C.S. Lewis - Opowiesci Z Narnii 2 - Lew, Czarownica I Stara Szafa

download C.S. Lewis - Opowiesci Z Narnii 2 - Lew, Czarownica I Stara Szafa

of 57

Transcript of C.S. Lewis - Opowiesci Z Narnii 2 - Lew, Czarownica I Stara Szafa

OPOWIE CI Z NARNII Siostrzeniec Czarodzieja Lew, Czarownica i stara szafa Ko i jego chopiec Ksi Kaspian Podr W drowca do witu Srebrne krzeso Ostatnia bitwa

C.S. LEWIS

LEW, CZAROWNICA I STARA SZAFAIlustrowaa Pauline Baynes Przeo y Andrzej Polkowski

Media Rodzina of Pozna Tytu oryginau THE LION, THE WITCH AND WARDROBE Okadk projektowa Jacek Pietrzy ski Copyright CS Lewis Pte Ltd 1950 Copyright 1996 for Polish edition by Media Rodzina of Pozna Copyright 1996 for Polish translation by Andrzej Polkowski ISBN 83-85594-32-9 Przekad poprawiony Media Rodzina of Pozna , ul. Pasieka 24, 61-657 Pozna tel. 20-34-75, fax 20-34-11 Skad, amanie i diapozytywy perfekt s.c, Pozna , ul. Grodziska 11 Druk i oprawa: Zakad Poligraficzny Abedik", Pozna , ul. uga ska 1, tel. 877 40-68

1

DO LUCY BARFIELD Moja Droga Lucy, Napisaem t opowie dla ciebie, ale kiedy zaczynaem j pisa, nie zdawaem sobie sprawy, ze dziewczynki rosn szybciej ni ksi ki. W rezultacie jeste ju za stara na bajki, a kiedy t ksi k wydrukuj i oprawi , b dziesz jeszcze starsza. Pewnego dnia b dziesz jednak dostatecznie stara, aby znowu do bajek wrci. Mo esz wtedy zdj t ksi k z jakiej wysokiej polki, odkurzy i powiedzie mi, co o niej my lisz. Prawdopodobnie b d wtedy tak guchy, ze nie b d nic sysza, i tak stary, ze nie b d niczego rozumia, ale na pewno b d wci twoim kochaj cym ci ojcem chrzestnym, CS LEWIS

2

Rozdzia 1 UCJA ZAGL DA DO SZAFY

BYO RAZ CZWORO DZIECI: Piotr, Zuzanna, Edmund i ucja. Opowiem wam o tym, co im si przydarzyo. Podczas wojny wysano je z Londynu na wie , aby byy bezpieczne w okresie bombowych nalotw na miasto. Zamieszkay w domu pewnego starego Profesora, ktry y w g bi kraju, na wsi, dziesi mil od najbli szej stacji kolejowej i dwie mile od najbli szej poczty. Profesor nie mia ony i mieszka w wielkim starym domu, ze swoj gospodyni , pani Macready, i jej trzema pomocnicami. (Je eli ju chcecie wiedzie, to nazyway si Ivy, Margaret i Betty, ale w tej historii nie odegray wi kszej roli.) Profesor by bardzo stary i mia krzaczast , bia brod , ktra czya si z rwnie siw czupryn , a rosa tak g sto i obficie, e na twarzy pozostawao ju niewiele wolnego miejsca. Dzieci szybko go polubiy, cho przy pierwszym spotkaniu w drzwiach starego domu wyda im si postaci tak bardzo dziwaczn , e ucja (ktra bya najmodsza) troch si go przestraszya, a Edmund (ktry by nast pny w kolejno ci wieku) o mao nie wybuchn miechem; uratowaa go chusteczka, w ktrej ukry twarz udaj c, e wyciera nos. Pierwszego wieczora, kiedy dzieci powiedziay ju Profesorowi dobranoc, pobiegy na gr do swoich sypialni. Tyle byo jednak spraw do omwienia, e przed poo eniem si do ek chopcy przyszli do pokoju dziewczynek na krtk narad . No, to si nam udao, nie ma co powiedzia Piotr. Zao si , e tu b dzie fantastycznie. Ten stary pozwoli na wszystko, co tylko nam przyjdzie do gowy. Uwa am, e to strasznie miy staruszek powiedziaa Zuzanna. Och, dajcie spokj przerwa im Edmund, ktry by ju zm czony, a pragn sprawia wra enie nie zm czonego, co zawsze wprawiao go w zy humor. Przesta cie tak gada. To znaczy jak gada? spytaa Zuzanna. A w ogle powiniene ju le e w ku. Prbujesz przemawia jak mama powiedzia Edmund. A kim ty wa ciwie jeste , e mwisz mi, kiedy mam i do ka? Sama sobie id do ka. My l , e lepiej b dzie, je li wszyscy pjdziemy ju spa wtr cia si ucja. Jak usysz , e jeszcze rozmawiamy, b dzie awantura. Nie b dzie adnej awantury powiedzia Piotr. Mwi wam, e to taki dom, w ktrym nikt nie b dzie sobie specjalnie zawraca gowy tym, co robimy. A zreszt i tak nas nie usysz . Z jadalni idzie si tu prawie dziesi minut przez te wszystkie korytarze i schody. Co to za dziwny odgos?! spytaa nagle ucja. Nigdy jeszcze nie bya w tak du ym domu i na sam my l o tych wszystkich dugich korytarzach, z rz dami drzwi wiod cych do pustych pokojw, ciarki przebiegy jej po plecach. To tylko jaki ptak, guptasie powiedzia Edmund. To sowa powiedzia Piotr. Wygl da mi na to, e trafili my do prawdziwego raju dla ptakw. Je li chodzi o mnie, to id do ka, a wam radz zrobi to samo. Od jutra rozpoczynamy badanie okolicy. W takim miejscu mo na znale rzeczy, o jakich wam si nie nio. Widzieli cie te gry w pobli u? A te lasy? Tu mog by ory. Mog by jelenie. I jastrz bie. Borsuki! dodaa ucja. Lisy! doda Edmund. Krliki! dodaa Zuzanna. ; Ale nast pnego ranka obudzio ich monotonne b bnienie deszczu, tak g stego, e przez okno nie byo wida ani gr, ani lasw, ani nawet strumyka pyn cego przez ogrd. Oczywi cie MUSI pada! stwierdzi Edmund. Wa nie sko czyli niadanie z Profesorem i byli ju na grze, w pokoju, ktry im przydzielono. By to dugi, niski pokj z dwoma oknami wychodz cymi na dwie r ne strony wiata.3

Och, Edziu, prosz ci , przesta narzeka powiedziaa Zuzanna. Stawiam dziesi do jednego, e przeja ni si w ci gu godziny. Tymczasem nie jest tak le. Mamy radio i mnstwo ksi ek. Je eli chodzi o mnie, to na razie nie skorzystam wtr ci Piotr. Zamierzam najpierw dokadnie zwiedzi ten dom. Wszyscy ch tnie na to przystali i tak zacz y si ich przygody. Dom by peen zakamarkw i niespodzianek, wielki, z rodzaju tych wielkich domw, co to zdaj si nigdy nie mie ko ca. Jak mo na byo si spodziewa kilkoro pierwszych drzwi, ktre otworzyli, wiodo do pustych sypialni, wkrtce jednak doszli do bardzo dugiego pokoju penego obrazw na cianach; odkryli tu kompletn star zbroj . Dalej by pokj obity zielon tkanin , ze stoj c w rogu harf , nast pnie przej cie prowadz ce trzy stopnie w d, a potem pi stopni w gr , za nim niewielka komnata z drzwiami na balkon, a dalej cay szereg po czonych ze sob pomieszcze z pkami penymi ksi ek, przewa nie bardzo starych, niektre z nich byy z pewno ci wi ksze od Biblii w ko ciele. Wkrtce potem dotarli do prawie pustego pokoju, w ktrym staa stara szafa z du ym lustrem w drzwiach. Nie byo tu nic wi cej, je li nie liczy stoj cej na parapecie pustej butelki z niebieskiego szka. Tu nic nie ma! stwierdzi Piotr i wszyscy poszli dalej. Wszyscy oprcz ucji, ktra pomy laa sobie, e warto by na wszelki wypadek sprawdzi, czy drzwi szafy nie dadz si otworzy, cho bya prawie pewna, e b d zamkni te. Ku jej zdumieniu otworzyy si z atwo ci , a na podog wypady dwie kulki naftaliny. Kiedy zajrzaa do rodka, zobaczya rz d wisz cych paszczy. Byy to przewa nie futra, a trzeba wam wiedzie, e dla ucji nie byo nic milszego nad zapach i dotyk futer. Nie wahaj c si ani chwili, wesza do szafy i zanurzya si w futrach, z rozkosz wtulaj c w nie twarz. Oczywi cie nie zapomniaa o pozostawieniu otwartych drzwi, poniewa wiedziaa, e to bardzo gupio przypadkowo zamkn si w szafie. Post pia krok czy dwa w g b i stwierdzia, e wewn trz jest jeszcze drugi rz d paszczy. Tutaj byo ju prawie zupenie ciemno i ucja wyci gn a r ce przed siebie, by nie uderzy gow w tyln cian szafy. Zrobia jeszcze jeden krok naprzd, potem jeszcze dwa lub trzy, wci spodziewaj c si , e ko cami palcw dotknie drewnianej ciany. Ale nic takiego nie nast pio. To musi by naprawd ogromna szafa" pomy laa, posuwaj c si wci dalej i rozgarniaj c mi kkie futra, aby zrobi sobie miejsce. Nagle zauwa ya, e co skrzypi pod jej nogami. To chyba kulki naftaliny", pomy laa i schylia si , chc c namaca je r k . Ale zamiast twardego i gadkiego drewna podogi wyczua co mi kkiego, sypkiego i zimnego. To bardzo dziwne powiedziaa do siebie i zrobia jeszcze krok lub dwa. Teraz jej twarz i r ce przestay wyczuwa mi kko futer, a napotkay co twardego i szorstkiego, a nawet kuj cego. Ale to zupenie przypomina ga zie drzew! wykrzykn a i nagle zauwa ya jakie wiato. I to wcale nie kilkana cie centymetrw przed sob , tam gdzie powinna by tylna ciana szafy, lecz w oddali. W chwil p niej zdaa sobie spraw , e stoi po rodku lasu, jest noc, pod nogami ma najprawdziwszy nieg, ktrego patki wiruj w powietrzu. ucja troch si przestraszya, ale jednocze nie bya ciekawa i podniecona. Spojrzaa przez rami za siebie. Mi dzy czarnymi pniami drzew wci widziaa otwarte drzwi szafy, a nawet kawaek pustego pokoju. (Oczywi cie zostawia drzwi otwarte, poniewa pami taa, e to bardzo gupio zamkn si w szafie.) Wygl dao na to, e w pokoju nadal jest dzienne wiato. Gdyby co byo nie w porz dku, zawsze mog wrci" uspokoia si i zacz a i przez las, skrzyp-skrzyp po niegu, ku dziwnemu wiatu przed sob . Kiedy po blisko dziesi ciu minutach dosza do wiata, przekonaa si , e to wieci latarnia na supie. A kiedy tak staa i patrzya na ni , rozmy laj c, sk d si wzi a latarnia w rodku lasu i co robi dalej, usyszaa odgos zbli aj cych si krokw. Wkrtce potem bardzo dziwna posta z parasolem wynurzya si spomi dzy drzew i wesza w kr g wiata rzucany przez latarni . Dziwna istota bya tylko troch wy sza od ucji. Od pasa w gr przypominaa czowieka, ale jej nogi byy nogami koza (pokrytymi czarn , poyskuj c w wietle latarni sier ci ), a zamiast stp miaa naj4

prawdziwsze kopytka. Miaa te ogon, cho w pierwszej chwili ucja go nie zauwa ya, poniewa by elegancko przewieszony przez trzymaj c rozo ony parasol r k , zapewne po to, aby nie ci gn si po niegu. Szyj otula czerwony, weniany szalik, a jej skra miaa rwnie lekko czerwon barw . Twarz w drowca bya dziwna, lecz mia. Mia krtk , ostro zako czon brdk i kr c ce si wosy, z ktrych wystaway dwa mae r ki. W jednej r ce, jak ju powiedziaem, trzyma otwarty, biay od niegu parasol, w drugiej kilka paczek owini tych w br zowy papier, jakby wraca z zakupw przed Bo ym Narodzeniem. By to faun. Kiedy zobaczy ucj , tak gwatownie podskoczy z wra enia, e wszystkie paczki wypady mu z r k. Bo e miosierny! wykrzykn .

Rozdzia 2 CO UCJA TAM ZOBACZYA

DOBRY WIECZR powiedziaa ucja. Faun by tak zaj ty zbieraniem swoich paczek, e w pierwszej chwili nie odpowiedzia na jej powitanie. Dopiero kiedy sko czy, lekko si skoni i powiedzia: Dobry wieczr, dobry wieczr. Najmocniej przepraszam, nie chciabym by zbyt natr tny, ale czy nie myl si s dz c, e jeste Crk Ewy? Mam na imi ucja odpowiedziaa, nie bardzo rozumiej c, o co mu chodzi. Ale czy nie jeste , prosz mi wybaczy, czy nie jeste kim , kogo si nazywa dziewczynk "? zapyta faun. Oczywi cie, e jestem dziewczynk zgodzia si ucja. Czy to znaczy, e jeste czowiekiem? Oczywi cie, e jestem czowiekiem powiedziaa ucja coraz bardziej zdziwiona. Naturalnie, naturalnie. C za gupiec ze mnie! Ale prosz zrozumie, jeszcze nigdy nie widziaem Syna Adama lub Crki Ewy. Bardzo si ciesz . Trzeba ci bowiem wiedzie... i tu urwa, jakby mia powiedzie co , czego nie zamierza, ale w por ugryz si w j zyk. Bardzo mi przyjemnie. Pozwl, e si przedstawi . Nazywam si Tumnus. Mio mi pana pozna, panie Tumnusie powiedziaa ucja. A czy wolno mi zapyta, o ucjo, Crko Ewy, w jaki sposb znalaza si w Narnii? W Narnii? A co to takiego? zapytaa ucja. Przecie znajdujemy si w kraju, ktry nazywa si Narni . Wszystko, co le y mi dzy Latarni a wielkim zamkiem Ker-Paravelem nad wschodnim morzem wszystko to nale y do Narnii. A ty, ty zapewne przybywasz z Zachodniej Puszczy? Ja... ja przyszam tu ze starej szafy w garderobie wyj kaa ucja. Ach! westchn pan Tumnus melancholijnie. Gdybym tylko troch bardziej przykada si do geografii, kiedy byem maym faunem, to bez w tpienia wiedziabym wszystko o tych dalekich i dziwnych krajach. Teraz ju na to za p no. Ale to wcale nie s adne kraje powiedziaa ucja, rozbawiona. To jest tam, zaraz za nami... a w ka dym razie... no, nie jestem taka pewna. Tam jest lato. Jednak e zauwa y pan Tumnus w Narnii jest zima, i to od tak dawna! Je eli b dziemy tak sta i rozmawia w tym niegu, to mo emy si przezi bi. Czy Crka Ewy z dalekiego kraju Gar-Deroby, gdzie panuje wieczne lato wok prze wietnego miasta Staraszafa, nie zechciaaby przyj zaproszenia na may podwieczorek? Bardzo panu dzi kuj , panie Tumnusie powiedziaa ucja ale zastanawiaam si wa nie, czy nie5

powinnam ju wraca. To zaledwie par krokw st d nalega faun. B dzie te ogie na kominku i grzanki, i sardynki, i ciasto... To bardzo uprzejme z pana strony powiedziaa ucja. Ale naprawd nie b d moga zosta zbyt dugo. Gdyby zechciaa wzi mnie pod r k , Crko Ewy, to parasol osoni nas oboje. Idziemy w tamt stron . A wi c w drog ! I w ten sposb ucja sza teraz przez las, trzymaj c pod r k t dziwn istot , jakby znali si od urodzenia. Nie uszli daleko, gdy teren sta si bardziej pofadowany, naokoo pojawiy si skay i niezbyt wysokie wzgrza. Zeszli na dno pytkiego w wozu i tutaj pan Tumnus skr ci nagle w bok, jakby mia zamiar wej prosto na wyj tkowo du ska , i dopiero w ostatniej chwili ucja spostrzega, e w skale jest wej cie do pieczary. Kiedy znale li si w rodku, o lepi j blask ognia pon cego na kominku. Pan Tumnus schyli si , maymi, zgrabnymi szczypcami wyj pon ce drewienko i zapali lamp . Nie potrwa to dugo powiedzia, stawiaj c imbryk na ogniu. ucja pomy laa sobie, e nigdy jeszcze nie widziaa tak miego domu. Bya to niewielka, sucha i czysta pieczara, wykuta w czerwonawej skale. Na pododze le a dywan, stay te dwa foteliki (Jeden dla mnie, drugi dla przyjaciela", wyja ni pan Tumnus), st i kredens, a nad gzymsem kominka wisia portret fauna z siw brod . W rogu byy drzwi, prowadz ce zapewne do sypialni pana Tumnusa, a pod jedn ze cian staa pka z ksi kami. Kiedy gospodarz przygotowywa podwieczorek, ucja obejrzaa sobie ksi ki, w rd ktrych natrafia na takie dziwne tytuy, jak ycie i pisma Sylena albo Nimfy i ich ycie, albo Ludzie, mnisi i le nicy; studium znanej legendy, albo Czy czowiek jest mitem? Wszystko gotowe, Crko Ewy! oznajmi faun. By to naprawd wspaniay podwieczorek: najpierw wyborne jajka na mi kko, potem sardynki na grzankach, potem znowu grzanki z masem, i jeszcze grzanki z miodem, a na koniec ciastko z lukrem. A kiedy ucja ju si najada, faun zacz opowiada. C to byy za cudowne opowie ci o yciu w puszczy! Opowiada o zabawach w wietle ksi yca, gdy nimfy ktre mieszkaj w rdlanych jeziorkach i driady ktre mieszkaj w drzewach wychodz o pnocy na polan , aby ta czy z faunami; o gonitwach za mlecznobiaym jelonkiem, ktry mo e speni ka de yczenie, gdy si go schwyta; o biesiadach z dzikimi Czerwonymi Karami i o wyprawach po skarby ukryte w g bokich kopalniach i jaskiniach; a potem jeszcze o lecie, o tym, jak by to byo dobrze, gdyby drzewa byy znowu zielone i gdyby znowu odwiedzi ich stary Sylen na swoim grubym o le, a mo e i sam Bachus; w strumieniach popyn oby wino zamiast wody, a wszyscy mieszka cy lasu oddaliby si beztroskiej, trwaj cej tygodniami zabawie... Gdyby tylko nie byo tej wiecznej zimy zako czy ponuro faun. Potem, jakby chc c doda sobie otuchy, wydoby z le cego na kredensie futerau dziwny, may flet, wygl daj cy, jakby by zrobiony z trzciny, i zacz na nim gra. T skny ton fletu sprawia, e ucji chciao si paka i mia, ta czy i spa jednocze nie. Musiay chyba min cae godziny, kiedy otrz sn a si z zasuchania i powiedziaa: Och, drogi panie Tumnusie, tak mi al, e musz panu przerwa, bo tak strasznie podoba mi si ta muzyka, ale, naprawd , musz ju wraca do domu. Miaam wpa tylko na chwilk ... Nie s dz , eby byo najrozs dniej i TERAZ odpowiedzia faun. Nierozs dnie? ucja zerwaa si z fotela, troch przestraszona. Co pan ma na my li? Musz zaraz wraca do domu. B d si o mnie niepokoi. Lecz za chwil , widz c dziwn zmian w twarzy gospodarza, zapytaa: Och, drogi panie Tumnusie, co si stao? Br zowe oczy fauna napeniy si zami, ktre zacz y spywa mu po policzkach, zbiera si na czubku nosa i skapywa na ziemi , a w ko cu zakry twarz r kami i gorzko zaszlocha. Panie Tumnusie! Panie Tumnusie! zawoaa ucja przera ona. Prosz przesta, bagam pana! Co6

si stao? Czy le si pan czuje? Kochany panie Tumnusie, niech mi pan wreszcie powie, czy stao si co zego? Ale faun paka dalej, jakby mu miao za chwil p kn serce. Nie przesta szlocha nawet wwczas, gdy ucja podesza do niego, obj a go serdecznie i ofiarowaa mu swoj chustk do nosa. Paka i paka, teraz ju w chusteczk , wy ymaj c j co jaki czas, gdy stawaa si tak mokra, e ju wi cej ez nie chciao w ni wsi kn . Panie Tumnusie! krzykn a wreszcie ucja, potrz saj c nim w rozpaczy. Prosz przesta! Prosz natychmiast przesta! Powinien si pan naprawd wstydzi, taki du y faun jak pan. No i dlaczego, na mio bosk , tak pan ryczy?! Och, och, och zaka pan Tumnus. Pacz , bo jestem bardzo zym faunem... Wcale nie my l , e jest pan zym faunem powiedziaa ucja. My l , e jest pan bardzo miym faunem. Naprawd , jest pan najmilszym faunem, jakiego zdarzyo mi si spotka. Och, och, nie mwiaby tak, gdyby wiedziaa o wszystkim odpowiedzia faun w krtkiej przerwie mi dzy dwoma gwatownymi atakami szlochu. Nie, nie jestem wcale dobry, jestem bardzo zy. Ale co takiego pan zrobi? spytaa ucja. Spjrz tylko na mojego starego tat powiedzia pan Tumnus tam, nad kominkiem, na portrecie. Nigdy by czego takiego nie zrobi. Czego by nie zrobi? Tego, co ja zrobiem odrzek faun. Jestem sug Biaej Czarownicy. Oto, czym jestem. Zaprzedaem si Biaej Czarownicy. Biaej Czarownicy? Kt to taki? Jak to, nie wiesz? To przecie ona panuje nad ca Narni . To ona sprawia, e zawsze jest zima. Zawsze jest zima, cho nigdy nie ma Bo ego Narodzenia sama tylko pomy l! Ale to okropne! powiedziaa ucja. Ale co TY wa ciwie dla niej robisz? To wa nie jest najgorsze odpowiedzia pan Tumnus i j kn gucho. Porywam dla niej dzieci, oto caa prawda. Popatrz na mnie, Crko Ewy. Czy mogaby uwierzy, e jestem takim faunem, co to spotyka w lesie biedne, niewinne dziecko, ktre nie zrobio mu nic zego, udaje, e si z nim zaprzyja nia, zaprasza je do swojego domu a wszystko po to, aby je u pi, a potem odda w r ce Biaej Czarownicy? Nie powiedziaa ucja. Jestem pewna, e pan nie zrobiby niczego w tym rodzaju. Ale ja to zrobiem zaka faun. No, c ... powiedziaa ucja powoli (poniewa chciaa by sprawiedliwa, ale i niezbyt surowa). C , to rzeczywi cie brzydko z pana strony. Ale auje pan tak szczerze... Jestem pewna, e to si ju nigdy nie powtrzy. O Crko Ewy, czy ty naprawd niczego nie rozumiesz? zapyta faun. Nie mwi o czym , co KIEDY zrobiem. Ja to robi TERAZ, w tej wa nie chwili... Co pan chce przez to powiedzie?! krzykn a ucja, a jej policzki zrobiy si nagle o wiele bielsze ni przedtem. To ty jeste tym dzieckiem. Otrzymaem rozkaz od Biaej Czarownicy, aby schwyta i odda w jej r ce ka dego Syna Adama i ka d Crk Ewy, ktrych kiedykolwiek spotkam w lesie. A ty jeste pierwsz Crk Ewy, jak spotykam. Robiem wszystko, eby si ze mn zaprzyja nia, zaprosiem ci na podwieczorek, ale przez cay czas, tak, przez cay czas my laem tylko o tym, e kiedy ci u pi , pjd i powiem JEJ Och, ale pan przecie tego nie zrobi?! krzykn a ucja. Nie zrobi pan tego, prawda? Przecie pan tego nie mo e zrobi! A je li tego nie zrobi powiedzia faun, wybuchaj c znowu paczem ona si o tym na pewno dowie. Ka e mi odci ogon, odpiowa r ki, wyrwa brod , a potem machnie swoj r d k nad moimi licznymi, rozszczepionymi kopytkami i zamieni je w okropne, bryowate kopyta, jak u jakiej n dznej szkapy. A je eli b dzie na mnie szczeglnie za, zamieni mnie w kamie i b d tylko pos giem fauna, a do7

czasu, gdy cztery trony na Ker-Paravelu znowu zostan zaj te, a Bg jeden wie, kiedy to si stanie i czy w ogle do tego kiedykolwiek dojdzie. Bardzo mi przykro, panie Tumnusie powiedziaa stanowczo ucja ale prosz mi pozwoli i ju do domu. Pozwol , rzecz jasna odrzek faun. To oczywiste, e musz tak post pi. Teraz widz to wyra nie jak na doni. Nie miaem poj cia, jacy s ludzie, zanim ciebie spotkaem. Teraz, kiedy ju ci znam, wiem dobrze, e nie mog ci odda w r ce tej wied my. Musisz jednak zaraz rusza w drog . Odprowadz ci a do Latarni. My l , e stamt d trafisz ju atwo do Gar-Deroby i Staraszafy? Jestem pewna, e trafi powiedziaa ucja. Musimy zachowa najwy sz ostro no . Cay las peen jest jej szpiegw. Nawet niektre drzewa s na jej su bie. Tak wi c pan Tumnus ponownie rozo y parasol, poda ucji rami i pospiesznie wyszli z pieczary, nie dbaj c nawet o posprz tanie po podwieczorku. Tym razem droga nie przypominaa ju zupenie miego spaceru do pieczary fauna; przemykali si ukradkiem przez las, nie odzywaj c si do siebie, a pan Tumnus stara si wybiera najciemniejsze przej cia. ucja odetchn a z ulg , kiedy dotarli wreszcie do Latarni. Czy st d ju pami tasz drog , Crko Ewy? zapyta Tumnus. ucja wpatrzya si w ciemno mi dzy drzewami i dostrzega w oddali jasn plamk , wygl daj c jak odblask dziennego wiata. Tak, widz ju drzwi szafy. A wi c p d do domu tak szybko, jak tylko potrafisz powiedzia faun. I... czy b-b dziesz mi moga w ogle przebaczy to wszystko, o czym ci powiedziaem? Ale naturalnie, wybaczam powiedziaa ucja, ciskaj c mu serdecznie r k . I mam nadziej , e nie wpadniesz przeze mnie w jakie straszne tarapaty. Zegnaj, Crko Ewy odpowiedzia szybko faun. A mo e... mo e mgbym zatrzyma chusteczk ? Chyba tak! powiedziaa ucja i pop dzia w stron plamki dziennego wiata mi dzy drzewami tak szybko, jak potrafia. I nagle, zamiast szorstkich ga zi drzew, poczua na twarzy mi kko futrzanych paszczy, a zamiast skrzypi cego niegu pod nogami twardo drewnianej podogi, a raptem zdaa sobie spraw z tego, e wyskakuje przez otwarte drzwi szafy wprost do tego samego pokoju, w ktrym rozpocz a si ta dziwna przygoda. Starannie zamkn a szaf i rozejrzaa si wokoo, api c oddech po szybkim biegu. Na dworze wci padao, a z korytarza dobiegy j gosy rodze stwa. Hej, jestem tutaj! krzykn a. Jestem tutaj! Wrciam! Nic mi si nie stao!

Rozdzia 3 EDMUND WCHODZI DO SZAFY

ucja wybiega z pustego pokoju na korytarz, gdzie znalaza pozosta trjk rodze stwa. Nic mi nie jest! powtrzya. Ju wrciam. O czym ty, na mio bosk , mwisz, ucjo? zapytaa Zuzanna. Jak to? zdziwia si ucja. Czy nie martwili cie si o mnie? A wi c schowaa si przed nami? powiedzia Piotr. Biedna usia, schowaa si i nikt tego nie zauwa y! Na drugi raz, jak b dziesz chciaa, eby kto zacz martwi si twoim znikni ciem, musisz posiedzie w kryjwce troch du ej. Ale przecie nie byo mnie przez cae godziny!8

krzykn a ucja. Trjka rodze stwa popatrzya po sobie. Ona jest stukni ta! powiedzia Edmund, pukaj c si w czoo. Kompletnie stukni ta. Co wa ciwie masz na my li, ucjo? zapyta Piotr. To, co powiedziaam odrzeka ucja. Zaraz po niadaniu weszam do szafy, nie byo mnie cae godziny, jadam tam podwieczorek i w ogle zdarzyo si mnstwo r nych rzeczy. Nie b d gupia, ucjo powiedziaa Zuzanna. Dopiero co wyszli my z tego pokoju i ty tam jeszcze bya . Ona wcale nie jest gupia powiedzia Piotr. Po prostu ca t histori wymy lia sobie dla artu. Mam racj , ucjo? Przecie nie ma w tym nic zego. Nie, Piotrze, niczego sobie nie wymy liam powiedziaa ucja. To jest zaczarowana szafa. W rodku jest las i pada nieg, i tam jest faun i Czarownica, i to si nazywa Narnia, a jak nie wierzycie, to id cie i sami zobaczcie. Dzieci nie wiedziay, co o tym s dzi, ale ucja bya tak wzburzona, e wszyscy wrcili do pustego pokoju. ucja pierwsza podbiega do szafy, otworzya drzwi i zawoaa: A teraz wejd cie do rodka i sami zobaczcie! No i co, gupia g sko powiedziaa Zuzanna, wsadzaj c gow do rodka i rozchylaj c futra to przecie zwyka szafa. Popatrzcie, tu jest tylna ciana. Potem ka dy po kolei zagl da do rodka, rozchyla paszcze i c , wszyscy, cznie z ucj , mogli sobie obejrze najzwyklejsz w wiecie szaf . Nie byo ani lasu, ani niegu, jedynie tylna ciana szafy ze stercz cymi z niej hakami. Piotr wszed do rodka i zab bni w ni pi ciami, aby upewni wszystkich, e jest to tylko zwyke, twarde drewno. Znakomity kawa powiedzia po wyj ciu z szafy. No, ucjo, naprawd udao ci si nas nabra. Prawie ci uwierzyli my. Ale to nie by aden kawa zaperzya si ucja. To prawda. Jeszcze przed chwil wszystko byo inaczej. Naprawd tak byo. Przysi gam. Posuchaj, ucjo powiedzia Piotr czy nie uwa asz, e troch przesadzia ? Zupenie nie le sobie z nas za artowaa , ale teraz mo e byoby lepiej da temu spokj, co? ucja zaczerwienia si i chciaa jeszcze co powiedzie, ale poniewa nie bardzo wiedziaa co, wybuchn a paczem. Przez nast pne kilka dni bya bardzo biedna. Moga z atwo ci w ka dej chwili przerwa t niemi sytuacj , gdyby tylko dla wi tego spokoju przyznaa, e wszystko to byo wymy lon przez ni dla zabawy bajk . Ale ucja bya bardzo prostolinijn dziewczynk i wiedziaa, e w rzeczywisto ci to ona ma racj , tote nie moga si na to zdecydowa. Pewno , z jak inni uznawali jej opowie za kamstwo i to bardzo gupie kamstwo sprawiaa jej wielk przykro . Co prawda starsze rodze stwo wkrtce przestao jej dokucza, ale Edmund potrafi by zo liwy, a w tym wypadku pokazywa, na co go sta. Bez przerwy kpi i na miewa si z biednej ucji, wypytuj c j , czy znalaza jakie inne dziwne kraje w r nych kredensach i szafach w caym domu. A przecie te dni mogy by tak przyjemne! Pogoda bya pi kna i dzieci mogy teraz przebywa poza domem od rana do wieczora, owi c ryby, k pi c si , wspinaj c na drzewa i wyleguj c na wrzosowisku. ucja nie potrafia jednak cieszy si tym wszystkim naprawd . I tak byo a do nast pnego deszczowego dnia. Tego dnia, kiedy ju zrobio si popoudnie i wci nie byo najmniejszych oznak zmiany pogody, dzieci postanowiy zabawi si w chowanego. Pierwsza szukaa Zuzanna. Gdy tylko reszta rozbiega si w poszukiwaniu kryjwek, ucja w lizn a si do garderoby. Wcale nie miaa zamiaru chowa si w szafie, poniewa wiedziaa, e gdyby j tam znaleziono, znowu zacz yby si zo liwe docinki na temat tej przekl tej historii. Chciaa jednak jeszcze raz do niej zajrze, gdy sama zaczynaa ju si zastanawia, czy rzeczywi cie Narnia nie bya tylko pi knym snem. Dom by tak wielki i peen tylu zakamarkw, e z pew9

no ci miaaby jeszcze potem czas na znalezienie sobie jakiej innej, dobrej kryjwki. Gdy zbli ya si do szafy, usyszaa kroki na korytarzu i nie pozostao jej nic innego, jak wskoczy do rodka i przymkn za sob drzwi. Oczywi cie nie zamkn a ich cakowicie, poniewa wiedziaa, e to bardzo gupio zamkn si w szafie nawet wtedy, gdy jest to szafa zaczarowana. Kroki, ktre usyszaa, byy krokami Edmunda. Zd y wej do pokoju wystarczaj co wcze nie, by dostrzec ucj znikaj c w szafie. Od razu postanowi wej za ni do rodka nie dlatego, by uwa a szaf za szczeglnie dobr kryjwk , ale dlatego, e chcia znowu pokpi sobie z ucji i z jej wymy lonego kraju. Otworzy drzwi. Wewn trz wisiay, jak zawsze, futra, pachniao naftalin , byo cicho i ciemno, ale po ucji nie byo ani ladu. Na pewno my li, e to przysza Zuzanna, aby j zapa pomy la Edmund wi c siedzi cicho gdzie w g bi". Wskoczy do rodka i zamkn za sob drzwi zapominaj c, e takie post powanie mo e wiadczy tylko o gupocie. Potem zacz maca r kami w ciemno ci, szukaj c siostry, lecz ku swemu zdziwieniu nigdzie nie mg jej znale . Postanowi wi c otworzy drzwi, aby wpu ci do rodka troch wiata. Ale i drzwi gdzie si zapodziay. To ju zupenie przestao mu si podoba, zacz wi c przepycha si mi dzy paszczami to w jedn , to w drug stron , nawouj c: ucjo! ucjo! Gdzie jeste ? Wiem, e tu jeste ! Nie byo odpowiedzi. Edmund zauwa y, e jego gos brzmi jako dziwnie wcale nie tak, jakby tego mo na byo oczekiwa pokrzykuj c w zamkni tej szafie, ale tak, jakby znajdowa si na dworze. Poczu te , e zrobio si nieoczekiwanie zimno. I wtedy zobaczy wiato. Dzi ki Bogu pomy la drzwi musiay si same otworzy". Zapomnia ju zupenie o ucji i pod y ku wiatu, pewien, e to otwarte drzwi szafy. Ale zamiast wyskoczy z ciemno ci wprost do penej wiata garderoby, stwierdzi nagle, e wychodzi z cienia jakiego g stego, jodowego zagajnika na otwart przestrze w rodku lasu. Pod stopami chrz ci mu suchy, sypki nieg, ktry pokrywa te ga zie drzew. Nad nim ja niao bladoniebieskie niebo, takie, jakie zdarza si w pi kne zimowe poranki. Wprost przed sob , mi dzy pniami drzew, zobaczy wschodz ce so ce, czerwone i wyra ne. Naokoo panowaa g boka cisza, jakby by jedyn yw istot w tym kraju. W rd drzew nie dostrzeg choby drozda czy wiewirki, a las rozci ga si w ka dym kierunku tak daleko, jak tylko mg si gn wzrokiem. Poczu, e ciarki przebiegaj mu po plecach. Teraz przypomnia sobie o ucji, a tak e cho poniewczasie o swoich docinkach na temat jej wymy lonego kraju", ktry jak si okazao wcale nie by wymy lony. Wci mia jednak nadziej , e siostra musi by gdzie blisko, wi c zawoa: ucjo! ucjo! Ja te jestem tutaj! To ja, Edmund! Nie byo adnej odpowiedzi. . Na pewno jest na mnie za za to wszystko, co jej ostatnio mwiem", pomy la Edmund. I chocia nie lubi przyznawa si do b dw, jeszcze mniej podobao mu si to, e jest zupenie sam w tym dziwnym, zimnym i cichym miejscu. Krzykn wi c jeszcze raz: Hej, hej, usiu! Przepraszam, e ci nie uwierzyem. Teraz widz , e od pocz tku miaa racj . Ale wyjd ju , prosz ci ! Dajmy temu spokj! Wci nie byo adnej odpowiedzi. Jak to dziewczynka! powiedzia do siebie Edmund. D sa si gdzie i nie przyjmie adnych przeprosin. Raz jeszcze rozejrza si wokoo i doszed do wniosku, e to miejsce nie bardzo mu si podoba, wobec czego ju postanowi wraca do domu, gdy nagle, gdzie daleko w lesie, odezwa si d wi k dzwoneczkw. Nasuchiwa, a dzwonki przybli ay si i przybli ay, a w ko cu zza drzew wyskoczyy sanie zaprz one w dwa reny. Reny byy wielko ci szetlandzkich kucykw, a sier miay tak bia , e w porwnaniu z nimi nawet nieg wydawa si szary. Ich rozga zione rogi byy pozacane i kiedy zal nio na nich so ce, zapon y ywym ogniem. Uprz bya zrobiona ze szkaratnej skry i przyozdobiona dzwoneczkami. Na ko le siedzia10

przysadzisty karze, ktry z pewno ci nie miaby nawet metra wysoko ci, gdyby stan wyprostowany. Ubrany by w ko uch z polarnego nied wiedzia, a na gowie mia czerwony kaptur z dugim, zwisaj cym nisko pomponem. Obfita broda spywaa mu a na kolana, peni c funkcj czego w rodzaju pledu chroni cego przed zimnem. Za nim, na podwy szeniu po rodku sa , siedziaa zupenie inna posta: wysoka pani, bardziej wysoka ni najwy sza kobieta, jak Edmund kiedykolwiek widzia. Pani rwnie bya przykryta biaym futrem, w prawej r ce trzymaa dug , prost laseczk , a na gowie miaa zot koron . Jej twarz bya biaa nie zwyczajnie blada, lecz zupenie biaa, jak nieg lub papier, lub wata cukrowa, tylko wargi pon y jaskraw czerwieni . Bya to twarz pi kna, lecz dumna, zimna i surowa. Zbli aj ce si do Edmunda sanie wygl day naprawd cudownie: dzwoneczki dzwoniy, karze strzela z bata, a nieg wzbija si w powietrze po obu stronach. Zatrzymaj si ! powiedziaa pani i karze ci gn lejce tak ostro, e reny prawie przysiady na niegu. Potem wyprostoway si i potrz say gniewnie bami, parskaj c go no, a w mro nym powietrzu ich szybkie oddechy zamieniay si w g st par . A kim e ty jeste ? zapytaa pani, spogl daj c surowo na Edmunda. Ja... ja... nazywam si Edmund wyj ka chopiec. Wcale nie podoba mu si sposb, w jaki na niego patrzya. Pani zmarszczya brwi. I w ten sposb odzywasz si do swojej krlowej? zapytaa, patrz c na niego jeszcze bardziej surowo. Prosz o wybaczenie, wasza krlewska wysoko , nie wiedziaem... Nie znasz krlowej Narnii?! krzykn a pani. Ha! Zaraz poznasz nas lepiej. Ale pytam raz jeszcze: kim jeste ? Niech mi wasza krlewska wysoko wybaczy wyj ka Edmund ale nie wiem, co odpowiedzie. Jestem w szkole... to znaczy byem... teraz s wakacje...

Rozdzia 4 PTASIE MLECZKO

ALE KIM JESTE ? zapytaa ponownie krlowa. Czy mo e jeste wyro ni tym karem, ktry obci sobie brod ? Nie, wasza krlewska wysoko odpowiedzia Edmund. Nigdy nie miaem brody. Jestem chopcem. Chopcem? Czy chcesz powiedzie, e jeste Synem Adama? Edmund nic nie odpowiedzia. By zbyt zmieszany, aby zrozumie pytanie. Kimkolwiek jeste , to prcz tego jeste na pewno idiot powiedziaa krlowa. I odpowiedz mi wreszcie, chyba e chcesz, abym stracia cierpliwo : czy jeste czowiekiem? Tak, najja niejsza pani powiedzia Edmund. .,; A jak si dostae do mojego krlestwa? Dostaem si tu przez szaf , najja niejsza pani. Przez szaf ? Co to znaczy? Ja... ja otworzyem drzwi... i po prostu znalazem si tutaj, najja niejsza pani wyj ka Edmund. Ha! wykrzykn a krlowa, bardziej do siebie ni do niego. Drzwi. Drzwi do wiata Ludzi. Syszaam ju o takich rzeczach. To mo e popsu wszystko. Ale na razie on jest sam i atwo sobie z nim poradz . Powstaa ze swojego siedzenia i spojrzaa Edmundowi prosto w twarz. Jej oczy zapon y dziwnym blaskiem, a r ka uniosa r d k . Edmund czu, e za chwil stanie si co strasznego, ale nie by w stanie11

ruszy si z miejsca. Ale kiedy ju pogodzi si ze swoim losem, krlowa nagle jakby zmienia zamiar. Moje biedne dziecko odezwaa si do niego zupenie innym tonem chyba bardzo zmarze , prawda? Chod tutaj i usi d ze mn w saniach, a ja otul ci futrem i troch sobie porozmawiamy. Trudno powiedzie, eby ten pomys spodoba si Edmundowi, ale nie mia by nieposuszny, wi c wspi si na sanie i usiad u jej stp. Pani zarzucia na niego futro i troskliwie go nim otulia. A teraz mo e by si napi czego gor cego? zapytaa. Tak, bardzo prosz , wasza krlewska wysoko odpowiedzia Edmund, szcz kaj c z bami. Krlowa wyj a z fad swego paszcza ma flaszeczk , wygl daj c jakby bya zrobiona z miedzi. Potem wyci gn a r k poza sanie i wylaa z flaszeczki kropl jakiego pynu. Przez moment kropla zal nia w so cu jak diament, ale gdy tylko spada na nieg, co zasyczao i oto w tym samym miejscu sta wysadzany drogimi kamieniami kubek z czym , co parowao w zimnym powietrzu. Karze byskawicznie zeskoczy na ziemi , podnis kubek, skoni si i poda Edmundowi z u miechem. Nie by to wcale przyjemny u miech. Ale gdy tylko chopiec wypi kilka ykw gor cego pynu, poczu si od razu lepiej. Dziwny napj nie przypomina niczego, co pi kiedykolwiek przedtem: by sodki, pieni cy si i g sty, a po wypiciu ciepo rozchodzio si momentalnie po caym ciele. Nie s dzisz, e dobrze byoby teraz co zje , Synu Adama? zapytaa krlowa. Na co miaby ochot ? Na ptasie mleczko, je li mo na, wasza krlewska wysoko odpowiedzia Edmund. Krlowa wylaa z buteleczki jeszcze jedn kropl ; tym razem na niegu pojawio si okr ge, przewi zane zielon wst eczk pudo, pene jak si okazao najlepszego ptasiego mleczka. Ka dy kawaek by sodki i cudownie piankowaty a do samego rodka i Edmund musia przyzna, e nigdy jeszcze nie jad czego rwnie wspaniaego. Teraz zrobio mu si bardzo ciepo i przyjemnie. Kiedy objada si ptasim mleczkiem, krlowa zadawala mu mnstwo pyta . Pocz tkowo stara si pami ta, e nie wypada mwi z penymi ustami, ale wkrtce o tym zapomnia, pragn c jedynie pochon tyle ptasiego mleczka, ile tylko zdoa. Im wi cej zjada, tym bardziej mia na nie ochot , tak e nie wpado mu nawet do gowy zastanowi si , dlaczego krlowa jest taka ciekawa. Bardzo atwo wyci gn a z niego, e ma brata i dwie siostry, e jedna z nich ju tutaj bya i spotkaa fauna oraz e nikt prcz niego i jego rodze stwa nie ma poj cia o istnieniu Narnii. Krlow interesowao szczeglnie to, e jest ich czworo, i wci wracaa do tego tematu. Czy jeste pewien, e jest was czworo? Dwch Synw Adama i dwie Crki Ewy, ani wi cej, ani mniej? Edmund, z ustami penymi ptasiego mleczka, odpowiada wci : Tak, przecie ju mwiem zapominaj c nawet o dodaniu wasza krlewska wysoko ", ale krlowa wydawaa si nie zwraca na to uwagi. W ko cu cae ptasie mleczko zostao zjedzone i Edmund wpatrywa si uporczywie w puste pudeko, modl c si w duchu, by go zapytano, czy nie chciaby wi cej. Krlowa zapewne dobrze wiedziaa, o czym Edmund marzy, poniewa wiedziaa te , e jest to zaczarowane ptasie mleczko i e ka dy, kto go cho raz skosztuje, b dzie chcia wci wi cej i wi cej, tak e mgby zaje si na mier, gdyby mu na to pozwolono. Ale nie zaproponowaa nast pnego pudeka, tylko powiedziaa: Synu Adama, tak bardzo chciaabym zobaczy twoje czaruj ce rodze stwo... Czy mgby je do mnie przyprowadzi? Sprbuj odpowiedzia Edmund, wci spogl daj c z alem na puste pudeko. Bo widzisz, je eli przyjdziesz tu jeszcze raz, naturalnie razem z nimi, to b d ci moga da wi cej ptasiego mleczka. Teraz ju nie mog , bo takie czary mo na zrobi tylko raz. Co innego w moim paacu... A dlaczego nie mo emy tam pojecha zaraz? zapyta Edmund. Kiedy wsiada do sa , trz s si ze strachu, e ta wyniosa pani powiedzie go do jakiego nieznanego miejsca, z ktrego nie b dzie mg trafi do domu, ale teraz zapomnia o wszystkim.12

Ach, mj paac to naprawd cudowne miejsce powiedziaa krlowa. Jestem pewna, e b dzie ci si podobao. S tam pokoje pene ptasiego mleczka, a musisz wiedzie, e nie mam swoich wasnych dzieci. Bardzo bym chciaa mie jakiego miego chopca, ktrego mogabym uczyni ksi ciem i ktry zostaby krlem Narnii, kiedy mnie ju nie b dzie. Jako ksi mgby nosi zot koron i przez cay dzie zajada si ptasim mleczkiem. A musz wyzna, e jeste najm drzejszym i najprzystojniejszym modzie cem, jakiego dot d spotkaam. My l , e naprawd mgby zosta ksi ciem pewnego dnia, kiedy przyprowadzisz do mnie swoje rodze stwo. Dlaczego nie teraz? spyta Edmund. Mia wypieki na twarzy, lina cieka mu z ust, a r ce lepiy si od potu. Cokolwiek moga mwi krlowa, nie wygl da teraz ani m drze, ani pi knie. Och, gdybym ci tam zabraa teraz powiedziaa nie zobaczyabym twojego uroczego rodze stwa. Bardzo pragn je pozna. Ty b dziesz ksi ciem, a p niej krlem, to zrozumiae. Ale przecie musisz mie swoich dworzan i baronw. Twego brata uczyni hrabi , a twoje siostry hrabinami. Oni nie s specjalnie interesuj cy powiedzia Edmund. Zreszt mog ich przyprowadzi kiedy indziej. Och, kiedy ju raz znajdziesz si w moim paacu, mgby o nich zapomnie. Czeka ci tam tyle r nych przyjemno ci, e nie b dzie ci si chciao po nich i . Nie, musisz teraz wrci do swojego kraju. B d na ciebie czekaa i NA NICH, oczywi cie. Nie byoby dobrze, gdyby tu wrci sam. Ale ja nawet nie wiem, czy trafi tu z powrotem sprbowa jeszcze raz Edmund. To nie b dzie trudne odpowiedziaa krlowa. Widzisz t Latarni ? Wskazaa swoj r d k , a Edmund odwrci si i zobaczy Latarni , pod ktr ucja spotkaa fauna. Za ni znajdziesz drog do wiata Ludzi. A teraz popatrz tam wskazaa w przeciwnym kierunku i powiedz mi, czy widzisz te dwa wzgrza nad drzewami? Chyba widz odpowiedzia Edmund. A wi c mj paac le y wa nie mi dzy tymi dwoma wzgrzami. Kiedy tu wrcisz nast pnym razem, musisz tylko znale Latarni , poszuka tych dwu wzgrz i i w ich kierunku przez las, a bardzo szybko trafisz do mojej siedziby. Ale pami taj: musisz przyprowadzi swoje rodze stwo. Byabym bardzo za, gdyby przyszed sam. B d si bardzo stara odpowiedzia Edmund. Aha, jeszcze jedna sprawa. Nie musisz im o mnie od razu mwi. To b dzie taki nasz may sekret, dobrze? Zrbmy im niespodziank . Zaprowad ich do tych dwu wzgrz, taki m dry chopiec jak ty na pewno co wymy li, aby si zgodzili. A kiedy dojdziecie do mojego zamku, mo esz po prostu powiedzie: Chod cie, zobaczymy, kto tu mieszka", czy co w tym rodzaju. Jestem pewna, e tak b dzie najlepiej. Je eli twoja siostra spotkaa jednego z faunw, moga nasucha si o mnie r nych dziwnych rzeczy... zo liwych plotek, ktre opowiadaj , aby si mnie l kano. Fauny nigdy nic m drego nie mwi , a musisz wiedzie, e... Bagam, och, bagam przerwa jej nagle Edmund czy nie mgbym dosta na drog cho jednego kawaka ptasiego mleczka? Nie, nie odpowiedziaa krlowa ze miechem musisz poczeka do nast pnego razu. Daa znak karowi, a kiedy sanie ruszyy, pomachaa Edmundowi r k woaj c: Nast pnym razem! Nast pnym razem! Nie zapomnij! Wr szybko! Edmund wci jeszcze wpatrywa si w drzewa, za ktrymi znikn y sanie, gdy nagle usysza, jak kto wykrzykuje jego imi , a kiedy si rozejrza, zobaczy ucj wychodz c z innej cz ci lasu. Och, Edmundzie! zawoaa. A wi c ty te tu trafie ? Czy tu nie jest cudownie? A teraz... Dobra, dobra powiedzia Edmund. Przecie widz , e mwia prawd i e to rzeczywi cie jest zaczarowana szafa. Je eli chcesz, to mog ci przeprosi. Ale, na mio bosk , gdzie si podziewaa przez cay ten czas? Wsz dzie ci szukaem. Gdybym tylko wiedziaa, e ty te tu trafisz, to bym na ciebie poczekaa powiedziaa ucja, ktra bya tak szcz liwa i podniecona, e nie zauwa ya dziwnej nuty w jego gosie i wypiekw na jego zmienionej13

twarzy. Zjadam may obiadek z panem Tumnusem, tym faunem, ktry ma si zupenie dobrze; Biaa Czarownica nic mu nie zrobia za to, e mnie pu ci, wi c s dzi, e w ogle si o tym nie dowiedziaa, i by mo e wszystko dobrze si sko czy. Biaa Czarownica? zapyta Edmund. Kto to taki? To okropna posta. Nazywa siebie krlow Narnii, chocia wcale nie ma do tego prawa, i wszystkie driady i najady, i kary, i zwierz ta, w ka dym razie te, ktre s dobre, po prostu jej nienawidz . Ona mo e zmienia ludzi w kamie i w ogle potrafi robi r ne okropne rzeczy. I to wa nie ona zaczarowaa Narni , tak e zawsze jest tu zima, zawsze zima, a nigdy nie ma Bo ego Narodzenia! Je dzi po kraju w saniach zaprz onych w reny, ze swoj czarodziejsk r d k i w koronie na gowie. Edmundowi byo ju niedobrze od zjedzenia zbyt wielu sodyczy, a kiedy usysza, e pani, z ktr si zaprzyja ni, jest gro n czarownic , poczu si jeszcze gorzej. Wci jednak mia tak straszn ochot na ptasie mleczko, e wszystko inne wydawao mu si zupenie niewa ne. Kto ci naopowiada tych bzdur o Biaej Czarownicy? zapyta. Pan Tumnus, ten faun odpowiedziaa ucja. Nie powinno si wierzy we wszystko, co mwi fauny powiedzia Edmund, staraj c si sprawi wra enie, jakby wiedzia o faunach o wiele wi cej. A tobie kto to powiedzia? Ka dy to wie powiedzia Edmund. Zapytaj kogo chcesz. Nie s dz te , eby byo co zabawnego w staniu na niegu. Chod my do domu. Masz racj ! Och, Edmundzie, tak si ciesz , e ty te tu trafie . Piotr i Zuzanna b d teraz musieli uwierzy w Narni . Ach, jaka to b dzie zabawa! Edmund nic nie odpowiedzia, ale w g bi serca pomy la, e dla niego to nie b dzie wcale tak zabawne. B dzie musia przyzna przed wszystkimi, e ucja miaa racj , by te pewien, e pozostaa trjka stanie po stronie faunw i zwierz t, sam za by ju bardziej ni w poowie po stronie Czarownicy. Nie wiedzia wi c, co powie i jak utrzyma wszystko w tajemnicy, kiedy b d w czwrk rozmawia o Narnii. Tym razem trafili z powrotem bez trudno ci. Nagle, zamiast o nie onych ga zi, poczuli na twarzach dotyk mi kkich futer, a w nast pnym momencie oboje stali przed szaf w garderobie. Ej e, Edmundzie powiedziaa ucja przecie ty okropnie wygl dasz. Dobrze si czujesz? Nic mi nie jest odpowiedzia Edmund, chocia byo to dalekie od prawdy. Czu si fatalnie. A wi c chod , poszukamy innych. Tyle mamy im do opowiedzenia! I pomy l tylko, jakie nas czekaj wspaniae przygody, kiedy ju b dziemy w Narnii we czwrk !

Rozdzia 5 Z POWROTEM PO TEJ STRONIE DRZWI

Poniewa zabawa w chowanego wci jeszcze trwaa, odnalezienie reszty rodze stwa zaj o Edmundowi i ucji wiele czasu. Ale kiedy ju w ko cu wszyscy byli razem (a zdarzyo si to w owym dugim pokoju, w ktrym znale li rycersk zbroj ), ucja wybuchn a: Piotrze! Zuzanno! To wszystko jest prawda. Edmund te to widzia. Naprawd JEST taki kraj, do ktrego mo na si dosta przez szaf . Byli my tam razem, Edmund i ja, i spotkali my si w lesie. No, Edmundzie, opowiedz im o wszystkim. Co to wszystko znaczy, Edziu? zapyta Piotr. I tu dochodzimy do jednego z najbardziej paskudnych momentw w caej tej historii. A do tej chwili Edmund czul si okropnie, by nad sany i zy na ucj , poniewa w ko cu okazao si , e to ona miaa racj , ale nie bardzo jeszcze wiedzia, co z tym wszystkim pocz . Kiedy jednak Piotr zapyta go nagle o zdanie,14

zdecydowa si bez wahania na najbardziej pody i zo liwy uczynek, jaki mu przyszed do gowy. Postanowi ucj cakowicie pogn bi. No, powiedz nam, Edziu odezwaa si Zuzanna. I Edmund przybra poba liw min , jakby by o wiele starszy od ucji (w rzeczywisto ci by mi dzy nimi tylko rok r nicy), zachichota i powiedzia: Ach tak, po prostu bawiem si z ucj udaj c, e uwierzyem w ca t histori . Naturalnie tylko dla zabawy. A naprawd nic tam nie ma. Biedna ucja rzucia mu tylko jedno spojrzenie i wybiega z pokoju. Edmundowi, ktry z ka d minut stawa si coraz bardziej pody, wydawao si , e odnis wielki sukces, i ci gn dalej w tym samym stylu: Znowu co j naszo. Co si z ni dzieje? To jest wa nie najgorsze z tymi dzieciakami, zawsze... Hej, ty! krzykn Piotr i spojrza na niego gro nie. Zamknij si ! Bye wyj tkowo okrutny dla ucji od samego pocz tku, gdy tylko zacz a opowiada te bzdury o szafie, a teraz bawisz si jej kosztem i jeszcze j podpuszczasz. Jestem pewien, e robisz to wszystko tylko po to, aby jej dokuczy. Ale przecie to s bzdury powiedzia Edmund, cakowicie zaskoczony. Jasne, e bzdury powiedzia Piotr. Wa nie o to chodzi. Kiedy odje d ali my z domu, ucja bya zupenie normalna, ale odk d tu jeste my, sprawia wra enie, jakby zaczynaa dostawa bzika albo zamienia si w odra aj c kamczuch . Ale czy s dzisz, e jej pomo esz, je li jednego dnia dokuczasz jej i wymiewasz si z tego, co opowiada, a nast pnego udajesz, e w to wierzysz? Ja my laem... my laem... wyj ka Edmund i urwa, bo nie wiedzia, co powiedzie. Wcale nie my lae powiedzia Piotr. To wszystko ze zo ci. Zawsze lubie by okrutny wobec mniejszych od siebie. Widzieli my to ju w szkole. Przesta cie, bagam was wtr cia si Zuzanna. Nie poprawicie sytuacji, je li i wy dwaj b dziecie si kci. Chod my i poszukajmy ucji. Chyba nie b dzie dla was niespodziank , e kiedy w ko cu znale li ucj , nikt nie mia w tpliwo ci, e pakaa. Prbowali zaagodzi spraw r nymi sposobami, ale na nic si to zdao. Uparcie obstawaa przy swojej historii i powtarzaa: Wcale mnie nie obchodzi, co sobie my licie, i nie obchodzi mnie, co mwicie. Mo ecie powiedzie Profesorowi albo napisa do mamy, albo zrobi, co si wam b dzie podobao. Spotkaam fauna i... auj , e tam nie zostaam... a wy wszyscy jeste cie potwory, potwory! Ten wieczr nie nale a do najprzyjemniejszych. ucja bya w okropnym nastroju, a Edmund zaczyna sobie zdawa spraw z tego, e jego plan nie udaje si tak dobrze, jak my la. Piotr i Zuzanna zaczynali zupenie powa nie obawia si , e ucja ma le w gowie. I kiedy modsze dzieci poo yy si ju do ek, dugo jeszcze stali na korytarzu, szepcz c co do siebie. Rezultat tej nocnej narady by taki, e nast pnego dnia postanowili i do Profesora i wszystko mu opowiedzie. Oczywi cie trzeba si liczy z tym, e napisze do ojca, je li uzna, e z ucj rzeczywi cie dzieje si co niedobrego, ale na to ju nic nie poradzimy powiedzia Piotr, kiedy szli do gabinetu Profesora. Zapukali do drzwi, a kiedy Profesor zawoa: Prosz !", weszli do rodka. Starszy pan znalaz dla nich jakie krzesa i o wiadczy, e jest cakowicie do ich dyspozycji. Potem usiad w fotelu, zo y donie tak, e stykay si ko cami palcw, i sucha z uwag . Kiedy sko czyli, milcza przez jaki czas, potem odchrz kn i powiedzia co , czego adne z nich si nie spodziewao: A sk d wiecie, e opowie waszej siostry nie jest prawd ? No, bo przecie ... zacz a Zuzanna i urwaa. Wyraz twarzy Profesora wcale nie wskazywa na to, e sobie z nich artuje. Przecie sam Edmund powiedzia, e tak si tylko bawili. To jest wa nie punkt powiedzia Profesor ktry z pewno ci zasuguje na nasz uwag , na bardzo wnikliw uwag . Na przykad, je li mi wolno zapyta, czy wasze dotychczasowe do wiadczenie pozwala15

wam stwierdzi, e jedno z nich albo brat, albo siostra bardziej zasuguje na zaufanie? Chodzi mi o to, ktre z nich jest wedug was bardziej prawdomwne? To do mieszna sprawa, panie Profesorze powiedzia Piotr. A dot d zawsze bym odpowiedzia, e ucja. A co ty o tym s dzisz, moja droga? zapyta Profesor Zuzann . No wi c, tak oglnie, jestem tego samego zdania co Piotr, ale przecie to nie mo e by prawda... to wszystko o tym lesie i o faunie. Tego jeszcze nie wiemy powiedzia Profesor a zarzut kamstwa wobec kogo , kogo zawsze uwa ali cie za osob prawdomwn , to bardzo powa na sprawa, naprawd bardzo powa na sprawa. Obawiamy si , e to wcale nie musi by kamstwo powiedziaa Zuzanna. Mo e z ucj dzieje si co niedobrego? Macie na my li ob d? zapyta Profesor spokojnie. Och, o to mo ecie by spokojni. Wystarczy na ni popatrze, wystarczy z ni porozmawia, eby stwierdzi, e na pewno nie zwariowaa. Ale wobec tego... zacz a Zuzanna i urwaa. Nawet si jej nie nio, e dorosy mo e mwi w ten sposb i zupenie nie wiedziaa, co o tym my le. Logika! powiedzia Profesor, jakby do siebie. Dlaczego nie ucz was logiki w tych szkoach? S tylko trzy mo liwo ci. Albo wasza siostra kamie, albo zwariowaa, albo mwi prawd . Wiecie, e nie zwyka kama, i jest oczywiste, e nie zwariowaa. A wi c przynajmniej czasowo, zanim nie uzyskamy jakich nowych danych, musimy zao y, e mwi prawd . Zuzanna popatrzya na niego uwa nie, ale wyraz jego twarzy nie wskazywa na to, e artuje. Ale jak co takiego mo e by prawd ? spyta Piotr. Dlaczego o to pytasz? Z jednego powodu odpowiedzia Piotr. Je eli to prawda, to dlaczego ka dy, kto wejdzie do szafy, nie znajduje tego kraju? Chodzi mi o to, e tam naprawd nic nie byo, kiedy zajrzeli my do rodka; nawet ucja nie twierdzia wwczas, e jest inaczej. A co to ma do rzeczy? zapyta znowu Profesor. Ale , panie Profesorze, je eli co jest prawdziwe, to musi by prawdziwe zawsze! Musi? raz jeszcze zapyta Profesor i Piotr nie wiedzia, co na to powiedzie. A poza tym brakuje czasu na to wszystko dodaa Zuzanna. Nawet gdyby takie miejsce istniao, to ucja nie miaaby czasu, aby by wsz dzie, gdzie opowiadaa. Przecie wybiega z tego pokoju zaraz za nami. Nie min a nawet minuta, a ona upieraa si , e nie byo jej cae godziny. To wa nie sprawia, e jej opowie wygl da na prawdziw powiedzia Profesor. Je eli rzeczywi cie s w tym domu Drzwi, ktre prowadz do jakiego Innego wiata (a powinienem was ostrzec, e to bardzo dziwny dom i nawet ja dobrze go nie znam) je li wi c, mwi , ucja dostaa si do Innego wiata, to wcale bym si nie zdziwi, gdyby si okazao, e ten Inny wiat ma swj wasny, odr bny czas; tak wi c, niezale nie od tego, jak dugo w nim si przebywa, NASZ czas nie ma z tym nic wsplnego. Z drugiej strony nie s dz , by dziewczynka w jej wieku moga co takiego sama wymy li. S dz , e gdyby naprawd chciaa was nabra, to by si gdzie schowaa i siedziaa tam tak dugo, eby to pasowao do jej opowie ci. Ale czy pan naprawd uwa a powiedzia Piotr e mog by jakie inne wiaty, w tym miejscu, tu koo nas, tak jak ten? Nie ma nic bardziej prawdopodobnego odpowiedzia Profesor, zdejmuj c okulary. Zabra si do ich czyszczenia, mrucz c do siebie: Jestem ciekaw, czego oni ich ucz w tych szkoach. Ale wobec tego, co mamy robi? zapytaa Zuzanna. Miaa wra enie, e caa ta rozmowa zaczyna traci sens. Moja panno powiedzia Profesor i spojrza na nich ostro. Jest pewien pomys, ktrego nikt jeszcze nie podsun , a ktry wart jest wyprbowania.16

Co to takiego? Mo emy wszyscy sprbowa zaj si wasnymi sprawami. By to koniec rozmowy. W ci gu nast pnych dni atmosfera troch si polepszya. Piotr zadba o to, aby Edmund przesta dokucza ucji, a ani ona, ani nikt z reszty rodze stwa nie mia najmniejszej ochoty wraca do sprawy starej szafy. Staa si po prostu tematem zakazanym. Tak wi c przez jaki czas mogo si wydawa, e ich nadzwyczajne przygody dobiegy ko ca. Wkrtce jednak miao si okaza, e jest inaczej. Dom Profesora o ktrym nawet on sam tak mao wiedzia by tak stary i tak synny, e z caej Anglii przyje d ali tu r ni ludzie, aby poprosi o zgod na jego zwiedzenie. By to jeden z tych starych domw, ktre wymieniane s w przewodnikach, a nawet w ksi kach historycznych; nie byo w tym nic dziwnego, bior c pod uwag to, co o nim opowiadano. Niektre z tych historii byy jeszcze bardziej niesamowite ni ta, ktr wam wa nie opowiadam. A kiedy przybyway grupy turystw i prosiy o pozwolenie zwiedzenia domu, Profesor zawsze si zgadza, a pani Macready, jego gospodyni, oprowadzaa ich po domu, opowiadaj c o obrazach, o zbroi, o rzadkich okazach ksi ek w bibliotece. Pani Macready nie bardzo lubia dzieci, a ju szczeglnie nie znosia, by jej przeszkadzano, kiedy opowiadaa zwiedzaj cym wszystko, co wiedziaa o starym domu. Ju pierwszego ranka po przyje dzie dzieci (po udzieleniu wielu innych instrukcji) zapowiedziaa im: I prosz bardzo, aby cie pami tali, e gdy oprowadzam jak grup po domu, to was tam nie ma, zrozumiano?" Tak jakby kto z nas chcia marnowa poow przedpoudnia na szwendanie si po domu z tumem obcych wapniakw! powiedzia p niej Piotr, a pozostaa trjka bya tego samego zdania. I wa nie z tego powodu ich przygody zacz y si po raz drugi. Kilka dni po rozmowie z Profesorem Piotr i Edmund przygl dali si stoj cej w pokoju z obrazami zbroi, zastanawiaj c si , jak by tu j rozebra na kawaki, kiedy nagle wpady siostry krzycz c: Uwaga! Nadchodzi Macready i caa banda razem z ni ! Szybko! zawoa Piotr i caa czwrka czmychn a przez drzwi w drugim ko cu pokoju. Ale kiedy przelecieli przez zielony pokj i zatrzymali si w bibliotece, usyszeli nagle gosy przed sob i zdali sobie spraw z tego, e pani Macready musiaa poprowadzi grup zwiedzaj cych tylnymi schodami, a nie frontowymi, jak tego oczekiwali. A potem nie bardzo ju wiadomo dlaczego: czy potracili gowy, czy te pani Macready uwzi a si , aby ich przyapa, czy mo e zacz y dziaa jakie czary, aby zwabi ich do Narnii do , e biegali tam i z powrotem, wci sysz c zbli aj ce si glosy, a w ko cu Zuzanna krzykn a: Och, niech dunder wi nie tych wycieczkowiczw! Tutaj! Schowajmy si w garderobie, dopki nie przejd . Nikt tam za nami nie wejdzie. Ale gdy tylko wpadli do pustego pokoju z szaf , usyszeli gosy na korytarzu, potem chrobotanie pr\y drzwiach, a wreszcie zobaczyli, e klamka zaczyna si porusza. Szybko! wyrzuci z siebie Piotr. Tylko to nam pozostao! I otworzy szaf . Wszyscy czworo dali nurka mi dzy futra i usiedli na pododze, ci ko dysz c. Piotr przyci gn za sob drzwi, nie zamykaj c ich jednak cakowicie, bo oczywi cie pami ta o tym o czym pami ta ka dy rozs dny czowiek e nie powinno si nigdy zatrzaskiwa za sob drzwi, gdy si wchodzi do szafy.

Rozdzia 6 W PUSZCZY

OJEJ,NIECH TA MACREADY SI POSPIESZY i zabierze st d tych wszystkich ludzi, bo si udusz wyszeptaa Zuzanna. I co za zapach naftaliny doda Edmund. Na pewno wszystkie kieszenie tych paszczy s jej pene powiedziaa Zuzanna To przed molami.17

Co mnie uwiera w plecy odezwa si Piotr. A czy to nie jest przypadkiem zimne? zapytaa Zuzanna. Rzeczywi cie, jest zimne i... o, psiakostka, mokre! Oj, to jest coraz bardziej mokre! I zerwa si na rwne nogi. Chod cie, wyazimy st d powiedzia Edmund. Ju poszli. Ooooch! krzykn a nagle Zuzanna. Wszyscy zapytali co si stao. Siedz przed jakim drzewem! odpowiedziaa Zuzanna. I, popatrzcie tylko, tam jest jakie wiato... o tam! O holender, masz racj ! zawoa Piotr. I popatrzcie tu, i tu! Wsz dzie s drzewa. A to mokre wi stwo to nieg. Ale my przecie jeste my w lesie ucji! I nie myli si . Cala czwrka staa teraz, mrugaj c oczami, w penym wietle jasnego, zimowego dnia. Za nimi byy paszcze na wieszakach przed nimi pokryte niegiem drzewa. Piotr zwrci si od razu do ucji. Wybacz mi, e ci nie uwierzyem. Naprawd , bardzo mi gupio. Podamy sobie r ce? Oczywi cie! odpowiedziaa ucja. A co teraz zrobimy? zapytaa Zuzanna. Co zrobimy? powiedzia Piotr. Ale naturalnie pjdziemy i zbadamy ten las. Robi mi si zimno stwierdzia Zuzanna, przytupuj c na niegu. Co by cie powiedzieli na to, eby wo y po jednym z tych futer? Nie s nasze powiedzia z wahaniem w gosie Piotr. Jestem pewna, e nikomu to nie zaszkodzi, przecie nie chcemy ich wynie z domu. Pomy l, my ich wa ciwie nawet nie wyniesiemy z szafy. Wiesz, Zuziu, sam nigdy bym na to nie wpad powiedzia Piotr. To wcale nie jest takie gupie. Nikt nie mo e powiedzie, e si ukrado paszcz, je eli on wci pozostaje w tej samej szafie, w ktrej go znaleziono. A zakadam, e cay ten kraj nale y do szafy. Szybko zgodzili si na bardzo rozs dny pomys Zuzanny. Futra byy na nich za dugie, si gay a do i stp, tak e kiedy je powkadali na siebie, przypominay bardziej krlewskie szaty ni zwyke paszcze. Od razu zrobio im si cieplej, a ka dy by przekonany, e pozostali wygl daj w nowym stroju o wiele lepiej i bardziej pasuj do otoczenia. Mo emy udawa, e jeste my odkrywcami polarnymi powiedziaa ucja. To wszystko jest tak niesamowite, e chyba nie ma potrzeby niczego udawa zauwa y Piotr, prowadz c ich przez las. Na niebie wisiay ci kie chmury i zanosio si na to, e nieg b dzie pada jeszcze przed nadej ciem nocy. Suchajcie odezwa si nagle Edmund czy nie powinni my kierowa si bardziej na lewo, oczywi cie je li chcemy doj do Latarni? Przez moment zapomnia, e mia przecie nie przyznawa si do tego, e by ju kiedy w tym lesie. Jak tylko wypowiedzia te sowa, zrozumia, e si zdradzi. Wszyscy stan li i patrzyli na niego w milczeniu. Piotr zagwizda. A wi c rzeczywi cie tu bye , kiedy ucja mwia, e ci tu spotkaa. A ty upierae si , e ona kamie. Zapada cisza. Ach, te mae jadowite potworki mrukn pogardliwie Piotr i wzruszy ramionami. Prawd mwi c, nie byo ju nic wi cej do powiedzenia i caa czwrka ruszya w dalsz drog , ale Edmund powtarza sobie w duchu: Zapacicie mi za to wszyscy. Banda zarozumiaych, zadowolonych z siebie pyszakw!" Ale dok d wa ciwie idziemy? zapytaa Zuzanna, przede wszystkim po to, aby zmieni temat. My l , e ucja powinna prowadzi odpar Piotr cho Bg jeden wie, czy do tego dorosa. Dok d by nas zaprowadzia, ucjo? A co my licie o odwiedzeniu pana Tumnusa? zapytaa ucja. To ten miy faun, o ktrym wam mwiam.18

Wszyscy si na to zgodzili i ruszyli teraz wawiej w drog , chrz szcz c butami po niegu. ucja okazaa si dobrym przewodnikiem. W pierwszej chwili nie bya wcale pewna, czy znajdzie drog , ale wkrtce rozpoznaa jakie dziwnie wygl daj ce drzewo, a potem jaki pniak, ktry poprzednio utkwi jej w pami ci. Do szybko znale li si w grzystej okolicy, potem zeszli do maego w wozu, a w ko cu trafili na wej cie do pieczary pana Tumnusa. Ale tutaj oczekiwaa ich przykra niespodzianka. Drzwi zostay wyamane z zawiasw i porozbijane na kawaki. Wewn trz pieczary byo ciemno, wilgotno i zimno czuo si przygn biaj c atmosfer nie zamieszkanego od wielu dni miejsca. Do rodka nawiao sporo niegu, ktry le a na pododze, zmieszany z czym czarnym, co okazao si zawarto ci dawno wygasego kominka. Kto najwyra niej porozrzuca popi i zw glone szczapy po caym pokoju, a nast pnie mia d y je butami. Wsz dzie walay si potuczone naczynia, a portret taty fauna poci to no ami. Kompletna klapa powiedzia Edmund. W ogle nie warto byo tu przychodzi. A co to takiego? Piotr zwrci uwag na kawaek papieru przygwo d ony do dywanu. Czy tam jest co napisane? zapytaa ucja. Tak mi si wydaje odpowiedzia Piotr ale w tych ciemno ciach nie mog niczego odczyta. Wyjd my z tym na dwr. Wyszli na wiato dzienne i otoczyli Piotra, ktry odczyta nast puj ce sowa: Poprzedni wa ciciel tej nieruchomo ci, faun Tumnus, zosta aresztowany i oczekuje s du pod zarzutem Spisku Najwy szego Stopnia przeciw wadzy Jej Cesarskiej Wysoko ci Jadis, Krlowej Narnii, Kasztelanki na Ker-Paravelu, Cesarzowej Samotnych Wysp etc., a tak e pod zarzutem sprzyjania wrogom Jej Krlewskiej Wysoko ci, udzielania schronienia szpiegom i przyja nienia si z Lud mi. Podpisano: Maugnm, Kapitan Tajnej Policji. Niech yje Krlowa! Dzieci popatrzyy po sobie. Wcale nie jestem pewna, czy mi si tu naprawd podoba powiedziaa Zuzanna. Kim jest ta krlowa, ucjo? zapyta Piotr. Czy co o niej wiesz? Ona wcale nie jest prawdziw krlow . To straszna wied ma, Biaa Czarownica. Nienawidz jej wszyscy, wszyscy mieszka cy lasu. To ona zaczarowaa cay ten kraj, tak e zawsze jest zima, a przy tym nigdy nie ma Bo ego Narodzenia. Ja... zastanawiam si , czy w ogle jest sens i dalej powiedziaa Zuzanna. Chodzi mi o to, e tutaj jako nie jest specjalnie bezpiecznie, i my l , e nie b dziemy si dobrze bawi. A poza tym z ka d chwil robi si coraz zimniej i nie zabrali my nic do jedzenia. Co wy na to, eby wrci do domu? Ale przecie nie mo emy tego zrobi, naprawd , nie mo emy! wykrzykn a ucja. Czy to nie jest dla was jasne? Po tym wszystkim nie mo emy sobie tak po prostu i do domu. Przecie to przeze mnie ten biedny faun wpad w takie tarapaty. Mwiam wam, e ukry mnie przed Czarownic i pokaza mi powrotn drog . To wa nie oznacza sprzyjanie wrogom Krlowej i przyja nienie si z Lud mi". Musimy sprbowa go uwolni. Du o mo emy zrobi wtr ci si Edmund kiedy nawet nie mamy nic do jedzenia. Cicho b d ! powiedzia Piotr, ktry wci by na niego zy. A co ty o tym my lisz, Zuzanno? Mam okropne uczucie, e ucja ma racj . Nie mam najmniejszej ochoty i ani kroku dalej i auj , e w ogle tu przyszam. Ale s dz , e musimy co zrobi dla pana Jak-mu-tam-na-imi , to znaczy tego fauna. I ja tak my l powiedzia Piotr. Niepokoi mnie tylko brak jedzenia. Gosowabym za powrotem i zabraniem czego ze spi arni, gdyby tylko bya pewno , e uda nam si dosta do tego kraju po raz drugi.19

Ale takiej pewno ci nie mamy. Uwa am, e musimy i dalej. Ja te powiedziay jednocze nie obie dziewczynki. Dobrze by byo, eby my chocia wiedzieli, gdzie tego biedaka uwi ziono doda Piotr. Milczeli przez chwil zastanawiaj c si , co robi, kiedy nagle ucja zawoaa: Spjrzcie! Tam jest drozd, z takim czerwonym brzuszkiem! To pierwszy ptak, jakiego tu widz . Patrzcie! A mo e ptaki w Narnii potrafi mwi? On wygl da tak, jakby chcia nam co powiedzie. I zwrcia si wprost do drozda: Przepraszam bardzo, czy nie mgby nam powiedzie, dok d zabrano fauna Tumnusa? Kiedy to powiedziaa, zrobia kilka krokw w kierunku ptaka, a drozd natychmiast odfrun na nast pne drzewo i zawierka, wpatruj c si w nich tak, jakby zrozumia wszystko, co mwili. Prawie bezwiednie caa czwrka post pia krok lub dwa w jego stron . Drozd znowu przelecia na nast pne drzewo i znowu patrzy na nich, jakby chcia im co powiedzie. (Trudno byoby spotka drozda o bardziej czerwonym brzuszku i o bardziej bystrym spojrzeniu.) Wiecie co powiedziaa ucja jestem pewna, e on naprawd chce nas gdzie zaprowadzi. Ja te tak my l zgodzia si Zuzanna. Co o tym s dzisz, Piotrze? No c , w ka dym razie mo emy sprbowa odpowiedzia Piotr. Drozd wydawa si wszystko doskonale rozumie. Przelatywa z drzewa na drzewo, zawsze kilkana cie metrw przed nimi, ale na tyle blisko, aby nie stracili go z oczu. Kiedy odfruwa, z ga zek opadaa lawina niegu. W ten sposb prowadzi ich po nieznacznie opadaj cym zboczu. Po jakim czasie czarne chmury na niebie rozst piy si i wyjrzao blade, zimowe so ce, a nieg wok nich rozjarzy si kuj c w oczy biel . W drowali tak okoo godziny. Dziewczynki szy na przedzie. W pewnej chwili Edmund odezwa si pgosem do Piotra: Je eli nie jeste zbyt dumny i wielki na to, aby ze mn rozmawia, to miabym ci co do powiedzenia. Dobrze by byo, eby to wiedzia. Co masz na my li? Ciiicho! Nie tak go no. Po co straszy dziewczyny? Czy zdajesz sobie spraw z tego, co robimy? A co? spyta Piotr, zni aj c gos do szeptu. Idziemy za przewodnikiem, o ktrym nic nie wiemy. Sk d mo emy wiedzie, po czyjej stronie jest i ten ptak? A mo e prowadzi nas w puapk ? To wredny pomys. To przecie drozd... We wszystkich opowie ciach, jakie czytaem, drozdy s zawsze dobrymi ptakami. Jestem pewien, e drozd nie mgby by po zej stronie. Je eli ju o to chodzi, to ktra strona jest naprawd dobra? Sk d mo emy wiedzie, e fauny s w porz dku, a krlowa, tak, tak, SYSZAEM, e to czarownica, jest za? Przecie nic nie wiemy ani o niej, ani o faunach. Faun uratowa ucj . On tak tylko POWIEDZIA. Sk d wiesz, e tak byo naprawd ? A poza tym jest jeszcze jedna sprawa. Czy kto z was ma najmniejsze poj cie o tym, jak wrci do domu? O holender! Nie pomy laem o tym. I w dodatku nie ma adnych widokw na obiad doda Edmund.

Rozdzia 7 DZIE U BOBRW

PODCZAS GDY DWAJ CHOPCY szeptali mi dzy sob w tyle, dziewczynki krzykn y nagle: Och!" i raptownie si zatrzymay.20

Drozd! zawoaa ucja. Drozd gdzie odlecia! I miaa racj . Nigdzie go nie byo. I co teraz zrobimy? zapyta Edmund, patrz c na Piotra tak, jakby chcia powiedzie: A nie mwiem?" Ciiicho! Spjrzcie! powiedziaa Zuzanna. Co? spyta Piotr. Tam co jest w rd drzew, o, tam, na lewo. Wszyscy wytrzeszczyli oczy, a nikt nie czu si zbyt przyjemnie. O, znowu si rusza powiedziaa Zuzanna. Wci tam jest. Schowao si za tym wielkim drzewem. Co to mo e by? zapytaa ucja, staraj c si , aby jej gos nie brzmia zbyt nerwowo. Nie wiem, co to jest, ale wiem, e wyra nie si przed nami chowa zauwa y Piotr. To co takiego, co nie chce by zauwa one. Wracajmy do domu powiedziaa Zuzanna. I wtedy, chocia nikt nic nie powiedzia, wszyscy zdali sobie spraw z tego, o czym Edmund szepta Piotrowi na ko cu poprzedniego rozdziau. Zab dzili. Jakie to jest? spytaa znowu ucja. To jest chyba jaki rodzaj zwierz cia powiedziaa Zuzanna. O, patrzcie! Patrzcie! Szybko! O, tam jest! Teraz wszyscy zobaczyli poro ni t futrem twarz z dugimi w sami, ktra obserwowaa ich zza drzewa. Ale tym razem dziwne stworzenie nie ucieko na ich widok. Przeciwnie, przyo yo ap do pyska, tak jak ludzie przykadaj palec do ust, kiedy daj zna, eby by cicho. Potem znowu zniko. Dzieci stay, wstrzymuj c oddechy. Chwil p niej dziwny stwr wychyn zza drzewa, rozejrza si dookoa, jakby w obawie, e kto mo e ich zobaczy, i powiedzia: Ciiicho!", czyni c wyra ne znaki, by poszli za nim, w g stszy las. Potem znikn ponownie. Wiem, co to jest powiedzia Piotr. To bbr. Widziaem jego ogon. On chce, eby my za nim poszli wtr cia Zuzanna i ostrzega nas, eby my byli cicho. To jasne powiedzia Piotr. Problem tylko, czy i za nim, czy nie. Co o tym my lisz, ucjo? Wygl da na bardzo miego bobra. Tak, tylko sk d o tym WIESZ? zapyta Edmund. Czy nie mo emy zaryzykowa? odezwaa si Zuzanna. Nie s dz , aby stanie w tym niegu dao nam co wi cej, a poza tym czuj , e na pewno zjadabym obiad. W tej chwili bbr znowu wytkn gow zza drzewa i wyra nie pokiwa na nich pazurem. Chod my powiedzia Piotr sprawdzimy to. Trzymajmy si blisko siebie. Powinni my by godnymi przeciwnikami dla jednego bobra, je li oka e si wrogiem. Tak wi c dzieci zbiy si w ciasn gromadk i poszy w kierunku drzewa, a za nim, jak mo na si byo spodziewa, znalazy bobra. Na ich widok znowu zacz si cofa, a widz c, e si wahaj , odezwa si chrapliwym, gardowym gosem: Troch dalej. Chod cie troch dalej. O, tam, gdzie pokazuj . Na otwartej przestrzeni nie jeste my bezpieczni. Wreszcie zaprowadzi ich do ciemnego miejsca, gdzie cztery drzewa rosy tak blisko siebie, e ich ga zie po czyy si , tworz c szczelny dach. Pod nogami wida byo zamiast niegu brunatn ziemi i jodowe igy. Dopiero tutaj zatrzyma si i zacz mwi. To wy jeste cie Synami Adama i Crkami Ewy? Zgadza si , jeste my przedstawicielami tego gatunku odpowiedzia Piotr. Nie tak go no, prosz . Nie jeste my tu bezpieczni. Dlaczego? Kogo si obawiasz? zapyta Piotr. Oprcz nas nie ma tu nikogo. S tu drzewa powiedzia bbr. One zawsze nasuchuj . Wi kszo z nich jest po naszej stronie, ale21

s i takie, ktre mogyby donie JEJ, wiecie, o kim mwi . Je eli ju mwimy o stronach powiedzia Edmund to sk d mo emy mie pewno , e jeste naszym przyjacielem? Nie chcemy, oczywi cie, pana obrazi wtr ci szybko Piotr ale sam pan rozumie, jeste my tu obcy. W porz dku, w porz dku powiedzia bbr. Oto mj znak rozpoznawczy. Po tych sowach poda im jaki may przedmiot. Wszyscy popatrzyli ze zdziwieniem, a ucja oznajmia: Ale oczywi cie! To moja chusteczka, ktr daam biednemu panu Tumnusowi. Zgadza si rzek bbr. Biedaczysko, wyczu, e przyjd go aresztowa, i zd y mi j przekaza. Powiedzia mi, e gdyby mu si co stao, musz was odnale i zabra do... tu gos mu zamar, a on sam wykona kilka tajemniczych gestw. Potem da zna dzieciom, aby przysun y si do niego jeszcze bli ej, tak e jego dugie w sy askotay je w policzki, i doda stumionym szeptem: Mwi , e Aslan jest w drodze... a mo e ju wyl dowa. I wwczas zdarzyo si co bardzo dziwnego. adne z dzieci nie wiedziao o Aslanie wi cej ni wy, ale gdy tylko bbr wypowiedzia te sowa, ka de z nich poczuo si zupenie inaczej. By mo e zdarzyo si wam kiedy we nie, e kto powiedzia co , czego nie rozumieli cie, ale co zdawao si mie jakie niezwyke znaczenie: albo przera aj ce i wtedy cay sen zamienia si w koszmar, albo tak cudowne, e trudno wyrazi je sowami i wtedy sen stawa si czym tak wspaniaym, e zapami tali cie go na cae ycie i zawsze odt d pragniecie, aby przy ni si wam raz jeszcze. Co podobnego poczuy dzieci po wypowiedzeniu przez bobra tego dziwnego zdania. Na d wi k imienia Aslan" ka demu z dzieci co drgn o w sercu. Edmund odczu fal tajemniczego l ku. Piotr sta si nagle wyj tkowo dzielny i dny przygd. Zuzanna poczua si tak, jakby j ogarn jaki cudowny zapach albo jaka zachwycaj ca, sodka melodia. A uczucie, ktre przenikn o ucj , przypominao nastrj, w jakim kto budzi si rano i zdaje sobie spraw , e jest pierwszy dzie wakacji albo pocz tek lata. A co z panem Tumnusem? przerwaa cisz ucja. Gdzie on mo e teraz by? Sza! sykn bbr. Nie tutaj. Musz was zaprowadzi tam, gdzie b dziemy mogli spokojnie porozmawia, no i zje obiad. Nikt prcz Edmunda nie mia ju adnych w tpliwo ci, e mo na bobrowi zaufa, i wszyscy tym razem rwnie i Edmund ucieszyli si na d wi k sowa obiad". Pospieszyli wi c za swoim nowym przyjacielem, ktry pod a naprzd nadspodziewanie szybko i prowadzi ich przez najbardziej zaro ni te miejsca. Trwao to okoo godziny. Ka dy by ju porz dnie zm czony i godny, kiedy wreszcie drzewa przed nimi stay si rzadsze, a teren zacz si stopniowo obni a. Chwil p niej wyszli na otwart przestrze . So ce wci wiecio, a przed nimi roztacza si wspaniay widok. Stali na zboczu spadzistej, w skiej doliny, na ktrej dnie pyn a a w ka dym razie pyn aby, gdyby nie bya skuta lodem do szeroka rzeka. Tu pod nimi na rzece zbudowano tam i kiedy j zobaczyli, przypomnieli sobie od razu, e przecie bobry zawsze buduj tamy. Nie mieli w tpliwo ci, e patrz na tam , ktr zbudowa wa nie pan Bbr. Zauwa yli zreszt , e na jego twarzy pojawi si wyraz dumy co takiego, co atwo mo na dostrzec na twarzy osoby, ktra pokazuje nam swj ogrd albo czyta nam napisane przez siebie opowiadanie. Zuzanna potrafia si znale i powiedziaa: C za wspaniaa tama! A pan Bbr nie sykn tym razem Sza!", ale rzuci lekcewa co: Ale to przecie nic nadzwyczajnego! Nic nadzwyczajnego! Jeszcze nie sko czona... Powy ej tamy znajdowao si co , co zapewne byo kiedy g bokim stawem, ale teraz jedynie pask powierzchni ciemnozielonego lodu. Poni ej te by ld, ale nie paski i rwny jak st, lecz pofadowany i po obiony, jakby nagle chwyci ostry mrz i utrwali ksztaty spienionych fal w ich naturalnym biegu w d rzeki. A tam, gdzie niegdy woda spywaa w kaskadach z tamy, l nia teraz ciana lodowych sopli, jakby t stron budowli pokryway kwiaty, wie ce i girlandy z najczystszego cukru. Po rodku tamy, cz ciowo w ni wbudowany, wyrasta mieszny domek przypominaj cy wielki ul. Z dziury w jego szczycie ulatywa wesoy22

dymek i ju sam ten widok (zwaszcza gdy si byo godnym) przywodzi na my l gotowanie, pieczenie i sma enie, co sprawiao, e czuo si jeszcze wi kszy gd ni przedtem. Trudno si dziwi, e dzieci wpatryway si w domek na tamie jak urzeczone, ale Edmund dostrzeg co jeszcze, na co pozostae nie zwrciy w ogle uwagi. Nieco ni ej wida byo uj cie drugiej, mniejszej rzeczki, biegn cej przez niezbyt strom dolin . Patrz c w gr tej dolinki, zobaczy dwa mae wzniesienia. Nie ulegao w tpliwo ci, e s to owe dwa wzgrza, ktre pokazaa mu Biaa Czarownica, gdy tamtego dnia rozstawali si w pobli u Latarni. A wi c gdzie pomi dzy nimi pomy la Edmund musi by jej paac, zaledwie mil st d, a mo e jeszcze bli ej". Pomy la o ptasim mleczku i o tym, e mo e zosta krlem (Ciekaw jestem, czy Piotrowi b dzie si to podobao"), i okropny pomys wpad mu do gowy. A wi c jeste my na miejscu oznajmi pan Bbr i wygl da na to, e pani Bobrowa nas oczekuje. Poka wam drog . Uwa ajcie tylko, eby si nie po lizn . Tama okazaa si wystarczaj co szeroka, aby po niej i , chocia (dla ludzi) nie byo to zbyt przyjemne ze wzgl du na ld, ktry j pokrywa. Z jednej strony zamarzni te rozlewisko grnej rzeki rwnao si poziomem ze szczytem tamy, a z drugiej strony ziaa niebezpieczna przepa , na ktrej dnie bieliy si lodowe fale dolnej rzeki. Pan Bbr poprowadzi ich g siego po szczycie tamy, a na sam rodek, sk d hen, do horyzontu, wida byo rzek z jednej i drugiej strony. Tutaj znajdoway si drzwi do jego domku. A wi c jeste my, ono powiedzia pan Bbr. Znalazem ich. Oto s Synowie i Crki Adama i Ewy. Pierwsz rzecz , ktra zwrcia uwag ucji, kiedy weszli do rodka, by dziwnie znajomy turkot. Potem zobaczya puszyst posta siedz c w k cie przy maszynie do szycia. Bya to pani Bobrowa. Na ich widok zatrzymaa maszyn , wstaa, wyj a dug nitk , ktra zwisaa jej z pyska, i spojrzaa na nich przyja nie. Wreszcie przybywacie! powiedziaa, wyci gaj c do nich swoje pomarszczone, stare apy. Nareszcie! Pomy le tylko, e do yam tego dnia! Kartofle ju si gotuj , czajnik pod piewuje i mam nadziej , panie Bobrze, e przyniesiesz nam jak rybk . Przynios , a jak e odpowiedzia pan Bbr i chwyciwszy cebrzyk, wyszed z domu (a Piotr z nim). Na rodku zamarzni tego rozlewiska czernia wyr bany w lodzie siekier niewielki przer bel. Pan Bbr usiad na jego brzegu (nie przejmuj c si wcale temperatur ), popatrzy uwa nie w dziur , potem nagle zanurzy byskawicznie ap w wodzie i zanim zd yliby cie powiedzie Kuba Wrbel", wyci gn pi knego pstr ga. Potem powtrzy t sztuk tyle razy, ile byo potrzeba, by cebrzyk napeni si rybami. W tym samym czasie dziewczynki pomagay pani Bobrowej napeni kocioek wod , nakry do stou, pokroi chleb, wo y talerze do piekarnika, aby si ogrzay, z beczuki stoj cej w k cie nala dla pana Bobra piwa do sporego kufla, postawi na ogniu patelni i rozgrza tuszcz. ucja pomy laa sobie, e dom pa stwa Bobrw jest bardzo przytulny, cho w niczym nie przypomina pieczary pana Tumnusa. Nie byo w nim ksi ek ani obrazw, a zamiast ek wbudowano w ciany prycze, jak na okr cie. Z sufitu zwieszay si szynki i wie ce cebuli, a na cianach wisiay gumowe buty, paszcze nieprzemakalne, siekiery, no yce, szpadle, rydle, rozmaite narz dzia murarskie, w dki, sieci rybackie i wi cierze. A obrus na stole, cho bardzo czysty, by szorstki w dotyku. Wa nie kiedy tuszcz na patelni zaczyna ju skwiercze, Piotr i pan Bbr powrcili z rybami, ktre gospodarz uprzednio wypatroszy i oczy ci no em na wie ym powietrzu. Mo ecie sobie wyobrazi, jak cudownie pachniaa sma ca si wie o zowiona ryba i jak bardzo dzieciom cieka linka, i jak gd ich wzrasta i wzrasta z ka d chwil , a wreszcie pani Bobrowa oznajmia: No, to jeste my ju prawie gotowe". Zuzanna odcedzia kartofle i postawia je jeszcze na kuchni, aby odparoway, a ucja pomoga pani Bobrowej wyo y pstr gi na pmisek. Wreszcie ka dy mg sobie przysun jeden ze stokw (w domu Bobrw wszystkie stoki miay trzy nogi; wyj tkiem by specjalny fotel na biegunach, w ktrym pani Bobrowa siadywaa przy piecu) i przygotowa si na bliskie ju rozkosze podniebienia. Na stole sta dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bbr wola zosta przy piwie) i wielka brya zocistego masa, z ktrej ka dy mg sobie bra do kartofli tyle, na ile mia ochot . Ka de z dzieci pomy lao sobie a ja zgadzam si z nimi 23

e nie ma nic lepszego nad dobr ryb ze sodkiej wody, je eli je si j w p godziny po zowieniu i w p minuty po zdj ciu z patelni. A kiedy sko czyli je ryb , pani Bobrowa wyci gn a niespodziewanie z piekarnika wielk , jeszcze gor c i polukrowan na wierzchu strucl z marmolad i postawia imbryk na ogniu, tak e kiedy sko czyli strucl , herbata bya ju gotowa. I kiedy ka dy dosta fili ank herbaty, ka dy podsun swj stoek do ciany, aby si o ni wygodnie oprze, i ka dy wyda z siebie dugie westchnienie penego szcz cia. A teraz powiedzia pan Bbr, odstawiaj c pusty ju kufel i przysuwaj c sobie fili ank herbaty je eli b dziecie tak mili i poczekacie, a napeni sobie fajk , mo emy zaj si naszymi sprawami. Widz , e nieg znowu pada doda, spogl daj c w okno. To najlepsze, co mogo si zdarzy, bo to znaczy, e nie b dziemy mieli nieproszonych go ci, a je li kto prbowa was tropi, nie znajdzie adnych ladw.

Rozdzia 8 CO WYDARZYO SI PO OBIEDZIE

A TERAZ poprosia ucja niech nam pan opowie, co stao si z panem Tumnusem. No c , to paskudna, bardzo paskudna sprawa odpowiedzia pan Bbr, potrz saj c gow . Nie ma w tpliwo ci, e zabraa go policja. Dowiedziaem si o tym od pewnego ptaka, ktry to wszystko widzia. Ale dok d go zabrali? zapytaa ucja. Kiedy go ostatni raz widziano, prowadzili go na pnoc, a wszyscy wiemy, co to oznacza. Nie wszyscy. MY nie wiemy powiedziaa Zuzanna. Pan Bbr jeszcze raz potrz sn gow ze smutkiem. Obawiam si , e to oznacza tylko jedno: prowadz go do jej Domu. Ale co oni chc z nim zrobi? wydusia z siebie ucja. No c odpowiedzia pan Bbr trudno to z ca pewno ci przewidzie. W ka dym razie z tych, ktrych tam zabrano, niewielu dot d powrcio. Pos gi. Mwi , e cay ten Dom peen jest pos gw: na dziedzi cu, wzdu schodw, w wielkiej sali. Pos gi tych, ktrych ona zamienia tu przerwa na chwil i wzdrygn si zamienia w kamie . Ale, panie Bobrze powiedziaa ucja czy nie mo emy... to znaczy my musimy co zrobi, aby go uratowa. To przecie jest straszne... i to wszystko z mojego powodu. Nie w tpi , eby go uratowaa, gdyby tylko moga, moja kochana wtr cia si pani Bobrowa ale nie ma adnej szansy, aby si dosta ywym do paacu bez jej woli i wyj z niego ywym. Czy nie mo emy wymy li jakiego fortelu? zapyta Piotr. To znaczy, czy nie mo emy przebra si za kogo albo udawa, e jeste my... no, na przykad w drownymi sprzedawcami, albo kimkolwiek, albo zaczai si i czeka, a ona b dzie wyje d aa, albo, och..., do licha, przecie musi by jaki sposb! Ten faun uratowa moj siostr , nara aj c swoje ycie. Nie mo emy go tak po prostu zostawi, eby by... eby... eby z nim to zrobiono. Nie s dz , Synu Adama powiedzia pan Bbr aby cokolwiek wyszo z WASZYCH prb. Ale skoro ju Aslan jest w drodze... Wa nie! Opowiedz nam o Aslanie! odezwao si kilka gosw naraz, poniewa znowu, na sam d wi k tego imienia, ogarn o ich dziwne uczucie: jak pierwsze oznaki wiosny, jak dobra nowina. Kim jest Aslan? zapytaa Zuzanna. Aslan? powtrzy pan Bbr. Jak to, nie wiecie? On jest Krlem. On jest Panem caej puszczy, cho nie bywa tu cz sto. Nie byo go tu za mojego ycia ani za ycia mojego ojca. Ale oto dosza nas nowina, jakoby powrci. Ju jest w Narnii. On24

sobie poradzi z Bia Czarownic . To on, a nie wy, mo e uratowa pana Tumnusa. A czy ona nie mo e zamieni i jego w kamie ? zapyta Edmund. Niech ci Pan Bg ma w swojej opiece, Synu Adama! C to za naiwne pytanie odpowiedzia pan Bbr, wybuchaj c miechem. Zamieni w kamie JEGO? Je eli zdoa stan na wasnych nogach przed nim i spojrze mu w twarz, to ju b dzie szczyt tego, na co j sta. Nie, nie. On wszystko naprawi, jak mwi si w naszych stronach w pewnym starym wierszu: Zo zostanie naprawione, Gdy w t Aslan przyjdzie stron ; A gdy go no on zaryczy, Znikn smutki i gorycze; A gdy z bem wkoo by nie, Zim naga mier u ci nie, A gdy grzyw zot wstrz nie Da pocz tek wiecznej wio nie. Zrozumiecie zreszt sami, kiedy go zobaczycie. Ale czy go zobaczymy? zapytaa Zuzanna. O Crko Ewy, przecie wa nie dlatego tutaj jeste cie. Mam was zaprowadzi tam, gdzie si z nim spotkacie. Czy... czy on jest czowiekiem? zapytaa ucja. Aslan... czowiekiem! powiedzia pan Bbr ostro. Oczywi cie, e nie. Powiedziaem wam, e on jest Krlem puszczy i synem Wielkiego Wadcy-Zza-Morza. Czy by cie nie wiedzieli, kto jest krlem zwierz t? Aslan jest lwem, i to nie jakim tam lwem, ale Wielkim Lwem! Och! zawoaa Zuzanna. My laam, e jest czowiekiem. Czy on... nie jest gro ny? Obawiam si , e mo e mi si zrobi sabo, kiedy spotkam lwa. Nie ma w tpliwo ci, e ci si zrobi sabo, moja kochana odezwaa si pani Bobrowa. Je eli jest kto , kto mo e stan przed Aslanem, nie trz s c si przy tym ze strachu, to albo jest najdzielniejszym z dzielnych, albo jest po prostu gupi. A wi c on jest gro ny? zapytaa ucja. Gro ny? powtrzy pan Bbr. Nie syszaa , co powiedziaa moja ona? Oczywi cie, e jest gro ny. Ale jest dobry. Powiedziaem wam, e on jest Krlem. Tak bardzo chciabym go zobaczy powiedzia Piotr. Nawet je li miabym si bardzo ba, gdy do tego dojdzie. Masz wi t racj , Synu Adama powiedzia pan Bbr, uderzaj c ap w st z tak si , e wszystkie fili anki i spodeczki podskoczyy z haasem. I zobaczysz go. Nadesza wiadomo , e macie si wa nie z nim spotka jutro, je li to b dzie mo liwe przy Kamiennym Stole. Gdzie to jest? zapytaa ucja. Poka wam powiedzia pan Bbr. To jest w d rzeki, dobry kawaek st d. Zaprowadz was. Ale co b dzie z biednym panem Tumnusem? Nie ma szybszego sposobu udzielenia mu pomocy od spotkania si z Aslanem. Kiedy ju b dzie z nami, mo emy zaczyna. To wcale nie znaczy, e nie b dziemy was potrzebowa. Jest jeszcze jeden stary wiersz, ktry gosi: Gdy ciao z ciaa Adama i ko z jego ko ci, W Ker-Paravelu na tronie zago ci,25

Przemin ze czasy niegodziwo ci. A wi c musi zbli a si spenienie tego wszystkiego, skoro on nadchodzi i wy ju jeste cie. Syszeli my, e kiedy , kiedy nikt nie wie kiedy Aslan by ju w tych stronach. Ale nigdy jeszcze nie widziano tu nikogo z waszej rasy. Tego wa nie nie rozumiem, panie Bobrze powiedzia Piotr. Czy by Czarownica nie bya czowiekiem? Bardzo by chciaa, eby my w to uwierzyli, bo wa nie na tym opiera swoje roszczenia do tronu Narnii. Ale ona nie jest Crk Ewy. Ona pochodzi od Lilith, ktra twierdzia, e jest pierwsz on waszego praojca Adama tutaj pan Bbr skoni si ale naprawd nale aa do rasy d innw. Tyle je li idzie o jej pochodzenie z jednej strony. Z drugiej strony pochodzi od olbrzymw. Nie, nie, w tej Czarownicy nie pynie ani jedna kropla prawdziwej ludzkiej krwi. I wa nie dlatego jest na wskro za dodaa pani Bobrowa. Je eli ju mamy by cakiem szczerzy, moja ono powiedzia pan Bbr to mog by dwie r ne opinie na temat ludzi, bez obrazy tutaj obecnych. Ale z ca pewno ci trudno o dwie r ne opinie na temat takich typw, ktrzy wygl daj jak ludzie, a nimi nie s . Znam zupenie przyzwoite kary powiedziaa pani Bobrowa. I ja rwnie , je eli ju mamy o tym mwi odpar jej m ale tak naprawd to nie jest ich zbyt wielu, a w dodatku nie bardzo przypominaj ludzi. Ale bior c rzecz w oglno ci, posuchajcie mojej rady i kiedy spotkacie kogo , kto zamierza by czowiekiem, a jeszcze nim nie jest, albo kiedy by czowiekiem, a ju nim by przesta, albo te powinien by czowiekiem, a nim nie jest to nie spuszczajcie go z oka i przypomnijcie sobie, gdzie macie siekier . Ale, wracaj c do rzeczy, wa nie dlatego ta wied ma wci wypatruje, czy w Narnii nie pojawi si jaki prawdziwy czowiek. Wypatruje was od lat, a je eli si dowie, e jest was czworo, b dzie jeszcze bardziej niebezpieczna. A co to ma do rzeczy? zapyta Piotr. Istnieje jeszcze jedna przepowiednia. W Ker-Paravelu jest to zamek poo ony na brzegu morza, u uj cia rzeki, ktry powinien by stolic caego kraju, gdyby wszystko dziao si tak, jak dzia powinno a wi c w Ker-Paravelu znajduj si cztery trony, a od niepami tnych czasw kr y po Narnii przepowiednia, e kiedy dwch Synw Adama i dwie Crki Ewy zasi d na tych tronach, nadejdzie koniec ju nie tylko panowania Biaej Czarownicy, ale i jej ycia. Oto dlaczego musieli my by tacy ostro ni, kiedy tu w drowali my. Gdyby si tylko dowiedziaa, e jest was czworo, wasze ycie nie byoby warte kawaeczka moich w sw. Wszystkie dzieci byy tak zasuchane w opowie pana Bobra, e zapomniay o Bo ym wiecie. Teraz, po chwili milczenia, ktre zapado po jego ostatnich sowach, ucja zapytaa, nagle: Suchajcie, gdzie jest Edmund?! i Zapanowaa zowroga cisza, a potem wszyscy, jeden przez drugiego, zacz li zadawa sobie bezadne pytania: Kto go widzia ostatni?" A mo e wyszed na dwr?" Od jak dawna go nie ma?" Rzucili si do drzwi i wyjrzeli na zewn trz. nieg sypa g sto, zielonkawy ld na powierzchni rozlewiska pokry si ju cakowicie bia pierzyn , a ze rodka tamy, gdzie stali, ledwo mo na byo dostrzec oba brzegi. Wyszli z domku i zapadaj c si po kostki w mi kki, sypki nieg, kr yli wokoo, nawouj c a do zachrypni cia: Edmund! Edmund!" Ale cicho padaj cy nieg wydawa si tumi ich gosy i nie byo nawet echa w odpowiedzi. Och, jakie to okropne! biadaa Zuzanna, kiedy w ko cu dali spokj poszukiwaniom i zrozpaczeni wrcili do domku. Och, jak auj , e w ogle tu przychodzili my! I co teraz mamy robi, panie Bobrze? zapyta Piotr. Robi? powtrzy gospodarz, ktry ju wkada dugie buty. Co robi? Musimy natychmiast26

rusza w drog . Nie mamy ani chwili do stracenia. B dzie lepiej, jak podzielimy si na cztery grupy poszukiwawcze powiedzia Piotr i rozejdziemy w r nych kierunkach. Je eli kto z nas go znajdzie, musi od razu wrci i... Grupy poszukiwawcze? zapyta pan Bbr. A po co? Jak to? Aby szuka Edmunda! Nie ma najmniejszego sensu go szuka o wiadczy pan Bbr. Co pan chce przez to powiedzie? odezwaa si Zuzanna. Przecie nie mg odej daleko. A my musimy go znale . Co pan mia na my li mwi c, e nie ma sensu go szuka? Powd, dla ktrego nie ma sensu go szuka, jest prosty: poniewa dobrze wiemy, dok d poszed odpowiedzia spokojnie pan Bbr. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdumieniem. Czy wy nie rozumiecie? powiedzia pan Bbr. On poszed do NIEJ, do Biaej Czarownicy. Zdradzi nas wszystkich. Och, naprawd ! zawoaa Zuzanna. Przecie nie mg tego zrobi! Nie mg? zapyta pan Bbr, patrz c uwa nie na troje dzieci, i wszystko, co chciay powiedzie, zamaro im na ustach, poniewa ka de z nich nagle poczuo, e Edmund na pewno to zrobi. Czy s dzi pan, e on wie, jak tam trafi? zapyta Piotr. A czy by ju kiedy w tym kraju? odpowiedzia pytaniem pan Bbr. Czy kiedykolwiek by tu sam? Tak powiedziaa ucja prawie szeptem. Obawiam si , e by. A czy mwi wam, co tu robi i kogo spotka? No wi c... nie, nie mwi odpowiedziaa ucja. A wi c posuchajcie, co wam powiem o wiadczy pan Bbr. A powiem wam, e on ju spotka Bia Czarownic , ju jest po jej stronie i ju wie, gdzie ona mieszka. Nie chciaem wam wcze niej tego mwi..., ostatecznie to wasz brat! Ale kiedy go tylko zobaczyem, powiedziaem sobie: On mi wygl da niepewnie". On mi wygl da na takiego, co spotka si z t wied m i jad to, co mu daa. Je li b dziecie dugo yli w Narnii, zawsze to poznacie. Jest co takiego w ich oczach... A jednak powiedzia Piotr zdawionym gosem musimy i i szuka go. Ostatecznie to nasz brat, nawet je li prcz tego jest maym potworem. No, i to jeszcze dziecko. I do domu Czarownicy? zapytaa pani Bobrowa. Czy nie rozumiecie, e jedynym sposobem na to, aby uratowa jego i siebie, jest trzymanie si od niej z daleka? Co pani ma na my li? zapytaa ucja. Przecie ona wa nie tego pragnie: dosta was wszystkich czworo w swoje szpony. Przez cay czas my li o tych czterech tronach w Ker-Paravelu. Kiedy ju raz znajdziecie si w paacu, przestanie si niepokoi; po prostu do jej kolekcji przyb d cztery nowe pos gi, i to zanim zd ycie wypowiedzie choby jedno sowo. A dopki ma tylko jego, to my l , e nie zrobi mu krzywdy, bo to najlepsza przyn ta, aby zwabi was troje. Och, czy NIKT nie mo e nam pomc? j kn a gucho ucja. Tylko Aslan powiedzia pan Bbr. Musimy i i spotka si z Aslanem. To jest teraz nasza jedyna szansa. Wydaje mi si , moi kochani wtr cia si znowu pani Bobrowa e jest bardzo wa ne, aby ustali, KIEDY on si wymkn z domu. Bo to, co mo e jej powiedzie, zale y od tego, co usysza. Na przykad, czy zacz li my mwi o Aslanie, zanim wyszed? Je eli nie, to jeste my gr , bo wobec tego ona nie b dzie wiedziaa, e Aslan przyby do Narnii oraz e mamy si z nim spotka, a w takim razie nie b dzie si miaa na baczno ci, przynajmniej je li o TO chodzi. Nie mog sobie przypomnie, czy tu jeszcze by, kiedy rozmawiali my o Aslanie zacz Piotr, ale ucja szybko mu przerwaa: Och, tak, by! Pami tacie, to wa nie on zapyta, czy Czarownica nie mo e zamieni Aslana w kamie . A wi c by powiedzia Piotr. Tak, i to jest ten rodzaj pytania, ktry bardzo do niego pasuje.27

Coraz gorzej, coraz gorzej zamrucza pan Bbr. A teraz nast pna sprawa: czy by tu jeszcze, kiedy wam powiedziaem, e mamy si spotka z Aslanem przy Kamiennym Stole? I naturalnie nikt nie potrafi odpowiedzie na to pytanie. Bo je li by ci gn pan Bbr to ona bardzo szybko pop dzi saniami w tym kierunku, zagrodzi nam drog do Kamiennego Stou i b dzie chciaa nas zapa, jak b dziemy tam szli. W ten sposb zostaniemy odci ci od Aslana. Jak j znam dodaa pani Bobrowa to akurat nie b dzie pierwsz rzecz , jak zrobi. Jak tylko Edmund powie jej, gdzie jeste my, wyruszy, aby nas wszystkich zapa jeszcze tej nocy. A je eli uciek jakie p godziny temu, to ona tu b dzie za jakie dwadzie cia minut. Masz wi t racj , moja ono powiedzia pan Bbr. Musimy natychmiast st d ucieka. Nie ma nawet chwili do stracenia.

Rozdzia 9 W DOMU CZAROWNICY

A TERAZ CHCIELIBY CIE si na pewno dowiedzie, co si stao z Edmundem. Edmund zjad obiad wraz z innymi, ale nie sprawiao mu to specjalnej przyjemno ci, poniewa przez cay czas my la o ptasim mleczku, a nic tak nie psuje smaku dobrego, normalnego jedzenia, jak wspomnienie o jakim zym, zaczarowanym przysmaku. Rozmowa, ktrej si przysuchiwa, rwnie nie sprawiaa mu przyjemno ci, bo mia wra enie, e nikt nie zwraca na niego uwagi, a je li ju kto zwraca, to traktuje go bardzo ozi ble. Oczywi cie mijao si to z prawd , ale Edmund by o tym wi cie przekonany. Wysucha tego wszystkiego, co pan Bbr mwi im o Aslanie, a kiedy dowiedzia si o spotkaniu wyznaczonym przy Kamiennym Stole, niepostrze enie w lizn si za kotar , ktra osaniaa drzwi. Podczas gdy w innych samo wspomnienie imienia Aslana rodzio jakie tajemnicze, cudowne uczucie, w nim budzio co rwnie tajemniczego, ale i strasznego zarazem. W tym samym momencie, w ktrym pan Bbr recytowa wiersz O ciele z ciaa Adama i ko ci z jego ko ci, Edmund ostro nie nacisn klamk , a zanim pan Bbr zacz im mwi, e Biaa Czarownica nie jest wcale czowiekiem, lecz pochodzi w poowie od d innw, a w poowie od olbrzymw, Edmund wymkn si z domu i jak mg najciszej zamkn za sob drzwi. Nie powinni cie s dzi, e Edmund by ju tak prze arty niegodziwo ci , by pragn zaczarowania brata i sistr w kamienne pos gi. Bardzo mu si chciao ptasiego mleczka, a prcz tego pragn ju zosta ksi ciem (a p niej krlem) i odpaci Piotrowi za to, e nazwa go potworem. Je li chodzi o to, co Czarownica zrobi z jego rodze stwem, to nie yczy sobie bynajmniej, aby bya dla nich zbyt mia a z ca pewno ci nie chcia, by potraktowaa ich tak dobrze, jak jego ale stara si wierzy, a przynajmniej udawa przed samym sob , e wierzy, i nie b dzie dla nich zbyt okrutna. Wszyscy, ktrzy mwi o niej takie wstr tne rzeczy my la sobie w duchu s po prostu jej wrogami; z pewno ci nawet poowa z tego nie jest prawd . W ka dym razie bya dla mnie bardzo mia, o wiele milsza ni oni. Jestem przekonany, e to ona jest prawdziw krlow , a w ka dym razie jest na pewno lepsza od tego strasznego Aslana!" Wszystko to mwi sobie, aby znale usprawiedliwienie tego, co wa nie robi, ale tak naprawd wcale nie by przekonany, e jest to suszne. W g bi serca Edmund czu, e Biaa Czarownica jest za