Bardzo Zwariowany Informator...

36
INFORMACJA * EDUKACJA * WYCHOWANIE * ZABAWA Bzik WWW.SP341.EDU.PL**StyczEń- LUty**rok SzkoLny 2012/13 nr 3(46) Bardzo Zwariowany Informator Kujoński P ISMO S ZKOłY P ODSTAWOWEJ N R 341 W WARSZAWIE [email protected] W numerze: R OZMOWA Z P ANIą A GNIESZKą M OSóR - D ZIENNIKARKą TELEWIZJI POLSAT

Transcript of Bardzo Zwariowany Informator...

  • INFORMACJA * EDUKACJA * WYCHOWANIE * ZABAWA

    B z i kWWW.SP341.EDU.PL**StyczEń-LUty**rok SzkoLny 2012/13 nr 3(46)

    Bardzo Zwariowany Informator Kujoński

    P i s m o s z k o ł y Po d s t a w o w e j N r 341 w wa r s z a w i e

    bzik

    341@

    gaze

    ta.p

    l

    W numerze:ro zmo w a z PaNią a g Nieszką mosór- dzi eNN ikar ką tele wizji Polsat

  • 2

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Szkoła z pomysłem na ...czyli kultura w szkolnych murach

    Co mnie dziwi w dzisiejszym świecie ?

    W dzisiejszych czasach dziwi mnie wiele rzeczy ...Dlaczego jest tyle nienawiści w człowieku ?Dlaczego mam tak cudowną mamę ?Dlaczego coraz więcej słyszy się o wypadkach ?Dlaczego ludzie od nas odchodzą ?Dlaczego tak trudno się przyznać do błędu ?Dlaczego mamy dzień, a potem noc ?Dlaczego są zadawane prace domowe ?Dlaczego ludzie popełniają błędy ?Dlaczego ludzie odbierają sobie życie ?Dlaczego wszystko jest takie trudne ? Aleksandra Wnuczek klasa V B

  • 3

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    ZESPÓŁ REDAKCYJNY: REDAKTOR NACZELNY: Maja Gockowiak (Vd) , NASZA REDAKCJA: Babarowski Kinga 5b, Czubak Zuzanna 4e, Dobkowska Małgorzata 4f, Gordon Kacper 4b, Grzelak Ga-brysia 4e, Harmas Roksana 4d, Jaśkiewicz Weronika 4b, Jędrzejewska Jagoda 4f, Kietlińska Zuzanna 4b, Lewandowska Martyna 4a, Makacewicz Zuzanna 4f, Ostapowicz Natalia 4a, Rogalska Klaudia 4b, Warchałowska Emilia 4b, Wilk Aleksandra 4f, Zając Ola 4b, Zarębska Weronika 6a, Zielaskowska Joanna 6c Przygotowanie do druku i opieka nad Szkolnym Klubem Dziennikarskim mgr Jacek Owczarz, Korekta: mgr Małgorzata Madziar Wszystkie materiały są własnością ich autorów. W gazecie zamieszczone są w celu edukacyjnym.WYDAWCA: Szkoła Podstawowa z Oddziałami Integracyjnymi nr 341 ul. Oławska 3, 01 – 494 WARSZAWADruk: BEL Studio Sp. z o.o. ul. Powstańców Śląskich 67b 01-355 Warszawa tel./fax (22) 665 92 22

    Szkoła z pomysłem na ...czyli kultura w szkolnych murach

    z czEgo SkłaDa SIę mUzyka3 stycznia 2013 r. w auli naszej szkoły odbył się koncert edukacyjny pt. „Z czego składa się muzy-ka” przygotowany przez Agencję Artystyczną Pro Arte. Koncertu wysłuchali uczniowie klas 4, 5 i 6.

    Wystąpili:Izabela Wilczak – flet poprzeczny, śpiew, keyboard i prowadzenie koncertui Wiktor Wilczak – gitary

    W koncercie zostały zaprezentowane różne typy gitar: gitara klasyczna, akustyczna, elektro-kla-syczna, elektryczna oraz ukulele.

    W programie usłyszeliśmy:Tarrega - AlhambraMozart - Eine Kleine NachtmusikPachelbel – KanonMuzyka z filmu DesperadoMertz - Tarantella

    Piosenka z akompaniamentem ukulele - Over the rainbow Fragmenty piosenek Adele, zespołu Metallica oraz M. Maleńczuka La Peregrinacion – kolęda argentyńska na flet poprzeczny i gitarę.

    CO MNIE NA TYM ŚWIECIE DZIWI?

    W tym galopie poprzez życie najbardziej mnie dziwi,Że stajemy się zbyt sztuczni – za mało prawdziwi.Moc technicznych tworząc cudów gubimy pytania:

    Czy te cuda dla rozwoju, czy do zabijania?Kosmos wielki odkrywamy i szukamy kodów,

    Będąc przy tym obojętni dla wojen i głodu.Boskie prawdy zastępując własnymi prawami

    Zanim zdziwić się zdążymy – zniszczymy się sami!

    WIKTORIA ZIEŃKOWSKA KL. VB

  • 4

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Dobrze wykonywany zawód musi być naszą pasją

    Kim chciała Pani zostać, kiedy cho-dziła Pani do szkoły?Gdy zaczynałam szkołę podstawową, chciałam być stewardessą, bo marzyło mi się podróżowanie po świecie, od-wiedzanie nowych krajów, kultur, po-znawanie ludzi. Potem chciałam zo-

    stać nauczycielką historii, bo bardzo lubiłam ten przedmiot. Od zawsze jednak biegałam po domu z dez-odorantem w ręku w roli mikrofonu, wtedy wcielałam się w różne role – bywałam dziennikarką, piosenkarką i aktorką. I księdzem…

    Rozmowa z panią Agnieszką mosór- Dziennikarką telewizji Polsat

    Rozmawiała amelia buczkowska (iia)

    Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

  • 5

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Jaki był Pani ulubiony przedmiot?W szkole podstawowej uwielbiałam język polski i historię. W liceum za-kochałam się w języku francuskim, który potem studiowałam na Uniwer-sytecie Jagiellońskim w Krakowie.

    Czy miała Pani dobre stopnie?Tak. Lubiłam szkołę i zawsze byłam jedną z najlepszych uczennic w kla-sie.

    Czy lubiła Pani odrabiać lekcje?Raczej tak, choć nie przepadałam za matematyką. Na szczęście zawsze był starszy brat…

    Dlaczego została Pani dziennika-rzem?Chciałam poznawać świat, podróżo-wać, spotykać i rozmawiać z cieka-wymi ludźmi. Zawsze lubiłam pisać, zwłaszcza reportaże. Już na studiach wydawałam gazetę uniwersytecką w języku francuskim. Gdy zamiesz-kałam w Warszawie zaczęłam praco-wać w Gazecie Wyborczej, później w radio, a następnie przeniosłam się do telewizji Polsat.

    Czy to trudny zawód?Trudny, bo wymaga dużo czasu i poświęcenia. Jeśli chcesz go dobrze wykonywać, musi być Twoją pasją. Aby zostać dziennikarzem trzeba być ciekawym świata, szybko się uczyć, bo codziennie robi się coś innego. Trzeba nadążyć za tym co się dzieje w Polsce i na świecie. A jak widzicie świat się zmienia bardzo szybko.

    Czy chciałaby Pani, żeby Pani syn Franio również został dziennika-rzem?Dziennikarstwo to bardzo trudny zawód i wiem jak wiele wymaga wy-rzeczeń. To jednak będzie decyzja Franka i jeśli zdecyduje się na dzien-nikarstwo, będę go w tym wspierać.

    Niemal codziennie przeprowadza Pani wywiady z politykami, czy ła-two się z nimi rozmawia?Nie, bo polityk zwykle mówi to, co chce powiedzieć, a nie to, co ciekawi widzów. Zwłaszcza, gdy temat jest dla nich niewygodny czy trudny. Trzeba sporego wysiłku, by uzyskać inte-

    resującą odpowiedź. Taka rozmowa przypomina czasem pojedynek, wciąż chcesz złapać polityka który zręcznie ucieka odpowiedzi. Trzeba mieć cel-ne pytania i szybko reagować.

    Kto wymyślił nazwę Pani programu w Polsat News „Graffiti”? 10 temu w telewizji Polsat był już emitowany program „Polityczne graf-fiti”. Gdy ruszył nowy kanał infor-macyjny Polsat News, wróciliśmy do tej nazwy. Dziś jest to jeden z najpo-pularniejszych programów w naszych kanale informacyjnym.

    Czy lubi Pani podróżować?Uwielbiam. Kiedyś bardzo dużo po-dróżowałam służbowo po Europie, gdzie relacjonowałam wejście Polski do Unii Europejskiej. Dziś staram się wyjeżdżać mniej ze względu na Fran-ka, który lubi jak mama jest w domu. Teraz podróżujemy razem w waka-cje i marzy nam się długi wyjazd do Azji.

    Czym się Pani interesuje poza dzien-nikarstwem?Moim hobby jest mój ogród, który te-raz przygotowuję do zimy. Lubię też biegać, zwłaszcza po lesie niedaleko domu w Kampinoskim Parku Na-rodowym. Staram się jednak każdą wolną chwilę spędzać z moją rodziną, która jest moją największą pasją.

    Jakie książki najchętniej Pani czy-ta?Czytuję biografie ciekawych ludzi, lubię reportaże włoskiego dziennika-rza i podróżnika Tiziano Terzaniego oraz książki na temat ogrodów.

    Gdyby mogła Pani cofnąć czas, czy zostałaby Pani dziennikarką, czy wy-brałby Pani zupełnie inny zawód?Czasem obrażam się na mój zawód i miewam go dość, ale nie potrafię bez niego żyć. Więc dziś zrobiłabym to samo.

    Dziękuję i cieszę się, że mogłam z Panią porozmawiać.

  • 6

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

    Oliwia: - Proszę taty, chciałabym zadać Ci parę pytań do naszej szkolnej gazetki. Jak wiele osób pracuje przy produkcji serialu telewizyjnego?

    W.W.: - Ojej! Jest ich tak dużo, że konkretnej liczby nie potrafię podać, ale można się o tym prze-konać czytając tzw. „tyłówkę” czyli napisy końcowe pojawiające się po zakończeniu każdego odcinka, czy

    na koniec każdego filmu. Pewnie nie raz zdarzyło się Tobie i Twoim kolegom po seansie, wyjść z sali kinowej, a napisy końcowe jeszcze „leciały” i „leciały” i „leciały”.

    Rozmowa z panem Wojciechem Wróblewskim II reżyserem serialu „ M jak Miłość”

    Cisza, kamera, akcja

    Rozmawiała oliwia wRóblewska (Vd)

  • 7

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Oliwia: - To jak powstaje taki odcinek serialu i skąd ci wszyscy ludzie wiedzą co mają robić?

    W.W.: - Zawsze zaczyna się to wszystko od pomysłu czyli sce-nariusza. Scenariusz to historia opowiedziana scenami i rozpisa-na na dialogi. I nad tym pracuje sztab ludzi czyli scenarzyści. Po-tem kierownictwo produkcji, or-ganizuje wszystkie siły i środki potrzebne do tego by papierowy scenariusz zamienił się w obraz i dźwięk. Wreszcie ekipa filmowa czyli „żołnierze na pierwszej linii filmowego frontu” pod wodzą re-żysera robią zdjęcia. Końcowym etapem powstawania filmu jest postprodukcja czyli montaż obra-zu i udźwiękowienie.

    Oliwia: - A możesz trochę jaśniej?

    W.W.: - Może niektórzy z was zrobili sobie kiedyś mnóstwo zdjęć albo nagrali filmy podczas np. wa-kacji albo na jakiejś imprezie. Póź-niej na komputerze wybieracie te najlepsze i możecie podłożyć mu-zykę i wrzucić np. do Facebooka. Czy wiesz już o czym mówię?

    Oliwia: - Tak. I to wszystko?

    W.W.: - ( śmiech ) Oczywiście! Aktorzy!!! Bez nich nie powstał by przecież żaden serial.

    Oliwia: - Jak wygląda dzień zdję-ciowy?

    W.W.: - Niestety wszyscy wsta-jemy bardzo wcześnie. Ja wsta-ję o 5,30, ale pierwsze na planie są charakteryzatorki i aktorzy do pierwszych scen, którzy muszą mieć zrobiony make up. Następ-nie przyjeżdża ekipa i reżyser. Najpierw odbywają się próby tzw. sytuacyjne do sceny, a po próbie ustawienie świateł, kamer, sprzę-tu dźwiękowego, przygotowanie

    rekwizytów i ustawienie drugiego planu czyli statystów. Później na-stępują próby kamerowe i wresz-cie możemy przystąpić do ujęcia. Często takie ujęcia musimy po-wtarzać i nazywamy to dublami. Nagranie jednej sceny, która na ekranie trwa około 1,5 min, zaj-muje średnio od 1 do 2 godzin.

    Oliwia: - A teraz z innej beczki. Czy łatwo pracuje się z dziećmi na planie?

    W.W.:- Hmm... to zależy od ich usposobienia i od tego jaką sce-nę mają do zagrania. Kiedy np. w scenie jedzą coś pysznego (np. jakieś ciacho, albo pizze) to robią to bardzo chętnie, czasem nawet za bardzo (śmiech). Najtrudniej na pewno pracuje się z dziećmi między 2 a 4 rokiem życia. Często niecierpliwią się i nie rozumieją czego się od nich wymaga, ale ge-neralnie z dziećmi pracuje się bar-dzo przyjemnie.

    Oliwia: - Czy w serialu występo-wały zwierzęta?

    W.W.: - Tak. Przez wiele lat jeden z głównych bohaterów miał psa, często grały koty, a nawet chomik i gołębie.

    Oliwia: - Czy „gwiazdy” mają humory?

    W.W.: - Oczywiście, że tak. Jak każdy z nas. Czasem dobre, a cza-sem złe.

    Oliwia: - Z kim najtrudniej się pracuje na planie: ze zwierzęta-mi, z dziećmi czy z „gwiazdami”?

    W.W.: - Hm!!! Myślę, że z „gwiaz-dami”.

    Oliwia: - Dlaczego?W.W.: - Bo do tego trzeba być astrologiem!!! (śmiech)

    Oliwia: - Czy zdarzyło się w Two-jej pracy coś śmiesznego?

    W.W.: - Oczywiście. W jednej ze scen, na kuchni gotowało się mleko, które miało w pewnym momencie zacząć kipieć. Niestety pomimo godziny gotowania nie chciało”wyjść” z garnka. Nie po-mogło kupowanie różnych gatun-ków mleka. Tego dnia mleko po prostu nie kipiało.A wracając do zwierząt. Mieli-śmy do nakręcenia scenę w której starsza pani siedziała na ławce w parku i karmiła gołębie. Na plan przyjechał treser wysypał ziarno i wypuścił z klatki 20 gołębi, ale ptaki były jakieś takie powolne i ociężałe, a gdy reżyser krzyknął AKCJA! to dosłownie po 2 sekun-dach wszystkie zerwały się i odle-ciały na pobliskie drzewo i żadna siła nie zmusiła ich do powrotu. Okazało się, że treser za późno dowiedział się o tej scenie i wcze-śniej solidnie nakarmił ptaki.

    Oliwia: - I co zrobiliście?

    W.W.: - Na szczęście zarejestro-wały się te pierwsze 2 sekundy i dzięki sztuce montażu scena się udała. Tylko treser przez następne pół dnia zaganiał swoje gołębie do klatki.

    Oliwia: - Bardzo dziękuję za roz-mowę.

  • 8

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

    Szabla najbardziejpaSuje do mojego charakteru

    Jula: Dzień Dobry Pani OluAleksandra Socha: Dzień Dobry

    Jula: Dlaczego wybrała Pani szer-mierkę?Aleksandra Socha: Przez przypa-dek!! Kiedy byłam małą dziewczyn-

    ką mama, która kiedyś była flore-cistką wystartowała w zawodach oldboy’ów na 60-cio lecie szermier-ki w Łodzi. Urywki tych zawodów pokazywała telewizja, co widziałam i poznałam swoją mamę walcząca na (wtedy tak myślałam) „jakieś dzi-

    dy”. Powiedziałam, że też tak chcę – nie wiedziałam wtedy co bardziej czy walczyć, czy być w telewizji.

    Jula: Czy poza szermierką uprawia Pani jakieś inne sporty?Aleksandra Socha: Na wiele spor-

    Rozmowa z Panią Aleksandrą Sochą- polską szablistką, czterokrotną mistrzynią Polski, mi-strzynią Europy, medalistką Mistrzostw Świata, olim-pijką z Aten, Pekinu oraz Londynu.

    rozmawiała julia Chy ziak ( VC)

  • 9

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    tów po prostu brakuje mi czasu. Za-wodowe uprawianie szermierki to ok 6-7 godzin treningów dziennie. Jako sporty pomocnicze w okresie przygotowań do sezonu dużo bie-gam, gram w tenisa. Zimą udaje mi się czasem pojeździć na snowbo-ardzie, ponieważ pracują podobne mięśnie jak w walkach szermier-czych, a wysiłek wysoko w górach pomaga budować wytrzymałość.

    Jula: Jak lubi Pani spędzać wolny czas?Najbardziej lubię leżeć, bo mam tak mało czasu na leżenie. Aktualnie swój wolny czas spędzam na nauce, ponieważ kontynuuje naukę na stu-diach podyplomowych stosunków międzynarodowych i dyplomacji.

    Jula: Czy zamierza Pani po zakoń-czeniu kariery zostać dyplomatą?Aleksandra Socha: Biorę tę ewentu-alność pod uwagę, w czasie studiów muszę odbyć praktyki i może uda się odbyć je w Ambasadzie USA w Warszawie. Może jako zawodo-wy żołnierz, zostanę attaché woj-skowym przy jakiejś polskiej amba-sadzie?

    Jula: Jest Pani żołnierzem? Nie jest to częsta praktyka, wśród kobiet.Aleksandra Socha: Tak – jako spor-

    towiec, zostałam zwerbowana do Wojskowej Grupy Sportowej i mu-szę przyznać, że Wojsko Polskie jest jedyną instytucją jaką znam w tej chwili, która w poukładany sposób wspomaga sportowców w tym, żeby mogli skupić się tylko i wyłącznie na treningach. Mało tego, oferuje również możliwość czegoś po.. ka-rierze sportowej. Daje możliwość kontynuowania pracy w Wojsku, gdy przestanie się już trenować.

    Jula: Od kiedy trenuje Pani szer-mierkę?Aleksandra Socha: Trenuję od 6-7 klasy szkoły podstawowej ( kie-dyś było 8 klas szkoły postawowej) ostatnio liczyłam, że to już ponad 18 lat.

    Jula: Jakie jest Pani największe osiągnięcie związane z szermier-ką?Aleksandra Socha: Jeśli chodzi o wyniki to na pewno dumna je-stem z medali Mistrzostw Świata i Europy, z udziału w 3 Igrzyskach Olimpijskich czy medali z zawodów wojskowych, ale mam wiele innych „sukcesów” – zwiedziłam praktycz-nie cały świat jeżdżąc na zawody czy zgrupowania. Poznałam wielu ludzi różnych kultur, wielu trady-cji – spotkania z nimi podsunęły mi

    kierunek studiów podyplomowych.

    Jula: Jaki był Pani ulubiony przed-miot w szkole podstawowej?Aleksandra Socha: Najpierw przy-chodzi mi do głowy ten, którego nie lubiłam – muzyka, nie potrafię śpiewać – wcale i strasznie zaniża-łam poziom na lekcjach, te które lubiłam natomiast to: wf, rosyjski oraz biologia.

    Jula: Już ostatnie pytanie obiecuję, w szermierce są 3 bronie, dlaczego wybrała Pani szablę?Aleksandra Socha: Tu znów dużą rolę odegrał przypadek. Przygodę z szermierką zaczynałam od flore-tu, jednakże w pewne ferie zimo-we w Łodzi odbywały się zawody w szabli kobiet. Miałam wolne i postanowiłam wystartować w tej nowotworzonej żeńskiej broni i wy-grałam. Przy okazji, okazało się że właśnie ta broń najbardziej pasuje do mojego charakteru, jest bardzo dynamiczna i wymaga wyjątkowo szybkich reakcji i decyzji.

    Jula: Mam rozumieć, że tworzy Pani historię polskiej i światowej szabli kobiet trochę przez przypa-dek?Aleksandra Socha: Trochę tak, ale do tego ciężką pracą.

  • 10

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

    czytanie książekrozwija wyobraźnię

    Czy lubi Pani czytać?Tak, bardzo lubię i czytam prak-tycznie wszędzie – w drodze do pracy, do domu, również na waka-cje zwykle zabieram jakąś ciekawą książkę.

    Jakie książki interesują Panią naj-bardziej?Czytam właściwie wszystko co mi wpadnie w ręce – książki podróż-nicze, kobiece, najbardziej interesu-ją mnie jednak książki trzymające w napięciu, wywołujące dreszczyk

    emocji oraz literatura oparta na fak-tach.

    Jaką książkę czytała Pani ostat-nio?Ostatnio „Dziewczynkę w czerwo-nym płaszczyku” Romy Ligockiej,

    Rozmowa z Panią Elżbietą Kalitą- nauczycielka j. Polskiego, wychowawczynią 5d

    Rozmawiały zuzia czubak (4e) i GabRysia GRzelak (4e)

  • 11

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    na podstawie której znana na całym świecie polska reżyserka Agnieszka Holland nakręciła film „W ciem-ności”.

    Czy widziała Pani ekranizację tej książki? Owszem, bardzo mi się podobała, natomiast trzeba zwrócić uwagę na fakt, że ekranizacja filmowa nie za-wsze jest żywą kopią książki, dlatego warto najpierw sięgnąć po lekturę, a dopiero później obejrzeć film.

    Czy gdy była Pani w naszym wieku, czytała Pani takie same lektury?Oczywiście, niektóre lektury są tak uniwersalne, że czytały je w szko-le nawet nasze mamy (uśmiech). „W pustyni i w puszczy” czy „Przy-gody Tomka Sawyera” są tego do-skonałym przykładem. Jednak do kanonu lektur szkolnych wpro-wadzone zostały tez nowe pozy-cje. Doskonałym przykładem jest „Hobbit”, którego za moich czasów nie było.

    Podsumowując, dlaczego warto czytać książki?Czytanie rozwija wyobraźnię, po-szerza zasób naszego słownictwa, sprawnego formułowania myśli. Warto odkryć przyjemność płyną-cą z pochłaniania książek. Czasem trzeba trochę wysiłku, żeby prze-czytać lekturę, która stawia opór, a ileż satysfakcji daje przejście przez wszystkie strony książki, która nas nie do końca przekonuje. Mamy wtedy możliwość dzielenia się spo-strzeżeniami z kolegami, koleżan-kami. Poznajemy inne światy, spo-tykamy różne charaktery i życiowe dylematy.

    Czy jest jakaś szczególna pozycja, którą mogłaby Pani polecić mło-dym czytelnikom?Zależy kto co lubi, ale warte polece-nia są książki Doroty Terakowskiej, na przykład „Tam, gdzie spadają anioły”, piękna, wzruszająca histo-ria o przyjaźni, nieszczęściu, cho-robie, niesieniu pomocy, poza tym bardzo dobrą pozycją są „Sówki” Carla Hiaasena, chłopcy często na-rzekają, że niektóre książki są tylko dla dziewczyn, ta lektura spodoba się i jednym, i drugim, tym bardziej, że bohaterem jest 12-letni chłopak.

    „Czytanie dobrych książek jest niczym rozmowa z najwspanialszymi ludźmi minionych czasów”

    Kartezjusz

  • 12

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Poznajemy ciekawe zawody naszych rodziców

    Rozmowa z Panią Magdaleną Ostolskąi Panem Robertem Ostolskim Czy od dziecka chciałaś być aktorką? Nie. W szkole czytałam dużo ksią-żek, interesowała mnie historia sztu-ki, sama trochę malowałam. Rodzina myślała, że z tym będę chciała wiązać przyszłość. Ja po prostu wierzyłam w to, że będę robić coś niezwykłego, ale nie umiałam określić co to będzie. Myślałam o pisaniu książek, o śpie-waniu, o byciu aktorką też trochę.

    Czemu chciałaś być aktorką?To było tak, że w ostatniej klasie średniej szkoły pomyślałam, że może spróbuję zdać do szkoły aktorskiej. Zawsze lubiłam wiersze i dobrą lite-raturę, nieźle radziłam sobie na kon-kursach recytatorskich. Wydawało mi się, że mogę coś ciekawego ludziom z siebie dać. Egzaminy do szkoły ak-torskiej odbywają się w czerwcu. Eg-

    zaminy do innych uczelni wyższych (bo wtedy jeszcze były egzaminy na studia), zawsze były później. Pomy-ślałam, że nic nie stracę, a jak nie wyjdzie, to pójdę na anglistykę, jak moja siostra…. Ale zdałam. Nie była to więc głęboko przemyślana decyzja. Po prostu mi się udało i trzeba było iść za ciosem.

    Czy trudno zostać aktorką?Egzaminy do szkoły teatralnej są bar-dzo stresujące i trudne. Składają się z trzech etapów i za każdym razem odpada bardzo wielu kandydatów. Sprawdzany jest głos słuch, dykcja, poczucie rytmu, wyobraźnia, kre-atywność, umiejętność interpretacji różnych tekstów. Ważne jest także to „coś” co się w sobie ma, albo nie, coś co potrafią zobaczyć doświadczeni

    aktorzy pracujący na scenie. Coś, co sprawa, że widzowie będą chcieli na Ciebie patrzeć, niezależnie od tego, czy jesteś ładny czy brzydki.

    Czy trudno nauczyć się tekstu roli?Nie, pod warunkiem, że się rzeczywi-ście nad rolą pracuje. W teatrze przy-gotowanie premiery trwa około trzech miesięcy. W tym czasie uczestniczy się w próbach codziennie, prócz nie-dziel i poniedziałków w godzinach 10-14 i 18-22. Bez przerwy myśli się o postaci, stara się ją zrozumieć, zro-zumieć po co wypowiada tekst, co chce osiągnąć. Po jakimś czasie zna się nie tylko teksty własnej postaci, ale i pozostałych osób będących na scenie. Tworzą one całość z ruchem, gestem, z myślą. To jak takty muzyki.

    Ak to r

  • 13

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Zdarza się zapomnieć tekstu?Oczywiście, ale powodem nie jest to, że się go zbyt słabo zna. Po-wodem może być brak skupienia, zmęczenie, czasem zbyt głębokie skupienie się na jakimś szczególe. W takich sytuacjach kiedyś pomagał sufler. Był to specjalny zawód. Zada-niem suflera było tak podpowiedzieć tekst, żeby pomóc aktorowi, a widz nie powinien tego zauważyć. Teraz w teatrach suflerów już nie ma, ich za-dania przejęli inspicjenci. To ludzie, którzy siedząc z tekstem przy scenie dają hasła do zmiany świateł, wejścia muzyki, spuszczenia kurtyny, woła-ją przez interkom aktorów na scenę, a w razie potrzeby „podrzucają” tekst, ale zdarza się to niezwykle rzadko. Czasem, gdy się zapomni tekstu po-maga partner na scenie, jeśli ma taką możliwość, a czasem trzeba ratować się samemu… każdy aktor ma swoje sposoby na siebie.

    A jak to jest w filmie?W filmie trzeba być zawsze w go-towości. Tekst dostaje się na kil-ka dni przed zdjęciami i wszyst-ko trzeba wypracować samemu. Potem, przed samym nagraniem, kilka prób z partnerami, których często poznaje się już na planie i trzeba grać. Jak coś nie wyjdzie, to się powtarza, aż reżyser będzie zadowolony z efektu. Pamiętać trzeba, żeby stanąć w odpowiednim miejscu, nie zasłaniać sobie świa-tła na twarzy, powtarzać w każdym dublu (kilkukrotne nagranie tej sa-mej sceny) takie same gesty i ruchy. W filmie dajesz więc to co umiesz i to kim jesteś, a w teatrze uczysz się analizować i głębiej rozumieć świat. W teatrze uczysz się być człowie-kiem i aktorem. Film rzadko stwarza taką możliwość, raczej korzysta z na-bytych już umiejętności.

    Dlaczego teraz nie grasz w teatrze?Gdy pracuje się w teatrze nad rolą, to właściwie teatr jest domem, bo pra-wie się z niego nie wychodzi. To jest słuszne, bo taka praca wymaga sku-pienia. Ale jak się ma w domu dziec-ko, to trzeba dokonywać wyborów. Po prostu teraz ważniejsze jest dla minie to, co dzieje się w moim domu. Wykorzystuję moje doświadczenie aktorskie ucząc studentów jak dobrze używać głosu, wyraźnie mówić i być słyszalnym. Ci studenci kiedyś będą nauczycielami, a nauczyciel musi to umieć. Od czasu do czasu grywam w filmach, żeby nie stracić kontaktu z zawodem. Wierzę, że przyjdzie czas, że wrócę do teatru i na scenę, ale jeszcze nie teraz. Jeśli się jest praw-dziwym aktorem, to nie można prze-stać nim być, choćby się wykonywało całkiem inny zawód.

    Czy od dziecka chciałeś być akto-rem? Tak naprawdę, to dopiero w średniej klasie, w Technikum Mechanicznym, koledzy zapytali się mnie, czy będę zdawał do szkoły teatralnej. Wcze-śniej brałem udział w różnych kon-kursach recytatorskich, kabaretach itp. Ale nigdy nie myślałem o szko-le aktorskiej. Dopiero jak się mnie zapytano, czy chcę zostać aktorem, zacząłem o tym myśleć. Doszedłem do wniosku, że może coś w tym jest, skoro wszystkim dokoła podoba się to co robiłem podczas moich występów.

    No i postanowiłem zadawać do szko-ły teatralnej.

    Dlaczego chciałeś być aktorem?Możliwość bycia różnymi postacia-mi, różnymi osobami, granie chłop-ców, mężczyzn, żołnierzy, ludzi złych i dobrych, to było coś co sprawiało, że chciało się w to „bawić”. W ży-ciu normalnym być mordercą, złym człowiekiem, przebieranie się za ko-biety, nie uchodzi. W teatrze jest to możliwe, jest to dramatyczne, ale i zabawne. Można kogoś wzruszyć ale i rozśmieszyć do łez. I to jest je-den z pięknych elementów, tego jakże trudnego, ale pięknego zawodu.

    Ile trwają studia aktorskie i czy są trudne?Studia teatralne trwają cztery lata. Jak na każdych studiach, bywają momen-ty trudne, ale zarazem piękne. Jest to ciężka praca na emocjach człowieka. Ale warto.

    Czym się różni granie w filmie od grania w teatrze?Praca w filmie jest o tyle łatwiejsza, ze każdą scenę można powtórzyć, za-grać w inny sposób, zmontować tak, jak się ma ochotę. W teatrze żeby wy-stąpić przed widzami, ciężko pracuje

    się około dwóch miesięcy. Podczas spektaklu, nie można się pomylić, nie można zmienić sytuacji, żeby nie zmylić partnera, wszystko jest wcze-śniej zaplanowane. Nie można wró-cić do sytuacji, jeżeli nastąpiła jakaś pomyłka. Ale mimo wszystko, każdy spektakl jest trochę inny trochę inna energia między aktorami i widzami. I to jest piękne w tym zawodzie.

    Jaka sztuka była twoją pierwszą sztuką?Pierwszą sztuką na deskach profesjo-nalnego teatru, była sztuka pt. „ Szalo-na klasa” w teatrze w Zielonej Górze

    Ile dotychczas ról zagrałeś?Dotychczas zagrałem ponad 40 ról te-atralnych i tyleż samo filmowych.

    Co jest najtrudniejsze w tym zawo-dzie?Najtrudniejsze wbrew pozorom, i jak większość ludzi uważa, nie jest na-uczenie się tekstu na pamięć.Najtrud-niejszymi momentami jest znalezie-nie w sobie emocji, zachowań postaci, które się gra.

    z rodziCami rozmawiał jaN ostolski (iVe)

  • 14

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Mój Przyjacielkoń Kocham zwierzęta, lubię z nimi przebywać i chcę się o nich uczyć. Najbliższy kontakt do tej pory miałam z psami, kotami i końmi.

    Konie to moje ulubione zwierzęta i moja pasja. Są one inteligent-nymi, wspaniałymi, wiernymi przyjaciółmi człowieka. Uczę się jeździć konno od dziecka. Uprawiam jeździectwo naturalne, potocznie zwane „naturalem”. Jest to styl jazdy konnej polegający na szkoleniu naszych dużych pupili zgod-nie z ich naturą. Ta metoda pozwala nam poznać konia, komunikować się z nim i zdobyć jego całkowite zaufanie. Dzięki temu nawiązuje się wspaniała przyjaźń między koniem a człowiekiem.

    Tańczący i Dakota to ogier i wałach, moi dwaj przyjaciele. Od nich zaczęła się moja przygodę z końmi. Są to konie mo-jego taty i choć rzadko je widuję to i tak się przyjaźnimy.

    Gdy przyjeżdżam w odwiedzi-ny i wchodzę na pastwisko, konie za-

    wsze jedzą trawę. Rozpoznają mnie już z daleka. Kiedy tylko to zrobią truchtają w moją stronę potem podstawiają szyję do drapania i głaskania. Dakota jest bardziej uczuciowy. Gdy robię dziubka z moich ust i cmokam, podchodzi do mnie i wyciąga szyję w moją stronę, aby przyjąć ode mnie buziaka w nosek.

    Nauka jazdy wymaga dużo zrozumie-nia, wysiłku i ćwiczeń. Często bywa bo-lesna - zwłaszcza, gdy się spada z konia – dla niektórych przerażająca – gdy nie panujemy nad koniem i on się buntuje - ale przede wszystkim zabawna, gdy koń zupełnie odwrotnie rozumie polecenia jeźdźca, a zdarza się to dość często u po-czątkujących. Gdy w końcu zaczniemy ro-zumieć koński język i nauczymy się prze-kazywać mu nasze myśli to zaczynamy przeżywać najwspanialszą możliwą przy-

    godę. W czasie jazdy czuję pojednanie z koniem, jego siła jest moją siłą, jego energia jest moją energią. Stępa, kłusem czy galopem pokonujemy razem wspa-niałe tereny, aż buzia się uśmiech z rado-ści. Nie umiem opisać tego wspaniałego uczucia. Spróbujcie sami i wtedy mnie zrozumiecie.

    Teraz gdy już umiem wiele rzeczy mogę więcej czasu poświęcać na zaba-wę z nimi. Mamy do siebie pełne zaufa-nie. Mogę sobie stać na Tańczącym a on w tym czasie spokojnie stoi albo śpi. Mogę mu się uczepić pod brzuchem a on nic so-bie z tego nie robi, nawet hula-hop mogę mu na głowę zakładać. Dakota pozwala mi się na sobie wylegiwać i mu to wcale nie przeszkadza.

    Ulubioną zabawą Dakoty na padoku (ogrodzony płotkiem teren dla koni) jest

    Zuzanna makacewicz (IVf)

  • 15

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    „berek”. Prawdopodobnie dlatego, że on zawsze wygrywa. Ale jego wygrana nigdy nie jest sprawiedliwa bo on ma cztery nogi a ja dwie! Ostatnio udało mi się nauczyć Dakotę gry w ,,raz, dwa, trzy- babajaga patrzy”. W tej grze on nie ma ze mną szans, zawsze się kręci i idzie na koniec.

    W lato, gdy wracamy razem z ćwiczeń to ścigamy się z Dakotą kto pierwszy do końca łąki. W tym też niestety on zawsze wygrywa. Nie ważne jest jednak kto wy-grywa i jakim sposobem, Dakocie wszystko

    wybaczę. Kocham nasze wspólne zabawy. Oba konie się mnie słuchają a ja jak

    już powiedziałam wcześniej, jeżdżę na-turalem, więc moja jazda nie sprawia im żadnego bólu. Latem kiedy pasą się na pastwiskach to gdy mogę przynoszę im marchewki lub jabłuszka. Czasami kiedy nam się nie chce znów powtarzać nud-nych ćwiczeń, to po prostu wsiadam so-bie na oklep i chodzimy stępa po padoku, szalejemy w przebraniach i wchodzimy na pieńki, czy takie inne. Tańczący jest bardzo

    wysoki, więc żeby na niego wsiąść muszę go położyć lub posadzić. Nie sprawia nam to absolutnie żadnego problemu.

    Niestety od nie dawna już nie może-my tak wspaniale się bawić i biegać ra-zem, gdyż i Tańczący i Dakota mają chorą nogę. Ale weterynarz powiedział, że już w maju będzie dobrze i będą mogli się bawić jak dawniej.

    No cóż RAZEM damy sobie radę ze wszystkim i pokonamy każdą przeszkodę, włączając w to skokowe.

  • 16

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Moja Przygoda z telewizją Moja przygoda z telewizją zaczęła się, stosunkowo niedawno, bo na początku 4 klasy. Wtedy to, zupełnie niespodziewanie i przypadkowo znalazłam się w „Załodze Eko” – programie edukacyjnym współfinan-sowanym z Funduszy Europejskich.

    W programie - dedyko-wanym dla młod-szych dzieci - razem z ośmiorgiem przyjaciół odkrywali-śmy tajemnice ekologii. W każdym odcinku programu dowiadywaliśmy się jak prostymi sposobami, które nie kosztują wiele wysiłku, chronić środowisko. Dowiedzieliśmy się np. czym jest recykling, dlaczego warto segregować szkło i że ciepłe bluzy robi się z butelek po napojach. W zdoby-waniu ekologicznej wiedzy wspierali nas znani ludzie z telewizji. Dzięki programowi poznałam i rozmawiałam

    m.in. z: Beatą Tadlą, Anną Dymną, Łukaszem Zagrobelnym, zespołem Enej czy Kasią Cerekwicką.

    We wrześniu ub.r. dostałam propo-zycję wystąpienia w innym programie o nazwie – „Słoneczna Róg Unijnej”. Jest to program opowiadający o tym jak dzięki funduszom unijnym zmie-nia się nasz kraj. Głównymi bohate-rami programu są Ola, Gerard, smok Henryk i gwiazda telewizji lub muzy-ki (w każdym odcinku inna).

    Praca na planie wcale nie jest taka prosta jak się wydaje. Często wystar-czy małe przejęzyczenie i już trzeba

    zaczynać cale ujęcie od nowa. Cza-sem podczas nagrywania w plenerze zmieni się pogoda i trzeba czekać na jej poprawę nawet wiele godzin. Poza tym tzw. „kuchnia produkcyjna” ma swoje tajemnice i kruczki np. grzyby, które zbieraliśmy w lesie „na wizji” wcale tam nie rosły, tylko „posadził” je ktoś z ekipy z koszyka zakupionego na targu, albo zdjęcia kręcone w jednym miejscu udawały zupełnie inne.

    Praca na planie to ogromna przy-jemność, możliwość poznania wielu ciekawych miejsc i ludzi. Po prostu fantastyczna przygoda.

    Aleksandra Zając (Va)

    O tym się mówi w szkolnych murach

  • 17

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    O tym się mówi w szkolnych murach

    Nowe wcieleNia AlkA StefAńSkiegoPo roli w filmie „Wymyk” i epizodach zagranych w „Czasie ho-noru” i „Barwach szczęścia” Alek Stefański pojawi się w 4 od-cinku z 3. serii „Komisarza Aleksa”. W serialu zagra Damiana Zycha - chłopca z biednego domu, który przez pomyłkę będzie musiał stawić czoła porywaczom.

    Damian razem ze swoim kolegą Bartkiem (Filip Turkiewicz) gra w młodzieżowej druży-nie hokejowej. Pewnego razu Bartek proponuje Damianowi, żeby ten mógł wyjść niezauważony założył na chwilę jego maskę bramkarza. Damian zakła-da ją, ale nie zdaje sobie sprawy, że ścią-gnie to na niego nieszczęście. Bo przed boiskiem czekają gangsterzy, którzy chcą porwać chłopca dla milionowego okupu, Zależy im na Bartku, ale przez pomyłkę zostaje uprowadzony Damian. W końcu w masce bramkarza chłopcy niczym się nie różnią. Bartek ruszy śla-dami uprowadzonego kolegi i przypad-kowo trafi do miejsca, w którym Da-mian jest uwięziony. Do akcji wkroczą też komisarz Bromski ( Jakub Weso-łowski), Lucyna (Magdalena Walach) i pies Alex. A fabuła zagmatwa się jesz-cze bardziej, kiedy gangsterzy zorientu-ją się, że porwali nie tego chłopca.

    Jak skończy się historia porwanego Damiana będzie można zobaczyć już w marcu tego roku .

    Tymczasem Alek z planu filmowe-go chciałby spróbować też swoich sił w teatrze. Dlatego ostatnio chodzi na lekcje śpiewu i przygotowuje się do ca-stingu w teatrze Buffo, który szuka ob-sady do „Piotrusia Pana”.

  • 18

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    O nas samych

    teniSiSta jak cyrkowiecSzymon Szpak (IVf)

    Tenisista jak cyrkowiecJeżeli chce się grać w tenisa wyczyno-

    wo to trzeba sobie zdać sprawę, że decy-dujesz się na życie takie jak życie zespołu cyrkowego. Ciągle jestem na walizkach. Co weekend pakowanie, wyjazd – godziny w podróży- hotel. Fajnie, bo poznaje się miejsca, nowe miasta ale często męczące tęskni się za domem. W zeszłym roku by-łem na turniejach w takich miastach jak: Łęczyca, Łęczna, Szczecinek, Bielsko-Bia-ła, Złotoryja, Kętrzyn, Poznań, Ostróda, Radom, Muszyna, Kraków.

    Zasady jak w tenisie zawodowymTak jak w tenisie zawodowym, każdy

    grający wyczynowo startuje w turniejach, gdzie zdobywa się punkty. Kategorie są do lat 12/14/16/18 a potem przechodzi się do grupy seniora. Ja gram w kategorii do lat 12. W tym roku skończę 11 lat w związku z tym mogę jeszcze rok walczyć w tej ka-tegorii.

    Turnieje są różnie punktowane w za-leżności od rangi. Czym wyższa ranga tym więcej punktów za zwycięstwo. Naj-wyżej punktowane są Mistrzostwa Polski. Ja aktualnie jestem na 25 miejscu w Polsce. W każdej kategorii najlepszych 8 zawodni-ków gra turniej Masters na koniec sezonu. To moje marzenie na koniec przyszłego roku.

    SędziowanieNienawidzę w meczach sędziowania.

    Dlaczego? Bo go nie ma. Wyobraźcie so-bie, że na turniejach na tym poziomie nie ma sędziego. Nie muszę Wam mówić, że często zdarza się, iż przeciwnik kantuje. I tak naprawdę nic z tym nie można zrobić.

    wszystko zaCzęło się 3 lata temu, kiedy tato zaProwadził mNie Na Pierwsze zajęCia teNisa. już Po kilku PierwszyCh zajęCiaCh wiedziałem, że teNis zagośCi w moim żyCiu Na dłużej. Nie ChCę oPowiadać o sobie. ChCiałbym Przybliżyć wam teNis od kuChNi.

  • 19

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Jeżeli na swojej połowie wykrzyczy aut, to zgodnie z zasadami, że każdy z zawodni-ków sędziuje sobie po swojej stronie kortu, nie mamy prawa takiej decyzji kwestiono-wać. Nie raz widziałem moją piłkę1 metr w korcie a przeciwnik krzyknął aut. Nie będę Wam mówił jak ciężko po meczu po-dać takiemu przeciwnikowi rękę.

    EtykietaTak jak w zawodowym tenisie, obo-

    wiązuje nas odpowiednie zachowanie. Je-steśmy karanie za niesportowe zachowa-nie. Rzucanie rakietą może skończyć się ostrzeżeniem lub nawet odjęciem punktów. Z kortu można zejść tylko po skończonym secie, więc lepiej do toalety iść przed me-czem. Nie wolno w kierunku przeciwnika robić żadnych gestów. Jeżeli po wygranej piłce zacisnę pięść to mogę to zrobić ale nie w kierunku przeciwnika. Słownictwo też musi być odpowiednie. Mnie denerwuje jeżeli przeciwnik krzyczy np. „jedziemy z nim”, „ta się gra”. „jazda” itp.

    KlubyWiększość zawodników reprezentuje

    jakieś kluby. Ja reprezentuję WKT Mera Warszawa. Pierwsze dwa lata trenowałem na Lech Kort przy ulicy Kazubów pod okiem trenera P. Marka Salmanowicza. Jeżeli ktoś z Was chciałby spróbować to polecam ten klub. Są prowadzone zajęcia

    dla dzieciaków w różnym wieku popołu-dniami. Jest okazja żeby zacząć po feriach zimowych. Dwa razy w roku są mistrzo-stwa klubowe Polski, gdzie walczy się ze-społowo. Bardzo fajne doświadczenie w tak indywidualnym sporcie jak tenis.

    TurniejeNa turniej Polskiego Związku Teniso-

    wego może zapisać się każdy kto ma licen-cję. Licencje wykupuje się raz w roku.

    W turnieju najczęściej może wystar-tować 32 zawodników. Decyduje ranking ogólnopolski. Rozstawieni są zawodnicy z najwyższym rankingiem. Największą frajdą jest oczekiwanie na losowanie dra-binki turniejowej. Jak to w życiu trzeba mieć trochę szczęścia żeby od razu w pierwszej rundzie nie trafić na 1 turniejową.

    Na zawodach gra się również turnieje deblowe i super momentem jest dobieranie partnerów. Turnieje trwają czasami tydzień. Wiąże się to z nieobecnością w szkole, faj-nie jeżeli jest to kilka dni ale niestety potem trzeba nadrobić zaległości. Nauczyciele przychylnie patrzą na moje hobby, inaczej na pewno miałbym kłopoty w szkole.

    ZimaNajwiększą zmorą osób grających

    w tenisa jest okres zimowy. Mało w Warsza-wie jest miejsc gdzie są korty pod dachem, a nawet jeżeli korty przykryte są tzw. „ba-

    lonem” to przy bardzo niskich temperatu-rach na dworze na korcie potrafi być około 0o C. Ciężko grać w tenisa ze skostniałymi rękoma. Dlatego tak bardzo trzeba podzi-wiać polskich tenisistów, którzy w naszym klimacie odnieśli sukces takich jak: Doma-chowska, Kubot, Radwańska, Janowicz czy nasi debliści Frystenberg i Matkowski.

    Tenis fajna zabawaNie musicie być zawodowcami. Tenisa

    warto nauczyć się tak jak pływania, jeż-dżenia na rowerze, nartach itp. Fajnie móc umówić się z kolegą i latem poodbijać piłkę na korcie. Przecież tak naprawdę kort jest nawet na terenie naszej szkoły. Nie zrażajcie się, początki są trudne ale potem jest niesa-mowita satysfakcja jak zagra się „winera” do którego przeciwnik nie ma szansy dojść.

    Nie wiem czy wiecie ale wśród naszych nauczycieli nie brakuje miłośników tenisa. Na przykład ksiądz Rafał Szwajca grywa w tenisa. Ostatnio miałem przyjemność po-grać z księdzem i muszę przyznać że zapa-łem i wolą walki nie ustępuje zawodnikom, ale w meczu chyba miałbym szansę.

    Koledzy i koleżanki do rakiet!

  • 20

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    O nich się będzie mówićsportowe sławynaszej szkoły

    W rozmowie z Mają Gockowiak (Vd) opowiadała Katarzyna Grabarczyk (VId)

    Nazywam się Kasia Grabarczyk i mam 13 lat. Jestem reprezen-tantką szkoły w różnych dzie-dzinach sportowych. Chciałabym wam opowiedzieć o mojej karierze sportowej.

    Interesuję się wieloma dziedzinami sportu jednym z moich ulubionych jest piłka ręczna, jednak najbardziej lubię siatkówkę ,w którą gram od 3 lat. Swo-ją przyszłość chcę wiązać właśnie z tym sportem. Za pół roku wybieram się do klubu UKS, ponieważ tam gdzie mieści się klub, będę również chodziła do gim-nazjum. Chcę wszystko sobie poukładać w kierunku sportu, a zwłaszcza siatków-ki, bo zamierzam zostać siatkarką i grać w reprezentacji Polski.

    Bardzo chciałabym zostać Sportow-cem Roku, ale jest duża konkurencja. To wyróżnienie dałoby mi ogromną sa-tysfakcję, jak i motywację do rozwijania swoich zainteresowań. Jednak nie tylko ja zasługuję na ten tytuł. Jest wiele osób, które również są wysportowane i są na-

    prawdę dobre w sporcie, także nawet jeśli go nie zdobędę, nie będę się tym bardzo przejmować.

    Jeżeli chodzi o drużynę, jesteśmy bardzo dobrze zgrane. Przed każdym meczem staramy się nie myśleć, że prze-gramy, bo to tylko osłabia naszą drużynę. Na boisku dajemy z siebie wszystko, aby poszło jak najlepiej. Przez nasze ciężkie treningi często udaje nam się zdobywać bardzo dobre miejsca. Nasze największe osiągnięcia to wygranie zawodów z piłki ręcznej (1 miejsce na Bemowie), jak i również z siatkówki. Oczywiście te wyniki to nie tylko nasza zasługa. Bez pomocy pani Eli Przybysławskiej, z pew-nością nie byłybyśmy mistrzami Bemowa, więc to właśnie do niej kieru-jemy nasze największe podziękowania. Kibice,

    którzy dopingują nas podczas zawodów również dają nam wsparcie. Jeśli mamy takie chwile, że chcemy się poddać kibi-ce motywują nas do walki.

    Podsumowując, będę rozwijać się. Do kariery zawodowej jeszcze długa droga, ale najważniejsze jest to, by się nie poddawać. Uczę się na swoich błę-dach i myślę, że to doprowadzi mnie do sukcesu.

    Mali ulubieńcy naszych nauczycieli

  • 21

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Mali ulubieńcy naszych nauczycieli

    mÓj pieS – lili

    Moja córka, jak chyba wszystkie dzieci świa-ta, marzyła o tym, żeby mieć swojego psa. Bardzo długo broniłam się przed jej proś-bami o kupno zwierzątka, bo spacery, kąpiele, obowiąz-ki... W końcu uległam i cztery lata temu, dokładnie w pierwszy dzień wiosny, w naszym domu pojawiła się maleńka Lili.

    Kiedy tylko wzięłam na ręce tę cieplutką, puchatą kuleczkę, po prostu zakochałam się i to z wzajemno-ścią. Od pierwszego dnia psinka chodziła za mną jak cień. To właśnie mnie wybrała na swoją panią i począt-kowo moja córka była o to bardzo zazdrosna. Z czasem jednak Lili zdobyła serca całej rodziny. Jest bowiem bardzo grzecznym, pogodnym, przyjacielskim psem i wspaniale okazuje swoje uczucia. Co rano budzi wszystkich domowników, obdarowując ich mokrymi całusami i domagając się pieszczot. Zawsze też rado-śnie wita całą rodzinę wracającą do domu i jest naj-szczęśliwsza, kiedy jesteśmy wszyscy razem. Gdy ja, mój mąż i córka robimy coś każdy w innym pokoju, nasz biedny pies nie może znaleźć sobie miejsca. Bar-dzo też denerwuje się, gdy na rodzinnym spacerze ktoś oddali się choćby na chwilę.

    Jest tylko jeden moment, gdy Lili staje się praw-dziwym uparciuchem. Kiedy spada śnieg, nasza pu-pilka kategorycznie odmawia wychodzenia na spacer. Na dworze siada i patrzy na nas, jakby mówiła: „Nie będę chodziła po tym mokrym i zimnym puchu. Jeśli koniecznie chcecie, abym wychodziła z domu, możecie mnie nosić”. Widocznie Lili, która pojawiła się w na-szym domu na wiosnę, nie lubi zimy, zresztą podobnie jak cała nasza rodzina. Ponieważ kochamy naszą psin-kę, zimą nosimy ją na rękach i wszyscy z utęsknieniem czekamy na nadejście wiosny.

    p. Anna Gajda - nauczycielka matematyki, wychowawca klasy VIc

  • 22

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Nasi mali ulubieńcyNasi mali ulubieńcy

    Nie wyobrażam sobie życia bez LoLiO swoim ulubieńcuopowiadała Aleksandra Ferenc (IVe)

    Bardzo długo przygotowywałam się do tego, aby mieć psa. Prze-czytałam chyba wszystkie książki o opiece i pielęgnacji psów. Przygotowa-łam również całą wyprawkę dla mego pu-pila. Oczywiście wcześniej wybrałam już imię dla mojej suczki. Najbardziej podo-bało mi się Lola.

    Lola to suczka rasy Yorkshire Terrier. Kiedy do nas przyjechała, od razu przy-zwyczaiła się do nowego otoczenia. Od pierwszego dnia cała nasza rodzinka ją pokochała. Mam już ją niecały miesiąc, a odkryłam, że jest bardzo mądrym psem. Mam wrażenie że rozumie wszystko co się do niej mówi. Jest bardzo towarzyska, lubi gdy przychodzą do mnie znajomi wtedy Lola z nami szaleje. Jest bardzo energicz-na, lubi wychodzić na spacery. Codziennie wychodzę z nią do parku. Zaraz goni za innymi psami. Jej ulubioną zabawą jest aportowanie, przynosi rzuconą zabawkę lub patyk. Lubi biegać w ogrodzie, bawić się, jeść i leżeć na kanapie. Gdy wrócę ze szkoły zaraz chce abym się z nią bawiła jest przy tym strasznie szalona i bardzo podekscytowana.

    Bardzo kocham moją sunię, nawet jak coś nabroi, to się na nią nie gniewam. Gdy zamieszkała w naszym domu wniosła do niego wiele radości. Ja również czuję, że Loli jest u nas dobrze.

    Myślę że przyjaźń między mną a Lolą będzie rozkwitać. Cieszę się że Ją mam!!!

    te ferie były dla mNie bardzo udaNe, PoNieważ wreszCie sPełNiło się moje Naj-większe marzeNie – mam CudowNego Pieska.

  • 23

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Nasi mali ulubieńcy

    dziwne imionamoich pupiliO swoich ulubieńcachopowiadała Gabrysia Grzelak (IVe)

    Zacznę może od mojej cho-miczki. Nazywa się Figa. Tak… Ten mały gryzoń, któ-rego widać na zdjęciu to właśnie ona. Czemu takie imię? No więc gdybyście się przyjrzeli jej noskowi zobaczyliby-ście figę. Proste, prawda? Mówiłam, że nadaję imiona także roślinom. Tak więc mój kaktus nazywa się Mak. Na-zwałam go tak, bo kiedy ludzie mówią mi, że dostanę kiedyś figę z makiem mówię im, że to już mam.

    - Mak to mój kaktus, a Figa jest chomikiem. - tłumaczę patrząc na

    zdziwione twarze.Mam też kaktusa Ireneusza. To

    moja ulubiona roślinka. Szczerze, nie wiem czemu akurat takie imię. Holenderka to roślina prosto z Ho-landii. Można się domyślić czemu tak się nazywa. Piotrek – sztucznie kręcony bambus przypominający szczotkę do toalety. Taka jest prawda! A nazwę odziedziczył po naturalnie pokręconym koledze z klasy. Bez ura-zy Piotrek…. Rośliny wszystkie, czas na ryby. Nie pamiętam ich wszystkich imion, ale mogę parę opisać. Ostroko-

    lec. Glonojad, który zabił swoimi kol-cami wiele ryb. Zranił nawet mojego dziadka, ale mniejsza z tym. Wśród ofiar znalazły się między innymi: Sejla, Buziak, Złotka i moja mała Nabucho-donozora. Biedne molinezje!!! Teraz mam dwie kosiarki. Olę i Lovedżema, czyli Kochamdżema. Chyba widać, że jestem fanką dżemu. Niedawno na-ukowcy odkryli (ja i dziadek), że Ola to facet. Musiał mieć straszne dzieciń-stwo =)

    Na PewNo maCie tak, że kiedy dostajeCie jakieś zwie-rze to od razu ChCeCie je Nazwać. w PrzyPadku kotów NajCzęśCiej jest to Puszek, albo mruCzek. u Chomików mogą to być imioNa takie jak tosia, tuPtuś itP. ja też lu-bię Nazywać swoje zwierzęta, a Nawet rośliNy. w moim PrzyPadku są to imioNa Na tyle NietyPowe, że NaPisałam o NiCh teN oto artykuł.

  • 24

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Byliśmy, widzieliśmy, opisujemy

    Czy pisanie to Pani zawód, czy hobby?Jest to zdecydowanie moje hobby, bo z za-wodu jestem nauczycielem-polonistą, pra-cuję w liceum ogólnokształcącym w Zło-toryi już od 15 lat. Wcześniej pracowałam z młodszymi uczniami w szkole podsta-wowej. Pracuje kładąc główny nacisk na to co dzisiaj wydaje mi się najistotniejsze. I tu pewnie zaskoczę uczniów- twoich ró-wieśników- bowiem nie uczę po to żeby dobrze przygotować ich do matury, tylko uczę żeby młodzi ludzie polubili literaturę, ponieważ zdecydowanie dzisiaj młodzież nie chce czytać. Boi się słowa pisanego unika i staram się prowadzić lekcje tak, aby to były lekcje interesujące, aby potem mój uczeń chciał czytać literaturę, którą pomogłam mu zrozumieć. Z góry zakła-

    dając, że lekturę musi przeczytać. A piszę zdecydowanie już w wolnych chwilach.

    Od jak dawna jest to Pani hobby?Piszę od bardzo dawna. Jeszcze w szkole średniej robiłam takie próbki, oczywiście dzisiaj mogę z nich się tylko śmiać, ale zdarzyło mi się, że kiedy pisałam w szkole średniej dużą pracę o poezji pewnej po-etki. Chciałam się sprawdzić, czy to jest coś warte to włożyłam do tej pracy mój wierszyk. Moja pani profesor od polskie-go nie poznała, że to jest mój wiersz, bar-dzo się nad nim napracowałam, dopraco-wywałam, no i mi się udało. I chciałabym wspomnieć , że w listopadzie miałam wie-czór autorski związany z publikacją mojej książki. Przybyła tam właśnie moja pani

    polonistka i dopiero jej się przyznałam, że to był mój wiersz.

    Ile tomów już Pani wydała?Osobny tom z moją poezją dopiero pierwszy, ale wyszłam już w 5 antologiach. Ostatnią (antologią) była właśnie książka p.t. „Ósme piętro”

    Czym Pani zajmuje się na co dzień?Na co dzień, kiedy już wyjdę z roli na-uczycielki to jestem po prostu już matką, żoną, babcią. Sprzątam, gotuję, przygoto-wuje świetna dla moich dzieci zabieram wnuczęta na ferie zimowe w góry. Żyję normalnym życiem, ale przyznam, że naj-więcej czasu popołudniu poświęcam lite-raturze, bo kiedy się pisze to trzeba bardzo

    TRAKTUJę KAżDY MÓJ WIERSZ JAK MAŁą OPOWIEść O CZŁOWIEKUWywiad z Panią Jolantą Zarębską. Nauczycielką Języka polskie-go oraz opiekunem teatru „Mimo wszystko” w Liceum Ogólno-kształcącym im. Jana Pawła II w Złotoryi.

    rozmawiała weroNika zarębska (Via)

  • 25

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Byliśmy, widzieliśmy, opisujemy dużo czytać, trzeba konfrontować to co się robi samemu z inną poezją. Wypo-życza się książki, oddaje, bierze nowe i ciągle, ciągle czyta. Poza poezją, czy-tam powieści.

    Czy Pani powieści pomagają przy pra-cy nauczycielki?Kiedy wydałam książkę i zrobiłam re-klamę w moim liceum to miałam tro-chę opory, bo dużo wierszy jest tam dla dorosłych, ale jednak moi uczniowie odebrali to bardzo dobrze, że stałam się pisarką, że są moje wiersze, więc zupeł-nie mi to nie przeszkadza. Czy pomaga? Ja wiem, że w zawodzie nauczycielskim jest ważne taka rzecz jak popularność, ale to nie wszystko. Nie wydaje mi się żeby uczniowie mieli takie potrzeby, żeby wyrażali wobec mnie zachwyt, bo jestem pisarką, ważniejsze jest dla mnie, żeby byli lojalni wobec mnie i siebie. Żeby nie ściągali prac z Internetu, żeby byli kulturalni, grzeczni na lekcjach.

    Dużo czasu Pani poświecą na napisa-nie jednego wiersza?Czasem jest tak, że wiersz sam się ro-dzi w głowie i nawet trzeba szybciut-ko odłożyć jakaś czynność , ale potem rozwijanie tej myśli kształcenie, szuflo-wanie tego wiersza potrzebny jest cały miesiąc, albo nawet dwa. Bardzo stara-łam się poruszyć tematy różnych trage-dii. Wiersz pouczający nie jest dobry, ponieważ ludzie go często po prostu nie akceptują. Ja napisałam wiersz nie po-uczający, ale zachęcający. Posłuchaj:„idź a nie zapomnij, że wrażliwość i czułość nie są przypadłościami świata.

    Ich nadmiar wentyluje poezjaCzy inneZamierzone działanie artysty.Z tego będzie rzecz.

    Jakkolwiek będą ci mieli za złe Podzielony bochenekZłotówkę, wrzuconą do kapelusza ulicz-nej śpiewaczki,Sms o treści „pomagam”

    Na takich, nie – innych – stoiKilka prawd, wykiełkowanych z banału:

    Nie zabijaj, kochaj, nie zostawiaj dziecka na dworcu.

    Bo pierwsze rzuci kamieniem.”

    Traktuję każdy mój wiersz jak małą opowieść o człowieku.

    Skąd Pani bierze wenę?Te wiersze pochodzą z różnych powo-dów. Sytuacji. Wena, czyli natchnienie to jest po prostu sen. Coś mi się śniło i musiałam to po prostu napisać, opisać. Czasami z uczuć, coś mi się zdarzyło, mocno cos przeżyłam, albo czegoś się bardzo bałam, albo z czegoś się bardzo cieszę. Także z innych wierszy, powie-ści, opowiadań. Mm wiersze o Julii z „Romea i Julii”, Atena, Penelopa, Mars, Afrodyta, Wenus. Głownie pró-buję zestawić gotową postać archety-piczna* i staram się czasami z dystan-sem, w zabawny sposób, ten archetyp ma przyrównać do postaci współcze-snej kobiety. Doszłam do wniosku, że wiele nas ze sobą łączy.

    Skąd Pani wpadła na pomysł, aby pisać wiersze?Jakoś samo mi to przyszło. Zaczę-łam składać wierszyki, bo w mojej ro-dzinie się dużo śpiewało i gdzieś tam w głowie małego dziecka zafunkcjo-nowały rytmy, jakaś wyobrażona melo-dia, śpiewana, usłyszana, gdzieś na wsi. mieszkałam prawie zawsze w mieście, a rodzice często mnie wywozili na wieś, gdzie jest świeże powietrze, warzywa, zapachy. Spędzaliśmy tam bardzo, bar-dzo dużo czasu, np. w urodziny, święta. Tam również się dużo śpiewało. Zimą chodziłam z babcią na pióro rajki, czyli darcie piór i tam kobiety siedziały darły piorą, opowiadały sobie anegdoty, śpie-wały, podśpiewywały sobie różne melo-dyjki. Ja miałam wtedy 5 lub 6 lat i by-łam tym zjawiskiem zachwycona. I jak one tak śpiewały, nuciły układały mi się w głowie słowa, ale w tedy ich jeszcze nie zapisywałam. Niedługo potem jed-nak zaczęłam na świstkach papieru, w pamiętniku. Ale żeby tak od razu za-cząć pisać to oczywiście dopiero o wiele później. Jak byłam młoda, zakochałam się i oczywiście pisałam o tym wiele wierszy. Wydaje mi się, ze większość poetów tak zaczyna.

    Jakie są głowni tematy Pani wierszy?To jest trudne pytanie, bo to jest wszystko. Ale jednak przeważają por-trety kobiet. Różnych kobiet, w różnych sytuacjach, np. takich, które są szczę-śliwe i fruwają pod niebiosa, a także zawiedzione, porzucone przeżywające tragedie, i jeszcze które skupione są na macierzyństwie, poświęcają się pracy i jeszcze w wielu, wielu innych sytu-acjach. Ale nie nazywam wszystkiego po imieniu, nazwisku, bo głownie są to moi najbliżsi, a oni mają również prawo do prywatności.

    Myślała Pani nad napisaniem powie-ści lub opowiadania?Oczywiście. Już nawet zaczęłam opo-wiadanka króciutkie, gdzieś tam na konkursy. Doskonale pisze się na kon-kursy, gdy ktoś zażąda od ciebie tematu. Tak jak od was nauczyciele wymagają tematu wypracowania. Wtedy masz prace ukierunkowaną przez temat. For-mułujesz to co najistotniejsze. Siedzi u mnie w głowie powieść już napisałam ok.4 rozdziałów.

    Do kogo głównie kieruje Pani swoją twórczość?Na początku myślałam, ze tylko do moich rówieśników, czyli do ludzi doj-rzałych, szykujących się na emeryturę. Robię wszystko, żeby się trzymać i mło-do się czuć, myślę, że to spotykanie się z młodzieżą daje mi tą siłę. Młodzież również bardzo chętnie czyta moje wiersze i rozmawia o tym ze mną. Je-stem bardzo tym zachwycona.

    Prowadzi Pani teatr w liceum i ma pani bardzo duży kontakt z młodzieżą. Uważa się pani za osobę „na czasie”?Moi uczniowie za plecami, tacy, co mnie lubią mówią do mnie „pańcia”. Ja uczę chodzić prosto, równo stawiać nogi, uczę ładnie mówić, kiedy dziewczyny wydają mi się są niestosownie ubrane, umalowane mówie im to wprost i w tym jestem staromodna. Nie jestem typem nauczyciela, który się koleguje z ucznia-mi. Mowie moim uczniom „Jesteście super, dobrze to zrobiliście, wspaniale wam to wyszło!” I kiedy mamy gdzieś wystąpić, mówię o teatrze, to dziewczy-ny się mnie pytają jaką sukienkę założyć „- Pańcia, ta, czy tamta?”. Zdają się na mój gust. Czy uważam się za osobę „na czasie”? Tak! Siadam do komputera, bo umiem się posługiwać się nim dosyć sprawnie. Wszyscy uczniowie w mo-jej szkole raczej umieją się posługiwać takimi rzeczami, bo mamy e-dziennik, czyli elektroniczny dziennik. Nadążam za modą, literaturą, makijażem, różny-mi fryzurami, więc chyba tak, jestem „na czasie”.

    *postacie archetypiczne to są wzorce tak jak Penelopa jest wzorcem wiernej żony.

  • 26

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    poezja znaleziona w szufladzie

    Zasłyszane na korytarzu

    wartość czytaNialektur SzkolnychWiktoria Zieńkowska (Vb)

    Drodzy Czytelnicy, proszę, byście nie wierzyli tym obie-gowym opiniom. Wy, wierni przyjaciele „Bzika”, wiecie doskonale, że wartość czytania jest nieoceniona. Ja pragnę przedstawić Wam korzyści płynące z czytania lektur.

    Przede wszystkim książki znajdu-jące się na listach lektur mają dużą wartość artystyczną. Każdy czytelnik obcuje z pięknym językiem, bogatym w liczne środki artystyczne. Nawet jeśli autor wprowadza elementy ję-zyka potocznego, czyni to z umiarem i w określonym celu. W ten sposób mamy możliwość kształtowania swo-jej kultury czytelniczej.

    Następny argument dotyczy tre-ści lektur. Książki dobierane są do potrzeb psychicznych i emocjonal-nych, właściwych dla każdego etapu rozwoju. Jeżeli sami zbyt wcześnie sięgniemy po utwór dla nas nieodpo-

    wiedni, tylko się zniechęcimy. Od-wrotna sytuacja też jest niekorzystna. Jeśli nastolatek po raz pierwszy prze-czytałby „Baśnie” Ch. Perraulta, to na pewno nie umiałby się już zachwycić światem fantazji właściwym dla wie-ku dziecięcego. Zaufajmy więc spe-cjalistom, którzy układają listy lektur w oparciu o szeroką wiedzę o nas i naszym rozwoju.

    Kolejny problem, jaki chcę po-ruszyć, dotyczy zdobywania do-świadczeń życiowych. O, tak przede wszystkim uczymy sie na własnych błędach. Jednak przygody bohate-rów lektur, bawiąc, mogą być dla nas nauką. Gdy przygotowuję posiłek, staram sie nie myśleć o niebieskich migdałach, by nie iść w ślady Ani z Zielonego Wzgórza. Bohaterowie lektur nie są kryształowymi postacia-mi, ale oni pomagają nam uwierzyć, że nikt nie jest całkiem zły.

    Pamiętajmy też, że szkolne lektu-ry wcale nie są nudne i mogą bardzo urozmaicić codzienne życie ucznia. Jeśli ktoś nie zgadza się ze mną, to pewnie nigdy nie był w Narnii, nie tropił Indianina Joego i nie wędrował wraz ze Stasiem i Nel. Zamiast żyć tylko od klasówki do klasówki, może lepiej z niecierpliwością czekać na spotkanie z Tomkiem Wilmowskim?

    Dzięki czytaniu odpowiednio do-branych lektur zdobędziemy nowe spojrzenie na świat, nauczymy się też patrzeć na nasze życie z różnych perspektyw. Na pewno wzbogacimy słownictwo, rozwiniemy wyobraźnię, ale też poszerzymy horyzonty myślo-we, staniemy się wrażliwsi. Po prostu będziemy bogatsi! Zatem, do zoba-czenia w bibliotece szkolnej!

    „Lektura” - słowo, które budzi Lęk Lub niechęć wieLu uczniów. oznacza książkę, którą naLeży obowiązkowo przeczytać w okreśLonym czasie, następnie wykazać się znajomo-ścią jej treści na kartkówce, omawiać na koLejnych Lekcjach wydarzenia w niej przed-stawione, no i jeszcze napisać wypracowanie udowadniające zrozumienie przesła-nia tego utworu. jednym słowem, szkoLna zmora!!!

  • 27

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    PAW I SŁOWIK

    Pysznił się i przechwalał paw wśród zwierząt grona:„Jestem z was najpiękniejszy - nikt mnie nie pokona!Proszę kłaniać się nisko mi na każdym kroku,Poczynając od rana do późnego zmroku!”W ptasich mediach reklamę paw wykupił całą, Więc dla innej zwierzyny już nic nie zostało.Lecz gdy wieczór zapadał wszyscy się dziwili,I pytali z zachwytem : „Kto tak pięknie kwili?”Ale słowik przez skromność, mimo nocnej ciszyUdał wręcz , że pytania takiego nie słyszy.Za to paw na facebooku napisał wnet zdanie:„Do mnie, pawia, należy to piękne śpiewanie.”Król lew dla pewności zrobił śpiewu próbę:Słowikowi – na chwałę, pawiowi – na zgubę.

    Morał prosty z tej bajki teraz się wyłoni:Prawda wcześniej czy później – sama się obroni !

    Wiktoria Zieńkowska (VB)

    poezja znaleziona w szufladzie

    Zasłyszane na korytarzu

  • 28

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Podróże małe i duże

    Ferie zimowew gorącej KeNiiPomimo, że w afryCe sPędzałam już wakaCje wiele razy, odPoCzywałam w egiPCie, NajlePiej wsPomiNam mój wyjazd do keNii – Państwa, które leży w środkowej CzęśCi afryki, gdzie Przebiega rówNik.

    Pobyt w Kenii spędzałam w mia-steczku Ukunda, oddalonym o około godziny jazdy od Mombasy – drugiego co do wielkości miasta w Kenii.

    Ukunda położona jest w bezpo-średnim sąsiędztwie pięknych plaż Diani Beach.

    W pierwszych dniach mojego wy-poczynku spędziłam czas na poznaniu miasta Mombasa, jego ludności, za-

    bytków i kultury życia mieszkańców. Zwiedziłam stare miasto, gdzie jest wiele zabytków takich jak port, stare miasto, czy fort Jezusa, w którym wię-ziono niewolników.

    Najbardziej zapamiętałam uśmiech-niętych, czarnoskórych mieszkańców, którzy codziennie zabiegali o pracę, pożywienie i wodę.

    Mieszkańcy prowadzili swoje co-dzienne życie na ulicy, gdzie w obec-

    ności innych gotowali pożywienie, prali odzież oraz bawili się z dziećmi.

    W pamięci mam kenijskie kobiety, które potrafiły unieść na swoich gło-wach wielkie, ciężkie kosze oraz po-jemniki z wodą.

    W kolejnych dniach miałam oka-zję uczestniczyć w wyprawie safari. Długi czas podróży wynagrodził wi-dok sawany i zwierząt: słoni, żyraf, hi-popotamów, bawołów, antylop, lwów,

    Anna Stawska (Vb)

  • 29

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    zebr, strusi, orłów i innych gatunków ptaków.

    Najbardziej podobały mi się rodzi-ny słoni czerwonych, które widziałam na wyciągnięcie ręki.

    Wspominam śmieszną sytuację, kiedy jedna ze słonic broniąc swojego stada, próbowała gonić nasz mini van, myśląc że jesteśmy zagrożeniem dla całej rodziny słoni.

    Widokiem, który zapamiętam była obserwacja zwierząt, które stadami kierowały się do zbiorników z wodą. Wody broniły wielkie hipopotamy oraz lwy wylegujące się w cieniu roz-łorzystych drzew.

    Kolejne dni spędziałm na plaży Oceanu Indyjskiego, gdzie codzienny przypływ i odpływ ukazywał morskie zwierzęta takie jak: jeżozwierze, kraby, kolczatki, kałamarnice i wiele gatun-ków kolorowych ryb. Miękki i biały piasek usłany był muszlami i małymi krabami.

    Okoliczne rafy koralowe były do-mem dla wielu gatunków morskich zwierząt.

    Hotel, w którym spędziłam wyjazd nosi nazwę Baobab Beach Resort. Na-zwa pochodzi od wielkich drzew afry-kańskich pod nazwą Baobab. To wiel-kie drzewa z olbrzymim pniem, które tracą liście po czterech miesiącach,

    aby nie wykorzystywać całej wody zgromadzonej w korzeniach i pniu. Baobaby dbają o wodę, liście kwitną tylko na połowie korony drzewa, dru-ga połowa jest bezlistna.

    Hotel położony jest w pięknym ogrodzie, który jest również domem setek małpek i pawianów. Małpki są bardzo sprytne i zabawne. Potrafią skraść paczkę cukierków, wyrwać z rąk czekoladki i zagarnąć wszystkie błyskotki. Jedną z historii, którą mile

    wspominam była bardzo śmieszna sy-tuacja, gdzie siedziałam w fotelu na tarasie, jedząc moje ulubione ciastka.

    Nagle podbiega małpka, wyrywa mi z rąk ciastka, przewracając stolik do góry nogami. Małpka ze swoją zdo-byczą patrzy na mnie i uśmiecha się bo na ucztę zaprosiła swoich wiernych przyjaciół. Pozostałe małpki ustawiają się w kolejce do poczęstunku. Małpki wchodzą często do hotelu, gdzie dum-nie spacerują po deptakach i trawni-kach. To widok, którego nigdzie in-dziej nie widziałam.

    Podczas pobytu w Kenii miałam okazję spróbować wielu tutejszych smakołyków i owoców. Jadłam pyszne

    mango, granaty, owoce baobabu, figi, cytrusy.

    Wycieczkę do Kenii wspominam jako cudowne przeżycie. Poznałam inną kulturę, cudownych ludzi. Wi-doki na długo pozostaną w mojej pa-mięci.

  • 30

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Podróże małe i duże

    Świat widzianyz wysokoŚci PodCzas drugiego tygodNia ferii wyruszyłam w długą Podróż do tajlaNdii. byłam tam 10 dNi - 2 dNi w baNgkoku i 8 dNi Na wy-sPie krabi (ko-laNta).

    Podróż była długa oraz bardzo męcząca. Gdy po 22. godzinach podróży dotarłyśmy do Bangkoku zmo-bilizowałyśmy się i ruszyły-śmy zwiedzać. Jechałyśmy me-trem, zwiedziłyśmy największe i najbardziej ekskluzywne cen-trum handlowe w Bangkoku.

    Następnego dnia wynajęły-śmy sobie tuk-tuka czyli taką TAXI tylko na świeżym powie-trzu. Pojechałyśmy do ,,Wat Benchamabophit” - takiej starej świątyni, a następnie do ,,The Big Palace” czyli do pałacu wielkiego Buddy. W Bangkoku było mnóstwo ludzi. Wiecie, ile

    ludzi żyje w Bangkoku? Ponad 12 milionów. W wielkim pała-cu obejrzałyśmy szmaragdowe-go Buddę. Już wiem dlaczego nazywa się on ,,Big Palace”. Ponieważ jest naprawdę bardzo duży a jego zwiedzenie zajęło nam 5 godzin. Pod koniec dnia pojechałyśmy zobaczyć posąg

    Aleksandra Zając (IVb)

  • 31

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Wielkiego Buddy, który wy-konany jest w całości ze złota. Jego widok robi niesamowite wrażenie. Wieczorem wynaję-łyśmy z mamą łódź i popłynę-łyśmy po rzece.

    Po udanym pobycie w Bang-koku poleciałyśmy na wyspę Krabi. Najśmieszniejsze było to, że nie czekali na moją mamę - Joannę Dębek, tylko na Pana Johna Dębek! Było śmiechu co niemiara! Gdy dojechałyśmy do hotelu na wyspie ucieszyłyśmy się i odświeżyłyśmy po czym poszłyśmy na plażę powygrze-wać się na słoneczku. Spędza-łyśmy czas bardzo spokojnie i wesoło. Były tam przepyszne owoce.

    Po tygodniowym leniucho-waniu postanowiłyśmy poje-chać z mamą na farmę słoni, gdzie przejechałyśmy się na słoniu i zobaczyłyśmy ogromny wodospad. Pewnie teraz jeste-ście ciekawi jak wyglądała taka przejażdżka? Już opowiadam. Jechałyśmy z mamą na naj-większym słoniu na tej farmie, który nosił imię Dola, była to dziewczynka. Wejść na nią nie było takie łatwe! Pod koniec wycieczki Dola ochlapała nas wodą i błotem! To było śmiesz-ne! Po udanej przejażdżce na-karmiłyśmy słonie i ruszyłyśmy do wodospadu przez górzyste tereny i rzeczkę. Było tam bar-dzo niebezpiecznie! Gdy do-szłyśmy do wodospadu okazało się, że to nie wodospad tylko dwa strumyczki wody. Wyką-pałyśmy się tam i wróciłyśmy na farmę.

    Podróż była udana i bardzo ciekawa. Po wszystkich atrak-cjach nadszed szczęśliwy czas powrotu do Warszawy.

    Was wszystkich zachęcam do podróżowania po świecie bo jest wspaniale…

  • 32

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    Podróże małe i duże

    wędrówka wŚród starożytnych piramidegiPt to jedNa z NajstarszyCh CywilizaCji świata i o kojarzy się z kraiNą fa-raoNów, Piramid i starożytNyCh bogów. ale dla mNie to Przede wszystkim kraiNa słońCa, wsPaNiałyCh Plaż, PiękNyCh hoteli i beztroskiej rozrywki Czyli jedNym słowem - udaNyCh wakaCji. Nie dość, że Pier wszy raz leCiałam samolotem, to w dodatku do egzotyCzNego kraju, PołożoNego Nad morzem Czer woNym.

    Nasz hotel Aquamarine mie-ścił się w Hurghadzie, ty-powo turystycznym mia-steczku. Hurghada położona jest w południowej części kraju, który z jednej strony pełen jest pięknych

    miejsc, ale z drugiej strony jest tam brud i bieda.

    W Hurghadzie warto zwiedzić Luksor i Dolinę Królów z Gro-bowcem Tutenchamona, przepły-nąć statkiem po Nilu – czyli naj-

    dłuższej rzece świata, wybrać się na przejażdżkę po pustyni, najlepiej na wielbłądzie oraz ponurkować, żeby zobaczyć rafy z bliska.

    Warto dodać, że w północnej części Egiptu, w Kairze, czyli stolicy

    Martyna Lewandowska (IVa)

  • 33

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    Egiptu są muzea kairskie i sfinksa. W Gizie znajdują się słynne pira-midy Cheopsa i Sfinksa. Jest rów-nież Góra Mojżesza, gdzie Mojżesz dostał od Boga tablicę z 10 przyka-zaniami.

    Ciekawostką jest również to, że w Egipcie, arabskim kraju, żyje około 85% muzułmanów i 15% chrześcijan. Na ulicach widać męż-czyzn ubranych w galabije i kobiety odziane w hidżab. Jeden Egipcja-nin, wyznawca islamu, może mieć aż 4 żony.

    Oprócz wylegiwania się na pla-ży, kąpania w cudownych basenach (woda w morzu swą temperaturą nie zachęciła mnie do kąpieli) i ob-jadania różnymi smakołykami miej-scowej kuchni (choć przyznam, że frytki i spaghetti też mieli), byłam na dwóch wycieczkach. Pierwsza to był rejs statkiem ze szklanym dnem przez który podziwialiśmy rafy ko-ralowe.

    Druga to była wizyta w delfina-rium i podziwianie występów del-finów fok, morsa i lwa morskiego. Wychodziliśmy również na spacery poza hotel, gdzie funkcjonują barw-ne targowiska, na których można tanio kupić oryginalne pamiątki, je-śli tylko potrafimy się targować, bo tutaj jest to niemal tradycja. Egip-

    cjanie za każdą przysługę ocze-kiwali bakszyszu - czyli napiwku, a obyczaj jego dawania jest związa-ny z religią islamu, nakazującą dzie-lenie się majątkiem z biednymi. Po-nadto samochody poruszają się po ulicach bez żadnych zasad, dlatego trzeba bardzo uważać przechodząc przez jezdnię. Na pamiątkę warto kupić papirusy, fajkę wodną (szi-szę), figurki np. z alabastru.

    Wieczorami chodziliśmy do ho-telowego teatru, gdzie uczestniczy-łam w zabawach dla dzieci a potem oglądaliśmy występy miejscowej grupy tanecznej lub folklor egipski.

  • 34

    BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI nUmEr 3(46)

    AniA,

    Tomek i kosm

    iTA

    danieL skrzecz Vic

    Piątkowe popołudnie było zimne i wietrzne. Przez za-chmurzone niebo ledwo do-cierały na ziemię promienie słońca. 9-letnia Ania i jej starszy o 2 lata bart Tomek nie mieli żadnego po-mysłu na spędzenie wolnego czasu. Od pół godziny siedzieli na osie-dlowej ławce i zadawali sobie co chwila pytanie: - W co możemy się pobawić ?- Nie mam zielonego pojęcia … - odpowiadali na zmianę.W pewnym momencie chłopak ze-rwał się na równe nogi i zapropo-nował:- Wiem! Pójdźmy do lasku, może tam spotkamy kogoś znajomego.- Świetny pomysł, Tomku, chodź-my tam natychmiast! – odpowie-działa mu siostra. Rodzeństwo czym prędzej popędziło do pobliskiego zagajni-ka. Gdy odwiedziło już wszystkie ścieżki, zakamarki i inne miejsca, gdzie zwykle bawiło się z przyja-ciółmi, stwierdziło w końcu, że za-pewne ze względu na pogodę wszy-scy znajomi spędzają wolny czas w swoich domach. - Strata czasu! Nuda… – pomyślał Tomek.

    Gdy już wracali, zrezygno-wani, do domu, nagle oboje poczu-li silny podmuch wiatru, jak przy starcie helikoptera. Zaraz potem usłyszeli dziwny odgłos, podobny do dźwięku przelatującej z ogrom-ną prędkością piłki. Następnie zo-baczyli piękne, kolorowe światła, jakby ktoś zapalił ogromne lampki na równie dużej choince. Bijący od nich blask był tak jaskrawy, że dzie-ci musiały zakryć oczy. Kiedy tylko Ania i Tomek otworzyli powieki, od razu pobiegli w kierunku niezwykłego zjawiska. Gdy przybyli na miejsce, ujrzeli coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widzieli. Był to pojazd, ale tak niezwykły, że nie można go było opisać słowami. Trzeba było go po prostu zobaczyć. Nie przypominał ziemskich samochodów. Wyglądał piękniej niż wszystkie współczesne pojazdy razem wzięte. Był jak po-łączenie najnowszego Ferrari z X–Wingiem z „Gwiezdnych Wojen”. Nagle kabina statku otwo-rzyła się, a ze środka wydobyły się kłęby pary. Z wnętrza pojazdu wy-łoniła się ciemna, bardzo wysoka postać.

    Po dłuższej chwili przed przestraszonymi dziećmi stanął trzymetrowy kosmita. Posiadał małą, kanciastą głowę, wielkie, nie-bieskie oczy i lekko zakrzywiony nos. Miał krótką, lecz chudą i wą-ską szyją. Jego dobrze umięśnione ręce były tak długie, że sięgały do samej ziemi. Na swych prostych, lecz krótkich nóżkach chodził bar-dzo wolno oraz trochę chwiejnie. Zanim do dzieci dotarło, co się wła-śnie stało, minęło kilka minut.- Tomku, co to jest? – po długiej chwili milczenia zapytała przestra-szona dziewczynka.- Jeśli mnie oczy nie mylą, stoi przed nami najprawdziwszy kosmi-ta – odrzekł półprzytomny ze stra-chu chłopiec.- Przecież kosmici nie istnieją! Na-wet mama tak mówi, prawda bra-ciszku?- Też tak myślałem, ale najwidocz-niej i ja, i mama się myliliśmy – od-parł chłopiec.- Co teraz zrobimy? – zapytała Ania. – A jeśli on jest niebezpieczny i coś nam zrobi?- Nie bój się! Zaraz to sprawdzimy. Jest jeden sposób, żeby się przeko-nać – powiedział pewnie Tomek.

  • 35

    nUmEr 3(46) BzIk - BarDzo zWarIoWany Informator kUjońSkI

    AniA,

    Tomek i kosm

    iTA Chłopiec odważnie ruszył w stronę kosmity, jednak poruszał się zbyt szybko. Spłoszyło przyby-sza, który wydał z siebie przeraź-liwy krzyk i cofnął się w kierunku pojazdu. Tomek spróbował jeszcze raz, ale tym razem dużo wolniej i spokojniej. Teraz wszystko szło tak, jak brat Ani zaplanował. Po pewnym czasie, gdy i on, i kosmita byli bardzo blisko siebie, chłopiec zaczął spokojnie i wyraźnie mówić do nieznajomego, najpierw po pol-sku, później po angielsku. Stwór, o dziwo, chyba zrozumiał Tomka i na pytanie: „Skąd jesteś?” odpo-wiedział, pokazując swoimi długi-mi palcami niebo. W pewnym momencie kosmita niespodziewanie dosko-czył najpierw do chłopca, później do jego siostry, złapał ich i ku ich wielkiemu przerażeniu, zaniósł wprost do statku. Powoli zaczęli się wznosić. Po kilku, może kilkunastu sekundach byli tak wysoko nad zie-mią, że warszawskie wieżowce wy-glądały jak małe klocki Lego. Po niecałych 20 minutach podróży byli już w kosmosie, w innej galaktyce. Nikt przez długi moment się nie odzywał. W końcu Ania przerwała ciszę pytaniem do brata:- Czy on nas porwał? Mówiłam, że jest zły! – po czym rozpłakała się.Tomek przez chwilę przyglądał się kosmicie. Wydawało mu się, że mieszkaniec innej planety uśmie-cha się do niego. Zauważył też, że obcy cały czas wskazuje palcem na coś, co było w górze. Domyślił się, że nieznajomy chce im coś pokazać … Po chwili statek wylądo-wał, a oczom dzieci ukazał się za-skakujący widok: w miejscu, w którym wyszli z pojazdu stała mała dziewczynka-kosmitka, łudząco podobna do ich nowego znajomego z innej planety.

    Tomek zrozu-miał, o co chodzi i uradowany krzyknął do siostry:- Nie płacz, on nas wcale nie porwał! Po prostu chciał nam p o k a z a ć swoją ro-dzinę! To jest chyba jego sio-stra…- Naprawdę? Czyli wróci-my na Ziemię?- Oczywiście, On w ogóle nie jest zły. Mogę ci obiecać, że zaraz wrócimy do War-szawy – zapewnił siostrę. Chłopak wcale się nie mylił. Chwilę po tej rozmowie cała czwórka wracała na Ziemię. Po wylądowaniu rodzeństwo poże-gnało się z kosmitą i jego siostrą, po czym wróciło do domu. Mama akurat ugotowała zupę – rosół z kury, ulubioną po-trawę Ani. Jednak ani ona, ani jej brat nie mieli ochoty nic jeść. Po-trzebowali wielu dni, aby wrócić do swoich normalnych zajęć. Postano-wili nikomu nie mówić o tym co się stało, a sami codziennie chodzili w to samo miejsce do lasu, ponie-waż mieli nadzieję, że ich poza-ziemski przyjaciel któregoś dnia wróci i znów razem gdzieś polecą. Może do innej galaktyki? Myślę, że nawet gdyby chcieli, nie zapomną tej przygody. Można powiedzieć, że od tamtego piątku wszystko w ich życiu się zmieniło.

  • Spotkania z ciekawymi ludźmi ...

    Krzysztof Ziemiec - dziennikarz