CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

12
7 Prolog Prolog Dziewiąty rok Dziewiąty rok Nowego Porządku Świata Nowego Porządku Świata Kiedy powóz toczył się po pustych równinach, zabójca przyglądał się swoim towarzyszom podróży. Mężowi i żo- nie, połączonych miłością i oddaniem, które niebawem mieli przypłacić życiem. – To niezwykłe jak na lorda Valentine’a, żeby wysy- łał nam eskortę na powrotną drogę do Denver. – Kobieta przyglądała się mu uważnie. – Napadów jest ostatnio więcej – odpowiedział tonem oschłym i obojętnym, jak on sam. – Doceniamy jego względy – dodał mąż. – Wielki lord wampir nieczęsto okazuje taką łaskę. – Zawsze byliście jego faworytami – zwrócił się do nich w czasie przeszłym. Jasny księżyc wisiał wysoko, a jego błękitny blask są- czył się przez szyby do powozu. Konie galopowały, dud- niąc kopytami w idealnie miarowym rytmie.

description

Wypełniona akcją romantyczna opowieść autorki z list bestsellerów „New York Timesa” dla miłośników Pamiętników wampirów

Transcript of CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

Page 1: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

7

CCiemiemnośćść Przed rzed świtemwitem

PrologProlog

Dziewiąty rok Dziewiąty rok

Nowego Porządku ŚwiataNowego Porządku Świata

Kiedy powóz toczył się po pustych równinach, zabójca przyglądał się swoim towarzyszom podróży. Mężowi i żo-nie, połączonych miłością i oddaniem, które niebawem mieli przypłacić życiem.

– To niezwykłe jak na lorda Valentine’a, żeby wysy-łał nam eskortę na powrotną drogę do Denver. – Kobieta przyglądała się mu uważnie.

– Napadów jest ostatnio więcej – odpowiedział tonem oschłym i obojętnym, jak on sam.

– Doceniamy jego względy – dodał mąż. – Wielki lord wampir nieczęsto okazuje taką łaskę.

– Zawsze byliście jego faworytami – zwrócił się do nich w czasie przeszłym.

Jasny księżyc wisiał wysoko, a jego błękitny blask są-czył się przez szyby do powozu. Konie galopowały, dud-niąc kopytami w idealnie miarowym rytmie.

Page 2: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

8

J.A. LONDONJ.A. LONDON

– Lord Valentine był zadowolony z ilości dostarczo-nej ostatnio krwi – zauważyła żona z nerwowym drże-niem w głosie, jakby zorientowała się, że nie wszystko jest w porządku.

– Oczywiście – zapewnił ją, chociaż liczby nie mia-ły dla niego znaczenia. Był zadziwiony jej naiwnością. – Chciałbym zadać panu pytanie. – Spojrzał w twarz jej mężowi. – Czy pańska córka ma pojęcie o swoim praw-dziwym dziedzictwie?

Mężczyzna był zaskoczony. Była to ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć.

– Dawn żyje w nieświadomości – wyjaśnił. – I mo-im największym marzeniem jest, żeby tak pozostało na zawsze.

– Wstyd – wymruczał zabójca.– O czym on mówi? – spytała kobieta z wyraźnie

zmartwioną miną.Ona nie wie, zrozumiał zabójca. Mąż zataił przed nią

prawdę. Nigdy tych ludzi nie zrozumiem.– O niczym, kochanie – zapewnił mąż, siląc się na

krzepiący ton tak nieudolnie, że osiągnął komiczny efekt.– Och, o wszystkim – opowiedział zabójca.– Przeszłość została pochowana dawno temu. Nie ma

sensu do niej wracać.Zabójca spojrzał na nich oboje i poczuł zadowolenie.

To będą ich ostatnie słowa na tej ziemi.Obyło się bez bólu. Poszło błyskawicznie. Nim zdążyli

krzyknąć, było po wszystkim.

Page 3: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

9

CCiemiemnośćść Przed rzed świtemwitem

1

Trzy miesiące później…Trzy miesiące później…

Stojąc na balkonie, obserwuję, jak słońce kreśli na niebie swoją drogę za horyzont. Niedługo wyłonią się potwory i zaczną działać. Lubią noc. Żerują nocą. Czasami żerują na nas.

Mam stąd widok na sześciometrowy betonowy mur otaczający Denver. Wzniesiono go niedługo po tym, jak dobiegła końca wojna trzydziestoletnia, w której ludzie przegrali z wampirami. Stanowi przeszkodę dla większo-ści potworów. Ale nie dla wszystkich.

Jutrzejszej nocy Agencja – odpowiedzialna za ochronę miasta – wyśle mnie poza mur. Po raz pierwszy samą, ja-ko ofi cjalną wysłanniczkę do jednego z najpotężniejszych wampirów na świecie: lorda Valentine’a.

Podobnie jak moich rodziców. Przez dwa długie lata spotykali się z lordem Valentine’em dwa razy w miesiącu, żeby rozmawiać o stosunkach wampirów i ludzi, negocjo-wać dostawy krwi, odwoływać się do jego miłosierdzia –

Page 4: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

10

J.A. LONDONJ.A. LONDON

choć cechowało go niewielkie. Przed nimi służyli inni wy-słannicy, ale żaden nie przetrwał tak długo jak oni; żaden nie odpowiadał Valentine’owi. Ofi cjalnym wysłannikiem był mój ojciec, ale matka nie chciała pozwolić, żeby dźwi-gał ten ciężar sam. Tak bardzo się kochali. Starałam się nie mieć żalu, że miłość do ojca przedłożyła ponad miłość do mnie. Wiedziała o niebezpieczeństwie; wiedziała, że zo-stanę sierotą. Jednak podróżowała u boku ojca. W końcu, pewnej nocy, trzy miesiące temu, nie wrócili do domu. Ich spalony powóz znaleziono na drodze, a ziemia wokół niego przesiąknięta była krwią.

Valentine przesłał kondolencje i zapewnienie, że win-ni – dzikie wampiry grasujące po okolicy – zostali ukara-ni. Później dowiedziałam się, że przywiązał ich do krzy-ży poza murem, żeby spotkali się ze słońcem. Ponieważ wampiry szybko zdrowieją, musiała to być długa, bole-sna śmierć – powoli zamieniały się w popiół, aż pozostały z nich jedynie kły. Te, z jakiegoś powodu, nie płoną.

Ledwie skończył się pogrzeb rodziców, Valentine powiadomił Agencję, że chce, bym przejęła rolę wysłan-nika. Nikt nie pytał, dlaczego wybrał mnie. Kiedy ktoś, kto posiada moc zniszczenia wszystkiego, co jest ci dro-gie, okazuje niezadowolenie, musisz robić wszystko, że-by go uszczęśliwić. Nawet jeżeli to unieszczęśliwia cie-bie. Nawet jeżeli prawie wszystko, co było ci drogie, już ci odebrano. Ale czasem się zastanawiam: dlaczego ja? Mam dopiero siedemnaście lat i jestem najmłodszym wysłannikiem ze wszystkich, których do tej pory wyzna-czono.

Page 5: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

11

CCiemiemnośćść Przed rzed świtemwitem

Agencja opiekę nade mną powierzyła Rachel Good-win. Rachel wprowadziła się do mieszkania mojej rodzi-ny, żeby mnie pilnować i mną kierować. Jest też moją mentorką, zaznajamia mnie ze wszystkimi szczegółami związanymi z funkcją wysłannika i obcowaniem z wam-pirami – etykiety, protokołu i manier, jakich Valentine oczekuje od tych, którzy się z nim spotykają. Od dwóch miesięcy spotykam się z lordem Valentine’em z Rachel u boku. To ona na ogół zabiera głos, ja tylko obserwuję jej zachowanie. Ale po ostatnim spotkaniu lord Wampir powiedział jej, że nie będzie już potrzebna, a ja jestem go-towa, by przyjeżdżać sama. Agencja się nie sprzeciwiła, bo rzadko to robi. To moje zadanie.

– Dobrze, znam adres. – Z błyskiem w zielonych oczach moja najlepsza przyjaciółka, Tegan Romano, za-trzaskuje klapkę telefonu komórkowego, przywołując mnie do teraźniejszości, i staje przy mnie na balkonie. Podaje mi adres imprezy. Był w tej części miasta, w której nadal widać zniszczenia po wojnie.

Myślałam o tym, żeby napisać do Michaela, chociaż wiedziałam, że wieczorem ma zajęcia z obrony dla za-awansowanych.

– Nawet nie myśl, żeby do niego pisać – mówi Te-gan, jakby czytała w moich myślach. – To dziewczyński wieczór.

Ale czułabym się lepiej, gdyby on tam był. Michael Colt został przyjęty do jednostki szkoleniowej elitarnej formacji Strażników Nocy. Teraz tylko odliczał czas do następnej wiosny, kiedy ukończy kurs.

Page 6: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

12

J.A. LONDONJ.A. LONDON

– To nie zdrada tańczyć z innymi – dodaje.– Nie o to chodzi. Po prostu… tęsknię za nim. –

Z powodu moich przygotowań do roli wysłanniczki i je-go szkoleń mieliśmy ostatnio bardzo mało czasu dla sie-bie.

– Jutro się z nim zobaczysz. Poza tym on i tak jest dziś zajęty, prawda? Inaczej byłby tutaj i nie byłabyś skazana na mnie.

– Nie jestem na ciebie skazana.– No to daj spokój. Odkąd tak bezsensownie zostaliś-

cie parą, już prawie nigdzie ze mną nie wychodzisz.– Wychodzimy wszyscy razem.– A ja jestem jak piąte koło u wozu.Na ogół nie. Prawie zawsze był przy niej jakiś chło-

pak. Tylko nie miała na ich punkcie takiego bzika jak ja na punkcie Michaela. To trochę zabawne. Michael i ja dorastaliśmy razem, zawsze byliśmy przyjaciółmi, aż nie-spodziewanie, jakieś cztery miesiące temu, sprowokowani na imprezie, pocałowaliśmy się. Chyba oboje byliśmy za-skoczeni tym, że między nami zaiskrzyło. Od tamtej pory staliśmy się nierozłączni.

Kiedy wchodzimy z powrotem do mieszkania, radio podaje wieczorne wiadomości:

– Zachód słońca o godzinie dziewiętnastej piętnaście i dwadzieścia trzy sekundy. Trzeci sygnał oznacza godzinę osiemnastą trzydzieści pięć. – Pip, pip, pip.

Odruchowo spoglądamy na zegarki i telefony komór-kowe, żeby upewnić się, czy czas jest prawidłowy. Od dokładności zegarów nocą mogło zależeć życie; biegłyś-

Page 7: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

13

CCiemiemnośćść Przed rzed świtemwitem

my wtedy do ciemnego domu i kuliłyśmy się w pokojach w oczekiwaniu na świt. Ale nie dzisiaj.

Matka Tegan wie, że Tegan spędzi noc poza domem, ale jest przekonana, że zostaniemy tutaj, pod czujnym okiem Rachel.

Wyłączając radio, cieszę się, że Rachel pracuje do póź-na w Agencji. Nie pochwaliłaby tego, co robimy. Impreza odbywa się w domu przy murze.

– Będzie niezła zabawa – mówi Tegan.– Skąd w ogóle się o niej dowiedziałaś? – pytam,

chwytając skórzaną kurtkę z sofy, i wkładam ją. Najbar-dziej lubię w niej futrzany kołnierz, który ogrzewa mi szy-ję. Dzięki niemu czuję się bezpieczna. Moje czarne włosy kręcą się zawadiacko, opadając na ramiona. Postanawiam, że nie będę ich ugładzać. Dziś wieczorem chcę być dzika jak moje włosy.

– No, wiesz – mówi wymij ająco. – Kumpel kumpla, który zna chłopaka…

Tegan zna wielu chłopaków. Wszyscy chcą znać ją. Jest drobna, ma krótkie blond włosy, które okalają jej twarz elfa i podkreślają niesamowite zielone oczy.

Zatrzymuję się w drzwiach.– Chodzą do naszej szkoły?– Nie. Do tej po drugiej stronie miasta. A jakie to ma

znaczenie?W głowie uruchamia mi się alarm.– Co o nich wiesz?– Są wampirami – mówi sarkastycznie, niezbyt zado-

wolona, że o to pytam.

Page 8: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

14

J.A. LONDONJ.A. LONDON

– To nie jest śmieszne.– A jak myślisz? Wpadłaś w paranoję, odkąd…Przerywa, wygląda na zmieszaną. Wiem, co zamierza-

ła powiedzieć. Odkąd zabito moich rodziców.– Nie mam paranoi. Po prostu jestem ostrożna.– Są w porządku. – Wzrusza ramionami. – Ja idę. Jak

chcesz, to bądź tchórzem i tu siedź.Otwiera drzwi. Nie mogę puścić jej samej. Nie. To

zwykła wymówka, marne usprawiedliwienie. Prawda jest taka, że chcę iść.

– Zaczekaj. – Chwytam jeden z wielu metalowych kołków, stojących w ceramicznym wazonie niczym zło-wrogi bukiet kwiatów, i wsuwam go sobie do skórzanego, wysokiego buta. Po zachodzie słońca nigdy nie wychodzę bez niego z domu.

Zamykam za sobą drzwi i przekręcam klucz w zamku. Tegan bierze mnie pod rękę i równym krokiem idziemy do windy.

– Będziemy się świetnie bawić – zapewnia mnie.Staram się w to wierzyć. Chcę wierzyć. Ostatnia bez-

troska noc, zanim zmierzę się z moim przeznaczeniem.Tych kilka miast, które zostały na świecie, kontroluje

patriarcha Starego Rodu lub zaufany członek jego rodzi-ny. Lord Valentine jest jednym z najstarszych. Był pierw-szym, który ujawnił obecność wampirów. Chociaż upły-nęło już prawie piętnaście lat, odkąd z mitu zamienili się w rzeczywistość, podręczniki historii nie wyjaśniają, jak do tego doszło. Popularność zyskali z dnia na dzień. Od wieczornych talk-show po najmniej liczących się papa-

Page 9: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

15

CCiemiemnośćść Przed rzed świtemwitem

razzi, wszyscy chcieli informacji. Pytaniem numer jeden nie było to, ilu ludzi zabili, czy nawet to, ile wampirów jest na świecie. Pytano o modę, podróże i jak postrzegają ludzi. Wampiry były wśród nas, a my chcieliśmy wiedzieć jedynie, co myślą na nasz temat. Byliśmy egocentryczni i nieświadomi, żądni rozrywki. Ale teraz wcale nie jest nam za wesoło.

Właściwie rozumiem, dlaczego byliśmy tacy naiwni. Mimo wszystko wydawało się, że wampiry niewiele się od nas różnią: mają serce, oddychają, mają ciepłą skórę. Ale podobieństwa służyły tylko temu, żebyśmy nie zauważyli drzemiących w nich potworów, aż było za późno.

Tegan i ja kierujemy się do najbliższego przystanku tramwajowego. Odkąd wojna dobiegła końca, jedynym przyzwoitym środkiem transportu w tym mieście są tram-waje. Przywiązane do torów i linii elektrycznych, z któ-rych strzelają iskry, wiozą ludzi do miejsca przeznaczenia. Zawsze na czas. Zawsze skuteczne. Dziś jest tłok i musi-my stać.

Tegan stoi tak blisko drzwi, że wystaje jej noga, a ona dla zabawy co parę minut dotyka nią ziemi, aż konduktor krzyczy, żeby przestała.

Nie ma zbyt wielu samochodów. Ludziom pozostaje przemieszczanie się piechotą albo tramwajami, które są jak życiodajna krew miasta. One są krwią, a sercem – Works. Niezależnie od tego, ile razy ją mij am, zawsze jestem pod wrażeniem przestrzennej bryły ze stalowych rur wzbi-jających się ku niebu; jedynie garstka innych budynków dorównuje jej wysokością. W górę nieustannie unoszą się

Page 10: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

16

J.A. LONDONJ.A. LONDON

smugi niebieskiego dymu z palonego węgla, który zasila potężny generator dostarczający elektryczność. Wystarczy potrzeć dowolny mur w mieście, a palec stanie się kru-czoczarny. Im bliżej Works, tym więcej prądu i tym bar-dziej regularne dostawy. Teren przy murze, w kierunku którego się udajemy, zmaga się z codziennymi przerwami w dostawie prądu.

Oddalamy się od centrum miasta. Mury po drodze po-oklejane są plakatami propagandowymi Agencji, które mają zachęcić ludzi do oddawania krwi.

Rurka odchodząca od ręki do szklanego kubka: „Od-dałeś już dzisiaj swoją porcję?”

Nierealistyczny obraz kobiety oddającej krew, kiedy tuli córkę do snu: „Dbaj, żeby były najedzone, by twoje dzieci mogły spać spokojnie”.

Weteran wojenny na wózku: „Oni oddali krew, teraz ty oddaj swoją”.

Spełniając warunek Traktatu Wamp-Lu, którym za-kończyła się wojna, ludzie w miastach dostarczają krew wampirom żyjącym poza ich murami. W zamian za to wampiry nie atakują miast. Oddawanie krwi jest dobro-wolne; nikt nie jest do tego zmuszony. Z początku ludzie, mający w głowie świeże wspomnienia wojennych trage-dii, byli tak przerażeni wampirami, że biegli do najbliższej stacji krwiodawstwa w nadziei, że ich nowi przywódcy – wampiry – będą grubi i zadowoleni. Ale po kilku latach ludzie mają mnóstwo wymówek: jestem bardzo zajęty, muszę gotować obiad, muszę odrabiać lekcje. Zakładają, że zrobi to za nich ktoś inny. Nasze kiedyś pewne dosta-

Page 11: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

17

CCiemiemnośćść Przed rzed świtemwitem

wy zaczęły się zmniejszać. Z miesiąca na miesiąc otrzy-mujemy mniej, a moja rola wysłanniczki staje się coraz większym wyzwaniem.

Słońce nisko na horyzoncie zmieniło miasto z ciemno-pomarańczowego w jasnoniebieskie i ciemnofi oletowe, aż w końcu w czarne. Wszyscy wokół nas zaczynają się niespokojnie kręcić, z niedowierzaniem spoglądając na ze-garki. Dzwonią do domów, a sygnały odbij ają się o jedyną wieżę radiową w środku miasta. Nic mi nie jest, mówią. Później wyszedłem. Wiem. Niedługo będę w domu. Dla niektórych tramwaj jest za wolny, więc wyskakują i po prostu puszczają się pędem. To niebezpieczne, ale dziś jest ochrona: obserwuję Strażnika Nocy wyłaniającego się z zaułka. Łatwo ich zauważyć. Są ubrani na czarno, na głowach mają kominiarki albo kaptury, żeby ukryć toż-samość, i noszą specjalne plakietki, które wyróżniają ich jako ofi cjalnych elitarnych strażników miasta – kawałek metalu o wzorze tak wyszukanym, że niemożliwym do podrobienia. Kiedy po zachodzie słońca większość ludzi chowa się w domach, Strażnicy Nocy wychodzą, żeby po-lować na dzikie wampiry, które przedostają się za mur, do miasta.

A Michael niedługo zostanie Strażnikiem Nocy…Staram się nie myśleć o niebezpieczeństwach, jakie

będą na niego czyhać. Straciłam rodziców i brata. Mój brat, Brady, miał zaledwie dwadzieścia lat, kiedy zginął. Nie wiem, czy zdołam przeżyć stratę jeszcze jednej bli-skiej mi osoby. Odpędzam te myśli. Dzisiejszy wieczór ma być beztroski.

Page 12: CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

18

J.A. LONDONJ.A. LONDON

W miarę jak się oddalamy, z ulic znikają nazwy; bu-dynki nie mają oznaczeń. Mij a jeszcze dwadzieścia minut jazdy i znajdujemy się przy szeregowych domach i kręcą-cych się przy nich bezdomnych.

– To nasz przystanek – oznajmia Tegan.Wyskakujemy, kiedy tramwaj jeszcze powoli jedzie,

i idę za nią. Tym, którzy się tu kręcą, może przydarzyć się coś złego. Tak daleko nie dotarły jeszcze wysiłki od-budowy. To część miasta, której dzieciakom nie wolno odwiedzać. Rodzicom wydaje się, że jesteśmy za młodzi, żeby się o siebie zatroszczyć. Ponieważ okolica jest słabo zaludniona, strażnicy nie patrolują tu ulic. Wiem, że jest niebezpiecznie. Ale czasem po prostu chcemy udowodnić, że nie boimy się ciemności.

Nawet jeżeli jest inaczej.