5

112
Prolog W ciepłym słońcu tańczyła beztrosko dziewczyna a jej uśmiech nagradzał otaczającą ją przyrodę. Strumienie energii, wulkan radości i szczęścia mieszały się w kociołku jej emocji, wypełnionym w tejże samej ilości bólem, cierpieniem i najgorszym z uczuć, jakie mogła nosić w sercu. Młoda, lecz zależna, piękna i niedoceniana, prosta i skomplikowana. Czuła, że przepełnia ją niewiedza. To ona była przyczyną niepokoju trującego jej życie. Czasami tryskała wszystkim co dobre, bo kochała życie. Myślami uciekała od swej ciemnej, nieokiełznanej natury. Choć miała swoje miejsce w życiu i dom nad głową, przytłoczona miłością babci, planowała w swojej głowie ucieczkę tysiące razy. Nie wiedziała dlaczego. To pragnienie było silniejsze niż serce targane poczuciem winy, gdyby jej marzenia ziściły się. W Siódmym Lecie Merfina, który był jednocześnie kolejnym rokiem spokoju po Ostatecznej Bitwie Conffissów, przyszła na świat Natalie. Zakompleksiona i piękna do bólu, niedoświadczona i pełna oczekiwań, tęskniąca za czymś nieobecnym w jej osiemnastoletnim istnieniu. Choć była na tym świecie zbyt krótko, by poznać jego wszelakie smaki - od słodkiego po gorzki, miała jedną, jedyną niepohamowaną potrzebę. Ciągle zastanawiała się nad tym i nie mogła znaleźć klucza do rozwiązania zagadki. Według jej logiki każdy miał swoje miejsce na ziemi, swój skrawek Nieba, jak mawiała Pauline. Natalie nie miała niczego, oprócz intuicji, że czegoś powinna poszukać. Powinna wyrwać się z tego świata, do którego nie pasowała. Każda istota, wiedziała do którego należy, czuła swe korzenie i miała poczucie solidarności z współplemieńcami. Orkowie byli wielkimi śmierdzącymi stworami a małe wróżki- wprost przeciwnie- piękne, wiecznie młode i pachnące wiosną. A kim była ona?

description

 

Transcript of 5

Page 1: 5

Prolog

W ciepłym słońcu tańczyła beztrosko dziewczyna a jej uśmiechnagradzał otaczającą ją przyrodę. Strumienie energii, wulkan radościi szczęścia mieszały się w kociołku jej emocji, wypełnionym w tejżesamej ilości bólem, cierpieniem i najgorszym z uczuć, jakie mogłanosić w sercu. Młoda, lecz zależna, piękna i niedoceniana, prostai skomplikowana. Czuła, że przepełnia ją niewiedza. To ona byłaprzyczyną niepokoju trującego jej życie. Czasami tryskała wszystkim codobre, bo kochała życie. Myślami uciekała od swej ciemnej, nieokiełznanej natury.Choć miała swoje miejsce w życiu i dom nad głową, przytłoczonamiłością babci, planowała w swojej głowie ucieczkę tysiące razy.Nie wiedziała dlaczego. To pragnienie było silniejsze niż sercetargane poczuciem winy, gdyby jej marzenia ziściły się.W Siódmym Lecie Merfina, który był jednocześnie kolejnym rokiem spokojupo Ostatecznej Bitwie Conffissów, przyszła na świat Natalie.Zakompleksiona i piękna do bólu, niedoświadczona i pełna oczekiwań,tęskniąca za czymś nieobecnym w jej osiemnastoletnim istnieniu.Choć była na tym świecie zbyt krótko, by poznać jego wszelakie smaki - odsłodkiego po gorzki, miała jedną, jedyną niepohamowanąpotrzebę. Ciągle zastanawiała się nad tym i nie mogła znaleźć klucza dorozwiązania zagadki.Według jej logiki każdy miał swoje miejsce na ziemi, swój skrawekNieba, jak mawiała Pauline. Natalie nie miała niczego, oprócz intuicji, że czegoś powinna poszukać. Powinna wyrwać się z tego świata, do którego nie pasowała.Każda istota, wiedziała do którego należy, czuła swe korzenie i miałapoczucie solidarności z współplemieńcami.Orkowie byli wielkimi śmierdzącymi stworami a małe wróżki-wprost przeciwnie- piękne, wiecznie młode i pachnące wiosną.A kim była ona?

Page 2: 5

Część IUpadłe anioły

Rozdział 1

Na środku niewielkiej polany, nieopodal rozłożystej sosny, stała samotnie chata. Za każdym razem, gdy wiatr mocniej dmuchał, stare deski trzeszczały złowieszczo. Mogło wydawać się, że jest opuszczona, że nie ma w niej ani krzty życia. Gdy już miała runąć, przestało wiać a zza stuletnich drzwi wyraźnie było słychać dźwięki krzątaniny. Natalie pożegnała się z babcią Pauline, cmokając w oba policzki- myślami odpłynęła już w podróż. Wsiadła na Feniksa z mocnym postanowieniem kupienia sobie czegoś mniej pożytecznego, niż jedzenie. Co prawda mąka fiskusowa była podstawą bytu mieszkańców Rubieży Doliny Elfów, lecz o ducha trzeba czasem zadbać.

Nie martwiła się o drogę, jej jednorożec wielokrotnie przebywał tę podróż z Pauline, której zdrowie nagle podupadło. Ona sama mawiała, że to kwestia czasu… Tylko co? Naiwna, nie zastanawiała się nad śmiercią, wierząc że wszyscy są nieśmiertelni. Była niczym kwiat, który dopiero co wykluł się- jak pisklę z skorupki- z pąku, spoglądając świeżo na świat, patrzący i nie rozumiejący jeszcze niczego. Dziewczyna miała tylko na świecie babcię i Feniksa- zwierzęcia niespotykanie inteligentnego i wiernego. Jednorożec był potężnym koniem, wyższym od człowieka ponad trzy razy, o czarnej maści i równie smolistej grzywie. Jego piękna szyja, wygięta jak u łabędzia, dowodziła pochodzenia nie z tego świata. Ogon mienił się tęczowo w słońcu, pozostając nadal karym. Najbardziej jednak zadziwiały w nim oczy- palił się w nich żywy ogień- i długi na pół metra kręcony, błękitny róg, poprzecinany siateczką czarnych żyłek. Rumak wyglądał jak rzeźbiony w obsydianie posąg boga. Nie dość, iż był niezwykły, nawet jak na świat elfów, to jeszcze wiązała się z nim piękna i tragiczna historia, przekazywana z pradziada na dziada w jej rodzinie.

Przed tysiącem lat, a może i więcej, żył sobie uczciwy drwal wraz z umiłowaną żoną. Jak to w baśniach bywa, nie wiadomo gdzie i kiedy dokładnie żyli. Niestety zmarła na nieznaną nikomu chorobę, nawet biali magowie nie mogli jej pomóc. Elias płakał tak bardzo, że słone łzy wyrzeźbiły żałobę na jego smutnej twarzy na stałe i zmieniły się w sople na łachach. Po siedmiu dniach robactwo zmieniło twarz ukochanej w śmierdzącą padlinę, więc sąsiedzi namówili go na pochówek. Przez czternaście godzin kopał w zlodowaciałej, twardej ziemi grób. Nie miał już paznokci, bo wszystkie odleciały przez brud, a jedynie pokrwawione kikuty u rąk. Nie miał już nic, krzyczał, płakał, lecz nie miał odwagi pytać dlaczego. Jego prosty umysł nie mógł zrozumieć straty serca. Chciał kochać i być kochanym, bo nie mieli dzieci. Przestał czuć cokolwiek, prócz pragnienia śmierci. Przeklinał bogów, bliskich i siebie- nie mógł zwrócić żonie życia. Po roku od tamtych wydarzeń, gdy był w lesie po opał, spotkał niezwykła, świetlistą istotę, bielszą niż śnieg, czystszą niż górski potok. Był to koń z długą do ziemi grzywą i kolorowym ogonem, z rogiem na czole- Jednorożec. Za klaczą tuliło się małe źrebię. On pozostał a klacz zerwała się i uciekła w najgłębszy bór, szybciej niż wiatr, szybciej niż słońce dociera do ziemi. Źrebię padło na ziemi, gdyż ledwo chodziło na swych małych, krzywych nóżkach. Elias widząc krzywdę zwierzęcia- bo stronił od ludzi- wziął je na ręce i zaniósł do swej chaty. Pokochali się miłością prawdziwą, a zwierz po dwóch latach wyrósł na prawdziwy skarb dla drwala. Pomagał mu nosić drzewo, znosić chwile zwątpienia w siebie i w życie. Gdy byli, jak co dzień, w lesie jednorożec nagle pobiegł w ciemne i niezbadane przez Eliasa zakątki, o których źle zawsze mówiono. Nie był on strachliwy, więc pobiegł za przyjacielem, którego znalazł w dziwnej konstrukcji, przypominającej szałas. Wszedłszy do środka, spojrzał niepewnie po kątach i zauważył jakąś człekokształtną, łysą istotę bez zębów o gębie bardziej pooranej bruzdami niż kora drzewa. To coś okazało się być szamanką, wiedźmą, owiniętą w futro z liści i błota, śmierdzącej jak kupa węża i krowy. Prędzej czy później Elias musiał tu przybyć i z nią porozmawiać. Chagillia Ponzi w skrócie opowiedziała mu historię jednorożca; wiedźma była przyczyną spotkania klaczy, oswojeniem źrebięcia

Page 3: 5

i zła. Klacz była tylko mirażem, ułudą a ogier z rogiem zamienił się w klacz z tego snu. Była to dusza umiłowanej ponad wszystko żony, zaklęta przez kaprys Chagilii Ponzi, która zrobiła w ten sposób na złość bogom śmierci. Elias nie wnikał już w ten konflikt, zapewne stare babsko było nieśmiertelne, lecz starość trawiła jej ciało, śmierdzące zgnilizną. Została oszukana, a w wyniku zemsty Chagilli, dostał szansę od losu.

- Co teraz? – zlękniony, aż bał się oddychać. Wdychał zapach nadziei i miłości tak głęboko skrywanej. Zanim usłyszał odpowiedź, oddychał przez chrapy.

- Jesteście razem moi kochankowie, lecz ona odejdzie na zawsze, a ty głupcze będziesz jej szukał po kres świata. Przemierzysz wiele krain, przewędrujesz przez tysiące lasów, gór i łąk, a twą siłą będzie pustka w sercu. Odnajdziecie spokój, gdy przeżyjecie osobno wystarczająco wiele męk, tortur ducha i miłości, by zasłużyć sobie na uczucie. Czyli nigdy….Hjhihihjjhihiha- babka przeklęła, zaśmiała się i obróciła w pył. Rumak Elias spojrzał na świat innymi oczyma, dostrzegł swoje dawne ciało martwe, toczone przez zgniliznę i larwy muchówek, korzystających z atrakcyjnego kąska. Ciała przeklętych były razem, lecz niespokojne dusze miały odtąd gnać po świecie w postacie jednorożców.

Natalie zapatrzyła się w dziwnie smutne ślepia wierzchowca i ruszyli z kopyta. To miała być jej pierwsza podróż, zaplanowana na sześć dni, wliczając w to cztery doby na podróż w obie strony. Prosta, nieskomplikowana i przyjemna, w mniemaniu dziewczyny, wycieczka do największego miasta Doliny Elfów- Xeveny. Drogę znał Feniks. Była o wiele krótsza, ale i niebezpieczniejsza niż inna ścieżka, prowadząca przez Suchy Lód. Stary trakt kupiecki, którym zmierzali, prowadził przez Ciemne Bory, nad którymi królowały Góry Szaleństwa, kraina złodziei, banitów, gwałcicieli i morderców, o tym miejscu mówiono: Raz wjedziesz i już nie wyjedziesz (chyba, że nogami do przodu). Natalie intensywnie przeżywała dzieciństwo, w którym brakło miejsca dla rodziców z powodu ich przedwczesnej śmierci? Była tym faktem wielce zmartwiona, bo babcia należała do będącego na wymarciu Klanu Ludzkiego a Natalie nie czuła się w nim dobrze. Tak naprawdę była przybłędą w domu a Pauline, która widząc dziecko obdarte zbyt wcześnie z miłości, brudne i płaczące w mieście, czując litość i własną samotność w starej chatynce, przygarnęła dziecię do siebie, które nie miało jeszcze trzech dni. Wszystko było piękne, do momentu wyjawienia przez opiekunkę prawdy. Wtedy to świat runął w zgliszcza a utracona tożsamość domagała się w małym serduszku odnalezienia. Ona czuła, że ta na pozór zwykła podróż po jedzenie zacznie komplikować życie, które względnie mogła nazwać łatwym i beztroskim.

Gdy tak mijała po drodze setki drzew, zapominając o całym świecie, nastał późny wieczór.Musiała rozbić „obozowisko”, przespać lub i nie tę pierwszą w życiu noc poza domem. Czuła na policzkach świeży powiew z gór, które wołały do niej, wzbudzały w niej nieznany zew. Po raz kolejny w tej groźnej, romantycznej scenerii przypomniała sobie baśń o jednorożcu. Miłość jest darem, ale równie dobrze może być przekleństwem. Musiała otrząsnąć się z dziecięcych mrzonek, w końcu miała aż osiemnaście lat! Napiła się trochę nalewki z rzecznych glonów i już mogła rozbić obóz. Zajęta, nie spostrzegłaby nadchodzącego niebezpieczeństwa, oczywiście niezastąpiony był tu Feniks. Przepisowo rozłożyła koce, śpiwór, zjadła na kolacje poranne śniadanie, złożone z owoców kurik, mogła już tylko spać. Już zamykała oczy, gdy obudził ją trzask łamanej gałęzi. Feniks nerwowo przebierał nogami, widziała tylko białka jego oczu i rozszerzone do kresu źrenice. W tych oczach, nie znających strachu, zobaczyła wielki łeb czarnego basiora. Miał żółto-zielone ślepia, długi pysk i piękną, nastroszoną kruczoczarną sierść. Jak nagle się pojawił, tak i zniknął- na szczęście. Natalie ledwo zdołała usnąć, miała koszmary nocne o wilkach, tajemniczym mężczyźnie i rodzicach.Rano wstała wypoczęta a podróż minęła szybko i bez dalszych niespodzianek, dodatkowo do miasta przybyli o pół dnia drogi wcześniej, co było miłą odmianą po marach nocnych.

Page 4: 5

Feniks został na resztę dnia w firmowej stajni karczmy pod wdzięczną nazwą „Kurza Dupcia”, prowadzonej przez gremliny- półmetrowej wysokości, śmierdzących starą rybą stworki o szpiczastych, nietoperzach uszach, płaskich ryjach i gadziej skórze. Mimo smrodu bijącego dookoła właścicieli oraz ich nieustającemu zamiłowaniu do plotek, gotowały wyśmienite dania a na zamówienie mogły nawet posprzątać pokój. Za dodatkową opłatą sprowadzały towar, jakiego nie znalazłeś nigdzie- od mięsa, leki po dziwki i używki. Dla bardziej wymagających klientów były usługi dodatkowe, znane tylko zakazanym mordom.

Xevena była wielkim zlepkiem kultur, gdzie amator przybyły do miasta, gubił się w pierwszej lepszej uliczce. Centrum nie stanowił tu rynek, targ czy świątynia, lecz potężny pałac, zbudowany przez tajemniczych ludzi Zemiomorza- krainy zza siedmiu oceanów. Wyglądem przypominał budynek jak ze starych legend, zbudowany z antracytu i wapienia, wznosił dumnie swe 4 wieże ponad miastem Doliny Elfów. Od siedziby władcy promieniowały uliczki pod kątem prostym, także miasto była niegdyś założone na planie koła, jednak teraz zatraciło swój pierwotny kształt, na rzecz dziwnej plątaniny ścieżek, sieci ulic i handlowych szlaków. Karczma gremlinów znajdowała się na obrzeżach Xeveny, tu rzadko zapuszczali się bogaci panowie z wyższych sfer czy prowadzący wygodne życie wykształciuchy z pobliskiej uczelni wyższej. Tutaj skrywali się bandyci, ladacznice i inne zbiry spod ciemnej gwiazdy, uciekający przed prawem. Na szczęście tylko jedną noc miała tu przespać dziewczyna, wracająca właśnie z udanych zakupów. W prawej ręce torba pełna jedzenia a w drugiej przerzucona przez ramię niedbale czerwona suknia z dużym dekoltem, na szerokich ramiączkach. Zadowolona z życia i zakupów, weszła do baru i zamówiła niebieskie piwo z Królewskiego Browaru, po czym usiadła w najdalszym kącie jadalni, tak by nie rzucać się w oczy i móc spokojnie obserwować pozostałych. Byli nimi: starszy elf o błękitnych oczach i srebrnych włosach po ramiona, kilku przedstawicieli ludzkiego gatunku, krasnolud z niebieską od piwa brodą, stary jełop żłopiący w samozadowoleniu siódme z rzędu mocne piwo na bazie owowców guri-guri. Jej ława stała w kącie, ale zamiast usiąść pod ścianą, usadowiła swą kształtną pupę po drugiej stronie, bliżej biesiadników. Gdy zlustrowała wszystkich nachalnym spojrzeniem, odwróciła się w drugą stronę. Przez okno spoglądał złowrogi księżyc, w którym ujrzała tajemniczą postać bez twarzy- bo owiniętą w czarną pelerynę z dużym kapturem. W bladej poświacie z czarnego oblicza nieznajomego spozierały na nią śmiało ciemne oczy. Natalie odwzajemniła hardo spojrzenie i zatopiła się w jego źrenicach…

Wędrowiec był poirytowany nachalnością dziewki, ale zaciekawiony jej naiwną odwagą, postanowił sprawdzić co zrobi dalej. Poza tym był zmęczony przebytą podróżą i nie chciał nawiązywać z nikim żadnej znajomości, nawet z taką pięknością. Co prawda nie przyglądał się jej ciału, mógł się tylko domyślać jakie kształty skrywa jej suknia.

Poczuła, że się rumieni, poczuła lekki dreszczyk przechodzący od szyi po koniuszki palców. Jego oczy były czarne jak dwa jeziora skąpane w świetle księżyca w pełni. Nie, nie mogła oprzeć się takiemu spojrzeniu, czuła żar dziewiczego łona, najcenniejszy skarb kobiety.W karczmie śmierdziało piwem, zapewne rozmajonym wodą, by wyszło taniej. Po kosztach - jak mawiali stali bywalcy. Jeden z nich wstał od stołu suto zastawianego jadłem, podszedł do dziada, któremu już dawno rozwiązał się język.

- Ej, ty jełopie, weź no opowiedz jakąś historię.- Nie jestem żadnym jełopem, ale jak postawisz mi dużego browara, to z chęcią coś opowiem.

Gremlinka przyniosła żądany trunek, stawiając przed ogromnym nochalem dziada- jełopa- bajarza.Wypił naraz pół kufla i zaczął snuć opowieść, a trzeba mu to przyznać, był mówcą urodzonym.Nastała cisza, w całej karczmie zamilkły wszystkie rozmowy, nawet dziewek z klientami; wszelkie negocjacje cenowe zeszły na dalszy plan. Ciekawość czy dziad będzie wart piwa przerosła rozsądek nawet handlarzy z targu.

Page 5: 5

- Za czasów panowania Dynastii Błękitnej Krwi, czy tak dawno temu, że nawet ja nie pamiętam…chyba, że spragnionemu, dobremu człowiekowi postawicie coś mocniejszego na rozjaśnienie umysłu… – nalano mu wiadro gorzałki fakirskiej – …więc jak to już wspomniałem, czasy te były jeszcze straszniejsze i niebezpieczniejsze. Młode i wyjątkowo mściwe bóstwo, bogini Kanis, zeszło na ziemię z otchłani i rozpoczęło tworzenie kultu. W tym samym czasie po naszym padole chodził czarnoksiężnik, Wielki Lord Lars, zrodzony z burzy i popiołu, który ośmielił się nazywać największym i przeciwstawiać woli bóstw, w tym Kanis. Na wieść o tym, ta zaczęła obmyślać okrutną zemstę i przyznam, doskonały wybór. Wielki Lord miał tylko jednego syna, od którego przekleństwo wzięło swój początek. Lars został brutalnie zamordowany przez wyznawców, tajemnicy tej śmierci nie zna nikt, a pozostałością po niej do dziś jest Klan Orków.

Synem czarnego maga był piękny i czarnowłosy młodzian, którego zwano Narcyzem- przeglądał się w swym odbiciu i zakochał, żadna dziewica i pani nie zdobyła bogacza. Wszyscy zaznajomieni z klątwą, myśleli, że tu pies pogrzebany leży. Zaś zemsta Kanis była o bory harlandzkie groźniejsza, paskudniejsza i wstrętna- bowiem struła krew i zarazem dziedziców Larsa. Po kilku latach do posiadłości Narcyza przyszła żebraczka, została przyjęta przez mamkę pana, który był gorszy od ojca. Spod płaszcza wyłoniła się twarz tak piękna, że natychmiast odkochał się w sobie- jego mroczne serce należało do nieznajomej. Była to wysłanniczka Kanis, jednakże o czystym sercu nieskażonym złem swej pani. Jej myśli zajmował już tylko Narcyz, a nie rozkazy. Po kilku miesiącach sielanki młodych, Aniela musiała wracać do Krainy Orków. Przymus i posłuszeństwo okazały się mocniejsze niż więź miłości i uciekła pewnej nocy bez słowa, będąc w ciąży. Zrozpaczony dziedzic włości ruszył w pościg za kochanką, docierając aż do świątyni. Muszę mu przyznać, cierpliwy był chłopak, bo odnalazł ją po dziesięciu latach- nawet jego umiejętności czarowania nie pomogły, w starciu z zaklęciami maskującymi, był bezbronny. Aniela zachowała dobro w swym sercu a to czego nauczyła Narcyza, znikło jak pył na wietrze. Pałał żądzą zemsty na tej, która zatruła jego życie miłością i zamordowała ojca, zostało mu tylko pragnienie wzięcia Anieli tej nocy. Pamiętał jej dotyk i jedwabiście gładką skórę, pomimo iż tylko raz złączyli się pod osłoną nocy. Już czuł zapach jej łona, esencję prawdziwej miłości. Nie przewidział tylko jednego: Kanis czekała na Narcyza z cierpliwością godnej bogini, snując zasadzkę. Schwytany po ciężkiej walce, bez oka i z licznymi ranami, został doprowadzony do Sali Tronowej, gdzie na samym środku wzniesiono prowizoryczny stos z drewna. Na stosie przywiązywano Anielę, której mętne oczy patrzyły obojętnie na dawną miłość. Jego oko nie mogło patrzyć na cierpienie Anieli, więc swymi rękami wydłubał je. Jego uszy nie mogły znieść krzyków cierpienia płonącej, więc błagał o ich ścięcie. Jego język nie był w stanie wypowiedzieć innych słów, niż: „Wyrwijcie mi serce”. Zostało od razu pożarte przez Kanis, której śmiech zmroził cały świat, budząc Skalne Smoki z wiecznego spoczynku. Po zakochanych zostało dziecko, dziewczynka wychowywana na kapłankę, tylko w niej wciąż płynęła krew Larsa.

Od tamtej pory jego potomkowie podobno błąkają się po świecie, jako upadłe anioły. Mechanizm jest prosty: potomek z linii Larsa będzie zawsze tym złym, wędrującym po świecie, szukającym czegoś, co odmieni jego kamień w bijące, czarne serce. Zawsze znajduje istotę podobną sobie, ich miłość nie zna granic, może prócz nieugiętej- granicy klątwy i śmierci- w noc spędzoną razem spełnia się przepowiednia. Anielica umiera przy porodzie a on popełnia samobójstwo, uprzednio porzucając dziecko na ulicy. I tak błędne koło trwa; ktoś zaprzedaje duszę dziecka, dostając od Kanis bogactwa, miłość, zdrowie a ta w zamian zmienia je w upadłego anioła, jednocześnie dbając o potomków krwi Larsa, by byli skażeni, źli do cna.

Dziś nie wiadomo gdzie leży zapomniane królestwo Wielkiego Lorda Larsa, pozostały tylko po nim legendy, jakoby stało na czubku skalistego szczytu górskiego, niedostępnego dla obcych. Upadłe Anioły krążą po ziemi nadal, spotykając się i umierając, przeszukując góry, doliny i lasy, przemierzając wielkie krainy, by spotkać się w tę jedyną noc, by zapewnić kolejne dusze nieśmiertelnej krwawej

Page 6: 5

królowej. W zasadzie to nie koniec tej bajki, tylko skończył mi się bakusz w fajce… - zaciągnął się, odchrząknął. - Dziękuje dobry człowieku. Więc jest jeszcze wzmianka o Upadłych Aniołach: gdyby jedno z nich zdołało wpoić dobro miłością i zmienić czarne serce w białe, wtedy to klątwa przestanie działać. Ich miłość jest bardzo chora – jedno kocha za dwoje a drugie rani. Kolejną sprawą jest to, że ta „lepsza” połówka może stać się równie zła, bo upadłe anioły posiadają dwoistą naturę. Biel i czerń w jednej osobie, dobro i zło w jednym sercu- to zawsze oznacza tragedię.Z każdym zdaniem głos mówcy dziwnym przypadkiem zmieniał się w pijacki, niezrozumiały bełkot, aż usnął z nosem w misce z potrawką z leśnych mrówek. Karczmę opuszczali powoli stali bywalcy a przyjezdni zbierali tyłki do swych kwater.

Natalie drzemała nad kuflem od kilku minut, głośno chrapiąc, gdy ze snu zbudziło ją wycie wilka. Podniosła głowę, lecz po drugiej stronie stołu wędrowca nie było. Pewnie jej się przyśnił, bo takich oczów nie miał nikt. Z ociąganiem się wstała i mozolnie powłóczyła nogami po schodach na piętro. Ogarnięta zmęczeniem i trudami życia codziennego, powlokła się na stare, drewniane wyro z czystą, pachnącą pościelą. Padła twarzą w zieloną poduszkę i zasnęła.

Właśnie wracała od sąsiadki do Pauline, zaskoczona ilością pożyczonego mięsa. Zdziwienie wzrosło, gdy ujrzała na stole 3 nakrycia- jedno babci, drugie jej a trzecie? Może to jacyś znamienici goście? Kto wie? Była pewna, zaraz się przekona. Po kilku chwilach do izby weszły dwie osoby, kobieta i mężczyzna- piękni jak herony, pół ludzie i pół nimfy. Pauline wyściskała obojga, ucałowała, po czym zaprosiła do stołu na posiłek. Nie umiała opisać ich twarzy, widziała je jakby za mgłą. Tylko włosy kobiety miały brązowo- rude odblaski a jej towarzysz miał po pas długie, czarne i kręcone. Był postawnym, umięśnionym człowiekiem, a ona władczą, pewną siebie panią. Rozmawiali o dziecku…Natalie!Padło jej imię jak głaz w ciszy. Zbudziła się w tym momencie z koszmaru.Na podłodze leżał kamień, lecz szyba była cała.

- Co do cholery?- pomyślała.

Był jeszcze wschód słońca, gdy w prowizorycznej toalecie przyglądała się swemu odbiciu.Twarz, okolona miedziano – rudymi pofalowanymi włosami, spływającymi kaskadami za ramiona, blade lica przez niewyspanie, nosek troszkę zadarty ku górze, nie za duży i nie za mały. Kości policzkowe troszkę wystające, nadające jej obliczu zamorskiego wyglądu, pełne karminowo – czerwone usta z dołeczkami, gdy się uśmiechała i białe jak perełki, zęby. Cała była cudna, lecz nie zdawała sobie z tego sprawy, gdyż była niedoświadczona, nieobyta z mężczyznami. Oczy dziewczyny były tajemnicze, niby niebieskie, niby zielone- ale nie do końca, bo poprzedzielane siateczką czarnych żyłek. Czasem przybierały barwę kocich, jasnozielonych, świecących w mroku, obiecujących fałszywe obietnice. Gdy była zła, zdenerwowana, mówiły: Uciekaj, zostaw mnie w spokoju. Takie chwile bardzo rzadko miały miejsce, gdyż nauczyła się kontrolować swe emocje tak skutecznie, jak odstręczać od siebie kandydatów na męża. Dziewczyna o bujnych kształtach, smukłej sylwetce i zgrabnych nogach przyciągała synów sąsiadów. Natalie miała sprawdzony sposób na zniechęcanie adoratorów: klęła jak szewc (Pauline twierdziła, że nie wiadomo kiedy i jaka umiejętność w życiu może się przydać), skakała po drzewach jak małpka, ba! Zdarzyło jej się wystawić tyłek przez okno swatce- sąsiadce z naprzeciwka, także przekreśliła jakiekolwiek propozycje, bo ludzie ze wsi uważali ją za chłopczycę i stukniętą kulę u nogi biednej Pauline, która zaśmiewała się do rozpuku z wnuczką.

Wciąż niemiłosiernie zaspana, zrobiła szybką toaletę i postanowiła zbadać kamień, wchodząc z ostrożnością i postawą obronna do pokoju, zdębiała. Na podłodze nie było żadnego kamienia, rozchorowała się po wypitym piwie? Czy to był efekt działania zielska halucynogennego dziadka

Page 7: 5

w karczmie? Nie znała odpowiedzi, schyliła się i zaczęła intensywne poszukiwania jakichkolwiek śladów. Pod prowizorycznie skręconą szafeczką nocną znalazła strzępek materiału z krzywymi znakami. Szybko nabazgrolone, okazały się być pismem babci. Notka zawierała ostrzeżenie:Uciekaj, aniołku. Uciekaj na drugi koniec Ciemnych Borów. Tam znajdziesz moja siostrę, Erant. Kamień.

Teraz było tego wszystkiego za wiele, czuła- to nie żarty. Chciała to przemyśleć na spokojnie, ogarnąć całą sytuację. Sięgnęła dalej ręką i wyczuła jakiś przedmiot, z trudem wyciągnęła i spojrzała pod słońce. Był to wisiorek z dwiema perłami, białą i czarną. Z trudem wciągnęła w płuca dodatkową ilość powietrza, nie mogła się uspokoić. Pragnęła zapytać o tę całą chorą sytuację autorki, postanowiła niezwłocznie wyruszyć do domu. Spakowała wszystkie zakupy, zapłaciła gremlince i w drogę.

Feniks rżał radośnie, pokazując szczęście z faktu powrotu do swej ukochanej stajenki i paśnika pełnego trawy. Wszystko wskazywało na piękną pogodę, jednak w miarę jak oddalali się od Doliny Elfów, robiło się coraz chłodniej. Gnie niegdzie sosny i świerki dumnie dźwigały czapy z białego śniegu a pyrkawki- małe ptaki o różowych piórkach i srebrnych nóżkach- wiły wielopiętrowe gniazda. Skaliste góry, dumnie wznoszące ku niebu swe oblodzone szczyty, złowrogo patrzyły na jeźdźca i wierzchowca, wróżąc zmiany. W zasadzie cisza zaczęła ją przerażać, złowroga cisza…

Po godzinnej jeździe na oklep, bolał ją tyłek a ręce marzły z zimnego, górskiego powietrza. Zapierający dech w piersiach krajobraz zmienił się w monotonny pejzaż, różniący się tylko coraz mroczniejszymi, starymi drzewami z powykręcanymi przez czas konarami. Wśród zarośli tak gęstych, że aż czarnych, dojrzała parę jaskrawożółtych ślepi. Znowu czarny wilk, czyżby był tym złem, przed którym ostrzegła ją Pauline? Jednorożec przyśpieszył, biegł galopem, nie zwalniając ani na moment, czując zapach dzikiego zwierzęcia podążającym ich tropem. Spokój natury kontrastował z horrorem ucieczki przed śmiercią. Niespodziewanie ścieżka ostro skręciła w lewo, Feniks gwałtownie przyhamował a Natalie nie zauważyła wozu Ludzi Niezbadanych Ścieżek. Wyrzuciło ją z siodła na ubitą ziemię traktu, próbowała zasłonić głowę przed uderzeniem, by zapobiec wstrząśnieniu mózgu.

Dziwne kołysanie nie ustawało, tak jak okropny ból głowy, jakby ktoś walił w jej czaszkę raz za razem ciężkim toporem bojowym. Z trudem podniosła głowę i nic nie mogła zrozumieć ze stanu, w którym była. Przed oczami pionowe, szare kreski rozmazywały się, przy bliższej próbie zbadania, upadała na rozhuśtaną podłogę? Niepewność, dziwne wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin i szok spowodowany upadkiem, wzmogły nasilającą się potrzebę zwymiotowania. Rzygała i rzygała, a nie miało to końca dopóki, dopóty jej żołądek nie stał się pustym workiem. Dzięki temu jej umysł wyostrzył się na nowo powstałe niebezpieczeństwo w postaci zakratowanej rzeczywistości: leżała na boku w ciasnej klatce, którą nieśli nie mali, wędrowni ludzie, a olbrzymi krasnal z rudą brodą i młody goblin o łysej głowie i karykaturalnie powykrzywianych kończynach. Oboje ubrani w skórzane pancerze, z poprzewieszanymi przez ramię kuszami, wyglądali jak ucieleśnienie zbirów z Gór Szaleństwa- Krainy Bez Powrotu. Padał śnieg, więc na pewno oddalili się dawno od siedzib ludzkich Grabieży Doliny Elfów. Nie miała szans na ratunek. Dzięki płatkom zamarzniętej wody, mogła przemyć zaspane oczy, odzyskiwała ostrość widzenia z każdą minutą, lecz równie szybko wzrastała niepewność. W drugim kącie klatki siedziała młoda, zrezygnowana dziewczyna z czarnymi włosami jak noc i z dużymi, brązowo-szarymi oczami. Natalie dostrzegła smukłą talię osy, małe piersi i brak palca u lewej ręki.

- Kim jesteś? – zagaiła Natalie.- A na kogo ci wyglądam? – odpowiedziała po chwili zastanowienia.- Na córkę wieśniaka, księcia i na kobietę w tarapatach? –uśmiechnęła się, by dodać jej otuchy.- Annika.

Page 8: 5

- Natalie. Możesz wyjaśnić mi co się dzieje, do cholery? Dlaczego tkwimy tutaj i jak się tu znalazłaś? Wyglądasz na głodną, zmęczoną i chorą!

- Po pierwsze: Mów ciszej. Po drugie: nie mamy żadnej drogi ucieczki ani sposobu. Obecnie ty i ja nie istniejemy, nasze dotychczasowe życie nie istnieje a tożsamość można określić jednym słowem: Niewolnica! Byłaś nieprzytomna od siedemnastu godzin. Martwiłam się, bo nie dawałaś żadnych oznak życia. Nie mam pojęcia jakim cudem te świnie zdobyły wóz, który porzucili, łapiąc ciebie, ale to mi śmierdzi na odległość zdechłym szczurem. Do diaska, nie można bezkarnie przetrzymywać i zniewalać młodych, wolnych kobiet! To wbrew naszej woli i Białemu Kodeksowi Doliny! Wypuście nas!!!!! Wy paskudne opoje! Nie macie prawa!

- Uspokój się, bo zarobisz w tę pyskatą buźkę! – odkrzyknął krasnolud, niezadowolony z bytu tragarza. - Za kilka chwil będziemy na miejscu. Jeżeli nie znajdziemy na was kupca, zostaniecie podarowane Klanowi Wężogłowych, a potem nie będziecie już naszym zmartwieniem. Na waszym miejscu oddałbym wszystko, co mam, przykładowo nie pogardziłbym dobrowolną łapówką w postaci waszych ciał. Wtedy mógłbym przekonać swego rozmownego towarzysza, by odwlekł transakcję, hę?

- Idź do diabła! – błyskawiczna reakcja zirytowanych dziewczyn mówiła sama za siebie!- Jak chcecie! – udał urażonego krasnal.

Z daleka widziały rozpadający się od starości budynek z przekrzywioną reklamą: „Najtańsze noclegi, najlepsza gorzałka”. Podróż na tymczasowo została zawieszona. Natalie i Annika zostały w klatce, dostając brudną, żółtawą wodę do picia i suchary. Z niemałym obrzydzeniem podzieliły żałosny obiad i zaczęły obmyślać plan ucieczki. W karczmie zaś panował chaos, głosy kupców i handlarzy niewolników przewijały się wraz z proponowanymi cenami.

- Dam dwie skóry za rudą, jedną flaszkę dorzucę za czarnowłosą. - Chyba se jaja robisz, za takie dupy to przynajmniej pięć razy tyle co wyględziłeś!- Nie pitol, stawiam flachę i interes ubity!- Ja proponuję złoto, ćwierć sztabki za obie.

Nastała cisza. Licytacje dobiegły końca, spity krasnal z goblinem próbowali doczołgać się do stodoły z dwiema dziwkami. Gdzie podział się ich nowy właściciel?Zza drzew wyłoniła się dziwna postać na koniu, prowadząc wóz z jyskiem- bykiem o czterech rogach i dwóch głowach, który był w stanie udźwignąć cztery razy więcej i nie wydać przy tym żadnego dźwięku! Szare zwierzę posłusznie stąpało za wierzchowcem, rytmicznie kołysząc swym brzuchem na boki i z precyzją odganiając zimowe komary swym długim ogonem.Postać na koniu była szczelnie owinięta peleryną, w mroku nie widziały jego lub jej twarzy.

- Wstawać, szybko! Przesiadka do tego wozu. Nie mam czasu, muszę dowieść was do mojego kupca.A więc znowu były towarem, ciekawe kim była postać?!Bez ociągania zmieniły lokum na wóz, z tyłu było posłanie a po lewej i prawej stronie niezliczona ilość nieznanych im przedmiotów. Po cichutku usiadły tak, by nie drażnić nowego pana. Przytulone do siebie, drżące z zimna, usnęły.Ranek nastał szybko, były obolałe, głodne i spragnione a poza tym została jeszcze sprawa ich wolności.

- Panie, jestem wolną obywatelką Rubieży Doliny Elfów, przypadkowo złapaną przez handlarzy niewolnikami. Wracałam z stolicy, gdy napadnięto na mnie w środku lasu i sprzedano tobie. Proszę mnie uwolnić lub powrócić ze mną do domu babci, która odda część złota.- rzekła Natalie do nieznajomego. Ten zignorował jej słowa, zaczął składać rzeczy, zagaszać ognisko i przygotowywać byka do dalszej drogi.

- Hej, czy ty mnie słyszysz? Jesteś głuchy? – zaczęła się trochę denerwować – Czy mam ci opowiedzieć moje życie z ostatniego tygodnia?

Page 9: 5

- Morda w łajno! Albo nauczę cię szacunku, dziewko. Jesteście moimi niewolnicami, waszym jedynym obowiązkiem jest służenie mi w każdej, żądanej postaci. Druga sprawa, ani słowa!

- Co ty sobie wyobrażasz, ty obleśny, zakapturzony egoisto! Ani nie będę twoją dziwką, ani niewolnicą. Spróbuj mnie uciszyć, a poznasz smak mojej nienawiści.Annika zaczęła uspokajać rozsierdzoną dziewczynę, lecz nawet jej błagania nie pomogły.

- Nie mam zamiaru robić ci krzywdy, niewolnico. Wykonuj swe obowiązki z psim oddaniem, to nie zaznasz u mnie krzywdy. A teraz do roboty!Natalie usiadła z obrażoną mina, Annika musiała sprzątać za dwie. Na szczęście pracowała w polu i jako sprzątaczka w domach bogaczy, umiała myć latryny, jak i opanować się. W przeciwieństwie do gniewnej Natalie.

- Skurwiel – pomyślała. Nie będzie niczyją poddaną. Jak postanowiła, tak zrobiła i tylko dzięki Annice, która wykonywała wszystkie obowiązki, mogła marudzić i stawiać się.Kierunek, w którym podążała trójka, był ścisłą tajemnicą, tak jak zakryta twarz mężczyzny. Poza wydawaniem rozkazów, nie odezwał się ani razu. Póki nie pożądał ciepła kobiecego, atmosfera była znośna. Mijali po drodze duże i małe wsie, jednak przeważnie trzymali się bocznych dróg, by nie natknąć się na patrol straży wiejskiej. Nadzieja Natalie na powrót do domu gasła z każdą godziną.

Rozdział 2

Po dwóch tygodniach Natalie zobaczyła więcej krain i przebyła więcej mil, niż w ciągu całego życia. Pomimo dramatyzmu, potrafiła docenić fakt poznania innego świata. Dotarli do wzniesienia, za którym stała drewniana chata z grubych, sosnowych bali. Obok domu była stajnia i składzik na drewno, brak śladów świadczących o zamieszkaniu obecnie. Domyślała się, że to ich nowy dom? Lub szansa ucieczki. Misternie układany plan mógł wkrótce zaistnieć, jeszcze trochę i będzie wolna!

- Teraz musicie rozpakować wóz, wszystkie rzeczy składować w drewutni. Pożywienie i skóry do kuchni. Czarnowłosa niewolnica idzie ze mną, więc to polecenie skierowane do buńczucznej, rudej.Wziął Annikę za rękę, lecz nie zdjął czarnego płaszcza. Wyszli, ona musiała robić wszystko za nich.Porządki były męką, gorszą niż tortury dla Natalie. Po prostu nie cierpiała sprzątania i krzątaniny kur domowych w swych gniazdach. Dobrze, że nie kazał jej jeszcze znosić złotych jaj. Musiała przyznać w duchu, że miał cudowny głos, bardzo męski, pewny siebie. Wiedział, czego chce i zdobywał to zawsze, nawet za wszelką cenę. Ona nie grała tu roli. Zganiła się za te głupie, dziecinne myśli. Nie pomogło, zaintrygowana, po ciężkich zmaganiach z bałaganem w wozie i jeszcze gorszej walce z lenistwem, podeszła do małego okienka kuchni. Myślała, że zastanie dwójkę w krępującej sytuacji. Ci spożywali posiłek w dziwny sposób, nakładając potrawkę na jakąś rzecz i wkładając do ust. Fuj! Czary! On siedział w kącie przy kominku a Annika przy stole. Słyszała jej perlisty śmiech, nie mogła już dłużej powstrzymać swego żołądka od głośnego burczenia. Została zauważona, a raczej usłyszana w mgnieniu oka przez tego dziwoląga.

- Chodź za mną. Umyjesz się w stajni, to zjesz z nami posiłek. – rzekł głośno, by przekrzyczeć jej żołądek, domagający się coraz głośniej dobrej wyżerki. Tym razem bez słowa sprzeciwu podążyła za obcym. Aby przetrwać, musiała nabrać sił.Przepuścił ją bez słowa w drzwiach, rzucił ręcznik i jej suknię, która jakimś cudem przetrwała. Martwiła się nie o ładne odzienie, lecz o Feniksa, zapewne uciekł i niedługo ją znajdzie. Koło stogu siana stała na krześle drewniana balia z zimną wodą. Nie chciała myć się w lodowatej wodzie, mogło to być przyczyną przeziębienia lub zapalenia płuc. Natalie zapomniała, że nigdy nie chorowała na tak ludzkie choroby, lecz miała w pamięci przestrogi babci. Kierowana instynktem, odmówiła kąpieli.

- Przykro mi, ale nie jeżeli mam być zdrowa, to wolę brud.

Page 10: 5

- Lepiej tam wejdź, nim użyję przemocy. Chcesz zasmakować mojej brutalności? – zapytał z nutką nadziei w głosie.

- Nie próbuj mnie straszyć, prędzej zdechnę jak pies, niż mnie dotkniesz.- Przekonajmy się.

Po czym wziął ja na ręce i przełożył jak worek ziemniaków i posadził na drugim stołku. Siłą przytrzymał ręce, kucnął przed nią. Mimo, że był bardzo blisko i niemal czuła jego oddech, pachnący leśnym igliwiem, na swych ustach, nie dostrzegła nawet zarysu jego pochylonej twarzy. Poczuła drżenie rąk, przyspieszone bicie serca i nieoczekiwanie. Pragnęła ujrzeć te przeklęte oblicze…Rozpoznała go jako Wędrowca z snów na jawie w karczmie. To było tak nierealne przeżycie, zapewne spowodowane oparami zioła. Niewidzialny mrok szczelnie chronił jego oblicze, równie skutecznie chronił swą tożsamość.

- Rozbieraj się!W Natalie aż kipiało, miarka się przebrała. Złość, gniew, nienawiść musiały znaleźć ujście. Poczuła niewyobrażalne zło, które wybuchło. Jej oczy zalała czarna moc płynąca z serca. Wstała dumnie, zaczęła mamrotać pod nosem jakieś słowa w dziwnym języku. Z jej rąk popłynęły strumienie czarnych mocy, które odepchnęły go z lekkością na przeciwległą ścianę. Wyszła.

Nie wiedział co się stało, kim jest do kurwy nędza ta kobieta? Trzeba pomyśleć…

Zjadła posiłek, w zasadzie niewiele pamiętała, z ostatniej godziny. Odzyskała świadomość przy stole, spożyła z chęcią posiłek i czekała na kolejne wydarzenia. Nic. Położyła się na starych szmatach w kuchni pod kominkiem. Usnęła.

Gervin zmierzał na swym rumaku do handlarza, ktoś obiecał mu za „marne grosze” piękną i zaradną żonę. Nie był stary, nie był brzydki ani zbyt bogaty- zajmował się hodowlą koni. Kochał swe zajęcia, a jeszcze bardziej te cudowne, dostojne i szlachetne zwierzęta. Do szczęścia brakowało mu tylko gospodarnej żony i gromadki dzieci. Pewnej nocy, gdy zalewał smutek samotności, spotkał w karczmie dawnego znajomego, który za sowitym wynagrodzeniem obiecał mu żonę. Kwota trzech złotych sztabek nie była wygórowaną ceną za miłość, spokój i dzieci.

Po czternastu dniach dostał informację o udanej transakcji, więc niezwłocznie zjawił się w umówionym miejscu. Zsiadł z wierzchowca i zaczepił lejce o drewnianą barierkę, która niegdyś była płotem. Zapukał do drzwi, z których wyskoczyła bogini… Mignęła z balią i stertą brudnych ubrań w drugiej ręce, nie zatrzymawszy się nawet na moment. Podążała już do rzeki, oddalonej o godzinę marszu od domku. Był zadowolony, może dorzuci jakiś napiwek za dobrze wykonane zlecenie. Myślami już radował się jego własną, prywatną żoną, która będzie jego jeszcze tej nocy.

- Witam brachu, nieźle się natrudziłeś, by znaleźć taką piękność dla mnie. – wodził wzrokiem za niknącą w oddali postacią Natalie, zadowolony, wyciągając dodatkową sztabkę złota. Już miał ją z tym samym uśmiechem na twarzy wręczyć, gdy tamten zawołał donośnym basem.

- Anniko, podejdź na chwilę. Poznasz swojego nowego pana. Bądź miła, to zostaniesz jego żoną i spłodzicie razem potomstwo.Gervinowi nie spodobała się kwestia wyboru przyjaciela ani ton jego głosu, zbyt zimny, by zrozumieć dziwne podejście tego mężczyzny.

- Nie umawialiśmy się co do dodatkowej opłaty, zatrzymaj ją dla siebie. Zabierz tylko tę dziewuchę ode mnie jak najszybciej. Dwie baby pod jednym dachem , to nawet dla mnie zbyt wiele. – prosił z rezygnacją, uczciwe niejako przyznając, że druga była gorsza niż stado debitek- starych osobników płci żeńskiej, tworzących grupy znudzonych kobiet, niezależnie od gatunku i pochodzenia, które stworzyły własną sektę i udawały pobożność. Tak naprawdę plotkowały, snuły intrygi dworskie

Page 11: 5

i spoglądały złym okiem na młode pokolenia.Koniarz jednak poczuł na widok wracającej z balią, Natalie, że serce rwie się mu w piersi a jej

uroda zablokowała w nim jakiekolwiek hamulce. Musiał zdobyć za wszelką cenę jej rękę, niezależnie od kwoty oraz oczekiwań tego anioła. Przez zgoła cztery godziny próbował zaproponować towar wymienny: pięknego ogiera, rasową klacz, końcem złoto i całe stado. Gotów do oddania całego majątku, opanował swe chucie, gdy usłyszał wulgarne słownictwo i przekleństwa u Natalie. W zasadzie już żegnał się z nią, gdy poruszony porywem serca, złapał niewinne dziewczę w pół i przerzuciwszy przez grzbiet konia, ruszył z kopyta.

Zatonął w miłości do niej, lecz jego zaloty i flirty nie miały dla Natalie większego znaczenia.Z gorliwością, porwana wykonywała swe obowiązki, ciesząc się z samowoli i braku obecności tajemniczego wybawcy. Cieszyła się zaufaniem naiwniaka, więc w każdej chwili nadzieje na zrzucenie jarzma niewolnictwa rosły. Bezwzględnie jednak odmawiała wszelkich kontaktów fizycznych, dla niej dotknięcie ręki było „grzechem” – udawała cnotliwą wierną bogini Kisz Tep, której podstawową regułą wiary było zachowanie cnoty nieskażonej aż do dnia złączenia dusz, stopienia się w jedność. Nie wiedziała co to znaczy, lecz każdy podstęp był dobrym zagraniem w nowej grze o zachowanie dziewictwa.Kolejne dni mijały, gdy pewnej nocy do domu zawitała zziajana na koniu Annika, drżąc okropnie, jak w chorobie.

- Nie wytrzymam tego dłużej z nim. Nie mogę tego znieść, czy aż tak zbrzydłam w ciągu ostatniego miesiąca? On mnie nie chce, a skradł mi serce. – szlochała bez opamiętania.Natalie spojrzała bez cienia współczucia na tę malutką, żałosną istotkę, poczuła litość i zaprowadziła z Gervinem do środka. Annika zjadła gorącą strawę, przestała płakać i zaczęła z powrotem narzekać na głos.

- Gdybym nie była tak głupia i naiwna.. - Lecz byłaś! – odcięła się złośliwie Natalie.

- Uspokój się niewolnico , miałaś być moją żoną i matką naszych dzieci, a okazałaś się niewdzięczną pyskatą dziewuchą! – skrzyczał ją Gervin.

- Marsz, do garów! Ja zajmę się tą biedną dziewczyną. Hodowca koni miał zatem, jak poprzednio znajomy, dwie kobiety pod jednym dachem, dwie niewolnice, które były na wyłączność całe dla niego. Nie wiedział z której zrobić żonę, bo kochał boginkę, lecz czuł i litość dla skrzywdzonej. Postanowił, że Annika będzie lepszą matką, a z Natalie chciał uczynić swą kochankę i towarzyszkę w interesach. Nie chciał zmuszać żadnej do czegokolwiek, myśląc że dobrocią więcej osiągnie, aniżeli batem.

Annika stała się po kilku godzinach nie tylko idealną kandydatką na żonę, ale również znakomitą kucharką, gospodynią, powierniczką oraz wirtuozką w łóżku. Szybko zjednała sobie sympatię koni oraz nienawiść Natalie. Z dawnych przyjaciółek, stały się zapalczywymi wrogami, nie znając umiaru we wzajemnym obrzucaniu się błotem. Tylko Natalie zachowała zdrowy rozsądek, na tyle by zapewnić sobie w nocy trochę spokoju. Jej dawny pan nie zjawił się po uciekinierkę ani nie żądał wyrównania poniesionych strat. Więc okazał się zwykłym tchórzem bez honoru i jaj. Obiecała sobie też solennie, że przenigdy nie będzie na tyle głupia, by się zakochać, umiała wyciągać daleko idące wnioski, uczyła się na błędach Anniki i Gervina. Tych dwoje pasowało do siebie, pomimo różnic dogadali się. Nie wiedziała na ile, bo Annika spała w ciemnej piwniczce, wykopanej w ziemi wieki temu- było tam zimno, brudno i śmierdziało szczurzymi odchodami. Gervin z każdym dniem stawał się coraz bardziej drażliwy i sfrustrowany przez rozdwojenie uczuć pomiędzy dwiema cudownymi kobietami. Musiał podjąć decyzję- wygrała pierwsza miłość. Traktował ją z niemal nabożną czcią, na dalszy plan stawiając gospodarstwo oraz Annikę, która pochorowała się. Niepewność uczuć oraz tego, ile przeżyje w takim stanie, zabiły jej dziecko. Jej oraz Gervina, który nie wiedział o ciąży. Dopiero gdy ujrzał blade oblicze Anniki oraz mnóstwo krwi wokół jej łona, zrozumiał. Załamany, skierował złość na Natalie, obwiniając

Page 12: 5

ją o wszelkie nieszczęścia i zło, które spadło znienacka na dziecko. Poczucie winy skierowało go do podjęcia decyzji o poślubieniu Anniki na krew przodków, a w Rytaule Jedności użyto krwi Natalie, gdyż Annika miała silną anemię. Nie była w stanie wstać o własnych siłach- leżała w ogromnym łożu małżeńskim, przykryta niezliczoną ilością grubych futer, wyglądając z daleka jak mała, szmaciana laleczka zombie. Wieczorem Gervin powziął decyzję co do dalszych losów Natalie. Postanowił ją oddać za worek kszamirry, ziela leczącego niemoc płodzenia dzieci. Tak na wszelki wypadek. Zbiegiem okoliczności zjawił się nazajutrz wóz kupiecki z bogatym klientem, który śmiało dorzucił drugi worek ziela za tak urodną pannę. - Kayle jestem, wsiadaj miła panno – rzucił wesoło i odjechali.Jego wóz był bardzo zadbany; czyste posłanie na prowizorycznie skleconym wyru, masa słoiczków i buteleczek, poukładanych rzędami na półkach po obu stronach oraz schludnie poskładane ubrania, zapasy żywności na podłodze. Na końcu wozu znajdował się towar, gdzie wszystkie rzeczy na swych workach, szkłach i wszelakich pojemnikach, miały napisy z nazwą, ceną i pochodzeniem. Natalie pierwszy raz spodobało się cokolwiek od momentu opuszczenia domu rodzinnego. Przez cały czas myślała o babce, pozostawionej przez nią na pastwę sąsiadek, rozważała powrót, ale bała się nie tylko o swoje życie. W kieszeni jej spódnicy na szelkach leżał zmięty kawałek papieru z przepisanym ostrzeżeniem. Kilka razy napisano ważne informacje. Chciała tylko stabilizacji dawnego życia, czuła zgorszenie na myśl o nieznanej tożsamości, nienawiść do rodziców i pustkę w sercu. Bała się tych wszystkich, szybkich zmian i nie wiedziała, ile będzie w stanie znieść. Przeczesywała pamięć i nie wiedziała od kiedy mężczyzna nocy zawładnął niemal do końca jej myślami. Były to jedynie negatywne skojarzenia, to przez niego jej życie zostało zniszczone w kilka chwil a jedna decyzja ocaliła życie, skazując na wędrowny, samotny tryb życia. Gdy wyjeżdżali, słońce z wysoka obserwowało ziemię, patrząc z obojętnością na jej cierpienie. Czuła kłębiące się w kącikach oczu łzy. Nie mogła się złamać, nie mogła też go zapomnieć. Pamiętała tylko chwile z spędzone z nim, ta bliskość, która nie zakwitła. Nie umiała żyć bez jego nieznośnej buńczuczności, władzy i pewności siebie. Nie umiała, lecz musiała- to był jej nowy cel w życiu.Kayle obserwował to chmurne czoło z niemałym zaciekawieniem, nie mógł jak Gervin, oderwać od jej lic, oczu. Zżerała go ciekawość, postanowił przełamać pierwsze lody ciekawym opowiadaniem i zachęcić do nawiązania niezobowiązującej, luźnej rozmowy. - Wiesz, nie wiem kim jesteś i nie wiem skąd pochodzisz. Nie mam pojęcia dlaczego tak skończyłaś, zapewne przypadkowo. Natalie spojrzała z ukosa na lekko postarzałą twarz. Kayle miał złote włosy splecione wysoko w koński ogon, jego twarz była trochę trójkątna, sucha. Nos był mały, lekko garbaty, usta zaciśnięte w wąską kreskę, zaś w oczach odbijały się szmaragdy z fiołkowymi błyskami. Niezwykłość biła z całej postawy, nie był wojownikiem, lecz kupcem stworzonym do handlu i być może, hazardu. - Opowiem ci o istotach tak cudownych i tak nieszczęśliwych, że do dziś nad losem upadłych aniołów płaczą stare sosny. – już miał zacząć gdy wtrąciła się dziewczyna. - Przykro mi, panie. Znam tę opowieść, ale nie wierzę w takie cuda. Jeśli te istoty żyją, to jak je rozpoznać? - Upadłe anioły przyciągają się jak magnes. Nie mogą żyć bez siebie, jednocześnie będąc obok, nie mogąc znieść swej obecności, żyją jak nie wiem… Bachtuetr i Siirfhg to przy nich oaza spokoju. Ich fizyczne cechy od razu można rozpoznać, np. niesamowita uroda, przypominająca boskość lub dwa wąskie znamiona nad łopatkami. Jak słyszałaś, jedno z nich jest uosobieniem dobra, drugie to zło – ten naprawdę upadły, zanim ostatecznie stoczy się na dno, zanim upadną jego zasady, stacza w sobie niezwykle ciężką bitwę. Ostatecznie wybiera zło, gdyż Kanis skutecznie przeciągała dotychczas obojga na swą wiarę. Po dokonaniu wybory, znamiona zmieniają się w czarne lub białe blizny, przypominające

Page 13: 5

takie, po przypalaniu żelazem. Kiedyś praprapraprapradziad pradziadka widział czarnego anioła w trakcie Przemiany – widział tedy mrok oraz skrzydła. Czarne jak noc i oczy białe z gniewu, niczym lód, na wskroś przeszywające obserwatora. Legenda o przełamaniu klątwy Kanis nadal pozostaje zagadką, przekaz ustny nie wspomina o tym wiele. Była tylko wzmianka o smokach i o potężnej sile.Jeśli ta bajka jest dla ciebie interesująca, to z pewnością zaciekawią cię moje podróże. Na pewno chcesz się nauczyć wszystkiego o istotach zamieszkujących świat. - Panie, pragnę tego co ty. Ja, twoja niewolnica, będę słuchać tego, o czym zechcesz mówić. – pokornie odrzekła. W tej chwili przypomniała sobie wypadek z dzieciństwa, po którym straciła częściowo pamięć. W szóstej fazie życia, gdy była małą, niegrzeczną dziewczynką, uważającą się za wszechwiedzącą, kochała płatać psikusy ludziom bez krzty humoru. Pewnej nocy zabrała kłębek włóczki pastylowej i zrobiła z nią uroczysty obchód po wsi, w nocy. Zaczęła od wstrętnej, grubej, pomarszczonej sąsiadki, przypominającej skrzyżowanie kaczej dupy z żarłocznym jaszczurem. Żart pomysłowy, bo postanowiła związać wszystkie klamki w drzwiach sąsiadów jednym sznurkiem. Przyłapano ją dopiero wtedy, gdy majstrowała przy przedostatnim domku a zza rogu wyskoczył gospodarz z widłami, goniąc do utraty tchu. Wbiegła więc do lasu i wspięła się na wysokie drzewo. Spadła, bo złamała się gałąź pod ciężarem ciała. Upadek spowodował tymczasowy uraz: utratę pamięci. Czasami mogła przypomnieć sobie dzieciństwo, ale wspomnienia dotyczyły tylko babci. Rodzice – nie istniało dla niej nigdy takie pojęcie, Pauline była za stara już wtedy, by zwać ją matką. Znajda chodziła po wsi i patrzyła każdej istocie w oczy, by znaleźć ojca lub matkę. Bezcelowe działanie zaowocowało tym, że jak tylko ktoś ją obaczył, rzucał zgniłymi owocami, a nawet kamieniami. Nie chciano we wsi tego dziwnego, ładnego dziecka i okazywano jej to na każdym kroku, aż do ukończenia wieku młodzieńczego. Potem nienawiść przeszła w niezdrowe zainteresowanie jej wianem i spadkiem po babce. - Wiesz co? – spytał z dziwnym akcentem. - Nie wiem, panie. - Nie będę ci mówić o sobie, jeśli będziesz ciekawa, to sama zapytasz.Nie pytała o nic przez pierwsze cztery dni, nawet kierunek podróży nie interesował jej zbytnio. Jedyną myślą był wędrowiec, chciała znać jego oblicze oraz imię. W pamięci utrwaliła się tylko czarna postać o mrocznych oczach. Mimo to, nie potrafiła o nim zapomnieć. Nie umiała tego wyjaśnić, dlatego milczała przez ten czas. W piątym dniu dziewczyna nadal była smutna, zagubiona i patrzyła ponuro spod długich i gęstych jak sitowie, rzęs. Kayle’owi udzielił się nastrój grobowy, nawet jego optymizm przygasał, gdy widział jak cierpi jej dusza. Nie pytał dlaczego. Po prostu został kolejną ofiarą miłości. Nieświadomie i podstępnie, śliska jak arrakharska kreatura. Nie umiał z tym walczyć, to nowe uczucie pochłonęło go od środka a w jednym miejscu, płonął żar, którego nie uleczył prószący z granatowych chmur, śnieg. Okolica nie zmieniła się ani trochę, bór powoli, powoli przerzedzał się, więc było nieco jaśniej w środku dnia. W tej odludnej krainie nie spotkali żywej duszy a świeże ślady zwierząt były dowodem ich wzmożonej aktywności. Tutaj nie musiały kryć się za dnia, prowadząc nocny tryb życia. Natura swą potęgę ujawniła w tej chwili, gdy zza drzew wyłonił się ciemny kształt. Od razu nie zauważyła wilka o czarnej, lśniącej sierści. Był to ten sam osobnik, który wystraszył na śmierć jej Feniksa. Przez to zwierzę, spłoszony jednorożec uciekł i zostawił ją na zawsze. Czego jeszcze żądał? Jej życia, krwi?Nie wiedziała już niczego, czuła tylko ogromną pustkę, pochłaniającą jej duszę i osobowość od środka. Niczym potwór z najgłębszych bagien dhorreńskich, wyrywał jej serce kawałek po kawałku. Myślała: W końcu go odnajdę, będzie mój… Tylko mój! Kayle zarządził postój, zwierzęta były bardzo zmęczone drogą, obfitującą w kamienie i błoto. Może spędzą tutaj resztę dnia, w oddali zauważył mały gaik a nieopodal strumień z krystalicznie czystą wodą, w której pragnął zatopić swą zmęczoną twarz.

Page 14: 5

- Odpoczynek, zostaniemy tu na noc. Potrzeba nam porządnej kąpieli, nam obojgu! – zdjął buty i powąchał onuce. Natalie zatkała nozdrza i uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd wyruszyli.Kayle spostrzegł biel zębów, lekkie dołeczki i radosne iskierki jej oczu, jednakże to, co ją trapiło, pozostawało nadal zagadką. Tak bardzo jej pragnął. Tak strasznie, że nie mógł spać, przewracając się z boku na bok. Zapadnięte oczy świadczyły o tym najlepiej.Gdy rozbili już obóz; ona rozpaliła ogień, posprzątała wóz, on zaś napoił i nakarmił zwierzęta, mogli odpocząć. Dziwnie zadowoleni po pracy, gdyż nic tak nie uszczęśliwia, jak zdrowe zmęczenie, usiedli koło paleniska. Był dzień, ale chłód dawał się we znaki. Mogli sobie pozwolić na ogień, kraina była bezludna, nie licząc ciekawskich królików, sarn i komarów (te ostatnie stały się, tak ciekawe, że natrętne; szukając krwi), krążących w okolicy. Niesamowite połączenie mieszkańców ziemi oraz podopiecznych matki Natury. Idealna harmonia, oparta na wzajemnym zaufaniu i szacunku. To może się dziać, tylko w takich miejscach, jak to, gdzie lisy, niedźwiedzie i jelenie nie są niepokojone dźwiękiem rogu łowczego. Czar okolicy trwał nadal, otulając ich jak kokon, spowijając aromatem drzew. - Pilnuj naszego dobytku, ja z chęcią zmyję z siebie brud podróży. Nie wiem, jak ty, ale na twoim miejscu, skorzystałbym z okazji. - krzyknął, na odchodnym. - Przemyślę to. Idź już, zaraz się ściemni. – odpowiedziała z naganą w głosie.Tak, na pewno skorzysta z okazji, ale musi wiedzieć, że Kayle będzie czymś zajęty. Czuła od niego ukryte nadzieje i coś, czego nie umiała nazwać. Obawiała się takich uczuć u płci przeciwnej, nie znała mężczyzn z ich złej i dobrej strony. O dziwo, los okazał się na tyle „łaskawy”, że w ciągu ostatnich tygodni, obracała się tylko w męskim towarzystwie, jakby chciał, aby poznała go lepiej. Wcale nie chciała poznawać mężczyzn z żadnej strony, chciała wrócić do babci. Jej uwagę zwrócił plusk i szum wody, skierowała więc mimowolnie swą uwagę w owym kierunku i trafiła na moment, gdy nagi i jednocześnie pół-ubrany, ale tylko w wodę sięgającą do pasa, Kayle, paplał się w strumieniu. Zadowolony i nieświadomy, że jest obserwowany przez Natalie, kontynuował z półuśmiechem na twarzy ten cudowny rytuał, oczyszczający nie tylko ciało, ale i umysł. Widziała już nie tylko jego piękną twarz, skąpaną w zachodzącym słońcu, bo jej wzrok nieświadomie kierował się coraz niżej. Jego tors tworzył idealny trójkąt, który zwężał się ku dołowi. Zawiedziona wielce, że odwrócił się tyłem, jakby chciał ją zaprosić do wspólnej kąpieli, aby sama przekonała się co jest niżej i niżej. Zaskoczona swym odkryciem, że mężczyzna może być równie piękny, jak kobieta (we wsi nie było ani jednego, który wyróżniałby się urodą, tak samo jak chamstwem), patrzyła dalej z półotwartymi ustami. Jego plecy były pięknie rzeźbione, tak samo cudowne jak pierś, brzuch i umięśnione, długie ręce. Zarumieniona i zawstydzona, postanowiła odwrócić twarz i skupić się na doglądaniu ogniska, zamiast Kayla. Zaczęła bawić się patykiem, grzebiąc w ognisku, próbując odegnać sprzed oczu, zapierający dech w piersiach, widok półnagiego Kayla, który właśnie wrócił i grzał się przy ogniu. Nadal nie miał na sobie podkoszulka, co tylko wzmagało dziwne fantazje Natalie. - Dlaczego nadal nic nie mówisz, Natalie? – machał jej przed oczyma. Zareagowała dopiero po kilku minutach. - Czego sobie życzysz, mój panie? - Nie jestem żadnym panem, mów mi Kayle, dobrze? – zezłościł się na żarty. - Natalie. - Wiem. - Więc po co się przedstawiasz? – odrzekła zdziwiona. - Byś przestała myśleć o tym, co cię tak trapi. To dziwne, że kobieta w kwiecie wieku, zamiast cieszyć się życiem, udaje niedostępną i niewidzialną. - Pozwolisz, że sama… no tak. Nie mogę decydować już o swoim życiu, bo przez przypadek stałam się niewolnicą, która nawet jeśli przestanie nią być, to nie ma gdzie się podziać. – bezradnie

Page 15: 5

rozłożyła ręce – Mogę równie dobrze być twoją służką, ale o tym jaki mam humor i co sobie myślę- to moja sprawa! - Już się tak nie złość, bo jesteś jeszcze bardziej kusząca, jeszcze piękniejsza… może częściej będziesz to robić? - Co? - spytała zbita z tropu. - Uśmiechać się.Ich oczy złączyły się, a twarze rozpromieniły uśmiechy. - Może opowiesz mi coś o sobie, Kayle’u? - Jeśli tego pragniesz. Co z twoją kąpielą?Zanim dostał jakąkolwiek odpowiedź, Natalie zerwała się i pobiegła w stronę strumienia.Z trudem starał się nie patrzeć jak ściąga ubrania i zanurza się w wodzie. Tylko jej zaraźliwy, szczery śmiech mówił o tym, jaką frajdę jej to sprawia.Zorientował się, że patrzy na Natalie. Była całkiem naga, wychodząc z wody, próbowała suszyć swe włosy na wietrze. Nie mógł opisać jej ciała, gdyż żadne słowa nie oddawały jej piękna. Żadne wiersze, które pisał, nie mogły uwiecznić jej powabu dla malarzy- kiedyś mogliby ją namalować. Patrzył i patrzyłby nadal, gdyby nie to, że odwróciła się do niego plecami.Nad łopatkami dojrzał dwa znamiona, nieduże, wąskie o nie większej długości, niż kilkucentymetrowej. W zasadzie, prawie niewidoczne, gdyby nie to, że miał nieprzeciętny wzrok, lepszy od sokolego.Spojrzał drugi, trzeci i kolejny raz. Nie wierzył swym oczom.Postanowił ją od razu o to zapytać, może ktoś znęcał się nad nią? - Słuchaj, mam pytanie. Tylko mnie nie pobij, jak ci powiem, że nie mogłem oderwać od ciebie, oczu!Ledwo usłyszała, już jej dłoń poszła w ruch. Plask! Zabolało, bo mimo drobnej postury, miała niewiarygodnie dużo siły, o czym przekonał się jego policzek. - Posłuchaj mnie przez minutę, do jasnej cholery.- chwycił ją za ramiona i zaczął potrząsać. - Słucham! – krzyczała – Słucham cię od dwóch, pierdolonych chwil, więc wyrzuć z siebie to! - Domyślasz się, iż nad łopatkami masz dziwne znamiona? Słyszałaś legendę, a twoja uroda pasuje do tej, nie z tego świata. Kim jesteś, Natalie?Rozpłakała się, bezradnie zwieszając głowę. - Nie wiem. Cały problem polega na tym, że nigdy nie poznałam imienia matki, nie pamiętam też imienia ojca. Rozumiesz? Ja ich nie znałam. A te znamiona pewnie są pozostałością po wypadku. Spadłam z drzewa, mając zaledwie siedem wiosen. Uciekałam przed goniącym mnie z widłami sąsiadem. Potem wszystko potoczyło się zbyt szybko, bym teraz mogła pamiętać. Straciłam pamięć, chociaż czasami przypomnę sobie nieskładne urywki, wszystkie sytuacje związane są z babcią, Pauline. - Więc skoro masz przyszywaną babcię, dlaczego nie wrócisz do domu? Jeżeli chcesz, wyruszymy już teraz! - To nie takie proste. Przeczytaj to, proszę. – podała Kayle’owi zwitek.Czytał w skupieniu, przez kilka chwil nie mówiąc nic. Myślał, marszcząc czoło i unosząc do góry lewą brew. - Wiesz, nie wiem co ci mam powiedzieć. Gdybym był na twoim miejscu, zapewne chciałbym sprawdzić, co z babcią. Z drugiej strony na zdrowy rozsądek, spieszyłbym się z odnalezieniem Erant. - Wiesz, ja bardzo chcę, ale dla mnie sprawą życia i śmierci jest sprawa mojego pochodzenia. Kayle’u czy mogę ci zaufać, czy mogę powiedzieć ci rzeczy, o których nikomu nie mówiłam? – Natalie była załamana. Nie wiedziała, że na plecach ma jakieś znamiona. Co prawda, upadek z wysokości mógłby spowodować rany, ale spadła na brzuch, więc na plecach nie powinno być śladów.

Page 16: 5

- Możesz na mnie polegać, zawsze będę twym oddanym przyjacielem. Nawet kimś więcej, jeżeli tego zapragniesz. Słucham cię uważnie, możesz mówić. - Urodziłam się… sama nie wiem. Pewnie w jakiejś zapadłej dziurze, w zapyziałej dzielnicy miasta Doliny Elfów. Wiem tyle, co babcia- zostałam przez nią znaleziona, a że nie miała dzieci, postanowiła zabrać mnie do siebie. Wiem, prosta historia, jakich wiele, ale najgorsze jest to, że ona nie wiedziała, że znalazłam jej pamiętnik, w którym opisała fakt odnalezienia mnie. Wpis widniał pod datą, gdy uległam rzekomemu wypadkowi. Zresztą, samo określenie- „odnalezienie”- świadczy o tym, że babcia szukała mnie przez siedem lat?! - Pamiętam, jak gonił mnie sąsiad z widłami za psikus, który zrobiłam wiosce. Ale coś mi tu nie pasuje, bo wydaje mi się, że uległam wypadkowi w zimie. Poczekaj, niech pomyślę, nigdy nie pomyślałabym, że babcia chciałaby mnie okłamać. Kayle w tym czasie położył na jej skroniach dłonie. Natalie zauważyła, że zamknął oczy i szeptem wymawiał jej imię. Uczyniła po sekundzie to samo, nie wiedząc czym wiedziona. Zaczęła ją boleć głowa, czuła mdłości, palce kreśliły w powietrzu dziwne znaki.Czuła - jej duch odpłynął gdzieś daleko, opuścił ciało i cofnął się do przeszłości, której nie pamiętała.Jak to możliwe? Musiała zapytać o to Kayle’a. Koniecznie!Unosiła się jak ptak nad chatą babki i również tak cicho i lekko, pofrunęła do otwartego okna. Usiadła na parapecie, patrzyła na parę ludzi i Pauline, krzątającą się po izbie. Oboje odwróceni do okna tyłem, nie mogła zobaczyć ich twarzy, ale włosy kobiety były takie same, jak jej. Mężczyzna mówił coś do babci. Wfrunęła do środka. - Musisz się nią zaopiekować, matko. Nie możemy jej zabrać. Czas ucieka, a słudzy Kanis niebawem przybędą po nas. Wiemy, że to nieuniknione! – mężczyzna podniósł głos. - Synu, o czym ty mówisz. Odkąd spotykasz się z tą dziwką, mówisz głupie rzeczy? Zapomniałeś, że od dobrych kilku lat ukrywasz się przed Zła Boginią? Wszystko przez tę wywłokę! Jak możecie ukrywać przede mną moją wnusię? – krzyczała do obojga – Jak teraz możecie tu przychodzić i prosić o taką rzecz? - Pauline, posłuchaj: przeze mnie twój syn cierpi, ale cierpiałby bardziej, gdyby odszedł. Znasz prawdę: przez dwadzieścia sześć lat pałętał się po świecie, szukając przeznaczenia. Pamiętasz, co obiecałaś mu, gdy żegnał się z tobą w tamtym dniu? Że będziesz kochać go zawsze i bez względu na wszystko. A gdy wrócił szczęśliwy u mego boku, odwróciłaś swe serce i robiłaś wszystko, by zniszczyć naszą miłość. Zapomniałaś tylko: uczucia Upadłych Aniołów nie da się wymazać, jest trwałe jak kamień, drążony przez krople wody. Pęknie na pół, lecz nadal będzie istnieć, po kres świata! Mimo, że spędziłam w tym okropnym miejscu… - To był burdel, bezczelna! – Pauline przerwała kobiecie. - Uspokój się! Spędziłam w tym miejscu cztery wieki, przykuta zaklęciem Kanis do jednego miejsca, żeby wiedziała kiedy on po mnie przybędzie. Rozumiesz to? Czterysta lat cierpień, mąk i tortur dla twego syna. Pogódź się z tym, że oboje nie jesteśmy ludźmi. Gdybyś choć przez chwilę przestała być taką egoistką! Co do Natalie, dobrze wiesz, jeśli Kanis dowie się o tym, że spłodziliśmy dziecko, uczyniłaby z małej swą kapłankę, dzięki której mogłaby zjednoczyć wszystkie armie świata ciemności. To byłoby tragiczne bardziej dla świata, niż dla ciebie!Mężczyzna wstał i przytulił kobietę. - Matko, nie ukrywaj, że przez całe życie byłaś cnotliwą. Przez ciebie nie znam ojca, zostawił cię z brzuchem… - Twój ojciec był fiutem, hmm… ale bardzo urodziwym! Do końca życia byłam mu wierna. - A ja jestem człowiekiem! – zażartował – Musisz się nią zaopiekować, mamo. Inaczej zostanie na ulicy, gdzie nie przeżyje ani dnia bez opieki dorosłego. Wiesz jak teraz ciężko o bezpieczne miejsce w Stolicy?

Page 17: 5

- Dobrze. Przyprowadźcie tę małą. - W zasadzie czeka na znak, jest za drzwiami. Natalie, wejdź! – zawołał głośno mężczyzna.Kayle w tej chwili oderwał od jej czoła dłonie, jej duch z powrotem powrócił do ciała. Przez chwilę drgało ono w spazmach, zaczęło spadać, lecz Kayle w ostatniej chwili, z sprytem i szybkością, złapał ją nad ziemią. - Opowiedz mi wszystko, co zobaczyłaś. Dzięki mojemu darowi cofnęłaś się w przeszłość. Twój duch opuścił ciało, które przez kilka chwil było pustą, martwą skorupą. - Kim jesteś Kayle’u? – Natalie mogła zadać tylko jedno pytanie. - Twym opiekunem, skoro nie możesz wrócić. Teraz mów, bo jestem ciekawy twej wizji. - To wszystko działo się naprawdę. Myślę, że zobaczyłam swoich rodziców. Byłam ptakiem, choć nie czułam bijącego serca ani zapachu kwitnących koło domu kowalni. Najpierw przycupnęłam na parapecie, wtedy widziałam ich od tyłu. Nad gotującą się strawą, czuwała babcia Pauline i była chyba trochę zdenerwowana. Mocno gestykulowała i czasem podnosiła głos. Wleciałam do środka, by podsłuchać rozmowę trójki. Kobieta i mężczyzna siedzieli przy stole, niestety ich twarze były zamazane, niewyraźne, widoczne jak zza mgłą. Mówili o jakiejś bogini Kanis, babcia krzyczała, że kobieta jest dziwką.Natalie przez ponad godzinę opowiadała o tym wszystkim, momentami jej głos się załamywał, a z kącików oczy leciały łzy. Kayle starał się ją pocieszać, jak mógł: trzymał ją za ręce, głaskał po głowie i mówił szeptem, że jest wspaniałą, piękną i młodą kobietą, decydującą o swym życiu. Gdy noc na dobre zawładnęła światem, Natalie niespodziewanie zasnęła. Jeszcze przez długi moment, obserwował jak miarowo i spokojnie oddycha. Zauważył, że przed tym seansem, podczas snu, rzucała się na obie strony, czasem krzyczała, jakby obdzierano ją żywcem ze skóry. Myślał, że to było powodem koszmarów i niepokoju w jej życiu. Kayle i Natalie nie wiedzieli tylko, że teraz wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. Jej tożsamość, gatunek, nadal był słodką tajemnicą. Czyżby była istotą z mitów dla dzieci, opowiadanych przez tysiące lat ustami bajarzy? Zagadka wydała się być ciekawa, zaś intuicja Kayle’a podpowiadała mu, że Natalie na pewno nie jest ludzką kobietą. W głowie huczało mu tylko jedno stwierdzenie: anielica.Tylko czy już upadła?

Natalie ledwie otworzyła prawe oko, musiała zrobić szybką analizę wczorajszych wydarzeń, bo Kayle już zwijał tobołki. Wstała i nerwowym ruchem poprawiła zmierzwione po nocy, włosy. Nie rozumiała wszystkiego tak dobrze, jak jej towarzysz. Kolejny dzień, rutyna oczekiwania i niewiedza, stwierdziła na głos: - Znowu to samo… Kayle’u, podasz mi coś do picia? - Oczywiście, wino czy woda? – pokazał jej dwie duże butle. Jedna z przeźroczystym, druga z ciemno bordowym płynem. - Wino. Mam zamiar skutecznie zapijać każdy dzień, w którym będę niewiadomą… - odkorkowała butlę i pociągnęła spory łyk. Nie miała zbyt dużego doświadczenia w piciu, lecz szósty zmysł podpowiadał jej, że nadrobi braki przy Kayle’u. - Nie za wcześnie? – przekomarzał się z nią - Jeszcze trochę i zamiast towaru, będę kupował wino dla Natalie! - Nie żartuj sobie ze mnie! Jak widzisz, kiepski ze mnie druh w tułaczce. Pije, miewam wizje i nie wiem kim jestem. - Wiesz. Pamiętasz wieczór? Swoją drogą, jesteś tak obłędnie piękna, moja przyjaciółko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z własnej urody. Czy ty kiedykolwiek przeglądałaś się w lustrze? – pytał, rozbawiony widokiem pijącej dziewczyny.

Page 18: 5

- Pamiętam tylko to: moje życie to jeden wielki stek bzdur i mam szpetne znamiona. Wszystko, w co wierzyłam było gównem. Nie rozumiem już niczego. Na pewno nie wrócę do babki, która mnie nienawidziła od samego początku, tak jak mojej matki. – beknęła – Maszkara, czterystuletnia dziwka i jednocześnie matka, która porzuca dziecko. Wciska i sprzedaje babce oraz ojciec, który nie próbuje zatrzymać tego precedensu. Koszmar, myślałam że gdy odnajdę siebie z przeszłości, złe demony znikną, tymczasem czuję się coraz bardziej zagubiona. – wyznała, lekko rozgrzana winem. - Porozmawiamy potem. Lepiej wiedzieć, na czym się stoi. Nawet jeżeli twój grunt jest miękki i okazuję się, że brniesz po pas w gównie. Teraz wsiadaj i oddaj mi butelkę, bo zanim dojedziemy do Krainy Orków, wyżłopiesz wszystkie zapasy! – opustoszył butelkę, rzucił ją przez ramię na wóz.Zwierzęta energicznie ruszyły z kopyta, z nozdrzy leciała para a pogoda wyjątkowo dopisywała. Błoto zaczęło wysychać, kamieni było coraz mniej. Nic nie wskazywało na żadne utrudnienia w dzisiejszym pokonywaniu kolejnego etapu drogi, powinni dotrzeć popołudniu do celu. - Mogę o coś spytać? – odezwała się Natalie, robiąc sobie przerwę na wytrzeźwienie. - Byle szybko, bo w gardle mi schnie. – uśmiechnął się do niej promiennie, gdyż zamierzał ją upić i wyciągnąć z niej wszystkie problemy. Zwłaszcza jego imię- wzywała go we śnie, jak w gorączce; nazywała Cieniem Śmierci, Wędrowcem Mroku, Księciem Nocy. Kim on był w jej życiu, skoro nie znała jego imienia, a tak namieszał w głowie i sercu.Podał jej kolejną butelkę trunku, mocniejszego niż wino. Wyjęła korek ustami i nie zwlekając ani minuty, wzięła spory haust. Zaczerwieniła się i zakrztusiła, ale nie wypluła bimbru o kwaśno - ostro - gorzkim smaku i zapachu spleśniałego sera. Przełknęła i właśnie wtedy poczuła gorąco, wypływające z jej łona falami. Chciała zaspokoić swe pożądanie, tylko jak? Mogła być zła na Kayle’a. Podał jej dziwną wódkę, która dodatkowo okazała się mocnym afrodyzjakiem. Była pijana, napalona, młoda i tak niewinna. On pilnował lejców, siedząc na koźle. Podeszła do niego znienacka, do tyłu i przewiesiła ręce przez jego szerokie bary. Jej małe paluszki delikatnie, figlarnie, aczkolwiek pewnie, zaczęły błądzić po ciepłej skórze. Jej usta, wpół rozchylone zbliżały się do płatka jego lewego ucha, zaś prawa dłoń znajdowała się na klatce piersiowej. Już zmierzała ku dołowi, gdy w połowie miłosnej ścieżki, zamknął ją w swym mocnym, męskim uścisku. Próbowała jak kanarek, wyfrunąć z klatki, jeszcze wzleciała ostatni raz nad utraconą wolnością, gdy zapałała pragnieniem zniewolenia. Kayle po prostu nie wiedział co zrobić, pragnął ją w jakiś dziwny, zezwierzęciały sposób i jednocześnie nie chciał zrobić krzywdy. Złapał jej dłoń, która utonęła w jego, lecz coś nie kazało mu przerywać, wprost przeciwnie. Czuł w powietrzu jej namiętność i oczekiwanie na jego reakcje. Jego wola stopiła się w jej, a ciało zaczęło drgać z rozkoszy. Sam jej widok, to że właśnie dotknął jej pełnej piersi, zapach jej włosów, to wszystko sprawiły, że wyposzczony, nie wytrzymał. Czuł, jak wzbierając fala napiera na mur, budowany latami. Chciał zapomnieć, że jest zdolny do takich silnych uczuć. Przenikały go od środka tajemnicze wibracje, chciał więcej, jednocześnie nie mogąc wytrzymać dłużej. Wzbierające rozkosz, słodycz jej ciała, bliskość i miłość, którą czuł do Natalie od pierwszego spojrzenia; tyle uczuć w jednej sekundzie. W tej sekundzie, w której mur pękał długo i długo, a woda wdzierała się raz za razem do środka – doszedł do celu w tym labiryncie życia. Gdy mógł już złapać oddech, ujrzał w Natalie czułość, ale nie jako kochanki, lecz przyjaciela. Zabolało, jednakże chciał jej ulżyć, postanowił wykorzystać swe zręczne, długie palce. Początkowo widział jej słaby opór, wzbraniała się przed tym dotykiem, przynoszącym ulgę i cierpienie. Natalie widziała jak w jego szmaragdowych oczach odbijały się jej, niczym dwa czarne jeziora bez den. Była obojętna, chłodna dla jego serca. Nie kochała go, zapewne nigdy nie stanie się jej kochankiem. Może jej co najwyżej ulżyć w potrzebie ciała. Pozwoli mu więc na dokonanie wyboru, niech uważa, że jest panem sytuacji. Co za głupiec, nie wiedział jak się myli.

Page 19: 5

Najpierw zaczął masować jej kark, a szyję postanowił pokryć deszczem pocałunków, aby stopniowo przejść w grad. Czuł, że jego członek był gotów do działania. Sam był sobie winien, to był pierwszy raz, kiedy pozwalał na takie zbliżenie się do Natalie, pierwszy i ostatni.Dłonie same odszukały drogę do jej łona, nie mogąc zdecydować się którą jej cudowną część ciała, pieścić. Działał z rozmysłem, powoli i zmysłowo krążył wokół jej twardych brodawek piersi, zataczając coraz większe koła. Raz zwalniał, to coraz bardziej przyśpieszał. Oddychała coraz szybciej i płyciej, nie widział potrzeby kierowania się w dół. Skoro była tak napalona, że jej skóra parzyła a atmosfera wokół zacieśniła ich w niewidzialny kokon, skupił się na dotykaniu brzucha, masowaniu okolic pępka i szczypaniu sutków. Po krótkim czasie Natalie wydała z siebie ciche westchnienie, co świadczyło o kresie. Dopłynęli dziś oboje, lecz to już koniec. Zdziwiło go tylko to, że nie krzyczała, jęczała i nie sapała. W jej wydaniu to było piękne, szlachetne i dostojne westchnienie ulgi. Kayle nie wiedział, że kobiety z którymi sypiał, udawały, gdyż w swym życiu znalazł czas na wszystko, prócz miłości. Musiał szukać pocieszenia w ramionach prostytutek w dużych miastach portowych. Płacił i dostawał, co chciał. Nie skarżył się do tej pory na samotny los, lecz spotkał anioła na ziemi, za którego wskoczyłby w ogień i umarłby z uśmiechem na twarzy. Uśmiechnęła się do niego i w tejże samej chwili padła zmorzona snem i erotycznym spełnieniem.Kayle musiał klepnąć się po twarzy kilka razy, bo nie wierzył w to wszystko. Teraz rozsądek nakazywał skupienie na celu podróży, czujność musiała być wzmożona po dziesięciokroć. Spojrzał na szare niebo, z którego zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, będzie burza i błoto. Wniósł Natalie do środka wozu i przykrył kilkoma warstwami ciepłych futer, by nie zmarzła, gdy morze alkoholu wyparuje. Zwierzęta zaczęły grzęznąć w błocie, potęgowanego przez potężną już ulewę. W krainie, do której dotarli, woda śmierdziała a jedyna droga tonęła w błocie. Po twarzy Kayle’a spływały wielkie krople żółtej wody, niebawem jego twarz zmieni się w szarą maskę a ręce, ściskające kurczowo lejce, zmieniały się w bryłki lodu pod wpływem zimna. W najbrzydszej z wszystkich znanych krain- Ber’Asta Ghyl, zwanej potocznie Wąwozem Króla Carresy, nie było słońca, ciepła i życia. Ber’Asta Ghyl była zbudowana z błota, bagien, posągów drzew z pośmiertnie powykręcanymi gałęziami oraz szałasów Orków, którzy czcili boginię Kanis i zjadali wszelką padlinę, zebraną poza Ber’Asta. Krajobraz mijany po drodze był bardzo nudny i przerażał do szpiku kości, odstręczał od siebie, powodując chęć natychmiastowej ucieczki w podróżnym. Po obu stronach drogi były tylko brązowo-zgniłozielone trawy wysokie ponad człowieka i bagna, nad którymi wznosiły się opary w postaci baniek z trującymi gazami. Pękały tylko wtedy, gdy zahaczyły o starą, próchniejącą gałąź. Już po raz szósty przebywał w mrocznym świecie, gdzie tysiące lat temu rosła soczysta trawa a człowiek nie miał tu dostępu z powodu piękna dzikiej przyrody. Jedyną cząstką i cieniem przeszłości dawnej, dzikiej przyrody był kawałek ocalałej krainie, w której jelenie dumnie atakowały kupców a wiewiórki jadły z rąk suche mięso. Tam w powietrzu unosił się zapach życia, radości i ziół. Pustka w Krainie Orków potrafiła zabić najszczerszą chęć do życia, złamać najbardziej optymistycznych na świecie. Kayle nie należał do tej grupy, więc swobodnie mógł przemierzać pustkowie. Władał nie tylko językiem elfów, ludzi, ale i Orków, z którymi zawierał korzystne układy. W zamian za spokojny przejazd miał prawo do handlu na korzystnych dla obu stron warunkach. Nie obawiał się oszustwa, bo Orki nie umiały liczyć, mówić ani pisać. Ich mowa opierała się na niedorozwoju umysłowym, co spowodowało rozwinięcie telekinezy. Mogli więc rozmawiać myślą i tylko otwarte umysły, które ćwiczyły ten dar wiele lat, mogły zrozumieć Orków. Tej trudnej sztuki nauczały kiedyś Elfy z Wyspy Szu na Morzu Szmaragdów. W oddali dostrzegł mały oddział Orków z szczepu plemienia In-Hulr, gdzie specjalizowali się w walce toporami o ogromnym ostrzu długości półtora metra z specjalnej stali, otrzymywanej w wyniku rytuałów odgrywanych przez sama Krwawą Boginię, przez która zresztą kraina życia pogrążyła się w mroku i złu.

Page 20: 5

Kayle wnikliwie obserwował małe, zbliżające się powoli punkciki, których robiło się coraz więcej. Liczył na duże zyski za sprzedaż żywności; suche mięso, chleb z karposa, mąka fiskusowa i zioła wzmacniające kontakt duchowy z opiekunem plemiennym.Usłyszał już pierwsze słowa Orków w swej głowie. Czuł, jak ciasno się w niej zrobiło i jak wypełniają jego czaszkę po oczy, nos, wypełzając na zewnątrz wraz z odpowiedziami. - Kto ty? – padło pierwsze, prymitywnie skonstruowane pytanie. - Kayle. Ja być siedem razy tu. – odpowiedział, starając się dostosować do poziomu inteligencji. - Po co? – usłyszał drugie od orka z kłami dzika wystającymi z fioletowych ust. - Ja dać jedzenie. Ty dać ogień. – stwierdził krótko, nie chcąc się wdawać w dyskusje. - Ty jechać. Ty stać. Ty dać. Ja dać.Za chwilkę mógł z bliska przyjrzeć się kupcom, którzy postanowili obudzić Natalie i przeszukać cały wóz. Gdyby znaleźli broń większą niż orkowa łapa, zostaliby podarowani Kanis na ołtarzy ofiarnym. Często zdarzało się, że niedoświadczeni zabierali ze sobą ogromne i ciężkie miecz dwuręczne, kusze a nawet siekiery w obawie przed Orkami. Nie byli obyci, nie wiedzieli, iż mając pozwolenie ustne, mogli przejechać przez Wąwóz tyle razy, ile chcieli. Problemem mógł być czas, bo na decyzję można było czekać rok, pięć a rekordowo tysiące lat. Zależało to od płynących z tej umowy korzyści dla Orków. Kayle pokazywał wszystkie towary, jakie mógł upchnąć przygłupim istotom: zardzewiałe garnczki, wysuszona padlina zwierząt, gałęzie rozmięty, której żywotność i zapach trwały kilka miesięcy po zerwaniu z krzewu oraz wiele drobiazgów, skór i przetworów konserwowanych. Od nich mógł dostać w zamian: księgi zdobyte przez lata grabieży, magiczne mikstury nie uznawane za skuteczne, „czar do robienia ognia”. Lista towarów wymiennych była długa a podstawą udanego handlu i bezpiecznego tyłka była uczciwość i targowanie się (dla Orków był to szczyt inteligencji, choć sami nie pojęli sztuki negocjacji). Natalie otworzyła z trudem oczy, bo kac wypełnił ją bólem głowy po brzegi a oddech przesiąknął mdłym, słodkawym zapachem. Coś szarpnęło ją za ramię, wyciągnęło siłą z wozu i rzuciło brutalnie w błoto, nieopodal. Prócz kaca do jej zaspanej świadomości zaczęły docierać głosy, myśli i wreszcie całe rozmowy dziwnych, wielkich istot dwunożnych. Kayle spokojnie stał obok, lecz nie prowadził z nimi żadnych rozmów. Nie poruszał ustami, nie gestykulował ani nie stroił min, jak miał w zwyczaju w trakcie rozmów z nią. Dopiero po kilkudziesięciu głębokich wdechach doszło do nie to, że słyszy ich rozmowy w środku. -Co się dzieje? – pomyślała „na głos”.W tej chwili rozpoczął się chaos- dziwne, śmierdzące bagnem, dwunożne istoty zaczęły biegać w kółko a największa wyciągnęła duży topór i przystawiła do szyi Kayle’a. Ten zaś zmieszany, zagubiony zaczął się tłumaczyć. - Nie wiem dlaczego ona wszystko rozumie. Nie wiem kim jest.W tej chwili koszula Natalie została rozcięta jednym, sprawnym ruchem noża i spadła w dużą kałużę deszczówki. Stała tylko w staniku i spodniach futrzanych, buty zdjęła sama, bo bez sensu, żeby zaraz zamokły.Orkowie z rozdziawionymi paszczami obserwowali jej skórę na plecach, jakby dostali szoku lub zobaczyli kolejne wcielenie bogini Kanis. Natalie słyszała strzępki chaotycznych słów i zdań. - Anielica, Pani, zło, ofiara, Czarny Mnich, blado, znamiona.Natalie wywnioskowała w połączeniu z legendą, że jest aniołem (to ją wielce rozbawiło, niemal do łez) złym? Ze znamionami na plecach. Reszta słów mogła dotyczyć wszystkiego, co groźne. - Zaraz przybędą posiłki. Szczep In- Zef, szczepy Kalishm’n i Fader.- wszyscy wyślą swych najlepszych żołnierzy po ofiarę. - Paranoja – mruknęła na głos Natalie. Zamierzała wyrwać się stąd natychmiastowo z Kayle’m.

Page 21: 5

Intensywnie myślała o ucieczce i o tym, żeby dobrzy bogowie, w których w zasadzie nie wierzyła, sprawili, by dziwne stwory zapadły się w bagno.Pobożne życzenia nie spełniły się, lecz wszyscy odczuli trzęsienie ziemi. Błoto zaczęło wysychać a ziemia pękać w miejscach, gdzie stali. Nikt nie wiedział co się dzieje, zagubieni i zdziwieni, jakby wrośli w ziemię. Ten moment okazał się dla dwójki zbawienny: Kayle chwycił w pasie Natalie i wpadł do wozu jak trąba powietrzna, pogonił zwierzęta i uciekali, gdzie pieprz rośnie.

Krwawa bogini wpadła w morderczy szał, gdy tylko usłyszała od swych poddanych o pięknej kobiecie, mającej dziwne zdolności i blade znamiona, blizny nad łopatkami. Nie mogła sama uwierzyć, że jeszcze istnieją. Tak, tak. Istniała aniela, która próbowała swymi urokami zwabiać mężczyzn i była równie niebezpieczna, jak też piękna. Kanis nie wiedziała o jej istnieniu aż do tej pory, bo nie widziała żadnych znaków w ogniu, ni we krwi ofiar. W sumie pożarła już dwadzieścia jeszcze bijących serc, wyrwanych z piersi dziewic, które pojmano, zdeflorowano, torturowano i zabito.Jej humor zależał od zaspokajanych z nabożnością przez Orków kaprysów, w chwili gdy nie radzili sobie z zadaniami- zaczynało się jedno z najbardziej przerażających, krwawych świąt ku czci potężnej Kanis. Valluparia.

Część IIPodcięte skrzydła.

Byli bardzo zmęczeni nocną ucieczką, ale brakło im odwagi, by zrobić jakikolwiek postój. Niewidzialna siła gnała wóz do przodu, mimo napotykanych trudności w postaci błota, kamieni lub braku traktu. W zasadzie dotarli już tak daleko, że tylko obyty w świecie kupiec, jak Kayle, mógł połapać się w zarośniętych przez chwasty, ścieżkach. Nie wyobrażali sobie, że nikt ich nie gonił.Po dwóch tygodniach od feralnego spotkania z mrocznymi sługami Kanis dwoje podróżników dotarło do krainy, będącej marzeniem każdego handlarza. Kraina Smoków. Nie było tu żadnych dróg, traktów, ni ścieżek, bo po co? Smoki jako istoty idealne nie potrzebowały czegoś tak skomplikowanego - uparte do granic możliwości i niezależne, tysiące lat temu odseparowały się od świata zewnętrznego, przestały udzielać się politycznie i wspierać władców Doliny Elfów podczas wojen. Smocze Wichry były pustynną ziemią o piaskach koloru czerwieni i brązów, gdzieniegdzie z monumentalnych łachów i wydm wyrastały w niebo skały bazaltowe, postrzępione, niszczone przez czas i wiatr, wyglądały z daleka jak martwi ludzie, co skutecznie odstraszało obcych. Stąd leniwie obserwowały daleki świat w lustrach Magicznych Jezior. Jedyną komplikacją był system hierarchii smoków: na samej górze (i to dosłownie też) panoszył się Władca Smoczych Wichrów, którego nikt nie widział, nie rozumiał, nie odwiedzał. Jego oblicze było sacrum nawet dla Braci, więc pozostawał tylko legendą. Następnie owy władca rozporządzał różnymi „rodzinami”, czyli Kastami, a było ich sześć: Kasta Ognia, Bagienny Szczep, Nocne Niebo, Klan Tafla Jeziora, Ród Bazyla i Leśna Dynastia. Nie było wśród nich pierwszej, trzeciej ani ostatniej - wszystkie równe, odpowiadające tylko przed Najwyższym. Istniały różnice między nimi, ale wynikające z odmiennych trybów życia, wyglądu i celów. Handel był jednakże podstawą bytu dla wszystkich stworzeń tej trudnej krainy, bo tu w zasadzie niczego nie było na pierwszy rzut oka. Wszelkie dobra trzymane przez smoki, znajdowały się głęboko pod ziemią. To tam były krainy, do których zmierzali poszukiwacze przygód i skarbów. Wielu takich nie przeżyło spotkania pierwszego stopnia z smokiem a ich szkielety wytyczały szlaki handlowe kupcom. Jedną z takich podejrzanych dróg, którą podróżowali raczej głupcy, wędrowali Kayle z Natalie.

Page 22: 5

Wyglądali na więcej niż siedem nieszczęść, od stóp po włosy na głowie, byli spoceni i zakurzeni, śmierdzieli na kilometr. Był to naprawdę żałosny widok: miedziano-rude loki Natalie zamieniły się w dziwną plątaninę strąków a jej twarz, dotąd nieskazitelnie piękna, nie różniła się niczym od lica wieśniaczki, która nigdy się nie myła. Była bardzo zmęczona i nie wiedziała gdzie są. Kayle wyglądał jak brunet, pod oczami widniały dwa sine półksiężyce w odcieniach fioletów i szarości. Ubrania, w których niegdyś uchodzili za parę bogatych, kapryśnych z szlachty, były ich tylko żałosną namiastką, której zadaniem było tylko okrywanie brudnych ciał. Zwierzęta leniwie podążały za panem, jakby wyczuwając, że niedługo kres podróży. Odpoczynek. Jedzenie. Sen.

Wąska ścieżyna wiła się stromo pod obsydianową górę, raz w lewo, to raz w prawo, zakręcając łukowato wiele razy pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Nie wiadomo, co kryło się za kolejnym. Mogła być to prosta, komfortowa droga i równie dobrze przepaść bez dna, dlatego pomimo zmęczenia, ostatnimi resztkami sił, wyciskając siódme poty, wędrowali skupieni, nie odzywając się do siebie nawet półsłówkiem. Nieznośna cisza dała się we znaki nawet Natalie, na ogół nie szukającej prowadzącej do niczego wymiany zdań, lecz po dzisiejszych wydarzeniach potrzebowała czegoś tak ludzkiego.

-Kayle’u, powiedz mi kim jestem! Od wielu lat szukam siebie, gubiąc jakąś cząstkę. Nie mam już ludzkiej babci, z którą zawsze czułam się obco. Nie, to nie tak. Kochałam i kocham ją nadal. Zapewniła mi dogodne życie w kłamstwie. To i tak było lepsze niż moja tułaczka. Niż moja obecność tutaj. Nie wiem co będzie dalej… Nigdy nie umiałam załamać się tak, bym nie umiała się podnieść. Nigdy nie czułam paniki gwałtowniejszej, niż przy spotkaniu z orkami. Nie umiem wyjaśnić dlaczego, gdy słyszę jakąś bajeczkę o nieistniejących istotach magicznych, moje serce bije jak oszalałe. Czuję wtedy jakąś więź z Upadłymi Aniołami. Może spotkałam już kogoś takiego? Jestem tak sam samotna, jak oni. Nie mam nikogo już bliskiego a coś we mnie nakazuje mi poszukiwać, wędrować, węszyć. – złapała oddech i zdziwiona samą sobą, podniosła lewą brew ku górze.

- Czujesz niepokój, lęk, strach. Są one stłumione przez silniejsze uczucia, których nigdy nie zaznałaś. Są to takie moce, których nie umiesz jeszcze nazwać. Tylko raz w życiu czułem coś takiego. – spojrzał na nią tym cielęcym wzrokiem, pełnym uwielbienia – Gdy się w tobie zakochałem.Zapadła niezręczna cisza, jak to już bywa między zakochanym i tą, która go odrzuci.

- Wiesz, że…- Cicho, po prostu bądź cicho. Daj mi tę chwilę tylko dla mnie. Na sekundę pozwól być mi

szczęśliwym. Nigdy tego nie czułem. Nie wiem co mnie tak w tobie przyciąga, jak mucha do gówna. Tak, do krowiego łajna. Ta miłość nigdy nie będzie odwzajemniona. Nie powiesz: To nie prawda. Nie wymówisz dla mnie tych mocnych słów.

- Kayle’u masz rację. Wiesz, iż nie dla tych powodów. Myślisz, że mnie znasz, ale nie. Sama nie znam siebie, więc nie możesz mnie poznać na żaden sposób, widzisz we mnie tylko zagubioną, bezbronną kobietę. W głębi serca możesz się łudzić, ale ja skutecznie wybiję ci to z głowy. Przypomnij sobie co zrobiłam, kiedy orki próbowały nas zabić. To była moja zasługa, choć nie czuję się z tego powodu winna. Nie mam wyrzutów sumienia, a normalna kobieta by miała? Nie wiem nawet dlaczego o tym z tobą rozmawiam tu i teraz. – czuła się totalnie zagubiona a w zasadzie Kayle był jedyną bliską jej osobą. Widziała już niedługo moment rozstania, bolesny dla obojga, ale tak było lepiej. Z drugiej strony kim była by decydować o losie innych. No właśnie, kim była?

- Zawsze możesz na mnie liczyć… ty i tak wiesz wszystko, co chcę ci powiedzieć. Musisz znaleźć odpowiedzi na dręczące cię pytania, ale prawda jest taka, że zejdziesz cały nasz świat, będziesz szukać latami, dopóki, dopóty nie umrzesz, a i tak nie będziesz bliżej i jednocześnie dalej, by poznać prawdę.

- Chcesz mi powiedzieć, że wiesz kim jestem? Znasz klucz do mojego pochodzenia? – z nadzieją w oczach, poczuła jak niewidoczna łza pragnie uwolnić się z jej ciała. Stłumiła ją. Brutalnie.

Page 23: 5

- Ja nie wiem, czym lub kim możesz być. Znam tylko niejasny przekaz, który niegdyś usłyszałem od szuickiej dziwki. – uśmiechnął się krzywo.

- Powiedz to. Nawet jeśli będzie to najgłupsza rzecz na świecie. - jego nadzieja w głosie przerażała ją.

- Słuchaj uważnie. Kraina w której ugrzęzłaś teraz to Smocze Wichry. Jest najbardziej wyobcowaną i dziką pustynią, na której mógł się znaleźć tylko głupiec. Życie ustalają smoki, nad którymi panuje niepodzielnie władca, zwany Najwyższym. Nawet dla mnie pozostaje legendą, w którą nigdy nie wierzyłem. Ponoć jest tutaj droga, prowadząca do niego. Sprawa jest o tyle trudna, że może ją odnaleźć tylko ten śmiałek, który będzie szukał do skutku i nie podda się nigdy. Nawet jeśli umrze musi całkowicie oddać się swemu pragnieniu. Choć o tym nie wiesz, minęliśmy pod drodze wiele szkieletów… Ścieżki, którymi przemierzamy Smocze Wichry są historią pragnień wszystkich istot, które rzuciły się w wir poszukiwań. Oni znaleźli tu śmierć, a ty? Odważysz się? – zapytał retorycznie.

- Nie mam nic do stracenia! – odkrzyknęła. Była gotowa, by umrzeć na odludziu.- Pomogę ci, Natalie. Pozwól zrobić mi dla ciebie coś dobrego. Nie masz już nikogo, a ja nigdy

nikogo nie miałem.Właśnie droga ostro skręciła w lewo, gdy okazało się, że za zakrętem nie ma już nic. Tam, gdzie

powinna być dalej droga, znaleźli przepaść bez dna, była to wyrwa w drodze, długa na oko dziesięć metrów. Nie do przeskoczenia.

Popatrzyła z ukosa i skoczyła, zanim zorientował się co zamierza. Jak łania, której nie dane będzie dotrzeć na drugi brzeg, bo przeceniła swe możliwości. Spuścił oczy w dół, nie mógł patrzyć na jej śmierć, nie mógł jej stracić i nie umiał jej pomóc. Płakał jak syrena za utraconą ofiarą. Nie był w stanie myśleć, stalowe na co dzień nerwy puściły. Był tylko bezużyteczną masą, która zaczęła płynąć ku ukochanej. Każdy krok bolał go stratą niewyobrażalną, bo elfy kochają wyjątkowo mocno. Gdy już był nad przepaścią, powoli podniósł ciężkie powieki i spojrzał w dół, lecz nie spodziewał się zobaczyć cokolwiek. Została pustka, nic – lecz nawet to było czymś.Poczuł podmuch ciepłego wiatru, który mu coś podrzucił. Było to piórko. Wziął je delikatnie do ręki.

- Kayle!!Usłyszał swoje imię. Wyprostował się, popatrzył i zamarł.Natalie. Żyła. Była cała zdrowa, uśmiechnięta.Nie mógł być koło niej i nie mógł jej pomóc. Podjęła decyzja. Odliczanie się rozpoczęło.Nie powiedział jej jednak najważniejszego. Umarli wszyscy, którzy tu przyszli, nikomu nie udało się dotrzeć do celu. Mężczyźni, samotnicy szukający władzy, splendoru i złota, nie dali rady. Karawany z wielką pompą wjeżdżający na drogi Pustyni Smoków, przegrali także. Dzielne grupy wojowników, cichaczem wkraczający w obcy świat, zdobią swymi nagimi gnatami drogi. Złodzieje, mordercy i twardzi zza Ciemnych Borów mieszkańcy Gór Szaleństwa byli bardziej żywi niż ona w swym przedsięwzięciu. Nie mówił Natalie też o wskazówkach, jakie ją czekają.Miała tylko kilka dni na dotarcie do prawdy o sobie. Gdy spojrzał w jej stronę ponownie, zobaczył tylko jak energicznym krokiem maszeruje ku nieznanemu.

Natalie poczuła, że jest bliższa prawdy o swym pochodzeniu, niż kiedykolwiek była od osiemnastu lat. Musiała tylko bardzo skupić się na poszukiwaniach, ale jak znaleźć igłę w stogu siana? Postanowiła iść naprzód i nie myśleć o przyszłości, która stała pod znakiem zapytania. Będzie tęskniła za Kayle’m, ale przeczuła, że go zrani, więc postawiła na brutalne pożegnanie. Nie zasługiwała na lepsze życie z kimś takim u boku, bo nie tego chciała. Musi dokonać tego, co nikomu się nie udało. Odnaleźć zaginioną, mityczną krainę smoków, zasypaną tysiące lat przed jej narodzinami wraz z jej potężnym, legendarnym władcą.

Okolica wyglądała tak samo jak sprzed kilku godzin, droga raz się zwężała, raz pięła się w górę

Page 24: 5

i szłaby tak bez końca, gdyby nie to, iż nie miała gdzie iść. Trakt urwał się a na jego końcu ujrzała ogromnych rozmiarów dziwny szkielet. Nie bez wahania zbliżyła się, odgarnęła brudne włosy z spoconego czoła i przystanęła przed znaleziskiem kilka metrów. Nie potrafiła w tej kilkumetrowej plątaninie pożółkłych kości wyczytać kształtu istoty, bo nigdy nie widziała takiego zwierza chodzącego po świecie za jej żywota. Być może była to istota bardzo stara, która zmarła na pustkowiu z głodu, tylko skąd się tu wzięła? Pytanie goniło pytanie, tymczasem działo się coś, co wmurowało Natalie w piasek. Czuła, jak włos jeży się jej na karku, jak łapie płytki oddech i nie potrafi złapać kolejnego.

Czaszka o dużym, płaskim pysku poruszyła się, kłapiąc a małe, dotąd puste oczodoły wypełniło zło, ciemność nieprzenikniona nawet w pustynnym słońcu. Cudaczna konstrukcja z kręgami szyjnymi podźwignęła ją w górę, rozsypane wokół zębiska potwora były już skompletowane w kłapiącej szczęce, która była na wysokości metra. Sześć śmiesznie powykrzywianych łap, po trzy z każdej strony jaszczurowatego cielska, szczątkowe pozostałości po niedorozwiniętych skrzydłach zaczęły się poruszać ni to w górę, ni to w na boki, na samym końcu nie było kości ogonowej. Monstrum niezdarnie przybliżało się do Natalie dużymi krokami w powolnym tempem, ta zaś nie mogła uciekać do Kayle’a gdyż: mógłby zginąć w walce z ożywionym szkieletem lub próbować skoczyć przez przepaść, co skończyłoby się tak samo. Dziewczyna nerwowo rozglądała się za czymś do walki, sama nie miała przy sobie broni, prócz małego scyzoryka, który raczej był kiepski w obronie przed nieśmiertelną kupą kości. Po prawej stronie, tuż pod występem skalnym zauważyła wpół zgniłe zwłoki kobiety. W mgnieniu oka rzuciła się w ich kierunku, mając za plecami stwora. Przeszukiwała jej stare ubrania i właśnie w tej chwili w jej naiwnej głowie zrodził się szalony plan, od zawsze cierpiała na nadwyżkę zwariowanych pomysłów. Popatrzyła na trupa, który strasznie śmierdział, zbliżyła się na odległość pozwalającą na w miarę swobodne oddychanie i dostrzegła białe, pulchne larwy muchówek, które sprawiały wrażenie wychodzących na spacer i wracających do swych włości na posiłek. Natalie ponownie spojrzała na potwora i na resztki twarzy kobiety, powzięła już decyzję. Z obrzydzeniem, na jakie mogła sobie pozwolić, zaczęła odrywać kawałki rozkładającego się mięsa od kości, wbrew pozorom nie było to łatwe; szarawe nerwy ciągnęły się centymetrami wraz z mięśniami i oburzonymi muchówkami.

Gdy w końcu udało jej się wyszarpnąć ochłap ludzkiej padliny, zaczęła z pasją rytuał rozsmarowywania po ciele; w tym celu musiała pozbyła się resztek nędznego odzienia i od rzuciła zwitek jak najdalej od siebie. Z trudem wstrzymała mdłości, zwłaszcza gdy po skończeniu z ramionami, brzuchem, nogami przyszła pora na twarz i szyję i dekolt. Oderwała odrobinę z części wyglądającej na najmniej zarobaczoną i wykonała gest, jaki się robi chcąc umyć twarz. Drugi raz chciała się wyrzygać. Odbiegła od trupa i zrobiła to koło ubrań, a że nie miała nic w ustach od dłuższego czasu, poszło szybko. Przyjrzała się, jak już zauważyła, tępej, ślamazarnej istocie z większej odległości, stwierdzając, że był to jakiś jaszczur, smok, zmieniony w bachusa. Bachus był niespokojnym duchem, najczęściej podobały mu się stare kupy kości, jego cechą była umiejętność ożywiania postaci z ich pozostałości doczesnych. Mógł nawet tworzyć nowe istoty z pomieszanych szkieletów, jednak zawsze działał na cudze rozkazy. W tym przypadku pazury i zębiska maczały smoki i jeśli nie istniały, niech ją bachus pożre. Wróciła do zwłok (zdziwiła się, że ciało na pustyni nie uległo wysuszeniu), podniosła je i zakryła się nimi. Plan był taki, że potwór weźmie ją za martwą i pójdzie śladem szmat i wymiocin z jej zapachem. Czy on węszy? Ukradkiem kącikiem oka obserwowała co zrobi. Bachus poczłapał w jej stronę, po czym gwałtownie zmienił kierunek. Jednak tak, miał doskonały węch, ale nic poza tym. W tej chwili Natalie ostrożnie wypełzła z ukrycia i delikatnie stąpając oddaliła się od miejsca. Były dwie drogi ucieczki: jedna prowadziła w dół, druga w górę i wybrała opcję wspinaczki. Na dobry początek znalazła półkę skalną, na której czuła się bezpiecznie. Wreszcie odpocznie, wyśpi się i zregeneruje siły.

Skuliła się w kłębek, brudny i śmierdzący czym się da i zapadła w głęboki, niespokojny sen.

Page 25: 5

Śniła o drodze do prawdy, między jedną wizją a drugą, serce przyspieszało. W zasadzie zapamiętała rankiem tylko twarz: obcą, piękną, znajomą, męską, dziecinną… Przytłaczające uczucie. W sumie zagadka pochodzenia tkwiła w poznaniu tego oblicza, ten ktoś będzie wiedział czym jest ona.Czuła, że sen był nagrodą za sprytne posunięcie z bachusem, była przekonana o słusznej drodze. Pierwsze metry były łatwe do pokonania, tak jakby półki, występki skalne, oparcia dla stóp, wyskakiwały za jej dotknięciem, lecz po piętnastu minutach było gorzej. Ścierpły jej dłonie, zdrętwiały palce i napięły się nerwy. Umysł zaczął pracę w zwolnionym tempie, teraz była łatwym celem dla, małego, zielonego smoka, który zdążał ku niej, bynajmniej nie w celach poznania, a raczej pożarcia.Czy nie mogła mieć chwili wytchnienia od popieprzonych stworów, które chciały albo ją zabić albo przestraszyć. Nie miała ochoty na kontakt bliski z tym łuskowcem, niestety ostatnio nie miała tego szczęścia by decydować o swoim losie. Gdy był około dwóch metrów pod nią, zaryzykowała – postawiła po raz trzeci życie na jedna szalę; wskoczyła gadzinie na grzbiet. Zamknęła oczy, by po chwili stwierdzić, że tyłek ma obity, ale za to żyje. Obecnie bardziej polegała na niezawodnym instynkcie, niż na umyśle, który płatał figle od czasu do czasu. Zwłaszcza, że gdy opuściła Kayle’a, myślała intensywnie o tajemniczym Wędrowcu w czarnej pelerynie, co było dziwne, gdyż przebywając z Kayle’em, nie myślała o tym w ogóle. Czyżby nią tak łatwo mógł manipulować? Kim był kupiec? Próbowała skupić się na jego twarzy, pociągła twarz, biała i nieskazitelna cera, niesamowite, morskie oczy i dziwne dłonie bez paznokci. Wygląd wskazywał na elfa, który posiadał władzę nad istotami przebywającymi w jego towarzystwie. Zastanawiała się dlaczego próbował wymazać wspomnienie byłego Pana? To niedorzeczne. Zazdrość? Troska o jej dobro? Czyżby tamten był aż tak niebezpieczny? Spuściła wzrok, bo myśląc o nim, czuła dziwne mrowienie w dole. Postanowiła skupić się na misji odkrycia siebie, spojrzała na łeb smoka; nie był płaski ani długi, szyja krótka, skrzydła małe, ogon razy dwa. Był niebiesko- zielonkawy z gdzieniegdzie rozrzuconymi czarnymi ciapkami na całym ciele. Natalie miała pecha wylądować między jego skrzydłami, gdzie była jego najtwardsza skóra. Poddając się rozmyślaniom o lekkim zabarwieniu erotycznym, zapomniała rozglądnąć się gdzie jest. Popatrzyła w dół, lecz nie widziała żadnej różnicy między widokiem z skały a widokiem z smoka; cała kraina z każdego miejsca wyglądała identycznie. Bardzo dziwne, iż każdy głupiec, który się tu zapuścił, marnie skończył, prawda? Bez przewodnika na starcie byłeś skreślony. W końcu do głowy wpadł jej pomysł szalony, by spytać smoka o kierunek lotu. Tak, zapytać! Skąd miała wiedzieć, że smoki nie mówią? Ona umiała dogadać się nawet z piskorkami! Nigdy nie miała problemów z dogadaniem się ani z zwierzęciem, ani z innymi istotami. W tej chwili usłyszała swój głos:

- Czy każdy umie rozmawiać ze zwierzętami? – nigdy nie przyszło jej do głowy to pytanie, była to rzecz tak samo naturalna jak oddychanie.

- Smoku dokąd zmierzamy? Oczywiście nie spodziewała się dostać żadnej odpowiedzi, było to głupie, ale nie miała też nic do stracenia! Zadała to samo pytanie dla siebie, by móc głębiej zastanowić się co dalej.

- Natalie, Najwyższy nakazał sprowadzić cię do Pałacu.Dostała w końcu odpowiedź na pytanie w głowie, które z każdą sekundą wyciszało się i znikło jak poranna rosa w słońcu.

W nie tak dalekiej przyszłości, bo tylko kilka minut po tym zdarzeniu, pojawił się znikąd duży punkt. Była to wyjątkowo czarna, wysoka, błyszcząca w świetle góra obsydianowa z jakby uciętym stożkiem, szczytem, który był całkowicie płaski bez żadnej roślinności. Tej zresztą było jak na lekarstwo. Szybko zbliżyli się do lądowiska, smok z niewiarygodną siłą zahamował półmetrowymi pazurami czterech łap, wbijając je w piasek. Natalie podskoczyła i znów obiła sobie tyłek. Zgadywała, że będzie mieć siniaka na każdym półdupku. Zeskoczyła z Wierzchowca, jak już nazwała prześmiewczo stwora, odsunęła się i stała jak słup soli wryta, nie wiedząc co dalej. Czuła się tak strasznie zagubiona w obcym świecie, sama jak palec. Wierzchowiec zniknął, zapadł się pod ziemię. Popatrzyła wokół

Page 26: 5

ponownie i nic. Odleciał? Zrobiła krok w tył. Runęła w dół po schodach, kolejny raz obijając sobie tyłek, zatrzymała się kilkadziesiąt stopni dalej na ogonie gada, który swobodnie frunął. Schody były dla kupców? Wstała z niemałym kłopotem utrzymania równowagi i spokojnie schodziła za Wierzchowcem. Usiłowała porozmawiać z nim w głowie, lecz ten jak pień, pozostał głuchy. Pewnie się obraził za nazwanie go Wierzchowcem. Uśmiechnęła się pod nosem krzywo i przyjrzała z bliska ścianom. Nie było ciemno, gdyż przejście było cały czas oświetlane przez niepozornie wyglądające zielone kule, zawieszone w próżni pod sufitem. Dawały bardzo jasne światło, które nie raziło oczu swym kolorem. Nie potrafiła stwierdzić z jakiego minerału były wykonane schody, ściany i sufit- była to ciemna skała, mieniąca się kolorami zieleni, błękitu, czerwieni i srebra. Nigdy nie widziała czegoś równie pięknego, kamień zdawał się współgrać z zielonym światłem lamp i migotać odpowiednią skalą nasycenia i tonacji kolorystycznej. Czuła się jak w pułapce, zwłaszcza, że była „ubrana” tylko w bród, piach i resztki ludzkiego mięsa, które nie odpadły w locie.

- Czy masz ubranie? – przesłała myśl.- Tak, za chwilę. Musisz poczekać. – usłyszała zwięzła odpowiedź.- Woda? – kolejna.- Bądź cierpliwa, nie staniesz przed Panem brudna i śmierdząca! – złośliwie zauważył smok.- Jakiż znowu kiep? – zdenerwowała się nie na żarty – Jestem głodna, brudna i śmierdzę, wiem

o tym! Ale mam gdzieś pindrzenie się przed jakimś wstrętnym, oślizłym gadem, który uważa się za niewiadomo kogo! – zadowolona, w końcu mogła wydrzeć się na kogoś pod ręką.

- Uspokój się, dziewko. Więcej cię napominać nie będę. Mój Pan słyszy wszystko, również twoje zniewagi. – odszedł.

Znalazła się w obszernej komnacie, gdzie na dużym, kamiennym łożu wyłożonym skórami niedźwiedzi, leżały piękne szaty. Obok czekała na nią balia gorącej wody z pachnącymi olejkami z kwiatów tupusa. Szybko wskoczyła do niej, lecz natychmiast poderwała się na nogi, zapomniała o posiniaczonych pośladkach. Ponownie subtelnie, delikatnie kucnęła i zaczęła kąpiel. Trwała ona godzinę, gdy wyszła z misy, czuła się jak nowonarodzona. Ubrała się w kremową suknię z tiuli w srebrne kwiaty, które akurat tworzyły gęsty wzór na piersiach i łonie. Byli na tyle honorowi, by nie urągać kobiecie! Smoki! To bardzo nie podobało się jej, lecz z drugiej strony narzekanie było nie na miejscu.

Komnata nie posiadała drzwi, tylko czerwoną zasłonę zamiast, zawieszoną na haczykach. Dziewczyna wstała niewiarygodnie czysta, pachnąca i zadowolona. Chciała mieć z głowy wszelakie kurtuazyjne zachowania; musiała podążać dalej swoją przygodą. Paliło ją pragnienie, była pod ziemią, ale duchota dawała się we znaki. Musiała jak najszybciej poznać tego władcę smoków, pogadać i zmywać się przed północą, by jeszcze przejść kawałek drogi. Za kotarą czekał na nią śmieszny karzełek, sięgający jej do kolan. Był cały zielony i przypominał miniaturkę ludzkiego, starego człowieka: mankamentem były za duże, szare oczy, długi, zadziorny nosek i czarne wąsy podkręcone do góry. Nie miał na sobie ubrania i ze wstydem stwierdziła, że męskość była nazbyt rzucająca się w oczy. Zaczerwieniła się a on wszedł do środka i zagaił rozmowę, tym razem normalną.

- Nasz Pan i Władca, Pierwszy i Jedyny tytułowany Akke Me Saba, Król cudownej ziemi Smoków, Smoczych Wichrów oraz Podziemnej Krainy Shylla, gdzie nie dociera Słońce, niesamowity i wszechpotężny Uruk Sześciu Smoczych Klanów: Kasty Ognia, Bagiennego Szczepu, Nocnego Nieba, Klanu Tafli Jeziora, Rodu Bazyla i Leśnej Dynastii. Bóstwo wszelkiego bytu i niebytu Czterech… Pragnień Nocy, Dziedzic Smoczej Połówki Serca i Mocarz Miecza Krwi Pandanu, Hegemon potężnej Wiedzy Zakazanej…

W tym momencie Natalie zaczęła ziewać, nie rozumiała ani słowa z tej całej tytulatury, po co mówi jej to teraz, skoro Whielki Pfan i Włatca nie zjawił się po nią. – myślała ironicznie o Wielkim Smoku i zaczęła nieświadomie przedrzeźniać karzełka.

Page 27: 5

- Phan Smocyh Phiaskuf… Bla bla bla – kucnęła, by popatrzeć w oczy służącemu – Tak sobie myślę: darujmy sobie te bzdury. Nie obchodzą mnie imiona tego potężnego smoka, tylko jak mam się stąd wydostać, rozumiesz?Niewzruszony tym karzełek kontynuował do znudzenia swym dziwnym, chropowatym głosem, doprowadzając ją do szału.

- A oto i Nasz Pan, Potężny, Niezniszczalny Władca Smoków, Smoczych Wichrów, który zawsze ma to, czego pragnie.

- Co za propaganda Jego Mości Skromności! – złośliwie docięła na odchodnym. Zielony odwrócił się do niej plecami a następnie odchylił materiał. Przez chwilę próbowała zobaczyć coś przez ciemność, spodziewała się wstrętnej głowy gadziny wyłaniającej się podstępnie z mroku. Łba, który zaraz ją połknie, beknie i wypluje kostki. Wstrzymała powietrze na chwilę i czekała na śmiercionośny cios: zasłoniła twarz rękami, jakby to miało ją ochronić przed wielkimi zębiskami. Stała tak przez dziesięć minut, a chwila ta wydawała się być wiecznością. Uszło z niej powietrze, gdy nic się nie stało, spuściła ręce wzdłuż ciała i podniosła oczy ku czarnej otchłani zza zasłonki. Oczy już przyzwyczaiły się do ciemności i wtedy to Władca Smoków wkroczył dumnie do pokoju, stał w półmroku. Na początku zaskoczył ją fakt, iż on może się zmieścić w niedużej przestrzeni. Następnie strach w niej uleciał i został zastąpiony odwagą. Próbowała odnaleźć wzrok tej gadziny… zaraz! Gadziny?! W pomieszczeniu nie było żadnego strasznego smoka, tylko ciemna sylwetka nadal stojąca w półmroku, oparta lewą ręką o ścianę. Postać stała nieruchomo, czekając na dalsze reakcje Natalie- musiała mieć niezłą zabawę, obserwując z boku jej panikę. Nieznajomy zbliżył się do niej, był dziwnie ubrany… w czarną pelerynę.

-Ale? Gdzie jest ten Wielki Władca Smoków? – zdziwiona, próbowała przeniknąć ciemność, by ujrzeć twarz Wędrowcy Mroku. Zadanie okazało się niemożliwe, lecz poczuła jak szczęście przypływa falami i wypełnia ją od środka, wychodzi na zewnątrz.

- Witaj Natalie. Miło, że masz mnie za potwora. Usiądź. – zbliżył się do łóżka i wskazał miejsce ręką. Nie mając większego wyboru, zrobiła to, tylko metr dalej. Postanowiła zachować dystans, jeśli chciał ją zabić za ucieczkę z jego kompanem-złodziejem, nie miała zamiaru mu tego ułatwiać. Miał prawo zabić ją, wciąż był jej panem a niewidzialne piętno niewolnicy nie zniknie dopóty, dopóki on jej nie uwolni. Nawet nie znała jego imienia, by prosić, choć wiedziała jedno: nigdy tego nie zrobi.

- Czego chcesz? - Dowiesz się wkrótce. Mam zamiar lepiej cię poznać, moja mała niewolnico. Twój drugi pan

zapłacił za kradzież mojej własności wraz z tą dziwką. Nie udało mi się znaleźć tylko tego cholernego elfa. To on hamował moją władzę nad tobą, zerwał więź pana i zniewolonej, nie mogłem ustalić miejsca pobytu, póki nie rozstaliście się na Dolnej Górze. To było głupie posunięcie z twej strony. Ten szubrawca… - nie była gotowa słuchać na powrót jego rozkazów, postanowiła uciekać, gdy nadarzy się okazja.

- Posłuchaj mnie panie, przez moment. Nie wiem kim jest Władca Smoków, ale na pewno nie ty nim jesteś! – postawiła wszystko na jedną kartę.

- Racja. Jego tu nie spotkasz, ponieważ od niedawna ja jestem nowym , prawowitym Królem Smoczych Wichrów. Nie podważaj nigdy mojej władzy. – odrzekł.

- Dobrze, mój panie. – kolejnym zagraniem Natalie było udawanie posłuszeństwa wobec tego tajemniczego mężczyzny – Wyjaw mi swe imię, bym wiedziała, jak cię zwać. Proszę. – zrobiła słodkie oczy. Może gdy go uwiedzie? Śmieszna myśl, bo taki król miał niewolnic na pęczki, ale warto spróbować… Czy zawsze będzie tak zagubiona?

- Jak słyszałaś w legendzie, moje imię jako Władcy jest zakazane. Nigdy mnie o to nie pytaj, niewolnico. Od dziś me słowo jest dla ciebie wszystkim, co znasz. Każdy mój krok usłyszysz, gdy będę po ciebie iść. Bicie mego serca będzie twoim rytmem.

Page 28: 5

W tym momencie poczuła czerń. Ciemność. Czeluść. Zamiast serca odczuwała ciężki balast pod piersią, które z trudem łomotało, pompując krew do jej arterii. Było w niej coś jeszcze. Nie umiała tego nazwać, dotknąć i słuchać. Czymkolwiek to było, zostało zdławione. Przez mrok.Czuła się sennie, jej świadomość odpłynęła. Zasnęła twardo.

Kolejny dzień nie przyniósł żadnych wieści. Gdy wstała, zajęła się sobą; musiała być piękna dla swego pana i to wypełniało jej głowę, aż do dwóch godzin bezmyślnej przebieranki. Czuła się jak marionetka, gdzieś w głębi wcale nie chciała tego robić, ale odnowiona więź z Najwyższym, tak długo powstrzymywana przez Kayle’a, wybuchła z zdwojoną siłą. Zawładnęła nią do końca. Ogarnęła jej umysł, jak studnia bez dna. Przyszedł po nią ten sam śmieszny człowieczek, mały i zielony. Smoki musiały mieć kuku na punkcie zielonego, zresztą to cudowny kolor.

- Nie cierpię zielonego, co się dzieje ze mną? – pytanie zadane pustce. Karzełek nie mówił nic, ale wiedziała co robić, jakby był posłańcem Pana.

-Będę zmywać, sprzątać, karmić więźniów? – mówiła, to co nakazało jej robić ciemne serce – To zaszczyt służyć Panu. Posłusznie zmierzała za wysłannikiem.

Kierowali się cały czas schodami prowadzącymi w dół. Dziewczyna czuła jak zamyka się za nią jedyna droga ucieczki, jak schodzi w paszczę smoka. Naliczyła tysiąc sto jedenaście stopni, po czym skierowali się w lewo, idąc przez dwieście dziewięćdziesiąt pełnych oddechów, aż wylądowali w obszernej kuchni. Od teraz to było jej królestwo, jej komnata jest obok pieca, jej łoże pod stołem, na którym miała przygotowywać jedzenie, jej lustrem miała być tylko krystalicznie czysta woda wydobywana spod warstw piasków. Została sama. Przyjrzała się prymitywnej kuchni, gdy ludzik poszedł, wpływ Pana na nią był mniejszy. Odczuła niewypowiedzianą ulgę i zaraz wzięła się do roboty. Gdyby tak otruć Pana, jej problem szybko zniknąłby wraz z jego śmiercią. Pozbyła by się jarzma niewolnictwa. To był jej kolejny plan.

Szybko pokroiła dziwne mięso do olbrzymiego kotła z wodą, wrzuciła jakieś podejrzane warzywa i poczekała aż całość zacznie bulgotać. Następnie zastukała cztery razy w drzwi oddzielające ją od strażników, stojących w milczeniu na korytarzu. Były to jakieś Człekosmoki, zakute w zbroje cielska, niewidoczne spod zardzewiałych płatów blachy, dychały ciężko, przytłoczone ciężarem pancerzy. Dźwignęli kocioł, który lekko kiwał się na boki i ruszyli. Natalie postanowiła śledzić ich, skoro nikt nie protestował. Kuchnia lśniła czystością, na ile było to możliwe. Tym razem droga była prosta. Korytarzem głównym w lewo, lekko w dół pochylonym, ale bez schodów. Za kilka chwil byli na miejscu. Strażnicy postawili gar na ziemi, zastukali trzy razy w ścianę, w której były ukryte drzwi i wkroczyli do części więziennej. Chyłkiem wsunęła się w małą szparę i zwiedzała dalej. Było tu ciemno, ale nie czuła smrodu fekaliów i szczyn, bo tego spodziewała się po lochach. Człekosmoki na coś wyraźnie czekały na małym, kwadratowym placyku. W jednym z kątów zauważyła niewielkie krzesełko, stolik z pękiem kluczy. Brakowało tylko ich opiekuna. Po lewej stronie ciągnącego się korytarza był szereg gigantycznych, zakratowanych cel. Kraty były wykonane z dziwnego, świecącego materiału. Zbliżyła rękę do jednej z nich, zaczęły migotać niespokojnie. Poczuła, jak ktoś ją dotyka z tyłu. Był to zielony karzeł.

- Co tu robisz?- Moim nowym obowiązkiem jest karmienie więźniów. Czyżby Pan nie wspomniał o tym swemu

najbardziej oddanemu słudze? – spytała słodziutkim głosikiem.- Tak, masz racje. Wracaj do pracy niewolnico.

Upiekło jej się, ale nie mogła więcej tak ryzykować, zwłaszcza w obecności tego zielonego. Jeszcze się wyda jej spisek. Podążała nadal za Człekosmokami, ich świdrujące oczka doskonale przystosowały się do ciemności.

Page 29: 5

Też by tak chciała. Przystanęli przy czternastej, wyjątkowo dużej celi- gęściej okratowanej niż pozostałe. Niższy zamiast klucza, wypowiedział słowo w obcym języku i mała furtka została otwarta. Wsadzili gar i zatrzasnęli klatkę z powrotem.

- Pilnuj, by więźniowie zjedli wszystko. Wróć tą samą drogą, jeśli nie będzie cię z powrotem za godzinę, umrzesz. I zostawili Natalie na pastwę skazanych. Przynajmniej byli za kratkami. Nie mogli jej nic zrobić. Usiadła na wyklepanej podłodze, które lata świetności miała wieki temu za sobą. Przez długi moment po prostu siedziała. Nic się nie stało. Z odległych zakątków celi zaczęła słyszeć głosy: szmery, chichoty, echa.

Jej ciężko bijące serce stanęło na ułamek sekundy, gdy ujrzała przed sobą najpiękniejsze stworzenie, jakie widziała: z porównywalnym zdziwieniem istota patrzyła uważnie na nią swymi ślepiami, a było ich wiele. Czarny smok miał siedem głów, siedem par ślepi, cztery nogi, dwie pary skrzydeł i jeden ogon, zakończony dwumetrowym szpikulcem. Nie był zielony, lecz czerwony o gładkiej skórze i mieniła się ona w świetle zielonych lampionów, tak samo jak kamień z którego była góra. Zmniejszyła dystans dzielący ją od smoka, na ile pozwalały jej kraty i patrzyła w szczerym zachwycie nadal.

Od każdej z głów, szyi, przez grzbiet aż do ogona miał kolce zakrzywione w lewą stronę ku górze. Każdy łeb posiadał inne rogi i oczy. Cechą wspólną były źrenice węża; wąskie i wszystkowiedzące. Serce teraz pompowało krew jak oszalałe, kamień pękł a jasność umysłu wróciła. Musiała działać szybko, zostało niewiele czasu, do momentu gdy zaczną ją szukać. Zawzięła się na wolność, która była smakiem jedynym w swoim rodzaju. Uwolni więźniów, smoków czy kim byli skazańcy. Wolała zostać połknięta żywcem niż usługiwać komuś do końca życia. Jak otworzyć celę? Usiłowała powtórzyć słowo, którego użył Człekosmok.

-Nadurru. Khasulka. Wadruna. Keasuta. Cholera, no jak się to mówiło. – klęła pod nosem. Jedna z smoczych głów zbliżyła się pod same pręty. Usłyszała to słowo w głowie. Od smoka. Próbowała raz po raz, tworząc dziwne kombinacje.

- Faethuros.Wolność została zwrócona, teraz musiała szybko dać nogę. Już zamachiwała się na męczący bieg, gdy usłyszała:

- Stój, Natalie. - Smok przemówił po swojemu, a ona rozumiała tę mowę.- Ach – westchnęła - Przecież rozumiem wszystkie zwierzęta, ale smoki? - Znasz język smoków i moje imię. Faethuros. Jestem prawowitym Władcą Sześciu Klanów…-

zaczął tytulaturę, którą już gdzieś słyszała.- Ale ja to już wiem. Król Smoczych Wichrów, Jedyny Prawdziwy. Blabla bla. Toż kurna ilu was

jest? - Od trzystu lat ja, wierne mi smoki Sześciu Klanów i inni moi poddani, tkwimy tutaj jako

więźniowie. Czarny Mnich.- Zaraz. Chcesz mi powiedzieć, że to ty jesteś legendarnym Najwyższym, Faethuros’ie? Skoro

jesteś tak potężny, dlaczego ów groźny Czarny Mnich zamknął ciebie i inne smoki w celi? Był sam. Was jest dużo. – odpowiedź na nużącą ją zagadkę była zaskakująca.

- Samozwaniec jest sługą nieznanej mi siły i magii. Poznał moje imię oraz imiona innych, wykorzystał do zamknięcia nas w Pałacu Niskim, Rytuał Zamiany. Nie wiem skąd poznał moje imię, będące tajemnicą od setek tysięcy lat, ale wiem na pewno, źródło tej wiedzy jest niebezpieczne. Kim jesteś, kobieto? Skąd znasz moją mowę? – teraz Faethuros miał pytania. Natalie wzruszyła ramionami.

- Ty mi to powiedz. Po to obsmarowałam się ludzką padliną, by uniknąć szczęk Bachusa, by wszechpotężny smok, zamknięty w klatce, jak czamburynek, pytał mnie o pochodzenie. Popieprzone to wszystko. Zmywam się stąd. Teraz wy wyjaśnicie sobie swoje sprawy, a ja umknę i będę sobie żyć obok waszych

Page 30: 5

zatargów, zgadza się panie smoku? – złośliwie podkreśliła swoją sytuację.- Natalie, muszę cię prosić o wiele rzeczy. W zamian za nie, wskażę ci właściwy kierunek. Los

smoków jest w twoich rękach. – trzecia głowa przemówiła, a ona nie wiedziała już na która patrzeć.- Faethuros’ie musze cię zmartwić. Nie widzisz chyba ogromu głupot, których żądasz. Że niby ja,

dziewczyna z małej wioski Doliny Elfów ma powstrzymać niebezpiecznego Czarnego Mnicha, który na domiar złego stał się moim panem.

- Panem? – przerwał jej Faethuros – To niemożliwe! Czarny Mnich jest niewolnikiem źródła swej mocy. Jak możesz opierać się jego potędze? – wszystkie łby zaniemówiły.

- Nie wiem. Wyruszyłam do Stolicy z Feniksem na zakupy. Śledził mnie ogromny basior, zginęła moja babcia cierpiąca na majaki, następnie w drodze powrotnej dostałam się w pułapkę handlarzy niewolnikami, którzy za marne, sprzedali mnie Wędrowcy- czyli Mnichowi. Przez jakiś czas mieszkałam z nim w chacie, lecz zostałam porwana przez Gervina. Stwierdziwszy, że jestem przyczyną wszelakich chorób i nieszczęść w jego domu, zhandlował mnie Kayle’owi. Ten stał się moim przyjacielem, w krótkim czasie dowiedziałam się wielu rzeczy o świecie, również twoim. Opowiedział mi legendę Umarłych Śmiałków, postanowiłam zaryzykować, jednak wpadłam po uszy. Spodziewałam się dotrzeć do celu w długim czasie, a bardzo szybko popadłam w duże kłopoty. Ja to mam szczęście, do tego zaraz muszę wracać do kuchni. – błądziła wzrokiem dookoła, by pokazać pośpiech.

- Musisz poznać jego imię. Jesteś tym, na kogo czekałem od setek lat. Spodziewałem się mężczyzny, ale ty też się nadasz.

- Ciekawe do czego. Umowa jest taka: wyciągnę z Mnicha imię a ty powiesz mi wszystko, co wiesz na mój temat. Zgoda? – musiała wracać do kuchni.

- Zgoda. Zamknij jak gdyby nic celę. Do zobaczenia, Surino.- Jak mnie nazwałeś? – krzyknęła w oddali. Nie usłyszała nic.

Lekkim, tanecznym krokiem oddaliła się od podłego miejsca. Teraz wszystko uległo zmianie. Otrucie Mnicha Samozwańca nie wchodziło w grę. To było ryzykowne nawet dla niej. Musiała być roztropna i zrobić wszystko, by nie odkryli jej działań spiskowych. Za to na pewno karano biczem, torturami i śmiercią. Minęła smoczych wartowników i zajęła się myciem kotła. Przez pół godziny próbowała schylona nad nim, dosięgnąć dna- bezskutecznie. Postanowiła pospacerować po podziemnym zamku.Musiała tylko wykiwać ten jeden, jedyny raz straże. Poszła na łatwiznę: nalała dużo wody do kotła, po brzegi i zapukała cztery razy. Strażnicy bez słowa zabrali gar i poszli. Nie połapali się, więc miała kilka minut przewagi. Szybko skierowała się w górę, do komnat. Działanie z zaskoczenia wiele dawało. Podobno. Odnalazła drogę do komnaty, w której spędziła pierwszą noc. Zauważyła coś ostrego, nie był to nóź, ale ostrze długości łokcia. Zabrała je ze sobą i cicho stąpając, skręciła w wąskie przejście, które co jakiś czas miało rozwidlenie. Po którymś z kolei, jej oczom ukazał się istny labirynt, cztery drogi. Każda posiadała trzy rozgałęzienia. Co teraz? Nie mogła wpaść w panikę, bo odkryliby ją szybko. Zamknęła oczy, przecież to plątanina korytarzy, nie pajęcza sieć. Oddychała miarowo, by nie uciec. Wczuła się w bicie serca, jeśli to co mówił Wędrowiec o więzi, było prawdą- powinna czuć jego obecność.

- To bez sensu. Ostatnia próba. – wzięła głęboki haust powietrza i intensywnie o nim myślała. Utożsamiła go z tym mężczyzną z knajpy z sekretnym błyskiem w oku. Nie mogli być jedną i tą samą osobą, bo tamten nie był zły.

Napotkała barierę; mur chroniący jego serce; znalazła w nim lukę w postaci wspomnienia z krainy pokrytej lodem. Wślizgnęła się i sunęła dalej. Był bardzo skryty nawet w swej głowie, nie było tam żadnych myśli, planów, przeszłości. Również puste było serce z lodu, otulone kokonem z czarnego kamienia, tutaj musiała powalczyć. Stała się ptakiem, małym i dzielnym piskorkiem, który stawiał gniazdo na wietrze. Ten co sekundę je strącał z drzewa, ale ptaszek budował swój dom niestrudzenie. Nie poddając się, drążyła ten kamień jak kropla wody. Nie zauważyła jego oblicza ani imienia.

Page 31: 5

Czuła narastający gniew i złość, które eksplodowały w tej samej chwili, w której milimetr dzielił ją od tajemnic jego serca. Nieudana próba, kolejna. Serce i umysł miał zaczarowane silną barierą ochronną, a przecież jako niewolnica musiała mieć z nim coś wspólnego. Może oczy? Otworzyła je w tej chwili, nie znajdowała się już w labiryncie, lecz w kuluarach jego haremu; tak jak podejrzewała: idea uwiedzenia go była sprawą z góry skazaną na klęskę. Harem składał się z kilkudziesięciu kobiet; wszystkie były piękne: długonogie o czarnych włosach, blade i zielonookie o obfitych biustach, niskie, szczupłe, grubsze. Miał tylko to, o czym marzył każdy mężczyzna, wybór o jakim żadnemu się nie śniło. Kobiety o ciemnej cerze kąpały się po lewej stronie, te o jasnej, po prawej ścieliły łoża. Jak widać podział obowiązków był sprawiedliwy w taki sposób, by nie wybuchały kłótnie między nimi. Postanowiła udawać jedną z nich, w tym celu upuściła suknię do pasa i przewiązała w pasie. Na szczęście miała na sobie stanik własnej roboty.Jak powiew wiatru, przeleciała pomiędzy zajętymi nałożnicami i wkroczyła z dozą strachu do kolejnej sali.

Sala Tronowa była całkowicie pusta. Miała wysokie sklepienie oparte na konstrukcji kolistej, błyszczące od przeróżnych skarbów ziemi- brylantów, kryształów, rubinów, złota, srebrna. Pod kopułą, na ścianach z czarnego, iskrzącego się minerału, namalowano historię władzy Faethuros’a, pokonanego przez prawowitego Dziedzica Smoczej Krwi. Malunki zajmowały każdy centymetr ścian, widziała w nich pychę i propagandę. Pośrodku stał na mozaice z kolorowych płytek tron zbudowany z kości, piszczeli i czaszek, pozłacanych z rzadka.

Obserwowała z nieudawanym podziwem ogrom bogactw i kunszt wykonania. Musiała schować się gdzieś, bo usłyszała kroki niesione echem. Postanowiła skulić się za dużym siedziskiem, mogła mieć tylko nadzieję, że nie przyjdzie komuś do głowy tu sprzątać.

- Panie, nie wiem gdzie ona jest. Ciągle szukamy. – mówił ktoś charczącym, niewyraźnym głosem.Na pewno mówili o niej. Miło. Więc zielony karzeł był jego prawą ręką i fiutem na posyłki. Dobrze wiedzieć.

- Znajdź ją za wszelką cenę. Daje ci czas do rana. – podkreślił wagę słów, krzycząc.Natalie usłyszała jak zatrzaskują się masywne drzwi. Teraz nie ucieknie. Ścisnęła nerwowo

brzytwę i zaczęła wypełzać z ukrycia w kierunku jego gardła. Osobnik siedział na skraju olbrzymiego łoża z baldachimem, na które nie zwróciła wcześniej uwagi. Tkwił tak nieruchomo, jakby w zadumie. Udało się prześliznąć wyjątkowo cicho wokół tronu, z trudem przepełzając na brzuchu kilkadziesiąt metrów do posłania, mozaika była powierzchnią stworzoną z małych kamyczków z czasem ostrymi krawędziami. Czuła każde skaleczenie, zwłaszcza na brzuchu i piersiach. Jej ofiara ubrana była tak samo, w czarną togę, pelerynę z kapturem. Serce biło jej jak szalone w piersi i nie umiała się uspokoić. Przycupnęła za rzeźbionym oparciem i czekała. Nie wiedziała, czy była zdolna do morderstwa, lecz gdy od tego zależy jej życie. Nie powinna się wahać.

- Tylko nie stchórz, Natalie. Tylko nie uciekaj i nie krzycz. – mówiła sobie w myślach, podnosząc się na duchu. Wybrała właśnie ten moment: błyskawicznie, jak łania, wskoczyła na łóżko tak, że nogami ściśle objęła go pasie i przystawiła na wyczucie szpikulec do gardła. Mocno ścisnęła uda, by uniemożliwić mu ucieczkę. Ten zrozumiał, o co chodzi chyba, bo nawet nie drgnął. Nie przestraszył się i nie odezwał.

- Pewnie jesteś w szoku. Tylko się rusz, a będziesz martwy. – zagroziła.Ten jednak nie reagował, jakby zmienił się w kamień. Zimny, nieruchomy, głuchy.

- Słyszysz mnie, nadęty bufonie? – przycisnęła ostrze mocniej, chcąc zdać mu ból – Wiem, po co ci ta czarna szata. Znam powód, dla którego ukrywasz twarz. – Natalie czuła, jak jej geniusz błyszczy – Oświecę cię! Otóż widziałam ten harem i piękne posłanie- jest nowe, nieużywane! Dodatkowo nałożnice zamiast malowaniem, strojeniem się i nacieraniem pachnidłami, były zajęte ścieleniem łóżek. Z tego, co

Page 32: 5

wiem- na noc powinny się przygotowywać i czekać na którą padnie tej nocy. Powinny być zestresowane, ja widziałam je radosne i zadowolone. Ty po prostu jesteś starym, obleśnym dziadem, któremu na starość zachciało się władzy i bogactwa! Ukrywasz oblicze pod szmatami, w ciemnościach z prostego powodu: gdy wierni tobie odkryją prawdę, zbuntują się i obalą! – zakończyła, oniemiała swą inteligencją.

Przez dłuższą chwilę czekała na jego reakcję. Przejrzała go. Musiała się przemóc, odsłonić tę wstrętną gębę i bohatersko przezwyciężając odruch wymiotny, spojrzeć mu w oczy i wydusić imię! Proste! Nie myślała, że ratowanie królestwa Faethuros’a będzie tak łatwe. Już widziała łysą czaszkę, małe i świdrujące ją oczka z tym błyskiem, duży kinol i bezzębny, krzywy uśmiech.

- Teraz cię zdemaskuję.. – szepnęła. Dłoń, dzierżąca pewnie klingę, nie drgnęła nawet wtedy, gdy lewą ręką zdjęła mu kaptur z głowy szybkim ruchem. To, co ukazało się jej oczom, zszokowało nią po najmniejszy palec u nogi.Wstała, okręciła się wokół niego i teraz, nadal trzymając nóż na jego grdyce, patrzyła mu w oczy. On po prostu przekroczył jej najśmielsze oczekiwania.

Był zniewalającym mężczyzną: starszy od niej, jednocześnie młodszy. Czarne włosy, dłuższe niż za uszy, gęste i nieokrzesane, spadające mu na oczy grubszymi kosmykami, okalały twarz idealną; o niemal klasycznych rysach; nos prosty, niezbyt duży o średnio wąskich płatkach, lekko zadziorny z małym, niedostrzegalnym prawie wzgórkiem. Usta karminowe, wypukłe, boskie- teraz zaciśnięte w wąską kreskę, wygiętą w krzywym uśmiechu. Lecz ponad to wszystko osłupiała na widok tych pary oczu: niepodobne do żadnych, bo całe czarne; bez źrenic. Czuła jak ten wzrok przeszywa ja na wskroś, bada wszystkie jej myśli, dociera do zakamarków duszy i pragnień, nieznanych nawet dla niej.

- Nie pozwolę na to! Przestań, nie będziesz mną kierować. – Rzuciła się na niego, popychając do tyłu, siadając na nim okrakiem. Jej ofiara nadal z niej drwiła, to ją doprowadziło do szału, paniki, złości! Rozpaliło do białej gorączki! Nie czuła skrępowania, tylko nienawiść zmieszaną z podziwem. Tak wiele naraz. Nie dała się i ostatnią resztką opanowała swe ciemne oblicze. Wtem usłyszała prawdziwe brzmienie jego głosu, aksamitne, męskie i wiedzące, czego chce.

- Odłóż nóż, niewolnico. – rozkazał a ona niemal nie spełniła go z uśmiechem na twarzy. Faethuros. Umowa.!Była tak bliska prawdy, nie pozwoli sobie na porażkę!

- Nie! To ty mnie, posłuchaj! Ja ci grożę śmiercią i to ja tu rozkazuję. – przecięła lekko śniadą cerę na szyi. Pojawiła się ciemna pręga, długa na kciuk. – Mam na imię Natalie. Zapamiętaj! I nigdy nie mów do mnie „niewolnico”!Sama nie poczuła, kiedy znalazła się na dole. Teraz on był górą i śmiał się na cały głos. Zastosowała prostacki cios w jego drugie ego między nogami. Auć! Zadziałało! Role ponownie się odwróciły.

- Jak się zwiesz? – z zawiścią patrzyła na tę posępną, śliczną twarz. Coś się w niej buntowało. Jak mogła go skaleczyć?

- Nie powiem ci, słodka Natalie. Mylisz się, że w ten sposób poznasz me imię? – zrzucił ją z siebie na łóżko i ściągnął pelerynę. Miał kunsztownie rzeźbiony tors, plecy zamknięte w trójkącie. Potężne barki były dwoma jego bokami. Wierzchołek został ukryty pod spodniami z cienkiego materiału.Z przyjemnością obserwowałaby dalej grę mięśni, prężących się pod skórą ale umowa nagliła.

- Skup się trochę. Nie pożeraj mnie wzrokiem. – to skutecznie zahamowało apetyt Natalie i solennie przyrzekła koncentrację. Przymknęła oczy i zamierzała skończyć to, co zaczęła wcześniej; odkrycie prawdy w sercu. Uważała, iż każdy nosi tam prawdę. Przebiła ostatni bastion obronny. Poczuła się jak naćpana. Szybko! Imię.

Page 33: 5

Przed oczyma migały skrawki wspomnień, pojawiała się ciemność, która skutecznie zaczęła wypełniać jej obraz. Różnorodne światełka skrzyły się i umierały w pustce. Jednak w tym zatwardziałym obliczu była nadzieja na ratunek?Coś nią wstrząsnęło, podskoczyło jej ciało w miejscu i upadło miękko na stertę futer.Wiedziała już.

- Tristan!Na jego twarzy wyrysowały się przerażenie, niedowierzanie i strach przed tą kobietą.

- Niemożliwe, niemożliwe! Skąd wiesz? Przecież ty nie możesz istnieć! –usiadł, krzyżując nogi.- Teraz widzisz moją potęgę. Zostałeś pokonany. Co ja teraz z tobą zrobię? – dumała, ważąc za

i przeciw. Tristan.

Smakowała te imię. Coś w niej pękło, kolejny raz, gdy patrzyła na jego pokonaną, mizerną twarz. Nigdy nie czuła współczucia dla nikogo; litości. Marzyła, by go przytulić, pocieszyć, zasmakować. Teraz znała jego twarz, zapamiętała i zapisała w sercu. Żaden mężczyzna nie powodował w niej zamieszania: to było złe, bo on był zły do cna. Pociągnęła go ciemność, otchłań nie do przeniknięcia, nawet jej światłem. Kim był? Jego oblicze, imię, którym mogła go wzywać w ciemną, bezsenną noc; to wszystko utrudniało sprawę. Nie znała go ani krzty lepiej, niż w chwili spotkania w karczmie. Był jak noc w pełni; tajemnicza, ciemna, zagadkowa, nie do przewidzenia. W pełni wilkołaki polowały na ludzkie dzieci; to w pełni kochali się dziko na trawie młodzi z jej wioski. A ona kim była?

Czuła, że go tak dobrze zna, że maja tyle wspólnego ze sobą. Jakaś obca siła, obsesja została wprawiona w ruch. Niewiadomy czar, silniejszy niż pradawny Rytuał Imienia, opętanie przyszło znikąd. Otrząsnęła się, lecz ta chwila słabości pozwoliła mu na wygraną. Mogła trzymać nóż przy jego gardle, lecz to ona przegrała walkę z miłością nieodwzajemnioną. Z jego serca nie bił żar, w którym spłonęła. To prawda, przebiła się małą dziurką w kamiennej otulinie serca. Na tym kończyło się to wszystko.

- Co ze mną zrobisz? - Co ty ze mną zrobiłeś? - Natalie… – zmysłowo szeptał jej imię, odrzucił nóż (którego się raczej trzymała, niż nim

groziła) i przybliżył się do niej – Natalie.- Kim jesteś, by bawić się mną? – czuła, jak łzy wstydu zaczynają spływać po jej zaróżowionych

policzkach.- Jestem tym wszystkim dla ciebie, czego się boisz. Przecież wiesz, kim jesteś. – śmiał się, drwił,

szydził.- Skąd mam wiedzieć? – w tym momencie dotknęła jego twarzy, pogłaskała go po kilkudniowym

zaroście – Powiedz, proszę!- Jesteś nikim! – wstał, potężny i wszechobecny. Była taka bezbronna. Ostatnią nadzieją był

Faethuros.- Faeeeeeeeethuuuuurossssss – krzyknęła tak głośno, donośnie, na ile pozwalało jej małe

gardełko i chrypa. Oby to wystarczyło, oby Zaklęcie Otwarcia działało z daleka. W mgnieniu oka zjawił się potężny smok o siedmiu głowach, zamachał raz błoniastymi skrzydłami- wstrząśnięty Tristan zniknął, rozmył się w powietrzu a Natalie spadła z łoża. Już chyba tradycją jest obijanie sobie tyłka lub jego części, gdy wpadała tarapaty. Tym razem zabolało bardzo. Jęknęła, wstała i otrzepał się z niewidzialnego kurzu.

- W porę. Czy teraz mogę się przespać na tym cudownie, przepysznie mięciutkim łożu? – zmęczona, zapytała i padła jak długa z powrotem, zapadając się po szyję w puchu i futrach.

Page 34: 5

- Długo spałam? – pierwszą osobą, a raczej smokiem, którego ujrzała pochylonego nad jej skromną osobą, był Faethuros- prawowity, prawdziwy Hegemon pustyni.

- Nie, tylko dwa dni. – odpowiedziała z uciechą szósta głowa z zakręconymi, jak u chwina, rogami,

- Co? – zrobiła wielkie oczy – Jak to możliwe? Hmm… - ziewnęła – Już dawno tak się nie wyspałam a teraz przejdźmy do porannej wyżerki. W końcu coś mi się należy za uratowanie ci twego wielkiego dupska, bez urazy oczywiście. – Była w świetnym nastroju. Dowie się kim jest wkrótce i co dalej?

- Nie ważne… – mruczała z zadowolenia jak kotka – Dawajcie tutaj to mięcho!Dostała cztery dokładki i było jej mało, będzie niebawem okupywać kucharkę w celu zdobycia przepisu na to pyszne coś!

- Widzę, że smakuje ci surowe mięso naszego przepisu. To Tha- tha- re. – zaczęła wypluwać jedzenie, które miała właśnie przełknąć – To specjalność, po którą kupcy przyjeżdżają do nas z odległych krain. Niestety składniki są tajemnicą. – kontynuowała ostatnia łepetyna z czterema małymi różkami.

- Dobra, poddaje się, macie jeszcze jakieś super specjalne owoce z robalami? – zemściła się. – Pora na meritum naszej umowy!

- W sumie, to ja przestraszyłem Samozwańca, ale…-…gdyby nie ja, siedziałbyś z swoją świtą w lochach i nigdy nie poznałbyś imienia ekskróla.- Najpierw twoja część, potem ja wyjawię ci moją! – wyprzedziła smoka.

Smoki słynęły z umiejętności licytowania się, przebijania oferty zawsze na swoją korzyść, jak wspomniał Kayle, to też nie mogła pozwolić na przejęcie pałeczki.

- Natalie, po pierwsze nie jesteś zwykłą, ludzką kobietą.- Łaaaał. Olśniła mnie twoja wiedza. To akurat wiem od zawsze!- Po drugie trzymaj się z daleka od Czarnych Mocy, jeśli zostaniesz w mym królestwie jeszcze

przez dwa tygodnie, nauczę cię korzystać z wszystkich dobrodziejstw magii… - kontynuował Faethuros.- Chyba sobie żarty ze mnie stroisz! Mam siedzieć, bez urazy, w tej zapadłej, dosłownie, dziurze?- No, wiesz. Po dwóch tygodniach sama zobaczysz. Teraz jesteś pod wpływem jego uroku

a będąc ze mną, jego czar przestanie działać. Zauroczył cię, co wiążę się z pożądaniem i kłamliwą miłością! Punkt trzeci, najważniejszy: unikaj go jak ognia. Ze mną jesteś bezpieczna. – skończył i wiedziała, że niczego już z niego nie wyciągnie.

- Nie mam wyboru. Zgadzam się z tym.- Pierwsza lekcja: jesteś bystra, ale czy wystarczająco by nazbierać na sporządzenie pewnego

eliksiru pradawnych składników? – rzucił jej od razu wyzwanie.- Przekonamy się o tym. Więc gdzie mam ich szukać?- Pomoże ci mój wierny sługa, lokaj, pośrednik. Heeeeraaaamieeee! – zawołał głośno, aż odbiło

się echo.Po sekundzie pojawił się zielony sługus, ten samo paskudny stwór usługiwał Tristanowi.

- Rozkazuję ci służyć tej pani radą, pomocą, wskazówką aby odnaleźć składniki potrzebne do sporządzenia Mitycznej Prawdy.

- Tia. Jakoś ciemno to widzę. Może chociaż się ubierze? – z nadzieją odrzekła.- Tak jest, pani.

Heram pokazał się ubrany w stare łachy po minucie, gotowy do drogi, z przygotowaną listą stu czterdziestu składników.

- To jakiś absurd, smoku! Hmm… - wpadł jej kolejny pomysł, jak wywinąć się od durnej misji zbierania jakiś chwastów – Czy ty mówiłeś, że Heram jest moim sługą?

- Zgadza się.

Page 35: 5

- W taki razie, Heramie zbierz wszystkie składniki w jak najkrótszym czasie i stwórz to paskudztwo. Gdy to zrobisz, rozkazuję ci zawsze chodzić ubranym, byś nie straszył swoim wyglądem!

- Dobrze, moja pani. – przeczytał składniki – Za dwa dni napój będzie gotowy.- Natalie, ty sroczko! Miałaś zostać ze mną czternaście, a ty celowo unikasz pracy?!

Jak wychowała cię Pauline.- Upsss – syknął drugi łeb.- Masz trzy sekundy na wyjaśnienie mi tego! Inaczej odchodzę teraz!- Uspokój się. Opowiem ci pewną historię.- Kolejna bajka… słucham, ale moja cierpliwość przekroczyła ostatnią barierę! – ostrzegła

i wygodnie umościła się na podstawionym dla niej fotelu.- Moje imię jest tajemnicą dla każdej istoty na ziemi, oprócz Dowódców Smoczych Klanów

i Wybranych, więc osiemnaście lat temu. Zaraz, prawie dwadzieścia.- Jak to dwadzieścia? Nie jestem taka stara! – krzyknęła wzburzona.- U nas czas płynie wolniej! Gdy wyjdziesz na powierzchnię, będziesz mieć dwadzieścia lat.

A teraz nie przerywaj mi. – nie przejął się i ciągnął nadal.- Otóż dwadzieścia lat temu byłem taki samym smokiem, co inne. Nie mówię o wyglądzie, mocy

czy klanie – to cechy indywidualne każdego z nas. Mamy też trochę wspólnych: jesteśmy nieśmiertelną rasą, zwartą i odizolowaną od świata zewnętrznego. Nie czujemy tak jak wy, pozostali mieszkańcy ziemi. Naszą jedyną racją jest korzyść dla samego siebie lub Klanu, nie wiemy co jest dobre i co jest złe. Nie rozróżniamy miłości od nienawiści i tak dalej; ludzkie uczucia są nam obce. Dwadzieścia lat temu Czarny Sługa przeniósł mnie na miesiąc do góry, na którą próbowałaś się wspiąć. Pamiętasz wyrwę w drodze? Tam znajdowała się moja pustelnia- świątynia zła, w której on oddawał cześć swoim bóstwom. Dzięki ich mocy nie mogłem wyjść ani uciec, byłem zablokowany przez trzydzieści ludzkich dni i tkwiłem tam samotnie, do momenty, gdy na drogę wkroczyła pewna kobieta z daleka, z małym zawiniątkiem w rękach. Przejechała setki kilometrów w krótkim czasie na jednorożcu, tylko po to by stanąć i załamać ręce, gdy zobaczyła, że jedyna droga prowadzi przez mroczną, wypełnioną złem, świątynie. Jednak nie zawróciła, wzięła paczuszkę ze sobą i dumnym krokiem wkroczyła w nieznany teren. Tą damą była twa babka a zawiniątkiem- ty. Spojrzałem na blade, schorowane dziecko i łańcuchy czarnej magii, przykuwające mnie do świątyni, pękły. Byłem znowu wolny i mogłem dokonać zemsty, z góry skazanej na porażkę, bo przepowiednie nie mówiły w tamtej chwili o moim zwycięstwie. Pauline odwinęła wtedy materiał, którym byłaś szczelnie owinięta i popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Doświadczyłem jej cudu; wyruszyła z tobą w świat legendy sprzed tysiąca lat z jednym tylko pragnieniem: uratować ci życie. Znałem tylko jeden sposób na to: musiałem związać się z tobą duchem i podarować ci życie. Dokonałem wyboru: nie byłaś człowiekiem ani żadną istotą, którą bym widział w ciągu ostatnich sześciu wieków. Dałem ci połowę swej smoczej duszy; a ty oddałaś mi swoją. Podarowałem ci smocze studnie bez dna- oczy. Teraz wiesz, dlaczego nie są tak czarne, jak jego. Oddałem ci jedno z wielu żyć, które mogłem stracić, gdy mym imieniem zawładnie Czarnoksiężnik, pragnący władzy. Co zyskałem? Nadzieje, że kiedyś mnie ocalisz. Od tamtej pory dzięki twej połówce ducha, czuję jak ty, czy ludzie. Wiem, z praktyki, co jest dobre, a co złe. Wiem, czym jest miłość, ból i gniew! Jak widać, jestem cały i zdrów, wymiana z tobą była korzystna dla obu stron. No, wiem. Zaczynam mówić jak smok. Drugi raz poddałem się i zamknięto mnie w najbardziej strzeżonym lochu Smoczej Krain, gdzie przebywałem do niedawna. Jesteś… bardzo ważna. Nie możesz tylko ulec jego czarowi, dlatego muszę cię tu zatrzymać, uczyć i przygotować do walki. – zakończył.

- Co stało się z świątynią?- Po tym, jak udało mi się uwolnić, jego bogowie wściekli na swego sługę, zniszczyli budowlę,

posyłając lawinę kamieni, która zniszczyła drogę. Dobrze, że są inne. – ziewnęły wszystkie leniwe

Page 36: 5

paszcze. Zaczęły się w nią uporczywie wpatrywać. Natalie poczuła ból głowy. Tak ją próbował zatrzymać, siłą!

Zamknęła oczy, wymówiła dziwną plątaninę słów i skierowała palec serdeczny prawej dłoni w jego stronę. Ból odszedł a smok był zdruzgotany. Teraz on odczuwał migrenę siedmiu głów, bo odszedł bez słowa, nerwowo kołysząc ogonem raz w lewo, raz w prawo. Musiała wykorzystać te smocze fochy i znaleźć jakieś informacje. Pierwszym celem zwiedzania pałacu były piętra znajdujące się najwyżej. Energicznie, nie pytając nikogo o zgodę, wyszła z komnaty i pobiegła po schodkach w górę. Miała zamiar przy okazji zaczerpnąć świeżego powietrza, dość tego pylastego, dusznego i drapiącego w gardle powietrza. Szybko wydostała się na zewnątrz, zachłysnęła się z rozkoszą świeżością i wróciła. Postanowiła poszukać drzwi, schodząc wolniej i uważniej przyglądając się ścianom. Zaraz je znalazła zamaskowane, prawie niewidoczne. Naparła całym ciałem na nie, ruszyły i wpadła do środka z łoskotem. Wstała, rozcierając stłuczone miejsca na ciele i zmierzała dalej prosto. Nie spotkała żadnej straży Człekosmoków ani służby. Po kilkunastu minutach dotarła do wielkiej sali wypełnionej dziwnymi sprzętami, na oko wyglądającymi na złom. Popatrzyła na ogromne szczęki trzymetrowej maszynerii, które wystawały ponad cienką ściankę, dzieląc ją od reszty. Weszła i upadła na kolana, ponieważ widziała coś tak strasznego, że nie umiała tego opisać. Nie umiała sobie wyobrazić, kto mógł zrobić coś tak wstrętnego, podłego i złego. W dziwnej maszynerii w kształcie koła z szczęką nad, leżała szlachetna istota., jednorożec maści srebrno-białej, nie siwej. Czy żył, czy było to martwe ścierwo. Podeszła bez strachu na tyle, blisko ile pozwała konstrukcja maszyny tortur. Ogon ścięty do zera wraz z krótko ostrzyżoną grzywą, u Feniksa była błyszcząca. Tu jej resztki były brudne, pozlepiane i skołtunione.Przyglądała się ciału, szukając widocznych ran- jedynym takim uszczerbkiem był spiłowany róg, lecz nie był to jednorożec, bo miał drugi. Dwurożec czy jednorożec? Oto jest pytanie!Spróbowała rozmowy. Nic. Pustka. Musiała go uwolnić!

- Maszyna raz po raz wykonywała serię ruchów, które ścinały włosy.- pomimo faktu, iż koń był niemal łysy na szyi – Jak mogę ci pomóc, nieszczęśniku?

- Zabij mnie, proszę.- usłyszała cienki, słaby pisk, pełen bólu, cierpienia.- Nie ma mowy. Wytrzymaj. Pomogę.

Wstrząsnął nią dreszcz obrzydzenia dla oprawcy i nienawiść, która skierowawszy się na machinerię, wybuchła jasnymi promieniami. Złom skwierczał z sykiem i zmienił się w pył. Jak to możliwe, że pokonała smoka i dziwną maszynę, uwolniła też Klany i Faethuros’a.

Dwurożec podniósł głowę i powstał. Pomyślała, że z martwych. Widząc bok, na którym leżał- zrozumiała. Przylegał ściśle do podłogi nadzianej kolcami, gwoździami i prętami, dlatego z jednej strony nie znalazła ran. Upadł, ona z nim. Zaczęła płakać, tak jak nigdy nie płakała.Tak piękna istota nie może teraz umrzeć.

- Nie. Nie, nie! – krzyczała półgłosem, nie rozumiejąc śmierci nadal. Siedziała na kolanach, pochylona z głową skuloną w rękach.

Faethuros właśnie odkrył, gdzie jest Natalie. W sumie nie było jej na sali tortur. Dopiero po najwyżej znajdująca się głowa, spostrzegła ją w Urządzeniu Likwidującym Cel Życia. Nie używali jej, tak jak reszty od niepamiętnych czasów.Światło było szarawe i tworzyło kulę wokół spłakanej dziewczyny, żarzyła się coraz jaśniej. Po kilku chwilach rozbłysła, poraziła go siedem par oczu. Gdy się otrząsnął, ujrzał nie Natalie a to kim była.Jej piękno było unieruchamiające, przytłaczające a Czarny Mnich mógłby zabić ją z samej zazdrości o urodę.

Miedziane włosy spływały kaskadami na nieskazitelną twarz, czerwień ust odcinała się od jasnej cery, kusząc zmysłowo. W jej oczach widział cząstkę siebie i teraz czuł. Ach, cudownie! Czuł bratnią duszę, więź, pokrewieństwo! Z tą jasną kobietą o niezwykłej mocy i umiejętności rozmawiania z zwierzętami.

Page 37: 5

Wysłannik Mroku zapragnie jej potęgi. Być może nadszedł ten czas, o którym śpiewały drzewa Ciemnych Borów?

- Anielica. Przeklęta przez bogów, ale jednak pozostała czysta. – w zachwycie wypowiedział na głos.

Olbrzymie, białe skrzydła, wyrastając spod łopatek, przeobraziły się nagle w złamane. Przeraził się tą mocą, która pozwalała dokonywać, czego chciała. Manipulowała swym urokiem nieświadomie mężczyznami, co było zatrważające.Bielsze, niż zaśnieżone szczyty Gór Szaleństwa, pióra spadały na brudną ziemię, jedno po drugim. Odliczanie. Cyk, Cyk. Cyk.Czarna krew kapała. Kap. Kap. Kap.Płynęła mozolnie nieprzerwanym strumieniem, kropla po kropli, spadając na ranne zwierzę. Nie goiły się, ale stwarzały czarną, galaretowatą powierzchnię, wstrzymując dalsze krwawienia. Prawe skrzydło było złamane. Była to sprawka Tristana, o czym nie wiedział. Przeczuwał, że Zły maczał w tym palce.Z tych półsmoczych jezior płynęły czarne łzy. Smutek ogarnął Pałac Niski, namacalny i o paskudnym zapachu końca.Anielica wstała, chwiejnym krokiem podeszła do Najwyższego, wskazała dłonią na dwurożca i upadła.

Od Faethuros’a dostała okrojone informacje na swój temat. Odniosła wrażenie, iż ja oszukał. Dwurożec powoli szedł obok niej, straciła Feniksa zyskując innego przyjaciela. Od chwili, w której wyruszyła do Xeveny, nic nie działo się tak jak powinno. Straciła dotychczasowe życie na rzecz tułania się po odległych światach, by dowieść swego początku. Nie było nawet małego światełka, niewiele się zmieniało- może tylko kłopoty, które nieustannie stawiały się w kolejce. Następnym problemem było nieodwzajemnione zakochanie się w mordercy, oszuście i złu w jednym mężczyźnie. To był najgorszy problem, z tej strony atak mógł zastać bierną postawę obrony.

- Może lepiej się poznamy, moja nowa przyjaciółko? – postanowiła zagadać do cichej istoty z nisko zwieszonym łbem. Jakby straciła całą wolę życia.

-Kto ci to zrobił?- Nie wiem. Pierwszą i ostatnią myślą było cierpienie, jego smród otaczał mnie przez setki lat.

Wieczność. Skąd mam wiedzieć? Wpierw spiłował mi róg, by wsadzić mnie do maszyny śmierci, jednak nie umarłam. Wyrywało mi włosie, ale po to by odrosły do zgolenia. Potęga jedno – oraz dwu – rożców tkwi w długości włosia grzywy i ogona. Rosną z wiekiem, a z nimi nasza magia. Miałem też parę wspaniałych błoniastych skrzydeł, jednak te niemal wyrwano mi siłą wraz z połaciami mięsa. Ledwo utrzymałam się przy życiu. Nasz róg daje moc widzenia przyszłości. Daje siłę, o którą nieraz marzyli czarnoksiężnicy. Dzięki dekretowi drugiego władcy Doliny Elfów, zakazującemu polowań na dwurożce, byłem spokojny o los. Znalazł się jeszcze ktoś wtedy z czarną magią i wsparciem nieznanego mi bóstwa, że zdołał mnie pokonać, złapać żywcem i torturować. Okaleczył i porzucił nagle na pastwę losu. Co ja pocznę? – spojrzał niewidzącym wzrokiem na nią.

- Choć ze mną. Zamierzam odnaleźć zło, które uczyniło z ciebie kalekę. Boleję nad twą stratą, gdyż twoim żywiołem było słoneczne, bezchmurne i błękitne niebo a nie ten padół parszywców. Wiesz coś może o jednorożcach? Mój przyjaciel, Feniks, uciekł. Nie wiem co się z nim dzieje. Czy żyje? – zwiesiła głos.

Skierowali się do miasta elfów, by poinformować króla Babecca II o zaistniałych wydarzeniach. Wybrali drogę krótszą, przez pasmo górskie, Alanta’lan, zamieszkiwane przez plemię Nodów. Natalie nie miała bladego pojęcia ani o ich wyglądzie, ani zwyczajach. Podstępna gadzina zapewniła, że przejdą cali i zdrowi. Dostali na drogę różnych przydatnych przedmiotów: by wykrzesać ogień, kupić jedzenie, otulić się nocą w coś suchego i ciepłego – jeżeli nie będzie można rozpalić ogniska.

Page 38: 5

- Jednorożców już nie ma. W czasie Okupacji Doliny Elfów wszystkie jednorożce, szukające swych partnerów, zostały zwabione dźwiękiem sygnału z nieznanego źródła. Myśląc, że tam czeka na nich jednorożec, zostały schwytane przez Orków i wyrżnięte w pień. Z ich włosia powstały Ciemne Bory, dwa tysiące lat temu. Nie kłam, z mojej rasy też zostało niewiele.

- Przysięgam na to, czym jestem. – biła się w serce.- Obietnica ta jest nic nie warta, anielico.- Więc wiesz? Faethuros również wiedział? Nie wierzę. To bzdury. - Widziałam twoje Objawienie, gdy ratowałaś moje bezużyteczne życie. Bo kim jestem?- Chyba jednorożcem? – zasugerowała, przeskakując kolejne źródełko górskie – Może Feniks

jest wyjątkiem.- Nie ważne. Straciłam wszystko i nie wiem, czy moi bracia i moje siostry żyją. Być może też ich

nie ma. Muszę spotkać się twoim bratem.- Opowiedz o Objawieniu. – prosiła błagając niemal na kolanach.- Jest to jedna krótka chwila, kiedy można zobaczyć Upadłego Anioła, jakim naprawdę jest.

Smok upewnił się co do ciebie. Objawienie różni się od Przemiany Ostatecznej, kilkoma sprawami, ale nie wiem dokładnie na czym polega. Wydaje mi się, że Władca Smoczych Wichrów celowo przytrzymał cię, by sprawdzić co drzemie w tobie. Skończyłaś dwadzieścia wiosen- przeszłaś na stopień pozwalający na świadome użycie magii. Znasz legendy?

- Tak. Wytłumacz mi, przydomek „Upadła”! Tego nie pojmuję, chodzę po ziemi normalnie.- Prrrrr. – wyszczerzyła zęby w końskim uśmiechu – Naiwno dziewczyno, upadła znaczy wyklęta

przez dobre bóstwa.- Czy jestem zła? - Nie wydaje mi się. Mam na imię Palomiro, tak w ogóle. Nie podziękowałam za uratowane

życie. Teraz moje należy do ciebie.- Zwalniam cię z tej głupoty, przestań smęcić. Lepiej się pospieszmy, niedługo zapadnie noc.

Przez trzynaście dni błądziły po stromych zboczach, porośniętych pradawnymi dębami i młodymi brzozami. Lasy liściaste pełne zwierzyny, przyciągały Łowców. Spotykali ich tylko z daleka, prześlizgnęli się niewidzialni.Docierając do wioski obcej kultury, Natalie trzęsły się nogi a Palomiro łypała okiem na lewo i prawo, w obawie przed atakiem.

- Czysto?- Możliwe, zaraz się przekonamy.

Mijali puste, okrągłe chaty, domowiska wyglądające na opuszczone.- Ani śladu bytu, prócz zostawionych chat. Jakby rozpłynęli się w powietrze! – skomentowała

klacz.- Chyba opuścili to miejsce. Dlaczego porzucili dobytek, domy i miejsce przodków? – zrobiła

szerokie oczy dziewczyna, która i tak nie wierzyła w baśń o anielicy. Upadłej anielicy. Nie gnała, jak opowiadał w karczmie dziadyga, za drugim, przemierzając świat. Nie istniał anioł, którego kochała. Był tylko Tristan- Czarny Mnich, Samozwańczy Król Smoków, Wędrowiec Mroku, morderca i sługa złych, nieznanych bóstw. Najpewniej to zauroczenie. Musiała się skupić na wiosce.

- Ani jednego Noda.Usłyszeli kwilenie- spod sterty gruzów wystawało sześć palców z długimi pazurami. Dziewczyna zbliżyła się na dobrą odległość; nie za blisko i nie za daleko. Nic.

-Kweeei. – rozległo się znowu.

Page 39: 5

Palomiro skurczona sama w sobie, zasłaniała się Natalie, stojąc za jej plecami. Ta odrzucała graty, spalone sprzęty, broń i śmieci. Kiedyś mogły być użyteczne i ładne, teraz brudziły delikatne dłonie czarną sadzą. Dokopała się do cudacznego stworka; skóra była gruba, chropowata koloru szaro-ciemnozielonego z rozmieszczonymi nierównomiernie plamkami. Nóżki krótkie, ręce dłuższe a głowa osadzona bezpośrednio na karku. Mógł być to jeden z Nodów. Mały Nod piszczał i wypluwała bordową krew ustami. Nie miał oka, drugie było duże z mętną, czerwoną źrenicą. Osocze sączyło się z licznych oparzeń i rany kłutej na brzuchu. Kolejny raz widziała cierpienie, tutaj nie było ratunku- może tylko szybka śmierć dziecka Nod, przyniosła by ulgę całej trójce. Chciała zlekceważyć te umierającą bestyjkę, bezskutecznie. Szybkim ruchem wyciągnęła miecz z specjalnego, lekkiego stopu i przecięła mu gardło. Dwurożec gapił się, nie wiedząc co powiedzieć. Czy była aż tak zła? Nie smuciła się, nie współczuła- wprost przeciwnie: z dziką satysfakcją zadała śmiercionośny cios, wycierając żądne krwi, ostrze o spodnie.

- Po sprawie. – uśmiechnęła się, ukazując swą podła, ciemną stronę. - Co ty zrobiłaś?- Ułatwiłam nam życie, gdybym nie dobiła Noda, musielibyśmy nieść go do celu podróży a i tak by zdechł. – dała prostą odpowiedź na trudne, niewygodne pytanie.- Co się z tobą dzieje, Natalie. Nie jesteś sobą!- A skąd wiesz, jednorożcu? Nie wiesz, co przeżyłam w ciągu ostatnich dwóch lat, a raczej

dwóch miesięcy.- Z chęcią zamieniłbym się z tobą. Teraz jesteś nieśmiertelna.- Że jak? Chyba całkiem padłeś na łeb. Może poziom inteligencji spadł ci wraz z rogiem? – była

złośliwa i nie umiała wyhamować, wyciszyć emocji. Za dużo jak na tydzień.-Idź sobie sama dalej. Pójdę już – klacz zaczęła się oddalać.- Nie, proszę, zaczekaj! Nie odchodź, jak Feniks, przepraszam i nie wiem, co we mnie wstąpiło!

– krzyknęła.Palomiro zawróciła, trzymając dystans od wybawicielki.

- Może uciekł, bo wiedział. Jesteś wstrętna, złośliwa i pyskata- o czym przekonuje się każdy w bliskim kontakcie z tobą. Jednak twoja prawdziwa natura upadłego anioła wygrała. Jesteś tak samo skażona złem, jak każdy twego rodu.

- Nieprawda! Nie znasz mnie. Uratowałam ci życie i nigdy nikogo celowo nie skrzywdziłam. Aż do teraz…

- Co będzie za tydzień, miesiąc, rok?- To nieistotne. Musimy ruszać dalej.

Przeszli przez cmentarzysko; wszędzie było pełno zaschłej krwi. Nad osadą Nodów wisiała czarna chmura, która okazała się być chmarą much i innych wstrętnych owadów, żywiących się resztkami padliny. Przez kilkadziesiąt metrów pobocza drogi usłane były trupami, chyba już miała takie szczęście, że podróżowała z śmiercią za pan brat.

Natalie usiłowała od czterech godzin spotkać się z królem Babecc’iem II, który zajęty był, jak dostała odpowiedź od kanclerza, „chędożeniem haremu”, dostała nawet propozycję zaszczytu „królewskiego dosiadania”. Nie zdenerwowała się, tylko pomyślała, iż w Xevenie źle się musi dziać. Widziała liczne wojska, nie było jej tu przez dwa lata- zapomniała jak wiele się mogło zmienić.Trzeba było zasięgnąć języka w Dzielnicy Johna Camberry. Wyruszyła natychmiast.

- Wrócę za kilka godzin i wtedy władca musi przyjąć audiencję obywatela- takie jest prawo. Do zobaczenia.

Page 40: 5

Rezydencja królów Doliny Elfów znajdowała się w centrum i była sercem miasta; ośrodkiem kultury muzyki, sztuki, handlu, rozrywki może mniej ale bez Błękitnych Sal, nie istniało bez niego. Ogrody Królowej były bardzo zaniedbane, w ciągu dwóch lat nikt nie zaglądał do ukochanych roślin.

- Co się dzieje? – to pytanie nurtowało ją, odkąd wkroczyła wraz z Palomiro do Obrzeży Słonecznej Krainy. Działy się tu rzeczy, o których nie mówiono otwarcie.Natalie wkroczyła w jedną, z promieniście odchodzących od rynku, uliczek i skręciła w kierunku północnym. Jeszcze tylko kilka ciasnych uliczek i znajdzie się w tej właściwej.

W tej części domy zbudowane z sosnowego drewna miały wielopiętrową konstrukcję, licha jakość wizualna nie przeszkadzała ubogim mieszkańcom- wprost przeciwnie. Zdawali się kochać brzydotę, ale uwielbiali czystość- dzięki czemu w mieście nie było tak wiele szczurów. Panoszyły się jednak pożary, którym nie umieli zapobiegać. A to dziecko pobawi się koło paleniska, a to żona zapomni wygasić w piecu. Tak tutaj wyglądało życie. Druga połowa miasta- ta lepsza; była bogata i brudna, co skłaniało do refleksji: od kogo bardziej będzie śmierdzieć?!Zobaczyła rozklekotany budynek, taki parterowy z poddaszem na noclegi dla pijaków i kurw, nabazgrany krzywo napis głosił dumnie: Czarny Wujek John. Piwo. Wódka. Dziwka. Jadło.

- Miło. – mruknęła, zadowolona. W takich spelunach znajdzie się niejeden moczymorda. Zapukała i nic, drugi raz - to samo. Kopnęła grube drzwi i wtedy stara szynkarka uchyliła, odsuwając sztabę.

- Czego?- Dziwka.- No dobra, dziś jest was pełno. Klientów nam nie brakuje. Wchodź szybko. – wpuściła Natalie,

która musiała udawać prostytutkę. Babcia wiele mówiła o mieście i jak sobie w nim radzić. Zawdzięczała jej tak wiele. Teraz musiała sama stawiać czoła trudnościom.

W szynku było wiele łajz, złodziej i prostytutek, nawet jedna elfia. Przysiadła się do niej, blisko lady. Miała krótkie włosy, ostrzyżone na jeża, ufarbowane na mocną czerwień i usta w tym samym kolorze. Oba małe uszy, były przebite, po trzy kolczyki na każdym. Jej mały, zadarty nosek miał bliznę, która ciągnęła się ukośnie na lewe oko, aż do brwi.

- Piwo? – zapytała szeptem.- Wódka, trzy monety jak dla ciebie za pół godziny. Powyżej pięć. Bez udziwnień. – odrzekła.- Dziesięć za informacje. Stoi?- Stoi. Byle szybko. Nie mam czasu.- Babecc II. Wszystko co wiesz o Xavennie. Interesują mnie plotki, polityczne i układy. Ostanie

dwa lata. – zawęziła zakres.- Z burty spadłaś? Przez dwa lata Xavenna była oblegana przez Armię Ciemności. Połowa

naszego wojska padła w bitwie pod Skałą Wisielców: dwanaście tysięcy ludzi i elfów, czterystu centaurów i zamordowana królowa. Przez miesiąc spalono wszystkie wsie Rubieży Wschodnich, Zachodnich i wioski Północnej Granicy zrównano z ziemią. Dosłownie, całe rodziny; starych, młodych, kobiety i dzieci, zakopywano żywcem po szyję, by przegnać stado dzikich blusonów. Nie mieli szans, nawet oddziały ocalałych mężczyzn i na szybko zorganizowane powstanie mieszczan, nie dały rady wyprzeć napastników. Nikt nie przeżył, prócz kilku koni. Babecc II zalecił spalenie wszystkich ciał, by nie rozszerzyła się epidemia kurbaszu.

- Bodaj byśmy szczezli!- -Natalie przełknęła niewidzialną gulę. – Kontynuuj.- Się porobiło. Gdzieś ty była, że nic nie wiesz? – zdziwiła się szczerze elfia prostytutka.- To długa historia. I tak byś mi nie uwierzyła. Mów, czas mnie nagli.- Daruję sobie szczegóły, bo widzę wódeczkę. Po kolejnych klęskach strategicznych, Babecc II

załamał się i próbował poddać miasto. Normalnie jak nie prawdziwy król. Przekazał dowodzenie kanclerzowi. To mój najlepszy klient, płaci podwójną stawkę i zostawia zawsze jakiś drobiazg.

Page 41: 5

- Poddał miasto…- przypomniała elficzce temat rozmowy.- A, właśnie. Dzięki nowej strategii i wsparciu finansowym starych rodów, udało się

powstrzymać na jakieś pół roku, zło. Wszyscy odetchnęli z ulgą i wtedy nadeszło widmo Edl’ów. Pewnego dnia zakryli wschód słońca swą liczebnością wojsk i wkroczyli do bezbronnego miasta, które dopiero co leczyło rany po poprzedniej klęsce. Znów Marbon okrążył je, gdy żywiły się na dzieciach, poświęcając je, co do jednego, stłamsił, tracąc najwaleczniejszych ludzi. Hegemon otrząsnął się po stracie żony i zaczął zbierać wszystkie dobre, jasne moce, z którymi dawniej mieliśmy niepisane umowy wojskowe. Amazonki, wiedźmy, wróżki zbagatelizowały sprawę. Podobnie było z smokami - do których wysłano gońca z prośbą o pomoc. Kayle był moim przyjacielem, elfem i ostatnią nadzieją. Niestety nawet kupcy nie mogli czuć się bezpiecznie. Ślad po nim zaginął. – Natalie zrobiła wielkie spodki z oczów i podała kolejną monetę na blat.

– Elfy zbuntowały się, twierdząc, że stracili za dużo braci w krwawej jatce. Marbon zrezygnował, rzucając szalonemu władcy pisemną rezygnację z funkcji kanclerza. Wtedy zjawił się tajemniczy przybysz na czarnej chimerze, swym zapałem do obrony zaraził tych pozostałych przy życiu. Przekonał magów Kręgu Leśnego, by istoty magiczne Lazurowych Wód wysłały swych najlepszych wojowników. W efekcie dzięki niemu uratowana ostatni raz stolicę, Dolinę Elfów i tyłek nieudolnego króla. Potem ten odszedł, bez słowa i wtedy przybyło najgorsze: demony, dahkirie, wampiry i ich pani, Bogini Kanis. Wraz z swym rydwanem, zaprzężonym w szesnaście olbrzymich Sępów (które uznano za wymarłe), zebrała najkrwawsze żniwo- porwała wszystkie dziewice z szlachetnych rodów. Ich głowy nadziała potem na pale i wystawiła na pożarcie Sępom. Wszystko to działo się trzy tygodnie temu i nagle znikło. Jakby Zła Pani miała coś pilniejszego do załatwienia.

Magowie w zamian za pomoc zażądali odnowienia Kolegiaty Nauczycielskiej i zebrania datków na uruchomienie Szkoły Magii. Pamiętasz, że sześćset siedemdziesiąt dziewięć lat temu została zamknięta przez Torwadusa VII, uznając za zło wymykające się spod kontroli. Babecc II przystał na to, finansując z podatków odbudowę szkoły, uznając za konieczność – by mieć wyszkolonych czarowników pod ręką. Ludzie są zmęczeni i protestują przeciwko wysokiemu cłu na wszelkie towary, inteligencja uciekła. W państwie zostali złodzieje, mordercy, kurwy i dupolizy. Nie ma na kogo liczyć, ja przeczuwam atak za miesiąc. Marbon powiedział, że za trzy dni wyrusza do portu Liliowa Syrena, gdzie za skrzynię złota, piraci pomogą mu uciec. Zaproponował mi, bym z nim wyruszyła, ale ja wolę wolność dziwki. Jestem ciekawa, czy moja wizja się sprawdzi. – zakończyła swoją opowieść.

- Widziałaś przybysza? Tego na czarnej chimerze? Jak oni wyglądali? – zaciekawiła się niespodziewaną znikąd dziwną formą pomocy.

- Tak, był tu kiedyś i rzucił zaklęcie Zamroczenia Umysłu. Jako Elfa czystej krwi, jestem odporna na takie sztuczki, więc mogłam mu się dobrze przyjrzeć. Mimo tego niewiele ujrzała, był w długiej, krwistej pelerynie z czarną, futrzaną etolą z kapuzą, w której ukrył twarz. Chimera czekała na niego spokojnie przed tawerną: głowa osła, ciało hieny i brak ogona. Pokryta długim, czarnym włosiem, z pyska leciała jej ślina, która kapiąc na drogę, wypalała dziury wielkości pięści. Była ślepa, więc polegała na węchu i słuchu. Nieznajomy wypił nie piwo, a czysty spirytus i zjadł pół kury, mógł nie płacić a zostawił nawet suty napiwek dla szynkarki. Podejrzane to wszystko.

- Masz rację. Dzięki za pomoc, olśniłaś mnie w wielu sprawach. W zamian za tak rzetelnie opowiedziane plotki, powiem ci coś. Mówiłaś o elfie.

- Miał na imię Kayle.- Tak, jak się rozstaliśmy był w całym kawałku, zdrów. Nie wiem, co zrobił dalej- być może

szukał innej drogi do smoków.Elfka oddała jej wszystkie monety.

- Dziękuję, wyruszę na jego poszukiwania. Nie wiem czemu, ale wierzę ci na słowo. Żegnaj.

Page 42: 5

- Aha – dodała naprędce, szukając już następnego klienta – Jak będziesz mnie potrzebowała, nie tylko do usług i plotek, wpadnij!- Dzięki.Natalie jeszcze nie mogła przyswoić nawału wydarzeń, nie rozmyślała nad ofiarami wojen, bitew

i klęsk złych decyzji władcy. Nie mogła być słaba. Wiedziała tylko, że był tu Tristan Samozwaniec i to dzięki Kanis miał nieograniczoną władzę nad czarną magią. Po co ten podstęp? Kanis musiała zarządzić odwrót, by ratować sytuację w Smoczych Wichrach. Dzięki niej, co teraz sobie uświadomiła, Dolina Elfów istnieje dalej. Może nie do końca wierzyła w bajeczkę upadłej anielicy, ale za to czuła smoczą połowę Faethuros’a w sercu i więź ich łączącą, od momentu, gdy poznała prawdę. Spotkała się z Palomiro w królewskich stajniach, które przez ostanie potarczki, świeciły pustkami. Brak zwierząt, brak stajennych. Brak niewygodnych świadków.

- Musisz ostrzec Babecca! – stwierdziła od razu Palomiro, po wysłuchaniu nowych wieści.- Z tego co mówiła elfica, jest świrem. - I nadal królem.- Chciał poddać miasto i całe państwo. Wątpię, że mi uwierzy na słowo. Mam tylko ciebie

za świadka.- Natalie, daj spokój. Co nam szkodzi. Masz lepszy pomysł?- Zaraz, zaraz. Chwilunia, mam lepszy pomysł.

Po pół godzinie Natalie wróciła z Larreną pod ręką, elfką z Czarnego Wujka John’a.- To Dwurożec, w sumie teraz Jednorożec, klacz Palomiro. A to Larrena- źródło przyjemności

i informacji z pierwszej ręki. – przedstawiła istoty – Larrena będzie ostoją planu, dzięki któremu Babecc II uwierzy nam na słowo i przyjmie do siebie na prywatną audiencję.

- Jak? – spytała klacz.- Przekonasz się sama.

Larrena posiadała szczupłą, zgrabną sylwetkę i drobne piersi- była w typie podstarzałego króla. Ten od razu, widząc piękność, zaprosił ją na widzenie. Bez świadków.

Larrena, wykorzystując okazję, przeszła do sedna. Głaskała go po plecach, łaskotała po dłoniach, by na końcu rozebrać. Rozniecić żądze i podniecić do granic bólu niespełnienia. Była w tym mistrzynią.Po wszystkim, co trwało tylko kilka chwil, Lorrena mrucząc pod nosem o kanclerzu, próbowała zainteresować anegdotkami kochanka. Ten łatwo chwycił przynętę. Jego włosy na plecach zjeżyły się.

- O czym ty mówisz, kochana? – drapał się po czole.- To ty, wielki władca Xeveny – zrobiła wielkie oczy – nie wiesz o niczym?- Yyyy…miałem inne sprawy na głowie. Więc podziel się ze mną, złotko.- Ja wiem tyle, że kanclerz spotkał się z pewną kobietą. Spotkała waszego zbawcę. Twierdzi, że

jest oszustem. Ożywił się i mruknął coś pod nosem. Nie mógł znieść faktu: ktoś wie lepiej od niego. Lorrena

wyszła, zostawiając władcę samego.Po dwóch dniach Babecc II z nadgorliwością przyjmował wszystkie kobiety, szukając w nich młodej, o twarzy dziwki – jak przypuszczał. Cztery dni później zjawiła się stara kobieta: przygarbiona i pachnąca ziołami.Natalie postanowiła całkowicie przekonać władcę za pomocą przebrania starej, mądrej kobiety.

- Panicku, co obacyłam: whiele – opluła go dla zasady – i nic. Powiem cji, ale jeshli mi uwiezysz na slowo. Ni wiem duzo o tym, bom gupia jest jak but. Ludzi gadajo, zem modra. Sam ocen, co uslysysz.Z trudem opanowywała złośliwy uśmieszek. Kretyn, pomyślała. Daje się nabrać na każdą sztuczkę, jaką mu serwowała.

Page 43: 5

Babecc nie był aż tak głupi, od początku, gdy ujrzał rzekomą staruszkę, zobaczył młodą kobietę niezwykłej urody i talentu gry. Prawie go nabrała. Podniósł kciuk, dając tym samym znać drugiemu doradcy, by pojmać kłamczuchę.Do sali przyjęć wpadła uzbrojona po zęby straż, jakby mieli zamiar polować na niedźwiedzie górskie, których nie widziano o kilkunastu lat w Ciemnych Borach.

- Wiem, że jesteś kobietą, która wie najwięcej. Tylko po co udajesz babcię? – rozbawiony, bawił się nią.

- Królu, jestem Natalie. Muszę z tobą poważnie porozmawiać. Opowiedziała mu wszystko o ostatnim życiu w tułaczce i bezprawiu, gdy ją uprowadzono

i zniewolono – czar prysł tylko dlatego, że Natalie posiadała silną więź z Najgadszym z Smoków. Musiała zataić kilka spraw, ale słuchacz był zainteresowany niesamowitą opowieścią dziewczyny. Po kilkunastu minutach zamilkła i czekała na jego reakcję, nie znając jego zdania.

- Co proponujesz? – zasępiony, z grobową miną i zielenią na twarzy, oczekiwał gotowych rozwiązań.

- Szlachetny panie, jestem twoją poddaną i miałam zamiar tylko przedstawić ci wydarzenia, byś mógł zapobiec dalszemu przejmowaniu władzy w krajach naszych braci i sióstr przez sługę ciemności. Na imię ma Tristan: jest niebezpieczny, przejmuje władzę nad umysłem. To doskonały manipulator, łotr jakich mało. Oszukał cię i do tego służy Kanis, zwą go przez to Czarnym Mnichem. W Smoczych Wichrach członkowie sześciu klanów nazywają go Samozwańcem. Ja zwę go Wędrowcem Nocy, ten potwór próbował zapanować nade mną, lecz udało mi się przeciwstawić i nie wiem komu to zawdzięczam. Szukając swego pochodzenia wplątałam się w tą historię zupełnie niechcący i nie mam zamiaru mieszać się w to gówno nadal.

- Właśnie proponuję ci i nakazuję dzielna pani, moja poddano, przyjąć rolę mojego królewskiego kanclerza. Poprzedni okazał się nielojalny i zrezygnował. – Wpadła mu w oko. – Widziałaś twarz?

- Zgadza się, widziałam. Nie zamierzam przyjmować politycznej kariery, bez obrazy panie. Mam ważniejsze sprawy na głowie.

- Co jest ważniejsze niż dobro Xeveny, świata i służba koronie? – zdziwił się, każdy marzył o tym.

- Masz rację królu. Moje życie wobec tylu jest nieistotne, ale następnym razem nie uda mi się przezwyciężyć uroku Tristana. To nie może się udać takiej istocie, jak ja! – krzyknęła z rozpaczą.

- A kim ty jesteś, do cholery? Robisz wokół siebie tyle szumu, dziewko! – rozgniewał się i z zieleni zmienił się w purpurę. Barwy królewskie, ale w złym guście.

- Mówiono o mnie anioł. Upadły.- O czym ty mówisz! Co? Jesteś ładniutka, ale to nie powód by wymyślać bajeczki, których

naopowiadała ci twoja babka – wariatka!Zakotłowało się w niej, cała czarna fala nienawiści do niego wypłynęła z serca i nawet lepsza

smocza połowa nie mogła uchronić jej przed ciemnością. To samo czuła, gdy zabiła po raz pierwszy i ten sam mrok okalał ją szczelnie, gdy była z nim. Widmo Tristana prześladowało ją za dnia i w nocy, wyzwalała się w niej żądza sprawiania bólu. Nie umiała bronić się z takimi obcymi tworami. Czarne macki wybuchły wraz z gorzką prawdą z głębi.- Jestem Anielicą Kanis, rozumiesz to?!

Babecc II w młodości nie bał się niczego. Gdy zaczęła krzyczeć, uznał ją za wariatkę, oszalałą przez to, co przeżyła. Jednak wtedy zmienił zdanie. Ujrzał krucze, ogromne skrzydła, które pięknie lśniły w słońcu i błyszczały, będąc w najlepszej formie. Spojrzał w jej oczy: rzucały niewidzialne iskry mordercy w jego stronę, niebieskie żyłki na czarnych, bezdennych źrenicach jarzyły się najczystszym błękitem, były nieskończenie piękne i zimne. Z przerażeniem stwierdził:

- O kurwa, obsrałem się. Ja, Babecc II!

Page 44: 5

Czuł jak smród rozsiewa się po sali tronowej i łączy ze złem. Czy tak ono pachniało?

Rozdział 4

Obudziła się w zimnym lochu i rozglądnęła się dookoła. Co prawda, było to więzienie, ale luksusowe: miękki dywan, zielone ściany, meble i kraty, zamiast drzwi.

- Co ja tu robię, do licha? Bolały ją plecy i czuła metaliczny posmak w ustach. Do tego nie pamiętała wczorajszego dnia ani nie znała powodów uwięzienia przez monarchę.

- Straże, straże! – darła się dopóty, dopóki nie przybył młodzik w skórze z dzika.- Czego?- Żądam natychmiastowych wyjaśnień w imieniu prawa kobiety niewinnej!- Nie znam takiego. Po prostu czekaj.

Obrócił się i wyszedł na pięcie z pośpiechem. Zjadła pomyje, leżące w starym kawałku większego naczynia i nasłuchiwała. Po dwunasty

tysiącach czterdziestu dwóch biciach serca kazali jej wyjść i eskortowali do prywatnego gabinetu drugiego doradcy królewskiego, Suma – człowieka małego wzrostu, lecz dużej wiary. Nie koniecznie w siłę hegemona.

- Usiądź, drogie dziecko. Natalie, jak widzę w papierach. Wiem o wszystkim, ale ty nie. Doprowadziłaś Babecca do skrajnej paniki i musiał zaszyć się z dala od kobiet w komnatach. Gratuluje stanowiska, teraz jesteś wyżej niż ja, drogie dziecko. – Patrzył na nią z nadzieją. Jak widać nie był wierny ani nie pałał miłością do obecnego rządcy.

- Co znowu? Dajcie mi spokój.- Nie możemy, jesteś kanclerzem. Zostałaś nominowana przed atakiem, więc musisz czynić

honory. Dostałaś kilka zadań od Wysokiej Rady. - Chyba zwariowaliście do reszty. Wszyscy oszaleliście. - stwierdziła z przekonaniem.- Nie dziecinko. Ty jesteś wybranką króla. Dorośnij. Oto twoja lista zadań do wykonania.

Podał jej niewielki świstek i zaczęła czytać na głos.- Uwiedź, zniewól, zabij, unieszkodliw Czarnego Księcia. Zajmij się reorganizacją wojsk.

Zawrzyj sojusze i odnów stare przymierza. Zbierz wszystkich chętnych do walki. To absurd. Sami tego chcieliście: znoszę podatki na króla i zmieniam ich przeznaczenie na wojsko. Tymi bzdurami zajmiesz się ty, ja spróbuję odnaleźć mojego księcia. Znaczy się Samozwańca! Pa.

Uciekł jak najszybciej od tego politycznego kotła. Nienawidziła Babecca II – był straconą nadzieją, ochłapem człowieka i elfa, śmieciem i mazgajem, dupojebcem z haremem. Był jak zaraza, leniwie tocząca śmierć na swych poddanych. Była to kwestia czasy, gdy królestwo upadnie i to ona była jedyną nadzieją. Czuła wielką odpowiedzialność za poddanych – podopiecznych; wszystkie rodziny i rolnicy, chłopi i bogacze byli zdani na nią, uzależnieni od decyzji kanclerza. Kobiety kanclerz. Tylko raz w historii Doliny Elfów takie wydarzenie miało miejsce i to jedynie przez tydzień. Nirena pełniła tę funkcje przez sześć dni, została zamordowana. Tej zbrodni dokonał jej konkurent na stanowisko, którego powieszono. Larrena z Palomiro przywitały ją bardzo wylewnie: przytulając i ściskając (Larrena), liżąc i rżąc (dwurożec) jakby nie wierzyły, że żyje.

- Gdzie byłaś? Co się z tobą działo? – przekrzykiwały się jedna po drugiej; każda na swój sposób.

- Ujawniła się moja ciemna strona; zaatakowałam słownie króla, który mianował mnie koronnym kanclerzem, wtrącono mnie na noc do lochów i muszę go złapać. – wyjaśniła jednym tchem , dysząc.

- Kogo? Księcia Kanis? Masz przechlapane. Ja ci w tym nie pomogę, stronię od polityki!

Page 45: 5

Elfica odeszła i pomachała im na pożegnanie, życząc powodzenia. Zostały same ze sobą i mogły spokojnie spakować niemal żaden dobytek. Natalie spakowała dużo jedzenia: suszone plastry mięsa, mąka fikusowa, śliwki i morelinki. Z trudem ukrywała radość spowodowaną rychłym opuszczeniem miasta. Było pochmurne popołudnie i nadal nie wiedziały w którą stronę się kierować. Przypuszczalnie musiały, bo Palomiro zdecydowała zemścić się na Tristanie i jej pomóc, wyruszyć przez Ciemne Bory i trafić do Krainy Orków. Ber’Asta Ghyl, Wąwóz Króla Carresy - miała wiele nazw, tak jak sługa bogini. Jedno było pewne – jeśli nie byłeś kupcem do prawa przejazdu tym bagnem, nie wracałeś już do świata żywych. Trudne decyzje czekały na obie, czy poświęcą swe życie w obronie dobra? To miało okazać się, gdy już znajdą najbardziej poszukiwanego łotra ostatnich wieków: był nie tylko zagrożeniem dla Babecca II, ale i dla świata, który znała i kochała Natalie. Kochała życie całą sobą, swym jestestwem, którego nie znała do końca. Czuła jego odległe bicie serca, ukryte pod warstwą czarów, by nie odnalazła go. Nie umiała nazwać uczuć, których do niego żywiła: nienawiść, ból, czar, magnetyzm. To trudne, jednocześnie kochać i nienawidzić. Nie umiała nie myśleć o nim, jak tylko w kategoriach pięknego zła, groźnego i niedostępnego dla zwykłych śmiertelniczek. To szalone, nazywać go swoim, skoro nigdy nie będzie mieć dostępu do serca z lodu. Kim była, jak nie umiała nazwać się zwykłą kobietą? Czuła, że przyzwyczaja się do bycia aniołem. To trudne, wierzyć w baśnie i być ich ucieleśnieniem.

- Palomiro, czy możesz sprawdzić za pomocą swej mocy, kim jestem?- Mogę, ale stracę jej pozostałości na zawsze i będę tylko wierzchowcem z naroślą na łbie.

Spróbuję zaatakować Snem. Jedyny róg skupił wokół siebie światełko, które okazało się pyłem, iskrzącym w słabym świetle

słońca białymi kolorami. Natalie poczuła jak senność próbuje zawładnąć umysłem i zmęczonym ciałem, które zaczęło się bronić. Blokada i pustka były za słabe, jak widać moc dwurożca była ogromna, ale Palomiro nie umiała jej docenić. Cztery razy zamykała oczy, wtedy jej siła rosła i malała. Jej śnieżnobiałe skrzydła, które ujrzała klacz, były w lepszym stanie, niż ostatnio. Rany zasklepiły się, czarna krew zostawiła ślady w postaci smug szarawego koloru. Nie było już tego blasku, co dawniej i nie było jasnej poświaty – sama anielica.Czy upadła? Czy podąży za kimś? Na razie musiała zabić lub pojmać Tristana Samozwańca, od tego zależało jej życie. Palomiro została odepchnięta z nadludzką mocą, urok prysł, bo Natalie była anielicą. Jeśli pokonała moc rogu, były już pewne jej pochodzenia.

Dotarły do bagien po długiej i męczącej podróży, po drodze spotkały dwóch „znajomych” Natalie, których nienawidziła za zniewolenie. Uciekły przed pościgiem tylko dzięki Palomiro, która poniosła towarzyszkę na własnym grzbiecie. Gdyby zachowała skrzydła, nie byłoby takiego problemu, bo poszybowały by jak najdalej. Wkrótce i poczuły obrzydliwy, przykry zapach – zwiastujący Ber’ Asta Ghyl. Odór śmierci, przygody i wyzwolenia od Tristana. Nie mogła przestać o nim myśleć.Gdy była tak blisko, musiał ją wreszcie wyczuć; Kanis mogła się bać o swego sługę.

- Czarny Książę, czy nasza armia jest gotowa do wymarszu? Jak jest nasza liczebność? – pytała bogini, ssąc jego krew.

- Udało się zebrać dwadzieścia tysięcy Orków, sto dwadzieścia sześć drużyn różnych rozproszonych istot mroku; wampiry, umarlaki, kobisze, plemię lasu, bandyci i mordercy, gwałtownicy, lud z Gór Szaleństwa. Razem będzie czterysta tysięcy stworów i istoto, gotowych w imię Armii Ciemności, zabijać i rozkraść Dolinę Elfów. Moja pani, wyczuwam tę ludzką dziwkę, moją niewolnicę. Tak, tę samą, która powstrzymała dokończenie dzieła w Krainie Smoków. Niedługo dwurożec skonałby a jego siła zmieniłaby wszystkie smoki w trupy a potem w bachusy. Nie udało się, trzeba ją złożyć ci

Page 46: 5

w ofierze, pani. Czy życzysz sobie tego? – kosmyk czarnych włosów spadł mu na oczy, zdmuchnął go i jęknął.

- Tak, jesteś genialny: wypiję jej moc wraz z krwią. To praprapraprapracóra zuchwałego czarnoksiężnika. Dzierlatka jest moją poddaną, o której nie wiedziałam, aż do momenty, gdy przeszła Rytuał Objawienia. Jednak coś mi tu nie pasuje!

-Niemożliwe. Wszystkie upadłe anioły służą ci wiernie, wielka pani. Jak to możliwe, że ona jeszcze żyje? Czyżby nie wiedziała kim jest i dopiero teraz zmierzała we właściwym kierunku? Zapewne będzie ci służyć! Umrze, gdy przyjdzie jej czas. Klątwa przejdzie na następne pokolenie. Jesteś taka piękna i powiedz, bogini, czy to mnie przypadnie bycie myśliwym i katem? Daj szansę na moją zemstę. Pozwól mi ją złamać. Pozwól mi tobie służyć! – prosił na kolanach pokornie.Kanis zamachnęła się błoniastymi skrzydłami, które podarował jej sługa. Skrzydła dwurożca przyrosły Kanis do ciała – miały one magiczną moc życia i przyrastały od nowa do ciała, gdy je usunięto koniowi.

- Zabij. Wyrok zapadł. Anielica będzie martwa.

Zostały zaatakowane znienacka, gdy spokojnie i niestrudzenie brnęły błotnistą drogą dla kupców. Nie spotkały po drodze ani jednej żywej duszy, nikt nie mógł im pomóc. Próbowały umknąć tak jak handlarzom niewolników – niestety Natalie pojmano. Palomiro nie miała już takiej woli życia, po torturach i nie walczyła o nie tak zaciekle, gdy dzidy orków przebiły jej smukłą szyje i serce. Gdy Natalie ujrzała jak po tylu cierpieniach, Palomiro umiera z rąk oprawcy, przestała uciekać, miotać się i kląć na stwory. Jej moc przygasła a ból na nowo połączył się z męką, na nowo wypełniając jej serce i życie. Zwłaszcza, że jako kanclerz zawiodła mieszkańców Xeveny i Larrenę. Nie traktowała serio nominacji, ale poważnie podeszła do misji. Pragnęła zemsty za dwurożca i smoki. Za siebie, za każdą skrzywdzoną przez Wędrowca Nocy i Kanis istotę. Dlaczego nic jej się nie udawało? Tylko przypadek kieruje jej życiem, nie ma nad nim kontroli. Czemu wciąż wędruje po ziemi, nie zapuści korzeni? Czyżby szukała swego anioła?

Rozmyślania ofiary przerwał ten sam świetlisty pył z rogu Palomiro, gdy umarła i przemieścił się w jej stronę, wnikając do głowy. Zamigotało jej przed oczyma, zakręciło się i odczytała przekaz, moc czy cokolwiek to było. Palomiro dała jej moc przeciwstawienia się więzi niewolniczej wobec Kanis i orków. Nie wiedziała jeszcze, że Upadłe Anioły służą bogini a ta karmi się ich krwią. Ostatkiem sił życiowych odrzuciła wstrętne straże i uciekła. Zanim spowolnieni strażnicy połapali się w podstępie anielicy, sługa Kanis ruszył w pościg. Miała być łowcą, lecz teraz role odwróciły się: była łanią, na którą polowała wataha stworów. Orki zaniechały pogoni, wiedząc, iż Tristan dopadnie ją.

Gdy biegła, serce podeszło jej do gardła, nogi jak z piasku, chciały się rozsypać. Zmuszała się do ucieczki, raz w lewo, raz w prawo: próbowała go daremnie zgubić. Nie pomogło kluczenie wśród lasu poskręcanych gałęzi, martwych pni i bagna. Słyszała jak się zbliża; nie upadła dotychczas, była blisko stromej skały. Pionowa, przeorana tunelami, jaskiniami i dziurami powierzchnia dawała nadzieje na schronienie. Może nawet ocalenie. Usiłowała wymówić jakąś formułkę, zaklęcie, ale jedynie pragnienie ziściłoby marzenie.

- Chcę już być w jaskini. – szepnęła, zipiąc.Czuła jak zimny pot oblał całe jej zmęczone ciało, jak dostaje gęsiej skórki, jak płuca odmawiają posłuszeństwa, aż w końcu runęła twardo na cuchnącą ziemię. Tak musiało się stać, nawet nie zabolało. Odrętwiałe ciało nie przejęło się zwichniętą stopą. Natalie nie przejmowała się już niczym. Zamknęła oczy. Nie łykała ani gorzkich łez porażki, ani słonych po stracie.

Tristan, jak zwykle ubrany w pelerynę z kapturem, zdziwił się ponownie. Ta niewolnica była naprawdę niezwykła; kupując ją nie spodziewał się, że narobi tyle problemów. Czuł jej zapach wyczuwalny tylko przez niego, doznawała tego samego, poznawał ból. Ból? Roześmiał się w biegu, co

Page 47: 5

to jest? Nie czuł tak dziwnie od setek lat; od dawna nie czuł litości, bólu straty, cierpienia. Nigdy nie zależało mu na nim, a kobiety traktował jak kurwy. Niepotrzebne przedmioty służące prokreacji – taki stan odczuwał dzięki swej pani, Kanis. Dzięki niej w zasadzie nie czuł nic: totalna nicość i pustka, życie wypełnione lojalną służbą bez cienia sprzeciwu. Bez wahania. Bez wątpliwości. Bezproblemowo. To było jego życie, bezwolny byt i władza. Jedyne co lubił robić, to czynić zło, siejąc trwogę i strach. Jego pasja umiłowana i opanowana do perfekcji, tak samo jak tortury. Miał zawsze to, czego chciał. Chciał zaspokoić swe ponadprzeciętne żądze – gwałcił, pragnął władzy – zabijał konkurentów, potrzebował informacji – sprawiał katusze. Nienawidził jakiejkolwiek formy sprzeciwu, dlatego wciąż go zaskakiwała. Nie mogła być upadłą, Kanis myliła się – zawsze gdy mówiła o jego niewolnicy, była pijana, naćpana lub półprzytomna, a zdarzało jej się to cały czas. Zarządzała uczty i orgie, na których upijała się krwią dziewic. Wtedy władza i kontrola nad państwem orków była tylko w jego rękach, co mu schlebiało.

- Gdzie jesteś, ptaszyno? – Natalie znikła mu z pola widzenia. Spostrzegł od razu labirynt rzeźbiony dawno w litej skale, wyjścia w nim nie było. Nie znał go. Pobiegł szybciej i znalazł się w ciemnej jaskini. Była podobna do jego kryjówki w Ciemnych Borach, nieopodal Krainy Nicości. Postanowił poznać tunel z lewej, jej serce biło słabo. Usiłując zbadać jej umysł głębiej, za każdym razem natrafiał na silny opór. Mógł stwierdzić czy jest blisko czy daleko, wczuwając się w tętno i nic więcej. Pierwszy raz w życiu był bezsilny, trzeci raz ktoś mu się sprzeciwił. Tylko ona była do tego zdolna: pierwszy był, gdy została jego niewolnicą: z dumą patrzyła mu w oczy. Drugi, jak poznała jego imię, wzbudziła w nim pragnienie jej ciała, pomogła smokom. Ostatni – sekundę temu znikła mu sprzed nosa, zablokowała drogę do myśli.

W środku nie było aż tak ciemno, kierując się w lewo powodowany instynktem i jej bliskością, doszedł do kolejnej jaskini. Była bardzo stara, stalaktyty i stalagmity tworzyły bajeczną konstrukcję, łącząc się lub przybierając barwy oceanów. Odcień przypominał mu jej oczy; oceany błękitne i zdradliwe, oceany tak głębokie, że dopiero po zanurzeniu, otchłań bez końca przybierała czarny kolor. Jej oczy jego niewolnicy.Rozglądnął się dookoła, cztery wąskie tunele, ciemne, ciasne i mokre.

- Którędy?Przeszedł krok i prawie by się potknął o coś większego niż kamień.

- Niewolnica! – szepnął.Nie czuł jej serca, dlatego nie wiedział, którędy iść! Schylił się, kucnął i zbladł. Ściągnął kaptur

z głowy, następnie rzucił pelerynę na ziemię, uprzednio wkładając pod nią wyschłą trawę, siana o dziwo było pod dostatkiem. Delikatnie przeniósł ją na rękach na posłanie, położył swą dłoń pod jej głowę a prawą sprawdzał oddech. Nie czuł nic, przestraszył się, że nie będzie miał już z kim rywalizować na świecie – tylko ona zapewniła mu w ciągu całego życia taką dawkę adrenaliny: ktoś zdołał mu się sprzeciwić. Niesamowite i pragnął to jeszcze wykorzystać, pobawić się nowym doznaniem. To było elektryzujące doznanie, tak samo przyjemne jak odurzenie po zażyciu narkotyku. Zbliżył swoją twarz do jej policzka. Ten był zimny jak lód spowijający górskie, niedostępne szczyty Gór Szaleństwa. Jego skóra była oddalona tylko o centymetr od jej twarzy. Starał się, tak bardzo, że stracił równowagę, jego zimne usta dotknęły jej pełnych warg, trwało to mniej niż ułamek sekundy – wystarczyło by Natalie, przechodząca traumę ucieczki, odzyskała przytomność i zerwać się do biegu. Tristan będący w szoku, odzyskał samokontrolę i pobiegł za nią. Był silniejszy, oczywiście osłabiona i przestraszona ptaszyna nie uciekła daleko, wykiwała go chowając się za skałami i wracając w miejsce, gdzie zemdlała – ponownie upadając, lecz tym razem na legowisko.

Natalie była zdruzgotana, porażka goniła porażkę, miała wyjątkowego pecha upadając po raz drugi, za to nie zemdlała. Strach, który ją obleciał był silniejszy od zmęczenia i chęci ucieczki w krainę snu. Porażająca myśl. Zaraz umrze…

Page 48: 5

Ujrzała jak biegnie za nią, wyciąga nóż. Zimne ostrze nie lśniło, zaschła krew utworzyła na nim zwartą skorupę i złowrogo przyciągała. Wstrzymała oddech, krztusząc się niemiłosiernie i zaczęła płakać.

Białe łzy anielicy kapały jedna za drugą, zmieniając barwę stopniowo na czarną. Chmurne czoło oznaczało narastający gniew upadłego anioła, Natalie czuła moc. Potrafiła to doskonale wykorzystać, z dumą patrzyła mu w oczy. Jej skrzydła po raz pierwszy były rozwinięte, w pełnej krasie. Dziewicze, bez śladów po ranach, bez krwi i strupów – idealne piórka, jeden na drugim o listkowych kształtach.Zaczęła go atakować, na początku nie mógł uwierzyć w to wszystko. Pomyślał, że płacze czarnymi łzami. Czarnymi z powodu brudnej buzi, pomyślał: pogodziła się ze śmiercią i podda się. Gdy oślepiła go pewność siebie, spojrzał półprzytomnie na nią. Wstała dumnie, wypięła cudne piersi i surowo popatrzyła na niego – prosto w jego umysł. Prosto w miejsce, gdzie powinno być serce. Ten oszołomiony bielą skrzydeł, rozdziawił gębę i czekał, ciekawe co zrobi. Nie spodziewał się ataku ani groźby ani odwetu, nie doceniał jej od początku. Nie mógł uwierzyć, że to ona była anielicą Czarnej Pani. Skąd miała tyle siły, by sprzeciwić się jemu, Czarnemu Księciu.

- Jesteś anielicą, musisz przestać walczyć i tak umrzesz. – podpowiedział.- Po moim trupie!- Więc bardzo szybko! – uniosła w grymasie lewy kącik warg i zaczęła rzucać zaklęciami. –

Chanjdshbiud… - dziwny język, którego nikt nie słyszał od tysięcy lat. Z daleka był jak wicher, słowa leciały w powietrze i wywoływały prawdziwą magię. Nie było światła, nie było pyłku: liczyła się sama reakcja. Tristana podrzuciło w powietrze i z rozmachem rzuciło w kierunku ściany skalnej. Bolało jak niespełniona chuć.

- Wokmdeoiw… - wykrzyczał w odwecie – Sxoiedj!Z nosa Natalie ciekła krew, warga rozcięta i nienawiść. Musiała z nim skończyć. Musiała odkryć jego serce, zmienić lód w bijący organ, musiała ożywić kamień. To graniczyło z cienką granicą życia i śmierci. Wniknęła w jego umysł, nawet się nie bronił, bo chciał ją sprawdzić.Tristanowi kręci się w głowie, setki piskorków fruwało przed oczyma. Wiedział, robiła mu pranie mózgu. Pragnął tylko jej ust, ponownie. Więcej i więcej, dlaczego? Z trudem wstał, był posiniaczony ale to nie miało znaczenia. Była jego wrogiem i tylko śmierć wybawi go od przekleństwa tego czaru… Śmierć dla Kanis, jej i jego – to było ich przeznaczenie.

Czarny Książe czuł jak bardzo boli go po lewej stronie klatka piersiowa, pod skórą coś się rozpadało na miliony kawałeczków, tysiące igiełek wbijających się w ciało od środka, chcące wyjść na zewnątrz. I nagle stało się, przypomniał sobie całe swe życie, a ogrom chwil i wspomnień powalił go na kolana. Przed nią. Upadła anielicą. Dlaczego była silniejsza od mocy pochodzącej od bogini, która wyklęła czarnoksiężnika. Tristan był jego bezpośrednim spadkobiercą czarnej magii, choć nie zawsze służył Pani Śmierci, setki lat temu sprzeciwiał się klątwie, która okazała się oszustwem. Przez całe życie szukał anielicy, kobiety życia i miał nadzieję, że z nią dokona aktu zemsty. Niestety, bezskuteczne tysiące lat poszukiwań, wędrowania i rozczarowań, zwróciły go w stronę czarnej strony. To był najlepszy wybór jakiego dokonał i nigdy nie żałował. Teraz wszystko się zmieniło, ta kobieta była anielicą. Problem polegał na tym, że oboje nie lubili się nawet i oboje byli narzędziami kata. Jeden wyrok od Kanis, drugi od Króla Xeveny. Ten przypadek był wyjątkiem, nigdy między aniołami nie było nienawiści, tylko ból. Nie umiał wytłumaczyć ani wyjaśnić sobie tego, iż był bezbronny. Jego serce po kilkuset latach zaczęło rodzić się na nowo. Bolało. Dziwny ciężar spadł, czuł się wolny. Po raz pierwszy. Kanis go zabije, gdy pozna prawdę.

Spojrzał jej głęboko w oczy i zmroziło go. W tych pięknych źrenicach płonął niebieski ogień, gorący i lodowaty zarazem. Patrzyła na niego jak w transie a czerń zajęła obszar całego oka. Była piękna, groźna i niesamowicie silna. Jego moc była niczym porównując, nie miał szans w starciu bezpośrednim z nią bez pomocy Kanis.

- Przestań, zabijesz mnie.

Page 49: 5

- O to chodzi, zemszczę się na tobie, ale w inny sposób. Wyruszamy zaraz.- Nie pójdę nigdzie.- Więc zostaniesz tutaj ze mną, póki nie złamię ciebie i twej pani. – rozgniewana stwierdziła.- Nie uda ci się nigdy. Zaraz sprawdzę twoje myśli.

Kochała go tak bardzo. Od początku, gdy uratował jej życie od krasnoluda i drugiego handlarza ludzi. Dzięki niemu znała ból tęsknoty, uniesień ciała i melodię niespełnionej miłości. Odkąd pojawił się w jej życiu, pragnęła tylko jego w prosty sposób. Nie potrafiła sama przyznać się przed sobą, że tak bardzo go kocha. Od chwili, w której poznała jego złe sprawki, sama stawała się wrakiem dawnej dziewczynki. Teraz była kobietą, która z równą pasją potrafiła kochać, jak i nienawidzić. Była starsza o dwa lata, przybyło jej rozsądku, rozwagi, żądzy zemsty i śmierci. Cząstka jego wlała się w jej dobre, czyste serce, próbując ciągle zapanować nad jej upadłą duszą. Nie dała się, tak jak w tej chwili uspokoiła się a niebieskie ogniki w oczętach, znikły.

- Ty mnie kochasz, ocaliłaś me serce! – otworzył szeroko oczy. To było tylko zwierzęce pożądanie - tyle mu pokazała w swych myślach. Ten opatrznie ją zrozumiał.

- Mylisz się, jesteś cholernie przystojny, ale wiem kim jesteś. Dupoliz wstrętnej boginki. Jesteś bezużyteczny jako mężczyzna dla mnie. – postanowiła drażnić go, by sprawdzić co czuje do niej.Tristan w tym momencie doznał ataku wściekłości. To była tylko Natalie. Tylko i aż.

Część IIIOgień i lód

Rzucił się całym ciężarem ciała na nią i przygwoździł do ziemi, skutecznie przy okazji unieruchamiając dłonie, które zmieściły się w jego jednej. Trzymał je nad jej głową, prawą dłonią trzymał jej twarz. Niech patrzy mu w oczy, kiedy ją zabiję. Śmierć jest w nas.

- Zabijesz mnie? – śmiała się z niego.- Nie wiem. To jest chore. Wiesz, że to ja jestem twoim przeznaczeniem? - Moim katem? Nie dam się tak łatwo.

- Kanis się tobą zajmie. Wiem, że jak jesteś ze mną to nie uciekniesz. – był taki seksowny, przystojny i hipnotyzujący. Nikt nie był taki jak on. Nie umiała mu się oprzeć. Kochała go tak toksycznie. Ogień zapłonął, gorąc trawił ją od środka, a raz wprawiona w ruch siła, nie mogła się zatrzymać. Gdy była w lodowatych objęciach śmierci, mogła umierać po stokroć. Nic się nie liczyło – ani to kim jest on, ani to kim jest ona. Świat znikał gdzieś daleko, czas się zatrzymywał. Ostatnie tchnienie dla niego. Dla niego ostatni pocałunek grozy.

Złożyła mu lekki pocałunek na dłoni, którą obejmował jej policzek. Nie doczekawszy się żadnej reakcji, zbliżyła swe karminowe, płonące gorącym ogniem, usta i zaczęła delikatnie go całować.Nic.Składała całus za całusem w jego idealnie wykrojone usta, by przejść do ofensywy: swoimi parzącymi wargami, odchyliła jego i wsunęła mu język, delikatnie łaskocząc po podniebieniu, przejeżdżając po zębach. Na koniec ugryzła w dolną wargę i possała górną. Zadowolenie i pożądanie doskonale odmalowało się w jego wyrazie twarzy, oddał jej pocałunek. Namiętnie i długo, łapczywie wymieniali się swymi najlepszymi cząstkami duszy. A gdy już brakło tchu, oddalili swe usta i na nowo złączyli w niekontrolowanej pasji.

Tristan czuł jak wszystkie poszukiwania i marzenia o anielicy ziściły się w tym jednym pocałunku. Teraz był osaczony i wolny zarazem. Klapki z oczu spadły, jego długie życie liczone w tysiącach lat przeszło mu przed oczami. Mignęło w jednej sekundzie lub mniej. Nie mógł jeszcze oddalić się od Kanis, bo jego serce bijące, czy skamieniałe – należało do niej. Na zawsze.

Page 50: 5

Natalie czuła jego udrękę, ale nic więcej. Coraz bardziej kochała go mocniej, zaskoczona że da się mocniej i bardziej. To uczucie było jadowite w obie strony, trujące i słodkie, zniewalające, uzależniające o gorzkim smaku. Słodycz w jednej chwili potrafiła zmienić się w prawdę; przerażającą prawdę. Pochodzili z innych światów, jedno z nich musiało zginąć. Ona była dobrym płomykiem i ogniem trawiącym jego serce. On go koił i mroził ten skwar w niej. Ona – ogień. On – sługa Kanis. Ona – poddana władcy Doliny Elfów.Natalie musiała postawić swe życie i wszystko, co ceniła na jedną szalę. Kochała ryzyko. Młoda i niezależna, wiedziała czego chce. Z przestraszonej łani zmieniła się w rozjuszoną kocice.

- Jesteś dla mnie wszystkim. – opowiedziała mu całą siebie. Należała do niego na zawsze i zrobi dla niego wszystko. Na to czekała całe życie. Istniała dla niego. Teraz rozumiała wszystko. Jej serce, dusza, ciało a nawet myśli należały do Tristana.

- Kim jesteś? Nie mogę cię nienawidzić, dlaczego?- Jestem upadłym aniołem i jestem bardzo stary.- Hmm…nie wyglądasz, więc nie opowiadaj bajeczek. Czułeś to? – spojrzała z nadzieją.- Co? Że chętnie bym cię miał na wszelkie sposoby jako niewolnice. Oo, taak! – musiał ją

chronić. Przed nim samym. Ta miłość była skazana na porażkę. Niedozwolona. Roztopiła jego serce, ale dla niej na zawsze będzie Księciem Ciemności, Posłańcem Mroku, Tristanem Samozwańcem, Sługą Kanis. Czuł, jak rośnie w nim sprzeczność: uczucie straty i pustki przeplatało się z miłością i wolnością. Twarda gula rosła w gardle i czuł jak dusi się w jej ramionach. Wyciągnął zza paska nóż i sznur, związał delikatne przeguby. Z smutkiem i rezygnacją spuściła twarz.

- Więc mnie nie kochasz…- Skąd ci to przyszło do głowy. Jesteś piękna, Natalie. Piękna, młoda i naiwna.- Nie prawda. Wiem, że serce w twej piersi bije tylko dla mnie. – krzyczała, łykając łzy.

Powłóczyła się za nim, związane z tyłu przeguby już ją bolały a przeprawa przez bagna była koszmarem. Straciła sens, odrzucona i załamana nie walczyła i nie myślała o niczym. Tylko on i pustka, nicość. Nie było jej dane poczuć nawet odrobiny szczęścia, ociupinki miłości. Nie miał dla niej nawet ochłapów.

- Zostaniesz złożona w ofierze na Ołtarzu Zguby.- Tristanie, odzyskałeś przecież wolność, co się z tobą stało w tej chwili? – była przerażona jego

nagłą zmianą.- Nic. Moja pani mnie wzywa.- Przerażasz mnie.- Bój się, najpierw zostaniesz wykorzystana przeze mnie. Być może gotujesz, sprzątasz

i zabawiasz mężczyzn. Co umiesz robić Natalie najlepiej? –przedzierał się przez suche badyle, siekąc i tnąc mieczem. Brodzili po kostki w śmierdzącym błocie, ten ją ciągnął za sobą bez wytchnienia. Jak maszyna do tortur dwurożca.Jej wspomnienie było ciepłe, lecz może zdołała się wyratować. Oby jej ofiara nie poszła na marne.

- Zabijać. – stwierdziła i postanowiła milczeć już cała drogę. Dotarli w godzinę do świątyni, wyglądała nietypowo. Był to ostrosłup o podstawie kwadratu, czubek na ziemi a podstawa na górze – odwrócona konstrukcja wyglądała niestabilnie, jakby miała runąć. Pod dokładnej obserwacji okazało się, że budowla unosi się w powietrzu, zawieszona nad ziemią kilkanaście centymetrów. Weszli w nią, zderzając się ze ścianą i już byli w środku. Po kręconych schodach w górę, doszli do obszaru z wydzielonymi celami. Były puste, zakratowane z dziurą na wypróżnianie się w podłodze, stertą zatęchłej słomy i wylądowała w właśnie w pierwszej po lewej stronie.

Po trzech dniach wyszła z celi, tak bardzo za nim tęskniła. Mimo wszystko znała dwa rodzaje miłości: czystej i bezinteresownej jak do babci Pauline i tą przepełnioną bólem – nieszczęśliwa. Czy

Page 51: 5

kiedykolwiek pozna go lepiej i złamie urok Kanis? Być może uwolni ukochanego, lecz teraz miała zmartwienie w postaci samej bogini.

Zaprowadzono ją do dziwnej sali z wysokim sufitem, upadła z wycieńczenia na podłogę, nie jadła i nie piła i myślała tylko o tym, by przeżyć. Ogromny wysiłek włożyła w utrzymanie przytomności. Prowadził ją ogromny ork, którego ręka równa była wielkości jej głowy. Ciemność i szkarłat ścian złowróżbnie uśmiechał się do niej i zwiastował śmierć. Sala miała formę kwadratową a podłoga nie była idealnie płaska – wprost przeciwnie: była chropowata i raniła całe jej ciało, które miało styczność z dziwną materią. Nie mogła ustać na nogach, więc pozostało jej tylko oczekiwanie. W mroku, dumny na swym tronie, rozsiadł się Czarny Książe, jej Tristan, Mroczny Rycerz. Jego lśniąca idealną czernią peleryna dodawała mu blasku zła, wyglądał jak Pan Śmierć, wymarłe bóstwo Kohijt’ów. Dojrzała te piękne, księżycowe jeziora: były puste a wzrok mętny; nie poznał jej. Nie miała znaczenia i nic się nie liczyło.

- Tristanie, co ta dziwka z tobą zrobiła? – pytała.- Zamilcz. Dziś mamy wielkie święto i Bogini Śmierci wchłonie twą anielską moc. Jesteś

najsilniejszym potomkiem Lorda Larsa, w zasadzie jedyną, której moc równa się magii prastarej Kanis. Gdybyś nie była tak głupia, mogłabyś rządzić światem, podbijać i służyć Stwórczyni. Sama wybrałaś śmierć i będziesz jej ofiarą. Straże, wnieście ją Sali Ofiarnej i przywiążcie do Ołtarza Ofiarowania Dziewic.

Natalie teraz zauważyła: materiałem z którego ułożono mozaikę były kości, chrząstki i gnaty różnego rodzaju oraz pochodzenia, starannie ułożone we wzór. Pomiędzy nimi powkładano klejnoty, złoto i rubiny święcące dziwnym, krwawym światłem, może to krew?Dała się bez trudu poprowadzić dwom strażnikom, którzy pociągnęli ją za sobą za włosy. Cierpienie jej dumy, godności i niespełnionych marzeń była większa od męki fizycznej. Brudna twarz patrzyła w dół i straciła na pokaz zainteresowanie światem, a tak na serio już miała plan zaatakowania kogokolwiek i ucieczki. Jej moc w gnieździe krwiopijczyni była ograniczona, lecz pozostała aktywna. Próbowała skontaktować się z Faethuros’em, nie dostała żadnej odpowiedzi.

Ołtarz Ofiarny Dziwic był ogromnym kamiennym i prostokątnym kawałkiem obrobionej skały, prostopadłościan nabity gwoździami, szpikulcami, w strategicznych miejscach były niżej lub wyżej. Tam, gdzie przebicie ciała prowadziło do krwawienia obfitego i natychmiastowej śmierci, były cienkie, krótkie i gęsto rozsiane igiełki. W punktach mniej zagrożonych, były grube mini paliki zakończone ostrym szpikulcem, zgadywała.

- Ja ma się na tym położyć? Pieprzone skurwysyny! Zabiję was za to a ty Kanis zmienisz się w historię!

Z trudem i brutalnie wrzucili ją na najeżoną powierzchnię i nie miała już odwrotu: zebrała swe rozklekotane myśli i zaczęła swój śpiew. Nie wiedziała, że potrafi tak czysto, tak wściekle i gniewnie nucić. Z jej ust wypływało wszystko, co złe. W tej chwili musiała obudzić w sobie chęć zemsty na oprawcach. Faethuroskie dary ożywiły się, mogąc zabłysnąć i otworzyła swe skrzydła, jedno smocze a drugie obrośnięte czarnymi piórami, tak karykaturalnie nigdy nie wyglądała, lecz nie była aż tak silna, jak w tym momencie.

- Teraz mnie uwolnicie! – rozkazała, hipnotyzując orki. Podatne na magię anielicy, śliniły się do niej, oczekując rozkazów. Do sali wbiegł Tristan, który rozpoczął Przywołanie. Przez kilka oddechów kołysał się na boki, kiwał w przód i tył, aż szybkość tych ruchów przestała być zauważalna dla oka. Przez pół minuty odprawiał taniec i znieruchomiał całkowicie. Pod dużym oknem, półokrągłym, koloru brunatnego, stał posąg. Duży na cztery metry rzeźbiony w brązowym kamieniu pomnik poruszył się. Skruszona skorupa odpadała wolno, ukazując wstrętną zawartość: Kanis zrobiła krok, stojąc na środku pomieszczenia i rozłożyła swe błoniaste, nietoperze skrzydła. To w nich poznała parę uciętych,

Page 52: 5

należących do Palomiro i zrobiło się jej bardzo smutno. Jakie miało znaczenie to czy przeżyje, skoro została sama. Opuściła ją Pauline, zostawił Feniks i zmarła Palomiro. Musiała zamordować z zimną krwią ukochanego z powodu omyłkowej nominacji na kanclerza Babecca II, kata Samozwańczego Władcy Krainy Smoków. Miał tyle twarzy, która była prawdziwa?

Kanis zatopiła z radością kły w jej łabędziej szyi i łapczywie piła, nie roniąc ani jednej, cennej kropli. Leżała bezwładnie, pokryta zaschłą i świeżą krwią, nieprzytomna, oczekująca wybawienia.Tristan widział jej gładkie, jędrne ciało – oddychała płytko i rzadko. Piękne piersi, na które spływały jej długie miedziano – rude włosy, zbudziły w nim jakąś tęsknotę. Skądś ją znał. Upadła Natalie. Piękna anielica. Wybranka jego serca, której szukał przez tysiące lat, aż w końcu zaprzestał. Zjawiła się jak zbawienie i odkupienie jego wina z nadzieją na zwycięstwo nad Królową Nocy, Kanis. Wzbudziła w nim nadzieje na lepsze życie, lecz było już za późno na cokolwiek. Wysysała jej wiarę i najpotężniejszą magię, której Natalie nie umiała wykorzystać. Nie mógł na to pozwolić. Z jej szyi płynęła już bezwiednie strużka krwi, Kanis miała dość. Była nasycona i będzie jeszcze przez długie lata katować, ssać i ranić anielicę. Tylko jakim cudem ta moc była bezbronną, jaka przyczyna była, że córa Larsa nie umiała stawić jej czoła? Tristan był podniecony wizją walki dwóch żywiołów i postawił na rozrywkę. Przesłał jej trochę mocy uzdrawiającej i Natalie otworzyła oczy. Popatrzyła na otoczenie z nienawiścią, której nigdy u nikogo nie widział w ciągu życia i przeraził się. Kobieta była dwoma nogami w grobie przez utratę krwi. Anielica powstała z martwych i rozłożyła swe poszarpane skrzydła, były czarne…

- To niemożliwe! – krzyknął, gdy czarne jak smoła, czarne jak jego, skrzydła krwawiły. Biała krew była jak srebro, droższe od wszystkiego niż cokolwiek było na świecie. Cenniejsze od życia Kanis. Była anielicą wyczekiwaną, wybraną i naznaczoną by zwyciężyć jej moc. Nie pochodziła z krwi Lorda, ale miała jego siłę, gdyż ten przegrawszy walkę z ciemiężycielką, rzucił klątwę. Zrozumiał, że był głupcem, oszukanym i wściekłym do granic. Zacisnął zęby, przełknął ślinę i postanowił ją ratować.Jego skrzydła były dwa razy większe, dumnie wznoszące się ku górze. Czarne jak sadza, czarniejsze od barwy jego oczu i zamachał nimi kilka razy. Natalie była najcenniejsza, dlatego Kanis tak przejęła się tym aniołem, od setek tysięcy lat wysysała kolejne pokolenia, magazynując w sobie krew przodków i zapewniając młodość, witalność, wyznawców a tym samym nieśmiertelność. Gdy pokona Natalie, zawojuje cały świat. Zdmuchnął Kanis z Natalie, porwał ją w objęcia i popatrzył głęboko.

- Tak długo cię szukałem, Anielo! – wtulił się w jej aksamitne włosy pachnące wiosną i postanowił, że powie jej wszystko. Był pewien jak nigdy.Natalie nie chciała brać już więcej magii od Tristana, gdyż ją pochłaniał a miała go pojmać. Smocza krew, jej dwoista natura i moc Larsa – to wszystko przeważyło szalę zwycięstwa na jej stronę. Rzuciła kula światła w owłosione cielsko, przypominające nietoperzoczłeka, oddaliła się na odległość. Ściągnęła naszyjnik od babci i posłużyła się nim jak wahadełkiem, wykonując dziwny wzór w powietrzu za pomocą machnięć w lewo, prawo, góra i dół. Za wisiorkiem unosił się w powietrzu delikatny ślad – mgiełka lekka jak wiatr.

- Odejdź! – odrzuciła go w brutalny sposób.- Jeszcze się spotkamy, przeklęty potworze. – rzuciła na odchodnym. W zasadzie słaniała się na

nogach, lecz Tristan podążał jej śladem. - Nie zostawię cię samej w takim stanie.- Odczepisz się w końcu ode mnie? – była oburzona i uszanował to.- Dlaczego nie umiesz się na chwilę uspokoić? Ciągle masz pretensje, to nie moja wina.

Wszystko przez tego potwora.- Nie tłumacz się, bo nic cię nie usprawiedliwia, rozumiesz to? – zapytała po czym zemdlała

Page 53: 5

w jego ramionach.Była strasznie chuda, przelewała mu się przez ręce i nie wiedział co dalej zrobić. Uciekł na swej

klaczy, trzymając ją w siodle i panicznie lękając się o stan jej zdrowia. Tak, właśnie sobie musiał wszystko poukładać: Natalie była anielicą z innej linii, która została tajemnicą nawet dla Kanis. Posiadała dwoistą naturę i jakieś nieznane mu źródło potężnej mocy, jakby jedno z jej skrzydeł miało smocze łuski. Czy mógł ją wykorzystać do swych niecnych celów? Czy potrafił zapomnieć o władzy jaką dawała mu Kanis? Nie. Musiał opracować plan. Wykorzysta ją.

Przez całą drogę, gdy uciekali na karej kobyle, bał się, iż śnieg zasypie im drogę a brakowało im jeszcze na pewno trzech kilometrów do celu podróży: kryjówka, w której mógł ją na nowo oczarować. Ona już z nim mogła robić co chciała, ale nie wiedział o tym. Musieli skręcić z ścieżki, byli dawno za Krainą Orków i kierowali się na północny – wschód, gdzie nie żyli ludzie – tylko zwierzoczłaki. Za tym pasem śnieżnych stepów ostało się królestwo Pumas, należące do Królowej Rab. W jej świecie była jedyną kobietą rządząca tysiącami mężczyzn. Tajemnica owiewała Pumas od dziesiątek lat, bo nikt nie zapuszczał się w te strony.

- Popatrz, Natalie. – mówił do nieprzytomnej dziewczyny.Nie mogła zareagować obojętnością, nie mogła też odezwać się. Czuła w jak jej głowie śpiewają ptaszki i kręcą się gwiazdki. Najgorszą była niewiedza, co się stało. Tylko straszna, posągowo piękna twarz wroga przenikała jej umysł, wnikała głęboko.

- Natalie, chodź do mnie, moja mała Natalie!Wołanie rozległo się tak wyraźnie. Nie mogła. Nie była w stanie się jej oprzeć.Usnęła ponownie.

Rozdział 5

Przez kolejne piętnaście dni tylko raz na krótką chwilę odzyskała witalność, by krzyczeć i wołać jego imię. Przebijało się przez jego murowany opór, jak nóż, jak taran i dobijało w świadomość. Był to kolejny krok, ona zrobiła już co mogła by zrozumiał i porzucił swą mroczną naturę.

- Tristan? – z zdziwieniem przemówiła po długiej nieobecności.Przez ten okres była jak kra unoszą się na lustrze wody, swobodna i bez zmartwień aż nadszedł czas, gdy rozbita na miliony kawałków, ujrzała stały ląd. Otwierając oczy – zobaczyła te mroczne oblicze. Nie pytała, wiedziała to, iż on jest jej pisany. Tak musiało być i gdyby miała walczyć o tę miłość, z góry skazaną przez bogów światła, musiała znać wszelkie szczegóły, które ukrywał.

- Witaj, niewolnico. – postanowił trzymać się starego zachowania i starych porzekadeł w kwestii kobiet.

- Przestań odgrywać te ceregiele i kurtuazje. Wiem, że jestem Anielą, której szukałeś całe swe długie życie. Wiem wszystko o tobie i nie wiem nic.

- To nie jest takie proste. Liczyłem na to, że moja moc pokona Kanis, ale nie udało się. Porażka jeszcze bardziej wzbudziła we mnie wstręt do naszego gatunku i nienawiść do Krwawej Pani. Przemierzyłem cały świat wzdłuż i wszerz, poznając go od podszewki po najbrudniejsze meliny i bogate rody. Nie znalazłem nikogo, kto by przypominał anioła i dla kogo gotów byłem umrzeć. Zwróciłem się więc w stronę ciemności, dokonałem słusznego wyboru a teraz ty zawitałaś w moim życiu jak promień światła, jak to możliwe? – mógł mówić bez końca. Nic nie cofnie jego pochopnej decyzji o poddaniu się złu.

- Jak ty wszystko potrafisz ładnie nazwać. Tristanie, nie obchodzi mnie twe życie. Czy zakochałam się w któryś z praprapradziadków? – uzmysłowiła sobie teraz absurd uczucia.

Page 54: 5

Zapadła niezręczna cisza. Wstrzymała oddech. Dusiła się i nie mogła znieść tej nie udręki. Wyszła na dwór.

Świeże powietrze wzmogło kaszel a gęsty śnieg był wszędzie, w każdym zakamarku ciała: nos, usta, włosy, oczy. Zasypał ją zimnem, bólem. Potem chciała spać, nie wiedziała gdzie jest, więc nie mogła wrócić do Tristana i bezpiecznej jaskini. Położyła się na chwilę, miliony śnieżnych igiełek wbiło się w ciało, ledwo osłonięte cienką materią ubrania. Pragnęła odejść na łonie natury, zapomnieć o bólu i miłości, nie pamiętać, ż kiedykolwiek znała upadłego anioła ciemności. Przymknęła oczy, mignął jej czarny kształt. Spojrzała, ledwo go rozpoznając.Wilk, czarny basior o potężnej sylwetce i długim, pięknym futrze, lizał jej twarz i piszczał żałośnie. Zaraz ją pożre, w końcu ją dorwie.

- Masz mnie. Uprzedzam, że nie mam wiele. – w dziwnej febrze, była w stanie żartować i ironizować swój stan, poddając się woli Kanis. Nie miała po co żyć, czuła tylko błogi stan pustki.Zasnęła i odpłynęła od lądu jak tafla lodu.

Tristan wybiegł za nią, lecz w odległości kilkudziesięciu metrów nie znalazł Natalie. Wrócił po klacz, dosiadł nie osiodławszy i ruszył w pogoń za jej życiem. Śnieg sypał się z nieba gęsto jak żar na Smoczej Pustyni. Przejechał kilkaset metrów na zachód i zmienił kierunek, gdzie nie było nic widać na odległość dwóch metrów.

Czuł jej ledwo bijące serce tak blisko, lecz nie mógł jej widzieć. Pustka rosłą z każą sekundą: wyzbyła się jego z głowi a niedługo z serca, nie pamiętała tej twarzy ani tego, kim był dla niej. Bolało. Dokonywała świadomego wyboru, lub nie wiedziała co robi całkowicie i poddała się nadziei na ciszę. Stawała się taka jak otoczenie – zimna, lodowata, martwa dusza. Idealne narzędzie Kanis, ona musiała rzucić swe czary na nieprzytomną Natalie. Teraz była pewna swego zwycięstwa, już miała ją w swych szponach. Nie mógł jej stracić. Oczami wyobraźni już widział swą pustkę przez kolejne lata w służbie Kanis, bez żadnej nadziei, bez iskierki życia, bez Natalie. Nic nie miało sensu.

- Epurra de minos wla men. – zaklęcie przeznaczenia związane z czarem przypomnienia miało zdziałać cuda.

Udało się, czuł jej oddech lepiej niż kiedykolwiek a jej myśli obserwował jak swe. Przez mgłę wspomnień podążał jej tropem instynktownie kierując się śladem stóp, zasypanych przez śnieg. W końcu ujrzał ciemny kształt, odznaczający się na tle białego śniegu. Był ciemny, czarny jak sadza – wilk. Ogromny zwierz zawarczał, pilnował Natalie, był to wilk, którego znał aż za dobrze.

- Uciekaj, nie masz po co tu ślęczeć. Sio! – przestraszone zwierzę oddaliło się na bezpieczną odległość. Gdy Tristan schylił się nad bezwładną dziewczyną, uciekł, bo była bezpieczna. Jej policzków nie palił gorąc, lecz zimno. Oblicza tak spokojnego nigdy nie widział, wziął ja na ręce i wsiedli na konia. Gnąc z kopyta, skierowali się ku bezpiecznej jaskini, położonej z daleka od świata zła i problemów, daleko od Kanis. Klacz trafiła bez najmniejszego problemu z powrotem i mógł ją w końcu cucić.

Położył ją delikatnie, z opiekuńczością, na legowisku i zmusił się do tego, by nie spoglądać czy dalej oddycha. Musiał szybko ją rozgrzać, wzmocnić ciepło z wątpliwego ogniska i przykryć wszelkimi kocami, ubraniami, by rozgrzać wyziębione ciało ukochanej anielicy. Znów nazwał ją jedyną, ukochaną anielicą. Kolejny raz zaświtała mu w głowie myśl, że może być z nią na zawsze. Szczęśliwy z jedyną miłością swego życia, która zawitała w to dotychczasowe; puste i nijakie.

Postanowił dać jej swe ubrania, ściągnął grubą bluzę i czarną koszulę – rozebrał do bielizny, wrzucając koło ognia mokre ubranie, wcisnął kruche ręce w rękawy o wiele za dużej bluzy i zadowolony, przykrył ją derką końską. Drżała, jakby miała odejść na zawsze, a nie mogła go teraz zostawić. Wiedział, że nigdy jej nie wykorzysta ani nie skrzywdzi dla własnej korzyści. Musiał chronić ją przed sobą samym i swą ciemną naturą, powziął decyzję; zostawi ją gdy tylko wyzdrowieje i nigdy się

Page 55: 5

nie spotkają. Okłamie Kanis, że anielica podle go uwiodła, lecz udało mu się ją zgładzić w śnieżnej krainie Zwierzoczłaków. Może nie była to misterna intryga, ale Kanis łatwo łyknie haczyk – znała jego słabość do pięknych kobiet, więc jak mógłby oprzeć się magicznej anielicy i jej uwodzicielskiemu darowi. Miał ich tyle, że nie pamiętał już nocy i chwil uniesień z nimi – było dobrze na początku, lecz potem coś się psuło. Było mu tylko dobrze i to nie zawsze, jego kochanka musiała być dobra. Idealna, a i tak było mu mało.

Musiał ją ogrzać lepiej, a tylko on był równie gorący co ogień, mógł ogrzać ją swoim półnagim ciałem. Wśliznął się po koc, przytulił i wymówił formułkę uzdrowienia: czyli przejął jej chorobę na siebie. Decyzja nie była łatwa, ale miał silny organizm wzmacniany potęgą jego Pani.

Przytulił ją do siebie: jedną rękę włożył pod jej głowę, drugą przyciągnął najbliżej jak się da do swego torsu, położył ją na jej brzuchu. Tak grzana, musiała się obudzić. Czuwał przy niej i czuwał, póki resztki sił jego członków nie opuściły ich na dobre. Jego przytomność była znikoma, lecz odżył, gdy zaczęła niezdarnie odwracać się ciałem twarzą ku niemu. Dotychczas nie myślał, że w takim stanie może być dla niej niebezpieczny jako mężczyzna, zapomniał na te kilka godzin w oczekiwaniu, że jesteś niebezpieczny dla jej czci. Możliwe ,że żądze pomieszają mu w głowie i będzie kierował się jej niesamowitą aurą; nawet gdy była ledwo żywa w kiepskim stanie, przepiękną i kuszącą została. Natalie czuła jakieś mrowienie w ciele, była zmęczona, spocona, lodowata i jednocześnie czuła niebywałe ciepło. Otworzyła oczy i pierwsze, co ujrzała to mężczyzna leżący obok, ledwo ubrany i rozgrzany jej obecnością. Speszona, próbowała się uwolnić z żelaznych objęć, spostrzegłszy, iż był nim Tristan, wcisnęła się głębiej w jego gorące ciało i bezpieczne objęcia. Była wyczerpana, lecz szybko odzyskiwała ochotę do życia, lecz nie wiązała się z Tristanem, tylko z miłością do życia i chęci zemsty na Kanis. Na Tristanie również za krzywdę jakiej doznała. Uratował jej teraz życie, lecz ona uwolniła go od powinności służenia bogini. Był tak ślepy i tępy, by zrozumieć co do niego czuła. Jego strata. Spojrzała ukosem na niego i zamarła. W końcu mogła obserwować go takim, jakim był przed porażką, jego oczy były czarne, lśniące i tętniły życiem jak zarybiony staw nocą. Sprośne ogniki odbijały się, łącząc z opiekuńczością. Była to tylko chwila, która zdołała dać jej do myślenia. Czy umie uwolnić się od chorej miłości.

Tristan widział jak go dyskretnie próbuje obserwować, jednakże nie udawało się jej to. Walczył o to, by nie wybuchnąć śmiechem, nie chciał jej urazić. Sam nie za bardzo ukrywał swe żądze i tak ją miał stracić. Sądził, że nie ma u niej szans, zwłaszcza po tym, jak odbyła podróż w śnieżycy, gdzie przyjęła chłód lodu w swe serce i myśli.

- Widzę twe pożądanie, Książę Ciemności. – postanowiła przerwać milczenie. Cisza potęgowała ich oczekiwanie. Nie mogła dopuścić do intymnych pieszczot, tych nie będzie dla nikogo.

- Ja czuję twe podniecenie, Pani Kanclerz. – musiał grać w tę samą zabawę, co ona.- Proszę sobie ze mnie nie żartować, lisi sługo. Twój jęzor jest taki długi od podlizywania się

Kanis, że nie mieści się w twej gębie. – odwróciła się z powrotem plecami do niego, chłonąc nadal ciepło jego ciała. Chłonąc ten zapach; męski, pewny siebie.

Tristan odczuł tę zniewagę i zapłonął w nim gniew. Chwycił ją mocno za ramię, przewrócił na plecy i sekundę potem nachylony nad nią, z groźną miną i złością w oczach, miał władzę nad jej życiem. Był gwałtowny, w jednej chwili mógł ją kochać, po to by w drugiej odebrać życie.

- I co teraz, mała Natalie? – szydził i igrał z nią z taką samą łatwością, jak szerzenie kultu Kanis.- Sam zobaczysz. – odpowiedziała bez strachu, po czym zbliżyła swe kuszące, obiecujące wargi

do jego ust. Nie spodziewał się ataku z tej strony, nie potrafił się jej oprzeć. Nie mógł, nie umiał i odkrył, że nie chciał.

Chwycił tę słodycz ust łapczywie ssąc, ona odwdzięczyła się głębokim, namiętnym pocałunkiem. Znów nie mogli złapać oddechu, ich niecierpliwe palce błądziły, szukały siebie nawzajem, by zaraz oddalić się, zabłądzić i na nowo odnaleźć. Była to magia prawdziwej miłości, szczerej i bolesnej, ale

Page 56: 5

jakże uzależniające. Przyjemnie było być blisko siebie, a Tristana rozsadzała energia. Czuł ją jak siebie, tworzyli doskonały duet, w zasadzie jedność, sama bliskość i obecność sprawiała tę harmonie ognia i lodu w jednym. Musiał to przerwać.Natalie pierwsza uwolniła się z jego objęć, to było z góry skazane na porażkę i nie miało sensu.

- Zostaw mnie. Nie jestem twoją służką, kochanką ani przyszłością. Zostawię w twym sercu ślad na dnie, zawsze będziesz samotny. Żegnaj, kochany. – wstała z dumą z gracją kota i wyszła w dal, zabierając derkę i ciepłe ubranie.

- Hmm…ona musi być moja. Moja anielica z charakterkiem. – był zawiedziony i zadowolony. Musiał tutaj czekać do roztopów, gdy słońce będzie na tyle nisko, by wyznaczyć ścieżkę do domu nocy.Tak jak mówiła. Został sam.

Nie znała tego zimna w jej ciepłym serduszku, dla każdej istoty miała odrobinę dobroci. Niestety od tamtej pory wiele się zmieniło. Tęskniła za babcią, lecz jej twarz była rozmazana, widoczna jak zza mgły. Tak łatwo pogodziła się z jej śmiercią – być może dlatego, że nie była z tej samej krwi. Szybko to dostrzegła, lecz o wiele trudniej było jej się pogodzić z nominacja na kanclerza koronny Babecca II oraz ze swym wstrętnym dziedzictwem czarnoksiężnika, Wielkiego Lorda Larsa i tym, że była Wybraną Anielicą, która miała pokonać Kanis. Dochodziły do tego ponadto problemy związane z Tristanem, kochała go, postanowiła się wyrzec, przyjmując chłód zimy i lód w serce. Mogła być zimną suką, lodową damą, a i tak uczucie było zbyt silne, by mogła je od razu wyrzucić z pamięci. Musiała upewnić się, że babcia nie żyła, może jest cień szansy? Kierunek: Dolina Elfów, Rubieże Xeveny, dawny dom.

Tymczasem, gdy Tristan utknął w środku zawieruchy w ciemnej jaskini, a Natalie podążała trudną drogą do Krainy Elfów, Babecc II z niepokojem obserwował swój lud. Zaniedbywał obowiązki po śmierci żony, przyszywany syn nie był z jego czystej krwi i nie nadawał się na godnego księcia. Los tego świata, niegdyś pełnego słońca, był przesądzony. Z pałacowego balkonu Kryształowej Wieży patrzył z góry na tłumy niezadowolonych ludzi, widział jak jeden depta drugiego, trzeci podrzyna gardło chudemu dziecku, inny gwałci kobietę – cały ten dramat był znośny dla króla, bo rządził państwem od stu szesnastu lat. Tak źle jeszcze nigdy nie było ani z ludem, ni z państwem. Wciągnął powietrze i jego głos przemówił. Wszystkie znaki bogów wskazywały na ostateczne starcie dwóch światów; dobra i zła, życia i śmierci – przełom nastąpił, ale nie był gotów. Nie miał wodza, ani dowódcy, który poprowadziłby ćwierćmilionową armię.

- Zbliża się czas grozy i śmierci. To koniec waszych waśni i sporów, nie będzie wśród nas niesnasek powodujących rozpacz i żal. Musimy zbierać siły na walkę z przeznaczeniem. Śmierć będzie naszym sprzymierzeńcem a duch walki na nowo zawita w wasze tchórzliwe serca.

Kanis przechadzała się wśród swych obłudnych wojskach, jej armia miała większą liczebność niż kiedykolwiek. Szarawe mordy Orków, zimne spojrzenia Troglodytów i niepokojące ruchy Urtów stanowiły dla niej rekompensatę minionych lat, zmarnowanych na poszukiwaniach anielicy oraz kontrolowaniu Czarnego Księcia. Miał być jej bogiem, a już wiedziała: był na to wszystko za słaby i gdy już poprowadzi jej Armię z błogosławieństwem Druhilla, pozbędzie się na zawsze. Jego krew była niesamowicie słodka, żaden Upadły Anioł nie smakował jak on. Oprócz Anielicy, gdyby zmieszała ich krew w jedną, boski nektar, któremu nie mogłaby się oprzeć nawet wielka bogini. Niezbadane były kaprysy żeńskiego rodzaju.

Niecierpliwe, gwałtowne małe, świecące oczka wciśnięte w głęboko osadzone oczodoły mueraków były najgroźniejszą bronią w jej oddziałach: wsysały duszę przeciwników jednym spojrzeniem, zmieniając ciała w chodzące powłoki, siejące grozę wyglądem i atakami na dawnych

Page 57: 5

przyjaciół, wprowadzając zamęt, strach i panikę. Było ich wiele, dwadzieścia tysięcy par świńskich ocząt.

Troglodyci byli małymi stworkami o dwudziestocentymetrowych i zakrzywionych kłach, które ścinały przeciwnika z nóg; dosłownie. Dzięki ostrym zębom przecinały z łatwością żelazo, więc nogi wierzchowca lub człowieka były żadną przeszkodą. Sprytne, szybkie, zręczne, dorównywały inteligencją niemal Urtom – latającym nietoperzom, porywającym i atakującym z powietrza, będących dzieci Kanis. Wśród jej czarnych istot te były najokrutniejsze i najbrzydsze, bez zastanowienia rozszarpywały w chmurach swe ofiary, połykając tylko serca a resztę wnętrzności rozbryzgiwały i rzucały na wrogów, tworząc chaos. Przeciwnik nie wiedział czy to jego flaki, czy atakowanego. Kanis jako doskonała znawczyni lęków wszystkich umysłów uznała, że lęk i strach pokonają największą odwagę, a armia Xeveny z nieudolnym Babecciem II, była słaba. Gdyby miała superwodza, który pokierowałby wojskiem we właściwy sposób, wlał w nich upór – byliby nie do pokonania nawet dla niej. Trudne decyzje wymagały poświęceń. Będzie jeszcze mocniejsza, jeszcze więcej władzy i poddanych w jej szponach.

- Krezie, wezwij Survena. Jeśli nie zjawi się w przeciągu minuty, skręć mu kark. – spokojnym, zimnym głosem kazała sprowadzić przed swe święte oblicze wiernego półbożka. W zasadzie jej syna, piąta woda po kisielu, bo spłodzona tylko sto lat temu krew zmieszała się z elfią. Urodę odziedziczył po elfie, lecz ciało miał owłosione, prócz rąk, twarzy i stóp. Odziany, sprawiał wrażenie normalnego przedstawiciela elfa. Surven będzie dowódcą innych legionów – do niej przyłączały się kolejne gatunki istot zła, mroku. Wampy, ożywieńce, czubary i inne zakazane, po jej apelu o pomoc, stawiały się w setkach w Krainie Orków. Jej błota skrywały najgłębiej swe tajemnice, jej armia czyhała pod ziemią. Gdy nadejdzie ta chwila, rozstąpią swe cuchnące błota i istoty wyjdą, by siać zwątpienie.Kanis wzniosła się nad ziemię swymi kradzionymi skrzydłami od dwurożca i potężnie zamachnęła kilka razy dla lepszego efektu: syn czy wróg, każdy musiał srać ze strachu, piać z zachwytu i jednocześnie czcić. Niewykonalne z goła zadanie, w jej świecie było nieustającą walką o przetrwanie.

- Natalie, gdzie jesteś? – pytał sam siebie, teraz czuł się jak ogień. Płonęło w nim coś gorętszego niż ogień, nieznane uczucie było puste i pełne. Przez piętnaście dni siedział tu sam, żywiąc się dzięki magii, tęskniąc za nią, jak tylko był w stanie. Ona sprawiła, że nic nie było ważne. Gdy jej nie było, wtedy czuł jak spada sam na dno i nie umiał się odbić. Nie był ostrożny z nią i mówił wszystko, by zmienić jej świat. Mimo wszystko ona zmieniła jego, to było zadziwiające i dzięki niej żył. Teraz nie było jej obok, nigdy nie czuł tak natrętnej potrzeby wędrówki, szukania czegoś tak eterycznego jak Natalie. Niewiele wiedział na temat jej miejsca zamieszkania, ale w tych snach czuł ciepło i miłość ludzkiej matki. Z wątpliwością i znakami zapytania bez końca pytał czy to ma sens?

- Nie. Ona mnie nienawidzi. Kanis odebrała mi wszystko, przez kilka tysięcy lat żywiąc się na mej żyle, poddawała mnie obcej magii, przekabaciła i przekupiła, muszę wracać. Dla obserwatora był wariatem, mówiącym do siebie lub chorym na gorączkę.

- Nie zniosę tego dłużej, musze ją odnaleźć! Muszę.Z takim postanowieniem, wyruszył w środku najgorszej zamieci, nie zważając na łzy smutku, które kapały jedna po drugiej, spływały po jego zarośniętych policzkach, by końcowo zamienić się w sopelki lodu. Z każdą chwilą spadał w dół, sam. Z każdą sekundą umierała jego cząstka i nie umiał tego zatrzymać.

- Bez ciebie umrę, moje życie.

W sercu Natalie działo się coś dziwnego, ale lód skuwający najmiększy organ, nie puścił. Coś działo się z Tristanem, coś złego. Nie wiedziała jeszcze jak przetrwać bez jego ciepła, bez jego chłodu. Bez niego.

Page 58: 5

Miała ochotę biec, szukać, lecz jako Królowa Lodu, nie mogła. Zatrzymywał ją nie tylko lęk przed tym gorącem, ale też strach. Może się myliła? Nieustannie myśli wędrowały w jego, odpływała w niebo i szukała go. Nie było go na górze, w dół nie miała odwagi patrzeć. Wznosiła się i wznosiła, lżejsza od chmur, od piór.

- Gdzie jestem? Co robię? Co dalej?Jej serce było twarde, zabiło szybciej tylko na widok znajomej chaty. Jej dom, pełen Pauline i wspomnień, bolesnych i pięknych.

Zapadnięty dach, powyrywane okiennice i zbutwiałe deski powodowały złość na Tristana, nienawiść mieszana z fascynacją, doprowadzała ją do furii. Był sprawcą wszelkiego zła i dziur w jej życiu. Uklękła i szukała czegoś w ziemi za domem, mały ogródek skrywał dużo tajemnic, tam babcia mogła ukryć wiele.

- Przydałyby się pieniądze. – grzebała i kopała na możliwe sposoby. Po kilku godzinach miała dość, aż nagle uderzyła opuszkami palców o twardą, gładką powierzchnię. Schyliła się i podmuchała, ziemia była sucha na wiór, łatwo usunęła luźne ziarenka. Powtórnie zapukała w drewno i już czuła, albo wiedziała, że nie będzie to dobre odkrycie, nawet za cenę złota. Skrzynia musiała mieć większy rozmiar, niż odkopany skrawek. Musi kopać nadal, upewnić się.

Serce biło niemiłosiernie szybko z każdym ruchem jej pokrwawionych dłoni, nie znalazła łopaty. Sucha ziemia z łatwością wchłaniała krew, jakby była głodna i szukała więcej i więcej. Coś będzie się działo, gdyż nawet piasek pluł na krew, tylko bagna orków pochłaniały każde życie zbyt łapczywie.

- Cholera, coś jest nie tak z tą krainą i z mieszkańcami? Tylko co? Trzeba będzie odwiedzić Larrenę.Dwie godziny zajęło jej odkopanie skrzynki pomalowanej na krzykliwy, zielony kolor. Nie dała rady jej wyciągnąć, miała pół metra długości i kilkanaście centymetrów szerokości. Zwiastowało to niedobrze rzeczy. Zmontowana naprędce trumna miała jednak solidne wieko i za nic nie dała się otworzyć.

- Cholera, jakaś pomoc by się przydała. Tristan, kurwa zawsze cię nie ma jak cię potrzebuję! – pieniła się, klęła i marudziła. Rzadko wszystko naraz odczuwała ze zdwojoną intensywnością. Przed oczami przeleciała jej jakaś namolna mucha, nie chciała sobie odlecieć w świat, bzyczała i latała nad jej głową. Dawniej nie skrzywdziłaby mrówki, teraz machała rękoma na możliwe sposoby, by pozbyć się natręta znad włosów. Mucha zbliżyła się do lewego ucha, przeleciała nad nosem i siadła na prawym ramieniu.

- Czego chcesz? – nie przyglądając się owadowi, walczyła z pokrywą. - Pomóc ci. Zapomniałaś kim jesteś i czego uczyła cię babcia.? – śmiała się mucha. - Gadające smoki i konie z rogami, dobra. Zrozumiem, ale brzęczące muchy to przesada i to

gruba! Wołając o pomoc, miałam na myśli silnego mężczyznę o łapach jak ork. – spojrzała i zamilkła.Mucha okazała się leśną wróżką. Kiedyś było ich wiele i swobodnie fruwały po okolicznych łąkach, dziś nie spotkała ani jednej. Nie było zwierząt, ludzi, nawet rolnicy pochowali się gdzieś. Czy ta kraina była bezludna, opuszczona na dobre?

- Jestem Astma Rubina z Rodu Pierwszej i Czystej Linii Wróżek Okręgu Zielonego Dębu. – wróżki słynęły z długich prezencji godności i z grzeczności wysłuchałaby jej do końca, dziś wszystko było inne.

- Szybciej, wróżko. Co cię do mnie sprowadza? – zapytała z szacunkiem. Pierwsza i Czysta Linia Wróżek wywodziła się od królewskich przodków czarodziejek, istniała tyle lat, ile miała Xevena.

- Dlaczego mam się śpieszyć? Przecież nie mamy szans przy Babeccu. Wszystko przesądzone. Nawet ziemie przeklęły władcę, poddały się zawczasu.

- Dlatego ziemia łaknie krwi? Co się dzieje? Nie jestem zorientowana. Smutne, ale jestem pierwszy raz w domu od ponad dwóch lat. – trumna musiała należeć do Pauline.

Page 59: 5

- To nie ma znaczenia. Najazd armii Czarnego Księcia to kwestia nie roku lub dwóch lat, lecz tygodnia. Hegemon rodu Colfina dostał ostrzeżenie. Decyzja zapadnie za dwie noce. Z pewnych źródeł wiem, że podda je po byle potyczce i ucieknie z mokrymi gaciami.

- Niemożliwe! Nie może być takim tchórzem, słudzy Kanis i Urty dorwą go przy chwili przerwy między jednym morderstwem a kolejnym rozkazem. Przekonam go, w końcu jestem kanclerzem i doradcą królewskim pierwszej rady.

- W tobie nadzieja, dziewczyno. Musisz się skupić najmocniej jak potrafisz. Najcenniejsza rzecz, jaką dała ci Pauline – otworzy drogę do skrzyni.Miłość. Całość chwil pełnych szczęścia, komplet tworzony przez zgrany duet: babcia i wnuczka. Dwie kobiety miłujące się bezinteresownie za to, że druga jest.

- Musisz mi wszystko streścić w kilku zdaniach.Paka otworzyła się z hukiem a hałas speszył obie rozmówczynie. Natalie spojrzała w tym

kierunku, nachyliła się i przeraziła. Puste, czarne oczodoły spozierały na nią z ciemnych zakamarków, biało – żółte kości były połamane w dziesiątkach kawałków i tylko czaszka, kompletna i straszna, była cała. Biel kontrastowała z czernią otworów po nosie, ustach i oczach. Kępka jasnych, krótkich włosów na czaszce świadczyła o ich właścicielce.

- Babciu. – uklękła, nie była w stanie zapłakać. Zbyt długo nie spała po nocach, spokój duszy opiekunki nie dawał jej wiary na spokojną noc, choć jedną w pierwszym etapie żałoby.Pomiędzy cienkimi chrząstkami i gnatami leżał długi nóż; coś na kształt szabli i miecza damskiego. Zielonkawe ostrze świadczyło o starości i kruchości ostrza, lecz misternie zdobiona rękojeść nie miała grawerunku Opiekuna Miecza. Kryształy, rubiny i diamenty błyszczały kusząco w świetle zachodzącego słońca. Pora szukać schronienia, musiała udać się do Pałacu i pomówić z Babecciem. Okrutny los kolejny raz odwracał się plecami do kobiety.

- Zabierz go, to stop szlachetnego rodu. Nie znam Opiekuna, ni czasu powstania ostrza. Widzę, iż jest bardzo wiekowy, cenny i miał wielką moc. Skąd twoja krewna go ma? Jak go zdobyła? – zaciekawiona Astma Rubina pytała, fruwając nad zawartością.

- Pewnie od swej siostry, wiedźmy mieszkającej nie wiadomo gdzie. Mam tylko jej własność, naszyjnik w kształcie dwóch kropelek perły, białej oraz czarnej.

- Niech zgadnę, miałaś natychmiast wyruszyć do ciotki, która zapewniłaby ci bezpieczeństwo. Nie kupuję tej wersji, może to stara kabalarka? Czarodziejka?

- Nigdy o niej nie słyszała, byłam zdziwiona kiedy babka wpadła do karczmy w Xevenie i majaczyła w chorobie.

- Wygląda, jakby przeszło przez nią stado salenów.- Masz rację. Znowu. Przeszukam zwłoki, zakopiemy z powrotem i wszystko opowiesz mi po

drodze do króla.W trumnie nie było wiele: błękitna wstążka, miecz, kilka małych bryłek srebra, jedna złota moneta i list w zakorkowanej butelce po winie. Na razie nie miała tyle odwagi, by czytać. Szybko zasypała grób, uprzednio zamykając trumnę zaklęciem i oddaliła się z nową znajomą.

- Musisz szybko odfrunąć. Ciężko być samotnej w tych czasach. Każdy, kogo spotkam. Każda napotkana w mej tułaczce istota, która okazuje się być przyjacielem, odchodzi na dobre.

- Nie bój się, ja tutaj jestem.- pocieszała ją Astma Rubina, sypiąc pyłkiem na policzek.Jej duże, motyle skrzydła były przeźroczyste, z lekkim odcieniem czerwieni i różu. Jej ręce były parą skrzydeł, jej nogi drugą. Twarz i ciało miały rysy ludzkie, karykaturalnie małe w porównaniu do czterech skrzydełek. Jej ciało porosła rzadka sierść, miła w dotyku. Astma Rubina całe życie zmuszona była do bycia w ruchu przez brak dodatkowych kończyn.

Page 60: 5

- Nie zrozum mnie źle. Wszyscy, którzy zostali ze mną na dłużej, umierają. Feniks, przyjaciel rodziny, odszedł zaraz na samym początku. Babcia umarła lub ją zamordowano, potem Kayle, którego musiałam zostawić dla jego dobra. Mógł dać mi pociechę po Tristanie, pomimo to zostaliśmy przyjaciółmi na śmierć i życie. Troszczył się o mnie, jak nikt od dawna. Przez długi okres czasu naszego, a krótki w Smoczych Wichrach, poznawałam uroki kurtuazji smoczej. Gdy uznała dobry moment na opuszczenie podziemnych pałaców, minęły jak mi powiedziano dwa lata. Z opresji uratowałam Palomiro – jedyną istotę, której nie zależało na życiu wcale. Oddała swoje za moje, nie warto było i popełniła błąd. Jedna z włóczni orków przebiła jej szlachetną szyję, potem kolejne rany spowodowały, że moc ocalałego rogu przeszła na mnie. Nie widziałam zwłok i nie mam pewności czy jej śmierć była szybka i bezbolesna. Czy mogła się uratować? Dobre mi pytanie. Nigdy nie mówiła, czy jakaś moc została w tym kawałku niegdyś półmetrowego rogu. Jest taka możliwość, aczkolwiek na wszystkich zsyłam śmierć. Jedynym ocalałym jest Książę Mroku. Miałam go zabić lub przywlec żywego. Nie udała mi się żadna z tych rzeczy, ale miałam potyczkę z Kanis i gdyby nie cud, nie byłoby mnie tutaj.

- Masz bardzo rozrywkowe życie i magicznych przyjaciół. Niezwykłe, że przyciągasz mężczyzn z taką siła, jak mnie nektar surfinii. – podsumowała – Jednak rozczaruję cię. Jestem tylko duszkiem, wróżką leśną i do tego nieśmiertelną. Jeżeli słońce zgaśnie nad Doliną Elfów, umrę nie tylko ja, ale cała kraina dobra. Chaos to nic w porównaniu do klęski Trójcy Dobrych Bóstw. Znaczyłoby to wtedy, iż nawet wstawiennictwo jednego z nich nie pomoże w walce z Kanis. – zakończyła duszka.

- Cały świat oczekuje śmierci Tristana, nie wiem kiedy to nastąpi. Być może nigdy lub w trakcie ostatecznej wojny. – spekulowała Natalie – Zbliżamy się do Xeveny, dzięki naszej złączonej magii poruszamy się bardzo szybko na wałachu.

- Posypałam konia proszkiem lotosowym, jak przestanie działać, będziesz mieć nieprzyjemny swąd skóry przez następnych kilka dni.

- Damy radę. Ważne, by ten tchórz mnie wysłuchał. Mam całkiem pokaźny zasób wiedzy na temat armii Druhilla, niech tylko słucha, co ma robić i do kogo się zwrócić z pomocą. Mogę tylko rzec, co do smoków – nie ma problemu.

- Nasz posłaniec elfi zawiódł po całości. - Nie musisz zachowywać takiej powagi ani tajemnicy. Znam dziwkę, Larrenę – to dobra

koleżanka Kayle’a. Nieskończone źródło przyjemności i informacji z pierwszej ręki. Wyczuła, że mam pecha i klątwa będzie rozciągać swe ohydne macki nad bliskimi i celowo trzymała się z daleka. Jestem jej wdzięczna za okazaną pomoc, okazała się niezbędna.

- Nie obwiniaj się za to, kim jesteś. Nie twoja wina, twój prapradziad był świrem, powinien zdechnąć w katuszach, zamiast na nim – klątwa zaczęła na cudnym potomku w linii prostej. Jak to możliwe, że twoja uroda w mogłaby konkurować z jego? – zachwycona komentowała.

- Nie pleć bzdur. Lepiej przyśpieszmy. Babecc może być już daleko stąd.- Wątpię, godzinę temu skończył wizytę u nowego krawca, za godzinę ma kolejne denne

przemówienie z Wieży Dovea. Mieszkańcy są tak głupi, że dalej chcą słuchać jego peanów ku czci wojsk i naszej armii. Prawda jest taka, że od twojej nominacji niewiele się zmieniło; wprowadził podatki niby na wojsko, a dzięki nim ma więcej złotych monet na uciechy i organizowanie ucieczki.

- Co za bezczelny drań. Już ja się z nim policzę. Faethuros będzie ze mnie dumny. Wałach ruszył z kopyta, aż poleciały skry.

Ludzie i reszta poddanych, nawet szumowiny burdeli Xeveny, wiwatowali widząc żywego kanclerza na kasztanowym koniu. Krzyczeli hasła pełne wiary w siłę, wspólnie zdobędą świątynie Kanis, które jak grzyby po deszczu, wyrastały w różnych strategicznych punktach. Gdy ciemność nastanie, wszyscy zwrócą się do jej kapliczek i zaczną składać krwawe ofiary na przebłaganie. Natalie

Page 61: 5

wyprężyła dumnie piersi, prosta i smukła jak sosna, spoglądała łaskawym okiem, nie reagując na okrzyki.Będzie działać szybko, mając za wsparcie pozycję, Astmę i wspomnienie miłości.

Droga pod balkon tej wieży była krótka, dwadzieścia metrów i zeskoczyła z konia. Błękitna materia wyścielała ją i dzieliła szeroki plac na pół. Po lewej znaleźli swe miejsce zwolennicy i obojętni, po prawej zebrali się przeciwnicy niezadowoleni z niczego. Jednak ich przyjęcie było zgodne, kobieta miała odwagę wyruszyć w pogoń i błąkać się samotnie po świecie. Podziw mieszał się z dumą i przerażeniem, którego przyczyną był brak głowy Tristana Samozwańca, przytroczonej do siodła lub nabitej na pal. Tłum był zwodniczy, szybko zmieniał zdanie, lecz dziś cierpliwie czekał na kolejne posunięcia pani kanclerz. Kazała stajennemu zająć się zmęczonym zwierzęciem i ruszyła nie na balkon, lecz na drewnianą szubienicę. Szmery nie ucichły, głosy się podniosły. Nawet konserwatyści zgłupieli, bo mocarz ustrojony w jasnoniebieskie szaty prosto spod igły, wyszedł na balkon. Rozległ się głos Babecca.

- Wszyscy poddani dziś zebrani znacie naszą sytuację. Widzę grozę i podziały w społeczeństwie Doliny Elfów, coraz więcej zacnych obywateli wyrusza w poszukiwaniu lepszego życia, z dala od słońca i mroku. Niestety, dziś nie będzie dobrych wieści. Mija półtora miesiąca od wysłania naszej nowej, niezapomnianej damy w pogoń za Sługą Mroku. Nie mamy od niej żadnych wieści, co przeważyło o moich decyzjach. Miałem dwie noce na podjęcie słusznej decyzji. – zawiesił głos – Moim zdaniem z tej pułapki nie ma wyjścia, podjąłem tę niemiłą memu sercu. Między poddaniem się a walką, wybrałem rozejm.

W tej sekundzie niezadowolenie wszystkich istot udzieliło się obu stronom konfliktu, gwizdy i zgniłe warzywa leciały wysoko w niebo. Nie sięgały celu, ale kamień był droższy niż jedzenie w tej części świata.

Natalie była wstrząśnięta, uśmiercił ją król, który nigdy jej nie szukał. To był szczyt absurdu. Nie mogła sobie na to pozwolić, jeden żałosny dupek nie zadecyduje o jej życiu. Tupnęła niecierpliwe nogą, czekając aż trochę się uspokoją. Kanclerz była cała i zdrowa, a ten nawet nie miał o tym pojęcia. Wjechała paradnie na koniu pod samym nosem, to był symptom słabości władzy centralnej. Musiała to przerwać.Natalie skupiła się na zebranych, myśląc o niczym. Pustka, cisza, nicość. Przestrzeń.

- Babeccu II nie jesteś gotów zagrzewać Xeveńczyków do walki. Co za król, który nawet nie wie, co jego doradca robił ostatnie dwa miesiące? Masz tylu zajętych szpiegów, że nie znaleźli mojego ciała. Dodatkowo nie wiedziałeś, że jestem w królestwie. Jesteś żałosny. – dzięki zaklęciom ochronnym, była bezpieczna. Tłum milczał jak zaklęty. Babecc również.

- Niemożliwe, zadziwiające. – oniemieli wszyscy z zachwytu dla jej ironii. Nikt nie ośmielił się obrazić noszącego koronę od wieków, w przeciwnym razie oznaczało to wojnę.

- Poddani: biedni i bogaci, starzy i młodzi, magiczni i ludzie przez czas mojej nieobecności nasz władca karmił was głupotami. Łudził się, że odwlecze się moment ostatecznej rozgrywki światła i mroku. Niestety pomylił się. Wmawiał wam: nasza armia jest wielka, niepokonana a broni i żołnierzy mamy wielu, gotowych do bitwy. Nikogo nie zastanowiło zdarzenie świadczące o słabym zdrowiu psychicznym króla: nominacja kobiety na kanclerza. Dlaczego?

Po co stoicie tutaj, pełni waśni między sobą, bez żalu do Babecca II? Bo jest waszym królem? Wasz król wierzy tylko dziwkom i swej pełnej dupie, nie interesuje się Doliną Elfów bardziej niż swymi bękartami. Dobry król kocha swoje dzieci, wszystkie. One stanowią potęgę jego królestwa, armii i ducha kraju! Jeśli teraz poddamy się bez walki i przyjmiemy obce jarzmo w swe serca, nasze dusze nigdy nie odzyskają spokoju a dzieci i wnuki napiszą o nas tylko jedno słowo.Tchórze.

Page 62: 5

Nie przejdziemy do historii jako bohaterowie, bo jej nie będzie. Hordy Krwawej Bogini i Czarnego Mnicha zniszczą życie wszędzie, szerząc ból, cierpienie i rozpacz, czające się za jej kultem. – Wszyscy byli skupieni i nawet było słychać trzepot delikatnych skrzydełek Astmy. Dzięki jej pyłkowi, głos rozchodził się echem po mieście, by każdy słyszał, co Natalie ma do powiedzenia. Prawdę. – Jest jedna ścieżynka w lesie kłamstw, ja mówię prawdę. Walczyłam o życie z Kanis, bo jestem wybrana do tej wojny. Pamiętajcie, droga jest tylko jedna. Ja wam ją pokażę. Życie albo śmierć.

Rozległy się okrzyki, wiwaty, kto miał miecz, podniósł go na znak zgody. Kobieta potrafiła w kilkanaście minut zrodzić wolę przetrwania w tych prostych ludziach.

- Jak doradca korony, znoszę podatki niepotrzebne w trakcie wojny: utrzymanie dworu zostaje w kwestii jaśnie panującego i to wszystko tyczy się innych majątków ziemskich. Odtąd ćwierć skarbca idzie na państwo, reszta na uzbrojenie wojska i wytrenowanie go. W każdej chwili ryzykowała swym życiem, nie po raz pierwszy a kolejny.

Babecca zatkało, wmurowało lecz nogi miał słomiane, jego umysł nie mógł pojąć cudu życia kanclerza. Do tego zdobyła większą popularność w trakcie jego przemowy, ewidentna bezczelność. Lecz umiała za sobą porwać tłumy, przewidzieć ich reakcje na słowa, brała odpowiedzialność za losy całego królestwa. Nie było już odwrotu ani ucieczki, musiał walczyć z Kanis i Armią Druhilla. Postanowił olśnić wszystkich.

- Poddani, skoro kobieta, mój kanclerz ma odwagę postawić się światu zła, wszczynam od dziś wojnę oficjalnie. Nie będzie tchórzostwa, wybierzemy śmierć lub życie. Nie będzie ucieczki. Nie będzie litości. Każdy zdolny do walki dostanie broń, trening i wierzchowca. Wszyscy, którzy mają szerokie horyzonty będą nagrodzeni życiem, walcząc jak lwy. Jak Natalie.

- Babecc’u II przyjmujemy twe orędzie jak zwiastun ostatecznej wojny. – krzyknęli wszyscy, godząc się na nieznane.

- Mój panie! – nazwała go kurtuazyjnie – Skoro pragniesz krwi, trzeba szukać sprzymierzeńców, z dumą powiem, iż Smoki przybędą nam na moc w odpowiedniej chwili. Legendarny smok istnieje, jego połowa jest częścią mnie i jeżeli trzeba będzie, poprowadzę wojska na śmierć z morderczym pragnieniem przelewu krwi. Może jestem mała, ale mam wielkie serce i najważniejsza jest odwaga. Zapał.

- Kanclerzu, zwołujemy zebranie Rady Najwyższej. Natalie upadła. Z niewiadomych przyczyn nie mogła zapanować nad swym ciałem, które

gwałtownie dygotało. Czy to przez wyjawienie tajemnicy smoka. W końcu legenda musiała stać się prawdą, a i tak nie wierzyła, że ktoś jej uwierzy. Najważniejsze, że kamień spadł z serca, lód nie. Ostatkiem sił nie pomyślała jednak o losach królestwa.

Tristana odprowadzono przed oblicze najpotężniejszej, zmaterializowanej bogini od czasów Czarnoksiężnika Larsa. Ukląkł na jedno kolano w dawnej Sali tortur z ołtarzem ofiarnym, czekał na wyrok.

- Zawiodłam się na tobie, mój sługo. Dałeś omamić się jak dziecko nocą tej anielicy. Czy jest silniejsza od naszej więzi?

- Nie, moja pani. Jej urok jest niezaprzeczalny, jako mężczyzna opierałem się zbyt długo wdziękom anieli. W pewnym momencie nie miałem hamulców i sprofanowałem jej cześć, zdeflorowałem, stłamsiłem i zostawiłem na pastwę zwierząt. Nie obchodzi mnie to, wiesz moja pani. – próbował kłamać i trzymał się dzielnie.

- Wiem. Nigdy byś mnie nie zdradził, a twój apetyt kochanka zadziwiał nawet mnie, potrafiłeś mieć dwadzieścia kobiet jednej nocy i to nie zawsze cię zaspokajało. Niewiarygodne. – uśmiechnęła się krzywo.

Page 63: 5

- Pani Mroku, trzeba odbyć nasze modły i złożyć ci ofiarę, widzę iż ołtarz dawno nie został splamiony krwią. Zajmę się tym.

- Dobrze, idź już. – był dziwny i coś na pewno było z nim nie tak. Postanowiła, nie będzie się przejmować. Po rozstrzygnięciu rzeźni na jej korzyść, podzieli los anielicy.

Tristan zszedł do lochów i postanowił wybrać jedną, piękną niewolnicę dla swej żądzy (ilekroć myślał o Natalie, jego pożądanie rosło) oraz jakąś mocną dla Kanis. Była wymagająca i dobranie ofiary do jej humory bywało nie lada wzywaniem. Odkąd jej służył, stale brał na swe barki i gardło ryzyko związane z jej niezadowoleniem. Humory zmieniała tak często, jak ofiary. Nigdy do końca nie umiał wyczuć czy jest zadowolona z jego służby. Dziś nie miał to znaczenia, bo orki ostatnio zajmowały się zaopatrzeniem na ludzi.

Przeszedł miękkim krokiem wśród dwóch rzędów klatek, lewą ręką palcem tłukąc się po prętach a w prawej trzymając nóż ofiarny. W jednej z cal zauważył tylko burzę blond loczków, skulona postać w najdalszym z kątów, ściśnięta i przestraszona, była kobietą z plemienia Jasnowłosych. Koło niej zauważył starszą kobietę o czarnych, krótko ostrzyżonych włosach na chłopczyce. Obie zwrócone twarzami do siebie, nie chciały zwrócić jego uwagi. Przesadziły, bo dzięki skromności stały się widoczne na tle hałaśliwej reszty, błagającej o szybka śmierć lub wolność.Gdy rozkazał je wyprowadzić, płowowłosa napluła mu w twarz a brunetka próbowała ugryźć. W sekundzie gniew napełnił jego trzewia, spotęgowany przez czary Kanis. Na nowo zapanowała w jego ciele, mógł jej służyć kolejne tysiąc lat. Ścisnął sznury na ich gardłach i pociągnął za włosy pyskatą, ciemna powłóczyła nogami za towarzyszką.Czuł się dziwnie rozjuszony myślą nadchodzących uciech i przyjemności, już dawno nie był tak zainteresowany widokiem cierpienia. Postawił na jakość tortur i długość sprawianego bólu za pomocą dziwnych maszynerii. Miał głowę do konstruowania i wcielania w życie.

- Jak się nazywacie? – przyprowadziwszy je do Komnat Prywatnych Służby, zaczął poznawać słabe punkty.

- Selvia.- Eufren. Domyślam się, że odważniejsza i śliczniejszą jest Selvia. – spojrzał na złotowłosą z zamysłem

przeciągając spojrzenie w jej naiwne oczęta. Na pozór, lecz nie wiedział jeszcze jak sprytna będzie.- Eufren, w lewo i zamknij za sobą drzwi. – zwrócił się do starszej kobiety i pociągnął za rękę

Selvię.Jej uroda w pierwszej chwili była niewidzialna, brudna twarz, pozlepiane włosy i śmierdzące szmaty, które miała na sobie, odstraszyłyby każdego. Tristan znał się na kobietach, manipulował nimi i wykorzystywał je. Był mistrzem flirtu i nie ukrywał swej męskości ani pożądania. Pewność siebie dodawała chłopięcego uroku i seksu. Atmosfera zacieśniła się, ukrywając ich dla świata.

- Rozbieraj się! – padły tylko dwa słowa w ciszę.

Natalie podano wszelkie dostępne środki i leki, by choć częściowo odzyskała przytomność i jasność umysłu. Żaden nie okazała się na tyle skuteczny, by porozmawiać z nią na temat inny niż Czarny Książę. Był jej obsesją a porażka głęboko odbiła się w na pozór twardej psychice. Jej ciało ułożono na plecach z rękoma spuszczonymi wzdłuż, przykryto dużą ilością koców – nadaremnie. Drżała w szewskiej pasji, jej furia odbierała resztki sił. Tak, jakby w jednej sekundzie była blisko ozdrowienia, po to by w następnych jej stan zatrważająco pogorszył się do granicy śmierci. Nieskończenie wzywała mężczyznę o imieniu Tristan, nawoływała by uciekał od pięknej pani. By ocalił swe życie dla niej. Nikt nie zgłosił się, poszukiwania osobnika trwały – nie było takiego, który nosiłby imię Tristan. Władca był wstrząśnięty, bo jedyna osoba, która mogła przeciwstawić się mocy zła, umierała z nieznanej przyczyny.

Page 64: 5

Fałszywi magowie z Szkoły Magii nie potrafili nawet zdiagnozować choroby. Nie umieli nazwać trawiącej jej ciała dziwnej, lodowej gorączki. Jej umysł był rozgrzany, lecz ciało chłodne, lodowate w dotyku, mokre od potów i wychłodzone.

Larrena nie umiała pomóc znajomej, dzięki której mogłaby odnaleźć elfiego przyjaciela. Musiała pomóc dziewczynie, która potrafiła w kilkanaście minut odmienić przyszłość; wpłynąć na decyzję monarchy.

Kolejne dni mijały, jeden za drugim, aż w okolicach pory obiadowej choroba zelżała. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Błędnie, bo majaki nie ustały. Nasiliły się dziwne wizje. Od trzech nocy z jej ciała wydobywała się dziwna maź: rany na rękach, w szczególności duże na plecach i mniejsze na stopach nie zasklepiały się. Mazie o leczniczych działaniach tylko podrażniały śnieżną skórę. Olbrzymie worki pod oczami w odcieniach fioletu, różu i szarości odznaczały się na tle papierowej, bladej cery twarzy.

- Natalie, obudź się. Bez ciebie nikt nie da rady, nie zostawiaj nas na pastwę Kanis. Powiedz coś. – łzy spływały na jej twarz. W przeciwieństwie do ludzkich, były słodkie o malinowym zapachu. Larrena rzadko nad kimś płakała, w zasadzie nigdy. Była egoistką, zrozumiałe. Każda dziwka dbała tylko o swój tyłek, zwłaszcza, iż czasy były ciężkie.

- Tristan! On musi uwolnić się od mocy ladaco. Od mocy naszego wroga! – krzyczała. Białe łzy spływały z jej oczu, mieszając się z kroplami Larreny.

Zapewne chodziło jej o władze Kanis, lecz nad kim? Pomyślała, że jedynym mężczyzną zdolnym do zapanowania nad niepokorną Natalie, był Wędrowiec Nocy. Rozwiązała zagadkę miłości anieli. Nie umiała jednak jej pomóc.

Tristan doprowadził do kresu swą cierpliwość: Eufren nie umiała podporządkować się, była silną wiedźmą, która przez swój niewyparzony, długi jęzor wpadła w zasadzkę orków. Przypadkiem nie był jej charakter, ani to, że próbowała odczynić urok prześladowczyni, dla której jej krew miała spłynąć. Tryskając ironicznym, prześmiewczym humorem, zaczepiała Tristana i wydobywała z niego coraz więcej informacji. Ostatniej nocy zdobyła klucz do jego tajemnic: kobiety. Miał do nich słabość, lecz w jego głowie i skażonym sercu, było miejsce dla jednej. Na imię jej było Natalie i musiała w końcu wykorzystać wiedzę.

- Por de stru jkao m’hftryu. – zaklęcie nie było silne. Jej moc ostała się w resztkach, lecz pomogło. Na złość musiała ingerować nie w jego pustą, sprzedaną duszę – tylko w ciało. Mężczyzna kolejny raz po grze słownej, zaprosił do swego łoża kochankę. Nie mógł dopełnić swej rozkoszy, dlatego ból narastał. Ból niespełnionej żądzy dziś chciał rozładować na Selvii, do tej pory oszczędzał ją na lepszą sposobność. Przez niemal dwa tygodnie próbował wszelkich sposobów na rozgrzanie ciała, niestety w jego głowie tylko Natalie.

Uderzał raz za razem głową o ścianę, lecz chuć uderzała do głowy bardziej niż krew. Marzył o tym, by ją posiąść brutalnie, by rozgrzać wszystkie jej wargi, by pieścić jej ciało raz za razem. By na końcu dać rozkosz, o jakiej nigdy nie fantazjowała.Chciał jej ciała, jej myśli i serca. Zawładnęła nim do końca, ostatecznie skreślając dla innych kobiet. Musiał, nie dawał rady. Krew spływała do kielicha dla Kanis, płynęła leniwie z rany na czole, ostatnio za mocno walił głową o ścianę. Nic nie mogło równać się z jego miłością.

Miłość była prawdziwa, szczera i rozpętała w nim burzę hormonu, pragnień i dziwnych emocji. Ponieważ nie tylko pragnął jej ciała. Bo chciał jej dobra, uznania, jej serca. Chciał ją mieć na wyłączność. Odległość sprawiała gorzki smak bólu w ustach, chciał biec do niej i jedynie powstrzymywał go strach przez zemstą pani.

Page 65: 5

Opiekuńczość, troska, cierpliwość, pomoc, dobro, brak egoizmu i żółci sprawiły, iż nie tylko czuł. Wiedział, że ta kobieta należy do niego, że on jest jej. Słyszał nieraz o miłości jako sile niszczącej, której nic nie zdoła powstrzymać, ale nie mógł uwierzyć w te brednie. Widywał kochanków, którzy umierali z tęsknoty za sobą; oddających życie za lepszą połowę. Nie wierzył w to wszystko, tylko mroczna potęga Kanis była dla niego prawdziwa.Do czasu.

Wpadł w pułapkę gorszą niż cokolwiek inne, należał do anielicy. Czy ona już upadła i złapała się w sidła miłości? O dziwo, tak bardzo przyzwyczaił się do więzi łączącej ich umysły, że teraz stwierdził fakt. Nie czuł jej serca a umysł pozostał obojętny na rozpaczliwe błagania o znak życia. Już wiedział, że przyjęła mróz w dzikiej krainie w środku dnia. Wymazała go z serca, pozostawiając tylko wspomnienia związane z wydanym na niego wyrokiem. Teraz ona będzie na niego polować.

- Cholera, nigdy nie myślałem, że z łowcy stanę się ofiarą. Nagonka zacznie się, gdy odzyska siły. Wtedy nawet błahe decyzje będą ostatecznymi. Nie będzie odwrotu. Tak samo jak nie było dla nich ratunku.Miłość miała jedno imię. Miłość posiadała wiele odsłon.

Selvia musiała uwieść swego oprawcę, coś w nim było. Jako jedna z licznego rodzeństwa, nastawiona na ciągłe ryzyko i adrenalinę, potrafiła sobie radzić w najtrudniejszych sytuacjach. W zasadzie kochała ryzyko, lecz sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie znała bezpieczeństwa i rodziny. W wieku piętnastu lat, beznadziejnie zakochana w starszym koledze z podwórka, który nie zwracał na nią uwagi, opuściła rodzinny dom. Tułając się i włócząc, założyła burdel mając ledwo siedemnaście lat, mając szerokie kręgi przyjaciółek z dzieciństwa, oferowała im dostatnie życie i wygodę. Tak reklamując się, doszła ciężką pracą zdzir, dziwek i prostytutek do bogactwa. Jednak nie trwało to długo, bo sprzedawanie swego ciała stało się nielegalne: usługi zostały zawieszone i przeniesione w inny obszar, lecz nie miały takiej siły przebycia, co inne kurwy o ciemnej karnacji i krótkich włosach. Przez kolejne suche lata, jak określała biedę, dorabiała na czynieniu małych usług: kradzieże, machloje podatkowe i oszustwa stały się normą. Mało było prawych, nawet po stronie dobra, zgnilizna zataczała coraz szersze kręgi wśród najbliższych. Dosięgła jedna z tych macek młodą, niewinną Selvię, która była nadal dziewicza, lecz znała życie. Dostosowywanie się do każdego zagrożenia było w jej naturze i teraz musiała wykorzystać swe umiejętności. Nie widziała jego oblicza i nie znała demonów targających młodym ciałem zakapturzonego mężczyzny, lecz słyszała młody, silny głos. Zbliżyła się do tajemniczego pana i objęła w pasie, przytulając się. Rzuciła mu głodne spojrzenie, popchnęła na łoże i musiał być jej. Ocalenie życia było najważniejsze, a może pojawią się inne korzyści?Ściągnęła pelerynę i zaniemówiła, nie miał na sobie koszuli, co bardzo jej odpowiadało. Nie spodziewała się takiego widoku. Nie widząc sprzeciwu, zachęcona, kusiła ze zdwojoną siłą. Była potrójnie niebezpieczną kobietą.

Page 66: 5

Epilog

Natalie to czuła, niemal mogła dotknąć oboje, splecionych ciałami w dzikiej walce.- Dość!! – krzyknęła. – Tristanie, umrę dla ciebie, lecz nie rań mnie już więcej. Nie zniosę tego dłużej. – krzyczała w myślach, bo tak naprawdę jej choroba pogłębiła się. Szukała w sobie siły, by zwalczyć zazdrość. Do tej pory nie obawiała się o inne kobiety, gdyż każdy mężczyzna był jej i wtedy, gdy spojrzała ku niemu łaskawym okiem. Do tej pory Tristan podbił jej świat, a Kayle mógłby stać się kimś więcej. Brutalnie pozbawiła go nadziei na coś więcej w Smoczych Wichrach, by na niego nie spadła konsekwencja przekleństwa lub pech śmierci bliskich. Może nawiąże kontakt z kimkolwiek, byle nie Kanis i orkiem.- Larrena? – miała jeden przebłysk świadomości. – Co się dzieje? –pytała ,czuwającą nad nią od początku, elfią przyjaciółkę.- Nic, kochanie. Musisz wyzdrowieć.- Nic mi nie będzie, Larreno. Muszę ratować Xevenę. – umysł pracował na wysokich obrotach, domagając się informacji na jego temat, lecz ochrypły głos świadczył o słabości ciała.Larrena pochyliła się nad jej bladym licem i spojrzała głęboko w czarne lustra.- Natalie, nie mów już nic.Po czym zbliżyła swe pełne usta do jej bladoróżowych warg. Ta bez żadnych przeszkód odwzajemniła zabroniony pocałunek, niekoniecznie oznaczający miłość…

Natalie miała już takie szczęście: kochała tych, którzy na to nie zasługiwali i kochała zbyt mocno.Miłość zakazana smakuje najlepiej.Upadłe Anioły dobrze o tym wiedziały.