Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

200
Opracowanie edytorskie: Jawa48 © 1

Transcript of Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Page 1: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

1

Page 2: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

2

Indeks: 00136/2013/10

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

na podstawie egzemplarza ze zbiorów prywatnych

Tylko do użytku wewnętrznego i osobistego bez prawa przedruku i publikacji tak w części jak i w całości.

Październik 2013

Page 3: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

3

Prawa autorskie

należą do autora, autorów tłumaczenia

i ilustracji, Instytutu Wydawniczego

NASZA KSIĘGARNIA,

ich spadkobierców oraz innych osób fizycznych

i prawnych mających lub roszczących sobie takie

prawa. Materiały wykorzystane w opracowaniu, stanowią źródło danych o

naszej kulturze i historii, stanowią własność publiczną, a ich

rozpowszechnianie służy dobru ogólnemu.

Wykorzystywanie tylko do użytku osobistego, tak jak czyta się książkę wypożyczoną

z biblioteki, od sąsiada, znajomego czy przyjaciela.

Wykorzystywanie w celach handlowych, komercyjnych, modyfikowanie, przedruk i tym

podobne bez zgody autora edycji zabronione.

Niniejsze opracowanie służy wyłącznie popularyzacji tej książki i przypomnienia

zapomnianych pozycji literatury z lat szkolnych.

Page 4: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

4

(IL ROMANZO DI CIPOLLINO)

Z języka włoskiego przełożyła: Zofia Ernst

Ilustrował: Mieczysław Piotrowski

„NASZA KSIĘGARNIA” Warszawa 1954

GIANNI RODARI

Page 5: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU
Page 6: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

6

Page 7: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

7

SPIS TREŚCI [ str. ]

Szczęśliwej podróży, Cebulku! [ 8 ]

I JAK STARY CEBULA NASTĄPIŁ NA ODCISK KSIĘCIU CYTRYNIE [ 11 ] II IMĆ POMIDOR ZA SPRAWĄ CEBULKA ROZPŁAKAŁ SIĘ PO RAZ PIERWSZY W

ŻYCIU [ 18 ] III KŁOPOTY STONOGI, KIEDY IDZIE Z DZIEĆMI DO SZEWCA [ 29 ] IV CEBULEK DRAŻNI MOPSA I ODNOSI NAD NIM ZWYCIĘSTWO [ 32 ] V DZIADEK JAGODA ZAKŁADA DZWONEK DLA ZŁODZIEI [ 36 ] VI BARON POMARAŃCZA MA KŁOPOTY ZE SWOIM BRZUCHEM, A KSIĄŻĘ

MANDARYNKA GROZI, ŻE RZUCI SIĘ Z SZAFY [ 40 ] VII WISIENEK ŁAMIE PRZEPISY PANA PIETRUSZKI [ 48 ] VIII DOKTOR KASZTAN ZOSTAJE WYRZUCONY Z ZAMKU [ 56 ] IX GŁÓWNODOWODZĄCY SZCZURÓW ZOSTAJE ZMUSZONY DO ODWROTU [ 60 ] X PODRÓŻ Z KRETEM Z JEDNEGO WIĘZIENIA DO DRUGIEGO [ 69 ] XI IMĆ POMIDOR KŁADZIE SIĘ DO ŁÓŻKA W SKARPETKACH [ 79 ] XII POR ŚMIEJE SIĘ Z TORTUR [ 85 ] XIII SINIOR GROSZEK NIECHCĄCY RATUJE ŻYCIE IMĆ POMIDOROWI [ 91 ] XIV SINIOR GROSZEK IDZIE NA SZUBIENICĘ [ 95 ] XV WYTŁUMACZENIE POPRZEDNIEGO ROZDZIAŁU [ 97 ] XVI PRZYGODY MISTER MARCHEWKI I PSA GOŃCZEGO [ 101 ] XVII CEBULEK ZAWIERA PRZYJAŹŃ Z SYMPATYCZNYM NIEDŹWIEDZIEM [ 116 ] XVIII FOKA Z DŁUGIM JĘZOREM [ 122 ] XIX. OPIS NIEZWYKŁEGO POCIĄGU [ 128 ] XX. KSIĄŻĘ MANDARYNKA I ŻÓŁTA BUTELKA [ 136 ]

XXI. MISTER MARCHEWKA ZOSTAJE MIANOWANY ZAGRANICZNYM DORADCĄ WOJSKOWYM [ 142 ]

XXII. BARON MIAŻDŻY NIECHCĄCY DWUDZIESTU GENERAŁÓW [ 148 ] XXIII. CEBULEK ZAWIERA PRZYJAŹŃ Z PAJĄKIEM-LISTONOSZEM [ 153 ] XXIV. CEBULEK TRACI WSZELKĄ NADZIEJĘ [ 159 ] XXV. PRZYGODY KULAWEGO PAJĄKA ORAZ PÓŁÓSMEJ-NOGI [ 163 ]

XXVI. O PEWNYM CYTRYNISKU, KTÓRY NIE UMIAŁ LICZYĆ [ 170 ] XXVII. KSIĄŻĘ CYTRYNA NA WYŚCIGACH ZAHAMOWANYCH POJAZDÓW [ 178 ]

XXVIII. POMIDOR NAKŁADA PODATEK OD NIEPOGODY [ 182 ] XXIX. BURZA, KTÓREJ KOŃCA NIE WIDAĆ [ 188 ]

EPILOG – W KTÓRYM POMIDOR ROZPŁAKAŁ SIĘ PO RAZ WTÓRY [ 194 ] K O N I E C [ 198 — 200 ]

Page 8: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

8

SZCZĘŚLIWEJ PODRÓŻY, CEBULKU!

Dowiedziałem się, że jedziesz do Polski i że nauczyłeś się mówić po

polsku. Cieszą się, że robisz postępy i uczysz się języków; to dobrze, będziesz

mógł znaleźć wielu nowych przyjaciół i opowiedzieć im swoje niezwykłe

przygody. Mam nadzieję, że dzieci polskie mile cię powitają; jeśli uśmiejecie

się razem serdecznie, echo waszego śmiechu dotrze do mnie poprzez Alpy aż

do Rzymu, skąd wyjechałeś.

Muszę przyznać, że jestem trochę wzruszony pisząc do ciebie te sło-

wa: myślę, że jesteś dziś małym ambasadorem dzieci włoskich w Polsce.

Jesteś ambasadorem naszych wesołych, bystrych, pełnych życia

dzieci włoskich i naszej pięknej ojczyzny. Jesteś także ambasadorem dzieci z

wielu ubogich dzielnic Włoch południowych, gdzie nie ma szkół, nie ma

światła, nie ma radości życia, jest tylko smutek i troska.

Przypominam sobie pewnego dziesięcioletniego chłopca z Kalabrii,

który pracował nosząc kamienie od świtu do nocy... chłopców sycylijskich,

którzy mając po osiem, dziesięć lat pracują w kopalniach siarki i w ka-

mieniołomach, chłopców z Apulii, którzy chodzą na pola zbierać kłosy... małe

dziewczynki zbierające oliwki... pastuszków z Abruzzo i z Sardynii.

Książka ta nie wspomina o nich, ale twoje dzieje są po trosze ich

dziejami: dziejami naszego ludu, który walczy z nędzą, naszej młodzieży i

naszych dzieci, które uczą się codziennie walczyć o piękniejsze życie.

Ty, Cebulku, lubisz sobie pożartować, lubisz przygody przypomina-

jące stare bajki: i twoja historia kończy się dobrze, zwycięstwo staje się twoim

udziałem. To doskonale! Dzisiaj ty zwyciężasz, a jutro my także zwyciężymy i

lud włoski stanie się całkowicie gospodarzem swojej ziemi, swoich mórz i

swoich gór.

Muszę cię uprzedzić, że ktoś uznał kiedyś twoją historię za „zbyt

fantastyczną": pomyśleć tylko — mówią tam nawet zwierzęta! Ale ty go nie

słuchaj: prawda jest zawsze prawdą, nawet wtedy, gdy wypowiada ją kret. A

Page 9: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

9

poza tym codziennie słyszymy mówiących ludzi — niech więc wolno będzie

zwierzętom przemówić chociażby w książce.

Jedź, Cebulku, do Warszawy, nie chcą, żebyś spóźnił sią na spotkanie

z polskimi dziećmi. Ale musisz mi potem opowiedzieć, czy zainteresowały je

twoje przygody, czy zabawiły je; w których miejscach dzieci uśmiechały sią, a

kiedy w ich oczach zabłysła łezka.

Jedna maleńka łezka nikomu nie zaszkodzi: jest słona, sól znajduje

się przecież i w chlebie, a czyż jest na świecie coś lepszego od chleba?

Do widzenia, Cebulku, pozdrów ode mnie najserdeczniej dzieci pol-

skie i uściskaj je wszystkie na raz. Ty i towarzysze twoich przygód potraficie

na pewno to uczynić.

Gianni Rodari Rzym, 9 kwietnia 1954

Page 10: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

10

Page 11: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

11

ROZDZIAŁ I

JAK STARY CEBULA NASTĄPIŁ NA ODCISK KSIĘCIU CYTRYNIE

Cebulek był synem starego Cebuli i miał siedmiu braci:

Cebuleczka, Cebulusia, Cebulinka i tak dalej; wszystkie imiona godne

sławetnej rodziny Cebul. Podkreślić należy, że byli to ludzie prze-zacni, ale

szczęścia nie mieli.

Cóż chcecie, gdy ktoś przychodzi na świat jako cebula, trudno,

żeby w domu nie było łez.

Cebula wraz ze swoimi dziećmi mieszkał w drewnianym domku,

takiej ot skrzynce, jakie widuje się u ogrodnika. Bogacze, którym zdarzało

się tamtędy przejeżdżać, kręcili nosami z obrzydzeniem.

— Ojejej! Jak tu zalatuje cebulą! — mówili przykazując stan-

gretom, aby jechali prędzej.

Pewnego razu miał przybyć w owe strony gubernator Książę

Cytryna. Dworzanie ogromnie byli zaniepokojeni o jego nos.

— Co powie jego wysokość, kiedy poczuje zapach biedoty?

— Można by ich uperfumować — zaproponował wielki

szambelan.

Wysłano więc natychmiast tuzin Cytrynków, aby uperfumowali

biedaków. Cytrynkowie pozostawili w domu szable i armaty, wzięli na

ramiona blaszanki oraz pompkę do rozpylania. Blaszanki napełnione były

wodą kolońską, perfumami fiołkowymi i bułgarską wodą różaną w

najlepszym gatunku.

Page 12: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

12

Cebula, jego dzieci i krewniacy wypędzeni zostali z drewnianych

domków, ustawieni w rząd pod murem i tak dokładnie od stóp do głów

spryskani, że Cebulek nabawił się nawet kataru.

Nagle rozległ się dźwięk trąby i oto nadjechał sam gubernator we

własnej osobie, a za nim cały orszak Cytryn i Cytrynków. Książę Cytryna

ubrany był na żółto, nawet czapkę miał żółtą, a na czapce — złoty

dzwoneczek. Cytryny-dworzanie mieli srebrne dzwoneczki, a Cytrynkowie

niżsi rangą — dzwoneczki z brązu. Dzwoniły one wszystkie razem, dając

wspaniały koncert, a ludzie zbiegali się zewsząd, w przekonaniu, że to gra

orkiestra.

Cebula i Cebulek stanęli w pierwszym rzędzie, wskutek czego na

własnych grzbietach i nogach odczuli szturchańce i kopniaki tych, którzy

tłoczyli się za nimi. Biedny Cebula, nie mogąc utrzymać się na nogach,

zaczął krzyczeć:

— Do tyłu! Do tyłu!

Usłyszał to Książę Cytryna i bardzo się rozgniewał. Stanął przed

Cebulą, opierając się mocno na swoich krzywych nóżkach, i upomniał go

surowo:

— Cóż to tak krzyczycie „do tyłu, do tyłu!"? Może wam nie w smak,

że moi wierni poddani pchają się, aby mnie zobaczyć?

— Wasza wysokość — szepnął mu do ucha wielki szambelan —

ten człowiek wydaje mi się niebezpiecznym buntownikiem, trzeba będzie

mieć go na oku.

I natychmiast jeden z policjantów zaczął obserwować Cebulę

przez specjalną lunetę, przeznaczoną do śledzenia buntowników; w takie

lunety zaopatrzeni byli wszyscy policjanci.

Biedny Cebula aż zzieleniał ze strachu.

— Wasza wysokość — próbował się bronić — pchają mnie!

— I dobrze robią! — zagrzmiał Książę Cytryna. — Znakomicie!

Wtedy szambelan stanął przed tłumem i odezwał się w te słowa:

Page 13: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

13

— Najmilsi poddani! Jego wysokość dziękuje wam za wasze

przywiązanie i za to, że się pchacie. Pchajcie się, obywatele, pchajcie się

jeszcze bardziej!

— Ależ w końcu poprzewracają i was! — ośmielił się odezwać

Cebulek.

Natychmiast jeden z policjantów zaczął obserwować przez swoją

lunetę także i chłopca. Cebulek pomyślał więc, że lepiej wiać, i dał nura

pomiędzy nogi obywateli; ci początkowo nie rozpychali się za bardzo w

obawie o własną skórę. Ale szambelan łypał tak groźnie oczami, że tłum

zaczął falować jak woda w kadzi.

Pchali się tak mocno, że Cebula wpadł w końcu prosto na nogi

Księcia Cytryny. Jego wysokość miał odciski, więc nawet bez pomocy

nadwornego astronoma wszystkie gwiazdy stanęły mu przed oczami.

Dziesięciu żołnierzy Cytrynków rzuciło się jak jeden mąż na Cebulę i

nałożyło mu kajdanki.

— Cebulku! Cebulku! — wołał biedaczysko.

Cebulek w tym momencie był już daleko, ale tłum otaczający go

wiedział o wszystkim, a nawet — jak to bywa w podobnych wypadkach —

wiedział więcej, niż było.

— Całe szczęście, że go aresztowano! Chciał zasztyletować jego

wysokość!

— Co tam wygadujecie! Miał karabin maszynowy w kieszonce od

kamizelki.

— W kieszonce od kamizelki? Przecież to niemożliwe.

— Jak to? Nie słyszeliście wystrzałów?

Tymczasem owe wystrzały były to sztuczne ognie na cześć księcia,

ale ludzie tak się przerazili, że rozbiegli się na wszystkie strony w obawie

przed Cytrynkami.

Page 14: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

14

Page 15: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

15

Cebulek miał ochotę powiedzieć im wszystkim, że w kieszonce od

kamizelki tata miał tylko niedopałek cygara, ale pomyślał sobie, że lepiej

będzie siedzieć cicho. Biedny Cebulek! Wydało mu się nagle, że na prawe

oko nie widzi tak dobrze, jak zwykle, tymczasem była to łezka, która chciała

za wszelką cenę wydostać się spod powieki.

— Głupia! — rzekł Cebulek zaciskając zęby, aby dodać sobie

otuchy.

Łezka w największym przerażeniu zrobiła w tył zwrot i więcej się

nie pokazała.

Krótko mówiąc Cebula skazany został na przebywanie w wię-

zieniu do końca życia, a nawet i po śmierci, ponieważ w więzieniach Księcia

Cytryny był także i cmentarz.

Cebulek poszedł odwiedzić ojca i rzucił mu się na szyję.

— Biedny tatku, wsadzili cię do więzienia jak pierwszego lepszego

złoczyńcę, razem z najgorszymi bandytami!

— Synu mój, wybij sobie podobne myśli z głowy — odezwał się do

niego serdecznie ojciec. — W naszym więzieniu przebywają

najszlachetniejsi ludzie.

— A co oni złego zrobili?

— Nic. I właśnie za to siedzą w więzieniu. Książę Cytryna nie lubi

ludzi uczciwych.

Cebulek zastanawiał się przez chwilę i wydało mu się, że zro-

zumiał.

— A więc to zaszczyt być w więzieniu?

— Czasami tak. Więzienia przeznaczone są dla tych, którzy kradną

i mordują, ale kiedy rządzi taki Książę Cytryna, ten, kto kradnie i morduje,

siedzi sobie na jego dworze, a do więzienia wysyła się najlepszych

obywateli.

Page 16: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

16

— Chcę zostać dobrym obywatelem — zadecydował Cebulek —

ale nie mam ochoty skończyć w więzieniu. Ba! Przyjdę tutaj i uwolnię was

wszystkich.

— Nie łudź się — uśmiechnął się biedny starowina — nie będzie

to takie łatwe.

— O, mnie się to uda, zobaczysz!

W tym momencie zjawił się strażnik Cytrynisko i oznajmił, że

rozmowa skończona.

— Cebulku — rzekł wtedy biedny więzień — jesteś już teraz duży

i możesz sam dać sobie radę. Twoją matką i braćmi zaopiekuje się stryj

Cebula. Ty zaś zabieraj manatki i ruszaj w świat uczyć się — takie jest moje

życzenie.

— Ale ja nie mam książek ani pieniędzy, żeby je kupić.

— To nic nie szkodzi. Ucz się tylko jednego: rozpoznawać

łajdaków. Kiedy napotkasz na swojej drodze jakiegoś łajdaka, przyjrzyj mu

się uważnie, aby dobrze go zapamiętać.

— A co mam robić dalej?

— Sam będziesz wiedział, kiedy nadejdzie właściwa chwila.

— No, jazda już, jazda — wrzasnął Cytrynisko — dość tego

gadania! A ty, smarkaczu, trzymaj się stąd jak najdalej, jeśli nie chcesz

znaleźć się także za kratami.

Cebulek miał wprawdzie wielką ochotę powiedzieć mu parę słów

do słuchu, ale rozumiał, że byłoby głupotą dać się zamknąć, zanim jeszcze

wziął się do dzieła.

Uściskał więc ojca i czmychnął.

Jeszcze tego samego dnia oddał matkę i braci pod opiekę stryja

Cebuli, któremu powodziło się najlepiej z całej rodziny, miał bo wiem

posadę portiera. Po czym z małym tobołkiem zawieszonym na kiju ruszył w

świat.

Page 17: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

17

Poszedł pierwszą lepszą drogą, ale widać była to droga właściwa,

bo po kilku godzinach marszu ujrzał przed sobą wioskę. Na pierwszym z

brzegu domu nie było nazwy wioski, jak to jest w zwyczaju, a sam dom — ni

to dom, ni to nie dom — podobny był raczej do psiej budy, która w

najlepszym razie nadawałaby się dla jamnika. Przez okienko tego domku

wyglądał staruszek z ryżą brodą; był bardzo smutny i wydawał się

całkowicie pogrążony w jakichś ponurych rozmyślaniach.

Page 18: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

18

ROZDZIAŁ II

IMĆ POMIDOR ZA SPRAWĄ CEBULKA ROZPŁAKAŁ SIĘ PO RAZ PIERWSZY W ŻYCIU

— Hej, człowieku! — zwrócił się do staruszka Cebulek. — Co też

wam przyszło do głowy, żeby włazić do tej budy? Ciekawym wielce, jak też

stamtąd wyjdziecie.

— O, to bardzo łatwo — odpowiedział staruszek. — Najtrudniej

jest wejść. Chętnie zaprosiłbym cię do siebie, mój chłopcze, i poczęstował

kuflem piwa, ale nie pomieścimy się tutaj we dwóch i, prawdę mówiąc, to

nawet nie mam kufla piwa.

— Nic nie szkodzi — odrzekł Cebulek — nie chce mi się pić. A

więc to jest wasz domek?

— Tak — powiedział staruszek, którego zwano Ojcem Ka-

baczkiem — jest on wprawdzie troszkę za mały, ale kiedy nie ma wiatru,

służy mi doskonale.

Ojciec Kabaczek właśnie poprzedniego dnia ukończył budowę

swego domku. A trzeba wam wiedzieć, że jeszcze jako mały chłopiec wbił

sobie w głowę, że musi mieć własny domek, i co roku odkładał na ten cel

jedną cegłę.

Bieda była jednak z tym, że Ojciec Kabaczek nie umiał rachować i

za każdym razem musiał prosić Majstra Winogronko, szewca, żeby policzył

mu cegły.

— Zaraz, chwileczkę... — mówił Majster Winogronko drapiąc się

szydłem w głowę — sześć razy siedem czterdzieści dwa... odjąć dziewięć...

co tu dużo gadać... razem siedemnaście.

— Czy to wystarczy na zbudowanie domku?

Page 19: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

19

— Raczej nie.

— No, więc?

— No więc cóż ja ci na to poradzę? Jeśli ci nie wystarcza na dom,

zbuduj sobie ławkę.

— Ależ ławka wcale mi nie jest potrzebna. Dość ich stoi w

ogrodach miejskich, a jeżeli są zajęte, to mogę sobie postać.

Majster Winogronko podrapał się szydłem w głowę najpierw za

prawym uchem, potem za lewym i poszedł do swego warsztatu.

Ojciec Kabaczek postanowił więcej pracować, a mniej jeść; dzięki

temu odkładał po trzy cegły rocznie, a bywały takie lata, że nawet i po pięć.

Schudł tak, że stał się podobny do zapałki, ale za to stos cegieł

powiększał się stale. Ludzie mówili:

— Popatrzcie tylko na Kabaczka, wygląda, jak gdyby te cegły

wyciągał sobie z brzucha. Za każdym razem kiedy przybywa jedna cegła,

Kabaczkowi ubywa jeden kilogram.

Kiedy Kabaczek poczuł się już stary i nie miał sił do pracy, poszedł

znowu do Majstra Winogronko i tak mu powiedział:

— Przyjdźcie policzyć mi moje cegły, bardzo was o to proszę.

Majster Winogronko wziął do ręki szydło, aby podrapać się w

głowę, rzucił okiem na stos cegieł i zawyrokował:

— Sześć razy siedem czterdzieści dwa... odjąć dziewięć... razem sto

osiemnaście.

— Wystarczy na budowę domku?

— Moim zdaniem, nie.

— A więc?

— Cóż ja ci poradzę? Zbuduj sobie kurnik.

— Ależ ja nie mam kur!

Page 20: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

20

— To wsadź tam kota, to pożyteczne zwierzę, łapie przecież

szczury.

— Masz rację, ale ja nie mam kota ani też, prawdę mówiąc,

szczurów.

— Czego chcesz ode mnie? — ofuknął go Majster Winogronko. —

Sto osiemnaście to sto osiemnaście. Mam rację czy nie?

— Jeśli tak mówicie wy, co uczyliście się arytmetyki, to z

pewnością macie rację.

Ojciec Kabaczek westchnął, potem westchnął jeszcze raz, ale wi-

dząc, że od wzdychania cegieł nie przybywa, postanowił niezwłocznie wziąć

się do budowy.

„Zbuduję domek mały, malusieńki — myślał pracując — nie-

potrzebne mi są pałace, sam jestem przecież nieduży. A jeżeli zabraknie mi

cegieł, dodam kilka arkuszy papieru".

Ojciec Kabaczek pracował wolno, wolniusieńko, żeby nie zużyć za

szybko cegieł. Układał jedną na drugiej tak ostrożnie, jak gdyby były ze

szkła. Znał te swoje cegły na wylot.

— O, proszę — mówił biorąc jedną z nich do ręki i głaszcząc ją

pieszczotliwie jak małe kociątko — tę cegłę kupiłem dziesięć lat temu na

Gwiazdkę. Kupiłem ją za pieniądze zaoszczędzone na świątecznym

kapłonie: kapłona zjem sobie, kiedy domek będzie skończony.

Za każdym razem kiedy kładł cegłę, głębokie westchnienie

wyrywało się z jego piersi. Ale kiedy zużył już wszystkie cegły, pozostały

mu tylko westchnienia, a domek był maleńki jak gołębnik.

„Gdybym był gołębiem — myślał biedny Kabaczek — byłoby mi w

nim doskonale".

Tymczasem jednak, kiedy chciał wejść do środka, trącił kolanem o

dach i niewiele brakowało, a domek byłby się wywrócił.

„Na starość robię się roztargniony, muszę bardziej uważać".

Page 21: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

21

Ukląkł przed drzwiami i czołgając się na czworakach, pełznąc i

wzdychając dostał się do swego domku. Ale gdy był już wewnątrz, dopiero

rozpoczęły się kłopoty: gdy wstawał — dach zaczynał się chwiać. Nie mógł

się położyć wzdłuż, bo domek był za krótki. Nie mógł położyć się także i w

poprzek, bo domek był za wąski. A nogi? Przede wszystkim należało

wciągnąć do środka nogi, w przeciwnym razie bowiem zmokłyby na

deszczu.

— Widzę z tego — wywnioskował Ojciec Kabaczek — że nie

pozostaje mi nic innego, jak usiąść.

Tak też i zrobił. Usiadł i westchnął.

Siedział w swoim domku wzdychając ukradkiem, a jego twarz w

oknie miała wyraz prawdziwie żałosny.

— Jak się czujecie? — zapytał go Majster Winogronko, który

wyszedł ze swego warsztatu i przyglądał mu się z zaciekawieniem.

— Dziękuję, dobrze — odpowiedział uprzejmie Kabaczek.

— Czy domek nie ciśnie was w ramionach?

— Nie, wziąłem dokładne wymiary.

Majster Winogronko podrapał się w głowę, jak to było u niego w

zwyczaju, i zamruczał coś pod nosem, ale nie można było zrozumieć co.

Tymczasem ludzie schodzili się ze wszystkich stron, aby obejrzeć domek

Kabaczka. Nadbiegła także zgraja urwisów, a najmniejszy z nich wskoczył

na dach domku i zaczął tańczyć w kółko, przyśpiewując:

Pan Kabaczek, chociaż nie ułomek, Bardzo niski i mały ma domek; Więc na strychu ma nos pan Kabaczek, Nogi trzyma w piwnicy biedaczek. A kolana i łydki w salonie, Zaś w jadalni ramiona i dłonie. I w dodatku niecałe, bo palce Leżą obok na łóżku w sypialce. — Chłopcy, zlitujcie się! — prosił ich Ojciec Kabaczek. —

Ostrożnie, bo zburzycie mi domek. Jest taki kruchy.

Page 22: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

22

Aby ich ułagodzić, wyciągnął z kieszeni kilka czerwonych i

zielonych cukierków — które nie wiadomo ile lat w niej przeleżały — i

poczęstował chłopców. Ci z wrzaskiem rzucili się do jego ręki, walcząc o łup

jak dzikusy.

Od tego dnia Kabaczek, ilekroć uzbierało mu się w kieszeni parę

groszy, kupował cukierki i kładł je na parapecie okiennym dla chłopców,

tak jak sypie się okruszyny dla wróbli. Tym sposobem pozyskał sobie

przyjaźń urwisów.

Czasami pozwalał im po jednemu wchodzić do domku, a sam stał

na zewnątrz, pilnując, by czego nie popsuli.

*

Kabaczek opowiadał właśnie o tym wszystkim Cebulkowi, gdy

nagle w głębi wioski ukazał się tuman kurzu i ze wszystkich stron dał się

słyszeć stuk zatrzaskiwanych drzwi i okien. Widać było, jak żona Majstra

Winogronko w pośpiechu zapuszcza żaluzje. Ludzie zamykali się w

mieszkaniach, jak gdyby nadciągała burza. Nawet koty, kury i psy rozbiegły

się na wszystkie strony, szukając jakiegoś schronienia.

Cebulek nie zdążył zapytać, co to może być, kiedy tuman kurzu

tocząc się ze straszliwym łoskotem minął już wioskę i zatrzymał się właśnie

przed domem Ojca Kabaczka.

Była to karoca zaprzężona w cztery konie, a ściśle mówiąc w

cztery korniszony, ponieważ w tym kraju, jak już pewno zauważyliście,

wszyscy spokrewnieni byli z jakimś owocem lub warzywem. Z karocy

wyskoczyła imponująca postać ubrana cała na zielono, o twarzy tak

czerwonej i tak pucołowatej, jak gdyby miała za chwilę pęknąć, niczym zbyt

dojrzały pomidor.

Jegomość ten był to właśnie Imć Pomidor, wielki. szambelan i

administrator zamku Donny Primy i Donny Sekundy, Hrabin Wisien.

Cebulek pomyślał sobie, że musi to być wielki ladaco, skoro na jego widok

wszyscy uciekają, gdzie pieprz rośnie, i na wszelki wypadek odsunął się

nieco na bok. Na razie jednak Imć Pomidor nie robił nic strasznego. A co w

ogóle robił? Wpatrywał się w Ojca Kabaczka. Wpatrywał się w niego i

wpatrywał, groźnie potrząsając głową i nie odzywając się ani słowem.

Page 23: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

23

Biedny Ojciec Kabaczek najchętniej zapadłby się pod ziemię wraz

ze swym domkiem.

Pot kroplisty jak rosa wystąpił mu na czoło i spływał do ust.

Biedaczysko nie śmiał nawet podnieść ręki, by go obetrzeć, więc łykał go:

był gorzki i słony.

Ojciec Kabaczek zamknął oczy i myślał tak:

„Oto Pomidora już nie ma. Ja i mój domek znajdujemy się niby

marynarz i jego statek na Oceanie Spokojnym, morze jest błękitne i ciche,

fale lekko nas kołyszą. Kołyszą nas lekko, tu i tam, tu i tam..."

Ale jakiż tam Ocean Spokojny, jaki Ocean Atlantycki! To Imć

Pomidor chwyciwszy za wierzchołek dachu trząsł nim na wszystkie strony

ile sił starczyło, aż posypały się dachówki.

Ojciec Kabaczek otworzył oczy, bo Imć Pomidor nagle zaczął

ryczeć tak straszliwie, że wszyscy zamykali czym prędzej na cztery spusty i

tak już szczelnie zamknięte drzwi i okna; kto tylko raz przekręcił klucz w

zamku, przekręcał go po raz drugi.

— Złodziejaszku! — krzyczał Pomidor. — Bandyto! Buntowniku!

Wybudowałeś sobie kamienicę na terenie należącym do Hrabin Wisien i

myślisz, że będziesz tu sobie żył do końca twoich dni, próżnując i

wyśmiewając się z dwu staruszek, wdów i sierot bez ojca i matki! Ale ja ci

pokażę!

— Ekscelencjo — błagał Kabaczek. — Zapewniam, że otrzymałem

pozwolenie na wybudowanie w tym miejscu mojego domku, jeszcze od

jaśnie pana Hrabiego Wiśni.

— Hrabia Wiśnia umarł trzydzieści lat temu, pokój jego pestce!

Ziemia jest własnością hrabin, a ty będziesz łaskaw wynosić się stąd

natychmiast! To samo usłyszysz zresztą od adwokata. Mecenasie!

Mecenasie!

Page 24: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

24

Page 25: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

25

Sinior Groszek, który był miejscowym adwokatem, najwidoczniej

musiał stać przez cały czas tuż za drzwiami, gotowy na każde wezwanie, bo

wyskoczył jak ziarnko grochu ze strączka. Za każdym razem, gdy Imć

Pomidor przyjeżdżał do wioski, wzywał adwokata dla poparcia swoich

żądań.

— Jestem, ekscelencjo. Do usług — wybąkał Groszek kłaniając się

w pas.

Był on jednak tak mały, że nie widać było jego ukłonu, w obawie

więc, by nie wydać się źle wychowanym, fiknął koziołka i stanął do góry

nogami.

— Powiedzcie temu człowiekowi, że w imieniu prawa ma wynosić

się stąd natychmiast. Podajcie również do ogólnej wiadomości, że Hrabiny

Wiśnie mają zamiar umieścić w tej budzie złego psa, żeby pilnował

łobuzów, którzy od pewnego czasu stali się wielce bezczelni.

— Ja... naprawdę — zaczął jąkać się Sinior Groszek, coraz bardziej

zieleniejąc ze strachu.

— Co to znaczy „naprawdę" czy „nie naprawdę"? Jesteście

adwokatem czy nie?

— Tak jest, ekscelencjo, najdostojniejszy panie: uzyskałem

doktorat z prawa cywilnego, karnego i kanonicznego na uniwersytecie w

Salamance.

— To wystarczy. Jeżeli wy jesteście adwokatem, to ja mam rację.

Możecie odejść.

— Tak jest, wielmożny panie. — I Sinior Groszek, nie dając sobie

tego dwa razy powtarzać, zniknął jak mysi ogon w mysiej dziurze.

— Słyszałeś, co powiedział adwokat? — zapytał Pomidor Ojca

Kabaczka.

— Ależ adwokat nie powiedział ani słowa.

— Śmiesz mi jeszcze odpowiadać, nędzniku?

Page 26: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

26

— Ależ, ekscelencjo, nie wypuściłem pary z ust — szepnął

Kabaczek.

— W takim razie kto gadał? Pomidor groźnie rozejrzał się dokoła.

— Ty hultaju! Ty szelmo! — odezwał się ten sam głos.

— Kto gadał? To na pewno ten buntownik Majster Winogronko —

zawyrokował Pomidor. Skierował się w stronę warsztatu i waląc laską w

żaluzje powiedział:

— Wiem, wiem, Majstrze Winogronko, że w waszym warsztacie

buntuje się wszystkich przeciwko mnie i przeciwko szlachetnym Donnom

Wiśniom. Nie macie odrobiny szacunku dla tych dwu biedaczek, wdów i

sierot bez ojca i matki. Ale przyjdzie kolej i na was. Zobaczymy, kto się

będzie śmiał ostatni.

— Przyjdzie kolej i na ciebie, Pomidorze, a wtedy pękniesz — dał

się znowu słyszeć głos. I ten, kto to powiedział, czyli Cebulek, spokojnie, z

rękami w kieszeniach, zbliżył się do srogiego szambelana, który nie

podejrzewał ani przez chwilę, że to właśnie ten chłopaczek tak mu

wygarnął.

— Skąd się tu wziąłeś? Dlaczego nie pracujesz?

— Ja w ogóle nie pracuję — odpowiedział Cebulek — jestem

studentem.

— Czego się uczysz? Gdzie są twoje książki?

— Obserwuję hultajów. Teraz właśnie trafił mi się jeden i nie chcę

stracić okazji: muszę mu się dobrze przypatrzyć, żeby zapamiętać, jak

wygląda.

— Co? Hultaj?! Tutaj są sami hultaje! Ale jeśli spotkałeś jeszcze

jednego, to pokaż mi go zaraz.

— Chętnie, ekscelencjo — odpowiedział Cebulek, po szelmowsku

mrużąc oko. Wsunął jeszcze głębiej rękę w lewą kieszeń i wyciągnął

lusterko, którego używał do puszczania zajączków.

Stanął tuż przed Pomidorem i podsunął mu lusterko pod nos.

Page 27: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

27

— Oto on, ekscelencjo, niech pan mu się dobrze przyjrzy.

Pomidor z zaciekawieniem zajrzał do lusterka. Kto wie, co

spodziewał się tam zobaczyć. Tymczasem ujrzał, oczywiście, swoją własną

twarz, czerwoną jak ogień, małe złośliwe oczki, usta przypominające szparę

w skarbonce.

Zrozumiał w końcu, że Cebulek kpi sobie z niego, i ogarnęła go

szewska pasja. Obydwiema rękami schwycił chłopca za włosy i zaczął go

tarmosić.

— Ojejej, ojejej! — piszczał Cebulek nie tracąc bynajmniej

humoru. — Zbyt wiele siły jak na jednego hultaja! Wasza ekscelencja

starczy za cały batalion hultajów.

— Ja ci pokażę! — wrzeszczał Pomidor. I pociągnął tak silnie, że

kosmyk włosów pozostał mu w ręku.

I stało się to, co stać się musiało, bo były to przecież włosy

Cebulka. Tak czy owak, w pewnej chwili straszliwy Pomidor poczuł

okropne pieczenie w oczach i zaczął płakać jak fontanna, a nawet jak dwie

fontanny, bo łzy spływały mu po policzkach dwoma nie kończącymi się

strumieniami. W jednej chwili droga była tak mokra, jakby przeszedł

tamtędy stróż z wężem do polewania.

„Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło" — myślał osłupiały

Pomidor. Istotnie, ponieważ nie miał serca, a poza tym nigdy nie obierał

cebuli, nigdy też nie zdarzyło mu się płakać.

Wypadek ten wydał mu się tak dziwny, że wskoczył do karocy,

zaciął konie i umknął z szaloną szybkością. Uciekając odwrócił się jeszcze za

siebie i krzyknął:

— Strzeż się, Kabaczku!... A ty, łobuziaku, drogo mi za te łzy

zapłacisz!

Cebulek zanosił się od śmiechu, a Ojciec Kabaczek ocierał pot z

czoła.

Page 28: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

28

Okna i drzwi zaczęły otwierać się jedne po drugich, oprócz okna

Siniora Groszka. Majster Winogronko podniósł żaluzje i wyszedł na dwór,

drapiąc się w głowę z nieopisanym zapałem.

— Na wszystkie dratwy świata! — wołał. — Oto znalazł się ktoś,

kto doprowadził do łez Imć Pomidora. Skąd się tu wziąłeś, chłopcze?

Wobec tego Cebulek musiał opowiedzieć wszystkim swoje dzieje,

które wy już znacie.

Page 29: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

29

ROZDZIAŁ III

KŁOPOTY STONOGI, KIEDY IDZIE Z DZIEĆMI DO SZEWCA

Cebulek zaczął pracować w warsztacie Majstra Winogronko i robił

wielkie postępy w sztuce łatania butów. Nacierał smołą dratwę, przybijał

zelówki, umieszczał karteczki na butach, brał miarę klientom.

Majster Winogronko był zadowolony, interesy szły doskonale, bo

mnóstwo ludzi schodziło się do jego warsztatu, żeby popatrzeć na

chłopaczka, co przywędrował z daleka i doprowadził do łez Imć Pomidora.

Tak więc Cebulek zawarł wiele nowych znajomości.

Pierwszy przyszedł Profesor Grusza-Gruszkowski, nauczyciel

muzyki, ze skrzypcami pod pachą. Leciał za nim cały rój much i os,

ponieważ skrzypce Gruszy-Gruszkowskiego była to połowa soczystej i

aromatycznej gruszki, a wiadomo, że muchy łatwo tracą dla gruszek głowę.

Zdarzało się już nieraz, kiedy Profesor Grusza-Gruszkowski dawał

koncert, że słuchacze wstawali z miejsc, wołając głośno:

— Proszę uważać, profesorze, na skrzypcach siedzi mucha!

Grusza-Gruszkowski przerywał koncert i z pomocą smyczka

polował na muchę. Czasem jakiemuś robaczkowi udało się wejść do

skrzypiec; drążył tam długie korytarze, a wtedy instrument psuł się i

profesor musiał starać się o nowy, jeśli chciał grać nie fałszując.

Potem zjawił się Por, który był ogrodnikiem. Miał on czub włosów

sterczący nad czołem i długie, przeraźliwie długie wąsy.

— Wąsy te — zwierzał się Por Cebulkowi — doprowadzają mnie

do rozpaczy. Kiedy moja żona suszy po praniu bieliznę, każe mi siadać na

balkonie, przybija moje wąsy dwoma gwoździami, jeden z prawej strony,

drugi z lewej, i rozwiesza na nich bieliznę. Muszę siedzieć na słońcu tak

Page 30: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

30

długo, dopóki bielizna całkiem nie wyschnie. Zobacz, jeszcze mam na

wąsach znaki od klamerek.

Przybyła też raz rodzina Stonóg, ojciec i dwu synków, którzy

nazywali się Stołapek i Stonóżek i nie potrafili ani przez chwilę ustać na

miejscu.

— Czy oni zawsze są tacy żywi? — zapytał Cebulek.

— Jak to zawsze? — odrzekł na to ojciec Stonoga. — W tej chwili

są spokojni jak dwa aniołki. Niechbyś tylko zobaczył, jak to-wygląda, kiedy

moja żona ich kąpie: gdy myje im przednie nogi, to brudzą sobie tylne, gdy

myje im tylne, to brudzą sobie przednie. Końca temu nie ma i za każdym

razem idzie cała skrzynia mydła.

Majster Winogronko zapytał:

— A więc weźmiemy małym miarę na buty?

— Na litość boską, dwieście par butów! Musiałbym pracować całe

życie, żeby spłacić ten dług.

— A przy tym — dorzucił Majster Winogronko — w całym

warsztacie nie mam tyle skóry.

— Rzućcie no okiem, które są najbardziej zniszczone, to wymieni

się chociaż te.

Podczas gdy Majster Winogronko i Cebulek robili oględziny

zelówek i przyszew, Stołapek i Stonóżek starali się bardzo trzymać nogi

nieruchomo, ale im się to nie udawało.

— No tak, a więc temu trzeba by zmienić pierwsze dwie pary i

parę numer trzydzieści.

— Ta może jeszcze zostać — wtrącił pośpiesznie tatuś Stonoga —

wystarczy nabić tylko obcasy.

— A temu trzeba będzie zmienić dziesięć ostatnich butów po

prawej stronie.

Page 31: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

31

— Wciąż mu powtarzam, żeby nie szurał nogami. Ale czy dzieci

chodzą kiedy? Ciągle tylko skaczą, tańczą, biegają. A oto skutki: cały rząd

butów po prawej stronie zniszczył się prędzej niż po lewej.

Majster Winogronko westchnął.

— Czy dziecko ma dwie nogi, czy sto, to wszystko jedno. Potrafi

zniszczyć sto par butów jedną tylko nogą.

W końcu rodzina Stonóg wyszła podskakując, Stołapek i Stonóżek

mknęli po drodze jakby na kółkach. Ojciec Stonoga nie mógł biec tak

szybko, był trochę kulawy. Ale nie bardzo, utykał bowiem tylko na

dwanaście nóg...

Page 32: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

32

ROZDZIAŁ IV

CEBULEK DRAŻNI MOPSA I ODNOSI NAD NIM ZWYCIĘSTWO

A domek Ojca Kabaczka? Skończyło się na tym, że pewnego

pięknego poranka Imć Pomidor zjawił się ponownie w swojej karocy

zaprzężonej w cztery korniszony, ale tym razem towarzyszyło mu

dwunastu policjantów. Ojciec Kabaczek został usunięty bez żadnych

ceremonii, a w domku umieszczono straszliwe psisko, które nazywało się

Mops.

— W ten sposób — zawołał Pomidor rzucając dokoła groźne

spojrzenia :— miejscowe łobuziaki nabiorą dla mnie szacunku, poczynając

od tego przybłędy, którego przygarnął Majster Wino-gronko!

— Racja, racja — przytakiwał Mops.

— A co do tego starego durnia Kabaczka, to dowie się, co to znaczy

przeciwstawiać się moim rozkazom. Jeśli koniecznie chce mieć dom, to

znajdzie się dla niego miejsce w więzieniu. Wystarczy tam miejsca dla

wszystkich.

— Racja, racja — znowu przytaknął Mops.

Cebulek i Majster Winogronko patrzyli na rozgrywającą się przed

nimi scenę i nie mogli nawet kiwnąć palcem. Kabaczek usiadł sobie smutnie

na kamieniu i gładził się po brodzie. Za każdym razem kiedy ją pogłaskał,

zostawał mu w ręku jeden włosek. Postanowił więc nie dotykać więcej

brody w obawie, żeby jej nie stracić. Siedział spokojniutko na kamieniu i

wzdychał, bo — jak zauważyliście już zapewne — Ojciec Kabaczek miał

ogromny zapas westchnień.

Pomidor wsiadł z powrotem do karocy. Mops stanął na baczność,

salutując ogonem.

Page 33: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

33

— Pilnuj dobrze! — huknął szambelan. Zaciął biczem cztery

.korniszony i karoca odjechała.

Był piękny, upalny, letni dzień. Mops pospacerował chwilę przed

domkiem tam i z powrotem, machając ogonem, aby dodać sobie powagi. Po

chwili był już zupełnie zziajany i pomyślał, że z przyjemnością wypiłby

kufel piwa. Rozejrzał się dokoła, szukając jakiegoś wisusa, którego mógłby

posłać po piwo, ale w pobliżu nie widać było żadnego. Na progu warsztatu

Majstra Winogronko siedział wprawdzie Cebulek skręcając dratwę, ale z

wiadomej przyczyny zalatywał od niego tak podejrzany zapach, że Mops

wolał nie zwracać się do niego.

Cebulek zauważył jednak, że upał daje się psu we znaki. „Jeśli się

nie mylę — pomyślał — coś się tu będzie działo". A działo się to, że im

wyżej wznosiło się słońce, tym bardziej wzmagał się upał. Biednemu

Mopsowi bardzo chciało się pić.

— Cóż ja mogłem takiego zjeść dzisiaj rano? Może przesolili mi

zupę? Wydaje mi się, że mam ogień w gardle, a język tak ciężki, jakby był z

cementu.

Cebulek wyszedł za próg, żeby zobaczyć, co się święci.

— Ej — zaskomlał Mops cienkim głosem.

— Czy pan do mnie mówi?

— Tak, do ciebie, mój chłopcze. Czy nie skoczyłbyś po oranżadę

dla mnie?

— Skoczyłbym z wielką chęcią, panie Mopsie, ale właśnie w tej

chwili majster dał mi ten but do podzelowania i nie mam czasu.

I jak gdyby nigdy nic wszedł z powrotem do warsztatu.

— Cóż za gbur — warknął pies przeklinając łańcuch, który nie

pozwalał mu skoczyć samemu do gospody.

Po chwili Cebulek wyjrzał znowu.

— Młodzieńcze — szepnął Mops — czy nie przyniósłby mi pan

szklanki wody?

Page 34: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

34

— Bardzo chętnie — odpowiedział Cebulek — ale właśnie w tej

chwili majster dał mi do naprawienia obcasy u butów księdza kanonika.

Cebulkowi sprawiał przykrość widok psa, którego tak męczyło

pragnienie, ale z drugiej strony wcale nie podobała mu się rola, jaką Mops

tutaj spełniał. A poza tym miał ochotę dać jeszcze raz nauczkę Pomidorowi.

Około trzeciej po południu słońce tak prażyło, że nawet kamienie

pokryły się potem. Mops nie mógł już dłużej wytrzymać. Wtedy Cebulek

wziął butelkę, napełnił ją wodą i dosypał do niej białego proszku na sen,

który zażywała żona Majstra Winogronko. Biedna kobiecina była tak

nerwowa, że nie mogła zasnąć bez tego proszku.

Cebulek zatkał kciukiem otwór butelki i przytknąwszy ją do ust

udawał, że pije.

— Ach! — zawołał głaszcząc się po brzuchu. — Jakaż ta woda

orzeźwiająca!

Mops przełknął z litr śliny i przez chwilę wydawało mu się, że jest

mu lepiej.

— Panie Cebulku — powiedział — dobra jest ta woda?

— Czy dobra? Lepsza od likieru.

— A nie ma w niej zarazków?

— Ale co też pan mówi! Woda jest czyściusieńka, destylowana

przez profesora uniwersytetu z Barberino.

Mówiąc to podniósł znowu butelkę do ust i udawał, że łyka kilka

razy.

— Panie Cebulku — zapytał Mops — jak to się dzieje, że butelka

jest wciąż pełna?

— Trzeba panu wiedzieć — odpowiedział Cebulek — że ta

butelka, którą dostałem w podarunku od mego dziadka, nie opróżnia się

nigdy.

— Daj mi choć łyczek, choć jedną łyżeczkę.

Page 35: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

35

— Tylko łyczek? Ależ mogę panu dać nawet i dziesięć szklanek —

odrzekł na to Cebulek.

Możecie wyobrazić sobie wdzięczność Mopsa: nie przestawał

dziękować chłopcu, lizał go po nogach i tak machał ogonem, jak nigdy tego

nie robił nawet na widok swoich pań, Hrabin Wisien.

Cebulek podał mu butelkę. Pies przytknął ją do pyska i wychylił do

dna, po czym chciał powiedzieć:

— „Jak to, już się skończyła? Przecież pan mówił, że to zaczaro-

wana butelka!"

Ale nie zdążył jeszcze się odezwać, a już leżał na ziemi uśpiony.

Cebulek zdjął mu łańcuch, zarzucił sobie psa na plecy i ruszył w

kierunku zamku. Obejrzał się jeszcze raz za siebie, żeby popatrzeć, jak

Ojciec Kabaczek wprowadza się z powrotem do swego domku. Wyglądająca

przez okno ryżobroda twarz staruszka promieniała radością.

— „Biedny Mopsie! — myślał Cebulek maszerując w stronę zam-

ku. — Musiałem tak postąpić. Gdy się obudzisz, pewnie nie będziesz mi już

dziękował za orzeźwiającą wodę".

Brama wiodąca do parku była otwarta. Cebulek ułożył psa na

trawie, pogłaskał go delikatnie i powiedział:

— Pozdrów ode mnie Imć Pomidora.

Mops odpowiedział mu radosnym pomrukiem: śniło mu się wła-

śnie, że płynie po stawie otoczonym górami, że woda w stawie jest świeża i

pyszna, że płynąc pije do woli i sam zamienia się w wodę. Ogon ma z wody,

uszy z wody i łapy lekkie jak strumienie fontanny.

— Śnij spokojnie — powiedział Cebulek i wrócił do wioski.

Page 36: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

36

ROZDZIAŁ V

DZIADEK JAGODA ZAKŁADA DZWONEK DLA ZŁODZIEI

We wsi dokoła domku Ojca Kabaczka Cebulek zastał mnóstwo

ludzi rozprawiających z ożywieniem. Prawdę mówiąc, wszyscy byli raczej

przestraszeni.

— Co teraz zrobi Imć Pomidor? — pytał z zaniepokojoną miną

Grusza-Gruszkowski.

— A ja mówię, że ta cała historia źle się skończy. Przecież to oni są

tu panami i oni rządzą — zauważyła Pani Dynia. Żona Pora przyznała jej

natychmiast rację, schwyciła męża za wąsy jak za lejce i zawołała:

— Jazda! Chodźmy stąd, zanim wyniknie jakaś nowa awantura!

Majster Winogronko także kręcił głową.

— Pomidor dwukrotnie został wystrychnięty na dudka, teraz

będzie szukał zemsty — powiedział.

Nie przejmował się tylko Ojciec Kabaczek: wyciągnął z kieszeni

najwspanialsze cukierki, jakie kiedykolwiek zdarzyło się komuś oglądać, i

częstował nimi wszystkich, aby uczcić to wydarzenie. Cebulek wziął

cukierka, possał go, pocmokał i rzekł:

— Ja także jestem zdania, że Pomidor tak szybko nie da za wy-

graną.

— No więc... — wzdychając zaczął mówić Ojciec Kabaczek. Cała

jego radość znikła nagle jak słońce, kiedy przesłoni je chmurka.

— A więc mój pomysł jest następujący. Nie pozostaje nic innego,

jak ukryć domek.

— Ukryć domek?

Page 37: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

37

— No właśnie. Nie proponowałbym tego, gdyby szło o wielką

kamienicę, ale z ukryciem tak maleńkiego domku nie będzie najmniejszego

kłopotu. Mogę się założyć, że zmieści się on na wózku gałganiarza.

Fasolek, który był synem gałganiarza, popędził do domu i po

chwili wrócił z wózkiem.

— Na tym wózku? — zapytał Kabaczek przerażony, że domek jego

rozleci się w kawałki.

— Tak, na wózku będzie mu doskonale — odpowiedział Cebulek.

— A dokąd go zawieziemy? — zapytał jeszcze Kabaczek.

— Można by — zaproponował Majster Winogronko — można by

schować go na razie w mojej piwnicy. A potem zobaczymy.

— A jeżeli dowie się o tym Pomidor?

Wszyscy popatrzyli na Siniora Groszka, który właśnie tamtędy

przechodził i udawał, że na nic nie zwraca uwagi. Adwokat zaczerwienił się

i zaczął pośpiesznie przysięgać i zaklinać się:

— Ode mnie Pomidor nigdy niczego się nie dowie. Nie jestem

szpiegiem, jestem adwokatem.

— W piwnicy jest wilgoć, domek mógłby się zniszczyć —

zaprotestował nieśmiało Ojciec Kabaczek. — Dlaczego nie mielibyśmy

ukryć go w lesie?

— A kto go będzie pilnował? — zapytał Cebulek.

— Znam kogoś — odezwał się Grusza-Gruszkowski — kto

mieszka w lesie. To Dziadek Jagoda. Moglibyśmy spróbować powierzyć

domek jego opiece. A potem zobaczymy.

Postanowiono więc spróbować. W kilka minut umieszczono

domek na wózku gałganiarza. Ojciec Kabaczek pożegnał domek

westchnieniem i poszedł odpocząć po tylu wzruszeniach do domu Pani

Dyni, która była jego siostrzenicą.

Page 38: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

38

Cebulek, Fasolek i Profesor Grusza-Gruszkowski skierowali się w

stronę lasu, pchając przed sobą wózek bez większego wysiłku, bo domek

nie ważył wiele więcej niż klatka na wróble.

Dziadek Jagoda mieszkał w łupinie zeszłorocznego kasztana: była

to piękna łupina, gruba i kolczasta, i mieścił się w niej doskonale razem ze

swoimi skarbami, na które składały się: połowa nożyczek, zardzewiała

brzytwa do golenia, igła z bawełnianą nitką oraz skórka od sera.

Gdy tylko usłyszał propozycję, przeraził się okropnie. Na samą

myśl, że ma zamieszkać w tak ogromnym domu, dostał dreszczy.

— Nigdy się na to nie zgodzę, to niemożliwe. Co ja bym robił w

takim wielkim pałacu? W mojej łupinie jest mi doskonale. Znacie chyba

przysłowie: lepszy domek ciasny, ale za to własny.

Ale skoro dowiedział się, że idzie tu o wyświadczenie przysługi

Ojcu Kabaczkowi, zgodził się natychmiast.

Domek ustawiono koło pnia dębu: Cebulek, Fasolek i Grusza-

Gruszkowski pomogli Dziadkowi Jagodzie przenieść do domku jego skarby,

po czym pożegnali go, przyrzekając, że powrócą niezadługo z dobrymi

nowinami.

Gdy Dziadek Jagoda pozostał sam, ogarnął go strach przed

złodziejami.

— Teraz kiedy mam duży dom — mówił sam do siebie — na

pewno mnie okradną. A kto wie, może i zamordują we śnie, spodziewając

się, że mam nie wiadomo jakie bogactwa.

Myślał, myślał i postanowił umieścić przy drzwiach dzwonek, a

pod dzwonkiem karteczkę, na której wielkimi literami napisał następujące

słowa: „Panowie złodzieje proszeni są o dzwonienie tym oto dzwonkiem.

Zostaną wpuszczeni i przekonają się sami, że nie ma tu co kraść". Kiedy

napisał karteczkę, poczuł się znacznie spokojniejszy, a ponieważ słońce już

zaszło, poszedł spać.

Około północy obudził go dzwonek.

— Kto tam? — zapytał wyglądając przez okienko.

Page 39: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

39

— Złodzieje — odpowiedział gruby głos.

— Już idę, panowie zechcą łaskawie zaczekać, tylko włożę szlafrok

— odpowiedział skwapliwie Dziadek Jagoda.

Włożył szlafrok, poszedł otworzyć drzwi i poprosił złodziei, by

weszli obejrzeć mieszkanie. Były to dwa wielkoludy, rosłe i grube, z

czarnymi, budzącymi grozę brodami. Zaglądali do domku po kolei, żeby nie

poobijać sobie boków, i szybko przekonali się, że nie ma tam nic do

zabrania.

— A widzicie, panowie, a widzicie! — cieszył się Dziadek Jagoda

zacierając ręce.

— Hm, hm — chrząkali złodzieje, nie bardzo zadowoleni.

— Mnie jest także nieprzyjemnie, proszę mi wierzyć — mówił

dalej Jagoda. — Może mógłbym panom czymś służyć? Może zechcą się

panowie ogolić? Mam tu brzytwę. Jest wprawdzie trochę starawa, bo to

spadek po moim pradziadku, ale myślę, że się jeszcze nada.

Złodzieje przyjęli propozycję. Zgolili sobie brody zardzewiałą

brzytwą, jak tylko umieli najlepiej, i odeszli serdecznie dziękując.

Dziadek Jagoda wrócił do łóżka i zasnął ponownie.

Około drugiej w nocy zbudził go następny dzwonek. Byli to dwaj

inni złodzieje. Wpuścił więc i tych, oczywiście po jednemu, aby nie rozwalili

domku. Ci złodzieje nie byli brodaci, ale jednemu z nich pourywały się

wszystkie guziki od marynarki. Dziadek Jagoda podarował mu igłę z nitką i

poradził, aby chodząc patrzał zawsze na ziemię.

— Kiedy patrzy się na ziemię, można znaleźć moc guzików —

wyjaśnił.

I ci złodzieje także poszli sobie dalej.

Widzimy, że domek Ojca Kabaczka znajduje się w dobrych rękach.

Zostawmy go więc i chodźmy zobaczyć, co dzieje się gdzie indziej.

Page 40: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

40

ROZDZIAŁ VI

BARON POMARAŃCZA MA KŁOPOTY ZE SWOIM BRZUCHEM, A KSIĄŻĘ MANDARYNKA GROZI, ŻE RZUCI

SIĘ Z SZAFY

Czas już najwyższy, abyśmy rzucili okiem na zamek Hrabin

Wisien, które — jak już wiecie — były właścicielkami całej wsi, domów,

ziemi, kościoła i dzwonnicy.

Tego dnia kiedy Cebulek przewiózł do lasu dom Ojca Kabaczka, na

zamku panowało wielkie zamieszanie: zjechali się tam krewni.

Mówiąc ściślej, przyjechało ich tylko dwu: Baron Pomarańcza i

Książę Mandarynka.

Baron Pomarańcza był kuzynem nieboszczyka męża Donny Primy,

a Książę Mandarynka był kuzynem nieboszczyka męża Donny Sekundy.

Baron Pomarańcza miał brzuch rzadko spotykanej wielkości, co było

zresztą zupełnie zrozumiałe, ponieważ nie robił nic innego, tylko objadał

się od rana do wieczora i od wieczora do rana, jedną tylko godzinę

poświęcając na drzemkę.

Za młodu Baron Pomarańcza sypiał całą noc, żeby strawić to, co

zjadał za dnia, jednak później powiedział sobie:

— Spanie to tylko stracony czas: kiedy śpię, nie mogę przecież

jeść.

Postanowił więc jadać także w nocy i czas na trawienie ograniczyć

do jednej godziny. Ze wszystkich posiadłości barona, a było ich wiele i to

rozsianych po całej okolicy, wysyłano bezustannie karawany obładowane

wszelkiego rodzaju żywnością, ażeby zaspokoić jego obżarstwo. Chłopi,

biedacy, sami już nie wiedzieli, co mają mu posyłać: jajka, kurczęta, świnie,

Page 41: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

41

woły, krowy, króliki, owoce, jarzyny, chleb, biszkopty, ciasta — baron zjadał

to wszystko w jednej chwili. Miał dwu służących, stale zajętych

pakowaniem mu do ust wszystkiego, co nadchodziło; gdy ci po pewnym

czasie byli zmęczeni, zastępowali ich dwaj inni.

W końcu chłopi dali znać, że nie ma już nic do jedzenia.

— Przyślijcie mi drzewa! — rozkazał baron.

Chłopi wysyłali mu więc drzewa i baron pożerał je razem z liśćmi i

korzeniami, maczając je w oliwie i w soli.

Kiedy i drzew zabrakło, zaczął sprzedawać swoją ziemię, a za

uzyskane pieniądze kupował różne rzeczy do jedzenia. Kiedy wyprzedał już

wszystkie posiadłości i stał się biedny jak mysz kościelna, napisał list do

Donny Primy i otrzymał zaproszenie do zamku.

Prawdę powiedziawszy Donna Sekunda nie była z tego zbytnio

zadowolona.

— Baron ze swoim wilczym apetytem pożre cały nasz majątek:

połknie zamek, jakby to był talerz makaronu.

Donna Prima zaczęła płakać.

— Nie chcesz przyjąć moich krewnych! Biedne baroniątko,

pragniesz jego zguby!

— A więc dobrze — powiedziała Donna Sekunda — zaproś sobie

barona. A ja zaproszę Księcia Mandarynkę, kuzyna mego nieboszczyka

męża.

— Możesz go sobie zaprosić — odrzekła pogardliwie Donna Prima

— ten jada mniej niż kurczak. Twój nieboszczyk mąż, pokój jego pestce,

miał krewnych wątłych i chuderlawych, których gołym okiem ledwo można

było dojrzeć. Natomiast mój nieboszczyk mąż, pokój jego pestce, miał

krewniaków grubych i rozrośniętych, widocznych na dużą odległość.

Barona Pomarańczę widać było istotnie już z daleka; z odległości

jednego kilometra można go było wziąć za pagórek.

Page 42: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

42

Page 43: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

43

Trzeba było natychmiast znaleźć dla niego kogoś do

podtrzymywania brzucha, bo o własnych siłach nie był w stanie go

udźwignąć. Pomidor posłał więc zaraz po gałganiarza Fasolę, żeby przy-

szedł ze swoim wózkiem. Fasola nie mógł znaleźć wózka, bo — jak wiecie

— zabrał go jego syn Fasolek, wziął więc ze sobą taczki, takie jakich

używają murarze do przewożenia wapna.

Pomidor pomógł baronowi ułożyć brzuch na taczkach i zawołał:

— Jazda!

Fasola uchwycił za rączki od taczek i pociągnął z całej siły, ale

taczki ani drgnęły.

Zawołano jeszcze dwu służących i dopiero wszystkim razem

udało się przewieźć barona na spacer po alejach parku. Z początku nie

zwracali uwagi na kamienie i kółko taczek jakby naumyślnie wybierało

największe i najbardziej wystające kamienie na ścieżce. Biedny baron tak

odczuwał te wstrząsy, że aż się spocił.

— Uważajcie na kamienie! — zaklinał składając ręce. Fasola i dwaj

służący omijali więc kamienie, ale za to taczki wjeżdżały w doły.

— Na litość boską, uważajcie na wyboje! — błagał baron. Kiedy

wyprowadzono go na spacer, nie zapomniał o swoim najulubieńszym

zajęciu i ogryzał pieczonego indyka, którego Donna Prima przygotowała mu

na zakąskę.

Książę Mandarynka także przysporzył wiele kłopotów

mieszkańcom zamku.

Biedna Poziomeczka, pokojówka Donny Sekundy, bez przerwy

musiała prasować mu koszule. Kiedy mu je odnosiła, książę kręcił nosem,

zaczynał płakać i wskakiwał na szafę krzycząc:

— Na pomoc! Na pomoc!

Przybiegała Donna Sekunda trzymając się oburącz za głowę.

— Mandarynko, co ci zrobili?

Page 44: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

44

— Źle uprasowali mi koszulę! Chcę umrzeć!

Aby go namówić do pozostania przy życiu, Donna Sekunda

ofiarowała mu wszystkie jedwabne koszule po swoim nieboszczyku mężu.

Książę zeskoczył z szafy i zaczął je przymierzać jedną po drugiej.

Wkrótce znowu dał się słyszeć jego krzyk:

— Na pomoc! Na pomoc!

Donna Sekunda przybiegła z biciem serca.

— Kuzynie Mandarynko, co ci zrobili?

— Zgubiłem guzik od kołnierzyka i nie chcę dłużej żyć na świecie!

Tym razem wdrapał się wysoko na lustro i groził, że rzuci się na

ziemię głową w dół.

Aby go uspokoić, Donna Sekunda podarowała mu wszystkie guziki

po swoim nieboszczyku mężu, a były one ze złota, srebra i drogich kamieni.

Zanim jeszcze zapadł wieczór, Donna Sekunda nie miała już klejnotów, a

Książę Mandarynka naładował sobie kilka kufrów i zacierał ręce z radości.

Obie hrabiny przeraziły się zachłannością kuzynów i całą swoją

złość wyładowywały na biednym Wisienku, ich siostrzeńcu, sierocie bez

ojca i matki.

— Darmozjadzie jeden! — krzyczała na niego Donna Prima. — Idź

natychmiast rozwiązywać zadania!

— Już rozwiązałem.

— To rozwiązuj następne — rozkazywała surowo Donna Sekunda.

Wisienek szedł posłusznie rozwiązywać następne zadania;

codziennie zapisywał po kilka zeszytów, przez tydzień zapisał całą górę

zeszytów. Tego dnia hrabiny bez końca kazały mu odrabiać coraz to nowe

zadania.

— Po co się tu kręcisz, ty próżniaku!

— Chciałbym się przejść po parku.

Page 45: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

45

— Po parku spaceruje Baron Pomarańcza i nie ma tam miejsca dla

takich, jak ty, leniuchów! Ruszaj w tej chwili odrabiać lekcje!

— Już odrobiłem.

To odrób następne.

Wisienek szedł posłusznie odrabiać następne lekcje: odrabiał ich

dziennie całe setki. Przeczytał już wszystkie książki, które znajdowały się w

bibliotece zamkowej. Jednakże ilekroć hrabiny zastały go z książką w ręku,

karciły go z całą surowością:

— Odłóż tę książkę, gamoniu! Czy nie widzisz, że ją niszczysz?

— Ale jakże mogę uczyć się lekcji, nie dotykając książek?

— Ucz się na pamięć.

Wisienek zamykał się w swoim pokoju i uczył się, uczył i uczył.

Oczywiście bez książek. Umiał już wszystko na pamięć i wciąż myślał o

nowych rzeczach. Od ciągłego myślenia dostawał bólu głowy, a hrabiny

krzyczały na niego:

— Stale chorujesz, bo za dużo myślisz! Nie myśl, a zaoszczędzisz

nam wydatków na lekarstwa!

Jednym słowem, cokolwiek zrobił Wisienek, wszystko było źle.

Wisienek nie wiedział, gdzie się podziać, by nie słyszeć tych ciągłych

wymyślań, i czuł się naprawdę nieszczęśliwy. W całym zamku miał tylko

jedną przyjazną duszę, a była nią Poziomeczka, pokojówka Donny Sekundy.

Poziomeczce żal było biednego chłopaczka w okularach, którego

nikt nie kochał. Była dla niego serdeczna i wieczorem, kiedy kładł się do

łóżka, przynosiła mu deser. Ale tego wieczoru całą leguminę zjadł Baron

Pomarańcza.

Książę Mandarynka miał także ochotę na coś słodkiego. Dlatego

też wyskoczył na sam wierzch kredensu i zaczął wrzeszczeć:

— Na pomoc! Na pomoc! Trzymajcie mnie, bo rzucę się w dół!

Page 46: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

46

Ale mógł się drzeć, ile wlezie: baron połknął całą leguminę, nie

zwracając na księcia najmniejszej uwagi.

Donna Sekunda uklękła przed kredensem i błagała kuzynka, aby

nie odbierał sobie życia. Aby skłonić go do zejścia na ziemię, powinna była

mu coś obiecać, ale sama nic już nie miała.

Kiedy wreszcie Książę Mandarynka zrozumiał, że nic nie dostanie,

zrezygnował i zszedł z kredensu przy pomocy Pomidora, na którego

uderzyły siódme poty.

Bo oto właśnie zawiadomiono go, że domek Ojca Kabaczka

zniknął. Szambelan nie zastanawiał się długo. Wysłał natychmiast pismo do

gubernatora, prosząc go o wypożyczenie dwudziestu policjantów, to znaczy

Cytrynków.

*

Cytrynkowie przybyli następnego dnia i oczyścili teren. Znaczy to,

że obeszli całą okolicę, aresztując wszystkich napotkanych po drodze.

Zaaresztowali oczywiście także Majstra Winogronko. Szewc wziął

szydło do drapania się w głowę i poszedł za nimi mrucząc coś pod nosem.

Cytrynkowie odebrali mu szydło.

— Nie wolno mieć przy sobie broni — skarcili surowo Majstra

Winogronko.

— A czymże będę się drapał?

— Jak będziecie chcieli się podrapać, zawiadomicie komendanta,

on to załatwi.

Tak więc kiedy Majster Winogronko miał ochotę się podrapać,

zawiadamiał komendanta i natychmiast jeden z Cytrynków drapał go szablą

w głowę.

Także Profesor Grusza-Gruszkowski został aresztowany.

Pozwolono mu zabrać tylko skrzypce i świecę.

— Co chcecie robić ze świecą?

Page 47: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

47

— Żona włożyła mi ją do kieszeni, bo mówi, że lochy zamkowe są

bardzo ciemne.

Jednym słowem, aresztowani zostali wszyscy mieszkańcy wioski

oprócz Siniora Groszka, ponieważ był adwokatem, i Pora, ponieważ go nie

znaleziono.

Por wcale się zresztą nie ukrywał, ale siedział sobie najspokojniej

na balkonie z wąsami rozciągniętymi jak dwa sznury, a na wąsach wisiała

bielizna. Cytrynkowie wzięli go za słup i nie zwracali na niego uwagi.

Kabaczek szedł za Cytrynkami wzdychając, jak to było jego

zwyczajem.

— Dlaczego tak wzdychacie? — surowo zapytał go komendant.

— Bo uzbierało mi się mnóstwo westchnień. Przez całe życie

pracowałem i codziennie oszczędzałem jedno westchnienie: mam ich teraz

tysiące i muszę je przecież zużyć.

Z kobiet aresztowana została tylko Pani Dynia, a ponieważ nie

chciała iść, policjanci przewrócili ją i potoczyli przed sobą aż do bramy

więzienia. Taka była okrąglutka.

Mimo że Cytrynkowie byli bardzo przebiegli, Cebulka nie

zaaresztowali. Siedział on na murku razem z dziewczynką, która nazywała

się Rzodkieweczka, i przyglądał im się, kiedy przechodzili.

Cytrynkowie właśnie do nich zwrócili się z zapytaniem, czy nie

widzieli przypadkiem w okolicy niebezpiecznego buntownika, imieniem

Cebulek.

Cebulek i Rzodkieweczka odpowiedzieli, że widzieli, jak chował

się pod czapkę komendanta, i czmychnęli chichocząc.

Jeszcze tego samego dnia udali się na zwiady do zamku. Cebulek

zdecydował, że więźniów trzeba uwolnić, a Rzodkieweczka oczywiście

natychmiast przyznała mu rację.

Page 48: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

48

ROZDZIAŁ VII

WISIENEK ŁAMIE PRZEPISY PANA PIETRUSZKI

Zamek stał na wierzchołku wzgórza, otoczony ogromnym

parkiem. Na bramie wisiała tabliczka; po jednej stronie miała napis „wejście

wzbronione", a po drugiej — „wyjście wzbronione". Jedna strona

przeznaczona była dla dzieci wiejskich, żeby nie kusiło ich przełazić przez

bramę i bawić się pod drzewami parku, a druga strona dla Wisienka, żeby

nie kusiło go wymknąć się na spacer do wioski.

Wisienek spacerował samiuteńki po alei, uważając, by nie deptać

rabatek i nie niszczyć kwiatów. Jego nauczyciel Pan Pietruszka

porozmieszczał gdzie się tylko dało tabliczki, na których było wypisane, co

wolno robić Wisienkowi, a czego nie wolno.

Na przykład koło basenu ze złotymi rybkami była taka oto ta-

bliczka:

„Wisienkowi nie wolno wkładać rąk do basenu". I jeszcze taka:

„Rybkom zabrania się rozmawiać z Wisienkiem". Pośród

kwiecistych grządek widniały tabliczki: „Wisienkowi nie wolno dotykać

kwiatów, w przeciwnym razie nie dostanie owoców". Albo jeszcze takie:

„Biada Wisienkowi, jeśli będzie deptał trawniki: będzie musiał

napisać dwa tysiące razy » Jestem dobrze wychowanym chłopcem".

Tabliczki owe były pomysłem Pana Pietruszki, który był

wychowawcą Wisienka.

Nasz mały wicehrabia prosił swoje szlachetnie urodzone ciotki o

pozwolenie uczęszczania do szkoły wiejskiej razem z innymi dziećmi, które

widywał, kiedy szły i wracały ze szkoły, wymachując teczkami niby

chorągiewkami. Ale Donna Prima aż się wzdrygnęła:

Page 49: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

49

— Hrabia Wiśnia w jednej ławce z wiejskim chłopakiem! Prze-

nigdy!

Donna Sekunda przytaknęła jej:

— Spodenki Hrabiego Wiśni na ordynarnej szkolnej ławie! To być

nie może!

Tak więc przyjęto domowego nauczyciela, którym był właśnie Pan

Pietruszka. Zawsze i wszędzie było go pełno. Na przykład kiedy Wisienek

rozwiązując zadanie obserwował muchę, która weszła na kleks z atramentu

i chciała uczyć się pisać, zjawiał się nagle nie wiadomo skąd Pan Pietruszka,

wycierał nos w ogromną chustkę w czerwone i niebieskie kraty i zaczynał

kazanie:

— Biada chłopcom, którzy przyglądają się muchom. Zawsze się

tak zaczyna. Najpierw się patrzy na jedną muchę, potem na drugą, później

na pająka, później na kota, a potem na wszystkie inne zwierzęta i zapomina

się o lekcjach. Kto nie odrabia lekcji, ten nie jest grzecznym dzieckiem. Kto

nie jest grzecznym dzieckiem, ten nie wyrośnie na porządnego człowieka.

Kto nie jest porządnym człowiekiem, ten idzie do więzienia. Wisienku, jeśli

nie chcesz skończyć w więzieniu, przestań patrzeć na muchę.

Innym znowu razem, kiedy Wisienek otwierał album, aby sobie

narysować coś ładnego, pojawiał się jak spod ziemi Pan Pietruszka,

wycierał nos i zaczynał:

— Biada tym chłopcom, którzy marnują czas na rysunki i

rysuneczki. Co z nich wyrośnie? Co najwyżej malarze pokojowi, czyli ludzie

brudni i obdarci, którzy dniem i nocą bazgrzą coś na murach i dlatego

kończą w więzieniu, na co zresztą zasługują. Wisienku, czy ty także chcesz

dostać się do więzienia?

Biedny Wisienek w obawie przed więzieniem nie wiedział już,

jakiego świętego wzywać na pomoc.

Na szczęście zdarzało się, że Pan Pietruszka nie zjawiał się przez

czas jakiś, a to dlatego, że albo ucinał sobie drzemkę, albo przesiadywał za

stołem nad butelczyną wódki. W tych krótkich chwilach Wisienek był

naprawdę wolny. Pan Pietruszka zauważył to i właśnie dlatego

Page 50: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

50

poumieszczał wszędzie owe tabliczki. W ten sposób, mógł zdrzemnąć się

godzinkę dłużej, w przekonaniu, że wychowanek nie traci czasu i nawet

spacerując po parku uczy się pożytecznych rzeczy.

Ale Wisienek przechodząc koło tabliczek zdejmował okulary —

nie widział wtedy, co tam jest napisane, i mógł z całym spokojem pogrążać

się we własnych myślach.

A więc gdy Wisienek przechadzał się właśnie po parku, usłyszał

nagle jakiś głosik:

— Panie wicehrabio! Panie wicehrabio!

Obejrzał się i zobaczył chłopca w swoim wieku, o miłej i

inteligentnej twarzy, bardzo biednie ubranego, i dziewczynkę może

dziesięcioletnią, z włosami splecionymi w warkoczyk, który sterczał jej na

czubku głowy jak mysi ogonek.

Wisienek ukłonił się grzecznie i powiedział:

— Dzień dobry państwu! Nie mam przyjemności państwa znać, ale

chętnie bym się z wami zapoznał.

— W takim razie dlaczego nie podejdzie pan bliżej?

— Nie mogę. Ta tabliczka zabrania mi rozmawiać z dziećmi ze wsi.

— Ależ my właśnie jesteśmy dziećmi ze wsi, a pan już zaczął z

nami rozmawiać!

— Jeśli tak, to idę.

Wisienek był nieśmiały i dobrze wychowany, ale w decydujących

momentach potrafił się zdobyć na bohaterską decyzję. Odważnie wszedł na

trawę i depcąc ją podszedł do sztachet.

— Ja się nazywam Rzodkieweczka — przedstawiła się dziew-

czynka — a to jest Cebulek.

— Bardzo mi przyjemnie, panienko. Bardzo mi przyjemnie, panie

Cebulku. Słyszałem już o panu.

— No, proszę! A od kogóż to?

Page 51: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

51

Page 52: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

52

— Od Imć Pomidora.

— Na pewno nic dobrego o mnie nie mówił.

— Oczywiście, że nie. I właśnie dlatego wyobraziłem sobie, że

musi pan być wyjątkowo sympatyczny. Widzę, że się nie pomyliłem.

Cebulek uśmiechnął się.

— No, to świetnie. Ale wobec tego czemu robimy tyle ceremonii,

jak gdybyśmy byli starymi dworakami? Mówmy sobie ty.

Wisienek przypomniał sobie nagle tabliczkę umieszczoną nad

kuchennymi drzwiami, na której pan Pietruszka napisał: „Z nikim nie wolno

być na ty", ponieważ przyłapał Wisienka i Poziomeczkę na przyjacielskiej

pogawędce. Postanowił jednak przejść i nad tym zakazem do porządku

dziennego, tak samo jak przeszedł przez trawnik, i odpowiedział:

— Zgoda. Mówmy sobie ty.

Rzodkieweczka promieniała.

— A nie mówiłam ci, Cebulku? Wicehrabia to przemiły chłopiec.

— Dziękuję panience — powiedział kłaniając się Wisienek. Po

czym zaczerwienił się i rzekł już bez ukłonu: — Dziękuję ci, Rzodkieweczko.

Wszyscy troje roześmieli się wesoło. Z początku Wisienek

uśmiechał się leciutko, tylko kącikiem ust, mając w pamięci tabliczkę Pana

Pietruszki, która zabraniała mu się śmiać, jeśli chce wyrosnąć na

poważnego chłopca. Ale po chwili, widząc, że Cebulek i Rzodkieweczka nie

hamują swojej wesołości, także roześmiał się serdecznie.

Nigdy jeszcze na zamku nie rozbrzmiewał śmiech równie wesoły i

beztroski. Szlachetnie urodzone hrabiny siedziały w tym momencie na

werandzie i piły herbatę.

Donna Prima słysząc wybuchy śmiechu powiedziała:

— Słyszę jakiś dziwny hałas.

Donna Sekunda przytaknęła:

Page 53: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

53

— Ja także słyszę. To pewnie deszcz.

— Zwracam ci uwagę, że deszcz nie pada — rzekła Donna Prima

mentorskim tonem. ,

— Jeśli nie pada, to będzie padał — ucięła krótko Donna Sekunda

podnosząc głowę do góry, aby znaleźć potwierdzenie swoich słów na

firmamencie niebieskim. Ale niebo było tak czyste, jakby zaledwie pięć

minut temu wypucowały je zakłady oczyszczania miasta. Chmurki nie było

nawet na lekarstwo.

— A ja ci mówię, że to fontanna — zaczęła znowu Donna Prima.

— To niemożliwe, fontanna jest zepsuta i woda z niej nie tryska.

Widocznie ogrodnik ją zreperował.

Tymczasem ogrodnik jeszcze nawet nie zauważył, że fontanna jest

zepsuta.

Pomidor także usłyszał ten dziwny hałas i bardzo go to

zaniepokoiło. „W więzieniach zamkowych — myślał — znajduje się wielu

więźniów. Trzeba być czujnym, jeśli nie chce się mieć przykrych

niespodzianek".

Postanowił zrobić małą inspekcję w parku i na tyłach zamku,

gdzie biegła droga do wsi, i przyłapał dzieci na wesołej rozmowie.

Gdyby niebo się nagle otworzyło i jeden po drugim zaczęły

stamtąd spadać anioły, zdumienie Pomidora nie byłoby większe. Wisienek

deptał trawę! Wisienek gawędził przyjacielsko z dwojgiem obdartusów!

A przy tym w jednym z tych obdartusów Pomidor rozpoznał

natychmiast owego łobuza, który doprowadził go do łez.

Wpadł we wściekłość i zrobił się tak purpurowy, że gdyby

przejeżdżali tamtędy strażacy, pomyśleliby, że to pożar.

— Panie wicehrabio! — ryknął straszliwym głosem. Wisienek

odwrócił się, zbladł i przycisnął się do sztachet.

Page 54: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

54

Page 55: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

55

— Przyjaciele — szepnął — uciekajcie, zanim Pomidor zdąży

wyrządzić wam jakąś krzywdę. Mnie nie ośmieli się tknąć. Do widzenia!

Cebulek i Rzodkieweczka uciekali co sił w nogach. Ścigały ich

wrzaski Imć Pomidora.

— Tym razem — stwierdziła Rzodkieweczka — nasza wyprawa

nie udała się.

Ale Cebulek uśmiechnął się:

— Kto ci to powiedział? Zdobyliśmy przyjaciela, a to niemała

rzecz.

Tymczasem ich nowy przyjaciel szykował się na to, że wszyscy

zmyją mu głowę: i Pomidor, i Pan Pietruszka, i Donna Prima, i Donna

Sekunda, a także Baron Pomarańcza i Książę Mandarynka, ponieważ

obydwaj dostojni krewniacy zrobili już odkrycie, że aby przypodobać się

hrabinom, wystarczy dokuczać Wisienkowi.

Tym razem jednak Wisienek czuł dziwne ściskanie w gardle. Nic

sobie nie robił z wymyślania, wymówek i kar. Nic sobie nie robił z wrzasku

hrabin, z kazań Pana Pietruszki i z uszczypliwości Księcia Mandarynki. A

jednak czuł się bardzo nieszczęśliwy.

Po raz pierwszy w życiu znalazł dwoje przyjaciół, po raz pierwszy

w życiu śmiał się z całego serca i oto znowu trzeba wszystko utracić:

Cebulek i Rzodkieweczka zbiegli po stoku wzgórza na dół i może nigdy ich

już nie zobaczy! Ileż dałby za to, aby być na ich miejscu! Ileż dałby za to, aby

być razem z nimi tam, gdzie nie ma tabliczek, gdzie wolno biegać po łąkach i

zrywać kwiaty.

Po raz pierwszy w życiu Wisienek odczuł w sercu tę dziwną i

straszną rzecz, której na imię cierpienie. Było to za wiele na jego siły i

Wisienek pojął, że tego nie zniesie. Rzucił się na ziemię i zaczął rozpaczliwie

szlochać.

Pomidor podniósł go, wziął pod pachę jak tobołek i pomaszerował

przez aleję.

Page 56: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

56

ROZDZIAŁ VIII

DOKTOR KASZTAN ZOSTAJE WYRZUCONY Z ZAMKU

Wisienek płakał przez cały wieczór. Książę Mandarynka

bezlitośnie natrząsał się z niego.

— Nasz Wisienek rozpłynie się we łzach — mówił — zostanie z

niego tylko pestka.

Baron Pomarańcza, jak większość grubasów, miał w gruncie

rzeczy dobre serce. Aby pocieszyć Wisienka, odstąpił mu kawałeczek

swojego tortu. Zresztą bardzo niewielki, no, może jedną łyżeczkę. Jednak

wobec obżarstwa barona ta jego hojność była czymś niezwykłym.

Hrabiny natomiast były jadowite jak żmije.

— Nasz siostrzeniec powinien by nauczyć się grać na piszczałce —

rzekła Donna Prima.

— On i bez piszczałki potrafi dać wspaniały koncert — skrzeczała

Donna Sekunda.

— Jutro — groził Pan Pietruszka — każę ci napisać trzy tysiące

razy: „Nie wolno mi płakać przy stole, ponieważ przeszkadzam trawić moim

współbiesiadnikom".

Kiedy jednak stało się jasne, że Wisienek nie przestanie płakać,

kazano mu iść do łóżka.

Poziomeczka robiła, co mogła, aby pocieszyć biednego

wicehrabiego, ale na próżno. Dziewczyna tak się tym przejęła, że i ona także

zaczęła płakać.

— Natychmiast przestań płakać — rozkazała Donna Sekunda — w

przeciwnym razie zwolnię cię ze służby.

Page 57: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

57

Krótko mówiąc, Wisienek ciężko się rozchorował. Miał takie

dreszcze, że aż trzęsło się łóżko, i taki kaszel, że aż drżały szyby. W gorączce

wołał bezustannie:

— Cebulku! Cebulku!

Pomidor zrobił spostrzeżenie, że chłopca musiał przestraszyć ów

niebezpieczny buntownik, włóczący się po okolicy.

— Jutro każę go zaaresztować — powiedział choremu na po-

cieszenie.

— Nie! Nie! Na wszystko was proszę! Aresztujcie mnie, wrzućcie

mnie do lochu, ale nie aresztujcie Cebulka! Cebulek jest dobry. Cebulek jest

moim jedynym przyjacielem.

Pan Pietruszka wytarł sobie nos.

— Chłopiec bredzi w gorączce. To bardzo poważny przypadek.

Posłano po najsławniejszych lekarzy.

Pierwszy przybył Doktor Grzybsuszony i zaordynował wywar z

suszonych grzybów.

Ale wywar ten nie okazał się skuteczny. Co więcej, Doktor Głóg

podkreślił, że grzyby są bardzo szkodliwe na tego rodzaju chorobę i że

lepiej byłoby zastosować okłady z soku głogowego.

Od soku głogowego poplamiły się prześcieradła, ale w zdrowiu

Wisienka nie było ani śladu polepszenia.

— Według mnie — zawyrokował Doktor Karczoch — trzeba by

przeprowadzić leczenie surowymi karczochami.

— Czy razem z kolcami? — zapytała przerażona Poziomeczka.

— Koniecznie, inaczej nie odniosą skutku.

Leczono więc Wisienka surowymi, świeżo zerwanymi

karczochami, a kolce tak kłuły biednego chłopca, że aż podskakiwał.

Page 58: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

58

— Widzicie? — z zadowoleniem mówił Doktor Karczoch. — Pan

wicehrabia wyraźnie się ożywił. Trzeba w dalszym ciągu stosować to

lekarstwo.

— Fatalna pomyłka! — wołał Profesor Sałata przejęty zgrozą. —

Co to za osioł zapisał karczochową kurację! Spróbujcie lepiej dawać mu

sałatę.

Poziomeczka posłała po kryjomu po Doktora Kasztana, który

mieszkał w lesie pod drzewem kasztanowym i leczył biednych ludzi.

Nazywano go lekarzem biedaków, ponieważ zapisywał bardzo mało

lekarstw, a i za te płacił ze swojej kieszeni.

Kiedy Doktor Kasztan stanął przed bramą zamkową, służba

chciała go wyrzucić, ponieważ przyszedł piechotą.

—Doktor bez karety to doktor bez wiedzy lekarskiej — po-

wiedzieli.

— Ale wiedza nie rośnie przecież w karecie — odpowiedział

spokojnie Doktor Kasztan.

— Doktor bez karety może być tylko szarlatanem — zadecydowali

służący i chcieli zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale właśnie w tej chwili

przechodził obok Pan Pietruszka — który, jak wiecie, zawsze i wszędzie

wyrastał jak spod ziemi — i kazał wpuścić doktora.

Doktor Kasztan opukał chorego ze wszystkich stron, obejrzał mu

język, zbadał puls, zadał po cichu kilka pytań, po czym umył sobie ręce i

powiedział tylko tyle:

— Do towarzystwa każdy się garnie, Bez towarzystwa żyje się

marnie.

— Co pan ma na myśli? — zapytał niecierpliwie Imć Pomidor.

— Nic złego. Mówię szczerą prawdę, tylko trzeba ją zrozumieć.

Temu chłopcu nic nie jest. To po prostu odrobina melancholii.

— Cóż to za choroba? — zapytała Donna Prima, która nigdy na to

nie chorowała. A miała słabość do wszelkich dolegliwości. Kiedy tylko

Page 59: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

59

usłyszała o jakiejś nowej chorobie, natychmiast na nią zapadała na próbę.

Była zresztą tak bogata, że nie robiły jej różnicy wydatki na lekarstwa.

— To nie jest choroba, pani hrabino. To smutek. Chłopcu

potrzebne jest towarzystwo. Dlaczego nie pozwalacie mu pobawić się

czasem z innymi dziećmi?

Ach, cóż zrobił biedny doktor! Zerwał się chór protestów, wszyscy

obrzucali doktora najgorszymi wyzwiskami.

— Proszę się wynosić! — rozkazał Imć Pomidor. — Bo każę

służbie wyrzucić pana za drzwi.

— Wstyd! — krzyczała Donna Sekunda. — Wstyd! Nadużył pan

naszego zaufania. Wkradł się pan podstępnie do naszego domu. Gdybym

chciała, mogłabym pana zaskarżyć do sądu o bezprawne wtargnięcie do

prywatnego mieszkania, prawda, mecenasie?

I odwróciła się, aby zapytać o zdanie Siniora Groszka, który

zawsze był obecny, kiedy trzeba było zasięgnąć jego rady.

— Oczywiście, pani hrabino.

Sinior Groszek wyciągnął notes i zapisał natychmiast na koncie

Hrabin Wisien: „Opinia w sprawie pozwania przed sąd Doktora Kasztana o

wtargnięcie do prywatnego mieszkania — lirów dziesięć tysięcy".

Zarobiwszy w ten sposób swoją dniówkę, Sinior Groszek czym prędzej

czmychnął.

Page 60: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

60

ROZDZIAŁ IX

GŁÓWNODOWODZĄCY SZCZURÓW ZOSTAJE ZMUSZONY DO ODWROTU

Ciekawi jesteście na pewno wiadomości o więźniach, czyli o Ojcu

Kabaczku, Profesorze Gruszy-Gruszkowskim, o Majstrze Winogronko, o

Pani Dyni oraz innych mieszkańcach wioski, których Pomidor kazał

aresztować i wtrącić do lochów zamkowych.

Całe szczęście, że Profesor Grusza-Gruszkowski zabrał ze sobą

kawałek świecy, w podziemiach panowały bowiem nieprzeniknione

ciemności i pełno tam było szczurów. Aby utrzymać szczury w należytej

odległości, Profesor Grusza-Gruszkowski zaczął grać na skrzypcach.

Szczury nie lubią muzyki, rzuciły się więc do ucieczki, złorzecząc

przeklętemu instrumentowi, który nie pozwalał im podejść bliżej.

Po pewnym czasie jednak nawet Majster Winogronko miał dosyć

tej muzyki, Grusza-Gruszkowski bowiem był usposobienia melancholijnego

i grywał tylko tak rzewne melodie, że się od nich na płacz zbierało.

Poprosili więc profesora, aby przestał grać. Oczywista rzecz, że

gdy tylko zaległa cisza, szczury ruszyły do ataku w trzech kolumnach.

Głównodowodzący wydał rozkaz:

— Pierwsza kolumna skieruje się w lewo wprost na świecę i

zdobędzie ją. Ale biada wam, jeśli ją zniszczycie! Ja pierwszy, jako generał,

muszę zatopić w niej zęby. Druga kolumna pomaszeruje na skrzypce, są one

zrobione z soczystej, przeciętej na połowę gruszki, która musi być

znakomita. Trzecia kolumna podejmie natarcie frontalne i zadaniem jej

będzie rozproszyć wroga.

Kapitanowie dowodzący trzema kolumnami omówili powierzone

im zadania z oddziałami szczurzej piechoty. Głównodowodzący zajął

Page 61: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

61

miejsce na czołgu, czyli wyszczerbionej dachówce, umieszczonej na

brzuchu ogromnego szczurzyska, którego ciągnęło za ogon dziesięć innych

szczurów. Trębacze zatrąbili do ataku i po kilku minutach losy bitwy były

rozstrzygnięte. Grusza-Gruszkowski uratował swoje skrzypce podnosząc je

wysoko ponad pole walki, ale świeca znikła, jakby ją kto zdmuchnął, i

przyjaciele nasi znaleźli się w ciemnościach.

Znikło jeszcze coś, ale nie czas wspominać o tym.

Ojciec Kabaczek nie mógł się uspokoić:

— To wszystko przeze mnie!

— Dlaczego?

— Gdybym się nie upierał, żeby mieć ten domek, nie bylibyśmy

teraz w takich opałach.

— Co też gadacie! — zawołała Pani Dynia. — Przecież to nie wy

wpakowaliście nas do więzienia!

— Jestem stary, na co mi domek — ciągnął dalej Ojciec Kabaczek.

— Mógłbym zamieszkać pod ławką w ogrodzie miejskim, tam nie

zawadzałbym nikomu. Przyjaciele, proszę was, zawołajcie strażników i

powiedzcie im, że oddam mój domek Pomidorowi i powiem mu, gdzie go

znajdzie.

— Ani słowa mu nie powiesz! — wybuchnął Majster Wino-gronko.

Profesor Grusza-Gruszkowski smutnie brzdąknął na swoich

skrzypcach.

— Ściągnęłoby się też kłopoty na głowę Dziadka Jagody.

— Pssst — syknęła Pani Dynia — nie wymieniajcie nazwisk. Tutaj

nawet ściany mają uszy.

Rozejrzeli się dookoła przestraszeni, ale bez świecy było tak

ciemno, że nie mogli zobaczyć, czy więzienie rzeczywiście ma uszy.

A tymczasem miało je. Mówiąc ściśle, miało tylko jedno, okrągłe

ucho, od którego szedł kanał; był to rodzaj ukrytego telefonu, który

Page 62: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

62

przenosił każde słowo wypowiedziane w celi wprost do pokoju Imć

Pomidora. Na szczęście w tej chwili Pomidor nie podsłuchiwał, bo był zajęty

przy łóżku Wisienka.

W ciszy, która nastąpiła, usłyszeli dźwięki trąby: to szczury znowu

rozpoczynały natarcie, zdecydowane bardziej niż kiedykolwiek zdobyć

skrzypce Gruszy-Gruszkowskiego.

Aby je odstraszyć, profesor wziął się do grania. Oparł instrument o

podbródek, z natchnioną miną wywinął smyczkiem i wszyscy wstrzymali

oddech. Wstrzymywali go przez dłuższą chwilę, ale w końcu odetchnęli i

zdecydowali się oddychać nadal, bo oto z instrumentu nie wydobył się

żaden dźwięk.

— Czy coś się zepsuło? — zapytał Majster Winogronko.

— Szczury zjadły mi smyczek! — zawołał ze łzami w głosie

Grusza-Gruszkowski.

Istotnie, obgryzły go prawie doszczętnie, tak że pozostało

zaledwie kilka centymetrów. Bez smyczka nie można było grać i wojsko

szczurze zbliżało się wydając groźne okrzyki wojenne.

— To wszystko przeze mnie — wzdychał Ojciec Kabaczek.

— Przestańcie wzdychać, a lepiej pomóżcie— rozkazał Majster

Winogronko. — Jeśli tak dobrze umiecie wzdychać, to spróbujcie także

trochę pomiauczeć.

— Akurat chce mi się teraz miauczeć — lamentował Kabaczek. —

Dziwię się, że tak poważny człowiek, jak wy, dowcipkuje sobie w podobnej

sytuacji.

Majster Winogronko nie raczył mu nawet odpowiedzieć i

miauknął, tak świetnie naśladując kota, że wojsko szczurze zatrzymało się.

— Miau, miau — miauczał szewc.

— Miau, miau — odpowiadał mu jak echo profesor nie przestając

płakać nad niesławnym końcem swego smyczka.

Page 63: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

63

Page 64: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

64

— Na prochy mego dziadka Szczurzyska Trzeciego, władcy

wszystkich piwnic i wszystkich kanałów: tutaj jest kot! — zawołał

Głównodowodzący wstrzymując gwałtownie czołg.

— Generale, zostaliśmy zdradzeni! — wykrzyknął jeden z trzech

kapitanów zbliżając się biegiem. — Moje oddziały sygnalizują kolumnę

kotów z poddasza, uzbrojonych po zęby.

Jego żołnierze nic zupełnie nie widzieli. Mieli tylko wielkiego

stracha, a ze strachu widzi się nawet to, czego nie ma.

— Miau, miau! — wrzeszczeli rozpaczliwie więźniowie.

Głównodowodzący pogłaskał się po ogonie. Kiedy był czymś przejęty,

głaskał się tak zawsze i na skutek tego głaskania ogon jego był tak

wyleniały, że żołnierze między sobą przezywali swego generała Półogonem.

— Na prochy mojego prapradziadka Szczurzyska Pierwszego,

władcy wszystkich spichlerzy: zdrajcy drogo za to zapłacą. Na razie trąbcie

do odwrotu.

Kapitanowie nie kazali sobie tego dwa razy powtarzać. Trąby

zagrały do odwrotu i całe wojsko wycofało się, jak mogło najszybciej, z

Półogonem na czele, który, siedząc w czołgu, niemiłosiernie chłostał

szczurzy zaprząg.

Tak więc nasi więźniowie bohatersko odparli atak.

Właśnie wszyscy nawzajem sobie winszowali, kiedy dał się sły-

szeć cienki głosik wołający:

— Ojcze Kabaczku, Ojcze Kabaczku!

— Czy to pan mnie woła, profesorze?

— Nie — odpowiedział Grusza-Gruszkowski.

— A mnie się zdawało, że to pan mnie woła.

— Pani Dynio, Pani Dynio! — po raz drugi odezwał się głosik.

Pani Dynia zwróciła się do Majstra Winogronko:

— Majstrze Winogronko, dlaczego pan tak piszczy?

Page 65: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

65

— Co też panią napadło? Wcale nie piszczę. Drapię się w głowę, bo

mam tam jedną myśl, która mnie swędzi.

— To ja — mówił dalej głosik — to ja, Poziomeczka.

— A gdzież ty jesteś?

— Jestem w pokoju Imć Pomidora i mówię do was przez jego tajny

telefon. Czy mnie słyszycie?

— Tak, tak, słyszymy.

— Ja także słyszę was doskonale, ale Pomidor zaraz tu nadejdzie.

Mam dla was wiadomość.

— Od kogo?

— Od Cebulka. Mówi, żebyście się nie martwili, on was uwolni z

więzienia. Nie wyjawiajcie Pomidorowi tajemnicy domku, nie poddawajcie

się, Cebulek myśli o wszystkim.

Majster Winogronko odpowiedział:

— Nic nie wyjawimy i z ufnością będziemy czekali. Powiedz

Cebulkowi, żeby się śpieszył, bo jesteśmy oblężeni przez szczury i nie

wiemy, jak długo będziemy w stanie się bronić. I jeszcze jedno: czy nie

mogłabyś dostarczyć nam świecy i zapałek? Tę, którą mieliśmy, zjadły

szczury.

— Nie odchodźcie, zaraz wrócę.

— A gdzieżbyśmy mogli pójść, przecież jesteśmy zamknięci.

Po chwili znowu rozległ się głosik Poziomeczki:

— Uwaga, posyłam wam świecę.

Istotnie dał się słyszeć szelest, po czym coś spadło na nos Ojca

Kabaczka.

— Jest, jest! — radośnie zawołał biedaczysko. W paczuszce

znajdowała się wspaniała świeca łojowa i pudełeczko zapałek.

Page 66: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

66

— Dziękujemy ci, Poziomeczko.

— Do widzenia, muszę uciekać, bo lada chwila nadejdzie Pomidor!

Rzeczywiście Imć Pomidor wchodził właśnie do swego pokoju.

Widząc, że Poziomeczka uwija się koło jego tajnego telefonu, wpadł w pasję.

— Co ty tutaj robisz?

— Czyszczę tę pułapkę.

— Jaką pułapkę?

— No tę, alboż to nie pułapka na myszy?

Pomidor odetchnął z ulgą.

„Całe szczęście — pomyślał. — Jest na tyle głupia, że wzięła moje

tajne ucho za pułapkę na myszy".

Od razu poweselał, a nawet podarował Poziomeczce papierek od

cukierka.

— Masz, to dla ciebie — powiedział wspaniałomyślnie — po-ssij

sobie ten papierek. Jest słodziusieńki: rok temu był weń zawinięty cukierek

owocowy.

Poziomeczka podziękowała Imć Pomidorowi pięknym dygiem i

rzekła:

— W ciągu moich siedmiu lat pracy jest to już trzeci papierek od

cukierka, który ofiarowuje mi wasza wysokość.

— Sama widzisz — odpowiedział Pomidor — że jestem dobrym

panem: sprawuj się dobrze, a nie będziesz żałowała.

— Ja wiele nie wymagam — odrzekła Poziomeczka i, dygnąwszy

po raz wtóry, odeszła do swoich zajęć.

Pomidor zacierał ręce i myślał:

„Teraz będę podsłuchiwał przez mój tajny telefon. Rozmawiając

między sobą, więźniowie na pewno opowiadają sobie wiele ciekawych

rzeczy i kto wie, może dowiem się, gdzie jest ukryty ten przeklęty domek".

Page 67: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

67

Tymczasem więźniowie, uprzedzeni przez Poziomeczkę, wiedzieli o

przybyciu Pomidora i przypuszczając, że podsłuchuje ich rozmowę,

wymyślali mu ile wlezie.

Pomidor zawołałby najchętniej: „Ja was nauczę!", ale nie chciał

zdradzić swojej obecności i aby nie słyszeć tej rozmowy, zatkał słuchawkę

swego telefonu — który był niczym innym, jak zwykłym lejkiem używanym

do przelewania wina w butelki — i poszedł spać.

Majster Winogronko zapalił nową świecę. Wszyscy spojrzeli zaraz

w górę i w kącie sufitu dostrzegli otwór tajnego telefonu. Pokładali się ze

śmiechu, wyobrażając sobie fioletową twarz Pomidora.

Jednakże wesołość ich nie trwała długo, szczur bowiem stojący na

straży, widząc światło w celi, wyjrzał, aby zbadać sytuację, i rzuciwszy

okiem dokoła, pobiegł szybko zameldować o wszystkim komendantowi.

— Generale — zawołał uradowany — koty wycofały się!

Więźniowie mają nową świecę.

Półogon przełknął z pół litra śliny i oblizał sobie wąsy, na których

czuł jeszcze smak poprzednio zjedzonej świecy.

— Trąbić na zbiórkę — rozkazał.

Kiedy wojsko zgromadziło się, Głównodowodzący wygłosił

płomienne przemówienie:

— Rycerze! Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie! Ruszajcie na bój i

przynieście mi tę świecę. Zjem ją oczywiście sam z dowódcami, ale przed

zjedzeniem pozwolę polizać ją każdemu z was po kolei. .

Szczury, wznosząc entuzjastyczne okrzyki, chwyciły za broń i

ruszyły do ataku.

Tym razem jednak Majster Winogronko był przewidujący i po-

stawił świecę wysoko, w miejscu gdzie mur był wyszczerbiony i pomiędzy

cegłami utworzyła się wąska szpara. Szczury mogły sobie skakać, ile im się

podobało, ale świecy dosięgnąć nie mogły. Sprytniejsze zadowoliły się

nadgryzaniem skrzypiec Gruszy-Gruszkowskiego. Później one także

zmuszone były się wycofać, ponieważ Głównodowodzący, rozwścieczony

Page 68: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

68

porażką, postanowił zdziesiątkować swoje oddziały. I zrobił to. Ustawił

rzędem swoich żołnierzy i kazał rozstrzelać co dziesiątego.

*

Tego wieczora w ogrodzie odbyła się narada wojenna.

Cebulek, Poziomeczka i Rzodkieweczka spotkali się za

żywopłotem w celu omówienia sytuacji i dyskutowali z takim zapałem, że

nic nie widzieli. Nie zwrócili uwagi na Mopsa, który sprawował straż w

parku i spostrzegłszy ich skoczył jak szalony. Na dziewczęta nie raczył

nawet rzucić okiem. Usiadł na piersi Cebulka i szczekał tak długo, dopóki

nie przyszedł Pomidor, aby go zaaresztować.

— Możecie sobie wyobrazić radość Imć Pomidora.

— Aby dać ci dowód mojej łaskawości — zawołał — zamknę cię w

tajnym lochu, więzienie nie jest godne gościć cię w swoich murach!

Cebulek ani drgnął.

— Jak pan uważa — powiedział, bo cóż innego mógł

odpowiedzieć. A może wolelibyście, żeby zaczął płakać, dlatego że go

schwytano?

Page 69: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

69

ROZDZIAŁ X

PODRÓŻ Z KRETEM Z JEDNEGO WIĘZIENIA DO DRUGIEGO

W nocy Cebulek obudził się, bo zdawało mu się, że ktoś zastukał

do drzwi. Ale myśl ta była tak bezsensowna, że o mało nie roześmiał się na

głos.

„A jednak słyszałem jakiś szmer".

Kiedy zastanawiał się, co mogło go zbudzić, hałas powtórzył się.

Był to odgłos głuchy i nieprzerwany, jak gdyby niedaleko ktoś raz po raz

uderzał kilofem.

— Ktoś kopie korytarz podziemny — wywnioskował Cebulek

przykładając ucho do ściany lochu od strony, skąd słychać było hałas.

Ledwie zdążył to powiedzieć, kiedy ze ściany obsunęło się trochę

ziemi, po czym wypadła cegła, a za cegłą ktoś czy też coś wskoczyło do

lochu.

— Gdzież u diabła się znalazłem? — dał się słyszeć jakiś nosowy

głos.

— W tajnym lochu — odpowiedział Cebulek — czyli w

najciemniejszym więzieniu zamkowym. Bardzo przepraszam, ale nie mogę

pana rozpoznać i powitać tak, jak należy.

— A kim pan jest? Bardzo przepraszam, ale ja jestem

przyzwyczajony do ciemności, a tu jest dla mnie za widno. W świetle nic nie

widzę.

— Rozumiem, nie może to być nikt inny, tylko Kret.

— Właśnie — powiedział Kret — już od dawna miałem zamiar

kopać w tym kierunku, ale nigdy nie mogłem znaleźć czasu. Widzi pan, mam

Page 70: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

70

dziesiątki kilometrów podziemnych korytarzy do pilnowania i uprzątania.

Zawsze przesiąknie gdzieś trochę wody (z tego to powodu nabawiłem się

kataru), poza tym są jeszcze te przeklęte robaki, które wszędzie muszą

wetknąć swój nos i które nie mają najmniejszego szacunku dla cudzej pracy.

I tak stale odkładałem to z tygodnia na tydzień. Ale dzisiaj rano

powiedziałem sobie: „Panie Krecie, jeśli jest pan osobą rozsądną i żądną

poznania świata, to najwyższy czas kopać w jakimś innym kierunku". No i

wyruszyłem w drogę i...

Cebulek przerwał ten potok wymowy, ażeby się przedstawić:

— Nazywam się Cebulek i jestem więźniem Imć Pomidora.

— O, proszę się nie trudzić — odpowiedział Kret — poznałem

pana po zapachu. Ale szczerze panu współczuję. Być zmuszonym do

siedzenia dniem i nocą w tak widnym miejscu, to przecież istne tortury.

— Jeśli o mnie idzie, miejsce to wydaje mi się dosyć ciemne.

— Niech pan tego nie mówi, nawet żartem. Szczerze panu

współczuję. O, świat jest okrutny! Zawsze mówię: jeśli chcecie wpakować

kogoś do więzienia, umieśćcie go przynajmniej w miejscu ciemnym, gdzie

jego wzrok mógłby wypocząć. Cóż, kiedy ludzkość staje się coraz

okrutniejsza!

Cebulek zrozumiał, że nie warto prowadzić dyskusji na temat

światła i ciemności z Kretem, który będąc przyzwyczajony do swoich

podziemnych korytarzy musi mieć w tej materii poglądy zupełnie swoiste.

— Przyznaję, że światło bardzo mnie razi.

— A widzi pan? A nie mówiłem? — Kret był ogromnie wzruszony.

— Gdyby pan nie był taki duży... — zaczął.

— Ja? Jestem malusieńki, zapewniam pana. Mógłbym się zmieścić

w krecią dziurę.

— Być może, być może, młodzieńcze. Ale jeśli chcesz mi zrobić

przyjemność, nie nazywaj dziurą moich podziemnych korytarzy.

Rzeczywiście może mógłbym przeprowadzić cię kawałek drogi.

Page 71: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

71

— Mógłbym wsunąć się w ten korytarz podziemny, który przed

chwilą skończył pan kopać — zaproponował Cebulek. — Oczywiście gdyby

pan mógł służyć mi za przewodnika, bo sam bałbym się zabłądzić; mówiono

mi, że pańskie korytarze podziemne są bardzo kręte.

— Niech pan posłucha — odpowiedział Kret. — Nudno jest

chodzić wciąż tą samą drogą. Wie pan co? Przekopiemy nowy korytarz.

— W którą stronę? — z miejsca zapytał Cebulek.

— W którą bądź — odrzekł Kret — byle tylko można się było

dokopać do jakiegoś ciemnego miejsca, a nie do straszliwie widnej pieczary,

jak ta właśnie.

Cebulek pomyślał sobie zaraz o więzieniu, w którym byli

Kabaczek, Winogronko i inni. Cóż to za wspaniała niespodzianka byłaby dla

nich, gdyby nagle wyrósł spod ziemi!

— Myślę, że należałoby kopać na prawo.

— Na prawo czy na lewo, to dla mnie wszystko jedno. Jeśli pan

woli na prawo, możemy iść na prawo.

I nie zastanawiając się dłużej, Kret wepchnął pyszczek w ścianę i

zaczął ryć z takim zapałem, że Cebulek został nagle cały obsypany ziemią.

Dostał napadu kaszlu, który trwał dobry kwadrans. Kiedy przestał

kaszleć i kichać, usłyszał głos Kreta:

— No, więc decyduje się pan iść czy nie?

Cebulek wśliznął się w otwór podziemnego korytarza, który był

tak obszerny, że można było posuwać się nim naprzód.

Kret przebiegł już kilka metrów z piorunującą szybkością.

— Jestem, jestem, panie Krecie — mówił Cebulek wypluwając z

ust ziemię, którą obrzucał go kopiący Kret.

Jednakże zanim ruszył w jego ślady, zatrzymał się na chwilę, aby

zasypać wejście do podziemnego korytarza.

Page 72: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

72

„Kiedy zauważą, że uciekłem — pomyślał — nie będą wiedzieli, w

którą poszedłem stronę".

— Jak się pan czuje? — pytał Kret kopiąc w dalszym ciągu.

— Doskonale, dziękuję, tu jest rzeczywiście idealnie ciemno.

— Mówiłem panu, że od razu lepiej się pan poczuje. Może pan

chce, abyśmy się na chwilkę zatrzymali? Ja osobiście wolałbym nie

przystawać, bo mi się dosyć spieszy, ale może pan nie jest przyzwyczajony

do biegania pod ziemią.

— Idźmy dalej — powiedział Cebulek. Miał nadzieję, że, idąc w

tym tempie, za parę godzin znajdą się w pobliżu więzienia.

— Zgoda. — Kret ruszył naprzód z wielką szybkością. Kopiąc

wydawał odgłos podobny do głosu młota pneumatycznego. Cebulek ledwo

za nim nadążał.

W kwadrans po ucieczce Cebulka i Kreta drzwi lochu otworzyły

się i wszedł Pomidor z tryumfującym uśmiechem.

Jakże wyczekiwał tej chwili wojowniczy szambelan! Kiedy szedł w

stronę więzienia, wydawało mu się, że ubyło mu co najmniej dwadzieścia

kilo.

— Cebulek jest w moich rękach — mówił nie posiadając się z

radości. — Każę mu wyznać wszystko od ,,a" do „z", a potem każę go

powiesić. Kiedy to się stanie, wypuszczę na wolność Majstra Winogronko i

tych innych głupców: ich nie potrzebuję się obawiać. Oto drzwi od tajnego

lochu. Ach, jakąż rozkosz sprawia mi myśl, że ten smarkacz na pewno

zalewa się tu łzami. Mogę się założyć, że padnie mi do nóg, błagając o

przebaczenie. Pozwolę na to, dając mu możliwość ocalenia, po czym odbiorę

mu wszelką nadzieję i oznajmię moją decyzję: śmierć przez powieszenie.

Ale gdy otworzył drzwi i zapalił ręczną latarkę, więźnia nie było

ani śladu. Cela była pusta, całkiem pusta.

Pomidor nie wierzył własnym oczom. Strażnicy stojący obok

niego widzieli, jak staje się żółty, pomarańczowy, zielony, niebieski,

granatowy i fioletowy.

Page 73: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

73

— Gdzież on mógł się podziać? Cebulku, gdzie się schowałeś?

Pytanie było dość głupie: gdzieżby Cebulek mógł się schować?

Pomidor zajrzał pod stół, zerknął do dzbanka z wodą, rzucił okiem

na sufit, obejrzał centymetr po centymetrze podłogę i ściany. Więzień znikł,

rozpłynął się w powietrzu.

— Kto go uwolnił?! — zawołał Pomidor straszliwym głosem,

zwracając się do strażników.

Dowódca straży zwrócił mu uwagę:

— Ekscelencjo! Przecież to pan sam miał klucze od lochu.

Pomidor podrapał się w głowę. Była to najprawdziwsza prawda.

Aby rozwiązać tę zagadkę, usiadł w lochu i pomyślał:

„Usiądę sobie na chwilę. Na siedząco myśli się lepiej niż na

stojąco".

Ale i na siedząco żadne rozwiązanie nie przychodziło mu do

głowy.

W tym momencie powstał przeciąg i drzwi zatrzasnęły się z

hałasem.

— Otwórzcie, bęcwały! — wrzasnął Pomidor.

— Ekscelencjo, nie możemy, zamek zaskoczył.

Pomidor próbował otworzyć kluczem, ale zamek zrobiony był w

ten sposób, że można go było otwierać tylko od zewnątrz. Widząc, że jest

więźniem we własnym więzieniu, Pomidor o mało nie pękł ze złości, zrobił

się fioletowy, granatowy, niebieski, zielony, pomarańczowy, żółty i groził, że

każe rozstrzelać na miejscu wszystkich strażników, jeśli nie otworzą mu

drzwi, zanim doliczy do stu.

Krótko mówiąc, aby otworzyć więzienie, trzeba było wysadzić

drzwi dynamitem. Wybuch przewrócił Pomidora do góry nogami i zasypał

go ziemią od stóp do głów. Strażnicy odkopali go w pośpiechu i w końcu

Page 74: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

74

wyciągnęli z ziemi niczym kartofel, wynieśli na dwór i dokładnie obejrzeli,

czy sobie czego nie złamał.

Istotnie Pomidor złamał sobie nos. Przylepiono mu plaster i

szambelan pobiegł czym prędzej schować się do łóżka, bo okropnie się

wstydził paradować z tym plastrem pośrodku twarzy zamiast nosa.

Cebulek i Kret byli już bardzo daleko, kiedy usłyszeli odgłos

wybuchu.

— Co to może być takiego? — zapytał chłopiec.

— Och, nie ma się czym przejmować — uspokajał go Kret — to na

pewno manewry wojskowe. Gubernator Książę Cytryna uważa się za

wielkiego wodza i nie ma spokoju, jeżeli nie prowadzi jakiejś wojny, bodaj

na niby.

Kret w dalszym ciągu kopał zawzięcie, bezustannie wychwalając

ciemności i podkreślając swoją nienawiść do światła.

— Pamiętam, jak pewnego razu — opowiadał — spojrzałem na

świecę. Przysięgam panu, że uciekałem, jakby mnie kto gonił, nie mogłem

znieść tego widoku.

— Tak — przytakiwał Cebulek — niektóre świece rzucają światło

wręcz oślepiające.

— Ale niech pan sobie wyobrazi — ciągnął dalej Kret — że ta

świeca była zgaszona. Biada mi, gdyby była zapalona!

Cebulek zadał sobie pytanie, jak może razić w oczy zgaszona

świeca, kiedy Kret nagle się zatrzymał.

— Słyszę jakieś głosy — odezwał się.

Cebulek nastawił ucha. Dochodził do niego jakiś odległy szmer, ale

nie mógł rozróżnić w nim żadnego głosu.

— Słyszy pan? — mówił Kret. — Tam gdzie są głosy, są ludzie.

Gdzie są ludzie, jest światło. Lepiej będzie udać się w inną stronę.

Page 75: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

75

Cebulek znowu nastawił ucha i tym razem wyraźnie doleciał go

głos Majstra Winogronko. Nie mógł wprawdzie zrozumieć, co tamten mówi,

ale nie było wątpliwości — głos szewca znał doskonale.

Miał ochotę zawołać, żeby go usłyszeli i poznali, ale pomyślał:

„Lepiej, żeby Kret nie dowiedział się za prędko, że idzie tu o moich

znajomych. Naprzód muszę pomyśleć o tym, jak go przekonać, żeby kopał w

kierunku więzienia, inaczej wszystkie moje plany spalą na panewce".

— Panie Krecie — zagadnął — słyszałem o pewnej wyjątkowo

ciemnej pieczarze, która według moich obliczeń powinna znajdować się

właśnie w tych stronach.

— Ciemniejsza od tego korytarza? — niedowierzająco zapytał

Kret.

— Bez porównania ciemniejsza — skłamał Cebulek. — Przy-

puszczam, że głosy, które słyszymy, należą do ludzi zebranych w tej

pieczarze po to, aby wypoczęły im oczy.

— Hm — mruknął Kret — ta historia nie jest bardzo przeko-

nywająca. Ale jeżeli panu tak zależy na zwiedzeniu tej pieczary... W każdym

razie wyłącznie na pana odpowiedzialność...

— Byłbym panu naprawdę wdzięczny — prosił Cebulek. — Żyje

się po to, by się uczyć, nieprawda?

— No, dobrze już, dobrze — zdecydował Kret. — Ale jeśli będą

pana bolały oczy, to z pana winy.

Po kilku minutach głosy przybliżyły się znacznie.

Cebulek mógł dosłyszeć nawet Ojca Kabaczka, który wzdychał:

— Wszystko przeze mnie... Wszystko przeze mnie... Żeby chociaż

zjawił się Cebulek.

— Jeśli się nie mylę — powiedział Kret — wymieniono pańskie

nazwisko.

— Moje nazwisko? — zapytał Cebulek udając, że bardzo jest tym

zdziwiony. — Nie słyszałem.

Page 76: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

76

W tym momencie dał się słyszeć głos Majstra Winogronko:

— Cebulek dał słowo, że przyjdzie nas uwolnić, i przyjdzie z całą

pewnością. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

Kret odezwał się:

— Słyszy pan? Mówią o panu. Niechże pan we mnie nie wmawia,

że pan nie słyszy. Niech mi pan raczej wyjaśni, w jakim celu przyprowadził

mnie pan aż tutaj.

— Panie Krecie — wyznał Cebulek — może od razu powinienem

był powiedzieć prawdę. Odsłonię ją panu teraz w kilku słowach. Głosy,

które słyszymy, dochodzą do nas z lochów zamku Hrabin Wisien, a są w

nich uwięzieni moi przyjaciele, którym obiecałem, że ich uwolnię.

— I myślał pan, że z moją pomocą...

— Właśnie, panie Krecie. Pan był tak dobry, że wykopał korytarz

aż do tego miejsca. Czy byłby pan skłonny wykopać jeszcze jeden, aby

wszyscy moi przyjaciele mogli uciec?

Kret zastanowił się chwileczkę i rzekł:

— Dobrze, zgadzam się. Dla mnie wszystkie kierunki są jedna-

kowo dobre. Wykopię korytarz dla pańskich przyjaciół.

Cebulek z przyjemnością by go ucałował, ale Kret był tak uwalany

ziemią, że nie można było rozróżnić, w którym miejscu ma pyszczek.

— Dziękuję panu z całego serca, panie Krecie. Będę panu

wdzięczny do końca życia.

— A teraz — zawołał Kret bardzo wzruszony — nie traćmy czasu

na próżne gawędy, musimy jak najszybciej dostać się do pańskich

przyjaciół!

Wziął się do roboty i w kilka sekund przebił ścianę, która dzieliła

ich od więzienia. Nieszczęście chciało, że w tym momencie kiedy Kret

zajrzał do więzienia, Majster Winogronko zapalił właśnie zapałkę, aby

zobaczyć, która godzina.

Page 77: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

77

Płomyczek przestraszył Kreta do tego stopnia, że odskoczył

gwałtownie, jakby go kto zdzielił w nos, zrobił w tył zwrot i zaczął umykać

w szalonym tempie przez podziemne korytarze, pozostawiając Cebulka na

lodzie.

— Do widzenia, panie Cebulku — wołał uciekając — dzielny z

pana chłopiec i doprawdy chciałem panu dopomóc! Ale należało mnie

uprzedzić, że znajdziemy się w takim piekle pełnym światła. Nie powinien

pan był tego ukrywać.

Uciekał tak szybko, że niszczył korytarze, ze ścian osypywała się

ziemia grzebiąc wszystko. Za chwilę Cebulek nie słyszał już jego głosu.

Pożegnał go ze smutkiem w sercu. „Do widzenia, stary Krecie, świat nie jest

taki duży, może się jeszcze kiedyś spotkamy i będę cię mógł przeprosić za

to, że cię oszukałem".

Pożegnawszy w ten sposób swego towarzysza podróży, Cebulek

wytarł sobie twarz chusteczką, jak mógł najlepiej, i wskoczył do celi wesoły

i rześki jak ryba.

— Dzień dobry, przyjaciele! — krzyknął donośnym jak dźwięk

trąby głosem.

Możecie sobie wyobrazić radość tych biedaków! Rzucili się

Cebulkowi na szyję, zasypując go gradem pocałunków, w jednej chwili

oczyścili go z ziemi, którą był ubrudzony, ktoś ściskał go, ktoś inny

przyjacielsko uszczypnął, jeszcze ktoś klepał go po ramieniu.

— Spokój, spokój! — prosił Cebulek. — Czy chcecie rozedrzeć

mnie na kawałki?

Długo nie mogli się uspokoić. Ale radość ich zmieniła się w

rozpacz, kiedy Cebulek opowiedział im swoją przygodę.

— Jednym słowem, jesteś więźniem, takim samym jak my? —

zapytał Majster Winogronko.

— Ni mniej, ni więcej — odpowiedział Cebulek.

— Strażnicy zobaczą cię, kiedy tu przyjdą.

Page 78: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

78

— Niekoniecznie — rzekł Cebulek — mogę się w każdej chwili

schować do skrzypiec Profesora Gruszy-Gruszkowskiego.

— Ale kto nas stąd teraz uwolni? — biadała Pani Dynia.

— Wszystko przeze mnie, wszystko przeze mnie — wzdychał

Ojciec Kabaczek.

Cebulek chciał dodać otuchy swoim towarzyszom, ale pomimo

najlepszych chęci i wielu wysiłków to mu się nie udało. Zresztą on sam

także widział przyszłość raczej w czarnych barwach.

Page 79: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

79

ROZDZIAŁ XI

IMĆ POMIDOR KŁADZIE SIĘ DO ŁÓŻKA W SKARPETKACH

Pomidor oczywiście pilnie się wystrzegał, aby nie zdradzić się z

tym, że Cebulek uciekł, i oznajmił wszystkim, że przeniósł go do wspólnej

celi. Po czym z plastrem na nosie położył się do łóżka na dłuższy czas.

Poziomeczka robiła, co mogła, aby wykryć, gdzie szambelan

chowa klucze od więzienia, ale starania jej nie odniosły żadnego skutku.

Postanowiła więc naradzić się z Wisienkiem, który — jak wiecie —

chorował w dalszym ciągu i płakał dniem i nocą.

Zaledwie Poziomeczka zdążyła opowiedzieć mu o wszystkim, co

zaszło, Wisienek natychmiast przestał płakać.

— Cebulek w więzieniu? Nie powinien tam pozostawać ani minuty

dłużej. Podaj mi natychmiast moje okulary.

— A co chcesz zrobić?

— Uwolnić go — oznajmił wicehrabia stanowczo. — Jego i

wszystkich więźniów.

— Ależ Pomidor ma klucze! W jaki sposób zdobędziesz je?

— Wykradnę. Ty przygotuj smakowity tort i dosyp do niego

proszku, po którym się chrapie. Zaniesiesz tort Pomidorowi, który jest

bardzo łakomy, a kiedy zaśnie, dasz mi znać. Na razie wyruszam na zwiady.

Poziomeczka nie mogła się nadziwić energii małego wicehrabiego.

— Jak on się zmienił, o rety, jak się zmienił!

To samo mówili wszyscy, którzy spotkali Wisienka podczas jego

wyprawy. Obie hrabiny, Pan Pietruszka i Książę Mandarynka patrzyli w

osłupieniu na chłopca.

Page 80: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

80

— Ależ on wyzdrowiał — stwierdziła Donna Prima z pewnym

zadowoleniem w głosie.

— A ja powiadam, że on wcale nie był chory! — zawyrokował

książę. — To było tylko udawanie.

Donna Sekunda szybko przytaknęła swemu kapryśnemu

krewniakowi w obawie, aby nie wskoczył znowu na jakąś szafę i nie zaczął

grozić, że się zabije, jeśli od razu nie przyzna mu się racji.

Wisienek dowiedziawszy się od jednego ze strażników, że Cebulek

uciekł z tajnego lochu, był tym bardzo ucieszony. Pomimo to postanowił nie

zmieniać powziętego zamiaru uwolnienia pozostałych więźniów.

— Przyjaciele Cebulka są moimi przyjaciółmi — powiedział sobie.

Chytrze wypytując strażników dowiedział się, że Pomidor trzyma

klucze od więzienia w specjalnej kieszeni, wszytej w skarpetkę.

„To bardzo niedobrze — myślał Wisienek. — Pomidor sypia w

skarpetkach, trzeba będzie mocno go uśpić, żeby można było odebrać

klucze nie budząc go".

Polecił więc Poziomeczce dosypać do tortu podwójną porcję

proszku.

Kiedy noc zapadła, pokojówka zaniosła Pomidorowi wyśmienity

tort czekoladowy. Pomidor połknął go za jednym zamachem.

— Nie będziesz miała powodów, aby się skarżyć na twojego pana

— przyrzekł jej w zamian. — Jak tylko wyzdrowieję, dam ci papierek od

czekoladki, którą zjadłem w zeszłym roku. Zobaczysz, jak ładnie pachnie.

Poziomeczka złożyła mu dziękczynny ukłon aż do ziemi. Kiedy się

wyprostowała, Pomidor spał już w najlepsze i chrapał jak wielka orkiestra

złożona z samych kontrabasów.

Poziomeczka poszła po Wisienka i trzymając się za ręce ruszyli

poprzez korytarze zamkowe do mieszkania Pomidora.

Przeszli koło pokoju Księcia Mandarynki, który właśnie wprawiał

się w skokach. Aby skakać to do góry, to na dół po meblach, za każdym

Page 81: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

81

razem kiedy się stawiało jakieś poważniejsze żądanie, trzeba było mieć

niemałą zaprawę.

Mandarynka trenował nocami. Przykładając po kolei oko do

dziurki od klucza, Poziomeczka i Wisienek widzieli, jak skakał niby kot z

szafy na żyrandol i z poręczy łóżka na lustro. Wdrapywał się w górę po

roletach z niewiarogodną szybkością. Stał się wspaniałym akrobatą.

W pokoju Pomidora nie było całkiem ciemno. Przewidująca

Poziomeczka zostawiła otwarte okiennice, tak by przez szyby wpadało

światło księżyca.

Imć Pomidor chrapał donośnie. Śniło mu się właśnie, że

Poziomeczka przyniosła mu drugi tort czekoladowy wielkości koła od

roweru.

I oto we śnie wyszedł naprzeciwko niego Baron Pomarańcza, ze

złowrogą miną żądając połowy tortu. Pomidor, gotowy bronić swoich praw,

wyciągnął szpadę. Baron rzucił się do ucieczki, zacinając batem biednego

Fasolę, który oblewał się potem pchając ciężkie taczki. Ale kiedy baron już

uciekł, ukazał się Książę Mandarynka, który wdrapał się błyskawicznie na

niebotyczną topolę i krzyczał: „Albo mi dasz połowę tortu, albo rzucę się

głową na dół!"

Jednym słowem, Pomidora nawiedzały niespokojne sny, wszyscy

chcieli mu odebrać ten przeklęty tort, a na koniec sam tort zaczął płatać mu

figle. Oto z czekoladowego stał się tekturowy. Pomidor nic nie

podejrzewając zatapia w nim zęby i oto całe usta wypełniają mu się tekturą,

twardą i sztywną jak drewno.

Podczas gdy Pomidor staczał we śnie te boje, Poziomeczka od-

kryła mu nogi, a Wisienek ostrożnie zdjął z nich skarpetki i wyciągnął pęk

kluczy.

— Gotowe — szepnął Poziomeczce. Dziewczyna rzuciła okiem na

Pomidora.

— Kto wie, co on zrobi, kiedy się spostrzeże.

— Chodźmy stąd, zanim się zbudzi.

Page 82: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

82

— Co do tego nie ma obawy. Wsypałam tyle proszku, że

wystarczyłoby na uśpienie całej armii nieprzyjacielskiej.

Ostrożnie wyszli z pokoju, zamknęli za sobą drzwi i z duszą na

ramieniu zbiegli po schodach na dół. Wisienek zatrzymał się nagle.

— A strażnicy?

Istotnie. Wcale nie pomyśleli o straży.

Poziomeczka włożyła palec do ust: w ten sposób zawsze szukała

pomysłów. Kiedy possała palec, natychmiast pomysł przychodził jej do

głowy.

— Mam — powiedziała. — Pójdę za dom i zacznę wzywać pomocy

ze wszystkich sił. Ty zawołasz strażników i przyślesz ich do mnie. Kiedy

zostaniesz sam, otworzysz więzienie i wszystko będzie załatwione.

Tak też zrobili. Podstęp udał się znakomicie. Poziomeczka wołała

o pomoc tak rozdzierającym głosem, że nawet rośliny chętnie wyrwałyby

się z korzeniami, aby biec na jej ratunek.

Strażnicy pobiegli jak strzały zagrzewani okrzykami Wisienka:

— Na litość boską, prędzej! Tam są bandyci!

Kiedy Wisienek pozostał sam, otworzył więzienie i jakież było

jego zdumienie, gdy wśród więźniów zobaczył Cebulka!

— Cebulku, ty tutaj? Nie uciekłeś?

— Opowiem ci wszystko innym razem. Teraz nie mamy ani chwili

do stracenia.

— Tędy — dał znak Wisienek i wskazał im ścieżkę, która wiodła

prosto do lasu. — Strażnicy poszli w przeciwną stronę.

Pani Dynia była za gruba, aby biec. Potoczono ją więc z wielką

szybkością.

Cebulek odszedł ostatni, żegnając serdecznie wicehrabiego, który

miał łzy w oczach.

Page 83: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

83

— Dzielnie się spisałeś — powiedział mu — ani przez chwilę nie

wierzyłem w to, że byłeś chory.

— Teraz uciekaj, bo cię złapią.

— Zobaczymy się niedługo i przyrzekam ci, że Pomidora czeka

jeszcze wiele niespodzianek.

Cebulek w dwóch susach dogonił resztę towarzystwa i pomógł

toczyć Panią Dynię. A Wisienek poszedł odnieść klucz na miejsce, czyli do

prawej skarpetki Pomidora.

Strażnicy tymczasem znaleźli Poziomeczkę tonącą we łzach.

Pokojówka poszarpała w strzępy swój fartuszek i podrapała sobie twarz,

żeby uwierzono, iż napadli ją bandyci.

— W którą stronę uciekli? — pytali zadyszani strażnicy.

— Tam — odpowiedziała Poziomeczka wskazując drogę biegnącą

do wsi.

Strażnicy rzucili się w pościg. Kilkakrotnie obiegli wioskę i

zaaresztowali Kota pomimo jego gorących protestów.

— To jest wolny kraj — miauczał Kot bardzo urażony — nie macie

prawa mnie aresztować. A poza tym przybyliście właśnie w chwili, kiedy

szczur, na którego czatowałem od kilku godzin, zdecydował się wyjść ze

swojej kryjówki.

— W więzieniu będziecie mieli tyle szczurów, ile dusza zapragnie

— odpowiedział komendant straży.

Po upływie pół godziny wrócili do zamku i możecie sobie

wyobrazić ich miny, kiedy zobaczyli, że więzienie jest puste. W pośpiechu

zamknęli Kota w celi, rzucili szpady i karabiny na stos i czmychnęli ze

strachu przed gniewem Pomidora.

Ten wstał następnego ranka i przejrzał się w lustrze.

— Nos już się wygoił — stwierdził — mogę zdjąć plaster. Pójdę

przesłuchać więźniów. — Wziął ze sobą Siniora Groszka, jako adwokata,

oraz Pana Pietruszkę, żeby spisywał odpowiedzi więźniów, i wszyscy trzej

Page 84: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

84

gęsiego, z powagą, jak przystoi na dygnitarzy sądowych, ruszyli w stronę

więzienia. Pomidor wyciągnął klucz z prawej skarpetki, otworzył drzwi i

odskoczył nagle z takim impetem, że ci, co stali za nim, poprzewracali się na

ziemię. Z więzienia dochodziło żałosne: „Miau, miau", które mogłoby

wzruszyć nawet głaz.

— Co tu robicie? — zapytał Pomidor, kiedy ochłonął ze zdumienia.

— Brzuch mnie boli — skarżył się Kot — proszę was, zabierzcie

mnie do szpitala albo sprowadźcie mi przynajmniej doktora.

Kot spędził całą noc na polowaniu na szczury i obżarł się

okropnie. Z pyska wystawało mu ze dwieście szczurzych ogonów.

Imć Pomidor zwolnił Kota, przy czym pozwolił mu wracać do

więzienia, ilekroć zapragnie, ażeby dalej polować na szczury.

— Jeśli pan będzie łaskaw zachować ogony schwytanych

szczurów w celu udowodnienia swej pożytecznej pracy, administracja

zamku wypłaci panu skromne wynagrodzenie za każdy ogon.

Następnie Pomidor wysłał do gubernatora telegram, w którym

donosił:

„Na zamku Wisien sytuacja bardzo poważna. Niezbędna wasza

obecność wraz z batalionem Cytrynków".

Page 85: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

85

ROZDZIAŁ XII

POR ŚMIEJE SIĘ Z TORTUR

Gubernator Książę Cytryna wkroczył do miasta następnego ranka.

Towarzyszyli mu dworzanie-Cytryny w liczbie około czterdziestu oraz

batalion Cytrynków. Jak wiecie, na dworze Księcia Cytryny wszyscy mieli na

czapkach dzwoneczki; rozdzwonione dawały wspaniały koncert. Słysząc te

dźwięki, Por, który właśnie czesał sobie wąsy przed lustrem, podbiegł do

okna nie dokończywszy swego zajęcia. I tak też został aresztowany i

zabrany: z jednym wąsem do góry, a jednym na dół.

— Dajcie mi chociaż chwilkę czasu, abym mógł sobie uczesać lewy

wąs — prosił Por strażników, którzy go wyprowadzali.

— Przestańcie gadać, bo obetniemy wam lewy wąs, a potem także

i prawy, aby oszczędzić wam fatygi ich rozczesywania.

Por zamilkł ze strachu, by nie utracić swego jedynego bogactwa.

Sinior Groszek także został aresztowany. Adwokat krzyczał i wyrywał się:

— To pomyłka! Jestem adwokatem! Jestem w służbie u Imć

Pomidora. To jakieś nieporozumienie. Wypuśćcie mnie natychmiast na

wolność!

Ale z takim samym skutkiem mógłby przemawiać do muru.

Cytrynkowie rozbili obóz w parku. Dłuższy czas zabawiali się

odczytywaniem tabliczek Pana Pietruszki. Potem, aby się rozerwać, zaczęli

zrywać kwiaty, łowić złote rybki, rzucać kamieniami w szyby oranżerii i

robić mnóstwo tym podobnych rzeczy.

Hrabiny biegały od jednego komendanta do drugiego wyrywając

sobie włosy.

Page 86: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

86

— Panowie, powiedzcie proszę swoim ludziom, żeby się uspokoili!

Zniszczą nam cały park.

Komendanci bardzo się rozgniewali.

— Nasi bohaterowie — odpowiedzieli — muszą się rozerwać po

trudach wojennych, a wy powinnyście okazać im więcej wdzięczności.

Hrabiny zrobiły uwagę, że aresztowanie Pora i Siniora Groszka nie

było chyba tak bardzo męczące. Komendant odpowiedział:

— No, to świetnie. Każemy zaaresztować także i was, a wtedy

żołnierze bardziej się zasłużą.

Hrabinom nie pozostawało nic innego, jak pobiec na skargę do

Księcia Cytryny. Książę oczywiście zamieszkał na zamku wraz z

czterdziestoma Cytrynami-dworzanami i wybrał sobie najpiękniejsze

pokoje, bezceremonialnie traktując Pomidora, barona, Księcia Mandarynkę,

Pana Pietruszkę, a nawet same hrabiny. Baron był niesłychanie

zaniepokojony.

— Zobaczycie — mówił półgłosem — zjedzą wszystkie zapasy, a

my pomrzemy z głodu. Będą siedzieli tak długo, dopóki wszystkiego nie

zjedzą, a potem odjadą zostawiając nas w obliczu głodowej klęski. To istne

nieszczęście, to katastrofa!

Gubernator wezwał przed swoje oblicze Pora i zaczął go

przesłuchiwać, a Pan Pietruszka, wytarłszy nos w kraciastą chustkę, wziął

się do zapisywania zeznań. Pomidor zaś usiadł po prawej stronie

gubernatora, aby mu służyć za doradcę.

Trzeba wam wiedzieć, że Książę Cytryna pomimo iż nosił na

głowie złoty dzwoneczek, nie był zbyt inteligentny, a przede wszystkim był

bardzo roztargniony. Na przykład ledwo przyprowadzono więźnia,

wykrzyknął:

— Ach, co za piękne wąsy! Przysięgam, że w całej mojej guberni

nie widziałem nigdy wąsów tak pięknych, tak długich i tak pieczołowicie

rozczesanych.

Page 87: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

87

Por siedząc w więzieniu nie miał nic innego do roboty i tylko

czesał sobie wąsy.

— Dziękuję, ekscelencjo — odezwał się pokornie.

— Co więcej — mówił dalej gubernator — skorośmy się już

spotkali, chcę cię mianować Kawalerem Srebrnego Wąsa. Hej, Cytrynko wie!

Dworzanie natychmiast przybiegli na jego wołanie.

— Przynieście mi koronę Kawalera Srebrnego Wąsa.

Przyniesiono mu koronę, która wyglądała jak wąs okręcający się

dookoła głowy. Była ona, rozumie się, ze srebra. Por zmieszał się bardzo.

Przypuszczał, że wezwano go na przesłuchanie, a tymczasem udekorowany

został najwyższym odznaczeniem. Skłonił się przed księciem, który z całym

zadowoleniem włożył mu koronę na głowę, uściskał go i ucałował w wąsy,

najpierw w prawy, potem w lewy, i wstał, aby już odejść, ponieważ był

bardzo roztargniony.

Pomidor nachylił się więc i szepnął mu kilka słów do ucha.

— Wasza wysokość — powiedział półgłosem — najuprzejmiej

pozwalam sobie zwrócić uwagę, że wasza wysokość mianował kawalerem

niecnego przestępcę.

— Od chwili, w której mianowałem go kawalerem — odpowie-

dział książę z godnością — nie jest już przestępcą. Pomimo to przesłuchamy

go.

I zwracając się do Pora zapytał go, czy nie wie, dokąd uciekli

więźniowie. Por odpowiedział, że nie wie. Potem zapytał go, czy nie wie,

gdzie został ukryty domek Ojca Kabaczka, i Por znowu odpowiedział, że nie

wie.

Pomidor uniósł się gniewem:

— Wasza wysokość, ten człowiek kłamie. Proponuję wziąć go na

tortury, aby powiedział prawdę, tylko prawdę, nic innego jak prawdę.

Page 88: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

88

— Doskonale, doskonale — rzekł Książę Cytryna zacierając ręce;

zupełnie już o tym zapomniał, że przed minutą udekorował Pora, i ucieszył

się na samą myśl o torturach, ponieważ był zły i okrutny.

— Jakie tortury mamy zastosować? — zapytał kat, który przybył

ze swymi narzędziami, czyli z widłami, toporami, pikami i zapałkami.

— Wyrwijcie mu wąsy! — rozkazał gubernator.

Kat zaczął ciągnąć Pora za wąsy. Ale wąsy z powodu wieszania na

nich bielizny były tak wytrzymałe, że kat mógł wysilać się i pocić ile wlazło:

wyrwać ich nie było można. Por nie odczuwał najmniejszego bólu i śmiał się

serdecznie. Kat zmęczył się do tego stopnia, że upadł na ziemię zemdlony.

Pora odstawiono do celi więziennej i całkiem o nim zapomniano. Musiał

żywić się surowymi szczurami, a wąsy tak mu urosły, że zwijały się niczym

druty od elektryczności.

Przyszła kolej na Siniora Groszka. Adwokat rzucił się do stóp

gubernatora i z uniesieniem zaczął je całować błagając:

— Wasza wysokość! Proszę mi wybaczyć! Jestem niewinny!

— To niedobrze, mój adwokacie. To bardzo niedobrze. Gdyby był

pan winny, uwolniłbym pana natychmiast. Ale jeśli jest pan niewinny,

pańskie sprawy źle stoją. Czy może mi pan powiedzieć, dokąd uciekli

więźniowie?

— Nie, wasza wysokość — odpowiedział, trzęsąc się cały, Sinior

Groszek.

I rzeczywiście nie wiedział.

— Sami widzicie! — zawołał Książę Cytryna. — Jak mogę was

uwolnić, skoro nic nie wiecie?

Sinior Groszek rzucił błagalne spojrzenie w stronę Pomidora, ale

ten udawał, że jest całkowicie pochłonięty dłubaniem w nosie, i spoglądał

na sufit.

Page 89: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

89

Sinior Groszek poczuł, że jest zgubiony, a jednocześnie ogarnęła

go szewska pasja, że w tak niecny sposób został opuszczony przez swego

protektora i przełożonego.

— Czy możecie mi powiedzieć — ciągnął dalej Książę Cytryna —

gdzie został ukryty domek Ojca Kabaczka?

O tym Sinior Groszek wiedział, ponieważ podsłuchał rozmowę

Cebulka z mieszkańcami wioski owego pamiętnego ranka.

„Jeśli zdradzę im kryjówkę — pomyślał — będę wolny. Ale co mi z

tego przyjdzie? Teraz poznałem, jacy to przyjaciele: dopóki mogli

wykorzystywać mój dyplom i moje zdolności adwokackie na niekorzyść

bliźniego, zapraszali mnie na kolacje i byli dla mnie uprzejmi. Nie, nie

pomogę im. Niech radzą sobie sami. Niech się dzieje, co chce, ale ode mnie

nic się nie dowiedzą".

I donośnym głosem odpowiedział krótko:

— Nie, nie wiem.

— Kłamiecie! — wrzasnął Pomidor. — Wiecie doskonale, tylko nie

chcecie powiedzieć.

Tu Sinior Groszek nie wytrzymał. Wspiął się na palce, aby wydać

się wyższym, utkwił w Pomidorze płomienne spojrzenie i zawołał:

— Tak, to prawda, wiem! Wiem doskonale, gdzie jest ukryty

domek. Ale wam tego nie powiem nigdy, przenigdy!

Książę Cytryna popatrzył na niego oszołomiony.

— Namyślcie się. Jeśli nie wydacie mi tajemnicy, będę zmuszony

was powiesić.

Sinior Groszek poczuł, że ze strachu trzęsą mu się nogi, i dotknął

swojej szyi: wydawało mu się, że czuje już zaciskający się na niej stryczek.

Ale był zdecydowany na wszystko.

— Powieście mnie — rzekł dumnie. — Powieście mnie choćby

natychmiast.

Page 90: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

90

Kiedy wypowiedział te słowa, zbielał jak kreda — rzecz nie

spotykana u groszka — i padł na ziemię zemdlony. Pan Pietruszka zapisał w

swoim sprawozdaniu: „Oskarżony zemdlał ze wstydu".

Po czym wytarł nos w chustkę i zamknął księgę. Przesłuchanie

było skończone.

Page 91: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

91

ROZDZIAŁ XIII

SINIOR GROSZEK NIECHCĄCY RATUJE ŻYCIE IMĆ POMIDOROWI

Sinior Groszek zbudził się w ciemnościach pewien, że został już

powieszony.

„Umarłem — pomyślał — i to jest na pewno piekło. Zdumiewa

mnie tylko, że tak mało jest tu ognia, co więcej, że w ogóle ognia nie ma.

Dziwne piekło, ciemne i bez ognia".

W tym momencie usłyszał zgrzyt klucza przekręcanego w zamku.

Skulił się w kącie, zapominając, że i tak nie może uciec, i niespokojnie

patrzał na drzwi, spodziewając się ujrzeć w nich Cytrynków i kata.

Cytrynkowie pokazali się istotnie, ale między nimi znajdował się związany

jak baleron Imć Pomidor we własnej osobie.

Sinior Groszek skoczył na równe nogi i chciał się na niego rzucić,

ale powstrzymał się.

„Co ja robię? Przecież on jest więźniem, tak jak ja".

I chociaż nie odczuwał najmniejszej sympatii dla Imć Pomidora,

zapytał go uprzejmie:

— Czy pan także jest aresztowany?

— Aresztowany! Powiedzcie raczej, że jestem skazany na śmierć!

Będę powieszony jutro o świcie, zaraz po was. Może nie wiecie, że tutaj jest

cela skazańców.

Adwokat był bardzo zdziwiony.

— Książę Cytryna — ciągnął dalej Pomidor — jest wściekły,

ponieważ nie udaje mu się rozwikłać tej całej gmatwaniny. Wiecie, co

Page 92: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

92

zrobił? Oskarżył mnie przed hrabinami, że stoję na czele spisku przeciwko

zamkowi, i skazał mnie na powieszenie.

Sinior Groszek nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy też współczuć

Pomidorowi.

— Jeśli tak, łaskawy panie, to głowa do góry: będziemy umierać

razem.

— Niewielka to pociecha — zauważył Pomidor — w każdym razie

przepraszam was bardzo, że podczas waszego procesu niezbyt się wami

zajmowałem. Rozumiecie: chodziło o moje życie.

— Ach, co było, to było, nie mówmy więcej o tym — powiedział

uprzejmie Sinior Groszek. — Jesteśmy towarzyszami niedoli, starajmy się

pomóc sobie nawzajem.

— I ja jestem tego zdania — potwierdził Pomidor z widoczną ulgą.

— I jestem zadowolony, że nie żywicie do mnie urazy.

Wyciągnął z kieszeni kawałek tortu i po bratersku podzielił się

nim z Siniorem Groszkiem, który widząc taką szczodrobliwość nie wierzył

własnym oczom.

— To wszystko, co mi pozostało — powiedział Pomidor, smutnie

kiwając głową.

— Tak oto toczą się sprawy tego świata. Do wczoraj byliście

wszechwładnym panem zamku, a dzisiaj jesteście tylko więźniem.

Pomidor jadł dalej tort i nic nie odpowiadał.

— Wiecie co? — powiedział po chwili. — Jestem prawie

zadowolony, że ten Cebulek tak mnie urządził. W gruncie rzeczy to dzielny

chłopak i zrobił wszystko ze szlachetnego serca, aby pomóc tamtym

biedakom.

— No, tak — przyznał Sinior Groszek.

— Kto wie — ciągnął dalej Pomidor — kto wie, gdzie ukrywają się

w tej chwili więźniowie? Byłbym szczęśliwy, gdybym mógł coś dla nich

zrobić.

Page 93: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

93

— Cóż by pan mógł zrobić w warunkach, w których się pan

obecnie znajduje?

— Macie rację. A poza tym nie wiem, gdzie oni są.

— Ja także nie wiem — rzekł Sinior Groszek, który stał się

wymowny wobec takiej uprzejmości ze strony Pomidora. — Wiem

natomiast, gdzie jest ukryty domek Ojca Kabaczka.

Na te słowa serce Imć Pomidora na chwilę przestało bić.

„Pomidorze — powiedział sam do siebie — uważaj dobrze na to,

co powie ci ten głupiec: może jest jeszcze dla ciebie nadzieja ocalenia".

— Wiecie naprawdę? — zapytał już głośno, zwracając się do

adwokata.

— Oczywiście, ale nie powiem. Nie chcę już więcej szkodzić tym

biedakom.

— Te uczucia przynoszą wam największy zaszczyt, mecenasie. Ja

bym też milczał, gdybym wiedział. Nie chciałbym, aby te biedaczyska miały

znowu wpaść przeze mnie w kłopoty.

— Jeśli tak — powiedział Sinior Groszek — to jestem szczęśliwy,

że mogę uścisnąć pańską dłoń.

Imć Pomidor podał mu rękę i pozwolił ją sobie ściskać przez czas

dłuższy.

Sinior Groszek rozgadał się teraz na dobre.

— Wiecie co? — powiedział wesoło. — Domek ukryty jest o dwa

kroki od zamku, a my wszyscy jesteśmy tacy głupi, że nam to na myśl nie

przyszło.

— A gdzie go schowali? — zapytał Pomidor z obojętną miną.

— Wam mogę to już teraz powiedzieć — zaśmiał się Sinior Gro-

szek. — Jutro obaj umrzemy i zabierzemy tajemnicę do grobu.

— Oczywiście, wiemy doskonale, że o świcie umrzemy, a nasze

prochy będą rozsypane na cztery strony świata.

Page 94: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

94

Sinior Groszek przysunął się wtedy jak mógł najbliżej do swego

towarzysza niedoli i szepcząc mu do ucha wyjawił, że domek Ojca Kabaczka

został ukryty w lesie i oddany pod opiekę Dziadka Jagody.

Pomidor pozwolił mu wypowiedzieć się do końca, po czym wziął

go za rękę, uścisnął ją gorąco i zawołał:

— Mój drogi przyjacielu, bardzo wam dziękuję, że podzieliliście

się ze mną tą ważną wiadomością! Uratowaliście mi życie.

— Ja wam uratowałem życie?! Żartujecie chyba.

— Ani mi się śni — odpowiedział Pomidor wstając z miejsca.

Podszedł do drzwi i walił w nie pięściami tak długo, aż Cytrynkowie-

strażnicy przyszli otworzyć.

— Zaprowadźcie mnie natychmiast przed oblicze Księcia Cytryny

— rozkazał swoim zwykłym aroganckim tonem — mam mu do oznajmienia

nadzwyczajną nowinę.

Istotnie Imć Pomidor opowiedział wszystko księciu, który nie

posiadał się z radości. Zadecydował, że następnego ranka, zaraz po

egzekucji Siniora Groszka, pójdą do lasu zabrać domek.

Page 95: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

95

ROZDZIAŁ XIV

SINIOR GROSZEK IDZIE NA SZUBIENICĘ

W miasteczku na rynku wzniesiono wspaniałą szubienicę, u stóp

której znajdowała się jama otwierająca się wtedy, kiedy kat naciskał

specjalny guzik. A teraz kiedy kat naciśnie guzik, właśnie Sinior Groszek ma

wpaść do jamy i pozostawać w niej, dopóki nie nastąpi śmierć.

Kiedy przyszli po niego, Sinior Groszek robił wszystko, aby zyskać

na czasie: najpierw powiedział, że nie ogolił się jeszcze, później chciał umyć

sobie głowę, a w końcu znalazł wymówkę, że ma za długie paznokcie u rąk i

u nóg, i oznajmił, że chce je obciąć. Kat sprzeciwiał się, że niepotrzebnie

traci czas, ale życzenie skazanego na śmierć jest święte, musiał więc

poszukać nożyczek. Obcinanie paznokci zajęło Groszkowi dwie godziny, ale

w końcu musiał zdecydować się i wyruszyć na stracenie.

Kiedy wstępował na stopnie szubienicy, ogarnął go potworny lęk.

Miał umrzeć! Taki mały, taki gruby, taki zielony, z umytą głową i obciętymi

paznokciami — i musiał umrzeć.

Rzeczywiście, zawarczały bębny. Kat założył pętlę na szyję

adwokata, policzył do trzynastu, ponieważ był przesądny, i nacisnął guzik.

Dół się otworzył i Sinior Groszek wpadł w czarną otchłań, myśląc: „Tym

razem umarłem na dobre".

Tymczasem usłyszał jakiś nosowy głos, który mówił:

— Niech pan go odetnie, panie Cebulku. W tym świetle ja prawie

nic nie widzę.

Ktoś przeciął stryczek zaciskający szyję Siniora Groszka i ten sam

głos powiedział znowu:

Page 96: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

96

— Niech mu pan da łyk tego znakomitego syropu kartoflanego;

my, krety, nie ruszamy się nigdy bez buteleczki tego naszego lekarstwa.

Cóż się u diabła stało?

Page 97: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

97

ROZDZIAŁ XV

WYTŁUMACZENIE POPRZEDNIEGO ROZDZIAŁU

A stało się po prostu to: Poziomeczka uprzedziła Rzodkieweczkę o

niebezpieczeństwie, w jakim znalazł się Sinior Groszek. Rzodkieweczka

pobiegła zawiadomić Cebulka, który wraz ze wszystkimi zbiegłymi

więźniami rozbił obóz w grocie nie opodal domku Kabaczka.

Cebulek pożyczył sobie szydło od Majstra Winogronko, aby

podrapać się w głowę, ponieważ sytuacja była rozpaczliwa i wymagała

specjalnego drapania.

Więc Cebulek podrapał się, oddał szydło Majstrowi Winogronko

powiedział po prostu:

— Dziękuję. Już wiem.

Po czym oddalił się biegiem. Nikt nie spytał go nawet, co on

takiego wymyślił. Ojciec Kabaczek zadowolił się westchnieniem: — Jeśli

mówi, że wie — to wie.

Cebulek długo błądził po polach, zanim odnalazł to, czego szukał.

Na koniec trafił na łąkę usianą kupkami ziemi, gdzie co krok nowy pagórek

wyrastał na powierzchni jak grzyb. Właśnie pracował tam Kret. Cebulek

musiał tylko poczekać i kiedy kopiec ziemi wyrósł mu tuż pod stopami,

uklęknął i zaczął wołać:

— Panie Krecie! Panie Krecie! To ja, Cebulek!

— Ach, to pan — sucho odpowiedział Kret. — Jestem jeszcze na

wpół oślepiony od tamtego razu. Czy ma pan zamiar znów zaproponować

mi wycieczkę w poszukiwaniu oświetlonych pieczar?

Page 98: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

98

— Niech pan tak nie mówi, panie Krecie. Dzięki pana pomocy

połączyłem się z mymi przyjaciółmi. Zdołaliśmy wydostać się na wolność i

mieszkamy na razie w pobliskiej grocie.

— Dziękuję za informacje, ale bynajmniej mnie to nie interesuje.

Do widzenia!

— Panie Krecie! Panie Krecie! — zawołał znowu Cebulek. —

Proszę mnie wysłuchać.

— Niech pan mówi, ale proszę wybić sobie z głowy, że mógłbym

mieć ochotę pomóc panu po raz drugi.

— Nie idzie tu o mnie. Idzie o adwokata Groszka. Mają go powiesić

jutro rano.

— Dobrze mu tak — odpowiedział Kret. — Chętnie bym im

pomógł zarzucić mu stryczek na szyję. Nie znoszę adwokatów, a groszek mi

nie smakuje.

Cebulek musiał długo i usilnie przekonywać Kreta, ale był pewien

swego: pomimo pozornej szorstkości Kret miał złote serce i nigdy nie

odmówiłby pomocy w słusznej sprawie.

Tak się też stało. W pewnej chwili Kret, wzruszony do głębi,

zawołał:

— Niech pan już skończy to gadanie, panie Cebulku! Jest pan

wyjątkowym gadułą. Niech mi pan lepiej wskaże, w jakim kierunku mam

kopać.

— Kierunek północ-północ-zachód — odpowiedział natychmiast

Cebulek podskakując z radości.

W mgnieniu oka Kret wykopał szeroki korytarz podziemny aż pod

szubienicę, po czym zaczaił się tam wraz z Cebulkiem. Wtem jama

otworzyła się i Sinior Groszek, przywiązany na sznurku jak ciężarek na

nitce, wpadł do dołu. Cebulek błyskawicznie przeciął sznurek i dał

adwokatowi łyknąć syropu kartoflanego, który Kret przyniósł z sobą. Po

czym wymierzył adwokatowi kilka lekkich policzków, aby go ocucić, bo —

Page 99: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

99

jak możecie sobie wyobrazić — biedak całkiem stracił przytomność na myśl

o tym, że już umarł i że znajduje się w raju.

— Och, panie Cebulku! — zawołał. — To pan także umarł! Co za

zbieg okoliczności! Spotykamy się w raju!

— Niech pan się ocknie, mecenasie — wtrącił Kret — to nie jest

ani raj, ani piekło. A ja nie jestem ani świętym Piotrem, ani diabłem. Jestem

starym Kretem i spieszno mi odejść do moich zajęć. Wychodźcie stąd jak

najszybciej i nie plączcie mi się pod nogami. Ile razy spotykam Cebulka,

dostaję porażenia słonecznego.

W dziurze było wprawdzie ciemno, ale dla Kreta było tak widno,

że nabawił się bólu głowy.

Sinior Groszek zrozumiał w końcu, że dzięki Kretowi i Cebulkowi

został cudem uratowany; bez końca dziękował swoim wybawcom. Uściskał

najpierw jednego, potem drugiego, potem chciał uściskać ich obydwu

razem, ale mu się to nie udało, ponieważ miał za krótkie ręce. Kiedy się już

uspokoił, ruszyli korytarzem, a nawet Kret wykopał nowy korytarz

wychodzący wprost na grotę, w której mieszkali Majster Winogronko,

Ojciec Kabaczek, Grusza-Gruszkowski i pozostali więźniowie.

Adwokata przyjęto z wielką serdecznością: wszyscy zapomnieli

już o tym, że w przeszłości Groszek był ich wrogiem.

Kret ze łzami w oczach żegnał się ze swymi przyjaciółmi.

— Gdybyście mieli choć trochę zdrowego rozsądku,

zamieszkalibyście ze mną pod ziemią: nie ma tam szubienic, nie ma

Pomidorów, nie ma Cytryn i Cytrynków. Żyje się spokojnie, w ciemnościach,

i to jest najważniejsze. W każdym razie, gdybyście mnie potrzebowali,

wrzućcie karteczkę do tej dziury, będę tu wpadał od czasu do czasu po

wiadomości od was. A teraz do widzenia!

Wszyscy żegnali go z czułością, ale jeszcze nie zdążyli się rozstać

na dobre, kiedy Groszek uderzył się ręką w czoło tak mocno, że przewrócił

się do góry nogami.

Page 100: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

100

— Ach, jakiż ze mnie dureń, jaki zapominalski! To roztargnienie

doprowadzi mnie do zguby!

— Zapomnieliście o czymś? — zapytała grzecznie Pani Dynia

podnosząc go z ziemi i otrzepując mu ubranie.

Groszek opowiedział przygodę z Pomidorem i wyraził

przypuszczenie:

— Na pewno strażnicy byli już w lesie i zabrali domek.

Cebulek zerwał się jak oparzony i w dwu skokach był już pod

dębem Dziadka Jagody. Domku ani śladu!

Dziadek Jagoda, ukryty między korzeniami dębu, gorzko płakał:

— Ach, mój śliczny domek, mój cudny domeczek!

— Czy byli tu Cytrynkowie? — wypytywał się Cebulek.

— Zabrali mi wszystko: i połowę nożyczek, i brzytwę do golenia, i

tabliczkę, i dzwonek.

Cebulek podrapał się w głowę: tym razem przydałyby się i dwa

szydła, żeby wy drapać jakiś pomysł, bo żaden nie chciał się sam pojawić.

Serdecznie objął Dziadka Jagodę i zaprowadził go do groty. Na jego widok

nikt o nic nie zapytał. Wszyscy zrozumieli że Pomidor dokonał swej zemsty.

Page 101: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

101

ROZDZIAŁ XVI

PRZYGODY MISTER MARCHEWKI I PSA GOŃCZEGO

Mister Marchewka...

Chwileczkę, a któż to taki Mister Marchewka? O tym osobniku nie

było jeszcze mowy. Skąd się wziął? Czego chce? Jest wysoki czy niski? Gruby

czy chudy? Zaraz wam wszystko wytłumaczę.

Książę Cytryna, nie mogąc odszukać więźniów, zarządził obławę w

całej okolicy. Cytrynkowie uzbrojeni w grabie grabili pola i łąki, lasy i

żywopłoty, aby odnaleźć naszych bohaterów.

Pracowali dniem i nocą. Wygrzebali całe mnóstwo papierów,

chwastów, skóry żmij, ale Cebulka i jego przyjaciół nie było ani śladu.

— Ach, wy nicponie, wy darmozjady! — grzmiał gubernator. —

Jedyne, coście potrafili zrobić, to poniszczyć grabie. Prawie wszystkie grabie

mają wyłamane zęby. Zasłużyliście na to, żebym i wam powybijał zęby.

Strażnicy szczękali zębami ze strachu i przez kwadrans słychać

było tuk-tuk-tuk, zupełnie jakby padał grad.

Jeden z dworzan księcia, który chodził czasami do kina na filmy

kryminalne, zauważył:

— Moim zdaniem okoliczności tak się układają, iż należałoby

wezwać detektywa.

— A kto to jest detektyw?

— To taki człowiek, który prowadzi poszukiwania. Jeśli, na

przykład, zgubiliście guzik, w mig wam go odnajdzie. Tak samo, jeśli zaginie

batalion strażników albo jeżeli uciekną więźniowie. Zakłada on tylko

okulary i znajduje wszystko nie ruszając się nawet z miejsca.

Page 102: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

102

— No, to wezwijcie detektywa.

— Znam takiego, który nadawałby się w naszej sprawie —

powiedział dworzanin — nazywa się Mister Marchewka.

Teraz już wiecie, kim był Mister Marchewka.

Gdy tylko się pokaże, powiem wam, jak był ubrany i jakiego koloru

miał wąsy.

Nie, tego nie mogę wam powiedzieć, ponieważ Mister Marchewka

nie miał wąsów. Miał natomiast psa do polowania, który nazywał się

Gończy i pomagał mu nosić jego narzędzia, bo Mister Marchewka nie ruszał

się nigdzie bez tuzina lunet i lornetek, setki kompasów, dziesiątków

aparatów fotograficznych, mikroskopu, siatki na motyle i woreczka soli.

— Po co panu sól? — zapytał go gubernator.

— Za pozwoleniem waszej ekscelencji, sypię sól na ogony

zbiegłych więźniów, po czym łapię ich siatką na motyle.

Gubernator westchnął. .

— Obawiam się, że tym razem sól niewiele pomoże, zbiegli

więźniowie nie posiadają ogonów.

— To bardzo poważna sprawa — surowo zauważył Mister Mar-

chewka. — Jak mam ich łapać, jeśli nie mają ogonów? Na co nasypię im soli?

Za przeproszeniem waszej ekscelencji, nie powinno się w żadnym wypadku

pozwalać więźniom uciekać z więzienia, a w każdym razie, zanim pozwoli

im się uciec, należy przyprawić im ogony, bo wtedy można ich znów

schwytać.

— Widziałem raz w kinie — wtrącił dworzanin, o którym wam już

wspominałem — że czasami zbiegów chwyta się sypiąc im sól na głowy.

— To przestarzały system — odpowiedział pogardliwie Mister

Marchewka.

— To system bardzo, bardzo przestarzały — powtórzył Gończy.

Page 103: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

103

Pies detektywa miał tę właściwość, że często powtarzał słowa

swego pana, dorzucając nieraz różne własne obserwacje, ale najczęściej

słowa „bardzo, bardzo".

— Mam inny pomysł — rzekł Mister Marchewka.

— Mamy bardzo, bardzo dużo pomysłów — powtórzył Gończy

ruszając uszami z pewną siebie miną.

— Można by użyć pieprzu zamiast soli.

— Słusznie, słusznie! — przytaknął z entuzjazmem gubernator. —

Sypniemy im pieprzu w oczy, a oni poddadzą się natychmiast.

— Jestem tego samego zdania — potwierdził Pomidor — ale

zanim sypnie się im pieprzu w oczy, trzeba ich naprzód znaleźć.

— Tak, to będzie najtrudniejsze — przyznał Mister Marchewka —

ale za pomocą moich przyrządów spróbuję.

Mister Marchewka był to detektyw jak się patrzy: nie robił nic bez

pomocy swoich narzędzi. Na przykład kiedy szedł spać, używał trzech

kompasów: jednego, aby znaleźć schody, drugiego, aby znaleźć drzwi do

swego pokoju, i trzeciego, aby znaleźć łóżko.

Wisienek, przechodząc właśnie tamtędy, żeby zobaczyć, co się

dzieje, ujrzał Mister Marchewkę i jego psa Gończego; leżeli rozciągnięci na

podłodze i badali kompas dyskutując z ożywieniem.

— Co panowie robią tu na ziemi? Może szukacie dziur w dywanie,

przez które — kto wie, czy nie wymknęli się więźniowie?!

— Szukam mojego łóżka, panie wicehrabio; każdy potrafi znaleźć

swoje łóżko gołym okiem, ale detektyw musi posługiwać się metodą

naukową. Mój obowiązek zawodowy nakazuje mi przede wszystkim

posługiwać się moimi przyrządami w każdym wypadku. Kompas, jak pan

wie, posiada igłę magnetyczną, która zawsze zwrócona jest na północ. Idąc

w tym kierunku znajdę niezawodnie moje łóżko.

Tymczasem stało się tak, że idąc w tym kierunku detektyw

wyrżnął głową o lustro w szafie, a ponieważ miał twardą głowę, lustro

Page 104: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

104

rozprysnęło się na tysiąc części, obcinając Gończemu ogon, z którego

pozostał tylko kawałek.

— Nasze obliczenia musiały być mylne — powiedział Mister

Marchewka.

— Musiały być bardzo, bardzo mylne — przytaknął Gończy.

— Szukajmy innej drogi.

— Szukajmy wielu innych dróg — powiedział Gończy — i

możliwie takich, na których nie ma luster.

Tym razem zamiast kompasu Mister Marchewka posłużył się

jedną ze swoich potężnych lunet morskich. Przyłożył do niej oko i zaczął

obracać ją w prawo i w lewo.

— Co pan widzi, pryncypale? — zapytał Gończy.

— Widzę okno. Jest zamknięte, ma czerwone portiery i po

czternaście szyb z każdej strony.

— Jest to odkrycie wielkiej wagi — wykrzyknął Gończy —

czternaście i czternaście jest dwadzieścia osiem! Jeśli skierujemy się w

tamtą stronę, możemy dwadzieścia osiem razy rozbić sobie głowę, a jeśli

idzie o mnie, nie wiem, co by mi jeszcze pozostało z mego ogona.

Marchewka odwrócił lunetę w innym kierunku.

— Co pan widzi, pryncypale? — zapytał z przejęciem Gończy.

— Widzę konstrukcję z kutego żelaza. Jest to nadzwyczaj ciekawa

konstrukcja: ma trzy nogi spojone żelazną obręczą. Na czubku konstrukcji

znajduje się biały dach, najwidoczniej emaliowany.

Gończy był oszołomiony spostrzegawczością swego pana.

— Pryncypale — zauważył — jeśli się nie mylę, to nikt jeszcze do

tej pory nie odkrył emaliowanych dachów.

— My jesteśmy pierwsi — ciągnął dalej Marchewka. — Detektyw

musi posiadać umiejętność wykrywania najrozmaitszych tajemniczych

przedmiotów w zwykłym pokoju sypialnym.

Page 105: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

105

Ruszyli w kierunku konstrukcji z kutego żelaza o białym

emaliowanym dachu, najpierw jednakże położyli się na ziemi i przykładając

ucho do podłogi nasłuchiwali, czy ktoś nie grasuje w pobliżu. Po przebyciu

dziesięciu kroków doszli do żelaznej konstrukcji i wśliznęli się pod nią tak,

że dach się przewrócił.

Ale cóż za niespodzianka! Jakie zdumienie ogarnęło dzielnego

detektywa i jego nadzwyczaj wiernego psa Gończego, kiedy z dachu lunął na

ich plecy lodowaty strumień. W obawie przed dalszymi następstwami

znieruchomieli na chwilę, a woda lała się im po włosach, po twarzy, po szyi i

po plecach.

— Myślę — mruknął niezadowolony Marchewka — myślę, że

mamy do czynienia z umywalnią.

— Myślę — dorzucił Gończy — że mamy do czynienia z

umywalnią, bardzo, bardzo obficie zaopatrzoną w wodę, przeznaczoną do

porannego mycia.

Marchewka wstał, jego wierny adiutant uczynił to samo. Bez

trudności odnalazł łóżko, od którego dzieliło go około pół metra, i

wyciągnął się na nim z godnością, wypowiadając w dalszym ciągu swoje

cenne obserwacje, jak na przykład ta oto:

— W naszym zawodzie trzeba ryzykować. Woda zlała nam głowy,

ale w nagrodę znaleźliśmy łóżko.

— Woda bardzo, bardzo zlała nam głowy — ze swej strony zrobił

uwagę pies, któremu zresztą szczęście nie dopisało w tym samym stopniu,

bo musiał spać na dywanie z głową opartą o pantofle swego pana.

Tymczasem Marchewka chrapał całą noc i zbudził go dopiero

pierwszy promień słońca.

— Gończy, do roboty! — zawołał ochoczo.

— Jestem gotów, szefie — odpowiedział pies zrywając się i usiadł

na resztce ogona, jaka pozostała mu po wypadku z lustrem.

Nie mogli umyć sobie twarzy, ponieważ wszystka woda wylała się.

Gończy zadowolił się oblizaniem sobie wąsów, po czym liznął także w twarz

Page 106: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

106

swojego szefa. Następnie obydwaj zeszli do ogrodu i rozpoczęli

poszukiwania zbiegów. Detektyw wyjął przede wszystkim woreczek,

używany do gry w loteryjkę, w którym znajdowało się dziewięćdziesiąt

numerów.

Poprosił psa, żeby podał mu jeden numer. Gończy wsunął łapę do

woreczka i wyciągnął numer siedem.

— Musimy zrobić siedem kroków na prawo — wywnioskował

detektyw.

Zrobili siedem kroków na prawo i znaleźli się w kępie pokrzyw.

Gończy oparzył sobie resztkę ogona, która mu jeszcze pozostała, a

Marchewka — nos, który po kilku minutach zrobił się czerwony jak pieprz

turecki.

— Musieliśmy popełnić jakąś omyłkę — stwierdził detektyw.

— Musieliśmy popełnić bardzo, bardzo dużą omyłkę — potwier-

dził smutnie Gończy.

— Spróbujmy wyciągnąć inny numer.

— Spróbujmy wyciągnąć bardzo, bardzo dużo innych numerów.

Tym razem wyszedł numer dwadzieścia osiem i Mister

Marchewka wyciągnął z tego wniosek, że trzeba zrobić dwadzieścia osiem

kroków w lewo.

Zrobili dwadzieścia osiem kroków i wpadli do basenu ze złotymi

rybkami.

— Ratunku! Tonę! — krzyczał słynny detektyw.

— Jestem, szefie — skwapliwie odpowiedział Gończy, uchwycił go

zębami za kark i kilkoma ruchami wyciągnął na bezpieczne miejsce.

Usiedli na krawędzi basenu, aby wysuszyć sobie ubrania.

— Zrobiłem cenne odkrycie — powiedział Marchewka.

— Bardzo, bardzo cenne — przyznał Gończy — ale przy tym

dosyć wilgotne.

Page 107: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

107

— Przypuszczam, że zbiegowie uciekli przez basen ze złotymi

rybkami.

— Może wykopali podziemny korytarz właśnie pod basenem.

Sprowadzili Pomidora i zażądali wydania dyspozycji, aby

rozkopano basen. Ale Pomidor krótko i węzłowato odmówił zniszczenia

basenu. Oznajmił, że jeśli idzie o niego, pewien jest, iż zbiegowie wybrali

jakąś łatwiejszą drogę, i poprosił Mister Marchewkę, aby skierował swoje

poszukiwania w inną stronę.

Marchewka westchnął i pokiwał głową.

— Oto wdzięczność tego świata — rzekł. — Biją na mnie siódme

poty, narażam się na jedną kąpiel po drugiej, a władze miejscowe zamiast

przyjść mi z pomocą, wszelkimi sposobami utrudniają mi pracę.

Na szczęście, jak gdyby przypadkiem, przechodził tamtędy

Wisienek i detektyw zapytał go, czy poza podziemnym korytarzem,

wykopanym pod basenem ze złotymi rybkami, zna inne wyjście z parku.

— Oczywiście — odpowiedział Wisienek. — Bramę.

Mister Marchewka błyskawicznie ocenił sytuację i odrzekł, że

może to być dobra myśl.

Podziękował gorąco wicehrabiemu i w towarzystwie Gończego,

który nie przestawał otrząsać się z wody, skierował się ku bramie.

Wisienek poszedł za nim, udając gapia, a widząc, że po wyjściu za

bramę Marchewka skierował się na drogę wiodącą do lasu, włożył dwa

palce do ust i gwizdnął.

Marchewka odwrócił się natychmiast.

— Czy ma mi pan coś do powiedzenia?

— Nie, nie, Mister Marchewko, daję znak pewnemu wróblowi, że

posypałem mu na parapecie okruszyny.

— Ach, jakież pan ma dobre serduszko, panie wicehrabio! —

Mister Marchewka ukłonił się i ruszył w dalszą drogę.

Page 108: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

108

Wyobraźcie sobie, że w odpowiedzi na gwizd Wisienka dał się

słyszeć inny gwizd, nie tak donośny, raczej przytłumiony i cichy, i jeden z

krzaków na prawo, tuż koło detektywa poruszył się. Uśmiech rozjaśnił

twarz Wisienka — jego przyjaciele czuwali. Wisienek zdążył już uprzedzić

ich o przybyciu Marchewki i przygotował wraz z nimi plan strategiczny.

Detektyw także zauważył, że krzak poruszył się. Rzucił się na

ziemię i znieruchomiał. Gończy poszedł w jego ślady.

— Jesteśmy otoczeni — szepnął detektyw wypluwając kurz, który

dostał mu się do ust i do nosa.

— Jesteśmy bardzo, bardzo otoczeni — zamruczał w odpowiedzi

pies.

— Nasze zadanie — szeptał dalej Marchewka — staje się z minuty

na minutę trudniejsze. Ale więźniów musimy odszukać za wszelką cenę.

— Musimy odszukać bardzo, bardzo wielu więźniów.

Mister Marchewka skupił się, by pomyśleć, i zaczął obserwować

krzak przez górską lunetę.

— Nikogo już tam nie ma — zauważył. — Piraci się wycofali.

— Piraci? — zapytał Gończy. — Czyżbyśmy mieli do czynienia

także z piratami?

— Naturalnie! — surowo zawołał Marchewka. — A któż to kryje

się po krzakach i tajemniczo nimi porusza, jeśli nie piraci! Mamy do

czynienia ze straszliwą bandą piratów. Nie pozostaje nam nic innego, jak

ruszyć w ich ślady. Na pewno doprowadzą nas one do kryjówki zbiegów.

Gończy nie mógł się nadziwić bystrości swojego szefa.

Tymczasem piraci wycofywali się, w dość widoczny sposób

poruszając się pomiędzy krzakami. Widać było nie tyle samych piratów, ile

potrącane przez nich krzewy, ale Mister Marchewka wiedział na pewno, że

są to piraci ukrywający się przed nim i usiłujący ujść pogoni.

Piratów nie było zresztą widać także i z innych powodów, które

wam później wyjaśnię.

Page 109: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

109

W odległości stu metrów droga wchodziła w las. Marchewka i

Gończy poszli dalej bez wahania, przeszli kilka kroków, po czym zatrzymali

się w cieniu dębu, aby odpocząć i zastanowić się nad swoim położeniem.

Detektyw sięgnął do worka z przyrządami, wyciągnął stamtąd

mikroskop i zaczął badać skrupulatnie kurz na drodze.

— Żadnych śladów, szefie? — pytał niespokojnie Gończy.

— Żadnych.

Właśnie w tym momencie dał się słyszeć po raz drugi przeciągły

gwizd, po czym ktoś wydał zduszony okrzyk:

— Oooch! Ooooch!

Marchewka i Gończy padli znowu na ziemię. Okrzyk powtórzył się

kilkakrotnie. Nie było wątpliwości. Piraci porozumiewali się między sobą.

— Jesteśmy w niebezpieczeństwie — bez wahania stwierdził

Mister Marchewka sięgając po siatkę na motyle.

— Jesteśmy w bardzo, bardzo wielkim niebezpieczeństwie — jak

echo powtórzył pies.

Piraci przestali się cofać i usiłują nas okrążyć. Trzymaj pieprz w

pogotowiu. Gdy tylko się pokażą, sypniesz im pieprzu w oczy, a ja złapię ich

w siatkę.

— Plan jest bardzo śmiały! — zawołał Gończy pełen podziwu. —

Ale słyszałem, że piraci bywają uzbrojeni w działa. Co będzie, jeśli uciekając

zaczną nas ostrzeliwać?

— Do diabła! — przyznał Marchewka. — Nie pomyślałem o tym.

— Sądzę — zaproponował pies uradowany, że zwrócił sławnemu

detektywowi uwagę na trudność położenia — sądzę, że możemy

zastosować sposób zająca i myśliwego.

— Co to znaczy? — zapytał detektyw.

— Jest to sposób używany za granicą przy polowaniu na zające.

Przeciąga się mocny sznur od jednego drzewa do drugiego w takim miejscu,

Page 110: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

110

gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa można spotkać zająca. Nie

opodal sznura kładzie się tępy nóż. Zając goniony przez myśliwych zbliża

się do sznura i woła: „Przekleństwo!" Ale natychmiast dostrzega nóż i

powiada: „No, przynajmniej będę mógł posłużyć się tym nożem!" Chwyta

nóż i zaczyna przecinać sznur. Ale, jak wam powiedziałem, myśliwi wybrali

tępy nóż. Zając poci się, męczy, przeklina, piorunuje, ale wszystko na próżno

— sznura przeciąć nie może, a tymczasem myśliwi już mu siedzą na karku.

— To wspaniały sposób — przyznał Mister Marchewka — ale na

nieszczęście nie posiadam tępego noża. Mam ze sobą tylko wyjątkowo ostre

noże, pierwszorzędnej marki. A prawdę mówiąc, nie mam przy sobie także i

sznura.

— No, to nic z tego — stwierdził Gończy.

W tej chwili, w odległości kilku metrów od rozciągniętych w

trawie detektywów, odezwał się zduszony głos:

— Mister Marchewka! Mister Marchewka!

— Głos kobiecy! — powiedział zdumiony detektyw.

— Mister Marchewka! Mister Marchewka! — nawoływał błagalnie

głos.

Gończy zdobył się na osobiste spostrzeżenie.

— Według mego zdania — rzekł — idzie tu o kobietę znajdującą

się w niebezpieczeństwie. Może wpadła w ręce piratów, którzy chcą się nią

posłużyć jako zakładniczką. Uważam, że powinniśmy zrobić wszystko, co w

naszej mocy, ażeby ją uwolnić.

— Nie możemy — odpowiedział Marchewka, zirytowany na-

tarczywością swego adiutanta. — Musimy łapać zbiegów, a nie uwalniać

więźniów. Dostaliśmy do wypełnienia ściśle określone zadanie. Płacą nam

za to. Nie wolno więc robić czegoś wręcz przeciwnego.

Tymczasem głos raz po raz jęczał błagalnie:

— Mister Marchewka! Mister Marchewka! Na pomoc! Na pomoc!

Page 111: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

111

„Kobieta wzywa mojej pomocy — rozmyślał tymczasem detektyw

— i ja miałbym jej odmówić? Czyżbym miał kamień zamiast serca?"

Ogromnie przejęty, wsunął rękę pod marynarkę i odetchnął z ulgą,

wyczuwając jeszcze bicie serca.

Głos oddalał się w kierunku północnym. Widać było w tej stronie

gwałtownie poruszające się krzaki, słychać było szelest kroków i

przytłumione odgłosy zaciekłej walki.

Marchewka zerwał się na równe nogi, Gończy za nim i pobiegli na

północ nie spuszczając oka z kompasu. Za ich plecami tymczasem ktoś się

zaśmiał donośnie.

— Śmiej się, śmiej, podły piracie! Ten się dobrze śmieje, kto się

śmieje ostatni!

Pirat zaśmiał się znowu, po czym dostał ataku kaszlu.

A to dlatego, że Rzodkieweczka grzmotnęła go pięścią w kark,

żeby przestał się śmiać.

Fasolek — bo pirat nie był nikim innym, jak właśnie synem

gałganiarza Fasoli — wpakował sobie chusteczkę do ust, aby móc dalej

śmiać się do woli.

— Właśnie teraz, kiedy udało się nam wyprowadzić ich w pole —

surowo szepnęła Rzodkieweczka — chcesz wszystko popsuć.

— Ależ oni są przekonani, że jesteśmy piratami — usprawiedli-

wiał się Fasolek.

— Chodź — rzekła Rzodkieweczka — starajmy się nie zgubić ich

śladów.

Marchewka i Gończy w dalszym ciągu biegli na północ za od-

głosem tupotu i gwałtownej walki, którą słychać było ciągle w tej samej

stronie. A szli po prostu za dwojgiem malców, Pomidorkiem i Kartofelkiem,

którzy udawali, że biją się ze sobą.

Jak widzicie, dzieci zdołały odciągnąć detektywów dosyć daleko

od groty, w której schronił się Cebulek i inni nasi przyjaciele. Ale plany ich

Page 112: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

112

nie ograniczały się do tego. Przekonał się o tym niebawem na własnej

skórze Mister Marchewka. Przekonał się także i Gończy, a nawet pies

stwierdził to pierwszy. W pewnej chwili, kiedy wydawało mu się, że już

chwyta zębami piratów, i kiedy szykował się, żeby dać im porządną

nauczkę, przytrafiło mu się coś dziwnego.

— O, wielkie nieba! Lecę do góry!— zdążył jeszcze zawołać.

Istotnie unosił się w górę uchwycony w potrzask, który wciągnął

go na czubek dębu i przymocował do gałęzi zesznurowanego niczym

baleron.

Marchewka był o kilka kroków w tyle, a kiedy znalazł się za

zakrętem, nie ujrzał już swego wiernego adiutanta.

— Gończy! — zawołał. Nie było odpowiedzi.

— Na pewno zapędził się gdzieś w pogoni za jakimś zającem. Od

dziesięciu lat jest u mnie na służbie, a nie udało mi się dotąd wybić mu z

głowy ochoty do figlów.

Nie słysząc najlżejszego nawet szmeru zawołał znowu:

— Gończy, Gończy!

— Jestem tutaj, szefie — odpowiedział mu żałosny, nie do

poznania zmieniony głos.

Wydawało się, że głos płynie z góry. Detektyw spojrzał w górę

pomiędzy konary i właśnie tam, na najwyższej gałęzi dębu zobaczył

Gończego.

— A co ty tam robisz? — zapytał surowo. — Uważasz, że to

właściwa chwila do łażenia po drzewach? Lepiej byś zrobił schodząc

natychmiast na dół. Piraci nie będą na ciebie czekali, a jeśli zgubimy ich

trop, któż uwolni piękną brankę?

— Szefie, pozwólcie mi wytłumaczyć się — błagał Gończy,

nadaremnie próbując wydostać się z pułapki.

Page 113: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

113

Page 114: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

114

— Tu nie ma nic do tłumaczenia — ciągnął dalej oburzony Mister

Marchewka. — Sam sobie doskonale wszystko wytłumaczę, nie potrzebuję

wysłuchiwać twoich wykrętów. Wiem, że nie przypadło ci do smaku

polowanie na piratów i wolałeś gonić wiewiórki po gałęziach. Ale ja jestem

poważnym, najsławniejszym detektywem całej Europy i Ameryki i nie będę

trzymał na służbie błazna, który nie może spojrzeć na drzewo, żeby nie ulec

natychmiast pokusie wdrapania się na nie. Wymarzone miejsce dla

pomocnika detektywa tej miary, co ja. Dość tego: jesteś zwolniony ze

służby.

— Szefie, szefie, niechże mi pan pozwoli coś powiedzieć.

— Możesz mówić, co ci się podoba, ale ja na pewno nie będę tu

wystawał, żeby cię wysłuchać. Mam co innego do roboty i nic nie jest w

stanie mnie powstrzymać. Żegnaj, Gończy, życzę ci, byś znalazł weselsze

zajęcie i bardziej pobłażliwego pana. A sobie życzę znalezienia

poważniejszego pomocnika. Właśnie wczoraj wpadł mi w oko w

zamkowym parku Mops, który bardzo mi odpowiada:

Rzodkieweczka, Kartofelek, Fasolek i Pomidorek ze śmiechem

rzucali się sobie w objęcia i zrobili „kółko graniaste" dokoła dębu.

Entliczek Pentliczek, Na drzewie rzemyczek, Wisi Gończy ledwie żywy I Marchewka nieszczęśliwy.

— Proszę państwa — zaczął surowo detektyw — może mi

państwo będą łaskawi wyjaśnić, co oznacza ten żart.

— My nie jesteśmy żadni państwo — odpowiedział Fasolek —

jesteśmy piraci.

— A ja jestem uwięzioną księżniczką.

— Proszę mnie natychmiast uwolnić, w przeciwnym bowiem razie

będę musiał przedsięwziąć jak najsurowsze środki.

— Będziemy zmuszeni przedsięwziąć bardzo, bardzo wiele

środków — dorzucił pies machając w zdenerwowaniu resztką swego ogona.

Page 115: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

115

— Nie wierzę, byście mogli cokolwiek przedsięwziąć, dopóki

znajdujecie się w tej sytuacji — powiedziała Rzodkieweczka.

— A my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, abyście jak

najdłużej przebywali tam w górze — dodał z naciskiem Pomidorek.

— Sytuacja wydaje mi się dość jasna — szepnął Mister Mar-

chewka do ucha Gończemu.

— Bardzo, bardzo jasna — potwierdził smętnie Gończy.

— Jesteśmy jeńcami bandy dzieciaków — ciągnął dalej detektyw.

— Cóż to za hańba dla mnie! Na pewno mamy do czynienia z dziećmi, które

chcą zmylić trop, gdyż są na usługach zbiegów.

— Bardzo, bardzo słusznie. Mamy do czynienia z dziećmi bę-

dącymi na usługach zbiegów — przyznał mu rację pies. — Dziwię się tylko

przebiegłości, z jaką przygotowali tę zasadzkę.

Gończy byłby jeszcze bardziej zdziwiony, gdyby wiedział, że

pułapkę przygotował sam Wisienek we własnej osobie. Wicehrabia czytał

wiele książek o polowaniach i znał wszelkiego rodzaju podróżnicze

przygody.

Postanowił choć raz zrobić wszystko osobiście, nie uciekając się

jak zawsze do pomocy Cebulka, i udało mu się to znakomicie.

Ukryty za krzakiem, przyglądał się całej scenie, zadowolony ze

swego dzieła.

„Oto dwaj nieprzyjaciele na jakiś czas unieszkodliwieni" — myślał.

I oddalił się zacierając ręce.

Rzodkieweczka wraz z innymi dziećmi pobiegła do groty, aby

oznajmić Cebulkowi o tym, co zaszło. Ale kiedy przybyły do groty, nie

znalazły w niej nikogo. Grota była pusta. Popiół na ognisku wystygł; co

najmniej od dwu dni nie rozpalano tam ognia.

Page 116: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

116

ROZDZIAŁ XVII

CEBULEK ZAWIERA PRZYJAŹŃ Z SYMPATYCZNYM NIEDŹWIEDZIEM

Cofnijmy się, jak się to mówi, o jeden krok, czyli o dwa dni, inaczej

bowiem nie będziemy wiedzieli, co zaszło w grocie.

Kabaczek i Jagoda nie mogli się uspokoić po stracie domku. Tak

przywiązali się do tych stu osiemnastu cegieł, jakby to było sto

osiemnaścioro dzieci. Wspólna niedola zrobiła z nich przyjaciół, tak że

Kabaczek przyrzekł nawet Jagodzie:

— Jeśli uda się nam odzyskać nasz domek, zamieszkamy razem.

Jagoda zgodził się na to ze łzami w oczach. Obecnie, jak widzicie,

Kabaczek nie mówił już „mój" domek, ale „nasz" domek i tak samo mówił

Jagoda. Opłakiwał on także połowę nożyczek, zardzewiałą brzytwę

odziedziczoną po pradziadku i wszystkie inne stracone skarby.

Pewnego razu pokłócili się o to, który z nich jest bardziej przy-

wiązany do domku.

Ojciec Kabaczek utrzymywał, że Jagoda nie może być tak

przywiązany do domku, jak on:

— Przez całe życie pracowałem w pocie czoła, aby go zbudować.

— Ale tak krótko w nim mieszkaliście, a ja prawie cały tydzień.

Sprzeczki te jednak nie trwały długo. Zmrok szybko zapadał i nie

było czasu na kłótnie, ponieważ zbyt wiele uwagi należało poświęcić temu,

aby odpędzać wilki. Las pełen był wilków, niedźwiedzi i innych dzikich

zwierząt i co wieczór rozpalano wielkie ognisko koło groty, by zwierzęta

zanadto się nie przybliżały. Istniało niebezpieczeństwo, że ogień ten mogą

zauważyć na zamku, ale nie można było przecież oddać się wilkom na

Page 117: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

117

pożarcie. Wilki podchodziły do groty na odległość kilku metrów i rzucały

straszne spojrzenia na Panią Dynię, grubą i okrąglutką, która wyglądała na

smaczny kąsek.

— Niepotrzebnie mi się tak przyglądacie — wołała oburzona Pani

Dynia — nigdy nie dostaniecie ze mnie ani kawałka!

Wreszcie wilki były tak wygłodzone, że uderzyły w błagalny ton.

— Pani Dynio — mówiły krążąc w należytej odległości od ognia,

aby się nie poparzyć. — Niech nam pani da choć paluszek. Cóż to jest dla

pani jeden palec? Ma ich pani dziesięć u rąk i dziesięć u nóg, to razem

dwadzieścia.

— Jak na dzikie wilczyska — odpowiadała Pani Dynia —

doskonale umiecie rachować. Ale na nic się to wam nie przyda.

Wilki mruczały jeszcze przez chwilę, po czym odchodziły. Później

przychodził Niedźwiedź; on także rzucał na Panią Dynię łakome spojrzenia.

— Ach, jak mi się pani podoba, Pani Dynio! — mówił.

— Pan mi się także podoba, panie Niedźwiedziu, ale najlepiej to by

mi pan smakował jako potrawka w sosie.

— Co też pani wygaduje, Pani Dynio. Ja natomiast zjadłbym panią

pod postacią pieczeni ze smażonymi kartofelkami i oczywiście obficie

przyprawioną rozmarynem, szałwią, czosnkiem i szczyptą pieprzu.

Tu Niedźwiedź rozdął nozdrza, wydawało mu się bowiem, że

czuje już pod nosem aromat tej pieczeni. Cebulek rzucił mu surowy kartofel.

— Na razie spróbujcie nasycić się tym.

— Nigdy nie mogłem znieść cebuli — odpowiedział Niedźwiedź,

którego zaczęła ogarniać szewska pasja — wyciska tylko człowiekowi łzy z

oczu. Nie pojmuję, jak niektórzy ludzie mogą jeść cebulę.

— Posłuchajcie — zaproponował Cebulek — zamiast przychodzić

tu co wieczór z zamiarem upolowania nas — a wiecie doskonale, że się to

wam nie uda, bo mamy bardzo dużo zapałek i co najmniej przez kilka

miesięcy będziemy mogli rozpalać wieczorami ognisko i trzymać was z

Page 118: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

118

daleka od naszej skóry — zamiast, jak mówię, być nieprzyjaciółmi,

spróbujmy się zaprzyjaźnić.

— Widzieliście go! — zamruczał Niedźwiedź. — Widzieliście go!

Niedźwiedź przyjacielem cebuli!

— Dlaczego nie? — mówił dalej Cebulek. — Wszyscy na tym

świecie mogą być przyjaciółmi. Wystarczy miejsca dla wszystkich — i dla

niedźwiedzi, i dla cebul.

— Tak, miejsca wystarczy dla wszystkich, to prawda. Ale w takim

razie, dlaczego ludzie łapią nas i wsadzają do klatek? Trzeba wam wiedzieć,

że ojciec mój i moja matka są zamknięci w ogrodzie zoologicznym przy

pałacu gubernatora.

— Mój ojciec także jest więźniem gubernatora.

Słysząc, że i Cebulek ma ojca w więzieniu, Niedźwiedź rozczulił

się.

— Od jak dawna tam przebywa?

— Od wielu miesięcy, a co gorsza skazany jest na dożywotnie

więzienie i nie wyjdzie stamtąd nawet po śmierci, bo więzienia gubernatora

mają także cmentarze.

— Mój ojciec i moja matka również zostali skazani na dożywotnie

więzienie i nie wyjdą z klatek nawet po śmierci. Zostaną pochowani w

ogrodzie gubernatora z wszystkimi honorami.

Niedźwiedź westchnął.

— Jeśli chcesz — zaproponował — możemy zostać przyjaciółmi.

W gruncie rzeczy nie ma żadnych powodów, abyśmy się mieli nienawidzić.

Mój pradziadek, słynny Niedźwiedź Szarobury, opowiadał mi, że słyszał od

swoich rodziców, iż niegdyś w lesie wszyscy żyli w zgodzie. Ludzie i

niedźwiedzie byli przyjaciółmi i jeden drugiemu nie wyrządzał krzywdy.

— Te czasy mogłyby wrócić — rzekł Cebulek. — Nadejdzie dzień,

kiedy wszyscy będziemy przyjaciółmi. Ludzie i niedźwiedzie będą uprzejmi

dla siebie, a kiedy się spotkają, będą uchylać kapelusza.

Page 119: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

119

Niedźwiedź zmieszał się bardzo.

— A więc — powiedział — będę musiał kupić sobie kapelusz, bo

nie mam żadnego nakrycia głowy.

Cebulek roześmiał się.

— To się tylko tak mówi. Możecie witać się przyjętym u was

sposobem, składając ukłon i kołysząc się z wdziękiem.

Niedźwiedź ukłonił się i wdzięcznie się zakołysał, według

wskazówek Cebulka. Majster Winogronko pobiegł po szydło, aby podrapać

się w głowę.

— Nigdy jeszcze nie widziałem równie uprzejmego niedźwiedzia

— powtarzał zdumiony.

Sinior Groszek, jako adwokat, pozostał nieufny.

— Ja bym mu nie dowierzał — powiedział. — To może być

podstęp.

Ale Cebulek nie przyznał mu racji, zrobił przejście przez ognisko i

pomógł Niedźwiedziowi dostać się do groty, tak aby nie opalił sobie ani

jednego włoska. Po czym przedstawił wszystkim swojego nowego

przyjaciela, a Profesor Grusza-Gruszkowski, który właśnie zreperował swój

instrument, zaimprowizował na cześć gościa koncert skrzypcowy.

Niedźwiedź uprzejmie zaofiarował się zatańczyć. Tak spędzili

przemiły wieczór.

Kiedy Niedźwiedź pożegnał ich, aby udać się na spoczynek, Ce-

bulek odprowadził go kawałek drogi. Bo widzicie, Cebulek już był taki: nie

lubił opowiadać o swoich zmartwieniach, ale myślał o nich często, bardzo

często, i choć tego nie okazywał, było mu jednak bardzo smutno.

Na przykład tego wieczoru przyszedł mu na myśl jego biedny

uwięziony ojciec i Cebulek chciał zwierzyć się ze swoich trosk Nie-

dźwiedziowi.

— Co też porabiają — mówił — co też teraz porabiają nasi

rodzice?

Page 120: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

120

— Ja wiem! — odpowiedział Niedźwiedź. — Wprawdzie nie

byłem nigdy w mieście, ale pewna zięba, moja znajoma, lata często w tamte

strony i przynosi mi wiadomości o moim ojcu i o mojej matce. Mówi, że

wcale nie sypiają, tylko dniem i nocą marzą o wolności. Nie wiem przy tym,

co to jest ta wolność. Wolałbym, aby myśleli o mnie, jestem przecież ich

synem.

— Wolność to znaczy nie mieć nad sobą żadnych panów — od-

powiedział Cebulek.

Gubernator nie jest złym panem. Zięba opowiadała mi, że mój

ojciec i moja matka jedzą do syta i świetnie się bawią oglądając

przechodniów. Gubernator okazał się na tyle uprzejmy, że umieścił ich w

takim miejscu, z którego widzą wielu ludzi. Pomimo to chcieliby powrócić

do lasu. Ale zięba powiedziała mi również, że to jest niemożliwe, bo klatki

są żelazne, a kraty bardzo mocne. Tym razem westchnął Cebulek.

— I komu to mówisz? Kiedy poszedłem do więzienia odwiedzić

mego tatę, obejrzałem dokładnie ściany: ucieczka jest niemożliwa. A jednak

obiecałem ojczulkowi, że go uwolnię; i przyjdzie dzień, że zabiorę się do

dzieła, gdy tylko się do tego przygotuję.

— Odważny z ciebie chłopiec — rzekł Niedźwiedź. — Ja

chciałbym także uwolnić moich rodziców, ale nie znam drogi do miasta i

boję się, że mógłbym zabłądzić.

— Posłuchaj — rzekł nagle Cebulek — noc dopiero zapadła. Jeśli

weźmiesz mnie na swój grzbiet, będziemy mogli być w mieście przed

północą.

— Co chcesz zrobić? — zapytał Niedźwiedź z lekkim drżeniem w

głosie.

— Pójdziemy do twoich rodziców. Będę miał wrażenie, że idę

odwiedzić mego tatę.

Niedźwiedź nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać. Schylił się,

aby Cebulek mógł wskoczyć mu na grzbiet, i popędził co sił w nogach.

Page 121: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

121

Cebulek wskazywał mu drogę: „Na prawo!" — mówił albo „Na

lewo!", albo „Przejdziemy za tym domem". „Uwaga, jesteśmy teraz u bram

miasta. Ogród zoologiczny jest z tej strony. Zachowujmy się cichutko!"

Page 122: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

122

ROZDZIAŁ XVIII

FOKA Z DŁUGIM JĘZOREM

Niczym nie zmącona cisza panowała w ogrodzie zoologicznym.

Dozorca spał w klatce Słonia, z głową opartą o jego trąbę. Miał twardy sen i

nie zbudził się, gdy Cebulek i Niedźwiedź zastukali leciutko do drzwi klatki.

Słoń delikatnie odsunął głowę dozorcy i oparł ją o wiązkę słomy,

po czym, nie ruszając się z miejsca, otworzył drzwi trąbą, mrucząc:

— Proszę!

Nasi dwaj przyjaciele wsunęli się ostrożnie.

— Dobry wieczór, panie Słoniu — powiedział Cebulek. — Bardzo

przepraszamy, że przyszliśmy o tej porze zawracać panu głowę.

— To nic nie szkodzi — odpowiedział Słoń — jeszcze nie spałem.

Próbowałem odgadnąć, co też śni się mojemu dozorcy. Kiedy śpi, próbuję

zawsze odgadywać jego sny. Po snach poznaje się, czy człowiek jest zły, czy

dobry.

Słoń był starym filozofem hinduskim i miewał zawsze dziwaczne

pomysły.

— Zwróciliśmy się o pomoc do pana — rzekł Cebulek — ponieważ

znamy pańską mądrość. Czy mógłby pan nam poradzić, w jaki sposób

pomóc w ucieczce ojcu i matce tego oto Niedźwiedzia, mego przyjaciela?

— Tak — mruknął Słoń przez kły — może i mógłbym wam

wskazać taki sposób. Jeśli wam tak na tym zależy, to wam powiem, że klucz

od klatki z niedźwiedziami znajduje się w kieszeni mego dozorcy. Spróbuję

mu go wyciągnąć tak, by się przy tym nie zbudził. Ma twardy sen, nic nie

poczuje.

Page 123: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

123

Cebulek i Niedźwiedź mieli duże wątpliwości, czy za pomocą trąby

uda mu się to wykonać, Słoń jednak posłużył się tym długim narzędziem tak

zręcznie, że dozorca nic nie poczuł.

— Oto klucz — powiedział Słoń wyciągając trąbę z kieszeni

strażnika. — Tylko nie zapomnijcie odnieść mi go z powrotem.

— Niech pan będzie spokojny — odrzekł Cebulek — i proszę

przyjąć nasze podziękowania. Czy nie chciałby pan uciec razem z nami?

— Gdybym kiedykolwiek miał zamiar uciekać, na pewno nie

czekałbym, aż wy przyjdziecie mi z pomocą. Życzę szczęścia!

I kładąc sobie z powrotem głowę dozorcy na trąbie, zaczął go

delikatnie kołysać, żeby spał jeszcze mocniej, podczas gdy nasi przyjaciele

będą przeprowadzali swój plan.

Cebulek i Niedźwiedź wyśliznęli się z klatki Słonia i ruszyli w

kierunku klatki z niedźwiedziami. Zdążyli przejść zaledwie kilka kroków,

kiedy nagle jakiś głos zawołał:

— Hej! Hej!

— Psst! — szepnął przerażony Cebulek. — Kto woła?

— Psst! Psst! — odpowiedział głos szyderczo. — Kto woła?

— Przestań hałasować, obudzisz dozorcę. A głos na to:

— Przestań dozorcować, obudzisz hałas. Och, jakaż ja głupia! —

dorzucił po chwili głos. — Pomyliłam się.

— To Papuga — szepnął Niedźwiedziowi Cebulek. — Powtarza

wszystko, co usłyszy. Ale ponieważ nic nie rozumie z tego, co słyszy, zdarza

się jej często, że powie coś na odwrót.

Niedźwiedź chciał być uprzejmy dla Papugi i zapytał:

— Czy dobrze idziemy do klatki z niedźwiedziami? Papuga

odpowiedziała:

— Czy dobrze idziemy do niedźwiedzi z klatkami? Och, jakaż ja

głupia, znów się pomyliłam!

Page 124: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

124

Widząc, że tutaj niczego się nie dowiedzą, ostrożnie ruszyli dalej.

Małpa cicho gwizdnęła na nich z klatki.

— Panowie, panowie, posłuchajcie!

— Nie mamy czasu — odpowiedział Niedźwiedź — jesteśmy

bardzo zajęci.

— Posłuchajcie mnie, tylko minutkę, od dwu dni próbuję rozgryźć

ten orzech i nie udaje mi się. Pomóżcie mi.

— Kiedy będziemy szli z powrotem... — powiedział Cebulek.

— Ach, mówicie tak, aby coś powiedzieć — odrzekła Małpa

kiwając głową. — Ja także, zresztą, odezwałam się tylko tak sobie. Nic mnie

nie obchodzi ani ten orzech, ani wszystkie orzechy świata.

— Chciałabym znaleźć się znowu w swoim lesie, skakać po

gałęziach i rzucać kokosowymi orzechami w głowy podróżników. Do czego

służą orzechy kokosowe, jeśli nie ma małp, które rzucałyby je wam na

głowy? Ha! A na cóż istnieliby podróżnicy, gdyby małpy nie brały ich za cel

do rzucania orzechami? Nie pamiętam już, kiedy rzuciłam ostatni orzech.

Podróżnik miał głowę ogoloną i tak czerwoną, że prawdziwą przyjemnością

było w nią celować. Pamiętam także, jak...

Ale Cebulek i Niedźwiedź byli już daleko i nie słyszeli gadania

Małpy.

— Małpy — tłumaczył Niedźwiedziowi Cebulek — to głupie

zwierzęta, gadają bez ustanku. Zaczynają o czymś mówić i nie potrafią

skończyć swego opowiadania. A jednak żal mi się zrobiło tej biedaczki.

Dlaczego nie śpi? Czy dlatego, że nie może rozgryźć orzecha? Nie, nie. Nie

śpi, bo marzy o swoim dalekim lesie.

Lew nie spał także, kącikiem oka popatrzył na przechodzących, ale

nie obejrzał się nawet, aby zobaczyć, dokąd idą. Było to zwierzę mądre i

szlachetne i nie interesowali go przechodnie.

W ten sposób Cebulek i Niedźwiedź dotarli bez przeszkód do

klatki z niedźwiedziami.

Page 125: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

125

Biedni staruszkowie poznali od razu swego syna. Wyciągnęli do

niego łapy poprzez kraty.

Cebulek pozwolił im się przywitać i uściskać, a sam zajął się przez

ten czas otwieraniem klatki.

Po czym powiedział:

— Czy skończycie wreszcie te czułości? Drzwi są otwarte, ale jeśli

nie skorzystacie z tego, zbudzi się dozorca, a wtedy: żegnaj, wolności!

Kiedy więźniowie wydostali się z klatki, znowu zaczęły się uściski

i powitania, kraty bowiem nie dzieliły ich już od syna. Cebulek był także

wzruszony. „Biedny ojczulku — myślał — ja także będę cię ściskał i całował

bez końca, kiedy uda mi się uwolnić cię z więzienia".

— Czas już ruszać w drogę — powiedział głośno.

Dwoje staruszków chciało pożegnać najpierw rodzinę białych

niedźwiedzi, mieszkającą w pobliskiej sadzawce, potem zapragnęli

zobaczyć jeszcze Żyrafę, która jednakże spała już o tej porze.

Tymczasem w ogrodzie powstało poruszenie i wiadomość o

wyjeździe niedźwiedzi dotarła szybko do wszystkich zakątków.

Cóż chcecie, niedźwiedzie były ogólnie lubiane, ale i one miały

swoich wrogów. Pewna Foka nie mogła znieść ich widoku (była to

zadawniona nienawiść rodowa) i zaczęła tak głośno ryczeć, że dozorca

zbudził się, mimo iż miał twardy sen.

— Co się dzieje? — zapytał Słonia.

— Nie wiem doprawdy — odpowiedział stary filozof — ale cóż się

może takiego dziać? Nigdy nie ma tu żadnych nowości i na pewno nic

nowego nie zajdzie też i dzisiejszej nocy. Może wam się wydaje, że jesteście

w kinie, gdzie co dziesięć minut widzi się nowe przygody.

— Może masz rację — przyznał dozorca — ale muszę iść

przekonać się na własne oczy.

Wychodząc z klatki wpadł wprost na uciekającą trójkę.

Page 126: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

126

— Na pomoc! — zaczął wołać. — Na pomoc!

Pomocnicy jego zbudzili się i otoczyli ogród. Ucieczka stała się

niemożliwa.

Cebulek i trzy niedźwiedzie wskoczyli do sadzawki i zanurzyli się

w wodzie po same nosy. Ale nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że

znaleźli się właśnie w sadzawce Foki.

— Cha, cha, cha! — zaśmiał się ktoś za ich plecami. Była to Foka we

własnej osobie.

— Niechże mi państwo pozwolą uśmiać się do woli! Cha, cha!

— Proszę pani — prosił Cebulek — pojmuję pani wesołość. Ale

czy to ładnie tak z nas się naśmiewać, właśnie w chwili kiedy nas szukają?

— Czy ładnie? Mało tego! Natychmiast dam znać dozorcy, aby

przyszedł was schwytać.

I nie namyślając się długo, Foka poszła po dozorcę i jego

pomocników. Krótko mówiąc, niedźwiedzie wyłowiono z wody, a nawet

dozorcę spotkała niespodzianka, bo wyłowił aż trzy, podczas gdy

brakowało mu tylko dwu. Poza tym złapał jeszcze całkiem nie znane

zwierzątko, które przemówiło ludzką mową:

— Panie dozorco, jak pan widzi, zaszła tu pomyłka. Ja nie jestem

niedźwiedziem.

— Widzę to, ale co robiłeś w sadzawce?

— Kąpałem się.

— Wobec tego musisz w każdym razie zapłacić karę, ponieważ

kąpiel w ogrodach miejskich jest zabroniona.

— Nie mam przy sobie pieniędzy, ale gdyby pan był tak łaskaw...

— Nie będę łaskaw. Dopóki nie zapłacisz kary, będziesz siedział w

klatce z małpami. Spędzisz tam noc, a jutro zobaczymy.

Małpa, którą już znamy, ucieszyła się na widok nowoprzybyłego i

natychmiast zaczęła snuć swoje dziwaczne opowiadanie:

Page 127: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

127

— Właśnie opowiadałam panu o tym podróżniku z czerwoną

głową. A jeśli ja mówię, że była czerwona, to była czerwona. Nigdy nie

kłamię, tylko czasami, kiedy zmusza mnie do tego konieczność.

— Proszę pani — zwrócił się do niej Cebulek — czy nie mogłaby

pani odłożyć do jutra swoich zwierzeń? Chciałbym się trochę przespać, bo

muszę nabrać sił.

— Jeśli pan zechce, mogę panu zaśpiewać „aaa, kotki dwa".

— Dziękuję, nie trzeba.

— Czy mogę poprawić panu kołdrę?

— Ależ czy pani nie widzi, że nie ma tu żadnych kołder?

— Powiedziałam tak sobie, aby coś powiedzieć — mruknęła

Małpa. — Zawsze staram się być uprzejma. Ale jeśli pan chce, abym była

niegrzeczna — służę panu.

Mówiąc to Małpa odwróciła się tyłem, bardzo obrażona. Cebulek

uśmiechnął się i skorzystał z tego, aby zasnąć. Małpa spodziewała się, że

Cebulek poprosi ją, aby się odwróciła, ale nie słysząc najlżejszego nawet

szmeru, nie czekała już na zachętę i obejrzała się za siebie. Gdy zobaczyła,

że Cebulek śpi, zaszyła się w kąt, na dobre obrażona, i obserwowała chłopca

spod oka.

Cebulek przesiedział dwa dni w klatce z małpami, ku wielkiej

uciesze dzieci, które przychodziły z niańkami do ZOO i które nigdy jeszcze

nie widziały małpki ubranej tak, jak one same.

Trzeciego dnia udało mu się wysłać kartkę do Wisienka, który

przyjechał pierwszym pociągiem, zapłacił karę i uwolnił Cebulka.

Cebulek przede wszystkim zapytał go o swoich przyjaciół i bardzo

przejął się wiadomością, że zniknęli bez śladu.

— Nie mogę tego pojąć — mówił potrząsając głową. — W grocie

byli bezpieczni. Cóż mogło ich skłonić do opuszczenia jej?

Page 128: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

128

ROZDZIAŁ XIX

OPIS NIEZWYKŁEGO POCIĄGU

Aby wrócić na zamek, Cebulek i Wisienek wsiedli do pociągu.

Ach, prawda, o tym pociągu nie wspominałem wam jeszcze! A był

to pociąg niezwykły, wiecie? Miał tylko jeden wagon i wszystkie miejsca

były przy oknie, tak że nikt nie miał potrzeby się kłócić, gdy chciał

podziwiać widoki. Możecie sobie wyobrazić, że dla dzieci był to po prostu

raj.

Ale pociąg ten był także nadzwyczaj wygodny dla grubasów, bo z

myślą o nich zrobiono w ścianach wagonu specjalne wgłębienia. Grubasy

siadały, umieszczały tam swoje brzuchy i było im wygodnie.

Kiedy Wisienek i Cebulek wsiadali do pociągu, usłyszeli głos

Fasoli:

— Śmiało, panie baronie! Jeszcze odrobina wysiłku, a znajdziemy

się w przedziale.

Baron Pomarańcza wsiadał właśnie do pociągu, co z powodu jego

brzuszyska było dla niego nadzwyczaj uciążliwe. Fasola sam nie był w

stanie podsadzić go na stopień. Wezwał dwu tragarzy, ale im także nie

udało się posunąć barona ani o jeden centymetr. Na koniec przybiegł

zawiadowca stacji i także zaczął pchać. Pchał trzymając w ustach gwizdek i

z wysiłku zagwizdał donośnie.

Maszynista w przekonaniu, że to sygnał do odjazdu, przesunął

dźwignię i pociąg ruszył.

— Stać! Stać! — krzyczał zawiadowca.

— Ratunku! Ratunku! — wołał Baron Pomarańcza.

Page 129: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

129

Ale okazało się, że był to dla niego wyjątkowo szczęśliwy przy-

padek, ponieważ pociąg ruszając poderwał go i baron znalazł się wewnątrz

wagonu. Odetchnął z ulgą, umieścił brzuch w specjalnym wgłębieniu i

natychmiast rozpakował paczkę z prowiantem, w której znajdował się cały

pieczony baran.

Dzięki temu zajściu Cebulek i Wisienek mogli niepostrzeżenie

dostać się do pociągu.

Podczas podróży baron zbyt był zajęty jedzeniem, aby ich

zauważyć. Wprawdzie zobaczył ich Fasola, ale Cebulek przyłożył palec do

ust na znak milczenia i gałganiarz mrugnął, że rozumie, o co chodzi, i że nie

piśnie ani słowa.

Opowiadałem wam właśnie o pociągu, kiedy zjawił się baron.

Pociąg ten miał też niezwykłego maszynistę. Jako fachowiec był on bez

zarzutu, to trzeba mu przyznać. Ale że był też trochę poetą, więc kiedy

przejeżdżał koło obsypanej kwiatami łąki, natychmiast zatrzymywał

lokomotywę i wysiadał, aby zerwać bukiet stokrotek lub fiołków.

Ludzie protestowali.

— Jedziemy czy nie?

— To oszustwo. Oddajcie nam pieniądze za bilety.

— Czym palicie w kotle lokomotywy: węglem czy kwiatami? —

pytał jakiś dowcipniś.

Był jeszcze i konduktor, człowiek niezwykle uprzejmy. W mgliste

dnie ludzie narzekali, że nie widać krajobrazu.

— Cóż to za kolej — urągali amatorzy pięknych widoków —

człowiek wygląda przez okno i nic a nic nie widzi. Podróżuje się jak w

kufrze.

— Czyżby to był pociąg towarowy?

Wtedy konduktor cierpliwy i uprzejmy stawał za plecami

pasażerów i palcem wskazywał im krajobraz. Znał go na pamięć. Nie musiał

go widzieć, aby mówić o nim.

Page 130: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

130

Page 131: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

131

— Tu na prawo — opowiadał — jest przejście przez tor. Koło

szlabanu stoi dróżniczka, blondynka, i macha czerwoną chorągiewką. To

śliczna dziewczyna, ubrana na żółto i na niebiesko.

Ludzie patrzyli, a chociaż widzieli tylko mgłę, uśmiechali się

zadowoleni.

— Tu na wprost — ciągnął dalej konduktor — znajduje się jezioro.

Jest to duże jezioro, a na nim wyspa i łódź. Łódź ma czerwony, kwadratowy

żagiel, a na samym czubku żagla powiewa niebieski sztandar w żółte

gwiazdki. Tafla wody jest spokojna, ryby wypływają na powierzchnię, a

ptaki na nie polują. Kolor fal jest błękitny.

Ludzie patrzyli i choć widzieli tylko sine kłęby mgły, uśmiechali

się zadowoleni.

Baron Pomarańcza, na przykład, jechał pociągiem tylko po to, aby

słuchać tych opowieści o krajobrazie. Był zbyt leniwy i za bardzo zajęty

jedzeniem, aby wyglądać przez okno. Natomiast ogromną przyjemność

sprawiało mu zajadać pieczeń baranią, z przymkniętymi oczyma

rozkoszować się jej smakiem, podczas gdy cichy i miły głos konduktora

objaśniał:

— Tu na lewo pasie się stado owiec. Owce są białe, a między

nimi jest jedno czarne jagniątko, które skacze wesoło i zrywa same tylko

stokrotki, zielona trawka nie smakuje mu jeszcze. Pies ma dzwoneczek, czy

słyszycie?

Istotnie słychać było dźwięk dzwoneczka — dzin... dzin... i ludzie

mieli dowód, że konduktor mówi prawdę.

Wisienek i Cebulek, wsłuchani w opowiadanie konduktora, za-

pomnieli na chwilę o własnych kłopotach.

Któż nie zapomina o swych troskach, gdy pociąg lekko go kołysze,

a za oknem migają drzewa, pagórki, domy? A jeśli nawet nie widać ich z

powodu mgły, to i tak wiadomo, że stoją na swoim miejscu i nikt ich ukraść

nie może.

Page 132: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

132

A cóż dopiero gdy uprzejmy i wszystko wiedzący konduktor snuje

swoją opowieść i jakby za pomocą czarów rozwiewa mgłę!

Pozostawmy naszych przyjaciół wygodnie usadowionych na

swoich miejscach w pociągu, pod samym nosem Barona Pomarańczy,

upojonego zapachem baraniej pieczeni, i pójdźmy rzucić okiem gdzie

indziej.

W chwili kiedy pociąg przejeżdżał koło lasu, Mister Marchewka i

Gończy, po trzech dniach spędzonych na czubku dębu, zostali uwolnieni

przez gajowego.

Dwaj detektywi rozprostowali kości i co sił w nogach pobiegli

prowadzić dalej swoje poszukiwania.

Gajowy popatrzył na nich w osłupieniu, a kiedy zabrał się na-

stępnie do ścinania dębu, ujrzał nadchodzący pluton Cytrynków, pod

dowództwem Cytryna-podoficera.

— Baczność! — zakomenderował Cytryn-podoficer. Gajowy rzucił

siekierę i stanął na baczność.

— Spocznij! — zakomenderował znowu podoficer. Gajowy stanął

na spocznij.

— Czy nie widzieliście po drodze dwu ludzi, a raczej psa i jego

pana?

Trzeba wam wiedzieć, że na zamku zaniepokojono się zniknięciem

Marchewki i Gończego i postanowiono wysłać na ich poszukiwanie pluton

Cytrynków.

Gajowy, jak wszyscy biedacy, nie miał wielkiego zaufania do

policji. Dwaj osobnicy, których znalazł uwiązanych na czubku drzewa i

którzy natychmiast po uwolnieniu rzucili się na ziemię, nasłuchując, czy nie

nadchodzą Indianie, wydali mu się parą wariatów. Ale za nic na świecie nie

udzieliłby żadnej wiadomości policjantom.

„Jeśli Cytrynkowie poszukują ich i chcą aresztować — pomyślał —

muszą to być jacyś porządni ludzie".

Page 133: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

133

— Poszli tamtędy — powiedział głośno, wskazując palcem kie-

runek wprost przeciwny do tego, w jakim udał się Mister Marchewka.

— To świetnie! — zawołał Cytryn-podoficer. — Zaraz ich do-

gonimy. Baczność!

Gajowy stanął na baczność, zasalutował i patrzał, jak policjanci

oddalają się biegiem. Po czym otarł sobie pot z czoła i zaczął piłować

drzewo.

Minął może kwadrans, kiedy usłyszał odgłos kroków i ujrzał

Majstra Winogronko, Kabaczka, Jagodę, Groszka, Gruszę-Gruszkowskiego i

Panią Dynię, którzy spytali go, czy nie widział przypadkiem Cebulka.

— Nie znam go — odpowiedział zdumiony gajowy — ale nie

widziałem, aby jakiś chłopiec tędy przechodził.

— Jeśli go zobaczycie, to mu powiedzcie, że go szukamy od trzech

dni — rzekł Majster Winogronko, który wyglądał na dowódcę ekspedycji.

Cała grupa szybko się oddaliła.

Nie minęła i godzina, dąb był już prawie ścięty, kiedy nadeszli

Cebulek i Wisienek. Wicehrabia postanowił nie wracać tego dnia do domu i

pomóc przyjacielowi w odszukaniu zaginionych. Gajowy opowiedział o

ekspedycji, którą spotkał niedawno, tak że Cebulek mógł się zorientować, że

jego przyjaciele poszukują go. Tym tłumaczyło się ich zniknięcie.

Nim zapadł wieczór, gajowy zobaczył jeszcze wiele innych osób.

Przede wszystkim Rzodkieweczkę, która wraz z innymi dziećmi

szukała Cebulka.

A w końcu ni mniej ni więcej tylko Pomidora i Pana Pietruszkę,

którzy udali się na poszukiwanie Wisienka, przekonani, że został on

porwany przez zbiegów.

Ale nie był to jeszcze koniec niespodzianek dla biednego

gajowego.

O zachodzie słońca, słysząc przeraźliwe dzwonienie, nadstawił

ucha. Myślał przez chwilę, że to znowu nadchodzą strażnicy, których

Page 134: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

134

widział rano. Ale tym razem był to gubernator Książę Cytryna we własnej

osobie; zaniepokojony tym, że jego strażnicy nie wracają, wyruszył na ich

poszukiwanie. Hrabiny Wiśnie podążały za nim w swoich karocach i były

tak uszczęśliwione i wesołe, jak gdyby jechały na polowanie.

Gajowy próbował się ukryć, wiedział bowiem dobrze, że biedacy

nie powinni nigdy pokazywać się na oczy Księciu Cytrynie, gdyż psuje mu to

apetyt. Ale wysokiej rangi Cytryna, siedzący po prawicy księcia, dostrzegł

go i zawołał:

— Hola! Obdartusie!

— Słucham, ekscelencjo — wybąkał gajowy.

— Czy widzieliście przechodzący pluton strażników?

Jak wiecie, gajowy widział nawet więcej niż pluton straży. Ale

kiedy mówi się z Księciem Cytryną, bezpieczniej jest nic nie wiedzieć.

Odpowiedział więc, że nie widział. Gdyby powiedział: „Tak, widziałem" —

zadawano by mu dalsze pytania, a może ukarano by go, a nawet wsadzono

do więzienia. A tak, ponieważ o niczym nie wiedział, nie mogli mu nic

zrobić. Orszak księcia oddalił się w tym samym kierunku, co strażnicy.

Wieczór szybko zapadał, a dla dobra naszego opowiadania każe-

my mu nadejść całkiem nagle. Jest więc już zupełnie ciemno. Po ciemku

każda opowieść staje się daleko ciekawsza, a co dopiero pościg.

Bo teraz, kiedy zaległy już ciemności, opowieść nasza stała się

jednym wielkim pościgiem, w którym brak tylko zawodników-

rowerzystów. Jaka szkoda, że oni nie mogą w nim brać udziału!

Mamy więc detektywa Marchewkę w pogoni za piratami i

strażników, którzy szukają właśnie jego, Marchewki. Książę szuka swych

strażników. Majster Winogronko na czele całej wyprawy poszukuje

Cebulka. Cebulek i Wisienek szukają Majstra Winogronko. Rzodkieweczka

szuka Cebulka, a Pomidor i Pan Pietruszka poszukują Wisienka.

A może ktoś z was jeszcze nie wie, że pod ziemią Kret poszukuje

wszystkich? Poprzedniego dnia Kret zajrzał na chwilę do groty, w której

schronili się zbiegowie, i znalazł tam karteczkę następującej treści:

Page 135: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

135

„Cebulek zniknął. Udajemy się na jego poszukiwanie. Gdybyście

mieli jakieś wiadomości, to je nam przekażcie".

Gdy tylko Kret przeczytał karteczkę, natychmiast zaczął go-

rączkowo kopać we wszystkich kierunkach.

Nad głową nieustannie słyszał kroki, to pojedynczych ludzi, to

znów liczniejszych grup. Wszyscy przechodzili tak szybko, że zanim Kret

wydostał się na powierzchnię, już ich nie było widać.

— Mam wrażenie, jakby to była jakaś czarodziejska wyspa, na

której wszyscy się nawzajem gonią — zauważył Kret.

Brakowało jeszcze wilków.

Wilki nie pokazywały się. Pewne były, że jest to polowanie z

nagonką, i zaszyły się w swoich kryjówkach.

Page 136: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

136

ROZDZIAŁ XX

KSIĄŻĘ MANDARYNKA I ŻÓŁTA BUTELKA

Kiedy hrabiny wyjechały na poszukiwanie myśliwskich przygód,

Baron Pomarańcza i Książę Mandarynka pozostali wszechwładnymi panami

na zamku. Znajdowali się tam bowiem tylko oni dwaj, poza służbą

oczywiście.

Książę Mandarynka zauważył pierwszy, że nikogo nie ma na

zamku. Swoim zwyczajem wdrapał się na okno i groził, że rzuci się na dół i

rozbije o podłogę, jeżeli... Ale nie było komu tego słuchać.

— Dziwne — zastanawiał się książę dłubiąc w nosie. — Czyż to

możliwe, aby nie było nikogo? Może nie wołałem dostatecznie głośno.

Książę krzyknął jeszcze kilka razy, ale bez przekonania, po czym

poszedł szukać barona.

— Najdroższy kuzynie — powiedział wchodząc.

— Hm — chrząknął baron wypluwając skrzydełko kurczęcia,

które stanęło mu w gardle.

— Czy słyszałeś ostatnią nowinę?

— Przywieźli może kury do kurnika? — zapytał baron, który

poprzedniego dnia stwierdził, że wyczerpał już prawie cały zapas drobiu na

zamku i w okolicy.

— Co tam kury! — odpowiedział książę. — Jesteśmy sami.

Opuszczono nas. Zamek jest pusty.

Baron ogromnie się tym przejął.

— Kto przygotuje kolację?

Page 137: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

137

— Ty przejmujesz się tylko kolacją. A gdybyśmy tak wykorzystali

nieobecność naszych kochanych kuzyneczek i zrobili przegląd w piwnicach

zamkowych? Słyszałem, że są one zaopatrzone w wina najprzedniejszych

gatunków?

— To niemożliwe — odpowiedział baron. — Do stołu podają tu

tylko trzeciorzędne wina, od których pali mnie w żołądku.

— Właśnie — rzekł książę — ciebie częstują marnym winem, a w

piwnicy przechowują najlepsze butelki, które będą pić po twoim wyjeździe.

Księciu niewiele zależało na dobrym winie, pragnął natomiast

obejrzeć piwnice, tak by mu nikt nie przeszkadzał. Obiło mu się bowiem o

uszy, że w jednej ze ścian hrabiny zamurowały skarb po Hrabim Wiśni, by z

nikim się nim nie dzielić.

— Jeśli sprawa przedstawia się tak, jak mówisz — przyznał mu

rację baron dotknięty do żywego — dobrze byłoby zejść tam i rozejrzeć się

trochę. Nasze kuzynki popełniają ciężki grzech ukrywając dobre wina w

piwnicy. Musimy dopomóc im do zbawienia dusz. Według mnie, jest to po

prostu naszym obowiązkiem.

— Myślę — ciągnął dalej książę nachylając się do ucha barona —

że będzie lepiej zwolnić na dzisiaj Fasolę. Wybierzemy się do piwnic sami.

Ja będę ciągnął twoje taczki.

Baron zgodził się od razu i w ten sposób Fasola miał wolne pół

dnia.

Ale dlaczego, zapytacie, książę nie idzie sam do podziemi, jeśli mu

tak zależy na tych skarbach? Dlatego, że gdyby ich przyłapano, mógłby

zrzucić winę na Barona Pomarańczę.

Miał już nawet przygotowaną odpowiedź:

„Musiałem mu towarzyszyć: zachciało mu się pić i poszedł po

butelkę wina".

Zacierając w duchu ręce, książę posłużył się nimi, aby pociągnąć

taczki, na których baron umieścił swój brzuch. Taczki bardzo mu ciążyły,

ale na szczęście trzeba było zejść tylko kilka schodków w dół.

Page 138: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

138

O powrocie książę na razie nie myślał. „Jakoś dam sobie radę" —

mówił. Ciężki brzuch barona pchał go w dół z taką szybkością, że gdyby

drzwi od piwnicy były zamknięte, zostałby o nie rozgnieciony jak mucha.

Jednakże szczęśliwym zbiegiem okoliczności drzwi były otwarte. Książę

wpadł na korytarz piwnicy i przebiegł z szaloną szybkością pomiędzy

szeregami ogromnych beczek, nad którymi piętrzyły się miliony butelek o

pokrytych kurzem etykietach.

— Stój! Stój! — krzyczał baron. — Popatrz, co tu za wspaniałości!

— Jeszcze kawałek dalej — odpowiadał książę — jeszcze dalej,

tam znajdziemy lepsze.

Baron, widząc wymykające mu się z prawej i z lewej strony całe

stosy beczek, bataliony butelek, baryłek, baryłeczek, flaszek i flaszeczek, nie

mógł zapanować nad swoim łakomstwem i na płacz mu się zbierało.

— Żegnajcie, żegnajcie, biedactwa wy moje! — wzdychał zwra-

cając się do butelek. — Żegnajcie, nigdy was już nie zobaczę!

Na koniec książę poczuł, że napór taczek zmniejsza się i że będzie

mógł się zatrzymać. Właśnie w tym miejscu, w lewym szeregu beczek

widniała luka, a w jej głębi znajdowały się drzwiczki.

Baron rozsiadł się wygodnie, wyciągał ręce w lewo i w prawo,

chwytając po dwie butelki na raz, odkorkowywał je zębami, które dzięki

ciągłym ćwiczeniom stały się nadzwyczaj mocne, i wlewał sobie zawartość

butelek do żołądka, przerywając tę czynność tylko po to, aby westchnąć z

zadowolenia. Książę przyglądał mu się przez chwilę, po czym wszedł w

pustą przestrzeń pomiędzy beczkami.

— Dokąd idziesz, najdroższy kuzynie? Dlaczego nie korzystasz z

tych wspaniałości?

— Idę przynieść ci butelkę najlepszego wina, którą widzę tam w

głębi.

— Niebo ci zapłaci za twoje starania — bełkotał baron w prze-

rwach między jednym łykiem a drugim — napoiłeś spragnionego, nigdy nie

zginiesz z pragnienia.

Page 139: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

139

Drzwiczki nie miały zamka.

— Dziwne — mruknął książę przez zęby. — A może te drzwi

otwierają się za pomocą tajnego mechanizmu?

Zaczął badać drzwi, centymetr po centymetrze, w poszukiwaniu

tajnego mechanizmu, ale na próżno — drzwi ani drgnęły.

Tymczasem baron, który wypróżnił już wszystkie znajdujące się w

pobliżu butelki, przyczołgał się do pustej przestrzeni między beczkami i

zatrzymał się tuż za plecami księcia. Książę tymczasem pocił się, wysilał i

coraz bardziej denerwował.

— Co robisz, najdroższy kuzynie?

— Próbuję otworzyć te drzwi. Przypuszczam, że znajdują się tam

najznakomitsze wina. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby udało mi się je

otworzyć.

— Nie przejmuj się tym. Podaj mi lepiej, jako że zręczniejszy jesteś

ode mnie, tę butelkę z żółtą etykietą. Jest to na pewno chińskie wino, nigdy

jeszcze takiego nie piłem.

Książę niechętnie się obejrzał szukając butelki, którą wskazywał

mu baron. Dostrzegł ją w końcu. Była to butelka zwykłego kształtu, niczym

nie różniąca się od innych butelek. Odmienność jej polegała wyłącznie na

kolorze. Istotnie wszystkie butelki miały etykiety czerwone, ta natomiast

miała żółtą. Książę, przeklinając w duchu łakomstwo barona, ze złością

wyciągnął po nią rękę.

O dziwo! Butelka była jak gdyby przyrośnięta do półki. Książę

musiał użyć całej swojej siły, aby ją oderwać.

— Myślałem, że napełniona jest ołowiem — powiedział ze zdu-

mieniem.

Skoro tylko oderwał butelkę od półki, drzwiczki powoli i bez-

szelestnie poruszyły się w zawiasach. Baron wpatrywał się w nie z

osłupieniem.

Page 140: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

140

— Mandarynko! Mandarynko! — zawołał. — To nie była butelka!

To był klucz! Spójrz tylko, otworzyłeś drzwiczki.

„Tutaj więc krył się tajemniczy mechanizm" — pomyślał książę,

ale nie miał czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo oto drzwi otworzyły

się na oścież i na progu ukazała się jakaś drobna postać, która, kłaniając się

uprzejmie, zawołała dźwięcznym głosikiem:

— Dzień dobry panom! Serdecznie dziękuję za wyświadczoną mi

przysługę. Od trzech godzin na próżno próbowałem otworzyć te drzwi.

Jakim sposobem odgadliście, że mogę akurat tam się znajdować?

— Wisienek! — jednogłośnie zawołali książę i baron. — Drogi

Wisienku — dorzucił baron, który był już nieco podchmielony i stał się

nadzwyczaj wylewny — drogi Wisienku, pójdź, niech cię uściskam.

Książę natomiast był mniej zadowolony.

„Skąd się tu wziął ten mały natręt?" — zadawał sobie pytanie, a

wątroba przewracała się w nim ze złości. Nadrabiając jednak miną odezwał

się uprzejmie:

— Najdroższy kuzynie, prawdziwa to dla nas przyjemność

uprzedzać twoje życzenia.

— A ja sądzę — powiedział Wisienek prosto z mostu — ponieważ

nie zawiadamiałem was, że tą drogą powrócę do zamku, a w zamku

znajdujecie się w tej chwili tylko wy dwaj, że ściągnęły was tutaj jakieś

łajdackie zamiary. Ale o tym przekonamy się później. Na razie mam

przyjemność przedstawić wam moich przyjaciół. — I odsunąwszy się na

bok, Wisienek przepuścił kolejno wszystkich swoich przyjaciół: Cebulka,

Rzodkieweczkę, Majstra Winogronko, Ojca Kabaczka, adwokata itd., itd.

— Ależ to jakiś najazd! — stwierdził osłupiały Mandarynka.

Był to istotnie najazd obmyślony przez Wisienka. Krążąc po lesie

przyjaciele nasi spotkali się w końcu i wywnioskowali, że wszyscy ich

wrogowie, z wyjątkiem księcia i barona, znajdują się poza obrębem zamku.

Wisienek, który znał tajemne przejście prowadzące z lasu do piwnicy,

zaproponował, aby zająć fortecę nieprzyjaciela.

Page 141: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

141

I, jak widzicie, wszystko udało się wspaniale. Księcia zamknięto w

jego pokoju, a pilnował go Fasola.

Barona pozostawiono w piwnicy, nikt bowiem nie miał ochoty

wnosić go na górę po schodach.

Page 142: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

142

ROZDZIAŁ XXI

MISTER MARCHEWKA ZOSTAJE MIANOWANY ZAGRANICZNYM DORADCĄ WOJSKOWYM

Kiedy zapadł wieczór i ciemności ogarnęły zamek, niektórzy z

naszych przyjaciół zaczęli się niepokoić.

— I cóż teraz poczniemy? — pytała Pani Dynia. — Nie możemy

pozostać tu na zawsze. Znajdujemy się w obcym domu, a każdy z nas ma

swój własny dom i swoje obowiązki.

— Ani nam w głowie pozostać tu na zawsze — odpowiedział

Cebulek — chcemy tylko wejść w układy z nieprzyjacielem. Zażądamy

jedynie wolności dla wszystkich. Kiedy będziemy mieli pewność, że nikomu

nie stanie się nic złego, opuścimy zamek.

— Ale jak będziemy się bronić? — wtrącił Sinior Groszek. —

Obrona takiego zamku to nadzwyczaj trudne zadanie bojowe. Wymaga ono

znajomości strategii, taktyki wojennej oraz umiejętności obchodzenia się z

bronią palną.

— Co to takiego broń palna? — zapytała Pani Dynia. — Mecenasie,

proszę nie zasypywać nas niezrozumiałymi słowami.

— Chcę przez to powiedzieć — odrzekł czerwieniąc się adwokat

— że nie ma między nami ani jednego generała. Jak można bronić się bez

generała?

— W lesie znajduje się bez mała czterdziestu generałów —

powiedział Cebulek — a nie mogli nas schwytać.

— No, zobaczymy — mruknął Sinior Groszek. Sama myśl o

przetrwaniu długiego oblężenia bez generała, który znałby się na strategii,

na taktyce wojennej i na działach, przyprawiała go o straszliwe dreszcze.

Page 143: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

143

— Nie mamy armat — dorzuciła zapobiegliwa Pani Dynia.

— Nie mamy karabinów maszynowych — dodał Por.

— Nie mamy strzelb — poparł go Majster Winogronko.

— Będziemy mieli wszystko, co będzie nam potrzebne — rzekł

Cebulek — nie bójcie się. Czemu nie idziecie spać? Przecież już po kolacji.

Wszyscy udali się więc na spoczynek. Do łóżka barona położyło

się siedem osób i jeszcze było dużo miejsca. Natomiast Dziadek Jagoda i

Ojciec Kabaczek poszli spać do domku, który stał w parku, koło bramy.

Mieszkający w nim obecnie Mops nie przyjął ich zbyt uprzejmie,

ale skoro dowiedli mu, że domek nie należy do niego, jako pies szanujący

prawo, zdecydował się przenocować w swojej starej budzie. Kabaczek

usiadł i wyglądał przez okienko, a Dziadek Jagoda położył się u jego stóp.

— Jaka piękna noc — mówił Ojciec Kabaczek — jaka spokojna

noc! Są nawet i ognie sztuczne.

Istotnie, Książę Cytryna urządził w lasku pokaz sztucznych ogni,

aby zabawić hrabiny. A jak to robił? Związywał po dwóch Cytrynków,

umieszczał ich w lufie armatniej, po czym strzelał nimi w powietrze.

Jednakże w pewnej chwili Pomidor zbliżył się do księcia i szepnął

mu do ucha:

— Wasza wysokość, w ten sposób zmarnuje pan całe swoje

wojsko.

Książę kazał więc zaprzestać puszczania ogni, mówiąc przy tym:

— Jaka szkoda!

— O, proszę — powiedział Ojciec Kabaczek wyglądając przez

okienko — sztuczne ognie już się skończyły.

Książę przeliczył żołnierzy, którzy pozostali mu do dalszego

pościgu za zbiegami. Miał ich jeszcze dostateczną ilość, ale przezorniej było

zaczekać do rana.

Page 144: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

144

Około północy Pomidor wybrał się na spacer dla uspokojenia

nerwów. (Prawda, nie powiedziałem wam, że sztuczne ognie bardzo go

zdenerwowały. „Cóż za głupota — myślał — zużyć na sztuczne ognie tylu

zdolnych do walki Cytrynków"). Wszedł na pagórek z myślą, że może

zobaczy stamtąd ognisko zbiegów, gdyby je przypadkiem rozpalili.

Tymczasem z największym zdumieniem ujrzał oświetlone okna zamku.

„Baron i książę bawią się — pomyślał z niechęcią. — Gdy tylko

zbiegowie zostaną schwytani i skończy się ta cała historia z Cebulkiem,

trzeba będzie wziąć się do tych dwu darmozjadów".

Obserwował przez dłuższą chwilę zamek i złość wzbierała w nim

z minuty na minutę.

„Próżniacy! — myślał zirytowany. — Rzezimieszki! Przywiodą do

ruiny te dwie stare głupie hrabiny, a dla mnie zostaną tylko kości do

lizania".

W oknach na zamku światła zaczynały gasnąć jedno po drugim. W

końcu tylko jedno okno pozostało oświetlone.

— Książę Mandarynka nie może spać po ciemku — wycedził przez

zęby Pomidor. — Boi się. Patrzcie tylko, cóż to za głupiec! Bawi się

gaszeniem i zapalaniem światła. Aż w końcu zepsuje kontakt! Spowoduje

krótkie spięcie i cały zamek stanie w płomieniach. Skończ już z tym!

Skończże z tym, do licha!

Pomidor nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że krzyczy. Z tej

odległości wydawało mu się, że książę bawi się w puszczanie zajączków

lampą na złość jemu, Pomidorowi. Ale w pewnej chwili nasunęło mu się

podejrzenie.

„A jeżeli są to sygnały?" — zastanowił się, zdziwiony tak długo

trwającą zabawą.

„No tak, ale jakie sygnały? Po co? I dla kogo? Dałbym przedziu-

rawiony grosz za to, by wiedzieć, co one mogą oznaczać. Trzy znaki

krótkie... trzy długie... znowu trzy krótkie... Ciemno. A teraz na nowo

zaczyna, trzy znaki krótkie... trzy długie... trzy krótkie. Założyłbym się, że

Page 145: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

145

ma nastawione radio i w takt muzyki zapala i gasi światło. Rozrywka w sam

raz dla takiego darmozjada".

Wrócił do obozu i spotka wszy jednego z dygnitarzy, który wy-

glądał na wykształconego człowieka, zapytał go, czy zna się na sygnałach.

— Oczywiście — odpowiedział Cytryna — jestem doktorem

sygnalizacji, doktorat uzyskałem na uniwersytecie w Camerino.

— A co oznacza taki sygnał? — i Pomidor opisał sygnały

nadawane z okna Księcia Mandarynki.

— S... O... S... znaczy to: ratujcie nasze dusze. Czyli: na pomoc!

„Na pomoc? — myślał zdumiony Pomidor. — A więc to nie była

zabawa. Książę Mandarynka chce nas o czymś zawiadomić. Musi znajdować

się w niebezpieczeństwie, skoro nadaje ten sygnał".

I nie zastanawiając się dłużej, wielkimi krokami pomaszerował w

stronę zamku. Kiedy doszedł do bramy, zagwizdał na Mopsa. Pewien był, że

pies wyskoczy z eleganckiego domku, tymczasem ze zdumieniem zobaczył,

że Mops zwiesiwszy uszy wychodzi ze swojej starej budy.

— Co się stało? — zapytał go.

— Ja szanuję prawo — odpowiedział pies, najwidoczniej w złym

humorze. — Prawowici właściciele przedstawili mi dokumenty mające

ważność niewątpliwą, nie mogłem więc zrobić nic innego, jak ustąpić im

miejsca.

— Jacy znów właściciele?

— Niejaki Kabaczek i niejaki Jagoda.

— A gdzież oni są teraz?

— W swoim domu. Śpią. Tak mi się przynajmniej zdaje, ale nie

wyobrażam sobie, jak będzie tam spał Ojciec Kabaczek, bo w domku można

tylko siedzieć.

— A kto jest na zamku?

Page 146: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

146

— Och, dużo ludzi. Moc gości. Wszyscy niskiego pochodzenia, jak

szewcy, profesorowie muzyki, cebule i tak dalej.

— Mówisz o Cebulku?

— Tak, wydaje mi się, że tak się właśnie nazywa. Poza tym, o ile

mogłem zauważyć, Książę Mandarynka czuje się bardzo obrażony. Zamknął

się w swoich apartamentach i nie pokazał się przez cały wieczór.

„To znaczy, że jest uwięziony" — pomyślał Pomidor wpadając z

jednego zdumienia w drugie.

— Baron Pomarańcza z kolei zamknął się nie tyle w swoich

apartamentach, ile w piwnicy — ciągnął dalej Mops. — Od wielu godzin

dochodzi stamtąd istna strzelanina otwieranych butelek, aż miło posłuchać.

„Przeklęty pijak" — pomyślał Pomidor.

— Jednego tylko nie mogę sobie wytłumaczyć — mówił pies — a

mianowicie tego, że wicehrabia zapominając o obowiązkach, jakie nakłada

na niego wysokie urodzenie, zadaje się z ludźmi tak niskiego pochodzenia.

Pomidor pobiegł obudzić Księcia Cytrynę i hrabiny i oznajmił im

straszną wiadomość. Hrabiny chciały natychmiast wrócić do zamku, ale

książę zaoponował:

— Nocne zabawy wydatnie zmniejszyły siły mego wojska. Nie

posiadam dostatecznej ilości żołnierzy, by próbować natarcia w nocy.

Wyruszymy o świcie.

Na razie książę kazał zawołać Pana Pietruszkę, świetnego

rachmistrza, żeby policzył mu żołnierzy, których szeregi mocno

przetrzebiły sztuczne ognie. Pan Pietruszka uzbroił się w tabliczkę i kredę i

obszedł wszystkie namioty, oznaczając jednym krzyżykiem każdego

żołnierza i dwoma krzyżykami każdego dygnitarza lub generała. Z

rachunku wypadło mu, że pozostało siedemnastu Cytrynków i około

czterdziestu generałów, a prócz tego Pomidor, Pan Pietruszka, Książę

Cytryna, hrabiny, Mister Marchewka, Gończy i konie.

Pomidor nie wiedział, jaki może być pożytek z koni, ale Pan

Pietruszka wyjaśnił, że podczas oblężenia konie mogą okazać się bardzo

Page 147: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

147

przydatne. Rozgorzała dyskusja strategiczna, w wyniku której Książę

Cytryna całkowicie przekonany powierzył Panu Pietruszce komendę nad

oddziałem kawalerii.

Plan wojenny opracowano przy pomocy detektywa Marchewki,

podniesionego przy tej okazji do rangi zagranicznego doradcy wojskowego.

Doradził on przede wszystkim, aby wszyscy uczernili sobie twarze

w celu wystraszenia oblężonych. Książę kazał odkorkować mnóstwo

butelek i, przypaliwszy korki, osobiście zabawiał się czernieniem twarzy

swoich generałów.

— Wielki to dla nas zaszczyt! — mówili generałowie kłaniając się

nisko. Książę wykorzystywał te ukłony, aby uczernić im także karki.

O wschodzie słońca malowanie zostało szczęśliwie zakończone.

Książę robił wrażenie bardzo zadowolonego i nalegał, aby hrabiny i

Pomidor pozwolili także uczernić sobie twarze.

— Sytuacja jest bardzo poważna — ostrzegał — a poza tym nie

zużyliśmy jeszcze wszystkich korków.

Hrabiny zgodziły się w końcu ze łzami w oczach. Atak rozpoczął

się punktualnie o siódmej rano.

Page 148: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

148

ROZDZIAŁ XXII

BARON MIAŻDŻY NIECHCĄCY DWUDZIESTU GENERAŁÓW

Pierwsza część planu natarcia przedstawiała się następująco: psa

Gończego łączyła przyjaźń z Mopsem, miał on to wykorzystać i skłonić

Mopsa, aby otworzył mu bramę do parku, przez którą postępując za

Gończym przejechać miał szwadron nacierającej kawalerii, pod

dowództwem Pana Pietruszki. Jednakże pierwsza część planu zawiodła na

całej linii, ponieważ brama nie tylko nie była zamknięta, ale otwarta wręcz

na oścież, a przy wejściu Mops prezentował broń, czyli ogon. Przerażony

Gończy wycofał się i doniósł swojemu panu o tym dziwnym wydarzeniu.

— Coś się w tym kryje — powiedział Mister Marchewka używając

ulubionego wyrażenia zagranicznych doradców wojskowych.

— Kryje się w tym bardzo, bardzo wiele rzeczy — poparł go

natychmiast Gończy.

— A skąd się one wzięły? — zapytał książę.

— Co takiego?

— No, te rzeczy.

— Wasza wysokość, nie idzie tu o żadne rzeczy. Jeśli bramę

pozostawiono otwartą, to musi być zasadzka.

— Wobec tego wejdziemy od tyłu — zadecydował książę.

Ale tylna brama była także otwarta. Doradcy księcia sami już nie

wiedzieli, co począć. Książę zaczynał mieć dość tej całej wojny.

— Zbyt długo trwa — skarżył się Pomidorowi. — Zbyt długo się

ciągnie i zbyt wiele nastręcza trudności. Gdybym wiedział o tym wcześniej,

wcale bym jej nie rozpoczynał.

Page 149: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

149

Wreszcie postanowił sam dokonać bohaterskiego czynu. Ustawił

swoich czterdziestu generałów w szeregu i wydał rozkaz:

— Baaaczność!

Czterdziestu generałów poderwało się jak jeden mąż.

— Naprzód marsz, raz-dwa, raz-dwa!

Przemaszerowali przez bramę i bohaterski pluton ruszył w

kierunku zamku, który — jak wiecie — znajdował się na wzgórzu. Podejście

było męczące. Książę spocił się i zawrócił powierzając dowództwo jednemu

z Cytrynów wysokiej rangi.

— Posuwajcie się naprzód. Ja idę przygotować generalny atak.

Dzięki mojej osobistej interwencji przynajmniej pierwsza linia została

przełamana.

Cytryn wysokiej rangi sprezentował broń i objął dowództwo. Po

przejściu dziesięciu kroków wydał rozkaz pięciominutowego odpoczynku.

Właśnie miał zamiar zakomenderować „do ataku", bo znajdowali się już w

odległości około stu metrów od zamku, kiedy nagle dał się słyszeć

straszliwy huk i pocisk niespotykanej wielkości zaczął staczać się z pagórka

wprost na czterdziestu generałów, którzy nie czekając na rozkazy zrobili w

tył zwrot i popędzili na dół co sił w nogach. Szybkość ich jednak była bez

porównania mniejsza od szybkości tajemniczego pocisku, który niby lawina

doścignął ich w kilka sekund, zmiażdżył dwudziestu generałów, tak jakby to

były dojrzałe śliwki, i tocząc się dalej, minął bramę, odrzucił kawalerię Pana

Pietruszki gotującą się do ataku i przewrócił karocę hrabin.

Kiedy zatrzymał się, wyszło na jaw, że nie była to żadna mina

magnetyczna ani też beczka z dynamitem, tylko Baron Pomarańcza.

— Najdroższy kuzynie! — wołała z rozczuleniem Donna Prima

biegnąc mu na spotkanie, zakurzona i potargana, tak jak podniosła się po

upadku.

— O pani! Nie mam przyjemności jej znać. Nigdy nie byłem w

Afryce.

Page 150: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

150

Page 151: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

151

— Ależ to ja, Donna Prima!

— Wielkie nieba! Co też ci przyszło do głowy, aby zrobić z siebie

takie czupiradło?

— To ze względów strategicznych. A teraz ty mi wytłumacz,

proszę, jak się to stało, że nagle znalazłeś się tutaj i to w taki sposób?

— Przybyłem wam na odsiecz. Przyznaję, że w sposób raczej

gwałtowny, ale nie miałem wyboru. Cała noc zeszła mi na próbach

wydostania się z piwnicy, gdzie zamknęli mnie ci hultaje. Wyobraźcie sobie,

że rozgryzłem drzwi zębami.

— Rozgryzłeś też z pół tuzina beczek — wymamrotał Pomidor

siny ze złości.

— Kiedy znalazłem się już na wolności, zacząłem staczać się ze

wzgórza, miażdżąc po drodze całe plemię Murzynów wysłanych z

pewnością przez tych zbójów, w celu zajęcia zamku.

Gdy Donna Prima wyjaśniła mu, że było to czterdziestu

generałów, biedny baron nie mógł się uspokoić, ale w głębi duszy dumny

był ze swej siły.

Książę Cytryna właśnie skończył poranną kąpiel w swoim

namiocie. Widząc straty, jakie poniosło jego wojsko, był pewien, że

nieprzyjaciel ruszył do ataku, i oburzył się niesłychanie, kiedy zwrócono mu

uwagę, że klęskę tę spowodował jego sprzymierzeniec mający jak najlepsze

zamiary.

— Niech Bóg mnie chroni od przyjaciół, przed wrogami sam się

obronię.

Książęta nie umieją cenić przyjaciół. Stąd też mają wielu

zaciekłych wrogów i na pocieszenie cytują przysłowia bez sensu.

Mniej więcej po kwadransie próbowano znowu atakować.

Dziesięciu wybranych ludzi biegiem ruszyło pod górę, wydając przeraźliwe

okrzyki, aby przestraszyć bodaj tylko kobiety i dzieci znajdujące się wśród

oblężonych. Powitani zostali z wyszukaną uprzejmością. Powiedziałbym, że

aż nazbyt uprzejmie. Cebulek kazał włączyć pompy strażackie do

Page 152: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

152

najokazalszych beczek, znajdujących się w piwnicy. Kiedy napastnicy

zbliżyli się na odległość strzału, wydał rozkaz:

— Wino!

Powinien by właściwie zawołać: ognia! — zrobią uwagę krytycy

— ale pompy te służyły przecież do gaszenia ognia, a nie do wzniecania go.

Napastnicy oblani zostali silnymi strumieniami, czerwonymi i

aromatycznymi. Wino zalewało im usta i dziurki od nosa, grożąc

uduszeniem. Wbrew swoim chęciom zrobili więc w tył zwrot i zaczęli

schodzić po zboczu, a w ślad za nimi lały się strumienie tryskające z pomp,

nie przestając ich ścigać ani na chwilę.

Kiedy zeszli na dół, byli zupełnie pijani, ku wielkiemu oburzeniu

hrabin.

Możecie sobie wyobrazić, jak krzyczał książę:

— Wstyd! Zasłużyliście wszyscy na chłostę. Cóż za chamstwo! Pić

czerwone wino na czczo. Znów dziesięciu ludzi niezdolnych do walki!

Istotnie, dziesięciu wojowników jeden po drugim rozłożyło się u

stóp księcia i zaczęło chrapać w najlepsze.

Położenie z minuty na minutę stawało się tragiczniejsze.

Pomidor chwycił się oburącz za głowę i wołał do Mister

Marchewki:

— Radźcie coś! Jesteście zagranicznym doradcą wojskowym czy

nie?!

Tymczasem na zamku, jak to sobie łatwo wyobrazić, oblężeni nie

posiadali się z radości.

Więcej niż połowa wrogów była unieszkodliwiona. Możliwe, że

lada chwila tam w dole, między dwoma filarami bramy zamkowej, ukaże się

biała chorągiew.

Page 153: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

153

ROZDZIAŁ XXIII

CEBULEK ZAWIERA PRZYJAŹŃ Z PAJĄKIEM-LISTONOSZEM

Nie chcę wprowadzać was w błąd: pomiędzy filarami bramy

zamkowej nie ukazała się biała chorągiew. Ukazała się natomiast cała

dywizja Cytrynków, która właśnie przybyła ze stolicy, a nasi przyjaciele nie

mieli innego wyjścia, jak poddać się lub uciekać.

Cebulek próbował ucieczki przez piwnicę, ale wyjście z korytarza

podziemnego, prowadzącego do lasu, było obstawione przez oddziały

księcia.

Ktoś musiał zdradzić tajemnicę podziemnego korytarza.

I tego nie będę ukrywał przed wami: zrobił to Groszek.

Widząc, co się dzieje, adwokat — ze strachu, aby nie powieszono

go po raz drugi — przeszedł na stronę nieprzyjaciela.

Radość Pomidora z powodu schwytania Cebulka była tak wielka,

że wypuścił na wolność wszystkich innych więźniów, którzy powrócili do

swoich domów. Wisienka zamknął za karę na strychu.

Cebulka natomiast cała kompania Cytrynków zaprowadziła do

więzienia i umieściła w lochu podziemnym.

Dwa razy dziennie Cytryn stojący na straży przynosił mu na

miejsce polewkę z chleba. Cebulek połykał wszystko nie widząc nawet, co

je, częściowo dlatego, że był głodny, a częściowo dlatego, że w lochu nie

zapalano nigdy światła. Resztę dnia Cebulek spędzał na rozmyślaniach,

wyciągnięty na pryczy.

„Gdybym tak mógł spotkać mego ojczulka — myślał. — Gdybym

mógł przynajmniej zawiadomić go, że i ja jestem tutaj''.

Page 154: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

154

Dniem i nocą patrol Cytrynków przechadzał się za drzwiami,

głośno waląc obcasami w podłogę.

— Moglibyście przybić sobie gumowe obcasy! — wołał Cebulek,

który nie mógł zasnąć. Ale oni nie raczyli się nawet obejrzeć na drzwi.

Po tygodniu przyszli po niego.

— Dokąd mnie prowadzicie? — pytał Cebulek myśląc, że

prowadzą go na szubienicę. Tymczasem wyprowadzono go na podwórze, na

krótką przechadzkę. Cebulek musiał dobrze wyciągać nogi, które odwykły

od chodzenia; miał też kłopoty z oczami, które tak odzwyczaiły się od

światła, że nie mógł ich otworzyć.

Podwórze było okrągłe i więźniowie ubrani wszyscy w biało-

czarne pasiaki szli w szeregu, jeden za drugim. Pośrodku stał Cytrynisko i

wybijał krok na bębnie.

— Raz-dwa, raz-dwa.

Cebulek włączył się do szeregu i szedł za jakimś starym, przy-

garbionym więźniem o przyprószonych siwizną włosach, który kaszlał od

czasu do czasu, a plecami jego wstrząsały dreszcze.

„Biedny staruszek — myślał Cebulek. — Gdyby nie był taki stary,

przypominałby mego ojca".

Nagle staruszek dostał tak silnego ataku kaszlu, że aż się zatoczył i

musiał oprzeć się o mur, aby nie upaść. Cebulek podbiegł do niego, by go

podtrzymać, i spojrzał na jego twarz porysowaną tysiącem zmarszczek.

Więzień także popatrzał na niego przygasłymi oczyma, po czym chwycił go

za ręce i szepnął:

— Cebulku, synu mój!

— Ojczulku, jak bardzo się postarzałeś!

Ojciec i syn z płaczem rzucili się sobie w ramiona.

— Cebulku, nie płacz — szeptał starzec — bądź dzielny.

Page 155: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

155

— Ja nie płaczę, tatusiu. Smutno mi, że taki jesteś stary i

schorowany. A ja przecież obiecywałem, że przyjdę cię uwolnić!

— Nie smuć się. Nadejdą i dla nas szczęśliwe dni.

Ale właśnie w tym momencie Cytrynisko, który wybijał krok,

uderzył z całej siły w bęben.

— Hej, tam, wy dwaj! Czy nie widzicie, że zepsuliście mi porządek

w całym szeregu? Naprzód marsz!

Cebula oderwał się od swego syna i pomaszerował przed siebie.

Przeszli jeszcze dwa razy dokoła podwórza, po czym cały szereg wkroczył

na korytarz wiodący do cel.

— Przyślę ci wiadomości o sobie — szepnął stary Cebula.

— W jaki sposób?

— Zobaczysz. Bądź dobrej myśli, Cebulku!

— Do widzenia, ojczulku!

Staruszek zniknął w swojej celi. Loch Cebulka znajdował się w

podziemiach, o dwa piętra niżej i teraz po widzeniu z ojcem nie wydawał

mu się już taki ciemny. Zresztą, jeśli się ktoś dobrze przypatrzył, wpadało

tam trochę światła przez okienko wychodzące na korytarz. Ale tak mało, tak

maluteńko, że można było dostrzec tylko bagnety defilujących tam i z

powrotem Cytrynków.

Następnego dnia, gdy dla zabicia czasu Cebulek zabawiał się

rachowaniem tych bagnetów, usłyszał, że woła go, nie wiadomo z której

strony, jakiś dziwny głosik.

— Kto mnie woła?! — wykrzyknął zdumiony.

— Spojrzyj na ścianę.

— Patrzę, ale cóż mi z tego? Widzę tylko gołą ścianę.

— Spojrzyj bliżej okienka.

Page 156: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

156

— Teraz cię widzę. Ależ ty jesteś pająk! Czego szukasz w tych

podziemiach? Muchy nie lubią wilgoci.

— Nazywam się Kulawy Pająk. Moją pajęczynę mam o piętro

wyżej. Zaglądam do niej, kiedy jestem głodny, i zawsze tam coś znajdę.

Cytrynisko walnął z wściekłością w drzwi.

— Cicho tam! Czy można wiedzieć, z kim rozmawiasz?

— Odmawiam pacierze, których nauczyła mnie moja matka.

— To mów po cichu! — huknął strażnik. — Mylisz nam krok.

Cytrynkowie byli na tyle głupi, że kiedy słyszeli jakiś hałas, nie

potrafili maszerować w nogę.

Kulawy Pająk zsunął się trochę niżej i szepnął swoim miękkim

głosikiem:

— Przynoszę ci list od twego ojca.

Istotnie upuścił bilecik, który zdumiony Cebulek rozwinął i

przeczytał jednym tchem.

„Kochany Cebulku! Wiem o Twoich przygodach. Nie bierz sobie do

serca, że nie wszystko poszło Ci tak, jakbyś sobie tego życzył. Ja na Twoim

miejscu postąpiłbym tak samo, jak Ty. Krótki pobyt w więzieniu nie

wyrządzi Ci zresztą wielkiej szkody. Będziesz mógł dalej się uczyć i będziesz

miał czas uporządkować swoje myśli. Osoba, która przyniosła Ci tę

wiadomość, to nasz listonosz. Możesz mu zaufać i prześlij mi przez niego

wiadomość. Ściskam Cię serdecznie. Twój ojciec Cebula".

— Czy skończyłeś już czytać? — zapytał Pająk.

— Tak, skończyłem.

— W porządku. Weź wobec tego bilecik do ust, przeżuj go i

połknij, żeby nie wpadł w ręce strażników.

— Zrobione — odpowiedział Cebulek żując karteczkę.

— A teraz — rzekł Pająk — do widzenia!

Page 157: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

157

— Dokąd idziesz?

— Roznosić pocztę.

Cebulek dostrzegł, że Pająk ma na szyi torbę wypchaną bilecikami,

taką samą, jaką mają listonosze.

— Komu niesiesz te wszystkie listy?

— Już od pięciu lat się tym zajmuję. Każdego ranka obchodzę

wszystkie cele, zbieram pocztę, a potem ją roznoszę. Strażnicy nigdy jeszcze

mnie nie przyłapali, nigdy jeszcze nie znaleźli ani jednego bilecika. Tym

sposobem więźniowie mają możność wymieniać między sobą wiadomości.

— A skąd biorą papier?

— Nie piszą na papierze. Piszą na strzępach swoich koszul.

— Teraz rozumiem, dlaczego ten bilecik miał taki dziwny smak.

— Atrament — ciągnął dalej Pająk — robią z zupy, do której

dodają trochę cegły zeskrobanej ze ściany.

— Rozumiem — rzekł Cebulek. — Jutro rano wstąp do mojej celi.

Będę miał pocztę dla ciebie.

— Przyjdę z pewnością —' przyrzekł Pająk i ruszył w drogę.

Dopiero teraz Cebulek zauważył, że Pająk kuleje.

— Czy miałeś jakiś wypadek?

— Skądże! To reumatyzm. Ciągłe przebywanie w wilgoci nie

poszło mi na zdrowie. Jestem już stary i bardzo by mi się przydało wyjechać

trochę na wieś. Mam brata, który mieszka na polu kukurydzy; każdego

ranka snuje swoją siatkę na dwu ździebełkach trawy i zażywa słońca i

świeżego powietrza od rana do nocy. Pisał tyle razy zapraszając mnie do

siebie, ale cóż, kiedy wziąłem na swoje barki ten obowiązek. Uważam, że

skoro bierze się na siebie jakiś obowiązek, należy go wypełnić. Poza tym

żywię osobistą urazę do Księcia Cytryny, ponieważ jeden z jego sług zabił

mojego ojca. Rozgniótł go na ścianie w kuchni, biednego staruszka. Do dziś

dnia pozostała tam plama. Od czasu do czasu chodzę na nią popatrzeć i

Page 158: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

158

mówię tak: „Mam nadzieję, iż nadejdzie taki dzień, kiedy i książę skończy na

jakiejś ścianie i nie pozostanie po nim nawet plama". Czy nie mam racji?

— Nigdy nie zdarzyło mi się spotkać równie szlachetnego pająka

— odpowiedział uprzejmie Cebulek.

— Robi się co można — odrzekł skromnie Pająk i kusztykając

dotarł do okienka. Przeszedł prawie pod nosem Cytryniska, zatrzymał się

na chwilę, by zerknąć, czy wszystko jest w porządku, i ruszył w dalszą

drogę.

Page 159: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

159

ROZDZIAŁ XXIV

CEBULEK TRACI WSZELKĄ NADZIEJĘ

Cebulek oderwał rąbek od swojej koszuliny i poprzedzierał go na

wiele kawałków.

„Papier listowy już jest — pomyślał z zadowoleniem. — A teraz

zaczekam, aż przyniosą mi atrament".

Kiedy Cytrynisko wniósł zupę, Cebulek nie zjadł ani odrobiny.

Zeskrobał łyżką trochę cegły ze ściany i dosypał do zupy. Zamieszał i

trzonkiem od łyżki napisał listy, które miał zamiar wysłać.

„Drogi ojczulku — pisał w pierwszym liście. — Czy przypominasz

sobie, że przyrzekłem uwolnić Cię? Otóż chwila ta jest już bliska.

Obmyśliłem cały plan, który umożliwi Ci ucieczkę. Ściskam Cię. Twój syn

Cebulek".

Następny list, zaadresowany do Kreta, brzmiał następująco: „Stary

Krecie, serce Ty moje! Nie myśl, że o Tobie zapomniałem. W więzieniu nie

mam nic do roboty i myśli moje biegną do starych przyjaciół. Myślałem,

myślałem i wymyśliłem: to Ty dopomożesz mi wydostać się stąd i uwolnić

mojego ojca. Niełatwe to zadanie, przyznaję. Ale gdybyś mógł zebrać setkę

kretów, które przy-szłyby Ci z pomocą, nie byłoby to niemożliwe. Czekam

na szybką odpowiedź, czyli na chwilę, kiedy zjawisz się w mojej celi. Twój

stary przyjaciel — Cebulek.

P.S. Tym razem oczy nie będą Cię bolały. W lochu jest ciemniej niż w

kałamarzu z atramentem".

Trzeci list, do Wisienka, donosił:

„Drogi Wisienku! Nie mam od Ciebie żadnych wiadomości, ale

pewien jestem, że nasze niepowodzenia nie odebrały Ci otuchy. Przyrzekam

Page 160: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

160

Ci, że dam jeszcze porządną nauczkę Pomidorowi. W więzieniu

przemyślałem wiele rzeczy; będąc na wolności nie miałem nawet czasu o

nich myśleć. Musisz mi dopomóc do ucieczki.

Odnieś Kretowi list na wiadome miejsce. Przyślę Ci dalsze polecenia.

Pozdrowienia dla wszystkich — Cebulek".

Schował wszystkie listy pod poduszkę, wylał resztę atramentu do

małej dziurki pod łóżkiem, oddał miseczkę strażnikowi, kiedy ten przyszedł

na wieczorny obchód, i położył się spać.

Następnego ranka Kulawy Pająk przyniósł mu drugi list od ojca.

Cebula, biedaczysko, spragniony był wiadomości od syna, ale prosił go, aby

zbyt szybko nie zużywał swojej koszuli.

Cebulek oddarł prawie połowę koszuliny, rozłożył ją na ziemi,

umaczał palec w kałamarzu, czyli w dziurce znajdującej się pod łóżkiem, i

zabrał się do pisania.

— Cóż ty wyrabiasz? — odezwał się oburzony listonosz. — Jeśli

będziesz używał takich dużych arkuszy, to w przeciągu tygodnia zabraknie

ci papieru listowego.

— Nie troszcz się o to — odpowiedział Cebulek. — Za tydzień już

mnie tu nie będzie.

— Łudzisz się, mój chłopcze.

— Być może. Ale na razie zamiast prawić mi morały, może

mógłbyś wyciągnąć do mnie pomocną dłoń.

— Chętnie służę ci wszystkimi moimi ośmioma łapkami. O cóż

chodzi?

— Chcę narysować na tym skrawku koszuli plan więzienia, za-

znaczając w odpowiednich miejscach poszczególne piętra, mury, podwórze

i w ogóle wszystko.

Z pomocą Kulawego Pająka Cebulek w jednej chwili narysował

plan więzienia i tam gdzie znajdowało się podwórze, postawił krzyżyk.

— Dlaczego zrobiłeś ten krzyżyk? — zapytał go Kulawy Pająk.

Page 161: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

161

— Wytłumaczę ci to innym razem — wymijająco odpowiedział

Cebulek. — Teraz daję ci list do mego ojca, a dwa pozostałe listy oraz plan

musisz doręczyć jednemu z moich przyjaciół.

— Czy to poza więzieniem?

— Tak, wicehrabiemu Wisienkowi.

— A czy daleko mieszka?

— Mieszka na zamku Wisien.

— Wiem, gdzie to jest. Mam kuzyna, który pełni służbę na strychu

zamkowym. Pisał on do mnie już wiele razy, abym go odwiedził, ale nigdy

nie mogłem znaleźć na to czasu. Mówi, że doskonale mu się tam powodzi.

Ale gdy wyruszę w tak daleką drogę, kto zajmie się roznoszeniem poczty?

— Droga w obie strony, nawet licząc się z tym, że kulejesz, zajmie

ci najwyżej dwa dni. Przez dwa dni może nie być poczty.

— Za nic nie opuściłbym pracy — powiedział Kulawy Pająk — ale

ponieważ nie idzie tu o podróż dla przyjemności...

— Wprost przeciwnie! — zawołał Cebulek. — Idzie tu o podróż

ogromnej wagi, o misję niezwykle delikatnej natury. Pomyśl, że od

wyprawy tej może zależeć uwolnienie wszystkich więźniów.

— Wszystkich?

— Wszystkich.

— Jeśli tak, to ruszam w drogę, gdy tylko skończę mój obchód.

— Sam nie wiem, jak ci mam dziękować.

— Nie myśl nawet o tym — odpowiedział Kulawy Pająk. — Gdy

tylko więzienie się opróżni, będę mógł przenieść się na wieś.

Wsunął trzy listy do torby i kusztykając podążył do okienka.

— Do widzenia! — szepnął Cebulek wtykając nos pomiędzy kraty,

by popatrzyć na listonosza, który wdrapywał się na sufit, bo tamtędy

wygodniej mu było iść. — Szczęśliwej drogi!

Page 162: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

162

Od chwili kiedy Pająk znikł w ciemnościach, Cebulek zaczął liczyć

godziny i minuty. Po upływie czterdziestu ośmiu godzin pomyślał:

„Teraz musi już być w pobliżu zamku. Z pewnością spotka kogoś,

kto wskaże mu drogę. Poza tym, jeśli dowiedzą się, że jest krewnym tego

sławnego Pająka ze strychu, to może ktoś go nawet tam zaprowadzi".

Wydawało mu się, że widzi Kulawego Pająka, jak wdrapuje się na

strych, prosi o wskazanie pokoju Wisienka, podchodzi do jego łóżka i budzi

go szeptem, aby przekazać polecenie.

W miarę jak czas upływał, Cebulek nie mógł znaleźć sobie miejsca.

Z godziny na godzinę można się było spodziewać powrotu Pająka. Ale oto

mija dzień, mijają dwa dni, a Pająka jak nie ma, tak nie ma.

Minęły trzy dni. Więźniowie byli ogromnie poruszeni brakiem

poczty. A ponieważ Pająk nie pisnął ani słówka o swojej tajnej misji i

oznajmił, że bierze sobie kilka dni urlopu, niejednemu więźniowi przyszło

na myśl, że Pająk po prostu opuścił ich, by wyjechać na wieś, co zawsze było

jego marzeniem. Cebulek nie wiedział, co o tym myśleć.

Czwartego dnia wypadał spacer, ale Cebulek nie spotkał się z

ojcem i nikt nie mógł udzielić mu żadnych wyjaśnień. Złamany powrócił do

celi i rzucił się na pryczę. Stracił wszelką nadzieję.

Page 163: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

163

ROZDZIAŁ XXV

PRZYGODY KULAWEGO PAJĄKA ORAZ PÓŁÓSMEJ-NOGI

A cóż się stało z Pająkiem-Listonoszem? W kilku słowach opo-

wiem wam jego przygody.

Skoro tylko opuścił więzienie, wyszedł na ulicę i posuwał się

wzdłuż krawędzi chodnika, aby nie wpaść pod jakiś samochód. Musnęło go

koło roweru grożąc zmiażdżeniem. Ledwie zdążył uskoczyć w bok.

— Mamo kochana! — szepnął przestraszony. — Oby tylko moja

podróż nie skończyła się, zanim się jeszcze zaczęła.

Na szczęście dostrzegł w rynsztoku wejście do kanału. Zaledwie

zdążył wetknąć tam głowę, kiedy usłyszał, że ktoś go woła.

Był to jego stary znajomy, daleki krewny ojca. On także mieszkał

niegdyś w kuchni zamkowej. Nazywał się Półósmej-Nogi, bo istotnie miał

siedem i pół nogi. Drugą połowę ósmej nogi stracił w wypadku: uderzono

go miotłą.

Kulawy Pająk przywitał go z wielkim szacunkiem, a Półósmej-

Nogi kroczył przy jego boku, wspominając dawne, dobre czasy.

Co chwila zatrzymywał się, rozwodził nad tym, jak to było za

dawnych czasów, kiedy miał miejsce ten wypadek z miotłą. Ale Kulawy

Pająk szybko szedł naprzód i nie dawał się skusić na żadne pogawędki.

— Gdzie się tak spieszysz? — zapytał w końcu Półósmej-Nogi.

— Idę odwiedzić mego kuzyna — wymijająco odpowiedział

Kulawy Pająk, nie chciał bowiem opowiadać całej historii o Cebulku,

Wisienku i Krecie.

Page 164: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

164

— Czy tego, który mieszka na zamku Wisien? Zapraszał mnie

właśnie, abym spędził tydzień u niego na strychu. Pójdę chyba z tobą, nie

mam w tej chwili żadnych naglących spraw.

Kulawy Pająk nie wiedział, czy ma być zadowolony z tego

towarzystwa, czy też nie. Ale pomyślał, że we dwóch czas im szybciej

przeleci i że zawsze można pomóc sobie nawzajem w wypadku jakiegoś

nieszczęścia.

— Doskonale — powiedział — jeżeli tylko czujesz się na siłach iść

trochę szybciej. Mam coś pilnego do załatwienia i nie mogę się spóźnić.

— Czy w dalszym ciągu jesteś listonoszem w więzieniu?

— Obecnie zwolniłem się — odpowiedział Kulawy Pająk.

Wprawdzie Półósmej-Nogi był jego przyjacielem, ale o pewnych sprawach

nie powinni wiedzieć nawet przyjaciele.

Tak gawędząc znaleźli się poza miastem i mogli wyjść z kanału.

Kulawy Pająk odetchnął z ulgą, ponieważ pod ziemią panował niemiły

zapach, który przyprawiał go o mdłości. Po niedługim czasie znaleźli się

wśród zielonych pól. Dzień był prześliczny i wietrzyk delikatnie poruszał

pachnącą trawę. Półósmej-Nogi otwierał usta tak szeroko, jak gdyby chciał

zachłysnąć się świeżym powietrzem.

— Jakaż to rozkosz! — wołał. — Od trzech lat nie wyściubiłem

nosa z tego kanału, ale myślę teraz, że chyba już tam nie wrócę i osiedlę się

na wsi.

— Wieś jest bardzo przeludniona — zwrócił uwagę Kulawy Pająk

wskazując przyjacielowi długi szereg mrówek pochłoniętych

transportowaniem gąsienicy do mrowiska.

— Jak widzę, nie w smak panom towarzystwo — złośliwie

odezwał się Świerszcz siedzący na progu swej norki.

Półósmej-Nogi za wszelką cenę chciał się zatrzymać i wyłożyć

Świerszczowi swoją opinię o wsi. Świerszcz mu odpowiedział. Półósmej-

Nogi odciął się. Świerszcz coś wykrzyknął, Półósmej-Nogi także zaczął

krzyczeć — nie mogli skończyć rozmowy, a czas mijał.

Page 165: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

165

Tymczasem cały tłum zebrał się dokoła: świerszcze, robaki, a

nawet kilka śmielszych komarów. Wróbel, pełniący funkcje policjanta,

zauważył to zbiegowisko i obniżył lot, aby je rozpędzić. Natychmiast wpadł

mu w oko Półósmej-Nogi.

— Oto wyśmienity kąsek dla moich maleństw! — mruknął do

siebie.

Komar pierwszy podniósł alarm:

— Uwaga, policja!

W jednej chwili nie było nikogo, jak gdyby wszystkich ziemia

pochłonęła. Kulawy Pająk oraz Półósmej-Nogi schronili się do norki

Świerszcza, który błyskawicznie zatrzasnął drzwi i stanął przy nich na

straży.

Półósmej-Nogi trząsł się jak listek, a Kulawy Pająk zaczynał już

żałować, że wziął ze sobą tak gadatliwego towarzysza, przez którego stracił

niepotrzebnie dużo czasu i ściągnął na siebie uwagę policji.

„Wiedzą już teraz o mnie — dumał stary listonosz. — Wróbel na

pewno zapisał moją obecność w swojej książeczce. A kiedy już raz jest się

zanotowanym, nie trudno o nieszczęście".

Zwrócił się do Półósmej-Nogi i rzekł:

— Kumie, sam widzisz, że podróż jest niebezpieczna. Co byś na to

powiedział, gdybyśmy się teraz rozstali?

— Dziwię ci się bardzo! — zawołał Półósmej-Nogi. — Najpierw

namawiasz, aby towarzyszyć ci przez góry i lasy, a potem chcesz mnie

zostawić samego w nieszczęściu. Dobry z ciebie przyjaciel, nie ma co

mówić!

— Sam przecież chciałeś mi towarzyszyć. Ale nie o to idzie. Mam

coś pilnego do załatwienia na zamku i nie zamierzam spędzać całego dnia w

tej dziurze, choć wdzięczny jestem Świerszczowi za jego gościnność.

— No, to i ja pójdę z tobą — oświadczył Półósmej-Nogi. —

Przyrzekłem memu kuzynowi, że go odwiedzę, i chcę dotrzymać obietnicy.

Page 166: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

166

— Chodźmy więc — rzekł Kulawy Pająk.

— Zaczekajcie minutkę, zobaczę tylko, czy nie ma policji —

odezwał się Świerszcz. Uchylił ostrożnie drzwi: Wróbel fruwał jeszcze nad

nimi. Leciał bardzo nisko, badając trawę, źdźbło po źdźble.

Zaniepokojony Półósmej-Nogi westchnął głęboko i powiedział

stanowczo, że w tych warunkach nie ruszy się z miejsca i nie pozwoli także

wyjść Kulawemu Pająkowi.

— Nie pozwolę ci ryzykować życiem — powiedział. — Znałem

twego ojca i czuję się wobec niego odpowiedzialny za twoją skórę.

Nie pozostawało nic innego, jak czekać. A ponieważ Wróbel

zawziął się, cały dzień minął na próżnym wyczekiwaniu. Dopiero o

zachodzie słońca policja wycofała się do koszar, czyli na cyprysy rosnące w

pobliżu cmentarza, i nasi dwaj podróżni mogli wyruszyć w dalszą drogę.

Kulawy Pająk był bardzo niezadowolony ze straty całego dnia.

W ciągu nocy mogli co prawda przejść ładny szmat drogi, ale

Półósmej-Nogi oznajmił w pewnej chwili, że jest zmęczony i chce odpocząć.

— Nie możemy — sprzeciwił się Kulawy Pająk. — Absolutnie nie

możemy. Ja się nie zatrzymuję.

— Chcesz więc zostawić mnie samego w połowie drogi i to w

nocy? Tak traktujesz starych przyjaciół twojego ojca? Ach, jakżebym

pragnął, aby ten zacny starzec zjawił się tutaj i skrzyczał cię za to wszystko.

Zasługujesz na to.

Mówił długo i tak się oburzał, że w końcu Kulawy Pająk musiał

ustąpić. Znaleźli schronienie pod rynną kościółka i ułożyli się do snu.

Nie trzeba dodawać, że Kulawy Pająk nie zmrużył oka ani na

chwilę i był oburzony na swego towarzysza, który beztrosko chrapał.

„Gdyby nie on, byłbym o tej porze na miejscu, a kto wie, czy nie

szedłbym już z powrotem".

Zaledwie niebo na wschodzie zaczęło się rozjaśniać, Kulawy Pająk

bez ceremonii potrząsnął przyjacielem.

Page 167: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

167

— W drogę! — rozkazał.

Ale musiał jeszcze zaczekać, aż Półósmej-Nogi doprowadzi się do

porządku. Stary gaduła otrzepał starannie swoje siedem i pół nogi i dopiero

po ukończeniu tych czynności oświadczył, że gotów jest iść dalej.

Ranek minął bez dalszych przygód.

Około południa, aby skryć się przed wzrokiem jakiegoś innego

wróbla, który z groźną miną nadlatywał w ich stronę, wsunęli się do

podziemnego przejścia. Kiedy stamtąd wyszli i przekonali się, że

niebezpieczeństwo minęło, spostrzegli, że znajdują się na obszernym placu,

gdzie nie było trawy, a na ziemi widniały ślady nieznanych jakichś

stworzeń.

— Dziwne miejsce — stwierdził Półósmej-Nogi. — Można by

powiedzieć, że przeszła tędy jakaś armia.

Po jednej stronie placu widać było niski budynek, z którego do-

chodziły podejrzane odgłosy.

— Nigdy nie byłem ciekawski — dorzucił jeszcze Półósmej-Nogi

— ale dałbym kawałek mojej ósmej nogi za to, by dowiedzieć się, gdzie

właściwie jesteśmy i kto tu mieszka.

Kulawy Pająk szedł szybkim krokiem naprzód, nie rozglądając się

dokoła. Był śmiertelnie znużony. Przez całą noc nie zmrużył oka i od słońca

rozbolała go głowa. Ogarnęło go dziwne przeczucie, że nigdy nie dojdzie do

zamku, tak jakby zamek, zamiast przybliżać się, oddalał się coraz bardziej.

Poza tym nie był pewny, czy szli we właściwym kierunku, ponieważ zamek

powinien był ukazać się już na horyzoncie, a w każdym razie jego najwyższa

wieża. Co prawda, obydwaj byli starzy i nie nosili okularów, bo nikt nie

widział jeszcze pająka w okularach, toteż mogło się zdarzyć, iż przeszli koło

zamku nie dostrzegając go.

Kulawy Pająk pogrążony był w tych rozmyślaniach, kiedy nagle

przemknęła obok nich zielona gąsieniczka krzycząc:

— Ratuj się kto może! Nadchodzą kury!

Page 168: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

168

— Jesteśmy zgubieni! — zawołał zmartwiały z przerażenia

Półósmej-Nogi, który słyszał już kiedyś o tym straszliwym wrogu, i puścił

się biegiem, ile miał tylko sił w swoich siedmiu nogach, podskakując na

kikucie ósmej.

Kulawy Pająk nie zorientował się tak szybko, częściowo dlatego,

że był roztargniony, a częściowo dlatego, że nigdy w życiu nie słyszał o

kurach. Kiedy jeden z tych olbrzymich potworów dosięgną! go, miał jeszcze

tyle przytomności, by zerwać z siebie torbę, zarzucić ją na ramiona swego

przyjaciela i krzyknąć:

— Zanieś polecenie do...

Ale nie zdążył już powiedzieć, komu należy je zanieść. Kura

połknęła go za jednym zamachem.

Biedny Kulawy Pająk nigdy już nie będzie roznosił poczty z celi do

celi, nigdy już nie przyjdzie pogawędzić z więźniami. Nikt nie zobaczy go,

jak kulejąc wdrapuje się po wilgotnych i ponurych murach więzienia.

Jednakże jego śmierć była wybawieniem dla Półósmej-Nogi, który

zdążył dobiec do siatki otaczającej wybieg dla kur (bo to był właśnie ten

obszerny plac), i wydostał się poza jego obręb, zanim kura zwróciła się w

jego stronę. Po czym — z wysiłku i ze strachu — zemdlał.

Kiedy przyszedł do siebie, nie wiedział, gdzie się znajduje. Słońce

skłaniało się już ku zachodowi, a więc przeleżał tam dobrych kilka godzin.

W odległości kilku kroków zobaczył groźną sylwetkę kury, która przez cały

ten czas nie spuszczała zeń oka i próbując go dosięgnąć, tłukła się o siatkę,

gubiąc pióra.

Widok potwornego dzioba przypomniał mu żałosny koniec

Kulawego Pająka. Na jego wspomnienie Półósmej-Nogi zapłakał, po czym

wstał i dopiero wtedy spostrzegł, że pół jego nogi przywalone jest czymś

ciężkim. Okazało się, że była to torba, którą Kulawy Pająk rzucił mu przed

śmiercią, a której do tej chwili nie zauważył. Przypomniał sobie także

ostatnie słowa dzielnego listonosza: „Zanieś polecenie..."

„Ale komu? — zadał sobie pytanie Półósmej-Nogi. — I jakie

polecenie? Może byłoby rozsądniej porzucić tę torbę w pierwszym lepszym

Page 169: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

169

rowie i wrócić do kanału? Nie ma tam wróbli ani kur. Wprawdzie brzydko

pachnie, ale za to jest bezpiecznie. Zajrzę do torby, ale tylko przez

ciekawość".

Zaczął czytać listy i w miarę czytania łzy zaczęły napływać mu do

oczu, tak że musiał je ocierać, by móc czytać dalej.

— I nic mi nie powiedział! Przez moje gadulstwo tracił czas, mając

tak ważną misję do spełnienia! Nie, nie, to oczywiste: Kulawy Pająk zginął z

mojej winy, więc ja muszę teraz doręczyć jego ostatnie listy. A jeśli i mnie

przyjdzie zginąć, niech wiem przynajmniej, że dałem coś z siebie, by uczcić

pamięć wiernego przyjaciela. Wraz z jego ojcem mieszkałem w zamkowej

kuchni. Ileż on miał w sobie szlachetności! Płakałem nad jego plamą, która

była w połowie drogi między podłogą a sufitem.

I nie myśląc nawet o spaniu, ruszył przed siebie. Doszedł do

zamku o świcie. Z łatwością odnalazł drogę na strych i został serdecznie

przyjęty przez Kuzyna Pająka, któremu opowiedział wszystkie swoje

przygody. Razem przekazali polecenia Wisienkowi, który za karę mieszkał

stale na strychu. Kuzyn Pająk zaproponował, aby Półósmej-Nogi spędził u

niego całe lato na zamku, na co stary gaduła zgodził się z wielką chęcią,

gdyż droga powrotna napełniała go zbyt wielkim lękiem.

Page 170: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

170

ROZDZIAŁ XXVI

O PEWNYM CYTRYNISKU, KTÓRY NIE UMIAŁ LICZYĆ

Pewnego dnia Cytrynisko, który przynosił Cebulkowi zupę z

chleba i wody, postawił miseczkę na ziemi, popatrzył surowo na więźnia i

rzekł:

— Twój ojciec źle się miewa. Jest bardzo chory.

Cebulek chciał dowiedzieć się czegoś więcej, wypytać go o wszy-

stko, ale Cytrynisko powiedział tylko, że stary Cebula nie ma już siły

wychodzić z celi, i dorzucił:

— Pamiętaj, abyś nie pisnął nikomu słówka, że dałem ci o tym

znać. Mógłbym stracić miejsce, a mam rodzinę na utrzymaniu.

Cebulek nic nikomu nie powiedział. Sam mundur, rzecz jasna, nie

robi z człowieka colicj anta, a ten stary Cytrynisko o srogiej twarzy był po

prostu ojcem rodziny, który nie znalazł innego zajęcia, by utrzymać swoje

dzieci.

Tego samego dnia wypadał znowu spacer. Więźniowie wyszli na

podwórze i zaczęli maszerować w kółko, a Cytrynisko wy bijał takt na

bębnie.

— Raz-dwa. Raz-dwa.

„Raz... — myślał Cebulek — Kulawy Pająk znikł bez śladu. Minęło

dziesięć dni od jego wyjazdu i na pewno nie wróci już więcej. Nie oddał

listu, bo gdyby tak było, zjawiłby się Kret. Raz-dwa... ojczulek jest chory i

myśleć nawet nie można o ucieczce. Jak przewieźć go? Jak leczyć? Kto wie,

ile czasu trzeba by ukrywać się bez możności znalezienia doktora, bez

lekarstw. Drogi Cebulku, porzuć wszelką nadzieję i przygotuj się na

pozostanie w więzieniu do końca życia".

Page 171: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

171

„A nawet po śmierci" — pomyślał jeszcze, rzucając okiem na

cmentarz więzienny, który widać było przez okienko w murze otaczającym

dziedziniec.

Tego dnia spacer smutniejszy był jeszcze niż zazwyczaj.

Więźniowie w swoich biało-czarnych pasiakach szli przygarbieni. Nikt nie

próbował nawet szepnąć słówka do sąsiada, jak to zwykle bywało. Wszyscy

marzyli o wolności, ale tego dnia wolność wydawała się tak daleka, dalsza

niż słońce, które w deszczowy dzień kryje się za chmurami. Jakby dla

podkreślenia ogólnego przygnębienia zaczął padać deszcz i więźniowie

skulili się jeszcze bardziej, nie przerywając jednak spaceru, bo spacer

musiał się odbyć bez względu na pogodę.

Nagle Cebulek usłyszał, że ktoś go woła.

— Cebulku — szepnął znajomy, nosowy głos — zwolnij kroku

przy następnym okrążeniu.

„Kret! — powiedział do siebie Cebulek i z radości krew szybciej

zaczęła krążyć w jego żyłach. — Przyszedł, jest tutaj!"

I zaraz pomyślał o swoim ojczulku, chorym, zamkniętym w celi.

Tak mu było pilno dojść znów do tego miejsca, skąd usłyszał głos

Kreta, że nadepnął na nogę więźniowi idącemu przed nim. Ten odwrócił się

ze złością.

— Uważaj, gdzie stawiasz nogi.

— Nie gniewaj się — szepnął Cebulek. — Podaj dalej wiadomość,

że za piętnaście minut będziemy wszyscy poza obrębem więzienia.

— Oszalałeś chyba! — odpowiedział więzień.

— Zrób, jak ci mówię. Podaj dalej wiadomość, aby wszyscy byli w

pogotowiu. Uciekniemy podczas spaceru.

Więzień pomyślał, że nic nie straci podając dalej tę wiadomość.

Zanim obeszli jeszcze raz podwórze, krok więźniów stał się

żywszy, bardziej sprężysty. Plecy wyprostowały się. Zauważył to nawet

strażnik bijący w bęben i uważał za stosowne pochwalić więźniów.

Page 172: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

172

Page 173: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

173

— Doskonale! Pierś naprzód, wciągnąć brzuch, wyprostować

plecy, raz-dwa, raz-dwa...

Kiedy Cebulek doszedł do miejsca, skąd usłyszał głos Kreta,

zwolnił kroku.

— Podziemny korytarz jest gotów. Wejście znajduje się o krok w

lewo od twoich stóp. Musisz tylko skoczyć w bok, a ziemia usunie ci się pod

nogami, pozostawiliśmy bowiem tylko cieniutką warstwę.

— Zaczniemy od następnego okrążenia — odpowiedział Cebulek.

Kret mówił coś jeszcze, ale Cebulek poszedł już dalej. Znowu

nastąpił na nogę więźniowi, który szedł przed nim, i szepnął:

— Za następnym okrążeniem, jak cię trącę nogą, skocz o krok w

lewo i mocno uderz nogami o ziemię.

Więzień chciał o coś zapytać, ale w tej chwili Cytrynisko bijący w

bęben spojrzał właśnie w ich stronę. Należało odwrócić jego uwagę. Podali

dalej tę wiadomość i w pewnej chwili jeden z więźniów krzyknął:

— Oj ej ej!

— Co się dzieje? — huknął Cytrynisko — i obejrzał się

gwałtownie.

— Nadepnęli mi na odcisk! — powiedział więzień.

Podczas gdy Cytrynisko groźnie spoglądał w tym kierunku, rząd

więźniów zbliżył się właśnie do wejścia podziemnego korytarza.

Cebulek trącił nogą idącego przed nim więźnia, ten skręcił w bok,

skoczył, mocno uderzając nogami o ziemię, i znikł. Utworzył się spory

otwór, wystarczający na przejście człowieka, i Cebulek podał dalej

wiadomość:

— Za każdym okrążeniem będzie uciekać jeden więzień, ten,

któremu nastąpię na nogę.

Tak się też stało. Za każdym okrążeniem jeden z więźniów

wskakiwał do dziury i znikał pod ziemią. Aby Cytrynisko niczego nie

Page 174: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

174

spostrzegł, na drugim końcu za każdym razem ktoś krzyczał ze wszystkich

sił:

— Ojej! Ojejej!

— Co się dzieje?! — grzmiał Cytrynisko.

— Nadepnęli mi na odcisk — odpowiadał żałosny głos.

— Co wy dziś wyprawiacie? Co chwila jeden drugiemu daje

kopniaka. Bądźcie uważniejsi.

Po pięciu czy sześciu okrążeniach Cytrynisko zaczął spoglądać na

maszerujących dokoła niego więźniów z pewnym zaniepokojeniem.

,,Dziwne — myślał — mógłbym założyć się, że szereg stał się krótszy". Ale

uważał, że musi to być po prostu głupie przywidzenie.

— A jednak, a jednak — mówił — wydaje mi się, że jest ich mniej.

Aby upewnić się, że wrażenie jego jest mylne, zaczął liczyć

więźniów, ale ponieważ krążyli dokoła, nie mógł sobie przypomnieć, od

którego z nich rozpoczął rachunek, i policzył ich dwukrotnie.

W ten sposób rachunek nie zgadzał się, ponieważ więźniów

zrobiło się więcej.

— Jakżeż to się stało? Przecież ich nie przybyło. Jaka to głupia

rzecz ta arytmetyka!

Jak już zapewne zauważyliście, Cytrynisko nie był zbyt mocny w

tym przedmiocie. Zaczął liczyć od początku i za każdym razem więźniów

przybywało. Przestał więc w końcu rachować, żeby mu się wszystko nie

pomyliło. Spojrzał na szereg i przetarł oczy. Czyż to możliwe? Więźniów

pozostała zaledwie połowa.

Wzniósł oczy do nieba, aby sprawdzić, czy który z nich nie fruwa

przypadkiem pod chmurami, a w tym samym momencie jeszcze jeden

więzień skoczył do podziemnego korytarza i zniknął.

Było ich teraz dwudziestu ośmiu. Przez cały ten czas Cebulek nie

przestawał myśleć o swoim ojcu. Za każdym razem kiedy jeden z więźniów

Page 175: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

175

skakał i ginął w czeluściach podziemnego korytarza, Cebulkowi serce się

ściskało.

„Ach, gdyby to był mój ojciec!"

Ale stary Cebula zamknięty był w celi i mowy być nie mogło o

uwolnieniu go. Cebulek postanowił, że po ucieczce wszystkich on jeden

pozostanie ze swym ojcem. Nie pragnął wolności, skoro nie mógł jej z nim

dzielić.

Teraz pozostało już tylko piętnastu więźniów, dziesięciu, dzie-

więciu, ośmiu, siedmiu...

Osłupiały Cytrynisko mechanicznie uderzał w bęben.

„Diabeł tu ogonem zamieszał — myślał w najwyższym przera-

żeniu. — Za każdym okrążeniem znika jeden więzień. Co mam robić? Brak

jeszcze siedmiu minut do końca spaceru. Taki jest regulamin. A jeżeli przed

końcem spaceru znikną wszyscy? O, proszę, jest ich już tylko sześciu! Ale co

ja mówię, zostało już tylko pięciu!'"

Cebulka ogarniał coraz głębszy smutek. Próbował zawołać Kreta,

ale nie otrzymał odpowiedzi; chciał pożegnać go, wytłumaczyć, dlaczego nie

może uciekać.

— Stać!

Pozostało czterech więźniów i Cebulek. Stanęli na baczność i

popatrzyli na siebie.

— No, jazda, szybko! — zawołał Cebulek. — Zanim Cytrynisko

zdąży narobić alarmu.

Więźniowie nie kazali sobie tego dwa razy powtarzać i znikli w

czeluściach korytarza. Cebulek spoglądał za nimi ze smutkiem. Nagle

poczuł, że ktoś chwyta go za nogę. Towarzysze odgadli jego zamysły i bez

ceremonii wciągnęli go do dziury.

— Nie bądź głupi! — krzyczeli. — Na wolności prędzej będziesz

mógł pomóc twemu ojcu. Chodźże, szybko!

Page 176: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

176

— Poczekajcie na mnie, poczekajcie! — z płaczem wołał

Cytrynisko, który zrozumiał w końcu, co się święci. — Pójdę i ja z wami. Nie

zostawiajcie mnie! Książę kazałby mnie powiesić. Pozwólcie mi iść z wami!

— Poczekajmy na niego — rozkazał Cebulek. — Przecież i jemu

zawdzięczamy coś niecoś, skoro udało się nam uciec.

— Spieszmy się jednak — zabrzmiał koło niego nosowy głos — tu

jest tak widno, że obawiam się porażenia.

— Stary Krecie — wykrzyknął Cebulek — nie możemy uciec! Mój

biedny ojczulek jest chory, zamknięty w celi.

Kret podrapał się w głowę.

— Wiem, gdzie mieści się jego cela. Przestudiowałem dokładnie

plan więzienia, który mi przysłałeś. Powinieneś był wcześniej zawiadomić

mnie o tym.

Krzyknął i w oka mgnieniu około stu kretów zgromadziło się

dokoła Cebulka.

— Musimy wykopać jeszcze jeden niewielki korytarz podziemny

— oznajmił stary Kret.

— To kwestia piętnastu minut.

Krety bez namysłu rzuciły się we wskazanym kierunku. W prze-

ciągu kilku minut dotarły do celi starego Cebuli. Cebulek wskoczył tam

pierwszy. Zastał ojca leżącego na pryczy i majaczącego w gorączce.

Ledwie zdążyli zanieść go do podziemnego korytarza, kiedy do

celi wkroczyli strażnicy, którzy przebiegali więzienie w poszukiwaniu

więźniów i w żaden sposób nie mogli wytłumaczyć sobie ich zniknięcia.

Kiedy wreszcie zrozumieli, że więźniowie uciekli, z przerażeniem

pomyśleli o tym, jak srogo ukarze ich książę, i wszyscy jak jeden mąż rzucili

broń, po czym wsunęli się do korytarza wykopanego przez krety.

Gdy wyszli na pole, rozbiegli się po chłopskich chatach, zrzucili

mundury i przywdziali cywilne ubrania.

Page 177: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

177

Powyrzucali także dzwoneczki, które nosili na czapkach, a my

pozbieramy je i damy do zabawy malutkim dzieciom.

Co mówicie? A Cebulek?

Kret i Cebulek w przekonaniu, że są ścigani przez strażników,

opuścili korytarz, prowadzący do wsi, i wykopali inny. Dlatego strażnicy nie

dogonili ich. Ale gdzie są teraz? Cierpliwości, wkrótce się dowiecie.

Page 178: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

178

ROZDZIAŁ XXVII

KSIĄŻĘ CYTRYNA NA WYŚCIGACH ZAHAMOWANYCH POJAZDÓW

Książę Cytryna urządził wielką zabawę.

„Niech moi poddani zabawią się trochę — mówił sobie — nie będą

mieli wtedy czasu myśleć o swoich zgryzotach".

Zorganizował wyścigi konne, w których wzięli udział wszyscy

Cytrynowie pierwszej, drugiej i trzeciej rangi — oczywiście jako jeźdźcy, a

nie jako konie.

Wyścigi te polegały na tym, iż konie, które miały biegać,

zaprzężono do zahamowanych pojazdów. Przed rozpoczęciem wyścigów

Cytrynowie założyli na koła niezwykle ciężkie i mocne hamulce. Sam książę

we własnej osobie zrobił przegląd hamulców, aby sprawdzić, czy dobrze

działają. Działały tak dobrze, że koła w ogóle się nie kręciły i dlatego konie

dziesięć, nie, sto razy więcej męczyły się, ciągnąc te pojazdy.

Skoro tylko książę dał znak do rozpoczęcia wyścigu, konie ruszyły

z kopyta, ciągnąc ze wszystkich sił, aż piana wystąpiła im na pyski. Ale

pojazdy ani drgnęły. Wtedy Cytrynowie zaczęli chłostać konie.

Kilka wozów posunęło się o parę centymetrów.

Książę, uradowany, zaklaskał w dłonie. Po czym sam zszedł na

arenę i zaczął okładać konie na prawo i na lewo. Nadzwyczajnie go to

bawiło.

— Proszę teraz uderzyć mojego, wasza wysokość! — wykrzyki-

wali Cytrynowie, aby przypodobać się księciu. A ten walił co miał siły.

Tej okrutnej zabawy nie wymyślił nikt inny, tylko właśnie sam

książę, mówił on bowiem: „Każdy koń potrafi ciągnąć, gdy mu się popuści

Page 179: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

179

cugli. Chcę się przekonać, czy konie będą ciągnąć także, gdy się je

odpowiednio przyhamuje".

Tymczasem w rzeczywistości było tak, że okrutny książę lubił bić

konie i urządzał taką zabawę tylko dla własnej przyjemności.

Widzowie przejęci byli zgrozą, ale musieli się przyglądać temu

wstrętnemu widowisku, bo jeśli książę zadecydował, że lud ma się bawić, to

bawić się musiał, czy chciał, czy nie chciał.

Nagle książę, z batem wzniesionym do góry, stanął jak wryty

wybałuszając oczy tak, że mało nie wyszły z orbit. Nogi się pod nim ugięły,

twarz stała się jeszcze bardziej żółta niż zwykle, a pod czapką włosy stanęły

mu na głowie tak gwałtownie, że aż złoty dzwoneczek zadźwięczał żałośnie.

Nieszczęsny książę zobaczył, iż ziemia otwiera mu się tuż pod

stopami.

Naprzód utworzyła się niewielka rozpadlina, potem na środku

wybrukowanej ulicy wyrósł kopiec, całkiem podobny do tych, jakie krety w

mgnieniu oka usypują na polu, w końcu kopiec poruszył się, obsunęło się z

niego trochę ziemi i pokazała się czyjaś głowa i ręce, a z wnętrza ziemi

wygramolił się mały, ruchliwy człowieczek pomagając sobie łokciami i

kolanami — Cebulek!

Nagle dał się słyszeć nosowy głos Kreta, który wołał z przera-

żeniem:

— Cebulku, wracaj z powrotem, zabłądziliśmy!

Ale Cebulek nie słuchał go. Kiedy znalazł się oko w oko ze spo-

conym i zmartwiałym z przerażenia księciem, trzymającym we wzniesionej

ręce bat i znieruchomiałym niczym słup soli, serce Cebulka drgnęło.

Nie zastanawiając się nad tym, co czyni, zbliżył się do gubernatora

i wyrwał mu z ręki bat. Zakręcił nim kilka razy w powietrzu, jak gdyby

chcąc go wypróbować, po czym z rozmachem spuścił go na plecy księcia,

który był zbyt oszołomiony, aby uskoczyć w bok, i dostał po karku.

— Ojejej! — wrzasnął gubernator.

Page 180: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

180

Page 181: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

181

Cebulek znowu podniósł bat do góry i zamierzył się na księcia.

Gubernator odwrócił się i zaczął uciekać co sił w nogach.

Stało się to sygnałem! Za Cebulkiem, jakby wyczarowani

tajemniczym zaklęciem, zaczęli pojawiać się jeden po drugim więźniowie,

którzy uciekli z więzienia. Tłum zobaczył ich i powitał okrzykami radości.

Ojciec poznawał syna, żona poznawała męża.

W jednej chwili kordony policji zostały przerwane, tłum rzucił się

na ulicę, więźniów porwano na ramiona i poniesiono w triumfalnym

pochodzie.

Dworzanie-Cytryny, ogarnięci paniką, próbowali uciekać. Ale

pojazdy ich były zahamowane i nie ruszały z miejsca. Tak więc Cytrynowie

zostali ujęci i związani niczym balerony.

Książę Cytryna jednakże zdążył wskoczyć do swej karocy, która

nie brała udziału w wyścigach i nie miała założonego hamulca. Dlatego

udało mu się umknąć. Nawet mu przez myśl nie przeszło jechać do swego

pałacu. Skręcił na drogę wiodącą na pola, zacinając konie, by galopowały

jeszcze prędzej. Konie, posłuszne, galopowały z takim zapałem, że karoca

wywróciła się, a książę Cytryna zarył się głową w kupę gnoju.

„Miejsce jakby dla niego stworzone" — powiedziałby Cebulek,

gdyby go mógł zobaczyć.

Page 182: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

182

ROZDZIAŁ XXVIII

POMIDOR NAKŁADA PODATEK OD NIEPOGODY

W tym samym czasie kiedy w mieście odbywały się wyścigi konne,

Pomidor wezwał wszystkich mieszkańców wioski do sali sądowej na

zamku, aby zadecydować o pewnej sprawie ogromnej wagi. Nie potrzebuję

dodawać, iż przewodniczącym był Pomidor, a adwokatem Sinior Groszek.

Pan Pietruszka pełnił funkcje sekretarza i pisał protokół lewą ręką, aby

prawą móc ucierać sobie nos.

Na sali panowało ogólne zaniepokojenie, ilekroć bowiem zbierał

się sąd, zawsze wynikały z tego jakieś kłopoty. Na przykład ostatnim razem

sąd orzekł, że powietrze jest własnością Hrabin Wisien, wobec czego trzeba

było płacić w administracji zamku za powietrze, którym się oddycha. Raz na

miesiąc Pomidor obchodził wszystkie domostwa, kazał ludziom głęboko

oddychać w swojej obecności i brał pomiary ich oddechu. Po czym mnożył

coś i wyliczał, ile mają zapłacić za oddychanie. Na Ojca Kabaczka — który,

jak wiecie, nieustannie wzdychał — nałożono ogromny podatek.

Imć Pomidor pierwszy zabrał głos i rzekł wśród ogólnego

milczenia:

— Ostatnio dochody zamku Wisien znacznie się zmniejszyły. Jak

wiecie, dwie biedne staruszki, sieroty bez ojca i matki, znajdują się w

skrajnej nędzy, a są w tym smutnym położeniu, że muszą utrzymywać

Barona Pomarańczę i Księcia Mandarynkę, aby nie zginęli z głodu.

Tu Majster Winogronko zerknął na barona, który siedział w kącie i

zajadał pieczeń z zająca, nadziewaną wróblami.

— Nie wolno na nic zerkać — upomniał go surowo Pomidor. —

Nie przyglądaj się tak, bo każę opróżnić salę.

Majster Winogronko zaczął więc patrzeć na czubki swoich butów.

Page 183: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

183

— Szlachetne hrabiny, nasze ukochane władczynie, wniosły więc

podanie, opatrzone znaczkami stemplowymi, w którym żądają opłaty za to,

do czego mają prawo. Mecenasie, proszę odczytać pismo.

Sinior Groszek wstał, chrząknął, wyprężył pierś i z miną pełną

godności zaczął czytać:

„Niżej podpisane Donna Prima i Donna Sekunda Hrabiny Wiśnie

stwierdzają, co następuje: jako właścicielki powietrza, mają być uważane

także za właścicielki deszczu. Wobec tego wzywają wszystkich

mieszkańców do opłacania stu lirów za zwykły deszcz, dwustu lirów — za

burzę z grzmotami i piorunami, trzystu lirów — za śnieżycę oraz czterystu

lirów — za grad". Następują podpisy.

Sinior Groszek usiadł.

Przewodniczący zapytał:

— Czy opłata stemplowa jest w porządku?

— Tak jest, panie przewodniczący — odpowiedział Sinior Groszek

wstając ponownie.

— Doskonale — oświadczył Pomidor. — Jeśli opłata stemplowa

jest uiszczona, w takim razie hrabiny mają słuszność. Sąd wychodzi, aby

zastanowić się nad wyrokiem.

Imć Pomidor wstał, podciągnął czarną togę, która zsunęła mu się z

ramion, i wyszedł do sąsiedniego pokoju, by zastanowić się nad wyrokiem.

Grusza-Gruszkowski lekko trącił łokciem swego sąsiada Pora i

szepnął do niego nieśmiało:

— Czy opłatę za grad uważacie za słuszną? Rozumiem jeszcze za

deszcz czy za śnieg, które przynoszą pożytek zasiewom. Ale grad już sam w

sobie jest klęską i właśnie za grad nakładają najwyższy podatek!

Por nie odpowiedział. Nerwowo gładził sobie wąsy, w czym

pomagała mu żona, i tym sposobem dawał upust swojej irytacji.

Page 184: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

184

Majster Winogronko szukał po kieszeniach szydła, aby podrapać

się w głowę, ale przypomniał sobie, że przy wejściu na salę musiał oddać

broń. Pan Pietruszka nie spuszczał oka z całej sali i notował bez przerwy:

„Grusza-Gruszkowski coś szeptał, Por gładził sobie wąsy, Pani

Dynia parskała, Ojciec Kabaczek westchnął dwa razy".

Na liście zachowujących się dobrze Pan Pietruszka napisał:

„Książę Mandarynka zachowuje się dobrze. Baron Pomarańcza

zachowuje się bardzo dobrze. Zjada w tej chwili trzydziestego czwartego

wróbla".

„Ach! — myślał Majster Winogronko. — Gdyby tu był Cebulek,

pewne rzeczy nie miałyby miejsca. Odkąd Cebulek jest w więzieniu,

obchodzą się z nami jak z niewolnikami. Odezwać się nawet nie można z

obawy, aby Pan Pietruszka nie wpisał nas do swojej księgi".

Istotnie ci, których Pietruszka zapisał do swej księgi w rubryce

zachowujących się źle, musieli płacić karę. Majster Winogronko płacił

codzień karę, a czasami nawet dwa razy dziennie.

W końcu sąd, czyli Pomidor, wrócił do sali posiedzeń.

— Wstać! — rozkazał Pan Pietruszka, sam jednak siedział w

dalszym ciągu.

— Odczytam wam wyrok — oznajmił Pomidor. — Sąd wydaje

orzeczenie, że hrabiny mają prawo ściągać opłaty za deszcz i wszelką

niepogodę z nieba pochodzącą. Wobec powyższego ustala się, co następuje:

każdy mieszkaniec wioski musi wpłacać do administracji sumę dwa razy

wyższą od tej, jaką wyznaczyły hrabiny.

Po sali przebiegł szmer.

— Cisza! — huknął Pomidor. — Bo każę opróżnić salę! Nie

skończyłem jeszcze. Sąd orzekł, że opłacie podlegać będzie również rosa,

szron, chmury i w ogóle każdy przejaw wilgoci. Rozporządzenie wchodzi w

życie od chwili obecnej.

Page 185: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

185

Wszyscy z przerażeniem spojrzeli w okna, pełni nadziei, że ujrzą

pogodne niebo. Tymczasem zobaczyli nadciągającą burzę.

„Ojej! — pomyślał Majster Winogronko. — Oto czterysta lirów do

zapłacenia. Do diabła z chmurami!"

Pomidor także spojrzał w okno i jego pucołowatą, czerwoną twarz

rozjaśnił uśmiech.

— Ekscelencjo — zawołał Sinior Groszek — mamy szczęście!

Barometr spada. Z pewnością będzie brzydka pogoda!

Wszyscy obrzucili go pełnym nienawiści wzrokiem, zasługując

sobie tym samym na złą notę u Pana Pietruszki, który nie przepuścił

nikomu.

Kiedy po kilku minutach rzeczywiście nadciągnęła burza, Sinior

Groszek wprost skakał z radości na ławie przewodniczącego, a Majster

Winogronko, który aż kipiał ze złości, musiał się zadowolić wpatrywaniem

w czubki własnych butów, aby nie ściągnąć na siebie nowej grzywny.

Biedni mieszkańcy wioski spoglądali na padający deszcz tak, jakby

patrzyli na koniec świata. Grzmoty wydawały im się podobne do huku

armat. Błyskawice rozdzierały im serca.

Pan Pietruszka poślinił kopiowy ołówek i zaczął szybko wyliczać,

ile zysku przyniesie administracji zamku ten Boży dar. Wypadła mu sumka

całkiem nie do pogardzenia, a gdy doliczył jeszcze do tego grzywny — była

to po prostu fortuna!

Pani Dynia zaczęła płakać, żona Pora natychmiast poszła w jej

ślady, zwilżając obficie wąsy męża, którymi wycierała sobie oczy.

Pomidora porwała szewska pasja i wyrzucił wszystkich z sali.

Biedaczyska wyszli na deszcz i schodzili ze wzgórza nie starając

się nawet przyspieszyć kroku. Nie dbali o to, że przemokną i nabawią się

kataru. Ten, nad kim zawisło wielkie nieszczęście, lekceważy drobne

zmartwienia.

Page 186: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

186

Dochodząc do wioski, trzeba było przejść przez tor i nasi

przyjaciele musieli się zatrzymać, bo właśnie przejeżdżał pociąg. Zawsze

przyjemnie jest popatrzeć na przejeżdżający pociąg, stojąc tuż za

szlabanem. Widać lokomotywę, która zbliża się parskając i puszczając kłęby

dymu z komina. Maszynista w swojej kabinie, z kwiatkiem w ustach, macha

wesoło sznurkiem od gwizdka. Przez okna wyglądają ludzie powracający z

jarmarku; wieśniacy w sukmanach, wieśniaczki w czarnych chustach na

głowie. A w ostatnim wagonie...

— O, nieba! — zawołała Pani Dynia. — Spójrzcie tylko na ostatni

wagon!

— Wydaje się — nieśmiało odezwał się Kabaczek — że to

niedźwiedzie.

Trzy niedźwiedzie wyglądały przez okno, z zaciekawieniem

przypatrując się krajobrazowi.

— To niesłychane! — oświadczył Por i wąsy uniosły mu się

pogardliwie.

Tymczasem jeden z niedźwiedzi był tak poufały, że zaczął machać

do nich łapą na powitanie.

— Ty gburze! — zawołał do niego Majster Winogronko. — Śmiesz

jeszcze nas zaczepiać!

Nie na wiele się to przydało, bo Niedźwiedź wymachiwał łapą w

ich stronę w dalszym ciągu, a kiedy pociąg oddalał się, tak wychylił się

przez okno, że omal nie wypadł. Na szczęście dwa pozostałe niedźwiedzie

złapały go za ogon i wciągnęły z powrotem.

Przyjaciele nasi doszli do stacji w tym momencie, kiedy pociąg

zatrzymał się. Trzy niedźwiedzie szły kołysząc się niezgrabnie. Najstarszy z

nich oddał tragarzowi bilety.

— To trzy niedżwiedzie-linoskoczki — powiedział z pogardą

Majster Winogronko — przyjechały tu na pewno z zamiarem urządzenia

występów. Zaraz zobaczymy ich pogromcę. Jestem pewien, że to jakieś stare

chłopisko z rudą brodą i drewnianą piszczałką.

Page 187: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

187

Tymczasem pogromca miał bujną czuprynkę, szare spodnie

postrzępione na kolanach, twarzyczkę bystrą i inteligentną; od razu można

było poznać, że nie da sobie w kaszę dmuchać.

— Cebulek! — zawołał Majster Winogronko i pędem puścił się w

jego stronę.

Istotnie był to Cebulek, który przed powrotem na wieś wstąpił do

ZOO i uwolnił rodzinę niedźwiedzi. Dozorca tak ucieszył się na jego widok,

że gdyby tylko zechciał, oddałby mu nawet Słonia.

Ale Słoń nie chciał wierzyć, że była rewolucja, i pozostał w swojej

klatce, pisząc pamiętnik.

Możecie sobie wyobrazić te pocałunki, uściski i powitania i tak

dalej, i tak dalej. A wszystko to działo się na deszczu i to było właśnie

piękne: kiedy ktoś jest szczęśliwy, nie obchodzą go drobne zmartwienia i

nie dba o to, że może nabawić się kataru. Grusza-Gruszkowski uściskał

Niedźwiadkowi łapę i wyjąkał wzruszony:

— Czy pamiętacie, jakeście tańczyli, a ja grałem na skrzypcach?

Niedźwiadek pamiętał i natychmiast zaczął tańczyć, a dzieci klaskały w

ręce.

Oczywiście zaraz zawiadomiono Wisienka o przyjeździe Cebulka.

Możecie sobie wyobrazić powitanie dwu przyjaciół!

— A teraz dość już tych czułości — odezwał się w pewnej chwili

Cebulek. — Muszę przedstawić wam pewien planik.

Podczas gdy Cebulek przedstawia swój plan, pójdźmy zobaczyć, co

się stało z Księciem Cytryną.

Page 188: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

188

ROZDZIAŁ XXIX

BURZA, KTÓREJ KOŃCA NIE WIDAĆ

Zostawiliśmy gubernatora z głową tkwiącą w kupie gnoju, skąd

nie ruszał się pod pozorem, że mu tam wygodnie.

— Tu jest ciepło i spokojnie — mówił gubernator wypluwając

nawóz, który dostał mu się do ust. — Pozostanę tu tak długo, aż moi

strażnicy nie zaprowadzą porządku.

Ponieważ uciekał nie oglądając się za siebie, nie wiedział o tym, że

strażnicy rzucili broń, że jego dworzanie-Cytryny zapełnili więzienia i że

ogłoszono republikę.

Kiedy zaczęły się na niego lać strugi rzęsistego deszczu,

gubernator zmienił zamiar.

— Miejsce to jest nieco wilgotne — powiedział — muszę znaleźć

sobie inne, bardziej suche.

Zaczął się szarpać i udało mu się w końcu wygramolić z kupy

gnoju.

Spostrzegł wtedy, że znajduje się o kilka kroków od zamku.

— Skąd u diabła wziąłem się aż tutaj? — zadawał sobie pytanie,

ocierając zaprószone oczy.

Skrył się za stertą słomy, bo zbliżała się istna procesja ludzi — a

wy wiecie już, kto to był — po czym zaczął wstępować na górę. Zadzwonił

do drzwi i Poziomeczka przyszła mu otworzyć.

— Hrabiny nie przyjmują żebraków — powiedziała dziewczyna

zatrzaskując mu drzwi przed nosem.

Page 189: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

189

— Nie jestem żebrakiem, jestem gubernatorem! Poziomeczka

znowu popatrzyła na niego ze współczuciem.

— Biedny człowieku — powiedziała — z nędzy pomieszało wam

się w głowie.

— Z jakiej znowu nędzy, jestem ogromnie bogaty!

— Trudno domyślić się tego, patrząc na was! — dorzuciła

Poziomeczka wycierając mu twarz chustką.

— Zostaw tę chustkę i idź oznajmić hrabinom o moim przybyciu.

— Co się tu dzieje? — zapytał Pan Pietruszka, który przechodził

tamtędy, wycierając sobie nos.

— Jest tu jakiś biedaczyna, który podaje się za gubernatora.

Pietruszka od razu poznał księcia.

— Przebrałem się tak, aby poznać z bliska życie mego ludu —

oznajmił Cytryna wstydząc się, że widzą go w tym stanie.

— Wasza wysokość, proszę się rozgościć — powiedział Pan

Pietruszka kłaniając się aż do ziemi.

Gubernator wszedł piorunując spojrzeniem Poziomeczkę. Hrabiny

nie mogły się nachwalić dobroci księcia dla ludu.

— Patrzcie, na jakież niewygody się naraża!

— A wszystko dla dobra ludu! — odpowiadał gubernator, przy

czym nie zaczerwienił się nawet, ponieważ nikt jeszcze nie widział, aby

cytryna czerwieniła się.

— A jak wasza wysokość znalazł swój lud?

— Jest szczęśliwy i zadowolony — oświadczył książę. — Nie znam

szczęśliwszego ludu niż mój. — Sam o tym nie wiedział, że mówi prawdę.

Jego lud był w tej chwili bezgranicznie szczęśliwy, ale właśnie dlatego, że

się go pozbył.

Page 190: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

190

— Czy wasza wysokość życzy sobie wierzchowca, aby powrócić

do pałacu?

— Nie, nie — żywo odpowiedział książę. — Przeczekam, aż minie

burza.

— Najuniżeniej pozwalam sobie zwrócić uwagę — rzekł

zdumiony Pomidor — że burza już minęła i zaświeciło słońce.

— Jak śmiesz zaprzeczać mi?! — ryknął książę tupiąc nogami.

— Istotnie, nie pojmuję waszej śmiałości — zauważył Baron

Pomarańcza. — Jeśli jego wysokość mówi, że jest burza, to na pewno ma

rację.

Wszyscy zaczęli mówić o pogodzie.

— Ach, jaka brzydka pogoda — rzekła Donna Prima patrząc przez

okno na ogród, gdzie w promieniach słońca błyszczały na kwiatach krople

niedawnego deszczu.

— Cóż za straszliwa ulewa, patrzcie, jak deszcz zacina —

odezwała się Donna Sekunda spoglądając na promień słońca, który padał

ukośnie spoza chmury i przeglądał się w basenie ze złotymi rybkami.

— Jak grzmi! — zawołał Książę Mandarynka zasłaniając sobie

uszy i udając, że jest bardzo przestraszony.

— Poziomeczko! — zawołała Donna Prima, którą natchnęła

genialna myśl. — Biegnij pozamykać wszystkie okiennice.

Poziomeczka szybko zamknęła wszystkie okiennice i za chwilę

cały zamek pogrążony był w ciemnościach.

W salonie zapalono światła i Donna Sekunda westchnęła:

— Jaka straszna noc!

— Boję się — powiedział Książę Cytryna w przypływie szczerości.

Aby dodać mu otuchy, wszyscy zaczęli się trząść jak liście. W

pewnej chwili Pomidor podszedł do jednego z okien, uchylił okiennicę i

wymówił nieśmiało:

Page 191: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

191

— Wydaje mi się, że burza zaczyna już przemijać.

— Nie, nie, nie przemija! — wrzasnął książę zerkając z ukosa na

promień słoneczny, który zwycięsko wdarł się do pokoju.

Pomidor szybko zamknął okiennicę, przyznając, że istotnie dalej

leje jak z cebra.

— Wasza wysokość — westchnął baron, który nie mógł doczekać

się kolacji. — Czy wasza wysokość nie raczyłby czegoś przekąsić?

— Nie, książę nie raczył.

— Przy takiej pogodzie — rzekł — nie mam apetytu.

Baron nie mógł zrozumieć, co ma pogoda do kolacji, ale ponieważ

wszyscy zaczęli mówić, że burza odbiera im apetyt, więc i on rzekł:

— Mówiłem tak, aby coś powiedzieć. Błyskawice przyprawiają

mnie o taki ból brzucha, że nie mógłbym przełknąć nawet bulionu.

Tymczasem w rzeczywistości pogryzłby na kawałki parę krzeseł,

ale gubernatorowi nie należało się sprzeciwiać.

Książę zasnął w końcu na krześle, zmęczony przeżyciami dnia.

Okryto go kołdrą i wszyscy poszli na kolację.

Pomidor jadł bardzo niewiele i szybko wstał od stołu. Oznajmił, że

idzie położyć się do łóżka. Tymczasem wyśliznął się do ogrodu i ruszył w

kierunku wsi.

„Muszę się rozejrzeć. Strach księcia wydaje mi się wysoce

podejrzany. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby okazało się, że wybuchła

rewolucja".

Na samo wspomnienie tego słowa przeszły mu ciarki po plecach.

Postanowił nie myśleć o tym więcej, ale im bardziej bronił się, tym

natrętniej wracała ta myśl. Wszystkie litery owego przeklętego słowa

tańczyły mu przed oczami: R jak Rzym, E jak Etna, W jak Wenecja i tak dalej,

i tak dalej.

Page 192: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

192

Nagle wydało mu się, że ktoś za nim idzie. Przycupnął pod płotem

i czekał. Po kilku minutach przeszedł koło niego Sinior Groszek, który

poruszał się tak ostrożnie, jak gdyby stąpał po jajkach. Adwokat był bardzo

podejrzliwy, widząc więc, że Imć Pomidor poszedł do parku, ruszył w jego

ślady.

— Coś się w tym kryje — powiedział sobie. — Trzeba mieć go na

oku.

Pomidor właśnie chciał wyjść z ukrycia, kiedy ukazał się jakiś inny

cień. Przykucnął więc za żywopłotem, aby przeczekać.

Tym razem był to Pan Pietruszka, który postanowił śledzić

adwokata.

Wywęszył swoim nochalem, że coś się dzieje, i chciał się

dowiedzieć, o co chodzi. Tymczasem Książę Mandarynka poczuł zapach

pietruszki i puścił się w ślad za nauczycielem.

— Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby pokazał się także baron —

mruknął Pomidor wstrzymując oddech, aby go tamci nie zauważyli.

Istotnie, otóż i baron. Widząc wychodzącego Księcia Mandarynkę,

baronowi przyszło na myśl, że udaje się on na jakąś kolacyjkę, i postanowił

nie stracić okazji przegryzienia paru kęsów. Fasola sapał ciągnąc taczki, ale

w ciemnościach nie widział ani kamieni, ani wybojów, wskutek czego baron

odczuwał takie wstrząsy, że skomlał jak szczeniak.

Za baronem nie szedł już nikt. Pomidor wyszedł więc z kryjówki i

postanowił go śledzić.

Tak więc cała noc przeszła im na deptaniu sobie po piętach: Sinior

Groszek nadaremnie próbował doścignąć Pomidora, który zajął ostatnie

miejsce w ogonku. Pan Pietruszka deptał po piętach Groszkowi, po śladach

Pietruszki szedł Książę Mandarynka, baron nie spuszczał z oka księcia, a

Pomidor sunął za baronem. Każdy bacznie obserwował ruchy tego, którego

miał przed sobą, nie podejrzewając ani przez chwilę, że sam jest śledzony.

W tym wzajemnym deptaniu sobie po piętach mylili chwilami kolejność. Na

przykład Sinior Groszek, idący na przedzie, zajął drugie miejsce, ponieważ

Page 193: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

193

Pan Pietruszka skręcając w uliczkę przeciął mu drogę. I nie mieli spokoju,

dopóki nie przywrócili porządku, w jakim wyszli.

Tym sposobem, śledząc jeden drugiego, nie mieli czasu na

obserwowanie innych rzeczy i o świcie wiedzieli tyle, co i przedtem. Poza

tym byli śmiertelnie znużeni.

Postanowili powrócić do zamku. Spotykając się w alejach parku,

witali się i nawzajem pytali o zdrowie, kłaniając się przy tym ile wlezie.

— Gdzieżeście byli? — pytał Pomidor Siniora Groszka.

— Byłem świadkiem na ślubie mego brata.

— To dziwne, na ogół śluby nie odbywają się w nocy.

— Mój brat to dziwak — odpowiedział oblewając się pąsem Sinior

Groszek.

Pomidor uśmiechnął się szyderczo: trzeba wam wiedzieć, że

Sinior Groszek w ogóle nie miał braci.

Pietruszka oświadczył, że chodził na pocztę, a książę i baron

mówili, że wybrali się na ryby, i bardzo się dziwili, iż się tam nie spotkali.

Byli tak zmęczeni, że szli z przymkniętymi oczami i tylko jeden z

nich zobaczył powiewającą na wieży zamkowej chorągiew republikańską.

Zatknęli ją tej nocy Cebulek i Wisienek i czekali tam w górze na to,

co dalej nastąpi.

Page 194: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

194

EPILOG

W KTÓRYM POMIDOR ROZPŁAKAŁ SIĘ PO RAZ WTÓRY

Ten, który zobaczył flagę republikańską zatkniętą na wieży,

pomyślał, że to figiel Wisienka, i rozwścieczony postanowił zrobić dwie

rzeczy: po pierwsze, zerwać tę straszliwą chorągiew, a po drugie, sprać

porządnie wicehrabiego, który tym razem przeciągnął strunę. O proszę, oto

wbiega na schody przeskakując po cztery stopnie na raz i za każdym

krokiem wzbiera w nim złość. Nadyma się coraz to bardziej, tak że

poważnie się obawiam, czy zmieści się w drzwi, wiodące na wieżę. Słyszę

jego ciężkie kroki, dudniące w ciszy niczym uderzenia młota. Za chwilę

znajdzie się na szczycie. Przejdzie przez drzwi czy też nie przejdzie? O co się

założymy?

Już doszedł. Założyliście się?

A więc dobrze, powiem wam od razu, że wygrali ci, którzy założyli

się, że nie przejdzie. Pomidor — bo to on właśnie pędził po schodach (czy

nie poznaliście go od razu?) — tak się nadął ze złości, że drzwi były dla

niego za wąskie.

Jest już tutaj, stoi o dwa kroki od straszliwej flagi i nie może jej

zerwać, nie może nawet dosięgnąć jej palcami. A obok drzewca chorągwi,

obok wicehrabiego, który nerwowo przeciera swoje okulary, któż stoi, jeśli

nie Cebulek we własnej osobie, znienawidzony wróg, przez którego

rozpłakał się po raz pierwszy w życiu.

— Dzień dobry, Imć Pomidorze! — powiedział Cebulek kłaniając

się nisko.

Uważaj, Cebulku! Przez ten piękny ukłon przybliżyłeś twoją głowę

na odpowiednią odległość: Pomidorowi wystarczy tylko wyciągnąć ręce i

Page 195: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

195

oto już trzyma za włosy naszego bohatera, tak jak w dniu kiedy po raz

pierwszy przybył w te strony.

Pomidor jest tak rozwścieczony, że nie pamięta wcale, jakie

następstwa pociągnęło za sobą tarmoszenie Cebulka za włosy, i tarmosi go

ze wszystkich sił; pewnie i tym razem skończy się to smutnie. Kosmyk

włosów pozostaje mu w garści i natychmiast Pomidor czuje nieznośne

łaskotanie pod powiekami i z oczu kapią mu łzy wielkie jak groch, uderzając

o podłogę — pac, pac.

Tym razem jednak nie tylko włosy Cebulka były przyczyną płaczu

Pomidora. Płakał także ze złości, bo wreszcie wszystko zrozumiał.

„To już koniec, koniec" — myślał z goryczą, tonąc we własnych

łzach.

Chętnie pozwolilibyśmy mu utonąć, ale Cebulek jest wielkoduszny

i ratuje go.

Tak więc Pomidor może uciec i zamyka się w swoim pokoju, ażeby

się wypłakać.

Posłuchajcie tylko, moje dzieci, jakie powstaje zamieszanie!

Książę Cytryna budzi się, wybiega na dwór, widzi flagę; bez słowa

biegnie aleją i rzuca się znowu głową w kupę nawozu, mając nadzieję, że go

tam nie znajdą.

Budzi się baron i woła Fasolę. Fasola nie budzi się, ale zaczyna

ciągnąć taczki z zamkniętymi oczyma. Kiedy jednak wychodzi na podwórzec

zamkowy, budzi go światło. Ale jest inne jeszcze światło, poza światłem

słonecznym. Fasola podnosi oczy w górę i widzi flagę; na jej widok jakby

przeszedł przezeń elektryczny prąd.

— Trzymaj taczki! Trzymaj taczki! — wrzeszczy przerażony

baron.

Ale Fasola nie trzyma taczek i baron zaczyna staczać się w dół po

zboczu wzgórza tak jak wtedy, gdy zmiażdżył dwudziestu generałów, i

wpada do basenu ze złotymi rybkami. Trzeba się dobrze namęczyć, by go

stamtąd wyłowić.

Page 196: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

196

Budzi się Książę Mandarynka, biegnie do basenu ze złotymi

rybkami, wskakuje na skrzydło aniołka, któremu wytryska z ust strumień

wody, i krzyczy:

— Natychmiast zdejmcie flagę, bo się utopię!

— Zobaczymy, czy to prawda — mówi Fasola i spycha go do

basenu.

Po chwili wyławiają księcia ze złotą rybką w ustach. Biedna złota

rybka myślała, że zwiedza jakąś nową grotę, a tymczasem straciła życie.

Pokój jej bohaterskim ościom!

Od tej chwili wypadki szybko potoczyły się naprzód, a my

pozwólmy im toczyć się dalej. Mija dzień za dniem, spadają kartki z

kalendarza, z zawrotną szybkością upływają tygodnie, po prostu braknie

czasu, aby się wszystkiemu dokładnie przypatrzyć, tak jak to bywa w kinie,

gdy aparat kręci się jak zwariowany; a kiedy znów zwalnia i możemy

wreszcie zobaczyć, co się dzieje — widzimy, że zmieniło się wszystko.

Książę Cytryna i hrabiny wyjechali na wygnanie; niech im będzie

na zdrowie.

Baron wychudł jak szczapa.

W pierwszych dniach ogłoszenia republiki nie miał kto ciągnąć

jego taczek, nie mógł więc ruszyć się z miejsca, by poszukać sobie czegoś do

zjedzenia, i musiał żyć z zapasów własnego tłuszczu, zużywając je w bardzo

szybkim tempie. I tak w przeciągu dwu tygodni stracił połowę swojej wagi,

czyli kilkaset kilogramów.

Kiedy mógł już chodzić, zaczął żebrać na rogach ulic, ale ludzie nie

dawali mu jałmużny.

— Ty nie jesteś biedny, udajesz tylko biednego, czemu nie

weźmiesz się do pracy?

— Nie mogę znaleźć zajęcia.

— Idź na stację i noś walizki.

Page 197: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

197

Tak też baron zrobił i na skutek noszenia walizek tak wychudł, iż

przypominał scyzoryk. Z jednego dawnego ubrania uszył sobie dwanaście

garniturów. Ale jedno ubranie zachował nietknięte. Kiedy pójdziecie go

odwiedzić, pokaże je wam po kryjomu.

— Popatrzcie — powie wtedy — popatrzcie, jaki byłem niegdyś

gruby.

— To niemożliwe — odpowiecie zdumieni.

— Nie wierzycie, co? — uśmiecha się tryumfalnie baron. — No, to

zapytajcie się, zapytajcie się kogoś. Ach, to były czasy! Przez jeden dzień

zjadałem tyle, ile obecnie przez trzy miesiące. Spójrzcie tylko, co za brzuch,

co za plecy, co za siedzenie!

A Książę Mandarynka? O, ten nie kiwnął nawet palcem w bucie i

żyje sobie przy baronie. Za każdym razem kiedy baron mu czegoś odmawia,

wdrapuje się na czubek latarni i grozi, że się zabije, jeśli życzenie jego nie

zostanie spełnione. A baron, który z tych czasów, kiedy był gruby, zachował

tylko dobre serce, ciężko wzdychając spełnia jego żądanie.

Ojciec Kabaczek już nie wzdycha, został ogrodnikiem na zamku, a

Pomidor jest jego pomocnikiem. Może się wam to nie podoba, że Pomidor

chodzi dalej po świecie? Siedział przez jakiś czas w więzieniu, ale w końcu

darowano mu. Teraz myśli tylko o sadzeniu kapusty i o koszeniu trawy.

Czasem wprawdzie narzeka, ale tylko po kryjomu, gdy spotka Pietruszkę.

Zamek nie jest już zamkiem, ale pałacem dla dzieci: jest tam sala

ping-pongowa, sala rysunkowa, sala kukiełek, sala kinowa. Rzecz oczywista,

że znajduje się tam również szkoła. Cebulek i Wisienek siedzą obok siebie w

jednej ławce i uczą się rachunków, języka ojczystego i wszystkich innych

przedmiotów, które poznać trzeba, by utrzymać to, co się zdobyło.

— A to dlatego — powtarza zawsze stary Cebula swemu synowi

— że na świecie jest bardzo wielu łajdaków. I ci, których wygnaliśmy,

mogliby powrócić.

Ale ja pewien jestem, że nie powrócą. Nie powróci także Sinior

Groszek, który znikł bez śladu, bo miał zbyt wiele grzechów na sumieniu.

Page 198: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

198

Powiadają, że pracuje gdzieś za granicą jako adwokat, ale mało

mnie to obchodzi. Zadowolony jestem, że usunął się z naszej opowieści,

zanim jeszcze ta opowieść się skończyła. Znużyłoby mnie ciągnąć go za sobą

aż do końca. Zapomniałem wam powiedzieć, że burmistrzem miasteczka

został Majster Winogronko, który, aby znaleźć się na wysokości swego

stanowiska, całkowicie zaprzestał drapania się szydłem w głowę. Tylko w

bardzo ważnych wypadkach leciutko drapie się w głowę ołówkiem, ale

zdarza się to rzadko. Pewnego ranka na murach miasta ukazały się napisy

wymalowane wielkimi literami: „Niech żyje burmistrz!"

Pani Dynia rozpuściła pogłoskę, że napisał to sam Majster

Winogronko.

— To ci dopiero burmistrz — mówi kumoszka — który chodzi po

nocy i pisze na murach.

Ale to nieprawda. Napisy zrobione były ręką Pora. A nawet nie

ręką, lecz wąsami. W istocie, Por malował napisy wąsami, maczając je

uprzednio w atramencie. Mogę wam to powiedzieć, ponieważ nie macie

jeszcze wąsów, więc nie przyjdzie wam do głowy naśladować Pora. Dlatego

nie narobicie szkody. A teraz opowieść jest skończona. Wprawdzie są

jeszcze na świecie inne zamki i inni łajdacy poza Cytrynkami, ale oni także,

jeden po drugim, odejdą, a w ich ogrodach będą się bawiły dzieci. Niech się

tak stanie.

KONIEC

Page 199: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Gianni Rodari – OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Opracowanie edytorskie: Jawa48©

199

Materiały na których oparto opracowanie, wykorzystano z pełnym

poszanowaniem praw autorskich i w przekonaniu, że stanowią źródło danych

o naszej kulturze i historii oraz że stanowią własność publiczną, a ich

rozpowszechnianie służy dobru ogólnemu.

Dokument w formacie *pdf może być wykorzystany wyłącznie do użytku

osobistego bez prawa do dalszego obrotu i obiegu komercyjnego lub

handlowego i nie może być poddawany modyfikacjom bez zgody autora edycji.

Należy go traktować tak, jak książkę wypożyczoną do przeczytania.

Przeczytaj następną stronę!

Page 200: Gianni Rodari_OPOWIEŚĆ O CEBULKU

Uwaga!!!

Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już

rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku

osobistego.

Nie wymaga zezwolenia twórcy przejściowe lub incydentalne

zwielokrotnianie utworów, niemające samodzielnego

znaczenia gospodarczego

Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku

pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz

źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące

możliwości.

Twórcy nie przysługuje prawo do wynagrodzenia.

Pliki można pobierać jeśli posiada się ich oryginał a pobrany

plik będzie służył jako kopia zapasowa.

Można pobierać pliki nawet jeśli nie posiada się oryginału, pod

warunkiem że po 24 godzinach zostaną one usunięte z dysku

komputera.

Szczegółowe postanowienia zawiera USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o

prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Opracowanie edytorskie: Jawa48©