Echo Życia 81/10/D3 .

68
81/10/D/3 Ciemności się nie ulęknę Uwierz, zaszkodzę... Niepełnosprawni „za kółkiem” Bał się tylko niedźwiedzi

description

Magazyn Echo Życia

Transcript of Echo Życia 81/10/D3 .

Page 1: Echo Życia 81/10/D3 .

81/1

0/D

/3

Ciemności się nie ulęknę

Uwierz, zaszkodzę...

Niepełnosprawni „za kółkiem”

Bał się tylko niedźwiedzi

Page 2: Echo Życia 81/10/D3 .

Płynąca woda nie zawraca, podobnie jak życie.Dopóki możesz, czyń je szczęśliwym!Dlatego uśmiechaj się każdego dnia i śmiej się!Ciesz się każdą formą życia.Odwiedzaj kolegów, znajomych,miejsca, które chciałbyś zobaczyć.Dopóki jesteś w sile wieku – nie obawiaj się!Gdy się zestarzejesz nie żałuj.I panuj nad swoimi nastrojami!Jeżeli zmartwienia mogą wyleczyć Cię z choroby,martw się!Jeżeli zmartwienia mogą wydłużyć Twoje życie,martw się!Jeżeli zmartwienia mogą zmieniać się w szczęście,martw się!Ale pamiętaj! Płynąca woda nie zawraca…

Page 3: Echo Życia 81/10/D3 .

1

Zamieszczamy przedruki dla celów dydaktycznych i edukacyjnych w oparciu o przepi-sy art. 25, 26, 29,3 3 i 49 ust. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dn. 4.02.1994 r. Dz.U z dn. 23.02.1994 r. nr 24, poz. 83) i przyjęte zwyczaje edytorskie.

Hanna Banaszak, miła piosenka powie ktoś nie zastanawiając się ile

w tych słowach jest prawdy. A przecież, bez względu na to kim jesteśmy i skąd

pochodzimy, wszyscy potrzebujemy tego samego miejsca, które nazwiemy

swoim domem, z jedną choćby osobą ,,zameldowaną” na stałe w nasze ży-

cie. Najczęściej nie uświadamiamy sobie jak ważne, jak magiczne jest to miejsce i jacy z nas

szczęściarze, gdy mamy to swoje miejsce w społeczeństwie, w świecie. Prawdziwie magi-

czny dom, tworzymy wnosząc weń swoje doświadczenia, zrozumienie i pokochanie siebie,

tolerancję dla innych ludzi i gotowość pomocy tym, którym życie nie szczędzi ciosów.

Tam właśnie dzieje się owa magia życia, gdyż radość, sukcesy - choćby drobniutkie

nabierają właściwej rangi i smaku. Tak właśnie uczymy się żyć w spokoju, radości

i poczuciu porządku. Nasz Dom daje też siłę, kiedy stajemy przed trudnym wyzwaniem,

gdy życie wciąga w głąb największego cierpienia, gdy trzeba przyjąć na swoje barki

odpowiedzialność za popełnione błędy. Bez wątpienia najczystszą magią jest, kiedy

otwieramy się na potrzeby innych osób, gdy wyciągamy do nich pomocną dłoń i dzielimy

się siłą ,,naszego domu”- serca.

Wydanie magazynu zostało dofinansowane przez Państwowy Fundusz

Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Wy d a w c a : Polskie Stowarzyszenie Diabetyków Oddział Wojewódzki w Białymstoku, ul. Warszawska 23 15-062 Białystoktel. 85 741 57 01, tel./fax 85 732 99 74e-mail: [email protected]

Danuta Maria Roszkowska

81/1

0/D

/3

Ciemności się nie ulęknę

Uwierz, zaszkodzę...

Niepełnosprawni „za kółkiem”

Bał się tylko niedźwiedzi

,,…w moim magicznym domu ciepło jest i bezpiecznie…” śpiewa

Page 4: Echo Życia 81/10/D3 .

SPIS TREŚCI

strona 47 - Ortalion ,,Non Lavare” strona 51 - Tego nie wiesz o kawie

strona 54 - Ciemności się nie ulęknę

strona 59 - Uwierz, zaszkodzę...

strona 64 - Stres

strona 3 - Książki do słuchania. Czy warto po nie sięgać ?

strona 6 - Propozycja dla słabowidzących strona 9 - Niepełnosprawni za ‚,kółkiem’’ strona 13 - Odrzucani bo inni

strona 17 - Jak zostać mówcą doskonałym strona 20 - Pasaże - myśli i uczucia

strona 23 - Zwyrodnienie plamki oka

strona 26 - Jaskiniowa dieta strona 29 - Orzeczenie o niepełnosprawności

strona 31 - Teatr mój widzę ogromny strona 36 - Szybkie czytanie

strona 38 - Tłusto a więc zdrowo?

strona 39 - Bał się tylko niedźwiedzi

strona 42 - Kochana Pani Iwonko

2

Page 5: Echo Życia 81/10/D3 .

strona 47 - Ortalion ,,Non Lavare” strona 51 - Tego nie wiesz o kawie

strona 54 - Ciemności się nie ulęknę

strona 59 - Uwierz, zaszkodzę...

strona 64 - Stres

Książki do słuchania. Czy warto po nie sięgać? Chociaż we współczesnym świecie dominuje kultura obrazkowa, zniechęcająca nas do czytania książek, jedna rzecz wciąż się nie zmienia: człowiek nadal pragnie słuchać opowieści! Dziś funkcję literackich gawędziarzy przejęły mass media (głównie telewizja), przesiąknięte tysiącami reklam, opowiadających „fascynujące” historie o pięknym świecie z pięknymi ludźmi i przedmiotami. Na szczęście większość z nas, czując fałsz płynący np. ze szklanego ekranu, wraca do prawdziwych opowieści i... wybiera audiobooki, czyli książki do słuchania. Jest to doskonała alternatywa dla wielbicieli literatury, którzy nie mają czasu na czytanie, a chcą poznać najnowszy tytuł, jadąc samochodem albo gotując obiad. Audiobooki to także świetna propozycja dla osób, cierpiących (m. in. z powodu cukrzycy), na problemy ze wzrokiem.

3

Page 6: Echo Życia 81/10/D3 .

Jak podaje portal internetowy Wydawca.com.pl, „[...] około 4,8 mln Polaków kiedykolwiek sięgnęło po audiobooka. Liczba aktywnych użytkowników książek audio liczy przeszło 2,8 mln osób. Większość Polaków wie o ist-nieniu książek audio. Oczywiście, korzystanie z kategorii to zjawisko o znacznie mniejszej skali. Podczas gdy około 6 na 10 Polaków deklaruje, że dotychczas słyszało o książkach audio (61%), to dopiero co 7-my przyznaje, że korzystał z nich kiedykolwiek (14%), a co 11-ty deklaruje, że korzysta z nich obecnie (9%)”. A więc moda na słuchanie audiobooków je- szcze się w Polsce nie rozwinęła. A szkoda, bo poznawania literatury - bez względu na

sposób - jest zawsze bezcenne. Chociaż nie wymyślono jeszcze lepszej gimnastyki in-telektualnej niż czytanie, audiobooki mogą i powinny zagościć w naszych domach. Jakim kluczem kierować się w ich doborze?

Warto pamiętać, że dobre wydania au-diobooków czytane są zawsze przez na-jlepszych albo najpopularniejszych ak-torów. I tak na przykład powieść „Rosyjski kochanek” Marii Nurowskiej przed-stawia Elżbieta Kijowska, znana m.in. za sprawą seriali „Plebania” i „Prawo Ag-aty”. Elektryzującą książkę „Inferno” Dana Browna czyta Jacek Rozenek – aktor filmowy, telewizyjny i teatralny. Katarzyna Pakosińska, którą pokochaliśmy za występy w Kabarecie Moralnego Niepokoju, ma na swoim koncie audiobooka „Piękna pani i brzydki pan” Magdaleny Samozwaniec. Wszystkie te „książki” cechuje bardzo do-bra jakość nagrań i idealnie dobrane głosy.

Gdybyśmy kupili te 4 tytuły, łącznie mielibyśmy do wysłuchania ponad 44 go- dziny nagrań. Dlatego, szukając w księgarniach audiobooków, wybierajmy nie tylko do-bre książki cenionych autorów. Zwróćmy również uwagę na „walory dźwiękowe”. Warto przecież obcować z powieścią czytaną przez uwodzicielski, elektryzujący głos. Przyj- rzyjmy się także cenom audiobooków, które w Polsce są niestety niewiele niższe od wydań

Przyglądać się tytułom i autorom, a może na-zwiskom osób, które je przedstawiają?

4

Page 7: Echo Życia 81/10/D3 .

papierowych. Za „Rosyjskiego kochanka” zapłacimy 29,90 złotych (normalna książka kosztuje ok. 35 złotych), a za „Inferno” 34,90 zł (klasyczne wydanie to nawet 45 złotych).

Audiobooki najlepiej słucha się na kompute-rze lub przenośnym odtwarzaczu z cyfrowym wyświetlaczem. Czytane książki są zbudo-wane w ten sposób, że każdy rozdział stano-wi odrębny plik audio (po wrzuceniu płyty do komputera będziemy widzieli listę wszystkich rozdziałów). Jeśli słuchając książki w kom-puterze zdecydujemy się przerwać odtwa-rzanie w dowolnej części rozdziału i wyłączyć komputer, warto zapisać sobie, w której minucie i sekundzie skończyliśmy słuchać książkę, żeby później łatwiej było wrócić do czytanego fragmentu i nie słuchać rozdziału od początku. Oczywiście możemy wcisnąć pauzę i wrócić do słuchania kilkanaście minut później. Wyjęcie płyty z czytnika lub wyłączenie komputera spowoduje, że sprzęt

nie będzie pamiętał, w którym momencie przerwaliśmy słuchanie. Podobnie zróbmy w przypadku DVD. Tu najlepiej korzystać z przycisku „pauza” lub „stop” i nie wyłączać odtwarzacza (wtedy wrócimy do właściwego fragmentu). Sprawdźmy jednak, czy nasz od-twarzacz DVD pamięta, w którym momen-cie przerwaliśmy słuchanie. W przypadku niektórych sprzętów nawet wyłączenie od-twarzacza i wyjęcie płyty pozwoli wrócić do właściwego momentu. W radiu samochodo-wym najlepiej wysłuchać rozdziału do końca i dopiero wtedy wyłączyć audiobooka. Cenna sugestia: wypróbujmy wszystkie urządzenia w naszym domu, żeby sprawdzić, które jest dla nas najwygodniejsze. Dziś elektronika rozwija się tak szybko, że świeżo kupiony odtwarzacz DVD lub CD może okazać się idealny dla wiel-bicieli audiobooków.

Źródło cytatu: http://www.wydawca.com.pl/index.php?s=info&kat=2&dzial=120&poddzial=0&id=8005

Dominik Sołowiej

5

Page 8: Echo Życia 81/10/D3 .

słabowidzących

Propozycja

dla

Pomoce optyczne Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje ko-szty zakupu pomocy optycznych raz na 5 lat. Aby móc z tej pomocy skorzystać należy: * Udać się do punktu optycznego, gdzie optometra dobierze nam właściwą pomoc optyczną (nie wybierajmy pomocy opty-cznych, których sami nie mogliśmy ocenić co do przydatności dla nas); o adresy punk-tów warto pytać w siedzibie Okręgu PZN. * Złożyć wizytę okuliście - to on musi wypełnić nam odpowiedni formularz wniosku.

* Udać się do siedziby NFZ, gdzie musimy uzyskać akceptację wniosku.

* Potwierdzenie akceptacji przekazać do punktu optycznego, który będzie realizował nasz wniosek.

Monookular - to pomoc do patrzenia jednoocznego. Tego rodzaju sprzęt opty- czny jest bardzo przydatny, gdy oglądamy coś z daleka (np. jesteśmy na koncercie w galerii). Można zawsze mieć go przy sobie. Ma niewielkie rozmiary i jest lekki. Łatwo go użyć.

Poszczególne modele różnią się zakresem powiększania. Podobne funkcje spełniają turmon i lunetka.

Fot. 1. Przykład monookularu z nakładką do bliży

6

Page 9: Echo Życia 81/10/D3 .

Propozycja

MAX TV to ciekawy przykład okularów lupowych poprawiających widzenie na odległość 3 metrów. Opracowane zostały specjalnie dla osób często i długo oglądających telewizję. Dzięki temu mniej męczą się oczy. Ich konstrukcja pozwala na dopasowanie soczewki specjalnymi pokrętłami dla każdego oka odrębnie. Na rynku pomocy optycznych możemy także spotkać modele okularów lupo-wych, łączących w sobie część służącą do patrzenia na dal i do bliży. Przez górną część okularów patrzymy do dali, nato- miast specjalna część o dużym powiększeniu umożliwia ostre widzenie do bliży. Część służąca do patrzenia na dal służy do orientacji przestrzennej, część powiększająca - do czytania oraz rozpoznawania detali znajdujących się w bliskiej odległości.

Okulary lornetkowe - w tej pomocy opty-cznej w okulary wbudowuje się małe lor-netki, których zadaniem jest poprawienie widzenia na dal. Można nakładać na lor-netki dodatkowe nasadki, dzięki którym przestawiamy system do lepszego widze-nia dla bliży.

Pomoce do czytania

Fot. 2. Przykład okularów lornetkowych

Osoby słabowidzące nawet o bardzo dużym ograniczeniu widzenia, dzięki pomo-com optycznym mogą w znacznym stopniu polepszyć swoje funkcjonowanie.

Ze względu na różnorodność oferty rynkowej, można poczuć się niekiedy zagu-bionym przy podejmowaniu decyzji, co dla siebie wybrać. Najczęściej stosujemy lupy z rączką, bo ich oferta asortymen-towa jest na rynku najbogatsza. Dzięki ich niewielkim rozmiarom łatwo je bowiem przenosić. Mogą nam służyć przy czytaniu, pisaniu, oglądaniu przedmiotów. Mogą być stosowane w różnych warunkach oświetleniowych (można kupić modele podświetlane lub niepodświetlane). W czytaniu książek, oglądaniu map itp. mogą nam pomagać także inne pomoce opty-czne. Warto o nich wiedzieć, ponieważ nie męczą dłoni (długotrwałe trzymanie w jednej pozycji) oraz oczu (dopasowywanie odległości naszej lupy od tekstu i oczu od lupy).

Fot. 3. Liniał optyczny

Liniał optyczny kładziemy na tekście i przesuwamy wzdłuż strony za pomocą uch-wytu, w który jest wyposażony. Ta pomoc optyczna jest bardzo praktyczna do czyta-nia, można dzięki niej objąć całą szpaltę tekstu. Długości liniałów są zróżnicowane. Przykładowe wymiary to: 13 x 3,2 cm, 15,0 x 2,5 cm, 20 x 2,5 cm, 16,0 x 2,5 cm., 12 x 2,5 cm, 25 x 3,5 cm. Dostępne powiększenia: 1,8x, 2,5x, 3x, 4x.

7

Okulary lupowe do dali - tego rodza ju pomoce optyczne stosują patrzenie dwuoczne.

Uwaga - w sprzedaży znajdują się zarów-no modele do dali jak i z soczewkami nakładkowymi do bliży. Nim wybierzemy model, warto odpowiedzieć sobie na py-tanie w jakich sytuacjach chcemy korzystać z tego sprzętu.

Page 10: Echo Życia 81/10/D3 .

Tę pomoc optyczną proponuję osobom nie potrzebującym podczas czytania zbyt dużych powiększeń.

Folia powiększająca wykonana jest z niełamliwego i lekkiego tworzywa o dużej przezroczystości. Powiększa oglądaną powierzchnię dwukrotnie. Dla uzyska-nia najlepszego efektu powiększenia folię powinniśmy trzymać w odległości około 10 cm od oglądanej powierzchni. Spotyka się różnorodne wielkości arkuszy np. 13,7 x 9,5 cm, 18,7 x 6,4 cm (zakładka), 18,0 x 25,5 cm, 5,0 x 8,2 cm.

-Folia kolorowa jest to pomoc nieopty-czna. Niektórym osobom ułatwia czytanie poprzez zmianę koloru tła. Dobór kolo-ru (odcienie żółci, różowy itp.) zależy od potrzeb indywidualnych. Dobierając folię zwróćmy uwagę nie tylko na jej kolor, ale także na przejrzystość (z tego powodu słabo sprawdzają się folie stosowane jako okładki, proponuję natomiast folie wyko-rzystywane do przesłaniania reflektorów, np. w teatrze).

Statyw do mocowania lup z rączką składa się z giętkiego statywu i zacisku, w którym umieszcza się rączkę lupy. Do blatu mocuje się go z reguły za pomocą klipsa. Ponieważ statyw można kształtować elastycznie, lupę można ustawić tak, by czytało się nam w sposób najbardziej wygodny.

Jest to przedmiot, który spotkałem kilka lat temu i na dzień dzisiejszy niestety trudno dostępny w handlu (łatwiej go znaleźć w sklepach z akcesoriami niż optycznych).

Fot. 4. Folia kolorowa żółta

opr. reg

8

Page 11: Echo Życia 81/10/D3 .

opr. reg

Niepełnosprawniza „kółkiem”Zgłosił się do mnie kiedyś na kurs nauki jazdy młody chłopak. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że chłopak był niepełnosprawny. Ułomność jego polegała na tym, że lewa ręka miała może 1/3 nor-malnej długości ręki. Moją wątpliwość, czy sobie poradzi z jazdą nieprzystosowanym do rodzaju niepełnosprawności samocho-dem skwitował, że nie będzie to dla niego żadnym problemem. I rzeczywiście, radził sobie za kierownicą doskonale, niejeden pełnosprawny kierowca mógłby się od tego młodego chłopaka uczyć techniki jazdy i panowania nad samochodem.Niepełnosprawni jeżdżą samochodami, doskonale radzą sobie „za kółkiem”, są po prostu wśród nas. Tyle, że może czasem niezauważani, a to oznacza, że poruszając

się po drogach w niczym nie różnią się od innych kierowców. Mają nawet swoje przy-wileje na drodze, bowiem właśnie z myślą o niepełnosprawnych sformułowano niektóre przepisy prawa o ruchu drogowym. Istnieje cała grupa znaków i sygnałów drogowych, do których niepełnosprawni nie muszą się stosować. Często wolno im się zatrzymać tam, gdzie zwykli kierowcy uczynić tego nie mogą, wjechać tam, gdzie dla innych samochodów jest to zabronione. Mowa o znakach zakazu stanowiących podstawową kategorię znaków, którymi są wyrażane ustalenia dotyczące organizacji ruchu. Zna-ki B-1, B-3, B-3a, B-4, B-10, B-35,B-37, B-38 i B-39 nie dotyczą uprawnionej osoby niepełnosprawnej o ograniczonej sprawności ruchowej kierującej p o -

9

Page 12: Echo Życia 81/10/D3 .

j a z d e m s a m o c h o d o w y m o r a z kierującego pojazdem przewożącym taką osobę. Jeżeli warunki lokalne uzasadniają ujęcie zakazami wynikającymi z tych znaków, również uprawnione osoby niepełnosprawne o ograniczonej sprawności ruchowej, to pod znakiem należy umieścić tabliczkę z napisem: „Do-tyczy także niepełnosprawnych”. Warto przy tym jednak zauważyć, że cho-dzi o uprawnione osoby niepełnosprawne. Dokumentem potwierdzającym po- siadanie tych uprawnień jest karta parkin-gowa, która powinna być umieszczona za przednią szybą pojazdu samochodowego.

nym, w których duża ich liczba mogłaby powodować zakłócenia ruchu innych po-jazdów. Jednak zastosowanie tego znaku jest dość ograniczone i w praktyce rzadkie. Warto tu odwołać się do przepisu o prze-wozie osób niepełnosprawnych mających trudności w poruszaniu się. Takie sytu-acje np. na obszarach turystycznych, gdzie znak został ustawiony, mogą zdarzać się często. Sam fakt przewożenia osób niepełnosprawnych trudny jest jednak do weryfikacji, gdy taka osoba opuści już po-jazd a kierowca wraca drogą objętą zaka-zem poruszania się danego typu pojazdów. Wyjątek, jaki daje ten przepis może być niestety wykorzystywany przez nie- uczciwych kierowców nie mających nic wspólnego z przewożeniem osób niepełnosprawnych ruchowo.

odstępstwa od stosowania tego znaku należy na tabliczce pod znakiem umieścić tekst o treści np.: „Nie dotyczy TAXI”, „Nie dotyczy pojazdów zaopatrzenia” itp. Nie trzeba jednak stosować tabliczki o treści: „Nie dotyczy osób niepełnosprawnych”, bo to wynika z zakresu stosowania znaku.

dopuszczony i zezwala się tylko na wjazd motocykli jednośladowych.

Znak B-1 „Zakaz ru-chu w obu kierunk-ach” stosuje się w celu zamknięcia odcinka dro-gi dla ruchu wszelkich pojazdów. Dopuszczając

Znak B-3 „Zakaz wjazdu pojazdów silnikowych z wyjątkiem motocykli jednośladowych” sto-suje się na odcinkach dróg o niedostatecznej

szerokości lub nośności obiektów, gdzie ruch pojazdów silnikowych nie może być

Znak B-3a „Zakaz wjazdu autobusów” stosuje się w celu wye-liminowania ruchu auto-busów z obszarów o charakterze turystycz-

A oto znaki drogowe, co do których osoby niepełnosprawne lub kierujący po-jazdami przewożącymi takie osoby mogą się nie stosować:

Znak B-4 „Zakaz wjazdu motocykli” sto-suje się na drogach (uli-cach) na których trzeba ograniczyć hałas wyt-warzany zwykle przez

motocykle, co może być uciążliwe dla osób przebywających w pobliżu drogi, np. w szpi-talach, w parkach, w budynkach przy wąskich

10

Page 13: Echo Życia 81/10/D3 .

także wówczas, gdy należy umożliwić krótkotrwałe unieruchomienie pojazdu w celu zabrania lub wysadzenia pasażera przed takimi obiektami jak urzędy, insty-tucje, budynki użyteczności publicznej. Za-trzymanie nie może jednak trwać dłużej niż jedną minutę.

wyposażonych w silnik. Znak ten może być także umieszczony jako uzupełnienie znaku B-4.

Znak B-10 „Zakaz wjazdu motoro-werów” stosuje się na tych drogach, na których nie dopuszcza się ruchu jakichkolwiek pojazdów

ulicach. Znak B-4 zabrania wjazdu wszelkich motocykli, zarówno jednośladowych jak i wielośladowych.

Znak B-35 „Zakaz pos-toju” stosuje się w miejscach, w których występuje konieczność ograniczenia postoju na drodze. Stosuje się go

Znak B-37 „Zakaz postoju w dni niepa-

rzyste” i znak B-38 „Zakaz postoju w dni

parzyste” stosuje się przede wszystkim w miastach w celu udostępnienia jednej strony jezdni co drugi dzień np. w celu zaopatrzenia sklepów, odśnieżania itp.

Znak B-39 „Strefa ogra-niczonego postoju” stosuje się w celu ozna-kowania strefy, w której obowiązuje zakaz postoju pojazdów na wszystkich drogach poza miejscami wyznaczonymi do postoju

pojazdów. Na tarczy znaku podaje się informację o zakresie obowiązywania znaku (dni, godziny, wyjątki itp.)

Powyższa grupa znaków znacznie ułatwia osobom niepełnosprawnym poruszanie się po drogach.

Dodajmy do tego tabliczkę T-29 informującą o miejscu przeznaczonym dla pojazdu samochodowego uprawnionej osoby niepełnosprawnej o obniżonej sprawności ruchowej. Tabliczka umieszczana jest pod znakiem D-18 „Parking”.Przed laty po naszych drogach poruszały się liczne pojazdy inwalidzkie łatwo rozpoznawalne ze względu na ich nietypową konstrukcję. Były to przeważnie lekkie, o małej pojemności silnika motorki z brezentowym dachem chroniącym przed deszczem. Dziś już takich pojazdów nie ma. Są jednak inne. Po chodnikach poruszają się wózki inwalidzkie – pojazdy konstrukcyjnie przystosowane do poruszania się osoby niepełnosprawnej, napędzane siłą mięśni lub za pomocą silnika, którego konstruk-cja ogranicza prędkość jazdy do prędkości pieszego. Pamiętajmy także o pojazdach przewożących osoby niepełnosprawne. Takie pojazdy konstrukcyjnie do tego przystosowane powinny być oznaczone z przodu i z tyłu kwadratowymi tablicami bar-wy niebieskiej z międzynarodowym sym-bolem wózka inwalidzkiego barwy białej.

11

Page 14: Echo Życia 81/10/D3 .

Przepisy ruchu drogowego nakładają na kierującego takim pojazdem obowiązek włączania świateł awa-ryjnych podczas wsiadania i wysiada-nia osoby niepełnosprawnej. Ale są także obowiązki innych uczestników ruchu wobec pojazdu przewożącego osoby niepełnosprawne. Omijając taki pojazd należy w czasie wsiadania lub wysiadania osoby niepełnosprawnej zachować szczególną ostrożność i w ra-zie potrzeby zatrzymać się. Zachowanie szczególnej ostrożności to nie suchy przepis. To gwarancja bezpieczeństwa zarówno osób niepełnosprawnych jak i pozostałych uczestników ruchu. Wsiadanie i wysiadanie, często połączone z pracą podnośnika zainstalowanego

w pojeździe, jest rozciągnięte w czasie. Uwaga kierowców omijających taki po-jazd powinna być szczególnie wzmożona. Polscy kierowcy niestety nie należą do tych uprzejmych na drodze, do przewidujących zachowania innych, tolerujących niewielkie doświadczenie początkujących. W sytuacji prawdziwej walki o byt na polskich drogach kierowcom niepełnosprawnym nie będzie łatwo znaleźć się wśród coraz szybszych samochodów, coraz agresy-wniejszych piratów drogowych. A zatem zwracajmy baczniejszą uwagę na pojazdy oznaczone symbolem wózka inwalidz-kiego. One też mają prawo poruszać się po drogach.

Andrzej Jarosz

12

Page 15: Echo Życia 81/10/D3 .

Odrzucani, bo inni

Badania ankietowe wykazują, że prawie połowa Polaków uważa, iż życie ludzi niepełnosprawnych jest dla nich samym cierpieniem, że są ciężarem dla swoich

rodziców. 45 proc. badanych akceptu-je obecność w tej samej szkole dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, a 39 proc. - w jednej klasie z ich pociechami. Jednakże tylko co trzeci rodzic godzi się na to, żeby jego córka lub syn przyjaźniły się lub siedziały w jednej ławce z takim rówieśnikiem. Odwiedziłem Stowarzyszenie Dzie-ci Sprawnych Inaczej w Koronowie, w 11-tysięcznym mieście położonym w południowej części Borów Tucholskich. Od 17 lat prowadzi ono w ciasnym bara-czku terapię zajęciową, rehabilituje dzieci, próbuje integrować je ze społeczeństwem.

Wydaje się być lepiej, ale pos-tawy otwartości w społeczeństwie na codzienne uczestnictwo osób niepełnosprawnych w naszej przestrzeni życiowej, także dzieci, nadal należą do rzadkości. Dlate- ego ich rodzice wolą o nich mówić „sprawni inaczej”.

13

Page 16: Echo Życia 81/10/D3 .

Bywają dyskryminowani

- Czy można mówić, że dzieci niepełnosprawne doświadczają w różnych formach dyskrymi-nacji? - pytam. - Tak, doświadczają - twierdzi Jagoda Lasota, wiceprezeska Stowarzysze-nia. - Przede wszystkim wśród rówieśników. W naszym środowisku koronowskim - os-tatnio zwróciłam na to uwagę, rozmawiając z osobami, które mieszkają w większym mieście - dzieciaki są w o tyle lepszej sytuacji, że nie spotykają się z takimi bezpośrednimi atakami, typu wyproszenie z kawiarni, bo komuś z gości nie podoba się takie towa-rzystwo. Myślę, że w naszym środowisku - pracujemy nad tym już od wielu, wielu lat, żeby zintegrować nasze środowisko z oby-watelami - jest lepiej pod tym względem. I myślę, że już w tej chwili widać tego efekty.- W tej chwili możemy wyjść z naszymi dziećmi na ulice - mówi Halina Burlińska, terapeutka zajęciowa. - Ludzie się za nami nie oglądają. Możemy pójść do kawiarni, gdzie-kolwiek. Osoby, które zrzeszamy, ich dzieci, są odbierani pozytywnie. Ale mimo wszystko

osoba niepełnosprawna jest tak trochę trak-towana jak ktoś z marginesu. Bulwersujące jest na przykład to, w jaki sposób odbie-rane są osoby niepełnosprawne umysłowo. Bo one inaczej reagują: bywają agresy-wne, bo sprowokowane w skupiskach ludzi potrafią rzucić brzydkim słowem. I to bywa różnie odbierane. Padają słowa: o, matka nie wychowała. Nasze społeczeństwo jest mało tolerancyjne, każdy zachowujący się inaczej budzi społeczny sprzeciw. Pojawia się często w takich sytuacjach lęk u takich niepełnosprawnych. I to jest bardzo nega-tywne. Nadal trwa społeczne odrzucenie. Choć wydaje się, że chyba mniejsze niż 20, 30 lat temu. Raczej wyjątkowo spotyka się zaczepki w rodzaju: „Taki wielki, a siedzisz w tym wózku; byś wstał”. Podobne zachowania są już rzadkością.

Walka z wiatrakami

Sama ma córkę niepełnosprawną umysłowo. Izabela zaczęła mówić dopiero w wieku 6 lat. Dzieci w piaskownicy pytały, dlaczego Iza nie mówi, dlaczego jest inna. Tłumaczyła, że córka nie jest chora, jest po

14

Page 17: Echo Życia 81/10/D3 .

prostu inna, że będzie mówiła później. - Nigdy nie mogłam się pogodzić z niepełnosprawnością córki, choć lekarze uważali, że będzie roślinką. Buntowałam się: dlaczego ja? Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby jej pomóc. Była to trochę taka walka z wiatrakami. Gdzie się udałam, wszy-scy niby chcieli mi pomóc, ale to się jakoś rozmywało. Wszystko skupiało się na mnie. Poza tym Iza była jeszcze takim dzieckiem, które nie chciało współpracować z logopedą, z psychologiem, z nikim. W domu musiałam być dla niej wszystkim: logopedą, psycholo-giem, częściowo psychiatrą, no i oczywiście matką. Każdy mały postępek Izy, każde nowe słowo, dodatkowy ruch - cokolwiek, wywoływało u mnie euforię. Potrafiłam o tym mówić bez końca. Dziś Iza ma 26 lat. Mogę już ją samą zostawić w domu. Jest dzieckiem samoobsługowym. Dużo mi pomaga. Nig-dy jej nie wyręczałam: nauczyła się wiązać buty, ubierać - wszystko małymi kroczkami. Chodziłam do pracy na siódmą, wstawałam o piątej. Miałam czas żeby ją przytulić, żeby ją nakarmić, żeby skorzystała z toalety, umyła zęby - To wszystko dziś procentuje.

No ale nie pisze, nie czyta - tego nie udało się jej nauczyć. Podobnie zachowuje się wielu rodziców, także opiekunów. Na przykład dwudziesto- kilkuletnia siostra niepełnosprawnego dziecka, która dwa lata temu, po śmierci mat-ki podjęła się roli opiekunki tej dziewczynki i pozostałego młodszego rodzeństwa. Wal-czy, opiekuje się, jest przebojowa. Albo ciocia, która opiekuje się chłopcem i przysposobiła dwóch innych niepełnosprawnych. Albo mama 8-letniego Nikodema z au-tyzmem, Justyna Korejwa: - On żyje w swo-im świecie. Żeby tę barierę choć trochę przełamać, trzeba dużo cierpliwości. Ni-kodem nie ma kontaktu z rówieśnikami. Jest bardzo zamknięty w sobie. Nie lubi, nie chce łamać tych swoich stereotypów. Mamy jeszcze dwuletnią córeczkę. Jeśli Nikuś jest trochę wyciszony, to łapie z nią kontakt. Ona jeszcze nie ma świadomości, że brat jest chory. Próbuje go nakłonić do zabawy. Fajne jest to, że Nikuś ją przytula. Myślę, że córka będzie kiedyś dla niego najlepszą terapeutką. - Ale są jeszcze rodzice, którzy trzymają

15

Page 18: Echo Życia 81/10/D3 .

Świat nie jest złyTe dzieci nie muszą być uczone jedynie do funkcjonowania w swoim otocze-niu, w lokalnym środowisku; powinny sto-pniowo oswajać się ze społeczeństwem. Nie mogą być zamykane we własnym domu, we własnym świecie, dlatego że one nie odnajdują się w innych sytuacjach, dlatego że inni patrzą na nich dziwnie. Wychodzą z ro- dzicami niekiedy do kawiarni, ale nie pojawiają się na ogólnodostępnych placach zabaw. Często czują na sobie przenikliwe spojrze-nia sprawnych dorosłych, budzą niekiedy przesadne zaciekawienie, graniczące z bra-kiem dobrego smaku, dobrego wychowania niestety ciągle jeszcze wielu osób. Takie trak-towanie wyrządza im krzywdę, bo w wielu przypadkach te dzieci mogłyby funkcjonować w środowisku, zwłaszcza wśród rówieśników. Dzieci niepełnosprawne nie będą później odrzucane, nie będą skłaniać wielu z nas również do poczucia, do obaw, że możemy ich zranić. A sami nie będą myśleć, że świat jest zły i ich odrzuca.

Andrzej Karnowski

Podczas zajęć terapeutycznych

uśmiech raczej nie opuszcza

podopiecznych.

dzieciaki tylko z powodu niepełnosprawności w domu - zapewnia Jagoda Lasota. - Trafiają do nas też rodzice, któ-rzy przychodzą z dziećmi raz czy drugi i więcej ich nie widzimy. Im jest wygodniej nauczyć swoje dziecko, że jest niepełnosprawne. I tak naprawdę uwsteczniają je jeszcze bardziej. Chociaż mogłoby lepiej so-bie radzić, bardziej samodziel-nie. To jest moim zdaniem największy problem tych dzie-ciaków. One tak naprawdę są zależne od mentalności swoich rodziców. Jeżeli rod-zic nie wykaże się taką dobrą wolą, inteligencją w tym wszystkim, to dzieciaki są naprawdę stracone, bo nie obronią się.

Halina Burlińska z córką. Za chwilę Iza rozpocznie codzienną terapię zajęciową.

16

Page 19: Echo Życia 81/10/D3 .

17

Jak zostać mówcą doskonałym?

Sukces zawodowy zależy od wielu czynników: wytrwałości, talentu, samozaparcia i szczęścia. Czasami, dzięki przypadkowi, jesteśmy w stanie zdobyć szczyty, ale znacznie częściej zwycięstwo osiągają ci, którzy stawiają na intensywną pracę. W świecie kultury obrazkowej najważniejsze komunikaty docierają do nas za sprawą mass mediów (głównie telewizji i internetu), wykorzystujących obraz, a nie słowo pisane. Dlatego dziś bezgranicznie ufamy tym, którzy potrafią „sprzedać się” podczas konferencji, seminariów lub w trakcie prozaicznej rozmowy z szefem. Nic więc dziwnego, że na rynku wydawniczym pojawiło się mnóstwo publikacji poświęconych wystąpieniom publicznym. Jedną z nich jest książka, którą warto mieć na półce.

Autorką publikacji „Medialne lwy dla rekinów biznesu. Sztuka świadomego wykorzystania mediów” jest Aleksandra Ślifirska – znany i ceniony doradca medialny, konsultant pre-zesów i członków zarządu wielu polskich firm, m.in. Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych

i Autostrad oraz portalu Praca.pl. Ślifirska zaprosiła do współpracy kilkunastu wytrawnych publicystów i dziennikarzy, którzy zdradzili jej tajemnice idealnych wystąpień publicznych, głównie w mediach. Chociaż książka adresowana jest do prezesów

Page 20: Echo Życia 81/10/D3 .

18

i dyrektorów firm, „Medialne lwy” przydadzą się wszystkim czytelnikom zainteresowa-nym sekretami autoprezentacji. Dzięki radom Ślifirskiej będziemy mogli zabłysnąć nie tylko podczas narady w firmie, ale i na rodzinnym spotkaniu przy suto zastawionym stole.Co więc trzeba umieć, by zostać mistrzem wystąpień publicznych? Najważniejsza jest mówienia prostym językiem o sprawach

skomplikowanych. Ślifirska słusznie zauważa, że człowiek, skupiając się na czyjejś wypo-wiedzi, jest w stanie przyswoić maksymal-nie jedną lub dwie liczby (każda dodat-kowa informacja spowoduje to, że odbiorca przestanie słuchać komunikatu albo go nie zapamięta). Dlatego nie bójmy się korzystać z żywiołu naszej polszczyzny, wykorzystując anegdoty, żarty (we właściwych pro- porcjach) i dykteryjki „z życia wzięte”. Jak twierdzi Ślifirska, zapamiętujemy najczęściej informacje połączone z pozytywnymi emoc-jami. A szukając sposobu na złożenie życzeń urodzinowych, imieninowych lub świątecznych, pamiętajmy również, by korzystać ze słów budujących więź ze

słuchaczami. Zaimek „my” jest znacznie lepszy niż nagminnie używane słowo „ja”. Dbajmy również o to, by nasza wypowiedź miała puentę, wyraźne podsumowanie. Najlepiej, by na początku wypowiedzi pojawiła się informacja, którą powtórzymy raz jeszcze na końcu. Nasz odbiorca będzie miał wtedy przekonanie, że wiemy o czym mówimy; że panujemy nad naszą wypowiedzią.

Znacznie lepiej w wystąpieniach publi- cznych wypadają pasjonaci, a więc osoby, które mają swojego „konika” (nie konie- cznie związanego z pracą). Tacy ludzie, w przeciwieństwie do wszystkowiedzących polityków, potrafią mówić z energią, zaangażowaniem (jednocześnie zwięźle i obrazowo) i swoją pasją zarażać innych. Ślifirska pisze, że błyskotliwymi mówcami oraz mistrzami w kreowaniu wizerunku, są m.in. Magda Gessler, prof. Andrzej Blikle (informatyk i matematyk, właściciel rodzinnej firmy cukierniczej) oraz Leszek Balcerowicz. A tak o Magdzie Gessler mówi dziennikarz i publicysta Jacek Żakowski: „Ona jest guru kuchni. To, że występuje

Page 21: Echo Życia 81/10/D3 .

19

w telewizji, napędza jej ruch w restauracjach [...]To jej myślenie o kuchni jest specyficzne. Ważny jest detal. W polskiej gastronomii to nie jest takie oczywiste. Jak mówi o jedze-niu, czy jak o nim pisze, to jest w tym fascy-nacja. Ona sprzedaje filozofię jedzenia”. Aby umieć mówić tak, jak Magda Gessler, nie trzeba być specjalistą od gotowania. Chodzi oto, by znaleźć w sobie zasoby, czyli biblijne talenty, dzięki którym z zaangażowaniem będziemy mówili o pracy i życiu. Bo jeśli lubimy uprawiać sport, to z całą pewnością jesteśmy w stanie zmierzyć się z remontem mieszkania, maratonem zorganizowanym w celach dobroczynnych lub z superważnym projektem (w każdym przypadku liczy się siła i wytrwałość).Żadna wypowiedź nie przekona odbiorców, jeśli nie zostanie wygłoszona spokojnym głosem. Według autorki w radiu, telewizji i w kontaktach z publicznością najlepiej sprawdza się niski tembr głosu, a więc taki, który brzmi uwodzicielsko (o uwiedzenie publiczności przecież nam chodzi). A że nie wszyscy rodzą się z niskim głosem, warto skorzystać z prostego ćwiczenia obniżającego jego barwę (ta propozycja, w przeciwieństwie do papierosów i moc-nego alkoholu, jest w stu procentach bez-pieczna). Autorka pisze: „Stara metoda, którą możesz zastosować w domu, jest następująca: kładziesz się na plecach, na brzuchu układasz książki, następnie wymawiasz w tempie wybrany układ głosek. Mówisz oddychając, wtedy płuca rosną. To ćwiczenie regularnie powtarzasz. Na-bierasz powietrza i starasz się powiedzieć jak najwięcej na tym wdechu, w ostatnich sekundach mówisz na obniżonym głosie”. I kilka rad na koniec. Zanim podejdzie-my do mikrofonu lub na środek sali, pamiętajmy o tym, by nasz oddech był spokojny. Jeśli go uspokoimy, zmniejszy się również nasz stres. Dzięki temu nie

będziemy wpadali w zadyszkę, a przezto mówili szybko i na wysokich to- nach. Na początku wypowiedzi wybie-rzmy sobie dwie lub trzy osoby siedzące wśród publiczności i to do nich kieru-jmy naszą wypowiedź, patrząc im prosto w oczy (w miarę upływu czasu możemy znaleźć kolejnych adresatów naszego przemówienia). Zwracajmy uwagę na to, by nie stać sztywno i zbyt gwałtowanie nie gestykulować. Jeśli przemawiamy w dużej sali, zejdźmy z podwyższenia i przejdźmy się wśród słuchających. Dzięki temu nawiążemy kontakt z osoba-mi siedzącymi w rogach sali. Pamiętajmy: każda słuchacz jest bezcenny. Jeśli chcemy przećwiczyć wystąpienie w domu, poprośmy kogoś z rodziny, by nagrał nas na kamerze video i puścił nam nagranie kilka razy. W lustrze będziemy widzieli wyłącznie to, co chcemy zobaczyć, a kamery nie da się oszukać.

Dominik SołowiejBibliografia: Aleksandra Ślifirska,

Medialne lwy dla rekinów biznesu. Sztuka świadomego wykorzystania mediów, PWN 2014.

Page 22: Echo Życia 81/10/D3 .

Człowiek dotyka genezy bytu i trwa w niej – myśląc i czując. Jest przez nią abso-rbowany w materii i eteryczności świata. Myśl wpisuje się w kulistość ziemi pun-ktami odniesienia do dróg, dziedzin poz-nania. Myśli są echami umysłowego życia człowieka, otwierającymi połacie świata, dającymi możliwości zmieniania go i dosto-sowywania się do zmienności jaką jest życie. To życiowe drogi świata. Kroki na nich sta- wiane są promieniami światła w załamujących się liniach, mroku zakamarków. Są grani-cami lądów, mórz i przestrzeni powietrznej, zarysami podziałów międzyludzkich. Są narzędziami tworzenia domów, dachów świata, konstrukcji lądowych, wodnych i latających. Człowiek jako jedyna is-tota siłą własnego umysłu jest w stanie wykreować własny wizerunek, określić

i zsynchronizować wszystkie obszary eg-zystencjalne, scalić je na nowo osiągając równowagę i pełen rozwój istotowy w życiu świata. Idea pozwala urzeczywistnić, zmaterializować pragnienia, marzenia jako siła przebijająca się przez zapory świata. Echa życia w człowieku są emoc-jonalne, czujące. Rozsnuwając się im-pulsami wspomnień, marzeń wplatają czas w kulistość ziemi. Ludzka istota jest światem wywołanym w absolucie wiecznej prawdy życia, poznawalnej tylko tchnie-niem bez dowodności i bez wymiaru. Uc-zucia, emocje przesuwają się poza granice dowodząc ich relatywizmu, bezzasadności, skończoności. Dzięki nim transparentnie człowiek ubogaca się o wiarę w przezna-czenie do nieskończoności – wolnej i bezpiecznej. Świat jest istotą. Jest także

P a s a ż e m y ś l i i u c z u c i a

20

Page 23: Echo Życia 81/10/D3 .

Z córką i ulubionymi owczarkami

W swoim ogrodzie w Halickich pod Białymstokiem

miejscem podlegającym skończonym zmianom w odwiecznej konfrontacji różnic charakterologicznych postaci i norm. Wypełnia go trudność utożsamienia mie-jsca z osobą, jej samookreślenia, spełnienia w aspekcie cielesnym i duchowym. Tym większa w chorobie, iż staje się groźną pułapką dla marzeń, pragnień, dążeń. Skut-kuje niedostępnością realnej przyjemności zastępując ją cierpieniem, zmęczeniem i lękiem. W impulsach życia ciało i duszą są immanencją w dwubiegunowości - materii podległej czasowi i wieczności ducha. Wchodząc w świat człowiek od- biera go i zarazem przeistacza sobą, twor-zy chociażby tylko jakiś jego mały pier- wiastek. Pod materią kryje się eteryczność, pod widzialnością, niewidoczność. Emocje są niczym dym spowijający materię, ogień, który ją trawi, blask, wydobywający jej urok, barwę i fakturę. Materia niejako zyskuje w swej zużywalności, tymczasowości – do-tykiem, użytkowaniem i przebywaniem. Tak staje się potrzebna i istotna. Do tego

stopnia, że nawet pozostawiona, w utożsamieniu jej z konkretnym człowiekiem, z jego potrzebą życia, sferą emocjonalną staje się swoistym przekaźnikiem. Emanu-je życiem w jego odczuwaniu i treści. Ro-zwojowy fizyczny potencjał umieszcza człowieka w świecie, inicjuje pewną zmianę świata a zarazem implikację nim - człowieka. Istotowy rozwój duchowo-zmysłowy ten świat kreuje, przy tym istotę z niego wyodrębniając, uwalniając. Żyjemy na ziemi poprzecinanej niezli-czonymi podziałami – statusowymi, ideo-logicznymi, środowiskowymi, kulturowymi, geograficznymi. Kreśli je życie w miliardach czujących i myślących osób. Zło w nich czyni rany i pozostawia blizny, dobro koi, leczy, odsłania nowe i silniejsze tkanki świata. W dobru i złu kryje się analogia między materią a emocją, ciałem i duchem. W dostrzeżeniu kogoś osamotnionego, bied-nego, nieszczęśliwego, w uśmiechu , pomo-cy – wschodzą mostem – ścieżki, tęcza ponad bezwzględnością, otwierają się

21

Page 24: Echo Życia 81/10/D3 .

drzwi i spojrzenia. Szlachetne uczucia i myśli malują światłem barwne orna-menty, rozwijają płatki kwiatom. Jak ko-rony drzewa życia odrastają od głównego rdzenia osadzającego w świecie i rozrastają we wszystkich kierunkach tar-gane wiatrem trem, głaskane lekkim powietrzem. Dążą ku górze, ponad sie-bie. Człowiek poprzez doczesność, stratę aspiruje ku wieczności ale także trwa w życiu. W czasie żyje niepewnie i wszy- stkiego, czego pragnie jest zawsze niedostatecznie. Czuje słabość – choro-by, niedostatku, konfrontacji, odrębności i świadomości koniecznego umiera-nia. Ona niszczy ale nie unicestwia, za sprawa scalonego z nią odwiecznego pierwiastka odwrotności przeznaczenia. W odmienności przebiega relatywna granica ze zbiorowością, w niedostatku schowany jest skarb maleńkiej rzeczy, kupionej czy otrzymanej z miłością,

tajemnicy. Choroba wyzwala organiczny potencjał obrony, leczenia. Konieczność umierania staje się w wierze jedynie drugą stroną zwierciadeł. Myśli i uczucia są wewnętrzną materią człowieczeństwa. Niektóre spadają kroplami deszczu, inne tętnią w kroplach krwi. Są pyłem, bądź impulsami światła. Wschodzą na niebo lub wsiąkają w ziemię niczym w błoto.Jedne są niczym dławiący kaszel, inne wiatr przydający przestrzenności światu. Życie, które jest wieczne - wciąż w nas. Czy zostaniemy ziemią, oddając jej wszystko, czym żyjemy, co się z nami dzieje, jakby poza jej siłą, obszarami, granicami nie miało być nic, czy wze-jdziemy niebem miłości, mądrości, na-dziei w sens? Nakreśli nas może chwila, tchnienie, gest, czy krok – wyboru. Duch – niewidoczna fizyczność istnienia zgłębia się, przeistacza, wnikając w wieczysty absolut stworzenia.

Świata tworzenieprzeżywanie wśród przydrożnych znakówktóre pokrywa pyłkroki od sercaniepewne jak cieniei tylko mgnienie, chwilamyśli, wiru emocjina sens...

Lila

22

Page 25: Echo Życia 81/10/D3 .

Zwyrodnienie plamki okaZwyrodnienie plamki związane z wiekiem

(AMD*) jest chorobą atakującą plamkę

żółtą - bardzo istotny element oka.

Leży ona w centralnej części siatków-ki, na dnie oka i odpowiada za wyraźne i szczegółowe widzenie np.: rozpoznawanie numeru autobusu, widzenie szczegółów twarzy osoby, z którą rozmawiamy. AMD jest najczęstszą przyczyną nieodwracalnej utraty wzroku wśród ludzi po 50. roku życia. Wystąpienie choroby może stwierdzić je-dynie lekarz specjalista, który oprócz pod-stawowych badań okulistycznych zleca badania szczegółowe. Diagnozowanie i leczenie nie są proste choćby dlatego, że AMD posiada dwie postaci, tak zwaną postać „mokrą’’ oraz „suchą’’. Postać „su-cha’’ jest typowa dla większości starszych pacjentów, u których wystąpiły zmiany zwyrodnieniowe na dnie oka. Światłoczułe komórki plamki żółtej ulegają u nich sto-pniowej degeneracji, co rzutuje na jakość widzenia centralnego. „Mokra’’ dotyc-zy znacznie mniejszego odsetka osób, jednak częściej jest przyczyną mogącą doprowadzić do ślepoty. Wiąże się ona z powstawaniem nieprawidłowych naczyń krwionośnych pod siatkówką.

Test Amslera Podczas rutynowych badań kontrolnych osoby starsze zgłaszające problem „krzy-wienia’’ widzianego obrazu mają wykony-wany test Amslera, który w prosty sposób można wykonać w warunkach domowych. Wystarczy kartka papieru w kratkę oraz ołówek. W centralnej części kartki na zbiegu linii poziomej i pionowej należy zrobić wyraźną kropkę, następnie umieścić kartkę na wysokości wzroku w wygodnej /jak do czytania/ odległości. Osoby korzystające z okularów do czytania powinny je założyć, następnie należy zasłonić jedno oko. Wys-tarczy bardzo dokładnie przyjrzeć się widzianym liniom i kwadratom, jednak ze wzrokiem wpatrzonym w zaznaczony wcześniej punkt!

23

Page 26: Echo Życia 81/10/D3 .

Test wymaga skupienia uwagi i trenin-gu, jednak da się zaobserwować, czy wszystkie linie są proste a kwadraty mają tę samą wielkość. Czynność powtórzyć z drugim okiem. Jeśli wydaje się, że linie nie biegną równolegle, że mają raczej przebieg falisty, to wystarczy widziany przez siebie obraz narysować ołówkiem bezpośrednio na teście.

Bezzwłocznie należy skontaktować się z okulistą jeśli:

* nie widzimy jednym okiem central-nego punktu na kartce,

* punkt położony centralnie ulega zniekształceniu do postaci plamy

lub/i mgły,

* linie nie przebiegają równolegle, ulegają wybrzuszeniu,

* mamy problem z rozpoznawaniem kolorów.

Kogo może AMD dotyczyć? Zwyrodnienie plamki związane jest z wiekiem oraz występowaniem rodzin-nym, płcią i otyłością, czynnym lub bier-nym paleniem. Zalecenia profilaktyczne dotyczą prowadzenia zdrowego stylu życia. Na pierwszym miejscu należy więc wymienić niepalenie tytoniu oraz uni-kanie wdychania dymu papierosowe-go, utrzymywanie prawidłowej wagi ciała, kontrolę ciśnienia krwi, stoso-wanie regularnego wysiłku fizycznego. Szczególne znaczenie mają regularne badania okulistyczne, noszenie oku-larów z filtrem UV i sposób odżywiania. Osoby po 50. roku życia powinny re-gularnie kontrolować stan swojego wzroku. Występujące w organizmie człowieka wolne rodniki są ubocz-nym produktem przemiany materii. Powstają podczas spalania tlenu a także podczas zwalczania infekcji. Z ich obecnością w ustroju trzeba się liczyć, ponieważ środowisko w którym żyjemy jest znacznie zanieczyszczone.

24

Page 27: Echo Życia 81/10/D3 .

Doskonałą „bronią’’ na wolne rodniki są: przeciwutleniacze (antyoksydanty). Należą do nich witaminy, minerały oraz karotenoidy. Przeciwutleniacze są w stan-ie neutralizować wolne rodniki. W skład diety powinny więc wchodzić żółte oraz czerwone warzywa i owoce oraz ciemnoz-ielone warzywa liściaste. Często osoby w podeszłym wieku nie tolerują surowych owoców i warzyw dlatego należy pamiętać o właściwej ich obróbce termicznej przez blanszo-wanie lub wrzucanie na gorącą wodę podczas gotowania. Mogą pomóc też suplementy witaminowe.

W postaci „mokrej’’ AMD obecnie stosuje się metodę fotodynamiczną, polegającą na niszczeniu patologicznych naczyń podsiat-kówkowych przy użyciu podanego dożylnie związku fotouczulającego i promieniowania laserowego o niskiej mocy. Światło lasera aktywuje związek skumulowany w patolog-icznych naczyniach i zamyka nieprawidłowe naczynia, zapobiegając w ten sposób dalsze-mu rozwojowi choroby. Zabieg wykonuje się ambulatoryjnie w wyspecjalizowanych poradniach okulistycznych. Chory po za-biegu wraz o osobą towarzyszącą wraca do domu w specjalnych okularach, a jego skóra jest szczelnie osłonięta. Dlatego nie dziwmy się, gdy w słoneczny dzień zoba-czymy niestosownie ubranego człowieka. To ochrona przed światłem. Celem terapii jest przede wszystkim stabilizacja wzroku, chociaż u niektórych pacjentów po zastoso-waniu terapii dochodzi do poprawy ostrości widzenia. (reg)*AMD - aged-related-macular-degeneration

Gdy okulista rozpozna AMD? Im wcześniej, tym lepiej! Regu-larne kontrole i stosowanie zaleceń może opóźnić proces utraty ostrości widzenia, jeśli rozpoznanie było po- stawione wcześnie a choroba nie posiada dramatycznego przebiegu. Lekarz okulis-ta może zalecić stosowanie pomocy op-tycznych oraz w zależności od typu AMD wykonać laseroterapię.

SIATKÓWKA

PLAMKAŻÓŁTA

TWARDÓWKA

ROGÓWKA

Ireneusz Gesinowski

25

Page 28: Echo Życia 81/10/D3 .

26

Jaskiniowa Wprawdzie już dawno stwierdzono, że zdrowe odżywianie powinno w 90 proc. opierać się na żywności nieprzetworzonej, a tylko w 10 proc. na przetworzonej, większość spośród nas robi dokładnie odwrotnie; rozsmakowaliśmy się żywności o znikomych wartościach odżywczych, produktach rafinowanych, przetwarzanych chemicznie, zajadany się fast- foodami, które z mnóstwem „pysznych” gotowych dań tworzą naszą powszechną dietę – śmieciową, dzięki której przybywa nam „ciała”.

dieta

Page 29: Echo Życia 81/10/D3 .

27

dieta

Otyłość stała się już światową epidemią. Ponad dwa miliardy ludzi – prawie jedna trzecia światowej populacji – to ludzie otyli lub ze znaczną nadwagą. Gwałtowny wzrost otyłości odnotowano nie tylko w krajach rozwiniętych, ale również w rozwijających się. Przodują Stany Zjednoczone z 13 procentowym odsetkiem ludzi otyłych. Na kolejnych miejscach pla-sują się Chiny, Indie, Rosja, Brazylia, Meksyk, Egipt, Niemcy. W niektórych krajach Bliskiego Wschodu i Oceanii już ponad połowa ludności to osoby otyłe, z przewagą kobiet. Problem otyłości zaczyna dotykać również dzieci i młodzież. W ostatnich trzydziestu latach w krajach rozwiniętych liczba dzieci otyłych wzrosła o połowę i stanowi już czwartą część populacji. Nasi przodkowie, żyjący wiele tysięcy lat temu, byli znacznie silniejsi i zdrowsi niż dzisiejsi ludzie – ustalili naukowcy Cambridge University. – Byli oni łowcami – myśliwymi i taką mieli dietę. Wraz z rozwojem wy-eliminowała ją dieta wczesnego okresu rolniczego. Zdaniem profesora Lorena Cordaina z Colorado State University, autora książki „Dieta Paleo”, poży-wienie dawnych myśliwych i zbieraczy składało się głównie ze zdrowych tłuszczów zwierzęcych, biał-ka pochodzenia zwierzęcego i węglowodanów po- zyskiwanych z roślin, a nie z ziaren. Profesor Cordain uważa, że jest to dla nas lekcja, że właściwe-go sposobu odżywiania powinniśmy się uczyć nie od wczesnych rolników, ale od naszych łowiecko-zbie-rackich przodków. Podobnego zdania o diecie paleo są z brytyjskiego Uniwersytetu Cambridge i szweckiego Uniwersytetu w Umea. We wspólnych badaniach ustalili, że dieta oparta na mięsie i warzywach prowadzi do znaczą-cego spadku wagi u kobiet po menopauzie. Dowie-dli naukowo, że współczesne kobiety, aby schudnąć, powinny odżywiać się w sposób, w jaki robiły to ko-biety z epoki kamiennej. Przez dwa lata obserwowano grupę 70 kobiet, z których część byłą na diecie paleo, a część stosowa-ła się do wytycznych żywieniowych według tzw. die-ty skandynawskiej. Skład tej diety opiera się głównie na produktach pełnoziarnistych z żyta, jęczmienia czy owsa oraz na owocach, roślinach strączkowych. Po-

Page 30: Echo Życia 81/10/D3 .

28

Oprac. LusŹródło: http://www.altermedium.pl

nadto, w tej diecie są ryby i wyroby mleczne o niskiej zawartości tłuszczu. Olej rzepakowy jest tłuszczem zalecanym, a zamiast czerwonych mięs i wędlin – do tego w ograniczonych ilościach – można jeść dziczyznę i baraninę. Natomiast w diecie paleo ni ma takich składników jak fasola, produkty mleczne, ma-karony i wszelkie wyroby mączne. Odrzucono wszystkie zboża, jako że myśliwi nie byli rolnikami.Podstawą diety paleo jest mięso – chude, owoce sezonowe, warzywa, orzechy i nasiona. Okazało się, ze w grupie dietą paleo, kobiety, które jadły jak kobiety jaskiniowe, stracił dwa razy więcej tkanki tłuszczowej w ciągu sześciu miesięcy eksperymentu, niż pozostają-ce na diecie skandynawskiej; kobietom „paleo” ubyło ponad 6 kg wagi, zaś „skandynaw-skie” straciły tylko 2,6 kg. Ponadto dieta paleo dała też lepsze wyniki zdrowotne; u stosujących tę formę odżywia-nia kobiet, w porównaniu z grupą skandynawską, odnotowano znaczny spadek poziomu trójglicerydów. Natomiast ciśnienie krwi i poziom cholesterolu w obu grupach pozostały na podobnym poziomie. Naukowcy oceniają, że – wprawdzie w badaniach uczestniczyły jedynie kobiety w określonym wieku, po menopauzie – dieta paleo może okazać się pomocna ludziom w różnym wieku, na przykład młodszym kobietom i mężczyznom. Na szczęście nie musimy wracać do jaskini. Na początek zrezygnujmy z pyszności „roz-pływających się w ustach”, które sprawiają, że nie wiemy kiedy przestać jeść. A to przecież jest prosta droga do przejadania się i otyłości.

Page 31: Echo Życia 81/10/D3 .

29

Orzeczenie

Dokumentem potwierdzającym niepełnosprawność intelektualną jest orzeczenie o niepełnosprawności wydane do 16 roku życia w celu uzyskania:zasiłku pielęgnacyjnego, świadczenia pielęgnacyjnego, zamieszkiwania w oddzielnym pokoju, urlopu wychowawczego dodatkowym wymiarze, korzystania z uprawnień na podstawie art. 8 ust. 1. ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym (Dz. U. z 2012 r., poz. 1137 z późn. zm.), korzystania z innych ulg i uprawnień na podstawie odrębnych przepisów.

o niepełnosprawności

Page 32: Echo Życia 81/10/D3 .

30

Gdy dziecko osiąga 16 lat, rodzic powinien zainteresować się dokumentem „decyzyj-nym” w jego życiu dorosłym, jakim jest Orze-czenie o Niepełnosprawności wydawane przez Miejską Komisję do spraw Orzekania o Niepełnosprawności. Wniosek o uzyskanie w/w orzeczenia nale-ży złożyć 30 dni przed ukończeniem 16 roku życia dziecka lub w przypadku utraty waż-ności wcześniejszego orzeczenia. Oprócz orzeczenia z ZUS tylko Orzeczenie o Niepeł-nosprawności jest dokumentem poświad-czającym, iż niepełnosprawność w życiu do-rosłym faktycznie istnieje i uprawnia do ulg lub udziału w placówkach wsparcia. W orzeczeniu zawarte są informacje o stop-niu stwierdzonej niepełnosprawności inte-lektualnej (lekki, umiarkowany, znaczny) co pośrednio wskazuje z jakich form wsparcia będzie można skorzystać i w pełni określa status na rynku pracy.Starając się o uzyskanie orzeczenia niezbęd-ne jest wypełnienie złącznika, w którym na-leży zaznaczyć interesujące osobę niepełno-sprawną/rodzica odpowiednie aspiracje, tj.:

• zasiłek pielęgnacyjny,• korzystanie z ulg i uprawnień na podsta-

Orzeczenieo stopniu niepełnosprawności

Orzekanie do celów rentowychOrzekanie o niezdolności do pracy wyda-wane jest przez ZUS i służy tylko do ustale-nia zasadności przyznania renty. Stąd takie orzekanie określane jest mianem orzecz-nictwa do celów rentowych.

Wszelkie orzekanie odbywa się na wniosek osoby zainteresowanej lub jego prawnego przedstawiciela.

• odpowiednie zatrudnienie,• szkolenia,• zatrudnienie w zakładzie aktywności zawodowej,• uczestnictwa w warsztatach terapii zajęciowej,• konieczności zaopatrzenia w przedmioty ortopedyczne i środki pomocnicze,• korzystania z systemu środowiskowego

wsparcia w samodzielnej egzystencji, przez co rozumie się korzystanie z ulg so-cjalnych, opiekuńczych, terapeutycznych i rehabilitacyjnych świadczonych przez sieć instytucji pomocy społecznej, organizacje pozarządowe oraz inne placówki,

• świadczenie pielęgnacyjne,

• korzystanie z innych ulg i uprawnień na podstawie odrębnych przepisów.

wie art. 8 ust. 1 – Prawa o ruchu dro-gowym ze względu na ograniczenia sprawności ruchowej, uzyskania prawa do zamieszkania w oddzielnym poko-ju (dotyczy osób niepełnosprawnych poruszających się na wózkach inwa-lidzkich oraz osób, których niepełno-sprawność wymaga zamieszkiwania w oddzielnym pokoju),

Oprac. Reg

Page 33: Echo Życia 81/10/D3 .

Teatr mój widzę ogromny...

- Skończyłem technikum i wyjechałem do Warszawy na studia. W akademiku poznałem Weronikę. Przyjechała zdawać na filologię polską. Potem wspólna praktyka robotnicza: budowaliśmy sta-dion Warszawianki. Chociaż skończyłem Technikum Melioracji Wodnych, to cieszę się, że nie jestem meliorantem. Ja chciałem być filologiem.Tak tę opowieść rozpoczął mój przy-jaciel Józek. Natychmiast zaskarbił so-bie moją sympatię szczerością, pasją nigdy nie gasnącą w oczach, siłą jakąś wewnętrzną, która pozwalała mu pokonywać przeciwności losu, a która widoczna była w każdym jego geście. Przyjechałem do Józka i jego żony Weroniki pewnego letniego wieczoru, specjalnie, by wysłuchać tej opowieści. Mieszkali bardzo skromnie, w wynaj-mowanej letniej kuchni. Jak oni się tam zmieścili?

- Ta miłość chyba już wtedy była między nami. Weronika przeszła na filologię białoruską, żeby być bliżej mnie, w tym samym akademiku. Ja jednak uparłem się, żeby zostać aktorem. Zdawałem nawet przed filologią rosyjską na aktorstwo, ale się nie dostałem.

Postanowiłem próbować znowu w przyszłym roku. Filologia rosyjska przestała mnie interesować. Nie uczyłem się, opuszczałem zajęcia. Przecież wybierałem się do szkoły teatralnej. Werka wtedy powiedziała: nie, kochany, albo ja, albo szkoła teatralna. I w ten sposób aktorem nie zostałem. Pojechaliśmy do Białegostoku zdawać ponownie na filologię rosyjską, już tym razem oboje. Zdając egzaminy nie wiedzieliśmy, że nam się już rodzina szyku-je. We wrześniu 1972 roku wzięliśmy ślub. W marcu następnego roku przyszła na świat Agnieszka. - Trafiliśmy na stancję. To był malutki pokoik z miejscem tylko na tapczan. Uczyliśmy się na podłodze lub na tapczanie. Jeszcze łóżeczko stało dziecinne… i już nie było gdzie się ruszyć. - W końcu przyszedł czas, kiedy trzeba było szukać dachu nad głową i zacząć zarabiać na chleb. Pojechałem do województwa pil-skiego i znalazłem pracę we wsi Liszkowo w gminie Łobżenica. Byliśmy rusycystami, ale na wsi to nie było przeszkodą. Zaczęliśmy naszą pierwszą pracę. To mieszkanie, które otrzymaliśmy, wydawało nam się takie duże… dwa pokoje z kuchnią...- A jacy byliśmy szczęśliwi, że mamy swój własny klucz do mieszkania. Wchodzimy,

historia prawdziwa

31

Oprac. Reg

Page 34: Echo Życia 81/10/D3 .

wychodzimy, możemy zamknąć drzwi na klucz… Cieszyliśmy się, jak dzieci.- Założyłem teatrzyk szkolny, teatr w Klubie Rolnika dla młodzieży ze wsi. Po prostu wiedziałem, że w tej społeczności wiej- skiej mam dużo do zrobienia. Nie wiem, dla-czego dyrektorowi to było nie w smak. On mi ciągle powtarzał: „Po co pan robi teatr? To przeżytek! Ludzie mają telewizję. Panie, to chałtura!” A jak był występ, jak zrobiłem „Słowo o Jakubie Szeli” z młodzieżą wiejską w Klubie Rolnika, ileż narodu przyszło. I wszyscy byli zachwyceni, tylko nie dyrektor. - W wakacje pojechałem w Polskę szukać pracy, ale już w inne strony. Trafiliśmy do wsi Krypy koło Wierzbna, w siedleckiem. Wera w tym czasie była w ciąży. I znów zacząłem prowadzić teatr w szkole, drużynę harcerską. Jedna pani powiedziała, że za- bierze nas do siebie, bo i mieszkać za bar-dzo nie mieliśmy gdzie. - Dyrektor szkoły przydzielił nam drew- niane, stare i spróchniałe mieszkanko. Pokój z kuchnią. - Uświadomiłam sobie w tym momen-cie, że tutaj zaczyna się dopiero nasze nor-malne życie. Można się głośniej odezwać, telewizor włączyć, kiedy chcesz. I tutaj urodziłam Rafałka. - Tym razem już był upragniony syn – z dumą zaznaczył Józek. – W piecu paliliśmy non stop, przez 24 godziny. Nad ranem w chałupie było 9 stopni, a wieczorem 22. Te skoki temperatury okazały się zgubne. Dzieci często chorowały. A najgorzej było, jak pewnego dnia patrzymy na sufit, a tam pełno takich czarnych robali łazi. One żyły sobie w tych spróchniałych ścianach. Przemęczyliśmy się tam dwa lata. - Postanowiliśmy wrócić do miasta. Może w Białymstoku pracę i kiedyś w końcu to mieszkanie dostaniemy. Józek początkowo nie pracował. Były takie chwile, że brakowało nam na chleb. Te wszystkie

doświadczenia są naszym największym bogactwem. Ale żeby tak mi ktoś powiedział: zacznijcie swoje życie od początku i jeszcze raz przeżyjcie to samo. Sadzę, że by mi sił zabrakło. - Aktorem nie zostałeś. Weronika jest nauczycielką. A ty co? Do Huty Szkła trafiłeś, na kierownika hotelu robotniczego i kaowca? - W Białymstoku brak etatów w szkołach. Ja jestem nauczycielem. Zawsze się za takiego uważam.

Bardzo lubiłem pracę z dziećmi, te teatrzyki szkolne. Kiedyś sam grałemw teatrzyku, w szkole podstawowej. W technikum też byłem w teatrze poezji. I na studiach byłem w teatrze. Jeździliśmy na festiwale. Wspomnienia miłe mi zostały. W konkursach recytatorskich brałem udział i zawsze sobie mówiłem, że gdzie bym nie był, zawsze będę musiał się tym zajmować,

32

Page 35: Echo Życia 81/10/D3 .

bo to po prostu kocham. Aktorem nie było dane mi zostać. Ale za to amatorsko mogę się wyżywać. W hucie też założyłem teatr. Nie wiem, czy to jest wielka sprawa. Dla mnie to rzecz bardzo ważna i nigdy od niej nie odstąpię. Zawsze będę to robił i wszędzie tam, gdzie będę pracował. Nawet w rzeźni bym robił teatr. Wyciągnął z szuflady kawałek pożółkłej gazety. - Czytaj – rzekł krótko. - „Nie jechali daleko. Miasto było nie o całą milę. Lecz krótka ta droga szła w nowy świat, między drugich ludzi, na obce obyczaje. Wtedy wydawała im się dalsza niż do jakiej bądź wsi, dalsza niż do Prus, niż za morze.

Najdalsza. Ten frag- ment opowiadania Marii Dąbrowskiej pod tytułem ,,Najdalsza droga” recytował 19-letni wówczas uczeń

Technikum Wodno - Melioracyjnego na jed-nym z konkursów. Żeby dobrze recytować utwór literacki, trzeba go głęboko przeżyć. Gdy było Józefowi najciężej po długiej chorobie i utracie stypendium, powtarzał wiersz Leśmiana „Trupięgi”, bo - jak powiedział - sam by chętnie wtedy Bogu

takimi trupięgami potupał”. Halina Flis, „Gromada - Rolnik Polski”, rok 1970. Złożyłem wycinek. - Ładnie napisane.- Zaczęło się, jak zawsze się zaczyna, w szkole podstawowej. Pamiętam jak dzisiaj, byłem w drugiej klasie. Pani od polskiego z klas starszych poszukiwała małych dzieci do jakiejś tam inscenizacji. Zgłosiłem się. Pamiętam do dziś swój pierwszy wiersz, jaki powiedziałem: „Nasi żołnierze”. I w zasadzie od tamtego czasu byłem już w tym szkolnym teatrzyku. Publiczność wiejska przychodziła, oglądała nas. Występowaliśmy na przykład jak były dożynki, czy z okazji jakiegoś lu-dowego święta na zabawie. I ja wtedy monologi recytowałem, takie jak „List” czy „Słoneczko”. To było bardzo zabawne, bo taki mały dzieciak wychodzi i mówi, jak on się oświadczał listownie Oleńce. Ludzi to bardzo bawiło. Kiedy poszedłem do technikum w Siedlcach, znów trafiłem na dobrą polonistkę. Od razu mnie zauważyła i od razu zostałem wciągnięty do teatru poezji. Właśnie takie monologi, jak „List” czy „Słoneczko”, to i dziś mówię. Czasem się zastanawiam, czym one się różnią od tamtych? Przecież to ten sam monolog, tylko najpierw mówiony przez dziecko, później przez ucznia technikum, a dziś przez człowieka dorosłego, ojca trojga dzieci, męża. Na jednym z konkursów w Świdnicy Śląskiej, a były tam rozgrywane eliminacje centralne, poznałem Wojcie-cha Siemiona, naszego wybitnego aktora. Kilka tygodni potem zostałem zaproszony do wzięcia udziału w programie „Z Kolber-giem po kraju”. Była to dla mnie wielka przygoda. Byłem wtedy jeszcze uczniem technikum. Skończyłem szkołę, poszedłem na studia i zacząłem robić to wszystko na nowo. Zapisałem się do teatru studenck-iego „Parady”, zorganizowanego przez Stanisława Miedziewskiego, który stworzył

33

Page 36: Echo Życia 81/10/D3 .

i prowadził słynną „Meluzynę” w Olecku. Z tym teatrem studenckim znów przeżyłem wiele miłych chwil. Miedziewski zaprosił mnie również do „Meluzyny” i tam, gościnnie, wystąpiłem w roli Pugaczowa.Studiowałem filologię rosyjską, więc ta postać była mi bliska również pod kątem nauki. Chociaż raz ta moja miłość do te-atru odwzajemniła się. Kradłem czas swo-jej żonie i córce i chodziłem na próby. W szkole, w pierwszej mojej pracy, od razu założyłem teatrzyk. To była wspaniała sprawa, tylko szko-da, że to się szybko urwało. Musieliśmy pożegnać placówkę, ruszyć do in-nej wsi, już w inne wo-jewództwo, siedleckie, tam, gdzie się urodziłem i wychowałem. Ma-rzyłem kiedyś, żeby wystawić coś fajnego. Żeby udowodnić, że coś potrafię. Sam recytowałem. To było największą moją miłością. Niczego tak w życiu nie kochałem, jak teatr. W siedleckim byłem tylko dwa lata. Tam też oczywiście w szkole teatrzyk założyłem. Miałem wtedy propozycję od Siemiona, żeby przyjechać z dziećmi i wystąpić w Starej Prochow-ni. Bałem się tego. Za krótko jeszcze z dziećmi pracowałem. W końcu trafiłem do Białegostoku. Tak jak powiedziałem w ar-tykule, lubię czytać, lubię recytować. Nie lubię tylko pytań, dlaczego recytuję. Bo nikt nie pyta o przyczynę zainteresowań spor-towców czy zbieraczy znaczków. A czytać i recytować stale będę tam, gdzie będę pracował. Zawsze przecież znajdą się tacy ludzie, którzy podzielą moją miłość do tea-

34

rys. Edyta Drozdowska

tru. Wszędzie chciałbym stworzyć teatr. Na przykład, gdybym był wychowawcą, a nadarzały się okazje, w zakładzie popraw- czym, stworzyłbym taki teatr. Wielką radością byłoby dla mnie zrobić coś z dziećmi, z którymi nikt nie potrafił so-bie poradzić. Myślę, że udałoby mi się. A największym moim marzeniem jest zagrać kiedyś w prawdziwym teatrze – żeby choć raz w życiu być na scenie.Na przykład w Teatrze

Węgierki. Może to za duże marzenie? Przez wiele lat uczyłem języka polskiego. Starałem się rozbudzić u dzieci, u młodzieży miłość do ojczystej literatury. Puszczałem z płyt recytacje zawodowych aktorów, wiersze i fragmenty prozy. Po jakimś czasie przestałem, a zacząłem sam czytać.

Page 37: Echo Życia 81/10/D3 .

Andrzej Jarosz

Poszedłem pracować na stanowisku kierownika hotelu robotniczego. Jak zaw-sze miłość do teatru zrobiła swoje. Zaraz rozwiesiłem afisze, że będzie zebranie or-ganizacyjne. Pewnie, że ludzie się śmiali, kiedy przyszło kilka osób na pierwsze spotkanie. Patrzyli na mnie jak na wa- riata. Przecież w hucie nie było nigdy te-atru. Ale ci, co przyszli, to i zostali i innych jeszcze przyprowadzili. Przez dwa lata w Hucie Szkła teatr robiłem. Tym większą satysfakcję mi to sprawiało, że mogłem razem z tymi ludźmi występować. Jak

zrobiliśmy „Konopielkę”, to grałem rolę Kaziuka. Ktoś może zarzucić, że

sobie rolę główną wziąłem. A ja po prostu, biorąc ciężar gry na siebie, przekazywałem amatorom swoje doświadczenie. Też jestem ama-torem, ale oni dopiero zaczynali. Wielu z nich nie recytowało nawet wierszy w szkole. Wielu miało trudności nawet z wymową. Ale przyszedł moment, kiedy i to się urwało. Wróciłem do swego za-wodu, do szkoły. Choć wcale nie jestem polonistą, teatr w szkole już powstał. Dzieci mnie polubiły, a to chyba jest najważniejsze.Żona tylko czasem się buntu-je. Posprzeczamy się czasem, pokłócimy, ale mimo to idę wieczorem na próbę. Nigdy nie osiągnąłem pełni, o jakiej marzę już od tylu lat. Jeszcze nie stworzyłem teatru ogromnego,

na miarę mojego serca, mojego uczucia, moich możliwości i moich marzeń, moich snów. Może źle mówię, może jakiś pa-tos przeze mnie przemawia, ale marzę. Właśnie teatr mój widzę ogromny, amatorski…

35

rys. Edyta Drozdowska

Co innego jest żywe słowo płynące wprost z serca, z uczucia człowieka, który to kocha. Ja sobie nie wyobrażam, żeby nauczyciel nie kochał literatury i nauczał dzieci. Krótko mówiąc, jeżeli ja sam przeczytam wiersz na le-kcji, wzruszę dzieci. Nieraz widziałem łzy w ich oczach, gdy czytałem na przykład frag-ment z „Syzyfowych prac”, kiedy Marcinek jedzie z matką bryczką i kiedy wyznaje jej swoją miłość, kiedy te kwiatki z kapliczki od Bozi

kradnie, żeby mamie

cisnąć na kolana. Sam się przy tym też bardzo

wzruszam, ale uważam, że to jest najlepszy środek wychowawczy. A z płyty jak puszczałem, nigdy nie widziałem, żeby dzie-ci się wzruszyły. Przeważnie zajmowały się swoimi sprawami. Kiedy przyjechaliśmy do Białegostoku, znalazłem pracę w Hucie Szkła.

Page 38: Echo Życia 81/10/D3 .

O tym, że Polacy czytają coraz mniej, słyszymy z każdej strony. Jak pokazują badania przeprowadzone przez Bibliotekę Narodową na zle-cenie Ministerstwa Kultury i Dzie-dzictwa Narodowego, do książek sięga mniej niż połowa polskiego społeczeństwa. Chociaż nie chcemy nikogo usprawiedliwiać, dzisiejsze tempo życia nie zachęca do sku- pienia się nad książką, bo – po prostu – nie mamy na to czasu. Dlatego świetnym rozwiązaniem dla osób leniwych (paradoks!) są techniki szybkiego czytania. Przeciętny obywatel, zamiast

spędzić kilkanaście dni na czytaniu 300-stronicowej powieści, może „połknąć” ją w 3 wieczory. To naprawdę jest możliwe! Trzeba tylko przełamać pewien nawyk, wpajany nam już od początku szkolnej edukacji. Otóż szybkie czytanie polega na odczytaniu i zrozumieniu kilku/kilkunastu wy-razów na raz (linijkę tekstu możemy przeczytać np. na dwie fiksacje, czyli dwa „uderzenia” oka). Opanowanie tej umiejętności nie jest łatwe, gdyż od dawna uczono nas czytania wyraz po wyrazie. Mało tego, zaczynaliśmy naukę czytania od poszczególnych liter, a później sylab. Czytaliśmy więc: sa-mo-chód, a dopiero potem wymawialiśmy cały wyraz. A to poważny błąd, który później wpływa na tempo czytania. Poniższy tekst to dowód na

Szybkie czytanie a edukacja w szkole

36

Page 39: Echo Życia 81/10/D3 .

Pamiętajmy więc, by nasze dzieci uczyć czytać całymi wyrazami, nie zmuszając ich do nie-naturalnego dzielenia słów na litery i sylaby. Popełniamy jeszcze jeden poważny błąd edukacyjny: nauczyciele każą uczniom w pierwszych klasach szkoły podstawowej czytać teksty na głos. W ten sposób ucznio-wie przyzwyczajają się do obecności tzw. wewnętrznego lektora, który bezgłośnie powtarza razem z nimi czytany tekst. Skoro czytamy tak szybko, jak szybko potrafimy wypowiadać wyrazy, wewnętrzny lektor tylko spowalnia tempo naszej lektury. Dlate-go na wszelkiego rodzaju kursach wyłącza się wewnętrznego lektora (tzw. subwokalizację), zmuszając mózg do tego, by skupił się wyłącznie na tekście, na jego odbiorze, bez

konieczności jednoczesnego czytania „na głos”. Jeśli wielbiciel książek zdoła to zrobić, śpiewając w trakcie czytania ulubioną piosenkę (oczywiście po cichu albo „w głowie), jego tempo czytania wzrośnie o dwieście lub trzysta procent. Niestety nie da się tego zrobić od razu. Ćwiczenie wyma-ga bowiem nawet kilku tygodni pracy. Czy warto jednak podjąć wyzwanie i zacząć czytać szybciej? Z całą pewnością tak! Umiejętność szybkiej lektury przyda się w każdej sytuacji, a szczególnie w pracy, gdzie coraz częściej wymaga się od nas szybkiego przyswajania i analizowania informacji. Szybkie czytanie to klucz do sukcesu!

Dominik Sołowiej

Dominik Sołowiej – trener szybkiego czytania i technik pamięciowych, współautor bloga poświęconego

nowoczesnej edukacji: www.edusfera.blog.onet.pl

Zdognie z nanjwoymszi baniadmai per-zporawdzomyni na bytyrijskch uwe-niretasytch nie ma zenacznia kojnoleść ltier przy zpiasie dengao sołwa. Nwajżanszyeim jest, aby prieszwa i otatsnia lteria była na siwom mijsecu, ptzosałoe mgoą być w niaedziłe i w dszalym cąigu nie pwinono to sawrztać polbemórw ze zozumierniem tksetu. Dzijee sie tak datgelo, ze nie czamyty wyszistkch lteir w sołwie, ale cłae sołwa

od rzau.

37

Page 40: Echo Życia 81/10/D3 .

38

Odtłuszczone produkty mleczne zalegają na półkach sklepowych; jest ich mnóstwo, a są bezwartościowe, ponieważ wraz z usu-wanym tłuszczem, mleko, sery czy śmietana pozbawiane są cennych składników odżyw-czych. Najnowsze badania jednoznacznie wskazują, że spożywanie odtłuszczonego nabiału sprzyja powstawaniu chorób meta-bolicznych, otyłości, wysokiemu poziomo-wi cholesterolu, cukrzycy i chorobom serca. Ponadto, produkty mleczne, pozbawione swoich naturalnych tłuszczów i kwasów tłuszczowych, sprzyjają nie tylko przyrosto-wi masy ciała, ale także zwiększają ryzyko wystąpienia wielu ciężkich chorób. Wnioski te są wynikiem analizy 16 badań w laboratoriach naukowców. Wnioski tych badań opublikowano w wielu pismach fa-chowych. Mimo to wielu dietetyków i leka-rzy zaleca pacjentom produkty odtłuszczo-ne jako zdrowsze. Doktor Stephan Guyenet, współautor ba-dań, stwierdził, iż ludzie, którzy spożywają dużo produktów mlecznych o wysokiej za-wartości tłuszczu, mają najniższe ryzyko występowania cukrzycy, chorób układu krążenia i otyłości. Osoby spożywające duże ilości kwasu transpalmitooleinowe-go, występującego w pełnym mleku, mają aż o 60 proc. mniejsze ryzyko zachorowa-

nia na cukrzycę, w porównaniu do tych, którzy wybierają nabiał odtłuszczony lub w ogóle wyeliminowali go ze swej diety. Ponadto, dieta z pełnotłustym nabiałem zmniejsza ryzyko zgonu z powodu chorób sercowo – naczyniowych aż o 69 proc. Badania przeprowadzone w Harvard Scho-ol of Public Health wykazały, że kobiety, któ-re zjadają dziennie minimum dwie porcje produktów mlecznych niskotłuszczowych, zwłaszcza chudego mleka i jogurtu, mają zwiększone o ponad 85 proc. ryzyko wystą-pienia niepłodności. Bezpieczne jest sięga-nie po nie maksimum raz w tygodniu. Uczeni zwracają uwagę na fakt, iż tłuszcze występujące w nabiale ułatwiają wchłania-nie witamin. Poza tym same są znakomitym źródłem cennych pierwiastków i witamin – zawierają wapń, potas, fosfor oraz witaminy D, A, K i B2. Zatem rozsądna, dzienna dawka pełnotłu-stego nabiału to samo zdrowie. Niestety, nie dla każdego wskazana. Nie mogą go spoży-wać osoby z nietolerancją laktozy – dwucu-kru obecnego w produktach mlecznych.

Oprac. LusŹródła: ncbi.nim.nih.gov

hsph.harvard.eduhttp://www.nature.com/ejcen/journal

Tłustoa więc

zdrowo?

Page 41: Echo Życia 81/10/D3 .

39

Bał się tylko niedźwiedzi

Leszek Bohl z Torunia nie przejmuje się zbytnio swoimi problemami zdrowotny-mi. Oczywiście dba o siebie, stosuje się do zaleceń lekarzy. Nie pogrąża się jed-nak jedynie rozmyślaniom nad swoim losem, który go nie oszczędza. I na prze-kór wszystkiemu wyznacza sobie wciąż nowe wyzwania. Niezwykłe wyzwania. Ukończył kilkanaście maratonów na wózku inwalidzkim, bijąc kolejne rekordy życiowe. Ciągle mu mało, ciągle jakby na przekór nie poprawiającej się przecież ogólnej kondycji zdrowotnej. Rok temu, na przełomie stycznia i lutego pokazał swoją kolejną pasję – ekstremalne

podróże; udowodnił, że można osiągnąć trudne cele wbrew niepełnosprawności, wbrew poważnym schorzeniom. Zdobył koło podbiegunowe w Finlandii, poruszając się na wózku po śniegu i lodzie, a w kwiet-niu - lodowce Spitsbergenu. - Ja i mój wózek, insulina i glukometr oraz glukoza to moi partnerzy w Ar-ktyce – mówił jeszcze przed wyprawą na lodowce Leszek Bohl. - Jedyne obawy to atak niedźwiedzia na lodowcu. One ludzi uważają za przysmak. Wyczuwają nasz zapach na kilka kilometrów… Spitzbergen (w granicach 71°–81° N i 10°–35° E) - największa, górzysta, pokryta

Jakby na przekór kondycji zdro- wotnej stawia sobie nowe wyzwania. Pokonuje maratony na wózku in-walidzkim, jeździ po lodowcach. Takie wyczyny budzą szacunek i podziw. Od kilkunastu lat żyje z cukrzycą typu 2. Ale nie ona jest jego największym problemem. Ma zaburzenia związane z wymianą i krążeniem płynu mózgowo-rdzeniowe-go, neuropatię cukrzycową, miażdżycę, arytmię serca i jeszcze kilka schorzeń. Wcześniej miał wypadek. Doszło do tzw. stawu rzekomego (powikłanie gojenia złamania kości w postaci trwałego braku zrostu między odłamami kostnymi) lewe-go uda. Kończyna przeznaczona jest do amputacji. Porusza się na wózku.

L

Page 42: Echo Życia 81/10/D3 .

40

Leszek Bohl na wózku czy na skuterze nie rozstawał się na Spitsbergenie z flagą Torunia.

lodowcami wyspa archipelagu Svalbard norweskiej prowincji w Arktyce - leży 800 km na północ Norwegii i 1100 km od Bie-guna Północnego. Tutaj temperatury w zi-mie sięgają nawet ponad minus 40 stopni C, wieją silne wiatry. Jako pierwszy człowiek „przykuty” do wózka inwalidzkiego jeździł nim samodzielnie po śniegach i lodach Spitzbergenu. Pierwszy facet na wózku - W Tromso wszyscy pasażerowie zmusze-ni byli zabrać swoje bagaże - musieli przejść dokładną odprawę celną. Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej. Mnie jakoś policja oszczędziła, kazała jedynie oddać do kontroli dokumenty. Pewnie na widok wózka. Wstawił się za mną przesympatyc-zny kapitan samolotu SAS i mogłem zostać na jego pokładzie. Śmiał się całą drogę, że pierwszy raz wiezie zimą faceta na wózku na Spitsbergen – wspomina Leszek Bohl. Lot na Spitsbergen trwał 4,5 godziny, z przerwą w Tromso, znanego z magicznych świateł zórz polarnych. Z lotniska pana Lesz-ka odebrał Jarek Zajączkowski, mieszkający od 14 lat na tej wyspie. W porcie lotniczym czekał wynajęty samochód firmy Svalbard Maxi Taxi AS, której zlecił transport bagażu na Spitsbergenie.

- Jarek zorganizował mi spotkanie z pra-cownikami naukowymi polskiej stacji polarnej – mówi Leszek Bohl. - Ilona Wiśniewska, pracownik naukowy Sval-bard Muzeum, zaprosiła mnie do muzeum, umożliwiła zrobienie materiału zdjęciowego całej ekspozycji zbiorów tej placówki. Następnego dnia Jarek zorganizował i zafundował wyprawę skuterami na lo-dowiec. Pojechaliśmy jego prywatnym sku-terem śnieżnym amerykańskiej marki Arctic Cat Turbo. Na swoich skuterach dołączyli do nas pracownicy Polskiej Stacji Polarnej Hornsund, położonej kilkaset metrów od brzegu Zatoki Białych Niedźwiedzi: Justyna, Tomek i Artur. Nie było specjalnie mroźno, padał śnieg, ale potwornie wiało. Tak zostało już do wylotu ze Svalbardu.

- Mieliśmy cztery karabiny, zgodnie z przepisami prawa ustanowionego przez gubernatora tej prowincji w Arktyce – kontynuuje pan Leszek. – Na wypadek spotkania z niedźwiedziami. Oddalając się z miasta każdy musi mieć broń przy sobie.

Na lodowcu niebiańskie widoki. Zwiedziliśmy pierwsza kopalnię zbudowaną przez Hiszpanów, odwiedziliśmy g r o b y

Karabiny i skutery

Page 43: Echo Życia 81/10/D3 .

41

Leszek Bohl na wózku czy na skuterze nie rozstawał się na Spitsbergenie z flagą Torunia.

podróżników i górników usytuowane na lodowcu. Od 70 lat obowiązuje zakaz pochówku na Spitsbergenie, gdyż ciała nie ulegają rozkładowi i wypychane są na wierzch. Otrzymałem polecenie prowadze-nia skutera. Trochę się obawiałem - ko-sztuje 80 tys. zł, a ja nie mogę się nogami przycisnąć do korpusu. Ale siadłem. Dałem radę. Ruszyłem. Uważałem na zakrętach, gdyż nawrót to najbardziej niebezpieczny moment, grożący wywrotką. Przejechałem samodzielnie spory dystans skuterem po lodowcu. Całą ekipą zjechaliśmy na dół do miasteczka Long. W hotelowej kawiarni w starych barakach górników prowadziliśmy Polaków rozmowy. Na lodowcu Longyear-breen jeździłem skuterem śnieżnym ko-rytem zamarzniętej rzeki Longyearelva. Po skałach i lodzie Longyearbyen poruszałem się skuterem i wózkiem inwalidzkim.Cukier wariował Musiał też zmierzyć się z innymi, uciążliwymi zwłaszcza dla chorych przewle-kle utrudnieniami klimatycznymi. Cukrzyca

przecież wymaga pewnych rygorów. Jak udało mu się przystosować do tych trud-nych warunków klimatycznych? - Zwyczajowo na Arktyce cukier wariował - opowiada. - Tym razem doszły jeszcze spore problemy z ciśnieniem tętniczym krwi. Bardzo rosło. Aby je obniżyć, musiałem użyć dodatkowych leków. Wysiłek i chłód powodują, iż stężenie cukru we krwi bard-zo spada. Musiałem zażywać, mimo nor-malnych posiłków, dodatkowo glukozę. Poradziłem sobie z tym, bo to samo działo się w ekstremalnie ciężkich warunkach w lutym w miejscowości Kittila, za kołem pod-biegunowym w Finlandii. - Teraz zaliczyłem pełną Arktykę - 78 stopień to wielka radość dla mnie – zapewnia. - Jestem bardzo szczęśliwy. Było piekielnie ciężko. To miejsce dla twardych ludzi. Tam nie ma czasu na rozczulanie się nad ułomnymi osobami; one po prostu wypadają z gry na Spitsbergenie. Tam nie ma osób starszych i chorych - odsyłani są na ląd, do Norwegii…

Widok z samolotu na archipelag Svalbard, z największą wyspą Spitsbergen.

Andrzej Karnowski

Page 44: Echo Życia 81/10/D3 .

Pani IwonkoKochana

Młodzi z niepełnosprawnością intelektualną doświadczają nierzadko samotności, upokorzeń, braku miłości bliskich i zrozumienia – w rodzinie, szkole, na ulicy, w otoczeniu „normalnych” rówieśników; ale też próbują uczyć się otwartości, znaleźć przyjaciół, podążać z nadzieją w przyszłość, jak w słowach „Hymnu Niepełnosprawnych”: „Kulejącego widziano anioła, który po niebie swobodnie szybował. Wszystko się może zdarzyć! – wołał. Jeśli uwierzyć w siebie zdołasz!”

Z listów do pani psycholog, pisanych przez młodzież niepełnosprawną intelektualnie.

Zakładam maski Zakładam maski, za którymi ukrywałam strach przed swoją chorobą. Byłam tak bardzo samotna z moim problemem – było ciężko. Bałam się świata i siebie – zakładałam maskę obojętności. Czasami pojawiała się maska cierpienia. Wtedy czułam się taka samotna jak palec.Myślałam, że powodem tej samotności jest moja choroba i dlatego mam tak mało przyjaciół. Dziś wiem, że nie taka jest prawda. Bardzo starałam się, żeby przestać zakrywać się za tymi maskami. Przecież chodzi o to, żeby wychodzić naprzeciw siebie i ludzi. Zrozumiałam, że z tą chorobą można wspaniale żyć.

Basia

42

Page 45: Echo Życia 81/10/D3 .

Kochana Pani Iwonko Często sobie zadaję pytanie, dlaczego to życie niesie nam tyle przeszkód i problemów, z którymi musimy się zmagać sami. Dlac-zego ludzie nie mogą być każdego dnia szczęśliwi, zadowoleni z tego, co mają. Rozmowa wiele daje człowiekowi, jeśli ma problemy. Sama tego doświadczyłam. Mam do Pani pełne zaufanie. Mogę porozmawiać o wszystkim, uczciwie, szczerze, otwarcie. Przede wszystkim po tym, ostatnim obozie, gdy udało mi się przełamać problem związany z peruką, nabrałam pełnej wiary w siebie. Najbardziej się boję o pani zdrowie, żeby nic złego się pani nie stało, bo nie pogodziłabym się z tym. Jak pani będzie coś leżało na sumieniu, to niech pani się nie załamuje, bo ja też popełniam błędy, też nie jestem idealna. Cierpienia też mają czasami jakiś sens. Często jest tak, że to emocje nami rządzą. Później żałujemy tego, czego nie powinniśmy zrobić.

Marta43

Page 46: Echo Życia 81/10/D3 .

Czuję do taty dużo żalu

Mam tatę i mamę i trójkę rodzeństwa. Jestem najstarsza. Prob-lemy z alkoholem zaczęły się gdy urodziłam się ja i moi dwaj bra-cia, a na koniec moja siostra, gdy zaczęły się obowiązki. Pamiętam, jak podrośliśmy i chodziliśmy do szkoły. Gdy tata chodził do pracy, przychodził zawsze pijany i zły na cały świat: był zły na nas, że nic nie robimy, że on tylko pracuje. Mówił, że jesteśmy głąbami, nieukami. Zdarzały się kłótnie, wyzwiska. Robił wyrzuty, jakie to miał z nami trudne życie. Rzadko tak było, że nie miał do nas pretensji, że był trzeźwy. W ślady mojego taty idą i sięgają po alkohol moi bracia. Boję się, że skończę tak jak on. Czuję do taty dużo żalu i złości. Gdy wraca do domu pijany, ja modlę się, aby był tylko spokój i cisza, aby poszedł wreszcie spać. Nawet, gdy tata nie pije alkoholu to przeważnie nie ma pieniędzy, jest trzeźwy, ale i tak jest zły. Zastanawiam się czasami, czemu my jesteśmy winni.

MonikaInaczej patrzę na niepełnosprawność

Kiedy skończyłam ósmą klasę i poszłam do zawodówki o kierunku introligator, bardzo się bałam, jak mnie przyjmą nowe koleżanki i koledzy, czy dam radę w nowym otoczeniu, dlatego, że jestem osobą niepełnosprawną. Było mi trudno zaakceptować nową szkołę i now-ych nauczycieli. Nie radziłam sobie w nauce i robiłam różne głupoty, na przykład kaleczyłam się, bo nie mogłam znaleźć dla siebie mie-jsca. Poznałam panią psycholog, która miała ze mną rozmowy. Wtedy uwzięłam się, że dam sobie radę. Zabrałam się za naukę. Jak miałam problemy, nie wstydziłam się iść do pani psycholog i porozmawiać o tym. Byłam zaskoczona, że jako osoba niepełnosprawna mogę skończyć szkołę z wyróżnieniem i czerwonym paskiem. Inaczej teraz patrzę na niepełnosprawność. Staram się mówić to, co czuję i wtedy lepiej czuję się z samą sobą. Moja przyjaźń z panią psycholog ze Stowarzyszenia i z moimi przyjaciółmi daje mi dużo do myślenia, żeby się nie poddawać, tylko walczyć i dążyć do celu. Wiesia

44

Page 47: Echo Życia 81/10/D3 .

Jeszcze ktoś mnie pokocha

Kiedy miałem cztery lata i nie miałem z kim się bawić – czułem się samotny. Czasem był mój brat cioteczny. Budowaliśmy domy z klock-ów, bawiliśmy się samochodzikami, i wtedy czułem radość, że mogę być z kimś, porozmawiać, zapomnieć o samotności. Ale kiedy do niego pr-zychodzili koledzy, on odchodził ode mnie.Wtedy czułem się odrzucony jak rzecz, którą można wykorzystać, a potem wyrzucić do śmieci. Mój tata odradzał mi przyjaźń z nim, Mówił, że potrzebny jestem tylko wtedy, gdy nie ma kolegów. Gdy miałem sześć lat i mój tata zapisał mnie do szkoły do zerówki myślałem, że będzie fajnie, że będę miał dużo kolegów, przyjaciół. Gdy tata pierwszy raz odprowadzał mnie do szkoły, byłem radosny i roześmiany, ale w szkole moi koledzy mieli mnie za gorszego: przezywali, pluli na mnie, mówili: „down”. Ja nie skupiałem się wtedy na nauce, ale jak będzie podczas przerwy. Uciec przed nimi – zwykle mi się to nie udawało. Bałem się wtedy chodzić do szkoły. Dzięki Stowarzyszeniu „Otwarte Drzwi”, moim kolegom, koleżankom, pani psycholog i całej reszcie nie czuję tej samotności. Mam w nich całkowite wsparcie, a oni we mnie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś mnie pokocha, a ja jego, i że będzie trwało to wiecznie.

Rysiek

45

Page 48: Echo Życia 81/10/D3 .

Jestem innym człowiekiem

Po skończeniu pięciu klas szkoły specjalnej zostałem wyrzucony. Poszedłem do szkoły z internatem, prowadzonej przez siostry za-konne. Ostatnie trzy lata podstawówki skończyłem w ośrodku szkolno – wychowawczym, później zostałem skierowany do szkoły dwuletniej jako introligator. Od samego początku nie mogłem się odnaleźć w nowym środowisku i tak było do końca szkoły. Nie dawałem sobie rady z przedmiotami i miałem różne konflikty z nauczycielami. Przez to wszystko moja mama była wzywana do szkoły na rozmowę. Pewnego dnia poznałem panią psycholog, ale też mi na samym początku nie przypadła do gustu. Po wielu rozmowach z nią, zacząłem myśleć, co zrobić ze swoim życiem. Niespodzianką było, że mogę uczestniczyć w Warsztatach Terapii Zajęciowej, najpierw w pracowni gospodarstwa domowego u pani Małgosi, później w komputerowej u pana Kamila. Zostałem też wolontariuszem WTZ. Przez ten czas dużo się w moim życiu zmieniło. Na samym początku byłem strasznie agresywny, nie-odpowiedzialny i nieuczciwy. Dzięki pracy nad moim charakterem, jestem innym człowiekiem.

Roman

Oprac. Ireneusz Gesinowski

Fragmenty tekstów i zdjęć z tomiku „Księga zaklęć”, wydanego przez Stowarzyszenie „Otwarte Drzwi” w Warszawie

46

Page 49: Echo Życia 81/10/D3 .

O r t a l i o n „Non Lavare”

Mgła i gęsta ulewa zaskoczyła mnie na ulicy – wspomina pan Stefan K., zmagający się od lat z reumatoidalnym zapaleniem stawów. - Do poblis- kiej bramy, w której schroniło się już kilkanaście osób, miałem co prawda niedaleko, ale skrępowany bezlitosnymi powrozami gośćca, bardzo wolno posuwałem się do przodu. Gdy stanąłem wreszcie pod sklepieniem bramy, byłem już całkowicie mokry. Kilkuletni, wysłużony prochowiec nie chronił przed gwałtownym deszczem. Zerkając zazdrośnie na przechodzących ludzi w ortalionach nagle zapragnąłem, aby także mieć taki płaszcz. W wyobraźni ujrzałem już siebie idącego ulicą z tryumfującą miną w nowym ortalionie, od którego odpryskiwały krople deszczu. Punktualnie o dwunastej wgramoliłem się przy pomocy poręczy na drugie piętro Domu Towarowego i podszedłem do stois-ka z męskimi płaszczami. Dowiedziałem się, że zagranicznych ortalionów jeszcze nie ma, ale w każdej chwili powinna być dostawa.

Przezorność nakazała mi nie odchodzić zbytnio. Śledziłem wszelkie porusze-nia sprzedawczyń i ich pomocników rozwożących towar na specjalnych wóz-kach. Krążyłem w pobliżu, rozglądałem się i węszyłem, czy z którejś strony nie pachnie

47

Page 50: Echo Życia 81/10/D3 .

włoskim Adriatykiem. Tymczasem dochodziła już pierwsza. Wokoło stoiska gromadziło się coraz więcej ludzi. Wieść o sprowadzeniu tanich za-granicznych ortalionów rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Zacząłem się denerwować. Towar nie nadchodził, a od tego długiego wałęsania rozbolały mnie nogi. Szczególnie stawy skokowe. Stopnio-wo traciłem cierpliwość. Raptem wśród otaczających stoisko klientów zafalowało.

Ktoś z personelu poinformował, że sprzedaż płaszczy „Lilion“ odbędzie się o czter-nastej. Sytuacja nie była dla mnie korzyst-na. Nogi coraz natarczywiej sygnalizowały ostre bóle i gwałtownie domagały się odciążenia. Po krótkiej medytacji ruszyłem w kierunku prawego skrzydła piętra i wzdłuż stoisk szukałem jakiegoś miejsca do siedzenia. Mijałem punkty sprzedaży i natrętnie penetrowałem służbowy metraż ekspe-dientek. W pobliżu klatki scho-dowej, obok działu z kapeluszami, stało krzesło. Odtąd siedziałem prawie na wprost schodów i windy prowadzącej do maga-zynów i obserwowałem całe piętro. W podobny sposób zachowywały się star-sze kobiety, które poprzystawały sobie tu i ówdzie, w pojedynkę lub po dwie. Na twarzach zgromadzonych i tych ciągle nadchodzących widać było już narastające z minuty na minutę podnie-cenie i zniecierpliwienie. Zaczynałem już wątpić w możliwość zdobycia ortalionu. I wreszcie stało się. Po piętnastej, na teren oblężonego stoiska, weszła jed-na z ekspedientek niosąc przed sobą z dziesięć kartoników z ortalionami. Kiedy podnieceni kilkugodzinnym wyczekiwa- niem amatorzy nieprzemakalnych płaszczy zwietrzyli upragniony zagraniczny towar, zaczęło się polowanie. Rzucili się jedni przez drugich, zupełnie nie zwracając uwagi na potrącaną sprzedawczynię.Podekscytowani napierali na nią tak gwałtownie, że biedacz-ka, ledwie wyzierając zza stosu kartoników. Dostrzegłem ekspedientkę kilkanaście sekund wcześniej, zanim inni otoczyli ją pulsującym pierścieniem. Zorientowałem się, do którego stoiska zamierzała podejść, i szybko zająłem przy nim miejsce. Kiedy po szybkiej szarpaninie z natrętnymi

48

Page 51: Echo Życia 81/10/D3 .

klientami i kilku ostrych słowach skiero- wanych pod ich adresem stanęła wreszcie na stanowisku, cieszyłem się swoją korzystną pozycją. Niedługo. Widok rozpakowanych ortalionów tak podniecił zgłodniałych amatorów zagranicznych ciuchów, że w ciągu paru sekund stłoczyli się w jedną zbitą masę i jak olbrzymia ośmiornica z trzech stron przywarli do stoiska ekspedientki. Nagle w tym ludzkim mro-wisku zawrzało. Stojących przy stoliku zaatakowała jeszcze bardziej agresywna grupa z tyłu. Spoconymi brzuchami, pier-siami i zadając ból łokciami tak parła do przodu, że po kilkunastu sekundach zajęła miejsca tamtych. - Pani, dla mnie 48 na 175! - Dla mnie 50 na 180 ! - Dla mnie też 50 na 180. Odepchnięci nie rezygnowali z walki. Wywijając między głowami tych, którzy przed chwilą ich staranowali, uzbro-jonymi w czerwone stuzłotówki rękami, protestowali: - Niech pani ich nie słucha, oni dopiero pr-zyszli! - Proszę nam sprzedawać! - Tu są odliczone pieniądze! - Proszę 50 na 180! - 1 dla mnie 52 na 180! Wszystko to trwało zaledwie minutę. Wystarczyło jednak, by ekspe- dientka straciła głowę. Ulegając paniice, niezdecydowanie groziła, że wezwie milicję. Na próżno. Przed jej zaczerwienioną ze zdenerwowania twarzą wciąż kotłowały się wyciągnięte ręce. Nagle zaczęła sprzedawać. Te-raz jak neandertalczycy już nie tylko sy- czeli na siebie, lecz także wyrywali sobie nawzajem z rąk rozpakowane ortaliony. W tym atawistycznym zamiesza-niu zostałem tak niemiłosiernie przygwożdżony do stoiska, że cały spoco-ny ledwo stałem na nogach.

Chociaż wspierałem się na zwiniętych w pięści dłoniach, moje położenie z sekundy na sekundę stawało się coraz bardziej dramatyczne. Paraliżujący ból w plecach i uginające się kolana rozpraszały moją uwagę i nie pozwalały mi skute- cznie walczyć. Zrozpaczony zawołałem urywanym głosem: - Jestem inwalidą i proszę teraz mnie sprzedać ortalion! Chybiłem. Nie był to dla ekspe- dientki argument. Dla innych też. - Panie, myśmy są wszyscy chorzy i in-walidzi - kiwając głową zawyrokował sapiący grubas. Zachwiałem się. Ogarnęło mnie dojmujące uczucie przykrości. - Miałem wrażenie, że czas cofnął się o kilka epok wstecz. Nagle zmobilizowałem się i wyprostowałem w jakimś nadludz-kim wysiłku. Gwałtowna złość na złość na tych małpoludów tak we mnie zahuczała, że ryknąłem przejmującym głosem: - Już nie mogę wytrzymać, proszę sprzedać mi płaszcz, bo inaczej upadnę na podłogę! Z tyłu, za jego plecami, rozległ się głośny płacz. - On przecież nie może stać, zrozumcie to! - Obejrzałem się. To była moja żona. Płakała i desperacko przepychała się do mnie. Stojąc poprzednio z boku szamoczącej się ciżby, nie wytrzymała w końcu widoku sponiewieranego męża i pospieszyła mi z odsieczą. Tylko ona wiedziała, jaką cenę płaciłem. Pragnąłem sam zdobyć to, o czym marzyłem dotychczas w każdy desz-czowy dzień. Nie chciałem stracić okazji sprawdzenia swej niegdyś silnej woli, osłabionej teraz długą chorobą. Powiedziałem tylko półgłosem:

49

Page 52: Echo Życia 81/10/D3 .

- Nie płacz, uspokój się, z przeciwdeszczowca nie zrezygnuję. - Jaki rozmiar płaszcza pan sobie życzy? - zapytała ekspedientka. - Spojrzałem jej w oczy. Tak, mówiła do mnie. W końcu i ona dostrzegła moją fizyczną niepełnosprawność. - Pięćdziesiąty, ale proszę z tych brązowych - szybko odpowiedziałem i sięgnąłem powo- li do kieszeni marynarki po pieniądze. Zanim więc wyciągnąłem odliczoną gotówkę, sprzedawczyni trzymała już w przezroczystym woreczku brązowy ortalion. Zapłaciłem, szybko chwyciłem za swą zdobycz i pod osłoną żony wycofałem się z tego wyczerpującego oblężenia. .

Na początku lat sześćdziesiątych Polacy zwariowali na tle włoskich płaszczy ortalionowych. Gdy „rzucali” je do sklepów, kolejka zamieniała się często w dziki tłum atakujący sklepową ladę. Osoby starsze i niepełnosprawne były bez szans na modny ciuch, który chronił od deszczu.

Teraz wyciągnąłem płaszcz z woreczka i przymierzyłem przed lustrem. Potem, wolno składając go, zatrzymałem wzrok na zagranicznej metce „non lavare“

Spisał: Ireneusz Gesinowski

50

Page 53: Echo Życia 81/10/D3 .

51

Tego nie wiesz o kawie Niewielu specjalistów medycyny natu-ralnej zaleca picie kawy. Z kolei lekarze – absolutni przeciwnicy jakichkolwiek uza-leżnień – traktują kawę na równi z alko-holem, tytoniem oraz narkotykami takimi jak na przykład kokaina! Mimo tej nieustającej nieufności żadne badania naukowe nie potwierdzają, że pi-cie kawy w rozsądnych ilościach zwiększa ryzyko wystąpienia nadciśnienia tętnicze-go, chorób serca czy innych poważnych zaburzeń zdrowia. Wręcz przeciwnie, coraz częściej oka-zuje się, że kawa może mieć korzystny wpływ na zdrowie. Badania EPIC (ang. European Prospecti-ve Investigation into Cancer and Nutrition) dotyczące raka oraz sposobów żywienia w Europie dowodzą, że nie istnieje żaden związek między spożywaniem kawy a wy-stępowaniem chorób przewlekłych takich jak choroby krążenia, cukrzyca czy rak.

W badaniach EPIC, jak i w wielu uprzed-nich, stwierdzono, że spożywanie kawy zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. Kawa może także, w znacznym stopniu, zmniejszyć ryzyko wystąpienia choroby Parkinsona. Badanie opublikowane w pi-śmie naukowym The Journal of the Ame-rican Medical Association wskazuje, że wśród ludzi pijących duże ilości kawy ry-zyko takie zmniejsza się nawet o 80 proc. Spożycie kawy może także zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka prostaty, wątroby, nerek, okrężnicy, wystąpienia zaburzeń rytmu serca czy chorób płuc.

Korzystne działanie kawy

Page 54: Echo Życia 81/10/D3 .

52

Jaką kawę pić? Jednak, aby móc skorzystać z leczniczych właściwości kawy, trzeba przestrzegać kilku reguł. W badaniach opublikowa-nych w Journal of Alzheimer Disease – magazynie naukowym poświęconym chorobie Alzheimera – porównano dzia-łanie samej kofeiny oraz kofeiny w połą-czeniu z innymi składnikami, obecnymi w spożywanej kawie. Jedynie kawa naturalna, wraz ze wszyst-kimi swoimi naturalnymi składnikami, wykazała pozytywny wpływ na pamięć. Takie wyniki nie są zaskakujące: kawa zawiera przeciwutleniacze, w tym kwa-sy chlorogenowe i bioflawonoidy. W krajach rozwiniętych, takich jak na przy-kład Francja, kawa pozostaje najważniej-szym źródłem antyoksydantów. Zawiera ona tysiące różnorodnych substancji. Dzi-siejsze odkrycia w tej dziedzinie sugerują, że mieszanka tychże składników ma zba-wienny wpływ na nasze zdrowie.

Unikajmy wszelkich substytutów kawy: żadne wyciągi z kawy czy czysta kofeina nie mają tak pozytywnego wpływu na na-sze zdrowie jak kawa naturalna w swej najbardziej naturalnej formie. W przeciwieństwie do dość popularne-go przekonania – to nie kawa zielona, lecz czarna, mocno palona pozytywnie wpływa na zdrowie. Im kawa jest mocniej palona, tym lepsza dla zdrowia, ponieważ im inten-sywniejszy proces palenia ziaren kawy, tym mniejsza zawartość kofeiny. Proces prażenia ziaren kawy powoduje degradację kofeiny ze względu na działanie wysokiej temperatury. To nie wszystko: im kawa czarniejsza, tym bogatsza w antyutleniacze w efekcie procesu dekofeinizacji. Badania dowiodły, że kawa mocno palona jest bogatsza w sub-

stancje neuroprotekcyjne niż kawa zielona. Inne badanie dowiodło, że kawa mocno palona jest skuteczniejsza w utrzy-maniu odpowiedniego poziomu witaminy E i glutationu w komórkach (dwa niezwykle ważne antyoksydanty) oraz przynosi doskonałe efekty przy odchudzaniu. Należy zaznaczyć, że kawa filtrowana, przygotowana w ekspresie do kawy jest bogatsza w kofeinę niż espresso, ponie-waż czas parzenia jest w tym przypadku znacznie dłuższy. Pamiętać należy także, że im drobniej zmielone ziarna, tym więcej kofeiny będzie zawierać kawa. Ze względu na to, że do tej pory pojawiło się wiele sprzecznych z tym, co dotychczas sądzono, informacji, podsumujmy: Kawa bogatsza w kofeinę to ta słabo pa-lona, przygotowana w ekspresie przelewo-wym. Kawa z mniejszą zawartością kofeiny to kawa mocniej palona, grubo mielona i przygotowana w ekspresie ciśnieniowym.

Problem z kofeiną Kofeina nie jest trucizną dla człowieka, gdyż możemy bez żadnych konsekwencji spożyć jej około 400 mg dziennie (4 filiżan-ki dziennie); wyjątkiem są osoby nadwraż-liwe na kofeinę. Kofeina ma dobrze wszystkim znane właściwości pobudzające. Jest legalna we wszystkich krajach, a FDA (Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków) – znana ze swojej skrupulatności – umieściła kofeinę wśród substancji spożywczych o różnorod-nym działaniu uznanych za bezpieczne. Kofeina może powodować kłopoty ze snem, aczkolwiek z reguły nie spożywa się kawy po godzinie szesnastej. W przeciwieństwie do powszechnego przekonania kofeina nie jest moczopędna: wiele badań dowiodło, że jej wpływ na na-

Page 55: Echo Życia 81/10/D3 .

53

sze płyny ustrojowe jest dokładnie taki samjak wpływ zwykłej wody.Kofeina w dużej ilości może powodować drżenie, skurcze żołądka i palpitacje. Przyczyną może być nietolerancja produktów karmelizacji lub olejów powstających w procesie palenia kawy oraz obecność pleśni czy innych tok-syn wywołujących alergie. Dlatego ważne jest, aby upewnić się, że kawa pochodzi z uprawy ekologicznej i wyprodukowana jest z najwyższą starannością. Zatem wygląda na to, że negatywne od-działywanie kawy pozostaje całkowi-cie rekompensowane jej pozytywnym wpływem na zdrowie. Należy jednak pa-miętać, że kobiety w ciąży powinny całkowi- cie zrezygnować z kofeiny.

Kawa – 5 zasad, o których warto pamiętać

Jedynie kawa dobrej jakości pozwa-la na pełne wykorzystanie jej działań terapeutycznych:

Filiżanka do kawy: najlepiej pijmy kawę z porcelanowej filiżanki, a unikajmy pa-pierowych kubków, a tym bardziej – pla-stikowych. Dzięki temu kawa nie tylko bę-dzie zdecydowanie lepiej smakować, ale – co ważniejsze – nie przedostaną się do niej zawarte w plastikowych pojemnikach groźne substancje chemiczne takie jak bisfenol A.

Wybierajmy kawę bio: kawa jest jednym z produktów najbardziej narażonych na działanie pestycydów. Dlatego szczególną

Filtry do kawy: unikajmy białych filtrów (ich śnieżnobiałą barwę uzyskuje się dzięki obróbce chemicznej polegającej na wybie-laniu chlorem) – dzięki temu pozostałości wybielacza nie trafią do naszej filiżanki.

Kawa w ziarnach: kupujmy kawę w ziar-nach, sprawdzajmy, czy zapach ziaren jest mocny i przyjemny. Ziarna kawy palonej są bogate w oleje i może ona zjełczeć: kawa ma wtedy kwaśny smak. Jeszcze szybciej może zjełczeć kawa mielona. Pijmy czarną kawę: unikajmy śmietan-ki, cukru czy mleka do kawy. Do parzenia używajmy czystej, filtrowanej wody.

Jean-Marc Dupuis

uwagę zwracajmy na wybór kawy z właści-wych źródeł, ponieważ wszystkie wymie-nione powyżej jej pozytywne właściwo-ści mogą zostać zminimalizowane przez zawarte w kawie pestycydy.

Page 56: Echo Życia 81/10/D3 .

Ciemności się nie ulęknę

- Ja pana znam – usłyszałem, wchodząc do gabinetu masażu. Słowa te padły zaraz po moim grzecznym „dzień dobry, mam do pana skierowanie na masaż”. – Pan na-zywa się Andrzej Jarosz i pracuje w Radiu Białystok.Oniemiałem. Przywitał mnie dziarski czterdziesto- kilkulatek, uśmiechnięty, w ciemnych oku-larach. Edward Owczarczuk – mój masażysta na najbliższe dziesięć dni. Wiedziałem, że jest niewidomy, jednak zaskoczenie było zupełne, gdy wymienił moje nazwisko. Bąknąłem coś, wyrażając zdziwienie, na co Edward szczerze się roześmiał. - Po głosie pana poznałem. Wszystkich was rozpoznaję, radia dużo słucham, proszę się nie dziwić. Rozmowa potoczyła się wartko, Ed-ward naprawił mój zmęczony kręgosłup, jed-nak do dziś nie możemy się nagadać. I tak już kilkanaście lat. Pewnego dnia postanowiłem spisać historię Edwarda. - Gdy miałem 10 lat, straciłem wzrok na jedno oko. Rok później na drugie. Dla- czego? Nie wiem. Może miał na to wpływ mój upadek z drabiny. Miałem wtedy trzy lata. Wlazłem za matką po drabinie. Ona się odwróciła, żeby mnie skarcić, ja się przestraszyłem i spadłem na beton. Ale nic się nie stało, chociaż walnąłem głową.

Trudno to teraz wiązać ze sobą.

54

Page 57: Echo Życia 81/10/D3 .

U nas w rodzinie nie ma nikogo, kto by chorował na oczy. Później, w szkole, pojawiła się krótkowzroczność i musiałem nosić oku-lary. A potem mi jedno oko „pękło” i rok później drugie. Widać, tak musiało być. Teraz może by wyleczyli, wtedy nie potrafili. Dla- tego żal pozostaje. 45 lat w medycynie, to dużo. Najważniejsze, że wzrok traciłem sto-pniowo, a nie nagle. Matkę miałem prężną, ze wsi, znała się na rzeczy. To dzięki niej się nie załamałem. Niektóre rodziny inwalidę zostawiają samemu sobie. Chodziłbym ślepy po wsi… W mojej mamie miałem wielkie oparcie. Natychmiast zapisała mnie do specjalnej szkoły dla niewidomych w Bydgoszczy. Skończyłem podstawówkę, średnią i mama skierowała mnie do Krakowa na kursy masażu. Mogłem iść do pracy do Suwałk, ale skończyłem masaż. No i muzyki się uczyłem.- Pamiętasz kolory, kształty, przestrzeń?- Wszystko pamiętam. Pamiętam, jak świat wygląda, chociaż wszystko się zmienia, nie stoi w miejscu. Ale mam super wyobraźnię, więc jak czegoś nie wiem, to sobie wyobrażam.- Opowiadałeś mi kiedyś, że nawet samocho-dem jeździłeś…- A jakże, nawet motorami. Miałem kum-pla, Marka, posadził mnie za kierownicą, a sam z boku usiadł. Szok wszyscy przeżyli, jak pod dom podjechałem. Funkcyjnie, to wszystko wiedziałem, sprzęgło, hamulec, gaz, zmiany biegów. Motorem przez wioskę jechałem, kumpel z tyłu siedział. Matka ręce załamała, jak mnie zobaczyła. Mieszkałem wtedy w Zadykach, koło Suraża. Ja jestem chłopak ze wsi. Jako niewidomy wszystko umiałem zrobić. I krowy doiłem, przy żniwach pomagałem, przy młóckach, wszystko. - A dzieciarnia ze wsi nie dokuczała?- Naśmiewali się trochę, a jakże. Ale bardziej w formie żartu, nie, żeby krzywdę wyrządzić. Ot, jak to młodzi. Ale i szanowali mnie, bo wiele rzeczy robiłem lepiej o d nich.

Wszystkiego nauczyłem się w szkole. Jeździć na łyżwach, wrotkach, nartach, szachy, warcaby, karty… Muzyka i sport, to też zasługa szkoły. W Zrzeszeniu Sportowym Niepełnosprawnych „Start” reprezentowałem Białystok. Grałem w piłkę dźwiękową, lekkoatletykę uprawiałem, biegi, skok w dal, pchnięcie kulą, oszczep. Ale jak zająłem się muzyką, to już sportu zaniechałem. W spor-cie byłem bardzo dobry, ale trzeba było czasu na treningi, szczególnie przed zawodami. Nie było to łatwe, mieszkałem wtedy w Łapach, musiałem dojeżdżać. No i na pierwszy plan weszła muzyka, z niej miałem pieniądze. Na początku grałem na gitarze, później na klawiszach. Nauczyłem chłopaków ze wsi

55

Edward Owczarczuk

Page 58: Echo Życia 81/10/D3 .

również. Pracuję, spotykam się z ludźmi, podróżuję. Jak trzeba, to i sam gotuję. Ja nie umiem być w domu. Jestem wciąż w ru-chu, nosi mnie. Biegam, pływam, podróżuję – muszę być sprawny i silny. Zresztą mój zawód tego wymaga. Mam też taki mały domowy atlas, przy którym ćwiczę. Nade mną nikt się nie lituje, ja nad sobą też nie mogę. A to, że czasem plecy bolą, że jestem zmęczony… W Polsce w takich szczególnych miejscach wszędzie byłem, na wiele szczytów wchodziłem. Góry mi niestraszne. Tarnica w Bieszczadach, Połonina Caryńska, Wetlińska, Rabka Mała, Rabka Wielka, Krynica, Jaworzy-na. Jak wchodziliśmy na Rysy, czułem, że kilo-metr w dole jest Czarny Staw. W tym roku Gie-wont zdobyliśmy, ale to duży wysiłek, bardzo duży. No i jeszcze trzeba wrócić, helikopter cię z powrotem nie zabierze. Jeździłem też trochę po świecie: Izrael, Egipt, Turcja, Włochy, Sar-dynia i Korsyka, Francja. Moja córka Ania, jak jedzie z nami, opowiada mi o tych pięknych miejscach, a ja je czuję, jakbym je widział. Ona pięknie opowiada, a ja mam wielką wyobraźnię.

to normalne, dla córki chciałoby się jak najlepiej. Matka wyprawiła wese-le i dopiero na tydzień przed teściowie po-wiedzieli, że przyjadą. Bo mieli nie przyjechać. Później już było dobrze, już się unormowało. - Jesteś bardzo aktywny, otwarty na świat, dużo podróżujesz. - Chyba aż za bardzo ak-tywny – zaśmiał się. - Jestem samodzielny, w domu nie trzeba mi pomagać, na zewnątrz

grać na instrumentach i 10 lat tak graliśmy. Najpierw na weselach po okolicy, później zaczęliśmy wydawać kasety. Byliśmy bardzo popularni, grałem w zespole Mister, później Vabank. Z Vabankiem byliśmy wszędzie. Rzeszów, katowickie Spodki, Opole. Zespół był wtedy na topie, całą Polskę zjeździliśmy. W białostockim radiu też graliśmy. To było oczywiście disco polo, takie były czasy. Nie przepadałem za disco polo, ale grałem. - Ale zostałeś masażystą… - To był strzał w dziesiątkę. Pomysł mamy. Ona też o tym za bardzo pojęcia nie miała, ale chciała, żebym coś w życiu osiągnął, nauczył się jakiegoś dobrego zawodu. No i wymyśliła masaż. Mówiła: do ludzi wyjdziesz, wśród ludzi będziesz. Prosta, ale sprytna babka, wszystko jej zawdzięczam. Mam wspaniałą rodzinę, żona, dwoje dzieci. Córka poszła w moje ślady, jest rehabilitantką, skończyła studia w tym kierunku. Syn, jak ja kiedyś, też został muzykiem. - A rodzina Marysi nic nie mówiła, że ich cór-ka chadza na randki z niewidomym? - Teść trochę przeżywał, był przeciwny. Ale

56

Page 59: Echo Życia 81/10/D3 .

- Kiedyś zadzwoniłeś do mnie ze szczytu jakiejś góry i powiedziałeś: Andrzej, jakie piękne widoki, żałuj, że cię tu nie ma. I ja żałowałem. Będąc nad morzem zachwycałeś się, jakie ono jest wspaniałe. - Bo ja to wszystko widziałem. Czuję ten wiatr na twarzy, wyobraźnią widzę tę przestrzeń. Nawet członkowie wycieczki nie zoriento- wali się, że jestem niewidomy. Jak jestem w okularach, to nikt się nie pozna. Dotrzymuję im kroku, wszędzie z nimi chodzę. Raz wchodziliśmy na górę Synaj. Szedłem pod rękę z pewną starszą panią. Nie wiedziała, że prowadzi ją niewidomy. O podróżach Edward opowiadał z pasją. Żył nimi, a gdy już jakąś z żoną zaplanował, dzwonił do mnie. „Jedź z nami – zapraszał – będzie raźniej”. Nie nadążyłbym za nim w górach, wiedziałem o tym doskonale. - Masz w życiu prawdziwych przyjaciół…- To moje psy. Teraz mam trzeciego. Pierwszy był Chaps, drugi – Baron. Teraz jest

Nimbo, wszystkie owczarki niemieckie. Przeszczęśliwy z nim jestem. Aż trudno opisać, jakie to są mądre psy, szczegól-nie ten ostatni. Jak ogromną wiedzę ma on w głowie. Jak trzeba wytresować psa, żeby tyle umiał, żeby mnie tak prowadził. Rozróżnia nawet dźwięki na sygnaliza-torach, te tik, tik, tik dla pieszych. Naprzód, stój, w prawo, w lewo, rozumie wszystkie komendy, wystarczy lekki sygnał smyczą i wie, o co chodzi. Cmoknę, mruknę – słyszy i rozumie. Omija przeszkody, prowadzi w tłumie. Jesteśmy wielkimi przyjaciółmi, naprawdę. Mój dzień z psem? Rano – długi spacer, bywa, że i 10 kilometrów. Robimy taki marszobieg. Ale nie zawsze, czasem tylko 20-30 minut. No i wieczorem, ale już krócej. Czasem jeszcze jesteśmy w mieście, w ruchu ulicznym. Idziemy do pracy, ale to bardziej dla niego, żeby nie zapomniał miasta. Z psem mogę wejść wszędzie, nikt nie może mi odmówić. Jeśli ktoś odmó-wi wprowadzenia psa, może dużą karę zapłacić. Ale – wiadomo, są różni, czasem złośliwi ludzie. Często chodzimy na działkę, bo mam też działeczkę. Działka, to dla Edwarda szczególne miejsce. Kiedy tylko mógł, chodził tam z psem odpoczywać. Nawet zimą. Niedaw-no, wraz z sąsiadem, gruntownie odnowił altankę. To nawet nie altanka a solidny mały domek. Wiele prac wykonał tam samodzielnie. Przypomniałem sobie, gdy kiedyś, zaproszeni na działkę, podążaliśmy z żoną za Edwardem drogą przez las. Prosiliśmy, by zwolnił, ciężko było za nim nadążyć. Prowadzony przez psa mijał bezbłędnie drzewa, klucząc między nimi z imponującą prędkością. Ani razu się nawet nie potknął. Jakby odgadując moje myśli, zaśmiał się. - Ha, ha, czasem nawet biegamy po lesie. Łączy nas nie tylko smycz. To jest niesamowita więź, nie ma lepszego przyjaciela. I obrońcy. Nikt na mnie ręki nie podniesie. Szczególnie Baron był czujny,

57

Page 60: Echo Życia 81/10/D3 .

nie pozwalał nikomu za blisko do mnie podejść. Mogłem się czuć bezpiecznie. To ważne, bo taki człowiek jak ja, gdzieś na pustkowiach może być łatwym celem dla złych ludzi. Ale z psem jestem spokojny. - Pamiętam, chciałem się kiedyś z tobą po przyjacielsku przywitać, ale warknął ostrzegawczo. Tylko rękę ci podałem, a i to bacznie obserwował. - To cały Baron. Nimbo taki już nie jest. Ale to dobrze, nie mogą się go ludzie bać. Chodzi ze mną bez kagańca, ma takie prawo. Nikomu na pewno krzywdy nie zrobi. No, chyba, żeby musiał stanąć w mojej obro-nie. To mój wierny przyjaciel. Ale ludzie są złośliwi. Raz przy bloku z nim byłem i pies kupę zrobił. Jakaś kobieta z balkonu zaczęła krzyczeć, że mi zdjęcie zrobi i do straży miejskiej zaniesie i żebym sprzątnął po psie. No i jak ja mam szukać tego psiego gluta, na czworaka? A widziała białą laskę, wie, że jestem niewidomy. Kiedyś sprzątaczka zrobiła mi awanturę, parę razy zwracała mi uwagę, żebym sprzątał po swoim psie. I nie docierało do niej, że nie widzę. Sytu-acja może nawet śmieszna, niewidomemu kazać psią kupę sprzątać, ale mnie wtedy do śmiechu nie jest. O swoich psach Edward opowiadał mi jeszcze długo. „Nie ma lepszej pomocy dla niewidomego, jak pies – powtarzał. – Ja nie muszę nikogo prosić, nigdzie dzwonić. Z psem załatwię wszystko, wszędzie dojdę. Idę z nim, gdzie tylko dusza zapragnie”. Zadzwoniłem do Edwarda proponując spot-kanie poza domem, najlepiej na działce. - Chcę ci zrobić kilka zdjęć, z psem – powiedziałem. Ucieszył się. – Podjadę po ciebie samochodem. - Absolutnie. Jedź sam, my dojdziemy pieszo. Samochód zaparkowałem nie- opodal działek i korzystając z pięknej po-gody ruszyłem na spacer, Edwardowi na spotkanie. Nie odstępowała mnie myśl, jak w absolutnej ciemności można dojść z cen-

trum miasta do ogródków działkowych. Choć drogą na skróty, to przecież z 10 kilometrów, także przez las. Ed-ward nie zgubił drogi. Prowadził go pies. Ujrzałem ich na wzgórzu, gdy mijali pierwsze drzewa. Nimbo biegł skrajem drogi, odgradzając swego pana od nierówności leśnego gruntu. Krzyknąłem do nich, by się zorientowa-li, że jestem. Wyjąłem aparat. - Powiedz mu, żeby łapami oparł się o twoje ramiona. Będzie fajne zdjęcie. Edward cmoknął i klepnął się dłońmi po udach. Nimbo radośnie poszczekując wsparł się na łapach i położył głowę na ramionach Edwarda. Wyszło piękne zdjęcie.

Andrzej Jarosz

58

Page 61: Echo Życia 81/10/D3 .

Uwierz, Koszty wielu kuracji można by zatem radykalnie zniwelować, zniknąłby też prob-lem skutków ubocznych. To żart, niestety. Liczy się dobro pozostałych dwóch trzecich pacjentów, nie wiadomo przy tym z góry, kto byłby podatny na niekonwencjonalne medykamenty. Placebo z powodzeniem stosuje się teraz podczas testowania nowych leków. Zawsze losowo wybranej grupie chorych podaje się wtedy środek leczniczy, podczas gdy podobna przyjmuje całkowicie obojętny preparat. I w grupie kontrolnej także niek-tórzy chorzy czują poprawę...

Ciało i umysł łączą zagadkowe związki. Nauka niektóre z nich nazwała, dokładnie przebadała, ujęła w ścisłe ramy, inne wciąż zdają się mieć w sobie coś z magii.Wiemy na przykład, że w procesie leczenia chorego wspomóc mogą nie tylko zamknięte w lekarstwach substancje, ale i jego głębokie przekonanie o ich mocy. Farma-ceutyk można niekiedy zastąpić chociażby sprasowanym cukrem, który zadziała jak najprawdziwszy lek. Zjawisko nazywa się efektem placebo. Doczekało się ono bogatej naukowej literatury, wykonano w związku z nim tysiące starannie udokumentowanych doświadczeń. Ustalono, że mniej więcej jedna trzecia pacjentów jest podatna na sugestię – jeśli uwierzy, że po-daje się jej dobroczynny specyfik, zadziała on skutecznie.

O ile placebo jest sojusznikiem lekarzy i mobilizuje organizm do samoleczenia, o tyle inne zjawisko, w pewien sposób pokrewne, ściąga same problemy. Nazwę nocebo, z łaciny zaszkodzę, nadał mu na początku lat sześdziesiątych amerykański lekarz Walter Kennedy. Pierwsza naukowa publikacja na temat negatywnych reakcji – nudności, świądu, wysypek, duszności – gdy pacjenci byli przekonani, że lekarstwo może im zaszkodzić, przeszła właściwie bez echa. Wysyp kolejnych informacji na temat efektu nocebo pojawił się dopiero w latach

zaszkodzę...

59

Page 62: Echo Życia 81/10/D3 .

dziewięćdziesiątych. Badacze ustalili, że nocebo może być naprawdę groźne, śmiertelnie groźne. W literaturze medy- cznej przywoływane są setki opowieści o dramatycznych skutkach wiary pacjentów w niepożądane działanie łagodnych skadinąd specyfików. Opowieści, a nie wyników pre-cyzyjnych badań, gdyż te – nastawione na wywoływanie bólu i innych trudnych do przewidzenia, ale potencjalnie szkodli-wych reakcji – uważane są za nieetyczne. Na niektóre uzyskano jednak zgodę. Na przykład na badanie na 22 zdrowych ochot-nikach. Przez kierowanie na ich nogi ciepła wywoływano ból, do momentu, który badani określali jako 70 w stupunktowej skali. Równolegle podawano znoszące ból opioidy, a efekty obserwowano za pomocą rezonansu magnetycznego (fMRI). Lek przeciwbólowy podano badanym początkowo bez ich wiedzy. Średnia ocena bólu od razu spadła z 66 do 55 punktów. Potem zapowiedziano, że dostaną lek, ale dawka opioidu nie uległa zmianie. Bol zmalał do średnio 39 punktów. W końcu, wciąż niczego nie zmieniając, zapowiedziano, że lek nie będzie już podawany, w związku z czym mogą doświadczać większego bólu. I rzeczywiście ocena podskoczyła do 64 punktów, niemal tylu co na początku eksperymentu, nim dostali opioid. Odczu-cia badanych potwierdziło obrazowanie

mózgu. Ochotnicy odczuwali ból na różnym poziomie, gdy zmieniały się ich oczekiwa-nia, a dawka leku pozostawała niezmienna. Interesujący eksperyment przepro- wadzono w Japonii. Grupa kilkudziesięciu uczniów miała w kwestionariuszu opisać swoje wrażenia z kontaktu z rośliną uważaną powszechnie za silny alergen. „Prawe ramię – roślina niezbyt bezpieczna, lewe – liście innej, obojętnej” – uprzedzono. Chłopcom zawiązano oczy i rośliny przyłożono odwrotnie – do lewego ramienia alergen, do prawego pospolity kasztanowiec. Tym-czasem u większości zareagowało prawe ramię. W ciągu kilku minut pojawiły się zaczerwienienia, swędzące wypryski, opuchlizna. Zmiany na lewym ramieniu były sporadyczne. W Stanach Zjednoczonych od 1948 roku prowadzone jest Framingham Heart Study – najstarsze i najrozleglejsze syste-

W innym badaniu 34 studentów-ochot-ników zgodziło się, by przez ich głowy przepuszczono łagodny prąd. Uprzed-zono ich, że skutkiem ubocznym może być utrzymujący się pewien czas lekki ból. Po badaniu skarżyła się na niego ponad połowa studentów. Niektórzy określali go jako wcale nie lekki. Tym-czasem w użyciu była aparatura, elek-trody, przewody, ale nie popłynął nimi żaden prąd. Wystarczyło przekonanie,

że płynął. 60

Page 63: Echo Życia 81/10/D3 .

mowe badanie kardiologiczne, obejmujące kilkanaście tysięcy osób. Zauważono, analizując jego wyniki, że osoby przeko-nane, iż choroba serca w każdej chwili może zagrozić ich życiu, rzeczywiście umierały cztery razy częściej niż inne dotknięte tą samą dolegliwością. Tak jakby zabijała je nie choroba jako taka, a wiara w bliskość i nieuchronność śmierci.Specjaliści nie mają wątpliwości – życie odebrało im nocebo. Nocebo wiąże się bowiem nie tylko z lekarstwem i innymi działaniami medycznymi, ale z każdym negatywnym przekonaniem, dotyczącym naszego zdrowia. Jeżeli uwierzymy, że coś jest dla nas szkodliwe, to z dużym prawdopodobieństwem nam za- szkodzi. Z dużym prawdopodobieństwem, bo jednak nie każdemu. Część ludzi opiera się sugestiom, złym prognozom, czarnowidzwu otoczenia. Nie można, ze względu na brak szczegółowych badań, powiedzieć, że tak jak w przypad-ku efektu placebo, na nocebo podatna jest mniej więcej jedna trzecia ludzi. Efekt nocebo jest o wiele silniejszy, bardziej spektakularny, ryzykowny, pozostawia wyraźniejszy ślad, a jednocześnie trudniej poddaje się analizom a efekt obserwacji nie zawsze jest jednoznaczny. Uważa się, że wśród wrażliwych na negatywne sugestie nieznacznie przeważają kobiety, osoby niezbyt stabilne emocjonalnie, niepewne siebie, lękliwie, nadmiernie skupione na swoim zdrowiu. Prostym sposobem prześledzenia efektu nocebo jest poinformowanie pacjen-ta o ubocznych skutkach przyjmowanych le-ków. W istocie problem dotyczy znikomego odsetka chorych, liczonego w tysięcznych częściach. Rozmowa z lekarzem, a jeszcze częściej uważne przestudiowanie dołączonej do opakowania ulotki, sprawia, że ta liczba gwałtownie rośnie. Pojawiają

się bóle brzucha, zawroty głowy, suchość skóry i inne tego typu dolegliwości. Amerykański lekarz Arthur Barsky wykazał, że aż 97 procent pacjentów zgłaszających się do szpitali z gwałtownymi objawami uczulenia na pencylinę, tak naprawdę doświadcza nocebo. Penicylina jest powsze-chnie uważana za groźny alergen i chorzy przyjmują ją z nieufnością. Skutki uboczne leków to prawdziwy problem. Lekarze chętnie zrezygnowaliby – właśnie ze względu na efekt nocebo – ze zbyt szczegółowego informowania chorych o ich działaniu, zwłaszcza niepożądanym, ale i ich, i farmaceutów, obligują do tego przepisy. Jeszcze większym problemem są sami lekarze. Błędna diagnoza, p o d a n e

61

Page 64: Echo Życia 81/10/D3 .

wprost niepomyślne rokowania, źle użyte sformułowanie, z drugiej strony nadmierne zdystansowanie przy pełnym profesjona- lizmie, siać mogą w organizmach chorych prawdziwe spustoszenie.

U innego po sekcji okazało się, że nowot-wór rozwijał się bardzo powoli i nie robił przerzutów, chory mógł żyć z nim jeszcze lata, ale zabiło go przekonanie o szybkiej śmierci. Za lekarzami stoi potęga współczesnej medycyny, nowoczesnej nauki, wyśmienita aparatura diagnostyczna i skuteczne środki lecznicze. Zbyt często lekceważony jest przy tym, oni sami to lekceważą, tak zwany „czynnik ludzki”, ich osobowość, zdolność do empatii, umiejętność komunikacji, ważniejsza nieraz niż wiedza. Bo równo-legle z nią dysponują oni mocą właściwą czarnoksiężnikom i szamanom. Są w stanie uzdrowić dobrym słowem i wepchnąć w chorobę złym. I na ogół pozostają tej mocy nieświadomi, stad tyle destruktywnych reakcji w orga- nizmach ich pacjentów. Ma to w przypadku noce-bo jeszcze głębsze znaczenie. Wielu naukowców uważa, że wszelkie rzucanie klątw i uroków jest jeszcze jedną postacią efek-tu nocebo. Klątwa, życzenie zła, nawet śmierci, rzucona musi być bowiem przez kogoś, w czyją moc, magiczne zdolności wierzymy

i czujemy przed nimi lęk, i musimy być tej klątwy świadomi. W literaturze medycznej powtarzany jest przypadek skutecznego odwrócenia przez lekarza klątwy rzuconej przez czarownika. Rzecz miała miejsce na amerykańskim Południu, w Alabamie, w roku 1938. Dotknięty klątwą zgłosił się do szpitala już skrajnie wycieńczony. Umierał, jego stan pogarszał się z dnia na dzień, a nikt nie potrafił wskazać przyczyny. Le-karz, po rozmowie z pacjentem, postanowił wyleczyć go w ten sam sposób, w jaki ściągnięta została choroba. Wezwał jego

rodzinę i w jej o b e c n o ś c i

z powagą oświadczył ,

że zna już t a j e m n i c ę k l ą t w y .

W literaturze opisanych jest wiele przypadków niepotrzebnych śmierci, wywołanych lekarską sugestią. Na przykład pacjenta ze zdiagnozowa-nym rakiem wątroby. Miał wszelkie jego objawy i zmarł w ciągu przepo- wiedzanych przez lekarza trzech miesięcy, tyle że sekcja zwłok nie wykazała żadnych

zmian nowotworowych.

62

Page 65: Echo Życia 81/10/D3 .

Wydobył ją bezpośrednio od czarownika. Otóż podał on ofierze jaja jaszczurki. Gady już się wykluły i właśnie zjadają ciało od wewnątrz. Z całym medy-cznym ceremoniałem zaaplikował chore-mu środek wymiotny, a gdy ten walczył z torsjami, zrecznie podrzucił do kubła malutkie jaszczurki. Świadkiem był sam pacjent i jego rodzina. „Zostałeś uleczony” - zawyrokował lekarz. I rzeczywiście, chory zapadł w głęboki sen, po wybudzeniu czuł się znacznie lepiej i wkrótce opuścił szpital. Żył jeszcze kilkanaście lat. Barwnych opowieści związanych z nocebo nie brakuje. Przytoczę jeszcze jedną, o chłopaku, który usiłował popełnić samobójstwo po tym, jak rzuciła go dziewczyna. Brał udział w klinicznych badaniach nowego antydepresantu, udało mu się zabrać ze szpitala trochę tabletek i połknął całą ich garść. W ostatniej chwili, nim stracił przytomność, wezwał jednak po-moc. Trafił na oddział ratunkowy tego samego szpitala, w którym dostawał tabletki. Tam wypłukano mu żołądek, ale stan chorego się nie poprawił. Kiedy wydobyto z niego, co właściwie łyknął, lakarz zawołał: „Ależ pan nie miał dostępu do prawdziwych lekarstw, wasza grupa przyjmowała placebo!”. „Nie zażyłem trucizny?” - upewnił się chłopak. Dolegliwości minęły w ciągu kwadransa i wkrótce o własnych siłach opuścił lecznicę.

Po określenie nocebo chętnie też sięgają ostatnio psychologowie. Zamykają w nim złe myśli i wyobrażenia, które hamują rozwój osobisty, nie pozwalają na realizację planów, osiągnięcie sukce-su, działając niczym samosprawdzająca się przepowiednia. Wszystko bowiem co wiąże się z efektem nocebo, rozgrywa się w głowie, ale nie odpowiada za to złożona chemia mózgu, choć zostawia on tam wyraźny ślad. Jon-Kar Zubieta z Uniwersytetu w Ann Arbor dowiódł na przykład nie tak dawno, że nocebo powoduje spadek poziomu do-paminy i naturalnych opioidów w mózgu, odpowiedzialnych między innymi za uśmierzanie bólu. Nocebo jest kwestią wiary i przekonań, pojęć nie dających się zweryfikować laboratoryjne. To za ich sprawą związki między ciałem i umysłem długo jeszcze pozostaną zagadkowe.

Dorota Wysocka

63

Page 66: Echo Życia 81/10/D3 .

64

Stres to dynamiczna rela-cja pomiędzy człowiekiem a otoczeniem. Relacja ta wy-maga wysiłku adaptacyjne-go, często jednak przekra-cza możliwości sprostania mu. Jak radzić sobie ze stre-sem, podpowiadają znawcy tematu:

• Uświadomić sobie własny stan emocjo- nalny oraz okoliczności, które go wywołały• Uświadomić sobie hierarchię problemów • Spojrzeć na sprawę pod wieloma kątami• Ocenić, jaki mamy wpływ na zmianę danej sytuacji• Dokonać prawidłowej samooceny• Energię rozładować poprzez różne for my aktywności fizycznej• Skuteczne są ćwiczenia relaksacyjno- koncentrujące• Można też opuścić miejsce zdarzenia stresującego oraz skierować swoją uwa gę na inne sprawy• Porozmawiać z kimś bliskim

STRES

Oprac. Lutka

„Przechodź spokojnie przez hałas i po-śpiech i pamiętaj, jaki spokój można zna-leźć w ciszy”„Niech Twoje osiągnięcia jak i plany, będą dla Ciebie źródłem radości”„Bądź ostrożny w interesach, na świecie jest pełno oszustwa, niech Ci to jednak nie przesłania prawdziwej cnoty”„Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia, ani nie podchodź cynicznie do miłości”„Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny”„W zgiełku i pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą”

• Zaplanować wystarczający czas na sen, wykonanie porannych czynności, po wolne pokonanie drogi do pracy, wyko nanie obowiązków i czynny wypoczynek• Planować dokładnie czas wypoczynku• Realizować konsekwentnie swoje zain teresowania pozazawodowe• Wypracować nawyki życia codziennego

Tę współczesną ”wyliczankę” cen-nych rad uzupełniają cytaty z anoni-mowego tekstu z 1692 roku.

Page 67: Echo Życia 81/10/D3 .

Oprac. Lutka

Page 68: Echo Życia 81/10/D3 .