CZY ZOSTANIESZ MOJĄ WALENTYNKĄ?plan.liceumlochow.pl/gazetka/Nr 1(112)2015.pdf · 2015-03-09 ·...
Transcript of CZY ZOSTANIESZ MOJĄ WALENTYNKĄ?plan.liceumlochow.pl/gazetka/Nr 1(112)2015.pdf · 2015-03-09 ·...
Gazetka szkolna
Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Sadzewiczowej w Łochowie
W tym numerze:
Nr 8(113)/2015
Ważne sprawy:
Koniec ferii
Studniówka
Walentynki
12.02.2015 r.
CZY ZOSTANIESZ MOJĄ
WALENTYNKĄ?
Walentynki –
najbardziej wyczekiwany
dzień w roku przez
wszystkich zakochanych.
Czemu tak jest? Przecież
zakochani okazują sobie
miłość bez względu na to,
jaką mamy datę. To
prawda, lecz uroczystość
świętego Walentego – jako
jedyna - wprowadza nas
w wyjątkowo
romantyczną, ciepłą i miłą
atmosferę. Więc jeśli
chcesz wyznać osobie,
którą kochasz swoją
miłość, zrób to koniecznie
tego dnia!
Pary spędzają ten dzień
oczywiście razem, idą do
kina, czy na kolacje.
Niektórzy wolą bardziej
skromnie i udają się w
jakieś ustronne miejsce, aby
tam spędzić trochę czasu
tylko we dwoje. A czy ty
już zastanowiłeś się jak
spędzisz ten dzień? Czy w
ogóle nie zapomniałeś, że
14 lutego jest dzień
zakochanych?
Zapewne wiele osób
zgodzi się ze mną, że
szukanie i wybieranie
prezentu dla ukochanej
osoby wcale nie jest takie
łatwe. Chcemy znaleźć coś
wyjątkowego, zrobić
wspaniałą niespodziankę i
sprawić żeby osoba, którą
kochamy poczuła się przez
nas doceniona. Myślę
jednak, że w tym święcie
chodzi przede wszystkim
nie o obdarowywanie siebie
jakimiś drobnostkami, ale o
upewnienie drugiej osoby w
tym, że będziemy przy niej
zawsze i, że zawsze
będziemy ją kochać.
Najważniejsza jest
miłość. Najbardziej
romantyczny dzień w roku
pozwala dostrzec piękno
wewnętrzne drugiego
człowieka. Zwracamy
uwagę na to, co mamy w
swoim sercu, jak potrafimy
kochać i jaka jest nasza
miłość. Czy dajemy z siebie
wszystko, aby nasza druga
połowa była szczęśliwa?
Czy sami jesteśmy
szczęśliwi w związku? Czy
czujemy się spełnieni? Czy
obdarowując szczęściem
drugą osobę, nie ranimy
samych siebie? Znajdźmy
tego dnia czas na refleksję
Źródło: zakochnitomy.pl
Czy zostaniesz moją
walentynką?
str. 1, 2
Studniówka 2015 str. 2
Próbna matura, matura
próbna str. 3
Koniec błogości str. 4
Dawanie paczek było
tylko pretekstem
str. 4, 5
Poradnik licealisty str. 5, 6
Na małych skrzydłach
niesie radość!
str. 6
Co Ty wiesz o mediach? str. 6
Salwy śmiechu
w Żyrardowie
str. 7
Auschwitz- pamiętajmy
o ofiarach wojny!
str. 7, 8
Bohater, czy zdrajca? str. 8, 9
Pomoc łączy ludzi str. 9
Puszkowe legendy ze
świata internetu
str. 10
Frakcja ponad
pokrewieństwem
str. 10
Pomocna dłoń str. 11
Ostrożnie z solą! str. 11
Zatrzymaj się, obok Ciebie
jest drugi człowiek
str.12
Łochów vs. Nowy Targ str. 12
Spotted str. 13
Komiks str. 14
str. 2
Studniówka 2015 uczniów klas
trzecich z łochowskiego liceum!
Szkoda, że to wydarzenie jest już za
nami, ale jest co wspominać!
Każdy maturzysta odliczał dni.
Dziewczyny biegały po sklepach
w poszukiwaniu ostatnich drobiazgów,
pasujących do ich balowych sukni.
A mężczyźni, jak to mężczyźni, spędzali
godziny przed lustrem, aby idealnie
nażelować swoją czuprynę. Ten dzień był
wyjątkowy dla wszystkich. Miesiące prób
reprezentacyjnego poloneza, tygodnie
spędzone na dopracowywaniu
wszystkiego i przeddzień, kiedy wszyscy
robiliśmy, co w naszej mocy, aby 10
stycznia zapadł każdemu w pamięci.
Udało się! Studniówka rozpoczęła się
polonezem, w którym brały udział
wszystkie pary. Potem mogliśmy cieszyć
oczy polonezem reprezentacyjnym, a na
koniec wymowną przemową Dyrektora,
który przypomniał nam o tym, że to
jedyna taka noc i radził, abyśmy
wykorzystali ją jak najlepiej, ponieważ
później zostaje nam… matura.
Podekscytowanie i lekki stres, który się
pojawił, wprowadził coś takiego, że
każde słowo wybrzmiewało podwójnie.
To teraz przejdę do części
nieoficjalnej.. czyli do najlepszej imprezy
roku! Wszystkie klasy spisały się
rewelacyjnie. Wspólna zabawa, uśmiechy
i mnóstwo radości tak zapamiętałam ten
bal. Nasze kochane wychowawczynie
również bawiły się z nami. To było coś
wspaniałego. Uśmiech nie schodził
również z twarzy grona pedagogicznego.
Myślę, że każdy był zadowolony, to w
końcu jedyna taka noc w życiu
maturzysty, jedyna, w której to nie
książki były powodem braku snu.
Zostało nam jedynie wspominać…
przeglądając milion pięćset sto
dziewięćset najpiękniejszych zdjęć czy
oglądając film studniówkowy (bo
przecież każdy chciał mieć
udokumentowane to, jak wspaniale tego
dnia wyglądał). Mam nadzieję, że dobre
humory nas nie opuszczą, a szczególnie
w dniu oddania wyników z matur. To ile
już zostało do matury? Chyba wolę o tym
nie myśleć!
STUDNIÓWKA 2015
DZIŚ MACIE JEDYNY CZAS NA ZABAWĘ, POTEM JEST JUŻ
TYLKO MATURA
Klasa III D
Fot. Marcin Siekierzyński
na odpowiedź na rożnego rodzaju
pytania, które same przychodzą nam na
myśl.
Tego dnia przyjemnie jest popatrzeć
na starszych, nadal zakochanych ludzi,
którzy pomimo lat nie widzą świata poza
sobą. Wciąż chodzą za ręce i obdarowują
się całusami. Dla wielu zastanawiające
jest to jak można kochać tak samo,
niezmiennie całe życie. Chyba nie ma na
to przepisu, to po prostu wielka miłość,
która czyni cuda i sprawia, że on i ona są
dla siebie nawzajem cudem.
Zarówno na starszych jak i na tych
najmłodszych możemy patrzeć z
uśmiechem na twarzy. Kiedy to mały
chłopiec wręcza dziewczynce serduszko
wycięte
z papieru z napisem „czy zostaniesz
moją walentynką?” w wielu z nas
wywołuje to wielką radość, bo być może
właśnie wtedy przypominamy sobie
samych siebie z dawnych lat. Patrząc na
to z perspektywy czasu, wydaje nam się,
że byliśmy wtedy niemądrzy, wstydzimy
się kiedy po latach spotykamy sympatię
z przedszkolnych lat, często unikamy
z kimś takim rozmowy. Być może to jest
błąd, być może właśnie ta osoba jest
miłością naszego życia, nie pozwólmy,
żeby przeszła nam koło nosa okazja
zdobycia jego lub jej serca.
Niestety, są też minusy obchodzenia
Walentynek. Ludzie, którzy nie znaleźli
jeszcze osoby, z którą chcieliby spędzić
resztę życia mogą być tego dnia smutni
i zrozpaczeni. Pary ściskają się i dają
sobie całusy, można powiedzieć, na
oczach wszystkich i wtedy u osób
samotnych budzi się pewnego rodzaju
zazdrość i żal. Zadają sobie pytanie
„kiedy ja będę tak szczęśliwy jak ci
wszyscy ludzie?” Wtedy należałoby
przypomnieć, że tak naprawdę wszystko
jest w ich rękach. Może właśnie tego dnia
należy zrobić pierwszy krok. Ruszyć się z
domu, wyjść chociażby na spacer, do
parku… A może tam spotkamy bratnią
duszę, osobę, która tak jak my jest
samotna i potrzebuje wsparcia. Miłość
możemy znaleźć wszędzie.
Zastanawiające jest to jak liczne
grono osób pomimo tego, że jest w
związku, nie uznaje tego święta. Taki
dzień jest tylko raz w roku i każdy, kto
ma obok siebie kogoś, kogo bardzo kocha
powinien wraz z tym kimś świętować ten
dzień. Spójrzmy jak często przechodząc
przez pasy, czy idąc ulicą, napotykamy
ludzi pozbawionych energii, często
zmęczonych codzienną rutyną. Mając
wzgląd na to, powinniśmy tego jednego
dnia wprowadzić na ulice pozytywną
energię, darzyć wszystkich ludzi
sympatią i szacunkiem. Tego dnia
szczególnie niech nawet wcześniej
wspomniane samotne osoby czują magię
święta.
str. 3
PRÓBNA MATURA, MATURA PRÓBNA
W dniach 15-19 grudnia
odbyły się próbne
egzaminy maturalne
zorganizowane przez
Centralną Komisję
Egzaminacyjną dla
uczniów trzecich klas
liceów ogólnokształcących,
którzy wiosną 2015r. jako
pierwsi będą zdawać
maturę w nowej formule.
Młodzież przygotowująca
się do matury najpierw musi
zmierzyć się z egzaminem
próbnym, który dla dużej
części osób staje się
motywacją do nauki. Prawie
wszyscy przeżywają
egzamin maturalny jako
stres. Nadaje się mu
szczególną rangę, gdyż
świadectwo maturalne to
symbol dorosłości, to przepustka do
dalszego kształcenia. Ciekawe jakie
wrażenia wiążą się z ostatnio
przeprowadzoną maturą próbną. Co czują
po tak istotnym czasie, co myślą o
egzaminie, jakie są ich opinie?
Justyna Stryjek: Czy
przygotowywałeś/łaś się do próbnej
matury? A może chciałeś/łaś sprawdzić
swoje umiejętności bez jakichkolwiek
przygotowań?
Kuba Cendrowski: Ja próbną maturę
potraktowałem jako sprawdzenie swoich
wiadomości i dlatego nie uczyłem się do
niej specjalnie, a jedyną formą powtórki
było zrobienie przykładowego arkusza
z CKE.
Ola Strąk: Nie przygotowywałam się do
próbnej matury jakoś szczególnie. Po
prostu systematycznie powtarzam chemię
i biologię na maturę. Przerobiłam już
dokładnie cały materiał z chemii z
drugiej klasy i zamierzam zrobić to
jeszcze raz by wszystko dokładnie
zrozumieć.
Z matematyki szczególnie się nie
przygotowywałam. Powtórzyłam jedynie
ciągi.
Justyna: Czy Twoim zdaniem matura
próbna motywuje w pewien sposób
uczniów do nauki?
Ania Bala: Tak, uważam, że matura
próbna w jakiś sposób motywuje. To
jakiś znak, że zbliża sie ten prawdziwy
egzamin i trzeba wziąć się za naukę, by
uzyskać jak najlepsze wyniki.
Kuba: Uważam, że przeprowadzenie
takiej próbnej matury jest świetnym
pomysłem, bo pozwoli to na otwarcie
nam oczu na to, że do właściwej matury
czasu zostało niewiele, a nauki bardzo
dużo.
Justyna: Czy obawiasz się wyników?
Ania: Jasne, że obawiam się wyników,
chyba jak każdy. Próbne matury nie
należaly do najprostszych. Jestem
ciekawa jak mi poszło.
Ola: Oczywiście obawiam się wyników.
Najbardziej chyba z chemii, bo to właśnie
jej poświęcam najwięcej czasu i boję się,
że moja praca mogła pójść na marne.
Justyna: Co sprawiło Ci największą
trudność, a z czym nie miałeś/łaś
większych problemów?
Martyna Gołaszewska: Największym
problemem było dla mnie rozplanowanie
czasu, mimo tego, że zmieściłam się
w wyznaczonym czasie i zrobiłam
wszystkie zadania. Teraz wiem, że muszę
trochę nad tym popracować. Nie miałam
większych problemów z zadaniami, które
były związane z tematami z ostatnich
lekcji. Gorzej było z zadaniami, które
obejmowały materiał z pierwszej klasy,
ponieważ nie powtarzałam starego
materiału przed maturą próbną. Chciałam
się po prostu sprawdzić.
Kuba: Z każdym kolejnym przedmiotem
utwierdzałem się w przekonaniu, że
poziom próbnej matury nie był wcale taki
wysoki. Uważam, że zdecydowanie
najłatwiejszy był angielski, a
najtrudniejsze przedmioty rozszerzone -
biologia i chemia. Najbardziej obawiałem
się matematyki - nie była ona trudna,
nawet dla kogoś z tak miernymi
zdolnościami matematycznymi jak moje,
ale teraz już wiem, że pewnych rzeczy
jeszcze nie potrafię
i pozwoli mi to na lepsze przygotowanie.
Justyna: Gdyby była taka możliwość,
czy po próbnej maturze zmieniłbyś/
zmieniłabyś swoje przedmioty
rozszerzone na inne?
Paulina Dołowa: Nie, nie zmieniłabym.
Zbyt dużo nauki poświęciłam na naukę
przedmiotów, które wybrałam. Wydaje
mi się, że zmiana przedmiotów w tym
momencie nie miałaby sensu, ponieważ
nie byłabym w stanie sama nadrobić
całego materiału.
Artur Wyrębek: Jeżeli byłaby taka
możliwość to tak. Po napisaniu próbnej
matury z pewnych przedmiotów
uświadomiłem sobie, że wybrałem nie te
co trzeba. Teraz podjąłbym się jej
zmiany.
Załamany maturzysta
Fot. Joanna Wielądek
str. 4
KONIEC BŁOGOŚCI Uczniowie czterech województw
dnia 19 stycznia rozpoczęli długo
wyczekiwane ferie. Początek ferii był
bardzo mroźny, ale w drugim tygodniu
spadł upragniony śnieg. Większość
spędziła je w domu, odpoczywając
i relaksując się przy grach i zabawach.
Niektórzy z nas wyjechali w góry, aby
tam pozjeżdżać na nartach. W końcu
gdzie indziej jak nie w górach można
bawić się najlepiej zimą?
Niestety wszystko, co dobre,
szybko się kończy. Trzeba powrócić do
codzienności. Uczniowie przychodzą do
szkoły, a nauczyciele do pracy. Po dwóch
tygodniach przerwy czas wrócić do
szkolnej ławki. Koniec leniuchowania!
Znów trzeba wcześniej wstać, zapakować
podręczniki i zeszyty do plecaka i iść do
szkoły. Niedziela 1 lutego byłA ostatnim
dniem ferii zimowych. 2 lutego do szkół
wrócili uczniowie z województw:
dolnośląskiego, mazowieckiego,
opolskiego
i zachodniopomorskiego, którzy
dwutygodniową przerwę w nauce
rozpoczęli jako pierwsi. Po feriach nie
odnotowano wielkich braków
personalnych, prawie wszyscy
uczniowie zjawili się o 8:15 na pierwszą
lekcję po zasłużonym odpoczynku. Dla
młodzieży łochowskiego liceum w
poniedziałek zabrzmiał pierwszy
dzwonek. Ferie były dla wszystkich
czasem relaksu, lecz niestety
sprawdziany czekają.
Rozpoczynamy drugie półrocze,
które będzie dla nas bardziej pracowite.
Może jakieś nowe postanowienia? Czas
wziąć się za naukę i popracować nad
ocenami. Pierwsze półrocze minęło
dosyć szybko, lecz w drugim półroczu
będzie mniej dni do odpoczynku.
W tym półroczu życzymy samych
pozytywnych ocen i sukcesów! I
pamiętajcie, że licząc od poniedziałku za
146 dni wakacje.
Dominika Filipowicz (kl. Ib)
Fot..: Patrycja Giers
DAWANIE PACZEK BYŁO TYLKO PRETEKSTEM
W weekendowych dniach 13-14
grudnia dziewięcioosobowa grupa
z naszej szkoły wybrała się na Białoruś
w ramach „Akcji paczka”, która
została zorganizowana dzięki fundacji
"Kresy w potrzebie - Polacy
Polakom".
Pierwszego dnia spotkaliśmy się
z dużą sympatią wobec organizatorów.
Kiedy prezes tej fundacji Cezary
Jurkiewicz - absolwent naszej szkoły
powiedział: „Z tego wyjazdu nikt nie
wróci spokojny”, nikt jeszcze nie
spodziewał się co te słowa oznaczają.
Rano zostaliśmy poinformowani, że
paczki zostały zatrzymane na granicy, ale
na szczęście udało się przewieść je na
Białoruś. Po wstępnych informacjach,
zabraliśmy się do działania: dobraliśmy
się w około sześcioosobowe grupy, w
których była przynajmniej jedna osoba
obeznana w terenie. Część grup pojechała
do okolicznych wsi, a niektórzy chodzili
po Grodnie. W tych grupach
roznosiliśmy paczki. Gdy wchodziliśmy
do domów zaczęliśmy od składania
życzeń, potem rozmawialiśmy. Często
gdy zaczęliśmy śpiewać kolędy było
widać na twarzy tych ludzi łzy, uśmiech
oraz radość. Ludzie byli właśnie w takich
nastrojach, gdy widzieli że ktoś o nich
pamięta. Wyrażali wdzięczność za to że
po prostu tam byliśmy. Tak naprawdę
dawanie paczek było tylko pretekstem,
aby móc z tymi ludźmi porozmawiać
oraz pobyć razem z nimi. W czasie
dawania tych paczek, można było sobie
uświadomić że Polacy na obcych
ziemiach są bardziej szczerzy oraz
wierzący.
W godzinach późniejszych
pojechaliśmy do klasztoru sióstr Serafitek
znajdującego się niedaleko Grodna. Te
siostry były pełne radosnego ducha.
Cieszyły się, że mogą być właśnie w
takim miejscu, aby sprawować swoją
misje. Z tamtego właśnie miejsca
mogliśmy jechać do kolejnych Polaków,
którzy mieszkali na pobliskich wsiach.
To, co zobaczyliśmy bardzo nas
zaskoczyło. Mieszkali tam ludzie
biedniejsi, żyli w mało cywilizowanych
warunkach, w jednym domu nawet nie
było podłogi; często to byli starzy
opuszczeni ludzie. Młode osoby ciężko w
ogóle można było spotkać. W domach
znajdowało się znaki polskości jak Orzeł
Polski oraz dużo obrazów świętych.
Widać było, że starają się żyć tam jak
najbardziej samo-wystarczalnie. Co
należy jeszcze zauważyć, ludzie
posługiwali się płynną polszczyzną.
Na noc każdy z nas został
przydzielony do rodzin Polskich, przez
które zostaliśmy także miło przyjęci. Z
nimi mogliśmy porozmawiać oraz
podzielić się różnicami społecznymi. Gdy
Aldona Cudna, uczennica naszej szkoły z Eweliną z Białorusi
u której mieszkała na tle panoramy Grodna
Fot.: Aleksandra Jaczewska
str. 5
zobaczyliśmy warunki, w jakich
mieszkają ludzie którzy są w mieście a
ludzie są na wsi można było zobaczyć
dużą dysproporcje. Drugiego dnia
natomiast mogliśmy zwiedzić miasto
Grodno, jest to najbardziej polskie, ze
wszystkich białoruskich
miast, gdzie żyje blisko 80 tyś. ludzi
polskiego pochodzenia. Jest położone nad
rzeką Niemnem. Sam Stefan Batory
chciał aby to miasto było niegdyś stolicą
Polski. W Grodnie odbywały się obrady
sejmu polskiego. W tym miejscu
formalnie rozpadła się I Rzeczpospolita.
Można tam zobaczyć radzieckie
pozostałości jak plac sowiecki i pomniki
Lenina. Tego dnia także mogliśmy udać
się na msze, która była oczywiście w
języku polskim. Warto wspomnieć że to
właśnie dzięki kościołowi na Białorusi
został zachowana nasza kultura i język i
jak widać było dobrze się tam rozwija.
Dla każdego z nas był to
niesamowity czas, który wniosła wiele do
naszych serc. Mam nadzieje że w
następnym roku także odbędzie się
wyjazd na ta akcje, a z tego co było
słychać, są na to plany.
PORADNIK LICEALISTY KILKA MIEJSC, KTÓE WARTO ODWIEDZIĆ W TRAKCIE PRZERWY
Nie samą nauką nasza szkoła
żyje. Bez wątpienia ważną częścią
szkolnego życia każdego ucznia jest
czas przerwy. W niektórych
przypadkach są one nawet ważniejsze
niż lekcje. Krótkie dziesięć minut
między lekcjami jest podstawą
towarzyskiego życia kazdego licealisty.
Jest to czas spotkań towarzyskich, a
często także zawierania nowych
znajomości. Gdzie można bowiem
łatwiej zawrzeć znajomość niż na
szkolnym korytarzu? Oto krótki
poradnik, gdzie warto spędzić ten
krótki, ale niezwykle ważny okres
czasu.
Świetlica – Miejsce idealne dla
osób lubiących ciszę i spokój. Szególnie
polecane dla osób o wysokich
standardach wygody. W przeciwieństwie
do innych szkolnych lokacji można
skorzystać z krzesełek, a także stolików.
Idealne miejsce do nauki przed
zbliżającym się sprawdzianem, lub do
odrobienia zaległej pracy domowej. Jest
to także przedlekcyjne miejsce zbiórki
oraz lokacja w której zawsze można
spotkać kogoś z III d. Posiada ona także
wiele innych zalet, takich jak bliska
obecność stołówki
i możliwość załapania się na porcje jakże
sławnego i równie tajemniczego
czerwonego napoju. Polecane dla osób
nieśmiałych, nowych i nie mogących się
odnaleźć w wielkim rozgardiaszu na
szkolnym korytarzu.
Tablica ogłoszeń – Szczególny
ruch panuje tam w momencie, gdy na
ścianie pojawi się jakieś nowe
wstrząsające ogłoszenie (najlepiej
wywołujące kogoś z nazwiska, co staje
się idealnym pretekstem do obgadania
kogoś). Lokacja bywa często tak mocno
przeludniona, ze momentami nie można
przedrzeć się do planu lekcji, aby
sprawdzić, gdzie odbędzie się kolejna
lekcja. Największe korki występują tam
jednak zazwyczaj na poczatku każdego
nowego roku szkolnego, kiedy to
pierwszoklasiści całymi klasami
maszerują w kierunku planu aby
wspólnymi siłami rozwikłać, gdzie mają
udać się na kolejną lekcje.
Centrum dolnego korytarza –
Czyli miejsce, gdzie idzie każdy, kto nie
ma co ze sobą zrobić w nadziei na to, że
uda mu się dołączyć do jednego z wielu
kręgów formowanych na tym wielkim,
niezagospododorwanym terenie.
Zazwyczaj wieje tam nudą i jest to
generalnie akt desperacji strudzonych
całym dniem pracy uczniów nie
mających żadnych lepszych perspektyw
na spędzenie wolnego czasu.
Parapety – Te oblegane sa
zwykle przez różnorakie pary w naszej
szkole. Miejsce elitarne, tylko dla osób
posiadających swoje drugie połówki. –
synonim nudy. To własnie w tym miejscu
rozrywkowi, pełni energii i wspaniałych
perspektyw mężczyźni ulegają pokusą
swoich jakże wspaniałych partnerek
zabijając międzyczasie całe swoje życie
towarzyskie. Oczywiście członkowie
tego elitarnego grona czerpią wiele
profitów
z takiego obrotu spraw i generalnie nie
narzekają na swoją obecną pozycję.
Ciemny zaułek – Koniec
dolnego korytarza to raczej terytorium
całkowicie zdominowane przez
gimnazjalistów, którzy myślą, że
przebywając w liceum staną się nieco
fajniejsi. Miejsce to ciężko właściwie
uznać za część licealną, gdyż
gigantyczny napływ imigrantów z
gimnazjum sprawił, że licealiści w tym
miejscu są raczej mniejszością etniczną.
Miejsce to należy do niebezpiecznych i
niezwykle tajemniczych.
Łazienki – Są to swego rodzaju
centra towarzyskie. Jedyne miejsce, gdzie
meżczyźni mogą być sobą i zachowywać
się jak zwierzęta nie wzbudzając przy
tym odrazy u kobiet. Oraz jedyne
miejsce, gdzie kobiety mogą przestać
olśniewać i ewentualnie dopracować
swój malowniczy wizerunek (niestety w
wielu przypadkach jest on tak
malowniczy, że ciężko stwierdzić jak
Fot.: Rafał Jakubowski
str. 6
12 grudnia odbył się II etap
Konkursu Wiedzy o Mediach
organizowany przez Wydział
Dziennikarstwa
i Nauk Politycznych Uniwersytetu
Warszawskiego. Tematami
przewodnimi konkursu są: poprawna
komunikacja, rozwój mediów i ich rola
w społeczeństwie.
100 najlepszych uczestników z
województwa mazowieckiego zostało
zaproszonych do Instytutu
Dziennikarstwa na Uniwersytecie
Warszawskim, gdzie obyły się eliminacje
na szczeblu wojewódzkim. Egzamin
składał się wyłącznie
z pytań zamkniętych. Organizatorzy
przygotowali szczególną niespodziankę –
debatę z językoznawcą prof. Jerzym
Bralczykiem. Z myślą o przyszłych
studentach zostały przedstawione
prezentacje dotyczące działalności i
sukcesów Uniwersytetu Kardynała
Stefana Wyszyńskiego oraz Uniwersytetu
Warszawskiego.
To nie koniec zmagań. 20 marca
odbędzie się III etap (ogólnopolski).
Udział w nim umożliwiło mi zajęcie
I miejsca na etapie wojewódzkim.
Głównymi nagrodami konkursu są
indeksy na wydziale dziennikarstwa 16
uczelni
w Polsce oraz staże w redakcjach Grupy
Bauer (RMF FM, Interia, Wydawnictwa Bauer).
przypadkach nawet pobudza apetyt. Poza
stołówką jest to bowiem ulubione miejsce
śniadaniowe wielu uczniów.
Centrum górnego korytarza –
Miejsce zdecydowanie mniej oblegane
niż jego odpowiednik z dolnej części
szkoły. Jego zastosowanie jest generalnie
podobne do tego na dole z tymże można
przebywać tutaj w bardziej
komfortowych warunkach. Ponadto
ważną zaletą tego miejsca jest klatka
schodowa, która nie tylko służy za
oparcie, ale także za świetny punkt
widokowy pozwalający dokładnie
prześledzić kto dokładnie chodzi do
naszej szkoły i kogo warto tutaj poznać.
Najgorsze co można zrobić w
trakcie przerwy to siedzieć pod klasą
oczekując na lekcje. Co prawda
sprzyja to integralności wewnątrz
klasowy, jednak przebywanie w taki
sposób tworzy grupy zamknięte i osoby
przebywające w nich zamykają się na
inne znajomości. Skutkuje to
asymilacją poszczególnych klas, a
przecież każdy licealista jest istotą
społeczną i powinien być otwarty na
nowe, poza klasowe znajomości.
Tendencje do takiego grupowania się
wykazują generalnie licealistki, które
nie wiedząc jak pożytecznie spędzić
NA MAŁYCH SKRZYDŁACH ŁOCHÓW NIESIE 4 grudnia 2014r.
przedstawiciele Łochowskiej Grupy
PaT wraz
z koordynatorkami mieli możliwość
przynieść mnóstwo radości dla dzieci
z Samodzielnego Publicznego
Dziecięcego Szpitala Klinicznego w
Warszawie. Pomysłodawcą była Ewa
Strąk. Dzięki szybkiej organizacji
zaangażowała grupę oraz garstkę
cennych sponsorów. To dzięki nim
udało się zebrać pieniądze na prezenty
dla dzieciaków. Przygotowania zajęły
nam około miesiąca, jednak
wiedzieliśmy, że cel jest dla nas
najważniejszy.
W dniu wyjazdu każdy był
bardzo przejęty. Chcieliśmy aby
wszystko udało się. Około godziny 1000
przy szpitalnym wejściu pojawił się św.
Mikołaj ze swoimi pomocnikami i
oczywiście prezentami. Odwiedziliśmy 7
z 10. oddziałów. Pod naszymi małymi
skrzydłami niosącymi radość znalazły się
oddziały: kardiologii, endokrynologii,
chirurgii, neurologii, hematologii oraz
psychiatrii dziennej i całodobowej.
Przechodziliśmy samych siebie, aby nie
uronić ani jednej łzy
patrząc na tak wiele
młodych, cierpiących
twarzyczek. Każdy z
nas miał na twarzy
uśmiech. Staraliśmy
się dać im ciepło,
odrobinę radości i
choć jeden moment
zapomnienia
o ich własnej
chorobie. Kiedy św.
Mikołaj pojawiał się
w drzwiach, nikt nie
był obojętny.
Dzieciaki
przychodziły do nas ochoczo. Zdarzali
się też tacy, którzy nie chcieli nas
wypuścić. Małe dziękuję, uścisk i
niewielki uśmiech był wszystkim czego
w zamian chcieliśmy. Dzieci często nie
były w stanie nic zrobić, ale opiekuńczy
rodzice robili to za nich. Nikt nie został
pominięty. Płaczących potrafiliśmy
rozweselić, smutnych podnieść na duchu,
a rodzicom dać siłę na dalszą walkę u
boku swoich pociech. Widać było, że
każde dziecko ma w sobie ogrom miłości
i wielką chęć dzielenia się nią z innymi.
Wyjazd dał nam wiele do
zrozumienia. Nasze problemy zrobiły się
błahe patrząc na sytuacje, w których
znajdowali się podopieczni szpitala.
Daliśmy im szczęście, moment
zapomnienia
o wszystkim. Sami zyskaliśmy wartość
pomocy dla innych. Obraz tego, co
zobaczyliśmy na pewno na długo
zostanie nam w pamięci. Mamy nadzieję,
że taka inicjatywa będzie nadal
promowana przez naszą grupę.
Fot.: Marzena Ogonowska
CO TY WIESZ O MEDIACH?
Źródło: kwm.id.uw.edu.pl
SALWY ŚMIECHU ŻYRARDÓW!
str. 7
To już trzeci raz, kiedy uczniowie
naszego liceum podbijają Żyrardów!
Tym razem na VIII edycję
Anglojęzycznego Festiwalu Humoru
Pani Profesor Dina Jakimczuk zgłosiła
nas ze skeczem pt. „Low Self-esteem”.
I choć sam wyjazd stał się dla nas
niemałym zaskoczeniem i wyzwaniem,
wróciliśmy z dyplomami i ogromną
satysfakcją, ze względu na zajęte przez
nas 4 miejsce.
Można śmiało powiedzieć, że cały
ten dzień był dla nas pełen
niespodzianek. Wyruszyliśmy w podróż z
samego rana i już po przebyciu
pierwszych kilometrów zrobiliśmy
pierwszą próbą generalną naszego
skeczu. Wyglądało to naprawdę
zabawnie, biorąc po uwagę fakt, że nie
robiliśmy tego wcześniej ani razu.
Państwo Laskowscy, pomimo tego,
iż słuchali tego samego tekstu kilkanaście
razy, byli dla nas bardzo wyrozumiali
i robili to z uśmiechami na twarzach, za
co bardzo dziękujemy! Kiedy
dojechaliśmy już na miejsce,
rozgościliśmy się w pokoju prób i… o
mały włos nie przegapiliśmy własnego
występu! Jak to mówią, szczęśliwi czasu
nie liczą, a nam, jedzącym pączki i
ciastka, nie w głowie było patrzenie na
zegarek. Na szczęście
w ostatniej chwili spostrzegliśmy, że już
dawno powinniśmy być przebrani i
gotowi, więc szybko przygotowaliśmy,
co trzeba i bez większego strachu
wyszliśmy na scenę. Byliśmy bardzo
zadowoleni
a na głoszenie wyników nie musieliśmy
czekać długo. Zanim jednak usłyszeliśmy
werdykt, mieliśmy okazję posłuchać
Wiesława Tupaczewskiego z kabaretu
OT.TO, opowiadającego o swoich
doświadczeniach z językiem angielskim,
a także przyjrzeć się sztuce improwizacji,
którą przedstawili nam krótko Daedalus
Chaos oraz Ravi Kumar, którzy byli
częścią jury.
Z Ośrodka Kultury wyszliśmy ze
szczerymi uśmiechami i torbami pełnymi
nagród. Bawiliśmy się świetnie i mamy
nadzieję, że przygoda Łochowskiego
Liceum z Festiwalem Humoru jeszcze się
nie skończyła. Zachęcamy wszystkich do
brania w nim udziału.
Bardzo dziękujemy Panu
Dyrektorowi, bez którego interwencji
ominęłoby nas całe to przedsięwzięcie.
Mamy nadzieję, że spisaliśmy się dobrze
i że już niedługo statuetka, którą
zdobyliśmy, przekroczy mury naszej
szkoły.
Kinga Puchta (kl. IIIa)
AUSCHWITZ - PAMIĘTAJMY O OFIARACH WOJNY! Auschwitz - to
nazistowski obóz
koncentracyjny
utworzony w roku 1940.
Zginęło w nim ponad 1,1
mln mężczyzn, kobiet i
dzieci. Stał się symbolem
terroru, ludobójstwa i
holocaustu.
Początkowo obóz
przeznaczony był
wyłącznie dla Polaków,
jednak
w roku 1944 rozpoczęły się
masowe transporty Żydów.
Było to spowodowane
włączeniem obozu do
realizacji planu zagłady
europejskich Żydów.
Wspomnienia byłych
więźniów Auschwitz Ludwik Gancarz:
Zostałem uwolniony z katowickiego
więzienia. Razem z grupą kolegów
miałem zostać przewieziony do pracy w
cukierni. Po kilku godzinach jazdy
samochód zatrzymał się. Po wyjściu z
samochodu moim oczom ukazało się
jakieś dziwne miasto, domy były nie
otynkowane, a w okolicy nie rosły żadne
drzewa, wszystko było ogrodzone
płotem. Żołnierze ustawili nas w szeregu
po pięciu
i chodząc wokół nas z karabinami
zabronili rozmawiać. Z daleka
zobaczyłem ludzi w pasiastych
ubraniach, bez czapek
ciągnęli wóz naładowany
jakby pniami drzew. Kiedy
podeszli bliżej okazało się że
wóz był pełen ludzkich
kościotrupów. Niektórzy z
nich wisieli na wozie z
otwartymi oczami
i ustami. Wtedy
zrozumiałem, gdzie jestem.
Godzinę później jako
siedemnastoletni chłopiec
przekroczyłem bramę
obozową. Po ostrzyżeniu i
przemundurowaniu
zostaliśmy skierowani do
trzytygodniowego bloku
kwarantanny. Tam uczono
nas maszerować i
zdejmować czapki na
komendę. Przy tych ćwiczeniach
codziennie zabijano kilku więźniów. Raz
w tygodniu niemiecki lekarz skazywał
każdego słabiej wyglądającego więźnia
na zagazowanie. Do strachu przed
śmiercią dołączył głód i zimno. Wielu
więźniów nie wytrzymując tego piekła na
ziemi, rzucało się na druty naładowane
napięciem elektrycznym.
Źródło: nbcnews.com
str. 8
Po kwarantannie zostaliśmy
przeniesieni do obozu pracy, tu było
jeszcze gorzej. Musieliśmy wykonywać
ciężkie prace na budowie i nosić biegiem
materiały budowlane. Codziennie po
skończonej pracy przynosiliśmy kilku
zabitych więźniów. Po kolacji sztubowi
wyczytywali numery więźniów i zabijali
ich za niezawinione kary. W każdej
minucie groziła więźniowi śmierć,
najczęściej męczeńska.
Mnie Dzięki Panu Bogu udało się
przeżyć pięć takich obozów.
Henryk Duszyk:
Trafiłem do obozu w 1944 roku
jako 8 letni chłopiec. 18 stycznia 1945
roku nastąpił wymarsz więźniów z
Birkenau. Likwidowano obóz. Niemcy
zrobili selekcje. Wywołano mnie i
jeszcze 17 słabych, niezdolnych do
marszu. W szeregu poszliśmy do lagru
cygańskiego
i tam doczekaliśmy nadejścia frontu. 27
stycznia panował duży mróz, dzieci nie
mogły zasnąć z obawy przed
zamarznięciem. Nagle otworzyły się
drzwi baraku
i weszło dwóch ludzi ubranych na biało.
Byli to sowieccy zwiadowcy. Jeden z
nich wyjął dwie konserwy i podał mi je.
Następnego dnia dotarła do dzieci
wiadomość że obozowe druty są
poprzecinane. Przyszedł front i sowieci
przyprowadzili dwie kuchnie polowe,
nagotowali krupniku. Każdy z nas dostał
ciepłą zupę. Po kilku dniach na lagrze
cygańskim to było coś wspaniałego. Pod
barak przyszli miejscowi ludzie i zabrali
najsłabszych do szpitala. Wykryto u mnie
gruźlicę. Po wyjściu ze szpitala
powiedziano mi, że mogę jechać do
Krakowa. Tam zaopiekowały się mną
zakonnice.
Wyzwolenie Ze względu na sytuację strategiczną
na froncie wschodnim naziści już w
sierpniu 1944 r. rozpoczęli
przygotowania do likwidacji obozów. Z
końcem roku wstrzymano rozbudowę
Auschwitz i Birkenau oraz zaczęto
palenie dokumentów
i zacieranie świadectw zbrodni:
zasypywano doły z ludzkimi prochami,
rozebrano do fundamentów krematorium
IV, przygotowano do wysadzenia
pozostałe trzy budynki krematoryjne. 17
stycznia 1945 r. odbył się w KL
Auschwitz ostatni apel generalny 67 012
więźniarek i więźniów. Bezpośrednio po
nim na rozkaz wyższego dowódcy SS
rozpoczęto ostateczną ewakuację
więźniów. Masowo palono obozowe
akta, wysadzono krematoria. Obóz, w
części opuszczony przez SS-manów, 27
stycznia wyzwolili żołnierze Armii
Czerwonej 59 i 60 Armii 1 Frontu
Ukraińskiego.
Kilka dni temu minęła 70 rocznica
wyzwolenia Auschwitz. Pod bramą
śmierci Birkenau spotkało się około 300
ocalałych . Przybyli również
przedstawiciele 40 państw oraz wielu
przedstawicieli instytucji
międzynarodowych. Gości powitał
prezydent Bronisław Komorowski.
Przemówienia wygłosili byli więźniowie:
Halina Birenbaum, Kazimierz Albin i
Roman Kent.
Niezliczoną ilość razy umierałam,
zamierałam ze strachu, bólu, napięcia
selekcji, w widoku mąk i konania innych
więźniarek, moich sąsiadek z
przetłoczonych nar, towarzyszek losu w
tej grozie nie do opisania, bez końca, gdy
każda chwila była wiekiem oraz
błagalnym pytaniem, czy jeszcze będzie
następna? Raz nawet podczas długiej
stójki na apelu, gdy akurat świeciło
słońce i nikt nie bił, przemknęła mi przez
głowę żałosna myśl, że spalą mnie w
BOHATER CZY ZDRAJCA? „Jeżeli przywróci się cześć, honor
i uniewinni Kuklińskiego, to znaczy, że
my nie mamy czci, honoru i że to my
jesteśmy winni”
Słowa te potwierdzają atmosferę
panującą wokół postaci Ryszarda
Kuklińskiego - pułkownika Sił
Zbrojnych PRL, tajnego
współpracownika Centralnej Agencji
Wywiadowczej (CIA) Stanów
Zjednoczonych. Zacytowana
wypowiedź należy do gen. Wojciecha
Jaruzelskiego - I sekretarza KC PZPR,
człowieka, który w 1981 roku
wprowadził w naszym kraju stan
wojenny.
I to jest kontekst, w którym powinno
się rozpatrywać cały spór o płk.
Kuklińskiego i jego działalność. Do
napisania artykułu zachęcił mnie film
Władysława Pasikowskiego pt. „Jack
Strong” oraz książka Sławomira
Cenckiewicza pt. „Atomowy szpieg”.
Młodość
Urodzony w 1930 roku Ryszard
Kukliński młodzieńcze lata spędził
podczas wojny, która bardzo mocno
wpłynęła na jego powojenne wybory.
Widząc na własne oczy okrucieństwa
Niemców, szybko zaczął angażować się
w umacnianie sowieckiej okupacji,
wierząc w nią i traktować jako
prawdziwe wyzwolenie. Wstąpił w
szeregi PZPR oraz na ochotnika zgłosił
się do służby w Ludowym Wojsku
Polskim. „Bardzo wartościowy,
posiadający perspektywy awansu i
rozwoju w wojsku” - tak pisali o nim
przełożeni. Rozwinięcie kariery było
kwestią czasu. Kolejne szkoły i kursy
kończył jako prymus.
Przełom
Wraz z upływem czasu Kukliński
posiadał coraz większą wiedzę i był
angażowany w rozmaite prace i
ćwiczenia. Zwątpienie w sens swojej
służby przyszło do niego, gdy w 1968
roku LWP miało brać udział w ataku na
Czechosłowację w ramach wojsk Układu
Warszawskiego. Prawdziwym wstrząsem
okazał się plan wojny nuklearnej
Związku Sowieckiego z NATO.
„Przyklejałem na wielkich sztabowych
mapach symbole grzyba atomowego:
niebieskie tam, gdzie uderzenia miały
paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały
paść nasze. Musiałem tam rysować
długie warkocze, które wyznaczały strefy
skażeń promieniotwórczych. Jeden taki
warkocz układał się na linii Wisły. Tam
miały pójść uderzenia powyżej jednej
megatony, przecinające Polskę na pół” -
wspominał po latach Kukliński.
Dysponując tą wiedzą postanowił
nawiązać kontakt z Amerykanami,
ryzykując swoje życie. Szpiedzy wykryci
przez sowiecki kontrwywiad byli
bestialsko mordowani.
Tajemniczy list
Kukliński bardzo dużo żeglował. 11
sierpnia 1972 r. statek zawinął do portu
w Wilhelmshaven w Niemczech. Gdy
większość załogi ruszyła w miasto, on
postanowił napisać list i wysłać go
do Ambasady Stanów Zjednoczonych
w Bonnn. Łamaną angielszczyzną
poprosił o spotkanie z oficerem
amerykańskich sił zbrojnych. Do
spotkania doszło na kolejnym rejsie w
Amsterdamie. Tak zaczęła się działalność
szpiegowska „Jacka Stronga.”!
Skrytki, kobiety, dokumenty
Lata siedemdziesiąte były
niewątpliwie najważniejszym okresem w
życiu Ryszarda Kuklińskiego. To, w jaki
sposób przekazywał dokumenty
Amerykanom budzi ogromny podziw.
Spotkał się kilkukrotnie z pracownikami
str. 9
CIA
w Warszawie i dostał gadżety potrzebne
do pracy w konspiracji. Klisze ze
zdjęciami zostawiał w „martwych
skrzynkach”, którymi była, na przykład
dziupla w drzewie czy dziura w murze!
Powszechnie znane były również jego
problemy rodzinne, zwłaszcza z żoną
Joanną, więc oczywiście i romanse,
których miał wiele. Kobiety używał jako
kamuflaż. Wyjeżdżał z nimi poza miasto,
gdzie w wolnej chwili zostawiał
materiały, odbierane później przez CIA i
przesyłane do USA. Nikomu nie przyszło
na myśl, że pułkownik Sztabu
Generalnego Wojska Polskiego może być
agentem. Brak podejrzeń wynikał
głównie z tego, że miał on bardzo
wysoką pozycję, w pracy był bardzo
zaangażowany i przykładny, znał się
z sowieckimi generałami, nie wzbudzał
żadnych podejrzeń
Dekonspiracja
W październiku 1981 roku szef CIA
spotkał się z Janem Pawłem II w Rzymie.
Tam doszło do przecieku. Wiliam Casey
miał pochwalić się papieżowi, że
w Sztabie Generalnym WP mają agenta.
Jednym z najbliższych
współpracowników JPII był ks.
Januariusz Bolonek, tajny
współpracownik służb PRL , który
prawdopodobnie był świadkiem tej
rozmowy. Nie ma co do tego pewności,
lecz wymowny brak reakcji dziś już
biskupa, uprawdopodabnia tę wersję
wydarzeń…
Walka z czasem
Kukliński stał się jednym
z niewielu podejrzanych, gdyż wiedzę
jaką dysponowali Amerykanie w
przekazanych dokumentach posiadało od
6 do 8 osób. Podjęto decyzję o ewakuacji
pułkownika wraz z żoną i dwoma
synami. Znaleźli się oni w śmiertelnym
niebezpieczeństwie. W nocy z 7 na 8
grudnia wyjechali z kraju spakowani w
osobne pudła poczty dyplomatycznej.
Następnego dnia byli już w Berlinie, a
później dostali się do USA. Na płycie
lotniska Kukliński wybuchnął płaczem.
Zdrajca
To, co się wydarzyło, wstrząsnęło
dowództwem wojskowym LWP. „Kiedy
zdradził, odczułem to także osobiście” -
wyznał później Jaruzelski. Podobnie
reagował Czesław Kiszczak, ówczesny
szef MSW. Od tamtego momentu zaczęto
prowadzić śledztwo, Kuklińskiego
skazano na karę śmierci. Zdrajcą
nazywają go komunistyczni generałowie.
To prawda, zdradził, ale niesuwerenne
państwo
i zwasalizowane Ludowe Wojsko
Polskie...Dokumenty, które przekazywał
były bardzo cennym źródłem dla
Amerykanów. Któż wie, jak potoczyłaby
się dalej zimna wojna, gdyby nie „Jack
Strong”?
III RP
Rehabilitacja pułkownika po 1989 r.
to bardzo skomplikowany proces, który
trwa do dziś. Dopiero w 1997 roku
umorzono śledztwo, twierdząc, że
Kukliński działał w stanie wyższej
konieczności. Tak długie oczekiwanie
związane było
z bardzo dużym uczestnictwem ludzi
powiązanych z poprzednim systemem
w najważniejszych funkcjach
państwowych. Co ciekawe, obecny
prezydent RP Bronisław Komorowski po
premierze filmu Pasikowskiego
wychwalał zasługi Kuklińskiego, jednak
nie przeszkadza mu to w utrzymywaniu
relacji z Klubem Generałów WP, w
którego szeregach jest wielu najwyższych
rangą weteranów LWP.
Niewątpliwie „Atomowy szpieg” to
postać wyjątkowa. Dla mnie jest
Źródło: bliskopolski.pl
POMOC ŁĄCZY LUDZI Szlachetna Paczka – projekt,
który połączył około milion osób.
Polegający na tym, że darczyńcy
przygotowują paczki dla ubogich
rodzin z całej polski, aby mieli lepsze
święta. W pomoc włączyli się również:
Papież Franciszek oraz prezydent
Bronisław Komorowski. Z naszego
rejonu potrzebujących rodzin było
ponad trzydzieści. Mało tego! Każda z
nich otrzymała pomoc. Ogólnie w
całym kraju było 570 rejonów. Rejon
to miasteczko, bądź dzielnica dużego
miasta, którego mieszkańcy nigdy nie
będą tacy sami, gdyż łączy ich zasada
„Jeden za wszystkich, wszyscy za
jednego.”. Pomoc otrzymało 19 580
rodzin na terenie Polski.
13 grudnia odbył się finał
Szlachetnej Paczki. Magazyn był w sali
numer 16 naszego Liceum.
Wolontariusze czekali na darczyńców
przez dwanaście godzin, od 9:00 do
21:00. Rodziny przechodziły przez
wywiady, z których wynikało czy
zgadzają się na kontakt z osobą, która
chce ich obdarować oraz na kontakt
z mediami. Jadąc do jednej z rodzin
przekonałam się w jak trudnych
warunkach żyją Ci ludzie, ile muszą
przejść, żeby mieć normalne święta.
Człowiek, który każdego dnia musi
zadowalać byle czym, nagle otrzymuje
coś o czym marzył. Często są to
przedmioty codziennego użytku, jak
garnki, albo ubrania np. ładna nie podarta
kurtka, spodnie, które nie będą za krótkie,
czy za małe. Szczęście na twarzach
takich osób sprawia, że chce się żyć, dla
wolontariusza to niesamowite przeżycie,
które na długo pozostaje
w pamięci. Z wielu nakładających się na
siebie przyczyn nie mogłam brać udziału
w projekcie jako wolontariuszka, ale
pojechałam pomóc i przy okazji zrobić
kilka zdjęć. Udało mi się dotrzeć do
czterech rodzin. Najbardziej w pamięć
zapadła mi kilkuletnia dziewczynka, od
której dostałam laurkę, a raczej kartkę z
narysowanym świętym Mikołajem, a w
środku życzenia. Natalka dostała
pierwszą
w swoim życiu lalkę. Radość w jej
oczach była nie do opisania. Mała
skakała po całym pokoju trzymając
zabawkę
w rękach. Powiedziała, że to
najpiękniejsze święta w jej życiu. Dla
mnie to było bardzo trudne
doświadczenie. Nigdy nie miałam do
czynienia z aż tak trudną sytuacją
domową. Przez to wszystko zaczęłam
trochę inaczej patrzeć na życie
str. 10
PUSZKOWE LEGENDY ZE ŚWIATA INTERNETU Pewna część z was nie wie czym są
za pewnie Creepypasty? Zgadłem?
Pewnie tak, wiec pędzę z wyjaśnieniem.
Creepypasty są to opowiadania, które
mają nas wystraszyć lub, chociaż
sprawić byśmy z przerażeniem zaczęli
odwracać się za siebie, szukając
potwierdzenia, że to tylko bajka. Z ich
prawdziwością różnie bywa. Bywają
takie, które są tak absurdalne, że
możemy się przy nich popłakać, tylko
niestety ze śmiechu. Jednak są również
perełki, które wprawiają w osłupienie i
właśnie o takiej jednej chciał bym
opowiedzieć.
Chip-Chan
Chip-Chan jest to pewna koreanka
która znalazła się na 4chanowej sekcji /x/
6 sierpnia 2011 roku, Użytkownik
udostępnił link pisząc „Jakaś laska,
siedząca na krześle z podkulonymi
nogami, wszędzie dookoła jej biurka i na
oknach porozwieszane są znaki w języku
koreańskim. Myślę... że jest martwa”.
Zwróciła na siebie nie małą
uwagę.Internauci obserwując nieznaczne
ruchy Koreanki twierdzili, że są one
spowodowane wpływem grawitacji.
Jednakże po pewnym czasie kobieta
wywołała szok wstając i włączając
laptop. Schowała się za jedną z tablic i
zaczęła coś szybko pisać. Do tej pory
zastanawiamy się nad czym mogła
pracować.
Dla użytkowników Internetu bardzo
zastanawiające były tabliczki z
koreańskimi znakami. Paru znawców
języka koreańskiego podjęło się
tłumaczenia ich. Wszyscy zgodnie
stwierdzili, że w większości są nie
czytelnie i nie poprawne gramatycznie
lub są bez sensu i nie da się ich w żaden
sposób przetłumaczyć. Jednakże kilka
zdań udało się rozszyfrować. Oto
niektóre z nich:
-„Nie daj się oszukać/Nie daj się
ogłupić.”
-„Zawsze, wcześnie rano/Codziennie,
samym rankiem.”
-„Jeżeli ktoś przyjdzie, to sparaliżuje
(w domyśle, tę osobę).”
-„Nie mogę przestać/Nikt mnie nie
powstrzyma.”
Najbardziej prawdopodobną teorią
było to, że te hasła dotyczą każdego, kto
ją obserwuje. Jakiś czas potem Chin-
Chan stworzyła kolejny napis, ale on
niestety nie był możliwy to
przetłumaczenia. Niedługo potem z jej
blogów można było się dowiedzieć, że
jest filmowana od 2008 roku, co
wskazuje na to, że kamery nie zostały
założone przez nią. Jednak je
utrzymywała, aby obserwować swoje
zachowania podczas snu. Jak twierdziła,
miała paranoję, aczkolwiek nie zostało to
nigdy potwierdzone. Czytając jej blogi
udało się rozszyfrować, że w 1999
została porwana przez oficera policji,
który
w kostkę wszczepił jej „VeriChip”.
Dzięki temu urządzeniu mógł
kontrolować jej ruchy, wpływać na sny
oraz chęć ucieczki.
Wszystkie dziwne objawy
zaobserwowała w 2006 roku. Szczególnie
zaniepokoiły ją koszmary. Potrafiła spać
dziennie po 20 godzin. Wtedy nastawiła
budzik tak, aby dzwonił co 10 minut,
jednak żadne bodźce z zewnątrz nie były
jej
w stanie obudzić. Po tym jak znalazła się
pod ciągłą obserwacją spała od 4 do 10
godzin. Chin-Chan twierdzi że, zanim
wszystko się zaczęło, potrafiła spać 4
godziny i budzić się bez żadnych
bodźców.
Do ten pory nie ma dowodów, na
istnienie tego tajemniczego alarmu, ale
Koreanka apeluje do tych, którzy próbują
go usłyszeć, aby pod żadnym pozorem go
nie słuchali i nie reagowali.
FRAKCJA PONAD POKREWIEŃSTWEM ,,Niezgodna’’ to pierwsza
zekranizowana część trylogii Veroniki
Roth opowiadająca historię młodej
dziewczyny – Beatrice Prior (Shailene
Woodley znana z ,,Gwiazd naszych
wina’’) , która żyje w świecie
doszczętnie zniszczonym przez wojny.
Ci, którzy ocaleli utworzyli na
ruinach Chicago metropolię w której
odizolowani od reszty świata ludzie
chcąc uniknąć wydarzeń z przeszłości
wprowadzają model społeczeństwa
idealnego, opartego na pięciu frakcjach.
Każda
z nich jest odpowiedzialna za co innego.
Prawość rozsądza spory, Altruizm niesie
bezinteresowną pomoc potrzebującym,
Serdeczność zajmuje się rolnictwem,
Erudycja czuwa nad rozwojem nauki
a Nieustraszoność pilnuje porządku
i bezpieczeństwa obywateli. Każdy
mieszkaniec metropolii w wieku 16-nastu
lat jest zobowiązany do wyboru frakcji
w której chce służyć do końca życia.
W podjęciu decyzji ma pomóc test
predyspozycji, który w niektórych
przypadkach okazuje się jednak
przekleństwem, ponieważ każdy kto
wykaże cechy więcej jak jednej frakcji
jest niebezpieczeństwem dla idealnego
społeczeństwa i jest nazywany
Niezgodnym.. Beatrice, tak jak i jej
rówieśnicy musi dokonać wyboru zgonie
z samym sobą i przetrwać trudne chwile
podczas szkolenia i testów. Los stawia na
jej drodze różnych ludzi, którzy nie
zawsze okazują się być przyjaciółmi.
Poznany w nowej frakcji chłopak, Cztery
(tak naprawdę Tobias Eaton, którego
zagrał Theo James) pomaga Tris oswoić
się z nową sytuacją, ponieważ sam ma
z nią wiele wspólnego. Z dala od rodziny,
w nowym środowisku muszą stawić czoła
zasadzkom losu. Czas pokazuje, że
wbrew pozorom idealny system
metropolii ma wady, za które cenę
zapłacą niewinni ludzie. Historia
dziewczyny jest tak wciągająca, że choć
film trwa ponad dwie godziny to nie czuć
znużenia i kończy się w najmniej
oczekiwanym momencie. Niedosyt
sprawia, że widz ma ochotę poznać
dalsze losy bohaterów.
Ma ku temu okazję czytając drugą i
trzecią część trylogii Veroniki Roth
(kolejno ,,Zbuntowana’’ i ,,Wierna’’) lub
poczekać do 20 marca kiedy to do kin
wejdzie kontynuacja ,,Niezgodnej’’.
Źródło.: www.filmweb.pl
str. 11
„Siedem dusz” to film w reżyserii
Gabriele Muccino, powstały w 2008
roku. Mimo, że minęło już kilka lat od
jego premiery, a on sam leży w kącie
starych i zapomnianych już
wypożyczalni filmów, uważam, że
historia głównego bohatera warta jest
tego, by ją opowiedzieć.
Ben Thomas (Will Smith),
przedstawiający się jako urzędnik
podatkowy, pojawia się w życiu siedmiu
zadłużonych ludzi, by poznać ich
historie. Pragnie ofiarować im
bezinteresowną pomoc, jednak to czy ją
otrzymają, zależy w głównej mierze od
tego, jakimi są ludźmi, oraz czy na tę
pomoc zasługują.
Film rozpoczyna się nietypowo-Ben
łączy się telefonicznie z pogotowiem
ratunkowym, prosząc o karetkę dla
zmarłego, którym jest on sam, co
intryguje
i przeraża zarazem. Następnie fabuła cofa
się pewien czas wstecz, ukazując siedem
historii, które z pozoru nie łącza się w
żadną całość, nie licząc faktu, że Thomas
jest obecny w każdej z nich. W połowie
filmu, wielu rezygnuje z dalszego
oglądania, co spowodowane jest
wrażeniem przypadkowości i poczuciem
braku sensu w całej tej historii. Ci
bardziej wytrwali wkrótce przekonują się,
że nie ma nic bardziej mylnego. Z każdą
minutą filmu, będą odkrywać kolejne
tajemnice, które w finałowej części okażą
się być rozwiązaniem całej zagadki, jaką
jest nasz główny bohater.
W pewnym momencie, pojawia się
wątek miłosny; niektórzy uznają go za
główny, wokół którego obraca się dalsza
fabuła. Choć miłość nie jest tu tematem
przewodnim, to wciąż pozostaje ważnym
elementem układanki, jednak nie w
ogólnie przyjętym sensie. W grę wchodzi
miłość do bliźniego, do człowieka, który
pilnie potrzebuje naszej pomocy.
Wydawać by się mogło, że jest ona
jedynym czynnikiem motywującym
bohatera do zachowań altruistycznych…
Siedem dusz z pewnością zapada w
pamięci na długo, bez względu na gusta
odbiorcy. Przywołuje wiele
przeciwstawnych sobie emocji,
zaczynając od złości, przez łzy
wzruszenia spływające po policzkach, a
kończąc na uczuciu, które nie mieści się
w żadnej przyjętej dotąd definicji. Przede
wszystkim jednak, uderza
z ogromną siłą w najczulsze punkty
naszych dusz – zwłaszcza w te, o których
istnieniu nie mieliśmy dotąd pojęcia.
Jeśli „Siedem dusz” wciąż nie wiele
Ci mówi, nie marnuj czasu. Znajdź wolną
chwilę, by poznać historię Bena
Thomasa, urzędnika podatkowego o
wielkim, choć zranionym sercu.
Po obejrzeniu, zastanów się, czy
postać Ben’a nie przypomina Ci kogoś
z Twojego otoczenia. Kogoś, na kogo
zawsze możesz liczyć, kto bez względu
na wszystko poświęca swoje dobro, by
służyć innym ludziom. Tak, teraz wiesz
o kim mówię. I pamiętaj o jednym,
kiedy następnym razem go spotkasz,
nie chowaj rąk do kieszeni, lecz podaj
mu swoją, pomocną dłoń. Bardzo
możliwe, że to właśnie jej najbardziej
teraz potrzebuje.
POMOCNA DŁOŃ
Większość z nas nie potrafi
wyobrazić sobie życia bez soli
spożywczej. Sól jest smaczna,
konserwuje żywność. Z lekcji religii
pamiętamy, że jeżeli sól będzie bez
smaku, nie będziemy w stanie niczym
jej posolić. Jest więc najważniejszą
przyprawą. Mimo to w gabinecie
lekarskim jesteśmy zapewniani, że ten
związek chemiczny jest szkodliwy i
wywołuje m.in. nadciśnienie tętnicze.
Co wybrać: dobre jedzenie, a może
zdrowie? Według lekarzy powinniśmy
ograniczyć spożywanie soli, bądź
całkowicie z niej zrezygnować dla
własnego dobra. Czy rzeczywiście ten
szum wokół soli ma uzasadnienie i czy
mamy się czego obawiać?
Ostatnie badania amerykańskich
naukowców z uniwersytetu w Emory,
opublikowane w magazynie JAMA
Internal Medicine dotyczą pewnej grupy
pacjentów w starszym wieku. Uczeni
prowadzili 10-letnie badania na ponad
2,5 tys. osób ze
zdrowym sercem i w
średnim wieku 74 lat.
Kardiolodzy
twierdzą, że osoby w
tym wieku są
szczególnie narażone
na choroby układu
krążenia. Naukowcy
postanowili
sprawdzić
oddziaływanie soli na
zdrowie badanych.
Pacjenci przyjmowali
pewne dawki
dziennie soli (od
1500mg do 2300mg
sodu, co odpowiada jednej łyżeczce).
Mimo niebezpieczeństwa, na które zostali
narażeni pacjenci, nie zaobserwowano u
nich podwyższonego ryzyka zapadnięcia
na choroby serca, układu naczyniowego,
czy w konsekwencji śmierci z tego
powodu.
Te badania i eksperymenty
potwierdzają jedynie regułę, „co za dużo
to nie zdrowo”. Pacjenci mieli podawaną
sól w dawkach odpowiednich i
przyswajalnych. Jeżeli korzystamy z soli
w ilościach 5g dziennie,
niebezpieczeństwo chorób powinno nas
OSTROŻNIE Z SOLĄ!
Źródło.: www.filmweb.pl
str. 12
ZATRZYMAJ SIĘ, OBOK CIEBIE JEST DRUGI
CZŁOWIEK Każdy z nas jest inny i to jest
piękne, że żyjemy w świecie pełnym
indywidualności. To nadaje koloru i
sensu. Nie jesteśmy szarzy i nudni, nie
jesteśmy tacy sami. Każdy człowiek to
jednostka wyjątkowa, której należy się
szacunek i równe traktowanie.
Udawanie kogoś innego zatraca tę
wyjątkowość. Nie możemy pozwolić na
to, byśmy ją tracili. Nie możemy
powodować tego, by utracił ją drugi
człowiek. Między innymi, słów takich
jak wyżej użyłam w mojej
konkursowej pracy, o której chciałam
opowiedzieć.
„Konkurs „Uczmy się PaTrzeć” to
szansa dla osób, które chcą włączyć się w
ideę twórczej profilaktyki rówieśniczej i
przekazać swoje scenariusze
młodzieżowym grupom teatralnym.
Czwarta edycja Ogólnopolskiego
Konkursu Dramaturgicznego „Uczmy się
PaTrzeć” poświęcona została problemowi
wykluczenia.” – te zdania możemy
przeczytać o Ogólnopolskim Konkursie
„Uczmy się PaTrzeć” na stronie
internetowej PaTu.
O konkursie dowiedziałam się
przypadkiem. Przeglądałam jak zawsze
różne strony internetowe, w tym stronę
programu Profilaktyka a Ty w
poszukiwaniu zdjęć z Ogólnopolskiego
Przystanku w Koninie. Zdjęć nie
znalazłam, ale trafiłam na zaproszenie do
konkursu. Zaciekawiło mnie to
ogłoszenie, przeczytałam o szczegółach
dotyczących konkursu i postanowiłam
wziąć udział. Niestety do nadesłania
pracy zostało tylko kilka dni, więc
stworzenie czegoś konkretnego, na
dobrym poziomie wydało mi się
nierealne. Pomyślałam jednak, że warto
spróbować. W końcu nic nie traciłam, a
mogłam zyskać i przy okazji nauczyć się
czegoś nowego.
Wykluczenie. Nie dać się
wyobcować. Nauczyć się PaTrzeć.
Miałam kilka pomysłów na rozwinięcie
tego tematu. Wybrałam jeden, który
wydał mi się najbardziej oryginalny i jak
się okazało – skuteczny. Postanowiłam
przedstawić problem wykluczenia z nieco
innej perspektywy, nie z punktu widzenia
ofiary – co byłoby dość oczywiste i
popularne, a z punktu widzenia
prześladowcy, który w mojej pracy grał
główną rolę.
Alicja. Tak miała na imię główna
postać, a poprawniej i dokładniej mówiąc
dwie postacie. Przedstawiłam tę
bohaterkę jako osobę opowiadającą o
pewnych wydarzeniach, którą grała jedna
osoba i jako osobę, która stanowiła tło
dla tych opowiadań, odgrywała sceny. W
istocie była to ta sama bohaterka grana
przez dwie osoby. Chciałam tym
zabiegiem pokazać, jak destrukcyjne
może być wykluczenie, nie tylko dla
ofiary, ale i dla sprawcy. Alicja
„opowiadająca” była smutną,
przygnębioną, zniszczoną życiem
dziewczyną, a Alicja „grająca” z
normalnej, uśmiechniętej dziewczyny
wraz z biegiem wydarzeń zmieniała się w
tę drugą. Ofiarą w mojej pracy była Ola,
która stanowiła tylko symbol krzywdy,
wykluczenia. I choć cała sprawa nękania
dotyczyła jej, bardziej przedstawiłam
problem tej nękającej. Było to z mojej
strony celowe. Chciałam w ten sposób
zniechęcić do wykluczania, a zachęcić do
szanowania, do rozmowy i bliskości
drugiego człowieka opierającej się na
normalnych, moralnych zasadach.
Inspiracją do napisania tej pracy
były dla mnie jedynie codzienne
obserwacje. Udowodniłam tym sama
sobie, ile człowiek zauważa, mimo tego,
że o tym nie mówi. Cała sytuacja w tym
dramacie była momentami mocno
przesadzona, przez co dobitna i sądzę, że
trafiająca w samo serce odbiorcy.
Dramat ten pokazuje jak
dyskryminacja potrafi zniszczyć ludzkie
życie. Moim apelem do odbiorcy była
pamięć o tym, że ludzie nie są obcy – są
po prostu inni. Brak akceptacji i
dyskryminacja prowadzi do cierpienia
zarówno ofiary, jak i sprawcy. Zanim
postanowisz kogoś wyśmiać, ośmieszyć,
obrazić, wypuklić odmienność, bez
względu na to, czy jest to kolor skóry,
kraj, z którego pochodzi, czy jak w
przypadku bohaterki Oli –
zainteresowania i sposób życia,
przypomnij sobie to, co napisałam,
odwołaj się do tej historii. Zanim kogoś
od siebie oddalisz, zanim nazwiesz go
obcym, spotkaj się z nim. Porozmawiaj.
To najlepsze co możesz zrobić. Nieważne
gdzie teraz jesteś, co robisz, o czym
myślisz. Ustań na chwilę. Zatrzymaj się.
Zostaw swoje sprawy i problemy.
Popatrz. Popatrz sercem. Wokół Ciebie
jest mnóstwo ludzi innych od Ciebie.
Ludzi, którym możesz poświęcić swój
czas i uwagę, którzy będą Ci za to
wdzięczni. Patrz sercem. Dostrzegaj
człowieka, a nie tylko jego powłokę
stworzoną z cech zauważalnych.
ominąć. Sól sama w sobie nie jest
szkodliwa. Niebezpieczna staje się
wtedy, gdy jej nadużywamy. Nadwyżki
soli uważane są przez organizm za
toksynę, więc ciało stara się jak
najszybciej ją wydalić. Do tego zużywa
cenne pokłady wody komórkowej, czego
konsekwencją jest obumieranie komórek,
przedwczesne starzenie, nadciśnienie,
tworzenie obrzęków, celulitów oraz
obciążenie nerek. Używanie soli w zbyt
dużych ilościach prowadzi do powstania
reumatyzmu, artrozy, gośćca, tworzenia
się kamieni żółciowych i nerkowych.
Sól, mimo powszechnej negacji,
działa również pozytywnie na nasz
organizm. Spożywana w niewielkich
ilościach reguluje gospodarkę wodną i
kwasowo-zasadową naszego ciała. Sód i
Potas
w niej zawarty wspomaga również proces
myślenia. Miłośnicy słonych potraw
muszą również zastanowić się nad
wyborem odpowiedniej soli. Ta, którą
możemy powszechnie kupić w sklepie,
zwana kuchenną, jest niestety szkodliwa.
W procesie oczyszczania chemicznego
zostaje pozbawiona cennych minerałów i
mikroelementów z wyjątkiem chloru i
sodu. Możemy poszukać zdrowszych
alternatyw dla naszej soli. Jedną z nich
jest sól morska. Jeżeli już zdecydujemy
się na używanie takiej soli pamiętajmy,
aby nie była rafinowana. W innym
wypadku nie będzie różnić się od tej
kuchennej. Ponadto sól morska ma
intensywniejszy smak, wiec należy
używać ją w mniejszych ilościach. Inną
alternatywą jest sól kamienna dobrej
jakości. Sól kamienna
i morska, używane w odpowiednich
dawkach (od 3 do 5g na dobę) nie
szkodzą naszemu zdrowiu, są wręcz
konieczne do prawidłowego
funkcjonowania naszego organizmu.
Musimy też pamiętać, że niektóre
produkty zawierają duże ilości soli tj.
wędliny. Jeżeli nasza dieta obfituje
w jedzenie z dużą zawartością soli,
powinniśmy ograniczyć sól sypką.
Jeżeli chcemy naprawdę zadbać o
nasze zdrowie powinniśmy szczególnie
przestrzegać diety i wyeliminować z niej
to co niszczy nas od środka. Dlatego
używajmy soli świadomie i w
Dostrzegaj jego duszę i wystrzegaj się
dyskryminacji.
Wysłałam scenariusz i nie liczyłam
na nic konkretnego. Spróbowałam swoich
sił. Warto próbować. Nie wiedziałam
nawet, czy praca dojdzie na czas. Jak się
okazało doszła i, co więcej, jak
dowiedziałam się z e-maila, została
nagrodzona. Otrzymałam Nagrodę
Ministra Edukacji Narodowej.
Początkowo nie mogłam w to uwierzyć.
Nie sądziłam, że mój scenariusz
dramaturgiczny (pierwszy w życiu) mógł
zostać tak dobrze odebrany i wyróżniony
na szczeblu ogólnopolskim. Przyszło
zaproszenie. Wtedy już nie miałam
wątpliwości, że to prawda.
Gala rozdania nagród odbyła się 12
grudnia 2014 roku w warszawskim Kinie
Muranów. Odebrałam gratulacje i
nagrodę z rąk Sekretarza Stanu w
Ministerstwie Edukacji Narodowej –
Tadeusza Sławeckiego. Mój scenariusz
jest udostępniony do użytku grup
Str. 13
#Pozdrawiam jakże wspaniałą i wszędzie się wtrącającą koleżankę! Która ucieka jak tylko mnie zobaczy, wpadając na
słupy i niczego nieświadomych ludzi. Wyrazy uznania!
#Pozdrawiam Leonarda DiCaprio z 2a. Do twarzy Ci z tą bródką!
#Pozdrowienia dla najwspanialszej wychowawczyni pani Anny Stanickiej. Pupilki z Ib
#Pozdrawiam Kubę, który nie zaprosił mnie na 18 ;_;
#Chciałabym pozdrowić Mateusza z IIIb. Życzę mu wytrwałości w życiu bez komputera
#Pozdrawiam uczestników wycieczki do Łodzi. Następnym razem pamiętajcie o kłódce!
#Do chłopaka z matfizu, może obliczysz dla mnie deltę?
#Pozdrawiam chłopaka z bujnymi długimi włosami, zawsze o takich marzyłam. Może umówimy się kiedyś na jakieś
#Serdeczne pozdrowienia dla koleżanki, która prostuje sobie włosy w środku nocy.
PS. Następnym razem się nie oparz, kochana!
#Obiecuję, że będę używać ręczników do wycierania rąk -Biała
#Pozdrowienia dla pań kucharek za dzielne stanie na straży prawa i porządku.
W dniach 31. 01. 2015r. oraz 01.
02. 2015r. odbył się mecz pomiędzy
Olimpią Łochów a KS Szarlotka Nowy
Targ.
Oba mecze były bardzo
emocjonujące. Pierwszego dnia
wygraliśmy 9:7. Bramki strzelili: Patryk
Dybowski x1, Emil Filipowicz x3, Karol
Miszczuk x2, Dawid Skura x1 oraz
Michał Skura x1. Najlepszym
zawodnikiem naszej drużyny został
Albert Filipowicz. Drugiego dnia,
pomimo zaciętej walki, przegraliśmy 5:7.
Bramki strzelili: Dawid Skura x1, Emil
Filipowicz x2, Kacper Wierzchołowski
x1 oraz Rafał Guzek x1. Najlepszym
zawodnikiem Olimpii Łochów został
Emil Filipowicz.
Jak zwykle Olimpię dopingowali
wierni kibice, którzy przeżywali cały
mecz, tak samo, jak zawodnicy.
Natalia Piątek (kl. Ic)
ŁOCHÓW VS. NOWY TARG
#Przesyłam buziaki do naszego przewodniczącego SU – Była żona
#Gorące pozdrowienia dla najpiękniejszej, najmądrzejszej, najrozsądniejszej, najbardziej kompetentnej, opanowanej,
bezkompromisowej, bezkonfliktowej, ambitnej, czarującej, dowcipnej, dzielnej, czarującej i całuśnej Księżniczki :*
str. 14
Carpe Diem 8 (113)/ 2015
Redaktorzy prowadzący: Joanna Wielądek , Ewelina Pyzińska
Zespół redakcyjny i autorzy: Elwira Baranowska, Iwona Decyk, Michał Fedorczyk, Dominika Filipowicz, Martyna Gawrych, Patrycja Giers, Aleksandra Jaczewska, Magdalena Józwik, Karol Misczuk, Natalia Piątek, Katarzyna Politowska, Mateusz Powierża, Kinga Puchta, Julia Rukat, Adrian Siwek, Justyna Stryjek, Paulina Wojtyra, Dominika Wysocka, Paulina Wysocka
Opieka nad gazetką: p. prof. Małgorzata Szeja
POFERYJNY BLUES R
ys.
Juli
a R
uka
t