Generał w habicie

22
STANISŁAW ZASADA GENERAŁ W HABICIE Opowieść o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej i Wspólnocie Chleb Życia

description

Stanisław Zasada: Generał w habicie. Opowieść o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej i Wspólnocie Chleb Życia

Transcript of Generał w habicie

Page 1: Generał w habicie

STANISŁAW ZASADA

GENERAŁW HABICIE

Opowieść o siostrze Małgorzacie

Chmielewskiej i WspólnocieChleb Życia

Page 2: Generał w habicie
Page 3: Generał w habicie

STANISŁAW ZASADA

GENERAŁW HABICIE

Opowieść o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej

i Wspólnocie Chleb Życia

W Y D A W N I C T W O Z N A K • K R A K Ó W 2 0 1 0

Page 4: Generał w habicie
Page 5: Generał w habicie

- 5 -

Spis treści

Elita z marginesu 9Pępek Europy 11Miłość 21

Leszek, 25 lat 31Kaczka bretońska i łosoś 33Wiara 44

Bolesław, 59 lat 53Jak Adam sierotką został 55Tamara 63

Halina, 54 lata 71Wigilia z białym obrusem 73Ta Trzecia 81

Kamisa, 39 lat 89Biskup przychodzi do „Betanii” 91Ślub w deszczu 104

Wiesława, 64 lata 113W Domu Chleba 114Pascal 124

Krystyna, 55 lat 140Różowa torebka 142Jam cie – znaczy kocham cię 155

Władysław, 52 lata 164Nie rzuciła się do Wisły 166Opowieść o pampersie 178

Barbara, 30 lat 186

Page 6: Generał w habicie

Konfi tury i socjalizm 187Rozmowy w kaplicy 197

Ryszard, 58 lat 206Powrót marnotrawnego 208Zamiast epilogu 213

Bibliografi a 215

Pomóż im pomagać 217

Page 7: Generał w habicie

Wszystko, co uczyniliście jednemu z tychmoich braci najmniejszych,Mnieście uczynili.

Ewangelia według świętego Mateusza

Page 8: Generał w habicie
Page 9: Generał w habicie

- 9 -

Elita z marginesu

Jej brązowy habit i białą chustkę na głowie znają wszyscy. Tak samo jak wysoką, szczupłą sylwetkę i ostry głos. Robiła w życiu wiele rzeczy. Była nauczycielką, sprzątaczką w męskim klasztorze, pracowała

z niewidomymi, odwiedzała kobiety w więzieniu, czasem zabierała do siebie na przepustki.

Teraz mieszka z bezdomnymi, alkoholikami, samotnymi mat-kami i recydywistami po długich wyrokach.

– Chrystus nie zapyta, czy byłaś prostytutką, złodziejem albo biskupem. Zapyta, czy odwiedziłaś mnie w więzieniu, dałaś mi jeść i pić – odpowiada tym, którzy czują się zgorszeni towarzystwem, w jakim się obraca.

Niektórych gorszy, że ma dzieci. Nie biologiczne, ale adoptowane. Przyjęła je wiele lat temu. Bo

ich rodzice nie umieli się nimi zająć, nie chcieli albo ich zabrak ło. – Stanęły przede mną i czekały, aż ktoś je pokocha. Byłabym świnią, gdybym ich nie wzięła – powiada.

Dziś już dorosłe. Zwracają się do niej: Mamo. Albo: Gosiu. Jedno jest niepełnosprawne. Musi się nim opiekować do końca

życia. Jest nietuzinkowa także w zwykłych rzeczach. Zdarza się jej

przeklinać jak szewc i kurzy papierosa za papierosem.

Page 10: Generał w habicie

Przeklinanie – tak mówi – pomaga jej zmieniać świat. Bo jak ma wpłynąć na kogoś, komu wcześniej powtarzała na darmo, że w toalecie ma być czysto? A kiedy odezwie się po męsku, pomaga. Przynajmniej na jakiś czas. Tłumaczy, że nie jej wina, że niektórzy reagują dopiero na podniesiony głos.

Z palenia dumna nie jest, bo to – sama przyznaje – brzydki na-łóg. Ale uważa, że w Kościele są większe grzechy. Podobno kiedyś jeden z biskupów zganił ją za papierosy. Miała mu odpowiedzieć, że jeśli zaręczy jej, że księża też nie palą, zerwie z nałogiem.

Siostra Małgorzata Chmielewska – założycielka polskiej Wspól-noty Chleb Życia.

Formalnie to stowarzyszenie katolików, które pomaga ubogim i potrzebującym.

Faktycznie – wielka rodzina, w której osoby świeckie i du-chowne żyją pod jednym dachem z życiowymi wykolejeńcami.

Siostra Chmielewska mieszka z nimi od dwudziestu lat. – Żyję z moimi siostrami i braćmi, którym po ludzku się nie powiodło. A przede wszystkim żyję z Chrystusem, który w nich mieszka – po-wie. – Chcemy być jak pierwsi uczniowie.

Nie lubi, gdy dzieli się ludzi na lepszych i gorszych. Bardziej i mniej pobożnych. Porządnych i motłoch. – Jeśli tak, to ja wybra-łam życie z motłochem – mówi.

Ktoś zażartował, że Chleb Życia to elitarny zakon ludzi z mar-ginesu.

Page 11: Generał w habicie

- 11 -

Pępek Europy

Wieś jest mała. Schowała się wśród porośniętych leszczyną, ja-worem, brzozą i topolą pagórków Wyżyny Sandomierskiej.

Oblepione poletkami łagodne wzgórza wyglądają jak pona-krywane kolorowymi dywanami. Wiosną widać wszystkie barwy. Latem, gdy zboża są dojrzałe, złocone prostokąty sąsiadują z zie-lonymi łąkami. A jesienią zaorane czarne bruzdy przeplatają się z zielenią pól obsianych oziminą. Za to zimą wszystko jest białe. Miejscowi powiadają, że czasem tak sypnie śniegiem, że trudno wyjechać.

W pobliżu historyczny Opatów, miejsce sejmików sandomier-skiej szlachty. Z zabytkową szesnastowieczną Bramą Warszawską, romańską kolegiatą Świętego Marcina – który od wieków patro-nuje miastu – i z barokowym klasztorem Bernardynów. Kiedyś była jeszcze synagoga, ale zdewastowali ją Niemcy, a po wojnie Polacy zrobili z niej magazyn.

W oddali Góry Świętokrzyskie ze starym sanktuarium. W nim cudowne relikwie Krzyża Świętego. Jak głosi tradycja – tego sa-mego, na którym miał umrzeć Chrystus. Założyli je w X wieku benedyktyni. Po powstaniu styczniowym car ich wypędził. W nie-podległej Polsce opuszczonym opactwem zaopiekowali się misjo-narze oblaci. Noszą czarne sutanny z zatkniętymi za pasem mo-siężnymi krzyżami.

Page 12: Generał w habicie

- 12 -

Zochcin. Tak nazywa się wieś. Kilkadziesiąt oddalonych od siebie wiejskich zabudowań.

Ludzie tu biedni, bo ziemia licha, a pracy w okolicy żadnej. Młodzi uciekają do miast: Kielc, Ostrowca Świętokrzyskiego,

Starachowic. Niektórzy wyjechali za granicę: zmywają naczynia w Londynie, pilnują dzieci u włoskich rodzin, pracują na budo-wach w Niemczech albo zrywają pomidory w Hiszpanii.

Mówią, że w Zochcinie przyszłości nie ma.

* * *

Kilkanaście lat temu Wspólnota Chleb Życia kupiła w Zochci-nie rozwalającą się drewnianą chałupę i półtora hektara ziemi.

W opuszczonym gospodarstwie nie było wody ani kanaliza-cji, nie było gdzie mieszkać.

Wykopali studnię głębinową, zrobili szambo, wybetonowali zapuszczone podwórko, postawili nowy dom i zabudowania go-spodarcze.

Obok stanęła drewniana kaplica, do której zachodzą co wieczór.

Później dokupili ziemi, posiali warzywa, posadzili stare ga-tunki jabłoni, a od zaprzyjaźnionych ludzi dostali zwierzęta.

Jeszcze później zbudowali nowoczesną przetwórnię warzyw i owoców. Według tradycyjnych receptur robią konfitury, kiszą ogórki, tłoczą olej. Można je kupić w samym centrum stolicy. Ładnie opakowane, wyglądają jak w markowych delikatesach.

Siostra Małgorzata Chmielewska mówi, że Zochcin to pępek Europy.

Dlaczego nie Warszawa, Londyn albo Paryż? – Bo tutaj żyjemy i dla nas to najważniejsze miejsce na świe-

cie – tłumaczy. – I chcemy, żeby było tutaj piękniej. Robią dużo, żeby było pięknie.

Page 13: Generał w habicie

- 13 -

* * *

Opowieść o Zochcinie trzeba zacząć wcześniej. I gdzie indziej. Połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Małżonkowie

Pascal i Marie-Annick Pingault, para francuskich hipisów szu-kająca sensu życia w narkotykach i fi lozofi ach Wschodu, przeży-wają głębokie nawrócenie na katolicyzm. Chcą żyć tak, jak pierwsi chrześcijanie.

Pierwsi chrześcijanie żyli po bratersku w swoich gminach i dzie-lili się między sobą tym, co mieli. Pascal i Marie-Annick też tak chcą.

W sylwestra 1976 roku w małym miasteczku koło Evreux na północy Francji zakładają chrześcijańską wspólnotę. Nazwą ją kie-dyś Chleb Życia.

Najpierw mieszkają z przyjaciółmi. Kilka lat później będą żyć pod jednym dachem z ubogimi, bezdomnymi, chorymi, prostytut-kami. – Kochać to znaczy żyć tym, co się głosi drugiemu człowie-kowi i żyć tym w jego obecności – powie Pascal.

W kolejnych latach wspólnota rozrośnie się po świecie. Powstaną domy w Europie, Afryce, Azji, obu Amerykach. Jej członkowie zajmują się mieszkańcami slumsów wielkich metro-polii, nosicielami HIV, dziećmi ulicy, skazanymi na wymarcie In-dianami, trędowatymi.

* * *

W 1990 roku Chleb Życia powstanie w Polsce. Wspólnotę założą Małgorzata Chmielewska i Tamara Urbaniec

(dziś nosi inne nazwisko) – dwie kobiety owładnięte pasją niesie-nia pomocy najuboższym.

Zaczną od maleńkiego domu w Bulowicach koło Kęt w Ma-łopolsce. Ponad rok w ciasnej góralskiej chałupie gnieżdżą się

Page 14: Generał w habicie

- 14 -

z bezdomnymi, byłymi więźniami, samotnymi matkami, upośle-dzonymi umysłowo.

Dwadzieścia lat później polska Wspólnota ma siedem domów. W Warszawie: „Betanię” dla kobiet na Łopuszańskiej, „Betlejem” dla chorych na Potrzebnej, „Emaus” – noclegownia dla kobiet na ulicy Stawki. W Brwinowie pod Warszawą: „Nazaret” dla matek z dziećmi. W Świętokrzyskiem: „Przemienienia Pańskiego” dla chorych w Jankowicach, „Świętego Franciszka z Asyżu” dla matek z dziećmi w Nago-

rzycach, „Matki Bożej Ubogich” dla mężczyzn w Zochcinie. We wszystkich domach mieszka prawie trzysta osób. W ciągu roku przewija się tysiąc. Przez dwadzieścia lat było pra-

wie dwadzieścia tysięcy.

* * *

– Najpierw wyciągamy robaki ze skarpetek, pozwalamy się wy-kąpać i dajemy jeść – mówi siostra Chmielewska o swoich bez-domnych.

– Dopiero potem siostra umoralnia? – dopytuję. – Nie umoralniam nigdy. Zastanawiam się, jak im pomóc – głos

ostry, stanowczy. Pomaga, jak może. Jednym spłacić alimenty i zaciągnięte bezmyślnie kredyty. Innym wyrobić dokumenty. Jeszcze innych ratuje przed więzieniem – na przykład reguluje

nie zapłacony mandat (za kilkaset złotych można dostać miesiąc odsiadki).

Page 15: Generał w habicie

- 15 -

Przede wszystkim daje im dach nad głową i strawę. I chce, żeby czuli się jak w domu. Bo Chleb Życia to nie zwykłe schronisko. – Staramy się, żeby między nami były więzi – mówi. – A jak się da, żeby ci ludzie mieli okazję spotkać Chrystusa.

Mówi, że wspólne życie z ludźmi ubogimi jest szkołą miłości. – Ja zasiadam w ławce, a nauczycielami są moi biedni bracia.

Dobrze wie, że to nie anioły. – Większość na dzień dobry uważa, że wszystko im się od życia

należy za darmo. Dlatego że są bezdomni, skrzywdzeni przez sy-stem. Nawet jak mają renty, nie chcą się dołożyć na utrzymanie domu. Nie chcą pracować, szanować wspólnych zasad.

Jedni zostają. Drudzy odchodzą, bo udaje im się wyjść na pro-stą. Inni – by znów wrócić. Jeszcze innych trzeba wyrzucić, bo piją albo awanturują się. Bywa, że na odchodnym ktoś ich okradnie.

A niektórzy mieszkają latami. Dbają o dom, garną się do pracy, potrafi ą nie pić.

Gdy spytać o powody, dla których się odmienili, siostra Chmie-lewska odpowie: – Bo tutaj nie czują się gorsi. Nikt nie wytyka ich palcem, nie mówi, że są nieprzydatni, ani nie wypomina niedobrej przeszłości.

Jest z nich dumna. Mówi, że często to oni są dla niej przykła-dem. – Bo umieją cierpliwie znosić swoją samotność, nieudane życie, bezdomność.

Oburza się, gdy ktoś powie, że sami sobie winni. – Ja miałam normalny dom, rodzinę, dostałam szansę od życia, którą starałam się wykorzystać. Oni takiej szansy nie mieli – tłumaczy cierpliwie.

Powiada, że nie ma wcale pewności, czy gdyby była na ich miej-scu, radziłaby sobie tak dobrze, jak wielu z nich.

Siostry nawet chamstwo niektórych nie jest w stanie znie-chęcić.

– Odbieram to jako ich duchowe ubóstwo.

Page 16: Generał w habicie

- 16 -

* * *

Przed domem w Zochcinie na kamiennej podmurówce przysiadł Chrystus Frasobliwy.

Cały z lipy. Wyrzeźbił go ksiądz Jan Mikos. W Skoszynie, kil-kanaście kilometrów od Zochcina, prowadzi Schronisko Świę-tego Brata Alberta dla starszych, schorowanych ludzi. W wolnych chwilach rzeźbi.

Chrystusów Frasobliwych w okolicy pełno. Ten w Zochcinie trochę niezdarny, z nienaturalnie długimi, muskularnymi rękoma. Lewą chwycił się za głowę. Prawą, z rozczapierzonymi palcami, oparł na kolanie. Usta otworzył w niemym krzyku.

– To jest Chrystus, który zadaje pytanie nam wszystkim, co ro-bimy dla najuboższych? Czy widzimy w nich Jego? – powie siostra Chmielewska.

Zochcin to dom macierzysty Wspólnoty Chleb Życia w Polsce. Chociaż nie powstał jako pierwszy. Ale tutaj mieszka przełożona, przyjeżdżają dziennikarze. Niedawno w Zochcinie gościli człon-kowie Wspólnoty z całego świata: od Peru przez Francję po Mau-ritius.

Po co bezdomnym uboga wieś? – Bo na wsi zawsze jest coś do zrobienia – mówi siostra Chmie-

lewska. Byli już kilka lat w Warszawie. A tam bezdomny pracy nie znaj-

dzie. Mieszkańcy szorowali wciąż te same korytarze. I na wsi mniej pokus niż w mieście. – Nasi mieszkańcy, wychowani w domach dziecka, po długich

wyrokach, muszą najpierw dojść do ładu z samymi sobą, nauczyć się odpowiedzialności za siebie i przyuczyć do jakiegoś zawodu, żeby dojrzeć do samodzielności – powiada siostra Chmielewska.

Uważa, że wieś to dla nich najlepsze miejsce.

Page 17: Generał w habicie

- 17 -

* * *

Wybrali Zochcin, bo opuszczone gospodarstwo było tanie. I chcieli koniecznie znaleźć miejsce w Polsce „B”, tej „gorszej” – a Świętokrzyskie to jedno z najbiedniejszych województw.

„Chcemy żyć z najuboższymi i wśród najuboższych” – to ważna dewiza Wspólnoty.

Miejscowi wcale nie ucieszyli się z sąsiedztwa – obcy zawsze budził tu nieufność. Długo byli podejrzliwi. Zobaczyli obcych ludzi z dziećmi, kobietę w dziwnym habicie…

Pomyśleli, że do wsi sprowadziła się sekta. Któregoś dnia wezwali policję. Stróże prawa przyjechali, gdy

w domu były same dzieci. Siostra zrobiła policjantom straszną awanturę. Podobno szybko się porozumieli.

Gdy siostra Chmielewska sprowadziła się ze swoimi bez-domnymi, po drugiej stronie biegnącej przez Zochcin wąskiej szosy stanęła buda z wyszynkiem. Schodziła się cała wieś. Męż-czyźni wypić tanie wino, kobiety po zakupy, a dzieci po gumę do żucia.

Na wsi byle jaki sklepik to ulubione miejsce spotkań towa-rzyskich. I jedyne.

– Do późna w nocy były piski, awantury i seks w krzakach – wspomina siostra Małgorzata. – Szukaliśmy spokoju i miejsca, skąd daleko do alkoholu, a wpadliśmy jak z deszczu pod rynnę.

Gdy mieszkańcy Wspólnoty postawili kaplicę, właściciel sklepiku przeniósł budę z wyszynkiem kilkadziesiąt metrów da-lej (nie chciał być na bakier z prawem). Jakiś czas później in-teres upadł.

W Zochcinie sklepiku nie ma do dziś.

* * *

Page 18: Generał w habicie

- 18 -

Lody zaczęły pękać. Bezdomni pożyczali czasem jakieś narzędzia od chłopów,

żeby obrobić ziemię. Miejscowi zaczęli przychodzić do ich ka-plicy, bo do kościoła parafialnego daleko.

Przekonali się, że to żadna sekta. Zobaczyli, że mieszkańcy domu ciężko pracują. I że wiążą jakoś koniec z końcem. Wi-dzieli, że są najedzeni, schludnie ubrani, dbają o dzieci.

Pewnego dnia przyszły wiejskie kobiety. Prosiły o chleb. In-nym razem spytały o pracę. Siostra Chmielewska była bez-radna. – Nie mogliśmy dać pracy, bo sami jej nie mieliśmy – wspomina.

Ale pomyślała, że przecież musi być jakieś wyjście. Było. W ogrodzie rosło sporo śliw i jabłoni. Wiele owocu się marno-wało, bo domownicy nie dali radę wszystkiego przejeść. Siostra wpadła na pomysł, żeby zrobić przetwory.

W ciasnej kuchni siostry Chmielewskiej wiejskie kobiety po-magały robić powidła i dżemy. Nie dostawały ani grosza, ale w zamian brały do domu żywność.

Siostra Chmielewska: – To było ważne, bo nie czuły się tak, jakby dostawały jałmużnę.

Z gotowania powideł wyrośnie potem nowoczesna przetwór-nia. Znajdą w niej pracę miejscowe kobiety i mężczyźni. Już za pieniądze.

Dla tutejszych mieszkańców Wspólnota założy w pobliskich Jankowicach stolarnię i szwalnię. Mężczyźni będą robić meble na zamówienia. Kobiety szyć haftowane serwety, obrusy, bluzki, koszule. Wszystko ręcznie.

– Miłosierdzie potrzebuje wyobraźni – powiada siostra Chmielewska.

Gdyby wtedy nie spojrzała za okno i nie zobaczyła jabłek i śliwek…

Page 19: Generał w habicie

- 19 -

* * *

Tych, którzy przychodzą po pomoc, nazywa prorokami. – To Chry-stus ich do nas przysyła i sprawdza, czy widzimy Go w drugim czło-wieku – tak uważa.

Proroków nie brakuje. Kiedyś do Wspólnoty przyszła dziewczyna ze wsi. Uczyła się

w liceum w Opatowie, miała zdawać maturę. Chciała pożyczyć 50 złotych na internat – groziło jej wyrzucenie.

Na kilka miesięcy przed egzaminami. Siostra dała pieniądze. I pomyślała, że takich osób, którym brak

kilkudziesięciu złotych może przekreślić życie, musi być w okolicy więcej. Poszła do szkoły i poprosiła o listę najuboższych uczniów.

Usłyszała, że takich nie ma. Trzy dni później nauczyciele przynieśli jej listę. Zaczęła szukać

pieniędzy. A właściwie tych, którzy je mają. Tak powstał Fundusz Stypendialny. Ponad pół tysiąca mło-

dych ludzi dostaje co miesiąc 150−250 złotych na bilet do szkoły, książki, zeszyty, internet. Trzeba spełnić tylko jeden warunek: mieć dobre oceny.

Ci, którzy mają bardzo dobre, dostają dodatkowe stypendia. Fundują je zamożni i mniej zamożni. Czasami ofi arodawca na-wiąże dobre relacje z uczniem, któremu pomaga.

Dla siostry Chmielewskiej to ważne. – Bo pomoc od kogoś, kogo znamy, jest bardziej ludzka niż od anonimowej instytucji – powiada. – A przecież chodzi o to, żeby ten świat miał ludzkie oblicze.

– A tamta dziewczyna, która nie miała na internat? – dopytuję. – Jest już po studiach.Pomagają nie tylko dzieciom w Polsce. Wysyłają pieniądze dla

kilkunastu sierot w Beninie. Żeby tamte dzieci też mogły chodzić do szkoły.

Page 20: Generał w habicie

Siostra: – Nie ma pojęcia: „Mam dość swojej biedy”. Biedak zawsze może pomóc drugiemu biedakowi, który jest w jeszcze gor-szej sytuacji.

Musimy przerwać rozmowę. Siostra Chmielewska idzie do swo-ich zajęć. – Robię tutaj za kierownika, opiekuna, księgową i du-chownego – tłumaczy.

I za matkę.

Page 21: Generał w habicie
Page 22: Generał w habicie

Radykalna – założycielka polskiej Wspólnoty Chleb Życia, pracujez najuboższymi.Operatywna – bizneswoman, z jej inicjatywy powstała stolarnia, szwalnia i przetwórnia owocowo-warzywna; najbiedniejszym daje nie tylko jedzenie, ale przede wszystkim pracę i szansę na zmianę.Nietuzinkowa – jest zakonnicą, zamieszkała z bezdomnymi, alkoholi-kami, samotnymi matkami i recydywistami po długich wyrokach.Kontrowersyjna – adopotowała dzieci, zdarza się, że przeklina jak szewc, i kurzy papierosa za papierosem.

Siostra Małgorzata Chmielewska – zakonnica poza schematem.

Jej brązowy habit i białą chustkę znają wszyscy. Tak samo jak wysoką, szczupłą sylwetkę i ostry głos. Robiła wiele rzeczy: była nauczycielką, sprzątaczką w męskim klasztorze, pracowała z niewidomymi i odwie-dzała kobiety w więzieniu. Teraz, jak żartują niektórzy, żyje w elitarnym zakonie ludzi z marginesu. I ma swoją wizję miłości bliźniego. Dzięki jej uporowi i pomysłowości powstały liczne domy przygarniające samotne matki i bezdomnych. Jednak pomaganie potrzebującym to dla Małgorzaty Chmielewskiej coś więcej niż dawanie przysłowiowej krom-ki chleba. Według niej prawdziwe miłosierdzie to pomoc w powrociedo samodzielności. Prawdziwe miłosierdzie to ciężka praca i twardy charakter.

Generał w habicie jest niezwykłą, przejmującą i bardzo ludzką opowieś- cią o zakonnicy, która w swoim działaniu łączy siłę żołnierza i miłość miłosierną.

Cena detal. 29,90 zł