Dobre wychowanie

26

description

Amor Towles: Dobre wychowanie Zwycięzca Nagrody Fitzgeralda. Powieść dla wielbicieli "Śniadania u Tiffany’ego" i "Wielkiego Gatsby’ego" Gdy w ostatnią noc 1937 roku pijana szampanem i jazzem Katey obserwowała twarz Tinkera, była przekonana, że wie już o nim wszystko. Dobrze urodzony, dobrze wychowany, bogaty. Należeli do innych światów. A przecież w życiu nic nie jest takie czarno-białe i oczywiste. Szczególnie, gdy starasz się przeżyć w Nowym Jorku, wśród ludzi, którzy twoją miesięczną pensję potrafią wydać na jedną kolację. Szczególnie, gdy w grę wchodzą uczucia i ambicje. Dobre wychowanie to czarująca opowieść w stylu retro przenosząca nas do szalonego Nowego Jorku lat trzydziestych, w którym zdarzają się zarówno romantyczne miłości, jak i niebezpieczne związki. To historia młodej dziewczyny, która musiała poznać zasady gry obowiązujące w świecie wielkich oczekiwań, pragnień i pieniędzy, by pozostać sobą i nie stracić tego, co dla niej najważ

Transcript of Dobre wychowanie

Page 1: Dobre wychowanie

„To ważne, by wbrew wsw zyz sttkiememmuuu popozozozozostststaćaćć wiernyym swoim zasadom. Pololollecammam!”!”!

UUrsszzzzuuulllaa DDDuuudddzzziiaaakkkk

Powieść dla wielbicielii Śniaiadadaninia a u u TiTiff ffanany’y’egegooii Wielkiego Gatsby’ego.

Gdy w osstatnią noc 1937 roku pijana a szszampap nenen m mmm i i jajaj zzzzzememm Katey obserwowała twarz Tinkere a, była prp zeez koonanaanananna, ,że wie już o nim wszystko. Dobrzze urodzoz nyyy, dodobrbb zezze wychowany, bogaty. Należeli do innych światóów. A przecież w życiu nic nie jest takie czara noo-białee i oczzc ywywy isisisteet . Szczególnie gdy starasz się przeżyć w Nowym Jorkkrr u, wśród ludzi, którzy twoją miesięczną pensję potrrafią wydydydaćaćć na jedną kolację. Szczeggólnie gdy w grę wchodzą ą ucu zuzz cicia ai ambicje.

Dobre wychowaniee to czarująca opowieść w stylu retetror . Historia młodej dzieewczyny, która musiałaa poznać zasa adaddy ygry obowiązuujące w świecie wielkich oczekiiiwaw ń, pppraragngngnieeeeń ńńńi pieniędzy, by poozostać sobą i nie stracić teegoo, cooco dddla nnieieejjjnajważniejszze.

„T„Ta powieść ć to podróż w świat końcca laat t trrzyzyzyzydzddzd ieieiestststycych,h,h, dodo fascynującego, pełnego możlliwośośściic iii tttruruudndndnd ycycyy h h hhwywyzwań Nowego JoJ rku, aa wszystkt o o z zz jaajazzzzzz emememe wwww tttlelelele,,,,czc yli tak jak lubię!” DDDorrototaa MiMiMiMiśkśkśkśkiieieiewiwiwiwiczczczcz

Cena detal. 32,90 zł

Towles_Dobre wychowanie_okladka__DRUK.indd 1 2013-02-27 11:39:28

Page 2: Dobre wychowanie

Towles_dobre wychowanie.indd 2Towles_dobre wychowanie.indd 2 2013-02-11 16:35:212013-02-11 16:35:21

Page 3: Dobre wychowanie

Amor Towles

Dobre wychowanie

tłumaczenie Anna Gralak

Kraków 2013

Towles_dobre wychowanie.indd 3Towles_dobre wychowanie.indd 3 2013-02-11 16:35:212013-02-11 16:35:21

Page 4: Dobre wychowanie

Tytuł oryginałuRules of Civility

Copyright © Cetology, Inc., 2011

Copyright © for the translation by Anna Gralak 2013

Projekt okładkiKatarzyna [email protected]

Fotografi a na pierwszej stronie okładki© Condé Nast Archive/CORBIS/FotoChannels

Opieka redakcyjnaJulita CisowskaBogna Rosińska

AdiustacjaJulita Cisowska

KorektaBarbara Gąsiorowska

Opracowanie typografi czneMaria Gromek

ŁamaniePiotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2328-8

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013Druk: Opolgraf S.A.

Towles_dobre wychowanie.indd 4Towles_dobre wychowanie.indd 4 2013-02-11 16:35:212013-02-11 16:35:21

Page 5: Dobre wychowanie

– 21 –

Rozdział pierwszy

Stare dobre czasy

Był ostatni wieczór 1937 roku.Z braku lepszych planów i perspektyw moja współlokatorka Eve za-

ciągnęła mnie z powrotem do The Hotspot, optymistycznie nazwanego klubu w Greenwich Village, który mieścił się cztery stopy pod ziemią.

Rozglądając się po sali, trudno było poznać, że jest sylwester. Nie było tam żadnych stożkowych czapeczek ani serpentyn, żadnych pa-pierowych trąbek. W głębi sali, za małym, pustym parkietem majaczył kwartet jazzowy grający bez wokalisty standardy spod znaku „kochał mnie i rzucił”. Wszystko wskazywało na to, że saksofonista, ponury ol-brzym ze skórą czarną jak olej silnikowy, zgubił się w labiryncie jed-nej ze swoich długich samotnych solówek. Basista – Mulat z dostojnym wąsikiem, o skórze barwy kawy z mlekiem – starał się go nie ponaglać. Bum, bum, bum – grał w tempie dwa razy wolniejszym od bicia serca.

Nieliczna klientela była prawie tak samo ospała jak zespół. Nikt nie włożył odświętnego stroju. Tu i tam siedziało kilka par, ale nikt nie romansował. Wszyscy zakochani albo nadziani byli za rogiem w Café Society i tańczyli w rytmie swinga. Za dwadzieścia lat cały świat miał siedzieć w takich piwnicznych klubach jak ten i słuchać antyspołecz-nych solistów zgłębiających swój wewnętrzny marazm, ale ostatniego wieczoru 1937 roku oglądaliśmy kwartet wyłącznie dlatego, że nie było nas stać na zobaczenie całego zespołu, albo dlatego, że nie mieli-śmy żadnego dobrego powodu, aby hucznie witać nowy rok.

Towles_dobre wychowanie.indd 21Towles_dobre wychowanie.indd 21 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 6: Dobre wychowanie

– 22 –

To wszystko było dla nas bardzo pokrzepiające.W zasadzie nie rozumieliśmy, czego słuchamy, ale czuliśmy, że

nie jest to pozbawione zalet. Ta muzyka nie miała rozbudzać naszych nadziei ani ich przekreślać. Miała pozory rytmu i nadmiar szczerości. Była po prostu wystarczającym pretekstem, aby wyciągnąć nas z po-koju, i tak też ją traktowałyśmy. Obie miałyśmy na sobie wygodne buty na płaskim obcasie i proste czarne sukienki. Choć zauważyłam, że Eve włożyła pod małą czarną swoją najlepszą kradzioną bieliznę.

Eve Ross...Eve była jedną z  tych zdumiewających piękności z  amerykań-

skiego Środkowego Zachodu.W Nowym Jorku bardzo łatwo założyć, że najbardziej pociągające

kobiety przyleciały z Paryża albo z Mediolanu. Ale te należą do mniej-szości. Znacznie większa gromada pochodzi z bezkompromisowych stanów, których nazwy zaczynają się na literę I – takich jak Iowa, In-diana i Illinois. Wychowane w otoczeniu odpowiedniej ilości świeżego powietrza, domowego rygoru i ignorancji, prymitywne blondynki wy-ruszają w świat z kukurydzianych pól, wyglądając jak światło gwiazd obdarzone kończynami. Wczesną wiosną codziennie rano jedna z nich zeskakuje z werandy z kanapką zawiniętą w celofan, gotowa zatrzy-mać pierwszy autobus zmierzający na Manhattan – do miasta, w któ-rym wszystko, co piękne, jest serdecznie witane, oceniane i jeśli nie przyjmowane od razu, to przynajmniej przymierzane.

Do wielkich zalet dziewczyn ze Środkowego Zachodu należało to, że nie można ich było od siebie dróżnić. Zawsze da się odróżnić bogatą nowojorską dziewczynę od biednej. I bogatą bostońską dziewczynę od biednej. Przecież właśnie po to istnieją tamtejsze akcenty i ma-niery. Ale dla rodowitego nowojorczyka wszystkie dziewczyny ze Środ-kowego Zachodu wyglądały i brzmiały tak samo. Jasne, dziewczyny z różnych klas społecznych wychowywały się w różnych domach i cho-dziły do różnych szkół, ale wszystkie miały wystarczająco dużo środ-kowozachodniej pokory, by różnice w stopniu ich bogactwa i uprzy-wilejowania pozostawały dla nas tajemnicą. A może ich rozmaitość (rzucająca się w oczy w Des Moines) po prostu została umniejszona

Towles_dobre wychowanie.indd 22Towles_dobre wychowanie.indd 22 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 7: Dobre wychowanie

– 23 –

przez rozpiętość naszych warstw socjoekonomicznych – tego tysiąc-piętrowego lodowcowego tworu, który sięga od śmietnika w Bowery do penthousu w raju. W każdym razie nam one wszystkie wydawały się prostaczkami: nieskażonymi, wielkookimi i bogobojnymi, nawet jeśli nie do końca wyzbytymi grzechu.

Eve pochodziła z miejsca znajdującego się gdzieś na wyższych szczeblach drabiny społecznej stanu Indiana. Jej ojca wożono do pracy samochodem służbowym, a na śniadanie jadała biszkopty krojone w spiżarni przez Murzynkę o imieniu Sadie. Przez dwa lata chodziła do prywatnej szkoły dla dziewcząt przygotowującej do życia w wiel-kim świecie i spędziła lato w Szwajcarii, udając, że uczy się francu-skiego. Ale gdybyś wszedł do baru i zobaczył ją po raz pierwszy, nie byłbyś w stanie powiedzieć, czy jest wykarmioną kukurydzą łowczy-nią posagów, czy może milionerką, która wpadła się zabawić. Jedyne, co mógłbyś stwierdzić na pewno, to to, że jest prawdziwą pięknością. A przez to poznanie jej stawało się znacznie mniej skomplikowane.

Bez wątpienia była naturalną blondynką. Jej sięgające ramion włosy, które latem były piaskowe, jesienią robiły się złote, jakby ze współczucia dla pszenicznych pól w rodzinnych stronach. Miała deli-katne rysy, niebieskie oczy i maleńkie dołeczki tak doskonale widoczne, jakby do obu policzków przymocowano od wewnątrz mały drucik, który napinał się przy uśmiechu. To prawda, miała zaledwie pięć stóp i pięć cali wzrostu, ale umiała tańczyć na dwucalowych obcasach – i wiedziała, jak zgrabnym ruchem zrzucić pantofelki natychmiast po wskoczeniu ci na kolana.

Trzeba przyznać, że jej początki w Nowym Jorku były uczciwe. Przyje-chała w 1936 roku z wystarczającą ilością pieniędzy ojca, żeby wyna-jąć jedynkę w pensjonacie pani Martingale, i dzięki ojcowskim wpły-wom zdobyła pracę na stanowisku asystentki do spraw marketingu w Pembroke Press. Promowała wszystkie książki, których tak wytrwale unikała w szkole.

Drugiego dnia pobytu w pensjonacie, siadając do stołu, przewróciła talerz i jej spaghetti wylądowało mi na kolanach. Pani Martingale po-wiedziała, że najlepszym sposobem na usunięcie plamy jest wymoczenie

Towles_dobre wychowanie.indd 23Towles_dobre wychowanie.indd 23 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 8: Dobre wychowanie

– 24 –

jej w białym winie. Przyniosła więc z kuchni butelkę chablis do gotowa-nia i odesłała nas do łazienki. Spryskałyśmy spódnicę odrobiną wina, a resztę wypiłyśmy, siedząc na podłodze z plecami przy drzwiach.

Gdy tylko Eve dostała pierwszą wypłatę, zrezygnowała z jedynki i przestała wypisywać czeki na nazwisko ojca. Po kilku miesiącach jej samodzielności tatuś przysłał kopertę z pięćdziesięcioma dziesięcio-dolarowymi banknotami i uroczym liścikiem, w którym pisał, jaki jest z niej dumny. Odesłała pieniądze, jakby były skażone gruźlicą.

 – Jestem gotowa wylądować gdziekolwiek, byle nie pod czyimś pantofl em.

No więc razem zaciskałyśmy pasa. Śniadanie w pensjonacie jad-łyśmy do ostatniego okruszka i głodowałyśmy w porze lunchu. Po-życzałyśmy sobie ubrania z dziewczynami z piętra. Obcinałyśmy so-bie nawzajem włosy. W piątki wieczorem pozwalałyśmy, żeby chłopcy, których nie miałyśmy zamiaru całować, kupowali nam drinki, a w za-mian za kolację całowałyśmy kilku, których nie miałyśmy zamiaru ca-łować po raz drugi. W niektóre deszczowe środy, kiedy w Bendelu roiło się od żon zamożnych obywateli, Eve wkładała najlepszą spódnicę i ża-kiet, a potem wjeżdżała windą na drugie piętro i wpychała jedwabne pończochy w majtki. A gdy zalegałyśmy z czynszem, odgrywała swoją popisową rolę: stała pod drzwiami pani Martingale i roniła niesłone łzy Wielkich Jezior. …Tamten sylwestrowy wieczór zaczęłyśmy od planu wyciśnięcia z trzech dolarów najwięcej, jak się da. Nie zamierzałyśmy zawracać sobie głowy chłopakami. W 1937 roku dałyśmy szansę co najmniej kilku i nie chcia-łyśmy marnować ostatnich godzin roku na spóźnialskich. Postano-wiłyśmy siedzieć w tym tanim barze, gdzie traktowano muzykę na tyle poważnie, że nikt nie zaczepiał dwóch ładnych dziewczyn, i gdzie dżin był wystarczająco tani, by każda z nas mogła zamawiać martini co go-dzinę. Zamierzałyśmy palić trochę więcej, niż to było dopuszczalne w kulturalnym towarzystwie. A gdy północ minie bez wielkiej pompy, chciałyśmy pójść na ukraińską kolację przy Drugiej Alei, gdzie póź-nym wieczorem serwowano kawę, jajka i grzankę za piętnaście centów.

Towles_dobre wychowanie.indd 24Towles_dobre wychowanie.indd 24 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 9: Dobre wychowanie

– 25 –

Tyle że tuż po dziewiątej trzydzieści wypiłyśmy dżin z godziny je-denastej. A o dziesiątej przepiłyśmy jajka i grzanki. Zostały nam cztery pięciocentówki i nie zjadłyśmy jeszcze ani kęsa. Przyszła pora na im-prowizację.

Eve zajęła się robieniem maślanych oczu do basisty. To było jej hobby. Lubiła trzepotać rzęsami do grających muzyków, a  w  prze-rwach prosiła ich o papierosy. Ten basista był naprawdę atrakcyjny w pewien niezwykły sposób, jak większość Kreolów, ale muzyka tak bardzo go pochłaniała, że robił maślane oczy do cynowego sufi tu. Trzeba by bożej interwencji, żeby Eve zdołała zwrócić na siebie jego uwagę. Próbowałam ją namówić, żeby robiła maślane oczy do bar-mana, ale okazała się głucha na głos rozsądku. Po prostu zapaliła pa-pierosa i wyrzuciła zapałkę przez ramię na szczęście. Pomyślałam, że już niedługo będziemy musiały znaleźć jakiegoś dobrego Samaryta-nina, bo inaczej też pozostanie nam gapić się w sufi t.

I właśnie wtedy wszedł do klubu.Eve zobaczyła go pierwsza. Odwróciła się od sceny, żeby coś po-

wiedzieć, i wypatrzyła go nad moim ramieniem. Kopnęła mnie w go-leń i skinęła w jego stronę. Przesunęłam krzesło.

Wyglądał wspaniale. Wyprostowany, pięć stóp i  dziesięć cali, w czarnym krawacie i z przewieszonym przez ramię płaszczem. Miał brązowe włosy, szafi rowe oczy i małe gwiaździste rumieńce pośrodku policzków. Można było sobie wyobrazić jego przodka u steru „May-fl ower” – ze wzrokiem pogodnie utkwionym w horyzoncie i włosami lekko pokręconymi od słonego morskiego powietrza.

 – Zaklepuję – powiedziała Eve.Stojąc w punkcie obserwacyjnym w drzwiach, zaczekał, aż jego

oczy przywykną do półmroku, a potem zlustrował salę wzrokiem. Od razu było widać, że przyszedł się z kimś spotkać. Na jego twarzy odma-lowało się ledwie zauważalne rozczarowanie, kiedy zdał sobie sprawę, że tego kogoś nie ma. Gdy usiadł przy stoliku obok nas, rozejrzał się po raz drugi, a potem jednym ruchem przywołał kelnerkę i przewiesił płaszcz przez oparcie krzesła.

To był piękny płaszcz. Kolor kaszmiru przypominał wielbłądzią sierść, tyle że był jaśniejszy, jak skóra basisty, i bez skazy, jakby właśnie

Towles_dobre wychowanie.indd 25Towles_dobre wychowanie.indd 25 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 10: Dobre wychowanie

– 26 –

odebrano go od krawca. Musiał kosztować z pięćset dolarów. Może wię-cej. Eve nie mogła od niego oderwać wzroku.

Kelnerka podeszła jak kot do kanapy. Przez chwilę myślałam, że wygnie plecy w łuk i wbije mu się pazurami w koszulę. Kiedy przyjmo-wała zamówienie, odsunęła się trochę i pochyliła, żeby mógł jej zajrzeć za dekolt. Chyba tego nie zauważył.

Tonem przyjaznym i zarazem grzecznym, okazując kelnerce tro-chę więcej szacunku, niż zasługiwała, poprosił o szklaneczkę szkockiej. Potem się oparł i zaczął patrzeć na scenę. Ale kiedy jego wzrok prze-suwał się od baru w stronę zespołu, kątem oka zauważył Eve. Nadal gapiła się na płaszcz. Zarumienił się. Był tak zajęty rozglądaniem się po sali i składaniem zamówienia, że przez nieuwagę powiesił płaszcz na krześle, które stało przy naszym stoliku.

 – Bardzo przepraszam – powiedział. – Zachowałem się niegrzecznie.Wstał i wyciągnął rękę, żeby go zabrać. – Nie, nie. Nic nie szkodzi – zapewniłyśmy go. – Nikt tutaj nie sie-

dzi. Wszystko w porządku.Zastanowił się. – Są panie pewne? – Pewne jak krewne – powiedziała Eve.Kelnerka zjawiła się ze szkocką. Kiedy się odwróciła i  chciała

odejść, poprosił, żeby chwilę zaczekała, a potem zaproponował nam drinka – ostatnią porządną kolejkę w starym roku, jak to ujął.

Już wtedy czułyśmy, że jest równie bogaty, wytworny i czysty jak jego płaszcz. W jego zachowaniu była ta charakterystyczna pewność siebie, to demokratyczne zainteresowanie otoczeniem i to subtelne domniemanie przychylności obcych ludzi, które spotyka się wyłącz-nie u młodych mężczyzn wychowanych w towarzystwie pieniędzy i dobrych manier. Takim osobom nie przychodziło do głowy, że w no-wym środowisku mogłyby być niemile widziane – i w rezultacie rzad-ko były.

Kiedy samotny mężczyzna stawia kolejkę dwóm ładnym dziewczynom, można by oczekiwać, że bez względu na to, na kogo czeka, zagai roz-mowę. Ale nasz elegancko ubrany Samarytanin tego nie zrobił. Raz

Towles_dobre wychowanie.indd 26Towles_dobre wychowanie.indd 26 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 11: Dobre wychowanie

– 27 –

uniósł szklaneczkę i przyjaźnie skinął głową w naszą stronę, a potem zaczął sączyć swoją whisky i skupił się na zespole.

Po dwóch kawałkach Eve zaczęła się niecierpliwić. Ciągle zerkała w jego stronę, oczekując, że mężczyzna coś powie. Ale nie. Raz udało jej się nawiązać kontakt wzrokowy i wtedy grzecznie się uśmiechnął. Wiedziałam, że gdy piosenka się skończy, Eve sama rozpocznie roz-mowę, nawet jeśli w tym celu będzie musiała mu wylać swój dżin na kolana. Nie było jej jednak dane.

Kiedy utwór się skończył, po raz pierwszy od godziny przemówił saksofonista. Głębokim głosem, który mógłby należeć do kaznodziei, zaczął rozwlekle opowiadać o następnym numerze. Utwór był nowy. Dedykował go pianiście z Tin Pan Alley, Silverowi Toothowi Hawkin-sowi, który zmarł w wieku trzydziestu dwóch lat. Miał coś wspólnego z Afryką. Kawałek nosił tytuł Tincannibal.

Nogami w ciasno zasznurowanych getrach na butach saksofoni-sta wystukał rytm, a perkusista podchwycił go na werblu. Dołączyli basista i  pianista. Saksofonista słuchał kolegów, kiwając głową do taktu. Wstrzelił się ze żwawą melodyjką, która zdawała się cwałować w zagrodzie z rytmu. Potem zawył, jakby coś go nawiedziło, i w mgnie-niu oka przeskoczył przez płot.

Nasz sąsiad wyglądał jak turysta słuchający wskazówek żan-darma. Przypadkiem nasze spojrzenia się spotkały i zrobił minę wy-rażającą oszołomienie. Roześmiałam się, on też się roześmiał.

 – Jest w tym jakaś melodia? – zapytał.Przysunęłam trochę krzesło, jakbym nie do końca go usłyszała.

Pochyliłam się pod kątem o pięć stopni mniejszym niż kelnerka. – Słucham? – Zastanawiałem się, czy jest w tym jakaś melodia. – Właśnie wyszła na papierosa. Wróci za chwilę. Domyślam się, że

nie przychodzi pan tu po to, żeby słuchać muzyki. – Aż tak widać? – zapytał z zażenowanym uśmiechem. – Właści-

wie szukam brata. To on jest fanem jazzu.Słyszałam, jak po drugiej stronie stolika trzepoczą rzęsy Eve.

Kaszmirowy płaszcz i sylwestrowy wieczór z rodzeństwem. Czy dziew-czynie trzeba mówić coś więcej?

Towles_dobre wychowanie.indd 27Towles_dobre wychowanie.indd 27 2013-02-11 16:35:222013-02-11 16:35:22

Page 12: Dobre wychowanie

– 28 –

 – Chciałby pan czekać dalej przy naszym stoliku? – zapytała. – O, nie śmiałbym się narzucać.(Nieczęsto słyszałyśmy takie słowa). – Wcale by się pan nie narzucał – skarciła go Eve.Zrobiłyśmy mu trochę miejsca przy stoliku, a on przysunął się

razem z krzesłem. – Nazywam się Theodore Grey. – Theodore! – wykrzyknęła Eve. – Nawet na Roosevelta wołano

Teddy.Theodore się roześmiał. – Przyjaciele mówią mi Tinker.Można się było domyślić, prawda? WASP-y uwielbiały nadawać

dzieciom imiona na cześć robotniczych fachów: Tinker. Cooper. Smithy*. Może miało to nawiązywać do ich początków w siedemnastowiecznej Nowej Anglii – do rzemiosła, które czyniło ich wiernymi, skromnymi i cnotliwymi w oczach ich Pana. A może było jedynie sposobem uprzej-mego bagatelizowania predestynacji zapewniającej im wszystko, czego zapragnęli.

 – Ja nazywam się Evelyn Ross  – powiedziała Evey, podkręcając swoje prawdziwe imię. – A to Katey Kontent.

 – Katey Kontent! Wow! I rzeczywiście jesteś ukontentowana? – Bynajmniej.Tinker uniósł szklaneczkę i przyjaźnie się uśmiechnął. – W takim razie wypijmy za nowy rok.

Ostatecznie brat Tinkera się nie zjawił. Na szczęście dla nas, bo koło je-denastej Tinker skinął na kelnerkę i zamówił butelkę bąbelków.

 – Nie mamy tu żadnych bąbelków, proszę pana – odpowiedziała, zdecydowanie chłodniej, skoro już siedział przy naszym stoliku.

Więc dołączył do nas i zamówił dżin.Eve była w  doskonałej formie. Opowiadała o  dwóch dziewczy-

nach ze swojego liceum, które rywalizowały o tytuł królowej balu, tak samo jak Vanderbilt i Rockefeller rywalizowali o miano najbogatszego

* Tinker, cooper, smith (ang.) – druciarz, bednarz, kowal.

Towles_dobre wychowanie.indd 28Towles_dobre wychowanie.indd 28 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 13: Dobre wychowanie

– 29 –

człowieka na świecie. Jedna z nich wpuściła skunksa do domu drugiej w przeddzień imprezy. Ta zrewanżowała się zrzuceniem kupy gnoju na trawnik przed domem rywalki w dniu jej szesnastych urodzin. Fi-nałową rozgrywką były zawody w szarpaniu się za włosy, w których ich matki wzięły udział w niedzielę rano na schodach kościoła Świętej Maryi Panny. Ojciec O’Connor, który powinien był mieć więcej oleju w głowie, próbował interweniować i też dostało mu się małe kazanie.

Tinker śmiał się tak bardzo, jakby od dawna tego nie robił. Uwy-datniało to jego wszystkie podarowane przez Boga atrybuty, takie jak uśmiech, oczy i rumieńce na policzkach.

 – A ty, Katey? – zapytał, kiedy złapał oddech. – Skąd jesteś? – Katey dorastała w Brooklynie – wtrąciła się Eve, jakby to był

powód do przechwałek. – Naprawdę? Jak było? – No cóż, nie jestem pewna, czy mieliśmy królową balu. – Nie poszłabyś na bal, nawet gdyby go zorganizowali – powie-

działa Eve. Potem przechyliła się w stronę Tinkera i dodała w zaufa-niu: – Katey to najseksowniejszy mól książkowy, jakiego kiedykolwiek spotkasz. Gdybyś spojrzał na książki, które przeczytała, i ułożył je w stos, mógłbyś się po nim wspiąć aż do Drogi Mlecznej.

 – Do Drogi Mlecznej! – Może nawet do Księżyca – przyznałam.Eve poczęstowała Tinkera papierosem, ale odmówił. Jednak już

w chwili, kiedy jej papieros dotknął ust, przysunął zapaloną zapal-niczkę. Była z litego złota i wygrawerowano na niej jego inicjały.

Eve odchyliła głowę, ściągnęła usta i  wypuściła smugę dymu w stronę sufi tu.

 – A jak to jest z tobą, Theodore? – No cóż, gdybyś ułożyła w stos wszystkie książki, które przeczy-

tałem, mogłabyś chyba wspiąć się do taksówki. – Nie – zniecierpliwiła się Eve. – Opowiedz coś o sobie.Tinker odpowiedział ogólnikami typowymi dla elity: pochodził

„z Massachusetts”, chodził do „college’u w Providence” i pracował w „ma-łej fi rmie na Wall Street” – czyli prawdopodobnie urodził się w Back Bay, studiował na Brownie, a teraz pracował w banku założonym przez

Towles_dobre wychowanie.indd 29Towles_dobre wychowanie.indd 29 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 14: Dobre wychowanie

– 30 –

swojego dziadka. Zazwyczaj tego rodzaju uniki były tak ewidentnie nieszczere, że aż denerwujące, ale Tinker sprawiał wrażenie, jakby na-prawdę się obawiał, że cień dyplomu z Ivy League popsuje całą zabawę. Zakończył, mówiąc, że mieszka „na Manhattanie”.

 – Gdzie dokładnie? – spytała „niewinnie” Eve. – Przy Central Park West 211 – powiedział z odrobiną zakłopo-

tania.Central Park West 211! Beresford. Dwadzieścia dwa piętra apar-

tamentów z tarasami.Eve znowu kopnęła mnie pod stołem, ale miała wystarczająco

dużo taktu, żeby zmienić temat. Zapytała Tinkera o brata. Jaki on jest? Starszy, młodszy? Niższy, wyższy?

Starszy i niższy Henry Grey był malarzem i mieszkał w West Vil-lage. Kiedy Eve zapytała, jakie słowo określiłoby go najlepiej, Tinker po chwili namysłu zdecydował się na „niezachwiany” – bo jego brat zawsze wiedział, kim jest i co chce robić.

 – Brzmi wyczerpująco – powiedziałam.Tinker się roześmiał. – Chyba tak, prawda? – I może trochę nudno? – podsunęła Eve. – Nie, zdecydowanie nie jest nudny. – No cóż, w każdym razie my wolimy się chwiać.W pewnej chwili Tinker nas przeprosił i wyszedł. Minęło pięć mi-

nut, potem dziesięć. Obie zaczęłyśmy się niecierpliwić. Nie wyglądał na takiego, który mógłby nas zostawić z niezapłaconym rachunkiem, ale kwadrans w publicznej toalecie to dużo nawet na dziewczynę. Gdy już zaczynała nas ogarniać panika, zjawił się z powrotem. Miał zaczer-wienioną twarz. Jego smoking emanował zimnym sylwestrowym po-wietrzem. Trzymał butelkę szampana za szyjkę i uśmiechał się szeroko jak wagarowicz, który złapał rybę za ogon.

 – Udało się!Otworzył butelkę i korek uderzył w cynowy sufi t, ściągając znie-

chęcające spojrzenia wszystkich z wyjątkiem basisty, który wysunął zęby spod wąsika i kiwając głową, raczył nas swoim „bum, bum, bum!”.

Tinker nalał szampana do naszych pustych kieliszków.

Towles_dobre wychowanie.indd 30Towles_dobre wychowanie.indd 30 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 15: Dobre wychowanie

– 31 –

 – Potrzebne nam jakieś noworoczne postanowienia! – My tutaj niczego nie postanawiamy, szanowny panie. – Mam lepszy pomysł – powiedziała Eve. – Może postanowimy coś

dla siebie nawzajem! – Kapitalnie! – zawołał Tinker. – Ja pierwszy. W 1938 obie... – Zmie-

rzył nas wzrokiem. – ... powinniście spróbować być mniej nieśmiałe.Parsknęłyśmy śmiechem. – Dobrze – powiedział Tinker. – Teraz wasza kolej.Eve odezwała się bez wahania. – Powinieneś zerwać z rutyną.Uniosła brew, a  potem zmrużyła oczy, jakby rzucała mu wy-

zwanie. Przez chwilę wydawał się zaskoczony. Najwidoczniej trafi ła w czuły punkt. Powoli pokiwał głową, a potem się uśmiechnął.

 – Co za cudowne życzenie – powiedział – dla drugiego człowieka.

Zbliżała się północ, z ulicy dobiegały okrzyki ludzi i trąbienie samocho-dów, więc postanowiliśmy dołączyć do imprezy. Tinker zapłacił z na-wiązką świeżo wydrukowanymi banknotami. Eve zabrała mu apaszkę i owinęła nią sobie głowę jak turbanem. Potem, lawirując między sto-likami, wyszliśmy w noc.

Na zewnątrz nadal padał śnieg.Wzięłyśmy Tinkera pod ręce. Przytuliłyśmy się do jego ramion,

jakby dla ochrony przed zimnem, i pomaszerowałyśmy z nim po Wa-verly w stronę rozhulanego Washington Square. Kiedy mijaliśmy ele-gancką restaurację, ze środka wyszły dwie pary w średnim wieku, które wsiadły do czekającego samochodu. Gdy odjechały, portier na-potkał spojrzenie Tinkera.

 – Jeszcze raz dziękuję, panie Grey – powiedział.To tutaj, bez wątpienia, znajdowało się dobrze opłacone źródło

naszych bąbelków. – To ja dziękuję, Paul – odpowiedział Tinker. – Szczęśliwego nowego roku, Paul – dodała Eve. – Wzajemnie, proszę pani.Przyprószony śniegiem Washington Square wyglądał najurokli-

wiej, jak tylko mógł. Śnieg pokrył wszystkie drzewa i bramę. Niegdyś

Towles_dobre wychowanie.indd 31Towles_dobre wychowanie.indd 31 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 16: Dobre wychowanie

– 32 –

eleganckie kamienice z elewacją z piaskowca, które dzisiaj w letnie dni spuszczały wzrok z boleścią, zatopiły się na chwilę w sentymental-nych wspomnieniach. Pod numerem 25 odsunięto zasłony na drugim piętrze i duch Edith Wharton spoglądał stamtąd z nieśmiałą zazdroś-cią. Urocza, wnikliwa, nierozerotyzowana, patrzyła na naszą przecho-dzącą trójkę, zastanawiając się, kiedy miłość, którą tak umiejętnie so-bie wyobrażała, zbierze się na odwagę i zastuka do jej drzwi. Kiedy się zjawi w nieodpowiedniej porze, zacznie nalegać, aby ją wpuszczono, przemknie obok portiera i wbiegnie po purytańskich schodach, z nie-cierpliwością wołając jej imię?

Obawiam się, że nigdy.Gdy dotarliśmy na środek parku, impreza obok fontanny zaczęła

nabierać rozpędu: tłum studentów zebrał się, by powitać Nowy Rok z grającym za pół ceny zespołem ragtime. Wszyscy chłopcy byli w smo-kingach, nie licząc czterech pierwszoroczniaków ubranych w brązowe swetry ozdobione greckimi literami, którzy przepychali się przez tłum, napełniając kieliszki. Młoda, skąpo ubrana kobieta udawała, że dyry-guje zespołem, który z powodu obojętności albo braku doświadczenia ciągle grał tę samą piosenkę.

Nagle muzycy zostali uciszeni przez młodego mężczyznę, który wskoczył na parkową ławkę z megafonem w dłoni i z pewnością siebie godną konferansjera w cyrku dla arystokracji.

 – Panie i panowie – zaczął – już prawie nastał Nowy Rok.Zamaszystym gestem dał znak jednemu ze swoich towarzyszy

i na ławce obok niego postawiono starszego mężczyznę w szarej sza-cie. Postawiony miał brodę z waty godną Mojżesza z kółka teatralnego i trzymał kartonową kosę. Utrzymanie równowagi sprawiało mu pe-wien problem.

Rozwinąwszy zwój, który sięgnął aż do ziemi, konferansjer za-czął besztać staruszka za upokorzenia 1937 roku: „Recesja... Katastrofa Hindenburga... Tunel Lincolna!”. Potem, uniósłszy megafon, wezwał rok 1938. Zza krzaka wynurzył się pulchny członek bractwa ubrany jedynie w pieluchę. Wspiął się na ławkę i ku uciesze tłumu próbował prężyć muskuły. Tymczasem starcowi odczepiono brodę i okazało się, że jest zmizerniały i nieogolony. Musiał być jakimś menelem, którego

Towles_dobre wychowanie.indd 32Towles_dobre wychowanie.indd 32 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 17: Dobre wychowanie

– 33 –

studenci skusili w bocznej uliczce obietnicą pieniędzy albo wina. Ale czymkolwiek go kuszono, teraz najwidoczniej dotarły do niego kon-sekwencje podjętej decyzji, bo nagle zaczął się rozglądać jak kloszard w rękach członków straży obywatelskiej.

Z zapałem sprzedawcy konferansjer wskazywał różne części ciała Nowego Roku, wyliczając jego zalety: elastyczne zawieszenie, aerody-namiczną karoserię, gotowość do jazdy.

 – Chodźcie – powiedziała Eve, ruszając naprzód ze śmiechem.Tinker nie wydawał się taki chętny do zabawy.Wyjęłam paczkę papierosów z kieszeni płaszcza, a on podsunął

mi zapalniczkę.Przysunął się, żeby zasłonić wiatr torsem.Kiedy wydmuchnęłam smużkę dymu, Tinker spojrzał w górę na

płatki śniegu, których powolne opadanie ukazywało się w  aureoli ulicznej latarni. Potem znowu spojrzał na tłum studentów i zlustro-wał go wzrokiem z niemal ponurą miną.

 – Nie wiem, czego ci bardziej szkoda – powiedziałam – starego roku czy nowego.

Uśmiechnął się powściągliwie. – To moje jedyne możliwości?Nagle jeden z  imprezowiczów w  tłumie dostał śnieżką prosto

w plecy. Kiedy odwrócił się razem z dwoma innymi członkami brac-twa, jeden z nich oberwał w koszulę.

Spojrzeliśmy do tyłu i zobaczyliśmy, że jakiś chłopiec, najwyżej dziesięcioletni, przypuścił atak zza bezpiecznej parkowej ławki. Owi-nięty czterema warstwami ubrań, wyglądał jak najgrubsze dziecko w klasie. Po lewej i po prawej miał piramidy kulek śniegowych się-gające mu do pasa. Musiał poświęcić cały dzień na zgromadzenie tej amunicji – jak ktoś, kto usłyszał wieść o nadciągających Anglikach z ust samego Paula Revere’a.

Trzej oszołomieni studenci gapili się na niego z otwartymi us-tami. Dzieciak wykorzystał ich opieszałość, wypuszczając jeszcze trzy dobrze wymierzone pociski, jeden po drugim.

 – Dajmy gówniarzowi wycisk – powiedział któryś ze studentów bez cienia wesołości.

Towles_dobre wychowanie.indd 33Towles_dobre wychowanie.indd 33 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 18: Dobre wychowanie

– 34 –

Wszyscy trzej zaczęli lepić kulki ze śniegu na chodniku i odpowie-dzieli napastnikowi ogniem.

Wyjęłam następnego papierosa, szykując się na widowisko, ale moja uwaga powędrowała z powrotem w drugą stronę, gdzie rozgry-wała się dość zdumiewająca scena. Na ławce obok pijaczka ubrany w pieluchę Nowy Rok zaczął śpiewać Auld Lang Syne* bezbłędnym fal-setem. Jego głos, czysty i szczery, równie bezcielesny jak skarga oboju płynąca nad tafl ą jeziora, nadał nocy przedziwne piękno. Choć zgod-nie z prawem praktycznie powinniśmy byli śpiewać razem z nim, nie-samowitość tego wykonania była tak wielka, że nikt nie odważył się nawet pisnąć.

Kiedy ostatni refren zakończył się wyjątkowo starannym ścisze-niem głosu, nastąpiła chwila ciszy, a potem rozległy się brawa. Kon-feransjer położył dłoń na ramieniu tenora, w uznaniu dla dobrej ro-boty. Potem wyjął zegarek i podniósł dłoń, żeby uciszyć towarzystwo.

 – W  porządku. W  porządku. A  teraz cisza. Gotowi...? Dziesięć! Dziewięć! Osiem!

Stojąca w tłumie Eve z przejęciem machała w naszą stronę.Odwróciłam się, żeby wziąć Tinkera pod rękę – ale już go nie było.Parkowe alejki po lewej były puste, a po prawej samotna postać,

krępa i niska, przechodziła pod uliczną latarnią. Odwróciłam się więc z powrotem w stronę Waverly – i wtedy go zobaczyłam. Przykucnął za ławką u boku chłopca odpierającego atak członków bractwa. Wsparty niespodziewanymi posiłkami chłopiec wyglądał na jeszcze bardziej zdeterminowanego niż wcześniej. A Tinker miał na twarzy uśmiech, który mógłby rozjaśnić wszystkie latarnie na biegunie północnym.…Kiedy wróciłyśmy z Eve do domu, dochodziła druga. Normalnie pensjo-nat zamykano o północy, ale cisza nocna została skrócona ze względu na święto. Tylko nieliczne dziewczyny skorzystały z tej swobody. Zasta-łyśmy salon pusty i ponury. Leżały w nim resztki dziewiczego konfetti,

* Auld Lang Syne (Stare dobre czasy) – pieśń do słów szkockiego wiersza Ro-berta Burnsa śpiewana między innymi z okazji rozpoczęcia nowego roku.

Towles_dobre wychowanie.indd 34Towles_dobre wychowanie.indd 34 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 19: Dobre wychowanie

a na wszystkich stolikach stały kieliszki z niedopitym cydrem. Wymie-niłyśmy z Eve zadowolone spojrzenia i poszłyśmy do swojego pokoju.

Obie milczałyśmy, pozwalając trwać aurze sprzyjającego losu. Eve zdjęła sukienkę przez głowę i poszła do łazienki. Dzieliłyśmy łóżko i Eve miała zwyczaj odwijać róg kołdry, jakbyśmy były w hotelu. Chociaż mnie ten niepotrzebny mały rytuał zawsze wydawał się niedorzeczny, tym razem to ja odwinęłam kołdrę dla niej. Potem wyjęłam pudełko po cygarach z szufl ady na bieliznę, żeby przed pójściem do łóżka schować niewydane pięciocentówki, tak jak mnie uczono.

Kiedy jednak sięgnęłam do kieszeni płaszcza po portmonetkę, po-czułam coś ciężkiego i gładkiego. Lekko zaintrygowana, wyjęłam ten przedmiot i zobaczyłam, że to zapalniczka Tinkera. Potem sobie przy-pomniałam, że – trochę w stylu Eve – wyjęłam mu ją z ręki, żeby pod-palić drugiego papierosa. Mniej więcej w tej samej chwili, w której Nowy Rok zaczął śpiewać.

Usiadłam w głębokim brązowym fotelu ojca, który był jedynym meblem, jaki posiadałam. Odsunęłam wieczko zapalniczki i potarłam krzemień. Płomień wyskoczył, zadrżał i zanim zatrzasnęłam zapal-niczkę z powrotem, uwolnił zapach nafty.

Zapalniczka miała przyjemny ciężar i  delikatną, zużytą po-wierzchnię wypolerowaną tysiącem dżentelmeńskich gestów. A wy-grawerowane na niej inicjały Tinkera, wypisane czcionką Tiff any’ego, zostały wykonane z taką precyzją, że mogłabym bezbłędnie prześle-dzić litery paznokciem kciuka. Był tam jednak nie tylko monogram. Pod inicjałami dodano coś w rodzaju epilogu w amatorskim stylu pod-rzędnego jubilera:

TGR1910–?

Towles_dobre wychowanie.indd 35Towles_dobre wychowanie.indd 35 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 20: Dobre wychowanie

– 36 –

Rozdział drugi

Słońce, księżyc i gwiazdy

Następnego dnia rano zostawiłyśmy Tinkerowi anonimowy liścik u portiera w Beresford:

Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swoją zapalniczkę żywą, spotkaj się z nami na rogu Trzydziestej Czwartej i Trzeciej o 18.42. I przyjdź sam.

Według mnie prawdopodobieństwo, że się zjawi, wynosiło pięć-dziesiąt procent. Według Eve sto dziesięć. Kiedy wysiadł z taksówki, czekałyśmy ubrane w trencze w cieniu torów nadziemnej kolei miej-skiej. Miał na sobie dżinsową koszulę i płaszcz z owczej skóry.

 – Rączki do góry, kolego – powiedziałam, a on je podniósł. – Jak tam zrywanie z rutyną? – zapytała Eve. – No cóż, obudziłem się o tej samej porze co zwykle. Potem jak co

dzień zagrałem w squasha i jak co dzień zjadłem lunch... – Większość ludzi rozkręca się w drugim tygodniu stycznia. – Może ja lubię działać powoli? – Może potrzebujesz pomocy. – O, zdecydowanie potrzebuję pomocy.

Zawiązałyśmy mu oczy granatową chustką i poprowadziłyśmy go na za-chód. Miał do siebie dystans, nie wyciągnął rąk jak ktoś, kogo właśnie oślepiono. Poddał się naszej kontroli, a my prowadziłyśmy go przez tłum.

Towles_dobre wychowanie.indd 36Towles_dobre wychowanie.indd 36 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 21: Dobre wychowanie

– 37 –

Znowu zaczął padać śnieg. Te ogromne pojedyncze płatki, które powoli dryfują w stronę ziemi i czasami osiadają we włosach.

 – Pada śnieg? – zapytał. – Żadnych pytań.Przeszliśmy Park Avenue, potem Madison, Piątą. Inni nowojor-

czycy mijali nas, okazując wytrawną obojętność. Kiedy przecięliśmy Szóstą Aleję, zobaczyłyśmy mierzącą dwadzieścia stóp markizę kina Capitol lśniącą nad Trzydziestą Czwartą Ulicą. Wyglądało to tak, jakby dziób transatlantyku zderzył się z fasadą budynku. Tłum ludzi, którzy przyszli na wczesny seans, właśnie wychodził na zimno. Byli rozbawie-nie i odprężeni, emanowali czymś w rodzaju znużonego samozadowole-nia typowego dla pierwszego wieczoru w roku. Tinker ułyszał ich głosy.

 – Dokąd idziemy, dziewczyny? – Cicho – ucięłyśmy, skręcając w boczą uliczkę.Ogromne szare szczury uciekały w obawie przed śniegiem między

puszkami po tytoniu. Nad naszymi głowami schody przeciwpożarowe pełzły po bokach budynków jak pająki. Jedynym źródłem światła była mała czerwona lampa nad wyjściem ewakuacyjnym kina. Minęłyśmy ją i zajęłyśmy stanowisko za kubłem na śmieci.

Zdjęłam Tinkerowi przepaskę i przysunęłam palec do ust.Eve sięgnęła pod bluzkę i wyjęła stary czarny biustonosz. Uśmiech-

nęła się wesoło, puszczając oko. Potem przemknęła chyłkiem z powro-tem na uliczkę, nad którą wisiały stopnie schodów przeciwpożarowych. Wspięła się na palce i zaczepiła jeden koniec biustonosza o najniższy szczebel.

Wróciła i czekaliśmy.Osiemnasta pięćdziesiąt.Dziewiętnasta.Dziewiętnasta dziesięć.Tylne drzwi kina otworzyły się ze skrzypnięciem.Woźny w średnim wieku ubrany w czerwony uniform wyszedł na

zewnątrz, chroniąc się przed fi lmem, który widział już z tysiąc razy. W śniegu wyglądał jak drewniany żołnierz z Dziadka do orzechów, któ-rzy stracił czapkę. Zamykając drzwi, wsunął w szczelinę ulotkę z re-pertuarem, żeby nie zatrzasnęły się zupełnie. Padający śnieg przenikał

Towles_dobre wychowanie.indd 37Towles_dobre wychowanie.indd 37 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 22: Dobre wychowanie

– 38 –

przez schody przeciwpożarowe i osiadał mu na sztucznych epoletach. Woźny oparł się o drzwi, wyjął papierosa zza ucha, zapalił go i wypuś-cił dym z uśmiechem dobrze nakarmionego fi lozofa.

Dopiero po trzecim zaciągnięciu się zauważył biustonosz. Przez chwilę oglądał go z  bezpiecznej odległości; potem zgasił papierosa na ścianie. Podszedł i przechylił głowę, jakby chciał przeczytać napis na metce. Spojrzał w prawo i w lewo. Z wahaniem odczepił bieliznę i trzy-mał ją rozłożoną na dłoniach. Potem przycisnął ją do twarzy.

Wemknęliśmy się drzwiami, pilnując, żeby ulotka została na swoim miejscu.

Jak zwykle się schyliłyśmy i przeszłyśmy pod ekranem. Skierowa-liśmy się do drugiego przejścia. Za nami migotała kronika: Roosevelt i Hitler na zmianę machali z długich czarnych kabrioletów. Poszliśmy do głównego holu, a potem schodami w stronę drzwi do loży. W ciem-ności ruszyliśmy ku najwyższemu rzędowi.

Tinker i ja zaczęliśmy chichotać. – Ciii – zganiła nas Eve.Kiedy dotarliśmy do loży, Tinker przytrzymał drzwi i Eve odważ-

nie wkroczyła do środka. Dlatego ostatecznie zajęła miejsce w głębi, ja usiadłam obok niej, a Tinker wylądował przy przejściu. Kiedy spojrza-łam na Eve, posłała mi rozdrażniony uśmieszek, jakbym specjalnie od-grodziła ją od Tinkera.

 – Często to robicie? – szepnął Tinker. – Gdy tylko jest okazja – powiedziała Eve. – Ciii! – syknął z naciskiem jakiś obcy człowiek, kiedy ekran zro-

bił się czarny.W całym kinie płomienie zapalniczek migały jak świetliki. Potem

ekran się rozjaśnił i zaczął się fi lm.To był Dzień na wyścigach. Jak zwykle u braci Marx najpierw uka-

zały się postacie sztywne i wyrafi nowane, tworząc atmosferę przy-zwoitości, którą widzowie uprzejmie znosili. Ale gdy zjawił się Groucho, tłum wyprostował się w fotelach i zaklaskał – jakby szekspirowski ol-brzym wrócił na scenę z przedwczesnej emerytury.

Kiedy szła pierwsza szpula, wyjęłam pudełko żelków Jujubes, a Eve pół kwarty whisky. Gdy przychodziła kolej Tinkera, trzeba było potrząsać pudełkiem, żeby zwrócić jego uwagę na słodycze.

Towles_dobre wychowanie.indd 38Towles_dobre wychowanie.indd 38 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 23: Dobre wychowanie

– 39 –

Butelka zrobiła jedno okrążenie, potem drugie. Po jej opróżnieniu Tinker też wniósł pewien wkład: wyjął srebrną piersiówkę w skórza-nym futerale. Biorąc ją, poczułam wytłoczone TGR.

Nasza trójka zaczęła się upijać i śmialiśmy się jak na najzabaw-niejszym fi lmie na świecie. Kiedy Graucho badał starszą panią, Tinker musiał wycierać łzy z oczu.

W pewnej chwili tak bardzo zachciało mi się siusiu, że nie mogłam dłużej odkładać wizyty w toalecie. Przecisnęłam się do przejścia i zbie-głam po schodach do łazienki. Wysiusiałam się, nie dotykając deski, a potem wykiwałam babcię klozetową. Ominęła mnie najwyżej jedna scena, ale Tinker siedział już pośrodku. Nietrudno było sobie wyob-razić, jak to się stało.

Opadłam na jego miejsce, myśląc, że jeśli nie będę uważała, to tym razem góra gnoju wyląduje na moim trawniku.

Ale nawet jeśli młode kobiety są dobrze wyćwiczone w sztuce po-śledniej zemsty, wszechświat posiada własny mechanizm odwetu. Bo gdy Eve chichotała Tinkerowi do ucha, ja znalazłam się w objęciach jego płaszcza z owczej skóry. Podszewka była gruba jak skóra na owczym grzbiecie i nadal ciepła od ciała właściciela. Na postawionym kołnie-rzu stopniał śnieg i piżmowy zapach mokrej wełny zmieszał się z nutką mydła do golenia.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Tinkera w płaszczu, wydał mi się trochę pozerem – urodzonym i wychowanym w Nowej Anglii, ubranym jak bohater fi lmu Johna Forda. Ale woń wełny zmoczonej śniegiem nadała temu większej autentyczności. Nagle mogłam so-bie wyobrazić Tinkera jadącego gdzieś na grzbiecie konia: pod lasem, pod majestatycznym niebem... być może na rancho współlokatora z college’u... gdzie polowali na sarny uzbrojeni w stare strzelby, z psami o lepszym rodowodzie niż ja.

Kiedy fi lm się skończył, wyszliśmy głównymi drzwiami razem ze wszyst-kimi prawymi obywatelami. Eve zaczęła tańczyć lindy jak Murzyni pod-czas wielkiego numeru tanecznego w fi lmie. Wzięłam ją za rękę i tań-czyłyśmy razem, idealnie zgrane. Tinker był zadziwiony – choć wcale nie powinien. Nauka tańca była zmorą sobotnich wieczorów każdej amerykańskiej dziewczyny mieszkającej w pensjonacie.

Towles_dobre wychowanie.indd 39Towles_dobre wychowanie.indd 39 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 24: Dobre wychowanie

– 40 –

Wzięłyśmy Tinkera za ręce i zaimprowizował kilka kroków. Potem Eve wyłamała się z szeregu i doskoczyła do krawężnika, żeby zatrzy-mać taksówkę. Wpakowaliśmy się do środka w ślad za nią.

 – Dokąd? – zapytał Tinker.Bez chwili zastanowienia Eve powiedziała, że na skrzyżowanie

Essex i Delancey.No jasne. Zabierała nas do Chernoff a.Taksówkarz słyszał słowa Eve, ale Tinker powtórzył: – Na skrzyżowanie Essex i Delancey, panie kierowco.Kierowca wrzucił bieg i Broadway zaczął przemykać za oknami

jak sznur światełek ściąganych z choinki.…Chernoff był uraińskim Żydem, który wyemigrował niedługo przed tym, jak Romanowowie zginęli zastrzeleni w śniegu, i otworzył w No-wym Jorku nielegalny bar. Lokal mieścił się pod kuchnią koszernej re-stauracji i choć cieszył się popularnością wśród rosyjskich gangsterów, był także miejscem spotkań rywalizujących ze sobą rosyjskich emigran-tów politycznych. W dowolnie wybrany wieczór można było tam zastać dwie frakcje obozujące po przeciwnych stronach zbyt małego klubowego parkietu. Z lewej siedzieli trockiści z kozimi bródkami, planujący upadek kapitalizmu, a z prawej noszący bokobrody zwolennicy cara, pogrążeni w marzeniach o Ermitażu. Jak cała reszta wojujących plemion świata, te dwa dotarły do Nowego Jorku i osiadły jedno przy drugim. Tkwiły w tych samych dzielnicach i w tych samych wąskich kawiarenkach, gdzie mogły się nawzajem bacznie obserwować. W takiej bliskości czas powoli wzmac-niał ich sentymenty i jednocześnie rozrzedzał determinację.

Wysiedliśmy z taksówki i ruszyliśmy po Essex pieszo, przecho-dząc obok dobrze oświetlonego okna restauracji. Potem skręciliśmy w boczną uliczkę prowadzącą do kuchennych drzwi.

 – Znowu boczna uliczka – zauważył wesoło Tinker.Minęliśmy kubeł na śmieci. – Znowu kubeł na śmieci!Na końcu alejki dwaj brodaci Żydzi w czerni rozmyślali o nowo-

żytności. Nie zwrócili na nas uwagi. Eve otworzyła drzwi do kuchni

Towles_dobre wychowanie.indd 40Towles_dobre wychowanie.indd 40 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 25: Dobre wychowanie

– 41 –

i przeszliśmy obok dwóch Chińczyków przy wielkich zlewozmywa-kach, którzy harowali w kłębach pary. Oni też nas zignorowali. Tuż za garnkami gotującej się kapusty wąskie schodki prowadziły do piwnicy, w której stała ogromna zamrażarka. Mosiężna zasuwa na ciężkich dę-bowych drzwiach była przesuwana tyle razy, że przybrała kolor deli-katnego, połyskliwego złota, jak stopy świętego na drzwiach do kate-dry. Eve przesunęła ją i weszliśmy do środka pośród trocin i bloków lodu. W głębi otworzyły się ukryte drzwi, ukazując klub nocny z mie-dzianym barem i ławami obitymi czerwoną skórą.

Traf chciał, że jacyś ludzie właśnie wychodzili, więc zostaliśmy wepchnięci do małego boksu po carskiej stronie parkietu. Kelnerzy u Chernoff a nigdy nie przyjmowali zamówień. Po prostu stawiali na stole talerze z pierogami, śledziem i ozorkiem. Na środek trafi ały małe kieliszki i  stara butelka po winie wypełniona wódką, którą mimo uchylenia dwudziestej pierwszej poprawki nadal pędzono w wannie. Tinker nalał trzy porcje.

 – Przysięgam, że pewnego dnia znajdę Jezusa – powiedziała Eve, wychyliwszy swoją wódkę do dna.

Potem przeprosiła i wyszła przypudrować nos.Na scenie samotny Kozak przygrywał sobie zręcznie na bałałajce.

Śpiewał starą piosenkę o koniu, który wraca z wojny bez swojego pana. Zbliżając się do rodzinnego miasta żołnierza, zwierzę rozpoznaje za-pach lip, muskanie stokrotek, dźwięk kowalskiego młota. Słowa pio-senki zostały kiepsko przetłumaczone, ale Kozak śpiewał z uczuciem, które może wyrazić tylko człowiek mieszkający na obczyźnie. Nawet Tinkera nagle dopadła nostalgia – jakby piosenka opowiadała o kraju, z którego wypędzono także jego.

Kiedy utwór się skończył, tłum zareagował szczerymi brawami; ale brawa te były również stateczne jak aplauz po ładnym i bezpre-tensjonalnym przemówieniu. Kozak ukłonił się tylko raz i zszedł ze sceny.

Rozejrzawszy się z uznaniem po sali, Tinker powiedział, że jego brat byłby zachwycony tym miejscem i że kiedyś powinniśmy tu wró-cić we czwórkę.

 – Myślisz, że on nam się spodoba? – zapytałam.

Towles_dobre wychowanie.indd 41Towles_dobre wychowanie.indd 41 2013-02-11 16:35:232013-02-11 16:35:23

Page 26: Dobre wychowanie

„To ważne, by wbrew wsw zyz sttkiememmuuu popozozozozostststaćaćć wiernyym swoim zasadom. Pololollecammam!”!”!

UUrsszzzzuuulllaa DDDuuudddzzziiaaakkkk

Powieść dla wielbicielii Śniaiadadaninia a u u TiTiff ffanany’y’egegooii Wielkiego Gatsby’ego.

Gdy w osstatnią noc 1937 roku pijana a szszampap nenen m mmm i i jajaj zzzzzememm Katey obserwowała twarz Tinkere a, była prp zeez koonanaanananna, ,że wie już o nim wszystko. Dobrzze urodzoz nyyy, dodobrbb zezze wychowany, bogaty. Należeli do innych światóów. A przecież w życiu nic nie jest takie czara noo-białee i oczzc ywywy isisisteet . Szczególnie gdy starasz się przeżyć w Nowym Jorkkrr u, wśród ludzi, którzy twoją miesięczną pensję potrrafią wydydydaćaćć na jedną kolację. Szczeggólnie gdy w grę wchodzą ą ucu zuzz cicia ai ambicje.

Dobre wychowaniee to czarująca opowieść w stylu retetror . Historia młodej dzieewczyny, która musiałaa poznać zasa adaddy ygry obowiązuujące w świecie wielkich oczekiiiwaw ń, pppraragngngnieeeeń ńńńi pieniędzy, by poozostać sobą i nie stracić teegoo, cooco dddla nnieieejjjnajważniejszze.

„T„Ta powieść ć to podróż w świat końcca laat t trrzyzyzyzydzddzd ieieiestststycych,h,h, dodo fascynującego, pełnego możlliwośośściic iii tttruruudndndnd ycycyy h h hhwywyzwań Nowego JoJ rku, aa wszystkt o o z zz jaajazzzzzz emememe wwww tttlelelele,,,,czc yli tak jak lubię!” DDDorrototaa MiMiMiMiśkśkśkśkiieieiewiwiwiwiczczczcz

Cena detal. 32,90 zł

Towles_Dobre wychowanie_okladka__DRUK.indd 1 2013-02-27 11:39:28