Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

13
Nowy Przegląd Wszechpolski 3 Numer 7-8-9 2011 TEMAT MIESIĄCA Janusz Wlodyka Spór o Powstanie Warszawskie Spór ten przetoczyl się w tym roku przez lamy wielu gazet i fora internetowe, przybieraj ąc wyj ąt- kowe nasilenie. Jego donatorem stala się jedna krótka wypowiedź ministra spraw zagranicznych, Radoslawa Sikorskiego, który zamieścil na spo- lecznościowym portalu Twitter taki oto wpis: „Po- wstanie Warszawskie bylo narodową katastrofą. Wywolalo to z miejsca niezwykle gwaltowną, żywiolową, można by nawet rzec histeryczną re- akcj ę zapamiętalych jego czcicieli, szczególnie tych skupionych okolo PiS-u. Sygnal do niej dali warszawscy radni tej partii, dla których takie po- stawienie sprawy jest niedopuszczalnym narusze- niem jakowej ś narodowej świętości: „Z najwyż- szym oburzeniem przyjmujemy slowa wiceprze- wodnicz ącego PO, godz ące w pami ęć o Powsta- niu Warszawskim (w tych kręgach używa się za- wsze w odniesieniu do tego wydarzenia dużych liter, dla uwypuklenia jego szczególnej rangi i do- nioslości, choć reguly ortograficzne j ęzyka pol- skiego wcale tego nie wymagaj ą, podobnie ma się sprawa z Marszalkiem Pilsudzkim; w zwyklych wypadkach ten stopień wojskowy pisze się z malej litery – podkr. moje – J.W.). „Nazywanie Powsta- nia katastrofą uznajemy za niedopuszczalne. Podważanie sensu heroicznego zrywu powstań- ców, atak na ich dowódców przywoluje w pami ęci praktyki wladz komunistycznych, które nie powin- ny mieć miejsca w Wolnej i Niepodleglej Rze- czypospolitej”. A więc, zdaniem pisowskich akty- wistów mamy teraz wlaśnie szczęśliwy czas wol- ności i niepodleglości, podczas gdy za „komuny” Polska byla calkowicie zniewolona – warto na wstępie tą wykladnię polskich dziejów odnoto- wać, bo doskonale oddaje ona panuj ącą w tym środowisku mentalność. Za tym uroczystym protestem poszly kolejne glosy „świętego” oburzenia, plynące już od oficje- li wyższej rangi. Rzecznik PiS, p. Mariusz Blasz- czak poszedl po tej samej linii rozumowania i wnioskowania: „Sikorski stanąl tym samym w jednym szeregu z komunistyczną propagandą, zaś p. posel Adam Hofman zaklinal się, iż: „przez ten trud (powstanie warszawskie) mamy dzisiaj wolną, niepodlegl ą Polskę”. Wszelako nie pokwa- pil się bardziej szczególowo uzasadnić tej wznio- slej tezy. Traktuje j ą najwidoczniej jako klasyczny aksjomat, nie potrzebuj ący jakichkolwiek uzasad- nień. Z kolei niezawodny i zawsze czujny p. posel Karol Karski postawil wyrok wprost miażdżący: „Slowa Sikorskiego są wpisaniem si ę w rosyjską narrację historii Polski” . W sukurs wymienionym pisowskim prominen- tom przyszly niektóre eksponowane postacie z kręgów kombatanckich. Wedle samego prezesa Związku Powstańców Warszawskich, gen. Zbi- gniewa Ścibor-Rylskiego: „Takie slowa nie powin- ny paść z ust ministra. Powstanie musialo wy- buchnąć, nie bylo od niego odwrotu. A historia pokazala, że nasz trud byl sluszny i ofiary ponie- sione przez powstańców i ludność cywilną nie poszly na marne. Doczekali śmy si ę po latach wolnej Polski i demokracji”. Swoje musial dolożyć tradycyjnie i „ND”, który w numerze z 4 sierpnia br. piórem red. Wojcie- cha Reszczyńskiego zakwalifikowal slowa Sikor- skiego wręcz jako: „przejaw antypolonizmu” . Zaś dzień źniej w tej samej gazecie prof. Witold Kieżun spekulowal następuj ąco: „Jak daleko w gląb Europy zaszla by Armia Czerwona, gdyby nie Powstanie Warszawskie. Polacy zaplaci li za to zniszczeniem warszawskiej AK i centralnego ośrodka niezależnej politycznej, patriotycznej dzialalności w Polsce”. Tak samo ścigano się w wynajdywaniu podobnych wznioslych uzasadnień i podkreślaniu dziejowej donioslości powstania warszawskiego w trakcie oficjalnych uroczystości rocznicowych: że dzięki temu mówimy jeszcze w ogóle po polsku; że pokazaliśmy wtedy calemu światu, jak to potrafimy umierać bohatersko za Ojczyznę; że powstanie to praprzyczyna powsta- nia „Solidarności” itd., itp. Nie odczuwam żadnego związku ani politycz- nego, ani ideowego z p. Radoslawem Sikorskim, posadzonym teraz na lawie narodowych święto- kradców i obrazoburców. Nie jestem zatem w sta- nie określi ć faktycznych intencji przyświecaj ących tej jego wypowiedzi. Może to byla po prostu zwy-

description

... główna polityczna odpowiedzialność za wywołanie powstania warszawskiego spoczywa bez wątpienia na premierze Stanisławie Mikołajczyku. Na poziomie zaś wojskowym nie jest bez winy sam Naczelny Wódz, gen. Sosnkowski. Co z tego, że niby wykazywał w tej kwest8ii sceptycyzm, skoro nie zdobył się w odpowiednim czasie na wydanie kategorycznego zakazu. Za to w krytycznych dniach wyjechał na inspekcję wojsk gen. Andersa do Włoch, tak jakby akurat to w tej chwili było najważniejsze. Równało się to zrzuceniu odpowiedzialności z siebie, przysłowiowym umyciu rąk i oddaniu możliwości decydowania w ręce Bora, i działających za jego plecami ludzi pokroju Okulickiego, Pełczyńskiego i Chruściela, których to głównie działania doprowadziły do wywołania powstania. Osobną, bardzo istotną, a wedle wszelkich przesłanek bardzo złowrogą rolę odegrał tu również zrzucony na spadochronie b. osobisty plaster gen. Sikorskiego, Józef Rettinger…”

Transcript of Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Page 1: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 3Numer 7-8-9 2011

TEMAT MIESI ĄCA

Janusz Włodyka

Spór o Powstanie Warszawskie

Spór ten przetoczył się w tym roku przez łamywielu gazet i fora internetowe, przybierając wyjąt-kowe nasilenie. Jego donatorem stała się jednakrótka wypowiedź ministra spraw zagranicznych,Radosława Sikorskiego, który zamieścił na spo-łecznościowym portalu Twitter taki oto wpis: „Po-wstanie Warszawskie było narodową katastrofą”.Wywołało to z miejsca niezwykle gwałtowną,żywiołową, można by nawet rzec histeryczną re-akcję zapamiętałych jego czcicieli, szczególnietych skupionych około PiS-u. Sygnał do niej daliwarszawscy radni tej partii, dla których takie po-stawienie sprawy jest niedopuszczalnym narusze-niem jakowejś narodowej świętości: „Z najwyż-szym oburzeniem przyjmujemy słowa wiceprze-wodniczącego PO, godzące w pamięć o Powsta-niu Warszawskim (w tych kręgach używa się za-wsze w odniesieniu do tego wydarzenia dużychliter, dla uwypuklenia jego szczególnej rangi i do-niosłości, choć reguły ortograficzne języka pol-skiego wcale tego nie wymagają, podobnie masię sprawa z Marszałkiem Piłsudzkim; w zwykłychwypadkach ten stopień wojskowy pisze się z małejlitery – podkr. moje – J.W.). „Nazywanie Powsta-nia katastrofą uznajemy za niedopuszczalne.Podważanie sensu heroicznego zrywu powstań-ców, atak na ich dowódców przywołuje w pamięcipraktyki władz komunistycznych, które nie powin-ny mieć miejsca w Wolnej i Niepodległej Rze-czypospolitej”. A więc, zdaniem pisowskich akty-wistów mamy teraz właśnie szczęśliwy czas wol-ności i niepodległości, podczas gdy za „komuny”Polska była całkowicie zniewolona – warto nawstępie tą wykładnię polskich dziejów odnoto-wać, bo doskonale oddaje ona panującą w tymśrodowisku mentalność.

Za tym uroczystym protestem poszły kolejnegłosy „świętego” oburzenia, płynące już od oficje-li wyższej rangi. Rzecznik PiS, p. Mariusz Błasz-czak poszedł po tej samej linii rozumowania iwnioskowania: „Sikorski stanął tym samym wjednym szeregu z komunistyczną propagandą”,zaś p. poseł Adam Hofman zaklinał się, iż: „przezten trud (powstanie warszawskie) mamy dzisiaj

wolną, niepodległą Polskę”. Wszelako nie pokwa-pił się bardziej szczegółowo uzasadnić tej wznio-słej tezy. Traktuje ją najwidoczniej jako klasycznyaksjomat, nie potrzebujący jakichkolwiek uzasad-nień. Z kolei niezawodny i zawsze czujny p. posełKarol Karski postawił wyrok wprost miażdżący:„Słowa Sikorskiego są wpisaniem się w rosyjskąnarrację historii Polski”.

W sukurs wymienionym pisowskim prominen-tom przyszły niektóre eksponowane postacie zkręgów kombatanckich. Wedle samego prezesaZwiązku Powstańców Warszawskich, gen. Zbi-gniewa Ścibor-Rylskiego: „Takie słowa nie powin-ny paść z ust ministra. Powstanie musiało wy-buchnąć, nie było od niego odwrotu. A historiapokazała, że nasz trud był słuszny i ofiary ponie-sione przez powstańców i ludność cywilną nieposzły na marne. Doczekaliśmy się po latachwolnej Polski i demokracji”.

Swoje musiał dołożyć tradycyjnie i „ND”, któryw numerze z 4 sierpnia br. piórem red. Wojcie-cha Reszczyńskiego zakwalifikował słowa Sikor-skiego wręcz jako: „przejaw antypolonizmu”. Zaśdzień później w tej samej gazecie prof. WitoldKieżun spekulował następująco: „Jak daleko wgłąb Europy zaszła by Armia Czerwona, gdybynie Powstanie Warszawskie. Polacy zapłacili zato zniszczeniem warszawskiej AK i centralnegoośrodka niezależnej politycznej, patriotycznejdziałalności w Polsce”. Tak samo ścigano się wwynajdywaniu podobnych wzniosłych uzasadnieńi podkreślaniu dziejowej doniosłości powstaniawarszawskiego w trakcie oficjalnych uroczystościrocznicowych: że dzięki temu mówimy jeszcze wogóle po polsku; że pokazaliśmy wtedy całemuświatu, jak to potrafimy umierać bohatersko zaOjczyznę; że powstanie to praprzyczyna powsta-nia „Solidarności” itd., itp.

Nie odczuwam żadnego związku ani politycz-nego, ani ideowego z p. Radosławem Sikorskim,posadzonym teraz na ławie narodowych święto-kradców i obrazoburców. Nie jestem zatem w sta-nie określić faktycznych intencji przyświecającychtej jego wypowiedzi. Może to była po prostu zwy-

Page 2: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski4 Numer 7-8-9 2011

kła zagrywka przedwyborcza, mająca uderzyć wczuły punkt konkurencji, która uczyniła sobie z tejbezmyślnej powstańczej egzaltacji doskonałe na-rzędzie mobilizowania patriotycznego elektoratu.Kim by jednak nie był p. Sikorski, i jaki by nie byłpodtest jego wypowiedzi, nie potrafię absolutniezrozumieć, co jest w niej tak skandalicznego czyniedopuszczalnego. Czym bowiem było powsta-nie warszawskie, jeśli nie wielką polską klęską itragedią? Było zwycięstwem? Tego chyba niktprzy zdrowych zmysłach nie powie.

Próba zestawiania wypowiedzi Sikorskiego ztezami PRL-owskiej propagandy jest nieuzasad-niona i nieadekwatna – takie porównanie jest chy-bione. Wtedy eksponowano bowiem na pierw-szym planie nie tyle sam fakt narodowej tragedii,co „polityczne awanturnictwo inspiratorów i przy-wódców powstania warszawskiego”. Zresztąsamo to, że za czasów socjalkomunizmu cokol-wiek krytykowano, pomniejszano, cenzurowano,sam ten fakt nie przesądzą jeszcze wcale, że te-raz, po nastaniu „wolnej, niepodległej Polski”, jakją widzą przywołani czujni strażnicy „pamięci po-wstania warszawskiego”, należy to od razu, nazasadzie prostej, odruchowej reakcji wynosić bez-krytycznie pod niebiosa. Np. wtedy także i osobamarszałka Piłsudzkiego znajdowała się na takimwprawdzie niepisanym, jednakże praktyczniefunkcjonującym indeksie. Czy to jednak ma byćwystarczający powód do tego, by przypisywać muteraz częstokroć jakiejś zupełnie urojone doko-nania i zasługi, i otaczać tą postać obowiązują-cym wszystkich Polaków oficjalnym kultem. Po-dobnie ma się sprawa i z powstaniem warszaw-skim.

Zrozumiałbym jeszcze całą tą krytykę, gdyby wewspomnianej wypowiedzi Sikorskiego dało sięwychwycić jakiś ton ironiczny, czy też, nie daj Boże,szyderczy. Ale nie – trudno się czegoś takiego wniej doszukać. Określenie „narodowa katastrofa”kojarzy się wyraźnie, niezależnie od intencji auto-ra, z troską o naród, a zwłaszcza, biorąc pod uwa-gę kontekst ocenianego wydarzenia, o jego bio-logiczną substancję. Trudno też zrozumieć zarzuto „ataku na dowódców” w sytuacji, gdy ci zostalijuż w minionym czasie dużo bardziej krytycznieosądzeni i podsumowani przez cały szereg wy-bitnych Polaków: polityków, wojskowych, history-ków, których w żaden sposób o brak patriotyzmu,a tym bardziej o „antypolonizm” oskarżyć się już

nie da. Do tej kwestii jeszcze wrócimy.Tak samo nie rozumiem, na jakiej to zasadzie

samo określenie „narodowa katastrofa” miałobysię wpisywać w „rosyjską wersję historii”. Takizarzut byłby słuszny, gdyby, wypowiadając te sło-wa, ich autor usprawiedliwiał, czy też pochwalałstosunek Sowietów do powstania warszawskie-go. To jednak nie miało miejsca. Paradoksalniewywołanie tego powstania – wiadomo to po-wszechnie – było im, a zwłaszcza Stalinowi, bar-dzo na rękę. Było ono jeszcze bardziej na rękętym, którzy, działając zza jego pleców, chcieli tymsposobem zniszczyć i zdezorganizować intelek-tualny mózg narodu i centralny ośrodek polskie-go państwa podziemnego, by tym łatwiej zainsta-lować swoje polskojęzyczne rządy – w postaciZPP, CBKP, PKWN itd. Jednak – nie mam tu naj-mniejszych złudzeń – p. Karskiemu nie chodziwcale o robienie głębszych historycznych analiz.Jemu chodzi wyłącznie o to, by w wytworzonejposmoleńskiej psychozie, która na szczęściepowoli wygasa, przypiąć oponentom łatkę stron-ników Moskwy, i tym prostym sposobem ich zdys-kredytować, a tym samym zamknąć im usta.

Co do tezy p. Reszczyńskiego, to aż wprost niemogę uwierzyć, że wyszła ona spod pióra publi-cysty tej miary. A to ze względu na przebijająca zniej całą ciasnotę i głupotę polityczną, zaprawionąniemałą dawką cynizmu. Nie trzeba tu głębszychdomysłów – sprawa jest zupełnie oczywista.Mamy tu ani chybi do czynienia z próbą utrzyma-nia czytelników w sztywnych okowach całej tejpseudopatriotycznej narracji; odwiedzenia ich,żeby przypadkowo nie próbowali się sami wgłę-bić w fakty i konkrety. Dlatego to podgrzewa siętemperaturę sporu do granic wytrzymałości i fe-ruje wyroki niby z ramienia jakiejś naczelnej naro-dowej wyroczni, która z góry wiążąco określa, comoże być poczytane za patriotyzm, a co za po-stawę antypolską. Ciekawe tylko, kto powołał tąwyrocznię i zamianował p. Reszczyńskiego jejoficjalnym reprezentantem .

Jeśli chodzi z kolei o p. Kieżuna, jest to, jeślidobrze pamiętam, dokładnie ta sama osoba, któ-ra w swoim czasie opracowywała dla Buzka i jegokompanów plany nowego dzielnicowego rozbiciaPolski, które nazwano tzw. reformą samorządową.Nie bardzo więc rozumiem, co p. Kieżun robi wtak bardzo patriotycznej gazecie. Dlaczego byjednak nie posłużyć się i nim, skoro to, co w tym

TEMAT MIESI ĄCA

Page 3: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 5Numer 7-8-9 2011

przypadku twierdzi, tak dobrze pasuje do lanso-wanej od dawna linii polityczno-ideowej. P. Kie-żun próbuje mianowicie za wszelką cenę uzasad-nić słuszność i celowość powstania warszawskie-go przy pomocy starego, wyświechtanego chwy-tu, który jeszcze do niedawna mocno chwytał Po-laków za serce – przez zwrócenie uwagi na jegoszerszy, ogólnoeuropejski, a nawet ogólnoświa-towy wymiar. Odbija się w tym i jakieś echo bitwypod Wiedniem, i zwłaszcza bitwy warszawskiej1920 r., a więc tych wielkich wydarzeń historycz-nych, kiedy to Polacy własną piersią zasłonili Eu-ropę przed najazdem obcych, śmiertelnie jej wro-gich sił, nie tylko w wymiarze politycznym, lecztakże duchowym, kulturowym, cywilizacyjnym. Jestto jednak echo całkiem zwodnicze, fałszywe. Po-między tymi wydarzeniami historycznymi a po-wstaniem warszawskim 1944 r. nie zachodziżadna istotna analogia.

P. Kieżun wykazuje się poza tym w swoich wy-wodach daleko posuniętą nieznajomością histo-rii. Zdaje się m.in. całkowicie ignorować zupełniezasadniczy w tej kwestii fakt, iż podziału Europyna strefy wpływów pomiędzy Związkiem Sowiec-kim a zachodnimi aliantami dokonano już wielemiesięcy wcześniej, na jesieni 1943 r., w trakciekonferencji w Teheranie. I że potem sygnatariu-sze tego porozumienia wiernie się tych ustaleńtrzymali, nie wchodząc sobie w paradę aż do za-kończenia wojny – potwierdza to cały szereg fak-tów. Sowiecki front stanął pod Warszawą nie tyl-ko z powodu wybuchu powstania – choć pozwo-lenie Niemcom na jego swobodne zdławienie tobył wybitny sowiecki interes – lecz również dlate-go, że sowieckie armie były po długiej, frontalnejofensywie mocno już wykrwawione i zmęczone.Żeby uderzać dalej na zachód, potrzebowały naj-pierw uzupełnień w ludziach, podciągnięcia liniizaopatrzeniowych, zgromadzenia odpowiednichzapasów amunicji, paliwa itd. Linia Wisły stano-wiła mocną rubież obronną i sowiecki sztab ge-neralny mógł w ciemno zakładać, że Niemcy będąjej z wielką determinacją bronić. Gdyby było ina-czej, gdyby siły sowieckie zatrzymały się tylko zpowodu powstania warszawskiego, to mogłybyone ruszyć na zachód niedługo po jego upadku,po rozbiciu polskiego centralnego ośrodka pod-ziemnego, i po wypędzeniu z Warszawy przezNiemców całej ocalałej ludności, gdzieś w poło-wie października albo w listopadzie 1944 r., nie

zaś dopiero w styczniu roku następnego. Pozatym front wschodni rozciągał się wtedy na prze-strzeni kilku tysięcy kilometrów. Trzeba zwrócićuwagę, że Armia Czerwona podeszła do Warsza-wy stosunkowo wąskim klinem. Niemcy siedzieliw tym czasie jeszcze bardzo mocno w krajachbałtyckich, a zwłaszcza w Prusach Wschodnich.Sowieci byli też w tym czasie bardzo mocno za-angażowani w walkach na terenie południowejPolski – na początku września rozpoczęła się tamoperacja dukielska, mająca umożliwić im wejściena teren Słowacji. Na samym południu wchodzilizaś dopiero na teren Rumunii, zaś siły niemiec-kie stawiały im tam zaciekły opór. Opanowanienatomiast tego kraju i następnie Węgier było dlaStalina niesłychanie ważne ze względu na ko-nieczność odcięcia III Rzeszy od tamtejszych pólnaftowych. Poza tym myślał on perspektywiczniei długofalowo. Dlatego nadrzędnym jego celembyło jak najszybsze i najdokładniejsze zniszcze-nie wszelkich struktur politycznych i wojskowych,które mogłyby w przyszłości utrudniać i kompli-kować sowieckie panowanie w przyznanej mustrefie wpływów, a nie parcie za wszelką cenę doprzodu. Niefortunne powstanie warszawskie bar-dzo mu realizację tej strategii ułatwiło.

Nawiasem mówiąc, jeszcze dalej w tych histo-rycznych fantasmagoriach poszedł znany publicy-sta katolicki, p. Tomasz Terlikowski. Zasugerował,że gdyby nie było powstania w Warszawie, to so-wieckie armie doszłyby może nawet do Paryża.Nie wytłumaczył tylko, jakim to konkretnie sposo-bem. Nie zastanowił się też chyba na poważnie,po co ten Paryż wraz z kawałkiem Francji byłbytak w ogóle Stalinowi potrzebny. Bo chyba tylkodo wywołania z miejsca III wojny światowej.

Mniejsza jednak o te historyczne nonsensy. Bo-daj jeszcze groźniejsze i bardziej szkodliwe dlapolskiej świadomości historycznej, a w jeszczewiększym stopniu myśli politycznej jest bowiemsamo to dalsze uparte deklamowanie tego zgra-nego już całkowicie hasła: „Za naszą i wasząwolność”, które tak czytelnie przebija z wynurzeńobu panów. Zresztą, tak naprawdę tą kolejnośćrzeczy trzeba odwrócić – tu czyjaś wolność jest wistocie ważniejsza od polskiej. Jest to nic innego,jak tylko żywe echo tych wszystkich, podszytychmasońskimi i węglarskimi machinacjami, XIX-wiecznych beznadziejnych prób powstańczych.Czy nas powinien obchodzić specjalnie Paryż?

TEMAT MIESI ĄCA

Page 4: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski6 Numer 7-8-9 2011

Czy my mamy ciągle obowiązek bić się, umieraći wykrwawiać za kogoś; czy naszym jedynym dzie-jowym przeznaczeniem ma być wyciąganie kasz-tanów z gorącego ognia dla innych? Dla ludzi tegopokroju nie jest ważne np. to, że przez całkowiciebezsensowne powstanie listopadowe doprowa-dziliśmy do zlikwidowania tak znaczącej namiastkipolskiej państwowości, jaką było tzw. KrólestwoKongresowe; nieważne że ta bezmyślna awantu-ra ściągnęła brutalne i tragiczne w skutkach dlacałego narodu represje carskie w stosunku dordzennie polskiego żywiołu, nie tylko na miejscu,ale przede wszystkim na wschodzie, na tzw. Zie-miach Zabranych! Ważne, że uratowaliśmy w tensposób rewolucję lipcową we Francji, która byłaskądinąd niczym innym, jak tylko dalszym etapemniszczenia tradycyjnego porządku chrześcijań-skiego w Europie. Mniej istotne jest dla nich wkońcu to, że do gruntu błędna, by nie powiedziećwprost zdradziecka polityka zagraniczna JózefaBecka przyczyniła się w sposób bardzo poważnydo pogrzebania niepodległości sąsiedniej Cze-chosłowacji, a Polskę postawiła całkiem samotnąoko w oko z groźną hitlerowską potęgą. Istotniej-sze jest to, iż umiędzynarodowiła ona dwustronnykonflikt polsko-niemiecki, kładąc tym samym pod-waliny pod upadek III Rzeszy – tak mi kiedyś rzekłczłowiek o bardzo wysokim statusie społecznym,sam mający się za wielkiego patriotę, i zapamię-tale próbujący uczyć tego rodzaju patriotyzmu in-nych. Tu wyraźnie przebija podobne rozumowa-nie: skoro już wcześniej zginęło kilka milionówPolaków, to dalsze parę setek tysięcy ofiar nierobi przecież większej różnicy – ważne, że Paryżocalał! To nie jest w istocie żaden patriotyzm. Tojest myślenie podszyte daleko posuniętym inter-nacjonalizmem; to myślenie, które traktuje Polskęzawsze przede wszystkim jako środek do cudze-go szczęścia, nie zaś cel sam w sobie; to myśle-nie zatruwające do gruntu nasze zbiorowe zdro-wie moralne, a jeszcze bardziej deformujące iwykoślawiające nasze pojęcia polityczne. Tegorodzaju opinie mogą pochodzić tylko od ludzi po-zbawionych głębszej duchowej łączności zprawdziwą, autentyczną Polską, z jej potrzebamii interesami.

Niemniej absurdalne są twierdzenia p. gen. Ści-bor-Rylskiego. Twierdzenie: „Powstanie musiałowybuchnąć” jest przejawem jakiegoś historyczne-go determinizmu w czystej postaci. Poniżej udo-

wodnię p. generałowi, że mija się na całej linii zprawdą. Zaś podpieranie się tą „wolnością i nie-podległością” jest doprawdy żałosne. Ciekawe,w czym p. generał upatruje ową niepodległość: worle z koroną na swojej generalskiej czapce, czymoże w tych rozdętych oficjalnych uroczystościachku czci narodowych klęsk.

Suma summarum widzimy jak dłoni, że wszyst-kie te zacytowane wywody są tylko i wyłączniezbiorem ogólników, nie mieszczących w sobieżadnej konkretnej, pozytywnej treści. Jest zbiórróżnych pseudopatriotycznych frazesów, zaklęć isloganów, zaprawionych sporą porcją agresji wstosunku do tych wszystkich, którzy nie chcą ślepow nie wierzyć. Jak się nie ma w ręku racjonalnychargumentów, to pozostaje właśnie tylko taki spo-sób prowadzenia dyskursu, a raczej zakrzykiwa-nia oponenta. Przyjrzyjmy się więc wnikliwie kuli-som powstania warszawskiego; przyjrzyjmy sięnagim faktom, by stwierdzić, czy naprawdę to po-wstanie „musiało wybuchnąć”.

Otóż, fakty te mówią zgoła coś przeciwnego –nie tylko nie musiało ono wybuchnąć, ale nie byłonawet planowane – decyzja o jego wywołaniu za-padła dopiero w ostatniej dosłownie chwili. Niechcę tu wdawać się w omawianie całego planuakcji „Burza”, ograniczę się tylko do samej stoli-cy. Otóż, pierwotny plan ewentualnego wywołaniapowstania w Warszawie zakładał, że, aby miałoono jakiekolwiek szanse powodzenia, muszą zo-stać spełnione następujące warunki: a)uzyskaniepełnego zaskoczenia Niemców; b) uzyskanie zna-czącej pomocy z zewnątrz w postaci desantuSamodzielnej Brygady Spadochronowej gen.Sosabowskiego oraz wsparcia ze strony alianc-kiego lotnictwa; c)zakładano walkę wyłącznie zniemiecką policją, w żadnych wypadku z fronto-wymi oddziałami Wermachtu. Nawet pomimowszystkich tych zastrzeżeń, z bardzo dużym scep-tycyzmem odnosili się do koncepcji powstaniazarówno Naczelny Wódz, gen. broni WładysławSikorski, jak i Komendant Główny AK, gen. dyw.Stefan Rowecki ps. Grot. Obydwaj zostali jednakodpowiednio wcześniej wyeliminowani z gry. Gen.Sikorski zginął w katastrofie gibraltarskiej, zaś„Grot” został skutkiem zdrady pojmany przezNiemców, osadzony w Sachsenhausen, i zamor-dowany tuż po wybuchu powstania na osobistyrozkaz Himmlera. Także i następca gen. Sikor-skiego na stanowisku Naczelnego Wodza, gen.

TEMAT MIESI ĄCA

Page 5: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 7Numer 7-8-9 2011

broni Kazimierz Sosnkowski był sceptyczny wo-bec projektu robienia powstania w Warszawie.Świadczy o tym choćby jego wypowiedź z 3 lipca1944 r.: „Powstanie bez uprzedniego porozumie-nia z ZSRR na godziwych podstawach byłobypolitycznie nieusprawiedliwione, zaś bez uczci-wego i prawdziwego współdziałania z Armią Czer-woną byłoby pod względem wojskowym niczyminnym jak aktem rozpaczy”. Były to w tym momen-cie już tylko czysto teoretyczne rozważania, bio-rąc pod uwagę takie fakty, jak wcześniejsze ze-rwanie przez Związek Sowiecki stosunków dyplo-matycznych z rządem polskim w Londynie; jawneprzygotowywanie sobie przezeń własnego zaple-cza polityczno-wojskowego w postaci ZPP i 1Armii WP gen. Berlinga; wreszcie brutalną roz-prawę z dużymi zgrupowaniami AK, realizujący-mi akcję „Burza” na Wileńszczyźnie i na Wołyniu.Można było, to prawda, robić sobie jeszcze ja-kieś złudzenia, że na zachód od linii Curzona sce-nariusz wypadków będzie inny. Były to jednak złu-dzenia małego dziecka – Sowieci nie po to prze-cież tworzyli swoje „polskie” marionetkowe agen-dy, by osadzać je w Wilnie czy Lwowie, ale wWarszawie. Jeszcze 14 lipca Komendant Głów-ny AK, gen. Tadeusz Komorowski ps. Bór, po za-poznaniu się z przebiegiem i efektami „Burzy” naKresach, meldował do Londynu, że w zaistniałejsytuacji powstanie w stolicy nie ma żadnych szanspowodzenia. Wcale się do niego zresztą nie szy-kowano, skoro tydzień wcześniej wysłano z ma-gazynów warszawskich na prowincję, szczegól-nie na teren Lubelszczyzny, 700 pistoletów ma-szynowych, stanowiących większą część posia-danych w Warszawie ogółem. Oznaczało toogromne osłabienie siły ognia stołecznej AK, zwa-żywszy, że pistolet maszynowy to bardzo cennabroń w walce w mieście, toczonej często na bliskąodległość. Jak więc się to stało, że gen. Komo-rowski w ciągu dwóch tygodni raptem zmienił zda-nie i dał rozkaz do powstania.

Jeszcze w ostatnich dniach lipca dwóch wyso-kich oficerów KG AK: płk Emil Fieldorf ps. Nil –dowódca Kierownictwa Dywersji AK (Kedywu) ippłk Ludwik Muzyczka, złożyło na ręce „Bora” pi-semne memoriały sprzeciwiające się wywoływa-niu powstania, uzasadniając ten sprzeciw zarów-no postawą ZSRR, jak i przyczynami natury we-wnętrznej – brakiem dostatecznej liczby żołnierzy,a zwłaszcza broni i amunicji. Ale decyzja zapadła

już wcześniej. 21 lipca doszło do spotkania całejtrojki AK-wskich generałów: Komorowskiego,Tadeusza Pełczyńskiego ps. Grzegorz oraz Le-opolda Okulickiego ps. Niedźwiadek, Kobra –zrzuconego niedawno właśnie skoczka z Londy-nu. To na tym spotkaniu zapadła najprawdopodob-niej wstępna decyzja o wywołaniu powstania, przyczym najsilniej parł do niego Okulicki, posuwającsię wobec „Bora” nawet do gróźb i szantażu, choćnie miał w tej kwestii jakichkolwiek formalnychupoważnień ze strony Naczelnego Wodza. W na-stępstwie tej narady „Bór” zadepeszował do Lon-dynu gotowość do powstania. Zaś 26 lipca wy-słał tam kolejną depeszę, informując, że Niemcyna wschód o Warszawy są już całkowicie rozbici,zatem Armia czerwona lada chwila może wejśćdo stolicy Polski. Tym samym trzeba więc przed-sięwziąć powstanie. Jednakowoż konsultacjepoczynione w alianckich kręgach politycznych imilitarnych, m.in. przez ambasadora Raczyńskie-go, szybko pokazały, że alianci, w tym równieżBrytyjczycy, nie widzą żadnych możliwości udzie-lenia mu efektywnej pomocy lotniczej, nie mówiącjuż o przerzucie do Polski jakichkolwiek jednostekPSZ na Zachodzie. Wskazywano przy tym jasnonie tylko na trudności natury czysto technicznej,ale i na względy polityczne – na decyzje odno-śnie podziału kontynentu, jakie zapadły w Tehe-ranie, i wynikającą z nich dla aliantów niemożnośćwpływania na rozwój wypadków w Polsce pozaplecami Stalina.

29 lipca doszło w Warszawie do spotkania spe-cjalnego emisariusza rządu londyńskiego, kpt.Jana Nowaka-Jeziorańskiego (późniejszego dy-rektora RWE) z gen. Komorowskim. Kurier miałwtedy przedstawić „Borowi” sytuację geopoli-tyczną wytworzoną przez postanowienia teherań-skie i uzmysłowić mu, że Stalin otrzymał już odUSA i Wielkiej Brytanii pełne carte blanche od-nośnie całej Polski. Zaznaczył też, że nie możnaliczyć na jakąkolwiek pomoc Zachodu. Wszelakojednocześnie miał mu zasugerować, że powsta-nie mogłoby ułatwić Mikołajczykowi rokowania zeStalinem. Jeśli to faktycznie miało miejsce, to trze-ba to uznać za wyraźną zachętę dla zrobieniapowstania. Nie wiemy do dzisiaj, jaki dokładnieprzebieg i konsekwencje miała ta rozmowa, alejedno jest pewne – sławny kurier z Londynu nieodwodził bynajmniej w sposób zdecydowany„Bora” od powstania. Nie da się nawet wykluczyć,

TEMAT MIESI ĄCA

Page 6: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski8 Numer 7-8-9 2011

że jego wizyta w Warszawie miała przede wszyst-kim na celu wytworzenie swoistego alibi dla lon-dyńskich czynników decyzyjnych na wypadek gdy-by powstanie zakończyło się klęską i tragedią lud-ności stolicy.

Zresztą, „Bór” posiadał już w tym momencieprzyzwolenie na powstanie. Otrzymał je od Pre-zesa Rady Ministrów, Stanisława Mikołajczyka,który w depeszy z 26 lipca upełnomocnił Delega-ta Rządu na Kraj, Jana Stanisława Jankowskie-go do ewentualnego podjęcia decyzji o powsta-niu na miejscu, „w momencie przez was wybra-nym”. Mikołajczyk dopuścił się przy tym swoistejmanipulacji, gdyż stosowna uchwała, przegłoso-wana przez Radę Ministrów, miała dużo bardziejogólnikową treść. Upoważniała ona mianowicieDelegata do: „powzięcia wszystkich decyzji wy-maganych tempem ofensywy sowieckiej, a w ra-zie konieczności bez uprzedniego porozumieniasię z rządem”. Tym samym, cedując na Jankow-skiego formalne prawo decyzji w tej tak kluczo-wej dla Polski sprawie, złożono praktycznie tądecyzję ręce dowódców AK, którzy mogli łatwona niezorientowanym w sprawach wojskowychDelegacie pożądaną przez siebie decyzję wy-musić, czy to przez wywarcie nań odpowiedniosilnej presji, czy też choćby przez zwykłe wprowa-dzenie go w błąd co do rozwoju sytuacji militar-nej. Późniejsza jego wypowiedź ujawnia, że niebyło to wcale trudne: „Chcieliśmy światu poka-zać, że, dążąc do niepodległości, nie chcemyotrzymać od nikogo wolności w podarunku, abywraz z podarunkiem nie były dyktowane namwarunki sprzeczne z interesami i tradycjami igodnością Narodu. Wreszcie chcieliśmy uwol-nić Polskę od gniotącej zmory kaźni gestapo imordowni więziennych. Chcieliśmy być wolni iwolność sobie zawdzięczać”. Te słowa wielemówią o rozległości horyzontów politycznych Jan-kowskiego. Chcieliśmy, chcieliśmy, chcieli-śmy…Tak jakby jedyną treścią i wykładnią polity-ki były tylko same chcenia.

W tym stanie rzeczy główna polityczna odpo-wiedzialność za wywołanie powstania warszaw-skiego spoczywa bez wątpienia na StanisławieMikołajczyku. Na poziomie zaś woskowym nie jestbez winy sam Naczelny Wódz, gen. Sosnkowski.Co z tego, że niby wykazywał w tej kwestii scep-tycyzm, skoro nie zdobył się w odpowiednim cza-sie na wydanie kategorycznego zakazu. Za to w

krytycznych dniach wyjechał na inspekcję wojskgen. Andersa do Włoch, tak jakby akurat to w tejchwili było najważniejsze. Równało się to zrzuce-niu ciężaru odpowiedzialności z siebie, przysło-wiowym umyciu rąk, i oddaniu możliwości decy-zyjnych w ręce „Bora”, i działających za jego ple-cami ludzi pokroju Okulickiego, Pełczyńskiego iChruściela, których to głównie działania dopro-wadziły do wywołania powstania. Osobną, bar-dzo istotną, a wedle wszelkich przesłanek bardzozłowrogą rolę odegrał tu również zrzucony na spa-dochronie b. osobisty plaster gen. Sikorskiego,Józef Rettinger.

Ostateczna decyzja o wybuchu powstania za-padła 31 lipca po przybyciu do „Bora” płk. Anto-niego Chruściela ps. Monter z meldunkiem, żesowieckie czołgi, wkraczają, po uprzednim zaję-ciu Okuniewa, Radzymina i Wołomina, na Pra-gę. Wiadomość ta była jednak albo skutkiem nie-dokładnego rozpoznania, albo też została roz-myślnie zmyślona. Działając pod tym impulsem,„Bór” wydał rozkaz rozpoczęcia powstania na-stępnego dnia o godz. 17.00.

Częstokroć podkreśla się, że niebagatelnywpływ na tą decyzję miało zarządzenie niemiec-kiego gubernatora Warszawy, Ludwiga Fishera z27 lipca, nakazujące stawić się 100 tysiącom war-szawiaków do robót fortyfikacyjnych, co sugero-wało, że Niemcy zamierzają bronić Warszawy zawszelką cenę, zamieniając ją w twierdzę. W do-myśle więc była ona tak czy owak skazana nazniszczone. Nadto podkreśla się, że zastosowa-nie się do tej decyzji pociągnęłoby za sobą rozbi-cie całej siatki konspiracyjnej AK w stolicy. Jestto jednak bardzo naciągany argument, dorabia-ny ex post. Wymienieni wodzowie AK podjęli bo-wiem wstępną decyzję o powstaniu już znaczniewcześniej. Nadto, fakt ten nie mógł być dla nichistotnym motywem działania, skoro kierowali sięponoć kalkulacją, że Sowieci w każdej chwilimogą wkroczyć do stolicy. Poza tym, takie zarzą-dzenie łatwo jest wydać, dużo trudniej wykonać,przy powszechnym oporze i sabotażu ze stronyludności.

Przywołuje się też często jako rzekomy argu-ment na usprawiedliwienie decyzji o powstaniuagitację sowieckich radiostacji na rzecz podję-cia przez mieszkańców stolicy zbrojnej walki zNiemcami, która groziła rzekomo tym, iż zwykliwarszawiacy sami rzuciliby się do walki ze znie-

TEMAT MIESI ĄCA

Page 7: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 9Numer 7-8-9 2011

nawidzonym okupantem, walki dużo bardziej jesz-cze beznadziejnej. Czym jednak mieliby walczyć– gołymi rękami? Twierdzi się również, że po-wstanie wywołaliby w tej sytuacji i tak komuniści zAL. Otóż, formacja ta była tak słaba w stolicy, żeNiemcy zdławili by taki podryw w ciągu kilku dni,a najpewniej godzin, bez tak straszliwych dla War-szawy następstw. To są kolejne naciągane argu-menty i nic więcej.

Skrajną nieodpowiedzialność w/w dowódców,którzy mają decydującą „zasługę” w wywołaniupowstania, ukazuje najlepiej fakt, że spośród 35tysięcy zmobilizowanych do powstania żołnierzystołecznej AK najwyżej 5 tysięcy dysponowało wtym momencie bronią. Na jej stanie uzbrojeniabyło w tym momencie nieco ponad 2,5 tys. kara-binów ręcznych, 657 pistoletów maszynowych,145 ręcznych karabinów maszynowych, 47 cięż-kich karabinów maszynowych, ponadto 3800 pi-stoletów, 29 karabinów ppanc., 6 Piatów i 16 moź-dzierzy i granatników. Do pierwszego natarciazdołano w dodatku wykorzystać mniej niż połowętego arsenału, szczególnie gdy chodzi o rkm i ckm( odpowiednio 60 i 7 sztuk). Było to spowodowa-ne krótkim czasem mobilizacji i trudnością trans-portu broni w warunkach szczelnie obstawione-go formacjami niemieckimi miasta. Że trudno byłodostarczyć na czas oddziałom powstańczymciężką broń maszynową – to jeszcze można jakośzrozumieć. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że do-starczono im zaledwie 1000 kb, 300 pm i zaled-wie 1000 pistoletów. To świadczy najlepiej o bar-dzo kiepskim poziomie przygotowania, a mówiącwprost - o kompletnym nieprzygotowaniu do po-wstania. Ilość posiadanej amunicji wystarczała na3 dni walki. Brak broni nie był jednak istotnym pro-blemem dla inspiratorów powstania, bo tą prze-cież można było, jak dowodził np. „Monter”, zdo-być na wrogu, atakując niemieckie bunkry z kilo-fami itp.

I tych straceńców posłano naprzeciw 20 tysię-cy dobrze uzbrojonych Niemców, w tym około 7tysięcy ostrzelanych żołnierzy regularnej armii nie-mieckiej, siedzących przeważnie w doskonaleufortyfikowanych bunkrach i budynkach. Posłanoich w dodatku w do tego szaleńczego ataku wpełnym świetle dnia, a nie pod osłoną nocy. Wy-myślono mianowicie, że wyznaczenie godz. „W”na godz. 17.00 jest optymalnym rozwiązaniem,gdyż gromadzący się żołnierze znikną w tłumie

wracających właśnie z pracy cywilów, i będą mo-gli podejść niepostrzeżenie do niemieckich sta-nowisk na odległość rzutu granatem. Była to jed-nak w rzeczywistości pora najgorsza. Niemieccykonfidenci, których było w Warszawie wystarcza-jąco dużo, nie mogli nie wykryć koncentracji od-działów powstańczych, stąd niemiecki garnizonzostał odpowiednio wcześniej uprzedzony o szy-kującym się powstaniu. Wydaje się, że znacznielepszym rozwiązaniem byłoby zgromadzenie podwieczór żołnierzy na kwaterach i atakowanienocą.

W praktyce rozkaz nakazujący żołnierzom, wwiększości z gołymi rękami, szturmować niemiec-kie bunkry w biały dzień, równał się posłaniu ichna rzeź. I to pierwsze uderzenie zakończyło sięwłaśnie taką rzezią. Ponieważ Niemcy nie dali sięnigdzie zaskoczyć, atakujące oddziały zostałyzdziesiątkowane ogniem broni maszynowej, a wniektórych przypadkach wybite wprost do nogi.Atakowanych niemieckich obiektów nie zdołanozaś ani w jednym wypadku opanować. Dopieronastępne dni przyniosły sukcesy, i nie dzięki wcalegenialnym planom „Bora” i jego otoczenia, alewyłącznie dzięki bohaterstwu żołnierzy i męstwulokalnych dowódców.

Jest poza wszelką dyskusją, że pod względemczysto wojskowym powstanie warszawskie byłoczynem doprawdy imponującym; czynem, które-mu trudno znaleźć jest odpowiednik w dziejach.Oddziały powstańcze, złożone zarówno z dobrzewyszkolonych żołnierzy, jak i z młodzieży, a na-wet dzieci, potrafiły przez ponad 60 dni stawiaćzaciekły opór posiadającym olbrzymią przewagęuzbrojenia siłom niemieckim, a składającym się,prócz pierwotnego garnizonu Warszawy, z ponad25-tysięcznego specjalnego korpusu pacyfikacyj-nego gen. SS gen. Ericha von dem Bacha-Ze-lewskiego, same będąc pozbawione ciężkiej bro-ni i wystawione na potężny ostrzał artyleryjski oraznieustanne bombardowania lotnicze. Kto w świe-cie mógłby się na taki czyn zdobyć? Podobniezaciekle i bohatersko walczyli chyba tylko Rosja-nie w Stalingradzie i Japończycy na wyspachPacyfiku, ale to były formacje regularne, nie zaśpospolite ruszenie. Zresztą, tak samo wzorowa,bohaterska i godna wielkiego podziwu i uznaniabyła postawa całej cywilnej ludności stolicy, którawspierała powstańców, jak i czym tylko mogła, izapewniała jakie takie funkcjonowanie miasta,

TEMAT MIESI ĄCA

Page 8: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski10 Numer 7-8-9 2011

mimo panujących w nim potwornych wprost wa-runków. Ale nie można też w tym zachwycie nadtą stroną powstania warszawskiego przesadzać.Można przypuszczać, że Niemcy, gdyby tylko na-prawdę tego chcieli, zdławili by je wcześniej. Wy-starczyłoby, by wprowadzili do walki jedną ze swo-ich znajdujących się w pobliżu dywizji pancernych.Dlaczego tego nie zrobili? Nasuwa się oczywistahipoteza – dopóki trwały walki w Warszawie mie-li całkowitą pewność, że wojska sowieckie nieprzystąpią w stosunku do nich na tym odcinku dodziałań zaczepnych, nie było zatem w ich intere-sie nadmiernie się spieszyć w tłumieniu powsta-nia.

Najgorsze jest jednak to, że ta heroiczna po-wstańcza walka nie prowadziła do żadnego kon-kretnego celu; że była ona od samego początkuskazana na całkowitą klęskę. W wymiarze mili-tarnym klęska powstania warszawskiego była jużcałkowicie oczywista z tą chwilą, gdy Sowieciwstrzymali swoje natarcie i przeszli do obrony,dając tym jasno i dobitnie do zrozumienia, że najakąkolwiek wsparcie z ich strony nie może onoliczyć. W takim stanie rzeczy nasuwa się wręczpytanie, czy nie trzeba było już wtedy podjąć roz-mów kapitulacyjnych z Niemcami, a nie narażaćdalej półmilionowej rzeszy cywili na zagładę? Ta-kie rozwiązanie nie wchodziło jednak zupełnie wgrę z jednego bardzo prostego powodu – nie po-zwalały na to osobiste ambicje i swoiście pojmo-wany „honor” Komorowskiego, Okulickiego, Peł-czyńskiego, Chruściela i ich popleczników. Toswoiste poczucie „honoru”, nie popchnęło jednakjakoś np. Okulickiego – w istocie głównego spraw-cę powstania, w obliczu całkowitego bankructwajego koncepcji, do stanięcia do walki z bronią wręce na pierwszej linii i do poszukania sobie rów-nie honorowej śmierci.

Jest faktem niezaprzeczalnym – żadne zaklę-cia tego nie zmienią – że powstanie warszawskieskończyło się straszliwą polską klęską. Poległow nim, według różnych rachub, od 16 do 18 tys.żołnierzy AK. Liczba ofiar wśród ludności cywil-nej jest znacznie trudniejsza do oszacowania.Obecnie mówi się najczęściej o 120 do 150 tys.zabitych, choć w czasach PRL-u szacowano jąnawet na ponad 200 tys. Rozmiary tej klęski naj-lepiej oddają liczby bezwzględne – na jednegozabitego Niemca przypada dziesięciu zabitychpowstańców, a stu Polaków ogółem! Zaiste, jest

czym się chlubić i jest co hucznie świętować!Należy tu zresztą zaznaczyć, że powstanie mogłosię skończyć jeszcze większą polską hekatombą.Hitler, doznawszy szału na wiadomość o wybu-chu powstania, rozkazał w pierwszym odruchuzrównać po prostu Warszawę z ziemią zmasowa-nymi bombardowaniami lotniczymi. Jedynieobecność w mieście okrążonych sił niemieckichudaremniła ten zbrodniczy zamysł. Także i wytycz-ne o wymordowaniu całej ludności stolicy nie zo-stały na szczęście do końca zrealizowane. Stałosię tak paradoksalnie głównie dzięki jej główne-mu katowi, gen. von dem Bach-Zelewskiemu,wywodzącemu się z kaszubskiej szlachty, w któ-rym, mimo że zacierał wczesnej skrupulatnie swo-je polskie korzenie i miał na swoim koncie roz-liczne zbrodnie, także w stosunku do ludnościpolskiej na terenach wcielonych bezpośrednio doRzeszy w 1939 r., obudziło się przynajmniej ludz-kie współczucie dla współrodaków wedle krwi. Toon wymógł, by zabijać na miejscu jedynie męż-czyzn i chłopców od 14 lat, tłumacząc to potrzebąoszczędzania czasu i amunicji, co uratowało wie-le istnień ludzkich. Trzeba tu wyjaśnić, że stosow-ny rozkaz wydany w tej kwestii osobiście przezHimmlera nakazywał bezwzględną rzeź całej lud-ności Warszawy, zaś gen. Bach-Zelewski nie mógłsię przeciwstawić na całej linii samemu szefowiSS. Było więc szczęściem w nieszczęściu, żeuzyskał przynajmniej pewne jego złagodzenie.Oczywiście, mimo to w wielu dzielnicach Niemcy,zwłaszcza oddziały złożone z kryminalistów oraztzw. RONA (nie mylić z ROA gen. Własowa), do-konali rzezi całej ludności polskiej, bez względuna płeć i wiek. Bach-Zelewski, potrafił równieżzresztą zdobyć się na tyle odwagi wobec swoichzwierzchników, szczególnie wspomnianego Him-mlera, że doprowadził, pod podobnymi preteksta-mi, do pewnego ograniczenia ostrzału artyleryj-skiego miasta, co również wpłynęło na ogranicze-nie liczby ofiar.

Pomimo to, w tej skazanej z góry na klęskęwalce zginał sam kwiat warszawskiej młodzieży,pochodzącej głównie z rodzin inteligenckich; naj-bardziej ideowej, oddanej głęboko Polsce i go-towej za nią umrzeć; ślepo wierzącej też swoimdowódcom, którzy potraktowali ją, niestety, jakzwykłe mięso armatnie. To równało się przetrą-ceniu Polsce kręgosłupa. To było nic innego, jaktylko kolejny – po Katyniu, Miednoje, Twerze, ak-

TEMAT MIESI ĄCA

Page 9: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 11Numer 7-8-9 2011

cji A-B, masowych niemieckich mordach na zie-miach wcielonych bezpośrednio do Reichu najesieni 1939 r. – element eksterminacji polskichelit narodowych. Tych właśnie ludzi zabrakło Pol-sce w 1956 r., zabrakło ich w latach 80- tych. Całastruktura społeczno-polityczna Warszawy zostaław następstwie tego tragicznego powstania roz-bita i zdezorganizowana. I jeśli dziś wielu użalasię, że dzisiejsza Warszawa jest wprost zaprze-czeniem tamtej Warszawy; że jest ona tak bardzokosmopolityczna, tak pozbawiona polskiego du-cha, tak wyjałowiona z wyższych wartości, to niechkierują te żale właśnie głównie pod adresemsprawców powstania warszawskiego – to jestwłaśnie ich „dzieło”. W warunkach powojennychnie było już szans na odrodzenie się w Warsza-wie autentycznie polskich elit na szerszą skalę.

Niezależnie od strat biologicznych powstaniewarszawskie przyniosło też stolicy, a tym samymcałej Polsce ogromne straty materialne i bezpow-rotną utratę wielu cennych dóbr kultury i dziedzic-twa narodowego. W toku samych walk i następ-nie w ramach planowego wysadzania przez Niem-ców ulica po ulicy Warszawa została, za wyjątkiemPragi, w całości zrównana z ziemią. Obok bu-dynków mieszkalnych, wyleciały więc w powietrze,zawaliły się lub spłonęły gmachy urzędów pań-stwowych i publicznych, warszawskie kościoły,pałace, biblioteki, archiwa, wraz ze wszystkimiznajdującymi się w nich dobrami kultury, którychNiemcy nie zdołali jeszcze zagrabić. Władze nie-mieckie pozwoliły sobie nawet wydrukować podkoniec 1944 r. specjalną mapę, na której Warsza-wy już nie było wcale, zostało po niej tylko pustemiejsce. Prawda, że po wojnie nasza stolica zo-stała pieczołowicie, wysiłkiem całego narodu,odbudowana. Jest to czyn, z którego możemy byćnaprawdę dumni. A jednak jest to tylko jakby re-plika tej starej, przedwojennej Warszawy. Pozatym jej odbudowa pochłonęła mnóstwo sił i ener-gii, które mogły być przecież spożytkowane w innysposób i na innym polu.

Dla Mikołajczyka zaś powstanie stało się, za-miast atutem w przetargach ze Stalinem, dodat-kowym obciążeniem, i jeszcze bardziej osłabiłojego pozycję przetargową. Zamiast paktować zdodatkową mocną kartą w ręku, skazany zostałna rozpaczliwe prośby o sowiecką pomoc, którai tak nie mogła nadejść. Trudno sobie zresztąwyobrazić gorszą i bardziej niedorzeczną kalku-

lację polityczną. Jak można było wszczynać po-wstanie skierowane politycznie przeciwko Sowie-tom, a jednocześnie spodziewać się jakiejkolwiekpomocy z ich strony! Stalin był zbrodniczym dyk-tatorem, ale nie był politycznym durniem – o tożadną miarą posądzać go nie można; raczejwprost przeciwnie. Wywołanie powstania było dlaniego cennym prezentem. Dzięki niemu mógł onosiągnąć likwidację polskiej patriotycznej elity nie-mieckimi rękami, nie brudząc swoich.

A jednak różni ultrapatriotyczni historycy, czę-sto o bardzo wysokim naukowym cenzusie, upo-rczywie próbują wybraniać sprawców powstania,składając całą winę za jego skutki właśnie na Sta-lina i Sowietów, czyli na wrogów. Przykładowo nie-jaki p. prof. Mieczysław Ryba dowodzi, że: „Kie-dy sowieci obejmują kraj i wiadomo jak się za-chowują, jak traktują polskie oddziały, kiedy naj-pierw jest wspólna walka z Niemcami, a późniejaresztowanie dowódców i wysyłanie na Syberię– to w sposób oczywisty Powstanie determino-wało, czy było powodem tego, że przywódcy pol-scy podjęli szaleńczą decyzję o jego wybuchu”(„Moskwa rozgrywa Powstanie nawet dziś”, ND,02.08.2010 r., s.6). I to jest „logika” myślenia pro-fesora historii, czołowego publicysty „ND” i prze-wodnika polskich sumień. Przesłanie jest proste– to Stalin jest winny za tą – jak przyznaje p. Ryba– „szaleńczą” decyzję, to on ją praktycznie wymu-sił. Oczywiście, najwygodniej jest zwalić wszyst-ko na wrogów, to najskuteczniejszy sposób od-ciągnięcia uwagi czytelnika od pewnych bardzoniewygodnych dla organizatorów i politycznychbeneficjentów urzędowego kultu powstania war-szawskiego faktów. P. Ryba uprawia tu najtańszepolityczne moralizatorstwo – zdaje się wymagaćod wroga, by ten zachowywał się po przyjaciel-sku. Tylko że przez „szaleńcze decyzje” nikt i ni-gdzie nie osiągnął jeszcze zakładanych celów po-litycznych. W końcu chyba mniejszą tragedią by-łaby nawet wywózka pewnej grupy warszawiakówna Syberię, aniżeli zagłada całego miasta i ma-sowa rzeź jego ludności. Tak to wymyśla się naj-dziwniejsze, niekiedy wprost śmieszne figury re-toryczne, byle tylko utrzymać Okulickiego i jemupodobnych w roli narodowych bohaterów.

Wodzowie III Rzeszy, której upadek był już wte-dy przesądzony, dostali od ich znakomity preteksti sposobność zrównania znienawidzonej, nieujarz-mionej nigdy do końca Warszawy z ziemią, i z tej

TEMAT MIESI ĄCA

Page 10: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski12 Numer 7-8-9 2011

okazji w sposób sadystyczny, skrupulatnie sko-rzystali.

To wszystko obciąża sumienia sprawców wy-buchu powstania warszawskiego i ich ewentual-nych zakulisowych mocodawców, nawet jeśli ichdecyzja nie była wynikiem jakiegoś rozmyślnegospisku, a jedynie rezultatem straszliwej pomyłki.Bo jak stwierdził Talleyrand – skądinąd też czło-wiek wątpliwej cnoty – w polityce często błąd rów-na się zbrodni. Jednak wiele wskazuje na to, żebyła ona właśnie efektem takiego spisku. Najbar-dziej podejrzaną postacią wydaje się tu być tutajwspomniany Okulicki, który od momentu wylądo-wania w kraju na spadochronie nie zajmował sięwłaściwie niczym innym, jak tylko usilnym forso-waniem koncepcji powstania. Mianowanie go zaśz tego tytułu do rangi generalskiej przez gen.Sosnkowskiego umocniło wydatnie jego pozycjęi czyniło jego poczynania skuteczniejszymi. Oku-licki skaptował sobie wspólników w postaciwspomnianych: Pełczyńskiego i Chruściela orazinnych, którzy przystąpili do odsuwania na bocz-ny tor oficerów KG AK przeciwnych powstaniu, idosłownie „siedli” na gen. Komorowskiego, chcącza wszelką cenę wymusić na nim decyzję o po-wstaniu, posuwając się przy tym, jak wspomina-łem, nawet do gróźb i szantażu, a także rozmyśl-nie wprowadzając go w błąd odnośnie ruchówwojsk sowieckich, lub też końcu, jak Chruściel, sa-mowolnie wydając rozkazy o koncentracji oddzia-łów powstańczych.

W każdym normalnym kraju, w typowych warun-kach, winni takich działań zostaliby postawieniprzed sądem wojennym, a następnie – niewyklu-czone – przed plutonem egzekucyjnym. Ale u nasdalej stawia się ich na piedestałach, funduje sięim masowo pomniki i nazwy ulic. Szczególnymzaś obiektem tej powstańczej czci jest postaćgłównego sprawcy powstania – Okulickiego, którymiał czelność uzasadniać decyzję o jego wszczę-ciu następującymi słowy: „W Warszawie murybędą się walić i krew poleje się strumieniami, ażopinia światowa wymusi na rządach trzech mo-carstw zmianę decyzji z Teheranu”. Tak może sięwypowiadać tylko albo kompletny szaleniec, alboprowokator. Szkoda, że nikt jakoś nie chce głę-biej dociekać, kto konkretnie dał temu Okulickie-mu prawo, albo może raczej rozkaz rozlewaniapolskiej krwi „strumieniami”.

Bezkrytyczni gloryfikatorzy powstania warszaw-

skiego nie przejmują się również zupełnie tym, żebardzo krytycznie odniosło się doń wielu wybit-nych Polaków. Wśród nich byli m.in.: gen. Włady-sław Anders, przewodniczący Rady JednościNarodowej, wybitny działacz socjalistyczny, Kazi-mierz Pużak (jeden z sądzonych w Moskwie przy-wódców Polskiego Państwa Podziemnego), Ję-drzej Giertych, prof. Wiesław Chrzanowski, Ste-fan Kisielewski, znani historycy: Władysław Po-bóg-Malinowski (piłsudczyk) i Paweł Wieczorkie-wicz, wymieniając tylko tych najbardziej znanych iznaczących. Czy ten ich krytycyzm automatycznieoznacza, że i oni również wyznają „rosyjską nar-rację historii”. Anders, który tyle przecież wycier-piał od Sowietów na Łubiance, stwierdził: „Po-wstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sen-su, ale było nawet zbrodnią”. A pod koniec 1944r. żądał postawienia odpowiedzialnych przez są-dem, oczywiście bezskutecznie.

Powszechnie znany radykalny działacz narodo-wy Adam Doboszyński, zwabiony po wojnie pod-stępnie do kraju przez UB i zamordowany po sfin-gowanym procesie, napisał tuż po upadku po-wstania: „Nie ulega dziś wątpliwości, że powsta-nie warszawskie było największą zbrodnią nanarodzie polskim w całej jego historii”. Nawet je-śli w tej wypowiedzi jest pewien cień przesady, tomamy tu do czynienia bezsprzecznie z największązbrodnią popełnioną na narodzie polskim przezsamych Polaków, względnie ludzi oficjalnie nimisię mieniących.

W tym kontekście łatwo zrozumieć, że w celudalszego podtrzymywania bezkrytycznego kultupowstania warszawskiego, trzeba go ubierać wcałą pokrętną filozoficzno-mistyczną oprawę i wy-myślać ex post różne „musy”. Najprościej bowiemjest powiedzieć – musiało wybuchnąć, i koniec,kropka, co tu jeszcze dyskutować! Dlaczego niby„musiało”? Ano ponoć dlatego, że nie było możli-wości utrzymania w ryzach rwących się do otwar-tej walki, pałających żądzą zemsty na wrogu, wła-snych żołnierzy. Zatem brak formalnego rozkazurzekomo i tak nie zapobiegł by powstaniu, a jegożywiołowy wybuch miałby jeszcze tragiczniejszeskutki. Warto jednak zauważyć, że ten „mus” jakośnie wystąpił w żadnym innym mieście, a w niektó-rych struktury AK były stosunkowo silne. Także i wWarszawie nie byłoby żadnego powstania, gdy-by nie było rozkazu. To jest całkowicie oczywiste.Chęć odwetu na wrogu z pewnością była po-

TEMAT MIESI ĄCA

Page 11: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 13Numer 7-8-9 2011

wszechna w podziemnych szeregach, jednak żoł-nierze AK to nie była jakaś warcholska, bezmó-zga hołota; to było karne, zdyscyplinowane pod-ziemne wojsko. Szczególnie właśnie w Warsza-wie – swoją postawą przez długie lata udowodni-li oni, iż żadna niesubordynacja na większą ska-lę, a tym bardziej bunt przeciwko własnemu do-wództwu nie wchodzi w grę. Zresztą, gdyby na-wet chcieli walczyć bez rozkazu, to nie mieliby zabardzo czym, ponieważ magazyny broni były ści-śle zakonspirowane, a dostęp do nich miało je-dynie nieliczne grono osób. Poza tym, co to zadowództwo, które ulega naciskom „dołów”. To nieżołnierze mają dyktować generałom swoją wolę,ale odwrotnie. Wojsko, także w postaci jego pod-ziemnego surogatu, to nie jest klub dyskusyjny albopartia polityczna, gdzie się podejmuje decyzje nadrodze dyskusji i głosowania. Każda zaś odpo-wiedzialna władza ma obowiązek, nawet za cenęosobistych największych poświęceń, chronić pod-daną sobie zbiorowość przed nieodpowiedzial-nymi, żywiołowymi wybuchami, które pociągają zasobą tak ogromne szkody biologiczne, material-ne i moralne – tak, tak , moralne, panowie wielbi-ciele ideologii powstańczej! Jeśli więc nie dałosię w żaden sposób powstrzymać tego parcia„dołów” do otwartej walki z wrogiem, to trzeba byłoumiejętnie je rozładować, kierując tych zapaleń-ców do walki na prowincję, a nie narażać życiakilkuset tysięcznej rzeszy cywilów, stłoczonych wwielkim mieście.Kolejną odmianą owej konwencji „musu” są tłu-maczenia w stylu: „Gdyby nie było powstania,to…”. I tu podtyka się najrozmaitsze scenariusze.Koronnym jednak i chyba najczęściej spotykanymjest ten, że Polska zostałoby wcielona wprost doKraju Rad. To jakoś jednak nie spotkało ani Ru-munii, ani Czechosłowacji, ani nawet walczącychdo końca z Sowietami Węgier, mimo że tam niebyło podobnych powstań. Także ogłoszony jużwcześniej, oficjalnie 22 lipca w Lublinie, ManifestPKWN stanowił inaczej. Także ustalenia z Tehe-ranu wcale nie przewidywały bezpośredniej inkor-poracji krajów Europy Środkowej do ZSRR. Naj-lepszym tego dowodem była decyzja o przepro-wadzeniu wschodniej granicy Polski wzdłuż liniiCurzona. Oczywiście, zupełnie inna była sytuacjapaństw bałtyckich – one jeszcze przed wybuchemwojny niemiecko-sowieckiej zostały wcielone doZSRR, co zostało formalnie zalegitymizowane

przez tzw. referenda ludowe w tych krajach. WTeheranie ten fakt po prostu usankcjonowano. Niema najmniejszych przesłanek, by twierdzić, żeStalin choćby przez moment zmierzał w kierunkuprostego wcielania Polski do ZSRR. Gdyby takbyło, nie powoływałby do istnienia 1 Armii Berlin-ga i marionetkowych polskich rządów. Śmiempójść nawet dalej - on nawet o tym nie marzył –myślał zbyt realnie; wiedział dobrze, że to ozna-czałoby powszechny powstańczy ferment w Pol-sce, który byłoby trudno spacyfikować. Znaczniebardziej korzystny z jego punktu widzenia był sce-nariusz „miękkiej” okupacji. Nie bez powodu wszę-dzie indziej powstały klasyczne partie komuni-styczne, zaś w Polsce zwolennicy nowego porząd-ku schować się musieli za szyldem partii o na-zwie „robotnicza”. A gdyby, wreszcie nawet, takiezamiary miały miejsce, to wszak powstanie war-szawskie z jego rezultatami nie stało im wcale naprzeszkodzie, ale byłoby raczej dla nich istotnymułatwieniem.

Rzeczywistym podłożem wybuchu powstaniawarszawskiego było tkwienie jego sprawców woparach XIX-wiecznej ideologii powstańczej, wy-rażonej najlepiej słowami: „dziś twój tryumf, albozgon”. Ludzie ci, wykarmieni na kulcie Piłsudzkie-go i legionów, czuli się po prostu zobligowani dozrobienia kolejnego, wielkiego polskiego powsta-nia, i w imię tych swoich irracjonalnych wyobra-żeń złożyli całopalną ofiarę z Warszawy i jej miesz-kańców, mimo że nie była ona absolutnie potrzeb-na i przydatna samej Polsce, a i świat jej wcaleod nas nie wymagał, i nic go ona tak naprawdęnie obchodziła. Tylko tak można wytłumaczyć po-stawę Okulickiego i jego wspólników. W innymbowiem wypadku trzeba by było bowiem uznaćtych ludzi wprost za obcych agentów.

Nie oznacza to wcale, bym wzywał do tego, abyrocznicy powstania warszawskiego nie obchodzićlub ją pomniejszać. Nic podobnego. Jest ono wy-darzeniem, którego żadną miarą nie da się wy-mazać z naszych narodowych dziejów. W histo-rycznej skarbnicy każdego narodu są nie tylko wy-darzenia radosne, nie tylko same zwycięstwa;mieści ona też w sobie i wydarzenia bardzo smut-ne, wielkie klęski. W powstaniu, niezależnie odjego kulis, zginęło kilkadziesiąt tysięcy bohater-skich żołnierzy AK i innych formacji podziemnych.Straciła w nim życie wielka rzesza polskich cywi-lów. Wszyscy ci ludzie z chwilą wybuchu powsta-

TEMAT MIESI ĄCA

Page 12: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski14 Numer 7-8-9 2011

nia, z chwilą otrzymania rozkazu od dowódców,walczyć musieli, i to walczyć dobrze – było to ichżołnierskim obowiązkiem. Zasługują na nasz naj-wyższy szacunek, uznanie, a nade wszystko –pamięć. Podobne, jak i żyjący jeszcze uczestnicytych dramatycznych walk.

Jednak to nie musi, i nie może nawet, ozna-czać od razu bezkrytycznej aprobaty dla błędnych,a nawet miejscami wprost ocierających się ozbrodnię decyzji Okulickiego, Komorowskiego,Chruściela etc. Przede wszystkim zaś, obcho-dząc rocznicę powstania, obchodźmy ją jako rocz-nice klęski, a nie róbmy sobie z niej sztucznierocznicy zwycięstwa, choćby tylko – „moralnego”.Tymczasem od kilkunastu już lat wzmaga się cał-kowicie bezkrytyczny kult tego wydarzenia, przy-bierając stopniowo coraz bardziej formy zinstytu-cjonalizowane, niczym kiedyś święta PRL-owskie.Z pomocą emocjonalno-romantycznej propagan-dy tworzy się i narzuca nieświadomych Polakomjeszcze jeden narodowy mit. Z braku rzeczowychargumentów – co już sygnalizowałem – sięga sięprzy tym ochoczo po usługi np. różnych poetów-„mistyków”, którzy tą całkowicie zawinioną przezbardzo konkretnych ludzi, wywodzących się z bar-dzo konkretnej opcji, a nie przez Boga, tragediępróbują ubierać w jakieś wymiary wprost escha-tologiczne. Próbują wmówić też Polakom, że ichnarodowa egzystencja różni się jakoby od warun-ków i prawideł egzystencji innych narodów, że są,mimo wszystko, narodem innym od pozostałych,w pewien sposób wybranym – choćby tylko donieustannego cierpienia.

Z tego rodzaju założeń i pryncypiów musi siłąrzeczy wypływać wniosek, że naszym głównympowołaniem i głębszą racją naszej narodowej eg-zystencji nie jest bynajmniej troska o wzrost sub-stancji biologicznej i gospodarczej własnego na-rodu w normalnej, toczącej się nieustannie rywa-lizacji z innymi narodami; nie wielkość i potęgaPolski, która była jej udziałem przez wieki naszejhistorii, ale przede wszystkim ciągłe wznoszeniesię na „wyżyny ducha”. Z bardziej przyziemnychzaś obowiązków, zdaniem wyznawców tego spo-sobu narodowej psychologii, ciąży na nas przedewszystkim ów obowiązek robienia co pewienczas czysto instynktownych, odruchowych po-wstań, nie w ściśle określonych i skalkulowanychcelach politycznych, ale w reakcji na odczuwanąkrzywdę i obcą przemoc, szczególnie gdy płynie

ona ze wschodu. Zatem, budowanie fizycznegogmachu Ojczyzny to cel drugorzędny – liczy sięprzede wszystkim jej gmach duchowy. Popatrzy-my jednak wokoło i zastanówmy się dobrze, dojakich to konkretnie rezultatów na takim budowa-niu żeśmy doszli.

Tego rodzaju patriotyzm – o ile w ogóle możnago nazwać tym szlachetnym mianem – sprowa-dza się w gruncie rzeczy do powtarzania w kółkosamego tego słowa, i robienia, od czasu do cza-su, jakichś szaleńczych ruchów zbiorowych. Niejest to bynajmniej patriotyzm narodu cywilizowa-nego, o tysiącletniej tradycji państwowej; nie jestto patriotyzm ani trochę wyrozumowany, jest to pa-triotyzm impulsywny, i w gruncie rzeczy, mimo do-rabiania do niego najbardziej nawet najbardziejwzniosłych uzasadnień, bardzo płytki i powierz-chowny. Opiera się on bardziej na negacji niż natreściach pozytywnych, konstruktywnych; bardziejczerpie z nienawiści do wroga niż z faktycznejmiłości własnej Ojczyzny. Wyznawcy jego uzurpująsobie mimo to funkcję strażników polskiej pamięcihistorycznej i tożsamości narodowej, jednocze-śnie na całej linii ową pamięć i tożsamość wyko-lejając.

Właśnie dlatego, ażeby narzucić jak najwięk-szej grupie Polaków tą wykolejoną wizję polskiejhistorii i narodowych obowiązków, trzeba cynicz-nie grać na zbiorowych emocjach, żerować nauczuciach kombatantów; trzeba przede wszystkimmanipulować historią, przez wyrywanie pewnychwydarzeń z szerszego kontekstu, względnie uka-zywanie ich w niepełnym oświetleniu, jednym sło-wem, trzeba na każdym kroku zacierać granicęmiedzy rzeczywistością a mitem. Jest to zjawiskośmiertelnie groźne dla każdego narodu, a dla nasszczególnie. Tam bowiem, gdzie nie masz uczci-wej, obiektywnej oceny przeszłości, gdzie unikasię spoglądania prawdzie prosto w oczy, choćbybyła ona czarna i straszna, tam nie może być rów-nież najmniejszej mowy o wyciągnięciu z niej po-zytywnych, twórczych wniosków na przyszłość.

Tu nie chodzi bynajmniej o osobę p. Sikorskie-go. Podobna, a nawet jeszcze ostrzejsza krytykamoże bowiem w każdej chwili spotkać każdego,kto się ośmieli naruszyć owe „patriotyczne” ka-nony. Pewnie i mnie oskarżono by publicznie onaruszenie tym artykułem „pamięci powstania war-szawskiego” albo nawet o „antypolonizm”, gdy-bym tylko był jakąś znaczniejszą i bardziej głośną

TEMAT MIESI ĄCA

Page 13: Andrzej Włodyka: Spór o Powstanie Warszawskie

Nowy Przegl ąd Wszechpolski 15Numer 7-8-9 2011

personą. Mamy tu czynienia w gruncie rzeczy zjakąś zamaskowaną formą cenzury, która próbu-je zagwarantować określonym wydarzeniomoraz postaciom historycznym obowiązującywszystkich wieczysty kult.

Ci samozwańczy „strażnicy narodowej pamię-ci” są bodaj jeszcze groźniejsi od otwartych za-deklarowanych kosmopolitów, bo w tym drugimwypadku człowiek przynajmniej wie jasno, z kimma do czynienia. Tymczasem w tym wypadku wie-dzie się, po osłoną różnych patriotycznych formu-łek i świecidełek, niepostrzeżenie a nieuchronnienajlepszą, najzdrowszą część narodu na manow-ce fałszu i ułudy. Ci fałszywi prorocy będą więcwymagać od nas, byśmy, wznosząc się na corazwiększe „duchowe wyżyny”, szli za nimi karnie ochlebie i wodzie, w przenikliwym zimnie, po su-chej pustyni, przepastnych bagnach i zdradliwychmoczarach, nad stromymi przepaściami, a osta-tecznie nawet brodząc po pas we własnej krwi –bo tego właśnie rzekomo wymaga od nas Ojczy-zna, oczywiście w ich interpretacji. Sami jednakparadoksalnie zarezerwowali dla siebie jednak

całkiem inną rolę, zupełnie inne warunki żywota –im akurat same duchowe uczty nie wystarczają,ale cenią również i wartości materialne i względyosobistej kariery; pieniądze i doczesna osobistapozycja nie tylko im nie śmierdzą; ale, gdy tylkozajdzie taka potrzeba, bez skrupułów poświęcajądla nich wyższe wartości. Mimo to, żądają od ogó-łu cały czas patriotycznej adoracji ich osób, albo-wiem przecież to właśnie oni bez przerwy powta-rzają owo magiczne słowo: patriotyzm, patriotyzm,patriotyzm… Tymczasem ten ich „patriotyzm” toco najwyżej patriotyzm – jak stwierdził sam Dmow-ski – „narodu samobójców”, nie zaś patriotyzmskierowany ku przyszłości. I nic w tym dziwnego,że taka to spaczona, wykoślawiona postać pa-triotyzmu zupełnie nie przyciąga nowych pokoleń.

Składajmy więc kwiaty na powstańczych gro-bach, czcijmy pamięć poległych, jesteśmy im towinni; nie dajmy sobie jednak narzucić tej zindok-trynowanej wizji powstania warszawskiego.Wcześniej czy później musi być ono rzetelnie roz-liczone i ocenione, zaś prawda o nim dotrze doogółu Polaków.

TEMAT MIESI ĄCA