Ibsen Henryk - Wróg Ludu

download Ibsen Henryk - Wróg Ludu

of 141

Transcript of Ibsen Henryk - Wróg Ludu

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    1/141

    Wrg ludu

    Henryk Ibsen

    Tumaczenie: Waleria Marren

    http://pl.wikisource.org/wiki/Waleria_Marren%C3%A9http://pl.wikisource.org/wiki/Waleria_Marren%C3%A9http://pl.wikisource.org/wiki/Waleria_Marren%C3%A9http://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsen
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    2/141

    Wrg luduOsoby

    Henryk Ibsen

    DOKTR OTTON STOCKMANN, lekarz kpielowy. JOANNA, jego ona. PETRA, ich crka, nauczycielka. WALTER, FRYDERYK ich synowie, lat dziesi i trzynacie. HANS STOCKMANN, starszy brat doktora, burmistrz, dyrektor zakadu

    kpielowego. NIELS WORSE, garbarz, u ktrego chowaa si doktorowa Stockmann. HAUSTAD, redaktor , BILLING, wsppracownik "Posa ludu". HOLSTER, kapitan okrtu. THOMSEN, waciciel drukarni. Mieszczanie rozmaitych stanw, par kobiet, mnstwo uczniw.

    Sztuka rozgrywa si w nadbrzenem miecie w poudniowej Norwegii.

    http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_luduhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    3/141

    Wrg luduAkt I

    Henryk Ibsen

    Scena 1Scena 2Scena 3Scena 4 Scena 4 Scena 5 Scena 6

    Pokj w domu doktora Stockmanna. Umeblowanie skromne, ale przyzwoite; owietleniewieczorne. W cianie po prawej stronie dwoje drzwi, z ktrych dalsze prowadz do

    przedpokoju, a blisze do gabinetu doktora. W przeciwlegej cianie, naprzeciw drzwi odprzedpokoju, drzwi trzecie, prowadzce do dalszych pokoi; w rodku po tej samej stroniepiec, bliej kanapa, nad ni zwierciado, przed kanap st owalny, pokryty serwetdywanow. Na stole zapalona lampa. W cianie w gbi drzwi otwarte do jadalnego pokoju;

    przez nie wida st nakryty i zapalon lamp.

    []Scena pierwsza

    JOANNA, BILLING,potemBURMISTRZ,pniejHAUSTAD.Billing siedzi w jadalnympokoju, z serwet pod brod. Joanna soi przy stole i podaje mu talerz z duym kawakiempieczeni. Inne miejsca przy stole s prne, st jest w nieporzdku, jak po skoczonymposiku.

    JOANNA.

    Gdy si pan spniasz o godzin, musisz poprzesta na odgrzewanych potrawach.

    BILLING.

    (jedzc).Przewyborne! doskonae!

    JOANNA.

    Pan wie, jak mj m dba o porzdek domowy.

    BILLING.

    Ja te dlatego nie przychodz wczeniej. Mog powiedzie, e mi wszystko najlepiej smakuje,gdy mog je sam jeden i bez przeszkody.

    JOANNA.

    Skoro tylko panu smakuje. (nasuchuje).Zdaje si, e idzie paski kolega.

    BILLING.

    Prawdopodobnie.

    BURMISTRZ ST0CKMANN.

    http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_luduhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=1http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=1http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_Ihttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    4/141

    (wpaltocie, z lask i kapeluszem w rku).Dobry wieczr, pani bratowo!

    JOANNA.

    (wchodzc z jadalni).Ach! to ty, szwagrze. To adnie z twojej strony. Dobry wieczr, dobry

    wieczr!

    BURMISTRZ.

    Przechodziem wanie i... (spoglda ku drzwiom jadalni).Aa! macie goci?

    JOANNA.

    (nieco zmieszana).Nie... to tylko tak wypadkowo. (szybko)A moeby szwagier co pozwoli?

    BURMISTRZ.

    Ja? Nie, dzikuj. Gorca kolacya! nie, to dla mnie niestrawne.

    JOANNA.

    Wyjtkowo... raz.

    BURMISTRZ.

    Nie; dzi musz podzikowa. Poprzestaj na herbacie, zimnem misie i t. p. To zawsze... itroch tasze.

    JOANNA.

    (umiechajc si).Nie mylisz przecie, aebymy z Ottonem byli rozrzutni.

    BURMISTRZ.

    Ty nie, bratowo; dalek jest odemnie myl podobna.. (pokazuje na drzwi od gabinetudoktora).Moe go w domu niema?

    JOANNA.

    Poszed si przej z chopcami po kolacyi.

    BURMISTRZ.

    (umiechajc si).Prawdopodobnie dla zdrowia. (sucha)To pewno on.

    JOANNA.

    Nie, to byoby za prdko. (kto puka)Prosz.

    HAUSTAD.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    5/141

    (wchodzi z przedpokoju).

    JOANNA.

    Witam, witam, panie redaktorze.

    HAUSTAD.

    Musz przedewszystkiem prosi o przebaczenie. Zatrzymano mnie w drukarni. Dobrywieczr, panie burmistrzu.

    BURMISTRZ.

    (wit si troch sztywno).Do usug. Pan zapewne w interesie?

    HAUSTAD.

    Po czci. Miao by w naszej gazecie...

    BURMISTRZ.

    Rozumiem. Mj brat jest podobno czynnym wsppracownikiem "Posa ludu".

    HAUSTAD.Jest tak askaw, e kiedy ma co do powiedzenia, daje pierwszestwo naszemuorganowi.

    JOANNA.

    (do Haustada).Ale moe pan co pozwoli? (wskazuje pokj jadalny).

    BURMISTRZ.

    Nie mam mu wcale za ze, e odzywa si do tych czytelnikw, wrd ktrych znajdzienajwikszy oddwik. Przytem ja, panie redaktorze, nie mam adnego powodu niechci do

    paskiego dziennika.

    HAUSTAD.

    Tak si spodziewam.

    BURMISTRZ.

    W naszem miecie panuje dzielny duch, duch jawnoci prawdziwie obywatelski, a to zpowodu, e nas jednoczy przedsibiorstwo, wszystkich zarwno obchodzce.

    HAUSTAD.

    Tak. Zakad kpielowy.

    BURMISTRZ.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    6/141

    Wanie. Mamy ten nowy, wspaniay zakad kpielowy. Obaczysz, panie redaktorze, ezakad ten bdzie najwaniejszym czynnikiem dobrobytu naszego miasta. To niezaprzeczone.

    JOANNA.

    Otton mwi to samo.

    BURMISTRZ.

    Jake niezmiernym w przecigu tych ostatnich lat kilku jest wzrost naszego miasta! Ilepienidzy rozeszo si midzy

    ludzi. Wszdzie zajcie, wszdzie ycie. Codzie wznosz si nowe domy, grunta s corazdrosze.

    HAUSTAD.

    Kady znajduje prac.

    BURMISTRZ.

    Naturalnie. Podatek na ubogich zmniejszy si w sposb bardzo zadawalajcy dla klasposiadajcych, a zmniejszy si jeszcze niezawodnie, skoro tylko bdziemy mieli dobre lato.Wielu obcych przybyszw, wielu chorych, ktrzy roznios saw naszego

    zakadu...

    HAUSTAD.

    I jak syszaem, mamy najlepsze widoki.

    BURMISTRZ.

    Tak jest, jaknajlepsze. Codzie przychodz zamwienia na mieszkania i tym podobnie.

    HAUSTAD.

    W takim razie memorya doktora przychodzi w sarn por.

    BURMISTRZ.

    Czy znowu panu napisa jaki artyku?

    HAUSTAD.

    Napisa go jeszcze w zimie. Zachwala w nim kpiele i kreli obraz wybornych tutejszychstosunkw zdrowotnych. Ale dotd memorya ten ley.

    BURMISTRZ.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    7/141

    Zapewne by tam jaki kruczek?

    HAUSTAD.

    Wcale nie; mylaem tylko, e lepiej poczeka do wiosny, bo wwczas-to ludzie zaczynaj

    myle o letniem pomieszczeniu.

    BURMISTRZ.

    Susznie, susznie, panie redaktorze.

    JOANNA.

    Otton jest niezmordowany, gdy chodzi o zakad.

    HAUSTAD.

    Bo te on waciwie jest jego twrc.

    BURMISTRZ.

    On?... No, tak, tak. Obijaj mi si czsto podobne zdania o uszy. Zdaje mi si jednak, e jatake wziem w tem wielki udzia,

    JOANNA.

    Niezawodnie. Otton to cigle powtarza.

    HAUSTAD.

    Temu nikt nie moe zaprzeczy, panie burmistrzu. Pan ca t rzecz przeprowadzi, urzdzipraktycznie, wiedz o tem wszyscy. Chciaem tylko powiedzie, e pierwsza myl, pierwszyprojekt pochodzi od doktora.

    BURMISTRZ.

    Tak; pomysw nigdy nie brako memu bratu... Niestety! Ale gdy o to idzie, aeby je w czyn

    wprowadzi, potrzeba kogo innego, panie redaktorze. Miaem prawo sdzi, e przynajmniejtu w domu...

    JOANNA.

    Ale, kochany szwagrze...

    HAUSTAD.

    Jake moesz pan myle, panie burmistrzu...

    JOANNA

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    8/141

    (wskazujc pokj jadalny).Prosz, panie redaktorze, bd pan askaw tam przej. Mniezawodnie nadejdzie zaraz.

    HAUSTAD.

    Dzikuj... Tylko maleki ksek. (wychodzi do jadalni).

    BURMISTRZ

    (ciszej).To rzecz dziwna... Ci ludzie gminnego pochodzenia... s zawsze bez taktu.

    JOANNA.

    O c tu idzie? Moecie przecie z Ottonem podzieli si t saw.

    BURMISTRZ.

    Tak-by si zdawao. Widocznie jednak nie wszyscy gotowi s do tego podziau.

    JOANNA.

    Kt to powiedzia? Zgadzacie si tak doskonale z Ottonem. (sucha).Zdaje mi si, e onidzie.

    (idzie do drzwi od przedpokoju i otwiera je).

    []Scena drugaBURMISTRZ, STOCKMANN, JOANNA, HOLSTER, FRYDERYK iWALTER.

    STOCKMANN.

    (za drzwiami ze miechem i haasem).Masz jeszcze jednego gocia, Joanno! Jake to wesoo!Prosz, panie kapitanie. Tak... palto tutaj, na haku... Patrz, Joanno, zabraem go gwatemzulicy. Nie chcia na aden sposb.

    HOLSTER.

    (wchodzi i wita si z Joann).

    STOCKMANN.

    (we drzwiach).Chodcie, chopcy. No, teraz jestecie pewno zgodniali, jak wilki. Chod,kapitanie, sprobujesz take naszej pieczeni. (cignie Holstera do jadalnego pokoju, id tamtake Fryderyk i Walter, przywitawszy si z burmistrzem).

    JOANNA.

    Ottonie, nie uwaasz...

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=2http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=2
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    9/141

    STOCKMANN.

    (oglda si ode drzwi).Ach! to ty, Janie! (ciska go za rk).Jakem rad...

    BURMISTRZ.

    Niestety, mam tylko chwileczk czasu...

    STOCKMANN.

    Gupstwo! No, daj nam ponczu. Nie zapomniaa o ponczu, Joanno?

    JOANNA.

    Bro Boe! Woda si gotuje. (idzie do jadalnego pokoju).

    BURMISTRZ.

    Poncz?

    STOCKMANN.

    Tak; siadaj tylko, obaczysz, jak nam bdzie dobrze.

    BURMISTRZ.

    Dzikuj; nigdy nie uczestnicz w pijatyce.

    STOCKMANN.

    Tego przecie pijatyk nazwa nie mona.

    BURMISTRZ.

    Zdaje mi si jednak... (zaglda do jadalni).Rzecz zadziwiajca, jak tam szybko zaatwiaj siz prowiantami.

    STOCKMANN.

    (zacierajc rce).Jak to przyjemnie patrze, gdy modzi tak zajadaj! Zawsze przy apetycie.Ja sam take si tem chwal. Bez jada i napoju niema siy i energii. Oto ludzie, Janie, ktrzyzbuduj przyszo, bo takie stare chopcy, jak ty i ja...

    BURMISTRZ.

    Stare chopcy! No, no, zdaje mi si, e to burszowskie wyraenie.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    10/141

    Nie bierz-e tego tak powanie. Widzisz przecie, em taki wesoy... Czuj si niewymownieszczliwym w tem yciu ruchliwem, penem zajcia. W jakich pysznych czasach yjemy! Totak, jakby ksztatowa si wokoo nas wiat na nowo.

    BURMISTRZ.

    Istotnie tak sdzisz?

    STOCKMANN.

    Ty nie moesz naturalnie tak dokadnie pojmowa tego, jak ja. Ty przez cae ycie nigdystd nie wyjeda, a to wzrok przysania. Aleja, co tyle lat spdziem na dalekiej pnocy, wzakcie, w ktrym rzadko miaem sposobno widzie czowieka, coby mi podniolejszesowo powiedzia... Na mnie dziaa tutejsze powietrze, jak gdybym by przeniesiony donajruchliwszego, ogromnego miasta.

    BURMISTRZ.

    Hm! ogromnego miasta!

    STOCKMANN.

    Wiem dobrze, i tutejsze stosunki mog si wydawa ciasne w porwnaniu z wielu innemi.Ale tu jest ycie, ruch, rozwj, mona walczy, dziaa dla dobra innych. A to najwaniejsze.(woa)Joanno! czy nie by tu listonosz?

    JOANNA.

    (z jadalni).Nie.

    STOCKMANN.

    A przytem dobre pooenie materyalne. To si ceni, zwaszcza, gdy kto, jak ja, pozna gd ibied.

    BURMISTRZ.

    Ale...

    STOCKMANN.

    Tak jest: gd, bo tam na pnocy byo nam strasznie ciasno. A tu dobrobyt, obfito. Dzina obiad naprzykad mielimy zwierzyn, no i na wieczr take. Czy nie sprobujesz? Niech -e ci przynajmniej poka. Chod!

    BURMISTRZ.

    Nie, nie, prosz ci,

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    11/141

    No, to chod tam przynajmniej. Zobacz, jaki adny obrus.

    BURMISTRZ.

    Zauwayem to.

    STOCKMANN.

    A te lampy? Patrz, Joanna kupia je z pienidzy oszczdzonych z tych, jakie ma nautrzymanie domu. Nie prawda? takie rzeczy czyni dom miym. Sta no tutaj... Nie, nie, nietak... To mi owietlenie! Doprawdy uwaam, e u nas jest bardzo elegancko. Czy nie?

    BURMISTRZ.

    Gdy rodki na to pozwalaj...

    STOCKMANN.

    Tak, mog sobie na to pozwoli. Joanna mwi, e zarabiam tyle prawie, ile potrzebujemy.

    BURMISTRZ.

    Prawie! ach!...

    STOCKMANN.

    Ale czowiek nauki musi y troch wykwintnie.

    BURMISTRZ.

    Hm! hm!

    STOCKMANN.

    A przytem, Janie, ja doprawdy nie robi niepotrzebnych wydatkw. Tylko nie mog odmwisobie przyjemnoci gromadzenia koo siebie ludzi. Jest to dla mnie potrzeb. Ja, co tak dugo

    byem pozbawiony towarzystwa, musz widzie twarze wesoe, mode, dne dziaania, i tacy

    s ci wszyscy, ktrzy tam tak dzielnie zajadaj. Chciabym, aeby bliej pozna tegoHaustada.

    BURMISTRZ.

    Haustad ach! prawda, mwi mi, e w tych dniach znowu w jego pimie ukae si twjartyku.

    STOCKMANN.

    Mj?

    BURMISTRZ.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    12/141

    Tak, o kpielach. Napisae go jeszcze w zimie.

    STOCKMANN.

    Ach! ten... tak, tak... ale na teraz drukowa go nie chc.

    BURMISTRZ.

    Nie? Ja przeciwnie sdz, e teraz jest on wanie na czasie.

    STOCKMANN.

    Miaby suszno w zwykych okolicznociach. (chodzi po pokoju).

    BURMISTRZ.

    (przypatrujc mu si).Jakie to by mog okolicznoci niezwykle?

    STOCKMANN

    (przystajc).Nie mog ci tego powiedzie w tej chwili, Janie, ani te dzi wieczr. By moe,wypadn okolicznoci nadzwyczajne, a moe te wszystko zostanie po dawnemu. Najprdzej

    bdzie to tylko wytwr wyobrani.

    BURMISTRZ.

    C to za zagadki? Czy jest co takiego, czego mi nie chcesz wyjawi? Zdaje mi si jednak,e jako dyrektor zakadu kpielowego...

    STOCKMANN.

    A ja znw sdz, e jako... Nie, Janie... na c sobie mamy wzajemnie skaka do oczw?...

    BURMISTRZ.

    Nie maro zwyczaju skaka ludziom do oczw, jak si dobitnie wyraasz. dam jednakjaknajwyraniej, aeby wykonywane byy wszystkie rozporzdzenia, tyczce si interesw

    zakadu. Nie mog pozwoli na adne krzywe drogi.

    STOCKMANN.

    Albo kiedy chodziem krzywemi drogami?

    BURMISTRZ.

    Masz w kadym razie wrodzony pocig do chodzenia wasn drog, co w porzdnemzbiorowem dziaaniu jest niewaciwem w zupenoci. Jednostka musi si podda ogowi,czyli, mwic wyraniej, uchwaom, nad ktremi z woli ogu ma czuwa.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    13/141

    By moe, ale c mnie to obchodzi?

    BURMISTRZ.

    Ot zdaje mi si, kochany Ottonie, e tego nigdy nauczy si nie moesz. Uwaaj jednak,

    aeby tego nie poaowa wczeniej lub pniej. Ostrzegem ci. Teraz bywaj zdrw.

    STOCKMANN.

    Czy oszala? Jeste na faszywym tropie.

    BURMISTRZ.

    Ja na faszywym tropie? Na przyszo nie bd sobie tego pozwala, skoro ty... (kania sie wstron jadalnego pokoju).Adieu, pani bratowo. Wybaczcie, panowie. (wychodzi).

    []Scena trzecia

    STOCKMAN, JOANNA,pniejHAUSTAD, BILLING, FRYDERYK i WALTER.

    JOANNA.

    (wchodzc).Odszed?

    STOCKMANN.

    Bardzo rozgniewany.

    JOANNA.

    Ottonie, ce mu znowu zrobi?

    STOCKMANN.

    Nic wcale. Nie moe przecie da, aebym mu skada rachunki przed czasem.

    JOANNA.

    Z czego rachunki?

    STOCKMANN.

    Hm! hm! Dajmy temu pokj... Dziwna rzecz, e ten listonosz nie przychodzi.(Haustad,Billing i Holster, wstawszy od stou, wchodz do pokoju, wkrtce potem przyclwdz Fryderyki Walter).

    BILLING.

    (przecigajc si).Po takiej wieczerzy czowiek czuje si jakby odrodzonym.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=3http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=3
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    14/141

    HAUSTAD.

    Zdaje si, e pan burmistrz nie by dzi w dobrem usposobieniu.

    STOCKMANN.

    To pochodzi z odka. On le trawi.

    HAUSTAD.

    Masz pan suszno, zwaszcza e "Pose ludu" ley mu na wtrobie.

    JOANNA.

    Myl, e si pan z nim obszed wcale znonie.

    HAUSTAD.

    No, tak, w gruncie jednak jestemy cigle na stopie zbrojnego pokoju.

    BILLING.

    Zbrojny pokj. Tak, to najwaciwsze wyraenie.

    STOCKMANN.

    Nie zapominajmy, e mj brat jest kawalerem. Biedak nie ma ogniska, w ktrem byoby mudobrze. Wiekuicie tylko interesy. Da tego ta herbata. Jest to prawie jedyny jego napj... No,teraz, dzieci, przysumy krzesa do stou... Zaraz bdzie poncz.

    JOANNA.

    (idc do jadalnego pokoju).Zaraz, zaraz.

    STOCKMANN.

    Prosz, kapitanie, siadaj tu przy mnie na kanapie. Taki rzadki go... Siadajcie, panowie.

    (wszyscy siadaj wkoo stou. Pani Stockmann przynosi tac z maszynk do herbaty,szklankami i t. p.).

    JOANNA.

    Tu jest arak, tu rum, tu koniak. Niech kady sobie usuy.

    STOCKMANN.

    (biorc szklank).Tak zrobimy. A teraz cygara. Fryderyku, wiesz, gdzie stoj, a ty, Walterze,przynie mi fajk. (chopcy id do pokoju na prawo).Posdzam Fryderyka, e mi

    kiedyniekiedy zwdzi cygaro, ale udaj, em tego nie zauway. (chopcy przynosz to, po coich posano).Bierzcie, panowie. Co do mnie, trzymam si fajki. Ta oto bya mi towarzyszk

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    15/141

    w wielu burzliwych podrach na pnocy. (nakada j).... Taki wygodny ciepy pokj jestdoprawdy milszy od burz i wichrw.

    JOANNA.

    (haftujc).Kiedy pan wypywa, panie kapitanie?

    HOLSTER.

    Ju prawdopodobnie w przyszym tygodniu.

    JOANNA.

    Pyniesz pan do Ameryki?

    HOLSTER.

    Tak, pani doktorowo.

    BILLING.

    Nie bdziesz pan bra udziau w wyborach?

    HOLSTER.

    Wic znowu bd wybory?

    BILLING.

    Pan tego nie wiesz?

    HOLSTER.

    Nie; temi rzeczami wcale si nie zajmuj.

    BILLING.

    Nie obchodzi pana polityka?

    HOLSTER.

    Nie znam si na niej.

    BILLING.

    Ja rwnie; ale trzeba przecie korzysta z praw wyborcy.

    HOLSTER.

    Jakto? ci korzysta z nich maj, co wcale nie rozumiej, o co chodzi?

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    16/141

    BILLING.

    Nie rozumiej wcale? Co chcesz pan powiedzie? Spoeczestwo jest podobne do okrtu:wszyscy na pokadzie musz bra udzia w jego kierowaniu.

    HOLSTER.

    Na ldzie moe to by dobrem; ale na pokadzie doprowadzioby do zych rezultatw.

    HAUSTAD.

    Dziwna rzecz, e wiksza cz marynarzy tak si obojtnie zachowuje wzgldem sprawpublicznych.

    BILLING.

    To szczeglne.

    STOCKMANN.

    Marynarze podobni s do wdrownych ptakw: wszdzie czuj si u siebie. Ale zato mymusimy, panie redaktorze, tem silniej do tych spraw rk przykada. Czy jutrzejszy "Poseludu" bdzie zawiera co zajmujcego?

    HAUSTAD.

    Ma si rozumie; jednak nie s to rzeczy lokalne. Zato pojutrze zamierzam drukowa paskiartyku.

    STOCKMANN.

    Ach! ten artyku... Z nim musisz si pan jeszcze wstrzyma.

    HAUSTAD.

    Tak? A wanie teraz mamy tyle miejsca, i wedug mego zdania, jest to czas najwaciwszy.

    STOCKMANN.

    Tak, tak, moesz pan mie suszno, musimy jednak par dni poczeka. Pniej powiempanu przyczyn.

    []Scena czwarta

    CI iPETRA.

    PETRA.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=4http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=4
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    17/141

    (wpaszczu i kapeluszu, z paczk zeszytw pod pach, wchodzi z przedpokoju).Dobrywieczr.

    STOCKMANN.

    Dobry wieczr, Petro, przysza wreszcie. (Witaj si wszyscy, Petra Madzie swoje rzeczy ikajety na stoku przy drzwiach).

    PETRA.

    Jak tu mio!

    STOCKMANN.

    Brakowao nam ciebie.

    BILLING.

    (z zapaem).Czy mog pani szklank ponczu przyrzdzi.

    PETRA.

    (zbliajc si do stou).Dzikuj, wol uczyni to sama. Robisz mi pan zawsze za mocny...Ale prawda... ojcze, mam dla ciebie list (szuka przy rzeczach pooonych na krzele).

    STOCKMANN.

    List? Od kogo?

    PETRA.

    (szukajc w kieszeni paszczyka).Da mi go listonosz, gdym sza do szkoy.

    STOCKMANN.

    (powstaje i zblia si do niej).I teraz oddajesz mi go dopiero?

    PETRA.

    Nie miaam doprawdy czasu, wraca z nim do domu. Prosz, oto jest.

    STOCKMANN.

    (biorc list z ywoci).Daj dziecko, daj, niech zobacz (patrzy na adres).A dobrze.

    JOANNA.

    Czy to list, ktrego oczekiwa?

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    18/141

    Tak... Musz zaraz... Daj mi wiata, Joanno.

    JOANNA.

    Masz zapalon lamp na biurku.

    STOCKMANN.

    Dobrze, dobrze. Wybaczcie na chwilk. (wychodzi praw stron).

    []Scena pita

    POPRZEDNI bezSTOCKMANA.

    PETRA.

    Mamo, co to by moe?

    JOANNA.

    Nic nie wiem. W ostatnich dniach, ojciec. cigle si pyta o listonosza.

    BILLING.

    Prawdopodobnie, idzie o jakiego sawnego, kpielowego przybysza z Niemiec lub Anglii.

    PETRA.

    Biedny ojciec. Waciwie pracuje on za wiele (przyrzdza sobie poncz).Ach! jak mi bdziesmakowa!

    HAUSTAD.

    Czy pani dzi miaa lekcye w szkole wieczornej?

    PETRA.

    (pijc).Tak, dwie godziny.

    BILLING.

    A rano, cztery godziny, na pensyi?

    PETRA.

    (siadajc przy stole).Pi.

    JOANNA.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=5http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=5
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    19/141

    I widz, masz jeszcze zeszyty do poprawienia.

    PETRA.

    Ca pak.

    HOLSTER.

    Zdaje mi si, e pani take ma za wiele roboty.

    PETRA.

    Tak, i to mnie cieszy. Potem jest si strasznie zmczon.

    BILLING.

    I pani to lubi?

    PETRA.

    Niezawodnie. pi potem paradnie.

    WALTER.

    Musisz ty mie wiele grzechw na sumieniu, Petro?

    PETRA.

    Grzechw?

    WALTER.

    Tak, skoro tak pracujesz. Kaznodzieja mwi przecie, e praca jest kar za grzechy.

    FRYDERYK.

    (z wyrazem zamylenia).Jaki ty gupi, e wierzysz w takie rzeczy.

    JOANNA.

    No, no, Fryderyku.

    BILLING.

    (miejc si).To doskonae.

    HAUSTAD.

    A ty, Walterze, nie chciaby pracowa?

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    20/141

    WALTER.

    Nie, doprawdy.

    HAUSTAD.

    Wic c z ciebie bdzie?

    WALTER.

    Chciabym by najlepiej wikingiem.

    FRYDERYK.

    Ale wikingi byli poganami.

    WALTER.

    A czy ja, nie mgbym by poganinem?

    BILLING.

    Na tym punkcie, zgadzam si z tob, Walterze, i mwi to samo.

    JOANNA.

    (daje mu znaki).A jednake pan z pewnoci takim nie jest.

    BILLING.

    Doprawdy, e tak. Jestem poganinem i szczyc si tem.Obaczycie pastwo, e wkrtcewszyscy, ile nas jest, bdziemy znowu poganami.

    WALTER.

    A wwczas, wolno nam bdzie robi wszystko, co nam si podoba.

    BILLING.

    Co do tego, widzisz, Walterze...

    JOANNA.

    No, idcie ju dzieci, pewno musicie przygotowa si do szkoy.

    FRYDERYK.

    Chciabym jeszcze cho chwilk pozosta.

    JOANNA.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    21/141

    Ty take, idcie Obadwaj. (Chopcy mwi dobranoc i wychodz na lewo).

    HAUSTAD.

    Pani myli naprawd, e to dla chopcw szkodliwe sysze takie rzeczy.

    JOANNA.

    Ja nie wiem... w kadym razie jest mi to przykro.

    PETRA.

    Ale mamo, kopoczesz si zbytecznie.

    JOANNA.

    By moe, ale ja tego nie lubi, zwaszcza te tu w domu.

    PETRA.

    Wic nieprawda w domu, i w szkole? W domu si nie powinno mwi, a w szkole okamujesi dzieci.

    HAUSTAD.

    Pani kama musi?

    PETRA.

    Tak. Niech pan pomyli, e musimy mwi wiele rzeczy, w ktre sami nie wierzymy.

    BILLING.

    Niewtpliwie.

    PETRA.

    Gdybym tylko miaa rodki, sama zaoyabym szko i tam byoby inaczej.

    BILLING.

    O, co si tyczy rodkw...

    HOLSTER.

    Jeli pani to mwi na prawd, oddam pani do rozporzdzenia duy pokj. Mj dom cayprawie stoi pusty; a na dole, znajduje si obszerna jadalnia, ktra...

    PETRA.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    22/141

    (z umiechem).Dzikuje bardzo, panie kapitanie, ale z tego nic by nie moe.

    HAUSTAD.

    Nie, spodziewam si, e panna Petra bdzie kiedy dziennikark...A propos,czy pani ju

    przeczytaa powie angielsk, ktr obiecaa dla nas przetmaczy?

    PETRA.

    Jeszcze nie, ale tmaczenie otrzyma pan w czasie waciwym.

    []Scena szsta

    STOCKMANN, JOANNA, PETRA, HOLSTER, HAUSTAD, BILLING poniejFRYDERYK i WALTER.

    STOCKMANN.

    (wstrzsajc listem).Oto rzecz, ktra cale miasto poruszy. To dopiero nowina.

    BILLING.

    Nowina?

    JOANNA.

    C to za nowina?

    STOCKMANN.

    Wielkie odkrycie, Joanno.

    HAUSTAD.

    Odkrycie!

    JOANNA.

    I ty je zrobi?

    STOCKMANN.

    Ja, ja, (przechadza si tu i tam).Teraz mog sobie mwi, e to s moje przywidzenia przywidzenia i wyjtkowe fakty, Ale strzedz si bd, ha! ha! strzedz si bd.

    PETRA.

    O c to idzie, ojcze?

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=6http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_I&action=edit&section=6
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    23/141

    STOCKMANN.

    Cierpliwoci. Dowiecie si wszystkiego. Szkoda, e niema tu ju mego brata. Ot topokazuje si, e my wszyscy bdzimy, jak lepe robaki ziemne.

    HAUSTAD.

    Ale, co pan przez to rozumie, panie doktorze?

    STOCKMANN.

    (stajc przy stole).Panuje przecie powszechne mniemanie, e nasze miasto, jest absolutniezdrow miejscowoci.

    HAUSTAD.

    Rozumie si.

    STOCKMANN.

    Nadzwyczaj zdrow miejscowoci, ktr zarwno chorym jak zdrowym gorco polecamona.

    JOANNA.

    No tak, Ottonie.

    STOCKMANN.

    Jako takie, chwalilimy je przed caym wiatem. Ja sam pisaem o tem broszury i artykuy poartykuach, w "Pole luda".

    HAUSTAD.

    No, tak, i c dalej?

    STOCKMANN.

    A zakad kpielowy nazywalimy nerwem, pulsem miasta i Bg wie czem jeszcze...

    BILLING.

    Tak jest, w chwili zapau uczciem go sam nazw bijcego serca.

    STOCKMANN.

    Przypominam sobie. Czy wiecie jednak, czem w rzeczywistoci jest ten wielki, wspaniay,umiowany zakad, ktry tyle kosztowa? Czy wiecie, czem on jest?

    HAUSTAD.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    24/141

    Czeme?

    JOANNA.

    Powiedz-e ju raz.

    STOCKMANN.

    Ten cay zakad jest siedliskiem zarazy.

    PETRA.

    Zakad kpielowy, ojcze?

    JOANNA

    (jednoczenie).Nasze kpiele?

    'HAUSTAD'

    (tak samo).Ale panie doktorze!

    BILLING.

    Niepodobna!

    STOCKMANN.

    Cay ten zakad, powiadam, jest zatrut dziur w najwyszym stopniu szkodliw. Cay brud zfabryk pooonych w Mhlthalu, ktre wydaj do koa wo tak okropn, przescza si do rur

    prowadzcych wod do zbiornikw i ten sam przeklty, trujcy brud, ukazuje si take nawybrzeu.

    HOLSTER.

    Tam gdzie s kpiele morskie?

    STOCKMANN.

    Tam wanie.

    HAUSTAD.

    Skde pan wie o tem tak dokadnie, panie doktorze?

    STOCKMANN.

    Zbadaem te okolicznoci o ile mona gruntownie. Och! oddawna ju podejrzy waem co

    podobnego. Zeszego lata, zdarzyy si pomidzy gomi kpielowemi, liczne wypadkibardzo zastanawiajcych chorb, tyfusu, gastrycznych gorczek...

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    25/141

    JOANNA.

    Ach! przypominam sobie.

    STOCKMANN.

    Sdzilimy wwczas, e te choroby zostay tu zawleczone. Pniej jednak w zimie,wpadem na inny pomyli poddaem wod cisemu rozbiorowi.

    JOANNA.

    Wic to dlatego pracowae tak niezmordowanie?

    STOCKMANN

    (z umiechem).Niezmordowanie! moesz to powiedzie, Joanno. Ale tutaj, brako mi

    rodkw naukowych, posaem wic prbki naszej wody do picia i wody morskiej, douniwersytetu aeby znakomity chemik, Nissen, dokona ich analizy,

    HAUSTAD.

    I odebrae pan wiadomo!

    STOCKMANN

    (pokazujc list).Tu j mam. Okazao si dowodnie, e w wodzie znajduj si materyeorganiczne miliony bakteryj. Wystawi sobie atwo, jakie to szkodliwe, zarwno przy

    piciu wody, jak przy kpieli.

    To szczcie, e si o tem we waciwym czasie przekona.

    STOCKMANN.

    Nieprawda?

    HAUSTAD.

    I c pan teraz zamierza, panie doktorze?

    STOCKMANN.

    Naturalnie, stara si o zdrow wod.

    HAUSTAD.

    A czy to moliwe?

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    26/141

    Musi by moliwe, inaczej cay zakad przepadnie.. Niema co mwi, ja ju obmyliemwszystko, co trzeba zrobi.

    JOANNA.

    e te Ottonie, trzymae to w tajemnicy przed nami.

    STOCKMANN.

    Miaem to moe w caem miecie roztrbi, zanim sam byem pewny swego? To byobyszalestwem.

    PETRA.

    Nam przecie moge powiedzie.

    STOCKMANN.

    Nikomu na wiecie. Jutro za to, moesz i do "starego lisa".

    JOANNA.

    Ale, Ottonie.

    STOCKMANN.

    No to do starego dziadka. Ten dopiero otworzy wielkie oczy. Jemu si zawsze zdaje, e niejestem do zdolny, no i wielu innych tak sdzi zauwayem to dobrze. Zobacz terazdobrzy ludkowie, zobacz (chodzi zacierajc race).Dopiero to bdzie zamiszanie, Joanno.Wszystkie rury wodne musz by przeoone.

    HAUSTAD

    (powstajc).Wszystkie rury wodne.

    STOCKMANN.

    Ma si rozumie. S pooone za nizko. Powinny by daleko wyej.

    PETRA.

    Pokazao si wic, e miae suszno.

    STOCKMANN.

    Ach! przypominasz sobie, Petro, pisaem przeciw projektowi, gdy je miano ukada.Wwczas jednak sucha mnie nie chciano. Bdcie przekonani, e teraz nie osodziem

    piguki ojcom miasta naturalnie, wobec administracyi zakadu, wykazuj stan rzeczy

    obszernie. Ju cay tydzie mj memorya ley gotowy, czekaem tylko na to (pokazuje list).Ale teraz przel im dokument (idzie do swego pokoju i powraca zaraz z papierami).Patrzcie,

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    27/141

    cztery drobno zapisane arkusze! Dodaj do tego list sawnego chemika... Daj mi jak gazet,Joanno. Co do obwinicia... dobrze... tak oto... i daj to sucej, niech zaraz odniesie do

    burmistrza.

    JOANNA

    (wychodzi z pakietem do jadalnego pokoju).

    PETRA.

    Co te stryj Jan na to powie?

    STOCKMANN.

    C powiedzie moe? Rad bdzie z caego serca, e tak wana rzecz na jaw wysza.

    HAUSTAD.

    Czy niema pan co przeciw temu, panie doktorze, aebym w "Pole" umieci wzmiank o temodkryciu.

    STOCKMANN.

    Owszem, bd panu wdziczny.

    HAUSTAD.

    Jest rzecz podan, aeby publiczno jak najprdzej dowiedziaa si o tem.

    STOCKMANN.

    Niezawodnie.

    'JOANNA'

    (wracajc).Ju posiaam.

    BILLING.

    Doprawdy, panie doktorze, stae si od roku pierwszym obywatelem w miecie.

    'STOCKMANN'

    (chodzi po pokoju zadowolony).Ach! c znowu. Speniem tylko obowizek. Byemszczliwym odkrywc, niczem wicej; a przytem...

    BILLING.

    Czy panowie nie sdz, e miasto powinno wyprawi pochd z pochodniami doktorowiStockmannowi.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    28/141

    HAUSTAD.

    Myl szczliwa! Zajmijmy si tem.

    BILLING.

    Jeszcze dzi wieczr postarajmy si zoy komitet. Moe drukarz Thomsen i pan i ja i inni.

    STOCKMANN.

    Ale moi drodzy, dajcie pokj podobnym dziecistwom.

    HAUSTAD.

    Ale, panie doktorze, kto si tak zasuy rodzinnemu miastu...

    STOCKMANN.

    Nie, nie, sysze nawet nie chc o takich rzeczach... Gdyby nawet administracya kpielowachciaa mi powikszy pensy, nie przyjbym. Joanno, sowo ci daj, ebym nie przyj.

    JOANNA.

    Miaby suszno, Ottonie.

    PETRA

    (podnoszc szklank).Za twoje zdrowie, ojcze.

    HAUSTAD, BILLING.

    Zdrowie twoje, panie doktorze (trcaj si ze Stockmannem).

    HOLSTER

    (trcajc si ze Stockmannem).Oby twoje odkrycie przynioso ci wiele radoci!

    STOCKMANN.

    Dzikuj, dzikuj, przyjaciele. Czuj si prawdziwie szczliwym. Jak bogiem jestpoczucie, e si czem przysuyo prawdziwie Ojczyznie i wspobywatelom. Wiwat!Joanno (chwyta j wp i walcuje z ni po pokoju, Pani Stockmann krzyczy i usiuje uwolni

    si z jego rk. miechy i krzyki. Fryderyk i Walter zwabieni haasem zagldaj przez drzwiswego pokoju).

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    29/141

    Wrg luduAkt II

    Henryk Ibsen

    Scena 1Scena 2Scena 3Scena 4Scena 5 Scena 6 Scena 7 Scena 8 Scena 9

    Ten sam pokj.

    []Scena pierwsza

    JOANNA,potemSTOCKMANN.

    JOANNA

    (wchodzi z zapiecztowanym listem w rku z jadalnego pokoju i stuka do drzwi w gbi).Jeste tam, Ottonie?

    STOCKMANN

    (w swoim pokoju).Tylko co wrciem (wchodzi).Co tam?

    JOANNA.

    List od twego brata (oddaje mu go).

    STOCKMANN.

    Aha! zobaczymy (rozdziera szybko kopert i czyta)."Przysany rkopis bdzie wkrtce...(czyta dalej pgosem).Hm!

    JOANNA.

    C on pisze?

    STOCKMANN(chowajc list do kieszeni).Pisze tylko, e koo poudnia sam tu przyjdzie.

    JOANNA.

    Pamitaje by w domu.

    STOCKMANN.

    Bd spokojna. Wanie pozbyem si ju rannych wizyt.

    JOANNA.

    http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_luduhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=1http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=1http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    30/141

    Jestem doprawdy ciekaw, jak on to przyjmie.

    STOCKMANN.

    Obaczysz, nie bdzie mu po myli, e to... nie on zrobi to odkrycie.

    JOANNA.

    Tego si take boj.

    STOCKMANN.

    W gruncie rzeczy powinien si cieszy, ale... Jan, zawsze jest w obawie, e inni mog takeczem przysuy si miastu.

    JOANNA.

    Byoby najlepszym wyjciem, gdyby, Ottonie, podzieli si z nim chwa odkrycia. Czy niemonaby powiedzie, e to on ci na lad naprowadzi?

    STOCKMANN.

    Co do mnie, byle zo z gruntu zostao usunite, wszystko inne jest mi obojtne.

    []Scena druga

    CI iNIELS WORSE.

    NIELS WORSE

    (otwiera drzwi przedpokoju i zaglda ciekawie, umiecha si i pyta pogwizdujc).Czy toprawda?

    JOANNA.

    To ty, ojcze?

    STOCKMANN.

    Te! Dzie dobry, dzie dobry.

    JOANNA.

    Nieche ojciec wejdzie.

    NIELS WORSE.

    Wejd, jeli to prawda. Inaczej odchodz.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=2http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=2
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    31/141

    STOCKMANN.

    Co ma by prawd?

    NIELS WORSE.

    Ta gupia historya z wodocigami. Czy to prawda?

    STOCKMANN.

    Naturalnie. Ju si ojciec dowiedzia.

    NIELS WORSE

    (wchodzc).Petra wstpia do mnie idc do szkoy.

    STOCKMANN.

    Aha!

    NIELS WORSE.

    Tak... I powiedziaa mi, e rozptano niedwiedzia... Mylaem, e ze mnie artuje, ale to doniej niepodobne.

    STOCKMANN.

    Nieche Bg broni.

    NIELS WORSE.

    No, no; to ju nikomu zaufa nie mona. Zanim si kto spostrzee, znajdzie si wniebezpieczestwie. I to rzeczywicie prawda?

    STOCKMANN.

    Najprawdziwsza. Ale, nieche ojciec siada (sadza go na kanapie).To istotne szczcie dla

    miasta.

    NIELS WORSE

    (wstrzymujc miech).Szczcie dla miasta?

    STOCKMANN.

    Tak, em zrobi w czas to odkrycie.

    NIELS WORSE

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    32/141

    (jak wprzdy).Tak, tak, tak. Nigdym si nie spodziewa, eby wasnemu bratu takiego figlawypata.

    STOCKMANN.

    Figla?

    JOANNA.

    Ale ojcze!

    NIELS WORSE

    (opiera gow i rce na gace od laski i spoglda drwico na doktora). Wic jake stoj rzeczy?Czy nie dostao si tam jakie zwierz do rur wodocigowych?

    STOCKMANN.

    Bakterye.

    NIELS WORSE.

    Ba, bakterye... hm!... Jak mwi Petra, dostao si tam mnstwo tych bakteryj, miliony czybiliony.

    STOCKMANN.

    No tak!

    NIELS WORSE.

    A przecie nikt ich dojrze nie moe. Nieprawda?

    STOCKMANN.

    Nie, dojrze ich nie mona.

    NIELS WORSE

    (z cichym suchym miechem).Jest to doprawdy najpyszniejsza sztuka, jak kiedykolwiekurzdzi.

    STOCKMANN.

    Jakto?

    NIELS WORSE.

    Nigdy i niczem nie przekonasz o tem burmistrza. stockmann. Obaczymy.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    33/141

    NIELS WORSE.

    Czy sdzisz naprawd, e bdzie tak szalonym?

    STOCKMANN.

    Mam nadziej, e cae miasto bdzie tak szalone.

    NIELS WORSE.

    Cae miasto? Tak, to by moe, toby godnem byo ojcw miasta. Oni chc wszyscy bymdrszemi od nas starych. Byli tak nieogldni, e mnie wyrzucili z rady miejskiej. Dobrze imteraz za to. Wymyl im tylko zwierz, co si zowie.

    STOCKMANN.

    Ale, ojcze.

    NIELS WORSE.

    Syszysz? Co si zowie (wstaje z miejsca).Niech tylko burmistrz i jego przyjaciele dadz cisi wzi, a ja odrazu zo dwiecie koron dla biednych.

    STOCKMANN.

    Ach! jakby to adnie byo z twojej strony.

    NIELS WORSE.

    W dodatku, nie mam ich, jak wiesz dobrze, ale zrb to tylko, a na przysze Boe Narodzeniebiedni dostan odemnie sto koron.

    []Scena trzecia

    CI iHAUSTAD.

    HAUSTAD

    (wchodzc z przedpokoju).Dziedobry, (zatrzymuje si).O! przepraszam.

    STOCKMANN.

    Chode pan bliej.

    NIELS WORSE

    (drwicy). A ten, czy take daje si na to wzi?

    HAUSTAD.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=3http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=3
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    34/141

    Co pan przez to rozumie?

    STOCKMANN.

    Naturalnie, e si da wzi.

    NIELS WORSE

    Myl sobie, ta caa historya bdzie sta w dziennikach Tak Stockmanie; podobasz mi si.Tylko dobrze odmaluj przemdrych ojcw miasta... A teraz musz ju i.

    STOCKMANN.

    Zosta, ojcze, jeszcze chwilk.

    NIELS WORSE.

    Dzikuj, musze i. Moe i im urzdzi doskonay kawa - im wikszy, tem lepiej... niepjdzie im to na szkod... (wychodzi).

    JOANNA

    (odprowadza go).

    STOCKMANN

    (miejc si). Wyobra pan sobie, mj te nie wierzy wcale w t ca history.

    HAUSTAD.

    Wic on o tem mwi?

    STOCKMANN.

    Tak. Zapewne pan w tej sprawie przyszede.

    HAUSTAD.

    Ma si rozumie. Masz pan chwilk czasu?

    STOCKMANN.

    Jestem zupenie na twoje rozkazy, kochany Haustadzie.

    HAUSTAD.

    Czy masz pan odpowied od burmistrzat?

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    35/141

    Jeszcze nie; wkrtce ma tu by sam.

    HAUSTAD.

    Wczoraj wieczorem dugo nad tem rozmylaem.

    STCKMANN.

    I c?

    HAUSTAD.

    Pan, jako doktr, jako uczony, uwaasz ten wypadek z wodocigami za fakt wyjtkowy. Aleczy te panu na myl nie przyszo, e jest to tylko jedno ogniwo w acuchu naduy.

    STOCKMANN.

    Jakto? Prosz ci, redaktorze, siadajmy... O, tu na kanapie. (Haustad siada na kanapie, doktrna krzele po drugiej stronie stou).Wic pan sdzisz?...

    HAUSTAD.

    Wczoraj mwie pan, e wod psuj zgnie odpadki, w ziemi ukryte.

    STOCKMANN.

    Niewtpliwie; pochodz one z zatrutych bagnisk w fabrycznej rozpadlinie.

    HAUSTAD.

    Daruj, panie doktorze; mnie si zdaje, e one pochodz z innych zupenie bagnisk.

    STOCKMANN.

    Z jakich bagnisk?

    HAUSTAD.

    Z tych, w ktrych tkwi nasze wszystkie stosunki miejskie.

    STOCKMANN.

    C to za mowa, panie Haustad?

    HAUSTAD.

    Wszystkie interesa miasta dostay si jedne po drugich w rce grupy urzdnikw,przesiknitych biurokracy.

    STOOKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    36/141

    Wszyscy przecie nie s urzdnikami.

    HAUSTAD.

    Albo s urzdnikami, albo ich przyjacimi i stronnikarni. Tylko bogaci tylko ludzie ze

    znanemi nazwiskami stoj tutaj na czele.

    STOCKMANN.

    Ci ludzie jednak s wszyscy dzielni i zdolni.

    HAUSTAD.

    Ojcowie miasta dali dowd swojej zdolnoci, gdy urzdzili wodocigi tam, gdzie si obecnieznajduj.

    STOCKMANN.

    To byo wielkiem gupstwem z ich strony, ale to si poprawi.

    HAUSTAD.

    Sdzi pan, e to pjdzie gadko?

    STOCKMANN.

    Gadko, czy nie, zrobi si musi.

    HAUSTAD.

    Zapewne, jeli prasa napiera bdzie.

    STOCKMANN.

    Nie bdzie tego potrzeby. Jestem przekonany, e mj brat...

    HAUSTAD.

    Wybacz mi, panie doktorze, ale ja zamierzam wzi t rzecz w moje rce.

    STOCKMANN.

    W "Pole ludu"?

    HAUSTAD.

    Tak. Gdym obj kierunek tego pisma, miaem zamiar zerwa t obrcz zardzewiaych poj,moc ktrych wadza dostaa si w rce rdzennych, upartych mieszczan.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    37/141

    Sam mi pan opowiadae, jak si te zamiary skoczyy: "Pose" upad niemal zupenie.

    HAUSTAB.

    Tak jest; wwczas bylimy zmuszeni bro zoy. Zakad kpielowy nie mgby przyj do

    skutku, gdyby nie utrzyma si zarzd miejski. Teraz jednak zakad istnieje i moemy si beztych panw obej.

    STOCKMANN.

    Obej si moemy. Przecie winnimy im wielk wdziczno.

    HAUSTAD.

    Ta te ich nie minie. Ale dziennikarz, nalecy, jak ja, do stronnictwa ludowego, nie moeopuci tak doskonaej sposobnoci. Trzeba raz obali wiar w nieomylno rzdzcych. Ten

    przesd, jak i kady inny, powinien by wykorzeniony.

    STOCKMANN.

    W tem zgadzam si z panem zupenie. Jeli to przesd precz z nim.

    HAUSTAD.

    Nie chciabym jednake zbyt ostro dotyka burmistrza, bo jest on paskim bratem. Z drugiejstrony, wiesz pan dobrze, i prawda nie znosi adnych wzgldw.

    STOCKMANN.

    Naturalnie, to rozumie si samo przez si... przecie... przecie...

    HAUSTAD.

    Nie miej mi pan tego za ze; nie jestem ani samolubniejszym, ani ambitniejszym od innych.

    STOCKMANN.

    Kt pana o to posdza?

    HAUSTAD.

    Jak pan wie, pochodz z ludu, i miaem sposobno przekonania si, e naley koniecznieobznajamia wszystkich z kierownictwem interesw oglnych. To jedno tylko rozwijazdolnoci i poczucie obowizku.

    STOCKMANN.

    Rozumiem to doskonale.

    HAUSTAD.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    38/141

    A przytem uwaam, i dziennikarz bierze na siebie cik odpowiedzialno, jeli opuszczaszczliw sposobno wstrznicia temi masami maluczkich, ucinionych. Wiem bardzodobrze i w obozie wielkich bdzie to pitnowane nazw buntowniczych podburza i t. p. Aleto mnie nie powstrzyma, skoro mam czyste sumienie.

    STOCKMANN.

    Susznie, susznie, kochany Haustadzie; skoro tylko sumienie jest czyste... Jednake...Pomimo to... nad t rzecz bardzo zastanowi si trzeba! (kto stuka).Prosz.

    []Scena czwarta

    STOCKMANN, HAUSTAD; THOMSEN wchodzi z przedpokoju, ubrany skromnie, aleporzdnie, w czarnym kolorze; ma biay krawat, rkawiczki i filcowy kapelusz w rku.

    THOMSEN(kaniajc si).Przepraszam pana doktora, e jestem tak miay...

    STCKMANN

    (powstajc).Pan, panie Thomsen?

    THOMSEN.

    Tak.

    HAUSTAD.

    Czy pan do mnie?

    THOMSEN.

    Nie; do pana doktora.

    STOCKMANN.

    Czeme mog suy?

    THOMSEN.

    Czy to prawda, co mi opowiada pan Billing, e pan stara si dla nas o lepsz wod?

    STOCKMANN.

    Tak, dla zakadu kpielowego.

    THOMSEN.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=4http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=4
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    39/141

    Przyszedem panu owiadczy, i w takim wypadku gotw jestem popiera pana ca si.

    HAUSTAD

    (do Stockmanna).Widzi pan.

    STOCKMANN.

    Serdeczne dziki. Przecie...

    THOMSEN.

    Nie zaszkodzi panu mie w odwodzie nas, to jest maego mieszczastwa; tworzymy tu wmiecie zwart wikszo, jeeli tylko chcemy, a zawsze dobrze, panie doktorze, miewikszo za sob.

    STOCKMANN.

    Niewtpliwie. Nie pojmuj przecie, eby tu byy potrzebne jakiekolwiek przygotowania.Zdaje mi si rzecz tak prost, tak jasn...

    THOMSEN.

    W adnym razie to nie zaszkodzi. Znam nawskro nasze powagi, a kto ma wadz w rku,niechtnie idzie za cudzem zdaniem. Moe wic byoby poytecznem, urzdzi mademonstracy.

    HAUSTAD.

    Jestem, tego samego zdania.

    STOCKMANN.

    Jak demonstracy urzdzi chcecie?

    THOMSEN.

    Uczynimy to, naturalnie, z umiarkowaniem, panie doktorze; staram si zawsze o wielkieumiarkowanie, bo pierwsz cnot obywatelsk jest umie utrzyma miar.

    STOCKMANN.

    Jeste pan znany z tej strony, panie Thomsen.

    THOMSEN.

    Zdaje mi si, e susznie... A co si tyczy tych wodocigw, jest to dla nas maegomieszczastwa, rzecz bardzo wan. Kpiele obiecaj by dla miasta zotodajn niw, mamy

    wszyscy nadziej y z nich; zwaszcza te my, waciciele domw, chcielibymy te zakadwspiera, a poniewa ja stoj na czele stowarzyszenia wacicieli...

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    40/141

    STOCKMANN.

    Wic?

    THOMSEN.

    ... A prcz tego jestem ajentem Towarzystwa wstrzemiliwoci tak, pan doktr wieprzecie, i dziaam take w tym kierunku...

    STOCKMANN.

    Wiem, wiem.

    THOMSEN.

    ... Mam wic sposobno porozumiewania si z najrozmaitszemi ludmi, a znaj mnie

    przytem i wiedz, e jestem rozsdny, miujcy spokj, mam pewien wpyw tutaj w miecie,przedstawiam rodzaj malekiej potgi.

    STOCKMANN.

    Wiem o tem wszystkiem, panie Thomsen.

    THOMSEN.

    A wic widzi pan, z atwoci przyszoby mi poda adres, gdyby si sprawy zaogniy.

    STOCKMANN.

    Adres?

    THOMSEN.

    Tak, rodzaj dzikczynnego adresu od obywateli z powodu, i pan ujawnie rzecz tak wan.Ma si rozumie, i adres powinien by uoony w sposb ogldny, aeby nie urazi powag itych, co piastuj wadz. Ale jeli zachowamy t ostrono, nikt za ze wzi go nie moe.

    HAUSTAD.

    Chociaby nawet patrzano na krzywem okiem...

    THOMSEN.

    Nie, nie, nie, adnego przytyku do powag, panie Haustad. adnej opozycyi wzgldem ludzi,ktrzy s nam tak blizcy. W tym wzgldzie mam pewne dowiadczenie; to do niczegodobrego nie doprowadzi. Jednake umiarkowane, chociaby nawet swobodniewypowiedziane zdanie adnego obywatela obrazi nie moe.

    STOCKMANN

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    41/141

    (ciskajc mu rk).Nie mog wypowiedzie, kochany panie Thomsen, jak jestemszczliwy, e si wspobywatele okoo mnie skupiaj... Czy mgbym panu suyszklaneczk sherry?

    THOMSEN.

    Dzikuj bardzo. Nie pijam wcale spirytualiw.

    STOCKMANN.

    To moe szklank piwa.

    THOMSEN.

    Dzikuj, dzikuj i za to, panie doktorze. Tak rano niczego nie pijam... Teraz piesz domiasta, aeby si naradzi z czci wacicieli domw i wpyn na ich zdanie.

    STOCKMANN.

    Wdziczny panu jestem za t gotowo, ale doprawdy nie chce mi si w gowie pomieci,aeby te wszystkie zabiegi byy potrzebne. Zdaje mi si, i rzecz powinna pj sama przezsi.

    THOMSEN

    (z umiechem).Panie doktorze, z powagami rzeczy nie id tak atwo.

    HAUSTAD.

    Jutro w "Pole ludu" damy im troch bodca.

    THOMSEN.

    Tylko nie zbyt silnego! Zwaaj pan na moj rady, gdy w szkole ycia nabyem trochdowiadczenia... A teraz egnam, panie doktorze. W kadym wypadku mae mieszczastwostanie jak mur za panem. Bdziesz mia zwart wikszo po swojej stronie.

    STOCKMANN.

    Jeszcze raz serdeczne dziki, kochany panie Thomsen. (ciska go za rk).Do zobaczenia!

    THOMSEN.

    Do zobaczenia, panie doktorze. (egna si i wychodzi przez przedpokj ze Stockmanem, ktrygo odprowadza).

    HAUSTAD

    (skoro doktr powrci).No, c pan na to mwi, panie doktorze? Czy nie czas rzuci si nato ospalstwo, na to tchrzostwo?

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    42/141

    STOCKMANN.

    Mwisz pan o Thomsenie?

    HAUSTAD.

    Tak. Jakkolwiek dzielny w niektrych razach, naley do ludzi, ktrzy tkwi w bocie, i tacy sw wikszoci pomidzy nami. Skaniaj si oni na wszystkie strony, a z powodu rnychwzgldw i namysw nie s w stanie kroku naprzd postpi.

    STOCKMANN.

    Jednake zdaje mi si, e Thomsen jest prawym czowiekiem.

    HAUSTAD.

    S rzeczy, ktre stawiam wyej jeszcze: to stao zdania i msk odwag.

    STOCKMANN.

    Hm!... Masz pan suszno.

    HAUSTAD.

    Wanie dlatego chc pochwyci sposobno i stara si o zjednoczenie tych, co s najwicejwarci. Trzeba raz wykorzeni to naboestwo do wadzy, Niedarowan pomyk przyrobotach wodnych naley opodatkowanym wspobywatelom wykaza w najjaskrawszemwietle.

    STOCKMANN.

    Dobrze. Skoro pan sdzisz, e to bdzie z oglnym poytkiem, nie mam nic przeciwko temu.Jednake naprzd musz si z bratem rozmwi.

    HAUSTAD.

    W kadym razie przygotuj tymczasem artyku do "Posa"; a jeli burmistrz nie zgodzi si z

    panem?...

    STOCKMANN.

    Jak moe pan co podobnego przypuszcza!

    HAUSTAD.

    Przypuszcza bardzo mog. Wic wwczas?

    STOCKMANN.

    Wwczas przyrzekam panu. (szybko).Wwczas wydrukujesz pan mj memorya?

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    43/141

    HAUSTAD.

    Pozwoliby pan?

    STOCKMANN

    (dajc mu rkopis).Masz pan; we go na wszelki przypadek.

    HAUSTAD.

    Dzikuj, dzikuj i egnam, panie doktorze.

    STOCKMANN.

    Do widzenia, kochany Haustadzie... Obaczysz, rzecz pjdzie gadko, sama z siebie.

    HAUSTAD.

    Hm! obaczymy (egna si i wychodzi przez przedpokj).

    STOCKMANN

    (idzie ku drzwiom jadalnego pokoju i zaglda).Joanno! A! przysza ju, Petro.

    []Scena pita

    STOCKMANN, PETRA,potemJOANNA.

    PETRA

    (wchodzc).Tak, ze szkoy.

    JONANA

    (wchodzc za ni).Nie by tu dotd?

    STOCKMANN.

    Jan? Nie, ale ju wszystko obgadaem z redaktorem. Jest on zachwycony mojem odkryciem.Widzisz, ma on jeszcze wiksz donioso, ni sdziem z pocztku. Da mi swj dziennik dorozporzdzenia, w razie, gdybym napotka jakie trudnoci.

    JOANNA.

    Czy potrzebowaby tego?

    STOCKMANN.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=5http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=5
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    44/141

    Wcale nie; ale zawsze to pochlebne, mie po swojej stronie niepodleg, wolnomyln pras.Wystaw sobie, e i przewodniczcy stowarzyszenia wacicieli domw by u mnie.

    JOANNA.

    Czeg on chcia?

    STOCKMANN.

    Ofiarowa mi take swoje poparcie. Wszyscy chc mnie popiera, naturalnie, gdyby to byopotrzebne. Czy wiesz, Joanno, co ja mam za sob?

    JOANNA.

    Co ty masz za sob? Nie wiem. Wic c takiego?

    STOCKMANN.

    Zwart wikszo.

    JOANNA.

    Tak? A czy to co dobrego, Ottonie?

    STOCKMANN.

    O, niewiunoci! Naturalnie, (zadowolony, zaciera rce, przechadzajc si tu i tam).Jakemio tak i rka w rk ze wspobywatelami, po bratersku.

    JOANNA.

    I zdziaa, ojcze, tyle dobrych i poytecznych rzeczy.

    STOCKMANN.

    A jeszcze dla swego rodzinnego miasta.

    JOANNA.

    Kto dzwoni.

    STOCKMANN.

    To on! (stukanie).Prosz.

    []Scena szsta

    CI iBURMISTRZ.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=6http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=6
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    45/141

    BURMISTRZ

    (z przedpokoju).Dzie dobry!

    STOCKMANN.

    Jak si masz, Janie?

    JOANNA.

    Dzie dobry, szwagrze. Jak si masz?

    BURMISTRZ.

    Dzikuj. Tak sobie, (do doktora).Wczoraj wieczr, ju po biurowych godzinach, odebraemod ciebie memorya wzgldem sprowadzanej wody do zakadu kpielowego.

    STOCKMANN.

    I przeczytae go?

    BURMISTRZ.

    Przeczytaem.

    STOCKMANN.

    I c na to mwisz?

    BURMISTRZ

    (ogldajc si).Hm!

    JOANNA.

    Pjdmy, Petro. (wychodz na lewo).

    []Scena sidmaSTOCKMANN, BURMISTRZ.

    BURMISTRZ

    (po krtkim milczeniu).Czy potrzeba byo robi te wszystkie dochodzenia po za memiplecami?

    STOCKMANN.

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=7http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=7
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    46/141

    Dopki nie miaem zupenej pewnoci, musiaem... burmistrz. Wic sdzisz, e j masz teraz?stockmann. O tem musiaem si dostatecznie przekona. burmistrz. Czy masz zamiar tewszystkie dokumenta przedstawi zarzdowi kpielowemu?

    STOCKMANN.

    Ma si rozumie. Trzeba przecie co w tych rzeczach przedsiwzi. A w takim razie...

    burmistrz. Wedug zwyczaju, uywasz bardzo silnych argumentw w twoim memoryale.Twierdzisz pomidzy innemi, e zatruwamy naszych kpielowych goci.

    STOCKMANN.

    A czy masz na to, Janie, agodniejsze wyraenie? Pomyl tylko. Woda zarwno do uytkuwewntrznego, jak zewntrznego, jest zatruta. I takiej dostarczamy biednym chorym, ktrzynam si oddaj w dobrej wierze i pac dobre pienidze, byle zdrowie odzyska.

    BURMISTRZ.

    W rezultacie dochodzisz do wniosku, e trzeba zbudowa kana, coby odprowadzi cay tenbrud z Mhlthalu. Rury wodocigowe take musz by przeoone.

    STOCKMANN.

    Czy znajdziesz jak inn rad? Ja jej nie widz.

    BURMISTRZ.

    Dzi przed poudniem byem u budowniczego i niby artem zaczem mwi o twoichzamiarach, jak o rzeczy, ktra moe kiedy byaby urzeczywistnion.

    STOCKMANN.

    Moe kiedy...

    BURMISTRZ.

    Umiecha si z mojej mniemanej niedorzecznoci naturalnie. Czy te kiedy pomyla,ileby kosztoway zmiany, przez ciebie zamierzone? Wedug otrzymanych przezemnieobjanie, chodzioby tu o krocie koron.

    STOCKMANN.

    A tyle?

    BURMISTRZ.

    Tak jest; a co najgorsze, roboty trwayby co najmniej dwa lata.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    47/141

    Dwa lata, mwisz! Cae dwa lata!

    BURMISTRZ.

    Co najmniej. Cby si przez ten czas stao z kpielami? Czy je zamkn? Nie mielibymy

    nic innego do zrobienia, bo gdyby si rozesza pogoska, e woda tutejsza jest szkodliw, niemielibymy zapewne ani jednego gocia.

    STOCKMANN.

    Ale, Janie, tak jest rzeczywicie.

    BURMISTRZ.

    I to wszystko teraz, wanie teraz, gdy zakad nabiera sawy. W ssiednich miastach monatake zakada dobre kpiele morskie. Domylasz si, e uytoby wszelkich sposobw, aeby

    tam skierowa cay napyw goci. Tak byoby niewtpliwie. My za musielibymy zamknkosztowny zakad, a ty byby przyczyn ruiny twego rodzinnego miasta.

    STOCKMANN

    Ja! przyczyn ruiny!

    BURMISTRZ.

    Jedynie z powodu kpieli miasto nasze ma przyszo przed sob; wiesz o tem rwnie dobrze,jak i ja.

    STOCKMANN.

    Wic wedug ciebie c teraz pocz?

    BURMISTRZ.

    Nie przekona mnie wcale twj memorya, aeby z t wod byo tak le, jak sdzisz.

    STOCKMANN.

    Jest jeszcze gorzej. W kadym razie w lecie, gdy nastan upay, bdzie gorzej.

    BURMISTRZ.

    Jak mwiem, zdaje mi si, e przesadzasz bardzo. Zdolny lekarz musi si przystosowa dowarunkw, w jakich si znajduje, i uwaa je za konieczne. Umie przeciwdziaa izapobiega szkodliwym wpywom, skoro si te w sposb wyrany oka.

    STOCKMANN.

    I dlatego?... C dalej?...

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    48/141

    BURMISTRZ.

    Zaprowadzone wodocigi s faktem spenionym i naturalnie musz by jako takie uwaane.Jednake, prawdopodobnie, w czasie waciwym, zarzd wemie pod uwag niektreulepszenia, o ile na to pozwol fundusze.

    STOCKMANN.

    Wyobraasz sobie, e ja wezm udzia w podobnym podstpie?

    BURMISTRZ.

    Podstpie!...

    STOCKMANN.

    Tak jest: to byby podstp, oszustwo, kamstwo, a nawet przestpstwo przeciw caemuspoeczestwu.

    BURMISTRZ.

    Jak to ju zaznaczyem, nie mogem doj do przekonania, by istniao tu rzeczywisteniebezpieczestwo.

    STOCKMANN.

    To niepodobna! Przedstawiem stan rzeczy w sposb tak uderzajcy, tak prawdziwy, taksuszny, sam to widzisz dobrze, Janie, tylko przyzna nie chcesz. Ty to zdecydowa, gdziema sta zakad kpielowy, jak maj by przeprowadzone rury, i dlatego-to nie chcesz uznatej przekltej pomyki. Ba! Czy sdzisz, em ci nie przejrza?

    BURMISTRZ.

    A gdyby rzeczywicie tak byo? Gdybym si nawet upiera przy moich pomysach, czyni tow interesie miasta. Bez moralnej powagi niepodobna mi prowadzi interesw w sposb, jakiuwaam za poyteczny dla ogu. Dlatego dla wielu innych przyczyn, zaley mi na tem,aeby twj memorya nie by przedstawiony zarzdowi zakadu kpielowego. Dla dobra

    powszechnego musi ta rzecz pozosta midzy nami dwoma. Pniej sam j porusz,tymczasem dziaajmy po cichu, jak mona najlepiej, ale nic, nic zgoa z tych fatalnychokolicznoci nie powinno wyj na jaw.

    STOCKMANN.

    Ale tego ju, kochany Janie, ukry niepodobna.

    BURMISTRZ.

    To by musi i pozostanie ukryte.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    49/141

    Mwi ci, e to niepodobna; ju zbyt wielu ludzi wie o tem.

    BURMISTRZ.

    Wiedz ju o tem obcy? Kt to? Przecie nie ci panowie z "Posa"?

    STOCKMANN.

    I ci take. Swobodna, wolnomylna prasa postara si o to, bycie swj obowizek spenili.

    BURMISTRZ

    (po krtkiem milczeniu).Jeste w najwyszym stopniu nierozwany, Ottonie. Nie pomylae,jakie to wszystko moe mie skutki dla ciebie samego.

    STOCKMANN.

    Skutki dla mnie?

    BURMISTRZ.

    Dla ciebie i twoich. Tak jest.

    STOCKMANN.

    Co chcesz powiedzie?

    BURMISTRZ.

    Sdz, i zawsze postpowaem z tob jak dobry brat, pomagaem ci we wszystkiem.

    STOCKMANN.

    Niezawodnie i jestem ci te wdziczny z caego serca.

    BURMISTRZ.

    Tego nie dam; po czci czyniem to take dla samego siebie. Miaem zawsze nadziej, epotrafisz zapanowa nad sob, skoro byem ci pomocnym i wpynem na poprawmateryalnych warunkw twego losu.

    STOCKMANN.

    Jakto? Wic tylko przez wzgld na samego siebie?...

    BURMISTRZ.

    Mwiem: po czci. Przykro jest urzdnikowi, gdy jego najblisi kompromituj si cigle.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    50/141

    I uwaasz, e ja si kompromituj?

    BURMISTRZ.

    Tak, niestety... sam nie wiedzc o tem. Masz usposobienie niespokojne, skonne do walki. A

    przytem nieszczliwy zwyczaj jawnego pisania o wszystkich moliwych i niemoliwychrzeczach. Zaledwie zdarzy si gdzie jaki wypadek musisz zaraz z tego zrobi artyku dodziennika, albo te nawet ca broszur.

    STOCKMANN.

    Bo jest obowizkiem obywatelskim, majc nowy pomys, podzieli si nim z publicznoci.

    burmistrz. A c publicznoci po nowych pomysach? Starcz, jej doskonale te dobre i stare,do ktrych przywyka.

    STOCKMANN.

    I wyznajesz to tak otwarcie?

    BURMISTRZ.

    Tak, bo raz otwarcie musz z tob mwi. Unikaem tego dotd, gdy znam twojgwatowno; ale teraz, Ottonie, musz ci prawd powiedzie. Nie masz wyobraenia, jaksobie sam szkodzisz swoj szalon nieogldnoci. Stajesz naprzeciw zwierzchnikom, nawet

    przeciw zarzdowi oskarasz ich w oczy i zdaje ci si, e jeste pomijany,przeladowany. Ale czy znasz nieznonego wspobywatela, ktryby si mg czego innegospodziewa?

    STOCKMANN.

    Co? ja mam by nieznonym?

    BURMISTRZ.

    Tak jest, Ottonie, jeste nieznonym wsppracownikiem. Odczuem to dobrze: nie maszwzgldu na nic. Zapominasz

    zupenie, e mnie tylko zawdziczasz swoje stanowisko lekarza kpielowego.

    STOCKMANN.

    Nie, ono si z prawa naleao mnie, a nie koniu innemu. Ja pierwszy przyszedem doprzekonania, e miasto moe sta si wybornem miejscem kpielowem. A wwczas,utrzymywaem to, ja jeden. Przez cae lata sam byem tego zdania i walczy musiaem za tym

    pomysem, pisaem a pisaem...

    BURMISTRZ.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    51/141

    Temu nie przecz. Wtedy jednak nie by jeszcze czas waciwy, tam, w twoim zapadymkcie sdzi o tem nie bye w stanie. Ale gdy tylko nadesza stosowna chwila, wziemwesp z innemi ca rzecz w rce.

    STOCKMANN.

    Tak, aeby mj cay wspaniay plan zepsu. Pokazuje si teraz caa wasza mdro.

    BURMISTRZ.

    Wedug mego zdania, pokazuje si tylko teraz, e sobie wynalaz nowy cel walki. Rzucaszsi na twoich zwierzchnikw, wedug swego dawnego zwyczaju. Nie moesz nad sob znieadnej wadzy, widzisz kade ze w tych, co zajmuj wyszy urzd, uwaasz ich zaosobistych nieprzyjaci i przeciwko nim gotw jeste zawsze uywa kadej broni. Ale teraz

    przedstawiem ci, jak wane interesa miasta i twoje wasne w gr wchodz i mwi ci to,Ottonie, e bd nieubaganie obstawa przy mojem daniu.

    STOCKMANN.

    A to danie...

    BURMISTRZ.

    Skoro tak otwarcie mwie z niepowoanemi o tych smutnych okolicznociach ktrepowinny by uwaane, jako tajemnica zarzdu naturalnie ukry ich niepodobna. Pogoskirozejd si, to rzecz pewna, a nieprzychylni bd je rozpowszechniali za pomoc rnychdodatkw i przeobrae. Potrzeba wic, aeby ty wystpi jawnie przeciw tym pogoskom.

    STOCKMANN.

    Ja! W jaki sposb? nie rozumiem ci?

    BURMISTRZ.

    Oczekiwanem jest od ciebie ogoszenie, i przy powtrnych poszukiwaniach przekonae si,jako rzeczy wcale tak le nie stoj, jak z pocztku.

    STOCKMANN.

    Aha! oczekujesz tego?

    BURMISTRZ.

    Nastpnie, oczekiwanem jest jawne wypowiedzenie z twojej strony, zupenego zaufania dozarzdu, oraz wyraenie przekonania, e potrzebne rodki ku usuniciu jakichkolwiek

    brakw, przedsiwzite bd.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    52/141

    Ale wy tego wykona nie moecie, dopki trzymacie si tej fuszerki. Takie jest moje zdanie,Janie.

    BURMISTRZ.

    Jako urzdnik, nie masz prawa mie wasnego zdania.

    STOCKMANN

    (zdumiony).Ja! nie mam?

    BURMISTRZ.

    Jako urzdnik, powiadam. Jako czowiek prywatny Mj Boe, to zupenie co innego. Alejako podwadny, nie masz prawa wypowiada zdania, bdcego w sprzecznoci ze zdaniemzwierzchnikw.

    STOCKMANN.

    Idziesz za daleko! Jakto, jako doktr, jako czowiek nauki, ja, nie miabym prawa?!...

    BURMISTRZ.

    Rzecz, o ktr tu idzie, nie jest rzecz czystej nauki, jest to raczej rzecz natury zoonej,techniczno ekonomicznej...

    STOCKMANN.

    Do dyaba, to mi wszysto jedno, wymawiam sobie prawo swobodnego wypowiadania si wewszystkich okolicznociach na wiecie.

    BURMISTRZ.

    Tylko nie o kpielach, tego ci zabraniam.

    STOCKMANN

    (prawie z krzykiem).Wy mi zabraniacie, wy!... co...

    BURMISTRZ.

    Ja ci zabraniam, ja, twj najwyszy zwierzchnik. A kiedy ci czego zabraniam, sucha mniemusisz.

    STOCKMANN

    (miarkujc si).Janie, doprawdy, gdyby nie by moim bratem...

    []Scena sma

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=8http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=8
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    53/141

    STOCKMANN, BURMISTRZ, PETRA, JOANNA.

    PETRA

    (otwierajc drzwi).Ojcze, nie powiniene pozwala, aby ci takie rzeczy mwiono.

    JOANNA

    (pieszc za ni).Petra! Petra!

    BURMISTRZ.

    Aha! podsuchiwano.

    JOANNA.

    To byo niepotrzebne, mwilicie tak gono, e...

    PETRA.

    Ja suchaam.

    BURMISTRZ.

    W gruncie rzeczy wol, e tak jest.

    STOCKMANN

    (zbliajc si do niego).Mwie o zakazach i posuszestwie.

    BURMISTRZ.

    Zmusie mnie do przemawiania w ten sposb.

    STOCKMANN.

    Wic ja mam w jawnem ogoszeniu wasnym sowom zaprzeczy?

    BURMISTRZ.

    Uwaamy za rzecz niezbicie potrzebn, aeby ogosi objanienie w tym sensie.

    STOCKMANN.

    A gdybym nie usucha?...

    BURMISTRZ.

    Wtedy, aeby uspokoi publiczno, sami damy to objanienie.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    54/141

    STOCKMANN.

    Dobrze, ale wwczas wystpi przeciwko wam. Obstaj przy mojem przekonaniu i bddowodzi, e suszno jest po mojej stronie. A wwczas? C wwczas uczynicie?

    BURMISTRZ.

    Nie taj przed tob, e wwczas dostaby dymisy.

    STOCKMANN.

    Co?

    PETRA.

    Ojciec dostaby dymisy!

    JOANNA.

    Dymisy!

    BURMISTRZ.

    Tak, dymisy, jako lekarz kpielowy. Widziabym si zmuszony sam wnie danie twegouwolnienia.

    STOCKMANN.

    mielibycie to uczyni.

    BURMISTRZ.

    Zmusiby nas sam do tego.

    PETRA.

    Stryju, podobne postpowanie wobec takiego czowieka jak mj ojciec, jest oburzajce.

    JOANNA.

    Petro!

    BURMISTRZ

    (patrzc na Petr).A! ju sobie tutaj pozwalaj wypowiada o mnie sdy. Tak, naturalnie (doJoanny).Pani bratowo, ty jeste najrozsdniejsz w tym domu, staraj-e si uy caegowpywu na ma, aeby mu przedstawi, jakie skutki oporno miaaby tak dla jego rodziny...

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    55/141

    O moj rodzin nikt prcz mnie, troszczy si nie ma prawa.

    BURMISTRZ

    .... Tak dla jego rodziny, mwiem, jak dla jego rodzinnego miasta.

    STOCKMANN.

    Ja tylko, ja jeden pragn, prawdziwego dobra miasta. Chc odkry braki, ktre prdzej czypniej, na jaw wyj musz. Pokae si wkrtce, kto z nas dwch wicej je kocha.

    BURMISTRZ.

    Ty, co w twem zalepieniu chcesz pozbawi miasto najwaniejszego rda dochodu...

    STOCKMANN.

    Ale czowieku! to rdo jest zatrute. Czy zmysy postrada! Z brudu czerpiemy zarobek, anasze cae kwitnce spoeczestwo yje kamstwem jedynie.

    BURMISTRZ.

    Czcze wyobraenia jeeli nie co gorszego. Kto moe miota tak nikczemnie oszczerstwana swoj rodzinne miasto, jest wrogiem spoeczestwa.

    STOCKMANN

    (przyskakujc do niego).I ty miesz!

    JOANNA

    (rzucajc si pomidzy nich),Ottonie!

    PETRA

    (rzucajc si ojcu na szyj).Uspokj si, ojcze!

    BURMISTRZ.

    Nie mam tu wicej nic do czynienia. Jeste ostrzeony. Zastanw si nad tem, co winiensobie i swoim, egnam (wychodzi).

    []Scena dziewita

    STOCKMANN, JOANNA, PETRA,pniejFRYDERYK I WALTER.

    STOCKMANN

    (chodzc po pokoju).Znosi takie rzeczy! I to jeszcze we wasnym domu!

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=9http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_II&action=edit&section=9
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    56/141

    JOANNA.

    To rzecz niegodna...

    PETRA.

    Och! z tym stryjem...

    STOCKMANN.

    To moja wasna wina, trzeba mu byo dawno zby pokaza.

    JOANNA.

    Ale, Ottonie, twj brat ma si.

    STOCKMANN.

    A ja mam prawo.

    JOANNA.

    Tak, prawo, prawo. Co znaczy prawo wobec siy?

    PETRA.

    Matko...

    STOCKMANN.

    Jakto, w swobodnem spoeczestwie? Prawo musiaoby ustpi sile?

    JOANNA.

    Zastanw si, Ottonie, gdyby dosta dymisy... Twoja rodzina, twoje dzieci...

    PETRA.

    Matko, nie myl jedynie o nas.

    STOCKMANN.

    Wic mam z nikczenmem tchrzostwem podda si bratu, jego przekltym daniom iprawdzie zaprzeczy!... Nie miabym odtd w ycia jednej szczliwej chwili.

    JOANNA.

    Niech nas Bg strzee od szczcia, jakie byoby naszym udziaem, jeli zostaniesz przy

    twojem postanowieniu. Nie miaby znowu adnego staego dochodu, ani rodkw

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    57/141

    utrzymania. Sdziam, emy dostatecznie tego losu dowiadczyli. Nie zapominaj o tem,Ottonie, i pomyl, o co tu idzie.

    STOCKMANN

    (zaciska pici, walczc z sob).I takiemi to sposobami mie ten biurokrata uciskauczciwego czowieka! To ohydne, Joanno.

    JOANNA. Tak, to prawdziwa haba, tak z tob postpowa, ale na wiecie trzeba znieniejedne niesprawiedliwo... Spjrz na chopcw, Ottonie, patrz na nich. Co si z niemistanie! Nie, ty tego nie uczynisz.

    WALTER I FRYDERYK

    (weszli wanie do pokoju niosc szkolne ksiki).

    STOCKMANN.

    Moje dzieci. (Stoi przez chwil, potem z silnem postanowieniem).Nie, nie, choby wiat caymia si zapa, nigdy nie ugn karku pod tak haniebne jarzmo (idzie do swego pokoju).

    JOANNA

    (idc za nim)Ottonie! co ty zamylasz?

    STOCKMANN

    (we drzwiach).Chc mie prawo miao spojrze w oczy moim dzieciom (wchodzi do siebie).

    JOANNA

    (wybuchajc zami).Niech si teraz Bg nad nami zmiuje!

    PETRA.

    Nie pacz, matko, ojciec postpuje tak, jak postpowa musi. (Chopcy zdziwieni pytaj, cosi tu dzieje, Petra daje im znak, aeby milczeli).

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    58/141

    Wrg luduAkt III

    Henryk Ibsen

    Scena 1Scena 2Scena 3Scena 4 Scena 5 Scena 6 Scena 7 Scena 8 Scena 9Scena 10

    Redakcya Posa ludu. W gbi drzwi wchodowe, na prawo w teje cianie drugie drzwiszklane, przez ktre wida drukarni. W prawej cianie trzecie drzwi: Na rodku pokoju duyst, przykryty papierami, dziennikami, ksikami. Na lewo blizko sceny okno, a przy niembiurko, z wysokiem krzesem. Przy stole kilka foteli, okoo cian, gdzieniegdzie krzesa. Cay

    pokj ciemny i niemiy. Meble stare, krzesa maj pokrycie brudne i podarte. W drukarniwida kilku pracujcych zecerw, dalej rczn pras w ruchu.

    []Scena pierwsza

    (Haustad siedzi przy stole i pisze. Niedugo wchodzi Billing z rkopismem doktora w rku,drzwiami z prawej strony).

    BILLING.

    No, powiedzie musz...

    HAUSTAD

    (piszc).Czy go pan przeczyta?

    BILLING

    (kadc rkopism na biurku).Czytaem.

    HAUSTAD.

    Nieprawda, e doktr troch ostro wystpuje.

    BILLING.

    Kade sowo trafia, jak uderzenie mota, z druzgoczc si.

    HAUSTAD.

    Bo te tacy panowie nie upadaj od pierwszego razu.

    BILLING.

    Z pewnoci nie, ale my uderza bdziemy, dopki nie upadn. Kiedym ten rkopism czyta,zdawao mi si, e sysz w oddali wrzc rewolucy.

    http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_luduhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=1http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=1http://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu/Akt_IIIhttp://pl.wikisource.org/wiki/Henryk_Ibsenhttp://pl.wikisource.org/wiki/Wr%C3%B3g_ludu
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    59/141

    HAUSTAD

    (odwracajc si).Pst! Byle tylko Thomsen co podobnego nie usysza.

    BILLING

    (ciszej).Thomsen to tchrz, ma zajcze serce, nie posiada ani iskry mskiej odwagi. Tymrazem jednak, pan swoj rzecz przeprowadzi? Wydrukujesz pan rozpraw doktora?

    HAUSTAD.

    Jeeli tylko burmistrz nie ustpi.

    BILLING.

    To byoby bardzo przykre.

    HAUSTAD.

    Na szczcie, jakikolwiek obrt rzeczy wezm, moemy z tego skorzysta. Jeeli burmistrznie skoni si do zamiarw doktora, bdzie mia na karku cae mae mieszczastwo, zestowarzyszenia wacicieli domw; a jeli go posucha, to porni si z bogatemiakcyonaryuszami, ktrzy dotd popierali go najsilniej.

    BILLING.

    Tak, tak, bo ci z pewnoci bd musieli wyoy powan sum.

    HAUSTAD.

    Moemy by o tem przekonani, a wwczas zrobi si wyom w tym zakltem kole i bdziemymogli dzie po dniu ostrzega publiczno, e burmistrz pod adnym wzgldem nieodpowiada swoim obowizkom i wszystkie urzdy miejskie, wymagajce zaufania oglnego,

    bd musiay przej w rce wolnomylnych.

    BILLING.

    Rzeczywicie, sprawy korzystniej dla nas obrci si nie mogy. Widz to, widz dobrze, ijestemy w przededniu miejscowej rewolucyi (kto stuka).

    HAUSTAD.

    Pst! (gono)Prosz.

    []Scena druga

    CI I STOCKMANN (wchodzi przez drzwi na lewo w gbi).

    HAUSTAD

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=2http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=2
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    60/141

    (idc naprzeciw niemu).Ach! pan doktr. I c?

    STOCKMANN.

    Drukuj, panie redaktorze, drukuj.

    BILLING.

    Wiwat!

    STOCKMANN.

    Drukuj pan, mwi. Wojna w miecie, panie Billing.

    BILLING.

    Wojna? Spodziewam si, e pjdzie na noe na mier i ycie.

    STOCKMANN.

    Ten memorya bdzie forpoczt, matu ju w gowie materya na cztery lub pi innych.Gdzie Thomsen?

    BILLING

    (woa we drzwiach drukarni).Thomsen, prosimy na chwilk.

    HAUSTAD.

    Cztery lub pi artykuw, o tej samej materyi?

    STOCKMANN.

    Bro Boe! O zupenie innych rzeczach, ale to wszystko poczyna si od tych robt wodnych ijedno drugie wywouje. To tak, jak kiedy kto poruszy stary budynek.

    BILLING.

    Tak, okazuje si konieczno, zburzenia go caego.

    []Scena trzecia

    CIITHOMSEN.

    THOMSEN

    (wchodzc z drukarni).Zburzenia caego! Pan doktr nie chce przecie burzy budynku

    kpielowego?

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=3http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=3
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    61/141

    HAUSTAD.

    Bro Boe! Tego si pan nie bj.

    STOCKMANN.

    Nie, chodzi nam zupenie o co innego. Co pan mwi, redaktorze, o mojej rozprawie?

    HAUSTAD.

    Prawdziwe arcydzieo.

    STOCKMANN.

    Nieprawda? No, to mnie cieszy.

    HAUSTAD.

    Rzecz przedstawiona jest tak jasno, tak przekonywajco, i bez fachowego wyksztacenia,mona j doskonale zrozumie. Kto tylko zdolny jest myle, niezawodnie podzieli paskiezdanie.

    THOMSEN.

    Tak uczyni wszyscy rozsdni ludzie.

    BILLING.

    Rozsdni czy nierozsdni. Jednem sowem cae miasto.

    THOMSEN.

    W takim razie, moebymy si odwayli na odbitk.

    HAUSTAD.

    Artyku ukae si jutro.

    STOCKMANN.

    Nie zwlekaj pan ani jednego dnia... Panie Thomsen, uwaaj, aeby nie byo bdw wkorekcie. Kade sowo ma swoje znaczenie. Jeszcze o tem pomwi, gdy tu zajrz, aeby jsam przejrze... Nie mog wypowiedzie, jak pragn widzie mj artyku w druku, jak pragngo rozpowszechni.

    BILLING.

    Rozpowszechni... tak... lotem byskawicy.

    STOCKMANN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    62/141

    Po caym wiecie, aeby pojcia wszystkich niewiadomych rozszerzy, Trudno sobiewyobrazi, co mnie dzisiaj spotkao, chciano mi odebra najwitsze ludzkie prawa.

    BILLING.

    Jakto? ludzkie prawa?

    STOCKMANN.

    Chciano mnie upokorzy, poniy do rzdu marnych tchrzw; dano, aebym wasny zyskprzenis nad najwitsze przekonanie.

    BILLING.

    Boe odpu, to za wiele.

    HAUSTAD.

    Ach! tak, mona si zawsze podobnych rzeczy spodziewa.

    STOCKMANN.

    Ale ze mn, to si nie uda, poka im to czarno na biaem. Teraz jednocz si z "Posem" idzie po dniu bd ich pray, tak gwatownemi artykuami...

    THOMSEN.

    Tak, ale... to przecie...

    BILLING.

    Wiwat! Bdzie wojna! bdzie wojna!

    STOCKMANN.

    Ja ich zmiad, zniszcz i wszystkie ich twierdze zburz, w oczach mylcej publicznoci.

    THOMSEN.

    Tylko prosz, z umiarkowaniem, panie doktorze.

    BILLING.

    C znowu z umiarkowaniem?... Nie szczdzi dynamitu.

    STOCKMANN

    (nie zwaajc, mwi dalej).Bo teraz widzicie, nie idzie ju tylko o roboty wodne i kana. Cale

    spoeczestwo musi by oczyszczone i zdezinfekowane.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    63/141

    BILLING.

    Zdezinfekowane. Ot to sowo waciwe.

    STOCKMANN.

    Precz z ca latanin, precz z fuszerk, i to na wszystkich polach. Dzi otworzyy siprzedemn nieskoczone horyzonty. Potrzeba nam modszych, wieszych chorych,nowych dowdcw na wszystkich forpocztach.

    BILLING.

    Suchajcie, suchajcie!

    STOCKAMNN.

    A jeli tylko wszyscy podamy sobie rce, rzeczy pjd tak gadko, jak okrt spuszczony zwarsztatu. Czy nie tak?

    HAUSTAD.

    Co do mnie, sdz, i teraz wszystkie urzdy miejskie powinny przej w rce tych, ktrymsi z prawa nale.

    THOMSEN.

    A jeli tylko dziaa bdziemy z umiarkowaniem, zdaje mi si, e nie bdzie adnegoniebezpieczestwa.

    STOCKMANN.

    Kt u dyaba troska si o niebezpieczestwo! To, co czyni, czyni w imi prawdy isumienia.

    HAUSTAD.

    Jeste pan czowiekiem, zasugujcym na wszelkie poparcie.

    THOMSEN.

    Ma si rozumie, doktr jest prawdziwym przyjacielem miasta.

    BILLING.

    Doktr Stockmann jest szczerym przyjacielem ludu.

    THOMSEN.

    Sdz, i stowarzyszenie wacicieli domw przyswoi sobie te sowa.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    64/141

    STOCKMANN

    (wzruszony ciska ich za rce).Dzikuj, dzikuj, kochani wierni przyjaciele... Jakradoci s dla mnie takie sowa... Mj pan brat da mi zupenie inn nazw. Oddam mu ja toz procentem... Teraz jednak musz i, mam zajrze do jednego biedaka... Jak mwiem,

    przyjd znowu z powodu rkopismu, prosz mi nie wykreli adnego wykrzyknika, a nawetdodajcie ich z p tuzina. Dobrze, dobrze, egnam, egnam (obustronne poegnania, panowieodprowadzaj doktora do drzwi).

    HAUSTAD.

    Moe to by dla nas nieopacony wsppracownik.

    THOMSEN.

    Tak, dopki bdzie si trzyma spraw kpielowych. Gdyby jednak posun si dalej, nie

    byoby rzecz rozsdn i za nim.

    HAUSTAD.

    Hm! Jednake to samo z siebie przyjdzie.

    BILLING.

    Bo te jeste pan tak strasznie ostrony.

    THOMSEN.

    Strasznie ostrony! tak, kiedy idzie o tutejszych potentatw, jestem rzeczywicie strasznieostrony. W tych rzeczach nauczyem si wiele w szkole dowiadczenia. Ale gdy idzie owysz polityk, gdy chcesz pan stawa w opozycyi z rzdem, obaczysz, czy ja si boj.

    BILLING.

    Uchowaj Boe, tego si pan nie boi. Z tem wszystkiem jest w pana charakterze pewnadwoisto natury.

    THOMSEN.

    To rzecz atwa do zrozumienia. Jestem sumiennym czowiekiem! Gdy kto tutaj napada narzd, nie ponosi std adnej szkody, bo ludzie biorcy w nim udzia, wcale si nie troszcz oto, co pisz w gazetach, mimo to, pozostaj na swych stanowiskach. Ale powagi lokalne temog utraci posady, a ich miejsce mog zaj ludzie niezdolni, ktrzyby rzdzili ze szkodwacicieli domw i innych. Dlatego to w maej polityce, dobrze trzyma si tego, co jest.

    HAUSTAD.

    A c pan myli o politycznem ksztaceniu ogu, za pomoc samorzdu?

    THOMSEN.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    65/141

    Kiedy kto ma jaki interes i chce go dobrze prowadzi, nie ma czasu o czem innem myle.

    HAUSTAD.

    No, to nie chciabym nigdy mie adnego interesu.

    BILLING.

    Suchajcie, suchajcie!

    THOMSEN.

    Hm! (pokazujc na biurko).Tam, na redakcyjnym miejscu, zasiada przed panem naczelnikfundacyi Steinhoff.

    BILLING

    (spluwajc).Fi! taki odstpca.

    HAUSTAD.

    Nie jestem chorgiewk na dachu i nie bd ni nigdy.

    THOMSEN. Polityk nie powinien si niczego zarzeka, panie Haustad. A pan, panie Billing,syszaem, e dopiero w ostatnich czasach zmienie zdanie, bo starae si o miejscesekretarza magistratu.

    BILLING.

    Ja?

    HAUSTAD.

    Czy to prawda?

    BILLING.

    No tak; ale pan rozumiesz przecie, i czyniem to tylko na zo tym panom.

    THOMSEN.

    Mnie si to nie zdaje, ale gdy mi kto zarzuca tchrzostwo i niestateczno, mog muodpowiedzie: Polityczna przeszo drukarza Thomsena jest wszystkim wiadom. Niedopuciem si nigdy zmiany przekona, staem si tylko umiarkowanym. Serce moje naleyzawsze do ludu; nie przecz jednak, e si troch skaniam ku ludziom, dziercym wadz -to jest wadz lokaln. (Idzie do drukarni).

    []Scena czwarta

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=4http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=4
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    66/141

    BILLING, HAUSTAD.

    BILLING.

    Wartoby go si pozby.

    HAUSTAD.

    Czy znasz kogo, coby nam forszusowa papier i druk?

    BILLING.

    Przeklta rzecz, brak potrzebnego kapitau.

    HAUSTAD

    (siadajc przy biurku).Ach! gdybymy go mieli, to...

    BILLING.

    Gdyby si zwrci do doktora Stockmanna!

    HAUSTAD

    (przerzucajc papiery).Poco? on przecie sam nic nie ma.

    BILLING.

    Tak, ale za nim stoi te, Niels Worse, stary "lis," jak on go nazywa.

    HAUSTAD

    (piszc).Czy wiesz pan na pewno, e on co ma?

    BILLING.

    Wiem na pewno, a cz jego pienidzy musi koniecznie spa na rodzin przybranej crki.

    Doktr Stockmann musi przecie myle o przyszoci swoich dzieci.

    HAUSTAD

    (obracajc si nawp).Rachuj pan na to.

    BILLING.

    Rachowa? Ja naturalnie na nic nie rachuj.

    HANSTAD.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    67/141

    Bo te nie yczybym panu tak czyni. A na ten urzd sekretarza magistratu moesz pan takenie rachowa, bo zarczam, e go nie dostaniesz.

    BILLING.

    Czy sdzisz pan, em o tem nie wiedzia? Owszem wol nawet, em go nie otrzyma. Takieodrzucenie dodaje ochoty do walki si burzy; a to si przyda w takim zapadym kcie,jak nasz, gdzie tak rzadko zdarza si jaka podnieta.

    HAUSTAD

    (piszc).Ach! tak, tak.

    BILLING.

    No... Nie dugo pan o mnie usyszy... Tylko teraz musz zredagowa zaproszenia na zebranie

    stowarzyszenia wacicieli domw (wychodzi na prawo).

    []Scena pita

    HAUSTAD, potem PETRA.

    HAUSTAD

    (przy biurku trzymajc piro, mwi powoli).Hm! tak... tak id rzeczy (kto stuka).Prosz!

    PETRA

    (wchodzi drzwiami na lewo w gbi).

    HAUSTAD

    (powstajc).Ach! to pani!

    PETRA.

    Przepraszani najmocniej.

    HAUSTAD

    (przysuwa jej fotel).Racz pani usi.

    PETRA.

    Dzikuj, zaraz odchodz.

    HAUSTAD.

    Pani zapewne w interesie ojca?

    http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=5http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wr%C3%B3g_ludu/Akt_III&action=edit&section=5
  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    68/141

    PETRA.

    W moim wasnym (wyjmuje ksik z kieszeni paszcza).Oto angielska powie.

    HAUSTAD.

    Jakto? Oddajesz mi j pani?

    PETRA.

    Bo nie mog jej przetmaczy.

    HAUSTAD.

    Przecie obiecaa mi to pani wyranie.

    PETRA.

    Bom jej jeszcze nie czytaa i prawdopodobnie pan nie czyta jej take?

    HAUSTAD.

    Nie, pani wi, e po angielsku nie umiem.

    PETRA.

    Ot dlatego, chciaam panu powiedzie, e trzeba szuka czego innego (Madzie ksik nastole).Ta powie nie jest wcale stosowna dla "Posa ludu".

    HAUSTAD.

    Dlaczego?

    PETRA.

    Bo jest w zupenej sprzecznoci z pogldami paskiemi.

    HAUSTAD.

    O! co do tego...

    PETRA.

    Nie rozumiesz mnie pan. Opiera si ona na tem, e nadprzyrodzona sia opiekuje si na ziemitak zwanemi dobremi ludmi, i wszystko dla nich na lepsze ukada wszyscy za tak zwanili, s ukarani.

    HAUSTAD.

    Ale to bardzo adnie. Wanie publicznoci podobaj si takie rzeczy.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    69/141

    PETRA.

    I pan chcesz j takiemi raczy? Sam przecie ni wierzysz w to ani troch i wiesz dobrze, i wrzeczywistoci dzieje si inaczej.

    HAUSTAD.

    W tem pani ma suszno, jednak redaktor nie moe zawsze postpowa, jakby pragn. Wmniej wanych rzeczach, trzeba si stosowa do poglda czytelnikw. Gwnem zadaniem

    jest polityka, przynajmniej w dziennikarstwie, a byle czytelnicy pozostali mi wierni, wkwestyi postpu i swobody nie dbam o reszt. Kiedy za w odcinku znajduje si powiemoralna, chtniej wierz temu, co zawiera sam tekst, jest to dla nich pewnemubezpieczeniem.

    PETRA.

    Fi! Jak mona zastawia takie sida na czytelnikw! Nie moesz pan by tak podstpnym.Przecie nie jeste pajkiem.

    HAUSTAD

    (umiechajc si).Dzikuj pani za dobre o mnie wyobraenie. W rzeczywistoci s topogldy Billinga, nie moje.

    PETRA.

    Billinga?

    HAUSTAD.

    W kadym razie w tych dniach wypowiada podobne zdania. Jemu wanie szo o to, aeby tapowie bya drukowan w odcinku "Posa". Ja nie znam jej wcale.

    PETRA.

    Jake moe pan Billing ze swemi wolnomylnemi pogldami?..

    HAUSTAD.

    O, Billing jest wielostronny. Jak syszaem, stara si o miejsce sekretarza w magistracie.

    PETRA.

    Nie wierz temu, panie redaktorze, jakeby on mg co podobnego zrobi?

    HAUSTAD.

    Niech go pani sama o to zapyta.

    PETRA.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    70/141

    Nigdy bym nie przypucia czego podobnego o panu Billingu.

    HAUSTAD

    (patrzc na ni badawczo).Nigdy! Wic to dla pani jest niespodziank?

    PETRA.

    Tak. A moe te... i nie. Ach! doprawdy, sama tego nie wiem.

    HAUSTAD

    (umiechajc si).Droga pani, my dziennikarze nie wiele jestemy warci.

    PETRA.

    Pan rzeczywicie tak sdzi?

    HAUSTAD.

    A przynajmniej w wielu razach.

    PETRA.

    Tak, w zwyczajnych okolicznociach, ale teraz, kiedy bronicie wielkiej sprawy.

    HAUSTAD.

    Pani mwi o sprawie ojca?

    PETRA.

    Tak jest, sdz, e dzisiaj musisz si pan czu czowiekiem wanym, czowiekiem majcymznaczenie.

    HAUSTAD.

    Ja te to czuj.

    PETKA.

    Nieprawda? Podje si wielkiego zadania, broni prawd nieuznanych i miaychprzekona. Ju to samo, e pan stoisz nieustraszony na wydatnem stanowisku i dajesz glosczowiekowi zelonemu...

    HAUSTAD.

    Szczeglniej gdy tym czowiekiem zelonym... hm... nie wiem dobrze, jak go mam nazwa.

    PETRA.

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    71/141

    Kiedy jest czowiekiem tak szlachetnym, chcesz pan powiedzie.

    HAUSTAD

    (ciszej).Szczeglniej, kiedy jest on ojcem pani.

    PETRA

    (z nagem zdziwieniem).A wic dlatego?

    HAUSTAD.

    Tak, Petro panno Petro.

    PETRA.

    Wic taki jest gwny powd paskiego dziaania? Nie idzie panu o rzecz sarn? Nie oprawd? Nie o gorce, wielkie przekonania mego ojca?

    HAUSTAD.

    Naturalnie, rozumie si samo przez si, e o to take.

    PETRA.

    Nie, wygadae si, panie redaktorze, i teraz ci ju nie wierz.

    HAUSTAD.

    Nie moesz mi pani bra za ze, e przedewszystkiem idzie mi o mio dla pani.

    PETRA.

    Mam panu za ze, e nie bye szczerym wzgldem mego ojca. Syszc pana trzeba byowierzy, e panu idzie nadewszystko o prawd i dobro ogu. I ojciec i ja wierzylimy panu, a

    pan nie jeste takim, jakim si by wydawae, i tego to nie przebacz panu nigdy.

    HAUSTAD.

    Nie powinna pani wypowiada tego tak ostro, zwaszcza te teraz.

    PETRA.

    Dlaczego?

    HAUSTAD.

    Bo ojciec pani nie moe si obej bez mego poparcia.

    PETRA

  • 7/25/2019 Ibsen Henryk - Wrg Ludu

    72/141

    (mierzc go wzrokiem).Wic jeste pan take i takim? Fi!

    HAUSTAD.

    Nie, nie, nie, powiedziaem to tak, tylko w alu. Nie moesz przecie pomyle o mnie co

    podobnego?

    PETRA.

    Ju ja wiem, co mam, myle. egnam pana.

    []Scena szsta

    CI iTHOMSEN.

    THOMSEN

    (wchodzi z drukarni szybko i tajemniczo).Do dyaba, panie Haustad (spostrzega Petr).O,le!

    petra. Zostawiam ksik, d