Adam Mickiewicz: Grażyna

of 36 /36
Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Embed Size (px)

Transcript of Adam Mickiewicz: Grażyna

  • Aby rozpocz lektur,

    kliknij na taki przycisk ,

    ktry da ci peny dostp do spisu treci ksiki.

  • 2

    Adam Mickiewicz

    Grayna

  • 4

    Coraz to ciemniej, wiatr pnocny chodzi,Na dole tuman, a miesic wysoko,Pord krcej czarnych chmur powodziWe mgle niecae pokazowa oko;I wiat by na ksztat gmachu sklepionego,A niebo na ksztat sklepu ruchomego,Ksiyc jak okno, ktrdy dzie schodzi.

    Zamek na barkach nowogrdzkiej gryOd miesicznego bra pozot blasku,Po waach z darni i po sinym piaskuOlbrzymim supem ama si cie burySpadajc w fos, gdzie rd wiecznych cieniDyszaa woda spod zielonych pleni.

    Miasto ju spao, w zamku ognie zgasy,Tylko po waach i po basztach straePowtarzanymi posz senno hasy;Wtem si co z dala na polu ukae,Jakowi ludzie bieg tu po boniach,A ga cieniu za kadym si czerni,A bieg prdko, musz by na koniach;A wiec mocno, musz by pancerni.

    Zaray konie, zagrzmiaa podkowa,Trzej to rycerze jad wzdu parowa,Zjechali, staj, a pierwszy z rycerzyKrzyknie i w trbk mosin uderzy.Uderzy potem raz drugi i trzeci

    Stranik mu z baszty rogiem odpowiada:Brzky wrzecidze, pochodnia zawieciI most zwodzony z oskotem opada.

    Na ttent koni zbiegli si stranicyChcc bliej pozna i me, i stroje;Pierwszy m jecha w zupenej zbroicy,Jak zwyk Niemiec przywdziewa na boje;

  • 5

    I krzy mia czarny na biaej kapicy,I krzy na piersiach u zotej ptlicy,Trbk na plecach, kopij u toku,Raniec w pasie i szabl u boku.

    Poznali ma Litwini z tych znakw,Wic cicho jeden do drugiego szepce:To jaki urwisz od psiarni Krzyakw,Tuczny, bo prusk krew codziennie chepce;O, gdyby nie by nikt tu wicej z warty,Zaraz by w bagnie skpa si ten plucha,A pod most pici zgibym eb zadarty.Tak oni mwi: on niby nie sucha,Lecz musia sysze, bo si bardzo zdumia,A chocia Niemiec, glos ludzki rozumia.

    Ksi jest w zamku? Jest, lecz o tej porzeBardzocie wasze poselstwo spnili:

    Dzi nie moecie stawi si we dworze,Chyba na jutro Jutro? Ani chwili.Zaraz, natychmiast, cho w spnion por,Litaworowi o posach doniecie;Niebezpieczestwo na m gow bior,A wy dla znaku piercie tylko wecie;Nie trzeba wicej, skoro ujrzy godo,Pozna, kto jestem i co nas przywiodo.

    Cicho dokoa, zamek we nie ley;Co za dziw? pnoc, jesieni noc duga;Za c dotychczas w Litawora wieyLampa jak gwiazdka midzy krat mruga?Wszak dzi powrci, jedzi w kraj daleki,Snu potrzebuj troskliwe powieki.

    On przecie nie pi. Posano na zwiady,Nie pi; lecz aden z paacowej strayAni z dworzanw, ani z panw radyDo progu jego zbliy si nie way.Daremnie pose i grozi, i prosi,

  • 6

    Groba i proba na nic si nie przyda;Kazano wreszcie obudzi Rymwida.On wol pask nosi i odnosi,On gow w radzie, praw rk w boju;Jego nazywa Ksi drugim sob,W obozie, w zamku, jemu kad dobWstp do paskiego otwarty pokoju.

    W pokoju ciemno i tylko od stoaKaganiec wiatem konajcym pon,Litawor chodzi po gmachu dokoa,A potem stan i w mylach uton.Sucha, co Rymwid o Niemcach powiada,Ale mu na to nic nie odpowiada.To si rumieni, to wzdycha, to blednie,Wydajc twarz troski niepowszednie.Poszed ku lampie, eby j poprawi,Wrzkomo poprawia, a do gbi cinie;Wcisn nareszcie i cakiem zadawi,Nie wiem, przypadkiem czyli te umylnie.

    Sna, e poskromi nie mg wntrznej wrzawyI w pogodniejsze wystroi si lice;A jednak nie chcia, by suga z postawyZgadn paskiego serca tajemnice.Znowu komnat obchodzi dokoa,Lecz kiedy okna kratowane mija,Widna przy blasku miesicznego koa,Co si przy szyby i kraty przebija,Widna pospno zmarszczonego czoa,Przycite usta, oczu byskawicaI surowego zagorzao lica.

    Potem w rg gmachu zwraca si z popiechem,Kae podwoje zamkn Rymwidowi.Siad i z kamliw spokojnoci mwi,Szyderskim mow zaprawujc miechem:

    Wszak mi sam z Wilna przywioze, Rymwidziee Witold, pan nasz mony i askawy,

  • 7

    Mia mi podwyszy ksiciem na LidzieI spade dla mnie po onie dzierawy,Jak swoj wasno lub zdobycze cudze,Litaworowi podarowa sudze?To prawda, Ksi My wic po te dary,Jako przystao, wystpimy godnie;Ka wynie na dwr ksice sztandary,Zapali w zamku ognie i pochodnie.Gdzie s trbacze? Niechaj o pnocyZjad na miasto i stanwszy w rynkuNa cztery wiatry trbi z caej mocy,A pty bd trbi bez spoczynku,Pki si wszystko rycerstwo rozbudzi.Niech kady piersi zbroj ubezpiecza.Nasadzi groty i pocignie miecza.Zgotowa ywno dla koni i ludzi;Kademu z mw zgotuje niewiasta,Ile zje mona od ranka do zmroku.Czyj ko na paszy, sprowadzi do miasta,Nakarmi i wzi na drog obroku;A skoro soce z szczorsowskiej granicyPierwszym promieniem grb Mendoga dranie,Wszyscy staniecie na Lidzkiej ulicy.Czeka mi rzewo, zbrojno i zapanie.

    Tak mwi Ksi; wprawdzie jego mowaZaleca zwyke do drogi przybory,Lecz za co nagle i niezwykej pory?Dlaczego posta bya tak surowa?A kiedy mwi, cho gwatowne sowaBieg e jedno drugiego nie cignie,Zda si, jakoby wysza ich poowa,A reszta w piersiach przytumiona stygnie.Ta posta co mi niedobrego wryI gos ten myli spokojnej nie suy.

    Umilk Litawor; zdao si, e czeka,A Rymwid z wzitym odejdzie rozkazem;I Rymwid milczy, a odejcie zwleka;Bo to, co sysza i co widzia razem,

  • 8

    Kiedy stosuje i way w rozumie,..Z lekkich sw cik rzecz odgadn umie.Ale c pocznie? Zna, e Ksi modyNamowom cudzym mao daje uchaI nie lubicy w dugie brn wywody,Zamiary knuje w swoje gbi ducha;A skoro uknu, nie dba na przeszkodyI hamowany tym sroej wybucha.Lecz Rymwid, jako wierna panu radaI zacny rycerz w litewskim narodzie,Zapewne habie niemaej podpada,Gdzieby powszechnej nie zabiea szkodzie.Milcze czy radzi? na dwoje myl dzieli,Waha si, w kocu na drugie omieli.

    Panie, gdziekolwiek chci twoje godz,Nigdy na ludziach i koniach nie zbdzie;Wska tylko drog, my za twoj wodz,Nie patrzc kdy, gotowi i wszdzie;I Rymwid pewnie nie przyjdzie ostatni.Ale, o Panie, na rnym miej wzgldziePosplstwo lepe, twoich rk narzdzie,I mw, ktrzy na co wicej zdatni.Bo i twj ojciec, cho lubi sam z siebieWyciga skrycie przyszych dzie osnowy,Jednak nim gminne miecze ku potrzebie,Wprzdy ku radzie mdre wzywa gowy;Kdym ja nieraz z wolnym zdaniem siada,A com umyli, miao wypowiada.Wic i dzi wybacz, jeli w szczerym gosieZeznam, co serce ustom przekazao.Dugo ja yem i na siwym wosieDwigam i czasw, i czynw niemao,Przedsi dzi widz, oby nie ze szkod!Rzecz dla nas starych niezwyk i mod.Jeeli prawda, e na Lidzkie pastwoCigniesz, do twojej nalece waci,Ten pochd skory, co na ksztat napaci,

  • 9

    Zrazi i nowe, i dawne poddastwo.Ci, jak zwycicy, czekaj zdobyczy,Tamci kajdanw, jak lud niewolniczy.

    Zaraz po kraju wie ziarna rozsypie,Ucho je gminne chwyta i przesadza;Skd w kocu gorzki owoc si wyradza,Co truje zgod i co saw szczypie;Okrzykn zaraz, e, chciwy upiey,Wdar si na pastwo, ktre nie naley.

    Inaczej cale po dawnym zwyczajuLitewskie niegdy stpay ksita,Niosc stolic do wasnego kraju;Tych ksit dobrze wiek mj zapamita.I jeli zechcesz i po starym trybie,Spuszczaj si na mnie, w niczym nie uchybi.

    Naprzd rycerstwo obelemy wszdy,I tych, co w miecie zostali si bliscy,I co na wiejskie powrcili grzdy,Maj na zamek zgromadzi si wszyscy;Wic krewne pany, wic starsze urzdy,Ku bezpieczestwu a wikszej ozdobie,Z sowitym pocztem niech stan przy tobie.Co nim dokonasz, ja mog tymczasemWyruszy jutro, lub pojutrze z rana,Ze sub, z wit osob kapana,Tudzie z potrzebnym do uczty zapasem.Aby si wszystko zatwio na przodzie,A na wierzynie nie brako i miodzie

    Nie tylko bowiem sam nard prostaczy,Lecz i starszyzna za akoci goni;A widzc zrazu paskiej hojno doni,Dobrze std sobie na przyszo tumaczy.Tak zawdy byo w Litwie i na mudzi;Jeli nie wierzysz, pytaj starych ludzi.

  • 10

    Skoczy, podchodzi ku oknom i doda:Wietrzno, niepewna na jutro pogoda.Jakiego widz rumaka przy wieyA tu i rycerz oparty na ku,Drudzy dwaj chodz konie wodzc w rku;Posy niemieckie poznaem z odziey;Czy ich zawoa? czyli niech na dolePrzez usta sugi odbior tw wol?

    To mwic, okno przemknite zaszczepi,Niby niechccy, i patrzy, i gada,Ale umylnie pytanie uczepi,By co o posach niemieckich wybada.

    Na to mu prdko Litawor odpowie:Jeeli kiedy wychodz po radDo cudzych, wasnej nie ufajc gowie,Zawdy twe zdanie na pocztku kad,Bo zewszd godzien mojej czci i wiary,Jak w polu mody, tak na radzie stary.

    Wic cho nie lubi, by dzie przyszych koceLada czyjemu widne byy oku;Zamiar wylgy w myleniu pomrokule jest przed czasem wykaza na soce.Niechaj rzecz caa, dokonania bliska,Jak piorun wprzdy zabija, ni byska;Przeto ja krtko pytania odbywam:Kiedy? dzi, jutro gdzie? na mud, do Rusi.To by nie moe? bdzie i by musi;Lecz dzisiaj tobie gb serca rozkrywam.

    Dlategom kaza do konia i zbroi,Dlatego nagle i ornie godz,Bo wiem Witoda, e z wojskami stoi,Gotowy wstrty czyni mi po drodze;A moe na to chcia do Lidy zwabi,By zwabionego pojma albo zabi.

  • 11

    Ale ja z mistrzem pruskiego ZakonuTajemne zaraz zwizaem przymierze,Aby mi swoje da w pomoc rycerze,Za co w nagrod ustpi cz plonu.Jeli, jak sysz, przybyli posowie,Zna, em na jego nie zwiedziony sowie.Wprzd wic nim zajd siedmiorakie gwiazdy,Ruszymy przyda ku litewskiej sileNiemcw pancernej trzy tysice jazdyI pieszych knechtw we dwjnasb tyle.Bdc u Mistrza, sam sobie wybraem,Jakie ma przysa rumaki i chopy,Od wszystkich naszych ogromniejsze ciaem,elazem kute od gowy do stopy;Wiesz, jako dzielnie brzeszczotami siekI dzid srosi od naszych daleko.

    Knecht zasi kady ma elazn mijKtr oowiem i sadz utuczy,Potem, ku wrogom nawracajc szyj,Podrani iskr, wnet paszcza zahuczyOgniem i gromem, zrani lub zabije,Kogo jej strzelca trafny wzrok poruczy.Od takiej broni niegdy obalonyPradziad Gedymin na szacach Wielony.

    Wszystko gotowo; tajemnymi drogi,Jutro, gdy Witod w zaufaniu zbytniemNa Lidzie sabe zostawi zaogi,Wpadniem, podpalim, zabierzem i wytniem

    Rymwid, niezwyk raony nowin,Sta peen dziwu, nieprzytomny sobie;Przeglda burz, myli o sposobie;Skcone myli jedne w drugich gin.Ale rzecz naga, prno zwleka zdanie,Z gniewem i alem zawoa: O Panie!Bogdajbym nigdy nie doy tej pory!Brat przeciw bratu ma podnosi donie!Wczora wyszczerbi na Niemcach topory,

  • 12

    Dzi ma je ostrzy ku Niemcw obronie?Za jest niezgoda, ale gorsz zgodChcesz nas pojedna; raczej ogie z wod!

    Zdarza si wprawdzie, e ssiad ssiada,Z ktrym nieprzyja toczy od lat wielu,Uciska wreszcie, gniewne serce skada,Jeden drugiego zowc: przyjacielu;e bardziej jeszcze nili ze ssiadyGniewne na siebie Litwiny i LachyCzsto u wsplnej pijaj biesiady,Snu uywaj pod jednymi dachyI miecze cz ku wsplnej potrzebie:A jeszcze bardziej nad litewskie meI nad Polaki zawzitsi na siebieOd wieku wiekw s ludzie i we;A przecie, jeli do domowych progwW zaproszony gociem od czowieka,Jeli dla chway niemiertelnych bogwLitwin mu chleba nie skpi i mleka,Wtenczas gad swojski peznie w jego rce,Spoem wieczerza, z jednych kubkw pijaI nieraz senne piersi niemowlceMosinym wiankiem bez szkody obwija.

    Lecz krzyackiego gadu nie ugaszczeNikt ni gocin, ni prob, ni dary;Mao Prusaki i Mazowsza caryZiem, ludzi, zota wepchnli mu w paszcze?On wiecznie godny, cho poar tak wiele,Na reszt nasz rozdziera gardziele.

    Splna moc tylko zdoa nas ocali!Darmo hordami cigniemy co rokuBurzy ich twierdze i mieciny pali.Przebrzydy Zakon podobny do smoku:Jeden eb utniesz, drugi ronie skoro.I ten ucity ronie w dziesicioro!

  • 13

    Wszystkie utnijmy! Na prno si trudzi,Kto naszych szczerze chce godzi z Krzyaki;Bo czy to z kniaziw, czyli z prostych ludzi,Na Litwie caej nie znajdzie si taki,Co by ich nie zna chytroci i dumy,Nie stroni od nich jak od krymskiej dumy;Co by nie wola stokro od ich broniRaczej mier w polu, nili pomoc zyska,Raczej elazo rozpalone w doniNili krzyack prawic uciska!

    Lecz Witod grozi? Czy bez obcych mieczyJu nie zdoamy rozeprze si w polu?Albo czy do tych kresw zaszy rzeczy,I domowego naszych zwad kkolunie zdoa wyrwa do bratniej przyjani,or dla cudzej zachowujc kani?

    Skde masz pewno, e suszna twa skarga,e Witod znowu stawic si upornieZdrady napina i umowy targa?Posuchaj, szlij mnie do niego powtrnie,Wznowim umow. Do tego, Rymwidzie!Znane mi dobrze Witoda umowy,Wczora mu taki wiatr zawia do gowy,Dzisiaj na znowu co innego przyjdzie.Wczora ufaem ksicemu sowu,e sobie Lid w dziedzictwo zabior;Dzi Witod uknu co rnego znowu,Na gwat swobodn wyledziwszy por,Gdy si do domw rozjachali moi,A on u Wilna obozami stoi,Dzi oznajmuje, jakoby LidzianieZa swego pana sucha mi nie chcieli;Wic Witod Lid dla siebie wydzieli,Mnie za w nagrod inny kraj dostanie.Pewnie Ru go lub bagna Warega!Bo tam wskazana jest siedziba nasza,Tam Witod braci i krewnych wypasza,A wit Litw sam jeden zalega.

  • 14

    Patrz, jak uradzi! a wie, na co radzi,Bo w jedno bije, chocia rn drog,Chciaby si jeden nad wszystkich posadziI sobie rwnych cisn pod sw nog.

    Przebg! czy nie do, e Witoda butaNa koniu wiecznie trzyma ca Litw?Pier nasza wiecznie do zbroi przykuta,Szyszaki ju nam przyrosy do czoa,Z upw po upy i z bitwy na bitw,wiat jako wielki zbieglimy dokoa:To na Krzyactwo, to znowu przez TatryNa Polski piknie zbudowanej sioa,Stamtd po stepach eglujce z wiatryGonic bdnego obozy Mogoa.A comy skarbw z zamkw wyamaliI co ywego szablica nie dotnie,Gd nie dogryzie, ogie nie dopali,Jemu znosimy, spdzamy ochotnie.Na trudach naszych w potg urasta,Od Fiskich zatok po Chazarw morzeWszystkie pod siebie zagarn ju miasta.Sam w jakim miecie! w jakim siedzi dworze!Widziaem pysznych Krzyakw warownie,Na ktre Prusak nie spojrzy bez strachu,A przecie mniejsze od Witoda gmachu,Co jest na Wilnie lub Trockim jeziorze!Widziaem pikn dolin przy Kownie,Kdy rusaek do wiosn i latemciele muraw, kranym dzierzga kwiatem;Jest to dolina najpikniejsza w wiecie.Lecz kt by wierzy? u syna KiejstutaW paacu wiesza murawa i kwiecie:Takim podoga kobiercem osuta,Takie po cianach rozwise bisiory,Z liciem ze srebra i kwieciem ze zota;Nad dzieo bogi, nad smug rnowzoryCudniejsza branek lechickich robota.W kratach u niego szklanne okienice,Przywone kdy a od ziemi koca,

  • 15

    Byszcz jak polskich rycerzy zbroice,Albo jak Niemen, przed oczyma socaSpod niegu zimne gdy odsoni lice.

    A ja com zyska za rany i znoje?Com zyska, e od malekiego wiekuZ pieluchw zaraz przewiniony w zbroje,Ksi jak Tatar y o koskim mleku?Cay dzie konno, w wieczr koska grzywaPoduszk moj, przy niej noc wystoj,A rankiem znowu trba na ko wzywa;e wtenczas, kiedy moi rwiennicy,Jedc na kijach, szablami z uczywaBezpiecznie sobie grali po ulicy,By siw matk lub dziecinn siostrZabawi wojny kamanej obrazem,Wtenczas z Tatary jam goni na ostreLub wrcz z Polaki cina si elazem!

    Przecie me pastwa od Erdwia czasuI pidzi szerzej ziemi nie zalegy;Patrz na te mury z dbowego lasuI na ten paac mj z czerwonej cegy;Pjd przez komnaty, pradziadw siedliska,Gdzie szklanne kuple? gdzie kruszcowe upy?Miasto blach zotych mokry kamie byska,Miasto kobiercw niade mchu skorupy.Cem chcia wynie z ognia i kurzawy?Pastwa czy skarby? nie; nic, kromia sawy!

    Ale i saw wszystkim ponad gowWitod podlecia, Witod wszystkich gasi;Jego, jakoby drugiego Mindow,Na ucztach wielbi wajdeloci nasi.Jego na strunach i na wieszczym rymieDo potomnego wysyaj blasku;Nasze rd gminu kto wypatrzy imi?Kto podj raczy z niepamici piasku?

  • 16

    Przecie nie zajrzym; niech walczy, niech gromi,Niechaj si w imi i skarby bogaci;Tylko niech zba chciwego poskromiOd swych ojczycw, od ziemie swej braci.Czy dawno w rodku pokoju i zgodyGwatem litewska wstrzniona stolica?Czy dawno Witod kniaziw wielkich grodyNaszed i z tronu zmit Olgierdowica,I sam owada? A tak lubi wada,By jego pose, jak Krywejty goniec,Ksit podwysza albo zmusza spada!O! czas, e temu pooymy koniec,Czas, e po sobie jedzi nie dozwolim!Pki modego w piersiach ywi ducha,Pki elazo rki zdrowej sucha,Dopki ko mj ze skrzydem sokolim,Com z upw krymskich jednego wzi sobie,Jakiemu rwny dany tobie drugi,A jeszcze dziesi re przy moim obie,Ktrymi wierne poobdzielam sugi,Dopki ko mj!... pki szabla moja!...Tu mu gniew sowa i tchnienie zatoczy,Umilk, lecz chrzstem ozwaa si zbroja;Zna, e si wzdrygn i z miejsca wyskoczy.Jaki to pomie nad gow mu bysn?Jak oderwana gwiazda przez niebiosaSpada, z dugiego ary trzsc wosa,Tak on brzeszczotem koo stropu cisnI siek w podog, od tgiego razuRzsiste iskry sypny si z gazu.

    Znowu ich guche obeszo milczenie,Znowu rzeki Ksi: Dosy prnej mowy,Oto noc prawie dochodzi poowy,Wkrtce usyszym drugich kurw pienie;Wiesz, com rozkaza; bdcie w pogotowiu.Ja legn, moe duch troskliwy spocznieI ciao troch pokrzepi na zdrowiu,Bom trzy dni nie spa. Teraz jeszcze mrocznie,Lecz dzi zapenia ksiyc rogi nowiu,

  • 17

    wit bdzie widny, ruszymy niezwocznie,Synom Kiejstuta w Lidzie zostawimyGodne dziedzictwo popioy i dymy!

    To powiedziawszy usiad i w do klasn;Skoczyli sudzy, kaza zwleka szatyI leg, nie na to moe, aby zasn,Lecz aby Rymwid mia si precz z komnaty.I on, gdy widzi, iby nic nie sprawi,Ani co mwi, ani duej bawi;Poszed, a jako zna powinno sugi,Wytrbi ukaz, rycerstwo zgromadzi,Potem do zamku wrci si raz drugi,Po c? czy eby znowu z panem radzi?Nie, w inn stron wid on kroki swojeNa lewe skrzydo zamkowej budowy,Gdzie ku stolicy spada most zwodowy,Szed krugankami przed Ksinej podwoje.

    Bya naonczas Ksiciu zamnCra na Lidzie monego dziedzica,Z cr nadniemeskich pierwsza krasawica,Zwana Grayn, czyli pikn ksin;A chocia wiekiem od modej jutrzenkiPod lat niewiecich schodzia poudnie,Oboje: dziewki i matrony wdzikiNa jednym licu zespolia cudnie.Powag zdziwi, a wieoci znca:Zda si, e lato ogldasz przy wionie;e kwiat modego nie straci rumieca,A razem owoc wnet peni doronie.Nie tylko licem nikt jej nie mg sprosta,Ona si jedna w dworze caym szczyci,e bohatersk Litawora postaWzrostem wysmukej dorwna kibici.Ksica para, kiedy j okoliSuebne grono, jak w poziomym lesieSsiednia para dorodnych topoli,Nad wszystkich gow wystrzelon niesie.

  • 18

    Twarz podobna i rwna z postawy,Sercem te caym wydawaa ma.Ig, wrzeciono, niewiecie zabawyGardzc, twardego imaa ora;Czsto, myliwa, na mudzkim rumaku,W szorstkim ze skry niedwiedziej kirysie,Spiwszy na czole biae szpony rysie,Pord strzelczego hasaa orszaku;Z pociech ma nieraz w tym ubiorzeWracajc z pola oczy myli gminne,Nieraz od suby zwiedzionej na dworzeOdbiera hody Ksiciu powinne.

    Tak zjednoczona zabaw i trudem,Osoda smutku, splniczka wesela,Nie tylko oe i serce podziela,Lecz myli jego i wadz nad ludem.Wojny i sdy, i tajne ukadyCzstokro od jej zaleay rady,Acz innym rzecz ta nie bya wiadoma;Bo ksina, wysza nad on prostych rzdy,Ktre, zbyt rade, e panuj doma,Chciayby z tym si popisowa wszdy.Owszem, cudzemu pilnie krya oku,Z jak potg w sercu ma wadnie;Nawet baczniejsi i blisi jej bokuNieprdko mogli zbada i niesnadnie.

    Mimo to Rymwid mdry odgadywa,Gdzie mu jedyne pozostao wsparcie,Szed wic i Ksinej wynurzy otwarcieWszystko, co widzia i co przewidywa,Jaka std dawnym zwyczajom obraza,Ksiciu haba, narodowi skaza.Mocno Grayn wie nowa uderzy,Lecz pani swojej bdca postaci,Udaje wrzkomo, i temu nie wierzy,Pokoju w glosie i twarzy nie traci.Nie wiem ja, rzeka, czyli nad rycerzyWicej u pana sowo niewiast paci;

  • 19

    To wiem, e sobie sam radzi roztropnie,Wiem jeszcze lepiej: co uradzi, dopnie.Wreszcie jeeli naga gniewu flagaDoczen burz w sercu jego wzbudzi,Jeli niekiedy, lotem modych ludzi,Ch sw nad suszno lub nad mono wzmaga:Zostawmy, niech czas i cicha uwagaRozjani myli, zapay przystudzi;Pierzchliwe sowa niepami zagrzebie;Tymczasem drugich nie trwmy i siebie.

    Wybaczaj, Ksino! O, nie s to sowa,Co z ust w gorcej pryskaj godzinie,Ktrych zagasych pami nie dochowa;Nie jest to zamiar, ktry w pltaninieChci niewczenych rodzi myl jaowa,Ktry jako dym zamroczy i zginie;Te iskry znacz wielki poar w duchu,Ten dym strasznego zwiastunem wybuchu!

    Nie dzisiaj jestem przy paskiej osobie,Od lat dwunastu zna mi wiernym sug:Przecie na pami nie przywiod sobie,By zemn mwi tak szczerze, tak dugo.Odkada prno; co rozkaza, zrobi,Bo ju rozkaza, bym przed gwiazd drugZgromadzi wojska nad grb Peresieka;Noc bdzie widna, droga niedaleka.

    Co sysz, jutro? biada mojej gowie!Nie chc, aeby po Litwie gadano,e brat na bratnie nastpowa zdrowie,Wzi gardo lub da za Grayny wiano!Pjd i w pierwszej z Ksiciem rozmowie...Owszem, dzi id, chocia ju nierano;Wprzd nili nocn wit opdzi ros,Tusz, i dobr odpowied przynios.

    egnaj siebie po tym rozhoworze,A w jedno miejsce dyli oboje.

  • 20

    Ksina, i chwili nie bawic w komorze,pieszy w gmach paski przez tajne pokoje;Rymwid, nie bawic i chwili na dworze,pieszy krugankiem i, w paskie podwojee nie mia wstpi, na progu usiada,Szczelin patrzy i ucha dokada.

    Niedugo czeka, klamka zaszeleci,Z ubocznych progw mignie posta w bieli.Kto? woa Ksi, zerwa si z pocieli,Kto? Ja odpowie znany gos niewieci.Potem co duej rozmawia zaczli,A chocia Rymwid domyla si treci,Gosu nie zowi, bo w echo wpltanyPokno miejsce lub odbiy ciany.

    Rozmowa coraz wawsza i zmieszana,Coraz wolniaa, coraz trudniej sycha,Czciej gos pani, bardzo rzadko pana;Milcza, niekiedy zdawa si umiecha.Na koniec Ksina pada na kolana;Wsta, nie wiadomo, podnie czy odpycha,Kilka sw potem wymwi gorcej,A potem milcza i nie mwi wicej.I byo cicho; znowu posta w bieliPrzemknie si ku drzwiom, klamk zaszeleci;Czy uprosia, czy si nie omieliProsi go duej ju w swj gmach niewieciOdesza Ksina. Ksi do pocieliWrci, leg; cicho, i wida z tej cisze,e go sen twardy wprdce ukoysze.

    Rymwid daremnie jeszcze chwil bada;Odszed nareszcie i w lewym balkonieGiermka obaczy, ktry z Niemcy gada.Sucha ciekawie, lubo ku tej stronieNie sza rozmowa i wiatr j okrada;Wtem giermek rk ukaza ku bronieCo by oznacza, Rymwid acno zgada.Strasznie to pych Krzyaka ubodo,

  • 21

    Zbieg, chwyci konia, poskoczy na siodo;Przysigam wrzeszczc gdybym nie by posem,Przysigam na ten krzy, komtura znami,I za obelg, ktr dzi poniosem,Prdko by zemst znalazo to rami.Midzy monarchy na poselstwach wzrosem,Ni przy cesarskiej, ni papieskiej bramieNie spotkao mi, co u twego panka:Pod goym niebem doczeka si ranka,I precz, za czyim? za giermka rozkazem?Ale ostrzegam, e nas nie uowiPogaski wykrt i nie minie pazem!Woa nas wrzkomo przeciw Witodowi,A potem wsplnym otoczy elazem!No, obaczymy, czy Witod odbijeTen miecz, zanadto waszej bliski szyje!

    Powiedz Ksiciu, jeli nie dowierza,Sam niechaj spyta, powtrzy gotow-em,Cho razy dziesi tyme samym sowem,Teraz i zawsze; bo ze sw rycerzaNic nie wyrzuci, jak ze sw pacierza.A com rzek usty, prawic dowiod.Jama, ktrcie pod nami kopali,Na wasz wasn wykopana szkod,Dzi jeszcze, jeszcze tej nocy si zwali;Tak, jakem Ditrich Halstark von Kniprode,Komtur Zakonu! Za mn, knechty, dalej!

    Zaczeka jednak, lecz po krtkiej zwoce,Gdy nic nie sysza, bram w pole goni;Kiedy niekiedy zbroja zamigoce,Kiedy niekiedy podkowa zadzwoni,Kiedy niekiedy sycha renie koni,Coraz znikaj w dali i w pomroce,Las ich na koniec i gra zasoni.

    Jedcie szczliwie, bogdaj wasza nogaNigdy w litewskiej nie postaa ziemi!Rzek Rymwid patrzc z umiechem za niemi.

  • 22

    Dziki, o Ksino! jaka zmiana boga,Jak niespodziana! Prosz teraz, kto tuPochlebi sobie, e zna serce cudze?w gos gniewliwy, owa posta sroga?Sowa wiernemu nie da wyrzec sudze!Ptaszego, zda si, chcia poyczy lotu,By spa co prdzej na Witoda gow;Wtem jeden umiech i swko miodoweWytrca or, zmusza do powrotu.Nie dziw, zapomnia starzec siwobrody,e Ksina pikna, a Litawor mody!

    Tak mwic z sob, wznis do gry oczy,Moe si lampa za krat ukae;Na prno patrzy, ciemno okna mroczy,Wraca wic znowu i na ganek kroczy,Azali Ksi woa nie rozkae.Na prno czeka, zapytywa strae,Zblia si ku drzwiom: w pokoju noc cicha,A Ksi dotd snem twardym oddycha.

    Cuda prawdziwe! Nie odgadn cale,Jakim dzi wszystko idzie u nas torem;Niedawno woa w najwikszym zapale,Rozkaza wojsko zgromadzi wieczorem,A sam spi dotd? Mia wycign rano,Stoj rycerze od Niemcw wezwani,A Niemcom z niczym odjecha kazano?Kt zanis rozkaz? oto giermek pani!...

    Ile z wczorajszej wryem rozmowy...Wprawdzie adnegom nie sysza wyrazu,Lecz dugie proby, gos pana surowy?Miaaby Ksina pomimo rozkazuWay si sama a na krok takowy?...Ufna potdze niewiecich piecide,Lkam si bardzo, aby tego razuZbytniej miaoci nie pucia skrzyde.Prawda, i nieraz poczynaa miele;Lecz to byoby wicej ni za wiele.

  • 23

    Dalsze rozmowy przerwa mu posaniec,Ktry wszed cicho i z daleka mruga;Wic oba piesz w zamku lewy kraniec,Stamtd krugankiem zbiega Ksinej suga.Wnet sama pani w sieniach go spotyka,Wprowadza i drzwi za sob zamyka.

    Radco sdziwy, niedobrze si dzieje,Ale rozpaczy odda si nie godzi;Jeli nas dzisiaj zawiody nadzieje,Szczliwsze jutro moe wynagrodzi.Bdmy cierpliwi; nie robi haasuMidzy onierstwem i dworsk gawiedzi.Posy odprawiam do innego czasu,Aeby Ksi nag odpowiedziNie przyrzek Niemcom, pki zemst ponie,Co by rad cofn, gdy z gniewu ochonie.

    Ty si nie lkaj, jakkolwiek wypadnie,Zamiarom pana nic si nie uszkodzi;I potem wojsko moe zwoa snadnie,Jeeli czas mu serca nie ochodzi.Dzisiaj mia jecha, ale wyznam szczerze,Ja tak kwapionej wyprawie nie wierz.Ledwie w domowe powrcony progi,Wczora zaledwie z piersi zoy zbroje,Z dalekiej jeszcze nie wytchnwszy drogiMiaeby znowu dzi rusza na boje?

    Co sysz, Ksino? ty mwisz o zwokach:Jak ci, niestety, rachuba omyli!Ju jest za pno, ju po tylu krokachNie bdzie czeka godziny, p chwili;Wreszcie obaczym. Lecz wprzd chciabym wiedzie,Jak przyj Ksi wczorajsz namow? Grayna wanie miaa opowiedzie,Gdy ich zdarzenie pomieszao nowe.

  • 24

    Ttent jezdnego sycha na dziedzicu,Zdyszay giermek dopada komnaty,Przynosi wieci od litewskiej czaty,Ktra po lidzkim biegajc gocicuTeraz od Niemcw dostaa jzyka:e wdz krzyacki jazd z lasu ruszy,A za ni knechtw i obz pomyka;I e przed witem, jak czatownik tuszyI jak niemieckie wyznaway brace,Chce miasto ubiec i szturmowa szace.

    Niechaj wic Rymwid wraz do pana skoczy,By go przebudzi i prdko uradzi:Czyli na murach obrony rozsadzi,Czyli na polu Niemcom zajrze w oczy.Czatownik radzi, abymy si skradliDo nich z ubocza, bo s niedaleko;Wprzd nim si knechty z dziaami przywlek,Abymy z naga na lud jezdny padli;Tak zapdzonym na chrapy i rowyacno rajtarom i bratom by zmieciem,Potem fussknechtw wziwszy pod podkowyDo szcztu plemi jaszczurze wygnieciem.Mocno Rymwida dziwi ta nowina,Daleko mocniej dziwi si Grayna.

    Giermku! zawoa kdy s posowie?"Umilkn giermek, a niepewne liceI pytajce topic w niej zrzenice:Co sysz, Ksino? zdumiony odpowie,Albo o wasnym zapomniaa sowie?Niedawno, kiedy piay drugie kury,Sama mi rozkaz ksicy przyniosa,Aebym biega co prdzej do posaI wyprawi go przed witem za mury!

    Tak rzecze Ksina, twarz odwraca zblad,Lecz pomieszanie widne w jej osobieDo ust wyrazy nieporzdne kado;Tak, prawd mwisz, przypominam sobie...

  • 25

    Jake to wszystko z gowy mi wypado!Biegn nie, stjmy albo, wiem, co zrobi...

    Stana, milczy, przymkniona powieka,Czoo pochye, w ktrym si przebijaJaka myl, jeszcze ciemna i daleka,W niepewnych rysach okae si, mija,I znowu wschodzi, ca twarz obleka;Dojrzewa zamiar, staje si wyrokiem,Ju umylia, postpia krokiem.

    Tak jest, raz jeszcze id budzi ma,Wojsko niech zaraz w drog si wybiera;Ty, giermku, rozka osioda hesteraI wynie reszt paskiego ora.Wszystko to ma by natychmiast gotowe!Przykazuj wam imieniem Ksicia.Odpowied, starcze, wkadam na tw gow.Jaki cel, kdy mierz przedsiwzicia,Nie gada ani pyta do poranku;Idcie i pana czekajcie na ganku.

    Wybiega, drzwiczki za sob zatrzasa.Wybiega Rymwid, a myli po drodze:Gdzie id, po co? Wszak wojska i wodzeJu zgromadzone, ju wydane hasa.Odetchn tedy, zwolni nieco kroku,Stan z nagitym ku ziemi obliczemI mylc dugo, nie myla o niczem:Bo w mnogich zdarze i wnioskw natokuMyli samopas plcz si bezadnie,Ani ich rozum znuony owadnie.

    Prno tu czekam; ju bliski poranek,Wkrtce si caa zagadka rozwie.Musz z nim mwi, spi, czy nie spi Ksi.Wic stpa prosto na paacu ganek;A wtem si z lekka rozwary podwoje.Litawor wyszed sam jeden do sieni,

  • 26

    Szat mia, w jak stroi si na boje,Ca od sutej byszczc czerwieni,Gow pod hemem, piersi miasto zbrojePancerz obwija z elaznych piercieni,W lewicy tarcz mniejszego obku,A pas od miecza na prawym nis rku.Gniewem lub trosk zda si koatany,Nierwnym stpa i niepewnym krokiem;Gdy si zbliay rycerze i pany,Uczci askawym nie raczy ich okiem.Drcy z rk giermka wzi uk i koczany,Miecz nawet zwiesi ponad prawym bokiem,A chocia wszyscy omyk widzieli,Przestrzega pana nikt si nie omieli.

    Ju zstpi z ganku, ju chorgiew zotaWzniesiona pocznie na dzie krwawy wita;Ju dosiad konia, ju przyboczna rotaMiaa go wrzaskiem i trbami wita;Lecz da znak rk, aby zamkn wrota,Jecha w milczeniu i o nic nie pyta,A pacholiki i nadworne sugiA za most wywid na dziedziniec drugi.Std nie gocicem pucili rumaki,Ale na prawo skrcajc si doem,Przepadli midzy kurhany i krzaki;Znowu ku drodze nawracaj koem.Wwz ciemnymi .wiedzie ich zatoki,cienione coraz rozsuwajc boki.

    Jest od przykopw miejskich tak daleka,Jako niemieckiej broni grzmot doniesie,Maa, zaledwie znana komu rzeka,Wskim korytem bdzca po lesie;Ku drodze jednak coraz szerzej ciekaGubic si w wielkim jeziora okresie;Puszcza okrywa z bokw jej zwierciada,A z przodu gra wyniosa usiada.

  • 27

    Tam gdy litewskie wymkny si roty,Ujrz rd gry, przy blasku ksiyca,Zbroje, chorgwie, szyszaki i groty.Bysno, zagrzmi na haso rusznica,Sypi si me, ciskaj si roty,Murem krzyacka stana konnica.

    Tak w noc miesiczn wygldaj wietnieNa czole Ponar zasadzone bory,Gdy z nich oskubie wicher szaty letnie,A rosa, jasne wieszajc bisiory,Nagle si mrozem w rzon perowy zetnie;Bdnym przechodniom zdaj si u wniciaLasy ze srebra, a z krysztau licia.

    Ten widok gniewy w Ksiciu poduszcza,Skoczy z wyniosym nad gow elazem;Wali si zbrojna w lady jego tuszcza,Ale si wodze dziwi, e tym razemWojsko bez sprawy lada jako puszcza;Ani ich zwykym ostrzee rozkazem,Kdy sam myli na czole ugodzi,A jakie skrzyda odda im przywodzi.

    Wic Rymwid, pask zastpujc wol,Obiega hufy, szykuje rd drogi,Wklse ku grze ciskajc pkole,Pancernych w rodek, ucznikw na rogi;Tak zawsze Litwa zwyka stawi pole.Da haso, chyl majdany do nogi,Warkny struny, wisna strza chmura, .Jezus Maryja! naprzd, hop, hop, ura!

    Dopiero drzewca uoywszy w toku,Zewr si bliej, pier na pier uderzy.Za c wydara potomnemu okuNoc i zwycistwa, i klski rycerzy?Swoi i cudzy zmieszani w natoku,Zewszd szczk razw, wrzask, chrzsty pancerzy;Pryskaj bronie, lec hemy, gowy,

  • 28

    Co miecz oszczdza, druzgoc podkowy,Ksi, jak skoczy, tak goni na czele,Ani si jeden midzy tumem boi;Znaj czerwony paszcz nieprzyjaciele,Poznali goda na hemie i zbroi.Cofa si walczy niemiaa gromada,Zwycica pdzi i na karki wsiada.

    Lecz ktry z bogw si w nim osabi?C std, e zbiegych natarczywie goni?C std, e bije? nikogo nie zabi,Bezwadna szabla po pancerzach dzwoni,Albo si zwija odbita elazem,Albo uchybia, albo idzie pazem.

    Czujc Krzyacy tak sabe natarcie,Odzyszcz serce; z okropnym haasemNawrc czoa, potkn si zaarcieI gstym wczni otocz go lasem;Czy przelkniony, czy spltany w tumie,Bra ich na szable i tarcze nie umie.

    Trudno mu byo ca unie szyj,Krzyactwo zewszd kole, strzela, siecze;Wtem huf litewski nawa rozbije,Biorc go midzy puklerze i miecze;Ten sabe razy swoimi poprawia,A ten od cudzych razw go zastawia.

    Ju noc pierzchaa, ju rane wosyZorza na wschodnim roztacza oboku,Bitwa wre dotd, lepe lec ciosy,Ni w ty, ni naprzd nie ruszono kroku;A bg zwycistwa, przysze wac losy,Rwny krwi ciar std i zowd bierze,I szala dotd w rwnej stoi mierze.

    Tak ojciec Niemen, mnogich piastun odzi,Gdy Rumszyskiego napotka olbrzyma,Wkoo go mokrym ramieniem obchodzi,

  • 29

    Dnem podkopuje, pier gr wydyma;Ten, natarczywiej bronic si powodzi,Na twardych barkach gwat jej dotd trzyma,Ani si zruszy skaa w piasek wryta,Ani jej rzeka ustpi koryta.

    Krzyactwo, dugiej niecierpliwe bitwy,Na wierzchu gry stojcy odwodemOstatni hufiec pdz w rodek Litwy;Komtur ich wiedzie, sam uderza przodem,A zmordowanych dugimi gonitwyGdy napar wieym i dzielnym narodem,ami si szyki, Krzyactwo zwycia;Wtem z gry zagrzmia straszliwy gos ma.

    Ku niemu wszystkich podnosz si oczy:Stoi na koniu, a jako rozwiodaSzeroko cienie sterczcych warkoczyNa nienej grze wybujaa joda,Tak go szeroki paszcz dokoa mroczy,Czarny paszcz, czarny ko i hem, i goda.Trzykro zawoa, zlecia na ksztat gromu,Nie wiedzie za kim, albo przeciw komu.Dobiega Niemcw, midzy tumem tonie,Bitwy nie ujrzysz, ale zgiek i jkiDaj odgadn, w jakiej walka stronieI jak straszliwy piorun jego rki;Tam szyszak zniknie, wdzie sztandar padnie,Toczy si hufiec, miesza si bezadnie.

    Jako lenicy gdy sosny lub dbySiek wzdu puszczy, sycha oskot w dali,Jcz topory, chroboc pi zby,Kiedy niekiedy wierzchoek si zwali ;Na koniec midzy wycitymi zrbyUjrzysz i mw, i byskanie stali:Takie wysiekszy rodkiem Niemcw omy,Dar si ku Litwie rycerz nieznajomy.

  • 30

    pieszaj, rycerzu, oywi duch mski,Krzepi sabncych, pieszaj, jeszcze pora!Litwini bliscy ostatecznej klski,Dzid i puklerzw warowna zaporaJu rozamana, sam komtur zwyciskiPo caym polu szuka Litawora;On si nie kryje, oba konie bodWkrtce miertelny pojedynek zwiod.

    Litawor szabl wynosi do cicia,Komtur da ognia z piorunowej broni.Zadr Litwini, pojrz na Ksicia;Niestety, szabla wypada mu z doni,Cugle z sabego wycieky ujcia,Ju pod szyszakiem nie dotrzyma skroni,Spywajc z sioda ju si bokiem chyli,Kiedy mu swoi na pomoc skoczyli.

    Jkn m czarny, a jak czarna chmuraRyknwszy bynie piorunowym gradem,Z tak szybkoci leci na komtura.Zaledwie pierwszym zwarli si napadem,Pojrze, alici komtur ju pod koniem,A rycerz biey i tratuje po niem.

    Gdzie obskoczyy Ksicia dworzany,Przybiega, chwyta, rwie pancerza wzy,Ostronie zdziera blach zafarbowany,Wyledza postrza gboko ugrzzy;Wtem krew na nowo wytrysna z rany,Bl zemdlonego do zmysw przywoa,Otwiera oczy, spoziera dokoaI znowu wciska na oczy przybic;Z gniewem onierze i sugi odpycha,A Rymwidowi ciskajc prawic:Ju jest po wszystkim, starcze mwi z cicha,Precz mi od piersi, szanuj tajemnic;Ratunek prny, wkrtce umrze musz,Wiecie do zamku, tam wyzion dusz.

  • 31

    Rymwid szerokie oczy w nim utopi,Ledwie mie wierzy, od zmysw odchodzi,Upuszcza rk, ktr zami kropi,Dreszcz koci wstrzsa, pot mu czoo chodzi,Teraz poznaje gos, nieznany wczora Niestety, nie by to glos Litawora!

    Tymczasem rycerz upuszczone wodzeStarcowi wrczy, sam do pana skoczy,

    Rumaki kae nawrci ku drodze,Chwiejcego si ramieniem otoczy,Skada na piersiach, krew doni zaciska,Da znak, samotrze pdz z bojowiska.

    I zbliaj si pod okopy grodu.Zaszli im drog ciekawi mieszkace;Ci bodc konie przez tumy naroduW milczeniu piesz na zamkowe szace;A skoro wpadli, uchylono zwodu,Rycerz stranikom przykazuje srogoNi tam, ni za si nie puszcza nikogo.

    Wnet z reszt hufw cign bojownicy,A cho wygrali tak przewane pole,Maa std rado bya po stolicy;Bl serca cisn, aoba na czole,Kady si pyta troskliwy o pana:Gdzie jest? czy yje? jak gboka rana?

    Nikt nie by w zamku, nikt o niczym nie wie;Podjto mosty i zemkniono zwory.Tymczasem w fos, midzy gste krzewie,Schodz trabanci z piami, z topory,Siek chrust, wal topole, modrzewie,A ociosane pnie, gazie, wioryTocz na barkach i wozach do miasta;Na taki widok al i postrach wzrasta.Kdy witynie mia wadca piorunaI bg, co wichrem niepogodnym wiszcze,

  • 32

    Gdzie woy, konie, trzoda srebrnorunaCodziennie krwawi powicone zgliszczeTam stos ogromny kad pod oboki,Dwudziestem sni dugi i szeroki.

    W rodku db stercza, a pod dbem stoiNiemiecki braniec na dzielnym rumaku,Z orem, w hemie i zupenej zbroi,Trzykro acuchem przykuty do haku;Wdz to krzyacki, co by posem wprzody,Zabjca ksicia, Dyterich z Kniprody.

    Bieg mieszczanie, rycerze, kapany,Czekaj koca, zgadywa nie miej;Kady zarwno w mylach koysanyMidzy bojani, alem i nadziejW zamek smutnymi poziera oczyma,A such na wieci wyprony trzyma.

    Przecie i trba ozwaa si z wiey,I most opada, i wolnymi krokiRusza si orszak w aobnej odziey,Niosc na tarczach bohatera zwoki;Przy nich uk, wcznia, miecz i sajdak ley,Wkoo purpur wieci paszcz szeroki:Ksice stroje, lecz nie wida lica,Bo je spuszczona zawara przybica.

    To on, to Ksi, wielkiego pan kraju,M duej rki! kt mu rwien bdzie,Czy gromi Niemce i hordy Nogaju,Czy lud na susznym rozsdza urzdzie?Panie nasz! za c dawnego zwyczajuNie wida w twoim pogrzebnym obrzdzie?Nie tak albowiem staroytno witaCzcia twe przodki, litewskie ksita.

    Za c do nieba nie idzie za tobTwj giermek, kadej nieodstpny drogi,I z prnym siodem, okryty aob

  • 33

    Towarzysz pola, ko jelenionogi;I sok, i psy, co wiatr pyskiem siek,I drugie z pyskiem wietrzcym daleko?

    Szemraa gawied. Rycerze na stosieSkadaj ciao, mleko i mid lej;Przy dugiej trby i fletni odgosiemiertelne pieni wajdeloci piej.Starszy pochodni wzi i n ofiarny.Stjcie! stanli nadjecha m czarny.Kt on? pytaj wszyscy, kt on taki?Poznao wojsko: on na polu wczora,Kiedy litewskie zamano orszakiI obstpiono zewszd Litawora,Przypad, odwag stygnc zapali,Niemcw wysieka, komtura obali.

    Tyle o czarnym rycerzu wiedziano.Dzi w tyme paszczu, na tyme rumaku;Lecz po co przyby? skd rd? jakie miano?Stjcie i patrzcie: uchyla szyszaku,Uchyla twarzy; on! Litawor! Ksi!Dziw nagy zmysy i mow zabiera,Na koniec rado skrzepy gos rozwieOpakanego widzc bohatera;Wrzasn i klasn, wrzask o gwiazdy bije:Litawor yje! Ksi, pan nasz yje!

    Sta i ku ziemi dziera lice blade.Haas grzmi jeszcze, powtarzany echem;Zwolna wznis czoo, obejrza gromad,Za okrzyk lekkim dzikujc umiechem.Nie by to umiech, co z serca pocztyRozjani lica i w oczach zawieci;Ale jakoby gwatem przycignityUsiad na ustach i wkrtce uleci;Tyle dodaje smutnej twarzy wdziku,Ile kwiat w bladym nieboszczyka rku.

  • 34

    Zapalcie zgliszcze! Pal; ogie bucha, .A Ksi dalej: Wiecie-li wy, czyjeZwoki na stosie gin? cicho gucha Niewiasta, cho j mska zbroja kryje,Niewiasta z wdzikw a bohater z ducha;Ja si zemciem, lecz ona nie yje!Rzek, biey na stos, upada na zwokach,Ginie w pomieniach i dymu obokach.

    EPILOG WYDAWCY

    Czytelniku, jeeli przepatrzy cierpliwieI nierad sna do koca, czemu si nie dziwi,Bo w mudnym zapltaniu gdy wtku nie schwytaPodraniona ciekawo, gniewa si niesyta:Za co Ksi sam zosta, a wyprawi on?Za co rd boju przynis niewczesn obron?Czy Ksina wasn wol zastpia ma?Przecz Litawor na Niemce j si do ora?Dostatnich odpowiedzi na prno by bada.Wiedze, i autor, co te historyje skada,Ile widzia lub sysza (by naonczas w miecie),To pokrtce spisawszy, zamilcza o reszcie,Nie mogc prawdy zmaca i na jaw wysadzi,A nie chcc faszywymi domysami zdradzi.Gdy umar, jam rkopis wzi po nieboszczyku,A sdzc, i rad bdziesz, miy czytelniku,Kiedy z ukrycia wyjd na publiczne oczyI koniec si jakkolwiek przycity dotoczy,Pytaem Nowogrodzian, ludzi godnych wiary,Ale aden nie wiedzia, jeno Rymwid stary;I ten, jak stary, prdko rozsta si z ywotem,A pki y, nikomu nie powiada o tem(Sna w przysidze uwizan albo w obietnicy).Szczciem, by drugi czowiek wiadom tajemnicy,Giermek Ksinej, podonczas we dworcu przytomny;Ten jako czowiek prostak, mniej w jzyku skromny,Gada, a jam spisowa, widzc, i powieci

  • 35

    Wi si do podanej od autora treci.Czyli cakiem prawdziwe, trudno da pork,A kto o fasz pomwi, nie wyzw na rk;Bo tu nic zgoa wasn nie nadstarczam gow,A com z giermka usysza, oddam sowo w sowo.Giermek za tak powiada: Ksina sfrasowanaDugo bagaa ma, padszy na kolana,Aeby na kark Litwie nie zwa nieprzyjaci;Ale on tak si w gniewie uporczywy zaci,I jej proby z szyderczym suchajc obliczem,Nie i nie" odpowiada i odprawi z niczem.Sdzia go przekona acniej w innym czasie;Rozkazaa posacw zatrzyma w tarasieLub za mury wyprawi. Wyprawiem cicho;Zbdzilimy oboje, a std cae licho.Bo komtur, odpowiedzi tward zagniewany,Miasto posikw niesie ogie i tarany.Kiedym o tej nowinie uwiadomi pani,Biega znowu do ma, ja z daleka za ni.Weszlimy; ciemno byo w komnacie i gucho,Ksi strudzony zasn na oboje ucho;Stana podle oa, lecz nie miaa budzi,Czy nie chcc darmo prosi, czy sennego trudzi.Ale wrychle na obrt rzucia si nowy:Bierze szabl, Ksiciu lec u gowy,Pancerz kadzie, mowski paszcz na piersiach zwieszaI lekko drzwi przemknwszy, na ganek popiesza.Mnie srogo zakazuje o niczym nie gada.Ko ju by osiodany; kiedy miaa wsiada,Szabli nie obaczyem przy jej lewym boku,Zapomniaa przypasa lub zgubia w mroku.Biegn, szukam, powracam, a zamkniono wrota:Patrz oknem, niestety! ju za bram rota.Strach mi cisn, jakobym obrzucan arzewiem,Myl, poc si, krc, co mam pocz nie wiem.Wida blask i grzmot dziaa rozlega si w dali;Zrozumiaem, e z Niemcy bitw zagajali.Wkrtce Litawor, czyli dosy majc spania,Czy zbudzony oskotem, zerwa si z posania,Woa; klaszcze i woa; ja, drcy ze strachu,

  • 36

    Wsunem si na klczkach w ciemny zakt gmachu;Widziaem, jako szuka ora i zbroje,Koata we drzwi, skoczy na Ksiny pokoje,Wrci, wyama rygle, wylecia na ganek.Ja do okna (a ju si zbierao na ranek);Ksi spoziera wkoo i nastawia uszy,I krzyczy, ale w zamku nie ma ywej duszy.Potem na d, jakoby nieprzytomny sobie,Skoczy, gdzie stay jego rumaki przy obie;Wyjecha ku okopom, wstrzyma si u waw,Sucha, skd zgiek uderza, skd ogie postrzaw,A wypuciwszy wodze, lotem byskawicyPrzez dziedziniec, most, bram pdzi ku stolicy.Jak w oknie patrz, czekam niecierpliwie koca.Wszystko ucicho, zgaso koo wschodu soca.Wraca Litawor, Rymwid; i Grayn, z kuWysadziwszy omdla, dwigali na rku.Strach wspomnie: kdy stpi, krwawy strumie pryska.W pier ciko zraniona i skonania bliska,Pada niema, to nogi ciskajc ksice,To zaamane kniemu wycigajc rce:Przebacz, mu mj, pierwsza i ostatnia zdrada!"Ksi pacze, podnosi, zemdlona upada.Skonaa Wsta i odszed, i rkami oczyZakry, i sta. Ja wszystko widziaem z uboczy.A gdy z Rymwidem jli ka na oe ciao,Umknem. Wiecie wszyscy, co si dalej stao.Tyle on giermek gada pod sekretem zrazu,Lecz ze mierci Rymwida min strach zakazu(Bo Rymwid wzbroni o tym przed ludem rozplata).Wie tumiona pocza coraz szerzej lata;Dzi adnego nie znajdziesz w nowogrdzkiej gminie,Co by ci zanuci piosnki o Graynie.Dudarze j piewaj, powtarzaj dziewki,I dotd pole bitwy zw polem Litewki.

  • 37

    Adam Mickiewicz - Grayna***EPILOG WYDAWCY