597

12
Bez Ciebie Małgorzata Sipel

description

http://ksiegarnia.publikatornia.pl/book/reader/bookId/597.pdf

Transcript of 597

Bez Ciebie

Małgorzata Sipel

Bez Ciebie

Małgorzata Sipel

Wiersze Tobie piszę

Piosnki Tobie śpiewam

By zagłuszyć ciszę

Żeby sięgnąć nieba

Żeby stanąć znowu

Z Tobą oko w oko…

Odkąd wypłynąłeś w morze

Hen po horyzont

O sążeń za daleko…

Tyle wrażeń, tyle słów niewypowiedzianych

Tyle smutku, tyle łez ciągle wylewanych

I radości tyle też i zachwytów

Tyle dzionków z Tobą przeżywanych

Tyle zmierzchów, tyle świtów

I nagle pustka…

Jak się zwrócić?

Jak podzielić się z Tobą?

Gdzie napisać teraz do Ciebie?

Czy masz jakiś adres tam w niebie?

Bo Ty jesteś ze mną zawsze

Na koncercie i w teatrze

Kiedy rock’n’rolla tańczę

Kiedy w niebo jasne patrzę

Lub gdy z żalu się rozpłaczę

Bo Ty jesteś ze mną zawsze…

Powiedz mi Kochanie moje

czy ktoś Ci kiedy wiersze pisał

marzenia chciał podzielić Twoje

czy tyle słów miłości wysłał?

Czy ktoś iskierki w oczach Twoich

na nowo porozpalał?

Ktoś ukrył Cię w ramionach swoich

bym Cię już nigdy nie ujrzała?

Łzy płyną same

cichutko po policzkach

kiedy w pamięci się zjawi

ta wąska w Krakowie uliczka.

Ten pokój na piętrze

z oknem wysokim

i Twoje niebiesko wodzące

za mną oczy.

Oddałabym bez namysłu

wszystkie barwy wiosny

byle powrócił znowu

ten czas radosny

kiedy wtulona bezpiecznie

w Twoje ramiona

tonęłam w głębię

Twych oczu zapatrzona.

Wiatr

Przyleciał wiatr psotnik

Włosy mi poplątał

Uparł się by liście w ogródku posprzątać.

Przyleciał wiatr awanturnik

Podwiał mi sukienkę

Prosił mnie do tańca i podawał rękę.

Ja poszumem jego lekkim

już otumaniona

gotowa byłam pójść w tan

i paść mu w ramiona.

Otworzyłam jednak oczy

dotąd wpółprzymknięte

patrzę… już go nie ma

już mam puste ręce.

Zrobił tylko zamęt

w ogródku i w mej głowie…

teraz inną zwodzić pobiegł.

To był tylko wiatr

Nigdy mi się to nie śniło,

że mnie spotka taka miłość.

Zakochałam się w wietrzyku

co odwiedzał mnie w ogrodzie,

gdzie spacerowałam co dzień.

On przy furtce na mnie czekał

i pozdrawiał mnie z daleka.

Potem pędził jak szalony,

by być przy mnie w jednej chwili

prosząc byśmy zatańczyli.

Gdy ustawał przyciszony

to czułymi mnie ramiony

tak oplatał do utraty tchu,

że oddałam życie mu.

On całował oczy , usta

delikatnie skronie muskał

bawił mymi się włosami

upajając mnie szeptami…

Gdy strwożona uciec chciałam

prosił bym jeszcze została.

Teraz co dzień nie przychodzi.

Bawi w innym już ogrodzie.

Cóż się dziwić?

Od początku to wiedziałam,

że się w wietrze zakochałam.

Małgorzata Sipel