Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

6

Click here to load reader

description

Powieść wydana przez Wydawnictwo Replika w 2010 roku.

Transcript of Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

Page 1: Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

1

Page 2: Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

[ Fragment ]

Samuel Steinwurzel urodził się 2 lipca 1914 roku w Radziechowie, dziś Radehiw, około siedemdziesiąt kilometrów na północny wschód od Lwowa, w kierunku Brodowa, gdzie w czerwcu 1941 roku czołgi Armii Czerwonej próbowała zatrzymać w ostatniej bitwie natarcie wojsk niemieckich. Już przed wojną mieszkali tam w większości Ukraińcy, a Żydzi byli najliczniejszą mniejszością, jednak wpływ miast pozostawał polski bądź austro-węgierski. W minionych stuleciach polski hrabia pobudował tam kościół katolicki, a na granicy własnych posiadłości pałac dla siebie. Jego następca oddał część ogrodów pod park publiczny. Do tego dochodziła szkoła podstawowa i gimnazjum, dwór, urząd miejski i publiczne łaźnie, ukraińska świątynia, synagoga oraz inne ceglane budynki stojące wokół rynku, na który wychodziły wystawy wielu żydowskich sklepów. Jednak w miarę, jak dzielnice zamieszkane przez różne grupy etniczne rozrastały się w kierunku odśrodkowym, domy stawały się drewniane, drogi gruntowe, a miasto przybierało charakter miasteczka, jaki zdaje się mieć po dziś dzień, co widzę na zdjęciach Gianniego Steinwurzla. Miasteczka kończyło się polami i pastwiskami, niedaleko płynęła rzeka, a wokół rozpościerały się lasy. Właśnie z powodu drzew rodzice Samuela Steinwurzla przeprowadzili się przed jego urodzinami do Radziechowa. Mojżesz i Fania Steinwurzel pochodzili z miejscowości położonej jeszcze dalej na wschód, jeszcze mniejszej, ukrytej wśród lasów. Hrycowola, a teraz Hrycewola – to nazwa w języku polskim, a obok transkrypcja obecnej nazwy w języku ukraińskim. Życie pośród kilku setek ukraińskich drwali, otoczonych lasem, było dla dziadka Samuela korzystne. Żydów było tam bardzo niewielu, więc w Hrycowoli Nechemia Steinwurzel stał się dla wszystkich Żydem, który sprzedaje drewno. Wreszcie dziesięciolecia po tym, jak Nechemia rozpoczął swój handel, las w Hrycowoli, mimo tego, że był źródłem dobrobytu

2

Page 3: Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

i monopolu, przestał wystarczać jego synowi Mojżeszowi. By rozszerzyć działalność, należało przeprowadzić się do większego miasta, właśnie do Radziechowa, gdzie obok drewna jest też bezpośrednia droga do Lwowa. A ponieważ również tam interes kwitł, Mojżesz ostatecznie ośmiela się dokonać kolejnego skoku i przeprowadzić do stolicy województwa lwowskiego z żoną i synami.

„Steinwurzel Mojżesz, kup., Gliniańska 17”: można przeczytać na przedwojennym planie Lwowa, który przesłał Gianni'emu pewien Polak: „kup” oznacza „kupiec”. Jego ojciec, który dociera do miasta jeszcze jako małe dziecko, spędzi wszystkie przyszłe dni swojego życia w domu wychodzącym na wielką aleję poza centrum, która już jako droga prowincjonalna, prowadzi wśród pól na wschód, a więc w kierunku, z którego przybył Mojżesz Steinwurzel. To znak, że wybór mógł być związany przede wszystkim z wymogami logistycznymi handlu. W każdym razie mieszkanie rodziny, gdzie urodziła się córka – Hela – znajduje się w jeden z najnowszych, postawionych z konieczności kamienic, która w dalszym ciągu, sądząc po zdjęciach Gianni'ego, wygląda bardzo po burżuazyjnemu i solidnie. Dorastanie i nauka ojcowskiego zawodu są dla jedynego męskiego spadkobiercy nie tylko naturalnym celem, ale również rzeczą trywialną w tych warunkach. Chłopak mógł chodzić do szkoły, prawdopodobnie żydowskiej, która nie musiała być ortodoksyjna, bo nie potrzebowano syna, umiejącego jedynie wznosić modły. Jeśli mówię „prawdopodobnie”, robię to nie tylko dlatego, że było to normalnym wyborem większości polskich Żydów, których we Lwowie było całe mnóstwo, ale dlatego, że staram się rozegrać jak najlepiej partię tymi kartami, którymi dysponuję, przeczytać te kilka elementów, które posiadam.

Wnuk Nechemii i syn Mojżesza miał na imię Samuel, a nie Emil, jak przyrodni brat Irki i jak będę sądziła później, kiedy poznam go jako Emilio. Nie został zarejestrowany jako Samuel, który ma na drugie Emil, albo odwrotnie, bądź też tylko jako Emil, ponieważ rabin nadałby mu tylko imię żydowskie – Samuel. Osiągnąwszy pozycję pozwalającą zamieszkać w szacownym sąsiedztwie poza dzielnicami żydowskimi, wielu pomyśli o ozdobieniu swojego awansu poprzez dodanie dzieciom jako podpory lżejszych, bardziej przyziemnych i mniej żydowskich imion. Czerpano z repertuaru greko-katolickiego, stopniowo ośmielano się nawet na imiona katolickie, wybierając często takie, jak Anna czy Józef, które godziły Stary i Nowy Testament, natomiast ze wstydliwości, dobrego smaku czy strachu przed deptaniem poczucia miłości ojcowskiej, ociągano się z imionami słowiańskimi bądź aż nazbyt słowiańskimi. Jak Władysław, za pomocą którego Albert Anders i Elżbieta Tauchert, gdy nie istniało jeszcze niepodległe państwo, przypieczętowali swoją przynależność do Polski, nadając je synowi, być może naznaczając nawet przeznaczenie przyszłego dowódcy. Jednak to, co niemieckiemu szlachcicowi wyglądało jak wolny gest patriotyzmu, w przypadku potomka żydowskiego było zupełnie czymś innym. Dlatego najmodniejszymi imionami dla chłopców z żydowskich rodzin, tych dopiero co nieznacznie zasymilowanych, uznawanych za najsilniejsze i nowoczesne, były – częściowo dlatego, że pozostawałby mniej więcej identyczne w jidysz – przede wszystkim imiona pochodzenia niemieckiego: Herman, Gustaw,

3

Page 4: Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

Ludwik, Teodor, Artur, Edward, Henryk, Zygmunt, Emil, a nawet to, którego zdrobnienie brzmiało Dolek, czyli Adolf.

Jednak Steinwurzle byli ludźmi z niewieloma kaprysami, ludźmi podobnymi do materii, która dała im dobrobyt, a kiedy parali się wyprowadzaniem wozów z lasów i biedy Hrycowoli, nie marzyli, by zapomnieć o swojej przynależności. Tak oto imię męskiego spadkobiercy zapisane w urzędzie było i pozostanie imieniem biblijnego proroka.

Lecz Lwów był miastem wielkim, miastem polskim, polskim z tego względu, że jego nieustanny rozwój przynosił korzyści całemu narodowi, a prawie dwie trzecie jego mieszkańców było tej narodowości, chociaż Żydzi stanowili część trzecią [...]. Do Samuela Steinwurzla dotarło imię Milek. Ponieważ w Polsce pełne imię istnieje jedynie dla notariusza albo urzędu, od tej chwili będzie Milkiem dla kolegów i nauczycieli, klientów, dostawców i robotników ojca, którym będzie musiał pomagać, kiedy będą go potrzebować, stanie się Milkiem dla całego zewnętrznego świata. Nawet w domu tak na niego mówią, kto wie, od jak dawna: Milek, a nie Szmulik. Imię Milek jest jeszcze przyjemniejsze, brzmi jak słowo pochodzenie słowiańskiego „miły”, jednak z Samuelem nie ma najmniejszego związku. Być może w rodzinie przestano również używać jidysz, do którego należy drugie przezwisko. W każdym razie jest to znak, że rodzina Steinwurzlów nie jest odporna na pragnienie stania się zwykłymi, szanowanymi obywatelami polskimi. Być może tylko tego – obchodząc się bez zbytnich burżuazyjnych pretensjonalności, jak wieczory w teatrze, niekoszerne delikatessen, lekcje tenisa i fortepianu, konkursy piękności dla dzieci – tak naprawdę chciałyby dla siebie ich dzieci: uznania za obywateli. Ze względu na podatki, jakie płacą, na ludzi, którym dają pracę, na samą pracę, która jest ważniejsza od wszystkiego, co też wpojono Milkowi. Na ducha przedsiębiorczości, dzięki któremu potrafili sprawić, by lasy Galicji przyczyniły się do rozwoju Polski. W ten sposób Milek, ze swoim miłym imieniem, w mieście Lwowie staje się w pewnym sensie Polakiem. Staje się Polakiem bardziej obok pomocników i magazynierów, mistrzów murarskich i stolarzy, niż w mieszanym towarzystwie, które przesiaduje w centrum, w habsburskich kawiarniach. Staje się Polakiem, nie przestając nigdy być dobrym żydowskim synem.

Takiego go sobie wyobrażam, kiedy w wieku dwudziestu pięciu lat zostaje powołany do Wojska Polskiego, kiedy idzie najpierw od magazynu, by pożegnać pracowników, którzy pozostali pomimo mobilizacji. Żegna się również z drzewami Galicji, która już nigdy nie będzie polska. Później kieruje swoje kroki do domu, by pożegnać mamę i siostrę, które napychają go zapasami i wycierając łzy, mówią bezsensowne rzeczy, jak „pamiętaj, uważaj”. Na końcu żegna się z ojcem, który obejmując go mocno mamrocze, że ma coś do roboty, że nawet w takim dniu, jak ten drzewo i praca nie czekają. Milek wychodzi z kamienicy przy Gliniańskiej 17 i wyjeżdża dzień później, czy też jeszcze tego samego dnia, kiedy Polska zostaje zaatakowana przez Niemcy, a następnie przez Sowietów. Nie wiadomo, gdzie go skierowano, prawdopodobnie do pułku stacjonującego na wschodzie, biorąc pod uwagę fakt, że udało mu się do niego dotrzeć, a żołnierze, którzy niedługo go pokonają, przyjdą z Armią Czerwoną. Jedna tylko rzecz jest pewna: Milek Steinwurzel dostaje się do niewoli , broniąc niepodległości

4

Page 5: Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

Rzeczypospolitej Polskiej i zostaje przeniesiony na ziemie rosyjskich zwycięzców.

Następnie, pomiędzy wrześniem a październikiem 1939 roku, rozpoczyna się dla niego okres niewoli, o której nic nie wiadomo. Rozpoczyna się ciemny i bezładny rozdział, gdzie jedyne światło – załamujące się, cętkowane promienie, niczym światło sączące się przez drzewa – opadnie znowu w głąb lasu. Lasu katyńskiego, niedaleko miasta Smoleńska, gdzie Niemcy znajdą to, czego Polacy szukają odkąd porozumienie ze Stalinem miało dać im wszystkim wolność.

Siedząc już na Łubiance, generał Anders od pewnego polskiego kapitana, który trafia na krótko do jego celi, otrzymuje informację o obozach, gdzie trzymani są polscy oficerowie: Kozielsk, Starobielsk i Ostaszków. Jednak kiedy już jako dowódca kursuje pomiędzy Moskwą, a swoją kwaterą generalną w Buzułuku na Uralu i nie widzi, by oficerowie nadchodzili, pytanie o ich los staje się dręczące. 16 sierpnia 1941 roku, podczas pierwszego spotkania na temat organizacji Armii, dostaje od władz sowieckich alarmującą odpowiedź. Wszystkich jeńców wojennych powinno być „20.000 szeregowych, Griazowcu ponad 1000 oficerów. Co się stało z resztą?”, zastanawia się. „Kwiat naszego wojska znajdował się w Starobielsku i w Kozielsku. Ale gdzie obecnie przebywają?”. Wobec takiego obrotu spraw należało dokonać wysiłku i poszukać ich. Zadanie zostaje powierzone kapitanowi Józefowi Czapskiemu, malarzowi i pisarzowi, więźniowi jednego z obozów. Tak oto, bez żadnej pewnej wieści oprócz tego, że w dalszym ciągu ich nie ma, nadchodzi czas spotkania ze Stalinem 2 grudnia 1941 roku.

SIKORSKI: Poleciłem sprawdzić, czy nie ma ich w kraju, z którym mamy stałą łączność. Okazało się, że nie ma tam żadnego z nich, podobnie jak w obozach naszych jeńców w Niemczech. Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił.

STALIN: To niemożliwe. Oni uciekli.ANDERS: Dokądże mogli uciec?STALIN: No, choćby do Mandżurii.

Choć nie ma już złudzeń, nie zostają zaniechane próżne poszukiwania, wysiłki, by sporządzić listy osób brakujących na apelu, listy, które się ciągle wydłużają, kiedy do ośrodków docierają zesłane osobno wraz z rodzinami żony zaginionych oficerów.

Kiedy 13 kwietnia 1943 roku Radio Berlin podaje wiadomość o odnalezieniu tysięcy ciał w katyńskim lesie, Anders i jego żołnierze są już na Bliskim Wschodzie. Z Berlina Joseph Goebbels śledził z bardzo żywym zainteresowaniem prace nad ekshumacją wszystkich tych polskich jeńców, których, jak odnotuje 9 kwietnia w swoim dzienniku, „bolszewicy »trzasnęli« tu po prostu (...) i zaryli w grobach masowych... i oto ukazuje się nam straszliwe spustoszenie ludzkiej duszy”.

Zdanie to jest zdumiewające, podobnie jak następujący po nim komentarz, według którego świat wreszcie będzie mógł zrozumieć, co mogłoby go spotkać, gdyby doszło do zwycięstwa bolszewików, choć on być może już tak nie zdumiewa. W pierwszym zdaniu wstrząsa całkowity brak politycznego horyzontu, jego bezbronna szczerość lub to, co według autora

5

Page 6: Helena Janeczek, „Jaskółki z Monte Cassino”, Replika 2010

dziennika nią jest, mimo że minister propagandy pozostaje takim nawet w tych osobistych zapiskach. „I oto ukazuje się nam straszliwe spustoszenie ludzkiej duszy”. Ludzkiej duszy. Potworność.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Replika w 2010 roku.Informacje o niej znajdziecie na www.replika.eu

6