Ewangelia bez kompromisu

11

description

Lektura dla tych, którzy chcą na serio potraktować przesłanie Ewangelii Jezusa Chrystusa. Książka przedstawia to przesłanie w sposób jasny i całkowicie bezkompromisowy. Stawia poprzeczkę bardzo wysoko – czy też po prostu nie obniża jej zgodnie z panującą tendencją – ale nie zniechęca. Wręcz przeciwnie, gdyż jest żywym świadectwem kobiety, która po wielu trudach osiągnęła ogromny sukces, po czym zostawiła wszystko, aby naśladować Chrystusa.

Transcript of Ewangelia bez kompromisu

SPIS TREŚCI

Wprowadzenie .......................................................... 9

Święta niepewność ................................................ 11Znak miłości ........................................................... 24Poświęcenie ............................................................ 33Kościół i odnowa ................................................... 42Wspólnota ............................................................... 52Nowoczesne społeczeństwo ................................. 63Kultura chrześcijańska .......................................... 82Stróż swego brata .................................................. 88Ewangelizacja ......................................................... 97Mosty ekumeniczne ............................................ 115Jedność w Trójcy .................................................. 125Sakramenty ........................................................... 132Odpowiedzialność za powierzone dobra ......... 150Życie z niebezpieczeństwem ............................. 154Pokonywanie lęku ............................................... 159Niestosowanie przemocy ................................... 164Wiara ..................................................................... 172Nadzieja ................................................................ 180Miłość .................................................................... 185

O Autorce .............................................................. 193

ROZDZIAŁ 1

ŚWIĘTA NIEPEWNOŚĆ

�Błogosławieni jesteście, ubodzy,

albowiem do was należy królestwo Boże1.Łk 6, 20

W obecnych czasach ludzkość stoi na krawędzi przepaści, z groźbą terroryzmu w tle. Bezpieczeństwo, do którego

większość ludzi się odwołuje, jest zaledwie iluzją. Nie jesteśmy bezpieczni, chodząc po ulicach dużych, nowoczesnych miast. W samolotach nigdy nie wiemy, czy pozostaniemy w górze, czy też nie. Wojny wybuchają w prawie każdej części świata. Gdzie w takim razie jest to bezpieczeństwo, które tak bardzo sobie cenimy?

Bóg nie daje nam materialnego bezpieczeństwa. Zamiast tego proponuje wiarę – wiarę, która zaczyna się w pewnym sensie tam, gdzie kończy się zdrowy rozsądek.

1 Wszystkie cytaty biblijne: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallot-tinum, Poznań 20005.

11

� Ewangelia bez kompromisu �

12

Bezpieczeństwo zaczyna się wówczas, gdy kochamyBoga całym naszym sercem, umysłem i duszą,a naszego bliźniego jak siebie samego

Musimy być paradoksalni, tak jak Chrystus. Chrystus po-wiedział: „Wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną” (Mt 26, 52), ale powiedział także: „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10, 34). Paradoks!

Największym strapieniem naszej cywilizacji jest paradoks związany z bezpieczeństwem. Nie chcemy ryzyka i niepew-ności. Jednak wybór bezpieczeństwa, które nie pozostaje w łączności z Chrystusem, może zabijać nas duchowo.

Bóg proponuje nam ryzyko, niebezpieczeństwo oraz nie-pewność, które prowadzą do doskonałego bezpieczeństwa. Jego bezpieczeństwo zaczyna się wówczas, gdy zaczynamy kochać Boga całym naszym sercem, umysłem i duszą, a naszego bliź-niego jak siebie samego. Nie da się tego przeakcentować. Jeżeli nie przyodziejemy naszego życia w Jego miłość, zginiemy.

Miłość bliźniego to najwyższe ryzyko. Może oznaczać na-wet śmierć dla ratowania mojego brata. Aby kochać taką miłoś-cią, mamy w sobie Ducha Świętego. Z jego pomocą będziemy w stanie kochać naszego bliźniego. Z Nim będziemy mieć od-wagę, aby podjąć ryzyko miłości bliźniego. To ogromne ryzyko, ponieważ Chrystus prosi nas także, abyśmy kochali naszych nieprzyjaciół. Kiedy jednak wchodzimy w przykazanie Chry-stusa, nakazujące, aby kochać tak, jak On nas umiłował (J 15, 12), otrzymujemy moc i łaskę, czyli charyzmaty, aby z naszych nieprzyjaciół czynić przyjaciół i ukochanych bliźnich.

To wszystko brzmi bardzo idealistycznie i być może zu-pełnie nieosiągalnie. Chrystus zapewnia nas jednak, że jest to osiągalne. Poprzez drobne kroki podejmowane dzień po dniu powoli akceptujemy innych takimi, jakimi są i zaczynamy ko-chać bezgranicznie, czule i ze współczuciem.

� Święta niepewność �

13

Dlaczego mamy zadowolić się marnąnamiastką nauki Jezusa?

Chrystus powołuje każdego z nas. Wzywa nas bezpośred-nio. W jego wezwaniu nie ma kompromisu: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie” (Mt 12, 30). „Wy jesteście przyja-ciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14). W Ewangelii możemy znaleźć mnóstwo cytatów, które będą dla naszych umysłów i serc żywym przypomnieniem, z jaką prostotą i stanowczością Chrystus wzywa nas, abyśmy stali się takimi jak On i przyjęli Jego prawo miłości w sposób bez-kompromisowy.

Dlaczego nie próbujemy wejść na drogę miłości, na drogę Ewangelii? Dlaczego nie stosujemy zasad ewangelicznych bez kompromisu w naszym życiu osobistym, w naszym kraju, w na-szym świecie?

Wydaje się, że w celu rozwiązania naszych problemów zastosowaliśmy wszelkie sposoby, do których mogliśmy dojść przy pomocy naszej inteligencji i geniuszu. Jednak jak dotąd, jeśli mamy być oceniani po owocach drzewa (Mt 7, 16–17), z pewnością nie odnieśliśmy sukcesu. Nie zostawimy też na-szym dzieciom lepszego świata, w którym mogłyby żyć. Wręcz przeciwnie: zostawimy im świat nawet jeszcze bardziej cha-otyczny niż ten, który sami odziedziczyliśmy.

Odpowiedzi na nasze problemy znajdziemy w Ewangelii. Jakaż ona prosta, a zarazem jak bardzo na czasie! Jest jak świa-tło świecące w ciemności. Dlaczego więc my, chrześcijanie, nie podejmujemy nawet próby sięgnięcia po jasne odpowiedzi Ewangelii? Dlaczego wciąż chcemy iść na kompromis, „roz-cieńczać” jej przesłanie i eliminować z niej wszystko to, co jest dla nas zbyt trudne? Dlaczego mamy zadowolić się marną namiastką mocnych słów i pełnej miłości nauki Chrystusa?

� Ewangelia bez kompromisu �

14

Niezbędne jest, abyśmy powrócili do źródła wszystkich rze-czy – do Ewangelii. Wiele ludzi czyta raczej książki o Ewan-gelii niż samą Ewangelię. Ich wiedza o Dobrej Nowinie może być dość powierzchowna. Zanim zaczniemy głosić Ewangelię naszym życiem, musimy ją poznać – musimy ją czytać.

Ewangelię można podsumować stwierdzeniem, że jest to potężne, czułe, współczujące, łagodne, niezwykłe, wybucho-we, rewolucyjne prawo miłości Chrystusowej. Chrystus wzy-wa nas, abyśmy się stali podobni do Niego. Ale co On zrobił? W Ewangelii czytamy, że ludzie chcieli uczynić Go królem ze względu na dary materialne, jakich im udzielał: karmił ich chlebem i rybami, wskrzeszał umarłych, leczył chorych. Lecz On wymknął im się, bo Jego królestwo nie jest z tego świata(J 6, 5–15). Wręcz przeciwnie, Jezus dokonał swojego najwięk-szego dzieła, kiedy wisiał przybity do krzyża, bezradny, nie będąc w stanie dać nikomu niczego, poza miłością i swoim życiem. I to nas odkupiło.

Nie ukrywaj ceny, jaką płacisz za życie Ewangelią,bo daje to nadzieję innym

Bez względu na sytuację materialną – posiadając skromne mieszkanie w bloku, dom na przedmieściach czy willę jak pa-łac – ludzie rozmawiają o Bogu. Ich umysły absorbuje ta dziw-na, odwieczna fascynacja. Czy zaprzeczają Jego istnieniu? Nie mogą uczynić tego ze spokojem. Czy przyjmują Go? Niektó-rzy przyjmują Go z wielką pasją. Niestety, w większości przy-padków ci, którzy mówią, że w Niego wierzą, są letni i dalecy od żarliwości w zachowaniu, tak jakby byli niezupełnie pew-ni siebie. Nie ma w nich dynamizmu; nie płonie w nich ogień Pięćdziesiątnicy.

Pewne znaki przebudzenia są jednak widoczne. Wielu chrześcijan przychodzi dzisiaj do ubogich raczej w ramach

� Święta niepewność �

15

posługi niż jako ofiarodawcy. Wielu ludzi zwraca się też ku modlitwie.

Wydaje się jednak, że wciąż czegoś brakuje – entuzjastycz-nej, żarliwej pełni zaangażowania. Brakuje wyrywającego się z samej głębi naszych dusz wołania o wzrost wiary, która prze-kroczyłaby wszystkie ograniczenia czasu i przestrzeni. Bra-kuje wizji, która ukazałaby każde wydarzenie życia w świetle nauki Chrystusa. Brakuje rozeznania pomiędzy bezpieczeń-stwem zależącym od nas i bezpieczeństwem wiary, które jest dziedzictwem chrześcijanina.

Spójrz na cały świat. Tak wielu ludzi nadal nie zna imie-nia Jezusa. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli świat jest atei-styczny – jeśli wielu jego mieszkańców nie usłyszało jeszcze Dobrej Nowiny albo jej nie przyjęło – odpowiedzialność za to spoczywa przede wszystkim na nas, wyznawcach religii chrześcijańskiej, którzy nie żyją Ewangelią. „Rozcieńczyliśmy” ewangeliczne przesłanie.

Chrześcijaństwo stało się kwestią etycznego, moralnego za-chowania, uczęszczania do kościoła, uczenia się zasad pozwa-lających dostać się do nieba. Luka pomiędzy rzeczywistością Ewangelii a „rozcieńczonym” nauczaniem zbiera swoje żniwo zniszczenia.

Problem chrześcijaństwa nie polega na tym, że żyjemy jak-by w diasporze. Problemem jest fakt, iż my, chrześcijanie, nie rozumiemy, że świat jest zawsze spragniony rzeczywistości, którą jest Chrystus. Trwa wielkie poszukiwanie Boga – Bo-ga chrześcijan. Ludzie poszukują cieśli z Nazaretu, ubogiego wędrownego kaznodziei, Boga-Człowieka, który umarł z mi-łości do nas.

Być może przesadne wydaje się stwierdzenie, że młodzi buntownicy są pielgrzymami Absolutu; że ci, którzy biorą nar-kotyki, poszukują Boga. Wielu z nas wie jednak, że tak właśnie jest, ponieważ stale ich spotykamy i bez końca wsłuchujemy

� Ewangelia bez kompromisu �

16

się w ich głód rzeczy duchowych, głód sensu życia. W ich dez-orientacji dostrzegamy oko huraganu.

Dziś na całym zdezorientowanym świecie ludzie poszukują prawdziwego Chrystusa, Chrystusa z Ewangelii, o którym czy-tali, ale którego nie potrafią znaleźć. Szukając, pytają: „W jaki sposób mogę znaleźć Chrystusa? Dlaczego wydaje się być taki nierzeczywisty, nierealny? Dlaczego tak trudno Go spotkać?”. Wydaje mi się, że odpowiedź na te pytania jest niezwykle pro-sta: Chrystusa spotykamy w prawdziwym chrześcijaninie.

Cóż za dziwna i pozornie zbyt uproszczona odpowiedź. A jednak – jest to odpowiedź prawdziwa. Nie sądzę, że może istnieć jakaś inna. Chrześcijanie muszą się uwidocznić. Samo mówienie już nie wystarcza.

Po zmartwychwstaniu Chrystus pokazał uczniom swoje rany, a oni uwierzyli. Rany te były widocznym znakiem Je-go miłości do nich i do nas wszystkich. Nikt nie musiał nic mówić, zwłaszcza sam Chrystus. Niewierny Tomasz był je-dynym, który się odezwał (J 20, 24–29).

Podobnie jak Chrystus, musimy pokazać Jego rany innym, bo wówczas uwierzą. To właśnie tego poszukują ludzie na-szych czasów – kogoś, kto pokaże im rany Chrystusa, aby mogli ich dotknąć i doznać pociechy. Skąd pochodzą te rany? Otrzymujemy je żyjąc Ewangelią bez kompromisu. My bo-wiem, którzy podążamy za ukrzyżowanym Bogiem, jesteśmy również powołani do ukrzyżowania. Ważne jest, abyśmy nie ukrywali przed sobą nawzajem ceny, jaką musimy zapłacić za życie Ewangelią, ponieważ daje to nadzieję naszym bliźnim.

Oczyść swoje serce z wszystkiego, co nie jest Boże

Powinniśmy jednak pójść dalej. Chrystus przygotował nad brzegiem jeziora śniadanie dla swoich przyjaciół (J 21, 12). Tak-że i my, poprzez naszą posługę, możemy pokazać, jak bardzo

� Święta niepewność �

17

kochamy naszych braci – wszystkich tych, którzy poszuku-ją Pana.

Ale nawet to wszystko – pokazanie ran, przygotowanie posiłku – nie wystarcza. Można jeszcze symbolicznie otworzyć swoje serce włócznią (J 19, 31–34), biorąc ją we własne ręce, aby móc zaakceptować wszystkie istoty ludzkie takimi, jakimi są, nie chcąc ich zmieniać czy nimi manipulować. Fakt, że jesteśmy razem, jest już sam w sobie błogosławieństwem i radością.

Ludzie nie będą znali Boga, jeśli my, ich bliźni, ich bracia, nie pokażemy im Chrystusa, czyniąc to z Jego własną, ogrom-ną miłością. Wówczas powtórzą być może to, co zostało po-wiedziane o pierwszych chrześcijanach: „Zobaczcie, jak oni się wzajemnie miłują”.

Jesteśmy wezwani do otwarcia drzwi naszych serc oraz do otwarcia drzwi naszych domów. Konieczne jest, abyśmy przyjmowali ludzi takimi, jakimi są, abyśmy im służyli i po-kazywali im rany naszej miłości. Miłość jest zawsze zraniona, ponieważ miłość i ból są nierozłączne. Tak, jak młoda kobieta, ledwo co zakochana, martwi się o swojego chłopaka jadącego po zaśnieżonej drodze do Chicago, podobnie we wzajemną miłość dwojga ludzi zawsze wpleciony jest ból. Nie ma miło-ści bez bólu.

Lecz w jaki sposób otrzymujemy te rany, które zgodnie z naszym powołaniem mamy pokazywać? Skąd mamy wziąć siłę, aby przygotować komuś kolację, kiedy sami jesteśmy wyczerpani po całym dniu mozolnej pracy? Skąd mamy wziąć siłę, aby otworzyć drzwi naszego serca, które tak szyb-ko chcemy zamknąć przed zgiełkiem naszego niezwykle ha-łaśliwego świata?

Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie potrafimy kochać tak, jak powinniśmy. Jedynie Bóg może kochać nas w taki sposób. Po-winniśmy w takim razie oczyścić nasze serca z wszystkiego, co nie jest Boże. Poprzez oczyszczenie siebie samych zgodnie

� Ewangelia bez kompromisu �

18

z Jego przykazaniem miłości oraz przy pomocy Jego łaski, mo-żemy pozwolić, aby Bóg kochał przez nas.

Pan przykazał nam, abyśmy kochali naszych nieprzyjaciół. Dopóki tego nie czynimy, nie możemy pokazywać Chrystusa innym. Bóg prosi nas, abyśmy oddawali swoje życie za na-szych braci. Słowa nie wystarczą. Ale pełne miłości spojrzenie, rana, śniadanie przygotowane dla przyjaciela, przyjęcie przez otwarte drzwi do otwartego serca – to wystarczy. Dopiero wte-dy, kiedy mój brat nasyci się przygotowanym przeze mnie po-siłkiem, dostrzeże rany mojej miłości do niego, doświadczy pełnej akceptacji – otworzy się na Dobrą Nowinę.

Współczesna ludzkość jest „niewiernym Tomaszem”, który nie był obecny, kiedy Chrystus po Zmartwychwstaniu ukazał się apostołom. Współczesna ludzkość musi dotknąć ran Chry-stusa, aby uwierzyć, aby przeżyć nawrócenie. Wtedy ludzie będą przychodzić do Pana tysiącami, a może milionami.

Czy życie Ewangelią oznacza zburzenienaszego wygodnego stylu życia?

Jedynym sposobem, aby pokazać innym rany Chrystusa, jest życie Ewangelią bez kompromisu. Czy to znaczy, że mu-simy przewrócić nasze życie do góry nogami? Czy to oznacza całkowitą zmianę naszej hierarchii wartości? Czy to oznacza rozbicie, zburzenie naszego wygodnego stylu życia? Odpo-wiedź jest prosta: Dokładnie tak.

Lepiej byłoby przestać nazywać siebie chrześcijanami – naśladowcami Chrystusa, który jest Miłością – niż gorszyć naszych braci i siostry poprzez stwarzanie pozorów chrześci-jańskiego życia i puste słowne deklaracje.

Kiedy my, którzy nazywamy siebie chrześcijanami, uwi-docznimy w naszym życiu Ewangelię, wówczas poszukujący Boga, pielgrzymi Absolutu, ujrzą i dotkną Go, i uwierzą.

� Święta niepewność �

19

Czas już, abyśmy pokazali ludziom twarz zmartwychwstałe-go Chrystusa, w którym my wraz z wszelkim stworzeniem ma-my swoje istnienie. Czas już, abyśmy przestali opłakiwać naszą niedolę i zaczęli kochać siebie nawzajem, tworzyć wspólnoty miłości otwarte na przyjęcie wszystkich innych ludzi – wspól-noty, w których ludzie mogliby dotknąć, zobaczyć i odczuć rany Chrystusa. My, pracujący na liniach frontu duchowej wojny, wiemy, że to jedyna odpowiedź dla świata, który tak rozpaczliwie poszukuje sensu życia.

W oszołomienie wprawia nas nienasycona chciwość prze-mysłu zbrojeniowego. Dręczy nas nieznośna monotonia życia jak na linii montażowej, która niszczy naszego ducha. Oszoło-mienie utrzymuje się, kiedy widzimy, jak marnowane są za-soby naszego świata. Różne pytania łączą się w jedno: „Kim jest Bóg?”.

Ludzie zaczynają powoli rozumieć, że problemy naszych tragicznych dni mogą być rozwiązane tylko przez Boga i tyl-ko poprzez życie Jego przykazaniem miłości – tylko przez miłość „twarzą w twarz”, miłość osoby do osoby. To chwila, kiedy my, którzy nazywamy siebie chrześcijanami, mamy sta-nąć twarzą w twarz ze sobą wzajemnie: nie jako grupa, lecz jako poszczególne osoby. Każdy człowiek potrzebuje świado-mości, że jest kochany – kochany jako przyjaciel, jako brat czy siostra w Chrystusie. Jest to możliwe tylko w indywidualnej relacji dwóch osób. Nie można uczynić tego „masowo”.

Tylko w oczach, w twarzy drugiego człowieka możemy do-strzec ikonę czy obraz Chrystusa. Wiele jest sposobów odda-wania czci Bogu, wiele sposobów modlenia się do Niego, wiele sposobów poszukiwania Go. Ale dziś istnieje jeden wspania-ły sposób – głęboki, łagodny, czuły i pełen współczucia. To miłość osoby do osoby. Możemy uświadomić drugiemu czło-wiekowi, że go kochamy. Jeśli tak uczynimy, będzie wiedział, że Bóg go kocha.