597
-
Upload
aspiration -
Category
Documents
-
view
212 -
download
0
description
Transcript of 597
Wiersze Tobie piszę
Piosnki Tobie śpiewam
By zagłuszyć ciszę
Żeby sięgnąć nieba
Żeby stanąć znowu
Z Tobą oko w oko…
Odkąd wypłynąłeś w morze
Hen po horyzont
O sążeń za daleko…
Tyle wrażeń, tyle słów niewypowiedzianych
Tyle smutku, tyle łez ciągle wylewanych
I radości tyle też i zachwytów
Tyle dzionków z Tobą przeżywanych
Tyle zmierzchów, tyle świtów
I nagle pustka…
Jak się zwrócić?
Jak podzielić się z Tobą?
Gdzie napisać teraz do Ciebie?
Czy masz jakiś adres tam w niebie?
Bo Ty jesteś ze mną zawsze
Na koncercie i w teatrze
Kiedy rock’n’rolla tańczę
Kiedy w niebo jasne patrzę
Lub gdy z żalu się rozpłaczę
Bo Ty jesteś ze mną zawsze…
Powiedz mi Kochanie moje
czy ktoś Ci kiedy wiersze pisał
marzenia chciał podzielić Twoje
czy tyle słów miłości wysłał?
Czy ktoś iskierki w oczach Twoich
na nowo porozpalał?
Ktoś ukrył Cię w ramionach swoich
bym Cię już nigdy nie ujrzała?
Łzy płyną same
cichutko po policzkach
kiedy w pamięci się zjawi
ta wąska w Krakowie uliczka.
Ten pokój na piętrze
z oknem wysokim
i Twoje niebiesko wodzące
za mną oczy.
Oddałabym bez namysłu
wszystkie barwy wiosny
byle powrócił znowu
ten czas radosny
kiedy wtulona bezpiecznie
w Twoje ramiona
tonęłam w głębię
Twych oczu zapatrzona.
Wiatr
Przyleciał wiatr psotnik
Włosy mi poplątał
Uparł się by liście w ogródku posprzątać.
Przyleciał wiatr awanturnik
Podwiał mi sukienkę
Prosił mnie do tańca i podawał rękę.
Ja poszumem jego lekkim
już otumaniona
gotowa byłam pójść w tan
i paść mu w ramiona.
Otworzyłam jednak oczy
dotąd wpółprzymknięte
patrzę… już go nie ma
już mam puste ręce.
Zrobił tylko zamęt
w ogródku i w mej głowie…
teraz inną zwodzić pobiegł.
To był tylko wiatr
Nigdy mi się to nie śniło,
że mnie spotka taka miłość.
Zakochałam się w wietrzyku
co odwiedzał mnie w ogrodzie,
gdzie spacerowałam co dzień.
On przy furtce na mnie czekał
i pozdrawiał mnie z daleka.
Potem pędził jak szalony,
by być przy mnie w jednej chwili
prosząc byśmy zatańczyli.
Gdy ustawał przyciszony
to czułymi mnie ramiony
tak oplatał do utraty tchu,
że oddałam życie mu.
On całował oczy , usta
delikatnie skronie muskał
bawił mymi się włosami
upajając mnie szeptami…
Gdy strwożona uciec chciałam
prosił bym jeszcze została.
Teraz co dzień nie przychodzi.
Bawi w innym już ogrodzie.
Cóż się dziwić?
Od początku to wiedziałam,
że się w wietrze zakochałam.