Bruno Jasieński - Palę Paryż

download Bruno Jasieński - Palę Paryż

of 154

Transcript of Bruno Jasieński - Palę Paryż

Przedmowa Anatola Sterna do wydania Pal Pary z roku 1957 Losy tej powieci s rwnie niezwyke i burzliwe, jak niezwyke i tragiczne byy losy jej autora, jednego z najwybitniejszych naszych romantykw rewolucyjnych. Bruno Jasieski urodzi si w r. 1901, w malekim miasteczku Klimontowie, w Sandomierskiem. Ojciec mj pisze w swym yciorysie by prowincjonalnym lekarzem, ktry osiedli si na cae ycie w tym zaktku, odlegym o trzydzieci pi wiorst od najbliszej stacji kolejowej. Chopw, godujcych znaczn cz roku, leczy najczciej darmo Jest co z eromskiego w tych sowach. Do szk chodzi w Warszawie, na uniwersytet wstpi w Krakowie w roku 1918 roku odzyskania przez Polsk niepodlegoci. W tym wanie czasie przebiega przez Europ wielki wicher nowej poezji; Jasieski staje si jednym z przywdcw naszej awangardy literackiej. Z pocztku poezja jego jest buntem przeciwko mieszczastwu, ale ju wkrtce da w niej Jasieski wyraz pomiennemu rewolucjonizmowi spoecznemu w poemacie Pie o godzie (1922), w owianych tchnieniem nowego romantyzmu wierszach Ziemi na lewo (1924). Jego wieczory literackie s zrywane przez policj, za utwory zamieszczane przez niego w lwowskiej Trybunie Robotniczej konfiskowane s z rwn zaciekoci, jak wprzdy konfiskowane byy nasze jednodniwki poetyckie W r. 1925 Jasieski wyjeda do Parya, skazujc si na dobrowoln emigracj, z ktrej nigdy ju nie mia powrci do kraju. Co przeywa mody dwudziestoczteroletni poeta, znalazszy si w dziwnym, nigdy nie widzianym miecie swej modoci poetyckiej? Z pocztku wszystkimi swymi wspomnieniami, ca swoj gorycz i buntem zwizany jest jeszcze z krajem ojczystym. Nieodstpnie idzie za nim myl o najbardziej dramatycznym konflikcie w jego ojczynie pomidzy chopem a obszarnikiem, aby wcieli si wreszcie w tragiczn posta wodza galicyjskiego powstania chopskiego w roku 1846, Powstaje Sowo o Jakubie Szeli. W tym to wanie czasie ukazuje si w tomie Europe galante nowela Paul Moranda, bdca pamfletem na tryb ycia proletariatu radzieckiego. Nowela nosia tytu Je brule Moscou Pal Moskw. Morand reprezentowa najbardziej nienawistn dla Jasieskiego postaw podejrzanej elegancji stylu zastpujcej prawdziw sztuk, pogardy dla tragizmu ycia, niewiary w jego wielkie cele. I oto powstaje powie Pal Pary odpowied na pamflet Moranda. Tylko e pisarz w chcia spali stolic ciko pracujcego proletariatu radzieckiego, bohater za powieci Jasieskiego Jaki Pary mia na myli Jasieski, gdy skazywa to pikne miasto na symboliczn zagad? Przypomnijmy sobie sytuacj polityczn w dniach poprzedzajcych ukazanie si powieci. Oto Pary stolica imperium kolonialnego o przestrzeni wikszej ni caa wczesna powierzchnia Europy imperium, niemniej krwawo tumicego wwczas powstanie w Maroku ni dzi w Algerze. Zgodnie z tradycj polityczn kraju byskawicznie zmieniaj si gabinety, ale sytuacja ekonomiczna bez przerwy si pogarsza. Kryzys! Inflacja i rosnca w zawrotnym tempie droyzna doprowadzaj do cigych strajkw (w r. 1927 strajkuje blisko dziewidziesit tysicy grnikw Zagbia Saary); ronie bezrobocie. Rzd odpowiada na to podjciem ostrej

walki z komunizmem (Duclos skazany zastaje na dwa lata wizienia), ale jest to poniekd ju zwyky w tych warunkach odruch. Jednym z gwnych powodw katastrofalnej sytuacji jest co innego: Francja upada pod ciarem dugw wojennych i jest kontrolowana przez swego wierzyciela Stany Zjednoczone. Rkoma swego bezrobotnego bohatera Jasieski burzy symbolicznie Pary wielkich kapitalistw, rentierw i graczw politycznych, wydajcych Francj na up zaoceanicznego kapitau. Burzy miasto, w ktrym syci zagarnli dla siebie wszystko: pikno, mio, rado ycia. Rzadko ktry utwr odpowiedzia bardziej na tzw. zamwienie spoeczne, ni w owym czasie powie Jasieskiego. Przecie w tym wanie roku w odpowiedzi na potniejc fal reakcji wiatowej zaczyna dziaa Midzynarodowy Komitet da walki z faszyzmem, Komitet, na ktrego czele staje Romain Rolland, najszlachetniejsze serce Zachodu! wczesny redaktor L`Humanite, Henri Barbusse, drukuje Pal Pary w odcinkach. Wydana wkrtce potem przez wyd. Flammariona, powie zostaje przetumaczona na szereg jzykw, m. in. na rosyjski, przy czym RomanGazieta drukuje j w astronomicznym jak na owe czasy nakadzie 140.000 egzemplarzy. I rwnoczenie rzadko ktry utwr spotka si z tak burz sprzecznych opinii, od gosw najywszegoentuzjazmu a do wyrazw najsurowszego potpienia. Wrd tych ostatnich nie zbrako gosw z obozu socjalizmu. Piszc o ,;rewolucjonizujcym znaczeniu powieci, stwierdza rwnoczenie T. Ordom e autor przesadza tu rol erotyzmu i zbyt wiele miejsca powica w swej ksice obrazom rozpusty i zepsucia wielkomiejskiego. Obok tego zabawnego gosu pruderii rozlegay si jednak gosy bardziej grone, a znane nam z niedawnej przeszoci, usiujce znale recept na wielk sztuk proletariack w najcilejszym uzalenieniu jej od socjologii. Wynikiem takiego wanie sekciarskiego pojmowania istoty sztuki bya opinia J. Szymaskiego, ktry stwierdzi, e W powieci tej darmo szukalibymy czego choby zblionego do rewolucji, jako ostatniego ogniwa walk klasowych; u Jasieskiego nie ma w ogle walki klas i odnalaz wreszcie w powieci szkielet metafizycznomoralny, a nawet cechy ,;mistyczneapokaliptyczne. Czytelnik dzisiejszy zwrci zapewne uwag na przesadnie gwatowny koloryt powieci Jasieskiego; na jego skonno do paroksystycznych niemal skrtw, na zagszczon metaforyk utworu. Ale z pewnoci nie wzbudzi w nim protestu ukazanie wszystkich przesanek i perypetii przewrotu w sposb niezupenie zgodny ze znan nam teori i praktyk historyczn. Powie Jasieskiego jest bowiem przede wszystkim powieci fantastyczn. czy ona w sobie dwie najistotniejsze cechy literatury spoecznej owych niespokojnych czasw: katastrofizm i nadziej na cud w tym wypadku, cud rewolucji. Zaraa nas swym niepokojem, nienawici do wiata sytych i posiadajcych, wiar w ostateczne zwycistwo godnych i wydziedziczonych. Dziaa tu na nas i stop wizjonerskiej fantazji z kracowym, niekiedy nawet brutalnym realizmem faktury, i odkrywczo formy literackiej, i ambitna odwaga pomysu. Przede wszystkim za podbija nas powie Jasieskiego sw odwieczn, zawsze star i zawsze now histori serca ludzkiego, marzcego o lepszym jutrze. Znane s dalsze dzieje autora tej powieci: decyzja wysiedlenia Jasieskiego z Francji, protest przeciwko temu najwybitniejszych francuskich pisarzy postpowych z Barbusse`em, Duhamelem i Romainsem na czele; wyjazd pisarza do ZSRR, gdzie zosta powitany przez tysiczne tumy robotnikw radzieckich; wreszcie jego blisko dziesicioletnia, przerwana przez zmow zbrodni, praca twrcza i spoecznokulturalna w Zwizku Radzieckim. Stworzy tam Jasieski szereg powieci, sztuk i nowel o nieprzemijajcej wartoci, z powieci Czowiek

zmienia skr na czele. Nie zasoni one jednak sob jego dziwnej opowieci o wspaniaym miecie, przez ktre przesza duma, aby oczyci je i przygotowa na przyjcie innych, lepszych od nas ludzi.

Cz I TOWARZYSZOWI TOMASZOWI DBALOWI, NIESTRUDZONEMU BOJOWNIKOWI SPRAWY ROBOTNICZO CHOPSKIEJ, PODAJ T KSIK JAKO DO DO UCISKU PONAD GOW, EUROPY. CZ PIERWSZA I Zaczo si to od drobnego, nic na pozr nie znaczcego wypadku natury zdecydowanie prywatnej. Pewnego piknego listopadowego wieczora na rogu ulicy Vivienne i bulwaru Montmartre Jeannette owiadczya Pierreowi, e potrzeba jej nieodzownie wieczorowych pantofelkw. Szli wolno, pod rami, wmieszani w ten przypadkowy, niezgrabny tum statystw, jaki na ekran bulwarw paryskich wyrzuca co wieczora zepsuty aparat projekcyjny Europy. Pierre by zaspiony i milczcy. Mia zreszt po temu swoje a nadto wystarczajce powody. Dzi z rana majster, gutaperkowym krokiem przemierzajcy sal, zatrzyma si nagle przed jego obrabiark i patrzc gdzie powyej jego ramienia poleci mu spakowa narzdzia. Od dwch tygodni trwa ju ten milczcy pow. Pierre sysza od kolegw: we Francji, z racji kiepskiej koniunktury, ludzie przestali kupowa samochody. Fabrykom grozio zamknicie. Wszdzie redukowano do poowy personel. Celem uniknicia zaburze usuwano po kilku ludzi o rnych porach dnia, z rnych oddziaw. Przychodzc z rana na robot i stajc nad warsztatem, nikt nie mg by pewien, czy kolej dzi nie na niego. Czterysta niespokojnych par oczu, jak psy wszce po ziemi, biego chykiem, trop w trop ladem ociaych stp majstra, wolno, jakby z namysem przechadzajcego si midzy warsztatami, i usiowao unikn spotkania z jego przelizgujcym sa po twarzach wzrokiem. Czterystu ludzi schylonych nad maszynami, jak gdyby pragno sta si jeszcze mniejszymi, bardziej szarymi, niedostrzegalnymi, w gorczkowym wycigu palcw namotywao sekundy na rozpalone od popiechu obrabiarki i ochrype od niemego krzyku, plczce si palce zdaway si mamrota: Ja najszybciej! Nie mnie przecie! Nie mnie! I dzie w dzie w ktrym z kocw sali zatrzymywao si nagle na kropce nienawistnie, wahliwe pismo krokw i w napronej ciszy rozlega si matowy, bezwyrazy gos: Zbieraj narzdzia! Wtedy z kilkuset piersi niby podmuch wentylatora dobywao si westchnienie ulgi: A wic nie ja! Nie mnie! I popieszne, tresowane palce jeszcze prdzej chwytay, sczepiay, nawijay sekund na sekund, ogniwo na ogniwo, elazny omiogodzinny acuch. Pierre sysza: odprawiaj w pierwszym rzdzie podejrzanych politycznie. Nie obawia si. Od agitatorw trzyma si z dala. Na mitingi nie uczszcza. Podczas ostatniego strajku by w liczbie tych, ktrzy mimo zakazu stawili si do pracy. Robotnicykrzykacze spogldali na niego spode ba. Przy spotkaniu z majstrem zawsze sili si wydusi na wargi przyjazny umiech. I, mimo wszystko, ilekro majster rozpoczyna po sali swj milczcy, zowrogi spacer, palce Pierrea gmatway si w wytonej pogoni, narzdzia leciay mu z rk, nie mia si po nie schyli w obawie zwrcenia na siebie uwagi i kroplisty pot chodnym kompresem zwila mu rozpalone czoo. Kiedy za tego rana zowieszcze kroki zatrzymay si raptownie przed jego obrabiark, kiedy wzrokiem w rysunku warg wyczyta wyrok, Pierre poczu niespodziewanie co w rodzaju ulgi:

ot i koniec! Obojtnie, bez popiechu spakowa w wzeek posegregowane narzdzia. Nie ogldajc si na nikogo, pocz ciga powoli robocze ubranie i zawin je starannie w papier. W sekretariacie przy obliczeniu etonw okazao si, e skradziono mu mikrometr. Nieomylna transmisja administracji fabrycznej przerzucia go do biura kontroli. W biurze ysy, zezowaty kancelista owiadczy Pierre`owi lakonicznie, e fabryka za zgubiony mikrometr potrca mu czterdzieci frankw. Reszt wybra przedwczoraj jako zaliczk. Nie naleao mu si nic. Pierre w milczeniu zgarn uoone symetrycznie, zatuszczone wiadectwa. Wiedzia dobrze: aby nie dawa zredukowanym robotnikom prawa do zasiku dla bezrobotnych, fabryka w porozumieniu z rzdem odmawiaa umieszczenia na wiadectwie adnotacji zwolniony z powodu braku pracy. Przez chwil chcia mimo wszystko sprbowa, poprosi. Spojrza na byszczc, z ysin nastroszonego skryby, na dwch drabw z policji fabrycznej, odwrconych i do niego tyem, niby to zajtych rozmow. Zrozumia, e na nic si to nie zda. Cikim krokiem wyszed z kancelarii. Przy bramie odebrano mu przepustk i zrewidowano zawarto zawinitka. Znalazszy si na ulicy, Pierre dugo sta nieporadnie, rozmylajc, dokd by tu si uda. Tusty i granatowy policjant o twarzy buldoga, z wyczyszczonym numerkiem na obroy, warkn mu nad uchem, e zatrzymywa si w tym miejscu nie wolno. Postanowi obej kilka fabryk. Zewszd jednak, dokdkolwiek si zgasza, odprawiano go z niczym. Wszdzie panowa kryzys. Fabryki pracoway po kilka dni w tygodniu. Personel zmniejszano. O przyjmowaniu nowych robotnikw nie mogo by mowy. Po caodziennej bieganinie, godny i zmczony, zaszed o sidmej pod magazyn po Jeannette. Jeannette potrzebowaa pantofelkw. Jeannette miaa najzupeniejsz racj. Pojutrze wito Katarzynek. Magazyn urzdza dla personelu bal. Sukienk w drodze oszczdnoci przerobia sobie z zeszorocznej. Brak jej jedynie pantofelkw. Nie moe przecie pj na bal w lakierkach! W dodatku to nie taki znw wielki wydatek widziaa sama na wystawie liczne, brokatowe, raptem za pidziesit frankw. Pierre mia w kieszeni rwno trzy sous i w chmurnym milczeniu sucha melodyjnego szczebiotania przyjaciki, na odgos ktrego pier ciskaa mu si sodkim askotem, jak na spadzistych zakrtach diabelskich gr. * Nastpny dzie upyn na poszukiwaniach rwnie bezpodnych, jak poprzedni. Nie przyjmowano nigdzie. O sidmej zmczony i osowiay Pierre znajdowa si gdzie na przedmieciu, na przeciwlegym kracu Parya. Mia o tej porze czeka przy wyjciu na Jeannette. Nie by ju w stanie zdy w aden sposb. Zreszt i c jej powie? Jeannette potrzebuje pantofelkw. Bdzie paka. Pierre nie mg patrze na zy Jeannette. Ociale powlk si w stron miasta. Po drodze myla o Jeannette. W gruncie rzeczy nieadnie postpi nie czekajc na ni przy wyjciu. Naleao jej wytumaczy, przedstawi ca spraw. Nie ma co, wyszed jak grubianin. Musiaa na niego czeka. Potem nie doczekawszy si posza do domu. Ma z pewnoci do niego suszny al. Uczu, e musi pomimo spnionej pory zaj do niej, wyjani jej wszystko i przeprosi. Zaszedszy jednak na gr dowiedzia si, e Jeannette dotychczas z miasta nie wrcia. Wiadomo ta zaskoczya go znienacka, rozsypujc j ednym uderzeniem nawleczone ju w

myli z takim mozoem paciorki zda. Gdzie moga bawi tak pno Jeannette? Prawie nigdy nie wychodzia wieczorami sama. Postanowi poczeka na ni przed bram. Wkrtce jednak rozbolay go nogi. Przysiad na supku, oparty plecami o cian. Czeka. Gdzie daleko, na jakiej niewidzialnej wiey, zegar wydzwoni drug. Wolno, jak chopcy w szkole wyuczon na pami lekcj, powtarzay j za nim nad pulpitami dachw inne wiee. Potem znowu cisza. Cikie powieki, jak muchy pojmane na lep, trzepoc niezgrabnie, na chwil podfrun, by znowu opa. Gdzie na dalekim wyboistym bruku zaturkota pierwszy niemiay wz. Wkrtce wyjad wozy pa miecie. Nagi, chropawy bruk yse, oskalpowane czaszki ywcem zakopanego tumu spotkaj je dugim krzykiemomotem, podawanym z ust do ust przez nie koczc si nigdzie dugo wyobraalnej ulicy. Trotuarami przebiegn czarni ludzie z dugimi wczniami, zanurzajc ich ostrza w drgajce jak pomyk serca latarni. Suchy jazgot obolaego elaza. Senne, budzce si miasto podnosi z trudem ociae powieki aluzyj. Dzie. Jeannette nie wrcia. II Nazajutrz byo wito Katarzynek. Pierre nie poszed szuka roboty. Wczesnym rankiem uda si na plac Vendome i oparty o ssiadujc z magazynem bram czeka na zjawienie si Jeannette. Nurtowa go guchy niepokj. W cikiej, bezsennej gowie, jak pywajce wyspy tytoniowego dymu w dusznym, nadymionym pokoju, unosiy si niejasne pomysy najnieprawdopodobniejszych wypadkw. Przylepiony do elaznej kraty, przesta tak cay dzie. Od dwch ju dni nie mia nic w ustach, lecz ckliwy posmak liny, pozostajcy w sferze wrae smakowych, nie przeniknwszy do wiadomoci, nie sta si jeszcze godem. Nad wieczorem lun deszcz i pod chluszczcymi strumieniami wody twarde kontury przedmiotw zafaloway agodnie, wyduajc si w gb, jak zanurzone w wartkim, przezroczystym nurcie. Zapada zmrok. Zapalone latarnie, jak tuste, bezbarwne plamy na atramentowej powierzchni nocy, niezdolne ani wsikn w ni, ani jej rozwietli, zaludniy koryto ulicy wodorostami cieni, fantastyczn faun niezgruntowanych gbin. Urwiste brzegi, pene fosforyzujcych, magicznych grot witryn jubilerskich, gdzie na skaach z zamszu, wyuskane z muszel, drzemi wielkie jak grochy dziewicze pery prostopadymi cianami wyduay si w gr w daremnym poszukiwaniu powierzchni. Szerokim wwozem oyska, z szumem elastycznych usek opon pyny stoczone stada dziwacznych elaznych ryb o ognistych, wybauszonych lepiach, ocierajc si o siebie podliwie bokami w obokach bkitnawej ikry benzyny. Wzdu stromych brzegw, poruszajc si z wysikiem, jak nurkowie w przezroczystej galarecie wody, brnli oowianostopi ludzie pod cikimi skafandrami parasoli. Zdawao si, e lada chwila kto pierwszy szarpnie za zwisajc rczk i lekko poszybuje w gr, opisujc nogami esyfloresy nad gowami zastygego tumu. Z daleka, z biegiem rzeki, zblia sa powoli paski, cudaczny skafander o trzech parach kobiecych ng. Nogi omackiem gruntuj wylizgane dno, zataczaj si od wewntrznego miechu, od bulgotu fizycznej radoci przezwyciania oporu. Kiedy nogi zbliay si do wyrwiska bramy, ,Pxerre dojrza, e nios pod skafandrem trzy rozemiane gowy i e jedn z trzech bya gowa Jeannette. Spostrzegszy Pierrea, Jeannette podbiega do w podskokach, obsypujc go pstrokatym

konfetti swego szczebiotu (diabelskie gry). Bya w wieczorowej sukience, paszczyku i nowiutekich przemoczonych brokatowych pantofelkach. Czemu nie nocowaa w domu? Oczywicie spaa u koleanki. Szyy do pna kostiumy na dzisiejszy bal. Skd ma nowe pantofelki? Wzia w magazynie zaliczk na rachunek przyszej pensji. Jeeli Pierre chce, ma jeszcze teraz chwil czasu, moe wic zje z nim razem obiad. Stropiony Pierre bkn pod nosem, e nie ma na obiad. Obrzucia go zdziwionym, nie rozumiejcym spojrzeniem. Nie? W takim razie zje co naprdce z koleankami. Musi si pieszy, bo brak jej jeszcze kilku drobiazgw. Wspia si na palcach, pocaowaa go szybko w usta i znikna w bramie. Pierre powlk si do domu. Nogi ciyy mu i cierpki posmak w ustach po raz pierwszy przeszwarcowa si do wiadomoci, dugo koacc do jej drzwi upart, cierpliw czkawk. Zrozumia i umiechn si z wasnej niedomylnoci. By to gd. Na bulwarach roio si ju od grup rozswawolonych midinetek, przedsibiorczych modziecw, kolorowych czepeczkw i szarf. W cieniu niewzruszonych lamp, odwitnie ubrani Pierreowie caowali w usta swoje mae Jeannette`y, ktre wdzicznie podnosiy si na palcach. Szary Menilmontant by mroczny i pospny jak co dzie. Pierre z trudem przyczapa si do domu. By zmczony i zajmowaa go teraz jedyna myl: wycign si jak dugi na ku. Od pewnego czasu unaka starannie spotkania oko w oko z mrukliwym, dziobatym konsjerem. Wydatki ostatnich czasw (jesienna garderoba Jeannette) byy powodem, e od trzech miesicy zalega ju z komornym. Co wieczora stara si przemkn niepostrzeenie przez nieowietlon sie, wprost na schody. Tym razem jednak manewr ten zawid. Z wnki sieni na spotkanie Pierre`a wyrs nagle jak widmo, bezksztatny profil konsjera. Pierre sprbowal uchyli kaszkietu i przelizn si mimo, lecz zosta przytrzymany za rami. Z urgliwych, wycharknitych sw zrozumia tylko jedno: do pokoju go nie wpuszcz. Poniewa nie paci od trzech miesicy, pokj jego odnajto. Rzeczy odbierze, kiedy uici zalegy czynsz. Machinalnie, bez sowa protestu, ku widocznemu zdumieniu umilkego w p wyrazu konsjera, Pierre zawrci na picie i wyszed na ulic. My drobny deszcz. Pierre bezmylnie podrepta z powrotem, nie wiedzc dobrze dokd, wzdu wilgotnych, ciepem pierwszego snu napczniaych cian. W ciasnych wnkach, we framugach domw czarni, skuleni ludzie, mczyni i kobiety, ukadali si na nocleg, okrcajc od zimna koczyny strzpami pozbieranych gazet. Upadajc ze zmczenia, jak rozbitek zdajcy ku najbliszym majaczejcym wiatekom, Pierre skierowa si w stron czerwonych ognikw metra i dobrn do rogu bulwaru. Bia pierwsza. Z okaflowanej czeluci kolei podziemnej zaspana suba wypdzaa na powierzchni ostatnich, spnionych pasaerw i zwabionych ciepem wczgw. Z trzaskiem zasuwano kraty. Na schodach prowadzcych na chodnik panowa cisk, pogwar i zaduch. Zaronici, obdarci ludzie a zajmowali ju ze skwapliwym popiechem miejsca na stopniach, co bliej wygrzanej kraty, starannie i z namaszczeniem wybierajc sobie lea. Byle bliej krat! Od krat wieje dusznym, zgniym ciepem oddechu zziajanego Parya. Poowijani w achmany, ukadali si powoli wzdu schodw, z gow na nieprzytulnej poduszce kamiennego stopnia, niezgrabnie okrywajc skurczone ciao przewiewn frdzl wasnych doni.

Wkrtce cae schody byy ju zasane powaem. Dla nieopatrznych, spnionych nocownikw pozostay jedynie miejsca na najwyszych stopniach, najbardziej wystawione na deszcz i zimno. Pierre czu si ju zbyt wyczerpanym, by wlec si dalej. Pokornie i niemiao, starajc si nie nastpi na nikogo, leg na wolnym miejscu u szczytu, midzy dwiema omotanymi w gagany siwymi wiedmami, witajcymi kadego nowego przybysza wrogim warkotem. Usn nie mg. Drobny, mgawy deszcz mokr ap bdzi mu po twarzy przesycajc ubranie lisk, dojmujc wilgoci. Szmaty, przemoczone deszczem i potem, wydzielay stch, kwan wo. Kamienna poduszka zacharkanego stopnia uwieraa go w gow. Ostre kanty stopni wrzynay si w ebra, rozczonkowujc ciao na szereg odrbnych kawakw skrcajcych si w bezsennej gorczce jak kawaki pokrajanej ddownicy. Ndzarze u dou, szczliwi na zarezerwowanych zawczasu miejscach pod krat, chrapali szerok gam zduszonych oddechw. Powoli i Pierrea zmorzy ciki, gorczkowy psen. We nie wydao mu si, e ley nie na zwykych schodach, lecz na schodach ruchomych, z gruchotem posuwajcych si w gr (takich, jakie widywa w magazynie Au Printemps lub na stacji metra Plac Pigalle). Z ziejcego przerbla ziemi, z otwartej paszczy metra, brzmic gucho i rytmicznie, pia si w gr nieskoczona elazna harmonijka ruchomych stopni. Jeden za drugim wyjeday z hukiem coraz to nowe i nowe szczeble, zawalone pokotem obszarpanych, bezwadnych cia. Wierzchoek schodw, na ktrym lea Pierre, znajdowa si ju gdzie wysoko, w chmurach. W dole miliardem wiate wkrzykiwa si w bezduszne milczenie nocy wielooki Pary. Schody z miarowym szczkiem suny wyej. Pierrea ogarna kosmiczna prnia przestworw midzyplanetarnych, migot gwiazd, bezgraniczny spokj przestrzeni. Z mrocznej czeluci rozwartej jezdni w rozdziawion czelu nieba pyny ruchome schody czarn aw wyndzniaych picych ludzi. III Obudzio go niecierpliwe szarpnicie. Otwierano metro. Szara, rozespana gromada, klnc i przecigajc si, niechtnie oprniaa schody. Z dou bio gste, rozleniwiajce ciepo rozgrzanych trzewi miasta, trawicych na czczo pierwsze porcje lekkich porannych pocigw. Ludzie charczc i ziewajc gramolili si jeden za drugim na powierzchni chodnika i znikali pojedynczo w przenikliwej porannej mgle. Otwierano pierwsze bistros. Szczliwi posiadacze trzydziestu centymw mogli napi si przy ladzie szklank gorcej czarnej lury. Pierre nie mia trzydziestu centymw, dlatego powlk si bez celu w gr bulwarem Belleville. Pary zwolna budzi si ze snu. W rudych, sprchniaych framugach okien przygarbionych hotelikw tu i wdzie ukazyway si ju profile starych, rozczochranych, na wp goych kobiet, majestatyczne w swoich wygniych ramach jak widmowe portrety prababek tej bezpaskiej dzielnicy, gdzie prostytucja jest godnoci dziedziczn, jak gdzie indziej tytu rodowy lub stanowisko notariusza. Okno jest obrazem, przybitym na martwym, kamiennym prostokcie szarej ciany dnia. S okna martwe natury, dziwne, mozolne kompozycje zapoznanego artystyprzypadku, sklecone z rogu przygodnej kotary, zapomnianego wazonu, jaskrawego cynobru dojrzewajcych na parapecie pomidorw. S oknaportrety, oknawntrza, okna naiwne podmiejskie sielanki a la celnik Rousseau, nieodkryte, nieocenione, niczyje. Kiedy pocig, wjedajcy wieczorem do miasta, mija uszeregowane po obu stronach toru

domy z owietlonymi nieregularnie, tu i tam, na ronych wysokociach kwadratami okien, okno jest wwczas gablotk cudzego, niezrozumiaego, ach, jake obcego ycia i oko moje, samotnego podrnego, jak ma trzepoce bezradnie u nieprzeniknionej tafli szka, niezdolne dosta si do wntrza. Gdy po caodziennych bezowocnych poszukiwaniach pracy Pierre powraca jak pust, nieznajom uliczk, by ju wieczr i wklse kwadraty okien zaczynay fosforyzowa wewntrznym, utajonym wiatem. Ulica pachniaa frytur, ciepem niewietrzonych mieszka, wit, sakramentaln godzin obiadu. Chciwy, oswojony gd jak wytresowany pies leg u progu wiadomoci, nie przestpujc go nieproszony, zadowalajc si tym, e kada myl, pragnca tam si wkra, musiaa wprzd na niego nastpi. Poprzez tuman zmczenia, jak krzyk zamknity w hermetycznym cylindrze i nie mogcy wyrwa si ze echem, opotao w Pierre imi Jeannette. Zrozumia, e musi zaj do niej do domu, rozmwi si. Co jej zreszt powie dokadnie nie zdawa sobie sprawy. Zanim wyplta si z wicej go gmatwaniny uliczek, zapada noc. Dugo bdzi w mroku pozbawiony jakiegokolwiek punktu orientacyjnego, z trudnoci rozrniajc napisy ulic. Nagle dozna wraenia, jakby z nieznanej cieki polnej wyszed na bity, bezpieczny gociniec. Ile to razy zdarza si, e bdzc po obcych zaktkach natrafiamy nagle na szlak znajomy, ktrego nie moe sobie przypomnie myl, a puszczone samopas nogi instynktownie prowadz nas naprzd jak senne konie wiozce zaspanego wonic raz przemierzon kolej. Kto wie, by moe natrafilimy przypadkiem na swoje wasne, pozostawione tu kiedy kroki, po ktrych stopy stpaj wygodnie i pewnie jak psy zdajce wchem po wasnych ladach? I miasto, przemierzane przez nas co dzie, oderwane paciorki obrazw, ktre utrwala nasz wzrok na negatywie pamici, zrastaj si w nas w jednolite pojcie miasta dopiero nawleczone na t niewidzialn ni rozsianych po nim naszych krokw, t nieuchwytn map naszego wasnego Parya, jake inn od Paryw innych ludzi, przebiegajcych tymi samymi, co i my, ulicami. Kiedy szlak stp Pierrea wyprowadzi go po dugiej wdrwce pod dam Jeannette, mina ju dwunasta. Mimo to Pierre wszed na gr i zapuka. Otworzya mu rozespana matka. Jeannette nie byo. Nie wracaa do domu od wczoraj. Pierre dugo schodzi w ciemnociach, zanim wydosta si z powrotem na ulic. Znalazszy .si na chodniku, nie czeka jti przed bram, jak pierwszej nocy, lecz ociale powlk si w mrok. Na rogu ludnej alei obryzgao go botem przejedajce otwarte taxi. Opasy galant, rozparty na siedzeniu, caowa wtulon w niego smuk dziewczyn, bdzc woln rk po jej szczupych kolanach, z ktrych odgarn sukienk. Pierre nie mg dojrze twarzy dziewczyny, widzia tylko granatowy kapelusik i szczupe, prawie dziecinne kolana .i nagym wewntrznym skurczem pozna po nich Jeannette. Zacz biec, roztrcajc opryskliwych przechodniw. Auto po chwili znikno mu z oczu za zakrtem. Przebiegszy jeszcze kilkadziesit krokw, zatrzyma si znkany. Niejasne, gorczkowe myli, jak sposzone gobie, odleciay go nagle, zostawiajc zupen prni i opot skrzyde w skroniach. By w jakiej wskiej uliczce. Pachniao w niej kiszon kapust i marchwi. Z wysikiem dowlk si do rogu. Na opustoszaych polach przestronnych jezdni, wyrose z ziemi przez noc, pitrzyy si olbrzymie zielone walce, czerwone stoki, biae szeciany, obciosane piramidy, nocne realne

krlestwo form geometrycznych. By w Halach. Szarzy, spowiali ludzie w achmanach wznosili z idealnie kulistych gw kapusty, z rozoystych bukietw kalafiorw wielopitrowe gmachy i wiee. Obok wystrzela ku niebu patetyczny szecian citych kwiatw. Tutaj gromadzono przez noc wszystko, co nazajutrz spotrzebuje Pary do jedzenia i mioci. Ostry zapach wieych, wydartych ziemi jarzyn osadzi Pierrea na miejscu. Cierpki, cierpliwy gd, warujcy daremnie u drzwi wiadomoci, pocz psim zwyczajem lekko skroba w nie ap. Pierre podszed bliej. Czowiek, uginajcy si pod gigantyczn narcz kalafiorw, potrci go bolenie i z przeklestwem. Pierre usun si niemiao na trotuar. Kto uj go za rami. Obejrza si. Barczysty, wsaty dryblas wskazywa mu rk na dwukoowy wz, naadowany marchwi Pierre zrozumia propozycj i skwapliwie zabra si do zwalania na jezdni bezksztatnych blokw. Pomagao mu w tym jeszcze kilku wyndzniaych ludzi. Pierreowi wydao si, e w jednym z nich poznaje ssiada z wczorajszego noclegu pod metrem. Nieprawidowy czerwony ostrosup rs, zrwna si z pierwszym pitrem, sign wyej. Kiedy wozy oprnione odjechay, wszystkich tragarzy poprowadzono w gb hali. Obejrzawszy si za siebie Pierre spostrzeg, e postpuje za nim tum podobnych mu, wyszarzaych ludzi. Wszyscy mieli dokoa szyi okrcone brudne weniane szmaty, twarze wyte z krwi, zaronite i ziemiste. Ustawiono ich w dug kolejk, czstujc kadego z kota misk gorcej cebulowej zupy. Pierre dosta rwnie swoj misk i ponadto trzy franki w gotwce. Gdy wychepta gorc ciecz, parzc sobie niemiosiernie przy tej operacji usta, odebrano mu z rki misk i odepchnito go na bok, torujc dostp innym. Powracajc uliczkami tego nowego dziwacznego miasta, skazanego za kilka godzin na zagad, Pierre uszczkn z jednego z blokw kilka wielkich marchwi zalatujcych jeszcze tustoci ziemi i apczywie zjad je w zauku. witao. Pierrea ogarniay zmczenie i senno, zwabione ciepem pochonitej aromatycznej zupy. Zacz si oglda za miejscem na nocleg. I tu, w zapadociach bram, we wnkach staych si domw, spali zwinici, poskrcani jak skrki ludzie. Pierre wyszuka sobie wolny, osonity od wiatru naronik i uoy .si na nim, poowijawszy sobie uprzednio kostniejce koczyny, za przykadem innych, strzpem podniesionej ze mietniska gazety. Zasn, zanim zdy przytuli si wygodnie do wilgotnego, sparszywiaego muru. Obudzi go niski granatowy czowieczek w kusej pelerynce, przekadajcy mu cierpliwie ad kilku minut, e lee w tym miejscu nie wolno i e musi natychmiast wynosi si dalej. Pierre nie wiedzia dobrze, gdzie ma wanie i dalej, powlk si jednak posusznie przed siebie. Fantastyczne, wzniesione z takim mozoem miasto nocy znikno jak fata morgana. Tam, gdzie przed chwil pitrzyy si magiczne szeciany i przysadziste stoki z gwek rzepy, po wylizganych szynach suny teraz ruchome domki tramwajw z imitujc dym lask paka. By ju dzie Pracy nie byo nigdzie. Wasajc si bocznymi ulicami, Pierre wstpowa z uporem do napotykanych po drodze garaw, proponujc swe usugi przy myciu samochodw. Wszdzie witay go wrogie twarze i nabiege krwi oczy szorujcych karoserie wyrobnikw, oczy najeone jak psy wietrzce rywala do koci, ktra poywi moe najwyej jednego. Pomocy nie potrzebowano nigdzie. Z nadejciem wieczora, nowym palcym skurczem, boleniejszym od godu, zadygotao w

nim imi Jeannette. Instynktownie powlk si w kierunku jej mieszkania. Jeannette cigle nie byo w domu. Ulice mnoyy si dugie i gitkie, rozcigay w nieskoczono jak przywizany do nogi gumowy powrz, pierzchay spod ng jak jaszczurki w byskach uciekajcych wiate, mrugay z mroku porozumiewawczo oczyma tysica godzinowych hotelikw. Zbliajc si do jednego z nich, Pierre ujrza nagle wychodzc stamtd par. Barczysty mczyzna i drobna, smuka dziewczyna. Twarzy dziewczyny nie mg dostrzec w ciemnoci, z sylwetki jednak pozna Jeannette. Rzuci si w ich stron, roztrcajc zagradzajcych mu drog przechodniw. Zanim zdy si z nimi zrwna, para wsiada do takswki i odjechaa. W bezsilnym zapamitaniu sta przez chwil bezradny pod drzwiami pustego hoteliku. Napywajca fala przechodniw popchna go dalej. Nie uszed nawet stu krokw, gdy zobaczy wychodzc z innego hoteliku par. Dziewczyna z sylwetki udzco podobna bya do Jeannette. Chcc ich dopa, musia przedosta si na drug stron jezdni. Drog zatarasowa mu nieprzerwany potok samochodw. Gdy przedar si wreszcie na przeciwlegy chodnik, pary ju nie byo, wsika w tum. Bezsilny pacz zoci, dotkliwszy ni pacz z blu, podstpi mu do garda. Dokoa zapalay si i gasy, migocc na przemian znaczco wiatem biaym i czerwonym, napisy hotelikw, zapraszajce gocinnie przechodniw. W kadym z tych hotelikw moga w tej chwili znajdowa si Jeannette. Zamczona podliwoci wymagajcego dryblasa, pi skulona jak dziecko, ze zoonymi modlitewnie midzy kolanami rkoma. Drab gaszcze jej biae ciao, wte i bezbronne. Pierre poczu dla niej niewysowion tkliwo, graniczc niemal z rozrzewnieniem. Myli kbiy si zawikane i krte jak uliczki, po ktrych teraz bdzi. Na progu tanich, parofrankowych hotelikw, chude, ubogo ubrane kobiety, chronice si przed deszczem pod rozkwitajcymi byskawicznie palmami parasoli, zatrzymyway przechodniw krtkim, nccym cmokniciem, ktrym na cakym wiecie wabi si psa. W Paryu tak przywouje si czowieka. Wta, suchotnicza dziewczyna w nocnych przemoczonych pantoflach obiecywaa mu za pi frankw najtajniejsze rozkosze swego skrofulicznego ciaa. Dla podkrelenia nieprzyzwoitego gestu, ktry dlaczego wydawa si jej kuszcym, wysuna z ust jzyk biay i oboony jak u ludzi chorych na niestrawno. Pierre trzs si z zimna i napicia wewntrznego. Skd z bliska dolatywaa skoczna melodia pianoli. Maa czerwona latarenka wskazywaa charakter wesoego lokaliku. Pierre przypomnia sobie, e ma w kieszeni zarobione w nocy trzy franki, i zdecydowa si zaj do rodka. Majc trzy franki, mona zamwi sobie boca i przesiedzie w cieple do rana. Owiona go fala mdego, oszaamiajcego ciepa, mocny zapach pudru, tanich perfum i tanich kobiet. Po omacku prawie doszed do pierwszego stolika pod cian i, wyczerpany do ostatka, ciko osun si na zgrzytliwy lament spryn wycieanej kanapki. Kiedy otworzy olepione wiatem oczy, wydao mu si, e nacinita przeze spryna kanapki bya jednoczenie centraln spryn caego tego mechanizm, ktry mimo woli uszkodzi. Sala nie rnia si w zasadzie niczym od baru przecitnego domu publicznego ze stolikami i pianol, ktra graa teraz w tempie tak powolnym, e pomidzy poszczeglnymi tonami podskakujcych klawiszy Pierre sysza prni, szum spadajcej kropli molekuy czasu. Pod cianami, w cieniu rachitycznych palm w zielonych wiaderkach, wykwitay rzdami nakrapiane muchomory stolikw. rodkiem w leniwych, rozoonych na atomy ruchach, jak w filmie upowolnionym, kryo kilkanacie nagich, przysadzistych kobiet. Tuste, obrzke ich

ciaa zdaway si z trudem przezwycia opr powietrza, koysane na jego elastycznych poduszkach, wrd paskich, zgszczonych obokw tytoniowego dymu, niby ciaa renesansowych anielic, w rytmicznym opocie rozcapierzonych, jak wytarte skrzyda motyle, wypezych szarf. Pierre w jednej chwili zrozumia wszystko. Sprynka trzasa, przerzucajc go ostatnim odskokiem w inn rzeczywisto. Tak, to by raj. Pierre zrozumia to od razu, aczkolwiek nie bdc religijnym nie wyobraa sobie nigdy dokadnie tej instytucji. Odgad to po bogim odrtwieniu, rozlewajcym si po jego yach, po dwikach jakby znajomej, niegdy w ubiegym yciu raz ju syszanej rajskiej muzyki, po szelecie skrzyde koujcych powoli anielic. Tylko dlaczego oboki tak bardzo przypominaj dym tytoniowy, a destylator ambrozji lad zwykego bistro. Nagle wzrok jego pad w kt i Pierre zamar w kornej ekstazie. W rogu, nad drewnianym otarzem kontuarka, niemy i nieruchomy jak posg growa bgSabaot. Nie by to bg chrzecijaski z dug bia brod, przypomina raczej brzowego, beznamitnego Budd, ktrego olbrzymi statu Pierre mia sposobno oglda niegdy na wystawie kolonialnej. By to identycznie taki sam bg, o ksztatach matrony, twarzy nalanej, pomarszczonej i kobiecej, tylko z uszu jego zwisay jeszcze kosztowne wota masywnych kolczykw, zrwnowaonych jak szale nieomylnej, mistycznej wagi. Przez wpprzymknite drzwi wraz z chodnym powiewem powietrza przesczali si pojedynczo na sal mczyni, niezgrabni i oniemieleni, szukajcy dugo i niezaradnie miejsca za oczekujcym ich gocinnie wolnym stolikiem. Przy kilku stolikach Pierre zauway inne jeszcze kobiety, znieruchomiae w szczelnym zatuleniu kosztownych futer, podobne do grzesznic na obrazach starych mistrzw, usiujcych na prno osoni sw palc nago przejrzyst frdzl rozpuszczonych wosw. Od czasu do czasu ktry z przybyych mczyzn podnosi si wolno, wpatrzony rozszerzonymi zdumieniem oczyma w jedn z otaczajcych go anielic, jak gdyby nagle odnalaz w jej twarzy twarz inn, dawno szukan i znajom. Wtedy oboje, ujwszy si za rce i zakrelajc nogami powolne pkola, zdali ku otarzowi kontuarka, gdzie, w zamian za mistyczn przepustk banknoiu, nieruchomy Budda, o twarzy nalanej i kobiecej, uroczystym, liturgicznym ruchem wrcza kobiecie symboliczny piercie numeru i wsk stu rcznika. Potem oblubiecy w majestatycznych spiralach unosili si w gr lini krtych, niematerialnych schodw, odprowadzani jedynie przez roztrzepotane motyle spojrze dziwnych kobiet zatulonych w futra. Pierre wpomdlewa w bogim poczuciu przenikajcego go ciepa. Ogarnia go sodki psen, w ktry pogry si jak w letni wann po dugiej wdrwce. Wytrci go ze gos dobijajcy si natrtnie i od dawna do furtki jego wiadomoci. Niechtnie otworzy oczy. Znowu ta sama gama. Naty such: Nie poznaje mnie pan, panie Pierre? Kto natarczywie, przemoc usiowa wycign go spod mikkiej pierzyny nacignitej na gow sennoci. Pierre sprbowa wywin si temu gosowi, przepuci go mimo, jak czowiek, ktrego napastliwy budzik wypdza z dziewiczych gszczw snu, na prno usiuje zakopa si na powrt w jego zagrzan, wyhodowan przez noc, zwrotnikow rolinno. Gos przeszybowa gdzie nad nim jak ciki ptak, nie dostrzegajcy swej zdobyczy, zatoczy szerokie koo i powrci nagy i oguszajcy jak uderzenie: Czy nie spotyka si pan ju z Jeannette? Pierre otworzy oczy na ocie. Monotonne skomlenie pianoli. Cikie, penopierne anielice

defiluj po sali w hipnozie zwolnionego filmu. Jedna z nich, zupenie naga, z kokard we wosach, przycupna na skraju kanapki, uporczywie wpatrzona w Pierrea. Nie poznaje mnie pan? Byam przecie przyjacik Jeannette. Chodzilimy razem czsto do kina. Pamita pan, kupowa nam pan zawsze cukierki? Pierre z uporem jarmarcznego gapia, nachylony nad straganem pamici, szpera w napeniajcych go trocinach, natrafiajc co chwila na rozsiane w nich byszczce punkciki wspomnie. Kt to taki ta namolna mucha, zawzicie usiujca wrci go poprzedniej, porzuconej na zawsze rzeczywistoci? Byaby to tylko zuda jego przesiknitej jeszcze ziemskimi reminiscencjami wyobrani? W takim razie wystarczy zagrzeba si gbiej w czarodziejskie poduszki napywajcej falami, wszechoczyszczajcej sennoci. Lecz dokuczliwa mucha brzczaa bez przestanku: Chcia pan spyta pewno, jak si tu dostaam? Mj Boe, to takie proste. Nigdy nie miaam jako szczcia. Ani razu nie trafi mi si forsisty przyjaciel. Za dwiecie frankw miesicznie wyy i ubra si troch trudno. Co innego, gdy si ma takiego dobrego przyjaciela, jak ma Jeannette. Powina mi si noga. Dostaam ksieczk. Z magazynu wyrzucono mnie oczywicie na drugi dzie. Trzeba byo prbowa na ulicy, a to nie tak atwo, jakby si zdawao. Jeszcze latem niczego, ale jak przyjd deszcze Nie mam na to zdrowia. Przezibiam si Leaam w szpitalu. Jak wyzdrowiaam, dostaam si tutaj. Tu, w gruncie rzeczy praca o wiele lejsza. Zawsze ciepo. Zarabia si mniej, ale za to regularnie. Dziesi frankw od gocia, z tego siedem dla gospodyni. Jedzenie na miejscu. Mona wyy. Zarabia si raz wicej, raz mniej, zaley od szczcia. Przedwczoraj na przykad miaam pitnastu goci to zawsze czterdzieci pi frankw. Ma si wiedzie, nie co dzie bywa tyle. Praca troch mczca, ale za to co trzeci dzie wychodne. Ju pan odchodzi? Nie zostaje pan jeszcze troch? Chciaam si spyta, co porabia Jeannette. Czy nie jest ju pask przyjacik? Pierre wsta nagle od stolika i z mozoem naciga kaszkiet. Uwolniona spryna odskoczya ze zgrzytem, wprawiajc w ruch cay mechanizm. Pierre mia wraenie, e potrci otaczajc go bak mydlan, ktra nagle prysa. Skoczny, karkoomny lament pianoli. Po sali w szybkich obrotach kry kilkanacie goych, spoconych dziewczyn, poprzystrajanych tanimi, pretensjonalnymi kokardami. Kilka innych napiera si krzykliwie czerwonym sierantom, aby postawili im piwo. Dym, zgiek i zaduch. Przy kilku stolikach kosztownie ubrane panie w towarzystwie panw o poyskujcych gorsach. Ci nie pij swego piwa, hojnie czstuj nim oblegajce ich stolik dziewczyny, podziwiajc chtnie ich sztuk akrobatyczn. Sztuka polega na tym, e jeden z goci kadzie na stoliku franka, dziewczyna za zdejmuje go bez uycia rk, za pomoc samych tylko organw kobiecych. Panie w futrach umiechaj si z aprobat. Pozostawiwszy na spodku wygrzebane z trudem z kieszeni trzy franki, Pierre przecisn si do drzwi i, nie odpowiadajc na uprzejme pozdrowienie majestatycznej jak Budda matrony przy kasie, wyliznl si na ulic. Na ulicy pada deszcz, drobny, rzsisty, przerywany odlegym migotem gwiazd. Nad lodowatym basenem nieba Wiellia Niedwiedzica otrzepywaa sw poyskliw sier po wieczornej kpieli chodne bryzgi leciay na ziemi. IV Jeannette nie byo cigle. Stara megieramatka, spogldajca zawsze niechtnym okiem na stosunek crki z ubogim Pierreem, zatrzasna mu pewnego wieczora przed nosem drzwi, owiadczajc, e Jeannette wicej ju w domu nie mieszka.

Miasto huczao po dawnemu w swoich wiecznych przypywach i odpywach. Ulicami przeleway si nieprzebrane tumy ludzi, grubych, spasionych mczyzn o szyjach z salami. Kady z nich moe zeszej nocy, moe przed chwil, mg spa z Jeannette. Kady z nich mg by wanie tym, ktrego szuka i ciga w swych bezowocnych pogoniach. Pierre z uporem maniaka wpatrywa si w twarze przechodniw starajc si dostrzec na nich jaki lad, jaki najdrobniejszy skurcz pozostawiony przez rozkosz przeyt z Jeannette. Chciwymi nozdrzami wsysa zapachy ubra, wietrzc, czy nie pochwyci na ktrym zapachu perfum Jeannette, subtelnej woni jej malekiego ciaa. Jeannette nie byo, nie byo jej nigdzie. A jednak bya wszdzie. Pierre widzia, rozpoznawa j dokadnie w sylwetce kadej dziewczyny wychodzcej w towarzystwie amanta z drzwi kadego hoteliku, przejedajcej obok takswki, znikajcej nagle w czeluciach pierwszej spostrzeonej bramy. Po tysickro bieg, z wciekoci roztrcajc przechodniw zawsze oddzielajcych go od niej nieprzebyt fal, i zawsze przybiega za pno. Dnie zmieniay si za dniami w monotonnej grze wiata i cienia. Pracy po jaowych tygodniach wdrwek szuka ju przesta. Od dugich dni, jak matka pd, nosi w swoim onie apczywy, sscy gd, podchodzcy mu mdociami do garda i rozpywajcy si po ciele oowianym zmczeniem. Kontury przedmiotw zaostrzyy si jak oprowadzone owkiem, powietrze stao si rzadkie i przezroczystsze pod szczelnym kloszem sscej pompy miejskiego nieba. Domy staway si rozcige i przenikliwe, wciskay si niespodziewanie jeden w drugi, to znw wydluay w nieprawdopodobnej, absurdalnej perspektywie. Ludzie nosili twarze zamazane i niejasne. Niektrzy mieli po dwa nosy, inni dwie pary oczu. Wikszo miaa na karku po dwie gowy, jedna dziwacznie wtoczona w drug. Pewnego wieczora nagy przypyw wymzuci go z bulwarw na Mantmartre i cisn nim o oszklony przedsionek wielkiego musichallu. Olbrzymi ognisty wiatrak powoli obraca si dokoa swej osi, mamic z nieskoczonych ulic wiata miesznych Don Kichotw uycia. Okna otaczajcych domw pony jasnym czerwonym zarzewiem spalajcej je nieugaszonej gorczki. Bya godzina rozpoczcia spektaklu. Dokoa oszklonej jak latarnia morska sieni wciek fal uderza o trotuar skbiony zator aut, by za chwil odpyn na powrt, pozostawiajc na kamiennym wybrzeu chodnika bia pian gronostajowych capew, frakowych narzutek, gorsw i ramion. Do bocznych drzwi gwarliwym potokiem, popychajc si .i depcc, par nieprzeliczony czarny tum. Pierre dozna wraenia, jak gdyby gdzie ju widzia t cib, by jej zagubian czstk. Przypomniaa mu si taka sama zbawaniona rzeka ludzi, cisncych si w Halach po misk cebulowej zupy. Nowy spitrzony wa odrzuci go w bok, wgniatajc twarz w mur, ktry po bliszym wpatrzeniu okaza si mikk twarz ludzk, skd tak nagle, tak bardzo znajom. Twarz, uwalniajc si rkami od niespodzianego ucisku, rwnie mierzya go badawczo. Pierre? Pierre naty myli, usiujc co sobie przypomnie. Teraz zdawao mu si, e pamita: Etenne z parterowej pakowni. Przedarli si przez tum w boczn uliczk. Etienne mwi co szybko i niezrozumiale. Tak, jego odprawiano rwnie. Dosta gdziekolwiek prac nie podobna. Kryzys. Trzeba z trudnoci zarabia sobie na ycie. Prbowa wszystkiego. Sprzedawa koko. Nie szo. Za wielka konkurencja. Wylansowa swoj Germaine. Zawsze za wieczr kilkanacie frankw przyniesie.

Chocia czasy bardzo cikie. Mao cudzoziemcw. I poda przekracza wszelkie moliwe zapotrzebowanie. Trzeba samemu co dorabia na boku. Teraz jest naganiaczem. Robota mudna, ale jeszcze stosunkowo najintratniejsza. Trzeba zna kilka adresw i przede wszystkim by pyskatym, to grunt. Troszk jeszcze trzeba by psychologiem.Wiedzie, czym kogo bra. Te dua konkurencja, ale jeeli si jest wyszczekanym mona wytrzyma. On specjalizuje si w starszych panach. Zna kilka domw, gdzie trzymaj smarkatki. To zawsze ma powodzenie. Tu niedaleko, przy ulicy Rochechouart. Trzynastolatki. Towar pewny. Trzeba tylko umie to poda w odpowiednim sosie. Przedstawi: krtka sukieneczka, fartuszek, warkoczyk z kokard. Na grze pokoiki szkka: wity obrazek, eczko z siatk, pulpicik szkolny, tablica, na tablicy kred: 2 x 2 = 5. Pelna iluzja. aden starszy pan si nie oprze. Od gocia za wskazanie adresu dziesi frankw, od gospodyni pi. Wyy mona. Tutaj ma swj posterunek. Jeeli Pierre chce, moe go w t robot wprowadzi, kilka adresw na ucho. Grunt wymowa. I orientacja. Wiedzie, do kogo podej. Najlepiej czeka przed restauracj. Moe obierze sobie jego dawny punkt, pod Abbaye? Murowane miejsce. Byle nie poplta adresw Nowy wir przechodniw porwa raptownie Pierrea i ponis na olep. Etienne gdzie si zapodzia. Pierre nie prbowa .stawia oporu, niesiony bez woli. Po kilku godzinach przypyww i odpyww wyrzucio go na plac Pigalle. Jaskrawy koowrt reklam. Pomienne zgloski wyrazw, wypisanych w powietrzu czyj niewidzialn rk. Zamiast Mane, Tekel, Fares Pigalls, Royal, Abbaye. Abbaye Co o tym mwi Etienne. Przed owietlonym wejciem smuky, wygalonowany boy marznie w swej krtkiej kurtce, by nagle zama si przez p w sualczym ukonie. Dwch starszych panw. Samych. Zatrzymuj si na rogu. Pal. Pierre machinalnie podchodzi bliej. Panowie, zajci rozmow, nie zwracaj na niego najmniejszej uwagi. Pierre cignie starszego brzuchatego pana za rkaw i nachylajc si belkoce mu do ucha: Zabawa Trzynastolatki.., w fartuszkach eczko z siatk tablica 2 x 2 = 5 pena iluzja Starszy pan gwatownie wyrywa rkaw. Obaj panowie automatycznie chwytaj si za kieszenie, w ktrych maj portfele. Popiesznie, prawie w biegu, wskakuj do przejedajcej takswki, zatrzaskuj c trwonie drzwiczki. Pierre zostaje na rogu sam. Nie rozumie nic. Ocierajc si o ciany brnie w noc ciemnym, bezludnym bulwarem. Szyba. Lustro. Z lustra na spotkanie jego wynurza si szara, ziemista twarz w kotunach zarostu i czerwone, rozpalone latarnie oczu. Pierre przystaje. Zdaje mu si, e zaczyna rozumie. Po prostu przestraszyli si. Z tak twarz nie podobna szuka zarobku. rodkiem bulwaru, caujc si co krok, idzie przytulona do siebie para. May, zagity kapelusik. Dugie, smuke nogi. Jeannette!! Para wchodzi do naronego hoteliku, nie przestajc si caowa. Znw auta przeklte auto! zatarasowao drog. Pierre jednym susem jest ma drugiej stronie. Drzwi hoteliku poyskuj matowo. Sze wysokich piter. Gdzie szuka? W ktrym pokoju? Niepodobiestwo! Lepiej poczeka tutaj, a bd wychodzi. Pierre, wyczerpany, opiera si o cian. Mijaj minuty, moe godzimy: Teraz z pewnoci

rozbieraj si. Pierre w zapamitaniu samoudrki odtwarza w myli kolejno wszystkie fazy tak dobrze pamitnej pieszczoty, podstawiajc na wasne miejsce tego inmego, bez twarzy, z podniesionym do gry konierzem. Teraz na pewno le ju w ku. Drab bdzi rkami po jej biaym, jdrnym ciele. Teraz zwieraj si ze sob Naraz wszystko pryska. Z hoteliku naprzeciw wychodzi para. Gruby opasy jegomo i smuka dziewczynka. Jeannette!! Dziewczyna, wspinajc si na palce (o, jake dobrze zna ten ruch!), cauje opasego jegomocia w usta. Skina rk na taxi. Pierre z krzykiem, karkoomnymi susami sadzi na drug stron jezdni. Taxi z Jeannette odjechao. Przed bram hoteliku zosta opasy jegomo, sprawdzajc przy wietle latarni zawarto pkatego portfelu. Na obwisych policzkach dogasaj jeszcze rumiece dowiadczonej przed kilku minutami rozkoszy. Na oblenych wargach widnie ostatni pocaunek Jeannette. Zmite fady ubrania chon jeszcze ciepo jej dotyku, jedyny, niepodrabialny zapach jej ciaa. Nareszcie! Oderwana od ciaa pi sama spada midzy wyupiaste otorbione oczy. Guchy oskot powaonego ciaa. Byczy, spasiony kark przecieka jak ciasto przez szpary zacinitych palcw. Upuszczony portfel bezsilnie jak postrzelony ptak trzepoce si w rynsztoku. Na bezradny charkot grubasa noc odpowiada przecigyrn, rozpaczliwym gwizdkiem. Na rozwian grzyw rudych wosw Pierrea, jak na pomyk wiecy, ze wszystkich stron, z zakamarkw nocy, z trzepotem szewiotowych skrzyde, zlituj si granatowe nietoperze. Rytmiczny koys auta, unoszcego gdzie w nieskoczono perspektywy. Usypiajcy furkot pelerynek. I na twarzy jak chodny onierski caun amerykaski sztandar nieba z gwiazdami gwiazd. V Wszystko, co nastpio pniej, wystawao ju, jak Chaplinowska chatka nad przepaci, jednym bokiem poza granic trjwymiarowej rzeczywistoci. Czarne, ociekajce mrokiem ciany. Prawidowy szecian stchego powietrza, ktre mona kraja noem jak gigantyczn kostke magicznego bulionu Maggi. I w glbokiej, zakratowanej studni okna litr skondensowanego nieba. Pierre pozna nowy, miniaturowy wiatek, rzdzony wasnymi, osobliwymi prawami, na marginesie olbrzymiego, skomplikowanego mechanizmu wiata. Nieznany wiat rzeczy niezasuonych: wski, wygodny tapczan pod obwisym baldachimem sufitu, rano i wieczr menaka ciepej zupy, omaszczonej kromk chleba, na ktre nie trzeba zapracowa. Obok, za cian, w ssiednich ciasnych pokoikach dziwne spoeczestwo ludzi, wyrzuconych, jak nieuytki, przez skrupulatn, niewybaczajc maszyn wiata tu, za wysoki mur bulwaru Arago i, z czyjej niewiadomej woli, zwizanych, zmontowanych w nowy, dziwaczny mechanizm, rzdzony nowymi, dziwacznymi sprawami wiata Rzeczy Gotowych. Regularne, jako karuzela, bezsensowne spacery po symetrycznych krgach dziedzica pod niskim, zakopconym kloszem wiziennego nieba. Dugi, przesuwany czyj niewidzialn rk szeregraniec, ktrego kady paciorek jest ywym, pulsujcym ochapem ludzkiego istnienia; maszyneria kek, co nie mogy dopasowa si nigdzie tam, po tamtej stronie muru, a wyrzucone razem do tego monstrualnego lamusa, przywieraj .do siebie zdumiewajco, zazbiaj si niespodzianie, tworz nowy zbiorowy organizm, funkcjonujcy wedug jakiej innej, nie pomylanej po tamtej stronie wytycznej. Dnie za dniami zmieniaj si nieprzerwanie, inne jakie, dusze, wykrelone jakim

osobliwym pomiarem odrbnego regulaminu. Gdzie, w dusznych wazonikach mieszka, w doniczkach kancelaryj, zwolna, listek po listku, okwita metafizyczny kwiat kalendarza. Dugie tysice przemierzonych w celi kilometrw, wycignite w jedn mylow prost, gubi si kdy u botnistych, zaronitych trzcin wybrzey rzeki Orinoko. I tylko w nocy, gdy na niepisanej tarczy mistycznego regulatora zapala si, rozkazujcy sugestywn wymow lampek elektrycznych, napis Sen sny. Czarne zbawanione fale rzeczywistoci z tamtej strony, trzymane na uwizi niedosinym murem dnia i regulaminu, obstpuj wysepk przy bulwarze Arago ze wszystkich stron. Mur trzeszczy i chwieje si. Spitrzona rzeka cia, banknotw, uczynkw, butelek, wysikw, lamp, kioskw, ng wydt fal przewala si powyej dachw z hukiem i wrzaw. Z rozdziawionych paszcz hoteli, jak szuflady zotwartych drzwi szaf, wysypuj si wiekowe, niewietrzone, przespane na wylot materace, urosn, wystrzelaj w gr olbrzymi stupitrow wie Babel o zgrzytliwych sprynowych stopniach. A na grze, na olbrzymim, czteroosobowym materacu wszechnarodowego ka (Le Lit national) ley maleka, bezbronna Jeannette. Po rozdygotanych stopniach w gr pnie si, jak mrwki, nieprzebrany tum mczyzn, blondynw, brunetw, rudych, aby nachwil nakry j, zmczon, cikim ,podliwym cielskiem, jeden za drugim, wszyscy, miasto, Europa, wiat! Wiea trzeszczy w konwulsyjnych podrygach spryn, chwieje si, ugina, zaipada, zalana bawanami rozwcieczonego morza, walcego druzgoccym , przypywem o skalisty mur wyspy picych Robinsonw o golonych gowach, wychodzcej na bulwar Arago. * Ktrego dnia, niespodziewanie, jak gdyby naraz pko ktre z kek funkcjonujcego dotychczas precyzyjnie mechanizmu, samotna cela Pierrea zapenia si po brzegi haaliwymi ludmi z pokiereszowanymi gowami, z krwi zakrzep na bandaach i na klapach granatowych bluz. Zapachniao mocnym mskim potem, prochem, cierpk fabryczn, niezmywaln sadz. Paday sowa cikie; obtuczone jak brukowce: rewolucja, proletariat, kapitalizm. Z fragmentw zda, opowiada, okrzykw zarysowywa si wyranie twardy czterodniowy epos, wypisany w blasku elektrycznych lamp krwi na asfalcie. Spis rozdziaw zawsze, niezmiennie ten sam: Bezrobocie. Obcite zarobki. Pospny, demonstracyjny miting. Z mitingu pochd przez miasto, z Midzynarodwk. Prowokowaa ich policja. Osaczya w bocznych uliczkach. Gumowymi pakami bia do krwi. Tratowany bruk splunk na jej spotkanie gradem kamieni. Szarowao rozjuszone odactwo. Salw wymocio ulic nowym nieubitym brukiem. W odpowiedzi kamienne szczki ulicy wyszczerzyy zby barykad. Bya masakra. Lepka, bura krew na chodnikach. Naadowane ludmi ciarowe auta. I kilkudziesiciotysiczny tum, jak skrelona z bilansu cyfra, wyniesiony na margines, za szare niedostpne mury wizienne. Opowiadano sobie cyfry fantastyczne. Wizienia nie byy w stanie pomieci zbyt obfitego poowu. Do wizienia Sante zapakowamo podobno pitnacie tysicy ludzi. W wizieniu Fresnes miao ich by jeszcze wicej. Gmachy wizienne otoczone wojskiem. W celach, przeznaczonych dla jednej osoby, pitnastu ludzi spao na ziemi pokotem. Spacery wizienne, w celu uniknicia zaburze, odbyway siodtd urnych porach dnia, partiami. Nieskazitelny mechanizm odrbnego wiatka, jak przekrcony zegarek, bezsilnie skrzypia. Posuway si jeszcze sw utart drog wskazwki, ale rozluzowane kka, nie trafiajc

zazbieniem na zazbienie, przeskakujc z trybu na tryb, wloky ju za sob bezadny chaos rubek i spryn. Z celi do celi tysicem niestrudzonych dziciow dniem i noc puka wizienny telegraf. Wtrceni do oglnych cel winiowie domagali si przeniesienia ich na reym przestpcw politycznych. Zarzd wizienia danie odrzuci. Winiowie odpowiedzieli godwk. Codziennie, wtulony w swj kt, nastroszony jak je, chepcc sw porcj zupy i zagryzajc j apczywie chlebem, Pierre czu na sobie pitnacie par niewesoych stalowych oczu rozszerzonych atropin godu i pod ich spojrzeniem smakowity ks wiziennego chleba napczniay na drodach liny nieprzeknionym kbem utyka mu w gardle, a gsta zupa styga w menace, powlekajc si map koucha. Z daleka jak przez szklan cian dolatyway go dugie nocne rozmowy. Sowa, obciosane jak bloki, rosy, pitrzyy si jedno na drugim, za chwil wyrasta ju ku niebu strzelisty gmach. Wystarczy wyj na soce, zakasa rkawy, a z prawdziwego kamienia wznios go bez bdu, taki sam przestronny i krzepki. wiat, jak le skonstruowana maszyna, wicej niszczy, ni produkuje. Tak dalej nie podobna. Trzeba rozebra wszystko a do rubek, co nieuyteczne odrzuci, rozebrawszy zmontowa na mowo, na fest! Plany le gotowe, monterw wierzbi rce, tylko stare, zardzewiae elastwo nie puszcza. Wroso, pozrastao si w szwach tkank rdzy kady gwint wypadnie odrywa zbami. I w czarnym, nadymionym pudeku celi tam feerycznego filmu rozwija si mit o nowym adzie zrekonstruowanego wiata. Pierre sysza i dawniej w fabryce dugie, monotonne opowieci o tym nowym wiecie, bez bogatych i ndzarzy, gdzie fabryki bd wasnoci robotnikw, a praca, zamiast niewoli, stanie si hymnem, higien wyzwolonego ciaa. Nie wierzy. Nie ruszy z miejsca potwornej machiny! Wrosa na metry w ziemi. Puszczona w ruch, krci si od niepamitnych czasw. Chwyta goymi rkoma za tryby? Nie zatrzyma si, tylko rce pourywa. Widzia krew na usmolonych bandaach, okrwawionymi szmatami przewizane rce i myla: jeszcze jeden daremny wysiek. Poharatane ciaa jednym rzutem pasa transmisyjnego wyrzucio na margines, za mur. Czasem, po nocach, z grupy nachylonych ku sobie ludzi tryskao rozpalone do biaoci sowo nienawici; jak iskra padao na mikkie trociny snu i sen bucha czerwonym pomieniem: i! stan z nimi rami w rami! Burzy! ama! Mci si! Pierre zrywa si wtedy nagym podrzutem i przysiada na tapczanie. Lecz chodne, przejrzyste sowa ludzi w granatowych bluzach rosy symetryczne jak cegy i w sowach nie byo zoci, nie byo tpej, niszczycielskiej nienawici, lecz twarda wola budowy: oskard i kielnia. Nie, ci ludzie nie umiej nienawidzi! Na miejsce jednej maszyny nagromadzili stert planw innej, zastpi jedn drug i znowu zawiruj koa, tryby zaczepi o tryby, pocign, powlok, ponios bezbronne drzazgi ludzkie, i znowu o czarne szprychy k krwawi bd sobie rce oszaleli z przeraenia Pierre`owie, niezdolni zatrzyma ich, osadzi bodaj na chwil. I wycignita rka Pierre`a kurczya si, cofaa w gb, uniesiona nad poduszk gowa zwolna wchodzia w ramiona i za chwil na sienniku, wcinity w ubit sonn, lea ju nie czowiek, lecz w w nieprzeniknionej skorupie samotnoci. VI Pewnego poranka, kiedy rozwieszone na rozgrzanych drutach gazi zielone achmany listowia wydzielay cierpk, przypalon wo, przed zdumionym Pierre`em nagle otwara si zaczarowana brama, przez ktr prawie przemoc wypchnito go na zewntrz. Dug chwil sta oszoomiony tym nieprawdopodobnym wydarzeniem, nie wiedzc dobrze,

co pocz, dokd si uda, zagubiony na nowo w tym obcym, niezrozumiaym wiecie, w ktrym nie ma wygodnego tapczana, w ktrym po to, by otrzyma menak gorcej zupy, dwiga trzeba przez dug, bezsenn noc cikie bloki wilgotnej marchwi. W pierwszym instynktownym odruchu chcia ju zawrci przez zamknit, gigantyczn bram, ale brama nie zechciaa wchon go na powrt. Jak si okazao, wstp do wiata Rzeczy Gotowych rwnie naleao sobie zapracowa jakim niewiadomym wysikiem w tym wiecie rzeczy wrogich i niedostpnych. Wwczas zdezorientowana myl, przebiegajc krte, nieprzytulne uliczkitego wiata, natkna si nagle na jeden znajomy, obolay punkt i Pierre postanowi uda si na poszukiwanie Jeannette. Puci si w pierwsz po dugich miesicach (moe latach?) podr po linii prostej. Szed dugo przecinajcymi si nawzajem pod ktem wszelkich moliwych stopni ciekami uliczek, wysypanymi przez nieznanych wielkoludw olbrzymim wirem bruku. Wszystko byo tu inaczej. Ludzie biegli potrcajc si, nieskoordynowani i przypadkowi, nie skuci, zdawaoby si, adnym wsplnym regulaminem, jakby obracali si w jakim chimerycznym wiecie absolutnej swobody. Jedynie wznoszcy si gdzieniegdzie na skrzyowaniach bulwarw, jak majestatyczne posgi, granatowi policjanci, skinieniem cudotwrczej paeczki zatrzymujcy raz wraz, to znw puszczajcy w ruch zastyge na chwil potoki pojazdw, dawali zna, e dziaa tu jaki inny mechanizm, bardziej zoony i nieuchwytny. Gdy Pierre znalaz si na placu Vendome, bia godzina dwunasta i przez wpotwarte stawida magazynw zaczynay chlusta na ulic zgiekliwe fale midinetek. Pierre naty rozpaczliwie wzrok czy nie dojrzy w ich tumie Jeannette. Zwolna rozproszyy si ostatnie. W chodnym jak oraneria magazynie odpowiedziano mu, e Jeannette od dawna ju tam nie pracuje. Stropiony, wyszed z powrotem na ulic.Czu, e zgubi ostatni lad, e Jeannette zgina dla niego w czarnym lesie miasta, zgina na zawsze, e nigdy ju nie zdoa jej w nim odszuka. Napywajcy tum zepchn go na jezdni, napywajce auta odrzuciy go na wt kamienist wysepk, gdzie z czubka olbrzymiej spiowej kolumny may pretensjonalny czowieczek zerka na rozbijajce si u stp odpryski, bezradny jak wrbel na supie telegraficznym. Naprzeciw, szerokim traktem jezdni, gotowe lada chwila wykipie z niskich opotkw trotuarw, waliy nieprzejrzane stada charczcych, zasapanych aut. Za uciekajc przodem, rasow i smuk jak charcica HispanoSuiz, o wystraszonych lepiach latarni, ociekajc eskim sokiem benzyny, z ujadaniem i skowytem, odgryzajc si nawzajem i na prno usiujc przypa nozdrzami do jej kobiecego podogonia, sadziy majestatyczne, stateczne jak dogi RollsRoyce`y, przysadziste jak jamniki Amilkary, brudne i bezpaskie jak kundle Fordy i kuse, kurtyzowane jak foxterriery Citroenki; pstra, rozjuszona sfora psw w okresie rui. Nad ulic unosi si zgiek, omdlewajcy zapach samki, wrzask obdnej pogani, odurzajcy czad letniego upalnego popoudnia. Pierre rozszerzonymi zgroz oczyma wpatrywa si w to kotowisko cia, na prno szukajc jakiej zagubionej nici, cieyny, ktra wywiodaby go z tego potopu rozwydrzonej cielesnoci, zatracony w nim na nowo, raz na zawsze, bez nadziei ratunku, bez oporu. Ciepe fale zmyy go jak drzazg i poniosy bez busoli, na olep. Rozpoczy si znw dnie bezcelowej, bezadnej tuaczki po rozkoysanych oceanach ulic, noce pod mistycznymi parasolami gwiazd, samotno, jakiej nie zazna nigdy Alain Gerbault, mieszny Sancho Panna hutany miesicami na bezbrzenych przecieradach Atlantyku. W powrozach wntrznoci, jak mewa w papltanym olinowaniu opuszczonego statku, uwi

sobie gniazdo stary, zadomowiany gd, nie opuszczajc go ani na chwil. Pierre nie usiowa go ju nawet stamtd wyposzy. Jak miasto, ktrego wszyscy mieszkacy pokcili si z sob nawzajem, nosi w swym wntrzu bezuyteczn pneumatyczn prni trzew, w ktr niczyja rka nie wrzuci ju wicej szeleszczcej koperty pokarmu. Pewnej nocy, kiedy wasa si po pogmatwanych labiryntach przechodnich bram w poszukiwaniu cieplejszej wnki na nocleg, zbliajc si do czego, co w ciemnociach wzi za wygodn skrzyni, Pierre natkn si w mroku na czyj czarn nachylon posta. Posta odskoczya w bok, yskajc zowrogimi biakami oczu i drapien szram wyszczerzonych zbw. Z wnki bi ciki, mdy odr rozkadajcych si odpadkw. Wwczas Perre dostrzeg, e to, co w pierwszej chwili wzi za skrzyni, byo szeregiem olbrzymich kubw na miecie, wyprnianych nad ranem przez objedajce miasto wozy asenizacyjne. Posta, szperajca w kubach, nacieraa na Pierre`a gronie, zasaniajc przed nim swym ciaem ich zowonn zawarto. Wyszczerzone zby ziony ochrypym warkotem: Precz! To moje! Id szuka gdzie indziej! Wwczas, jak byskawica, olnio nagle Pierre`a proste objawienie: w bramach domw, w kubach i na miecie, znale mona bez wtpienia odpadki jedze! Posusznie zawrci i powlk si naposzukiwanie innej bramy. Jak si jednak przekona, w spoeczestwie demokratycznyrn objawienie przestao by przywilejem jednostek, stajc si dobytkiem zbiorowym. We wszystkich bramach, znad woniejcych, penych nieznanych dbr kubw na spotkanie jego podnosiy si takie same zowrogie biaka oczu i wyszczerzone zby wczeniejszych odkrywcw. Przepuciwszy w ten sposb dugi szereg bram, Pierre natrafi nareszcie na jedn pust! Ustawione w niej kuby, przetrznitedo spodu, zdradzay ju widoczn wizyt szczliwszego poprzednika. Mimo to Pierre, niezraony, rzuci si na nie chciwie, rozgrzebujc je raz jeszcze doszcztnie. Jako trofea dugich poszukiwa wycign nie do jedzone pudeko konserw i nie dogryzione eberko cielce. Rozoywszy to ubogie gospodarstwo na murku, wyliza je apczywie, nie zaspokajajc tym bynajmniej godu, raczej roztarmosiwszy go z odrtwiaego snu. Wyczerpany, rezygnujc z dalszych poszukiwa, powlk si na bulwar i przycupn na pierwszej napotkanej awce. Postrzpion, dziuraw pacht otuli go sen. Przez dziury w pachcie widzia nad sob gwiazdy mrugajce w .grze, zapalajce si i gasnce ~a przemian za pociniciem niewidzialnego kontaktu, jak reklamy odlegych niebiaskich hotelikw przywoujcych w swe bramy spragnione mioci parki zbkanych w przestrzeni dusz. VII Silne szarpnicie zmusio go do otworzenia oczu. Zamiast granatowego policjanta Pierre ujrza nad sob czerstw, rumian twarz z wysok nadbudwk czoa pod okapem kaszkietu. By ju dzie. Czowiek pochylony nad nim tarmosi go widocznie od dawna. Mody, wesoy gos otrzewi go jak strumie chodnej, krysztaowej wody. Pierre! Naturalnie, e Pierre! Poznaem ci od razu! Gos by znajomy, okrgy i polerowany jak kula, ktra potoczywszy si chwil po bilardowym polu wiadomoci natrafia nagle na przeznaczon dla siebie, jakby wydron tu ju kiedy przez ni uz. Ale kiedy miaa sposobno j tam wydry? Pierre przymkn oczy, na prno starajc si zajrze przez t uz w gb. Z pocztku nie dostrzeg nic prcz ciemnoci. Potem oswojony z ni wzrok wewntrzny chwyta pocz wsk,

niezdecydowan smug wiata. Wydao mu si, e rozrnia zaczyna, jak przez otwr od klucza, niejasne kontury przedmiotw: Wska, wyduona sylwetka dzwonnicy w czerwonym kopaku dachu z palonej dachwki. Chuda, somiana kuka w czarnym, dziurawym kaszkiecie, nasunitym zawadiacko na miejsce, w ktrym u ludzi znajdowa si zwyko lewe ucho; czupirado z wyzierajcym z rkawa wiechciem postrzpionej somy, wyprone na zielonym tle skrzypicej, wieo malowanej okiennicy. Krzywa, zielona ze staroci studnia z przycupnit na niej okrakiem korb, omotan prgami rudego, zardzewiaego acucha; na kocu acucha drewniane wiadro, trcce o mil wilgoci, w ktrym tak wygodnie jest zjeda w czarn, zalatujc pleni i zbutwielin ziemi gb studni, sysze nad sob coraz wyej skrzyp rozwijajcego si acucha, widzie w grze mae okrge okienko nieba; serce bije mocno, po plecach biega chodek strachu, a w piersiach taka rado, e a ciska w gardle, pki rozlegajcy si w dole bulgot wody nagym zimnym skurczem lku nie da zna, e czas ju szarpn z caej siy za acuch. Wtedy stuletni staruszekacuch, postkujc i skarc si, pocignie powoli, z wysikiem w gr, wzdu czarnych, poronitych pleni i grzybem cian, ku niebu, ku paskiej, rozwakowanej jak ciasto, jak okiem sign, przestrzeni, ku wesoym, rozemianym gosom, dzwonicym tak szeroko na okrgej i gadkiej, niby pyta gramofonowa, tafli widnokrgu. Teraz ju dwik nieoczekiwanego gosu, umiejscowiony w przestrzeni i prbujcy po omacku umiejscowi si w czasie na linii ich wzajemnego przecicia, przyobleka zaczyna zwolna kontury okrelonej ludzkiej jednostki, pki, przeoony z powrotem na abstrakcyjny jzyk dwikw, nie skrystalizowa si wreszcie w kilku sylabach wykrztuszonego popiesznie imienia. Pierre dozna nagle niebywaej ulgi. Mia uczucie, jakby przez dugie godziny cign z gbi wasnego wntrza, jak z ciemnej, zaronitej brod pleni, gbokiej studni, wiadro, pene drogocennej cieczy, ktr obawia si rozpluska, cign z nieludzkim wysikiem, czujc, e lada chwila wypuci je z rk bezpowrotnie w czarn czelu, i teraz oto trzyma je w rkach, wydobyte na wierzch, nierozlane, nietknite. Wydobyty z takim mozoem z tej gbiny czowiek najwyraniej nie zdawa sobie wcale sprawy z cikiej operacji, jakiej by przed chwil obiektem, i umiecha si szeroko, obsypujc Pierre`a, w przerwach midzy umiechami, odpryskami urywanych zda, bolesnymi jak tuczone szko. A to dopiero niezwyke spotkanie! Pozna Pierre`a natychmiast,chocia to ju adna kopa lat. Jak mona nie pozna ziomka i kolegi, z ktrym spdzio si dziecistwo? Zmieni si, co prawda, przyzwoicie. Waciwie od dawna sysza o tym, e znajduje si w Paryu, ale nie mg dopyta si o niego w aden sposb. Dochodziy go rne suchy Prawd mwic, wyglda nieszczeglnie. Zapewne bez pracy, co? Sysza i o tym. Trzeba bdzie co na to poradzi. Przede wszystkim nie moe pozostawa tak tu, na awce. Jeeli nie ma mieszkania, moe tymczasem przenie si do niego. On ze swojej strony nie moe si uskara. Udao mu si urzdzi wcale niele. Pracuje jako posugacz w pewnym instytucie bakteriologicznym. Praca lekka, mieszkanie i wychodne. Pierre zobaczy zreszt sam. Mieszka tu niedaleko. Za chwil bd na miejscu. Pierre posusznie, z trudnoci cignc nogi, powlk si bez sowa niewiadomymi ulicami, prowadzony na sznurku nieoczekiwanego gosu, ktrego kbek zgubi niegdy (tak dawno!) na dnie zielonej wiejskiej studni swego dziecistwa. VIII Nieobliczalna ruletka przypadku, omijajca uporczywie przez dugie godziny feralny numer,

na ktry graczfatalista postawi wszystko, co posiada, przegrywajc kolejno majtek, przekonania, kobiet, to, czego odegra ju nie sposb, gdy wreszcie, spukany do nitki, wstawa ju od stou gry, wyrzucia, jak zawsze poniewczasie, tak dugo i daremnie wyczekiwan cyfr. Pierre znalaz robot. Wiea cinie na stacji filtrw miejskich w SaintMaur. Od smej do szstej. Co rana duszny, natoczony wagon kolei podmiejskiej. Wski, omioktny pokj z ptasi tapet przy bulwarze Diderot. niadania i obiady. Dugie, wysmuke laski toczonego chleba, znikajce bez ladu w nienasyconym otworze ust jak rozpalone gownie w ustach kuglarzy jarmarcznych. Ciepo i sen. Wieczorem, powrciwszy z pracy, Pierre lea godzinami, wycignity na zatuszczonym materacu, upajajc si biern rozkosz trawienia, ze wzrokiem utkwionym bezmylnie w nieskomplikowanych arabeskach tapet. Wyzwolony spod kontroli umysu wzrok oddawa si czystej, bezuytecznej twrczoci, zlepiajc pracowicie z przypadkowych urywkw deseni, z wycitego z caoci dziobu ptaka, licia, galzki i niematerialnej smugi cienia kontury ludzkich postaci, fantastyczne, drapiene profile, nowe krlestwo przedmiotw nadrealnych i niepokojcych. W gbi bezczynnej wiadomoci, zastygej w bezruchu jak ytni an w bezwietrzne, upalne poludnie, zasnuta babim latem dni, przypominaa o sobie poczuciem nieusprawiedliwionej prni gboka, czarna, jak szyb niezasklepiona rana. Ospae myli, wasajce si po powierzchni jak leniwe podmuchy, przemykay obok tego miejsca instynktownie na palcach, jakby obawiay si nieopatrznym stpniciem trafi w prni. Puszczony samopas wzrok, zlepiajcy z powykrawanych fragmentw coraz to nowe profile, lepym wewntrznym instynktem omija starannie kuszce go zdradziecko kontury, gotowe zoy si na jeden wyblaky profil kobiecy. W pierwsz zaraz niedziel, do nowego pokoiku Pierre`a zaszed po niego rumiany Rene, poredni sprawca dobrobytu dni ostatnich, by wycign go na przechadzk po miecie. Na ulicach byo ludno, duszno i nudno bezczynn, zakurzon nud wakacyj. By to ten okres lata paryskiego po Grand Prix, kiedy ze zgrzanego ciaa Parya, wraz z potem i wod, wyparowuj ostatnie cialka bkitnej czy bodaj zafarbowanej na bkitno krwi, skraplajc si w przygotowanych przezornie na ten cel zbiornikach Dauville, Trouville i Biaritz i krew Parya nabiera powoli koloru zdecydowanie czerwonego, czerwieni miejskiego, roboczego parweniusza. Bya wanie wigilia dnia 14 lipca i nad miastem rozwieszano popiesznie trjkolorowe flagi i papierowe lampiony. Ulicami przewalay si przystrojone odwitnie tumy, wydzielajce ten specyficzny zapach francuskiego wita: taniego wina, machorki i demokracji. Po parogodzinnej bkaninie Pierre i Rene znaleli si przed bram instytutu, gdzie Rene sprawowa tej nocy dyur. Instytut by pusty. Wiao od niego wilgotnym chodem i tym zoonym zapachem chemikaliw, jakim pachn apteki w maych prowincjonalnych miasteczkach. Rene zaofiarowa si pokaza Pierre`owi laboratoria. Po szerokich, cienistych jak tunel, kamiennych schodach weszli na gr. W laboratoriach panowa ten sam orzewiajcy chd. Wzdu cian, z gbi szaf tysicem szklanych oczu wyjrzaly na Pierre`a dziwne, nieznane istoty ze szka i stali, o ksztatach zagadkowych i napawajcych lkiem. Po chwili w biaym laboratoryjnym chaacie powrci Rene. Bya to jedna z tych natur, jednoczenie prostych i skomplikowanych, spotykanych najczciej na najniszym szczeblu drabiny spoecznej, w ktrych nieustanny, bezporedni

kontakt z zamknitym wiatem przedmiotw rozwin, niepostrzeenie dla otoczenia, niedostpny dla innych, szsty zmys zmys na zawsze obcej, milczcej materii waciwy czsto ludziom obracajcym si dugo wrd guchoniemych. yjc, jak w sferze dnia codziennego, w wiecie prawie irrealnym, w przezroczystym wiecie szka, fantastycznych, niepojtych aparatw, Rene umia odgadywa niepowtarzaln indywidualno przedmiotw, wyczuwa j nawet w przedmiotach identycznych, wytwarzanych seriami, wydajcych si nam jednakowymi, podobnie jak dzikiemu Murzynowi z Senegalu wydawa si musz jednakowymi twarze wszystkich Europejczykw. Piastujc je co dzie pieczoowicie, odkurzajc je i polerujc, Rene z trwog czu w rkach ich kruchy ywot, zaleny od jednego nieostronego ruchu swoich zgrubialych palcw. Ustalo si w nim grone instynktowne poczucie odpowiedzialnoci za byt tego caego iluzorycznego wiatka istot bezbronnych i tajemniczych, zdanych na ask jego niewyszkolonych rk. Ilekro zdarzao mu si rozbi ktry z powierzonych mu przyrzdw, cierpia nad tym wicej ni nad mierci jakiejkolwiek z istot yjcych. Kiedy jeden z asystentw instytutu, obchodzcy si z nim zreszt jak najlepiej i obdarzajcy go nawet wyran sympati, zatru si pewnego dnia bakcylem i zmar w strasznych mczarniach, Rene nie dozna z tego powodu najmniejszego alu, przeciwmie, co jakby zoliwe zadouczynienie. Asystent mia nieszczcie stuc poprzedniego dnia przez nieuwag jedn z retort, czego Rene nie by mu w stanie darowa, uwaajc w gbi mier jego za usprawiedliwiony odwet zabitego przedmiotu. Nie przeszkadzao to bynajmniej, e Rene odznacza si wyjtkowo dobrym sercem i nie skrzywdziby muchy. Zbierajc szcztki potuczonych przyrzdw i na prno prbujc zoy je z powrotem, Rene myla z gorycz: Niech sobie okalecz czowieka czowieka mi nie al! Czowiek moe si broni. Co innego rzecz. Kto krzywdzi rzecz, jest otrem. Rzecz jest bezbronna. Poczucie wewntrznej odpowiedzialnoci za ycie setek tych kruchych istot przewaao szal jego ludzkich sentymentw. W chwilach wielkich kataklizmw i rewolucyj ludzie typu Rene zdolni s do najwikszych bohaterstw i powice dla uratowania zagroonej maszyny, spogldajc rwnoczenie obojtnie na rozlewan w ich oczach krew ludzk. Ta wiadomo nieustannej odpowiedzialnoci za ycie miniaturowego wiatka, ktrego czu si opiekunem i panem, napawaa skdind Rene gbok dum i poczuciem wasnego znaczenia., wyranie bagatelizowanego przez ludzi otaczajcych. W fikcyjnej hierarchii administratorw tego wiata Rene by osob najnisz. Caa popoudniowa wizyta u Pierre`a i przechadzka z nim po miecie byy poniekd uplanowanym z gry manewrem, zmierzajcym do tego, by sprowadzi Pierre`a, niby od niechcenia, pod bram instytutu, olni go swoim maym krlestwem. Prowadzajc oniemielonego Pierre`a wzdu oszklonych szaf, jak przed poyskujcymi w socu szpalerami podwadnych armij, Rene upaja si rozkosz swej zudnej potgi. Przed wielk szaf, gdzie w ustawionych rzdem statywach widniay napenione jakim pynem, wiksze i mniejsze probwki, nie mg si nawet powstrzyma od wygoszenia maego wykadu o bakteriologii, ilustrowanego przez uwizione w hermetycznym szkle kolonie milczcych mikrobw. Tu, za t niepozorn, jak widzisz, szyb, trzymamy jedyn w swoim rodzaju menaeri. Wszystkie moliwe zarazy wiata. W tej probwce, na lewo, masz szkarlatyn; w tamtej dalej

tec; w tej tyfus plamisty; w tej, w gbi brzuszny; w tej, szstej z brzegu choler. Niczego kolekcyjka, co? Widzisz te dwie probwki na prawo z biaym, mtnawym pynem? To pupilka naszego asystenta duma. Od roku nad ni pracuje, hoduje j na jakich poywkach wasnego wynalazku i mwi, e dochowa si niebywaych szczepw. Bakterie jak konie. Tej jesieni wystpi ma ze swoj hodowl na zjedzie bakteriologicznym. Chwali si, e wywoa rewolucj w caej bakteriologii. No, jak ci si podoba nasze gospodarstwo? Pycha, co? Wyobra sobie, gdyby tak puci to wszystko bractwo z szafki na przechadzk po miecie jak mylisz, duo by zostao z naszego Parya? Pierre potakiwa w roztargnieniu. Wizyta przecigna si do wieczora. Pno ju byo, gdy Pierre poegna wreszcie gocinnego przyjaciela i, odprowadzony przez niego do bramy, wydosta si na ulic. Mia tego dnia, o dwunastej, obj nocn zmian na wiey cinie i musia przed t godzin zdy do SaintMaur. Na ulicach panowa ju mrok, rozwietlony matowymi ksiycami elektrycznych lamp. Od pamitnego spotkania z Rene na awce bulwaru Pierre unika starannie wszelkiej sposobnoci znalezienia si na miecie noc. Znajomy i nie posiadajcy tajemnic przy wietle dziennym szecian miasta z zapadniciem nocy traci swe znajome kontury, rozpka si nagle tysicem szczelin nie istniejcych za dnia uliczek, zaludnia si uciekajc w popochu na olep armi rozarzonych lamp, zowieszczymi zjawami pomienistych napisw, skowytem nawoywa potworw o wybauszonych, ognistych lepiach. Zapuciwszy si w ten labirynt Pierre dozna zawrotu gowy i od razu straci kierunek. Stare, tak dobrze znane fale podchwyciy go jak pik. Ostatkiem si dotar do maej wysepki i opar si o kamienny portyk, bramy Saint Denis. Uliczki dokoa pony ju kolorowymi bakami lampionw jutrzejszego wita. Tu i wdzie prbowano taczy. Trotuary i jezdnie mrowiy si od ciby przytulonych do siebie par. Pierre poczu nagle, jak jaki podziemny nurt, zamurowany gdzie gboko przystajcymi do siebie szczelnie cegami ostatnich dni, pry si w nim i podwaa je od spodu, jak jedna za drug odskakuj wywalone cegy, trzaska rozsadzony tynk i ciepy czerwony strumie, zatapiajc kolejno z takim jaskczym trudem posklepiane nadbudwki spraw codziennych, zwolna zalewa mu oczy. Przymkn je od wewntrznego blu. Kiedy je otworzy, dostrzeg ju tylko migot niezliczonych hotelikw, mrowie nalanych krwi, opasych karkaw i tysic kobiecych profilw, identycznych jak odbitki jednej i tej samej, tak dobrze pamitnej twarzy. Ze wszystkich bram, przytulone do swych apoplektycznych gachw, wychodziy i wchodziy w gorczkowym popiechu dziesitki i setki anet, jedna udzco podobna do drugiej, Jeannette w zaczarowanej ulicy ze zwierciade, w ywym lesie o pniach ze spasionych, napczniaych karkw. Pierre zachybota cay i zachysn si piekc nienawici. Na chwil, jak daleki odbysk, zamajaczya mu midzy zacinitymi palcami wolowa, przeciekajca fadami sada, szyja grubasa sprzed hoteliku na Montmartrze i znika, nie pozostawiajc spodziewanego zadouczynienia. Nie! Mao! C znaczy jeden? Tysic! Milion! Wszystkich! Miasto! Skd wzi tych olbrzymich rk, tych kilometrowych palcw, co objyby jednym uciskiem te charczce, pofadowane gardziele? Wszystkich! Zmi! Powali! Upi si ich bezsilnym charkotem! Rce! Skd wzi tych rk? Naraz niespodziana jasno olepiajcym pomieniem magnezji rozwietlia mu na chwil

mzg, a stan osupiay, oszoomiony i przycichy. Chwil sta jak w olnieniu, potem zawrci na miejscu i pocz i z powrotem, ulicami, ktrymi przyszed, wprost, przez tum, jak Chrystus stpajcy po wodnie, olbrzymi i majestatyczny, jakby nis przed sob promieniejc monstrancj swej nienawici. Czu, e ludzie ustpuj mu z drogi, otwierajc przed nim dugi szpaler ulic z perspektyw w nieskoczono. Znalazszy si na powrt przed zamknitymi drzwiami instytutu, ktre opuci przed chwil, Pierre spokojnie zadzwoni. Otworzy mu Rene, zdziwiony t nieoczekiwan powtrn wizyt. Pierre objani mu spokojnie, e zapomnia laski, ktr, o ile sobie przypomina, zostawi w laboratorium. Weszli na gr po szerokich, chodnych jak tunel, kamiennych schodach. W laboratorium laski nie byo. Pierre poprosi Rene, by zechcia sprawdzi w innych pokojach, podczas gdy on rozejrzy si jeszcze raz po ktach. Kiedy po kilku minutach bezowocnych pszukiwa Rene powrci z niczym, zasta Pierre`a szperajcego jeszcze za jedn z szaf laboratorium. Laski nie byo. Pierre przyzna, e, by moe, nie zabra jej w ogle z domu bdzie musia sprawdzi to nazajutrz i po raz drugi poegna gocinnego przyjaciela, zdziwionego nie na arty jego wyjtkowym roztargnieniem. Wagon trzeciej klasy pocigu zdajcego tego wieczora do SaintMaur peen by podochoconej bliskoci wita ludnoci podmiejskiej, dymu i zgieku. W rozgwarze rozmw oglnych zwraca na siebie uwag szczupy rudy mczyzna na awce w kcie, nie biorcy udziau w pogawdkach przysuchujcy si im w roztargnieniu i milczco. Na stacji SaintMaur mczyzna wysiad. Rozmowa potoczya si dalej. Przybywszy na wie cinie, Pierre spostrzeg, e spni si o cae pi minut, i pobieg na gr zluzowa robotnika dziennego. Nadszed dyurny inynier koczcy swj obchd nocny. Za chwil ostatnie kroki na dole ucichy. Wtedy Pierre zanurzy rk w kieszeni i wyj dwie niewielkie probwki. Uwanie zbliy je do oczu. Probwki zawieray mtny, biaawy pyn. Pierre wstrzsn nimi lekko pod wiato. Potem z probwkami w jednej rce zbliy si do wielkiej pompy odrodkowej, wprawianej w ruch motorem Diesela. Gdzie na dole trzasna brama. Pierre zatrzyma si i przez chwil nasuchiwa. Panowaa zupena cisza. Wwczas Pierre wielkim kluczem francuskkim zacz otwiera kran olbrzymiego leja pompy, sucego za rezerwuar wody, puszczajcej j w ruch. Otwarszy kran, j odkorkowywa palcami pierwsz probwk. Szczelny korek nie wychodzi. W rozdranieniu Pierre chwyci go silnie zbami. Odkorkowawszy obie probwki, ostronie wla ich zawarto w chlupocc ciko krta leja. Woda w dole bulgotaa w takt rytmicznych uderze toka Diesela, opadajcego i wznoszcego si miarowo jak gigantyczna klapa sercowa, wypychajca coraz to nowe porcje przezroczystej, bezbarwnej krwi w wygodniae arterie dalekiego, picego Parya.

Cz II (rozdzia I) Nazajutrz by dzie 14 lipca. Dzielni sklepikarze paryscy, ktrzy zburzyli Bastyli, by wznie na jej miejscu brzydk wydron kolumn z widokiem na miasto, dwanacie bistros, trzy domy publiczne dla obywateli normalnych i jeden dla pederastw, obchodzili swj benefis, jak co roku, tradycyjnym, republikaskim tacem. Udekorowany od stp do glw szarfami trjkolorowych wstek, Pary wyglda jak podstarzaa aktorka przebrana za naiwn wieniaczk z odpustu w ludowej szmirze. Uiluminowane dziesitkami tysicy lampionw i arwek place zapeniay si powoli spacerujcym tumem. Z nastaniem zmierzchu, za przekrceniem niewidzialnego wycznika, jaskrawe rampy ulic zapony galowym wiatem. Na skleconych z desek estradach senni, groteskowi muzykanci, w susznym przewiadczeniu, ze wito jest dniem powszechnego wypoczynku, wydmuchiwali z poskrcanych dziwacznie trb co p godziny kilka taktw modnego taca, odpoczywajc po nich dugo i skrupulatnie. Wzbierajcy tlum, stoczony w nie mieszczcych go wwozach ulic, falowa niecierpliwie, jak ryby w okresie tarcia. Gdzieniegdzie taczono. Taniec dwojga sprasowanych w cisku cia z braku miejsca sprowadza si zreszt do szeregu rytualnych gestw, dokoczanych naprdce i ju w samotnoci w ktrym z najbliszych hotelikw, jedynych instytucyj prawdziwie demokratycznych, nie witujcych tego wita powszechnej rwnoci. Nad wszystkim unosi si zapach potu, wina i pudru, jak nieuchwytna, przezroczysta mga, ktr paruje w lecie rozkoysana rzeka tlumu. Rozgrzane do czerwonoci domy wypacay bez przerwy dziesitki coraz to nowych mieszkacw. Temperatura rosa z chwili na chwil. W rozpalonych rondlach placw, tu i wdzie, tum zaczyna ju bulgota jak wrztek dokoa improwizowanych straganw z limoniad i mroon mit. Wyrywano sobie nawzajem z rk chodne szklanki z zielonkawym i biaym pynem. Raz po raz, odgarniajc tum wiosem chrapliwej syreny, przepyway ulicami naadowane po brzegi arki przedsibiorstw turystycznych, unoszce na falach tego potopu demokracji wybrane pary czystych i nieczystych przewanie z jednego i tego samego gatunku Anglosasw obserwujce z ciekawoci przez lorgnony i lornetki dobrze odywionych, obaskawionych i dobrodusznych zdobywcw Bastylii, w milczcym, cho gbokim przewiadczeniu, e caa sawetna Rewolucja Francuska nie bya w gruncie rzeczy niczym innym, jak jeszcze jedna pomysow imprez odwiecznego Cooka, pretekstem do dorocznych wystawnych obchodw, obliczonych na cudzoziemcw i wkalkulowanych z procentem w koszty autokarowego biletu. Taczcych na og byo znacznie mniej ni przypatrujcych si i ktry z zawiedzionych dentelmenw susznie wyrzuca zakopotanemu przewodnikowi, e paryanie obchodz swoje wito bez temperamentu. Z temperamentem i werw obchodziy 14 lipca dzielnice cudzoziemskie: Montparnasse i Dzielnica acinska. Na ciasnym kwadracie pomidzy Rotond i Domem osiem rozstawionych jazzbandw ostrymi tasakami synkop wiartowalo ywe miso nocy na posiekane ochapy taktw. Rnojzyczny tum Amerykanw, Angielek, Rosjan, Szwedek, Japoczykw i ydwek demonstrowa spazmatycznym tacem sw nieopisan rado z powodu zburzenia starej, poczciwej Bastylii.

O kilka ulic dalej, na ciemnym bulwarze Arago, nadprogramow porcj jedzenia witowao je w ciszy, otoczone kordonem wojska, wiezienie Sante. Zreszt Sante nie byo Bastyli i entuzjaci czternastych lipcw mogli taczyc spokojnie, wiedzc dobrze, e mury przy bulwarze Arago s wysokie i pewne, oddziay wojska dobrze uzbrojone i posuszne i e w demokratycznym, cywilizowanym spoeczestwie ekscesy, dobre w epoce starego reymu, powtrzy si adn miar nie mog. Na frontonie wizienia girland spezych liter kokietowa przechodniw poczerniay napis: Wolno Rwno Braterstwo, jak wypowiaa aobna wstga na zapuszczonej mogile Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Papierowe lampiony koysay si agodnie jak nenufary na zwierciadlanej powierzchni nocy. Spoceni, czerwoni kelnerzy z trudnoci zaopatrywali w chodn, przezroczyst limoniad cudem rozmnoone na te gody stoliki, ktre z trotuarw rozbiegy si na jezdnie, zajmujc niepodzielnie ca ulic. Zziajany Murzyn nad jazzbandem ruchami niefortunnego onglera rozbija na gowach suchaczy niewidzialne talerze zgieku, trzs si w kataleptycznych drgawkach nad pust misk czyneli. Szesnastu innych Murzynw wkrzykiwalo do utraty tchu w mosine glosniki trab, dononych jak traby jerychoskie, magiczne zaklcia dalekich kontynentw, stwierdzajc z przeraeniem, e mury nie tylko nie zaczynaj si wali, lecz zdaj si jeszcze wyrasta w gr zbat lini zapalajcych si okien. Z tysicznych kranw, jak z podcitych arteryj Parya, spywaa z szumem chodna, krystaliczna woda i wyczerpany Pary blad z osabienia i upau. Pierwsz karetk pogotowia spostrzeono o dziesitej wieczr na placu Hotel de Ville. Tlum, roztrcany i tamszony przez napywajace bez przerwy wozy turystyczne, poczatkowo, mylc, e to jeszcze jeden autokar, powita j wrogim pomrukiem. Wkrtce spostrzeono omyke i rozstpiono si pospiesznie. Muzyka rozpoczynaa wasnie trzeciego charlestona. Tace trwaly dalej. W niespena dwadziecia minut nadjechaa druga karetka, by znikn z kolei w czarnej szczelinie ssiedniej uliczki. Nikt nie zwraca na ni uwagi. Za drug nadjechaa trzecia, pita i szsta napeniajc rozbawiony plac echem zowrogiego sygnau. Pierwsze lekkie zamieszanie dao si zauway okoo godziny jedenastej. W porodku czwartego charlestona jedna z taczcych par upada na wylizgany asfalt i nie chciaa ju si podnie. Otoczono j ze miechem. Para wia si w konwulsyjnych skurczach. Przeniesiono j do pobliskiej apteki. Po piciu minutach zajechaa karetka pogotowia i zabraa niefortunnych danserw. Kto gdzie po raz pierwszy upuci brzczce jak pienidz sowo epidemia, ktre potoczyo si w tum. Nikt mu zreszt nie uwierzy. Tace rozpoczy si na nowo. Nastpn par, ktra runa w czasie taca wrd dziwnych objaww zatrucia, podniesiono na placu Bastylii. Trzeci na Montparnassie przed werand Rotondy. Do pnocy zanotowano kilkadziesit wypadkw. Coraz czciej przebkiwano o dziwnej epidemii. Tace zreszt nie ustaway. Na tarasie kawiarni Dome Murzyn, grajcy na jazzbandzie, w p urywanego taktu run w podrygach na bben, miesznie wierzgajc w powietrzu nogami. Rozbawiona publiczno nagrodzia ten nowy trick spontanicznym brawem. Murzyn jednak nie wstawa. Odwrcono go twarz do gry. By martwy. W czarnych tunelach ulic, jak samotny krzyk o pomoc, zawodziy zowieszcze trbki karetek.

Gdzieniegdzie tace przerywano i zaniepokojona publiczno popiesznie rozchodzia si do domw. Taczono jeszcze na Montparnassie, w Dzielnicy aciskiej i w kilku innych dzielnicach zamieszkaych przez cudzoziemcw. Trbki wyy bez ustanku, paczliwe i wylke. * Nazajutrz rano Pary obudzi si w przeraeniu nad mokr pacht porannego dziennika. Na pierwszej stronie wielkimi czarnymi czcionkami widnia przejmujcy mrozem napis: DUMA W PARYU! Wiadomoci byy zatrwaajce. W noc z 14 na 15 lipca zanotowano osiem tysicy wypadkw dumy, wszystkie prawie bez wyjtku miertelne. Dzie wsta blady z wycieczenia, suchy i upalny. Od rana na ulice wylegy rozgorczkowane tumy, wyrywajce sobie z rk swiee strzpy nadzwyczajnych dodatkw. Guche, przejmujce trbki sanitarnych aut rozbrzmieway bez przerwy, rwnoczenie po wszystkich zaktkach miasta. Zasabnicia na ulicach zaczy zdarza si dziesitkami. Z zapadniciem wieczora na Grnym Montmartrze i Montparnassie prbowano mimo wszystko taczy. Taczcych byo jednak niewielu. Waciciele kawiar, nie chcc pogodzi si ze strat tradycyjnego witecznego zysku, zdoali pokompletowac naprdce nowe orkiestry, i na skoczne dwiki charlestona ze zmierzchajcych ulic runy zalewajc opustoszae tarasy podniecone tumy przechodniw. Muzykanci, szalejcy przed Rotond, wydmuchiwali z saksofonw ostatnie ochapy puc, na prno starajc si zaguszy ponury jazzband sanitarnych karetek. Ciasny prostokt pomidzy Rotond, Domem i La Coupole zaludni si w mgnieniu oka mrowiem taczcych par. Popoch wybuchn niespodzianie i stosunkowo do pno. Zaczo si, jak wszdzie. W trakcie taca jedna z dziewczt runa nagle na ziemi, pocigajc za sob dansera. W pierwszej chwili nikt tego nie zauway. Pary unieruchomione w cisku nie przestay falowa do taktu muzyki. O lec par potkna si inna. Po upywie minuty w rodku kwadratu kbi si ju kopiec obalonych cia. Powstalo zamieszanie. Muzyka urwaa. Tum chlusn na chodniki. Poprzewracani tancerze zrywali si na nogi, uciekajc w lad za innymi. rodek kwadratu opustosza. Na asfalcie pozostaa jedynie wta dziewczyna, wijca si w niepojtych zygzakach blu. Krtka plisowana spdniczka podwina si do gry, odsaniajac drobne, prawie dziecinne kolana w naszyjnikach zbytkownych podwizek i niemia biel chopicych ud, wychylajcych si niby prne rozjtrzone we z gstwiny kremowych koronek. Ostre i lakierowane pyszczki pantofelkw drgay ustawicznie. Tancerze w popochu cisnli si do cian Wtedy to, przedzierajc si przez tum i torujc sobie drog uderzeniami pici, z masy wyoni si chudy, ryy czowiek w robotniczym ubraniu, zmierzajcy na drug stron jezdni. Rudy czowiek po drodze zaglda badawczo w twarze toczcych si gapiw. Przechodzc obok lecej dziewczyny, zatrzyma si, nachyli i przypatrzy uwanie. Nowy skurcz blu podrzuci dziewczyn twarz do gry. Rudy czowiek wyda dziwny krzyk, przypominajcy pianie koguta, i przysiad raptownie na ziemi. Pochwyciwszy dziewczyn za szczupe ramiona, daremnie usiowa unie j do gry. Dziewczyna wia si w gwatownych paroksyzmach. Rudy czowiek pochwyci j na rce i wsta, od nowego jednak podrzutu jej ciaa zachwia si i run wraz z ni na ziemi. Pochylony nad ni na czworakach, wydajc jakie nieartykuowane dwiki, pocz obsypywa drgajce ciao dziewczyny gorczkowymi pocaunkami.

Niezwyke widowisko przywabio gapiw, ktrzy z tarasw kawiar wylegli na brzegi trotuarw, otaczajc niezwyk par zwartym koem. Rozpacz rudego mczyzny bya tak widoczna, tak bezgraniczna, ze zjednaa mu od razu sympati obserwujcych t scen wydekoltowanych dam. Mczyzna, na prno starajc si unieruchomi w swych ramionach drgajce ciao dziewczyny, w przerwach miedzy pocaunkami ochrypym gosem powtarza jedno i to samo sowo. Widzowie nachylili si bliej. Kto pierwszy dosyszal i pospieszy podzieli si z ssiadami: Woa na ni po imieniu. Zdaje si: Jeannette. Pewno przyjacika. Taka modziutka! I taka elegancka! A on prosty robociarz Moe brat? Te pomys! Widzia pan kiedy, eby brat tak caowa? Zreszt dosnu do koca wszystkich przypuszcze widzom widocznie nie byo sdzonym. Dziewczyna nagle wzbia si caym ciaem w gr, z nieludzk si uderzya gow o asfalt i przycicha. Tum wzdrygn si. Zalega cisza. Nawet podniecone damy umilky nie dokoczywszy wymiany swych interesujcych uwag. Filigranowe nki, osnute niedostrzegaln pajeczyn poczochy, zastygy sztywno zadarszy w gr zdumione pyszczki pantofelkw. Rudy mczyzna te przycich, nachylony nad dziewczyn w niemej rozpaczy. Gdy po paru minutach podnis gow, twarz mia wykrzywion wewntrznym paczem. Tum oczekiwa szlochu, jkw, uderze gow o asfalt. Z tylnych rzdw, zwabiony zbiegowiskiem, przecisn si niepostrzeenie policjant. Rudy mczyzna szklanym spojrzeniem ogarn tum. Zazdrosnym ruchem troskliwej rki zsun podwinit sukienk dziewczyny, zakrywajc odslonite nogi i koronki dessous. Zlym, psim wzrokiem przebieg po twarzach otaczajcych go mczyzn, zatrzyma si na twarzy policjanta; na wyczyszczonym numerku konierza. To ja j zabiem! powiedzia obojtnym, nienaoliwionym gosem, nie spuszczajc oczu z policjanta. Tum zafalowa w podnieceniu. Policjant nastroszy si. Rudy mczyzna przypad znw twarz do twarzy nieruchomej dziewczyny i dugo pozostawa w tej pozycji. Wyczuwajc niejasno uroczysto chwili, policjant postanowi przeczeka. Wreszcie, znajdujc, e ta niema scena przeciga si zbyt dugo, rek delikatnie dotkn ramienia mczyzny. Gdy rudy czowiek odwrci ku niemu twarz, wszystkim nagle zrobio si nieswojo. Pozlepiane, rozwichrzone wosy kosmykami spezay mu na oczy. Na czole, jak postronki scigajce gotow pkna czaszk, wystpily mu dwie czarne yy. Twarz nalana krwi bya psowosina. Tum cofn si w popochu. Nawet nieustraszony policjant wola przezornie odstpi par krokw. Rudy czowiek podnis pi i pogrozi ni w kierunku cofajcych si gapiw. Wszyscy powyzdychacie, dranie! krzycza ochrypym, piskliwym gosem, potrzsajac w powietrzu pici. Nie byo na was kary! Ja jestem wasza kara! To ja wytruem was jak szczury! Ja ukradem od Pasteura probwki z dum! Ja zatruem stacje filtrw! Uciekajcie! Ratujcie si! Nie schowacie si nigdzie! Tlum w popochu i przeraeni