Czytam #2

54
“Nawet jeśli będę kiedyś płynnie mówił po arabsku czy w ja - kimkolwiek innym języku, to i tak język polski będzie moją ojczyzną” - mówi Piotr Ibrahim Kalwas, autor powieści “Dom” 1/2010

description

Drugi numer magazynu czytelniczego "Czytam" wydawanego przez redakcję wortalu Granice.pl. W nim: Dan Brown, Piotr Ibrahim Kalwas, Melissa De La Cruz, 50 mikrorecenzji nowości wydawniczych, felietony, najlepsze książki na wiosnę...

Transcript of Czytam #2

Page 1: Czytam #2

“Nawet jeśli będę kiedyś płynnie mówił po arabsku czy w ja-kimkolwiek innym języku, to i tak język polski będzie moją ojczyzną”

- mówi Piotr Ibrahim Kalwas, autor powieści “Dom”

1/2010

Page 2: Czytam #2

Na otwarcie

W poszukiwaniu domu Rozmowa z Piotrem Ibrahimem Kalwasem 4

Dan Brownczyli co to jest “literatura popularna”? 11

Gdzie publikować? Amazon 14

Dobre i złe praktyki 18zagadujących czytającego

Czy dobra biografia to hagiografia? 20

Zasłyszane, podpatrzone

Najlepsze książki na wiosnę 23

Radio pełne kultury 26

Błękitnokrwiści są wśród nas 28czyli nowa twarz wampirów

Wertowanie

Powieści obyczajowe 32

Kryminały 36

Książki z różnych stron 40

Literatura piękna 44

Fantastyka 50

Adres redakcji: Wojciech Polak, Magazyn “Czytam”, Pl. Gen. Sikorskiego 2/8, 41-902 Bytom [email protected], [email protected], [email protected] Wydawca: Redaguje: Wojciech Polak Sławomir KrempaZespół:

Gabriel Augustyn, Magdalena Galiczek, Krzysztof Grudnik, Justyna Gul, Anna Kołodziejska, Mariusz Kołodziejski, Damian Kopeć,

Stale współpracują: Joanna Janowicz, Niżej Podpisany

Projekt graficzny, DTP: Tomasz Baran, Sławomir Krempa

Reklama: Danuta Bujak, 603 610 667, [email protected] Patrycja Palion, 666 716 586, [email protected]

Na okładce oraz przy składzie wywiadu z Piotrem Ibrahimem Kalwasem wykorzy-stano projekt Anny M. Koźbiel oraz motywy z miniatury z Heratu “Ogród różany”

Page 4: Czytam #2

W poszukiwaniu domuZ Piotrem Ibrahimem Kalwasem rozmawia Janina Koźbiel

Czy w opisie człowieka ważne jest dla Pana pojęcie tożsamości? Jeśli tak, co ono oznacza?To zależy, czy mówimy o tożsamości jako wizji samego siebie, czy jako roli społecznej. Pewne jest, że ja mam obie tożsamości zachwiane, niejednoznacze i to mnie bardzo cieszy, bo pozwa-la mi swobodniej poruszać się w świecie. Na moją tożsamość osobistą składa się m. in. pocho-dzenie rodziny mojego ojca, która przywędrowała do Polski z Hiszpanii po rekonkwiście, a po-tem weszła w związki z kilkoma jeszcze nacjami europejskimi. Ale przede wszystkim ja żyję cią-gle dzieciństwem, przeszłością, to jest mój Eden, nie mogę, nie umiem i nie chcę się od tego odciąć i zapomnieć. Nawet jako młody chłopak wspominałem, chociaż podobno życie prze-szłością to oznaka starości. To wieczne patrzenie za siebie mocno utrwaliło we mnie moje wła-sne życie. To jest jak nieustannie puszczany stary film. To powoduje, że piszę.

Tożsamość zatem budowana jest przez całe życie? I nie jest czymś stałym, lecz czymś zmien-nym?Byt określa tożsamość, że sparafrazuję klasyka. Tożsamość może, ale nie musi być stała, bo byt się zmienia, nieraz bardzo gwałtownie i radykalnie. Czasami trzeba po prostu uciekać, żeby przeżyć i trzeba stać się nagle kimś zupełnie innym, a potem jeszcze innym i jeszcze. Pamięta Pani film „Zelig” z Woody Allenem? To jeden z najlepszych obrazów o ludzkiej tożsamości. Ja dziewięć lat temu przyjąłem islam i to diametralnie zmieniło moją tożsamość.

A nie zamknęło Pana w jednym kręgu?Przeciwnie. Wyruszyłem w świat - duchowo i fizycznie. Poznałem ludzi, kultury, zwyczaje, o których przedtem miałem bardzo mgliste, często fałszywe, pojęcie. Przez islam stałem się obywatelem świata.

To nowe doświadczenie wypowiada Pan w nowej książce w języku polskim, jak miałam oka-zję się przekonać.Bo to ważny element mojej zmiennej tożsamości i pozostanie nim na całe życie. Nawet jeśli będę kiedyś płynnie mówił po arabsku czy w jakimkolwiek innym języku, to i tak język polski będzie moją ojczyzną. O języku jako ojczyźnie pięknie mówił Stanisław Lem. To święta prawda.

Rozumiem, że wybór Aleksandrii jako miejsca zamieszkania jest deklaracją kosmopolityzmu.Mam nadzieję, że gotów jest Pan przeciwstawić się negatywnej aurze tego słowa?Tak. Bo nie ma nic gorszego niż ksenofobia i nacjonalizm. Prorocy i głosiciele religii nie nawoły-wali do patriotyzmu tylko do kosmopolityzmu, jakkolwiek dziwacznie by to zabrzmiało. Zresz-tą dla mnie narody i państwa to trochę ułuda. Proszę popatrzeć na historię świata: przeminę-ły setki, tysiące narodów i państw. Wiele z nich głosiło buńczucznie swoją „tysiącletnią rzeszę”, a dzisiaj są tylko notką w encyklopedii i skorupą w muzeum. Tożsamość to duchowość, szero-ko rozumiana. Coś, co opiera się na nieprzemijalnych, uniwersalnych, prastarych wartościach.

Aleksandria, gdzie Pan mieszka, to konkret: kamienie, domy, ahły, nieruchoma mewa na pla-ży Silsila. Opisuje Pan to wszystko z pietyzmem, czułością. Nie jak materialista jednak, lecz jak kabalista albo plotynista. Co Pan sądzi o zakorzenieniu kultury w religii?To bardzo trudne pytanie, bo najpierw musielibyśmy znowu zdefiniować pojęcie, a to zajęłoby nam strasznie dużo miejsca. To, moim zdaniem, jeden z kardynalnych błędów Zachodu w jego

Page 5: Czytam #2

odwiecznych relacjach z kulturami Afryki i Azji, a islamu w szczególności. Kiedy muzułmanin mówi czy myśli Din, to nie jest to samo, kiedy Europejczyk mówi i myśli „religia”.

Pan żyje w obu tych światach, więc tym bardziej ważna jest Pańska opinia na ten temat.Nie chcę absolutnie przypisywać islamowi jakiejś wyjątkowości czy ekskluzywizmu, chodzi mi tylko o podkreślenie inności, odrębności i odmienności w przeżywaniu świata. Najkrócej rzecz ujmując: religia według człowieka Zachodu to jeden z wielu aspektów jego życia, a Din w od-czuwaniu muzułmanina to tego życia istota. Myślę, że podobnie odpowie Pani Hindus. A to ra-zem prawie dwa i pół miliarda ludzi, którzy w swoim pojmowaniu rzeczywistości kierują się przede wszystkim tym, co duchowe.

Zachód musiałby wyzbyć się swego przywiązania do racjonalizmu, aby to pojąć?To kolejny problem: pojęcie racjonalizmu i irracjonalizmu - rozdzielenie typowo zachodnie. W kulturze islamu jest ono nieporównywalnie mniej widoczne. Tutaj prawie wszystko jest ra-cjonalne. Tak, nie irracjonalne - jak to zarzuca islamowi i innym kulturom afroazjatyckim Za-chód - tylko właśnie racjonalne. Bo w Egipcie, gdzie mieszkam, rozmowa o Raju, Bogu, aniołach ma taki sam wymiar normalności i zwykłości, jak rozmowa o zakupach w supermarkecie. Jest czymś absolutnie codziennym i racjonalnym. Co więcej, to właśnie ateizm budzi tutaj szczere zdumienie i jest pojmowany jako coś zupełnie irracjonalnego.

Różnica mogłaby być inspirująca, ale wydaje się, że raczej uniemożliwia dialog. Sądząc na podstawie Pana książki, to raczej wina Zachodu?Nie o to chodzi, żeby Zachód się „nawrócił”, ale żeby wreszcie, po tylu wiekach poczucia wyż-szości nad nie-Zachodem, zrozumiał jego inność, zrozumiał niesamowitą (dla Zachodu tylko), wszechogarniającą sakralizację życia muzułmanów, Hindusów czy afrykańskich animistów, któ-ra tutaj, w Afryce czy w Indiach jest traktowana jako coś zupełnie normalnego, codziennego. Tym bardziej, że świat coraz bardziej się „dewesternizuje”, coraz bardziej jego środek ciężkości przesuwa się w kierunku wschodnim i taka wiedza może się kiedyś bardzo przydać.

A może trzeba uznać za naturalny opór Zachodu przeciwko „dewesternizacji’? Jako rodzaj sa-moobrony.Tak, jak najbardziej, nie ma w tym nic dziwnego. Jak ktoś dominuje nad światem przez co naj-mniej pięć wieków, to nie tak łatwo przychodzi mu przyjąć do wiadomości swój schyłek. Często walczy o przetrwanie wszystkimi dostępnymi siłami i metodami.

Ale to złożony, wielki problem o wielowątkowych, skomplikowanych kontekstach historycz-nych, społecznych i politycznych. Trzeba podchodzić do niego z ostrożnością, a przede wszyst-kim z wielką wiedzą. „Upadek Zachodu”, to stosunkowo „modny” temat, a ja czuję, że za mało o tym wiem. Jestem pisarzem, nie historykiem czy politologiem. Wiele rzeczy traktuję instynk-townie. Kultury powstają, rządzą, popadają w dekadencję albo wywołują wojny i upadają. I za-wsze się przenikają. Nie ma kultur stuprocentowo czystych. Wszystko się zawsze mieszało. Kul-tura arabsko-muzułmańska wiele przejęła chociażby z filozofii greckiej. Kilkaset lat temu była to jedna z najwspanialszych cywilizacji na naszej planecie. Zachód niezmiernie dużo z niej wchło-nął i zastąpił ją na pewnym etapie. Teraz punkt ciężkości wyraźnie przesuwa się na Wschód. Po-woli, ale systematycznie. Nie bez znaczenia jest tutaj, jak myślę, po prostu biologiczne wymie-ranie europejskich nacji. Tu się po prostu nie rodzi dzieci, to też jeden z głównych powodów „kurczenia się” Zachodu i jego kultury. Na miejsce tych nienarodzonych Europejczyków przy-chodzą ludzie innych ras - Afrykanie i Azjaci, których przybywa w zawrotnym tempie. Powolne

Page 6: Czytam #2

starzenie się społeczeństw zachodnich to samounicestwienie. Tego chyba nigdy nie było w hi-storii ludzkości. Może za pięćset lat już mało kto będzie odwoływał się do kanonów i wartości Zachodu, może światem rządzić będą Chińczycy, Hindusi albo ponownie Arabowie. Albo wszy-scy razem, tworząc jakąś zupełnie nową cywilizację. Ale co to jest pięćset lat? Staram się jak najczęściej patrzeć na byt sub specie aeternitatis - z punktu widzenia wieczności, jak tego na-uczał Spinoza. Z tego punktu widzenia niezmienny jest tylko Duch, jakkolwiek by go pojmować.

Na ile dla tożsamości człowieka ważna jest jego płeć?To - obok ekstremizmu religijnego - jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów w dialogu Zachód - islam. Napisano tomy o upokorzeniu i poniżeniu kobiety w islamie, a także w innych kulturach religijnych Afryki i Azji. W księgarniach zawsze jest spory wybór wszelkiej maści pa-miętników kobiet Zachodu, które nieopatrznie wyszły za mąż za muzułmanów, w wyniku cze-go ich życie zamieniło się w piekło. Jeśli to nie oczywiste bzdury, to historie, które nie stanowią o stosunku islamu do kobiet, są tylko mikro-wycinkiem zła, które ma miejsce w każdej kulturze. Nie ulega wątpliwości, że podział ról mężczyzny i kobiety w życiu jest inny w islamie niż w Euro-pie. Inny, powtarzam - ani gorszy, ani lepszy. O tożsamość muzułmanki trzeba zapytać ją samą.

Nie przypadkiem pytam Pana, człowieka, który żyje nie gdzie indziej, tylko w Aleksandrii, a na życie patrzy głębiej niż ideologizujący czy politykujący publicyści.Ale mogę wypowiedzieć się na ten temat tylko jako mężczyzna. Z tego, co widzę dookoła mnie w Aleksandrii, czy z tego, co znam z moich wypraw do muzułmańskich krajów, u muzułman-ki, tak jak i u muzułmanina, tożsamość religijna i rodzinna jest niesamowicie mocna. To zresz-tą dosyć częsty przedmiot kpin ze strony ludzi Zachodu. Oprócz obskurantyzmu religijnego Za-chód zarzuca społeczeństwom muzułmańskim coś, co nazywa „klanowością” albo „plemien-nością”, co samo w sobie ma wydźwięk pejoratywny. Czuć w tym echa orientalizmu i kolonia-lizmu. Kiedyś nieodżałowany, wielki Ryszard Kapuściński zastanawiał się na przykład, dlaczego o czterdziestomilionowej wspólnocie Joruba z Nigerii mówi się na Zachodzie „plemię”, a o czte-romilionowej Norwegów mówi się nie inaczej jak „naród”? To niezwykle interesujące spostrze-żenie, nieprawdaż?

Przyznaje się Pan do fascynacji Gombrowiczem, choć - jak Pan napisał - jest on „cały z Zacho-du”. Można zapytać, jak Pan to godzi?Najbardziej mnie inspiruje jego fascynacja samym sobą. Tak, jego niewiarygodny wręcz ego-tyzm i egocentryzm, z którego stworzył sztukę, wręcz kult. Ja - mimo iż nie dorastam Gombro-wiczowi do pięt - też jestem zafascynowany samym sobą i proszę dobrze mnie zrozumieć, to nie pycha i zarozumialstwo, tylko nieodgadniona, przyprawiająca o dreszcz tajemnica własnego „ja”. Przecież nie ma Niczego beze mnie, prawda? Wszystko to ja. Świat beze mnie ? Przecież to nonsens. To tak niewyobrażalne jak nieskończoność Wszechświata i niewyobrażalność począt-ku Wszystkiego. To tak nieskończone jak struktura źdźbła trawy czy budowa mrówki. Gombro-wicz, jak żaden inny polski pisarz, nieustannie pytał: czym to wszystko jest? Dlaczego tak jest? Powiem Pani teraz straszną herezję: Gombrowicz jest dla mnie jednym z najbardziej mistycz-nych pisarzy, jakich znam. On - zawołany ateista i ateistą obwołany. Jego Kosmos to Księga. On, że zacytuję sam siebie, „cały zbudowany z Zachodu”. W swoim nieustannym filozofowaniu, w swoich ekstazach duchowych nigdy, ani słowem, nie odwołał się do Wed, Popol-Vuh, Awe-sty, Koranu czy Księgi Dróg i Cnoty Laozi. Nie odwołał się, bo ich nie znał. W kółko tylko Hegel, Kant, Schopenhauer i Heidegger. W sumie też mistycy, prawda? Tylko trochę inni.

Page 7: Czytam #2

Jakie znaczenie dla Pańskiego odczuwania świata miał PRL? Musiał mieć niemałe, skoro jest on z Panem w Pańskiej Aleksandrii?PRL to moje dzieciństwo, to po prostu mój Raj Utracony, a właściwie zatrzymany w pamięci i nieustannie pobudzany do życia. Czas przeszły reanimowany. Jestem dzieckiem Polskiej Rze-czypospolitej Ludowej. Dosłownie i w przenośni.

To, że w tym raju była stosunkowo mała przestrzeń wolności, nie przeszkadza Panu?Myśli Pani o przestrzeni wolności twórczej? No cóż, gdybym teraz powiedział, że była niepo-równywalnie większa niż dziś, to podniósłby się głośny chór, a może nawet wycie etatowych wrogów PRL-u. Ale tak właśnie powiem i niech chór się podnosi.

Nie było w niej miejsca m. in. dla Gombrowicza, cenionego przez Pana.I dla wielu innych jeszcze. Powiem nawet, że prawdopodobnie nie byłoby w niej miejsca i dla mnie. To nic nie znaczy. Były wtedy takie a nie inne warunki i układy polityczno-społeczne w całej Europie, a Gombrowicz tworzył na emigracji i tyle. To wyszło tylko na dobre jego litera-turze. Perspektywa Polski i polskości widziana zza granicy uczyniła ją - moim zdaniem - bogat-szą i barwniejszą. Przecież Gombrowicz wielkim patriotą był.

Tęsknota i wygnanie powodują głęboką refleksję?O tak! Wywołują w człowieku gwałtowne emocje, to wpływa dobrze na jego przeżywanie świa-ta i jego twórczość. Budzi dystans, ironię, sarkazm i ból, przyprawy dobrej literatury. Zakazy po-lityczne PRL-u nie zmieniają faktu, że w tamtej Polsce, oprócz rzeczy i wydarzeń ewidentnie złych, to, co duchowe, liczyło się w stopniu o wiele większym niż teraz. Mam tu na myśli przede wszystkim kulturę i sztukę, które były szeroko dostępne i praktycznie każdy, kto chciał, mógł ob-cować z dziełami, często za darmo. Inną rzeczą jest fakt, że wielu z tego przywileju nie korzy-stało. Państwo epatowało wszystkich socjalistyczną propagandą, ale nie propagowało takiego strasznego chlewu, jaki jest obecnie. To, co stało się z kulturą i sztuką polską po 89 r., to jest coś przerażającego. To jest kompletny upadek.

Rozumiem... W swojej nowej książce odwołuje się Pan do PRL jako swoistej macierzy, „starej kultury”. Jest w tym coś z prowokacji, ale i wielki sentyment.„Stara kultura” to coś pogrzebanego, zapomnianego, antycznego wręcz. Proszę pamiętać, że kultura Polski Ludowej to także, w znacznym stopniu, spuścizna Polski przedwojennej. Tej, któ-rej udało się przetrwać masakrę narodu. I do tej kultury także się odwołuję. Dorobek kultural-ny tamtych czasów został zupełnie pogrzebany. To prawda, że w porównaniu z szarością i sier-miężnością PRL-u żyjemy teraz w świecie wypucowanym, wychuchanym, pulsującym światła-mi reklam, olśniewającym kolorami. Ale jednocześnie dziś sztuka to supermarket z trującym, sztucznym, ale pięknie opakowanym jedzeniem. Żyjemy w społeczeństwie pozbawiającym się coraz bardziej człowieczeństwa, humanizmu, w którym głębokie przeżywanie świata zostało wyparte na margines życia. To agresywny, materialny świat, który stacza się w otchłań bez-myślności, pustki i samookłamywania, techno-świat, od którego uciekłem. W PRL-u na każdym rogu była księgarnia czy biblioteka. Teatry i filharmonie nabite ludźmi po brzegi. I to wcale nie tylko zwożonymi z jednostek żołnierzami. Bilety kosztowały śmieszne grosze. Książki też. Wyso-kość nakładów - często kilkudziesięciotysięcznych - była zawsze podawana. Dzisiaj to rzecz bar-dzo rzadko spotykana, no chyba że mamy do czynienia z pamiętnikiem znanej piosenkarki albo bzdurami typu fantasy. Ja kupuję czasami starą polską i zagraniczną literaturę na Allegro, płacąc za nią jak za makulaturę. Na wagę wręcz. Niewielu po nią sięga.

Page 8: Czytam #2

W Pana słowach czuję gorycz i lęk... Jakiego człowieka Pan się boi? Z nowej książki wynika, że chama.Tak, chama. Łysego, naćpanego chama w dresie i bogatego chama-decydenta w drogim garnitu-rze. Zresztą ta granica chamstwa powoli się już zaciera.

Chama nie było w PRL?Och, oczywiście, że był. Ale masowe chamstwo nie zalewało narodu tak, jak teraz. Dla mnie chamstwo to nie tylko opryskliwe ekspedientki, pijaczki w bramach i brudne ulice. To styl ży-cia, myślenia, zachowania, ubierania się, agresywnego narzucania się innym. Tak, to też kultura. Chamstwo po 89 roku odrodziło się w Polsce jak rak. To nowotwór, który wszystko przenika i zże-ra. To do niego - chama - pod jego gust i oczekiwania powstaje prawie wszystko. Kultura popu-larna, ta, która rozlewa się wkoło, niczym ściek, staje się domeną coraz bardziej pustego, prymi-tywnego człowieka. Człowiekiem, który tak żyje, łatwiej potem manipulować. To jest forma to-talitaryzmu kulturalnego. Bardzo skuteczna. Dla tego chama powstają idiotyczne, kretyńskie se-riale i programy rozrywkowe o ogromnej, wielomilionowej oglądalności, ale coraz częściej tak-że coś, co udaje sztukę.

Pan jednoznacznie negatywnie ocenia to zjawisko?Tak, choć można powiedzieć, że nie jest to kretynizm wprost. A bierze się stąd, że cham chce się odchamić. Nie wystarcza mu już talk-show i Big Brother. W związku z tym, idąc za zapotrzebowa-niem rynku, coraz więcej pojawia się kompozytorów, pisarzy (bardzo proszę tutaj o wybaczenie), muzyków, reżyserów teatralnych oraz innych artystów, którzy często łączą te sztuki - bo modne jest zjawisko tzw. Fusion - i udają, że tworzą „sztukę wyższą”. Powstają książki, sztuki teatralne, całe opery, msze, monumentalne requiemy, a także coś, co określa się modnie jako „projekty”, które na pierwszy rzut oka czy ucha wyglądają jak prawdziwe dzieła sztuki, ale okazują się kopia-mi, replikami sztuki, wyłącznie pustymi kolorowymi opakowaniami.

Pana ocena jest gorzka. Obejmuje ona i działania elit? Elity... Jakie elity? Kulturalne? Przecież wszystko musi się sprzedać. Pytając o sztukę i kulturę, po-winniśmy więc pytać przede wszystkim o elity finansowe. Oglądalność i sprzedaż to są priory-tety..

Czy ktoś powinien temu przeciwdziałać?Najważniejsze, żebyśmy przynajmniej bezpiecznie mogli pójść na spacer do parku, nie bojąc się, że napadną nas łyse chamy, a inne chamy w tym czasie nie obrobią nam mieszkania i samocho-du pod domem. Wszystko więc w rękach policji.

W dawnych czasach liczył się jeszcze snobizm...O tak, jeśli chodzi o kulturę, cała nadzieja w snobach! Im można od czasu do czasu wtrynić praw-dziwą sztukę. Tylko trzeba umiejętnie ją wylansować, żeby stała się modna. Od czasu do czasu decydenci medialni z takich czy innych powodów łaskawie namaszczają swoim błogosławień-stwem jakiegoś autentycznie dobrego twórcę, w wyniku czego snob pędzi do empiku, teatru albo filharmonii, aby nie wypaść z mody. Zdarza się więc, że jakiś kompozytor czy pisarz przez krótki czas sprzedaje nagle wiele swoich dzieł, bo snob - skuszony przez media - akurat na to wła-śnie się snobuje.

Martwię się, słuchając Pana... Jeśli człowiek tak otwarty, przenikliwy i wrażliwy jak pisarz ma w sobie tyle negatywnych emocji, kiedy mówi o kulturze masowej, to chyba niemożliwy jest

Page 9: Czytam #2

jakikolwiek dialog... Kiedy słucham ukochanej przez Pana radiowej Dwójki, myślę czasem o hermetyzmie języka elit. Może cham potężnieje, kiedy czuje się odpychany, może właśnie od przedstawicieli kultury wysokiej wymagać można, aby szukali porozumienia mimo wszyst-ko, aby zdobyli się na dialog...Ależ ja absolutnie nie zamierzam prowadzić dialogu z kulturą masową! Twierdzę, że w PRL-u była ona na dużo, dużo wyższym poziomie niż teraz, ale to nie oznacza, że chcę z nią w jakikol-wiek sposób obcować. Boję się tylko, że współczesna, chamska kultura masowa pewnego dnia wyłączy nam tę Dwójkę i zastąpi ją dudnieniem udającym muzykę, przeplatanym wrzaskami agresywnych reklam. Zysk daje właśnie to, a nie jakieś intelektualne nudy-na-pudy. Język kultu-ralnych elit zawsze był mniej lub bardziej hermetyczny i niech tak będzie. Hermetyczna jest filo-zofia, dobra literatura, wielka muzyka, wielkie kino i takiż teatr. Bez hermetyczności nie powsta-wałaby wielka myśl ludzka. Nie wszystko jest na sprzedaż. Nie może być. Intelektualiści i artyści zawsze mieli i mają swój hermetyczny język. Niestety zazwyczaj nie są decydentami tej kultury. Dla decydentów, czyli elit finansowych albo ludzi z tymi elitami związanych, czy to jest pizza, po-ezja, nowy model samochodu czy Lutosławski, nie ma znaczenia - musi się sprzedać i przynieść policzalny zysk.

Czym dla człowieka jest, może być rodzina? Pan - jako postać opowiadająca w nowej książce - podkreśla, że jest ojcem. Pobyt w Aleksandrii wyzwolił jakąś nową potrzebę w Panu?Rodzina to jest podstawa. Jak nie ma rodziny, to nie ma normalnego społeczeństwa. Jest tylko zbiór ludzi, zatracających się w pracy, rozrywce, hedonizmie i wydawaniu pieniędzy. Kultura za-chodnia, jeżeli odejdzie w zapomnienie, to właśnie przez rozpad rodziny. Przez jej degradację, zlekceważenie, a coraz częściej przez jej wyszydzenie. Każda rodzina to mikropaństwo i mikro-społeczeństwo, które stanowią część całości państwowej. W Egipcie rodzina to absolutna świę-tość. Wszystko, co się dzieje w państwie, każdy aspekt, przejaw życia, jest na nią nakierowane. Rodziny są tutaj wielkie, wielodzietne, wielopokoleniowe. Łączą się z podobnymi im rodzinami. To tworzy społeczeństwo rodzinne, zwarte, skonsolidowane wokół starych i niezmieniających się wartości. To daje ludziom pewność, nadzieję i poczucie siły. Także radość bycia z innymi, ra-dość bycia w grupie przyjaznych, bliskich ludzi. Ja się uczę na nowo rodzinności tutaj.

Nie chciałby Pan jako ojciec powielać wzorów swojej polskiej rodziny? Moja rodzina była dobrze sytuowaną rodziną inteligencką Polski Ludowej. Nie chcę rozwodzić się na temat mojego życia w domu rodziców, w dzieciństwie. Było dobre, mimo wielu złych wspomnień. Ale chciałbym, żeby mój syn Hasan do końca życia żył w rodzinie egipskiej. Wielkiej, gwarnej, radosnej i pełnej życia, opartej, jak wszystko tutaj, na wartościach religijnych. To daje ogromną siłę. Razem z żoną wychowujemy naszego syna w islamie. Nie chcemy inaczej, póki jest mały. Na moich regałach stoi i czeka na niego ogromna kolekcja filozofii świata. To też jest drogo-wskaz. Mamy nadzieję, że Hasan pójdzie za nim.

Sądzi Pan, że Gombrowicz odnalazłby się w tym kulcie rodziny?Nie, myślę, że Gombrowicz musiałby zostać tutaj sufim, inaczej by nie wytrzymał. Tu jest mało miejsca na indywidualizm, to czasami męczy, ale w konsekwencji społeczeństwu jako całości przynosi wielkie korzyści. Samotność jest tutaj przeznaczona dla sufich, mnichów koptyjskich i pisarzy.

Sufi czy mnich nieustannie świętują, pisarz karmi się też codziennością. Jakie święta są ważne dla Pana? Aleksandrię opisuje Pan tak, że rozmywają się kategorie sacrum i profanum.Ja nie przepadam za świętami. W islamie są tylko dwa święta w roku, które staram się święto-wać raczej wewnętrznie i to bardzo umiarkowanie. Całe życie jest dla mnie swego rodzaju świę-

Page 10: Czytam #2

tem. A jeśli chodzi o daty, to mam ich swoistą obsesję. Daty to dla mnie dni, które minęły. To przeżywanie przemijania czasu. To mistyczne uczucie. Potrafię czasami wyciągnąć z półki sta-rą „Panoramę Śląską” albo „Przekrój” sprzed 35 lat i pochylony nad tą wyblakłą i postrzępioną gazetą, medytować o dniu, kiedy ta gazeta leżała w moim kiosku Ruchu, koło bloku. To wywo-łuje u mnie nieopanowany ciąg iluminacji i aktów strzelistych, które owocują pisaniem. Coraz rzadziej już dzielę świat na sacrum i profanum, coraz częściej widzę go jako rozłożoną Księgę.

Jak w średniowieczu albo u Plotyna... W takim podejściu do życia nieustannie celebruje się jego tajemniczość? Czy stosunek do tajemnicy jakoś zasadniczo ludzi różnicuje?Ludwig Wittgenstein powiedział kiedyś, że nie jest mistyczne pytanie o to, jaki jest świat, ale o to, że jest. Byt i bycie to tajemnica. Czas i przestrzeń to tajemnica. Każdy przedmiot jest ta-jemniczy. Ja to tajemnica. Pani pytanie jest tajemnicą i moja odpowiedź także. A czy stosunek do tajemnicy różnicuje ludzi? Tak, to jest właśnie to, o czym już powyżej powiedziałem: świat Afryki i Azji żyje nieustannie tajemnicą, przeżywa ją w każdym przejawie życia, zastanawia się nad nią, medytuje, tkwiąc w codzienności. Na Zachodzie tajemnicą pozostaje cena promocji w sklepie albo w salonie AGD. Mało kto ma tam czas i ochotę na takie dyrdymały. Z tego nie ma pieniędzy.

We wszystkich Pańskich książkach czytelne są rozliczne inspiracje filozoficzne. Na ile pozna-wanie sposobu przeżywania i mentalności przeciętnych ludzi jest w takiej sytuacji ważne?Większość ludzi, z którymi obcuję na co dzień w Aleksandrii, to ludzie zastanawiający się cały czas nad tajemnicą. Filozoficzne, refleksyjne widzenie świata, mimo iż nigdy tego tak nie nazy-wają, jest ich permanentną cechą. To przeważnie ludzie zwykli i przeciętni, jeżeli w ogóle moż-na tak powiedzieć o ludziach. W spotkaniu z nimi odnajduję myśli i idee zawarte w księgach starych filozofów. Gdyby nagle pojawili się tutaj Plotyn czy Klemens Aleksandryjski, mieliby dużo więcej do przegadania z tymi ludźmi niż z mieszkańcami miast Europy. A to przecież Euro-pa szczyci się przed całym światem swoją wiedzą. Czasem pytam: to jeszcze wiedza czy już tyl-ko super-technika.

O niektórych sprawach mówi Pan bardzo podniośle. W Pańskich książkach jest autoironia, ale nigdy nie ma pewnego typu humoru. Dlaczego tak jest?Nie wiem. Niech to, co tutaj powiedziałem, zaświadczy o mnie. Ja nie lubię, nie toleruję, nie-nawidzę wręcz szeroko rozumianego rasizmu. I każdy humor, który jest z tym związany, dys-kwalifikuje u mnie osobę, która się nim posługuje. Straciłem przez to wielu znajomych i jeszcze z pewnością wielu stracę. I dobrze.

Nie życzę tego Panu. Dziękuję.

Piotr Ibrahim Kalwas (ur. w 1963 w Warszawie) jest autorem czterech książek: „Salam” (2003), „Czas” (2005), „Drzwi” (2006) i „Rasa mystica” (2008). W każdej z nich stwarzał odrębny świat, a kreślił obrazy wyraziste, szczegółowe i niezwykle sug-estywne. Ambicje uważnego obserwatora łączył przy tym od początku ze skłonnościami rasowego filozofa, który niczego i nigdy nie recenzuje z wyższością, lecz pragnie rzeczywistość zrozumieć; stawia jej niepokojące pytania, rozbijając stereo-typy w myśleniu o Innych i narosłe przez wieki przesądy. Jego najnowsza powieść - „Dom” ukazała się nakładem Wydawnic-twa JanKa

Page 11: Czytam #2

Dan Brownczyli co to jest „literatura popularna”?Sławomir Krempa

Wszyscy w ostatnim czasie debatujemy nad tym, czy Dan Brown ma talent literacki, czy potrafi budować napięcie, czy jest oryginal-ny, odkrywczy, czy jego książki to wierutne bzdury czy też wielka literatura. Powiem wprost: przestańmy pieprzyć, mili Państwo! Książki Browna to dobra rozrywka. Prze-stańmy przykładać do nich miarę odpo-wiednią dla literatury pięknej. Przestańmy oczekiwać od Browna, że napisze arcydzie-ło.

Literatura rozrywkowa (lub popularna, jak kto woli) rządzi się nieco innymi prawami niż literatura po-tocznie zwana „ambitną”. Owszem, zdarzają się i wśród literatury popularnej perełki, książki przełamujące ba-riery gatunkowe, książki zdobywające szerokie rzesze czytelników, utrzymane w konwencji kryminału, które jednak mają o wiele większe ambicje. Mamy tu „Imię róży” Umberto Eco czy ostatni cykl Marcina Świetlickie-go. Ale główny nurt, kierunek, nadają tu – i nadawać będą – Deaver, Ludlum, Grisham czy właśnie Brown. I o ile ich książki spełniają parę podstawowych wyma-gań, nie wolno nam mówić, że są one złe.

Nie - nowatorski, tylko - wciągający

Trudno więc byłoby nazwać „Zaginiony sym-bol” książką nowatorską. Dan Brown zastosował w niej po prostu wszystkie chwyty, które sprawdziły się w po-przednich jego powieściach. I choć trudno mówić o wia-rygodności wizji autora, o rewolucji czy chociażby gwał-townym zwrocie w twórczości pisarza, jest to po pro-stu bardzo sprawnie napisany, autentycznie wciągający thriller. Oczekiwany i w gruncie rzeczy – wciągający, tym bardziej, że tak szeroko omawiany w mediach.

Uwielbiany przez czytelników bohater Robert Langdon, do którego popularności przyczyniły się ekra-nizacje “Kodu Leonarda da Vinci” oraz “Aniołów i Demo-nów”, błyskawicznie przybywa do Kapitolu, by wygłosić jedną ze swoich prelekcji. Na miejscu okazuje się, że za-proszenie na wykład jest tylko pretekstem, by ściągnąć

Page 12: Czytam #2

naukowca do Waszyngtonu, a sam Langdon w ten spo-sób zostaje wciągnięty w wielką intrygę, mającą na celu odkrycie pilnie strzeżonego przez setki lat skarbu maso-nów, który posiadaczowi dać może nieograniczoną wła-dzę i tajemną wiedzę. Langdon musi walczyć z czasem oraz z bogatym, potężnym przeciwnikiem, który zagraża życiu jego przyjaciela.

Sprawdzone chwyty

Trudno nie zwrócić uwagi na to, że nowa powieść Browna jest skonstruowana w bardzo podobny sposób, co poprzednie jego książki. Przede wszystkim mamy tu sprawdzony chwyt polegający na podzieleniu książki na króciutkie rozdziały. Sprzyja to budowaniu napięcia, któ-re wzmaga jeszcze fakt, że bardzo długo akcja toczy się równolegle – obserwujemy bowiem wyścig z czasem Ro-berta Langdona oraz poczynania siostry jego przyjaciela – Katherine Solomon. Znów – podobnie jak w „Aniołach i Demonach” – akcja powieści rozgrywa się w ciągu za-ledwie kilku godzin, wydarzenia następują zaś po sobie błyskawicznie, choć Dan Brown jak zwykle znajduje miej-sce na opis dzieł sztuki, zabytków architektury, przybli-żenie historii masonów czy najważniejszych związanych z nimi symboli. A wszystko to czyni pisarz językiem bardzo przystępnym, lekkim, zrozumiałym. Oczywiście, Brown mocno upraszcza, trywializuje interpretację czy omówie-nie dzieł sztuki, czasem też potrafi je mocno „naciągać” na potrzeby założonej z góry tezy, jednak mamy przecież świadomość tego, że treść jego powieści to nie histo-ria sztuki w zarysie, lecz po prostu fikcja literacka, nieco wsparta elementami historii. Krótko mówiąc: książka jest rzeczywiście bardzo, bardzo wciągająca, czego zresztą nikt nigdy Brownowi odmówić nie mógł. Często zdarza się autorowi nawiązywać do poprzednich swoich książek, w pewien sposób ustami Langdona odpowiada nawet na niektóre zarzuty krytyków.

Przeszłość i technologia

Jak to już często bywało, Dan Brown usiłuje po-łączyć historię i sztukę z elementami nowoczesnej tech-nologii czy współczesnej nauki. W powieści „Zaginiony symbol” nowoczesność uwidacznia się w postaci tak zwanej „noetic science” – nauki (a może: „nauki”) ba-dającej możliwości ludzkiego umysłu oraz jego wpływ na kształtowanie fizycznej rzeczywistości. O co chodzi? Myśl czy pragnienie posiadać tu mają również naturę fizyczną, a więc cechuje je również pewna waga. Jako coś, co posiada wagę, myśl czy pragnienie mogą rów-nież wytworzyć pewne przyciąganie. Z pragnieniami ma być więc jak z ziarnkiem piasku – jeśli wystarczają-co wielu ludzi będzie posiadało takie same pragnienia,

wówczas będą oni mogli wywierać realny wpływ na rzeczywistość. Nowoczesna nauka czy wierutne bzdury głoszone przez miłośników New Age? Podejrzewam, że większość naukowców, czytając te rewelacje, uśmiech-nęłaby się tylko z politowaniem. Ale przecież nie od dziś wiemy, że teorie spiskowe i tego rodzaju genialne pomy-sły to nieodłączny element powieści Browna. I zwykle po prostu przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Z drugiej strony wypada przypomnieć popularność książki „Sekret” Rhondy Byrne, która od lat nie schodzi z list bestsellerów, a która opiera się na podobnym stwier-dzeniu. Paulo Coelho nawiązuje do tego samego nurtu. Wygląda na to, że współcześnie wszyscy chcemy wiary w to, że nasze pragnienia mają jakiś sens, że mają szansę się spełnić, że możemy kształtować swój los i otaczającą nas rzeczywistość. I że możemy to uczynić nie tylko po-przez ciężką pracę ale także po prostu poprzez samą myśl, poprzez pozytywne nastawienie. Bzdura? Jasne. Ale to bzdura krzepiąca i w gruncie rzeczy nieszkodliwa.

Schemat, nie brak warsztatu

Znakomity Jan Giemza pisze w serwisie bookhun-ters.pl: „To zła książka, którą się bardzo dobrze czyta.” I dalej: „Wyraźnie widać szwy świadczące o słabym warsztacie pisarskim Browna. Prawie cała książka opar-ta jest na jednym schemacie:

Osoba 1: Słyszałeś o X?

Osoba 2: Tak, ale sądziłem, że to tylko mit.

Osoba 1 mówi coś Osobie 2.

Osoba 2 jest w szoku.

Osoba 1 i 2 przenoszą się do kolejnej lokacji, ścigając ko-goś lub uciekając przed pościgiem.

Nagle tajemnica X wyjaśnia się, niechybnie prowadząc do tajemnicy Y.

Osoba 1: Słyszałeś o Y? itd.

(Powyższy fragment pożyczyłem sobie z recenzji Justi-na Lee, który zgrabnie ujął moje odczucia co do fabuły.)

Dan Brown ma również irytujący zwyczaj kończenia kolejnych rozdziałów jak odcinków serialu akcji klasy B albo telenoweli. „Langdon wszedł do środka, a to, co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach.” Co zaparło? O tym dwa rozdziały później. Ciekawy zabieg stylistycz-ny, ale pod warunkiem, że nie używa się go kilkadziesiąt razy w jednej książce!”

Page 13: Czytam #2

Schematyczność? Tak! Słaby warsztat pisarski? Za przeproszeniem: ni cholery! Bo skoro Dana Brow-na czyta się tak dobrze (co zresztą recenzent przyzna-je), skoro jego książki są tak bardzo wciągające, skoro spełniają podstawową funkcję, jaką wypełniać powinna literatura rozrywkowa: dają nam odpocząć od rzeczywi-stości, oderwać się od codziennych problemów, pozwa-lają się zrelaksować i przykuwają uwagę tak bardzo, że nie potrafimy przestać czytać, to czego jeszcze możemy od ich autora wymagać? Tego, że – jak inny recenzent, Michał Otorowski z magazynu „Kultura” – będzie on bawił się z czytelnikami, pozostając między apoteozą a apokolokyntozą (swoją drogą: nie można było poszu-kać czegoś wśród dalszych liter alfabetu?). Dan Brown się przecież bawi – snując swą „spiskową teorię dziejów”, grając z architekturą, sztuką i historią. Czyni to sprawnie i – przede wszystkim – strawnie. Dla zwykłego, przecięt-nego czytelnika. Czego nie można powiedzieć o wielu spośród jego krytyków, próbujących przygotować opinie o „Zaginionym symbolu” na potrzeby prasy.

Jak nie pisać o literaturze popularnej?

Właśnie – potwornie cięty jestem na wielu recenzentów, w tym zresztą na siebie samego. Opisując bowiem nowe pu-blikacje na rynku, przykładamy do nich – o czym już wspomniałem – zupełnie nie-prawidłowe miary. Moja redakcyjna ko-leżanka pisała kiedyś bardzo wnikliwie i z dużą dozą naukowej terminologii o rymach… w książeczce dla dzieci! Otorowski, z którego tekstem zresztą się w dużym stop-niu zgadzam, analizuje pseudofilozoficzne koncepcje Browna. Niektórzy moi przyjaciele znakomicie sprawdzają się w recenzowaniu współczesnej poezji, ale kiedy któryś z nich zaczyna pisać o literaturze popularnej, diabli mnie biorą. Ktoś inny doszukuje się absurdów z zakresu fizyki w kryminale dla nastolatków. Drodzy Państwo, dajmy spokój! Ja też wiem, czym są izotopie dyskursywne zdaniowe z dysjunkcją syntagmatyczną. Ale w tekście skierowanym do szero-kiego grona czytelników pisał o tym nie będę. Bo kogo to, u diabła, obchodzi!?

Brown z wypiekami na twarzy

Wracając zaś do tematu przewod-niego, czyli do Bogu (albo szatanowi, jak wolałby Michał Otorowski) ducha winne-go Browna: jedno jest pewne: „The Lost

Symbol” to powieść ogromnie wciągająca. Być może należałoby zastanowić się nad tym, na ile jest to zasłu-gą samego pisarza i jego warsztatu, a na ile ogromnie sprawnej akcji marketingowej wokół każdej spośród kolejnych powieści Browna. Może warto by było prze-myśleć, czy rzeczywiście interesuje nas to, co dzieje się w powieści, bo jest ona tak ciekawa, czy też dlatego, że zastanawiamy się, czym tym razem Brown chce szoko-wać czytelników. Efekt jednak ma miejsce ten sam – po-wieść czytamy z wypiekami na twarzach. A że niektó-rzy z nas podczas lektury będą musieli „wyłączyć my-ślenie”, skupiając się wyłącznie na wartko płynącej akcji oraz ewentualnie na ciekawostkach historycznych i ar-chitektonicznych – to wprawdzie wada, ale również nie-mal nieodłączny element konwencji.

Page 14: Czytam #2

Gdzie publikować?AmazonNiżej Podpisany

Do tej pory jedynym serwisem, przez któ-ry pisarz spoza USA mógł samodzielnie pu-blikować i sprzedawać książki elektronicz-ne był Smashwords. Gigant, jakim jest Ama-zon zdawał się nie dbać o resztę świata, ale w chwili, gdy została wprowadzona mię-dzynarodowa wersja Kindle, miałem prze-czucie, że kolejnym krokiem będzie udostęp-nienie możliwości publikowania e-booków również autorom zagranicznym. Mogło-by to doprowadzić do rozwoju lokalnych rynków książki elektronicznej w oparciu o Kindle Store. Nie spodziewałem się jednak, że nastąpi to tak szybko.

Wszystko odbyło się w ciągu paru styczniowych dni. Najpierw pojawiła się (dla mnie rewelacyjna) wia-domość, że Amazon otwiera się na self-publisherów z zagranicy. Pięć dni później kolejna informacja: amery-kański gigant będzie oferował autorom większy udział w zyskach – 70% wartości cennikowej książki. Mimo, że z drugiej możliwości będzie można skorzystać od czerw-ca i to jedynie, gdy rezyduje się w USA, te dwie decyzje świadczą jednoznacznie o tym, że Amazon otwiera swój model biznesowy. Co więcej, a o tym mówiło się już rzadziej, autorzy publikujący poprzez Kindle Digital Text Platform, będą mogli wybrać, czy chcą książkę zabez-pieczać DRM-em, czy też nie. Do tej pory wszystkie pu-blikacje elektroniczne Amazona były “obłożone” zabez-pieczeniem, które, taka ciekawostka, zostało niedawno rozpracowane przez hakerów.

Można powiedzieć, że Amazon przygotowuje się na wejście Google Editions oraz na premierę owia-nego legendą tabletu Apple, który według wielu anali-tyków zatrzęsie książką elektroniczną tak mocno, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Ja w tym widzę jedynie korzyści dla takich jak ja indies.

Książki – forma:

Cały cykl poświęcam książkom w formie elek-tronicznej, co więcej – w formatach nowej generacji, czyli dających możliwość czytania publikacji na urzą-

dzeniu przenośnym. W przypadku Amazona jest to mobi. Od paru dni w dwóch opcjach: zabezpieczony i niezabezpieczony.W drugim przypadku książki kupione w Amazonie można otworzyć na każdym urządzeniu i/lub za pomocą każdej aplikacji, która czyta tego rodza-ju pliki. Dwie swoje książki, które opublikowałem w dwa dni po otwarciu Kindle DTP na autorów zagranicznych, są wolne od zabezpieczeń, dlatego można je otworzyć nie tylko na Kindle, ale np. na czytnikach Onyx Boox 60, Booken Cybook 3Gen, Hanlin V3 czy Cool-er Classic.

Oprócz czytników, książki z Amazona można czytać w specjalnej aplikacji na iPhone’a, a niezabez-pieczone publikacje – za pomocą Mobipocket Reader na innych smartfonach. Robi się z tego pokaźny rynek. Co więcej, od paru miesięcy przebąkuje się, że Amazon planuje rozszerzyć listę formatów o głównego konku-renta mobi, czyli ePub. Być może w tym celu Jeff Bez-os kupił producenta Stanzy, firmę Lexcycle. Jeśli tak się stanie, Amazon ma szansę przetrwać atak konkurencyj-nych platform, ale nie stanie się to bez wprowadzania kolejnych udogodnień dla wydawców i autorów.

Książki – publikowanie:

Na początku zaznaczam, że obecnie istnieją dwie możliwości publikowania w Amazonie. Pierwsza – za pomocą serwisu Smashwords, który podpisał umo-wy na dostarczanie książek nie tylko do Amazona, ale również do Barnes&Noble, Sony EBooks Store i Kobo. W praktyce jest to o wiele dłuższa droga i niestety ma się dużo mniejszą kontrolę. Moje książki ze Smashwords jeszcze się w Amazonie nie znalazły, a byłem jednym z pierwszych autorów, którzy znaleźli się w Premium Ca-talog.

Pojemność pamięci 997,2 GB. Ciągle na chodzie, mimo oznak łysienia na płycie głównej. Internetoholik. Uzależnienie po- głębia się mimo 17 zabiegów resetu głównego i codzien-nych ćwiczeń z restartu metodą B. Gatesa. Od 12 lat poszukuje dyskietki, na której zapisał (lub przynajmniej tak mu się zdawało) swój pierwszy białawy e-wiersz Czas się zawiesić, będący egzystencjalną wędrówką po ciemnych, wilgotnych zakamarkach DOS-u. Miłośnik serwisów aspołecznościowych, żab człekokształt-nych, polowań z nagonką na zabłąkane trojany i interneto-wych winiarni z dostawą po kablu. Nakłada skarpetki w technologii dwuprocesorowej, a w wol-nych chwilach pisze opowiadania.Blog prowadzi pod adresem: www.nizejpodpisany.com

Page 15: Czytam #2
Page 16: Czytam #2

Dlatego bez względu na to, czy zdecydujesz się na Smashwords, czy nie, publikowanie bezpośrednio w Amazonie jest w stu procentach uzasadnione. Jeśli chodzi o funkcjonowanie platformy dla wydawców, jest to najbardziej zaawansowane narzędzie jakie znam – a przy okazji dosyć proste w obsłudze.

Wystarczy założyć konto w Kindle Digital Text Platform. Można to również zrobić za pomocą konta “czytelniczego”. Proces publikowania książki odbywa się w czterech krokach:

1 :. Informacje o produkcie – oprócz opisu, podaje się tu również słowa kluczowe oraz dodaje książkę do odpo-wiedniej kategorii w zbiorach Kindle Store. Wśród języ-ków nie ma jeszcze polskiego, ale wkrótce powinno się o zmienić. gdy wprowadzałem swoje książki, a było to 17 stycznia dostępnych było jedynie pięć języków. Teraz jest ich dwadzieścia.

2 :. Prawa autorskie – autor potwierdza, że jest właści-cielem praw do książki. Na tym etapie wybieramy rów-nież, czy książka ma być dostępna na całym świecie, czy w określonych krajach.

3 :. Przesyłanie okładki oraz treści – teraz następuje za-ładowanie książki na serwery. Akceptowane forma-ty: doc, html i prc. Ja używałem swojego standardo-wo przygotowanego pliku w formacie rtf, który zamie-niłem na html. Im mniej formatowania w pliku tym le-piej. Aby uniknąć niespodzianek polecam zamianę pliku wordowego na txt, a potem niewielkie formatowanie i zapisanie pliku w rtf. Osobiście używam jedynie wcię-cia pierwszej linii oraz pogrubienie tytułów. Najlepiej na ekranie wypada czcionka Georgia. Na tym etapie moż-na również zobaczyć symulację wyglądu książki na ekra-nie czytnika. Wprowadzania książki w formacie doc sta-nowczo odradzam, takie rzeczy się dzieją, że trudno na-wet opisać.

4 :. Ustalenie ceny – autor podaje cenę książki. Przy obecnym sposobie wynagradzania autor otrzymuje około 30-40% ceny. Pamiętajmy, że cena dla odbiorcy spoza Stanów jest wyższa o kilka dolarów. Tak więc, gdy-bym swoją książkę kupował z terytorium USA, zapłacił-bym tyle, ile podałem jako autor, czyli 4,99 USD. Ale gdy kupuję z Polski, płacę już 8 USD.

Książka nie jest publikowana automatycznie, a przesłana zostaje do weryfikacji, która trwa od 48 do 72 godzin. W praktyce odbywa się to, jak w przypadku moich obu książek, w krótszym czasie.

Możliwość sprzedaży:

Amazon to samonapędzająca się machina. Re-cenzje, tagi, listy, grupy, itd. – wszystko to powoduje, że autorzy mają mocno rozbudowanie możliwości pro-mocji swoich książek, i to praktycznie bez opuszczania stron Amazon.com. Nie rozgryzłem jeszcze jak można to efektywnie wykorzystać. Jedno wiem, książek otagowa-nych jako “absurdist fiction” jest aż 1700! Literatura jaką uprawiam jest niszą w Polsce, ale na pewno nie w Ama-zonie.

Pisarze, którzy wstydzą się promować swo-je własne książki, na pewno nie czytają tego artykułu, więc mogę napisać jeszcze o jednym: warto otworzyć/zalogować się na konto partnerskie i zacząć zarabiać na sprzedawaniu nie tylko swoich książek. Możliwości jest mnóstwo. Można umieszczać na swoim blogu bane-ry reklamowe lub widgety. Można przesyłać odnośniki do książek do serwisów społecznościowych. Można otworzyć sklep na swojej stronie. Ja już to zrobiłem i za-jęło mi to 1o minut (sprawdź, jak wygląda). W każdym przypadku odnotowany zostaje fakt sprzedaży z danego odnośnika, a kwota ląduje na twoim koncie.

Podsumowanie:

Oprócz serwisów opisanych w poprzednich artykułach, opublikowałem książki również w Many-books, Shortcovers, Goodreads i Wattpad. Opisywa-nie ich w teraz mija się z celem. Amazon jest dla mnie najlepszym miejscem dla self-publisherów. Muszę się spieszyć, żeby poznać wszystkie jego możliwości. Za-nim do gry wkroczą Google Editions i Apple.

+ profesjonalny, rozbudowany i funkcjonalny panel zarządzania kontem+ możliwość zarządzania kontem czytelniczym, part-nerskim i autorskim z jednego logowania+ dostęp do szeregu narzędzi promowania książek w Amazon.com+ dostępność książki na całym świecie, na czytni-ki Kindle, aplikacje na smartfony oraz – w przypad-ku plików niezabezpieczonych – na każde urządzenia wspierające format mobi

- brak możliwości publikowania po polsku (niedługo się to zmieni)- napiwek “międzynarodowy” – cena wyższa o 3 do-lary za komfort kupowania w jednym miejscu i ścią-gania w 60 sekund to za dużo. Tę samą książkę moż-na opublikować w Smashwords i ściągnąć bez dodat-kowych kosztów na całym świecie.

Page 17: Czytam #2

Czytamy od zawsze,

Czytaj z nami!

Page 18: Czytam #2

Dobre i złe praktykizagadujących czytającegoJoanna Janowicz

Onegdaj znajoma zadała mi znienacka pro-ste pytanie: „Fajna ta książka?”. Podniosłam na nią wzrok znad książki i straciłam całą wiarę w siebie.

Żenujące, jak to proste w zamierzeniu i przyjazne pytanie zbiło mnie z pantałyku. A zbi-ło, ponieważ chodziło o „Chamowo” Białoszew-skiego. Fajna? Czy o jakiejkolwiek książce Miro-na Białoszewskiego można z lekkim sercem po-wiedzieć, że fajna? Nie można. Koleżanka czeka. Przygląda mi się uważnie, zmieszanej. Przedsta-wiać sobą muszę widok komiczny, na proste py-tanie odpowiedzi nie udzielając. To proste pytanie nie jest dla mnie proste. Wcale. Dylemat: być konkretną i odpowiedzieć: fajna i wrócić do lektury czy być miłą i objaśnić? Pomijam już ten drażliwy temat zagadywania człowieka, gdy czyta. Nie będę przedstawiać nie-smaku przerwanej przyjemności, gdy otwieram, wreszcie, spragniona książkę i ledwo rozpoznaję pierwsze litery, dotąd ignorowana, zostaję zagad-nięta o książkę. Fajna? Książka w moim literacko-czytelniczym za-fiksowaniu nie może być, w rzeczy samej, fajna. Pytanie jest błędne. Nie czytam kryminałów, nie czytam romansów, nie czytam książek łatwych i przyjemnych, do których pasuje etykietka „fajna”. Dalej, co moje „fajna” czy „niefajna” daje prawie obcej osobie? Nie wiem o znajomej nic, oprócz tego, jak ma na imię. Ale czy wie o Biało-szewskim? Kim był i co napisał? Czym jego styl się objawiał? Czy myśli, że „Chamowo” to książ-ka napisana rok temu przez jednego z rówieśni-ków Masłowskiej? Wie zatem czy nie wie? Z ja-kim czytelnikiem mam do czynienia? Co rozumie przez sformułowanie „fajna książka”? Fajny to może być krawat z Kaczorem Do-naldem. Fajny, od biedy, może być Murakami. Ale Białoszewski? Z jego bolączką przenosin, które przeżywa któryś z kolei miesiąc? Wciąż nie mogąc pogodzić się z tym, że już przy Placu Dąbrowskie-

go nie mieszka, tylko na 11 piętrze tkwi i ma wi-dok na Wisłę w świetlne kropki? Czy Białoszew-ski w zbyt ciasnych spodniach z Węgier może być „fajny” w sensie ścisłym? Czy Mironczarnia może być określona tym haniebnie płaskim słowem, które pasuje do wszystkiego? Zarówno do okre-ślenia płyty CD, jak i płytek na podłogę do łazien-ki? Wreszcie po wszystkich tych milisekundo-wych analizach odpowiadam, jąkając się, silna w moim wahaniu i janowiczarniach, że- To zależy – i czuję katorgę nieprecyzji. W efekcie na dobrych parę minut nie je-stem sobą. Zdenerwowana, że na proste (?) py-tanie nie dałam jasnej odpowiedzi. Znajoma już odeszła ze wzruszeniem ramion, mojego zafraso-wania nie widząc, a tym bardziej nie rozumiejąc. Jak prawdziwy neurotyk, pogrążam się w swoją pętlę wątpiących obsesji. Tracę całą wia-rę w siebie (tylko na 5 minut, ale zawsze) i w ludz-kość, która takie pytanie mi zadaje. Na szczęście, ledwo (sic!) znów zaczynam czytać, pojawia się inny znajomy. I zadaje dobre pytanie:- A powiedz, o czym jest ta książka?

Pierwsze słowa stawiała w wieku trzech lat. Od tej chwili zmienił się charak-ter jej pisma, narzędzia pracy i zasób słownictwa. Pozostało jednak wciąż to samo zacięcie i pasja w szukaniu wciąż nowych, nieszablonowych form i dalekich od banału wy-rażeń.

Na ich tropie pozo-staje zarówno w sfe- rze zawodowej, jak i prywatnej. W zaciszu domowym celebruje chwile spędzone na lekturze. Działając pod przykrywką recenzentki i felietonist-ki rozprawia się na łamach blogu z niedociągnięciami w beletrystyce i zachłystuje się pięknem arcydzieł wiel-kich pisarzy.

Uważa, że gdyby nie istniała literatura, świat dawno by z sobą skończył.

Prowadzi blog pod adresem: http://direlasua.wordpress.com

Page 20: Czytam #2

Czy dobra biografia to hagiografia?GABRIEL AUGUSTYN

Na froncie literackim w Polsce wrze. W każdym niemal gatunku dzieje się coś na tyle ciekawego, że co i rusz zaprząta media oraz umysły czytelników. Tak się stało, że początek roku zgotował nam szum dooko-ła biografii „Kapuściński non-fction” Artu-ra Domosławskiego.

Rozwiązuje się sprawa deficytu w tematyce les-bijskiej (choćby „Ku słońcu” Ingi Iwasiów po części po-dejmuje ten temat); brak literatury o stanie wojennym także został dostrzeżony i pojawiła się książka („Wro-niec” Jacka Dukaja) udowadniająca, że można pisać o nim w sposób niemający nic wspólnego z historycz-nymi opracowaniami; współczesna poezja (za sprawą NIKE dla Tkaczyszyna-Dyckiego) zyskała odrobinę na po-pularności, przez co gorętsze są na jej temat rozmowy i wychodzi ona poza ramy uniwersyteckiego analizowa-nia; rodzimi twórcy literatury popularnej przyspieszają, zapełniają listy bestsellerów thrillerami, horrorami bądź kolejnymi odsłonami uznanych sag fantastycznych; po-jawiają się też książki kontrowersyjne, które dzielą kraj wzdłuż i wszerz, rozbudzając gorliwe rozmowy. Co cie-kawe, wcale nie muszą być one beletrystyką, rzeczywi-stość bowiem pokazuje, iż każdy gatunek przy odrobinie szczęścia, może taki owoc wydać. Tak się stało, że począ-tek roku zgotował nam szum dookoła biografii „Kapu-ściński non-fction” Artura Domosławskiego.

Medialna wrzawa, skrajnie spolaryzowane oce-ny, krytykowanie autora bez znajomości biografii, groź-by Alicji Kapuścińskiej względem wydawnictwa „Świat Książki” – to wszystko pokazuje jedno: nie potrafmy, jako naród, rozmawiać o ludziach sławnych, uznanych, wciąż traktujemy ich niemal jak świętych, ślepo ufając, że błędów nie popełniali, że byli doskonali w każdym aspekcie życia. Zweryfikowanie tego daje jednak ob-raz zgoła odmienny – sławy, złotymi zgłoskami zapisane w dziejach narodu, również mają skazy na swoim życio-rysie. Nie ujmuje to jednak ich wielkości, a świadczy je-dynie o tym, że byli po prostu ludźmi. W związku z tym pojawia się pewne pytanie. Mianowicie: skąd się w Po-lakach wzięło przekonanie, że koniecznie trzeba tworzyć hagiografie bohaterów, wieszczów, twórców, niektórych polityków? Czyżbyśmy jako naród byli aż tak naiwni, że bez zastrzeżeń wierzymy w te sterylne portrety?

Wina leży częściowo po stronie historii. Jako państwo z doświadczeniem zaborów, jako kraj przez lata walczący o niepodległość, próbujący ponownie zaist-nieć na mapie, potrzebowaliśmy osób, które by do walki o to zagrzewały, motywowały. W ten sposób kreowano ludzkie symbole – można powiedzieć, że Amerykanie wyhodowali fikcyjnego Supermana czy Spidermana (oczywiście z innych pobudek), a my realnych Kościusz-kę czy Piłsudskiego, którym dodawano atrybuty nieko-niecznie prawdzie odpowiadające. Przyjmowano te wi-zerunki, opiewano je i dzięki nim utrzymywano nadzieję oraz w pewnym sensie – tożsamość narodową. Łatwiej jest przecież walczyć, gdy się ma jakiś ideał, gdy się ma w głowie obrazek postaci wszechmocnego rodaka, po-nieważ skoro on był w stanie poświecić się dla kraju, to czemu ja miałbym tego nie robić? Tak to działało, tak w pewnym sensie zagrzewano masy powstańców, bo-jówkarzy itp. Z jakim skutkiem – nie mnie to oceniać,

Niespełniony pisarzyna, student PAM, w przyszłości preparat do nauki anato-mii prawidłowej.

Blog prowadzi pod adresem: http://gyero-saski.blog.granice.pl

Page 21: Czytam #2

lecz fakt pozostaje faktem – wystarczyło się wybić, po-kazać cechy lepsze niż większość i już gloryfikowano, puszczano w niepamięć przywary.

Po odzyskaniu niepodległości powinno się to zmienić, ale z powodu źle opracowanego materiału nauczania doszło do tego, że wśród rosnących pokoleń kreuje się obraz wybielonych bohaterów. A Polacy dają temu w dużej mierze wiarę, bo przecież o tym mówił nauczyciel w szkole, a on nie mógł się mylić, fałszować rzeczywistości. W ten sposób traktujemy Mickiewicza i Słowackiego jak bóstwa, które słowem potrafiły mo-bilizować rzesze ludzi, które swoją poezją stworzyły podwaliny pod powstania listopadowe i styczniowe. Pomija się skutecznie informację o chorobie psychicznej Słowackiego (wskazują na nią mocno teksty z końcówki życia poety oraz listy do matki), nie mówi się o przyna-leżności Mickiewicza do koła Towiańskiego, o jego tak silnym pociągu do płci przeciwnej, że potrafił rozbijać małżeństwa aby tylko zdobyć upatrzoną białogłowę. Milczy się o alkoholizmie Reymonta, który wolał zapijać się na śmierć, niż pojechać po odbiór Literackiej Nagro-dy Nobla. Opuszcza się zasłonę milczenia na nieśmia-łość Sienkiewicza i jego rasizm widoczny we fragmen-tach „W pustyni i w puszczy”. Wymazuje się z pamięci socrealistyczne wiersze Szymborskiej. Cicho jest także o mrocznych stronach życia m.in. Kazimierza Wielkie-go, Józefa Piłsudskiego, Stanisława Lema i wielu wielu innych. Oczywiście można znaleźć informacje na temat ich przejścia na „ciemną stronę mocy”, jednak nauka w podstawówce, gimnazjum i liceum tego nie ułatwia. Dopiero studia mogą zmienić obraz rzeczy, ale tylko jeśli się wgłębi w tony korespondencji, akt i biografii, które pochowano w archiwach, zbiorach przeróżnych biblio-tek. Kto szuka, ten znajdzie, kto tego nie czyni – otrzy-muje wersję podstawową z postacią sterylną i podnie-sioną do miana pomnika.

Dlaczego system nie stara się więc tego naprawić?

Hipotez może być kilka, ale osobiście skłaniałbym się ku jednej, najprostszej chyba. Po prostu: skoro przez lata uczono w taki sposób, to dlaczego to zmieniać, dla-czego wycofywać utrwalane przez lata święte obrazki? No cóż, właśnie po to, aby nie dochodziło do takich sy-tuacji, jak po wydaniu książki „Kapuściński non-fiction”. Artur Domosławski dał swoim czytelnikom obraz czło-wieka, a nie świętego – i za to spadły na niego gromy. Nie-słusznie. Gromy powinny lecieć za mankamenty, jakie ta biografia ma w swojej konstrukcji, ale nie za to, że autor na postawie solidnych badań napisał o Ryszardzie Kapu-ścińskim prawdę, może nie zupełną, totalną, ale jednak. Oczywiście i dla tego krytycyzmu istnieje wytłumaczenie

– nawet dwa. Od czasu upadku realnego socjalizmu jest w Polakach tendencja do publicznego szkalowania ludzi, na których ktoś, gdzieś, coś znalazł – czy to w IPN, czy w pochodnej instytucji (trochę to swoją drogą para-doksalne w porównaniu do ogólnonarodowego trakto-wania biografii). Nie spraw-dza się tego rzetelnie, nie stara się zrozumieć pewnych motywów (chodzi głównie o osoby związane z PRL-owskim aparatem państwowym), a od razu pędzi do mediów i ogłasza sensacje. Biorąc pod uwagę, że Domosławski pi-sze o relacjach Kapuścińskie-go z władzami PRL, o jego powiązaniach z wywiadem i przyjaźni z wysoko postawionymi politykami ówcze-snej Polski, daje to niejako broń w ręce zagorzałych bojówkarzy tępiących tych, którzy socjalizm popierali. A tego obawiają się wielbiciele Cesarza oraz jego rodzi-na. Nie chcą, aby twórczość przyćmiło życie i związane z nim kontrowersje. Drugim wytłumaczeniem jest to, że Domosławski przedstawia się jako przyjaciel Kapuściń-skiego, a w Polsce istnieje przecież mocna identyfikacja zarówno z rodziną, jak i z osobami z najbliższego grona. Z tego tytułu część ludzi czuje się zniesmaczona faktem, iż często o najintymniejszych i skrywanych przez długie lata sprawach pisze przyjaciel właśnie. I tutaj pojawia się następujące pytanie – a kto je miał opisać: człowiek obcy, który podałby suche informacje bez próby interpretacji? Toć wtedy taka biografia byłaby obrazą dla Kapuścińskie-go! A tak otrzymaliśmy do rąk porządnie opisane życie jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy oraz inter-pretację pewnych jego wyborów – interpretację na tyle wiarygodną, że spłaszcza argumenty przeciwników.

Czy dobra biografia to hagiografia? Zdecydo-wanie nie. Lata wpajania pokoleniom świętych obraz-ków danej postaci zaowocowało tym, że trudno nam zaakceptować to, jacy bohaterowie zbiorowej wyobraź-ni naprawdę byli. Trudno pogodzić się z tym, że ludzie wielcy popełniali błędy, że byli trawieni przez trywialne czasami lęki. Niemniej, tak się prezentuje prawda i mam nadzieję, że „Kapuściński non-fiction” zacznie zmieniać podejście Polaków do tej materii. Powinniśmy bowiem z fascynacją patrzeć i na te mroczniejsze strony życia waż-nych dla historii osób, aby dowiedzieć się, jak z tą ciem-nością walczyć, jak ją pokonać (lub przesłonić), wznieść się jak oni na wyższy poziom, wyciskając z egzystencji jak najwięcej.

Page 22: Czytam #2

Zasłyszane,podpatrzone...

Page 23: Czytam #2

Najlepsze książki na wiosnęOto są! Jury złożone z profesjonalistów oraz ponad 13,700 internautów wybrało Najlepsze książki na wiosnę! 22 marca po-znaliśmy laureatów kolejnego konkursu organizowanego przez redakcję wortalu literackiego Granice.pl Konkursu, które-go przebieg mogliśmy śledzić na stronie http://ksiazkanawiosne.pl

Rozstrzygnięcie konkursu Najlepsza książka na wiosnę oznaczało zarazem zamknięcie pierwszego cy-klu cokwartalnego wybierania książek najlepszych na daną porę roku. Kolejne konkursy – wśród nich przede wszystkim konkurs Najlepsza książka na lato, będą orga-nizowane już po raz drugi.

Uczta dla miłośników fantastyki

Spośród 44 tytułów wybrano zwycięzców w ośmiu kategoriach tematycznych. Ogromny sukces od-niosła powieść „Eon. Powrót Lustrzanego Smoka”, którą w kategorii „Fantasy” nagrodziło zarówno jury złożone z profesjonalistów, jak i grono głosujących internautów (książka zdobyła 58% głosów). „Mamy w przypadku powieści Alison Goodman do czynienia ze wszystkim, czego potrzebuje dobre fantasy: z wartką akcją, nietu-zinkowymi bohaterami, znakomicie budowanym na-pięciem, potęgą magii i siłą wyobraźni. Mamy tu nadto zawikłane motywy postępowania i rzadkie w przypadku tego gatunku zmaganie się z własną kobiecością. Mamy przygodę, ale i element refleksji. „Eon…” to więc książka bardzo udana i z pewnością godna polecenia nie tylko miłośnikom gatunku.” – pisał Sławomir Krempa, redak-tor naczelny wortalu Granice.pl, w recenzji tej książki.

Wyróżnienie zdobyła powieść „Rzeka bogów” Iana McDonalda opublikowana nakładem wydawnic-twa Mag. – To rzecz dla koneserów. Powieść zachwyca-jąca bogactwem opisanego świata, ale i głębią postaci, to prawdziwa uczta dla wyobraźni. Gorąco polecamy ją wszystkim czytelnikom, mając zarazem świadomość, że książka McDonalda zachwyci nade wszystko miłośników gatunku, którzy lubują się w podróżach do światów nie-istniejących, a metaforykę, bogactwo języka stawiają ponad bardzo dynamiczną akcją.

Dla młodych miłośników pięknej książki

Jednogłośny był również werdykt jurorów i in-ternautów w kategorii książek dla najmłodszych czytel-ników. Piękne wydanie książki „Potworologia. Wielka księga stworzeń niezwykłych” zachwyciło wszystkich. – To książka, która wzbudzić ma ciekawość świata, bo-gata w ciekawostki, szczegóły, bardzo dobrze napisana. To książka, której strona wizualna porywa od pierwszej przewróconej strony – podsumowywali jurorzy. Wyróż-nienia w tej kategorii otrzymało kolejne wydanie „Naj-piękniejszych wierszy” Juliana Tuwima – tym razem przygotowane przez oficynę Ad Oculos, oraz przygoto-

Page 24: Czytam #2

wana specjalnie dla najmłodszych „Moja pierwsza Bi-blia” w opracowaniu Piotra Krzyżewskiego.

Piękna literatura

Ostatnią kate-gorią, w której po-kryły się wybory in-ternautów i jurorów, była „Proza obca”. Tu chciano wyróżnić książkę, którą nale-żałoby zaklasyfiko-wać jako literaturę piękną, przetłuma-czoną na język polski w ciągu ostatnich miesięcy. Walorom li-terackim towarzyszyć

jednak miały także cechy sprawiające, że po książkę się-gnąć mogłoby szerokie grono czytelników. – Wygrywa Ben Brown i jego „Złodzieje piasku” – podsumował Sła-womir Krempa. – Fascynacja, przedziwne umiłowanie wojny, przyjaźń i zdrada, zemsta i nienawiść oraz znako-mite dziennikarstwo, które staje się literaturą. Wszyst-ko to odnajdujemy w tej świetnej książce. Wyróżnienie przypadło afrykańskiej powieści z pogranicza rzeczy-wistości i magii, zachwycającej językiem „Lunatycznej krainie” oraz poruszającej książce podejmującej temat powojennej historii Niemiec – „Niedopełnionym” Rein-harda Jirgla.

Jakiej literatury słuchać?

Na to pytanie również postarali się odpowiedzieć zarówno jurorzy, jak i internauci. Człon-kowie jury wybrali skierowany przede wszystkim do naj-młodszych audio-book zawierający obszerne fragmenty opowieści ze zbioru „Zeszyt w kratkę” księdza Jana Twar-dowskiego. Zna tę książkę już kilka

pokoleń Polaków, kilka pokoleń na niej się wychowało i wielu czytelników wraz z księdzem Twardowskim wkra-czało w świat wartości czy wiary. Teraz mogą to czynić

kolejne rzesze najmłodszych dzięki odmiennej formie książki do słuchania.

Internauci zdecydowali się przyznać nagrodę główną w tej kategorii bestsellerowej „Katedrze w Bar-celonie” Ildefonso Falconesa, wyróżnienie zaś przypa-dło świetnej książce Gilberta Chestertona „Przygody księdza Browna”.

Kryminał – nie tylko napięcie!

Ta książka z pewnością przy-padnie do gustu miłośnikom moc-niejszych wrażeń. „Nocna zamieć” Johana Theorina to rzecz znakomita – głosi uzasadnie-nie werdyktu jury. - To bardziej thril-ler metafizyczny niż typowy krymi-nał. To zarazem książka ogromnie wciągająca i trzymająca w napięciu. To dowód na to, że powieść popularna może z powodzeniem realizować wielkie ambicje autora i za-spokoić oczekiwania krytyki.

Internauci postawili na powieść, która połączy-ła poruszającą wizję świata przyszłości ze szczególnie wartką akcją. Książka „Orędzie. Tajemnica przyszłości” zachwyciła ponad połowę głosujących internautów, co uznać należy za jej wielki sukces.

Wyróżnienie w tej kategorii otrzymała wielo-krotnie już nagradzana refleksyjna powieść Dawida Wróblewskiego „Historia Edgara” – To debiut w wielkim stylu, którego autor w pełni zasługuje na zdobyte laury.

Chwile wzruszeń z dobrą powieścią obyczajową

Ta kategoria niezmiennie cieszy się wielkim za-interesowaniem czytelników. Zapewne dlatego rywali-zacja była tu szczególnie zacięta. Długo wydawało się, że zwycięży bestsellerowa powieść „Szeptem”, której autorką jest Becca Fitzpatrick. Tymczasem książce tej przypadło wyróżnienie jury. W głosowaniu internautów zdecydowanie wygrały „Moje rzymskie wakacje”, dzię-ki którym czytelnicy poznają smak słonecznej Italii oraz szczęście i radość płynące ze spełnienia marzeń. Jury z kolei nagrodziło wspaniałą powieść Katarzyny Ener-

Page 25: Czytam #2

lich „Prowincja pełna gwiazd”. - Lektura „Prowin-cji pełnej gwiazd” to spotkanie z naszymi emocjami i z samymi sobą oraz bodziec do rozważań nad tym, co tak naprawdę jest dla nas istotne. Dzięki Hance i Lud-mile, które wytrwale tropią swoje żydowskie korzenie, uświadamiamy sobie, jak istotne jest nie tylko to, dokąd zmierzamy, ale też – skąd przychodzimy. Wyruszamy z siostrami w sentymentalną podróż śladami minionych pokoleń, odwiedzając między innymi Jedwabne i łącząc

się z bohaterkami w bólu tym bardziej dotkliwym, że bę-dącym częścią ich osobistych historii. Poszukiwanie siebie i własnego miejsca pod rozgwieżdżo-nym niebem jest pełną pasji i nieprze-widzianych zdarzeń przygodą. Katarzyna Enerlich sprawia, że stajemy się częścią tej opowieści, wiążąc się z bohaterami moc-niej, niż byśmy przy-

puszczali.

Młodzież – między akcją a refleksją

Tego należało się spodziewać. Kilka miesięcy temu wyróżnienie w konkursie „Najlepsza książka na jesienno-zimowe wieczory” otrzymała powieść Michaela Granta „Gone: Zniknęli. Faza I: Niepokój”. Zdaniem jurorów jej kontynuacja znacznie przewyższa tom inaugurujący świet-ny cykl. „Gone: Zniknęli. Faza II: Głód” to nie tylko znakomi-ty thriller dla nastolatków. To dobra powieść współczesna

skrojona na miarę oczekiwań dzisiejszej młodzieży. Owszem, wydarzenia toczą się tu błyskawicznie, a napięcie nie opada ani na moment, ale z biegu akcji w sposób najzupełniej natural-ny wypływają wnio-ski dotyczące spraw najważniejszych. Konwencja pograni-cza thrillera science-fiction to tylko ko-stium – tak naprawdę

chodzi o zupełnie inne sprawy. Ale powiedzmy też wprost: to powieść mocna i odważna, miejscami dość brutalna i przerażająca – Michael Grant kierował ją więc zdecydo-wanie do starszej młodzieży. Warto o tym pamiętać, gdy będziemy podejmowali decyzję o jej zakupie – pisaliśmy w recenzji.

Wyróżnienie w kategorii książek dla młodzieży otrzymała opowieść o Virginii Woolf autorstwa Beatrice Massini. Ale wielu najbardziej zaskoczył werdykt internau-tów. Ci tytuł „Najlepszej książki na wiosnę” postanowili przyznać e-bookowi „Zazie na bezludnej wyspie” napisa-nemu przez Barbarę Faron, a opublikowanemu nakładem wydawnictwa Goneta.net - „Zazie na bezludnej wyspie” jest znakomitym remedium na stres i nudę, a obserwacja zachowań bohaterów zmusza do zastanowienia się nad naszym postępowaniem. Bo czasami my także jesteśmy egoistami, samotnikami, czegoś się boimy i zdarza się nam powiedzieć coś niemądrego. Jeśli jednak mamy przy sobie prawdziwych przyjaciół, to oni wybaczą nam wszelkie po-tknięcia. Bo przecież przeżywanie przygody w pojedynkę nie jest tak przyjemne, jak z oddaną paczką znajomych – pisała w recenzji książki Justyna Gul.

Rzecz dla rodziców

Rodzicom – a może po prostu: czytelnikom doj-rzałym – jurorzy postanowili polecić świetny poradnik „Uczyć się od mnichów. Benedyktyńska recepta na udane życie”. - Notker Wolf stara się uzmysłowić nam, że można na życie spojrzeć z dystansu. Że nie trzeba być niewolnikiem mód, sztucz-nie wykreowanych trendów i fałszywie pojętej nowocze-sności. Że teraz, tak jak i ty-siąc lat wcześniej, potrzebne są cierpliwość, skromność, wytrwałość, chwile samot-ności, wyciszenia. Że pogłę-biona refleksja zawsze rodzi dobre owoce, trzeba tylko się na nią zdecydować, a nie odkładać ją do przysłowiowego jutra – podkreślał Damian Kopeć. Internauci z kolei postanowili polecić czytelnikom dorosłym pięknie wydany album „Warszawa. Ballada o okaleczonym mieście” ukazujący zarówno codzienne życie mieszkańców stolicy w latach powojennych, inte-resujące elementy jej architektury, jak i absurdy życia w PRL-u. Co ciekawe, wiele z zamieszczonych w tomie zdjęć z powodu cenzury nigdy nie mogło ukazać się drukiem.

Page 26: Czytam #2

Radio pełne kultury„Radio Pryzmat”, działające od listopada 2009 roku w Staromiejskim Centrum Kul-tury Młodzieży w Krakowie przy ul. H. Wie-tora 15, ma już wielu wiernych słuchaczy. Przez całą dobę gramy bardzo dobrą mu-zykę, w godzinach 18.00 – 21.00 zaprasza-my do słuchania audycji prowadzonych na żywo.

Nasze programy poświęcone są szeroko pojętym zjawiskom kultury, edukacji, samorządności. Wszystkie programy tworzą młodzi ludzie. Zapraszamy osoby zain-teresowane dziennikarstwem radiowym do współpracy, a wszystkich – do słuchania za pośrednictwem strony: www.radiopryzmat.pl.

W labiryncie sztuki – środa 18.00 – 19.00

Labirynt kojarzy mi się z wielością dróg, zawiłością, poszukiwaniem. Labirynt nas wciąga i pasjonuje swoja ta-jemnicą. Nazwałam ten cykl audycji „W labiryncie sztuki”, bo nie będzie to prosty, chronologiczny wykład o tzw. sztu-kach plastycznych. Każda audycja poświęcona jest innemu artyście, dziełom, zjawiskom w sztuce pozornie od siebie oderwanym, czasowo odległym. Chciałabym pokazać, jak ciekawa może być sztuka – nie tylko ta „wielka” ale i ta pro-wincjonalna, nie zawsze dojrzała, albo czasami po prostu nieznana. Prowadząca program – Agnieszka Wozowicz

Lektury nieobowiązkowe – poniedziałek 19.00 – 20.00

Program „Lektury nieobowiązkowe” został po-myślany jako cotygodniowa dyskusja o książce. Głównym przedmiotem zainteresowania są nowości wydawnicze, staramy się spośród wielu propozycji wybrać i polecić słu-chaczom te najciekawsze. Zaglądamy więc także do książek

już nieco zapomnianych, ale wciąż aktualnych i staramy się je czytać na nowo. Zajmujemy się interesującymi zjawiska-mi z kręgu literatury, blogami literackimi, audiobookami, e-bookami czy nietypowymi słownikami języka polskiego. W programie jest ponadto miejsce dla czasopism literac-kich czy też szerzej – kulturalnych. Naszym celem jest prze-konać słuchaczy, że czytanie to nie tylko przykry obowią-zek, a pomagają nam w tym goście, których zapraszamy do wspólnej dyskusji. Program prowadzą Joanna Miciak (wydawca) i Aleksandra Bisztyga.

Tradycja to jest coś ekstra – środa 20.00 – 21.00

Tytuł, inspirowany cytatem z „Misia” Barei, ide-alnie oddaje istotę audycji. Basia Derlak przedstawia słuchaczom ciekawostki dotyczące kultury tradycyjnej i odnajduje jej echa, inspiracje czy pozostałości w kultu-rze współczesności. Podczas godziny spędzonej z Tradycją można zapoznać się z najświeższymi informacjami doty-czącymi wydarzeń folkowych w Krakowie, posłuchać rela-cji, dźwięków z całego świata, rozmów na temat muzyki, tańców, świętowania, obyczajów, wierzeń i innych elemen-tów składających się na pojęcie „słowiańskiej duszy”. Słu-chacze mogą aktywnie brać udział w dyskusjach i dzielić się swoimi przemyśleniami. Audycja okraszona wyłącznie muzyką folkową z najwyższej półki. Zapraszamy także na tradycjaprzezpryzmat.blog.onet.pl

Filmowy pryzmat – czwartek 18.00 – 19.00

Jest to autorski program, poświęcony szeroko ro-zumianej kulturze filmowej, przygotowany i prowadzony przez Bogusława Skowronka (doktora habilitowanego fi-lologii polskiej, profesora Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, filmoznawcy, medioznawcy, badacza współ-czesnej kultury audiowizualnej, działacza DKF-ów, autora wielu publikacji poświęconych edukacji filmowej). Trzon

Page 27: Czytam #2

audycji stanowi prezentacja i recenzja filmów wprowadza-nych na krakowskie ekrany oraz związanych z nimi zjawisk kulturowych czy społecznych. Ważnym celem audycji jest również propagowanie elementarnej wiedzy filmowej i medioznawczej. Informacje te dostosowane są do popu-laryzatorskiego charakteru programu i zawsze integralnie się łączą z omawianymi właśnie tytułami. Ważnym rysem „Filmowego pryzmatu” jest prezentowanie filmowych zja-wisk „niszowych”, dalekich od oficjalnego, komercyjnego nurtu współczesnej dystrybucji. Stąd omawianie propo-zycji kina offowego, rozmaitych przeglądów, festiwali, czy prezentacji w Dyskusyjnych Klubach Filmowych.

„Filmowy pryzmat” to swoisty przewodnik dla wszystkich zainteresowanych różnorodnymi zjawiskami współczesnego kina. Słuchacze za pośrednictwem „Fil-mowego pryzmatu” mogą kompetentnie „spoglądać” na współczesne i dawne filmy, zapoznawać się z wartościo-wymi tytułami, nabywać umiejętności odbioru, a także dokonywać samodzielnych wyborów i ocen. W progra-mie rozdawane są również zaproszenia na wybrane filmy; w dodatku słuchacze mogą prezentować swe opinie na antenie.

Złoty kubek – wtorek 18.00 – 19.00

„Złoty Kubek” napełniamy poezją i literaturą, która nas inspiruje, intryguje i zachwyca. Rozmawiam o poetach pokornych i zbuntowanych, o wierszach starych i nowych. Zapraszamy wszystkich piszących do nadsyłania nam wier-szy – chętnie przeczytamy je na antenie. Wraz z portalem

My Kulturalni prowadzimy cotygodniowy konkurs „Tydzień w słowach”, na który każdy i zawsze może przysłać swój wiersz. Wydawca – Zofia Wojtusik

- Dzięki uczestnictwu w zajęciach w Radiu Pryzmat rozwi-nęłam swoje umiejętności, oswoiłam się ze studiem radio-wym, które do tej pory mnie przerażało, otrzymałam moż-liwość dzielenia się swoimi zainteresowaniami. Najbardziej lubię spory i kłótnie w sprawie interpretacji różnych wier-szy, ciekawa jest konfrontacja mojej opinii ze zdaniem in-nych, równie zaangażowanych ludzi” - Ewa

- Fascynuje mnie literatura i poezja, zawsze marzyłam, by wiedzę tę powiększyć. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć odpowiednich dla mnie zajęć, aż w końcu stałam się jedną z prowadzących „Złoty Kubek” i wszystko się zmieniło! Za-częłam więcej czytać ,chętniej sięgam po poezję, a nawet oprócz opowiadań zaczęłam pisać wiersze. Myślę, że tym, którzy fascynują się literaturą czy poezją uczestnictwo w ta-kich zajęciach wiele da. Audycja „Złoty Kubek” to najlepsze miejsce,w jakim się znalazłam!” - Dobrawa

Page 28: Czytam #2

Błękitnokrwiścisą wśród nas Gdy specjalistka od celebrytów i wybry-ków gwiazd bierze się za temat wampirów, musi być inaczej niż do tej pory. Na pytania o „Błękitnokrwistych”, boom na martwych facetów oraz to, co z niego wynika, od-powiada Melissa de la Cruz, amerykańska pisarka i dziennikarka, korespondentka między innymi „Cosmopolitana” i „Vogue”. Chwała temu, kto wymyślił Internet – choć mnie i Melissę dzieli ocean, możemy poga-dać bez zbędnych formalności i zwłoki. Choć zwłoki byłyby pewnie na miejscu…

Jaguar: Jesteś autorką wielu poczytnych powieści dla nastolatek i o nastolatkach. Co zainspirowało Cię do pisania o wampirach?

Melissa: Tak naprawdę zawsze uwielbiałam opowie-ści o wampirach – w dzieciństwie zaczytywałam się „Miasteczkiem Salem” Stephena Kinga i książkami o Lestacie Anne Rice. Mój wydawca, z którym współ-pracuję przy serii „Au Pairs”, zapytał któregoś dnia, czy nie miałabym ochoty zmierzyć się z horrorem… Podrzuciłam pomysł „Błękitnokrwistych” – opowieść o należących do elity nastolatkach, które odkrywa-ją, że są wampirami. Zaskakujące, ale pisanie o tym przychodzi mi dość naturalnie. Poza tym, czułam ogromną chęć, by odświeżyć nieco cały gatunek, tak więc – zero trumien, zero kołków i żadnego umiera-nia na słońcu!

Jaguar: Czyli interesowałaś się wampirami, zanim nastąpił cały ten medialny boom na krwiopijców?

Melissa: O tak! Kocham powieści Anne Rice i samą ideę umęczonych, pięknych i tragicznych istot!

Jaguar: Po sieci krążą rozmaite plotki, wyjaśnijmy więc raz na zawsze – ile będzie tomów „Błękitnokr-wistych”?

Melissa: Od dawna planowałam napisanie serii ksią-żek, bo marzyło mi się opowiedzenie dramatycznej, epickiej historii – i teraz mam okazję, by ten plan zre-alizować. Nie chcę mówić, że zamierzam napisać tyle, a tyle książek, to byłoby nieszczere. Po prostu nie mam pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie historia błękit-nokrwistych i jak wiele stron zajmie opisanie całości. „Błękitnokrwistych” właściwie można podzielić na etapy. Pierwsze cztery książki koncentrują się wokół jednego wątku, w piątej zaś pojawia się nowa za-gadka, która zostanie częściowo rozwikłana w tomie siódmym. Cóż, naprawdę nie umiem określić, ile ksią-żek będzie liczyła CAŁA seria. Mogę tylko obiecać, że koniec kiedyś nastąpi i że wszystkie wydarzenia wła-śnie do niego prowadzą.

Jaguar: Jesteś dziennikarką ze sporym doświadcze-niem – czy Twoje dotychczasowe perypetie w świe-cie gwiazd i celebrytów znalazły odzwierciedlenie w „Błękitnokrwistych”?

Melissa: Celowo umieściłam akcję powieści w świe-cie, który doskonale znam – w świecie celebrytów, modelek, bogaczy – dzięki temu przy pisaniu mogę swobodnie korzystać z doświadczeń… A tych jest mnóstwo!

Jaguar: Może więc ujawnisz nam, co z realnego świata wyemigrowało do świata wampirów?

Melissa: Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to klub, do którego, za czasów collage’u często chodziłyśmy z przyjaciółką. Nazywał się „The Bank” i nie mogłam się powstrzymać, by nie umieścić go już w pierwszym rozdziale. Spędziłam tam mnóstwo czasu i mam wie-le miłych wspomnień, więc czemu nie?

Jaguar: W „Błękitnokrwistych” jest wielu bohate-rów – wszystkich wymyśliłaś ot tak, po prostu, czy ktoś Cię zainspirował?

Page 29: Czytam #2

Melissa: Tak naprawdę każdy z bohaterów repre-zentuje inny aspekt mojej własnej osobowości. Gdy miałam około piętnastu lat, zachowywałam się po-dobnie do Schuyler – byłam tak samo wyobcowana i nieśmiała. Mimi to ja około dwudziestki – znacznie bardziej pewna siebie i obyta. Czyli, tak właściwie, wychodzi na to, ze sama się zainspirowałam…

Jaguar: A który z bohaterów jest tym ulubionym?

Melissa: O nie! Nie ma mowy, nie wskażę ulubionej postaci, nawet nie chcę się nad tym zastanawiać. Wszyscy bohaterowie są mi tak samo bliscy, każdy z nich jest częścią mnie i każdego z nich doskonale rozumiem.

Jaguar: A co sądzisz o boomie na wampiry, który ob-serwujemy od czasu „Zmierzchu” Stephenie Meyer?

Melissa: Myślę, że ludzie zawsze byli zafascynowa-ni wampirami – ich nieśmiertelnością, mocą, tym posmakiem lekkiej perwersji. Teraz stało się to po prostu bardziej widoczne. Sama mam słabość do niektórych krwiopijców, choćby do wspomnianego już Lestata z powieści Anne Rice czy bohaterów serii „Underworld”.

Jaguar: Niektórzy pomstują na nowy typ wampira. Nie czujesz pewnej tęsknoty za tym dawnym krwio-pijcą, straszliwym hrabią Draculą? Jak się odnajdu-jesz w rzeczywistości, w której drapieżniki masowo przechodzą na dietę i świętują Walentynki?

Melissa: O tak, teraz faktycznie nadeszła moda na wampira-chłopaka, milutkiego i seksownego Lestata po wizycie u dentysty i rwaniu kłów! To dość zabaw-ne… Taki krwiopijca to bezpieczna opcja, atrakcyjna zwłaszcza dla nastolatek, dla których niegdysiejszy potwór staje się nagle bliski i kusząco dostępny. My-ślę, że to jak ewolucja, po prostu współczesność do-dała kolejną warstwę do starego mitu, uwspółcześni-ła go. Dla mnie Lestat jest tak atrakcyjny, bo de facto JEST potworem, śmiertelnie niebezpiecznym drapież-nikiem – ale może ja jestem ze starej szkoły…

Jaguar: Wracając do „Błękitnokrwistych” – skąd wziął się pomysł na osadzenie postaci w historii USA? Purytanie wampirami…

Melissa: Któregoś dnia, gdy buszowałam po sieci, na-tknęłam się na stronę poświęconą genealogii ludzi wywodzących się od pierwszych osadników, którzy przypłynęli do Stanów na pokładzie Mayflower. To fa-scynujące, że wśród tych, których przodkowie założyli osadę w Plymouth, znaleźli się nie tylko prezydenci USA Goerge Bush i Franklin Roosevelt, ale na przy-kład Marylin Monroe i Oprah Winfrey! Pomyślałam sobie wtedy – a co by było, gdyby ci wszyscy znani, bogaci i wpływowi ludzie byli znani, bogaci i wpływo-wi dlatego, że… nie są ludźmi?

Jaguar: Wspomniałaś, że ludzi zawsze pociągała pewna perwersyjność w postaci wampira… A jak jest z Mimi i Jackiem? Rodzeństwo, a jednak ko-chankowie. Nie obawiałaś się głosów krytyki?

Melissa: Krytycy zawsze się znajdą. Nie jestem zresz-tą pierwszą osobą, która sięga po temat zakazanego związku. Do moich ulubionych książek należą między innymi “Kwiaty na poddaszu” Virginii C. Andrews, „Ta-jemna historia” Donny Tartt i cała seria „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R. Martina – we wszystkich tych po-wieściach pojawia się wątek takiej nieakceptowanej, ocierającej się o kazirodczą, miłości. Z jednej strony jest to szokujące, z drugiej zaś – ogromnie fascynu-jące. A poza tym to bardzo ciekawe pisać na temat tabu! Nie zapominajmy też, że związki pomiędzy bli-sko spokrewnionymi osobami były usankcjonowane kulturowo, co zresztą wpisuje się w historię „Błękit-nokrwistych”. Egipscy faraonowie poślubiali własne siostry, nie inaczej czynili i rzymscy imperatorzy. No i najważniejsze: Jack i Mimi nie są bratem i siostrą w normalnym rozumieniu tego słowa. To w końcu wampiry. I mają inne zasady.

Jaguar: Wampiry, anioły, upadłe anioły… A gdzie Lu-cyfer we własnej osobie?

Melissa: Spokojnie! Lucyfer we własnej osobie poja-wi się w kolejnych tomach!

Page 30: Czytam #2

Jaguar: Świetnie, skoro pojawi się Lucyfer, może bę-dzie również film?

Melissa: Cóż, tego obiecać nie mogę. Jesteśmy w tracie rozmów z kilkoma producentami, więc zo-baczymy. Hollywood jest zupełnie nieprzewidywalne. Filmowcy właśnie zaczęli prace nad ekranizacją serii „Au Pairs”, do której prawa zostały sprzedane cztery lata temu. Byłam przekonana, że projekt jest martwy, nagle jednak okazało się, że nie tylko nie jest martwy, ale nawet został szczęśliwie reanimowany, wykazuje wszelkie oznaki życia i bardzo możliwe, że film będzie już w przyszłym roku. Więc, kto wie? Już kilka razy rozmawialiśmy o ekranizacji „Błękitnokrwistych”, jed-nak jeszcze nie udało się nam sfinalizować projektu. Mam tylko nadzieję, że dożyję chwili, gdy filmowcy wreszcie wezmą się za moje wampiry!

Jaguar: Musieliby zacząć kręcić w Nowym Jorku, po-tem przenieść się do Wenecji, a później?

Melissa: Najpierw do Rio, potem do Paryża… Piąty tom, „Misguided Angel”, rozgrywa się w kraju maka-ronu i oliwy, we Włoszech. A tak konkretniej, ekipa musiałaby się zabrać do Florencji.

Jaguar: Abstrahując na koniec od wampirów w ogó-le: jak to jest być pisarzem? Co jest w tej pracy naj-trudniejsze, a co daje najwięcej radości?

Melissa: Zdecydowanie najtrudniejszą rzeczą jest rozpoczynanie pracy. Nienawidzę zaczynać! Po pro-stu nienawidzę, zupełnie nie mogę się zebrać! Uwiel-

biam za to ten moment gdzieś w środku, gdy wszyst-kie elementy wskakują nagle na właściwe miejsce. A potem trzeba kończyć, związać wszystkie wątki – z tym też mam problem! Poza tym szalenie bawi mnie jedna rzecz - moje własne „zdecydowanie”. Często jest tak, że mam jakiś pomysł, do którego się zapa-lam, ale, gdy zaczynam pisać, uznaję, że wpadłam na coś lepszego. Więc poprawiam wszystko, piszę dalej, a potem dochodzę do wniosku, że ten pierwszy zamysł jednak był lepszy, więc odkręcam to, co poprzednio zakręciłam. Tego zupełnie nie da się przewidzieć! To zabawne, że pisząc, wiesz, co chcesz napisać, a jedno-cześnie nie jesteś tego do końca świadoma. Historia zmienia swój kształt niezależnie od twoich zamiarów i w efekcie wynik nigdy nie odpowiada do końca za-mierzeniom. Ale to balansowanie pomiędzy tym, co znane, a tym, co jeszcze nieodkryte, jest tak napraw-dę bardzo, bardzo fajne.

Jaguar: Podejrzewam, że jako dziennikarka i pisar-ka, nie masz zbyt wiele wolnego czasu… Ale gdy wyrwiesz chwilę dla siebie, przy czym najlepiej się relaksujesz?

Melissa: Wstyd się przyznać, ale wydaje mi się, że moim hobby są zakupy. To koszmarne, usiłuję prze-stać, bo naprawdę nie potrzebuję kolejnych ciuchów. Moja szafa i tak pęka w szwach! Niestety, uwielbiam wszelkie gadżety oraz (nie)zbędne drobiazgi, kocham też modne ubrania i, choć bardzo się staram, rozsą-dek wciąż przegrywa z zachciankami…

Jaguar: Dziękuję za rozmowę!

Page 31: Czytam #2

Science Fiction Fantasy i HorrorNajlepsza fantastyka w Polsce!

Same premiery!Największe nazwiska polskiej fantastyki!

Konkursy z nagrodami!

ZaprasZamy do konkursu!Wyślijcie odpowiedź na pytanie:

Na okładce którego numeru miesięcznika Science Fiction Fantasy i Horror pojawiła się ilus-tracja okładkowa “Zbieracza Burz t.1” Mai Lidii Kossakowskiej?

na adres: [email protected]

Do wygrania: - 3 lutowe numery SFFiH (każdy z inna okładką)- po 9 różnych kart Fabryki Słów- kalendarzyki z Wędrowyczem- plakat z “Panem Lodowe-go Ogrodu” z autografem Grzędowicza- plakat z “Przenajświętszą Rzeczpospolitą”

Page 32: Czytam #2

Powieść obyczajowąpoleca wydawca

Page 33: Czytam #2

Prowincja pełna gwiazdKatarzyna EnerlichWydawnictwo MGstron: 432

Refleksyjna opowieść o prowincjonalnej codzienności, której wielkie i małe historie rozgrywają się wśród mazurskich krajobra-zów. Zaskakująca historia kobiety, która odbywa swoistą podróż w czasie, podróż do nieznanych korzeni. Odkrywa przeszłość, której nie znała i tajemnice, które niekoniecznie chciała poznać. Czytelnicy spotkali się z bohaterami powieści w książce – „Pro-wincja pełna marzeń”. Prowincja może być miejscem magicznym, pełnym wydarzeń i emocji, gdzie po prostu chce się żyć. Miej-scem, w którym zdarza się tysiące spraw, zgodnie z przemianami tego świata, pokornie poddanym porom roku, biegnącym czasem może trochę wolniej, spokojniej, bez korków na ulicach i lapto-pów na kawiarnianych stolikach... Nad którym świecą te same gwiazdy, to samo słońce, brodzą w błękicie te same chmury.

Kup teraz31,49 zł

Klik!

Page 34: Czytam #2

Powieści obyczajowepoleca Justyna Gul

Page 35: Czytam #2

Dobroczynne działanie inteligencji emocjonalnej opisuje w swojej dr David Servan-Schreiber. Autor, posługując się przypadkami medycznymi ze swo-jej praktyki lekarskiej, udowadnia, że istnieje szereg metod pozwalających zwalczyć nękające nas kłopoty ze zdrowiem i stanowiących alternatywę dla chirurgicznej ingerencji czy medykamentów.Dr Servan-Schreiber odkrywa przed czytelnikami zaskakujący fakt, iż wysoki poziom wspomnianej inteligencji emocjonalnej zwiększa szansę na osiągniecie życiowego sukcesu, nawet przy niskim ilorazie IQ. Poleca też akupunkturę i odpowiednią dietę oraz (w nieograniczonych ilościach)… miłość. Autor próbuje skłonić nas do nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi, doboru właściwych słów i kierowania własną energią. Książka na-pisana jest w sposób przejrzysty i łatwy do przyswojenia mimo ogromu i wagi problemów, które porusza. Czytelnikowi pozostaje jedynie wytrwale dążyć do doskonałego porozumienia ze sobą oraz z otoczeniem. Jeśli rezul-tatem ma być szczęście i sukces, to warto podjąć ten wysiłek. David Servan-Schreiber “Zdrowiej! Pokonaj lęk, stres i depresję”, Rebis

Atlantyda kojarzona jest z mityczną krainą mlekiem i miodem płynącą. Za-awansowana technologia, rozwinięta nauka i sztuka, z której słynęło Królestwo, znalazły odzwierciedlenie w licznych przekazach i historiach. Znakomitą historię, której kanwę stanowi właśnie opowieść o Atlantydzie, stworzyła Michalina Olszańska. Książka stworzona w klimacie „Baśni z Tysią-ca i Jednej Nocy”, „Alicji w Krainie Czarów” i „Opowieści z Narnii” zabiera nas w fascynująca podróż po tej wspaniałej krainie, a dynamiczna akcja, pełne pa-sji i naturalności dialogi oraz niezwykle opisy przyrody tworzą rzeczywistość w której chce się istnieć. Dołączona na CD pieśń autorstwa Olszańskiej dodat-kowo potęguje to wrażenie.„Dziecko Gwiazd Atlantyda” uchyla przed czytelnikiem rąbek tajemnicy swojego istnienia i swojej wielkości, a nam pozostaje tylko wdzięczność, że dzięki Olszańskiej dostąpiliśmy tego zaszczytu. Sekret Atlantydy ukryty jest w książce, a zweryfikować go może tylko historia…

Michalina Olszańska “Dziecko gwiazd. Atlantyda”, Albatros

Posiadająca swoisty dar empatii Koomson stworzyła skomplikowane charak-terologicznie postacie, obarczone sporą dozą życiowych problemów i nękane przez duchy przeszłości. Poznajemy zatem Kendrę, młodą specjalistkę od rekru-tacji, której życie już od kilku lat jest ciągłą ucieczką – przed bliskością, przemo-cą, miłością i poczuciem winy. Kobieta rozpoczyna kolejny etap w wynajętym mieszkaniu Kyle’a, który także boryka się z licznymi kłopotami. Czy wspólna niedola połączy tych życiowych rozbitków? Czy skrzywdzeniu ludzie są w sta-nie jeszcze zaufać i zakochać się? Na te pytania musicie poszukać odpowiedzi w książce. Jej lektura stanowi tzw. wartość dodaną, gdyż poza samą przyjemno-ścią czytania, czytelnik jest zmuszony do refleksji i samooceny. Postacie wykreowane przez Koomson dojrzewają do pewnych decyzji i uczą się ponoszenia odpowiedzialności za swoje postępowanie, a przy nich rozwijamy się i my. I choć nie wiadomo co przyniesie los, to możemy mieć nadzieje, że przyszłość będzie pełna nie tylko gorzkich ziółek, ale i słodkich ciastek z kre-mem.

Dorothy Koomson “Słodycze na śniadanie”, Albatros

ZAMÓW!

34,49 ZŁ

KLIK!

Page 36: Czytam #2

Dobry kryminałpoleca wydawca

Page 37: Czytam #2

Ścigając umarłychTim Weaver Amber stron: 328

Rok temu znaleziono ciało Alexa Towne’a Miesiac temu jego matka widziała go na ulicy. Tydzień temu David Raker zgodził się go odnaleźć. Dziś dałby wszystko, żeby móc cofnąć czas. Detektyw amator David Raker przyjmuje zlecenie – pierwsze od śmierci ukochanej żony. Chce pomóc zrozpaczonej – tak jak on – kobiecie, która straciła syna. Ale w tym śledztwie zagad-ka goni zagadkę, śmierć ściga śmierć, a Raker wkracza w świat fikcyjnych nazwisk, fałszywych tożsamości i makabrycznego Projektu Kalwaria Ścigając umarłych to debiut literacki młode-go brytyjskiego dziennikarza. Znakomity thriller psychologicz-ny Tima Weavera jest wiodącym tytułem początku roku 2010 w dużym brytyjskim wydawnictwie.

Kup teraz31,49 zł

Klik!

Page 38: Czytam #2

Dobre kryminałypoleca Damian Kopeć

Page 39: Czytam #2

Każda z dotychczas wydanych powieści Petera Loveseya ma trochę inny charakter. Tym razem trafia w nasze ręce klasyczny kryminał, zbliżo-ny do dzieł Agathy Christie, wprost odwołujący się do motywów znanych z tego typu literatury. W rozwiązaniu zagadek, które stają przed powracającym w szeregi policji w Bath det. Diamondem istotną rolę odgrywa analiza i nie-standardowe myślenie. Brakuje bowiem jednoznacznych śladów, jasnych mo-tywów, a zdarzenia wydają się na pierwszy rzut oka zupełnie niewiarygodne. Pochodząca z 1996 roku powieść, czwarta z kolei w serii, została doceniona aż trzema nagrodami. Jej atutami są barwne postaci, doskonały angielski humor, niezwykły klimat, wyrafinowane zagadki i ciekawe rozważania dotyczące istoty kryminałów. Nie jest to powieść dla każdego. Akcja nie jest tu bowiem zbyt dynamiczna, dominują rozmowy i intrygujące gry słowne. Coś dla koneserów.

Peter Lovesey “Zagadka zamkniętego pokoju”, Amber

Po klasykę warto sięgać. Jest jak powrót do źródeł. Klasyką powieści krymi-nalnej jest cykl książek Astrid Lindgren o detektywie Blomkviście. Autorce udała się rzecz trudna: połączenie książki dla młodzieży z historią krymi-nalną i to nie infantylną. Wydany w 1951 roku Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie jest drugą częścią cyklu, znacznie dojrzalszą niż wydany pięć lat wcześniej Detektyw Blomkvist. To znakomite studium młodości stykają-cej się z mrocznymi obszarami świata dorosłych. Kontrastowe, wychodzące poza proste schematy i irytujące uproszczenia. Żyjące beztrosko na pogra-niczu fantazji i rzeczywistości nastolatki stykają się z prawdziwym zabój-stwem. Mają okazję poczuć na własnym ciele grozę zbrodni, swoisty zimny oddech zła. Autorka świetnie łączy ze sobą niewinność dziecięcego świata z mrokiem ponurej rzeczywistości, ciepło i humor z traumatycznymi przeży-ciami i stanem realnego zagrożenia.Astrid Lindgren “Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie”, Nasza Księgarnia

Powieść “Winny niewinny” rozpoczyna cykl “Ślady”, serię kryminałów dla młodzieży w konwencji s-f. Akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przy-szłości na terenie Wielkiej Brytanii. Nacisk nie jest tu położony na szczegó-łowy opis futurystycznej wizji świata, ale na śledztwa prowadzone przez Luke`a - kilkunastoletniego śledczego. Choć korzysta on z nowoczesnej techniki, która znacząco wspomaga proces dochodzenia do prawdy, to tło wydarzeń, motywacje przestępców są takie same jak zawsze: ludzkie na-miętności. Wizja przyszłości tu ukazana jest niepokojąca: państwo totalitar-ne ingerujące w proces wychowania dzieci, w sprawy prokreacji i prywat-nych uczuć. Ciekawa fabuła, wartka akcja, wyraziste postaci - to wszystko składa się na dobrze skrojoną rozrywkę. Nie brakuje w powieści humoru, nagłych zwrotów akcji i rosnącego napięcia. Bohaterami są ludzie z którymi młody czytelnik może się utożsamiać.

Rose Malcolm“Ślady. Winny niewinny”, Wilga

Page 40: Czytam #2

Książkę dla młodych czytelników poleca wydawca

Page 41: Czytam #2

Dziewczynka z Szóstego KsiężycaMoony Witcher OLESIEJUK stron: 304

Nina jest uczennicą piątej klasy (pomocy ! niedługo egzami-ny!), mieszka w Madrycie u swoich cioć. Jej rodzice pracują w Moskwie, więc nie widuje ich zbyt często. Na prawej dłoni ma znamię w kształcie gwiazdy, identycznie jak ukochany dzia-dek Misza, wielki alchemik z Wenecji.Czy to znak przeznaczenia?

“Wybiegła godzina 22 w nocy 2 czerwca. Nina wstała z łóżka, jak zawsze zrzucając przy tym na podłogę biednego Platona, i pobiegła do łazienki. Myjąc ręce, zobaczyła, że znamię zajmuje już cała prawą dłoń. Było czarne jak smoła... To się nigdy wcze-śniej nie zdarzało.” (fragment)

Przygoda Niny dopiero się rozpoczyna! Wkrótce ukażą się następne tomy!

Kup teraz22,49 zł

Klik!

Page 42: Czytam #2

Książki z różnych stron poleca

Magdalena Galiczek

Page 43: Czytam #2

„Porzucone ofiary” to powieść idealnie wpasowująca się w kanon publika-cji Deavera, książka trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, zwieńczona charakterystycznym dla autora zaskakującym zakończeniem. Od „Porzuconych ofiar” nie sposób się oderwać – sięgając po powieść, należy mieć w zanadrzu wolny, długi wieczór. Zarysowana przez Jeffery’ego Deavera fabuła powieści nie jest specjalnie innowacyjna, jednak sposób prowadzenia narracji, kreacje bohaterów i wszechobecne napięcie sprawiają, że z pozornie banal-nego pomysłu autor potrafi zbudować niewyobrażalną, wielopłaszczyznową intrygę. Już sam fakt, że wydarzenia jednej nocy opisane zostały na przeszło dwustu sześćdziesięciu z trzystu stron książki, świadczy o niezwykłej wyobraźni autora. Jeffery Deaver wie, jak napisać dobry thriller psychologiczny.

Jeffery Deaver „Porzucone ofiary”, Prószyński i S-ka

Autor książki, czterdziestosiedmioletni profesor informatyki w Carnegie Mellon, dowiaduje się, że cierpi na raka trzustki. Liczne operacje, radio- i chemioterapia oraz wyczerpujące leczenie nie przynoszą skutku. Pausch musi pogodzić się z faktem, że zostało mu niewiele czasu: lekarze dają mu najwyżej pół roku. Czytelnik poznaje Randiego Pauscha w momencie, kiedy mężczyzna pogodzony jest już z czekającym go nieuchronnie losem i gdy próbuje przygotować siebie oraz swoich bliskich na czekające ich w nieda-lekiej przyszłości tragiczne wydarzenia. „Ostatni wykład” to książka wzbu-dzająca wielkie emocje. Trudno obojętnie przejść obok publikacji, w której autor żegna się z życiem i robi to w sposób ciepły i pełen nadziei. Książka Randiego Pauscha z pewnością wzruszy niejednego czytelnika, pokazując, jak kruchą i cenną wartością jest ludzkie życie. „Ostatni wykład” to jed-nak także wspaniały zbiór dobrych rad, książka motywująca do działania i osiągania w życiu wytyczonych celów poprzez spełnianie marzeń własnych i pragnień innych ludzi. To także książka skłaniająca do głębokich refleksji oraz przypominająca, że życiowym mottem każdego człowieka powinno być carpe diem.

Randy Pausch „Ostatni wykład”, Nowa Proza

Carlo Frabetti przygotował kolejną niezwykle interesującą i wciągającą publikację dla wszystkich miłośników zagadek logicznych. „Wielka roz-grywka”, kierowana przede wszystkim do młodego czytelnika, to książka, w której zdolności kojarzenia faktów, rozwiązywania matematycznych za-dań czy umiejętności szacowania są podstawą do snucia wciągającej opo-wieści o przygodach nastoletniego Leo. Książka napisana jest prostym ję-zykiem, co sprawia, że okazuje się doskonale dostosowana do możliwości jej odbioru przez młodych czytelników, przede wszystkim – przez uczniów szkół podstawowych. „Wielka rozgrywka” to wciągająca historia pochłania-jącej, fascynującej i uczącej gry, w którą pewnie niejedno dziecko chciałoby zagrać. W publikacji czytelnik raczej nie dopatrzy się natrętnej dydaktyki, Carlo Frabetti bowiem nie zamierza nikogo uczyć. Autor pokazuje tylko spo-soby, dzięki którym dobrze zaplanowana i przemyślana zabawa może oka-zać się lepszą lekcją niż godziny spędzone w szkolnej ławce.

Carlo Frabetti „Wielka rozgrywka”, Nasza Księgarnia

Page 44: Czytam #2

Literaturę pięknąpoleca wydawca

Page 45: Czytam #2

PoletkoPaweł Gregorowicz Goneta.net stron: 43

Recepta na dobry wiersz zawsze ciężkie są początki, bywa tak również z wierszem. Trzeba wybrać różne wątki, by sklecić słowa pierwsze. Niezbędny będzie atrament, obok położę sokole pió-ro. Stworzy się pewnie mały zamęt, gdy myśli moje w ruch pój-dą. Szczypta wariacji, by na koniec parsknąć śmiechem. Krótkie, zwięzłe wersy, przy czytaniu popisać się bezdechem. Łyżeczką do herbaty, mieszając kilka chwil. Odczekać moment, by widocz-ny nalot był. Zebrać nalot, który jest niezbędnym składnikiem wiersza. Sens całego utworu, sekret: jego puenta. Proste rymy, przy czytaniu ułatwią zapamiętanie. Wiersz gotowy, dedyko-wany mamie. Paweł GREGOROWICZ - niepoprawny optymista, czerpiący z życia pełnymi garściami. Początkujący dziennikarz. Na co dzień mieszkający w Lublinie, który jest dla niego miastem niekończących się inspiracji. Od trzech lat piszący wiersze, frasz-ki i felietony. “Poletko” jest jego debiutem. Autor zapowiada wy-danie niebawem tomiku poświęconemu osobie Jana Pawła II.

Kup teraz11,90 zł

Klik!

Page 46: Czytam #2

Literaturę piękną polecaMariusz Kołodziejski

Page 47: Czytam #2

Obcując z poezją Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, mam przed oczami obraz czarnego morza, które swoimi wzburzonymi falami raz za razem wyrzuca na brzeg maleńkie bursztyny uniesień, fragmenty kolorowych muszelek, pamiątek i butelek z nienapisanymi jeszcze liścikami. A czasem są to kamienie oszlifowa-ne przez morską słoną wodę. Te przyniesione po nocnej burzy na brzeg skarby porażają nas swoją niecodziennością, magią, przepastną głębią swego wyrazu, a zarazem przejmującą prostotą. Dosłownie, niektóre wiersze są jak ciosane z granitu słowa, w myśl wyznawanej przez autora dewizy, że kto potrzebuje natchnienia, musi się obracać nie tylko „pośród kamieni ale i nieczytelnych in-skrypcji”. I takie są właśnie teksty z tomu „Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem. 111 wierszy”. Z poezją Dyckiego ogólnie jest tak, że jeśli już przebrniemy przez pierwszą ciemną nawałnicę słowa, to oto natychmiast ude-rza w nas kolejna, a za nią następna, nie ma wytchnienia w lekturze, nie ma odpoczynku dla umysłu. Dla wymagającego miłośnika poezji to nie lada gratka.

Eugeniusz Tkaczyn-Dycki „Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem. 111 wierszy”, Biuro Literackie

Autor głośnej biografii Boya-Żeleńskiego w swej najnowszej książce two-rzy coś w rodzaju obrazka rodzajowego, zdjęcia pewnej sfery (nazwijmy ją artystyczną) społeczeństwa polskiego, opisując siedem lat, które nastąpiły po 2000 roku. A ponieważ literatura, co jest znamienne w naszym kraju, nie może obejść się bez polityki, odnajdziemy w niezwykłym raptularzu za-równo bieżące sprawy natury stricte literackiej, artystycznej, jak również wspomnianej polityki i to na najwyższym szczeblu państwowym. Prócz spo-tkań z przyjaciółmi literatami, aktorami, oglądamy bankiety, wieczory, rau-ty... Ale najważniejsze są zawsze same opisy, nieraz bardzo szczegółowe. Prócz śmietanki artystycznej, odnajdziemy u autora „Nie boję się bezsen-nych nocy” trudy codziennej pracy pisarskiej przy tworzeniu trzech książek, powstałych w tym okresie. Jednak jak dla mnie najciekawsze pozostają po-dróże autora po całym kraju, których opisy aż kipią od trafnej ironii i prze-kory Hena – bezlitosnego obserwatora i publicysty, który w jednym trafnym stwierdzeniu nazywa rzeczy po imieniu.

Józef Hen „Dziennik na nowy wiek”, W.A.B.

Nie jest nowością pomysł, jak ja to nazywam, widokówkowy, z jednym mianownikiem. Kiedyś sprzedawano rozkładane notesiki, składające się z kilku pocztówek z tego samego miasta. Każdy obraz wnosił coś nowego do opisu, ale dotyczył tego samego miejsca, był w pewien sposób dla niego charakterystyczny. Podobnie dzieje się w przypadku najnowszej książki Dan-iela Koziarskiego zatytułowanej „Mój prywatny sąd ostateczny”, w której mamy trzy zazębiające się ze sobą obrazki, niczym w klasycznym tryptyku. Każda odsłona pokazuje nam innego bohatera i jego życiowe perypetie, ale wszystkie w pewnym momencie się ze sobą spotykają, zarówno w treści fabularnej, jak i tematycznej. Wszystkie trzy mówią o ludzkiej nienawiści i samotności i dzieją się w Warszawie. Pustka – tym słowem można określić powieść Koziarskiego, przedstawioną w trzech odsłonach. Co ciekawe, nim odsłony te się ze sobą zejdą, każda z nich ma swój wewnętrzny wytyczony rytm, dający się opisać kategoriami filmowymi. Pierwsza – filmu familijne-go, druga – sensacyjnego, a trzecia – thrillera.

Daniel Koziarski „Mój prywatny sąd ostateczny”, Grasshopper

Page 48: Czytam #2

Literaturę piękną polecaAnna Kołodziejska

Page 49: Czytam #2

W „Lektorze” wykorzystane zostają elementy konwencji Entwicklugsroman. Schemat prozy inicjacyjnej sięga nie tylko wtajemniczenia bohatera w sekre-ty doświadczenia seksualnego, ale życia w ogóle. Trzydziestokilkuletnia Han-na, kobieta, w której zakochuje się piętnastoletni Michael, bezwiednie bierze udział także w jego edukacji moralnej. Kiedy już jako student prawa zastaje ją w sali sądowej w gronie oskarżonych o zbrodnie strażniczek z obozu koncentra-cyjnego w Auschwitz, do głosu dochodzą ponadto kwestie dotyczące orientacji w świecie rządzonym przez ekwipolentne siły dobra i zła. Cena, jaką przyjdzie zapłacić mężczyźnie, nie ograniczy się jedynie do wzięcia odpowiedzialności za tę pełną sprzeczności miłość, będzie się ona wiązała również z kalectwem emo-cjonalnym i uczuciowym wyjałowieniem do końca jego życia. Bernhard Schlink „Lektor”, MUZA

Gunnar Huttunnen to wolny duch patrzący na wszystko przez pryzmat nie-skrępowanej, dziecięcej wręcz radości, w pełni zharmonizowany z przyrodą i jej zasadami. Przybywając tuż po wojnie do miasteczka, w którym roz-grywa się akcja powieści, początkowo wzbudza wielkie nadzieje w sercach mieszkańców. Odrestaurowanie starego młyna to szansa na ożywienie go-spodarki miasteczka. Początkowa akceptacja przeradza się jednak w nie-chęć. Niekonwencjonalne zachowanie nowoprzybyłego, a także jego awer-sja do życia wedle reguł, ostatecznie prowadzą go aż po drzwi pobliskiego szpitala psychiatrycznego. Czy w takim miejscu będzie mu dane zakończyć swą banicję? Czy postać wyjącego do księżyca młynarza niczego nie nauczy miejscowych hipokrytów?„Wyjący młynarz” to opowieść o ludzkiej fenomenalności i jej awersie – tym, co kryją mroki przeciętności i stereotypowości w myślach i czynach człowieka. Urzekająca prostotą przekazu książka ma nachylenie parabolicz-ne, gdyż świat w niej przedstawiony, zredukowany do ilustracji określonych charakterów, skłania odbiorcę do refleksji o prawach rządzących rzeczywi-stością, jaką się otaczamy w ogóle.

Arto Paasilinna „Wyjacy młynarz”, Kojro

Wybór tej pozycji i włączenie jej w korowód książek reprezentujących li-teraturę piękną nie jest tutaj pomyłką. Choć zawiera eseje i komentarze o profilu teoretycznoliterackim, jest przede wszystkim swoistą antologią tekstów, które odzwierciedlają ideę przyświecającą powstaniu tegoż tomu. Kategoryzowanie na płaszczyźnie literackiej przebiega w dwójnasób. Wy-stępuje w wariancie policzalnym – skończonym i nieskończonym. Pierwszy model skrystalizowany zostaje w pierwocinach literatury cywilizacji euro-pejskiej, jaką jest na przykład „Odyseja”. Za egzemplifikację posłużył auto-rowi opis tarczy Achillesa, zamknięty, skończony. Jemu przeciwstawia twór-ca „Dzieła otwartego” poetykę „i tak dalej”, a więc wszystko, co nieskoń-czone. Wśród tej literackiej konstelacji, znajdziemy fragmenty pochodzące z utworów literatury powszechnej. Jest to zatem katalog literatury, która sam w sobie wykorzystuje schemat porządkowania, enumeracji. Prócz sa-mych tekstów książka ta stanowi bogate źródło ilustracji, reprodukcji wy-bitnych dzieł malarstwa i rzeźby światowej, które zarówno pod względem tematycznym, jak i symbolicznym oscylują wokół poetyki listy. Polecana wszystkim, którzy nie tylko cenią punkt widzenia i wartościowania rzeczy-wistości Eco, ale preferują sposób mówienia, patrzenia i badania literatury i sztuki przez pryzmat wybranego motywu, pojęcia, symbolu.

Umberto Eco „Szaleństwo katalogowania”, Rebis

Page 50: Czytam #2

Dobrą fantastykępoleca wydawca

Page 51: Czytam #2

Rzeka Bogów. Seria Uczta Wyobraźni Ian McDonald Wydawnictwo Magstron: 600

„Rzeka bogów” bez wysiłku bije na głowę dowolną spekulatywną powieść z ostatnich paru lat; to pełen wigoru skok w przyszłość Indii, widziany oczyma dziewięciu zupełnie różnych postaci. Ich historie wikłają się i łączą, podczas gdy McDonald nie tylko snu-je rozbuchaną, pełną tajemnicy intrygę, ale także ilustruje przy-szłe dylematy ludzkości, przeskakując od jednego odkrycia ku następnemu, prowadząc nas nieubłaganie ku przyszłości, jakiej sami byśmy sobie nie wyobrazili.

Kup teraz40,49 zł

Klik!

Page 52: Czytam #2

Dobrą fantastykępoleca Gabriel Augustyn

Page 53: Czytam #2

Czy można poetycko pisać o transhumaniźmie? Jacek Dukaj w „Extensie” udo-wadnia, że tak. Przedstawia czytelnikowi obraz świata po zagładzie, w którym kataklizmy sprowadziła rewolucja naukowa. Ludzie na powrót stają się złączeni z Ziemią i naturą, przez co zbliżają się do świata duchowego. Bohater książki to jednak człowiek pragnący więcej - podobnie jak uczeni przed kataklizmem po-szukuje wiedzy, a ta zostaje mu dana w domu starego astronoma, gdzie otwie-ra okno poznania nie tylko otaczającego go świata, ale i kosmosu. „Extensa” to opowieść o autoewolucji, ale i o typowo ludzkich lękach, pragnieniach. Jacek Dukaj z wprawą pisarza najwyższej próby analizuje i przedstawia wybory mogą-ce zaprowadzić nas wprost w otchłań transhumanizmu, a wszystko to okrasza grozą, mistycyzmem i szczyptą swej niezwykłej wyobraźni.

Jacek Dukaj „Extensa”, Wydawnictwo Literackie

Świat w powieści mknie do przodu. Nowinki technologiczne notowane są w ilościach przekraczających narodziny. Dostęp do informacji jest natych-miastowy poprzez nakładki nakorowe, wszczepki oraz wszelkiego rodzaju modyfikacje neuronalne. Osobliwość staje się coraz bardziej rzeczywista, tak samo jak kontakt z obcą, zaawansowaną cywilizacją. Jaki model czło-wieka jest w stanie taką przyszłość zaakceptować i zaaklimatyzować się w niej? Czy to w ogóle możliwe, czy też dopiero osobowości potransfero-we odnajdą się w takim świecie? Autor stara się czytelnikowi częściowo pokazać, kim trzeba być, aby przyjmować te zmiany. Mnoży też scenariu-sze przyszłości. Wszystko to przedstawia Stross z pasją żarliwego naukow-ca-futurologa, przez co nawet nazbyt techniczny styl nie zakłóca odbioru, sprawiając, że „Accelerando” staje się prawdziwe satysfakcjonującym wy-zwaniem intelektualnym.

Charles Stross „Accelerando”, MAG

Mistrz gatunku ponownie raczy swoich wielbicieli wielostronicowym tomiskiem. Po raz kolejny zresztą opisuje małe miasteczko i jego społeczność, postawioną w sytuacjach rodem z sennego koszmaru. Tym razem trafiamy do miejscowości Chester’s Mill w stanie Maine, gdzie pewnego jesienne-go dnia pojawia się pole siłowe, odgradzając je od reszty świata. Bariera sprawia, że dochodzi do katastrof lotniczych, wypadków samochodowych, okaleczeń, a kontakt z mieszkańcami staje się niemożliwy. Ludzie dzielą się na dwie frakcje, które toczą ze sobą coś na kształt biblijnej walki dobra ze złem. Ze strony na stronę pogłębia się odizolowanie i widmo śmierci z braku tlenu. Do czego zdolny jest człowiek w takich warunkach? Stephen King odpowiada na to pytanie i - jak zawsze - czyni to z wprawą doskonałego psychologa, przyprawiając czytelnika niejednokrotnie o dreszcze i szybsze bicie serca…

Stephen King „Pod kopułą”, Prószyński i S-ka

Page 54: Czytam #2

Więzień zemstyRafał Wałęka Wydawnictwo Goneta.netstron: 220

„Więzień zemsty” to klasyczny kryminał, przypominający trochę zwar-tą, pełną akcji, pozbawioną emocji fabułę rodem z filmów hollywoodz-kich z Humphreyem Boghartem w roli głównej.

Twardziel Marek Morwin przez całe życie był facetem od brudnej robo-ty, wykorzystywany wiele lat przez tzw. aparat działaczy komunistycz-nych, gdzie szef tytułował Marka „towarzyszu”. Marek zabijał bez py-tań, bez mrugnięcia okiem. W odpowiednim momencie historii Polski objęła go fala odzyskania czwartej demokratycznej niepodległości wraz z Solidarnością. Był wtedy zamknięty w więzieniu, miał dużo czasu na myślenie i zrozumiał całe morze zła, w jakim brał udział.

Fabuła książki oparta jest o tzw. Puszkę Pandory. Co to oznaczało w sta-rożytności każdy wie. W „Więźniu zemsty” ma ona podobne znacze-nie, ale przybrała bardziej nowoczesne kształty.