Guliwer 1-2006 - sbc.org.pl · Harry Potter i kamień filozoficzny J. K. Rowling 67 • Dariusz...
Transcript of Guliwer 1-2006 - sbc.org.pl · Harry Potter i kamień filozoficzny J. K. Rowling 67 • Dariusz...
1/2006C e n a 1 5 , 0 0 zł
I S S N 0 8 6 7 - 7 1 15 I N D E X 3 8 0 0 7 5
V»T 0%,n akład 1 500 sit.
C z a s o p i s m o o k s i ą ż c e d l a d z i e c k a
Marcelina Margiel / lat 6
GULIWER 1 (75)KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA
styczeń - luty - marzec 2006
W numerze:• Podróże „Guliwera” 3
WPISANE W KULTURĘ• Danuta Świerczyńska-Jelonek: W klatce z kobrami S• Agnieszka Sobich: Gog, Psor, Ciało pedagogiczne... czyli postać nauczyciela
w powieściach dla dzieci i młodzieży 10• Agnieszka Kulik-Jęsiek: Szkoła i manipulacja 18• Piotr Skowronek: Pimpuś Sadełko czy Franklin ? - literacki obraz inicjacji szkolnej 23• Katarzyna Krasoń: Mikołajkowa wizja szkoły, czyli nauczyciele i uczniowie -
konfrontacje komiczne 28• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: W szkole Gustawa Morcinka 32• Jolanta Szcześniak: Szkolne doświadczenia bohaterów prozy Janusza Korczaka 37• Zofia Adamczykowa: Maria Dąbrowska a problematyka szkolna 42
RADOŚĆ CZYTANIA• Małgorzata Gwadera: „Dance makabre” w szkole, czyli wolność wyboru zagwarantowana 49• Anna Szóstak: „Granice mego języka oznaczają granice mego świata” -
elementy lingwistyczne w Podróżach pana Kleksa i Tryumfie pana Kleksa Jana Brzechwy S3• Zofia Adamczykowa: Perypetie kwiatowego ludzika z krainy Lalanii S9• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Żaba i inni 64
PRZEKRACZANIE BAŚNI• Iwona Krupecka: Sobowtór we współczesnej fantastyce dziecięcej -
Harry Potter i kamień filozoficzny J. K. Rowling 67• Dariusz Kukuć: Baśń folklorystyczna Januarego Filipowicza (1843) 77• Joanna Papuzińska: Motyw dzwonu w baśniach Andersena 87
ROZMOWA GULIWERA• Aneta Satława: Rozmowa przez ocean (rozmowa z Kaliną Jerzykowską) 91• Aneta Satława: Trudne pytania świata dorosłych (rozmowa z Wojciechem Karwackim) 92• Grażyna Lewandowicz-Nosal: To lubię 93
NA LADACH KSIĘGARSKICH• Katarzyna Węcel: Zadziwiający ogród 94• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Budzik i codzienność 96• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Kolędy pani Wandy 97• Joanna Gut: Czy wampiry istnieją naprawdę? 97• Maria Kulik: Zakochana mysz 99• Anna Horodecka: Dni pełne barw . 101• Katarzyna Węcel: Z wizytą u Ciumków 103
Z LITERATURY FACHOWEJ• Bogumiła Staniów: Encyklopedia bajki 10S
Z RÓŻNYCH SZUFLAD• Kornelia Jasionek: Biblioteka na „medal” 106• Maria Kulik: Książka Roku 200S 110• Joanna Gut: Wzorce kultury masowej i paradygmaty literatury wysokiej
we współczesnej książce dla dzieci i młodzieży (1990-200S) 113• a.s: Kufer z książkami 11S• Bernadeta Niesporek-Szamburska: „Świerszczyk” ma sześćdziesiąt lat! 117
POŻEGNANIA• Barbara Tylicka: Ludmiła Marjańska (26.12.1923-17.10.200S).
„Te wiersze - całe moje życie” 120• Elżbieta Krygowska-Butlewska: Pożegnanie Emilii Waśniowskiej 122
MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ• Beata Wardęga: Katowickie Prezentacje Biblioteczne (Nagrody „Guliwera” wręczone!) 124• Grzegorz Kasdepke: Kasdepke stuka się w piersi, czyli.
Panie Andersen - przepraszam! 126• Liliana Bardijewska: Reżyserzy kontra dramaturdzy - Opole 200S 128
BIOGRAMY• Wioletta Bojda: Roald Dahl 132
ABSTRACT 136
PODRÓŻE „GULIWERA”
Wpadła mi w ręce nieduża, nieco siermiężna w swej prostocie, ze śladami działania czasu i kwasoty, szara książeczka z Lajkonikiem i wieżami mariackiego kościoła, a na okładce z dominującą czerwienią, żółtością (lub jedynie z zażółceniami) i rysunkami; książeczka o intrygującym tytule: „Bajki biało-czerwone”.
Owa zgodność kolorystyki, ikonografii i statusu genologicznego - zaskakuje. Biel i czerwień - to barwy narodowe, które co najwyżej mogą się kojarzyć ze znanymi od czasów Mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem podaniami o Kraku, Wandzie, co nie chciała Niemca, Lechitach, czy nieco późniejszymi - o trzech braciach: Lechu, Czechu i Rusie, od zawsze kojarzone z etnogenezą narodu lub początkami państwa polskiego. A były to opowieści, znane doskonale dzięki baśniom Ewy Szelburg-Zarembiny i czytan- kom szkolnym, które odnosiły się do czasów chwalebnych, owego mitycznego „wieku złotego” polskich dziejów; a które przez stulecia kreowały choćby jedynie naszą heraldykę. Wszak z Lechem do Polski ok. SSO roku przybyli protoplaści: Duninów Junoszów, Nałęczów, Ciołków. Również tych królewskich. Opowieści te, współtworzyły naszą narodową mitologię, ale też stawały się podstawą ksenofobicznych ograniczeń. Były symbolem szlachetnej i dostojnej godności narodu, ale i znakiem długo pamiętanej kompromitacji dyplomatycznej, jak w czasach Jana Ostroroga, wychwalającego Lechitów, ponoć gromiących: a to Aleksandra Wielkiego, a to Juliusza Cezara. Stawały się małą cząstkę porażającej megalomanii społecznej, sprowadzonej w skrajnym przypadku do „najzupełniej pewnych” konstatacji o Adamie i Ewie, mówiących w ra ju . po polsku; by jedynie przywołać słynną tezę Wojciecha Dembołędzki z lat trzydziestych XVII wieku.
Jakże dalekie są dla nas czasy. My częściej pamiętamy słowa Paula Valery’ego, który pisał: „historia jest najniebezpieczniejszym produktem jaki wypracowała intelektualna chemia. Dobrze znane są jej własności: rozmarza i upaja ludy, wywołuje fałszywe wspomnienia, potęguje odruchy, utrzymuje zabliźnione blizny, dręczy ich spokój, prowadzi do manii wielkości lub manii prześladowczej, czyni narody zgorzkniałymi, pysznymi, nieznośnymi, próżnymi”.
Ta książeczka jest inna. Poczynając od dedykacji: „Dzieciom: w Iranie, w Indiach, w Afryce, w Palestynie”, poprzez przewrotną i zaskakująca anty-dedykację:
„Do starszych”:„To nie dla was są te, pisane na marginesie rzeczywistości bajki biało-czerwone,
ludzie starsi. Nie bierzcie nawet tej książeczki do rąk, albowiem nie powie ona wam nic nowego. Wszystko już to znacie, pamiętajcie, macie w sercach, w źrenicach, w spracowanych dłoniach i w strudzonej, tułaczej duszy.
Jest jednakże wielka, olbrzymia gromada dzieci, którą otacza świat zupełnie inny, niż był nim świat naszego dzieciństwa. Dla nich to, dla dzieci, napisałem tę skromniutką i małą biało-czerwoną książeczkę”.
- aż po ostatnią dwunastą biało-czerwoną bajkę „O przepowiedniach z wosku” na rok 1945. Dodajmy na marginesie, że sama książeczka ukazała się rok wcześniej w Jerozolimie, w słynnej, wręcz legendarnej oficynie „W drodze”.
A jeśli ów profetyczny, ufny, pełen nadziei na spełnienie ton zderzymy z zaskakującym i porażającym w swej prostocie i dramatyzmie komentarzem odautorskim:
„Słyszałem twój wołający mnie krzyk poza bramą, którą zamknąłem za sobą, ponieważ musiałem odjechać. I dlatego, dla ciebie, Basiu o czarnych włosach, a o oczach jak dwa niebieskie migdały, napisałem tę książeczkę”.
- wówczas pojawi się jedno z najpiękniejszych i najszlachetniejszych ludzkich, podstawowych i prymarnych uczuć. Zatem: to książka sercem pisana. Zderzenie świata, mitów, legend, obyczajów, wierzeń z przeogromną potrzebą ładu wartości, który zawsze i wszędzie winien zastąpić chaos. Również ten intelektualny. I tylko nie wiem dlaczego przy lekturze małej, skromnej książeczki Anatola Krakowieckiego towarzyszyły mi słowa Giordana Bruna, renesansowego myśliciela, który na rzymskim placu Cam- po di Fiore zapłacił cenę najwyższą.
Ponad waśniami wyznaniowymi, ponad sporami narodowymi, ponad wszystkimi różnicami wiar, ponad wszystkimi granicami państw, ponad rzekami ślepej nienawiści, ponad górami bezmyślnych przesądów, ponad bagnami kłamstw, podajmy sobie ręce,
zbudujmy Republikę Muz.
Jan Malicki
W KLATCE Z KOBRAMI
RÓŻNE OBLICZA WSPÓŁCZESNEJ SZKOŁY
Są różne szkoły, znakomite i bardzo marne, między nimi nieustannie pogłębia się przepaść, a życiowe szanse, w które wyposażają dzieci, różnią się o całe lata świetlne. Miałam szczęście do przyjaznych szkół i mądrych nauczycieli, z upływem lat doceniam to coraz bardziej. O pokoleniu Edmund Trempała napisał: do szkoły chodzili chętnie. Cenili swoich nauczycieli, którzy chcieli uczyć i wychowywać, do wszystkich uczniów odnosili się z szacunkiem nie
faworyzując za pochodzenie czy zamożność i byli chętni do rozmów z rodzicami o sprawach ważnych w wychowaniu dzieci3. Byliśmy dumni ze swojej szkoły, która zapraszała nas i po lekcjach, to pamiętam. Dzisiaj dzieci do szkoły uczęszczają niechętnie - pisze Trempała. Nauczyciele różnicują uczniów na zamożnych i biednych, a także według stanowisk i karier rodziców, przezywają i lekceważą. Szkoła jest miejscem nielubianym, stresującym, blokującym szanse rozwoju młodego pokolenia, nie wolnym od przemocy i agresji - stwierdza dobitnie Maria Dąbrowska-Bąk - Stan istniejący świadczy o zerwaniu stosunków wychowawczych między nauczycielami
S
WPISANE W KULTURĘ
Danuta Świerczyńska-Jelonek
Zwykle ludzie zostają nauczycielami, ponieważ mają pewne specjalne cechy. Rozumieją dzieci i leży im na sercu ich dobro. Są współczujący, sprawiedliwi i głęboko zainteresowani tym, aby dzieci wielu rzeczy nauczyć.
(Roald Dahl, Matylda)
...wśród stu polskich uczniów: 68 mówi, że swoje samopoczucie w szkole ocenia jako dostateczne, 21 jako dobre, 9 jako złe i tylko niespełna dwóch jako bardzo dobre1.
.wśród zachowań uczniów w szkole nastolatki wskazały te, które budzą ich sprzeciw: 1. demonstrowanie władzy (szkolenie kotów, gonienie kotów, rzut kotem, grającą szafę. Jeśli się jest kotem, to trzeba robić różne okropne rzeczy, pisali); 2. agresję słowną (przezywanie się nawzajem, ośmieszanie, używanie obraźliwych słów); 3. agresję fizyczną (bicie, obezwładnianie często połączone z wyłudzaniem pieniędzy)2.
Rys. Quentin Blake
i uczniami na znacznych obszarach środowiska społecznego szkoły4. A konkrety widziane oczami uczniów przerażają jeszcze bardziej. Dla licealistów szkoła jest przede wszystkim miejscem, w którym panuje niesprawiedliwość, dla uczniów zawodówek- miejscem różnego typu wymuszeń. Nauczyciele wyśmiewają uczniów, a ci biorąodwet na młodszych i słabszych kolegach.O długiej liście represywnych działań nauczycieli wobec uczniów pisze Zdzisław Ratajek. W latach 1991-1993 zbadał 2544 dzieci z klas IV—VI11 w 84 szkołach5. Zebrany materiał Ratajek nazywa szokującym. Pokazuje on, że w 32 szkołach nauczyciele biją po głowie, ciągną za uszy, za włosy, w 23 — biją po różnych częściach ciała linijką, kijem, cyrklem, w 7 - po twa
rzy ręką, w 6 - głową ucznia o ścianę lub tablicę, a 40 uczniów z 8 szkół doświadczyło kopania nogą. Piątoklasiści nie lubią 28 % uczących ich nauczycieli, a piętna- stolatkowie już 39 %.
Dosyć jednak o tak okrutnym obliczu szkoły. Interesuje nas tu dramatyczny wymiar doświadczenia współczesnego dziec- ka-ucznia oraz prawo, a nawet powinność literatury wobec młodego czytelnika, byo tym doświadczeniu mówić. Książki, które pokazują „taką prawdę” o szkole, napotykają na opór dorosłych. Chętnie umieścilibyśmy instytucję szkoły w obszarze tabu: o szkole i nauczycielu, tak jak o rodzinie i matce, źle pisać nie wolno, bo to szkodzi i przeszkadza. Komu? Przede wszystkim jednak dorosłym, bo jeśli czują się odpowiedzialni za dzieci, nie mogą skończyć na pokiwaniu głową ze współczuciem i ogólnym utyskiwaniu na coraz gorsze czasy. A dzieci? Jeśli same nie m ają takich doświadczeń, odetchną z ulgą, że to ich nie dotyczy. Gdyby jednak miały, lektura może dać im psychiczne wsparcie również dlatego, że to właśnie ze świata dorosłych w tych książkach przychodzi pomoc i ratunek dla dziecięcych bohaterów.
DWA STYLE WYCHOWANIA - SZKOŁA PODSTAWOWA IMIENIA ŁAMIGNATA
W szkole z powieści Roalda Dahla Matylda władzę sprawuje wszechpotężna dyrektor pani Pałka, prymitywna herod- baba, karykaturalny antywzór nauczyciela i wychowawcy6. Była siejącym strach gigantem, okropnym potworem i tyranem, który przerażał nie tylko uczniów, ale i nauczycieli. Wyglądem i sposobem poruszania przypominała żandarma, wyglądała raczej na dość ekscentryczną i żądną krwi
6
miłośniczkę polowań niż na dyrektorkę szkoły dla dzieci. Kiedyś była sławną lek- koatletką, najpewniej m iała sukcesy w rzucie młotem. Wiele nam wyjaśnia jej pedagogiczne credo, wypowiedziała je jasno i z sobie właściwym wdziękiem. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego małe dzieci są tak obrzydliwe. Są zmorą mojego życia. Są jak insekty. Jak najszybciej należy się ich pozbyć. [...] Wspaniale byłoby wejść do klasy z olbrzymią spry- skiwaczką. Albo jeszcze lepiej porozwieszać jakieś ogromne pasy lepkiego papieru. Tak [...] powinna wyglądać idealna szkoła [...] zupełnie bez dzieci. Kiedyś taką założę. Moim zdaniem będzie doskonale prosperowała (s. 152). Opis lekcji prowadzonej w najniższej klasie przez dyrektor Pałkę jest ostrą kpiną ze stosowanego przez nią systemu nauczaniai wychowania. Dyrektorka niewybrednie przezywa dzieci, szydzi z ich nazwisk, ćwiczy w tym, jak należy zwracać się do dorosłych, niegrzecznie krytykuje innych nauczycieli, stosuje kary. Idź do kąta i stań na jednej nodze twarzą do ściany, mówi do malucha. Pomyłka dziecka w rachunkach wywołuje lawinę wyzwisk: ty bezmyślny chwaście, skretyniały chomiku, głupia kupo kleju, a potem fizyczną agresję wobec kilkulatka. Uczennice ze Szkoły Podstawowej im. Łamignata dobrze wiedzą, że dyrektorka nie cierpi dzieci, szczególnie z najniższych klas. Poznały jej metody wychowawcze: zamykanie w szafce zwanej Dusidłem, bardzo wyrafinowanym narzędziu tortur, „rzut uczniem” (spory chłopiec ma mniej więcej tę sama wagę, co regulaminowy młot i dlatego bardzo nadaje się do treningu), ale dziewczynki też znakomicie pasowały do tej roli, czego doświadczyła Amanda, właścicielka pięknych warkoczy.
TO JEST WOJNA,powiedziała jedna z uczennic, wzywając do uczniowskiej solidarności przeciw dyrektorce. I rzeczywiście kawały, jakie dzieci fundują pani Pałce, mają posmak zemsty, są uczniowskim odwetem za upokorzenia, przekraczają granice szkolnych uczniowskich psikusów, jakie zawsze towarzyszyły życiu szkoły. Łakomczuch Brzusio Truchcik, którego dyrektorka pragnęła wobec wszystkich dzieci ukarać i upokorzyć, poddany publicznie próbie tortu, poczuł uczniowską solidarność. Dasz radę, zawołano. I mały łasuch dokonał rzeczy niewiarygodnej, zjadł cały tort. Jego upór wywołuje wściekłość i agresję dyrektorki: rozbija półmisek po torcie na głowie objedzonego Brzusia. Ostatnie słowo w tej potyczce toczonej na oczach wszystkich uczniów mu-
Rys. Quentin Blake
7
siało należeć do Pałki, nie mogła przegrać, więc uderzyła.
Oczywiście, postać pani Pałki jest karykaturą. Dahl świadomie przerysował zarówno jej opis zewnętrzny, poglądy, jak i zachowanie. Zapewne zastosował tu sekretną zasadę Pałki, mówiącą, co zrobić, by rodzice nie uwierzyli w makabryczne opowieści o szkole: Przesadzaj. I pamiętaj, żeby wszystko, co robisz było tak zwariowane, że aż niewiarygodne. Dorośli i tak nie uwierzą. Powiedzą, że to kłamstwo.
Warto zwrócić uwagę na język wypowiedzi dyrektor Pałki kierowanych do dzieci. Znakomicie charakteryzuje on jej pogląd na szkołę i uczniów, świetnie podkreśla charakter postaci. Głos Pałki dudni głęboko i groźnie, a ona: krzyczy, burczy, odszczekuje, szczeka, warczy, wrzeszczy, ryczy, drze się; rzadko kiedy po prostu mówi. W książce znajdujemy ponad pięćdziesiąt złośliwych dyrektorskich epitetów, synonimów słów: dziecko, dzieci. Znakomita inwencja słowotwórcza Dahla (i tłumacza Mariusza Arno Jaworowskiego) prowadzi do świata najohydniejszych, obrzydliwych, wstrętnych, nędznych: robali i insektów, karaluchów, gnid, larw oraz pluskiew. Schodzimy również w rejony kryminalnego podziemia, słyszymy o: złodziejach, kanciarzach, koniokradach, rzezimieszkach, rozbójnikach, piratach, członkach mafii, małych, chciwych złodziejaszkach. Nacechowanie estetyczne języka Pałki charakteryzują takie określenia uczniów: ropiejący bąbel, banda małych obrzydliwych zgniłków, kupa śmieci, chodząca fabryka zarazków, głupia kupa kleju.
W Szkole Podstawowej imienia Łami- gnata pracuje inna nauczycielka, znakomity wychowawca i dobry dydaktyk, panna Winia Miodek. Uczy najmłodsze dzieci, również pięcioletnią Matyldę. Wie, co dzie
ciom sprawia trudność, potrafi zachęcić je do pracy, chce wielu rzeczy je nauczyć. Nie dąży do władzy nad dziećmi, jest prawdomówna i sprawiedliwa, życzliwa i łagodna. Potrafi być stanowcza, choć nigdy nie podnosi głosu. Gdy sytuacja tego wymaga, staje w obronie uczniów: próbuje rozmawiać z rodzicami Matyldy o jej niezwykłych zdolnościach, nie przytakuje dyrektorce, gdy ta oskarża dzieci. Winia Miodek, ofiara pazerności i nienawiści pani Pałki, dziewczyna biedna jak mysz kościelna, pozostała życzliwa dla ludzi. Uwielbiały ją wszystkie dzieci, będące pod je j opieką. Pani Miodek bowiem rozumiała strach, który opanowywał maluchy po raz pierwszy w życiu stłoczone w klasie i oderwane od rodziców. To właśnie nauczycielka Winia Miodek zaopiekuje się Matyldą w chwili panicznej ucieczki rodziców dziewczynki po wykryciu udziału ojca w zorganizowanej międzynarodowej kradzieży samochodów. Będę się nią troskliwie opiekować, wezmę wszystkie płatności na siebie, powiedziała pani Miodek, prosząc uciekających do Hiszpanii rodziców Matyldy o zgodę, by dziewczynka mogła z nią zostać.
Szkoła w powieści Dahla ma dwa oblicza. Jedno — piękne, godne, służy dzieciom, uzbraja dzieci w wiedzę i postawy ważne wżyciu. Drugie — karykaturalne, celowo przecież przejaskrawione i wypaczone, odnosi się do pseudonauczycieli i wychowawców, którzy — na szczęście — stanowią ułamek szkolnego grona. Życie potwierdza spostrzeżenia Dahla, wobec nauczyciela-przeciwnika uczniowie stosują dwie strategie: śmiechu, żartu, kpiny, bo redukuje napięcie emocjonalne dziecka, łagodzi złe emocje wobec szkoły i dorosłych albo strategię odwetu, uczniowskich kawałów, których granica może przekraczać nie tylko dobry smak, ale — o czym
8
co jakiś czas donoszą media — naruszać godność osobistą nauczyciela.
Obraz szkoły, w której uczniowie i nauczyciele to dwa wrogie plemiona, nauczyciel to wróg, nawet jeśli jest człowiekiem cichym i spokojnym, znajdujemy w powieści Dzień Kolibra autorstwa Ewy Przybylskiej, z zawodu nauczycielki7.
PRAWO DŻUNGLI: SZKOŁA PODSTAWOWA IMIENIA ŻWIRKI I WIGURY
Jej opis poraża nas. Powieść jest realistyczna, więc obraz szkoły nie chowa się za konwencją, uśmierzającą przerażenie wrażliwego czytelnika. Okolice szkoły, droga do szkoły, są dla uczniów niebezpieczne. Uczniowie z młodszych klas zmuszani są do kradzieży; handluje się narkotykami, wymusza pieniądze. Nauczyciele krzyczą, wrzeszczą, ryczą, huczą na uczniów. Mówią do nich: gówniarze, bawoły, siksy, dziewuchy, kurduple. W obecności uczniów, czasem wyłącznie do nich, komentują konieczność zastępstw za nieobecnych kolegów (strata czasu), trud prowadzenia zajęć pozalekcyjnych, wysokość swoich zarobków. Starsi uczniowie zastraszają i szantażują młodszych, słabszych.
W powieści Ewy Przybylskiej spotykamy trójkę nauczycieli, którym warto się przyjrzeć, myśląc o literackim obrazie sytuacji wychowawczych we współczesnej szkole. Najmocniej uwagę czytelnika absorbuje Pan od wuefu, którego bali się wszyscy, nawet ci z ósmej, bo miał bardzo mocny cios. Nauczyciel o skłonnościach sadystycznych, prostackim poczuciu humoru, pozbawiony moralnych hamulców. Szukał wśród uczniów ofiary. Sławek ukarany za spóźnienie Czekał na najgorsze. Na twarzy pana ukazał się uśmiech. Sła
wek zrozumiał, że Pan dostrzegł jego strach i syci się nim. Wuefista nie cierpiał młodszych klas, do dziewczynek mówił dziewuchy, czasami dodawał, śmiejąc się, jesteście już babami czy nie. Dwóch dziewięcioletnich uczniów zajrzało przez okno do szkolnego pokoju wuefisty: Pan od wuefu pół siedział, pół leżał na fotelu, obok niego nauczycielka, na którą mówili mapa Polski, bo tak zawsze była wymalowana. Oboje byli rozebrani i bardzo zajęci sobą.
Z kolei pana od polskiego choć stara się nauczyć, w czasie lekcji nikt nie słucha, nawet kiedy krzyczy, bo to krzyk na niby i nawet najgłupszy w klasie zauważył, że ten nauczyciel nie umie rozkazywać. Jest więc na z góry przegranych pozycjach. Uczniowie wyczuwają tę „jego słabość” i już najmłodsi pozwalają sobie na bardzo niewybredne dowcipy. A pani od rysunku, osoba bardzo młoda i niewielka, w starciu z szó- stoklasistami też nie ma żadnych szans. Dyrektor tej szkoły lubił zadawać różne prace za karę, ale nigdy nie pamiętał komu. Lekarka szkolna zbyła dziewięciolatka z temperaturą i chorego do domu odprowadził rówieśnik. Bibliotekarka w czasie przerwy nie wypożyczała książek, jadła śniada-
Rys. Quentin Blake
9
n ie . Dziewięcioletni Sławek, główny dziecięcy bohater tej książki, na pytanie czy lubi szkołę, odpowiada: nie, Bo tam wszystko wolno. I nic nie wolno, wyjaśnia. Jednym, silnym i bezwzględnym, wszystko wolno. Inni, mali, słabi, również dlatego, że nigdy nie nauczą się rozkazywać - praw nie mają. Ten podział ludzi w szkole na silnych i słabych, zaciera dotychczasowy porządek szkolnego świata: dzieci-dorośli, nauczy- ciele-uczniowie. Podważa zarówno zasadę odpowiedzialności dorosłych, jak i święte prawo dziecka do życia w spokoju, w poczuciu bezpieczeństwa.
Książki Ewy Przybylskiej Dzień Kolibra, a także Trzeci świat Mateusza przynoszą bardzo mroczny obraz współczesnej polskiej szkoły. Życie szkoły, choć nie jest tu sprawą pierwszoplanową, bardzo mocno określa jakość dzieciństwa małych bohaterów. Czy te książki mogą/powinny być adresowane do czytelnika dziecięcego?
W odpowiedzi wróćmy do przytoczonych wyników badań z lat dziewięćdziesiątych. W wielu szkołach rysują one dramatyczny obraz relacji między ludźmi, podważający wychowawczy sens tych instytucji. Zapytajmy również o funkcje, jakie ma pełnić współczesna literatura w życiu młodego czytelnika. Czy dzisiaj w tak pogmatwanym świecie służy dziecku tylko literacki arkadyjski obraz rzeczywistości? Czy literatura nie powinna wspierać tych, którzy jeszcze nie nauczyli się rozkazywać w nadziei, że nigdy nie posiądą tej umiejętności, nie przystosują się do prawa dżungli na różnych ścieżkach życia? Piękna przyjaźń dziewięciolatka ze starym człowiekiem z sąsiedztwa, ta solidarność słabych przeciw mocarnemu złu jest wskazówką moralną dla dziecka, które słyszy, widzi i przeżywa rzeczywistość taką, jaka jest.
1 Krystyna Socha-Kołodziej: Wpływ postaw opiekuńczych nauczycieli na zmniejszenie agresji wśród uczniów w szkole, [w:] Agresja wśród dzieci i młodzieży. Perspektywa edukacyjna, pod red. Adama Frączka, Ireny Pufal-Struzik, „Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP”, Kielce 1996, s. 169-17S.
2 Maria Dąbrowska-Bąk, Agresja a stosunki wychowawcze szkoły, [w:] Agresja wśród dzieci i młodzieży... Termin „szkolenie kotów” oznacza zmuszanie młodszych uczniów do wykonywania poniżających czynności, „gonienie kotów” - nakaz poruszania się biegiem, „rzut kotem” to brutalne popychanie młodszych na ściany. Autorka artykułu przytacza wiele takich negatywnych zachowań przypominających wojskową „falę”. Stawia pytanie czy te represyjne zachowania przenikają z wojska do szkoły, czy raczej chłopcy w wojsku wykorzystują tylko i doskonalą to, z czym wiele lat mieli do czynienia w szkole? (s. 123-124).
3 Edmund Trempała, Dziecko w domu i szkole, [w:] Wymiary dzieciństwa. Problemy dziecka i dzieciństwa w zmieniającym się społeczeństwie, pod redakcja naukową Jadwigi Bińczyckiej i Barbary Smolińskiej-Theiss, „Impuls”, Kraków 200S, s. 87-103.
4 Maria Dąbrowska-Bąk, op. cit, s. 109 i 123.5 Zdzisław Ratajek, Autorytaryzm i represyw-
ność w pracy wychowawczej nauczycieli, [w:] Agresja wśród dzieci., s. 1S0-1S7.
T Roald Dahl: Matylda, tłumaczył Mariusz Arno Jaworowski, ilustrował Quentin Blake”, Zyski S-ka”, Poznań 2002, s. 228; wyd. II; wszystkie cytaty według tego wydania.
7 Ewa Przybylska, Dzień Kolibra, Akapit Press, Łódź 2002, wyd. II.
Agnieszka Sobich
GOG, PSOR, CIAŁO PEDAGOGICZNE... CZYLI POSTAĆ NAUCZYCIELA W POWIEŚCIACH DLA DZIECI I MŁODZIEŻY
Szkoła to niewątpliwie wyjątkowe miejsce w życiu każdego człowieka. Powiem nawet, że szkoła to coś więcej niż miejsce, to odrębny świat, który rządzi się swo-
10
Rys. Julian Bohdanowicz
imi własnymi prawami. Tutaj zdobywamy wiedzę, ale przede wszystkim przeżywamy swoje pierwsze porażki i pierwsze triumfy, tu zawieramy pierwsze przyjaźnie, tu spotykają nas zdarzenia wesołe i smutne, tu komedia zamienia się w dramat, a dramat w komedię. Wszystkie te zdarzenia kształtują nas samych na całe życie. Nic więc dziwnego, że tak wielu pisarzy, niezależnie od czytelnika, do którego kierują swoje teksty, wraca pamięcią do szkolnych lat. Edmund Niziurski owe powroty do „szczenięcych lat” tłumaczy w prosty i jakże prawdziwy sposób: „Ponieważ wtedy tak mocno czułem, tak kolorowo, w tak jasnych barwach widziałem świat, tak szybko rosłem, że w każdym dniu mogłem przerosnąć siebie”1.
Szkoła swoją szczególność, jak między wierszami zauważa Niziurski, zawdzięcza wyjątkowości dzieciństwa! Tego wczesnego okresu w życiu każdej żywej istoty, kiedy to jako nieukształtowana jednostka chłoniemy wszystko, co znajduje się wokół nas. Mówiąc krótko — tabula rasa — oto czym jest dziecko!
Biorąc pod uwagę osobliwość dzieciństwa2, stan istnienia, w którym dojrzewa się duchowo i rozpoznaje miejsce w świecie, a także wynikające z tego szczególne uwarunkowania dziecięcej psychiki, łatwo zrozumieć, dlaczego tak w iele miejsca w książkach dla dzieci zajmuje szkoła, nauczyciele i różne z nimi związane historie.
Nie będę tu przytaczać znanych wszystkim badań, które wyróżniają bohatera literackiego spośród całej konstrukcji utworu. W dużym uproszczeniu, jest to konsekwencją dziecięcego postrzegania świata. Małe dziecko dla zrozumienia rzeczy najczęściej utożsamia się z nimi. To samo czyni z postaciami utworu. Mały czytelnik czuje się uczestnikiem przedstawionych zdarzeń i bezpośrednim adresatem wypowiadanych kwestii. Postacie znane dzieciom: „Stopniowo wchodzą [...] bardziej osobowo w życie dziecka, na zasadzie całkowitej lub częściowej z nimi identyfikacji. Dziewczynki wkładają papierowe korony na głowę, chłopcy czują się prawdziwymi bohaterami przypasując drewniany miecz. Ta dosłowna zabawa przeradza się czasem w inną, bardziej umowną, która polega na wchodzeniu w rolę wybranego bohatera poprzez znaczące zachowanie lub grę słów: „Co z ciebie taki Kubuś?”— mówi ojciec do zakatarzonego synka, który świetnie rozumie tę aluzję literacką, albo: „Piszesz jak Sowa Przemądrzała!” — można powiedzieć do kogoś, kto nie respektuje zasad ortografii, ale czytał Kubusia Puchatka i zna niewielkie umiejętności Sowy”3.
Bohaterowie dziecinnych lektur przechodzą do legend4, żyją w wyobraźni przez całe pokolenia etc. Bohater jest więc tym elementem powieściowej konstrukcji, który przykuwa uwagę odbiorcy; to wraz z bohaterem umysł dziecka przenosi się w pod
I I
róże, to z nim przeżywa rozmaite przygody. To on odgrywa rolę pośrednika w dziecięcym poznawaniu świata i ludzi. Bohater staje się niekiedy wzorem do naśladowania. Wszystko to czyni bohatera literackiego podstawowym ośrodkiem konstrukcji fabuły.
Wróćmy więc na chwilę pamięcią do powieści, w których pojawia się temat szkoły. Zarówno do tych powieści, które są wspomnieniami autorów, jak i tych zbudowanych z fikcji literackiej. Niewątpliwie to, co rzuca się nam w oczy, to barwność i różnorodność postaci nauczycieli oraz to, jak ważne miejsce w życiu młodego człowieka zajmują.
Zanim jednak rozpoczniemy wędrówkę przez karty powieści, trzeba uzmysłowić sobie pewną nie zawsze zauważaną prawidłowość. Jak pamiętamy, Alicja Ba- luch za element porządkujący strukturę tekstu, a co za tym idzie także poznania, uważa symbole i mity5. Według niej „w psychice dziecka istnieją predyspozycje do chłonięcia utworów przemawiających językiem symboli, metafor i fantazji”6. Dzieci pragną żyć w świecie marzeń, czyli odmiennym od codziennego. To sprawia, że opowiadane przez nie historie, traktują tak, jak mity były traktowane przez człowieka społeczeństw archaicznych. „Kamienie węgielne całości psychicznej”7 - jak pisało archetypach Jung, porządkują świat wokół dziecka.
I właśnie owo myślenie archetypami, możemy z łatwością wyodrębnić w kreacji postaci nauczycieli. Wyrazistość ich występowania pokazuje, jak bardzo nasza kultura jest w owym świecie archetypów zakorzeniona. Nauczyciel-przewodnik (mistrz); mauczyciel-mędrzec (szaman posiadający moc, często postać magiczna); nauczyciel-prześladowca czy nauczy
ciel, który jest wyśmiany, ośmieszony i zdominowany przez uczniów to najprostszy podział, jakiego możemy dokonać. Kiedy się chwilę zastanowimy, zobaczymy, że istnieje w każdej z książek dla dzieci i młodzieży.
I tak nauczyciel-przewodnik, zarówno jako postać na wskroś realistyczna jak i magiczna [szaman] łączy się z archetypem podróży. Mityczna rola przewodnika, jaką pełni w tym przypadku nauczyciel, to nie tylko towarzyszenie podopiecznemu, doradzanie w czasie jego wędrówki przez życie, ale także inspirowanie go, bycie mistrzem, czyli wzorem, za którym uczeń podąża. Nauczyciel-szaman to także archetyp przewodnika, dodatkowo jednak obdarzonego magiczną mocą. Problem tego, czy owa moc stanowi element łączący czy dystansujący mistrza i jego ucznia, jest równie ciekawym tematem do rozważenia.
Funkcją dorosłych jest towarzyszenie dziecku8. Najpierw są to najbliżsi: rodzice, dziadkowie. Później funkcję tę przejmują osoby obce. Przede wszystkim - nauczyciele. Stąd prosty wniosek, że nauczyciel łączy w sobie funkcje w kulturze zazwyczaj rozdzielone na wiele jednostek: matkę i ojca, mędrca, starca itp. Wyraźnie widać to w momencie, gdy dziecko przekracza próg szkoły. Następuje symboliczne oderwanie dziecka od matki, w tym momencie jej rolę przejmuje nauczyciel - ma się opiekować dzieckiem. Widać to u Dahla, gdy Matylda spotyka panią Miodek [wychowawczynię], która w efekcie różnych zdarzeń staje się jej „wybraną” mamą.
Nauczyciel-przewodnik to ktoś o wiele więcej niż zwykły państwowy urzędnik, którego zadaniem jest przekazywanie wiedzy podopiecznym. Przewodnikiem, mistrzem staje się tylko ten nauczyciel, w relacji z któ
12
rym uczeń jest zdolny przekroczyć granice nieufności, dystansu i wrogości. Trzeba zobaczyć człowieka w nauczycielu!9 Początkowo pan Misiak, tytułowy Alcybiades, jest wrogiem uczniów, na którego trzeba znaleźć sposób. Dalsze wydarzenia sprawiają, że wzajemne obcowanie — uczniów i pana Misiaka — zmienia obie strony. Klasa zaczyna kochać swojego profesora i uczyć się dla jego i własnej satysfakcji; Alcybiades zaś młodnieje, odzyskuje wiarę w młodzież i swoje pedagogiczne zdolności.
I tu pozwolę sobie na małą dygresję. W przypadku postaci nauczycieli, we wszystkich powieściach, jakie pamiętam, można zauważyć pewien schemat. Oswajanie się z nauczycielem, owa droga „od Urzędnika do Przewodnika”, dzieli się na kilka etapów: najpierw uczeń obserwuje powierzchowność nauczyciela, poprzez jego wygląd, zachowanie, przyzwyczajenia— wyrabia sobie o nim zdanie. Do tego dochodzi sposób prowadzenia lekcji, oczy-
Rys. Julian Bohdanowicz
wiście tym najbardziej pożądanym jest sposób nielekcyjny [w formie zabawy, spotkań pozalekcyjnych na łonie natury etc.]. Kolejny element to zwykłe, życiowe sytuacje, kiedy to nauczyciel pomaga uczniowi w jakiejś sprawie prywatnej. Aż wreszcie dochodzimy do momentu, kiedy to uczeń za pojęciem „pan od historii” widzi już człowieka z krwi i kości — pana Misiaka czy pana Gąsowskiego, czy jakiegoś jeszcze innego. Raz przekroczona granica wydaje się początkiem całkiem innych stosunków między uczniem a nauczycielem. Pojawia się przyjaźń. Pięknie przedstawia ją Makuszyński w Szatanie z siódmej klasy, gdzie profesor Gąsowski zaprasza swojego niesfornego ucznia na wakacje do rodzinnego domu i prosi o pomoc w najbardziej osobistych sprawach. Wielokrotnie obaj stają w obronie tego drugiego, przez co wyrażają łączącą ich przyjaźń, niezależnie od tego, czy profesor pamięta imię Adasia czy też nie.
Druga dygresja, konieczna, to fakt, z jaką dokładnością i niewątpliwą wyobraźnią autorzy książek kreślą nam fizyczny kształt postaci. Wszystkie te piegi, okulary, seplenienia i inne cechy, owa zmysłowa konkretność i cielesna postać nauczycieli nie jest przypadkiem, ani zaledwie artystycznym zabiegiem autorów powieści. To dzięki emocjonalnemu zaangażowaniu i bogactwu wyobraźni pisarzy mały odbiorca ma szanse zbliżenia się do swoich ulubionych postaci. Po to są szczegółowe i wyraziste opisy Dahla w Matyldzie, dlatego Niziurski podaje nam kolor koszuli, jaką nosił pan Misiak na początku i na końcu powieści, po to także są wyjątkowo barwnie opisani nauczyciele we wspomnieniach Gomulickiego i Hertza. Poznajemy każdy szczegół ubioru, każdy tik i dziwne przyzwyczajenia czy
13
powiedzonka. Bo na to właśnie najpierw zwraca uwagę spostrzegawczy uczeń. Sinus „[...] nie wycierał nosa w sposób zwyczajny, ale grał na nim jak na trąbce, wydając tony coraz wyższe”10, a profesor Luceński nie mógł się powstrzymać od złośliwości: „ - Kapuściane głowy! [...] - Drewniane języki! Krowy wam paść, parole!”11. To samo znaczenie charakteryzujące mają nadawane przez uczniów przezwiska a także imiona bohaterów nawiązujące do czegoś innego.
Wracając do nauczyciela-przewodni- ka, proszę przypomnieć sobie scenę, kiedy bohaterowie Klasówki z pamięci siedzą przy łóżku umierającego nauczyciela: „Być może dopiero teraz, w chwili, kiedy żegnaliśmy się z Sinusem, wiedząc, że jest śmiertelnie chory, zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo był nam drogi. Jak ten umierający człowiek głęboko wszedł w nasze cielęce życie”12. Słowa, które tu padają: „drogi”, „człowiek”, „głęboko wszedł w nasze życie” - to właśnie kluczowe elementy, od których obecności lub braku zależy to, jakim nauczycielem się jest.
Powtórzę raz jeszcze: zobaczyć człowieka w nauczycielu! Sinus i jego uczniowie przeszli przez ten egzamin wzorowo. Podobnie bohaterowie Szatana z siódmej klasy czy Sposobu na Alcybiadesa. Pan Misiak, profesor Gąsowski czy Sinus ujęli swoich uczniów nie tyle ciekawym i mądrym sposobem prowadzenia lekcji. Przede wszystkim pokazali, że widzą każdego ucznia z osobna. Tym samym sposobem wygrała Winia Miodek „walcząc”o małą Matyldę i z dyrektorką szkoły, panią Pałką, i z rodzicami dziewczynki.
Nauczycielska forma pęka zupełnie w chwili, gdy nauczyciel wspiera uczniów w ich poza szkolnych dramatach. Raz, gdy Piegus, mimo śmierci ojca i ciężkiej cho
roby matki, dostał na klasówce piątkę z matematyki, Sinus nie zapomniał docenić trudu chłopca: „ - Chłopcze [ . ] ta piątka z przedmiotu, który sprawiał ci do niedawna tyle kłopotów, to najpiękniejszy prezent dla mamy. Nie ma piękniejszego podarku. Kłaniaj się je j ode mnie i życz powrotu do zdrowia”13.
Kiedy uczeń choruje, Chaber - nauczyciel polskiego, odwiedza go w domu aby rozerwać lekturą. Jest to najlepszy dowód dla chłopca o szczerym i przyjaznym uczuciu nauczyciela. Tak samo jak zawieranie układów, triumwiraty, nazywanie uczniów „swoją Ósmą Legią” czy puszczanie „oka” („Po tej audiencji zrobiliśmy sobie z moim profesorem literatury porozumiewawcze „oko”, jak dwaj wspólnicy literackiej zbrodni”14) pokazuje, że można pokochać wroga. Zarówno uczniowie jak i nauczyciele, mimo wszystko, potrafią znaleźć wspólny język. Kiedy więc uczniowie, widząc wysiłki pedagoga, wykrzykują: „nikt tak do nas jeszcze nie mówił”15, a profesor skromnie odpowie: „Wyście pokochali mnie pierwsi”16 znaczy, że mamy już do czynienia z prawdziwym Mistrzem i jego Uczniami.
W ten sam sposób wygląda związek ucznia z Mistrzem obdarzonym mocą magiczną. Wystarczy zajrzeć do Akademii Pana Kleksa czy szkoły magii - Hogwar- tu, aby szybko zauważyć, że cechy, które zbliżają ucznia i nauczyciela bynajmniej nie należą do świata magii. Zarówno w przypadku Ambrożego Kleksa jak i Albusa Dumbledora (ciekawe, że obaj panowie noszą imiona zaczynające się na literę A, co, jak zauważył Pan Kleks, jest oznaką inteligencji, pracowitości i wielu innych pożytecznych zalet) najbardziej wartościowe nie są momenty, kiedy wypowiadają zaklęcia, ale gdy pomagają oswoić świat re
14
alny. To w zetknięciu z tak trudnymi dla każdego człowieka zagadnieniami jak śmierć bliskich osób, samotność, poznajemy ich wartość jako dobrych ludzi.
I znowu wyłania się wyraźnie to, że — aby „pokochać” nauczyciela — trzeba w nim dojrzeć człowieka. Żadna magia tego nie sprawi. Bo o wielkości Dumbledora decyduje jego stosunek do drugiego człowieka. To, jak wspiera Harry’ego, towarzyszy mu, pozwala na podejmowanie jego własnych decyzji, pokazuje drogę, a nie wyręcza czy daje gotowe odpowiedzi. Chłopcy z Akademii Pana Kleksa kochają swojego nauczyciela za to, że każdego ranka całuje ich na powitanie, przygotowuje im kolorowe posiłki i sam je podaje, zaprasza do pomocy, zarówno gdy leczy chore sprzęty, jak i wtedy gdy przychodzi mu ożywić lalkę Filipa. To sprawia, że chłopcy są z niego dumni, a nie czary. W końcu sam pan Kleks twierdzi, że: „Niektórym z was wydaje się, że jestem jakimś czarownikiem lub sztukmistrzem. Takiemu, co tak myśli, powiedzcie, że jest głupi. Lubię robić wynalazki i znam się trochę na bajkach. To wszystko”17.
Drugim, według przyjętego tu podziału, archetypowym wzorcem będzie nauczy- ciel-prześladowca, ten, z którym się walczy. W tym przypadku także możemy mówić o dojrzewaniu dziecka, ale źródło tego rozwoju będzie leżeć w konfrontacji z nauczycielem, a nie w podążaniu jego śladem. Uczeń dojrzewa dlatego, że przeciwstawia się złemu nauczycielowi, zaczyna samodzielnie myśleć i działać, co zaś prowadzi do samopoznania.
W tym przypadku nie ma mowy o przyjaźni. Jak powiedziała Matylda „To jest wojna”18. Pani Pałka, Renata Okulczycka — oto dwa przykłady, które świetnie ilustrują taki właśnie rodzaj nauczycieli. Już sam ich
wygląd (o wadze zewnętrznej strony bohatera już wspominałam) stwarza respekt i dystans nie do pokonania. Pałka to monstrum, Okulla — ostra, podobna do kobry i równie jadowita.
Dodać trzeba pospiesznie, że te „złe” przykłady nauczycieli zawsze przegrywają. Pałka ucieka ze strachu dzięki pomysłowości Matyldy. Okulczycka musi przyznać się do błędów pedagogicznych, Osa załamuje się nie mogąc „złamać” ucznia Jurka Kosińskiego.
Nauczyciele-prześladowcy nie lubią uczniów ani swojej pracy, stąd ich nerwice, pogarda, brutalność czy oczywista niesprawiedliwość, jak choćby w Mieście mojej matki, gdzie nauczyciel za błahą pomyłkę karze ucznia, którego nie lubi, a nie tego, który faktycznie ów błąd popełnił.
Na niechęć i wrogość nauczyciela uczniowie odpowiadają tym samym. Bronią, na którą może sobie uczeń pozwolić, są różnego rodzaju kawały oraz liczne „sposoby” na nauczycieli. Ten rodzaj gry, czasem przyjmujący kształt otwartej wojny,
Rys. Julian Bohdanowicz
1S
prowadzi zaś do tego, co jest najważniejsze: usamodzielnienia się, zyskania autonomii jednostki, uczenia się myślenia i działania. Inaczej mówiąc: dojrzewania.
Z tej perspektywy wydaje się, że0 wiele większym zagrożeniem dla ucznia jest Nauczyciel bez autorytetu. Sytuacja, w której „Kocia od geografii była mdła, Ciemiężny od historii był mdły, Rubaszko od polskiego by mdły - a wszyscy jacyś senni, o mało co nie pospaliśmy razem z nimi”19, jest największym błędem i zagrożeniem dla ucznia. Dlaczego? Ponieważ rozleniwia! Nauczyciel, który jest nijaki, bez wyrazu, nie stanowi wzorca do naśladowania ani też nie pobudza do walki. Przez swoją „n ijakość” usypia uczniów i jednocześnie hamuje ich rozwój. Niszczy w nich to, co najważniejsze, czyli dziecięcą ciekawość, naturalną chęć poznawania, zadawania pytań, szukania nowego i nieznanego.
Nauczyciel WF-u w Pannie Nikt siedząc w klasie na zastępstwie „coś czyta1 ziewa”20. Jest tak bezwartościowy, że uczniowie wprost go nie widzą, czego najlepszym dowodem jest zupełny brak opisu wyglądu tejże postaci. Nie lepiej przedstawia się pani Turska, która nie potrafi poradzić sobie z pyskującą Kasią - dziewczynka zupełnie przejmuje panowanie nad nauczycielką.
„Nijakość” nauczycieli wzbudza w uczniach nie tylko sen ale i agresję. Dzieci zaczynają robić sobie żarty z pedagogów, nie rzadko brutalne i ośmieszające. Wystarczy zajrzeć do Wspomnień niebieskiego mundurka czy Ze wspomnień Samowara. Niektórzy nauczyciele nie wytrzymując zachowania niesfornych podopiecznych zmieniają miejsce pobytu. Jak choćby pani Lilkowska, która prosto ze szkoły udała się do sanatorium dla nerwowo chorych.
„Dziadek”, przykład wspaniałego pedagoga z powołania, choć moralnie wygrywa starcie z Nowymi, chłopcami przybyłymi do Domu Dziecka, nie może jednak powstrzymać tego, co owi chłopcy zrobili - zabili wiewiórkę, tytułowego Wiewiórczaka.
Nauczyciel bez autorytetu to nauczyciel niewidoczny, taki, który pozbawia ucznia możliwości odnalezienia się w sytuacji szkolnej. Ten zaś, pozostawiony sam sobie, traci możliwość kształtowania samego siebie.
Doskonałym uzupełnieniem tego korowodu pedagogicznych charakterów są Paranauczyciele, czyli osoby, niebędące nauczycielami, bez których jednak szkoła nie mogłaby istnieć. „Tak, trudno było wojować z W ięckowską, zresztą bez Więckowskiej szkoła nie byłaby szkołą”21- tak o swojej woźnej myślą uczniowie. Szkoła to zamknięty świat, mikroświat rządzący się własnymi prawami. Wiele elementów składa się na niego: uczniowie i nauczyciele, ale też dyrektorzy, bibliotekarki, woźne, kucharki, pielęgniarki. Bez pani Nowelki Matylda nie odkryłaby świata wyobraźni, jaki otwierają przed nią książki. Woźny Karolak jak nikt inny pilnuje sumienia dyrektora, który wyjątkowo łatwo ulega wpływom rodziców i innych „ważnych” jednostek. Woźny nie tylko nie boi się dyrektora, ale często stoi z nim w konflikcie. Rzadko kiedy dyrektor wzbudza respekt w woźnym. Ani Zryw- na ani Zrywniejsza nie wahają się stanowczo wyrazić zdania wobec Okulli. Skoro nie mają ochoty zostać w szkole z najmłodszymi uczniami w świetlicy, żadne argumenty dyrektorki nie zmienią ich zdania. Inaczej jest w przypadku kontaktów woźnych z uczniami. Każdy wie, że jeśli na straży stoi Zrywna i Zrywniejsza, nie ma żadnej możliwości przejścia.
16
Postacie woźnych, kucharek, pielęgniarek, dyrektorów — to cały szereg postaci rysowanych często karykaturalną kreską. Wystarczy wspomnieć pielęgniarkę z powieści Niziurskiego udzielającą pierwszej pomocy z dymiącym papierosem w czerwonych ustach.
Gnębionemu przez wujostwo Har- ry’emu wybawienie przynosi Hagrid. To on otacza go opiekuńczym ramieniem i wprowadza w świat magii w sobie tylko właściwy sposób — nieco niezdarny lecz pełen szczerego oddania. Podobnie wspominana wcześniej pani Nowelka. Kiedy Matylda opowiada jej o matce, dla której ważniejsza jest gra w bingo niż własna córka,o domu, w którym jedyną rozrywką jest włóczenie się po pokojach i oglądanie telewizji, pani Nowelka rozumie, że nic nie zdziała wtrącając się do spraw domowych Matyldy. Zamiast tego, wręcza jej kolejne książki, dzięki którym dziewczynka może przenosić się do innych światów.
Podobną magię wprowadza na ulicę Czereśniową Mary Poppins. Nic to, że nie jest nauczycielką w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Piastunka dopieszcza, a nauczyciel przekazuje wiedzę, ale też wprowadza w życie. Co robi Mary, jeśli nie wprowadza dzieci w świat? A magia? Magia Mary to nie torba bez dna, lecz bycie z dziećmi, towarzyszenie im w każdej minucie ich życia, słuchanie tego, co mówią, odkrywanie rzeczy, jakie kryją się w ich małych główkach. Największą magią jest tu po prostu bycie blisko i pojawianie się zawsze wtedy, gdy dzieci jej potrzebują.
Paranauczyciele są jak widać bardzo różnorodnymi i kolorowymi postaciami. Sprawiają, że szkoła nabiera przyjaznej atmosfery. Nie kojarzy się uczniom jedynie z książkami i tabliczką mnożenia, ale także z zabawą, żartami, miejscem, gdzie
można spotkać ciekawego człowieka. Dzięki nim szkoła staje się miejscem pełnym humoru, sympatii, ciepła i magii.
Wspomniane tu powieści i występujące w nich postacie nauczycieli pokazują, że nauczyciele to jedna z barwniej i żywiej opisywanych postaci literackich. Emocje, jakie towarzyszą sytuacji szkolnej, są bardzo wyraźne w sposobie opisywania nauczycieli. Nie są to kreacje szablonowe, schematyczne, pozbawione charakterystycznych rysów. Wprost przeciwnie, jedną postać widzimy z różnych punktów widzenia. Mozaika powtarzających się scen, ukazujących się za każdym razem inaczej, tworzy przed oczami czytelnika postacie wielowymiarowe, czasem nawet wieloznaczne.
Niewątpliwie jest to wynikiem owych wspomnianych emocji związanych z własnymi przeżyciami szkolnymi, ale również z miejscem zajmowanym przez bohatera w świecie przedstawionym. Postać literacka jest więc ucieleśnieniem tych cech i wartości, jakie autor przekazać chce swojemu czytelnikowi. Nic tak dobrze nie spełni tej roli jak bohater, który przyjmuje kształt podobny i znany czytelnikowi. W przypadku literatury dla dzieci i młodzieży jest to szczególnie ważne. Kiedy bowiem młody człowiek, po raz pierwszy otwiera nową książkę i zaczyna czytać pierwsze linijki, oczekuje, że ktoś wyjdzie mu naprzeciw, powita i zabierze do wspólnej wędrówki poprzez karty książki. Tym kimś może być tylko i wyłącznie bohater.
WYKORZYSTANE W TEKŚCIE POWIEŚCI:
1. J. K. Bandrowski: Miasto mojej matki. Kraków 1958.
2. M. Brandys: Wiewiórczak. Warszawa 1968.
17
3. J. Brzechwa: Akademia Pana Kleksa, [w:] tegoż: Pan Kleks, Poznań 1996.
4. R. Dahl: Matylda, Poznań 2002.5. W. Gomulicki: Wspomnienia niebieskiego
mundurka, Kraków 2001.6. B. Hertz: Ze wspomnień Samowara, Warsza
wa 1969.7. K. Makuszyński: Bezgrzeszne lata, Kraków
1972.8. K. Makuszyński: Szatan z siódmej klasy.
Warszawa 2004.9. E. Niziurski: Sposób na Alcybiadesa. War
szawa 1977.10. E. Niziurski: Szkolny lud, Okulla i ja, Katowi
ce 1993.11. W. Paźniewski: Klasówka z pamięci, War
szawa 1988.12. J. K. Rowling: Harry Potter i Kamień Filozo
ficzny. Poznań 2000.13. J.-J. Sempe, R. Goscinny: Rekreacje Miko
łajka. Warszawa 1991.14. P. L. Travers: Mary Poppins, Warszawa 199S.15. T. Tryzna: Panna Nikt, Warszawa 1994.
1 E. Niziurski: Szkolny lud, Okulla i ja, IV str. okładki.
2 Por. J. Cieślikowski: Literatura osobna. Warszawa, 198S.
3 A. Baluch: Dziecko i świat przedstawiony czyli tajemnice dziecięcej lektury. Wrocław, 1994, s. 81.
4 Por. K. Kuliczkowska: W świecie prozy dla dzieci, Warszawa, 1983, s. 43.
5 Por. A. Baluch: Archetypy literatury dziecięcej, Wrocław, 1993.
6 Ibidem, s. 12.7 C. G. Jung: Archetypy i symbole, Warsza
wa, 1981, s. 84.8 Por. A. Baluch: Archetypy literatury dzie
cięcej, Wrocław, 1993, s. 63.Alicja Baluch pisze o „towarzyszeniu” dziec
ku przez osoby dorosłe. Równie jednak ciekawym tematem jest nie droga „za”, ale „z” drugą osobą. Wtedy nie chodzi już o funkcję spełnianą przez dorosłych, tylko o współobcowanie, współbycie, współstawanie się, co jest szalenie ciekawym i często pojawiającym się - w powieściach dla dzieci i młodzieży tematem (wzajemne wpływy uczniów i Alcybiadesa, Adaś i profesor Gąsowski etc.), na rozważania którego niestety nie mamy tutaj miejsca.
9 Słowa dra Grzegorza Leszczyńskiego, wypowiedziane w czasie seminarium magisterskiego.
10 Klasówka z pamięci, s. 126.11 Wspomnienia niebieskiego mundurka,
s. 22.12 Klasówka z pamięci, s. 21S.13 Klasówka z pamięci, s. 26.14 Bezgrzeszne lata, s. S2.15 Sposób na Alcybiadesa, s. 14S.16 Sposób na Alcybiadesa, s. 167.17 Akademia Pana Kleksa, s. 27.18 Matylda, s. 10S.19 Szkolny lud, Okulla i ja, s. 7.20 Panna Nikt, s. 22.21 Sposób na Alcybiadesa, s. 18.
Agnieszka Kulik-Jęsiek
SZKOŁA I MANIPULACJA
Rola szkoły, jej wpływ na indywidualne losy ludzkie i dzieje cywilizacji jest niezaprzeczalny. Według J. Soltisa oraz W. Sein- berga - funkcjonalistów, odgrywa ona kluczową rolę w kreowaniu społeczeństwa, albowiem dobro jednostki utożsamiają z dobrem zbiorowym. Do zachwiania tej teorii dochodzi w momencie, gdy w środowisku szkolnym następuje konflikt antagonistycz-
Rys. Zbigniew Łoskot
18
nych sił, na przykład sprzecznych systemów oświatowych, zderzenie przeciwstawnych światopoglądów... Uzupełnieniem tego procesu musi być brak korelacji z interesem społecznym.
I . DEWALUACJA
W literaturze często ukazywane są zjawiska powiązane z dewaluacją koncepcji funkcjonalistów, począwszy od manipulacji psychicznej, przez różnorodne formy represji do tworzenia ministruktur przypominających machinę totalitarnych zależności. W książkach dla dzieci i młodzieży proces ten zarysowuje się na kilku płaszczyznach interakcji: pomiędzy nauczycielem a uczniami, systemem edukacyjnym a jednostkami mu podlegającymi, modelem wychowania domowego i szkolnego. Wielokrotnie sytuacja czasoprzestrzenna młodego człowieka — bohatera tekstów wpisana zostaje w „feudalną”, skostniałą strukturę, w której sposób wartościowania uzależniony jest od statusu społecznego, narodowości. Negatywny obraz systemu dydaktyczno-wychowawczego przynoszą pozytywistyczne nowele, ukazujące stagnację szkolnictwa polskiego pod zaborami.
Henryk Sienkiewicz w utworze Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela kreuje wizję świata przypominającą wojskowe koszary o zaostrzonym rygorze, celowo do tego zaciera indywidualne rysy bohaterów wtopionych w anonimową m a sę . Problemy zastraszania uczniów, nieliczenia się z ich oczekiwaniami, zainteresowaniami wiążą się z tendencjami zaborczej polityki do wynaradawiania narodu polskiego. Symbolem bezdusznego systemu, odzierającego niedojrzałych jeszcze emocjonalnie chłopców z ich człowieczeństwa, jest końcowa scena utworu, w której zmarły
Michaś leży w trumnie, a jego koledzy mu się przyglądają:
Oczy dzieci rozszerzały się ze zdziwienia na widok świec, katafalku i trumny. Może te małe mundurki dziwiła powaga i rola kolegi. Oto niedawno był jeszcze między nimi, zgrzał się jak oni pod ciężarem tornistra przeładowanego niemieckimi książkami, dostawał złe stopnie, dostawałpołajania i nagany publiczne, miał zły akcent.
Czasoprzestrzeń, w której postać chłopca ulega sakralizacji, podkreśla rolę idei prawdy i czystości, której znakiem może być światło:
[...] leżał tak wyższy od nich, uroczysty, spokojny, otoczony światłem.
Nieludzka szkoła — bezpośrednia przyczyna śmierci Michasia odchodzi na chwilę w tej scenie w zapomnienie. Swoista idealizacja spokoju przekroczenia progu zaświatów służy chwilowemu unieruchomieniu obrazu, podkreślającemu czasoprzestrzenny kontrast dwóch obszarów. Złowrogi świat zewnętrzny, szkolne zepsucie, udręka i wyidealizowana furtka ku światłu .tw o rz y odwrócony topos życia i śmierci. „Spojrzenie” poznańskiego nauczyciela, który opisuje całą tę sytuację, tworzy podwójną perspektywę percepcji. Profesor utożsamia się dzięki empatii z losem chłopca, z jego wrażliwością i postrzega jego świat przez pryzmat uczuć. Słowa polskiego pedagoga:
Miałeś zły akcent, ale serce poczciwe...
wprowadzają nas w obszar kultu sentymentalnej, Roussowskiej „poczciwości”, dobroci serca. Wykorzystując nacechowany „naddanymi” znaczeniami opis zestawiono w symbolicznej wypowiedzi dwa modele widzenia świata, obrazy szkoły: prawdy i fałszu, dobroci i przemocy, bezinteresowności i m anipulacji.
19
2. SYSTEM I JEGO TRYBIKIW literaturze wielokrotnie wizja szko
ły jak w lustrze odbija system, w jakim przyszło jej powstać. W tym „zalążku” myślenia totalitarnego nie ma miejsca na samodzielność myślenia, twórczą inwencję, przedsiębiorczość, gdyż uczestnicy systemu stają się trybikami potężnej machiny, której, zdaje się, nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać. Proces dehumanizacji zachodzący w utworze może sugerować już sam tytuł dzieła, na przykład opowiadania Antoniego Czechowa Człowiek w futerale. Jego bohater, nauczyciel greki — Bielikow jako jednostka „wchłonięta” przez system pozbawiony zostaje niejako odgórnie swego sumienia. Musi przestrzegać absurdalnych carskich nakazów, donosić swym przełożonym na innych pedagogów i uczniów. Ukazana w utworze szkoła, która ogłupia, manipuluje jednostkami, wyklucza humanistyczne założenia edukacji, podporządkowując się wyłącznie narzuconemu systemowi. (Podobne obrazy przynosi proza Stefana Żeromskiego, na przykład jego Syzyfowe prace czy wcześniejsza Karola Dickensa — Dawid Copperfield.)
3. MANIPULACJA
Model „manipulacyjnego”, tendencyjnego i schematycznego szkolnictwa pojawia się często w utworach o zamkniętej czasoprzestrzeni — w szkołach policyjnych i wojskowych, przypominających koszary, gdzie panuje dyscyplina i żelazne zasady.
W powieści Mario Vargasa Llosy Miasto i psy w społeczności wojskowej przestrzegana jest kastowość, hierarchizacja i powiązane z nią znęcanie się w kręgach władzy i w strukturach żołnierskich starszych rangą nad młodszymi. Upodlenie, zezwierzęcenie jednostek, kojarzonych
symbolicznie z groźnymi, rozjuszonymi psami, spycha je na dno ludzkiej egzystencji. W tej polifonicznej, labiryntowej powieści szkoła ukazana zostaje z wielu perspektyw, głosy i spostrzeżenia kilku narratorów i obserwatorów stale się przeplatają, dając zobiektywizowany obraz. Wszystkie wątki łączy historia dramatycznych wydarzeń: kradzieży egzaminacyjnych pytań, śmierci, z d ra d y . W szkole — labiryncie przestrzennym i psychologicznym młodzi żołnierze buntują się przeciw kastowości instytucji, tworząc własne „państwo podziemne”, by móc się w nim ukryć i czuwać. Jest to jednak pozorna ucieczka, bo outsiderzy nigdy nie wyzbędą się własnych obaw, kompleksów, stanów depresyjnych czy „zaszczepionej im” nienawiści. Śledztwo toczone „na własną rękę” przez różnych bohaterów w sprawie śmierci Niewolnika także stanowi formę krążenia po labiryntach tajemnicy zatrzaśniętej za murami szkoły. Władze manipulują informacjąo tragicznym wydarzeniu — nakazują kadetom zachowanie tajemnicy i sprawianie dobrego wrażenia:
Rys. Zbigniew Łoskot
20
Chcę, aby piąty rok sprawiał wrażenie, że bardzo żałuje śmierci kadeta. To zawsze jest pozytywnym akcentem.
Szantaż, zastraszanie - najperfidniej- sze metody żołnierskich „dydaktyków” służą ochronie ich stanowisk, stając się świetnym kamuflażem. Represje opisane w totalnej powieści Llosy stały się literacką proroczą zapowiedzią represji, jakie reżim Fujimane- go zastosował wobec twórczości autora. Agresywne kampanie prowadzone w środkach masowego przekazu i spalenie tysięcy egzemplarzy książki przez wojskowych na dziedzińcu przyczyniły się tylko do reklamy utworu. Dzieło Miasto i psy stało się legendą literacką, a motyw represji szkolnych i pozaszkolnych splótł się w jeden hi- storyczno-przyczynowy łańcuch na granicy prawdy i fałszu, o jakim pisał Mario Vargas Llosa w książce Prawda w kłamstwie. Autor remedium na okrutną rzeczywistość odnalazł w fikcji, fantazji, gdyż:
[...] w niej zatapiamy się i mnożymy nasze wcielenia, przeżywając o wiele więcej, niż moglibyśmy przeżyć, gdybyśmy pozostali więźniami historii, wygnańcami, skazanymi na realność.
To samo czynią bohaterowie powieści Vargasa Llosy - uciekają od okrutnej szkolnej rzeczywistości do obszaru wewnętrznego, pełnego niespodzianek, stającego się azylem wobec nieludzkiej rzeczywistości, wprowadzającej sztuczne podzia ły.
4. GRANICA I KONFLIKTTakie okrutne rozgraniczenia - na
świat „lepszych” i „gorszych” pojawiają się także w popularnej literaturze dla najmłodszych, na przykład w cyklu książek J. K. Rowling o Harrym Potterze. W odwiecznym konflikcie trwają w nim czarodzieje i „niemagiczni”, a dystans ten potęgują odautorskie założenia. „Lepsi” ucznio
wie uczęszczają do szkoły „z przyszłością”, która ze względu na wysoki poziom edukacji, prestiż placówki daje gwarancję ciekawej pracy i kariery. Gorsi uczniowie nie mogą liczyć na rozwój, a w przyszłości - na sukcesy na polu zawodowym. Przepaść światopoglądową pomiędzy tymi dwoma grupami społecznymi pogłębia program nauczania, jaki realizują w szkole. Czarodzieje obok kluczowej wiedzy zdobywają szereg umiejętności z zakresu psychologii, socjologii, komunikacji społecznej, etyki, kształci się w nich odpowiedni „styl i smak”, jakim obdarzeni są przedstawiciele „lepszej” grupy społecznej, skoncentrowanej na karierze. Szkoła mugoli, w przeciwieństwie do szkoły Harry’ego Pottera, nie przygotowuje do współzawodnictwa czy pracy w grupie, realizacji trudnych przedsięwzięć. Dzieci stale indoktrynowa- ne, przesadnie dyscyplinowane nigdy nie
Rys. Zbigniew Łoskot
21
wykształcą w sobie pewności siebie, nie będą myślały perspektywicznie, gdyż ich percepcja ogniskuje się wokół „przetrwania” bez nagany, robienia psikusów na przekór nauczycielom. Granice społeczne pogłębia podział wprowadzony przez pedagogów — na klasy dobre i złe i dostosowanie do niego oferty edukacyjnej. Środowisko to manipuluje więc przekazem informacji, dopasowując go do własnych potrzeb i zapatrywań, wpajając młodzieży tendencję do rozgraniczania ludzi na różne kategorie. Spójrzmy choćby na kategoryzujący bohaterów dialog:
Jak to jest, że mugole nie słyszą tego autobusu? - zapytał Harry. - Mugole ? - powtórzył Stan z pogardą. Mugole nic nie kumają. Nie potrafią słuchać. Nie potrafią patrzyć. To tumany.
Nierówno rozdzielane są także wiadomości, nie tylko o zbliżającym się końcu świata, ale i o perspektywach kształcenia się w cenionych placówkach edukacyjnych. I choć środowisku nauczycielskiemu wydaje się, iż to ono dyktuje przedziały pod względem standardów jakości kształcenia, to tak naprawdę utrwala autorytet, jaki niegdyś posiadali nauczyciele z książek Makuszyńskiego (Szatan z siódmej klasy) czy Niziurskiego (Sposób na Alcybiadesa).
S. KRYZYS I PYTANIA
Czy taka postawa może wynikać z postmodernistycznego kryzysu wiary wobec wszelkich norm, systemów i ideologii? Obalając mit nauczyciela — mistrza i przewodnika młodego pokolenia, autorka sama stworzyła kolejny mit — zbiorowej manipulacji, powieliła schemat tworzenia wewnątrz- szkolnego społeczeństwa kastowego.
Harry Potter w odróżnieniu od innych młodych postaci znalazł się w dobrej sytu
acji, gdyż została mu przypisana rola mitycznego quasi-bohatera, współczesnego Supermena, który świetnie radzi sobie z wszelkimi problemami. Czy jednak dobrze się dzieje, iż tak młodej jednostce przypisuje się cechy i role dorosłych? Czy wolno pozbawiać bohaterów książek dla młodego czytelnika ich dziecięcej naiwności, umiejętności uczenia się na błędach?
Równoczesne obciążanie dojrzewającego emocjonalnie pokolenia balastem bycia najlepszym może upośledzać je w dorosłym życiu. Czasem poprzeczki, jakie przed nimi się stawia, są większe niż ich zdolności, predyspozycje. Wydaje się pewnym fakt, iż doznają prędzej czy później szeregu rozczarowań, bowiem Hogwarth — centrum magicznego świata w żaden sposób nie przypomina rzeczywistości.
Manipulacja świadomością młodego pokolenia ery Pokemonów, czarownicy Sa- briny sięga współcześnie o wiele dalej, aniżeli miało to miejsce przed laty. I choć wydaje się, iż w literaturze pozbyliśmy się ograniczeń historycznych to i tak „szkoła życia”, jaką funduje nam współczesna sztuka dla dzieci i młodzieży przypomina wielokrotnie najzwyklejszy kicz, hołubiony przez kulturę masową. Gdyby brakło nowym pokoleniom głosu moralistów i spojrzenia pedagogów z wierszy Herberta (Pan od przyrody), Miłosza (Ars poetica, Który skrzywdziłeś), Twardowskiego (Mrówko, ważko, biedronko) rozwój emocjonalny nowych generacji, ich etyka stałyby się miejscem niedookreślonym, światopoglądową próżnią. Wyłącznie pozyskane życiowe mądrości, poparte wiedzą nabytą w szkole, w czasie studiów i doświadczeniem, zdaniem psychologów, mogą kierować rozwojem osobowości. To one wprowadzą ład w kulturze zamieszania, manipulacji i potencjalnego kłamstwa. Pozostaje nam ufać w to g łęboko.
22
Piotr Skowronek
PIMPUŚ SADEŁKO CZY FRANKLIN? - LITERACKI OBRAZ INICJACJI SZKOLNEJ
Właśnie mija IIS lat, odkąd Maria Konopnicka obdarzyła swoje dzieci i dzieci swoich czytelników Szkolnymi przygodami Pimpusia Sadełko — sympatycznego kota. Tak można by przypuszczać — jednak pisarka miała wówczas 49 lat, a najmłodsza — z jej sześciorga dzieci — córka Laura ukończyła lat 19. Przygody są więc dziełem pisarskiej dojrzałości i pewnie dlatego, przez zgoła sześć pokoleń, nie znikają z księgarskich półek.
Utwór nie podzielił zatem losu Zapomnianych Pisarzy, Zapomnianych książek.., o których w publikacji o niniejszym tytule pod redakcją K. Heskiej-Kwaśniewicz czytamy:
...często zapomniane, od lat niewznawiane lub po prostu od dawna nieczytane''.
A jednak, może nieco paradoksalnie, warto upomnieć się o Pimpusia, ponieważ u boku rośnie mu „konkurencja”, której, mniej wyrobieni — jako nazywa ich A. Ba- luch „pośrednicy lektury”2 — nie zawsze są w stanie się oprzeć i docenić wartość i atrakcyjność czytelniczą rodzimej lektury. Mam na myśli chociażby serię książeczeko Franklinie autorstwa Paulette Bourgeois z ilustracjami Brendy Clark, której pierwsza część zatytułowana Franklin boi się ciemności ukazała się w Kanadzie w 1986 roku, czyli prawie wiek później niż książeczka M.Konopnickiej. Obecnie seria ta liczy 31 pozycji, które, jak czytamy na stronie internetowej www.franklin.pl przetłumaczono aż na 17 języków3. Mimo, iż autorki stawiają sobie zadania zbliżone do bajki terapeutycznej, nie informują o tym bezpośrednio swoich czytelników. Takie objaśnienia znajdziemy dopiero na wspomnianej stronie internetowej, skierowane zresztą bezpośrednio do młodego odbiorcy:
Franklin w każdym tomiku przeżywa coś, co z pewnością znasz z własnego doświadczenia. Nie są to fantastyczne, bajkowe przygody, lecz raczej codzienne rozterki, kłopoty, wielkie zmartwienia i jeszcze większe radości małego człowieka — małego żółwia, misia, bobra czy gąski. Mały bohater uczy nas rozwiązywać własne problemy, których rodzice nierzadko nie są nawet świadomi.
A przecież „pierwsza” lektura powinna uczyć przede wszystkim czytelniczej wrażliwości, obcowania z artyzmem, literacką konwencją, wreszcie pięknem po prostu, wyrabiać czytelniczy gust i pozwalać czerpać przyjemność z czytania. Zabieg ten zapewne nie wynika jedynie z mimowolnej
23
nierzetelności, ale wzmacnia jeszcze pozycję rynkową Franklina i tak mocną „prawem serii” i obudową internetową, poszerzając grono potencjalnych odbiorców. Pewnym probierzem owej sytuacji jest frekwencja obu haseł w przeglądarkach internetowych, gdzie Szkolne przygody Pimpu- sia Sadełko zajmują „jeszcze” minimalnie wyższą pozycję od ich kanadyjskiego odpowiednika - książeczki Franklin idzie do szkoły4. Warto zatem przyjrzeć się bliżej obu konkurującym na półkach księgarskich utworom, ich czytelniczej atrakcyjności, wartościom artystycznym, dydaktycznym czy terapeutycznym.
Tematem obu książeczek jest inicjacja szkolna - zarówno Pimpuś, jak i Franklin oczekują przekroczenia szkolnych progów. Treść zatem musi uwzględniać realia po- zaliterackie znane odbiorcy i to zarówno temu z XIX-wiecznej Polski jaki i XX-wiecz- nej Kanady. Oczywiście wspólny temat zakłada obszar tożsamych doświadczeń natury psychologicznej - lęk przed opuszczeniem domu, poznaniem nowego środowiska, bez których identyfikacja dziecka z bohaterem literackim byłaby niemożliwa.
Obie autorki postanowiły skorzystać z tradycji bajki zwierzęcej, czyniąc swoimi bohaterami kota i żółwia, jednak każda w odmienny sposób. Wierszowane przygody jedynaka państwa Sadełków - rozpieszczonego kotka Pimpusia, rozpoczynają się od prezentacji „Szkoły pani Matu- sowej”5 podszytej, dodajmy już na wstępie humorem wynikającym ze zmiany nazwy (a z pewnością Konopnicka była wyborną znawczynią tej instytucji - jako wychowanka, ucząca i posyłająca do niej swoje dzieci). Żartobliwość jest tutaj bardzo istotną przestrzenią komunikacji z dzieckiem - humor nie tylko „oswaja” szkołę, ale jest swoistym wentylem bezpieczeństwa, po
zwala bezpiecznie patrzeć na przygody Pimpusia oraz łagodzi dydaktyczny wymiar powieści. A przy tym jest sympatycznym mrugnięciem w stronę małego odbiorcy, który od razu czyni przygody kotka własnymi, bez zbędnych dosłowności.
Szkoła ukazana w obu książeczkach to miejsce przyjazne i bezpieczne, jednak w utworze P. Bourgeois pojawia się w dwóch odsłonach: w obawach uczniów, jako miejsce, gdzie nie wolno jeść i rozmawiać oraz poprzez działania nauczycielki - „pani sowy” (pisanej o dziwo z małej litery), która oswaja wychowanków pomagając im pochwalić się, tym co już umieją: czytaniem, pieczeniem ciasteczek, malowaniem portretu mamy, lepieniem z cia- stoliny. Jest wyrozumiała, uśmiechnięta, pomaga, chwali. Konfrontacja obaw z rzeczywistością sprawia, że „strach ma wielkie oczy”, a żółwik oświadcza rodzicom: W szkole jest wspaniale.
Nieco inaczej wygląda pensja pani Matusowej, chociaż już na wstępie przechodzi również „oswajającą metamorfozę”: wybornego pedagoga pana Matusa - znawcy łaciny i greki, a przede wszystkim, dyscypliny - pensja nosi wszak nazwę „Pod Batogiem”, zastąpi jejmość Matuso- wa, wabiąca kocie córeczki i synków wyśmienitym wyżywieniem, reklamowanym zmianą nazwy instytucji na „Pod Pierogiem”. Promocją pensji jest również bal, gdzie wychowankowie o zabawnych imionach: Filuś, Kizia-Mizia, Łapiskórek, Sofi- netka, i w wytwornej toalecie, Pimpuś dostał wstążkę i półgarnitur nankinowy, ćwiczą hołubce i zręczność. Oczywiście zabawa ma także wymiar praktyczny:
Kot nie może być niezgrabnym jakby niedźwiedź jaki bury...Gdyby ruszać się nie umiał,Któż by łowił myszy, szczury?6
24
Pimpuś przełamuje zatem opory wobec nieznanego i w lot zmienia się w niesfornego, sympatycznego huncwota, z którym łatwo utożsamić się dzieciom. Jak „chory kotek” z wiersza Jachowicza, nie słucha dobrych rad i przestróg. Psoci razem z grupą nowych przyjaciół. Wpada w konflikt z królującą w kuchni Panią Piętkową i doprowadza do „katastrofy” podczas obiadu — ściągając obrus ze stołu. Komizm postaci przechodzi zatem w sytuacyjny, a kierunek an- tropomorfizacji bohatera zmierza ku ukazaniu beztroski niesfornego malucha, którego nieco utemperować ma pensja. Owa beztroska—wiek figlowania, jest zresztą znamienna, zatracił ją bowiem współczesny żół- wik Franklin. Dlaczego? Czyżby dziecięce swawole kotów, zastąpiły obawy „rodzące się w brzuszkach” dzisiejszych maluchów. To pytanie rodzi się niewątpliwie przy porównaniu obu tekstów. Pytanie istotne zarówno dla rodziców, jak i szkoły.
Przygody Franklina rozpoczyna opis dojrzałości szkolnej dziecka, będący niejako egzemplifikacją cech z podręcznika psychologii rozwojowej: Franklin jes t już dużym chłopcem. Sam wiąże sobie sznurówki i sam zapina ubranie na guziki i zamki. Ostatnio nauczył się nawet zamykać kluczem drzwi do domu7. Sporo jednak w tekście potknięć językowych8. Zdanie Franklin po prostu miał stracha dalekie jest od poprawnej polszczyzny, co dziwi tym bardziej, że tłumaczką przygód Franklina jest Barbara Sobiewska autorka polskiego przekładu Bajek Ezopa Graeme Kent dla wydawnictwa Bellona. Zresztą nie tylko w tej warstwie utwór niedomaga. O ile do przyjęcia jest skaczące w brzuchu stado żabek — jako obraz lęku dziecka przed nieznanym, (chociaż i tutaj można zauważyć brak konsekwencji, bo skoro mówią nawet rybki w akwarium, to dlaczego żabki zo
stały sprowadzone do podrzędnej, przedmiotowej poniekąd roli i to jeszcze „stadnie”), to uwagę zwraca brak istotnych polskich realiów inicjacji szkolnej. Żółwik biegnie do swojego pokoju ...żeby upewnić się, czy ma w torbie wszystkie zeszyty i przy bory szkolne. Otóż polskie dzieci w pierwszym dniu nauki ani myślą zajmować się zeszytami, czekającymi spokojnie nie w torbie, a w plecaku czy powracającym do łask tornistrze. Najczęściej nie jadą do szkoły autobusem, towarzyszą im rodzice i po uroczystym pasowaniu na ucznia, otrzymują słodycze w rogu obfitości zwanym na Śląsku tytą. W tym dniu nie mają też lekcji. Można powiedzieć, że to tylko szczegóły, a najważniejsze jest zaangażowanie emocjonalne odbiorcy, któremu przygody Franklina pozwolą opanować obawę przed nieznanym, lęk separacyjny, czy zauważyć różnorodność uzdolnień rówieśników, zapewniając pozytywną ocenę własnej wartości. Owszem, jednak ową profilaktykę można przeprowadzić bardziej profesjonalnie, bez błędów językowych, które mimowolnie przyswaja
dziecko w polskich realiach. Zwrotem w dobrym kierunku jest z pewnością powierzenie „aranżacji” tekstu znanemu pisarzowi, jak w przypadku Przygód Martynki autorstwa Gilberta Delahay’a i Marcela Martliera, bardzo podobnych w założeniach do serii o Franklinie, gdzie perypetie dziewczynki „opowiada” Wanda Chotom- ska. Sam charakter profilaktyczny książeczki powinien być również wyraźnie zaznaczony, wówczas zdecydowany brak walorów literackich i artystycznych byłby mniej odczuwalny.
Oczywiście również książeczce Konopnickiej można zarzucić „patynę” końca XIX wieku, jednak zrobią tak tylko ci „pośrednicy lektury”, którzy poprzestają na samym odczytaniu tekstu bez interpretacji i swoistej zabawy czytelniczej z małym odbiorcą. To prawda - sporo słów wyszło już z użycia, ale od czego są rodzice - aby tłumaczyć? Co więcej humor, który aż skrzy się w utworze, zapewnia, iż dziecko świadomie wchodząc w obszar świata przedstawionego, staje się uczestnikiem konwencji literackiej i bawiąc się przygodami rozpieszczonego kotka, wdzięcznie dopełnionymi ilustracjami, do których bezpośrednio odwołuje się sam tekst np.:
Nic milszego drogie dziatki, jak kot pięknie wychowany, takim jak go tu widzicie, nad miseczką od śmietanyW.
smakuje formę literacką, wiersz, bogactwo języka. A przy tym owa wspomniana wcześniej „patyna” jest doskonałym pretekstem, do rozmowy na temat historii literatury, rozmowy „dziecięcej” oczywiście, ale kształtującej świadomość i gust czytelniczy. Na tym jednak Konopnicka nie poprzestaje. Śmiem przypuszczać, iż mimo wówczas raczkującej psychologii „matczyna profilaktyka” miała się jak naj
lepiej. Raz, że pensja „Pod Pierogiem” to nieco idylliczna kraina obfitości, dwa, że lęk separacyjny łatwiej znieść, kiedy pomyśli się o drugiej stronie i ewentualnych korzyściach, a przecież na pensji pozostawało się z reguły do wakacji, (oczywiście z wyjątkiem dochodzących dzieci miejskich).
Mama - kotka mu kupiła, tato - biczyk i piłeczkę, więc choć łza się zakręciła, to, ot tylko tak. troszeczkę Ale państwo Sadełkowie,Ci utulić się nie mogą I miłego jedynaka Opłakują idąc drogą10 Wspomniane już lekcje tańca wydają
się może nieco passe, chociaż wróciły do szkoły w postaci rytmiki, ale konflikt ze starszymi kolegami, których utożsamiają psy, jest niestety jak najbardziej aktualny, a odniesione guzy i okazana skrucha - wszak tym razem to Pimpuś zawinił - może być solidną nauką i wskazówką profilaktyczną właśnie.
Gdy analizować utwory w płaszczyźnie kreowanych wzorów zachowań i możliwości wyjścia z zaistniałych sytuacji - zawadiacki Pimpuś, dziecięcy antyboha- ter, który zmienia swe postępowanie pod wpływem kary (czyszczenie butów) i doznanych w bijatyce z psami razów, obiecując „mocne postanowienie poprawy” jest, jak pisze Joanna Papuzińska nie tyle obrazem „osławionego” XIX-wiecznego dydaktyzmu literatury dziecięcej, co „odbiciem rzeczywistości wychowawczej danej epoki”11. Ów behawioralny, zarzucony już model wychowania, obcy jest zachowaniom bohaterów przygód Franklina, którzy obawy żółwika łagodzą troską, serdecznością i wsparciem, a wówczas zgodnie z przysłowiem „pierwsze koty za płoty” sam przekonuje się, jaka jest szkoła.
26
Zachęcam zatem, aby nie odstawiać lektury Konopnickiej na zakurzoną półkę, a czytać ją wespół z Franklinem, wyrabiając gust literacki młodych czytelników, dyskutując o tym - jak kiedyś bywało. Bowiem jak pisze J. Zarembina: Bajka terapeutyczna (a w moim przekonaniu profilaktyczna również) jest kuzynką baśni, tak jak ona wprowadza elementy magiczne, ale ma się do niej tak jak sztuka użytkowa do wyrafinowanego arcydzieła. Przede wszystkim służy12.
Na koniec oddajmy głos samej pisarce, która tak wyrażała swoje intencje względem najmłodszych odbiorców:
Bo jeżeli prawdą jest, że dusza dziecka to tabula rasa, niemniej istotnie jest ona harfą niemą, na której dobrze, gdy poezja wcześnie rękę kładzie. Bo dziecko nie tylko potrzebuje wiedzieć i widzieć; dydaktyzm, w jaką bądź formę wcielony i pod jakim bądź ukryty kształtem, nie wyczerpuje, nie zaspokaja delikatnych poruszeń duszy dziecka, która pożąda wzlotu, dźwięku, tonu.Może to więc jest dobrze, gdy do dramatu dziecięcego, do dziecięcego eposu przybędzie liryka dziecięca, poezja sama w sobie, która bez żadnych dydaktycznych celów będzie budziła w duszy dziecka pewne nastrojei poddawała harmonię pod przyrodzoną dźwięczność tej duszy.Taki ja sobie kładę zamiar i o nim to właśnie chciałam powiedzieć Panu.Nie przychodzę ani uczyć dzieci, ani też ich bawić. Przychodzę śpiewać z nimi13.
1 Zapomniani Pisarze, zapomniane Książki dla Małego I Młodego Czytelnika Red. Krystyna Heska-Kwaśniewicz, Katowice 200S - z opisu na stronie: http://www.us.edu.pl/uniwersytet/jednost- ki/ogolne/wydawnictwo/index.php?op=search
2 A. Baluch: Książka jest światem. Kraków 200S, s. 11.
3 W Polsce książeczki o Franklinie publikuje Wydawnictwo DEBIT z Bielska Białej.
4 Wyniki wyszukiwania w przeglądarce Go- ogle z dnia 3.01.2006 plasują się następująco: Szkolne przygody Pimpusia Sadełko - 834, Franklin idzie do szkoły - 702.
5 M. Konopnicka: Szkolne przygody Pimpusia Sadełko. Kraków 200S, s. S.
T M. Konopnicka: op. cit., s. 10.7 P Bourgeois, B.Clark: Franklin idzie do
szkoły. Bielsko-Biała, 200S, (strony nienumerowa- ne) licząc od okładki 7. W książce polecanej studentom kierunków pedagogicznych wygląda on tak: „Sylwetkę dziecka 7-letniego, dojrzałego do podjęcia nauki szkolnej, można scharakteryzować w następujący sposób:- jest wystarczająco na swój wiek rozwinięte
fizycznie i ruchowo, przy czym opanowało już w pewnej mierze precyzyjne ruchy rąk i palców, niezbędne w pisaniu;
- posiada dość duży zasób wiedzy o świecie i orientację w bliskim otoczeniu;
- jest zdolne do działania intencjonalnego, tj. podejmuje czynności zmierzające do określonego celu i wykonuje je do końca;
- przejawia w swym zachowaniu pewien stopień uspołecznienia, tj. liczy się nie tylko z własnymi chęciami i życzeniami, lecz także uwzględnia życzenia rówieśników, potrafi z kolegami zgodnie współdziałać i podtrzymywać z nimi przyjazne kontakty, jak również wykonuje polecenia dorosłych, skierowane do całej grupy dzieci;
- jest zdolne opanować emocje, a więc powściągnąć gniew, złość, lęk i obawę, a w każdym razie nie uzewnętrznia gwałtownie i niepohamowanie swych stanów uczuciowych.” M. Przetacznik-Gierowska, G. Makiełło-Jar-
ża: Psychologia rozwojowa i wychowawcza wieku dziecięcego. Warszawa 1992, s. 344.
8 Kłopoty z terminologią ma zresztą sama „szkoła”. Ciągle dziwi mnie, kiedy młodsza córka oświadcza: „Mam jutro cztery zajęcia zintegrowane i religię”. Brzmi okropnie!
W M. Konopnicka: op.cit., s. 6.10 Ibidem, s. 13.11 J. Papuzińska: Inicjacje literackie. Proble
my pierwszych kontaktów dziecka z książką. Warszawa 1988, s. 11.
12 J. Zarembina: Leczenie powieścią. „New- sweek - Polska” 200S, nr 49, s. 70.
13 M. Szypowska: Konopnicka jakiej nie znamy. Szczecin 198S, s. 472 - fragment listu Marii Konopnickiej do Stachiewicza (31.12.1892).
27
Katarzyna Kraso ń
MIKOŁAJKOWA WIZJA SZKOŁY, CZYLI NAUCZYCIELE I UCZNIOWIE - KONFRONTACJE KOMICZNE
Naturalną potrzebą każdego dziecka jest uczestnictwo w grupie, a znaczna część życia upływa mu w środowisku społecznym, jakim jest klasa szkolna. Zakłada się, iż powinna ona być zasadniczym narzędziem socjalizacji, ważna jest zwłaszcza ogólna atmosfera klasy, czyli stosunki pomiędzy nauczycielami i uczniami oraz dzieci między sobą. Nie bez znaczenia pozostają relacje rodziców tak z gronem pedagogicznym, jak i z rówieśnikami swoich pociech.
Początek kariery szkolnej staje się zatem istotnym momentem w kształtowaniu się osobowości dziecka, bowiem rozpoczyna się wówczas w pełni świadome porównywanie siebie do innych ludzi, co prowadzi do wyodrębnienia się własnej indywidualności na tle środowiska społecznego — pojawia się obraz własnego ja oraz zdolności do samooceny1.
Na tym tle specjalne miejsce zajmuje literacki obraz szkoły, jaki kreślą w swoich książkach Rene Goscinny i Jean-Jacques Sempe. Wizja to radosnego, szkolnego porządku, ukazanego ściśle według reguły paidialności2, odnosząca się do dziecka, jego świata oraz punktu widzenia. Trochę tu realistycznych scenek klasowo-lekcyjnych, charakterystyki sylwetek pedagogów, ale i dostrzeganie absurdalności „przepedagogizowanego” zachowania dorosłych czy wreszcie pełne komizmu opisy dziecięcych bohaterów. Nie znajdziemy tu jednak krytyki, moralizowania, jedynie określone aspekty rzeczywistości, nieco przerysowanej, ale przez to bardziej klarownej. Czytelnik musi więc niejako sam dokonać wyboru, sam zadeklarować przed sobą, co jest dobre, a co złe3. Rodzi się zatem tą drogą odbiorca świadomy realiów i wartości go otaczających.
I choć to szkoła z zupełnie innego stulecia i dzielą ją z dzisiejszymi kombinatami edukacyjnymi dziesięciolecia, to przecież swoista prawda o uczniach, nauczycielach pozostaje wciąż taka sama.
Nauczyciel jest współuczestnikiem twórczych poszukiwań i doświadczeń ucznia, uczy partnerstwa, otwartości,
Rys. Jean-Jacques Sempe
28
Rys. Jean Jacques Sempe
wskazuje możliwości pokonywania barier psychicznych w myśleniu i komunikowaniu się ze światem zewnętrznym. Oddziałuje również na motywację poznawczą dziecka, przejawiając postawę facilitującą, to znaczy postawę pełnej akceptacji. W ten sposób stwarza warunki umożliwiające doznanie sukcesu i przyjemności.
Taka bez wątpienia jest nauczycielka Mikołaja, ale jest też często bezradna wobec nadaktywności swoich uczniów. Miota się wówczas pomiędzy chęcią ochrony jednych chłopców a koniecznością konsekwentnego egzekwowania poprawnego zachowania się pozostałych. Wspaniały - i co każdy praktykujący nauczyciel potwierdzi - niezwykle prawdziwy jest opis wizyty fotografa w szkole. Paradne pozostają restrykcje stosowane wobec agresorów i system „pocieszanek” skierowanych do ich „ofiar”. Na uwagę zasługuje też swoiste zatarcie kar, to nowatorska metoda wychowawcza, ale zgodna z koncepcją wzmoc
nień pozytywnych, gdzie uniknięcie kary staje się nagrodą. Manipulowanie wzmocnieniami wydawać się może mało pedagogiczne, ale - jak się okazuje - jest skuteczne, a przecież o to w oddziaływaniu człowieka na człowieka chodzi. Dodatkowo podziw budzić musi bezstronność wychowawcy, który nie faworyzuje nikogo, jeśli zasługuje na naganę - nawet jeśli jest to „pieszczoszek Pani”.
[...] panią to zgniewało i kazała za karę Euzebiuszowi odmieniać zdanie: „Nie powinienem odmawiać miejsca koledze, który zabrudził koszulę bułką z dżemem”. [ . ] Alcest chciał go kopnąć, ale Euzebiusz się uchylił [ . ] i kopa dostał Ananiasz, na szczęście tam, gdzie nie nosi okularów. Mimo to Ananiasz zaczął płakać i krzyczeć, że nic nie widzi, że nikt go nie lubi i że chce umrzeć. Pani go pocieszała, wytarła mu nos, przygładziła włosy i ukarała Alcesta. Miał napisać sto razy: „Nie powinienem bić kolegi, który mnie nie
29
zaczepia i który nosi okulary. - Dobrze ci tak - powiedział Ananiasz, a pani kazała mu też napisać kilka linijek. Ananiasz był tak zdziwiony, że zapomniał płakać. Pani zaczęła wszystkim rozdzielać kary - wszyscy dostaliśmy do napisania kilka linijek i w końcu pani powiedziała: - A teraz może wreszcie uspokoicie się. Jeżeli będziecie bardzo grzeczni, daruję wam wszystkie kary4.
Strategia okazuje się słuszna, mały narrator powie z niezwykłą szczerością: [...] bo przecież lubimy naszą panią - jest strasznie miła, kiedy je j nie denerwujemy [M,8].
W każdej strukturze klasowej uporządkowana jest swoiście hierarchia uczniów, uczyniona na podstawie rankingu uzyskiwanych ocen. Właściwie nie wiadomo komu ów ranking jest potrzebny, wywołuje jedynie niezdrowe porównania, których najczęściej dokonują rodzice i przynosi w konsekwencji komplikacje życia domowego i szkolnego. Nie inaczej było, kiedy Mikołaj najgorzej napisał klasówkę z matematyki (Kleofas, pełniący funkcję ostatniego ucznia w klasie był nieobecny) ojciec zdecydował, że będzie miał korepetycje z tego przedmiotu. Obraz — bądź co bądź— indywidualnej pracy z uczniem w domu pozwala jedynie docenić trudy, przed jakimi stoi nauczyciel w klasie. Korepetytor okazał się zupełnie bezbronny wobec potrzeb i stylu uczenia się pierwszoklasisty,
- Co robicie w szkole? [...] - Robimy ułamki - powiedziałem. - Dobrze - powiedział pan Cazales - proszę pokazać mi zeszyt. Potem popatrzył na mnie, zdjął okulary, przetarł szkła i znowu poparzył na zeszyt. - To co jest dużymi literami na czerwono, to są uwagi pani - wytłumaczyłemS.
W dalszej części opowiadania widzimy utrudzonego korepetytora, który raz po
raz ociera sobie pot z czoła, nawet nauka poglądowa nie przynosi efektu, tory kolejki, mające egzemplifikować ułamki, stały się zarzewiem awantury, a odchodzący korepetytor w finale użył nawet mało eleganckiego określenia „chrzanię to”. A sprawa rozwiązała się sama, bo Kleofas wyzdrowiał i wrócił na swoje miejsce, miejsce ostatniego ucznia w klasie.
Podobny efekt uzyskał Rosół, tzn. pan Dubon, który — obnosząc się swoim autorytetem wybitnego ucznia w przeszłości — chciał nauczyć chłopców grać na przerwie w dwa obozy. Rosół to nasz opiekun [...] ma wąsy i lepiej z nim nie żartować [M, 118]. Niestety ze względów personalnych już sam podział na dwa obozy przysporzył wielu nieporozumień.
I znaleźliśmy się wszyscy na jednej linii. Tworzyliśmy niesamowitą drużynę, ale nie było drużyny przeciwnej, więc nie było jak grać. [ . ] - Cisza! - krzyknął Rosół, który był cały czerwony na twarzy. [ . ] Jak który powie słowo, każę mu w czwartek siedzieć w szkole! Zrozumiano? [ . ] Czy co zrozumieliśmy, psze pana? - spytał Kleofas. Rosół zrobił się jeszcze bardziej czerwony niż przedtem [...]. - Alcest zaczynaj! - powiedział Rosół. - Jem teraz kanapkę z dżemem - oświadczył Alcest. Rosół przejechał sobie ręką po twarzy i powiedział: - Alceście, ostatni raz mówię, zaczynaj! Bo inaczej zatrzymam cię w szkole przez całe wakacje! [M, 123]Ciekawy sposób zorganizowania za
bawy dzieciom, czyż nie? Zakończony groźbą i to zupełnie nierealną do spełnienia. I nieadekwatną do przewinienia. To taki mały pedagogiczny szantaż, ale jakże wymownie pokazuje bezradność opiekuna. W sumie jednak zabawa była wyśmienita, wszyscy uczestnicy pobili się, uznając jed
30
Rys. Jean-Jacques Sempe
nocześnie, chociaż nie pojęli zupełnie jej zasad, że gra w dwa obozy jest super! A opiekun? Nawet jego białka oczu zrobiły się czerwone.
Pan Dubon ma jeszcze więcej podobnych edukacyjnych sukcesów, w czasie zastępstwa w klasie Mikołajka przeżył także dramatyczne momenty, a ich finał był niezwykle ekscytujący:
Prawie wszyscy w klasie krzyczeli albo płakali i myślałem już, że Rosół też zacznie płakać, kiedy wszedł dyrektor. [ . ] - Jeden wije się po podłodze, drugiemu krew się leje z nosa, kiedy otwierałem drzwi, reszta ryczy, nigdy
czegoś podobnego nie widziałem!Nigdy! I Rosół zaczął targać sobie włosy, ajego wąsy poruszały się we wszystkich kierunkach. Nazajutrz wróciła pani, ale za to Rosół nie przyszedł do szkoły [M,31].Okazuje się, że praca nauczycielska
to nietuzinkowe wyzwanie, podołać mu może jedynie silna, odporna na stres osoba, taka jak nauczycielka Mikołaja. Docenił to nawet wizytator, który żegnając się po zakończonej inspekcji zwrócił się do naszej bohaterki:
- Mam dla pani wiele podziwu - oświadczył. - Jeszcze nigdy, tak jak
31
dzisiaj, nie zdałem sobie sprawy, jak wzniosłą służbą jest nasz zawód.Proszę nie rezygnować! Odwagi! Brawo! [M, 48].
Wizja relacji nauczycieli i uczniów w opowiadaniach Sempe i Goscinnego jest nacechowana wnikliwą umiejętnością obserwacji rzeczywistości i choć pedagodzy wydają się często bezradni, zagubieni i tracą wobec kilkulatków pewność siebie, to przecież nie sposób nie traktować ich z sympatią. Przewaga dzieci wynika z ich wyjątkowych umiejętności bawienia się każdą minutą dnia, ze znajomości słabych stron dorosłych, które potrafią znakomicie wykorzystywać w trudnych sytuacjach. Najzabawniejsza zatem warstwa książek o Mikołajku mieści się w zdrowej zasadzie zaspokojenia potrzeby przewyższenia dorosłych, którą fundują czytelnikowi autorzy.
A szkoła? Czyż może być bardziej przyjazna, skoro spotyka się w niej kolegów, z którymi można pokłócić się, pośmiać i pobić do woli? Bez robienia sobie krzywdy, ot tak, jak kumpel z kum plem . Gdzie ukochana pani pogładzi po głowie i pochwali, ale też zgani, jeśli taka będzie konieczność. Gdzie wreszcie znajdzie swoje miejsce i gruby Alcest, mazgajowaty kujon Ananiasz, ostatni w klasie Kleofas, Maksencjusz o kościstych kolanach czy Euzebiusz, który daje świetne fangi w nos. To szkoła marzeń, warto jej obraz pokazać dzisiejszym uczniom, zwłaszcza teraz, kiedy ukazały się całkiem nowe przygody kolegów Mikołaja.
1 A. Birch, T. Malin: Psychologia rozwojowa w zarysie. Od niemowlęctwa do dorosłości, Warszawa 1999, zob. też: J. C. Coleman, Dojrzewanie, [w:] P. E. Bryant, A. M. Colman (red.): Psychologia rozwojowa, Poznań 1997.
2 Termin używany przez B. Żurakowskiego za Rogerem Caillois, [w:] B. Żurakowski: W świecie poezji dla dzieci, Warszawa 1981, s. 134.
3 Por. A. Baszkowski: Sztuka pisania dla dzieci. „Fakty” 1978, nr 4, s. 10.
4 J.-J. Sempe, R. Goscinny: Mikołajek, przekład T. Markuszewicz, E. Staniszkis, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1997, s. 12. Pozostałe cytaty z tego tomu oznaczone zostały w kwadratowych nawiasach literą M i numerem strony.
5 J.-J. Sempe, R. Goscinny: Nowe przygody Mikołajka, przekład B. Grzegorzewska, Znak, Kraków 200S, s. 97 i 99. Pozostałe cytaty z tego tomu oznaczone zostały w kwadratowych nawiasach literą N i numerem strony.
Krystyna Heska-Kwaśniewicz
W SZKOLE GUSTAWA MORCINKA
Gustaw Morcinek był przez wiele lat nauczycielem, najdłużej uczył w szkole skoczowskiej. Swoich uczniów lubił serdecznie i wiele ciepłych słów o nich napisał. Był znakomitym psychologiem, wrażliwym, spostrzegawczym, zdolnym do empatii, nakreślił więc wiele portretów dziecięcych w swoich książkach, zawsze suto okraszając je znakomitym humorem. Morcinek bowiem był humorystą ze „szkoły Makuszyńskiego”, skłonnym trochę do słynnego „uśmiechu przez łzy”. Szczerze rozbawiony młodzieńczymi wybrykami opisywał je ciepło, z sympatią, a jego żart prawie nigdy nie był złośliwy, bolesny. Morcinek zachował młodzieńczą wrażliwość, lotność umysłu, nieszablonowość obserwacji, świeżość skojarzeń.
Tak pisał o swoich uczniach: Jakiekolwiek były owe dzieci, głodne, ubogie, czasem brudne, w połatanej odzieży lub dostatnio ubrane i z pajdami chleba grubo masłem smarowanymi - jakiekolw iek one były, śmiech zawsze dzwonił w naszej klasie,
32
a słońce zawsze nam świeciło, chociaż mógł to być dzień pochmurny i deszczowy. Ja zaś zawsze starałem się rozdmuchać owo słońce, by było jeszcze większe i jeszcze bardziej złote (Roztomili ludkowie).
Podobną refleksję włożył w usta bohatera Wyoranych kamieni nauczyciela idealisty — Kalety:
Kaleta stanął obok katedry i ją ł po kolei przenosić wzrok z dziecka na dziecko. Napotykał skupione oczy. Oczy były niebieskie, ciemne, szare, nijakie, kocie, mądre, chytre, głupie, naiwne, ciche lub buntownicze. Przeróżne. A wszystkie były wyczekujące, tajemnicze i skupione w tej chwili. Co się za nimi kryje?
Autor Ondraszka opisał dwie szkoły: w Czarnej Julce c.k. szkołę swojego dzieciństwa, a w Wyoranych kamieniach, licznych felietonach zgromadzonych w tomach W najmłodszym lesie, Gołębie na dachu, powieściach dla młodzieży takich jak: Narodziny serca, Gwiazdy w studni
i w opowiadaniach odmalował szkołę, w której uczył. W jego utworach istnieją, więc dwa spojrzenia na tę instytucję: uczniowskie i nauczycielskie. Chwilami są one komplementarne, chwilami prezentują dwa odmienne punkty widzenia. Z jednego i drugiego wynika jedna prawda: nie ma dzieci złych, są tylko zaniedbane, więc nieszczęśliwe.
W Wyoranych kamieniach oglądamy szkołę z punktu widzenia nauczycieli, a w Czarnej Julce uczniów, w felietonach napotykamy oba spojrzenia. We wszystkich mamy nauczycieli demokratów i au- tokratów. Pierwsi budzą wzruszenie, drudzy śmieszność. Demokraci, tacy jak Kaleta z Wyoranych kamieni, szanują osobowość każdego ucznia, dostrzegają każdą jednostkę w szkolnej zbiorowości, mają do nich stosunek personalistyczny, każdy z tych młodych ludzi jest dla niego zagadką i wyzwaniem, dostrzegają najpierw człowieka, a dopiero potem zbiorowość. Podobny jest „pan Skupień” (narrator zawsze pisze o nim z szacunkiem) z Czarnej Julki. Już jego ujmujący wygląd zewnętrzny czyni go sympatycznym: wysoki, szczupły, o jasnych włosach i oczach, schludnie ubrany jest bardzo lubiany przez dzieci. Najlepszym nauczycielem jest jednak matka.
Nauczyciele Morcinkowi, to przede wszystkim nauczyciele z powołania. Wszyscy stanowią inteligencję pierwszego pokolenia, homines novi, określi ich narrator. Często żyją w ubóstwie, chorują na gruźlicę. Wyorane kamienie to też „monografia nauczycielskiego ubóstwa”. Ale większość z nich jest świadoma tego, że o powodzeniu pedagogicznym decyduje nie tylko wiedza książkowa. Kierownik szkoły, Heczko, mówi do swojego grona, że: Nawet najbardziej rutynowany pedagog potyka się
33
boleśnie. Co innego twierdzi napuszona mądrością książka, a co innego dowodzi życie (Wyorane kamienie). Wpisują więc w swe nauczycielskie losy sukcesy i klęski, a rozumni z jednych - z drugich wysnuwają wnioski.
Michnik, drugi typ, nauczyciel-autokra- ta przedstawiony karykaturalnie, jest nośnikiem cech, których pedagog nie powinien posiadać. Zarazem Michnik jest postacią wyrazistą, choć tylko w jego wypadku narrator posługuje się złośliwością. Często postaci Skupienia i Michnika są przez pisarza celowo zestawiane, aby ów kontrast bardziej uwypuklić.
Skupień był wysoki, chudy, ojasnychoczach, łagodny i uśmiechnięty.Przepadaliśmy za nim (Czarna Julka)
Pod marynarką nosił znaczek Macierzy Szkolnej Księstwa Cieszyńskiego; Michnik jest „nordmarkowcem”, należy do „Schulvereinu”, nosi w klapie marynarki „jakąś strasznie niemiecką odznakę”.
Takie zestawienie dwóch kolejnych akapitów: „M ichnik był „nordmarkowc e m . ” i „Skupień zaś nosił pod klapą
marynarki odznakę Macierzy szkolnej Śląska Cieszyńskiego” 154, od razu waloryzuje obu nauczycieli, ustawiając ich w opozycji swój/obcy. Uczniowie często kpią z Michnika w żywe oczy, z czego on nie zdaje sobie sprawy. Najgorsze jest to, że Michnik bije dzieci i że sprawia mu to najwyraźniej przyjemność, sam Morcinek był gorącym przeciwnikiem kar cielesnych. Gdy więc „banda Julki” dojrzeje do zemsty narrator wytłumaczy:
Mimo więc najpiękniejszej wiosny w naszym zasmolonym żywobyciu, dojrzewało w nas pragnienie zemsty i pomsty na Michniku. Za jego gramatykę i bicie nas trzciną, za jego „polskie woły”, za to, że powiedziało Wańku, iż znowu o jednego lumpa mniej, za Mickiewicza! ...Jasny pieron!...Diabliby wzięli Michnika, takiego głupiego Michnika (Czarna Julka).
Najbardziej nie lubią dzieci gramatyki, pytanie z „trybów” jest dla nich największym nieszczęściem i tak jest w obu szkołach. Odmiany, przypadki, zaimki i inne „gramatyczne mądrości”, budzą przeraże
nie, z czytanek uczą się0 cesarzu Franciszku Józefie, jaki jest dobry i mądry, poza tym uczą się jeszcze geografii monarchii austriacko-węgierskiej i rachunków.
Zbiorowość uczniowska z Czarnej Julki zarysowana została z sympatią. Jest w niej Waniek, chłopiec, którego „bili ludzie1 biło życie” i skarżypyta Zdenka Zlatnikowa, córka bogatego przedsiębiorcy robót ziemnych w Karwinie, Czarna Julka - przyRys. Jan Marcin Szancer
34
wódczyni bandy, jest Hibner, co wodził w klasie rej, Połednik, któremu ciekło zucha, Freitag pochodzący z Galicji i jeden Czech — Wencel Husiczka.
W szyscy gardzili „przychlastkam i i skarżypytami” i prali ich piórnikami po głowach lub wpychali łokcie pod żebro, dziewczynom zaś na wiosnę wkładali pod bluzki chrabąszcze, a obok tego byli dziecięco i wzruszająco patriotyczni. Kpiny na temat Polski, Mickiewicza, polskiej narodowości, własnej niższości przyjmują bardzo boleśnie. Ten patriotyzm, naiwny, lecz autentyczny, ukształtował nauczyciel Skupień: Słońce wyłaziło coraz wyżej na niebo, a myśmy marzyli o rzece Olzie. Boże, rzeka Olza... Dunaj, Amazonka, Missisipi, Ganges - to wszystko plewa wobec naszej Olzy. Olza ciekła z naszych Beskidów, o których prawił nam pan nauczyciel Skupień, że powstały z uśmiechu Boga i że Kordyliery, Apeniny, Himalaje i Erzgebirge, i jeszcze inne łańcuchy górskie, nie mówiąc już o naszych austriackich Alpach, to mizerne kopczyki wobec naszych wspaniałych Beskidów. (Czarna Julka).
W szkole skoczowskiej też pojawiają się różne dzieci. Obserwujemy je w czasie lekcji, na przerwach i pod gazetką, gdzie stają teraz najw ięksi mądrale klasowi i uczenie rozprawiają. Jest więc Metza gołębiarz, Hajek narciarz, jest Nalewajka, co go samorząd klasowy wybrał na wójta, lecz nazajutrz z wielkim wrzaskiem pozbawił tej godności, bo Nalewajka miał chleb z powidłami, powidła zebrał na palec i wysmarował Sojce wąsy od ucha do ucha. Wtedy Sojka zbeczał się rzewnie, powidła zlizał łakomie długim językiem, a chłopcy wyrzucili wójta z samorządu i wybrali sobie Primasa (Gołębie na dachu). I one są bardzo patriotyczne i to jest zasługą szko
ły, np. bardzo głęboko przeżywają wszystkie polskie sukcesy w świecie.
I te dzieci z Czarnej Julki i te z Wyoranych kamieni są bardzo ruchliwe i witalne i radzą sobie w szkole podobnie. Ich reakcje są wahadłowe: chwilę powagi muszą odreagować śmiechem. Przede wszystkim próbują wyprowadzić nauczyciela z równowagi, gdy im się uda — nauczyciel rozzłoszczony staje się śmieszny i jest skompromitowany na zawsze. Kaletę też uczniowie próbowali wyprowadzić z równowagi, ale im się to nie udało i była to wielka wygrana nauczyciela.
Bez względu na to, czy chodzą do szkoły cesarsko-królewskiej czy powszechnej podobnie reagują na wiosnę:
W szkole ratowała nas wiosna przed głupią gramatyką nauczyciela Michnika. Gdy bowiem Michnik zaczynał pytaćo deklinacje, o odmianę rzeczowników,0 tryby, wtedy Julka zaczynała wołać:- Pięknie proszę, panie nauczyciel...- Co chcesz?- Wczoraj szpaki przyleciały z cieplic!- A w nocy leciały żurawie nad „Johannszachtą” i strasznie wrzeszczały! - podejmował w te pędy Hibner.- A mnie mówił ujec ze starego miasta, że już przyleciały bociany! - pomagał mu Siuda.1 zamiast gramatyki była pogwarkao wiośnie. CZ.J.263
A w szkole skoczowskiej:Wiosna w szkole rozpoczyna się którejś najbardziej nudnej lekcji gramatyki.Kiedy bowiem już wszystkim mocno sprzykrzyły się wszystkie przysłówki czy imiesłowy zaprzeszłe, znienacka wstaje Karlik Blok i tak powiada:
Proszę, Bo oto już przyleciały szpaki.! U nas już jest sześć szpaków.(W najmłodszym lesie).
3S
Nie trudno dostrzec podobną konstrukcję obu scen, całkiem inteligentny sposób odciągnięcia uwagi nauczyciela od gramatyki, rozmarzenie zmieniającym się rytmem przyrody; nie uzgodniwszy wcześniej, sprytnie, według określonych reguł, prowadzą grę z nauczycielem, niezmienną niezależnie od czasu i przestrzeni.
Wszystko to opisuje z sympatią bystry obserwator, humorysta tkwiący w społeczności szkolnej, jest to jednak człowiek dorosły. W Czarnej Julce mamy nawet dwóch narratorów, bo pojawia się także narrator subdziecięcy, który znakomicie potrafi oddać dziecięcy sposób myślenia. Ten to narrator napisał zadanie domowe będące porównaniem lwa z kozą, stanowiące jeden z najzabawniejszych fragmentów w Czarnej Julce, który wart jest przytoczenia:
Hausaufgabe o lwie i kozie. Podobieństwa: Gdy Pan Bóg stwarzał świat, to w piątym dniu rzekł: „Niech wyda ziemia duszę żywiącą według rodzaju swego; bydło, płaz i zwierz ziemski. I stało się tak”. I wtedy Pan Bóg stworzył także lwa i kozę. I to jest to podobieństwo (...). I to podobieństwo między lwem i kozą trwało aż do potopu świata. Bo święty Noe (...) zabrał do korabia lwa i kozę. I wtedy lew chciał zeżreć kozę, a koza chciała pobóść lwa.I tu powstała różnica. I wtedy święty Noe zamknął kozę do chlewka na Korabiu, a lwa do klatki także na korabiu. I dzisiaj kozy mieszkają w chlewkach, a lwy w klatkach wmenażerii (...). I w Cyrkusie, na obrazku i na pustyni. Lew ryczy na pysku, a koza beczy (...). Lew żywi się mięsem, Murzynami i białymi podróżnikami, a koza zjada kapustę, kwiatki w ogrodzie i trawę. Koza daje mleko dobre na suchoty, a lew nic nie daje, bo nie ma mleka. Koza ma rogi, a lew ma kły i pazury. Lew jest samcem, bo jest rodzaju męskiego, a koza jest
samicą, bo jest rodzaju żeńskiego. Samiec nazywa się capem i bardzo szpetnie cuchnie. Koza miewa młode, a lew nie ma młodych, tylko lwica stara się o młode lwięta, ale ona jest bez grzywy. Grzywę ma tylko lew. Jest on królem zwierząt, a koza jest krową górników. O ludziach dzielnie bijących się mówimy, że są odważni jak lew.A o dziewczynach mówimy, że są głupie jak koza. Koniec (Czarna Julka).
Komizm tego wypracowania wynika najpierw z samego tematu, doskonale naśladującego nonsensowność wypracowań szkolnych (np. Pokolenie Rolanda w II wojnie światowej), jest jakby rodem z Gombrowicza. Zadanie jest bardzo logicznei gramatycznie poprawne, ale właśnie owo nagromadzenie rzeczy oczywistych (redundancja) ujawnia ich śmieszność. Jest też w tym wypracowaniu zabawa popularnymi stereotypami skojarzeniowymi i odrobina męskiego szowinizmu. Wypracowanie ujawnia bezsens stereotypów, ich niedorzeczność, nawet skostniały w swej „na-
Rys. Jan Marcin Szancer
36
uczycielskości” Michnik znajduje się pod jego wrażeniem.
Podobną sytuację zauważy Morcinek w wypracowaniu swego ucznia, który napisze: „Brawo Schantzer! Tyś jest porządny żyt” (Gołębie na dachu). Z tym, że teraz komizm będzie wynikał z błędnej ortografii.0 przygodach ortograficznych swoich uczniów Morcinek w ogóle napisał sporo.
Z samej istoty komizmu, wywodzi się fakt, że to, co jest śmieszne dla uczniów, zupełnie nie jest zabawne dla nauczyciela. Gdy w odwecie za wszystkie krzywdy1 upokorzenia dzieci włożą Michnikowi do drugiego śniadania zdechłą mysz, banda Czarnej Julki będzie „siedziała na złotych koniach i zacierała ręce” (Czarna Julka). Wrzaski i ryki nauczyciela, jego nieskoordynowane ruchy potęgują komizm sytuacji, dla nauczyciela dość dramatycznej. Ośmieszenie nauczyciela, to moment poprawy samopoczucia uczniów, jest w tym radość z własnej wyższości, zabawa kosztem nielubianej osoby. I choć można by powiedzieć za Stefanem Gar- czyńskim, „że komizm ma zawsze wymiar etyczny” (Anatomia komizmu) i Michnika spotkała zasłużona kara - to przecież żaden nauczyciel nie chciałby się znaleźć w jego sytuacji.
Zbuntowani, po wyrzuceniu ze szkoły, uczniowie śpiewają kolejno „Czerwony sztandar”, „O sanctissima, o piissima, dul- cis virgo Maria”, potem o dziewczynie, co pasała wołki na Bukowinie, „Tysiąc walecznych”, „Szemrze nurt wody”, jeszcze planowali piosenkę o żołnierzu tułaczu i ten przedziwny konglomerat rozładowuje w nich poczucie klęski i gorycz porażki.
Jest w końcu jeszcze jedna niezwykła postać w rzeczywistości szkolnej - ujec - prototyp kopidoła Joachima Rybki, ale o uj- cu można by napisać kolejny artykuł.
Jolanta Szcześniak
SZKOLNE DOŚWIADCZENIA BOHATERÓW PROZY JANUSZA KORCZAKA
W literaturze adresowanej do młodego czytelnika szkoła pojawia się bardzo często. Traktowana jest ona w dwojaki sposób. Czasem jest to miejsce przygód i zabawnych doświadczeń, jak to na przykład ma miejsce w prozie Kornela Makuszyńskiego; innym znów razem staje się problemem, negatywnie wpływa na dziecko, nawet niszczy je wewnętrznie, jak to bywa w książkach Małgorzaty Musierowicz. Szkoła była także zawsze obecna w prozie jednego z najwybitniejszych twórców literatury osobnej - Janusza Korczaka. Jej
37
obraz nie był jednak w tekstach jednolity, a, należy także to zauważyć na samym wstępie, rzadko bywał pogodny. Może składały się na to doświadczenia samego autora, który niezbyt radośnie wspominał swe lata szkolne.
W różnych utworach pisarza szkoła zajmuje odmienne miejsce. Zawsze jednak głęboko oddziałuje na psychikę bohatera, stanowi o jego życiu. Głęboko wstrząsający obraz szkoły stworzony został w Feralnym tygodniu. Podtytuł tego opowiadania wyraźnie określa krąg zainteresowania pisarza — Z życia szkolnego. Przedstawiony zostaje jeden tydzień z życia Stasia, chłopca zupełnie przeciętnego, którego okoliczności doprowadzają do nieprzewidzianych sytuacji. Wszystko zaczyna się bowiem od poniedziałkowego poranka, który zostaje zresztą pokazany przez narratora jako zapowiedź kolejnych nieszczęść. Wszystko jest szare, bure, posępne, a los dziecka
zostaje oceniony w następujący sposób: Ech, panowie, panowie - miliony dziatwy szkolnej wprzęgliście do swego kieratui kręcą się biedne dzieciska w kółko od niedzieli do niedzieli, i tępieją po latach udrękii milczącego bezsilnego protestu!1 Już to krótkie wprowadzenie uświadamia czytelnikowi, że poglądy autora są dalekie od stereotypu. Traktuje on szkołę jako miejsce ograniczania intelektualnych możliwości dziecka, pohamowywania jego fizycznej żywiołowości, po to, by uzyskać dobrze przystosowanego, całkowicie powolnego dorosłego. Do tego celu dostosowane także zostały metody, którymi posługuje się szkoła. Następny fragment przenosi nas już na lekcję geografii. Chłopiec przeżywa istne katusze — nie nauczył się, a jako jeden z nielicznych był zaledwie raz pytany. Dzwonek wita jako istne wybawienie, sam sobie składa deklarację — ..nauczy się na p ię ć .2 Kolejne bolesne doświadczenia spadają na chłopca na lekcji języka rosyjskiego — pamiętać musimy, że jest to szkoła z czasów zaborów. Nauczyciel oddaje dyktando,o którym chłopiec jest przekonany, że napisał je bardzo źle. Okazuje się jednak, że ocena jest pozytywna, chociaż najniższa, jaką sobie można wyobrazić. Ta psychiczna huśtawka powoduje, że Staś przestaje myśleć o czymkolwiek, jest szczęśliwy, że udało mu się obronić przed dwójką. Nie na długo jednak. Nauczyciel zauważa jego nieuwagę i za chwilę już zostaje wpisana do dziennika ocena niedostateczna — wyrwany do odpowiedzi Staś w ogóle nie wie,0 czym na lekcji mówiono. Otrzymana w poniedziałek dwójka zatruwa kolejne dni, Staś nie ma odwagi przyznać się rodzicom1 brnie coraz bardziej — popada także w konflikt z korepetytorem, który zarzuca mu lenistwo. I tak, z dnia na dzień, narastają kłopoty Stasia. Szkoła staje się dla niego istną
38
torturą, tym bardziej że również w domu nie może liczyć na jakiekolwiek zrozumienie. Na początku tygodnia był tylko średnim uczniem, pod koniec staje się wręcz przestępcą klasowym, którego trzeba ukarać poprzez przymusowe pozostanie w szkole po lekcjach. Serię nieszczęść pieczętuje kończąca tydzień lekcja geografii, na którą oczywiście nie zdążył się przygotować - pomimo podpowiedzi Staś milczy - mówi się, że się uparł. Nikt jednak nie stara się chłopca zrozumieć, ani w szkole, ani w domu. Wszyscy mają do niego pretensje, a on sam czuje się coraz bardziej zagubiony w całej tej sytuacji.
Jeszcze dramatyczniejszy jest obraz szkoły stworzony w powieści Kiedy znów będę mały. Nie jest to, co prawda, szkoła, do której uczęszcza bohater po zmienieniu go przez krasnoludka w dziecko, lecz wspomnienie tej instytucji z czasów, gdy rzeczywiście był dzieckiem. Na lekcji rysunku stworzył tryptyk, pokazujący dawną szkołę. Mało to pociągający obraz. Środkowa część to pauza, jednego z goniących się chłopców złapał za ucho nauczyciel, a uczynił to tak boleśnie, że winowajca aż jakby zawisł w powietrzu. Dodatkowo jeszcze szpicruta spadająca na plecy. Strona prawa to obraz klasy: nauczyciel wymierza karę drewnianą linią po łapach. Strona lewa to obraz jeszcze bardziej wstrząsający. Chłopiec jest bity rózgą przez nauczyciela kaligrafii, a żeby się nie wyrywał, przytrzymuje go woźny. Taki mroczny, jakby więzienny obrazQ. Ten tragiczny w swej wymowie wizerunek nie jest wytworem wyobraźni, lecz opisem prawdziwych przeżyć autora w rosyjskiej szkole schyłku XIX wieku. Potwierdza go krótka uwaga, która znalazła się w Pamiętniku: I na Freta była szkoła Szmurły. Tam rózgi dawali. Też autentyczne4.
Taki wizerunek szkoły na zawsze zagnieździł się w pamięci autora, może także dlatego, że przemoc fizyczna wzbudziła w nim odrazę i obrzydzenie, nie tylko do nauczyciela, który wymierzał uczniom razy, ale także do ofiary. Złamana została w ten sposób godność dziecka, znieważono je, a takiej straty już się odrobić nie da.
Szkoła w powieści Kiedy znów będę mały jest głównym miejscem akcji i to zarówno z punktu widzenia dziecka, jak i dorosłego. Bohater przed przemianą był przecież nauczycielem, patrzył na szkołę z drugiej strony, widział ją jako swoje miejsce pracy, ale także jako powód niekończących się przykrości i trudności. Jako dziecko zobaczył znacznie więcej - dostrzegł niesprawiedliwość traktowania, próby ograniczania, działania, których celem miało być zawsze dopasowanie do oczekiwań. Żywiołowa radość, płynąca z samego faktu istnienia, tak charakterystyczna dla dziecka, musi zostać w szkole poskromiona i dopasowana do sztywnych ram wymagań lekcyjnych. Jednak nawet przerwa nie stanowi o swobodzie. Zabawy, gonitwy, biegania - wszystko to może sprowadzić na dziecko kłopoty. A przecież to jego organizm wymaga tego ruchu, potrzebuje możliwości rozładowania nagromadzonej w nim energii. Dorośli jednak dawno już zapomnieli, co to znaczy być dzieckiem, jakie się wtedy odczuwa pragnienia i co naprawdę jest ważne.
Pokazując szkolne środowisko, Korczak nie zapomniał, że nie tylko dorośli są przyczyną kłopotów dziecka. W swoich powieściach wielokrotnie wskazywał, że dzieci są bardzo różne. Większość jest zupełnie przeciętna, chodzą do szkoły, średnio się uczą, chcą uniknąć większych kłopotów, dlatego wykonują polecenia dorosłych. Jednak w tej społeczności szkol
39
nej spotkać można różne typy. Obok wspomnianego już przeciętnego dziecka jest jeszcze lizus. Uczeń taki zrobi wszystko, aby tylko zasłużyć na względy nauczyciela. Skarży na kolegów, stara się zdobyć lepszą pozycję w oczach nauczyciela, aby następnie to wykorzystać dla swoich własnych celów. Ten typ ucznia nie jest lubiany przez resztę klasy, która najczęściej go izoluje, czym jeszcze pogarsza sytuację. Lizus, ulubieniec nauczyciela, odczuwa swą alienację i pragnie się za nią zemścić. Najczęściej nie dostrzega winy w sobie, a jedynie w izolującym go otoczeniu. Nie jest dopuszczany do zabaw, bo przecież pójdzie naskarżyć, jeśli tylko będą one przebiegały niezgodnie z niepisanymi regulaminami dorosłych. Lepiej go więc do działań nie dopuszczać. A skoro tak się dzieje, to w jego odczuciu po pierwsze spotyka go krzywda, a po drugie demonizuje on działania kolegów. Wówczas jego doniesienia stają się jeszcze pewniejszei groźniejsze.
Innym typem są dwaj bohaterowie: Felek, przyjaciel Maciusia z baśni Król Maciuś I i Fil, jeden z bohaterów Bankructwa małego Dżeka. Obaj oni są niecierpliwi, chcieliby wszystko zdobyć, ich działania jednak często nie są wynikiem złej woli, a jedynie głupoty czy pazerności. To oni najczęściej sprowadzają na grupę kłopoty, a w życiu szkolnym burzą istniejący porządek. Typowym tego przykładem jest Fil, który zawsze na każdej lekcji musi nauczycielowi podpaść. Nawet, gdy jego intencje są całkowicie czyste, bywa niewłaściwie zrozumiany, a przez to niszczy wizerunek grupy. Staje się typowym Popsuj- zabawą5 i za to musi zostać ukarany przez grupę.
W szkole prezentowanej na kartach powieści Janusza Korczaka mało jednak
jest miejsca na zabawę. Jej podstawowym celem jest nie tyle nauczenie czegoś dziecka, co przystosowanie go, wdrożenie do zasad i norm, jakie wyznacza dorosłe społeczeństwo. Dlatego ta szkoła niszczy indywidualizm dziecka, powoduje, że staje się ono napiętnowane, a takimi właśnie są prawie wszyscy bohaterowie powieści Korczaka. Najlepszym przykładem takiego właśnie działania szkoły jest historia Dżeka. W młodszej klasie chłopiec nie był akceptowany przez nauczycielkę, która go nie lubiła. Niechęć ta nie była wynikiem jakiegoś rzeczywistego przewinienia bohatera, a jednak chłopiec nie potrafił jej pokonać. Im więcej się starał, tym gorszą opinię miała o nim pani. Przykład ten pokazuje, jak negatywny wynik może dać działanie pedagoga. Pani preferowała w swoich wychowankach fałsz i umiejętność podporządkowania się zamiast prawdziwych zalet - pilności, uczciwości, umiejętności dbania o własne i cudze rzeczy. Dżek nie jest uczniem dobrym, wręcz przeciwnie. On sam stara się być niezauważany, bo każde jego działanie może zostać niewłaściwie odczytane. Dopiero zmiana nauczycielki powoduje, że od trzeciej klasy chłopiec staje się innym uczniem. Najpierw, powoli usiłuje uzyskać aprobatę pani. Nie czyni tego nachalnie, obawia się, że może się spotkać z taką samą reakcją, jak w wypadku poprzedniej nauczycielki. Z czasem jednak orientuje się, że nowa pani jest zupełnie innym człowiekiem.
Znaczenie nauczyciela i jego postawy wobec swych wychowanków było wielokrotnie podkreślane przez Janusza Korczaka w jego utworach. W ynikało to przede wszystkim z poglądów pedagogicznych pisarza i jego osobistych doświadczeń. Tworzy portrety sympatycznych nauczycieli, na przykład wychowawczyni
40
w powieści Kiedy znów będę mały, pani z Bankructwa małego Dżeka, czy wreszcie nauczycielki w powieści Kajtuś-Czaro- dziej. Wszystkie one mają wspólne cechy. Nie traktują dziecka jako istoty niższej, gorszej, głupszej. Wręcz przeciwnie — staje się ono partnerem działań, równoprawnym ich uczestnikiem, ponieważ posiada swoje potrzeby, musi się rozwijać i powinno na każdym kroku spotykać wzorzec godny naśladowania. Pani wie — tak najkrócej można zdefiniować ich stosunek do dziecka. W Kiedy znów będę mały wyraża to następująca postawa: Pani widać też chciała, żeby mi dał spokój. Pani widzi, że mam zmartwienie, więc przez całą godzinę nic się nie pytała6. W historii o małym czarodzieju, który chciał zmienić świat i za to został ukarany, zmieniony w psa, stosunek Kajtusia do pani wyraża się w jego
oczekiwaniu pod drzwiami szkoły: Czeka. Psie życie nauczyło go cierpliwości. [...] Czeka na dobrą panią - aż wyszła. Kajtuś za nią krok w krok. [...] Powitała go nie jak psa, a jak ucznia7. Dobra pani to po prostu dobry człowiek, który jednakowo traktuje wszystkie stworzenia, choć za swoją postawę nie otrzymuje niczego w zamian. Z kolei, w powieści Bankructwo małego Dżeka dobroć pani przejawia się w jej stosunku do dzieci, traktuje je jako swoich partnerów, prowadzi z nimi rozmowy, pomaga zrozumieć zasady działania rynku. Nie dopuszcza do tego, by Dżek musiał ponosić wszystkie koszty prowadzenia kooperatywy, chce pokazać dzieciom, że tylko poprzez wspólne działania mogą coś osiągnąć. Ta galeria dobrych nauczycieli, wychowawców jest gwarancją na to, że w przyszłości ich wychowankowie również będą dobrymi ludźmi, ponieważ nauczą się, jak należy postępować. Wiara ta wynikała z całej pedagogicznej metody Janusza Korczaka.
Patrząc z perspektywy wielu lat, można zadać pytanie, w jakim stopniu dzisiejsza szkoła skorzystała z Korczakowskich wizji. I niestety, odpowiedź nie będzie brzmiała zachęcająco. Pisarzowi zależało na tym, aby dziecko traktowane było z szacunkiem, na jaki zasługuje, a szkoła stała się miejscem jego wszechstronnego rozwoju. Patrząc jednak na tę placówkę dzisiaj, trzeba stwierdzić, że bliższa jest ona ocenie sformułowanej przez Małgorzatę Musierowicz. Są, co prawda, w niej prawdziwi pedagodzy, dla których najważniejsze jest dobro i rozwój dziecka, ale często zostają oni ograniczeni w swoich działaniach poprzez biurokratyczne przepisy. Także współczesne dzieci nie darzą szkoły szacunkiem, jest ona dla nich jedynie miejscem obowiązku szkolnego, który trzeba
41
zrealizować. A przecież na szkołę składają się nie mury, ławki i tablice, ale żywi ludzie i od nich tylko zależy, czy panujące stosunki przyniosą im zadowolenie. Może warto więc powrócić do Korczakowskiej wizji, aby nieco uzdrowić miejsce, w którym każdy z nas spędzał lub spędza wiele czasu.
1 J. Korczak: Feralny tydzień. Tydzień życia szkolnego, [w:] Wybór pism. T II, Warszawa 19S8, s. 30.
2 Ibidem. s. 32.3 J. Korczak: Kiedy znów będę maty, [w:]
Wybór pism. T. II, Warszawa 19S8, s. 1S7.4 J. Korczak: Pamiętnik, [w:] Wybór pism.
T. IV. Warszawa 19S8, s. S32.5 Por. J. Huizinga: Homo Ludens. Zabawa
jako źródło kultury. Warszawa 198S, s. 2S-28.T J. Korczak: Kiedy znów będę mały, op. cit.
s. 1S1.7 J. Korczak: Kajtuś Czarodziej. Warszawa
1960, s. 281.
Zofia Adamczykowa
MARIA DĄBROWSKA A PROBLEMATYKA SZKOLNA
W KRĘGU ZAGADNIEŃ OŚWIATOWO-WYCHOWAWCZYCH
W maju 2005 roku minęła 40. rocznica śmierci Marii Dąbrowskiej (1889-1965), pisarki, która ku wielkiej prozie realistycznej, przeznaczonej dla dorosłych, doszła poprzez wieloletnie doświadczenia publicystyczne oraz pisarstwo dla młodego odbiorcy. Należała Dąbrowska do generacji twórców, którzy żywo reagowali na wszelkie przejawy życia narodowego i społecznego. Publicystyka zawiodła ją na drogę twórczości artystycznej, natomiast duże poczucie odpowiedzialności społecznej oraz żywe zainteresowanie problematyką
oświatową i dzieckiem, uwarunkowane szerokim rozwojem psychologizmu pedagogicznego i pajdocentryzmu, jaki przypadł na początek XX wieku, obwołanego „stuleciem dziecka” - ku literaturze dla dziecii młodzieży. Reprezentowała pisarka w tym względzie postawę charakterystyczną dla wcale pokaźnej grupy autorów (jak: Juliusz Kaden-Bandrowski, Gustaw Morcinek, Zofia Kossak-Szczucka i inni), dla których ten rodzaj pisarstwa był nie tyle głównym powołaniem, ile pozostawał w sferze ich poczucia obowiązku społecznego.
Charakteryzując dorobek pisarski autorki Nocy idni, znakomity badacz jej twórczości, Tadeusz Drewnowski, najwyżej oceniał Ludzi stamtąd i pisał, że pod względem artystycznym jest to bodaj w twórczości Marii Dąbrowskiej szczyt najwyższy, który wznosi się nad pagórkami „Uśmiechu dzieciństwa”, a przed łańcuchami górskimi „Nocy i d n i Idąc tropem tej plastycznej metafory, można by dopowiedzieć, że jej pisarstwo dla młodego odbiorcy tworzy bez wątpienia krajobraz nizinny, a więc dość monotonny i z pewnością mniej atrakcyjny od górskiego. Stanowi jednakże tak rozległą przestrzeń, że z jej perspektywy wyraźniej rysują się owe pagórki, łańcuchy górskie i szczyt. Wędrówka po „równinach” pisarstwa wielkiej realistki może okazać się pożyteczna - odsłania bowiem osobowość twórczą pisarki, przybliża jej młodzieńcze poglądy, ideały i dążenia, wyrastające z potrzeb czasów oraz niezwykle uspołecznionej postawy, manifestowanej zarówno różnymi formami pisarskimi, zwłaszcza kierowanymi do młodego odbiorcy, jak też czynną działalnością w wielu dziedzinach życia społecznego i oświatowego (np. praca na kursach dla dorosłych analfabetów, aktywna działalność w ruchu spółdzielczym, liczne odczyty, wie-
42
loletnia praca w Komisji do Oceny Książek dla Dzieci i Młodzieży, powołanej w roku 1923 przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i inne).
Maria Dąbrowska debiutowała jako publicystka. Już w okresie studiów zagranicznych, a więc w przededniu odzyskania przez Polskę niepodległości, przysyłała swoje artykuły do prasy krajowej, głównie do „Zarania” oraz do dodatku tego pisma pt. „Sprawy Szkolne”. Widoczne w nich jest między innymi zainteresowanie późniejszej pisarki problematyką społeczno-oświa- tową, co wyrastało w znacznym stopniu z ideologii studenckich związków filarec- kich, dążących do przygotowania gruntu do budowy nowej państwowości, zwłaszcza w zakresie edukacji i wychowania społeczeństwa polskiego. Sięgając do wzorców zachodnich, z wielką żarliwością propagowała Dąbrowska idee oświaty ludo
wej oraz postulowała reformę rodzimego szkolnictwa w zakresie jego upowszechnienia i demokratyzacji. Kreśliła nowoczesny model wychowania, wychowanka i nauczyciela, opowiadała się za unowocześnieniem metod nauczania, propagowała czytelnictwo, akcentowała wagę jednolitego wychowania w szkole i w domu. Między innymi pisała: Z rodziny i rąk nauczyciela dziecko polskie winno wychodzić dobrym obywatelem i człowiekiem, gotowym budować w Ojczyźnie swej sprawiedliwość społeczną, wolność i równość wszystkich w niej ludzi2.
Szkole i nauczycielom przypisywała pisarka zatem szczególną rolę w wychowaniu nowoczesnego Polaka na miarę teraźniejszości i przyszłości. W tej sprawie wielokrotnie zabierała głos na łamach czasopism, a z perspektywy czasu, mówiąco swoich pracach oświatowo-szkolnych, stwierdziła: Uważałam wtedy, że dla Polski sztuka, a zwłaszcza literatura piękna jest luksusem, że na razie trzeba tworzyć oświatę i kulturę szerokich mas, aby mogły wziąć udział w sprawie odbudowywania PolskiQ. Istotne tu są także czynne działania pisarki. I tak w latach 1916/1917 podjęła w Warszawie pracę na kursach dla dorosłych analfabetów, gdzie wygłaszała popularne wykłady z zakresu historii ojczystej, wiążąc je z elementami wiedzy o Polsce współczesnej. W wyniku tej pracy wydała popularny podręcznik pt. Dzieje naszej Ojczyzny4. Dodajmy, że zainteresowanie Marii Dąbrowskiej historią ujawniło się już wcześniej serią artykułów, drukowanych w periodykach, zwłaszcza w „Polsce Ludowej” (1916).
Także dziennik pisarki wskazuje na jej żywe zainteresowanie problem atyką oświatowo-szkolną. Między innymi znajdu
43
jemy następujący zapis: 16.VII.1915. Narysowałam projekt na pieczęć Towarzystwa Oświaty Narodowej i na kwit za podatek narodowy na oświatę. Takiego Towarzystwa jeszcze nie ma, ale chciałabym, żeby przy Komitetach Narodowych powstało. Pod datą 13.III.1917 z kolei czytamy: Moje projekty wejścia do „Macierzy Szkolnej" albo do „Zjednoczenia Ludowego” dla pracy oświatowej. Wygłaszała w tym czasie Dąbrowska wiele odczytów popularyzacyjnych w ramach kursów dokształcającychi uniwersytetów ludowych, uczestniczyła w spotkaniach z nauczycielami. W okresie międzywojennym prowadziła szeroką korespondencję ze szkołami różnego typu z wielu regionów kraju, najczęściej z dziećmi wiejskimi; z poszczególnymi klasami, kołami zainteresowań, z organizacjami młodzieżowymi oraz z indywidualnymi uczniami. Przechowywała nadsyłane jej listy, fotografie, zakładki do książek i inne pamiątki5. Odwiedzała szkoły, uczestniczyła w licznych spotkaniach z młodzieżą jako autorka tekstów dla wypisów szkolnych oraz jako pisarka dziecięca. Źródła tych kontaktów można by doszukać się z jednej strony w charakterystycznych dla Drugiej Rzeczypospolitej metodach pracy szkoły, która „wciągała” pisarzy współczesnych w sprawy wychowania młodzieży; z drugiej - w kontaktach osobistych Dąbrowskiej z wybitnymi pedagogami i czynnymi nauczycielami, do których między innymi zaliczyć trzeba w czasach piotrkowskich I. Moszczeńską, K. Praussa, a następnie S. Sempołowską czy też siostrę pisarki Jadwigę Szumską, nauczycielkę języka polskiego w Białymstoku, a potem w Warszawie. Należy tu przypomnieć, że Stefania Sempołowska odegrała istotną rolę w pozyskaniu Dąbrowskiej dla pisarstwa adresowanego dla młodych, o czym
diarystka wspomina w uzupełnieniu do rap- tularzyka za rok 1916: ona jedna jedyna na podstawie przeczytanego w roku 1913 opowiadania mego pt. „Janek” przepowiadała mi już wówczas przyszłość powieścio- pisarską i zachęcała do pracy typu artystycznego6.
Postawa Marii Dąbrowskiej wobec zagadnień wychowawczych zaznacza się też we współpracy z wieloma czasopismami dziecięcymi i młodzieżowymi. Były to: „Z bliska i z daleka” (1914), „W słońcu” (1916-1925), „Wiadomości Skautowe” (1916), „Młodzież Polska” (1921), „Płomyk” (1923/24, 1927/28, 1934/35), „Płomyczek” (1932/33) i inne. Pisała recenzje książek dla dzieci, opowiadania historyczne, biograficzne, współczesne oraz uprawiała publicystykę dla młodzieży. Teksty drukowane w tych pismach sama nazywała „pogadankami artystyczno-pedagogicznymi”i rzeczywiście było to określenie trafne, gdyż pod względem organizacji wewnętrznej teksty te sytuowały się na pograniczu publicystyki i literatury pięknej, a różnorakie sposoby werbalnego nawiązywania bezpośredniego kontaktu z odbiorcą zbliżały te małe formy do pogadanek pedago- giczno-szkolnych.
Długoletnią i podobną w treści i w formie współpracę prowadziła Dąbrowska z wypisami szkolnymi międzywojnia. Najdłużej, przez dziesięć lat (1926-1935) współpracowała z wysoko ocenianymi wypisami „Mówią wieki” Juliusza Balickiegoi Stanisława Maykowskiego, dla których napisała dwanaście tekstów, oraz z lwowskimi „Czytankami po lsk im i.” Stanisława Tynca i Jana Gołąbka (1927-1938), w których zamieściła liczne przedruki i fragmenty większych całości literackich bądź popularyzacyjnych oraz zaledwie trzy oryginalne czytanki z zastrzeżeniem autorskim.
44
Teksty dla wypisów szkolnych — podobnie jak i do pism dziecięcych — z reguły pisane były na zamówienie. Pisarka realizowała więc z góry narzucone tematy, które ujmowała w dłuższe lub krótsze formy pogadankowe bądź artystyczne. Sam fakt przyjmowania tych zamówień świadczy niewątpliwie o wysoce społecznej postawie Dąbrowskiej, która nie uchylała się od tego typu obowiązku, mimo iż pochłonięta była w tym czasie pracą nad sagą rodu Niechciców. Pisze o tym w dzienniku, cieszy się pochlebnymi opiniami, np.: 16. IX 1930. May- kowski napisał list z zachwytami nad moim utworem do wypisów. A ja się martwiłam, że to nic niewarte.
Równolegle do małych form paralite- rackich skierowanych do młodego odbiorcy tworzyła pisarka także dłuższe opowiadania artystyczne dla dzieci starszych, które weszły z czasem do kanonu lektur szkolnych i utrzymywały się w nim długo z uwagi na duże walory ideowo-artystyczne. Były to: Przyjaźń, Olek, Marcin Kozera, Wilczęta z czarnego podwórza. Przypomnijmy, że w zakresie twórczości dla dzieci debiutowała pisarka opowiadaniem Janek (1913), które weszło potem do tomiku o charakterze wspomnieniowym pt. Uśmiech dzieciństwa (1923), a następnie wydała książeczkę pt. Rok 1963. Powitanie Wiosny i Swobody (1916) oraz zbiór opowiadań historycznych pt. Dzieci Ojczyzny (1918).
Pisarstwo Dąbrowskiej dla dzieci obejmuje pogadanki i opowiadania o tematyce historycznej, biograficznej i współczesnej. Podejmowała pisarka problematykę tożsamości narodowej, zagadnienie współżycia w grupie i kooperatywy, krzewiła idee pracy, przyjaźni i solidarności społecznej oraz ogólnoludzkiej. Realizowała zatem kierunek ideowy wytyczony przez ówczesny model
wychowania państwowo-obywatelskiego, ale stanowił on zarazem wyraz światopoglądu autorki, która przebudowę społecznąi narodową kraju uzależniała od wychowania moralnego społeczeństwa. Wierzyła bowiem pisarka, wychowana na ideałach filareckich, iż świat zmieni się na tyle, że zapanują w nim stosunki braterstwa, a poprzez rozwój wewnętrzny jednostki i odnowę moralną dokona się przeobrażenie człowieka społecznego i obywatela w Polscei wiarę tę chciała zaszczepić młodym, dla których pisała.
„SZKOLNE” UTWORY MARII DĄBROWSKIEJ
Na temat specyfiki książek dla dzieci oraz reguł poetyki dziecięcego odbioru literatury wypowiadała się Dąbrowska wprost7, a uświadamiane innym zasady teoretyczne respektowała we własnej twór-
czości dla dzieci. Należy podkreślić też fakt, że jej pogadanki artystyczne dla dzieci odsłaniają duży talent pedagogiczny. Ujawnia się on zarówno w doborze tematyki i rysunku psychologicznym bohaterów dziecięcych, jak i w sposobach nawiązywania kontaktu z dziećmi, opartym na bezpośrednich zwrotach skierowanych do małych odbiorców, na pytaniach retorycznych czy aktywizujących poleceniach, przypominających zadania szkolne. Po mistrzowsku też apeluje pisarka do doświadczeń, emocji, wyobraźni a nawet do języka dziecka.
Problematyka szkolna nie pojawia się w dziecięcej twórczości Marii Dąbrowskiej dla dzieci w szerszym wymiarze. Na szczególną uwagę zasługują tu dwie dość proste czytanki adresowane do jedenastoletnich dzieci wkraczających do szkół średnich ogólnokształcących, zamieszczone w podręczniku Balickiego i Maykowskiego pt. Kraj lat dziecinnych (1926). Są to: czy- tanka Pierwszy dzień nauki z cyklu Do książki, który rozpoczyna wypisy, oraz czy- tanka Ostatni dzień z końcowego rozdziału Do widzenia, szkoło! Korespondują one ze sobą w płaszczyźnie tematyczno-ide- owej, a przy tym stanowią swoistą klamrę podręcznika. Są to niewielkie scenki lekcyjne. W pierwszej z nich ukazała pisarka mądre działania nauczycielki, która wciągu jednej lekcji potrafiła z onieśmielonychi obcych sobie dzieci stworzyć zgrany kolektyw akceptujący znamienną dla całego pisarstwa Dąbrowskiej zasadę: nikt na świecie nikomu nie jest obcy. Czytanka Ostatni dzień (drukowana następnie w zbiorze Gałąź czereśni pt. Wakacje) oddaje z kolei podniecającą i odświętną atmosferę tego dnia, kiedy wakacje spotykają się z końcem roku szkolnego.
Akcja obu czytanek, które są w zasadzie prostymi scenkami z życia szkolne
go, jest nikła i wyraźnie służy naszkicowaniu sytuacji, która pozwoliłaby pisarce udzielić dzieciom rad i wskazówek na temat zasad współżycia. Bohaterowie dziecięcy zarysowani są szkicowo i pełnią w zasadzie role statystów. Wyodrębnieni z grupy bohaterowie dziecięcy - Basiai Roman - wprawdzie nieznacznie ożywiają akcję, ale przede wszystkim służą dydaktyce, czyli przekazaniu z góry założonych treści wychowawczych i pouczeń z zakresu etyki społecznej. Kreśląc idealny świat nauczycieli i uczniów, stwarzała Dąbrowska wzorce postępowania zarówno dla pedagogów, jak i wychowanków. Obie czytanki - ze względu na znaczne uproszczenia fabularne - wypada ocenić nie tyle jako opowiadania literackie, ale raczej jako swoistą formę beletryzacji wskazań moralno- społecznych, w czym nawiązuje pisarka do dziewiętnastowiecznych „obrazków” dla dzieci. Wybór formy też nie jest tu przypadkowy. Wykreowane scenki lekcyjne nie tylko wpisują się w formułę wypisów szkolnych, dla których były przeznaczone, ale sprzyjają nasileniu treści dydaktycznych, jakie pisarka pragnie dzieciom przekazać.
Podobną formę nadała też Maria Dąbrowska opowiadaniu o Mickiewiczu pt.O wielkim człowieku, które należy do ineditów i znajduje się w maszynopisie w zbiorach archiwalnych Muzeum Literatury w Warszawie. Ten spedagogizowany tekst przypomina świetnie zorganizowaną pod względem metodycznym lekcję. Bohaterem tej pogadanki jest zbiorowość szkolna. Zaaranżowana przez pisarkę sytuacja dydaktyczna służy umotywowaniu dzieci do poznania życia i twórczości Adama Mickiewicza oraz jego zasług. Fabuła jest nikła i dosyć prosta. Akcja rozgrywa się w Warszawie. Grupa dzieci wracająca z wycieczki Krakowskim Przedmieściem
46
zauważa pomnik M ickiewicza. Jedno z dzieci stwierdza, że w Krakowie także jest taki pomnik. Nazajutrz w klasie wywiązuje się na ten temat dyskusja, do której bardzo zręcznie, tak jak w autentycznej lekcji, wprowadza nauczycielka. Ze względu na niedostępność tej pogadanki przedstawmy szerszy fragment, który zobrazuje nie tylko jej kształt formalny i językowo-stylistycz- ny, ale jednocześnie zilustruje postawę i talent pedagogiczny pisarki, która niejako wcieliła się w postać wykreowanej przez siebie nauczycielki i prowadziła z dziećmi zręczny dialog „lekcyjny”:
To bardzo dobrze się składa, żeście ten pomnik oglądali, wracając z wycieczki. Bo wszystko, co tam właśnie było za miastem, pola, łąki, wody, niebo i lasy opisał właśnie Mickiewicz.- Proszę, chłopiec? - zwróciła się pani w stronę ostatnich ławek. W klasie tej, jak to wspomniałam, było tylko paru chłopców i pani mówiła do nich zawsze: proszę, chłopiec? Chłopiec nazwiskiem Radlicz, który już dawno cierpliwie trzymał wyciągniętą rękę, wstał i rzekł:- Ja wiem - w „Panu Tadeuszu”.- Inne dzieci jednak powątpiewały.- Mickiewicz pisał o zwierzętach - krzyknęła Włodarczykówna.- Nieprawda - odrzekła inna - ja czytałam o Grażynie.- Ale kiedy wszyscy macie rację. Sami widzicie, że pisał rozmaite rzeczy. Jedne są zrozumiałe dla zupełnie małych dzieci, jak właśnie bajki o zwierzętach, inne podobają się dorosłym.I nagle zaczęła mówić bardzo poważnie. Wcale nie każdego nauczyciela można słuchać, kiedy mówi poważnie - ale ją można było. Czasem bywało to nawet jeszcze bardziej zajmujące jak wesołe.
Takie zarysowanie sytuacji szkolnej było rezultatem rzetelnej obserwacji realistki. Z punktu widzenia dydaktyki jest to wstępne ogniwo lekcyjne prowadzone
metodą pogadanki heurystycznej, w którym stwarza się sytuację motywacyjną i przekształca ją w sytuację problemową. W tym względzie jest to - zgodnie ze współczesnymi wymogami edukacyjnymi- działanie dydaktyczne bez zarzutu. Wykreowana w pogadance nauczycielka celowo i świadomie organizuje lekcję, kieruje spostrzeganiem uczniów, pomaga im wnioskować, syntetyzuje swoją opowieść0 wieszczu romantycznym, doprowadzając- w myśl zasad budowy jednostki lekcyjnej - do etapu końcowego, zamkniętego pouczającym wnioskiem, że pomnik może mieć ten, kto jest wielkim człowiekiem i na to zasłużył. Uwzględniając poziom percepcji dzieci tak oto przystępnie tłumaczyła nauczycielka (pisarka?), co to znaczy, że ktoś jest wielkim człowiekiem: Trzeba umieć spełnić coś takiego, przez co ludzie stają się lepsi, mądrzejsi i przez to lepiej jest żyć na świecie. Wyczuwamy w tej nauce aktualny nakaz wychowawczy, zgodny ze światopoglądem pisarki-humanist- ki, manifestowanym wielokrotnie w jej pisarstwie dla dzieci.
W prezentowanej tu pogadance wykreowany został typ dobrej, życzliwej dzieciom i lubianej przez uczniów nauczycielki, jaki między innymi pojawił się w przywołanych wcześniej czytankach szkolnych Dąbrowskiej. Pisarka wierzy, że mądry1 akceptowany przez młodzież nauczyciel jest podstawowym warunkiem skuteczności dydaktycznej. Zapewne dlatego przedstawieni w tej szkolnej scence uczniowie są aktywni i zainteresowani tematem. Ich reakcje wskazują, że mamy do czynienia z dziećmi w wieku 10-12 lat, a więc należy przyjąć, że pogadanka przeznaczona była dla odbiorców rówieśniczych i dostosowana do ich poziomu percepcyjne- go, także w warstwie językowej, co dowo
47
dzi dużego wyczucia pedagogicznego pisarki.
Scena szkolna pojawia się też w jednym z najlepszych opowiadań artystycznych Marii Dąbrowskiej dla dzieci, jakim jest niewątpliwie Marcin Kozera (1927). Cofnęła się tu pisarka do okresu sprzed pierwszej wojny światowej, a więc do czasów historycznych z perspektywy dzieci jej współczesnych, i przedstawiła proces narodzin polskości u dwunastoletniego chłop- ca-emigranta. Utwór cechuje przejrzysta kompozycja i wartka akcja, zmierzająca do punktu kulminacyjnego, jakim była przemiana wewnętrzna Marcina i manifestacja polskości na lekcji geografii w angielskiej szkole. Silne akcenty narodowe oraz duża ekspresja punktu kulminacyjnego tego opowiadania nasuwają analogie z powieścią Stefana Żeromskiego Syzyfowe prace, zwłaszcza ze sceną, w której Zygier deklamuje mickiewiczowską Redutę Ordona. U Żeromskiego obserwujemy zwycięstwo poezji romantycznej nad zbiorowością szkolną, Dąbrowska pokazuje zaś indywidualne wewnętrzne zwycięstwo nad samym sobą, które prowadzi bohatera, podobnie jak młodzież z Syzyfowych prac, do uświadomienia sobie tożsamości narodowej. Z uwagi na wartości ideowe skoncentrowane wokół treści patriotycznych, jak też ze względu na spsychologizowany rysunek bohaterów oraz pełną ekspresji przemianę wewnętrzną Marcina opowiadanie zyskało duże uznanie. Było zalecane przez międzywojenne Katalogi dobrych książek do czytania dla młodzieży i do dzisiaj stanowi wartościową lekturę szkolną.
Nie bez znaczenia dla charakteru dziecięcej twórczości dla dzieci Marii Dąbrowskiej jest fakt, że większość tekstów realizowała pisarka na zamówienie, nierzadko w pośpiechu. Oczywiście, nie ma w tym nic
niewłaściwego, gdyż taka geneza nie przesądza o jakości dzieła. Wielu wybitnych artystów, nie tylko pisarzy, ale też malarzy czy muzyków, zarówno dawnych, jaki i współczesnych, często podejmowało się realizacji różnorodnych zadań, wpisując się tym samym w nurt „sztuki na zamówienie”. Zwłaszcza w przypadku tekstów dla dzieci jest to zrozumiałe, gdyż winny one odpowiadać na potrzeby czytelnicze i wychowawcze, zapełniać pewne luki tematyczne i teleologiczne, towarzyszyć młodemu człowiekowi w jego wzrastaniu, a więc nadążać z czasem. Ale z biegiem lat problematyka tekstów „zamawianych” staje się nieważna, nieaktualna, gdyż zmieniają się zarówno uwarunkowania społeczno-obyczajowe wpisane w świat przedstawiony, jak i horyzonty oczekiwań odbiorcy. Książka zbyt silnie zaangażowana w swój czas w innym kontekście społecznym staje się po prostu lekturą ewazyjną8. I ten los spotkał wiele tekstów dziecięcych Marii Dąbrowskiej.
Na koniec warto podkreślić, że problematyka edukacyjno-wychowawcza i szkolna przewija się też w wielkich powieściach Marii Dąbrowskiej: w Nocach i dniach oraz w Przygodach człowieka myślącego. Edukacja młodego pokolenia została w nich ukazana w ujęciu historycznym i może stanowić literacki dokument dla dziejów polskiego wychowania. Poznajemy więc mechanizmy nauczania domowego z końca wieku XIX wraz z licznymi jego mankamentami, a w miarę dojrzewania dziecięcych bohaterów powieściowych śledzimy obraz pensji prywatnej oraz rządowej szkoły rosyjskiej z okresu zaborów, ukształtowany w dużej mierze pod wpływem osobistych doświadczeń pisarki. Ale to już osobny problem.
48
1 T. Drewnowski: Rzecz russowska. O pisarstwie Marii Dąbrowskiej. Kraków-Wrocław 1987, s. 123.
2 O wychowaniu człowieka społecznego i obywatela w Polsce. W: „Kalendarz Polski dla ludu na rok 1916”, Piotrków 1916, s. 203.
3 U laureatki Nagrody Wydawców. Maria Dąbrowska o sobie. „Wiadomości Literackie” 1928, nr 10.
4 M. Dąbrowska: Dzieje naszej Ojczyzny. Warszawa-Kraków 1918, s. 219, nlb. 17; wyd. II uzupełnione - Warszawa 1920, s. 238, nlb. 18.
S Por.: Archiwum Rękopisów Marii Dąbrowskiej. Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, sygn. 1977.
T Por.: M. Dąbrowska: Dzienniki. Wybór, wstęp i przypisy T. Drewnowski. Warszawa 1988.
7 M. Dąbrowska: Książki dla dzieci. „Kurier Polski” 1924, nr 348, s. 6.
8 Por.: J. Lalewicz: Społeczny kontekst faktu literackiego i funkcje literatury. Olsztyn 1977, s. 17; tegoż: Socjologia komunikacji literackiej. Warszawa 198S.
RADOSC CZYTANIA
Małgorzata Gwadera
„DANCE MAKABRĘ” W SZKOLE, CZYLI WOLNOŚĆ WYBORU ZAGWARANTOWANA
Ostatnie lata XX wieku przyniosły oświacie polskiej wiele zmian, przeobrażeń faktycznych i deklaratywnych, prawdziwych i pozornych. I tak zamiast bibliotek mamy dziś szkolne centra informacji. 23 listopada 2004 r. w Instytucie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbyło się spotkanie z Holly Murten - Koordynatorem Amerykańskiego Centrum Informacji na Europę Centralną. W toku dyskusji padło ważne stwierdzenie - ekspertem weryfikującym i kontrolującym wiarygodność oraz rzetelność danych w systemach informacyjnych powinien być bibliotekarz. Bibliotekom dziecięcym i szkolnym, z uwagi na ich użytkowników, przysługuje szczególne prawo do takiego eksperta. Czy ich mają?
Jeśli przez ekspertyzę rozumieć będziemy znajomość księgozbioru i przemyślaną politykę gromadzenia zbiorów, to budzą się wątpliwości.
Od 1998 r. wydawnictwo Egmont wydało już ponad 20 książek z serii „Strrrasz- na Historia”. Autor - William Terence De- ary (Terry Deary) - zyskał sobie sławę w Anglii jako pisarz dla dzieci i rzeczywiście jego cykl jest adresowany do młodego odbiorcy. Książki te są właściwie specyficznym, nieustannym dialogiem z czytelnikiem, w którym autor zwraca się do dziecka: pacanie i głupku. Groźni rycerze w ponurych zamczyskach to opowieśćo życiu, zwyczajach i obyczajach średniowiecznych rycerzy1. Bohaterami są ponadto: pomyleni chrześcijanie, cholerne matoły oraz idioci, faceci, kanalie, ciołki, śmierdzący tchórze itp. Mamy też prezentację zasad rycerskich: Nigdy nie kop leżącego! To bez sensu! Kto powiedział, że nie należy kopać leżącego człowieka? A kiedy go kopać? Kiedy stoi? Przecież
49
wtedy może oddać!, przestrogi: Jeśli flirtujesz z mężatką, może się na ciebie zdenerwować je j mąż, dobre rady: Proponować młodą kobietę jako nagrodę to hańba, ale... mógłbyś urządzić wyścigi w workach i jako nagrodę wyznaczyć swoją młodszą siostrę. A potem umyślnie przegrać z najbrzydszym zawodnikiem. Będzie miała za swoje pieszczoszka tatusia] i Jeśli uda ci się pochwycić kogoś z rodziny oblężonych, możesz zagrozić, że go zabijesz, jeśli się nie poddadzą oraz cenne spostrzeżenia: Nie było muszli klozetowej, do której szkolny osiłek może ci wsadzić głowę i spuścić wodę. Humorystyczne opisy uzupełnione zostały zabawnymi rysunkami, nadającymi książce formę komiksu, a liczne propozycje gier, jak również testy i konkursy zachęcają do zabaw w stylu: Weźcie swoich rodziców na tortury lub Wyobraź sobie, że masz w domu własny loch. Pokoik do piekielnych zabaw, pełen średniowiecznych narzędzi tortur zamiast zabawek. Zaproś nauczyciela historii, żeby je wypróbować. Oto kilka „doświadczeń”, którym możesz poddać swojego nauczyciela (tu następuje kilkustronicowy bardzo szczegółowy, naturalistyczny przegląd wszystkich możliwych sposobów zadawania bólu i powolnej śmierci stosowany w wiekach średnich). Obrazy tryskającej krwi, ludzi przebijanych nożem i włócznią, gilotynowanych, znakomicie korespondują z tekstem nasyconym wprost detalami wyrafinowanych mordów. Autor rewelacyjnie podważa wszystkie uznane autorytety— ośmiesza rodziców, nauczycielom zarzuca ignorancję, odsłania niepochlebne tajniki życia księży katolickich, a czyni to wszystko używając młodzieżowego slangu. Jeśli dodamy, że książka bogata jest również w podteksty seksualne — czyż mogłaby się nie podobać? Przecież repre
zentuje wszystkie cechy współczesnej kultury masowej skierowanej do młodzieży. To nic, że bazuje na najniższych instynktach i rozbudza je, że kształtuje określone zachowania i zainteresowania — najważniejsze, że dzieci ją uwielbiają.
Groźni rycerze w ponurych zamczyskach to świetnie napisana, dowcipnie i z polotem instrukcja zabijania w ramach dobrej zabawy, reklamowana jako książka popularnonaukowa. Choć Terry Deary przyznaje, że nie jest historykiem, to jednak uzurpuje sobie prawo do nazywania swojej wizji jedyną niezafałszowaną wersją historii2. Czego jeszcze może się dowiedzieć czytelnik korzystając z bogatego dorobku tego twórcy? — jak wyglądały makabryczne zabawy celtyckich dzieci, jak składano ofiary z ludzi, w jaki sposób sporządzić śmiercionośne mikstury, jak wyglądało sadystyczne szkockie tortu ratorium, czego archeolog szukał w skamieniałej kupie jaskiniowców, jak wyglądały szczegóły oprawiania trupów w Egipcie — te hasła ozdabiają i zachwalają inne pozycje autora3 — wyłupianie oczu, dźganie sztyletem i trucicielstwo mówią same za siebie - śmiechom i żartom nie ma końca4. Co czuje dziecko sięgając po taką literaturę? To zależy od stopnia jego rozwoju emocjonalnego i społecznego. Co odczuwa będąc namiętnym jej czytelnikiem — nic] Jeśli masz wrażliwą naturę i miękkie serce, zapomnij, że kiedykolwiek słyszałeś o serii Strrraszna HistoriaS. Dobry smak nie pozwala na zamieszczenie tutaj bulgocących krwią opisów ludzkich cierpień, lecz zainteresowani bez trudu mogą się z nimi zapoznać, ponieważ omówiona pozycja znajduje się w niemal każdej śląskiej bibliotece szkoły podstawowej i gimnazjum oraz publicznych oddziałach bibliotek dziecięcych6. Dlaczego?
SO
Odpowiedź na to pytanie zamyka się w kręgu analizy terminów: wychowanie — wolność — cenzura — etyka w aspekcie współczesnym. W 1966 r. Tadeusz Twa- rogowski tak pisał o literaturze popularnonaukowej: Książka popularnonaukowa dla dzieci, będąc syntezą głębokiej wiedzy, znajomości psychiki dziecka i dużej miary talentu literackiego, obok rzetelnych informacji naukowych powinna zawierać elementy wychowawcze1. Począwszy od lat 80. systematycznie maleje liczba publikacji podnosząca kwestię oddziaływań wychowawczych, w tym za pomocą literatury, a samo pojęcie wychowania staje się niemodne (a może niechciane?). Przewartościowaniom ulega zakres znaczeniowy tego terminu. Chociaż szkołę polską, a więc i bibliotekę, nadal obowiązują plany dydaktyczno-wychowawcze, realizuje się przede wszystkim i kładzie nacisk na
jej zadania edukacyjne i informacyjne8. Wprowadzono nawet pojęcie kultury informacyjnej oraz organizacyjnej, przez którą rozumie się zbiór obowiązujących norm i zasad funkcjonowania wypływających z misji i planu rozwoju szkoły, przejawiających się w realizowanych wartościach, postawach i sposobach działaniaW. W praktyce funkcje wychowawcze w tradycyjnym rozumieniu sprowadza się głównie do eliminacji zachowań zagrażających życiu członków szkolnej społeczności, a więc do sytuacji ekstremalnych (co nie znaczy, że rzadko spotykanych).
Równolegle z tymi zmianami w pierwszych latach XXI wieku rozgorzała dyskusja na temat etyki zawodowej bibliotekarza i jej wytycznych ujętych w formę kodeksu (oczywiście nie omieszkano wprowadzić również pojęcia etyki informacyjnej)10. Powszechnie przenikają obecnie do świado
51
mości społecznej tezy wywodzące się z fundamentalnego założenia kultury liberalnej, czyli wolności jednostki. W ich świetle bibliotekarz powinien być tolerancyjny, czyli brać pod uwagę poglądy i przekonania inne od swoich (oczywiście w granicach prawa). Na miarę swej wiedzy i umiejętności ma on obowiązek dobierać księgozbiór rzetelnie i obiektywnie, biorąc pod uwagę wartość artystyczną, naukową lub wychowawczą znajdujących się na rynku mediów. Innymi słowy: bibliotekarz nie może brać na siebie ro li cenzora11. Pojęciem cenzury określa się zatem szeroko rozumianą ingerencję w niczym nieskrępowany wybór potencjalnego czytelnika. A co z pedagogiką biblioteczną? Przecież wychowanie to działanie mające na celu wywołanie określonych, zamierzonych zmian w osobowości człowieka (wychowanka)12. W tym kontekście proces ten zostaje utożsamiony z cenzurą. Czy mamy założyć (jak sugerują nowocześni pedagodzy), że dziecko jest zdolne do samodzielnych, wolnych wyborów? Jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że ma ono dojrzałą osobowość, a więc jest w pełni świadome własnych emocji i zachowań. Mówi się tu co prawdao uwzględnianiu walorów wychowawczych w polityce gromadzenia zbiorów, ale nie precyzuje się, jakie mają to być wartości13. W dobie pluralizmu i relatywizmu moralnego brak jednego przedmiotu odniesienia, stałych niepodważalnych zasad, więc każda wartość jest akceptowana. Era tolerancji zmieniła zarówno mentalność twórców kultury, jak i publiczności czytelniczej, w tym rodziców, nauczycieli, bibliotekarzy. Jesteśm y niewrażliwi, jak drzewa, jak kamienie. I m ilczymy jak ścinane drzewa, jak rąbane kamienie pisał Tadeusz Borowski w swoich opowiadaniach. Trudno o bardziej trafne podsumowanie.
Czy wydawnictwo Jakuba Mortkowi- cza działające pod hasłem dajmy dzieciom to, co mamy najlepszego, publikujące w latach 1927-1939 serię „Dobre Książki dla Młodzieży”14 naraziłoby się dzisiaj na zarzut cenzury? Czy była cenzorem Klementyna z Tańskich Hoffmanowa umieszczając w pierwszym numerze „Rozrywek dla Dzieci” z 1824 r. informację o tym, że nade wszystko będą w nich nauki moralne i wspomnienia narodowe, gdyż takowym żywiołem najlepiej młode dusze karmić przystoi'S. Dziś groziłoby jej również posądzenie o fanatyzm i szowinizm.
Książki, biblioteki i bibliotekarze jako narzędzia i ośrodki rozpowszechniania treści kulturowych są zawsze takie, jaka jest kultura. Papież Jan Paweł II nazwał tę współczesnąjej odmianę cywilizacją śmierci. Zapewne i ten autorytet można podważyć, jak to zrobiono z wszystkimi innymi. Książki dla dzieci typu Groźni rycerze w ponurych zamczyskach odegrały w tym procesie niepoślednią rolę. Czas przypomnieć stare hasło, obecne niegdyś w każdej niemal placówce oświatowej jak sztandar: Zawsze takie Rzeczpospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie. Jasne i przejrzyste dla naszych protoplastów brzmi dzisiaj bardzo górnolotnie jak historia magistra vitae est i nie przemawia do wyobraźni jednostek. Sprecyzujmy więc - takie będą losy nas wszystkich, bo takie będzie prawo, któremu będziemy podlegać, medycyna, z której usług będziemy korzystać i wszystkie inne przejawy życia społecznego wyrosłe na gruncie tej strawy, jakiej dostarczamy dziś ich przyszłym twórcom. Na kartach książek dla dzieci przyszłość nasza spisana.
1 T. Deary: Groźni rycerze w ponurych zamczyskach. Wyd. 2. Warszawa 2003.
S2
2 http://www.achuka.co.uk/tdsg.htm3 T. Deary: Ci koszmarni Celtowie. Warsza
wa 1998; Ci paskudni Aztekowie. Warszawa 1999; To okropne średniowiecze. Warszawa 2000; Krwawa Szkocja. Warszawa 2000; Ci odjazdowi jaskiniowcy. Warszawa 2000; Ci niesamowici Egipcjanie. Warszawa 2000; Ci okrutni Wikingowie. Warszawa 2000; Mity greckie. Warszawa 2000; Frenetyczna Francja. Warszawa 200S i in.
4 T. Deary: Dramaty Szekspira. Warszawa 2000.5 Tenże: Ci paskudni Aztekowie. Warszawa 1999.T Informacje zebrane przez studentów kierun
ku bibliotekoznawstwo i informacja naukowa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w roku 2004.
7 T. Twarogowski: Informacja o działalności wydawniczej IW Nasza Księgarnia z zakresu literatury popularnonaukowej. W: Problemy literatury popularnonaukowej dla dzieci i młodzieży. Materiały z konferencji. Red. M. Wadecki. Warszawa 1966, s. 16.
8 Zob. B. Staniów: Biblioteki szkolne wPol- sce - dokąd zmierzamy. „Biblioteka w Szkole” 2004 nr 4, s. 1-4; E. Wójcicka: Strategiczna rola biblioteki szkolnej w procesie edukacji. „Biblioteka w Szkole” 2004 nr 9, s. 2-6; A.Żarów: Metody badań jakości pracy biblioteki. „Biblioteka w Szkole” 2004 nr 6, s. 6-9; M. Solecka-Koplin: Program rozwoju biblioteki szkolnej. Propozycja przekształcenia biblioteki w szkolne centrum informacji. „Biblioteka w Szkole” 2004 nr 2, s. 1-6.
W H. Batorowska: Centrum informacyjne miejscem propagowania i rozwoju kultury informacyjnej w szkole. „Biblioteka w Szkole” 2004 nr S, s. 8.
10 B. Sosińska-Kalata: Etyka w nauce o informacji. „Bibliotekarz” 2003 nr 9, s. 3-10; Kodeks etyki bibliotekarza i pracownika informacji. Projekt. „Bibliotekarz” 2004 nr 9, s. 3-6; Z. Żmigrodzki: Patologia biblioteczna. Katowice 1996; Tenże: Problemy bibliotekarskiej etyki zawodowej. Katowice 1991.
11 S. Kubów: Od normy moralnej do etyki zawodowej - myśląc o profesji bibliotekarskiej. W: Bibliotekarz w świecie wartości. Materiały z konferencji. Red. S. Kubów. Wrocław 2003, s. 107.
12 Zob. np. Encyklopedia oświaty i kultury dorosłych. Wrocław-Warszawa 1986, s. 379.
13 Zob. T. Ślipko: Bibliotekarz wobec wartości, ale jakich? „Bibliotekarz” 2003 nr 9, s. 16-19.
14 M. Mlekicka: Jakub Mortkowicz - księgarz i wydawca. Wrocław 1974.
15 I. Kaniowska-Lewańska: Literatura dla dzieci i młodzieży do roku 1864. Zarys monograficzny. Materiały. Warszawa 1980, s. 117.
Anna Szóstak
„GRANICE MEGO JĘZYKA OZNACZAJĄ GRANICE MEGO ŚWIATA” - ELEMENTY LINGWISTYCZNE W PODRÓŻACH PANA KLEKSA I TRYUMFIE PANA KLEKSA JANA BRZECHWY
Już pierwsza część przygód niezwykłego nauczyciela i genialnego wynalazcy Ambrożego Kleksa - Akademia pana Kleksa - przynosi zapowiedź skłonności jej autora do językowych igraszek i twórczego, niebanalnego wykorzystania słowa. Lingwistyczne inklinacje Jana Brzechwy w całej pełni ujawniają się natomiast w drugim tomie opowieści - w Podróżach pana Kleksa, gdzie pisarz wyczarowuje cudowne krainy mocą wyobraźni i mocą stwarzającego słowa Logosu. Tym razem bowiem fantazja autora przenosi nas w światyo niezwykłej geografii, które czytelnik musi odnaleźć nie w atlasie, lecz raczej w fantastycznym słowniku czy encyklopedii. Kleks w swoich peregrynacjach trafia do jednego z portów Półwyspu Bajkańskiego, a potem do Bajdocji, „pięknego i rozległego kraju”, i zamieszkał „w stolicy państwa, Klechdawie, położonej u stóp góry zwanej Bajkaczem”1. Fantastyczne, nieistniejące nazwy geograficzne to oczywiście neologizmy, których rozpoznanie nie nastręcza nawet młodemu czytelnikowi żadnych trudności. Są one czytelne słowotwórczo i sygnalizują przynależność swoich desygna- tów do dziedziny fantastyki baśniowej2. Przestrzeń i czas, do których owe nazwy odsyłają, są bardzo konkretne, zawarte bowiem w znanej doskonale skądinąd rzeczywistości bajki, bajdy, klechdy.
S3
Rys. Jan Marcin Szancer
Brzechwa konstruuje jednak w ramach tego schematu własny świat, dokładnie opisując wygląd tych niezwykłych krain, życie i obyczaje ich mieszkańców, a także— co jest bardzo istotne — ich język. Przypomina on mowę tajemną, którą tak chętnie posługują się dzieci na pewnym etapie rozwoju i doświadczeń3 językowych i na takiej zasadzie jest oparty:
Bajdoci mówili językiem bardzo podobnym do innych języków, z tą tylko różnicą, że nie znali i nie używali samogłoski „u”. Tak, tak, moi drodzy, litera „u” nie była im zupełnie znana. Dlatego też MUR po bajdocku posiadał brzmienie MR, UCHO po bajdocku było CHO, MUCHA - MCHA, KURA - KRA, itd.R. Zgodnie ze znaczeniem nazwy kraju, Bajdoci byli narodem bajarzy, nie istniało dla nich nic piękniejszegoi ciekawszego niż bajki.
Problemy, jakie porusza Brzechwa w tej części trylogii, wykraczają jednak znacznie poza proste zabawy lingwistyczne oparte na temacie słowotwórczym wywodzącym się od słowa „bajka”. Pojawi się tu wątek jako żywo przypominający auto- tematyczne i metapoetyckie rozterki wuja
Tarabuka ze słynnych Przygód Sindbada Żeglarza Bolesława Leśmiana. Mieszkańców Bajdo- cji również trapi myśl, że „bajki, to największe bogactwo ludu bajdockiego, ginęły nie utrwalone, nie przekazane nie tylko innym narodom, ale nawet potomnym we własnym kraju. Nikt bowiem nie mógł ogarnąć pam ięcią wciąż nowych bajek, a nie znano sposobu utrwalania ich na papierze, gdyż atrament był biały”5. Utrzymane w konwencji snutej przez bajarza opowieści (Tak, tak, moi drodzy,
w tych czasach przecież nie znano jeszcze czarnego atramentu', Tak, tak, moi drodzy, widzicie - ta czarna, już ledwie dostrzegalna w oddali postać na szczycie koronnego masztu to pan Ambroży Kleks. Życzymy znakomitemu podróżnikowi pomyślnej wiei i spokojnego morza) Podróże pana Kleksa zawierają opisy wędrówek, do których pretekstem jest poszukiwanie czarnego atramentu. Pomysł bardzo więc jest zbliżony do koncepcji wykorzystanej przez Leśmiana w Sindbadzie. Brzechwie również nie zabrakło inwencji przy opisywaniu czarodziejskich miejsc, do jakich trafia pan Kleks wraz z załogą statku, na którym podróżuje. Czytelnik ma okazję poznać niesamowite bestiarium morskich głębin, zwiedzić dziwne i niezwykłe kraje i poznać ich jeszcze dziwniejszych mieszkańców. Cechy narodowe każdego z tych ludów są wynikiem ścisłej zależności między rzeczywistością a językiem, który ją stwarza i wyróżnia, nadając indywidualny charakter. Ludność krainy zwanej Abecją porozumiewa się i żyje pod dyktando zasad wynikających z uwarunkowań dźwiękowych i semantycznych:
54
Pan Kleks już po kilku minutach nauczył się rozróżniać poszczególne wyrazy, jak na przykład: aa, ba, abab, baab, babaab, ababab, baba, abba, bbaa i tak dalej, a po upływie godziny mógł swobodnie porozumiewać się zAbetami, tak bowiem, zgodnie z właściwościami ich języka, nazywali się mieszkańcy tego krajuT.
Aż chce się tutaj powołać — jak będą to robili poeci orientacji lingwistycznej — na słowa Ludwika Wittgensteina: Granice mego języka oznaczają granice mego świata. Kto wie zresztą, czy jego głośny Trac- tatus logicophilosophicus, opublikowany w roku 1921, z którego pochodzi ów cytat, nie był Brzechwie znany.
Słowo jest tu początkiem, praprzyczyną stwórczą, bez niego nic nie mogłoby istnieć. Istoty zamieszkujące brze- chwowskie krainy robią to, na co pozwala im ich nazwa, a więc mieszkańcy Wyspy Wynalazców zwanej też Patentonią (od słowa „patent”, oznaczającego „akt przyznający osobie fizycznej lub prawnej własność i prawo wyłącznego korzystania z wynalazku na określony przeciąg czasu”7; Brzechwa bawi się tu fałszywą etymologią, nazwę wyspy wywodząc od nazwiska sławnego uczonego Gaudentego Patenta) zajmują się tylko pracą polegającą na wymyślaniu i wdrażaniu kolejnych innowacji technicznych. Futurologiczne spekulacje dają obraz świata przyszłości, pełnego udogodnień, o których marzy ludzkość. Świat Patentończyków jest całkowicie zautomatyzowany i precyzyjny jak mechanizmy, którymi się posługują jego mieszkańcy. Wygląd miasta i znajdujące się w nim urządzenia zdają się być bajkową transpozycją futurystycznych zachwytów miastem, masą, maszyną, sprowadzających się do pochwały wszelkich bytów materialnych i wytworów cywilizacji.
Rys. Jan Marcin Szancer
Gdyby szukać korzeni lingwizmu znaleźć by je można m. in. w futuryzmie, głoszącym wyższość brzmień nad znaczeniami8. Tak język Abetów, jak i Patentończyków („Ella mella Patentoniusz adarella!”) eksponuje wyłącznie walory dźwiękowe słów rezygnując z ich sensów, a tym samym realizując postulaty futuryzmu nakazujące ukazywanie „wagi, dźwięku, barwy, rysunku”, słów9, a nie ich znaczeń.
Brzechwa tworząc swe fantastyczne światy nie umiał sobie również — jako wielki smakosz — odmówić wizji krain, w których lingwistyczna zabawa przenosi się w regiony kulinarne. Nawet podczas podróży pana Kleksa i jego towarzyszy czas podporządkowany zostaje porom posiłków, co pociąga za sobą zmiany w konwencjonalnych układach frazeologicznych związanych z czasem, dając nowe jakości znaczeniowe: czas środkowo-obiadowy, czas podwieczorkowy, czas śniadaniowy. Tak oto powstaje również Parzybrocja, której
55
lud wyrzuca z siebie „gardłowe i nosowe dźwięki, przypominające bulgotanie indyka:
- Gulw - gli - glut - gla - glim - gly - gliw - gla - glus.
Pan Kleks z łatwością rozszyfrowuje jego rzekomą zasadę: Po prostu w każdej sylabie uwzględnia się tylko ostatnią literę10. Społeczność Parzybrodów powstaje w chwili stworzenia ich języka. To język okazuje się kluczem do wszystkich tajemnic, miarą poznania i początkiem wszechrzeczy. I tym razem nazwy własne pozwalają na identyfikację tej bajkowej przestrzeni. Zgodnie z etymologią nazwy kraju, jego obywatele parzą swe „życiodajne” brody we wrzątku po to, by uzyskać rozmaite zupy:
Były więc brody pomidorowe, burakowe, fasolkowe, cebulowe, szczawiowe, a z ich połączeń powstawały inne, nader urozmaicone zupy11.
W nazwie krainy i jej mieszkańców udosłownił Brzechwa i obdarzył zmyśloną etymologią nazwę znanej w kuchni polskiej potrawy zwanej kapustą „parzybrodą”12.
Ze stechnizowanego świata Patentoń- czyków trafiamy wprost do zgodnego z naturą prymitywu, ujawniającego, znowu jakby futurystyczne lęki przed cywilizacją, budzącą jednak katastroficzne obawy i prognozy. Społeczeństwo parzybrodzkie składa się zwegetarian, którzy nauczeni przykrym doświadczeniem po najeździe hordy dzikich Metalofagów (pożeraczy metalu), zrezygnowali całkowicie z używania metalu na rzecz gliny, drewna i szkła.
W swoich podróżach pan Kleks trafia także do smutnego i sterylnego państwa położonego na Przylądku Aptekarskim i Obojga Farmacji, zamieszkiwanego przez zunifikowane społeczeństwo aptekarzy, w którym nie ma dzieci. Precyzja i uporządkowanie tego świata sprawiają, że brak
w nim miejsca dla fantazji i wyobraźni, które były potrzebne nawet w bezdusznym i stechnicyzowanym życiu Patentończy- ków. Tu życie toczy się monotonnie i jednostajnie, z aptekarską rzetelnością, jednak to właśnie tu także czai się zło. Jego uosobieniem jest znana z Akademii postać Alojzego Bąbla, który znowu płata szatańskie figle.
Raz jeszcze pojawia się także sugestywna aluzja do leśmianowskiego wuja Tarabuka. Pan Kleks, tak jak Tarabuk swoje poematy, ma na ciele tajemniczy tatuaż: Może był tam słownik wyrazów zwierzęcych? A może chińskie formułki doktora Paj- Chi-Wo? Nikt nie potrafiłby tego odgadnąć, tak jak nikt nie zdołałby zgłębić niezwykłego umysłu pana Kleksa13.
Czyżby więc największym sekretem pana Kleksa było posiadanie obnośnego słownika do całej bajkowej rzeczywistości, do języka bajkowych ludów i zwierząt? Rzeczywistość istnieje tu tylko poprzez słowo, a wobec tego jego utrwalenie czarno na białym (czarnym atramentem na białym papierze) staje się koniecznością oznaczającą dla tego świata byt lub niebyt. Mieszkańcy ostatniej z krain, odwiedzanych przez pana Kleksa, i ich świat - Ni- bycja, są eteryczni i przezroczyści, ponieważ wywodzą się „z bajki, której nikt jeszcze nie napisał”. A więc nie istnieją.
Dopiero słowo powołuje ich do życia, obleka w cielesny kształt. Dzięki niemu zaczynają istnieć nie tylko „na niby”, lecz naprawdę. W ten oto sposób realizuje się u Brzechwy jeden z elementarnych (intuicyjnie stosowanych przez dzieci) postulatów lingwizmu: odnajdywanie słowa tożsamego z rzeczą, oddającego jej kształt i charakter bez zakłamań i zafałszowań14.
Wierny tej zasadzie pan Kleks po bezowocnych poszukiwaniach czarnego atra
S6
mentu odnajduje go (wszak kleks to „plama z atramentu na papierze”15) ostatecznie w sobie, zamieniając się w wielką butlę inkaustu. Słowo przeistacza się w konkret, wskazując na siebie i stając się jednocześnie początkiem i końcem wszechrzeczy.
Język jest tu tworem samoistnym i autonomicznym o znaczącym wpływie na rzeczywistość. Nieprzypadkowo narrator Adaś, po ukończeniu Akademii pana Kleksa, jest w Tryumfie pana Kleksa uczonym językoznawcą: prowadzi studia nad żabim językiem, jest autorem słownika porównawczego gwar żabich w jeziorach i stawach, opracowuje też odmienne zasady wymowy „psiego «hau» i kociego «miau» w dwudziestu sześciu językach i narzeczach Dalekiego Wschodu”. Powróci też żartobliwa onomastyka znana z Podróży pana Kleksa. Mamy więc Wschodnią Ro- dodynię, Wybrzeże Kabanosów, Północną Kalafonię, Zachodnie Rajstopy, Południowe Bryndze, Wyspę Remanentów, przylądek Kości Szpikowej, a obok tego - tajemniczą Alamakotę, do której wyrusza Adaś Niezgódka w poszukiwaniu pana Kleksa. Nawiązanie do elementarzowego „Ala ma kota” przywołuje tu szereg rozmaitych asocjacji, wiążąc się z krainą dzieciństwa i wypadami w dziedzinę żartu, absurdu, fantazji (wszak można mieć k o ta . mentalnego).
Sam Brzechwa często odsłania i analizuje struktury językowe, wyjaśniając czytelnikowi zabawnie i przystępnie sedno słowotwórczych kontaminacji i sekrety tajemnych języków dzieciństwa.
Potomstwo dwunogich Bajdotów i trój- rogich Alamakotanek jest trójrękie. Nastąpiło też pomieszanie języków - alamako- tańskiego z bajdockim i powstał nowy ję zyk - alambajski, podobny do naszego. Różnica polega na tym, że po alambajsku
Rys. Jan Marcin Szancer
„u ” mówi się „or”, a zamiast „o” mówi się „u r\
Tak więc „ucho” po alambajsku brzmi „orchur”, a noga - „nurga”. Wyraz „kolega” wymawia się jako „kurlega”, „bu t” jako „bort”, a „kogut” jako „kurgort”16.
Takie wyjaśnienie w innym miejscu wkłada w usta jednej z postaci:
- Nazywam się Paramontron.Końcówka „tron” wskazuje na to, że jestem człowiekiem rządu, czyli podporą tronu. Należy to traktować jako dodatek ministerialny’'7.
Morfemy różnych słów zabawnie łączą się ze sobą, zderzają wzajemnie i wymieniają swe człony, zaskakując wciąż nowymi odcieniami znaczeniowymi i żartobliwą grą słów. Byłem zdania - pisał Brzechwa - że słowa same przez się stanowią dla dziecka materiał poznawczy, pomnażają
57
jego wiedzę o języku i bawią je tak, jak nowe zabawki1V.
Współczesna poezja lingwistyczna żywi się m.in. zakłóceniami afatycznymi, anomaliami fonetycznymi i wszelkimi innymi błędami i nieprawidłowościami mowy. Przykłady zainteresowania tą sferą języka obecne są też u Brzechwy. Jedna z bohaterek Tryumfu ma wadę wymowy: „r” wymawiała jako „k ”. Siebie nazywała Kóżą zamiast Różą, Weronika - Wekonikiem. Rosa w je j ustach brzmiała jak kosa, ręka jak kęka, rura jak kuka19.
Dla Brzechwy interesujące jest wszystko, co w jakikolwiek sposób wpływa na ukształtowanie komunikatu językowego, a tym samym zwraca uwagę na sam język jako odrębny i samoistny twór. Twór, który ingeruje w rzeczywistość, zmienia ją i kształtuje, a czasem nawet sprowadza na manowce.
W Tryumfie zastosował Brzechwa na szerszą skalę koncepty lingwistyczne zastosowane już wcześniej w poezji. Znajdziemy tu również autoparafrazy. „Alam- bajka”, czyli alamakotańska bajka o kokoszce jest „kleksową” wersją znanego wiersza Brzechwy Kokoszka smakoszka.I tu, i tam podstawą językowego żartu jest onomatopeiczne naśladowanie odgłosów wydawanych przez kury:
Kura na to: „Kud - ku - dak”A ja owszem! A ja - tak!(Kokoszka smakoszka)20.
Ko - ko - koszko, nie żal się gorzko,Alamakocie potrzeba jaj.(Tryumf pana Kleksa)21.
Fragmentów w ierszowanych jest zresztą więcej. Pozwala sobie czasem Brzechwa na przypominające Tuwimow- skie słowopiewie, słowotwórcze fantazje, będące swoistą zbitką rymujących się zgłosek, zupełnie niekiedy pozbawionych sen
su dziecięcych wyliczanek podwórkowych, zabawnie brzmiących znakolutów:
Talia Dalia mydło balia Lustro szustro bęc sypialnia Kołdra mołdra woda chlup Kapitana zmiana rób22.
Drzewo pniewo bryzg podlewo Siedem owoc słońce w lewo Ogrodnicy woda ciec Gruszki uszki zima jedz23.
Broda loda dobra chłoda Bąbel wrąbel zdrów nie szkoda24.
Tryumf pana Kleksa to istny fajerwerk lingwistycznych pomysłów inspirujących do językowych zabaw. Brzechwa puszcza wodze lingwistycznej fantazji powołując do życia mocą kreatywnego słowa świat równoległy, funkcjonujący podobnie do realnego, a jednak fascynujący odmiennością zupełnie nowych przeznaczeń i kontekstów znanych słów, zwrotów i językowych reguł. Na Oceanie Niespokojnym, po którym żeglują bohaterowie książki, siłę wiatru mierzy się w skali Brzechworta i tę samą skalę („Brzechwa” dodać niemieckie „Wort” (słowo) równa się „Brzechwom”, kojarzy się oczywiście przede wszystkim ze skalą Beauforta) przykładać należy do pomysłów w niej zawartych.
Brzechwowskie Słowo ingeruje w strukturę wyrazów (produktywny morfem wzięty z nazwy Alamakoty służy do tworzenia neologizmów opartych na znanych podstawach słowotwórczych - dzieci bawią się w alam- berka, uczeni badający rośliny zajmują się alamakotaniką, marynarka wojenna to „dwanaście alambajów o napędzie alama- kotowym, dwadzieścia cztery szybkoguty dalekiego zasięgu, sześć kuromiotaczy i trzydzieści pancernych bajkajaków”, galeria obrazów to Alamakoteka itd.), żongluje ich brzmieniami (w laboratorium pana Kleksa stoi platforma elepelemeletelektryczna,
S8
mamy rzekę o nazwie Wkrbrda, drzewo sandafuła (anagram słowa safanduła), braci Bulpo i Pulbo czy bohaterkę o nazwisku Papa Pergamut i pseudonimie Pepda-Pap- da), swobodnie i nierygorystycznie traktuje sieć powiązań frazeologicznych (wytwórnia sztucznych i prawdziwych gni; niech go kura kopnie itd.) i syntaktycznych („Czy nie rozumiesz, Adasiu, że dla rymu poświęca się często składnię?” - mówi pan Kleks, tworząc zestawienia typu „Każdy Weronik ma swój konik”).
Słowa służą nie tylko jako narzędzie pomocnicze do nadania realnego kształtu wizji pisarza, są zjawiskiem samoistnym i autonomicznym. Wyeksponowane, zwracają uwagę na siebie same, stając się odrębnym wszechświatem: nie budulcem czy elementem konstrukcji, ale samą konstrukcją - skończoną i w pełni ukształtowaną. Jest to bez wątpienia postawa sło- wiarska w tym znaczeniu, jakie nadał Julian Przyboś swojemu neologizmowi, nazywając poetę słowiarzem25.
1 J. Brzechwa: Podróże pana Kleksa, [w:] tenże, Pan Kleks, Poznań 1996, s. 122.
2 Zob. K. Nastulanka: Onomastyka humorystyczna wpowieści „Pan Kleks” Jana Brzechwy, Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP, Kraków 1973, nr 47.
3 Zob. L. Kaczmarek: Nasze dziecko uczy się mowy, Lublin 1988; tenże. Kształtowanie się mowy dziecka. Poznań 19S3.
4 J. Brzechwa: Podróże pana Kleksa, op. cit.. s. 123.
5 Ibid., s. 124.6 Ibid., s. 139.7 Słownik języka polskiego, red. M. Szym
czak, t. II, Warszawa 1978, s. 619.8 Zob. A. Szóstak: Poezja dla dzieci Juliana
Tuwima i Jana Brzechwy - rodowód i parantele literackie, Studia i Materiały Filologii Polskiej, WSP Zielona Góra, Filologia Polska 199S, z. 7, s. 143-1S6.
9 Zob. A. Steru, A. Wat: Prymitywiści do narodów świata i do Polski, [w:] Gga. Pierwszy polski almanach poezji futurystycznej, Warszawa 1920.
10 J. Brzechwa: Podróże pana Kleksa, op. cit., s. 207.
11 Ibid., s. 179.12 Zob. Kuchnia polska, Warszawa 1990,
s. 343.13 J. Brzechwa: Podróże pana Kleksa, op, cit.,
s. 207.14 Zob. S. Barańczak: Język dziecięcy a po
ezja dla dzieci, [w:] Poezja i dziecko. Materiały sesji literacko-naukowej, Poznań 1973; tenże: Poeta - dziecko świadome, „Nurt” 1971, nr 6; tenże: Język poetycki Mirona Białoszewskiego a struktura mowy dziecięcej, „Pamiętnik Literacki” 1973, z. 1; P. Smoczyński: Przyswajanie przez dziecko podstaw systemu językowego, Łódź 19SS.
15 Słownik języka polskiego, op. cit., t. 1, s. 929.
16 J. Brzechwa: Tryumf pana Kleksa, [w:] tenże, Pan Kleks, op. cit., s. 238.
17 Ibid., s. 2S0.18 J. Brzechwa: Moje boje ipotyczki, „Życie
Szkoły” 19S8, nr S, s. 8.19 Tenże: Tryumf pana Kleksa, op. cit., s. 31S.20 J. Brzechwa: Kokoszka smakoszka, [w:]
tenże, Brzechwa dzieciom, Warszawa 19SS, s. S4.21 Tenże: Tryumf pana Kleksa, op. cit., s. 279.22 Ibid., s. 270.23 lbid, s. 290.24 Ibid., s. 300.25 Zob. J. Przyboś: Granice poezji, [w:] ten
że: Linia i gwar. Szkice, t. II, Kraków 19S9.
Zofia Adamczykowa
PERYPETIE KWIATOWEGO LUDZIKA Z KRAINY LALANII
I .Oto lakoniczna informacja o autorce
książki zamieszczona na okładce. „Dziennikarka związana z lubelską prasą. Pracowała m.in. w tygodniku „Relacje”, była redaktorem naczelnym „Gazety Domowej”. Obecnie w redakcji „Kuriera Lubelskiego”. Autorka reportaży. Sekrety Lalanii1 to jej debiut literacki” . Debiut bez wątpienia uda-
S9
ny. Książka wartościowa w warstwie sensów i przesłania dydaktycznego, napisana z dużą kulturą literacką i respektująca poetykę dziecięcego odbioru. Adres czytelniczy tej uroczej książeczki wyznaczyłabym na wiek 6-10 lat. Powyższe sądy postaram się uzasadnić.
Jest to rozbudowana fabularnie baśń współczesna, w której magia rodzi się z otaczającej nas rzeczywistości, a wyznaczniki współczesnego świata, takie jak winda, komputer, ferma kurza, kuchenka mikrofalowa czy krótkofalówka, a także dziecięce przysmaki, jak pizza, pop-corn i chipsy, pojawiają się w naturalny sposób w świecie zantropomorfizowanych bohaterów zwierzęcych. Główną postacią tej opowieści jest Lalinek zrodzony z kiści bzu, a więc ulubiony przez dzieci bohater sub- dziecięcy, jakich pełno w literaturze dla najmłodszych, zarówno obcej, jak i polskiej, od Calineczki i Pinokia poczynając, przez Plastusia z pamiętnika Tosi, polską Pyzę,
aż po Muminki, Smerfy, Klaptuny i inne równie dziwaczne stworki, od których roi się w baśniach, opowieściach, filmach, a nawet w dziecięcej poezji (np. „Rupaki” Danuty Wawiłow). Taki bohater jest dziec- ku-odbiorcy równie bliski jak zabawka, daje poczucie przewagi i dowartościowuje tym samym małego czytelnika. Wyzwala zarazem instynkty opiekuńcze i postawy emocjonalne, co ułatwia przepływ treści dydaktycznych w relacji postać literacka - dziecięcy odbiorca.
Lalinek przychodzi na świat warkadyj- skiej krainie, która nie ma granic, ale posiada świetnie zorganizowane państwo z odpowiedzialnym rządem. Wszyscy są tam sobie życzliwi, choć Lalinki w Japonii mają skośne oczy, a afrykańskie „wyglądają jakby wykąpały się w czarnym tuszu” (s. 6). Baśń ukazuje wyprawę Lalinka do Kraju Człowieka w poszukiwania KLUCZA DO SPRAWY, którym okazuje się NADZIEJA, bo „bez nadziei nie ma życia” (s. 87). W czasie swojej dramatycznej i pełnej napięć wędrówki Lalinek spotyka wiele postaci ze świata zwierząt, zaprzyjaźnia się z nimi i poznaje dziwny świat człowieka. Jego cywilizacja jest wielkim zagrożeniem dla tych małych bezbronnych istot. Już pierwsze doświadczenie z autostradą, po której poruszają się niebezpieczne bestie, przejmuje małego bohatera ogromnym lękiem (s. 14). Stopniowo poznaje ten dziwny świat niejako od dołu, a nawet spod ziemi, pełnej rur i bezużytecznych śmieci, które zakłócają naturalny rytm życia przyrody. Jest to porażające doświadczenie. Toteż wszystkie napotkane zwierzątka nieustannie boją się człowieka.
Bohaterami tej opowieści są ponadto: Mucha, Chicken, uczony Szczur i jego asystent Mól, Kornik i Ćma - mieszkańcy windy, a także Kret, Nornice, Sroka i Gawron.
60
Pojawia się też Chłopiec, Pani Blada oraz jej kotka Sardynka. Jest również Pomnik Głupoty, czyli powypadkowy wrak samochodu pozostawiony przy drodze, który - niczym w filmie animowanym - porusza zabawnie swoimi „członkami”, rozmawiając z Lalinkiem i Muchą. Postaciami epizodycznymi są Indory, ich dowódca Kot Bury czy też abstrakcyjna postać Spokojnego Snu. A zatem nie wszystkie postacie pełnią równorzędne role w świecie przedstawionym baśni. Najbardziej „spsychologizowanymi” postaciami są Mucha, Chicken i Szczur. Poznajemy ich losy, przeżycia, rozterki życiowe, niepokoje i pragnienia. Mucha żerująca na parkingowym śmietnisku, choć z tego względu odrażająca, okazuje Lalin- kowi życzliwość i z narażeniem życia przenosi go na skrzydełkach na drugą stronę autostrady. Historia życia Kurczaka, który uciekł z fermy, gdzie wyhodował go sztucznie człowiek i gdzie nie zaznał rodzinnego ciepła, jest niezmiernie wzruszająca. Nie chce on być kotletem, ale marzy o założeniu normalnej rodziny podwórkowej, o jakiej słyszał od starego Koguta. Szuka wolności, chociaż ma świadomość, że wolność nie zawsze znaczy dobrobyt. Szczególnie dramatyczne są losy Szczura, który z powodu pułapki - „gilotyny” staje się kaleką, traci całą rodzinę i w konsekwencji jako samotnik poświęca się pracy naukowej. Mimo złych doświadczeń życiowych zachowuje jednakże równowagę psychiczną, okazuje innym życzliwość i przyjaźń, a korzystając z dobrodziejstw komputera, próbuje pomóc Lalinkowi w znalezieniu „Klucza do sprawy”.
Osobnej refleksji wymagają postacie ludzkie, które wprawdzie zajmują w baśni miejsce drugorzędne, ale pogłębiają smutek, jakim przesiąknięty jest świat człowieka. Jest to Chłopiec ze znamiennego
w swej wymowie rozdziału pt. Duszacho- ra, duszasamaC, samotny, zaniedbany przez zapracowanych rodziców i uzależniony od gier komputerowych (z zapałem zabija wirtualne zające) oraz Pani Blada, wokół której jest szaro, a pod jej żyrandolem snuje się rój smutków. Sytuacja się jednak zmienia. Dzięki interwencji Lalinka Chłopiec zaprzestaje bezmyślnej gry, a kiedy kotka Sardynka pruje włóczkową szarość osnuwającą mieszkanie Pani Bladej, ta odzyskuje radość życia i godzi się z procesem starzenia. Bo starość nie musi oznaczać szarości i samotności.
Ta pobudzająca wyobraźnię dziecka baśń współczesna jest nośnikiem wielu treści dydaktycznych, realizowanych w sposób nowoczesny, to jest wymagający od młodego czytelnika samodzielnego odczytania sensów i symboli. Czego ona uczy? Tolerancji dla odmienności i empatii. Szacunku dla przyrody i różnych form życia. Wzajemnej życzliwości, pomocy drugiemu i przyjaźni. Solidarnego działania wważ- nej sprawie. Refleksyjnego spojrzenia na nasz świat i na wszystkie dobrodziejstwa współczesnej cywilizacji. Przestrzega przed zgubnymi wychowawczo skutkami gier komputerowych i uzależnień od wirtualnego świata. Uwrażliwia na szarość starości. Zawiera niezwykle czytelne przesłania ekologiczne, kiedy na przykład ukazuje szczura zbierającego pod ziemią ludzkie śmieci lub opisuje górę kubków po jogurcie i papierków po batonach (s. 21). Wprowadza dzieci w świat wartości, wyjaśnia takie pojęcia, jak wolność, nadzieja. Ale też w sferze czysto edukacyjnej objaśnia na przykład, że słowo „zbuk” oznacza felerne jajo, które nie może zostać kolebką dla malucha (s.28). Równie dowcipnie i obrazowo maluje przed dziećmi wizję tworzenia się kuli ziemskiej (s. 9) czy funkcjono
61
wanie kurzej fermy (s. 28). A kiedy odsłania marzenia Kurczaka o idealnej partnerce, podkreśla, że winny ją cechować dobre maniery, bo on nie lubi chamstwa (s. 30). Jest to zatem ogrom przesłań zarówno w zakresie dydaktyzmu edukacyjnego, jak i wychowawczego, które skryte są zręcznie za kategorią ludyczną. Śledząc z zapartym tchem żywą akcję, która angażuje wyobraźnię i emocje oraz poddając się magii wyczarowanego świata, dziecko-odbiorca nie dostrzeże faktu, że jest pouczane i wychowywane.
2.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że zamysł fabularny prezentowanej tu baśni nie jest nowy. Przecież w podobny sposób jak Lalinek narodziła się Calineczka. Tak jak andersenowską bohaterkę również Lalinka spotykają rozliczne przygody, pełne dramatycznych napięć. Jemu także - podobnie jak kwiatowej panience przygarniętej przez polną mysz - brakuje w szczurzej norze słońca i powietrza. W dodatku znajduje w swej wędrówce Lalinkę, choć nie jest to spotkanie radosne jak u Andersena, bowiem jaśminowa panienka „zamrożona” w świecie komputera stopniowo rozpływa się i znika. Są to jednakże pozorne podobieństwa, bo fabuła Sekretów jest niezwykle oryginalna, mimo iż odniesień do tradycji literackiej można dostrzec sporo - spróbujmy je przywołać.
Już tytułowa kraina Lalania przypomina swoją dźwięczną nazwą Lailonię z bajek Leszka Kołakowskiego, co niekoniecznie musi być świadomym nawiązaniem. Meliczne zawołania typu la - la; lai - lai są bowiem jakby wprost wyjęte ze śpiewnej kołysanki, a więc z samego dzieciństwa.
Podobnie przyjęta w tej baśni perspektywa narracyjna, ukazująca świat człowieka niejako „od dołu”, to jest z pozycji małych zwierząt, odwołuje czytelnika do Gucia zaczarowanego Zofii Urbanowskiej, gdzie świat postrzegany jest z perspektywy owadów. Nawet w przygodzie z Kurczakiem, który zaklinował się w żywopłocie i trzeba było go stamtąd siłą wypchnąć, można dostrzec nawiązania do łańcuszkowej bajki o dziadku i rzepce, gdyż udaje się to dopiero wtedy, kiedy wspomaga Lalinka w tym działaniu coraz to więcej zwierzątek. Nie sposób też nie zauważyć pewnego podobieństwa między obradami rządu Lalanii a państwem korczakowskiego Króla Maciusia. Lalania ma swój hymn i mnóstwo szczególnych ministerstw, takich jak: Ministerstwo Owocnej Pracy, Ministerstwo Spokojnej Drzemki, Ministerstwo Bursztynowego Nektaru, Ministerstwo Dobrego Apetytu, Ministerstwo Przekuwania Szarego na Złote. Obrady rządu toczą się też nietypowo: Pośrodku zgromadzenia stoi waga państwowa. To nie jest zwykła waga,o jakiej myślicie. To waga szczególna. Na nią w ostateczności rzucają ministrowie problemy, których rozwiązać się nie da (s. 7) - relacjonuje z powagą narrator.
Aby nie było niedomówień, chcę jednoznacznie stwierdzić, że przywołane tu odniesienia traktuję jako niezaprzeczalny walor prezentowanej baśni. Dziecko lubi przecież obracać się w „oswojonym” świecie, a więc odkrywając w Sekretach Lalanii elementy znajome, może doznać satysfakcji czytelniczej. Są one bowiem wplecione w niezwykle bogatą i udramatyzo- waną fabułę, na poły realistyczną, na poły czarodziejską, pełną przygód i napięć fabularnych. Autorka po mistrzowsku buduje swą opowieść i cały czas apeluje do intelektu, emocji i wyobraźni dziecka. Dys
62
kretnie uczy i wychowuje. Wzrusza i uczy empatii. Rozwija myślenie abstrakcyjne, ale zarazem rozśmiesza, kiedy na przykład fabularyzuje (urealnia) potoczne frazy językowe, takie jak: waga problemów państwowych, trzymać rękę na pulsie, zjeść zęby, mieć klucz do sprawy.
Elementy komizmotwórcze przepełniają całą baśń i ujawniają się w różnych warstwach tekstu, ale najsilniej w języku. Indory prowadzące pościg za Kurczakiem nazwane są „sługusami reżimu”, przy tym przezabawnie porozumiewają się przez krótkofalówkę. Zabawne są nazwy ministerstw, wygląd i reakcje Pomnika Głupoty, odchudzająca się Pchła, która ćwiczy aerobik. Śmieszą takie zwroty, jak: „jednym gdakiem” (jednym słowem), „człowiek ma łeb pod grzebieniem” czy też powiedzonko Kurczaka „kurza melodia” oraz zwrot w funkcji przekleństwa „na karda- mon”. Zaskakują określenia typu „rapujące ptaki”. Kret nazwany jest „konstruktorem podziemnych labiryntów”, a Gawron to „brunet z granatowym połyskiem na skrzydłach”. Z kolei Sroka nie wymawia „r”, a więc budzi uśmiech odbiorcy, gdy z mozołem powtarza znane dzieciom powiedzenie: „klól Kalol kupił klólowej Kalolinie...”. Tego typu elementów komizmotwórczych, dostosowanych do poziomu percepcji dzieci i odpowiadających ich upodobaniom, znajdziemy w baśni wiele.
Ale język Sekretów... jest przy tym bogaty, obrazowy, wsparty na żywych dialogach i niezwykle plastycznych opisach. Miejscami są one ekspresywne i zmetafo- ryzowane, np. Rozpruł się ołowiany bałwan na niebie i lunął deszcz. Krople spadały tak wielkie, że Lalinek musiał uciekać przed nimi jak przed pociskami. Spadając te wodne kule wzniecały fontanny, które z kolei rozpadały się w miliony mikroskopijnych
kropel (s. 12). Inne opisy są sensoryczne i wręcz poetyckie, jak opis Spokojnego Snu; Wyglądał na koronkową albo muślinową tkaninę delikatnie łopocącą na wietrze. Tkanina drgała i roztaczała wokół siebie zapach łąki, lasu i strumienia. Pachniała świeżo skoszona trawa, lilia wodna, dzika mięta. Cóż to była za woń?! (s. 63). Język baśni ma zatem duże walory literackie, a przy tym jest nastawiony na funkcję fa- tyczną. Bezpośrednie zwroty do adresata, typu: „trzeba wam powiedzieć”, „widzieliście tęczę, prawda?”, „czy jesteście ciekawi?” itp. odwołują się do egzystencjalnych doświadczeń dzieci i służą nawiązaniu z nimi kontaktu.
Warto też podkreślić inną jeszcze cechę narracji omawianej baśni, jaką jest jej aforystyczność. Jest to jedna z postaci dydaktyzmu, rysująca się wyraźnie w arcydziełach literatury dziecięcej, by przywołać baśnie Andersena, „Pinokia” czy „Małego księcia”. W opowieści o przygodach Lalinka dostrzec można sporo stwierdzeń sentencjonalnych, np.: Masz coś i tracisz. Nic nie jest na zawsze (s. 36); Szczęśliwe dni są krótkie. Dłużą się te złe (s. 47); Tak bywa, że jedna połowa serca rwie się do radości, a druga płacze itp. Korzysta zatem autorka w tym względzie z doświadczeń najlepszej literatury dziecięcej, ale czyni to w sposób nowatorski.
Podobnie rzecz się ma z kolejnym wyznacznikiem współczesnej ambitnej literatury dziecięcej, jakim jest przekraczanie poziomu odbioru dziecięcego. W Sekretach Lalanii odnaleźć można wiele aluzji i podtekstów, co pozwala mówić o dwuadreso- wości tej baśni. Wymieńmy wybrane wątki, w których są one widoczne. Są to obrady rządu Lalanii (s. 7), historia Pomnika Głupoty (s. 16-18), rozważania o wolności i dobrobycie w niewoli (s. 41), wybory miss
63
(s. 39), zaloty Ćmy do Kornika (s. S3) i inne. Ale przede wszystkim wieloadresowy odbiór tej książeczki gwarantują jej wysokie walory literackie. Przeczyta ją z przyjemnością zarówno mały, jak i dorosły odbiorca. Ten „mały” z pewnością zachwyci się przy tym ilustracjami, które profesjonalnie wykonali Agnieszka i Przemysław Surmo- wie. Są one barwne, dowcipne, „otwarte” na wyobraźnię i emocje dziecka.
Dostrzegam też w opowieści o Lalin- ku duże walory filmowe. Kolejne niewielkie rozdziały książeczki można by na przykład sfilmować na użytek telewizyjnych „dobranocek”, które z pewnością zyskałyby akceptację dzieci i rodziców. Baśń ta mogłaby też stanowić podstawę scenariusza filmu szerokoekranowego. Do działań w tym kierunku namawiałabym Autorkę, bibliotekarzy - do zakupu tej cennej książeczki, a jury nagradzające książki dla dzieci - do wzięcia pod uwagę tej pięknej baśni przy kolejnych rozstrzygnięciach.
1 Ewa Czerwińska: Sekrety Latanii. II. Agnieszka i Przemysław Surmowie. Norbertinum, Lublin 200S, s. 89.
Krystyna Heska-Kwaśniewicz
ŻABAI INNI
W okresie smutnych listopadowych chłodów, krótko przed Bożym Narodzeniem otrzymaliśmy od Małgorzaty Musierowicz miły prezent, kolejny tom Jeżycjady, zatytułowany Żaba. Żaba to siostra Fryderyka Schoppego, który w poprzednim tomie (Język Trolli) porzucił córkę Gabrysi, Różę, oczekującą dziecka. Jest to książka o niezwykłym nastroju; tempo rozwoju wydarzeń wydaje się wolniejsze, a refleksyjność- głębsza.
Żaba (faktyczne Hildegarda) ma piętnaście lat, niebanalną osobowość, mnóstwo kompleksów i dwóch starszych braci: Fryderyka i Wolfganga Amadeusza. Tym razem akcja będzie się toczyć początkowo głównie w rodzinie państwa Schop- pe, by jednak niezawodnie zaprowadzić czytelnika na ulicę Roosevelta, do państwa Borejków. To trochę zaskakuje czytelnika, który po Języku Trolli liczył, że Józinek lub jego kuzyn Ignacy Grzegorz wybiją się teraz na plan pierwszy i będziemy mieli wreszcie w Jeżycjadzie pierwszoplanowego bohatera płci męskiej.
Jest w Żabie jak zwykle rzeczywistość polska z „mnóstwem wierzb płaczących i listopadowej mgły” (s. 13). I w tej powieści poznańskiej autorki pojawia się szkoła, taka, w której wykonuje się segmenty z pudełek po zapałkach, i są różni nauczyciele. Schoppe Jan, ojciec Żaby, Fryderyka i Wolfganga - nauczyciel fizyki ...od lat uczył fizyki w renomowanym liceum i miał wiele niewzruszonych teorii, jak też skostnienia charakterystycznego dla zbyt długo wykonywanego zawodu. Był apodyktyczny, nietolerancyjny, wymagający, wybuchowy i pompatyczny (s. 18). Pani Bogna Sznytek, (znana już z Brulionu Bebe B.) wychowawczyni Żaby i Piotrusia Żeromskiego, która jest jak wielka góra i ma ogromne dziurki w nosie. Kiedyś kochała młodzież, ale teraz jej „przeszło” i widzi jedynie młodych łobuzów zainteresowanych seksem. W tym towarzystwie tylko polonistka Aurelia Bitner, z domu Jedwabińska, jest pełna ciepła, zrozumienia, krucha, smukła i elegancka. Zapewne jest ze szkoły profesora Dmuchawca. Bo nauczyciele u Małgorzaty Musierowicz dzielą się na dwie grupy, tych „od Pieroga” i tych „od Dmuchawca”, to ci ostatni rozjaśniają posępne wnętrza polskich szkół.
64
Ponuro też wygląda polska służba zdrowia, zagonieni lekarze (przychodnia, spółdzielnia lekarska, szpital), bieda ziejąca z każdego kąta i promienna Ida Pa- łys, laryngolog, z humorem patrząca na otaczającą rzeczywistość. Opis szycia języka Żaby, a potem ekstrakcji zęba przyjaciela Józinka budzą grozę, mimo iż Ida wykonuje swe powinności z humorem i wdziękiem. Ale „sceny medyczne” mają już w pisarstwie Małgorzaty Musierowicz swoją tradycję.
Żaba, Hildegarda, właściwie na początku kijanka, przeobraża się na oczach czytelnika, dorośleje, dojrzewa, jest coraz dzielniejsza, wkrótce usunie kolczyk z nosa, dostrzeże własną urodę, porozumie się z bratem i podejmie odważne działania. To już któryś z rzędu opis dojrzewania młodego człowieka na stronach poznańskiego cyklu, ale pisarka nie powtarza się w pomysłach fabularnych, każdy do dojrzałości idzie własną niepowtarzalną drogą, czasem wyboistą, ale własną i niebanalną. To Żaba właśnie jako pierwsza z rodziny Schoppe trafi na ulicę Roosevelta i urzeczona zapachem drożdżowego ciasta „jednego z najbardziej kuszących zapachów świata”, ulegnie zauroczeniu tym światem.
W rodzinie Borejków pojawi się już wkrótce czwarte pokolenie, na świat przyjdzie kolejne dziecko, córeczka Róży, której na imię dadzą na cześć babci Mila. Róża zwyczajnie cieszy się i wraz z całą rodziną jest zachwycona cudem życia. Oglądając z Idą wydruk z USG porówna dziecko do elfa, . był to rzeczywiście portret elfa; na zamazanym tle rysował się zjawiskowy, delikatny profil o wypukłym czółku, małym nosku i uroczo wydętej górnej wardze. Ten opis jest zdumiewająco prawdziwy; dokładnie tak wyglądają maleńkie dzieci w czasie badań ultrasonograficznych.
W sagę rodu Borejków została wprawdzie wpisana powtarzalność wydarzeń, Róża powtórzy los swej matki (wtedy przemknie przez powieść cień Pyziaka!), a niektóre sytuacje przypomną wydarzenia z Córki Robrojka, to przecież wciąż jesteśmy przez kogoś lub przez coś zaskakiwani. Ten sam Poznań, ci sami bohaterowie, tylko czas się zmienia i w tych odmianach czasu zawsze pojawiają się smutki i radości, dzieci mają dzieci, w porażkach jest moc doświadczeń. Te znaki czasu to też wspomniane USG!
A obok tego wciąż ten sam Papa Bo- rejko, jakże ewolucyjny, coraz dzielniejszy i mądrzejszy. Jego sądy o miłości, honorze i sensie życia, choć powinny już brzmieć anachronicznie, przecież wciąż są mocne i świeże, w starciu z ojcem Fryderyka Schoppego Ignacy Borejko jest pełen młodzieńczego animuszu, zda się, że zaraz wyciągnie szablę i ruszy na pojedynek w sprawie principiów moralnych.
W końcu na oczach czytelnika uruchamia się „mechanizm” miłości: Fryderyk powróci z Houston, przywiezie wyprawkę dla niemowlęcia i pieniądze na mieszkanie, a podstawowym sprawcą nieporozumień między nimi okaże się komórka i e-mail, który nie doszedł do adresata, za czym można dostrzec cichą pochwałę tradycyjnej korespondencji.
W Tygrysku zakocha się Wolfgang Schoppe; będzie ją odwiedzał wdrapując się po rynnie na balkon! (W dniu ślubu Idy- Marek Pałys wdrapywał się na ten sam balkon, gdyż niefrasobliwa rodzina zatrzasnęła klucze w domu), a Piotr Żeromski dostrzeże uroki Hildegardy.
Szkoda tylko, że nie mogliśmy zobaczyć przygód Fryderyka w Stanach, jego drogi do odpowiedzialności, przewartościowań i ciężkiej pracy. Wtedy jego powrót
6S
byłby mniej baśniowy - a bardziej prawdopodobny.
Niezmiennie trwają w uczuciu państwo Borejkowie i nie ma w tym nic śmiesznego, ckliwego, jest natomiast coś, co wzrusza. Patrzymy na nich oczyma Gabrysi:
Rodzice oddalali się powoli w dół Ro- osevelta, trzymając się za ręce, rozmawiając z ożywieniem, zwróceni głowami ku sobie. Gabriela zdała sobie sprawę, że tych dwoje nigdy się ze sobą nie nudzi. Wśród codziennych zwykłych spraw, uczucie, które ich połączyło jeszcze w szkole, przesłonięte ich ironią, żartami i sporami, wieczną krzątaniną i ciągłą wymianą zdań na wszystkie możliwe tematy, przetrwało Aż do dzisiaj, tak samo dyskretne i niezniszczalne, jak złote obrączki na ich palcach (s. 113). Autorka Żaby ma odwagę bronić rodzinnych tradycji, tak często wystawianych w literaturze dla młodego czytelnika na pośmiewisko, lub pokazywanych w krzywym zwierciadle. Trwa przy wizji domu gniazda, tak pięknie zakorzenionego w polskiej literaturze. Może się to komuś podobać lub nie, natomiast nie sposób czytać te słowa obojętnie.
W zakończeniu powieści pani Borej- kowa myśli: Nic nie jest na próżno [...]. Może mylimy się co do celów, może nie to widzimy, co ważne. Może boimy się, uciekamy i popełniamy błędy. Może się szarpiemy, nie wierzymy w siebie, wyrządza
my krzywdy. Ale przecież z najgłębszej głębi naszych serc płyną do nas niewidzialne znaki, coś nas kieruje ku dobrym pragnieniom - a one przygotowują przyszłość. Wystarczy tylko mieć dobrą wolę - i nagle już się umie pokonać to, co było przerażające, dźwignąć ciężary, które zdawały się zbyt wielkie, naprawić błędy i krzywdy. Może nie to się w końcu liczy, że błądziliśmy, tylko to - czy i jak ostatecznie zdołaliśmy naprawić.
Pomyślała też, że wszystkie powitania zawierają w sobie od razu cały smutek pożegnań. Pewnie już nie zdąży zatańczyć na weselu małej Mili. Ale jeszcze na pewno zdąży ją pokochać. I nauczy ją wielu, wielu rzeczy dobrych i pięknych (s. 213).
To piękne, mądre, rzec by można ewangeliczne słowa o tym, że jednak moc dobra jest większa niż zła, że w każdym człowieku jest siła i szlachetność, tylko trzeba im pozwolić działać w sobie. To credo samej pisarki, niewolne od zadumy, melancholii, ale i optymizmu.
Z każdej książki Małgorzaty Musierowicz płynie pokrzepienie, nie tylko z końcowego happy endu akcji, bo to byłoby zbyt banalne, ale z najgłębszego przesłania. Nie ma w nim banalnego uśmieszku, ani ckliwego patosu, jest prostota i optymizm, wiara w człowieka i w to, że życie jest mocne i dobre, a ludzie dużo lepsi niż się nam wydaje.
66
PRZEKRACZANIE BAŚNI
Iwona Krupecka
SOBOWTÓR WE WSPÓŁCZESNEJ FANTASTYCE DZIECIĘCEJ - HARRY POTTER I KAMIEŃ FILOZOFICZNY J. K. ROWLING
Harry Potter to obecnie jedna z najbardziej znanych dziecięcemu czytelnikowi postaci, zaś sukces książek opowiadających o przygodach małego bohatera nie jest jedynie sprawą przypadku. Historia Harry’ego Pottera fascynuje nie tylko najmłodszych, co świadczyć może nie tyleo infantylności współczesnego społeczeństwa, co raczej o kunszcie formy i głębi treści tej współczesnej bajki, stanowiącej odpowiedź na specyficzne potrzeby masowego odbiorcy. W pracy tej uwagę skupię na pierwszej części przygód małego czarodzieja w aspekcie pojawiającego się w niej tematu sobowtóra, który, jak sądzę, jest swego rodzaju osią konstrukcyjną utworu. Można przy tym wyróżnić w powieści trzy, wzajemnie odnoszące się do siebie, relacje sobowtórowe, w których rolę sobowtó- ra-cienia spełnia Voldemort, zaś bohaterami z nim związanymi są Harry Potter, Quirrell oraz Dumbledore. Każda z tych relacji ujawnia inny sposób odnoszenia się danej jednostki do jej sobowtóra, inny model współżycia z ciemną stroną osobowości.
Harry Potter i kamień filozoficzny nie jest typową baśnią czy powieścią grozy -
przełamuje oba te schematy, zbliżając się do gatunku fantasy, choć i jego nie realizując w pełni. Od baśni utwór Joanne K. Rowling różni swoisty paralelizm światów - rzeczywistość przedstawiona w opowieści o Harrym nie jest jednowymiarowa, zaś „cudowny ład” magicznej krainy nie obowiązuje w realnym świecie. To, co cudowne, przeraża czy choćby jest przez bohaterów witane ze zdziwieniem, na co klasyczna bajka, budująca nowy, nieempi- ryczny świat nie może sobie pozwolić1. W powieści grozy sytuacja jest odwrotna- w świecie realnym dochodzi do erupcji fantastyczności, zburzenia znanego czytel-
67
nikowi z doświadczenia porządku. Harry Potter... ucieka również od tego modelu, albowiem przenikanie się światów w nim przedstawionych - magicznego i rzeczywistego - jest mocno ograniczone, choć nie dochodzi do całkowitego ich rozdzielenia. Londyn nic nie wie o istnieniu ulicy Pokątnej czy pubu Dziurawy Kocioł, którego zwykli przechodnie jakby w ogóle nie dostrzegali. Obowiązuje zakaz używania zaklęć poza Hogwartem, zaś rola Ministerstwa Magii polega na „ukrywaniu przed mugolami, że są jeszcze w tym kraju czarownice i czarodzieje”2. W powieści mamy więc do czynienia z dwoma odrębnymi światami, przy czym do tego magicznego dostęp mają jedynie wybrane jednostki, nie będące mugolami, czyli zwykłymi zjadaczami chleba, kierującymi się w życiu zdrowym rozsądkiem i odrzucającymi wszystko, co wykracza poza „normalność”. Istotna jest jeszcze jedna rzecz - w Harrym Potterze ... pojawia się „bajkowy Los”3, obejmujący swym oddziaływaniem osoby związane z Hogwartem, choćby były tego nieświadome. Zaproszenie do Szkoły Magii przychodzi nieraz niespodziewanie, jak ma to miejsce w przypadku głównego bohatera czy Hermiony, Tiara Przydziału zna przeznaczenie danej jednostki, zgodnie z którym uczniowie umieszczani są w Domach, wreszcie relacja Harry’ego z Volde- mortem, niezależna od chłopca, wyznacza przebieg akcji powieści.
Wszystkie te cechy skłaniają do stwierdzenia, że magiczna kraina jest w Harrym Potterze ... światem snu, marzenia czy psychiki ludzkiej. Rządzi się on własnymi prawami, ukrytymi w głębinach pod- lub nieświadomości i jedynie nieliczni skłonni są zaakceptować jego istnienie. Jednocześnie właśnie ten obszar oswajany jest przez wszystkie baśnie - to najważniejsze pro
blemy egzystencji, dotyczące każdego człowieka, bez względu na kulturę i czas, w jakich przyszło mu żyć, stanowią treść fantastycznych opowieści dla dzieci:
Nierealistyczny charakter baśni (który tak wadzi ograniczonym racjonalistom) to je j ogromnie doniosła właściwość, bo wskazuje wjasny sposób, że w baśni nie chodzi o to, aby dostarczać praktycznych pouczeń o świecie zewnętrznym, aleo przedstawienie procesów zachodzących we wnętrzu człowieka4.
Harry niejako ucieka od przerastającej go rzeczywistości w świat snu, w którym może zmierzyć się z niebezpieczeństwami, tkwiącymi w nim samym i paraliżującymi go. Znamienny jest przy tym fakt, iż nie można nie wracać z Hogwartu - zarówno główny bohater, jak i jego przyjaciele ze Szkoły Magii czas wakacji spędzają w realnym świecie, do którego wracają silniejsi i mądrzejsi niż przedtem. Dzięki pobytowi w Hogwarcie zdobywają umiejętność walki z tym, co kiedyś ich przerażało, odkrywają własne silne strony, o których istnieniu nie wiedzieli, ustanawiają siebie jako odrębne, niepowtarzalne jednostki5.
0 położeniu akcentu na psychiczną sferę człowieka świadczą wymownie dwa fragmenty utworu: poddanie uczniów testowi przy pomocy Tiary Przydziału oraz spotkanie Harry’ego ze Zwierciadłem Ain Eingarp. Tiara zagląda w głąb jednostki, odnajdując to, co najcenniejsze, a przy tym najgłębiej ukryte:
Możecie mieć meloniki,Możecie nosić panamy,Lecz jam jest Tiara Losu,Co jeszcze nie jest zbadany.Choćbyś swą głowę schował Pod pachę albo w piasek,1 tak poznam kim jesteś,Bo dla mnie nie ma masek.
68
[...] Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcieZ6
Harry postrzega siebie jako chłopca wrażliwego, lecz jednocześnie pełnego strachu, niegotowego do podjęcia walki z jakimkolwiek wrogiem, tymczasem Tiara wyznacza mu miejsce w Gryffindorze, gdzie króluje „męstwa cnota”, „odwaga” i „wyczynów ochota”7. To wewnętrzna siła Harry’ego decyduje o jego przynależności do tego Domu, cały pobyt zaś w Hogwar- cie stanie się dla chłopca magicznym zadaniem, w którymi stawi on czoło właśnie własnemu wnętrzu, będąc przy tym wspieranym przez Dumbledore’a. Świadomość tego Harry zdobywa dopiero po wykonaniu zadania:
Wiedział, co zamierzamy zrobić i zamiast nas powstrzymać, pomagał nam, żebyśmy potrafili tego dokonać. Uczył nas. To nie był przypadek, że pozwolił mi odkryć, jak działa to lustro. Jakby uważał, że mam prawo zmierzyć się z Voldemortem, jeśli tylko zdołam...*
Pobyt w Hogwarcie był dla Harry’ego przede wszystkim szansą odkrycia mocy, drzemiącej w nim samym, tego, że zdoła pokonać Voldemorta, jeśli tylko będzie tego pragnął, jeśli sięgnie w głąb samego siebie. Eksponuje to Zwierciadło Ain Eingarp, na którego ramie znajduje się napisane wspak zdanie: „Odbijam nie twą twarz, ale twego serca pragnienia”9. W lustrze Harry widzi siebie z przodkami, tworzącymi wspaniałą, kochającą się rodzinę - oto było najgłębsze pragnienie jego duszy, największy brak, jaki odczuwał całe życie, strata, jakiej nic nie było w stanie wynagrodzić. Znamienne jest zresztą użycie lustra jako przedmiotu umożliwiającego wejrzenie w głąb duszy, co doskonale opisał Michał Głowiński:Zwierciadło ukazuje człowiekowi jego fizyczność, ale także podsuwa mu
problemy, odbicie podlega interpretacji, zmusza do pytań o własną tożsamość i własne położenie10. Harry dzięki lustru ma szansę poznać swe korzenie, stanowiące dla każdej jednostki podstawę jej tożsamości kulturowej, jednak nie może pozostać na tym etapie, albowiem aby w pełni być sobą, musi zarazem zdystansować się względem owych korzeni (które można utożsamić z tradycją) - czerpiąc siłę z przeszłości należy nadać indywidualny rys aktualnym zdarzeniom. Harry dowiaduje się0 tym od Dumbledore’a, swego nauczyciela duchowego11: Pamiętaj: naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach1 zapominanie o życiu12. Życie wraz z całym jego skomplikowaniem jest bowiem głównym przedmiotem wykładanym w Hogwarcie, krainie, w której nic nie jest już oczywiste i wyłącznie materialne - niby w opowieściach Hoffmanna, bohater prze- stępuje bramy inności i prawdy:
Jest to świat demoniczny i sataniczny; świat zwierciadeł i cieni, niepewnych kształtów, podwójnych istnień, świat, w którym panuje znamienna fascynacja korytarzami i schodami, tajemniczym, nieprze- nikalnym labiryntem losu13.
Błądząc po korytarzach Hogwartu, gubiąc się w setkach sal, przez przypadek dochodząc do zakazanego celu Harry zmierzy się ze swym cieniem - Voldemortem. Ścisły związek tych dwóch postaci stanowi główny temat pierwszej części przygód małego czarodzieja14. Znamię Pottera, będące pamiątką jego spotkania zVoldemor- tem, sprawia, iż chłopiec jest wszędzie rozpoznawany, a jednocześnie sława, jaką zyskał jako niemowlę, okazuje się brzemieniem - Harry musi okazać się jej godnym, udowodnić swą siłę w starciu z mordercą. Imiona Pottera i Voldemorta są wypowiadane przez mieszkańców Hogwartu jednym
69
tchem, a fakt, iż ich różdżki zostały sporządzone z jedynych dwóch piór tego samego feniksa uwidacznia ich związek. Przeciwnik chłopca jest określony jako „Ciemna Strona”15, bezwzględny morderca, dla którego jedyną wartość stanowiła władza. Co więcej: „Nie wiadomo było, gdzie się przed nim ukryć”16 - albowiem nikt nie może ukryć się przed złem, które drzemie w nim samym. Harry, choć prześladowany w domu Dur- sleyów, nie jest bohaterem bez skazy. On także, jak każdy człowiek, kierował się silnymi, negatywnymi emocjami, skutkującymi w jego wypadku wydarzeniami magicznymi. Chłopiec uświadomił to sobie dzięki pomocy Hagrida:
Teraz, kiedy o tym pomyślał... przypomniał sobie o tych wszystkich dziwnych wydarzeniach, które doprowadzały do szału ciotkę i wuja, a które rzeczywiście miały miejsce, kiedy był czymś przerażony albo wściekły... Kiedy ścigała go banda Du- dleya, jakoś udawało mu się uciec... a kiedy bał się iść do szkoły z powodu tych okropnie obciętych włosów, jakoś mu odrosły... a ostatnio, jak Dudley go uderzył, czy się nie zemścił, chociaż nawet nie zdawał sobie z tego sprawy? A jak to było z tym boa dusicielem?17
Chłopiec, jak każdy, nosi w sobie swój cień, z którym zmierzy się w krainie snów- Hogwarcie. Trudność w uświadomieniu sobie owej ciemnej strony polega na jej emocjonalnym charakterze: Emocja mianowicie nie jest aktywną czynnością, lecz czymś, co nam się wydarza1V. Czarodziej- skość w pewnej mierze jest właśnie świadomością i akceptacją tego, co irracjonalne, nieujawnione, a zarazem decydujące dla losów poszczególnych jednostek; istotę magii stanowi wgląd pod powierzchnię bytu i odczytywanie jego wewnętrznych właściwości i praw.
Stosunek Harry’ego do Voldemorta zmienia się - chłopiec przebywa drogę od niewiedzy o istnieniu „Ciemnej Strony”, poprzez strach i niejasną świadomość związku z nią, aż po stawienie jej czoła w otwartej walce. Od chwili spotkania z Ha- gridem, a więc rozpoznania magiczności- irracjonalności świata, myśli małego czarodzieja krążą wokół postaci Voldemorta, napawając chłopca strachem. To potężny czarnoksiężnik jest odpowiedzialny za zło, jakie spotkało Harry’ego - odebrał mu rodziców, skazując na pobyt w domu Dur- sleyów i odcinając od korzeni. Aż do jedenastego roku życia chłopiec nie wiedział nic o swym pochodzeniu czy zbrodni, jakiej dokonał Voldemort. Znamienny jest fakt, iż wraz z rozpoznawaniem zagrożenia, jakim stawał się czarnoksiężnik w Hogwarcie, z uświadamianiem sobie roli, jaką w historii tej krainy odegrał Voldemort, Harry dochodził do wiedzy o własnej rodzinie, o mocy, jaką mieli jego rodzice i którą mu przekazali. Tym samym można powiedzieć, iż mamy do czynienia z jednoczesnym zgłębianiem pozytywnej i negatywnej strony osobowości, z oswajaniem przeszłości nie tylko indywidualnej, ale i zbiorowej, które są ze sobą ściśle powiązane. Dzieje Pottera w wymiarze jednostkowym ukazują obraz drogi ku akceptacji samego siebie poprzez zmierzenie się ze swym cieniem, rozpoznanie zła tkwiącego w indywiduum i uświadomienie sobie jego istotnej roli. Z drugiej jednak strony Harry, przekroczywszy stan niedojrzałości, zdobywa wiedzę znacznie głębszą, dotyczącą zaś natury bytu w ogóle, dla której upostaciowaniem archetypicznego cienia jest Vol- demort jako zło absolutne.
Prześladowany przez Dudleya, upokarzany przez Dursleyów i nie znający własnej historii Harry Potter przekonany był
70
o swej niemocy i znikomości w świecie. Złem, o którym można mówić w jego wypadku, nie jest żądza krzywdzenia innych ludzi czy zdobycia władzy, lecz to, czego chłopiec w sobie nie akceptuje, nie rozumie, nie zna. Cień, z którym Harry musi się uporać, odpowiada opisowi Tomasza Szpondera:
Stanowią ją [ciemną stronę osobowości] wyparte ze świadomości do nieświadomości indywidualnej wszelkie treścio charakterze konfliktowym, poglądy na temat samego siebie, z którymi nie możemy się pogodzić, wydarzenia, które chcemy zapomnieć19.
Paradoksalnie, walcząc z Voldemor- tem - swym alter ego20 - chłopiec zarazem odkrywa ciemną stronę swej osobowości, jak i przekracza ją poprzez jej wykorzystanie i akceptację. Walka z wyodrębnionym sobowtórem nie przekreśla w tym wypadku integracji tego, co złe w jednostce i uzyskania wyższego stadium rozwoju. Jest to związane z faktem, iż Voldemort symbolizuje nie tylko konflikty indywidualnej podświadomości, ale i zło jako takie w jego archetypicznej formie. Owa dwoistość funkcji tej postaci umożliwia jednoczesną walkę z nią i jej integrację w osobowości, jak ma to miejsce w wypadku Harry’ego. Co istotne, aby zło zwyciężyć, chłopiec posłużył się właśnie tym, czego w sobie nie akceptował lub o czego istnieniu nie wiedział, tym samym pomyślnie przechodząc etap próby.
Nienawiść jest chyba najgorszym z uczuć, jakie zawładnąć mogą człowiekiem, lecz ona właśnie staje się jednym z motorów napędzających działanie Har- ry’ego: Harry nigdy nie sądził, że spotka chłopca, którego znienawidzi bardziej od Dudleya, ale zmienił zdanie, kiedy poznał Draco Malfoya21. Owo uczucie związane
było z postawą Malfoya, krzywdzącego jednostki słabsze, w jego oczach gorsze i nie umiejące przeciwstawić się przemocy. Tym samym negatywna emocja zyskuje pozytywny aspekt, mobilizując Harry’ego do podjęcia działania w obronie słabszych od niego kolegów - ten, który w swoich oczach był tchórzem, okazuje się postępować jak rycerz, co owocuje choćby otrzymaniem zaszczytnej funkcji szukającego w drużynie Quidditcha. Wszak gdyby Potter nie złamał zakazu nauczycielki, niesiony falą oburzenia, zmieszanego po części z nienawiścią, na Malfoya, jego umiejętności pozostałyby ukryte i nie stanowiłyby atutu w ostatecznej walce z Voldemortem. Chłopiec nauczył się bowiem w Hogwar- cie pozytywnie wykorzystywać swój gniew, kierować go nie do wewnątrz, co powoduje spadek poczucia wartości własnej osoby, lecz na zewnątrz, na tych, którzy są winnymi zła. Harry nie odrzuca negatywnych emocji, nie usiłuje o nich zapomnieć czy też zepchnąć na margines, lecz słuchając głosu owego impulsu przetwarza go i ukierunkowuje za pomocą rozumu praktycznego.
Ów gniew, oburzenie i strach pozwalają również Potterowi podjąć wyzwanie, rzucone mu przez Voldemorta - zamiast ucieczki, ukrycia się za plecami przyjaciół czy Dumbledore’a, Harry decyduje się na działanie. Wspomagany jest przy tym przez swych przyjaciół - Rona i Hermionę - z których każdy posiada właściwy sobie talent i szereg cech, których nie akceptuje. Łamią oni szereg zakazów, powodowani ciekawością i troską o Hogwart, brnąc w coraz większe niebezpieczeństwo - owa niezgoda na bezmyślne przestrzeganie przepisów stanowi swego rodzaju zerwanie maski kulturowo-społecznej22, owocujące pogłębieniem zarówno poznania, jak
71
i więzów uczuciowych między dziećmi. Współdziałanie i wzajemne uzupełnianie się pod względem umiejętności stanowi znamię owej grupy, co pozwala im rozwiązać zagadkę kamienia filozoficznego i powstrzymać zło. Jako członek zbiorowości każdy z nich jest niezbędny, każdy akceptowany wraz ze wszystkimi słabościami. Co więcej, Harry sam nigdy nie byłby w stanie dojść tak daleko - zgoda na współdziałanie z innymi, chęć przyjaznej kooperacji oznacza akceptację „ciemnych” stron osobowości, przyznanie się do ich istnienia i do potrzeby ich kompensowania. Ten autore- fleksyjny i samokrytyczny, w pozytywnym sensie tego słowa, stosunek jest podstawą wszelkiego działania grupowego.
Przejście przez „klapę w podłodze” rozpoczęło szereg prób, jakim poddani zostali przyjaciele - każdy z nich swymi umiejętnościami przysłużył się powodzeniu akcji. Hermiona, nie lubiana w szkole za swój perfekcjonizm i niepohamowany pęd do nauki (a nawet, co trzeba dodać, „wymądrzanie się”), za pomocą zaklęć pokonuje diabelskie sidła, zaś dzięki logicznemu myśleniu umożliwia Harry’emu dostęp do komnaty zawierającej kamień filozoficzny. Ron, wyszydzany za ubóstwo i podobieństwo do swych braci, okazuje się być najlepszym szachistą, przy czym naraża się na śmierć, by umożliwić przyjaciołom kontynuację wędrówki. Harry Potter zmierzy się zaś z Voldemortem za pomocą tego, co najgłębiej odrzucał.
W trakcie całego pobytu w Hogwarcie chłopiec nie czuł się bezpiecznie, albowiem był nieustannie prześladowany przez złego czarodzieja. Świadczył o tym choćby częsty ból, jaki przeszywał Harry’ego, emanując z nietypowej blizny na czole. Wypadek, jaki miał miejsce na meczu Quidditcha, gdy Quirrell próbował go zabić, czy też spotka
nie go w lesie, spijającego krew niewinnych jednorożców, grożące Harry’emu śmiercią, nie pozostawiają wątpliwości, iż był on przedmiotem nieustannych ataków. Jednocześnie zaś chłopiec okazał się Voldemor- towi niezbędny do zdobycia kamienia filozoficznego - paradoksalnie to Harry miał się stać dla czarnoksiężnika kluczem do zwycięstwa. Doskonale oddaje to charakter relacji, łączącej obu bohaterów, a mianowicie ich współzależność przy jednoczesnym przeciwieństwie ich cech. Chłopiec, znający zasadę działania Zwierciadła Ain Eingarp i zarazem wolny od pragnienia wykorzystania kamienia filozoficznego, był jedynym, który mógł pomóc w uzyskaniu go, tylko dzięki jego dojrzałości i czystości zło mogło zatryumfować. Warunkiem tego stało się jednak przyzwolenie Harry’ego na poddanie się władzy Voldemorta:
- Nie bądź głupcem - warknęła twarz. - Lepiej ratuj własne życie i przyłącz się do mnie... bo inaczej skończysz tak, jak twoi rodzice... Umarli błagając mnieo litość...- KŁAMCA! - krzyknął nagle Harry23.
Film eksponuje ów moment targu, jakiego chciałby dokonać Voldemort, mamiąc chłopca obietnicą nieograniczonej władzy i bogactwa: „Razem możemy osiągnąć wszystko.” Zgoda Harry’ego na dominację zła jest kluczowa - bez niej czarnoksiężnik jest bezsilny, jego potęga, ugruntowana była bowiem na podporządkowanych mu ludziach:
[ . ] jakieś dwadzieścia lat temu, zaczął się rozglądać za takimi, co będą go słuchać we wszystkim. No i znalazł sobie kilku... jedni mieli stracha, drudzy pewno chcieli móc to, co on, bo naprawdę był potęgą, niech skonam. To były czarne dni, Harry. [...] Jasne, że byli tacy, co mu podskoczyli... to ich pozabijał ijuż2R.
72
Bez względu na to, czy motywem zgody na panowanie „Ciemnej Strony” był strach, czy też żądza władzy, to jednostka dawała Voldemortowi przyzwolenie na zdominowanie jej - w innym wypadku mógł ją tylko zniszczyć, nie mając z tego żadnej korzyści, nie mogąc jej kosztem dokonywać dalszej ekspansji. Czarnoksiężnik może istnieć o tyle, o ile człowiek udostępni mu samego siebie: - Widzisz, co ze mnie zostało? - zapytała twarz. - Zaledwie cień i mgła... Pojawiam się tylko wtedy, gdy mogę wstąpić w czyjeś ciało... ale zawsze byli i są tacy, co użyczają mi swoich serc i umysłów...
Harry, który stał się dla Voldemorta warunkiem przetrwania i odzyskania dawnej postaci, tak jak był przyczyną utraty jego potęgi, nie jest przy tym bezwzględnie dobry, nie stanowi prostego przeciwieństwa swego wroga. Tym bowiem, co pomaga mu w walce, są emocje - gniew i strach - oraz instynkt. Chłopiec jest przerażony Voldemortem, a jednocześnie, gdy ten wspomina o zabójstwie jego rodziców, wpada w niepohamowaną złość, która umożliwia mu przeciwstawienie się czarodziejowi. To owa nienawiść motywuje go do walki, zaś Harry nie wyrzeka się jej, nie spycha swej „ciemnej strony” na margines, lecz świadomie korzysta z jej podszeptów, zgadzając się na to, co irracjonalne, akceptując jego prawa. Zarazem instynktownie chwytając Quirrella-Voldemorta dłońmi, aby przed nim uciec, wykorzystuje swą najpotężniejszą, a zarazem najbardziej niechcianą broń - siłę poświęcenia jego rodziców.
Ów moment jest kluczowy dla rozwoju Harry’ego, albowiem oznacza ostateczną akceptację i integrację tego, o czym szczególnie mocno chciał zapomnieć, co boleśnie raniło jego duszę:
- Twoja matka oddała za ciebie życie. Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny... Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze. Quirrell, pełen nienawiści, żądzy i ambicji, dzielący ciało i duszę z Voldemortem, nie mógł ciebie dotknąć właśnie dlatego. Mękę sprawiało mu samo dotknięcie kogoś naznaczonego czymś tak dobrym26.
Ślad, którym naznaczony został Harry, przenikał jego duszę - to on musiał zostać przez chłopca uświadomiony i zaakceptowany, aby mógł on dojrzeć. Śmierć rodziców była najboleśniejszą raną chłopca, najciemniejszą sferą jego osobowości i to ona, w walce z Voledmortem, została pozytywnie transformowana. Wraz z integracją owego momentu Harry dokonał kroku ku dorosłości, ku umiejętności zespolenia pierwiastków dobrych i złych, tkwiących w nim samym, czego konsekwencją stała się możliwość odrzucenia zła absolutnego, ucieczki spod dominacji „Ciemnej Strony” , nazwania Voldemorta jego imieniem.
Harry Potter znajduje się w drodze ku dorosłości - choć zrobił pierwszy, niesłychanie istotny krok, wiele jest jeszcze przed nim. Tymczasem dwóch innych bohaterów ukazuje skrajne możliwości ustosunkowania się do zła: Quirrell zlewa się w jedno ze swym sobowtórem, poddając się jego władzy, zaś Dumbledore, połączony z Voldemortem specyficzną relacją sobowtórową, oswaja ciemną stronę rzeczywistości.
O Quirrellu można powiedzieć, iż „stłumione są pozytywne cechy osobowości, wskutek czego ego odgrywa rolę zasadniczo negatywną, tj. niekorzystną”27. Ukaza
73
ny został tu dość nietypowy przypadek, gdy zło zaczyna dominować nad jednostką, zaś cala jej świadomość podporządkowuje się realizacji irracjonalnych pragnień. Ujawnia się tu niebezpieczeństwo, związane z integracją osobowości, albowiem „Ciemna Strona” zdobywa władzę absolutną nad jednostką. W zachowaniu Quirrella można dostrzec trudność, z jaką podporządkowuje się swemu sobowtórowi, strach przed jego mocą, a zarazem niepohamowaną żądzę szerzenia zła: „ - Czasami - powiedział - posłuszeństwo mojemu panu i mistrzowi sprawia m i . ee... pewną trudn o ś ć . To wielki czarodziej, a ja jestem słaby i . ”28 Voldemort jest „bezlitosny” dla Quirrella, jednocześnie fascynuje go i przeraża. Człowiek ten rezygnuje z własnej woli, aby ukryć swą słabość poprzez uczestnictwo w potędze kogoś innego. Nie jest przy tym istotne, czy Voldemort reprezentuje dobro czy zło, lecz to, iż jego działania są skuteczne i w razie wygranej oferują pełne bezpieczeństwo. Osobowość Quirrella można tym samym uznać za masochistyczną w sensie, jaki nadał jej Erich Fromm:
Stając się częścią potęgi, uważanej za niewzruszenie silną, wieczną i urzekającą, uczestniczy się wjej mocy i chwale. Człowiek wyrzeka się własnego „ja"i rezygnuje z całej związanej z tym „ja " mocy i dumy; traci swą odrębność jako jednostka i rezygnuje z wolności; lecz w zamian uzyskuje nowe poczucie bezpieczeństwa i dumy z uczestniczenia w potędze, przez którą dał się wchłonąć, a zarazem zabezpieczony został przed torturą zwątpienia2W.
Wszystko to odbywa się jednak kosztem bezwzględnego posłuszeństwa. Quir- rell i Voldemort są jednym ciałem o dwóch twarzach, przy czym owo straszne oblicze
zła jest dominującym. Można zatem uznać Quirrella za ofiarę nieudanej integracji osobowości, w trakcie której cień wymknął się spod kontroli jednostki, stając się krwiożerczym sobowtórem.
Dumbledore - dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa - prezentuje odmienny, pozytywny obraz stosunku jednostki do „Ciemnej Strony”. Może on zarazem uosabiać archetyp „Starego Mędrca”30, służąc Harry’emu pomocą w chwili, gdy chłopiec jest najbardziej zagubiony i rozdarty. Dumbledore spełnia funkcję przewodnika Har- ry’ego w drodze ku integracji osobowości, jego pomocnika i nauczyciela: Starzec [ . ] reprezentuje z jednej strony wiedzę, poznanie, namysł, mądrość, spryt i intuicję, z drugiej jednak także cechy moralne, takie jak życzliwość i gotowość niesienia pomocy31. Dumbledore reprezentuje model swoistego oswojenia zła poprzez uświadomienie sobie jego charakteru i mocy, jednocześnie zaś Voldemort jest z nim złączony specyficzną relacją - dobry czarodziej jest jedyną osobą, jakiej zły mag się obawia, której nie byłby w stanie pokonać. Ich związek jest zrozumiały w tym sensie, iż „Stary Mędrzec” również posiada swą ciemną stronę:
Starzec rzeczywiście ma także zły aspekt, podobnie jak pierwotny czarownik jest zjednej strony pomocnym znachorem, z drugiej zaś groźnym trucicielem, podobnie jak greckie słowo farmakon oznacza zarówno lekarstwo, jak truciznę (która przecież może być także lekarstwem)32.
O takiej roli Dumbledore’a przekonuje nieustanna opieka, jaką roztoczył nad Harrym z jednoczesnym przyzwoleniem na walkę chłopca z Voldemortem. Wszak gdyby chciał, mógł zakończyć ją sam, tym bardziej, iż posiadał pełną świadomość
74
wydarzeń, mających miejsce w Hogwarcie. Próba, jakiej poddał chłopca, była jednak konieczna ze względu na niego samego - to nie któryś ze starców, dobry czy zły, był najistotniejszy, lecz dorastające dziecko, które musi nauczyć się współżyć z każdym z tych członów opozycji, każdy z nich zaakceptować jako istniejący, a zarazem poddać je ocenie moralnej. Dumbledore przekazuje Harry’emu cenną wiedzę: Nazywaj go Voldemortem, Harry. Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą33. Słowo oswaja rzecz, przywodzi ją do człowieka, ukazuje jej prawdziwe oblicze - oto magia, jakiej uczy Hogwart, magia nazywania elementów rzeczywistości:
Magia ta wszakże jest nie tylko aktem stworzenia, ale również aktem zaklęcia, to znaczy oswojenia. Rzeczy nazwane bowiem, określone, opisane po imieniu tracą swój rozwichrzony, anarchiczny charakter, nabierają przejrzystości i harmonii, zamknięte w słowach stają się poddane naszej mocy, jak dzikie zwierzęta w klatce34.
Dumbledore jest więc tym, który ma odwagę widzieć i opisywać świat takim, jakim on jest, nie uciekając od prawdy i od wolności, nie ukrywając przed samym sobą istnienia „Ciemnej Strony”. Wie, iż zło nie ginie nigdy, może się jedynie ukryć przed wzrokiem, aby potem tym bardziej niespodziewanie zaatakować - Voldemort uosabia w tym wypadku zło absolutne, egzystujące dzięki ludziom i poprzez nich, a zarazem wieczne jako pewna możliwość, drzemiąca w bycie:
- Tak, Harry, on nie zginął. Nadal gdzieś jest. Może szuka innego ciała, żeby w nie wstąpić... Nie jest do końca żywy, więc nie można go zabić. [...] Niemniej, Harry, pamiętaj, że jeśli nawet udało ci
się opóźnić odzyskanie przez niego mocy, trzeba będzie kogoś innego, kogoś, kto jest gotów walczyć z nim następnym razem, choć ijemu walka będzie się wydawała beznadziejna, tak jak tobie... ajeśliznowu uda się pokrzyżować plany Voldemorta...i znowu... może w końcu już nigdy nie odzyska dawnej mocy35.
Opowieść o złu nie zamyka się na walce Harry’ego, albowiem tą samą drogą muszą pójść wszyscy, o ile mają osiągnąć dojrzałość. Każdy człowiek stacza bój z „Ciemną Stroną” we własnym imieniu i jeśli go wygrywa, pojawia się szansa na powstrzymanie zła, połączona jednak ze świadomością jego istnienia i nieuchronności.
Kim zaś są mugole? Tymi, którym wydaje się, iż zdroworozsądkowe podejście do rzeczywistości jest jedynym słusznym, zaś oni sami funkcjonują wyłącznie na poziomie działania celowo-racjonalne- go. Wszystko, co poza wąsko pojętą „normalność” wykracza, budzi lęk i odrazę, albowiem zagraża kruchej fikcji świata, w ja- kiej mugole żyją. Tak postępują opiekunowie Harry’ego:
Jednego tylko Dursleyowie nie znosili jeszcze bardziej od zadawania im pytań: kiedy mówił o czymś, co zachowywało się nie tak, jak powinno, bez względu, czy było to we śnie, czy w kreskówce. Uważali to po prostu z niebezpieczne36.
Oni nie chcą zaakceptować tego, co irracjonalne, podświadome, niezwykłe z punktu widzenia ograniczonej, celowo-ra- cjonalnej wizji świata. Ich osobowość nadal jest rozdarta, zaś jej ogromna część - stłumiona. Żyjąc bezrefleksyjnie, równie bezmyślnie szerzą zło. Noszą cień w sobie, nie wiedząc o jego istnieniu i nieświadomie poddając się jego podszeptom. Z dala od Szkoły Magii i Czarodziejstwa nie
7S
podejrzewają nawet, iż ich życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby tylko zechcieli otworzyć oczy i spojrzeć prawdzie w twarz.
LITERATURA CYTOWANA:
1. J. K. Rowling: Harry Potter i kamień filozoficzny, tłum. A. Polkowski, Poznań 2000.
2. B. Bettelheim: Cudowne i pożyteczne.O znaczeniach i wartościach baśni, tłum. D. Danek, Warszawa 1985.
3. E. Fromm, Ucieczka od wolności, tłum. O. i A. Ziemilscy, Warszawa 2000.
4. M. Głowiński: Mity przebrane, Kraków 1994.
5. M. Janion: Romantyzm. Rewolucja. Marksizm. Colloquia gdańskie, Gdańsk, 1972.
6. C. G. Jung: Cień, Fenomenologia ducha w baśniach, w: tegoż, Archetypy i symbole. Pisma wybrane, tłum. J. Prokopiuk, Warszawa 1981.
7. K. Kuliczkowska: Fantastyka i metafora, w: Baśń i dziecko, pod red. H. Skorbiszewskiej, Warszawa 1978.
8. S. Lem: Fantastyka i futurologia, Kraków 1972.
9. W. Propp: Morfologia bajki, tłum. W. Wojty- ga-Zagórska, Warszawa 1976.
10. T. Szponder: Pogoń za cieniem, „Znak” 1986, nr 11-12.
11. K. T. Toeplitz: Posłowie, w: Polskie opowieści z dreszczykiem. Wyb. K. T. Toeplitz, Warszawa 1969.
12. M. Tyszkowa: Baśń i jej recepcja przez dzieci, w: Baśń i dziecko, pod red. H. Skorbiszewskiej, Warszawa 1978.
1 Korzystam tu przede wszystkim z typologii Stanisława Lema. Zob. tegoż: Fantastyka i futurologia, Kraków 1972, t. 1, s. 88-92. Por. K. Kuliczkowska: Fantastyka i metafora oraz M. Tyszkowa, Baśń ije j recepcja przez dzieci, w: Baśń i dziecko, pod red. H. Skorbiszewskiej, Warszawa 1978.
2 J. K. Rowling: Harry Potter i kamień filozoficzny, tłum. A. Polkowski, Poznań 2000, s. 72.
3 Jest to sformułowanie Stanisława Lema. Zob. tegoż, op. cit., s. 90.
4 B. Bettelheim: Cudowne i pożyteczne.O znaczeniach i wartościach baśni, tłum. D. Danek, Warszawa 1985, t. 1., s. 71.
5 Znamienne jest przy tym, iż do Hogwartu wstępuje się mając 11 lat - jest to wiek w wielu kulturach uznawany za okres inicjacji, przechodzenia do etapu dorosłości.
6 J. K. Rowling: op. cit., s. 126-127.7 Tamże, s. 126.8 Tamże, s. 311.W Tamże, s. 216.10 M. Głowiński: Mity przebrane, Kraków
1994, s. 65.11 Dumbledore posiada w zasadzie wszyst
kie cechy typowego bajkowego „pomocnika”, do którego funkcji należy przemieszczenie przestrzenne bohatera, zlikwidowanie nieszczęścia, ocalenie bohatera z pościgu, wykonanie trudnych zadań i transfiguracja bohatera (w tym wypadku- duchowa). Zob. W. Propp: Morfologia bajki, tłum. W. Wojtyga-Zagórska, Warszawa 1976, s. 144-145.
12 J. K. Rowling: op. cit., s. 222.13 M. Janion: Romantyzm. Rewolucja. Mark
sizm. Colloquia gdańskie, Gdańsk 1972, s. 316.14 Jest to szczególnie podkreślone w filmie,
gdzie część scen (np. pojedynek Harry’ego z Mal- foyem czy wysłanie smoka z wieży) została pominięta, wyeksponowane zaś zostały te, które łączą się ściśle z Voldemortem i kamieniem filozoficznym oraz ukazują związek Harry’ego z antagonistą. Niektóre fragmenty zmieniono - znamienne jest tu spotkanie bohatera z centaurem: w książce pojawia się niejasna i złowroga przepowiednia, pozbawiona szczegółów dotyczących osób, w filmie zaś centaur ujawnia Voldemorta jako wroga Harry’ego i przewiduje pozytywne zakończenie. Zmieniona została wreszcie kolejność niektórych scen, np. opowieść Hagrida o śmierci rodziców bohatera w książce ma miejsce już w domu na skale, zaś film najpierw ukazuje od- powiedniość różdżek Harry’ego i Voldemorta, aby następująca bezpośrednio potem relacja Hagrida podkreśliła ów tajemniczy związek. Znamienne jest też zepchnięcie w filmie na dalszy plan postaci Dudleya i Malfoya, którzy pełnią rolę bohaterów pobocznych, motywujących wprowadzenie określonych wątków.
15 J. K. Rowling: op. cit., s. 61.16 Tamże, s. 61.17 Tamże, s. 65.
76
18 C. G. Jung: Cień, w: tegoż, Archetypy i symbole. Pisma wybrane, tłum. J. Prokopiuk, Warszawa 1981, s. 69.
19 T. Szponder: Pogoń za cieniem, „Znak” 1986, nr 11-12, s. 204.
20 Tym określeniem posługuje się Maria Ja- nion, opisując sobowtóra nie jako proste powtórzenia postaci, lecz jej podwojenie i zróżnicowanie. Zob. tejże: op. cit., s. 31S.
21 J. K. Rowling: op. cit., s. 1S2.22 Por. T. Szponder: Pogoń za cieniem, op. cit.23 J. K. Rowling: op. cit., s. 303.24 Tamże, s. 61.25 Tamże, s. 302.26 Tamże, s. 308.27 C. G. Jung: op. cit., s. 68.28 J. K. Rowling: op. cit., s. 299.29 E. Fromm: Ucieczka od wolności, tłum.
O. i A. Ziemilscy, Warszawa 2000, s. 154.30 Por. T. Szponder, Pogoń za cieniem, op.
cit. Autor zwraca uwagę na to, iż umieszczenie bohatera w szkole magów stanowi nawiązanie do tego archetypu. Podkreśla to sam Jung: „«Stary mędrzec» pojawia się w snach jako mag, lekarz, kapłan, nauczyciel, profesor, dziadek lub dowolna osoba obdarzona autorytetem.” Zob. tegoż: Fenomenologia ducha w baśniach, w: tegoż: Archetypy i symbole, op. cit., s. 439.
31 C. G. Jung, Fenomenologia ducha wba- śniach, op. cit., s. 446.
32 Tamże, s. 453.33 J. K. Rowling, op. cit., s. 307.34 K. T. Toeplitz, Posłowie, w: Polskie opo
wieści z dreszczykiem. Wyb. K. T. Toeplitz, Warszawa 1969, s. 225-226.
35 J. K. Rowling, op. cit., s. 307.36 Tamże, s. 31.
Dariusz Kukuć
BAŚŃ FOLKLORYSTYCZNA JANUAREGO FILIPOWICZA(1843)
Przedmiotem intensywnej penetracji i zainteresowania stał się w XIX wieku folklor. Przyczyny żywiołowego rozwoju tego zjawiska tkwiły w ogólnej atmosferze, trendach epoki, jak również w wydarzeniach
społeczno-politycznych rozgrywających się z coraz większym udziałem warstw, które pozostawały poza sferą prawnych czy zwyczajowych uprzywilejowań. Odkrycie literatury ludowej okazało się - jak pisze Julian Krzyżanowski - jednym z najowocniejszych dokonań przełomu XVIII i XIX stulecia. „Niezwykłość jego polegała na tym, że literatura ta była od dawna znana, nawet bowiem osoby od ludu bardzo odległe niańkami miewały kobiety wiejskie, które wychowankom swym śpiewały pieśni po chatach i na polach śpiewane lub opowiadały bajki, zasłyszane w czasie długich wieczornic jesiennych i zimowych. Tak, ale «bab- skie bajki» lub «babskie baśnie», podobnie jak pieśni ludowe, przed końcem wieku XVIII wyjątkowo tylko cieszyły się uznaniem. W okresie natomiast przełomowym znalazły w całej Europie namiętnych miłośników”1.
77
Przenikanie świata ludowych wyobrażeń w rejony kultury wysokiej miało swoje różnorakie konsekwencje. Oddziaływanie ludowego oryginału przybierało zróżnicowane kształty, znajdując ujścia na obszarze refleksji naukowej, świadomości społecznej czy mody, ale również wpływało inspiracyjnie na praktykę literacką np. w postaci krystalizacji nowych gatunków. Jednym z takich widocznych świadectw fascynacji przekazem ludowym była baśń.
Baśń literacka stanowiła pochodną rozwoju powiastki. Francuskim terminem con- tes określano w XVIII w. zarówno struktury dla powiastki typowe, jak i płynące z inspiracji folklorem. Te ostatnie zyskały określenie contes de fees (czarodziejskie baśnie) i odpowiadały polskim bajkom wieszczym. W pierwszej połowie XIX wieku baśń była więc bliska jednemu z powiastkowych typów. Ale tendencje rozwojowe gatunku zmierzały w przypadku baśni do kreacji bardziej kompletnego i autonomicznego świata, eliminacji bezpośrednich odniesień alegorycznych czy stosowania nie tylko behawioralnych charakterystyk postaci. Schematy fabularne tych czarodziejskich baśni opierały się często na motywie poddania bohatera próbie bądź też ingerencji np. wróżek, co pociągało za sobą określone konsekwencje. Wydaje się, że w folklorze polskim i kresowym bajka magiczna była stosunkowo mało rozpowszechniona. Stąd też nie budziła szczególnego zainteresowania romantyków, a na pierwsze literackie adaptacje jej wątków przyszła pora dopiero na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych. Dopiero pionierskie na gruncie polskim publikacje K. Wł. Wójcickiego (1937), J. Lompy (1843), R. Berwiń- skiego (1843), L. Siemieńskiego (184S), R. Zmorskiego (18S2) czy J. A. Glińskiego (18S3) zainicjowały falę dokonań w zakre
sie baśni, szczególnie folklorystycznej. Do tego grona należy dołączyć osobę Januarego Filipowicza2 (181S-1869), literata wileńskiego, identyfikowanego głównie za sprawą swego epizodycznego redaktorstwa w krótkotrwałym czasopiśmie „Lud i Czas” (184S), jak również uczestnictwa w pracach nad tzw. Słownikiem wileńskim (1861). W 1843 r. wydał Filipowicz osnute na wątkach literatury ludowej Przygody Jasia syna rybaka, powiastkę z podań ludu i Pana Jasnotki. Powieść litewską z podań ludu3.
Oba utwory Filipowicza, jak głoszą podtytuły, były zakorzenione w folklorystycznej tradycji ustnej, co w przypadku tych tekstów wypływało nie tyle z ówczesnej mody, ile z faktu oparcia ich na autentycznych przekazach ludowych. Są to bowiem dłuższe moduły splecionych w jednej opowieści rozmaitych wątków i motywów. Kompilacyjne wprzęgnięcie typowych dla twórczości ludowej wątków w zorganizowaną literacko formę własnego utworu, asymilacja typowych konstrukcji fabularnych była wówczas powszechnie akceptowanym sposobem upowszechniania kultury ludowej. Te dwie niepokaźne książeczki unaoczniają wysiłki autora w poszukiwaniu adekwatnej formy dla prezentacji treści zaczerpniętych z folkloru. I są świadectwem zarówno porażki autora, jak i jego sukcesu. Filipowicz poszukiwał wśród struktur wypowiedzi wywodzących się z potocznego opowiadania oralnego, służącego najczęściej zabawie i pouczeniu, gatunków związanych tradycyjnie z twórczością ludową. Odpowiednie formuły miały operować obfitością rekwizytów cudownych i fantastycznych, cechować się swobodnym wkraczaniem bohaterów ze świata motywowanego realistycznie do świata poddanego działaniu sił nadnaturalnych, warunkować znaczną eliminację realiów.
78
Miały być nośne dla schematyzmu tematycznego, typowości w kreacji postaci, czy uproszczonej, szkicowej psychologii. Odpowiednie warunki odnalazł w gatunkach bliskich w sposobie korzystania z przekazu folklorystycznego: „powieść litewską” Pan Jasnotki ujął w ramy gatunkowe powiastki, a „powiastkę” Przygody Jasia syna rybaka dostosował do wymogów literackiej baśni4. Oba teksty oparł na fabularnych schematach baśniowych.
Pan Jasnotki5 drukowany był w wileńskim zakładzie Teofila Glucksberga w miesiącach letnich roku 1843, a Przygody Jasia syna rybaka zapewne wkrótce po nim, w drugiej połowie tego roku (w takiej kolejności donosi o nich prasa), a ukazały się nakładem i drukiem innego tamtejszego typografa Abrama Dworca. Tomiki niewielkie, bo liczące odpowiednio: 96 stron wierszem i 64 strony prozą, pozwoliły autorowi zaadaptować świat ludowych opowieści i wyobrażeń. Już sam fakt wydania dwóch książek w tym samym roku przez jednego autora i do tego debiutanta musiało zwrócić uwagę środowiska wileńskiej inteligencji6. M. Inglot nawet sugeruje pewną popularność Filipowicza związaną z edycją almanachu Wianek z paproci w roku poprzednim - 1842 i z tymi właśnie dwiema publikacjami7. Wydane w 1843 r. kompilacyjne, literackie transkrypcje Filipowicza stawiają go w rzędzie pierwszych popularyzatorów literatury ludowej i twórców baśni fo lk lorystycznej w Polsce. W środowisku wileńskim był bezspornie prekursorem.
Historia Pana Jasnotki8 podzielona jest na dziewięć części: Prolog, 1) Straszna gościa, 2) Duchy, 3) Dar widma, 4) Wędrówka, S) Rozkosz i przesycenie, 6) Miłość, 7) Pokój i szczęście oraz Epilog. Deszczową porą trzej bracia podczas czuwa
nia przy umierającym ojcu, nazywanym „siwobrodym”, odprawiają zwyczajowe, przedzgonne obrzędy. Pod wpływem ponagleń ojca ponawiają wezwania o przybycie skierowane do śmierci, stojącej na progu domu. Z ostatnim tchnieniem patriarcha błogosławi swym dzieciom i zobowiązuje do opieki miejsca swego pochówku przez trzy kolejne noce najbliższej pełni księżyca.
Zlej się na was szczęsna dola!...Oto ma ostatnia wola,Kto mię kocha ten ją spełni.Niech z was każdy jednej nocy Na pierwszej księżyca pełni Strzeże grób mój od złej mocy.
Podczas intonacji pieśni żałobnych przez płaczki, śmierć wychodzi z duszą zmarłego. Zbliża się wskazany przez ojca termin czuwania przy grobie. Brutto, najstarszy z braci, wymawiając się gospodarskimi obowiązkami, posyła na cmentarz najmłodszego, Olela. Ten zabiera ze sobą rekwizyty w postaci kalinowej różdżki i pęku liści paproci. Dzięki ich użyciu w magicznym rytuale udaje mu się odeprzeć zjednoczone siły nadnaturalnego pochodzenia, usiłujące zbezcześcić zwłoki rodzica. Także Jarud wykręca się od wypełnienia ostatniej woli ojca. I tak najmłodszy z braci spędza przy grobie zmarłego w sumie trzy kolejne noce. W nagrodę za skuteczne wypełnienie ojcowskiego polecenia, zstępujący z chmury duch rodziciela wyraża chęć zaspokojenia synowskich pragnień i obdarza Olela kwiatem paproci (tzn. tytułową jasnotką) czyli „maszynką” do spełniania życzeń. Korzystając z jej magicznej mocy, w kolejnych widzeniach, będących sprawdzianem możliwości rośliny, demaskuje: fałszywą przyjaźń sąsiada (wizja czarnej duszy, wypełnionej przywarami), niestałość uczuć kochanki (widzenie
79
dziewczyny, całującej się z konkurentem) i perfidię braci (rozmowa zdradzająca ich skąpstwo, niedowiarstwo i tchórzliwość). Po próbach, odsłaniających bolesną prawdę o otaczającej rzeczywistości, nachodzą bohatera podstawowe wątpliwości egzystencjalne:
0 wszechwiedzy mądry darzeNad toż w prawdzie świat ten widzieć By nim gardzić, nienawidzieć?Mądrości! na twe ołtarze Trzebaż nieść całopalenia Z kwiatów życia, z ułudzenia ?Czy w ideały młodości,Bóstwa naszej wyobraźni1 w bóstwa naszej miłości,W niezmienne związki przyjaźni,W dziewiczość serca kobiety,W świat myślami wypieszczony Trza wierzyć, jak w raj niestety Ziemskiemu życiu stracony?
Olel podejmuje decyzję porzucenia dotychczasowego życia i wyekwipowany jak rycerz na wyprawę wyrusza w daleką podróż w poszukiwaniu (znanej mu z opowieści ojca) legendarnej, rajskiej góry z jeziorem oraz zamkiem Liwora na szczycie. Przedostaje się do tajemniczego i pustego zamku, który:
[...] z cukru zmurowany, z makowników cztery ściany, z mleka pełny rów go strzeże, z marcepanów sterczą wieże.
W bezpańskiej baśniowej fortecy bohater urządza się jak u siebie i postanawia wieść wesołe życie. Otaczając się tłumem ludzi, z upojeniem właściwym młodzieńczym latom, oddaje się wszelkim hedonistycznym uciechom. Jako książę organizuje turnieje rycerskie, biesiady, nieustanne zabawy i tańce. Natłok rozrywek, brak umiaru w folgowaniu swoim żądzom doprowadza jednak do znudzenia życiem i przesycenia, które jest jak:
[ . ] zwiędłej duszy cierpienie.Jakby niesmak z niestrawności Od obiadu, od miłości.Jak nazajutrz po szampańskiem,Gdy człek wesół przy hulance Częsty uścisk dawał szklance.Czuje jak mu w sercu nudno,W głowie boli, w ustach brudno I wygląda jak cierpienie,Albo jak po balu pańskiem Zwiędły kwiat na pięknym łonie.
Bohater, zniesmaczony światem i ludźmi, postanawia odmienić tryb życia. Osiada w skromnym domku, w wiejskim otoczeniu, zażywając rozkoszy samotności, spokoju i obcowania z naturą. Ale i taka ustronna egzystencja w końcu go nudzi. Chwilową satysfakcję przynosi oddanie się polowaniom. Bohater z nadzieją wyczekuje wiosny i właściwego tej porze roku naturalnego odnowienia sił witalnych. W końcu tworząc z kwiatów i liści ideał wdzięków kobiecych, przy pomocy jasnotki ożywia jej postać i obdarza ją głębokim uczuciem. Ale i nawet pigmalioniczna miłość dochodzi swego kresu. Znudzony i zawiedziony tymi doświadczeniami bohater wyrusza w bezcelową podróż, zadając sobie pytanie o cel życia i możliwość osiągnięcia trwałego szczęścia. Uzyskuje na to moralizującą odpowiedź od kwiatu paproci. Szczęście jako właściwość niebios:
Skąpo się rozsadza,Tylko czasem jego wonie Z nieba do nas tu zalecą.
Skupienie się na pogoni za zaspokajaniem własnych żądz jest błędem. Źródłem zadowolenia zżycia ma być czynienie dobra i dawanie szczęścia innym.
Treść powiastki jest wybitnie kompila- cyjna. Czego tu nie ma? Przenikające się wzajemnie schematy fabularne z różnych rodzajów powiastek obok typowych wątków bajki magicznej. Autor prowadzi czytelnika
80
kolejno przez trzy zazębiające się układy fabularne. Mamy więc początkowo organizujący fabułę, charakterystyczny dla powiastek moralnych, ale i dla baśni, motyw zasadzający się na kontraście charakterów. Bohater poddany jest próbie, ujawniającej pozytywne cechy jego osobowości, która jest furtką do powodzenia i szczęścia. Dalej następuje typowa dla „bajek wieszczych” (contes de fees) ingerencja w świat ludzki istoty nadprzyrodzonej, której dar w postaci magicznego przedmiotu kształtuje dalsze losy głównej postaci. Przywołane przy pomocy przedmiotu wizje uświadamiają jej życie wśród pozorów i fałszu. A w końcu, co jest częstą osią konstrukcyjną dla powiastki filozoficznej i fabułek alegorycznych, bohater wyrusza w podróż, która przekształca się w poszukiwanie szczęścia i sensu życia, poprzez uruchomienie cyklu różnorodnych doświadczeń. Tym podstawowym przebiegom fabularnym towarzyszą i nasycają je dodatkowo wątki baśniowe. Np. wyraźna konstrukcja odpowiadająca schematowi typu Szklana góra (z grupy Nadludzcy pomocnicy), sklasyfikowanemu przez Juliana Krzyżanowskiego pod nr. S309o przebiegu:I. Trzej synowie na grobie ojca. (a) Na
grobie ojca czuwają trzej synowie, (b) dwaj starsi zasypiają (b*) lub wyręczają się młodszym, głupcem, (c) który od zmarłego otrzymuje magiczne przedmioty.
II. Wyprawa na szklaną górę. (d) Tylko najmłodszemu udaje się dostać na szczyt.
Albo fabuła typu Koło magiczne i diabeł umieszczone w systematyce J. Krzyżanowskiego w grupie Nadprzyrodzeni przeciwnicy pod nr. 37210 o schemacie:
Śmiałek zakreśla koło magiczne w miejscu nawiedzanym przez diabła, czu
wa w nim przez trzy noce i zmusza diabła do ucieczki.
Motyw podróży, realizowany w części tekstu, sugerował czytelnikowi wyraźnie alegorię kolei ludzkiego życia. Natomiast sam autor w jednym z przypisów podpowiadał właśnie taki alegoryczny klucz interpretacyjny, ale w zastosowaniu do partii wcześniejszych, przedperegrynacyjnych. Zdobywanie kwiatu paproci - daru od zjawy miało być „emblematycznym wyobrażeniem walki ducha z namiętnościami ciała, na jaką każdy oddający się nabyciem wiadomości i nauki jest wystawiony”11. Intencje autora szły w kierunku zbudowania konstrukcji alegorycznej, dla której świat cudowności i fantastyki baśniowej mógłby spełnić rolę nowoczesnego eksperymentu literackiego. Filipowicz usiłował wiązkom motywów baśniowych naddać alegoryczny porządek znaczeniowy. Nie zabrakło w utworze również mentora ze świata pozarzeczywistego, którym był ów kwiat paproci (czyli mądrość, wiedza według alegorycznej interpretacji autora) sam w końcu wskazujący właściwą drogę życia znękanemu poczuciem bezsensu bohaterowi.
[ . ] kiedy ziemskie dziecię Szczęścia pragnie tu od świataI pokoju na tym świecie Niech ich szuka w szczęściu brata.W jakimkolwiek będziesz stanie Stwarzaj szczęście wkoło siebie, Wtenczas w każdej losu zmianie Duszą będziesz zawsze w niebie.
Charaktery i doznania psychiczne osób cechuje praktyczne uproszczenie, podporządkowane regułom szkicowości i typowości powiastki. Podobnie rzecz ma się ze sposobem kreowania postaci. Te poboczne tworzą pretekst i tło dla przygód głównego bohatera - człowieka poszukującego wiedzy i szczęścia. Autor nie stro
81
nił również od nawiązań literackich np. do J. W. Goethego czy A. Mickiewicza. Okrzyk bohatera „Trwaj złota chwilo urokiem” przywodzi na myśl bardzo podobną kwestię Fausta. Zaklęcia synów nad umierającym ojcem:
Czego dusza twoja łaknie?Czego ciału twemu braknie?
przypominają partie chóru z II części Dziadów.
Czas wydarzeń to niesprecyzowana, magiczna przeszłość. O miejscu ukazywanych wypadków brak jest w zasadzie bliższych danych. Mogłyby rozgrywać się wszędzie, gdyż to, co na ten temat podaje narrator, jest wysoce ogólnikowe i niekonkretne. Pojawia się jednak w tekście kilka demaskujących akcentów, które pozwalają sytuować fabułę w rodzinnym kraju autora. I tak: otoczeniem bohatera jest szlachecki zaścianek, ukochana nosi imię Grażyna, konkurent do jej ręki robi zakupy w Połądze, a dookoła legendarnego zamku o litewsko brzmiącej nazwie - Liwora „nie wody, lecz kowieńskie płyną miody”. Te drobne wtręty nadają światu przedstawionemu znamię swojskości, a uniwersalne, nieokreślone czasowo i przestrzennie formuły baśniowo-alegoryczne, osadzają w rozpoznawalnym dla czytelnika rejonie kraju.
W powiastce narrator zajmuje pozycję centralną i podlega konkretyzacji. W Panu Jasnotki historia opowiedziana jest w czasie rzeczywistym na rodzinnej wieczornicy przez autora-gawędziarza. Swoboda, z jaką narrator kształtuje swoją historię, podkreślana jest wstawkami lirycznymi czy zwrotami bezpośrednio do obecnych słuchaczy w trakcie prowadzenia głównego wątku. Jeden ze słuchaczy daje nawet wyraz swemu niezadowoleniu i proponuje inne zakończenie powiastki:
Więc to koniec tej powieści?Powieść - nic je j - dość ciekawa. Chociaż znanej, starej treści Lecz ten koniec mój mosanie Prawdę mówiąc coś zakrawa Na wielkopostne kazanie.Gdyby jakoś więcej zgodnie Z duchem czasu ją zakończyć Bo ten morał to niemodnie.Zresztą niechby był dla oka Ale gdyby tu dołączyć Coś naprawdę zabawnego Jak w romansach Paul de Kocka12 Jak w powiastkach Kraszewskiego.Z duszy, z serca rad bym panie Powolności mojej dowieść Więc w przyszłości taka powieść,Dziś ta, jak jest niech zostanie.
Pan Jasnotki jest utworem słabym i słusznie zapomnianym. Nie należy do dokonań, o które można by się było upomnieć. Czasami wręcz widać nieporadność autora. Jest w wielu miejscach niedopracowany. Niejednolity w realizacji, przeładowany niepotrzebnymi motywami. Autor wyraźnie nie udźwignął zamierzenia. Wybór narracji wierszowanej, miejscami niezwykle jednostajnej i nużącej, przybierającej czasem postać rymowanych siekańców, okazał się zabiegiem chybionym. W tekście dom inują miary krótkie, głównie ośm iozgłoskowiec, lepiej wpadające w ucho słuchacza, ale przy parzystości rymów rażące monotonią. Autor, zdając sobie z tego sprawę, stosował także inne układy rymów, widać bowiem staranność w ich doborze. Urozmaicał budowę utworu, eksponując np. partie dialogowe, operował lekką ironią, przerywał opowieść „dygresjami”. Zastosowanie mowy wiązanej odpowiadało ówczesnemu zapotrzebowaniu na poezję i ułatwiało kontakt z odbiorcą. Pan Jasnotki to owoc niewysokiego talentu poetyckiego autora. Za szczególnie chybioną należy uznać część zasa
82
dzającą się na motywie poszukiwania szczęścia i sensu życia. Tu wyraźnie Filipowicz nie sprostał nie tylko swoim zamierzeniom, ale i zwykłym wymogom kompozycyjnym. Próba przeniesienia świata baśni w porządek bezpośrednich odniesień alegorycznych dała mizerne rezultaty.
Wydane w tym samym 1843 r. Przygody Jasia syna rybaka były o wiele lepiej zrealizowanym zamierzeniem. Nadanie „powiastce” formy prozatorskiej uchroniło autora od pokus nużącego rymowania, miejscami nieznośnego w Panu Jasnotkii ocaliło tekst od poetyckiej dewaluacji13. Zapis prozatorski jest potencjalnie trafniejszą formą przekazu wątków baśniowych z uwagi na modelową sytuację narratora (narrator epicki), jak i na oddziaływanie ludowej tradycji.
Historia Jasia podzielona jest na osiem numerowanych rozdziałów i rozgrywa się w nieoznaczonej przeszłości. Jaś, podobnie jak jego ojciec jest rybakiem, najstarszym z gromadki rodzeństwa. Umierający ojciec zobowiązuje go do opieki nad rodziną. W czasie jednego z połowów łapie w sieć wielką rybę - królową fauny morskiej. W zamian za uwolnienie i rezygnację z zawodu rybaka, władczyni morza ofiarowuje bohaterowi magiczny pierścień, który wyzbywa posiadacza trosk materialnych i czyni go poliglotą. Podjęta jeszcze na pełnym morzu produkcja pieniędzy omal nie kończy się śmiercią bohatera. Zabezpieczywszy byt rodzinie, z prywatną mennicą na palcu wyrusza Jasio w dalekie kraje. Burza morska rozbija o skały okręt, a bohater wyrzucony zostaje na brzeg. W obcym kraju, dowiadując się o groźbie wojny, postanawia przyjść z pomocą jego władcy i odebrać obiecaną nagrodę. W izolowanym pomieszczeniu w królewskiej rezydencji podejmuje produkcję odpowiedniej a znacznej kwoty na okup dla
władcy ościennego państwa. Nagrodą za wybawienie kraju od wojennej pożogi jest ręka królewskiej córy i obietnica przyszłych rządów. Ale królewna wyciąga od Jasia tajemnicę bogactw i podstępem zdobywa pierścień, a król wtrąca swego zięcia do więzienia i skazuje na śmierć. Kat uwalnia skazańca, a władcy pokazuje serce psa jako dowód wykonania wyroku. Uchodzący lasami bohater natyka się na bójkę trzech diabłów. Przedmiotem sporu są prawa do duszy grzesznika. Jaś podejmuje się mediacji w zamian za trzy magiczne przedmioty: czapkę niewidkę, latający dywan i buty stumilowe. Mediacja polega na konkursie szybkości - zwycięzcą ma być ten z diabłów, który pierwszy przyniesie wodę gojącą i żywiącą. Mimo wyłonienia zwycięzcy, bójka wybucha ponownie, a bohater na latającym dywanie uchodzi z miejsca diabelskiego sporu. Zaopatrzony w cudowne przedmioty przybywa na królewski zamek. Niewidoczny dla otoczenia, dręczy królewską rodzinę tak długo, aż ta zwraca mu wyłudzony klejnot. Sytuacja ulega stabilizacji, gdy bohater przebacza żoniei godzi się z teściem. W naiwności powierza królewnie większość z magicznych przedmiotów. Ojciec i córka ponownie knują intrygę, aby pozbyć się Jasia i zagarnąć dla siebie cudowne dobra. Małżonkowie wyprawiają się latającym dywanem do niedostępnej diamentowej doliny. Tam, pozbierawszy co większe okazy, żona odlatuje do zamku, pozostawiając Jasia w beznadziejnym położeniu. Ale bohater ma na szczęście na nogach stumilowe buty, z których w tej sytuacji korzysta. Jednym skokiem przenosi się w odległe, nieznane sobie miejsce. Błądząc po lesie, próbuje dziko rosnących, ślicznych jabłek. Spożycie przypadkowych owoców powoduje przemianę w kozła. Zrozpaczonyi wciąż głodny zjada brzydkie jabłko z innego drzewa, odzyskując dzięki temu ludzką
83
postać. W przebraniu, zaopatrzony w oba rodzaje owoców udaje się na królewski dwór. Król, skuszony dorodnymi jabłkami, kupuje je od nieznajomego. Konsumpcja kończy się oczywiście przemianą królewskiej rodziny w kozła i kozę. Ogłoszona zostaje nagroda za przywrócenie panującego rodu do pierwotnego wyglądu. Dopiero po upływie połowy roku bohater decyduje się odpowiedzieć na apel i w przebraniu przybywa do zamku. Każe przygotować gorącą łaźnię i dębowe witki. Wymierzając karę chłosty odmienionym ciałom, wymusza oddanie zrabowanych magicznych rekwizytów. Jasio przywraca za pomocą brzydkich jabłek właściwą postać królowi i jego córce, a na dodatek leczy ich rany wodą gojącą i żywiącą. Teść próbuje jeszcze uwięzić Jasia, ale ten przygotowany na taką ewentualność opuszcza kraj żony, zabierając ze sobą magiczne przedmioty. Powraca do rodzinnego domu. Tu wyrzuca lub niszczy przywiezione rzeczy, postanawiając prowadzić nowe, spokojne i przykładne życie.
Treść Przygód Jasia została oparta zasadniczo na dwóch typach fabuł bajki ludowej: Pierścieniu magicznym i Magicznych owocach uwzględnionych w systematyce polskich materiałów bajkowych J. Krzyżanowskiego w grupie Magiczne przedmioty, odpowiednio pod numerami: 560 i S6614. Początkowo akcja rozwija się w zgodzie ze schematem Pierścienia magicznego, mającym w klasyfikacji folklorysty następującą charakterystykę:I. Zdobycie pierścienia. (a) Bohater
otrzymuje pierścień spełniający jego życzenia, (b) od człowieka, (b*) od zwierzęcia, lub (c) też znajduje go.
II. Zamek i królewna. Przy pomocy pierścienia (d) buduje zamek i (e) poślubia królewnę.
III. Utrata talizmanu. (f) Pierścień wykrada mu żona, (g) bohater zaś dostaje się do więzienia.
W tym miejscu baśń Filipowicza odchodzi od opisanego typu i poprzez krótki łącznik o postaci:
Kat lituje się nad skazanym na śmierć bohaterem i potajemnie uwalnia go, a królowi pokazuje serce zabitego psa, nawiązuje do konstrukcji fabularnej opartej na Magicznych owocach:I. Przedmioty magiczne. (a) Bohater
dostaje (b) od trzech ludzi (b*) lub od innej osoby trzy przedmioty o właściwościach magicznych.
II. Utrata przedmiotów magicznych. (c) Przedmioty te wyłudza królewna, (d) bohater przy pomocy jednego z tych przedmiotów przenosi ją w daleki kraj, ona jednak wymyka się i ucieka, a jego pozostawia.
III. Owoce magiczne. (e) Bohater zdobywa owoce, po których spożyciu człowiekowi wyrastają rogi oraz (f) owoce antidotum.
IV. Zemsta. (g) W przebraniu lekarza, (g*) pustelnika bohater przybywa na dwór królewny, sprzedaje jej owoce wywołujące rogi, (h) za cenę usunięcia ich odzyskuje zabrane przedmioty i (i) poślubia królewnę lub (i*) za karę pozostawia ją z rogami.
Trochę inne zakończenie w Przygodach Jasia jest wariantem (i*). Wyjazd bohatera z magicznymi przedmiotami to kara dla wiarołomnej żony. Autor w tok powyższych dwóch głównych, ale tym razem nieprzenikających się, wątków baśniowych wprowadza dodatkowe układy motywów, które wkomponowuje w narrację np.: Walkę o przedmioty magiczne czy Wyprawę po żywą wodę, wyszczególnione w klasyfikacji polskiej bajki ludowej
84
w grupie Nadludzcy pomocnicy odpowiednio pod numerami: S18 iSS11S. Schemat Walki o przedmioty magiczne przedstawia się następująco:
Olbrzymi (lub diabli) spierają sięo przedmioty magiczne. Bohater, proszonyo rozstrzygnięcie sporu, przedmioty owe podstępnie zabiera i przy ich pomocy dokonuje niezwykłych czynów. Również motyw leczącej wody jest refleksem z Wyprawy po żywą wodę, wykorzystanym przez Filipowicza w konstrukcji własnego utworu:
Trzej synowie wyruszają kolejno po wodę żywą.
Tekst „powiastki” jako rezultat ludowych nawiązań można przedstawić w formie poniższego schematu:
Pierścień magiczny ł ą c z n i k I ( a ) ( b ) . . .
I---------------------------- 1------1----------I---------
I- I
Surowa moralność baśni, kładąca nacisk na dążenie do sprawiedliwości i prawdy, piętnująca nieprawości, wyznaczała gatunkowi rolę wychowawczą. Warstwa moralizująca Przygód Jasia nie jest natrętna, a podana jako wniosek z przygód młodości puentuje cały utwór. Przy tym tendencja dydaktyczna delikatnie wykracza poza zakres ogólnoludzkiej moralności w kierunku organicznie pojmowanych powinności narodowych. Recenzent „Biblioteki Warszawskiej", krótko opiniując drugie wydanie, ironicznie zwrócił uwagę właśnie na dawkę nauk moralnych: „Dzieło własnej, wybujałej fantazji ludu oddano mu z przyprawką morałów na pożytek zbawienny”16. Za to wydawca kolejnego wznowienia kładł nacisk na wdzięk i urok całości17. Przygody Jasia kończą pouczenia, co do sposobów postępowania, zdolnych za
pewnić człowiekowi spokój, zadowoleniei szczęście: „Z dziwnych przygód swojego życia i wśród obcowania z ludźmi poznał Jaś, że bogactwa lekko nabyte nie przynoszą szczęścia, że tylko własną pracą zdobyty pieniądz daje zadowolenie, poznał, że tylko w ojczyźnie może człowiek być prawdziwie szczęśliwym. - Kamień tylko na miejscu porasta - mówił - a włóczęga po obcych krajach do niczego dobrego nie prowadzi. - Osiadł więc w rodzinnym domku i rozpoczął nowy, przykładny żywot. Pierścień wrzucił do morza, skąd go dostał, a czapkę, dywan i buty spalił, aby nikomu nie były powodem do zazdrosnej chciwości. Dorobiwszy się uczciwą pracą mienia, ożenił się z jakąś biedną i cnotliwą
Magiczne owoce - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 1
.......... Walka o przedmioty magiczne
Wyprawa po żywą wodę
panienką. Żyjąc poczciwie, dopomagał każdemu, kto tylko do niego udał się o pomoc, i uszczęśliwiał wszystkich, nie żądając od nikogo wdzięczności. Po długich latach, błogosławiony przez rodzinę i sąsiadów umarł. Przed śmiercią, ku wiecznej pamięci potomnych, kazał wyryć na swoim grobie następujący napis:
Tu spoczywa syn rybaka,Którego przestroga taka:Że cudza własność i praca Źle nabyta, nie popłaca.
Przygody Jasia są utworem udanym. Narracja zrealizowana jest sprawnie i nawet w XX wieku - okresie wielu wybitnych realizacji gatunku - tekst mógł być propozycją satysfakcjonującą. Autor, trzymając się ludowego oryginału, zdołał zapewnić swej literackiej transkrypcji sprawny rygor kompozycyjny i nie wmanewrował tekstu
8S
na rafy wątpliwej alegorezy. Widoczne jest wyraźne, co odróżnia baśń literacką od ludowego pierwowzoru, dążenie autora do poszerzenia akcji o nowe szczegóły i nadania światu wartości bogatszych znaczeń. Choć adresatem baśni jest zwykle czytelniczy ogół, to skłonność do moralistykii schematyzm fabularny rekrutują odbiorcę oczywiście z grona czytelnika dziecięcego. Kolejne wydania w 1843, 1863, 1889i 1903 r.18 świadczą o tym, że tekst ten cieszył się niegdyś pewną poczytnością. Wznowienie dzieła za życia autora tłumaczy jego zapobiegliwość. Za to następne dwa przedruki przypadły już na okres młodopolskiej „odwilży”, gdy ustępowała wyraźna w pozytywizmie niechęć do gatunku. Przygody Jasia nie zasiliły żadnej z dwudziestowiecznych antologii baśni.O tym najpopularniejszym utworze ze szczupłego dorobku Filipowicza i jednej z pierwszych realizacji gatunku zapomniano zupełnie. A to bodaj jedyny tekst literacki tego autora wart przypomnienia.
1 J. Krzyżanowski: Wstęp [do] Stu baśni ludowych, Warszawa 1957, s. 5.
2 Ważniejsze opracowania: A. A. Kryński: Filipowicz January, [w:] Wielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana. Warszawa 1898, t. 21, s. 444; A. Śnieżko: Filipowicz January, [w:] Polski Słownik Biograficzny, Kraków 1948, t. 6, s. 454; M. Inglot: Polskie czasopisma literackie ziem li- tewsko-ruskich w latach 1832-18S1. Warszawa 1966, s. 227-231.
3 Tytuł Pan Jasnotki niemal we wszystkich wzmiankach podawany jest w formie zniekształconej jako Pan Jasnoski.
4 Ówczesną terminologię często cechuje nieprecyzyjność.
5 J. Filipowicz: Pan Jasnotki, Wilno 1843 - BN sygn. I 484 646 i I 386 522, a także IBL PAN sygn. I 11 638.
6 W 1843 r. wileńskie drukarnie wydały około pięćdziesięciu pięciu tytułów wjęzyku polskim. W tej liczbie większość, bo ponad 2/3 tej produkcji stanowiły pozycje literackie. Druk wjednym roku
kilku tytułów autora należał wówczas do rzadkości. Twórca tej klasy i takich możliwości jak J.I. Kraszewski jest ewenementem na rynku księgarskim. Od końca lat trzydziestych rokrocznie ukazuje się po kilka pozycji tego autora. W samym 1843 i tylko w Wilnie wyszło pięć jego książek (jedna współautorska z Jankowskim). Dwoma tytułami zasilili wtedy obieg czytelniczy J. Korzeniowski, J Bychowieci K. E. Wojniłłowicz, z obcych W. Cobbet, a P. Jankowski opublikował aż trzy teksty.
7 Por. M. Inglot: Polskie czasopisma literackie ziem litewsko-ruskich w latach 1832-18S1. Warszawa 1966, s. 227.
8 Czyli posiadacza przedmiotu magicznego nazwanego „jasnotka”.
9 J. Krzyżanowski: Polska bajka ludowa w układzie systematycznym. Wrocław 1962, t. 1, s. 168.
10 J. Krzyżanowski, op. cit, s. 57-58.11 J. Filipowicz: Pan Jasnotki, s. 92.12 Ch. P. de Kock (1793-1871) - francuski
autor frywolnych i humorystycznych powieści. Popularny w latach trzydziestych i czterdziestych, gdy ukazało się na polskim rynku kilkanaście powieści w przekładzie głównie F.S. Dmochowskiego. Zob. BLP <NK> t. 4, s. 421; t. 5, s. 291, 299; t. 7, s. 308.
13 Jedyne rymowane fragmenty Przygód Jasia to końcowy czterowers i sześciowersowe motto ze strony tytułowej:
Są tu cuda, są czary,Królewna i król stary, -Zwykłe w baśniach powieści;Ale temu, kto szuka,Będzie korzyść, nauka,Znajdzie obrok duchowej treści.wyjęte (i poddane drobnym zmianom) z pro
logu Pana Jasnotki.14 J. Krzyżanowski, op. cit, s. 182, 186.15 J. Krzyżanowski, op. cit, s. 168, 178.16 Doniesienia literackie, [w:] „Biblioteka War
szawska’’ 1863, t. 91, s. 171.17 Zob. J.K. Sembrzycki, (notka), [w:] Kalendarz
ewangelicko-polski dla Mazur, Szląska i dla Kaszubów na rok zwyczajny 1890, Toruń 1889, s. 31.
18 Wydanie drugie ukazało się w Wilnie w 1863 r., nakładem J. Krasnosielskiego, drukiem A. Syrkina (stron 60). Po raz trzeci opublikował tekst J.K. Sembrzycki w swoim Kalendarzu ewan- gelicko-polskim (zob. przypis 17). Wydanie czwarte miało miejsce w Poznaniu w 1903 r. (druk i nakład J. Leitgeber, stron 47). Egzemplarze wydań drugiego i czwartego w Ossolineum, sygn. 51935, 113596. Kalendarz ewangelicko-polski na rok 1890 w WBP w Toruniu i MBP w Lublinie.
86
Joanna Papuzińska
MOTYW DZWONU W BAŚNIACH ANDERSENA
Poszukiwanie motywów muzycznych w twórczości Hansa Christiana Andersena mogłoby przynieść bardzo efektowne rezultaty. Wszak epoka romantyzmu, tak silnie wpisana w jego twórczość, mocno była przesycona ideą integracji sztuk, ich można powiedzieć, intermedialnością.
Temat mój zaledwie dotyka tego obszaru badawczego, a i to od strony opłotków. Będę bowiem mówić o motywie dzwonu w baśniach Andersena. Jest to zresztą, jak się okaże w dalszej części wywodu, motyw proweniencji zdecydowanie romantycznej, wykazujący silne powiązania zwłaszcza z romantyzmem niemieckim.
Dźwięk dzwonów rozlega się stosunkowo często w baśniach andersenowskich,
Rys. Łucja Sienkiewicz i Stasys Eidrigevicius
a jeśli doliczymy pomniejsze instrumenty tego rodzaju - aż po tak drobne, jak dzwoneczki hiacyntów, które opowiadają swoją historię w „Królowej śniegu” - zakres użytkowania tego motywu znacznie się poszerzy. Są one wpisane w tak bogaty akustyczny krajobraz jego baśni, podkreślają nastrój chwil szczególnie uroczystych, mających symboliczne znaczenie.
Nic dziwnego - dzwony, to jeden z magicznych instrumentów baśni, jak też i legendy, często obecny w folklorze starej Europy. Cudownością owiany jest już sam proces ich produkcji. Akt ludwisarstwa wygenerował całą obfitość romantycznychi tragicznych legend, dotyczących niezwykłej genezy dzwonów1.
Pożywką dla baśni czy legendy staje się też lokalizacja dzwonu: na wieży kościelnej - a więc w bezpośrednim sąsiedztwie przestrzeni sakralnej; ale również na dużej wysokości, zapewniającej rozległe pole widzenia, pozwalającej pełnić funkcje kontrolne i ostrzegawcze. (Legendarny dzwon „Lutine” z Towarzystwa Okrętowego Lloyda, który zawiadamiał o zatonięciu statku lub też jego szczęśliwym powrocie z połowu rodziny oczekujące na lądzie, może być tu przykładem.)
Ponadto motywem bardzo żywotnymi wielokrotnie przetwarzanym literacko są historie o zapadłych lub zatopionych miastach i wioskach, kościołach i dzwonnicach2, które przypominają o swym istnieniu dobiegającym z głębin głosem dzwonów. Bowiem moment śmierci dzwonu również kryje w sobie magiczne siły. Zatopione, pęknięte, skradzione, a nawet przetopione na coś innego, dzwony zachowują swe dźwiękowe właściwości - wzywają, ostrzegają, przypominają, ujawniają ukryte prawdy i wymierzają tym samym sprawiedliwość.
87
Pośród baśni Andersena znajdujemy trzy teksty w całości poświęcone dzwonom: Stary dzwon, Głębia dzwonu, DzwonQ.
Choć właściwie trudno je określić jako baśnie i wypadałoby raczej nadać im nazwę poetyckich opowieści, adaptują onei przetwarzają wiele z wymienionych wyżej folklorystycznych motywów, nadając im specyficzną, Andersenowską symbolikę. Wspólną cechą wszystkich trzech opowieści jest to, że opowiadają one o dzwonach nieistniejących. Pierwszy z nich zerwał się ongiś ze swej dzwonnicy i zapadł w głębinę rzeczki płynącej przez Odense; drugi, pęknięty, po wielu latach egzystencji w zaroślach cmentarza przetopiony został na pomnik; zaś trzeci jest samą ideą dzwonu, tajemniczym dźwiękiem pochodzącym z niewiadomego źródła. Niewiadomego w tak wielkim stopniu, że trudno nawet określić, czy rozlega się on poza bohaterami, w jakiejś nieokreślonej przestrzeni czy też wewnątrz nich samych.
Mistyka rzeczy odrzuconych, wzgardzonych i uznanych za bezużyteczne, rzeczy „umarłych” dla praktycznego świata, to jeden z charakterystycznych rysów Anderse- nowskiej twórczości. Widoczna jest ona w samej tytulaturze licznych baśni, jak teżi w ich treści. Możemy się w tej symbolice doszukiwać autobiograficznych odniesień, niespełnienia uczuciowego, kompleksu biedy i braku akceptacji; możemy też uznać ją za przejaw romantycznego syndromu osamotnienia i niedowartościowania artysty w świecie wartości mieszczańskich. Ale także nie sposób pominąć fakt, iż dzięki Andersenowi symbolika ta mocno zadomowiła się w baśni literackiej dla dzieci - jak „kamień odrzucony”, co stał się fundamentem świątyni „małych czarów”.
Spoczywający na dnie strumienia dzwon z Odense jest kustoszem pamięci.
Pamięć ta jest nieco bezładna i chaotyczna, jak wspomnienia starego człowieka czy dziecka: „.dzw on opowiada bez przerwy, często jedno i to samo, krótko lub długo, jak mu się chce, opowiada o dawnych czas a c h .”. To nadmiar pamięci spowodował zerwanie się dzwonu: „zbyt wiele widziałem i zbyt wiele słyszałem, nie zdołałem tego wydzwonić, stałem się taki zmęczony, taki ciężki, że belka się urwała i spadłem na d ó ł . ” W opowieściach dzwonu mieszają się relacje głupców i zakochanych, tęsknota i mroczne okrucieństwo, fragmenty historyczne przeplatają się z osobistym wspomnieniem. W charakterystyczny dla romantyzmu sposób przeprowadzone jest przeciwstawienie między „czuciem i wiarą” (gdzie narrator powołuje się na autorytet opowieści zasłyszanych w dzieciństwie od babki), a „szkiełkiemi okiem” reprezentowanym przez racjonalistyczne wyjaśnienia nauczyciela: „nie ma tam żadnego dzwonu, nie dzwoni on na dnie rzeki, bo nie może dzwonić! nie ma tam też wodnika, bo wodników w ogóle nie ma. [ . ] nauczyciel mówi, że to nie dzwony dzwonią, ale że to, właściwie mówiąc, powietrze dzwoni. Powietrze daje dźwięk.”
W następnych dwóch opowieściach symbolika dzwonu ujęta jest nieco inaczej. „Stary dzwon”, należący do tekstów mniej znanych, został napisany do „Albumu Schillera”, księgi pamiątkowej poświęconej temu wielkiemu poecie. Zbieżność osoby Fryderyka Schillera z motywem dzwonu jest nieprzypadkowa. Jest on wszak autorem „Pieśni o dzwonie”, słynnego romantycznego poematu, pamiętnego przede wszystkim za sprawą łacińskiego motta: „Vivos voco, mortuos plango, ful- gura frango - żywych wołam, umarłych płaczę, gromy kruszę”4, przywoływanego często przez następne pokolenia poetów,
88
między innymi naszego Antoniego Słonimskiego, który pisał wszak:
Poezja to dzwonrozkołysany szeroko...
„Stary dzwon” stanowi poetycką biografię Schillera, naznaczonego niejako znakiem dzwonu w chwili swego urodzenia, przez całe życie wędrującego, podejmującego życiowe i twórcze decyzje pod wpływem jego wewnętrznego głosu. Metaforyka dzwonu - wezwania i powołania łączy się tu z motywem nomadycznym: poszukiwaniem, wędrówką, przedstawiającym życie jako wieczną pielgrzymkę, zawsze jednak znajdującą oparcie w związkach z ojczyzną najbliższą - miejscem urodzenia, domem, rodziną. Mamy więc do czynienia ze znaczeniem podwójnym, a nawet antynomicz- nym. Dzwon, porównywany z uderzeniami serca, jest impulsem wewnętrznym, siłą twórczą, która prowadzi skromnego i ubogiego chłopca na wyżyny poezji; ajedno- cześnie wezwaniem ze strony nieznanego.
Analogiczną filozofię dzwonu, aczkolwiek ujętą w kategorie baśniowej przypowieści przynosi „Dzwon” - tekst najsilniej przepełniony tajemnicą i poetycką aurą ze wszystkich trzech tu analizowanych, ajed-
Rys. Łucja Sienkiewicz i Stasys Eidrigevicius
nocześnie jedyny, w którym pojawiają się postacie dziecięcych bohaterów.
Pośród wąskich uliczek wielkiego miasta wieczorami, gdy zaszło słońcei chmury błyszczały między kominami jak złoto, słyszał czasem to ten, to ów jakiś dziwny odgłos, podobny do bicia kościelnego dzwonu - odgłos ten słychać było tylko przez jedną chwilę, gdyż zagłuszał go hałas i turkot przejeżdżających powozów.
- Oto zachodzi słońce - mówili ludzie - oto bije wieczorny dzwon!
Za miastem, tam, gdzie domy stoją najrzadziej i otoczone są ogrodamii kawałkami pola, widać było lepiej niż w mieście wieczorne niebo i słyszano wyraźniej bicie dzwonu. Wydawało się ludziom, że dźwięki dzwonu pochodzą z kościoła, znajdującego się w głębi cichego, pachnącego lasu; spoglądano w tamtą stronę i wszystkich ogarniał uroczysty nastrój.
Upłynęło wiele czasu. Ludzie mówili między sobą:
- Czyż tam w lesie znajduje się kościół?
- Ten dzwon tak pięknie, niezwykle bije. Chodźmy obejrzeć go z bliska.
Bogaci jechali powozami, a biedni poszli piechotą...
To mistrzowskie zawiązanie akcji, pełne starannie dawkowanych efektów wizualnych i akustycznych, wprowadza od razu atmosferę poszukiwania i tajemnicy. W miarę oddalania się od zgiełku cywilizacji dokonuje się selekcja bodźcówi „dziwny odgłos” staje się coraz bardziej wyrazisty i przykuwający uwagę. Równolegle odbywa się selekcja osób - początkowo za głosem dzwonu podążają tłumne wyprawy, mnożą się fałszywe rozpoznania źródła dźwięku, z czasem misję dotarcia do dzwonu podejmuje już tylko grupka
89
dzieci w uroczystym dniu swej konfirmacji. Ale i spośród nich większość wkrótce się zniechęci. Tylko dwóch chłopców wykaże się determinacją w poszukiwaniu tajemniczego dzwonu: młody książę i biedak, w drewniakach i wyrośniętym ubraniu,0 zawstydzająco krótkich rękawach. Obaj, chociaż różnymi drogami, równocześnie dotrą do finału.
Przypowieść poddaje się do pewnego stopnia, lecz nie do końca, metodom prop- powskiej - a więc folklorystycznej analizy. Mamy tu więc do czynienia z tajemniczym zjawiskiem, zagadką, a więc pewną wersją wyzwania czy straty; mamy wielu podejmujących zadanie lecz porzucających je po nieudanych próbach, mamy też postacie protagonisty - śmiałka wraz z rozbudowaną scenerią probierczą - przedzierania się przez ciemny las, gdzie, jak to mówił Dante, „ścieżki prawej oczy nie dostrzegą”. Mamy wreszcie - choć specyficznie rozumianą - nagrodę za wytrwałość i uparte dążenie do celu.
Podążając tropem bettelheimowskim, możemy sobie postawić pytanie o dwoistość bohatera, niecodzienne dla baśni ludowej powołanie dwóch protagonistów1 zapytać, czy mamy tu do czynienia z bi- narnością postaci (królewicz i biedak to w istocie oboczne wcielenia tej samej osoby, podświadomy wyraz jakiegoś wewnętrznego rozdarcia) czy raczej poszukiwać jakichś prostszych odniesień biograficznych czy sytuacyjnych, tkwiących w genezie utworu.
Wydaje mi się, że jednak te drogi poszukiwań są nieco mniej ważne, dla uniwersalnego znaczenia baśni znacznie bowiem istotniejsza jest sama symbolika dzwonu.
Jest ona bardzo bliska znaczeniom zawartym w poprzednim utworze. Nieja
sność symbolu i jego wielka intensywność pozostawia odbiorcę - słuchacza z poczuciem tajemnicy, ale też silnego impulsu, wezwania do podjęcia poszukiwań, wędrówki życiowej w ślad za tajemnym głosem dzwonu, wsłuchiwania się w jego dźwięki, podążania za nieznanym wezwaniem. Pole skojarzeniowe dla odczytania tego impulsu jest bardzo rozległe; autor prowadzi czytelnika podsuwając mu kolejne tropy, aby później, za chwilę, zatrzeć je. Głos dzwonu jeden z wędrowców słyszy z lewej strony „tam, gdzie bije serce”, drugi zaś z prawej „tam, gdzie mieści się wszystko, co ważne”. Czy więc wezwanie dzwonu jest odgłosem bicia własnego serca? Czy dobiega z morskich głębin? Czy symbolizuje nomadyczną tęsknotę za nieznanym? Czy wreszcie, podobnie jak w „Starym dzwonie” jest wewnętrznym imperatywem szukania piękna, podążania za wezwaniem sztuki? Być może pobrzmiewają tu echa Sokratejskiej majeutyki - poszukiwania własnych utajonych możliwości, dążenia do wyzwolenia ukrytych w nas samych sił twórczych. W mojej świadomości pojawia się też silne skojarzenie z „Tryptykiem rzymskim” Karola Wojtyły - jego „wędrówką do źródła”, nakazującą „iść w górę i pod prąd”.
1 Patrz np. tekst Magdaleny Jonca: Ballada o odlewie dzwonu we Wrocławiu. „Annales Sile- siae”, vol. XXVI, 1996, s. 55-61.
2 S. Udziela: O zapadłych miastach, kościołach, dzwonach i karczmach. „Lud” 1889, t.V, s. 220-235. Toposem tym w utworze dla dzieci posłużyła się m.in. Z. Urbanowska w baśni „Złoty pierścień” (1916).
3 Opierałam się na przekładach zaczerpniętych z tzw. iwaszkiewiczowskiego wydania baśni Andersena (t. I-III, PIW, 1958). Z tejże edycji pochodzą wszystkie cytaty.
4 F.Schiller, Pieśń o dzwonie, w: Pienia liryczne, Lwów 1841, s. 77.
90
ROZMOWA GULIWERA
ROZMOWA PRZEZ OCEAN
Z KALINĄ JERZYKOWSKĄ ROZMAWIA ANETA SATŁAWA
Guliwer: Poskfadała Pani myśli Wojciecha Karwackiego? Czy można tak powiedzieć? W jaki sposób udało się Pani przejąć ciężar pisania książki? Czy to trudniejsze zadanie dla pisarza, czy samoistne tworzenie?
Kalina Jerzykowska: Nie, to nie były luźne pomysły, tylko zbiór krótkich opowiadań o tacie, wiernym czytelniku swoich ukochanych książek z dzieciństwa. Próbuje on dowieść swoim pociechom, że te książki wcale się nie zestarzały i pasują jak ulał do różnych współczesnych wydarzeń i okoliczności.
Wydawca wolał jednak, żeby była to powieść równoważąca dydaktykę i obfitość informacji zawartych w tekście Wojciecha Karwackiego fabułą, najlepiej przygodowo- sensacyjną.
Padło na mnie, a ja się nie opierałam, bo spodobał mi się bohater - (tu bohater = autor) z takim zapałem i przekonaniem broniący swoich dziecięcych fascynacji. Pomysł na biurko z tajemniczą szufladą i skrytkami pojawił się prawie natychmiast, a pisanie szło jak z płatka. Przypisuję to magii- te książki z prywatnego „minikanonu” p. Wojciecha wyraźnie chciały, żeby o nich napisać. Posunęły się do tego, że nie wiadomo, skąd znalazły się na moim własnym regale, w kącie, pod samym sufitem. Dałabym sobie głowę uciąć, że ich nie mam, że jeśli nawet jako dziecko je czytałam, to daw
no zapomniałam o Kichusiach, Plastusiachi Rogasiach, bo akurat nie były to moje ulubione lektury. „Będę musiała zajść do jakiejś b ib lio te k i.” , myślałam, odkurzając regał i nagle patrzę - stoją rządkiem: Pla- stuś, Kichuś, Rogaś i Doktor Dolittle! I jak tu nie wierzyć w czary?
Guliwer: Udało się Pani zbudować nową wersję czegoś, co było bardzo osobiste? Czy jest Pani zadowolona z efektu finalnego?
K. J.: To był chyba największy problem- że to takie osobiste. Może nawet większy dla p. Wojciecha niż dla mnie. Nie bardzo mógł przerobić tę książkę wedle życzeń wydawcy, bo on przecież napisał prawdę
91
i tylko prawdę. Swoją i swoich dzieci. A ja mogłam sobie pofantazjować. Ale czułam, że nie powinnam gubić tej prawdy, tego autentyzmu, bo jeszcze mi coś ciężkiego spadnie na głowę. Na przykład „Baśnie” Andersena. Pilnowałam się więc i z „efektu finalnego” jestem zadowolona. Mam nadzieję, że mój partner też.
Guliwer: W„13. Skrytce” pojawiają się trzy wątki. Proszę przybliżyć czytelnikom „Guliwera” treść książki.
K. J.: No, właśnie! Ile naprawdę warta jest ta książka, zdecydują czytelnicy. Z tym „przybliżeniem” jednak może być ciężko, bo przecież mamy do czynienia z tajemnicą, a do tajemnicy każdy musi dotrzeć swoją drogą. Generalnie jednak jest to rzecz o miłości do książek, która tym się różni od innych miłości, że zawsze jest odwzajemniona. Jeśli zawierzymy książkom, one gotowe są otworzyć przed nami cały świat, zabrać w niekończącą się podróż od tajemnicy do tajemnicy. I jest naukowo dowiedzione, że taki pakt z książką najlepiej zawrzeć w dzieciństwie. Bo tylko wtedy można wrócić z Czarodziejskiej góry do Chatki Puchatka. Czy mogłabym wyraźniej powiedzieć,o co mi chodzi? Nie, bo to tajemnica.
Guliwer: Wyraziła się Pani niedawno, że książka ta jest ilustracją idei „Cała Polska Czyta Dzieciom”, ale nie jako medialnej akcji, lecz dobrych relacji w domu?
K. J.: Otóż to - idei, nie akcji. Bo akcje z reguły stawiają na ilość. A ja wolałabym postawić na jakość czytania dzieciom. Żeby czytanie dzieciom, było także czytaniem sobie. Nie tylko spełnianiem rodzicielskiego obowiązku, ale także przyjemnością. I dlatego nie czytajmy dzieciom byle czego, tylko przekonujmy je do książek pięknych i mądrych. Do takich, przy których sami nie zaśniemy wcześniej niż usypiana pociecha.
Bohaterowie „13 skrytki” prowadzą przy tej okazji bardzo ciekawą grę - skrzyżowanie „podchodów”, „20 pytań” i paru innych gier. Polecam.
Guliwer: Czy faktycznie można zaryzykować tezę, że to niemalże „wiktoriańska” powieść? - Pojawia się tu sporo tajemniczości...
K. J.: Wiktoriańska? Może ze względu na ten „optymistyczny dydaktyzm”. Ale też - jak szaleć to szaleć! - trochę gotycka. To pełne skrytek biurko, ruiny biblioteki, kufry na babcinym strychu .
Guliwer: Na zakończenie dość osobiste pytanie, poprzez które chciałabym nawiązać do dość nietypowej formy tworzenia książki na odległość... Czy według Pani możliwa jest wirtualna przyjaźń?
K. J.: Pewnie jest, nie próbowałam. Skoro możliwe jest wspólne pisanie książki na odleg łość. Ale i książka i przyjaźń to sprawy magiczne. Dlatego, nie przestając słać maili i sporządzać „wydruków komputerowych”, dobrze jest od czasu do czasu stanąć z magią oko w oko.
TRUDNE PYTANIA ŚWIATA DOROSŁYCH
Z WOJCIECHEM KARWACKIM ROZMAWIA ANETA SATŁAWA
Guliwer: Do tej pory znaliśmy Pana jako wydawcę - od kilku lat jest Pan dyrektorem Wydawnictwa Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, teraz przyszła pora na debiut literacki. Podobno pomysł napisania książki zrodził się w dość osobliwych okolicznościach?
- Wojciech Karwacki - Sam, w najskrytszych myślach nie przypuszczałem,
92
że mój debiut literacki spowodowany będzie niekończącymi się kontrolami. Najpierw była kontrola z ZUS-u, a następnie na wniosek Prezesa Polskiej Akademii Nauk (organu założycielskiego) z Archiwum Państwowego. Kiedy myślałem, że to już koniec kontroli i wspólnie z rodziną przygotowywaliśmy się do wyjazdu na urlop, okazało się, że będzie trzecia kontrola. Tym razem finansowa i potrwa całe wakacje. Kiedy moja rodzina korzystała z uroków Gdańska, ja musiałem pozostać w Wydawnictwie. Aby nie nudzić się wieczorami postanowiłem spisać moje rozmowy z dziećmi o książkach. Tak powstał szkielet powieści dla dzieci, bowiem w pierwotnej wersji były to luźne opowiadanka.
Guliwer: Książka jest wynikiem rozmów z Pańskimi dziećmi. Rozmów nie tylko o literaturze, ale i problemach dnia codziennego?
WK: Literatura jest odzwierciedleniem problemów życia codziennego, nie tylko świata ludzi dorosłych, ale i dzieci. Wychowując dzieci, trzeba traktować je bardzo poważnie i nie można uciekać od takich rozmów. Dziś ich problemy są tak samo małe jak i one. Ale kiedy moje dzieci będą już dorosłe, to chciałbym, aby samodzielnie potrafiły szukać w książkach odpowiedzi na trudne pytania świata dorosłych. A swoją drogą, przytaczane w mojej książce dzieła dla małych czytelników, to wielka literatura.
Guliwer: Skąd pomysł, by zaprosić Kalinę Jerzykowską do pracy nad „13. skrytką”?. Czy zadaniem autorki było „ubranie” wątków pojawiających się w książce w zgrabną fabułę?
WK: Jak już wspomniałem, pierwszą wersję stanowiły luźne opowiadanka. Brakowało tajemniczej fabuły. I tu z pomocą przyszedł wydawca (Wydawnictwo Litera
tura), proponując, by Kalina Jerzykowska scaliła je ciekawą historią tworzącą powieść. W ten sposób pojawiło się biurko pradziadka, a jego tajemnicza skrytka stała się osią rozmów o książkach.
Guliwer: Wiem, że książka powstawała równocześnie we Wrocławiu i w San Francisco. To dość nowatorskie podejście do kwestii pisania dla dzieci.
WK: No cóż. Książka jest nowatorska, bowiem nie było wcześniej książki dla dzieci o książkach dla dzieci. Nowatorskie, jak myślę, są okoliczności narodzenia się pomysłu na tę książkę. To w konsekwencji nowatorski musiał być sposób jej pisania.
Guliwer: Czy m yśli Pan o kolejnej książce? Czym można zaskoczyć dzisiaj młodego czytelnika?
WK: Myślę, że jest wiele interesujących historii, w których książka jest głównym bohaterem. Warto je opisać, jeśli oczywiście czas na to pozwoli.
Grażyna Lewandowicz-Nosal
TO LUBIĘ
Odpowiedź na pytanie, co powstaje w wyniku współpracy autora i wydawcy jest prosta - książka. Tak też się stało w wypadku pozycji opatrzonej tytułem 13. skrytka, choć mamy tutaj do czynienia z sytuacją nieco nietypową. Oto poważny dyrektor poważnego wydawnictwa zadebiutował już nie tylko jako wydawca, ale autor (precyzyjnie - współautor).
Kalina Jerzykowska i Wojciech Karwacki w 13. skrytce przekonują o wartości czytania. Cała fabuła to pretekst do powiedzenia: lubię czytać a książka to najbardziej magiczna rzecz na świecie. Czy
93
telnik zapoznaje się z sympatyczną rodziną wielce zapracowanego wydawcy (alter ego autora) i tajemnicami jego ogromnego biurka. Asia i Michał - dziecięcy bohaterowie opowieści dążą do rozwiązania zagadek, dowiadują się, jak wygląda obieg książki, jak ciężkie jest życie wydawcy, i że słowo „wydawca” nie znaczy to samo, co słowo „szpieg” . G ier językowych jest zresztą w utworze więcej.
Autorzy prezentują listę wartych czytania lektur dziecięcych od baśni Andersena i Grimmów przez Kubusia Puchatka, Dzieci z Bullerbyn, Ferdynanda Wspaniałego, Doktora Dollittle, po Plastusiowy Pamiętnik i Kichusia Majstra Lepigliny i wiele innych. Uważny dorosły czytelnik odnajdzie w książce odwołania do bieżących wydarzeń takich jak Rok Andersena, a przede wszystkim likwidacja bibliotek i wyprzedaż książek za przysłowiowy grosik. Osobiście mam żal do autorów o utrwalanie w świadomości dużych i małych odbiorców stereotypu bibliotekarki - starej panny w ka
Katarzyna Węcel
ZADZIWIAJĄCY OGRÓD
Archetypiczny ogród dzieciństwa nigdy nie kończy się za bramą terenu okalającego dom1. Zgodnie z tą prawidłowością, ogród namalowany piórem Kaliny Jerzy- kowskiej - autorki zbioru uroczych wierszy, obejmuje cały świat, którego uczy się mały człowiek: przydomowy ogródek, warzywną
peluszu, koronkowych rękawiczkach i z pieskiem, brak jej tylko okularów i koka. Natomiast wielce interesującą postacią jest kolega Michała z przedszkola, bezimienny Królikowski, syn szewca, wielbiciel telewizji i komiksów. Jego opinie stanowią przeciwwagę dla tych wygłaszanych w domu wydawcy. Sceny z cytowanymi zdaniami przedszkolaka przypominają te z serialu „Tata, a Marcin powiedział”, tu w wersji „Królikowski powiedział”.
W sumie otrzymujemy materiał przydatny na lekcje biblioteczne i obraz idealnej rodziny, której życie toczy się nie wokół telewizora, a wokół książek. Szkoda tylko, że w realu więcej jest takich „Królikowskich”. Niemniej i książki, i ideały są potrzebne, bez nich życie traci sens.
Pozycja ukazała się w serii „To lubię” z ilustracjami Anety Krelli-Moch.
Kalina Jerzykowska, Wojciech Karwacki: 13. skrytka il. Aneta Krella-Moch, „Literatura”, Łódź 2005.
grządkę, rabatę z kwiatami, łąkę, las, a nawet afrykańską dżunglę. Wielobarwny ogród nie jest miejscem zwyczajnym i zdefiniowanym jedynie w powszechnym jego znaczeniu, bowiem w zamyśle autorki to przede wszystkim przestrzeń dorastania. W doświadczaniu ogrodu ogromną rolę odgrywa więź z przyrodą, zwłaszcza przyjaźń ze zwierzętami i roślinami. Nie bez znaczenia jest wyobraźnia, za pomocą której można odbyć podróż do świata fauny
NA LADACH KSIĘGARSKICH
94
i flory, zaś uważnie wsłuchując się w głosy natury, przeprowadzić z nią fascynującą rozmowę. Doskonałym pomysłem na formę dialogu z animalistycznym światem wydaje się być wywiad (nieautoryzowany - co podkreśla poetka) na przykład z panem Świerszczem, mogącym w ten sposób pochwalić się swymi sukcesami.
Dzięki lirycznej rozmowie utalentowany artysta ma również sposobność wyrazić swą refleksję na temat publiczności, przysłuchującej się tłumnie pięknym koncertom owadów: „Cóż, gdy oni wszyscy, niestety,/ ani myślą płacić za bilety!”. Satyryczny styl, melodyjne strofy i nietuzinkowe tematy zbliżają lirykę Kaliny Jerzykowskiej do poetyckiej szkoły groteski, jaką stworzyli Jan Brzechwa i Julian Tuwim. Wiersze zebrane w tomiku są pogodne, lekkie, żartobliwe, czasem może nieco przewrotne. Bawią, lecz także uczą grą słów, skojarzeniami oraz dostosowanymi do percepcji małego odbior
cy frazeologizmami. W tonie tak wyśmienitej zabawy i dobrego humoru utrzymane są liryczne historie Wzajeździe „Pod tatarakiem”, Liszka i szyszka, Żale i narzekania węża do podlewania czy wiersz Małe jest wielkie osnuty wokół perypetii słonia, który aby przekonać się o tym, że „małe może być wielkie!” musi dostać solidną nauczkę od maleńkiej mrówki.
Krótki wiersz o przyjaźni jedynie utwierdza czytelnika w przekonaniu, że najwierniejszym towarzyszem „doli i niedoli” człowieka jest pies - „fajny gość, choć trochę maruda”. Podmiot liryczny, snując opowieść0 swym czworonożnym przyjacielu, posługuje się słuszną argumentacją.
Czego można nauczyć się od gipsowego krasnala, który „stoi pod płotem skryty w ligustrze”, w jaki sposób się rośnie i jakie mogą być skutki głośnego czytania bajek przy otwartym oknie? Na te i na inne pytania z całą pewnością odnajdziemy odpowiedź zatopiwszy się w lekturze tomu W moim ogrodzie mieszka czarodziej. Tematyka poezji K. Jerzykowskiej dotyka świata postrzeganego oczyma dziecka, więc często wiąże się z problemami, jakie miewają dorośli. Rozterki nieco starszych czytelników opiewa utwór otwierający zbiór W moim ogrodzie oraz „trochę dłuższy wiersz o miłości” zatytułowany Zakochana sowa. Wszak nie od dziś wiadomo, że życiową tragedią może stać się nieodwzajemnione uczucie, nawet jeśli jego adresatem jest bocian. Tytułowa sowa to ptak, który dla obiektu swych westchnień gotów jest na wiele wyrzeczeń, kompromisów1 poświęceń, choć jak pokazuje trafna puenta, którą kończy się utwór, wszystko ma swoje granice, bowiem „nawet z miłości nie można zjeść żaby”.
Na uwagę zasługuje język, jakim przemawia poetka do najmłodszego czytelni
9S
ka. Wypowiedź literacka Jerzykowskiej stanowi specyficzną kombinację kunsztownych środków stylistycznych oraz współczesnego słownictwa potocznego. Z takiego połączenia powstał nader interesujący styl artystyczny.
Należy podkreślić, iż książka wydana przez prestiżowe Wydawnictwo „Literatura” z Łodzi, odznacza się niezwykle staranną szatą graficzną. Niemała w tym zasługa Joanny Zagner-Kołat, która jest autorką ilustracji. W tomiku, bogatym pod względem zawartości elementów plastycznych, dominują ilustracje całostronicowe- nasycone barwami zieleni i szarości, ich tematyka oraz oryginalność z całą pewnością doskonale harmonizują ze stylem zamkniętej w zbiorze poezji.
Warto więc wejść, choćby na krótką chwilę, do ogrodu pełnego zagadkowych miejsc, niewytłumaczalnych zjawisk i przyjaznych zwierząt. Ogrodu, w którym mieszka czarodziej.
1 Topos ogrodu w twórczości artystycznej, w szczególności zaś w literaturze dziecięcej i młodzieżowej jest przedmiotem zainteresowań wielu znakomitych badaczy (J. Cieślikowski: Literatura i podkultura dziecięca, Warszawa 1975; A. Baluch: Archetypy literatury dziecięcej, Kraków 1992; K. Heska-Kwaśniewicz: Tajemnicze ogrody, Katowice 1996; J. Papuzińska: Zatopione królestwo, Warszawa 1989).
Kalina Jerzykowska: W moim ogrodzie mieszka czarodziej, il. Joanna Zagner-Kołat, „Literatura”, Łódź 2005
Grażyna Lewandowicz-Nosal
BUDZIK I CODZIENNOŚĆ
W swojej najnowszej książce Kazimierz Szymeczko opisuje codzienność,
ale w niezwykły sposób. Autor, znany dotąd z utworów o tematyce historycznej, tym razem zaskakuje pełnymi wdzięku zabawnymi i pomysłowymi opowiastkamio przedmiotach codziennego użytku - budziku, kłębku wełny, wiaderku, bezpieczniku, a nawet gumowych rękawiczkach. Szymeczko wnika w wewnętrzny świat przedmiotów, sprawia, że na naszych oczach ożywają, nabierają swoich indywidualnych cech. Przedmioty chcą być ważne, potrzebne ludziom, chcą się nimi opiekować, pomagać, ale też i wychowywać. Historie są pogodne, mogą pełnić rolę terapeutyczną, np. historiao lampie czy gumowych rękawiczkach lepiej niż niejedna pseudo-terapeutyczna bajka. Przyznaję, że dzięki tym opowiastkom uważniej zaczęłam się przyglądać domowym sprzętom. Sam autor zaskoczył mnie wyobraźnią, talentem już nie tylko literackim ale i poetyckim.
Kazimierz Szymeczko, Zemsta budzika - opowiastki domowe, il. Aneta Krella-Moch, „Literatura” Łódź 2005.
96
Grażyna Lewandowicz-Nosal
KOLĘDY PANI WANDY
Chwilę przed Bożym Narodzeniem do rąk czytelników dotarło nowe wydanie Kolęd i pastorałek Wandy Chotomskiej. Po ten ważny temat sięgnęła autorka już w latach 80., szczególnych między innymi ze względu na powrót literatury religijnej na rynek wydawniczy. W 1988 r. w poznańskim Pallotinum ukazały się Jasełka i Kolędy jej autorstwa. W 1999 r. obie pozycje doczekały się wznowienia. Ponieważ szerszą analizę tych, jakże pięknych, utworów zaprezentowałam w księdze jubileuszowej dedykowanej Wandzie Chotomskiej pt. Wandalia Chotomistyczne czyli rzecz o twórczości w życiu Wandy Chotomskiej, tutaj zwrócę uwagę na kilka elementów głównie wydawniczych. Obecny
zbiór zawiera wybór 14 utworów z poprzednich wydań. Zabrakło w nim, między innymi, takich pięknych, moim zdaniem, kolęd jak: Szła kolęda, Gwiazda nadziei, To już pora na wigilię czy Za oknami noc grudniowa. Ale są inne - Zagraj dziecku kołysankę, Kolęda na dzwonkach, Skrzydlata kolęda czy Kolęda domowa. Wszystkie teksty, oprócz utworu Nasza mama kocha muzykę, opatrzone są zapisem nutowym. Książka wyposażona została w płytę kompaktową z nagraniem kolęd w wykonaniu zespołu „Łejery”, co ułatwia śpiewanie osobom nieznającym nut.
Natomiast, żeby osoby katalogujące książki nie miały łatwego zadania, wydawnictwo dołączyło do tego tomu jeden utwór autorstwa Emilii Waśniowskiej pt. Gwiaz- dorek, sięgający do poznańskiej tradycji, w której świętego Mikołaja zastępuje właśnie postać Gwiazdora. Również ten utwór znalazł się na płycie. Dobrze się stało, że całość opatrzono znanymi z poprzednich wydań pięknymi ilustracjami Teresy Wil- bik. Pozycja niezbędna do księgozbiorów bibliotek, przedszkoli i szkół.
Wanda Chotomska, Kolędy i pastorałki, Emilia Waśniowska, Gwiazdorek, il. Teresa Wilbik, muzyka Teresa Niewiarowska, Mariusz Matuszewski (Gwiazdorek), „Literatura”, Łódź 2005 s. 48, nuty, + CD
Joanna Gut
CZY WAMPIRY ISTNIEJĄ NAPRAWDĘ?
Niemiecka pisarka, Angela Sommer- Bodenburg przekonuje, że wampiry istnieją; ba! nawet nie muszą być tak groźne, jak zwykło się o nich mówić! Som- mer-Bodenburg jest autorką cyklu osiem-
97
nastu książek dla dzieci, traktującycho wampirach. Pisarka ma spore doświadczenie w pracy z dziećmi. Studiowała pedagogikę, psychologię i socjologię, a przez dwanaście lat pracowała w charakterze nauczycielki w jednej w hamburskich szkół. Seria książeczek o małym wampirku ma dwadzieścia sześć lat. W tym czasie doczekała się wielu inscenizacji teatralnych, filmowych i kinowych. W roku 2005 ukazała się kolejna książka: Wampirek w podróży, otwierająca trzecią część serii, a na końcu tej pozycji zamieszczono adnotację: „W 2006 roku ukażą się dwa kolejne tomy cyklu: Wampirek na wsi (maj) i Wielka miłość wampirka (listopad)”.Wszystko wskazuje na to, że seria ta cieszy się sporym powodzeniem.
Sam tytuł omawianej pozycji: Wampirek w podróży, bardzo trafnie oddaje książkowe przygody. Oto dwaj mali bohatero
wie: Antek i wampirek Rydygier mają razem spędzić wakacje i w tym celu muszą pokonać wiele trudności. Na samym początku mały czytelnik dowiaduje się, że rodzice, bez wcześniejszej konsultacji z Antosiem, wysyłają go na wieś. Chłopiec nie chce się rozstawać ze swym przyjacielem, wampirkiem Rydygierem, ale ten z początku niezbyt optymistycznie przyjmuje wiadomość o konieczności towarzyszenia chłopcu. Szybko przypomina sobie jednako odwiedzinach Jerzego Wybuchowego w rodzinnym grobowcu, któremu poważnie się niegdyś naraził i w tej samej chwili decyduje się na wyjazd. Droga do celu jest długa, pełna przeciwności. Jak bowiem przetransportować trumnę (miejsce nocnego wypoczynku) małego wampirka? Jak ubrać Rydygiera, żeby uchodził za człowieka i nie wzbudzał podejrzeń pasażerów pociągu?
Akcja książki, choć w całości dotyczy przygotowań do podróży i jej przebiegu, nie jest pozbawiona motywów i postaci pobocznych. Mały czytelnik dowiaduje się przy okazji o zwyczajach panujących u wampirów (Antek zostaje zaproszony na wampirzyny Ani) oraz dokładnie poznaje rodziców Antka.
W kontaktach Antka z wampirkiem wyraźnie widać siłę przyjaźni, która jest w stanie przezwyciężyć wszelkie trudności. Pomimo że oboje pochodzą z różnych środowisk, z różnych światów, są gotowi na wzajemne poświęcenia. W ich relacjach nie brakuje jednak dreszczyku emocji. Antoś wielokrotnie jest przedstawiany właśnie przy użyciu słownictwa nacechowanego grozą: „chłopak poczuł zimny dreszcz na plecach” (s. 33), „z ciężkim sercem usiadł na trumnie” (s. 39), „z dreszczem zgrozy pomyślał o przeźroczystych szklanych butelkach, wypełnionych po brzegi k rw ią .” (s. 39),
98
„poczuł, że kartonik kakao drży mu w dłoni” (s. 41), „Antek oblał się zimnym potem” (s. SI). Podobne uczucia towarzyszą wam- pirkowi: „wampirek zastyg ł ze zgrozy” (s. 101), wampirkowi zadrża ły us ta ” (s. 101), gdzie indziej zaś - „wargi mu drżały, a czerwone oczy błyszczały niespokojnie” (s. 103). Tyle tylko, że prawdziwe niebezpieczeństwo istnieje właśnie ze strony wampirów!
Opisane stosunki między Antkiem a jego rodzicami są bardzo realistyczne, a zarazem niepozbawione humoru. Nastrój książki podkreślają dodatkowo efekty graficzne - czarno-białe rysunki, na których często pojawiają się wampiry z wystającymi kłami, a także czarna okładka z postacią wampirka Rydygiera. Niekoniecznie musi to odstraszać odbiorcę. Ostatnie lata przemian na rynku księgarskim i wydawniczym ukazują daleko idące zmiany również w literaturze dla dzieci. Przenika do niej wiele elementów z gatunków zarezerwowanych dla dorosłych; pojawiają się pierwiastki horroru i wbrew pozorom okazuje się, że dzieci lubią tajemniczość, nie- samowitość, a także dreszczyk emocji. Dowodem na to niech będzie sam bohater Antek, który słuchając pewnego razu opowieści wampirka „drżał z podniecenia” (s. 10S) i z niecierpliwością czekał na dalszy ciąg, wołając: „no i co?” (s. 10S). Wam- pirek zaś „rozkoszował się podnieceniem Antosia” (s. 10S).
Wampirek w podróży klasyfikuje się do ważnego nurtu literatury dziecięcej. Książka mieści się w kręgu „opowieści niesamowitych” - to barwna, pasjonująca opowieść, która oprócz niesamowitości przygód niesie ważne przesłanie - mówi o tolerancji, prawdziwej przyjaźni i lojalności.
Poza żywą akcją, ciekawie skomponowaną fabułą, książka posiada i inne
walory; ot, choćby język - jasny i zrozumiały dla odbiorcy, mimo że autorka posługuje się metaforami, np. „osiedla skąpane były w miękkim, srebrzystym świetle księżyca” (s. 9). Ale czy sama zakupiłabym tę książkę dla swojego dziecka? Niewątpliwie rozwija wyobraźnię i potrafi zaciekawić dziecko. Z racji jednak tego, że nie jestem zwolenniczką okrucieństwa, przemocy i krwi (Antoś wielokrotnie obawia się ugryzienia przez wampira), zrezygnowałabym z tej pozycji. Na przykładzie Antosia widać też, że książki o wampirach, które lubi czytać i filmy o wampirach, które lubi oglądać, niekorzystnie wpływają na jego życie. Chłopiec budzi się w nocy, jęczy i krzyczy przez sen „ciotko Doroto, nie gryź mnie!” (s. 1S). Warto więc poważnie zastanowić się nad wyborem odpowiedniej lektury dla dziecka, nawet wtedy, gdy opinie recenzentów są bardzo przychylne.
BIBLIOGRAFIA
Angela Sommer-Bodenburg, Wampirek w podróży, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005.
1 Wszystkie cytaty pochodzą z omawianej pozycji (Angela Sommer-Bodenburg, Wampirek w podróży, Warszawa 2005).
Maria Kulik
ZAKOCHANA MYSZ
Historia zaczyna się niewinnie - w pewnej rodzinie myszy pojawia się najmłodsza latorośl, otrzymując imię Despe- ro, na pamiątkę smutku, jaki towarzyszył jego narodzinom. Od początku wiadomo, że z myszką „jest coś nie tak”, ma za duże uszy, urodził się z otwartymi oczami. To,
99
co jest źródłem niepokoju rodziców, krewnych i starszego rodzeństwa, w rzeczywistości świadczy o wielkiej wrażliwości naszego bohatera. Despero widzi i słyszy to, czego nie mogą inni. Niestety, nie jest w stanie opanować żadnej praktycznej, mysiej czynności, jak przemykanie korytarzem, ukrywanie się przed ludzkim wzrokiem i jedzenie starych książek.
Właśnie, te książki! Z nich cała zguba. Gdyby nie te słowa „Dawno, dawno te m u .”, które miały paść ofiarą żarłoczności starszej siostry, gdyby nie to zakończenie „ . i żyli długo i szczęśliwie” - może Despero nigdy nie sprzeniewierzyłby się swemu mysiemu powołaniu. Niestety, literatura, a także muzyka sprawiły, że Despero się zakochał i to w prawdziwej, żywej księżniczce. Miłość zostaje przypieczętowana wyznaniem „Ubóstwiam cię!” , znanym też z książki. Za ten czyn, straszny i żałosny zarazem, zostaje nasz nieszczęśnik przez Radę Wszechmysią wtrącony do lochu. Tam zaś nie ma świateł, witraży, biblioteki ani książek. Nie ma też księżniczkio słodkim imieniu Pi; są za to szczury i ciemność. Poza tym loch cuchnie; śmierdzi rozpaczą, cierpieniem i brakiem nadziei.
Motyw zakochanej myszy nie jest jedynym w tej zabawnej i wzruszającej opowieści. Jest także szczur, ogarnięty żądzą zemsty na ludziach, a przede wszystkim na księżniczce. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, pełne wstrętu i nienawiści, aby Ro- scuro (tak szczur ma na imię) nie zapomniał tego do końca swych dni. Jest także nieszczęśliwe dziecko, siedmioletnia dziewczynka, sprzedana przez własnego ojca na służbę do okrutnego człowieka. Przelotne spotkanie z księżniczką Pi wprawia małą Miggery w taki zachwyt, że nie może już myśleć o niczym innym. Kiedy zostaje służącą na zamku u króla, nie
jest w stanie wywiązać się należycie ze swoich obowiązków. Nic dziwnego - zahukana, niedosłysząca wskutek częstego bicia, niezgrabna, niełatwo zdobywa sympatię ludzi. Jej naiwność i prostoduszność sprawiają, że opętany marzeniami o odwecie szczur ją właśnie wybierze jako narzędzie zemsty. Mała Mig ma zwabić księżniczkę do lochu, gdzie niewątpliwie szybko zakończy swój żywot - taki jest plan Roscuro.
Ale oto powraca Despero, niegdyś wtrącony do lochu na pewną śmierć, teraz ocalony przez więziennego strażnika. Jego bronią będzie igła do szycia, drogowskazem w labiryncie korytarzy - szpulka nici, siłą zaś - miłość do księżniczki i pożywna zupa, ugotowana przez pałacową kucharkę. Wprawdzie gotowanie i jedzenie zup zostało swego czasu zabronione po tym, jak do zupy królowej wpadł szczur, przyprawiając biedaczkę o przedwczesną śmierć. Teraz jednak, gdy księżniczka zostaje uprowadzona, a czeluście lochów zbyt przepastne dla królewskich poszukiwaczy - kto by się przejmował bezsensownymi zakazami monarchy.
Jakie szanse ma mała mysz w ciemnym lochu? Na przeżycie - znikome, a co mówić o zwycięstwie? Tą szansą jest przemiana serca, musi wydarzyć się coś, co sprawi, że wróg zaniecha zemsty. Tym czymś jest zapach, który bije od Despero, zapach wyśmienitej zupy, zapach, który przywodzi na pamięć urok wspólnej biesiady, pięknej zastawy, blasku kandelabrów i szmeru miłej rozmowy przy stole. Proste przekupstwo, obietnica spełnienia tego marzenia, sprawia, że wszyscy - księżniczka Pi, zakochany Despero, Roscuro i Mig- opuszczą bezpiecznie loch. I cóż, „żyli długo i szczęśliwie”, choć nie tak, jak by naprawdę chcieli. Księżniczka nie została
100
żoną Despero, bo jednak nie było to możliwe. Mała Mig nie będzie nosić wymarzonej korony, ale odnaleziony ojciec będzie ją odtąd traktował jak księżniczkę. Niemniej zupa będzie podawana codziennie i ludziom, i myszom. Stanowczo nie doceniamy roli zapachu dla przemiany serc.
Autorka książki jest znana polskiemu czytelnikowi z „Dzięki tobie, Winn-Dixie!”. Podobnie jak poprzednia, również i ta urocza, pełna ciepła książka z pewnością spodoba się dzieciom, a i dorosłym także. Dodatkowym jej atutem, ostatnio spopularyzowanym przez Lemony Snicketa, są wtręty odautorskie,
„I co o tym myślisz, drogi czytelniku? Czyżbyś nie przewidział takiej sytuacji?”. Baśń literacka, która wzrusza i bawi, a jej optymistyczne zakończenie sprawia, że książkę odkładamy pełni pozytywnych emocji.
Kate DiCamillo, Opowieść o Despero, tł. Agnieszka Cioch, Philip Wilson, Warszawa 2005
Anna Horodecka
DNI PEŁNE BARW...
Barwny kalejdoskop rodzinnego życia. Nawet najzwyklejszy dzień dostarcza Małgosi mnóstwo przygód i wrażeń - czytamy na okładce książki. To zachęcająca opinia, na której czytelnik się nie zawiedzie. Znajdzie wiele wrażeń i emocji, kształtując swoją wrażliwość i spojrzenie na otaczający świat.
Czy istnieje szczęśliwe dzieciństwo?- zastanawiamy się nieraz czytając ostatnio wydane książki. Tyle w nich traumatycznych przeżyć dzieci, odrzuconych przez rodzinę czy rówieśników, krzywdzo
nych, uwikłanych w różne życiowe perypetie. A tu tyle pogody i jasnych barw!
Narratorką jest Małgosia z Leśnej Podkowy. Jej relacje z codziennych wydarzeń są pełne emocji i zaangażowania w tym, co się wokół dzieje. Kawały, szkolne wybryki, zabawy z rówieśnikami, te podwórkowe, zwykłe i te wyreżyserowane w teatr, kino, pisanie wierszy na różne okazje. Wyprawy w góry czy nad morze pełne przygód i niezapomnianych wrażeń. Jakże fantastyczny był obóz nad jeziorem, w namiocie: Miło było czuć ciepło ognia, patrzeć w gwiazdy i słyszeć jezioro.
Małgosia jest wrażliwa na uroki przyrody, podziwia otaczający świat, ma też wiele sentymentu dla zwierząt. Hołubi domowe koty i psy, pilnie obserwując ich zachowanie, śledzi ptaki i dokarmia je zimą.
Choć dobrze się czuje w towarzystwie swoich rówieśników na obozach w czasie zabaw, prywatek czy wypraw do kina za-
101
wsze tęskni za domem. Rodzina to najjaśniejszy krąg jej życia, do którego stale powraca w swoim dzienniku. Tu znajduje oparcie, pociechę, inspirację do działania, tu kształtuje swoją osobowość.
Bliskie kontakty z nowonarodzoną siostrą, choć często nieznośną, dają jej wiele radości.
Spotkania z krewnymi, pogwarki, biesiady to okazja do zacieśniania więzów z dziadkami, ciotkami, licznymi kuzynami. Ileż radości sprawiają przygotowania do świąt, pieczenie pierników, obmyślanie prezentów. I ten zapach choinki, wysprzątanego domu! - to się długo pamięta.
Wydawałoby się obraz idylliczny, ale w opowieściach dziewczynki są też cienie. Nie wszystko układa się idealnie. Ot, choćby kontakty z rówieśnikami. Obok beztroskiej zabawy nie brak rywalizacji, zazdrości, obmowy, chęci dominacji. Na szczęście Małgosia ma się komu zwierzyć!
To matka (pracuje jako nauczycielka) jest najlepszą pocieszycielką rozpraszającą złe nastroje. Zawsze można na niej polegać - pocieszy, utuli, doradzi: Okropnie nie lubię kłócić się z mamą. Ale bardzo lubię się godzić. Nikt tak nie pociesza jak ona. W sprawach ważnych jest stanowcza potrafi też sama przyznać się do swoich błędów.
W przeciwieństwie do wielu matek nie stosuje ostrych pouczeń, reprymendy, wytykania błędów, ale łagodną perswazję naprowadzającą córkę na właściwy trop. Kiedy np. zawiodła się na koleżankach, tłumaczy, że ludzie zachowują się różnie w różnych sytuacjach, ale nie trzeba się tym przejmować, bo to wszystko z czasem mija. Podobnie jak mija adoracja chłopców wobec urodziwej koleżanki, o którą Małgosia była zazdrosna. Chłopcy uwielbiają rywalizację - tłumaczy.
Matka od razu zauważa zły nastrój córki i szybko śpieszy z pomocą. Ma przy tym wielkie poczucie humoru, jest niezrównana w zabawach z dziećmi, w przekomarzaniu się z nimi i opowiadaniu dziwnych historii: Mama jest najbardziej postrzelona ze wszystkich znanych mi mam. Nigdy chyba nie dorośnie.
Gdy dochodzi do spięć Małgosia wyrzuca matce, że się ośmiesza. Ma do matki pretensję, że traktuje ją jak dziecko i nie pozwala np. wracać późno do domu.
Te napady złości, płacze - rypostuje matka - to normalne. Gdy przestajemy być dzieckiem i później, gdy się starzejemy, w naszym ciele i w naszych uczuciach, panuje straszy bałagan.
Musisz jednak szanować uczucia innych. Też kłóciłam się z rodzicami, to typowe dla nastolatek.
Trochę kontrowersyjną postacią jest tata „Pracoholik” - jak określa go córka. Często nieobecny w domu, zajęty pracą, mało czasu poświęcający dzieciom, a przy tym nieporadny w domowych zajęciach. Czasami jednak znajduje czas na zabawy i to jest wielkie święto, podobnie jak wspólne wyjazdy na wakacje!
Kocham tatę, ponieważ nie jest psychopatą. Zarabia pieniądze i buduje dom.
Nowy dom z ogrodem, na skraju lasu- wymarzone gniazdo rodzinne, o czym Małgosia pisze z wielkim przejęciem. Znajduje się tu miejsce i dla dziadków przywiązanych do starych rzeczy, rodzinnych albumów, snujących dawne opowieści.
Dzięki pełnemu ciepła środowisku rodzinnemu nasza narratorka dojrzewa, przyswaja sobie najlepsze wzory postępowania, uczy się samodzielności, zaradności, życzliwego odnoszenia się do ludzi. Warto polecić dzieciom tę pełną humoru lekturę, ale i rodziców może skłonić
102
do właściwego postępowania ze swymi pociechami.
Beata Wróblewska: Małgosia z Leśnej Podkowy, II. Marcin Piwowarski. Wyd. „Egmont”, Warszawa 200S r.
Katarzyna Węcel
Z WIZYTĄ UCIUMKÓW
Powieści obyczajowe o tematyce rodzinnej są lubiane przez większość czytelników, bez względu na wiek i preferencje lekturowe. Sięganie po utwory z tego gatunku jest motywowane zazwyczaj pragnieniem zaspokojenia czytelniczego niedosytu literatury lekkiej i relaksującej, lecz dla niektórych może stanowić także coś głębszego. Wybierając książki o perypetiach rodzinnych, mamy nadzieję ujrzeć w boha
terach portrety własne i swoich najbliższych, odnaleźć schematy zachowań, a nawet rozwiązania sytuacji, jakie niesie codzienność.
Paweł Beręsewicz powieścią Co tam u Ciumków*, adresowaną do najmłodszych, włączył się w nurt literatury familijnej. Książka z całą pewnością wyjątkowa, choć jej fabuła osnuta jest wokół na pozór prozaicznych wątków: typowego domu, współczesnej rodziny, opowiada o problemach i radościach, jakie niesie wspólne życie. Napisana w sposób pogodny, z dużą dawką dobrego humoru, pokazuje wyłącznie jasne strony rzeczywistości, świat oglądany „przez różową szybkę” , nasycony miłością, radością wzrastania i szczęściem, jakie daje możność wychowywania dzieci. Tytułowa czteroosobowa rodzinka: mama Barbara, tata Jan wraz z dwójką sympatycznych urwisów - siedmioletnim Grześkiem i młodszą o dwa lata Kasią, zamieszkuje na miłym i zacisznym miejskim osiedlu domków jednorodzinnych. W domu przy ulicy Cichej nigdy jednak nie panuje błogi spokój, który często byłby pożądany dla dorosłych Ciumków. Rodzeństwo Kasia i Grześ jest rozkrzyczane, przekorne, bezustannie psoci, fantazjuje, zamęcza dorosłych trudnymi pytaniami, lecz jednocześnie dzięki swemu dziecięcemu urokowi osobistemu potrafi rozśmieszyć do łez i rozładować każdą, nawet najbardziej napiętą sytuację.
Warto podkreślić, iż narrator kreśli sylwetki niemal idealnych rodziców, którzy pomimo bogatego życia zawodowego, zawsze mają czas na przebywanie z dzieckiem - na rozmowę, zabawę, wspólną lekturę, wycieczki czy spacer. Dziecko jest najważniejsze, dlatego na przykład „kinder- bal” z okazji piątych urodzin córki urasta do rangi wielkiej uroczystości w kalenda
103
rzu rodzinnym, a w dniu, w którym ma się odbyć na głowie postawiony zostaje cały dom. Zasady „dwadzieścia minut dziennie codziennie” dla swoich pociech, mama i tata Ciumkowie konsekwentnie przestrzegają. Nietrudno się domyślić, iż takim właśnie rodzicem dla dwójki własnych dzieci jest autor książki, odkrywający przed czytelnikiem świat dziecinnego pokoju, widziany ze swojej perspektywy, do którego od czasu do czasu wkracza ktoś dorosły. Być może dlatego w powieściowej rodzinie to ojciec jest zazwyczaj towarzyszem, a często nawet inicjatorem różnych form pożytecznego wykorzystania czasu Kasi i Grześka. Okazją do zabawy z dzieckiem może być każda wspólnie wykonywana czynność, nawet czesanie włosów, o czym narrator opowiada w Balladzie o czesaniu córki. Na kartach opowieści o rodzinie Ciumków pojawia się wiele interesujących propozycji na wypełnienie rezolutnym maluchom wolnych chwil, zajęciami stanowiącymi rozrywkę, lecz jednocześnie naukę, rozwijającymi inteligencję, kształtującymi właściwe nawyki: „lista słów zakazanych”, gruszki spadające z drzewa, poszukiwanie „skarpu”, wymyślanie horribelungów to jedynie nieliczne z pomysłów, które można z powodzeniem wykorzystywać w każdym domu. Jak bywa w większości rodzin, tak u Ciumków szczególną rolę w życiu dziecka spełniają dziadkowie, którzy pomimo różnicy pokoleń zawsze odnajdują z wnukami wspólny język (czasem nawet niezrozumiały dla niewtajemniczonych, jak język „dziubdziański”).
Tło wydarzeń opowieści Co tam u Ciumków jest jak najbardziej współczesne, więc bez trudu można dopatrzeć się w nim skądinąd znajomych rekwizytów. Narrator w subtelny sposób pokazuje na przykład silną perswazję reklamy telewizyj
nej, pod pływem której może pozostawać kilkulatek wypijający, dzięki odpowiednio rozpowszechnionym przez media treściom, ogromne ilości mleka. Znamienne są również fragmenty, kiedy mali Ciumkowie wraz z ojcem zaczytują się w bestsellerze Gary Blotter i Korzeń Filologiczny, zbierają kapsle z chipsów i pokemonowe karty. Dzieci ukazane są w różnych sytuacjach, najczęściej jednak na łonie domu rodzinnego w kontaktach z najbliższymi, rzadziej w relacjach z rówieśnikami. Niekwestionowanym autorytetem Kasi i Grześka jest „wujek od hondy”, często przywoływany w ich wypowiedziach. Wujek to postać dość tajemnicza, nie pojawiająca się nigdy osobiście na kartach książki. Czytelnik nie wie nic na jego temat ponad to, iż jest posiadaczem pojazdu wysokiej marki, a w swoim życiu stosuje osobliwą filozofię, inspirowaną w dużej mierze mądrością ludową.
Nie brakuje w książce Pawła Beręse- wicza lekcji wrażliwości, a taką niewątpliwie dla małego odbiorcy literatury jest rozdział Smutne losy pajączka, choć tytułowe stworzenie oraz pozbawienie go domu przez „bezdusznych” ludzi, przedstawione zostają w sposób humorystyczny.
Na dworze zimny wiatr rozdmuchiwał wierzchnią warstewkę śniegu, a niebo było ciężkie od chmur. Odwrócił się nieszczęśnik na jednej z ośmiu pięt i trzęsąc się z zimna ruszył w daleki świat. Za nim pozostał ciepły dom, wymiecione podwórko przed swojską, bezpieczną szparą i szare, puszyste, stylowe farfocle. Przed nim rozciągała się mroźna biel [s. 99].Tytuły rozdziałów książki intrygują
i sprawiają, iż zaciekawiony czytelnik natychmiast pragnąłby je rozszyfrować: Kwiat i ucho, Zegarowy przytrzym ywacz do psów, Zielone mleko, Wszystkożer, Okrutna prababcia, Skarp i wiele innych, podob
104
nie brzmiących metaforycznych nazw, pod jakimi ukrywają się rozmaite historie. Uwagę przykuwa również tytuł powieści, sugerujący, iż czytelnik za chwilę odwiedzi znajomy dom i bliskich ludzi. Tak jest faktycznie, bowiem państwo Ciumkowie i ich dzieci mogą wydawać się kimś od dawna znanym, zresztą i ich dom stanowi lustrzane odbicie wielu współczesnych rodzin. Na pytanie postawione w tytule narrator odpowiada czytelnikowi niemal do ostatniej strony powieści. Wartka akcja, fabuła pełna nieoczekiwanych i zabawnych zwrotów akcji, komicznych sytuacji, a przede wszystkim dowcipny, a jednocześnie płynny język, to dodatkowe zalety powieści, którą czyta się naprawdę z wypiekami na
policzkach. Zabawne perypetie sympatycznej rodziny Ciumków, opisane w książce Pawła Beręsewicza, z całą pewnością zainteresują małych czytelników, zaś dorosłych być może zainspirują do stworzenia nowych i ciekawszych form spędzania czasu z dzieckiem.
Paweł Beręsewicz: Co tam u Ciumków?, il. Suren Vardanian, Wydawnictwo „Skrzat”, Kraków 2005
* Powieść Pawła Beręsewicza Co tam u Ciumków? została wyróżniona przez redakcję czasopisma „Guliwer” oraz Bibliotekę Śląską w Katowicach nagrodą „Guliwer w krainie Olbrzymów” za debiut literacki, a także nominowana do nagrody „IBBY” w tej samej kategorii.
Z LITERATURY FACHOWEJ
Bogumiła Staniów
ENCYKLOPEDIA BAJKI
Skazocnaa enciklopedia, która ukazała się nakładem firmy „Olma-Press” w Moskwie to - jak pisze wydawca - pierwsze w języku rosyjskim całościowe opracowanie bajki jako gatunku literackiego w ujęciu encyklopedycznym. Książka skierowana jest do szerokiego grona odbiorców, zarówno znawców folkloru jak i studentów, pracowników naukowych, a także wszystkich, którzy po prostu lubią bajki. Jest to swoisty przewodnik po świecie bajek i baśni, ludowych i literackich, ich autorów i innych twórców, którzy wykorzystywali w swej twórczości motywy bajkowe. Pozwala on na szybkie zorientowanie się
w świecie bajki i bajkowych bohaterów. Jest to możliwe dzięki opracowaniu różnorodnych artykułów hasłowych. Oprócz autorskich (te skupiają się tylko na twórczości bajkowej danej osoby) i tytułowych (ważniejszych bajek i baśni świata oraz rodzimych) zamieszczono hasła omawiające najpopularniejsze motywy występujące w różnych utworach, w różnych krajach i przedziałach czasowych, np. Baba Jaga, Koń, Gnom oraz przytaczające szczegóły dotyczące najbardziej znanych bohaterów (Gerda, Konik Garbusek, Pinokio, 12 braci, itp.). W osobnych artykułach omówiono dzieje bajki i baśni wybranych narodów: Austrii, Ameryki, Afryki, Białorusi, Bretanii, Wysp Brytyjskich, Wschodu, Niemiec, Islandii, Włoch, Rosji i jej narodów, Nor
105
wegii, Oceanii, Ukrainy, Francji, Romów, Szwecji i Szwajcarii. Ze zrozumiałych powodów bardziej szczegółowo opracowany został problem bajki w Rosji, ten priorytet jest widoczny również w innych hasłach.
Poza typowymi odmianami bajki (magiczną i zwierzęcą) odnajdziemy tu też artykuły hasłowe poświęcone kilku szczególnym rodzajom tych utworów, np. bajce- anegdocie, bajce-nonsensie, bajce-śnie, bajce-żarcie, obyczajowej, nieprzyzwoitej, edukacyjnej, świątecznej oraz hasła, które koncentrują się, niezależnie od treści utworu, na jego konstrukcji, np. bajka z powtórzeniami czy taka, którą można opowiadać „w kółko”.
W encyklopedii szeroko został potraktowany problem inspiracji bajką i baśnią oraz wykorzystania jej w innych dziedzinach sztuki (np. w malarstwie). Osobne, często obszerne hasła dotyczą związków bajki z teatrem, muzyką, filmem, baletem, sztuką, psychologią (bajka i psychoanaliza), pedagogiką (wychowanie przez bajkę). O relacjach z innymi gatunkami traktują np.: bajka i epos, bajka i fantazy, bajka i Szekspir. Oddzielne artykuły omawiają zagadnienia okrucieństwa oraz szczęścia w bajkach. Tę różnorodność zrębu głów
nego encyklopedii odzwierciedla również indeks alfabetyczny zamieszczony na końcu książki. Obok nazwisk autorów i tytułów dzieł w jednym ciągu abecadłowym wykazuje on również hasła rzeczowe i nazwy bohaterów literackich wymienionych w encyklopedii. Polską bajkę reprezentuje w tym wydawnictwie dwoje twórców: Maria Konopnicka i Jan Brzechwa. To niewiele, ale zrozumiałe z uwagi na dość ograniczoną reprezentację obcych autorów i koncentrację na obszarze języka rosyjskiego. Szkoda tylko, że nie uwzględniono żadnych współczesnych polskich bajkopisarzy.
Czytelnika może zaskoczyć charakter edycji tej encyklopedii - obszerne, liczące ponad sześćset stron dzieło, w solidnej okładce, wydrukowane zostało na lichym papierze, wskutek czego kartki „prześwitują”. W tekście jest sporo biało-czarnych ilustracji przeciętnej jakości, ale i 64 strony pięknych kolorowych tablic włączonych do tekstu, przedstawiających trendy w ilustrowaniu bajek na przestrzeni wieków. Ponad 1500 haseł opatrzonych na ogół notkami bibliograficznymi to niezła gratka dla miłośników i znawców bajki!
Skazocnaa enciklopedia. Pod red. Natalii Budur. Moskva, „Olma-Press” 2005.
Z RÓŻNYCH SZUFLAD
Kornelia Jasionek
BIBLIOTEKA NA „MEDAL”
Miejska Biblioteka Publiczna w Jastrzębiu Zdroju otrzymała medal za Najle
piej Przeprowadzoną Kampanię Czytania w roku szkolnym 2004/2005. Uroczyste wręczenie nagród miało miejsce 1 grudnia w Teatrze Studio w Warszawie. Finał kampanii uświetnił swą obecnością Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Kazi-
106
Fot. Archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jastrzębiu Zdroju
mierz Michał Ujazdowski. Imprezę z charakterystycznym zacięciem kabaretowym poprowadził Piotr Bałtroczyk, a wystąpili m.in. Hanka Bielicka, Anna Maria Jopek, Teatr AKT oraz kwartet 4te.
Oprócz laureatów do Teatru Studio zaproszono wiele osób związanych z kulturą, polityką i mediami, a także przedstawicieli organizacji pozarządowych. Podczas finału statuetką za całokształt pracy na rzecz dzieci uhonorowano Wandę Cho- tomską. Druga indywidualna statuetka powędrowała do Anglii do rąk Joanne Rowling. Pisarka przekazała na rzecz Fundacji ponad 5700 pięciotomowych kompletów przygód Harry’ego Pottera, rezygnując z honorariów. Uroczystość była także okazją do podziękowań dla innych wielkich Sponsorów i Darczyńców oraz Patronów Medialnych kampanii.
107
Zarząd Fundacji w tym roku postanowił zmienić zasady przyznawania nagród. Dotychczasowy „Konkurs na najlepiej przeprowadzony Ogólnopolski Tydzień Czytania Dzieciom” przekształcono w konkurso szerszej formule, podsumowujący całoroczną działalność na rzecz dzieci. Komisja konkursowa przyznała najlepszym Liderom i Koordynatorom 11 Super Statuetek, 8 Statuetek, 28 Medali, 10 Nagród Specjalnych oraz 39 Wyróżnień Specjalnych - Dyplomów.
Popularyzacja akcji „Cała Polska czyta dzieciom” w jastrzębskiej bibliotece prowadzona jest przez cały rok kalendarzowy. Spotkania z cyklu „Czytamy bez mamy” czy „Środowe czytanki” mają na celu pobudzenie wyobraźni dziecka, przekazywanie różnych postaw i zachowań bohaterów, a także zachęcenie do samodzielnego czytania. Organizowane przedsięwzięcia to także doskonała okazja do spotkań integracyjnych dzieci zdrowych i tych poszkodowanych przez los. Od lat Biblioteka współpracuje ze Szkołą Specjalną i Przedszkolem Rehabilitacyjnym, przygotowując wspólnie ciekawe imprezy (spektakle, konkursy, gry i zabawy, wystawy prac dzieci niepełnosprawnych). Dobrze układa się także współpraca z harcerzami, którym nigdy nie brakuje zapału, energii i ciekawych pomysłów na fa jną zabawę. Swojej pomocy nie odmawiają również studenci Wydziału Pedagogiki z Ośrodka Działalności Dydaktycznej Uniwersytetu Śląskiego, którzy wspierają działania Biblioteki na tym polu.
Całe przedsięwzięcie w ramach kampanii rozpoczęło się w październiku ubiegłego roku. Wtedy to Wypożyczalnia Literatury dla Dzieci zamieniła się w wielkie królestwo niedźwiedzi. Od wielu lat w tym czasie przeprowadzany jest blok imprez dla najmłodszych pod wspólnym tytułem „Mi- siolandia” . Dzieci mogły wziąć udział w konkursach, warsztatach plastycznych. W Galerii „Na Ścianie” pojawiła się wystawa pluszowych misiów. Przy tej okazji Biblioteka ogłosiła międzyszkolny konkurs literacki na życzenia dla Kubusia Puchatka. Nagrodzone wiersze zostały wydane przez Bibliotekę w tomiku pt. „Solenizant ze Stumilowego Lasu”.
Kolejnym przedsięwzięciem organizowanym w ramach kampanii „Cała Polska czyta dzieciom” było grudniowe spotkanie ze Świętym Mikołajem - postacią, która fascynuje od lat i którą otaczają liczne legendy. Od dawien dawna kojarzy się z tym, co najwartościowsze, na jego przykładzie dzieci uczą się, że trzeba być darem dla drugiego człowieka.
W czasie ferii zimowych Biblioteka zorganizowała „Zimę z książką” , w ra
Fot. Archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jastrzębiu Zdroju
108
mach której dzieci uczestniczyły w warsztatach dziennikarskich. Podczas zajęć zgłębiały tajniki pracy dziennikarskiej, spotkały się z redaktorem lokalnej gazety i zawodowym fotografem, a zdobytą wiedzę wykorzystały przy redagowaniu okolicznościowego numeru „Wiórek”*. Na zakończenie ferii dla uczestników zajęć zorganizowano wyjazd do Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie i Muzeum Zamkowego w Pszczynie.
Biblioteka włączyła się w obchody 200. rocznicy urodzin H. Ch. Andersena, a blok imprez nosił tytuł „Andersenada”. Odwiedzający Bibliotekę mogli oglądać wystawę w Galerii „Na Ścianie” pt.: „Zaczarowany Świat Andersena” oraz w Galerii „Pod Sową” pt.: „Andersen, człowiek i pisarz”. Uczniowie Gimnazjum nr 8 z Jastrzębia Zdroju przygotowali i przedstawili happening „Czy to bajka czy nie bajka”, Teatr Wodzisławskiej Ulicy zaprezentował młodym czytelnikom przedstawienie „Słowik”, a dzieci z Teatrzyku „Jarzębinka”, działającego przy Filii Nr 14, przygotowały spektakl pt. „Dzień dobry Panie Andersenie” i „Dziewczynka z zapałkami” . Uczniom szkół podstawowych zaproponowano udział w międzyszkolnym konkursie literackim na wiersz-podziękowanie dla Andersena oraz na list do Andersena.
Przedsięwzięciem, które zakończyło kampanię „Cała Polska czyta dzieciom” w roku szkolnym 2004/2005 była „Książkowa Biesiada”. Wszystkie imprezy miały miejsce na przełomie maja i czerwca. „Wielkie czytanie” odbywało się nie tylko w bibliotecznych murach. Na ulicach miasta pojawił się kolorowy autobus, udekorowany kwiatami i motylami. W tym roku dzięki życzliwości Międzygminnego Związku Komunikacyjnego jastrzębski „Bajko- bus” dotarł do Wodzisławia, Rybnika, Żor,
Pawłowic Śląskich, Golasowic, nie zabrakło go także w Jastrzębiu Zdroju. Na zakończenie „Książkowej Biesiady” przygotowano imprezę plenerową „Czytanie na trawie”. Piknik zainaugurował występ bibliotekarzy w inscenizacji „Rzepki”, następnie wystąpiły dzieci z bibliotecznego teatrzyku „Jarzębinka”, gościem specjalnym była Ciotka Śmiechotka, a także Teatr Wodzisławskiej Ulicy. Punktem kulminacyjnym był występ jastrzębskich włodarzy miasta w inscenizacji bajki „Jaś i Małgosia”. Obok występów na scenie można było wziąć udział w różnych konkursach wiedzy bajkowej, plastycznym i zręcznościowym, a na kiermaszu kupić książki. Podobnie jak w roku ubiegłym, imprezę poprowadził dziennikarz Radia 90.
Nie sposób opisać wszystkich imprez dla dzieci, jakie przygotowuje Biblioteka w Jastrzębiu Zdroju, wybrano te najważniejsze. Są one na stałe wpisane do kalendarza bibliotecznych imprez. Akcja popularyzująca głośne czytanie w Bibliotece ma na celu uświadomienie środowisku lokalnemu dużego znaczenia czytania dla rozwoju emocjonalnego dzieci oraz wyrobienia u dorosłych nawyku codziennego czytania dzieciom. Optymizmem napawa fakt, że w epoce kształtowania się społeczeństwa informacyjnego oraz dynamicznego rozwoju komunikacji elektronicznej, książka nie traci swojej wartości i znajduje ciągle nowych czytelników. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że wszystkie akcje i przedsięwzięcia organizowane w ramach kampanii „Cała Polska czyta dzieciom” cieszą się dużą popularnością wśród czytelników Biblioteki.
* „Wiórki” - jednodniówka wydawana przy okazji imprez związanych z Dniami Otwartymi Biblioteki odbywającymi się w maju.
109
Maria Kulik
KSIĄŻKA ROKU 2005
W dniach 26 października - 17 listopada 2005 obradowało jury konkursu Książka Roku 2005, organizowanego przez Polską Sekcję IBBY, a finansowanego w bieżącym roku przez Ministerstwo Kultury i firmę „Polkomtel”.
Jury w składzie: Irena Bolek, Maria Kulik, Lech Majewski, Maria Ryll, Danuta Świerczyńska-Jelonek i Anna Wielbut-Łep- kowska, pod przewodnictwem Ewy Grudy zapoznało się z książkami dla dzieci i młodzieży wydanymi w okresie XI 2004- XI 2005.
Jury nominowało do nagrody literackiej czternaście książek:- Będę u Klary Grażyny Bąkiewicz (Pró
szyński i S-ka)- Co tam u Ciumków? Pawła Beręse
wicza (Skrzat)- Z górki na pazurki Zofii Beszczyńskiej
(Media Rodzina)- Kołysanki dla Zuzanki Wandy Cho-
tomskiej (Literatura)- A wszystko przez faraona Jacka Du
bois (Świat Książki)- Szczekająca szczęka Saszy Ewy
Grętkiewicz (Nasza Księgarnia)- Felix, Net i Nika (cz. I i 2) Rafała Ko
sika (Powergraph)- Okruszek z Zaczarowanego Lasu
Jacka Lelonkiewicza (Ezop)- Czerwony Kapturek Joanny Olech
(Jacek Santorski &Co)
- Wieczorynki z kotem Miśkiem i Lot Komety Anny Onichimowskiej (Świat Książki)
- Zła dziewczyna Beaty Ostrowickiej (Ossolineum)
- Śpiące wierszyki Joanny Papuzińskiej (Ezop)
- Pan Kuleczka. Spotkanie Wojciecha Widłaka (Media Rodzina)
Jury przyznało następujące Honorowe Wyróżnienia:
W kategorii „Tomiki poetyckie”- Z górki na pazurki Zofii Beszczyńskiej
W kategorii „Bajeczki”- Okruszek z Zaczarowanego Lasu
Jacka LelonkiewiczaW kategorii „Proza współczesna dla
dzieci”- Szczekająca szczęka Saszy Ewy
Grętkiewicz
Joanna Papuzińska i Adam Kilian, fot. Małgorzata Bieńkowska
110
Maria Czernik i Rafał Kosik, fot. Małgorzata Bieńkowska
W kategorii „Proza współczesna dla m łodzieży”- Lot Komety Anny Onichimowskiej
Specjalne Honorowe Wyróżnienieo trzym ał Czerwony Kapturek Joanny Olech.
Książką Roku 2005 jury jednogłośnie wybrało:
- dwutomową powieść Felix, Neti Nika, a Rafałowi Kosikow i przyznało główną nagrodę literacką.
Nominacje graficzne otrzymali:- Anita Andrzejewska i Andrzej Pili-
chowski-Ragno za ilustracje i koncepcję graficzną Alfabetu z obrazkami Małgorzaty Strzałkowskiej (Nowa Era),
- Małgorzata Bieńkowska za ilustracje Wieczorynek z kotem Miśkiem Anny Onichimowskiej (Świat Książki),
- Maria Ekier za ilustracje Królewny w koronie Marii Ewy Letki (Ezop),
- Grażka Lange za opracowanie graficzne Czerwonego Kapturka Joanny Olech (Jacek Santorski 8 Co),
- Krystyna Lipka-Sztarbałło za ilustracje Żółtej zasypianki Anny Onichimowskiej (FRO9),
- Anna Ładecka za ilustracje Śmierdzącego sera Catheriny DePino (GWP),
- Dorota Łoskot-Cichocka za ilustracje Kto z was chciałby rozweselić pechowego nosorożca? Leszka Kołakowskiego (Muchomor),
- Anna Niemierko za ilustracje i projekt graficzny Kazio i nocny potwór Martyny Skibińskiej (WYtwórnia),
- Joanna Olech i Justyna Wróblewska za ilustracje i projekt graficzny Nieobliczalnych owieczek Martyny Skibińskiej (WYtwórnia),
- Ewa Olejnik za opracowanie graficzne Wierszyków wyssanych z palca Beaty Biały (Kowalska/Stiasny),
- Paweł Pawlak za ilustracje Z górki na pazurki Zofii Beszczyńskiej (Media Rodzina),
- Elżbieta Wasiuczyńska za ilustracje Trzech świnek Zofii Staneckiej (Muchomor).
Honorowe wyróżnienia przyznano- Grażce Lange za oprac. graficzne
Czerwonego Kapturka Joanny Olech- Ewie Olejnik za oprac. graficzne Wier
szyków wyssanych z palca Beaty Biały- Marii Ekier za ilustracje Królewny
w koronie Marii Ewy Letki- Krystynie Lipce-Sztarbałło za ilustra
cje Żółtej zasypianki Anny Onichi- mowskiej
Książką Roku 2005 w dziedzinie grafiki jednogłośnie wybrano Alfabet z obrazkami, a Anicie Andrzejewskiej i Andrzejowi Pilichowskiemu-Ragno przyznano główną nagrodę graficzną.
Za upowszechnianie czytelnictwa jury nagrodziło:
111
Andrzej Pilichowski-Ragno, fot. Małgorzata Bieńkowska
Grażynę Walczewską-Klimczak, nauczyciela akademickiego i pioniera pedagogiki zabawy. Laureatka dzięki swojej działalności szkoleniowej i animacyjnej przyczyniła się do ożywienia pracy z tekstem literackim w bibliotekach i szkołach, a poprzez współorganizowanie licznych imprez plenerowych uczyniła czytanie bardziej atrakcyjnym i twórczym.
Uzasadnienie„Felix, Net i Nika” (cz. 1-2) to dobre
rzemiosło literackie i obiecująca próba wprowadzenia na rynek książki dziecięcej odnowionej powieści przygodowej z elementami sensacji i fantastyki. Nawiązując do najwartościowszych cech klasyki gatunku, autor stworzył powieść nowoczesną, osadzoną we współczesnych realiach i poruszającą aktualne tematy.
Trójka tytułowych bohaterów to dzieci w jakiś sposób silniejsze od innych, podobnie jak Pippi Ll ngstrump, Matylda Roalda Dahla czy Harry Potter, przy czym jedynie powieściowa Nika jest obdarzona pewnymi zdolnościami parapsychicznymi. Źródłem mocy pozostałych przyjaciół jest wiedza i naukowe zainteresowania, często dziedziczone po rodzicach. Zręcznie i delikatnie autor wplata w wartką akcję również inne pozytywne wartości, jak lojalność,
uczciwość i dobroć, każąc swym bohaterom walczyć z głupotą i złem. Akcja obu powieści jest dynamiczna i pomysłowa. Bohaterowie wędrują w czasie i przestrzeni, dokonują czynów na miarę Jamesa Bonda, ale muszą też radzić sobie z codziennością - nauką w szkole, nauczycielami i rodzicami, kłopotami finansowymi oraz... wymykającymi się spod kontroli wynalazkami. Wyraźnym atutem powieści jest język - dowcipny i współczesny, choć nienaśladujący młodzieżowego slangu. Książki Rafała Kosika mają wielką szansę stać się dziecięcymi bestsellerami.
„Alfabet z obrazkami” został przez grafików, Anitę Andrzejewską i Andrzeja Pilichowskiego-Ragno zilustrowany techniką asamblażu, gdzie wykorzystane zostały rzeczy niepotrzebne - sprężynki, druty, fragmenty opakowań, liście, ciastka itp. Z tych przedmiotów wykreowano wizerunki osób, zwierząt i rzeczy: lokomotywę, nosorożca, latającą krowę i wiele innych. Taka technika ma duże walory edukacyjne, a zarazem stanowi dla dzieci świetną zabawę. Nie bez znaczenia jest aspekt ekologiczny, gdyż odpady i inne niepotrzebne przedmioty tworzą nową, atrakcyjną jakość.
Grażyna Walczewska-Klimczak jest od lat związana z Wydziałem Pedagogiki
Grażyna Walczewska-Klimczak, fot. Małgorzata Bieńkowska
112
Uniwersytetu Warszawskiego. Jako wykładowca stara się wpoić swoim studentom- przyszłym nauczycielom, wychowawcom i bibliotekarzom - przekonanie, że bez kontaktu z książką nie ma szczęśliwego dzieciństwa. Kiedy dziesięć lat temu zetknęła się z pedagogiką zabawy, stała się entuzjastką tej metody działania, wykorzystując ją w pracy z tekstem literackim. Została członkiem, a wkrótce trenerem Stowarzyszenia Pedagogów KLANZA, w którego ramach jes t współorganizatorem „Pikników Literackich” w Płocku. Od dwóch lat dzięki niej działa w tym stowarzyszeniu sekcja „Książka-Terapia-Zabawa”, której uczestnicy dzielą się doświadczeniem i tworzą nowe, ciekawe scenariusze zabaw literackich. Jest autorką licznych artykułów i prac naukowych.
Przewodnicząca: Ewa Gruda
Sekretarz: Maria Kulik
Członkowie: Irena Bolek, Maria Ryll, Lech Majewski, Danuta Świerczyńska-Jelonek, Anna Wielbut- Łepkowska
Joanna Gut
WZORCE KULTURY MASOWEJ I PARADYGMATY LITERATURY WYSOKIEJ WE WSPÓŁCZESNEJ KSIĄŻCE DLA DZIECI I MŁODZIEŻY (1990-200S)
Pod takim właśnie tytułem w dniach17 i 18 października br. odbyła się w Pałacu Kazimierzowskim Uniwersytetu Warszawskiego konferencja naukowa zorganizowana przez Instytut Informacji Nauko
wej i Studiów Bibliologicznych, Wydział Pedagogiczny i Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz Bibliotekę Publiczną m. st. Warszawy - Bibliotekę Główną Województwa Mazowieckiego.
Bogaty program konferencji pozwolił zaprezentować się wybitnym badaczom literatury dla dzieci i młodzieży oraz skupił liczne grono zainteresowanych i związanych zawodowo z tym tematem osób. Głos w konferencji zabrali m. in.: Jolanta Ługowska, Joanna Papuzińska, Alicja Baluch, Grażyna Walczewska-Klimczak, Grzegorz Leszczyński.
Głównym tematem obrad były przeobrażenia książki dla dzieci i młodzieży, jakie dokonały się po roku 1990. Książka weszła wówczas w rynek komercyjny. Zaczęto drukować książki na lepszym papierze i w lepszym wydaniu. Od tego czasu w książkach dla najmłodszych da się zauważyć minimalizowanie znaczenia słowa na rzecz większych formatów i ilustracji oraz dużą czcionkę, stylizowaną na model kolorowej wycinanki bądź pisma dziecięcego. Chodzi o oddziaływanie na wzrok - stąd gra barw, wrażenia przestrzenne, okładki wzbogacone hologramami. W książkach dla młodzieży następuje zespolenie dorosłych i dzieci poprzez wprowadzenie treści zarezerwowanych niegdyś wyłącznie dla książki adresowanej do dorosłego czytelnika (np. horroru), co w efekcie prowadzi do szybszego dojrzewania dzieci. W literaturze dziecięcej zaczęły również przeważać wypowiedzi nakłaniające; skłaniające do afirmacji tego, co preferuje konsumpcyjne społeczeństwo. Książki wydawane po roku 1990 akceptują rywalizację, a przede wszystkim wygodny tryb życia.
Te problemy, zasygnalizowane już w referacie otwierającym konferencję (Krystyna Kossakowska-Jarosz, Wzorce kultury
113
masowej w książce dziecięcej), uzupełniane o nowe treści i spostrzeżenia przewijały się przez cały czas trwania konferencji.
Jolanta Ługowska wygłosiła referat pt. Stereotypy książki ambitnej, poruszając ważną kwestię horyzontu oczekiwań czytelniczych. Mówiła o filozoficznym przesłaniu tematu, a także zwróciła uwagę na dwa aspekty: zawieranie się dzieła w horyzoncie odbiorcy oraz wykraczanie przez dzieło poza ten horyzont. Często horyzont oczekiwań czytelniczych łączony bywa z wartościowaniem. Wielowartościowość zaś i wie- loaspektowość dzieła decyduje o byciu arcydziełem. Książka ambitna w perspektywie długiego trwania może stać się arcydziełem. Współczesna książka dla młodego czytelnika stawia nowe wyzwania. To przekroczenie horyzontu oczekiwań czytelniczych pod względem środków artystycznych, brak w niej najczęściej dookreślenia. W utworach dla dzieci wykorzystuje się też motyw śmierci - temat długo traktowany w literaturze jako temat tabu. Teraz młoda istota - dziecko, przekracza próg między ziemią a wiecznością. Bohater-nastolatek często zastępuje dorosłego, samodzielnie myśli, filozofuje. Dla dzieci taki świat jest czymś zupełnie nowym.
W kolejnym referacie Joanna Papuzińska omówiła Wpływ świata mediów na kształt książki dziecięcej i style je j odbioru. Wychodząc od spostrzeżeń o rynku konsumenckim (odkrycie dziecka przez biznes; stało się ono klientem, instrumentem do kieszeni dorosłych) oraz przeobrażeniach literatury dziecięcej, profesor Papuzińska ukazała, jak w prosty sposób dziecko może zostać skierowane do innego medium. W tym miejscu powołała się na jedną z książek, na której okładce umieszczono wzmiankę, że więcej informacji znajdzie dziecko w programie telewizyj
nym o tym samym tytule. Książka, by sprostać wymaganiom konsumenckim i być atrakcyjną, musiała dogonić inne media pod względem atrakcyjności. Nic więc dziwnego, że wiele z nich gra, piszczy, można się do nich przytulić, bo na okładce mają nalepione jakieś miłe futerko. Postać literacka często wychodzi z książki. Można kupić rekwizyty Harry’ego Pottera- bo to wiąże się z promocją książki. I tak oto obserwujemy zjawisko naśladownictwa literatury wobec mediów, a z drugiej strony próby poszukiwań jedynych i niepowtarzalnych atrybutów aktu lektury. Media odebrały bowiem literaturze pewne obszary. Przede wszystkim odebrały opis, a powieść zredukowana do dialogów traci rację bytu. Nastała moda na pierwszoosobowego narratora. To pociąga za sobą rozmycie tekstu i kompozycję dzieła złożoną z zestawu epizodów niepołączonych stosunkiem wynikania. Takie dzielenie na sekwencje często charakteryzuje kreskówki, żeby zaciekawić dziecko i sprawić, by nie pogubiło się w natłoku zdarzeń.
Alicja Baluch uczyniła ilustrację punktem wyjścia do swoich rozważań na temat książki dziecięcej. Choć tytuł jej przemówienia brzmiał Nurty współczesnej ilustracji książkowej sama wyznała, że bliska stała jej się myśl: Ilustracja, która prowadzi i równie dobrze ona mogłaby stanowić tytuł tego referatu. Ilustracja to inaczej konkretyzacja. Nie każda ilustracja jest jednak interpretacją. Dzieci traktują ilustrację jako tekst towarzyszący, który mógłby nie istnieć. Małe dziecko „wchodzi” w obrazek, mocno go przeżywa; starsze - zwraca uwagę na estetykę. Omawiając funkcję ilustracji w kilku pozycjach książkowych (m.in. Jadą, jadą misie, il. A. Zalewska, Warszawa 2004; Wesołe miasteczko, Poznań 2004; K. Kotowska, Jeż, Warszawa
114
1999) udowodniła, że czytanie i oglądanie posiada kolejne stopnie wtajemniczenia, a ilustracja książkowa ozdabia, wstrząsa, ale przede wszystkim prowadzi.
W dalszej kolejności Bożena Olszewska i Michał Zając zajęli się tematem edytorstwa literatury dla dzieci (Bożena Olszewska, Edytorstwo współczesnych czasopism dla młodego wieku oraz Michał Zając, Nurty i style w edytorstwie książki dziecięcej). Bożena Olszewska dzieląc odbiorców na trzy grupy wiekowe (najmłodsi, wiek wczesnoszkolny oraz wiek 9-12 lat), scharakteryzowała kierowane do nich pisma, zwracając przy tym uwagę na ich poczytność. Najczęściej decyduje bowiem0 niej dołączony wdanym numerze atrakcyjny gadżet. Michał Zając przedstawił natomiast wybrane nurty w edytorstwie książkowym (edytorstwo klasyczne, dynamiczne) i poparł je licznymi przykładami ze współczesnej literatury dziecięcej.
W ostatniej części pierwszego dnia konferencji głos zabrali: Dariusz Grygrow- ski, Multimedialna literatura dziecięca; Monika Pomirska, Współczesne baśnie i legendy pomorskie oraz Gertruda Skotnicka, Kaszubska poezja dla dzieci.
Drugiego dnia sesja rozpoczęła się od przemówienia Grażyny Walczewskiej-Klim- czak pt. Dziecko w bibliotece. Omówiła ona opracowany przez siebie i prof. Papuzińską projekt Animacja czytelnictwa dziecięcego. Zaprezentowała jego kolejne etapy, założenia i wymierne efekty działania. Następnie referaty wygłosiły: Anna Maria Krajewska, Literacki obraz świata w książce dla dzieci1 młodzieży; Anna Maria Czernow, Intertek- stualność we współczesnej literaturze dziecięcej; Wioletta Wróblewska, Postmodernizm w literaturze dla dzieci i młodzieży.
Dziecięce kryteria oceny książki to tytuł referatu, który wygłosiła Danuta Świerczyń-
ska-Jelonek. Na koniec Grzegorz Leszczyński wypowiedział się na temat kanonu: Kanon - pojęcie i sprzeczność. Referaty te dopełniły konferencję ukazując, że mimo przeobrażeń na rynku wydawniczym i czytelniczym, nie zawsze to, do czego próbuje się nakłonić odbiorcę musi być chętnie przyjmowane. Danuta Świerczyń- ska-Jelonek na podstawie przeprowadzonych badań zwróciła uwagę, że dzieci mają przesyt obrazu i książka może istnieć bez ilustracji, a Grzegorz Leszczyński wysunął i obronił tezę, że gusta krytyków rozmijają się z gustami odbiorców.
Konferencja pozwoliła przedstawić spostrzeżenia badaczy literatury dla dzieci i młodzieży oraz wymienić się doświadczeniami o współczesnym rynku księgarskim i czytelniczym. Dla osób zajmujących się tym tematem było to o tyle ważne, że pozwoliło uzmysłowić sobie zmiany, jakie dokonały się w ostatnich latach nie tylko na polu literatury, ale również w świecie multimediów i spojrzeć inaczej na książkę dziecięcą. Mimo że od wieków towarzyszy ona młodemu odbiorcy, to jej forma (szata graficzna, czcionka, warstwa ilustracyjna), sposób przedstawiania świata i tematyka uległy znacznym modyfikacjom pod presją wymagań XX i XXI wieku.
a.s.
KUFER Z KSIĄŻKAMI
Tegoroczny „Kufer z Książkami” wylosowała Biblioteka Publicznej Szkoły Podstawowej w Murowie.
22 grudnia - tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, redakcja „Guliwera” odwiedziła szkolną bibliotekę w Murowie k. Opo
11S
la. Przed kilkoma laty w szkole doszło do tragedii. Wybuch pieca gazowego spowodował tu ogromne zniszczenia. Szkołę należało budować i wyposażać od nowa. Szczęśliwym trafem, spośród prenumeratorów, wylosowaliśmy właśnie tę bibliotekę. Dzięki naszej akcji skromny - liczący
Fot. Archiwum „Guliwera”
niecałe 5 tys. woluminów księgozbiór, został wzbogacony o 270 nowych książek dla dzieci. Część książek, wraz ze specjalnymi gwiazdkowymi pozdrowieniami, podarowała uczniom prof. Joanna Papuzińska.
Prof. Jan Malicki osobiście przekazał kufer
z książkami, fot. Archiwum „Guliwera”
116
Spotkanie, w którym wzięli udział dyrektor szkoły, wójt Gminy Murów, dyrektor biblioteki, przedstawiciele Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu, najlepsi czytelnicy i nasza Redakcja, było prawdziwym świętem w Szkole. Podziękowaniem dla nas była nie tylko sympatyczna inscenizacja Jasełek, ale przede wszystkim widok dzieci, które z wypiekami na twarzach wertowały kosze pełne książek.
Wszystkim ofiarodawcom książek do Kufra w imieniu dzieci i własnym serdecznie dziękujemy!
Bernadeta Niesporek-Szamburska
„ŚWIERSZCZYK” MA SZEŚĆDZIESIĄT LAT!
W kulturze polskiej czasopiśmiennictwo dla dzieci ma swoją stałą pozycję. Należy także do najbardziej rozwiniętych w Europie. Pojawiło się ono bowiem w Polsce już wczasach romantyzmu, a więc równolegle z pierwszymi oryginalnymi książkami dla dzieci i młodzieży. Od tamtej pory prasa dziecięca stała się stałym elementem naszego życia literackiego1.
Współcześnie w Polsce ukazuje się około 100 czasopism adresowanych do dzieci i dostosowanych do różnych poziomów rozwojowych. Szczególną pozycję wśród nich zajmuje „Świerszczyk” - magazyn dla dzieci (młodszych). Na rynku prasy dziecięcej panuje bowiem ciągły „ruch”, wiele tytułów ma charakter efemeryczny: pojawiają się i znikają. A „Świerszczyk”, czasopismo, które zna już kilka pokoleń, trwa.
Jego pierwszy numer ukazał się 1 maja 194S roku. Od tamtej pory nieprze-
Okładki „Świerszczyka” z 1945 r. i 2005 r.
117
rwanie - najpierw w cyklu cotygodniowym, obecnie dwutygodniowym - redakcja za pośrednictwem tytułowego bohatera spotyka się ze swoimi odbiorcami na terenie całej Polski2. Na samym początku prezentowała im krótkie formy literackie (prozatorskie i wierszowane), związane z życiem dziecka lub aktualnymi sprawami społecznymi, a potem aktywizowała dzieci za pomocą korespondencji („Świerszczykowa poczta” od numeru 5.) i działu rozrywek (zagadek).
Nie sposób nie docenić roli, jaką odegrało czasopismo przez te 60 lat. Krystyna Kuliczkowska pisząc o roli czasopism w życiu dzieci podkreślała, że „książka daje dziecku jednorazowe silne przeżycie o napięciu jednokierunkowym [...], natomiast czasopismo towarzyszy [...] mu na co dzień, pobudza jego zainteresowanie w sposób wszechstronny, wzbogaca wiadomościami rzeczowymi ulotne i oderwane obserwacje zjawisk, daje pokarm zarówno dla intelektu, jak i dla wyobraźni, kształci zmysł praktyczny, zaspokaja pragnienie rozrywki, wreszcie wprowadza w sprawy aktualne, w życie społeczne, w kontakt z rozproszoną po całym kraju gromadą rówieśników”3. I rzeczywiście: na początku swego istnienia „Świerszczyk” zastępował brakujące podręczniki, potem pełnił funkcję komplementarną: uzupełniał edukację szkolną przez wprowadzenie bez- tekstowych ilustracji do ćwiczeń w mówieniu, historyjki obrazkowe, rysunki, zagadki, rebusy. Redakcja dbała wtedy o atrakcyjność tak w zakresie treści, jak i formy (szczególny nacisk kładziono na wychowanie estetyczne odbiorcy)4. O funkcji dydaktycznej redaktorzy i autorzy pamiętali przez wszystkie lata wydawania czasopisma, podporządkowując ją (na ogół) funkcji estetycznej5, zawsze też proponując młode
mu odbiorcy świat bliski jego wyobraźni lub rzeczywistości. Także nowa redakcja6 dostrzega w czasopiśmie możliwości inspirowania do twórczej pracy z dziećmi w szkole (na poziomie nauczania zintegrowanego).
Jednak „Świerszczyk” stanowił także samoistną zachętę do samokształcenia, budował podstawy kultury literackiej i czytelniczej odbiorcy, prezentował mu znakomite teksty. Joanna Papuzińska pisze o latach 60. i 70.: „«Świerszczyk» odgrywał [...] znaczną rolę w kształtowaniu oblicza polskiej literatury dziecięcej. Promował debiuty i nowe nazwiska, zjednywał dla literatury dla dzieci twórców profilu ogólnego, inspirował i zamieszczał teksty literackie, które ukazywały się później w edycjach książkowych [np.: Jacek, Wacek i Pankra- cek M. Jaworczakowej czy Przygody pingwina PikPoka A. Bahdaja - B. N.-Sz.]. Nie ograniczając się do grona stałych autorów i współpracując z całym środowiskiem pisarskim, czasopismo zdobyło w tym czasie pozycję mecenasa literatury dla dzieci młodszych”7. Wśród współpracujących ze „Świerszczykiem” poetów i pisarzy można wymienić: J. Brzechwę, H. Januszewską, L. Krzemieniecką, E. Szelburg-Zarembinę, W. Badalską, H. Bechlerową, W. Cho- tomską, D. Gellnerową, S. Grochowiaka, Cz.Janczarskiego, M. Jaworczakową, A. Kamieńską, L. J. Kerna, M. Kownacką, T. Kubiaka, J. Kulmową, H. Łochocką, J. Ratajczaka, M. Terlikowską, D. Wawiłow, A. Onichimowską.
Zmieniali się redaktorzy i wydawcy, a czasopismo przez wszystkie lata było atrakcyjne dla swoich czytelników. Zawdzięczało to między innymi zespołowi ludzi, którzy pracowali w „Świerszczyku”. Wśród redaktorów naczelnych wymienić należy: W. Grodzieńską i E. Szelburg-Za
118
rembinę, W. Kozłowskiego, B. Zagałę, A. Kowalską, Z. Nowaka, D. Oleksiak, G. Kasdepke, H. Ostaszewską, M. Prze- woźniaka i K. Szantyr-Królikowską. O poziom artystyczny dbali między innymi: J. M. Szancer, O. Siemaszko, J. Bohdanowicz, H. Krajnik, J. Ostrowski, D. Konwic- ka, M. Jastrzębska, J. Makowski, B. Bo- cianowski, J. Flisak, Z. Rychlicki, E. Salamon, B. Truchanowska, Z. Witwicki, H. Zakrzewska. W trosce o atrakcyjność, a także o żywy kontakt z odbiorcami redakcja organizowała różne formy inspirujące młodego czytelnika, jak na przykład zorganizowanie międzynarodowego konkursu rysunkowego w powiązaniu z wystawą prac dziecięcych (w latach 70.) czy współcześnie - zorganizowanie wspólnie z Fundacją Jolanty Kwaśniewskiej - „Przesłania do dzieci z przyszłości” - dokumentacji plastycznej na temat życia współczesnych dzieci przechowywanej do 20S1 roku w Bibliotece Narodowej.
W czasie minionych 60 lat czasopismo podlegało wielokrotnym zmianom, nie zawsze korzystnym8, ale współtworzący je ludzie zawsze pamiętali o dziecięcym odbiorcy i o dostosowaniu zawartości i formy do jego potrzeb. Redakcja „Świerszczyka” czyni to także obecnie, wczasach niesprzyjających kulturze pisma. „Świerszczyk” przeszedł drogę od pisemka dla dzieci do magazynu literackiego, rozbudowanego z czasem o materiały publicystyczne (o reportaż, informację, wywiady, fotografię)9. Spełnia współczesne wymogi: z powodzeniem funkcjonuje także na stronie internetowej, informuje o nowych narzędziach multimedialnych, z których dzieci mogą skorzystać.
Współczesna prasa jest tylko jednym- obok telewizji, radia, filmu czy Internetu- ze środków masowej komunikacji oraz źródeł uzyskiwania różnorodnych informacji, prezentowania wartości i dostarczania rozrywki. W tak dużej konkurencji zmieniają się tytuły czasopism, programów i stron internetowych. „Świerszczyk” - czasopismo dla dzieci - już przez 60 lat z powodzeniem wypełnia swoją rolę: uczy, bawi, wychowuje.
1 S. Frycie: Literatura dla dzieci imfodzieży w latach 194S-1970, T. 1. Warszawa 1982, s. 175-176.
2 Sam tytuł jest znamienny: miał symbolizować ciepło rodzinnego domu, którego wielu dzieciom po wojnie zabrakło. W artykule wstępnym w pierwszym numerze czasopisma „Świerszczyk” sam przedstawił się i powitał swoich czytelników. Por. S. Frycie: L ite ra tu ra s. 178-179.
3 K. Kuliczkowska: Dzieci czytają czasopisma. „Dziennik Polski” 1948, nr 244.
4 Por. S. Frycie: Literatura., s. 184-185.5 Pisałam przed laty, że bardzo często, dzięki
wzajemnemu oddziaływaniu kodu werbalnego i kodu plastycznego, następuje w „Świerszczyku” transformacja dydaktyzmu w spontaniczny auto- dydaktyzm (dotyczy to tekstów wierszy). Por. B.Nie- sporek: Język wierszy dla dzieci (na materiale „Świerszczyka’). Katowice 1990.
T Od września 2005 roku „Świerszczyk” ukazuje się wśród publikacji wydawnictwa edukacyjnego „Nowa Era”.
7 Słownik literatury dziecięcej i młodzieżowej. Red. B. Tylicka i G. Leszczyński. Warszawa 2002, s. 386.
8 Na przykład, wysoki nakład, jaki czasopismo osiągnęło w latach 70. (900 tys. egzemplarzy), odbił się niekorzystnie na wyposażeniu technicznym (zrezygnowano z kolorowych wkładek, lepszego papieru) - por. S. Frycie: Literatura., s. 185.
W Miejmy nadzieję, że nie zabraknie ich także w czasopiśmie wydawanym w nowym wydawnictwie.
119
POŻEGNANIA
Barbara Tylicka
LUDMIŁA MARJAŃSKA (26.12.1923-17.10.200S) „TE WIERSZE - CAŁE MOJE ŻYCIE”
Rozumiałyśmy się doskonale, choć widywałyśmy rzadko i okazjonalnie. Zawsze witała mnie serdecznie z charakterystycznym światłem oczu i ciepłem w sercu. Do nikogo nie odnosiła się obojętnie. Mówiła: Ludzie są mi potrzebni, jestem ich zachłannie ciekawa. Należała do odchodzącego wojennego pokolenia, któremu wpojono doskonalenie siebie w służbie dla innych. Urodzona w Częstochowie, tam zdała maturę na tajnych kompletach. W konspiracji przeszła szkolenie pielęgniarskie, została dowódcą plutonu sanitarnego. Pierwsza miłość, uwieńczona ślubem w 1945 roku, dojrzewała w krótkich tekstach na kartkach z napisem Gefangenen Post. Po latach wróciła do tych wspomnień w powieściach autobiograficznych dla młodzieży: Pierwsze śniegi, pierwsze wiosny (1985) i część druga Życie na własność (1988).
Ta ostatnia kończy się słowami jednej z młodych bohaterek: - Boże, jak cudownie - powiedziała - Pomyśl, przeżyłyśmy wojnę. Mamy teraz życie na własność!
Mieć własne życie na własność, jakie to oczywiste, a jednocześnie jak trudne do realizacji. Niewolnik tej własności nie ma wcale, ale i wolność nie przynosi jej w prezencie. Własności własnego życia trzeba
Fot. Archiwum Marii Czernik
Fot. Archiwum Marii Czernik
120
się z trudem dorabiać. Cały ten trud można wyczytać w Jej poezji. „Te wiersze - cafe moje życie” - wyznaje poetka. Trzynaście tomików liryki Ludmiły Marjańskiej, to poetycka biografia dojrzewania uczuć, krystalizacji postaw, poglądów, rozmyślań0 czasie, cierpieniu, radości, pięknie, przemijaniu i śmierci. Poszukiwanie prostej drogi w labiryncie życia i niespodzianek losu.
Można tę drogę prześledzić od pierwszego tomiku Chmurne okna (19S8), gdzie wspomina wojenne lęki, smutek grobów1 niewoli, do ostatniego Otwieram sen (2004), gdzie pogodzona z życiem, oswaja się ze śmiercią. Zawsze poszukując sensu, wiecznej harmonii, piękna i zadziwiających związków uczuć.
[...] jak to możliwe w dramacie codzienności Rozpacz i radość W jednej godzinie.
W tym samym tomiku (Żywica, 2001) w całości poświęconym uczuciom bólu i cierpienia z powodu nieuleczalnie chorego męża sama sobie tłumaczy:
[ . ] Ból jest po to, żeby zrozumieć cierpienie innych których zwierzeń nie chcieliśmy słuchać.
Nie należała do żadnej grupy poetyckiej. W młodości, jak wielu z jej pokolenia, za gwiazdy poezji miała Skamandrytów. Jak sama mówiła, najbardziej była przywiązana do wierszy Kazimierza Wierzyńskiego głoszących radość życia. Zachowała ją także i we własnej poezji. Czerpała radość z twórczości, piękna natury i krajobrazu, podróży, przyjaźni, miłości. Zastanawiała się w wierszach nad dziwną naturą tego uczucia, kojarzyło się jej z jasnością, ze światłem, ale i z wieloma innymi zjawiskami świata i życia i stwierdziła, że samo istnienie jest radością. Znać cenę piękna, odnaleźć harmonię w chaosie, posiąść sztukę radości, znaleźć realizację własnego życia w twórczości - do tego dążyła.
Obszerna twórczość translatorska Ludmiły Marjańskiej przybliżyła nam wspaniałych angielskich i amerykańskich poetów, pisarzy dramaturgów. Jej poetycka przyjaźń poprzez wiersze z Emily Dickinson, amery
kańską poetką XIX w., zaowocowała doskonałymi przekładami twórczości tej poetki. Odkryła nam wiersze R. L. Ste- vensona dla dzieci pięknie wydane pt. Czarodziejski ogród wierszy (1992). Przetłumaczone genialnie prosto brzmią niemal współcześnie. Twórczość Ludmiły Mar- jańskiej dla dzieci traktowana przez krytyków marginalnie w istocie zapoczątkowała jej poetycką twórczość. Pierw
121
sze wiersze publikowała w pismach dla dzieci już od 1950 roku. Zebrane w tomiku „Dmuchawiec” (1984) są stałą lekturą najmłodszych. Publikowała wiele opowiadań w pismach dla dzieci, wydawała je też osobno. Powieść Pimpinella i Tatarzy (1994) wnosi ciekawe pomysły przybliżenia dzieciom przeszłości. Legenda sandomierskao Halinie Krępiance, która jest źródłem akcji jest jednocześnie darem poetki dla miasta, które sobie szczególnie upodobała.
Dzieci okazały się wdzięcznymi czytelnikami darząc poetkę sympatią i uznaniem. To inicjatywa i dążenie uczniów sprawiły, że jeszcze za życia stała się patronką szkoły w Młodowicach pod Przemyślem. To mój Nobel - mówiła z dumą.
Odeszła w październikowy dzień złocistej jesieni. Jej słowa żyć nie przestają. Będziemy do nich wracać. Cała twórczość poetycka Ludmiły Marjańskiej jest niezwykle cenną także i dla młodzieży u początków drogi do życia własnym życiem.
Jej wiersz brzmi dziś jak przesłanie; GDZIEKOL WIEK JES TEŚ Gdziekolwiek jesteś, żyjesz własnym życiem,i to jest ważne, co przynosisz z sobą: bochenek chleba i garsteczkę soli czy połyskliwą blaszkę i kamyczek.To, co przynosisz, będzie twym pokarmem,będzie gasiło pragnienie u źródła Źródło jest w tobie, jak miłość. Pamiętaj, abyś nie zniszczył kruchego naczynia. Gdziekolwiek jesteś - żyjesz własnym życiem.
TOMIKI WIERSZY Chmurne okna 1958 Gorąca gwiazda 1965 Rzeki 1969 Druga podróż 1977 W koronie drzewa 1979 Blizna 1986 Wąwozy 1990
Zmrożone światło 1992 Stare lustro 1994 Prześwit 1994 Żywica 2001 Córka bednarza 2002 Otwieram sen 2004
WYBORY WIERSZY Przez całe życie miłość 1998 Spotkanie z Weroniką 1999 A w sercu pełnia 2003
Elżbieta Krygowska-Butlewska
POŻEGNANIE EMILII WAŚNIOWSKIEJ
Trudno mi pisać wspomnienie o Emilii Waśniowskiej, która była tak wielką mistrzynią słowa. Spod Jej pióra wyszła niezliczona ilość wierszy, tekstów piosenek, opowiadań i nadzwyczaj ciepłych listów do przyjaciół.
Zawsze onieśmielała mnie swoją erudycją. Mówiąc, potrafiła skupić uwagę słuchaczy - dorosłych i dzieci. Wybrałam się z Nią kiedyś na spotkania autorskie w okolice Leszna. Porywała dzieci do zabawy w rymowanki, zgadywanki i tym swoim cie-
122
Emilia Waśniowska z córkami, fot. Jerzy Waśniowski
płym, miłym głosem czytała wiersze. Jak ja mam pisać o Niej? Całe swoje uczucie do jej twórczości i do Niej samej wyraziłam w ilustracjach. Dla mnie Jej twórczość
przekazywała dokładnie to, co ja myślę o świe- cie. Ona umiała cudownie ułożyć w rymy słowa, a ja próbowałam to samo przekazać piórkiem i pędzlem.
Co było w tych wierszach takiego, że od kilku lat przebywałam w mojej pracowni otoczona rękopisami, maszynopisami a później wydrukami komputerowymi z jej utworami? Zachwyt nad przyrodą w tomiku Kiedy słychać
ptaki, miłość do gór, rodzinnych stron Jej męża w Beskidzkich obrazkach, wrażliwość na dziecięce sprawy i szacunek dla najmniejszych i najsłabszych istot to Wesołe miasteczko i Pokochać Babę Jagę. Ostatnia książka - pogodna, najweselsza, pt. Imię to nie fraszka - to dowód na to jak bardzo kochała ludzi. Ten tomik zdążyłam dać Jej do rąk, pachnący farbą drukarską tydzień przed Jej odejściem. W tym miejscu muszę wyjaśnić, że pracowałyśmy nad wszystkimi tomikami dosyć nietypowo. Powstawały wiersze, które ja Emilii wyrywałam prawie spod pióra i z zachwytem przystępowałam do ilustrowania. Nie czekałyśmy na formalne zlecenia wydawców! Na potrzeby wydania Beskidzkich obrazków Emilia otworzyła wydawnictwo Latawiec. Z całego nakładu zostały mi dwa egzemplarze - a wydawcy twierdzili, że nikt poezji nie chce czytać. Tworzyłyśmy książki razem. Emilia miała swoje zdanie i była wymagająca. Oglądała na bieżąco postęp prac, komentowała, zachwycała się niektórymi ilustracjami. Niektóre krytykowała. Z gotową makietą książki ruszałyśmy do
123
wydawców. Dwie naiwne kobiety-marzy- cielki. Poza naiwnością łączyło nas to, że obie byłyśmy nauczycielkami, mamami - każda swojej trójki dzieci, obie żonami cudownych mężów, akceptujących i popierających nasze twórcze pasje.
Nad książką Imię to nie fraszka pracowałam przez ostatnie pół roku, posyłając Emilii kolejne ilustracje tydzień po tygodniu drogą elektroniczną. Ogromnie cie
szy mnie to, że Emilia zobaczyła wydrukowaną książkę. Przygotowana do druku jest jeszcze jedna książka Emilii Waśniowskiej Pamiątki Babuni z pięknymi wierszamio babciach, dziadkach i ich wnukach,0 przemijaniu i wspomnieniach. Emilia do końca czuwała nad kształtem tej pozycji. Pozostawiła piękne przesłanie dla nas1 Swoich przyszłych wnuków.
Poznań 29 listopada 2005 r.
MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ
Beata Wardęga
KATOWICKIE PREZENTACJE BIBLIOTECZNE (NAGRODY „GULIWERA” WRĘCZONE!)
18 listopada w Bibliotece Śląskiej w Katowicach odbyły się II KATOWICKIE PREZENTACJE BIBLIOTECZNE. Będzińska Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna została po raz kolejny wyróżniona i zaproszona do udziału w spotkaniu bibliotek dziecięcych.
Tegorocznym motywem wiodącym podczas Prezentacji... była postać duńskiego baśniopisarza H. Ch. Andersena, którego 200. rocznicę urodzin świętowano na całym świecie.
Również w Polsce podjęto działania mające na celu w sposób szczególny uczcić ten jubileusz. Większość bibliotek śląskich włączyła się w działania. Część ze szczególną starannością i zaangażowaniem przygotowywała się do udziału w międzynarodowej imprezie dla dzieci „NOC z ANDERSENEM”. Te, które wyróżniły się
Fot. Archiwum Biblioteki Śląskiej
124
Fot. Archiwum Biblioteki Śląskiej
pomysłowością i kreatywnością w zorganizowaniu i przeprowadzeniu imprezy, mogły podzielić się swoim doświadczeniem i „owocami” nocnego z Andersenem bajania właśnie podczas Katowickich Prezentacji, które były podsumowaniem Roku Andersena i obchodów książki dziecięcej na Śląsku.
W programie nie zabrakło dyskusji dotyczącej walorów literackich i dydaktycznych baśniowej twórczości Andersena. O jej magiczności, urokliwości, niepowtarzalności, nowatorstwie i ponadczasowo- ści przypomnieli znakomici pisarze - Joanna Papuzińska, Joanna Olech, Barbara Tylicka, Grzegorz Kasdepke i Grzegorz Leszczyński.
Głos w dyskusji zabrała również Elżbieta Olszewska z Fundacji ABC XXXI (Cała Polska Czyta Dzieciom), która pod
kreśliła, iż w związku z jubileuszem urodzin pisarza Fundacja, obchodząca w tym roku S. rocznicę głośnego czytania, we wszystkich swych akcjach starała się propagować właśnie teksty baśni Andersena.
Ponieważ adresatem twórczości duńskiego baśniopisarza są w głównej mierze dzieci, nie mogło ich zabraknąć w Bibliotece Śląskiej. Organizator przygotował dla nich kilka niespodzianek. Jedną z nich był korowód postaci z baśni Andersena. Stroje uczestników baśniowego pokazu mody były poddane wnikliwej ocenie jury w osobach: prof. J. Papuzińskiej, Joanny Olech (przewodnicząca Jury), wicedyrektora BŚ Marii Gutowskiej, przedstawiciela dziecięcego Justyny Łojek z Tychów oraz przedstawiciela świata baśniowego Andersena. Wśród kilkuset prezentowanych zwyciężył strój Macieja Kołacza z Dąbrowy Górniczej
Fot. Archiwum Biblioteki Śląskiej
12S
(Chiński Cesarz), który został w nagrodę obdarowany odtwarzaczem DVD. II miejsce i kuferek pełen książek przypadł Brzydkiemu Kaczątku, III miejsce zdobył kostium Bałwanka. Wśród wyróżnień, jakie wręczono za pomysłowość i oryginalność strojów, znalazła się Aneta Szotek l. 12 z grupy „CZARNY KOT” z MZS Nr 2 w Będzinie, która przyjęła zaproszenie będzińskich bibliotekarzy do wspólnej zabawy. Aneta zwróciła uwagę jurorów zarówno swym strojem „BABOJĘDZY” jak i świetnym odegraniem postaci. Serdeczne gratulacje!
Niewątpliwą frajdą dla dzieci była możliwość bezpośredniego spotkania z ulubionym pisarzem, zakupieniem jego książkii otrzymaniem super dedykacji z autografem. Dużą atrakcją były także warsztaty „Spotkania z historią - papier ręcznie czerpany”, w trakcie których uczestnicy mogli poznać zarówno tajniki średniowiecznej papierni, jak i uczestniczyć w konkursie kaligraficznym „O gęsie pióro dyrektora Biblioteki Śląskiej” .
Uczestnictwo w Katowickich Prezentacjach Bibliotecznych to wyróżnienie, które cieszy będzińskich bibliotekarzy. Daje możliwość integracji środowiska bibliotekarskiego na Śląsku, wzajemnej wymiany doświadczeń i spostrzeżeń, spotkania z ludźmi mającymi wpływ na poziom i jakość polskiej literatury dla najmłodszych - pisarzami, ilustratorami i wydawcami. Z pewnością takie spotkania inspirują do dalszej pracy. Stwarzają także możliwość prezentacji dotychczasowego dorobku na polu popularyzowania literatury i książki dziecięcej oraz upowszechniania czytelnictwa. Dają szansę promowania zarówno wizerunku biblioteki jako instytucji kulturotwórczej jak i najbliższego otoczenia, w którym będzińska książnica na co dzień funkcjonuje - miasta i powiatu będzińskiego.
Obok biblioteki z Będzina do udziału w Katowickich Prezentacjach zaproszono biblioteki z Dąbrowy Górniczej, Czecho- wic-Dziedzic, Łazisk Górnych, Jaworzna, Raciborza, Rydułtów, Katowic, Jastrzębia, Tychów.
W trakcie prezentacji wręczono także coroczną nagrodę czasopisma o książce dla dziecka „Guliwer” . Laureatką nagrody „Guliwer w krainie Liliputów” została Joanna Papuzińska. Nagrodę tę redakcja czasopisma przyznaje dojrzałym twórcomo znaczącym dorobku artystycznym lub naukowym. Laureatem nagrody „Guliwer w krainie Olbrzymów” - przeznaczoną dla osób dopiero wkraczających na drogę wielkich pasji twórczych lub naukowych poszukiwań, otrzymał Paweł Beręsewicz, autor książki Co tam u Ciumków?
Grzegorz Kasdepke
KASDEPKE STUKA SIĘ W PIERSI, CZYLI... PANIE ANDERSEN - PRZEPRASZAM!
Za co?Za to, że odważyłem się wziąć udział
w sesji zorganizowanej przez Bibliotekę Śląską, a dotyczącej Pana osoby - mimo, że tak mało o Panu wiem. Że przytaczałem o Panu różne plotki, chichocząc przy tym złośliwie. Że, zamiast jak na człowieka, patrzyłem na Pana jak na komicznego dziwoląga. Że bardziej niż wertowanie Pańskich książek, cieszyło mnie zaglądanie Panu pod kołdrę.
Za co jeszcze?Za to, że tak długo nie widziałem w Pa
nu poety. Że zesłałem Pana książki do getta naiwnych, głupawych opowiastek. Że przez
126
Fot. Archiwum Biblioteki Śląskiej
umysłowe lenistwo stać mnie było jedynie na powtarzanie obiegowych opinii na Pana temat. Za bezmyślne zachwyty i - takież same - kąśliwe uwagi.
I za co jeszcze przepraszam?Za to, że jako dziecko krzywiłem się,
gdy moja mama sięgała po Pana baśnie. Że tyle zajęć wydawało mi się ciekawszych od słuchania Pana smutnych opowieści. Że musiało minąć tak wiele lat, bym tam, gdzie wcześniej zauważałem jedynie smutek, mógł zobaczyć także przewrotnośći poczucie humoru.
Proszę wybaczyć, Drogi Bajkopisarzu- jestem przedstawicielem pokolenia sit- comów i happy endu. Miałem pretensje, że uśmiercił Pan cynowego żołnierzyka. Nie umiałem cieszyć się zdaniami, które zamiast rechotu, wywoływały tylko delikatny uśmiech.
A teraz muszę coś wyznać.
Grzegorz Kasdepke, fot. Archiwum Biblioteki
Otóż pół roku temu, specjalnie na życzenie miesięcznika „Twoje dziecko” , napisałem . Calineczkę i Słowika.
- Jak to?! - Ma Pan prawo się zdziwić. - Przecież to moje baśnie! Coś z nimi nie tak?!
Przeciwnie, są cudowne. Tak bardzo, że zapragnąłem opowiedzieć je po swojemu. Wydawało mi się, że mam do tego prawo, ponieważ Pańskie baśnie, Panie Andersen, stały się nieomal częścią mnie samego, jak - przepraszam za niemądre porównanie - śledziona czy serce. Mam wrażenie, że i Calineczka, i Słowik, i Królowa Śniegu, i Brzydkie Kaczątko - że znam wszystkie te postacie od zawsze. Że zawsze były częścią mego życia. Co nie oznacza, rzecz jasna, że mogę przywłaszczać sobie Pańskie historie. Nie, nie takie były moje intencje. Miałem zamiar napisać wariacje skomponowanych przez Pana utworów. „Skomponowanych” - świadomie używam tego terminu, bo chciałbym odwołać się do świata muzyki. Przecież Rachmaninow napisał Rapsodię na temat Paganiniego, prawda? A Jan Sebastian Bach Wariacje Goldbergowskie. Dlaczegóż by więc bajkopisarzom odmawiać prawa do ich pisania?
A zatem, Panie Andersen, nie przepraszam za to, że napisałem Calineczkę i Słowika. Przepraszam jedynie za to, że nie
127
zrobiłem tego lepiej. Na szczęście z każdym kolejnym tekstem czegoś się uczę. Dziękuję Panu, że mam od kogo.
Z wyrazami szacunku i szczerego podziwu
Grzegorz Kasdepke
Liliana Bardijewska
REŻYSERZY KONTRA DRAMATURDZY - OPOLE 2005
Na polskich scenach lalkowych od zawsze królowały adaptacje nieśmiertelnych Grimmowskich baśni i klasycznej literatury dziecięcej. I od zawsze sceniczni adaptatorzy dzielili się na ludzi pióra jak Jan Brzechwa, Maria Kownacka, Hanna Januszewska czy Jan Ośnica, oraz ludzi teatru, czyli reżyserów jak Jan Dorman czy Jan Wilkowski. Ci pierwsi kładli szczególny
nacisk na literacką i językową stronę dra- matyzacji, dochowując przy tym względnej wierności oryginałowi (nie bez tego jednak, żeby w bajce o Szewczyku Dratewce nie mogła się pojawić np. Baba Jaga...). Dla tych drugich zaś materiał dramaturgiczny, niekiedy bardzo odległy od prozatorskiego oryginału i pierwotnego zamysłu pisarza, stawał się z reguły punktem wyjścia, niejako pretekstem do stworzenia autorskiego widowiska. Z czasem owa pierwsza kategoria, literackich adaptatorów zaczęła zanikać. I na plan pierwszy wysunęli się reżyserzy, którzy pragnęli realizować swoje wizje teatralne od początku, czyli od etepu scenariusza aż do scenicznego finału.
Tę widoczną od lat tendencję potwierdził program ubiegłorocznego 22. Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Lalek w Opolu. Na dwanaście zaprezentowanych tam przedstawień osiem to reżyserskie adaptacje literatury i dramatu, dwie - nie reżyserskie, jeden autorski scenariusz reżysera i jedna oryginalna sztuka współczesnego dramaturga. W grupie adaptacji zarysował się wyraźny podział na spektakle oddające literę oryginału oraz na widowiska, w których literacki lub dramaturgiczny pierwowzór stał się jedynie inspiracją
Spektakl ,,Mr Scrooge” - Teatr Lalki i Aktora im. A . Smolki w Opolu, fot. Archiwum Teatru
128
do stworzenia bardziej lub mniej autorskiego spektaklu.
Wśród tych pierwszych festiwalowa publiczność na długo zapamięta „Mr Scro- oge’a” Opolskiego Teatru Lalki i Aktora oraz „Bestię i Piękną” bielskiej Banialuki. Te dwa spektakle o niezwykłej klasie artystyczneji urodzie plastycznej, pełne teatralnej magii, stworzone zostały przez ten sam kwartet słowackich realizatorów: Marian Pecko- reżyseria, Eva Farkaśova - kostiumy, Jan Zavarsky - scenografia, Robert Mankovec- ky - muzyka. Adaptatorka „Opowieści Wigilijnej”, Iveta Śkripkova, narratorami tej wielce pouczającej historii uczyniła . stado aniołów, ujmując w ten sposób wiktoriański dydaktyzm Dickensa w ironiczny nawias. Bo to właśnie aniołowie będą animatorami zaludniających scenę lalek - marionetek, minimarionetek i pacynek o groteskowych, nieproporcjonalnie wielkich twarzach. Oni też spod swoich powłóczystych tunik wyczarują wnętrza domów, zaś rozjarzoną teatralną scenkę w mgnieniu oka zmieną w żałobny karawan. Spektakl Mariana Pecko oparty jest bowiem na zasadzie wiecznej niestabilności, ciągłego przenikania się planów i postaci, zachwiania wszelkich proporcji i konwencji. To rodzaj teatru totalnego, poetyckiego i jarmarczne
Spektakl „Mr Scrooge” - Teatr Lalki i Aktora
go zarazem, aktorskiego i lalkowego, metaforycznego i muzycznego, który przy całej swej różnorodności jest zadziwiająco spójny.
Całkowicie odmienna w klimacie jest natomiast jego wyestetyzowana, celebrowana animacyjnie „Bestia i Piękna”, oparta na klasycznej adaptacji Jana Ośnicy. Decyzją reżysera w świat bajki wprowadza tutaj widzów Czarna Wróżka, ta sama, która zamieniła próżnego księcia w odrażającą Bestię, by go ukarać za okrucieństwoi bezduszność. Ona przedstawia bohaterów, ona powierza animatorom ubranym w białe i czarne dworskie stroje równie stylowe, lecz jaskrawo kolorowe marionetki. Ona nadaje niespieszne tempo ich scenicznej opowieści i komentuje ich działania nastrojowymi songami. Tutaj również mamy do czynienia z teatrem w teatrze, lecz jest to teatr znaku, symbolu, metafory i ogromnej precyzji. Barwne marionetkii czarno-biali animatorzy poruszają się nieomal w pustej przestrzeni, w której z rzadka pojawiają się pojedyncze rekwizyty jak lichtarz ze świecami czy czerwona róża. Jedynym stale obecnym elementem scenograficznym jest niezwykle mobilne, białe okno horyzontu, zmieniające swą wielkość i formę, przesłaniane niekiedy czar
im. A . Smolki w Opolu, fot. Archiwum Teatru
129
nymi smugami cienia niczym kartą. Bielska „Bestia i Piękna” to spektakl, który długo pozostaje w pamięci.
Takim spektaklem jest także Tołsto- jowski „Buratino” warszawskiej „Lalki” w inscenizacji słowackiego tandemu: On- drej Spisak - reżyser i Frantisek Liptak - scenograf, tym razem wzmocnionego przez polskiego kompozytora, Piotra Na- zaruka. Tutaj do obejrzenia bajki zaprasza w idzó w . wiszący na ścianie portret Buratina. On to im opowie historię drewnianego pajaca, który nie chciał zostać grzecznym chłopcem jak Pinokio, lecz teatralną lalką, by opowiadać dzieciom „bajki, które zdarzyły się naprawdę”, jak jego własna.
W tym pełnym teatralnych dziwów, dynamicznym widowisku marionetki występują w rolach kukiełek, zaś aktorzy - w roli reszty świata. Nie posiłkując się żadnymi rekwizytami wcielą się w rolę szafy, portretu czy lustra. Będą drogą, po której Buratino wędruje do szkoły, by trafić do teatru. Ba, aktor będzie nawet całą szkołą- z elementarzem na głowie i płaszczem „podszytym” szkolną klasą pełną niesfornych lalkowych uczniów. Będzie też teatrem - wpelerynie kryjącej marionetkową scenkę. Bo wszystko jest teatrem - zdaje
się mówić Ondrej Spisak, a mali widzowie doskonale go rozumieją, ponieważ taki teatr uprawiają na co dzień podczas swoich dziecięcych zabaw.
Podwójną, niejako zmultiplikowaną zasadę teatru w teatrze zastosował adaptator i zarazem reżyser krakowskiej „Balladyny”, Bogdan Ciosek, dosyć śmiało ingerując w tekst klasycznego utworu. Narratorami baśni Juliusza Słowackiego uczynił bowiem pracowników technicznych sceny, każąc im się wcielić w role baśniowych stworów - Goplany, Skierki i Chochlika. Ta trójka powoła do życia świat bezdusznych ludzi, upostaciowanych przez zgrzebne, turpistyczne lalki o starczych twarzach, autorstwa Jerzego Kaliny. Będą nimi potem pomiatać po scenie, będą je dźgać nożami, by na koniec powiesić je umartwione na drewnianych lalkarskich stojakach. Zbyt dosłowna wydaje się ta metafora, zbyt dosadna zwłaszcza w kontekście romantycznej poezji.
Od takiego dyskursu, niejako wadzenia się reżysera z pisarzem, już tylko krok do spektakli autorskich, powstałych z inspiracji konkretnymi dziełami literackimi. W tym nurcie opolskiego festiwalu znalazły się trzy widowiska, traktujące o egzystencji człowieka, utrzymane w klimacie
„Piękna i Bestia” - Teatr Lalek Banialuka, fot. Archiwum Teatru
130
mrocznego oniryzmu. A więc, przede wszystkim - „Odchodzi” - przejmująca inscenizacja Leszka Mądzika, będąca bezsłowną wizualizacją tomu poezji Tadeusza Różewicza „Matka odchodzi” (Scena Plastyczna KUL). To kolejna odsłona spektaklu, jaki Leszek Mądzik tworzy od początku swojego teatralnego istnienia, od „Zielnika” i „Wilgoci”, od „Szczeliny” i „Tchnienia” - kolejny akt mocowania się człowieka z bytem i niebytem.
Z mroku sceny na moment wyłania się nieruchoma postać siedzącej kobiety, by po chwili zniknąć w ciemności, a potem znów się pojawić w bliższym lub dalszym planie. I znów, i znów. Za każdym razem starsza, niczym starzejąca się fotografia w rodzinnym albumie. Aż nagle z ciemności wyrastają cmentarne kamienie - rosnące nagrobne fotografie, które w nieubłaganym marszu nacierają na widzów, majestatyczne niczym posągi z Wyspy Wielkanocnej. Dreszcz przechodzi po plecach.
Podobny w klimacie jest sceniczny moralitet Krystiana Kobyłki „ . i odsłoniłam noc” powstały z inspiracji baśnią Andersena „Opowieść o matce” (Opolski Teatr Lalkii Aktora). I tutaj nic nie jest do końca pewne. Matka - powłóczysta figura naturalnej wielkości - pochyla się nad pustą kołyską, wypełnioną tylko przejmującym stukotem rozkołysanego drewna. Zrozpaczona wyruszy tropem zabranego przez Śmierć dziecka, a na jej drodze będą się pojawiać tajemnicze stwory i fantasmagorie, jej własne lęki i nadzieje, dziwne dźwięki i pogłosy. Aż zobaczy w końcu dwa ludzkie losy- szczęśliwy i tragiczny. Jeden z nich będzie losem jej dziecka, lecz który - nie wiadomo. Wstrząśnięta wizją możliwej tragedii, zrezygnuje z odzyskania syna - zaufa losowi.
Ten rozdzierający dramat matczynego osamotnienia i tęsknoty Krystian Kobyłka opowiada bez słów. Mroczne obrazy stworzone przez Joannę Braun nie budują fabuły. Pojawiają się na moment w obramowaniu metalowej klatki, by po chwili znów rozpłynąć się w ciemności, prowokując wyobraźnię i wrażliwość widzów niedomówieniem, „niedopatrzeniem”, „niedosłyszeniem”.
Tak oto 22. Ogólnopolski Festiwal Teatrów Lalek dowiódł, że dramaturgia na polskich scenach lalkowych została zdominowana przez żywioł inscenizacyjny, przez obraz, niekiedy bardzo piękny, lecz często nie do końca czytelny. Czy na zawsze? Program imprez towarzyszących zdaje się dawać nadzieję, że nie. Oto po raz pierwszy przez cały festiwalowy tydzień odbywały się spotkania z dramaturgami. Krystyna Chołoniewska, Monika Milewska, Marta Guśniowska i pisząca te słowa prezentowały fragmenty swoich sztuk w formie prób czytanych, by przekonać środowisko teatralne, że słowo w teatrze jest nie mniej ważne niż obraz, że dramaturgia to nie tylko dialog wyjęty z książki, lecz także struktura, gradacja napięć i emocji. Czy przekonały? Zapewne nie do końca. Ale ważnym argumentem w tej debacie był spektakl poznańskiej Animacji „Rycerz bez konia” debiutującej na scenie Marty Guśniowskiej w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego i scenografii Jacka Zagajewskiego. Ta pogodna, skrząca się paradoksami komedia o niekompletnym rycerzu (bo bez konia) i niekompletnym koniu (bo bez rycerza) poszukujących pełni, pogodziła oba środowiska do tego stopnia, że przyznano jej pozaregulaminową, dramaturgiczną nagrodę. A to już krok we właściwym kierunku!
131
BIOGRAMY
Wioletta Bojda
ROALD DAHL
Ur. 13 IX 1916 r. w Llandaff, w Walii, zm. 23 XI 1990 r. w swej posiadłości „Lit- tle Whitefield” w Great Missenden. Pisarz, pilot myśliwca, attache lotniczy, podróżnik.
Dzieciństwo Roald Dahl spędził w gregoriańskim domu w Great Missenden, w hrabstwie Buckinghamshire, wychowywany przez rodziców Norwegów, którzy starali się nadać swemu synowi w pełni angielskie wychowanie. Dość wcześnie rozpoczął więc edukację, a wykształcenie zdobywał w elitarnych szkołach angielskich - Llandaff Ca- thedral School i St. Peter’s Repton. Później pracował w Afryce Wschodniej w koncernie Shella jako przedstawiciel Shell Oil Company, a kiedy wybuchła wojna w 1939 r., został zmilitaryzowany i wcielony do RAF-u. Jako pilot myśliwca walczył na różnych frontach, m. in. w Libii i Grecji. W 1942 r. ze względu na liczne zranienia w czasie boju został przeniesiony do ambasady angielskiej w Waszyngtonie, gdzie jako attache lotniczy zajmował się między innymi propagandą na rzecz przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny. W tym też czasie zadebiutował jako pisarz. W “Saturday Evening Post” opublikował wspomnienia z walk na terenie Libii, gdzie po raz pierwszy został zestrzelony, zatytułowane Shot down over Libia, a także pierwszą książkę - The Grem- lins (1943). Ten fantastyczny utwór przedstawiający historie mitycznych stworzeń, przybyłych z bliżej nieznanej przestrzeni,
którym piloci przypisywali odpowiedzialność za wszelkie awarie sprzętu, po pewnych przeróbkach doczekał się ekranizacji - Gremliny rozrabiają (cz. 1 - 1983, cz. 2 - 1990). Mimo że akcja filmu rozgrywa się w warunkach pokojowych, zachowany został zasadniczy wątek powieści, skupiający się na walce przypadkowych ludzi z grupą złośliwych stworzeń dewastujących ich mienie.
Po wojnie Dahl wrócił do Anglii. Publikował wówczas opowiadania i powieści dla dorosłych czytelników - Overto you, Some time never: A fable for superman. W roku 1984 opublikował dwutomową biografię The Boy, Goin solo. Ponadto był autorem scenariusza do jednego z odcinków o Jamesie Bondzie, zatytułowanego Żyje się tylko dwa razy.
Pisarstwem dla dzieci zajął się stosunkowo późno, dopiero gdy w 19S3 r. wziął ślub z amerykańską aktorką - Patricią Neali doczekał się pięciorga dzieci. Najbardziej znane książki Dahla to, m.in.: Jakubeki brzoskwinia olbrzymka (1961, wyd. pol. 1982), Karol i fabryka czekolady (1964, wyd. pol. 1997; II wyd. pt. Charlie i fabryka czekolady - 2004; ekranizacja - 200S; nagrody: 1972 - New England Round Ta- ble of Children’s Librarians Award, 1973 - Surrey School Award, 2000 - Blue Peter Book Award), Czarodziejski palec (1966; wyd. pol. 2000), Wspaniały pan Lis (1970, wyd. pol. 1992; II wyd. pt. Fantastyczny pan Lis - 2003), Charlie i wielka szklana winda (1972, wyd. pol. 2004; nagrody: 197S - Surrey School Award, 1978 - Nene
132
Award), Krokodyl Olbrzymi (1978, wyd. pol. 2004), Państwo Gluptakowie (1980, wyd. pol. 1989), Cudowne lekarstwo George’a (1981, wyd. pol. 1991), Wielkomilud (1982, wyd. pol. 1991; II wyd. pt. BFO - 2003; nagrody: 1984 - Deutsche Jugendlitera- turpreis, 1986 - nagroda IBBY za norweskie i niemieckie tłumaczenie, 1997 - Good Book Guide “Best Books of the Past 20 Years”), Wiedźmy (1983, wyd. pol. 2003; ekranizacja pt. Czarownice - 1990; nagrody: 1983 - New York Times Outstan- ding Books Award, Federation of Children’s Book Groups Award, Whitbread Award), Matylda (1988, wyd. pol. 1996; II wyd. 2002; ekranizacja - 1996; 1988 - Federation of Children’s Book Groups Award), Esio Trott (1990; 1990 - Smarties Award).
Dahl otrzymał także nagrody za całokształt twórczości: 1980 - Mystery Writers of America Award, 1983 - World Fantasy Convention Lifetime Achievement Award, 2000 - Millenium Children’s Book Award.
Pełne specyficznego humoru i elementów odwołujących się do folkloru dziecięcego powieści Dahla zrobiły wielką karierę na Zachodzie w latach 60. i 70., a dziesięć lat później trafiły na półki polskich księgarń. Wzbudziły liczne kontrowersje, wciąż trwają spory wśród recenzentów, próbujących wydać na ich temat jednoznaczną opinię. Takiego stanu rzeczy należy upatrywać w ich głębokim osadzeniu w popularnych na Zachodzie koncepcjach anty- pedagogiki, nurtu, który wykształcił się w obrębie pedagogiki tradycyjnej, a jako główny cel stawiał sobie sprzeciw wobec wychowania, skupiającego się na dogmatach, doktrynach i ideologiach. Punkt ciężkości przenosił zatem na niezależność dziecka, traktując je jak świadomego i dojrzałego partnera, mającego prawo do samostanowienia. Tendencje te znalazły od
bicie w powieściach Roalda Dahla, autora, który zdecydowanie obala mit niepodważalnej mądrości dorosłego i na kartach swych powieści odmalowuje turpistyczne portrety rodziców czy nauczycieli, wypaczających pierwotnie przypisaną dzieciom niewinność i mądrość.
Tak się dzieje na przykład w książce pt. Matylda. Tytułowa bohaterka to wrażliwa, delikatna dziewczynka, która uciekając przed samotnością spędza niemal każdą wolną chwilę w bibliotece na czytaniu klasyki. Wśród jej ulubionych autorów znajdują się na przykład Burnett, Dickens, Bronte, Austen, Hardy, Kipling, Wells, Hemingway, Faulkner, Steinbeck, Green, Orwell. Warto dodać, że spotkania z ich tekstami nastąpiły dość wcześnie - kiedy Matylda miała cztery lata, nauczyła się czytać. Zaskakuje zatem jej ponad wiek rozwinięta wyobraźnia, wrażliwość, tym bardziej że zostaje szybko skontrastowana z prymitywizmem i brakiem uczuć wyższych jej rodziców, ludzi pochłoniętych gonitwą za pieniędzmi. Odrzucana przez nich dziewczynka sama szuka przyjaciół, najpierw wśród książek, a później w szkole. Jej obraz daleki jest jednak od ideału, rządzona przez panią dyrektor Pałkę szkoła staje się miejscem, które tłamsi, niszczy indywidualność i jest miejscem ciągłych upokorzeń. Jednak wśród nauczycieli znajduje Matylda i przyjaciół, zwierza się zatem ze swych problemów ulubionej nauczycielce, pani Miodek. Co zastanawiające, dorośli pozytywnie przedstawiani w książkach Dahla są zwykle jednostkami pozbawionymi siły, bezwolnymi bohaterami przegrywającymi z rzeczywistościąi w efekcie poddani zostają władzy złych. Pani Miodek nie może zatem pomóc uczennicy, gdyż sama jest uwikłana w za- leżnościowe układy ze swoją ciotką, dyrek
133
tor Pałką. Wyzwolenie spod wszechwładnego terroru przychodzi więc nieoczekiwanie ze strony najsłabszych - dzieci. Mała Matylda wykorzystując swój nadprzyrodzony dar - umiejętność poruszania przedmiotów na odległość, wymyśla intrygę, w wyniku której pani Miodek zyskuje pieniądzei samodzielność, a zła ciotka umyka. Wyjeżdżają również w pogoni za majątkiem rodzice dziewczynki, więc Matylda sama proponuje, że - aby im nie przeszkadzać- zamieszka z panią Miodek.
Pozorny happy end zmusza jednak do refleksji. Dziecko jest samotne, jeśli jego rodzice nie są odpowiedzialni, to truizm, jednak gdzie ma ono szukać pomocy? Matylda trafia na mur obojętności. Absolutnie negatywna w interpretacji Dahla szkoła (najprawdopodobniej na jej opisie zaważyły doświadczenia autora) nie jest wstanie pomóc, nawet gdy dziecko znajdzie w niej sprzymierzeńców. Musi zatem samo wykorzystując swą moc, inteligencję i spryt, zadbać o swój los, stworzyć nową rodzinę, jeśli naturalna nie spełnia oczekiwań. Dziecko musi bronić się przed dorosłymi! W Czarodziejskim palcu bohaterka będzie więc wykorzystywać swój magiczny dar, by ośmieszać i karać nauczycieli, którzy starali się ją upokorzyć. W innej powieści - Wielkomilud, BFO - dzieci już znajdują metaforyczną pomoc w postaci olbrzyma, który z miłości do nich, chce stworzyć lepszy świat, wolny od zła, więc zamierza pożreć wszystkie potwory, które zjadają dzieci - Dzieciożera, Krwiopijaka, Miechopycha, Łamignata, Ludzichrupa, Rzeźnika, Kęsibrzucha, Mięsizjada, Wyże- rucha. Stale się więc toczy walka w świecie książkowych bohaterów Dahla. W Krokodylu Olbrzymim przyjmie formę metafory. Rozgrywki zwierzęce są bowiem odpowiednikiem sytuacji międzyludzkich. Akcja
opowiadania rozgrywa się na skraju rzeki. Prym wiedzie zastraszający wszystkich, „najbardziej wredny ze wszystkich rzecznych istot” krokodyl, który wciela się w postać surowego nauczyciela i wciąż krytykuje napotkane stworzenia, a jego głównym celem jest zjedzenie dzieci. Znienawidzony przez przyjaciół, nie zyskuje aprobaty - ratując małych bohaterów przed niechybną śmiercią słoń złapał go za ogoni rozkręcił tak mocno, że krokodyl poleciał wprost do słońca, które go spaliło. Kiedy indziej - w Fantastycznym panu Lisie - zwierzęta zawierają przymierze przeciwko ludziom, trzem „najobrzydliwszym farmerom”, którzy nienawidzą lisa i chcą go zastrzelić. W porozumieniu z borsukiem, kretem i łasicami udaje się lisowi wystrychnąć na dudka swych prześladowców i zrealizować plan - zbudować miasteczko podziemne, pełne tajnych dróg do ludzkich spichlerzy. Znów wygrywają zatem postacie pozytywne, które wspólnie realizują marzenia, a bohaterowie negatywni zostają ukarani.
Motyw oczyszczania świata z tego, co złe, stale się przewija w książkach Dahla, choć w różnej postaci. Jego wariacją może też być gromienie czarownic (Czarownice, Wiedźmy), które, wedle autora, są nie do rozpoznania, gdyż wiedźmą może być każda kobieta, która zaczyna nienawidzić dzieci. Zbawieniem znów staje się magia i szeroko rozumiane czary, czyli działania wymykające się powszechnie uznawanej logice, a ściślej - tajemnicza receprtura 86, za sprawą której wiedźmy mogą zostać rozpoznane i wyplenione. Co de facto ulega zniszczeniu? Nienawiść, zdaje się mówić autor.
Nie jest to łatwe, więc obnaża ją Dahl bezkompromisowo w każdej postaci, co stało się również powodem krytyki. Bada
134
cze literatury dziecięcej protestowali przeciw negowaniu postępowania dorosłych, rodziców i nauczycieli, dopatrując się w tym przyczyn upadku autorytetów. Nie to jednak było zamiarem autora, który niszczył jedynie sztuczne autorytety, zbudowane na ignorowaniu potrzeb dzieci i ich zastraszaniu. Znajdują się bowiem wjego powieściach dorośli bohaterowie przedstawieni w pozytywnym świetle. Jednym z nich jest przecież Willy Wonk (Karol w fabryce czekolady, Charlie w fabryce czekolady), właściciel fabryki czekolady, który biednemu, głodującemu chłopcu pozwala zrealizować marzenie, dzięki losowi umieszczonemu w opakowaniu tabliczki czekolady, losowi, który staje się dla Karola biletem do fabryki czekolady. Faktem jest jednak, że Dahl (biorąc pod uwagę
gusta własnych dzieci) starał się rozpoznać oczekiwania młodych odbiorców i pisać0 tym, o czym chcą czytać, śmiać się z tego, z czego śm ieją się dzieci, bawić1 uwrażliwiać, ale nie mechanicznie wychowywać, co pośrednio doprowadziło do podważenia wszelkich schematów kompozycyjnych, obowiązujących w literaturze dla dzieci i młodzieży. Warto jednak pamiętać, że książki Dahla przesiąknięte są głębokim humanizmem i wciąż pozostają wierne baśniowej zasadzie, zgodnie z którą dobro zawsze wygrywa w starciu ze złem, a że autor dojrzał je w świecie dorosłych, to już całkiem inna sp raw a.
Tekst zamieszczony w: Leksykon literatury dla dzieci i młodzieży, Stanisław Frycie, Marta Ziółkow- ska-Sobecka, Wioletta Bojda, Wyd. II poprawionei rozszerzone, Piotrków Trybunalski (w druku).
ABSTRACT
We present our readers with the second issue of Guliwer published in the year 2006. This is the special issue because it has been primarily devoted to the motif of a school in the children’s literature, both in the newest bestsellers and children’s classic. As may be noticed, many of the texts included present two different views on the school and the profession of a teacher, showing their positive and negative aspects. The opening text W klatce z kobrami (In a cage with cobraś) by Danuta Świerczyńska-Jelonek depicts a school in contemporary literature and, in particular, analyses the book Matylda (Mathilda) by Roald Dahl. Interesting ideas concerning the school may be also found in texts written by young authors - Agnieszka Kulik and Agnieszka Sobich. Piotr Skowronek makes an attempt at an analysis of the old story Pimpuś Sadełko comparing it with the popular series about adventures of Franklin. Well known to Guliwerś readers Katarzyna Krasoń raises a question of anti-pedagogics in the popular series describing adventures of Mikołajek. The following three texts to be found in the section “Inscribed in Culture” refer to Polish classic children’s prose. Krystyna Heska-Kwaśniewicz presents a view on the school in prose by Gustaw Morcinek, Jolanta Szcześniak points out pedagogical references in works by Janusz Korczak, and Zofia Adamczykowa analyses motifs of a school in books by Maria Dąbrowska. Worth recommendation is also the interesting text by Małgorzata Gwadera Dance makabre w śzkole (Dance macabre in a śchool). The article by Anieszka Sobich is devoted to Eric Emmanuel Schmitt’s prose, and the text by Anna Szostak points out certain linguistic aspects of Podróże Pana Klekśa (Mr. Klekś’ travelś) by Jan Brzechwa. A reference to Harry Potter is also present in the issue. It is to be found in the article by Iwona Krupecka Sobowtór we wśpółcześnej fantaśtyce dziecięcej (A look-alike in a contemporary childrenś fantaśy book). Section “Crossing a Fairy- tale” contains a text by Joanna Papuzińska intruducing a motif of a bell in the children’s literature. We also recommend an interview with Kalina Jerzykowska and Wojciech Karwacki - the authors of the book 13 skrytka (The I3th hidingplace). The interview will allow for an understanding of the concept of distant writing. As usual, we present a number of reviews of recent publications, including a new book by Wanda Chotomska (reviewed by Grażyna Lewandowicz-Nosal) and the book by Paweł Beręsewicz Co tam u Ciumków (Whatś on with Ciumkowie) awarded by Guliwer in 200S. The issue also contains a report from the Guliwer award giving ceremony and a photo account from handing over the “Chest of Guliwer” to the Library in Murów near Opole. We also include a list of publications awarded by the Polish Section of IBBY [International Board on Books for Young People] in the year 200S and an account of the final event within the “Cała Polska Czyta Dzieciom” (Whole Poland Reads to Children) campaign. Unfortunately, there are to be found sad accents in the current issue. Two eminent authors Ludmiła Marjańska and Emilia Waśniowska passed away recently. In the section “Farewells” we included memorial texts prepared by Barbara Tylicka and Elżbieta Krygowska-Butlewska. We also recommend the article by Bernadetta Szamburska-Niesporek Świerszczyk ma 60 lat! (The Świerszczyk is 60 years old!) presenting a popular children’s magazine, and an account of a theatre festival prepared by Liliana Bardijewska.
Transl. Agnieszka Koszowska
W ydawca:„Śląsk” Sp. z o.o. Wydawnictwo Naukoweal. W. Korfantego 51, 40-161 Katowice, tel. biuro (032) 25 80 756, 25 81 913 fax 25 83 229, dział handlowy 25 85 870 e-mail: biuro@ slaskwn.com.pl, [email protected] http://www.slaskwn.com.pl
Rada naukowa:prof. Joanna Papuzińska - Przewodnicząca (Warszawa)prof. Alicja Baluch (Kraków)mgr Liliana Bardijewska (Warszawa)prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz (Katowice)dr Grażyna Lewandowicz-Nosal (Warszawa)prof. Irena Socha (Katowice)dr Magdalena Ślusarska (Warszawa)
Zespó ł redakcyjny:prof. Jan Malicki - redaktor naczelny - tel. (32) 208 38 75 mgr Magdalena Skóra - zastępca redaktora naczelnego mgr Aneta Satława - sekretarz redakcji - tel. (32) 208 37 61 mgr Ewa Paździora-Palus - redaktor
Korekta: Laura Ryndak
Skład i łam anie: Grzegorz Bociek
P ro jekt ok ładk i: Marek J. PiwkoNa okładce wykorzystano ilustrację Marceliny Margiel
Z rea lizow ano ze ś rod kó w M in is tra K u ltu ry
Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
ISSN 0867-7115
A dres redakcji:Biblioteka Śląska Redakcja „Guliwera”Plac Rady Europy 1, 40-021 Katowice tel./fax (32) 208 37 20 e-mail: guliwer@ bs.katowice.pl
D yżury redakcji:poniedziałek, środa, piątek - (od godz. 10.00 do 12.00)
Redakcja zastrzega sobie prawo do adiustacji tekstów i skrótów nadesłanych materiałów oraz do nadawania własnych tytułów. Za skutki ogłoszeń redakcja nie odpowiada.
Wpłaty na prenumeratę „Guliwera" na rok 2006 przyjmuje: „Śląsk" Sp. z o.o. Wydawnictwo Naukowe
al. W. Korfantego 51,40-161 Katowice kontakt e-mail: [email protected]
tel. (32) 258 58 70 fax (32) 258 32 29
Cena prenumeraty: 60 zł za rok
Konto: Bank Śląski SA w Katowicach O/Katowice nr 29105012141000000701424046
Na blankiecie wpłaty należy wpisać: „Prenumerata Guliwera na rok 2006"
Adres redakcji: Biblioteka Śląska
Redakcja „Guliwera" Plac Rady Europy 1,40-021 Katowice
tel. (32) 20 83 875; (32) 20 83 700
Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego