający zaufanie na­czelnego dowództwa. RathenauWi zarzucono, iż, jako polityk, nazbyt liczy się w swojej dzia­łalności z potrzebami ludności cywilnej. Major Koeth reprezentował nieprzejednane stanowi­sko supremacji potrzeb wojennych nad wszyst-kiemi innemi. Stanowisko to opierało się na przeświadczeniu, że długotrwała wojna o tyle tylko nie wyczerpie zapasów surowców, co spo­wodowałoby konieczność zawarcia z tego powo­du pokoju, równającego się klęsce, o ile każdo­razowe zapasy surowców będą jak najściślej uzgadniane z zapotrzebowaniem i planowo zu-żytkowywane w granicach dłuższych okresów

Page 139: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

czasu, z jak najdalej posuniętą oszczędnością, aby tymczasem gromadzić nowe zapasy na na­stępny okres wojny. Rozrzutność, czy tylko lek­komyślność w dziedzinie surowców równałaby się dla Niemiec śmierci.

Nowy kierunek gospodarki wojennej po­czął coraz bardziej ograniczać potrzeby ludno­ści cywilnej, posuwając się w swoich ogranicze­niach aż do zupełnego zastąpienia niektórych cenniejszych surowców przeróżnemi „namiast­kami", wyrabianemi w kraju i środkami kra-jowemi.

lakiego rodzaju, nadające się jeszcze do prze­róbki, odpadki, starzyznę, żelastwo, a nawet przedmioty codziennego użytku. Aby zbiórka ta mogła dać poważniejsze rezultaty, nieunik­nione było daleko posunięte ograniczenie pra­wa własności i swobód obywatelskich, prze­kraczające nawet częstokroć z punktu widzenia „pokojowego" granice wprost rozsądku i wy­trzymałości psychicznej społeczeństwa. Ale Niemcy wówczas nie wahali się ani chwili, za­patrzeni w jeden tylko cel — zwycięstwo. Se-kwestrowano więc dzwony kościelne, miedziane

Ostrzeliwanie niemieckiego samolotu przez Rosjan.

Aby stale być poinformowanym o stanie posiadanych jeszcze zapasów surowców, o prze-widywanem ich powiększeniu się oraz o prze­widywanych rozmiarach ich zużycia i rozdzia­łu — Wydział Surowców Wojennych stworzył szereg precyzyjnych planów gospodarczych, ob­liczonych początkowo na przeciąg dwóch, zaś później trzech lat.

Zorganizowano następujące sposoby moż­liwego zachowania i uzupełnienia wciąż male­jących zapasów surowców.

Przedewszystkiem zorganizowano olbrzy­mi aparat zbiorczy i mobilizacji materjałowej, który dostarczał przemysłowi wojennemu wsze-

i cynkowe pokrycia dachów, klamki, okucia i ozdoby mosiężne, obręcze rowerowe, naczynia kuchenne miedziane, skórę, materjały podszew­kowe, bieliznę i dziesiątki innych przedmiotów codziennego użytku, których brak częstokroć zatruwał i bez tego niewesołe życie cywilnej ludności. Ale rezultaty tej zbiórki przymuso­wej były istotnie zdumiewająco wielkie. Tylko niemiecka bezwzględność, systematyczność i sprawność mogły osiągnąć tak poważne rezul­taty drogą tak drobiazgowej działalności.

Wydział Surowców Wojennych akcję tę rozciągnął również i na kraje okupowane. W imię jednak bezstronności należy stwierdzić,

Page 140: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

di iałalność w tym kierunku w krajach ok powanych, a między innemi i w Polsce, była o wiele mniej ostra, niż w Niemczech. Znacznie

w mniejszym zakresie wtrącano się do go­spodarstw prywatnych, jakkolwiek i to, co czy­niono, wystarczało, aby zatruwać życie codzien­ne ludności tych krajów.

Scentralizowano również cały handel za­graniczny, który również, unormowany, kon­trolowany i kierowany przez rząd, pracować mu­siał na potrzeby wojny. Dzięki etatyzacji han­dlu zagranicznego zorganizowaną planową wy­mianę zbędnych produktów krajowych na po­trzebne surowce z państwami sprzymierzonemi i neutralnemi. Kierownictwo nad całym sy­stemem zorganizowanego handlu objął specjal­ny wydział w Ministerstwie Spraw Wewnętrz­nych, wspópracujący jak najściślej z Wydzia­łem Importowo -' Eksportowym przy Minister­stwie Wojny.

Z biegiem czasu tą drogą wpływało zresz­tą coraz mniej surowców. Gospodarcza bloka­da Niemiec, stosowana przez Koalicję, dawała coraz lepsze dla niej wyniki. Państwa neutral­ne, stanowiące z początku dogodne i zamasko­wane furtki Niemiec na świat, powoli zostały „zakorkowane" i w drobnej tylko mierze mogły przemycać dla Niemiec potrzebne im surowce. Również i państwa sprzymierzone, a więc Au-stro-Węgry, Turcja i Bułgaria, z biegiem cza­su przestały być dostawcami surowców, któ­rych brak same poczęły odczuwać, natomiast w coraz większej mierze wymagały pomocy ze strony potężnego przemysłu niemieckiego, czę­sto nawet w dodatku na koszt Niemiec, będą­cych przewodnikiem, duchem i rozumem obo­zu centralnego. Raczej wńęc w rezultacie mia­ły Niemcy ze sprzymierzeńcami więcej kłopotu pod względem gospodarczym, niźli jakiejkol­wiek pomocy.

Na początku wojny polityka gospodarcza Niemiec szła w kierunku zdobywania i groma­dzenia gotowych surowców. Od wiosny 1915 roku zrozumiano, że dotąd przedewszystkiem należy zwrócić uwagę na sprawę możliwego wyzyskania źródeł surowców w kraju przez zwiększenie ich produkcji. Poczęto więc udo­skonalać metody pracy, zwiększano ilość za­trudnionych rąk roboczych oraz maszyn, rów­nocześnie wprowadzając udoskonalone maszy­ny nowych typów. Zajęto się również sprawą tych kopalń, które unieruchomiono jeszcze przed wojną, gdyż produkcja ich wobec konku­rencji zagranicznej nie opłacała się. Kopalnie te przejmowano albo pod bezpośredni zarząd

398

ydziału Surowców Wojennych, cz< warzystw surowcowych", albo wreszci-siębiorstw prywatnych, wspomaganych i u-przywilejowywanych przez rząd, i uruchomio­no bez względu na koszta produkcji i rentow­ność, byleby tylko powiększać zapasy surow­ców. Geologowie niemieccy niemało też przy­czynili się do odkrycia zgoła nowych kopalni, które natychmiast uruchomiono.

Również i w dziedzinie rolnictwa pobudza­no krajową wytwórczość brakujących surow­ców. Tak naprzykład wznowiono produkcję rolnych surowców tkackich, jak len i konopie, których uprawa w ciągu ostatnich kilkudziesię­ciu lat niemal zupełnie została poniechana ze względu na nierentowność tego działu rolnic­twa wobec konkurencji zagranicznej.

Walka Niemców na polu gospodarczem ze straszliwem widmem blokady bodaj że nie by­ła mniej bohaterska, niźli najświetniejsze wy­czyny wojenne na polach walk. Do walki ze skutkami blokady, a więc z brakiem surowców stawały karne i ofiarne szeregi niemieckich uczonych, przedewszystkiem chemików, któ­rych praca i sukcesy zasługują na szczególne wyróżnienie. W miarę, jak zapasy coraz to in­nego surowca ostatecznie wyczerpywały się, uczeni niemieccy odkrywali sposoby produko­wania zastępczych surogatówT pospolicie zwa­nych „namiastkami" (Ersatz).

Największym w tej dziedzinie wyczynem było wydobywanie azotu z powietrza, co nie­miecką produkcję amunicji uniezależniło od do­wozu zagranicznej saletry. Wspaniałym rów­nież wyczynem było produkowanie syntetycz­nej gumy wTobec zupełnego braku kauczuku. Dalej warto wymienić produkcję syntetycznej kamfory, siarki i gipsy, gliceryny z cukru, spirytusu z odpadków i ługów przemysłu drze­wnego, z węgla i z wapna, żywicy z pochodnych węgla kamiennego i wiele innych, których brak dotkliwie dawał się odczuć. Poza tern chemicy niemieccy dokonali licznych zdobyczy w dzie­dzinie smarów i stworzyli nowe metody pro­dukowania tłuszczów^ z grafitu i produktów zwierzęcych.

Słusznie tedy mówi szwocki chemik Cy-ren: „Żaden genjusz strategiczny świata nie zdołałby uchronić kraju od potężnego naporu z zewnątrz, który odgrodził Niemcy niemal zu­pełnie od wszystkich środków pomocniczych świata — bez pomocy niemieckich chemików".

Cała dziedzina produkcji surogatów zosta­ła również zorganizowana na podstawach go­spodarki wojennej. Było to tembardziej ko-

Page 141: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

niecznem, że bez pomocy państwa żaden przed­siębiorca prywatny nie mógł o własnych si­łach uruchamiać zupełnie nowe gałęzie przemy­słu, których przyszłość leżała częstokroć w rę­kach jednego uczonego, kierującego się często­kroć jedynie nikłemi rezultatami swoich labo­ratoryjnych doświadczeń. A tymczasem budo­wa nowych fabryk i instalowanie nowych urzą­dzeń technicznych wymagały w czasie wojny ogromnych kosztów, podczas gdy rentowność takiej nowej produkcji, jak i cała jej przyszłość po wojnie były zawsze mocno problematyczne. W dodatku wszelkie inwestycje wojenne, opar­te o liche materjały, z natury rzeczy były nie­trwałe i niepewne. Jeżeli pomimo wszystko do­konywano istnych cudów w dziedzinie wytwór­czości surogatowej — była WT tern nie mała za­sługa niemieckich przedsiębiorców, którzy wszelkie trudności zdecydowanie pokonywali swoją gospodarczą tężyzną oiaz istotnie wiel-kiem poczuciem odpowiedzialności zbiorowej i indywidualnej.

Również w dziedzinie metali zmuszeni byli Niemcy do coraz częstszego stosowania su-rogatów. Tak więc miedź i cynę zastępowano żelazem, stalą laną, cynkiem, twardem drze­wem, wreszcie nawet tekturą, żelazo i cynk zastępowano aluminjum, przy fabrykacji stali mangan zastąpiono karbidem wapnia i so­du i t. d. i t. d.

System surogatowy zastosowano również w przemyśle tkackim, którego zapasy surowTca, a przedewszystkiem bawełny, bardzo szybko wyczerpały się wśród rosnących potrzeb. Z po­czątku radzono sobie wznawianiem uprawy lnu i konopi, kiedy zaś i to nie dawało już ko­niecznych wyników, przystąpiono do udosko­nalenia i masowej organizacji przędzalnictwa papierowego. Używano również coraz częściej tych krajowych surowców przędzalniczych, które w czasie pokoju były zupełnie nieznane, jako zbyt mało wartościowe, jako to pokrzywy, włókna torfowego i trzcinowego, łyka wierzbo­wego, chmielu, janowca i wielu innych. W tej

v*u-3

t>„-

..»_ JCt XŁfflflBiif.

„-.-<-*?*-

Rosyjskie ciężkie działo •!() cm. po, ostawiorn podczas odwrotu.

Page 142: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

dziedzinie nieocenione usługi oddały Niemcom przed wojną już potężne rozwinięte gałęzie przemysłu celulozowego, papierniczego i drzew­nego, które w czasie wojny przystąpiły do ma­sowej produkcji nitek papierniczych, jako su-rogatu przy produkcji sztucznego jedwabiu i sztucznej bawełny.

Już w 1916 roku przemysł niemiecki nie-ledwie we wszystkich dziedzinach uległ rady­kalnym zmianom systemu produkcji, dostoso­wując się do nienormalnych warunków wojen­nych i blokady, wykazując niezwykłą swoją tę­żyznę, wysoki poziom techniczny i handlowy oraz świetną organizację. Tylko to pozwoliło Niemcom w ciągu czterech lat walczyć z Koali­cją, która na swoje usługi miała potęgę mater-jalną niemal całego świata.

I rzecz ciekawa — wszystkie te zdumiewa­jące rezultaty gospodarcze osiągnęli Niemcy przy znacznie większem pozostawieniu swobo­dy własnemu przemysłowi i handlowi, niźli to działo się naprzykład w Anglii, której ustawa o amunicji wojennej z dnia 2 lipca 1915 roku („Munition of War Act") znacznie bardziej paraliżowała swobodę i poddawała pod zupełny rygor wojenny te gałęzie przemysłu, które kwa­lifikowano, jako przemysł wojenny. W Niem­czech zwyciężyła zasada samopomocy i swobod­nego przystosowywania się producentów do warunków wojennych i potrzeb armji. Pań­stwo sprawowało tylko ogólną kontrolę i, zgod­nie z szerokiemi planami wojennemi, regulo­wało całokształt życia gospodarczego, pozosta­wiając swobodę inicjatywie prywatnej wszę­dzie, gdzie się to dało uczynić. Dość wcześnie bowiem zrozumiano w Niemczech, że drogą au­tomatycznego przymusu niewiele można osiąg­nąć, a łatwo i wiele popsuć, E. O. Volkmann pisze: „Przymus i nadzór, te specyficzne środ­ki działania państwa, nie dopisały przy urze­czywistnieniu celu, które zależało w dużej mie­rze od objektywnych warunków ogólnych, a prócz tego od nastroju i dobrej woli osób za­interesowanych". Rolą tego ostatniego czyn­nika ilustruje chociażby statystyka strajków w pierwszych trzech latach wojny w Niem­czech. W 1914 r. brało udział w strajkach za­ledwie 2.084 robotników, w 1915 r. już 12.860, zaś w 1916 r. aż 124.188 robotników. Tak to maleje odporność społeczeństwa, nadmiernie przeciążonego obowiązkami wobec państwa i własnym niedostatkiem, z czem musiano się w Niemczech liczyć ze względu na nastrój spo­łeczeństwa, prowadzącego beznadziejnie cięż­ką wojną.

400

Niesłychanie intensywne tempo oraz ci kie warunki pracy przemysłu niemieckiego wy­sunęły palące zagadnienie m2szyn i sił robo­czych. W tym celu powołano w całem państwie urzędy do wyrównywania stanu maszyn (Ma-schinenausgleichstellen), które zajęły się przy­dzielaniem przemysłowi, pracującemu dla ce­lów wojny, z początku tych obrabiarek znajdu­jących się w kraju, które pracowały w mniej ważnych gałęziach przemysłu lub zgoła były bezrobotne, później zaś obrabiarek, masowo zabieranych z fabryk na terenach okupowa­nych, między innemi boleśnie dezorganizując przemysł polski w b. Kongresówce. Niezależ­nie od ewidencji i przydziału już pracujących obrabiarek pośpiesznie produkowano nowe ma­szyny o udoskonalonej, a przedewszystkiem uproszczonej konstrukcji.

Większej jeszcze bodaj energji wymagało rozwiązanie zagadnienia ludzkich sił robo­czych. Bezrobocie, które chwilowo zapanowa­ło na początku wojny, bardzo prędko prze­kształciło się w boleśnie odczuwany brak rąk roboczych. Przyczyniło się dc tego powoływa­nie pod broń wciąż nowych roczników mężczyzn oraz gwałtownie rozwijająca się produkcja przemysłowa, rozwój środków komunikacyj­nych oraz rozrost aparatu państwowego. Zwła­szcza coraz trudniej było o robotnika wykwali­fikowanego. Przy Ministerstwie Wojny utwo­rzono przeto specjalny Wydział Robotniczy, który zwalczał brak rąk do pracy, pośpiesznem szkoleniem niewykwalifikowanych robotników, wciąganiem do wszystkich dziedzin pracy ko­biet i małoletnich oraz wszechstronnem zużyt-kowywaniem pracy jeńców wojennych, a nawet inwalidów. Wydział ten zajmował się również przydziałem sił roboczych przemysłowi i in­nym dziedzinom pracy dla celów wojny.

W pierwszych dwóch latach wojny utrzy­mywano bezwzględną zasadę wolności pracy, a stąd_ nawet i strajków. Projekty zmilitary­zowania całego społeczeństwa i narzucenia mu pracy przymusowej Ministerstwo Wojny kon­sekwentnie odczuwało, uważając, iż praca przymusowa zawsze ustępuje pod względem ja­kości pracy wolnej, a w gospodarce wojennej przedewszystkiem powinno chodzić o wysoką wartość indywidualnej pracy oraz o bezwzględ­nie dobrą wolę każdego robotnika, czy pracow­nika umysłowego. Dlatego też Ministerstwo Wojny stosowało raczej metody zachęcenia do wydajnej pracy drogą powiększania zarobków i stosowania dodatków żywnościowych tak cen-

Page 143: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nych w czasie wojny w wygłodzonych Niem­czech.

A teraz zilustrujemy danemi statystycz-nemi (według Wurtzbachera i Wrisberga) te rezultaty, jakie w okresie 1914 — 1916 roku osiągnął niemiecki przemysł wojenny.

Niemieckie plany mobilizacyjne przewidy­wały dzienną produkcję karabinów ręcznych w ilości 1.200 sztuk — w roku 1916 produkcja ta osiągnęła 8.000 sztuk dziennie. Produkcję karabinów maszynowych przewidywano w ilo­ści 200 sztuk miesięcznie — w 1916 r. osiągnię-

ce cyfry. Na początku wojny zapas amunicji wynosił: dla artylerji polowej około 3.300.000 pocisków, dla lekkich haubic polowych około 750.000 pocisków. Do dnia 1 lipca 1916 roku od początku wojny wyprodukowano: dla arty­lerji polowej około 38.250.000 pocisków i dla lekkich haubic polowych około 14.510.000 po­cisków.

W lecie 1916 roku miesięczna produkcja pocisków dla artylerji polowej osiągnęła już rekordową cyfry około 4.000.000 sztuk, co od­powiadało dwudziestokrotnemu (!) wzrostowi

Uciekinierzy z okolic Warszawy otrzymują chwilowe schronienie w kościołach.

to około 2.300 sztuk miesięcznie. Produkcja miotaczy bomb w kwietniu 1915 roku wynosiła ogółem (wszelkich kalibrów) — 62 sztuki, w kwietniu 1916 roku już 255 sztuk, a w lipcu tegoż roku aż 896 sztuk!

O wzroście produkcji dział świadczy cho­ciażby fakt, że w połowie" 1915 roku produko­wano około 270 dział polowych miesięcznie, zaś w końcu roku produkcja miesięczna wyno­siła już 480 dział tegoż kalibru.

O produkcji amunicji świadczą następują-

wydajności przemysłu wojennego w stosunku do norm, przewidzianych w pierwotnych pla­nach mobilizacyjnych.

Miesięczna produkcja ciężkich dział wyno­siła: w 1914 roku — 20 sztuk, w 1915 roku — 60 sztuk, w 1916 roku — 300 sztuk!

Na początku wojny zapas amunicji dla ciężkich haubic polowych, moździerzy, dział 10 cm., 13 cm., 15 cm. oraz dział najcięższych wy­nosił 2.676.00 pocisków, zaś dla dział fortecz-nych dawniejszych systemów 1.626.000 pocis­ków. Od początku wojny do dnia 1 lipca 1916

Page 144: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

roku wyprodukowano dla artylerji ciężkiej oko­ło 21.094.000 pocisków!

Ciekawie przedstawia się również produk­cja prochu. W czasie pokoju wynosiła ona mie­sięcznie około 200 tonn, jesienią 1914 roku oko­ło 1000 tonn, w kwietniu 1915 roku około 2000 tonn, w październiku 1915 roku 4.300 tonn, w styczniu 1916 roku 5.000 tonn i wreszcie w czerwcu 1916 roku 6.000 tonn!

Wszystkie te dane dają pojąć, jak wielki musiał być wysiłek Niemców, aby osiągnąć tak wielkie rezultaty gospodarcze w czasie uciążli­wej wojny i w obliczu straszliwej blokady, któ­ra pozbawiała Niemców surowców i pomocy

techniczno - gospodarczej z zagranicy. W tym olbrzymim wysiłku całego społeczeństwa nie­mieckiego leży główna tajemnica zdumiewają­cej wytrzymałości wojennej armji niemieckiej, która w ciągu czterech lat nie dała się złamać, a przeciwnie sama jeszcze podtrzymywała war­tość bojowych swoich sojuszników.

W innych dziedzinach gospodarczych osią­gnęli Niemcy nie mniej zdumiewające rezulta­ty. Szczytem zaś tężyzny gospodarczo-wojen­nej były już ostatnie dwa lata wojny 1917 i 1918. Ale tern zajmiemy się w przyszłości, parokrotnie jeszcze powracając do tematów go­spodarczo - wojennych.

Page 145: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM

To, o czem tylko marzyły całe pokolenia Polaków, ofiarnie walczących o niepodległość ojczyzny, stało się rzeczywistością — wybuchła wojna, w której po obu stronach stanęły wszy­stkie trzy mocarstwa rozbiorowe.

Niezależnie od kierunków politycznych, dzielących naród polski, były one zgodne w ro­zumieniu, iż nadszedł moment wyjątkowo po­myślny dla rozwiązania sprawy polskiej z mniejszą lub większą korzyścią dla Polaków.

Od początku wojny walki trzech zaborców toczyły się na ziemiach polskich i — co było oczywiste — również o te ziemie. Wzajemny antagonizm zgodnych przedtem w sprawie pol­skiej państw rozbiorowych, oraz konieczności wojny, narzucające się im nawet wTbrew ten­dencjom i tradycjom politycznym, pozwalały mieć nadzieję, że politykom polskim uda się wykorzystać te okoliczności i odpowiednio wpłynąć na kształtowanie się sprawy polskiej w czasie wojny i po wojnie, kiedy nastąpi zafi-ksowanie prawne nowego układu stosunków europejskich.

Poza koniecznością wojenną podnoszenia sprawy polskiej w łonie wszystkich trzech mo­carstw rozbiorowych, społeczeństwo polskie ożywiła ponadto nadzieja poruszenia sprawy polskiej na forum międzynarodowem, gdzie od dłuższego już czasu panowała na ten temat zabójcza dla nas cisza, świadcząca o tem, iż Europa pogodziła się trwale z istniejącym sta­nem rzeczy i zniknięciem Polski z mapy i z ży­cia europejskiego. A poruszenie sprawy pol­skiej właśnie na terenie międzynarodowym po­zwoliłoby politykom polskim pozyskać życzliw­sze poparcie z zewnątrz, mogące wywrzeć po­ważny wpływ na ukształtowanie się dalsze spraw polskich. Bowiem mało prawdopodob-nem było, aby sprawy polskie mogły powrócić

OKRESIE WOJNY ŚWIATOWEJ.

po wojnie do poprzedniego, tak fatalnego dla nas status quo.

Wojna i związane z nią nadzieje wywoła­ły w społeczeństwie naszem niezwykłe ożywie­nie polityczne. Wszystkie stronnictwa polity­czne rozwinęły energiczną działalność w kie­runku realizowania swoich programowych wskazań na czas wojny. Wszystko, co stano­wiło w Polsce jakąkolwiek elitę, było poruszone, roznamiętnione i wciągnięte w wir polityki wo­jennej.

Niestety — Polska, pozbawiona własnej państwowości, rozdarta na trzy zabory, szarpa­na wewnętrzną walką sprzecznych kierunków społecznych i politycznych, nie mogła była zdo­być się na wytworzenie jednolitej, zwartej ide-ologji oraz jednolitego programu praktycznego działania politycznego w czasie wojny, w któ­rej ważyły się przyszłe losy polskie. Nie było w Polsce przedwojennej żadnego czynnika na­czelnego, któryby mógł zsyntetyzować opinję narodu i ująć kierownictwo jego spraw w swo­je ręce, a któremuby z kolei ten naród mógł za­ufać, karnie oddając swoje siły do jego rozpo­rządzenia.

W o ileż lepszem położeniu znalazł się w czasie wojny pobratymczy naród czeski, nie-rozdarty granicami, uświadomiony i zdyscy­plinowany już w szkole demokracji i parlamen­taryzmu, posiadający już instytucje, stanowią­ce doskonałe tworzywo dla przyszłej organiza­cji państwowej, i wreszcie już przed wojną wy­posażony w zdecydowaną politykę niepodległo-ściowo, skierowaną przeciwko jedynemu wro­gowi — Austro - Węgrom. Nic też dziwnego, że w tych warunkach potrafili Czesi wytworzyć w czasie wojny jednolity i zwarty front polity­czny, który niemało im pomógł w ukształtowa­niu się niepodległej Czechosłowacji.

403

Page 146: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

%HUittUteUttUM^^^M^k,

Ł >\h

/ . / s

Ludność przygląda się samolotom niemieckim, które rzucają bomby.

W Polsce w chwili wybuchu wojny istnia­ły liczne zwalczające się wzajemnie stronnic­twa polityczne, w których programach naogół niewiele było wskazań konkretnych, dających się zastosować w warunkach wojny. Stąd też wojenna polityka stronnictw polskich była ska­zaną na mniejszą lub większą improwizację w obliczu wypadków w olbrzymiem znaczeniu, które pędziły z zawrotną szybkością.

Pomiędzy zaborami z chwilą wybuchu wojny łączność była w dużej mierze utrudnio­na. Pomiędzy znów stronnictwami porozumie­nie było niezwykle utrudnione, jeśli zgoła nie uniemożliwione wskutek braku jakichś czyn­ników ponadpartyjnych lub wspólnego terenu dyskusji. W dodatku czas i wypadki nagliły, zmuszając do pośpiesznych decyzyj. W tych warunkach polska myśl polityczna w czasie wojny już w niepodległej Polsce wyzwolonej.

Przy kształtowaniu się poszczególnych od­łamów polityki narodowej polskiej w czasie wojny dominujący wpływ wywarły, oczywiście, istniejące już przed wojną ideologje i progra­my. Wszak środki, któremi się posługujemy, nieuchronnie wywierają swój wpływ na krys­talizowanie się osiąganego przy ich pomocy ce­lu. Dla stronnictw politycznych nie było więc

404

rzeczą obojętną wybór tych lub innych dróg działania w czasie wojny, gdyż one przesądza­ły poniekąd charakter ostatecznego rezultatu. A wszak chodziło o Polskę, której obraz odręb­nie rysował się w świetle poszczególnych ideo-logji i programów.

Oto były przyczyny, dla których w polity­ce narodowej polskiej powstały tak zwane „or-jentacje wojenne", które były środkami dzia­łania poszczególnych kierunków. Owe „orjen­tację", dzięki wojnie i jej namiętnościom, na długo rozdzieliły naród polski na zwalczające się odłamy, bardziej w stosunku do siebie anta­gonisty czne, niźli pokojowe part je polityczne. Boć przecież ważyły się losy świata, a wraz z nim i Polski. Każdy Polak, kto z pełną wiarą, a nie dla względów praktycznych, wyznawał tą lub inną „orjentację", musiał uważać ją za „jedyną" drogę do uzyskania przez zgnębiony naród polski jaśniejszej przyszłości. A więc— w jego mniemaniu — ten, kto wyznawał prze­ciwną orjentację, gubił Polskę! Nie chodziło tu bowiem o drobne szczególiki, zabarwienia i cha­rakter spraw, ale o ich najgłębszą istotę. To rozdarcie ideowe było nieuchronną konsekwen­cją braku wspólnych nadrzędnych czynników politycznych i społecznych, które w normalnie żyjącem społeczeństwie regulują antagonizmy,

Page 147: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

sy syntetyzują opinję i krystalizują zasadnicze wytyczne polityczne, wspólne dla wszystkich.

Dziś, niejako już z perspektywy dziejowej, możemy stwierdzić, że napięcie tych antagoniz­mów świadczyło o żywotności i tężyźnie naro­du, który, w tragicznych warunkach wojny i wewnętrznego rozdarcia, chciał, chociaż mo­że często nie umiał, walczyć w imię swoich nie­zniszczalnych praw do życia i wolności.

Zasadniczo w polityce polskiej mogły by­ły istnieć dwie tylko główne „orjentację". Pol­ska, pozbawiona własnej państwowości, włas­nej armji i własnej reprezentacji międzynaro­dowej, nie dawała politykom polskim pola do samodzielnego działania. Polityka polska mu­siała szukać oparcia i środków działania w ob­cych, a nawet wrogich państwowościach. Że zaś cała niemal Europa podzieliła się na dwa wrogie obozy — przeto polityka polska miała do wyboru albo „orjentację koalicyjną", albo

też „orjentację centralną". Tertium non datur. Dopiero w ramach tych zasadniczych „orjenta-cyj" mogły istnieć mniejsze lub większe odcie­nie i różnicy. A więc w pierwszym wypadku „orjentacja" ściśle rosyjska lub raczej zachod­nio - koalicyjna (Francja i Anglja), w drugim zaś wypadku austrjacka lub niemiecka. W ten właśnie sposób poczęła różniczkować polityka polska w czasie wojny.

Tragiczną konsekwencją trójzaborowości Polski przedwojennej, oraz istnienia przeciw­nych orjentacyj był udział Polaków w wojnie. Setki tysięcy Polaków, powołanych pod broń przez wrogie sobie i nam armje, stanęły na­przeciw siebie po obu stronach frontu. I nie rzadko zdarzało się, że żołnierz — Polak strze­lał do przeciwnika również żołnierza — Pola­ka, że brat godził w brata, bo tak mu nakazy­wał wraży przymus, złożona przysięga żołnier­ska i honor rycerskiego narodu. Fakt ten był-

W porcie.

40!

Page 148: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

, v , już dostateczną tragedją narodu. Ale „01 jentacje" tragedję tę musiały bardziej jeszcze pogłębić: nietylko Polacy musieli walczyć po obu stronach frontu pod obcemi i wrogiemi so­li ie sztandarami, ale ponadto w pewnej mierze musieli czynić to dobrowolnie, pod własnemi sztandarami, radośnie, bo w imię Polski, za któ­rą z pełną miarą walczyli i umierali.

Konieczność nieuniknionej w warunkach wojennych bratniej walki była tą najmniejszą tragedją, przed którą nie mogła się powstrzy­mać polska myśl polityczna pod grozą utraty tych możliwości, które — być może po raz osta-

Dla państw rozbiorowych zagadnienie pol­skie wypłynęło w nowem zabarwieniu na dwóch odrębnych płaszczyznach: politycznej i wojsko­wej.

Pod względem politycznym sprawa polska nie mogła być obojętną ani dla Rosji, ani dla Niemiec i Austro - Węgier, ponieważ ich ewen­tualne zdobycze wojenne dotyczyłyby przede-wszystkiem ziem polskich. Tak więc Rosja miała apetyt na Poznańskie. Pomorze i Śląsk, Niemcy zaś i Austro - Węgry na b. Kongresów­kę, a nawet i wschodnie kresy polskie. Reali­zacja tych aspiracji naruszyłaby istniejący

Sztuczne kończyny.

tni historja odkryła przed narodem polskim, duszącym się i kruszejącym w okowach potrój­nej niewoli.

Na początku wojny sprawa polska była za­gadnieniem, które interesowało wyłącznie trzy mocarstwa rozbiorowe: Rosie. Niemcy i Au-stro-Węgry. Na forum międzynarodowem w sprawie polskiej panowała jeszcze cisza, któ­ra jednak wcześniej czy później musiała być za­kłóconą wydarzeniami wojennemi i stanowis­kiem mocarstw zainteresowanych.

406

stan rzeczy w Polsce, zachwiałaby równowagą wpływów obcych w Polsce i zniszczyłaby sy­stem trójzaborczości, tak znakomicie ułatwia­jący zadanie poszczególnym państwom rozbio­rowym. W nowych warunkach sprawa polska, wytrącona z tradycyjnej już polityki państw rozbiorowych, wymagałaby od nich poważniej­szej rewizji i zajęcia nowego stanowiska, odpo­wiadającego nowym warunkom.

W czasie wojny na czoło oceny państwo­wej z natury rzeczy wysuwają się wojskowi, którzy we krwi budują przyszłość swego pań­stwa. Jednakże politycy i dyplomaci, zepchnie-

Page 149: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ci na plan drugi, niejako bezrobotni, bynaj­mniej nie rezygnują ze swoich zawodowych na-wyknień, a niewiele mając do gadania na te­mat wojny, tern chętniej i z tem większym za­pałem oddają się pracom, dyskusjom i intry­gom na temat przyszłego, powojennego ukształ­towania stosunków, w których znów oni będą rej wodzili. Przeważnie działalność ta bywa dość jałowa i mało skuteczna, zawsze jednak niezwykle komplikuje bieg samej wojny, narzu­cając jej coraz nowe tendencje i cele.

gowana, wywołała w końcu rozgłośne echo n forum międzynarodowem.

Pod względem wojskowym sprawa polska była dla państw rozbiorowych zagadnieniem pierwszorzędnej wagi.

Wojna toczyła się na ziemiach polskich. Stosunek polskiej ludności cywilnej do stron walczących nie mógł być obojętnym dla wo­dzów. Wiemy wszak, jak wielką rolę stosunek ten może odegrać w wojnie, że wymieniony cho­ciażby przykład belgijski i serbski. Każda ze

Pociąg wojskowy wśród zasp śnieżnych.

Zawsze tak bywało, że politycy i dyploma­ci sieją wojnę i pożywają jej plany, wojskowym pozostawiając same tylko krwawe żniwo, pod­czas którego czynią jałowe obrachunki ewen-

I t u a l n y c h plonów i ich rozdziału. Tak też się działo i w czasie wojny świa­

towej w państwach rozbiorowych. Zjawisko to było bezsprzecznie korzystnem dla nas, gdyż po­litycy, od początku wojny debatując nad po­działem polskich plonów wojny, sami tego nie pragnąc, poruszyli sprawę polską, która, umie­jętnie przez Polaków podchwytywana i propa-

stron pragnęła zapewnić sobie życzliwość Pola­ków, a nienawiść ich skierować na przeciwni­ka. Poza tem była sprawa Polaków — żołnie­rzy we wszystkich trzech armjach walczących, których lojalność była szczególnie ważną ze względu na to, że wojna toczyła się na terenach, dobrze im znanych. I znów doświadczenie po­ucza, jak wielkie szkody może przynieść armji nielojalność i solidarność jej żołnierzy jednej narodowości, za przykład czego może służyć masowe łamanie wierności żołnierskiej przez Czechów w armji austrjackiej, co niemało

407

Page 150: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

przyczyniło się do niepowodzeń tej ostatniej. Wreszcie z wojskowego punktu widzenia nie było rzeczą obojętną przyciągnięcie ochotników polskich, powszechnie i oddawna uznanych, ja­ko świetny materjał wojskowy, oraz wywołanie na tyłach przeciwnika jakiej polskiej rewolucji czy chociażby ruchawki. Te ostatnie względy nabrały szczególniejszej wagi w późniejszym okresie wojny, kiedy obie strony odczuwały już dotkliwe wyczerpanie co lepszego materjału ludzkiego.

Jak widzimy przeto zarówno względy poli­tyczne, jak i wojskowe zmusiły państwa zabor­cze do zajęcia się sprawą polską i wynalezienia dla niej najkorzystniejszego dla siebie rozwią­zania. Na tej konieczności orjentacje polskie borowały przedewszystkiem swoje nadzieje i w tym kierunku poprowadziły swoje pierwsze kroki polityczne.

Pozwolimy tu sobie na małą dygresję. W casie wojny, zarówno jak po wojnie, może nawet do dnia dzisiejszego, istniało wielkie nie­porozumienie wśród szerokich mas społeczeń­stwa, niewtajemniczonego w arkana polityki, na temat orjentacyj polskich.

Masy społeczeństwa, zawsze skłonne do uproszczeń i symboliki, przeważnie nie orjen-towały się w charakterze orjentacyj politycz­nych. Nie rozumiały, że taka czy inna orjen-tacja jest tylko środkiem do osiągnięcia rezul­tatów politycznych, do których polityka polska dążyła wTbrew interesom wszystkich trzech państw zaborczych, a w imię szerzej lub węziej pojmowanych odbudowy Polski niepodległej.

W wyniku tego masowego nieporozumie­nia, które przez długi czas nie mało przyczy­niało szkody samej sprawie polskiej, wytwa­rzało się w dołach społeczeństwa błędne prze­świadczenie, że Polska opowiada się „za Ros­ją" — „za Niemcami" lub „za Austro - Węgra­mi". A Polska tymczasem opowiadała się w istocie za swoją pogwałconą wolnością.

A teraz, zanim przystąpimy do przeglądu szczegółowego orjentacyj polskich, chociaż -po­bieżnie zapoznajemy się z tymi kierunkami po-litycznemi, które wytworzyły się w samych państwach rozbiorowych dookoła sprawy pol­skiej.

Najgłośniej debatowano sprawę polską w sferach decydujących monarchji austro-wę-gierskiej. Nie było jednak jednolitego na tę sprawę poglądu. Przeciwnie nawet — wyraź­nie zaznaczały się od początku wojny rozbież-

408

ne, a nawet wrogie sobie tendencje polityko austrjackich i węgierskich.

Oficjalnie Austro - Węgry aspirowały do samodzielnego rozwiązania sprawy polskiej, które rozumiano, jako połączenie całego b. Kró­lestwa Polskiego (zabór rosyjski) z całą b. Ga­licją w jeden organizm o nieokreślonej struk­turze i charakteru pod berłem Habsburgów.

Rozwiązanie takie było ambicją sędziwego cesarza Franciszka Józefa oraz polonofilskich kół wśród politycznych sfer austrjackich, któ­rym przewodził znany polonofil arcyksiążę Ka­rol Stefan (z Żywca).

Ale takie rozwiązanie mogło być rozwiąza­ne trzema sposobami. Jak wiadomo Austro -Węgry były państwem dualistycznem. Cesarz austrjacki był równocześnie królem węgier­skim. W ramach dualistycznej monarchji Au-strja i Węgry posiadały odrębne organizmy państwowe, złączone jedynie osobą wspólnego monarchy i szeregiem wspólnych instytucyj i organów państwowych. Wobec takiej struk­tury Austro - Węgier istniały trzy możliwości. Albo Polska, składająca się z b. Kongresówki i b. Galicji, utworzyłaby trzeci organizm pań­stwowy pod władzą zwierzchnią cesarza Au-strji, króla Węgier i powiedzmy równocześnie króla Polski i weszłaby, jako trzeci członek do monarchji Habsburgów, przekształconej z dua­listycznej na trialistyczną; albo Polska weszła­by tylko w stosunek dualistyczny (analogicz­ny do Austro - Węgier) z cesarstwem austrJac­kiem, a dopiero wraz z niem w nienaruszony dualistyczny system Austro - Węgier; albo wreszcie przyłączone ziemie polskie wraz z b. Galicją utworzyłyby poprostu prowincję au-strjacką, analogicznie do położenia dotychcza­sowego b. Galicji.

Zdecydowanie się na jedną z tych możli­wości nie było sprawą łatwą dla decydujących czynników Austro - Węgier.

Z koncepcją trialistyczną bezwzględnie nie zgadzają się Węgry, które dotychczas w spra­wach ogólnych były równouprawnione z Au­str ją, zaś przy równowadze wpływów austr jac-ko-węgiersko-polskich łatwo mogłyby być zma-joryzowane przez większość polsko-austrjacką. Koncepcję tę uważali Węgrzy za pomniejszenie ich praw suwerennych.

Koncepcja znowuż niejako subdualizmu polsko - austrjackiego — poza Węgrami — ni­komu nie mogła dogodzić. Austrjacy katego­rycznie odrzucali ją ze względu na pomniejsze­nie w tych warunkach własnego wpływu w mo­narchji na korzyść Węgrów (M + V± + V->)

Page 151: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Walka do <

Polacy widzieli w niej to samo niebezpieczeń­stwo, a poza tern nie mogli się zgodzić na nie­jako drugorzędne stanowisko w monarchji na­dal Austro - Węgier. Pozostali Słowianie au-strjaccy widzieli w niej zakłócenie dotychcza­sowej równowagi wpływów w obrębie Austrji, w której, po wyłączeniu Galicji, Austrjacy uzy­skaliby przewagę.

Pomysł włączenia Polski, jako prowincji na poprzednich prawach Galicji, dla Polaków byłby za mało korzystny, jak na wynik wojny światowej, zaś dla Austrjaków niemożliwy do przyjęcia ze względu na całkowite już ich zma-joryzowanie przez żywioł słowiański, wzmoc­niony przez polską ludność Kongresówki.

Jak widzimy przeto, oficjalnie lansowane w Wiedniu rozwiązanie sprawy polskiej napo­tykało na poważne trudności przy bliższej jego analizie.

Poza tern jakkolwiek potraktowane powyż­sze rozwiązanie sprawy polskiej napotykało na zasadniczo wrogie koncepcje.

Tak więc obok kierunku polonofilskiego istniał wśród decydujących sfer poważny kie­runek rutenofilski (filorusiński), któremu

niej chwth.

przewodził arcyksiążę Wilhelm, syn polonofil­skiego Karola Stefana, przezywany wśród Ru­sinów „Wasylem Wyszywanym". O ile ojciec chętnie przywdziewał w czasie uroczystości sta­ropolski kontusz szlachecki, przypasując do bo­ku polską karabelę, o tyle syn w podobnych oko­licznościach lubiał prezentować się w ludowym stroju rusińskim.

Austrja posiadała w Galicji zarówno lud­ność polską, jak i ruską (dziś zwaną zresztą „ukraińską"). W sąsiedztwie Galicji na tery-torjum rosyjskiem na północy leżały ziemie pol­skie, na wschodzie zaś ruskie (Ukraina, Podo­le i Wołyń). Kierunek polonofilski parł na pół­noc, kierunek rutenofilski — na wschód. Kon­cepcji polsko - trialistycznej czy dualistycznej przeciwstawiano analogiczną koncepcję ruską. Arcyksięciu Wilhelmowi uśmiechało się prawT-dopodobnie conajmniej jakieś wielkie hetmań-stwo ukrainne.

Należy jednak stwierdzić, że koncepcje ruskie w sferach decydujących miały znacznie mniejszą wagę od polskich, jednakże samo ich istnienie mocno komplikowało wytworzenie się jednolitego poglądu na sprawę polską.

Page 152: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Były wreszcie poważne tendencje poprostu wyrzeczenia się b. kongresówki na rzecz Nie­miec Tendencje te były w związku z pomysła­mi ruskiemi, przedewszystkiem zaś wypływa­ły z nieugiętego stanowiska Węgier. Wyrze­czenie się takie odrazu przecinałoby dla Au-stro - Węgier skomplikowaną sprawą polską, pozwalając im zwrócić całą uwagę w innym, łatwiejszym kierunku.

W tym kierunku parł potężny w monar-chji Habsburgów prezes węgierskiej rady mi­nistrów hrabia Tisza, o którym Czernin (mi­nister spraw zagranicznych za ostatniego ce­sarza Austrji Karola) pisze: ,,chciał on Polskę, jeżeli wogóle, uznać najwyżej za prowincję au-strjacką... a najchętniej zostawić Polskę Niem­com".

O tern, aby w wyniku wojny utworzyć cał­kowicie niezależne państwo polskie — oczywi­ście nikt poważnie nie myślał, za wyjątkiem samych Polaków, w Austro - Węgrzech. Było to absolutnie niemożliwe z punktu widzenia in­teresów monarchji Habsburgów, bowiem po stu kilkudziesięciu latach posiadania albo trze-baby się było wyrzec Galicji, albo też cierpieć

w niej irredentę polską, podsycaną przez są­siednią Polskę niepodległą, która nigdy nie wy-rzekaby się swojego ostatecznego zjednoczenia.

Niezależnie od tych trudności, które roz­wiązanie sprawy polskiej napotykało wewnątrz samych Austro - Węgier, decydujące znaczenie miał bezwzględny opór Niemiec, niezgadzają-cych się z żadną koncepcją austrjacką.

Zarówno niemieckie sfery polityczne, jak i wojskowe były na początku wojny bezwzględ­nie przeciwne radykalnemu rozwiązaniu spra­wy polskiej, przedewszystkiem zaś jakiejkol­wiek formie włączenia Kongresówki do Austro-Węgier, co sprowadzałaby się w rezultacie do otoczenia niemieckich prowincyj polskich śląs­ka i Poznańskiego przez zwarty żywioł słowiań­ski czeskopolski, posiadający w tych warunkach zwiększone wpływy w Austro - Węgrzech, Na­wet za cenę podsuwanych przez Wiedeń Niem­com północnych części Kongresówki nie chciał Berlin myśleć o podobnej możliwości. Niemcy dobrze rozumieli, że podział Polski pomiędzy Niemcy (drobniejsza część) i Austro - Węgry (znaczniejsza część) utrudniłby Niemcom ich eksterminacyjną polityką wobec Polaków, któ-

410

Sygiiały marynarzy.

Page 153: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rzy ciążyliby ku Austro - Węgrom, posiadają­cym większy obszar Polski, wyposażony w większe swobody i przywileje narodowe.

A głos Niemiec był od początku wojny co­raz bardziej rozkazującym dla Wiednia, w mia­rę, jak zanikał prestige armji austro-węgier-skiej, której niską wartość bojową coraz bar­dziej ratowały „żelazne" wojska niemieckie.

W Niemczech nad sprawą polską od po­czątku wojny dyskutowano w sposób mniej

I jawny, niż w Austro - Węgrzech, ale zato bodaj że z większem zrozumieniem wagi tego zagad­nienia. Jednakże sposób, w jaki Niemcy za­patrywali się na sprawę polską, był przede-wszystkiem znacznie bardziej nieszczery, per­fidny, wprost cyniczny. O ile Austro - Węgry dążyły do wyzyskania na swoją korzyść Polski, jako pewnej dodatniej dla nich wartości na sza­chownicy politycznej — o tyle znów Niemcy uważali Polskę za wartość dla siebie bezwzględ­nie ujemną, którą należało jeśli już nie zni­szczyć zupełnie, to w każdym razie na dłuższy czas unieszkodliwić. Austro - Węgry uważa­ły naród polski za materjał do budowy potężne­go gmachu Habsburgów — Niemcy widzieli w niem jedynie zaporę dla ekspansji swojej na wschód.

Wojska kolonjalne.

Austro - Węgry były państwem, mozolnie zbudowanem z różnych elementów narodowych, były typowem państwem narodowościowym. Stąd też teoretycznie w Austro - Węgrzech mo­gło się było znaleźć odpowiednie miejsce i dla narodu polskiego nawet w większej, niż dotych­czas masie. Rzesza niemiecka była państwem typowo jednolicie — narodowem i w tern leża­ła jej potęga, co dokładnie rozumieli Niemcy, bynajmniej nie pragnąc jakiejkolwiek poważ­niejszej zmiany w dotychczasowym charakte­rze swojego państwa. Równocześnie zaś będąc państwem o tendencjach zaborczych, widząc swoje przeznaczenie w ciągłej ekspansji nazew-nątrz, przedewszystkiem zaś na wschód („Drang nach Osten") — musiały Niemcy dążyć do obalania i niszczenia wszelkich zapór narodowych na drodze swojej ekspansji. A na­ród polski, niedający się dotąd pomimo wszel­kich wysiłków ani zniszczyć, ani wynarodowić, stanowił od wieków naturalną przeszkodą na drodze ku wschodowi, hamującą niszczycielski pochód niemczyzny. Na tern tle wytworzona rasowa, odwieczna nienawiść Niemców do wszystkiego, co polskie, kształtowała podczas wojny poglądy niemieckie na sprawę polską.

Oczywiście, mając, zupełnie zdecydowane

411

Page 154: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W: *-£ £?•?.

g&S-

/ ^ ^ • ^ S * ;

. M

fr » < . •

' • * » *» ,

t f l**W»£-g»~

Aiislrjacka artylerja wśród gór.

Page 155: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

niszczycielskie zamiary względem Polski, nie mogły Niemcy w czasie wojny nazbyt odsłaniać swojej przyłbicy, aby nie rzucić całego narodu polskiego na stronę przeciwną i nie popsuć so­bie perfidnych taktycznych posunięć w sprawie polskiej. W tym też celu od początku wojny istniał w Niemczech surowy zakaz poruszania sprawy polskiej publicznie i w prasie. Jednak­że zakaz ten, jakkolwiek wiele razy był pona­wiany, nie w pełni osiągnął rezultaty. Właści­wa Niemcom gruboskórność i nietaktowność w połączeniu z zajadłym a powszechnym nacjo­nalizmem, roznamiętnionym w dodatku wojną i wiarą w zwycięstwo, nie pozwoliły Niemcom, zwykle tak dyscyplinowanym, zastosować się do obowiązujących zakazów. To też, jakkol­wiek tłumione, odzywały się jednak liczne gło­sy w sprawie polskiej, uzewnętrzniając mimo-woli istotne cele polityki niemieckiej względem Polski i narodu polskiego.

Na początku już wojny ujawniły się w Niemczech trzy kierunki rozwiązania spra­wy polskiej. Pierwszy z tych kierunków, re­prezentowany przez Rathenan'a, Deutschera, Thyssena i wielu innych, odzwierciadlał poglą­dy sfer gospodarczych. Sfery te były zasadni­czo przeciwne włączaniu do Niemiec Kongre­sówki, zalecały zaś oddanie jej z powrotem w posiadanie Rosji, a to z następujących powo­dów. Po pierwsze niemieckie sfery gospodar­cze obawiały się konkurencji przemysłu pol­skiego Kongresówki, korzystającego ze znacz­nie tańszej, niż w Niemczech robocizny. Na­stępnie obawiały się, że tak znaczny wzrost licz­bowy żywiołu polskiego w Prusach w szybkim czasie przyczyni się do odniemczenia Śląska, Poznańskiego, Pomorza, Prus i Warmji, prze­kreślając tern wieloletnie wysiłki ekstermina­cyjne i germanizacyjne Niemców. Wreszcie sfery te, wśród których znaczne wpływy posia­dali Żydzi niemieccy, obawiały się napływu do

412

Niemiec mas żydowskich z Kongresówki, i I nieuchronnie wywołałoby wzrost tendencyj an- I tysemickich w społeczeństwie niemieckiem. A tego sfery przemysłowe bynajmniej sobie nie życzyły. Kierunek ten posiadał świetnego pro­pagatora naukowo - politycznego w osobie pro­fesora Anschutz'a z Berlina. •

Mając tak skrystalizowany pogląd na sprawę polską, niemieckie sfery gospodarcze zalecały równocześnie niesłychanie perfidną politykę aktualną wobec Polaków\ Chodziło mianowicie o szantaż polityczny na wielką ska­lę, którego ofiarą padłaby Polska. Drogą nie­szczerych obietnic i przy pomocy zręcznej pro­pagandy oraz tworzenia zamaskowanych fak­tów dokonanych zalecano wciągnięcie społe­czeństwa polskiego w aktywną politykę germa-nofilską poto, aby po wojnie oddać to społeczeń- I stwo Rosji, której nienawiść do Polaków dzięki temu manewrowi wzrosłaby jeszcze, powodując zwiększenie ucisku, polityki rusyfikacyjnej i wywłaszczeniowej. To znów pozwoliłoby po wojnie Niemcom również nacisnąć śróbę swo­jej polityki eksterminacyjnej, równocześnie wzmacniając z Rosją przyjacielskie stosunki na podstawie wspólnego zagadnienia polskiego.

Wyłożony powyżej początkowy pogląd sfer gospodarczych na sprawę polską okazał w cza­sie wojny dość znacznym zmianom w zależności I od ogólnych „konjunktur" wojennych i polity­cznych. Istota jednak poglądu pozostała bez zmiany. Zresztą i inne kierunki ulegały cią­głej fluktuacji w zależności od położenia ogól­nego, co im nie przeszkadzało zawsze trakto­wać -prawą polską, jako zagadnienie w grun­cie rzeczy czysto niemieckie, z punktu widzenia jak najbardziej egoistycznych i wrogich inte­resów Rzeszy Niemieckiej.

Page 156: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM OKRESIE WOJNY ŚWIATOWEJ.

II.

Drugi kierunek polityki niemieckiej w sprawie polskiej był reprezentowany przez stronnictwo wojskowe, które uwiło sobie gniaz­do w sztabie generalnym, a więc miało w czasie wojny niejako decydujący wpływ na bieg wy­padków również politycznych. Za stronnic­twem tern opowiadały się nietylko sfery woj­skowe, ale również sfery ziemiańsko-junkier­skie, sfery dworskie, część wielkiej finansjery czysto niemieckiej, a wreszcie cały odłam szo-winistyczno-nacjonalistyczny narodu niemiec­kiego, który to odłam, jak wiemy, do dziś sta­nowi wielką potęgę w Niemczech.

Stronnictwu wojskowemu przewodził nie­miecki następca tronu (Kronprinz), generał Falkenhayn, minister wojny, a następnie szef sztabu generalnego, słynny admirał Tirpitz, były kanclerz Bulow i wiele innych wybitnych osobistości z pośród wszystkich sfer społeczeń­stwa niemieckiego.

Stronnictwo wojskowe, ślepo wierzące w zwycięstwo oręża niemieckiego, było nastro­jone wybitnie aneks jonistycznie. Jakkolwiek stronnictwo to żądło swoich apetytów imperia­listycznych kierowało przede wszy stkiem prze­ciwko Francji i Anglji, z Rosją zaś pragnęło — po pierwszych niepowodzeniach we Francji — jak najprędzej zawrzeć pokój separatystyczny, jednakże uważało za niecelowe całkowite rezy­gnowanie ze zdobyczy terytorjalnych na koszt Rosji. Jedynie tylko wahało się w zależności od konjunktur wojennych pojęcie obszaru tych zdobyczy.

O odbudowaniu państwowości polskiej w tej lub innej formie, nawet w formie jakie­goś trializmu czy subdualizmu z Austro - Wę­grami, oczywiście stronnictwo wojskowe nie chciało nawet myśleć. Zasadniczo stało na sta­nowisku zachowania nadal systemu trójzabo-rowości w Polsce, dopuszczając jedynie zmianę

stosunku wzajemnego obszarów zaborczyc oczywiście na korzyść Niemiec, a chociażby ze stratą dla Austro - Węgier. Ostatecznie sfery militarystyczne uważały za możliwy nowy po­dział Polski wyłącznie pomiędzy Niemcy i Au­stro - Węgry, pozostawiając sobie najlepsze uprzemysłowione części b. Kongresówki, z któ­rych miałaby być utworzoną oddzielna prowin­cja Rzeszy Niemieckiej (Reichsland), jak to się stało z Alzacją i Lotaryngją po wojnie 1871 roku. Nie cofano się również w Berlinie przed koncepcją ugłaskania i odszkodowania Rosji kosztem Austro - Węgier, od których miałaby być oderwaną na rzecz Rosji b. Galicja Wscho­dnia i Bukowina.

Z czasem konieczności wojny wpływały na znaczne zmiany w polityce imperjalistów nie­mieckich w sprawie polskiej. Na początku jed­nakże wojny, jak to widzimy, decydujące sfery w Niemczech widziały rozwiązanie sprawy pol­skiej w anektowaniu ile się da zaboru rosyj­skiego przy równoczesnem zachowania samego systemu rozbiorowego. Równocześnie aneks-jonistyczny program niemiecki na wschodzie przewidywał włączenie do Rzeszy Litwy i Kur-landji, co pozwoliłoby rozszerzyć panowanie niemieckie na Bałtyku, na przyszłość dawałoby Niemcom wygodniejszą jeszcze pozycję stra­tegiczną wobec Rosji, a wreszcie stanowiłoby potężne, daleko na północny wschód wysunięte ramię niemieckie, stale grożące swoją żelazną pięścią stolicy Rosji — Petersburgowi.

Domagając się całkowitego lub częściowe­go chociażby włączenia do Rzeszy Niemieckiej zaboru rosyjskiego — stronnictwo wojskowe w Niemczech, poparte zgodną opinją wszyst­kich sfer nacjonalistycznych, w przedziwny sposób pragnęło zrealizować i wykorzystać swoje zdobycze na ziemiach polskich. Imper-jalizm niemiecki od tysiąclecia parł zawsze na

413

Page 157: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wschód. Ale również tysiącletnie doświadcze­nie pouczyło Niemców, że naród polski stanowi dla nich straszliwe niebezpieczeństwo. W cią-gu całych stuleci nigdzie nie udało się Niem­com ani zniszczyć całkowicie, ani wynarodowić Polaków. Zato przeciwnie — naród polski pa­rokrotnie już wchłaniał w siebie niemiecki ży­wioł narodowy, szybko i dokładnie polonizując go. Dla Niemców, którzy całą swoją potęgę państwową zawdzięczali niezwykłej zwartości i jednolitości narodowej, nie do pomyślenia by­ło' rezygnowanie z polityki eksterminacyjnej na nowo zdobytych ziemiach polskich. Ale po­lityka ta znów w ostatecznych swoich wynikach była bardzo niepewna, pewnem zaś było, że wzmocniony liczbowo i terytorjalnie żywioł pol­ski w Niemczech większą jeszcze wykazywać będzie odporność narodową i gospodarczą.

Wobec rosnących od chwili wybuchu woj­ny apetytów imperjalistycznych oraz świado­mości tych trudności, które nieuchronnie wy­płynęłyby po zaspokojeniu pierwszego głodu szowinistycznej bestji — niemieckie stronnic­two wojskowe i nacjonalistyczne wpadło na cy­niczny, barbarzyński, godny azjatyckich wład­ców mongolskich pomysł anektowania ziemi... ale bez ludzi!

Już w pierwszym miesiącu wojny rzucono hasło: „Land ohne Leute!" Hasło to zyskało sobie aprobatę wśród najszerszych mas społe­czeństwa niemieckiego, znajdując również go­rących jego wyznawców i realizatorów w armji na wschodzie. Miano ziemie polskie „wyple­nić" z Polaków, oczyszczając grunt dla kolo­nistów niemieckich po wojnie. Wyobrażano sobie, że jest możliwem do wykonania wyzucie z ziemi ojczystej kilkunastomiljonowej ludno­ści tubylczej! Miał to być „eksperyment", za­krojony na wielką skalę! W realizacji jego mieli się Niemcy posługiwać wywłaszczeniem, konfiskatą, terrorem i wprost wypędzaniem na wschód całych mas ludności.

Podobne pomysły nietylko przewijały się na kartach urzędowych memorjałów, refera­tów i planów, ale znajdowały swój wyraz na­wet w jawnych publikacjach i przemówieniach. Wiara _ w zwycięstwo zabijała w Niemczech wszelki strach przed opinją świata i sądami historji. Za przykład służyć może petycja, zło­żona na ręce kanclerza, a uchwalona i podpisa­na w dniu 20 czerwca 1915 roku w Berlinie na wielkiem zgromadzeniu w Kiinstlerhausie przez 352 profesorów uniwersytetów i wyż­szych uczelni, 158 nauczycieli i duchownych, 145 wyższych urzędników państwowych, 148

414

sędziów i adwokatów, 40 posłów do parlamen­tów, 182 wybitnych przedstawicieli życia go­spodarczego, 52 przedstawicieli rolnictwa, 252 publicystów, dziennikarzy, artystów i literatów oraz 18 generałów. Petycja ta pomiędzy inne-mi oświadczała: „o ile chodzi o przesunięcie granicy wschodniej Poznańskiego i Śląska, ja­ko też granicy południowej Prus Wschodnich, musi być stworzony pas graniczny, możliwie wolny od właścicieli ziemi i dostępny dla kolo­nizacji niemieckiej." Ów „pas graniczny" — to był minimalny program nacjonalizmu nie­mieckiego jeszcze w 1915 roku, program, który, jak to widzimy z powyższej petycji, miał za so­bą opinję całej niemal elity społeczeństwa nie­mieckiego.

Również sfery gospodarcze domagały się jak najdalej posuniętej i wyzyskanej aneksji ziem polskich, o czem świadczy memorjał złożo­ny kanclerzowi w dniu 20 maja 1915 roku przez sześć najpoważniejszych organizacyj go­spodarczych.

W parlamencie Rzeszy Niemieckiej wszy­stkie stronnictwa prawicowe stały na stano­wisku bezwzględnie aneksjonistycznem, mając za sobą ciche poparcie nawet stronnictwT lewi­cowych i radykalnych. Przejawiało się to w licznych mowach posłów, cynicznie bezwsty­dnych w swoim imperjaliźmie i szowinizmie, a planujących już konkretnie przyszłe posunię­cia wywłaszczeniowe i kolonizacyjne. Wresz­cie w grudniu 1915 roku nastroje parlamentar­ne znalazły wyraz w słynnej deklaracji stron­nictw prawicowych w Reichstagu, domagają­cej się przyjęcia zasady powiększenia terytor-jalnego Rzeszy Niemieckiej.

Wreszcie trzeci kierunek w sprawie pol­skiej reprezentował kanclerz Rzeszy Bethmann Hollweg, popierany przez sfery wyższej biuro­kracji i dyplomacji niemieckiej. Bethmann Hollweg nie był zwolennikiem szeroko zakrojo­nej aneksji ziem polskich zaboru rosyjskiego. Uważał on, że przyrost żywiołu polskiego w Rzeszy Niemieckiej raczej ją osłabi, a nie wzmocni, nie wierzył zaś w możliwość zrealizo­wania apetycznego hasła „ziemia bez ludzi". Uważał, że wystarczy dla Niemiec aneksja po­łudniowo - zachodniej części Królestwa Polskie­go, najbardziej uprzemysłowionej i zasobnej w bogactwa naturalne. Co do losu reszty ziem polskich zaboru rosyjskiego zajmował stano­wisko dość chwiejne. Wogóle takiego lub in­nego rozwiązania sprawy polskiej wyraźnie lę­kał się, gdyż, jak sam o tem mówi, każde roz­wiązanie musiało być dla Niemiec niekorzyst-

Page 158: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ne. Szukał więc wciąż jedynie najbardziej zno­śnego rozwiązania, nie widząc istotnie dobrego. Być może, jak to mu wytykali jego przeciwni­cy polityczni, od początku wojny kiełkowała w umyśle kanclerza koncepcja utworzenia z części zaboru rosyjskiego jakiegoś buforowe­go państewka polskiego, ściśle uzależnionego od Rzeszy Niemieckiej politycznie i gospodarczo, a stanowiącego przegrodą od strony Rosji. Jed­nakże przedewszystkiem wciąż poszukujący rozwiązań umysł kanclerza skłaniał się ku my­śli oddania Rosji znacznej części jej zaboru polskiego wzamian za uzyskanie odrębnego z Rosją pokoju, co było marzeniem jego od po­czątku 1915 roku. Dopiero znacznie później,

wienia się polskich posiłkowych dywizyj na arenie wojny.

Znając już stosunek decydujących czynni­ków w mocarstwach centralnych do sprawy polskiej przyjrzyjmy się z kolei, jakie posunię­cia taktyczne poczyniły one w tej sprawie na początku w^ojny, w jaki sposób zamanifestowa­ły one wobec Polaków swoje stanowisko

Zarówno w Niemczech, jak i w Austro -Węgrzech najwyższe autorytatywne czynniki polityczne wogóle wstrzymały się od zadeklaro­wania oficjalnego swojego stanowiska. Wy­pływało to, jak wiemy, z braku skrystalizowa­nego i jednolitego programu w sprawie polskiej zarówno pomiędzy obu sojusznikami, jak rów-

* Krążownik niemiecki „Franciszek - Karol" zatopiony na Bałtyku przez flotę rosyjską.

kiedy przekonano się w Niemczech, że starania o zawarcie odrębnego pokoju z Rosją nie mają żadnych widoków powodzenia, wojna zaś prze­ciągała się i groziła Niemcom ostatecznem wy­czerpaniem materjału ludzkiego — Bethmann Hollweg ostatecznie zdecydował się na jedno rozwiązanie sprawy polskiej, a mianowicie aneksję Zagłębia Dąbrowskiego i północno-za­chodniej części Kongresówki, wprowadzenie pewnych korzystnych „poprawek" w linji gra­nicznej, zaś z pozostałych ziem zaboru rosyj­skiego na utworzenie buforowego państewka polskiego wzamian za wystawienie polskiej siły zbrojnej, która pomogłaby Niemcom uzyskać zwycięstwo i odebrać Rosji tyle polskich ziem na wschodzie, ileby tylko Polacy zapragnęli!

' Jak przekonamy się później i kierunek wojsko­wo - imperialistyczny przychylił się w końcu do koncepcji kanclerza, znęcony nadzieją zja-

nież w łonie ich własnej polityki. Obawiając się wypowiedzieć przedwcześnie jakieś „ważkie słowo" milczeli o sprawie polskiej obaj monar­chowie, milczały rządy, milczały parlamenty.

Ale wojna od początku miała swoje konie­czności, a czas naglił. Nie wdając się w zasa­dnicze rozstrzygnięcia sprawy polskiej, mocar­stwa centralne pragnęły w rozgrywce wojennej wytrącić z rąk Rosji ewentualną kartę polską, w społeczeństwie polskiem wywołać przeciwro-syjski ferment, a nawet rewolucję lub zbrojne powstanie, podsycone i zorganizowane przez ruch strzelecki w b. Galicji. Już to mocarstwa centralne wiele swoich nadziei bazowały na ru­cha wce polskiej, która miała niemało przyczy­nić kłopotu wodzom i politykom rosyjskim.

Najaktywniejszą rolę w wywołaniu ru-chawki polskiej, według opinji sfer austro-nie-mieckich, miała spełnić polska organizacja

Page 159: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ilecka, nastawiona ideowo przeciwko Rosji. w •\bv jednak własnemu polskiemu ruchowi prze- stio - w§gjeii ciwrosyjskiemu nadać większą wagę i autory- sprawiedliwość tet moralny - mocarstwa centralne zdecydo­wały się na posunięcia polityczne, wykonywa­ne jednak nie przez czynniki polityczne, ale wojskowe.

Takie postawienie sprawy przez mocar­stwa centralne nie stanowiło dla nich żadnego ryzyka na przyszłość. W razie zwycięstwa, gdyby wypadło przeciwstawiać się dążeniom i żądaniom Polaków, łatwo byłoby przekreślić wszelkie, zresztą i tak dość mętne deklarację czynników wojskowych, jako niepowołanych do decydowania w sprawach politycznych i pality-cznie nieodpowiedzialnych.

Okręt admiralski „Ewstafij" po wake z krążowni­kiem „Gaeben", w dniu 5 listopwLa 1915 r.

Tak więc Niemcy zredagowali pod datą „sierpień 1914 r." odezwę do Polaków, wydaną w imieniu „Naczelnego Dowództwa Niemiec­kich i Austro-Węgierskich Armij Wschod­nich". W odezwie tej, naogół dość naiwnej i mętnej, dwukrotnie powtórzono frazes: „Wol­ność niesiemy Wam i niepodległość", apelując do ludności polskiej zaboru rosyjskiego: „Po­łączcie się z wojskami sprzymierzonemi! Wspól-nemi siłami wypędzimy z granic Polski azja­tyckie hordy!". Austrjacy, mniej perfidni od Niemców i lękający się wszelkiej krytyki Ber­lina, a nawet własnego Budapesztu, byli bar­dziej oględni w szafowaniu wolnościowemu fra­zesami. „Naczelna Komenda c. i k. Wojska Austro - Węgierskiego" w wydanej dnia 9 sierpnia 1914 roku odezwie obiecuje ogólniko­wo: „i Polakom wyzwolenie z pod jarzma mos­kiewskiego". Lękając się obietnic odezwa au­stro - węgierska puszcza się na naiwną blagę, mówiąc: „Naród polski przez półtora przeszło

416

ieku rozwija się wspaniale pod berłer stro - Węgier i Niemiec", a więc... „zawierzcie

"iwości i wielkoduszności naszych władców, spełnijcie swą powinność, spełnijcie obowiązek utrzymania ziemi rodzinnej, spełnij­cie obowiązki, jakie nakłada na Was wola Bo­ga Wszechmogącego"! W tej redakcji odezwa ta bardziej pasowała do Polaków, poddanych cesarza austrjackiego, niźli do ludności polskiej zaboru rosyjskiego.

Poza temi dwoma odezwami zarówno Niemcy, jak Austrjacy nie żałowali papieru i farby drukarskiej, rozrzucając wszędzie, gdzie dotarły wojska sprzymierzone, masę pro­pagandowych ulotek, odezw i broszur, które zrzucano nawet z aeroplanów na tyłach wojsk rosyjskich.

Pomimo tej propagandy mocarstwom cen­tralnym nie udało się rozbudzić do siebie w spo­łeczeństwie polakiem zaboru rosyjskiego dosta­tecznego zaufania. Nie pomogły nawet takie grube „kawały", jak broszura częstochowska, wydana przez niemiecki sztab generalny, na której widniała ilustracja Matki Boskiej Czę­stochowskiej, mającej po lewicy papieża Leona XIII a po prawicy samego cesarza Wilhelma II. Już w pierwszym miesiącu wojny oczywistem się stało, że poważniejsza ruchawka polska spa­liła na panewce, zawodząc pokładane w niej nadzieje polityków i wodzów7 w Berlinie i w Wiedniu.

Przeciwnie nawet — bieg wypadków, jeśli chodzi o masy ludności polskiej zaboru rosyj­skiego, przyczyniał się raczej do zobojętnienia Polaków, jeśli nawet nie do jawnej niechęci szczególnie wobec wojsk niemieckich. Tu i ów­dzie zdarzały się nawet sporadyczne wypad­ki przeciwdziałania wojskom niemieckim ze strony ludności polskiej. Wypadki takie zda­rzyły się już w pierwszych dniach sierpnia 1914 roku w Kaliszu i Częstochowie, gdzie pa­dły nieliczne wprawdzie strzały do żołnierzy niemieckich. W odpowiedzi na to słynny odtąd major Preusker steroryzował ludność Kalisza zbombardowaniem części miasta oraz groźbą „rozstrzelania każdego dziesiątego obywatela w razie powtórzenia się zajść". W Częstocho­wie znów pułkownik Zollem steroryzował lud­ność groźbą „natychmiastowego zburzenia do­mów i dzielnic miasta i zrównania ich z ziemia zapomocą armat i min podziemnych".

Oczywiście wypadki te, oraz wyuzdanie i łupiestwo młodszych pułków niemieckich (starsze roczniki zachowywały się ogólnie bio­rąc dosc poprawnie), jak również" brutalne

Page 160: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

i bezwzględne zachowywanie się władz niemiec­kich — wszystko to razem wzięte bardziej je­szcze nastrajały nieufnie społeczeństwo pol­skie, w którem wyraźnie powstawał rozłam na arjentacje wojenno - polityczne.

Przyjrzyjmy się z kolei, jaką postawę wo­bec sprawy polskiej zajęło z początkiem wojny cesarstwo rosyjskie, pod którego panowaniem znajdowała się największa część ziem polskich i narodu polskiego?

Wojna zaskoczyła Rosję w chwili, kiedy czyniła ona wszelkie wysiłki, aby odrobić i po­wetować sobie te nieznaczne zresztą ustępstwa, które przyniosła Polakom rewolucja 1905 roku. W chwili wybuchu wojny w Rosji istniały trzy kierunki w sprawie polskiej. Dominującym był kierunek reakcyjny, który uważał naród polski za odwiecznego znienawidzonego wroga, którego należy zniszczyć, wynarodowić i zrusy­fikować wszełkiemi środkami przy pomocy ad­ministracji, prawodawstwa, korupcji, prawo­sławia, szkoły i polityki gospodarczej. Kieru­nek ten w zasadzie był analogiczny do stano­wiska nacjonalizmu niemieckiego, w praktyce zaś odbiegał od swojego niemieckiego wzoru jedynie z racji większej masy Polaków w Rosji, z powodu chaotyczności, niedołęstwa i zdemo­ralizowania rosyjskiego aparatu państwowego, oraz z braku konsekwencji i sprężystości car­skiego rządu. Kierunek reakcyjny w stosun­ku do Polaków miał za sobą sfery dworskie, biurokrację, duchowieństwo, znaczną część sfer wojskowych, oraz poważny odłam społeczeń­stwa rosyjskiego.

Drugi kierunek, znacznie słabszy i WÓWT-czas jeszcze mało wpływowy, reprezentowali de­mokraci, liberałowie i co najzagorzalsi słowia-nofile. Stosunek ich do sprawy polskiej był całkowicie oparty na wewnętrznem zakłamaniu się i masowem nieporozumieniem. Jako bar­dziej „umiarkowani" politycznie przeciwni byli zasadniczo wszelkim brutalnym przejawTom ru-syfikatorstwa, policyjnym metodom ucisku, wyzyskowi gospodarczemu i odmawianiu Pola­kom praw do swobodnego rozwoju kulturalne­go. Ale z drugiej strony — jako demokratów i liberałów, oburzał ich polski „nacjonalizm" i „szowinizm" (tak określano dążenie Polaków do wolności i samoistnego bytu państwowe­go!), zaś, jako słowianofile, nie mogli pojąć, dlaczego Polacy w imię ogólnego dobra i potęgi słowiańszczyzny nie chcą się zgodzić na to, aby

„polski strumyczek" na zawsze zlał się z „ro-syjskiem morzem", do którego powinny wszak dążyć wszystkie rzeczki i strumyczki słowiań­skie! W praktyce więc ten „umiarkowany" kierunek, w zasadzie bardzo życzliwy dla na­rodu polskiego (słowianie!), był niemal zupeł­nie biernym widzem rusyfikatorskich wyczy­nów kierunku reakcyjnego, zrzadka tylko ro­niąc łzy nad niedolą polską, potępiając polski bezrozumny upór i oburzając się na „metody" rosyjskiej biurokracji.

Trzeci wreszcie kierunek, reprezentowany przez najbardziej radykalne i światłe elementy, który zresztą nie grał właściwie żadnej roli w życiu rosyjskiem, stosunek swój do sprawy polskiej opierał już to na ogólnoludzkim huma­nitaryzmie, już to na głęboko wyrozumowanyeh przesłankach istotnej rosyjskiej racji stanu. Kierunek ten zalecał skończyć z bezcelową, a półtora już wieku trwającą walką polsko-ro­syjską, która obu stronom przynosi tylko stra­ty, nadając w ramach cesarstwa rosyjskiego autonomję czy samorząd zaborowi rosyjskiemu, co stworzyłoby dla PolakówT możliwe warunki do pogodzenia się raz na zawsze z rosyjsko-pol-skiem współżyciem. Czy ktokolwiek wśród Ro­sjan brał pod uwagę możliwość odbudowy sa­modzielnego bytu państwowego Polski — nale­ży wątpić.

Tak więc wszystkie kierunki polityki ro­syjskiej uważały sprawę polską za czysto we­wnętrzne zagadnienie cesarstwa rosyjskiego, pilnie przestrzegając tego, aby sprawa ta, broń Boże, nie wypłynęła na forum międzynarodo­we, gdzie oddawna już była pogrzebana.

Z chwilą wybuchu wojny sprawa polska nabrała w Rosji szczególnie aktualnego zabar­wienia. Wojna miała się toczyć na ziemiach i o ziemie polskie. Na ziemiach polskich, bez­pośrednio zagrożonych najazdem przeciwni­ków, miała się odbywać mobilizacja i koncen­tracja wojsk rosyjskich. Postawa ludności miejscowej musiała być brana pod uwagę przez sfery wojskowe Rosji, tembardziej, że w armji rosyjskiej miała walczyć poważna masa żołnie­rzy Polaków.

W stosunku do społeczeństwa polskiego Rosja nie mogła mieć czystego sumienia. A pa­miętano dobrze rewolucję polską 1830—31 ro­ku i powstanie styczniowe z 1864 roku. Miano też świeże doświadczenia rewolucyjnej ruchaw-ki polskiej w czasie rewolucji 1905 roku. To też wraz z wybuchem wojny zamajaczyło przed oczami Rosjan groźne widmo polskiego powsta­nia czy rewolucji, a chociażby masowego sabo-

Page 161: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

strony ludności polskiej i żołnierzy pol­skich, szczególnie rezerwistów. Należało za wszelką cenę uprzedzić i sparaliżować podobne niespodzianki.

Pierwsze dni wojny nie potwierdziły wprawdzie przewidywanych zaburzeń w Kon­gresówce. Mobilizacja odbywała się w porząd­ku, rezerwiści bez szemrania stawiali się do szeregów, a ludność lojalnie wypełniała swoje obowiązki wobec państwowości rosyjskiej. By­ło to prawdziwą niespodzianką dla Rosjan, dla samego nawet cesarza Mikołaja II, który prze­widywał powstanie polskie. Rosjanie niedo­wierzali. Budziła się w nich nieufność i po­dejrzliwość.

Większą jeszcze niespodzianką były dekla­racje posła Jarońskiego w imieniu przedstawi­cielstwa polskiego w dumie państwowej (ciało quasi parlamentarne w carskiej Rosji) i Mey­sztowicza w radzie państwa (izba wyższa), złożone w dniu 8 sierpnia 1914 roku, które,

wskazując na „zderzenie słowiaństwa mańskim światem, wiedzionym przez Prusy", stawały na stanowisku zgody polsko-rosyjskiej w obliczu wspólnego odwiecznego wroga. Po­seł Jaroński w patosie swojej mowy rozsnuł nawet wizję nowego Grunwaldu, wyrażając na­dzieję, że w wyniku wojny dojdzie do „zjedno­czenia rozerwanego na trzy części narodu pol­skiego", oczywiście pod berłem cara rosyjskie­go. W ślad za temi oficjalnemi deklaracjami poczęły nadchodzić z Kongresówki zadziwiające wiadomości o lojalności Polaków, tu i ówdzie przechodzącej w objawy wyraźnej życzliwości dla wojsk rosyjskich.

Ale Rosjanie nie mogli wciąż pozbyć się nieufności i podejrzliwości w stosunku do tej niespodziewanej postawy społeczeństwa pol­skiego i jego oficjalnych w Rosji reprezentan­tów. Nieufność ta była tembardziej uzasa­dnioną, że w Rosji dokładnie zdawano sobie sprawę z możliwości poważnych posunięć

Czat •nogorze. Graniczne ubezpieczenia Yirbazaru

Page 162: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

w sprawie polskiej ze strony mocarstw central­nych, szczególnie zaś Austro - Węgier, które przed wojną już sprawę polską wyzyskiwały przeciwko Rosji. Jeśliby mocarstwa centralne uczyniły wobec Polaków jakieś konkretne a po­nętne obietnice, poparte przez oficjalne czyn­niki Berlina i Wiednia, dotychczasowy nastrój społeczeństwa polskiego w zaborze rosyjskim łatwo mógłby prysnąć w jednej chwili, rzuca­jąc masy polskie przeciwko Rosji. Obawy te potwierdzała działalność polityków polskich w Austro-Węgrzech, oraz wkroczenie do Kon­gresówki legjonu polskiego Józefa Piłsud­skiego.

Należało więc spieszyć się, aby początko­wy korzystny dla Rosji nastrój Polaków wyzy­skać jak najszerzej i utrwalić na czas działań wojennych, tembardziej, że pod naciskiem Francji i Anglji zdecydowała się Rosja na rów­noczesne działania wojenne zaczepne przeciw­ko Austro - Węgrom i Niemcom, co wymagało maksymalnego wysiłku.

Wówczas znagła wypłynęła w Rosji spra­wa trwałego przeciągnięcia Polaków na swoją stronę drogą takich lub innych obietnic.

Minister spraw zagranicznych SazonowT, człowiek rozsądny i zręczny polityk, wysunął koncepcję najbardziej przed wojną niepopular­ną, a mianowicie zagwarantowania Polakom w ramach cesarstwa rosyjskiego jakiejś auto-nomji lub samorządu. Perspektywa ta miała być dla Polaków tern ponętniejsza, iż łączyła się ze zjednoczeniem wszystkich trzech zaborów w razie zwycięstwa Koalicji. Pod tym wzglę­dem Rosja, która zdobyczami swojemi z nikim niepotrzebowała się dzielić, była w położeniu znacznie korzystniejszym, niż państwa central­ne, które w żadnym razie nie mogły obiecywać Polakom zjednoczenia bez poważnego uszczerb­ku terytorjalnego dla jednego chociażby sojusz­nika, co znów w razie zwycięstwa byłoby nie do pomyślenia.

Sazonow sądził, że taki lub inny samorząd w połączeniu ze zjednoczeniem wystarczy Po­lakom, aby ich przeciągnąć na stronę Rosji, i pozwoli im przełknąć inną, niemiłą pigułkę, spreparowaną znów dla ugłaskania nacjonali­stycznej opinji rosyjskiej. Pigułką tą miało być ograniczenie Polski samorządowej, czy au­tonomicznej jedynie do ziem bezsprzecznie et­nograficznie polskich i to według statystycz­nych pojęć rosyjskich. Bezpośrednio więc do cesarstwa miały być włączone wschodnie czę­ści Kongresówki oraz Galicja Wschodnia aż po San.

jazonow dla koncepcji swojej pozyskał na­czelne dowództwo rosyjskie, a w szczególności wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, wo­dza naczelnego, któremu niezwykle leżała na sercu sprawa życzliwości ludności polskiej i wierności polskiego żołnierza. Do koncepcji Sazonowa, jakkolwiek nie bez trudności, przy­chylił się również cesarz.

Chodziło teraz o sposób w jaki zostanie zrealizowane podanie do wiadomości Polakom obmyślonej przez Sazonowa obietnicy. Kto ma ją dać narodowi polskiemu po stu kilkudziesię­ciu latach niewroli i ucisku? Rozwinęła się go­rąca dyskusja, w której wyszła na jaw cała nie-szczerość pomysłu rosyjskiego, słusznie później ochrzczonego w kołach wojskowych, jako „podstęp wojenny" — „wojennaja chitrost'." Podpis cesarza posiadałby zbyt wielką wagę, aby można było później wycofać się z danych obietnic, kiedy zwycięstwo wzmocni pięść i knut rosyjski. A jeśli wojna nie da pozytywnych wyników, jeśli pozostanie status quo antę? Czyż i w tym wypadku ma Rosja robić prezent Polakom? Wymyślono więc perfidną grę. Ode­zwę do Polaków miał podpisać wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, jako wódz naczelny. W gruncie rzeczy do niczego to nie zobowiązy­wało Rosji na przyszłość, tembardziej, że wiel­ki książę w każdej chwili mógł przecież popaść ,,w niełaskę", któraby przekreślała wszystkie jego „osobiste" posunięcia, za które on tylko sam ponosił odpowiedzialność. Sądzono jed­nakże, że Polacy łatwo dadzą się nabrać na ten „kawał".

Redakcji odezwy dokonali pod kierownic­twem Sazonowa książę Trubeckij, urzędnik ministerstwa, Struwe, wybitny publicysta, książę Lwów, poseł do dumy, oraz z Polaków, jak podają źródła rosyjskie, Wielopolski.

W dniu 11 sierpnia tekst odezwy zatwier­dziła rada ministrów (kilku ministrów zgłosi­ło swoje zastrzeżenia), następnie aprobował tekst cesarz i wielki książę. W dniu 13 sierp­nia Sazonow poufnie zakomunikował treść odezwy ambasadorowi francuskiemu w Peter­sburgu Paleologue'owi, informując go, że ode­zwę podpisze wielki książę, jako wódz naczel­ny, ponieważ cesarz został przekonany przez prezesa rady ministrów Goremykina i ministra spraw wewnętrznych Makłakowa, że zdobycie Galicji i Poznańskiego „jest tylko przewidywa­niem — nadzieją", oraz, że „nie odpowiada go­dności cesarza, by się obecnie osobiście zwr do przyszłych swoich poddanych", że natomiast wielki książę „nie przekroczyłby swojej roli ro-

419

Page 163: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Turecka piechota w Jerozolimie przed wymarszem.

syjskiego generalissimusa, zwracając się do lu­dów słowiańskich, które wyzwolił". Jak widzi­my przeto, nawet w stosunku do sojuszników rząd rosyjski usiłował pomniejszyć i zatuszo­wać sprawę odezwy, aby na przyszłość z tej strony mieć wolne ręce.

Niemałą rolę w decyzji wydania do Pola­ków odezwy rosyjskiej odegrał fakt wkrocze­nia w dniu 6 sierpnia na ziemie Królestwa Pol­skiego strzelców Piłsudskiego. Rosjanie mieli zupełnie uzasadnione powody do przypuszcza­nia, iż za faktem tym kryją się ważne posunię­cia polityczne mocarstw centralnych w sprawie polskiej, co znakomicie zwiększało rosyjskie obawy powstania polskiego w Królestwie, któ­rego widmo i bez tego nie ustępowało z przed oczu Rosjan, nieczystych w swojem sumieniu. Przeciwdziałać temu miała wielkoksiążęca odezwa.

W dniu 14 sierpnia ogłoszono wreszcie odezwę do Polaków, podpisaną przez „zwierzch­niego wodza naczelnego, generała adjutanta Mikołaja". Odezwa ta stwierdzała, że „przed półtora wiekiem żywe ciało Polski rozszarpano na kawały, ale dusza jej nie umarła", że „żyła ona nadzieją, iż nadejdzie godzina zmartwych­wstania dla narodu polskiego i dla pojednania się braterskiego z Wielką Rosją!". Odezwa na­woływała: „Niechaj się zatrą granice, rozcina­jące na części naród polski! Niech naród pol­ski połączy się w jedno ciało pod berłem cesa­rza rosyjskiego! Pod berłem tern odrodzi się Polska, swobodna w swej wierze, języku i sa­morządzie'1. Odezwa dalej podkreśla, że „Rosja spodziewa się (po Polakach) takiego samego poszanowania praw ludów, z któremi związały (ich) dzieje". Oczywiście, ma tu na myśli prawdopodobnie Żydów i Niemców, oraz Ro­sjan, gdyż przewidywano ziemie, chociażby czę­ściowo zamieszkałe przez Rusinów, odłączyć od Polski samorządowej. Wreszcie odezwa, apelu­jąc do dumy narodowej Polaków, rzuciła hasło

420

bojowe: „Nie zardzewiał miecz, który porazi wroga pod Grunwaldem!".

Bezpośrednio po tej odezwie posypał się szereg nieobowiązujących enuncjacyj rządo­wych, których celem było rozegzaltowanie spo­łeczeństwa polskiego i niedanie mu czasu na zorjentowanie się w perfidnej grze rosyjskiej. I tak tegoż samego dnia komunikat kwatery głównej podaje do wiadomości publicznej, że „wódz naczelny rozkazał powiadomić wszystkie stopnie armji czynnej i ludność, że Rosja pro­wadzi wojnę, celem wyzwolenia słowiańszczyz­ny od ogólnego jej wroga". W dalszym ciągu komunikat ten zapewniał, że „Polacy tak na terytorjum rosyjskiem, jak i w granicach Nie­miec i Austrji, którzy dowiedli swojej lojal­ności, będą pod specjalną opieką naszej armji". oraz, że „wszelkie pogwałcenie osobistych i ma­jątkowych praw Polaków, którym nie dowie­dziono wrogich wobec Rosji czynów, będzie ka­rane podług całej surowości praw czasu wojen­nego".

Następnego dnia cesarz telegraficznie po­lecił generał-gubernatorowi warszawskiemu wyrazić mieszkańcom Królestwa Polskiego (już nie Nadwiślańskiego Kraju) „swoją wdzięcz­ność za gotowość, jaką okazali wobec zarządzo­nej mobilizacji". Wojenny zaś generał-guber-nator Warszawy, generał Turbin, w dniu 6 października wyraża ludności w imieniu wo­dza naczelnego „szczerą wdzięczność" za to, że „przy przejściu oddziałów wojskowych przez Warszawę i okolice ludność miejscowa darzyła je względami, które chwilami przybierały cha­rakter wzruszający".

Odezwa wielkiego księcia, poza jej małą wagą, jako zobowiązanie polityczne, w gruncie rzeczy oprócz frazesów, obliczonych na bezkry­tyczny entuzjazm mas, zawierała bardzo nie­wiele. Zjednoczenie ziem polskich i bez tej ode­zwy byłoby logicznem następstwem zwycięskiej dla Rosji wojny. Obietnica swobody religijnej

.

Page 164: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

i językowej dawała bardzo niewiele i mogła być naj rozmaiciej interpretowana. Obietnica „sa­morządu" była już zgoła mętnym i równoznacz­nym frazesem. Natomiast wzmianka o „posza­nowaniu praw" innych „ludów" dawała szero­kie pole do interpretacji na przyszłość, pozwa­lającej tą drogą znakomicie sparaliżować i ową obiecaną swobodę religijną i językową, i nie­określony bliżej samorząd.

Nic też dziwnego, że odezwa wielkiego księ­cia naogół zamierzonego celu nie osiągnęła. Przelotny entuzjazm Polaków, którym od tak dawna po raz pierwszy mówiono oficjalnie ta­kie dziwne rzeczy, rychło, ogólnie biorąc, ustą­pił sceptycyzmowi i nieufności, które znajdo­wały coraz więcej danych w praktyce realizo­wania szumnych obietnic.

Tu należy się maleńkie wyjaśnienie. O ile tacy, naprzykład, Czesi od pierwszych dni woj­ny zdecydowanie, gdzie i jak mogli z pobudek ideowo-politycznych, zdradzali państwowość austro-węgierską, łamiąc nawet żołnierski obo­wiązek i przysięgę — o tyle znów Polacy we wszystkich trzech zaborach wykazywali, ogól­nie biorąc, bezwzględną lojalność obywatelską i wierność żołnierską, ale... bynajmniej nie z po­budek ideowo-politycznych. Poprostu zadecy­dował tu narodowy charakter Polaków, posia­dających silnie zakorzenione poczucie lojalno­ści i honoru żołnierskiego. Nigdy wszak Polak zdradzać nie umiał..., nawet w dobrej sprawie. Ta rasowa właściwość polska przejawiła się w czasie wojny światowej niezwykle jaskrawo i zupełnie niezależnie od kierunków i orjenta-cyj politycznych. A rządy zaborcze, jakżeż po-hopnie polską lojalność i wierność brały za ob­jaw życzliwości!

Poniżej podajemy w dosłownem tłumacze­niu ciekawe ustępy, wyjęte z dzieła generała J. N. Daniłowa „Rosja w wojnie światowej", w ciekawy sposób charakteryzujące genezę i ro­lę, jaką odegrała odezwa rosyjskiego wodza na­czelnego do Polaków. Należy zaznaczyć, iż ge­nerał Daniłow zajmował na początku wojny stanowisko generał - kwatermistrza kwatery głównej, a więc był wówczas jednym z najbliż­szych współpracowników wielkiego księcia Mi­kołaja Mikołajewicza. Daniłow pisze:

„W przewidywaniu szerokiego rozwinięcia działań wojennych na obszarach Polski wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, w charakterze wodza naczelnego rosyjskich sił zbrojnych, uznał za celowe, za zgodą Najjaśniejszego Pa-

~na, już w samych początkach wojny, a miano­wicie dn. 14 sierpnia, zwrócić się do narodu

polskiego w specjalnej odezwie. Projekt ode­zwy był opracowany w ścisłej współpracy z S. D. Sazonowem i z członkiem Rady Państwa Wielopolskim".

Następnie przytacza Daniłow tekst ode­zwy, a dalej mówi: „Należy zanotować niepo­wodzenie tej odezwy. Nie wywołała ona entu­zjazmu wśród ludności Polski. Kierownicze sfe­ry polskie uznały, że treść jej zredagowana by­ła w sposób nazbyt ogólnikowy i za mało kon­kretny. Z drugiej strony — nie bez podstaw — objawiano wątpliwości i co do tego, czy i o ile było szczere i jednomyślne przyjęcie tej ode­zwy przez nasz rząd, znajdujący się wówczas u władzy, oraz niektóre sfery naszego społe­czeństwa, przedewszystkiem prawicowych kie­runków. Agencja Havas'a, podając zagranicą treść tej odezwy, przetłumaczyła wyraz „samo­rząd" („samouprawlenje" — przyp. wł.), uży­ty przez Wodza Naczelnego, jako „autonomie" (autonomja — przyp. wł.). Wyraz ten wywo­łał w Paryżu pewne zainteresowanie wśród Po­laków i nawet dał powód A. P. Izwolskiemu (ambasador rosyjski w Paiyżu — przyp. wł.) do zwrócenia się z odpowiedniem zapytaniem do Petersburga. Jednakże na zapytanie to na­deszła odpowiedź nader wykrętna, w której rząd nasz wskazywał na to, że narazie jeszcze przedwcześnie jest oblekać „ogólne obietnice" odezwy w bardziej konkretne formy. Polakom zalecano „zaufanie i cierpliwą gotowość", oraz odłożenie wszelkich zagadnień, wywołanych odezwą, do czasu ukończenia wojny. Dano na­wet do zrozumienia, że oświadczenia Wodza Naczelnego należy rozumieć, jako złożone na wypadek zawojowania Poznania. W ten spo­sób wytwarzało się wrażenie, że odezwie tej sądzonym jest los „zgubionego dokumentu" i że w każdym razie wśród naszych sfer decydują­cych istnieją nastroje, jawnie nieżyczliwe dla autonomji polskiej. Wydaje się, że nastroje ta­kie rzeczywiście istniały; podstawą ich, o ile mi wiadomo, była obawa, iż autonomja, poda­rowana Polsce, może się stać zaraźliwym przy­kładem dla innych narodowości Rosji i w przy­szłości wywołać konieczność zasadniczych re­form w wewnętrznym ustroju całego państwa, które to reformy uważano w pewnych kołach za niepożądane. Słyszało się, że osoby skrajnie prawicowego kierunku, zajmujące w rządzie eksponowane stanowiska, bardziej były skłon­ne do całkowitego oddzielenia Polski od Rosji, niźli ofiarowania jej swobód politycznych, wi­dząc w pierwszem rozwiązaniu mniejsze zło i niebezpieczeństwo dla zachowania wewnętr

Page 165: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nego układu życia rosyjskiego; interesowało ich, rzekomo, jedynie zagadnienie utrwalenia w przyszłej, niezależnej Polsce rządów, odpo­wiadających ich politycznym poglądom".

„Tak więc odezwa Wodza Naczelnego z jednej strony znalazła się, jakgdyby, poza na­strojami rządowych kół rosyjskich i pewnych sfer społeczeństwa, z drugiej zaś strony obiet­nicami swojemi nie zadowoliła mas polskich. Z tych, pomimo woli ujawnionych, rozbieżno­ści wypływała nawet, być może, jej szkodliwość. Najbardziej aktywne elementy narodu polskie­go, w większości grupujące się w Austrji i nie­zaspokojone odezwą, bardziej zdecydowanie od­sunęły się od Rosji i wkroczyły na drogę otwar­cie wrogą w stosunku do niej. Szeregi Legjo-nów Piłsudskiego, walczących po stronie Au­strji, poczęły dobrowolnie zapełniać się Pola­kami, marzącymi o odbuo^owie swojej Ojczyzny na zasadzie całkowitego oddzielenia się od brat­niej Rosji".

Tyle mówi Daniłow, carski generał rosyj­ski, bliski współpracownik wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, a więc człowiek, dale­ki od posądzenia, iż tendencyjnie mieszał się do sprawy takich lub innych orjentacyj polskich.

Ciekawy również ustęp, dotyczący tej spra­wy, znajduje się w dziele Thomasa Masaryka, prezydenta republiki czesko-słowackiej, „Re­wolucja światowa". Masaryk, który, jak wia­domo, w czasie wojny był zdecydowanym, go­rącym zwolennikiem Koalicji i reprezentantem antyaustrjackiej polityki czeskiej, pisze:

„Piękna była odezwa do Polaków (14 sierp­

nia) i Polacy sami przyjęli ją ze wzruszenia i z wdzięcznością. Dowiedziałem się później, autorem jej był Sazonow. Ale zdumiewało mnie do pewnego stopnia, że odezwa ta przemawiała w imieniu cara, a podpisana była tylko przez Mikołaja Mikołajewicza, zupełnie tak ; jak ce­sarz austrjacki przemawiał do Polaków przez swego naczelnego wodza. W rzeczywistości sam Sazonow zabronił Izwolskiemu dawania jakich­kolwiek wyjaśnień o następstwach odezwy Po­lakom, mieszkającym w Paryżu. Niezadługo wznowiła się dawna nieprzyjaźń między Pola­kami a Rosjanami, a to wcale nie z winy sa­mych Polaków. Carska Rosja na każdym kro­ku wykazywała, że nie myślała o prawTdziwej niepodległości Polski, lecz tylko o pewnej auto-nomji, aż wyraźnie oświadczył to Trepów, a car za nim powtórzył. Nie podobały mi się odezwy Mikołaja Mikołajewicza. Były napuszone i nie­określone, zwłaszcza zaś odezwa do ludów Au-stro-Węgier".

W sprawie tej ostatniej odezwy, również niezwykle charakterystycznej dla polityki wo­jennej carskiej Rosji, pisze prezydent Masa­ryk:

„Jak dalece niejasną była prasa rosyjska w sprawie Słowian, za przykład tego niech po­służy artykuł w piśmie „Russkoje Słowo" z dn. 20 września (1914 r.) . . . Komentować miało ono w następny sposób odezwę Mikołaja Miko­łajewicza do ludów austrjackich (a więc i do Polaków w b. Galicji — przyp. w ł . ) : „Nastaje wielka chwila. Różnoplemienne narody Austro-Węgier powołane są do nowego życia. Bośnia

<£!,»•»

.'<" V<*,*# : . • *

Dolina Jordanu pod Jerychem, z lewej strony obóz turecki.

Page 166: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

i Hercegowina, Dalmacja i Chorwacja zleją się z Serbją; Transylwanja i Bukowina południo­wa — z Rumunją; Istrja i południowy Tyrol— z Włochami. Bardziej skomplikowaną staje się kwestja losu Czechów, Słowaków, Madyarów i Niemców austrjackich. Nic nie można zarzu­cić przeciw Austrji niemieckiej w granicach etnograficznych; ale nie można dopuścić, aby kraje niemieckie połączyły się z Niemcami, gdyż przez to Niemcy wyszłyby z wojny wzmoc­nione. Niepodległa Austrja musi oddzielać Niemcy od bliskiego Wschodu. Na drodze ku utworzeniu Czech niepodległych staje zagad­nienie wyjścia ku morzu, nie dające się rozwią­zać w obrębie granic etnograficznych lub hi­storycznych narodowości czeskiej. Węgrzy uzy­skają niepodległość i fatalny błąd z 1849 r. zo­stanie naprawiony. Węgrzy jednak muszą się zamknąć w obrębie krajów madyarskich". Nie potrzebujemy tłumaczyć artykułu czasopisma rosyjskiego. Jest kusy i nieokreślony, zwłaszcza w stosunku do losów naszego narodu. Dlacze-goby miał brak „wyjścia ku morzu" stać na przeszkodzie naszej niepodległości? Kwestji słowackiej komentarz wyraźnie nie dotyka; kwestja słoweńska odłączona jest od jugosło­wiańskiej, przez co rzecz się komplikuje; kwe­stja polska ani nie zaznaczona. Wyraźniejsze-mi są tylko program serbski i rumuński". Tak oto oceniał szczerość i realność obietnic rosyj­skich prezydent Masaryk, wierny sprzymierze­niec Koalicji!

Ówczesny ambasador francuski w Peters­burgu, Paleologue, opisuje ciekawą rozmowę, jaką miał z Wittem, b. prezesem rady mini­strów, człowiekiem bardzo wiele znaczącym w Rosji i, jak mało kto, wtajemniczonym w kurs polityczny czynników decydujących. Witte sta­nowczo potępiał odezwę Mikołaja Mikołajewi-cza, twierdząc, że „z chwilą, gdybyśmy zaanek­towali austrjackie i pruskie ziemie polskie, stracilibyśmy Polskę rosyjską, albowiem... Pol­ska, wskrzeszona w swej integralności teryto-rjalnej, nie zadowoliłaby się autonomją, którą jej niemądrze przyrzeczono, domagałaby się i uzyskałaby niepodległość całkowitą".

Z tego wszystkiego, cośmy dotychczas przy­toczyli, jasnem jest, że odezwa Mikołaja Miko-łajewicza wywołana była względami natury czysto wojskowej w obliczu konieczności pro­wadzenia wojny na ziemiach polskich, że zosta­ła ona zredagowana pod wpływem dowództwa naczelnego przez sfery dyplomacji rosyjskiej, dla której odezwa ta miała posłużyć naze-wnątrz do wytyczenia rosyjskich celów wojny,

że cesarz dał swoją zgodę pod naciskiem i nie­chętnie oraz, że odezwa do Polaków najbardziej zaskoczyła same decydujące sfery rosyjskie, które od tej chwili czyniły wszystko, aby zna­czenie odezwy zbagatelizować i przygotować grunt do jej całkowitego zanulowania siłą fak­tów dokonanych.

Z końcem sierpnia 1914 roku skończyła się już idylla polsko-rosyjska, zapoczątkowana ode­zwą Mikołaja Mikołajewicza. Od tej chwili kurs polityki rosyjskiej w stosunku do sprawy pol­skiej coraz wyraźniej oddalał się od tej linji, która logicznie powinna była wypływać z treści odezwy.

Przedewszystkiem znamienne było stano­wisko biurokracji rosyjskiej, która pierwsza zatrąbiła na odwrót w sprawie polskiej. Po­stępowanie jej w stosunku do ludności polskiej cechpwrało jawne lekceważenie wszelkich obiet­nic, zawartych w odezwie. Widocznem było, że nic się właściwie nie zmieniło w Rosji dla Po­laków i na zmianę jakąkolwiek bynajmniej się nie zanosiło.

Władze rosyjskie posunęły się aż tak dale­ko, że, pomimo istnienia oficjalnego tłumacze­nia, samą odezwę Mikołaja Mikołajewicza roz-plakatawano w Warszawie ze znacznem opóź­nieniem i wyłącznie w języku rosyjskim. Był to już wyraźny policzek dla społeczeństwa pol­skiego, któremu w samej odezwie obiecywano swobodę językową! Mało tego — politycy war­szawscy, pragnąc jak największą wagę nadać odezwie, po rozplakatowaniu jej postanowili spowodować iluminację Warszawy i wywiesze­nie polskich sztandarów narodowych. Tylko ty­le — ale i to dla władz rosyjskich było za dużo. Zakazano wszelkich manifestacyj w związku z odezwą, chociażby manifestacje te miały być jak najbardziej dla Rosjan życzliwe.

W Petersburgu znów politycy polscy pra­gnęli zainicjować audjencję u cesarza delega­cji polskiej, któraby złożyła podziękowanie ce­sarzowi za odezwę do Polaków i wyrażone w niej obietnice. Spodziewali się Polacy — i słusznie — że audjencja taka podkreśli zna­czenie odezwy wodza naczelnego, niejako po­średnio potwierdzonej przez cesarza. Sam ce­sarz zgodził się na przyjęcie delegacji polskiej i dał w tym kierunku konkretną obietnicę Wie­lopolskiemu. Ale wkrótce już nastąpiła zmiana kursu politycznego. Długi czas zwlekano z wy­znaczeniem audjencji, aż wreszcie minister dworu oświadczył Wielopolskiemu, że narazie audjencja taka byłaby przedwczesna i że ce­sarz przyjmie Polaków i sam chętnie do nich

Page 167: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

przemówi..., ale dopiero w Warszawie... i po wycięstwie! Tak to cesarz Mikołaj II wykrę-cił się od wszelkiej możliwości poparcia ode­zwy do Polaków swoim autorytetem.

Nawet sam Mikołaj Mikołajewicz, mając dość przykrości ze strony sfer rządzących na temat swojej niefortunnej odezwy, wyraźnie zmienił swój stosunek do Polaków, przechodząc do porządku dziennego nad własnemi swojemi słowami'. Było w tern oczywiste ustępstwo kwa­tery głównej dla Petersburga. Pierwszą oka­zja do oblania Polaków zimną wodą była spra­wa strzelców Piłsudskiego, biorących udział

władze rosyjskie na terenach, objętych wojn Nawiązując do swoich, smutnej pamięci, tra-dycyj z czasów powstania styczniowego władze rosyjskie wydały rozporządzenie wójtom gmin­nym wzywające ludność polską do tropienia i mordowania „bez litości" polskich strzelców, harcerzy i sokołów („biesposzczadno lstre-blat'").

Perfidja polityki rosyjskiej jaskrawo uwy­datniła się w okólniku ministra spraw we­wnętrznych Makłakowa, rozesłanym do guber­natorów „Priwiślinja", czyli Królestwa Pol­skiego. Okólnik tłumaczył gubernatorom iz

Piechota turecka.

w wojnie po stronie austrjackiej. Już pod ko­niec sierpnia wielki książę oficjalnie potępił i wypowiedział się przeciwko „udziałowi gali­cyjskich sokolich organizacyj polskich", w do­datku rzucając na strzelców oszczercze oskar­żenie, iż używają kul rozrywających! W zakoń­czeniu swojego oświadczenia Mikołaj Mikoła­jewicz stwierdził, iż wydał swoim wojskom roz­kaz „nie uważać sokolich i podobnych im orga­nizacyj za stronę walczącą i ze wszystkimi uczestnikami tych organizacyj, wziętymi do niewoli, postępować z całą surowością praw czasu wojennego". Było to oczywiście równo­znaczne z wydaniem rozkazu rozstrzeliwania lub wieszania polskich strzelców.

Stanowiska wodza naczelnego nie omie­szkały natychmiast wyzyskać administracyjne

424

odezwa wielkiego księcia „nie dotyczy kraju przywiślańskiego i że ma tylko na oku ziemie polskie, nienależące do cesarstwa rosyjskiego, a które wielki książę Mikołaj Mikołajewicz mo­że zdobyć w przebiegu operacyj wojennych... Póki to nie nastąpi, nic się nie zmieni w poli-tycznem położeniu kraju przywiślańskiego; na­leży tylko stosować obowiązujące przepisy do ludności polskiej z możliwie największą życzli­wością".

Władze rosyjskie w Polsce, zagrzane okól­nikiem samego ministra, tembardziej więc do­kładały wszelkich starań, aby ludności polskiej wybić z głowy wszelkie nadzieje, związane z odezwą wodza naczelnego. Jakoż cel swój Ro­sjanie osiągnęli w czasie dość krótkim, szcze golnie zaś przy pomocy tych metod, jakie ad

Page 168: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ministracja rosyjska poczęła stosować w oku­powanej części Galicji, co wywołało powszechne w Polsce oburzenie i rozczarowanie.

Cytowany już przez nas generał rosyjski J. W. Daniłow pisze o działalności generał - gu­bernatora galicyjskiego hr. Bobryńskiego: „Administracja jego poczęła szybko i zupełnie nie na miejscu rusyfikować kraj, a duchowień­stwo (rosyjskie) szczepić prawosławie". — To wszystko spowodowało, że „nieufny stosunek do mas ludności miejscowej, niestety, pozostał i przejawił się przy wycofaniu się naszem w tymże roku z Galicji".

Dalszym etapem polityki rosyjskiej, zmie­rzającej do przekreślenia znaczenia odezwy do Polaków z dn. 14 sierpnia 1914 roku była dzia­łalność i stanowisko władz rosyjskich zarówno w okupowanej przez wojska Galicji, jak i na ziemiach wschodnich, w krajach, jak się to mó­wiło przed wojną, „zabranych" (na wschód od Bugu), a nawet w integralnej części Królestwa Polskiego, w Chełmszczyźnie.

Już w dniu 2 sierpnia przy sztabie dowód­cy południowo-zaehodniego frontu, generała Iwanowa, zawiązał się Komitet Karpacko-Ru-skiego Oswobodzenia o charakterze społecznym, którego celem było współdziałanie z władzami i wojskiem w utrwaleniu panowania Rosjan w Galicji i rusyfikowaniu kraju pod hasłem oswobodzenia z pod polsko-austrjackiego jarz­ma „braci - Rusinów".

Podstawią tej działalności była odezwa do Rusinów wielkiego księcia Mikołaja Mikołaje-wicza z dnia 18 sierpnia (a więc datowana za­ledwie WT cztery dni po odezwie do Polaków). W odezwie tej wielki książę stwierdził, że „nie-masz siły, któraby powstrzymała naród ruski w jego porywie ku zjednoczeniu", a wobec tego wzywał „dziedzinę Włodzimierza Świętego, zie­mie Jarosława Osmomysła, książąt Daniela i Romana", aby „zrzuciwszy pęta", zatknęły „sztandar jedynej, wielkiej, niepodzielnej Ro­sji", gdyż dla „oswobodzonych braci ruskich „znajdzie się miejsce na łonie matki Rosji".

Odezwa „do narodu ruskiego w Galicji" w sposób cynicznie jawny przekreślała frazes z przed paru dni o „połączeniu się narodu pol­skiego w jedno ciało".

Dalsze postępowanie władz rosyjskich w Galicji wobec ludności polskiej było już nie-tylko zaprzeczeniem słów odezwy do Polaków, ale nawet do ludów Austro - Węgier, którym obiecywano „przywrócenie prawa i sprawiedli­wości", które miało doprowadzić do tego, „aby każdy... mógł się rozwijać i cieszyć się pomyśl­

nością, zachowując drogocenny skarb ojców; język i wiarę". Tymczasem wobec Polaków w Galicji, natychmiast po przekroczeniu gra­nicy, poczęli Rosjanie stosować swoje wypróbo­wane oddawna metody ucisku właśnie i prze­dewszystkiem... językowego i religijnego, na każdym kroku forytując Rusinów.

Zresztą czułość rosyjska wobec Rusinów również miała szczególny charakter, gdyż wkrótce już Rosjanie poczęli i wobec nich sto­sować swoje metody, jakkolwiek ze słowami miłości na ustach. Wraz z wojskami rosyjskie-mi wkroczyła do Galicji cała falanga duchow­nych prawosławnych, spędzonych z całej Rosji, pod kierownictwem naczelnem osławionego bi­skupa Eulogjusza, któremu synod prawosław­ny zlecił „arcypasterską pieczę nad czynieniem zadość potrzebom duchownym prawosławnych w Galicji". Jak wiadomo, w Galicji niemal zu­pełnie nie było prawosławnych, wobec czego duchowieństwo prawosławne swoją „arcypa­sterską pieczę" wykonywało w ten sposób, że wszelkiemi siłami i z gorączkowym pośpiechem rozpoczęło prześladowanie kościoła i religji ka­tolickiej, równocześnie w sposób godziwy i mniej godziwy starając się przeciągnąć na prawosławie grecko - katolickich (unickich) Rusinów.

Cały zarząd administracyjny rząd rosyj­ski powierzył hrabiemu J. Bobryńskiemu, któ­rego mianował generał - gubernatorem dla Ga­licji z rezydencją we Lwowie. Bobrynskij z własnej chęci, przedewszystkiem zaś pod na­ciskiem rządu i opinji rosyjskiego społeczeń­stwa, począł realizować odrazu szeroko zakro­jony program włączenia do Rosji całej Galicji wschodniej aż po San oraz części Bukowiny wraz z natychmiastową rusyfikacją całego te­go kraju, nie czekając nawet na ostateczny wy­nik wojny. Co do tego nie pozostawiono ludno­ści miejscowej żadnych złudzeń, kiedy bowiem prezydent Lwowa wygłosił swoje przemówienie w dn. 23 września, prosząc o względy i życzli­wość władz rosyjskich w stosunku do ludności, generał - gubernator Bobrynskij wT odpowiedzi swojej oświadczył, że „Galicja wschodnia i Łemkowszczyzna jest odwieczną częścią jed­nej Wielkiej Rusi. Na ziemiach tych ludność rdzenna była zawsze rosyjska (a więc nawet nie rusińska! przyp. wł.). Administracja tych ziem powinna być oparta na zasadach rosyj­skich. Będę tu wprowadzał rosyjski język(!), rosyjskie prawo i ustrój... Sejm (krajowy — przyp. wł.) nie podlega zwołaniu. Posiedze­nia zebrań ziemskich, rad miejskich i zebrań

425

Page 169: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

innych są zakazane. Do chwili zakończenia ojennyeh zamknięte będą wszystkie

wyjątku stowarzyszenia (a więc także i ru-sińskie — przyp. wł.), związki i kluby. Otwar­cie ich może nastąpić tylko za specjalnem mo-jem każdorazowem pozwoleniem". W dalszym ciągu swojego przemówienia hr. Bobrynskij uczynił piękny gest w stosunku do Polaków, ale.'., z zachodniej Galicji, która bynajmniej nie była jeszcze zdobyta przez wojska rosyjskie, mówiąc, że kiedy wojska rosyjskie zdobędą Ga-

Ttircja, wywiadowcy.

licję zachodnią, której „przeszłość historyczna jest inna, a skład ludności polski", pan generał-gubernator „zastosuje tam z radością zasady, ogłoszone w odezwie naczelnego wodza, wielkie­go księcia Mikołaja Mikołajewicza". Wresz­cie przemówienie zakończone było pod adresem ludności szeregiem brutalnych gróźb „prawami wojennemi i sądami polowemi".

Zgodnie z tern, co zapowiedział, Bobryn­skij natychmiast zamknął wszystkie szkoły na terenach okupowanych (uniwersytet, politech­nikę, blisko sto szkół średnich i około dwóch ty­sięcy szkół powszechnych). Galicję zalała fa­la czynowników, sprowadzanych pośpiesznie z całej Rosji, gubernatorów, naczelników po­wiatu i gradonaczalników (rządowych zarząd-

426

ców miast). Zjechała również aż w nad. nej ilości policja i żandarmerja rosyjska osławiona policja polityczna („ochrana").

O niedwuznacznych zamierzeniach rządu rosyjskiego świadczyło również masowe spro­wadzanie do Galicji nauczycieli Rosjan, oraz organizowanie na miejscu nauczycielskich kur­sów rosyjskich głównie dla Rusinów, co było tembardziej jaskrawe, że narazie całe szkolnic­two i polskie, i ruskie zamarło.

Temu, co się działo w pierwszych już mie­siącach wojny w Galicji, trwale „urządzanej" przez Rosjan, towarzyszyła w głębi Rosji nie­zwykle enrgiczna propaganda, tłumacząca po­wody i konieczność rusyfikacji Galicji, propa­ganda, która, kierowana z Petersburga przez „Związek Halicko - Rosyjski", spotykała się z wielką życzliwością czynników decydujących i zyskiwała sobie znaczne poparcie w7śród spo­łeczeństwa rosyjskiego.

Jeśli dodamy do tego znamienne fakty, które wskazywały na rosnący ucisk i rusyfika­cję w oderwanej od Królestwa Chełmszczyźnie i na ziemiach wschodnich — będziemy mieli obraz szczerości polityki rosyjskiej wobec Po­laków oraz realności odezwy wielkiego księcia, która stanowiła jeszcze jeden przykład odwiecz­nej „chytrości wojennej".

Pewien przypływ ponownych nadziei roz­budziła w społeczeństwie polskiem nominacja ks. Engałyczewa na stanowisko generał - gu­bernatora warszawskiego. Mniemano i łudzo­no się, że oznaczać to będzie „zmianę kursu rzą­dowego" w myśl słów, głoszonych w odezwie. Wkrótce jednak nastąpiło ponowne rozczaro­wanie. Nowy gubernator, którego nikt nie znał w Polsce, ale który również sam o Polsce nie miał pojęcia, administrował krajem podług starych, przedwojennych metod, niczem nie zdradzając ustępliwości wobec Polaków. Prze­ciwnie nawet, sam chętnie głosił publicznie, że przybył do Warszawy, aby „deziluzjować Pola­ków co do przyszłości".

Na ter enie Królestwa Polskiego, coraz czę­ściej zwanego po dawnemu krajem Przywiślań-skim, zachowywanie się władz rosyjskich było wprost prowokacyjne. Tak naprzykład na opróżnione stanowiska rządowe przez Rosjan systematycznie i wbrew wszelkim przedłoże-niom działaczów polskich mianowano również Rosjan, co z racji wojny było zjawiskiem raa-sowem, a co odrazu narzucało ludności polskiej nowe falangi czynowników, zupełnie obcych i nieznających Polski, gdyż sprowadzanych z głębi Rosji.

Page 170: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Ostatecznie wszelkie złudzenia rozwiały się, kiedy uchwałą rady ministrów, zatwier­dzoną przez samego cesarza, definitywnie prze­sądzono w dniu 30 marca 1915 r. sprawę Chełmszczyzny — „wyłączonej ze składu gu-bernij Królestwa Polskiego" oraz rozciągnięto rosyjski statut samorządu miejskiego z pewne-mi zmianami na królestwo, które dotychczas ze- statutu tego nie korzystało. Jakkolwiek w urzędowaniu tego samorządu dopuszczono częściowo posiłkowanie się językiem polskim (za wyjątkiem miast gubernji suwalskiej, a mianowicie Władysławowa, Szak, Wyłkowy-szek, Wierzbołowa, Kalwarji, Marjampola, Pren i Sejn, co było wstępem do oddzielenia również i tej gubernji od Królestwa Polskiego, oraz za wyjątkiem całej gubernji chełmskiej, zunifikowanej już z cesarstwem) oznaczało to w praktyce dalszą unifikację z cesarstwem ro-syjskiem, a wszak te resztki odrębności, jakie pozostały jeszcze Królestwu, w dziedzinie pra­wa i instytucyj były kardynalnym warunkiem samoobrony narodowej dla Polaków.

W dodatku w „Dniewniku Warszawskim" oficjalnym organie rządowym, opublikowano artykuł, który, w związku z możliwością wpro­wadzenia również samorządu ziemskiego na za­sadach ogólnorosyjskich, fakty te starał się wytłumaczyć, jako realizację odezwy Mikołaja Mikołajewicza.

Tymczasem z początkiem 1915 roku wy­płynęły poważne zagadnienia międzynarodowe na terenie Koalicji. Przygotowywano ekspedy­cję dardanelską, w której powodzenie nikt nie wątpił wśród polityków Paryża, Landynu i Pe­tersburga (zresztą przemianowanego właśnie z racji wojny z Niemcami na Piotrogród sło­wiański — „Pietrograd"). Wypłynęła sprawa dalszych losów cieśnin i samego Konstantyno­pola. Rozpoczęły się żmudne i zacięte targi. w łonie Koalicji. Dzielono już za życia skórę na tureckim niedźwiedziu (patrz rozdział, po­święcony ekspedycji dardanelskiej!) Dla Rosji była to okazja do zrealizowania odwiecznych jej dążeń, mających za sobą tysiącletnią już tradycję w polityce rosyjskiej. Ale ani Fran­cja, ani Anglja nie były skłonne do ustępstw na rzecz Rosji, która w dodatku w projektowa­nej ekspedycji miała odegrać rolę widza. Sa-zonow, usiłujący za wszelką cenę wyjednać zgodę sojuszników na oddanie Rosji Konstan­tynopola wraz z cieśninami, uważał za koniecz­ne uczynić sojusznikom pewne ustępstwa na innym terenie, zalecając, jako kompromis, ści­słe dopełnienie obietnic odezwy do Polaków.

Sądził, że osłabienie wpływów rosyjskich na chodnich jej rubieżach (zresztą tylko w poję­ciu sojuszników) wyrówna wzmocnienie się jej na bliskim Wschodzie.

Z tego punktu widzenia przedstawił Sazo-now sprawę polską na radzie ministrów. Ale tu spotkał się z wielkiemi trudnościami, jakkol­wiek decydujące sfery rosyjskie były skłonne do najdalej idących ofiar, byle zagarnąć dla Rosji upragniony Carogród. Wreszcie opra­cowano dwa projekty. Dzięki interwencji wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza ostał się w ogólnych zarysach projekt Sazonowa, bar­dziej dla Polaków korzystny. Kiedy jednak cesarz ponownie polecił przedyskutowanie go, zwężono go jeszcze bardziej, pozostawiając z pierwotnego projektu Sazonowa jeno smutne resztki. W dodatku realizacja miała się roz­począć dopiero po wojnie.

Ostateczny projekt zrealizowania odezwy wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza wy­łączał z pojęcia autonomji Polski następujące sprawy ogólno-państwowe, w których nie prze­widywano żadnych zmian: ustawodawstwo i sądownictwo, armję i flotę, sprawy zagrani czne, finanse, monetę, cła i taryfy, pocztę i ko­munikację, policję oraz zarząd polityczny.

Autonomja, a raczej samorząd Królestwa Polskiego miał polegać na pewnej swobodzie kościoła katolickiego, na uprawnieniu ludno­ści polskiej do zwracania się po polsku do miej­scowych instytucyj sądowych i administracyj­nych, jednakże z pozostawieniem języka rosyj­skiego w wewnętrznem urzędowaniu i w biuro­wości, na uprawnieniu instytucyj samorządo­wych do używania języka polskiego z uwzględ­nieniem jednak i rosyjskiego w stosunku do władz państwowych i Rosjan, na dopuszczeniu do szkolnictwa języka polskiego z zachowaniem rosyjskiego, jako wykładowego dla pewnych przedmiotów.

Zarząd kraju miał spoczywać wT rękach namiestnika (a więc, jakgdyby, nawrót do ustroju Królestwa Kongresowego), przy któ­rym zbierała się w charakterze doradczym ra­da, składająca się częściowo z członków, mia­nowanych przez cesarza, częściowo z wirylis-tów, częściowo zaś z delegatów samorządu wiej­skiego i ziemskiego, zatwierdzonych przez na­miestnika. Wreszcie znamiennem było za­strzeżenie, iż dla objęcia urzędu wymagana by łaby znajomość języka polskiego, co i nadal po zwalałoby na obsadzanie stanowisk przez Ro sjan, którym masowo wydawanoby „świadec two" takiej umiejętności.

427

Page 171: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

• *$m

H''

5PJB&^',.-«.'^?^

•ŚŚ*C

* * *

Adrja. Korfu. Ar ileon.

Page 172: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W tom ujęciu ostatecznem autonomja przekształcała się właściwie w skromny samo­rząd prowincjonalny z pewnem, nieznacznem zresztą uprzywilejowaniem języka polskiego i religji katolickiej. Oczywiście tak pojęta rea­lizacja obietnic, danych Polakom, szczególnie wobec sprawy Galicji wschodniej oraz Chełm­szczyzny, nie mogłaby nigdy zadowolić społe­czeństwa polskiego.

W związku ze sprawą Konstantynopola projekt powyższy dojrzał już do tego stopnia, iż w szybkiem tempie miał być wydany mani­fest cesarza o zasadach realizacji odezwy i obietnic Mikołaja Mikołajewicza.

Jednakże manifest ten nie ukazał się, a to dzięki interwencji polityków polskich z obozu

samorządu, Polacy znów opierali się przy sze­roko pojętej autonomji politycznej. W pew­nym momencie przewodniczący prezes rady mi­nistrów Goremykin oświadczył: „Zadaniem ko­misji jest wskazać sposób, w jaki mają być zre­alizowane zasady odezwy wielkiego księcia do Polaków. W odezwie istnieją dwie kwestje: zjednoczenie ziem polskich i samorząd, i dwie te sprawy są ze sobą ściśle związane. Otóż zjednoczenie Polski jest w ręku Boga — to też uważam za konieczne powiedzieć panom, że, je­żeli dojdzie do zjednoczenia Polski, będzie także istniał samorząd, a jeżeli do zjednoczenia Pol­ski nie dojdzie, nie będzie też samorządu!" A właśnie wówczas, kiedy słowa te były wypo­wiedziane, armja rosyjska (lipiec 1915 r.) po-

Artylerja turecka w boju.

koalicyjnego, którzy udowodnili, że wywołałby on w tej redakcji jak najfatalniejsze wrażenie w społeczeństwie polskiem i pozwoliłby na ła­twe przelicytowanie go ze strony mocarstw cen­tralnych.

Naskutek interwencji Polaków cesarz za­rządził w czerwcu 1915 roku powołanie spe­cjalnej komisji, która miała opracować do­kładniej zagadnienia polskie. Do komisji tej powołano niejako w charakterze rzeczoznaw­ców polityków polskich, a mianowicie Dmow­skiego, Dobieckiego, Wł. Grabskiego, Haruse-wicza, Szebeko i Wielopolskiego.

Komisja odbyła wiele posiedzeń, ale do żadnych pozytywnych rezultatów nie doszło. Rosjanie nie chcieli wycofać się ze swojego po­przedniego stanowiska skromnego lokalnego

nosiła klęskę za klęską i utraciła już była Prze­myśl i Lwów oraz znaczną część Królestwa! W tych warunkach jedynym rezultatem obrad komisji było to, że jej członkowie Rosjanie zło­żyli rządowi memorjałpod tytułem „Główne za­sady ustroju miejscowego Królestwa Polskie­go" (skromny samorządzik), natomiast człon­kowie Polacy opracowali memorjał „Główne zasady ustroju Królestwa Polskiego", opiera­jący się na pojęciu nie samorządu, lecz szerszej autonomji.

Tak oto przedstawiała się w Rosji sprawa polska aż do momentu, kiedy Rosjanie ostatecz­nie, raz na zawsze opuszczali Polskę pod nacis­kiem wojsk austro - niemieckich latem 1915 roku.

428

Page 173: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

A teraz, zanim będziemy mówili o samych orientacjach politycznych Polaków, przyjrzyj­my się jeszcze, jak przedstawiała się sprawa polska wśród zachodnich sojuszników Rosji, a więc w Anglji, Francji w pierwszym roku wojny.

W chwili wybuchu wojny światowej na terenie międzynarodowym sprawa polska wo-góle nie istniała. Europa — ta oficjalna i de­cydująca — nietylko dopuściła do wymazania Polski ze swojej mapy politycznej, ale posunę­ła się dalej jeszcze w życzliwości swojej dla państw rozbiorowych: poprostu zapomniała o nas, zapomniała o całym wielkim narodzie w samym środku Europy mieszkającym, roz­dartym, gnębionym, szamoczącym się w po­trójnych okowach i napróżno wyczekującym skądziś ratunku.

Złożyło się na to wiele przyczyn. Przede-wszystkiem przemożny czas. Okres stu pięćdzie sięciu lat — to bardzo dużo, nawet, jak na ży­cie Europy. Po drugie zgodne pod tym wzglę­dem współdziałanie państw rozbiorowych, któ­re zarówno w polityce oficjalnej, jak i w swojej szeroko po świecie rozgałęzionej propagandzie nie pomijały żadnej okazji, aby sprawę polską tłumić, gdziekolwiekbądź zjawiłaby się ona chociażby w zarodku, aby bagatelizować jej znaczenie, a sam naród polski w najpotworniej­szy sposób oczerniać i zniesławiać. To też istotnie, jeśli nawet przed wojną tu i ówdzie wiedziano coś o nas, to przeważnie raczej w sensie dla nas niepochlebnym, uważają na­ród polski za lekkomyślny, warcholski, nieu­dolny, zarozumiały i intrygancki, ba! nawet poprostu „zgniły" i „zapity"! Nic też dziwne­go, że, pomijając nawet czynniki oficjalne, mie­liśmy w Europie przedwojennej bardzo nielicz­nych przyjaciół (i to zwykle z pośród tych naj­mniej znaczących idealistów), bardzo dużo nie­życzliwych i wrogów, a najwięcej ludzi dosko­nale dla nas obojętnych i o niczem niewiedzą-cych.

Winy tego smutnego stanu rzeczy nie moż­na jednak zwalać wyłącznie na rządy państw zaborczych. Zawiniliśmy i my sami. Umieliś­my „wojażować" kosztownie i z hałasem po stolicach Europy, po modnych badach i plażach, umieliśmy „w pojedynkę" olśniewać cudzo­ziemców lekkomyślnym a rujnującym nas zbyt­kiem i pięknemi manjerami towarzyskiemi, bywaliśmy dumni, kiedy nas komplementowa­no mianem „Francuzów Północy" — ale nie potrafiliśmy się zdobyć (szczególnie właśnie ci z pośród nas, którzy mieli ku temu odpowiednie

środki materjalne i rozległe stosunki zagrani­cą) na trwały, systematyczny ideowy wysiłek, aby rządom zaborczym przeciwstawić własną propagandę na terenie międzynarodowym. Już to Polska nigdy nie miała szczęśliwej ręki w propagandzie zagranicznej, a ponoć i dzisiaj pod tym względem nie o wiele jesteśmy szczę­śliwsi.

Nawet we Francji, złączonej z nami tylu więzami wspólnej i pięknej przeszłości, w tej Francji, która sama siebie chętnie kreowała na strażniczkę wolności i sprawiedliwości, nie umieliśmy, lub może nie mogliśmy rozbudzić żywszego zainteresowania się naszemi sprawa­mi. Społeczeństwo francuskie zajęte było ro­bieniem pieniędzy i lokowaniem swoich oszczę­dności w sprzymierzonej carskiej Rosji, zaś rządy i politycy widzieli w Rosji jedynego po­tężnego (jakżeż przesadzali, co do tej potęgi!) sojusznika przeciwko Niemcom, drżąc ustawi­cznie, aby Rosja nie pokazała Francji swoich olbrzymich pleców.

Jeśli nawet rząd francuski od czasu do czasu coś tam szeptem perswadował w Peters­burgu na temat spraw polskich — czynił to zawsze bardzo oględnie, bardzo nieśmiało i za­wsze natychmiast wycofywał się grzecznie, ile­kroć usłyszał, że sprawa polska — to wewnętrz­ne zagadnienie cesarstwa rosyjskiego.

I oto w tych warunkach nagle, zaraz po wybuchu wojny ukazuje się odezwa wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza do Polaków! Od niepamiętnych już czasów w enuncjacji ofi­cjalnej i to samej Rosji zjawiło się nietylko miano Polski i narodu polskiego, ale nawet łas­kawe przypomnienie sobie o tych prawach do życia wielkiego narodu, o których wszyscy już zapomnieli.

Zdawało się, że odezwa ta wywoła na tere­nie międzynarodowym, szczególnie zaś wśród zachodnich sojuszników Rosji jakieś żywsze zainteresowanie, które nieuchronnie wyciągnie znów na światło dzienne sprawę polską, dawno złożoną do lamusa rzeczy bezużytecznych i za­pomnianych. Wszak odezwa do Polaków poru­szyła sprawę zjednoczenia ziem polskich, a więc przekreślenia rozbiorów, zgórą od stu lat po­wszechnie (za wyjątkiem Turcji) usankcjono­wanych! Zjednoczenie Polski w ten sposób sta­wało się jednym z celów wojny, a przez koniecz­ność zmiany mapy Europy tern samem wkra­czało w zakres spraw międzynarodowych, nie zaś wewnętrznych państw zaborczych, jak to było dotychczas. Logika faktów wymagała, aby — wbrew nawet najgłębszym intencjom,

Page 174: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

g a m e j Rosji _ odezwa do Polaków i dane im prawy polskiej uczyniły między­

narodową. . Ale tak się nie stało. Czynniki oficjalne

u Paryżu i Londynie, jakgdyby, przeszły do po­rządku nad odezwą wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, nie zdradzając zgoła żywszego zainteresowania tą sprawą. Powód tego był oczywisty. Francja i Anglja, na których bar­ki zwalił się główny ciężar wojny i przeciwko którym przedewszystkiem skierowana była agresywność niemieckiego militaryzmu, żyły z dnia na dzień w ustawicznej obawie, aby Ro­sja, gdzie wciąż potężne i aktywne były wpły­wy germanofilskie, nie wycofała się z wojennej

ski, tragiczny w swojem osamotnieniu, pi ceniu f bohaterstwie, nawet nieliczni Czarn górcy budzili podziw i zachwyt obroną gór niedostępnych. Przedewszystkiem jednak modni byli Rosjanie i wszystko, co rosyjskie. Wszak rosyjski „walec parowy" miał wkrótce już zmiażdżyć państwa centralne i, wypuściw­szy parę na ulicach Berlina, zwycięsko zakoń­czyć tę przerażającą wojnę. Gdzież tu był czas i chęci na interesowanie się Polakami, tembar-dziej wobec tego, że jakiś „monsieur Piłsudski", jak to szeroko głosiła podstępna propaganda rosyjska, na czele polskich strzelców połączył się z Niemcami przeciwko „bratniej" i „wspa­niałomyślnej" Rosji!

"

Artylerja turecka, w marszu.

awantury, zawierając pokój separatystyczny z Niemcami, pozostawiając swoich sojuszników zachodnich w tragicznem położeniu. Nie chcia­no więc niczem drażnić kolosa rosyjskiego, sta­rannie unikając wszystkiego, co mogłoby wy­wołać w łonie Koalicji niepożądane rozdźwięki. A Rosja nie omieszkała kogo należy poinformo­wać na Zachodzie, iż nie życzy sobie, aby ode­zwie i wogóle sprawie polskiej nadawano jaki­kolwiek rozgłos, że w dalszym ciągu sprawa polska należy wyłącznie do wewnętrznych za­gadnień rosyjskich, a wogóle jest jeszcze przed czasem... nic nie wiadomo... melodja przyszło­ści i t. d. I sojusznicy zachowali dyskretną obojętność.

Co do samych społeczeństw zachodnich nie o wiele lepiej przedstawiała się sprawa polska. Propaganda polska dopiero była w powijakach. Narody zachodnie co innego miały do roboty, do myślenia, do interesowania się. Modny był naród belgijski z jego bohaterskim i niezłom­nym królem Albertem, modny był naród serb-

430

Zresztą, co do oficjalnych czynników An-glji i Francji, należy im oddać sprawiedliwość, że milczenie ich w sprawie polskiej i powolność wobec Rosji były jak najzupełniej szczere, by­najmniej nie wymuszone, gdyż odpowiadały ówczesnym poglądom polityki europejskiej na dawno już przesądzoną sprawę polską.

Ówczesny minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanji lord Edward Grey nawet w swoich późniejszych pamiętnikach z czasów pierwszych lat wojny sprawę polską zupełnie pomija, co wydaje się świadczyć o kompletnym braku jego zainteresowania na ten temat w po­czątkach wojny. Nie inaczej odnosił się do sprawy polskiej ambasador angielski w Peters­burgu Buchanan. Dla niego zagadnienie to by­ło wyłącznie wewnętrznem dla Rosji, dlatego też obserwował je tylko pod tym kątem widze­nia. Wiedział, że Sazonow miał w sprawie pol­skiej pewien określony pogląd, wiedział, że Sa­zonow jest gorącym zwolennikiem Koalicji i nie dopuści do zawarcia odrębnego pokoju, obser-

Page 175: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wował przeto intrygi zakulisowe, lękając się o jego tekę i uważając sprawę polską, jako jed­ną z tych, które mogą zaszkodzić Sazonowowi.

Z pamiętników ambasadora francuskie­go w Petersburgu Paleologue'a zupełnie jasno przebija rówmież, poza grzecznościowemi kom­plementami w stosunku do Polaków, zupełna jego ówczesna obojętność dla sprawy polskiej, ba! nawet dokładna jej nieznajomość, zadzi­wiająca, jak u wybitnego dyplomaty.

Kiedy w przeddzień opublikowania ode­zwy wielkiego księcia Sazonow poufnie zako­munikował jej treść PaleologueWi, ten, jak sam pisze, był mocno zaskoczony i zdobył się tylko na słowa: „Brawo! oto gest wspaniały, który odbije się ogromnem echem nietylko w Polsce, ale i we Francji i w Anglji!"

Paleologue chętnie i często bywał na dwo­rze cesarskim, gdzie zawsze był mile widzia­nym gościem, z czego zresztą wyraźnie był dumnym ten przedstawiciel „republikańskiej i demokratycznej" Francji. Ale, jak sam to stwierdza, starannie unikał wszelkich rozmów na temat sprawy polskiej, a kiedy sam cesarz poruszył bezpośrednio tę sprawę w przyjaciel­skiej pogawędce, Paleologue zręcznie wykręcił się, nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi i zbywając cesarza frazesami i komunałami. Zręczny dyplomata wiedział, że przy dworze jest wielu wrogów Sazonowa, cesarz jest zmien­ny i chwiejny, jak dziecko, bał się więc rzucać słowa, któreby później wypadło dementować.

Zato w stosunku do Sazonowa trzymał się odrębnej taktyki. I tu unikał sprawy polskiej, ale kiedy wykręcać się było niemożliwe, gorąco podtrzymywał punkt widzenia Sazonowa, któ­rego nie chciał drażnić, sam nie przywiązując zresztą wagi do sprawy polskiej.

Jedyną oficjalną wzmianką na Zachodzie o sprawie polskiej było oświadczenie lorda Grey'a, złożone w dniu 2 marca 1915 roku w parlamencie w związku z interpelacją posła Kinga, który zapytywał, czy odezwa do Pola­ków, podpisana przez wielkiego księcia Miko­łaja Mikołajewicza, była uprzednio aprobowa­na przez rządy sprzymierzone Anglji i Fran­cji? Lord Grey, nie bawiąc się w długą dyskus­ję, krótko i dość powierzchownie wyjaśnił, że, jakkolwiek właściwej aprobaty nie było, jed­nakże rządy sprzymierzone przyjęły odezwę do wiadomości, co się zaś tyczy rządu angielskie­go, to „odnosi się do niej z sympatją". Jak na pierwsze półrocze wojny oświadczenie lorda Grey'a było nazbyt słabem echem, jakie odezwa

/budziła na forum międzynarodowem.

Tak oto wyglądała sprawa polska na Za­chodzie Europy w pierwszym okresie wojny. Z tego tytułu nie mieliśmy powodów do zbyt­nich nadziei. Trzeba było długiego dopiero czasu, bezsprzecznych a ogromnych wysiłków prokoalicyjnych polityków polskich, kolosal­nych wypadków wojennych, a wreszcie rewo­lucji rosyjskiej i upadku cesarstwa romano-wych, bolszewizmu i pokoju w Brześciu — aby Zachód innemi oczyma spojrzał na Polskę, jej rację istnienia i jej ogromną rolę historyczną w życiu państw i narodów europejskich. Ale o tych przemianach będziemy mówili przy in­nej okazji.

Zanim rozpoczniemy pobieżny przegląd poszczególnych odłamów polityki polskiej w pierwszym okresie wojny światowej, czyli tak zwanych orjentacyj — zastanówmy się przedewszystkiem nad samym faktem dwuto­rowości tej polityki, która to dwutorowość na długi czas rozdzieliła naród polski na dwa zwalczające się, nieledwie wrogie sobie obozy.

Zarówno obcy, jak i my sami czyniliśmy często, a i dziś jeszcze czynimy ciężki zarzut pod adresem narodu polskiego, iż nie potrafił się zdobyć na jednomyślność swojej polityki w momencie, który powinien był przynieść nam wolność. Niejednokrotnie przeciwstawia się Polakom Czechów, którzy od pierwszych dni wojny aż do jej zakończenia prowadzili polity­kę narodową niemal zupełnie jednolitą i konse­kwentną.

Przedewszystkiem należy stwierdzić, że w czasach wojennych, nawet tam, gdzie grozi bezpośredni najazd wroga, ogólnie biorąc jest rzeczą nader trudną skupić żywioły polityczne w jednym i konsekwentnym kierunku. Co in­nego bowiem jest patrjotyzm, a co innego poli­tyka. Patrjotyzm nakazuje narodom walczyć i ponosić ofiary w zbiorowym, jednolitym po­rywie dotąd, dopóki istnieje w masach zaufa­nie do czynników kierowniczych państwa, któ­re nakazują i prowadzą tę walkę. Naród pa-trjotyczny solidarnie walczy od chwili, kiedy walka jest rozpoczęta, i w stopniu jego ofiar­ności i poświęceń niema różnic politycznych, które go dzielą. Obowiązkiem społeczeństwa jest czynić, obowiązkiem polityki myśleć. Stąd też polityk, obciążony odpowiedzialnością wo­bec własnego narodu, nie może pozostać bier­nym w obliczu walki, w której pożytek albo zgoła i w powodzenie nie wierzy, widzi zas

Page 176: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

e inne środki ratunku. Stąd też często się darzą, że w łonie narodu, który solidarnie pro­

wadzi walkę, toczy się z kolei walka polityczna pomiędzy jej zwolennikami i przeciwnikami. Sprawa komplikuje się jeszcze, jeśli dobrą wolę polityków wyzyskuje obca i wroga propaganda, działająca często środkami aż nazbyt niemoral-nemi.' Wówczas wojna toczy się właściwie na dwóch frontach: bojowym i politycznym. Tak bywa z narodami, które posiadają własne pań­stwa, własną tradycję polityczną, własną ar-mję. Cóż dopiero mówić o narodach wydziedzi­czonych, pozbawionych tego wszystkiego, któ­rych polityka z natury rzeczy rozwija się kar­łowato, w sposób ułomny?

Weźmy przykłady z wojny światowej.

Turcja. Transport wojskowy.

Od początku wojny ścierały się w Rosji dwa kierunki polityczne: zwolenników i prze­ciwników Niemiec. O ile pierwsi za wszelką cenę dążyli do wytiwałego prowadzenia wojny aż do zwycięstwa, drudzy — przeciwnie — czy­nili wszystko, aby wojnę tę przerwać, nie wie­rząc w możliwość zwycięstwa, mając zaś prze­świadczenie, że jakiekolwiek jej rozwiązanie będzie dla Rosji szkodliwe. Walkę tą prowa­dzono tak namiętnie, że germanofile w zaśle­pieniu swojem bliscy byli poprostu zdrady wo­bec własnej ojczyzny, w każdym zaś razie da­wali szerokie pole do uprawiania prawdziwej zdrady przez ajentury niemieckie, przenikając cały ustrój i społeczeństwo rosyjskie.

Włochy, zanim przystąpiły do wojny, a na­wet i później, były areną zażartych walk po­litycznych, aż między trzema wrogiemi kierun­kami: zwolenników wojny, dzielących się na prokoalicyjnych i proniemieckich, oraz zwo­lenników pokoju i neutralności. A wszak obce

432

złoto i propaganda mogły tam tylko bróźdz mniej lub więcej, nie można jednak znaczenia wpływów zagranicznych rozciągać na ogół po­lityków włoskich, których dzieliła przedewszy-stkiem różnica poglądów na istotę misji dzie­jowej ich ojczyzny i na możliwości jej sukce­sów.

We Francji, przytłumiony wprawdzie opinją zwartej większości narodu, jednakże przez cały czas wojny istniał i działał kierunek germanofilski, który po wojnie tak szybko na­brał rozmachu i śmiałości w oficjalnej polityce.

Nawet w bohaterskiej Belgji znalazł się jednakowoż kierunek polityczny, który, zwąt­piwszy o zwycięstwie, pragnął ratować swój kraj w oparciu o Niemców. Była to już for­malna zdrada, ogólnie jednak biorąc dyktowa­na dobrem ojczyzny w ten sposób pojmowanem.

Jeśli tak się działo wśród narodów, wypo­sażonych w to wszystko, czego brak było naro­dowi polskiemu — czyż można się dziwić, że i społeczeństwo nasze rozpadło się na dwa obo­zy, z których każdy szczerze wierzył w skutecz­ność swojej polityki?

Wojna światowa rozwierała przed Polską wszelakie możliwości. Naród polski chciał i musiał działać, aby niczego nie uronić z tych możliwości, które — kto wie? — może miały być ostatnią stawką historji o naszą wolność! Działać samodzielnie było niemożliwe, gdyż nie byliśmy samodzielni, w dodatku zaś oznaczało­by to neutralność, która znów przeczyła nasze­mu przymusowemu udziałowi w wojnie w ra­mach trzech państw zaborczych. Pozostawało przeto działać w oparciu o jedną ze stron wal­czących w przeświadczeniu, że jej zwycięstwo przyniesie korzyści narodowi polskiemu, jako dobrowolnie i przymusowo sojuszniczemu.

Były więc dla Polski dwie i tylko dwie mo­żliwości: albo oprzeć swoją polityę o mocarstwa centralne, albo też o Rosję, a przez nią o całą Koalicję. Wybór był trudny i niemożliwy do uzgodnienia przez wszystkie kierunki politycz­ne społeczeństwa polskiego. Bowiem wybór mu­siał wypływać po pierwsze z wiary w zwycię­stwo jednej ze stron walczących, po drugie zaś z przeświadczenia o rozmiarach korzyści, któ­re to zwycięstwo może Polsce przynieść. O ile to drugie prędzej dało się wydedukować na dro­dze znajomości faktów historycznych i logicz­nego rozumowania, o tyle pierwsza wypływała oczywiście raczej z wewnętrznego przeczucia, niźli z wyrozumowania. Wszak zwycięstwo za­wsze jest mniejszym lub większym znakiem za­pytania. Inaczej nie byłoby wojen.

Page 177: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Wydedukowanie ewentualnych korzyści ze zwycięstwa jednej ze stron walczących nie mogło być podstawą orjentacyj. Bowiem na­wet największe możliwe korzyści równałyby się klęsce w razie zwycięstwa strony przeciwnej. Pozostawało więc kierować się tylko przeczu­ciem, a raczej przewidywaniem losów wojny, co znów wypływało z indywidualnego rodzaju umysłowości, z nabytych pojęć, zasobu óbser-wacyj i wielu innych czynników natury men­talno - psychicznej. Stąd musieli być i tacy, którzy wierzyli bezwzględnie w zwycięstwo mocarstw centralnych, i tacy, którzy wierzyli w zwycięstwo Rosji. Inne rozwiązanie (właś­nie, które przyniosła rzeczywistość) trudno, o ile wprost nie absurdem było przewidywać w 1914 roku.

Jak wiemy z rozdziału II początki orjen­tacyj wojennych sięgały czasów przed wojną światową, kiedy jednak oczekiwano jej po­wszechnie pod tą lub inną postacią.

Już wówczas wyraźnie zaznaczyły się w Polsce dwa przeciwne kierunki: przeciwro-syjski i przeciwniemiecki. Każdy z nich uza­sadniał oczywiście swoją słuszność wywodami logicznemi na temat większych dla Polski ko­rzyści, płynących ze zwycięstwa jednej strony, ale w gruncie rzeczy wypływał z wiary w to zwycięstwo.

Kierunkowi przeciwrosyjskiemu aktyw­ność nadawał polski ruch radykalny i socjali­styczny. Ruch ten ze względów ideowo-socjal-nych widział w carskiej i reakcyjnej Rosji wroga groźniejszego, niż demokratyczne bądź co bądź Niemcy, o silnie rozwiniętym socjaliz­mie, i bardziej jeszcze liberalne Austro - Wę­gry, gdzie również pomyślnie rozwijał się so­cjalizm. Z drugiej znów strony socjaliści i ra­dykałowie polscy, wychowani w doktrynie ma-terjalizmu dziejowego, mający żywy kult i wia­rę w potęgę techniki, postępu i organizacji, a dobrze znający Niemcy, musieli wierzyć w ich zwycięstwo nad uwstecznioną, nawpół jeszcze barbarzyńską Rosją. W dodatku kie­runek ten miał żywą łączność z tradycją walk wolnościowych, skierowanych wszak przede-wszystkiem przeciwko Rosji.

' Kierunkowi przeciwniemieckiemu ton na­dawała narodowa demokracja. Dla niej, jako bardziej społecznie umiarkowanej i posiadają­cej w swoich szeregach przedstawicieli arysto­kracji, ziemiaństwa i życia gospodarczego, re­akcyjny charakter Rosji nie posiadał tego groź­nego oblicza, jak dla socjalistów. Przeciwnie zaś Niemcy, którzy w swoim zaborze prowa­

dzili politykę wywłaszczeniową, godzącą w raa-terjalny byt społeczeństwa polskiego, musieli stanowić istotną groźbę dziejową. Wreszcie na­rodowa demokracja, której podstawą była Kon­gresówka, nie mogła nie ulec sugestji kolosa rosyjskiego, który, nawet w opinji polityków i wojskowych zachodnio - europejskich, ucho­dził za potęgę nie do złamania z racji swoich bezmiernych obszarów i niewyczerpanego re­zerwuaru ludzkiego. Narodowa demokracja wierzyła w zwycięstwo Rosji tak, jak elementy lewicowe wierzyły w zwycięstwo Niemiec.

Przedstawiciele kierunku przeciwniemiec-kiego rozumowali jeszcze przed wojną w ten sposób.

Zwycięstwo Rosji przyniesie zjednoczenie Polski. Znikną zabory, znikną granice, dzie­lące żywe ciało Polski. Chociażby nawet za­sadniczo stosunek Rosji do Polski nie zmienił się po wojnie, to sam fakt skupienia się całe­go narodu polskiego zwiększy jego wagę poli­tyczną, co w następstwie ułatwi Polakom wy­walczanie od Rosji ustępstw, które WT drodze ewolucyjnej doprowadzą kiedyś do wolności.

Niezależnie od tych minimalnych możliwo­ści postawa Polaków w czasie wojny oraz ich zręczność polityczna mogą wykorzystać nieo­czekiwane okazje, które w najlepszym razie mogą nawet sprawę polską wytoczyć na arenę międzynarodową w czasie konferencji pokojo­wej, co zmusi Rosję do większej ustępliwości. Stąd też narodowa demokracja pragnęła woj­ny w jak najszerszej skali międzynarodowej, nie zaś pomiędzy samemi tylko państwami za-borczemi.

Poza względami politycznemi poważną ro­lę odgrywały względy gospodarcze. Polska w stosunku do bezmiernych rynków rosyjskich była bardziej uprzemysłowiona, bardziej sprę­żysta pod względem handlowym, bardziej przedsiębiorcza. Stąd też związek z Rosją po­zwoliłby Polsce wspaniale rozwinąć się gospo­darczo, otwierając jej olbrzymie pole ekspan­sji na bezmiernych obszarach rosyjskich, gdzie nawet nadwyżka ludności polskiej mogłaby znaleźć dogodne pole dla kolonizacji. Położenie Królestwa Polskiego było przykładem, ilustru­jącym wymownie ten punkt widzenia.

Przeciwnie—w stosunku do Niemiec, a na­wet Austro - Węgier życie gospodarcze Polski stało o wiele niżej, zarówno, jak i gospodarcza aktywność Polaków. Związek więc z tern i pań­stwami raczej więc im otwierałby korzyści go­spodarcze w Polsce, czego przykładem była przed wojną Galicja. W dodatku w tych wa-

Page 178: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

runkach problem przeludnienia Polski mógłby być rozwiązanym tylko przez zamorską emigra­cje, znacznie 'mniej korzystną z narodowego i gospodarczego punktu widzenia.

Narodowa demokracja, opierając się na przykładzie Poznańskiego, dążyła przede-wszystkiem do zapewnienia Polsce dobrobytu materjalnego, który, według jej doktryny, sta­nowi konieczny warunek świadomości i odpor­ności narodowej.

Z drugiej znów strony, co widziała narodo­wa demokracja w zwycięstwie Niemiec i ich sojusznika Austro-Węgier? W tym wypadku o zjednoczeniu nie byłoby mowy. Niemcy ni­gdy nie dopuściłyby, aby liberalne Austro-Wę-gry zagarnęły cały zabór rosyjski, co stwarza­łoby dla Niemiec poważne niebezpieczeństwo na przyszłość w ich polityce eksterminacyjnej w Poznańskiem, na Pomorzu i na Śląsku. W do­datku wzmożone wpływy polskie w Austro-Wę-grzech groziłyby Niemcom utratą powolnego naddunajskiego sprzymierzeńca. Same Niem­cy całego zaboru rosyjskiego nie chciałyby na­wet zagarnąć, unikając, jako państwo narodo­we, nadmiernego u siebie wzrostu elementu ob­cego. To też prawdopodobnie sięgnęłyby po ro­syjskie prowincje nadbałtyckie, gdzie posiadały historyczne i znaczne wpływy kultury niemiec­kiej, ograniczając się do podziału Królestwa

Turcja. Koło wodne dla eelów napędowych.

pomiędzy siebie i Austro-Węgry. Prawdopodob­nie zaś, aby Rosja nie mogła w przyszłości sza­chować Niemców sprawą polską, pozostawiono-by jej wschodnią część Królestwa, aby i ona podawnemu była państwem rozbiorowem.

Taki wynik wojny narodowa demokracja uważała za klęskę, nowy rozbiór Polski, który, niczego nie zmieniając zasadniczo, rozbiłby

434

konsolidujące się, najliczniejsze Bpołeczeń polskie Królestwa, zniszczyłby Polskę gospodar­czo, znaczną jej część skazał na beznadziejną walkę ze zwycięskim germanizmem, a nawet w liberalnej Austrji pogorszył położenie Pola­ków. Bowiem Austro-Węgry, otrzymując tyl-

: • •

tm f

Turcja. Tragarz.

ko południową, najmniej uprzemysłowioną część Królestwa, rekompensowałyby to sobie aneks ją Wołynia, Podola, a może i części Ukra­iny, ku którym oddawna spozierały łakomie. To znów zwiększyłoby wypływy ruskie w Wied­niu, co fatalnie odbiłoby się na położeniu Pola­ków, czego przykładem już przed wojną była Galicja wschodnia, gdzie Austrjacy wygrywali Rusinów przeciwko Polakom.

Powyżej przytoczoną w zarysie tezę repre­zentował Roman Dmowski, jeden z czołowych przywódców narodowej demokracji, już pod koniec 1912 r., kiedy z racji alarmów wojen­nych odbyła się w Krakowie konferencja poli­tyków polskich z trzech zaborów. Odczytany przez Dmowskiego memorjał kończył się słowa­mi: „...Orjentacja antyrosyjska wobec możli­wego konfliktu austrjacko-rosyjskiego, w wa­runkach dziś możliwych, nie może być uważa­ną za orjentacja narodową polską. Ta ostatnia wskazuje nam raczej utrzymanie na dziś sta­tus quo na ziemiach polskich, do czasu, dopóki kwestja polska, dzięki rozwojowi wypadków międzynarodowych i postępom polityki pol­skiej, nie dojrzeje do poważniejszego rozwią­zania". _ Kiedy też rzeczywiście wybuchła wojna i to odrazu w skali światowej, narodowa demo­kracja oraz pokrewne jej kierunki polityczne konsekwentnie i bez wahania opowiedziały się za orjentacja przeciwniemiecka. Do poprzed-

Page 179: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nich argumentów przybył nowy, a mianowicie udział w wojnie pc stronie Rosji Anglji i Fran­cji, co pozwalało mieć nadzieję, że tern łatwiej uda się sprawę polską wytoczyć na forum mię­dzynarodowe, oraz, a to bodaj było najważniej­sze, znakomicie powiększało szanse zwycięstwa rosyjskiego.

Raz zdecydowawszy się na orjentację an-tyniemiecką, narodowa demokracja wkroczyła na drogę działalności politycznej, opartej o ści­słą lojalność wobec Rosji, a mającej na celu wy­korzystywanie po stronie Koalicji każdej oka­zji, któraby chociaż na krok posuwała sprawę polską. Zaznaczyć tu należy, że orjentacja an-tyniemiecka na początku wojny bynajmniej nie liczyła się z możliwością wielkich sukcesów po­litycznych. Raczej brała pod uwagę możliwo­ści minimalne. Później dopiero bieg wypadków siłą rzeczy rozszerzał możliwości polityczne an-tyniemieckiej orjentacji, aż ją doprowadził do Traktatu Wersalskiego i Polski niepodległej poprzez wypadki dziejowe, których nikt prze­widzieć nie śmiał i nie mógł.

Pierwszym aktem orjentacji antyniemiec-kiej była deklaracja posła Wiktora Jarońskie-go, złożona w Dumie rosyjskiej już w dniu 8 sierpnia 1914 roku. Brzmiała ona następu­jąco:

„Moment historyczny nieodzownego zde­rzenia słowiaństwTa z germańskim światem, wiedzionym przez Prusy, naszego wroga od­wiecznego, uwydatnia tragiczne położenie na­rodu polskiego, pozbawionego niepodległości oraz możności swobodnego ujawnienia swej wo­li. Tragizm ten polega nietylko na przeistocze­niu kraju naszego w widownię wojny i wszyst­kich jej okropności, lecz w dodatku na fakcie, iż rozdarty na trzy części naród polski ujrzy swe dzieci we wrogich sobie obozach. Mimo po­działu naszej ziemi, winniśmy stanowić jedną całość przez uczucie i życzliwość dla słowian. Poza słuszną sprawą, dyktuje nam zajęcie te­go stanowiska także zmysł nasz polityczny. Światowa doniosłość chwil, które przeżywamy, musi odsunąć na dalszy plan wszelkie pora­chunki wewnętrzne. Niech za pomocą Bożą sło-wiaństwo pod egidą Rosji odeprze Teutonów, podobnie, jak pięć wieków temu uczyniły to pod Grunwaldem Polska i Litwa! Oby krew, przez nas wylana oraz okropności tej bratobójczej dla nas wojny doprowadziły do zjednoczenia rozer­wanego na trzy części narodu polskiego!".

Tego samego dnia jeszcze Aleksander Mey­sztowicz złożył w radzie państwa analogiczne oświadczenie, wyrażając ponadto nadzieję, że

krew polska, która „spłynie w imię słusznej sprawy..., poleje się także dla usunięcia wieko­wych nieporozumień i na ostateczne utrwalenie zgody rosyjsko-polskiej".

Odezwa wielkiego księcia Mikołaja Miko-łajewicza do Polaków z dnia 14 sierpnia znacz­nie wzmocniła pozycję polityczną antyniemiec-kiej orjentacji, zarówno wewnątrz społeczeń­stwa polskiego, jak i wobec czynników rosyj­skich. Nie wszyscy zapewne politycy tego obo­zu łudzili się, co do szczerości rosyjskich inten-cyj. W każdym jednak razie, był to już poważ­ny atut w rękach Polaków, o których prawach po raz pierwszy oddawna powiedziano w Ro­sji nietylko otwarcie, ale nawet oficjalnie.

To też zaraz po opublikowaniu odezwy cztery stronnictwa polskie w Kongresówce, a mianowicie demokratyczno-narodowe, polska partja postępowa, stronnictwo polityki realnej i polskie zjednoczenie postępowe, wszystkie, stojące na stanowisku orjentacji antyniemiec-kiej, ogłosiły „z powodu aktu pierwszorzędnej wagi historycznej" wspólny komunikat, który podkreślał niezłomną wiarę, „że po ukończonej wojnie istotnie urzeczywistnią się wyrażone w odezwie przyrzeczenia i spełnią się marzenia ojców i dziadów naszych, że rozszarpane przed półtora wiekiem ciało Polski, złączy się znowu, że znikną granice, dzielące naród polski". Rów­nocześnie kilkudziesięciu najwybitniejszych przedstawicieli orjentacji antyniemieckiej wy­słało do wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewi-cza depeszę, wyrażającą radość z powodu da­nych w odezwie przyrzeczeń oraz gorące życze­nia zwycięstwa oręża rosyjskiego. Od tej chwili politycy polscy tego obozu, nawet wbrew inten­cjom samego rządu rosyjskiego, starali się do­okoła odezwy uczynić jak najwięcej radosne­go hałasu, manifestując nazewnątrz znacznie więcej wiary w realizację jej haseł, niż to było naprawdę. Chodziło bowiem o utrwalenie w Ro­sji i zagranicą wrażenia, jakie musiała wy­wrzeć odezwa, aby nie dopuścić do jej zapo­mnienia i zbagatelizowania.

Niezależnie od posunięć politycznych, roz­poczęto działalność społeczną, tworząc w War­szawie Centralny Komitet Obywatelski i lokal­ne komitety na terenie całego Królestwa. Ofi­cjalnie komitety te, poza działalnością humani­tarną i dobroczynną, miały dbać o utrzymanie ładu w tych okolicach, które opuszczali Rosja­nie. Niewątpliwie tworzący komitety politycy widzieli w nich zaczątek organów administra­cyjnych na wypadek życzliwego potraktowania przez Rosję sprawy autonomji polskiej.

Page 180: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W dniu 28 sierpnia stronnictwa polityki realnej i narodowej demokracji w Królestwie powzięły znamienną rezolucję, która była odpo­wiedzią na odezwę Koła Polskiego w parlamen­cie austrjackim i Naczelnego Komitetu Naro­dowego w Galicji, a która to odpowiedź osta­tecznie nadała kierunek całemu obozowi anty-niemieckiej orjentacji. Rezolucja ta brzmiała:

„Zważywszy, że: 1) zwycięstwo Koalicji rosyjsko - francusko - angielskiej daje narodo­wi polskiemu widoki zjednoczenia wszystkich ziem polskich z dostępem do Bałtyku, pod­czas gdy zwycięstwo przymierza niemiecko-austrjackiego musi doprowadzić do nowego roz­bioru Polski, podyktowanego przedewszystkiem przez Prusy; 2) że nawet w chwili obecnej Ro-

Turcja. Uliczni pisarze listów.

sja wystąpiła z programem w kwestji polskiej w odezwie wielkiego księcia, przyjętej entuzja­stycznie przez opinję francuską i angielską, podczas gdy Austrja kwestji polskiej wcale nie postawiła, co zresztą uwydatnia się w odezwie galicyjskiego Koła Polskiego; 3) że dzisiejsza wojna nie jest lokalną wojną między Austrja i Rosją, w której stanowisko Polaków galicyj­skich po stronie Austrji, aczkolwiek politycznie nieracjonalne, mogłoby być psychologicznie zro­zumiałe, ale jest powszechną wojną narodów przeciw panowaniu prusactwa, mającego na swe usługi Austrję, że zatem rola Polaków, ja­ko obrońców największego wroga naszej naro­dowej przyszłości, jest wprost potworną; 4) że Legjony polskie, uzbrojone przez Austrję, nie mogą żadną miarą mieć samodzielnego znacze­nia militarnego, a są jedynie przeznaczone do odegrania roli narzędzia politycznego, ma­jącego służyć do pozyskania ludności Kró­lestwa na rzecz Austrja, a tern samem Nie-

436

mieć; 5) że kraj nasz, z natury swego położe­nia, ponosi w tej wojnie największe klęski, że klęski te zmniejsza rozkaz naczelnego wodza armji rosyjskiej o poszanowaniu życia i mienia Polaków wszystkich dzielnic, że zaś tworzenie Legjonów polskich w Galicji prowokuje armję rosyjską do postępowania wręcz przeciwnego wobec ludności polskiej tej dzielnicy, — niżej podpisane stronnictwa uznają stanowisko, za­jęte w odezwie Koła Polskiego i komunikacie Naczelnego Komitetu Narodowego w Galicji za zgubne dla sprawy polskiej. Stronnictwa te nie mogą sobie inaczej wytłumaczyć faktu ukaza­nia się tej odezwy, jak obałamuceniem społe­czeństwa galicyjskiego fałszywemi z gruntu wiadomościami o przebiegu wojny i towarzy­szących jej wypadkach, a przedewszystkiem o usposobieniu społeczeństwa polskiego w Kró­lestwie i zaborze pruskim. Stwierdzając wre­szcie, że społeczeństwo polskie w Galicji stano­wi zaledwie piątą część narodu polskiego, że za­tem występowanie jego przedstawicieli w tak ważnej chwili w imieniu całego narodu i na­rzucanie innym dzielnicom, bez porozumienia się, faktów dokonanych jest uzurpacją, niżej podpisane stronnictwa, zajmujące stanowisko, zgodnie z wolą olbrzymiej większości narodu, wzywają Naczelny Komitet Narodowy w Gali­cji do natychmiastowego zaprzestania wszel­kiej akcji, której program nakreślony jest w je­go komunikacie". Dn. 28 sierpnia 1914 r. Pod­pisane : Stronnictwo Polityki Realnej — Stron­nictwo Demokratyczno-Narodowe.

Z natury rzeczy podstawą działalności kie­runku antyniemieckiego było Królestwo Pol­skie z Warszawą dotąd, dopóki latem 1915 ro­ku Rosjanie nie opuścili nazawsze ziem pol­skich. Później kierunek ten działalność swoją przeniósł do Rosji, a kiedy tam wybuchła rewo­lucja — na zachód Europy, do Paryża i Londy­nu i dalej przez Ocean, aż do Stanów Zjedno­czonych i Kanady.

Po tamtej stronie frontu oczywiście dzia­łalność kierunku antyniemieckiego musiała być bardzo ograniczoną i miała charakter konspi­racyjny raczej. Pomimo tego orjentacja anty-memiecka zdobyła sobie niemal wyłączne wpły­wy w dzielnicach zaboru pruskiego, a jej nie­oficjalną kwaterą główną po stronie austro-niemieckiej był Poznań.

W Galicji pole dla szerszej działalności otwarło się wraz z okupacją Galicji Wschodniej przez Rosjan. Poza tym kilkomiesięcznym okre­sem wpływy orjentacji antyniemieckiej były najsłabsze w Galicji, gdzie ograniczały się ra-

Page 181: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

czej do przeciwdziałania orjentacji antyrosyj­skiej, która tam właśnie miała swoją bazę ope­racyjną i skąd rozchodziła się po całej Polsce i zagranicę.

A teraz zkolei przyjrzyjmy się tym moty­wom politycznym i ideowym, które wytworzy­ły w Galicji orjentację antyrosyjską.

Na orjentację antyrosyjską złożyły się dwa odrębne czynniki: oficjalny i nieoficjalny^ Pierwszy był reprezentowany przez politykę polską w Galicji, ukształtowaną i wyrobioną dzięki parlamentaryzmowi austrjackiemu oraz dzięki tym swobodom politycznym, które posia­dała Galicja już od lat kilkudziesięciu. Drugi czynnik był reprezentowany przez nieoficjalny ruch niepodległościowy, wyrosły w czasie re­wolucji 1905 roku w Królestwie z Polskiej Par-tji Socjalistycznej, a który po upadku rewolucji znalazł schronienie i pole do działania w Gali­cji, nie tracąc jednakże łączności z konspira-cyjnemi organizacjami Królestwa. Na czele te­go ruchu stał Józef Piłsudski, twórca ochotni­czych formacyj wojskowych w Galicji, bohater ruchu niepodległościowego w Kongresówce.

Oficjalni politycy galicyjscy, zaangażowa­ni w orjentacji antyrosyjskiej, rozumowali w ten sposób:

Zwycięstwo Rosji może wprawdzie dać Polsce zjednoczenie pod berłem carskiem, ale przedewszystkiem zahamuje rozwój kultury polskiej, ostatecznie niszcząc jej łączność z kul­turą zachodnią i topiąc ją w morzu azjatycko-rosyjskiej, tworzącej się dopiero cywilizacji. To, jak również zniszczenie jedynego wolno­ściowego ośrodka myśli polskiej w Galicji osła­bi świadomość narodową Polaków i ich odpor­ność wobec nawały wschodniego barbarzyń­stwa, niosącego w dodatku w darze, być może, istotnie większy dobrobyt materjalny, który zabije ostatecznie polskiego ducha walki o wol­ność i godność narodu.

Argument, że zjednoczenie Polski ludno­ściowe i terytorjalne zwiększy wagę zagadnie­nia polskiego w Rosji jest zupełnie niesłuszny wobec rażącej dysproporcji pomiędzy ludnością nawet całego narodu polskiego i ludnością ca­łego cesarstwa oraz pomiędzy obszarem Pol­ski i Rosji, rozsiadłej w dwóch częściach świa­ta, tembardziej, że zwycięstwo skonsoliduje również naród rosyjski, wzmocni jego imperja-]izm i nacjonalizm, a tern samem zwiększy au­torytet cara i reakcyjnych rządów.

Zwycięstwo Rosji na długo zapewni jej spokój w Europie i dominujące stanowisko na

ynencie, co pozwoli na systematyczną pra­

cę rusyfikacyjną, która w dodatku o tyle bę­dzie ułatwioną, że sprawa polska dosłownie już stanie się sprawą wewnętrzną zwycięskiej i po­tężnej Rosji, której nikt nie ośmieli się w tern przeszkadzać. Polsce może zabraknąć czasu i okazji, aby wyrwać się ze szponów Rosji, za­nim ta nie dokończy swojego dzieła na trupie narodu polskiego.

Przeciwnie — zwycięstwo niemieeko-austrjackiego przymierza otwiera dla Polski ogromne możliwości. Jeśli cały lub w połowie zabór rosyjski przypadnie Austro-Węgrom nie­uchronnie ta część Polski wraz z Galicją w naj­gorszym razie otrzyma dawną pozycję tej ostat­niej, a przez zwiększoną poważnie liczbę Pola­ków odgrywać będzie ważką rolę w pstrym ze­spole narodów cesarstwa habsburgskiego, co pozwoli na systematyczne zwiększanie przywi­lejów polskich. Poza tem są i inne możliwości: wejście Polski, jako państwa trialistycznego, w skład monarchji całej lub dualistycznego w stosunku do samej Austrji. W najgorszym jednak wypadku swobody narodowe Galicji roz­ciągną się na Królestwo, co samo przez się sta­nowić będzie poważny krok naprzód i w sen­sie politycznym i kulturalnym.

Co do zaboru pruskiego — gdyby nawet Niemcy zabrały część Królestwa — to położenie jego musi ulec zmianie na korzyść, raz ze wzglę­du na wzmocnienie elementu polskiego, rozsa­dzającego jednolitość narodu niemieckiego, po-drugie zaś ze względu na znakomicie powięk­szone znaczenie Polaków w Austro-Węgrzech, z czem Niemcy musieliby się liczyć, pragnąc zachować z nimi nadal stosunek sojuszniczy.

Wreszcie zwycięstwo niemiecko-austrjac-kie nad Rosją, ze względu na szczególne wa­runki, które ta posiada, nie może być natyle de­cyduj ącem, aby na długo utrwalić stosunki w środkowej Europie, co pozwala oczekiwać dalszych powikłań międzynarodowych, zawsze korzystnych dla sprawy polskiej.

Wniosek stąd wrypływa, iż naród polski po­winien jak najbardziej aktywmie współdziałać przeciwko Rosji, nadewszystko tworząc w opar­ciu o mocarstwa centralne własną siłę zbrojną, która zagwarantuje odpowiednie polityczne wyzyskanie zwycięstwa.

Kierunek ściśle niepodległościowy, repre­zentowany przedewszystkiem przez Józefa Pił­sudskiego, uzasadniał swoją orjentację anty­rosyjską nieco odmiennie:

Sprawa polska nigdy nie wypłynie na fo­rum międzynarodowe z łaski państw zabor­czych, chociażby im naród polski złożył szc

Page 182: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

złoto swojej lojalności i wierności w czasie woj­ny. Złudzeniem również jest liczyć na wdzięcz­ność zaborców. Żadne obietnice, czy zobowią­zania, dane Polakom w czasie kłopotów i nie­powodzeń wojennych, nie będą ich obowiązy­wały po zwycięstwie, to znaczy, kiedy będą sil­niejsze jeszcze, niż były przed wojną. Należy liczyć jedynie na własne siły.

Korzystając z wojny europejskiej, do któ­rej wmieszane są wszystkie trzy państwa za­borcze, należy za wszelką cenę tworzyć polską siłę zbrojną, opartą i wyrosłą z powstania mas polskich przeciwko jednemu z ciemięzców. Tyl­ko objawiona w obliczu Europy własna siła ma-terjalna i moralna narodu polskiego zdobędzie mu prawa na forum międzynarodowem nawet wbrew intencjom tego z zaborców, z którym Polska w sojuszu osiągnie zwycięstwo. Histo-rję pisze się krwią i mieczem, a nie papierowe-mi odezwami, czy memorjałami.

Czy po stronie rosyjskiej możliwem było­by stworzenie polskiej siły zbrojnej i rozbudze­nie powstania mas? Nie! Reakcyjne rządy ro­syjskie nigdy nie zgodzą się na to, aby, nawet ramię przy ramieniu z żołnierzem rosyjskim, stanął żołnierz polski. Nie zgodzi się na to rów­nież i wojskowość rosyjska, której nie brak lu­dzi, lecz broni i ekwipunku dla nich. Sama myśl powstania narodowego, uzbrojenia mas

proletarjatu i chłopstwa obudziłaby w carskiej Rosji odrazę i przerażenie., a ludzi, którzyby myśl podobną wyjawili, natychmiast powleczo-noby do katorgi. A więc w związku z Rosją niema żadnej, nadziei uzbrojenia narodu pol­skiego pod własnemi sztandarami.

A po stronie mocarstw centralnych? Te nietylko godziły się na wywołanie po­

wstania zbrojnego w Królestwie przeciwko Ro­sji, ale nawet koncepcję takiego powstania włą­czały w swoje plany wojenne. Ani w Niem­czech, ani w Austro-Węgrzech ruch socjali­styczny, organizujący proletarjat, nie był no­wością i nie budził przerażenia. Na początku wojny Niemcy co innego miały do roboty, niż pomagać i wspierać armję austro-węgierską, gdyż miały być zajęte przedewszystkiem na Za­chodzie. Powstanie w Królestwie byłoby wiel­ką pomocą dla armji austro-wTęgierskiej, której wypadało przez pewien czas utrzymywać na so­bie całą armję rosyjską.

Stąd też państwa centralne odnosiły się życzliwie jeszcze do przedwojennego ruchu nie­podległościowego w Galicji, który przygotowy­wał to przyszłe powstanie przeciwko Rosji, w początkach zaś wojny, chociaż w skromnym zakresie, ale zgadzały się na udział polskich for-macyj ochotniczych. Możliwości te decydowały o antyrosyjskiej orjentacji niepodległościow-

Libaioa. Most.

Page 183: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

eow. Stanęli po tej stronie, która umożliwiałg im zapoczątkowanie akcji zbrojnej. Reszta po­zostawała w rękach losu i narodu polskiego, który z tych skromnych zaczątków polskiego wojska mógł rozwinąć wielką armję, wyrosłą z powszechnego powstania. Dalsze perspekty­wy były już mniej ważne. Jeśli zaistnieje ar-mja polska, w każdych warunkach, jakie wy­tworzy wojna, nie pozwoli ona zamilknąć raz rozbudzonej sprawie polskiej.

Podstawą koncepcji ruchu niepodległościo­wego, opowiadającego się po stronie mocarstw centralnych, był rewolucyjny, a nie polityczny sposób myślenia, wiara w utajone siły mas lu­dowych, wiara w skuteczność entuzjazmu, bo­haterstwa i poświęcenia, wiara w potęgę „fak­tów dokonanych" — lekceważenie chłodnej kal­kulacji politycznej i lęku przed ryzykiem — jednem słowem romantyczna, rycerska rewolu-cyjność.

Oba te odłamy orjentacji antyrosyjskiej, w gruncie rzeczy obce sobie, spotkały się przy wspólnym warsztacie wojny i, zresztą wciąż się zwalczając wzajemnie, musiały odtąd przez dłu­gi czas kroczyć tą samą drogą.

Politycy polscy w Galicji od pierwszych chwil wojny czynili energiczne zabiegi, aby spowodować decydujące czynniki w Austro -Węgrzech do jasnego wypowiedzenia się w sprawie polskiej. Zabiegi te miały o tyle pewne szanse powodzenia, iż, jak wiadomo, Po­lacy brali żywy udział w życiu politycznem Au­stro - Węgier i stąd posiadali dość znacznie na­wet wpływy w monarchji.

Wiele nadziei pokładano w zabiegach Le­ona Bilińskiego, ówczesnego wspólnego mini­stra skarbu Austro - Węgier, który nawet zre­dagował już manifest cesarza do Polaków za­boru rosyjskiego. Manifest ten miał być ogło­szony w chwili zajęcia Warszawy przez wojska niemieckie i austrjackie, czego spodziewano się już w pierwszym miesiącu wojny. Manifest podkreślał sympatyczny stosunek Polaków za­boru austrjackiego do sędziwego cesarza Fran­ciszka Józefa i kończył się następującem przy­rzeczeniem: „Jeżeli Bóg Wszechmocny obdarzy zwycięstwem wojska sprzymierzone, to kraj Wasz będzie nierozerwalnie wcielony do rzeszy Moich państw w ten sposób, by wespół z kra­jem Moim, zamieszkałym przez Waszych roda­ków, tworzył jednolite Królestwo Polskie, któ­rego administrację, z uwzględnieniem najwyż­szych interesów i potrzeb całej monarchji, po­wierzę rządowi narodowemu, odpowiedzialne­mu przed Sejmem w Warszawie".

tanifest cesarza miał stworzyć „fakt do­konany" przedewszystkiem wobec Niemców. Ale Wiedeń, jak wiemy, od pierwszych chwil wojny całkowicie uległ wpływowi i kontroli Berlina. Niemcy nie życzyły sobie jakichkol­wiek zdecydowanych i jasnych posunięć w spra­wie polskiej. Wobec tego rząd Austro-Węgier, jak i sam cesarz nie zdecydowali się na krok samodzielny. W rezultacie starania Bilińskie­go i innych polityków polskich nie powiodły się, Nie udało się spowodować ogłoszenia manifestu cesarza, ani żadnej nawet bardziej ważkiej de­klaracji czynników oficjalnych.

W dniu 2 sierpnia 1914 roku Koło Polskie parlamentu wiedeńskiego złożyło deklarację, zresztą analogiczną do enuncjacyj Czechów7, Włochów, Rumunów i Słoweńców i dość po­wściągliwą, w której to deklaracji oświadczyli Polacy swoją gotowość „do największych ofiar", oraz wyrazili nadzieję, że „nasz naród, który tyle przecierpiał, wróci do swych praw ciągle żywych i jednakich, jak żywem i stałem jest poczucie sprawiedliwości".

Niezależnie od posunięć politycznych ofi­cjalnych działaczów galicyjskich w dniu 6 sierpnia Józef Piłsudski stworzył pierwszy „fakt dokonany" w sprawie polskiej, przeszedł­szy pod Krakowem granicę i wkraczając na cze­le swoich strzelców do Królestwa Polskiego. Maleńka odosobniona grupa strzelców, pozba­wionych nietylko artylerji, ale nawet nowo­czesnej broni ręcznej, rozpoczęła swój marsz na Miechów, Jędrzejów i Kielce, depcząc po pię­tach wycofujących się oddziałów rosyjskich. Od tej chwili rozpoczęła się historja legjonów polskich, walczących przeciw Rosji po stronie państw centralnych. Kości zostały rzucone, za­nim jeszcze w polityce oficjalnej powzięto za­sadnicze decyzje. Wkroczenie strzelców do Kró­lestwa było tym faktem, który miał skonsolido­wać obóz przeciwrosyjskiej orjentacji i przy­spieszyć krystalizację sprawy polskiej, siłą rze­czy narzuconej Austro - Węgrom, a przez nie i Niemcom.

Jakoż w dniach 9 i 10 sierpnia prezes Ko­ła Polskiego Juljusz Leo zwołał w Krakowie szereg konferencyj najwybitniejszych polity­ków i osobistości, których opinje — jak pisze Srokowski — „nie pozostawiały wątpliwości, że wszyscy oni uznają konieczność polityczne­go i organizacyjnego działania w kierunku predestynowanym już przez wystąpienie od­działów strzeleckich, i że inicjatywy do tego działania oczekują od prezesa Koła Polskiego",

439

Page 184: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

s Leo wyjechał natych­miast do Wiednia i tam przedłożył czynnikom decydującym koncepcję sformowania z party­zanckich oddziałów strzeleckich, walczących już z Rosjanami w Kielecczyźnie, ściśle regular­nej formacji wojskowej, a mianowicie leg jonów polskich, które pod własną komendą i własne-mi sztandarami współdziałałyby z armją au-strjacko-węgierską.

Koncepcję prezesa Koła Polskiego przyję­to w Wiedniu nader życzliwie, niczego jednak konkretnego nie obiecując zarówno w zakresie wojskowym, jak i politycznym. Ale wówczas sprawa manifestu cesarza do Polaków była na

obecnie głos zabrać, zdoła skupić wszystkich Polaków, zdolnych do noszenia broni, do zwy­cięskiej walki z Rosją. Tylko jedność zdoła zgromadzić zasoby materjalne, potrzebne do zorganizowania polskiej siły zbrojnej, która wkroczy na uciskane ziemie polskie dla wyzwo­lenia ich z pod jarzma carskiego".

„Aby tę myśl jedności narodu w czyn wprowadzić, jednoczą się na wezwanie Koła Polskiego dotychczasowe odrębne organizacje: Centralny Komitet Narodowy i Komisja Skon-federowanych Stronnictw Niepodległościo­wych, oraz te grupy, które do żadnej z tych or­ganizacji nie należały, tworząc Naczelny Ko-

Libaica. Fort.

tyle aktualną, że dr. Leo powrócił do Krakowa z jak najlepszemi horoskopami na przyszłość.

Po swoim powrocie zorganizował Leo no­wy szereg konferencyj z przywódcami demo­kratycznych i konserwatywnych ugrupowań polskich, które doprowadziły w dniu 16 sierp­nia do historycznego posiedzenia sejmowego Koła Polskiego z udziałem posłów polskich z po­za tego Koła, oraz przedstawicieli Centralnego Komitetu Narodowego i Komisji Skonfedero-wanych Stronnictw Niepodległościowych.

Uchwała, powzięta na tern posiedzeniu, powołała do życia Naczelny Komitet Narodo­wy, który odtąd stał się organem kierowniczym całego obozu przeciwrosyjskiego. Uchwała ta brzmiała:

„Połączyło nas wszystkich w tej doniosłej chwili dziejowej to głębokie przeświadczenie, że zjednoczenie wszystkich stronnictw polskich w czasie toczącej się wojny światowej jest ko­nieczne. Tylko jedność całej Polski, mogącej

mitet Narodowy i uznając ten Komitet za naj­wyższą instancję WT zakresie wojskowej, skar­bowej i politycznej organizacji zbrojnych sił polskich".

„Każda z grup składa wyraźne, publiczne oświadczenie, że z chwilą utworzenia Naczelne­go Komitetu Narodowego przestaje istnieć rząd narodowy, ogłoszony w dniu 3 sierpnia 1914 r. (konspiracyjny, powstały w Warszawie z łona ugrupowań niepodległościowych i opo­wiadających się przeciwko Rosji—przyp. wł.), że w przyszłości nie podda się żadnemu tego rodzaju tajnemu związkowi, nieutworzonemu za wspólnem porozumieniem Naczelnego Komi­tetu Narodowego z organizacjami w Króle­stwie".

„Stanowienie o politycznych sprawach Królestwa może nastąpić tylko w porozumieniu z organizacją w Królestwie Polskiem, zbudowa­ną na podobnych zasadach, co organizacia wspólna w Galicji".

Page 185: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

„Na podstawie tego zjednoczenia przystę­puje się do utworzenia narazie dwóch legjonów polskich, jednego w zachodniej, drugiego we wschodniej Galicji, pod komendą polską, opie­rając się na istniejących już zbrojnych organi­zacjach polskich. Oddziały polskie użyte być mają do walki przeciw Rosji na ziemiach pol­skich, w związku z monarchja austro-węgier-ską".

„Wszyscy walczący w szeregach oddziałów polskich muszą mieć prawa kombatantów i mu­szą otrzymać uzbrojenie i wyekwipowanie wojsk regularnych, a oddziały obejmować win­ny wszystkie gatunki broni".

„Komitet Naczelny wejdzie w porozumie­nie z rządem monarchji austro-węgierskiej, oraz naczelną komendą wojskową armji au-strjackiej, celem utworzenia naczelnego do­wództwa nad Legjonami i omówienia stopnia i jakości ich zależności od komendy naczelnej armji austro-węgierskiej. Istniejące obecnie komendy nad oddziałami wojsk polskich w Kró­lestwie, oraz nad oddziałami, organizującemi się w Galicji, pozostają w mocy aż do ostatecz­nej decyzji Naczelnego Komitetu Narodó-wego".

„Dotychczas istniejące instytucje skarbo­we zlewają się w jeden Polski Skarb Wojen­ny pod zwierzchnictwem Naczelnego Komitetu Narodowego".

„W skład Naczelnego Komitetu Narodo­wego wchodzą, pod przewodnictwem prezesa Koła Polskiego, Dr. Juljusza Leo, z wszystkich grup politycznych, pp.: Tadeusz Cieński, za­stępca Dr. Stanisław Kasznica, — Witold ks. Czartoryski, zastępca Andrzej ks. Lubomirski, — Jan Dąbski, zast. Andrzej Średniawski, — Ignacy Daszyński, zast. Dr. Zygmunt Marek, — Dr. Ludomir German, zast. Dr. Władysław Stesłowicz, — Józef Hudec, zast. Artur Hau-sner, — Dr. Władysław Leopold Jaworski, zast. Dr. Tadeusz Starzewski, — Józef Neumann, zast. Edmund Riedl, — Leon hr. Piniński, zast. Aleksander Vogel, — Dr. Szymon Przybyło, zast. Franciszek Wójcik, — Dr. Jan Rozwa­dowski, zast. Dr. Stanisław Głąbiński, — Ale­ksander hr. Skarbek, zast. Stanisław Grabski, — Hipolit Śliwiński, zast. Władysław Sikor­ski, — Konstanty Srokowski, zast. Dr. Roman Krogulski, — Dr. Ignacy Stenhaus, zast. Józef Sarę, — Dr. Stanisław Stroński, zast, Dr. Ste­fan Surzycki, — Zdzisław hr. Tarnowski, zast. Stanisław hr. Badeni, — Dr. Bolesław Wicher-kiewicz, zast. ks. Dr. Józef Zajchowski,—Win­

centy Witos, zast. Władysław Długosz, — Ed­mund Zieleniewski, zast. Jan Federowicz".

„Naczelny Komitet Narodowy wybierze wydział wykonawczy. Naczelny Komitet Na­rodowy dzieli się na dwie sekcje: krakowską i lwowską, z których każda zarządza autono­micznie w działach organizacyjnych, wojsko­wym i skarbowym".

Tymczasem rząd wiedeński, a tern bar­dziej berliński, nie czyniły niczego, coby spra­wę polską popychało na drogę konkretnej reali­zacji. Czas naglił polityków polskich. To też Naczelny Komitet Narodowy wydał w dniu 20 sierpnia odezwę, wzywającą do tworzenia Le­gjonów i w dalszym ciągu usiłującą, siłą fak­tów, zmusić państwa centralne do rzeczowego zajęcia się sprawą polską. Odezwya ta imputo­wała, iż „szlachetny monarcha... i cała jego po­tężna armja, ruszająca do boju o najwznioślej­sze ideały kultury, patrzą na naród polski, ja­ko na wypróbowanego obrońcę tych ideałów, który dziś zyskuje możność dotąd niebywałą wyswobodzenia się z niewoli, która gnębiła cia­ło, kalała duszę".

W dniu 22 sierpnia rozkazem swoim do żołnierzy - strzelców Józef Piłsudski przystąpił do Naczelnego Komitetu Narodowego i poddał się jego zwierzchnictwu.

Po długich tymczasem zabiegach w dniu 27 sierpnia Naczelnemu Komitetowi Narodo­wemu zakomunikowano rozkaz naczelnego wo­dza austro-węgierskiego, arcyksięcia Frydery­ka, w sprawie utworzenia Legjonów polskich. Rozkaz ten był dalekim od tych nadziei, jakie żywili politycy polscy. Przedewszystkiem ar-cyksiążę Fryderyk żądał bezwzględnie, aby le-gjoniści polscy składali zwykłą, obowiązującą w Austrji przysięgę pospolitego ruszenia lub obrony krajowej, to znaczy na wierność cesa­rzowi. Rozkaz powoływał do życia dwa Legjo-ny, wschodni (we Lwowie) i zachodni (w Kra­kowie). Każdy Legjon miał się składać z dwóch pułków piechoty i paru szwadronów jazdy (oko­ło 10 tysięcy ludzi, razem do 20 tysięcy), przy-czem strzelcy Piłsudskiego mieli sformować 1-y pułk I-go Legjonu (zachodniego). Legjon za­chodni miał być oddany pod komendę austrjac-kiego generała Baczyńskiego, wschodni zaś — Pietraszkiewicza, którzy bezpośrednio byli pod­dani austrjackiemu naczelnemu dowództwu. Oba Legjony miały stanowić niezależne od sie­bie formacje ochotnicze. Kompetencje Naczel­nego Komitetu Narodowego ograniczał rozkaz arcyksięcia do roli organu doradczego i wnio-skodawczego w zakresie spraw wojskowych.

Page 186: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Mundury miały być zachowane strzeleckie, z czamo-żółtą (kolory habsburgskie) opaską na ramieniu. O wyżywienie i wyekwipowanie Le-gjonów miała się starać wojskowość austrjac-ka. Broń nowego typu tylko w miarę możności miała być przydzielana Legjonom, które zasad­niczo miały otrzymywać przestarzałe, nierepe-tjerowe karabiny Werndla.

Nie pomogły wszelkie starania i zabiegi. Rząd austrjacki zarówno, jak i naczelne do­wództwo nie chciały słyszeć o dalszych ustęp­stwach. Nie czas było się już cofać. To też Le-gjon zachodni w pierwszych dniach września złożył wymaganą przysięgę według formuły austrjac^iego pospolitego ruszenia. Równocze­śnie Naczelny Komitet Narodowy w odezwie

stało i złożyło przysięgę około tysiąca legjoni-stów. Fakt ten zadecydował o ostatecznym roz­bracie pomiędzy obu orjentacjami wojennemi, które odtąd rozdzieliły naród polski na dwa wrogie sobie obozy.

Oto pobieżny przegląd genezy i powstania politycznych orjentacyj polskich w czasie woj­ny światowej, których sam fakt istnienia był bodajże ostatnią tragedją Polski, rozdartej trzema wrażemi zaborami, przykutej do ry­dwanów wojennych swoich wrogów i ciemięz­ców!

Jakkolwiek tragicznym w latach wojny był

R M I H H M n B K : Libawa. Fort po ataku samolotów.

swojej zwrócił się do legjonistów: „Legjoniści! Z Wami honor, z Wami przyszłość narodu, z Wami wolna Polska!" Zaznaczyło to, że, wbrew wszystkiemu i wszystkim chociażby, żoł­nierz polski wywalczy wolność Ojczyźnie, co­kolwiek miałoby się wydarzyć.

Inne były losy Legjonu wschodniego, który tymczasem, z racji klęsk austrjackich, ewaku­owano do zachodniej Galicji. W Legjonie tym narodowa demokracja posiadała znaczne wpły­wy. Fakt zmuszenia legjonistów do złożenia przysięgi na wierność cesarzowi austrjackiemu dał pole do szerokiej agitacji przeciwko anty­rosyjskiej orjentacji. W rezultacie w ostatnich dniach września znaczna część legjonistów (po­nad pięć tysięcy ludzi) odmówiła złożenia wy­maganej przysięgi i opuściła szeregi Legjonu wschodniego. Wraz z Józefem Hallerem pozo-

442

ten rozłam społeczeństwa polskiego, walczącego z dobrą wiarą w lepsze jutro Ojczyzny — jed­nak dziś, z historycznej już niejako perspekty­wy, powinien w nas wzbudzić zgoła odmienne refleksje, niźli to działo się wówczas. W czasie wojny pożytek własnej orjentacji, szkodliwość zaś przeciwnej oceniało się przedewszystkiem pod kątem tych przewidywań, które kazały wie­rzyć w zwycięstwo tej lub innej strony: albo Niemiec i Austro-Węgier, albo Rosji. Tymcza­sem rzeczywistość daleko odbiegła od wszela­kich przewidywań, bowiem wszystkie trzy pań­stwa zaborcze wyszły z wojny straszliwie zdru­zgotane. Na ziemiach polskich nie było w re­zultacie zwycięzcy, byli sami zwyciężeni. Stad tez rzeczywistość, która powołała do życia Pol­skę niepodległą, nie może służyć nikomu ,ex post" do uzasadniania słuszności jakiejkolwiek

Page 187: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tezy politycznej polskiej z czasów wojny świa­towej.

W razie zwycięstwa wojennego Rosji lub Austro-Węgier i Niemiec, zwyciężyłaby rów­nież jedna z dwóch tez polityki polskiej. A to znów nieuchronnie pociągałoby za sobą potę­pienie części społeczeństwa polskiego, opowia­dającej się po stronie przeciwnej orjentacji, która przegrała swoją wielką stawkę i utrud­niła orjentacji zwycięskiej wyciągnięcie wszystkich możliwych dla Polski korzyści z wojny światowej. Tego najtragiczniejszego wyniku wojny oszczędziła nam Historja, jak-gdyby rozumiejąc, że dobra wola narodu pol­skiego była po obu stronach frontu.

Orjentacje wojenne zakończyły więc swój

żywot w podwójnym znaku zapytania, jaki wy­rósł z klęski wszystkich naraz państw rozbio­rowych. Jedyny zaś ich konkretny rezultat, któ­ry pozwolił Polsce odbudować się na gruzach państw zaborczych — to było rozbudzenie po­wszechnej świadomości narodowej nawet wśród tych, którzy jakgdyby spali przedtem, wskrzeszenie w narodzie polskim świetnych tradycyj rycerskich, wspaniały rozwój myśli politycznej, a wreszcie siłą faktów wydobycie sprawy polskiej na formu międzynarodowe. A rezultat ten pomimo wszystko wyrósł z obu orjentacyj politycznych. O tern należy dziś pa­miętać, rozpatrując dawne wypadki wojenne, które zdążyły już utracić swoją gorącą i na­miętną aktualność.

Page 188: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

żołnierze bawarscy na nartach.

Page 189: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

WIELKA KLĘSKA ROSJAN NA

Poprzednio już opisane próby Rosjan prze­łamania frontu austrjackiego w Karpatach i przedarcia się na równinę węgierską, które zresztą, jak wiemy, nie udały się, zamknęły jak-gdyby pierwszy okres wojny światowej, dla którego charakterystyczną była wojna rucho­wa, wielkie operacje strategiczne, oraz wiara w możliwość osiągnięcia tą drogą zdecydowa­nych rezultatów.

Ostatnia próba Rosjan stanowiła przeto nietylko o załamaniu wiary w żywą potęgę ro­syjskiego „walca parowego", ale wogóle kaza­ła Koalicji poddać gruntownej rewizji cało­kształt dotychczasowych metod prowadzenia wojny. Stało się oczywistem, że wojny nie uda się prędko zakończyć, gdyż pomiędzy przeciw­nikami wyraźną była, ogólnie biorąc, równowa­ga sił. Fakt ten jeszcze jaskrawiej uwydatnił się z chwilą załamania się ekspedycji dardanel-skiej i wszelkich z nią związanych nadziei. Trzeba się było liczyć z wojną długotrwałą, a jak to określono na Zachodzie, z „wojną na wyczerpanie i na zużycie". W strategji powsta­ło nowe pojęcie „bitwy sprzętu", czyli militar­ne licytowanie się przeciwników pod względem technicznego wyposażenia wojsk. Logiczną już konsekwencją tak radykalnej zmiany metod by­ła blokada gospodarcza, przy pomocy której pragnęła Koalicja przyśpieszyć „wyczerpanie" Niemców i „zużycie" ich środków materjal-nych, niezbędnych do prowadzenia długotrwa-ej wojny, zakrojonej na tak ogromną skalę.

Wobec nowych zagadnień, jakie wojna wy­sunęła, zmieniły się również role, jakie poszcze­gólne armje sprzymierzone miały odgrywać w najbliższej przyszłości. Rola Francji i An-glji narazie była bierna wobec wypadków wo­jennych. Nadzieje, rozbudzone po „cudzie Mar­ny", całkowicie zawiodły. Niemców odrzucono

1

ZIEMIACH POLSKICH W 1915 R.

wprawdzie od Paryża i złamano impet ich ko­losalnego natarcia, ale z ostatecznego pogro­mu wojsk niemieckich trzeba było na długo zre­zygnować. Ustalił się front, powodując za-skrzepnięcie wojny w walkach pozycyjnych. Przełamanie nowego frontu pozycyjnego w da­nych warunkach było niemożliwe. To też na­razie nie zakładając sobie żadnych innych ce­lów wojny na Zachodzie, poza ustawicznem trzymaniem wojsk niemieckich w napięciu i oczekiwaniu, Francja i Anglja z całą energją i poświęceniem oddały się olbrzymiej pracy or­ganizacyjnej, która w przyszłości miała im za­pewnić ostateczne zwycięstwo. Dzięki wielkie­mu uprzemysłowieniu swoich państw, dzięki ogromnym zasobom i środkom gospodarczym, oraz wysokiemu poziomowi kulturalnemu swo­ich społeczeństw — Francja i Anglja miały za­pewnione powodzenie swoich ogromnych przed­sięwzięć gospodarczo-organizacyjnych i woj­skowych. Równocześnie organizowano blokadę Niemiec, oraz starano się pozyskać nowych sprzymierzeńców, przedewszystkiem królestwo włoskie, co, jak wiemy, doprowadziło do wypo­wiedzenia wojny Austro-Węgrom przez Wło­chy. Poza tern Anglja, która na początku woj­ny posiadała bardzo skromne siły° lądowe, w pierwszym już roku sformowała ponad trzy­dzieści nowych dywizyj, nie licząc znacznych korpusów ekspedycyjnych kolonjalnych, co by­ło zasługą lorda Kitchenera.

Jak widzimy przeto, obaj sojusznicy za­chodni mieli aż nadto powodów, aby uzyskać na dłuższy okres czasu względny spokój na swo­im froncie, umożliwiający wykonanie olbrzy­mich przygotowań wojennych na przyszłość. W tym tez celu, począwszy od jesieni 1914 ro­ku az do jesieni 1915 roku, cały ciężar wojny przerzucono na Rosję. Rosja, oddzielona od re-

Page 190: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

szty sojuszników geograficznie, izolowana go­spodarczo, pozbawiona gospodarczych możli­wości, koniecznych do przygotowania wojny „na wyczerpanie", budziła zainteresowanie sojuszników wyłącznie z racji jej ogromnego rezerwuaru ludzkiego, zdawało się, wprost nie­wyczerpanego. W tym więc czasie, kiedy Fran­cja i Anglja miały przygotowywać się do pod­jęcia wojny dopiero w przyszłości, ale odrazu na kolosalną skalę, Rosja miała ściągnąć na siebie całą uwagę i potęgę Niemiec, którym miała przeciwstawić żywy mur swoich niezli­czonych żołnierzy.

Punkt widzenia angielsko-francuski po­krywał się niejako z punktem widzenia nie­mieckiego sztabu generalnego. Podobnie, jak Koalicja, i Niemcy zrozumiały te przemiany, jakie wojna wywołała w pojęciach, związanych z prowadzeniem wojny. Ale „wojna na wy­czerpanie" równałaby się dla Niemiec wcześ­niej czy później klęsce z racji wyczerpania skromnych zasobów ludzkich i materjalnyeh. Niemcy rozumieli, że, równocześnie przeciw­działając blokadzie wojną łodziami podwodne-mi i przeciwstawiając jej własny wysiłek go­spodarczo - organizacyjny, tembardziej muszą dążyć do przywrócenia wojnie jej poprzednie­go tempa, aby tą drogą uzyskać zdecydowane zwycięstwo, zanim sam czas i wyczerpanie nie staną przeciwko armjom mocarstw central­nych.

Próby niemieckie przełamania frontu we Francji nie powiodły się. Na froncie tym na-razie trudno było marzyć o nowych, szerzej za­krojonych operacjach, a to z tego względu, iż klęski wojsk austro - węgierskich zmuszały do­wództwo niemieckie do przerzucania swoich dywizyj na wschód. O powrocie ich na front zachodni nie było więcej mowy. Wobec tego ge­nerał Falkenhayn, szef sztabu generalnego, zdecydował się na przeprowadzenie w ciągu wiosny i lata 1915 roku wielkiego natarcia przeciwko Rosji, równocześnie zachowując po­zycję obronną na froncie zachodnim, skąd mia­ły być przerzucone przeciwko Rosjanom nowe znaczne siły Niemców.

Celem tego zamierzonego natarcia było ko­lejne rozbicie frontów: najpierw wschodniego, później zachodniego. Była to więc całkowicie odwrócona koncepcja z początków wojny.

Wiosną 1915 roku, jak już wiemy, Rosja była już na tyle wyczerpana wojną, że złama­nie jej było dla Niemców rzeczą zupełnie możli­wą. A złamanie Rosji, z racji silnych prądów germanofilskich w łonie jej czynników decydu­

jących, mogło być równoznaczne z wycofaniem się Rosji z wojny, co rozwiązałoby ręce mocar­stwom centralnym na wschodzie. Klęska Rosji mogła była również oddziałać na stanowisko państewek bałkańskich, co znów było ważne ze względu na połączenie z Turcją, a nawet i tej ostatniej pozwoliłoby uporać się ostatecz­nie z ekspedycją dardanelską i zagrozić posia­dłościom samej Wielkiej Brytanji.

Raz zdecydowawszy się na wielką ofensy­wę przeciwko Rosji musieli Niemcy zdecydo­wać z kolei, do jakiego stopnia mogą ogołocić front zachodni ze swoich wojsk. Jakoż wy­padki na tym froncie, począwszy od stycznia

Austrjacko-węgiersko-niemieckie tabory na tylach armji, operującej w Galicji.

1915 roku, dawały możność zorjentowania się w sytuacji. Poważniejszego narazie wzmoc­nienia się sił francusko - angielskich nie prze­widywano. Trzeba się było liczyć przedewszy-stkiem z temi siłami, któremi tam rozporzą­dzali już sojusznicy. A siły te nie były wystar­czające, aby nawet z największemi ofiarami przełamać front niemiecki.

Tak więc w ciągu lutego i marca wojska francuskie i angielskie na szeregu odcinków ponawiały zacięte ataki, szczególnie uparcie prowadzone przez Francuzów pod Perthes na południo - wschód od Reims. Te ostatnie wal­ki nazwano „bitwą zimową w Szampanji". An­glicy znów atakowali pozycje niemieckie pod Neuve-Chapelle na północ od kanału La Bas-see. Wysiłki sprzymierzonych nie dały właści­wie rezultatów strategicznych, pomimo, że przeciwko Niemcom skoncentrowano przeważa­jące siły i że ataki prowadzono, nic licząc sit;

445

Page 191: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ogromnemi stratami. Bowiem opanowanie tu i ówdzie wąziutkiego pasa terenu nieprzyja-cielskiego nie było dla sprzymierzonych dosta­

na rekompensatą wielkich ofiar w ludziach i materjale wojennym. To też dowództwo nie­mieckie mogło uważać,, że system wojny obron­nej na zachodzie wytrzymał pierwszą próbę znakomicie, pozwalając utrzymywać front si­łami stosunkowo dość nieznacznemi.

Zburzony most nad rzeką Białą pod Tarnowem.

koniec kwietnia małemi siłami, ale z zastoso­waniem po raz pierwszy nowego straszliwego środka wojny — gazów trujących (22.IV. 1915 r . ) ! Pod Ypres front angielski tworzył wypukły łuk, głęboko wrzynający się w linję frontu niemieckiego, stanowiąc dla sprzymie­rzonych doskonałą pozycję wypadową. Niem­com chodziło więc — od chwili zdecydowania się na walkę obronną — o wyrównanie na tym odcinku swojego frontu.

Działanie gazów okazało się nadspodzie­wanie skutecznie. Anglicy, zaskoczeni i niepo-siadający jeszcze żadnych środków ochronnych, zostali złamani. Łuk angielski dookoła Ypres zacieśnił się, a chociaż samo miasto, dzięki nie­zwykłej wytrzymałości i poświęceniu Angli­

ków, pozostało w ich rękach — dowództwo nie­mieckie miało prawo uważać bitwę pod Ypres za znaczny sukces, gdyż dokonany szczupłemi siłami i na wąskim odcinku frontu. Fakt nie-tylko utwierdzał zaufanie do własnej wytrzy­małości obronnej, ale ponadto pozwalał przewi­dywać nawet lokalne, w miarę możliwości wy-

Dzięki położeniu na froncie zachodnim wiosną 1915 roku zdecydowano się wreszcie za­brać żutego frontu na Wschód początkowo tyl­ko ośm dywizyj, co wobec mas rosyjskich było jednak zbyt słabem wzmocnieniem sił austrjac-ko - niemieckich w projektowanej wielkiej ofensywie przeciwko Rosji. Brak sił trzeba więc było nadrobić strategją i techniką.

Generał von Falkenhayn posiadał umysł niezwykle krytyczny i trzeźwy, w charakterze zaś jego leżała wielka ostrożność. Starannie też unikał wszelkich planów wojennych, zakro­jonych na szerszą skalę. Zwykle stawiał so­bie cele dość ograniczone, zato zupełnie realne do wykonania, z tern, że w miarę operacji po­myślnie rozwijających się coraz dalej rozwijał i pogłębiał cel pierwotny. Tak też było i z pla­nem ofensywy przeciwko Rosji, co w dodatku było o tyle bardziej zrozumiałe, że pomimo wszystko istniała w tym wypadku ogromna dysproporcja sił i zamierzeń.

W rezultacie pierwotny plan za cel stawiał sobie wyłącznie odciążenie armji austro-węgier-skiej ze względu na jej nowe zadania na fron­cie włoskim, zabezpieczenie frontu karpackie­go od nowych prób rosyjskich przedarcia się na Węgiy, oraz chwilowe chociażby ogólne spa­raliżowanie zdolności bojowych armji rosyj­skiej, aby z kolei przerzucić gros sił niemiec­kich na Zachód i tam przełamać front francus­ko - rosyjski. Dalszych możliwości narazie gen. Falkenhayn nie brał pod uwagę, działając ostrożnie i systematycznie, aby w każdej chwi­li móc przerwać operacje przeciwko Rosji, gdy­by sytuacja pogorszyła się w jakimkolwiek miejscu na innych frontach. To też na całej wielkiej ofensywie austrjacko-niemieckiej zna­mienne piętno wycisnęła ta ostrożność naczel­nego dowództwa, co być może nawet ograni­czyło znaczenie i ogólne sukcesy tej ofensywy, pomimo, że daleko przekroczyła pierwotnie jej wyznaczone granice.

Po porozumieniu się obu szefów sztabów generalnych, a mianowicie niemieckiego gene­rała von Falkenhayna i austro-węgierskiego generała Conrada von Hótzendorf, ustalono, że przełamanie frontu rosyjskiego będzie dokona-

Page 192: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ne u północnych stóp Beskidów pod Gorlicami, w wyniku czego nastąpi wypad na wschód, który zwinie cały front karpacki.

Do _wykonania tego zadania w jak naj­większej tajemnicy sformowano grupę uderze­niową, w skład której wchodziła 4 armja au-stro - węgierska i świeżo sformowana 11 ar­mja niemiecka. Dowództwo ogólne nad grupą uderzeniową objął niemiecki generał von Mac-kensen (bohater bitwy pod Łodzią), któremu przydzielono w charakterze szefa sztabu rów­nież Niemca pułkownika von Seeckta.

Przygotowania te stanowiły zwrotny punkt w prowadzeniu wojny przez mocarstwa centralne. Przejawiło się w nich po raz pierw­szy zdecydowane ujęcie kierownictwa całości działań wojennych przez dowództwo niemiec­kie, któremu armje Austro - Węgier, zdyskre­dytowane poprzedniemi klęskami, musiały się podporządkować, rezygnując ze swojej samo­dzielności i ambicji narodowej. Wzamian za to pogrzebaną została również zasada rozdziel­ności frotnów niemieckiego i austrjackiego. Si­łą rzeczy Niemcy, od pewnego już czasu pod­trzymując wojska austro-węgierskie swojemi oddziałami, rozciągnęły swoje wojska na ca­łym froncie przeciwrosyjskim, co na przyszłość miało się stać w mniejszym lub większym stop­niu ogólną zasadą.

Jak już powiedzieliśmy, dowództwo nie­mieckie pragnęło braki liczebne swoich wojsk wyrównać na innem polu. Przedewszystkiem cały plan ofensywy wypracowano niezwykle dokładnie, systematycznie wprost precyzyjnie. Poza tern starano się zachować przygotowania w jak największej tajemnicy, aby szanse ofen­sywy wzmocnić momentem zaskoczenia Rosjan.

Aby lepiej zamaskować przygotowania na froncie karpackim i tembardziej zaskoczyć tam Rosjan gwałtownem uderzeniem, na tydzień przed rozpoczęciem właściwej operacji wyko­nali Niemcy natarcie dywersyjne na swojem skraj nem lewem skrzydle w Prusach Wschod­nich. Natarcie to miało za cel wyłącznie od­wrócenie uwagi dowództwa rosyjskiego z po­łudnia na północ, co też powiodło się Niemcom znakomicie.

Pod koniec kwietnia dość znaczne siły nie­mieckiej kawalerji samodzielnej, poparte od ty­łu kilku dywizjami piechoty, wykonały gwał­towne natacie na niemal odsłonięty bok skraj­nego prawego skrzydła Rosjan, słabe na tym odcinku siły rosyjskie odrazu zostały odrzuco­ne bez poważniejszego nawet oporu z ich stro-

ley zdobyli Szawle i bez walki nawet zajęli Libawę. Oddziały jazdy niemieckiej do­cierały już do Mitawy. Powoli jednak zasko­czeni Rosjanie organizowali opór, ściągając po­ważniejsze siły na zagrożony odcinek, sądząc zresztą błędnie, że mają do czynienia z poważ-niejszemi siłami niemieckiemi i że zamiarem Niemców jest zdobycie Rygi i ujścia Dźwiny. Przy pomocy znacznych posiłków udało się wreszcie Rosjanom powstrzymać natarcie Niemców. W rezultacie utworzył się nowy od­cinek frontu w dorzeczu Dubissy i Windawy, oparty aż o morze Bałtyckie. W ten sposób działania wojenne na Wschodzie ogarnęły już całe terytorjum od morza aż do Karpat. Po­wstrzymanie natarcia niemieckiego na północy nie wyszło Rosjanom na dobre. Zajęci tern za­daniem przeoczyli nieomylne zapowiedzi wiel­kich zdarzeń na południu. I tym jeszcze ra-

Tyrol. Patrole austrjackie na nartach.

zem wywiad rosyjski wystawił sobie jak naj­gorsze świadectwo.

Ze względu na doniosłą wogóle wagę histo­ryczną ofensywy niemieckiej przeciw Rosji w 1915 r., szczególnie zaś z punktu widzenia polskiego, przytoczymy tu w skróceniu szereg dokumentów, które ilustrują genezę i przepro­wadzenie tej ogromnej operacji, która tak fa­talnie zaciążyła na losach całej wojny, pozwa­lając jej przeciągnąć się na długie lata, która zaś dla Polski okazała się później zbawienną, gdyż uwolniła ziemie polskie od bezpośredniego niszczycielskiego wpływu wojny, a następnie uchroniła nas od skutków rewolucji rosyjskiej.

W dniu 1 kwietnia 1915 r. niemiecki peł­nomocnik wojskowy przy austro-węgierskiej kwaterze głównej Cramon pisze do swojego do­wództwa naczelnego:

„2 armja, zaatakowana ponownie i w róż-

447

Page 193: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

nych miejscach odrzucona, cofa się —^nie mo­gąc utrzymać przedniej linji — na ogólną lin­ję Virava — przełęcz Użocka. Skrzydła pozo­stają na wysokości sąsiednich armij. Eksce­lencja Conrad potrzebuje bardziej, niż kiedy­kolwiek dalszego wsparcia, bądźto przez odda­nie mu do rozporządzenia jednej dywizji celem poparcia 2. armji, bądź przez ofensywę poważ­niejszych sił przeciw skrzydłu i komunikacjom rosyjskiego natarcia z kierunku Gorlic. Ofen­sywa na wschodniem skrzydle (Pflanzer) w obecnych warunkach ze względu na trudno­ści transportowe — niemożliwa".

W dniu 4 kwietnia generał von Falken-hayn komunikuje Cramonowi: „Kwestja silne­go uderzenia z okolic Gorlic w kierunku Sano­ka zajmuje mnie od dłuższego czasu. Wyko­nanie zależy od ogólnego położenia i możności dostarczenia potrzebnych sił, to znaczy czte­rech korpusów. Wielkie trudności sprawi prawdopodobnie słaba przelotność linij kolejo­wych, idących do Tarnowa i przez Nowy Sącz. W każdym razie byłoby mi miło, gdybym wkrótce otrzymał od Pana propozycję, jak Pan sobie wyobraża to działanie. Byłoby dobrze, aby nie brakło danych, co do przelotności kolei, a również co do możliwości używania naszych wozów na tamtejszych drogach".

W trzy dni później generał von Falken-hayn otrzymuje od generała Conrada von

Tyrol. Patrole austrjackie w górach.

Hotzendorf następujący wniosek: „Na Zacho­dzie nawet użycie bardzo poważnych sił nie sprawi zapewne szybkiej, istotnej ulgi, pomi­mo dotychczas osiągniętych powodzeń. Sądzę, że użycie gotowych do boju i na Zachód skie­rowanych już sił niemieckich zapewnia skute­czne odparcie ponownych natarć przeciwnika. Należy również zważyć, że nawet poważne po­

wodzenie niemieckie na Zachodzie o wieit mniej wpłynie na zachowanie się Włoch (jak wiemy, wypowiedziały one wojnę Austro - Wę­grom w dn. 24 maja 1915 r. — przyp. wł.), ni-źli powodzenie wobec Rosji. Pozwalam sobie już zatem teraz poddać pod rozwagę Waszej Ekscelencji myśl, aby najbliższych nowych for-macyj niemieckich jednolicie użyć przeciw Ro-

iAO.

Tyrol. Wspinanie się patrolu po prostopadłej ścianie góry.

sji. W ten sposób uzyska się tak często zamie­rzoną, a dotychczas jeszcze nie osiągniętą decy­dującą przewagę, wyzyskując ją do wyrzuce­nia nieprzyjaciela za linję Wisła — San — Dniestr. To też uważam za wskazane użycie większości nowych formacyj na froncie wschod­nim, aby silnem pchnięciem osiągnąć i przer­wać linję kolejowe Warszawa — Białystok i Warszawa — Siedlce — Wołkowysk na ty­łach Warszawy; równocześnie, przyjmując, ja­ko przesłankę, utrzymanie frontu karpackiego, inna poważna część wojska miałaby natrzeć w łączności z armją południową i grupą armji Pflanzera poprzez południową^ część ^Galicji Wschodniej na lewe skrzydło posuwającego się przez Karpaty nieprzyjaciela. Tylko przez po­sunięcie się naprzód obu skrzydeł olbrzymiego frontu dałby się osiągnąć ten cel i to w najkrót­szym czasie. Wówczas mielibyśmy obaj wolne ręce do innych zadań, a może zyskalibyśmy mo­żliwość dojścia z Rosją do ugody". Jak widzi­my z tego myśl generała Conrada była niejako interpretacją poprzednich koncepcyj równo­czesnej ofensywy na obu skrzydłach wschodnie­go frontu, koncepcyj, tak ulubionych przez sztabowców niemieckich i austrjackich.

i W dniu 8 kwietnia gen. von Falkenhayn pisze z kolei do gen. Conrada: „Jeżeli Wasza Ekscelencja sądzi i nadal, że powinniśmy przy pomocy odwodów, które teraz właśnie tu s^

Page 194: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

tworzą (to znaczy w Niemczech — przyp. wł.), podjąć znowu stary plan, zmierzający do przełamania rosyjskich skrzydeł — to'muszę zauważyć, że dla takiej operacji, chociażby je­szcze 10 niemieckich dywizyj było użytych dla wsparcia frontu karpackiego, potrzebnych sił nigdy więcej nie będzie do rozporządzenia. Operacja ta jest podwójnem okrążeniem i ma widoki powodzenia tylko w razie wielkiej prze­wagi. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że nasze najbliższe użycie sił, za którem nie tak prędko może pójść dalsze, tam musi być zasto­sowane, gdzie spodziewamy się szybkiego i pew­nego powodzenia. Do tej kategorji nie można zaliczać proponowanej przez Waszą Ekscelen­cję operacji ani w czasie i przestrzeni, ani wo­bec stanu dróg i kolei żelaznych".

Nieco później dn. 13 kwietnia generał von Falkenhayn ponownie pisze do generała Con­rada, który rezydował wówczas ze swoją kwa­terą główną w Cieszynie: „Wasza Ekscelencja wie, że nie uważam za wskazane powtórzenie próby okrążenia zewnętrznych skrzydeł rosyj­skich. Również nie wydaje mi się korzystne dalsze przydzielanie wojska niemieckiego do frontu karpackiego, jedynie w tym celu, aby go wesprzeć. Natomiast chciałbym następującą myśl strategiczną oddać pod Pańską rozwagę. Zauważam jednak, że ze względu na niezbędną poufność nie dałem jeszcze tej myśli do opraco­wania nawet memu sztabowi. Armja o co naj­mniej 8 niemieckich dywizjach zostałaby tu na zachodzie oddana do rozporządzenia i odtran­sportowania w okolice Mączyn — Grybów — Bochnia, aby mniej więcej z linji Gorlice —, Gromnik natrzeć w ogólnym kierunku na Sa­nok. W skład tej armji musiałaby wejść dy­wizja Bessera, w czas ze swoich pozycji przez c. i k. (to znaczy austro-węgierskie — przyp. wł.) odziały zluzowana, jako też jedna c. i k. dywizja jazdy. Również trzebaby tę armję wraz z c. i k. 4. armją złączyć pod jednem do­wództwem, a mianowicie, w tym wypadku, oczywiście dowództwem niemieckiem. Gdyby podczas koncentracji grupy uderzeniowej c. i k. 2. i 3. armje (które wówczas znajdowały się na froncie karpackim — przyp. wł.) krok za krokiem, ciągnąc za sobą wroga, mogły wyco­fać się na linję mniej więcej Użok — Perecze-ny — Homonna — Varanno — Zborów (a więc na południowe już stoki Karpat — przyp. wł.), wówczas ruch taki ulżyłby i wzmógł skutecz­ność działań. Warunkiem przeprowadzenia działań jest oczywiście, prócz najściślejszej po­ufności, również i to, aby skłonić Włochy za-

pomocą jak najdalej idących ustępstw do za­chowania pokoju, przynajmniej dopóty, aż ude­rzenie nasze będzie wykonane. Poza tern prze­cież wiadomem jest Waszej Ekscelencji, że nie uważałbym żadnej ofiary za zbyt wielką, gdy­by przez nią udało się Włochy powstrzymać od wojny... Przypuszczam zgóry z całą stanow­czością, że Wasza Ekscelencja podziela ten po­gląd i, nie zrzekając się planu strategicznego, w tym samym duchu wywrze cały swój wpływ WT Wiedniu".

Wiemy już z innego rozdziału, że nacisk, jaki Berlin i naczelne dowództwo niemieckie wywierały na rząd austro-węgierski w kierun­ku ustępstw na rzecz Włoch, nie odniósł nale­żytego skutku. Austro - Węgry, dufne w swo­je historyczne zwycięstwa nad Włochami i lek­ceważące ich armję, posunęły się w swoich ustępstwach nie tak daleko, aby przeważyć wpływ koncesyj koalicyjnych i powstrzymać Włochy od wojny:

Temniemniej jednak raz zdecydowana ofensywTa przeciwko Rosji, pomimo sprawy włoskiej, została rozpoczęta w dniu 2 maja 1915 r. W trzy tygodnie później, to znaczy dnia 24 maja, w czasie, kiedy ofensywa nie­miecko - austrjacka rozwijała się pomyślnie, Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom. Narazie jednak, ze względu na niezwykłą ostrożność i powolność działań Włochów, fakt ten nie zaważył na los operacyj przeciwrosyj-skich.

Pod koniec kwietnia 1915 roku położenie przedstawiało się w sposób następujący. Na lewem skrzydle sprzymierzonych wojsk począ­wszy od Wisły wzdłuż Dunajca rozciągały się aż do podnóży Beskid 4 armja austro - węgier­ska arcyksięcia Józefa Ferdynanda oraz świe­żo sformowana 11 armja niemiecka, w skład której wchodziło 9 dywizyj piechoty (w tern słynna gwardja pruska!), ściągniętych z za­chodniego frontu. Obie te armje, liczące około 16 dywizyj piechoty i 2 dywizje jazdy, pod na-czelnem dowództwem niemieckiem generała von Mackensena, stanowiły grupę uderzenio­wą, przygotowaną do natarcia w najgłębszej tajemnicy. Dalej w Beskidach znajdowały się 3. i 2. armje austro - węgierskie, wzmocnione niemieckim korpusem beskidzkim generała von Marwitza, ściągnięty również z zachodniego frontu, oraz niemiecka armja „południowa" generała von Linsingena, licząca kilka dywizyj

Page 195: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Krajobraz górski.

piechoty. Cała ta grupa wytrzymywała zażar­te ataki Rosjan, pragnących za wszelką cenę przedrzeć się na równinę węgierską. Położenie obu armij austro-węgierskich ratowała jedynie obecność na tym odcinku wojsk niemieckich. Wreszcie prawe skrzydło na Bukowinie stano­wiła 7. armja austro - węgierska generała Pflanzer - Baltina, w skład której również wchodziły oddziały niemieckie, a mianowicie oddziały jazdy generała Marschala. Co się ty­czy lewego brzegu Wisły — to na tym odcinku stała 1. armja austro - węgierska oraz niemiec­ka grupa generała Woyrscha, zajmująca front aż do Pilicy.

Jak widzimy z powyższego Niemcy staran­nie przygotowali front galicyjski do przewidy­wanej ofensywy. Wszędzie pomiędzy wojska austro - węgierskie wprowadzone były oddzia­ły niemieckie, podnoszące ducha i wartość bo­jową swoich sprzymierzeńców, najtrudniejsze zaś zadania wogóle były powierzone wyłącznie wojskom niemieckim.

Oczywiście taka troskliwość Niemców w stosunku do Austro - Węgier, a która do­wództwo niemieckie pozbawiła na Zachodzie znacznej ilości dywizyj, nie płynęła z życzliwo­ści, lecz z potrzeby nietylko militarnej, ale rów­nież i politycznej. Austro - Węgry były już do­statecznie złamane dotychczasowemi wynikami wojny. Groza nowych frontów ze strony Włoch, a nawet Rumunji, oraz ewentualność korzystnych dla Koalicji wyników współczesnej ekspedycji dardanelskiej — kazały liczyć się politykom wiedeńskim z możliwością wycofa­nia Austro - Węgier z wojny i zawarcia odręb­nego pokoju z Koalicją. Tendencje te nie uszły uwagi Niemców, którzy też za wszelką cenę dą­żyli do zdecydowanego powodzenia na froncie austro - węgierskim przeciw Rosji, co dodałoby ducha wiedeńskim sferom decydującym, oraz. powstrzymało od przystąpienia do wojny no­wych przeciwników.

W dniu 1 maja 1915 roku na odcinku po­między Wisłą a Beskidami, gdzie po stronie ro-

450

Page 196: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

syjskiej znajdowały się jedynie brygady pospo­litego ruszenia, oraz IX i X korpusy (główne masy wojsk rosyjskich, jak wiemy, zajęte były forsowaniem przejść górskich na Węgry), roz­poczęło się natarcie połączonych pod dowódz­twem generała Mackensena wojsk austrjacko-niemieckich. Od samego świtu artylerja wojsk sprzymierzonych, wyposażona w działa naj­cięższych nawet kalibrów polowych, sprowa­dzone z frontu zachodniego, poczęła zasypywać pozycje rosyjskie ogniem huraganowym, wobec którego bezsilną była własna artylerja rosyj­ska, skromna liczebnie, nie posiadająca prawie zupełnie ciężkich dział i słabo zaopatrzona w amunicję. W krótkim czasie okopy rosyj­skie były już zrujnowane, a zasieki z drutu kolczastego, jakgdyby zmiecione z powierzch­ni ziemi. Dopiero po tak straszliwem przygo­towaniu artyleryjskiem wojska niemieckie ru­szyły do ataku, pociągając za sobą swoich sprzymierzeńców.

Po południu dnia 2 maja Niemcy przer­wali front rosyjski w styku IX i X korpusów, pomiędzy Tarnowem a Gorlicami. Pomimo ściągnięcia znacznych rezerw nie udało się Ro­sjanom zlikwidować tej klęski. Przedział po­między obu korpusami wzrastał z każdą chwilą. Wobec tego dowództwo 3. armji rosyjskiej, w której skład wchodziły oba korpusy, wycofa­ło X korpus w okolice Biecza. Ponadto na po­moc skierowano na Jasło i Żmigród III korpus kaukaski, przydzielony obecnie do 3. armji, a który znajdował się właśnie w Krośnie, kie­rując się w góry.

Wódz naczelny rosyjski wielki książę Mi­kołaj Mikołajewicz, zaskoczony wprawdzie, dzięki fatalnej działalności swojego wywiadu i braku dostatecznej ilości samolotów, temnie-mniej jednak wykazał w tym momencie wiele zdolności strategicznych, szybką orjentację i stanowczość decyzyj. Odrazu zorjentował się w całej grozie położenia. Potężne natarcie nie-miecko-austrjackie, mające za punkt wyjścia odcinek pod Gorlicami, kierując się prosto na wschód na Przemyśl i Lwów, zagrażało tyłom skoncentrowanych wojsk rosyjskich w Karpa­tach, które w ten sposób łatwo mogły być okrą­żone, zważywszy trudność szybkiego wycofa­nia się w uciążliwych warunkach terenu gór­skiego, pozbawionego dróg i dogodnych szlaków odwrotu.

To też przedewszystkiem wielki książę z energją przeprowadził zarządzenia, zmierza­jące do koncentracji odwodów i posiłków na U'zpośrednio zagrożonym odcinku, równocześ­

nie w szybkiem tempie przygotowując pośpie­szny odwrót wojsk rosyjskich z frontu karpac­kiego, który dotychczas kosztował Rosjan tak wiele ofiar i wysiłków.

Do składu 3. armji, bezpośrednio zagrożo­nej natarciem niemieckiem, przydzielono poza III korpusem kaukaskim dalsze jeszcze trzy dy­wizje, w tern dwie pośpiesznie ściągnięte z pół­nocno - zachodniego frontu. W ten sposób skład 3. armji wzrósł ogółem do 20 dywizyj piechoty, 6 dywizyj jazdy i 5 brygad pospolite­go ruszenia. Była to już siła, z którą można było liczyć na powstrzymanie niemieckiego na­tarcia. Jednakże wszystkie te dywizje, za wy­jątkiem świeżego III korpusu kaukaskiego, znajdowały się w opłakanym stanie i to zarów­no pod względem stanów liczbowych, jak i za­pasów amunicyjnych, uzbrojenia i wyekwipo­wania. To też równocześnie nakazano pośpie­szny dowóz do 3. armji uzupełnień oraz amu­nicji.

Ogólne położenie 3. armji rosyjskiej, po­mimo wszystkich zarządzeń dowództwa naczel­nego, było niezwykle ciężkie. Front jej rozcią­gał się od Wisły aż do przełęczy Łupkowskiej, na przestrzeni około 175 kilometrów, przyczem lewoskrzydłowe XXIV i XII korpusy były głę­boko wciągnięte w góry, częściowo znajdując się nawet na południowych węgierskich sto­kach, co, jakgdyby, izolowało je od całości fron­tu armji, znajdującego się na podgórzu i rów­ninie nadwiślańskiej. W dodatku zarządzone posiłki mogły były nadejść dopiero po pewnym czasie, narazie zaś nie było mowy o jakimkol­wiek poważniejszem przeciwnatarciu, które je­dynie mogło uratować położenie Rosjan. Nie małą również rolę odgrywał w tym wypadku moment psychiczny, żołnierz rosyjski, o ile dość lekceważył zawsze austro - węgierskich przeciwników, o tyle znów żywił podziw i za­bobonny nieledwie lęk przed wojskami niemiec­kiemu. A tu właśnie okazało się, że natarcie prowadzą przedewszystkiem Niemcy.

Wobec tego wszystkiego dowódca 3. armji generał Radko Dmitrjew zdecydował się na od­wrót na prawy brzeg Wisłoki. Dowódca zaś całego południowo - zachodniego frontu gene­rał Iwanow zalecił za wszelką cenę utrzymać się 3. armji na linji wzdłuż Wisłoki od jej źró­deł w przełęczy Dukielskiej do Pilzna i dalej aż do Szczucina, aby nie być zmuszonym do poru­szenia również frontów 8. i 4. armij.

W tern miejscu pozwolimy sobie na małą dygresję, dotyczącą osoby generała Radko­

w i

Page 197: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Dmitrjewa, jednej z ciekawszych i tragiczniej-szych postaci wojny światowej.

Radko - Dmitrjew (1859 r. — 1919 r.) był Bułgarem. Jak wielu jego rodaków kształ­cił się w Rosji i ukończył, również jak wielu Bułgarów, rosyjską Akademję Sztabu General­nego, poczem dla ostatecznego wyszkolenia się dłuższy czas służył w wojsku rosyjskiem na Kaukazie. Następnie powrócił do ojczyzny i tam oddał się z zapałem pracy organizacyjnej w armji, równocześnie będąc gorącym propa­gatorem idei słowianofilskiej i wiary w jej protektorkę Rosję. W czasie wojny bałkań­skiej w 1912 roku generał Radko - Dmitrjew staje na czele jednej z armij bułgarskich, osią­gając szereg wspaniałych zwycięstw nad Tur­kami. Zwycięstwa te uczyniły zeń narodowego bohatera, z której to pozycji Radko - Dmitrjew korzystał, aby tern skuteczniej propagować swoją ideologję.

Kiedy wybuchła wojna światowa Radko stał się gorącym propagatorem udziału w niej

Bułgarii po stronie Koalicji. Już od pierwszych dni dążył do tego, aby wojska bułgarskie w un solidarności słowiańskiej pospieszyły na pomoc zagrożonym przez Austro - Węgry Serbom. Jak wiemy Bułgar ja pozostała neutralną pomimo starań i zabiegów Radka i jego przyjaciół po­litycznych. Mało tego — z biegiem czasu zy­skiwał sobie coraz większe wpływy w Bułgarj i kierunek germanofilski, co raczej wskazywało na przystąpienie jej do wojny po stronie mo­carstw centralnych.

Wobec tego Radko - Dmitrjew rzuca na szalę polityki cały swój autorytet i sympatje wśród społeczeństwa bułgarskiego i wojska. Decyduje się wstąpić, jako ochotnik, ponownie w szeregi armji rosyjskiej, mając nadzieję, że w jego ślady wstąpi wielu wybitnych oficerów bułgarskich. Tak też uczynił. Jednakże przy­kład jego nie znalazł wielu naśladowców.

Dowództwo rosyjskie, doceniając znacze­nie polityczne deklaracji tej miary wojskowego bułgarskiego, a chcąc bardziej jeszcze uwypu-

Front wioski. Pasmo wysokogórskie .pod Nago i Monte Brione.

452

Page 198: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

klić to znaczenie, powierzyło generałowi Rad-ko-Dmitrjewowi dowództwo nad 3. armją ro­syjską. Był jedyny bodaj wypadek w czasie wojny światowej, iż odpowiedzialne stanowisko wojskowe zajmował obywatel obcego, a jak póź­niej i wrogiego państwa!

Radko - Dmitrjew po raz pierwszy wsła­wił się w Rosji, jako zdobywca twierdzy Prze­myśla. Jego koledzy rosyjscy wystawili mu świadectwo wybitnych zdolności wojskowych, energji, śmiałości decyzyj i niezwykłej odwagi osobistej. Ale również wspominają i o poważ­nym jego braku, jako dowódcy większej jed­nostki strategicznej. Radko - Dmitrjew do końca nie mógł zrozumieć i docenić należycie tej roli, jaką coraz bardziej odgrywała na woj­nie technika. Dla niego wciąż decydującym momentem był żołnierz, koń, karabin i bagnet. Przejawiło się w tern bałkańskie pochodzenie tego generała, jego namiętny, żywiołowy cha­rakter oraz poprzednie doświadczenia wojny na Bałkanach, przez wszystkie armje prowa­dzonej w sposób nader prymitywny, dziki i na­miętny, acz wysoce bohaterski.

I oto los zdarzył, jakgdyby kierowany rę­koma złośliwej Nemesis, że właśnie ten patrjo-ta bułgarsko - rosyjski na froncie swojej armji poniósł pod Gorlicami —• zresztą nie ze swojej winy — straszliwą klęskę, która zaważyła na losach całej kampanji 1915 roku, a tern samem zadecydowała, być mcże, nietylko o losach woj­ny na froncie wschodnim, ale i całej Rosji, ja­ko cesarstwa, mającego aspiracje przodownic­twa wśród narodów słowiańskich!

Zresztą dowództwro rosyjskie należycie oceniło dobrą wolę Radka - Dmitrjewa. Niepo-zbawiono go dowództwa, lecz oddano mu póź­niej 12. armję »a północy pod Rygą.

Tragedja Radko - Dmitrjewa zaczęła się ocl chwili, kiedy Bułgar ja przystąpiła do wojny po stronie mocarstw centralnych. Musiał wy­bierać pomiędzy obowiązkiem wobec własnej ojczyzny i ojczyzny przybranej, pomiędzy ho­norem oficera bułgarskiego i oficera rosyjskie­go. Oczywiście — jeśli już nie dokonał wybo­ru na rzecz bliższej ojczyzny, powinien był wy­cofać się i pozostać nadal tylko widzem wiel­kich wydarzeń. Ale namiętna natura poprowa­dziła Radko-Dmitrjewa po innej, tragiczniej-szej może drodze.

Nie mogąc przejść nawet w szeregach oj­czystych na stronę dotychczasowych wrogów,

-wnocześnie będąc tylu węzłami całego swo-i życia, ostatnio zaś braterstwa broni zwią-

v. wojskiem rosyjskiem — powstał na

stanowisku generała rosyjskiego, unikając je­dynie możliwości zetknięcia się na froncie z ro­dakami - wrogami. Dlatego też przeniesiono go na północ. A w kraju ogłoszono go za zdraj­cę i dezertera.

I oto przyszła wreszcie rewolucja rosyj­ska w 1917 roku. Armja rosyjska powoli, ale stale rozkładała się, grzebiąc wszelkie nadzie­je zwycięskiego zakończenia wojny przez Rosję, Był to straszliwy cios dla Radko - Dmitrjewa, który wszak wierzył bezwzględnie w zwycię­stwo Rosji i, pozostając w szeregach jej armji, wierzył ponadto, że autorytet jego i wpływy po­zwolą mu w przyszłości ratować pod względem politycznym zwyciężoną ojczyznę, którą zdra­dził. Wobec jednak rewolucji i tego, co za nią nadciągało, tragedja Radko - Dmitrjewa była zupełnie bezcelowa. Dopiero wówczas prawdo­podobnie zrozumiał, że jest zdrajcą swojej oj­czyzny. Załamał się moralnie i odtąd coraz bar­dziej podupadał na duchu i na ciele.

Jako dowódca 12. armji nie miał już ani chęci, ani energji przeciwstawiać się tej gan­grenie rewolucyjnej, która toczyła jego wojska. Biernie znosił nawet upokorzenia, jakich go nie pozbawili rewolucjoniści. Ale stanowiska swo­jego nie opuszczał. Nie chciał również uciekać zagranicę. Aż wreszcie w 1919 roku bolszewi­cy przecięli pasmo tego tragicznego żywota. Radko - Dmitrjew, Bułgar, patrjota i zdrajca, generał rosyjski zginął, bestjalsko zamordowa­ny przez własnych zrewoltowanych żołnierzy.

Powróćmy jednak do zdarzeń wojennych pod Gorlicami.

Wbrew kategorycznym rozkazom dowódz­twa naczelnego i dowództwa frontu 3. armja rosyjska nie potrafiła zatrzymać się i umocnić na linji Wisłoki. Z jednej strony nie pozwolili na to Niemcy, z niesłabnącą energją nacierają­cy od przodu, z drugiej zaś strony tyły rosyj­skie nie nadążyły ze zorganizowaniem zapaso­wych pozycyj obronnych i nie mogły sobie dać rady z transportami zapasów i uzupełnień. Raz jeszcze dezorganizacja i niesumienność tyłów naraziły wojska rosyjskie na straszliwe klęski, których można było uniknąć.

W czasie odwrotu 3. armji rosyjskiej w najcięższem położeniu znalazł się XXIV kor­pus, który formalnie musiał wyszukiwać sobie możliwych dróg odwrotu w górach i to mając ciągle na karku wojska nieprzyjacielskie, obfi­cie zasypujące cofających się Rosjan pociska­mi artylerji górskiej. Nie obeszło się też be ogromnych ofiar i strat w ludziach.

453

Page 199: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Niemiecki wojskowy oddział łączności na rowerach.

Odwrotowi tego korpusu, jednemu z naj­cięższych i najkrwawszych w czasie wojny światowej, warto poświęcić nieco więcej uwagi.

W chwili, kiedy wojska niemiecko - au-strjackie rozpoczęły swoje wielkie natarcie, dy­wizje XXIV korpusu rosyjskiego zajmowały następujące pozycje pod Zborowem: po jednej stronie szosy, prowadzącej z Bardyjowa do żmigrodu, stała jedna, po przeciwnej stronie druga dywizja. Z lewej strony korpus ten są­siadował z XII korpusem, z prawej strony z X. Ten ostatni, jak wiemy, był pod bezpośredniem uderzeniem Niemców. Poza wymienioną szosą XXIV korpus posiadał jeszcze na lewem skrzy­dle drugą szosę, prowadzącą na tyły, a miano­wicie ze Świdnika przez przełęcz Dukielską na Duklę i dalej na Krosno. Ale szosa ta, po któ­rej znaczna część wojsk XXIV korpusu mogła była wycofać się dogodnie, została oddana do rozporządzenia sąsiedniego XII korpusu, któ­remu również nakazano odwrót.

Do dnia 4 maja XXIV korpus bez wysiłku utrzymywał jeszcze swoje pozycje. Oddziały austro - węgierskie, należące do 3. armji gene­rała Borojewicza, prawie zupełnie były bez­czynne.

Jednakże już wieczorem tegoż dnia poło­żenie zaczęło się psuć na prawem skrzydle. Są­

siedni X korpus, nacierany przez Niemców, po­czął szybko cofać się w kierunku północno -wschodnim, wytwarzając groźną lukę pomię­dzy obu korpusami, co odsłaniało zupełnie szosę na Żmigród, jedyną drogę odwrotu XXIV kor­pusu. Wobec tego dowództwo armji nakazało odwrót również XXIV i XII korpusom, wyzna­czając im nowy front od przełęczy Dukielskiej wzdłuż źródeł Wisłoki do Żmigrcda.

W południe dnia 5 maja Niemcy zdobyli Żmigród, a, wysunąwszy swoje oddziały bar­dziej jeszcze na południowy - wschód, rozpoczę­li ostrzeliwać ogniem artyleryjskim szosą Zbo­rów — Dukla, tern samem zajmując tyły znacz­nej części wojsk XXIV korpusu rosyjskiego, które nie zdążyły jeszcze przejść przez odcinek szosy, zajętej obecnie przez wojska niemieckie.

Prawoskrzydłowa dywizja tego korpusu (49) w całości zdołała prześlizgnąć się tuż przed nosem Niemców , poczem zebrała się pod Krosnem. Natomiast lewoskrzydłowa 48 dy­wizja została odcięta od swoich tyłów wówczas, kiedy równocześnie wojska austro - węgierskie, dotychczas bezczynne, rozpoczęły energiczne natarcie od południa.

_ Następnego dnia 6 maja Austrjacy zadali tej dywizji ciężką porażkę nieco na północ od przełęczy Dukielskiej. Pod wieczór prawie ca-

454

Page 200: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ła 48 dywizja rosyjska była już okrążona pod Duklą, mając od północy Niemców, od południa Austrjaków. Pomimo rozpaczliwych wysiłków nie udało się Rosjanom przebić przez wojska niemieckie. Rankiem dn. 7 maja cała niemal dywizja wyginęła od straszliwego ognia arty­leryjskiego i karabinów ręcznych i maszyno­wych. Niedobitki zabrano do niewoli.

W ciągu wielu jeszcze dni następnych resztki ocalałych Rcsjan wałęsały się wśród gór i lasów, szukając napróżno wyjścia. Powoli wyłapywano ich, biorąc do niewoli. W ten spo­sób dostał się również do niewoli ranny dowód­ca dywizji generał Korniłow wraz ze swoim sztabem długi czas ukrywający się w górach.

W tem miejscu znów pozwolimy sobie na dygresję ze względu na historyczną już dzisiaj postać tego generała.

Generał Korniłow przebył w 'niewoli au­striackiej więcej, niż rok, przez cały czas ob­myślając sposób ucieczki i powrotu do kraju.

W lipcu 1916 roku, przebywając w szpitalu dla jeńców, zaznajomił się i pozyskał dla swoich planów sanitarjusza Czecha. Jak wszyscy nie­mal Czesi sprzyjał on bezwzględnie Rosji i z ra­dością gotów był na zdradę wobec znienawi­dzonej Austrji. Czech ów dostarczył genera­łowi Korniłow owi mundur żołnierza austr jac-kiego. W mundurze tym generał rosyjski bez przeszkód dotarł pociągiem do granicy rumuń­skiej, którą zdołał przekroczyć nielegalnie, przeprowadzony przez przemytników. Cała ta eskapada aż nadto wymownie świadczy o ener-gji i odwadze tego wybitnego generała i pa-trjoty rosyjskiego.

Powróciwszy do Rosji, gdzie spotkał się z entuzjastycznem przyjęciem, generał Korni­łow otrzymał dowództwo XXV korpusu. Rewo­lucja 1917 roku początkowo przyniosła mu wspaniałą karjerę wojskową. Wkrótce jednak jego energja i bezwzględna wola utrzymania w armji rosyjskiej karności i innych koniecz-

•m^-

f*S*'lte"*»

fr-tei Sti, *V

£%,

Mezopotamia. Tabory.

455

Page 201: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ła 48 dywizja rosyjska była już okrążona pod Duklą, mając od północy Niemców, od południa Austrjaków. Pomimo rozpaczliwych wysiłków nie udało się Rosjanom przebić przez wojska niemieckie. Rankiem dn. 7 maja cała niemal dywizja wyginęła od straszliwego ognia arty­leryjskiego i karabinów ręcznych i maszyno­wych. Niedobitki zabrano do niewoli.

W ciągu wielu jeszcze dni następnych resztki ocalałych Rcsjan wałęsały się wśród gór i lasów, szukając napróżno wyjścia. Powoli wyłapywano ich, biorąc do niewoli. W ten spo­sób dostał się również do niewoli ranny dowód­ca dywizji generał Korniłow wraz ze swoim sztabem długi czas ukrywający się w górach.

W tem miejscu znów pozwolimy sobie na dygresję ze względu na historyczną już dzisiaj postać tego generała.

Generał Korniłow przebył w 'niewoli au­striackiej więcej, niż rok, przez cały czas ob­myślając sposób ucieczki i powrotu do kraju.

W lipcu 1916 roku, przebywając w szpitalu dla jeńców, zaznajomił się i pozyskał dla swoich planów sanitarjusza Czecha. Jak wszyscy nie­mal Czesi sprzyjał on bezwzględnie Rosji i z ra­dością gotów był na zdradę wobec znienawi­dzonej Austrji. Czech ów dostarczył genera­łowi Korniłow owi mundur żołnierza austr jac-kiego. W mundurze tym generał rosyjski bez przeszkód dotarł pociągiem do granicy rumuń­skiej, którą zdołał przekroczyć nielegalnie, przeprowadzony przez przemytników. Cała ta eskapada aż nadto wymownie świadczy o ener-gji i odwadze tego wybitnego generała i pa-trjoty rosyjskiego.

Powróciwszy do Rosji, gdzie spotkał się z entuzjastycznem przyjęciem, generał Korni­łow otrzymał dowództwo XXV korpusu. Rewo­lucja 1917 roku początkowo przyniosła mu wspaniałą karjerę wojskową. Wkrótce jednak jego energja i bezwzględna wola utrzymania w armji rosyjskiej karności i innych koniecz-

•m^-

f*S*'lte"*»

fr-tei Sti, *V

£%,

Mezopotamia. Tabory.

455

Page 202: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ych warunków zdolności bojowej wojska przy-ly się do tego, iż popadł w niełaskę Rzą-

u Tymczasowego i samego Kiereńskiego, pra­gnącego za wszelką cenę utrzymać swoją popu­larność w armji chociażby kosztem jej warto­ści bojowej, na której zresztą, jako adwokat, nic a nic się nie rozumiał. W rezultacie Kor-niłow dostał się nawet do słynnego więzienia bychowskiego, gdzie po zgórą dwumiesięcznym pobycie poct koniec 1917 roku, w czasie rewo­lucji bolszewickiej uciekł nad Don. Tam sta­nął na czele przeciwbolszewickiej Armji Ochot­niczej, którą formował był generał Aleksiejew. W czasie beznadziejnych acz bohaterskich walk tej pierwszej przeciwkobolszewickiej armji ge-

austrjackiej pomiędzy Wisłą i Karpatami , 3. armji rosyjskiej był rozpaczliwy. Poniosła ona tak straszliwe straty, że w niektórych dy­wizjach pozostało nie wiele więcej, ponad ty­siąc bagnetów! Również brak było amunicji, a żołnierz był już do ostateczności przemęczony i zdemoralizowany ciągłemi porażkami.

Wobec takiego położenia wielki książę Mi­kołaj Mikołajewicz zdecydował się na nowy plan kampanji, rezygnując z dalszego, bezna­dziejnego, a krwawo kosztującego oporu. Na­kazał mianowicie armjo.m frontu galicyjskiego umocnić się na dogodnej linji Sanu i Dniestru, aby na tych nowych pozycjach powstrzymać ofensywę przeciwnika, zasłaniając resztę Ga-

Na święta u-o jur.

nerał Korniłow zginął nad Kubania, nie docze­kawszy się ostatecznego zwycięstwa bolszewi­ków.

Ale powróćmy do rzeczy. Wobec tego, że odwrotu 3. armji rosyjskiej

nie udało się powstrzymać, dowództwo połu­dniowo - zachodniego frontu zmuszone było za­rządzić również odwrót sąsiedniego prawego skrzydła 8. armji, znajdującej się w Karpa­tach, oraz 4. armji na lewym brzegu Wisły. Wskutek ogólnego już odwrotu trzech armij znacznie skrócił się wygięty poprzednio ich front. To pozwoliło na wycofanie pewnej ilo­ści dywizyj i utworzenie z nich odwodów, któ­re następnie rzucono do przeciwnatarcia na od­cinku 3. armji. Ale i to nie dało rezultatu wo­bec niebywale energicznego nacierania Niem­ców.

Po dziesięciu dniach ofensywy niemiecko-

456

licji Wschodniej wraz ze Lwowem. Zadanie to miały wypełnić 3., 8 i 9. armje oraz 11. armja generała Szczerbaczewa, świeżo uformowana początkowo w składzie dwóch korpusów (XVIII i XII).

Skoro Rosjanie mieli wycofać się na linję Sanu — to siłą rzeczy wypływała sprawa twier­dzy Przemyśla, tak niedawno zdobytej. Ponie­waż forty Przemyśla jeszcze przed poddaniem się garnizonu Austrjacy częściowo wysadzili w powietrze, oraz wskutek braku dostatecznej artylerji ciężkiej, a nawet odpowiedniego gar­nizonu zadecydowało dowództwo rosyjskie nie traktować Przemyśl, jako twierdze, lecz jako umocnioną pozycje polową, której obrona mia­ła byc scisle dostosowana do działań na sąsied­nich odcinkach frontu.

i Dniestrze wielki książę Mikołaj Mikołajewicz

Page 203: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Gorlice. Postój oddziałów niemieckich.

zwrócił się do generała Joffre'a, wodza naczel­nego armji francuskiej, z prośbą, aby ten uczy­nił wszystko możliwe, iżby uniemożliwić Niem­com dalsze przerzucanie swoich wojsk z za­chodniego frontu przeciwko Rosji. Nawet czysto lokalna ofensywa sojuszników na dowol­nym odcinku zachodniego frontu mogła była przerwać przypływ nowych sił niemieckich na froncie wschodnim. A naczelne dowództwo ro­syjskie doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że chwilowe podniesienie się na duchu wojsk austro - węgierskich i wzrost ich wartości bo­jowej wywołane były bezpośredniem współdzia­łaniem wojsk niemieckich.

Armjom rosyjskim wydano rozkazy; 4. ar-mja miała wycofać się na lewym brzegu Wisły na linję, stanowiącą przedłużenie Wisłoki, a więc mniej więcej Połaniec — Staszów — Ła­gów — Skarżysko; 3. armja miała wycofać się poza San i tam umocnić się na prawym brzegu. Pomiędzy Sanem i Dniestrem miała umocnić

n-nie podgórskim 8. armja; 11. i 9 ar-

mje miały bronić linji Dniestru aż do granicy neutralnej Rumunji.

Odwrót nad San 3. armji, wzmocnionej do­datkowo ściągniętym z północno-zachodniego frontu XV korpusem, zakończył się w połowie maja. W tym samym mniej więcej czasie do­konały odwrotu i pozostałe armje południowo zachodniego frontu. Odwrót ten drogo Rosjan kosztował. Dzięki źle zorganizowanym tyłom odbywał się w najfatalniejszych warunkach. Z tych również względów oraz z racji bardzo słabej przelotności kolei rosyjskich wszelkie uzupełnienia nadchodziły powoli i drobnemi grupami, co nie pozwalało na racjonalne ich stosowanie w przeciwnatarciach. Poprostu wsiąkały one w masę cofających się wojsk i ra­zem z nimi topniały bez żadnego pożytku. Tak naprzykład stopniał cały III korpus kaukaski. Już to wojska niemiecko - austrjackie nie da­wały Rosjanom chwili wytchnienia, prowadząc bez przerwy zajadłe natarcie.

Z jednego tylko naczelne dowództwo rosyj-

457

Page 204: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

skie mogło było być zadowolonem: że uchroniło armje swoje od większej jeszcze klęski, na czas w ycofując z Karpat swoje wojska, które wsku­tek natarcia niemiecko - austrjackiej grupy uderzeniowej od Gorlic na Przemyśl i dalej na Lwów jakżeż łatwo mogły być osaczone w nie­bezpiecznym górskim terenie. Że się tak nie stało — było zasługą Wielkiego księcia Miko­łaja Mikołajewicza, który w porę spostrzegł i zrozumiał groźne niebezpieczeństwo, z naj­większą energją i pośpiechem wycofał swoje armje z Karpat, nad San i Dniestr, w czem

dla Rosji? W połowie 1915 roku armja fra cuska nie ukończyła jeszcze swojej reorganiza­cji na skutek tych straszliwych strat, jakie po­niosła w pierwszych miesiącach wojny, kiedy powstrzymywała nieledwie u wrót Paryża całą nawałę niemiecką, paraliżując na Zachodzie raz na zawsze aktywność niemieckiego imper-jalizmu. Poza olbrzymiemi ofiarami w lu­dziach, jakie poniosła armja francuska, a któ­rych dotąd nie dało się jeszcze dostatecznie uzu­pełnić i wyrównać, odczuwała ona nadal dotkli­wy brak amunicji i sprzętu bojowego. Wszak

Egipt. Artylerja v pałacu.

znów przyczyniło się szybkie zorganizowanie odwodów, chociaż zużytkowanych na froncie w sposób daleki od doskonałej celowości. Aby stworzyć te odwody wielki książę nie zawahał się przerzucić do Galicji tych wojsk, które, skoncentrowane w Odessie, oczekiwały na wy­nik ekspedycji dardanelskiej, aby wysadzić się na wybrzeżu tureckiem i pomaszerować na Konstantynopol. Zresztą miały one i inne ewentualnie zadanie: wylądować na wybrzeżu bułgarskiem i tern zadecydować przyłączenie się Bułgarji do Koalicji.

Wspomnieliśmy już o prośbie wielkiego księcia pod adresem generała Joffre'a. Cóż jednak zachodni sojusznicy mogli byli uczynić

458

główne ośrodki przemysłu francuskiego były albo zajęte przez Niemców, albo też dokładnie przez nich zniszczone. Trzeba było dłuższego czasu, aby szkody naprawić oraz przemysł w pozostałycn częściach Francji przekształcić dla celów wojny, a nawet wprost tworzyć całe nowe gałęzie przemysłu. Tymczasem zaś Fran­cja musiała ograniczać się do zamówień zagra­nicą, głównie w Ameryce, co wymagało rów­nież czasu na organizację. To też wiosna 1915 roku armja francuska właściwie nie była zdol­ną do poważniejszych działań zaczepnych.

m Co do armji angielskiej — to ta, chociaż osiągnęła juz była ogromne rezultaty w swoiei organizacji i zwiększaniu stanu liczebnego jed-

Page 205: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

s

- • • • ' - •

- -- -

angiels

-•

-

-

a char?. i

na pla: 3

na fro]

W dn. i

I

v. xv: 3 xxv i xx: -

— Tarnol 3LV IX; Xi III : XXXIV korj

I i dalej wzdłuż pra1 s

XXI. XII. VIII. XVII. XX" - mno —

i P

"

>

Page 206: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Marynarze niemieccy ostrzełitoują aeroplan nieprzyjacielski.

Page 207: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

emyśl — Koniuszki — Sosułów nad Dnie­strem; H. armja (XVIII i XII korpusy), Stryj — Dolina i wreszcie 9. armja (XI, XXX, XXXIII i XXXII korpusy) odcinek Nadwor­na — Kołomyja — Śniatyn, gdzie, osiągnąwszy wówczas chwilowy sukces, miała go nadal roz­wijać. Jak widzimy z tego 11. i 9. armje rosyj­skie pozostawały jeszcze na prawym brzegu Dniestru, mając go na tyłach, jako linję ewen­tualnego odwrotu.

Jednakże już 17 maja oddziałom niemiec­kim udało się przeprawić na prawy brzeg Sa­nu pod Jarosławiem, gdzie przerwali front w styku III kaukaskiego i XXIV korpusów ro­syjskich. Z wielkim zaledwie trudem udało się Rosjanom zlokalizować to niepowodzenie.

Następnego dnia Niemcy poprowadzili gwałotowne natarcie nieco na południe od Prze­myśla w kierunku na Mościska. Położenie by­ło tak groźne, że Rosjanie przygotowywali już dalszy odwrót na wschód od Sanu. W ciągu jednak następnych dni dzięki odwodom udało się Rosjanom powstrzymać napór Niemców i narazie zaniechano myśli dalszego odwrotu.

W dniach tych wielki książę Mikołaj Mi-kołajewicz zdecydował się na poważniejsze przeciwnatarcie, które mogłoby złamać „falan­gę Mackensena", jak poczęto nazywać jego gru­pę uderzeniową (11. armja niemiecka i 4. au-stro-węgierska), która od Gorlic, nacierając na wschód równolegle do łańcucha karpackiego, zdołała już podejść do Przemyśla. Rosyjski wódz naczelny zamyślił śmiałą operację. W wi­

dłach Wisły i Saun miała syjska grupa uderzeniowa, sformowana z są­siednich" wojsk 4. armji, przerzuconych z lev go na prawy brzeg Wisły. Grupa ta poprowa­dziłaby gwałtowne natarcie na południe w kie­runku Dębicy i Rzeszowa, to znaczy w lewy bok „falangi' Mackensena", zkolei grożąc jej odcięciem od tyłów i przyparciem do grzbietów górskich.

Myśl tę jednak musiano zaniechać, gdyż dowództwo południowo -• zachodniego frontu kategorycznie stwierdziło brak odpowiednich środków do przerzucenia poważniejszych sił z lewego na prawy brzeg Wisły. Wobec tego więc, że 4. armja, jakgdyby, straciła organicz­ną łączność z pozostałem! armjami południowo-zachodniego frontu, przydzielono ją pod koniec maja do frontu północno-zachodniego pod do­wództwo generała AleksiejewTa.

Tern niemniej jednak wielki książę bynaj­mniej nie godził się na te metody przeciwdzia­łania, które stosował generał Iwanow na SWTO-im południowo-zachodnim froncie. Jak to już wspomnieliśmy, metody te polegały na ustawi-cznem wsączaniu w szeregi cofających się ar-mij świeżych uzupełnień i odwodów, które, chwilowo nawet powstrzymując przeciwnika, szybko topniały i, pociągane przez ogólny od­wrót, zdziesiątkowane cofały się również bez pożytku. W ten sposób generał IwanowT zmar­nował już wszystkie niemal wdasne odwody, a ponadto siedem dywizyj, nadesłanych z pół­nocno-zachodniego frontu.

l i n n-&W - i H m

Łódź podwodn no.

460 Druk. Wars

Page 208: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

WIELKA KLĘSKA ROSJAN NA ZIEMIACH POLSKICH W 1915 R.

II.

Rosyjski wódz naczelny, wielki książę Mi­kołaj Mikołajewicz, wykazał wiele hartu i ener-gji w tych najcięższych dniach dla armji rosyj­skiej. Chętnie przyznają to nawet jego prze­ciwnicy, słusznie oceniając charakter wielkiego księcia. Kiedy plan przeciwnatarcia w widłach Wisły i Sanu okazał się nierealnym, wielki ksią­żę zdecydował się na inny manewr, a mianowi­cie na potężne przeciwnatarcie swojego lewego skrzydła w Galicji (9 armja), które miało być poprowadzone z linji Halicz — Stanisławów — Nadworna na skrzydło i na tyły niemieckiej, tak zwanej, armji południowej generała von Linsingena. Jak wiemy, armja ta prowadziła forsowne natarcie poprzez góry od strony Mun-kacewa w kierunku Doliny i Stryja. Plan ro­syjski opierał się na poprzednio jeszcze zamie­rzonej ofensywie 9 armji, która z początkiem maja była już przygotowaną do tego zadania. Oczywiście w czasie, poprzedzającym przerwa­nie frontu przez Niemców pod Gorlicami, ofen­sywie 9 armji przypisywano zgoła odrębne zna­czenie: miała to być jeszcze jedna próba prze­łamania frontu karpackiego, której celem była równina węgierska. Teraz, w obliczu już ponie­sionych klęsk i w przewidywaniu następnych, wielki książę w ofensywie 9 armji widział tylko przeciwnatarcie, które miało stępić groź­ne ostrze niemieckiej armji południowej i usu­nąć niebezpieczeństwo flankowego jej natarcia na linję Przemyśl — Lwów.

W pierwszych dniach maja rozpoczęła się ofensywa 9 armji rosyjskiej. Gwałtowne na­tarcie Rosjan odrzuciło 7 armję austrjacką, zajmującą skrajne prawe skrzydło frontu au-stro-niemieckiego aż do granicy rumuńskiej. Rosjanie zdobyli Nadworne i dotarli do Prutu w okolicach Delatyna, Kołomyi i Śniatyna. Od tej miejscowości front rosyjski biegł dalej, omi­jając od północy Czerniowce, aż do granicy ru­

muńskiej. Sukces Rosjan, jakkolwiek narazie miał znaczenie czysto lokalne, był jednakże znaczny. Około 20.000 żołnierzy austrjackich dostało się do niewoli. Rosjanie zdobyli ponad­to znaczną ilość dział i karabinów maszyno­wych oraz wszelakiego sprzętu wojennego. Ale sukces ten był jedyny, jaki zdołała osiągnąć 9 armja. Poza drobnemi wypadami bez więk­szego znaczenia, nie udało się Rosjanom popro­wadzić dalej swojego natarcia i przekroczyć linji Prutu, na której umocniła się odrzucona poprzednio 7 armja austrjacko-węgierska. Tak więc działania rosyjskie ograniczyły się wyłącz­nie przeciwko tej armji, wobec zaś ogólnego już odwrotu Rosjan na całym froncie, nawet te lo­kalne sukcesy nie uratowały 9 armji rosyjskiej, która wkońcu również musiała cofnąć się. Wiel­kiego księcia Mikołaja Mikołajewicza zawiodła więc ostatnia nadzieja szybkiego zlikwidowa­nia skutków straszliwej klęski pod Gorlicami.

Kiedy na skutek przerwania frontu pod Gorlicami znajdujące się w odwrocie 3 i 8 ar-mje rosyjskie zatrzymały się na froncie poza Sanem i nad górnym Dniestrem, naczelne do­wództwo rosyjskie ostatecznie zrozumiało, że ofensywę austrjaeko-niemiecką zakrojono na szeroką skalę, i że na nowych pozycjach czeka Rosjan ponowne natarcie przeciwnika. W po­łożeniu tern szczególnie zagrożony był Lwów, ku któremu przeciwnik dążył od zachodu i od południa. Wysunięto przeto nowy plan, tym razem już nie w celu likwidacji klęski pod Gor­licami, ale ratowania Lwowa i okupowanej przez Rosjan Galicji Wschodniej. Zdecydowa­no utworzyć nową armję w okolicach Rawy Ru­skiej i Tomaszowa w składzie pełnych czterech korpusów. W razie dalszego odwrotu Rosjan z nad Sanu armja ta miała uderzyć od północy na skrzydło i tyły wojsk austrjacko-niemiee-kich, które nacierałyby na umocnione pozycje

461

Page 209: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Przybyły do Francji pierwszy transport wojsk rosyjskich pod dow. gen. Łochwickiego, przywitany w por­cie rosyjskim hymnem narodowym.

pod Gródkiem, stanowiące klucz Lwowa. Tak więc nowa armja miała spełnić zadanie mane­wrowe, zakrojone na poważniejszą skalę.

Nowa armja miała być gotowa w ciągu dwóch tygodni. Do składu jej przeznaczono pięć dywizyj piecnoty z frontu północno-zachodnie­go, 20 dywizję piechoty, pośpiesznie przewożo­ną z Kaukazu, oraz cały V korpus kaukaski, który, jak wiemy, znajdował się pod Odessą na wypadek dessantu pod Konstantynopolem (ekspedycja dardanelska), ponadto zaś dwie dywizje kawalerji. Dowódcą nowej armji mia­nowano generała Plewego, dowodzącego wów­czas 12 armją, który w początkach wojny po­znał okolice Rawy Ruskiej, Tomaszowa i Gród­ka, prowadząc tam operacje, uwieńczone powo­dzeniem.

Jednakże szczęśliwa myśl utworzenia sil­nej grupy uderzeniowej, która przeciwstawiła­

by się niemieckim zdolnościom manewrowania, nie dała się zrealizować. Dowództwo północno-zachodniego frontu czyniło wszelkie starania, aby nie pozbawiano go poważniejszych jedno­stek bojowych, co zmuszałoby do wielkiego wy­siłku w celu utrzymania dotychczas zajmowa­nych pozycyj przez armje tego frontu. W re­zultacie nie zabrano jednorazowo z północno-zachodniego frontu większej ilości dywizyj, na­tomiast wraz z biegiem wypadków wycofywa­no je kolejno, by wzmacniać niemi zagrożone punkty na południowo-zachodnim froncie. Ostatecznie front północno - zachodni i tak został pozbawiony znacznych sił, ale bez istot­nego pożytku dla frontu południowo-zachodnie-go. To samo powtórzyło się z wojskami, pośpie­sznie ściąganemi na front zachodni z Kaukazu, portów czarnomorskich i z głębi cesarstwa. Za­miast utworzyć silną, samodzielną grupę ude-

462

Page 210: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rzeniową, jak to pierwotnie projektowano, wsiąkały one bez pożytku w cofające się armje rosyjskie, w najlepszym razie przyczyniając się zaledwie do lokalnych, drobnych sukcesów, któ­re nie mogły były zaważyć na losach całości działań wojennych. Generał Plewę został więc dowódcą armji, której nie sądzonem było zorga­nizować się.

Charakterystyczny ten przykład dowodnie świadczy o tern, do jakiego stopnia rozprzęże­nia po roku wojny doszło dowództwo rosyjskie. Chaos w organizacji i kierownictwie armji ro­syjskiej tragicznie pogłębiał się dzięki, jakgdy-by, zanikowi zmysłu strategicznego wśród do­wódców. W miarę prowadzenia wojny, jak stwierdza to generał Daniłow7, dowódcy rosyj­scy coraz bardziej tracili wiarę w manewr stra­tegiczny, dobrowolnie rezygnując z niego na rzecz wzmacniania bezpośrednio zagrożonych odcinków frontu. Była to jedna z poważniej­szych przyczyn straszliwych klęsk wojska ro­syjskiego w 1915 roku.

Zaledwie wojska rosyjskie jako tako wzmocniły się na prawym brzegu Sanu, kiedy w dniu 24 maja (dzień wypowiedzenia wojny przez królestwo włoskie) wojska austrjacko-

Iniemieckie gwałtownie ponowiły swoje natarcie na odcinku Jarosław — Przemyśl. Po zacię­tym oporze Rosjanie zmuszeni byli wycofać się poza rzeczkę Lubaczówkę, przeciwnik zaś ulo­kował się na prawym brzegu Sanu, likwidując tem znaczenie nowej umocnionej linji rosyj­skiej. Przerwanie ponowne frontu pomiędzy Jarosławiem a Przemyślem coraz bardziej po­głębiało się. Wojska rosyjskie wycofywały się wciąż dalej na wschód i na południe ku twier­dzy przemyskiej. Dowódca południowo-zacho-dniego frontu, generał Iwanow, uczynił wysi­łek, aby wyrwać inicjatywę z rąk austrjacko-niemieckiego dowództwa. Jednakże próba ogól­nego przeciwnatarcia Rosjan zawiodła, rozbita i zahamowana impetem przedewszystkiem od­działów niemieckich. Nie udało się również Ro­sjanom uratować położenia na odcinku Jawo­rów — Sądowa Wisznia, gdzie przeciwnik sy­stematycznie posuwał się na wschód, okrążając w ten sposób twierdzę Przemyśla, jakkolwiek właśnie na ten zagrożony odcinek generał Iwa­now skierował trzy zupełnie świeże korpusy, które pierwotnie miały utworzyć nową grupę uderzeniową generała Plewego. Korpusy te, po­zbawione wspólnego dowództwa i samodzielno­ści, wsiąkły bez pożytku w masę cofających się i zdemoralizowanych wojsk rosyjskich, szybko

ulegając wyniszczeniu moralnemu i fizycz­nemu.

W tem miejscu należy się kilka słów rosyj­skiej próbie przeciwnatarcia, dokonanego w ostatnich dniach maja. Moment ku temu był niezwykle stosowny. W dniu 24 maja Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom. Mocar­stwa centralne liczyły się wprawdzie z podobną możliwością, jednakże, bądź co bądź, fakt ten zaskoczył je w sposób nieprzyjemny. Szczegól­nie dowództwo austrjacko-węgierskie narazie straciło głowę, jakkolwiek ono właśnie stano­wiło przedtem czynnik najbardziej bojowy wo­bec uroszczeń włoskich dyplomatów, nie zga­dzając się na żadne ustępstwa ze strony Austro-Węgier i lekceważąc groźbę wojny z Włochami. Wśród wojsk austrjacko - węgierskich wiado­mość o przystąpieniu do wojny nowego prze­ciwnika wywołała jakgdyby ponowne załama­nie się psychiczne, nie tak wprawdzie groźne, jak w pierwszych miesiącach wojny, jednakże wystarczające, aby osłabić siłę ofensywy. A ofensywę tę dowództwa niemieckie i austrjac­ko - węgierskie zdecydowane były pomimo wszystko prowadzić nadal, rozumiejąc, że de­cydujące zwycięstwo nad Rosją pośrednio wpły­nie na przebieg wojny na innych frontach, a więc i na nowym froncie włoskim. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że dowództwo austrjac­ko - węgierskie musiało pośpiesznie wycofać z Galicji kilka swoich najlepszych dywizyj, aby je pchnąć na front włoski. Przeciwnie zaś, Ro­sjanom przybywały wciąż nowe posiłki, zużyt-kowywane wprawdzie chaotycznie i niecelowo, tem niemniej jednak mocno dające się we znaki oddziałom przeciwników, które od miesiąca bez przerwy były w walce. Tak więc moment prze­ciwnatarcia był wybrany przez Rosjan nader szczęśliwie.

Przeciwnatarcie rosyjskie rokowało duże nadzieje na tych odcinkach, gdzie Rosjanie mie­li przeciwko sobie samych Austrjaków, natych­miast zaś załamywało się w obliczu oddziałów niemieckich, a nawet węgierskich. W rezulta­cie zachwiał się front austrjacki w widłach Wi­sły i Sanu. Położenie znów musieli ratować Niemcy, a ich interwencja była tak skuteczną, że nietylko powstrzymano przeciwnatarcie Ro­sjan na całym froncie galicyjskim, ale nawet, jak już wiemy, przerwano ich front pomiędzy Jarosławiem i Przemyślem. 11 armja niemiec­ka generała von Mackensena, ciężko pracująca od początku maja, w dalszym ciągu okazywała się dla Rosjan straszliwą, wszystko miażdżącą „falangą". Doświadczenia z ostatnich dni ma-

Ał~> A

Page 211: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

[a utwierdziły dowództwo niemieckie w prze­świadczeniu o konieczności ścisłego współdzia­łania oddziałów niemieckich z wojskami au-strjacko-węgierskiemi, oraz brania przez Niem­ców na siebie wyłącznie najcięższych zadań bo­jowych.

Po przerwaniu frontu na Sanie, Przemyśl znalazł się okrążony przez wojska austrjacko-niemieckie z trzech stron. Jedynie od wschodu

teren był jeszcze wolny od przeciwnika. Do­wództwo rosyjskie długo wahało się w wyzna­czeniu odpowiedniej roli twierdzy Przemyśla. W rezultacie jednak, biorąc pod uwagę, że po zdobyciu tej twierdzy przez Rosjan forty znaj­dowały się w stanie nawpół tylko nadającym się do obrony, że twierdza pozbawiona była od­powiedniej artylerji ciężkiej, środków tech­nicznych i zapasów, zdecydowano traktować ją wyłącznie, jako umocniony odcinek frontu, nie zaś samodzielną twierdzę. Rozpoczęto też jej

464

Po upadku Przemyśla linja Sanu straciła do reszty znaczenie strategiczne dla Rosjan. To też opór ich słabł z dnia na dzień, wreszcie zaś pod naporem Niemców 11 armja rosyjska wy­cofała się na linję Mikołajów — Halicz poza Dniestr. Na nowych pozycjach Rosjanie, znacz­nie wzmocnieni nowemi posiłkami, ściągnięte-mi z północno-zachodniego frontu, zdołali powstrzymać narazie ofensywę niemiecką. W_ związku z nowym frontem 11 armji rosyj­skiej i 9 armja, która, jak wiemy, osiągnęła

Skutki bombardowania Paryża w dn. 28 i 29 stycznia 1916 r. przez Zeppeliny.

Page 212: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

była nawet znaczne sukcesy nad 7 armja au-strjacko-węgierską, zmuszona była cofnąć się swojem prawem skrzydłem na linję Halicz — Tyśmienica — Ottynia, podczas gdy jej lewe skrzydło pozostało na poprzednich pozycjach nad Prutem.

Klęski Rosjan w Galicji zachodniej, nade-wszystko zaś utrata Przemyśla i linji Sanu, wy­wołały przygnębiające wrażenie w Paryżu i w Londynie. Nie należało się spodziewać ry­chłego rozpoczęcia się ofensywy Włochów, któ­rzy przygotowywali się do niej niezwykle ostrożnie i powoli. Armje sojusznicze we Fran­cji były nazbyt jeszcze wyczerpane po poprzed­niej kampanji 1914 roku, aby można było liczyć na ich wydatniejszą pomoc dla Rosji, to znaczy na przełamanie ustalonego już frontu pozycyj­nego, wspaniale przez Niemców umocnionego i strzeżonego. Tak więc Rosja zdana była na własne tylko siły, które ją widocznie zawodziły.

W kołach polityków francuskich przewa­lało mniemanie, że armja francuska nie wy­trzyma drugiej kampanji zimowej w okopach, wobec czego konieczne jest złamanie potęgi niemieckiej przez Rosjan, chociażby najwięk­szym nawet kosztem. Należy tu dodać, że woj­na pozycyjna, która ugruntowała się na Zacho­dzie, była w 1915 roku czemś tak nowem, a rów­nocześnie tak niewiarygodnie potwornem, iż trudno było przypuścić, aby ludzie długo wy­trzymali w straszliwych warunkach walk po­zycyjnych, niby krety zagrzebani w ziemi, mie­siącami całemi tkwiąc w błocie lub śniegu oko­pów, wśród nieznanych przedtem niewygód, pod przerażającym ogniem huraganowym arty-lerji, nieledwńe twarzą w twarz bliskiego, a groźnego przeciwnika. Na froncie wschod­nim było inaczej. Tam wojna po dawnemu za­sadniczo miała charakter ruchowy. To też we Francji nie rozumiano klęsk rosyjskich, zarzu­cając rządowi i dowództwu rosyjskiemu nie­udolność, a nawet nierzadko świadomą złą wolę. Wszak Rosja miała tak niewyczerpane zasoby ludzkie, z których obficie mogła była czerpać swoje „mięso dla armat" i chociażby zatopić Niemców we krwi własnych wojsk!

Ambasador rosyjski w Paryżu, Izwolskij, alarmował wciąż Petersburg nastrojami za­chodnich sprzymierzeńców, uważając, że jedy­nym ratunkiem byłoby szybkie przystąpienie do Koalicji Rumunji, z którą od dłuższego cza­su prowadzono pertraktacje w Petersburgu. W imieniu Rumunji pertraktacje te prowadził jej poseł przy dworze rosyjskim, Diamandi. Sprawa jednak posuwała się nader powoli. Ru-

munja stawiała nadmierne żądania terytorjal-ne, bezpośrednio godzące w samych sprzymie­rzeńców, a mianowicie w Serbję i Rosję. Ale i pertraktacje mocarstw centralnych, prowa­dzone w Sofji, nie miały lepszych widoków. Pro­blem pogodzenia interesów Bułgarji i Rumunji na terenie Dobrudży (jak wiemy, spornej od czasu wojny bałkańskiej w 1912 roku) nie był łatwy do rozwiązania.

W rezultacie pertraktacje z Rumun ją utknęły na martwym punkcie. We Francji i w Anglji winę tego składano na rząd rosyj­ski, który wykazał za mało dobrej woli w sto­sunku do całej Koalicji, nie chcąc rezygnować ze swoich ewentualnych zdobyczy na rzecz Ru­munji, której nadewszystko chodziło o Buko­winę. Należy jednak oddać Rosji sprawiedli­wość, że chodziło jej nietylko o własne interesy, ale i o interesy sprzymierzonej Serbji. Rumu-nja żądała bowiem ponadto oddania jej Banatu, co zbliżałoby granice rumuńskie do samego Bia-łogrodu, stolicy Serbji, która z tern nigdy nie mogłaby się pogodzić. Jakkolwiek pod koniec lipca Rumunja ma tyle zdeklarowała się, że można było liczyć teoretycznie na jej udział w wojnie po stronie Koalicji, jednakże postępo­wanie jej było tak ostrożne, że, praktycznie biorąc, wystąpienie Rumunji było możliwe je­dynie w razie zwycięstwa Rosji na froncie wschodnim.

Powróćmy jednak do wypadków, które roz­grywały się w Galicji. Po upadku Przemyśla i wycofaniu się Rosjan na wschód od górnego Sanu i za Dniestr armje rosyjskie znajdowały się już w stanie pożałowania godnym. Straty w ludziach i sprzęcie bojowym, oraz upadek du­cha i dezorganicja czyniły z nich jednostki bar­dzo mało wartościowe pod względem bojowym. W dodatku dowództwo całego frontu południo-wo-zachodniego, spoczywające w nieudolnych i słabych rękach generała Iwanowa, wykazy­wało kompletny brak inicjatywy i wiary w po­wodzenie, fatalną bierność, a nawet wprost apatję wobec rozgrywających się działań. Ge­nerał Iwanow stracił wszelką nadzieję urato­wania Lwowa i reszty Gelicji Wschodniej, z ta­kim triumfem zdobywanej przed rokiem ,,na wieczne władanie cara rosyjskiego"!

W rezultacie działalność dowództwa fron­tu sprowadziła się właściwie do podsyłania wciąż nowych posiłków na zagrożone odcinki bez planu i ładu, co powodowało ich szybkie top­nienie bez pożytku w masie wyniszczonych i zdemoralizowanych wojsk. Równocześnie ge­nerał Iwanow nie czynił żadnych innych wysił-

Page 213: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

kow dla ratowania zagrożonych pozycyj i na wniosek poszczególnych dowódców chętnie i bezkrytycznie akceptował każdorazowa od­wrót poszczególnych oddziałów. Wkońcu, kiedy dowództwo naczelne zwróciło mu uwagę, bier­ność swoją generał Iwanow posunął tak dale­ko, że bez komentarzy przekazywał naczelnemu dowództwu wszystkie raporty, domagające się zezwolenia na odwrót.

W połowie czerwca, kiedy położenie w Ga­licji wydawało się generałowi Iwanowowi cał-

podległego bezpośrednio dowództwu 3 armji. W razie dalszego odwrotu 3 armji na północny-wschód w kierunku Włodzimierza Wołyńskie­go, zaś 8 armji w kierunku Lwowa, grupa ge­nerała Ołochowa miała zająć wytwarzającą się pomiędzy temi armjami lukę, skąd łatwo mo­głaby uderzyć na skrzydło wojsk austrjacko-niemieckich, gdyby te natarły na 8 armję ro­syjską pod Gródkiem.

W dniu 15 czerwca wojska austrjacko-niemieckie z niemniejszą, niż przedtem gwał-

kowicie beznadziejne, decydując się już na ogól­ny dalszy odwrót z nad Sanu i górnego Dnie­stru na północny-wschód ku granicom Króle­stwa i na wschód pod Lwów, ten niefortunny dowódca zaniechał wreszcie zgubnego swojego systemu podsyłania na front poszczególnych od­działów posiłkowych i powrócił do pierwotnej myśli naczelnego dowództwa utworzenia z re­zerw specjalnej grupy uderzeniowej, czemu zresztą w swoim czasie był przeciwny i co sam sparaliżował.

Tak więc w okolicach Lubaczowa powstała grupa uderzeniowa w składzie czterech korpu­sów piechoty i jednego korpusu kawalerji. Do­wódcą grupy mianowano generała Ołochcwa,

townoscią ponowiły natarcie, podchodząc pod Rawę Ruską i do stawów pod Gródkiem, gdzie Rosjanie zajmowali silnie umocnione pozycje. Już w następnym dniu 16 czerwca grupa ma­newrowa generała Ołochowa znalazła się nie­spodziewanie w pierwszej linji bojowej, silnie związana z oddziałami nacierającego nieprzy­jaciela. W tych warunkach grupa ta, przed­wcześnie związana z przeciwnikiem, straciła wszelką zdolność manewrową i nie mogła wy­pełnić swojego zadania, schodząc do roli jedne­go z ogniw rwącego się łańcucha rosyjskiego frontu. Było to skutkiem fatalnego błędu ge­nerała Iwanowa, który, przewidując dalszy od­wrót, równocześnie wyznaczył grupie manew-

466

Page 214: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rów Błac

k

sl w

w

owej zbyt bliski od frontu rejon koncentracji. ttąd ten zemścił się, być może, na losach całej ampanji rosyjskiej w 1915 roku.

W dniu 18 czerwca straż przednia 11 ar-mji niemieckiej generała Mackensena ponow­nie zaciekłym atakiem przerwała front rosyj-ki pod Magierowem, nieco na południu od Ra­fy Ruskiej, obchodząc Lwów od północnego-za­

chodu i torując drogę na Lwów wojskom au-strjacko-węgierskim. Tak więc po raz trzeci już od początków maja Niemcy swoją straszli­wą „falangą Mackensena" druzgotali opór Ro­sjan, swojemi zwycięstwami i inicjatywą po­ciągając za sobą sojusznicze wojska austrjacko-

ęgierskie. Na skutek zwycięstwa Niemców pod Ma­

gierowem, oraz natarcia sprzymierzeńców na całym froncie wszystkie armje rosyjskie po-łudniowo-zachodniego frontu rozpoczęły po­nowny odwrót, miejscami przybierający cha­rakter bezładnej ucieczki. W tych warunkach nie można było mieć nadziei, że pozostałą część Galicji Wschodniej uda się utrzymać w rękach Rosjan. To też rosyjskie dowództwo naczelne już w dniu 20 czerwca wydało rozkaz ewaku­acji Lwowa i całego terytorjum okupowanego. Równocześnie, przewidując dalszy odwrót na linję Dęblin — Lublin — Chełm — Włodzi­mierz Wołyński, poinformowano dowództwa obu frontów, że w tym wypadku prawe skrzy­dło wojsk południowo-zachodniego frontu przej­dzie pod rozkazy dowództwa północno-zachod­niego frontu wraz z twierdzą Brześć n/Bugiem (Litewski), oraz całym mińskim okręgiem wo­jennym. W tym wypadku dowództwo południo­wo-zachodniego frontu miało zatrzymać tylko te wojska, które wTycofają się na granicę kijow­skiego okręgu wojennego, należącego do tegoż frontu, a więc mniej więcej od Chełma do gra­nicy rumuńskiej.

W dniu 22 czerwca wojska austrjacko-węgierskie wkroczyły do Lwowa, Rosjanie zaś cofali się nadal ku swoim granicom i dalej na terytorjum Królestwa Polskiego. 3 armja ro­syjska, która, jak wiemy, zajmowała w Galicji prawe skrzydło, cofała się wraz z grupą gene­rała Ołochowa na linję Lublin — Chełm — Wło­dzimierz Wołyński. Sąsiednia od północy na le­wym brzegu Wisły 4 armja musiała dzięki te­mu cofać swoje lewe skrzydło w kierunku Jó­zefowa, 8 i 11 armje rosyjskie miały sobie po­lecone cofać się na wschód ku granicom rosyj­skim, w miarę możności powstrzymując prze­ciwnika na zgóry umacnianych pozycjach. Wreszcie 9 armja, jak wiemy, z powodzeniem

działająca na Bukowinie, miała cofać się tylko 0 tyle, aby wyrównywać linję frontu w związ­ku z odwrotem sąsiedniej od północy 11 armji.

Sukces niemiecko - austrjackich wojsk był ogromny, jednakże powinien był być jeszcze większy i zupełniejszy. Przypomnijmy sobie pokrótce plan i przebieg dotychczasowej ofen­sywy. W momencie jej rozpoczęcia się w dniu 1 maja front biegł od Wisły wzdłuż Dunajca, na zachód od Tarnowa i Gorlic, a następnie wzdłuż grzbietów karpackich aż do granicy ru­muńskiej. Rosjanie zagrażali bezpośrednio Krakowowi, a, zeszedłszy już na południowe stoki Karpat, w każdej chwili mogli byli zna­leźć się na obszernej równinie węgierskiej, w samem sercu monarchji austro-węgierskiej. Plan niemiecki, chociaż realizowany przez do­wództwo austrjacko-węgierskie, przewidywał następujący manewr w Galicji. Główną grupę uderzeniową miała stanowić niemiecka 11 ar­mja generała Mackensena, mająca na lewem skrzydle 4 armję austro-węgierską, na prawTem zaś skrzydle 3 armję austrjacko-węgierską. Li-nja natarcia generała Mackensena, pociągają­cego za sobą obie sąsiednie armje austrjacko-węgierskie, miała prowadzić prosto na wschód równolegle do łańcucha karpackiego od Gorlic poprzez Przemyśl na Lwów. Front karpacki stanowiły 2 i 7 armje austrjacko-węgierskie, pomiędzy któremi w środku znajdowała się tak zwana południowa armja niemiecka, stanowią­ca drugorzędną grupę uderzeniową. Zadaniem tej armji południowej było natarcie w kierunku północnym prostopadłym do łańcucha karpac­kiego na Stryj i Lwów. Natarcie to powinno było w okolicach Lwowa wyprowadzić armję południową na tyły wojsk rosyjskich, cofają­cych się pod miażdżącemi uderzeniami „fa­langi Mackensena". W tym wypadku armje rosyjskie znalazłyby się w potrzasku, z którego nie mogłyby się już wydostać bez straszliwych ofiar i utraty zdolności bojowej. Jakże łatwo mogła się była powtórzyć tragiczna historja klęski rosyjskiej w Prusach Wschodnich!

„Falanga Mackensena" całkowicie wypeł­niła swoje zadanie, miażdżąc opór Rosjan na przestrzeni od Gorlic poprzez San i Przemyśl aż do Lwowa. Natomiast armja południowa tylko w części wypełniła swoje zadanie. Jej wściekłe wprost natarcie nie zdołało posunąć się poza Stryj. Nie udał się zamierzony potęż­ny manewr na skrzydło i na tyły Rosjan w Ga­licji. Przyczyną tego niepowodzenia była 7 ar­mja austrjacko-węgierską generała Pflanzer-Baltina, która o własnych siłach nie mogła spro-

467

Page 215: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

stać energicznemu natarciu 9 armji rosyjskiej na Bukowinie, o czem mówiliśmy już w swoim czasie. Niemiecka armja południowa nietylko nie miała pomocy od swojej austrjackiej sąsiad­ki, ale przeciwnie, sama musiała wciąż ratować niedołężne wojska generała Pflanzer - Baltina, który, niby kula u nogi, uniemożliwiał Niem­com swobodę działania!

Jakkolwiek zwycięstwo austrjacko-nie-mieckie w Galicji mogło było osiągnąć większe jeszcze rezultaty — i to, co osiągnięto już, było olbrzymim sukcesem. Napór Rosjan, trwający już blisko od roku, został ostatecznie złamany. Ważny strategicznie węzeł krakowski uratowa­no, równośczenie usuwając wszelkie niebezpie­czeństwo wkroczenia Rosjan na równinę wę­gierską. Niemal cała okupowana i nieledwie anektowana przez Rosjan Galicja była odzyska­na. Wojska austrjacko-węgierskie, pociągnięte przez Niemców do zwycięstwa, w dużej mierze odzyskały wiarę w powodzenie własnego oręża, a co za tern idzie, jaką taką wartość bojową, mogącą się już mierzyć z wartością wojsk ro­syjskich. Równocześnie zaś armje rosyjskie w Galicji, a więc niemal cały południowo-zacho-dni front, poniosły straszliwe ofiary: wojska rosyjskie w ciągu dwóch miesięcy utraciły zgó-rą pół miljona ludzi w zabitych, rannych i jeń­cach, oraz ogromną ilość broni, sprzętu i wsze­lakich zapasów wojennych, których nie zdołano na czas ewakuować. Poniesione klęski zdezor-

Kolonje niemieckie w

ganizowały ponadto cały aparat wojenny Rosji, czyniąc go ostatecznie niedołężnym i rozprzę-żonym.

Do wszystkich klęsk wojennych Rosji po­częła się dołączać straszliwa nowa klęska, po­woli i pocichu nadciągająca, niby chmura gra­dowa: rewolucja. W owym wprawdzie czasie mało kto w Rosji zdawał sobie w pełni sprawę z tego nowego niebezpieczeństwa. Najmniej wiedział o tern sam rząd i dowództwo. Ale i wtedy już byli ludzie, którzy wyraźnie odczu­wali pierwsze objawy nadciągającej burzy. W głębi cesarstwa w napoły rozwalonych po ro­ku 1905 podziemiach konspiracji rewolucyjnej znów zawrzała intensywna robota. Propagan­da rewolucyjna drążyła cesarstwo rosyjskie, podsycana bezsprzecznie przez agentury nie­mieckie i znajdująca podatny grunt, który przygotowywały klęski, nieudolność aparatu państwowego i wojskowego, zła wola carskiego biurokratyzmu, a wreszcie coraz cięższe wa­runki życia wojennego. Wciąż ponoszone przez armje rosyjskie ogromne straty w ludziach zmuszały Rosję do ciągłego ich uzupełniania coraz bardziej surowym materjąłem ludzkim, którego zresztą było pod dostatkiem. Ale coraz nowe uzupełnienia przychodziły na front w co­raz gorszym stanie bojowym, obniżając ogólną wartość wojsk rosyjskich, co zaś najważniej­sze — przychodziły na front zarażone już na tyłach propagandą rewolucyjną. Oczywiście

Afryce wsehodniej.

Page 216: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

zjawisko to z początku było ledwie spostrzegal-ne, ale z biegiem czasu dawało się coraz lepiej obserwować. Klęski w Galicji i odwrót ku gra­nicom zjawisko to w dużej mierze spotęgowały.

Jedynym bodaj czynnikiem w Rosji, który nietylko nie stracił wiary w ostateczne zwycię­stwo, ale zachował ponadto rozwagę, trzeźwość i niczem nieugiętą wolę — był wódz naczelny, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz. Ale wielki książę, o którym wrogowie nawet mówią, jako o wielkiej indywidualności, na nieszczęście dla Rosji, był, jakgdyby, osamotniony i spętany fa­talną organizacją wojsk rosyjskich, która pozo­stawiała mu nader szczupły zakres inicjatywy i czyniła bezsilnym wobec nieudolności, a nawet wobec złej woli dowódców drugiego i trzeciego stopnia.

Pomimo wszystko jednak, nawet po upad­ku Lwowa wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wierzył jeszcze wT zdumiewającą wytrwałość i karność żołnierza rosyjskiego i na tern grun­tował swoją wiarę w ostateczne zwycięstwo. To też za wszelką cenę pragnął utrzymać się w co­raz bardziej zwężającej się, niebezpiecznej wy­pukłości, jaką twrorzył nowy front na linji Grod­no — Warszawa — Dęblin — grupa twierdz wołyńskich Łuck, Równo i Dubno. Na tym froncie wielki książę pragnął zreorganizować i wzmocnić swoje wojska, aby samemu zkolei przejść do potężnej ofensywy.

W dniu 25 czerwca wielki książę dokonał nowego podziału swoich wojsk. 3 armja, wyco­fująca się z Galicji do Lubelszczyzny, została przydzielona dowódcy północno-zachodniego frontu, generałowi Aleksiejewowi, który w ten sposób miał pod swojemi rozkazami siedm ar-mij, a mianowicie 10, 12, 1, 2, 5, 4 i 3. Armje te zajmowały głównie obszary Królestwa Pol­skiego. W rękach dowódcy południowo-zacho-dniego frontu, generała Iwanowa, pozostały wszystkiego trzy armje: 8, 11 i 9, które cofały się do granic kijowskiego okręgu wojennego, mającego stanowić ich bazę operacyjną, podob­nie, jak okręg miński był bazą dla północno-zachodniego frontu. W razie dalszego odwrotu na wschód oba fronty, oddzielone w tym wy­padku małodostępnem Polesiem, stanowiłyby niejako dwa odrębne teatry wojny. Przewidu­jąc tę możliwość, w okolice Brześcia n/Bugiem (Litewskiego) ściągano pośpiesznie z obu fron­tów wielkie masy kawalerji, która miała speł­niać zadanie utrzymywania łączności pomiędzy obu frontami.

Do dowództwa frontu północno-zachodnie­go należały również te wojska, które znajdo­

wały się na rosyjskiem skrajnie prawem skrzy­dle nad Bałtykiem na terenach dzisiejszej Li­twy kowieńskiej. Wojska te, składające się po­czątkowo z dość słabych jednostek bojowych, należały do dowództwa 10 armji, której sztab znajdował się o paręset kilometów, w Grodnie. W tych warunkach oczywiście nie mogło być mowy ani o prawidłowej organizacji tych od­działów, ani o ich planowem działaniu, kiero-wanem zazdrośnie z tak wielkiej odległości i to przy rosyjskich słabych środkach łączności. Wszystko było dobrze dotąd, dopóki Niemcy nie zwrócili uwagi na ten niezwykle słaby od­cinek rosyjskiego frontu. Ale, jak wiemy, dnia 26 kwietnia właśnie w Kurlandji (dzisiejsza Litwa) rozpoczęli Niemcy natarcie dywersyj­ne, które miało odwrócić uwagę Rosjan od przygotowującej się pod Gorlicami wielkiej ofensywy w Galicji. Napotkawszy niezwykle słaby opór, niemiecka armja Niemna natarcie swoje znacznie rozszerzyła poza pierwotne cele dywersyjne, opanowując twierdzę Libawę i pod koniec czerwca podchodząc pod Szawle, skąd zagrażała już Rydze i Wilnu.

Rosjanie pośpiesznie, ale niezwykle cha­otycznie poczęli wzmacniać swoje wojska w Kurlandji, wciąż kierowane drobiazgowo przez sztab 10 armji, kwaterujący aż w Grod­nie. Oczywiście rezultaty były fatalne. Zorjen-towawszy się w sytuacji generał Aleksiejew, wykorzystał odwołanie generała Plewego wraz ze sztabem 12 armji, który miał, jak wiemy, stanąć na czele grupy uderzeniowej pod Rawą Ruską, co nie doszło do skutku. Ze wszystkich wTojsk, znajdujących się w Kurlandji, utworzo­no nową 5 armję pod dowództwem generała Plewego. Dowództwo 12 armji objął zkolei były dowódca 5 armji, generał Czurin, ta zaś ostat­nia została rozformowana na lewym brzegu Wisły i włączona do 2 armji generała Smirno-wa. Tak więc dzięki inicjatywie Niemców Ro­sjanie nareszcie zorganizowali swoje skrajne prawe skrzydło pomiędzy Niemnem a wybrze­żem morskiem. Początkowo w skład nowej 5 armji weszły trzy pełne korpusy i siedm dy-wizyj kawaleryjskich. W przyszłości siły te znacznie wzmocniono. Bazami operacyjnemi tej armji była Ryga i Dźwińsk. Równocześnie do­wództwo naczelne nakazało flocie bałtyckiej za wszelką cenę utrzymywać dojście do zatoki Ry­skiej pomiędzy lądem a wyspami Ozylją i Da­go, oraz zablokować wejście do zatoki Ryskiej od strony morza zagrodami minowemi. Poza tern flocie rosyjskiej udało się wprowadzić do zatoki Ryskiej krążownik „Sława", który miał

469

Page 217: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

współdziałać z wojskami lądowemi w wypadku odwrotu na linję Dźwiny.

Wszystkie te zarządzenia narazie o tyle uratowały położenie Rosjan w Kurlandji, że na­tarcie Niemców zostało powstrzymane na linji Apriken — Hazenpot — Kurszany — Kiel-m y — Rossienie — Średniki nad Niemnem. Ale o odrzuceniu Niemców z tej linji nie było mo­wy. Wojska niemieckie szybko umocniły swoje pozycje, tworząc istne fortyfikacje, trudne do

wojenną, na której miano zastanowić się nad środkami uratowania tragicznego położenia wojsk rosyjskich. Jak już wiemy, wielki książę pragnął za wszelką cenę utrzymać Warszawę i nową linję frontu, skąd w przyszłości dałoby się poprowadzić wielkie przeciwnatarcie. Ale stan armij rosyjskich, według relacji uczestni­ków narady, nie pozwalał mieć tak daleko się­gającej wiary w zwycięstwo.

Armje obu frontów dotkliwie odczuwały

Królowa Rumunji Marja.

zdobycia dla Rosjan wobec słabości ich artylerji ciężkiej. Na tyłach Niemcy zorganizowali rów­nież ze zdumiewającą szybkością doskonałe środki komunikacyjne i łączności, co w przy­szłości pozwoliło im na rozpoczęcie ponownej ofensywy, zakrojonej na szerszą skalę.

W ostatnich dniach czerwca wielki książę Mikołaj Mikołajewicz zwołał w Chełmie naradę

470

brak ponad pół miljona ludzi w swoim składzie. Uzupełnienia podchodziły na front coraz bar­dziej zdezorganizowane, źle wyćwiczone i po­zbawione broni. W momencie tym dowództwo naczelne rozporządzało zaledwie 40.000 wol­nych karabinów, która to ilość była zupełnie niewystarczająca nietylko dla uzupełnień, ale nawet dla zaspakajania normalnego zużycia broni na froncie. O nowych uzupełnieniach wielki książę tak komunikował oficjalnie cesa-

Page 218: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

rzowi: „Jakość uzupełnień, pod względem wy­szkolenia — niżej wszelkiej krytyki, ponieważ wszystko to materjał półsurowy, a w dodatku, ze względu na brak karabinów, prawie zupełnie niewyszkolony w strzelaniu". Coraz dotkliwsze braki odczuwano również w składzie oficer­skim, znakomicie przetrzebionym w czasie ostatniej ofensywy niemiecko - austrjackiej w Galicji. Zniszczeniu i brakom podlegało rów­nież całe techniczne wyposażenie wojska, pra­wie zupełnie nie uzupełniane od początku woj­ny. Szczególnie było to dotkliwe dla artylerji, taborów, kuchen polowych, telefonów i t. p. Wszelkie zapasy bojowe i amunicja, szczególnie na froncie południowo-zachodnim, były na wy­czerpaniu i obliczano je nie więcej, niż na 40% stanu normalnego.

Najgroźniejszym zjawiskiem, notowanym na naradzie wojennej, było znaczne obniżenie się moralnej postawy zarówno żołnierzy, jak i oficerów, przedewszystkiem zaś wśród świe­żych uzupełnień. Działało tu wyczerpanie mo­ralne na skutek ciągłych klęsk i niepowodzeń, utrudzenie fizyczne wśród coraz gorszych wa­runków bytu żołnierskiego, a wreszcie propa­ganda rewolucyjna, która wsączała się do ar-mji wraz ze świeżemi uzupełnieniami. Na ty­łach włóczyły się całe bandy dezerterów. Na­wet kompanje marszowe dochodziły na front nie w pełnym składzie. W czasie walk wojska rosyjskie traciły coraz więcej ludzi, zabiera­nych do niewoli przez przeciwników i to coraz częściej w warunkach bynajmniej nie przymu­sowych. W dniu 1 kwietnia 1915 roku liczba jeńców, znajdujących się w głębi Rosji, a po­chodzących głównie z armij austrjacko-węgier-skich (masowe poddawanie się Czechów), wy­nosiła ponad pół miljona ludzi — równocześnie dowództwo rosyjskie obliczało liczbę swoich żoł­nierzy, zabranych do niewoli przez Niemców i Austrjaków, na zgórą miljon ludzi, która to liczba, według danych państw centralnych, by­ła zresztą znacznie wyższą.

Groźnem również zjawiskiem była szcze­gólna psychoza, która opanowała całe społe­czeństwo rosyjskie, a nawet biurokrację, ofi-cerstwo i sfery polityczne. Wszędzie doszuki­wano się zdrady, wpływów niemieckich i ich propagandy. Nadwyraz przykrem i ciężkiem było położenie tych Rosjan, którzy, zajmując poważniejsze stanowisko w wojsku, admini­stracji czy polityce, mieli nieszczęście nosić na­zwiska o brzmieniu niemieckiem, a których tak wielu było w carskiej Rosji jeszcze od czasów Piotra Wielkiego. Oczywiście — wobec istot-

Rosji musiały się zdarzać tu i ówdzie poszcze­gólne wypadki zdrady, nie można ich było jed­nakże rozciągać na wszystkie wypadki nieudol­ności, czy też wypadkowych błędów. To samo da się powiedzieć o propagandzie niemieckiej i działalności sabotażowej i szpiegowskiej jej agentów. Propaganda ta niewątpliwie odgry­wała pewną rolę, może nawet dość poważną, ale przedewszystkiem winnym był cały system or­ganizacji wojska i administracji państwowej i samo społeczeństwo rosyjskie bardziej nawet, niż jego poszczególni członkowie.

Tem niemniej jednak wbrew zdrowemu rosądkowi, a nawet wbrew elementarnej spra­wiedliwości psychoza zdrady i osobistych oskarżeń szerzyła się coraz bardziej, stwarza­jąc wdzięczne pole dla wszelkiego rodzaju ciem­nych intryg. Zwalczał je wielki książę Miko­łaj Mikołajewicz, ale bez skutku. Przeciwnie — sam padał coraz częściej ich ofiarą, jako czło­wiek bezpośrednio odpowiedzialny za prowa­dzenie działań wojennych.

Ta psychoza histeryczna, obejmująca co­raz szersze masy, poczęła się kojarzyć z nastro­jami rewolucyjnemi, które coraz bardziej pod­nosiły głowę po wielkich miastach i ośrodkach przemysłowych, wykorzystywując rosnący nie­dostatek wśród proletarjatu i dotkliwy brak środków spożywczych, co było spowodowane wyłącznie wadliwą organizacją zaopatrywania miast i rozprzężeniem środków komunikacyj­nych, gdyż Rosja, której przerwano wielki przed wojną eksport, wciąż jeszcze była kra­jem, posiadającym w bród wszelkich środków wyżywienia swojej ludności.

Już w połowie maja 1915 roku wynikły w Moskwie bardzo poważne zaburzenia ulicz­ne, w których brały udział wielotysięczne tłu­my proletarjatu, żołnierzy i mętów społecz­nych. Ponieważ jednak zaburzenia te odbywa­ły się pod hasłami antyniemieckiemi, ponieważ tłumy szukały rzekomo zdrajców i szpiegów — przeto władze państwowe zachowywały się na-razie w sposób zdumiewająco bierny, którego wytłomaczeniem może być tylko ogólna psycho­za i lęk poszczególnych dygnitarzy przed posą­dzeniem ich o sprzyjanie agentom niemieckim. W gruncie rzeczy w zaburzeniach tych przeja­wiał się już duch rewolucyjny, narazie zręcznie okrywający się pod hasłami hurra-patrjotyz-mu. W rezultacie rozbestwione tłumy wymor­dowały bezkarnie znaczną ilość osób, wśród których zapewne nie było ani jednego prawdzi­wego zdrajcy lub szpiega! Demolowano gma-

471

Page 219: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

' I I I I

* * 4»

Następca tronu rumuńskiego Karol defilujący na czele swego pułku.

chy i sklepy, należące do ludzi o niemieckich nazwiskach, a ofiarą tłumu padło również wie­le przedsiębiorstw czysto rosyjskich. Straty materjalne wyniosły kilkadziesiąt miljonów ru­bli złotych.

Wypadki moskiewskie, które rząd rosyjski usiłował napróżno przedstawić, jako wybuch gniewu ludu, skierowany przeciwko Niem­com, wywołały fatalne wrażenie w Londynie i w Paryżu. Uważano tam, że zaburzenia w Moskwie były wywołane nienawiścią ludu wogóle do cudzoziemców (istotnie — wielu Francuzów i Anglików padło ofiarą tłumów), co pogłębiało między sojusznikami wzajemną nieufność. Oskarżano się o wzajemne ukrywa­nie niepowodzeń i strat, czemu miała służyć nietylko gra dyplomatów, ale i cenzura prasy i korespondencji nawet wewnątrz własnych społeczeństw. Coraz częściej odzywały się przeto głosy o konieczności bliższej współpra­cy sojuszników i rzetelnego wzajemnego infor­mowania się dla dobra wspólnej sprawy.

Jakkolwiek położenie Rosji pod każdym względem było niezwykle ciężkie, jednakże w społeczeństwie rosyjskiem wciąż jeszcze prze­ważało poczucie konieczności doprowadzenia wojny do ostatecznego zwycięstwa. Niełatwo ustępuje z areny dziejów buta czy też duma narodu, który od setek lat zżył się wśród wiel­kich zwycięstw ze swoim imperjalizmem i na­cjonalizmem! Tylko skrajna lewica ugrupo­wań socjalistycznych od początku wojny zdecy­dowanie przeciwstawiła się jej, widząc w zwy­cięstwie Rosji zwycięstwo caryzmu.

W lutym 1915 roku odbyła się w Londy­nie międzysojusznicza konferencja partyj so­cjalistycznych. Przedstawiciel rosyjskich par-tyj socjalistyczno-rewolucyjnych złożył na kon­ferencji w formie zapytania- następującą de­klarację: „Zwycięstwo Francji, Anglji i Belgji przyniesie Europie pokój i dobrobyt, ale to oz­naczać będzie również, że zwycięzcą będzie i Rosja. Czy konferencja sądzi, że Rosja, rzą­dzona obecnie przez carat, będąc zwycięzcą, umocniona w swoim ustroju państwowym, przyjmie w tych warunkach udział w refor­mach, czy też bardziej jeszcze zakuje w okowy swój kraj, a ponadto nowozdobyte ziemie, ko­rzystające dotąd ze względnej swobody? „Po­nieważ przedstawiciele partyj socjalistycznych Anglji, Francji i Belgji przedtem jeszcze jed­nogłośnie wypowiedzieli się za prowadzeniem wojny aż do zwycięstwa, przeto uchylili się od odpowiedzi na deklarację przedstawicieli ro­syjskiego skrajnego socjalizmu. Dało to w Ro­sji powód temu ostatniemu do wszczęcia ener­gicznej propagandy przeciwko tak nazwane­mu „socjal-patrjotyzmowi".

Konsekwencją ogólnych nastrojów w spo­łeczeństwie rosyjskiem było gorące oczekiwa­nie zmian w rządzie, któremu przypisywano główną odpowiedzialność za wszystko zło, pa­nujące w Rosji. Od nowego rządu oczekiwano wprost cudów. Ot, zwykłe nieporozumienie, tak często w dziejach mącące zdrowy rozsadek narodów! Wciąż rozchodziły się coraz nowe na ten temat pogłoski. Dyplomacja między­sojusznicza ze swojej strony wywierała nacisk

472

Page 220: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

na cesarza w sensie ustępstw na rzecz opinji społecznej. W Londynie i w Paryżu sądzono, że zaspokojenie ambicji społeczeństwa " rosyj­skiego uratuje rozkładającego się kolosa rosyj­skiego. Nowe nieporozumienie, tak właściwe wszelkiej dyplomacji, sądzącej zderzenia na-ogół płytko i formalnie.

Pierwszym kompromisem ze strony cesa­rza była dymisja niepopularnego ministra spraw wewnętrznych Makłakowa i nominacja na to stanowisko księcia Szczerbatowa, mające­go zaufanie w sferach samorządu ziemskiego (instytucja analogiczna do naszych sejmików powiatowych). Następnie przyszła dymisja ministra wojny generała Suchomlinowa, któ­rego zastąpił generał Poliwanow, osobiście nie-lubiany przez cesarza, ale popularny w sferach politycznych i w Dumie Państwowej (namiast­ka rosyjskiego parlamentaryzmu). Było to już wielkie ustępstwo cesarza na rzecz opinji spo­łecznej. Wreszcie na stanowisko oberprokura-tora Św. Synodu mianowTał cesarz popularnego działacza społecznego z Moskwy Samarina, któ­remu ogólnie przypisywano dążenie do uzdro­wienia stosunków w cerkwi prawosławmej.

Jednakże na czele rządu nadal pozostał prezes rady ministrów Goremykin, osobistość nadwyraz słaba i nieudolna, a bezwzględnie niepopularna w społeczeństwie. Kompromis więc i ustępstwa cesarza nie były zbyt daleko posunięte.

W dniu 24 czerwca w Kwaterze Głównej w Baranowiczach odbyło się posiedzenie nowe­go składu rady ministrów' pcd przewodnictwem samego cesarza i z udziałem wodza naczelnego wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Na posiedzeniu tern roztrząsano położenie Rosji, i w rezultacie zadecydowano szereg ważnych posunięć, które miały udoskonalić aparat wo­jenny i przyspieszyć ostateczne zwycięstwo. Posiedzenie to, dookoła którego uczyniono od­powiednią propagandę, w znacznym stopniu wzmocniło nastrój optymistyczny społeczeń­stwo i armji.

Optymizm ten dopomógł wielkiemu księciu w parę dni później do przeforsowania swojej koncepcji na naradzie wojennej, która odbyła się pod przewodnictwem cesarza w dniu 27 czerwca w Brześciu n/Bugiem. Większość uczestników narady była zdania, iż natych­miast należy ewakuować Warszawę i wycofać się z niebezpiecznej wypukłości, jaką nad środ­kową Wisłą tworzyła nowa linja frontu. Wiel­ki książę, powołując się na względy strategicz­ne w przewidywaniu własnego przeciwnatar­

cia, oraz na podniesienie się na duchu armji i społeczeństwa po ostatnich zmianach w rzą­dzie, zdołał uzyskać aprobatę dla koncepcji utrzymania się na linji Hazenpot — Kursza-ny — Rossienie — Wyłkowyszki — Osowiec— Łomża — Przasnysz — Skierniewice — Ra­dom — Kraśnik — Zamość — Złoczów—Ober-tyn — granica rumuńska, czyli na linji, gdzie chwilowo zatrzymały się naogół cofające się wojska rosyjskie.

W momencie tym armje rosyjskie na za­chodnim froncie bojowym liczyły w swoim skła­dzie 49 korpusów, czyli 108 dywizyj piechoty, 16 oddzielnych brygad i 35 dywizyj kawaleryj­skich. Siły te powinny były wynosić około dwóch mil jonów ludzi, jednakże w istocie li­czebność ich była conajmniej o pół miljona mniejszą na skutek poniesionych ostatnio strat. Nierzadko zdarzały się całe dywizje, liczące po parę zaledwie tysięcy bagnetów, i pułki po kil­kuset ludzi. Tych należało szczególnie oszczę­dzać, jako konieczne kadry jednostek bojowych. Począwszy od dnia 25 czerwca nowy podział armji przedstawiał się następująco: generał Aleksiejew na swoim północno-zachodnim fron­cie posiadał 37 korpusów, czyli dw7ie trzecie wszystkich sił, zaś generał IwanowT zaledwie 12 na całym froncie południowo-zachodnim. W ten sposób oczywiście wszelka inicjatywa mogła była wyjść jedynie od generała Aleksie-jewa.

Wielki książę, jako główne narazie zada­nie dla obu frontów, postawił zachowanie sił i odporności wojsk rosyjskich, które nikły wprost w oczach. Wielkiemu księciu chodziło o zachowanie armji istniejącej jeszcze, jako ka­drów, i przetrzymanie koniecznego okresu cza­su, w ciągu którego miały być wyszkolone w głębi Rosji nowe uzupełnienia, sprowadzone z zagranicy wielkie zamówienia na broń, amu­nicję i środki techniczne, oraz reorganizowana i zwiększona produkcja własnego przemysłu dla celów wojny. Rosyjski wódz naczelny wie­rzył, że wejście do rządu popularnych i mają­cych duże wpływy w społeczeństwie jednostek zapoczątkuje ścisłą współpracę czynników spo­łecznych z rządem i z wojskiem, co znakomicie podniesie bojowe zdolności Rosji, jako państwa, i rozbudzi entuzjazm w społeczeństwie, które podniesie moralną wartość armji. Wielki książę liczył również na wTciąż odciąganą po­moc, którąby mogli okazać sojusznicy własnem natarciem na Zachodzie, liczył na ofensywę Włochów, a wreszcie na jesienno roztopy, któ­re w sposób naturalny sparaliżują aktywność

Page 221: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

sciwnika na froncie wschodnim, pozbawio­nym dogodnych środków komunikacyjnych.

W sensie zyskania na czasie najprostszym rozwiązaniem sprawy był dalszy odwrót w głąb Rosji, wciągnięcie przeciwnika w bezgranicz­ne obszary cesarstwa. Ale to rozwiązanie, do którego większość dowódców rosyjskich skła­niała sie życzliwie, powołując się na przykła­dy od Piotra Wielkiego aż do klęski Napoleona w 1812 roku, budziło poważne obawy, przekre­ślające względy czysto strategiczne. Dalszy bowiem odwrót wewnątrz Rosji nieuchronnie

i Grodnem na skrzydłach i w środku z uforty fikowanem przedmościem w Olicie, dalej skrę­cający na południe wzdłuż rzeczki Swisłoczy, przez puszczę Białowieską, górny Narew z do­pływami aż do twierdzy Brześć n/Bugiem (Li­tewski) ; stąd biegnący wzdłuż górnego Bugu, a następnie z biegiem dowolnego dopływu Dniestru w Galicji Wschodniej, a dalej wzdłuż odcinka granicznego Rosji do granicy rumuń­skiej. Na linji tej front rosyjski skróciłby się prawie do 1000 kilometrów. Na tyłach równo­legle do frontu biegła dogodna linja kolejowa

Front turecki. Trudności transportowe w górach.

byłby poczytany za nową klęskę, co ponownie osłabiłoby odporność moralną społeczeństwa ro­syjskiego i zniszczyło w zalążku rodzący się bo­jowy odruch społeczeństwa, w który tak bardzo wierzył wielki książę.

Nie porzucając więc decyzji utrzymania obecnego frontu w miarę możności zawczasu już przygotowywano nową linję oporu, najdo­godniejszą z punktu widzenia strategicznego i jak najmniej cofniętą w głąb tery tor j urn ro­syjskiego ze względów psychologiczno-polity-cznych. Linją tą mógł być front, biegnący od zatoki Ryskiej nieco na zachód od Rygi do śred­niego biegu Niemna z twierdzami Kownem

Ryga — Dź wińsk — Wilno — Baranowicze— Równo — Staro-Konstantynów — Kamieniec Podolski z licznemi rozgałęzieniami na zachód ku frontowi i na wschód wgłąb Rosji. Wresz­cie oba skrzydła planowanej linji frontu były należycie ubezpieczone: prawe skrzydło opie­rało się o zatokę Ryską, gdzie panowała wciąż jeszcze flota rosyjska, zaś lewe opierało się o granice neutralnej dotychczas Rumunji.

Wobec korzyści strategicznych, jakie da­wała projektowana linja frontu, sprawa War­szawy musiała być przesądzoną. Dalsze pozo­stawanie Rosjan w „worku warszawskim" ma­ło dawało szans utrzymania tych pozycyj, by-

Page 222: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ło natomiast niezwykle ryzykowne: oba skrzy­dła frontu niemiecko-austrjackiego znacznie wysunięte ku wschodowi w każdej chwili za­grażały Rosjanom osaczeniem środka ich fron­tu i zepchnięcia w błota pińszczyzny. Jedynem wyjściem z tego przykrego położenia wydawało się wycofanie wojsk rosyjskich na przewidzia­ną i zawczasu przygotowaną linję nowego fron­tu. To też nawet wielki książę uważał Warsza­wę za straconą, pragnął jedynie odciągnąć jej ewakuację licząc jeszcze na jakieś nieoczekiwa­ne a pomyślne zdarzenia.

Pod koniec czerwca 1915 roku, to znaczy w tym czasie, kiedy w Rosji poważnie zastana­wiano się nad wytworzonem położeniem i szu­kano sposobów uratowania armji i dania no­wego oporu przeciwnikowi, również i po stro­nie mocarstw centralnych toczyły się gorącz­kowe narady nad koncepcją dalszych działań wojennych na Wschodzie.

Na obu skrzydłach frontu wschodniego wojska państw sprzymierzonych uzyskały bar­dzo poważne zwycięstwa nad armją rosyjską, którą doprowadziły do ogromnego osłabienia i rozprzężenia. Wobec tego wypływało pytanie, czy prowadzić wielką ofensywę przeciw Rosji nadal, czy też zadowolić się już uzyskanemi sukcesami, umocnić się na nowej linji frontu, a działania zaczepne przenieść na inny teatr wojny? Ale położenie na innych frontach było narazie i na dłuższy jeszcze okres czasu zupeł­nie pomyślne dla państw centralnych. Na fron­cie zachodnim we Francji próba letniego natar­cia sprzymierzonych na pozycje niemieckie zo­stała odparta i zlikwidowana bez większego wy­siłku. Nie było prawdopodobnem, aby przed wrześniem wojska francusko-angielskie mogły były ponowić swoje działania zaczepne tak wielkiem jeszcze było ich wyczerpanie. W do­datku dowództwo niemieckie coraz bardziej upewniało się, co do skuteczności swojego sy­stemu obrony, którą zastosowano na całym froncie zachodnim, gdzie wojna skostniała w walkach pozycyjnych. Również pierwsze walki na froncie włoskim uspokoiły obawy mo­carstw centralnych. Okazało się, że wojska włoskie nie są groźnym przeciwnikiem dla wojsk austrjacko - węgierskich, które na tym froncie od początku doskonale dawały sobie ra­dę nawet bez pomocy Niemców.

Wobec takiego położenia na innych tea­trach wojny niemiecki szef sztabu generalne­

go, czyli faktyczny kierownik działań wojen­nych Niemiec, generał von Falkenhayn za­decydował dalszą ofensywę przeciw Rosji w ce­lu zadania jej ostatecznej klęski i zniszczenia aktywności jej armji, Naczelne dowództwo Austrjacko-węgierskie, coraz bardziej podpo­rządkowujące się dyrektywom niemieckim, za­akceptowało plan dalszej ofensywy tembar-dziej, że odtąd główny jej ciężar miał spoczy­wać na barkach armij niemieckich, zaś au­strjacko-węgierskim wyznaczono rolę drugo­rzędną, zresztą, jak to się już działo faktycznie od dłuższego czasu.

Dalszą ofensywę generał von Falkenhayn postanowił prowadzić według zupełnie nowego planu. Pierwszy okres ofensywy, trwający przez maj i czerwiec, był charakterystyczny na­tarciem na oba skrzydła rosyjskie: na północy w Kurlandji i na południu w Galicji. Teraz główne natarcie miało być skierowane na śro­dek frontu rosyjskiego. Jak sobie przypomi­namy, środek ten był znacznie wygięty ku za­chodowi, gdzie pomiędzy mniej więcej Modli­nem a Dęblinem wychylał się na lewy brzeg Wisły, obejmując Warszawę i Radom, podczas gdy oba skrzydła rosyjskie były bardzo znacz­nie cofnięte ku wschodowi. Położenie to, nie­korzystne dla Rosjan, postanowił wyzyskać generał Falkenhayn, uderzając na wypukły środek frontu równocześnie od północy na Łom­żę, Różany i Pułtusk, czyli na tyły Warszawy, i od południa na Chełm i Lublin, czyli na tyły Dęblina. Przy takiem koncentrycznem natar­ciu można było liczyć na przecięcie dróg od­wrotnych Rosjan na wschód, co musiałoby spo­wodować osaczenie niektórych chociażby od­działów rosyjskich, szczególnie z lewego brzegu Wisły, a nadewszystko utrudniłoby Rosjanom prawidłową ewakuację opuszczanego terytor-jum i samej Warszawy.

Natarcie na południu miała poprowadzić grupa armij generała von Mackensena, w skład której wchodziła sławna już 11. armja, zwana „falangą Mackensena", i nowoutworzona nie­miecka armja Bugu. Natarcie Mackensena miało być poprowadzone pomiędzy Wisłą i Bu­giem z ogólnym kierunkiem na Brześć n/Bu­giem (Litewski). W pierwszych dniach lipca grupa Mackensena uszykowała się pomiędzy Wisłą a Rawą Ruską, gotowa w każdej chwili do rozpoczęcia ofensywy.

Na północy natarcie miała wykonać gru­pa uderzeniowa generała Gallwitz'a. W skład tej grupy wchodziła poprzednia grupa tego ge­nerała, obecnie przekształcona na 12 armję,

475

Page 223: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Front wioski. Goryca. Most, który przetrwał straszliwe bombardowanie okolicy.

Page 224: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

oraz prawe skrzydło 8. armji generała von Scholtz'a. 12. armja skoncentrowała się w oko­licach Mławy, zaś 8. nieco na północ od śred­niego biegu Narwi. 12. armja miała uderzyć na Pułtusk i dalej na bliskie tyły Warszawy, 8. zaś przez Łomżę na dalsze tyły, przerywając ewentualnie linje kolejowe, prowadzące przez Białystok i Bielsk na wschód.

Należy tu omówić pokrótce te tarcia, ja­kie w łonie dowództwa niemieckiego wywołał

aionego przez Niemców strategicznego schema­tu kamieńskiego, ale zakrojonego na znacznie szerszą skalę, niż plan Falkenhayna.

Powodzenie planu Hindenburga stworzy­łoby dla Rosjan położenie wprost tragiczne. Aby uratować swoje wojska w Królestwie Pol-skiem od całkowitego okrążenia musieliby Ro­sjanie wykonać „potężny skok wtył", aby zdą­żyć wycofać swoje armje po obu stronach ba­gien poleskich, zanim te jedyne drogi odwrotu

<ft3L> M* ^ H R X

m:Ą S >'•'

h tUNttt*

im V*

1) Stacja węglowa na ka­nale Sueskim.

2) Brzeg kanału. 3) Parowiec VJ Port-Saidui 4) Widok Kairu z cytadeli

!> £-44

Turcja.

plan Falkenhayna. Oto generał von Hinden­burg, dowódca niemieckiego frontu wschodnie­go, oraz jego szef sztabu generał von Luden-dorff byli zdania, że plan Falkenhayna zupeł­nie niepotrzebnie i przez zbytnią ostrożność ogranicza te możliwości, które dawało Niem­com zupełne chwilowe wycieńczenie armij ro­syjskich.

Hindenburg pragnął wielkiego manewru, a mianowicie manewTru oskrzydlającego przez Kowno i Wilno na Baranowicze i Mińsk przy równoczesnem natarciu Mackensena na pra­wym brzegu Bugu w kierunku Brześcia n/Bu­giem i Kowla. Byłaby więc to realizacja ulu-

476

nie byłyby odcięte przez Niemców. Ale ten „po­tężny skok wtył" drogo kosztowałby armje ro­syjskie, które po takim wysiłku i po nieunik­nionych w podobnym wypadku dotkliwych stratach materjalnych niewielką już musiałby przedstawiać wartość bojową. Gdyby jednak Rosjanie nie zdążyli na czas wycofać się z Kró­lestwa groziłoby im zepchnięcie w bagna poles­kie, czego jeszcze przed wojną obawiał się ro­syjski sztab generalny, ewentualność taką na­zywając „grobem rosyjskiej siły zbrojnej".

Pomimo tak nęcących perspektyw generał t alkenhayn kategorycznie odrzucał plan Hin­denburga, uważając go za zbyt ryzykowny wo-

Page 225: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

bec stosunkowo słabych sił niemieckich, które mogły być użyte do tak wielkiego manewru. Generał von Falkenhayn był z natury człowie­kiem niezwykle ostrożnym. Cechy te znacznie bardziej jeszcze rozwinęło doświadczenie pierwszego roku wojny. Jako następca gene­rała Moltkego na stanowisku szefa wielkiego sztabu generalnego, Falkenhayn przyczynę pierwszego tragicznego dla Niemiec niepowo­dzenia we Francji widział w lekkomyślnem re­alizowaniu zbyt szeroko zakrojonego manewru bez dostatecznych sił do pomyślnego zakończe­nia całej operacji. Odtąd też generał Falken­hayn, jako następca niefortunnego Moltkego, kierował się aż nadmierną ostrożnością, zaw­sze stawiając sobie cele mniejsze, ale bezsprze­cznie realne i zadawalając się mniejszemi suk­cesami, kolejno osiąganemi. W stosunku do frontu wschodniego ponadto kierowała genera­łem Falkenhaynem niewiara w możliwość cał­kowitego zniszczenia armji rosyjskiej, której siły stanowczo przeceniał, będąc wciąż jeszcze pod wpływem przedwojennej sugestji na temat „kolosa" rosyjskiego.

Generał von Hindenburg, nie mogąc prze­konać Falkenhayna, odniósł się do samego ce­sarza Wilhelma, przedkładając mu swoją włas­ną koncepcję. Ale cesarz przechylił się na stro­nę Falkenhayna, wobec czego Hindenburgowi nie pozostało nic innego, jak podporządkować się planom szefa wielkiego sztabu generalnego.

Dla lepszej orjentacji w całokształcie ma­jących się odbyć działań, przyjrzyjmy się ukła­dowi frontu wschodniego mocarstw central­nych.

Całość frontu była podzielona na dwa ob­szary: obszar niemieckiego dowództwa frontu wschodniego (dowódca generał von Hinden­burg, szef sztabu generał von Ludendorff) i obszar austrjacko-węgierskiego dowództwa naczelnego (wódz naczelny arcy-książę Fryde­ryk, szef sztabu generał Conrad von Hotzen-dorf). Linją rozgraniczającą oba obszary była rzeka Pilica.

Obszar niemieckiego dowództwa frontu wschodniego obejmował: na skrajnem lewem skrzydle pomiędzy morzem i Niemnem w Kur-landji tak zwaną „armję Niemna", która, jak wiemy, osiągnęła już była znaczny sukces w pierwszym okresie ofensywy; na froncie średniego Niemna 10. armję; wzdłuż południo­wej granicy Prus Wschodnich 8. armję i 12. armję Gallwitz'a, oraz na froncie warszawskim na lewym brzegu Wisły 9. armję.

Obszar austrjacko-węgierskiego dowódz­twa naczelnego obejmował: pomiędzy Pilicą a Skarżyskiem niemiecką grupę generała Woyrsch'a, dalej aż do Wisły 1. armję austrjac-ko-węgierską, pomiędzy Wisłą a Rawą Ruską niemiecką grupę armij generała von Macken-sena (11. armja i „armja Bugu") oraz 4. ar­mję austro-węgierska, na froncie na wschód od Lwowa 3. i 2. armje austrjacko-węgierskie, po­między Przemyślanami i Haliczem niemiecką „armję południową" i wreszcie na Bukowinie aż do granicy rumuńskiej 7. armję austrjacko-węgierską.

Od pierwszych już dni lipca grupa armij Mackenesena poczęła rozwijać coraz większą aktywność. 3. armja rosyjska wraz z grupą generała Ołochowa pod coraz większym nacis­kiem przeciwnika cofała się na Lublin. Rów­nocześnie prawe skrzydło 8. armij rosyjskiej było coraz energiczniej wypierane na Chełm i Włodzimierz Wołyński. Dla dowództwa ro­syjskiego stało się oczy wistem, że przeciwnik przygotowuje się na tym odcinku do poważniej­szego natarcia, o czem sygnalizował i wywiad rosyjski, a co stanowiło poważne niebezpieczeń­stwo dla sił rosyjskich, znajdujących się jeszcze w Królestwie Polskiem. Jasnem było, że natar­cie przeciwnika, prowadzone w kierunku ba­gien poleskich, może łatwo odciąć Rosjanom drogi odwrotu na południe od tych bagien.

To też wielki książę Mikołaj Mikołajewicz począł czynić energiczne starania, aby pokrzy­żować plany przeciwnika. W styku obu frontów rosyjskich, północno-zachodniego i po-łudniowo-zachodniego, pomiędzy 3. armją i grupą Ołochowa a 8. armją poczęto pośpiesz­nie formować nową 13. armję pod dowództwem generała Horbatowskiego, równocześnie zaś na front w Lubelszczyźnie skierowano znaczne po­siłki, ściągnięte z całego północno-zachodniego frontu.

Pomimo tych zarządzeń wielki książę zda­wał sobie już sprawę z tego, że stawienie nowe­go oporu natarciu niemieckiemu ma niewielkie szanse powodzenia. Dlatego też w dniu 5 lip­ca udzielił generałowi Aleksiejewowi daleko idących pełnomocnictw, zgadzając się na ewen­tualny odwrót armij północno - zachodniego frontu, ale nie dalej, niż na linję Bobra, górnej Narwi, Brześć n/Bugiem — Ratno nad Pry-pecią. W tym wypadku Prypeć i błota Piń-szczyzny miały stanowić teren, rozgraniczający organicznie oba fronty rosyjskie.

Wobec decyzji ewentualnego odwrotu wy­płynęła sprawa dwóch twierdz, znajdujących

477

Page 226: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

się na obszarze, podlegającym ewakuacji, a mianowicie Modlina (Nowo-Gieorgjewsk) i Dęblina (Iwangorod). Co do Dęblina zdecy­dowano, wobec przestarzałego systemu obron­nego tej twierdzy, że należy go traktować wy­łącznie, jako zgóry ufortyfikowany odcinek frontu, który miał osłaniać odwrót, chwilowo powstrzymując natarcie przeciwnika. Było to równoznaczne ze zgodą na ewakuację tej twier­dzy z chwilą, kiedy wojska rosyjskie szczęśli­wie wycofają się z lewego brzegu poza Wisłę.

Twierdza modlińska znajdowała się w in­nem położeniu. Modlin nie był objęty przedwo­jennym planem likwidacji pogranicznych twierdz na zachodzie Rosji, przeciwnie zaś

Piechota perska.

przed samą wojną był przebudowany i pod każ­dym względem doprowadzony do wymagań nowoczesnej obrony. Jakkolwiek prace przy przebudowie Modlina nie były jeszcze całkowi­cie zakończone, jednakże dowództwa naczelne nie mogło się zdecydować na wycofanie jego garnizonu z chwilą zbliżenia się przeciwnika do twierdzy.

Żeby to zrozumieć, należy przypomnieć so­bie, że przed wojną zarówno sfery wojskowe \\ Rosji, jak i całe społeczeństwo przyjęły gorą­cy udział w dyskusji na temat rosyjskich twierdz nad Wisłą, ba! nawet opinja w sprzy­mierzonej Francji namiętnie zajęła się tą spra­wą. Rosyjski sztab generalny stał na stano­wisku likwidacji tych twierdz, aby zapewnić sobie w czasie wojny pełną swobodę manewro­wania i nie być obarczonym obowiązkiem bro­nienia twierdz na wypadek koniecznego owrotu wrazie oskrzydlenia przez Niemców z Prus Wschodnich i przez Austrjaków z Galicji. Sze­

roka opinja zarówno w Rosji, jak i we Francji przeciwnie byłą za dalszem umocnieniem tych twierdz, widząc w ich likwidacji zrezygnowa­nie zgóry z obrony Królestwa Polskiego („Przy-wiślańskiego kraju") i własnego „marszu na Berlin". W rezultacie powstał kompromis. Twierdzę Warszawy zlikwidowano, przystą­piono już do likwidacji twierdzy Dęblina, na­tomiast zachowano Modlin i przystąpiono do jego unowocześnienia.

Jak można było wobec tego opuszczać bez oblężenia Modlin, jedyną już nowoczesną twier­dza w Królestwie? Co powiedziałaby o tern opinja publiczna w Rosji i we Francji? Czy nie osłabiłoby to zaufania do armji rosyjskiej? Wprawdzie doświadczenia z początków wojny we Francji i w Belgji pod znakiem zapytania postawiły skuteczność obrony izolowanych przez nieprzyjaciela twierdz, ale znów z dru­giej strony za obroną gorąco przemawiała tra­dycja wojenna Rosji, która nie znała przykładu dobrowolnego opuszczania twierdzy w obliczu zbliżającego się przeciwnika. Działała zresztą w tym wypadku — kto wie — może i ambicja Rosjan, pragnących pokusić się o własny przy­kład nowoczesnej obrony twierdzy, tembardziej zachęcający, że poprzedzony dwukrotną już wspaniałą obroną Ossowca, maleńkiej i prze­starzałej forteczki. Tak czy inaczej zdecydo­wano się na obronę Modlina, przeznaczając na jego garnizon 58, 63, 113 i 114 dywizje piecho­ty, z których zresztą dwie ostatnie były świeżo sformowane i to z oddziałów pospolitego ru­szenia.

W początkach lipca z każdym dniem na­pór grupy niemieckiej Mackensena w Lubel-szczyźnie wzmagał się, w dodatku wspierany lokalnem dywersyjnem natarciem Austrjaków na linję Kryłów—Sokal. Na południe od So­kala front niemiecko-austrjacki ciągnął się wzdłuż górnego Bugu, Złotej Lipy i Dniestru.

Rozumiejąc niebezpieczeństwo naporu Niemców na Lublin, Krasnystaw i Hrubieszów generał Iwanow zezwolił generałowi Brusiło-wowi, dowódcy prawoskrzydłowej 8. armji, na odwrót prawego skrzydła jego armji z nad gór­nego Bugu na linję Rożyszcze — Łuck, czyli oparcia się na trójkącie twierdz wołyński (Łuck, Dubno i Równo), w tym jednak wypad-ku_pomiędzy lewem skrzydłem północno-zacho­dniego a prawem południowo-zachodniego frontów wytworzyłaby się luka pomiędzy Pry-pecią a trójkątem twierdz, w która zalecał ge­nerał Iwanow skierować zawczasu duże kawaler j i.

478

Page 227: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W dniu 5 lipca położenie Rosjan poprawi­ło się w Lubelszczyźnie dzięki porażce, jaką za­dali pod Kraśnikiem (po raz już drugi w ciągu wojny) oddziałom austriacko-węgierskim, na­cierającym w przedniej straży na Lublin.

Tymczasem na północy nad Narwią 12. i 8. armje niemieckie (generał Gallwitz)* pod wieczór dnia 12 lipca rozpoczęły gwałtownem natarciem zamierzoną wielką operację według planu Falkenhayna.

12. armja niemiecka natarła od strony Mławy pomiędzy rzeczkami Orzyc i Wkrą na odcinek Przasnysz — Ciechanów, zaś 8. armja od strony Kolna pomiędzy rzeczkami Pissą i Szkwą na odcinek Narwi Nowogród — Łom­ża. Dnia następnego t. j . 13 lipca natarcie Niemców stało się tak gwałtowne, że łamało wszelki opór Rosjan, stawiany zresztą z rozpa­czliwym uporem.

Wdniu 17 lipca miażdżące natarcie do­prowadziło już Niemców pod samą twierdzą Modlina, pod Pułtusk i Różan, to znaczy na ca­łej długości osiągnęło już brzegi Narwi. Aż do 24 lipca pod Pułtuskiem i Różanem trwały nie­zwykle zacięte i krwawe walki o linję Narwi, w wyniku których Niemcy sforsowali przepra­wy przez tę rzekę, kierując się z kolei w stronę Bugu. Zmusiło to Rosjan do wycofania się po­za Bug, czyli na bliskie tyły Warszawy.

Warszawa była zagrożona od tyłu z pra­wej strony Wisły. Wobec tak groźnego poło­żenia rozpoczęli Rosjanie niezwłoczny odwrót z lewego brzegu Wisły. 2. armja rosyjska cof­nęła się wśród ciężkich walk na nową linję Bło­nie — Grójec, w bezpośredniej już bliskości Warszawy. 4. armja po krwawym i zaciętym oporze na rzeczce Iłżance wycofała się na linję Białobrzegi — Zwoleń -— Opole, a więc częścio­wo już na prawy brzeg Wisły, opierając się o prawe skrzydło 3. armji, cofającej się na Lu­blin.

Wślad za cofającemi się armjami rosyj-skiemi na lewym brzegu Wisły postępowała 9. armja niemiecka pod dowództwem księcia Leo­polda Bawarskiego i niemiecka grupa genera­ła Woyrsch'a, zadając Rosjanom dotkliwe straty.

Tymczasem na południu Rosjanie czynili wszelkie wysiłki, aby powstrzymać przeciwni­ka w Lubelszczyźnie w celu osłony własnego odwrotu z nad środkowej Wisły. Do połowy lipca naogół udawało im się to. Ale kiedy w dniu 16-go niemiecka grupa generała Mac-kensena rozpoczęła swoją właściwa ofensywę— położenie zmieniło się na niekorzyść Rosjan.

Główne uderzenie Niemców nastąpiło na lewym brzegu Wieprza. Pomimo rozpaczliwe­go oporu Rosjan dnia 18 lipca wojska niemiec­kie wkroczyły do Krasnegostawu i opanowały szereg przepraw przez Wieprz powyżej tego miasta. Równocześnie nacisk Niemców pomię­dzy Wieprzem i Bugiem na odcinku Hrubie­szów — Sokal wzrósł do tego stopnia, że w każ­dej chwili można było spodziewać się przedar­cia się Niemców przez Bug i natarcia na Kowel, co byłoby równoznaczne z przecięciem drogi od­wrotu z Królestwa z południowej strony błot-Pińszozyzny. A że równocześnie ofensywa Niemców, rozwijająca się pomyślnie nad Nar­wią, groziła oskrzydleniem również i od półno­cy aż do Pińszczyzny — przeto nie pozostawa­ło wielkiemu księciu Mikołajowi Mikołajewi-czowi nic innego, jak wydać rozkaz ogólnego odwrotu z Królestwa Polskiego.

W Lubelszczyźnie 3. armja rosyjska wraz z grupą generała Ołochowa poczęła wycofywać się na Lublin i Chełm, zresztą broniąc każdej piędzi ziemi, zdobywanej przez Niemców w cią­głych, uporczywych walkach.

Wobec tego, że obie niemieckie grupy ude­rzeniowe, na północy i na południu, staczały ciężkie walki z cofającemi się powoli Rosjana­mi, dowództwo niemieckie nakazało grupie ge­nerała Woyrsch'a sforsowanie Wisły pomiędzy Dęblinem a Warszawą w celu ulżenia tamtym grupom i utrudnienia odwrotu Rosjan z nad Wisły. Zadanie to było o tyle trudne, że cały prawy brzeg Wisły na tym odcinku był obsa­dzony przez wojska rosyjskie, strzegące prze­praw. Z niemałym trudem i ze znacznemi stratami wojska generała Woyrsch'a, które w pogoni za Rosjanami dotarły do Wisły na odcinku od Dęblina do ujścia Pilicy w dniu 27 lipca, w dwa dni później nietylko sforsowały rzekę, ale, umocniwszy się w okolicach Macie­jowic, wytrzymały zwycięsko rozpaczliwe prze­ciwnatarcie Rosjan. W rezultacie tych walk prawe skrzydło 4. armji rosyjskiej było od­rzucone ku fortyfikacjom Dęblina, co spowo­dowało przerwanie frontu pomiędzy nią i są­siednią 2. armją.

Wobec tego, że od północo-wschodu groziło Warszawie oskrzydlenie ze strony niemieckiej grupy Gallwitz — Scholtz (12. i 8. armje), od południo-wschcdu zaś groziło to same ze stro­ny generała Woyrsch'a, usadowionego już na prawym brzegu Wisły, położenie 2. armji ro­syjskiej, w dalszym ciągu zajmującej pozycje na lewym brzegu Wisły na odcinku Modlin — Błonie — Grójec — Pilica, stawało się tern tra-

479

Page 228: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

że jedyna droga odwrotu prowadzi \& przez zagrożoną Warszawę. Rozpoczęto więc pośpieszne wycofywanie oddziałów tej armji na prawy brzeg Wisły.

W ostatnich dniach lipca Niemcy również złamali ostatecznie opór Rosjan nad Narwią i w Lubelszczyźnie.

Nocą z 2. na 3 sierpnia odwrót wojsk ro­syjskich z lewego brzegu Wisły przez Warsza­wę został ostatecznie zakończony. Na lewym brzegu Rosjanie trzymali się jeszcze tylko na linji dawnych fortów warszawskich, przed sa­mą wojną zburzonych, i to nie w celu ich po­ważniejszej obrony, lecz aby opóźnić wkrocze­nie Niemców do Warszawy, pośpiesznie ewa­kuowanej.

W pierwszych dniach sierpnia Niemcy za­jęli Lublin i Chełm. Dowódca północno-zachod­niego frontu generał Aleksiejew wydał prze­to dnia 3 sierpnia rozkaz ogólnego odwrotu swoich armij, za wyjątkiem 10. i 12. armij, na nową linję Łomża — Ostrów — Siedlce — Kock — Opalin — Turzysk. Równocześnie 12. armij zalecono umocnić swoje lewe skrzydło nad Bobrem. Nowoutworzonej 13. armji polecono osłonę dróg, prowadzących od po-łudnio - wschodu na Brześć n/Bugiem i Ko-bryń. Jak widzimy z tego generał Aleksiejew wycofywał swoje wojska z worka, jaki wytwo­rzył się pomiędzy Wisłą i Bugiem, zabezpiecza­jąc drogę ewentualnego dalszego odwrotu po stronie północnej bagien poleskich i w tym ce­lu utrzymując w swojem posiadaniu obszar Białystok — Brześć n/Bugiem.

Na froncie Narwi w dniu 4 sierpnia Niemcy zdobyli Ostrołękę, poczem natychmiast rozpoczęli dalsze natarcie z odcinka Ostrołę­ka — Różan na Ostrów. W ciągu następnych dni natarcie Niemców rozwijało się pomyślnie w widłach Narwi i Bugu na froncie Łomża — Ostrów — Małkinia. Równocześnie Niemcy

onownie usiłowali zdobyć od północy twiei Ossowiec. Po przygotowaniu artyleryjski i gazowem przypuścili szturm, ale po zacięj walce na bagnety zostali odrzuceni przez ro-rosyjską załogę fortów. r

Dalsze trwanie Rosjan na froncie środko­wej Wisły było już bezcelowe wobec ruchu Niemców oskrzydlającego Rosjan od północy i południa i wobec usadowienia się wojsk gene­rała Woyrsch'a pod Maciejowicami. To też rankiem 4 sierpnia wojska rosyjskie opuściły forty Dęblina na lewym brzegu Wisły, wysa­dzając w powietrze mosty na Wiśle i Wieprzu. Nocą z 4 na 5 sierpnia ostatnie oddziały 2. ar­mji rosyjskiej opuściły Warszawę i, przeszedł­szy na Pragę, wysadziły w powietrze wszystkie mosty warszawskie. Data 5 sierpnia 1915 ro­ku stała się historyczną: w dniu tym na zawsze opuścił Warszawę ostatni żołnierz, żandarm i urzędnik rosyjski! Zre"sztą opuszczenie War­szawy i lewobrzeżnych fortów Dęblina dokona­ło się bez żadnego ze strony Niemców nacisku, wyłącznie z ogólnych względów strategicznych.

Odwrót Rosjan z nad Wisły w dniu 11 sierpnia osiągnął już linję na wschód od Soko­łowa, Siedlce i Łukowa. Nie udało się Rosja­nom zatrzymać na wskazanej przez generała Aleksiejewa linji.

Z chwilą odwrotu Rosjan na wschód od Warszawy twierdza Modlin, posiadająca zresz­tą blisko stutysięczną załogę, utraciła łączność z armją polową. Niemcy natychmiast przystą­pili do oblężenia Modlina, którem kierował zdo­bywca Antwerpji, późniejszy generał - guber­nator Warszawy, generał von Beseler. Pod Modlin Niemcy sprowadzili z zadziwiającym pośpiechem znaczną ilość artylerji ciężkiej, a nawet działa oblężnicze najcięższych kali­brów, wypożyczone od Austrjaków. Pomimo rozpaczliwej obrony Rosjan twierdzę modliń­ską zdobyli Niemcy już w dniu 10 sierpnia po

, W ;

Defilada givardji Szacha Perskiego przed Gener. Baratowem iv dn. 8 stycznia 1916

480

Page 229: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

uprzedniem, niemal doszczętnem zburzeniu for­tów straszliwym ogniem swojej artylerji. W rę­ce Niemców dostała się ogromna ilość jeńców rosyjskich, oraz znaczna zdobycz wojenna.

W pierwszych dniach sierpnia w Lubel-szczyźnie ponownie zawrzały zacięte walki na północ od Lublina i Chełma na odcinku Lubar­tów — Włodawa. Rosjanie za wszelką cenę pragnęli powstrzymać Niemców, prących od południa, aby umożliwić wojskom swoim, cofa­jącym się z pod Warszawy, bezpiecznie odejść za Bug. Również w tym celu 13. armja rosyj­ska rozpaczliwą obroną osłaniała na prawym brzegu Bugu węzeł kolejowy Kowel.

Ponieważ wojska rosyjskie nie zdołały za­trzymać się na linji, wskazanej przez generała Aleksiejewa w dniu 3 sierpnia, przeto wyzna­czył on 10. sierpnia nową linję frontu, jako bez­względnie już ostateczną, na której odwrót miał się zatrzymać. Linję tę stanowiły Osso-wiec — Wysokie Mozowieckie — Ciechano­wiec — Drohiczyn — Międzyrzec — Włoda­wa — Turzysk lub nawet Ratno. Wyznacza­jąc kierunek dalszego odwrotu równocześnie zalecał wycofywać oddziały bez pośpiechu, w miarę możności stawiając opór przeciwni­kowi.

Jednakże już w połowie sierpnia wojska rosyjskie przekroczyły tę ostateczną linję od­wrotu, parte przez Niemców w kierunku Bia­łegostoku, Bielska, Wysokiego Litewskiego i Brześcia n/Bugiem, na południu zaś na pra­wym brzegu Bugu na Piszczę i Kowel.

Za cofającymi się z Królestwa Polskiego Rosjanami zarządzili Niemcy energiczny po­ścig. Trzy grupy bojowe uszykowały się dla natarcia czołowego: grupa Gallwitz — Scholz (8. i 12. armje) na froncie Ossowiec — Biały­stok — Bielsk, grupa księcia Leopolda Bawar­skiego (9. armja i generała Woyrsch'a, od pół­nocy i od południa przed twierdzą Brześć n/Bu­giem i grupa generała Mackensena (11. i „ar­mja Bugu") na odcinku od Brześcia do Kowla.

W dniu 26 sierpnia Niemcy zdobyli twier­dzę Brześć n/Bugiem, którą zresztą Rosjanie, po smutnem doświadczeniu z Modlinem, trak­towali tylko, jako ufortyfikowaną pozycję fron­tu, i nie zamierzali bronić w izolacji od armji polowej.

Nieco później zajęli Niemcy niedostępną dotychczas twierdzę Ossowiec, którą Rosjanie opuścili bez walki wobec okrążenia jej od tyłu przez 8. armję niemiecką. Wreszcie w dniu 4 września grupa Gallwitz-Scholtz zdobyła wspa­

niałą nowoczesną twierdzę Grodno, bez oblęże­nia, gwałtownym szturmem.

Wojska rosyjskie ostatecznie opuściły Kró­lestwo Polskie.

Zwycięstwo oręża niemieckiego było wiel­kie. A jednak Hindenburg nie był zadowolony. W ciągu całego działania wciąż przedkładał ko­nieczność gwałtownego natarcia poprzez Kow­no i Wilno na południe, co odcięłoby drogę od­wrotu rosyjskim armjom północno-zachodnie­go frontu, które mogły się wycofać z Królestwa jedynie pomiędzy błotami Pińszczyzny a gór­nym Niemnem, przez który to obszar biegły na wschód trzy dogodne dla odwrotu lin je kole­jowe.

Lecz generał Falkenhayn nie dał się prze­konać. Popełnił wielki błąd strategiczny. Opór Rosjan nad Narwią i w Lubelszczyźnie opóźnił własny manewr Falkenhayna, co pozwoliło Ro­sjanom bezpiecznie wycofać swoje wojska z worka, w którym się znajdowały. Jedynem racjonalnem skorygowaniem napoły tylko uda­nej operacji było zawiązanie tego worka dalej na wschód, a mianowicie między Niemnem i Prypecią, jak tego pragnął Hindenburg. Dzię­ki takiemu manewrowi znaczna część wojsk rosyjskich mogła była zostać osaczoną i zni szczoną w błotach poleskich.

Tymczasem generał Falkenhayn z uporem „wykańczał" swój plan działań w Królestwie, nacierając wciąż cd czoła na cofającego się przeciwnika, zamiast zaskoczyć go od tyłu.

Armje rosyjskie, jakkolwiek znacznie osła­bione, zdezorganizowane i wyniszczone, jednak­że z fatalnego położenia wyszły względnie po­myślnie, zachowując naogół swoją „żywą siłę".

-3 o l -W tym czasie, kiedy w Królestwie Pol

skiem rozwijały się opisane powyżej wydarzę nia, również i na północy na swojem lewem skrzydle prowadzili Niemcy energiczne natar­cie.

Jak już parokrotnie wspominaliśmy pier wszą ofensywa niemiecka na północy osiągnę­ła była w ciągu maja i czerwca linję Hazen-pot — Kurszany — Kielmy — Rossienie i da­lej poprzez Niemen do Wyłkowyszek. Na pra­wym brzegu Niemna prowadziła natarcie tak zwana „armja Niemna", na lewym zaś 10. ar­mja niemiecka, której front ciągnął się od Niemna aż pod Ossowiec.

Ponowne natarcie rozpoczęli Niemcy z żej wymienionej linji w połowie lipca, Pierwsze

481

Page 230: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

uderzenie nastąpiło pod Kielmami w kierun­ku Poniewieża w dniu 14 lipca, a więc _ naza­jutrz już po rozpoczęciu wielkiego natarcia nad Narwią. Następnie niemiecka „armja Niem­na" rozszerzyła swoją ofensywę, prowadząc również natarcie na Mitawę bezpośrednio, po­średnio zaś i na Rygę. Niemal równocześnie 10. armja niemiecka na lewym brzegu Niemna rozpoczęła natarcie od strony Wyłkowyszek w kierunku Kowna, stanowiącego potężną i unowocześnioną twierdzę.

W okolicach Szawli rozegrała się wielka i zacięta bitwa. Wszelkie wysiłki Rosjan sta­wienia oporu Niemcom okazały się bezskutecz­ne. Rosjanie ponieśli dotkliwą porażkę i zo­stali zmuszeni do odwrotu przez Poniewież da­lej na wschód, gdzie zajęli front Ponedel.— Onikszty — rzeczka Święta, opierając się le­wem skrzydłem o fortyfikacje Kowna. Szcze-

Czarnogórze. Król Nikita.

golnie zacięte walki toczyły się aż do końca sierpnia na wschód od Poniewieża, gdzie Niem­cy bez przerwy nacierali w kierunku Dźwińska.

Położenie Rosjan w Kurlandji stawało się coraz bardziej ryzykowne. Skrajne prawe skrzydło Rosjan opierało się o Windawę, ma­jąc za placami niewielki obszar, objęty przez morze i zatokę Ryską, i jedyną drogę odwrotu przez Mitawę na Rygę wzdłuż zatoki. O ile za­toka Ryska znajdowała się w sferze działalno­ści rosyjskiej floty, o tyle znów wybrzeża peł­nego morza były wciąż zagrożona przez flotę niemiecką, panującą na Bałtyku. Stwarzało to wielką trudność obrony wybrzeży morskich przez prawe skrzydło rosyjskie pod Windawą.

To też wobec pomyślnie rozwijającej się ofensywy niemieckiej w kierunku Kielmy — Poniewież — Dźwińsk, oraz w kierunku Szaw-).e — Mitawa, co już zagrażało przez zajęcie

482

Mitawy osaczeniem prawego skrzydła rosyj­skiego — Rosjanie opuścili Windawę i poczęli wycofywać się przez Mitawę na nowy front, który przebiegał pomiędzy tern miastem a Ry­ga na lewym brzegu Dźwiny nad rzeczkami M"issą i Ekawa. W dniu 1 sierpnia Niemcy za­jęli Mitawę. Tak więc w ciągu drugiej połowy lipca Niemcy zajęli już znaczny obszar Kurlan­dji do końca zaś sierpnia swoje wojska wypro­wadzili na linję Mitawa — Bauska (Bowsk) — pone(iel — Kupiszki — Onikszty — Kowno. _

Nowa ofensywa Niemców w Kurlandji zmusiła Rosjan, pomimo ciężkiego położenia na wszystkich frontach, do znacznego wzmocnie­nia swojego ponownie zagrożonego prawego skrzydła. W ciągu sierpnia wojska rosyjskie w Kurlandji wzmocniono do około 11 dywizyj piechoty i 10 dywizyj kawaleryjskich. Równo­cześnie twierdzę w Kownie wyposażono we własny garnizon, oraz wyjęto ją z pod rozka­zów dowódcy 10. armji, przytykającej do niej swojem prawem skrzydłem, natomiast oddano ją pod bezpośrednią komendę dowódcy północ­no-zachodniego frontu generała Aleksiejewa.

Jeszcze w drugiej połowie lipca, zaraz po rozpoczęciu się nowej ofensywy niemieckiej w Kurlandji, rosyjskie dowództwo naczelne zwróciło uwagę na ten tak ważny odcinek swo­jego frontu. Natarcie niemieckie rozumiało na­czelne dowództwo rosyjskie, jako przygotowa­nie do wielkiego oskrzydlającego manewru, mającego poprzez Wilno wyprowadzić wojska niemieckie na tyły armij rosyjskich, wycofują­cych się z Królestwa po drogach na północ od błot pińskich. Jak wiemy, tego właśnie prag­nął generał Hindenburg wbrew ostrożnym pla­nom Falkenhayna.

Widząc niebezpieczeństwo naczelne do­wództwo rosyjskie wysunęło myśl podziału pół­nocno - zachodniego frontu na dwa samodziel­ne: zachodni i północny, pragnąc ten ostatni powierzyć generałowi Ruzskiemu, który w tym czasie powrócił już był do zdrowia. Dzięki ta­kiemu podziałowi zyskiwałoby się na sprawno­ści działań tembardziej, że front w Kurlandji posiadał zupełnie odrębny charakter od pozo­stałych odcinków północno-zachodniego frontu. Równocześnie dowództwo naczelne uważało za konieczne bardziej wzmocnić siły rosyjskie po­między Niemnem i Dźwiną. Jednakże generał Aleksiejew nie podzielał obaw naczelnego do­wództwa. Lekceważył sobie możliwość nie­mieckiego manewru oskrzydlającego od półno­cy uważając siły Niemców w Kurlandji za zu­pełnie niewystarczające dla podobnego przed-

Page 231: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

sięwzięcia (według danych rosyjskich siły Niemców nie przekraczały w początkach sierp­nia siedmiu dywizyj piechoty i tyluż dywizji kawaleryjskich), ponadto zaś wyraźnie sprze­ciwiał się podziałowi swoich armij pomiędzy dwa dowództwa. Ponieważ wielkiemu księciu Mikołajowi Mikoła je wieżowi niezwykle zależa­ło na generale Aleksiejewie, którego uważał za wybitnego wodza, przeto, w obliczu trudności ogólnego odwrotu, i nie chcąc go sobie zrażać, ustąpił, równocześnie jednak na własną rękę podsyłając na front w Kurlandji poważniejsze posiłki, głównie ściągane z południowo-zachod-niego frontu.

Jak widzimy z powyższego, Rosjanie nie byli należycie przygotowani na potężniejsze uderzenie Niemców na północy tak, że, gdyby

.myśl Hindenburga była zrealizowana w nale­żytym momencie, odwrót rosyjski mógłby zna­leźć tragiczny epilog w bagnach poleskich!

Pomimo uporu generała Falkenhayna Hindenburg wciąż jeszcze nie rezygnował ze swojej koncepcji i własnemi siłami i we włas­nym zakresie władzy usiłował wytworzyć takie warunki na północy, któreby nareszcie skłoniły Falkenhayna do wielkiego manewru oskrzydla­jącego. Manewr ten był nie do pomyślenia do­tąd, dopóki zagradzała Niemcom drogę potęż­na twierdza kowieńska, trzymająca niezwykle ważny punkt strategiczny u zbiegu Niemna i Wilji. Hindenburg postanowił przeto zdobyć Kowno, nie oglądając się na swoje dowództwo naczelne.

Przypominamy sobie, że równocześnie z drugą ofensywą niemieckiej „armji Niemna" w Kurlandji na prawym brzegu Niemna roz­poczęło się również natarcie lewego skrzydła 10. armji niemieckiej na lewym brzegu tej rze­ki w kierunku Kowna. Natarcie to oddało w ręce Niemców pasmo lasów, położonych na południo-zachód od Kowna bezpośrednio przed fortyfikacjami twierdzy. Lasy te dały możność Niemcom ukrycia swoich przygotowań oblężni-czych. W ciągu niewielu dni Niemcy przepro­wadzili w tych lasach pod nosem twierdzy ko­wieńskiej całą sieć kolejek wąskotorowych, urządzili umocnione pozycje i sprowadzili swo­ją najcięższą artylerję oblężniczą. Lasy te ukryły również koncentrację wojsk, przezna­czonych do szturmu na twierdzę.

W pierwszych dniach sierpnia odezwała się z lasów niemiecka artylerja najcięższa, kie­rując swój straszliwy ogień na forty kowień­skie. Po parodniowym ostrzeliwaniu ich, roz­poczęły się również ataki piechoty niemieckiej.

W dniu 8 sierpnia pomimo rozpaczliwej obro­ny Rosjan Niemcy zdobyli szturmem jeden z fortów na lewym brzegu Niemna i zdołali się w nim umocnić. W dniu 10 sierpnia piechota niemiecka ponownie ruszyła do szturmu, a jak­kolwiek Rosjanie w zaciętych i krwawych wal­kach odparli ją z dużemi nawet dla Niemców stratami, tern niemniej jednak położenie lewo­brzeżnych fortów Kowna stawało się coraz groźniejsze.

W dniu 15 i 16 sierpnia artylerja niemiec­ka ponownie zadała dotkliwe straty Rosjanom, zaś piechota zdołała ich wyprzeć z kilku waż­nych pozycyj fortecznych.

Coraz gorsze położenie twierdzy kowień­skiej było zupełnie niezrozumiałe dla rosyjskie­go naczelnego dowództwa. Jak wiemy już, po smutnem doświadczeniu z twierdzą Modlina Rosjanie zdecydowali, że wszystkie twierdze należy uważać jedynie za trwałe umocnione po­zycje na linji frontu, że natomiast niecelową jest ich izolowana obrona w razie cofnięcia się od nich linji frontu, a to ze względu na potęż­ne środki oblężnicze Niemców, któremi w do­datku umieli posługiwać się po mistrzowsku. Jednakże z Kownem sprawa była zupełnie inna, niż z Modlinem. Twierdza kowieńska właśnie znajdowała się na linji frontu, miała swobodną łączność z rosyjskiemi tyłami i z sąsiedniemi armjami, a mianowicie z 10. od południa na le­wym brzegu Niemna i z 5. na prawym brzegu (nowa armja w Kurlandji, poprzednia 5. na lewym brzegu Wisły była rozformowana w swToim czasie, na tyłach nowej 5. armji for­mowała się pośpiesznie 12. armja).

W tych warunkach Kowno powinno było się utrzymać. Z łatwością można było podsyłać posiłki na zagrożone pozycje, nie było obawy wyczerpania się zapasów i amunicji, a nawet sąsiednie armje polowe mogły były przeciwna­tarciami i manewrami współdziałać z obroną twierdzy. To też wielki książę Mikołaj Mikoła-jewicz, rozumiejąc, że Kowno zagradza Niem­com drogą na Wilno i dalej na południe na tyły rosyjskie, rozkazał garnizonowi twierdzy utrzymywać ją za wszelką cenę, zaś sąsiednim armjom nie dopuścić do utraty łączności z twierdzą.

Jednakże już w dniu 17 sierpnia Niemcy przypuścili generalny szturm do fortów lewo­brzeżnych Kowna, a w dniu następnym, pomi­mo rozpaczliwej obrony Rosjan, byli już pana­mi całej twierdzy. Kowno, znajdując się na linji frontu, upadło. Dzięki temu właściwie

463

Page 232: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Równocześnie z działaniami pod Kownem rozpoczęli Niemcy forsować zatokę Ryską. W dniu 11 sierpnia zjawiła się flota niemiecka w cieśninie pomiędzy lądem i wyspą Ozylją i natychmiast rozpoczęła oczyszczać wejście do zatoki z min, które ustawiła flota rosyjska, kryjąc się za nimi, jak za barykadą. Po kilku nieudanych próbach wyławiania min (nocami torpedowce rosyjskie ustawiały nowe zagrody minowe) wreszcie udało się flocie niemieckiej wedrzeć do zatoki Ryskiej nocą 18 sierpnia, a więc w tym czasie, kiedy równocześnie padło i Kowno. Jednakże flota niemiecka tylko w cią­gu kilku dni mogła się była utrzymać w zato-

HHHHHHHHIHIHi^lHHHil^HHH

żołnierze czarnogórscy.

ce, bowiem ponosiła zbyt wielkie straty od min, rozrzuconych przez rosyjskie torpedowce. Po zbombardowaniu Parnawy i zatopieniu znacz­nej ilości handlowych statków rosyjskich okrę­ty niemieckie wycofały się z zatoki, którą Ro­sjanie natychmiast ponownie zablokowali za­grodami minowemi.

Jednakże krótkotrwały pobyt floty nie­mieckiej w zatoce Ryskiej przyczynił nie mało kłopotów dowództwu rosyjskiemu, oraz silnie zaniepokoił opinję publiczną w Rosji i na Za­chodzie. W czasie bombardowania przez Niem­ców Parnawy rozeszły się wieści, że Niemcy wysadzają w tem miejscu swój desant. Wiado­mość ta — zresztą błędna — była niezwykle groźną. Desant taki, wylądowawszy na dale­kich tyłach wojsk rosyjskich nad Dźwiną i ma­jąc przed sobą od północy słabe tylko siły ro­syjskie nad zatoką Fińską, mógł był zagrozić od strony lądu twierdzy Rewia (dzisiejszy Tal­lin), która stanowiła bazę floty rosyjskiej, bro­niącej dostępu do Petersburga. W dalszej kon-

484

sekwencji mogło to zagrażać samej stolicy e sarstwa Petersburgowi, a jak go już wówczas nazywano — Piotrogrodowi.

Upadek Kowna, zjawienie się floty nie­mieckiej w zatoce Ryskiej, wreszcie rzekomy desant Niemców w Parnawie — wszystko to przyspieszyło decyzję wielkiego księcia, co do nowego podziału wojsk, proponowanego już poprzednio. Tym razem generał Aleksiejew ustąpił. Zamiast jednego północno-zachodnie­go frontu utworzono dwa nowe: zachodni pod dowództwem generała Aleksiejewa i północny pod dowództwem generała Ruzskiego. Ten ostatni miał objąć dowództwo swojego frontu nocą z 30 na 31 sierpnia.

W skład nowego frontu północnego weszły armje 5. i 10., nanowo formująca się w okoli­cach Wilna 12. armja, oraz 6. armja, dotych­czas bezczynna, która, jak to wspominaliśmy w swoim czasie, znajdowała się w Finlandji i pod Petersburgiem na wypadek przyłącze­nia się Szwecji do mocarstw centralnych, cze­go obawiano' się na początku wojny. Formują­ca się 12. armja generała Horbatowskiego mia­ła być wzmocnioną korpusem gwardji i dwoma korpusami 13. armji, którą zdecydowano roz­formować wraz z dawna 12. armją nad Bo­brem.

W składzie zachodniego frontu generała Aleksiejewa pozostały więc tylko cztery armje, a mianowicie 1., 2., 4. i 3. armje.

Zasadnicza rola północnego frontu spro­wadzała się do osłony dróg, prowadzących z Prus Wschodnich do Petersburga, oraz obro­ny wybrzeży morza Bałtyckiego i współdziała­nia w tym wypadku z flotą rosyjską. W szcze­gólności północnemu frontu powierzono nastę­pujące zadania: utrzymanie linji nad środko­wym biegiem Niemna, co było konieczne ze względu na armje zachodniego frontu, które nie zdołały się jeszcze ostatecznie wycofać z Królestwa Polskiego, osłanianie na prawym brzegu Niemna kierunku na Wilno (obawa oskrzydlenia armij zachodniego frontu!) i li­nji kolejowej Wilno — Dźwińsk, oraz obrona linji Dźwiny od Dźwińska aż po Rygę i twier­dzę Ujść - Dźwińsk. Dowództwu północnego frontu bezpośrednio podporządkowano rosyj­ską flotę bałtycką, skoncentrowaną w zatoce Fińskiej.

Rola frontu zachodniego polegała na osło­nie dróg, prowadzących na Moskwę, wobec cze­go należało umocnić się na obszarze pomiędzy Niemnem i Narwią na linji Grodno — Biały­stok, na obszarze pomiędzy Narwią i Bugiem

Page 233: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

I le na linji Białystok — Brześć n/Bugiem, a da­lej na linji Brześć — Kobryń — Pińsk — Łu-niniec, to znaczy wzdłuż północnej strony błot poleskich.

Odwrót Rosjan na olbrzymim froncie od morza Bałtyckiego aż do granic neutralnej Ru­mun j i, oraz klęski i straty, ponoszone w czasie tego odwrotu wywołały w armji rosyjskiej, w całem społeczeństwie, a nawet w sferach rzą­dowych niezwykle przygnębiające wrażenie. Prawdopodobnie początkowo, aby podnieść na duchu wojsko i ludność cywilną, poczęto wska­zywać na przykład Napoleona w 1812 roku, który poniósł tak straszliwą klęskę właśnie dlatego, że za daleko zapuścił się w głąb Rosji. Przykład ten miał przeciwdziałać wytwarzaniu się szkodliwego pesymizmu. Ale w krótkim już czasie powoływanie się na przykład 1812 roku nabrało w Rosji takiej popularności, że stało się wprost hasłem dnia, które opanowało mózgi nawet sfer decydujących. Wprost robi­ło to wrażenie psychozy.

Nie mogąc sprostać natarciom niemieckim w smutnem zjawisku ogólnego odwrotu chęt­nie widziano system strategiczny, który miał przynieść cudowne zwycięstwo.

Wygodna teoryjka o „wciągnięciu Niem­ców w głąb Rosji" zyskiwała sobie coraz wię­cej zwolenników nawet wśród wyższych dowód­ców. Nie mało przyczyniła się ona do tego, że żadna z wyznaczonych kolejno krańcowych li-nij odwrotu nie mogła być utrzymaną, i odwrót nabierał charakteru bezplanowej i przypadko­wej ucieczki. Wystarczało, aby na jednym od­cinku cofnęli się Rosjanie pod naciskiem Niem­ców, a natychmiast, nawet bez próby zlikwido­wania lokalnego sukcesu przeciwnika, cały front cofał się — „aby wyrównać linję". „Co tam!" — mówiono sobie — „Rosja ma dosyć ziemi, aby ją oddawać nieprzyjacielowi. Po naszej stronie jest „przestrzeń". Wyniszczy­my Niemców w głębi kraju, że bez walki stracą swoją wartość bojową, jak to było z Napoleo­nem!"..

A tymczasem powoływanie się na system walki, stosowany przez Rosjan w 1812 roku przeciwko Napoleonowi, było zupełnie nieuza­sadnione w 1915 roku w warunkach nowoczes­ne jwojny.

Armja Napoleona, olbrzymia, jak na owe czasy, ale niewielka z naszego punktu widzenia, z natury izeczy posuwała się na Moskwę sto­

sunkowo dość wąskim frontem, utrzymując łączność na coraz większej przestrzeni wzdłuż wąskich szlaków komunikacyjnych. W tych warunkach łatwo było Rosjanom wdzierać się na tyły Napoleona, przerywając linje komuni­kacyjne, niszcząc nagromadzone zapasy, wyci­nając drobne garnizony i oddziały, znajdujące się w marszu, uprowadzając tabory, przezna­czone dla Francuzów. W tej dywersyjnej wal­ce na tyłach Napoleona nieocenione usługi od­dawali Rosjanom Kozacy, ludność miejscowa i oddziały partyzanckie, które w owych czasach mogły jeszcze być groźne dla regularnej armji.

Armja Napoleona została poprostu wygło­dzona i wyczerpana, gdyż na drodze jej mar­szu Rosjanie pozostawiali tylko ziemię i niebo,

Rezydencja królewska w Cetynji, stolicy Czarnogór rzu.

zaś dostawy z niezwykle oddalonej bazy opera­cyjnej nie mogły zaspokoić potrzeb armji nie-tylko z racji dywersyjnej działalności na ty­łach oddziałów rosyjskich, ale przedewszyst-kiem z racji fatalnego stanu jedynych wów­czas dróg gruntowych i niepomiernej odległo­ści. W dodatku z pomocą Rosjanom przyszła niezwykle wczesna jesień z jej roztopami, a na­stępnie wyjątkowo surowa i śnieżna zima, któ­ra ostatecznie przecięła łączność armji francus­kiej z jej odległą bazą operacyjną.

Zupełnie inaczej przedstawiała się spra­wa w 1915 roku. Armje niemiecko-austrjac-kie posuwały się zwartym frontem od morza Bałtyckiego aż do Rumunji, zalewając cały zaj­mowany obszar swojemi wojskami. W tych warunkach na tyły przeciwnika mogli byli się dostać Rosjanie jedynie przerwawszy jego front od czoła, co było znów nie do pomyślenia. Przy nowoczesnych środkach walki i wielkich masach wojsk regularnych nie można też było mieć nadziei na skuteczną działalność oddzia­łów partyzanckich, gdyby nawet takie znalazły

485

Page 234: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

się na tyłach Niemców. W dodatku na zaj­mowanym terenie istniała sieć kolejowa, którą Niemcy natychmiast wykorzystywali, oraz dro­gi bite, które wobec znacznej ilości samochodów w armji niemieckiej stanowiły doskonałe środ­ki komunikacyjne. O wygłodzeniu więc armji niemieckiej, tembardziej zaś o pozbawieniu jej amunicji i zapasów oczywiście nie mogło być mowy. Przypuszczenie, że wojska niemieckie, posuwając się w głąb obszarów rosyjskich, utracą łączność ze swojemi bazami operacyj-n e m i l_"było absurdem. Rok 1812 nie mógł się już powtórzyć w 1915 roku!

Pomimo całkowitej jej nierealności, kon­cepcja „powtórzenia 1812 roku" do tego stop­nia oponowała umysły w Rosji, iż poczęto rea­lizować ją, zresztą w sposób bezplanowy, chao­tyczny i przypadkowy. Zdecydowano więc ni­szczenie wszelkich środków żywnościowych na drodze odwrotu rosyjskiego, ewakuowanie wgłąb Rosji inwentarza żywego, maszyn, a na­wet surowców, mogących się przydać Niemcom, jak naprzykład dzwony kościelne. Zdecydowa­no również opróżniać oddawane obszary z lud­ności. Na drodze pochodu Niemców miała po­zostać tylko „ziemia i niebo", jak w to wierzyli politycy rosyjscy w Petersburgu.

Niefortunny pomysł powtórzenia 1812 ro­ku stał się klęską na ziemiach polskich, które opuszczali Rosjanie. W barbarzyński sposób niszczyli Rosjanie wszystko, co zniszczyć zdą­żyli, a co wydawało się często nawpół dzikim kozakom ważne z punktu widzenia wojskowe­go. W tern dziele zniszczenia brali również ży­wy udział urzędnicy rosyjskiej administracji, na zawsze opuszczającej ziemie polskie, jak-gdyby przeczuwali, że więcej tam nie powrócą. Na szlakach odwrotu wojsk rosyjskich płonęły wsie i dwory, palone pod pretekstem niszcze­nia zapasów zboża. Pod presją władz i wojska, nierzadko zaś pod nahajem kozaka ludność, głównie wiejska, masowo opuszczała swoje strony rodzinne, pędzona wraz z inwentarzem w głąb Rosji. Po wszystkich szlakach, prowa­dzących na wschód, posuwały się bez końca tłumy ludności cywilnej, wytwarzając ustawi­cznie na drogach groźne zatory z ludzi, wozów i bydła i utrudniając ruchy kolumn i taborów wojskowych. Wśród uciekinierów wkrótce za­panowały choroby, podsycane przez głód. Lu­dzie i zwierzęta umierali tysiącami. Szczegól­nie wśród dzieci śmierć zbierała obfite żniwo. Władze rosyjskie, które same rozpętały ten ży­wiołowy potok ludzki, płynący bez przerwy na wschód, były zupełnie bezsilne, nie posiadając

486

ani odpowiednich środków, ani stosownej org nizacji, aby przyjść z pomocą setkom tysięcy tych nieszczęśliwych ofiar wojny. Powoli tra­giczne karawany uciekinierów poczęły rozpły­wać się po całej Rosji, szerząc wszędzie niepo­kój, grozę i paniczny strach przed „Germańca-mi". Olbrzymia fala uciekinierów nie mało przysłużyła się do zachwiania równowagi mo­ralnej społeczeństwa rosyjskiego. Możnaby się dopatrywać w tern odwetu, jaki ci nieszczęśliw­cy, przeważnie Polacy i Białorusini, nieświado­mie wzięli na carskiej Rosji, której jarzmo po raz ostatni krwawo zaciążyło nad Polską.

Po upadku twierdzy kowieńskiej i sukce­sach natarcia niemieckiego na Mitawę i na wschód od Poniewieża na Dźwińsk Hindenburg raz jeszcze uczynił wysiłek, aby przekonać Fal-kenhayna o konieczności natarcia oskrzydlają­cego przez Wilno na południe. Wytworzone już warunki na północy dawały doskonałą pod­stawę do wykonania takiego manewru. Z dru­giej znów strony była to ostatnia chwila, kiedy można było jeszcze rachować na osaczenie ar-mij rosyjskich, wycofujących się z Królestwa Polskiego po przez obszar, zawarty w trójkącie Brześć n/Bugiem — Grodno — Baranowicze. Tym razem generał Falkenhayn uległ namo­wom Hindenburga, zgadzając się na manewr oskrzydlający, który miał się rozpocząć z po­czątkiem września. Ale Falkenhayn zamierzo­nym manewrem zajął się, jakgdyby, tylko po­łowicznie. Jego główna uwaga skierowała się na Serbję, gdzie planował już wielkie działania, uważając je za kolejno najważniejsze i ocenia­jąc działania na ziemiach polskich za doprowa­dzone właściwie do końca. Dzięki takiej po­stawie Falkenhayna generałowi Hindenburgo-wi udzielono zbyt szczupłych sił do przeprowa­dzenia natarcia na Wilno.

Nowe natarcie miała wykonać 10. armja niemiecka, wzmocniona wojskami, ściągnięte-mi z pod zdobytego już Modlina, oraz z odcinka Białystok — Brześć n/Bugiem, gdzie skupie­nie aż trzech zgórą armij niemieckich (8., 12., 9. i grupa generała Woyrsch'a) pozwalało na wyciągnięcie z nich pewnej ilości oddziałów. Natomiast dziewięć dywizyj piechoty, wyciąg­niętych z grupy generała Mackensena (11. ar­mja i „armja Bugu"), nie oddano do dyspozy­cji Hindenburga, lecz skierowano je częściowo na Zachód, częściowo zaś na front serbski gdzie Falkenhayn przygotowywał już wielkie

Page 235: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

natarcie. W tych warunkach oczywiście wiel­ki manewr oskrzydlający nie mógł osiągnąć rezultatów, o których marzył dowódca frontu wschodniego Hindenburg i jego szef sztabu ge­nerał Ludendorff.

Upadek twierdzy kowieńskiej wywołał zu­pełną konsternację w rosyjskiem dowództwie naczelnem, które absolutnie nie liczyło się z po­dobną możliwością. Zdobycie Kowna wypro­wadziło Niemców w widły Niemna i Wilji, gdzie natychmiast umocnili się i skąd w każdej chwili zagrażali bezbronnemu już Wilnu.

Jak sobie przypominamy, dowództwo ro­syjskie pragnęło powstrzymać odwrót swoich armij dawnego północno-zachodniego frontu na najwygodniejszej linji, jaką posiadało na tyłach, a mianowicie na linji od zatoki Ryskiej, ściślej od ujścia Dźwiny, gdzie znajdowała się potężna twierdza nadmorska Ujść—Dźwińsk, po przez twierdze Kowna, Grodna i Brześcia n/Bugiem, opierając lewe skrzydło zachodnie­go frontu o błota poleskie, które miały stano­wić obszar graniczny z prawem skrzydłem po-łudniowo-zachcdniego frontu. Upadek Kow­na załamywał ten plan,- gdyż oznaczał przerwa­nie tego frontu w najniebezpieczniejszym punkcie, skąd Niemcy zagrażali natarciem na Wilno i dalej na Mińsk i Baranowicze, co było­by równoznaczne z osaczeniem armij całego za­chodniego frontu generała Aleksiejewa. Wobec wytworzenia się zgoła nowych warunków stra­tegicznych dowództwo naczelne zdecydowało przedłużyć odwrót aż do nowej linji, na której miały wojska przezimować, zreorganizować się i uzupełnić swoje braki. Linja ta miała nieco dalej, niż poprzednia odchylić się na wschód na odcinku od Grodna do Dźwiny z tern jednak, że za wszelką cenę utrzyma się przed linją ko­lejową Dźwińsk — Wilno — Lida — Barano­wicze — Równo, która to kolej, jako jedyna równoległa do frontu, posiadała dla Rosjan ogromne znaczenie strategiczne. Jak przeko­namy się wkrótce — i na tej linji nie udało się powstrzymać odwrotu wojsk rosyjskich, a to z powodu ofensywy Hindenburga na Wilno.

Równocześnie, wobec wielkiego moralnego znaczenia upadku Kowna, wielki książę Miko­łaj Mikołajewicz, jako wódz naczelny, oddał pod sąd komendanta twierdzy. Przeprowadzo­ne śledztwo ujawniło karygodne niedbalstwo i lekkomyślność nietylko zresztą samego ko­mendanta, ale i całego zespołu dowództwa twierdzy. Oskarżenie szło w dwóch kierun­kach : brak przygotowań obronnych w ciągu ca­

łego roku wojny, oraz niedostateczna obrona w czasie natarcia Niemców.

Wspominaliśmy już, że Kowno było jedną z najbardziej nowoczesnych twierdz rosyjskich. Wprawdzie ostateczna jej przebudowa nie zo­stała ukończona do czasu wojny, jednakże do­wództwo twierdzy miało dość czasu, aby wszel­kie braki wyrównać, a nawet wzmocnić znako­micie system obrony, korzystając z przykładów obrony twierdz na Zachodzie. W dodatku sta-

Front wioski. Walki w górach.

fste-łe fortyfikacje mogły być uzupełnione syste­mem umocnień tymczasowych, polowych. Tym­czasem niczego nie uczyniono, aby twierdzę przygotować do obrony. Nawet połączenia te­lefoniczne i kable elektryczne, które przed woj­ną z racji przebudowy twierdzy miały charak­ter tymczasowy, pozostały na powierzchni zie­mi, dzięki czemu ogień artylerji niemieckiej odrazu je pozrywał, niszcząc łączność pomiędzy fortami a dowództwem Kowna.

W czasie samego szturmu dowództwo twierdzy dowiodło ostatecznego braku organi-

487

Page 236: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ii i fachowości, co między innemi przejav lo się w działalności artylerji fortecznej, która stale ostrzeliwała własne pozycje rosyjskie! Kowno nie było oblężone przez Niemców. W wi­dłach Niemna i Wilji posiadało połączenie z ty­łami, a nawet do końca działającą linję kole­jową do Wilna. Z obu stron twierdza utrzy­mywała łączność od północy z 5. armją i od po­łudnia z 10. armją. Wreszcie szturm niemiecki prowadzony był wyłącznie na lewym brzegu Niemna. Szturmowi temu można było łatwo przeciwstawić natarcie wojsk 10. armji na ob­nażone prawe skrzydło Niemców pod Kownem. Można było swobodnie dysponować odwodami. Nawet zresztą upadek fortów lewobrzeżnych, szturmowanych przez Niemców, nie powinien był spowodować upadku całej twierdzy, której główne fortyfikacje znajdowały się na prawym brzegu Niemna. Ciężkim wreszcie oskarże­niem dla dowództwa twierdzy był fakt, że, kie­dy garnizon jej wycofał się w kierunku Wilna, nie uczyniono najmniejszej próby zorganizowa­nia przeciwnatarcia, aby wyrzucić Niemców ze świeżo zajętych fortów.

Sprawa komendanta twierdzy kowieńskiej była niezwykle charakterystyczną dla cało­kształtu organizacji armji rosyjskiej, gdyż w gruncie rzeczy wszędzie działo się podobnie, jak w Kownie, którego komendant jedynie stał się kozłem ofiarnym ogólnego systemu.

Po upadku Kowna 10. armja rosyjska po­częła wycofywać się z nad środkowego biegu Niemna. Wślad za Rosjanami nacierali Niem­cy, przeszedłszy przez Niemen w Kownie, a na­stępnie w Olicie. Natarcie Niemców szło w kie­runku Wilna i Oran. Równocześnie część sił niemieckich skierowała się prawym brzegiem Niemna na południe, obchodząc z tej strony twierdzą grodzieńską. Na południe od Grod­na prowadzili Niemcy natarcie na Ossowiec, Białystok, Brześć n/Bugiem, pomiędzy zaś Bia-łymstokiem a Brześciem WT kierunkach od Biel­ska na Hojnówkę i od Wysokiego Litewskiego na Prużany.

W dniu 22 sierpnia Rosjanie ewakuowali małą i napoły już rozwaloną twierdzę Ossow-ca, zaś 26 sierpnia potężną twierdzę Brześcia, którego garnizon przyłączył się do ogólnego od­wrotu wojsk polowych. Po doświadczeniach Modlina i Kowna nikt nie myślał o izolowanej obronie tej twierdzy. Po zajęciu Brześcia Niemcy poprowadzili szczególnie energiczne natarcie przeciwko 3. armji rosyjskiej, wypie­rając ją od południa na Prużany i Pińsk. Wo-

ec tego pozostałe armje zachodniego fr (4., 2. i 1.) cofały się na linję Grodno-Prużany. W 'tym czasie prawe skrzydło cofających się armij zachodniego frontu miało być osłaniana przez 10. armję, która zajmowała front na pra­wym brzegu Niemna od Grodna do Wilji.

A tymczasem Niemcy posuwali się na Wil­no po obu brzegach Wilji. . W ostatnich dniach sierpnia natrafili na zacięty opór Rosjan na froncie tuż przed Wilnem.

W tym tragicznym dla Rosjan momencie w dniu 31 sierpnia nastąpił ostateczny podział północno-zachodniego frontu. Dowództwa nad frontem północnym objął generał Ruzskij, roz­porządzając zaledwie 5. armją na froncie bojo­wym, 12. armję formującą się i 6. armję nad zatoką Fińską, skąd pośpiesznie przewożono wojska nad Dźwiną. Natomiast 10. armja, której odwrót skierował się bardziej na połud-nio-wschód, pozostała pod dowództwem genera­ła Ałeksiejewa w składzie frontu zachodniego.

Armje generała Ruzskiego były rozloko­wane w ten sposób, że świeża, jeszcze formu­jąca się nadal 12. armja zajmowała front pod Rygą na lewym brzegu Dźwiny, 5. zaś armja utrzymywała front aż do Wilji, broniąc dostę­pu do Dźwińska. Przeciwko tym armjom na­tarcie Niemców kierowało się na linję kolejo­wą Mitawa — Kreuzburg, pod Frydrychszta-tem zaś usiłowali nawet przeprawić się na pra­wy brzeg Dźwiny. Położenie Rosjan było o ty­le jeszcze gorsze, że kolej, łącząca Rygę z Dźwińskiem, a biegnąca wzdłuż prawego brzegu Dźwiny, znajdowała się pod obstrzałem niemieckiej artylerji ciężkiej, co utrudniało łą­czność pomiędzy 12. a 5. armjami. Na odcin­ku tym ze strony Niemców działała tak zwa­na „armja Niemna". Na froncie od Wilji do Grodna działała 10. armja niemiecka, pośpiesz­nie wzmacniana i przygotowująca się do nowe­go natarcia według planu Hindenburga.

W tych ciężkich chwilach dla armji rosyj­skiej nastąpiła zasadnicza zmiana w jej kie­rownictwie.

Ze względu na odwrót wielki książę Miko­łaj Mikołajewicz zdecydował się na przeniesie­nie kwatery głównej z Baranowicz, gdzie znaj­dowała się od początku wojny, do Mohylowa, skąd łatwiej było komunikować się bez prze­szkód z całym frontem. W dniu 20 sierpnia wielki książę wraz z całym swoim sztabem opu­ścił Baranowicze.

488

Page 237: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

W ostatnich dniach sierpnia do Kwatery Głównej przyjechał minister wojny Poliwanow, przywożąc ze sobą zupełnie niespodziewany de­kret cesarza. W dekrecie tym cesarz Mikołaj II stwierdzał, że nadeszła chwila, w której po­winien urzeczywistnić swoje dawne marzenia i osobiście stanąć na czele armji i floty, aby ra-

Wyjazd z Moskwy rosyjskich żołnierzy do Francji.

tować ojczyznę, której znaczny już obszar uległ najazdowi wroga. Równocześnie, wobec słabe­go zdrowia starego hrabiego Woroncowa-Dasz-kowa i wobec konieczności energiczniejszego pokierowania działaniami wojennemi przeciw­ko Turcji, cesarz mianował w swoim dekrecie wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza głów­nodowodzącym" arm ją kaukaską i namiestni­kiem Kaukazu. Na szefa swojego sztabu ce­sarz, jako już wódz naczelny, powoływał gene­rała Aleksiejewa, dotychczasowego dowódcę północno - zachodniego frontu.

Już w dniu 1. września do kwatery Głów­nej przybył generał Aleksiejew i natychmiast objął swoje nowe stanowisko. Dowódcą fron­tu zachodniego mianowano generała Ewerta, poprzednio stojącego na czele 4. armji.

W dniu 5 września przybył do Mohylowa cesarz, obejmując naczelne dowództwo nad si­łami lądowemi i morskiemi cesarstwa rosyj­skiego. Cesarz nie zamieszkał, jak spodziewa­no się tego, w pałacu gubernatora, lecz na stałe pozostał w swoim pociągu.

W pierwszym rozkazie do armji, osobiście zredagowanym, cesarz Mikołaj II pisał: „Ma­jąc niezłomną wiarę w miłosierdzie Boże i nie-wzrószoną pewność w ostateczne zwycięstwo — do końca będziemy wypełniać swój święty obo­

wiązek obrony ojczyzny i nie przyczynimy wstydu ziemi rosyjskiej"!

Nic też dziwnego, że komunikat Głównej Kwatery z dnia 10. września, stwierdzał: „Ogólne położenie naszych armij spokojne i pewne siebie. Inicjatywa działania w wal­kach lokalnych potrochu przechodzi w nasze ręce". Miało to stwierdzać korzystną zmianę w położeniu wojennem od chwili objęcia naczel­nego dowództwa przez samego cesarza. Jakżeż było to niezgodne z prawdą!

Dymisja wielkiego księcia Mikołaja Miko-łajewicza ze stanowiska wodza naczelnego, jak­kolwiek nastąpiła nagle i bez uprzedzenia, nie była jednak dla niego całkowitą niespodzian­ką. Wielki książę miał wielu wrogów i to w najrozmaitszych sferach, jak zresz­tą miałby ich każdy -na jego miejscu wobec sto­sunków, panujących w carskiej Rosji. Dopóki po stronie wielkiego księcia były takie atuty, jak okupowanie Galicji Wschodniej, uważanej już za trwałą zdobycz Rosji, jak wiecznie aktu­alna możliwość marszu na Berlin i Wiedeń, jak wreszcie względne chociażby uznanie ze stro­ny zachodnich sojuszników — dotąd wrogowie Mikołaja Mikcłajewicza musieli siedzieć cicho, odkładając swoje intrygi do lepszej okazji.

Port Dalny. Transport wojsk rosyjskich.

Wszystko to uległo radykalnej zmianie. Gali­cja Wschodnia utracona; Królestwo Polskie opuszczone przez wojska rosyjskie; odwrót na całej linji; wreszcie wyniszczenie i rozprężenie armij i upadek jedna po drugiej twierdz rosyj­skich — wszystko to ostrzem intryg skierowało się przeciwko wodzowi naczelnemu, wielkiemu księciu, który ponosił odpowiedzialność za te tak straszliwe niepowodzenia.

48^

Page 238: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

trvei przeciwko wielkiemu księciu uwiły w wyborze terminu tej tak zasadniczej zmiany. ,obie gniazdo w bezpośredniej otoczeniu cesa- Jeśli już zmiana ta była konieczną - naleza-rza umiejętnie wyzyskując nieżyciowość, brak ło ją wyzyskać dla celów ogolno-pohtycznych,

a więc dokonać jej w momencie przełomowym w położeniu armij rosyjskich. W ten sposób zmiana dowództwa skojarzyłaby się z poprawą militarną położenia Rosji, co bezsprzecznie pod­niosłaby autorytet cesarza, tak bardzo chwieją­cy się od roku 1905, a ostatnio w czasie wojny

przygotowania fachowego, mistycyzm, oraz du­mę, bliską zrozumiałości ostatniego cara Ro­sji. Przedkładano, że tylko „święta" osoba ce­sarza uratuje Rosję, że fakt objęcia przez nie­go naczelnego dowództwa wywoła entuzjazm wśród narodów Rosji „patrzących jak w słoń-ce w oblicze białego cara", że wreszcie Bóg łas- juz poważniej, niz kiedykolwiek zagrożony.

5 TT>- ; ^ > , ^ ;«; V'-- ^ V i s * * * £ Ś « r&

Szczątki Zeppelina L. 32, zestrzelonego w nocy z dnia 23 na 24 września 1916 r. w hrabstwie Esset.

kawszem okiem spojrzy na wojska rosyjskie, którym przewodzić będzie „pomazaniec Boży". Intrygi działały dotąd, aż cesarz uwierzył w swoje wielkie „posłannictwo". Oczywiście przedewszystkiem odegrały w tern rolę sfery dworskie i biurokratyczne, które dotychczas były odsunięte przez wielkiego księcia i nie miały nic do powiedzenia w Kwaterze Głównej. Natomiast cesarska Kwatera Główna — to by­ło przeniesienie z Petersburga do Mohylowa ca­łego splotu intryg, które ogarnęłyby armję, wciągając ją w orbitę kłócących się interesów najwyższych dostojników cesarstwa.

Jeśli pominąć stronę polityczno-zakuliso-wą dymisji wielkiego księcia i objęcia dowódz­twa naczelnego przez cesarza — to przedewszy­stkiem uderza fatalny błąd, jaki popełniono

Odwrót armij rosyjskich musiał zakończyć się późną jesienią 1915 roku, a to z następują­cych przyczyn. Wojska niemieckie były już poważnie wyczerpane i osłabione walkami i po­ścigiem, prowadzonym w szalonym tempie i w ciągłych utarczkach odwrotowych, w któ­rych Rosjanie byli prawdziwymi mistrzami. Im głębiej zapuszczały się wojska niemieckie, tern natrafiały na okolice coraz bardziej pozba­wione wygodnych środków komunikacyjnych, większych miast i wszelakich zapasów wobec dokładnego niszczenia kraju przez cofających się Rosjan. Wreszcie jesień, a z nia długo­trwałe deszcze i szarugi do ostateczności mu­siały wyczerpać wojsko niemieckie, utrudnić jego manewrowanie i zaopatrzenie. Było więc oczywistem, że ofensywa niemiecka zatrzyma

490

Page 239: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

się z tą chwilą, kiedy prowadzenie jej koszto­wałoby zbyt drogo, ,a Niemcy zaryją się w zie­mię i otoczą drutami kolczastemi, aby ze skrom-nemi siłami przetrwać zimę na froncie pozy­cyjnym, czego nauczyli się już na Zachodzie. Natomiast gros sił niemieckich musiało być skierowane na inne fronty, gdzie zima nie po­wstrzymywała działań wojennych.

Należało więc przeczekać jeszcze jakiś czas niepowodzeń. Dopiero z chwilą, kiedy front zaskrzepłby na zimowych leżach, mógł był ce­sarz stanąć na czele armji, mając przed sobą całą zimę do przygotowania następnej kampa-nji latem 1916 roku.

Postąpiono jednak inaczej. Cesarz stanął na czele armij właśnie w chwili największego napięcia odwrotu, kiedy szykował się nowy cios Niemców na Wilno. Już pod dowództwem ce­sarza miały nastąpić dalsze klęski. W tych wa­runkach efekt zatrzymania się frontu rosyj­skiego nie wiele już pomógł autorytetowi cesa­rza, zachwianemu przez złą wolę jego intry­ganckich doradców.

W pierwszej dekadzie września Niemcy ukończyli przygotowania do nowego natarcia oskrzydlającego poprzez Wilno. W dniach od 12 do 14 września .rozpoczęło się natarcie nie­mieckie na odcinku frontu 5 armji rosyjskiej, zagradzającej drogę na Dźwińsk, a miano­wicie od strony Poniewieża i Wiłkomierza na Ucianę. Niemal równocześnie prawe skrzydło niemieckiej „armji Niemna" i lewe skrzydło 10. armji poprowadziły gwałtowne natarcie, oskrzydlające Wilno od północnego - zachodu i w krótkim czasie zajęły Święciany, przerywa­jąc w ten sposób ważną dla Rosjan linję kole­jową Wilno — Dźwińsk.

Zajęcie Święcian przez wojska niemieckie było nowem przerwaniem rosyjskiego frontu. Lewe skrzydło 5 armji rosyjskiej odrzucono od Święcian na północny-wschód w stronę Dźwiń-ska, podczas gdy prawe skrzydło 10 armji ro­syjskiej musiało wycofać się na południe w stro­nę Wilna i oparło swój front o Podbrodzie. Łączność pomiędzy rosyjskim frontem północ­nym a zachodnim została w ten sposób zupełnie zerwana.

Niemcy napierali teraz na Wilno od stro­ny Kowna, to jest od zachodu, i od strony Świę­cian, a więc od północnego-wschodu. Rosjanie bronili Wilna rozpaczliwie, utrzymując swój

front na prawym brzegu Wilji i to tylko dzięki pomocy korpusu gwardji i III korpusu syberyj­skiego, które wielki książę Mikołaj Mikołaje-wicz jeszcze w końcu sierpnia skoncentrował w okolicach Wilna w przewidywaniu nowego natarcia Niemców: Na prawem skrzydle wojsk rosyjskich, broniących Wilna, skoncentrowano znaczne masy kawalerji, która miała nawiązać utraconą łączność z 5 armją pod Dźwińskiem. Jednakże, wobec tego, że manewr oskrzydlają­cy Niemców, mający za punkt wyjścia lukę po­między frontami rosyjskiemi, która wytworzy­ła się pod Święcianami, rozwijał się nadal po­myślnie, kawaler ja rosyjska niczego nie doko­nała, a nawet sama była zmuszona do wycofa­nia się na lewy brzeg Wilji.

Swoje natarcie oskrzydlające wykonywali Niemcy z nadzwyczajną szybkością i gwałtow­nością. Już w dniu 15 września kawalerja nie­miecka głęboko wdarła się na tyły rosyjskie, grasując w okolicach na północ od Mołodeczna i pod Głębokiem, a więc w bliskości już Połocka. Z kawalerja współdziałała piechota niemiecka, szczególnie koncentrująca się na drogach, pro­wadzących od Święcian na Smorgonie.

W ciągu następnych dni, podczas gdy pod Wilnem opór Rosjan wzrastał, a wysiłki Niem­ców dawały słabe rezultaty, oskrzydlający Wil­no manewr niemiecki rozwijał się nadal w za­straszający sposób. Oddziały kawalerji nie­mieckiej zapuszczały się tak daleko, że zdołały nawet przerwać niezwwkle ważną dla Rosjan linję kolejową Połock — Mołodeczno, a następ­nie dotarły aż pod Borysów, zagrażając linji kolejowej Orsza — Mińsk. Postępy kawalerji niemieckiej na głębokich tyłach rosyjskich za­grażały już niemal wszystkim linjom kolejo­wym, prowadzącym od frontu zachodniego na wschód w głąb Rosji.

Plan Niemców był oczywisty. Wtedy, kie­dy część sił niemieckich odrzuciła 5 armję ro­syjską nad Dźwiną, część zaś sił związała sil­nie 10 armję rosyjską pod Wilnem, główna ma­sa wojsk niemieckich, przerwawszy front pod Święcianami, usiłowała obejść od północne­go - wschodu nietylko 10 armję rosyjską, ale i wszystkie armje zachodniego frontu (1, 2, 4 i 3), znajdujące się w odwrocie z północnej stro­ny bagien poleskich. Od czoła pościg niemiecki za temi armjami znacznie osłabł, jakgdyby pra­gnąc opóźnić odwrót rosyjski, a jedynie na le­wem skrzydle Rosjan (oddział generała Misa-czenko) pościg niemiecki był energiczniejszy, co również miało za cel utrudnić, a więc i opóź­nić wycofanie się Rosjan z nastawionego wbr-

491

Page 240: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

k ..a, gdyby Niemcom udało się przerwać linję kolejową, prowadzącą na wschód przez Pińsk.

Wobec groźnego położenia na tyłach rosyj­skich pomiędzy Wilnem a Dźwińskiem nowy dowódca zachodniego frontu, generał Ewert, zdecydował skoncentrować znaczniejsze siły na froncie Oszmiana — Mołodeczno, a mianowicie 2 armję w składzie czterech korpusów. Jed­nakże przewiezienie jej z okolic Wołkowyska, gdzie się znajdowała, pod Mołodeczno wyma­gało tylko dla dwóch korpusów czasu od trzech do sześciu dni!

O jakiemkolwiek współdziałaniu północne­go frontu generała Ruzskiego nie było mowy. Siły jego były jeszcze zbyt słabe. Jego dwie ar-mje 12 i 5 zaledwie mogły bronić linji Dźwiny i samego Dźwińska. Brak dostatecznej wła­snej kawalerji nie pozwalał nawet przeciwdzia­łać głębokim wypadom kawalerji niemieckiej, która ostatecznie rozerwała związek obu fron­tów rosyjskich.

W tych warunkach generał Aleksiejew, w charakterze szefa sztabu cesarza, nakazał odwrót oskrzydlanej przez Niemców 10 armji z pod Wilna z tern, aby jej prawe skrzydło opar-ło się o Smorgonie, oraz pośpieszny przewóz wojsk 2 armji na front Smorgonie — Wilejka w celu przeciwstawienia się manewrowi nie­mieckiemu na tyły armij zachodniego frontu.

Wojska rosyjskie, udające nie na front francuski.

Równocześnie nakazał przewieźć jeden korpus ze składu tego frontu drogą okrężną przez Or-szę pod Połock, oraz sformowanie pod dowódz­twem generała Oranowskiego grupy jazdy po­między Mińskiem a Borysowem. Te ostatnie zarządzenia miały na celu zlikwidowanie skut­ków przerwania frontu pod Święcianami i na-

492

wiązanie łączności pomiędzy północnym i za­chodnim frontami. Oprócz 2 armji miano rów­nież skoncentrować i 1 armję wzdłuż linji ko­lejowej Mołodeczno — Mińsk z tern, że powoli r<izwijałaby się ona na prawem skrzydle 2 armji.

Z początkiem drugiej połowy września przekonali się Niemcy, że doskonale pomyślany

Front wioski. Walki w górach.

plan Hindenburga nie da się doprowadzić do końca, ze względu na zbyt szczupłe siły, które niechętny temu planowi Falkenhayn oddał do jego wykonania.

Jakkolwiek przerwanie frontu pod Świę­cianami otwierało Niemcom ogromne możliwo­ści oskrzydlenia Rosjan, jakkolwiek początko­wo cały manewr rozwijał się pomyślnie i ogar­nął ogromny obszar pomiędzy Wilnem, Dźwiń­skiem i Mołodecznem, jednakże z dniem każ­dym siły Niemców malały, osłabiając impet ich natarcia, przeciwnie zaś, Rosjanie wzmacniali się dzięki podwożonym pod Mołodeczno posił­kom. Wojska niemieckie były już do ostatecz­ności przemęczone i osłabione ponoszonemi stra­tami, a zaopatrywanie coraz bardziej szwan­kowało wskutek fatalnego stanu dróg i braku linij kolejowych.

Równocześnie i nad Dźwiną siły Niemców okazały się niedostateczne. Wysiłki ich zdoby­cia twierdzy Dźwińska, co wyprowadziłoby Niemców na prawy brzeg Dźwiny, spełzły na mczem. 5 armja rosyjska obroniła twierdzę i linję Dzwmy, a 12 armja utrzymała się na przedpolach Rygi na lewym brzegu Dźwiny

W ostatnich dniach września ostatecznie załamało się natarcie Niemców. Rosjanie ata­kiem na bagnety odebrali utraconą poprzednio Wilejkę, poczem rozpoczęło się przeciwnatarcie

Page 241: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Ochrona Kanału Sueskiego.

2 armji rosyjskiej, która zdążyła na czas skon­centrować się pomiędzy Smorgoniami i Wilej-ką. Równocześnie kawaler ja rosyjska, wypie­rając niemiecką, znacznie od niej słabszą liczeb­nie, rozciągnęła się na froncie Głębokie — Wi-lejka wzdłuż linji kolejowej Połock — Moło-deczno. Pod naciskiem przeważających już sił rosyjskich wojska niemieckie poczynają się wy­cofywać z niebezpiecznego obszaru na wschód od jeziora Narocz, aby zaś umożliwić ten od­wrót, rozpaczliwie utrzymują się pod Smorgo­niami.

Z końcem września 2 armja rosyjska zaj­muje już front od jeziora Miadzioł do Smorgoń. Front od jeziora Miadzioł aż po Dźwińsk po­czątkowo obsadza kawaler ja rosyjska, a następ­nie 1 armja. Ta ostatnia zostaje włączona do składu północnego frontu.

Tak oto zakończył się manewr Hindenbur-ga, rozpoczęty pod Święcianami. Po dniach wielkich nadziei przyszło Niemcom zrezygno­wać z ambitnych zamiarów. Oskrzydlenie nie

udało się nawet w stosunku do 10 armji ro­syjskiej, której musieli Niemcy odbierać Wilno frontowem natarciem. Raz jeszcze jednak na­leży podkreślić, że niepowodzenie to spowodo­wał generał Falkenhayn, nie zaś wykonawca manewru, Hindenburg. W rezultacie, jako je­dyny rezultat natarcia, pozostał w ręku Niem­ców znaczny obszar wraz z Wilnem.

Co do Rosjan — to, jakkolwiek zdołali opa­nować groźne położenie po przerwaniu frontu pod święcianami, jednakże ponad ich siły było kusić się o odebranie Wilna. Wobec tego pozo­stałe armje zachodniego frontu, które pod ko­niec września osiągnęły były w odwrocie linję Lida — Słonim, musiały nadal kontynuować swój odwrót nietylko już pod naciskiem Niem­ców, ale i w obawie ich uderzenia skrzydłowego od strony Wilna. Ostatecznie więc wycofały się bardziej na wschód, tracąc ważny węzeł ko­lejowy Baranowicze, doniedawna miejsce poby­tu rosyjskiej kwatery głównej.

4$ 3

Page 242: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

:

'

Równocześnie niemal z natarciem niemiec-kiem na północy na Wilno i na tyły rosyjskie i na południu rozpoczęła się ponowna ofensywa niemiecko-austrjacka, mająca na celu ostatecz­ne wyparcie Rosjan z Galicji Wschodniej, oraz opanowanie trójkąta twierdz wołyńskich (Łuck, Dubno i Równo), które stanowiły do­skonałą bazę operacyjną dla wojsk rosyjskich.

Już w ostatnich dniach sierpnia rozwinęło _ię natarcie austrjacko-niemieckie na znacz­nym froncie od Włodzimierza Wołyńskiego aż

o Dniestr. Na lewem skrzydle tej ofensywy 1 i 4 ar-

mje austrjacko-węgierskie, nacierające od stro­ny Włodzimierza Wołyńskiego, w pierwszych dniach września zdołały odrzucić 8 armję ro­syjską w kierunkach Czartoryska, Równego i Dubna, zaś 2 armja austrjacko-węgierska, na­cierająca od strony Lwowa—w kierunku Krze­mieńca. Łuck został zdobyty. Początkowo Ro­sjanie cofnęli się na linję Ołyka — Radziwiłów, następnie zaś poza Horyń i Ikwę.

W tym samym czasie z nad Zgniłej Lipy rozpoczęło się gwałtowne natarcie niemieckiej „armji południowej", która pociągnęła za sobą i lewe skrzydło 7 armji austrjacko-węgierskiej niefortunnego generała Pflanzer - Baltina. Ro­sjanie wycofali się początkowo poza Strypę, a następnie, nie zdoławszy na tej linji umocnić się, aż nad Seret.

Początkowe sukcesy ofensywy niemiecko-austrjackiej na Wołyniu i w Galicji w dużej mierze były wywołane osłabieniem armij ro­syjskiego południowo - zachodniego frontu, z którego znaczne siły były przerzucone na front północny, gdzie położenie Rosjan było bar­dzo ciężkie. Ale i siły wojsk sprzymierzonych były coraz mniejsze. Z wojsk niemieckich wy­cofywano już coraz nowe oddziały, kierując je na front serbski, gdzie Falkenhayn planował wielką ofensywę, którą uważał za kolejno naj­pilniejsze zadanie mocarstw centralnych, zaś dowództwo austrjacko-węgierskie zmuszone by­ło wycofać szereg dywizyj, aby je przetrans­portować na front włoski. To też z chwilą, kie­dy Rosjanie, po pierwszych niepowodzeniach, zdołali dokonać bardziej planowej koncentracji swoich wojsk, oraz ściągnęli znaczniejsze od­wody, położenie uległo radykalnej zmianie.

W dniu 8 września wojska rosyjskie zada­ły dotkliwą porażkę oddziałom niemiecko-austrjackim pod Tarnopolem, oraz tego same­go dnia równie dotkliwą porażkę wojskom au strjackim 7 armji pod Trembowlą. Gwałtow­nie powstrzymane natarcie załamało się, i woj-

494

ska niemiecko-austrjackie pośpiesznie cofnęły się nad Strypę.

Nie lepiej powiodło się i armjom au&trjac-ko-węgierskim na Wołyniu, gdzie Rosjanie skoncentrowali znaczne siły pod Równem i Dub-nem. W trójkącie twierdz wołyńskich wojska austrjackie poniosły w połowie września bar­dzo dotkliwą porażkę, która spowodowała ich odwrót poza Styr. Położenie Austrjaków na Wołyniu stało się tak ciężkie, że groziło już przerwanie frontu przez Rosjan. Sprawę ura­towały oddziały niemieckie, które pośpiesznie nadeszły z pomocą z sąsiedniej „armji Bugu". Przeciwnatarcie Rosjan powstrzymano, a na­wet odrzucono ich zpowrotem pod Ołykę i Dub­no. Ale na tern zakończyła się ofensywa, nie uzyskawszy zamierzonych rezultatów. Nadcią­gała jesień wraz ze słotami, i działania wojenne powoli poczęły zamierać. Obie strony, wyczer­pane do ostateczności, wszystkie swoje wysiłki skierowały na umocnienie swich pozycyj, które miały się stać leżami zimowemi dla wojska aż do wiosny 1916 roku.

Tak zakończyła się wielka ofensywa nie­miecko-austrjacka przeciw Rosji latem 1915 ro­ku. Trwała ona od końca kwietnia do końca września, czyli równo pięć miesięcy. Sprzymie­rzeni popełnili szereg błędów i niedociągnięć. Wojska austrjacko-węgierskie zawiodły czę­ściowo wszędzie tam, gdzie były pozostawione samym sobie. Wszystko to sprawiło, że rezul­taty ofensywy były mniejsze od tych, które te­oretycznie były możliwe. Ale i to, co osiągnięto, było zdumiewająco wielkiem zwycięstwem i słu­sznie może być poczytane za jedno z najświet­niejszych zwycięstw wojny światowej.

Niemal cała Galicja była odebrana z rąk Rosjan, którzy uważali już ją za swoją ostatecz­ną zdobycz. Niebezpieczeństwo wkroczenia Ro­sjan na Węgry oraz ponownego ich wdarcia sie do Prus Wschodnich — całkowicie zlikwidowa­ne. Ogromny obszar cesarstwa rosyjskiego włącznie z całem Królestwem Polskiem stał się łupem mocarstw centralnych. Ogromna zdo­bycz wojenna oraz setki tysięcy jeńców wpadły w ich ręce. Armja rosyjska, jakkolwiek oca­lona z pogromu, jednakże straszliwie osłabiona zdemoralizowana i zdezorganizowana utraciła ostatecznie swoją zdolność działania zaczepne go, schodząc na drugi plan w krwawych roz­grywkach wojny światowej. Załamała się le­genda o wszystko miażdżącym „walcu paro-

Page 243: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

wym" Rosji, rozporządzającej niezliczonem mrowiem swoich wojsk. I wszystkiego tego dokonali Niemcy, nawet razem z austrjacko-węgierskim sojusznikiem znacznie słabsi liczeb­nie od swojego przeciwnika — kolosa rosyjskie­go, a ponadto niepomiernie zmęczeni jeszcze po pierwszej kampanji przeciwko Francji w 1914 roku!

Dalsza ofensywa ze strony Niemiec była już niecelowa. Z chwilą, kiedy wojska rosyj­skie zdołały wycofać się z nastawionych puła­pek, nawet dalszy pościg nie mógłby dać Niem­com poważniejszych rezultatów, przeciwnie zaś, mógł wytworzyć dla nich ryzykowne położenie z racji ogromnych tyłów, które nie mogły być zorganizowane w krótkim czasie. Zresztą siły niemiecko-austrjackie, jakie pozostały jeszcze na froncie wschodnim, były już zupełnie niewy­starczające do dalszych działań ofensywnych, nie mówiąc już o wyczerpaniu fizycznem woj­ska. W tym bowiem czasie położenie na innych frontach zmusiło mocarstwa centralne do wy­

cofania poważnych sił ze wschodu jeszcze w cza­sie trwania ofensywy przeciwrosyjskiej. Tak więc, położenie we Francji nakazywało odwo­łanie tam zpowrotem wojsk, zabranych na wschód, w oczekiwaniu poważniejszego natar­cia sprzymierzonych. Dowództwo austrjacko-węgierskie musiało wzmacniać swój front wło­ski. Wreszcie Falkenhayn przygotowywał ofen­sywę przeciwko Serbji, wymagającą dużych sił niemieckich.

Z końcem września 1915 roku front wschodni zastygł i znieruchomiał na zimowych pozycjach, pośpiesznie umacnianych przez obu przeciwników. Szczególnie po stronie niemiec­ko-austrjackie j front nabrał charakteru nie­przerwanego łańcucha potężnych pozycyj, two­rzących niezwykle precyzyjny system obronny, najeżony niezliczoną ilością dział nawet naj­cięższych kalibrów, zaopatrzony w tysiące ka­rabinów maszynowych i wszelkiego rodzaju techniczne udoskonalenia, które wciąż poja­wiały się z biegiem wojny, a wreszcie oparty

Szpital w pałacu francuskim. Ranni Francuzi i Niemcy.

495

Page 244: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

,> świetnie zorganizowane tyły, poprzecinane isowemi linjami obronnemi, oraz pośpie-

lie budowanemi drogami i linjami kolejek wąskotorowych. Po stronie rosyjskiej front sta­nowił oczywiście tylko słabą imitację frontu przeciwnika, a to z racji braku należytej orga­nizacji i fachowości, z braku środków technicz­nych i wyposażenia armji.

Stały front, który wytworzył się w rezul­tacie letniej kampanji, przebiegał następującą linję:

Ujście Dźwiny do zatoki Ryskiej (Ryga oraz niewielkie przedmoscie na lewym brzegu

Dźwiny pozostało w rękach Rosjan) — linja Dźwiny do Dźwińska (pod Kreuzburgiem Ro­sjanie posiadali również niewielkie przednr. na lewym brzegu, Dźwińsk pozostał w rękach Rosjan) — jezioro Dryświaty — jezioro Na-rocz — Smorgonie (w rękach rosyjskich) — Baranowicze (w rękach Niemców) — Pińsk (w rękach Niemców) — Czartorysk — Oły-ka — Dubno (w rękach Austrjaków) — Ole-ksiniec — Tarnopol (w rękach Rosjan) — Bu-czacz — Dniestr — granica rumuńska na wschód od Czerniowiec.

Page 245: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

PRZYSTĄPIENIE DO WOJNY BUŁGARJI. NICKA *

Od początku wojny sprawa bałkańska ży­wo zajmowała obie strony walczące. Przyłącze­nie się do wojny państewek bałkańskich, mniej może ważne z punktu widzenia ściśle wojskowe­go z racji ich nielicznych i słabo wyposażonych armji, posiadało jednak ogromne znaczenie po­lityczne i gospodarcze. Dla Koalicji oznaczało to nawiązanie bezpośredniej łączności w Euro­pie z Rosją, oraz opasanie państw centralnych zwartym łańcuchem frontów i od strony połu­dniowej. Ta ewentualność była właśnie bodź­cem dla państw centralnych, aby przeciągnąć na swoją stronę państewka bałkańskie, z któ­rych tylko Serb ja i Czarnogórze dotychczas bra­ły udział w wojnie.

Od chwili, kiedy do wojny przystąpiła Tur­cja, sprawa bałkańskich państewek, ściślej Ru-munji, Bułgarji i Grecji, dotąd neutralnych, na­brała niepomiernie większego znaczenia.

Dla Koalicji dołączał się jeszcze moment ściślejszej izolacji Turcji od państw central­nych, co groziło tej ostatniej ostateczną klęską wcześniej lub później z braku broni, amunicji i środków technicznych. Klęska zaś Turcji otwierała wrota Bosforu i Dardanelów, czyli bezpośrednią morską komunikację z Rosją, która sama cierpiała z braku własnej produkcji przemysłowej, koniecznej dla prowadzenia wojny.

Dla państw centralnych przeciwnie, przy­łączenie się do nich Rumunji, a chociażby tylko Bułgarji, oznaczało podanie ręki zagrożonemu sojusznikowi tureckiemu, oraz możliwość osta­tecznego „wykończenia" bohatersko broniącej się Serbji wraz z Czarnogórzem.

Bardziej jeszcze sprawa bałkańska wysu­nęła się na czoło dyplomacji wojennej od czasu niefortunnej wyprawy dardanelskiej Koalicji.

KLĘSKA SERBJI. — WYPRAWA SALO-

Po pierwszych już niepowodzeniach zrozumia­ła Koalicja, że tylko ostateczna izolacja Turcji, oraz umożliwienie desantu rosyjskiego na tery-torjum Bułgarji, skąd prowadziła już bliska droga na Konstantynopol, mogą przyśpieszyć powodzenie wojsk sprzymierzonych w Darda-nelach. W najgorszym razie chodziło o utrwa­lenie neutralności Bułgarji, przez terytorjum której państwa centralne tylko częściowo mo­gły utrzymywać łączność z zagrożoną Turcją. Oczywiście wyprawa dardanelska i jej niepo­wodzenie tembardziej zachęcały państwa cen­tralne do czynienia wysiłków ze swej strony, aby pozyskać Bułgarję i przy jej pomocy osta­tecznie utrwalić swoje położenie na Bałkanach i w Turcji.

Wszystko to dostarczało dostateczne po­wody, aby dyplomacja zainteresowanych mo­carstw spowiła neutralne dotąd państwa bał­kańskie misterną siecią swoich intryg.

Dla Koalicji problem bułgarski nie był ła­twym do rozwiązania.

Od czasu "drugiej wojny bułgarskiej w 1913 roku, kiedy to Serbja, Grecja i Rumu-nja pozbawiły Bułgarję jej owoców zwycięstwa, odniesionego nad Turcją w roku poprzednim w pierwszej wojnie bałkańskiej, a mianowicie Serbja zabrała jej Macedonję, Rumunja Do­brudzę, a Grecja prowincje nadegejskie — Buł-garja pałała żądzą odwetu, umiejętnie podsy­caną przez dyplomację austro-węgierską i nie­miecką.

Aby zaspokoić żądania Bułgarji trzebaby pozbawić Macedonji Serbję, bohatersko walczą­cej po stronie Koalicji, a ponadto uszczuplić stan posiadania Rumunji i Grecji, na których Koalicji równie wiele zależało. Tylko na tych warunkach można było wogóle mówić o przy-

497

Page 246: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

cniu się Bułgarji do mocarstw koalicyj­nych. Ale takie rozwiązanie było oczywiście niemożliwe dla Koalicji.

Pozycja państw centralnych była o wiele korzystniejsza. Kosztem Serbj i mogły dowoli czynić obietnice Bułgarji. Raczej koalicyjna orjentacja Rumunji i jej wcześniejsze lub póź­niejsze wystąpienie przeciwko państwom cen­tralnym czyniła ją możliwym objektem targów z Bułgarją. To samo tyczyło się i Grecji, gdzie wprawdzie król Konstanty był gorącym zwo­lennikiem niemieckim, ale znów wszechpotężny premjer Wenizelos stał jawnie po stronie Koa­licji. Nawet w pertraktacjach z Bułgarją zdo­łali Niemcy usunąć wogóle sprawę Turcji, któ­ra dobrowolnie decydowała się oddać Bułgarji pas swojego terytorjum na południe od Adrja-nopola na zachodnim brzegu Marycy. Turcja rozumiała, że nie będzie to zbyt wielką ceną przystąpienia Bułgarji do sojuszu przeciwkoa-licyjnego. Poza tern Niemcy posiadali silnie ugruntowane wpływy wśród polityków bułgar­skich, w wojsku i wT sferach dworskich. Sam

zresztą król Ferdynand był zdecydowanym g< manofilem, ponadto zaś wiązały go z Berlinem więzy natury finansowej, zręcznie zarzucone przez rząd niemiecki na nadmiernie lubiącego pieniądze monarchę.

Wszystkie szanse były po stronie państw centralnych. Ale ostrożny rząd króla Ferdy­nanda wyczekiwał stosownego momentu, kie­dy przystąpienie do wojny nie byłoby, jak się zdawało, zbyt wielkiem ryzykiem dla Bułgarji. Moment taki nastąpił wtedy, kiedy wyprawa dardanelska okazała się fiaskiem, a zwycięstwa niemiecko-austrjackie latem 1915 roku spara­liżowały siły militarne Rosji, co zmniejszało również niebezpieczeństwo ze strony Rumunji. Pomyślnym dla Bułgarji był również rozwój wypadków na froncie włoskim, gdzie okazało się, iż siła militarna królestwa włoskiego jest w rzeczywistości o wiele mniejszą, niż sądzono przedtem.

Dyplomacja bułgarska poczęła przeto co­raz jaskrawiej występować w sprawie Mace-

Page 247: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

Koronacja Karola IV w dniu 30 grudnia 1916 r. na króla Węgier.

donji, wyraźnie pragnąc z niej uczynić „casus belli".

W tych warunkach dyplomacja koalicyjna powzięła nowy i oryginalny plan już nie wciąg­nięcia Bułgarji do wojny, ale zapewnienia so­bie dalszej jej neutralności.

Wysunięto projekt wyładowania w Salo­nikach desantu wojsk angielsko-francuskich, które poprzez tery tor jum Grecji miały wkro­czyć do Macedonji, okupując w ten sposób te­ren sporny, jakgdyby kładąc się na kości niezgo­dy pomiędzy Serbją a Bułgar ją. Liczono na to, że Bułgarji zbraknie argumentów i śmiało­ści, aby sięgnąć po okupowaną przez Koalicję Macedonję, co do której zresztą wszak można było zapewnić, że los jej zostanie rozstrzygnię­ty po wojnie, a co znów nie mogło przesądzać pozbawienia Serbji tej prowincji na wypadek ostatecznego zwycięstwa Koalicji.

Równocześnie z zamierzoną okupacją Ma­cedonji dyplomacja francuska i angielska czy­niła zabiegi w Petersburgu, aby Rosja wysa­dziła pod Burgas na terytorjum Bułgarji nie­wielki desant swoich wojsk, któryby proklamo­wał odezwę cesarza rosyjskiego do narodu buł­

garskiego. Na Zachodzie przypuszczano, że taka demonstracja, łącznie z okupacją Mace­donji, wywoła radykalną zmianę w nastrojach społeczeństwa bułgarskiego, zmuszając rząd i króla do zaniedbania wrogich kroków prze­ciwko Koalicji. Pomysł ten, zresztą dość fan­tastyczny i niecelowy, opierał się na przeświad­czeniu o miłości narodów słowiańskich na Bał­kanach do „białego cara Wszechrosji" i ich wierze w jego dziejowe posłannictwo, zjedno­czenia wszystkich słowian. Oczywiście działa­ła w tern sugestja umiejętnej propagandy ro­syjskiej, stosowanej systematycznie od wielu już dziesiątków lat.

Zanim jednak pertraktacje z filokoalicyj-nym Wenizelosem doprowadziła Koalicja do końca, zanim wreszcie w Petersburgu zdecydo­wano się na manifestację w sprawie bułgar­skiej — było już za późno, aby przeciwdziałać przystąpieniu Bułgarji do mocarstw central­nych.

W drugiej połowie września 1915 roku w Bułgarji zarządzono mobilizację, a w pierw­szych dniach października rozpoczęła się kon­centracja wojsk bułgarskich nad granicą serb-

499

Page 248: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ską O charakterze ofensywnym i nac

Irumuńską raczej dla obserwacji.

W dniu 5 października 1915 roku Bułgar­ia oficjalnie przyłączyła się do mocarstw cen­tralnych.

Tego samego dnia w Salonikach rozpoczę­ło się spóźnione już lądowanie wojsk angielsko-francuskich pod dowództwem francuskiego ge­nerała Sarrail. Niemal równocześnie w we­wnętrznej polityce Grecji nastąpił radykalny przełom, niekorzystny dla koalicji. Dotąd wszechpotężny Wenizelos upadł wraz ze swoim filokoalicyjnym rządem. Zwyciężyło stronnic­two filogermańskie. Powstał rząd zdecydowa­nie przeciwny Koalicji. Było to wielkie acz chwilowe tylko zwycięstwo polityki króla Kon­stantyna.

Oczywiście o przyłączeniu się Grecji do państw centralnych nie mogło być mowy z dwóch powodów. Po pierwsze w kraju ist­niało jeszcze nazbyt silne stronnictwo Wenize-losa, po drugie zaś Grecja, położona na wy­spach i półwyspach o ogromnej linji swojego bezbronnego wybrzeża, nie mogła ryzykować ze względu na potężną flotę koalicyjną, panu-, jącą nad wybrzeżami greckiemi. Siły militar­ne Grecji były zupełnie niewystarczające, aby obronić ją przed potęgą morską Koalicji tern-bardziej wobec wylądowania jej wojsk wT Salo­nikach. Ale z drugiej strony wszelkie nadzieje Koalicji musiały się rozwiać. Było oczywistem, że Grecja zachowa neutralność, ale życzliwą dla Niemiec.

W tych warunkach zupełnie odmiennych Koalicja zdecydowała się jednak kontynuować swoją wyprawę salonicką. Uległy zmianie je­dynie jej cele. Teraz chodziło już o okazanie po­mocy Serbji, która znalazła się w ostatecznie tragicznem położeniu z chwilą przystąpienia Bułgarji do wojny: od strony lądu otoczona by­ła przez potężnych wrogów i nieżyczliwą Gre­cję, od strony morza zaś była blokowaną przez flotę austrjacko-węgierską, wciąż jeszcze dość silną dla działania na morzu Adrjatyckiem.

Poza okazaniem pomocy Serbji, w decyzji kontynuowania wyprawy salonickiej przejawi­ła się nadzieja Koalicji na zaatakowanie pół­wyspu Dardanelskiego od strony lądu, skoro nie udało się to od strony morza. Oczywiście było to możliwe dopiero po zdecydowanem zwy­cięstwie nad Bułgarją i uratowaniu Serbji.

Sprawa salonicką wywołała w łonie Koali­cji silne tarcia, bowiem część polityków i woj­skowych była bezwzględnie przeciwną stwarza­niu jeszcze jednego teatru wojny, uszczuplają-

500

ego siły koalicyjne na innych frontach i to poważniejszych szans nawet lokalnego powo­dzenia. Decyzja w sprawie Salonik była bezpośrednim powodem ustąpienia francuskie­go ministra spraw zagranicznych Delcasse'go, który był gorącym przeciwnikiem rozdrabnia­nia celów wojny i nie wierzył w powodzenie na Bałkanach, szczególnie wobec położenia, jakie wytworzyło się w Grecji.

Moment przystąpienia Bułgarji do wojny był zgóry wiadomy naczelnemu dowództwu nie­mieckiemu, które też odpowiednio się przygoto­wało do nowych warunków na Bałkanach.

Generał Falkenhayn zamierzył wielką ofensywę przeciwko Serbji i Czarnogórzu, aby ostatecznie złamać bohaterski opór tych naro­dów. Chodziło mu w pierwszym rzędzie w od­ciążenie Austro-Węgier, które musiały teraz znaczną część swoich sił skierować przeciwko Włochom. Chodziło mu również o uzyskanie dogodnej komunikacji przez Serbję i Bułgarję z Turcją. Planowana „likwidacja" Serbji mo­głaby również wywrzeć wpływ na niezdecydo­waną Rumunję, chociażby w sensie opóźnienia jej przyłączenia się do Koalicji. Wreszcie ofen­sywa przeciwserbska musiała oddziałać na wewnętrzne położenie Austro-Węgier, rozsa­dzanych słowiańską irredentą, której patrono­wali Czesi. Klęska Serbów powinna była ostu­dzić niekorzystne dla monarchji nastroje wśród słowian.

Pod koniec września Falkenhayn zdołał już skoncentrować znaczne siły, przeznaczone do natarcia. Ogólne kierownictwo nad dzia­łaniami przeciwko Serbji powierzono na skutek porozumienia z Austro-Węgrami i Bułgarją ge­nerałowi von Mackensenowi, bohaterowi'zwy­cięskiego natarcia swojej „falangi" w Galicji i w Lubelszczyźnie, a przedtem już wsławione­go w bitwie pod Łodzią.

Mackensenowi miały podlegać: 11 armja niemiecka, przewieziona z Lubelszczyzny, 3. ar­mja austrjacko-węgierską oraz 1 i 2 armie buł­garskie.

Mackensen opracował plan natarcia zgo­ła odmienny od poprzednich niefortunnych prób austrjackich. Zamiast od strony Bośni zdecydował się na natarcie odwieczną droga wszystkich najazdów przez Belgrad wzdłuż do­liny Morawy w kierunku Nisza. 3. armja au­strjacko-węgierską miała nacierać z zachodniej strony Belgradu, zaś niemiecka 11. armja od strony wschodniej. Równocześnie 1

armja

Page 249: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

bułgarska, koncentrująca się pomiędzy Duna­jem a Sof ją, miała uderzyć od północo-wschodu wpoprzek doliny Morawy przez Nisz. Tak więc Austrjacy, Niemcy i Bułgarzy mieli stanowić trzy odrębne grupy uderzeniowe, które powin-ne się były połączyć pomiędzy Kruszewacem a Niszem. Wreszcie czwartą grupę miała sta­nowić 2. armja bułgarska, której powierzono natarcie z okolic Kustendil (na południo-zachód od Sofji) na Skopi je i Negotin, a więc wpo-

W dniu 9 października oddziały niemiec ko-austrjackie wkroczyły do Belgradu, wywie­szając uroczyście swoje flagi na cytadeli stoli­cy serbskiej. Serbowie rozpoczęli uciążliwy od­wrót w kraju górzystym i -pozbawionym nale­żytych dróg w ogólnym kierunku na Nisz i No-wibazar. Równocześnie i obie armje bułgar­skie z impetem posuwały się naprzód. Serbowie zaciekle bronili w odwrocie każdej piędzi zie­mi ojczystej, wystawiając sobie wiekopomne

w ^

i

Kaukaska plastuńska dywizja w marszu na Erzerum.

przek drogi ewentualnego marszu wojsk an-gielsko-francuskich z Salonik. Terminem ogól­nego natarcia był dzień 6 października, a więc już nazajutrz po wypowiedzeniu wojny przez Bułgarję.

Wykonanie ofensywy Mackensena było zgodne z planem. Austrjacy i Niemcy rzucili wielkie siły do sforsowania Dunaju. Walki o linję Dunaju były ciężkie i krwawe, ale, po­mimo bohaterskiej obronie Serbów, zwycięstwo było po stronie austrjacko-niemieckiej, bogato wyposażonej w artylerję ciężką i środki tech­niczne.

świadectwo bohaterstwa i poświęcenia. Ale si­ły ich były zbyt słabe, aby mogły oprzeć się przeważającemu liczebnie przeciwnikowi. W dodatku wojska serbskie były wyniszczone już przez wojnę, a z racji braku amunicji i bro­ni ponosiły w walkach straszliwe straty w ran­nych i zabitych.

W dniu 5 listopada lewe skrzydło 3. armji austrjacko-węgierskiej oraz prawe skrzydło 1. armji bułgarskiej połączyły się z 11. armja nie­miecką na północ od Niszu. Smutne resztki armji Serbskiej cofały się w stronę Pristiny blisko granicy albańskiej, mając jeszcze nadzie-

50|

Page 250: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

riAMPANJA SERBSKA J£5l£NlĄ 131S PO*" o 10 \o »," ».° '?" k«

r °

Page 251: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

OFENSYW PRZECIW ROSJI LATEM UESIENIĄ ISIS R.

^ ~ t r e t pod k o n . e £ fcwi#t«ia J J | f ^

***** „

Page 252: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

ię wykorzystać linję kolejową, prowadzącą stamtąd przez Skoplje i Negotin do Salonik. _

Pod Pristiną Serbowie postanowili raz je­szcze stawić czoło przeciwnikowi na historycz-nem polu bitwy — na Kosowem Polu. W dniu 23 listopada rozegrała się decydująca bitwa, w której Serbowie ponieśli ostateczną i straszli­wą klęskę. Niedobitki wojska serbskiego, któ­rego niedolę dzielił sędziwy lecz bohaterski król Piotr, zostały zepchnięte przez sprzymierzone armje w bezdroża gór albańskich, pokrytych już śniegiem.

Pocisk znaleziony w leju głębokości 10 nitr.

Serbowie jednak nie poddali się, ratując honor narodu i oręża serbskiego. W niedają-cych się opisać okropnych warunkach, pozba­wieni zapasów, na rękach niosąc swoich ran­nych, resztki armji serbskiej, prowadzonej przez króla przedarły się poprzez góry albań­skie aż do wybrzeża morza Adrjatyckiego. Ar­mje sprzymierzone zaprzestały pościgu, nie chcąc się narażać na straty podobnych mar­szów zimowych w górach.

Do ostateczności wyczerpane resztki woj­ska serbskiego zostały zabrane na pokłady okrętów floty koalicyjnej, która pośpieszyła ra­tować Serbów na wody adrjatyckie. Przewie-

504

zieni na wyspę Korfu Serbowie musieli / cały rok, aby jako tako doprowadzić swoją szczuplutką już armję do poprzedniej warto­ści bojowej, aby natychmiast potem wziąć udział w walkach na froncie salonickim.

Co się tyczy tych wojsk serbskich, zresztą dość słabych, które walczyły z 2. armją bułgar­ską _ to te, częściowo wyparte pod Skoplje przyłączyły się do odwrotu przez Albanję, czę­ściowo zaś odrzucone pod Negotin przyłączyły się do salonickiego korpusu ekspedycyjnego Ko­alicji. Zwycięskie natarcie 2. armji bułgar­skiej odcięło główne siły serbskie od południa, uniemożliwiając im odwrót na terytorjum grec­kie.

Wyprawa salonickiej tak zwanej Armji Wschodniej miała następujący przebieg. Woj­ska francusko-angielskie, wysadzone w Saloni­kach, liczyły około 150.000 ludzi, a więc stano­wiły armję dość liczną, jak na stosunki bałkań­skie, świetnie wyekwipowaną i wyposażoną technicznie.

W ciągu października i listopada koalicyj­na Armja Wschodnia zorganizowała swoją ba­zę operacyjną w Salonikach, co nie było rzeczą łatwą ze względu na nieżyczliwość władz grec­kich, następnie zaś rozpoczęła marsz na północ doliną Wardaru. Wkroczywszy do Macedonji wojska angielsko-francuskie napotkały na za­cięty opór wojsk bułgarskich, które, ściągnięte również ze środkowej Serbji po wycofaniu się Serbów do Albanji, zajęły front Prilep — No-gatin — Strumica. W walkach, które się wy­wiązały, Bułgarzy odnieśli zupełne zwycięstwo nad Armją Wschodnią, zmuszając ją do pośpie­sznego odwrotu na terytorjum greckie. Nad granicą grecką Bułgarzy powstrzymali swój pościg, aby nie stwarzać trudności życzliwemu rządowi króla Konstantyna. Przewidywania ministra Delcasse'go poczęły się sprawdzać. Od początku nie miała Koalicja szczęścia na swo­im nowym salonickim froncie, który utrwalił się nad granicą serbsko - grecko - bułgarską.

Po „zlikwidowaniu" Serbji austrjacko-wę-gierski szef sztabu generalnego generał Con­rad von Hotzendorf, upojony zwycięstwem, do­magał się od Niemców dalszego współdziała­nia aby do końca doprowadzić kampanję na Bałkanach, a więc zdobyć broniąca się jeszcze w swoich górach, niby w twierdzy", Czarnogó­rę, okupować Albanję, oraz wyrzucić koalicyj­ną Armję Wschodnią z Salonik

. Ale generał Falkenhayn, który, jako szef 3 5 5 S X - a,bU / e n e r a l n e g o niemieckiego, miał bardziej decydujący głos od Conrada, był

Page 253: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

przeciwny tym pomysłom. Zadanie swoje na Bałkanach uważał za skończone. Połączenie z Turcją było otwarte; armja serbska wiążąca tak duże siły austrjackie w ciągu zgórą roku wojny, przestała istnieć; wreszcie powstanie frontu macedońskiego wiązało poważne siły ko­alicyjne bez większego pożytku i „zatrudniało" armję bułgarską w sposób dla niej najbardziej właściwy. Co do Czarnogórza Falkenhayn uważał, że teraz powinny wystarczyć własne siły Austrjaków, zaś przekroczenie granicy greckiej w pościgu za Armją Wschodnią może narazić państwa centralne na komplikacje w Grecji, gdzie stosunki ułożyły się już ko­rzystnie dla Niemiec. W dodatku wojska sprzymierzone były wyczerpane uciążliwą kam-panją w Serbji, zaś cały obszar Serbji posiadał fatalne drogi gruntowe, a na jedynej linji kole­jowej Belgrad — Nisz wszystkie niemal mosty były zburzone, co wymagało dłuższego czasu, aby tę kolej doprowadzić do stanu użyteczności. Dalsze więc działania wojenne byłyby poważnie utrudnione brakiem należytych połączeń tyło­wych w przeciwieństwie do koalicyjnej Armji Wschodniej, która posiadała bliską bazę ope­racyjną w Salonikach, połączoną dogodnemi szlakami morskiemi z całym światem.

Pod naciskiem przeto Falkenhayna zanie­chano aż do wiosny działań ofensywnych prze­ciwko Armji Wschodniej, ograniczając się do systemu obronnego nad granicą grecką. Zresz­tą położenie ogólne nigdy już nie pozwoliło na poważniejsze działania na froncie macedoń­skim.

Co do Koalicji — to po klęsce Serbji i wła-snem niepowodzeniu w Macedonji poważnie za­stanawiano się nad tern, czy nie wycofać Armji Wschodniej z Bałkanów. Ostatecznie jednak zdecydowano utrzymać front macedoński, sko­ro ten już powstał, miano bowiem na uwadze pertraktacje, prowadzone z Rumunją, oraz po­łożenie w Grecji. Nawet ze strony niemieckiej przyznaje się, że decyzja ta była całkowicie słu­szna. Gdyby Armja Wschodnia wycofała się była z Bałkanów — wszystkie armje bułgar­skie mogłyby skierować się nad granicę rumuń­ską, powstrzymując ją nietylko od wystąpienia po stronie Koalicji, ale może nawet zmuszając do przyłączenia się do wojny przeciwko Rosji, której położenie i bez tego było tragiczne. A tak Rumunja miała swobodę ruchów i decyzji. W Grecji, znajdującej się dzięki Armji Wscho­dniej pod silnym naciskiem Koalicji, również położenie poczęło kształtować się korzystniej dla Koalicji. Wenizelos w oparciu o Koalicję ponownie podjął walkę polityczną z królem Konstantym, odzyskując powoli utracone wpływy.

Co do Czarnogórza — to generał Conrad von Hotzendorf wbrew opinji Falkenhayna przeprowadził przeciwko niej poważną opera­cję, do której zaangażował znaczne siły, a któ­ra kosztowała Austr jaków nazbyt wiele w sto­sunku do rezultatów. Tak więc w dniu 11 sty­cznia 1916 roku wojska austrjacko-węgierskie zdobyły szturmem, kosztem wielkich ofiar, po­tężny masyw górski Łowczen, a 30 stycznia Skutari. Czarnogórze poddało się po bohater­skiej i długotrwałej obronie.

505

Page 254: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

SPIS RZECZY T O M I i II.

OD WYDAWNICTWA

ROZDZIAŁ I. PRZYCZYNY DZIEJOWE, TŁO I WYBUCH WOJNY ŚWIA­

TOWEJ

ROZDZIAŁ II. POLSKA W OBLICZU WOJNY ŚWIATOWEJ. ZARYS POLSKIEJ

POLITYKI NIEPODLEGŁOŚCIOWEJ 1864 — 1914 R. .

ROZDZIAŁ III. USTOSUNKOWANIE MOCARSTW EUROPEJSKICH W PRZE­

DEDNIU WOJNY ŚWIATOWEJ .

ROZDZIAŁ IV. NIEMIECKI PLAN WOJNY . . . . . . . .

ROZDZIAŁ V. POCZĄTEK AKCJI WOJENNEJ. FRONT ZACHODNI .

ROZDZIAŁ VI. DZIAŁANIA NA FRONCIE WSCHODNIM

ROZDZIAŁ VII. WALKI O KOLONJE NIEMIECKIE

ROZDZIAŁ VIII. USTALENIE FRONTU NA ZACHODZIE

ROZDZIAŁ IX. DALSZY ROZWÓJ DZIAŁAŃ WOJENNYCH NA WSCHODZIE

ROZDZIAŁ X. POŁOŻENIE ARMJI ROSYJSKIEJ POD KONIEC 1914 R. . PRZYSTĄPIENIE TURCJI DO MOCARSTW CENTRALNYCH . WOJNA NA MORZU. WIDMO BLOKADY NIEMIEC . BITWY ZIMOWE NA WSCHODZIE

Str.

65

121

143

156

192

269

276

289

317 329 348 354

Page 255: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

DALSZY CIĄG WALK ZIMOWYCH NA WSCHODZIE

ROZDZIAŁ XII. WALKA O DARDANELE

ROZDZIAŁ XIII. PRZYSTĄPIENIE ITALJI DO WOJNY

ROZDZIAŁ XIV. ŻYCIE GOSPODARCZE A WOJNA

ROZDZIAŁ XV. SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM OKRESIE WOJNY ŚWIA­

TOWEJ I SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM OKRESIE WOJNY ŚWIA­

TOWEJ II

ROZDZIAŁ XVI. WIELKA KLĘSKA ROSJAN NA ZIEMIACH POLSKICH

W 1915 R

Page 256: Ilustrowana Historja Wojny Światowej (Illustrated History of World War I - in Polish) vol 2

reggBfPggSf^gli^^g^f^a^Si&Bi