EXKLUSIV 10.2011

3
EXKLUSIV ... #105 70 GRUBE #105 ... EXKLUSIV 71 BARDZ O BLISkI WS C H ó D Dwadzieścia lat po upadku ZSRR i odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości Europa Zachodnia wciąż chyba nie pamięta, że wschodnia granica kontynentu wcale nie leży na Bugu. Autorski projekt „…i obudziłem się w Europie”, przygotowany w ramach piątej edycji ŁóDź DESIGN FESTIVAL, pokazuje sztukę pozbawioną ciężaru historii i wolną od epatowania martyrologią. To emocjonalny zapis pewnej drogi, która biegnie przez Europę. Drogi bez granic, szlabanów i wiz. TEKST: Ksenia Kaniewska / Elle Decoration Krzesła Zig & Zag (redizajn projektu Gerrita Rietvelda), proj. Kateryna Sokolova, 2006 Fragment tryptyku Maljuky, proj. Tereza Ba- rabash, 2007 Największe tego typu wydarzenie w naszej części Europy. Zeszłoroczna edycja zgromadzila ponad 40 tys. widzów, a ponad 800 artystów z całego świata prezentowało swoje prace na 40 wystawach. Tegoroczna, piąta edycja pod hasłem „Zmiana!”, odbywająca się między 20 a 30 października, po raz pierwszy prezentować będzie dizajn Wschodu. Więcej o festiwalu znajdzie- cie na stronie www.lodzdesign.com. ŁóDź DESIGN FESTIVAL

Transcript of EXKLUSIV 10.2011

Page 1: EXKLUSIV 10.2011

exklusiv ... #105 70

GRUBE

#105 ... exklusiv 71

Bardzo Bliski Wschód

Dwadzieścia lat po upadku ZSRR i odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości Europa Zachodnia wciąż chyba nie pamięta,

że wschodnia granica kontynentu wcale nie leży na Bugu. Autorski projekt „…i obudziłem się w Europie”, przygotowany w ramach piątej edycji Łódź design Festival, pokazuje sztukę pozbawioną

ciężaru historii i wolną od epatowania martyrologią. To emocjonalny zapis pewnej drogi, która biegnie przez Europę.

Drogi bez granic, szlabanów i wiz.

tekst: Ksenia Kaniewska / Elle Decoration

Krzesła Zig & Zag (redizajn projektu

Gerrita Rietvelda), proj. Kateryna Sokolova, 2006

Fragment tryptyku Maljuky, proj. Tereza Ba-rabash, 2007

Największe tego typu wydarzenie w naszej części Europy. Zeszłoroczna edycja zgromadzila ponad 40 tys. widzów, a ponad 800 artystów z całego świata prezentowało swoje prace na 40 wystawach. Tegoroczna, piąta edycja pod hasłem „Zmiana!”, odbywająca się między 20 a 30 października, po raz pierwszy prezentować będzie dizajn Wschodu. Więcej o festiwalu znajdzie- cie na stronie www.lodzdesign.com.

Łódź design Festival

Page 2: EXKLUSIV 10.2011

exklusiv ... #105 72

GRUBE

#105 ... exklusiv 73

Współczesny ukraiński dizajn jest zjawiskiem trudnym do opisania, trudnym do zidentyfiko-wania, ale chyba właśnie dlatego tak fascynują-cym. Kiedy wpisujemy

w dowolną wyszukiwarkę internetową – nieważne, czy cyrylicą, czy łacinką – hasło „ukraiński dizajn”, mimo że pojawi się kilka tysięcy odnośników, większość w ogóle nie dotyczy wzornictwa. Poruszając się według tego klucza, z łatwością odnajdziemy setki stron pełnych malowanych talerzy huculskich, rzeźbionych łyżek czy tradycyjnie wyszywanych koszul. Z kolei po dodaniu przymiotnika „współczesny” wyskoczy mnóstwo linków do stron oferujących modę w każdym wydaniu, niekoniecznie rodem z Ukrainy. Żeby dotrzeć do przykładów współczesnego wzornictwa naszych wschodnich sąsiadów, musiałam spędzić setki godzin w internecie, pisząc do niezliczo-nych instytucji, galerii, szkół, gazet i organizacji, do swoich i czyichś przyjaciół. Powoli zapełniałam so-bie dysk zdjęciami i wizualizacjami przeróżnych przed-miotów i coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że najwyższy czas, aby ze zjawiskiem tym zaznajomić Europę Zachodnią. Kiedy już stworzyłam sobie bazę projektów i osób, nadszedł moment, żeby zmierzyć się ze wszystkim osobiście. Założenie było proste – poje-chać i odwiedzić wszystkie te osoby, zobaczyć gotowe prace, warsztaty, pracownie, spotkać się z ludźmi i ich środowiskiem. Byłam więc w ich szkołach, domach, pra-cowniach. Widziałam setki prototypów i gotowych prac. Pracownie to często piękne, wylizane pokoiki, a czasem komórka na podwórku, gdzie z pomocą ojca czy brata

– przeważnie absolwenta tej samej uczelni – projektanci nocami toczą nogi stołów, wiercą, malują i szlifują. I to właśnie te wielopokoleniowe pracownie są jednym z najciekawszych zjawisk, z jakimi się spotkałam.

Wiza i visa

Kateryna Sokolova mieszka obecnie w Kijowie. Ze mną jednak umawia się w położonym niedaleko rosyjskiej granicy Charkowie. Tu się urodziła, tu skończyła uniwersytet, tu też mieszkają jej rodzice. Wsiadam do metra w centrum miasta. Mijam przepyszne sece-syjne kamienice, pomnik Lenina na Majdanie Swobody, drugim co do wielkości w Europie placu miejskim, kapiącą złotem prywatną (sic!) cerkiew i zagłębiam się w labirynt charkowskiego metra. Wychodząc parę stacji dalej, mam wrażenie, że oto nagle znalazłam się w jakimś małym miasteczku – niska zabudowa, rzędy identycznych domów stłoczonych za wysokimi ogrodzeniami, małe, karłowate drzewa owocowe, plątanina winorośli. Jedynym wysokim budynkiem jest piękna, do niczego tu jednak niepasująca bryła nowiutkiej cerkwi ormiańskiej. W uroczym domku mieszka rodzina Sokolovów. Już od progu czuję zapach skóry i kleju. Jedno z pomieszczeń dwupiętrowego domu przeznaczono na pracownię. Rodzice, absolwenci wydziału „promdesignu” charkowskiego uniwersytetu,

Wash down! został wyróżniony na Salone Internationale del Mobile w Mediolanie w 2002 roku. Niestety, poza pojedyn-czymi nagrodami zagranicznymi i pięknie wydanym albumem z okazji dziesięciolecia Vodoparadu, wszystkie projekty pozo-stają wyłącznie doskonale wykonanymi pracami konkursowymi. Ukraińskie firmy nie są zainteresowane współpracą z ro-dzimymi dizajnerami. Ukraina chyba jeszcze nie jest gotowa, żeby zaprosić wychowanków własnych uczelni projektowych do współpracy. I problemem wcale nie jest tu kwestia dotarcia do nich. To już zasada, że częściej po projekty Ukraińców zgłaszają się firmy zagraniczne niż miejscowe przedsiębiorstwa. W ten sposób współpracę z francuskim koncernem produ-kującym elektronikę rozpoczęła właśnie Kateryna Sokolova. Francuzom spodobały się jej projekty przypominających biżuterię dla kobiet słuchawek Bluetooth. Projektantka śmieje się, że zyskała tym samym kolejną ważną umiejętność – zawód elektronika. Pracuje w domu, z biurem we Francji kontaktuje się mailowo lub telefonicznie. Tymczasem w pracowni taty pokazuje mi swoje krzesła Zig & Zag ze sklejki. To wariacja na temat kultowego projektu Gerrita Rietvelda z 1932 roku. Swoje wzbogaciła o półkę na gazety. Kateryna, jak większość projektantów z Ukrainy, co roku stara się jeździć do Mediolanu na święto dizajnu ISaloni. Projektanci sami starają się o wizy turystyczne, sami kupują bi-lety, wynajmują przez internet mieszkania i ruszają całą grupą do Włoch. Jeżeli wiza na to pozwala, zwiedzają dalej Europę, przeważnie śladem ważnych imprez związanych z projektowa-

niem czy architekturą. Wiza schengeńska to prawdziwa przepustka do świata, o jakim marzą, a jakiego nie chcą znać wyłącznie z internetu czy z katalogu wystaw, na których nie mogli być. Rzeczywistość jednak nie jest taka kolorowa. Odmowa wydania wizy to chleb powszedni. Z problemem tym borykają się na co dzień praktycznie wszyscy artyści z Ukrainy – pisarze, muzycy, malarze. Projektanci z kalendarzem w ręku robią przegląd najważniejszych europejskich imprez, wybierają te, które są dla nich najważniejsze, i dopiero wtedy składają dokumenty do konsulatów. Najbardziej przykro im jest, kiedy odmowa przychodzi na kilka dni przed planowanym terminem wyjazdu w celu np. ode-brania nagrody. I jak się okazuje, nie ma znaczenia, czy zaprasza Francja, Włochy lub Anglia. Ani to, że hotele już dawno są zarezerwowane, a dziennikarze czekają na umówione wywiady. Tak samo trudno prowadzić inte-resy z zagranicznymi kontrahentami, no bo jak umawiać się z kimś na prezentację, kiedy człowiek całkowicie uzależniony jest od jakichś tam pań w urzędach, które ludzi dzielą na tych, co pojadą, i tych, co nie pojadą.

RzemiosŁoZaproszeni przeze mnie projektanci nie mogli zrozu-mieć, dlaczego jeszcze na tydzień przed wyjazdem nie mam dokładnie sprecyzowanych planów – kiedy i kogo odwiedzę. Bilet lotniczy rezerwowałam chyba na trzy dni przed wylotem. Wszystko uzależniałam od spraw, które musiałam pozałatwiać przed wyjazdem, a kupno biletu zostawiłam na ostatnią chwilę. To przywilej obywatela kraju należącego do Unii Europejskiej. Mając jednak doświadczenie w podróżowaniu po Ukrainie, następne dni i tygodnie rozplanowałam co do godziny zaraz po wylądowaniu. Przede wszystkim od razu odbyłam obowiązkową wycieczkę na dworzec kolejowy w Kijowie, gdzie po odstaniu w długaśnej kolejce zrozumiałam, dlaczego jednak nie powinnam wściekać się na przynajmniej kilkadziesiąt stojących przede mną osób, które kupowały bilety z minimum dwu- czy trzytygodniowym wyprzedzeniem. Nieźle się musiałam nagimnastykować, żeby zaplanowaną podróż ułożyć w logiczną całość, biorąc pod uwagę śladową liczbę biletów, którymi dysponuje kasjerka. Na Ukrainie na wszystkie wieczorne pociągi, na trasy nawet 300- czy 400-kilometrowe, sprzedaje się wyłącznie miejsca leżące. Nie ma co się jednak buntować, ponieważ bilety są śmiesznie tanie (oczywiście jak na polską kieszeń), a podróż wyjątkowo komfortowa. Czysta, wykrochma-lona pościel (nie żadna tam fizelina), szerokie wagony, wygodne przedziały i herbata nie z plastikowych kub-ków, ale z prawdziwej szklanki w metalowym koszyczku. Ruszam w stronę Krymu. Nocny pociąg. Wagon, tym razem tzw. plackartnyj – miejsca sypialne bez po-działu na przedziały. Pociąg ruszył wieczorem z Kijowa, ja dosiadam się w nocy gdzieś na trasie. Wszyscy śpią. Białe tobołki zawiniętych w prześcieradła równiutko poukładanych na półkach ludzi od razu na myśl przy-wodzą kostnicę. Z jedną różnicą – tu temperatura mimo późnej pory nie schodzi poniżej trzydziestu stopni. Rano zaspany tłum wylewa się na peron. Mimo wczesnej pory dworzec w Symferopolu tętni życiem. To baza przesiadkowa do wszystkich mniejszych miejscowości Krymu. Zostawiam bagaż w przechowalni i idę na spotkanie z Aleksandrem i Oleną. Parą są zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym. Razem tworzą Mukomelov Studio. Olena Tseluiko urodziła się w Eupatorii. Godzinami opowiada fascynujące hi-storie o swoim egzotycznym miasteczku. Umiejętność tę z pewnością przejęła od mamy, która od lat prowadzi

Ukraińskie firmy nie są

zainte-resoWane

Współpracą z rodzimymi dizajnerami

1. Lampa Egglight, proj. Igor Pinigin (Studio Dorogaya), 2006

2. Lampa Shark, Aleksandr Mukome-lov (Mukomelov Studio), 2010

3. Fotel The Linne, proj. Alexander Kozynets, 2011

1

2

4

3

5

4. Biurko Zu, proj. Roman Zubarev, 2010

5. Krzesło The Simplest Chair, proj. Grycja Erde,

2010

po latach pracy na państwowych posadach teraz projektują tapety, podłogi i obicia mebli ze skór. Wykonują pojedyncze zamówienia dla zamożniejszych Ukraińców (przeważnie byłych sportowców lub ludzi związanych z polityką), ale ich głównymi odbiorcami są Włosi, którzy skórami chętnie obijają ściany i kolumny położonych wysoko w górach eleganckich chaletów. Turystom podczas urlopu najbardziej potrzebny jest przecież spokój, a podobno nic tak nie wycisza ścian jak właśnie miękka skórka. Co roku każdy członek rodziny Sokolovów przygo-towuje nowy projekt na konkurs Vodoparad. Równo dziesięć lat temu koncern Vlada Ltd z Charkowa wymy-ślił konkurs na projekt elementu wyposażenia łazienki

– umywalki lub prysznica. Każdego roku kilkadziesiąt osób z całego kraju nadsyła swoje prace. Nie są to tylko wizualizacje. Żaden projekt nie kończy się jedynie ry-sunkiem. Na każdy konkurs projektanci muszą wykonać gotowy produkt. Od początku do końca. Nauczeni są, że powinni być jednocześnie malarzami (projekty ma-lują akwarelami) i inżynierami (każdy musi umieć sam wykonać baterię, kran, prysznic). Ekspozycja wygląda jak salon pokazowy jakiegoś włoskiego czy niemieckie-go koncernu. Perfekcyjnie wykonane realizacje tworzą stałą wystawę w siedzibie firmy. Tylko część trafia na konkursy zagraniczne. W ten sposób na przykład ojciec Kateryny, Nikolai Sokolov, za swój skórzany sedes

Page 3: EXKLUSIV 10.2011

exklusiv ... #105 74

GRUBE

#105 ... exklusiv 75

wycieczki śladami krymskich Tatarów. Aleksandr Muko-melov pochodzi z Symferopola. Jest chyba najbardziej utytułowanym projektantem z Ukrainy, świadczy o tym między innymi pokaźna kolekcja nagród Red Dot. Wszystkim zadaję to samo pytanie: jak wyobrażają sobie przyszłość projektowania na Ukrainie, skoro nie ma szansy na wdrażanie projektów do miejscowej produkcji, a współpracę z zagranicą utrudnia między innymi system wizowy? Projektanci z Mukomelov Studio, mimo międzynarodowych sukcesów, nie zamierzają wyprowadzać się z Ukrainy, a tym bardziej z Krymu. Ich podstawowym sposobem komunikacji ze światem jest internet. Oboje projektują wnętrza (Olena jest architektem), a na brak zamówień nie narzekają. Wykonują zlecenia z całego kraju, spotykają się ze swoimi klientami, dużo podróżują, ale najchętniej pracują w rodzinnym mieście. W Symferopolu mają swoje biuro i warsztat, gdzie większość prototypów wykonują z pomocą ojca Aleksandra. Większe i bardziej skomplikowane zamówienia zlecają miejscowym fabrykom. Największy problem mają wbrew pozorom ze znalezieniem porządnych rzemieślników, którzy zgodziliby się wykonywać pojedyncze egzemplarze ich projektów przeznaczone na konkursy i wystawy. Wykwalifikowany rzemieślnik, potrafiący tradycyjnymi metodami pracować w skórze, metalu czy szkle, to prawdziwy skarb. Starsi powymierali, młodzi nie kształ-cą się już do pracy w takich zawodach. Olena i Aleksandr wykonują więc swoje projekty w pojedynczych egzemplarzach, a później szukają zagranicznych firm, które pracują w podobnej techno-logii. Śledzą proces produkcji wiodących koncernów, głównie włoskich, niemieckich i francuskich. A potem piszą do producenta. W ten sposób udało się podpisać kilka intratnych kontraktów. Owocem najważniejszego chyba jest wprowadzenie do produkcji lampy... Nazwa producenta na razie musi pozostać tajemnicą, ale już w listopadzie w katalogu jednej z najlepszych francu-skich firm wnętrzarskich pojawi się produkt sygnowany ukraińskim Mukomelov Studio.

PRzeklęta kReatyWność

Jadę na wschód. Dniepropietrowsk. Prawdziwa metropolia. Stolica biznesu. W tym mieście wszystko musi być „naj”. Szerokie co najmniej na trzy pasma ulice z ledwością mieszczą tysiące samochodów zapy-chających od samego świtu centrum. Nieprzerwany sznur aut przelewa się z jednego brzegu Dniepru na drugi. Rzeka, wpływając do miasta i przecinając je na dwie części, zwęża się znacznie. Niech nas nie zmyli jednak to, co zobaczymy na mapie, bo w rzeczywistości spacer mostem z jednego brzegu na drugi zajmie nam przynajmniej kilkadziesiąt minut. Nowiuteńkie, głównie terenowe auta, lśniące wieżowce i kolorowe witryny sklepów najlepszych marek. Nowoczesne budynki zgrabnie wpasowane w starą zabudowę. Szkło, metal, cegła. Fantazyjnie wygięte nowoczesne latarnie i podświetlane donice na kwiaty. Drogowskazy dla zakupoholików: city plaza, shopping center, sushi planet.

„Big! New! Best!” – krzyczą kolorowe napisy. Pani dys-kretnie zmiata z chodnika każdy najmniejszy papierek, chłopcy w kamizelkach z napisem „service” na plecach montują kolejny wielki neon. Paręset metrów dalej kwadrat placu zamyka monumentalna, pamiętająca radzieckie czasy budowla jakiejś instytucji państwowej. Wielkim czarnym paluchem całującym się pod pomni-kiem dzieciakom wygraża Lenin, a tuż za nim złocą się kopuły kilkusetletniej cerkwi.

Pracownia Decorkuznetsov mieści się w wysokim mieszkaniu w stuletniej kamienicy położonej w cichej dzielnicy miasta. Z balkonu rozpościera się widok na Dniepr. Lśniąca gruba krecha rzeki przecina horyzont. Kateryna i Valeryi Kuznetsovie stanowią bardzo nietypowy ( jak na Ukrainę) przykład biznesu rodzinnego. Valeryi urodził się w Rosji. Kiedy był mały, rodzina przeniosła się na Ukrainę. To była najlepsza decyzja, wspomina. Tu skończył uczelnię i zaczął pracować jako lekarz. Kiedy kilkanaście lat temu poznał Katerynę, wtedy studentkę promdesignu, zakochał się nie tylko w dziewczynie, ale i w jej fachu. Początkowo tylko podglądał, potem doradzał, w końcu całkowicie porzucił biały fartuch dla projektowania. Dziś mówi, że gdyby skończył ten sam wydział co żona, na pewno w ich projektach nie widać byłoby tyle pasji i poczucia humoru. – Każda uczelnia o tym profilu – dodaje – ma w sobie trochę sztywnego akademizmu. Kateryna przyznaje, że czasem „zawiesza się” nad jednym małym elementem, zastanawiając się, jak zrobić coś fajnego, ale zgodnie ze wszystkimi prawidłami projektowania. W końcu pasuje. Wtedy wkracza mąż, odwraca kartkę do góry nogami, postawi parę kresek, które do grobu wpędziłyby niejednego profesora, i zadowolony mówi: – Teraz jest super! Trzeba to zrobić! Chwilę później pojawia się wizualizacja, a po paru dniach do pracowni wjeżdża nowy mebel. Kuznetsovie, jak przyznają, największy problem mają właśnie z kreatywnością. Wymyślone projekty natychmiast realizują. Żyją głównie z projektowania wnętrz, więc na takie małe kaprysy mogą sobie pozwo-lić. Twórczo wyżywają się w czyichś wnętrzach, które zapełniają własnymi meblami. Mają jednak kilka zasad

– po pierwsze, przede wszystkim naturalne materiały: drewno i kamień, a po drugie, nie projektują wnętrz, pod którymi nie mogliby się podpisać.

ChRuszCzoWkaTo w ogóle problem, z jakim boryka się większość ukraińskich projektantów. Klientów nie brakuje. Gorzej z gustem. U części, też tej zamożnej, pokutuje niestety jeszcze mentalność postsowiecka. Kiedyś wszystkie mieszkania wyglądały podobnie: meblościan-ka, przeszklony barek z milionem gadżetów, na każdej ścianie inna fototapeta (w kuchni mewy nad morzem, w sypialni górskie szczyty, a w salonie chiński ogród, jakaś świątynka i tysiące kolorowych kwiatów). Rzeźbione ramki na zdjęcia, falbaniaste firanki i ciężkie pluszowe zasłony były mile widziane. Obowiązkowo zabudowany balkon. Co bogatsi dekorowali go jeszcze lśniącym talerzem satelity. Kiedy upadł Związek Radziecki, już nie trzeba było przywozić fototapet z Polski i dywanów z Turcji. Ludzie zaczynali czuć

potrzebę indywidualności. Początkowo oznaczało to: mieć inaczej, ale lepiej niż sąsiad. Jeśli więc sąsiad miał obite skórą drzwi, to nasze trzeba było natychmiast obić podwójną warstwą, sąsiad miał kryształowy żyrandol (czyt. plastikową imitację), to był znak, że trzeba szukać dwa razy większego. Kandelabry, wypchane ptaki, złote kolumny, plafony, wanny z hydromasażem. I to wszystko w klasycznej chruszczowce. Nadeszły lata 90. Telewizja kablowa, supermarkety, potem internet. Dostępne było wszystko to, co na Zachodzie. Pojawiły się magazyny modowe i wnętrzarskie. „Elle”, „Vogue”, „Bazaar”. Zmęczeni tandetą, imitacją i podróbą, Dynastią dla ubogich, Ukraińcy zaczęli doceniać hasła: „minimalizm”, „dobry projekt”,

„trwałość”. Co ciekawe, na Ukrainie nie ma Ikei, za to jest salon Roche Bobois. Ważna staje się marka, oryginał, ale niestety nie jest to marka ukraińska. Państwo nie umie i nie docenia swoich

projektantów. Rodzime firmy produkują od lat te same wzory mebli. Całkowity brak zaplecza produkcyjnego powoduje, że zniechęceni projektanci szukają własnych sposobów na promocję. Decorkuznetsov, mając już pewną pozycję na rynku

– własny showroom, pracownię, porządną stronę internetową, gdzie na bieżąco pojawiają się nowości – może sobie pozwolić na produkcję mebli, lamp i drobnych elementów do deko-racji wnętrz własnego projektu. I wszystko z miejscowych produktów – drewna, cieniusieńkiej jak papier kory brzozowej na abażury (szczególnie sprawdza się w przytulnych kawiar-niach), a nawet kamieni rzecznych, z których Valeryi stworzył kolekcję ściennych wieszaków na ubrania. Wciąż mają nowe pomysły. Ostatnio kilka swoich dawnych grafik i rysunków przetransponowali na wzory płytek łazienkowych. Stworzyli kolekcję mozaiki, którą już zainteresowali się Włosi.

samoWystaRCzalniMoja podróż po Ukrainie trwała, z małymi przerwami, prawie dwa tygodnie. Pokonałam samochodem i pociągami kilka tysięcy kilometrów, odwiedziłam kilkadziesiąt osób, niezliczone ilości kompletnie róż-nych miast i miasteczek, obejrzałam setki projektów i gotowych realizacji, aby na własne oczy przekonać się o paradoksie ukraińskiego dizajnu – w kraju, który w ogóle nie ma zaplecza projektowego i własnej tradycji projektowej, dwadzieścia lat po upadku Związku Radzieckiego i odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, narodził się bardzo indywidualny, konceptualny nurt dizajnu. I choć trudno określić, czy funkcjonowanie pojedynczych projektantów i pracowni rozsypanych po całym kraju traktować należy jako rodzaj eksperymentu, czy to początek zjawiska, które określać możemy mianem „ukraińskie-go dizajnu”, Europa z pewnością musi zacząć liczyć się z pracami naszych wschodnich sąsiadów. Nie ma jeszcze mowy o żadnym stylu czy nurcie narodowym, ale w kraju o tak młodej demokracji, gdzie nietrudno odnaleźć resztki postsowieckiej mentalności i gustu, jest to pozytywny trend. Pokazuje bowiem, że mło-dym Ukraińcom, absolwentom uczelni artystycznych, projektowych czy architektury, którzy bez wątpienia odebrali doskonałe wykształcenie, dużo bliżej do Europy Zachodniej, niż nam się może zdawać. W swoim fachu muszą być samodzielni i samowy-starczalni. Ale bez obaw, rodzime firmy jeszcze się o nich upomną, tyle że wtedy może się okazać, iż na zatrudnienie projektantów, których prace dziś pokazujemy, ich po prostu nie stać. Oni sami na razie pytani o takie hasła jak

„konkurencja” czy „rywalizacja w środowisku” odpowiadają, że to elementy ukraińskiemu dizajnowi z pewnością jeszcze obce. Nie ma mowy o rywalizacji w środowisku, w którym ludzie z radością wymieniają się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami. Są jak rozbitkowie na morzu, cieszą się z napotkania każdej żywej istoty, która dzieli ich los. Z taką samą radością przyjęli zaproszenie na wystawę: …i obudziłem się w Europie, która odbędzie się podczas piątej edycji Łódź Design Festival. Nie mogli uwierzyć, że ktoś

„z zagranicy” postanowił pokazać ich prace. Zespoło-wo. I to nie dlatego, że nie byli pewni, jak ich projekty wypadną w zderzeniu z dizajnem Europy Zachodniej. Oni po prostu nie mogli uwierzyć, że jest możliwe przeprowadzenie takiego eksperymentu. Wizy, granice i cła do tej pory były barierą nie do pokonania. Czy coś się więc zmieniło? Nic. Ja nie walczę z przepi-sami ukraińskimi, walczę z granicami mentalnymi, które Ukrainie wciąż tarasują drzwi do Europy. EX

są jak

rozBitkoWie na morzU, cieszą

się z napotkania każdej żyWej istoty, która dzieli ich los

1. Komoda Piano, proj. Roman Shpelyk, 2011

2. Krzesło Organy, proj. Natalia Aulova, 2011

3. Siedzisko Dog, proj. Andrey Bondarenko, 2011

4. Krzesło Duga Chair, proj. Oleksandr Shestakovych,

2011

Wielofunkcyjna ławka Lying-in, proj. Kateryna

i Valeryi Kuznetsov (pracow-nia Decorkuznetsov), 2008

1

2

3 4