Coelho Paulo - Alchemik

81
Paulo Coelho – Alchemik 1 Paulo Coelho Alchemik W dalszej ich podróży  przyszedł do jednej wsi. Tam pewna kobieta imieniem Marta przyjęta Go do swego domu. Miała ona siostrę imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.  Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: „Panie, czy Ci obojętne, że moja siostra zostawiła mnie sarną przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła". Pan odpowiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a mato potrzeba, albo jednego. Maria najlepsza cząstkę obrała, której nie będzie pozbawiona". Łukasz, 10, 38 - 42 wg Biblii Tysiąclecia)  prolog Alchemik wziął do ręki książkę, którą przyniósł ze sobą ktoś z karawany. Tom nie miał wprawdzie okładki, jednak bez trudu rozpoznał autora - byt to Oskar Wilde.

Transcript of Coelho Paulo - Alchemik

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 1/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  1

Paulo Coelho

Alchemik 

W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi.Tam pewna kobietaimieniem Marta przyjęta Godo swego domu.

Miała ona siostręimieniem Maria, która siadłau nóg Pana i przysłuchiwała sięJego mowie.

 Natomiast Marta uwijała siękoło rozmaitych posług.Przystąpiła więc do Niego i rzekła:„Panie, czy Ci obojętne,że moja siostra zostawiła

mnie sarną przy usługiwaniu?Powiedz jej, żeby mi pomogła".Pan odpowiedział:„Marto, Marto, troszczysz sięi niepokoisz o wiele,a mato potrzeba, albo jednego.Maria najlepsza cząstkę obrała,której nie będzie pozbawiona".

Łukasz, 10, 38 - 42

( wg Biblii Tysiąclecia)

 prolog

Alchemik wziął do ręki książkę, którą przyniósł ze sobą ktoś z karawany. Tom niemiał wprawdzie okładki, jednak bez trudu rozpoznał autora - byt to Oskar Wilde.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 2/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  2

Przerzucając pobieżnie kartki natknął się na historie Narcyza.Alchemik dobrze znał mit o Narcyzie, owym urodziwym młodzieńcu, który chodziłcodziennie podziwiać własne odbicie w tafli jeziora. Był on tak pochłonięty swoim

obrazem, że pewnego dnia wpadł do jeziora i utonął. W miejscu, gdzie wpadł dowody, wyrósł kwiat, który nazwano narcyzem.Ale Oskar Wilde nie zakończył na tym swej historii.On opowiedział,  jak  po śmierci Narcyza leśne boginie, Oready, przybyły nad brzeg

tego słodkiego ongiś jeziora i zastały je przemienione w czarę gorzkich łez.- Dlaczego płaczesz? - spytały Oready.- Płaczę za Narcyzem - odrzekło jezioro.- Wcale nas to nie dziwi - powiedziały wówczas. - Całymi dniami uganiałyśmy się zanim po lasach, ale jedynie ty mogłeś z bliska rozkoszować się jego urodą.- Narcyz był zatem piękny? - zdziwiło się jezioro.

- Któż lepiej od ciebie mógłby to wiedzieć? - wykrzyknęły zaskoczone Oready. - To

 przecież nad twoim brzegiem pochylał się każdego dnia.

Jezioro zamilkło na chwilę, po czym rzekło:- Opłakuje Narcyza, ale nie dostrzegłem nigdy, że jest piękny. Opłakuję Narcyza, boza każdym razem, kiedy pochylał się nade mną, mogłem dojrzeć na dnie jego oczuodbicie mojej własnej urody.- Oto ładna opowieść - powiedział Alchemik.

1

 Nazywał się Santiago. Dzień chylił się ku końcowi, kiedy dotarł ze swoim stadem doruin starego, opuszczonego kościoła. Strop dawno już się zawalił i jedynie w miejscu,w którym niegdyś stała zakrystia, wyrosła teraz wielka sykomora.

Tu postanowił spędzić noc. Wprowadził swoje owce przez rozpadającą się bramę izagrodził wejście deskami tak, by w nocy nie mogły się wymknąć. Wprawdzie w

okolicy nie było wilków, ale zdarzyło się kiedyś, że uciekło mu jedno ze zwierząt is pędził cały dzień na poszukiwaniu zabłąkanej owcy.Rozesłał na ziemi płaszcz, położył się i wsunął pod głowę świeżo przeczytaną książkę. Zanim zasnął, pomyślał sobie, że powinien teraz wybierać książki grubsze -

na dłużej starczyłoby czytania a i na noc byłyby lepszymi podgłówkami.Gdy się zbudził, dookoła było jeszcze ciemno. Spojrzał w górę i przez szczelinę wsklepieniu zo baczył migoczące gwiazdy.- Wolałbym pospać trochę dłużej - pomyślał. Śniło mu się to samo, co w zeszłymtygodniu i znów obudził się przed końcem.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 3/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  3

Podniósł się z legowiska i wypił łyk wina. Wziął swój kij pasterski i zaczął budzieowce, które jeszcze spały. Dawno już zauważył, że większość tych stworzeń budziłasię, ledwie on otwierał oczy. Jakby jakaś tajemna siła związała jego życie z życiem

stada, które od dwóch lat przemierzało z nim kraj w poszukiwaniu wody i pożywienia. - One tak już do mnie przywykły, że znają mój rytm dnia i nocy - rzekł zcicha. Po chwili namysłu wydało mu się jednak, że mogło być też odwrotnie - to on przyzwyczaił się do ich rytmu.  Niektóre owce budziły się jednak  wolniej. Trącał kijem jedną po drugiej, wołająckażdą po Imieniu. Zawsze wierzył, że owce rozumiały wszystko, co do nich mówił.Dlatego czytał im czasem na głos urywki z książek, które go oczarowały, opowiadało samotności i o radościach w życiu pasterza, albo o ostatnich nowinach zasłyszanychw mijanych po drodze miastach.

Od dwóch dni temat był właściwie jeden - tamta dziewczyna, córka kupca w

miasteczku, do którego miał dotrzeć za cztery dni. Był tam tylko raz, w ubiegłymroku. Kupiec był właścicielem sklepu z tkaninami i wolał, aby go nie oszukano, żebyowce strzyżono pod jego okiem. Jakiś przygodny znajomy wskazał pasterzowi tensklep, więc pognał tam swoje stado.

- Chciałbym sprzedać trochę owczego runa - rzekł do kupca.W sklepie było tłoczno, więc kupiec poprosił, żeby pasterz zaczekał ze strzyżeniem

do zmroku. Usiadł zatem na dziedzińcu sklepu i wyjął z worka książkę.- Nie wiedziałam, ze pasterze potrafią czytać książki - usłyszał obok siebie kobiecy

głos.Stała przed nim typowa dziewczyna z Andaluzji. Czarne włosy spływały  jej na

ramiona, a w oczach tliło się jeszcze nikłe wspomnienie po dawnych arabskichnajeźdźcach.- Od owiec można czasem nauczyć się więcej niż z książek - odparł miody pasterz. I

gawędzili przez dwie godziny. Wyjaśniła mu, że jest córką kupca i opowiedziała ożyciu swojego miasteczka, gdzie każdy dzień do złudzenia przypominał po przedni.

Zaś pasterz mówił o krajobrazach Andaluzji, o ostatnich nowinach z okolicznychmiast i miasteczek. Był uszczęśliwiony, że może wreszcie porozmawiać z kimś innymniż owce.- Gdzie nauczyłeś się czytać? - spytała w pewnej chwili dziewczyna.- Tam gdzie wszyscy - odpowiedział - w szkole.

- Skoro umiesz czytać, to dlaczego jesteś tylko pasterzem?

Młodzieniec wykręcił się od odpowiedzi. Był pewien, że dziewczyna niezrozumiałaby go. Snuł dalej opowieści z wędrówki, a małe, mauretańskie oczy to

otwierały się to znów zamykały z zachwytu i zadziwienia. Czas mijał i chłopiec coraz bardziej pragnął, aby ten dzień nigdy się nie skończył, aby ojciec dziewczyny zajęty

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 4/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  4

  był jeszcze długo i niechby mu nawet kazał czekać ze trzy dni. Zrozumiał, żeodczuwa coś, czego nigdy przedtem nie doznał - chęć pozostania na zawsze w jednym mieście. Z dziewczyną o kruczych włosach dni nigdy nie byłyby podobne do

siebie.Ale kupiec w końcu nadszedł i polecił mu ostrzyc cztery owce. Zapłacił sowicie izaprosił znowu za rok.

I teraz dzieliły go zaledwie cztery dni od powrotu do owego miasta. Byłrozpłomieniony i zarazem pełen obaw - może dziewczyna już o nim zapomniała?Przechodziło przecież tamtędy tylu pasterzy sprzedających owcze runo.- Nieważne - powiedział do swoich owiec. - Ja też znam wiele dziewcząt w innychmiastach.

Ale w głębi serca czuł jednak, jak bardzo jest to ważne, I że pasterze, marynarze czykupcy znają zawsze takie miasto, w którym żyje ktoś, kto sprawia, że pewnego dniazapominają o urokach beztroskiego wędrowania po świecie.

Z pierwszym brzaskiem popędził swoje stado w stronę wschodzącego słońca. „Owcenigdy nie muszą podejmować decyzji - pomyślał. – Może dlatego nie odstępują mnie

na krok? Jedyne czego potrzebują to woda i pożywienie. Dopóki pasterz będzie je prowadził przez najlepsze pastwiska Andaluzji, dopóty będą mu towarzyszyć. Nawet

  jeśli wszystkie dni będą takie same, a godziny dłużyć się od wschodu do zachodusłońca, nawet jeśli nigdy w swoim krótkim życiu nie przeczytają ani jednej książki inie poznają mowy ludzi, powtarzających plotki z okolicznych wiosek. Zadowalają sięwodą i pożywieniem, i w istocie całkiem im to wystarcza. W zamian ofiarowują hojnie ciepłą wełnę, wierne przywiązanie, a czasem też swoje mięso". „Gdybym

  przemienił się nagle w potwora i wyrżnął po kolei, jedną po drugiej, pojęłyby todopiero, gdy znikłoby już   prawie cale stado - pomyślał.- Ponieważ ufając mi,

  przestały zawierzać własnym instynktom. A to dlatego tylko, że prowadzę je posoczystych pastwiskach".

Własne myśli wydały mu się dziwaczne. A może ten kościół z rosnącą pośrodkusykomorą jest zaklęty? Może dlatego przyśnił mu się ponownie ten sam sen iwywołał w nim teraz uczucie wściekłości na owce, zawsze przecież tak wierne?Wypił jeszcze łyk wina, które zostało z wieczerzy i otulił się szczelnie płaszczem.Wiedział, że za parę godzin, kiedy słońce sięgnie zenitu, skwar stanie się tak wielki,że nie będzie mógł prowadzić owiec przez otwarte pola. Latem o tej porze całaHiszpania śpi. Upał trwa aż do wieczora i przez cały ten czas pasterz będzie musiałdźwigać swój płaszcz na ramieniu. Lecz ilekroć myślał o pozbyciu się tego

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 5/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  5

  brzemienia, przypominał sobie w porę, że to dzięki niemu nie odczuwa chłoduwczesnego poranka.„W każdej chwili powinniśmy być gotowi na niespodzianki pogody" - myślał i czuł

wtedy wdzięczność dla ciężaru płaszcza.Płaszcz miał swój sens istnienia, tak jak i młody człowiek. Po dwóch latach włóczęgi po równinach Andaluzji znał już na pamięć wszystkie jej zakamarki i w tym właśnietkwił sens jego życia - w wędrówce.Tym razem zamierzał opowiedzieć dziewczynie, dlaczego prosty pasterz potrafi

czytać.Do szesnastego roku życia pobierał nauki w seminarium. Rodzice chcieli uczynić zniego księdza, co byłoby powodem do dumy dla prostej, wiejskiej rodziny, która

  podobnie jak jego owce pracowała jedynie na chleb i wodę. Studiował łacinę,hiszpański i teologię.Ale od dziecka marzył o poznaniu świata i to właśnie było dla niego o nieboważniejsze niż poznanie Boga i ludzkich grzechów. Pewnego popołudnia, kiedyodwiedził dom rodzinny, zebrał się na odwagę i oświadczył ojcu, że nie chce byćksiędzem. Chce podróżować.

-Synu, ludzie z zakątków całego świata przeszli już przez naszą wioskę. Poszukują turzeczy nowych, ale choć je znajdują, pozostają ciągle tacy sami. Wchodzą na skarpę

obejrzeć zamek i wydaje im się, że przeszłość była lepsza od teraźniejszości. Czymają jasne włosy, czy ciemną skórę, wszyscy są tacy sami jak ludzie z naszej wioski.- Ale ja nie znam zamków w krainach, z których przybywają - odparł młodzieniec.- Ludzie ci widząc nasze pola i nasze kobiety powiadają, że chcieliby tu zostać nazawsze - ciągnął ojciec.- Chcę zatem poznać ich kobiety i kraje, z których przybyli - powiedział chłopiec. -Gdyż oni nie zostają tutaj nigdy.- Ludzie ci mają sakwy wypchane pieniędzmi - dodał jeszcze ojciec. - U nas tylko

 pasterze mogą podróżować beztrosko.- Zostanę więc pasterzem.Ojciec nie powiedział już nic więcej. Nazajutrz dał mu sakiewkę z trzema starymi,złotymi monetami.- Znalazłem je kiedyś w polu i zamierzałem ofiarować Kościołowi w dniu twoichświęceń. Kup za me stado i przemierzaj świat, aż zrozumiesz, że nasz zamek jest

najważniejszy ze wszystkich, a nasze kobiety najpiękniejsze.I pobłogosławił go. W oczach ojca odnalazł to samo pragnienie przemierzania świata.Pragnienie ciągle żywe, choć przez dziesiątki lat zagłuszone troską o wodę, chleb idach nad głową.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 6/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  6

Horyzont zabarwił się na czerwono, a potem pojawiło się słońce. Młodzieniec

 przypomniał sobie tamtą rozmowę z ojcem i poczuł się szczęśliwy. Poznał już wielezamków i wiele kobiet - żadna jednak nie mogła się równać z tą, która czekała naniego o trzy dni drogi stąd. Miał płaszcz, książkę, którą mógł wymienić na inną, istado owiec. Najważniejsze było jednak to, że każdego dnia spełniał wielkiemarzenie swego życia - podróżował. Gdy znużą go do cna równiny Andaluzji, będziemógł sprzedać owce i zostać marynarzem. A gdy będzie miał po uszy morza, to i tak 

 przecież pozna już wiele miast, wiele kobiet i trafi mu się dość okazji, aby zaznaćszczęścia.„Doprawdy, jak w seminarium można szukać Boga?" - pomyślał patrząc nawschodzące słońce. Zawsze, ilekroć było to możliwe, starał się obierać nowe ścieżki.

 Nigdy przedtem nie dotarł do tego kościoła, choć przechodził tędy setki razy. Świat był wielki i nieogarniony, a gdyby tylko choć przez chwile pozwolił prowadzić sięowcom, odkryłby jeszcze wiele ciekawych rzeczy. - „Sęk w tym, iż one nie zdają sobiesprawy z tego, że codziennie idą nową drogą. Nie dostrzegają, że wokół zmieniają się

  pastwiska a pory roku są inne. Bowiem bez reszty pochłania je troska o wodę i pożywienie". „A może dzieje się tak z nami wszystkimi? - pomyślał. - Nawet ze mną, bo nie myślę o innych kobietach, odkąd poznałem córkę kupca".Spojrzał w niebo. Według wszelkich obliczeń do Tarify dotrze jeszcze przedobiadem. Tam będzie mógł zamienić książkę na grubszą, napełnić butelkę winem,

ogolić się i ostrzyc. Musiał być gotów na spotkanie z dziewczyną. Nie dopuszczał dosiebie myśli o tym, że jakiś inny pasterz z większym stadem mógł przyjść przed nim i

  poprosić o jej rękę. „To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące" - pomyślał, i spoglądając znów w niebo przyspieszył kroku.Przypomniał sobie, że w Tarifie mieszka pewna stara kobieta, która potrafi tłumaczyćsny. A tej nocy przyśnił mu się po raz drugi ten sam sen.

Staruszk a poprowadziła młodzieńca w głąb domu, do izby oddzielonej od reszty

zasłoną z kolorowych paciorków. Stał tam stół, dwa krzesła, a na ścianie wisiał obraz Najświętszego Serca Jezusowego.Staruszka usiadła i zaprosiła go do stołu. Ujęła dłonie chłopca w swoje i modliła sięszeptem.

Wyglądało to na cygańską modlitwę. Spotkał już na swej drodze wielu Cyganów.Oni też wędrowali, ale nie hodowali owiec. Ludzie mówili, że Cygan to ktoś, kogożycie upływa na oszukiwaniu innych. Mówili też, że Cyganie podpisali pakt z

Diabłem i że porywają cudze dzieci, by uczynić z nich niewolników w swychtajemniczych obozowiskach. Kiedy był mały, na myśl, że zostanie porwany przez

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 7/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  7

Cyganów, umierał ze strachu i ten dawny lęk powrócił w chwili, gdy staruszka trzy -

mała jego dłonie w swoich.„Przecież jest tu obraz Najświętszego Serca Jezusowego" - uspokajał sam siebie. Nie

chciał, żeby zaczęły drżeć mu dłonie, i żeby staruszka spostrzegła jego przerażenie.Zmówił pospiesznie w duchu pacierz.- Ciekawe... - powiedziała, nie odrywając oczu od ręki chłopca. I znowu zamilkła.Ogarniał go coraz większy niepokój. Mimowiednie zadrżały mu ręce i staruszka tospostrzegła. Cofnął je szybko.- Nie przyszedłem tu po to, byś mi wróżyła z ręki - powiedział, żałując gorzko, że

 przekroczył   próg tego domu. Przez głowę przemknęła mu myśl, że lepiej byłobyzapłacić i wyjść nie dowiadując się niczego. Niepotrzebnie tyle wagi przywiązywałdo tego snu.

- Przyszedłeś zapytać mnie o sny - rzekła staruszka. - A sny są językiem Boga. GdyBóg przemawia językiem świata, mogę odgadnąć ich znaczenie. Jeśli zaś mówi

 językiem twojej duszy, to tylko ty jeden możesz je zrozumieć. Tak czy owak, należymi się zapłata.„Jeszcze jedna sztuczka" - pomyślał chłopiec. Ale mimo to postanowił zaryzykować.Pasterzowi zawsze zagrażają wilki albo susza i to właśnie sprawia, że pasterskie życie jest tak ciekawe.

- Dwa razy z rzędu śniło mi się to samo. Byłem z moim stadem na pastwisku - zacząłopowiadać - kiedy pojawiło się jakieś dziecko i zaczęło bawić się z owcami. Nielubię kiedy ktoś zbliża się do moich owiec, bo lękają się obcych. Ale dzieciom

zawsze udaje się podejść do zwierząt tak, że te zwierzęta się ich nie boją. Nie wiemdlaczego. Jak zwierzęta mogą odgadnąć wiek ludzi?- Wróć do swego snu - przerwała staruszka. - Zostawiłam garnek na ogniu. Poza tymmasz mało pieniędzy i nie możesz zabierać mi zbyt wiele czasu.

- Dziecko jeszcze czas jakiś bawiło się z owcami - ciągnął dalej swą opowieść lekkospeszony. - Nagle chwyciło mnie za rękę i zaprowadziło do Piramid w Egipcie.Odczekał chwilę, by przekonać się, czy staruszka wie, co to są egipskie piramidy. Aleona milczała.- Tam przy Piramidach w Egipcie - trzy ostatnie słowa wymówił powoli i wyraźnie,

 by staruszka mogła dobrze zrozumieć - dziecko powiedziało mi: „Jeśli dotrzesz tutaj,

znajdziesz ukryty skarb". Ale nim zdołało pokazać mi dokładne miejsce, obudziłemsię. I za pierwszym, i za drugim razem.Staruszka milczała przez chwilę. Ponownie ujęła ręce chłopca i uważnie im się

 przyglądała.- Teraz nie wezmę od ciebie nic - rzekła. - Ale chcę dziesiątą część skarbu, jeśli gokiedykolwiek odnajdziesz.

Chłopiec wybuchnął śmiechem. Był to śmiech radości. Oto zaoszczędzi tę odrobinę pieniędzy, jaką posiada, tylko dlatego, że miał sen o ukrytym skarbie! Ta poczciwa

kobieta musiała być rzeczywiście Cyganką. Cyganie są głupi.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 8/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  8

- Więc jak wytłumaczysz ten sen? - spytał.- Najpierw przysięgnij, że dasz mi dziesiątą część skarbu w zamian za to, co ci teraz powiem.

Złożył przysięgę. Staruszka poprosiła, żeby jeszcze raz przysiągł - na obraz Najświętszego Ser ca Jezusowego.

- Ten sen jest w Jeżyku Świata - powiedziała.- Mogę ci go objaśnić, ale będzie to bardzo trudne. Dlatego uważam, że należy mi sięczęść tego, co znajdziesz. A jego przesłanie jest takie: powinieneś iść do egipskich

Piramid. Wprawdzie nigdy nic o nich nie słyszałam, ale jeśli pokazało ci je dziecko, tona pewno istnieją. Tam odnajdziesz skarb, dzięki któremu staniesz się bogaty.Młody człowiek poczuł najpierw zdziwienie a potem złość. Niepotrzebnie przyszedłdo tej starej. Ale przypomniał sobie w porę, że przecież nic nie płaci.- Jeśli taka jest twoja rada, to szkoda było mo jego czasu - powiedział.- Widzisz? Ostrzegałam cię przecież, że twój sen jest trudny do wyjaśnienia. Rzeczy

 proste są zawsze najbardziej niezwykłe i tylko mędrcy potrafią je pojąć. Nie jestemmędrcem, dlatego muszę znać inne sztuki, takie choćby, jak wróżenie z ręki.- A jak mam dojść do Egiptu?- Ja tylko tłumaczę sny. Nie potrafię ich przemieniać w rzeczywistość. Dlatego żyję nałasce córek.- A jeśli nigdy nie dotrę do Egiptu?- To ja nie dostanę zapłaty. Nie pierwszy to raz. I staruszka nie powiedziała już nicwięcej. Kazała, żeby sobie poszedł, bo straciła dla niego zbyt dużo czasu.

Pasterz odszedł zawiedziony i powziął zamiar, by nigdy więcej nie dawać wiarysnom. Przypomniał sobie, że ma wiele rzeczy do zrobienia. Poszedł więc coś zjeść,zamienił książkę na inną, grubszą, i usiadł na ławce na rynku, by skosztować wina,które właśnie kupił. Dzień był gorący a wino, za sprawą jednej z niezgłębionychtajemnic, orzeźwiało go. Owce stały bezpieczne w zagrodzie u nowego przyjaciela,

na skraju miasta. Znał wielu ludzi w tych stronach - dlatego tak lubił wędrować.Zawsze bowiem można spotykać coraz to nowych przyjaciół i wcale nie trzeba z nimistale prze bywać. Kiedy widzimy ciągle tych samych ludzi - tak jak w seminarium -

stają się oni w końcu częścią naszego życia. A skoro są już częścią naszego życia, tochcą je zmieniać. Jeśli nie stajemy się tacy, jak tego oczekiwali, są niezadowoleni.Ponieważ ludziom wydaje się, że wiedzą dokładnie jak powinno wyglądać naszeżycie.

 Natomiast nikt nie wie, w jaki sposób powinien przeżyć własne życie. Trochę tak jak ta kobieta od snów, która potrafiła odgadnąć ich sens, ale nie umiała ichurzeczywistniać.Postanowił zaczekać, aż słońce zniży się nieco i ruszyć z owcami w stronę łąk. Już za

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 9/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  9

trzy dni ujrzy córkę kupca.Sięgnął po książkę, którą dostał od księdza w Tarifie. Był to gruby tom i od pierwszejstrony  była w nim mowa o pogrzebie. Poza tym, imiona bohaterów były wyjątkowo

trudne do zapamiętania. Pomyślał, że gdyby napisał kiedyś książkę, to wprowadzałbykażdą postać pojedynczo, aby ten kto czyta nie musiał uczyć się na pamięćwszystkich imion na raz.A gdy w końcu czytanie go wciągnęło - bo ceremonia pogrzebowa odbywała się naśniegu, co dali wało mu wrażenie chłodu pod tym palącym słońcem - usiadł obok niego jakiś starzec i próbował nawiązać rozmowę.- Co ci ludzie robią? - zagadnął go, wskazując tłum na rynku.- Pracują  - odpowiedział chłopiec oschle, uda  jąć, że jest zajęty czytaniem. Tak naprawdę myślami był zupełnie gdzie indziej. Strzygł właśnie owce  pod okiem córki

kupca, a ona dziwiła się, że potrafił robić tyle ciekawych rzeczy. Nie pierwszy już raz

wyobrażał sobie tę scenę i za każdym r azem dziewczyna była zdumiona, gdy jejwyjaśniał, że owce powinno się strzyc pod włos. Próbował też przypomnieć sobiezajmujące historie, które mógłby jej opowiadać podczas strzyżenia. Większość z nichwyczytał w książkach, ale opowie tak, jakby sam je przeżył. Dziewczyna nigdy się otym nie dowie, bo przecież nie potrafi czytać, Starzec jednak nie dawał za wygraną.Skarżył się, że jest zmęczony, spragniony i poprosił o łyk wina. Chłopiec podał mu

 butelkę - może go w końcu zostawi w spokoju.Ale starzec chciał rozmawiać. Spyta) o tytuł książki, którą pasterz czytał. Przezchwilę młody człowiek miał ochotę odburknąć coś niegrzecznie i przenieść się na

inną ławkę, ale ojciec nauczył go szacunku dla starszych. Nie odpowiedział nic, tylko podał starcowi książkę, bo po pierwsze - nie potrafił wymówić tytułu, a po drugie, jeśli starzec nie umie czytać, to sam zawstydzony przeniesie się na inną ławkę.- Hmm... - powiedział staruszek, oglądając książkę ze wszystkich stron, jakbychodziło o jakiś dziwaczny przedmiot. - To znana książka, ale bar dzo nudna.Pasterz zdziwił się. A więc nie dość, że starzec umiał czytać, to na dodatek znał tęksiążkę. I jeśli naprawdę jest tak nudna, jak twierdził, to był jeszcze czas, by zamienić

 ją na inną.- Ta książka mówi o tym, o czym mówią prawie wszystkie książki - ciągnął starzec. -

O niezdolności ludzi do wybierania swojego własnego losu. A na koniec pozwala

uwierzyć w największe kłamstwo świata.

- A jakie jest największe kłamstwo świata? - spytał zaciekawiony młodzieniec. -To

mianowicie, że nadchodzi taka chwila, kiedy tracimy całkowicie panowanie nadnaszym życiem i zaczyna nim rządzić los. W tym tkwi największe kłamstwo świata.- Ze mną tak się; nie stało - powiedział chło piec. - Wprawdzie chciano ze mnie zrobićksiędza, a ja postanowiłem być pasterzem.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 10/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  10

- I dobrze wybrałeś - rzekł staruszek. - Bo lu bisz podróżować.„Jakby odgadł moje myśli" - pomyślał. Starzec tymczasem wertował książkę, jakbywcale nie miał zamiaru jej zwrócić. Pasterz dostrzegł coś osobliwego w jego str oju,

choć wyglądał na Araba, co w tym regionie nie należało do rzadkości. Afryka leżałazaledwie o parę godzin drogi od Tarify. Wystarczyło przepłynąć statkiem wąską cieśninę. Arabowie często pojawiali się w mieście po sprawunki i odmawiali kilkarazy w ciągu dnia swoje dziwaczne modlitwy.

- Skąd jesteś? - spytał.- Z różnych stron.- Nikt nie może pochodzić z rożnych stron - odparł chłopiec. - Ja jestem pasterzem i

 bywam w wielu miejscach, ale pochodzę z jednego, z miasta leżącego w pobliżu pewnego bardzo starego zamku. Tam się urodziłem.- Wobec tego, powiedzmy, że ja urodziłem się w Salem.

Pasterz nie miał pojęcia, gdzie leży Salem, ale wolał nie pytać, by przypadkiem niewyszła na jaw jego niewiedza. Przez chwilę patrzył na plac. Ludzie przychodzili i

odchodzili. Wszyscy wydawali się bardzo zajęci.- Jak wygląda Salem? - zapytał chłopiec, szukając jakiegoś tropu.- Tak jak zawsze od zarania dziejów.To nie był jeszcze trop. Wiedział przynajmniej, że Salem nie leży w Andaluzji.Gdyby tak było, znałby je.

- A co robisz w Salem? - próbował dalej.- Co robię w Salem? Cóż za niedorzeczne pytanie! - staruszek po raz pierwszy

wybuchnął głośnym śmiechem. - Ależ ja jestem Królem Salem!„Ludzie wygadują przedziwne rzeczy - pomyślał młodzieniec. - Czasem lepiej

obcować z owcami, bo one przynajmniej milczą i zadowalają się szukaniem wody i pożywienia. Albo z książkami, bo opowiadają niewiarygodne historie, kiedy mamy

ochotę ich słuchać. Ale kiedy rozmawia się z ludźmi, opowiadają tak niestworzonerzeczy, że czasem nie wiadomo doprawdy, co powiedzieć".- Nazywam się Melchizedech - powiedział starzec. - Powiedz mi, ile masz owiec?

- Tyle, co trzeba - uciął pasterz. Ten starzec zdecydowanie za dużo chciał o nimwiedzieć.- I w tym cały szkopuł. Nie mogę ci pomóc, do póki sądzisz, że masz owiec tyle, iletrzeba.

Chłopiec rozsierdził się. Nie prosił nikogo o pomoc. To staruszek poprosił go o wino,chciał porozmawiać i zaciekawiła go jego książka.- Oddaj mi książkę - powiedział. - Muszę iść po owce i ruszać w drogę.- Daj mi co dziesiątą owcę z twego stada  –  rzekł staruszek. - A ja powiem ci, jak 

dotrzeć do ukrytego skarbu.

Pasterz przypomniał sobie swój sen i nagle wszystko stało się jasne.Wprawdzie ta stara wiedźma nie wzięła nic, ale on - kto wie, może jej mąż? - starał

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 11/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  11

się wyłudzić od niego o wiele więcej w zamian za wskazówki, które nijak się nie miałydo rzeczywistości. Na pewno też jest Cyganem. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć,starzec po chylił się, podniósł z ziemi patyk i zaczął nim pisać na piasku jakieś słowa.

A gdy się pochylał, coś na jego piersi błysnęło tak mocno, że niemal oślepiło chłopca.I ruchem zbyt raptownym jak na osobę w sędziwym wieku, spiesznie zakrył się płaszczem. Oślepienie minęło i chłopiec mógł odczytać bez trudu, co pisał starzec.  Na piasku głównego placu małego miasta przeczytał imiona swojego ojca i swojejmatki. Całą historię swojego życia, aż do chwili obecnej, o zabawach z dzieciństwa, ochłodnych nocach w seminarium. Przeczytał imię córki kupca, choć tego imienia nieznał. Przeczytał to, o czym nigdy nikomu nie mówił - o dniu, w którym ukradł ojcustrzelbę, by polować na sarny i o swoim pierwszym, samotnym erotycznym doznaniu.

- Jestem Królem Salem - powtórzył starzec.- Dlaczego król rozmawia z pasterzem? – spytał chłopiec onieśmielony i zauroczonyzarazem.

- Jest wiele po temu powodów. Ale powiedzmy, że najważniejszy jest ten, iż jesteśzdolny spełnić Własną Legendę.Młodzieniec nie miał pojęcia, co to była „Własna Legenda".To jest to, co zawsze pragnąłeś robić. Każdy z nas we wczesnej młodości wiedobrze, jaka jest jego Własna Legenda.

- W tym okresie życia wszystko jest jasne, wszystko jest możliwe, ludzie nie boją sięani pragnień ani marzeń o tym, co chcieliby w życiu osiągnąć. Jednak w miaręupływu czasu jakaś tajemnicza sita stara się dowieść za wszelką cenę, że spełnienieWłasnej Legendy jest niemożliwe.Wszystko, co mówił starzec, wydawało się młodemu pasterzowi jakby trochę pozbawione sensu.Ale chciał dowiedzieć się czegoś więcej o owych tajemniczych siłach" - córka kupca

słuchałaby tego z zapartym tchem.

- To są siły, które na pierwszy rzut oka wydają się źle, ale tak naprawdę uczą cię, jak tworzyć Własną Legendę. Przygotowują twojego ducha i twoją wolę, bo na tej  planecie istnieje jedna wielka  prawda: kimkolwiek jesteś, cokolwiek robisz, jeślinaprawdę z całych sił czegoś pragniesz, znaczy to, że pragnienie owo zrodziło się wDuszy Wszechświata. I spełnienie tego pragnienia, to twoja misja na Ziemi.- Nawet jeśli chce się tylko podróżować? Albo poślubić córkę kupca?- Albo znaleźć skarb. Dusza Wszechświata żywi się szczęściem ludzi. Albo ichnieszczęściem, zawiścią, zazdrością. Spełnienie Własnej Legendy jest jedyną 

 powinnością człowieka. Wszystko jest bowiem jednością.I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 12/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  12

Czas jakiś siedzieli w milczeniu, spoglądając na rynek i przechodniów. Pierwszyodezwał się starzec.

- Dlaczego zajmujesz się owcami?- Bo lubię podróżować.Staruszek wskazał na sprzedawcę prażonej kukurydzy, który stał na rogu placu zeswoim czerwonym wózeczkiem.

- Ten człowiek też pragnął podróżować, gdy był dzieckiem. Ale wolał kupić maleńkikramik na kółkach, by sprzedawać prażoną kukurydzę i ciułać latami pieniądze.Kiedy już będzie stary, spędzi miesiąc w Afryce. Nigdy nie zrozumiał, że zawszemamy możliwość robienia tego, o czym naprawdę marzymy.- Powinien był zostać pasterzem - pomyślał głośno chłopiec.- Pewnie, że o tym myślał - rzekł starzec. – Ale sprzedawcy prażonej kukurydzy liczą się bardziej niż pasterze. Mają dach nad głową, a pasterze śpią pod gołym niebem. Iludzie wolą wydawać swoje córki za sprzedawców prażonej kukurydzy niż za pasterzy.Młody człowiek poczuł ukłucie w sercu myśląc o córce kupca. W jej mieście też jest

 pewnie jakiś sprzedawca prażonej kukurydzy.- W końcu to, co ludzie myślą o sprzedawcach prażonej kukurydzy i o pasterzach,staje się dla nich ważniejsze niż ich Własna Legenda.Starzec przeglądał ciągle książkę i od niechcenia przeczytał jedną stronę. Pasterzodczekał chwilę, a potem przerwał mu lekturę w ten sam sposób, w jaki uczynił to

wcześniej starzec.- Dlaczego rozmawiasz o tym ze mną?- Bo ty próbujesz żyć swoją Własną Legendą.Ale jesteś o krok od porzucenia jej.- I zawsze pojawiasz się w tak ich chwilach?- Nie zawsze w tej samej postaci, ale nigdy mnie wtedy nie zabrakło. Czasem

  pojawiam się jako dobry pomysł, albo zręczny sposób wydobycia się z tarapatów.Innym znów razem, w kluczowym momencie, sprawiam, że rzeczy stają sięłatwiejsze. I tak będzie do końca świata. Tyle że większość ludzi tego nie widzi.Opowiedział mu o tym, jak przed tygodniem musiał pojawić się. pewnemu badaczowi pod postacią zwykłego kamienia. Człowiek ten porzucił wszystko i ruszyłna poszukiwanie szmaragdów. Przez pięć lat pracował w korycie rzeki i rozłupałdziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięćkamieni, próbu  jąc odkryć bodaj jeden szmaragd. I chciał już dać za wygraną, wchwili gdy brakowało jednego kamienia - zaledwie jednego jedynego kamienia - aby

odkrył swój wymarzony klejnot. Ponieważ mężczyzna ten wiernie podążał ślademWłasnej Legendy, starzec postanowił przyjść mu z pomocą. Przemienił się w kamień i

 potoczył wprost pod stopy poszukiwacza, który w przypływie gniewu i rozgoryczenia

za pięć straconych lat, cisnął nim przed siebie. Jednak z taką siłą, że kamień rozłupał

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 13/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  13

inny, ukazując jego oczom najpiękniejszy szmaragd świata.- Ludzie bardzo wcześnie poznają sens swojego istnienia - powiedział staruszek znutką goryczy w głosie. - Może dlatego też wcześnie się go wyrzekają. Ale taki jest

ten świat.Wtedy młodzieniec przypomniał sobie, że rozmowę zaczęli od ukrytego skarbu.- Strumienie wody wydobywają z wnętrza ziemi ukryte skarby i te same strumienie je

 pochłaniają  - wyjaśnił starzec. - Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o twoimskarbie, musisz oddać mi co dziesiątą owcę.- A może jedną dziesiątą skarbu? Starzec był wyraźnie zawiedziony.- Jeśli odejdziesz przyobiecawszy coś, czego jeszcze nie masz, stracisz ochotę, by tozdobyć.Wówczas pasterz skruszony wyznał, że obiecał jedną dziesiątą skarbu Cygance.- Cyganie są przebiegli - westchnął starzec. - I byłoby dobrze, gdybyś wiedział na

  przyszłość, że wszystko w życiu ma swoją cenę. Tego właśnie próbują uczyćWojownicy Światła.Starzec oddał mu książkę.- Jutro, o tej samej porze, przyprowadzisz mi co dziesiątą owce z twojego stada.Wytłumaczę ci wtedy, jak znaleźć ukryty skarb. Do zobaczenia.I zniknął w jednym z zaułków miasta.

Chłopiec próbował znów czytać, ale nijak nie mógł się skupić. Był bardzo przejęty irozgoryczony zarazem, bo wiedział w głębi serca, że starzec mówił prawdę. Podszedłnawet do sprzedawcy prażonej kukurydzy i kiedy ją kupował, długo wahał się, czy

  powinien mu opowiedzieć o tym, co mówił starzec. „Lepiej czasem pozostawićrzeczy samym sobie" - pomyślał i nie odezwał się ani słowem. Gdyby cokolwiek 

 powiedział, sprzedawca prażonej kukurydzy przez trzy dni biłby się z myślami, czynie rzucić precz wszystkiego, a przecież był przywiązany do swego maleńkiegokramu.

Postanowił oszczędzić mu tych bolesnych rozterek. Włóczył się bez celu po mieście,aż dotarł do portu. Stal tam niewielki budynek z kantorem, w którym sprzedawano bilety na statek. Egipt znajdował się w Afryce.- Życzysz sobie czegoś? - spytał człowiek za lada.- Może jutro - powiedział chłopiec, odchodząc. Gdyby sprzedał jedną zaledwie owcę,mógłby za to przedostać się na drugi brzeg cieśniny. Ta myśl go przerażała.- Jeszcze jeden marzyciel - odezwał się człowiek w kantorze do swojego pomocnika,

 patrząc za oddalającym się młodzieńcem. - Nie ma grosza przy duszy, a w głowie roją mu się dalekie podróże.

Kiedy stał przed kasą kantoru, przypomniał sobie o swoich owcach i poczuł dziwny lęk 

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 14/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  14

 przed powrotem do nich. Przez całe dwa lata poznawał tajniki pasterskiego rzemiosła.Umiał dzisiaj strzyc, doglądać brzemienne owce, chronić je przed wilkami. Znałwszystkie pola, łąki i pastwiska Andaluzji. Wiedział dokładnie, ile warta była każda z

owiec w jego stadzie.Postanowił wrócić do zagrody swojego przyjaciela okrężną drogą. W tym mieście teżstał zamek, wspiął się więc na skarpę i usiadł na jednym z kamiennych murów. Z górymożna już było dojrzeć brzeg Afryki. Ktoś mu kiedyś mówił, że stamtąd właśnie  przybyli Maurowie, którzy przez wiele lat ciemiężyli niemal całą Hiszpanię.  Nienawidził Maurów. To oni przywiedli ze sobą Cyganów. Ze skarpy roztaczał sięrozległy widok na prawie całe miasto i płac, na którym niedawno rozmawiał zestarcem.„Niech będzie przeklęta chwila, w której go spotkałem" - pomyślał. Przecież wybrałsię tylko do kobiety, która tłumaczy sny. Ale ani owa kobieta, ani starzec, nie zważalina to, że był pasterzem. Byli to ludzie samotni, nie wierzyli już w nic i nie śniło im sięnawet, że pasterze przywiązują się do swoich owiec. Znał tak dobrze każdą z nich,wiedział, która kuleje, która niedługo będzie miała młode i która jest najbardziejleniwa. Wiedział też, jak je strzyc i jak je zabijać. Gdyby je porzucił - cierpiałyby.Zerwał się wiatr. Znał go dobrze. Ludzie nazywali go Lewantem, to wraz z tymwiatrem przybyły hordy niewiernych. Nim dotarł do Tarify, nawet nie podejrzewał,że Afryka znajduje się aż tak blisko. Było to niebezpieczne, bo Maurowie znów mogli

 podbić jego kraj.Wiatr wiał coraz silniej. „I oto mam rozdartą duszę pomiędzy owce i skarb" - myślał.

Musiał wybrać między czymś, do czego przywykł, i czymś nieznanym, co pragnąłbymieć. Wprawdzie istniała jeszcze córka kupca, ale nie znaczyła tyle co owce, bo ona

nie była od niego zależna. Może już zresztą go nie pamiętała? Był pewien, że gdybynie   pojawił się za trzy dni, dziewczyna nawet nie odczułaby jego braku. Dla niejwszystkie dni były jednakowe. A wszystkie dni stają się takie same wtedy, kiedyludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy słońcewędruje po niebie.„Zostawiłem ojca, matkę, zamek w moim mieście. Przywykli jakoś oni i ja

 przywykłem. Z czasem owce tak samo przyzwyczają się do tego, że mnie nie ma" -

myślał.Spojrzał z góry na plac. Uliczny kramarz ciągle jeszcze sprzedawał prażoną kukurydzę. A na ławce, na której niedawno rozmawiał ze starcem, całowało się terazdwoje młodych ludzi.„Sprzedawca prażonej kukurydzy..." - powiedział sam do siebie, nie kończąc zdania.Lewant zaczął wiać teraz jeszcze mocniej i chłopiec poczuł jego podmuch na twarzy.To prawda, że niósł ze sobą bolesne wspomnienie o Maurach, ale niósł reż zapach

 pustyni i woń kobiet o zasłoniętych czarczafami twarzach. Niósł ze sobą wszystkietrudy i marzenia mężczyzn, którzy wyruszyli niegdyś w nieznane, szukając złota, przygód i piramid. Młody człowiek pozazdrościł wiatrowi swobody i zrozumiał, że

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 15/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  15

sam mógłby być jak wiatr. Nie powstrzymywało go nic, poza nim samym.

Owce, córka kupca, pola Andaluzji, to tylko etapy jego Własnej Legendy.

 Następnego dnia w samo południe młody człowiek przybył na spotkanie ze starcem.Przywiódł ze sobą sześć owiec.- Jestem zdumiony - oznajmił. - Mój przyjaciel   bez namysłu kupił moje stado.Powiedział, że całe życie marzył o tym, aby być pasterzem. To dobra wróżba.- Zawsze tak jest - powiedział staruszek. - Nazywamy to Zasadą Przychylności.Zwykle, gdy grasz w karty po raz pierwszy, wygrywasz. To szczęście

 początkującego.- Ale dlaczego?

- Bo los gorąco pragnie, byś podążał śladem twojej Własnej Legendy.

Potem jął oglądać przyprowadzone owce i zauważył, że jedna z nich kuleje. Chłopiecwyjaśnił, że to bez znaczenia, bo jest ona najrozumniejsza ze wszystkich i daje dużowełny.- Gdzie jest skarb? - zapytał niecierpliwie.- W Egipcie, w pobliżu piramid.

Młodzieniec zadrżał. Staruszka powiedziała słowo w słowo to samo, tyle że nic wzamian nie wzięła.

- Aby tam dojść, musisz uważać na znaki. Bóg wyznaczył na świecie dla każdego znas szlak, którym musimy podążać. Wystarczy tylko odczytać, co zapisał dla ciebie.

 Nim chłopiec zdążył cokolwiek powiedzieć, pomiędzy nim i starcem zatrzepotała ćma.Przypomniał sobie, że kiedy był dzieckiem, jego dziadek mawiał często, że ćmy

 przynoszą szczęście. Podobnie jak świerszcze, zielone pasikoniki, srebrne jaszczurki iczterolistna koniczyna.- Właśnie - rzekł starzec, który czytał w myślach chłopca. - Dokładnie tak,  jak cięuczył twój dziad. To są te znaki.Po czym rozchylił poły płaszcza, którym był okryty. Młody człowiek był podwrażeniem tego co ujrzał J przypomniał sobie blask, który oślepił go  poprzedniego

dnia. Starzec miał na sobie szczerozłoty napierśnik, wysadzany drogimi kamieniami.Był to rzeczywiście król. A chodził w przebraniu tylko po to, by nie paść łupemrabusiów.- Weź to na drogę - rzekł, wyjmując biały i czarny kamień ze swojego napierśnika. -

  Nazywają się Urim i Tumim. Czarny oznacza „tak", a biały „nie". Przyjdą ci z pomocą, kiedy nie będziesz umiał sam odczytać znaków. Zadawaj im zawsze jasne

 pytania.

A na przyszłość staraj się jednak sam podejmować wszelkie decyzje. Skarb jest w pobliżu piramid i to już wiedziałeś. Ale to ja pomogłem ci pod-

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 16/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  16

 jąć decyzję i za to musiałeś zapłacić sześcioma owcami.

Chłopiec schował kamyki do worka. Od tej chwili sam będzie rozstrzygał o własnymlosie.

- Pamiętaj, że wszystko jest jednym. Pamiętaj o języku znaków. Ale nade wszystko pamiętaj, że musisz iść do kresu swojej Własnej Legendy. Na koniec chciałbym ciopowiedzieć pewną historię.

Raz pewien kupiec posłał swego syna po Tajemnicę Szczęścia do najmądrzejszego z

ludzi. Przez czterdzieści dni chłopiec wędrował przez pustynię, aż dotarł do pięknegostarego zamczyska na szczycie wzgórza. Mieszkał w nim ten, którego szukał. Leczzamiast spotkać tam wielkiego mędrca, ujrzał salę, w której panowała atmosferaogromnego poruszenia: wbiegali i wybiegali kupcy, po kątach, gorączkowogestykulując, rozprawiali goście, w tle przygrywali grajkowie, a na suto zastawionychstołach stały najwspanialsze tamtejsze przysmaki. Sam zaś mędrzec zajęty byłrozmową i chłopiec musiał cierpliwie czekać bite dwie godziny, nim nadeszła jegokolej.Mędrzec wysłuchał go wprawdzie uważnie, ale powiedział, że teraz nie ma czasu, byodkryć przed nim Tajemnicę Szczęścia. Zaprosił go do obejrzenia pałacu i przykazałwrócić za dwie godziny.

- Chciałbym cię jednak o coś prosić - dodał na koniec, podając chłopcu łyżkę, którą napełnił dwoma kroplami oleju. - Kiedy będziesz przechadzał się po moim pałacunieś tę łyżkę tak, aby ani krzty z niej nie uronić.

Chłopiec wchodził i schodził po schodach pałacu, nie odrywając oczu od łyżki. Podwóch godzinach znów stanął przed obliczem Mędrca.- A więc widziałeś już perskie dywany w mojej sali biesiadnej? - pytał. - Zachwyciłcię ogród, który z górą dziesięć lat tworzył Mistrz Ogrodników? Podziwiałeś piękne pergaminy w mojej bibliotece?Zawstydzony chłopiec wyznał, że nie widział nic. Dbał bowiem tylko o to, by nieuronić ani kropli oliwy, którą powierzył mu Mędrzec.- Wobec tego wracaj i poznaj cudowności mego świata - powiedział Mędrzec. - Nie

wolno nigdy ufać człowiekowi, którego domu nie znasz.Teraz już spokojniejszy, chłopiec wziął łyżkę i znów zaczął spacerować po pałacu,tym razem przyglądając się bacznie wszystkim płótnom wiszącym na ścianach imalowidłom na sklepieniu. Podziwiał góry wokół, ogrody, delikatność kwiatów ismak, z jakim ułożono tu każde dzieło. Wróciwszy zaś przed oblicze Mędrcaopowiedział dokładnie o wszystkim, co zobaczył.- A gdzie są dwie krople oleju, które powierzyłem twojej pieczy? - zapytał Mędrzec.Chłopiec spojrzał na łyżkę i ujrzał, że po oliwie nie zostało ani śladu.- Oto jedyna rada jaką mogę ci dać - rzekł Mędrzec nad Mędrcami. - Tajemnica

Szczęścia jest ukryta w tym, by widzieć wszystkie cuda świata i nigdy nie zapomniećo dwóch kroplach oleju na łyżce.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 17/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  17

Młodzieniec milczał. Pojął bowiem sens opowieści starego króla. Pasterz może dowoli wędrować po świecie, ale nigdy nie zapomina o potrze bach swoich owiec.Starzec przyglądał mu się długo i potem obiema dłońmi wykonał nad jego głową kilka

tajemniczych gestów. W końcu zabrał owce i ruszył swoją drogą.

 Nad miasteczkiem Tarifa góruje stara forteca postawiona niegdyś przez Maurów, akto usiądzie na  jej murach, może zobaczyć plac, sprzedawcę prażonej kukurydzy iskrawek Afryki w oddali.

Melchizedech, Król Salem, usiadł tego wieczora na murze fortu i poczuł na twarzy podmuch Lewantu. Obok owce przebierały nogami wystraszone nowym właścicielemi podniecone wszystkimi zmianami tego dnia. Przecież im potrzebne było jedynie

 pożywienie i woda.Melchizedech śledził wzrokiem mały statek wypływający z portu. Nigdy nie zobaczy

  już chłopca, tak jak nigdy nie zobaczył Abrahama, po tym, gdy wziął od niegodziesięcinę. A przecież było to jego dzieło.Bogowie nie powinni mieć pragnień, bo nie mają Własnej Legendy. Jednakże KrólSalem w głębi serca pragnął, żeby chłopcu się powiodło.„Szkoda, że wkrótce zapomni o moim imieniu - pomyślał. - Powinienem był

 powtórzyć mu je przynajmniej jeszcze raz. I kiedy opowiadałby o mnie, mówiłby, że jestem Melchizedech - Król Salem".

Potem spojrzał w niebo skruszony. „O! Wiem dobrze, że to próżność nad  próżnościami, Panie. Ale czasem stary król też potrzebuje czuć się dumny sam z

siebie".

„Jaka dziwna jest ta Afryka" - pomyślał chłopiec.Siedział w gospodzie takiej samej, jak wiele innych napotkanych w wąskichuliczkach miasta. Kilka osób paliło olbrzymią fajkę podawaną z rąk do rąk. W ciąguniespełna paru godzin zobaczył mężczyzn trzymających się za ręce, niewiasty z za-

krytymi twarzami i kapłanów, którzy wspinali się na wysokie wieże, a kiedy

zaczynali śpiewać, wszyscy wokół klękali i bili głową o ziemię.- Pogańskie obyczaje - powiedział sam do siebie. Kiedy był jeszcze dzieckiem zawszew kościele w jego parafii patrzył na obraz Świętego Santiago, Pogromcy Maurów.Siedział on na białym koniu z obnażoną szablą w dłoni. U jego stóp gromadzili sięludzie tacy sami, jak  teraz ci wokół niego. Poczuł się źle i przerażająco samotnie.Poganie rzucali mu złowrogie spojrzenia.W gorączce podróży zapomniał zupełnie o pewnym drobnym szczególe, jedynym,

który mógłby go na długo oddalić od skarbu: w tym kraju wszyscy mówili po

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 18/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  18

arabsku.

Zbliżył się właściciel gospody i chłopiec na migi wskazał na napój, który akurat podano na sąsiedni stół. Była to gorzka herbata, a on miał wielką ochotę napić się

wina.Ale teraz nie było czasu na błahostki. Musiał myśleć wyłącznie o swym skarbie i otym, jak go zdobyć. Sprzedaż owiec przyniosła mu sporo pieniędzy, a on wiedział, że

 pieniądze mają czarodziejską moc: z nimi nikt nie jest samotny. Wkrótce, może już za parę dni, znajdzie się w pobliżu piramid. Starzec, z całym swym złotem na piersi, nie potrzebował przecież uciekać się do kłamstwa, by zdobyć sześć owiec.Starzec mówił mu o znakach i młodzieniec myślał o nich dużo na pokładzie statku

 przepływającego cieśninę. Tak, teraz rozumiał naprawdę. W czasach gdy wędrował jeszcze po polach Andaluzji, nauczył się czytać ze znaków na niebie i na ziemi, jaka

  będzie droga, która się przed nim rysowała. Wiedział, że pewien ptak oznaczaobecność węża w pobliżu, a jeden krzew zwiastuje źródło wody w promieniu paru

kilometrów. To owce nauczyły go wszystkich tych tajemnic.„Skoro Bóg tak rozumnie prowadzi owce, po prowadzi też człowieka" - pomyślał iuspokoił się nieco. I herbata wydała mu się mniej gorzka.- K im jesteś? - zapytał go ktoś po hiszpańsku.Chłopiec odczuł ogromną ulgę. Akurat myślał o Znakach i oto ktoś się pojawił.- Jak to możliwe, że mówisz tak dobrze po hiszpańsku? - spytał.

 Nowo przybyły był młodym chłopakiem ubranym na sposób europejski, ale kolor jegoskóry zdradzał, że pochodził stąd. Był mniej więcej jego rówieśnikiem.

- Niemal wszyscy mówią tu po hiszpańsku. Od Hiszpanii dzieli nas zaledwie dwiegodziny drogi.

- Usiądź i zamów sobie coś na moje konto - powiedział chłopiec. - I poproś o wino dlamnie. Nie smakuje mi ta herbata.

- W tym kraju nie ma wina - odparł przybysz. - Religia zabrania.Wtedy młodzieniec opowiedział mu, że pragnie dotrzeć do piramid. Już miałnapomknąć coś o skarbie, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Arab gotów był

 jeszcze zażądać swojej części za doprowadzenie go na miejsce. Przypomniał sobie to,co starzec mówił mu o obietnicach. - Chciałbym, żebyś mnie zaprowadził do piramid.

Mogę cię nająć za przewodnika. Czy wiesz,  jak  tam dojść? Zauważył wówczas, żewłaściciel gospody stoi blisko i bacznie przysłuchuje się rozmowie. Czuł się trochęnieswojo w jego obecności. Ale znalazł już przewodnika i nie zamierzał przepuścićtakiej - Trzeba przejść przez całą Saharę  –  powiedział nowo przybyły. - A na to potrzebujemy pieniędzy. Najpierw muszę wiedzieć, czy masz ich dosyć.Pytanie to wydało się chłopcu podejrzane. Ale ufał staruszkowi, a ten powiedział

 przecież, że kiedy się czegoś mocno pragnie, to cały wszechświat działa potajemniena naszą korzyść.Wyjął z kieszeni pieniądze i pokazał przybyszowi. Właściciel gospody podszedł bliżeji obserwował ich uważnie. Obaj wymienili między sobą kilka słów po arabsku.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 19/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  19

Oberżysta wydawał się niezadowolony.

- Chodźmy stąd - powiedział nowo przybyły. - On nie życzy sobie, żebyśmy zostalitu dłużej.

Chłopiec odetchnął z ulgą. Podniósł się, by uiścić należność, ale gospodarz chwyciłgo za ramię i długo coś gorączkowo tłumaczył. Wprawdzie młodzieniec był silny, aleznajdował się na obcej ziemi. Nowy przyjaciel odepchnął na bok właściciela gospodyi pociągnął chłopca na zewnątrz.- Chciał zabrać ci pieniądze - wyjaśnił. - Tanger nie jest taki sam jak reszta Afryki.

To port, a w portach jest zawsze masa złodziei.Mógł mieć zaufanie do nowego przyjaciela. To on przecież pomógł mu wybrnąć z

tarapatów. Wy jął więc pieniądze z kieszeni i przeliczył je.- Jeśli tylko chcesz, to do piramid możemy dotrzeć już jutro - powiedział młody Arabi wziął pieniądze. - Ale najpierw muszę kupić dwa wielbłądy.Spacerowali wąskimi uliczkami Tangeru. Wszędzie stały stragany wypełnione po brzegi mnogością towarów. Dotarli w końcu do placu, na którym odbywał się targ.Tysiące ludzi gestykulowało, sprzedawało, kupowało. Warzywa leżały obok sztyletów, dywany obok fajek wszelkiego rodzaju. Chłopiec nie spuszczał z oczuswego nowego przy jaciela. W końcu trzymał on w kieszeni cały jego dobytek. Chciał

  poprosić o zwrot pieniędzy, ale uznał, że byłoby to niedelikatne. Nie znał jeszczeobyczajów tej obcej ziemi.

„Wystarczy nie spuszczać go z oka" - ostrzegał w duchu sam siebie. Był przecieżsilniejszy.

  Nagle, pośród całego tego rozgardiaszu, dostrzegł najpiękniejszą szablę, jaką kiedykolwiek oglądały jego oczy. Futerał był posrebrzany, a czarna rękojeść misterniewysadzana kamieniami. Chłopiec obiecał sobie solennie, że po powrocie z Egiptuzaraz ją sobie kupi.- Spytaj proszę, ile ona kosztuje - odezwał się do przyjaciela. I z przerażeniem zdałsobie sprawę, że przyglądając się szabli na dwie sekundy odwrócił od niego uwagę.Serce zamarło mu w piersi. Bał się spojrzeć w bok, bo przewidywał, co go spotka.Jeszcze chwilę przyglądał się pięknej szabli, aż w końcu zebrał się na odwagę iobejrzał za siebie.Wokół niego było to samo targowisko. Ludzie przepychali się w ciżbie, przekupnie przekrzykiwali się nawzajem, kupowano dywany, orzeszki i sałaty leżące pośródmiedzianych mis, mężczyźni trzymali się za ręce, kobiety zawoalowane byłyczarczafami, a dookoła unosił się zapach nieznanych potraw... I nigdzie, doprawdynigdzie, nie było śladu po jego towarzyszu.

Usiłował łudzić się jeszcze, że stracili się z oczu przypadkiem. Postanowił nie ruszaćsię z miejsca i czekać cierpliwie na powrót towarzysza. Po chwili jakiś człowiek wszedł na jedną z wież minaretu i zaczął śpiewnie nawoływać do modlitwy. Wszyscy

uklękli, bili czołem o ziemię i modlili się razem z nim. Potem, jak rodzina

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 20/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  20

 pracowitych mrówek, złożyli swoje stragany i odeszli.Słońce też odchodziło. Młodzieniec patrzył długo, aż skryło się całkowicie za białymidomami otaczającymi plac. Uświadomił sobie, że kiedy to samo słońce wschodziło

dzisiejszego ranka, on znajdował się na innym kontynencie, był pasterzem, miałsześćdziesiąt owiec i umówione spotkanie z dziewczyną. Dopóki wędrował po polachi pastwiskach, już z rana wiedział, co przyniesie mu dzień.Tymczasem słońce kryło się za widnokręgiem, a on był już w innym kraju, obcy naobcej ziemi, nie rozumiejący ani słowa z języka, jakim się tu mówiło. Nie był już

 pasterzem i nie miał ani grosza, by wrócić i rozpocząć wszystko na nowo.„A wszystko to stało się między wschodem i zachodem tego samego słońca" -

 pomyślał. Rozczulił się sam nad sobą, rozmyślając nad tym, że pewne rzeczy w życiu,nim jeszcze zdążymy się do nich przyzwyczaić, zmieniają się w czasie krótszym od jednego krzyku.

Wstydził się swoich łez. Nigdy dotąd nie płakał, nawet przed własnymi owcami.Tymczasem targ opustoszał zupełnie, a on był daleko od swojej ojczyzny.

Zapłakał. Płakał, bo Bóg nie był sprawiedliwy. Czyżby w ten sposób nagradzał zawiarę we własne marzenia? - „Z moimi owcami   byłem szczęśliwy, rozsiewałemwokół siebie pogodę ducha, a ludzie widząc, że nadchodzę, gościli mnie chętnie.Dziś jestem smutny i nieszczęśliwy. Co mam począć? Stanę się zgorzkniały i stracęzaufanie do ludzi, bo zawiódł mnie jeden człowiek. Będę ział nienawiścią do tych, coodnaleźli swoje skarby, bo ja sam nie dotarłem do mojego. I zawsze będę dbał tylko otę odrobinę, którą posiadam, bo jestem za maluczki by mieć cały świat".

Otworzył worek, by zobaczyć, co jest w środku. Miał nadzieję znaleźć tam choćokruch chleba, który jadł na statku. Ale natrafił tylko na grubą książkę, płaszcz i dwakamyki, które podarował mu starzec.

Gdy na nie spojrzał, poczuł ogromną ulgę. Wymienił sześć owiec na te dwadrogocenne klejnoty ze złotego napierśnika króla. Zawsze mógł je przecież sprzedać ikupić sobie bilet powrotny. „Na przyszłość będę mądrzejszy - postanowił chłopiecwyjmując kamienie z worka i chowając je głęboko do kieszeni. -Jestem w porcie, a

tamten w jednym przynajmniej nie skłamał - porty są zawsze pełne złodziei".Teraz dopiero stało się dla niego jasne wzburzenie właściciela gospody, który na

 pewno próbował go ostrzec przed tamtym człowiekiem. - "Okazuje się, że jestem taki  jak wszyscy ludzie - widzę świat nie takim jaki jest, lecz jakim chciałbym gowidzieć".Oglądał kamyki. Dotykał delikatnie raz jednego, raz drugiego wyczuwając ich ciepłoi gładką powierzchnię. One były jego skarbem. Sam ich dotyk ukoił go. Przypominałymu starca. „Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie,

 by udało ci się to osiągnąć" - powiedział mu starzec. Chciał przekonać się, ile było wtym prawdy. Znalazł się tu, na pustym placu targowym, bez grosza przy duszy i bez

owiec, których trzeba doglądać dzień i noc. Ale miał dwa kamyki, a one były

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 21/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  21

dowodem na to, że spotkał króla - króla, który znał całą historię jego życia, wiedział ostrzelbie ojca i o pierwszej rozkoszy.„Te kamienie służą do przepowiadania przyszłości. Nazywają się Urim i Tumim".

Włożył kamyki z powrotem do worka i postanowił wypróbować ich moc. Staruszek zaznaczył, że pytania mają być jasne, bo kamyki pomagają tylko temu, kto wie, czego

chce.Chłopiec spytał więc, czy ma jeszcze ze sobą błogosławieństwo starego króla.Wyciągnął jeden kamyk. - „Tak".

- Czy znajdę mój skarb? - pytał dalej.Wsunął rękę do worka i już miał wyjąć jeden z kamieni, gdy nagle oba wypadły

 przez dziurę. Do tej pory nie zauważył, że worek był rozdarty. Pochylił się, żeby je podnieść z ziemi. Kiedy jednak 61 spojrzał na nie, jeszcze jedna myśl zaświtała mu w

głowie.

„Naucz się szanować znaki i iść ich śladem" - mówił stary król.Znak. Uśmiechnął się sam do siebie. Podniósł oba kamyki z ziemi i wsunął je na powrót do wor ka. Nie zamierzał wcale łatać dziury - kamienie będą mogły wyślizgnąćsię z worka, kiedy tylko tego zechcą. Pojął, że istnieją na świecie rzeczy, o które nie

trzeba pytać - by nie uciec od własnego przeznaczenia. „Obiecałem przecieżsamodzielnie podejmować decyzje" - powiedział do siebie.Lecz kamienie pozwoliły mu zrozumieć, że starzec jest ciągle przy nim i to dodało muotuchy. Znów spojrzał na opustoszałe targowisko, ale tym razem nie czul sięzrozpaczony. Nie był to już obcy świat, był to świat nowy.

A przecież tego właśnie pragnął - poznawać nowe światy. Nawet gdyby nigdy niedotarł do piramid, i tak już zaszedł dalej niż pasterze, których znał. - „Ach, gdyby oni

mogli wiedzieć, że zaledwie o dwie godziny drogi statkiem istnieją rzeczy tak osobliwe".

 Nowy świat jawił mu się teraz pod postacią pustego targowiska, na którym jeszcze przed chwilą przed jego oczyma kipiało życie i tego nie zapomni nigdy. Przypomniałsobie szable. Zapłacił wysoką cenę za ten ułamek sekundy, gdy ją podziwiał, ale teżnigdy przedtem nie widział nic równie pięknego. I zrozumiał nagle, że świat możnaoglądać oczami nieszczęsnej ofiary kradzieży, bądź śmiałka wyruszającego na poszukiwanie skarbu.

„Ja jestem poszukującym skarbu śmiałkiem" - pomyślał i wyczerpany zasnął.

Obudził się czując, że ktoś nim mocno potrząsa. Zasnął na samym środku targowego placu, który teraz na nowo budził się do życia.Rozejrzał się wokół, wypatrując swoich owiec, lecz uprzytomnił sobie, że jest

 przecież w innym świecie. Powinien być smutny, ale poczuł się dziwnie szczęśliwy.  Nie musiał już wędrować i kłopotać się o wodę i pastwiska dla owiec - mógł

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 22/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  22

nareszcie wyruszyć z lekkim sercem w drogę do skarbu. Wprawdzie nie miał grosza  przy duszy, ale miał za to wiarę w przyszłość. Ubiegłej nocy postanowił zostać poszukiwaczem przygód, takim jak bohaterowie książek, którymi się zaczytywał.

Przechadzał się po placu bez pośpiechu. Handlarze ustawiali stragany. Pomógłrozstawić kram jakiemuś sprzedawcy słodyczy. Ten człowiek uśmiechał się inaczejniż wszyscy. Jego uśmiech był pełen radości, ochoty do życia i chęci rozpoczęcianowego dnia. Był to uśmiech, który w jakiś odległy sposób przypominał napotkanegostarca, tajemniczego Starego Króla. „Ten kramarz nie dlatego wypieka słodkieciastka, że pragnie wędrować albo poślubić córkę kupca. On piecze słodkości po prostu dlatego, że lubi to, co robi" - pomyślał. I wtedy odkrył z niedowierzaniem, że -

tak jak starzec- potrafił dostrzec, czy ktoś jest blisko czy daleko od swojej WłasnejLegendy. „Wystarczy na niego spojrzeć. Takie to proste, tylko ja byłem dotąd ślepy".Kiedy skończyli ustawiać stragan, cukiernik ofiarował mu pierwsze upieczoneciastko. Było pyszne, zjadł je ze smakiem, pokłonił się nisko i ruszył w drogę. A gdyoddalił się nieco, uświadomił sobie, że stragan ustawiony został przez dwóchmężczyzn, z których jeden mówił po ar absku a drugi po hiszpańsku. A przytym obaj rozumieli się doskonale.„Musi istnieć jakiś jeżyk, który obywa się bez słów - rozmyślał. - Doświadczyłem

 już tego z owcami, a dziś tego samego doświadczam z ludźmi".

Zaczął odkrywać wiele nowych rzeczy. Wprawdzie znał je już wcześniej, ale dzisiajobjawiły mu się w nowym świetle, zanim zdał sobie z tego sprawę. Nie zauważał ichdotąd, gdyż był do nich nazbyt mocno przyzwyczajony. „Jeśli nauczę się

rozszyfrowywać ten język bez słów, uda mi się rozszyfrować świat".„Wszystko jest jednym" - powiedział przecież starzec.

Postanowił powłóczyć się bez celu po wąskich uliczkach Tangeru - tylko w tensposób uda mu się dostrzec znaki. Wymaga to na pewno sporo cierpliwości, alecierpliwość to pierwsza cnota, jaką zdobywa pasterz. Po raz kolejny zrozumiał, że wtym obcym świecie obowiązują te same prawidła, których nauczyły go owce.„Wszystko jest jednym" - mówił starzec.

Sprzedawca Kryształów patrzył na budzący się dzień i w sercu czuł ten sam niepokój,którego doznawał każdego ranka. Od trzydziestu lat prowadził sklep w tym samymmiejscu, u szczytu stromej uliczki, gdzie rzadko docierali klienci. Teraz było już za

  późno, by cokolwiek zmienić. Handel kryształami okazał się jedynym zajęciem,którego nauczył się w życiu. Niegdyś wielu ludzi znało jego sklep. Przychodzili tuarabscy kupcy, francuscy i angielscy geologowie, niemieccy żołnierze, wszyscy z

kieszeniami wypchanymi pieniędzmi. Handel kryształami był wtedy wielką przygodą i widział już oczami wyobraźni jak na starość staje się bajecznie bogaty i stać go nanajpiękniejsze kobiety.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 23/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  23

Lecz czas mijał, a wraz z nim zmieniało się miasto. Ceucie wiodło się teraz lepiej niżTangerowi i interesy podupadły. Jego sąsiedzi, inni sklepikarze, wynieśli się gdzieindziej, i wkrótce w uliczce   pozostało zaledwie kilka sklepów. A nikt przecież nie

 będzie wspinał się tak wysoko dla kilku marnych sklepików.Sprzedawca Kryształów nie miał wyboru. Przeżył trzydzieści lat kupując i sprzedająckryształy. I dziś było już o wiele za późno, by to zmienić.Cały ranek obserwował niewielki ruch na swej małej ulicy. Przez wszystkie te lata

  poznał już rytm dnia jej mieszkańców i przygodnych przechodniów. Na kilka

minut przed porą obiadową jakiś cudzoziemiec zatrzymał się przed oknem jegowystawy. I choć ubrany był tak    jak wszyscy, to wytrawne oko Sprzedawcy

Kryształów bez trudu odgadło, że nie miał grosza przy duszy. A  jednak po-stanowiłwejść do sklepiku i tam zaczekać, dopóki młody człowiek sobie nie pójdzie.

  Na drzwiach wisiała tabliczka obwieszczająca, że mówi się tu wieloma językami.Młodzieniec zobaczył, że za ladą ktoś się pojawił.- Jeśli sobie życzysz, mogę oczyścić wszystkie te wazy. W takim stanie nikt niezechce ich nigdy kupić.Sprzedawca przyglądał mu się bez słowa. - W zamian dasz mi coś do jedzenia. Zgoda?Sprzedawca milczał dalej. Młodzieniec zrozumiał, że musi sam podjąć jakąś decyzję.W worku miał ciągle płaszcz, którego nie będzie przecież potrzebował na pustyni.

Wyjął go więc i zabrał się za czyszczenie naczyń. Przez pół godziny odkurzyłwszystkie kryształy z wystawy. W tym krótkim czasie odwiedziło sklep dwóchklientów i obaj ku pili kilka kryształów.Kiedy skończył, poprosił kupca o coś do jedzenia.

- Chodźmy na obiad - powiedział Sprzedawca Kryształów.Zawiesił na drzwiach tabliczkę i poszli do maleńkiej jadłodajni na samym końcuulicy. Gdy tylko usiedli, Sprzedawca Kryształów rzekł z uśmiechem:

- Doprawdy, nie musiałeś się trudzić - powiedział. - Prawo Koranu nakazuje nakarmićkażdego, kto jest głodny.- Więc dlaczego pozwoliłeś mi zrobić to wszystko? - spytał młody człowiek.- Bo kryształy były zakurzone. I tak ty,   jak i ja,  potrzebowaliśmy oczyścić naszegłowy ze złych myśli.Kiedy skończyli jeść, Sprzedawca zwrócił się do młodzieńca:- Chciałbym, żebyś pracował w moim sklepie. Dziś, kiedy czyściłeś kryształy,nadeszło dwóch klientów. To dobry znak.„Ludzie wiele mówią o znakach - rozmyślał pasterz. - Ale sami nie wiedzą dokładnie,o czym mówią. Tak samo jak i ja przez całe lata nie spostrzegłem nigdy, że

 porozumiewałem się z moimi owcami językiem bez słów".- No więc chcesz pracować dla mnie? - nalegał Sprzedawca Kryształów.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 24/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  24

- Mogę zostać do końca dnia - odpowiedział chłopiec. - Do świtu odkurzę wszystkiekryształy w sklepie. W zamian potrzebuję pieniędzy, by jutro znaleźć się w Egipcie.Stary człowiek wybuchnął śmiechem.

- Choćbyś czyścił moje kryształy przez cały rok, choćbyś dostał wysoką prowizję odsprzedaży każdego z nich, to musiałbyś jeszcze pożyczyć sporo pieniędzy, by mócdotrzeć do Egiptu. Bo tysiące kilometrów piaszczystej pustyni dzielą Tanger odPiramid.

 Nastała chwila ciszy tak wielkiej, że wydało się jakby cale miasto nagle zasnęło. Nie było tam już ani bazarów, ani kłótni przekupniów, ani muezinów wdrapujących sięna minarety i ich ś piewu, nie było pięknych szabli z bogato wysadzanymi rękojeśćmi.

 Nie było też nadziei i przygód, znikneli gdzieś starzy królowie i Własne Legendy, przepadły skarby i piramidy... Tak jakby cały świat zamarł - bo zamilkła duszamłodego człowieka. Nie było ani bólu, ani cierpienia, ani rozczarowań. Zostało tylko

 puste spojrzenie przenikające drzwi baru i bezgraniczne pragnienie śmierci, by w ciągutej jednej chwili wszystko skończyło się na zawsze.

Sprzedawca spojrzał na chłopca osłupiały. W jednej chwili uszła z młodego człowiekacała radość życia, która tak zachwyciła kupca tego ranka.- Mogę dać ci dość pieniędzy, byś mógł wrócić do twojego kraju, synu - odezwał się

Sprzedawca Kryształów.Młodzieniec siedział bez słowa. Potem wstał, poprawił na sobie ubranie, podniósł zziemi worek.- Przyjmuję te posadę u ciebie - powiedział. A po dłuższej chwili milczenia dodał nakoniec:- Potrzeba mi będzie pieniędzy na kupno paru owiec.

2

Minął już prawie miesiąc odkąd zaczął terminować u Sprzedawcy Kryształów. Nie było to jednak zajęcie, które by go uszczęśliwiało w pełni. Sprzedawca nieustannie

gderał za ladą, ciągle napominając go, by uważał na kryształy i czegoś nie stłukł.Młody człowiek nic sobie z tego nie robił, bo choć Sprzedawca był starym zrzędą, tonade wszystko był jednak człowiekiem uczciwym. Dawał mu godziwy procent odutargu i młodzieniec zdołał już zebrać sporą sumkę. Tego ranka wyliczył sobie, że

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 25/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  25

 jeśli będzie pracował w tym rytmie co dotąd, to potrzeba mu jeszcze całego roku, abykupić stado owiec.- Chciałbym wystawić kryształy na ulicę - powiedział któregoś dnia do swego

chlebodawcy. - Gdyby stragan stał przed sklepem, przyciągałby uwagę ludzi przechodzących dołem.- Nie widziałem nigdy dotąd czegoś podobnego - odparł Sprzedawca. - Taki straganłatwo potrącić i kryształy się potłuką.- Podczas wędrówek przez pola, moje owce w każdej chwili narażone byty naukąszenie węża. Ale ryzyko zawsze towarzyszy życiu pasterza i jego stada.Sprzedawca odszedł obsłużyć kogoś, kto prosił o trzy kryształowe wazy. Interesy szłyteraz świetnie, jak gdyby czas cofnął się do epoki, kiedy ta uliczka była jedną zgłównych atrakcji Tangeru.- Ruch w sklepie jest coraz większy - odezwał się kupiec, gdy zostali już sami. -

Pieniądze, które zarabiamy, pozwala ją mi lepiej żyć, a tobie niebawem odzyskać owce.Po co żądać więcej od życia?- Bo należy iść śladem znaków - odpowiedział bezwiednie młodzieniec i natychmiast

 pożałował swoich słów, bo przecież Sprzedawca nigdy nie spotkał króla.„To Zasada Przychylności, szczęście początkującego. Bo los pragnie byś spełnił swoją Własną Legendę" - powiedział mu niegdyś starzec.A jednak Sprzedawca dobrze rozumiał, o czym mówił młody człowiek. Już sama jegoobecność w sklepie była dobrą wróżbą, Mijały dni, do kasy napływały pieniądze i anirazu nie pożałował, że zatrudnił młodego Hiszpana, nawet jeśli płacił mu więcej niż

 było przyjęte. Na początku zaofiarował mu dosyć wysoką prowizję, nie spodziewającsię, że utarg tak raptownie się zwiększy i jakby przeczuwając, że młody człowiek niedługo powróci do swoich owiec.- Dlaczego chciałeś zobaczyć Piramidy? - spytał, pragnąc oddalić temat straganu przed sklepem.- Bo często mi o nich opowiadano - odrzekł chłopiec, by nie zdradzić się ani słowemo swoim śnie. Skarb stał się teraz dla niego bolesnym wspomnieniem i z całych siłstarał się o nim nie myśleć.- Nie znam tu nikogo, kto byłby gotów przemierzyć całą pustynię po to jedynie, byzobaczyć piramidy - rzekł Sprzedawca Kryształów. - To przecież tylko stertakamieni. Sam możesz sobie usypać taką piramidę we własnym ogrodzie.- Widocznie nigdy nie marzyłeś o podróżach - odpowiedział młodzieniec i odszedłobsłużyć klienta, który właśnie wszedł.

Dwa dni później Sprzedawca sam nawiązał do kwestii straganu przed sklepem.- Nie lubię zrnian - powiedział. - Ani ty, ani ja, nie jesteśmy tak bogaci   jak kupiec

Hassan. Jemu   pomyłka przy kupnie towarów niewiele zaszkodzi. My natomiastmusimy drogo płacić za nasze błędy.„To prawda" - pomyślał młodzieniec.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 26/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  26

- Powiedz mi, dlaczego tak upierasz się przy tym straganie? - zapytał Sprzedawca.- Posłuchaj, pragnę jak najszybciej wrócić do moich owiec. Jeśli szczęście się do nasuśmiecha, to trzeba z tego korzystać i starać się mu dopomóc, tak jak ono pomaga

nam. Nazywa się to Zasadą Przychylności lub inaczej Szczęściem Początkują cego.Stary kupiec milczał przez chwilę, po czym rzekł.- Prorok dal nam Koran i nakazał przestrzegać w życiu zaledwie pięciu reguł.

 Najważniejsza z nich mówi, że istnieje tylko jeden Bóg. Pozostałe, to modlitwa pięćrazy dziennie, ścisły post w miesiącu Ramadan i jałmużna dla żebraków.I zamilkł. Oczy zaszły mu łzami, kiedy mówił o Proroku. Był człowiekiem pełnymżarliwej wiary i choć czasem zdarzało mu się popaść w gniew, to jednak zawszestarał się żyć w zgodzie z muzułmańskim prawem.- A jaka jest piąta reguła? - spytał młodzieniec.- Dwa dni temu powiedziałeś mi, że nie marzyłem nigdy o podróżach - odrzekłSprzedawca. - Otóż piątym obowiązkiem każdego muzułmanina jest właśnie podróż.Przynajmniej raz w życiu powinniśmy udać się do świętego miasta, Mekki.A Mekka leży jeszcze dalej niż Piramidy. W młodości udało mi się zgromadzić trochę pieniędzy, ale wtedy wolałem otworzyć ten sklep. Miałem nadzieję, że pewnego dniastanę się bogaty, a wtedy wyruszę do Mekki. I rzeczywiście, zacząłem zarabiać

 pieniądze, ale nie mogłem nikomu powierzyć pieczy nad moimi kryształami, bo są  przecież zbyt delikatne. W tym czasie przez mój sklep często przewijali się pątnicy wdrodze do Mekki. Byli wśród nich pielgrzymi zamożni, otoczeni sługami i setką wielbłądów, ale większość podróżnych była jeszcze biedniejsza niż ja.

Wszyscy ruszali w drogę, wracali szczęśliwi, a na drzwiach swoich domostwwywieszali świadectwa odbytej pielgrzymki. Pewien szewc, który żył z naprawy  butów, wyznał mi kiedyś, że niemal rok wędrował przez pustynię, ale o wiele  bardziej męczyło go, kiedy krążył po dzielnicach Tangeru w poszukiwaniugarbowanej skóry.- Dlaczego zatem dziś nie ruszasz do Mekki? - spytał miody człowiek.- Bo to Mekka trzyma mnie przy życiu. To ona dodaje mi sił, by znieść wszystkie te

 jednostajne dni, owe milczące kryształowe naczynia na półkach, obiady i wieczerze

w tej podłej jadłodajni. Obawiam się, że kiedy moje marzenie się ziści, nie będę jużmiał w życiu żadnego innego celu.Ty marzysz o owcach i o piramidach. Różnisz się ode mnie tym, że pragniesz spełnićswoje marzenia. Ja natomiast pragnę o Mekce jedynie marzyć. Wyobrażałem jużsobie tysiące razy  jak prze  prawiam się przez pustynię, jak  dochodzę do placu, naktórym stoi Czarny Kamień, jak siedem razy okrążam go, zanim dotknę. Widzę już,kto będzie stał u mego boku, kto przede mną, słyszę słowa, które ze sobą zamienimyi modlitwy jakie zmówimy wspólnie. Lękam się jednak utraty złudzeń, więc wolę

 pozostać w świecie marzeń.

Jeszcze tego samego dnia, Sprzedawca zgodził się na wystawienie straganu z

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 27/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  27

kryształami. Każdy ma prawo marzyć inaczej.

Znowu minęły dwa miesiące. Wystawiona na ulicę półka przyciągnęła do sklepu zkryształami wielu nowych nabywców. Młodzieniec wyliczył, że pracując jeszcze przezsześć miesięcy, mógłby wrócić do Hiszpanii i kupić sześćdziesiąt owiec, a może naweti drugie sześćdziesiąt. W niecałe pół roku podwoiłby więc swoje stado, a że udało musię nauczyć tego dziwacznego języka, mógłby prowadzić handel z Arabami. Od owego

  pamiętnego ranka na targu, nigdy nie uciekał się do pomocy Urim i Tumim, gdyżEgipt stal się dla niego marzeniem tak odległym jak Mekka dla Sprzedawcy Kryszta-łów. Póki co, cieszył się pracą i nie przestawał myśleć o chwili, kiedy w Tarifie zejdzie

tryumfalnie z pokładu statku.„Pamiętaj, byś zawsze wiedział jasno, czego   pragniesz" - mówił Stary Król.Młodzieniec wiedział, czego pragnie i na to pracował. Kto wie, może jego skarbem

 była właśnie podróż do tego obcego kraju, spotkanie złodzieja i podwojenie stada, niewydawszy przy tym ani grosza?

Dumny był z siebie. Nauczył się paru istotnych rzeczy, jak  choćby handlukryształami, języka bez słów, mowy znaków. Pewnego popołudnia u szczytu uliczki

  pojawił się człowiek uskarżający się na brak miejsca, gdzie można by ugasić pragnienie po podejściu stromego zbocza. Młody człowiek znał teraz język znaków, poszedł zatem do swego chlebodawcy i rzekł:

- Powinniśmy częstować herbatą ludzi, którzy wchodzą na wzgórze - zaproponował.- W okolicy sporo jest miejsc, gdzie można napić się herbaty - odparł Sprzedawca.- My możemy ją podawać w kryształowych naczyniach. W ten sposób ludzie docenią aromat herbaty i zapragną kupić kryształy. Gdyż człowieka najbardziej urzeka

 piękno.Sprzedawca przyglądał się swemu pomocnikowi bez słowa. Ale jeszcze tego samegowieczora, kiedy zmówił już modlitwę i zamknął sklep, zaprosił młodzieńca, bywypalił z nim nargilę, ową dziwną fajkę, którą palą Arabowie.- Za czym tak gonisz? - spytał stary Sprzedawca Kryształów.- Już ci mówiłem, że muszę odkupić owce i na to potrzebuję pieniędzy.Sprzedawca dołożył kilka rozżarzonych węgli do cybucha i zaciągnął się głęboko.- Od trzydziestu lat prowadzę ten sklep. Znam kryształ przedni i lichy. Na wskroś

  poznałem wszystkie tajniki tego handlu. Przywykłem do tego sklepiku, jego ścian i  jego klientów. Jeśli zaczniesz podawać herbatę w kryształowych szklankach, to

interes rozkwitnie, a ja będę musiał zmienić mój sposób życia.- A co w tym złego?- Przyzwyczaiłem się do mojego losu. Zanim tu   przybyłeś, myślałem często, żetraciłem czas tkwiąc ciągle w tym samym miejscu, podczas gdy moi przyjaciele

 poszukiwali czegoś nowego, rujnując się lub wzbogacając. To mnie pogrążało w coraz

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 28/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  28

głębszym smutku. Dziś wiem, że nie było to wcale tak - w tym sklepie jest dokładnietaka przestrzeń, jakiej zawsze pragnąłem, l nie chcę tego zmieniać, bo nie wiem jak.Ot, przywykłem do sie bie takiego, jakim jestem.

Miody człowiek nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Kupiec ciągnął dalej:- Byłeś dla mnie prawdziwym błogosławieństwem. I dziś wiem jedno -

 błogosławieństwo, na które się nie godzimy, z czasem obraca się w przekleństwo. Nieoczekuję już niczego od życia. A ty zmuszasz mnie, bym dojrzał bogactwa i horyzon-

ty, które przerastają moją wyobraźnię. Teraz kiedy je zobaczyłem i przeczułem ogrommoich możliwości, czuję się gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Bo wiem, że mogęzdobyć wszystko, tylko tego nie chcę.„Jakie to szczęście, że nie pisnąłem ani słowa sprzedawcy prażonej kukurydzy" -

 pomyślał z ulgą chłopiec.Jakiś czas jeszcze palili nargilę a słońce kryło się powoli za horyzont. Rozmawiali poarabsku i młodzieniec był z siebie rad, że włada już biegle tym językiem. Kiedyśsądził, że owce mogą nauczyć go wszystkiego o świecie. A przecież nie były w stanienauczyć go arabskiego.„Zapewne są inne rzeczy, których owce nie potrafią  - myślał, patrząc w milczeniu naSprzedawcę Kryształów. - Bo one szukają tylko wody i pożywienia. Myślę, że to nieone mnie uczą, to ja się uczę".- Mektub - rzeki w końcu Sprzedawca.- Co to znaczy ?- Musiałbyś urodzić się Arabem, żeby to zrozumieć - odpowiedział. - Ale można to

 przełożyć jako „Jest zapisane".I gasząc żarzącą się jeszcze nargilę, oświadczył, że już nazajutrz młody człowiek może sprzedawać herbatę w kryształowych naczyniach. Czasem trudno utrzymać wryzach strumień życia.

Ludzie pięli się pod górę stromą uliczką i zadyszani przystawali na szczycie. Wtedy

ich wzrok na  potykał sklep z cudownymi kryształami. Podawano tu orzeźwiającą herbatę z liśćmi mięty. Wchodzili chętnie do środka i z pięknych kryształowychnaczyń pili herbatę.- Mojej żonie nie przyszłoby to nigdy do głowy - uświadamiał sobie ktoś i kupowałkilka kryształowych pucharów, by ich przepychem olśnić zaproszonych na wieczór gości. Inny zapewniał, że herbata podana w kryształach jest smaczniejsza, bo kryształnajlepiej przechowuje jej aromat. Jeszcze inny twierdził, że na Wschodzietradycyjnie poda  je się herbatę w naczyniach z kryształu, ze względu na jego

magiczne właściwości.Wieść szybko obiegła okolicę i tłumy ciekawskich wspinały się na wzgórze tylko poto, by ujrzeć na własne oczy sklep, który wprowadzał coś nowego do tej starej gałęzi

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 29/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  29

handlu. Jak grzyby po deszczu powstawały inne sklepy z herbatą podawaną wk ryształowych szklankach, ale ponieważ nie stały na szczycie góry, ziałynieodmiennie pustką.

Wkrótce Sprzedawca musiał zatrudnić jeszcze dwóch pomocników. A wraz zkryształami zaczął sprowadzać niezmierne ilości herbaty spijanej codziennie przez

kobiety i mężczyzn spragnionych nowości.I tak upłynęło jeszcze sześć miesięcy.

Młodzieniec ocknął się ze snu przed wschodem słońca. Dziś właśnie mijało jedenaście miesięcy i dziewięć dni od chwili, gdy po raz pierwszy postawił stopę naafrykańskiej ziemi.Przywdział kupiony specjalnie na ren dzień arabski strój z białego lnu. Owiną! głowęchustą i ścisnął przepaską z wielbłądziej skóry. Na stopy wsunął nowe sandały iwyszedł bezszelestnie.Miasto jeszcze spało. Zjadł ze smakiem kromkę sezamowego chleba i popił gorącą herbatą z kryształowego pucharu. Usiadł na progu sklepu paląc samotnie nargilę.Palił w ciszy nie myśląc o niczym, nie słysząc niczego poza jednostajnym szumem

wiatru, niosącym ze sobą zapach pustyni. Zgasił fajkę, wsunął rękę do kieszeni i przez chwile przyglądał się temu, co stamtąd wyjął.Była to pokaźna suma pieniędzy. Wystarczająca, by kupić sto dwadzieścia owiec,

 bilet powrotny i pozwolenie na zamorski handel.Czekał cierpliwie, aż stary kupiec wstanie i otworzy sklep. Wtedy obaj poszli napićsię her  baty.- Dziś odchodzę - rzekł młodzieniec. - Mam dość pieniędzy na kupno owiec. Zaś tymasz pieniądze na pielgrzymkę do Mekki.Stary człowiek nie powiedział nic.- Daj mi proszę błogosławieństwo na drogę - poprosił chłopiec. - Wiele ci

zawdzięczam.

Stary w milczeniu parzył herbatę. Wreszcie odwrócił się:- Jestem z ciebie dumny - powiedział. - To ty wniosłeś duszę w mój sklep zkryształami. Ale wiesz dobrze, że nie pójdę do Mekki. Tak jak ty nie kupisz owiec.

- Kto ci to powiedział? - spytał zaskoczony młodzieniec.- Mektub - powiedział po prostu stary Sprzedawca Kryształów. I pobłogosławił go.

Młody człowiek wrócił do swojej izdebki i zebrał wszystko co miał. Uzbierało siętego trzy pełne sakwy. Chciał już wyjść, gdy dostrzegł w kącie swój stary pasterski

worek. Worek ten by! w lichym stanie i chłopiec dawno zapomniał o jego istnieniu. W

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 30/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  30

środku ciągle jeszcze tkwiła ta sama książka i płaszcz. Wyjął płaszcz z myślą, by go podarować jakiemuś   biedakowi na ulicy, a wtedy na  podłogę potoczyły się dwakamienie. Urim i Tu-mim.

Przypomniał sobie wówczas Starego Króla i zdziwił się, że tak długo nie myślał o ichspotkaniu. Przez cały rok pracował bez wytchnienia, zaprzątnięty głównie myślą ozdobyciu pieniędzy, by nie wracać do Hiszpanii z opuszczoną głową.„Nigdy nie rezygnuj z marzeń - mówił Stary Król. - Idź śladem znaków".Schylił się by podnieść z podłogi Urim i Tumim, i znów przez chwilę miał dziwnewrażenie, że król jest obok. Ciężko pracował przez cały ten rok i dziś znaki mówiłymu, że pora już odejść.„Znów będę tym, kim byłem kiedyś - pomyślał.- A przecież owce nie nauczyły mnie mówić po arabsku".

 Nauczyły go jednak czegoś innego, równie ważnego. Tego, że na świecie istniał język zrozumiały dla wszystkich, i nim właśnie posługiwał się cały ten czas, kiedy starał sięrozwinąć handel kryształami. Był to język zapału, język rzeczy, które wykonuje się zmiłością i ochotą, nie tracąc nigdy z oczu celu, do którego się zmierza, i w który sięmocno wierzy. Tanger nie był już obcym miastem i chłopiec czuł, że podobnie  jak 

 podbił to miasto, mógłby podbić cały świat.„Kiedy czegoś pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie byś mógł to

 pragnienie spełnić" - mówił Stary Król.Ale Stary Król nie mówił nic o rozbojach, ani o pustyniach bez granic, ani o ludziach,którzy: mają marzenia, ale wcale nie pragną ich spełniać. Nie mówił, że Piramidy to

najzwyklejsze sterty kamieni, które każdy może usypać we własnym ogrodzie. Izapomniał powiedzieć, że kiedy ma się pieniądze na kupno większego stada niż to,które się miało, to trzeba to stado kupić.Chłopiec wziął swój worek pasterski i sakwy. Powoli zszedł po schodach. Sprzedawcauwijał się właśnie wokół pary cudzoziemców, a dwóch innych klientów popijałoherbatę z kryształowych naczyń. Ruch był spory, jak na tę poranną godzinę. Z miejsca,w którym stał, po raz pierwszy zauważył, że czupryna kupca do złudzenia przypomina-

ła włosy Starego Króla. Przywołał w pamięci uśmiech sprzedawcy słodyczy, pierwszego dnia w Tangerze, kiedy nie miał dokąd iść i co jeść - tamten uśmiech też  przypomina! Starego Króla. „Zupełnie tak, jakby on tędy przechodził i zostawiałślady - pomyślał. - I jakby każda z tych osób poznała już Starego Króla w którymśmomencie swojego życia. Król nie kłamał, kiedy mówił, że zawsze ukazuje się temu,kto żyje Własną Legendą".

Wyszedł nie żegnając się ze Sprzedawcą Kryształów. Nie chciał płakać, a nuż ktośmógłby to zobaczyć? Ale będzie tęsknił do dni spędzonych tutaj i do wszystkiego,

czego się tu nauczył. Przybyło mu wiary w siebie i znów poczuł chęć do zdobywaniaświata.„A mimo to wracam na dawne pastwiska, by znów prowadzić owce" - pomyślał. I ta

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 31/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  31

myśl już go nie cieszyła. Pracował cały rok, by mogło się spełnić jego marzenie, adziś siła tego marzenia słabła z każdą chwilą. Może tak naprawdę wcale nie o tymmarzył?

Kto wie, czy nie lepiej żyć tak  jak Sprzedawca Kryształów - nigdy nie iść do Mekki,a zadowalać się jedynie chęcią jej poznania? Ale ściskał mocno w dłoni Urim iTumim, a te kamienie przekazywały mu siłę i wolę Starego Króla. Dziwnym zbiegiemokoliczności - albo, jak  pomyślał, za sprawą jeszcze jednego znaku - znalazł się w tejsamej gospodzie, do której trafił pierwszego dnia pobytu w Tangerze. Po złodziejudawno nie było już śladu. Właściciel postawił przed nim szklankę herbaty.„Zawsze będę mógł jeszcze wrócić do paster stwa - dumał. - Nauczyłem się dbać oowce i nijak tego nie zapomnę. A może nigdy więcej nie nadarzy mi się sposobność,

 by zobaczyć egipskie piramidy? Starzec nosił złoty napierśnik i znał historię mojegożycia. To był prawdziwy król, mądry król."

Był zaledwie o dwie godziny drogi statkiem od andaluzyjskich równin, a od Piramiddzieliła go cała pustynia. Pomyślał, że mógłby na wszystko, co mu się dziśwydarzało, spojrzeć pod innym ką tem: tak  naprawdę zbliżył się o te dwie godzinydrogi do skarbu. Nawet jeśli na to, by tu dotrzeć, poświęcił cały rok.„Wiem dobrze, dlaczego chcę wrócić do owiec. Znam je dobrze, nie przysparzają wielu kłopotów i można je kochać. Nie wiem, czy można kochać pustynię, choć towłaśnie pustynia ukryła gdzieś mój skarb. Jeśli nie uda mi się go odnaleźć, zawsze

  jeszcze będę mógł wrócić do siebie. Niespodziewanie los dał mi dość pieniędzy, a iczas nigdzie mnie nie popędza. Dlaczego więc nie spróbować?"

Poczuł nagle niezwykłą lekkość w sercu. Zawsze mógł wrócić do pasterstwa. Zawszemógł wrócić do Sprzedawcy Kryształów. Może na świecie było wiele ukrytychskarbów, ale on miał powtarzający się sen i spotkał króla. A to nie przydarza siękażdemu.Kiedy wyszedł z gospody, rozpierała go radość. Przypomniał sobie, że jeden zdostawców kryształów sprowadzał je z daleka karawanami, które przemierzały

 pustynię. Trzymał ciągle w dłoni Urim i Tumim, i dzięki tym dwóm kamykom znowu

 powracał na drogę do skarbu.„Stoję zawsze u boku rych, którzy tworzą swoją Własną Legendę" - powiedział StaryKról.

  Nic go nie kosztowało zajść do składu i dowiedzieć się, czy do Piramid jestrzeczywiście tak daleko.

Anglik siedział w budynku cuchnącym bydłem, potem i kurzem. Trudno nawet byłoby nazwać to składem - była to po prostu stajnia.- Poświęciłem całe życie, by wylądować w takim miejscu - mówił sobie w duchu,kartkując nieuważnie jakiś chemiczny poradnik. - Dziesięć lat wytężonych studiów

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 32/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  32

doprowadziło mnie do bydlęcej obory!

Ale trzeba było uparcie iść dalej. Należy wierzyć znakom. Cała jego egzystencja,wszystkie badania skupiały się wokół poszukiwania tego jedynego języka, jakim

  porozumiewał się Wszechświat. Zaczął od esperanto, później wciągnęły go tajnikireligii, a na koniec zajął się alchemią. Dzisiaj nieźle już władał esperanto, rozumiałświetnie rozliczne doktryny religijne, ale ciągle jeszcze nie stał się alchemikiem. Na

 pewno udało mu się odkryć wiele istotnych rzeczy. Jednak w swoich poszukiwaniach

dotarł do punktu, w którym nie mógł już posunąć się ani kroku dalej. Od lat próbował  bezskutecznie zbliżyć się do jakiegoś alchemika. Ale byli to dziwaczni osobnicy,którzy myśleli jedynie o sobie i niemal nagminnie odmawiali mu pomocy. Któż mógłwiedzieć, czy nie odkryli tajemnicy Wielkiego Dzieła, inaczej mówiąc, KamieniaFilozoficznego - i dlatego właśnie ukryli się za zasłoną ciszy?Poszukując na próżno Kamienia Filozoficznego, wydal już część majątku, który

  pozostawił mu ojciec. Odwiedził najwspanialsze biblioteki świata, nabyłnajistotniejsze i niezwykle rzadkie dzieła dotyczące alchemii. W jednym z nich

  przeczytał, że wiele lat temu pewien słynny alchemik arabski odwiedził Europę.Mówiono o nim, że miał ponad dwieście lat, a nawet, że odkrył Kamień Filozoficzny i

Eliksir Długowieczności. Ta historia mocno zafrapowała wyobraźnię Anglika. Ale pewnie pozostałaby jedynie czczą legendą, gdyby jeden z przyjaciół, który dopiero co  powrócił z wyprawy archeologicznej na pustynię, nie opowiedział mu o pewnym

Arabie obdarzonym nadprzyrodzonymi mocami.- Żyje on w oazie Fajum - powiedział mu. -l ludzie powiadają, że ma dwieście lat i

 potrafi przemienić w złoto jakikolwiek pospolity metal.  Na wieść o tym, Anglika ogarnęło gorączkowe podniecenie. Natychmiast odwołałwszystkie wcześniejsze zobowiązania, spakował najważniejsze księgi i oto znalazł siętutaj, w tym składzie, który przypominał stajnię. Tymczasem na podwórzu trwały przygotowania do wymarszu wielkiej karawany, która miała przejść przez Saharę.A szlak tej karawany prowadził właśnie przez Fajum.- Muszę koniecznie spotkać tego przeklętego Alchemika - myślał Anglik.I smród bydła stał się łatwiejszy do zniesienia.Jakiś młody Arab, obładowany jak on pakunkami, wszedł do budynku i pozdrowiłAnglika.- Dokąd się wybierasz? - spytał od razu.- Na pustynię - odrzekł Anglik i wrócił do swo jej lektury. W tej chwili wcale nie miałochoty na jakąkolwiek rozmowę. Pragnął bowiem ułożyć sobie w głowie wszystkoto, czego nauczył się w ciągu dziesięciu lat, gdyż Alchemik z pewnością wystawi na

 próbę jego wiedzę.

Młody Arab również sięgnął po książkę i zaczął czytać w swoim kącie. Książkanapisana była po hiszpańsku. - Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności - pomyślałAnglik. Władał hiszpańskim lepiej niż arabskim, i jeśli ten chłopak wybierał się

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 33/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  33

również do Fajum, będzie miał przynajmniej z kim porozmawiać, kiedy już przestanie zajmować się wszystkimi istotnymi kwestiami.

„To jednak zabawne - pomyślał młodzieniec, próbując po raz kolejny przeczytać opis  pogrzebu, którym roz  poczynała się opowieść. - Oto upłynął niemal rok od czasu,kiedy sięgnąłem po te książkę i ciągle nie udaje mi się przebrnąć przez tych kilka

stron". Choć brakowało tu króla, który mógłby mu przerywać lekturę, nie był się wstanie skupić. Nadal niczego nie postanowił. Ale teraz zrozumiał nareszcie rzeczistotną  - postanowienia są zaledwie początkiem. Kiedy człowiek podejmuje już de-cyzję, to trochę tak jakby skoczył w wartki strumień, który porywa go w kierunku, o jakim mu się nawet nie śniło, w chwili gdy ją podejmował.„Kiedy postanowiłem wyruszyć na poszukiwanie skarbu, nawet nie przyszło mi dogłowy, że będę kiedykolwiek pracował w sklepie z kryształami - pomyślał, próbując

 przekonać sam siebie. - Podobnie rzecz się ma z tą karawaną, wprawdzie pasuje dodecyzji, którą podjąłem, jednak jej szlak jest jedną wielką niewiadomą."

 Naprzeciw niego siedział jakiś człowiek z Europy, który również czytał książkę. Byłdość gburowaty. Kiedy młodzieniec wszedł tu, tamten rzucił mu pogardliwespojrzenie. Mogliby stać się przyjaciółmi, ale Europejczyk przeciął sprawę krótko.Młody człowiek zamknął książkę. Nie chciał w oczach tutejszych ludzi upodabniaćsię w niczym do tego Europejczyka. Wyciągnął z kieszeni dwa kamyki, Urim i

Tumim, i zaczął się nimi bawić. Cudzoziemiec wykrzyknął:- Ależ to Urim i Tumim!Młodzieniec schował pośpiesznie kamyki do kieszeni.- One nie są na sprzedaż - powiedział.- Niewiele są zresztą warte - rzekł Anglik. – To tylko zwykłe kryształy górskie i nicwięcej. Na ziemi istnieją tysiące takich kryształów, ale dla tego kto je zna, są to Urimi Tumim. Nie przypuszczałem, że można je spotkać w tej części świata.- Dostałem je w darze od pewnego króla - powiedział młodzieniec.Cudzoziemca jakby zamurowało. Wsunął drżącą rękę do kieszeni i wyciągnął z niejdwa identyczne kamienie.- Mówiłeś coś o królu - powiedział.- Ale ty nie wierzysz chyba, żeby król mógł odezwać się choć słowem do pastucha -

 powiedział młody człowiek, by uciąć wreszcie tę rozmowę.- Wręcz przeciwnie. To pasterze pierwsi złożyli hołd królowi, którego reszta światanie chciała uznać. Nie ma więc nic niezwykłego w tym, że królowie rozmawiają z pasterzami.

I w obawie, by młodzieniec nie zrozumiał go opacznie, dorzucił:- Tak jest napisane w Biblii. Tej samej księdze, która nauczyła mnie posługiwać siękamieniami Urim i Tumim. Owe kamienie były jedyną wyrocznią uznaną przez Boga,

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 34/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  34

a kapłanie nosili je na złotym napierśniku.Młodzieniec poczuł się nagle szczęśliwy, że znalazł się tutaj.- Może to właśnie jest znak? - rzek ł Anglik, jakby myślał na głos.

- Kto mówił ci o znakach? - ciekawość młodzieńca rosła z minuty na minutę.- W życiu wszystko jest znakiem - odrzekł Anglik, zamykając broszurę, którą czytał. -

Wszechświat przemawia jednym tylko językiem, mogą go rozumieć wszyscy, tyle żewszyscy o nim zapomnieli. Poszukuje właśnie tego zaginionego JeżykaWszechświata. I po to tu jestem. Muszę spotkać człowieka, który ten jeżyk zna.Alchemika.Ich rozmowę przerwał zarządca składu.- Macie szczęście - powiedział gruby Ara b.- Właśnie jedna karawana wyrusza dziś po południu do Fajum.

- Ale ja jadę do Egiptu - rzeki młody człowiek.- Fajum leży w Egipcie - odpowiedział grubas.- A ty wyglądasz dziwnie jak na Araba!Młodzieniec przyznał się, że jest Hiszpanem. Anglik ucieszył się. Nawet jeśli nosi się

 jak Arab, jest to w końcu Europejczyk.- On nazywa znaki „szczęściem" - powiedział Anglik, gdy zostali sami. - Gdybymtylko mógł, napisałbym wielkie dzieło o słowach „szczęście" i „przypadek". Tymiwłaśnie słowami przemawia Język Wszechświata.Ciągnęli dalej pogawędkę i Anglik powiedział młodemu pasterzowi, że to wcale nie przypadek sprawił, że spotkał go trzymającego Urim i Tumim w dłoni. Ciekaw był,

czy on również wybiera się do Alchemika.-Ja idę na poszukiwanie skarbu - odrzekł młodzieniec i natychmiast pożałował.Ale Anglik jakby nie przykładał wagi do jego słów.- W pewnej mierze, ja również.- Zresztą nawet nie wiem, co to jest Alchemia - dodał młodzieniec w chwili, gdyzarządca składu zawołał ich z podwórza.

- Jestem przywódcą tej karawany - rzekł ciemnooki mężczyzna z długą brodą. - Mam

 prawo do życia i śmierci wszystkich tych, których prowadzę. Bowiem pustynia jest jak kapryśna kobieta i bywa, że czasem otumania mężczyzn.Karawana liczyła około dwustu osób i dwa razy tyle zwierząt: wielbłądów, koni,mułów i ptaków. Były tu kobiety, dzieci i liczni mężczyźni uzbrojeni w szable

 przypięte do boku lub strzelby przewieszone przez ramię. Anglik wiózł ze sobą licznekufry wypchane książkami. Na placu panował nieopisany harmider i Przywódca

musiał kilkakrotnie powtarzać swoją mowę, by usłyszeli go wszyscy,- Są pośród nas różni ludzie i różnych Bogów noszą w sercu. Moim jedynym bogiem

 jest Allach i przysięgam na jego imię, że uczynię wszystko co w mojej mocy, aby raz

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 35/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  35

 jeszcze pokonać pustynię. Żądam jedynie, by każdy z was przysiągł na Boga, wktórego w głębi serca wierzy, że będzie mi posłuszny w każdej okoliczności. Na

 pustyni bowiem nieposłuszeństwo jest równe śmierci. Głuchy pomruk przebiegi przez

zebrany tłum. Każdy szeptem modlił się do własnego Boga. Młodzieniec przysiągł naChrystusa. Anglik milczał. Szmer trwał dłużej niż zwykła przysięga. Ludzie błagaliniebiosa o przychylność dla siebie. Rozległ się potężny głos trąb i wszyscy spieszniewskoczyli w siodła. Młodzieniec z Anglikiem kupili wielbłądy i z trudem udało imsię na nie wdrapać. Chłopiec czuł litość dla zwierzęcia, które Anglik objuczył kuframi

 pełnymi książek.- Zbiegi okoliczności nie istnieją - rzekł Anglik, nawiązując do rozmowy zaczętej wskładzie. - Jeden z przyjaciół radził mi tu przyjechać, ponieważ poznał Araba, który...Karawana ruszyła w drogę i nie sposób było dosłyszeć, co mówił dalej. Ale młodyczłowiek dobrze wiedział, że chodziło o ów tajemniczy łańcuch zdarzeń, który splata jedne rzeczy z dr ugimi. To on sprawił, że został pasterzem, śnił dwa razy z rzędu tensam sen, znalazł się w mieście położonym niedaleko Afryki, spotkał króla, stracił całyswój dobytek, by na koniec poznać Sprzedawcę Kryształów i...„Im bardziej zbliżamy się do naszych marzeń, tym bardziej Własna Legenda staje się

 jedyną prawdziwą racją bytu" - pomyślał.

Karawana podążała na wschód. Wyruszała wczesnym rankiem, zatrzymywała, gdy

słońce sta-to w zenicie i podejmowała na nowo wędrówkę, gdy chowało się zawidnokrąg. Młodzieniec niewiele rozmawiał z Anglikiem, który większość czasu

spędzał zatopiony w swoich książkach.Obserwował w milczeniu wędrówkę zwierząt i ludzi przez pustynię. Wszystko byłoodmienne niż w dniu wymarszu. Tamten dzień był pełen zgiełku, nawoływań, płaczudzieci, odgłosów zwierząt, przeplatanych tu i ówdzie niecierpliwymi rozkazami przewodników i kupców.

 Na pustyni nie było nic, poza odwiecznym wiatrem, ciszą i odgłosem zwierzęcychkopyt. Nawet przewodnicy niewiele ze sobą mówili.- Wiele razy przemier zyłem już ten ocean piasku - odezwał się pewnego wieczoru jeden z wiel błądników. - Ale pustynia jest tak nieogarniona, a horyzont tak odległy,że człowiek czuje się tu maleńki i pogrąża w milczeniu.Młodzieniec pojął w lot, o czym mówił poganiacz wielbłądów, choć nigdy dotąd niewędrował przez pustynię. Zawsze, gdy spoglądał na morze lub w ogień, potrafiłsiedzieć całymi godzinami bez słowa, zauroczony bezmiarem i mocą żywiołów.„Uczyłem się już od owiec i od kryształów - pomyślał. - Dlaczego nie miałbym sięuczyć od pustyni? Wydaje się ona jeszcze starsza i jeszcze bardziej przepełnionamądrością".Wiatr nie ustawał ani na chwilę. Przypomniał sobie dzień, kiedy czuł na sobie jego

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 36/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  36

  powiew, siedząc na murach obronnych Tarify. Może teraz właśnie wiatr gładziłmięciutkie runo owiec snujących się po andaluzyjskich polach w poszukiwaniu wodyi pożywienia?

„To już nie moje owce - rzekł do siebie bez żalu. - Na pewno dawno już przywykłydo nowego pasterza i zapomniały o mnie. Tym lepiej. Kto jak owce żyje wędrówką,wie dobrze, że zawsze nadchodzi taka chwila, kiedy trzeba odejść".Potem przywołał w pamięci córkę kupca. Był pewien, że dawno już wyszła za mąż.Może za sprzedawcę prażonej kukurydzy, albo za innego pasterza, który, tak jak on,

 potrafił czytać i opowiadał jej niezwykłe historie. Nie był w końcu jedyny. Lecz tamyśl zrodziła w nim niepokój. Czy teraz właśnie docierał do owego osławionegoJęzyka Wszechświata, który zna przeszłość i teraźniejszość wszystkich ludzi? „To  przeczucia" - mawiała często matka. Zaczynał pojmować, że przeczucia są nagłymskokiem duszy w ów kosmiczny nurt życia, w głębi którego dzieje wszystkich ludzisplatają się w jedno. I można tam dojrzeć wszystko, gdyż wszystko jest tam zapisane.- Mektub - powiedział, myśląc o Sprzedawcy Kryształów.

Pustynia była raz piaszczysta, to znowu skalista. Zdarzało się, że dotarłszy dowielkiego bloku skalnego, karawana go tylko okrążała, jeśli zaś było to skupiskokamieni, musiała obchodzić je wielkim lukiem. Gdy piasek był zbyt drobny dla wiel-

  błądzich kopyt, szukano przejścia tam, gdzie był lepiej ubity. Czasami, w miejscudawnego jeziora, grunt pokryty byt kryształami soli. Kiedy zwierzęta byływyczerpane, poganiacze zeskakiwali z siodeł, rozjuczali zwierzęta, pomagali im

 przebrnąć przez karkołomne miejsca, a potem juczyli je na nowo. Jeśli zachorowałlub umarł któryś z przewodników, reszta ciągnęła losy, by wybrać jego zastępcę.I nieważne było, że karawana musiała czasami zbaczać z drogi, i tak zmierzałazawsze do raz wytyczonego celu. Po pokonaniu przeszkód, znowu odnajdowała naniebie gwiazdę, która wiodła ją do oazy. A gdy ludzie czuli nad sobą ową gwiazdę

  połyskującą o świcie, wiedzieli, że pokazywała im miejsce, gdzie kobiet, wody idaktyli jest pod dostatkiem. Jeden tylko Anglik niczego nie dostrzegał, zatopiony wswoich uczonych księgach.W pierwszych dniach podróży młodzieniec również usiłował czytać. Szybko jednak 

 pojął, o ile ciekawiej jest przyglądać się karawanie i słuchać wiatru. A gdy tylko lepiej

  poznał swego wielbłąda i zaczął się do niego przywiązywać, zaraz wyrzucił preczksiążkę. Był to niepotrzebny balast, choć przesadnie wierzył, że zawsze, ilekroćotwierał książkę, spotykał ciekawych ludzi.Zaprzyjaźnił się z jednym z przewodników, który często podążał obok mego. Nawieczornych postojach przy ognisku opowiadał mu o swoich przygodach z czasów,

gdy był jeszcze pasterzem.Podczas jednej z rozmów wielbłądnik jemu z kolei zaczął wspominać swoje losy:- Mieszkałem nieopodal Kairu. Miałem ogród warzywny, żonę, dzieci i życie, które -

zdawało się - pozostanie niezmienne aż do dnia mojej śmierci. Pewnego lata, gdy

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 37/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  37

 plony były lepsze niż zazwyczaj, udaliśmy się całą rodziną do Mekki i tak dopełniłemostatniej powinności,  jaka mi została wobec Boga. Mogłem już umrzeć z lekkimsercem i dawało mi to dużo radości.

Ale nadszedł dzień, kiedy ziemia zatrzęsła się w posadach i Nil wylał ze swegokoryta. To, co zawsze wydawało mi się, że spada tylko na innych, spadło na mnie.Moi sąsiedzi bali się, że stracą w powodzi swoje drzewa oliwne, moja żona lękała się,że wzburzone wody porwą nasze dzieci. A ja byłem przerażony, widząc jak znikawszystko, co z wielkim trudem zdobywałem przez lata.

  Nie było ratunku. Niczego nie udało się wyciągnąć spod ziemi i z dnia na dzieńzmuszony byłem znaleźć inny sposób na życie. Dzisiaj jestem przewodnikiem

karawan. Ale usłyszałem wtedy głos Allacha: Nikomu nie wolno drżeć przed niezna-nym, gdyż każdy jest w stanie zdobyć to, czego pragnie i to, czego mu potrzeba.Lękamy się utracić to, co już posiadamy - nasze życie czy nasze plony. Jednak taobawa znika, gdy tylko zaczynamy pojmować, że nasze losy, tak jak i losy świata,spisane zostały tą samą Ręką.

 Niekiedy różne karawany spotykały się na wieczornym postoju. Jedna zawsze miałaakurat to, czego brakowało drugiej, tak jakby w istocie wszystko zapisane było jedną i tą samą Ręką. Przewodnicy wymieniali wieści o burzach piaskowych i gromadzilisię wokół ogniska, by snuć pustynne opowieści.

Kiedy indziej znów pojawiali się tajemniczy osobnicy o zakrytych twarzach. Byli to  beduini, strzegący karawanowych szlaków. Przynosili wiadomości o łupieżcach izbuntowanych rodach. Przychodzili i odchodzili bezszelestnie, odziani w dżilbaby ociemnych barwach, głowy owinięte mieli szczelnie kwefami, spod których błyskałyczasem oczy.Pewnego razu, podczas nocnej warty, przewodnik zbliżył się do młodzieńca i Anglika,siedzących przy ogniu.- Krążą pogłoski, że wybuchła wojna między plemionami - rzeki przewodnik.

Trzej mężczyźni zamilkli. Młody Hiszpan poczuł, że ogarnął ich nieokreślony lęk,choć żaden nie wyrzekł ani stówa. Znowu rozumiał mowę bez słów, Język Wszechświata.Po chwili Anglik spytał, czy istnieje jakieś zagrożenie.- Ten, kto raz wyruszył na pustynię, nie może zawrócić z drogi - odpar ł przewodnik. -A skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód.Reszta jest w mocy samego Allacha, nawet niebezpieczeństwo.I skończył, wypowiadając tajemnicze słowo „Mektub".

- Powinieneś baczniej przyglądać się karawanie - powiedział miody człowiek doAnglika, gdy tylko przewodnik odszedł. - Wprawdzie czasem musi nadłożyć kawałdrogi, ale dniem i nocą dąży niestrudzenie do tego samego celu.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 38/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  38

- A ty powinieneś więcej czytać o świecie - od parł Anglik. - Książki są jak karawany.

Długi korowód ludzi i jucznych zwierząt przyspieszył odtąd nieco kroku. Cisza

  panowała już nie tylko w ciągu dnia. Powoli zaczynała wkradać się również wwieczory, kiedy zazwyczaj gawędzono przy ognisku. Któregoś dnia przywódcakarawany zabronił rozpalania w nocy ognia, by nie ściągać na siebie uwagi.Podróżni układali się na spoczynek pospołu, a śpiące wokół zwierzęta chroniły ich

  przed nocnym chłodem. Przywódca ustawił również uzbrojone straże w pobliżuobozowiska.Pewnej nocy Anglik długo nie mógł zasnąć. Odszukał Hiszpana i razem wybrali się na

  pobliskie wydmy. Na niebie świecił księżyc w pełni. Młodzieniec opowiedziałAnglikowi o swoich dotychczasowych przygodach.

Szczególnie zafrapowała go opowieść o sklepie, który rozkwitł z dnia na dzień,odkąd młody człowiek zaczął w nim pracować.- To zasada, która wprawia w ruch wszystko wokół - powiedział Anglik. - W

Alchemii nosi ona imię Duszy Świata i jest to zawsze siła dobroczynna.Dodał też, że nie jest ona wyłącznym przywilejem człowieka. Wszystko co jest,

 posiada bowiem duszę, czy to kamień, czy roślina, czy zwierzę, czy nawet myśl.- To, co znajduje się na ziemi i pod  jej powierzchnią, ani przez chwilę nie przestajesię przeistaczać, bo ziemia również jest bytem żywym i posiada własną duszę. Mystanowimy część tej duszy i rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że ona działazawsze na naszą korzyść. Powinieneś wiedzieć, że w sklepie z kryształami nawet

wazy sprzyjały twoim przedsięwzięciom.Młodzieniec czas jakiś milczał, patrząc na księżyc i biel piasku.

- Przyglądam się bacznie karawanie - rzekł w końcu. - Karawana mówi tym samym  językiem co pustynia i dlatego tylko wolno jej tę pustynię przejść. Pustyniawsłuchuje się w każdy jej krok  - jakby badała, czy jest z nią w absolutnej zgodzie,Jeśli tak jest, to karawana zdoła cało dotrzeć do oazy. Ale gdyby jeden z nas, mimocałej odwagi w sercu, nie pojął tego języka, zginąłby już pierwszego dnia.

Patrzyli obaj na jasną poświatę księżyca.- To jest magia znaków - ciągnął młodzieniec. - Przyglądałem się jak nasi

  przewodnicy odczytują znaki pustyni i przysłuchiwałem jak Dusza Świata porozumiewa się z duszą pustyni.Po chwili Anglik odezwa! się.- Muszę rzeczywiście przypatrywać się więcej życiu karawany.- A ja muszę przeczytać twoje książki - odparł młodzieniec.

Były to dziwne księgi. Mówiły o rtęci i soli, o smokach i królach, ale on niewiele ztego rozumiał. W każdym niemal tekście wydawała się jednak powracać pewna myśl,

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 39/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  39

ta mianowicie, że wszystko jest obrazem jednej jedynej Rzeczy.

W którymś z dzieł odkrył, że najważniejszy zapis w całej Alchemii składa się z kilkuzaledwie linii wyrytych na zwyczajnym szmaragdzie.

- Jest to Szmaragdowa Tablica - wyjaśnił mu Anglik, dumny, że może nauczyćczegoś swego przyjaciela.

- Po co zatem wszystk ie te księgi?- Po to, by zrozumieć tych kilka linii - odparł Anglik bez przekonania.Młodzieńca najbardziej zaciekawiła książka, która opowiadała o losach słynnychalchemików. Byli to ludzie, którzy poświęcili całe swoje życie na oczyszczanie metaliw laboratoriach. Wierzyli, że podgrzewany całymi latami metal, uwolni się pewnego

dnia od swoistych właściwości, by na końcu pozostawić po sobie tylko Duszę Świata.Owa Jedyna Rzecz miała pozwolić alchemikom pojąć to wszystko, co istnieje na

ziemi, ponieważ był to język, dzięki któremu rzeczy porozumiewają się miedzy sobą.I właśnie owo odkrycie nazwali Wielkim Dziełem, składającym się z substancji ciekłeji substancji stałej.- A czy nie wystarczy przyglądać się uważnie ludziom i znakom, by ten język odkryć? - spytał młodzieniec.- Chcesz za wszelką cenę wszystko uprościć - odparł zirytowany Anglik. - Alchemia  jest znojną pracą. I nie można opuścić żadnego stopnia wtajemniczenia, bo tak nauczali dawni mistrzowie.

Młodzieniec dowiedział się, że substancją ciekłą Wielkiego Dzieła by! Eliksir Długowieczności, który leczył wszelkie choroby i pozwalał alchemikom zachować

wieczną młodość. Zaś substancję stałą nazywano Kamieniem Filozoficznym.- Odkrycie Kamienia Filozoficznego nie jest wcale łatwe - powiedział Anglik. -

Całymi latami alchemicy w swoich laboratoriach nie spuszczali z oka ogniaoczyszczającego metale. Wpatrywali się w ów ogień tak długo, aż w końcu z ichduszy ulotniła się cała pycha świata. I pewnego dnia spostrzegli, że oczyszczaniemetali koniec końców oczyściło ich samych.Młodzieniec pomyślał wtedy o Sprzedawcy Kryształów. Powiedział on przecieżkiedyś, że trzeba było wyczyścić kryształowe wazy, by uwolnić głowy ich obu odzłych myśli. Był coraz mocniej przekonany, że całą mądrość Alchemii można równie

dobrze czerpać z codziennego życia.- Ponadto - ciągnął Anglik  - Kamień Filozoficzny posiada niezwykłą właściwość.Otóż jedna jego drobina wystarczy, by przemienić w złoto nieprzebrane ilości pospolitego metalu.Odtąd zaciekawienie młodzieńca Alchemią rosło. Myślał, że przy odrobiniecierpliwości, będzie mógł przemienić wszystko w drogocenny kruszec. Zaczytywał się

  biografiami tych, którym się to udało: Helwecjusza, Eliasza, Fulcanelliego, Al-

Dżabira. Były to fascynujące historie, bo ludzie ci byli do końca wierni WłasnejLegendzie. Podróżowali po świecie, spotykali mędrców, czynili cuda na oczach

niedowiarków, strzegli tajemnicy Kamienia Filozoficznego i Eliksiru

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 40/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  40

Długowieczności.Ale ilekroć pragnął dowiedzieć się, w jaki sposób dokonać Wielkiego Dzieła, czuł sięcałkowicie zagubiony. Miał pod ręką jedynie parę starych rycin, zaszyfrowanych

wskazówek i zawikłanych tekstów.

- Dlaczego oni wszyscy używają języka tak  trudnego do zrozumienia? - spytał pewnego wieczoru.Zauważył wtedy, że Anglik nie był dobrze usposobiony, tak jakby brakowało mu jegoksiążek.- Aby mogli ich zrozumieć jedynie ci, którzy są zdolni zrozumieć - odparł Anglik. -

Wyobraź sobie, że pewnego dnia wszyscy zaczną przemieniać   pospolite metale w

złoto. W krótkim czasie złoto stałoby się zupełnie bezwartościowe. Jedynie umysłydociekliwe i wytrwali badacze mogą dokonać Wielkiego Dzieła. Oto dlaczegoznalazłem się na tej pustyni. Po to, by spotkać prawdziwego Alchemika, takiego,który pomoże mi odczytać zaszyfrowane symbole.

- A kiedy zostały napisane te księgi? - spytał młodzieniec.- Przed wiekami.

- Przecież w tamtych odległych czasach nie istniały jeszcze drukarnie. Było więcniemożliwości, by wszyscy zaznajomili się z arkanami Alchemii. Po co zatem tenzagmatwany język i tajemnicze ryciny?

Mimo nalegań, Anglik nie odpowiedział ani słowem. Za to stwierdził, że od wielu dniobserwu  je bacznie karawanę, ale niczego nowego nie odkrył. Dostrzegł jedynie, żecoraz częściej mówiono o wojnie.

Pewnego dnia młody człowiek zwrócił wszystkie książki Anglikowi.- No i co, wiele już się nauczyłeś? - spytał zaciekawiony Anglik. Szukał niecierpliwierozmówcy, by choć na chwilę zapomnieć o wiszącej nad nimi groźbie wojny.- Dowiedziałem się, że wszechświat posiada duszę i ten, kto jest w stanie te duszę

  pojąć, zrozumie jednocześnie mowę rzeczy. Dowiedziałem się również, że licznialchemicy żyli zgodnie z Własną Legendą i tym udało się dotrzeć do Duszy Świata,Kamienia Filozoficznego i Eliksiru Długowieczności. Ale najbardziej zadziwiło mnieto, że wszystkie te rzeczy są tak proste, że można je wykuć w kawałku szmaragdu.Anglik był zawiedziony. A więc ani długie lata studiów, ani zawiłe formuły, aniskomplikowane przyrządy laboratoryjne nie wywarły na Hiszpanie najmniejszego

wrażenia. „Jest zbyt nieokrzesany, by pojąć to wszystko" - stwierdził w duchu.Zebrał swoje książki i zamknął je w kufrach przytroczonych do siodła.- Wracaj lepiej do obserwacji karawany - rzekł. - Mnie ona nie nauczyła zbyt wiele. I

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 41/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  41

młodzieniec na nowo zapatrzył się w cichy bezmiar pustyni i w piasek ubijanykopytami wędrujących zwierząt. „Każdy uczy się po swojemu - powiedział sam dosiebie. - Jego sposób nie jest dobry dla mnie, ani mój dla niego, ale obaj próbujemy

iść śladem naszej Własnej Legendy i za to go cenię".

Karawana posuwała się. odtąd dzień i noc. Nieustannie pojawiali się wysłannicy ozawoalowanych twarzach i przewodnik, który zaprzyjaźnił się teraz z młodzieńcem,wyjaśnił mu, że wojna pomiędzy klanami od dawna już była w toku. I jeśli uda im siędotrzeć cało do Oazy, będzie to wielkim szczęściem.Objuczone zwierzęta były wycieńczone długą drogą, a ludzie coraz bardziejmilczący. Nocą owa cisza stawała się nie do zniesienia, tak że nawet głoswielbłądów, który wcześniej był jedynie zwykłym parskaniem, napawał wszystkich

 przemożnym lękiem. W każdej chwili mógł przecież stać się zwiastunem ataku.Ale przewodnik wydawał się niewzruszony w obliczu bliskiej wojny.- Póki co, żyję - rzekł do młodzieńca, posilając się garścią daktyli w noc bez księżycai bez ognia. - Kiedy jem, nie zajmuje mnie nic poza jedzeniem.Kiedy idę, to idę, i tyle. A jeśli przyjdzie mi walczyć, jeden dzień nie będzie lepszy

od drugiego, by umrzeć. Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla

mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci siętrwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem. Zrozumiesz, że

tak jak pustynia tętni życiem, tak jak niebo jest pełne gwiazd, tak wojownicywalczą, bo jest to nieodłącznie wpisane w człowieczą dolę. I wtedy twoje

życie stanie się świętem, wielkim widowiskiem, ponieważ będzie tą chwilą, którą właśnie żyjesz, żadną inną.

Dwie noce później, kiedy zasypiający młodzieniec spojrzał na gwiazdę wskazującą kierunek ich wędrówki, wydało mu się, że horyzont nieco się obniżył, bo nad

 pustynią jarzyło się tysiące gwiazd.

- To oaza - rzeki przewodnik.

- Dlaczego więc nie idziemy tam zaraz?- Bo najpierw potrzebujemy snu.

Otworzył oczy, gdy słońce pojawiło się na horyzoncie. lam gdzie nocą błyszczałygwiazdy, roztaczał się teraz jak okiem sięgnąć gęsty gaj palmowy.- Przybyliśmy! - wykrzyknął Anglik, który dopiero co się zbudził.Młodzieniec jednak milczał. Nauczył się już pustynnej ciszy i napawał go radością widok palm. Czekała go jeszcze długa droga, nim dotrze do piramid i pewnego dnia

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 42/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  42

ten poranek stanie się tylko odległym wspomnieniem. Tymczasem była to te-

raźniejszość, święto, o którym mówił przewodnik. Starał się zatem przeżyć ową chwile czerpiąc z doświadczeń z przeszłości i marzeń o tym, co ma dopiero nadejść.

Bo widok tysięcy daktylowych palm, też będzie kiedyś wspomnieniem. Dziś był dlaniego cieniem, wodą i bezpiecznym schronieniem przed tumultem wojny. I tak jak 

ryk wielbłąda może przemienić się w zwiastun niebezpieczeństwa, tak i zwyczajnygaj palmowy jawić się może jako istny cud.„Wszechświat mówi wieloma językami" - pomyślał.

„Kiedy wydarzenia toczą się szybciej, karawany również przyspieszają kroku" -

 pomyślał Alchemik na widok korowodu ludzi i jucznych zwierząt zbliżających się doOazy. Jej mieszkańcy przekrzykując się pobiegli powitać gości, tumany kurzu

  przysłoniły blask pustynnego słońca, a przejęte dzieci podskakiwały radośnie nawidok przybyszy. Alchemik patrzył jak wodzowie plemion wychodzą na spotkanie z

 przywódcą karawany j prowadzą wspólnie długie narady.Ale cały ten zamęt nie dotyczył Alchemika. Widywał już całe tłumy ludzi

 przychodzących i odchodzących, podczas gdy i pustynia, i oaza zawsze pozostawałytakie same. Widywał i władców, i nędzarzy, wydeptujących szlaki w niezmierzonymoceanie piasku. I choć najmniejszy powiew wiatru mógł odmienić kształt pustynnychwydm, to od wieków piasek był zawsze tym samym piaskiem, znanym mu od

dziecka. W głębi serca słyszał jednak radosną nutkę, którą odczuwa każdy wędrowiecna widok soczystej zieleni daktylowych palm po długich dniach obcowania jedynie zezłocistym piaskiem i lazurowym niebem.- Kto wie? Może Bóg stworzył pustynie po to tylko, by człowiek mógł się radowaćwidokiem palm? - pomyślał.Postanowił jednak skupić się na sprawach bardziej doczesnych. Wiedział, że wraz z tą karawaną przybywa do Oazy człowiek, któremu będzie musiał zdradzić bodaj częśćswoich sekretów. Wiele znaków mówiło mu o tym. Wprawdzie nigdy dotąd niewidział owego mężczyzny, ale był pewien, że jego wytrawne oczy rozpoznają go beztrudu. Pragnął jedynie, by był to uczeń równie pojętny jak  poprzedni.- Dlaczego owe prawdy muszą być przekazywane z ust do ust? - zastanowił się. - Nie

dlatego chy ba, że chodziło o jakieś sekrety. Od wieków Bóg dzielił się wielkodusznieswymi tajemnicami z wszelkim stworzeniem.I widział jedną tylko odpowiedź: owe prawdy przekazuje się w ten sposób, gdyż

 pochodzą one ze źródła Czystego Życia i trudno je zamknąć w malowanym obrazie

czy pisanym słowie.Ludzie łatwo ulegają czarowi słów i obrazów, a w końcu zapominają o JęzykuWszechświata.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 43/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  43

Przybyszów od razu postawiono przed obliczem wodzów plemiennych z Fajum.

Młodzieniec nie mógł uwierzyć własnym oczom: oczekiwał jednej marnej studni ikilku palm rosnących nieopodal (taki opis przeczytał kiedyś w jakimś podręczniku

historii), a prawdziwa Oaza o niebo przewyższała wiele hiszpańskich miast. Było tutrzysta studni, pięćdziesiąt tysięcy palm daktylowych i gęsto rozsiane barwne

namioty.

- Zupełnie jak w Baśniach Tysiąca i Jednej Nocy - odezwał się Anglik, bardzo przejęty rychłym spotkaniem z Alchemikiem.Od razu otoczyła ich chmara dzieci zaciekawionych końmi, wielbłądami i ludźmi.Mężczyźni wypytywali gorączkowo o napotkane po drodze ślady wojny, zaś kobietykłóciły się o tkaniny i drogocenne kamienie przywiezione przez kupców. Cisza pu-

styni wydawała się teraz odległym, nierzeczywistym snem. Wszyscy przekrzykiwali

się nawzajem, pokładali ze śmiechu, nawoływali z daleka, trochę tak, jakby ze świataduchów trafili prosto w ludzką ciżbę. Rozpierały ich radość i szczęście.Wszelkie wcześniejsze środki ostrożności poszły teraz w niepamięć. Oaza, jak wyjaśnił młodemu człowiekowi przewodnik, była od dawien dawna uznawana zastrefę neutralną, bowiem większość ludności stanowiły tam kobiety i dzieci. Ponadto

oazy były wspólne dla obu rywalizujących stron. Wojownicy toczyli boje na  pustynnych wydmach, pozostawiając oazy na uboczu, jako miejsca schronienia i pokoju.

Przywódca karawany z trudem zebrał podróżnych i wydał im niezbędne polecenia.Wszyscy mieli tu pozostać na czas wojny między plemionami. Będą gościć wnamiotach tutejszych mieszkańców, gdzie dostaną najlepsze legowiska. Takie było

 bowiem odwieczne prawo pustynnej gościnności. Po czym nakazał wszystkim, nawetwłasnym strażom, złożyć broń w ręce ludzi wyznaczonych   przez wodzów plemiennych.- Takie są reguły wojny - wyjaśnił. - Tylko dzięki temu oazy mogą pozostać

 bezpieczną przystanią dla walczących.Ku zdumieniu młodzieńca Anglik wyciągnął z kieszeni swojej bluzy lśniącyrewolwer i powierzył go człowiekowi zbierającemu broń.- Po co ci był ten rewolwer? - spytał.- Abym mógł ufać ludziom - odparł Anglik szczęśliwy, bo dotarł wreszcie do kresuswych poszukiwań.Młodzieniec natomiast dumał o swoim skarbie. Im jego marzenie było bliższespełnienia, tym wszystko stawało się trudniejsze. „Szczęście początkującego", jak nazywał je starzec, od dawna nie dawało już o sobie znać. Wiedział, że nastał czasciężkiej próby dla uporu i męstwa tego, kto szuka Własnej Legendy. Toteż nienależało się zbytnio spieszyć i niecierpliwić. Mógłby bowiem przeoczyć znaki, jakieBóg rozsiał na jego drodze.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 44/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  44

„Bo to przecież Bóg je zsyła" - pomyślał, zaskoczony własnym odkryciem.Dotychczas sądził, że owe znaki istniały na świecie od zarania dziejów.Trochę tak, jak jedzenie i spanie,   jak potrzeba miłości czy pracy. Nigdy dotąd nie

 przyszło mu nawet do głowy, że może to być język, którym Bóg radzi mu, co maczynić.„Nie bądź zbyt niecierpliwy - powtórzył sam do siebie. - I jak mówił przewodnik: jedz wtedy, gdy jest pora posiłku, a kiedy wybija godzina marszu, idź".Pierwszej nocy, wycieńczeni trudami podróży, wszyscy, nawet Anglik, zasnęli wokamgnieniu. Młodzieniec trafił do namiotu położonego na uboczu, gdzie mieszkało

 pięciu chłopców w jego wieku. Jak wszyscy mieszkańcy pustyni, spragnieni byli oniwieści z dalekich krajów. Opowiadał więc im o życiu pasterza, i właśnie zaczynałopowieść o sklepie z kryształami, gdy do namiotu wpadł rozgorączkowany Anglik.

- Szukam cię od rana - powiedział zdyszany, wyciągając go z namiotu. - Musisz

koniecznie pomoc mi odnaleźć siedzibę Alchemika.Początkowo próbowali trafić na jego trop bez niczyjej pomocy. Zdawało im się, żeAlchemik nie może żyć tak, jak reszta mieszkańców Oazy, i że w jego namiocie ogieńw palenisku nigdy nie wygasa. Ale po długim marszu uświadomili sobie, że Oaza jest

o wiele bardziej rozległa, niż się spodziewali, i że są tu setki namiotów.- Straciliśmy cały dzień! - wykrzyknął Anglik, gdy usiedli nieopodal studni.

- Może trzeba po prostu kogoś spytać? - zastanawiał się młodzieniec.Anglik, który nie chciał ujawnić swojej obecności w Fajum, zawahał się. W końcuuległ namowom przyjaciela, prosząc go jednak, by on się tym zajął, skoro mówi lepiej

 po arabsku. Młodzieniec zagadnął kobietę, która zbliżyła się do studni, by napełnićwodą bukłaki z baraniej skóry.- Dobry wieczór! Czy wiesz może, gdzie mieszka Alchemik, który podobno żyje w tejOazie?

-spytał.Kobieta odrzekła, że nigdy o kimś takim nie słyszała, odwróciła się na pięcie i uciekła.Zdążyła jednak ostrzec młodego człowieka, by nie nagabywał kobiet w czerni, gdyż są one zamężne. Należało przestrzegać tutejszej Tradycji.Anglik był zawiedziony. Odbył całą tę podróż na próżno! Jego przyjaciel zasmucił sięrównież, bo przecież Anglik, tak jak on, poszukiwał Własnej Legendy. A gdy ktoś jej

 poszukuje, to cały świat stara się mu to ułatwić - tak mówił stary król, a on nie mógłsię mylić.- Nigdy dotąd nie słyszałem nic o alchemikach- pocieszał go chłopiec. - Dlatego nie wiem, jak ci pomóc.

Anglikowi zabłysły oczy.- Ależ oczywiście! - wykrzyknął. - Z pewnością nikt tutaj nie wie nic o istnieniuAlchemika!

Pytaj raczej o człowieka, który leczy wszelkie choroby.

Wiele kobiet w czerni przyszło po wodę, ale mimo usilnych nalegań Anglika, nie

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 45/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  45

odezwał się do nich ani słowem. W końcu pojawił się jakiś mężczyzna.

- Czy znasz tutaj kogoś, kto uzdrawia? - zagadnął go młodzieniec.- Tutaj choroby leczy Allach - odparł człowiek wyraźnie wystraszony widokiem

obcych. - A wy dwaj szukacie pewnie czarowników.I zmówiwszy pośpiesznie kilka wersetów Koranu, poszedł swoją drogą.

  Nadszedł drugi mężczyzna. Był starszy od poprzedniego i niósł do studni trochęmniejsze wiadro. Chłopiec zapytał go o to samo:

- A do czego wam taki człowiek? - odpowiedział pytaniem Arab.- Mój przyjaciel jest w drodze od wielu miesięcy po to tylko, by go spotkać.- Gdyby taki człowiek istniał, tu w oazie byłby zapewne ważną osobistością - rzekłstarzec po dłuższej chwili zastanowienia. - I nawet wodzowie plemion nie mogliby goniepokoić bez potrzeby. To on decydowałby o tym, czy sprawa jest nie cierpią ca

zwłoki. Lepiej poczekajcie do końca wojny i odejdźcie z karawaną. Nie próbujcie sięmieszać w życie Oazy - dorzucił na odchodnym.

Anglik nie posiadał się z radości. Był wreszcie na tropie.

Wówczas do studni podeszła dziewczyna, która nie nosiła czarnych sukien. Trzymałana ramieniu dzban na wodę, jej głowę spowijał czarczaf, ale twarz miała odkrytą.Młodzieniec wstał, by spytać ją o Alchemika.

I nagle czas jakby się zatrzymał, a Dusza Świata objawiła się przed nim w całej pełni.W chwili gdy spojrzał w jej ciemne oczy i na usta, które wahały się międzyuśmiechem a milczeniem, pojął najistotniejszą mądrość Języka, którym mówił

wszechświat, i to, że wszystkie istoty ziemskie były zdolne go pojąć własnymsercem. Miłość była starsza od samych ludzi, a nawet od   piasków pustyni, i

  powracała odwiecznie z tą samą siłą wszędzie tam, gdzie krzyżowały się dwa spoj-rzenia, tak jak s  potkały się dzisiaj te dwa obok studni. Jej twarz rozpromieniłuśmiech i był to znak, na który młody człowiek czekał całe życie. Szukał gowszędzie, w księgach, pośród kryształów, owiec i w ciszy pustyni.Był to najczystszy Język Wszechświata, bez cienia komentarza, bo wszechświat naswej drodze do nieskończoności nie potrzebował żadnych wyjaśnień. W tej chwililiczyło się jedynie to, że oto stoi przed kobietą swego życia i ona wie o tym bez słów.Był tego bardziej pewien niż czegokolwiek na świecie. Nawet jeśli jego rodzice irodzice jego rodziców powtarzali uparcie, że należy najpierw oświadczyć się izaręczyć, poznać się nawzajem i zebrać pieniądze na posag. Ten, kto tak mówił, nie

  poznał nigdy Języka Wszechświata, bo kiedy się go poczuje całym sobą, tatwozrozumieć, że zawsze na świecie ktoś na kogoś czeka, czy to na dalekiej pustyni, czy

w samym sercu gwarnego miasta. I gdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwojga i

spotkają się ich spojrzenia, to wtedy znika cała przeszłość i cata przyszłość. Liczy siętylko ta chwila i owa niewiarygodna pewność, że wszystko pod niebieskimsklepieniem zostało zapisane jedną Ręką. Ręką, która obdarza miłością i stwarza bli-ską duszę dla każdego śmiertelnika, który w słonecznym świetle krząta się

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 46/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  46

niestrudzenie, wypoczywa i szuka swego skarbu. Bo jeśliby tak nie było, to marzeniacałego ludzkiego rodzaju nie miałyby najmniejszego sensu.- Mektub - rzeki sam do siebie.

Anglik zerwał się i potrząsnął swym towarzyszem.

- Spytaj ją o Alchemika!Młodzieniec zbliżył się do dziewczyny, a ona uśmiechnęła się znowu. Odpowiedział

 jej uśmiechem.

- Jak ci na imię? - spytał.- Nazywam się Fatima - odpowiedziała spuszczając wzrok.- To imię noszą czasem kobiety w moim kraju.- Jest to imię córki Proroka - odparła Fatima. - Zanieśli je do was nasi wojownicy.Piękna dziewczyna z dumą mówiła o wojownikach. Anglik niecierpliwił się imłodzieniec spytał ją w końcu, czy nie słyszała o człowieku, który leczy wszelkie

choroby.

- Ten człowiek zna tajemnice świata. To on rozmawia z dżinami na pustyni - powiedziała.Dżiny były duchami Dobra i Zła. Dziewczyna wskazała ruchem ręki na południe.Tam mieszkał ten osobliwy człowiek.

 Napełniła wodą dzban i odeszła. Anglik ruszył natychmiast w drogę do Alchemika. Amłody człowiek długą chwilę siedział jeszcze przy studni. Przypomniał sobie, żekiedyś już wiatr przywiał mu zapach tej dziewczyny i że pokochał ją, zanim jeszcze

dowiedział się o jej istnieniu. Miłość do niej odkryje przed nim wszelkie tajemniceświata.

 Nazajutrz powrócił do studni, by czekać na nią. Jakież było jego zdumienie, kiedyujrzał tam Anglika zapatrzonego w pustynną dal.- Czekałem na niego całe popofudnie i cały wieczór - rzekł zaraz na powitanie. - Ale

nadszedł dopiero, kiedy pojawiły się na niebie pierwsze gwiazdy. Powiedziałem mu,czego szukam. Spytat, czy   już mi się udało zamienić ołów w złoto. Odrzekłem, żetego właśnie chciałbym się nauczyć. Powiedział mi, żebym spróbował. Tylko to jednosłowo - „Spróbuj".Młodzieniec nie odezwał się. ani słowem. A zatem Anglik przebył całą tę drogę po totylko, by dowiedzieć się czegoś, o czym już dobrze wiedział. I przypomniał sobie, żeon również za podobną przysługę oddał kiedyś sześć owiec Staremu Królowi.

- No cóż, musisz spróbować - rzekł do Anglika.- Tak też uczynię. I to zaraz.

A gdy tylko Anglik odszedł, przy studni pojawiła się Farima ze swoim dzbanem.- Przyszedłem tu, żeby powiedzieć ci coś najzwyklejszego na świecie - powitał ja. -

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 47/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  47

Chcę byś została moją żoną. Kocham cię.Woda przelała się z dzbana.- Odtąd codziennie będę tu na ciebie czekał - podjął. - Przemierzyłem całą pustynię,

  by odnaleźć skarb ukryty w pobliżu piramid. Zawsze wojna jawiła mi się jako przekleństwo, ale dziś jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, bo zatrzymałamnie przy tobie.- Wojna skończy się pewnego dnia - powiedziała dziewczyna.Przyglądał się daktylowym palmom. Kiedyś był pasterzem. Tu w Oazie było dużoowiec. A zresztą Fatima była ważniejsza od skarbu.- Wojownicy poszukują swoich skarbów - rzekła, jakby odgadując jego myśli. - A

kobiety pustyni dumne są ze swych wojowników.Po czym napełniła raz jeszcze swój dzban wodą i odeszła.

Każdego dnia młody człowiek czekał przy studni na Fatimę. Opowiadał   jej o

 pasterskim życiu, o królu, o sklepie z kryształami. Powoli stali się przyjaciółmi i pozatą krótką chwilą spędzaną z nią w ciągu dnia, czas mu się niemiłosiernie dłużył.Upłynął miesiąc od kiedy przybyli do Oazy. Pewnego dnia przywódca karawanywezwał wszystkich przed swoje oblicze.- Nic wiadomo, kiedy się skończy wojna, i nie możemy wyruszyć w drogę -

 powiedział. – Walki z pewnością będą się jeszcze toczyć długo, może nawet całe lata.W obu obozach są wojownicy, którym nie brak ani odwagi, ani zapału i obie strony są dumne, że się biją. Nie jest to wojna między dobrymi i złymi. Jest to wojna pomiędzy

siłami, które pragną tak samo władzy, a gdy wybuchają takie wojny, to zazwyczajtrwają dłużej niż inne, gdyż Allach sprzyja i jednym i drugim.

Ludzie rozeszli się. Wieczorem młodzieniec spotkał Fatimę i powtórzył jej wszystko,co usłyszał.- Kiedy spotkaliśmy się tu po raz drugi - powiedziała dziewczyna - mówiłeś mi oswojej Miłości. Pokazałeś mi rzeczy piękne - Język i Duszę Wszechświata. Towszystko sprawia, że staję się powoli częścią ciebie.Chłopiec słuchał jej głosu, wydał mu się on piękniejszy niż szept wiatru w liściachdaktylowych palm.

- Od dawna czekam na ciebie przy tej studni. Moja przeszłość, Tradycja i to, czegooczekują od kobiet pustyni mężczyźni, zniknęły z mojej pamięci. Kiedy byłam małą dziewczynką, wierzyłam, że pustynia przyniesie mi pewnego dnia najpiękniejszy dar,

 jaki mogę sobie wyobrazić. I w końcu stało się to. Ty jesteś tym darem.Chciał wziąć ją za rękę, ale jej dłonie trzymały dzban.

- Opowiadałeś mi wiele o snach, o Starym Królu, o skarbie. Opowiadałeś mi też oznakach. Teraz nie obawiam się już niczego, bo znaki te przywiodły cię do mnie.Jestem częścią twoich marzeń i twojej Własnej Legendy, jak sam często o mniemawiasz. Dlatego pragnę, abyś podążał dalej ku temu, czego szukasz. Tym lepiej,

 jeśli przyjdzie ci poczekać do końca wojny. Ale jeśli musisz wyruszyć zaraz, to idź

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 48/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  48

śladem twojej Legendy. Wydmy zmieniają swój kształt na wietrze, jednak pustyniazawsze pozostaje taka sama. I tak będzie z naszą Miłością.- Mektub - dodała jeszcze. - Jeśli rzeczywiście stanowię część twojej Legendy, to

kiedyś tu wrócisz.Był smutny, gdy się z nią rozstawał. Myślał o wszystkich ludziach, których znał.Pasterzom, którzy założyli rodziny, trudno było przekonać swoje żony o tym, żemuszą wędrować. Miłość bowiem wymaga bliskości osoby kochanej.

 Nazajutrz powiedział o tym Fatimie.- Pustynia zabiera naszych mężczyzn - rzekła - i nie zawsze ich zwraca. Musimy się ztym pogodzić. Ale obecni są oni w obłokach płynących po niebie bez kropli deszczu,

w zwierzętach kryjących się między kamieniami, w wodzie hojnie wytryskującej zziemi. Są częścią tego wszystkiego i w ten sposób stają się Duszą Świata. Niekiedywracają. I wtedy serca wszystkich kobiet wypełnia szczęście, ponieważ znaczy to, żemężczyźni, na których czekają, też mogą powrócić pewnego dnia. Przedtem

 patrzyłam na te kobiety i zazdrościłam ich szczęściu. Od dziś i ja będę miała na kogo

czekać. Jestem kobietą pustyni i jestem z tego dumna. Pragnę, by mój mężczyznawędrował wolny jak wiatr, który przenosi piaszczyste wydmy. Chcę go widzieć wobłokach, w zwierzętach i w wodzie.Młodzieniec poszedł do Anglika. Musiał mu opowiedzieć o Fatimie. Ze zdumieniemstwierdził, że obok swego namiotu Anglik wybudował niewielki piec. Był to  przedziwny piec, a na nim stal  przezroczysty słój. Anglik podsycał ogieńdrewnianymi polanami i patrzył w dal. Jego oczy błyszczały teraz mocniej niż za

czasów, kiedy całymi dniami przesiadywał zatopiony w księgach.- To pierwszy etap pracy - powiedział. - Muszę oddzielić zanieczyszczoną siarkę.Ale, aby tego dokonać, nie mogę obawiać się porażki. To właśnie lęk przed porażką nie pozwolił mi dotąd podjąć Wielkiego Dzielą. Dopiero dzisiaj stawiam pierwsze

kroki tam, gdzie powinienem był je stawiać przed dziesięciu laty. Ale jestemszczęśliwy, że nie czekałem kolejnych dwudziestu.I dalej podsycał ogień spoglądając na pustynie. Młodzieniec stal obok, aż do chwili,gdy pustynia zaróżowiła się w świetle zachodzącego słońca. Nagle poczuł w sobiegwałtowną potrzebę, by tam pójść. Może cisza będzie umiała dać odpowiedź na jego pytania?

Szedł przed siebie, nie tracąc z oczu palm w Oazie. Słuchał szumu wiatru, a podstopami czul cie  pło kamieni. Czasem natykał się na jakąś muszle. Odgadł, że wzamierzchłych czasach ta pustynia była bezbrzeżnym oceanem. Przysiadł na ogrom-nym głazie i pozwolił, by go zaczarowała linia horyzontu w dali. Nie potrafiłwyobrazić sobie Miłości bez żądzy posiadania. Ale Fatima była kobietą pustyni. I towłaśnie pustynia mogła mu pozwolić ją zrozumieć.Zastygł nie myśląc o niczym, aż nagle poczuł jakiś ruch nad głową. Spojrzał w górę izobaczył dwa jastrzębie krążące wysoko na niebie.Obserwował te drapieżne ptaki i figury, jakie zataczały w locie. Na pozór były to

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 49/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  49

  bezładne linie, dla niego jednak miały sens, choć nie umiał odszyfrować ichznaczenia. Postanowił zatem śledzić lot obu ptaków łudząc się, że uda mu sięodczytać jakieś przesłanie. Może pustynia wytłumaczy mu, co to jest miłość bez

żądzy posiadania.Poczuł się senny, choć jego serce domagało się, by czuwał. „Oto docieram dosamego sedna Języka Wszechświata - powiedział sam do siebie - i wszystko nabieratam sensu, nawet lot jastrzębi". Był wdzięczny za miłość, jaką darzył tę kobietę.„Kiedy się kocha, wszystko dookoła nabiera coraz głębszego sensu".

Wtem jeden z jastrzębi zanurkował w powietrzu, rzucając się na drugiego. W tymsamym momencie młody człowiek miał nagłe i ulotne widzenie, że grupa mężczyzn zszablami w dłoniach napadła na Oazę. Widzenie zniknęło w okamgnieniu, ale silnienim wstr ząsnęło. Słyszał często o fatamorganach i sam nieraz je widywał. Były to pra-

gnienia, które nabierały rzeczywistych kształtów pośród pustynnych piasków. Ale on przecież wcale nie pragnął, aby jakieś obce wojska podbiły Oazę.Chciał szybko zapomnieć o wszystkim i powrócić do swoich rozmyślań. Na nowo

  próbował zatopić wzrok w złocistych piaskach pustyni skąpanej w różowej poświacie. Jednak coś w jego duszy nie dawało mu spokoju.„Idź zawsze za znakami" - mówił Stary Król. Pomyślał o Fatimie. Powróciłowidzenie jakie miał przed chwilą. Poczuł, że w każdej chwili mogło stać sięrzeczywistością.

 Nie bez trudu udało mu się pokonać niepokój, który go dusił. Podniósł się i ruszył wstronę wysokich palm. Raz jeszcze zrozumiał wieloraką mowę rzeczy: teraz pustynia

niosła ze sobą bezpieczeństwo, a Oaza - zagrożenie.

Przewodnik siedział u stóp daktylowej palmy również pochłonięty widokiemzachodzącego słońca. Ujrzał młodzieńca wyłaniającego się zza piaszczystej wydmy.

- Zbliża się jakaś armia - powiedział od razu chłopiec. - Miałem widzenie.- Pustynia wypełnia widzeniami serca ludzi - odrzekł przewodnik.Ale młody człowiek opowiedział mu o jastrzębiach, o tym jak śledził ich lot i jak znalazł się nagle w samym sercu Duszy Świata.Przewodnik nie powiedział ani słowa. Rozumiał dobrze, o czym mówił młodyczłowiek. Wiedział, że każda rzecz na powierzchni ziemi może opowiadać historięwszystkich innych. Otwierając książkę na przypadkowej stronie, rozkładając karty, przyglądając się dłoniom ludzi czy lotom ptaków, każdy z nas może odkryć związek ztym, czym właśnie żyje. W istocie, rzeczy same w sobie nie mówią nic, to tylkoczłowiek, obserwując je bacznie, odkrywa sposób, by dotrzeć do Duszy Świata.

 Na pustyni mieszkali ludzie, którzy z łatwością przenikali Duszę Świata. Nazywano

ich wróżbitami, szczególną trwogą napawali oni kobiety i star ców. Wojownicy rzadko

zasięgali ich rad, gdyż trudno ruszyć na wojnę, znając z góry dzień własnej śmierci.Wojownicy woleli smak walki i niewiadomego. Sam Allach zapisał całą przyszłość, icokolwiek napisał, było to zawsze dla dobra ludzi. Zatem Wojownicy zadowalali się

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 50/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  50

dniem dzisiejszym, bo teraźniejszość niosła ze sobą tysiące niespodzianek. Dzień inoc musieli być czujni, wiedzieć gdzie szabla wroga, gdzie jego koń i kiedy zadaćcios, by wymknąć się z objęć śmierci.

Przewodnik nie był Wojownikiem, nieraz więc zasięgał rady u wróżbitów. Wielu znich powiedziało mu rzeczy prawdziwe, inni kłamali. Aż do dnia, kiedy jeden z nich,najbardziej sędziwy i siejący największy postrach, spytał go, dlaczego tak  usilniechce poznać przyszłość.- Aby móc zmienić mój los - odpowiedział mu przewodnik. - I aby odwrócić biegtego, co nie chciałbym, aby się wydarzyło.- Wtedy nie będzie to już twoja przyszłość - rzekł wróżbita.- Chcę znać przyszłość, by przygotować się na to, co ma się wydarzyć.- Jeśli są to rzeczy dobre, to będą miłą niespodzianką - powiedział wtedy wróżbita. -

A jeśli są to rzeczy złe, będziesz cierpiał, zanim nadejdą.- Pragnę poznać przyszłość, ponieważ jestem człowiekiem - rzekł wtedy przewodnik.- A człowiek żyje dla swojej przyszłości.Wróżbita nie powiedział ani słowa. Był on biegły w sztuce wróżenia z patyczkówrzucanych na ziemię. Czytał przyszłość ze sposobu, w jaki upadały. Ale tego dnia nie

 posłużył się patyczk ami. Zawinął je w kawałek płótna i schował do kieszeni.- Zarabiam na życie przepowiadając ludzką przyszłość - rzekł po chwili namysłu. -

Zgłębiłem tajemną mowę tych patyczków i wiem, jak dostać się do owej przestrzeni,gdzie wszystko jest zapisane. Tam mogę odnaleźć przeszłość, odkryć to wszystko, cozapomniane i odczytać znaki teraźniejszości. Kiedy ludzie przychodzą do mnie po

radę, nie widzę ich przyszłości - ja ją odgaduję. Przyszłość bowiem jest własnością Boga. On jeden może ją odsłonić w wyjątkowych okolicznościach. Ciekawy pewnie

 jesteś, jak udaje mi się odgadnąć przyszłość? Dzięki znakom teraźniejszości. To wteraźniejszości drzemie cała tajemnica. Jeśli szanujesz dzień dzisiejszy, możesz gouczynić lepszym. A kiedy ulepszysz teraźniejszość, wszystko to, co nastąpi po niej,również stanie się lepsze. Zapomnij o przyszłości i przeżyj każdy dzień twe- go życiazgodnie z przykazaniami Prawa, ufając troskliwej opiece Boga nad swoimi dziećmi.Każdy bowiem dzień nosi w sobie Wieczność.Przewodnik ciekaw byt, w jakich to wyjątkowych okolicznościach Bóg pozwalawidzieć przyszłość.- On sam decyduje o tym. A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylkowtedy, kiedy została zapisana po to, by odmienić jej bieg.

„Bóg objawił przyszłość temu młodemu człowiekowi - pomyślał przewodnik. -

Zapewne pragnął, by to on właśnie stał się jego posłańcem".- Idź do wodzów plemiennych - powiedział głośno. - Opowiedz im o wojownikach,

którzy nadchodzą.- Będą ze mnie kpić.- To są ludzie pustyni, a oni przywykli już do znaków.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 51/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  51

- A zatem już wiedzą o wszystkim.- Wiedzą, czy nie wiedzą, nie jest to ich zmartwienie. Oni wierzą głęboko, że jeśli powinni wiedzieć coś, co Allach chciałby im powierzyć, niechybnie przybędzie ktoś,

 by im to powiedzieć. To się już zdarzyło wiele razy. Dzisiaj to ty jesteś posłańcem.Młodzieniec pomyślał o Fatimie i postanowił pójść do plemiennych wodzów.

- Przynoszę wieści z pustyni - rzekł do człowieka strzegącego wejścia do wielkiego białego namiotu rozbitego w samym sercu Oazy. - Muszę mówić z twoimi wodzami.Strażnik nie odezwał się ani słowem ale na dłuższy czas zniknął w namiocie. Wróciłw towarzystwie młodego Araba odzianego w biało - złociste szaty. Młodzieniecopowiedział mu o tym, co zobaczył. Arab poprosił, by zaczekał chwilę i wszedł z

 powrotem do namiotu.

Zapadła noc. Mieszkańcy i kupcy dobijali już ostatnich targów. Jedno po drugim

gasły paleniska i Oaza stała się wkrótce równie milcząca jak pustynia. Jedynie wnajwiększym namiocie ogień nie wygasał. Młody człowiek ani chwili nie przestawałmyśleć o Fatimie, jednak prawdziwy sens rozmowy, którą prowadzili tego

 popołudnia, jeszcze do niego nie dotarł.W końcu, po długich godzinach oczekiwania, strażnik wprowadzi! go do środka.To, co ujrzał, wprawiło go w zachwyt. Nigdy mu się nawet nie śniło, że pośród  pustynnych piasków istnieć może namiot urządzony z takim przepychem. Podłoga

wysłana była najpiękniejszymi kobiercami, po jakich kiedykolwiek chodził, u sufituwisiały lampy ze złoconego metalu, płonęły zatknięte w nich świece.Wodzowie rodów siedzieli półkolem w głębi namiotu, a ich stopy i dłonie spoczywałyna bogato haftowanych poduszkach z jedwabiu. Służebni roznosili wykwintne potrawy

na srebrnych tacach i częstowali herbatą. Inni baczyli, by nie wygasł ogień wnargilach. W powietrzu unosił się miodowy zapach tytoniu.Wodzów było ośmiu, lecz w okamgnieniu dojrzał najwyższego godnością. Był nimArab siedzący na honorowym miejscu pośrodku półkola, odziany w biało - złocistą dżilbabę. Tuż obok niego spostr zegł młodzieńca, z którym rozmawiał wcześniej.- Któż to przynosi wieści? - spytał jeden z wodzów, przyglądając mu się, badawczo.- To ja - odrzekł.I opowiedział o tym, co widział.- Dlaczego pustynia miałaby opowiadać to wszystko komuś, kto przybył z daleka,skoro wie, że my jesteśmy tutaj od wielu już pokoleń? - odezwał się inny wódz.- Moje oczy nie nawykły jeszcze do widoku pustyni, i zapewne dlatego mogę dojrzećto, czego oczy nazbyt przyzwyczajone już nie widzą.„A także dlatego, że wiem, czym jest Dusza Świata" - pomyślał, ale nie dodał już anisłowa, ponieważ Arabowie nie wierzą w takie rzeczy.- Oaza jest ziemią neutralna. Nikt nigdy nie śmiał zaatakować Oazy - powiedział

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 52/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  52

trzeci wódz.

- Opowiadam wam jedynie to, co widziałem, Jeśli nie chcecie dać temu wiary, nieczyńcie nic.

W namiocie zapadła głęboka cisza, po czym wodzowie plemion odbyli ożywioną naradę. Mówili dialektem arabskim, którego młody człowiek nie rozumiał, ale gdyzbierał się do wyjścia, strażnik nakazał mu zostać. Zaczął się obawiać - znaki

 podpowiadały mu, że coś nie było tak, jak trzeba. Gorzko żałował, że opowiedziałcałą tą historię przewodnikowi karawany.

Wtedy naczelny wódz, który siedział w środku, uśmiechnął się nieznacznie i to gouspokoiło. Starzec nie uczestniczył w zażartej dyskusji i nie wy- powiedział dotąd anisłowa. Młodzieniec przywykł już do Języka Wszechświata i od razu poczuł tchnieniePokoju, które przemknęło przez namiot. Intuicja podszeptywała mu, że dobrze uczynił

 przychodząc tutaj. Narada dobiegła końca. Wszyscy ucichli, by wysłuchać słów starca. Wódz odwróciłsię w stronę cudzoziemca. Jego twarz była teraz nieprzenik niona.

- Przed dwoma tysiącami lat, w bardzo odległej krainie, wrzucono do studni a potemsprzedano w niewolę człowieka, który wierzył w sny - powiedział. - Nasi kupcy

wykupili go i przywiedli do Egiptu. My wszyscy wiemy, że ten, kto wierzy snom, potrafi też je tłumaczyć.„Nie zawsze jednak umie je urzeczywistnić" - pomyślał w duchu młodzieniec,

 przypominając sobie starą Cygankę.- Za sprawą snu o krowach tłustych i chudych, jaki nawiedził ówczesnego Faraona,

tamten człowiek uchronił Egipt od klęski głodowej. Nazywał się Józef. I tak  jak ty, był obcy na obcej ziemi i miał pewnie twoje lata.

Cisza przedłużała się. Spojrzenie starca pozostawało nieprzeniknione.- Jesteśmy zawsze wierni Tradycji - ciągnął. -To właśnie Tradycja wybawiła Egipt odgłodu w tamtych czasach i ona uczyniła jego lud najbogatszym spośród wszystkich.Tradycja naucza jak  przemierzyć pustynię i jak wydać córkę za mąż. Tradycja mówiteż, że Oaza jest miejscem neutralnym, jako że każdy z obozów ma swoją oazę i wiedobrze jak jest ona bezbronna.

 Nikt nie wyrzekł słowa, kiedy mówił stary wódz.

- Ale Tradycja podpowiada nam również, że należy dawać wiarę wieściom z pustyni.Bo to pustynia nauczyła nas wszystkiego, co wiemy dzisiaj.Uczynił gest i wszyscy Arabowie wstali. Narada dobiegała końca. Pogaszono nargile istraże stanęły na baczność. Młody człowiek szykował się już do wyjścia, ale starzecznów przemówił:- Jutro zmuszeni będziemy złamać prawo zabraniające noszenia broni na terenieOazy. Cały dzień będziemy wypatrywać wroga. Kiedy słońce skryje się zahoryzontem, wszyscy mężowie oddadzą mi broń. Za każdą dziesiątkę poległych wro-

gów otrzymasz złotą drachmę.Ale musisz wiedzieć, że broń wolno nam wyciągać tylko do walki. Jest ona bowiem

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 53/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  53

równie kapryśna jak  pustynia i gdybyśmy wyciągnęli ją na próź-no, może się zdarzyć,że w przyszłości odmówi nam posłuszeństwa. Jeśli żadna strzelba jutro nie wypali,

 posłużymy się przynajmniej jedną - prze-ci w tobie.

Kiedy wyszedł na dwór, Oazę rozświetlał jedynie księżyc w pełni. Dwadzieściaminut marszu dzieliło go od namiotu, w którym sypiał, więc ruszył przed siebie beznamysłu.Czuł się niespokojny po tym, co się wydarzyło. Oto ośmielił się zanurzyć w DuszeŚwiata i może przyjdzie mu przypłacić to życiem. Wysoka stawka. Ale raz już

 postawił wysoko - w dniu kiedy sprzedał owce i wyruszył śladem Własnej Legendy.Umrzeć jutro warte było tyle samo, co umrzeć każdego innego dnia, mówił kiedyś

 przewodnik. Każdy bowiem dzień wydarza! się po to, by go przeżyć lub by odejść ztego świata. Wszystko zawarte było w jednym słowie: „Mektub". Szedł w całkowitejciszy. Niczego nie żałował. Jeśli przyjdzie mu jutro zginąć, będzie to znaczyło tyle,że Bóg wcale nie pragnął odmienić przyszłości. A choćby śmierć go dosięgła, udałomu się przecież przepłynąć cieśninę, handlować kryształami, przejść przez pustynie ispojrzeć w oczy Fatimy. Przeżył w pełni każdy z tych dni od kiedy, tak już dawnotemu, por zucił swój kraj. Jeśli jutro umrze, to przynajmniej jego oczy widziały o niebowięcej niż oczy innych pasterzy i to dodawało mu otuchy.

 Nagle powietrze rozdarł potężny huk i gwałtowny podmuch wiatru o niezwykłej mocy

zwalił go na ziemię. Chmura kurzu zakryła wszystko wokół i z trudem tylko mógłdojrzeć tarczę księżyca. Tuż przed nim stanął dęba gigantyczny biały koń, rżąc przeraźliwie. Niewiele mógł dojrzeć z tego, co się działo, ale gdy obłok kurzu trochę opadł, ogarnąłgo strach, jakiego nigdy dotąd nie doznał. Przed nim wyrósł jeździec cały w czerni, zsokołem na lewym ramieniu. Na głowie miał rurban, a z zasłoniętej twarzy błyskały

  jedynie oczy. Był zapewne jednym z posłańców pustyni, ale mało kto mógł mudorównać posturą.Zagadkowy jeździec wyjął z przytroczonej do siodła pochwy wielką szablę zzakrzywionym ostrzem. Stal błysnęła w poświacie księżyca.- Któż to ośmielił się czytać z lotu jastrzębi? - zagrzmiał głosem tak donośnym, jakbyodbijał się echem w pięćdziesięciu tysiącach palm w Fajum.- To ja jestem tym śmiałkiem - odparł miodzie- nieć. I znów stanął mu przed oczami

 posąg Santiago, Pogromcy Maurów, tratującego Niewiernych kopytami swego białegowierzchowca. Tyle że tym razem role były odwrócone.- To ja się ośmieliłem - powtórzył. I spuścił głowę w oczekiwaniu na cięcie szabli. -

 Nie liczyłeś się z Duszą Świata i dzięki temu jutro wiele istnień zostanie ocalonych.

Ostrze nie spadło jednak gwałtownie. Ręka jeźdźca opuściła się bardzo powoli iczubek szabli spoczął na czole młodego człowieka. Był tak ostry, że spłynęła spod

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 54/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  54

niego kropelka krwi.

Jeździec znieruchomiał. Młodzieniec również. Myśl o ucieczce nawet nie zaświtałamu w głowie.

W głębi serca poczuł dziwną lekkość: umrze w imię swojej Własnej Legendy. Wimię Fatimy. A więc zwiastuny, koniec końców, mówiły prawdę. Oto wróg był tutaj inie musiał się już kłopotać o śmierć, ponieważ uwierzył w istnienie Duszy Świata. Zachwilę stanie się jej częścią. A jutro Wróg podzieli jego los. Jeździec ciągle niespuszczał czubka szabli z je- go czoła.- Dlaczego czytałeś z lotu ptaków?- Czytałem jedynie to, co ptaki chciały opowiedzieć. One pragnęły ocalić Oazę, atobie i twoim wojownikom przyjdzie zginąć. Ludzie w Oazie są liczniejsi od was.Szpic szabli nadal dotykał jego czoła.- Kim jesteś, by odmieniać przeznaczenie zapisane przez Allacha?

- Allach stworzył wojska, ale stworzył też i ptaki. Mnie Allach objawił mowę ptaków.Wszystko zostało napisane tą samą Ręką  - odparł młodzieniec, przypominając sobiesłowa przewodnika. W końcu jeździec podniósł szablę. Młody człowiek poczuł ulgę,

 jednak ciągle nie mógł uciec.- Uważaj na wróżby. Kiedy coś jest zapisane, trudno tego uniknąć.- Widziałem jedynie wojsko - rzekł młodzieniec. - Ale nie zobaczyłem wyniku samejwalki.

Jeździec wydawał się zadowolony z jego odpowiedzi. Nadal jednak trzymał obnażoną szablę w dłoni.

- Co robi cudzoziemiec na obcej ziemi? - spytał.- Poszukuję mojej Własnej Legendy. Ale to coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz.Jeździec wsunął na powrót szablę do pochwy, a sokół na jego ramieniu dziwniekrzyknął. Miody człowiek mógł wreszcie odetchnąć z ulgą.- Musiałem wystawić na próbę twoją odwagę - rzekł jeździec. - Bowiem odwaga jestnajwiększą cnotą tego, kto poszukuje Języka Wszechświata.Młodzieniec był oszołomiony. Ten człowiek mówił o rzeczach, które tylko niewieluznało.-   Nigdy nie należy się poddawać. Nawet jeśli zaszło się tak daleko jak ty - mówił

 jeździec. - Trze  ba kochać pustynię, ale nie wolno ufać jej bezgranicznie. Gdyż pustynia jest probierzem dla człowieka - wystawia na próbę każdy jego krok i zabi jago, gdy pozwoli sobie na moment nieuwagi.Jego słowa przypominały słowa Starego Króla.- Jeśli wojownicy nadejdą, a ty będziesz miał jeszcze głowę na karku, przybądź domnie jutro o zachodzie słońca - rzekł jeździec.Ręka, która dotąd trzymała szablę, chwyciła teraz bat. Jego rumak znowu stanął dębawznosząc kopytami tumany kurzu.- A gdzie ty mieszkasz? - zawołał młodzieniec za znikającym jeźdźcem.Ręka trzymająca bat wskazała na południe. I tak oto młodzieniec spotkał Alchemika.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 55/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  55

  Nazajutrz dwa tysiące uzbrojonych po zęby mężów zebrało się pośród daktylowych palm w Fa jum. I nim słońce stanęło w zenicie, pięciuset wojowników pojawiło się nawidnokręgu. Najeźdźcy wdarli się do Oazy od północy. Na pozór z pokojową wizytą,

 bo ukryli broń pod białymi burnusami. Gdy stanęli przed wejściem do wielkiego na-

miotu w sercu Oazy, wyciągnęli strzelby i bulaty i napadli na opustoszały namiot.Ludzie Oazy osaczyli pustynnych jeźdźców. W niespełna pół godziny czterystadziewięćdziesiąt dziewięć trupów usłało ziemię. Ani dzieci, ukryte w drugim końcu  palmowego gaju, ani ko  biety, modlące się w namiotach za swoich mężów, niewidziały niczego, l gdyby nie ciała poległych, mogłoby się wydawać, że Oaza żyjeswój zwykły, powszedni dzień.

Oszczędzono życie tylko jednemu wojownikowi - wodzowi wrogiego wojska.

Wieczorem przywiedziono go przed oblicze plemiennych wodzów i spytano, dlaczego

  pogwałcił starą Tradycję. Odrzekł, iż jego ludzie cierpieli głód, dręczyło ich pragnienie, byli wycieńczeni wielodniowymi bojami i postanowili zawładnąć Oazą, by zebrać siły do dalszej walki.Wódz Oazy rzeki wtedy, że choć żal mu poległych, to Tradycja musi być

 poszanowana w każdych okolicznościach. Bowiem jedyną rzeczą zmieniającą się na pustyni są piaskowe wydmy, gdy zawieje wiatr.I skazał wrogiego przywódcę na haniebną śmierć. Nie zginął on ani od szabli, ani od

kuli, ale   powieszono go na pniu wyschłej palmy, a jego ciało kołysało się na pustynnym wietrze.

 Najwyższy wódz wezwał do siebie młodego cudzoziemca i wręczył mu pięćdziesiątzłotych monet. Jeszcze raz przywołał historię Józefa w Egipcie i poprosił, by zasiadłw Radzie Oazy.

Kiedy ostatnie promienie słońca skryły się za horyzontem, a pierwsze gwiazdy  pojawiły na niebie (świeciły bladym blaskiem, bowiem księżyc był w pełni),młodzieniec wyruszył na południe. Po drodze natknął się na jeden jedyny namiot, anieliczni spotkani Arabowie mówili mu, że w okolicy pełno jest dżinów. Usiadł i

 postanowił czekać. Czekał bardzo długo.Alchemik pojawił się, gdy księżyc stał już wysoko nad ziemią. Niósł na ramieniu dwamartwe jastrzębie.- Oto jestem - rzekł młodzieniec. - Nie powinieneś tu przychodzić - odpowie-działAlchemik. - Chyba że to twoja Własna Legenda przywiodła cię do tego miejsca.- Trwa wojna pomiędzy klanami i nie mogę przeprawić się przez pustynię.Alchemik zsiadł z konia i gestem zaprosił go do namiotu. Był to taki sam namiot  jak 

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 56/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  56

wszystkie, które chłopiec wcześniej widzial w Oazie, z wyjątkiem wielkiego namiotu,

którego przepych byt zu  pełnie bajkowy. Szukał wzrokiem jakichś przyrzą dów czy pieców alchemicznych, ale nic nie znalazł.

Dojrzał za to sterty książek, piecyk do górowania oraz kobierce w tajemnicze wzory.- Usiądź sobie, a ja zaraz naparzę herbaty - powiedział Alchemik. - I zjemy wspólnie

te jastrzębie, które przyniosłem.Młody człowiek podejrzewał, że były to te same ptaki, które widział poprzedniegodnia, ale nie odezwał się ani słowem. Alchemik rozniecił ogień i wkrótce wspaniaławoń pieczeni rozeszła się po namiocie. Zapach ten upajał bardziej niż aromatycznawoń nargili.- Dlaczego chciałeś się ze mną widzieć? - spytał młodzieniec.- Z powodu znaków - odparł Alchemik. - Wiatr powiedział mi o tym, że nadejdziesz i

 będziesz potrzebował pomocy.- To wcale nie ja. To inny cudzoziemiec, Anglik. On cię poszukuje.- Nim do mnie naprawdę dotrze, będzie wpierw musiał odnaleźć inne jeszcze rzeczy.Ale jest na dobrej drodze - dodał wpatrując się w bezkres pustyni.-A ja?

- Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy moglispełnić nasze marzenie - powiedział Alchemik, powtarzając słowa Starego Króla.

Młodzieniec pojął je w lot. Oto na jego drodze stanął inny człowiek, który dopro-

wadzi go do kresu jego Własnej Legendy.- Będziesz mnie nauczał?

- Nie. Wiesz już wszystko to, czego potrzebu  jesz. Sprawię jedynie, że wyruszysz wstronę two jego skarbu.

-Trwa przecież wojna pomiędzy klanami - powtórzył młody człowiek.- Znam dobrze pustynię.- Odnalazłem już mój skarb. Mam wielbłąda, pieniądze ze sklepu z kryształami oraz

 pięćdziesiąt złotych monet. W moim kraju mógłbym już żyć dostatnio.- Tego wszystkiego nie ma u stóp piramid.

- Mam Fatime, a to największy skarb spośród tych wszystkich, które zdołałemzgromadzić.- Jej także nie ma w pobliżu piramid.W milczeniu spożyli jastrzębie mięso. Alchemik otworzył butelkę i napełnił kielichgościa szkarłatnym płynem. Było to najwyśmienitsze wino, jakie pił kiedykolwiek wżyciu. Jednak prawo zakazywało spożywania wina.- Zło nie jest tym, co wchodzi do ust człowieka - powiedział Alchemik. - Zło jest tym,co z nich wychodzi.

Wino sprawiło, że młodzieńca ogarnęła wesołość. Alchemik ciągle jednak wzbudzałw nim dziwny lęk. Usiedli przed namiotem i patrzyli na księżyc, który swym

 blaskiem przyćmiewał gwiazdy.

- Pij i smakuj ten czas - powiedział Alchemik, widząc, że chłopiec staje się coraz

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 57/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  57

weselszy. - Od pocznij tak, jak czyni to wojownik przed bitwą. Nie zapominaj jednak,że twoje serce jest tam, gdzie twój skarb. I musisz ten skarb odnaleźć, aby mogłonabrać prawdziwego sensu wszystko, co do tej pory odkryłeś na twej drodze.

- Jutro sprzedaj wielbłąda i kup za to konia.Wielbłądy są zdradliwe. Pokonują dziesiątki mil bez śladu zmęczenia. A nagle, nistąd ni zowąd, padają z nóg i zdychają. Konie zaś meczą się stopniowo. I zawsze

 będziesz wiedział, ile mogą jeszcze ujechać, a kiedy nadejdzie ich koniec.

  Nazajutrz, pod wieczór, młodzieniec przybył konno przed namiot Alchemika. Wchwilę później ukazał się on sam, z nieodłącznym sokołem na lewym ramieniu.

- Pokaż mi życie na pustyni - odezwał się Alchemik. - Bowiem tylko ten, kto potrafi

dostrzec tu oznaki życia, może również odnaleźć skarb.Ruszyli razem piaszczystym szlakiem, skąpani w księżycowej poświacie. „Nie wiemdoprawdy jak zdołam odkryć na pustyni życie - pomyślał młody człowiek. - Ciągle jeszcze nie znam pustyni".

Pragnął odwrócić się i podzielić swoimi rozterkami z Alchemikiem, ale budził on wnim lęk. Dotarli do skalistego miejsca, gdzie przedtem widział jastrzębie. Terazwszystko tu było jedynie ciszą i wiatrem.

- Nie potrafię dostrzec siadu życia na pustyni - powiedział. - Wiem dobrze, że onoistnieje, tylko ja go nie potrafię zobaczyć.

- Jedno życie przyciąga drugie - odrzekł Alchemik,Młody człowiek pojął w lor jego słowa. Natychmiast wypuścił z rąk wodze i koń

 poszedł samopas przez piaski i kamienie. Alchemik podążał za nim w milczeniu, aniestrudzony koń prowadził ich przez dobre pół godziny, aż zupełnie znikły im zoczu wierzchołki daktylowych palm Oazy. Została jedynie ta niezwykła poświata, wktórej skały mieniły się jak srebro. Nagle, w miejscu, do którego nigdy dotąd niedotarł, poczuł, że jego koń zwalnia kroku.- Tu kryje się życie - powiedział do Alchemika. - Wprawdzie ja nie znam języka pustyni, ale mój koń zna język życia.Zeskoczyli z siodeł. Alchemik skradał się powoli w całkowitym milczeniu, badającwzrokiem po  bliskie kamienie. Wreszcie przystanął i przyklęknął z zachowaniemnajwiększej ostrożności. W ziemi, pomiędzy kamieniami, widniała jama. Alchemik wsunął tam najpierw dłoń a potem całe ramię. Coś poruszyło się w głębi i oczyAlchemika - chłopiec widział bowiem tylko jego oczy - zmrużyły się z wysiłku.Ramię wydawało się prowadzić walkę z czymś, co było w środku. Gwałtownymruchem, który przeraził jego towarzysza, wyrwał rękę z  jamy i błyskawicznie stanąłna nogi. W dłoni ściskał węża.Młody człowiek uskoczył w tył. Wąż wił się na wszystkie strony, a jego donośnesyczenie rozdzierało ciszę pustyni. Była to kobra, której  jad uśmiercał człowieka w

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 58/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  58

ciągu kilku sekund.

„Uważaj na siebie!" - ostrzegał go w duchu chłopiec. Ale Alchemik został już z pewnością ukąszony, kiedy trzymał rękę w jamie. Jego twarz była jednak pogodna.

Anglik opowiadał mu kiedyś, że Alchemik ma z górą dwieście lat. Na pewno wiedział, jak sobie poradzić z pełzającymi gadami pustyni.

Zobaczył, że jego towarzysz zbliżył się swego wierzchowca, odpiął z siodła długą szablę o zakrzywionej jak  księżyc klindze i zakreślił nią  na   piasku koło. Po czymułożył w samym jego środku kobrę, która natychmiast zastygła w bezruchu.- Nie obawiaj się - odezwał się Alchemik.- Wąż nie ruszy się stąd. Odkryłeś ślad życia na   pustyni i jest to znak, jakiego

 potrzebowałem.- Dlaczego było to tak ważne?- Ponieważ Piramidy znajdują w samym sercu pustyni.

Młodzieniec nie chciał nic słyszeć o Piramidach. Od wczorajszego wieczoru jego serce

 było ciężkie i wypełnione bezmiernym smutkiem. Dalsze poszukiwanie skarbu było jednoznaczne z porzuceniem Fatimy.- Przeprowadzę cię przez pustynię - rzekł wtedy Alchemik.

- Chciałbym osiąść w Oazie - odparł młody człowiek. - Spotkałem Fatimę. Dla mnieznaczy ona więcej niż skarb.- Fatima jest córką pustyni. Wie dobrze, że mężczyzna musi odjechać, by móc kiedyś powrócić. Ona odnalazła już swój skarb i to ty nim jesteś. Teraz czeka, abyś ty z koleiodnalazł to, czego szukasz.

- A jeśli mimo to postanowię zostać tutaj?- Wtedy zasiądziesz w radzie Oazy. Masz dość złota, by kupić spore stado owiec iwielbłądów.Pojmiesz Fatimę za żonę i będziecie żyć szczęśliwie przez pierwszy rok. Nauczysz siękochać pustynię i poznasz po kolei każdą z pięćdziesięciu tysięcy palm. Zrozumiesz

  jak pną się do góry, a one objawią ci świat, który przemienia się nieustannie. Wkońcu z każdym dniem coraz lepiej potrafił będziesz odczytywać znaki, bo pustynia jest najwyborniejszym z mistrzów.

Drugiego roku przypomnisz sobie o istnieniu skarbu. Znaki zaczną do ciebie przemawiać coraz bardziej natarczywie, a ty będziesz starał się nie zwracać na nieuwagi. Zaczerpniesz z głębokich pokładów twej wiedzy, by wiernie służyć pustyni i

 jej mieszkańcom. Wodzowie plemion będą ci za to wdzięczni. A wielbłądy przyniosą ci bogactwo i władzę.W trzecim roku znaki nie przestaną mówić ci o skarbie i twojej Własnej Legendzie.Dniami i nocami błąkał się będziesz po Oazie, a Fatima posmutnieje, gdyż to ona

 będzie przyczyną, dla której porzuciłeś swoją drogę. Ale nadal będziesz ją kochał, atwoja miłość będzie odwzajemniona. Przypomnisz sobie, że ona nie nastawała nigdy,

 byś tu został, gdyż kobieta pustyni umie czekać na powrót swego mężczyzny. Nie będziesz zatem miał jej tego za złe. Lecz co noc snuł się będziesz po piaskach i pośród

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 59/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  59

daktylowych palm, dumając o tym, że mogłeś pójść dalej i mocniej ufać swojejmiłości do Fatimy. Bowiem to, co zatrzymało cię w Oazie, jest jedynie lękiem przedsamym sobą, przed tym, że nigdy tu nie wrócisz. A kiedy już dojdziesz do tego stanu,

znaki pokażą ci, że twój skarb na zawsze pochłonęła ziemia.Czwartego roku znaki opuszczą cię, gdyż nie chciałeś ich widzieć. Kiedy wodzowieto dostrzegą, odbiorą ci przywilej zasiadania w Radzie plemiennej. Pozostaniesz

  jednak bogatym kupcem, właścicielem nieprzebranej ilości towarów i licznego stada

wielbłądów. Ale resztę swoich dni spędzisz błąkając się pośród palm i pustynnych  piasków, ze świadomością, że nie spełniłeś Własnej Legendy, a teraz jest już nawszystko za późno.Musisz wiedzieć, że miłość nigdy nie staje na przeszkodzie temu, kto pragnie żyćWłasną Legendą. Jeśli tak się dzieje, znaczy to, że nie była to miłość prawdziwa,miłość, która przemawia Językiem Wszechświata.

Alchemik zasypał krąg zatoczony ostrzem szabli, a wtedy kobra błyskawiczniezniknęła pośród kamieni. Młodzieniec pomyślał o Sprzedawcy Kryształów,marzącym nieustannie o pielgrzymce do Mekki, i o Angliku, poszukującymAlchemika. Pomyślał o dziewczynie, co zaufała bezbrzeżnie pustyni i pewnego dniata pustynia przywiodła do niej mężczyznę, którego zapragnęła pokochać.Dosiedli koni i teraz młodzieniec podążał śladem Alchemika. Wiatr niósł ze sobą głosy Oazy i chłopiec próbował wychwycić pośród nich głos Fatimy. Nie czekał nanią dziś przy studni z powodu toczących się walk.

Tej nocy, kiedy przyglądali się kobrze zamkniętej w kole, tajemniczy jeździec zsokołem na ramieniu opowiadał mu o miłości i o skarbach, o kobietach pustyni i o

 jego Własnej Legendzie.- Idę z tobą - powiedział młodzieniec. I zaraz poczuł lekkość w swoim sercu.- Wyruszymy jutro przed wschodem słońca - rzekł Alchemik na pożegnanie.

Tej nocy nie mógł zasnąć. Na dwie godziny przed świtaniem zbudził jednego zchłopców śpią cych o  bok w namiocie i poprosił go, by mu pokazał, gdzie mieszkaFatima. Poszli tam razem. W zamian dał swojemu przewodnikowi tyle złota, ile warta

 była jedna owca.Poprosił jeszcze, by odnalazł jej posłanie, zbudził ją i powiedział, że czeka na nią nadworze. Młody Arab spełnił prośbę i dostał w zamian dość, by kupić jeszcze jedną owcę.- A teraz zostaw nas samych - rzekł do chłopca, który pobiegł co sił w nogach doswojego namiotu, dumny, że mógł wyświadczyć przysługę radnemu Oazy i

uszczęśliwiony myślą o kupnie owiec.

W drzwiach namiotu ukazała się Fatima. Powędrowali razem pośród palmowych

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 60/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  60

drzew. Wiedział, że było to wbrew Tradycji, ale w tej chwili nie miało to żadnegoznaczenia.- Muszę wkrótce odejść - rzeki. - Chciałbym, abyś wiedziała, że wrócę. Kocham cię,

 bo...- Nie mów nic - przerwała mu Fatima. – Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powóddo miłości.Ale młodzieniec mówił dalej:- Kocham cię, bo miałem sen, a potem spotkałem króla, sprzedawałem kryształy,

 przemierzyłem  pustynię, klany wypowiedziały sobie wojnę i na trafiłem na studnię, by odszukaćAlchemika. Kocham etę, bo cały Wszechświat sprzyjał mi w rym, bym mógł dotrzećdo ciebie.

Objęli się. Po raz pierwszy ich ciała się spotkały.- Wrócę na pewno - powiedział raz jeszcze.- Przedtem, gdy   patrzyłam w pustynię, była we mnie tęsknota. Teraz będę żyćnadzieją. Mój ojciec odszedł pewnego dnia, ale wrócił do matki i odtąd zawsze doniej wraca. Nie powiedzieli już ani słowa. Szli w milczeniu przez palmowy gaj, a porem młody człowiek odprowadził Fatinię do namiotu.- Wrócę tak samo jak twój ojciec wrócił do twojej matki - powiedział jej na koniec.Dostrzegł, że oczy Fatimy wypełniły się łzami.- Płaczesz?- Jestem kobietą pustyni - odrzekła kryjąc twarz. - Ale nade wszystko jestem po

 prostu kobietą.

Fatima weszła do namiotu. Za chwilę wstanie słońce. Rankiem wyjdzie do swoichcodziennych spraw, chociaż wszystko się zmieniło. Chłopca nie było już w Oazie iOaza straciła znaczenie jakie miała dotąd, jeszcze przed chwilą. Nie będzie już tymmiejscem na ziemi, z pięćdziesięcioma tysiącami palm daktylowych i trzystomastudniami, gdzie szczęśliwi pielgrzymi odpoczywali po trudach długiej podroży. Oddzisiaj Oaza stała się dla niej pustym miejscem.

Od dzisiaj to pustynia zajmie miejsce Oazy. Całymi godzinami Fatima będziewpatrywać się w pustynną dał, zastanawiając się, która z gwiazd   prowadzi jej

ukochanego do skarbu. Z wiatrem będzie mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiatr mu-śnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ona ciągle żyje i czeka, tak  jak kobieta

 potrafi czekać na dzielnego mężczyznę, który podąża drogą swych marzeń i ukrytychskarbów.

Od tego dnia pustynia będzie tylko jednym: nadzieją jego rychłego powrotu.

- Nie myśl o tym, co zostawiasz za sobą - rzekł Alchemik, kiedy przemierzali konno

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 61/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  61

  piaski pustyni. - Wszystko wpisane jest w Duszę Świata i pozostanie w niej na

zawsze.- Ludzie częściej marzą o powrotach niż o od jazdach - odparł młodzieniec, który na

nowo przywykł do pustynnej ciszy.- Jeśli to, co odnalazłeś, powstało z mater ii czystej, nie zmurszeje nigdy. I będzieszmógł po to kiedyś powrócić. Jeśli zaś jest to jedynie przebłysk światła podobnysmudze kreślonej przez spadającą gwiazdę, nie zastaniesz tu po powrocie nic. Ale

 przynajmniej było ci dane zobaczyć blask światła. I już samo to warto było przeżyć.I choć Alchemik mówił do niego językiem Alchemii, to młody człowiek wiedział, żesłowa te dotyczyły Fatimy.Trudno było nie myśleć o tym, co zostawiał za sobą. Pustynia i   jej monotonnykrajobraz nieustannie wypełniały zjawami jego wyobraźnię. Wszędzie widziałdaktylowe palmy, studnie i twarz ukochanej kobiety. Widział Anglika pochłoniętego

  pracą w swoim laboratorium i przewodnika karawany, który był mistrzem, niewiedząc nawet o tym. „Być może Alchemik nigdy nie kochał nikogo?" - pomyślał wduchu.Teraz jechał przed nim z sokołem na ramieniu. Ptak znał świetnie mowę pustyni i nawszystkich postojach zrywał się do lotu w poszukiwaniu pożywienia. Pierwszegodnia upolował zająca. A nazajutrz dwa ptaki.

Wieczorami rozściełali na ziemi swoje derki, ale nie rozpalali nigdy ognia. Noce na

 pustyni były chłodne, stawały się też coraz bardziej mroczne w miarę jak nikła naniebie tarcza księżyca. Przez tydzień posuwali się w milczeniu, rozmawiając jedynie

o tym, jak zachować niezbędne środki ostrożności, by nie wpaść w wir plemiennychwalk. Wojna bowiem trwała nadal i niekiedy wiatr przynosił ze sobą słodkawy zapachkrwi. Jakaś potyczka musiała toczyć się w okolicy, a wiatr przypominał młodemuczłowiekowi o istnieniu Języka Znaków, który zawsze był gotów pokazać mu to, cze-

go nie mogły dojrzeć jego oczy.Siódmego dnia pod wieczór Alchemik postanowił rozbić obóz wcześniej niżzazwyczaj. Sokół poleciał na łowy. Alchemik wyciągnął swój bukłak z wodą i podałgo młodzieńcowi.- Wkrótce dotrzesz do celu twej podróży - rzeki. - Cieszy mnie to, że poszedłeś zagłosem Własnej Legendy.- Prowadzisz mnie bez słowa. A ja sądziłem, że nauczysz mnie tego wszystkiego, co

wiesz. Nie tak dawno temu znalazłem się w towarzystwie człowieka, który posiadałwiele alchemicznych ksiąg. Ale nie zdołałem się z nich nauczyć niczego.- Jest tylko jeden sposób nauki - odparł Alchemik. - Poprzez działanie. Wszystkiego,co ci było potrzebne, nauczyła cię ta podróż. Brakuje ci zaledwie jednej rzeczy.

Młody człowiek chciał za wszelką cenę dowiedzieć się, co to takiego, ale Alchemik utkwił wzrok w linii horyzontu wypatrując powrotu sokola.- Dlaczego nazywają cię Alchemikiem?- Dlatego, że nim jestem.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 62/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  62

- A co stanęło na przeszkodzie innym alchemikom, którzy poszukiwali złota i nigdygo nie znaleźli?- Zadowalało ich poszukiwanie złota. Ciekawił ich jedynie skarb Własnej Legendy,

ale nigdy nie pragnęli przeżyć samej Legendy.- Powiedz proszę, czego brakuje mojej wiedzy? - nalegał młodzieniec.Alchemik wpatrywał się ciągle w widnokrąg. Po jakimś czasie sokół powrócił zezdobyczą. Wykopali dół i rozpalili ogień głęboko w ziemi, by nikt nie mógł dojrzeć

 płomieni.-Jestem Alchemikiem, ponieważ jestem Alchemikiem - powiedział, gdy  przygotowywali wspólnie wieczer zę. - Przejąłem tę wiedzę od moich przodków,którzy ją dostali w darze od swoich przodków i tak dalej, aż do początku świata. Wtamtych czasach cala mądrość Wielkiego Dzieła mogła zostać spisana na zwyczajnymszmaragdzie. Ale ludzie nigdy nie dawali wiary prostocie, zaczęli więc pisać traktaty,komentarze, studia filozoficzne. Głosili również, że znają drogę lepiej od innych.

- A co było napisane na Szmaragdowej Tablicy? - spytał młodzieniec.Alchemik wyrysował jakieś wzory na piasku, nie zajęło mu to nawet pięciu minut.Kiedy je kreślił, młodzieniec przypomniał sobie postać Starego Króla i plac, na

którym spotkali się niegdyś, i wydało mu się, że od tamtego czasu upłynęło wielewiele lat.

- Oto co było napisane na Szmaragdowej Tablicy - rzekł Alchemik, gdy skończył.Młodzieniec zbliżył się i przeczytał słowa wypisane na piasku.- Ależ to jakiś zawiły szyfr - powiedział nieco rozczarowany Szmaragdową Tablicą. -

To samo znalazłem w księgach Anglika.- Nieprawda - odrzekł Alchemik. - To trochę tak   jak jastr zębi lot - nie można go

  pojąć samym rozumem. Szmaragdowa Tablica jest najprostszą drogą wiodącą doDuszy Świata.Już dawno temu mędrcy zrozumieli, że świat przyrody jest jedynie powielonymobrazem Raju. Sarn fakt, że ten świat istnieje, jest dowodem na to, że istnieje też światdoskonalszy. Bóg go stworzył, aby za pośrednictwem rzeczy widzialnych ludzie mogli

 pojąć jego nauki duchowe i dojrzeć objawienia jego mądrości. To właśnie nazywamDziałaniem.

- A czy muszę zrozumieć Szmaragdową Tablicę? - spytał młodzieniec.- Gdybyś znajdował się w alchemicznym warsztacie, miałbyś teraz wymarzoną okazję, by szukać najlepszego sposobu odczytania Szmaragdowej Tablicy. Ale jesteśna pustyni. A zatem zanurz się raczej w niej. Pustynia bowiem pomaga zrozumiećświat równie dobrze jak  każda inna rzecz na ziemi.  Nawet nie potrzebujesz pustyni

rozumieć - wystarczy przyjrzeć się zwykłemu ziarenku piasku a ujrzysz w nim

wszystkie cuda stworzenia.

- A jak mogę zanurzyć się w pustyni?- Słuchaj po prostu głosu twego serca. Ono wie wszystko, bo wyszło z Duszy Świata i pewnego dnia tam powróci.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 63/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  63

Jechali w ciszy przez następne dwa dni. Alchemik stał się przezorniejszy, gdyż zbliżalisię do strefy najbardziej zagorzałych walk. Młodzieniec zaś w skupieniu wsłuchiwałsię w głos swego serca.Było to serce trudne do zrozumienia. Kiedyś zawsze tak chętne do wyjazdu, terazchciało dotrzeć za wszelką cenę do miejsca przeznaczenia. Niekiedy opowiadałohistorie pełne tęsknoty, kiedy indziej znów zachwycało się wschodem słońca na pustyni i wyciskało skrywane łzy z oczu chłopca. Biło szybciej, gdy opowiadał mu oskarbie i zwalniało, gdy jego wzrok ginął w dali pustynnego horyzontu. Ale nie milkłonigdy, nawet jeśli nie zamieniał ani jednego słowa z Alchemikiem.- Dlaczego musimy słuchać głosu serca? - spytał tego wieczoru, gdy zatrzymali się nanocleg.

- Bo tam, gdzie będzie twoje serce, będzie i twój skarb.- Moje serce jest niespokojne - rzeki młody człowiek. - Marzy, lęka się, jestzakochane w dziewczynie z pustyni. Wypytuje mnie o tysiące spraw, a w nocy nie

 pozwala zmrużyć oka, gdy myślę o niej.- To dobrze. Twoje serce jest żywe. Słuchaj dalej, co ci powie.

W ciągu następnych trzech dni napotkali na swej drodze wielu wojowników, jeszcze

innych dostrzegli na horyzoncie. Serce chłopca zaczęło mówić o lęku. Opowiadałomu historie zasłyszane w Duszy Świata, dzieje śmiałków, którzy wyruszyli na

 poszukiwanie swoich skarbów i nigdy do nich me dotarli. Czasami straszyło go, że  przecież i on może skarbu nie znaleźć i zginąć gdzieś na pustyni. Kiedy indziej

mówiło mu, jak jest szczęśliwe, że spotkał swoją miłość i zdobył wiele złotych monet.- Moje serce jest zdrajcą - rzekł młodzieniec do Alchemika, kiedy zatrzymali się, bydać wytchnie-nie koniom. - Nie chce, żebym szedł dalej.- To dobrze. Znaczy to, że twoje serce żyje. Obawa przed utratą wszystkiego, co siędotąd zdobyło, za jakiś sen, jest zupełnie naturalna.- Dlaczego mam zatem słuchać serca?- Bo nie uciszysz go nigdy, l nawet gdybyś udawał, że nie słyszysz, o czym mówi,

nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać tego, co myśli o życiu i oświecie.- Nawet jeśli jest zdrajcą?- Zdrada to cios, którego nie oczekujesz. Jeśli poznasz dobrze swoje serce, to nigdy citakiego ciosu nie zada. Będziesz bowiem zna! jego najtajniejsze marzenia i jego

tęsknoty, i będziesz je szanował. Nikt nie może uciec przed własnym ser cem. Dlatego

  już lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy cię niedosięgnął.

Młody człowiek dalej więc słuchał swego serca, przemierzając pustynię. Poznał jego

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 64/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  64

wybiegi i for tele i pogodził się z tym, jakie było. Strach i chęć powrotu opuściły go, bo pewnej nocy serce wyznało mu, że jest szczęśliwe. - Nawet jeśli czasem trochę sięskarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one są właśnie

takie. Obawiają się sięgnąć po swoje największe marzenia, ponieważ wydaje się im,że nie są ich godne, albo że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, anie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostały na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.

- Moje serce obawia się cierpień - powiedział młodzieniec do Alchemika pewnej

nocy, gdy oglądali bezksiężycowe niebo.- Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I żeżadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia, bo każda chwila

 poszukiwań jest chwilą spotkania z Bogiem i z Wiecznością.- Każda chwila poszukiwań jest chwilą spotkania - rzekł młodzieniec do swego serca.- Kiedy szukałem skarbu, wszystkie dni były jasne, bo wiedziałem, że każda godzinastanowi cząstkę marzenią  o odkryciu go. Kiedy szukałem skarbu, to po drodzespotkałem to, czego nigdy nie mógłbym odkryć, gdybym nie miał odwagi sięgnąć porzeczy niemożliwe dla zwykłego pasterza.Jego serce ucichło na całe popołudnie. I tej nocy spał spokojnie. A kiedy obudził sięrankiem serce zaczęło mu opowiadać o Duszy Świata. Powiedziało mu, że człowiek szczęśliwy to ten, kto nosi w sobie Boga. I że szczęście można znaleźć nawet w

najmniejszym ziarenku pustynnego piasku - zu  pełnie tak, jak mówił Alchemik. Boziarenko piasku jest chwilą Stworzenia, a Wszechświat poświęcił całe miliony lat, bymogło istnieć.- Każdy człowiek na kuli ziemskiej ma skarb, który gdzieś na niego czeka -

 powiedziało mu ser ce. - My, serca, rzadko o tym mówimy, bo ludzie nie chcą jużodnajdywać skarbów. Mówimy o tym  jedynie dzieciom. A resztę pozostawiamyżyciu, by poprowadziło każdego śladem jego przeznaczenia. Niestety, mało kto

  podąża wyznaczoną mu drogą, która jest szlakiem do jego Własnej Legendy i dospełnienia. Większości świat jawi się jako groźba i pewnie z te j przyczyny ten światstaje się, w końcu dla nich prawdziwym zagrożeniem. A wtedy my, serca, mówimycoraz ciszej i ciszej, choć nie milkniemy nigdy na dobre, I zaklinamy na wszystkie

świętości, aby nie usłyszano naszych słów. Bo nie chcemy, aby ludzie cierpieli, że nie poszli drogą, jaką im wskazywaliśmy.- Dlaczego serca nie mówią ludziom, że powinni podążać śladem własnych marzeń? -

spytał młodzieniec Alchemika.

- Ponieważ wówczas serca cierpiałyby najbardziej. A serca nie lubią cierpieć.Od owego dnia młodzieniec słuchał głosu swego serca. Prosił, by nigdy go nieopuściło. Prosił, by ściskało się w jego piersi, by biło na alarm, gdyby czasemzdarzyło mu się zaniechać swych marzeń. I przysiągł być zawsze ostrożnym, kiedy

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 65/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  65

usłyszy bicie na alarm.

Tej nocy rozmawiał długo z Alchemikiem. I Alchemik zrozumiał, że serce młodzieńca powróciło do Duszy Świata.

- Cóż mam teraz począć?- Idź dalej w stronę piramid - odparł Alchemik. - I uważaj na znaki. Twoje serce potrafi już dziś wskazać ci skarb.- A więc to jest to, czego dotąd nie wiedziałem ?- Nie - powiedział Alchemik. - Oto czego brakuje twojej wiedzy:

Zanim marzenie się spełni, Dusza Świata pragnie poddać próbie to wszystko, czegonauczyłeś się w drodze. Jeśli tak czyni, to nie powoduje nią złośliwość, ale chęć, byśzgłębił nauki, których doświadczasz idąc tropem marzeń. I wtedy właśnie większośćludzi wycofuje się. W języku pustyni to tak, jak umrzeć z pragnienia w chwili, gdy nawidnokręgu widać już palmy oazy.

Podróż zaczyna się nieodmiennie Szczęściem Początkującego, a kończy Próbą Zdobywcy.

Młodzieniec przypomniał sobie wtedy stare przysłowie z jego kraju o tym, żenajciemniej jest tuż przed wschodem słońca.

Pierwszy namacalny znak zagrożenia pojawił się już nazajutrz. W oddali ukazało siętrzech wo  jowników, a kiedy podeszli bliżej, zapytali obu podróżnych, czego tu

szukają.- Przybyłem na łowy z sokołem - odparł Al-chemik.- Mamy obowiązek przeszukać was i sprawdzić, czy nie ukrywacie broni - rzekł na ro jeden z wojowników.Alchemik powoli zsiadł z konia. Młody człowiek poszedł za jego przykładem.- Na co ci tyle pieniędzy? - spytał wojownik na widok wypchanej złotem sakiewki.- Aby dotrzeć do Egiptu - odrzekł młodzieniec.Człowiek, który przetrząsał juki Alchemika, natknął się na kryształowy flakonik 

wypełniony płynem i na szklane jajo żółtej barwy, niewiele tylko większe od kurzego.- Co to takiego? - zapytał.- Eliksir Długowieczności i Kamień Filozoficzny. Jest to Wielkie Dzieło Alchemików.Kto pije ten  płyn, nie choruje nigdy, zaś maleńki okruch tego kamienia przemieniakażdy metal w złoto.Trzej mężczyźni wybuchnęli gromkim śmiechem, a Alchemik śmiał się wraz z nimi.Jego od powiedź przypadła im widać do gustu, bo pozwolili im odejść bez przeszkód.- Czyś ty postradał rozum? - wykrzyknął młodzieniec, gdy zniknęli im z oczu. -

Dlaczego odpowiedziałeś im w ten sposób?- Aby ci pokazać proste prawo, które rządzi tym światem: nigdy nie dostrzegamy

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 66/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  66

skarbów, które mamy tuż przed oczyma. A wiesz, dlaczego tak się dzieje? Bo ludzienie wier zą w skarby.Posuwali się dalej przez piaski pustyni. W miarę upływu dni, serce chłopca milkło

coraz bardziej. Nie kłopotało się już ani tym, co było, ani tym co być miało. Podobnie  jak on, zadowalało się obserwowaniem pustyni i razem z nim czerpało ze źródełDuszy Świata. Chłopiec i jego serce stali się wielkimi przyjaciółmi i odtąd nie mogło

 już być miedzy nimi mowy o zdradzie.

Teraz serce odzywało się po to, by podnieść na duchu młodzieńca, gdy dniwypełnione milczeniem wydawały mu się nużące- Po raz pierwszy ser ce mówiło o

  jego cnotach: o odwadze, jakiej było trzeba, by porzucić owce i pójść za głosemWłasnej Legendy, o zapale, z jakim pracował w sklepie z kryształami.Opowiedziało mu również o tym, czego nigdy nie dostrzegł - o wszystkich

niebezpieczeństwach, które czyhały na niego po drodze. Raz ukrył strzelbęwykradzioną ojcu, którą mógł się przecież łatwo postrzelić. Innym razemrozchorował się w szczerym polu. Wymiotował, a potem spał długo. Nieopodal w tymsamym czasie dwaj bandyci dybali na jego owce i na jego życie. Ale, skoro pasterzciągle nie nadchodził, dali za wygraną, sądząc, że poszedł inną drogą.- Czy serca zawsze przychodzą ludziom z po- mocą? - spytał Alchemika.- Tylko tym, którzy są wierni Własnej Legendzie. Ale pomagają również dzieciom,

 pijakom i starcom.

- Czy znaczy to, że niebezpieczeństwo nie istnieje?- Znaczy to tyle, że serca robią to, co jest w ich mocy - odrzekł Alchemik.

Pewnego wieczoru przejechali przez obozowisko jednego z wojujących klanów.Wokół roiło się od Arabów przyodzianych w piękne białe szaty, z bronią gotową dostrzału. Rozprawiali oni o toczących się walkach i nikt nawet nie zwrócił uwagi nadwóch samotnych jeźdźców.- Nic nam nie  zagraża. - rzeki młodzieniec, kiedy już oddalili się nieco. Alchemik wpadł w gniew.- Ufaj sercu - powiedział - ale nie zapominaj ani na chwilę, że jesteś na pustyni.Kiedy ludzie prowadzą między sobą wojnę, nawet Dusza Świata słyszy jęki bitewne.

  Nikt bowiem nie może uciec przed skutkami tego, co dzieje się pod sklepieniemnieba.„Wszystko jest jednym" - pomyślał miody człowiek.

I jakby pustynia chciała przyznać rację staremu Alchemikowi, tuż za nimi pojawili siędwaj jeźdźcy.- Stać! Nie wolno wam jechać dalej! - wykrzyk nął jeden z nich. - Jesteście naziemiach, gdzie trwają walki.- Nie jadę daleko - odparł Alchemik, patrząc wojownikom prosto w oczy.

Zawahali się przez chwilę, aż w końcu pozwolili im jechać dalej.Młody człowiek przyglądał się tej scenie zauroczony.

- Ujarzmiłeś ich wzrokiem - powiedział.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 67/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  67

- Bo w oczach tk wi siła duszy - odrzekł Alchemik.

„To prawda" - przyznał w duchu młodzieniec. Przypomniał sobie, że kiedy mijaliobozowisko, ktoś w tłumie wojowników przyglądał im się bacznie. Jednak odległość

nie pozwalała rozróżnić rysów jego twarzy. A mimo to chłopiec był pewien, żetamten ani na chwilę nie spuszcza z nich oka.Gdy zamierzali przeprawić się przez łańcuch gór widniejących w oddali, Alchemik rzekł, że od Piramid dzielą ich zaledwie dwa dni marszu.- Skoro   już wkrótce mamy się rozstać, naucz mnie proszę tajników Alchemii -

 poprosił młodzieniec.- Wiesz   już wszystko to, co wiedzieć trzeba. Wystarczy wniknąć w głąb DuszyŚwiata i odkryć tam skarb, który przypisała każdemu z nas.- Nie to chcę wiedzieć. Miałem na myśli przemianę ołowiu w złoto.Alchemik szanował ciszę pustyni i odpowiedział chłopcu dopiero, gdy zatrzymali sięna posiłek.- We Wszechświecie wszystko przeobraża się nieustannie. Dla wtajemniczonychzłoto jest metalem najbardziej dojrzałym. Nie pytaj mnie dlaczego, bo tego nie wiem.Wiem jedynie, że to, czego uczy Tradycja, jest zawsze słuszne. Tylko ludzie nie

 potrafili właściwie przetłumaczyć słów mędrców. l dlatego, zamiast być symbolemrozwoju, szlachetne złoto stało się znamieniem wojny.- Rzeczy mówią wieloma jeżykami - powiedział młodzieniec. - Doświadczyłem jużtego, że głos wielbłąda może być tylko zwykłym parskaniem, w chwilę potemzwiastunem niebezpieczeństwa i na powrót zwyczajnym parskaniem.

Zamilkł. Pewnie dla Alchemika wszystko to od dawna było oczywiste.- Znałem prawdziwych alchemików - podjął Alchemik. - Zamykali się wlaboratoriach i, jak złoto, usiłowali dojrzewać. Ci odkrywali Kamień Filozoficzny.Zrozumieli bowiem, że kiedy dojrzewa jedna rzecz, dojrzewa też wszystko wokół.Innym udawało się odkryć Kamień przypadkiem. Ci otrzymywali dar, a ich dusza

 była bardziej rozbudzona niż dusze innych. Ale oni się nie liczą, gdyż jest ich bardzoniewielu. Inni wreszcie szukali tylko złota. Ci nigdy nie odkryli tajemnicy. Zapo-

mnieli o tym, że ołów, miedź i żelazo też maja Własne Legendy do spełnienia. A ten,kto przywłaszcza sobie Legendę bliźniego, nigdy nie odkryje swojej własnej.W ustach Alchemika słowa te zabrzmiały jak  przekleństwo.Schylił się i podniósł z ziemi muszlę.- Kiedyś był tu ocean - rzekł.- Już to odkryłem - odparł młodzieniec.Alchemik poprosił, by przytknął muszlę do ucha. Młody człowiek nieraz czynił to

 będąc dzieckiem i nieodmiennie słyszał w niej szum morza.- Morze na zawsze zamknięte jest w tej muszli, bo jest to jej Własna Legenda, I nieopuści jej dopóty, dopóki wody oceanu na powrót nie pochłoną pustyni.Wskoczyli w siodła i pośpieszyli w stronę egipskich piramid.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 68/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  68

Słońce zaczynało już zachodzić, kiedy serce młodzieńca zaczęło bić na alarm.Zewsząd otaczały ich wysokie wydmy. Alchemik wydawał się chłopcu całkiemspokojny. Pięć minut później tuż przed nimi wyrosło z piasków dwóch jeźdźców. Ich

sylwetki odcinały się ostro na widnokręgu. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek doAlchemika, dwóch jeźdźców zamieniło się w dziesięciu, potem w stu, a na koniec

 pokryli całkowicie okoliczne wydmy.Byli to wojownicy odziani na niebiesko, ich tur  bany przytrzymywała potrójna czarnaopaska. Ich twarze zakrywały błękitne szale i tylko czasem widać było spod nichoczy. Nawet z oddali te oczy świadczyły o ogromnej sile ducha. Te oczy mówiły ośmierci.

Zaprowadzono ich obu do obozu wojskowego, nieopodal. Jeden z żołnierzy popchnąłich do namiotu, który w niczym nie przypominał namiotów w Oazie. Znaleźli się okow oko z wodzem otoczonym licznym orszakiem.- To są szpiedzy - rzekł jeden z mężczyzn.- Jesteśmy tylko podróżnikami - odparł spokojnie Alchemik.- Widziano was trzy dni temu w obozie nieprzy jaciela. Rozmawialiście tam z jednymz żołnierzy,-Jestem człowiekiem, który wędruje po pustyni i czyta z gwiazd - odpar ł Alchemik. -  Nie wiem nic o oddziałach wojsk ani o ruchach plemion. Służyłem jedynie za

 przewodnika mojemu przyjacielowi.- A kim on jest? - spytał dowódca.- Alchemikiem - odparł Alchemik. - Zna on ta jemne moce przyrody i pragnie pokazaćwam swoje niezwykłe zdolności.Młody człowiek słuchał z zapartym tchem. Bał się.- Czego szuka obcy na obcej ziemi? - spytał jeden z mężczyzn.- Przynieśliśmy w darze dla waszego klanu złoto - wtrącił Alchemik, nim jeszcze

młodzieniec zdołał otworzyć usta.I chwyciwszy jego kiesę pełną złotych monet podał ją wodzowi. Tamten przyjął ją 

 bez słowa. Było tam dość złota, by kupić pokaźną ilość broni.- Kto to jest Alchemik? - spytał w końcu Arab.- To ktoś kto zna świat i przyrodę. I gdyby tylko zapragnął, mógłby zaprzęgając siłęwiatru unicestwić w okamgnieniu cały ten obóz.Mężczyźni wy buchnęli śmiechem. Przywykli już do okrucieństw wojny i wiedzielidobrze, że wiatr nie byłby w stanie zadać śmiertelnego ciosu. Ale każdemu z nichścisnęło się serce w piersi. Byli bowiem ludźmi pustyni i w głębi ducha obawiali sięczarowników.

- Chciałbym to zobaczyć na własne oczy - rzeki dowódca.

- Potrzeba nam na to trzech dni - odparł Alchemik. - Wtedy ten młodzieniec

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 69/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  69

 przemieni się w wiatr, by pokazać wam swoją nadprzyrodzoną moc. Jeśli mu się nie powiedzie, ofiarujemy pokor nie nasze życia w hołdzie dla waszego klanu.- Nie możesz mi darować czegoś, co już do mnie należy - odparł gniewnie dowódca.

Przyznał jednak podróżnym trzy dni laski.Przerażonemu chłopcu odebrało władzę w nogach. Alchemik musiał przytrzymać go pod ramię, gdy wychodzili z namiotu.- Nie pokazuj im, że się boisz - powiedział. - To są ludzie waleczni i gardzą tchórzami.

Młodzieniec stracił głos. Odzyskał go dopiero po dłuższym czasie, kiedy szli przezobozowisko. Nie warto nawet było ich więzić. Arabowie ode- brali im po prostu

konie. I tak oto świat raz jeszcze dal im poznać jeden spośród swoich rozlicznych jeżyków - pustynia, która wcześniej była otwartą i nieograniczoną przestrzenią, stalą się murem nie do przebycia.

- Oddałeś im cały mój majątek  – wykrztusił w końcu młodzieniec. - Wszystko, co

zdobyłem w ciągu całego życia!- A na co ci to, skoro masz umrzeć? Pieniądze uratowały ci życie na trzy dni.

 Nieczęsto się zdarza, by pieniądze mogły opóźnić czyjąś śmierć.Młodzieniec był zbyt przerażony, by dotarły do niego słowa mądrości. Zupełnie niewiedział, jak przemienić się w wiatr. Przecież nie był alchemikiem.

Alchemik poprosił jednego z wojowników o herbatę. Skropił nią nadgarstki młodegoczłowieka. Przyjemna i kojąca fala rozeszła się po jego ciele, podczas gdy Alchemik wypowiadał cichutko jakieś tajemnicze zaklęcia, których chłopiec nie był w stanie

zrozumieć.- Nie poddawaj się rozpaczy - rzekł Alchemik głosem niezwykle łagodnym. - Ona nie

 pozwala rozmawiać z sercem.- Nie potrafię zamienić się w wiatr.- Ten kto żyje Własną Legenda, wie to wszystko, co wiedzieć powinien. I tylko jednomoże unicestwić marzenie - strach przed porażką.-Ja nie lękam się porażki. Po prostu nie potrafię przemienić się w wiatr.- A zatem trzeba, żebyś się tego nauczył. Bo od tego zależy twoje życie.- A jeśli nie będę w stanie?- Wtedy zginiesz, przeżywszy jednak Własną Legendę. Lepsze to chyba, niż umrzeć jak miliony ludzi, którym nawet się nie śniło o istnieniu ich Legendy. Ale nie obawiaj

się, bowiem zazwyczaj widmo śmierci sprawia, że bardziej szanujemy życie.

Minął pierwszy dzień. W okolicy rozgorzała zaciekła bitwa i do obozu trafiło wielurannych. „Śmierć niczego nie zmienia" - pomyślał chłopiec. Poległych wojownikówzastępowano nowymi i życie toczyło się dalej.- Mogłeś umrzeć później, przyjacielu - rzekł jakiś człowiek pochylony nad zwłokami

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 70/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  70

  jednego ze swych towarzyszy. - Mogłeś umrzeć, kiedy powróciłby czas pokoju.Zresztą i tak umarłbyś wcześniej czy później.Pod wieczór młodzieniec podszedł do Alchemika, który wybierał się na pustynię ze

swoim nieodłącznym sokołem.- Żadną miarą nie umiem zamienić się w wiatr - powtórzył raz jeszcze.- Pamiętaj o tym, co już ci mówiłem: ten świat jest jedynie widzialną częścią Boga. Aalchemia, to  przeniesienie doskonałości duchowej do świata materii.- Co ty robisz?- Karmię sokoła.- Jeśli nie uda mi się przemienić w wiatr, zginiemy obaj - powiedział młody człowiek. - Na co zda się jeszcze karmić sokoła?- To ty zginiesz - odpar ł Alchemik. - Bo ja potrafię przedzierzgnąć się w wiatr.

Drugiego dnia młodzieniec wdrapał się na skaliste urwisko nieopodal obozu. Straże  pozwoliły mu wyjść bez przeszkód. Doszły już do nich słuchy o czarowniku, który  przemienia się w wiatr i woleli trzymać się od niego z daleka. A zresztą pustynia

stanowiła mur nie do przebycia.Resztę popołudnia spędził zatopiony w krajobrazie pustyni. Słuchał głosu swegoserca. A pustynia słuchała lęku, który w nim mieszkał.Oboje mówili tym samym językiem.

Trzeciego dnia naczelny wódz zebrał wokół siebie najwyższych rangą wojowników.- Pójdźmy obejrzeć tego młodzieńca, który przemienia się w wiatr  - rzekł doAlchemika.- Chodźmy! - odrzekł Alchemik.Młody człowiek przywiódł ich do miejsca, do którego dotarł poprzedniego dnia.Poprosił wszystkich, by usiedli.- Potrzebuję trochę czasu - rzekł.- Nigdzie nam się nie śpieszy - odrzekł dowódca. - Jesteśmy ludźmi pustyni.

Młodzieniec zatopił wzrok w linii horyzontu.W dali dojrzeć można było góry, wydmy, skały i pnące rośliny, które uparcie starałysię żyć tam, gdzie ich byt był niepewny. Przed nim, jak okiem sięgnąć, rozpościerałasię teraz pustynia, i choć przemierzał ją od długich miesięcy, to poznał zaledwie jej

znikomą cześć. W tej maleńkiej części zdarzyło mu się spotkać i Anglików, ikarawany, i walki plemion, i Oazę z  jej pięćdziesięcioma tysiącami daktylowych palm i trzystu studniami.

- Czego żądasz dziś ode mnie? - spytała pustynią. - Czy wczoraj nie patrzyliśmy na

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 71/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  71

siebie wystarczająco długo?- Ukrywasz gdzieś moją ukochaną. I kiedy spoglądam w twoje piaszczyste

  przestworza, to tak jakbym i ją widział. Pragnę wrócić do niej i potrzebuję twej

 pomocy, by przemienić się w wiatr.- A czym jest Miłość? - spytała pustynia.- Miłość jest jak sokół, który krąży nad twoimi   piaskami. Dla niego jesteśnajbujniejszą zielenią, z której zawsze powraca ze zdobyczą. On zna two  je skalne

urwiska, twoje wydmy i twoje góry, a i ty jesteś dla niego najbardziej szczodra.- Sokoli dziób wyrywa mnie po kawałku - powiedziała pustynia. - Karmie całymilatami jego ofiary, poję resztką wody jaką mam, prowadzę je tam, gdzie mogą znaleźć pożywienie. A pewnego dnia sokół spada z nieba właśnie w chwili, gdymogłabym wreszcie poczuć pieszczotę zwierzyny na moich piaskach. I sokół porywato, co z takim trudem wykarmiłam.- Po to właśnie karmiłaś i hodowałaś te wszystkie stworzenia - odparł młodyczłowiek. - Żeby pożywić sokoła. A sokół będzie żywił człowieka. Zaś człowiek zkolei nasyci twój piasek, z którego znowu zrodzą się zwierzęta. Bo taki jest świat.- I to jest Miłość?- Tak. To ona sprawia, że ofiara zamienia się w sokoła, sokół w człowieka, a człowiek w pustynię. To ona sprawia, że ołów przemienia się w złoto, a złoto powraca, by ukryćsię w ziemi.- Nie rozumiem twoich słów - powiedziała pustynia.- Zrozum chociaż tyle, że gdzieś pośród twoich piasków czeka na mnie kobieta. A by

to oczekiwanie spełnić, muszę przemienić się w wiatr.Pustynia zamilkła na chwilę.- Daję ci moje piaski, aby wiatr mógł dmuchać  po nich do woli. Ale sama niewielemogę zdziałać. Wezwij na pomoc wiatr.Zerwał się leciutki wiatr. Wodzowie wojsk 

 przyglądali się z daleka młodemu, przemawiające-mu w nieznanym im języku człowiekowi.Alchemik uśmiechał się sam do siebie.

Wiatr przyleciał do młodzieńca i musną! leciutko jego twarz. Posłyszał jego rozmowę z pustynią - wiatry zawsze wiedzą wszystko. Gonią po świecie nie wiedząc ani gdzie sięnarodziły, ani gdzie umrą.- Pomóż mi - powiedział chłopiec.  – Kiedyś usłyszałem w twoim świście głos mojejukochanej.

- K to nauczył cię języka wiatru i pustyni?- Moje własne serce - odpowiedział młodzieniec.

Wiatr nosił wiele imion. Tutaj nazywano go sirocco, bo Arabowie wierzyli, że przybywał z krain obfitujących w wodę i zamieszkałych przez ludzi o czarnej skórze.W dalekim kraju, skąd przybywał młody człowiek, nazywano go lewantem, bo

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 72/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  72

Hiszpanie wierzyli, że niósł ze sobą piasek pustyni i wojenne okrzyki Maurów. A możegdzie indziej, z dala od łąk, gdzie pasły się owce, ludzie sądzili, że ten wiatr przybywaz Andaluzji? Ale wiatr nie przylatywał znikąd ani donikąd nie gnał i dlatego był

silniejszy od pustyni. Kiedyś można będzie za- sadzić na pustyni drzewa a nawethodować tam owce, ale nigdy nie uda się ujarzmić wiatru.- Nie możesz stać się wiatrem - powiedział do młodzieńca. - Nasze natury są odmienne.

-  Nieprawda. Zgłębiłem tajniki alchemii, kiedy razem z tobą przemierzałem świat. Noszę w sobie i wiatry, i pustynie, i oceany, i gwiazdy, i to wszystko, co tylko zostałostworzone we Wszechświecie. Ta sama Ręka nas stworzyła i ten sam Duch w nas

mieszka. Chcę stać się takim  jak  ty, wślizgnąć się do wszystkich zakamarków, przemierzyć morza i oceany, rozwiać piaski kryjące mój skarb i przywołać głos mojejukochanej.

- Przysłuchiwałem się kiedyś twojej rozmowie z Alchemikiem. Mówił on, że każdarzecz ma swo  ją Własną Legendę. Dlatego istoty ludzkie nie mogą przemienić się wwiatr.- Naucz mnie być wiatrem bodaj przez chwilę - poprosił chłopiec. - Abyśmy mogli

 pomówić razem o nieskończonych możliwościach wiatrów i ludzi.Wiatr  zaciekawił się - istniało coś, o czym jeszcze nie wiedział. Korciło go, żeby

 pogawędzić, ale zupełnie nie wiedział jak przemienić człowieka w wiatr. A przecieżtyle potrafił! Tworzył pustynie, zatapiał okręty, powalał całe lasy i włóczył się pomiastach pełnych muzyki i dziwacznych odgłosów. Sądził zawsze, że nie zna żadnych

granic, a tu nagle pojawił się ten młokos i upierał się, że wiatr mógłby jeszczedokonać tysiąca innych rzeczy.- To się nazywa Miłością  - powiedział młodzieniec widząc, że wiatr jest o krok odspełnienia jego prośby. - Kiedy kochamy, to stajemy się częścią  Stworzenia. Kiedy

kochamy, nie potrzebujemy wcale rozumieć, co się dzieje wokół, bo wtedy wszystkodzieje się w nas samych i wtedy nawet człowiek może przemienić się w wiatr.Oczywiście pod warunkiem, że wiatr przyjdzie mu z pomocą.Wiatr był próżny i rozgniewały go słowa młodzieńca. Powiał silniej, unosząc w powietrze tumany piasku. Ale mimo że przemierzył świat wzdłuż i wszerz, musiał jednak przyznać, że nie potrafił przemienić człowieka w wiatr. Nie znał też Miłości.- Podczas mych wędrówek po świecie widziałem mnóstwo ludzi, którzy mówili omiłości patrząc w niebo - powiedział wiatr, rozzłoszczony własną bezsilnością. -Może lepiej wezwać na pomoc niebo.- Pomóż mi zatem - rzekł młodzieniec. - Zasnuj to miejsce piaskowym kurzem, aby

nie oślepiło mnie słońce, gdy będę spoglądał w niebo.Wiatr powiał jeszcze silniej, niebo zasłoniła chmura piasku, a po słońcu został

 jedynie złoty krążek.

W obozie coraz trudniej było dojrzeć cok olwiek. Ludzie pustyni dobrze znali ten

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 73/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  73

wiatr. Nazywali go samumem, był on gorszy od morskiej wichury, chociaż oni morzanie znali. Konie rżały nerwowo, a ziarenka piasku powoli osiadały na  broniwojowników.

  Na skalnym urwisku jeden z wysokich rangą wojowników odwrócił się w stronęgłównego wodza i powiedział:- Może starczy już tego widowiska.Młodzieniec zniknął im niemal z pola widzenia. Wszystkie twarze zakrywałcałkowicie błękitny woal, a w błyskających spod niego oczach czytało się strach.- Skończmy już z tym - nalegał inny jeszcze dowódca.- Chcę zobaczyć  jak  wielka jest potęga Allacha - rzekł główny wódz, a jego głos

 przepojony był szacunkiem - Pragnę ujrzeć na własne oczy,  jak  człowiek zamieniasię w wiatr.Zanotował jednak w pamięci imiona obu mężczyzn, którzy zdradzili się ze swoimlękiem. Gdy tylko ucichnie wiatr, pozbawi ich dowództwa. W sercach ludzi pustyninie może zagościć nawet cień bojaźni.- Wiatr mi powiedział, że ty wiesz, co to jest Miłość - rzekł młodzieniec do Słońca. -A jeśli znasz Miłość, musisz znać również Duszę Świata, która z Miłości powstała.- Stąd, gdzie się znajduję - odpowiedziało Słońce - mogę z łatwością dojrzeć DuszęŚwiata. Łączy się ona z moją własną duszą. Oboje pozwalamy rosnąć drzewom irazem prowadzimy owce szuka jące cienia. Tu, gdzie jestem - a jestem bardzo daleko

od świata - nauczyłem się kochać, I wiem, że jeśli choć odrobinę zbliżę się do ziemi,zginie wszystko co ona nosi i unicestwię Duszę Świata. A zatem patrzymy na siebie z

oddali i kochamy się wzajemnie. Ja daję jej ciepło i życie, a ona daje mi rację bytu.- Tak, ty wiesz, co to Miłość - powtórzył młodzieniec.

- l znam też Duszę Świata, bo prowadzimy ze sobą długie rozmowy podczaswędrówki bez końca po orbicie. Powiedziała mi, że największym jej zmartwieniem

 jest to, że tylko minerały i rośliny pojęły, że wszystko jest jedną i tą samą Rzeczą. A przecież nie potrzeba, aby żelazo było podobne do miedzi a miedź do złota. Każdywypełnia swoistą rolę w tej jedynej Rzeczy i wszystko mogłoby być Symfonią Pokoju, gdyby Ręka, która to zapisała, zatrzymała się piątego dnia. Ale był i dzieńszósty.

-Jesteś mędrcem, bo widzisz wszystko z daleka- powiedział młody człowiek. - Ale nie znasz Miłości. Gdyby nie było szóstego dnia,nie byłoby i człowieka, miedź pozostałaby na zawsze tylko miedzią, a ołów tylkoołowiem. To prawda, że każdy ma Własną Legendę, ale pewnego dnia owa Legendasię spełni. Trzeba więc przemienić się w coś lepszego i żyć nową Własną Legendę, aż

 po dzień, gdy Dusza Świata stanie się naprawdę jedną jedyną Rzeczą. Słońce popadłow zadumę i zaświeciło mocniej. A wiatr, któremu spodobała się ta rozmowa,dmuchnął jeszcze silniej, żeby promienie słoneczne nie oślepiły młodzieńca.- Po to właśnie istnieje Alchemia – powiedział chłopiec. - Aby każdy szukał swojegoskarbu, odkrywał go i starał się być doskonalszym, niż był w życiu poprzednim.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 74/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  74

Ołów wypełniał będzie swoją rolę aż do czasu, kiedy świat nie będzie już potrzebował ołowiu. Wówczas będzie musiał przemienić się w złoto.Alchemicy potrafią dokonać tej przemiany. Uczą nas, że kiedy staramy się być

doskonalszymi niż jesteśmy, wszystko wokół nas staje się doskonalsze.- Dlaczego mówisz, że nie wiem, co to Miłość?- spytało Słońce.- Bo Miłość nie polega na tym, by stać nieruchomo jak pustynia, ani hulać po świecie  jak wiatr, ani  patrzeć na wszystko z daleka, jak ty. Miłość jest tą siłą, która  przemienia i ulepsza Duszę Świata. Kiedy dotarłem do niej po raz pierwszy,wydawała mi się absolutnie doskonała. Ale z czasem odkryłem, że jest odbiciem tego

wszystkiego, co zostało stworzone, że nią również miotają i namiętności, i wojny. Tomy, ludzie, karmimy Duszę Świata, a świat w którym żyjemy stanie się lepszy albogorszy w zależności od tego, czy my sami będziemy lepsi czy gorsi. Tu właśnie pr zychodzi z pomocą siła Miłości, bo zawsze, gdy kochamy, to pragniemy być lepsi

niż jesteśmy.- Czego właściwie ode mnie oczekujesz? - spytało Słońce.- Abyś mi pomogło przemienić się w wiatr - odpowiedział młodzieniec.- Cała przyroda wie, że jestem najbardziej rozumnym ze wszystkich stworzeń -

odrzekło Słońce - Ale doprawdy nie wiem jak sprawić, byś mógł zamienić się w wiatr!- Do kogo mam się więc zwrócić?Słońce zamyśliło się głęboko. Wiatr słuchał wszystkiego i zaraz rozniesie po całym

świecie wieść, że wiedza słońca jest ograniczona. Zatem nie mogło odprawić z niczymtego młodego człowieka, który znał Język Wszechświata.- Zwróć się do Ręki, która wszystko zapisała- rzekło na koniec Sionce.Wiatr zawył z uciechy i powiat jeszcze silniej. Namioty rozbite na piasku zerwały siędo lotu a zwierzęta uwolniły z powrozów. Ludzie na skalistej skarpie czepiali się jednidrugich, by nie porwał ich wiatr.Młodzieniec zwrócił się w stronę Ręki, która wszystko zapisała. I już chciał coś

 powiedzieć, gdy nagle poczuł, że Wszechświat milczał, więc on również zamilkł.Strumień miłości trysnął z jego serca i chłopiec zaczął się modlić. Była to modlitwa

 jakiej dotąd nie znał, modlitwa bez słów, w której o nic nie prosił. Nie dziękował zaznalezienie soczystego pastwiska dla owiec, nie zaklinał, by udało mu się sprzedaćwięcej kryształów, nie błagał , by kobieta, którą spotkał, czekała na jego powrót. Wciszy, która nastała, zrozumiał, że i pustynia, i wiatr, i słońce tak samo jak on szukałyznaków, które zapisała ta Ręka. One również pragnęły iść własną drogą i pojąć słowawyryte na zwyczajnym szmaragdzie. Wiedział, że znaki te były rozsiane po ziemi i po

  przestworzach. Na pozór nie miały żadnej racji bytu, żadnego znaczenia i ani  pustynie,

wiatry, ani słońce, ani nawet ludzie nie wiedzą, dlaczego zostali stworzeni. Ale ta

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 75/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  75

Ręka o tym wiedziała i ona jedna zdolna była czynić cuda, prze mieniąc oceany w  pustynie, a ludzi w wiatr. Ponieważ ona jedna rozumiała, że jakieś wyższe  przeznaczenie popychało Wszechświat do punktu, w którym owe sześć dni

tworzenia przemienia się w Wielkie Dzieło.Młodzieniec zanurzył się w Duszy Świata i ujrzał, że Dusza Świata jest częścią Duszy Boga, a Dusza Boga jest jego własną duszą.I odtąd mógł czynić cuda.

Samum wiał tego dnia jak nigdy dotąd. Z pokolenia na pokolenie Arabowie  przekazywali sobie legendę o chłopcu, który przemienił się w wiatr i niemal

zdmuchnął z. powierzchni ziemi obozowisko, załamując potęgę największego wodza pustyni.

A kiedy samum ucichł, wszyscy skierowali wzrok do miejsca, gdzie wcześniejsiedział młodzieniec, ale jego już tam nie było. Był za to z drugiej strony obozu, obok wartownika, niemal całkowicie pokrytego piaskiem.

Ludzie byli przerażeni tymi czarami. Tylko dwie osoby uśmiechały się: Alchemik , boodnalazł prawdziwego ucznia, i naczelny wódzs bo ten uczeń posłyszał hymn nachwałę Boga.

 Nazajutrz wódz pożegnał młodzieńca i Alchemika. I polecił kilku swoim ludziom, bytowarzyszyli im do miejsca, gdzie chcieli się udać.

Dzień cały wędrowali. O zmierzchu dotarli do bram koptyjskiego klasztoru. Tam

Alchemik od- prawił eskortę i zsiadł z konia.- Dalej pójdziesz  już sam - powiedział. - Od piramid dzielą cię tylko trzy godzinymarszu.

- Dziękuję ci za wszystko - rzeki młodzieniec.- To ty nauczyłeś mnie Jeżyka Wszechświata.- Przypomniałem ci jedynie to, o czym zawsze wiedziałeś.Alchemik zakołatał w klasztorną furtę. Otworzył im mnich odziany w czarny habit.Zamienili ze sobą kilka zdań po koptyjsku, po czym Alchemik poprowadził za sobą młodzieńca.- Poprosiłem go, by pozwolił nam wejść do klasztornej kuchni - powiedział.Udali się tam obaj. Alchemik rozpalił ogień, a mnich przyniósł grudkę ołowiu, którą Alchemik stopił w żeliwnym saganku. Gdy ołów stał się ciękły, wyjął z torby owodziwaczne jajo z żółtego szkła. Zeskrobał z niego płatek grubości włosa, otoczył gowoskiem i wrzucił do naczynia z ciekłym ołowiem. Mieszanina przybrała barwę krwi.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 76/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  76

Alchemik zsunął saganek z ognia i odstawił do ostudzenia- Czekając, rozprawiał zmnichem o wojnie klanów.- Ta wojna potrwa jeszcze długo - rzekł do mnicha.

Mnich wydawał się zaniepokojony tą wieścią. Od dawna już liczne karawany stały wGizie czekając końca wojny.- Niech stanie się wola Boga - powiedział.- Niech się stanie - odparł Alchemik.Kiedy ostygła mieszanka w naczyniu, mnich i młodzieniec oniemieli, bowiem metal,który osadził się na ściankach, nie był już wcale ołowiem. Było to szczere złoto.- Czy nauczysz mnie kiedyś tej sztuki? - spytał młody człowiek.- To jest moja Własna Legenda, a nie twoja - odrzekł Alchemik - Chciałem ci jedynieudowodnić, że jest to możliwe.Wrócili pod bramę klasztorną. Alchemik podzielił złoty krążek na cztery równeczęści.- Ta jest dla ciebie - powiedział podając jedną ćwiartkę mnichowi. - Za gościnność z

 jaką  przyjmujesz pielgrzymów.- Twoje podziękowanie przerasta moją hojność - zaklinał się mnich.

- Nie mów tak. Jeszcze los usłyszy i dostaniesz mniej następnym razem.Potem zbliżył się do młodzieńca.- A ta dla ciebie- W zamian za złoto, które zostało w rękach wodza.

Chłopiec chciał już powiedzieć, że jest to warte wiele więcej niż wszystko, co stracił,ale zamilkł przypomniawszy sobie odpowiedź jaką Alchemik dał mnichowi.

- Ta część jest dla mnie - rzekł Alchemik  - bo w drodze powrotnej raz jeszcze przedrzeć się muszę przez pustynię, gdzie ciągle toczy się wojna.Sięgnął po czwartą część i znowu wręczył ją mnichowi.- Zaś tą zostawiam dla tego chłopca na wypadek, gdyby znowu znalazł się w potrzebie.- Przecież idę po skarb - powiedział młodzieniec - I jestem już tak blisko.- Z całą pewnością go znajdziesz - odparł Alchemik.- Po co więc ta dodatkowa ćwiartka dla mnie?- Ponieważ już dwa razy straciłeś w drodze cały swój majątek  - raz za sprawą złodzieja, a drugi za sprawą wodza klanu. Jestem starym zabobonnym Ara  bem i

wierzę w porzekadła ludowe. Jedno z nich mówi, że wszystko, co zdarza się raz,może już nie przydarzyć nigdy więcej, ale to, co zdarza się dwa razy, zdarzy się na pewno i trzeci.Dosiedli koni.

- A na koniec chciałbym ci opowiedzieć historię o snach - rzek] Alchemik.

Młodzieniec zbliżył się do niego na swoim wierzchowcu.

- W starożytnym Rzymie w czasach Tyberiusza żył pewien zacny człowiek, który

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 77/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  77

miał dwóch synów. Jeden zaciągnął się do wojska i wysłany został do najdalszych prowincji Cesarstwa. Drugi był poetą i oczarowywał Rzym wierszami.Pewnej nocy ojciec miał sen. Zjawił mu się we śnie anioł i rzekł, że słowa jednego z

 jego synów staną się sławne i będą powtarzane na całej kuli ziemskiej z pokolenia na pokolenie.

Starzec zbudził się płacząc ze szczęścia, bo życie było dla niego łaskawe i objawionomu coś, co napełniłoby dumą serce każdego ojca.Krótko potem zginął, niosąc ratunek jakiemuś dziecku, które dostało się pod koławozu. A skoro przez cale życie był prawy i uczciwy, poszedł prosto do nieba ispotka) anioła, który niegdyś odwiedził go we śnie.- Byłeś zawsze dobrym człowiekiem - rzekł do niego anioł. - Żyłeś otoczony miłością i umarłeś godnie. Mogę zatem dzisiaj spełnić każde twoje życzenie.- Życie również łaskawie się ze mną obeszło - odrzekł starzec. - Gdy zjawiłeś się wmoim śnie pojąłem, że moje starania nie idą na marne. Poematy mojego syna

 pozostaną w ludzkiej pamięci na wieki. Dla siebie o nic nie proszę, niemniej każdyojciec szczyciłby się sławą dziecka, które pielęgnował w dzieciństwie i wychowywał,gdy był dorastającym młodzieńcem. Pragnąłbym posłyszeć słowa mojego syna w

 przyszłości.Anioł dotkną! leciutko ramienia starca i obaj przenieśli się w daleką przyszłość.Ukazał się przed nimi ogromny plac, gdzie tysiące ludzi porozumiewało się

 przedziwnym jeżykiem.Radość wypełniła oczy starca łzami.

- Wiedziałem zawsze - rzekł do anioła - że strofy mojego syna są piękne inieśmiertelne. Czy mógłbyś mi powiedzieć, który z poematów recytują ci ludzie?Wówczas anioł zbliżył się do niego ostrożnie i usiedli na jednej z ławek ustawionychna placu.

- Wiersze twojego syna poety były bardzo sławne w Rzymie - powiedział anioł -Wszyscy czytali je z rozkoszą. Jednak gdy dobiegły końca rządy Tyberiusza, poszływ niepamięć. Słowa powtarzane przez tych oto ludzi wyszły z ust twojego drugiegosyna, tego który był żołnierzem.Starzec słuchał anioła nie dowierzając własnym uszom.

- Syn twój służył w odległej prowincji, gdzie został mianowany setnikiem. Był toczłowiek pełen dobroci i sprawiedliwości. Pewnej nocy jeden z jego sług ciężkozachorował i bliski był śmierci- Twój syn słyszał kiedyś wieści o rabinie, któryuzdrawiał chorych. Ruszył zatem bez zwłoki na jego poszukiwanie. Po długich dniachwędrówki dowiedział się, że człowiek, którego szuka, jest Synem Boga. Spotkał podrodze ludzi przez niego uleczonych, poznał jego nauki, i mimo że był rzymskimsetnikiem, przyjął jego wiarę. Pewnego ranka stanął wreszcie przed obliczem owego

Rabina.

Powiedział mu, że jeden z jego sług zaniemógł i Rabin był gotów pójść do jego domu.Setnik ów był jednak człowiekiem wiary i gdy powstali wszyscy wokół, a on spojrzał

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 78/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  78

Rabinowi głęboko w oczy, pojął, że naprawdę stoi przed obliczem Syna Bożego.- A oto słowa twego syna - rzekł anioł do star ca. - Słowa, którymi przemówił doRabina, i których nie zapomniano nigdy: Panie, nie jestem godzien abyś przyszedł do

mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój.

Alchemik popędził konia.- Każda ziemska istota, cokolwiek by czyniła - rzekł - odgr ywa zawsze główną rolę wdziejach świata. Oczywiście, nic o tym nie wiedząc.Młodzieniec uśmiechnął się. Nigdy nie przypuszczał, że zwykłe życie pasterza mogło

 być tak ważne.- Żegnaj - powiedział Alchemik.- Żegnaj - odrzekł chłopiec.

Od dwóch i pól godziny cwałował przez pustynie, próbując słuchać uważnie głosuswego serca. To ono bowiem miało mu wskazać, gdzie jest ukryty jego skarb.

„Tam gdzie jest twój skarb, jest i twoje serce" - powiedział mu kiedyś Alchemik.Ale jego serce mówiło o czymś innym. O powiadało z dumą historię pasterza, który

 porzucił swoje owce, by podążać śladem snu, jaki dwukrotnie go nawiedził. Mówiło oWłasnej Legendzie i o tych wszystkich, którzy tak jak on wyruszyli odkrywać dalekiekraje, szukać pięknych kobiet, próbując stawić czoła poglądom i przekonaniom

innych ludzi. Podczas tej wędrówki jego serce mówiło o odkryciach, o księgach, owielkich wydarzeniach.

Ale gdy szykował się właśnie, by wejść na jedną z wydm, szepnęło mu do ucha:„Zapamiętaj dokładnie miejsce, w którym zapłaczesz, tam bowiem jestem i tam

znajduje się twój skarb".Powoli wdrapywał się na wydmę. Ugwieżdżone niebo rozświetlał znowu księżyc w

  pełni, a zatem cały miesiąc wędrowali przez pustynię. Księżyc oświetlał równieżwydmę, a gra cieni upodobniała pustynię do wzburzonego morza. Przypomniał teżchłopcu tamten dzień, kiedy wypuścił z rąk wodze swojego konia i tym samymuczynił znak, na jaki czekał Alchemik. Księżycowy blask skąpał pustynną ciszę i całą długą drogę, jaką ludzie przemierzają w poszukiwaniu skarbów.

Kiedy po upływie kilku minut dotarł na szczyt wydmy, serce zatrzepotało mugwałtownie w piersi. Rozświetlone jasną poświatą księżyca i bielą pustynnego

 piasku, wyrosły przed jego oczyma wyniosłe i dostojne Piramidy Egiptu.Upadł na kolana i zapłakał. Dziękował Bogu za wiarę we Własną Legendę, zaspotkanie z sędziwym Królem, Sprzedawcą Kryształów, Anglikiem i Alchemikiem. A

nade wszystko za dziewczynę z pustyni, która pozwoliła mu zrozumieć, że Miłośćnie musi wcale odwodzić człowieka od jego Własnej Legendy.

Całe stulecia spoglądały z wysokości Piramid na mężczyznę klęczącego u ich stóp.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 79/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  79

Jeśli by tylko zapragnął, mógłby zaraz wrócić do Oazy, poślubić Fatimę i żyć sobie  jak zwyczajny pasterz. Bo przecież Alchemik też żył na pustyni, mimo że rozumiałJęzyk Wszechświata i potrafił przemienić ołów w złoto. Przed nikim nie musiał

  błyszczeć ani rozległością swej wiedzy, ani zręcznością swej sztuki. Podążającszlakiem Własnej Legendy, nauczył się wszystkiego, co pragnął wiedzieć, i przeżyłto wszystko, o czym śnił.W końcu dotarł do swojego skarbu, ale dzieło poty nie będzie dokonane, pókiostateczny cel nie zostanie osiągnięty. Tu właśnie, na szczycie tej wydmy, zapłakat.Spuścił wzrok i ujrzał skarabeusza, wędrującego po piasku tam, gdzie upadły jegołzy. Podczas pobytu na pustyni dowiedział się, że w Egipcie skarabeusze byłysymbolem Boga.Z pewnością chodziło o jakiś znak. Zaczął więc kopać w tym miejscu, myśląc zrozrzewnieniem o Sprzedawcy Kryształów. Nawet jeśli ktoś przez całe życieukładałby kamienie na stosie, nigdy nie uda mu się wybudować piramidy w swoimogrodzie.

Całą noc kopał, nic nie znajdując. Z wierzchołka Piramid przyglądały mu się wmilczeniu całe wieki dziejów. Nie poddawał się jednak. Kopał i kopał bez ustanku,zmagając się z wiatrem, który wielokrotnie zasypywał dół piaskiem. Jego mięśnieosłabły z wysiłku, krwawiły dłonie, ale on ufał swojemu sercu. A serce kazało mukopać tam, gdzie upadły łzy.

  Nagle, kiedy próbował wydobyć z piasku kamienie, na które natrafił, posłyszał za

sobą odgłos kroków. Zbliżało się kilku mężczyzn, a że szli pod światło księżyca, niemógł dojrzeć ani ich oczu ani ich twarzy.

- Czego tu szukasz? - spytał jeden z przybyłych. Nie odrzekł nic. Bał się. Był tuż tużod skarbu i opanował go lęk.- Jesteśmy uchodźcami wojennymi - rzekł jeden z nich. - Chcemy wiedzieć, co tuukrywasz. Potrzebujemy pieniędzy.- Nie ukrywam niczego.

Jeden z mężczyzn wyciągnął go siłą z dołu, który kopał. Drugi przeszukał go i znalazłzłoto ukryte w kieszeni.

- On ma złoto - powiedział jeden z napastników.Blask księżyca oświetlił na chwilę twarz mężczyzny, który go przeszukiwał, i w jegooczach chłopiec dojrzał śmierć.- Na pewno ukrył więcej złota w ziemi - powiedział inny.Zmusili go, by kopał dalej. Ponieważ nie znajdował niczego, zaczęli go okładać

 pięściami. Ciosy spadały na niego, aż ukazały się pierwsze promienie słoneczne. Jegoubranie było z strzępach, przeczuwał nadchodzącą śmierć.„Na co zdadzą się pieniądze, jeśli trzeba umrzeć? Rzadko pieniądze mogą wybawićkogoś od śmierci." - mawiał Alchemik.- Szukam skarbu - wydusił z siebie w końcu.

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 80/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  80

I mimo ran na twarzy, i spuchniętych od uderzeń warg, opowiedział swym oprawcomo tym, że śnił dwa razy z rzędu o skarbie ukrytym w pobliżu egipskich Piramid.Mężczyzna, który wyglądał na ich dowódcę, milczał. W końcu zwrócił się do jednego

ze swych kompanów.- Puśćmy go wolno. Nie ma już nic więcej. A to złoto zapewne ukradł.Chłopiec upadł twarzą na piasek. Jakieś oczy szukały jego wzroku. Były to oczyherszta bandy, ale młody człowiek spoglądał na Piramidy.- Jedźmy dalej - zawołał przywódca do swoich towarzyszy. I zwrócił się do leżącego:- Nie umrzesz dzisiaj - rzekł. - Będziesz żył długo i kiedyś zrozumiesz, że nie wolno

 być tak głupim. Dokładnie w tym samym miejscu jakieś dwa lata temu śniło mi się  parę razy z rzędu, że muszę jechać do Hiszpanii, odszukać ruiny starego kościołastojące gdzieś w szczerym polu, tam gdzie pasterze zatrzymują się na nocleg zeswoim stadem i gdzie rośnie sykomora w miejscu dawnej zakrystii. Śniło mi się, że

 jeśli będę kopać u stóp drzewa, znajdę tam ukryty skarb. Nie jestem jednak na tylenaiwny, by przemierzać całą pustynię tylko dlatego, że przyśniło mi się to dwa razy.I oddalił się.Młody człowiek nie bez trudu stanął na nogach j raz jeszcze spojrzał w stronęPiramid. Uśmiechały się one do niego i chłopiec z sercem przepełnionym radością uśmiechnął się do nich.Znalazł swój skarb.

epilog

 Nazywał się Santiago. Przybył do ruin małego opuszczonego kościoła, gdy zmrok już prawie za padał. W zakrystii nadal rosła sykomora i jak dawniej można było dojrzećgwiazdy przez na wpół zrujnowane sklepienie. Przypomniał sobie jak niegdyś dotarłtutaj ze swym stadem i spędził całkiem spokojną noc, jeśli pominąć sen, który mu sięwtedy przyśnił.Teraz znowu znalazł się tutaj, ale tym razem bez owiec, za to z łopatą w ręce.Długo patrzył w niebo. Potem wyciągnął z chlebaka bukłak z winem i pociągnął zniego spory łyk. Pomyślał o nocy na pustyni, kiedy patrzył na gwiazdy, popijającszkarłatne wino z Alchemikiem. Myślał o ścieżkach, które przemierzył, i o

  przedziwnym sposobie, w jaki Bóg ujawnił mu istnienie skarbu. Jeśli nie zaufałbytemu powtarza jącemu się snowi, nie spotkałby ani Cyganki, ani Króla, ani złodzieja,ani... „Lista jest naprawdę długa - r zekł sam do siebie - ale droga usłana była znakamii nijak nie mogłem się pomylić".Zasnął nie wiedząc kiedy, a gdy się zbudził słońce stito już wysoko na niebie. Począł

5/8/2018 Coelho Paulo - Alchemik - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/coelho-paulo-alchemik 81/81

 

Paulo Coelho – Alchemik  81

zatem kopać u Jtóp sykomory.- Stary diable! - powiedział do siebie - Wiedziałeś o wszystkim. Zostawiłeś nawettrochę złota, abym mógł wrócić do tego kościoła. Mnich ubawił się przednio, gdy

ujrzał mnie w łachmanach. Czy nie mogłeś mi tego oszczędzić?Usłyszał głos wiatru:- Jeśli bym ci o tym powiedział, nigdy nie zobaczyłbyś Piramid. Prawda, że są piękne?Poznał głos Alchemika. Uśmiechnął się do sie-nie i kopał dalej. Pół godziny późniejłopata za-dźwięczała o coś twardego. A po godzinie miał przed sobą kufer pełenstarych złotych monet. Były w nim też szlachetne kamienie, złote maski l białymi iczerwonymi piórami, kamienne posążki bożków wysadzane brylantami. Resztki z pod-

 boju, o którym dawno już zapomniano, a konkwistador nie zdążył opowiedzieć swoim potomkom, idzie go zakopał.Wyciągnął z torby Urim i Tumim. Posłużył się nimi tylko jeden raz, pewnego ranka na

targowym placu. Jego droga życia zawsze usiana była zna-tami.

Ułożył oba kamyki w kufrze ze złotem i klejno-tami. One również stanowiły część jego skarbu, przypominały bowiem o Starym Królu, którego nigdy już nie spotka.- To prawda, że życie obdarza hojnie tego, kto jest wierny Własnej Legendzie -

 pomyślał.Przypomniał sobie, że powinien udać się do Tarify i dać dziesiątą część skarbuCygance. - Jacyż Cyganie są przebiegli! - rzekł do siebie. - Może dlatego, że wiele

 podróżują po świecie.Wiatr się wzmógł. Był to afrykański Lewanr. Nie przynosił ze sobą ani zapachu

 pustyni ani groźby najazdu Maurów.Za to niósł zapach, który tak dobrze znał, i pocałunek, który powoli, bardzowolniutko opadł na jego usta.Uśmiechnął się. Uczyniła to po raz pierwszy.- Jestem, Fatimo - powiedział. - Idę do ciebie.