Ewangelia i rozważania 26 listopada - 2 grudnia 2018 r. · przez rzymskie wojska, dowodzone przez...

19
Ewangelia i rozważania 26 listopada - 2 grudnia 2018 r.

Transcript of Ewangelia i rozważania 26 listopada - 2 grudnia 2018 r. · przez rzymskie wojska, dowodzone przez...

Ewangelia i rozważania 26 listopada - 2 grudnia 2018 r.

�Poniedziałek, 26 listopada Łk 21,1-4

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do

skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki. I rzekł: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż

wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta

zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie”.

�Rozważanie

1. Słowa „Gdy Jezus podniósł oczy” łatwiej zrozumieć, gdy sięgnąć do tej

samej sceny, opisanej przez świętego Marka. Jezus, który ostatnie dni przed

Męką nauczał w jerozolimskiej świątyni, tocząc spory z żydowską elitą,

w scenie, opisywanej przez Marka, usiadł na ziemi na Dziedzińcu Kobiet

i przypatrywał się wiernym, wrzucającym datki do świątynnych skarbon.

Prawo rabiniczne zabraniało siadania w jakimkolwiek miejscu świątyni (tak

samo zareagowalibyśmy z pewnością dzisiaj, widząc kogoś rozsiadającego się

na posadzce kościoła...). Jezus, Syn Boży, zasiada jak sędzia, osądzający ludzi.

2. Na Dziedzińcu Kobiet znajdowało się trzynaście skarbon, do których

wrzucało się datki według różnych „taryfikatorów”. Wartość datku i jego

„intencję” przedstawiało się stróżującemu przy skarbonie kapłanowi. Świątynia

były wypełniona przybywającymi na Paschę pielgrzymami. Spróbujmy to

sobie wyobrazić: W całym tym tumulcie i hałasie (na dziedzińcu mieściło się

do 6 tysięcy ludzi) Jezus, „gdy podniósł oczy”, dostrzegł wdowę, która

wrzuciła do jednej ze skarbon (zapewne tej, do której trafiały datki dowolnej

wartości), skromną ofiarę. Egzegeci wyliczyli, że „dwa pieniążki”, czyli dwa

leptony, pozwoliły nabyć garść mąki lub 100 gramów chleba. Innymi słowy:

wdowa oddała na ofiarę tyle, ile byłoby trzeba, by przeżyć jeden dzień.

Zapewne jakiś posiłek zjadła, zanim przyszła do świątyni. Nie zostawiła sobie

nic na następny dzień.

3. Gdybyśmy przypowieść tę odczytywali dosłownie, mógłby pojawić się

w nas odruch sprzeciwu: czy Bóg może chcieć, żebym pozbywał się

wszystkiego, co mam, nie dbając o jutro? Trzeba nam jednak, tak jak Jezus,

„podnieść oczy”, zobaczyć tę scenę od strony duchowej. Pokorna wdowa

�oddała wszystko, co miała, oba posiadane przez siebie pieniążki, żadnego

z nich sobie nie pozostawiając. Inni, ci pozornie „bogaci”, zatrzymywali sobie

zawsze jakąś, mniejszą lub większą, „resztę”, nie oddawali siebie Bogu

całkowicie. Rzeczywiście, często potrafimy Bogu wiele ofiarować, nie dając

Mu jednak siebie. Sądzimy, że miarą tego, ile ofiarowujemy Bogu, jest to, ile

Mu „dajemy” („Cóż masz, czego byś nie otrzymał?” - 1 Kor 4,7) , a tymczasem

prawdziwą miarą jest to, ile sobie zostawiamy. Bóg prosi nas: „Będziesz

miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze

wszystkich swych sił” (Pwt 6, 45). Miłość jest niepodzielna, daje siebie

całkowicie i w odpowiedzi pragnie mnie całego.

�wtorek, 27 listopada Łk 21,5-11

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami

i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie

zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Zapytali Go:

„Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”

Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem

przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł

czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach

i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”. Wtedy

mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw

królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się

straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

�Rozważanie

1. Zapowiedzi zniszczenia świątyni jerozolimskiej, zapisane w innych

rozdziałach Ewangelii św. Łukasza, wskazują na to, że jej autor wiedział,

w jaki sposób Jerozolima została w 70 roku po Chrystusie zdobyta i zniszczona

przez rzymskie wojska, dowodzone przez Tytusa Flawiusza. W rozdziale 21

mamy zatem do czynienia z zapowiedzią czegoś, co już się stało. Dla Żydów

zdobycie Jerozolimy i zburzenie świątyni było końcem ich świata. Ale pierwsi

chrześcijanie z czasów, gdy powstawała Łukaszowa Ewangelia, widzieli już, że

nie okazało się ono końcem świata „w ogóle”, nie było momentem powtórnego

przyjścia Chrystusa, Paruzji. Zburzenie świątyni „musiało się stać”, ale jednak

„nie zaraz nastąpił koniec”. Ewangelia, tak jak owych pierwszych chrześcijan,

stawia nas przed tymi dwoma pytaniami: dlaczego „musiało się stać” podobne

zło oraz dlaczego, pomimo tak dramatycznego zdarzenia, świat trwa nadal. To

pytania o wiele istotniejsze, niż „scenograficzne” opisy końca świata: trzęsień

ziemi i znaków na niebie, na których skupia się często cała uwaga miłośników

sensacyjnej apokaliptyki.

2. Nie tylko ewangelie, zwłaszcza Łukasza i Marka, ale także czy właściwie:

przede wszystkim, Apokalipsa św. Jana przekazują nam tę prawdę, że każde

przybliżanie się dobra powoduje wzmożenie się zła. Nie trzeba nawet dla

potwierdzenia tej prawdy studiować Apokalipsy. Wystarczy przypomnieć

sobie, jakie często perturbacje poprzedzały nasz wyjazd na jakieś - jak się

potem okazało, ważne, duchowo owocne - rekolekcje. Z punktu widzenia zła

jest to logiczne: kiedy dostajemy się w zasięg „promieniowania” dobra i mi-

�łości, dla zła jesteśmy straceni. Siła przyciągania miłości jest tak wielka, że

kiedy realnie jej doświadczamy, nic już nie może nas od niej odwieść (poza

naszymi własnymi zaniedbaniami). Jedną prawda jest to, że „Gdzie wzmógł się

grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Ale prawdą drugą jest

może to, że gdzie rozlewa się łaska, tam wzmaga się grzech.

3. Dlaczego świat ciągle trwa, pomimo tego, że jest tak napełniony złem?

Dlaczego Chrystus wciąż nie przychodzi, choć to zapowiedział, a pierwsi

chrześcijanie żyli nawet często nadzieją, że stanie się to za ich życia? Być

może dzieje się tak nie pomimo tego, że świat jest tak pełen grzechu, tylko

właśnie z tego powodu? W Apokalipsie zbawionych jest „wielki tłum, którego

nie mógł nikt policzyć” (Ap 7,9); ci, którzy mają „udział w jeziorze gorejącym

ogniem i siarką” (Ap 21,8) są jednak w wyraźnej mniejszości... Pamiętamy

przecież, że Chrystus przyszedł na świat nie po to, by go potępić, tylko by go

zbawić (J 12, 47). To, że „nie zaraz” następuje koniec, że Chrystus jak gdyby

odkłada paruzję, trwać może – kto wie – tak długo, jak długo Bóg będzie się

mógł kierować nadzieją na zbawienie choćby tylko jeszcze jednego

grzeszącego człowieka. „Cierpliwość Pana naszego uważajcie za zba-

wienną” (2P 3,15).

�Środa, 28 listopada Łk 21,12-19

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do

więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i na-

miestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa.

Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam

wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie

się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.

A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych

z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści

u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość

ocalicie wasze życie”.

�Rozważanie

1. Opis prześladowań pierwszych chrześcijan, gdy przyjrzymy mu się nieco wnikliwiej, tworzy obraz pełniejszy, niż tylko utrwalone w potocznej

wyobraźni sceny śmierci wyznawców Chrystusa na arenach rzymskich cyrków. To opis prześladowań nie tylko ze strony władzy państwowej („więzienia”, „królowie”, „namiestnicy”), ale także władzy religijnej

niedawnych współwyznawców, Żydów („synagogi”) i wreszcie - to cierpienia być może najboleśniejsze, zadawane przez bliskich. Potoczna wyobraźnia nic nie wie o lapsi, chrześcijanach, którzy w okresach prześladowań uginali się

pod ich ciężarem i odstępowali od nowej wiary, składając na powrót ofiary pogańskim bogom. Nie były to wcale sytuacje rzadkie. Chrześcijanin mógł w okresach prześladowań powtarzać: „Nawet mój przyjaciel piętą we mnie

godzi” (Ps 41, 10). 2. Podobne graniczne doświadczenia są, zdawałoby się, odległe od naszego życia; ale – zapytajmy siebie – czy nie wyrażają tej prawdy, że życie, nawet

w naszej zwyczajnej codzienności, przekracza nasze siły? Gdy spotyka nas śmierć kogoś bliskiego albo jakieś wielkie nieszczęście – uświadamiamy to sobie bardzo dotkliwie. Na co dzień ta prawda jest jakby przytłumiona, może

nawet wydawać się nam, że świetnie sobie ze wszystkim radzimy, ale prędzej czy później dotrze do nas, jak bardzo potrzebujemy oparcia, bez którego stajemy się bezradni.

3. Jezus uczy nas, że przyznanie się przed sobą i przed Nim do bezradności nie jest niczym złym, ponieważ otwiera nas na Jego działanie w naszym życiu.

Gdy „nie obmyślamy swej obrony”, to On może nas bronić. Poleganie wyłącznie na własnych siłach jest sprzeczne z rozwojem życia duchowego, które opiera się na coraz większej ufności i coraz głębszym oddaniu.

�czwartek, 29 listopada Łk 21,20-28

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej

spustoszenie jest bliskie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry;

ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do niego

nie wchodzą. Będzie to bowiem czas pomsty, aby się spełniło wszystko, co jest

napisane. Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni. Będzie bowiem wielki ucisk na

ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich zapędzą

w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie deptana przez pogan,

aż czasy pogan przeminą. Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów

bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze

strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios

zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą

i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy,

ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.

�Rozważanie

1. W opisie końca czasów w 21. rozdziale Ewangelii św. Łukasza uderza, jak wymieszane są w nim zjawiska historyczne, kosmiczne i psychologiczne. Wszystko zostanie wtedy wzburzone, poruszone. Katastrofa, jaką dla Żydów

było zdobycie Jerozolimy w 70 r., miesza się kataklizmami naturalnymi („szum morza”) i kosmicznymi („znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach”). Zamęt, wzburzenie sięgnie nawet rzeczywistości duchowych („moce niebios zostaną

wstrząśnięte”). Przyjście Syna Człowieczego będzie rzeczywiście końcem tego świata, w każdym jego wymiarze. „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły” (Ap 21,1).

2. Natomiast w wymiarze psychologicznym, w opisywanych przeżyciach i doświadczeniach ludzi, na plan pierwszy wybija się zawsze jedno: straszny lęk. To sytuacje ucieczki w panice, trwogi, bezradności, nawet omdleń ze

strachu. Wstrząśnięta zostanie cała rzeczywistość i wstrząśnięty zostanie także cały człowiek.

3. Dla ucznia Chrystusa ten głęboki wstrząs może jednak (czy raczej: powinien) okazać się zbawienny. Użyty przez Łukasza zwrot, przetłumaczony jako „nabierzcie ducha”, dosłownie znaczy „odegnijcie się”. Kto nie poznał

Jezusa, nie zmienił się dla Niego, ten na Jego przyjście, „w obłoku”, symbolizującym Obecność samego Boga, z „wielką mocą i chwałą” (sam ten obraz zaczerpnięty został z księgi Daniela) - doświadczy najgłębszej trwogi, bo

na wewnętrzną zmianę będzie już za późno. Kto za Chrystusem poszedł, doświadczy ufności, miłości, odkupienia. Będzie tylko „Tak, tak, nie-nie” (Mt 5,37). Wszystko to wiemy, znamy te prawdy na pamięć, powtarzamy je jak

katechizm od dzieciństwa. 21 rozdział św. Łukasza może nam – i oby tak się stało - nagle uświadomić, że te prawdy są n a p r a w d ę. I to powinno nami wstrząsnąć.

�piątek, 30 listopada - św. Andrzeja Mt 4,18–22

Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci,

Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro;

byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna

Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali

w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.

�Rozważanie

1. Św. Andrzej, którego dziś wspominamy, obdarzony został przydomkiem

„protokletos”, ten pierwszy, dla przypomnienia, że jako pierwszy został przez

Jezusa powołany na apostoła. Ale takie pierwszeństwo przyznaje mu jedynie

opis powołania w ewangelii św. Jana. U Mateusza Andrzej jest powołany

razem z jego bratem Szymonem, a też z synami Zebedeusza: Jakubem i Janem.

Zawód rybaka ma wśród apostołów zastanawiającą nadreprezentację. Poza

wymienioną przez Mateusza czwórką z łowieniem ryb mieli też coś

wspólnego, jak wynika z J 21,2-3, Natanael i Tomasz, a kto wie, czy także nie

Filip, który pochodził, podobnie jak Andrzej i Piotr, z Betsaidy i dobrze znał się

tak z nimi, jak i z Natanaelem. Rybaków wśród apostołów byłoby zatem aż

siedmiu. Może dlatego, że byli na ogół biedakami, a może dlatego, że od ich

„warsztatu pracy” łatwiej było ich oderwać? Powołanie zawsze przecież polega

na oderwaniu od dotychczasowego życia. Zaproszeni na ucztę zlekceważyli to

zaproszenie i poszli „jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa” (Mt

22,5). Nasze życie może biec takim torem, że zachowujemy w nim wrażliwość

na głos Jezusa, albo stajemy się na ten głos głusi, bo nie potrafimy oderwać się

od naszych przywiązań.

2. Jezus powołuje swoich pierwszych uczniów w różnych momentach ich

zajęć. Szymon i Piotr najpewniej łowili techniką, znana w Galilei w czasach

Jezusa, polegającą na łowieniu niedużą siecią, którą rzucało się z brzegu tak, by

płasko opadała na wodę. Jakub i Jan byli już „po pracy”, wrócili z połowu

łodziami i naprawiali w nich sieci. Różne momenty, ale ta sama gotowość

pójścia za Panem, niezależnie od tego, w jakich okolicznościach usłyszymy

Jego wezwanie.

�3. Żadną gotowością serc powoływanych apostołów nie wytłumaczymy sobie

jednak tego, że idą za Jezusem „natychmiast”, porzucając nie tylko niejako

samych siebie: takich, jakimi byli dotąd, ale też najbliższych sobie ludzi:

swojego ojca. Siła przyciągania miłości, którą uosabia Jezus, tłumaczy się

tylko nią samą. To głos tak zniewalający, że nie potrafimy jej odmówić samych

siebie. Na czym polega ta siła przyciągania? „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty

jesteś Piotr” (Mt 16,18) – powie za jakiś czas Jezus Szymonowi. Bóg woła nas

po imieniu, to znaczy: nas samych, tych najprawdziwszych, takich, jakimi

jesteśmy w najgłębszej części swego serca, takich, jakimi On nas stworzył.

Usłyszeć głos powołania to dowiedzieć się, kim tak naprawdę się jest.

Niepójście za tym to odrzucenie nie tylko Boga, ale i samego siebie. Pozo-

stajemy wtedy sami ze swoim smutkiem, jak bogaty młodzieniec (Mk 10,22).

�sobota, 1 grudnia Łk 21,34-36

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa,

pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak

potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi.

Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego

wszystkiego, co ma przyjść, i stanąć przed Synem Człowieczym”.

�Rozważanie

1. W „Rozmowach z ojcami” Jana Kasjana znaleźć można piękne porównanie

ludzkiej duszy do kłębka pierza. Gdy kłębek jest niczym niezabrudzony, sam

z siebie unosi się do góry. Gdy pojawi się na nim brud – opada na ziemię.

Każdy grzech powoduje duchową ociężałość, tak samo grzech przeciwko ciału

(obżarstwo, pijaństwo), jak i przeciw duchowi (troski doczesne). Ociężałość

zaś powoduje, że coraz mniej rozumiemy z tego, co stara się nam powiedzieć

Bóg, przestajemy być wrażliwi na duchowe sygnały i poruszenia. Serce

ociężałe jest sercem ślepym. Działanie Boga może spaść na takiego człowieka

„znienacka jak potrzask”.

2. Czy kiedy wyobrażamy sobie dzień sądu – jeśli w ogóle go sobie

wyobrażamy – widzimy samych siebie w roli tych, którzy są sądzeni, czy też

w roli widzów, obserwujących, jak osądzani są inni ludzie, jak są rozdzielani na

złych i dobrych, zbawionych i potępionych? Widzimy siebie w którejś z tych

grup, czy patrzymy na obie z boku, tak jakby sąd mnie nie dotyczył? Dzień

sądu „przyjdzie na wszystkich”, czyli także na mnie. Czy mam tego

dostateczną świadomość?

3. W swojej „Drabinie do raju” Jan Klimak opisuje na jednej ze stron

umieranie pewnego niezwykle świątobliwego mnicha w synajskim klasztorze.

Agonia trwała kilka dni. Przez cały ten czas świątobliwy mnich, leżąc na łożu

śmierci, prowadził z kimś niewidocznym rozmowę, w której spowiadał się

z całego swego życia, punkt po punkcie, godzina po godzinie. Żył w opinii

świętości, ale w tej rozmowie tłumaczył się stale z czegoś, usprawiedliwiał

albo starał się przekonać, że owszem, w danym momencie nie zachował się

dobrze, ale w kolejnym – postąpił jak należy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego,

�jak drobiazgowy może być sąd nad nami, jak na szalach kładzione będą

wszystkie zdarzenia naszego życia. „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym

czasie” to wezwanie Boga, byśmy starali się uświęcać nie „siebie”, nie „swoje

życie”, tylko wszystkie konkretne i pojedyncze wypadki naszego życia, punkt

po punkcie, godzina po godzinie.

�niedziela, 2 grudnia - 1. Niedziela adwentu Łk 21,25-28.34-36

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów

bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze

strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce

niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego

na obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha

i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa,

pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak

potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi.

Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego

wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”.

�Rozważanie

Kościół w niedzielnych czytaniach powraca do tych samych fragmentów 21.

rozdziału ewangelii św. Łukasza, jakie podsuwał nam do rozważania przez dwa

poprzednie dni. Jest w tym rzeczywiście pewna mądrość: wiedza, że nauka

o sądzie i dniu ostatecznym z wielkim trudem toruje sobie drogę do naszych

serc. „Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem” (Flp 2,12). Jeśli

o własne zbawienie nie zabiegam „z bojaźnią i drżeniem”, to znaczy, że tych

eschatologicznych prawd, zawartych w 21 rozdziale Łukasza, jeszcze nie

przyswoiłem sobie, nie przeżyłem, nie uwewnętrzniłem nie zrozumiałem, że

dotyczą one m n i e o s o b i ś c i e. Muszę więc przeczytać je i przemedytować

ponownie.