FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj....

9
6 maja minie 66. rocznica opubliko- wania w Dzienniku Ustaw dekretu Krajowej Rady Narodowej uchylają- cego ustawę konstytucyjną z 15 lip- ca 1920 r., zawierającą statut orga- niczny województwa śląskiego. Bo- lesław Bierut, Edward Osóbka - Mo- rawski, Edward Ochab - m.in. ich na- zwiska widnieją pod 4 krótkimi arty- kułami dekretu, które zaprzepaści- ły oryginalne na swój czas rozwiąza- nia ustrojowe autonomicznego wo- jewództwa śląskiego i zarazem II Rze- czypospolitej. Czy dekret był legalny? Wątpliwości budzi już sam charakter Krajowej Rady Narodowej, która była ciałem samozwańczym, działającym bez żadnego umocowania ustrojo- wego i bez demokratycznej legity- macji. Jednak dla oceny legalności uchylenia statutu organicznego klu- czowe znaczenie ma art. 44 statutu, który wymagał zgody Sejmu Śląskiego dla jakichkolwiek zmian ograniczających za- kres kompetencji sa- morządu woj. ślą- skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo- stała w 1939 r., więc o jego zgodzie na jakiekolwiek zmiany mowy być nie może. Apologeci de- cyzji komunistycznej władzy w zakresie likwidacji śląskiej au- tonomii dokonują jednak całko- wicie karkołomnej (bo sprzecznej z podstawową zasadą wnioskowania - a minori ad maius (komu nie wol- no mniej, temu tym bardziej nie wol- no więcej) wykładni wspomnianego przepisu, dowodząc, że art. 44 sta- tutu wskazywał na konieczność wy- rażenia zgody przez Sejm Śląski tyl- ko w przypadku ograniczenia zakre- su kompetencji instytucji wojewódz- kich, a nie ich całkowitej likwidacji. Niekonstytucyjny stan wojenny W marcu bieżącego roku Trybu- nał Konstytucyjny orzekł, że dekre- ty Rady Państwa PRL wprowadzają- ce stan wojenny w 1981 r. były nie- konstytucyjne. Jakie ma to zna- czenie w kontekście dekretu KRN z 6 maja 1945 r.? Wyłącznie symbo- liczne, gdyż ukazuje istotną rolę są- downictwa konstytucyjnego rów- nież w zakresie orzekania w spra- wach zgodności z konstytucją ak- tów prawnych, które formalnie nie mają już charakte- ru obowiązującego. Jak mówi konstytu- cjonalista dr Maciej Thorz, przedmiotem zainteresowania Try- bunału Konstytucyj- nego mogą być wy- łącznie normy prawa obowiązującego, je- żeli jednak akt praw- ny utraci moc obowiązująca, ale na jego podstawie można orzekać o sy- tuacji z przeszłości, to Trybunał przyj- muje pewną fikcję, że moc obowią- zująca jest zachowana i możliwe jest wydanie orzeczenia merytorycznego co do konstytucyjności. Czy z taką sy- tuacją mamy do czynienia również w rozpatrywanym przez nas przy- padku? Z pewną dozą ostroż- ności można przypuszczać, że w końcu nie tak trudno sobie wyobra- zić przedmiot jakiegoś roszczenia z ty- tułu zniesienia autonomii, chociażby w zakresie spłaty pożyczek udzielo- nych przez Skarb Śląski przed wybu- chem wojny. Czy warto dziś podjąć starania o zakwe- stionowanie legalności dekretu? Konstanty Wolny, wnuk pierwszego marszałka Sejmu Śląskiego twierdzi, że tak. - Zajęcie przez demokratycz- ną Polskę stanowiska potępiajacego bezprawny bierutowski dekret likwi- dujący autonomię województwa ślą- skiego byłoby aktem dziejowej spra- wiedliwości, wyrazem szacunku wo- bec Ślązaków i ich przodków, dowo- dem praworządności państwa. Orze- czenie Trybunału o nielegalnej for- mie uchylenia statutu organiczne- go wywołałoby z pewnością sporo medialnego szumu, wpłynęłoby też pozytywnie na świadomość histo- ryczną mieszkańców regionu. Legi- tymacją do sądowego zakwestiono- wania legalności dekretu dysponują najważniejsze organy konstytucyjne: Prezydent RP, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, ale również grupa pięćdziesięciu posłów i trzydziestu senatorów. Górnośląscy regionaliści wystosowali w 2008 r. do premiera prośbę o przeprowadzenie kontro- li konstytucyjności bierutowskiego dekretu, niestety nie spotkała się ona do dziś z żadną jego reakcją. Michał Kieś 1945: dekret KRN znoszący autonomię Śląska nielegal ny? Oficjalne uznanie przez państwo polskie bierutowskiego dekretu za bezprawny byłoby cennym gestem dla Ślązaków - mówi Konstanty Wolny, wnuk pierwszego marszałka Sejmu Śląskiego KWIECIEŃ 2011 Miesięcznik wszystkich mieszkańców Śląska NR 002/11 CENA: 2 ZŁ (W TYM 8% VAT) ISSN 2083-0742 INDEKS 275549 6 maja minie 66. rocznica opublikowania w Dzienniku Ustaw dekretu Krajowej Rady Narodo- wej uchylającego ustawę konstytucyjną z 15 lipca 1920 r., zawierającą statut organiczny wo- jewództwa śląskiego. Galerie handlowe mogą powoli uśmiercać miasta PRENUMERATA Z Krzysztofem Nawratkiem, zna- nym urbanistą i architektem rozma- wiamy o naszych śląskich miastach, potencjale ich rozwoju i urzędni- czej nonszalancji w decydowaniu o przyszłości aglomeracji Nowa Gazeta Ślą- ska dostępna jest również w sprze- daży wysyłkowej. Warunki prenu- meraty podajemy na... str 5 Śląsk w XIX w. był potęgą gospodarczą na skalę całej ówczesnej Europy 53 kopalnie węgla kamiennego, 9 kopalń rud żelaza, 10 kopalń rud cynku i ołowiu, 5 hut żela- za, 18 hut cynku i ołowiu oraz dwa zakłady energetyczne - to dziewiętnastowieczny poten- cjał wielkości śląskiego przemy- słu, który lokował nasz region w ścisłej europejskiej czołówce. Odprowadzane do Warszawy 10% dochodów Skarbu Śląskiego w ra- mach tzw. tangenty do roku 1939 dało łączną kwotę ponad 300 mln złotych. str 9 Śląska czytanka dla Jarka Co każdy Jaś wiedzieć powinien, a o czym Janek, pardon Jarek, zapo- mniał lub wiedzieć nie chce. W Ślą- skiej czytance dla Jarka publikuje- my ściągę dla tych wszystkich osób publicznych, które z upodobaniem wypowiadają się o Ślązakach, Śląsku i autonomii. W trzynastu pytaniach i odpowiedziach spróbowaliśmy za- wrzeć skrótową wiedzę na ten te- mat. Mamy nadzieję, że udało nam się choć trochę pomóc... str 7 Do biegu, start Już 3 maja do morderczego, czterdziestodwu kilometrowego biegu stanie w Katowicach być może na- wet ponad ty- siąc maratoń- czyków. To co- raz bardziej po- pularny sport, ale również sposób spędzania wolne- go czasu. Pod wa- runkiem, że biega- cze... mają gdzie biegać. str 16 str 15 wprowadzenie stanu wojennego było niezgodne z konstytucją. Dekrety, które wprowadzały w PRL stan wojenny mogły być przygotowane poza Polską – tak w ubiegłym roku zeznała przed warszawskim sądem okręgowym była pracownica biura prawne- go Urzędu Rady Ministrów. We- dług niej autorzy nie mieli pojęcia o polskim systemie prawnym, a le- galność dekretów Rady Państwa o stanie wojennym kwe- stionowali już 14 grudnia 1981 roku wszyscy rządo- wi prawnicy. Dokumenty formalnie datowane były na 12 grudnia 1981 roku, choć wydrukowano je w Dzienniku Ustaw do- piero pięć dni później, ale z datą 14 grudnia i to ze wsteczną mocą obowiązywania. Antydatowanie dekretów to nie jedyny przykład naruszania pra- wa przy wprowadzaniu stanu wo- jennego w Polsce. Zdaniem nie- których prawników już samo ich uchwalenie było niezgod- ne z obowiązującymi wówczas w PRL przepisami prawa. Na pod- stawie Konstytucji PRL Rada Pań- stwa mogła wprowadzić stan wo- jenny na części lub na całym tery- torium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ze względu na obron- ność lub bezpieczeństwo pań- stwa. Tyle tylko, że trwała wów- czas sesja Sejmu, a Konstytucja nie zezwalała na wydawanie dekre- tów przez Radę Państwa w takiej sytuacji. Poza tym, odpowiednie dokumenty Rada Państwa uchwa- liła po sześciu godzinach od chwi- li, gdy wojsko oraz milicja odcięły telefony i zaczęły się aresztowania działaczy „Solidarności”. Wprowa- dzenia stanu wojennego zażądała Wojskowa Rada Ocalenia Narodo- wego, twór o którym konstytucja nie wspominała ani jednym sło- wem. Co więcej, samo utworzenie WRON i dekret o stanie wojennym także nie zostały zatwierdzone jed- nomyślnie. Za było 13 z 14 człon- ków Rady Państwa, przeciwny był Ryszard Reiff, za co stracił po- tem swoje stanowisko. W marcu tego roku Trybunał Konstytucyj- ny uznał, że dekrety Rady Państwa PRL o wprowadzeniu w 1981r. stanu wojennego są niezgodne z konstytucją (zarówno PRL, jak i obecną), międzynarodowymi paktami praw człowieka i obywa- tela. Oznacza to, że wszyscy skaza- ni w stanie wojennym mogą wy- stępować między innymi o od- szkodowania. Bruno Stefanicki Gen. Jaruzelski ogłasza stan wojenny - 13 grudnia 1981 r. FOTO: ADAM KORZENIOWSKI FOTO: STOCK FOTO: PRZEMYSŁAW WITWICKI FOTO: ARCH. FOTO: WIKIPEDIA FOTO: SPONDEO Autonomię zlikwi- dowało „ciało” bez demokratycznej legitymacji

Transcript of FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj....

Page 1: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

6 maja minie 66. rocznica opubliko-wania w Dzienniku Ustaw dekretu Krajowej Rady Narodowej uchylają-cego ustawę konstytucyjną z 15 lip-ca 1920 r., zawierającą statut orga-niczny województwa śląskiego. Bo-lesław Bierut, Edward Osóbka - Mo-rawski, Edward Ochab - m.in. ich na-zwiska widnieją pod 4 krótkimi arty-kułami dekretu, które zaprzepaści-ły oryginalne na swój czas rozwiąza-nia ustrojowe autonomicznego wo-jewództwa śląskiego i zarazem II Rze-czypospolitej.

Czy dekret był legalny?

Wątpliwości budzi już sam charakter Krajowej Rady Narodowej, która była ciałem samozwańczym, działającym bez żadnego umocowania ustrojo-wego i bez demokratycznej legity-macji. Jednak dla oceny legalności uchylenia statutu organicznego klu-czowe znaczenie ma art. 44 statutu, który wymagał zgody Sejmu Śląskiego dla jakichkolwiek zmian ograniczających za-kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc o jego zgodzie na jakiekolwiek zmiany mowy być nie może. Apologeci de-cyzji komunistycznej władzy w zakresie likwidacji śląskiej au-tonomii dokonują jednak całko-wicie karkołomnej (bo sprzecznej

z podstawową zasadą wnioskowania - a minori ad maius (komu nie wol-no mniej, temu tym bardziej nie wol-no więcej) wykładni wspomnianego przepisu, dowodząc, że art. 44 sta-tutu wskazywał na konieczność wy-rażenia zgody przez Sejm Śląski tyl-ko w przypadku ograniczenia zakre-su kompetencji instytucji wojewódz-kich, a nie ich całkowitej likwidacji.

Niekonstytucyjny stan wojenny

W marcu bieżącego roku Trybu-nał Konstytucyjny orzekł, że dekre-ty Rady Państwa PRL wprowadzają-ce stan wojenny w 1981 r. były nie-konstytucyjne. Jakie ma to zna-czenie w kontekście dekretu KRN z 6 maja 1945 r.? Wyłącznie symbo-liczne, gdyż ukazuje istotną rolę są-downictwa konstytucyjnego rów-nież w zakresie orzekania w spra-wach zgodności z konstytucją ak-tów prawnych, które formalnie nie

mają już charakte-ru obowiązującego. Jak mówi konstytu-cjonalista dr Maciej Thorz, przedmiotem zainteresowania Try-bunału Konstytucyj-nego mogą być wy-łącznie normy prawa obowiązującego, je-żeli jednak akt praw-

ny utraci moc obowiązująca, ale na jego podstawie można orzekać o sy-tuacji z przeszłości, to Trybunał przyj-muje pewną fikcję, że moc obowią-zująca jest zachowana i możliwe jest wydanie orzeczenia merytorycznego

co do konstytucyjności. Czy z taką sy-tuacją mamy do czynienia również w rozpatrywanym przez nas przy-padku? Z pewną dozą ostroż-ności można przypuszczać, że w końcu nie tak trudno sobie wyobra-zić przedmiot jakiegoś roszczenia z ty-tułu zniesienia autonomii, chociażby w zakresie spłaty pożyczek udzielo-nych przez Skarb Śląski przed wybu-chem wojny.

Czy warto dziś podjąć starania o zakwe-stionowanie legalności dekretu?

Konstanty Wolny, wnuk pierwszego marszałka Sejmu Śląskiego twierdzi, że tak. - Zajęcie przez demokratycz-ną Polskę stanowiska potępiajacego bezprawny bierutowski dekret likwi-dujący autonomię województwa ślą-skiego byłoby aktem dziejowej spra-

wiedliwości, wyrazem szacunku wo-bec Ślązaków i ich przodków, dowo-dem praworządności państwa. Orze-czenie Trybunału o nielegalnej for-mie uchylenia statutu organiczne-go wywołałoby z pewnością sporo medialnego szumu, wpłynęłoby też pozytywnie na świadomość histo-ryczną mieszkańców regionu. Legi-tymacją do sądowego zakwestiono-wania legalności dekretu dysponują najważniejsze organy konstytucyjne: Prezydent RP, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, ale również grupa pięćdziesięciu posłów i trzydziestu senatorów. Górnośląscy regionaliści wystosowali w 2008 r. do premiera prośbę o przeprowadzenie kontro-li konstytucyjności bierutowskiego dekretu, niestety nie spotkała się ona do dziś z żadną jego reakcją.

Michał Kieś

1945: dekret KRN znoszący autonomię Śląska nielegalny?

Oficjalne uznanie przez państwo polskie bierutowskiego dekretu za bezprawny byłoby cennym gestem dla Ślązaków - mówi Konstanty Wolny, wnuk pierwszego marszałka Sejmu Śląskiego

KWIECIEŃ 2011

Miesięcznik wszystkich mieszkańców Śląska

NR 002/11 CENA: 2 ZŁ (W TYM 8% VAT) ISSN 2083-0742INDEKS 275549

6 maja minie 66. rocznica opublikowania w Dzienniku Ustaw dekretu Krajowej Rady Narodo-wej uchylającego ustawę konstytucyjną z 15 lipca 1920 r., zawierającą statut organiczny wo-jewództwa śląskiego.

Galerie handlowe mogą powoli uśmiercać miastaPRENUMERATA

Z Krzysztofem Nawratkiem, zna-nym urbanistą i architektem rozma-wiamy o naszych śląskich miastach, potencjale ich rozwoju i urzędni-czej nonszalancji w decydowaniu o przyszłości aglomeracji

Nowa Gazeta Ślą-ska dostępna jest również w sprze-daży wysyłkowej.Warunki prenu-meraty podajemy na...

str 5

Śląsk w XIX w. był potęgą gospodarczą na skalę całej ówczesnej Europy

53 kopalnie węgla kamiennego, 9 kopalń rud żelaza, 10 kopalń rud cynku i ołowiu, 5 hut żela-za, 18 hut cynku i ołowiu oraz dwa zakłady energetyczne - to dziewiętnastowieczny poten-cjał wielkości śląskiego przemy-słu, który lokował nasz region w ścisłej europejskiej czołówce. Odprowadzane do Warszawy 10% dochodów Skarbu Śląskiego w ra-mach tzw. tangenty do roku 1939 dało łączną kwotę ponad 300 mln złotych.

str 9

Śląska czytanka dla Jarka

Co każdy Jaś wiedzieć powinien, a o czym Janek, pardon Jarek, zapo-mniał lub wiedzieć nie chce. W Ślą-skiej czytance dla Jarka publikuje-my ściągę dla tych wszystkich osób publicznych, które z upodobaniem wypowiadają się o Ślązakach, Śląsku i autonomii. W trzynastu pytaniach i odpowiedziach spróbowaliśmy za-wrzeć skrótową wiedzę na ten te-mat. Mamy nadzieję, że udało nam się choć trochę pomóc...

str 7

Do biegu, startJuż 3 maja do m o r d e r c z e g o , czterdziestodwu

kilometrowego biegu stanie w Katowicach być może na-wet ponad ty-siąc maratoń-czyków. To co-

raz bardziej po-pularny sport, ale również sposób

spędzania wolne-go czasu. Pod wa-runkiem, że biega-cze... mają gdzie biegać.

str 16

str 15

wprowadzenie stanu wojennego było niezgodne z konstytucją.Dekrety, które wprowadzały w PRL stan wojenny mogły być przygotowane poza Polską – tak w  ubiegłym roku zeznała przed warszawskim sądem okręgowym była pracownica biura prawne-go Urzędu Rady Ministrów. We-dług niej autorzy nie mieli pojęcia o polskim systemie prawnym, a le-galność dekretów Rady Państwa

o stanie wojennym kwe-stionowali już 14 grudnia 1981 roku wszyscy rządo-wi prawnicy. Dokumenty formalnie datowane były na 12 grudnia 1981 roku, choć wydrukowano je w Dzienniku Ustaw do-piero pięć dni później, ale z datą 14 grudnia i to ze

wsteczną mocą obowiązywania. Antydatowanie dekretów to nie jedyny przykład naruszania pra-wa przy wprowadzaniu stanu wo-jennego w Polsce. Zdaniem nie-których prawników już samo ich uchwalenie było niezgod-ne z  obowiązującymi wówczas w PRL przepisami prawa. Na pod-stawie Konstytucji PRL Rada Pań-stwa mogła wprowadzić stan wo-jenny na części lub na całym tery-torium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ze względu na obron-ność lub bezpieczeństwo pań-stwa. Tyle tylko, że trwała wów-czas sesja Sejmu, a Konstytucja nie zezwalała na wydawanie dekre-tów przez Radę Państwa w takiej sytuacji. Poza tym, odpowiednie

dokumenty Rada Państwa uchwa-liła po sześciu godzinach od chwi-li, gdy wojsko oraz milicja odcięły telefony i zaczęły się aresztowania działaczy „Solidarności”. Wprowa-dzenia stanu wojennego zażądała Wojskowa Rada Ocalenia Narodo-wego, twór o którym konstytucja

nie wspominała ani jednym sło-wem. Co więcej, samo utworzenie WRON i dekret o stanie wojennym także nie zostały zatwierdzone jed-nomyślnie. Za było 13 z 14 człon-ków Rady Państwa, przeciwny był Ryszard Reiff, za co stracił po-tem swoje stanowisko. W marcu tego roku Trybunał Konstytucyj-ny uznał, że dekrety Rady Państwa PRL o wprowadzeniu w 1981r. stanu wojennego są niezgodne z konstytucją (zarówno PRL, jak i obecną), międzynarodowymi paktami praw człowieka i obywa-tela. Oznacza to, że wszyscy skaza-ni w stanie wojennym mogą wy-stępować między innymi o od-szkodowania.

Bruno Stefanicki

Gen. Jaruzelski ogłasza stan wojenny - 13 grudnia 1981 r.

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

IFO

TO: S

TOCK

FOTO

: PRZ

EMYS

ŁAW

WITW

ICKI

FOTO

: ARC

H.

FOTO

: WIKI

PEDIA

FOTO

: SPO

NDEO

Autonomię zlikwi-dowało „ciało” bez demokratycznej

legitymacji

Page 2: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Historia nigdy nie jest czarno - biała, zwłaszcza na obszarach, na których przez wieki przeta-czały się wojny, oddziaływa-ły różne kultury czy też zna-lazły się we władaniu różnych organizmów politycznych. „Powstania śląskie były lokal-ną wojną domową, wspoma-ganą z jednej strony przez od-działy z Krakowa i ze Lwowa, a z drugiej przez oddziały głównie z Bawarii, które od-znaczały się w wielu wypad-kach sporym okrucieństwem” - pisał Stanisław Bieniasz (sze-rzej na ten temat na str. 8 – przyp. red.) Dramatyczne po-działy w rodzinach doskona-le ilustruje serial „Blisko, co-raz bliżej” w reżyserii Zbignie-wa Chmielewskiego. Nakrę-cony w 1983 roku prezen-tuje losy ślą-skiej rodziny od powsta-nia stycznio-wego po 1945 rok. Jeden z bohaterów, wychowa-ny w duchu polskości, w wieku dojrzałym wybie-ra jednak opcję niemiecką i spotyka go za to ostracyzm i kara. Mimo zdecydowa-nie propagandowego wy-

dźwięku serialu, jego boha-terowie, którzy znaleźli się po obu stronach narodowej ba-rykady, czują sakralną wręcz więź z rodzinną ziemią śląską, a w finale nawet ojciec nie-nawidzący własnego syna za jego wybór narodowościo-wy, odwołuje się do poczucia wspólnoty regionalnej, ape-lując o niezatapianie kopalni – żywicielki mieszkańców ślą-skiej ziemi.

Ptaki ptakom

Literacką wersję Kazimierza Gołdy dotyczącą obrony wie-ży spadochronowej w Kato-wicach powielał film pod tym samym tytułem nakręcony 35 lat temu przez Pawła Komo-

r o w s k i e g o . Książka Goł-by „Wieża spa-d o c h r o n o -wa” przez wie-le lat była je-dyną obowią-zującą wer-

sją wydarzeń z początków września 1939 roku. Kontro-wersje pojawiły się po odkry-ciach prof. Ryszarda Kaczmar-ka, który odnalazł archiwalne dokumenty wojsk niemiec-kich prezentujących obro-

nę Katowic jako krótkotrwa-ły epizod bez większego zna-czenia militarnego. Burza roz-pętała się dopiero po publika-cjach Bartosza T. Wielińskiego w katowickim dodatku „Gaze-ty Wyborczej”. Autora oskar-żono publicznie nawet o rze-kome kwestionowanie pol-skości miasta. Kilkadziesiąt znanych osobistości śląskiego życia publicznego wystoso-wało też w sprawie publikacji specjalny list do redaktora na-czelnego Gazety Wyborczej. Wśród sygnatariuszy byli mię-dzy innymi Tadeusz Kijonka oraz Krystyna Heska-Kwaśnie-wicz, którzy zarzucili Wieliń-skiemu dyletanctwo, nierze-telność oraz złą wolę. Tymcza-sem jego ustalenia potwier-dził później w publikacji na-ukowej historyk katowickie-go oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Grzegorz Bębnik.

Do nieba czwórkami szli

Jak wynika z najnowszych ustaleń historyków, tych czwórek mogło być najwy-żej cztery, bo z około dwu-stuosobowej załogi Wojsko-wej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, podczas obro-ny zginęło piętnastu żołnie-

rzy. Ale to nie jedyne sensa-cyjne informacje na temat przebiegu walk w Gdańsku w pierwszym tygodniu wrze-śnia 1939 roku. Według relacji reportażysty Janusza Roszko, który jako jedyny spisał wer-sję wydarzeń odmienną od tej lansowanej przez propa-gandę PRL, faktycznym do-wódcą obrony polskiej pla-

cówki był zastępca mjr. Su-charskiego, kpt. Franciszek Dąbrowski. Ten pierwszy miał już 2 września doznać silnego szoku nerwowego pod wpły-wem bombardowania lotni-czego, ujawniła się jego choro-ba – epilepsja i chciał się pod-dać. Oficerowie odsunęli Hen-ryka Sucharskiego od dowo-dzenia, a kpt. Dąbrowski prze-

jął kierowanie walką. Propa-gandową mistyfikacją wydaje się  być również legenda o gi-gantycznej sile rażenia pancer-nika „Schleswik-Holstein”. Okrę-towa artyleria nie była przy-stosowana do prowadzenia ognia na tak krótkim dystan-sie. Często pociski lądowały w wodach Zatoki Gdańskiej. Major Sucharski miał po pod-daniu się Niemcom obiecać oficerom, że po wojnie sam ujawni przebieg wydarzeń, dla-tego jego podwładni zobo-wiązali się do tego czasu za-chować wszystko w tajemnicy. Niektórzy historycy twierdzą nawet, że po zajęciu Wester-platte hitlerowcy znaleźli na miejscu zapasy amunicji oraz żywności. Tymczasem walcząc w szeregach II Korpusu we Włoszech, mjr Sucharski w wy-wiadzie dla Melchiora Wańko-wicza wiarołomnie uczynił sie-bie głównym bohaterem obro-ny Westerplatte, a jego wersję skwapliwie podchwyciły wła-dze PRL. Efekty tych opowieści można zobaczyć w głośnym filmie „Westerplatte” Stanisła-wa Różewicza z 1957 r. Legen-da sanacyjnego oficera, syna szewca, odpowiadała modelo-wi lansowanemu po wojnie.

Bruno Stefanicki

Każdego roku flagę wywie-szam w swoich oknach już 1 maja. Przez tyle lat, to czło-wiek się przyzwyczaił. Zdejmuję dopiero po 3 maja - to już świa-domie, bo uważam, że trzeba dbać o nasze tradycje i zawsze pokazać młodzieży, że warto to robić i nie ma w tym niczego złego ani też wstydliwego.

Ściąga dla leniwychNo cóż... imię Jarosław coraz gorzej się kojarzy. Jakoś trzeba z tym będzie żyć. Ale też spraw-ca całego zamieszania każe się zastanowić nad dość istotną kwestią - czy każda wypowie-dziana bzdura, o sile zwielokrotnionej przez głod-ne sensacji media, ma szanse na trwale zamieszkać w umysłach tłumu? Jak za najlepszych propagando-wych czasów - się powiedziało po wielokroć, się stworzy-ło rzeczywistość, po czym samemu się w nią uwierzyło. Wciąż się łudzę, że jednak znajdą się tacy, którzy zanim zabiorą publicznie głos o nas, Ślązakach i o naszych na-dziejach na większą samorządność, zechcą najpierw od-robić lekcję. Jeśli nie znajdą czasu, mamy dla nich skró-coną ściągę. A nuż zechcą zerknąć? Zapraszam również do lektury rozmowy ze znakomitym urbanistą Krzyszto-fem Nawratkiem, dramaturgiem Ingmarem Villqistem oraz historykiem profesorem Alfredem Sulikiem. Cytu-jemy również nieodżałowanego dramaturga i reżyse-ra Stanisława Bieniasza - niech własnymi słowami opo-wie o swojej wizji Trzeciego Powstania Śląskiego - w koń-cu maj za pasem. Polecam również tekst Piotra Szmitke o tym, jak bardzo śląskich artystów „ceni” Warszawa oraz przypomnienie wciąż dobrej kondycji legendarnego SBB. Tym razem dokonujemy też swoistego eksperymentu - wybrane teksty w pełnych wersjach publikujemy na na-szej stronie internetowej www.nowagazetaslaska.eu. Za-praszam do lektury.

Jarosław Gibas

Czy w przypadającym 2 maja Dniu Flagi Rzeczypospolitej Polskiej wy-wiesisz flagę i dlaczego?

, czyli co nas mrozi, co nas grzeje...

p. Katarzynaz Bytomia

p. Henrykz Katowic

p. Agataz Katowic

Czesław Sobierajski Bartosz T. Wieliński

p. Michałz Czeladzi

Nie wyieszam falgi z powodów czysto technicznych. Niestety, nie posiadam przy oknach tych specjalnych uchwytów. Ale gdy-bym je miała na pewno wywiesi-łabym flagę. Myślę, że to powin-ność wszystkich obywateli, żeby w Dniu Flagi Rzeczypospolitej wywieszać flagę pań-stwową za swoim oknem.

urodzony w Kielcach 59-letni radny Sejmiku Województwa Śląskie-go i były poseł na Sejm RP. Podczas konferen-cji prasowej interpreto-wał przesłanie Wojcie-cha Korfantego w spra-wie narodowości: „Gdy-by Wojciech Korfan-ty uczestniczył w spi-sie, to co by mógł napi-sać - jestem Polakiem, gdyby mógł dopisać - i Ślązakiem, to pewnie by i dopisał - jestem Polakiem i Ślązakiem. (...) To jest przesłanie Wojciecha Korfantego tam, z zaświa-tów, tego by oczekiwał” – podkreślał. Jest też współau-torem (razem z posłem Waldemarem Andzelem) zawia-domienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez osoby odpowiedzialne za przygotowanie treści pytań w ankiecie spisowej.

dziennikarz „Gazety Wy-borczej”,  w latach 2005 - 2009 jej korespondent w Berlinie, a wcześniej redaktor w „Gazecie w Katowicach”. - W Pol-sce prasa regionalna od lat tkwi w kryzysie, dla-tego bardzo się cieszę, że w tych ciężkich cza-sach na moim rodzin-nym Śląsku znaleźli się dziennikarze, którzy odważyli się uruchomić nowy ty-tuł. Cieszy mnie też, że „Nowa Gazeta Śląska” ma ambi-cje, by poważnie zajmować się skomplikowaną historią regionu. To niezwykle trudna materia, bo Śląsk nie jest, jak to widzą niektórzy warszawscy politycy czarno-bia-ły.. Trzymam kciuki za dziennikarzy „Nowej Gazety Ślą-skiej”. Dziennikarzom i redaktorom życzę powodzenia i wytrwałości.

Oczywiście, że wywieszę flagę. Przecież to mój patriotyczny obo-wiązek. Dziwię się w ogóle lu-dziom, którzy w trakcie świąt pań-stwowych i innych ważnych okazji nie wpadną na to, żeby wywiesić flagę. Przecież w ten sposób eks-ponujemy swoją przynależność państwową, patriotyzm i związek z ojczyzną.

W mojej rodzinie nie ma i nigdy nie było tradycji wywieszania flagi państwowej. Raczej nie należymy do ludzi lubiących się przesadnie obnosić z patriotyzmem czy też manifestowaniem miłości do oj-czyzny. Dla mnie ważniejsze jest to, co się naprawdę czuję, a nie to, co tak często u nas robi się na pokaz.

KWIECIEŃ 2011

NR 02/01

ISSN 2083-0742

Redaktor naczelnyJarosław GibasZ-ca redaktora naczelnegoSzczepan TwardochSekretarz redakcjiWincenty BryńskiZespół redakcyjnyMichał Buchta, Michał Kieś, Marcin Melon, Doro-ta Mrówka, Jacek Tomaszewski, Dawid Biały, Ro-bert Rajczyk, Adam Korzeniowski (foto), Aleksan-der Uszok, Piotr Kulas, Marcin Pilśniak (Internet).

Współpraca:Maciej Chrobak, Paweł Niewiadomski, Dariusz Dyrda, Rafał Adamus, Bruno Stefanicki, Jan Dra-ga, Marcin Bartosz, Tomasz Długosz, SettembriniAdres redakcjiul. Dąbrówki 13/401, 40-081 Katowicee-mail: [email protected],[email protected] Creative Group, ul. Żelazna 9, 40-851 Kato-wice, www.mediacreativegroup.pl

Skład i łamanie: Marcin SzewczykDruk: Polska Presse P-PrintDystrybucja: Kolporter S.A., Ruch S.A.Numer zamknięto: 27.04.2011

Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówio-nych. Redakcja zatrzega sobie prawo do korekt, redakcji i skrótów nadesłanych tekstów.

Nowa Gazeta Śląska jest tytułem praso-wym rekomendowanym przez Ruch Au-tonomii Śląska.

C o -raz wię-cej osób mieszka-jących w n a s z y m regionie zapowia-da, że za-deklaruje n a r o d o -wość ślą-

ską – jak pan to wyjaśni?Ja bym tego nie wiązał tylko z rzeczy-wistym poczuciem narodowosci. To przede wszystkim deklaracja związania z regionem, identyfikacji z miejscem za-mieszkania i jednocześnie niezgoda na to, co robi się ze Śląskiem w tym kraju. Ale to chyba znakomita wiadomość dla Ślą-ska? Bo dzięki temu traktowanie go po ma-coszemu może się wreszcie skończyć?Oczywiście – wystarczy spojrzeć na wyniki ostatnich wyborów samorzą-dowych. Nagle się zorientowano jaka to siła i przez wiele tygodni po wybo-rach straszenie „autonomią” nie scho-

dziło z medialnych czołówek. Z dru-giej strony ludzie popierający autono-mię już nie reprezentują wizji odrzuce-nia, rozgoryczenia – jak to było dwa-dzieścia lat temu – to raczej zwolen-nicy szybkiego rozwoju tego regionu, zwolennicy większej samorządności i obecności Śląska w szerszym, eu-ropejskim kontekście. Kiedy dekla-rowaliśmy narodowość śląską w po-przednim spisie fakt ten został wy-party przez środo-wiska warszawskie. Teraz, je-żeli potwierdzą się prognozy o trzykrotnie większej liczbie dekla-rujących, to wokół tego nie będzie można już przejść obojętnie. Problem w tym, żeby tego kapitału nie roztrwo-nić.Czyli możemy się spodziewać aktywizacji tych, którzy będą chcieli sięgnąć po tak duże grono potencjalnych wyborców?Takie zakusy leżą w interesie par-tii politycznych. Szkoda tylko, że po-litycy wciąż nie rozumieją, że najwyż-szy czas zredefiniować pojęcie naro-

du, państwa czy regionu w obecnej Europie. Wizja ściśle scentralizowane-go państwa stoi obecnie w głębokiej sprzeczności z tym, co dzieje się na na-szym kontynencie. Tam się odradza-ją regiony, odradza się tożsamość Wa-lijczyków, Szkotów, Katalończyków, a u nas, by zyskać wyborców wyma-chuje się kolejnymi straszakami: naj-pierw niemieckim, teraz śląskim.

A skąd u polityków mylenie autonomii z se-paratyzmem i straszenie podziałem na Ślą-zaków i obywateli drugiej kategorii? Brak wiedzy, ignorancja?I jedno i drugie, ale przede wszystkim gra polityczna. Przecież moje relacje z sąsiadem nie zależą od jego stosun-ku do państwa polskiego czy też po-czucia tożsamości.

rozm. Jarosław Gibas

rozbieżności i różnice między faktami, a wersją oficjalną własnej historii to nie tylko polska specjalność.

Czy wiesz, że... po śmierci Józefa Stalina w 1953 roku Sejm PRL nadał Katowicom

nazwę Stalinogród? Do tradycyjnej nazwy miasto powróciło w roku 1956.

Polska mitologia narodowaTrzecie Powstanie Śląskie, obrona Westerplatte czy wieży spadochronowej w Katowicach to tylko niektóre z kontrowersyjnych momentów w dziejach Rzeczypospolitej. Od lat są zarzewiem medialnej i politycznej przepychanki.

Konflikt wokół katowickiej wieży spadochronowej ujawnił jak trudno jest czasem zaakceptować historyczne fakty, zamiast patriotycznych mitów

Przez cztery wieki bezkry-tycznie przyjmowano rela-cje o wystąpieniu doktora teologii, Marcina Lutra, który własnoręcznie przybijając 31 października 1517 roku do drzwi kościoła zamkowego w Wittenberdze dziewięć-dziesiąt pięć tez, miał dać początek Reformacji. Wyda-rzenie wielokrotnie przed-stawiane w sztuce i opisywa-

ne w literaturze urosło do rangi mitu założycielskiego ko-ścioła ewangelicko-augsburskiego. Autorstwo tez nie bu-dzi dziś wątpliwości, okoliczności ich ogłoszenia są jed-nak kwestionowane przez historyków. Najstarsza drukowa-na wzmianka o przybiciu tez do kościelnych drzwi pocho-dzi z roku 1547, kiedy rozejście się dróg zwolenników Lu-tra i kościoła rzymsko-katolickiego było już przesądzone. Obraz doktora teologii, śmiało rzucającego wyzwanie po-tężnej organizacji kościelnej, doskonale odpowiadał po-trzebie ukazania heroicznych początków protestantyzmu. W 1517 r. Luter nie zamierzał jednak zrywać swych związ-ków z Rzymem czy tworzyć odrębnego kościoła, lecz re-formować istniejące struktury. Tezy zostały prawdopo-dobnie rozesłane do teologów i kościelnych hierarchów w celu zainicjowania dyskusji.

red

Wojna, która zdawać by się mogło należy już do historii zamierzchłej i przesłonięta została w znacznym stopniu wy-darzeniami II wojny świa-towej, do dzisiaj wywo-łuje gorące kontrower-sje. Dla lewicy zawsze bę-dzie prefiguracją później-szej „walki z faszyzmem”, ponieważ Franco uważa-ny jest na lewicy za polity-ka tej samej miary, co Hi-tler czy Mussolini, zaś wy-powiedziane przez La Pa-sionarię „No pasarán!” (nie przejdą) weszło do sta-łego repertuaru lewico-

wych haseł. Na prawicy z kolei wojna domowa w Hiszpa-nii jest jedną z odsłon wojny z komunizmem - na zaanga-żowanie Hitlera po stronie Franco odpowiadają, wskazu-jąc na zaangażowanie Stalina po stronie Republiki, zaś na „No pasarán!”, odpowiadają cytatem z samego Franco wła-śnie: „Han pasado!” (przeszliśmy). Obie strony sporu oczy-wiście chętnie licytują się na ilość zbrodni popełnionych przez przeciwnika.

red

Alianckie zbombardowanie Drezna oceniane jest w drastycznie różny sposób. Z jednej strony pojawia się argumentacja, że była to zbrodnia wojenna, niemiecka skrajna prawica używa nawet wyrażenia „Bombenholocaust”, wskazując na brak istotnej różni-cy między paleniem ludzi bombami fosforowymi, a paleniem lu-dzi w krematoriach. Z drugiej strony argumentuje się, że Dre-zno w istocie stanowiło cel militarny (czemu jednak przeczy fakt zbombardowania ścisłego, historycznego centrum miasta, nie zaś przemysłowych przedmieść) lub przedstawia się je w kon-tekście bombardowań niemieckich: od Guerniki (na temat której również jest sporo kontrowersji), przez Warszawę po Coventry. Bardzo podobna, jeśli nie identyczna argumentacja z obu stron używana jest do oceny zrzucenia bomb atomowych na Hiroszi-mę i Nagasaki.

red

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

IFO

TO: A

DAM

KORZ

ENIOW

SKI

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: ARC

H.

FOTO

: ARC

H.

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

Na początku lat osiemdzie-siątych XX wieku w Bonn powstało stowarzysze-nie AGMO – Towarzystwo Wspierania Niemców na Śląsku, Pomorzu, Wschod-niej Brandenburgii oraz Pru-sach Wschodnich i Zachod-nich. Już w czasach PRL pró-bowali pomagać Niemcom za „żelazną kurtyną”. Jed-nak bardzo szybko w Niem-czech Zachodnich przy-lgnęła do tego Towarzystwa

łatka skrajnej prawicy.

Pomoc wyłącznie dla swoich

AGMO bardzo dba, aby po-moc trafiała tylko do za-deklarowanych Niemców. Swego czasu pewna na-uczycielka z podopolskiej wioski uskarżała się, że pod-czas akcji pomocowej po powodzi roku 1997, AGMO prosiło o potwierdzenie czy pomoc trafiała tylko

do Niemców. Nauczyciel-ka odpowiedziała, że „fala powodziowa poszkodowa-nych o narodowość nie py-tała” i zerwała współpracę z Towarzystwem. Najwy-raźniej kryteria pomocy wg klucza „nur für Deutsche“ są w AGMO bardzo wyśrubo-wane, gdyż w pewnym ma-gazynie w Strzelcach Opol-skich na ul. Kozielskiej zale-gają setki kilogramów nie-rozdysponowanej pomocy, mimo, iż ten zakątek woje-wództwa opolskiego słynie z mocnych struktur Mniej-szości Niemieckiej.

Jedynie słuszny kierunek

Aktywiści AGMO próbują także wywierać coraz więk-szy wpływ na bieg spraw politycznych na Górnym Śląsku. Po sukcesie RAŚ w wyborach do Sejmiku Województwa Śląskiego media niemieckojęzyczne o tematyce śląskiej opu-blikowały list wiceprze-

wodniczącego AGMO, któ-ry piętnuje RAŚ jako zagro-żenie dla niemieckości Ślą-ska. Neguje także fakt ist-nienia narodowości ślą-skiej, nazywając ją „tożsa-mością zastępczą”, suge-rując, podobnie jak Jaro-sław Kaczyński, że napraw-dę mamy do czynienia ze śląskimi Niemcami. Auto-nomiści mieliby być ko-niem trojańskim polskie-go rządu, wykorzystywa-nym w celu odciągnięcia Ślązaków od niemiecko-ści i osłabienia organizacji mniejszości niemieckiej.Inni działacze AGMO bom-bardują niemieckie mini-sterstwa raportami o rze-komym niezadowoleniu szeregowych działaczy mniejszości niemieckiej na Śląsku wobec swoich lide-rów, którzy mają jakoby dość zbyt ugodowej poli-tyki Towarzystwa Społecz-no-Kulturalnego Niemców wobec władz polskich.

Piotr Długosz

Ślązak - ale tylko niemiecki

AGMO – towarzystwo zajmujące się wspieraniem Niemców w Polsce uważa, że Ruch Auto-nomii Śląska to koń trojański polskiego rządu mający na celu odciągnięcie Ślązaków od ich prawdziwych korzeni.

Strona internetowa Stowarzyszenia AGMO

FOTO

: WW

W.AG

MO.D

E

Marcin Luter Wojna domowa w HiszpaniiBombardowanie Drezna

FOTO

: WIKI

PEDIA

FOTO

: ARC

H.

FOTO

: ARC

H.

Śląska historia ciągle jest ziemią

nieodkrytą

Gen. Francisco Franco

Drezno po bombardowaniuMarcin Luter

Page 3: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

W Gliwicach, obok Forum budu-je się właśnie ogromny Focus, a przy węźle Sośnica powstać ma galeria Europa Centralna, podob-no największy mall w Europie. W niespełna dwustutysięcznym mieście będzie sześć galerii han-dlowych. Jaki wpływ będą miały na tkankę miasta?Odpowiem jednym słowem - zgubny. Nie twierdzę, że ga-lerii handlowych nie powin-no budować się wcale, waż-ne jednak, by zdawać sobie sprawę czym galerie handlo-we są dla miasta i co robią. Przede wszystkim galerie są problemem eko-nomicznym - ich właścicielami są najczęściej duże międzynarodo-we firmy, ich na-jemcami są rów-nież międzyna-rodowe sieci. To oznacza, że zy-ski nie są reinwe-stowane lokal-nie, lecz trans-ferowane poza miasto. Biorąc pod uwagę pogłębiający się kryzys finansowy i fiskalny miast, galerie handlowe są rodzajem czarnych dziur, wy-sysających życie i pieniądze z miasta.Czy wyobraża Pan sobie jakiś al-ternatywny scenariusz rozwo-ju miasta, tzn. - jeśli nie galerie handlowe, to co?Problem polega na tym, że galerie handlowe to nie jest żaden rozwój miasta. Galeria handlowa jest pasożytem, nie pomaga miastu rosnąć, lecz wręcz przeciwnie. Pró-ba oparcia rozwoju na wiel-kopowierzchniowym han-dlu jest absurdalna - mia-sta, by się rozwijać, potrze-bują pieniędzy. Pieniędzy w budżecie - a one biorą się z podatków. Przede wszyst-kim pobieranych od miesz-kańców. Dlatego prioryte-tem rozwoju miast powin-no być z jednej strony zwięk-szanie ilości miejsc pra-cy, z drugiej - umożliwianie mieszkańcom zamieszkanie w mieście, a nie poza jego granicami. Na pierwszy rzut oka, warunek pierwszy jest spełniany przez inwestycje, ale galeria handlowa wcale nie kreuje dużej ilości miejsc pracy, a na dodatek są one niskopłatne.Powiedział Pan dużo o skutkach ekonomicznych dominacji galerii handlowych. A jak galerie wpły-wają na przestrzeń miasta?Ekonomia wpływa oczywi-ście na przestrzeń - jeśli nie ma pieniędzy, nie ma klien-tów, to sklepy i kawiarnie w mieście umrą. A więc prze-

strzeń miasta umrze. Co do szczegółów - zależy w jakim miejscu miasta galerie han-dlowe się znajdują, jakiego typu i jakiej są wielkości. Wia-domo, że model amerykań-ski - galerie lokowane poza miastem, owo miasto nisz-czą. Ludzie wsiadają w sa-mochód i jadą tam na zaku-py, zamiast pojechać do cen-trum miasta. Centrum więc obumiera. Inna sytuacja jest, gdy galeria właśnie w cen-trum jest lokowana. Pytanie też, jak jest zaprojektowana - jeśli jest zamkniętym pudeł-

kiem, do które-go się wchodzi i „znika”, to jest to rozwiązanie złe, ale znam przykłady, gdy galeria jest „po-kawałkowana”, gdy przenika się z innymi funk-cjami miasta.Skoro wpływ ga-lerii handlowych jest zgubny, dla-czego władze mia-

sta nie używają dostępnych im narzędzi dla ograniczenia ich roz-woju?Ponieważ galeria handlowa jest łatwym rozwiązaniem. Miasto tylko sprzedaje lub dzierżawi teren, ma więc jed-norazowy, szybki zysk, a po-tem to już właściciel terenu i galerii niech się martwi. Ale jak mawiał Dumbledo-re - czasem trzeba wybrać nie to, co łatwe, lecz to, co słuszne. Myślę, że większo-ści polskich władz samorzą-dowych po prostu brakuje wyobraźni, wiedzy i odwagi, by nie pozwalać na budowę galerii handlowych. General-

nie mam wrażenie, że więk-szość władz samorządowych najchętniej zachowałaby za-robki, splendor i możliwość umieszczania swoich kole-gów w miejskich spółkach, a sprywatyzowałaby wszyst-ko, co jest w najmniejszym stopniu problematyczne. To jest jednak nie tylko pol-ski problem, to jest jeden z aspektów tego, co nazy-wam rozrostem obszarów zurbanizowanych, lecz za-mieraniem miast.

Co Pan przez to rozumie?Miasto to byt polityczny, podmiot, który sam decydu-je o swoim losie. Natomiast teren zurbanizowany wyglą-da może jak miasto, ale jest tylko zasobem ludzi, kapita-łu, budynków, który jest eks-ploatowany przez inne byty - państwo, korporacje, lokal-ne mafie i grupy interesów. Widać to wyraźnie na Gór-nym Śląsku: wciąż interesy lokalnych udzielnych książąt (prezydentów i ich dworów) są ważniejsze niż interes ko-nurbacji. Brak jednego bile-

tu na autobusy w Tychach i reszcie regionu jest żenu-jący. Na facebooku istnieje grupa „moje miasto Silesia”. Ja to rozumiem dosłownie. Śląska konurbacja powin-na być jednym organizmem miejskim.Wydaje mi się, że oprócz dwor-skich interesów prezydentów, ważnym hamulcem w kwestii po-wstania jednego, śląskiego mia-sta są interesy Warszawy, któ-ra straciłaby w takim przypad-ku status największego i w pew-

nym sensie jedynego miasta w Polsce. Ale załóżmy, że do ta-kiego zjednoczenia śląskich miast by doszło: jakie byłyby tego konsekwencje?Całkowita zgoda. Warszawa się takiego jednego śląskie-go miasta boi. Zresztą nie tyl-ko śląskiego. Trudno przewi-dzieć do końca konsekwen-cje - wszystko zależy jaki był-by ustrój takiego miasta oraz kto by nim rządził. Nawet najlepsza struktura zarzą-dzana przez któregoś z mo-ich ulubionych śląskich pre-zydentów miast mogłaby się okazać całkowicie niewydol-nym tworem... Ale załóżmy, że wszystko układa się do-brze... takie miasto przede wszystkim byłoby w stanie zoptymalizować wewnętrz-ne koszty funkcjonowania, byłoby więc tańsze i bar-dziej sprawne. Mimo tego, że Śląsk ma najniższy ze wszyst-kich polskich miast procent ludzi wykształconych, to jed-nak jest tu olbrzymi poten-cjał gospodarczy i intelektu-alny. Przy mądrej polityce, za jakiś czas mogłoby to być jed-no z najważniejszych miast Europy.Jakie jest współczesne znaczenie historycznych podziałów śląskiej (w znaczeniu administracyjnym) przestrzeni wielkomiejskiej? Czy wg Pana w granicach tego wiel-kiego, śląskiego miasta powinny znaleźć się miasta Zagłębia czy za-chodniej Małopolski (Jaworzno)?Miasto (ale właśnie prawdzi-we Miasto, a nie miasteczko

czy obszar zurbanizowany) niweluje historyczne podzia-ły. Harvey Cox już w latach sześćdziesiątych ub. wieku broniąc miasta, powoływał się na słynne słowa święte-go Pawła „nie będzie Żyda ani Greka”. Oczywiście w grani-cach miasta Silesia musia-łyby znaleźć się wszystkie te tereny, któ-re funkcjonal-nie już w tej chwili są ze sobą ściśle po-łączone. Za-głębie oczy-wiście tak, Ja-worzno raczej tak.Jest Pan zwolennikiem scalenia śląskich i zagłębiowskich miast w jeden miejski organizm. A co Pan sądzi o autonomii Górnego Śląska? W pewnym sensie te dwa rozwiązania się wykluczają.Jestem zdecydowanym zwo-lennikiem miasta Silesii. Sło-wo „autonomia” nie razi, razi mnie, gdy jest budowana na ekskluzywistycznej, et-nicznej retoryce. Jestem wielbicielem miasta i miej-skości. Jeśli mogę pozwo-lić sobie na dygresję - gdy mieszkałem kilka lat temu w Rydze, napięcie pomię-dzy Łotyszami a Rosjanami było nie do wytrzymania. Rok temu widziałem grupę mło-dych ludzi, którzy śmiejąc się nad pizzą płynnie przecho-dzili z łotewskiego na rosyjski

i odwrotnie. Miasto tworzy własną kulturę, która przekra-cza plemienne, przedmiejskie podziały. To zresztą też jest przyczyna, dla której tak wie-le narodowych czy nacjonali-stycznych ruchów i ideologii było antymiejskich.

Jakim miastem mogłaby być Si-lesia? Czy tym wspólnym mia-nownikiem ma być sama rodzą-ca się wielko-miejskość?Jeśli cho -dzi o ja-kiś wspólny mianownik , o jakąś zało-

życielską tożsamość, to uwa-żam jej szukanie za błąd. To byłoby cofanie się do symbo-licznych struktur przeszłości i tego, co przedmiejskie. Czym innym jest miasto, jak właśnie nie heterogeniczną tożsamością wciąż tworzo-nych opowieści? Tym wła-śnie różni się miasto jako Miasto, od miasta jako pro-duktu, jak usiłują przedsta-wić je specjaliści od tak zwa-nego „brandingu miast”. Mia-sto nie jest produktem, ono (a przede wszystkim jego mieszkańcy) przeżywają i budują swe życie, opowia-dają swoje opowieści. Za punkt wyjścia wystarcza, że wszyscy mieszkają tu i teraz.Rozm. Szczepan Twardoch (pełna wersja rozmowy nawww.nowagazetaslaska.eu)

Dwa lata zajęło bytomskim urzędnikom formalne wpro-wadzanie nowego logo miasta do użytku. Dopiero w tym roku zaczęło obowią-

zywać specjalne zarządze-nie prezydenta miasta w tej sprawie. Dokument o zasa-dach korzystania z logo gmi-ny Bytom dotyczy wszyst-kich instytucji miejskich oraz organizacji społecznych i osób, które organizują im-prezy finansowane z bu-dżetu miasta. Sposób pre-zentacji logo musi być jed-nak zatwierdzony przez na-czelnika wydziału informa-cji i promocji. Taka akcepta-cja potrzebna będzie rów-nież, gdy logo ma być prze-

kształcone. W tym wypad-ku uzyskanie zgody wyma-ga przedstawienia projektu graficznego zmodyfikowa-nego logotypu oraz opisu celu i przeznaczenia doko-nywanych zmian. Bytomskie logo to zastrzeżony w Urzę-dzie Patentowym znak gra-ficzny. Tymczasem już dwa lata temu logo Bytomia bu-dziło liczne kontrowersje. Jako pierwsi próbowali pro-testować taksówkarze, któ-rzy muszą nim oklejać samo-chody. Argumentowali, że

w innych miastach na tak-sówkach widnieją herby. Urzędnicy tłumaczyli wów-czas, że nie mogą pozwo-lić na sąsiadowanie reklam agencji towarzyskich i her-bu Bytomia na drzwiach tak-sówek. Kompozycję i formę graficzną logotypu krytyku-je też część specjalistów. Jak dotąd niektóre miejskie in-stytucje rzadko stosowały nowe logo Bytomia w swojej pracy. Teraz będą musiały to robić obowiązkowo.

red

Gruszka na lipieSenator Rzeczypospolitej, Tadeusz Grusz-ka z PiS, zapragnął uczcić rocznicę wybu-chu III Powstania Śląskiego. W liście skie-rowanym do dyrektorów szkół z terenu ryb-nickiego okręgu wyborczego zapropono-wał udział w projekcie „Drzewo Wolności 2011”. Dziatwa szkolna pod opieką nauczycieli miałaby, „w miarę możliwości” przy udziale pana senatora, za-sadzić dostarczoną uprzednio sadzonkę. W ten sposób senator RP chciałby nawiązać do podobnej akcji, pro-wadzonej w okresie międzywojennym. „Dla uczcze-nia i upamiętnienia powrotu Górnego Śląska do ma-cierzy sadzono wówczas drzewa” – pisze w swym liście – „Najczęściej były to lipy i przyjmowały nazwę Drzew Wolności”. By pozostać wiernym tradycji, senator Grusz-ka proponuje i teraz zasadzić w górnośląskiej ziemi sa-dzonki lipy. Lipa to drzewo wielkiej urody, jednak bu-dzić może różne skojarzenia, przez pomysłodawcę za-pewne niepożądane. Złośliwi gotowi pomyśleć, że lipa symbolizować ma jakość polskich rządów na Górnym Śląsku. Już samo nawiązanie do akcji przeprowadzonej za starej Polski wydaje się nieco ryzykowne. Ktoś może zapytać, dlaczego nasze starziki, w tym byli powstań-cy, zamiast sączyć piwo w cieniu „drzew wolności”, tak często wybierali wolność w Richtik Fajnych Niymcach. Albo wpaść na przewrotny pomysł, by jedną z lip za-sadzić na Pawiaku. Dla upamiętnienia „wolności”, jakiej w warszawskim więzieniu zażywał Wojciech Korfanty. „Drzewo Wolności podlewać trzeba krwią patriotów i tyranów” – powiedział niegdyś prezydent USA Abra-ham Lincoln. Ten sam, który w reakcji na secesję sta-nów południowych w imię swego rozumienia wolno-ści posłał armię przeciwko własnemu narodowi. Owa złota myśl doczekała się niespodziewanej puenty. John Wilkes Booth, który pozbawił Lincolna życia strzałem w głowę, po zamachu wykrzyknął słowa – „Sic sem-per tyrannis!” (Tak zawsze tyranom). Wolność jak i lipa bywa zatem rozumiana różnie. Piszę o tym z troską, bo-wiem w ostatnim czasie niejednoznaczność wypowie-dzi obracała się przeciw politykom PiS, pochylającym się nad sprawami Górnego Śląska. Gdyby jednak se-nator Gruszka upierał się przy przekazie, pozostawia-jącym pole do interpretacji, proponowałbym mu sa-dzić … wierzby. A całą akcję przeprowadzić pod ha-słem „Drzewo poznania dobrego i złego”. Wszak Śląsk i Ślązacy doświadczyli od Polski i jednego i drugiego. W jakich proporcjach? Niech każdy oceni sam.

Bohaterem zamieszania jest komin Elektrowni Rybnik. Za-montowanych jest na nim kil-kadziesiąt anten telefonii ko-mórkowej. Mieszkańcy dziel-nicy Grabownia walczą z in-stalowaniem nowych urzą-dzeń. Niedawno po stronie rybniczan opowiedział się na-wet gliwicki Sąd Administra-cyjny. Stowarzyszenie Inicjaty-wa Przeciw Elektroskażeniom w Rybniku zgłosiło tam spra-wę montażu jednego z nadaj-ników. Okazało się, że urzędni-cy przez półtora roku nie zaję-li się kwestią legalności insta-lacji anteny ani też później nie sprawdzili czy oddziaływanie

pola elektromagnetycznego jest uciążliwe dla środowiska. Istnieje przypuszczenie, że ma ono także wpływ na zwiększe-nie zachorowalności na choro-by nowotworowe.

red

Była Miss Polonia Ewa Wa-chowicz powiedziała kiedyś, że premierowi się nie odma-wia i została sekretarzem pra-sowym Waldemara Pawlaka. W Tychach zaproszenia za-stępcy prezydenta ds. infra-struktury nie odrzucili przed-stawiciele miejskich spółek i jednostek organizacyjnych. Według informacji UM Tychy, tych ostatnich było około 30. Razem z pozostałymi sprzą-tającymi zebrali blisko 10 ton śmieci. - To bardzo ważna akcja [...]. W ubiegłym roku przyniosła niesamowite efek-ty, a miasto w  kilka godzin stało się czyste – podkreślał

na spotkaniu organizacyj-nym akcji z-ca prezydenta Tychów Mieczysław Podmo-kły. Wszyscy zaangażowani w akcję „Wiosna” pracowali w ramach swoich obowiąz-ków służbowych i  za swoje poświęcenie dla miasta nie zarobili dodatkowych pie-niędzy. Pomimo przeprowa-dzania zbiorowego sprzą-tania, śmieci nadal zalegają w wykopie kolejowym, który przecina Tychy na pół. Teren ten należy do PKP, można za-tem przypuszczać, iż koleja-rze nie ulegli namowom wi-ceprezydenta Podmokłego.

Robert Rajczyk

13. raz w Cieszynie spotyka-ją się miłośnicy kina polskiego, czeskiego i słowackiego. Tego-roczny przegląd filmowy „Kino na granicy” trwa od 28 kwiet-nia do 3 maja. W programie imprezy przewidziano prze-gląd filmów, do których muzy-kę skomponował Krzysztof Ko-meda oraz retrospektywę fil-mów ze zdjęciami Adama Si-kory. Widzowie zobaczą mię-dzy innymi: „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego, „Essential killing” Jerzego Skolimowskiego, a tak-że filmy w reżyserii Romana Po-lańskiego: „Dziecko Rosmary” czy „Dwaj ludzie z szafą”. Zapla-nowano też wyjątkowy prze-

gląd dokumentów poświę-conych uruchomionej sto lat temu, a nieistniejącej już dzisiaj linii tramwajowej, która przez 10 lat łączyła dworzec kolejo-wy z centrum miasta i zniknęła w momencie jego podziału.

red

Sąd Administracyjny gromi urzędników

Ponad dwieście osób wzięło udział we flashmobie „Nowej Gazety Śląskiej”.

Czyżby wracały stare zwyczaje?

Przegląd filmów trzech krajów

Energia Kultury dla każdego - m. in. taksówkarze muszą oklejać swoje samochody

Afera z masztami

Wspólne czytanie na rynku

Czyn społeczny

Święto X muzy

Logo Bytomia jest obowiązkowe

Maszt niezgodny w Rybniku

Na wspólne czytanie „Nowej Gazety Śląskiej” w ostatniej chwili przybyli również zawodnicy „Warriors” z Rudy Śląskiej.

Tłum czytających wzbudził spore zainteresowanie przechodniów.

Mieliśmy nadzieję, że czytaliście z zainteresowaniem..., ... a nie tylko dla efektu na zdjęciach!Wszystkim przybyłym DZIĘKUJEMY!

Plakaty z obowiązkowym logo

Miotły i grabie poszły w ruch - pracownicy tyskich spółek miejskich i jed-nostek organizacyjnych zebrali ok.10 ton śmieci

Fragment plakatu festiwalu

Czy wiesz, że... w latach 30. XX w. w Zabrzu-Rokitnicy wzniesiono cztery domy z płyt stalowych?

Domy wykonała huta „Donnersmarck”.

O zgubnym wpływie galerii handlowych, niekorzystnych rozwiązaniach konurbacyjnych i o tym, jak dobrze przemyślane miasto może zniwelować historyczne podziały rozmawiamy z architektem i urbanistą Krzysztofem Nawratkiem.

Powolne zamieranie naszych miast

Galeria handlo-wa jest pasoży-tem, nie poma-

ga miastu ro-snąć, lecz wręcz

przeciwnie

Warszawa się ta-kiego jednego ślą-skiego miasta boi. Zresztą nie tylko

śląskiego.

FOTO

: www

.kino

nagra

nicy.p

l

FOTO

: ARC

H

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

IFO

TO: A

DAM

KORZ

ENIOW

SKI

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: SPO

NDEO

FOTO

: STO

CK

FOTO

:ARC

H.

Krzysztof Nawratek: archi-tekt, urbanista, teoretyk miasta, absolwent Politech-niki Śląskiej (mgr  inż. arch. 1993, doktorat 2003). Wy-kładowca na University of Plymouth (UK) autor książek „Ideologie w przestrzeni.

Próby demistyfikacji” (Kra-ków 2005), „Miasto jako idea polityczna” (Kraków 2008, wydanie angielskie Plymo-uth 2011). W przygotowa-niu „Dziury w całym. Wstęp do miejskich rewolucji” (Warszawa 2011).

Krzysztof Nawratek

Na Górnym Śląsku wciąż interesy lokalnych udzielnych książąt (prezydentów i ich dworów) są ważniejsze niż interes konurbacji - mówi Krzysztof Nawratek

Page 4: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Jesteście wieloletnimi działa-czami NSF, jak się zaczęła wasza przygoda z tą organizacją?Erwin: N-VA powstało w 2001 roku. Wówczas nikt nie da-wał nam szans na przetrwa-nie. Niesiony młodzieńczym optymizmem postanowiłem zaraz po studiach ich wes-przeć, bo mam centropra-wicowe poglądy i silną toż-samość flamandzką. Szyb-ko zdecydowałem się na członkostwo i zostałem oj-cem - założycielem organiza-cji młodzieżowej Jong N-VA (śmiech)Stijn: Ze mną było podobnie, w trakcie studiów skrystali-zowały się moje poglądy po-lityczne i zaraz po ich ukoń-czeniu postanowiłem się za-angażować w działalność publiczną. Jako, że N-VA było mi najbliższe, wybór był dość

oczywisty. Reszta potoczyła się już błyskawicznie, mocno zaangażowałem się w dzia-łalność, co zostało docenione przez moich kolegów. W ten sposób zostałem członkiem zarządu Jong N-VA.Dziś N-VA jest jedną z najwięk-szych organizacji politycznych z własnym europarlamentarzy-

stą i 36 deputowanymi w belgij-skim parlamencie. Jakie wiążecie z tym nadzieje na najbliższą przy-szłość?Erwin: Bardzo liczę na to, że w końcu uda się znaleźć kompromis z partiami wa-lońskimi co do sposobu re-formowania państwa. Mam tu na myśli oczywiście wpro-

wadzenie nowych zasad współistnienia, w oparciu o większą ilość kompeten-cji dla Flandrii i Walonii. Ne-gocjacje trwają od 9 miesię-cy, więc wszyscy liczymy na duży krok naprzód. Zresztą zmiany w kierunku silniejsze-go upodmiotowienia Flan-drii są nieuniknione, nasi wy-borcy stoją tu konsekwent-nie za nami, czyniąc z nas największą siłę polityczną z ponad 30% głosów.Stijn: Też liczę na to, że w końcu zostanie przełama-ny impas w negocjacjach ze stroną walońską. Fakt, że trwają one aż tak długo po-kazuje, jak głębokie są zadry z przeszłości. Jednak kon-sensus jest już tylko kwestią czasu. Na szczeblu ogólno-państwowym odnieśliśmy sukces, cieszymy się stałym

wysokim poparciem spo-łecznym, obecnie pracuje-my nad tym, aby N-VA uczy-nić poważnym partnerem również na szczeblu miast, bo chcemy działać przede wszystkim lokalnie.Spotykamy się na Górnym Ślą-sku, co was tutaj sprowadza?Erwin: W zeszłym roku N-VA przystąpił do Wolnego Soju-szu Europejskiego. W związ-ku z tym wziąłem udział w corocznym walnym zgro-madzeniu organizacji człon-kowskich w Wenecji, gdzie zresztą miałem okazję cię poznać. Pamiętam, gdy w przerwie obrad zaprosi-łeś mnie na marsz autonomii w Katowicach, przedstawia-jąc to wydarzenie jako wiel-ki, pogodny piknik. Tak się szczęśliwie złożyło, że uda-ło mi się znaleźć czas i od-

wiedzić Śląsk z okazji marszu właśnie. Tych kilka lipcowych dni w Katowicach było fanta-stycznym doświadczeniem, więc gdy tylko w Jong N-VA pojawił się temat wycieczki w ramach naszego progra-mu edukacyjnego, dzięki któremu nasza młodzież po-znaje różne europejskie re-giony, od razu pomyślałem o Górnym Śląsku. Stijn, jaka była twoja reakcja na propozycję przyjazdu na Górny Śląsk?Od razu zapytałem - gdzie u licha jest Śląsk? (śmiech). Szybko nadrobiłem moje za-ległości i gdy się dowiedzia-łem, że macie tu silny ruch regionalistyczny, nie miałem już wątpliwości, że na pew-no warto bliżej poznać tę krainę.

Rozm. Michal Kieś

1 kwietnia oficjalnie wy-startował odbywający się co dekadę Narodowy Spis Powszechny. Przez pierw-szych kilka dni obywatele mogli spisywać się wyłącz-nie przez Internet za pomo-cą formularzy dostępnych na stronie Głównego Urzę-du Statystycznego. Tydzień później w trasę wyruszyli przeszkoleni oraz wyposa-żeni w nowoczesny sprzęt rachmistrzowie. Dzisiaj, zna-my już pierwsze wraże-nia ze starcia rachmistrzów z mieszkańcami.

Narodowość i język

Pierwszym problemem na jaki napotykają się rachmi-strzowie jest pytanie o oby-watelstwo. W tym pyta-niu należy podać informa-cję o kraju, którego pasz-portem możemy się wylegi-tymować. Najwięcej pytań i wątpliwości budzi możli-wość deklarowania naro-dowości śląskiej. Temat na-rodowości opisują dwa py-tania, z których pierwsze mówi bezpośrednio o naro-dowości, a drugie o ewen-tualnym poczuciu przyna-leżności również do inne-go narodu, bądź też gru-py etnicznej. Wbrew temu,

co próbują sugerować nie-którzy rachmistrzowie na-rodowość śląską możemy wpisać zarówno w pierw-

szej, jak i w drugiej rubry-ce. W przypadku deklarowa-nia danej narodowości jako głównej, mamy również prawo zaznaczyć w dru-

gim pytaniu, iż nie czujemy więzi z żadną inną narodo-wością, bądź grupą etnicz-ną. Podobnie ma się sprawa z deklaracją języka używa-nego w domu. Ankietowa-ni mają możliwość wpisania tylko jednego języka uży-wanego zawsze, ale mogą również dodać, że używa-ją także innego języka. Jest to oczywiście szczególnie istotne w przypadku języka śląskiego, z używania któ-rego często rezygnujemy w oficjalnych kontaktach np. urzędowych. Rachmi-strzowie sygnalizują rów-nież niepewność ankieto-wanych przy pytaniu o za-wód. Formularz GUS prze-widuje w tym wypadku kil-ka tysięcy możliwych od-powiedzi, z kolei części an-kietowanych ciężko okre-ślić swój zawód bądź też wybrać jeden spośród kilku wykonywanych przez sie-bie.

Przede wszystkim – zgodnie z prawdą

Pomijając wszelkie kwestie techniczne dotyczące spi-su warto pamiętać, że naj-istotniejsze, aby deklarowa-ne przez nas odpowiedzi na wszelkie pytania spisowej

ankiety były przede wszyst-kim prawdziwe oraz zgod-ne z naszym wewnętrz-nym odczuciem. Wpisywa-nie narodowości śląskiej czy też deklaracja posługi-wania się językiem śląskim powinno być emanacją co-dziennych przekonań, a nie manifestem politycznym np. przeciwko nie lubiane-mu politykowi. Pamiętaj-my również, że odwiedzają-cy nas rachmistrz nie może w żaden sposób sugerować „prawidłowych” odpowiedzi, gdyż takowych nie ma. Każ-dy spisywany ma prawo de-klaracji zgodnej z własnym uznaniem. Jeśli ankietowa-ny uważa, że rachmistrz nie wypełnia swoich obowiąz-ków w sposób uczciwy i rze-telny, uniemożliwiając wpi-sanie żądanej odpowiedzi na którekolwiek z pytań, ma prawo przerwać spis i powi-nien zgłosić ten fakt w urzę-dzie gminy. Dyskusja na te-mat spisu, nieporozumienia w kontakcie z rachmistrza-mi, a także emocjonalne wrzenie w temacie narodo-wości śląskiej z całą pewno-ścią będą trwały nie tylko w trakcie samego spisu, ale również na długo po ogło-szeniu wyników.

Dawid Biały

Można pogodzić stanowisko pro-fesora z funkcją polityczną: peł-nomocnika ds. mniejszości naro-dowych i etnicznych?Myślę, że nie jest to funkcja polityczna. Traktuję ją jako funkcję społeczną.Do pewnego stopnia jest jednak Pani postrzegana jako polityk.Bardzo jestem zdziwiona tym faktem, ponieważ do tej pory nie wypowiadałam się w żaden sposób w kwe-stiach politycznych. Jeżeli ktoś chce odbierać to w ten sposób, nie jestem w stanie temu jakoś przeciwdziałać. Natomiast nie chcę wypo-wiadać się w kwestiach po-litycznych. Nie chcę polity-kować i nie chcę być polity-kiem. Jak Pani zareaguje, oczywiście jako pełnomocnik, jeżeli w trwa-jącym spisie liczba osób, któ-re zadeklarują narodowość ślą-ską podwoi się w stosunku do po-

przedniego spisu?Nie mam powodów, żeby re-agować, ponieważ zostałam powołana jako pełnomocnik ds. mniejszości narodowych i etnicznych oraz grup posłu-gujących się językiem regio-nalnym. Obowiązują mnie więc zapisy o mniejszościach narodowych i etnicznych i ję-zyku regionalnym. A tam nie ma wymienionych mniejszo-ści śląskich.Nie ma narodowości śląskiej?Nie uważam, że można uznać istnienie mniejszo-ści narodowej śląskiej, po-nieważ zgodnie z ustawą, za mniejszość narodową w Polsce uważa się te mniej-szości, które mogą identy-fikować się z narodem zor-ganizowanym we własnym państwie. Ślązacy takiego państwa nie mieli i nie mają, więc nie wchodzi to w ra-chubę. Myślę, że jeżeli spra-

wy śląskie znalazłyby się w tej ustawie, to raczej w po-staci języka regionalnego, tak, jak w wypadku języka ka-szubskiego, a nie mniejszości śląskiej.Podejmuje się działania, żeby ślą-ski zyskał status języka regional-negoGdyby w tej ustawie zna-lazł się kiedyś śląski jako ję-zyk regionalny, a ja nadal by-łabym pełnomocnikiem wo-jewody, to wypowiadanie się na ten temat leżałoby wte-dy w moich kompetencjach. W tej chwili nie ma potrze-by, żebym zajmowała stano-wisko w tej sprawie. Na razie, na temat języka śląskiego re-gionalnego lub dialektu ślą-skiego mogę się wypowia-dać tylko jako językoznawca, naukowiec, który od wielu lat się tym zajmuje i ma swo-je zdanie na ten temat. Czy w takim razie jako naukowiec

uważa Pani, że śląski powinien mieć status języka regionalnego?Uważam, że ma predyspo-zycje, żeby stać się języ-kiem regionalnym, ponie-waż dla mnie język regional-ny jest kategorią prawno-po-lityczną. Prawną, bo musi być

usankcjonowany. Politycz-ną dlatego, że Sejm Polski musi podjąć taką uchwałę. Istnieją przesłanki ku temu, żeby sprawa ta mogła zna-leźć swój finał w postaci wpi-sania śląskiego języka regio-nalnego do ustawy. Ale rozu-miem też wiele argumentów przeciwnych i wiem, że jest to sprawa złożona. Niektórzy mówią, że rząd nie bez powodu postanowił powołać peł-nomocnika na krótko przed spi-sem, właśnie ze względu na Ślą-zaków. A wybór Pani miał studzić nastroje. Moja funkcja nie ma nic wspólnego z propozycjami śląskimi. Jest osobny pełno-mocnik powołany ds. spisu powszechnego. Myślę zresz-tą prywatnie, że dosyć nie-fortunnie sformułowany jest punkt, w którym oprócz za-deklarowanej wcześniej na-rodowości, obywatel ma

jeszcze jakąś tożsamość na-rodową i etniczną. Można tam wybrać tożsamość ślą-ską, co rodzi pewne kłopoty dla interpretatorów spisu. Je-żeli ktoś wybierze ten punkt, to nie będzie do końca wia-domo, co miał na myśli: tyl-ko tożsamość etniczną czy może narodową.Co z innymi mniejszościami? Któ-re z nich rodzą największe pro-blemy z punktu widzenia pełno-mocnika?Żadna. Wszyscy są raczej za-dowoleni z sytuacji w na-szym kraju i współpracy z Urzędem Wojewódzkim. Oczywiście, problemem jest jak zawsze brak pieniędzy na bieżące potrzeby oraz na podtrzymanie tożsamości tych mniejszości: edukację, podręczniki, publikowanie w swoim języku, organizo-wanie konkursów itd.

Rozm. Piotr Kulas

Prześladowania Ślązaków i inne bajkiZmęczyło mnie ostatnio bycie Ślązakiem. Naj-pierw miałem śląskiej tożsamości dosyć, kiedy Jarosław Kaczyński wygłosił parę niemądrych tez na temat śląskości jako zakamuflowanej niemiec-kości. A dlaczego dosyć? Bo ciągle mam jeszcze ten odruch młodego fightera, aby na każde głupstwo reago-wać, „dawać odpór”, a szczególnie, kiedy dotyka ono spra-wy mi drogiej. Więc wolałbym, żeby mi śląskość zobojętnia-ła, żeby mnie takie piramidalne bzdury nie dotykały w ża-den sposób, żeby nie odrywać się od spraw ważniejszych, na przykład od czytania Kawafisa albo picia wina, albo na-wet pisania powieści. Ale jednak jakoś wytrzymałem, bo też poziom tych głupstw nie przekraczał tego, co się zwykle w polskiej debacie publicznej o Śląsku mówi, a co najczę-ściej oparte jest na mocnym fundamencie całkowitej igno-rancji. Jednak Kaczyńskiemu w tym wytrącaniu mnie z rów-nowagi pomogła rzesza jego wrogów: od dziennikarzy roż-nych, którzy czepili się Śląska, jak czepiali się nierozpozna-nych cytatów z Ujejskiego, Gabonów, Biedronek i czego tam jeszcze, po falę obrońców śląskości, których obrona sprawiła, że zrobiło mi się niedobrze. Mój sąsiad z łamów NGŚ, Jerzy Gorzelik rozhisteryzował się, że Kaczyński chce wyrzucić Ślązaków z Polski i żąda „Polski dla Polaków”. Ok, rozumiem: histeryzowanie to jedno z podstawowych na-rzędzi politycznego warsztatu. Może dlatego nigdy nie miałem ochoty być politykiem. Rozumiem: zasady przeka-zu medialnego, pr i tak dalej, ale nie zmienia to faktu, że ta-kie histerie łatwo znoszę tylko u bohaterek powieści dla pa-nien. U polityków śmieszą mnie i smucą jednocześnie. Da-lej różne dziennikarki i naczelni zechcieli bronić mojej ślą-skości retoryką, którą od dawna mdłości u mnie wywołuje, Kazimierz Kutz, wkładając śląskość do szufladki „prześlado-wanych mniejszości”. Mnie zaś proceder obnoszenia wła-snej zbitej dupy w roli sztandaru zatkniętego na kijek wyda-je się żałosny, tak samo, jak histerie polityków. Ta skłonność do pokazowego cierpiętnictwa jest zresztą tym, co mnie najbardziej odpycha od polskości. Więc nie mam ochoty na kiepską kopię polskiego ofiarnictwa w wydaniu śląskim, gdyby mnie to interesowało, wybrałbym polski oryginał. I kiedy ktoś mnie usiłuje „bronić”, używając do tego retory-ki o dyskryminowanych mniejszościach, to mam mu ocho-tę opowiedzieć o tym, jak paskudni są en masse Ślązacy, jak udatnie łączą w sobie niemiecki brak polotu, skłonność do ksenofobii i nieuzasadnione poczucie wyższości z polską chaotycznością i głupotą oraz czeską tępą biernością. Więc może sobie na tę dyskryminację zasłużyli? Nie, żebym miał aż tak złe zdanie o Ślązakach i, co za tym idzie, o sobie sa-mym, ale jeśli podkreślanie śląskiej ksenofobii i innych przy-war ma mnie wybawić od deklarowania śląskości przez re-daktora Mellera (w ramach ekspiacji za wcześniejszy „atak” na premiera Tuska) i redaktor Jędrysik, to chętnie poniosę tę ofiarę i wezmę na swe sumienie to małe nadużycie.

Nie jestem politykiem, pełnię funkcję społeczną

Notatki z placu boju...Słowa z raportu Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej wśród Ślązaków” sprawiły, że o Narodowym Spisie Powszechnych żywo się dyskutuje

Nie widzę potrzeby zajmowania stanowiska w sprawie gwary ślą-skiej - mówi prof. Jolanta Tambor

Wiemy o co najmniej kilku przy-padkach zgłaszanych przez rach-mistrzów skarżących się na elek-troniczne liczniki. Podobno w nie-których egzemplarzach wpisa-nie narodowości śląskiej jest nie-dostępne

Czy autonomia oznacza separa-tyzm?Nie. Autonomia to bardzo sze-roka samorządność, a separa-tyzm to chęć utworzenia wła-snego państwa. Ruch Auto-nomii Śląska, jak sama nazwa wskazuje, dąży do tego pierw-szego.

Czy RAŚ dąży do oderwania Śląska od Polski?Nie. RAŚ chce dla naszego re-gionu autonomii, czyli dużej niezależności od Warszawy. To coś innego niż tworzenie wła-snego państwa czy przyłącza-nie Śląska do innego państwa.

Czy RAŚ domaga się autonomii tyl-ko dla Śląska?Nie. Odwołuje się do przed-wojennej autonomii woje-wództwa śląskiego. RAŚ chce jednak, żeby każdy region miał prawo do większego poziomu samorządności.

Czy deklaracja narodowości ślą-skiej to zakamuflowana opcja nie-miecka?Nie. W spisie można podać za-równo narodowość polską, śląską, jak i niemiecką. Jeśli ktoś uważa, że należy do na-rodu niemieckiego, to właśnie taką opcję wpisuje.

Czy deklaracja narodowości ślą-skiej oznacza jednoczesne poparcie dla idei autonomii Śląska?Nie. Narodowość to kwestia wewnętrznej tożsamości, a autonomia to kwestia poli-tyczna. Można więc być oso-bą narodo-wości śląskiej i nie popierać autonomii - i odwrotnie!

Czy wspieranie idei autonomii Śląska jest jed-noznaczne z de-klarowaniemnarodowości śląskiej?Nie, zresztą nawet w szere-gach RAŚ są osoby deklarują-ce narodowość polską lub nie-miecką, a nie śląską.

Czy deklarując narodowość śląską stajemy się nielojalnymi obywate-lami RP?Wręcz przeciwnie. Zaletą de-mokratycznego państwa jest możliwość deklarowania ta-kiej tożsamości, jaką obywatel czuje. Najlepszym przejawem lojalności jest uczestniczenie w obowiązkowym spisie po-wszechnym.

Czym się różni poczucie bycia Po-lakiem, od bycia obywatelem pol-

skim?Poczucie bycia Polakiem to ka-tegoria etniczna, związana z narodem polskim. Obywatel-stwo jest niezależne od naro-dowości. Dlatego można być obywatelem polskim narodo-

wości śląskiej.

Czy można dekla-rować narodowość śląską jednocze-śnie nie będącautochtonem?Tak. Jeśli ktoś uważa, że po-winien zadekla-

rować narodowość śląską, to może to zrobić niezależnie od pochodzenia. Jednak nie war-to deklarować narodowości z powodu skandalicznych wy-powiedzi polityków.

Czy członkostwo w RAŚ oznacza od-rzucenie obywatelstwa polskiego?Nie. Zdecydowana większość działaczy RAŚ to obywatele Rzeczypospolitej Polskiej. Czy Ślązacy mają prawo do poczu-cia odrębności kulturowej?Oczywiście. Specyficzna hi-storia regionu pograniczne-go, własne obyczaje i język - to wszystko pozwala na poczu-cie śląskiej odrębności kultu-rowej.

Czy autonomia regionów przynie-sie korzyść tylko regionom czy rów-nież Polsce?Mniejsza odpowiedzialność centrali to nie tylko błogosła-wieństwo dla regionów, ale także dla państwa jako całości. Decyzje podejmowane będą sprawniej i w bardziej przejrzy-sty sposób. A posłowie będą

mogli się zająć tylko sprawa-mi, które dotyczą całego kraju.

Czy RAŚ domaga się uznania gwary śląśkiej za język, ponieważ zamie-rza uczynić na Śląsku język śląski językiem urzędowym?Obawy, że nagle wszyscy mieszkańcy Śląska będą się obowiązkowo musieli uczyć

gwary są bezpodstawne. Uznanie mowy śląskiej za ję-zyk regionalny przede wszyst-kim pozwoli na jej zachowa-nie. A w przypadku, gdy w da-nej gminie odpowiednia ilość osób uzna język śląski za język ojczysty, władze lokalne będą musiały to uznać.

oprac. Michał Buchta

Falamandowie: Erwin Verbeken i Stijn Delmotte

Autonomista nie koniecznie dekla-ruje narodowość

śląską i odwrotnie

Ostatnie wypowiedzi prominentnych polityków, ale również znanych dziennikarzy dobitnie wskazują na to, że podstawowa wie-dza o tym, czym jest postulowana przez RAŚ autonomia jest żadna, albo znikoma. Poniżej publikujemy krótką ściągę, która po-winna ułatwić poruszanie się w tym trudnym, dla tak wielu osób publicznych, temacie.

Pierwsza śląska czytanka dla Janka...

Nieprzemyślane oraz nie mające nic wspólnego ze stanem faktycznym wypowiedzi polityków często przez wiele środowisk przyjmowane są jako opiniotworcze. Z krzywdą dla wielu omawianych problemów

czyli wszystko co chcielibyście wiedzieć, a o co boicie się zapytać...

z Erwinem Verbeken i Stijnem Delmotte - działaczami Nowego Sojuszu Flamandzkiego.z prof. Jolantą Tambor - pełnomocnikiem wojewody ds. mniejszości narodowych i etnicznych.

Wartością Flandrii są zawsze otwarci ludzie

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: ARC

H

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

IFO

TO: S

TOCK

Page 5: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Friedrich Wilhelm von Reden

(ur. 1752 w Hemeln w Dolnej Sak-sonii; zm. 1815) studiował nauki przyrodnicze, prawo i górnictwo.

W 1776 odbywa podróż do Anglii, poznaje nowoczesne rozwiązania stosowane w angielskich zakładach przemysłowych. W 1780 zostaje dy-rektorem Wyższego Urzędu Górni-czego dla Śląska i Hrabstwa Kłodz-kiego; opracowuje kompleksowy plan rozwoju przemysłu dla całego regionu. Kiedy obejmuje urząd, na Śląsku wydobywa się rocznie 800 ton węgla i wytapia 5000 ton że-laza. Gdy zdaje stanowisko, wydo-bycie węgla wynosi 56 tys. ton wę-gla, produkcja żelaza 16,5 tys. ton, rozkwit przeżywa hutnictwo meta-li kolorowych, trwa budowa Kanału Kłodnickiego i wielkich sztolni od-wadniających. Za zasługi król pru-

ski nadaje mu tytuł hrabiowski. Johann Christian Ruberg (ur. 1757 w Ilsenburg w Górach Ha-rzu; zm. 1809) na Górny Śląsk przy-bywa w 1780 roku; podejmuje pra-cę dla księcia pszczyńskiego naj-pierw jako sztygar w kopalni wę-gla kamiennego Emanuelssegen (Murcki), następnie jako kierownik produkcji w hucie szkła na Weso-łej. Tam, do roku 1799, opracowuje nową metodę wytopu cynku z rud galmanowych (tzw. muflowa), któ-ra zrewolucjonizuje ten dział hut-nictwa, a z Górnego Śląska uczni największego w XIX wieku produ-centa cynku na świecie.

John Baildon (ur. 11 grudnia 1772 w Larbert w Szkocji; zm. 1846) od najmłod-szych lat pracował w hucie, zdoby-wając równolegle gruntowne tech-niczne wykształcenie. W wieku 17 lat spotyka się z Redenem, za któ-rego namową w 1793 przybywa na Górny Śląsk. W Gliwicach kieruje bu-dową wielkiego pieca hutniczego opalanego koksem, pierwszego na kontynencie europejskim (urucho-miony 10 listopada 1796). Współ-tworzy Królewską Hutę (obecnie Chorzów), w chwili powstania w 1802 największą hutę żelaza w Eu-ropie. Równocześnie projektuje ma-szyny parowe, żelazne mosty i inne nowatorskie rozwiązania.

Karol Godula (ur. 1781 w Makoszowach; zm. 1848) swoją zawrotną karierę roz-poczyna jako urzędnik hrabiego Karola Franciszka von Ballestrem. W 1815 dostaje od niego udzia-ły w hucie cynku „Karol”, do 1825 cynkownia jest już największym i najnowocześniejszym zakładem tego typu w Europie. Do 1840 Go-dula jest właścicielem: 19 kopalń galmanu, 40 kopalń węgla ka-miennego, 3 hut cynku i licznych majątków ziemskich. Nazywa-ny „królem cynku i węgla”, „Dżyn-gis Chanem pieniądza”, „diabłem z Rudy”.

Friedrich August Holzhausen (ur. 1768 w Ellrich w Harzu; zm. 1827) od 1794 roku rozpoczyna

w Ozimku produkcję maszyn pa-rowych, które zrewolucjonizowały produkcję w śląskich hutach i ko-palniach. Friedrich Johann Wedding (ur. 1759 w Seedorf w Branden-burgii; zm. 1830) pracując w hu-tach uczył się mechaniki budowy maszyn. W 1790 dopełnia eduka-cji podczas podróży do Anglii. Wraz z Baildonem wznosi hutę w Gliwi-cach, następnie kieruje budową Królewskiej Huty w Chorzowie, póź-niej zostaje jej dyrektorem. Od 1806 był dyrektorem pionu hutniczego Wyższym Urzędzie Górniczym.

oprac. Aleksander Uszok

Stanisław Bieniasz: „Co dzieli, a co powinno łączyć”, w: Kultura 1990, 4, s.24-34, cyt. s. 29; a także w: „Stani-sław Bieniasz. Górny Śląsk – świat najmniejszy. Szkice – publicystyka – proza” (wybór, wstęp i opracowanie Krzysztof Karwat), Gliwice 2004, s. 33-43, cyt. s. 38.

W Polsce tymczasem do monstrualnych roz-miarów rozdmuchano tradycje powstań ślą-skich, pomijając całkowicie odczucia tych, któ-rzy z tradycją tą nie identyfikowali się. Etos wal-ki o polskość, przewijający się przez historię Polski ostatnich dwustu lat, przesłonił fakt, iż analogiczne wydarzenia w innych krajach in-terpretowane są jako walki bratobójcze. Po-wstania śląskie były lokalną wojną domową, wspomaganą z jednej strony przez oddziały z Krakowa i ze Lwowa, a z drugiej przez od-działy głównie z Bawarii, które odznaczały się w wielu wypadkach sporym okrucieństwem. Prawda jest taka, że na Górnym Śląsku do dziś żyją zarówno potomkowie powstańców, za-bijanych przez „orgeszów”, jak i potomkowie członków niemieckiej samoobrony, zabijanych przez insurgentów. Powstania były tragedią dla tej ziemi i rację mają chyba ci, którzy sądzą, iż obchody ich rocznic powinny się raczej odby-wać w Warszawie, niż na Górze Świętej Anny. Brzmi to nieprzyjemnie dla polskiego ucha, lecz trzeba się nareszcie nauczyć, że nie wszystko, co dobre dla kraju, jest dobre dla wszystkich. W powstaniach brała udział znikoma mniejszość ludności z terenów spornych, i jeśli większość ówczesnych mieszkańców, która powstań nie popierała, bądź ich potomkowie znaleźli się w wyniku drugiej wojny światowej w granicach państwa polskiego, to nie powinno się ich zmuszać do przyjmowania obcych im trady-cji. Wymagałby tego szacunek dla ich godno-ści ludzkiej oraz wzgląd na to, iż byli po wojnie potrzebni polskiej gospodarce: mogliby jej słu-żyć o wiele lepiej, gdyby zaakceptowali nową sytuację, w jakiej się znaleźli, a to z kolei było-by możliwe tylko wówczas, gdyby sami zosta-li zaakceptowani takimi, jakimi byli. Niestety, ich odrębność etniczna nie została uszanowa-

na, wręcz przeciwnie: uznano, że mają być tacy sami, jak wszyscy Polacy, że mają wyprzeć się wszelkich związków z „odwiecznym wrogiem”, który odtąd „nie będzie pluł nam w twarz”. Od samego począt-ku roz-wijano w kolosal-nym sty-lu błę-dy, po-pełniane w o b e c G ó r n o -ślązaków p r z e z p r z e d -w o j e n -ną admi-nistrację wojewo-dy Grażyńskiego, i dorzucano do nich nowe, znacznie gorsze.

Stanisław Bieniasz: „Losy Górnoślązaków w dwu-dziestym wieku”, w: „Stanisław Bieniasz. Górny Śląsk – świat najmniejszy. Szkice – publicystyka – proza” (wybór, wstęp i opracowanie Krzysztof Karwat), Gli-wice 2004, s. 104-121, cyt. s. 107 f.

A kiedy wybuchła wojna, Górnoślązacy powo-ływani do armii cesarskiej żegnali się z rodzi-ną, by przez całe lata tkwić w okopach pierw-szej wojny światowej nad Marną, wyśmiewani przez kameradów jako „Kaczmarki”. Wielu z nich straciło życie, wielu wróciło bez rąk i nóg, nie-którzy znaleźli się w oddziałach generała Hal-lera. Ci, co wracali a nie mogli liczyć na pracę, mieli dwie możliwości: wstąpić do Grenzschut-zu lub do oddziałów Polskiej Organizacji Woj-skowej, której celem było przyłączenie Górne-go Śląska do odradzającej się po stu dwudzie-stu trzech latach rozbiorów Polski. Nie należy tu zapominać, że Górny Śląsk nie był częścią za-

boru pruskiego – już od wieków znajdował się poza polskim organizmem państwowym.I ten moment wyboru: powstanie czy Selbst-schutz, był właśnie jedną z owych brzemien-

n y c h w skut-ki decy-zji, którą mogli – a może musie -li – pod-jąć Gór-n o ś l ą -z a c y , by na-stępne-go dnia s t a -nąć oko w oko z prze-

ciwnikiem, którym mógł się okazać sąsiad, ko-lega z frontu, któremu zawdzięczali życie lub nawet rodzony brat. Podejmowali tę decyzję wiedzeni najróżnorodniejszymi pobudkami: poczuciem związku z Polską lub Niemcami, tę-sknotą za sprawiedliwością i poczuciem buntu lub lękiem przed zmianami, wreszcie koniecz-nością ekonomiczną. Niejako po drodze – po-między drugim i trzecim powstaniem – odbył się plebiscyt, którego wyniki miały zadecydo-wać o przynależności państwowej Górnego Śląska. Obie strony, nie przebierając w środ-kach, dołożyły maksimum starań, by przekonać niezdecydowanych i przeciągnąć ich na swo-ją stronę. Wyniki nie zadowoliły ani jednej, ani drugiej strony. Sześćdziesiąt procent głosów za pozostaniem w Niemczech, czterdzieści – za przyłączeniem do Polski. Z grubsza – miasta za Niemcami, wieś za Polską. Jak wielkie musiało być niezadowolenie społeczne, skoro dwóch na pięciu mieszkańców zdecydowało się od-dać głos na coś, czego nie można było spraw-dzić, bo istniało dopiero w zalążkach? Jak wiel-

ka musiała być niechęć do państwa pruskie-go, jeśli ludzie tak gremialnie pokonali tkwiący wszak niemal w każdym człowieku atawistycz-ny lęk przed nieznanym?... I jak wielkie musiało być potem rozczarowanie i niepewność tych, którzy zdecydowali się postawić na przetrwa-nie tej ziemi w dotychczasowym władaniu nie-mieckim? Przecież po wygranym przez Niem-cy plebiscycie, lecz wygranym w stylu, który w istocie był wielką klęską, nic już nie mogło pozostać na Górnym Śląsku takie, jak było do-tychczas. Następny wybuch był nieunikniony.Pod Górą Chełmską, znaną bardziej jako Góra Świętej Anny, obok Górnoślązaków polskich i niemieckich walczyli ochotnicy z Polski, głów-nie z Lwowa oraz niemieccy, przede wszyst-kim z Bawarii. Ci ostatni właśnie, obcy, zacho-wywali się tak, jak wszystkie armie zachowują się na ziemi wroga: mordowali, gwałcili i rabo-wali. Nie obchodziło ich to, czy ktoś był rzeczy-wiście wrogiem ich narodu, czy wręcz przeciw-nie – jego zwolennikiem mimo, iż słabo znał jego język. Wystarczyło im to, że był choć tro-chę inny, by zapłacił za to życiem.Wynikiem trzeciego powstania był po-dział Górnego Śląska i wytyczenie grani-cy państwowej w poprzek podwórek, za-kładów przemysłowych i pól. Granice, któ-re do tej pory istniały w rodzinach, znalazły swoje odzwierciedlenie w geografii politycz-nej: linia podziału oddzielała szyby kopalnia-ne od płuczki, familoki od chlewików, obo-rę od łąki. Postawiono szlabany, wartowni-ków, założono posterunki celne. Górnoślą-zacy znaleźli nowe miejsca pracy: jako cel-nicy, strażnicy graniczni i przemytnicy. Ni-jak się to miało jednak do faktu, że nagle ciotki i ujkowie, kuzyni i siostry, przyjaciele i dziołchy, do których chodziło się na zolyty, stali się cudzoziemcami i chcąc się do nich wybrać z wizytą, trzeba było szykować paszport.W najgorszym położeniu znaleźli się i tak nie-zdecydowani: ci, co czuli się związani z jedną i drugą stroną równocześnie. W takich przy-padkach granica przebiegała w poprzek serc.

Pejzaż górnośląski, w wyobraź-ni mieszkających poza regio-nem, to głównie kominy, hał-dy, okopcone mury zakładów i ponure osiedla robotnicze. Przemysł, skupiony faktycz-nie na stosunkowo małym wy-cinku górnośląskiej ziemi, rzu-cił głęboki cień na resztę re-gionu, skazując na symbolicz-ny niebyt jego różnorodność. W cieniu tym skutecznie skryło się zarówno bogactwo śląskiej przyrody, jak i jego kultury, po-strzeganej odtąd z zewnątrz jako homogenicznie robotni-cza. Jurek Owsiak, rozpoczy-nając finał ostatniej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na Górnym Śląsku, w twarzo-wym kasku górniczym, w ko-palni, ściągnął na siebie gromy proroków nowej śląskości, ko-lorowej, rozkołysanej elektro-nicznym beatem Nowej Muzy-ki, pozytywnie energetycznej. I słusznie. Górny Śląsk zawsze potrafił przyciągnąć do siebie otwarte umysły, zdolne zajrzeć głębiej pod ten industrialny pancerz, ale… nawet Goethe odwiedził naszą ziemię głów-nie po to, aby obejrzeć maszy-nę parową. Cóż, że pierwszą na kontynencie europejskim.

Początki

Mieszkańcy Górnego Śląska zaczęli wykorzystywać bogac-two naturalne swej ziemi bar-dzo wcześnie. Przez stulecia uprawiano górnictwo krusz-cowe w rejonie Bytomia i Tar-nowskich Gór. Bulla Innocen-tego II z 1136 wzmiankuje wy-dobywane tam ołów oraz sre-bro. Również cystersi, którzy pojawili się na Śląsku w XIII w., rozwijali we własnym zakre-sie górnictwo i hutnictwo. To dzięki nim zaczęto też, po raz

pierwszy na naszych ziemiach, wytapiać szkło. W takiej prostej i niewiele zmieniającej się for-mie protoprzemysł śląski trwa do XVII w. Industrializacja przy-śpiesza gwałtownie dopiero pod panowaniem pruskim (II połowa XVIII wieku), zaś posta-cią kluczową w tym rozwoju staje się poddany Fryderyka II – Fryderyk Wilhelm Reden. Pod-czas swoich podróży po Eu-ropie, szczególnie zaś do An-glii, nabywa wiedzę o nowin-kach technicznych, które po-woli, ale konsekwentnie wpro-wadza na Śląsk. W owym cza-sie w Europie panowało uza-sadnione przekonanie, że do-bra (i tania) stal może pocho-dzić tylko z ojczyzny Watta, Bo-ultona i Darby’ego (wszyscy oni jeszcze żyli w czasie wizy-ty Redena). Angielskie znaczy-ło po prostu dobre. Główne, bo nie jedyne oczywiście, no-winki „podpatrzone” przez Re-dena, to zastosowanie koksu przy wytopie żelaza (wielkie piece koksownicze) oraz wpro-wadzenie maszyn parowych do systemu odwadniania ko-palń. Reden ma też „nosa” przy wyborze współpracowników:

John Baildon, Friedrich Hol-zhausen, Friedrich Wedding. To dzięki nim Górny Śląsk rozpo-czyna drogę do przemysłowej potęgi.

Przedsiębiorczy magnaci

W okresie 1765-1795 rezydują-cy na zamku pszczyńskim Fry-deryk Anhalt-Coethen podwa-ja udział przemysłu w swo-ich całkowitych dochodach. Księstwo Pszczyńskie, które-go bogactwo opierało się do-tąd głównie na rolnictwie i wa-rzeniu piwa, w krótkim okre-sie staje się bogate w ośrod-ki przemysłowe. Szczególnie północna część ziemi pszczyń-skiej zaczyna się przeobrażać – w zwartych kompleksach le-śnych, będących dotąd głów-ną dumą księstwa, zaczyna-ją pojawiać się kominy i hałdy. Miejscowa ludność coraz czę-ściej porzuca prace w polu, na rzecz posady w kopalni czy hu-cie. W niedługim czasie poja-wiają się osady, jak Emannuels-segen (Murcki), dla których ko-palnia stanie się jedynym ra-ison d’ertre. Prusy opierają roz-wój industrialny regionu na

potencjale finansowym lokal-nej arystokracji. Pan na Pszczy-nie, podany jedynie dla przy-kładu, nie jest jedynym, któ-ry dzięki posiadanemu mająt-kowi włącza się w górnośląską rewolucję przemysłową. Don-nersmarck, Thiele – Winckler, Ballestrem – to tylko niektóre nazwiska, które już stale będą kojarzone z wielkością śląskie-go przemysłu.

Pociąg do sukcesu

Ostatnim, ale nie mniej istot-nym czynnikiem stymulują-cym śląski boom, była kolej (II połowa XIX wieku). Położenie Śląska na krańcach pruskie-go imperium mocno ogra-niczało rozwój i hamowało możliwość konkurowania na odleglejszych rynkach. Śląsk był skazany wyłącznie na za-spokajanie lokalnych po-trzeb. Pojawienie się kolei że-laznej znosiło te przeszkody, otwierając nowe możliwości dla śląskich przedsiębiorców. Tiele-Wincklerowie zaczę-li zaopatrywać w surowce ta-kich potentatów, jak koncern Kruppa. Majątki rosły, co z ko-lei stymulowało rozwój miast i dalsze przeobrażenia Górne-go Ślaska na wielu płaszczy-znach. Ale to już osobny te-mat. Narodziny i rozwój gór-nośląskiego przemysłu silnie wpisały nasz region w nurt hi-storii europejskiej XVIII i XIX wieku. Śląsk po raz kolejny okazał się ziemią o ogromnej zdolności asymilowania ob-cych wpływów. Ludzie i idee z odległych zakątków Europy znajdywali tu niezwykle po-datny grunt, na którym zako-rzeniali się i wzrastali. A Śląsk wraz z nimi.

Aleksander Uszok

W maju przypada 90. rocznica zbrojnego wystąpienia, co do oceny którego funkcjonuje wciąż wiele kontrowersji. Poniżej prezentu-jemy fragmenty dwóch tekstów Stanisława Bieniasza - niezapomnianego śląskiego prozaika, dramaturga i reżysera.

Trzecie Powstanie Śląskie czy jednak wojna domowa?

Część 2

Śląsk był wyjątkowy pod względem gospodarczym?Górny Śląsk wyrósł na jedno z najpotężniej-szych zagłębi przemysło-wych w Europie. W Cesar-stwie Niemieckim nazy-wano je zagłębiem Ruh-ry na Wschodzie. Uprze-mysłowienie stwarza-ło warunki do szybkiego awansu cywilizacyjnego.I pewnie przynosiło spore do-chody?Część z nich przezna-czano na budowę osie-dli mieszkaniowych dla pracowników (familo-ki). Duże środki pienięż-ne płynęły w formie po-datków do budżetów sa-morządów gminnych, co pozwalało na rozwinięcie infrastruktury. Od 1870 roku zwracano uwagę na rozbudowę dróg, sieci wodociągowej i kanaliza-cyjnej, pojawiały się róż-ne urzędy, budynki szpi-talne, szkoły.Śląsk był atrakcyjny zarówno dla Niemiec, jak i PolskiPrzemysł zagłębia górno-śląskiego odgrywał waż-ną rolę w gospodarce niemieckiej i wpływał na potęgę Rzeszy Niemiec-kiej. Nowoczesne przed-siębiorstwa zapewnia-ły stosunkowo duże do-chody. Rozwój przemy-słu gwarantował zatrud-nienie. Stwarzało to do-godne warunki dla po-wstawania i rozwoju han-dlu oraz warsztatów rze-mieślniczych. W okre-

sie drugiej wojny świato-wej górnośląskie zakłady przemysłowe odgrywały ważną rolę w gospodar-ce wojennej Trzeciej Rze-szy.Odrodzona Polska skorzysta-ła na odzyskaniu części Ślą-ska po I wojnie światowej?Przejęcie w 1922 roku wschodniej części regio-nu miało znaczenie pod-stawowe. Było tu 70% potencjału przemysłowe-go Polski. Majątek pań-stwa polskiego wzrósł prawie trzykrotnie z 97,1 mln zł do 275,1 mln zł. Praca w ciężkim przemyśle rodziła pewien etos. Istnieje on jeszcze?Region słynął z etosu pra-cy hutników i górników. Zawody te przechodziły z ojca na syna. Już Polsce międzywojennej, a na-stępnie w Trzeciej Rzeszy i PRL etos pracy zaczął za-nikać. Obecnie odgrywa marginalną rolę.Rozm. Piotr Kulas (pełna wersja rozmowy nawww.nowagazetaslaska.eu)

Śląsk był gospodarczą potęgą - mówi prof. Alfred SulikŚlązaczki w strojach regionalnych na tle Huty Szopienice

„Who is who” śląskiego przemysłu

z prof. Alfredem Sulikiem

Dustuletni rozwój górnośląskiego przemysłu awansował Śląsk do światowej czołówki

Geneza „czarnego” przemysłu

Powstańcy z Katowic przed wyjściem na front w maju 1921 r. (Eligiusz Kozłowski, Mie-czysław Wrzosek „Dzieje oręża polskiego 1794-1938” Warszawa 1973 Wyd. MON)

Friedrich Wilhelm von Reden

John Baildon

Karol Godula

Etos i gospo-darka

STRONY HISTORYCZNE NOWEJ GAZETY ŚLĄSKIEJ POWSTAJĄ WE WSPÓŁ-PRACY Z MUZEUM HISTORII KATOWIC

Wszystkich naszych Czytelników zachęcamy do zwiedzania Muzeum Historii Katowic, ul. Ks. J. Szafranka 9, 40-025 Katowice tel: 32 2561810.Muzeum czynne dla zwiedzających: poniedziałek nieczynne, wtorek, czwartek 10.00 - 15.00, środa, piątek 10.00 - 17.30, so-bota, niedziela 11.00 - 14.00

FOTO

: MUZ

EUM

HIST

ORII K

ATOW

IC

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: WIKI

PEDIA

FOTO

: ARC

H.FOTO

: ARC

H.

FOTO

: AR

CH.

Page 6: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Senat jako reprezentacja wo-jewództw autonomicznych, wybierany przez regionalny parlament wojewoda, który kieruje zarządem wojewódz-twa i regionalna policja fi-nansowana z własnych po-datków wojewódzkich - to najważniejsze zmiany, jakie w Konstytucji proponuje Ruch Au-tonomii Ś ląsk a . Konsty-t u c j a , w wer-sji RAŚ, p r ze w i -duje, że s e n a t o -rów powo-ływać będą za-rządy województw. Liczba członków izby wyższej parlamentu kra-jowego zależeć ma od ilo-ści mieszkańców regionu. Te najmniej liczne (ponad dwa miliony) mają mieć po trzy głosy, a najlud-niejsze (powyżej siedmiu milio-nów) sześciu re-prezentantów. Z kolei w propor-cjonalnych wy-borach do Sej-mu, kandydować mogliby już 18-latkowie (teraz 21-lat-kowie).

Delegat zamiast wojewodyRząd centralny w wojewódz-

twie reprezentowałby Dele-gat Rady Ministrów. Dzisiejszy przedstawi-ciel rządu - wojewo-da stałby się odpo-wiednikiem marszał-ka województwa, z tym, że po wybo-rze przez

regio-nalne zgroma-

dzenie ustawodawcze był-by powoływa-ny na stanowi-sko przez Pre-zydenta Rze-czypospolitej. Parlament wo-jewództwa au-tonomicznego byłby reprezen-tacją wszyst-

kich powiatów tworzących region. Do jego kompeten-cji należeć miałby między in-nymi: wybór zarządu woje-wództwa i czuwanie nad re-alizacją zadań publicznych,

niezastrzeżonych na rzecz rządu w Warszawie. W za-

kres dzia-łania województw

autonomicznych miałyby wchodzić na przykład kwe-stie związane z zarządza-niem drogami i trasami ko-lejowymi w jego granicach, portami schronienia, przy-staniami i lotniskami sporto-wymi, rybołówstwo i gospo-darka wodna, wspieranie na-uczania języka regionalnego czy też koordynacja regio-nalnej policji. Jakakolwiek fe-deracja województw auto-nomicznych nie jest dozwo-lona.

Statut organiczny

Funkcjonowanie takich re-gionów oparte ma być na au-

tonomii finansowej regionu, co oznacza możliwość usta-nawiania własnych podat-ków. Autonomia finanso-wa i terytorialna gwaranto-wane mają być statutem or-ganicznym, który byłby za-twierdzany przez Sejm i Se-nat oraz Prezydenta. W swo-im projekcie takiego doku-mentu Ruch Autonomii Ślą-

ska proponuje utworze-nie, poza rządem woje-wódzkim i Skarbem Ślą-

skim z siedzibą w Kato-wicach, Sądu Admi-

nistracyjnego (w Opolu) oraz

Śląsk iego

Rzeczni-ka Praw Oby- wa-telskich (w Bie l -sku-Białej) i Rady Komuniko-wania Masowego (w Rybni-ku). Regionalny parlament składać miałby się z dwóch izb: Sejmu Śląskiego i Senatu Śląskiego. W pierwszej z nich zasiadać mieliby posłowie (80 osób) wybierani w wy-borach powszechnych oraz senatorowie, jako reprezen-tanci subregionów w licz-bie od dwóch do czterech dla każdego z nich. Regio-nalnym parlamentarzystom przysługiwałby immunitet formalny i materialny na czas sprawowania mandatu.

Bruno Stefanicki

Kongres - śląskie korzyści?

Czesi inwestują w Polsce

Głosowanie w stolicy Kata-lonii było ostatnim z dwulet-niego cyklu głosowań organi-zowanych przez stowarzysze-nie Barcelona Decideix. Za su-werennością opowiedziało się ponad 90% głosujących. Jed-nak wynik konsultacji ma jedy-nie charakter sondażowy i nie ma mocy prawnej. Kataloń-czycy to największa grupa et-niczna w Europie bez własne-go państwa. Kwestią sporną jest sprawa uznania ich za na-ród, co oznaczałoby na przy-kład wystawianie własnej re-prezentacji sportowej czy wy-bór katalońskich posłów do Parlamentu Europejskiego.

CAT znaczy Katalonia

Razem z Baskami, rdzenni mieszkańcy Katalonii stano-wią blisko jedną trzecią ludno-

ści Królestwa Hiszpanii. Szacu-je się, że Katalonia razem z Kra-jem Basków jako najbardziej rozwinięte regiony Półwyspu Iberyjskiego wytwarzają po-łowę dochodu kraju. Symbo-lem Katalonii jest osioł – sym-bol spokojnego, ale uparte-go dążenia do  celu w  przeci-wieństwie do symbolizujące-

go Hiszpanię byka. „Napisy na sklepach są w wersji hiszpań-skiej i  katalońskiej, przytwier-dzanie do  tablic rejestracyj-nych symbolu CAT, (...) to tyl-ko najbardziej znane z róż-nic” - twierdzi Marcin Piasec-ki z  Portalu Spraw Zagranicz-nych, autor opracowania „Se-paratyzm a mniejszości etnicz-

ne w Europie Zachodniej”.

Ślązak, Katalończyk dwa bratanki

Zdaniem Piaseckiego, Kata-lończyków można porównać do Ślązaków. Obie grupy po-strzegają siebie w  pierwszej kolejności jako Ślązacy i Ka-talończycy, a dopiero potem jako Polacy i  Hiszpanie. Łączy ich także to, że z  rezerwą od-noszą się do ludzi z innych re-gionów własnego kraju, kulty-wują tradycje języka regional-nego i znajdowali się pod du-żym wpływem sąsiedniej kul-tury - francuskiej (Katalończy-cy) lub niemieckiej (Ślązacy). Katalończycy są bardzo przy-wiązani do  demokracji, twier-dzą nawet, że  ich parlament, poza islandzkim, jest jednym z najstarszych na świecie.

Bruno Stefanicki

Inicjatywa minimum 1/5 posłów, Senatu lub Prezydenta i można zacząć zmieniać Kon-stytucję. Do tego zgoda 2/3 posłów, bezwzględna większość senatorów i referendum.

Autonomia Śląska w 2020Wprowadzenie auto-

nomii regionów wymaga zmian

w Ustawie Zasadniczej

czyli wszystko co chcielibyście wiedzieć, a o co boicie się zapytać...

Dziewięć lat to wystarczają-co dużo czasu

na zmiany

Gdy do poprzedniego nume-ru „NGŚ” przeprowadzaliśmy wywiad z walijską eurode-putowaną Jill Evans, jej roda-cy akurat decydowali o przy-szłości swojego kraju. Staw-ka przeprowadzonego 3 mar-ca referendum była niebaga-telna: chodziło o poszerzenie walijskiej autonomii poprzez zwiększenie uprawnień re-gionalnego parlamentu. Wa-lijczycy nie pozostawili złu-dzeń co do tego, że autono-mia jest im do szczęścia ab-solutnie niezbędna. 517 ty-sięcy głosowało na „tak”, prze-ciwko zwiększeniu autonomii było jedynie 297 tysięcy gło-sów. – Dla Walii to historyczny dzień – nie krył swojego en-tuzjazmu stojący na czele wa-lijskiego rządu Carwyn Jones.

Bliżej ludzi

Przypomnijmy, de iure Wielka Brytania pozostaje wciąż pań-stwem unitarnym (podobnie jak Polska), jednak jej regio-ny - Walia i Szkocja cieszą się bardzo szeroką autonomią. O to, jak autonomia wpły-

nęła na ich codzienne życie, spytaliśmy mieszkańców Wa-lii. - Obecnie obowiązujące u nas przepisy znacznie róż-nią się od tych w Anglii, są le-piej dostosowane do specyfi-ki życia w naszym kraju – oce-nia Hedd Wynn John, student historii ze Swansea – Osoby starsze korzystają z darmo-wych przejazdów autobusa-mi i darmowych recept, stu-denci w Walii mają większe zniżki na dojazd na uczelnię. Te, niby drobne rzeczy, któ-re ułatwiają nam życie, poka-zują, że potrafimy sami zarzą-dzać naszym krajem i umie-my robić to dobrze. Dwadzie-ścia obszarów, w których Wa-lijskie Zgromadzenie Naro-dowe posiada nieskrępowa-ną inicjatywę ustawodaw-czą to m.in.: rolnictwo, eduka-cja, ochrona zdrowia, ochro-na środowiska, sprawy miesz-kaniowe, turystyka, transport i promocja języka walijskie-go. Walijska autonomia doty-ka zarówno obszarów zwią-zanych z gospodarką, jak i ma wpływ na budowanie walij-skiej tożsamości. Czy to ozna-

cza, że Walijczycy już wkrótce upomną się o pełną niepod-ległość?

Powód do dumy

- Myślę, że obecny zakres sa-morządności zaspakaja po-trzeby miejscowych, chociaż ja osobiście jestem fanem walijskiej specyfiki i nie miał-bym nic przeciwko pełnej niepodległości części składo-wych Wielkiej Brytanii – mówi Sean Stroud, rodowity Anglik mieszkający od niemal dwu-dziestu lat w Cardiff – Waż-ne jest co innego, w ostat-nich latach miejscowi po-zbyli się nareszcie poczucia bycia prowincjuszami, kimś gorszym od Anglików. Wa-lijski akcent przestał być po-wodem do wstydu, ludzie są dumni, że znają swój język, nikt na siłę nie usiłuje mó-wić z angielskim akcentem. Ale niepodległość to melodia dalekiej przyszłości, jeśli już, to pierwsi upomną się o nią Szkoci. Rzeczywiście, jeszcze niedawno, gdy Anglicy mó-wili o swoich sąsiadach z za-

chodu, powszechne były tak zwane „owcze żarty”, w nie-wybredny sposób sugerujące rzekomo istotną rolę, jaką te sympatyczne zwierzęta mia-łyby odgrywać w zaspakaja-niu potrzeb seksualnych Wa-lijczyków.

Poczucie dumy

Stroud przyznaje, że choć wciąż zdarza mu się słyszeć te żarty, dziś uchodzą za objaw złego smaku. – Odkąd Lon-dyn zgodził się na większą suwerenność Walii, Anglicy nauczyli się szanować swo-ich sąsiadów. Może oswoili-śmy się z myślą, że za pewien czas będą dla nas równorzęd-nym partnerem, a nie „najbliż-szą kolonią”, jak często myśleli o Walijczykach niektórzy z moich ziomków? - mówi. Hedd Wynn John również podkreśla pozytywny wpływ większej samorządności na samopoczucie swoich roda-ków. – Autonomia zwiększyła nasze poczucie dumy z tego, kim jesteśmy!

Marcin Melon

Walijczycy nie mieli wątpliwości: autono-mia jest im potrzebna do szczęścia

Partner, a nie kolonia

Walijskie Cardiff w autonomii rozwija się błyskawicznie

W Barecelonie za niepodległością regionu opowiedziało się 230.590 osób

Kataloński osioł kontra hiszpański byk

Historia współczesnych pol-skich kolei zaczęła się od po-działu. Moloch PKP rozpadł się na kilkanaście różnych spółek. Każda zajmuje się wycinkiem kolejowego życia - przewo-zami pasażerskimi i  towaro-wymi, infrastrukturą technicz-ną, teleinformatyczną i  ener-getyczną. Jedna z nich - Prze-wozy Regionalne - jest wła-snością polskich województw. To właśnie regiony organizują regionalny transport kolejowy na swoim terenie.

10 milionów oszczędności

W województwie kujawsko-pomorskim na przykład połą-czenia regionalne obsługuje wyłoniona w przetargu firma Arriva. Obecnie urząd mar-szałkowski w Toruniu oszczę-dza rocznie około 10 milio-nów złotych. Inaczej problem przewozów regionalnych roz-wiązują w Opolskiem albo Ślą-skiem. W obu tych regionach operują miej-scowe oddzia-ły ogólnopol-skich Przewo-zów Regional-nych. Grzegorz Szyniec ze Sto-w a r z y s z e n i a Koleje Śląskie, które skupia pa-sjonatów kolejnictwa twierdzi, że Opolski Zakład Przewozów Regionalnych może być wzo-rem w  zarządzaniu regional-nymi przewozami pasażerski-mi. Andrzej Popielec ze Związ-ku Zawodowego Pracowni-ków Warsztatowych zwra-ca uwagę, że  w  Przewozach Regionalnych jest olbrzymia luka pokoleniowa, a średnia wieku obsługi technicznej ta-boru to 52 lata. O wiele młod-

szy tabor natomiast mają do dyspozycji Koleje Mazowiec-kie, spółka tamtejszego urzę-du marszałkowskiego. Ma-zowsze ma udziały w Przewo-zach Regionalnych, ale samo-rząd zdecydował, że to Koleje Mazowieckie obsługują regio-nalne przewozy pasażerskie.

W ubiegłym roku na po-wołanie wła-snej spółki ko-lejowej zdecy-dowało się też województwo śląskie. Kole-je Śląskie mają już własny

i  bardzo nowoczesny tabor - 4 pociągi typu Flirt i docelowo 9 typu ELF. Od czerwca po-ciągi tego przewoźnika mają kursować na trasie Gliwice – Częstochowa. Organizato-rem kolejowego pasażerskie-go ruchu regionalnego jest Urząd Marszałkowski Woje-wództwa Śląskiego (jedno-cześnie współwłaściciel Prze-wozów Regionalnych i właści-ciel Kolei Śląskich) i do niego należy decyzja o tym, którą li-

nię obsługuje przewoźnik. Nie do nas należy ocena powoła-nia spółki Koleje Śląskie - tłu-maczy Piotr Olszewski, rzecz-nik prasowy Przewozów Re-gionalnych. Spółka Koleje Śląskie zapewnia, że zamie-rza współpracować z drugim w regionie przewoźnikiem ko-lejowym - Przewozami Regio-nalnymi.

Istnieją tylko dwie drogi

Zdaniem specjalistów ryn-ku kolejowego, możli-we są dwa scenariusze roz-woju kolei na Śląsku. Je-den z nich to podział połą-czeń pomiędzy Śląski Zakład Przewozów Regionalnych a Koleje Śląskie wzorem Dol-nego Śląska, gdzie Koleje Dol-nośląskie szynobusami obsłu-gują trakcję spalinową, a tam-tejsze Przewozy Regionalne linie zelektryfikowane. Dru-ga możliwość to wchłonięcie w przyszłości Śląskiego Zakła-du Przewozów Regionalnych przez Koleje Śląskie razem z taborem i pracownikami.

Robert Rajczyk

- Czy wiesz, że... otwarty w 1930 roku katowicki „Torkat” był pierwszym w Polsce sztucznym lodo-wiskiem? W jego miejscu, przy ul. Bankowej, po-

wstaje dziś biblioteka akademicka.

Trwa finansowa przepychanka pomiędzy samorządem woje-wództwa, a Przewozami Regionalnymi. Czy jesteśmy skazani na kolejowy chaos i pociągi, które znikają z rozkładu, bo nie ma na nie pieniędzy?

Jedyną szansą dla Prze-wozów Regionalnych jest upadłość napraw-cza. To firma z przero-stem zatrudnienia w ad-ministracji, nieefektyw-ną strukturą organiza-cyjną oraz przestarzałym modelem zarządzania. Należy skorzystać z wzorca zachodniego, gdzie bez względu na przewoźnika obsługującego trasę kolejo-wą, pasażer posługując się jednym wzorem biletu podróżować może w dowolnej rela-cji, do tego pociągiem kursującym regular-nie, np. co godzinę.

Likwidacja Przewozów Regionalnych w ogó-le nie wchodzi w grę. Coś takiego oznacza-łoby gigantyczne kło-poty w ruchu kolejo-wym. Opowiadamy się za równoległym funk-cjonowaniem zarówno Przewozów Regio-nalnych jak i spółki Koleje Śląskie. Najważ-niejsze jest dobro pasażera. A gdyby jed-nak doszło do połącznia obu firm, to mu-siałoby się to wiązać z przejściem wszyst-kich pracowników do nowej firmy.

Od 16 do 18 maja br. przed-stawiciele świata polityki, na-uki i biznesu debatować będą nad najważniejszymi proble-mami europejskiej gospodar-ki. W tym roku do Katowic ma przyjechać około 4500 gości, przedstawicieli największych i najważniejszych firm w Eu-ropie. - Tak silna reprezentacja europejskich rządów, firm, in-stytucji i biznesu świadczy nie-wątpliwie o randze imprezy - mówi Wojciech Kuśpik, inicja-tor EKG. Co udało się osiągnąć podczas dwóch poprzednich kongresów? Jako przykład słu-żyć może projekt Wspólno-ty Wiedzy i Innowacji. To mię-dzynarodowe porozumienie uczelni, instytutów i firm koor-

dynowane przez Europejski In-stytut Innowacji i Technologii (EIT) z siedzibą w Budapeszcie.Zwykły mieszkaniec Śląska nie odczuje jednak skutków kongresu. – To spotkanie biz-nesmenów. Nijak nie dotyczy zwykłych mieszkańców. Co najwyżej mieszkańcy Katowic

mogą być dumni, że odbywa się on w ich mieście, bo nie słyszałem, żeby na wschód od Berlina odbywał się podobny kongres na taką skalę – mówi Michał Pajek, ekonomista, pra-cownik jednego z dużych ban-ków na Śląsku.

Jacek Tomaszewski

Kolejowy zamęt

Andrzej Popielec, ZZ Pracowników

Warsztatowych przy Przewozach Regionalnych

Grzegorz Szyniec, Stowarzyszenie Koleje Śląskie

Ta transakcja, o której mówiło się od daw-na, nie mogła dojść długo do skutku. Nego-cjowano wcześniej m.in. ze szkocką Gibson Group oraz z Eneą, polskim przedsiębior-stwem z branży energetycznej. Ostatecz-nie udało się podpisać umowę z czeskim Energetyczno - Przemysłowym Holdin-giem (Energeticky a Prumyslovy Holding - EPH). Nie wiadomo dokładnie, za jaką kwo-tę sprzedano „Silesię”, bo zgodnie z życze-niem strony czeskiej stanowi to tajemnicę handlową. Nieoficjalnie mówi się jednak, że cena nie przekroczyła 100 mln złotych, choć wcześniej kopalnia została wyceniona na ponad 10 milionów więcej. To i tak zale-dwie część w porównaniu z 100-150 mln. euro, które mają podobno zostać zainwe-stowane w restrukturyzację kopalni. War-to bowiem wziąć pod uwagę, że Czesi za-pewnili sobie przede wszystkim dostęp do złóż węgla, które szacuje się na 500 milio-nów ton. Ich wydobycie wymaga jednak sporych nakładów inwestycyjnych. Resort środowiska zgodził się dotychczas na prze-kwalifikowanie ponad 80 mln ton złóż wę-gla na zasoby przemysłowe, które można eksploatować. Czesi nie ukrywają radości z powodu tej decyzji. Wierzą w sukces

W środowisku górniczym zastanawiają się, w jaki sposób czeski inwestor zamierza uczynić z „Silesii” opłacalne przedsiębior-stwo. Tymczasem rozpoczął on już realiza-cję swojego planu rozwoju i dokonał pierw-szych inwestycji w nowoczesny sprzęt. Za-mierza w ciągu trzech lat zwiększyć wy-dobycie aż 15-krotnie, do 3 milionów ton węgla rocznie. Dzisiaj wynosi ono 200 tys. ton. Węgiel z kopalni pomoże w zwiększe-niu mocy produkcyjnej energii produkowa-nej przez czeski holding. Cele strategiczne opracowane przez inwestora mają nie tyl-ko zapewnić bezpieczeństwo górników i zachować dotychczasowe miejsca pracy, ale zakładają również zatrudnienie nowych pracowników.Kopalnia Silesia z Czechowic-Dziedzic to ostatnio najbardziej spektakularna inwe-stycja w polski przemysł węglowy ze strony zagranicznego kapitału. Ale nie jedyna. Co-

raz bardziej realne staje się również urucho-mienie wydobycia węgla w kopalni „Dę-bieńsko” w Czerwionce-Leszczynach, gdzie rozpoczęto niedawno kompletowanie za-łogi. Nowy zakład powstaje w miejsce zli-kwidowanej 11 lat temu kopalni. Koncesję na wydobycie ponad 190 mln. ton węgla

posiada tam New World Resources Karbo-nia sp. z o.o., spółka o czeskich korzeniach, zarejestrowana w Holandii, która może fe-drować złoża przez 50 lat. Mimo to spółka będzie renegocjowała umowę, żeby zwięk-szyć ilość węgla, który można eksploato-wać.

Niefrasobliwe decyzje?

Inwestycje w polski przemysł górniczy świadczą o dalekowzrocznej strategii, zwłaszcza w czasie niepewności na ryn-ku surowców energetycznych. Na razie po polskiej stronie panuje optymizm z po-wodu sprzedaży nierentownej „Silesii”. Je-śli jednak po pewnym czasie pod bokiem wyrośnie silna konkurencja, nastroje z pew-nością ulegną zmianie. Kłopoty na rynkach paliw spowodowane wysokimi cenami gazu i niestabilną sytuacją w Afryce Północ-nej i Bliskim Wschodzie mogą spowodo-wać powrót do zainteresowania węglem. A wtedy może się okazać, że nasi połudion-wi sąsiedzi wyczuli pismo nosem i zarabia-ją tam, gdzie my, jak zwykle, nie widzieliśmy żadnej możliwości.

Piotr Kulas

Europejski Kongres Gospodarczy w Katowicach po raz trzeci

Pomimo dużej autonomii Katalończykom marzy się niepodległość

Nierentowna kopalnia „Silesia” komuś wydała się... rentowna?

13 kwietnia 2011 w Katowicach zaprezentowano prototyp nowczesnego taboru kolejowego pn. ELF

Kopalnia Silesia w Czechowicach Dziedzicach

Poprzednia edycja Europejskiego Kongresu Gospodarczego

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: WW

W.KW

SA.PL

FOTO

: ARC

H.

FOTO

: WW

W.BA

RCEL

ONAD

ECIDE

IX.CA

T

FOTO

: STO

CK

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: ADM

A KOR

ZENI

OWSK

I

Przyszłość kolei na Śląsku wciąż

stoi pod znakiem zapytania!

Page 7: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Legendarni brytyjczycy przy-jeżdżają do Polski tylko na dwa koncerty - z czego jeden w Katowicach. Trasa organizo-wana jest w ramach obcho-

dów 40 lecia istnienia zespo-łu. Uriah Heep wystąpi w skła-dzie: Bernie Shaw – wokal, Mick Box – gitara, Phil Lanzon – klawisze, Trevor Bolder – gi-tara basowa, Russell Gilbrook – perkusja. Przed koncertem jako support wystąpi polska formacja Kruk.

red

SBB powstał w 1971 roku w Siemianowicach Śląskich z inicjatywy Józefa Skrzeka, pianisty, który rockowe szli-fy zdobył w zespole Tadeusza Nalepy – Breakout. Pierw-szy skład był modelowy, bo

oprócz Skrzeka w zespole na gitarze grał Apostolis Anthi-mos oraz na perkusji Jerzy Pio-trowski. Początkowo wpierał ich głosem i harmonijką ust-ną Ireneusz Dudek. Mimo to zespół nie potrafił przebić się początkowo ze swoją muzy-ką, zdobywając tylko lokalną popularność. Ich umiejętno-ści docenił Czesław Niemen i zaproponował im współpra-cę.

Szukaj. Burz buduj

Po nagraniu czterech wspól-nych albumów oraz serii kon-certów drogi muzyków roze-szły się. Niemen założył Nie-men Aerolit, muzycy Sile-sian Blues Band postanowi-li dalej działać razem. Skróci-li nazwę do SBB, którą Fran-ciszek Walicki, nestor polskie-go rocka i opiekun grupy, na-tychmiast rozwinął jako – Szu-kaj, Burz, Buduj. Trudno o traf-niejsze określenie dla zespo-łu, który wtedy nie ograniczał się do rockowych schema-tów, burzył granice gatunków i konsekwentnie tworzył wła-sne brzmienie. Muzycy łączyli

jazz z rockiem, blues z muzy-ką klasyczną, ubierając swoją twórczość w formę suity. Wy-stępy na żywo nadawały się do tego znakomicie. Pierw-szy samodzielny album wyda-ny w 1974 r. to zapis koncertu

w warszawskim klubie „Sto-doła”. Do Polski dotarła wte-dy moda na ambitną muzy-kę rockową. Płyta rozeszła się więc błyskawicznie, osiągając na czarnym rynku czterokrot-ność ceny sklepowej. Sukce-sem okazały się też koncerty zespołu, który równie dobrze czuł się na scenach jazzowych i rockowych. Muzycy wystąpi-li na prestiżowych festiwalach Jazz Jambore w latach 1974 i 1975. Jako pierwszy zespół zza żelaznej kurtyny zagrali w 1978 r. na po-pularnym fe-stiwalu w Ro-skilde (Dania). Występami za-granicą zdoby-li popularność na Węgrzech, w Szwecji, w całych po-dzielonych Niemczech, Cze-chosłowacji. Zresztą dopie-ro koncerty dają prawdziwy obraz tego zespołu. Nieprzy-padkowo wydał on ponad 20 albumów będących wła-śnie zapisami koncertowych nagrań. Pierwszy okres dzia-łalności zespołu był wyjątko-

wo intensywny. Zanim muzy-cy zakończyli działalność w li-stopadzie 1980 roku, zdąży-li jeszcze nagrać cztery płyty. Potem pracowali już na wła-sny rachunek: Skrzek kontynu-ował karierę solową, Apostolis

Antymos udzielał się z Toma-szem Stańko, Piotrowski grał z Martyną Jakubowicz, Dże-mem i Kombi. Powrócili jako SBB w 1991 roku koncertem z okazji Trzech Dekad Rocka w Polsce.

Koniec pewnej epoki

W trzy lata później po trasie w USA ponownie zawiesili działalność. Koncertowali tylko sporadycznie. Dopiero w skła-dzie z Paulem Wertico nagra-

li dwa albumy: „Nastroje” oraz „New Centu-ry”. Od tamte-go czasu pra-cują zresztą wyjątkowo sys-tematycznie. Z nowym per-kusistą Ga-

borem Nemethem powsta-ły studyjne płyty: „The rock”, „Iron Curtain”, „Blue Tran-ce”, na których chętnie się-gają po klasyczne rockowe riffy. Dla zespołu nadszedł czas, gdy niczego nie musi i chyba nie chce też już burzyć.

Piotr Kulas

Symbol polskiego hokejaKiedy piszę te słowa reprezentacja Polski zbiera łomot w hokeja od Ukrainy. Dziś gramy w to na po-ziomie Brytyjczyków, Holendrów, Japończyków, a leją nas właśnie Ukraińcy, Węgrzy (Węgrzy Pola-ków w hokeja leją!!!), Szwajcarzy, Włosi, Francuzi… A przecież minęły ledwie 23 lata od czasu, gdy na igrzyskach olimpijskich otarliśmy się o medal, grając jak równy z równym przeciw Kanadzie i Szwecji! Dosta-liśmy jednak walkowery, bo zawodnik Jarosław Morawiec-ki był na dopingu. Jegomość, który wraz ze mną od 30 lat ogląda hokej na tyskim stadionie, zawsze dodaje: - Ni ma sia co dziwać, przeca Morawiecki je ze Sosnowca! Tym-czasem górnośląski klub Ocenari Trinec po raz pierwszy w swojej historii zdobył mistrzostwa Czech w hokeja. A prze-cież Czesi to aktualni mistrzowie świata, więc ten tytuł do-wodzi, jak w Trzyńcu grają. Sam jeżdżę tam podziwać sia na jejch gra. Kiej potĕm filuja, jak gro GKS Tychy, tuże sia zdo, co na spowolnionym filmie. Zaprzyjaźniłem się też z jednym czeskim kibicem i zaprosiłem go dla porównania na mecz GKS Tychy - Zagłębie Sosnowiec. Dogadujemy się oczywiście bez problemu, bo on godo po czesku, choć tak trocha po trzyniecku, zaś jo godom po ślůnsku i o’ba-dwa poradzymy wszyjstko pomiarkować. I po meczu py-tam go, co myśli o tej grze, a on do mnie: - Hokej jak hokej, ale czemu jestem cały popluty słonecznikiem? O co cho-dzi z tym słonecznikiem???Dopiero wtedy skojarzyłem, co nie pasuje mi na czeskich, trzynieckich trybunach, co nie pasowało mi na trybunach niemieckich stadionów podczas MŚ. Tam było czysto, tam nikt nie pluł połupanym słonecznikiem ani niczym innym. I czeskiego kibica bardziej to polskie plucie zajmuje, niż wszelkie inne wydarzenia na polskim meczu hokeja. Dla niego plucie stało się znakiem firmowym polskiego spor-tu. Identyczne zresztą uwagi zgłasza na lodowisku choćby mój ojciec, który powtarza, że to już dowód na spolszcze-nie Śląska. A ja zastanawiam się, czy jeśli Katowice przy-padkiem zostaną tą Europejską Stolicą Kultury, to my gości imprez tej stolicy też poplujemy słonecznikiem?!

Angielska artyskta urodzona w Gruzji promuje swoją pierwszą po trzyletniej przerwie, studyj-ną płytę „The House” , na której znalazło się 12 permierowych utworów.

red

Teatr Nowy w Zabrzu za-prasza na premierę „Bal-ladyny” J. Słowackiefgo w reżyserii Ingmara Villqi-sta. Autorem scenogra-fii jest Marcel Sławiński, na scenie zobaczymy m.in.: Jo-annę Falkowską, Annę Ko-nieczną, Renatę Spinek, Grzegorza Cinkowskiego i Jarosława Karpuka.

red

Przed śląską publicznością kilka godzin dobrej zaba-wy. Tym razem w katowic-kim Spodku ze swoimi no-wymi programami wystą-pią najlepsze polskie kabare-ty: Neo-Nówka z Wrocławia, Paranienormalni z Jeleniej Góry oraz Łowcy. B. z Cieszy-na. Imprezę poprowadzi Ja-cek Ziobro.

red

18 maja w Katowicach rusza festiwal Video Re:view. To pierwsza tej skali impreza w regionie. Festiwal za-prezentuje najważniej-sze zjawiska w sztuce wi-deo. Głównym wydarze-niem pierwszej edycji jest wystawa prac z 13. Vi-deonale Bonn, jednego z najstarszych biennale sztuki wideo w Europie. Fe-

stiwal potrwa do 26 czerw-ca.

red

Uriah Heepw Megaclubie

Katie Meluaw Zabrzu

Premiera „Balladyny” Katowicka noc kabaretowa Rusza Video Re:view

Uriah Heep, Megaclub, Katowice, 25.05.2011, godz. 20.00

Katie Melua, DMiT, Zabrze30.05.2011, godz. 20.00

Zabrze, Teatr Nowy, 14.05.20011, godz. 19.00

Spodek, Katowice, 14.05.2011 godz. 20.00

Katowice, BWA, 18.05-26.06.2011

Jeden z najbardziej legendarnych śląskich zespołów znajduje się wciąż w znakomitej formie

Silesian Blues BandPchła to istota w swej kategorii wagowej imponująca. Nie tyl-ko dobra gospodyni, ale i re-kordzistka skoku wzwyż. Mie-rząc półtora milimetra skacze na wysokość 200 razy przekra-czającą własną miarę. Zig Zi-glar wspomina eksperyment z udziałem pcheł, przebywają-cych od chwili wylęgu w szkla-nym naczyniu przykrytym szy-bą. Obijając się o nią przy sko-ku, szybko godzą się z faktem, że skoczyć wyżej nie moż-na. Martinowi Seligmannowi, autorowi terminu „wyuczona bezradność” niewiele przynio-słaby zewnętrzna ocena ślą-skiego środowiska twórcze-go. Absolwenci śląskich szkół artystycznych oceniani są na świecie bardzo wysoko. Stu-denci katowickiej ASP co roku wygrywają konkursy graficz-ne na całym świecie. Wydział RiTV Uniwersytetu Śląskiego wykształcił filmowców święcą-cych tryumfy za granicą. Trud-no więc zrozumieć czemu w ojczyźnie nie promuje się ich dzieł.

Chwalą, jeśli muszą

Profesor Richard Florida ame-rykański socjolog kultury ukuł pojęcie „współczynnik bohe-my”. Stosując go wnioskujemy, iż wskaźnikiem rozwoju miasta jest ilość niezależnych artystów, którzy przyjeżdżają tu, by się w nim realizować. Dlaczego więc artyści emigrują ze Śląska? Dla-czego muzyka śląska zdobyła sławę w świecie? Odpowiedź jest prosta: nie wymaga po-średników. Partytury pisane są językiem ponadnarodowym. Chwalimy się najwyższą liczbą uznanych w świecie kompozy-torów na kilometr kwadratowy. Górecki, Kilar, Knapik, Szalonek,

Szabelski i coraz więcej mło-dych. Nie było innego wyjścia, jak przymknąć oko na garb ich śląskości. Jednak w Warsza-wie nie szczędzono wysiłków, by śląskość kojarzyła się z kul-turą ludową, zespołem pieśni i tańca, a później z debilnymi emisjami telewi-

zyjnymi utwierdzającymi resztę kraju w przekonaniu, że sztuka wysoka to nie jest działka Śląza-ków. Czy gdyby nie zamówie-nie Opery La Monnaie w Bruk-seli, a potem udział w Docu-menta, stołecz-ny areopag mu-zyczny uznał-by Eugeniu-sza Knapika jed-nym z najwięk-szych współ-czesnych kom-pozytorów operowych? Cze-mu Lech Majewski dopie-ro po założeniu rodziny w Hollywoodzie został w Pol-sce doceniony, a Celiński po nominacji do Oskara? Kida-

wę-Błońskiego Warszawa do-ceniła dopiero, gdy zdobył w Moskwie główną nagro-dę za reżyserię „Różyczki”. Kry-stian Lupa dorównał popu-larnością Katarzynie Cicho-pek dopiero po otrzyma-niu Grand Prix we Francji. Dlaczego w stolicy nas nie cenią? Grzegorz Jarzyna otrzymał na-grodę Ministerstwa Kultury do-piero po sukcesach w Berlinie i Dusseldorfie. W 1992 amery-kańska wytwórnia Elektra Re-cords ogłosiła III Symfonię H.M. Góreckiego światowym hitem, co sprawiło, że z nie przebiera-jącym w słowach profesorem w prasie krajowej zaczęto prze-prowadzać wywiady. Jak, je-śli nie z zagranicy dotrzeć mia-ła do Warszawy wieść o Mie-czysławie Litwińskim z Będzi-na, który ogłoszony został w Nowym Jorku kompozytorem roku? Czemu Dagmara Drza-zga, laureatka Prix Italia musi w Warszawie zabiegać o spon-sorów, jak początkujący dzien-nikarz? A może warto uświado-mić sobie, że sztuka to broń, zaś artysta to ostatni bastion niekontrolowanej myśli. Przy-chylność która, jak twierdził Lu-

dwik XIV, jest d o w o d e m mądrości, siły i pewności władzy. Molie-re nie pozosta-wiłby światu swoich sztuk, gdyby król-sło -ńce przykry-

wał twórców na swym dworze szklaną pokrywą w obawie, by nie wyskakiwali zbyt wysoko.

Piotr Szmitke(pełna wersja tesktu na

www.nowagazetaslaska.eu)

Od kilku miesięcy mieszka pan na Śląsku, widział Pan coś ciekawe-go w naszych teatrach?Wróciłem na Śląsk po dwóch sezonach dyrektorowania w Teatrze Miejskim w Gdyni. Od września zeszłego roku praktycznie cały czas jestem w próbach. Nie miałem więc wiele czasu, by chodzić do te-atrów na spektakle, ale pilnie słucham relacji przyjaciół i za wszystkie premiery trzymam kciuki.Czego brakuje zarządcom śląskich teatrów, by wyjść poza prowincjo-nalną nijakość? Odwagi, pomy-słów, pieniędzy…?Moje doświadczenia dyrek-tora teatru mocno zweryfiko-wały wcześniejszy idealizm i sądy na temat życia teatral-nego, które teraz wydają mi się mocno naiwne. Trzeba doświadczyć prawdziwej te-atralnej prowincji by, tak jak ja, zdecydowanie odrzucić opinie o śląskiej „prowincjo-nalnej nijakości” teatralnej. Pieniędzy we wszystkich te-atrach jest i będzie za mało i trzeba zawsze o nie walczyć. Odwagę weryfikują słupki procentowe określające fre-kwencję widowni na spek-taklach. A pomysły? Każ-dy ma inny pomysł na teatr. Jedni spalają się walcząc o misję teatru, inni trwają, dla trwania i świętego spokoju. Tak było zawsze. Jak ocenia Pan śląskich artystów śląskich scen?

Pracowałem we wszystkich śląskich teatrach dramatycz-nych (poza Sosnowcem) i o śląskich aktorach grających w moich spektaklach, filmie, słuchowiskach mogę powie-dzieć tylko to, że byli wspa-niali, a praca z nimi była fanta-styczna. Cieszę się, że dosta-wali świetne recenzje za swo-je role i byli za nie nagradza-ni. To dziś nie tylko duża gru-pa artystów, z którymi two-rzyliśmy spektakle, ale grupa przyjaciół.Gdyby to od Pana zależała jakość życia teatralnego na Śląsku, jakie decyzje by Pan podjął w pierwszej kolejności? Każdy teatr jest osobnym światem. M e -c h a -nizm o d -

gór-nych decy-zji, za-leceń,

manipulacji nijak nie przystoi do tej zbiorowej przestrzeni emocjonalnej. Teatr w mie-ście, to jak artysta w rodzinie. Jest nieprzewidywalny, ni-gdy nie wiadomo z czym wy-skoczy na imieninach u cioci, jak się ubierze, co powie wte-dy, kiedy trzeba milczeć i od-wrotnie, jak się zachowa. I te-atr taki musi być. Czy śląska publiczność różni się od tej w Krakowie, Poznaniu czy Gdyni? Czy mamy inny gust, inne wymagania, oczekiwania? Śląska publiczność wypeł-nia widownie naszych te-atrów. Niczym się nie różni od widzów w dużych (pod-kreślam dużych) ośrodkach miejskich. Każda widow-nia na całym świecie to re-prezentatywny przekrój spo-łeczny danego miasta, regio-nu czy kraju. Tym bardziej re-prezentatywny, im trudniej-sza, wymagająca sztuka na scenie na codziennym, szere-gowym spektaklu. A gust jest wartością zmienną - progre-

sywną i regresywną. Trzeba sezonów

ciężkiej pra-cy, wyrzeczeń, konfliktów, by wskaźnik pro-gresywności gustu dane-go miasta te-atralnego piął się w górę. To bardzo wysoka cena.

Rozm. Dorota Mrówka

(pełna wersja roz-mowy na

www.nowagazeta-slaska.eu)

Znakomity śląski kompozytor Bo-gusław Szabelski doczekał się wła-snego placu dopiero w 32 lata po śmierci - dla wielu śląskich twór-ców tak późne uhonorowanie arty-sty to absolutny skandal

SBB w obecnym składzie: Józef Skrzek, Gabor Nemeth, Apostolis „Lakis” Athimos

- Czy wiesz, że... hodowla żubra, zapoczątkowana przez księcia pszczyńskiego Jana Henryka XI von Hochberg w 1865 r.,

po I wojnie światowej przyczyniła się do odtworzenia stada w Puszczy Białowieskiej?

Jak to często bywa w przy-padku kultowych knajp, trudno dziś precyzyjnie okre-ślić, w którym roku w nie-pozornym pawilonie han-dlowym na osiedlu „Nowi-ny” otwarto Jazz & Rock Pub Paleta, będący jednym z naj-bardziej zasłużonych dla ryb-nickiej kultury alternatywnej miejsc. W połowie lat dzie-więćdziesiątych minionego wieku bracia Darek i Dezy zdecydowali się na stwo-rzenie niewielkiego pubu, który szybko miał zasłynąć w mieście licznymi koncerta-mi, wernisażami, wieczorka-mi poetyckimi, a także per-formensami i wieczorkami filmowymi. „Paleta” niepo-

strzeżenie stała się kataliza-torem artystyczno-towarzy-skim, skupiając wokół sie-bie środowisko ludzi otwar-tych na nowe zjawiska w kul-turze, chętnych również do współdziałania na niwie ar-tystycznej. Jednym z owo-ców tej współpracy jest pe-łen dobrego humoru film wyprodukowany przez ryb-nicki Klub Filmu Niezależ-nego pt. „Dziewczyny lu-bią Blond”, opowiadający hi-storię superszpiega Maria-na Blonda. Produkcja ta zo-stała doceniona na kilku fe-stiwalach kina niezależnego. Co ciekawe, szereg scen na-kręcono właśnie w „Palecie”. W 2008 roku doszło do zmia-

ny lokalizacji, „Paleta” przenio-sła się do centrum miasta, na ul. Piłsudskiego 4. Właściciele w związku z przeprowadzką mieli obawy, że mogą utra-cić część klienteli. - Jeśli przy-

zwyczajenie faktycznie jest drugą naturą człowieka, to spodziewam się najgorszego - powiedział wówczas jeden z braci. Jednak czas pokazał, że nowa lokalizacja nie tylko

nie pozbawiła „Palety” stałych bywalców, ale przysporzy-ła nowych. W ostatnim cza-sie w „Palecie” doszło do kil-ku wydarzeń artystycznych zaliczanych w swoim gatun-ku do jednych z najważniej-szych w kraju: odbyła się tam „Prezentacja Poezji Wizual-nej”, a nieco wcześniej ogól-nopolski festiwal poetycki „Pora Poezji”. - Festiwal poka-zuje, że Rybnik jest liczącym się ośrodkiem, jeśli chodzi o poezję współczesną - po-wiedział Maciej Malicki, zna-ny polski prozaik. Rybnicza-nie wiedzą, że taki status ich miasto zawdzięcza w decy-dującej mierze ludziom sku-pionym wokół „Palety”. Obec-

nie „Paletę” czekają kolejne zmiany. Po ponad dekadzie bracia Przeniosło postanowi-li przekazać kultowe miejsce w ręce Marcina Komorow-skiego i Mirosława Ropiaka, znanych w rybnickim środo-wisku miłośników sztuk wi-zualnych. Obaj deklarują, że chcą jeszcze bardziej zinten-syfikować działania promują-ce ambitną kulturę niezależ-ną. Obecnie trwa remont „Pa-lety”, której oficjalne otwarcie ma nastąpić już 6 maja. Nie przegapcie tego, jak zapew-niają nowi właściciele, inau-guracja sezonu wiosennego zacznie się z wielkim przytu-pem!

Michał Kieś

Już 6 maja klub Paleta powita gości w nowej odsłonie

Jazz & Rock Pub Paleta, Rybnik, ul. Piłsudskiego 4

z Ingmarem Villqistem, dramatur-giem, reżyserem teatralnym i filmowym

Teatr jest osobnym światem

Wróciłem na do-bre na Śląsk - mówi Ingmar Villqist

Dlaczego śląscy twórcy doceniani są dopiero wtedy, gdy dostrze-że ich zagranica? Dlaczego muszą wyjeżdżać, by osiągnąć sukces?

Skok w kulturę europejską

FOTO

: Mart

a Tłus

zcz /

Metal

Mind

FOTO

: E-K

ABAR

ETY.P

L

FOTO

: ARC

H.

FOTO

: WW

W.KA

TIEME

LUA.

COM

FOTO

: WW

W.UR

IAH-

HEAP

.COM

FOTO

: ADA

M KO

RZEN

IOWSK

I

FOTO

: ARC

H.

Polŏki durch sie trŏpiōm: co ô nŏs pōmyślōm we Europie? Jak nŏs widzōm? Ślōnzŏki zaś sie trŏpiōm inakszyj: co ô nŏs pedzōm we War-szawie? Zaś bydōm gŏdać, aże u nŏs to sōm jyno gruby a huty a luft siwy? Mie sie to wydŏwo blank śmiyszne, to trŏpiynie sie, bo, jeruchu, tak po prŏwdzie, co mie to ôbchodzi, co ô nŏs bydōm gŏdać we Warszawie, a co warszawiŏków mo ôbchodzic co ô nich pedzōm we Berlinie? Ja, jŏ wiym, aże to je skiż tego, co i Polŏki i my niy sōm pewne wiela my i ôni sōm tak richtik we-rci. Trochã jak modŏ frelka, kero śe patrzi we źrzadło i niy poradzi se pedzieć sama: je żech gryfnõ? Bydōm mie chopcy mieli radzi? I potym szuko tyj swoi gryfności niy we źrzadle, jyno we spojrzyniach tych karlusōw, kerzi sie na niã dziwajōm. I to ńy ma nic dziwokego. Gorzyj, jak ze tyj niewiedzy wielã sie je werytym, dzioucha bydzie sie ôblykać za jako chadra, hned cycki jeji ze jakle niy wylezōm, bo se tak wytuplikuje, aże jak na niã karlusy dziwajōm se ze gymbōm otwartōm, to ôna na zicher sie im podobŏ. I by-dzie sie tym asić. A to przeca może być trochã inakszyj.

Anihilator

Prowda ze źrzadła

Silesian Blues Band to już 40 lat

śląskiej muzycznej legendy

Otrzymujemy polskie nagrody dopiero po doce-nieniu w świecie

Page 8: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Z wypowiedzi prasowych re-żysera wynika, że sporo cza-su zajęło mu wejście w śro-dowisko fanów „Niebieskich”. Jednak dzięki tej wytrwało-ści efekt osiągnięty w filmie może okazać się piorunują-cy. Zwiastuny produkcji do-stępne w popularnym ser-wisie społecznościowym po-kazują prawdziwy obraz ki-bicowskiego życia. Zobaczyć można między innymi sce-ny meczowych konfronta-

cji z policjantami, kibicow-skich opraw spotkań piłkar-skich na trybunach, ale też te dokumentujące miłość fa-nów do Ruchu Chorzów, kie-dy na ich torsach pojawiają się tatuaże klubowego godła. W jednym z teaserów widać także, jak klubowi kibice obojga płci pielgrzymują do sanktuarium maryjnego w Piekarach Śląskich. Nie bra-kuje również zdjęć prezentu-jących pomeczową atmosfe-

rę, także podczas spotkań za-przyjaźnionego Atletico Ma-drit. Siedem dni zdjęciowych zrealizowano bowiem na hiszpańskich stadionach.

Niebieska rodzina

„Niebieskie chachary” mają być pierwszym filmem doku-mentalnym o kibicach, w któ-rym twarze bohaterów nie są zamaskowane. Dokument z elementami fabularyzowa-

nymi i animowanymi przed-stawia też zróżnicowanie ki-biców chorzowskiej druży-ny. Wśród fanów Ruchu po-jawią się reprezentanci róż-nych zawodów: nauczyciel-ka, architekt, bankowiec, stu-dent i agent nieruchomo-ści. Jak wynika z oferty spon-sorskiej, w filmie nie zabrak-nie również znanych posta-ci kibicujących Ruchowi: Je-rzego Buzka, księdza Jerze-go Szymika, profesora Jana Miodka czy też słynnych za-wodników „Niebieskich”: Ge-rarda Cieślika i Krzysztofa Wa-rzychy. Reżyser w wywiadach prasowych obiecuje, że w fil-mie zobaczymy kibica, który od 35 lat jest na każdym me-czu rozgrywanym przez Ruch Chorzów. Producent „Blue Dream Film” szacuje, że koń-cowy efekt kilkuletniej pracy nad dokumentem zobaczy w kinach w całej Polsce 230 tys. widzów. „Niebieskie cha-chary” wydane mają być też na płytach DVD w nakładzie 200 tys. sztuk, w sześciu wer-sjach językowych tak, aby można je było dystrybuować podczas przyszłorocznych, piłkarskich mistrzostw Euro-py rozgrywanych w Polsce i na Ukrainie.

Legenda bez końca

Ruch Chorzów 14 razy zdo-był tytuł mistrza Polski oraz trzykrotnie wywalczył Puchar Polski. Oficjalnie klub powstał 20 kwietnia 1920 roku w Bi-smarckhütte, trzy lata póź-niej przemianowanej na Haj-duki Wielkie, a w kwietniu 1939 r. włączonej do Chorzo-wa. Pierwszy mecz w swo-jej historii piłkarze Ruchu ro-zegrali w maju 1920, poko-nując 3:1 Orła Józefowiec. W 1927 r. Ruch Hajduki Wiel-kie znalazł się w gronie trzy-nastu historycznych założy-cieli Ligi Polskiej. Ruch Cho-rzów jest również jednym z dwóch polskich ćwierćfina-listów Pucharu UEFA. W pol-skiej ekstraklasie piłkarskiej klub z ul. Cichej w Chorzowie występuje już siedemdzie-siąty sezon w swojej histo-rii. „Niebiescy” swoją wyjątko-wością odznaczają się nie tyl-ko na boiskach. Na począt-ku grudnia 2008 roku Sporto-wa Spółka Akcyjna Ruch Cho-rzów zadebiutowała na rynku NewConnect jako pierwszy w Polsce klub piłkarski noto-wany na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie.

Robert Rajczyk

Trzeciego maja po raz trze-ci staruje największa impreza biegowa w regionie: Silesia Marathon. Choć należy do najmłodszych maratonów w naszym kraju (najstarszy, w Dębnie, jest organizowany od trzydziestu ośmiu lat) już zyskał wśród biegaczy reno-mę świetnie zorganizowanej imprezy. Tegoroczne świę-

to biegowe to dwudniowa impreza połączona z biega-mi dla najmłodszych, sztafe-tą maratońską i rajdem nor-dic walking.

42 km i 195 m do celu

Kulminacją będzie rozgry-wany trzeciego maja mara-ton: bieg uliczny poprowa-dzony przez trzy miasta ślą-skiej aglomeracji. Uczestni-cy będą musieli zmierzyć się z trasą o długości 42 km i 195

metrów. Zaprojektowano ją tak, by dawała nie tylko oka-zję do sportowej rywalizacji, poznania granic możliwości własnego organizmu, prze-łamania słabości, ale rów-nież, by odkryła przed za-wodnikami tajemnice i róż-norodność Górnego Śląska w co najmniej kilku aspek-tach. Start i pierwsze pięć ki-

lometrów wyznaczono w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Następnie w Chorzowie Sta-rym maratończycy trafią do innego świata: poprzemysło-wy krajobraz tworzą tu czę-ściowo rozebrane hale huty Kościuszko, hałdy, zwałowi-ska, tory prowadzące doni-kąd, by po chwili znów na-stąpiła całkowita zmiana kli-matu: ukwiecone łąki bu-dzące zdumienie zwłaszcza u tych biegaczy, którzy tutej-

szy krajobraz kojarzyli do-tąd jednoznacznie z kopal-niami i hałdami. Dwa lata temu mieszkańcy Siemia-nowic (głównie ucznio-wie tamtejszych szkół) zgotowali tutaj mara-tończykom niesamowi-te przyjęcie. Uczestni-cy pierwszej edycji, którzy doskonale zapamiętali ży-wiołowy doping uczniów li-czą, że ci nie zawiodą i w tym roku. Półmetek maratonu zo-stał wyznaczony na placu przy Spodku. Dalej trasa wie-dzie obok Uniwersytetu Ślą-skiego, Biblioteki Śląskiej i na-stępnie przez Dolinę Trzech Stawów. Tuż za trzydziestym kilometrem, najtrudniejszym dla maratończyków (daje już o sobie znać zmęczenie dłu-gotrwałym wysiłkiem) wy-łania się największa atrakcja: Nikiszowiec. Rok temu, gdy z różnych względów trzeba było inaczej wyznaczyć trasę, uczestnicy ubolewali głów-nie z tego powodu, że omi-nie ich wizyta w tej niezwy-kłej dzielnicy.

Pod dobrą opieką

Biegacze cenią sobie śląski maraton za znakomite przy-gotowanie i zabezpieczenie trasy oraz organizację tzw. punktów odżywczych. Ener-getyczny koszt maratonu to

prze-c i ę t -n i e 2 6 0 0 k a -l o r i i -n a j -lepiej d o -s t a r -czyć je

w posta-ci lekko-strawnych bananów;

w cza-sie biegu na-

leży też regular-nie uzupełniać pły-

ny: odwodnienie bywa bowiem bar-dzo niebezpieczne, w skrajnych przypad-kach prowadząc na-wet do utraty życia. Dlatego na trasie co około 5 kilometrów

ustawione są stoły za-stawione kubeczkami z wodą i napojami izoto-nicznymi oraz owocami, czasem też rodzynkami i cukrem w kostkach. Do obsługi każdego ta-kiego punktu potrze-ba kilkunastu osób. Są to głównie wolontariu-sze, często zaangażowani w pomoc przy impre-zie już od pierwszej edy-cji. Doskonale zdają so-bie sprawę z tego, jak istotną rolę odgrywają w całym przedsięwzię-ciu. Ich trud i zaangażo-

wanie doceniają biegacze, przyznając na forach biego-

wych, że to właśnie wolonta-riusze stanowią o niezwykłej atmosferze śląskiego mara-tonu.

Agnieszka Pilawska

Fora internetowe pełne są en-tuzjastycznych wynurzeń na temat prywatnych doświad-czeń treningowych mniej i bardziej zaawansowanych amatorów biegania. Jest co-raz więcej stron interneto-wych, które wszechstronnie i kompetentnie zaspokaja-ją rosnące zainteresowanie tematami około biegowy-

mi. Co roku przybywa też im-prez biegowych, w których startuje coraz więcej zawod-ników. Maratony w naszych miastach nabierają rozma-chu, może to jeszcze nie Ber-lin czy Nowy Jork, ale trend jest stały, a perspektywy jak najlepsze. A wszystko to bar-dzo spontaniczne, oddolne. Chciałoby się rzec – jest su-

per. Z drobnym „ale”.

Biegać, ale gdzie?

Problem stanowi infrastruktu-ra. Osoba myśląca o bardziej regularnym i odrobinę za-awansowanym treningu, ale również ta podchodząca do biegania czysto rekreacyjnie, często staje przed dylematem. I nie brzmi on: „czy biegać?”, ale „gdzie?” Teoretycznie bie-gać można wszędzie, ale tyl-ko teoretycznie. W stosunko-wo uprzywilejowanej sytuacji, paradoksalnie, są mieszkający w centrach dużych miast. Nie-wiele jest miejsc przyjemniej-szych do biegania od katowic-kiej Doliny Trzech Stawów czy alejek chorzowskiego WPKiW. Poza centrami nie jest tak ró-żowo. Boczne drogi pozba-wione poboczy, chodniki z nierównej kostki, a dla szczę-śliwców mieszkających w po-bliżu lasu – marnej jakości

ścieżki, które po najlżejszym deszczu zamieniają się w ba-gnisty poligon. Jeszcze gorzej jest z możliwością pobiegania na bieżni. Ilość stadionów lek-koatletycznych w naszym re-gionie nie powala. Stolica wo-jewództwa, Katowice, oferu-je tylko jeden! Marzą się nam nowe stadiony lekkoatletycz-ne, ale czasem wydaje się, że wystarczyłoby jedynie zadbać o to, co już jest, a sytuacja ule-głaby zdecydowanej popra-wie. Ileż to starych stadionów w naszym regionie popadło w ruinę, a bieżnie pozarastały trawą i chaszczami?

Orlik lata, ale za piłką

Od kilku lat w Polsce realizu-je się program budowy boisk piłkarskich, tak zwanych „Or-lików”. Powszechnie wiado-mo, że kraj nasz stoi futbolem. Wie to przynajmniej nasz rząd i wie to nasz premier. W kraju

scentralizowanym takim, jak Polska, taka wiedza jest decy-dująca. Dlatego jak kraj długi i szeroki, buduje się kolej-ne, fajne place do kopania piłki, zaniedbując komplet-nie obiekty lekkoatletyczne. Nie, żebym miał coś przeciw-ko futbolowi. Tylko dlaczego przynajmniej niektóre z „Orli-ków” nie są dostosowane rów-nież do celów lekkoatletycz-

nych? Bieganie jest w Polsce coraz bardziej popularne. Nie znajduje to żadnego przeło-żenia na działania administra-cyjne. Biegamy, ale jakby na przekór naszym włodarzom, którzy chętniej widzieliby nas kopiących. Czy będziemy mu-sieli czekać na gabinet, w któ-rym premier będzie maratoń-czykiem?

Aleksander Uszok

Czy wiesz, że... Oscar Troplowitz, farmaceuta urodzony w Gliwicach, był twórcą receptury kremu „Nivea”? Naj-

słynniejszy krem świata powstał w roku 1911.

Kibice jednego z najstarszych i najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich w Polsce zobaczą samych siebie w powstającym właśnie filmie dokumentalnym. Fenomen „niebieskiej rodziny” chce pokazać Cezary Grzesiuk.

Ekranowe niebieskie chachary

Kadr z jednego z teaserów filmu „Niebieskie chachary” opublikowanych w YouTube

Stadion „Kolejarz” przy ul.Asnyka w Katowicach lata świetności ma już za sobą, chociaż wciąż można tu spotkać biegaczy

Dawny stadion „1FC” przy ul. Kościuszki w Katowicach odstrasza dzisiaj tonami rozbitego szkła i chaszczami

Bieganie to fenomen ostatnich lat. Z roku na rok coraz więcej osób rozpoczyna swoją przygodę z tą, wydawałoby się, mało atrak-cyjną dyscypliną. Tymczasem stadionów z bieżnią u nas jak na lekarstwo.

Lekkoatletyczne bieżnie zarośnięte chaszczami

Był czas, że „Beldona” była drugim, największym po warszawskiej Legii klu-bem sportowym w kra-ju - takie słowa usłyszy-my zawsze, kiedy o Klub Sportowy Baildon Katowi-ce zapytamy starszych kibi-ców katowickiego sportu. Jest oczywiście w tym zda-niu wiele prawdy. Powo-łany do życia w roku 1920 KS Baildon dysponował aż 16 sekcjami sportowymi i był pod tym względem naj-potężniejszym śląskim klu-bem. Sportowcy spod zna-ku katowickiej Huty Bail-don rywalizowali z sukcesa-

mi w hokeju na lodzie, pił-ce nożnej, koszykówce, siat-kówce, szermierce, bok-sie, karate, zapasach, pod-noszeniu ciężarów, pływa-niu, tenisie stołowym, gim-nastyce, lekkoatletyce, a nawet w brydżu sporto-wym. Sporo tego, ale co ważniejsze to fakt, iż w roz-grywkach większości sekcji klub odnosił niemałe sukce-sy. Dość wspomnieć o trzy-nastu złotych medalach mi-strzostw kraju w szermier-ce, siedmiu wizytach na po-dium w mistrzostwach Pol-ski w hokeju, dwóch mi-strzostwach kraju w tenisie

stołowym czy też dotarciu do półfinału Pucharu Polski w piłce nożnej. O popular-nej „Beldonie” pisać można by wiele, z całą pewnością była źródłem niezapomnia-nych wspomnień i emocji, a także na stałe wyryła się w sercach i pamięci katowic-kich kibiców sportowych. Niestety, klub nie wytrzymał wolnorynkowej rywalizacji i wraz z likwidacją Huty Ba-ildon zakończył działalność w roku 2001. Niewielu mło-dych kibiców wie, że KS Ba-ildon mógł pochwalić się kil-koma, obecnie już nieistnie-jącymi, obiektami sportowy-

mi. Szczególne miejsce w hi-storii, a może przede wszyst-kim w architekturze Katowic, miała hala widowiskowo-sportowa tzw. Hala Baildon stojąca do 2003 roku przy ul. Chorzowskiej. Poza rywali-zacją koszykarzy, siatkarzy, a także pingpongistów gościła również pierwsze walne ze-brania katowickiej „Solidar-ności”, a także (przeniesio-ne później do Spodka) kon-certy festiwalu „Metalmania”. Innym ciekawym obiektem było boisko sportowe miesz-czące się przy ul. Gliwickiej. Dzisiaj na miejscu dawnego placu gry wielbiciele sporto-

wej historii znajdą kino, a także centrum roz-rywkowe. Niemal de-kadę po likwidacji klu-bu, w roku 2009, gru-pa zapaleńców pró-bowała reaktywować przynajmniej jedną z sekcji „Beldony”. Pomi-mo powołania zarządu, a także wstępnej kam-panii reklamującej po-wrót klubu, nie udało się jednak pozyskać inwesto-ra i koszykarska drużyna nie wystartowała w rozgryw-kach. Czy jest jeszcze szan-sa na powrót do sportowej rywalizacji w historycznych

barwach KS Baildon? Odpo-wiedź na to pytanie pozo-stawiam czytelnikom.

Dawid Biały

W maju zostaną rozegrane mecze aż siedmiu kolejek piłkarskiej ekstraklasy, pozna-my jej mistrza, a i śląskie dru-żyny nie będą próżnować. 1 maja na stadion Ruchu za-wita Cracovia, dziesięć dni później Zabrze odwiedzi Le-gia, a 25 maja bytomska Po-lonia podejmie Lecha. Jedy-ne w tym miesiącu derby, w których Polonia zmierzy się z Górnikiem odbędą się w niedzielę 14 maja.

Od 7 do 29 maja najlepsi ko-larze na świecie wezmą udział w wyścigu dookoła Włoch, po-pularnym Giro d’Italia. Ogląda-jąc transmisję na Eurosporcie należy poszukać inspiracji do efektownego pokazania gór-nośląskich barw podczas zbli-żającego się Tour de Pologne.

Sobotni wieczór, 28 maja, na-leży zarezerwować dla piłka-rzy. Właśnie wtedy dowiemy się kto zostanie tegorocznym zwycięzcą Ligi Mistrzów. Jeśli nie jesteśmy jednymi z 90. ty-sięcy szczęśliwców, którzy fi-nał obejrzą na żywo na stadio-nie Wembley zawsze możemy włączyć Polsat, albo Nsport.

Sezon Polskiej Ligi Koszy-kówki zmierza ku końcowi. W maju rozegrana zostanie fi-nałowa seria playoff i dowie-my się kto zostanie mistrzem. Maniacy basketu ostatnie me-cze sezonu śledzić będą mogli za pośrednictwem TVP Sport.

Piłkarski maj

Startuje Giro

Na Wembley

Kto mistrzem?

Rok temu zwycięzca śląskiego biegu maratońskiego osią-gnął czas 2 godziny, 35 minut i 2 sekundy. Za nim przybie-gło do mety jeszcze 550 osób. W tym roku ilość uczestników przekroczy tysiąc.

Nasz Silesia Marathon

Maratończyk Marcin Zgodek

z Bytomia w trakcie Silesia Marathon

2009

- Czy wiesz, że... podczas mistrzostw świata w hokeju na lodzie w 1976 r. w katowickim Spodku reprezentacja Polski jedyny raz w historii

pokonała zespół ZSRR?

FOTO

: ALE

KSAN

DER U

SZOK

FOTO

: JARO

SŁAW

GIBA

SFO

TO: W

WW.

YOUT

UBE.C

OM

FOTO

: PRz

EMYS

ŁAW

WITW

ICKI

Przaja sportowi! Chcioł-bych, coby te nasze ślōn-ske kluby wygrywŏły i bōły po prostu nŏjlepsze. Skuli tego kōmbinuja co by sam złōnaczyć, no i takŏ idyja mi wpadła pod tyn dekel. Wszyjsko krynci się kole geldu – tajemni-cy sam niy ma żŏdnyj. Na naszym Ślōnsku mansza-ftōw mōmy wiela, to tego geldu tyż wiyncyj trza. Tak sie zastanŏwiōm, że jakby my tak wszyjscy razym i kŏżdy z ôsob-na do naszych praco-dawcōw i inkszych mar-ketingowcōw co geldym na werbōng dzielōm, po-szli i przypomnieli o ślōn-skim sporcie to może by to cosik dało. Do gesze-ftōw pokŏzać sie na szta-dionie jako sponsor to w kōńcu dobrŏ rzecz. Ki-bice ôboczōm logo przy herbie swojigo mansza-ftu to tam chyntnij co-sik kupiōm. Niy mōm ra-cje? Gŏdōm ci terozki jak sam czytŏsz tyn caj-tōng – pogŏdej z szefym i przekōnej go co by dŏł na ślōnski sport. Kŏżdy może pōmōc!

Dawid Biały

Żeś jes kibic,to czytej!

Maraton to nazwa greckiego miasta, z którego (wg. Herodo-ta) Grecy biegli do oddalonych o 37 km Aten, by obronić to miasto przed perską flotą. Michel Bréal, francuski filolog, za-inspirowany historią biegu Greków zasugerował, by włączyć bieg maratoński do nowożytnych igrzysk olimpijskich orga-nizowanych w Atenach w 1896r. Dystans biegu zaokrąglono wówczas do 40 km. Dwanaście lat później, w trakcie igrzysk w Londynie zwiększono ten dystans o 2195 metrów, tak by meta znalazła się przy trybunie brytyjskiej królowej.

Page 9: FOTO: STOCK autonomię Śląska nielegalny?2).pdf · kres kompetencji sa-morządu woj. ślą-skiego. Jak wiadomo, ostatnia sesja Sejmu Śląskiego zwołana zo-stała w 1939 r., więc

Dwudziestego szóstego li-stopada 1795 roku w jasnej sali Pałacu Zimoweg w Pe-tersburgu w równym rzę-dzie stoi kilkudziesięciu ofi-cerów, w różnobarwnych mundurach: stoją huzarzy, kirasjerzy, grenadierzy i ge-nerałowie w mundurach, a jakże, generalskich. Wy-sokie okna hallu wychodzą prosto na Newę, później sala ta przyjmie nazwę Sali Ni-kołajewskiej, na razie zwana jest po prostu Wielkim Hal-lem. Szmery na sali cichną: coś się dzieje. Ktoś wykrzy-kuje długą listę tytułów, car-skich, książęcych i królew-skich, kończących się imie-niem: Jekaterina II. Po sło-wach wchodzi posiadaczka tytułów: postawna kobieta o nalanej twarzy i siwych, pu-drowanych włosach. Obok niej kroczy adiutant z tacą pełną orderów, które cary-ca Katarzyna przypina ko-lejnym oficerom. W końcu staje przed szczupłym pod-pułkownikiem w mundurze grenadierów konnych. - Hra-bia Tomas Tomatisa, podpuł-kownik! - adiutant wykrzyku-je nazwisko odznaczanego oficera.

Order za Pragę

Caryca przypina do podpuł-kownikowskich piersi Order św. Jerzego: biały krzyż ze

złotą obwódką zawieszo-ny na pomarańczowo-czarnej wstążce. Najwyż-sze rosyjskie odznacze-nie wojenne, a w ogól-nej hierarchii orderów drugie, ustępujące jedy-nie Orderowi św. Andrze-ja. O tym, że pochowany w Pilchowicach Tomas Tomatis był kawalerem tego orderu dowiedzie-liśmy się już wcześniej, z napisu na nagrobku. Jednak dopiero teraz wiemy, za co ów krzyż otrzymał. - Za wyjątkową odwagę okazaną pod-czas zdobycia Pragi, przy szturmie na umocnione pozycje wroga - mówi adiutant carycy. Tudzież coś podobnego, nie wiem, jak brzmiała wte-dy formułka wygłasza-na przy akcie dekorowa-nia orderem, ale w spisie kawalerów Orderu św. Jerzego podpułkownik Tomas Tomatis figuruje właśnie z taką notką: za szturm Pragi. Za zdoby-cie umocnionych pozy-cji wroga. I z datą dwu-dziestego szóstego li-stopada 1795 roku. Mie-siąc po trzecim, ostatnim rozbiorze. I rok z okła-dem po samym szturmie Pragi, ostatniej bitwie I Rzeczpospolitej. Już drugiego listopada 1794

roku na przedpolach Pragi ukazały się pierw-sze jednostki rosyjskie: straż przednia wojsk Su-worowa. Warszawia-cy wiedzieli już, że po-wstanie, insurekcja ko-ściuszkowska jest prze-grana: trzy tygodnie wcześniej Kościusz-ko poniósł straszną klę-skę pod Maciejowica-mi i ranny dostał się do niewoli. Naczelnikiem powstania został Waw-rzecki, nie posiadający charyzmy poprzednie-go wodza. Czwartego listopada rozpoczął się szturm. W szturmie tym brał udział pułk grena-dierów konnych, w któ-rym służył, być może jako dowódca, hrabia Tomatis. Szturm zakoń-czył insurekcję kościusz-kowską, po szturmie na-stąpiła słynna rzeź Pragi, w której rosyjscy żoł-nierze zamordowali po-dobno ponad dwadzie-ścia tysięcy cywilnych mieszkańców lewo-brzeżnej Warszawy.

W odwecie za Racławice

W samym szturmie hra-bia Tomatis musiał się ja-

koś wyjątkowo odznaczyć: orderów św. Jerzego nie nadawano za nic, za samo uczestnictwo w szturmie Pragi nadawano pamiątko-wy „Krzyż za Zdobycie Pragi”. Nie wiemy kim był ów pod-pułkownik, poza tym, że wie-my, że był oficerem, jednym z ogromnej rzeszy oficerów zaangażowanych w niezli-czone wojny burzliwego przełomu wieków XVIII i XIX w Europie. Może był odważ-nym szaleńcem, może cwa-nym awanturnikiem, może profesjonalnym, chłodnym żołnierzem? Możemy w każ-dym razie wyobrażać sobie, iż jego mały triumf w sztur-mie Pragi był zemstą za klę-skę pod Racławicami, do-kładnie siedem miesięcy wcześniej. Bo tego również udało nam się dowiedzieć w bibliotecznej kwerendzie: pod Racławicami podpuł-kownik Tomatis dowodził kombinowanym batalio-nem grenadierów uformo-wanym z pułków muszkie-terskich nowogrodzkiego i uglickiego. Podobno oso-biście bronił armat przed polskim szturmem, w któ-rym brał udział sławny póź-niej Wojciech Bartosz, po bi-twie nazwany Głowackim - Tomatis zaś w samej bitwie został ciężko ranny. Może z ręki samego Głowackiego?

Szczepan Twardoch

Tajemnica pilchowickiego nagrobka cz. 2

W tym miesiącu rozbawiły nas wice nadesłane przez p. Monikę Mierzwę. Za wszyskie nadesłane maile z wicami bardzo dziękuje-my - wybór był naprawdę trudny. Cytujemy wic zwycięski: „Przychodzi sprzątaczka na skargę

do dyrektora kopalni i mówi:- Wiycie dyrektorze, jak żech wczoraj myła schody to na samiuśkim końcu, przy ostatnim schodku, jak byłach tak schylono, przilecioł jakiś górnik i tak mnie skrzywdził od zadku, że szkoda godać!

Na to dyrektor:- To czemu żeście nie uciekali?!A na to ona:- Kaj, na te pomyte?! ”Pani Monika otrzymuje roczną prenumeratę naszej gazety.

REDAKCJA

Pięć pierwszych osób, które na mailowy adres naszej redakcji wyśle prawidłowo rozwiązane hasło krzyżówki otrzyma gadżety Ruchu Autonomii Śląskaz nagrodami

Czytelników zainteresowanych prenumeratą prosimy o zamó-wienie jej mailem na [email protected], podając dokładny adres wysyłkowy oraz ilość egzemplarzy i liczbę zapre-numerowanych numerów. Koszt

prenumeraty wynosi 4 zł za je-den egzemplarz jednego nume-ru pisma. Podana cena zawiera w sobie również koszty pakowania i wysyłki. Dane do przelewu: Media Creative Group, ul. Dębowa 10, 40-103 Ka-

towice, nr konta ING Bank Śląski 22 1050 1214 1000 0022 9123 5451 z dopiskiem: Prenumerata Nowej Gazety Śląskiej. Prenumerata bę-dzie wysyłana do czasu wyczerpa-nia przelanej kwoty. REDAKCJA

Uwaga! Konkurs na...

Niektóre źródła podają, że zginął pod Racławicami, ale co do tego mam jednak wątpliwości: jako trup nie zdobywałby Pragi ani nie odbierałby z rąk carycy Katarzyny orderów.

Na obrazie konny grenadier rosyjski, XVIII wiek

FOTO

: ARC

H.

OPRAC.: ROMAN GŁOWACKI