GoodNews 20

20

description

Dwudzieste wydanie czasopisma GoodNews. Serdecznie zapraszamy do lektury!

Transcript of GoodNews 20

Page 1: GoodNews 20
Page 2: GoodNews 20

Drodzy Czytelnicy! Zaczęło się od naszych nocnych Polaków roz-mów na Skype’a. Pytaliśmy się i wciąż się py-tamy: na co stawiać w życiu wobec tego, co pro-ponuje nam dzisiejszy świat? Choć trudno o jednoznaczne odpowiedzi, to postanowiliśmy podjąć pewien wysiłek w tym kierunku . Te 20 numerów GoodNews’a to zapis naszych poszukiwań na tropie prawdziwych wartości. Ku naszej satysfakcji znalazło się wiele osób, które przyłączyły się do tej misji, ubogacając GoodNewsa swoimi przemyśleniami i świadect-wem. To utwierdza nas w przekonaniu, że warto ją kontynuować. Wstępna wizja numeru, gromadzenie tekstów, wielogodzinne boje z publisherem, zacinająca się kserokopiarka, zapach świeżego druku, dystrybucja wśród czytelników, podsumowanie numeru – tak wygląda praca nad GoodNews’em od kuchni. Dziś świętujemy pół roku naszej działalności. Nie byłoby GoodNews’a, gdyby nie Wasze cenne wskazówki, drodzy Czytelnicy, które zawsze bardzo motywują nas do pracy. To pismo to nasze wspólne dzieło. Za jego nadrzędną funkcję niezmiennie uznajemy pro-mowanie wartościowych postaw, ciekawych miejsc i inicjatyw, a także Waszych talentów. Zachęcamy Was jak zawsze do aktywnego włączenia się w tworzenie GoodNews’a na ró-żnych płaszczyznach: pisanie tekstów, oprawa graficzna, prowadzenie strony internetowej, drukowanie, promocja. Liczymy na Was!

Redakcja GoodNewsa

W TYM NUMERZE:

Na bieżąco 3

Byłem gangsterem 4

Nie myśl 5

Zrób się na post 6

Ciacho za ciacho 7

Tajona trwoga 8

O niemożliwości chcenia 9

Kto Ty jesteś? 10

Walcz o życie / Kopalnia talentów 12

Konkurs Polonei 13

Piękno sztuki 14

Pocztówka z Francji 16

Warto 17

Koniec 18

Szary koniec 19

Zespół redakcyjny: Marcin Sawczak, Roman Klin, Jakub Biel, Anna Pająk, Tomasz Goraj Korekta tekstu: Asia Kaniecka, Edyta Hajduk, Kasia Klin Redakcja techniczna: Sieva, Roman Klin

Numer współtworzyli: Mikołaj Cempla, Antoni Gambdziak, Mateusz Zimny, Darek Dudzik, Czama, Paulina Statek, Krzysiek Bilski, Bogumiła Górecka, Rafał Król, Łabi&Zasti

Jak miała na im

ię Ma-

ma Muminka za

nim

urodziła Muminka?

...

..

.

Bożena. :) :) :)

Page 3: GoodNews 20

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

Przede wszystkim warto wspomnieć o samej istocie katastrofy. Wbrew pozo-rom największych zniszczeń infrastruk-turalnych wcale nie dokonały same wstrząsy, ale spowodowane nimi tsuna-mi. Japończycy bowiem traktują trzęsie-nia ziemi jako element swojej tożsamości i stanowią bardzo dobre oraz niezwykle precyzyjne prawo budowlane. Zgodnie z tym, co napisane jest w ostatnim „The Washington Post”, „eksperci budowlani mówią, że to m.in. dzięki ogromnym gu-mowym amortyzatorom, przesuwnym ścianom i matom fundamentowym z teflonu, które izolują budynki od warstw ziemi, wysokie i średniowysokie japoń-skie budynki cały czas stoją, pomimo największego zanotowanego w historii trzęsienia ziemi”. Tu ojawia się jednak problem wielkiej fali, na którą tak na-prawdę nie ma rady. Ani gigantyczne amortyzatory, ani inne pomysłowe tech-nologie nie mogą powstrzymać tego ży-wiołu. W ciągu kilku godzin świat obiegły filmy, przedstawiające widziane okiem kamery helikoptera, małe samochody, uciekające przed niosącym budynki, stat-ki i pojazdy, pędzącym masywem wody. Katastrofa sprzed trzech tygodnii spowo-dowała dość umiarkowaną reakcję świa-towych giełd. Tokijski indeks Nikkei spadł w reakcji na pierwsze informacje o trzęsieniu ziemi jedynie o 2 punkty pro-centowe (przy czym warto wspomnieć, że stało się to 15 minut przed zakończe-niem sesji). Faktem jest, że Japonia to bardzo bogaty kraj i, choć od lat pogrążo-ny jest w recesji, nie tak strasznym kosz-tem będzie dla tego państwa opłacenie przekraczających już starty wojenne, kosztów odbudowy infrastruktury. Owszem, pewna pomoc ze strony państw europejskich czy Stanów Zjednoczonych nie jest bez znaczenia, jednakże trzeba pamiętać, iż wszelkie polskie zbiórki pieniędzy mają przede wszystkim cha-rakter symboliczny, dodający otuchy Japończykom (co pewnie również jest bardzo ważne). Ale powracając do tematu II Wojny Świa-towej warto wspomnieć o ciekawostce chyba nieczęsto komentowanej w me-diach przy okazji omawiania efektów wstrząsów z Sendai. Ale najpierw: w wyniku wstrząsów, o czym wszyscy zapewne już wiemy, ucierpiało kilka z japońskich siłowni jądrowych. Chodzi przede wszystkim o Fukushimę i Onaga-wę, w których w różnym stopniu doszło do wydostania się pierwiastków radioak-tywnych. Sytuacja oczywiście musiała wzbudzić obawy, dotychczas bagatelizu-jących potencjalne zagrożenia nuklearne

ekspertów, a także polityków, kierowa-nych negatywnym nastawieniem do ato-mu elektoratu. Kanclerz Angela Merkel na przykład, zapowiedziała zamknięcie wszystkich elektrowni atomowych star-szych niż trzydziestoletnie. Podobne deklaracje docierają z kolejnych krajów, wśród których jest Ukraina (problem w tym, że większość tamtejszych siłowni pochodzi sprzed lat roku 1980 – skoro na modernizację się nie zanosi, to może oznacza to powrót do ery elektrowni węglowych?). Wróćmy jednak do naszej ciekawostki – kilka miesięcy temu świat przypomniał sobie (dzięki wizycie prezydenta Med-wiediewa na Kurylach) o tym, że pomię-dzy Federacją Rosyjską (bezpośrednim spadkobiercą ZSRR) a Państwem Kwitną-cej Wiśni dotąd nie podpisano traktatu pokojowego, kończącego II Wojnę Świa-tową. Wydawać by się mogło, że dwa kraje będące de facto w stanie wojny, nawet w obliczu kataklizmu, nie będą raczej skore do współpracy. Okazuje się jednak, że na prośbę Japońskiego rządu o zwiększenie dostaw skroplonego gazu (w skrócie mówiąc: zastępującego nie-wydolne, uszkodzone elektrownie ato-mowe), to właśnie rząd Rosji zgłosił się jako pierwszy. Cytując za „Gazetą Praw-ną”: <<Taka globalna operacja wymienna między Rosją i UE może stanowić realną, pilną pomoc dla Japonii, zapewniając w ciągu miesiąca dostawy ponad 1 mln ton LNG (ok. 1,5 mld metrów sześcien-nych gazu ziemnego - PAP)" - oświadczył Putin w Jużnosachalińsku, ośrodku admi-nistracyjnym wyspy Sachalin, podczas narady poświęconej perspektywom zwiększenia wydobycia gazu ziemnego

i ropy naftowej w tym regionie. (...) „Jeśli potrzebna jest natychmiastowa pomoc, to możemy porozumieć się w sprawie takiego wariantu rozwoju wydarzeń. Mogłyby to być skoordynowane z naszy-mi europejskimi partnerami działania" - oznajmił Putin>>. Czy to oznaka ocieple-nia stosunków pomiędzy państwami nie wymieniającymi się nawet ambasadora-mi? A może chodzi o jakieś niezwykłe wyczucie Rosjan, którzy nie zważając na zaszłości historyczne chcieli okazać zwy-kłą, międzyludzką pomocną dłoń? I jest jeszcze opcja trzecia – Putin zwietrzył w katastrofie interes, możliwość wypeł-nienia przez Gazprom luki utworzonej dzięki wycofywaniu z użytku elektrownii jądrowych przez bogatych Japończyków. Pewnie w ciągu kilku lat okaże się, która z wersji okazała się prawdziwą… Cóż tymczasem dzieje się poza daleko-wschodnimi wyspami? Przede wszyst-kim rozwojowa jest sytuacja w Libii. Dzięki wojskowej operacji „Świt Odyse-i” (pierwszej od wielu lat międzynarodo-wej operacji wojskowej, mającej manadat Organizacji Narodów Zjednoczonych), partyzanci na stałe odbili miasto Bengha-zi i nacieracją na zachód zachodząc w głowę, czy tamtejsza ludność cywilna masowo przyłączy się do powstańców. Co pewne, nie przyłączy się do nich rząd polski, który w imieniu RP (i sondaży opinii publicznej) zadecydował, iż jedy-nie operacja o charakterze humanitar-nym ma rację bytu w obecnych warun-kach. Miejmy nadzieję, że za dwa tygo-dnie, gdy znów spotkamy się na łamach naszego czasopisma, będziemy już wie-dzieć, czy decyzja była słuszna.

CHOCIAŻ NA ŁAMACH „GOOD NEWS” ZDARZA MI SIĘ DAWAĆ UPUST SWOJEJ ANTYPATII WOBEC KOMENTO-WANIA KATASTROF NATURALNYCH CZY WYPADKÓW, ZDARZA SIĘ, ŻE TRZEBA O NICH POWIEDZIEĆ. DZIEJE SIĘ TAK, GDY STAJĄ SIĘ ONE CZYNNIKAMI DETERMINUJĄCYMI ZMIANY W ŚWIATOWEJ POLITYCE CZY GLO-BALNEJ GOSPODARCE. TRZĘSIENIE ZIEMI, KTÓRE 11. MARCA WZBURZYŁO OCEAN SPOKOJNY NA WSCHÓD OD JAPOŃSKIEGO MIASTA SENDAI, BYŁO PRZYCZYNĄ WIELU KOLEJNYCH INCYDENTÓW CZY ZMIAN.

MIKOŁAJ CEMPLA

Page 4: GoodNews 20

„BYLIŚMY JAK ZWIERZĘTA BEZ PANA”

PIOTR STĘPNIAK W ŚRODOWISKU MAFIJNYM ZNANY BYŁ JAKO „GEPARD”. ZA KRATAMI SPĘDZIŁ POŁOWĘ

SWOJEGO ŻYCIA. BYŁ ZŁODZIEJEM, BANDYTĄ I HANDLARZEM NARKOTYKÓW. DZIŚ MA 49 LAT I JEST TERA-

PEUTĄ, KTÓRY POMAGA LUDZIOM O PODOBNYM ŻYCIORYSIE WYJŚĆ NA PROSTĄ. O SWOIM NAWRÓCENIU

I MISJI OPOWIEDZIAŁ MŁODZIEŻY Z DUSZPASTERSTWA AKADEMICKIEGO DOMINIKANÓW „BECZKA” POD-

CZAS CZWARTKOWEGO „OPENU” .

SUCHY

PRZEDSIONEK PIEKŁA „Czy człowiek może urodzić się bur-mistrzem? A alkoholikiem? Od-powiedź brzmi: nie. Trzeba do tego dojść samemu”- Piotr od początku spotkania bez ogródek opowiada o tym, jak stopniowo dawał się wciągać w szpony zła.

Czy jednak został przestępcą z wyboru? Oczywiście nie. To alko-holizm rodziców, narastająca przemoc w domu i brak akceptacji sprowadziły go na taką ścieżkę. I tak zaczęła się jego „kariera”. Kradzieże, rozboje, handel narko-tykami. Od najmłodszych lat zagubił s i ę w l a b i r y n c i e z ł a , z którego mimo wielu osobistych tragedii nie udawało mu się wy-dostać. W wieku 13 lat trafił do po-prawczaka. Nieustannie się bun-tował, żadna resocjalizacja nie przynosiła skutku. Dokonywał samookaleczenia, uciekał, strzelała do niego milicja. Był członkiem faszystowskiego frontu narodowego. Kilka lat później za pobicie czarnoskórych studentów

dostał pierwszy wyrok więzienia. Odsiedział karę, ale wkrótce znowu tam trafił. Ciągle popełniał te same błędy. Społeczeństwo skreśliło go. Sędzia przy ogłoszeniu wyroku bezli-tośnie stwierdził, że uwalnia społec-zeństwo od takiego człowieka, jak on. Nie otrzymał pomocy z żadnej strony. SPOJRZEĆ PRAWDZIE PROSTO W OCZY Choć krzywdził wiele osób, nie umiał żyć inaczej. Doprowadziło go to do głębokiej depresji. Kilkakrotnie usi-łował popełnić samobójstwo. Lekarze zdiagnozowali u niego nowotwór. Kiedy wydawało się, że

nic nie jest w stanie wyrwać go ze szponów śmierci, us-łyszał od kogoś: „Jezus Chrystus cię kocha”. I jakkolwiek trudno wyobrazić sobie, żeby

to mogło zmienić wieloletniego gang-stera, to w przypadku Piotra te słowa okazały się przełomowe. W modlit-wie odnalazł ratunek, z dnia na dzień stał się innym człowiekiem. Jak sam twierdzi, narodził się na nowo.

Z RECYDYWISTY W EWANGELISTĘ Od tamtej chwili minęło już 13 lat. Mimo przeraźliwego jarzma przeszłości, nie powrócił na dawną drogę. Odkrył siebie na nowo. Pracuje w różnych ośrodkach wy-chowawczych, odwiedza więzienia, przestrzega młodzież przed niszczącą siłą alkoholu, narkotyków i przemocy. Ma poczucie misji, dając świadectwo głębokiej wiary.

„Tak naprawdę to żyje dopiero od 13 lat.”

Jeśli chcesz usłyszeć świadectwo Piotra

Stempniaka polecamy program produkcji TVP 1

„Byłem gangsterem”, który możesz znaleźć na

YouTubie.

„Wóda była bogiem

w naszym domu”

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

Page 5: GoodNews 20

Ryszard Kapuściński pisał te słowa w zupełnie innej rzeczywistości, która wydaje się nam odległa kulturowo i cza-sowo. Etiopia cesarza Hajle Sellasje to kraj tyranii, korupcji i kłamstwa powta-rzanego z taką częstotliwością i tak wiel-kim uporem, że dla wielu stało się ono prawdą. Każdy totalitaryzm dąży do całkowitej władzy nad poddanymi, wła-dzy w każdej sferze, nie wyłączając my-śli. Dlatego nie dziwne, że ludzie prędzej czy później przekonują się o niebezpie-czeństwie, jakie niesie ze sobą myślenie. A jeśli myślenie jest niebezpieczne, to po co się narażać? Nie łudźmy się, społe-czeństwo demokratycznej Europy nie jest wolne od totalitaryzmu i zniewole-nia umysłów. Przybrało ono jedynie inną postać. Ciało do ciała... Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby zauważyć, że współczesna cywili-zacji europejska jest cywilizacją ciała. Dobrobyt i konsumpcjonizm dokonały dewaloryzacji rozumu. Na jego miejsce wywyższono emocje. Nie wierzycie? Zostawcie na chwilę GoodNewsa. Jeśli nie macie pod ręką laptopa z dostępem do internetu, kolorowego czasopisma, bądź pilota – szybko poszukajcie jednej z tych rzeczy. Ewentualnie wyjdźcie do miasta na krótki spacer. Czym żywią się wszechobecne media i wścibska do gra-nic możliwości reklama? Oczywiście naszą ciekawością. Co najprościej przy-kuwa naszą ciekawość? A to, co wywołu-je emocje, co rozbudza pożądanie, co

pobudza. Żyjemy w sztucznie wywoły-wanej gorączce. Dlatego też plotka nagminnie zastępuje informację, zdjęcie zastępuje tekst, show z gwiazdami zastę-puje program edukacyjny. Emocje są idealnym towarem. Do odczytywania emocjonalnych przekazów zdolny jest każdy człowiek, natomiast przekaz inte-lektualny wymaga od nadawcy i odbior-cy pewnych kompetencji. Czy więc moż-na się dziwić, że redaktor gazety stawia na plotkę o rozwodzie dwóch celebrytów (słowo wymyślone do nazywania osób znanych z tego, że są znani), zamiast opublikować wiadomość o bardziej po-żytecznej, acz mniej emocjonującej tre-ści? Można, a nawet trzeba się dziwić. Róbta, co chceta! Jesteśmy permanentnie ogłupiani. Już dawno zrzekliśmy się prawa myślenia, nawet nie trzeba nas było zbytnio prze-konywać. To dużo wygodniejsze. Życie w Matrixie – róbcie ze mną, co chcecie, byle było mi dobrze. Koncernom prze-mysłowym i wszystkim tym, którzy na nas zarabiają zależy na naszej obojętno-ści względem życia i wartości. Komuni-ści dobrze wiedzieli, że zanim przejmie się kontrolę w państwie trzeba pozbyć się intelektualistów. Nic prostszego jak wmawianie swoich racji ludziom nie-świadomym prawdy. Wypranym z ide-ałów konsumentem można bez prze-szkód manipulować w takt fizjologii jego potrzeb i pragnień, dając mu to, co pro-ste i przyjemne. W dobie automatyzacji, robotyzacji, szybkiego transportu, prze-

szczepów i lotów w Kosmos – cierpienie, w oczach wielu, nie posiada żadnej war-tości. Wysiłek, wyrzeczenie, jeśli nie prowadzą do wymiernych korzyści są bezsensowne i głupie. W tej sytuacji nawet myślenie, a co dopiero myślenie inaczej niż proponuje to świat, jest nie-wygodne i męczące. Jak wiele decyzji podejmujemy, kierując się samym tylko kryterium przyjemności? A ile spraw rozstrzygaliśmy w świetle wartości? Stosunek ten mógłby być zatrważający. Ktoś za to „beknie” Aborcja, eutanazja, in vitro, seks wszę-dzie i w każdej możliwej kombinacji, drobne i całkiem małe przekręty – to wszystko droga na skróty. Szybciej i łatwiej. Wszystko byłoby „fajnie” (enigmatyczne słowo mogące oznaczać wszystko i nic), gdyby nie to, że zachowujemy się jak dzieciaki z piątej klasy. Zamiast odrabiać lekcje machamy na to ręką i idziemy zagrać na Play Sta-tion. Widzimy tylko tyle, że teraz jest nam przyjemnie, że się nie męczymy. Szkoda jednak, że nie wybiegamy myśla-mi dalej, choćby do dnia następnego – kiedy to dostaniemy pałę za brak zada-nia. Ale to będzie kiedyś, jutro, za długo. To nie teraz. Teraz jest Play Station. Kie-dyś wszyscy odczujemy konsekwencje zabijania niewinnych, zabawy w Boga, braku moralnych hamulców, kłamstwa. Ale to przecież kiedyś, to nie teraz, teraz jest łatwiej… Nie dajmy zamienić się w zombie.

TAK JEST, ZACZĄŁ MYŚLEĆ, A MUSZĘ OBJAŚNIĆ CIĘ, PRZYJACIELU, ŻE MYŚLENIE BYŁO W TAMTYCH CZASACH DOTKLIWĄ NIEDOGODNOŚCIĄ, A NAWET KŁOPOTLIWĄ UŁOMNO-ŚCIĄ I JAŚNIE WYSOKI PAN W SWOJEJ NIEUSTAJĄCEJ TROSCE O DOBRO I WYGODĘ POD-WŁADNYCH NIGDY NIE ZANIEDBYWAŁ STARAŃ, ABY ICH PRZED TĄ NIEDOGODNOŚCIĄ CHRONIĆ.

R. Kapuściński, Cesarz

szary

iSto

ckp

ho

to

Page 6: GoodNews 20

Jak to było kiedyś… Historia Wielkiego Postu nie jest do końca wyjaśniona. W wielu pierw-szych gminach chrześcijańskich ist-niał zwyczaj prywatnego, 40-dniowego postu, odprawianego w dowolnym okresie roku. Już w II wieku dodano dwa dni postu przed świętami Paschalnymi, o czym pisze Tertulian oraz św. Ireniusz. Post przekształcił się w okres wspólnych rekolekcji całej rodziny chrześcijańskiej w przygotowaniu do radości wielkanocnej. W wieku III poszczono już cały tydzień, a sto lat później już 40 dni. Po raz pierw-szy wspomina o tym św. Atanazy z Aleksandrii w liście pasterskim z okazji Wielkanocy z 334 r. Chodzi-ło o to, aby jak najlepiej przygoto-wać wiernych do świąt wielkanoc-nych. Wielki Post obchodzono przez 8 tygodni. Jednak po odliczeniu nie-dzieli, w które nigdy nie poszczono, post trwał właściwie tylko 36 dni. Dlatego też, w wieku VII dodano ich kilka i jako początek Wielkiego Po-stu, wyznaczono Środę Popielcową. Ostatecznie, dzień ten jako pierwszy Wielkiego Postu na stałe wszedł do tradycji rzymskiego kościoła w 1570 roku.

Zwyczaj posypywania głowy popio-łem sięga starożytności i był obecny w wielu kulturach i tradycjach, m.in. w Egipcie, czy kulturze Arabskiej i Greckiej. W 1091 r. papież Urban II wprowadził ten obrzęd jako obo-wiązujący w całym Kościele. Wtedy też ustalono, że popiół do posypy-wania głów wiernych ma pochodzić z palm poświęconych w Niedzielę Palmową poprzedniego roku.

...a jak jest dziś.

Wielki Post to nie tylko tradycyjne obrzędy, ale przede wszystkim przy-gotowanie na ogromne wydarzenie, jakim są Święta Wielkanocne. Każdy z wierzących inaczej rozumie i prze-żywa 40-dniowy post. Kościół pro-ponuje trzy drogi do zbliżenia się w tym czasie do Boga: post, jałmuż-nę i modlitwę. Dominikańskie Dusz-pasterstwo „Beczka”, zachęca nie tylko młodych ludzi, aby na nowo spojrzeć na czas Wielkiego Postu. Przewodnie hasło to: „Umyj twarz, zrób makijaż, włóż garnitur i... zrób się na post.”

Pierwszy pomysł to powrót do chrześcijańskich zwyczajów postu w intencjach naszych bliźnich. Jak to wygląda w praktyce? Na cotygodnio-wej, niedzielnej Mszy Świętej, pod-

czas modlitwy wiernych, każdy bę-dzie mógł poprosić w kościele o post w konkretnej intencji, szep-niętej do ucha, bądź podanej na kartce. Każdy kto przyjmuje intencję zobowiązuje się do jednodniowego postu w dowolnej formie. Dzięki temu, mamy możliwość przypo-mnienia sobie, jak drugi człowiek jest dla nas ważny i bliski.

Drugą ważną rzeczą jest działanie w myśl słów Pana Jezusa: "Kiedy pościcie nie bądźcie posępni jak ob-łudnicy, którzy przybierają wygląd ponury. Ty zaś kiedy pościsz namaść sobie głowę i umyj twarz (Mt 6, 16-18)." Dlatego też, dzień postu powi-nien być dla nas dniem wyjątkowym - zakładamy wtedy odświętny strój, używamy perfum i tak wyszykowa-ni wychodzimy do ludzi. Niech każ-dy zobaczy naszą radość z duchowe-go wspierania bliźnich!

„Beczka” podkreśla, że taka forma przeżywania Wielkiego Postu nie jest przymusowa, a zwolennicy akcji są zachęcani także po to, by propa-gować ją także w swoich rodzinnych parafiach. Podoba Ci się pomysł? Przyłącz się do „Beczkowej” grupy!

Źródła: dominikanie.pl brewiarz.katolik.pl liturgia.wiara.pl

OBRZĘDY WIELKOPOSTNE, KTÓRE SWOIMI POCZĄTKAMI SIĘGAJĄ STA-

ROŻYTNOŚCI ZMIENIŁY SIĘ ZNACZĄCO. SWOJĄ POSTAWĄ STARAMY SIĘ SIĘGAĆ DO KORZENI, CZEGO DOWODEM JEST WIELKOPOSTNA AKCJA „BECZKI”.

ROMAN.POLACO

ZRÓB SIĘ NA POST!

Plakat promujący akcję „Zrób się na Post”, źródło: beczka.krakow.dominikanie.pl/post

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

bec

zka.

kra

ko

w.d

om

inik

anie

.pl/

po

st

Page 7: GoodNews 20

Instytut Tertio Millennio zaprasza w rocznicę śmierci Jana Pawła II, czyli w sobotę, 2 kwietnia br. na cało-dzienny projekt: „Kraków czyta Jana Pawła II”. Od godz. 11.00 kardynał Franciszek Macharski, Anna Dymna, Krzysztof Globisz oraz wiele innych znanych osób będą czytać teksty Jana Pawła II i rozmawiać na temat papieskiego nauczania. Imprezie towarzyszyć będzie m.in. wystawa fotograficzna ,,Ku wolności’’, sprzedaż książek i albumów oraz stoisko z kremów-kami. Na zakończenie, o godz. 17.45, w naszej Bazyli-ce odbędzie się koncert Stanisława Soyki.

Źródło: www.krakow.dominikanie.pl

W ostatnim numerze GoodNews`a pisałem o grupie charytatywnej „Szpunt”, działającej w ramach duszpa-sterstwa akademickiego „Beczka”. Dzi-siaj kilka słów o naszej sztandarowej akcji pod nazwą: „Ciacho za ciacho”. Akcja coraz bliżej – odbędzie się już 10 kwietnia 2011 r. w krakowskim klaszto-rze ojców Dominikanów. Jest to impreza organizowana dwa razy do roku, w okresie Adwentu i w Wielkim Po-ście, a dochody z niej uzyskane, w całości przeznaczane są na cel chary-tatywny. Celem najbliższej akcji jest pomoc ofiarom niedawnego tragicz-nego trzęsienia ziemi i tsunami w Japonii. Zebrane pieniądze przeka-żemy ojcom Dominikanom pracują-cym m.in. w Sendai dotkniętym kata-strofą. Skąd taka nietypowa nazwa akcji…? Otóż głównym „dobrem”, które sprzedajemy w czasie akcji są ciasta i ciasteczka upieczone wcześniej przez nasze wolontariuszki i różne osoby, które oferują nam pomoc. W przeddzień „Ciacha”, dzięki uprzejmo-ści ojców Dominikanów istnieje niepo-wtarzalna okazja upieczenia ciasta w ich klasztornej kuchni. Dużo osób z duszpasterstwa przynosi nam ciasta, które upiekli sami lub też ich znajomi. Ciasta pieką też osoby uczęszczające na msze do Dominikanów. Otrzymujemy także dużo wypieków z cukierni i pie-karni, które dobroczynnie wspierają naszą akcję. Chwile, kiedy razem może-my zrobić coś dobrego są najcenniejszy-

mi momentami w działalności naszej grupy. Ciasta, które sprzedajemy często no-szą finezyjne nazwy. Są one związana najczęściej z celem, z powodu którego kwestujemy. I tak przykładowo, kiedy podczas ostatniego „Ciacha za ciacho” pomagaliśmy Domowi św. Marcina w Fastowie, można było ze smakiem

zjeść np. „Uśmiech Saszy”, „Słońce Kry-mu”, „Kozacką dumę”. Nazwy wymyśla-my przed akcją. Ciastko można zjeść w specjalnie przygotowanej kawiarence, a także napić się kawy, herbaty, czy so-ku. Oprócz ciast sprzedajemy także książki. Tu asortyment jest naprawdę szeroki: od literatury pięknej po słowniki róż-nych języków obcych. Sprzedajemy książki, które otrzymaliśmy od darczyń-ców, a dzięki ofiarności krakowskich

wydawnictw oferowaliśmy dużo no-wych pozycji, które cieszyły się spo-rym zainteresowaniem. Dodatkowo podczas akcji sprzedajemy różnego rodzaju kartki świąteczne. Hitem ostatniego „Ciacha” okazały się róże wykonane z puszek aluminiowych, pomalowane na złoty i srebrny kolor. W akcję czyn-nie włączyli się ojcowie i bracia Domi-

nikanie. Róże sprzedawał nawet sam ojciec przeor. Trzeba stwierdzić, że akcja „Ciacho za ciacho” spotyka się z życzliwym i ciepłym przyjęciem ze strony wiernych uczęszczających do Domi-nikanów. Chętnie kupują ciastka i książki, wspierając akcję. Często za małe ciasteczko dają dużą sumę pieniędzy. To pokazuje, że warto organizować takie dobroczynne akcje, często wystarczy stworzyć okazję, a szybko znajdują się ludzie chętni do pomocy. Akcja bardzo

integruje naszą charytatywną grupę – wspólnie spędzany czas podczas pie-czenia ciast, czy segregacji książek albo robienia róż daje dużo radości. W przygotowanie „Ciacha za ciacho” włą-czają się osoby także spoza „Szpuntu”. To bardzo budujące, kiedy studenci, którzy mają dużo swoich spraw na głowie potrafią znaleźć czas, by po-móc. Zapraszam Wszystkich serdecznie do udziału w akcji „Ciacho za ciacho” już

Page 8: GoodNews 20

SZTAFETA PO SZCZEROŚĆ

Czy poezja współczesna, w dobie post-modernizmu, może nieść za sobą cokol-wiek wartościowego, co nie uwłaczałoby drugiemu człowiekowi, a także, nie było-by efektem pozy, lansowania własnej, zaskakująco-przebojowej, i szokującej, rzecz jasna, osoby, a przy tym, choć na chwilę, ze względów estetycznych i etycznych, a może po prostu – człowie-czych, zatrzymywałoby naszą uwagę? Czy można dzisiaj pisać, nie kreując się na niewiadomo kogo, pisać szczerze, tak, by to, co napisane, wypływało na wierzch, by przysłaniało kreację wywyż-szonej na piedestał, „artystycznej” gęby? Z pewnością można, ale obwarowane, jest to głęboką, szeroką, ogromną jak świat cały, fosą. Szczerość czeka na dru-gim brzegu, dalekodalekodaleko. Jak tu się przy próbie przepłynięcia tego oce-anomorza nie utopić, a przynajmniej nie nałykać tak niesmacznej, słonej (bo na-turalnej) wody? Zadanie trudne jak cho-lera., skomplikowane. Trzeba umieć pływać i na dodatek – liczyć tylko na siebie – tuż obok płyną inne piranie, inne rekiny. Zęby mają ostre i nie tyle, że nabluzgać na jednym, jak i na drugim brzegu (o ile do niego dopłyną) potrafią, ale i w tym wyścigu wodnych szczurów ugryźć mogą, płetwę poszarpać. No i jak tu, w tej artystycznej, rybiej sztafe-cie komuś skrzelików ząbkami nie dziabnąć? Płyną więc rybki mniejsze, większe, z mleczakami jak brzytwa ostrymi lub tępiutkimi, płyną wolno, bez skrzeli, bez płetw, chcąc zachować klasę w tym olimpijskim zrywie, naśladują artystycznego, falującego delfinka, gryzą się, szarpią, mieszają, kotłują i już nie wiadomo czy to wyścig, czy ławica… ości. A szczerość dalekodalekodaleko, na drugim brzegu. Ale, równowaga zacho-wana być musi – mimo, że głupota praw-dziwość stłamsiła, i sama, olejnie tłusta,

wypłynęła sztafetą na powierzchnię wody, to prawdziwość, niezauważalna, szczerością oddycha i gdzieś przy sa-mym dnie, gdzie światła docierają pro-myczki cienkie jak włos, w przymulo-nych zaroślach, małe, złociste karpiki swoimi delikatnymi pyszczkami rozcie-rają piasek, szukając kolorowych ka-myczków do swoich wodnych, szczerych pokoików.

TAJONA TRWOGA

(…) Widać tu ból, tajoną trwogę. Wymy-kają się półsłówka, szepty i półjęki, które świadczą, że dzieje się na naszych oczach misterium nadwrażliwości, a wiersz cały czas ociera się o jakąś ranę, rozdrapuje coś, ale też daje wytchnienie. W tych sło-wach Karol Maliszewski ujął wystrój jednego z tych szczerych, malutkich pokoików, jakim jest tomik Radosława Kobierskiego, zatytułowany Południe. Słowa te w pełni oddają to, co stroficznie wypisane na 39 stronach zbioru. Na wejście, w przedsionku, utwór Wehikuł. Już tutaj dostrzegamy rozdrapywanie

wspomnień – ran, które sprawiają ból i niedopowiedziane przykuwają uwagę. Obchodzone urodziny stają się punktem wyjścia dla rozważań podmiotu o sensie życia, istocie świata i ludzkich pragnień: punktualnie doszły po trzydziestce / nie życzy się już przedmiotów / a nawet pie-niędzy (…) wszystko jest / w słowie najle-piej to co widać i czego nie / i wiem że chodzi o przyszłość / to nie jest wcale takie pewne po trzydziestce / tak samo jak to że świat jeszcze istnieje (…). Poszu-kiwanie prawdy być może samo staje się sensem – nadaje życiu cel, skłania do działania. Jednak, gdy bohater Kobier-skiego na swoje próby poznania tego, co organizuje ludzkie życie, choć przez chwilkę, migawkowo, popatrzy z per-spektywy własnych wspomnień, owy cel okaże się błahy i wyparty przez przywo-ływaną chwilę – w Wehikule odnosi się ona do wartości ludzkiego życia. Chwila ta z konsekwencją tłamsi aurę obcho-dzonych urodzin i wywołanych przez nie refleksji, gdyż: jeśli znajdę odpo-wiedź / czy może zostanie / do końca przede mną ukryta, to: (…) czy można życzyć wstecz / czy nie powinno się tylko życzyć wstecz. Dlaczego powinno się życzyć wstecz? – wyjaśnia to puenta, skupiająca się na wartości ludzkiego życia: (spróbuj wrócić kupić jeszcze raz kwiaty / jeśli nie oddałeś kierownicy od-daj teraz życie). Cały utwór, idąc za Mali-szewskim moglibyśmy nazwać „tajoną trwogą”, która przysłania opisywaną sytuację, rozrzedza wynikające z niej refleksje i sama wysuwa się na pierwszy plan, będą osobistym wspomnieniem bohatera Kobierskiego.

ZRÓB COŚ Z SOBĄ SYNKU...

W drugim, tytułowym utworze pojawia się zdanie: (synku, nikim jesteś, nic nie jesteś wart), które w takiej, lub prze-kształconej nieco formie, jak mantra

POŁUDNIE OBFITUJE W SZEPTY I PÓŁJĘKI – PRAWIE W KAŻDYM WIERSZU POJAWIA SIĘ WTRĄCONE ZDANIE-WSPOMNIENIE, KTÓ-RE ROZBIJA NAKREŚLONĄ SYTUACJĘ I NIE DAJĄC SPOKOJU, WY-RYWA SIĘ BOHATEROWI KOBIERSKIEGO Z UST. TOMIK TEN ZO-STAŁ WYDANY W 2004 ROKU. MYŚLĘ, ŻE ATMOSFERĘ PRACY NAD NIM BARDZO DOBRZE ILUSTRUJĄ SŁOWA Z WIERSZA ŚCIĄ-GA Z HISTORII:

jest zima, rok dwa tysiące trzeci. nikt z nikim nie rozmawia. jedna lampa na ulicy się nie świeci. ta pod moim domem.

TAJONA TRWOGA RADOSŁAWA KOBIERSKIEGO

Tomasz Goraj

Fot. za: w

ww

.webo

ok.p

l

Fot. za: w

ww

.literack

ie.p

l

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

Page 9: GoodNews 20

powtarzać się będzie niemalże kartka po kartce. Będąc po lekturze całego zbioru i patrząc na niego z perspektywy całości, wydawać się może, że doświadczenie bolesnego dzieciństwa motywuje po-wstanie, a co za tym idzie – charakter i wymowę Południa. Nie jest to wesołe, ciepłe i przyjemne pisarstwo. Ciężkie dzieciństwo, śmierć ojca, choroba żony i przyjaciela, historia Marii Etinger w wierszu Podróże, ciągle pytania o sens życia (Szpital ontologiczny, czy Meteor) – wszystko to ocieka bólem. Kobierski stale rozdrapuje niezagojone rany, a największą z nich jest zakorzeniona już w dzieciństwie obawa o siebie, o własny, męski byt, o konieczność radzenia sobie

z problemami po męsku. W wierszu Meteor czytamy: pierwsze są słowa, każ-dego poranka, boże, / to znów, włosy na poduszce, pomięta folia ciała. / znów jestem mężczyzną, muszę udawać, / że jestem kimś, (…). Własną twarz, oglądaną w lustrze, parę wersów później bohater utworu określi jako niebyt, który (głębiej jest (…) czarny, rodzaju nijakiego). Filo-zoficzna kwestia bytu pojawia się także, wyrażona wprost już tytułem, w wierszu Szpital ontologiczny. Trzymając na rę-kach umierającego psa i patrząc mu w oczy, Kobierski zastanawia się nad tym, czym jest byt, gdy zwierzę przy nim umiera: czy nim (bytem) jest czerwona smuga / która nie chce wsiąknąć w asfalt

tylko szybko / zasycha czy ulotność spoj-rzenia (…). Następnie pyta: niech mi ktoś teraz powie jesteśmy lub tylko / przeja-wiamy się (…), by swój żywot zestawić z istnieniem zwierzęcia – człowiek i umierający pies, określeni jako chore na byt istnienia, nie mogą wyobrazić sobie, że w tej chwili właściwie istnieć przestają. Radosław Kobierski wraz ze swoim niespokojnym bohaterem obraca się jeszcze w wielu kontekstach – bio-graficznych, etycznych, czy jak wyżej, filozoficznych. Te, które zostały przywo-łane z pewnością nie wystarczają na dokładną analizę – rozwiązaniem jest osobista lektura, do której zachęcam.

Witam serdecznie, choć mi się nie chce. „Gdyby ludzkości się chciało, to nasze pokolenie dobijałoby już do czwartego poziomu w skali Kardaszewa.” – mógł kiedyś powiedzieć ktoś mądry. Ale nie powiedział – widocznie mu się nie chciało. Gdyby społeczeństwa nie po-żerała ta cholerna prokrastynacja, umysłowy nihilizm, niechęć do wszystkiego, co nie jest łóżkiem i miękką pościelą, gdyby tak każdy kiwnął palcem o raz więcej, choćby w nosie, na miłość Boską! – ale nie. Bo przecież się nie chce. Ten pośpi trzy minuty dłużej, tamten nie pomoże, bo

nie, tamta zaś niby łopatą by poma-chała, ale gdzie tam, przecież teleno-wela leci. I siedzi taka jedna z drugą i jeden z drugim, i jedna z drugim i z drugą jeden – siedzą choerniki i żrą. Pewnie, pożreć to by się chciało, poga-dać głupoty nad pączkiem, ponicniero-bić – jasne, dlaczego by nie. Zauważy-liście (to znaczy, chciało wam się za-uważyć?), że pyta się drugą osobę o czynność, np.: Pójdziesz zrobić obiad?, albo: Pojedziemy w ten week-end do mamusi?, a nie pyta się o bez-czynność (słyszeliście kiedyś pytanie: „To jak, skarbie, idziemy nic nie ro-bić?). Stagnacja jest wyjściowym sta-nem, nie ma o co pytać. Ta bezczyn-

ność wlazła w nas, umiłowała nasze ciała i rozumy, nie bez wzajemności zresztą. Jesteśmy bezczynnością. Ten stary pierdzielnik, Parmenides, miał rację. Ruch jest niemożliwy. Stoimy w miejscu, przed wielkim drogowska-zem, ale nawet nazw miejscowości nam się przeczytać nie chce, nie mó-wiąc już o wybraniu któregoś duktu, o napoczęciu choćby jednego traktu. Jasne. Stójmy, wolna droga. I może nawet wydobyłbym gdzieś z nieskoń-czonego wnętrza siebie ostatnie po-kłady chęci i ruszyłbym się stąd, wziął do leniwego łapska „Metafizykę” Ary-stotelesa, przeczytał którąś księgę, albo choć Giovanniego Reale lub Fred-ricka Coplestona podręcznik przejrzał. Może nawet bym to zrobił. Ale skoro nikt w koło nic nie robi, to co ja się będę wyrywał? Na głupka wyjdę. W pojedynkę świata nie pociągnę, choćbym wszystkie rozumy pozjadał, choćbym się na pamieć wszystkich cyferek po 3,14 nauczył. Więc stoję przed drogowskazem, wzrok bezro-zumny w buty wbijam, a w koło mi-liardy takich jak ja. Tak, drodzy współ-towarzysze tego morderczego stania w miejscu. Nic nas już nie uratuje. Zdechniemy w tej pozycji, rozłożymy się, a wiatr beznadziei rozsypie nasze truchła po świecie. Bo nawet nie bę-dzie miał nas kto zakopać.

NIE CHCE MI SIĘ

Antoni Gambdziak [email protected]

O NIEMOŻNOŚCI CHCENIA

…CZYLI TRAKTAT

Fot.: w

ww

,sxc.h

u

Fot.: w

ww

,sxc.h

u

Page 10: GoodNews 20

Polak Zły Do napisania tego tekstu skłoniła mnie lektura dwóch pozornie niezwiązanych ze sobą artykułów. Pierwszy z nich to wywiad z doktorem Tomaszem Pieko-tem z Uniwersytetu Wrocławskiego, dotyczący werbalnego rasizmu w Polsce (O rasizmie w mowie: Dziś Bambo chodzi z nami do szkoły, 11.03.2011). Drugi to szeroko komentowany list Premiera Donalda Tuska, podsumowujący cztery lata rządów jego gabinetu (Czego doko-naliśmy, co nam się nie udało, 12 mar marca 2011). Przypadek nie-przypadek: oba opublikowane w Gazecie Wyborczej. Dr Piekot twierdzi, że Murzynek Bambo Tuwima to wiersz, który utrwala (!) w Polakach negatywne opinie o Murzy-nach (Profesor zauważa, że nasz rasizm przejawia się już w samym użyciu słowa Murzyn, zamiast Afrykanin). W drugim artykule premier Tusk opowiada o swo-im marzeniu, by polska rodzina nie była wciągana w romantyczne zmagania po-nad swoje siły, ale miała prawo do euro-pejskiej normalności. Ta europejska nor-malność to widać szczyt marzeń Premie-ra. Nie to, co nienormalna Polska. I postanowiłem napisać, bo mam dość wmawiania Polakom, że są rasista-mi, homofobami, antysemitami, że są do niczego, że są zacofani i że powinni wstydzić się tego, że urodzili się w nie-normalnej Polsce. O problemie tym pisał Rafał Ziemkiewicz w październiku ze-szłego roku: Polak otwarty na media walony jest stale w łeb "pedagogiką wsty-du", stale jest pouczany, żeby się nie na-dymał narodową godnością, bo nie należy mu się żadna godność, przeciwnie, jest dziwolągiem, kompromitacją, jego histo-ria to stek wykwitów idiotyzmu, jego kraj to smród, wiocha i absurd, a wszystko, co robi, to kompromitacja przed światem. Dlaczego? Bo takim trawionym komplek-sem frustratem łatwo manipulować. Nic dodać, nic ująć. Synteza traf-na, dlatego cytuję ją w całości. Tak się

akurat złożyło, że miałem okazję spędzić kilka lat za granicą, mieszkałem w kilku krajach i nie ze mną takie numery. Nie chcę piać z zachwytu nad wspaniałością Polaków, nie będę pisał, że są wzorem dla innych narodów, bo trudno by mi było tę tezę obronić (choć przyznam, że koronnym argumentem byłby w tej dys-kusji polski honor, z którego jestem dumny jak z niczego w świecie). I biję się w pierś: my Polacy, jako naród i każdy z osobna, mamy wiele wad. Do ideału nam daleko. Zwykłem jednak trzeźwo patrzeć na rzeczywistość i zamiast opi-nii, wolę fakty. Staram się nie zwracać uwagi na to, co się mówi, ale na to co rzeczywiście dzieje się dookoła. Tak powstało małe zestawienie kilku przed-stawień Polaków, które wyrosły w pol-skiej rzeczywistości po 1989 roku i któ-re zdaje się, powoli zapuszczają korze-nie. Polak nienormalny i nienowoczesny Europejska normalność i europejska nowoczesność. Słowa widma. Materiał na ciekawy doktorat z socjolingwistyki, może nawet i habilitacje. Premier pisze: Myślę, że to się Polakom zwyczajnie nale-ży, trochę europejskiej normalności. Chylę czoła przed każdym wysił-kiem jaki rząd Premiera wkłada w budo-wę i rozwój Państwa. Przyznam jednak, że zażenowanie wzbudza we mnie stwierdzenie „europejska normalność”. Czymże ona jest? Hiszpańskim prawem szesnastolatki do aborcji bez zgody ro-dzica, podczas gdy nie wolno jej aż do 18 roku życia prowadzić samochodu? Czym jest ta „europejska nowoczesność”? 20-sto procentowym bezrobociem w Hisz-panii? Przemocą na tle rasowym we Francji i w Wielkiej Brytanii? Kryzysem rządowym w Belgii? Mam dość, obrzy-dliwego dla mnie, myślenia, że Polska sama z siebie, jest nic nie warta, i że sama nie może zapewnić sobie dobroby-tu. Myślenia, wpajanego nam od lat,

w którym nienormalną, zacofaną Polskę przeciwstawia się wyimaginowanej nor-malnej i nowoczesnej Europie. Mam dość inferioryzacji Polaków, wmawiania im, że są do niczego, i że ich kraj jest nienormalny. Polak katolik z ciemnogrodu To religia, zacofany katolicyzm, jest i była od zawsze źródłem wszystkich polskich problemów. Opinia ta wyrasta nie tylko z antyklerykalizmu, ale repre-zentuje polski antykatolicyzm jako taki. Istnieją dwa sztandarowe określenia III Rzeczpospolitej, które doskonale synte-tyzują problem tego zjawiska. Pierwszy z nich to ciemnogród. Drugi to moherowy beret. W obu chodzi o to samo: wyśmia-nie religijności i wiary katolickiej, cha-rakterystycznej w pewnym sensie dla polskiego narodu. Wyśmianie katolicy-zmu, który wpisany jest w polską tożsa-mość (jeśli nie religijnie, to przynajmniej kulturowo). Katolicyzmu, który ma być synonimem ciemnogrodu, zacofania, wsteczności, reakcji. Katolicyzmu, który ma sprawiać, że Polska odstaje od stan-dardów europejskich. Praktyka pokazuje jednak, że negowanie religii miejsca w życiu społecznym, jako elementu de-strukcyjnego i regresywnego, jest nielo-giczne. Absurdalności tego myślenia dowieść łatwo: na jednym z najlepszych uniwersytetów w Anglii, uniwersytecie Queen Mary w Londynie, setki arabskich dziewczyn nosi chusty, a w każdy piątek główny hall w największym budynku uczelni zapełnia się ponad setką modlą-cych się muzułmańskich studentów. Religia i wartości w żadnym wypadku nie idą w parze z zacofaniem, czy to spo-łecznym czy kulturowym. Niechęć do katolika w ogóle, która w Polsce nabiera szczególnego wymiaru, polega na tym, że jest on ukierunkowany przez swoją wiarę na uczciwość i prawdę, dwie war-tości, które utrudniają manipulację i kłamstwo. Wpojenie kompleksu z po-

STEREOTYPY, OBIEGOWE OPINIE, SCHEMATY… CZY ONA NAPRAWDĘ PRZEDSTAWIAJĄ NAS WE WŁAŚCIWYM ŚWIETLE? JAK JESTEŚMY POSTRZEGANI ZA GRANICAMI KRAJU I CO SAMI MÓWIMY O SOBIE? CZY JEST AŻ TAK ŹLE JAK MYŚLIMY?

Mateusz Zimny

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

Page 11: GoodNews 20

wodu bycia katolikiem ma sprawić, że religia uznana zostanie za przyczynę regresu intelektualnego, gospodarczego i kulturalnego. Jako taka ma zniknąć z życia społecznego, zostając odrzucona jako właściwa człowiekowi zacofanemu i nienowoczesnemu. To zaś otworzyć ma drogę do manipulowania umysłami. Nie odkrywam Ameryki, to o czym piszę to zjawiska powszechnie znane. Zwracam jednak uwagę na ten problem w kontek-ście polskiej rzeczywistości, w której wiara, ta katolicka, zaczyna być uważana coraz częściej w mediach za powód do wstydu. Myślę, że głównym motorem tego zjawiska jest strach silnie lewico-wej Europy przed Polską, w której chrześcijańskie wartości nadal uważane są za istotne. Strach ten bierze się z fak-tu, że w Polsce nie udało się jeszcze to co udało się w Hiszpanii. Choć Kościół w ostatnim półwieczu odgrywał w tych krajach odmienną rolę, to jednak oba kraje uważane były za ostoję europej-skiego katolicyzmu. Dzisiaj Hiszpania przypomina raczej kraj pogan. Na mapie Europy Polska stała się, o ironio, praw-dziwą zieloną wyspą. Wartości. A te trzeba wyśmiać. Kiedy w Europie za-chodniej ulegają one dewaluacji, w Pol-sce, pomimo półwiecza komunizmu, wciąż istnieją tu ludzie, którzy nimi żyją, a same wartości w powszechnym mnie-maniu uchodzą za ważne: miłość do Ojczyzny będąca wyrazem miłości do bliźniego, bezinteresowność, uczciwość, honor. Polak romantyk powstaniec z chorągwią w ręku Premier Tusk w swoim artykule pisze: W każdym z nas jest pragnienie, by (Polska) nie zginęła, póki my żyjemy, i niepokój, czy nie zginie. Ale moim pra-gnieniem jest też, by zwykła polska rodzi-na, inaczej niż przez stulecia, nie była wciągana w romantyczne zmagania po-nad swoje siły, lecz by mogła dla chwały swojego państwa i narodu po prostu le-

piej żyć. Nie mogę zgodzić się z taką reto-ryką. Mam nieodparte wrażenie, że ro-mantycznymi zmaganiami są dla pre-miera tysiące Polaków z biało-czerwonymi flagami, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli śpiewają hymn Polski podczas przemarszu konduktu pogrzebowego Prezydenta. Przyznać jednak muszę Premierowi rację co do jednego. Te romantyczne zmagania rze-czywiście są ponad nasze siły: Maria Fieldorf-Czarska, córka generała Augu-sta Fieldorfa „Nila” (dowódcy Kedywu Armii Krajowej, który został skazany na śmierć w sfingowanym procesie i powie-szony przez polski sąd w 1953 roku, zrehabilitowany po 1989 r. i odznaczony Orderem Orła Białego) od 1989 roku próbowała ustalić, gdzie został pocho-wany jej ojciec i pociągnąć do odpowie-dzialności karnej sędziów i prokurato-rów - zabójców jej ojca. To romantyczne zmaganie okazało się ponad jej siły. Umarła w listopadzie zeszłego roku. Nikogo nigdy nie skazano i do dzisiaj nie

wiadomo gdzie jest grób generała Nila. Przemówienie Premiera wpisuje się w podejmowaną na różnych frontach próbę przekonania narodu, że trzeba wreszcie przestać przetrzeć w prze-szłość i myśleć o historii. W dniu odda-nia tego artykułu do druku przeczyta-łem przemówienie ministra Radosława Sikorskiego (Gazeta Wyborcza, 16.03.2010): Patriotyzm nie może być wynikiem martyrologicznej ideologii. Dziś nasze państwo walczy o pozycję na are-nie międzynarodowej, a nie o honor, któ-rego nikt nam nie może odebrać. Panie Ministrze, ma Pan rację. Honoru nikt nam nie może odebrać. Honor możemy stracić tylko my sami. Czy zainteresowanie historią jest – jak chciałbym tego Minister Sikorski - tylko martyrologicznym fanatyzmem? Warto przypomnieć, że skutki rozbio-rów (to wcale nie tak dawne czasy, do dziś żyją jeszcze Polacy urodzeni pod zaborami!), zwłaszcza te ekonomiczne, są odczuwalne do dzisiaj, nie wspomina-jąc konsekwencji I i II wojny światowej, zburzenia Warszawy i wymordowania niemal w całości polskiej inteligencji – planu, który z równym zapałem wyko-nali zarówno sowieci jak i hitlerowcy. Znajomość historii jest niezbędna nie tylko po to, żeby próbować urzeczywist-niać ideę sprawiedliwości (m . in. spra-wa katyńska czy moralne rozliczenie politycznych zbrodni popełnionych w Polsce po 1945 r.), ale także po to, by podejmować rozsądne decyzje. Tymcza-sem dzisiaj wszelkie zainteresowanie historią jest przedstawiane jako rzecz niemodna, nieciekawa, niegodna więk-szej uwagi. Wielu chciałaby najchętniej, żeby historia rozpoczęła się po 1945 roku. Najlepiej więc zapomnijmy o agre-sji Niemiec i Rosji na Polskę, a także o tym, że Zachód bez większych oporów rzucił Stalinowi na pożarcie pół Europy. Są to fakty niewygodne. Stąd po prostu nie na rękę jest, by mówiono o powsta-niu warszawskim, czy o działalności państwa podziemnego, bo w ten sposób obnaża się pobawione koszty honoru występki wielkich mocarstw, obrońców wolności. Paniczny wręcz atak na polską tradycję rozpoczął się w czasie żałoby po tragedii smoleńskiej. Pisano, że już dość romantycznej tradycji (romantyzm – słowo non grata, uosobienie zacofania i ciemnoty). Czego się bano? Może tego, że pod pałacem prezydenckim dniem i nocą stali ludzie z obrazami Matki Bo-skiej, śpiewając Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie…

Koniec części pierwszej.

Ciąg dalszy artykułu Mateusza Zimnego zamieścimy w kolejnym numerze Good-News`a.

Page 12: GoodNews 20

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

Jak podają nieubłagane statystyki pol-skich szpitali, tylko w 2009 roku aż 538 nienarodzonych dzieci zostało podda-nych legalnej aborcji, a ponad 500 z nich to ofiary tzw. aborcji eugenicznej– eliminacji dzieci z podejrzeniem cho-roby. Jest to jeden z przypadków, gdzie prawo polskie dopuszcza legalne usu-nięcie płodu, tak jak w przypadku ciąży spowodowanej gwałtem, czy poważne-go zagrożenia życia matki, kiedy to ko-bieta może wybrać śmierć nienarodzo-nego dziecka zamiast własnej. Właśnie przeciwko takim dopuszczalnym a uznawanym w świetle prawa sytu-acjom występuje Komitet Inicjatywy Ustawodawczej tworząc obywatelski projekt pod hasłem Wybierz życie!, któ-ry zbiera podpisy pod propozycją zmia-ny ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży.

Akcja Komitetu, której celem jest zebra-nia 100 tys. podpisów obywateli pod projektem nowej ustawy zakazującej aborcji, daje okazję do refleksji. Czy decyzją człowieka jest pozbawiać nie-winnych życia? Czy dziecko, u którego w fazie prenatalnej wykryto chorobę, nawet ciężką, ma zostać usunięte? Czy nie uznajemy go w ten sposób za „człowieka drugiej kategorii” i dopusz-czamy prawnie jego śmierć dlatego, że może urodzić się z defektem? Jeżeli kobiecie wyrządzono ogromną krzywdę w postaci gwałtu, to czy należy konty-nuować ten łańcuch wyrządzanego zła i zabijać poczęte w ten sposób bezbron-ne dziecko? Niech opisana akcja stanie się apelem do ludzi sumienia. Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości. (Jan Paweł II)

AKTYWNE DZIAŁANIA ROZPOCZĄŁ PROJEKT OBYWATELSKI MAJĄCY NA CELU ZMIANĘ USTAWY ANTYABORCYJNEJ, A PRZEZ TO ZMNIEJSZENIE LICZBY ZA-BÓJSTW NIENARODZONYCH W POLSCE.

Pajęczanna

Więcej informacji na stronie internetowej www.stopaborcji.pl, gdzie dostępne są także formularze poparcia dla prowadzą-cego przedsięwzięcie Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej. Na portalu YouTube pod hasłem Ratuj mnie!- kampania na rzecz życia można obejrzeć spot promocyjny akcji.

Każdy ma swoją historię o tym, jak tam trafił i skąd o szkole się dowiedział. Mi tata zaproponował to liceum. Czy przekonał go nowy kom-pleks, czy internat z pełnym wyży-wieniem, czy katolicki duch szkoły? Myślę, że opinia jego znajomego. „Syn tam chodzi. Warto.” Z pośród wszyst-kich dróg ta najczęściej przyprowadzała nowych uczniów na rozmowy kwalifikacyjne. Dobre rzeczy nie potrzebują innej reklamy. I tak poznałam najdziwniejszą mi-eszaninę charakterów i historii ludz-kich. Poznałam przyjaciół na lata. Zamiast uczyć się na pamięć wierszy na akademię, podkładałam utwory Bacha i Rammsteina do filmu nakrę-conego z klasą na tą okazję. Rozwi-jałam zainteresowanie teatrem bio-rąc udział w takich projektach jak trzygodzinna adaptacja „Dziadów”. Zaczęłam się uczyć angielskiego, żeby

po trzech latach zdać maturę rozszer-zoną. I, o zgrozo, nawet ja nauczyłam się pływać. Choć byłam ostatnią osobą, która w to wierzyła JA to tak naprawdę kropla w morzu możliwo-ści, które liceum w Piekarach otwiera przed uczniami. Najtrudniej wybrać. Wszystkich sekcji sportowych ja, biedny anty-wuefista, nie jestem w stanie nawet wymienić. Każdy przedmiot, który znajduje więcej niż trzech fanów, na swoje koło. Na stro-nie liceum zajęcia dodatkowe są pod-zielone na 8 kategorii, więc oszczędzę Wam listy, wszystkich zaintereso-wanych odsyłam tam: www.lo.fund.pl . Oprócz tego projekty wymian międzynarodowych, od dwutygodniowych po roczne; młoda kadra, dla której jesteś imieniem i nazwiskiem a nie „tą rudą z 1a”; spotkania ze znanymi ludźmi i dużo więcej.

fot. Jerzy

Dlatego zapraszam wszystkich chętnych na

DNI OTWARTE LICEUM OGÓL-

NOKSZTAŁCĄCEGO W CENTRUM EDUKACYJNYM „RADOSNA NOWINA 2000” W PIEKARACH – 27-28 MAJA. Dla tegorocznych absolwentów gimnazjum przygotowano projekt pięciu klas o różnych profilach: HUMANISTYCZNY z j. polskim, historią, wos-em i j. angielskim; BIOLOGICZNO – CHEMICZNY z j. angielskim; MATEMATYCZNO – FIZYCZNY z j. angielskim; MATEMATYCZNO – GEOGRAFICZNY z j. angielskim; HUMANISTYCZNY z j. polskim, historią, wos-em i j. niemieckim.

Bliższe informacje na temat rekrutacji na stro-

nie liceum oraz w sekretariacie szkoły.

WYSOKI POZIOM TO NIE WSZYSTKO. KRAKÓW PEŁEN JEST DOBRYCH SZKÓŁ RY-WALIZUJĄCYCH ZE SOBĄ W RÓŻNORAKICH RANKINGACH. W PRACY POZNAŁAM ABSOLWENTÓW WIELU Z NICH. NAJCZĘŚCIEJ MÓWIĄ: „NIE BYŁO TAK FAJNIE JAK SIĘ SPODZIEWAŁEM”, „WYŚCIG SZCZURÓW, JESTEŚ OLIMPIJCZYKIEM ALBO JE-STEŚ NIKIM”, „UCZĄ CIĘ TYLKO DO MATURY, TO LICEUM NIE POWINNO NAZYWAĆ SIĘ OGÓLNOKSZTAŁĄCE”. MOJA SZKOŁA BYŁA INNA.

Czam

KOPALNIA TALENTÓW

WALCZ O ŻYCIE!

Page 13: GoodNews 20

Priorytetowym celem Fundacji jest niesienie pomocy studentom, szczególnie zdolnej młodzieży, pochodzą-cej z niezamożnych rodzin. Co roku mury Centrum Edukacyjnego Radosna Nowina 2000 oraz innych ma-łopolskich szkół średnich, opuszczają błyskotliwi ma-turzyści. Zdobywanie wiedzy rozpoczynają na uczel-niach wyższych całego kraju. Jak wiado-mo, samodzielne utrzymanie się nie jest łatwe... a koszty ogromne.

Wspomóż działalnośd Fundacji im. ks. Siemaszki, okaż wsparcie dla polskiej edukacji. Każda, zaku-piona butelka wody będzie przeznaczona na po-moc dla zdolnej, a niezamożnej młodzieży akade-mickiej.

Dodatkowo w Krakowie powstaje Lokalne Cen-trum Dystrybucji Wody. Dzięki temu każdy chętny będzie mógł zdobyd pracę, aby uzyskad środki na

Polonea Student w akcji! KILKA SŁÓW O NOWEJ „RADOSNEJ” INICJATYWIE. I TY MOŻESZ WŁACZYĆ SIĘ DO AKCJI. NIE BÓJ SIĘ. TO NAPRAWDĘ CZYSTY INTERES!

Krzychu

Ogłaszamy konkurs związany z wodą źródlaną Polonea Student!

Zgarnij cenne nagrody!

Umieść link www.student.polonea.pl na swoim profilu na facebooku czy na naszej klasie oraz/lub prześlij na adres e-mail [email protected] informację

z uzasadnieniem, dlaczego nagroda powinna zostać przyznana właśnie Tobie lub komuś, na kim Ci zależy.

Nagrody zostaną wylosowane z pomiędzy osób, które w terminie nie późniejszym niż godz. 24.00 dnia 15 kwietnia 2011 r., wyślą na adres [email protected] e-mail zawierający dane kontaktowe. Nagrodzeni będę mogli skorzystać darmowej

dostawy wody, szczegółowo określonej w regulaminieJ Szczegółowy regulamin konkursu jest dostępny na stronie internetowej - www.student.polonea.pl

Życzymy powodzenia,

Zarząd Studenckiej Sieci Sprzedaży

Page 14: GoodNews 20

DARIUSZ DUDZIK

Istnieją dwa rodzaje sztuki: sztuka rzeczowa, w której autor przekazuje jakąś myśl, spostrzeżenie oraz sztu-ka duchowa, gdzie artysta przekazu-je siebie, swoje uczucia, emocje, wła-sną wizję rzeczywistości. Skupię się na tym drugim rodzaju sztuki. Pewnego pięknego poranka prze-chadzałem się po krakowskim ryn-ku. Dzień jak co dzień: gołębie, ko-nie, ludzie, a słońce praży w głowę, "natomiast niebo jest przy tym niebieskie". Jest pięknie - KO-CHAM KRAKÓW, tu można odpocząć od wiejskich smrodów. Grupka ludzi skupiona wokół innej osoby. Pod-chodzę i widzę człowieka malujące-go sprayem obrazki o kosmicznej tematyce. Robił to sprawnie, techni-kę opanowaną miał do perfekcji. Bardzo ładnie tworzył, ludzie za-chwycali się jego talentem. Od tam-tej pory zacząłem się zastanawiać, gdzie leży granica między artyzmem a talentem? Czy to, co robił ten czło-wiek, można nazwać sztuką? Już wtedy wiedziałem, że do sztuki po-

trzeba czegoś więcej, nie tylko talen-t u i pasji. Artysta to przede wszystkim człowiek bogaty wewnętrznie, który dzieli się tym bogactwem. Najczę-ściej nie jest on w pełni rozumiany. Przyczyną niezrozumienia może być prymitywizm odbiorcy bądź też pro-stota materiałów, z których przekaz jest zbudowany. Jak za pomocą far-bek lub pióra oddać to, czego nie potrafią opisać słowa, a rozum wy-obrazić? Weźmy pod uwagę malarstwo. Arty-sta może wyrażać siebie poprzez rzeczy i sytuacje, jakie tworzy; "Maluję świat takim, jakim chciał-bym, aby był"* , bądź przez bezpo-średnią wizualizację uczuć, wyrażo-ną w plamach, kolorze, czy też bar-dziej przypominające rzeczy, mate-rialne kształty. Rattner, jeden z nie-licznych, wysoce uduchowionych malarzy, tak mówi o malarstwie: Fakty materialne nie są najważniej-sze: obraz powinien być przesycony uczuciami malarza, jego miłością,

pasją, wyobraźnią, krótko mówiąc jego duchem. (...) obraz [wówczas] żyje jako pewna jednostka. Jak dostrzec w obrazie wnętrze arty-sty? Jak czytać jego dzieło? Stojąc przed obrazem, po pierwsze, nasz wzrok musi być w odległości wycią-gniętej ręki, nie dalej, nie bliżej (chyba, że jest to wyjątkowo duży obraz), tak jak go widzi malarz w chwili tworzenia. Niezwykle waż-ną rzeczą, na którą trzeba zwracać szczególną uwagę, jest kolor. Dlacze-go? Kreska jak kreska, trójkąt jest zawsze trójkątem, kształty mogą się powtarzać. Barwa natomiast jest czymś niepowtarzalnym, tak jak linie papilarne. Doskonale znamy dzieło Warhola, na którym widnieją podobizny Marilyn Monroe, każda w innym kolorze, wzbudzająca u widza odmienne wrażenie. To kolor ukazuje, w jakim stanie duchowym był artysta; malując obraz sprawia, że przybliża nas lub oddala od niego. Jest ciepły, przyjazny lub chłodny, umiarkowany. Inną ważną kwestią jest kompozycja, w której dominuje ruch bądź statyczność. Taki przy-kład: trójkąt namalowany tak, by podstawa była pozioma, a wierzcho-łek skierowany ku górze, sprawia wrażenie nieruchomego, natomiast gdy go narysujemy ukośnie, nabiera dynamiki. W muzyce lub w malarstwie nie ma „brzydkich dźwięków" ani „dysonansów" - każdy ton i współ-brzmienie są piękne, kiedy są rezul-tatem wewnętrznej konieczności.”** Dla zwykłego obserwatora obraz jest ładny, brzydki bądź "interesujący" - gdy nie wiemy co o nim myśleć, a nie chcemy wyjść głupio w towarzystwie. Bardzo przydaje się tu wiedza o artyście,

PIĘKNO SZTUKI KIM JEST ARTYSTA? GDZIE LEŻY GRANICA MIĘDZY SZTUKĄ A KICZEM, DZIEŁEM ARTYSTY A DZIEŁEM SAMEGO TALENTU? CZY MOŻNA BYĆ ODBIORCĄ SZTUKI BEZ WIEDZY NA TE-MAT AUTORA, NURTU CZY SAMEJ TECHNIKI? NIE, NIE ODPOWIEM NA TE PYTANIA, BO NIE MA NA NIE JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI, ALE OMÓWIĘ TU WŁASNE SPOSTRZEŻENIA NA TEN TEMAT Z PUNKTU WIDZENIA ZWYKŁEGO OBSERWATORA ZACHWYCONEGO NIEKTÓ-RYMI ARTYSTAMI.

Wassily Kandinsky Transverse Line (1923)

ww

w.a

bst

ract

-art

.co

m

Page 15: GoodNews 20

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

którą można czerpać z fachowej literatury lub od znawców sztuki. Jeśli wiemy, że był silnie uducho-wiony, możemy być pewni, że jego obraz niesie w sobie pewną jego cząstkę, nad którą warto przez chwilę się zastanowić. Maeter-linck, mówi: Nie ma niczego innego na świecie tak bardzo łaknącego piękna i tak bardzo pod jego wpływem rozkwi-tającego, niż ludzki duch... Dlatego pewnie nikt na ziemi nie potrafi oprzeć się urokowi duszy oddanej pięknu. Nie można tylko posiadać w sobie wrażliwości na piękno. Trzeba tą wrażliwość pielęgnować, rozwijać, poszerzając wiedzę o otaczającym nas świecie i ludziach, o ich wnę-trzu. Zjawiska, wydarzenia, sytu-acje są tylko formą, w której się znajdujemy, dopasowując się do niej, bądź wykraczając poza nią. Artysta jest człowiekiem, który jest nienormalny na tle otaczające-go go społeczeństwa, który chce wyrazić siebie poprzez rzeczy, któ-re tworzy. Który będąc człowie-kiem wolnym duchowo, jest naj-częściej człowiekiem uwięzionym w ścianach niezrozumienia i pust-ki go otaczającej. Chce wznosić się

ponad materialną rzeczywistość, natomiast co robi większość ludzi? "Modli się by spadł". Dlaczego Ikar spadł do morza? Bynajmniej nie dlatego, że słońce stopiło mu wosk w skrzydłach, ale dlatego, że nie dostosował się do odgórnie narzu-conych reguł. Nasza wolność może iść tak daleko, jak daleko sięga uczucie artysty. Dopiero z tego punktu widzenia widać, jak ogrom-nie ważne jest pielęgnowanie tych uczuć. Muzyka jest tą formą sztuki, w któ-rej dzieła nie sposób ogarnąć w całości w jednej chwili. Trzeba po kolei wychwytywać każdy ton, każdą nutę zagraną zwykle przez kogoś innego niż twórcę. Kompo-zytor -> wykonawca -> odbiorca. Najczęściej taka zachodzi relacja, w której widzimy, że jakość wyko-nania bardzo wpływa na sposób odbioru . O ile malarstwo skupia myśli, kieruje wzrok, o tyle muzy-ka ogarnia, otacza. Można ją chło-nąć, przetwarzać, wypuszczać. Po-lecam tu szczególnie Debussy'ego. Jego harmonia, spokój są wprost nie do opisania. W dzisiejszych czasach na muzykę patrzymy pod innym kątem niż to było kiedyś,

zanim radio przejęło kontrolę nad tą dziedziną, narzucając swoje własne konwencje. Na muzyce zna się każdy. Znajomość ta polega często niestety jedynie na kiero-waniu się własnym gustem. Lubię/nie lubię, więc ta muzyka jest dob-ra/niedobra. Nie można oceniać utworu po tym, co się słyszy, tylko po tym, czego się słucha. Niekiedy potrzeba czasu, kilku odsłuchań, by móc stwierdzić, czy coś jest dziełem artysty, czy po prostu pro-duktem na sprzedaż. Mówię tu nie tylko o utworach klasycznych, ale też o piosenkach popkulturowych. Człowiek nie mający w sobie muzyki, Którego nie wzrusza słodycz zgod-nych tonów, Jest zdolny do zdrady, rozboju, do podstępu, Poruszenia jego zmysłów są jak noc głuche, Pragnienia mroczne jak Ereb: Nie wierz żadnemu z nich! - Wsłuchuj się w muzykę!

(Shakespeare)

*William Wharton **Wasyl Kandyński W swoich rozważaniach na temat ma-larstwa i muzyki opierałem się zasad-niczo na książkach: O duchowości w sztuce W. Kandyńskiego, Pamiętać, by pamiętać H. Millera oraz twórczości pisarskiej W. Whartona.

Andy Warhol Marylin Monroe (1960)

Abraham Rattner Fire (1937) w

ww

.afford

ableart1

01

.com

w

ww

.art

esp

ain

.co

m

Page 16: GoodNews 20

ZNANE I CHĘTNIE ROZPOWSZECHNIANE STEREOTYPY NA TEMAT FRANCUZÓW: NIE CHCĄ MÓWIĆ PO ANGIELSKU, NIE LUBIĄ AMERY-KANÓW, TOLERUJĄ ZDRADĘ I WCIĄŻ WOŁAJĄ SACRE BLEU! ILE W TYM PRAWDY?

Pajęczanna

Laisser conduire à Paris sa voiture à sa femme, c'est vouloir soit une autre voiture, soit une autre femme. [Paul Guth] La Côte d'Azur est la serre où poussent les racines. Paris est la boutique où on vend les fleurs. [Jean Cocteau]

Pozwolić swojej żonie pro-wadzić twój samochód w Paryżu, oznacza chcieć albo innego samochodu, albo innej żony. [Paul Guth] Lazurowe Wybrzeże jest szklarnią, gdzie rosną ko-rzenie. Paryż jest sklepem gdzie sprzedajemy kwiaty. [Jean Cocteau]

Podręczne francuskie mądrości

Tłum. Czam

Dla smakoszy Francuzi słyną ze swojego wyszukanego smaku kulinarnego i dzięki temu niemal do rangi sym-bolu Francji urósł ślimak, popularny jako potra-wa od XIX wieku. Ślimaki przyrządza się z masłem, czosnkiem i natką pietruszki. Skon-struowano nawet specjalne talerze z zagłębie-niami na ślimaki oraz szczypce, w których trzy-ma się gorącą muszlę, dzięki czemu można na-dziać ślimaka na dwuzębny widelec. Ale zanim trafią na talerz ślimaki muszą zostać poddane przynajmniej 10-dniowej głodówce, aby ich or-ganizm oczyścił się z pozostałości pokarmów - liści, które mogłyby okazać się trujące dla czło-wieka. Następnie poddaje się je potrójnemu płukaniu: oczyszcza się zewnętrzną część ślima-ka, za pomocą octu i soli oczyszcza się jego wnę-trze oraz kąpie się mięczaka w czystej wodzie. Po tych zabiegach ślimaki zostają obgotowane, schłodzone, wyjęte ze skorupek, następnie gotu-je się je w odpowiednio przyprawionym wywa-rze. Ostudzone wkłada się z powrotem do wy-sterylizowanych skorupek. Tak przygotowane ślimaki, posmarowane masłem czosnkowym, można już podawać.

iSto

ckp

ho

to.c

om

iStockphoto.com

iStockphoto.com

Wyjątkowy zjazd W 2003 roku grupa francuskich wiosek, o śmiesznych lub ordynarnych nazwach zorganizowała spotkanie „miejscowości o nazwach poetyckich lub zabawnych”. Od-było się ono w osadzie Mingecobs (jedz cebulę), a przybyli na nie przedstawiciele miejscowości o nazwach takich jak Saligos (brudna świnia), Beaufou (piękny szalony) i Cocumont (wzgórze rogacza). Organizatorzy liczą na przyłączenie się również Trecon (bardzo głupi) i Montcuq (mój tyłek).

Pogromcy mitów Jak naprawdę ma się sprawa z francuskimi romansami, zdradami i brakiem gościnności? Otóż nasze wyobrażenie o Francji często zde-cydowanie mija się z prawdą. Miliony Amery-kanów przyjeżdża rocznie do Disneylandu i są ciepło przyjmowani przez miejscowych. Wyra-żenie Sacre Bleu! jest tylko wytartym zwrotem ulubionym przez pisarzy i używanym najczę-ściej do podkreślenia francuskiego klimatu wypowiedzi bohaterów, jednak na ulicy jako delikatny wyraz zdziwienia usłyszymy raczej O mon Dieu! Mieszkańcy Francji także nie zdra-dzają tak często jak zwykliśmy o nich myśleć– według badań tylko 7% z nich przyznaje, że będąc w stałym związku pozwolili sobie na skok w bok. Co do obycia z językiem angiel-skim, sytuacja ma się podobnie jak w większo-ści zachodnich krajów: nauka tego języka jest prowadzona od wczesnych lat szkolnych i angielski nie jest w żadnym razie językiem marginalizowanym. Jednak Francuzi są bardzo przywiązani do swojej ojczystej mowy (bo warto tu przypomnieć, że jeszcze sto lat temu to francuski a nie angielski był językiem mię-dzynarodowej polityki i wielkich salonów eli-ty) i jeśli nie są wyraźnie do tego zmuszeni to zdecydowanie wolą unikać języka angielskiego.

Page 17: GoodNews 20

Gooral to nie muzyka wykonywana przez chłopa tworzącego z innych powo-dów niż nadmiar talentu… To artysta, który z ludowości czyni nowoczesną sztukę. Oczywiście góralszczyzna wciąż najbardziej kojarzona jest z folklorem i w dalszym ciągu obecną w górach mu-zyką ludową. Bracia Golec czy Zakopo-wer udanie mieszają swa muzykę z po-pem, zahaczając o disco. Jednak na dru-gim biegunie mamy muzykę Mateusza Górnego. Jest masa świetnej muzyki, czerpiącej z tak zwanych źródeł. Sięgającej po daw-ne klimaty, rozwiązania aranżacyjne, odkopującej zapomniane instrumenty, sposoby grania na nich czy dawne meto-dy śpiewu. Mówią o niej folk, etno, czy też world music. Mateusz Górny, szerzej znany jako Go-oral, pochodzi z Bielsko-Białej. To wła-śnie tu powstał, z miłości do szeroko rozumianej w tamtych czasach muzyki

techno, jego pierwszy, krótko żyjący muzyczny projekt Ethno Elektro. Więk-szy rozgłos przyniosła mu współpraca z Maciejem Szymonowiczem, z którym to założył Psio Crew, czyli elektro góral-ską kapelę, której ideą było łączenie góralszczyzny z d'n'b, hip hopem, nu-jazzem, dubem. Po pięciu latach współ-pracy, w 2007 roku, wydali jedyny al-bum Szumi Jawor Soundsystem. Płyta przyniosła świetną mieszkankę góralsz-czyzny z techno, hip hopem, muzyką klubową czy chilloutową. Doprawdy, muzyka dla każdego i w każdym wieku. W 2008 roku Gooral opuścił Psio Crew, rozpoczynając wędrówkę muzyczną. Zaczynał od występów solo, natomiast obecnie występują z nim: Tomasz Jabko Łapka (skrzypce), Stanisław Karpiel-Bułecka (wokal) i Michał Kopa Kopani-szyn (vizual art). Mieszanka ta daje wy-buchowe połączenie ludzi z różnych kultur i różnych miejsc. Gooral sięga po góralskie klimaty i przyśpiewki, miesza-jąc je z dźwiękami syntetyzatorów. No-

we brzmienia są tworzone o stare, ludo-we klimaty. Odtwarzając dźwięki spod turni, przyśpiewki niczym z Janosika, nie pozwala nam zapomnieć, że żyjemy w XXI wieku. Jak mówi sam o sobie, jest producentem, generatorem dźwięków i prekursorem łączenia electro, dubste-pu i d’n’b, house z góralszczyzną. Łącząc style, tworzy dźwięki blisko natury. Naj-pełniejszym podsumowaniem Goorala są jego słowa: „W oldschoolu trwam, nowego szukam”. Gooral ma w dorobku m.in Machinera za najlepszy debiut, nominacje do Frydery-ków, wygraną na Radio Waves Festiwal i udźwiękowienie filmu Franka Hurleya "South" z 1919 roku. 2 lipca usyszymy go na World Stage na Open’er Festival 2011! Muzyka klubowa z góralszczyzną? Go-oral to przykład, że mieszanka połama-nych brzmień i folku może znakomicie ze sobą współgrać.

Folklor - możliwe, że na dźwięk tego słowa wierzgniesz w odruchu sprzeciwu. Ale jeśli szukasz w muzyce czegoś dobrego, czegoś świeżego i ożywczego, a zarazem mocno usadowionego w naszych sercach, musisz poznać Goorala.

Maraton nie jest konkursem, jego ambicją jest prezentacja dorobku krakowskich amatorskich grup teatralnych, wyławia-nie talentów, upowszechnienie twór-czych inicjatyw, wymiana doświadczeń oraz promowanie teatru, jako sposobu na wyrażanie przez dzieci i młodzież wła-snych emocji. Organizatorem Maratonu jest Młodzieżo-wy Domu Kultury „Dom Harcerza” im.

prof. A. Kamińskiego w Krakowie, który wraz z Teatrem Lalki, Maski i Aktora GROTESKA od wielu lat propaguje eduka-cję teatralną wśród dzieci i młodzieży. Krakowski Maraton Teatralny objęty jest honorowym patronatem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Prezentacje w ramach Krakowskiego Maratonu Te-atralego odbędą się w Teatrze Lalki, Ma-

ski i Aktora GROTESKA przy ulicy Skar-bowej 2, w dniach 19 – 20 kwietnia 2011 roku, będą miały charakter otwar-ty i nie będą biletowane. Więcej informacji na stronie: www.krakowskimaratonteatralny.mdk-lotnicza.pl. Zapraszamy serdecznie całe rodziny.

Dwa dni pod znakiem krakowskich amatorskich grup teatralnych to okazja do zapoznania się, ze współczesną młodzieńczą wizją świata, ich interpreta-cją rzeczywistości i sposobami wykorzystywania tworzywa teatralnego.

Bogumiła Górecka Koordynator Maratonu

ŁABI & ZASTI

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

www.gooral.net

Page 18: GoodNews 20

Opowiadanie w odcinkach

Słońce powoli zasypia. Chowa przed nami wszystkie blaski dnia, powoli rozlewając się w kolorowy płaszcz ostatnich promieni dnia, by na końcu przykryć nas cie-niem nocnego nieba. Gdzieś w tle słychać cichutką melodię, która ma odstra-szać złe myśli, odgonić pustkę i ciszę, sprawiać wraże-nie, że nie jestem tak bardzo samotna jak czuję. Fakt, że nie spełnia swojego zadania w żadnym stopniu byłabym nawet gotowa pominąć, gdyby nie to, że szybko okazuje się być ogromnie przygnębiająca. Kasuję kolejne wiado-mości, od nic dla mnie nieznaczących ludzi, próbując nie słuchać odbijających się od pustych ścian słów i melodii które, choć piękne, ranią boleśnie. "Chwyć mnie nawet, jeśli wiem, że odchodzisz" Zastanawiam się, dlaczego nie potrafię teraz wstać i zwyczajnie odejść. Dlaczego katuję się kolejnymi wer-sami spokojnie płynącej muzyki? Skąd ten brak sił? Skąd ten nowy ból, tak nieznośny? Ciężar moich wspomnień staje się nie do zniesienia. Tak trudno, po dzisiejszym dniu uśmiechnąć mi się równie szeroko i szczerze, na widok rozbawionej twarzy Rona, patrzącego na mnie ze zdjęcia ozdobionego ciemną ram-ką. W końcu jego twarz całkiem rozlewa się wraz z kolej-na partią łez. Już nie potrafię się z nimi rozstać. "Proszę, nie odchodź, zostań jeszcze choćby jeden moment..." - słyszę kolejne słowa, nucone ze smutkiem. I już nie daję rady. Przed oczami widzę serię obrazów, jakbym oglądała album pełen zdjęć wysypujących się z powodu braku miejsca. Widzę tą rażącą niesprawiedli-wość, która tak doszczętnie zniszczyła moje marzenia i myśli. Czuję całą gamę najróżniejszych złych emocji, które próbują wydostać się z mojej głowy, z mojego ser-ca. Ogarnia mnie wściekłość, jakiej nigdy nie czułam, obezwładniająca furia gnana niezaprzeczalną chęcią zemsty, na każdym drobnym szczególe, który śmie mi przypominać tylko o tym, że już do końca życia będę sama, mając na pociechę tylko wspomnienia. Z potwor-ną złością zaczęłam rzucać tym, czym tylko się dało, chcąc zdemolować wszystko wokół tak, żeby wreszcie pasowało do tego, co czuję.

Uspakajam się dopiero, kiedy w ferworze wściekłości zauważam nasze ostatnie zdjęcie przedarte na dwie, nierówne części, zostawiając mnie samej sobie. I jakby chłodny jesienny wiatr przybył znów tylko po to, by mi przypomnieć, że nic nie znaczę. Znów brak mi sił na co-kolwiek poza płaczem. Nie opieram się dłużej jedynemu, co mi wychodzi dobrze od śmierci Rona. A cisza jest. Tutaj obok, wokół mnie. Ponownie, niestru-dzenie, daje znak, podpowiada: "Rona już nie ma i nie będzie" szepce cichutko do ucha tak, że niemal mam pewność, że się przesłyszałam. Wypełnia ona teraz cały mój świat, jest w każdym miejscu, tylko nie w moim umyśle. Myśli ciągle nie dają szansy przetrwania. Chcę wreszcie umrzeć, by nie czuć nic, być wiatrem bie-gnącym przez pola, nie znającym czasu, być wesołym deszczem przynoszącym smutek, lekkim obłoczkiem wędrującym po świecie, bez myśli.

*** Zamykam spuchnięte oczy. Tak bardzo chcę teraz przy-pomnieć sobie jego twarz, dotknąć jej delikatnie opusz-kiem palca, żeby tylko nie zniknęła; poczuć jego zapach tuż obok, żeby nie czuć tego chłodu; poczuć smak jego ust na własnych, żeby przeżyć, na nowo odkryć życiodaj-ną nadzieję. Widzę go, tak jak dawniej, lekko zamyślonego, zadowo-lonego, uśmiechającego się uroczo, tak jak tylko on jeden na całym świecie potrafi. Przywołuję to wspomnienie nie chcąc nigdy więcej zapomnieć. Otwieram oczy i po-zostaje mi już tylko lekkie wspomnienie słów wypowie-dzianych, kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Ostatnich słów, jakie do mnie wypowiedział, choć przecież miał wrócić i wyszeptać jeszcze wiele pięknych myśli... "Zaraz wrócę, obiecuję!" - oznajmił i dodał ciepło - "Kocham Cię, Remy."

*** Jest już środek nocy? Chyba już był. Godzinę, czy dwie temu... co za różnica. Nie, przecież to nie ma znaczenia. Ciii...nie mów już nic.

P.S.

Page 19: GoodNews 20

Dziesięć dni po pożarze kościoła i klasztoru w Alwerni zdarzył się tragicz-ny wypadek. Ciągle jeszcze żarzące się zgliszcza mogły wywołać drugi pożar. 16 marca, ok. 21.30, po zauważeniu dy-mu, jednostka OSP w Alwerni niezwłocz-nie rozpoczęła akcję gaśniczą. Podczas wykonywania swoich obowiązków ko-mendant alwernijskich ochotników spadł z wysokości kilku metrów na dzie-dziniec klasztorny (tzw. wirydarz). Mi-mo długiej reanimacji nie udało się ura-tować jego życia. Trzy dni później zmar-łego na służbie komendanta żegnała cała parafia oraz najwyższe władze regionu i niekończący się pochód druhów straża-ków. Prezydent Polski, Pan Bronisław Komorowski odznaczył pośmiertnie śp. Jerzego Wojtonia Krzyżem Kawaler-skim Orderu Odrodzenia Polski.

Sytuacja nadal jest trudna. Ojcowie

Bernardyni, nie mogąc zamieszkać

w klasztorze korzystają z gościnności

parafian. Mimo odbiegających od normy

warunków wszyscy starają się, aby para-

fia funkcjonowała normalnie. Przez 24

godziny na dobę ochotnicza straż oby-

watelska pełni wartę przy klasztorze.

Wierzymy, że Bóg z największego zła

potrafi wyciągnąć dobro i ta wiara doda-

je nam sił. Wiemy już, że cudowny obraz

Pana Jezusa „Ecce Homo” nie ucierpiał

w czasie pożaru. Cieszymy się z każdego

nawet najmniejszego daru ofiarowanego

na odbudowę kościoła i klasztoru. Dzię-

kujemy za wsparcie i z pokorą prosimy

o dalszą pomoc.

KIEDY WYDAWAŁO SIĘ, ŻE LIMIT NIESZCZĘŚĆ PRZYPISANYCH JEDNEMU SKRAWKOWI ZIE-

MI DEFINITYWNIE SIĘ WYCZERPAŁ, ZROZUMIELIŚMY, JAK BARDZO SIĘ MYLILIŚMY.

Odcinek 7: Najtrudniejsze Napiłbym się jeszcze, a Ty? – Starzec spojrzał na mnie przymilnie. Zrozumia-łem, że mam wstać i nastawić wodę na kolejną filiżankę herbaty. Kiedy podsze-dłem do kredensu on westchnął głośno: Karolu, Karolu… hmmm… Są dwa gesty, które wyjątkowo rzadko wykonuje dzi-siejszy człowiek: podziękowanie i szcze-ra pochwała. Za dużo zawdzięczamy samy sobie, żebyśmy mogli rozdrabniać się na uwielbianie innych. Zapytasz, co to ma wspólnego z mszą? A ma, i to du-żo, mój drogi. Jednym z częściej przesy-pianych momentów podczas mszy jest hymn uwielbienia. W niedziele i uroczy-stości kapłan intonuje: Chwała na wysokości Bogu! To stary i piękny hymn. Tę pieśń śpie-wali wobec pasterzy aniołowie, kiedy zwiastowali pasterzom narodziny Zba-wiciela. Musiał być koncert – Gospel się chowa! Już od pierwszych wieków

chrześcijaństwa hymn ten był śpiewany przez Kościoły wschodnie, a następnie przyjął go i Zachód. Podczas następnej Eucharystii postaraj się wsłuchać w jego tekst. Jest przesiąknięty uwielbieniem, oddaniem i dziękczynieniem. W naszej modlitwie często posługujemy się schematami. Nieraz pozostają one niezmienione od słodkich czasów dzie-ciństwa. A przecież w sferze ducha po-winniśmy rozwijać się tak samo jak w sferze ciała i intelektu. Od początku życia jesteśmy przyzwyczajeni prosić. To naturalne. Rodzimy się słabi, wszyst-ko co mamy dostajemy od rodziców. Kiedy dorastamy uczymy się przepra-szać za błędy i dziękować za okazane dobro. O ile o pierwszej postawie nigdy nie zapominamy, o tyle z dwoma kolej-nymi gestami jest odwrotnie. A gdzie tam jeszcze myśleć o chwaleniu kogoś! To wszystko przekłada się na nasze rela-cje z Bogiem. Często wyciągamy do Nie-go ręce, ale niestety za rzadko by Go uwielbić. Uwielbienie jest najwyższą formą modlitwy. To modlitwa Nieba.

W Obliczu Boga nie będziemy już o nic prosić. Pozostanie tylko uwielbienie i dziękczynienie. Być może zastanawiasz się za co masz dziękować. Choćby za to, że Bóg rzeczywiście jest, że nasze życie ma sens, że istniejesz, a Bóg nieustannie stwarza Ciebie i wszystko co widzisz. Dziękuj za zbawienie, za miłość i wszyst-ko, co spotyka Cię na co dzień. Tomasz Kempis napisał: Bądź wdzięczny

za dar najmniejszy, a staniesz się godnym

otrzymać większe. Pamiętaj o tym, kiedy

następny raz usłyszysz ten hymn. Być

może i Ty wreszcie go zaśpiewasz?

szary

szary

3 0 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 2 0

Page 20: GoodNews 20