5 10 12 14 24 30 37

48

Transcript of 5 10 12 14 24 30 37

Page 1: 5 10 12 14 24 30 37
Page 2: 5 10 12 14 24 30 37

TEATRpl. Wojciecha Bogusławskiego 1, tel. 062 502 32 22przerwa wakacyjna

MUZEAMuzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiejul. Tadeusza Kościuszki 12, tel. 062 757 16 09,

czynne: wt., czw., sob., niedz. w godz. 10-14.30; śr., pt. w godz. 12-17

ekspozycje stałe:– Z pradziejów Kalisza i okolic (zbiory arche-

ologiczne)– Z dziejów Kalisza (zbiory historyczne)

ekspozycje czasowe:31 maja-30 czerwca – „Rycerze św. Floriana

z dziejów Kaliskiej Ochotniczej Straży Pożarnej” – wystawa

Dworek Marii Dąbrowskiej w RussowieRussów 49,tel. 062 769 12 65, czynne: wt.,

czw.-sob. w godz. 10-15, śr., niedz. w godz. 11-17

6 lipca i 3 sierpnia – „Niedziela u Niechci-ców”, Park przy Dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie

Rezerwat Archeologiczny na Zawodziuul. Bolesława Pobożnego 87/10523-24 sierpnia – IX Biesiada Piastowska, „Ko-

lebka Polski”, festyn z udziałem Bractwa Rycer-skiego Ziemi Kaliskiej

Muzeum Historii PrzemysłuOpatówek, ul. Kościelna 1, tel. 062 761 86

26, czynne: wt.-pt., niedz. w godz. 10-16, sob. w godz. 11-14

ekspozycje stałe:– Przemysł w Kaliskiem w okresie industrializa-

cji ziem polskich w XIX wieku– XIX-wieczne napędy, wynalazcy, pracujące

maszyny– Zabytkowe maszyny. Projekty mody XX wieku.

PWSSP w Łodzi– Fortepiany firm polskich XIX i XX wieku– Drukarnie kaliskie

ekspozycje czasowe:kwiecień-24 czerwca – „Od Oazy do Apollo”,

100-lecie kina stałego w Kaliszu (1908-2008), wystawa

4 lipca-10 sierpnia – „Wklęsłe wypukłe łamane – meble”, wystawa autorstwa Iwony Kosickiej

Zamek w GołuchowieOddział Muzeum Narodowego w Poznaniu, ul.

Działyńskich 2, tel. 062 761 50 94, czynne wt.--niedz. w godz. 10-16 (ostatnia grupa zwiedzają-

cych wchodzi na godzinę przed zamknięciem)Bilety: 8 zł, 5,50 zł (ulgowy). przewodnik: 25 złMuzeum Leśnictwa Ośrodka Kultury Leśnej w

Gołuchowieul. Działyńskich 2, tel. 062 761 50 36, czynne

wt.-niedz. w godz. 10-15

ekspozycje stałe: – „Technika leśna”, budynek dawnej owczarni– „Związki lasu z kulturą”, w oficynie– „Historia gospodarstwa leśnego na ziemiach

polskich”, w oficynie– „Spotkanie z lasem”, powozownia

ekspozycje czasowe:lipiec – wystawa paleontologiczna, w oficynie19 lipca-1 sierpnia – Międzynarodowy Plener

Interdyscyplinarny „Inspiracje leśne”, zakończony wystawą poplenerową

GALERIEBiuro Wystaw Artystycznychpl. Św. Józefa 5, tel. 062 767 40 8110 czerwca-7 lipca – Prezentacja STATUTU

KALISKIEGO nadanego kaliskim Żydom w dniu 16 sierpnia 1264 roku przez Księcia Bolesława Pobożnego

17 lipca-30 sierpnia – „Natura rzeczy” – V Forum Malarstwa Polskiego

Galeria w Hallu Centrum Kultury i Sztukiul. Łazienna 6, tel. 062 765 25 009 lipca-5 sierpnia – Piotr Reinhard – malarstwo6-26 sierpnia – Maciej Fisher – fotografia27 sierpnia – Sławomir Grabowy – grafika

Centrum Rysunku i Grafiki im. Tadeusza Ku-lisiewicza

ul. Kolegialna 4, tel. 062 757 29 99lipiec-sierpień – „Tadeusz Kulisiewicz – w 80

rocznicę śmierci” – wystawa

Wieża Ciśnień Ośrodek Kultury Plastycznejul. Górnośląska 66a, tel. 062 766 43 4013-30 czerwca – „Harmonia niepełna” – wysta-

wa rzeźby autorstwa Beaty Sobczyk

FILHARMONIA KALISKAal. Wolności 2, tel. 062 757 07 48przerwa wakacyjna

CENTRUM KULTURY I SZTUKIul. Łazienna 6, tel. 062 765 25 005 lipca – „Jadą goście, jadą...”, Międzynaro-

dowe Spotkania Folklorystyczne, Targi Sztuki Ludowej. Impreza współorganizowana ze Stowa-rzyszeniem Kultury Ludowej w Potarzycy

12-13 lipca – „Biesiada Folkloru Ziemi Kaliskiej” – Regionalny Przegląd Zespołów Folklorystycz-nych, Targi Sztuki Ludowej. Brzeziny

3 sierpnia – „IV Letnia Estrada Folkoru”, Targi Sztuki Ludowej. Bobrowniki

3, 10, 17, 24 sierpnia – VI Letni Festiwal Mu-zyczny – Antonin 2008

17 sierpnia – V Letnia Estrada Folkloru. Szczytniki

BIBLIOTEKI Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka

w Kaliszuul. Łazienna 6, tel. 062 757 34 30

Biblioteka Głównaul. Legionów 66lipiec – „Świat wokół nas” – wystawa prac

plastycznych uczniów i absolwentów Gimnazjum nr 3 w Kaliszu

Filia nr 3ul. Krótka 3lipiec – „130 rocznica urodzin Janusza Korcza-

ka (1878-1942)” – wystawasierpień – „70 rocznica urodzin Doroty Tera-

kowskiej (1938-2004) – wystawa

Filia nr 5, Oddział Dziecięcyul. Złota 26-28sierpień – „64 rocznica wybuchu Powstania

Warszawskiego” – wystawa

Filia nr 9ul. Serbinowska 1Alipiec – „Zostało już tylko słowo. 2008 – rok

Zbigniewa Herberta w 10 rocznicę śmierci” – wystawa

lipiec – „Tadeusz Kulisiewicz 1899-1988” – wystawa

MŁODZIEŻOWY DOM KULTURYul. Fabryczna 13-15, tel. 062 767 25 2115-20 lipca – „VI Letnie Ogólnopolskie Warsz-

taty Muzyki Dawnej”– dla dzieci i młodzieży, nauczycieli i instruktorów. Impreza współorgani-zowana ze Stowarzyszeniem Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży „Schola Cantorum”, Minister-stwem Edukacji Narodowej oraz Departamentem Kultury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego

POLSKI ZWIĄZEK CHÓRÓW I ORKIESTRZarząd Oddziału w Ostrowie Wielkopolskim, Al.

Powstańców Wielkopolskich 18, tel. 062 736 64 153,10 i 15 sierpnia – „III Letni Festiwal Orkiestr

Dętych Południowej Wielkopolski”, Baszta „Dorot-ka” przy Państwowej Szkole Muzycznej w Kaliszu. Wystąpią: 3 sierpnia – orkiestry OSP z Dobrzeca i Pruszkowa, 10 sierpnia – orkiestry OSP z Koźminka i Stawiszyna, 15 sierpnia – orkiestra ze Stowarzyszenia Orkiestr Dętych „Gród nad Prosną” oraz z OSP Rych-nów A.O.

Page 3: 5 10 12 14 24 30 37

35•62008

W numerze:

Gród na Zawodziu

Grobowce książąt

Zagadkowa wieża

Krzysztof Dąbrowski

Kościół św. Wojciecha

Festyny historyczne

Dziadek z Zawodzia

Tradycja a fakty

Sacrum nawy kościelnej

Obronna czy mieszkalna?

Wspomnienie

Zabytki sztuki sakralnej

Integracja społeczna

O Stefanie Bednarku

5

10

12

14

24

30

37

Projekt okładki: Wojciech Stefaniak, Fot. Mariusz Hertmann

Stale współpracują: Iwona Cieślak, Robert Kordes, Władysław Kościelniak, Tadeusz Krokos, Karina Zachara, Jolanta Delura, Robert Kuciński

Święto Kalisza i Zawodzia

Zawodzie, miejsce narodzin naszych bezpo-średnich przodków, doczekało się swojego rozkwi-tu. Nastąpiło to po ponad stu latach od rozpoczęcia badań wykopaliskowych.

Uroczyste obchody tegorocznego Święta Mia-sta, z najważniejszym wydarzeniem: otwarciem na Zawodziu Rezerwatu Archeologicznego „Kaliski Gród Piastów”, liczne imprezy towarzyszące, Jar-mark Archeologiczny, rejsy łodziami-dłubankami, a także niecodzienne wydawnictwa miejskie, w tym kolejne wydanie „Kalisii” – to pierwsze przejawy ukazania tego ośrodka w pełnym blasku, jako jednego z ważniejszych we wczesnym etapie funkcjonowania naszego państwa.

A przecież droga do sukcesu nie była łatwa. Wielu naukowców, architektów i plastyków pracowało nad zagospodarowaniem rezerwatu archeologicznego przez szereg lat dwudziestego wieku. Jednym z nich był niezapomniany Krzysz-tof Dąbrowski, który pierwszą taką próbę podjął pięćdziesiąt lat temu. Ostatecznie Muzeum Okrę-gowe Ziemi Kaliskiej wybrało w 2005 roku projekt architektoniczny zakładający przede wszystkim kompleksową ochronę tamtejszych zabytków, możliwość prowadzenia dalszych badań nauko-wych oraz jednoczesne wykorzystanie Zawodzia do celów ekspozycyjnych i oświatowych.

Nadszedł czas inauguracji. Prastare Zawodzie otworzyło swe ramiona i ukazało wnętrze pełne średniowiecznych reliktów. A w nim m.in. zrekon-struowane mury przyziemia kolegiaty św. Pawła, powtarzające obrys zachowanych w ziemi funda-mentów, chaty mieszkalne dawnego grodziska, kurhan kamienno-ziemny, drewnianą wieżę obron-ną, bramę grodu z palisadą i ostrokołem.

Warto dziś nasycić oczy tymi skarbami prze-szłości i przekazać dalej wieść o tajemnicach „Szwedzkich Gór”, jak nazywano Zawodzie jeszcze do niedawna. Dodatkowo warto obejrzeć prezentację multimedialną oraz wystawę etno-graficzną w zabytkowym budynku mieszkalnym, pochodzącym ze schyłku XVIII wieku.

Ale to nie jedyne źródła wiedzy o prastarej kolebce kaliszan. Czerwcowe wydanie „Kalisii” zawiera bowiem wiele niepublikowanych dotąd informacji i zdjęć. Prezentuje i zachowuje dla potomnych wszystkie etapy ożywiania Zawodzia.

Mówi o badaniach naukowych, cennych znale-ziskach, grobowcach wielkich polskich książąt. Wspomina wybitne postacie, które na zawsze pozostały w naszej pamięci: „Dziadka” Stefana Bednarka, „Indianę Jonesa” kaliskich starożytno-ści Krzysztofa Dąbrowskiego, zaangażowaną w badanie kaliskiego grodziska od 1958 roku Iwonę Dąbrowską. Opowiada o rodzinach związanych z tą ziemią od wieków: Machowiczach, Koryckich, Paraczyńskich. Przedstawia wspaniały kościół św. Wojciecha, w którym Barbara Wołosz, konserwa-torka zabytków, wciąż odkrywa kolejne zagadki historii sztuki.

Interesujące artykuły uzupełniają fotografie dawnego i dzisiejszego Zawodzia, z różnych etapów przeobrażeń, wspominanej świątyni z jej unikatowymi zabytkami oraz zdjęcia pochodzące z albumów rodzinnych osób uczestniczących w wykopaliskach w różnych okresach dwudziestego wieku.

Zapraszam Państwa zatem serdecznie do zaopatrzenia się w czasopismo i do wzboga-cenia swojej wiedzy na temat grodu kaliskiego, istniejącego prawdopodobnie już w IX wieku, czyli jeszcze przed powstaniem państwa polskiego. Jak powiedział profesor Andrzej Buko: trudno jest dziś identyfikować się nam z ludźmi żyjącymi w neolicie czy paleolicie, natomiast ostatnie tysiąc lat to już nasza historia. A jednym z jej ważnych punktów jest właśnie Kalisz i Zawodzie.

Życzę inspirującej lektury!Elżbieta Zmarzła

Page 4: 5 10 12 14 24 30 37

5•64 2008

bada

nia

arch

eolo

gicz

ne

Wspaniała ranga w historii narodu i państwaKalisz – jak niewiele miast w Polsce – od lat jest przed-miotem szczególnych zainte-resowań kolejnych generacji badaczy.

Ptolemeuszowa KalisiaPrzyczyn tego stanu rzeczy jest

co najmniej kilka. Wspomnijmy o mającej długą historię debacie na temat Ptolemeuszowej Kalisii na bursztynowym szlaku. Jeśliby uznać za wiarygodne niektóre interpretacje tego przekazu, to początki dzisiej-szego miasta sięgałyby pierwszych wieków naszej ery. I choć wydaje się mało prawdopodobne wykazanie bezpośredniego związku pomiędzy funkcjonującą w tym rejonie wów-czas osadą kultury przeworskiej a późniejszym miastem, to przecież legenda tej odległej historii Kalisza pozostaje nadal żywa. Natomiast jest rzeczą bezsporną, że szlaki handlowe, jakie przebiegały tędy od pierwszych wieków naszej ery, były u źródeł znaczącej rangi tego miejsca, a liczne skarby z okresu wczesnego średniowiecza, datowa-ne na X-XI wiek, poświadczają, że szlak kaliski również we wczesnym średniowieczu odgrywał wiodącą rolę.

Rodowa domenaPo raz kolejny Kalisz stał się

przedmiotem żywych debat nauko-wych na kanwie dyskusji o począt-kach polskiej państwowości. Na jubileuszowej konferencji, jaka miała miejsce w Kaliszu w roku 2000, przedstawiłem hipotezę, zgodnie z którą to właśnie w tym miejscu doszukiwać się można rodowej domeny pierwszej polskiej dynastii. Sugerowano wówczas, że to z ziemi kaliskiej Piastowie rozpoczęli triumfalny pochód, uwieńczony powstaniem państwa.

Po bez mała dekadzie, jaka upłynęła od tego czasu, dyskusje w przedmiotowej kwestii nie słabną. Hipotezie „kaliskiej” przeciwstawiano „gnieźnieńską”, a następnie „giecką”. Ta ostatnia jest wynikiem interesujących odkryć, jakie miały miejsce w ostatnich latach na terenie grodu w Gieczu, wskazujących na wybitną rolę tego ośrodka w okresie formowania się państwa. Nie-zależnie od dalszych rozstrzygnięć związanych z tym tematem, stwierdzić wypada, że koncepcje te, niewątpliwie godne też uwagi, nie przysłoniły hipotezy o kluczowej roli ziemi kaliskiej w okresie

formowania się państwa. Przeciwnie, nowsze badania zespołu Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, kierowanego przez dra Tadeusza Baranowskiego, ujawniają coraz więcej materialnych świadectw jednoznacznie pozytyw-nych w tej materii.

Kamienny kurhanSzczególne miejsce w tym względzie mają do-

tychczasowe wyniki badań zespołu grodowego w Kaliszu-Zawodziu. Sekwencję kluczowych odkryć rozpoczyna tu cmentarzysko wczesnosłowiańskie z kamiennym kurhanem, usytuowane w miejscu, w którym później stanął najstarszy gród i pierwszy kościół. Takie miejsca, wbudowywane w nową rze-czywistość państwa piastowskiego, świadczą nie tylko o ciągłości osadniczej, ale często wyznaczają

Andrzej Buko

również centra dawnych wspól-not osadniczych. Bezpośrednio ponad słowiańską nekropolią zalegają relikty najstarszego grodu, datowanego na 2. połowę wieku IX. Na gród plemienny na-warstwiły się z kolei umocnienia grodu piastowskiego, których najstarsze elementy datowane są na stulecia X i XI.

Unikatowe odkrycieZ omawianych kontekstów po-

chodzi wiele cennych znalezisk, w tym związanych z handlem da-lekosiężnym. Ale najciekawszym i unikatowym w skali kraju odkry-ciem są pozostałości drewnianej świątyni z 1. połowy XI wieku, zi-dentyfikowanej wewnątrz reliktów kolegiaty św. Pawła. Ta ostatnia, w porównaniu z innymi kościoła-mi znanymi z Wielkopolski tego okresu, wyróżniała się rozwinię-tym programem przestrzennym i bogactwem detali wystroju wnętrza, co dowodnie wykazały badania archeologiczne.

W kontekście zasygnalizowa-nych, ale i wielu innych cennych odkryć, teren Kalisza-Zawodzia nabiera szczególnego wymiaru. Dlatego włączenie tego histo-rycznego miejsca do świado-mości społecznej poprzez od-powiednią ekspozycję odkryć, jest nie tylko potrzebą chwili, ale nade wszystko wyrazistym zna-kiem roli Kalisza w tysiącletnich dziejach narodu i państwa.

Andrzej Buko – archeolog, kie-

rownik Zakładu Archeologii Wcze-

snego Średniowiecza w Instytucie Archeologii Uniwersyte-

tu Warszawskiego oraz profesor w Instytucie Archeologii i

Etnologii Polskiej Akademii Nauk. Zdobywał doświadcze-

nia wykopaliskowe na terenach Polski, Francji, Norwegii

i we Włoszech. Opublikował w kraju i za granicą około

dwustu prac naukowych, w tym autor (lub współautor)

dziewięciu książek. Od 2003 roku realizuje interdyscypli-

narne projekty badawcze dotyczące pograniczy etnicz-

nych i kulturowych, w kontekście formowania się państw

środkowoeuropejskich. Autor wydanej w 2005 roku

książki „Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej”. W

listopadzie 2006 roku na XV Targach Książki Historycznej,

została ona wyróżniona nagrodą KLIO, przyznaną przez

Porozumienie Wydawców Książki Historycznej, za wkład

w popularyzację historii i literatury historycznej. W 2007

roku ukazało się angielskie tłumaczenie publikacji.

Makieta kolegiaty św. Pawła wykonana z piaskowca, Rezerwat Archeologiczny na Zawodziu. Fot. Mariusz Hertmann

Page 5: 5 10 12 14 24 30 37

55•62008

Gród kaliski na Zawodziu

Tradycja a faktyMinęło już pół wieku, odkąd Iwona i Krzysztof

Dąbrowscy w ramach badań nad Tysiącleciem Państwa Polskiego rozpoczęli pierwsze stacjo-narne prace wykopaliskowe na terenie grodziska w dzisiejszej dzielnicy Zawodzie w Kaliszu. Nie byli oni pierwszymi badaczami zajmującymi się tym zagadkowym zabytkiem przeszłości – miej-scem o wielowiekowych tradycjach osadnictwa. Oprócz skojarzenia nazwy miasta ze wzmianką Ptolemeusza o starożytnej Kalisii, które nasunęło się (według autorów artykułu trafnie) Janowi Dłu-goszowi, ten sam wybitny dziejopis wskazywał na ruiny grobowców książąt kaliskich i opuszcze-nie widoczne na terenie zapomnianej kolegiaty. Pisał to w XV stuleciu, kiedy od dawnej świetno-ści grodu na Zawodziu dzieliło go zaledwie parę wieków. Od tamtego czasu grodzisko obrastało w legendy, a i sama lokalizacja grodu w opinii wielu osób zaczynała wzbudzać wątpliwości. Niektórzy sądzili, że znajdują się tam szczątki zamku z kamienia i cegły. Krążyły wieści o zło-tych trumnach pochowanych wielmożów.

Teren grodziska stanowił dla mieszkańców Kalisza swoisty kamieniołom. Zaopatrywali się oni tutaj przez wieleset lat zarówno w duże głazy granitowe, pochodzące z fundamentów budowli, jak i w cenne ciosy piaskowca ze ścian. W ten sposób dewastowano coraz dotkliwiej ruiny kościoła. Na wiele rabunkowych wykopów natrafiono podczas prowadzonych badań wy-kopaliskowych.

Niemniej jednak miejscowa tradycja zawsze łączyła pozostałości grodu na Zawodziu z pew-nymi faktami historycznymi. Grodzisko określano mianem „Gór Szwedzkich”. Taka nazwa została udokumentowana na słynnym planie grodzi-ska, wykonanym w 1885 roku przez geometrę Władysława Tarłowskiego, z inicjatywy Adama Chodyńskiego.

Nie brakowało światłych ludzi, którzy dostrze-gali potrzebę kultywowania tradycji poprzez stu-dia nad przeszłością. W wieku XIX rozbudzone zostały zainteresowania starożytnicze dotyczące różnych epok. Poznawano przede wszystkim dzieje własnego regionu. W połowie XIX wieku Edward Stawecki w książce „Album kaliski” po-święcił nieco miejsca zabytkom Zawodzia.

Dziedzictwo kulturowe Europy

Ponad sto lat temu, w 1903 roku, w północno--wschodniej części grodziska, badania sonda-żowe, uwieńczone odkryciem rozsypisk ciosów romańskich, przeprowadził archeolog, profesor Włodzimierz Demetrykiewicz z Krakowa. Znalezi-sko określił poprawnie jako pozostałości kościoła romańskiego. Prac nie kontynuowano ze względu na sytuację ziem polskich pod zaborami.

Postulaty zorganizowania prac wykopaliskowych w odniesieniu do grodziska na Zawodziu odnajdu-jemy w korespondencji z początku lat dwudzie-stych między Polską Akademią Umiejętności a Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.

Od owego czasu prowadzono w tym miejscu, z ramienia Instytutu Historii Kultury Materialnej (obec-ny Instytut Archeologii i Etnologii) Polskiej Akademii Nauk, wykopaliska trwające nieraz nawet po kilka sezonów. Jednocześnie zacieśniono współpracę z Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej.

Najbardziej znaczące, zarówno ze względu na skalę prac, jak i wartość odkryć były badania pod kierunkiem Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich w latach 1958-1965. Zastosowano w nich najnowsze wówczas osiągnięcia techniczne, na przykład w zakresie metod geofizycznych.

Główne etapy historii ZawodziaNa podstawie wyników długoletnich badań ar-

cheologicznych, wspartych danymi innych nauk, wyróżniono główne fazy dziejów miejsca, w którym istniał kaliski gród. Każda z faz ma odbicie zarówno w układzie występujących na grodzisku warstw, jak też w materiale zabytkowym z nich uzyskanym. Do charakterystyki poszczególnych faz dołączono także informacje na temat innych obiektów w okolicy grodu na Zawodziu.

Prahistoria i schyłek starożytnościNa piaszczystych wyspach w dolinie Prosny

istniały stanowiska osady ludności kultury łużyc-kiej z wczesnej epoki żelaza oraz ludności kultury przeworskiej ze schyłku starożytności. Jedynym tego świadectwem są fragmenty naczyń glinianych, pochodzące z warstw uformowanych znacznie później. Ostatnie datowania radiowęglowe (C14) najstarszych warstw osadniczych na terenie grodzi-ska wskazują na późny okres wpływów rzymskich jako czas istnienia nieumocnionej osady.

Tadeusz Baranowski, Leszek Ziąbka

Rekonstrukcja drewnianego kościoła z XI wieku. Autor, Robert Żukowski

Fazy budowy i użytkowania grodu na Zawodziu w Kaliszu. Rys. Maciej Trzeciecki

Ocalić od zapomnieniaPostacią zasłużoną dla wydobycia z niepa-

mięci grodu w Kaliszu był także ksiądz Piotr Kobyliński (pleban dobrzecki), który powiązał znaleziska rozsypisk murów na Zawodziu ze wzmiankami o kościele św. Pawła. Publikował on w latach sześćdziesiątych XIX wieku frag-menty opracowania na temat dziejów Kościoła w Kaliszu na łamach „Tygodnika Katolickiego”. W latach 1865-1866 zamieścił rodzaj monografii – „Kalisz pod względem religijnym z głównym poglądem na kollegiatę”. W pierwszym odcinku z 15 grudnia 1865 roku jest mowa o murach kościoła (św. Pawła), widocznych „w ogrodzie Baraszkiewicza”, co najprawdopodobniej od-nosi się do grodziska na Zawodziu lub jego okolic. Autor zwrócił przy tym uwagę zarówno na starożytność nazwy miasta, jak i na „Góry Szwedzkie”, „Zamczysko” lub „Siedlisko” (czyli grodzisko na Zawodziu).

Page 6: 5 10 12 14 24 30 37

5•66 2008

Początki wczesnego średniowieczaZ wieków VI-VII pozostały ślady działalno-

ści ludzkiej (głównie w postaci fragmentów naczyń). Ze względu na bardzo ograniczoną liczbę tych źródeł niewiele można powiedzieć o charakterze tego miejsca; najprawdopodobniej była to osada otwarta. Osada otwarta o podob-nym datowaniu powstała również na północny zachód od centrum dzisiejszego Kalisza (tak zwana ulica Wydarte). Pochodzi z niej piękna ozdoba – okucie zakończenia rzemyka do przymocowywania ostróg. Wykonane na tere-nach zachodniej Europy, zajmowanych przez Franków, trafiło nad Prosnę jako przedmiot handlu, dar, lub łup.

Cmentarzysko pogańskie – wiek VII-VIIIW tym miejscu zmarłych chowano w obrządku

ciałopalnym. Jako popielnice służyły naczynia gliniane. Usypano również co najmniej jeden kurhan kamienny. Być może, poza cmentarzem, istniało tam także pogańskie miejsce kultowe.

Nad Prosną w pobliżu osady „na Wydartem” powstał ufortyfikowany gródek, który został odkryty dopiero w 2002 roku. Leżał on nie jak wspomniana osada otwarta na wysokim brzegu rzeki, a na samym dnie doliny rzeki. Strzegł, jak i inne punkty późniejszego Kalisza, przejść przez Prosnę na jednym z licznych tradycyjnych szlaków komunikacyjno-handlowych bliskiego i dalekiego zasięgu, łączących Kalisz z innymi ośrodkami wczesnośredniowiecznymi.

Umocnienia brzegów – wiek VIII-IXPrawdopodobnie w tym okresie rozpoczęto

umacnianie faszyną i drewnem brzegów rzeki, wysp oraz przejść przez tereny podmokłe.

Gród plemiennyW drugiej połowie IX wieku wzniesiono pierw-

szy gród na Zawodziu. Datowanie za pomocą dendrochronologii określiło powstanie pierw-szego grodu na lata pięćdziesiąte-sześćdzie-siąte IX wieku. Trudno jest w tej chwili określić, czy wówczas funkcjonował jeszcze gród przy dzisiejszej ulicy Wydarte. Najprawdopodobniej w tym czasie powstała osada otwarta, obecnie w dzielnicy Stare Miasto. Odkryto tutaj między innymi ślady działalności produkcyjnej oraz dwa fragmenty monet arabskich – dirhemów.

Państwo PiastówW X wieku tereny nad Prosną stały się czę-

ścią państwa Piastów. W związku ze zmianą poziomu wód na miejscu dawnego grodu po-wstały nowe umocnienia, mające swe miejsce w systemie grodów młodego państwa. Istnieją dwie przeciwstawne teorie dotyczące sposobu, w jaki Kalisz i jego region – dzielnica lub okręg grodowy – trafił do państwa Piastów. Jedna zakłada, że Piastowie, wywodząc się z innych ośrodków Wielkopolski – Giecza, Gniezna,

Ostrowa Lednickiego itp. zaatakowali Kalisz i zdobyli go we wczesnej fazie ekspansji. Dru-ga teoria, Andrzeja Buko, właśnie z Kalisza wywodzi Piastów, ponieważ ślady zniszczeń z czasów ekspansji Piastów znane są jedynie z innych terenów. Możliwa też jest jeszcze inna hipoteza: najwcześniejsze państwo piastow-skie miało wiele centrów. Niektóre ze źródeł wskazują, że Kalisz we wcześniejszym okresie mógł się znajdować w strukturze plemiennej, obejmującej raczej Kruszwicę i Gopło, a nie Gniezno i Poznań. Zupełnie bezzasadne jest pomijanie Kalisza w opracowaniach dotyczą-cych początków Polski.

Reorganizacja przestrzeni – wiek XIWzniesienie pierwszego kościoła (z drewna

i gliny), a później również prawdopodobnie kościoła kamiennego, jest świadectwem wprowadzenia chrześcijaństwa na te tereny. W owym czasie wybudowano zapewne nowe, mocniejsze wały, opasujące większą niż daw-niej przestrzeń. Wówczas też wzniesiono w grodzie drewniany dom, nazwany przez od-krywców „chatą z beczką”. Obecnie budowlę tę interpretuje się jako siedzibę „naczelnika grodu – komesa”. W obrębie tego obiektu natrafiono na ołowianą pieczęć, według opinii Marcina Wołoszyna od dokumentu księcia ruskiego Izasława.

Rozkwit grodu – wiek XIIZwłaszcza druga połowa tego wieku to

szczyt świetności grodu. Wzmocniono kon-strukcje obronne, które później z powodze-niem odpierały ataki wrogów. Podczas badań grodziska wydobyto liczne okazy broni. Po-wstała architektura monumentalna: kamienny kościół, kolegiata pod wezwaniem św. Pawła, przypuszczalnie wzniesiono również siedzibę księcia – palatium. Z tego okresu pochodzą pierwsze wczesnośredniowieczne wzmianki pisane, dotyczące grodu w Kaliszu (1106 rok). Gall Anonim (Gall) wspomina zdobycie grodu przez Bolesława Krzywoustego na bracie Zbi-gniewie. Jak się okazało, książę Zbigniew miał

w Kaliszu w pierwszych latach XII wieku własną mennicę wy-twarzającą charakterystyczne srebrne denary krzyżowe, wyróżniające się niewielkimi rozmiarami. Kilka takich monet odkryto podczas badań na terenie osady produkcyjno--handlowej na Starym Mieście. Oprócz denarów w niewielkim skarbie znajdowała się złota ozdoba – głowa byka, która pochodzi być może aż z Per-sji, a dostała się nad Prosnę dzięki rozwiniętym kontaktom handlowym, czego świadec-

twem są między innymi wymienione dirhemy arabskie. Osada na Starym Mieście to jeden z najważniejszych punktów osadniczych wcze-snośredniowiecznego Kalisza. Tam mieścił się targ, a zabudowa miała charakter regularny. Podczas badań w latach 2001-2007 odkryto wie-le zabytków poświadczających wczesnomiejski charakter osady, w tym znaczną liczbę odważ-ników oraz obiekt, który można interpretować jako karczmę. Ta część osady znajdowała się

Odcisk pieczęci od dokumentu księcia ruskiego Izasława I (1024-1078) odkryty w tak zwanym „domu komesa”. Fot. Adam Kędzierski

Plan i rekonstrukcja rysunkowa kolegiaty św. Pawła na Zawodziu – II faza (druga połowa XII wieku). Rys. Tomasz Węcławowicz

przy brodach przez Prosnę, a zapewne także w pobliżu mostu, o którym mówią źródła pisane. Tam też powinien mieścić się nieodnaleziony dotąd kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Nieopodal, na wysokim brzegu doliny, wzniesiono kościół pod wezwaniem św. Gotarda.

bada

nia

arch

eolo

gicz

ne

Page 7: 5 10 12 14 24 30 37

75•62008

Nieco dalej najprawdopodobniej istniała osada żydowska z cmentarzem.

Książę Mieszko III Stary zasłużył się szcze-gólnie dla rozwoju Kalisza – wspomniane obiekty wzniesiono za jego panowania i praw-dopodobnie według jego pomysłów. Zamierzał on bowiem stworzyć na Zawodziu coś w rodzaju katedry z nekropolią władców. Jak wiemy z trzynastowiecznej „Kroniki wielkopolskiej”, w kolegiacie, wybudowanej w połowie wieku XII, został pochowany jego syn Mieszko (w roku 1193) oraz sam Mieszko Stary (w 1202). Obec-nie, wbrew opinii odkrywców reliktów kolegiaty, wątpi się w usytuowanie grobowców dwóch książąt w miejscu przejścia nawy w prezbiterium kościoła. Tak więc dokładne miejsce pochów-ków książąt nie jest znane, ale przypuszcza się, że znajduje się ono w partii centralnej nawy głównej kolegiaty.

Zniszczenia i odbudowyW wyniku walk książąt dzielnicowych, jak

również z powodu niekorzystnych zmian śro-dowiska naturalnego (liczne i częste powodzie) w początkach XIII wieku gród narażony był na zniszczenia. Równocześnie zabudowa zyskała na warowności. Istotne zmiany w zakresie rozpla-nowania wnętrza grodu i form jego użytkowania musiały nastąpić po roku 1233 – po najeździe księcia Henryka Brodatego i „przeniesieniu” gro-du w inne miejsce. Mieszkańcy osad (Stare Mia-sto i Zawodzie) leżących na tarasie zalewowym w środku doliny przenieśli się na położony wyżej taras (obecne miasto Kalisz) wraz z głównymi „protomiejskimi” elementami osad i grodu oraz siedzibą władzy świeckiej. Na Zawodziu pozostał jedynie ośrodek władzy kościelnej. W połowie XIII wieku powstało miasto lokacyjne (dzisiejsze śródmieście), dla którego brak było dogodnych terenów w pobliżu starego centrum Kalisza.

OpuszczenieOd XV stulecia po wiek XX dawny gród nisz-

czeje i popada w zapomnienie. Ukoronowaniem badań archeologicznych na

terenie grodziska na Zawodziu w Kaliszu stała się realizacja rezerwatu archeologicznego.

Rezerwat – pierwsze projektyPierwszy wniosek o utworzenie rezerwatu

archeologicznego na Zawodziu sformułowany został przez Krzysztofa Dąbrowskiego w 1961 roku. Projekt przewidywał realizację trzech elementów: urządzeń usługowo-administra-cyjnych, ekspozycji na terenie grodziska i w pawilonach oraz ewentualną organizację skansenu etnograficznego, który powinien był łączyć rezerwat z zachowaną wtedy jeszcze in situ drewnianą zabudową dzielnicy Zawodzie. Pawilon usługowo-administracyjny, umieszczo-ny przy wejściu na teren rezerwatu miał spełniać ówczesne wymogi nieodzowne dla profesjonal-nej obsługi turystycznej. Teren całego grodzi-

Nawarstwienia poniżej nawy głównej kolegiaty św. Pawła na Zawodziu: a) umocnienia grodu plemiennego (IX wiek); b) nasypy drugiej fazy grodu (X-XI wiek); c) fundament północnej ławy fundamentowej kolegiaty (poł. XII wieku); d) mur absydy kolegiaty (druga połowa XII wieku). Fot. Tadeusz Baranowski

ska przeznaczono dla celów ekspozycyjnych. Głównymi akcentami plastycznymi były dwa pawilony: większy, nad fundamentami kolegiaty oraz mniejszy, nad pozostałościami wałów i fundamentami wieży obronnej. Pawilony, które miały być postawione nad pozostałościami ko-legiaty pod wezwaniem św. Pawła, fragmentami wału i fundamentami wieży, zaprojektowane zostały w lekkiej konstrukcji stalowej, przykrytej pleksiglasem. Projekt jednak nie doczekał się realizacji.

W roku 1985 dla Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej w Kaliszu ponownie wykonano plan zagospodarowania grodziska na Zawodziu jako rezerwatu archeologicznego. Instytut Podstaw Rozwoju Architektury Politechniki Warszawskiej przedstawił projekt przewidujący między inny-mi udostępnienie odsłoniętych podczas prac wykopaliskowych reliktów kolegiaty, wieży obronnej oraz różnorodnych zabytków rucho-mych. Ta koncepcja również nie doczekała się realizacji.

W 1993 roku Teresa Rodzińska-Chorąży, Tomasz Węcławowicz i Tadeusz Baranowski opracowali założenia przyszłego rezerwatu. Wypracowany i zaakceptowany przez środo-wisko kaliskie projekt zakładał kompleksową ochronę istniejącej w terenie substancji zabyt-kowej wraz z otoczeniem, przy jednoczesnym wykorzystaniu grodziska na Zawodziu do celów ekspozycyjno-oświatowych.

Rezerwat – rekonstrukcjaW związku z pozyskaniem środków unijnych

przez Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej w Kali-szu w ramach Zintegrowanego Programu Ope-racyjnego Rozwoju Regionalnego w 2006 roku powstał projekt zagospodarowania rezerwatu archeologicznego Kalisz-Zawodzie, którego twórcą była firma Konserwacja Zabytków – M.J. Cempli z Krakowa. Podstawą przygotowanego projektu była dokumentacja z badań wykopali-skowych Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich oraz zespołu archeologów pod kierunkiem Tadeusza

Baranowskiego, a także liczne konsultacje z architektami uczestniczącymi w pracach badawczych na Zawodziu, Te-resą Rodzińską-Chorąży i To-maszem Węcławowiczem. W roku 2007 ukończono realiza-cję projektu, który miał na celu przede wszystkim wydobycie walorów oświatowych zabyt-kowej przestrzeni historycznej grodu. Główny akcent polegał na wykonaniu rekonstrukcji fundamentów przyziemia ko-legiaty pod wezwaniem św. Pawła (w skali 1:1) z kamienia piaskowego, z wizualną cią-głością murów i widocznym podziałem na prezbiterium z

absydą, mury nawy, emporę, czworoboczną wieżę, ołtarz na fundamencie (do wysokości ok. 40 cm) oraz zaznaczonym wewnątrz zarysem kościółka drewnianego. Kolejny element prac stanowiła rekonstrukcja czworokątnej, dwukon-dygnacyjnej wieży obronnej w miejscu dawnych fundamentów. Belki podwalinowe rekonstrukcji drewnianej wieży spoczęły na mikropalach, aby umożliwić wgląd pod poziom „parteru”, gdzie znajdują się oryginalne, odsłonięte fundamenty. Do tak posadowionej wieży dostawiono po obu jej stronach palisadę z ostro zakończonych drewnianych okrąglaków.

Wejście do grodu prowadzi przez zrekonstru-owany drewniany most i umieszczoną tutaj bramę wjazdową, wykonaną z bali drewnianych, usytu-owaną w linii wału. Po jej obu stronach postawio-no palisadę, a przed nią – nad pozostałościami oczyszczonej fosy – ostrokół. Odbudowano także fragment wału w konstrukcji drewniano-ziemnej, zlokalizowany w części południowo-wschodniej grodziska, który wypełniono kamieniami. Dla pokazania zabudowy mieszkalnej postawiono siedem budynków, różniących się od siebie nie tylko wielkością, ale i konstrukcją ścian (zrębowa, sumikowo-łątkowa i palisadowa) oraz pokryciem powierzchni dachu (trzcina lub dranice). Na tere-nie grodu umieszczono także kamienny kopiec--kurhan w miejscu jego odkrycia, jako najstarszy element związany z funkcjonowaniem pogańskie-go cmentarzyska ciałopalnego. W celach eduka-cyjnych sporządzono i ustawiono tam także dwie granitowe makiety przedstawiające rezerwat na Zawodziu z wszelkimi rekonstrukcjami oraz kolegiatę pod wezwaniem św. Pawła. Wszystkie elementy architektury połączone zostały specjal-nie wytyczonymi ścieżkami wkomponowanymi w pasy zieleni, w których gatunki roślin podkreślają zróżnicowanie chronologiczne faz obiektu.

W ramach projektu na teren rezerwatu, na podgrodzie, przeniesiono z dzielnicy Stare Mia-sto drewnianą zagrodę ze schyłku osiemnastego wieku, będącą ostatnim zachowanym elemen-tem drewnianej architektury tego terenu.

Page 8: 5 10 12 14 24 30 37

5•68 2008

Umocnienia kaliskiego grodu – nowe odkrycia

Przebieg wałów w świetle badańW trakcie badań wyeksplorowano nawarstwienia

w obrębie wykopu o wymiarach 5 x 5 m, wyznaczo-nego w miejscu projektowanego budynku bramy wejściowej, osiągając poziom około 102,00 m n.p.m., natomiast w sondażu o wymiarach 2,5 x 1 m, ulokowanym w centrum wykopu, do pozio-mu około 101,10 m n.p.m. Decyzję taką podjęto z powodu obecności wód gruntowych oraz ze względów bezpieczeństwa. Stwierdzono bowiem, iż usunięcie masy kamieni wypełniającej wnętrze rowu (patrz – faza II) spowoduje zmiany naprężeń gruntu w obrębie eksplorowanego wykopu o głębo-kości przekraczającej 2 metry od poziomu ziemi, i w decydujący sposób pogorszy i tak trudne już warunki eksploracji.

Przedstawiona poniżej analiza stratygrafii i przemian topografii tego miejsca ma charakter wstępny i będzie wymagała dalszych prac oraz pogłębionych studiów porównawczych.

Badania prowadzone na terenie obiektu od lat 60. XX wieku pozwoliły na ustalenie przemian środowiska naturalnego, kolejnych faz użytkowania terenu, a także hipotetycznego rozplanowania zabudowy i przebiegu wałów obronnych.

Według tych ustaleń można się było spodzie-wać, że wyznaczony wykop powinien odsłonić warstwy związane z funkcjonowaniem umocnień kaliskiego grodu, i to zarówno ich najstarszej fazy, datowanej na IX wiek, jak i najpóźniejszych, związanych z książęcym grodem z XII i XIII wie-ku. Niewielkie wymiary wykopu nie pozwoliły na obserwację pełnego przekroju przez linię wałów i znacznie utrudniły wnioskowanie.

Dzięki serii specjalistycznych opracowań, powstałych w wyniku wieloletnich studiów nie-strudzonego badacza kaliskiego grodu, Tadeusza Baranowskiego, wiemy już, jakie były początki tego obiektu. Przeprowadzone badania udowodniły, że powstał on na kilku piaszczystych łachach, położonych w dolinie Prosny i przedzielonych jej licznymi odnogami. Tutaj w okresie plemiennym znajdować się musiał najważniejszy osadniczy ośrodek. Świadczyć o tym mogą nie tylko ślady zamieszkiwania tego terenu, ale również fakt wzniesienia w tym okresie kamiennego kurhanu oraz przypuszczalne istnienie miejsca kultu pogańskiego, którego pozostałość, jak się wy-daje, znaleziono podczas badań w latach 90. ubiegłego wieku. Jednocześnie widoczne są ślady łączenia mniejszych wysp i piaszczystych wzniesień poprzez niwelowanie obniżeń pomiędzy

nimi, zasypywanie ich kamieniami, faszyną czy układanie konstrukcji rusztowych. W ten sposób powiększał się teren zajmowany przez osadę. Już w początku drugiej połowy IX wieku zaczęto na nim wznosić umocnienia. Świadczy o tym określona przez specjalistów data ścięcia drzewa użytego do ich budowy.

Rów między wzniesieniamiW wykopie przebadanym w ubiegłym roku

nie natrafiono na relikty najstarszych umocnień. Ewentualnie z ich funkcjonowaniem można wiązać konstrukcję wzniesioną z drewna, polnych kamieni i gliny. Wypełniała ona nieregularny rów o przebie-gu północ-południe. Rozdzielał on dwa niewielkie wzniesienia, znajdujące się na północny wschód

Badania archeologiczne, prowadzone w ubiegłym roku na grodzisku Zawodzie w Kaliszu, związane były z realizacją projektu rekonstrukcji elementów wczesnośre-dniowiecznej zabudowy grodu. Prace badawcze nad projektem Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej przeprowadziła ekipa Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, kierowana przez dra Tadeusza Baranowskiego i mgra Adama Kędzierskiego, pracowników IAE PAN.

i na zachód od niego, których powierzchnia, w obrębie wykopu, wznosiła się na wysokość około 102,80-102.40 m n.p.m. (wzniesienie zachodnie) oraz 102,60-102,40 m n.p.m. Nie da się z całą pewnością stwierdzić, czy o dłuższym okresie jego funkcjonowania może świadczyć brązowobrunat-na warstwa ziemi silnie przesyconej szczątkami

organicznymi, zalegająca na jego obrzeżach, zarówno po stronie wschodniej, jak i zachodniej. Wydaje się jednak, że sam rów nie po-wstał w sposób naturalny. Świadectwem tego może być, widoczne na profilu od-słoniętym w sondażu, prze-cięcie naturalnego układu warstw piasków i różnych rodzajów iłów, które mogło powstać wskutek działalno-ści człowieka. W dno tego rowu wbite zostały pale, a do jego wnętrza wrzucono dużą ilość kamieni polnych. Na powierzchni warstwy kamieni znaleziono kilka fragmentów drewnianych belek. Ich układ nie spra-wiał wrażenia przemyślanej, celowej konstrukcji. Praw-dopodobnie zostały one wrzucone na powierzchnię warstwy kamieni w celu jej częściowej stabilizacji. Do wykonania tego zada-nia użyto niewielkich, około półtorametrowych belek. Ułożony tam został również fragment nieokorowanego pnia sosny. Całość przykryto warstwą pomarańczowej, tłustej, nieprzepuszczalnej gliny. Zasypisko w północnej

części rowu wypełniło zaledwie połowę jego głę-bokości. Przy czym poziom zasypiska podnosił się w kierunku południowym, tak że przy południowym profilu warstwa kamieni wypełniała prawie całe wnętrze rowu.

W miejscach, gdzie rów nie został całkowicie wypełniony warstwami kamienia i gliny, widoczna była, zalegająca ponad nimi, powłoka ciemnosza-rej ziemi o dużej zawartości węgla drzewnego. Trudno jest w tej chwili rozstrzygnąć, czy jest to pierwsza z warstw niwelacyjnych, czy też powstała ona w jakimś dłuższym okresie użytkowania terenu. Powyżej niej, na terenie całego wykopu zalegają warstwy niwelujące różnice ukształtowania terenu. Przy czym daje się zauważyć, że były sypane z dwu różnych kierunków. I tak, od strony wschod-niej teren niwelowano, sypiąc warstwy piasków

Dariusz Wyczółkowski

Miejsce wykopalisk przed rozpoczęciem prac, widok od wschodu. Fot. i rys. Autor

Rekonstrukcja bramy wjazdowej w miejscu prowadzonych prac wykopaliskowych w 2007 roku. Fot. Leszek Ziąbka

bada

nia

arch

eolo

gicz

ne

Page 9: 5 10 12 14 24 30 37

95•62008

Konstrukcja kamienna, widok od strony wschodniej

Widok przedwala od północnego-wschodu

ilastych, przemieszanych i zglinionych. Natomiast od strony zachodniej, a więc od wnętrza grodu, są to warstwy zawierające znaczne ilości węgli drzewnych, fragmentów spalonego drewna, pomarań-czowej i żółtopomarańczowej spalonej gliny oraz szarych soczewek popiołów. Dla nas jest to pośrednie świadectwo, że na zachód od wykopu znajdować się musiał wał obronny. Nie wiemy, kiedy został wzniesiony ani kiedy nastąpiło jego zniszczenie. Aby rozstrzygnąć ten pro-blem, należałoby przeanali-zować wyniki wcześniejszych badań.

Przedwale, czyli ochronna platforma

Na warstwach niwelacyj-nych, po zachodniej stronie wykopu, a więc i na zachód od nieistniejącego już w tej fazie rowu, została wzniesiona solidna konstrukcja, rodzaj platformy, z żółtej gliny wzmoc-nionej drewnianymi belkami.

Poziome belki umacniały niewielki stok konstruk-cji wysokości dochodzącej do 50-60 centymetrów. Położono tu cztery poziomy belek. Najniższe, stanowiące podstawę całej konstrukcji, zostały położone na kilku krótszych, leżących poprzecznie belkach. Taki układ miał prawdopodobnie zapew-nić stabilizację podstawy platformy.

Wnętrze platformy wypełniała żółta glina, stabilizowana warstwami drewna, układanymi na przemian wzdłuż i w poprzek konstrukcji. Na powierzchni glinianej platformy, poprzecznie do jej przebiegu, ułożone zostały dranice. U pod-nóża platformy, na warstwie żółtej gliny, również w podobny sposób położone zostały dranice. Ich przebieg także był warunkowany kierunkiem platformy.

Można zakładać, że jest to jeden z elementów kolejnego systemu urządzeń obronnych. Przy-puszczalnie jest to rodzaj przedwala, konstrukcji wzmacniającej zewnętrzny stok wału. Miała ona dwojakie znaczenie. Po pierwsze, stabilizowała podnóże wału, zapobiegając rozsuwaniu się najniższych partii pod naporem ciężaru ziemi i drewna, z których wzniesiono jego wyższe par-tie. Drugim, równie ważnym, było pełnienie roli dodatkowego, defensywnego zabezpieczenia. Widocznym śladem pełnienia właśnie tej funkcji przez odkrytą konstrukcję jest ślad zostawiony po wbitym palu, widoczny w północnym profilu wykopu. Można rekonstruować w tym miejscu, w odległości około dwóch metrów od stoku plat-

Dolny poziom konstrukcji przedwala

Konstrukcja z kamieni, rysunek

Schematyczny rysunek konstrukcji przedwala

formy, istnienie drewnianej palisady, najbardziej na zewnątrz wysuniętego elementu konstrukcji obronnych grodu.

Zastanawiający jest przebieg odkrytych kon-strukcji. Sprawiają one wrażenie, że wał w tym miejscu zakrzywiał się i biegł do wewnątrz grodu, prosto w kierunku leżącej w pobliżu kolegiaty. Jedynym wytłumaczeniem takiej sytuacji jest uloko-wanie właśnie w tym miejscu głównej bramy grodu. Dodatkowym elementem obronnym mogłaby być w tym przypadku kamienna bryła kościoła leżącego tuż przy bramie, po jej północnej stronie.

Przyczyny zniszczenia wałuNie wiemy, kiedy nastąpiło zniszczenie wału.

Same konstrukcje przedwala wydają się być nienaruszone. Odnaleziono natomiast warstwy ziemi będące kolejno następującymi po sobie niwelacjami. Najpoważniejsza z nich polegała na zasypaniu warstwą piasku terenu leżącego na wschód od glinianej platformy do wysokości jej powierzchni. Teren ten został następnie zajęty przez osadnictwo. W nawarstwienia niwelacji, a także w glinianą platformę zostały wykonane wkopy. W ich wnętrzu znajdowały się ślady kilku palenisk. Trudno orzec, czy istniejące obiekty miały charakter mieszkalny. Niewielkie ilości ceramiki, znajdowanej razem z kośćmi zwierzęcymi, można wstępnie datować na okres XII-XIV wieku. Paleniska te nie funkcjonowały raczej równocześnie. Dla udokumentowania tego stwierdzenia konieczna jest oczywiście wnikliwa analiza stratygraficzna, lecz jednocze-śnie świadczyć o tym mogą kolejne niwelacje,

warstwy zasypowe oraz przykrywające większą część terenu warstwy organiczne o charakterze śmietniskowym. Odkryto również drewniane kon-strukcje związane z nierozpoznanym budynkiem i będące zapewne jego podłogą.

W okresie późniejszym, po tym, jak teren przestał być użytkowany przez osadnictwo, powstał głęboki wkop, widoczny częściowo w południowo-wschodnim narożniku wykopu. Ze wstępnej analizy znalezionej w jego zasypisku ceramiki można wnosić, że powstał on już w okresie nowożytnym.

Wieloletnie użytkowanie rolnicze terenu zosta-wiło ślady w postaci grubej warstwy niwelacyjnej, powstałej w wyniku długotrwałej orki i powolnego niszczenia pozostałości wałów grodziska.

Page 10: 5 10 12 14 24 30 37

5•610 2008

Grobowce książąt

Grzebanie zmarłych dostojników kościelnych, jak i świeckich w świątyniach to powszechny obyczaj w kulturze europejskiej wczesnego i pełnego śre-dniowiecza. Zajmowali oni eksponowane miejsce w hierarchii społecznej za życia, należne więc było ich doczesnym szczątkom godne miejsce po śmierci. Była w tym również manifestacja dostojeństwa, siły i przepychu władzy. Miało to znaczenie nie tylko dla ich rodzin, ale i następców. W przypadku królów i książąt dochodziła kwestia namaszczenia na króla, które do trzynastego wieku uchodziło za jeden ze świętych sakramentów (dawniej w chrześcijaństwie do kanonu należało około dwunastu sakramentów, a nie siedem, jak dzisiaj). Namaszczenie na króla jedy-nie potwierdzało to, że władza pochodzi od Boga.

Kości pod fundamentemMiejsce pochówku było zawsze i wszędzie

bardzo ważne, przede wszystkim ze względu na wyobrażenia co do naszego przyszłego, lepszego życia oraz dróg zapewnienia sobie odpowiedniej pozycji również i po śmierci. Dlatego też na przykład archeolodzy odsłaniający cmentarze przykościelne stwierdzają skupienia grobów przy ścianach kościoła (szczególnie wzdłuż ścian zgodnych z osią kościoła). W ten sposób woda uświęcona kontaktem z kościo-łem obmywała szczątki pochowanych zmarłych. Trzeba jednak powiedzieć, że w przypadku wzno-szenia nowych budowli na ogół kości przodków nie przeszkadzały w kopaniu rowów pod fundamenty. Nie mówię przy tym o celowym bezczeszczeniu grobów, co też oczywiście miało miejsce także i w dawnych czasach.

Ślady grobowców PiastówWielokrotnie już poruszano zagadnienie miejsca

ostatniego spoczynku dwóch wybitnych postaci kaliskiej historii. Odkrycia z Kalisza przypominają większość innych znalezisk tego typu z Gniezna, Płocka, Poznania czy nawet Krakowa. Ze względu na burzliwą historię, jaką przeszły najważniejsze ośrodki Polski wczesnośredniowiecznej, na ogół brak jest zachowanych szczątków Piastów. Naukowcy, którzy chcieli zbadać kod DNA mieli kłopoty z uzyskaniem odpowiednich fragmentów kości rzeczywistych lub domniemanych przedstawicieli tej dynastii. Poszuki-wania w Kaliszu grobów książąt – Mieszka III Starego (około 1122-1202), syna Bolesława Krzywoustego i Salomei oraz Mieszka, syna Mieszka Starego i Eu-doksji, biorą się głównie z przekazu „Kroniki wielko-polskiej”, powstałej najprawdopodobniej w końcu XIII wieku: „…obiit autem [Mieszko Stary] in Kalis anno domini MCC secundo et sepultus in ecclesia Sancti Pauli per ipsum fundata, in sepulcro filli sui Mesco-

nis”, czyli: „umarł zaś w Kaliszu Roku Pańskiego 1202 i pochowano go w założonym przez niego kościele św. Pawła, w grobowcu syna jego Mieszka”.

Lokalizacja kolegiaty pod wezwaniem św. Pawła nie ulega dziś wątpliwości. Nie bez znaczenia był też obronny charakter grodu, zapewniający ochronę ewentualnego miejsca spoczynku książąt kaliskich.

Ruchome źródłaO ufundowaniu kolegiaty przez Mieszka Starego

w Kaliszu mówi cytowana już kronika: „…[Mieszko Stary] in Calls vero ecclesiam in honorem sancti Pauli de lapidibus dolatis fundavit et construxit, in qua preposituram et aliquot prebendas instituit et dotavait…”, czyli: „…w Kaliszu ufundował i zbudował na cześć św. Pawła kościół z ciosowych kamieni;

przy nim ustanowił i wyposażył probostwo oraz kilka prebend…”.

Różnice zdań dotyczą obecnie miejsca usytuowa-nia grobowców wewnątrz kościoła św. Pawła. Nowe odkrycia oraz interpretacje dawniej już znanych źródeł archeologicznych – obiektów oraz odkrytych tam zabytków, tak zwanych ruchomych – sprawiają, że kwestia grobów książęcych o wielkiej wartości dla spuścizny kulturowej wymaga szczegółowej analizy. Tutaj przedstawiamy tylko najważniejsze elementy.

Skarby w wykopaliskachPrzekazy dotyczące pochowania książąt zdążyły

obrosnąć legendami. Najbardziej znana dotyczy złotych trumien, które jakoby mają się nadal znajdo-wać pod ziemią na grodzisku lub gdzieś na polach nad Prosną, gdzie pojawiają się ognie określające ich położenie. Podczas badań Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich na terenie dawnego grodu pojawiał się wielokroć pewien oryginalny kaliszanin, który – wyko-nując jakiś znany tylko sobie rytuał – określał, gdzie miałyby się znajdować skarby z grobów książąt. Inni „goście” bywali bardziej brutalni – gdy myśmy opuszczali po pracy nasze wykopy, pojawiali się „poszukiwacze skarbów” – inaczej mówiąc, rabusie wykopalisk.

Prawdziwe złoto w wykopaliskach w Kaliszu trud-no znaleźć. Niektórzy obarczają za to winą księcia czeskiego Brzetysława, który w roku 1038 ogołocił Polskę ze wszystkich kosztowności i nawet jeśli nie zdobył Kalisza, to i tak kraj poniósł straty nie do odrobienia.

Badania przeprowadzone w latach 1958-1963 przez Iwonę i Krzysztofa Dąbrowskich w miejscu sondażu Włodzimierza Demetrykiewicza (1903), odsłoniły liczne relikty architektury murowanej, ze-zwalające na ustalenie chronologii budowli. Obecnie pominiemy wyniki badań kościoła, a skupimy się jedynie na jego absydzie, ponieważ odkryte tam konstrukcje badacze owi interpretowali jako relikty grobowców kryjących pochówki: Mieszka Mieszko-wica i Mieszka III Starego.

Dostojnicy ograbieniW toku badań najbliższego otoczenia grobowca

stwierdzono występowanie licznych, silnie przepalo-nych ,,płytek ceramicznych" oraz stopionych grudek brązu. Nad domniemanym grobem Mieszka Starego znaleziono kilka denarów, a poniżej poziomu ich wy-stępowania, w przypuszczalnym wypełnisku grobu Mieszka Mieszkowica, resztki drewnianego krzyża okutego blachą miedzianą, a – jak się okazało – po-wleczonego delikatną złotą folią. W żadnym z tych grobów nie zachowały się ani całe szkielety, ani wy-posażenie, które umożliwiałoby ustalenie z większą pewnością, że mamy tu do czynienia z pochówkami książąt. Uznano, że groby zostały wyrabowane, szkielety zaś uległy zniszczeniu.

Ze względu na lokalizację pochówki kaliskie

Tadeusz Baranowski

„A gdy miasto Kalisz z dawnego miejsca, na którym podówczas się znajdowało, w inne, kędy teraz leży,

przeniesiono, kolegiata także z kościoła św. Pawła do kościoła kolegiackiego Marii Panny przeniesiona

została, po czym budowa św. Pawła upadła i zniszczała, a z nią grób książęcy zaginął, który mieszkańcy

tameczni pokazują wprawdzie, ale gdzie był, z pewnością nie wiedzą” (Jan Długosz, XV wiek)

Krzyż drewniany okuty brązem i pozłacany, odsłonięty w grobie uznanym przez odkrywców za grób Mieszka – syna Mieszka III. Archiwum IAE PAN

bada

nia

arch

eolo

gicz

ne

Page 11: 5 10 12 14 24 30 37

115•62008

wiązałyby się z Kaliszem jako jednym z ośrodków centralnych, lokalizacja zaś grobowców wewnątrz świątyni, do tego na długiej osi nawy głównej, również odpowiada innym pochówkom dostojników.

Jeśli przyjąć, że w obu wyróżniających się obiek-tach na Zawodziu pochowani zostali niegdyś zmarli książęta, to orientacja zwłok (północ-południe) była-by odmienna od wszystkich pochówków cmentarza, użytkowanego na tym terenie w różnych fazach funk-cjonowania budowli sakralnych; co więcej, różniłaby się ona od obowiązującej w tym czasie dla wszystkich zmarłych, z wyjątkiem relikwii świętych, chowanych pod płytą ołtarza. Takie usytuowanie jest szczególnie niezrozumiałe, gdy przyjmiemy koncepcję, że relikty budowli kamiennych to pozostałość jednej dużej konstrukcji – kolegiaty pod wezwaniem św. Pawła. Z nieżyjącym już archeologiem Leszkiem Gajewskim dopuszczaliśmy dawniej możliwość istnienia we wschodniej części kościoła rodzaju mauzoleum, w którym pochówki książęce umieszczono w części centralnej, usytuowane w wyjątkowy sposób z uwagi na godność władców – fundatorów świątyni.

Zabytki wskażą drogęZa identyfikacją miejsca spoczynku książąt kali-

skich przemawiać mają przede wszystkim elementy wyposażenia. Mimo licznych zniszczeń, o których wspominał już Jan Długosz, natrafiono na godne uwagi zabytki. Pominiemy tu sprawę monet, które mogły wiązać się z innymi strukturami oraz blaszek mogących rzeczywiście stanowić okucia trumny. Najważniejszym zabytkiem jest duży drewniany krzyż, okuty blachą brązową i powleczony złotą folią. Wysuwano nawet pewne wątpliwości, czy nie są to leżące obok siebie insygnia władzy – berło i jabłko monarsze. Zabytek ten – zapewne krzyż procesyjny – jest szczególnie istotny ze względu na dwa elementy: insygnium władzy oraz cenny kruszec – złoto – symbol monarchy. Krzyż procesyj-ny jako oznaka władcy – krzewiciela wiary, złożony do grobu i taki sam krzyż, wyobrażony na płycie nagrobnej, mogły pełnić taką samą rolę. Z Kalisza znamy płytę kamienną z wizerunkiem krzyża, wtórnie wykorzystaną, a odkrytą nieopodal grodziska, w kościele św. Wojciecha. Można przypuszczać, że krzyż procesyjny znajdował się zarówno w grobie, jak i na przykrywającej go płycie lub też że w jed-nym z grobowców książąt znajdował się konkretny przedmiot, podczas gdy drugi grób przykrywała płyta z jego wizerunkiem.

Sacrum nawy kościelnejObecnie za bardziej prawdopodobne miejsce

pochówku książąt uznać wypada raczej wnętrze kościoła. Przemawia za tym trudna do przyjęcia lokalizacja grobu Mieszka III w miejscu ołtarza – tam, gdzie powinny się znajdować relikwie świętych. Wśród zabytków wydobytych z tego miejsca natrafiono na fragment zdobionej okładziny kościanej, która ma bar-

dzo podobne odpowiedniki w skrzynkach na relikwie, na przykład z Ostrowa Lednickiego. Również lokaliza-cja drugiego z pochówków jest wątpliwa. Odkrywcy prawdopodobnie uznali za ścianę grobowca Mieszka Mieszkowica zamknięcie prezbiterium kościoła drew-nianego, którego całkowity zarys odsłonięty został dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku.

Dwa elementy zabytkowe z krzyżem, nigdzie indziej na terenie Polski nie występujące w takim związku, mo-głyby pochodzić – jeden (płyta kamienna) z grobowca księcia, a drugi (krzyż procesyjny lub ołtarzowy) jedynie z wystroju zniszczonego kościoła drewnia-

nego. Przypuszczalnie więc grobowce znajdowały się w nawie kościoła – ich hipotetyczne usytuowanie wskazał kilka lat temu Tomasz Janiak na podstawie skomplikowanej analizy, opartej na innych przykła-dach architektury romańskiej i zaklętej w proporcjach budowli kamiennych symboliki przestrzeni sakralnej. Trudno to dziś potwierdzić, ponieważ archeolodzy nie odkryli w tych miejscach materialnych śladów grobow-ców. Niezależnie od sporów naukowych miejsce w dawnej kolegiacie pod wezwaniem św. Pawła, uświę-cone funkcjonowaniem tu niegdyś kościoła, stanowiło także jedną z nekropolii dynastii Piastów.

Domniemane miejsce pochówku Mieszka, syna Mieszka III w trakcie odsłaniania. Archiwum IAE PAN

Płyta nagrobna (książęca?) służąca wtórnie, przez kilkaset lat, jako stopień kościoła św. Wojciecha na Zawodziu, odkryta przez Krzysztofa Dąbrowskiego, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej. Fot. Mariusz Hertmann

Page 12: 5 10 12 14 24 30 37

5•612 2008

Zagadkowa wieżaNa początku lat 60-tych ubiegłego wieku w ręce pracujących na Zawodziu archeolo-gów wpadła wykonana przez Władysława Tarłowskiego w 1885 roku schematyczna mapa grodziska. Pospiesznie przepro-wadzono jej interpretację, dochodząc do wniosku, że przedstawione na wałach punkty graficzne są schematycznym wy-obrażeniem wież wzmacniających obronę grodu.

Poszukiwanie wieżKierownictwo badań postanowiło podjąć prace

mające ujawnić resztki tych budynków. Pośpiesz-nie prowadzone badania dały wynik połowiczny: oprócz jednej, pozostałych wież nie znaleziono. W wyniku poszukiwań częściowo rozwieziono wały, które następnie próbowano „zrekonstruować” pod-sypując je przy pomocy ziemi, najprawdopodobniej przywożonej z pobliskiej łąki.

W jednym z sondaży odkryto potężny, kamien-ny fundament prawie kwadratowego budynku. Iwona Dąbrowska – w artykule sumującym prace archeologiczne na Zawodziu w latach 1961-1964 – napisała, że odkryte resztki wieży posadowione były na wcześniejszych umocnieniach wałowych i że wzniesiono ją najpóźniej na początku XIII wieku. Jednak autorka swoich twierdzeń nie poparła żad-nymi argumentami. Takie datowanie podtrzymało szereg późniejszych autorów, niestety – również bez jakiegokolwiek uzasadnienia.

Obronna czy mieszkalna?Według zachowanych zdjęć fundament składał

się z ciasno ułożonych kamieni o średnicy od 0,5 do 1 m. Szerokość fundamentu wynosiła ok. 3 m. Dłu-gość ścian od 9 do 11 m. Odkrywcy nie podali, czy odsłonięty fundament składał się z luźnych kamieni, czy przewiązanych zaprawą. Obecnie nie można już tego stwierdzić, gdyż archeologowie rozebrali odkryty fundament, żeby zbadać znajdujące się niżej warstwy.

Po zakończeniu badań fundamenty wieży, po-dobnie jak wały, zostały „zrekonstruowane”. Co ciekawe, w środku ławy fundamentowej znajdowało się pomieszczenie o narysie raczej okrągłym niż kwadratowym i średnicy około 4 m. Takie rozwiązanie jest prawie nieznane na ziemiach polskich w okresie sprzed XIV wieku. Jedynym tego typu przykładem jest kamienna wieża w Stołpiu.

Według przeprowadzonych ostatnio przez prof. Andrzeja Buko badań, budowla ta mogła zostać wzniesiona już u schyłku XII wieku, ostatecznie w I poł. XIII wieku. Wieżę kazał pobudować jeden z książąt włodzimiersko-halickich, możliwe że z przeznacze-niem na klasztor, zgodnie z podobnymi przedsię-wzięciami ze wschodu Europy. W tym samym czasie bardzo dobre kontakty z Rusią miał książę kaliski Mieszko III Stary, któremu czasem przypisuje się budowę wieży w Kaliszu. Drugą żoną Mieszka była

córka księcia kijowskiego Eudoksja, może więc to wraz z nią przybyli budowniczy. Wieżę wznieść mogli też poddani księcia halickiego, wysłani do Kalisza w ślad za jego córką Wyczesławą, wydaną za mąż za Odona, syna Mieszka Starego. Istnieje prawdo-podobieństwo, że wieża miała być przeznaczona na miejsce odosobnienia dla wcześnie owdowiałej małżonki Mieszkowica, choć cechy zewnętrzne fundamentów i miejsce posadowienia wskazują raczej na militarny charakter obiektu. Obecny stan badań uniemożliwia jednak ustalenie, czy była to wieża ostatecznej obrony, czy mieszkalny donżon, choć pewne przesłanki przemawiają za pierwszą hipotezą.

Ceglany obiekt?Inną osobą, która mogła po-

kusić się o budowę kaliskiego obiektu był Henryk Brodaty, władający Kaliszem w latach 1206-1207 oraz 1233-1234. Za przypisywaniem mu postawienia wieży, oprócz enigmatycznego tekstu mówiącego o budowie w Kaliszu nowego grodu, świad-czyć może też realizacja w Legnicy z jego inicjatywy pierw-szego polskiego murowanego zamku, składającego się m.in. z pałacu oraz dwóch wolnostoją-cych wież. Wieże były ceglane i cylindryczne, a jedna z nich miała podobne rozmiary do kaliskiej. Odnalezienie podczas prowadzonych na grodzisku Za-wodzie w 2007 roku nadzorów dużej ilości fragmentów cegieł w okolicy fundamentów wieży, wzmacnia hipotezę o wiodącej roli Henryka Brodatego jako inicjatora budowy obiektu. I w tym jednak względzie trzeba zachować daleko idącą ostroż-ność gdyż, obecność cegieł nie świadczy jednoznacznie, iż na kamiennym fundamencie powstał ceglany obiekt. Frag-menty cegieł mogą pochodzić z remontu lub modernizacji budynku.

Fundatorów budowli mogło być zresztą więcej. Kalisz w okresie rozbicia dziel-nicowego przechodził z rąk do rąk. Fundatorami mogli być praktycznie wszyscy książęta władający Kaliszem – od Mieszka Starego po Bolesława Po-bożnego. Jego następca, Przemysł II, dysponował już nową siedzibą, o czym świadczy niezbicie dokument z 1285 roku, w którym jest mowa o „dawnym zamku” na Zawodziu.

Pytania bez odpowiedziO ile próba określenia czasu powstania i fundatora

powoduje problemy, o tyle moment zniszczenia wieży można z dużą pewnością określić. Jak wskazuje na to ceramika, kres istnienia budynku należy określać na I połowę XIV wieku. Nagromadzenie wokół wieży militariów odnalezionych w 2007 roku na powierzchni (groty strzał, orzech kuszy, ostroga) świadczy o gwał-townej walce towarzyszącej zniszczeniu budynku. Kres jej funkcjonowania należy wiązać z najazdem Krzyżaków w 1331 roku.

Pomimo upływu prawie 50 lat od odkrycia zabytku, nie jesteśmy w stanie udzielić jednoznacznej odpo-wiedzi na wiele nurtujących nas pytań dotyczących okresu powstania, wyglądu czy nawet funkcji wieży. Można tylko mieć nadzieję, że przyszłe badania oko-lic budynku pomogą nam rozwiązać te zagadki.

Sławomir Miłek

Zrekonstruowana wieża obronna na kaliskim Zawodziu. Fot. Mariusz Hertmann

Kamienna wieża w Stołpiu. Fot. Andrzej Buko

Fundamenty wieży obronnej na Zawodziu po jej odkryciu. Fot. Krzysztof Dąbrowski

bada

nia

arch

eolo

gicz

ne

Page 13: 5 10 12 14 24 30 37

135•62008

Średniowieczny skarb w JastrzębnikachBogaci mieszkańcy regionu

Kalisz we wczesnym średniowieczu był jednym z najważniejszych ośrodków monar-chii piastowskiej. W literaturze przedmiotu najczęściej przywoływane są czasy pano-wania Mieszka III, zwierzchniego księcia Polski, który pobudował w grodzie nad Prosną okazałą świątynię i zorganizował mennicę, produkującą brakteaty.

Trzeba jednak pamiętać, że znaczenie tego miejsca nie pojawiło się nagle, bo wcześniej wczesnośredniowieczny Kalisz był ważnym ośrodkiem administracyjno--handlowym. Potwierdzają to liczne i wielce interesujące zabytki datowane na VIII-XI wiek, odkrywane na południu Wielkopolski, a świadczące o dużej randze ośrodka i licz-nych kontaktach handlowych oraz bogac-twie ówczesnych mieszkańców regionu.

Uratowany skarbNiewątpliwe jednym z najciekawszych

znalezisk tego typu było odkrycie w 2007 roku skarbu monet, ozdób i placków srebra. Zespół ten został odkryty dzięki wiadomości mieszkańca Jastrzębnik, który poinformował archeologów o odkryciu na swoim polu kilku starych monet i o „działających” tam niele-galnych poszukiwaczach skarbów.

Na miejscu okazało się, że teren został już spenetrowany przez rabusiów. Dzięki natychmiastowej pomocy finansowej z In-stytutu Archeologii i Etnologii PAN, a później również Konserwatora Zabytków w Pozna-niu, udało się szybko rozpocząć eksplorację rozwleczonej po polu, zachowanej części skarbu. W roku 2007 przekopano ponad trzy ary w miejscach największej koncentracji zabytków odkrytych za pomocą detektora w warstwie przypowierzchniowej.

W trakcie prac terenowych udało się wydzielić prawdopodobne miejsce ukrycia depozytu – na obszarze 10 m kw. zlokalizo-wano ponad osiemdziesiąt monet i placków srebra, a w spągowej części warstwy ornej dwa fragmenty naczynia glinianego, w którym być może zdeponowano srebro. Zeszłoroczne badania wykopaliskowe przyniosły 554 zabytki, typowe dla skarbów z XI-wiecznej Polski.

Denary z różnych stronW zespole wyraźnie dominowały denary

krzyżowe (449 sztuk) – najbardziej popu-larna moneta w Polsce w XI wieku. Odkryto również denary państw sąsiadujących z monarchią piastowską (20 sztuk) oraz

Adam Kędzierski

fragmenty ozdób (2 sztuki), a także placki srebra uzyskane z przeto-pienia monet i biżuterii (77 sztuk). Wśród nich były rzadziej spotykane odmiany krzyżówek w skarbach z końca XI wieku: z kaplicą oraz z literą „S” na awersie (Fot. 1).

Najczęściej spotykany w tym zespole są krzyżówki wyobraża-jące na awersie krzyż perełkowy prosty oraz pastorał, co zresztą jest charakterystyczne dla więk-szości depozytów z końca XI wieku (Fot. 2).

W skarbie z Jastrzębnik znajdo-wały się również monety niemieckie, czeskie i węgierskie. Wśród nich naj-większy udział miały produkowane na zachód od Odry denary Ottona i Adelajdy (Fot. 3).

Największy skarb po wojnie?

W roku 2008, dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Sztuki, kontynuowane są badania arche-ologiczne w Jastrzębnikach. W czasie majowych prac wykopali-skowych eksplorowano warstwę orną, gdzie odkryto kolejnych 200 zabytków związanych ze skarbem, a niżej obiekty z czasów wpływów rzymskich i wczesnego średniowiecza.

Te ostatnie odpowiadają chro-nologicznie monetom ze skarbu. Widać, że depozyt został ukryty na terenie funkcjonującej pod koniec XI wieku osady w Jastrzęb-nikach.

Opisywany skarb jest jednym z kilkunastu odkrytych na szlaku handlowym z Kalisza przez Ko-nin do Kruszwicy. Znalezisko to potwierdza intensywne kontakty handlowe kaliszan w czasach pa-nowania Władysława Hermana, a do tego jest największym znanym depozytem denarów krzyżowych odkrytym po II wojnie światowej na terenie południowej Wielkopolski. W tym roku przewidywane jest jego skatalogowanie, konserwacja zabytków i naukowa publikacja skarbu, która może się przyczynić do lepszego poznania dziejów i obiegu pieniądza we wczesnośre-dniowiecznej Polsce.

Fot. 1. Denar krzyżowy z literą „S” na awersie. Zdjęcia Adam Kędzierski

Fot. 2. Denary z krzyżem perełkowym, prostym i pastorałem na awersie

Fot. 3. Denar Ottona i Adelajdy

Skarb monet z czasów panowania Władysława Hermana odkryty został przed rokiem w Jastrzębnikach koło Kalisza. Udało się go uratować przed rabusiami, którzy już penetrowali teren. Badania kontynuowane są z sukcesem również w 2008 roku.

Page 14: 5 10 12 14 24 30 37

Krzysztof Dąbrowski – Indiana Jones kaliskich starożytności

Jedną z najznamienitszych postaci XX wieku, zasłużonych dla Miasta Kalisza był niestrudzo-ny badacz zamierzchłej przeszłości „najstar-szego z miast”, Krzysztof Dąbrowski. Znaczną część swego przedwcześnie przerwanego życia poświęcił temu, co dziś nazywamy promocją miasta. W jego przypadku była ona ukierunkowana na poszukiwanie archeologicz-nych śladów przeszłości, od tej najdawniejszej po czasy niemal współczesne oraz przedsta-wianie jej zarówno w sposób ściśle naukowy – z obszernym warsztatem badawczym, jak i w sposób lekki – trafiający także do ludzi nie mających na co dzień do czynienia z całym zapleczem badań naukowych.

Pionierskie czasy archeologiiGdyby losy Polski po II wojnie światowej

potoczyły się inaczej, Krzysztof Dąbrowski najprawdopodobniej poświęciłby się dziedzinie zupełnie odmiennej od archeologii. Mówię tu o dyplomacji, handlu zagranicznym, ekonomii itp. Po wojnie takie kierunki studiów były niedostęp-ne dla wielu młodych ludzi o „niewłaściwym” wówczas pochodzeniu lub poglądach. W ten sposób zresztą do nauk „niegroźnych” dla systemu komunistycznego, w tym i archeologii trafiło wiele wybitnych postaci, co w sposób bardzo widoczny skierowało archeologię w Pol-sce na nowe tory i dzięki czemu, między innymi, jako niezamierzony skutek uboczny, osiągnęła ona w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku poziom daleko wyprzedzający inne grupy archeologów europejskich. W tym czasie pokolenie, o którym mowa, osiągnęło pełnię swych intelektualnych możliwości. W dużej części byli to ludzie utalentowani – twórczy i aktywni. Jednak nawet na tym tle Krzysztof Dąbrowski wyróżniał się pozytywnie.

Niektórzy wyrażają opinię, że czuł przymus zro-bienia wszystkiego, na co pozwoliło mu w sumie krótkie życie. Rzeczywiście, wyglądało, jakby się spieszył. Zdołał zrealizować tyle przedsięwzięć, że starczyłoby na kilka życiorysów, a jego uczniowie do dzisiaj, niemal trzydzieści lat po jego śmierci, nie potrafią go „dogonić”. Inna sprawa, że „czasy pionierskie” w pozytywnym tego słowa znaczeniu obecnie minęły już bezpowrotnie.

Naukowe początkiKrzysztof Dąbrowski (rocznik 1931) jeszcze jako

student rozpoczął pracę w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie. Los sprawił, że śmierć w roku 1979 zastała go jako dyrektora tego właśnie muzeum (od 1974). Po studiach na Uniwer-sytecie Warszawskim, zakończonych uzyskaniem stopnia magistra filozofii w zakresie archeologii (1953) i krótkim okresie pracy w Kierownictwie Badań nad Początkami Państwa Polskiego, trafił do powstającego Instytutu Historii Kultury Mate-

W pięćdziesięciolecie odsłonięcia reliktów grodu na Zawodziu

rialnej PAN (obecnie Instytut Archeologii i Etnologii PAN) w Warszawie (1954). Przez wiele lat główną tematykę badawczą Krzysztofa Dąbrowskiego stanowił okres wpływów rzymskich i poprzedzający go okres tak zwany późnolateński. Okres rzymski charakteryzują znaczne oddziaływania elementów kultury prowincjonalnorzymskiej, ten wcześniej-szy zaś – wpływ kultury celtyckiej. Świadectwa archeologiczne obu tych epok zachowały się w okolicach Kalisza wyjątkowo licznie.

Zarówno praca magisterska „Narzędzia pro-dukcji w okresie wpływów rzymskich”, jak i praca doktorska (1962) – „Kalisia Ptolemeuszowa w świetle badań archeologicznych” napisana pod kierunkiem prof. Witolda Hensla dotyczyły wspomnianej problematyki. Co więcej, w pracy doktorskiej Krzysztof Dąbrowski podsumował to, co udało się odkryć jemu i pracownikom kierowanej przez niego Pracowni Archeologicznej IHKM PAN w Kaliszu w zakresie starożytnej przeszłości okolic Kalisza. Ze względu na braki w strukturach orga-nizacyjnych oraz kadrach służby konserwatorskiej i w ogóle w archeologii wspomniana pracownia Polskiej Akademii Nauk służyła Kaliszowi i całemu regionowi również jako swoista placówka konser-

watorska. Równocześnie krystalizowały się cele archeologii jako dyscypliny naukowej, jak i zadania archeologów w terenie, ich miejsce w dokumentowaniu pozostałości przeszłości i w jej odtwarzaniu.

„Osiemnaście i pół”, czyli etap milenijny

Podczas prac w Kierownictwie Badań nad Początkami Państwa Polskiego Krzysztof Dą-browski miał szczęście pracować z wybitnym historykiem, prof. Aleksandrem Gieysztorem. Kontakty te zaowocowały później bliską współpracą w ramach tak zwanego programu badań milenijnych, czyli prowadzonych na wielką skalę badań naukowych głównie z dziedziny historii i archeologii, związanych z obchodami Tysiąclecia Państwa Polskiego. Podczas realizacji tego projektu przebada-no wykopaliskowo pozostałości głównych wczesnośredniowiecznych ośrodków gro-dowo-miejskich Polski. Wiązał się z tym drugi bardzo ważny kierunek zainteresowań naukowych Krzysztofa Dąbrowskiego, a przede wszystkim prace wykopaliskowe na terenie wczesnośredniowiecznego grodziska na Zawodziu. Badania milenijne zbiegły się z obchodami „Osiemnastu wieków Kalisza”. Jednym z głównych animatorów tamtego przedsięwzięcia był właśnie Krzysztof Dą-browski. W organizację spotkań naukowych oraz imprez towarzyszących temu wydarzeniu włożył wiele wysiłku oraz wrodzony talent organizacyjny i popularyzatorski. Był to przy

tym kulminacyjny moment odkryć dokonywanych zarówno na terenie dawnego kaliskiego grodu, jak i na stanowiskach z okresu rzymskiego. Jednym z bardzo ważnych wydawnictw, dotąd wysoko cenionych i często cytowanych, jest trzytomowa praca zbiorowa „Osiemnaście wie-ków Kalisza”. Jej redaktorami naukowymi byli Aleksander Gieysztor oraz Krzysztof Dąbrowski (w podwójnej roli, również jako jeden z autorów). Do tamtej chlubnej uroczystości nawiązują obecnie prezydent i Rada Miejska Kalisza, ustanawiając lata 2008-2010 okresem prac nad programem „Osiemnaście i pół”.

Piwonice starożytną Kalisią?Krzysztof Dąbrowski w ciągu dwudziestokil-

kuletniej działalności wykopaliskowej odkrył lub przebadał w znacznym stopniu wiele grodzisk i osad wczesnośredniowiecznych. Jednak najwięk-szą jego zasługą było przebadanie na stosunkowo dużym obszarze osady w Piwonicach, obecnie na skraju Miasta oraz grodziska wczesnośre-dniowiecznego na Zawodziu – dawnego centrum Kalisza.

Prace w Piwonicach, ze względu na okres, z któ-rego pochodzi kilkuhektarowa osada, nawiązywały

Tadeusz Baranowski

Krzysztof Dąbrowski podczas badań w Koninie (lata sześćdziesiąte XX wieku). Archiwum IAE PAN

osob

owoś

ci Z

awod

zia

Page 15: 5 10 12 14 24 30 37

155•62008

do źródła Ptolemeusza o Kalisii oraz do pojęcia Szlaku bursztynowego. Już w roku 1955 profesor Bronisław Biliński przygotował fundamentalne opracowanie – Kalisia Ptolemeusza.

Krzysztof Dąbrowski podchwycił idee profesora Bilińskiego, próbując odnieść je do konkretnych stanowisk z obszaru kaliskiego. Rzecz jasna, że trudno jest powiedzieć: Piwonice to właśnie starożytna Kalisia. Krzysztof Dąbrowski starał się ukazać, że nawet bez namacalnego dowodu, jakim byłaby w tym wypadku inskrypcja (napis) po łacinie lub po grecku, znaleziona na miejscu i wymienia-jąca nazwę Kalisii, możliwe jest identyfikowanie tej nazwy z terenem nad Prosną w okolicach dzisiej-szego Kalisza. Był o tym przeświadczony i nie sta-nowiło to z jego strony zabiegu czysto formalnego lub koniunkturalnego. Identyfikacji Kalisia = Kalisz na razie nie da się stuprocentowo udowodnić, ale można w znacznej mierze uprawdopodobnić.

Z Włoch do stolicy PiastówW końcu lat pięćdziesiątych dwudziestego

wieku, kiedy ruszyły prace na Zawodziu, Krzysztof Dąbrowski był jednym z prekursorów zastosowania badań geofizycznych do wykrywania obiektów archeologicznych znajdujących się nadal w zie-mi. Współpracował w tej dziedzinie z Włochami (zwłaszcza z Fundacji Lericich w Rzymie). Był też zwolennikiem i jednym z pionierów bliskiej współpracy z przedstawicielami innych niż ar-cheologia nauk, na przykład dla rekonstrukcji dawnego środowiska naturalnego, ukształtowania powierzchni itp.

Odkrycia na terenie grodziska na Zawodziu i potwierdzenie istnienia właśnie tam wczesnośre-dniowiecznego centrum Kalisza poprzez odsłonię-

cie różnych elementów grodu, a przede wszystkim reliktów kamiennej architektury romańskiej – kole-giaty pod wezwaniem św. Pawła – postawiły ten gród w rzędzie najważniejszych stolic państwa wczesnopiastowskiego.

Śladami kultur nie tylko po EuropiePrzez pewien czas Krzysztof Dąbrowski prowa-

dził również wykłady akademickie z archeologii, przede wszystkim na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Brak jest miejsca dla scharakteryzowania wszystkich zainteresowań badawczych Krzysz-tofa Dąbrowskiego, obejmowały one bowiem nie tylko Kalisz i okres wpływów rzymskich czy też wczesnego średniowiecza. Jego rozprawa habili-tacyjna dotyczyła śladów pobytu Hunów w Europie. Interesowały go wydarzenia rozgrywające się w Europie już od zamierzchłej przeszłości. Poma-gała mu w tym dobra znajomość języków obcych i przyjaźń z wieloma czołowymi archeologami zachodnioeuropejskimi. Między innymi wraz ze Zbigniewem Bukowskim opublikował w roku 1971 książkę Świt kultury europejskiej, przedstawiającą najważniejsze odkrycia archeologiczne, dokumen-tujące główne etapy kształtowania się cywilizacji naszego kontynentu. Opublikował też książkę Śladami Etrusków (1970), a w roku 1978, wspólnie z Z. Bukowskim Śladami kultur azjatyckich. Jego Przymierze z archeologią (1964) w przystępny sposób wyjaśniało co to jest archeologia.

Wszystkich publikacji Krzysztofa Dąbrowskiego jest ponad trzysta. Znaczna część dotyczy spraw związanych z przeszłością Kalisza. Być może należałoby się zastanowić nad tym, czy nie warto niektórych z nich wznowić.

Muzealnik z krwi i kości w terenowym „gaziku”

Jako dyrektor Państwowego Muzeum Archeolo-gicznego w Warszawie okazał się też utalentowa-nym muzealnikiem. Wystawy prezentujące skarby różnych części świata (jak Złoto Peru) weszły do kanonu pozytywnych przykładów możliwości tkwiących w zabytkach archeologicznych, a jed-nocześnie stanowiły w owych dość siermiężnych i trudnych czasach ewenement.

Krzysztof Dąbrowski był człowiekiem z krwi i kości – miał wielu oddanych przyjaciół, ale także zażartych wrogów. W gniewie był groźny, trzeba było wtedy schodzić mu z oczu, ale takie chwile zdarzały się rzadko i bardzo szybko mijały.

Nieco pretensjonalny tytuł niniejszej próby przedstawienia nietuzinkowej postaci, nieroze-rwalnie związanej ze studiami nad przeszłością Kalisza, jak też i ze współczesnym miastem lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku wiąże się z moim pierwszym spotkaniem z Krzysztofem Dąbrowskim. Jako licealista, po-nad czterdzieści lat temu, marzyłem o udziale w wykopaliskach. Znając Krzysztofa Dąbrowskiego jedynie z krótkiej rozmowy telefonicznej, wyobrazi-łem go sobie jako siwego, zasuszonego starszego pana w okularach, zgarbionego nad papirusami. Jedynie głos nie pasował mi dobrze do tego wizerunku. Zostałem zaproszony do udziału w wykopaliskach w Kaliszu jako wolontariusz, a na peronie na młodzież czekał młody, energiczny, wysportowany człowiek w charakterystycznych skórzanych krótkich spodenkach tyrolskich. Jego ulubionymi pojazdami były też: duży motocykl, willis z demobilu oraz terenowy „gazik”.

Z perspektywy czasuOdkrycia na Zawodziu to niezaprzeczalna zasłu-

ga Krzysztofa Dąbrowskiego. Zdawał on sobie rów-nież sprawę z tego, że właściwe zabezpieczenie reliktów przeszłości i odpowiednie spopularyzowa-nie zagadnień związanych z początkami Kalisza jako miasta i grodu zapewni jedynie wykupienie terenu z rąk prywatnych i stworzenie prawdziwego rezerwatu archeologicznego. Już w latach sześć-dziesiątych XX wieku miał gotowe wszystkie plany oraz obiecane pieniądze na realizację rezerwatu. Tylko przez niefortunny zbieg okoliczności nie udało się urzeczywistnić tego, co w nieco innej formie dokonało się obecnie, przeszło czterdzieści lat później.

Przez ponad dwadzieścia lat miałem przyjem-ność być uczniem i współpracownikiem Krzysztofa Dąbrowskiego.

Krzysztof Dąbrowski otrzymał tytuł Honorowego Oby-

watela Miasta Kalisza w 1966 roku.

Krzysztof Dąbrowski podczas wykopalisk przy ulicy Wydarte w Kaliszu (lata siedemdziesiąte XX wieku). Archiwum IAE PAN

Page 16: 5 10 12 14 24 30 37

5•616 2008

Tamten czas nadzwyczajnyPierwszego czerwca 1958 roku rozpoczęły

się największe dotychczas wykopaliska na kaliskim Zawodziu. Prowadziła je Stacja Arche-ologiczna Instytutu Historii Kultury Materialnej Polskiej Akademii Nauk w Kaliszu kierowana przez Krzysztofa Dąbrowskiego i Panią.

Ta historia rozpoczęła się kilka lat wcześniej. W 1953 roku z moją przyjaciółką Rytą Kozłowską prowadziłyśmy wykopaliska w Piwonicach pod kie-runkiem Krzysztofa. Byłyśmy wówczas na drugim roku studiów. Krzysztofa poznałyśmy w Biskupinie rok wcześniej, gdzie dla naszej grupy prowadził szkolenie archeologiczne. Mnie i Rycie najpierw powierzył prowadzenie wykopalisk w Piwonicach, a potem wskazał Zawodzie. Sam był osobą nie-zwykle zajętą, równolegle prowadził badania za granicą. Zbliżało się słynne Millenium, obchody chrztu Polski, jubileusz przez władze świętowany pod hasłem Tysiąclecie Państwa Polskiego. Poja-wiła się możliwość uzyskania pieniędzy na badania wczesnośredniowieczne. Krzysztof pracował już wówczas w Instytucie Historii Kultury Materialnej PAN, brał również udział w pracach Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Polskiego. I to urocze Zawodzie, miejsce naszych wycieczek, rowerowych wypraw i wspaniałych, rozmaitych ognisk, Krzysztof wybrał – zdecydował, że bę-dziemy prowadzić badania na Zawodziu. Sobie i Rycie zostawił Piwonice, czyli okres rzymski, szczególnie przez siebie lubiany, a ja miałam się zająć wczesnym średniowieczem.

Kierownictwo Badań nad Początkami Pań-stwa Polskiego, zajmujące się planowaniem i koordynacją prac naukowych w całym kraju, działało pod kierunkiem prof. Aleksandra Gieysztora. Ale istniejąca w latach 1949-1953 instytucja spełniała jeszcze jedno zadanie…

Kierownictwo Badań nad Początkami Państwa Polskiego to był taki wentyl bezpieczeństwa cięż-kich czasów stalinowskich. Wielki prof. Gieysztor skupił w tej instytucji ludzi, którzy z racji swojej przeszłości bądź pochodzenia nie mogli dostać pracy. Profesor, sam członek AK i żołnierz Po-wstania Warszawskiego, potrafił znaleźć dla swojej placówki pieniądze, które pozwoliły przeprowadzić pierwsze w historii kraju tak ogromne badania nad wczesnośredniowieczną historią Polski; przede wszystkim ludzie z „czarnych list” ówczesnych władz dostawali pracę, dzięki której mogli egzysto-wać. W 1954 roku w miejsce kierownictwa powstał Instytut Historii Kultury Materialnej PAN.

Obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego miały znaczenie propagandowe, ale dla mło-dych naukowców była to z pewnością przede wszystkim okazja do przeprowadzenia sze-rokich badań, których spektakularne wyniki są omawiane do dzisiaj. Jak Kalisz przyjął ekspedycję naukowców?

Miasto bardzo się zaangażowało w badania. Pan prezydent Koszutski [Bronisław Koszutski

Rozmowa z Iwoną Dąbrowską, archeologiem

jun., prezydent Kalisza w latach 1952-1957 – red.] wspierał nas jak mógł. Dzięki niemu dostaliśmy pierwsze lokum dla naszej ekspedycji – przy ul. św. Stanisława. Stamtąd przeprowadziliśmy się na ul. Łazienną, do dawnych koszar korpusu ka-detów [dzisiaj Centrum Rysunku i Grafiki Tadeusza Kulisiewicza – red.]. Pieniędzy było coraz więcej, mogliśmy badania tak rozkręcić, że już pierwszego roku odkopaliśmy część fundamentów. Pierwszym wykopem od razu zeszliśmy w absydę kolegiaty św. Pawła.

Kto pomagał naukowcom – kto pracował przy odkopywaniu reliktów kolegiaty?

Przyjeżdżali chłopi z okolicznych wsi, głównie z Piwonic, a także starsze pracownice fabryk. Przez jakiś czas dowożono na grodzisko także uwięzionych w związku z tzw. aferą mięsną [głośna sprawa o kradzież mięsa z pierwszej połowy lat 60.; w wyniku upolitycznionego procesu sądo-wego skazano na śmierć jedną osobę, 400 osób aresztowano – red.]. Więźniowie przyjeżdżali codziennie rano, świetnie pracowali. Dzięki nim od razu zrobiliśmy przekop w poprzek grodziska, po linii wschód-zachód. W tym pierwszym wyko-pie zaraz „wyszły” fundamenty kolegiaty, od razu zobaczyliśmy absydę.

Bardzo często podkreśla się, że to dzięki nie-bywałej intuicji Krzysztofa Dąbrowskiego udało się bezbłędnie wskazać miejsce kolegiaty.

Z kolegiatą poszło dość łatwo. Na terenie grodzi-ska na powierzchni ziemi znajdowało się rumowi-

sko ciosów romańskich, które podpowiadały, gdzie należy szukać. Weszliśmy tam prawie na pewniaka. Ale Krzysztof rzeczywiście miał szczęście, on szedł po polu w Piwonicach po orce i znajdował denary rzymskie. Bez kopania, bez detektora, bez niczego… Szedł jak orali pola, po żniwach, i znowu znajdował. Gdziekolwiek zaczynał kopać, wszędzie „wychodziły” zabytki.

Podobnie było z płytą z rysunkiem drzewa życia, znalezioną na progu kościółka św. Wojciecha.

Tak, z płytą prawdopodobnie z grobu Mieszka III Starego – tak się uważało za moich czasów. Obrób-ka krzyża wyrzeźbionego na płycie przypominała obróbkę ciosów użytych do budowy kolegiaty. Dla nas była to wskazówka, że zabytek pochodził z tego samego okresu co Mieszkowa świątynia. Krzysztof na pewno miał intuicję, która pozwalała mu odkrywać takie skarby. Był wizjonerem. Nigdy później nie spotkałam osoby, która potrafiła tak szybko i owocnie pracować jak on.

Rozpoczęli państwo wykopaliska i już w drugim sezonie udało się odkryć obiekt, rów-nież „intuicyjnie”, identyfikowany z grobem Mieszka III Starego (zm. 1202) oraz jego syna, Mieszka Mieszkowica (zm. 1193). Jak wyglądał domniemany grób książęcy?

Zagadkowy kamienny obiekt znajdował się na granicy półokrągłej absydy (pełniącej rolę prezbi-terium) i nawy głównej. Powszechnie wiadomo, że było to miejsce szczególnie ważne w kościele,

Iwona Dąbrowska: – Kalisz to miasto mojej wielkiej miłości. Na zdjęciu z mężem Krzysztofem.

osob

owoś

ci Z

awod

zia

Page 17: 5 10 12 14 24 30 37

175•62008

Jakub Dąbrowski, pierworodny syn Iwony i Krzysztofa, był nazywany „księciem kaliskim”. Przyjechał do Kalisza na Zawodzie wraz z rodzica-mi jako trzymiesięczne dziecko. Towarzyszył im każdego sezonu.

Narzeczeni Iwona i Krzysztof Dąbrowski, ul. św. Stanisława w Kaliszu (1956).

gdzie chowano osoby o dużym znaczeniu, dostoj-ników kościelnych albo państwowych związanych z administracją. Znaliśmy legendę, która mówiła, że Mieszko III Stary został pochowany w złotej trumnie. Tymczasem – sama kopałam to miejsce – zaczęły mi „wychodzić” niewielkie pozłacane blaszki profilowane z małymi gwoździkami; blaszki udekorowano wypuncowanym ornamentem. Łą-cząc odkryte zabytki z legendarnymi przekazami oraz biorąc pod uwagę miejsce odkrycia obiektów, tj. na styku absydy i nawy głównej, postawiliśmy tezę, że odkryliśmy relikty grobu Mieszka Sta-rego. Niestety, w środku nie znaleźliśmy kości. Zaczęliśmy kopać tuż obok, gdzie był widoczny zarys jakiegoś wkopu w glinie. I właśnie tutaj zna-leźliśmy drewniany krzyż obity brązową blachą. Zarys zmurszałego drewna szedł wzdłuż grobu. Z krzyża zachowała się jedynie jego górna część, tj. cztery kule z kulą środkową na przecięciu ramion oraz zakończenie ramienia pionowego, także obite blachą. Poza tym w tej części zachowały się fragmenty witraży, bardzo pięknych, z szafirowym ornamentem w mlecznym szkle.

Dzisiaj zarys fundamentów Mieszkowej świątyni – kolegiaty św. Pawła – wydaje się tak oczywisty…

A ja jego plan rysowałam latami, kamień po ka-mieniu, w miarę odsłaniania fundamentów. Potem wspomagał mnie mój brat, Andrzej Ślaski. Niestety, in situ nie było ciosów; zostały użyte na budowę fundamentów okolicznych domów (jak wiadomo, proces degradacji kolegiaty trwał wiekami). Na powierzchni pozostały tylko kawałki, resztki.

Miejscowi grodzisko kaliskie nazywali „Szwedzkimi Górami”, w czym odbija się echo starych legend. Jak to miejsce wyglądało 50 lat temu?

Grodzisko było półdziką łąką z rumowiskiem w miejscu kolegiaty. Wszystkie fragmenty ciosów zachowały się w tak zwanym rumoszu, który szedł aż do fundamentów. Dopiero w momencie ich odsłaniania wchodziliśmy w dziewicze warstwy, nienaruszone od czasów Mieszkowych. Tak więc całość była nieźle splądrowana, pozostało rumowi-sko, gdzie resztki zaprawy mieszały się ze śladami po późniejszych przebudowach. Znaleźliśmy m.in.

Na pierwszym planie Jakub Dąbrowski, w tle Stefan Bednarek, oddany przyjaciel archeologów.

Iwona Dąbrowska z synem, Jakubem.

Ulubionym pojazdem Krzysztofa Dąbrowskiego był duży motocykl, Willis.

Imieniny Krzysztofa Dąbrowskiego zawsze były świętem.

Na imieniny Krzysztofa Dąbrowskiego, 25 lipca, przychodzili tłumnie mieszkańcy Zawodzia. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów rodzinnych Iwony Dąbrowskiej.

Bocian Wojtek również zaprzyjaźniony z archeologami.

Page 18: 5 10 12 14 24 30 37

5•618 2008

doczekać, żeby wstał kolejny dzień i żeby znowu iść na wykopaliska. Przyjechałam do Kalisza, gdzie byłam przyzwoicie traktowana, gdzie wszyscy lu-dzie byli uprzejmi, gdzie było czysto, gdzie można było poprosić, żeby np. w sklepie zostawiono nam chleb. W 1956 roku kolejki po chleb ustawiały się o 4 rano. A nasza ekspedycja liczyła np. 20 osób, które siadały do stołu i chciały jeść.

Polski październik przeżywała Pani w Ka-liszu?

Zostaliśmy z Krzysztofem w Kaliszu, bo nie mo-gliśmy wrócić do Warszawy. Przez Kalisz jechały wtedy sowieckie armaty, czołgi, amfibie, zniszczo-na była cała nawierzchnia. Co najmniej jeden dzień i jedną noc to trwało. Patrzyliśmy z przerażeniem. Oni [wojska radzieckie – red.] szli na Warszawę. Wykopaliska na Zawodziu rozpoczęły się dwa lata po tamtych wydarzeniach.

W tym samym czasie miasto przygotowy-wało się do swojego wielkiego jubileuszu osiemnastu wieków, Zawodzie stało się naszą wizytówką. Jakie wówczas było zainteresowa-nie Kaliszem?

Bardzo wiele osób nas odwiedzało, wielu arche-ologów interesujących się wczesnośredniowiecz-nymi fortyfikacjami, m.in. prof. Bohdan Guerquin. Na kaliskim grodzisku bywał prof. Aleksander Gieysztor. W 1959 roku, kiedy już odkryliśmy fun-damenty kolegiaty, odbyła się międzynarodowa sesja. Naukowe sławy z całej Europy zatrzymały się wówczas w Kaliszu. Tamten czas był nad-zwyczajny.

Osobą, która łączy tamten najświetniejszy okres wykopalisk z dzisiejszymi pracami ar-cheologicznymi w obrębie Zawodzia i Starego Miasta jest dr Tadeusz Baranowski z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN.

Tadeusza Baranowskiego pamiętam jeszcze jako ucznia, bardzo młodego chłopaka. Przyjeż-dżał do nas na Łazienną, tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. Prowadzonej przez niego dzisiaj eki-pie archeologów życzę jak najwięcej sukcesów.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Tabaka

Rozmowę przeprowadzono w Warszawie, 21 maja 2008 roku.

Iwona Dąbrowska, warszawianka, absolwentka Historii Kultury Materialnej w zakresie Archeologii na Uniwersytecie Warszawskim (obrona pracy magisterskiej w 1956 roku). Zawodowo związana z Kaliszem od 1953 roku, m.in. brała udział w wykopaliskach w Piwonicach. Od 1958 roku do 1966 roku zaangażowana w badanie kaliskiego grodziska. Autorka wielu artykułów i opracowań naukowych, m.in. poświęconych Zawodziu. Pierwsza żona Krzysztofa Dąbrowskiego.

Oprócz Zawodzia mieli Państwo na pewno inne ulubione miejsca w Kaliszu.

Często zaglądaliśmy do „Kaliszanki”, kawiar-ni przy ratuszu. Swój stolik miał tam stary pan mecenas Zylbert. Palił zawsze fajkę, a na każde jego skinienie pojawiał się kelner Andrzej. Pan Andrzej był kelnerem z przedwojennym szykiem – nienagannie ubrany, grzeczny. Bardzo nas lubił i zawsze wiedział, bez zamawiania, co trzeba przynieść i komu. Tam spotykaliśmy się z mecena-sem [Edwardem – red.] Wende, jego żoną, panią Anielą, która była wówczas prezesem Polskiego Towarzystwa Historycznego w Kaliszu i starostwem Konopackimi. Była też rodzina Romockich. Z tej rodziny pochodzili legendarni żołnierze Powstania Warszawskiego: Andrzej „Morro” i Jan „Bonawen-tura”. Wiekowo, mnie i Krzysztofa, więcej łączyło z dziećmi państwa Wende i Konopackich, ale to starsze pokolenie wprowadzało nas w świat kaliski. W domu u państwa Wende, zazwyczaj w soboty, odbywały się wspaniałe kolacje. Tam właśnie pro-wadziliśmy poważne, bardzo poważne rozmowy. Długie, trwające do późnej nocy, biadanie nad historią i upadkiem Rzeczypospolitej…

W Kaliszu było mi dobrze, bo mnie, warszawian-ce od pokoleń, stary gród nad Prosną przypominał nieco atmosferę mojego miasta, nie tego odbudo-wanego, ale tego z mojego dzieciństwa. Urocze miasto po tej Warszawie, mojej i nie mojej… Tutaj przeżywałam swoją miłość, także swoje pierwsze i największe fascynacje zawodowe. Nie mogłam się

gotyckie cegły, tzw. palcówki. Przez wieki wycią-gnięto z Mieszkowej budowli wszystko to, co się nadawało do wtórnego użycia. Został tylko tzw. rumosz – zaprawa, kamienie, trochę ziemi. Kształt kolegiaty nadal był jednak czytelny.

Przypomina się często, że na kaliskich wy-kopaliskach zastosowano nowatorskie metody badań. Na czym one polegały?

Poprzez kontakt z PAN-owskim Instytutem Geofi-zyki korzystaliśmy z najnowszych wówczas metod, które pozwalały pewnie wskazać miejsce, gdzie warto było założyć wykop. Polegały one na badaniu elektrycznego oporu, jaki stawia ziemia. Tam, gdzie opór był większy, zawsze podczas kopania „wycho-dziły” jakieś konstrukcje kamienne. Na Zawodziu wykorzystaliśmy również tzw. wagę magnetyczną. Sprawdzała się ona w przypadku odkrywania fragmentów wałów zbudowanych z cegieł i gliny czy drewnianych skrzyń zastosowanych w budowie obwarowań grodziska. Obydwie metody pozwalały jakby na „prześwietlenie ziemi”. Były to bodaj pierw-sze wykopaliska w Polsce, gdzie je zastosowano.

Na grodzisku odbywały się wykłady popu-larnonaukowe.

Krzysztof bardzo lubił tę formę propagowania nauki i świetnie to robił. Zapraszał na swoje wy-kłady mieszkańców Kalisza. Podobne spotkania odbywały się przed rozpoczęciem badań, bo grodzisko nie było jeszcze wtedy ogrodzone. Kiedy odkryliśmy kolegiatę, zwłaszcza fundamenty absydy, teren został otoczony płotem. Było to zbyt cenne znalezisko, aby chociażby w taki sposób go nie zabezpieczyć.

Ekspedycja korzystała z pomocy ogromnej rzeszy ludzi. Jak do wykopalisk odnosili się zwykli kaliszanie?

Z Zawodzia wspominam przede wszystkim pana Bednarka – wspaniała, barwna postać, uczestnik wojen krymskich. Jego opowieści można było słuchać bez końca. Dbał o nas i o grodzisko, spe-cjalnie dla archeologów hodował pomidory, strzygł nożyczkami trawę nad fundamentami i podlewał darń, która wzmacniała ściany naszych wykopów. Dzięki tej naturalnej ochronie rumosz nie obsuwał się do środka kolegiaty. Miło wspominam także państwa Klepandych. Pamiętam, że odstąpili nam pokój, przy-garnęli na początku. Pan Wacław był wówczas kie-rownikiem kaliskiego muzeum. Od samego początku do końca swojego życia towarzyszyli nam państwo Skowrońscy z ul. Granicznej. Pani Janka co sezon pomagała mnie i Rycie w przygotowaniu obiadów dla naszej licznej ekipy. Był jeden święty dzień na wyko-paliskach – 25 lipca, imieniny Krzysztofa. Wszyscy przychodzili z kwiatami, potem po południu przy ul. Łaziennej odbywał się bal. Grała orkiestra cygańska, tańczyliśmy całą noc. Nie zapomnę pewnego lata, kiedy kominiarz z wiązanką kwiatów zapukał do nas na Łazienną o 6 rano.

Plan reliktów kolegiaty pw. św. Pawła, rys. Iwona Dąbrowska i Andrzej Ślaski. Za: Osiemnaście wieków Kalisza, pod red. A. Gieysztora i Krzysztofa Dąbrowskiego, t. III, Kalisz 1962, s. 7.

osob

owoś

ci Z

awod

zia

Page 19: 5 10 12 14 24 30 37

195•62008

Kościół św. Wojciecha na Zawodziu. Fot. Mariusz Hertmann

Page 20: 5 10 12 14 24 30 37

reko

nstru

kcja

gro

du

Głosem projektantówKaliski gród na Zawodziu to najstarszy element w strukturze całej aglomeracji pobliskich osad. Funkcjonował przez kil-ka stuleci do połowy wieku XIII, do czasu lokacji miasta w nowym miejscu, oddalo-nym o około dwa kilometry ku północy.

Położenie groduGrodzisko wyróżnia się z płaskiego otocze-

nia doliny Prosny jako kilkumetrowej wysokości wzgórze, rozległe na około dwa hektary. Po stronie zachodniej i południowo-zachodniej okala je ła-godne, okresami podmokłe obniżenie, sięgające ul. Częstochowskiej. Po stronie wschodniej i pół-nocno-wschodniej grodu teren przylega do ul. Bo-lesława Pobożnego, a dalej, aż do współczesnego koryta Prosny, rozciąga się zabudowa mieszkalna (jednorodzinna, o wysokości 1-2 kondygnacji) z drewnianym kościołem pw. św. Wojciecha. Od tej strony wzgórze grodziska otacza niewielki ciek wodny – pozostałość starorzecza Prosny – rozlany między grodem a kościołem w niewielki staw.

Sto lat badańPorosłe trawą obwałowania dawnego grodu kry-

ją w sobie relikty drewniano-ziemnych umocnień, drewnianej zabudowy mieszkalnej, murowanej architektury sakralnej. Wyniki badań archeologicz-nych – zapoczątkowanych tutaj już sto lat temu przez Włodzimierza Demetrykiewicza z krakowskiej Akademii Umiejętności, a planowo prowadzonych od półwiecza: kolejno pod kierunkiem Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich, później przez Tadeusza Baranowskiego z warszawskiego oddziału Instytu-tu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, przy konsultacjach Teresy Rodzińskiej-Chorąży i Tomasza Węcławowicza z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego – pozwoliły na rekon-strukcję najważniejszych obiektów istniejącej tu niegdyś zabudowy. Już piętnaście lat temu na ła-mach „Kalisii” wspomniani konsultanci przedstawili pierwszą koncepcję rezerwatu archeologicznego na Zawodziu.

Projekt rezerwatuTrzy lata temu krakowski architekt Marek Cempla

z zespołem wykonał projekt realizacyjny rezer-watu w oparciu o materiały przygotowane przez Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej w Kaliszu i wytyczne konserwatorskie kaliskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

Obszar będący przedmiotem projektu dzieli się na dwie zasadnicze części pod względem histo-rycznym, funkcjonalnym i krajobrazowym. Jedną jest obwałowane grodzisko. Pozostałą część tworzą łąki przylegające do grodziska od połu-dniowego wschodu i od południa oraz płaski teren pomiędzy grodziskiem a ul. Bolesława Pobożnego. W tym otoczeniu znaczącą dominantę stanowi

Rezerwat Archeologiczny na Zawodziu

drewniany kościół św. Wojciecha, przylegający do terenu opracowania od strony wschodniej.

Zarys grodziska jest owalny, z wysuniętą na po-łudnie (a więc w górę nurtu rzeki) partią trójboczną, tzw. ostrogą. Dawne obwałowania drewniano--ziemne są jeszcze czytelne jako wyniesione, kilku-metrowe obramienia owalu, choć na wspomnianej ostrodze zostały już częściowo zniwelowane. Badania wykopaliskowe pozwoliły na wyróżnienie trzech faz funkcjonowania grodu, potwierdzonych trzema, zasadniczo współśrodkowymi pierścienia-mi wałów. Wjazd znajdował się przypuszczalnie od wschodu, od strony domniemanego podgrodzia z kościołem św. Wojciecha.

Rekonstrukcje i odsłonięciaW północno-wschodniej części grodu zalegają

relikty kolegiaty pw. św. Pawła (II poł. XII wieku), do niedawna widoczne w odsłoniętym wykopie wielkoprzestrzennym jako rozsypiska murów fundamentowych wzniesionych z kamienia pia-skowcowego i otoczaków skał wulkanicznych. W części zachodniej, na krawędzi wzgórza, w płytkim wykopie wielkoprzestrzennym zachowało się rozsypisko granitowych otoczaków – interpre-towane jako fundament drewnianej wieży obronnej, stojącej na wale obronnym (wiek XII?).

Ponadto badania wykopaliskowe udokumen-towały istnienie w grodzie, oprócz murowanej kolegiaty, drewnianej zabudowy mieszkalnej o zróżnicowanych konstrukcjach ścian: sumikowo--łątkowej, zrębowej, palisadowej. Odsłonięto także w najstarszych warstwach użytkowania grodu kurhan kamienno-ziemny o średnicy niemal 2 m i wysokości ok. 60 cm.

W obrębie rezerwatu zaprojektowano mury przyziemia kolegiaty św. Pawła, powtarzające

obrys zachowanych w ziemi fundamentów. Mury magistralne kościoła, wysokości około 0,5 m, wykonane zostały w wątku zbliżonym do dwuna-stowiecznego moyen appareil. Detale architekto-niczne zrealizowano na podstawie rekonstrukcji rysunkowych kościoła opracowanych przez Toma-sza Węcławowicza po badaniach architektoniczno--wykopaliskowych w roku 1992. Drewnianą wieżę obronną ustawiono w miejscu owych odsłoniętych kamiennych fundamentów. Przy niej, od południa, zrekonstruowano fragmenty wału drewniano-ziem-nego o konstrukcji skrzyniowej.

Brama, ostrokół i chatyOd wschodu zaprojektowano drewnianą bramę

grodu z odcinkami obronnej palisady i ostrokołu. Przed bramą, ponad niewielkim stawem – pozosta-łością starorzecza Prosny, przerzucono drewniany most. Zgodnie ze scenariuszem ekspozycji na brzegu w pobliżu mostu umieszczono makiety łodzi wzorowanych na wczesnośredniowiecznych dłubankach wydobytych przez archeologów z dna Jeziora Lednickiego.

We wnętrzu grodu zaprojektowano chaty miesz-kalne zgodnie z odsłoniętymi przez archeologów reliktami. Dla pokazania zabudowy mieszkalnej wybrano łącznie siedem obiektów. Każdy został zrekonstruowany w odmiennej konstrukcji ścian i ze zróżnicowanym pokryciem połaci dachowych. Obiekty dawnej zabudowy grodu potraktowano jako swoiste eksponaty dydaktyczne, toteż umiesz-czono je obok siebie na cyplu tzw. ostrogi.

Zrekonstruowano także wspomniany kurhan – relikt najstarszej warstwy osadniczej. Umiesz-czono go w miejscu pierwotnym, tj. ponad miej-scem odnalezienia jego rozsypiska, czyli prawie pośrodku najstarszej fazy obwałowań.

Widok na grodzisko z wieży kościoła św. Gotarda. Fot. Mariusz Hertmann

Page 21: 5 10 12 14 24 30 37

215•62008

Walory edukacyjneProjektanci skoncentrowali się przede wszystkim

na oświatowych walorach historycznej przestrzeni grodu. Nowo projektowane elementy kubaturowe są swobodnymi rekonstrukcjami istniejących tu niegdyś obiektów obronnych, mieszkalnych i sa-kralnych, rozpoznanych w trakcie badań wykopa-liskowych. Pełnią one rolę swoistych eksponatów udostępnionych zwiedzającym.

W miejscu dawnych wałów zaprojektowano pa-sma zieleni niskiej, tzw. okrywowej, zróżnicowanej pod względem typu, aby pokazać trzy chronolo-giczne fazy rozwoju grodu. Wybrano roślinność rodzimą (lub identyczną pokrojem z rodzimą), trwałą, wytrzymującą suszę i mrozy, a niewyma-gającą pracochłonnej pielęgnacji.

Zaprojektowano też tablice informacyjne na gła-zach narzutowych oraz poglądowe modele całego grodu i bryły kolegiaty precyzyjnie wykonane w kamieniu przez Włodzimierza Ćwira.

Kształtowanie toporemPoza obwałowaniami przewidziano funkcje usłu-

gowe. Zmodernizowano istniejący „Budynek bram-ny”, wzniesiony w roku 1994 według wcześniejszej koncepcji Tomasza Węcławowicza. Powiększony został aneks sanitarny, wymieniono posadzki. Przez jego sień prowadzi główne wejście na teren rezerwatu. Dalej utwardzona ścieżka o nawierzchni żwirowej kieruje wchodzących na most prowadzący do bramy w obwarowaniach grodu.

Na łące między „Budynkiem bramnym”, kościo-łem św. Wojciecha a zalewem zrekonstruowano

zabytkową chatę z pierwszej połowy wieku XIX, przeniesioną ze starej zagrody przy ul. Bo-lesława Pobożnego 28. Obiekt ten będzie pełnić funkcję za-plecza dla organizowanych tu okazjonalnie masowych imprez oświatowych, np. Jarmarków Archeologicznych. Łąkę przed tzw. ostrogą także przeznaczono na organizowanie okazjonalnych imprez, ustawiając tam ławy i siedziska z bali drewnianych.

Wokół terenu zaprojektowano ogrodzenie drewniane o kon-strukcji nawiązującej do sumi-kowo-łątkowej – odkrytej przez archeologów w reliktach drewnianych chat.

Wszelkie konstrukcje drewniane wykonano z okrąglaków lub krawędziaków, jednakże ich powierzchnia jest w widocznych miejscach do-datkowo kształtowana toporem lub ośnikiem, aby zasugerować zwiedzającym ręczną obróbkę pni i ręczne rozszczepianie płazów. W miejscach wi-docznych stosowane są tradycyjne złącza ciesiel-skie, natomiast w miejscach krytych – złącza tzw. inżynierskie, czyli gwoździowane lub skręcane.

Dydaktyka i rekreacjaTrzeba też wspomnieć, iż w projekcie przewi-

dziano instalacje wodociągowe, kanalizacyjne, przeciwpożarowe oraz elektryczne, niezbędne w każdym nowoczesnym muzeum. Wszelkie

miejsca przebywania ludzi: np. pomosty i schody, spełniają współczesne wymogi bezpieczeństwa i przeciwpożarowe. Stopnie schodów mają wymiary normatywne, a balustrady ograniczone normą prześwity, należy bowiem przypuszczać, iż głów-nymi użytkownikami rekonstruowanej zabudowy obronnej będą dzieci. Historyczna przestrzeń pia-stowskiego grodu, ujęta współczesnymi normami i ukrytą infrastrukturą techniczną, nie traci swych walorów oświatowych. Rezerwat archeologiczny na Zawodziu w istocie łączy funkcje dydaktyczną i rekreacyjną.

Tekst opracował główny projektant rezerwatu archeologicznego

Marek Cempla z zespołem

Odbudowane, zgodnie z odsłoniętymi przez archeologów reliktami, chaty mieszkalne. Fot. Mariusz Hertmann

Wejście do grodu prowadzi przez zrekonstruowany most i bramę wjazdową. Fot. BIM

Page 22: 5 10 12 14 24 30 37

5•622 2008

Mieszko, Piast i Bolesław z tysiącletniej dębiny

Rekonstrukcje łodzi jednopiennych dla Rezerwatu Archeologicznego w Kaliszu zakończyły się sukcesem. Dziś łodzie „Mieszko”, „Piast” i „Bolesław” pływają po dawnej fosie chroniącej gród Piastow-ski na Zawodziu.

Zmagania z naturąCzłowiek od początku swoich dziejów był zawsze

szczególnie blisko związany z jednym z żywiołów. Była nim woda, która w swej przewrotnej naturze po wielekroć dawała mu schronienie i ratowała życie, a innym razem niszczyła wszystko to, co zrobił, aby możliwie zbliżyć się do niej. Ludzkość zawsze budowała swoje osiedla w bezpośrednim sąsiedztwie rzek, jezior i zatok. Sytuacja ta jest bardzo dobrze udokumentowana poprzez szereg badań archeologicznych i historycznych.

Gród kaliski na Zawodziu, pobudowany na piaszczystej wyspie rzeki Prosny na początku IX wieku, jest bardzo dobrym przykładem lokacji siedziby naszych Piastowskich przodków w bez-pośrednim kontakcie z nurtem rzeki.

Z dotychczasowych badań archeologicznych wyłania się jasny obraz sytuacji, w której nasi praojcowie nieustannie zmagali się z niszczącym nurtem rzeki, coraz to bardziej umacniając wielkim płaszczem kamiennym tzw. ostrogę, która miała chronić gród przed podmywaniem. Przez kolejne stulecia przechodził on różne fazy rozbudowy, aby w XII wieku, za rządów Mieszka III Starego, przeżyć swój największy rozkwit.

W 1202 roku umiera Mieszko Stary i wraz z jego śmiercią zaczyna się pasmo nieszczęśliwych zda-rzeń, mających wpływ na upadek grodu. Jedną z wielu istotnych przyczyn jest odsunięcie się koryta rzeki od grodziska, przez co traci ono swoją natu-ralną ochronę. Nasi przodkowie szukają kolejnego dogodnego miejsca, aż w końcu książę Bolesław Pobożny lokuje Kalisz w 1257 roku na Prawie Średzkim również w ramionach Prosny. Można śmiało powiedzieć, że rozwój Kalisza podążał za nurtem swojej prastarej rzeki.

Odtwarzane łodzieDotychczasowe badania archeologiczne nie

ujawniły zabytków szkutniczych w Kaliszu, co nie wyklucza, że w przyszłości kolejni badacze mogą na takie natrafić, biorąc pod uwagę fakt, jak wiele jeszcze jest do przebadania.

W tym kontekście szczególnego znaczenia dla mieszkańców Kalisza i regionu ziemi kaliskiej nabiera projekt odbudowy grodu w ramach Zin-tegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego, współfinansowanego przez Unię Europejską. W ramach tego projektu postano-wiono, że jako element wyposażenia Rezerwatu Archeologicznego zostaną odtworzone trzy ło-dzie jednopienne, które mają stanowić skromny fragment floty Mieszkowej. Projekt zakładał, że

każda z łodzi będzie inna pod względem swojej wielkości i typu, tak aby pokazać zwiedzającym możliwie jak najszerszy obraz szkutnictwa łodzi jednopiennych.

Poszukiwanie budulcaSwoją pracę nad łodziami rozpocząłem od

podstawowej sprawy, jaką jest pozyskanie mate-riału. Bo przecież można mieć lepsze lub gorsze projekty, ale podstawą jest w miarę dobry materiał, z którego można cokolwiek zrobić.

Projekt dopuszczał różne gatunki drewna, jed-nakże barierą nie do przebycia była średnica pni, która wynosiła minimum 100 cm.

W poszukiwaniach skoncentrowałem się na dwóch gatunkach drewna: sosnowym i dębowym. Pierwszy został wykluczony już po wstępnym tele-fonie do jednego z nadleśnictw – leśniczy nieomal złapał się za głowę, twierdząc, że w przypadku sosny o takiej średnicy to nawet nie ma pomników przyrody. A w przypadku dębów to wprawdzie ma kilka, ale wątpi w to, aby ktoś pozwolił mu wyciąć pomniki przyrody.

Te pierwsze telefony nie wróżyły nic dobrego. Jednakże upór oraz konsekwencja, no i oczywi-ście szczerość z leśnikami (mówiłem, do czego mają posłużyć pnie), otworzyły mi przychylność ludzkich serc. W efekcie doprowadziło mnie to do pewnego nadleśnictwa bogatego w drzewostan dębowy. Leśniczy okazał się człowiekiem przy-chylnym i otwartym, lecz kiedy usłyszał, o jakie średnice dębów chodzi – aż jęknął z zawodu. Na moje szczęście opatrzność Boża zesłała na naj-

starsze i najdorodniejsze dęby, jakie rosły w tym nadleśnictwie, małe robaczki, które spowodowały obumieranie drzew. W związku z tym była możliwa ich wycinka. W przeciwnym razie nikt nigdy by się na to nie zgodził.

Wybór i wycinka drzewPokazano mi kilka drzew do wyboru. Ostatecz-

nie wytypowaliśmy cztery sztuki, z których jedno drzewo, rosnące na niewielkim mokradle, było bardzo imponujące. Miało średnicę ponad 150 cm i wysokość w granicach 30 m. Stojąc pod tym drzewem, czuło się wielki respekt dla przyrody i jednocześnie przerażenie, jak sobie poradzić z taką masą drewna. Ostatecznie nadleśnictwo nie zgodziło się na wycięcie tego drzewa, twierdząc, że ma ono pozostać w lesie jako martwy pomnik przyrody i równocześnie siedlisko dla dużych ptaków.

Wycinka drzew została zaplanowana na począ-tek października. Wczesnym rankiem drugiego października spotkaliśmy się w lesie. Od samego początku atmosfera miała charakter świąteczny. Leśniczy i drwale z wielkim szacunkiem podcho-dzili do swojej bardzo niebezpiecznej pracy. Przed przystąpieniem do wycięcia przez dłuższą chwilę wspólnie się naradzali, w którym kierunku obalić drzewo, tak aby spowodować jak najmniejsze zniszczenia sąsiednich drzew. Kiedy już drwale ustalili między sobą tok roboty, jeden z nich przed odpaleniem piły powiedział: „No to w imię Boże” – i wówczas zrozumiałem, jak wielki szacunek mają ci ludzie dla swojej pracy i przyrody, z którą obcują

Mieczysław Machowicz

Dłubanki, rekonstrukcje dawnych łodzi. Fot. Mieczysław Machowicz

reko

nstru

kcja

gro

du

Page 23: 5 10 12 14 24 30 37

235•62008

na co dzień. Bo przecież w kilkadziesiąt sekund później, odcięte na zawsze od matki ziemi, leżało potężne drzewo, które swoim istnieniem pamiętało ostatnich królów Polskich.

Czym wydrążyć pień?Tylko dzięki sprzyjającemu zbiegowi okoliczno-

ści udało się uzyskać trzy kłody dębowe, które w sumie miały ponad 10 m3 objętości i ważyły około 13 ton. Największy pień miał 9 m długości, ponad 4 m3 objętości i ważył prawie 5 ton. Stojąc przy takim kawałku drewna, można poczuć respekt przed pracą, którą należy wykonać. A pokora ta wzrasta wraz ze świadomością, ile drewna należy wyrąbać i zamienić na wióry.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, mogę śmiało powiedzieć, że pozyskanie właściwego materiału drzewnego, wolnego od wad i dobrze ukształtowa-nego przez naturalny proces wzrastania drzewa, to na pewno 50, a nawet 60 procent sukcesu. Właściwa jakość pnia to po prostu mniej lub dużo więcej potu i bólu, jaki trzeba znieść podczas pracy siekierami.

Kolejnym ważnym elementem był problem z odtworzeniem właściwych narzędzi, przy pomocy których można wydrążyć pień. Narzędzia, którymi posługiwali się ludowi szkutnicy, a tych było wielu na terenie naszego kraju, po prostu przestały istnieć. Rzemiosło to umarło, jak wiele innych, z którymi można się zapoznać tylko w skansenach etnograficznych.

Miałem szczęście, wiedziałem, gdzie szukać. Odpowiednie narzędzia znalazłem w skansenie

w Dziekanowicach koło Gniezna. Pozwolono mi je sfotografować i przez krótką chwilę dokładnie obejrzeć (o wypożyczeniu do pracy w ogóle nie było mowy). Na tej podstawie musiałem wykonać repliki. I tu znowu uśmiechnęło się do mnie szczę-ście. Znałem prawdziwego kowala – starszego pana, którego rodzina od pokoleń zajmowała się kowalstwem. Wspólnie z nim udało się nam odkuć cztery cieślice w różnych wielkościach. Zajęło to dwa dni i narzędzia były gotowe.

Mordercza pracaZamiłowanie do rzemiosła, które odziedziczyłem

po moich przodkach, nie zawsze wystarcza, by prawidłowo wykonać pracę. Jest jeszcze do tego potrzebna wiedza i doświadczenie. Moje dotych-czasowe doświadczenia szkutnicze ograniczały się tylko do wykonania łodzi klepkowej, ale nie do robienia dłubanek. Koniecznie potrzebowałem osoby, która mogłaby mój zapał do pracy wes-przeć teoretycznie. Tutaj z pomocą przyszedł mi dr Waldemar Ossowski, który problematykę polskich dłubanek zgłębił do dna. Od samego początku również zapalił się do tego przedsięwzięcia i po-dzielił się ze mną swoją wiedzą, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny.

W efekcie po kilku miesiącach morderczej pracy udało się wykonać trzy łodzie jednopienne. Naj-większa łódź – „Mieszko” – ma 8,5 m długości, 70 cm szerokości i wysokość 50 cm. Wzorowana jest na łodzi z jeziora lednickiego. Ale ze względu na zbyt mały rozmiar pnia nie byłem w stanie zbliżyć się do wymiarów oryginalnego zabytku. Łódź jest

dość stabilna i może nią płynąć pięć osób.Kolejna łódź to „Piast”. Wzorowana jest na

podstawie modelu łodzi z Opola (z XII wieku). Łódź posiada trzy grodzie. Wykorzystano w niej naturalne wygięcie drzewa jako część denną. Ma 6,65 m długości, 67 cm szerokości, wysokość 47 cm. Pływanie nią nie jest łatwe, wymaga od osób pływających pewnych umiejętności.

Ostatnia, najmniejsza łódź „Bolesław”, to dłu-banka korytowa o długości 6,2 m, szerokości 70 cm i wysokości 50 cm. Została wykonana na podstawie łodzi ze zbiorów Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Łódź ta charakteryzuje się dużą stabil-nością i nawet osoby nie obyte z pływaniem takimi jednostkami mogą śmiało nią pływać.

Zapach dawnych czasówŁodzie zostały zakonserwowane mieszaniną

terpentyny balsamicznej i pokostu lnianego na ciepło. Ciekawym ich elementem jest również inkrustacja nazwy każdej jednostki – wykonana na rufie z tysiącletniej dębiny, która pochodzi z grobli prowadzącej na grodzisko. Można śmiało powiedzieć, że po tej grobli chodzili nasi Pia-stowscy książęta i jest to niewątpliwie wspaniały akcent historyczno-symboliczny, który połączył przeszłość z teraźniejszością.

W chwili obecnej łodzie znajdują się w Rezer-wacie Archeologicznym na Zawodziu i pływają na dawnej fosie chroniącej gród Piastowski.

Ktoś kiedyś powiedział, że historia kołem się toczy i chyba jest w tym stwierdzeniu trochę prawdy. Bo powróciły nad Prosnę rekonstrukcje dawnych łodzi, które przed wiekami na pewno po niej pływały, a my mamy dzisiaj to szczęście, że możemy poczuć zapach dawnych czasów.

Łodzie znajdują się w Rezerwacie Archeologicznym na Zawodziu i pływają na dawnej fosie chroniącej gród Piastowski .

Łodzie zostały wykonane z dębu i zakonserwowane mieszaniną terpentyny balsamicznej oraz pokostu lnianego.

Page 24: 5 10 12 14 24 30 37

5•624 2008

hist

oria

szt

uki

Opowieść zapisana w sosnowym drewnieKościółek św. Wojciecha na Zawodziu liczy sobie dwieście dziesięć lat, tradycje świątyni sięgają jednak czasów znacznie odleglejszych.

Jaka była rola kościółka?„Urokiem prastarych wieków owiany, w

ustronnym zaciszu wioski, w pobliżu wzgórz dawnego grodziska książąt kaliskich, wznosi się na Zawodziu kościółek św. Wojciecha”. Niepoprawni romantycy, jak autor tych słów, regionalista Józef Raciborski (ur. 1879 – zm. 1935), nie stronili od egzaltacji. Brak źródeł wiek dziewiętnasty stara się wypełnić legendą.

Wszystko tu jednak niepewne, bajkowe. Czy rzeczywiście w miejscu tym, w prastarej dziel-nicy Zawodzie, „Siedliszczem” niegdyś zwanej, św. Wojciech wygłaszał kazania? Jaka była rola kościółka w czasach, kiedy w pobliżu wznosi-ła się kolegiata św. Pawła? Pierwsza pisana wzmianka z 1213 roku nic nie wyjaśnia.

Właściciele Zawodzia27 maja 1292 roku tutejszy proboszcz

otrzymuje od Przemysła I wieś Sierzchowo. Przy kościele św. Wojciecha parafia istnieje do roku 1406. Ze względu na małą ilość wier-nych prymas Mikołaj Trąba przekazuje zarząd obiektu wikariuszom kolegiaty Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Kaliszu. Na utrzyma-nie teraz już filialnego kościółka przeznaczone są sumy uzyskane z dóbr znajdujących się w części Sierzchowa i na Tyńcu. W 1587 roku dekret arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego przekazuje Zawodzie księżom jezuitom. W tym dokumencie Zawodzie jest zwane „Sie-dliszczem”. Nowi właściciele toczą spory o własność z kolegiatą kaliską. To w jej aktach pojawia się inna nazwa tego samego miejsca: „Stary Zamek”.

Po kasacie jezuitów (1772) dobra przekazane na własność skarbu dzierżawione są od 1789 roku przez Rafała Umińskiego, skarbnikowi-cza kaliskiego. W tym czasie wioska liczy 102 mieszkańców, w równej połowie są to mężczyźni i kobiety. W 1807 roku Zawodzie – z woli Na-poleona – staje się własnością generała Józefa Zajączka.

Pomiędzy tymi datami kryje się nieznana hi-storia nieznanych ludzi. Akta kolegiaty kaliskiej zachowane od XVII wieku przekazują tylko imio-na i nazwiska kolejnych generacji zamieszkują-cych miejsce. Ich narodziny i śmierć to jedyne fakty uważane za godne urzędowego odnoto-wania. Chociaż nie ma już grobów, najbliższe otoczenie kościółka, ale daleko przekraczające linie obecnego ogrodzenia, pozostaje miejscem po cmentarzu grzebalnym użytkowanym od średniowiecza aż po II połowę XIX wieku.

Ciche trwanieDziś dawne Zawodzie to już przeszłość. Pod-

miejska wieś stała się zamożną dzielnicą Kalisza. Luksusowe i wygodne domy kaliskiej klasy średniej wypierają nawet budownictwo epoki PRL. Od upadku kaliskiego grodziska i przeniesienia się miasta wielka historia jakby omijała Zawodzie. Współcześnie dawna wieś zdaje się żyć własnym

rytmem; bliżej jej do sennej sytości amerykańskie-go miasteczka.

Kiedy nie istniały wypielęgnowane trawniki i domy jak z żurnala, czas wyznaczała zmienność przyrody i łaciński kalendarz liturgiczny. Jeśli coś burzyło ten rytm, to tylko naturalna klęska – pożar czy powódź. W II połowie XIX wieku Zawodzie stało się ulubionym miejscem wycieczkowym. Do prekursorów turystyki mocno przemawia legenda pobliskich wzgórz zwanych wtedy „Szwedzkimi Górami”. Piknikowe koszyki, białe suknie dam – to sztafaż tych czasów. Tylko raz spokój ten przerywały dramatyczne wydarzenia. W 1905 roku, podczas patriotycznej manifestacji, zbłąkana kula carskiego żandarma wpadła do kościółka i zabiła przypadkową kobietę – Józefę Hadryś. Potem następował już tylko powolny zanik dawnego krajo-brazu, rekompensowany odkryciami archeologów. To ich cierpliwa, trwająca już ponad pół wieku pra-ca wydobyła na powierzchnię ziemi ślady bujnej przeszłości. Nad zagładą wiejskiego krajobrazu ubolewał już 70 lat temu Józef Raciborski.

Fundator kościołaTen nieunikniony proces nie dotyczył jednak

samej świątyni. Jej obecną postać zawdzięczamy końcowi XVIII stulecia. W czasach kiedy Zawodzie stanowiło dzierżawę, zamożny garncarz wraz z in-nymi mieszkańcami wsi ufundował obecny kościół. O wydarzeniu tym informuje napis na desce znaj-dującej się na strychu: Anno Domini 1798 die 24 aprilis [kwiecień – przyp. aut.] Sebastian Zieliński/ kościołka tego fundator konsztu garczarskiego/ z parafianami wszystkiemi cieśla Jan Ke(c)iney.

Czy dawna budowla była już tak zniszczona, że zastąpiono ją nową, czy też uszkodził ją pożar? Lakoniczny zapis nic nie mówi o przyczynach prac. Mądrą tradycję umieszczania informacji o kolejnych remontach kontynuowano w XIX i XX wieku. Najmłodszy wpis na belce pochodzi z 1976 roku i dotyczy wymiany pokrycia dachu z fundacji naczelnika ochotniczej straży pożarnej Lucjana Sawickiego. Najstarszą pamiątką jest kamienna kropielnica z czasów, kiedy rządził tu Mieszko III Stary. Podobno wykopano ją na początku XX wieku na terenie grodziska.

Skład niepotrzebnych przedmiotówPod koniec XVIII stulecia kościół św. Wojciecha

spełniał rolę „składziku” niepotrzebnych przed-miotów przeniesionych tu z kolegiaty i z oddanej ewangelikom świątyni pojezuickiej. Wszystko, co tylko przestaje się podobać, trafia właśnie na Zawodzie. W ten sposób obiekt wzbogaca się o malowane skrzydła ołtarza ze scenami z życia Maryi i Jezusa. Mieszkańcy wykorzystają je do bu-dowy ołtarza głównego. Liczba nagromadzonych wtedy w tym niewielkim wnętrzu przedmiotów wydaje się wręcz nieprawdopodobna.

Maciej Błachowicz

Ołtarz główny

Ambonę przebudowano w 1870 roku

Page 25: 5 10 12 14 24 30 37

255•62008

Przez pewien czas przechowuje się tu portret arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego i wielki obraz „Suplikacje do świętego Józefa” (dzisiaj oba w kolegiacie kaliskiej). Dodajmy dziewięć niemałych figurek apostołów, ambonę i przy-najmniej jeden ołtarz boczny. A przecież wnętrze jest niewielkie.

Gdzie to wszystko się mogło pomieścić? To, czego nie można już schować do środka, umiesz-cza się na przykościelnym cmentarzu. Wśród zieleni leżą jakieś marmury z herbami (obecnie zaginione), a przy wejściu stoją drewniane figury św. Stanisława i Wojciecha. Ponieważ olbrzymie i groźne postacie brodatych biskupów wzbudzają lęk wiejskich dzieci, parafianie proszą kolegiatę o ich usunięcie. Po wielu perypetiach dziś rzeźby można oglądać w kościele pojezuickim, dokąd zabrano je w XVIII wieku.

Odkrywanie wartościW drugiej połowie XIX wieku następuje remont.

Informuje o tym jeszcze jeden pamiątkowy napis na strychu: Restauracja tego kościoła/ wewnątrz i zewnątrz jako też przy budowie wraz z churem (pis. org.) i przerobienie ołtarzy i ambony na-stąpiło w roku 1870. Za staraniem szczególniej Ludwika Czarneckiego/ Teofila Wierzbickiego Ludwika Banaszkiewicz/ parafian.

Czasy te przynoszą odkrycie wartości obrazów i figur z ołtarza głównego. Interesuje się nimi profesor Władysław Łuszczykiewicz z Krakowa, teoretyk polskiej myśli konserwatorskiej. W figur-kach apostołów współcześni błędnie dostrzegają rękę samego Wita Stwosza. Inni mylnie widzą w dziele ołtarz polowy książąt kaliskich.

W 1889 roku „starożytność”, jak nazywa się wówczas średniowieczne obiekty, zostaje pod-dana pierwszej w swoich dziejach restauracji. Szczególne zasługi w ponownym odkrywaniu zapomnianego dzieła ma Stanisław Janusiewicz, malarz i pozłotnik. To on dokonuje pierwszej teo-retycznej próby przeprowadzenia rekonstrukcji jego dawnego wyglądu i zwraca uwagę na nie-bezpieczeństwo pożaru drewnianej świątyni.

Apele nie pozostają bez odzewu. Kiedy w 1892 roku kościółek odwiedza biskup kujaw-sko-kaliski Aleksander Bereśniewicz, nakazuje umieszczenie cennego zabytku w kolegiacie kaliskiej, gdzie znajduje się on do dziś. Przeno-siny nie obywają się bez oporu przywiązanych do „swego” ołtarza parafian. Ich protest jest na tyle gwałtowny, że powoduje zamknięcie świątyni na przeszło dwa lata. Zwaśnione strony godzą się dopiero 23 kwietnia w świętego Wojciecha, podczas pierwszego nabożeństwa przy nowym ołtarzu. Do ostatniego remontu, który wprowadzi zmiany w strukturze kościółka, dochodzi w 1894 roku. To wtedy dawną sygnaturkę zastąpiono istniejącą do dziś.

Czas się zatrzymałDzięki temu, że ko-

ściół zawsze pozosta-wał na uboczu, w jego wnętrzu możemy do-świadczyć fenomenu „zatrzymania czasu”. Kiedyś zaszczyt opieki nad świątynią przypadał rodom Banaszkiewiczów i Bednarków. Dziś klucz-

nicą jest tu pani Maria Szymańska. Olbrzymi, ponad dwustuletni klucz, otwierał podobno już drzwi wcześniejszej świątyni.

Przedmioty znajdujące się w środku nie za-skakują artystyczną doskonałością. Jaką war-tość może mieć lampa zzieleniała od starości, pulpit z liliami i sznur od kościelnego dzwonka zakończony szklanym wisiorem? To te stare przedmioty tworzą jednak atmosferę wnętrza, wzmocnioną jeszcze zapachem sosnowego drewna. Nie mniej ważne jest to, że w czasach, kiedy wytwory końca XIX wieku pospolicie usuwano z kościołów – tu, z dala od interwencji purystów, szczęśliwie ocalały.

Z innej bajkiPociemniała i zabrudzona polichromia ścian

powstała zapewne w 1870 roku. Od tego czasu nie odświeżał jej chyba nikt. Niewielka odkrywka na ścianie bocznej pozwala zobaczyć pierwotną kolorystykę. Kto wymalował tych kilka salonowo--naiwnych aniołków, nie wiadomo. Zaskocze-niem może być odkrycie, że niewielkie „organy” są tylko iluzjonistycznym malowidłem.

W tym samym okresie przebudowano ambo-nę. Jest też neogotycka ławka i obrazy – każdy pochodzi z innej artystycznej bajki. Ludowa kopia obrazu św. Rodziny z kolegiaty kaliskiej odległa jest stylistycznie od eleganckiego św. Wojciecha z 1897 roku (pędzla Stanisława Janusiewicza). Oko historyka sztuki pominie z pewnością obraz św. Teresy od Dzieciątka Jezus, bo to przecież tylko oleodrukowa repro-dukcja z okresu międzywojennego. Tutaj jednak każdy z tych elementów jest potrzebny i każdy ma swoje znaczenie.

Kiedy z kościółka usunięto malowane skrzy-dła poliptyku, powstałą w ten sposób „pustkę” zapełniono ołtarzem zmontowanym z dawnych barokowych rzeźb i ozdób. Mamy więc tu figury św. Piotra i Pawła, dwa aniołki, Michała Archanioła i świętego Floriana. Ukłonem wobec parafian, zagniewanych zabraniem dawnych obrazów i rzeźb, było ustawienie kopii figury św. Wojciecha. Jeszcze w 1870 roku ołtarzy tych było więcej.

Ocalało srebrne voto z 1814 roku. Fot. Mariusz Hertmann

Barbara Wołosz przy pracy konserwatorskiej, ołtarz główny.

Pierwotny wygląd mają już wszystkie figury.

Page 26: 5 10 12 14 24 30 37

5•626 2008

Ocalone zabytkiW zakrystii, podobnej do wnętrza ludowej

chaty, przechowywane są dwie płytki z marmuru oprawnego w drewno. To tzw. portatyle – relikty zwyczajów Kościoła sprzed Soboru Watykańskiego II. Kryjąc relikwie świętych, zaświadczały one o akcie dokonania konsekracji ołtarza, w którym były umieszczone. Portatyle z Zawodzia pochodzą z lat 1681 i 1721. Na młodszym nieznana ręka wypisała po łacinie, że aktu umieszczenia relikwii dokonał biskup dardanelski i sufragan gnieźnieński Fran-ciszek Kraszkowski.

Teraz przy ołtarzu głównym pracuje konserwator – pani Barbara Wołosz. Dzięki jej wysiłkowi zabytek (ustawiony tu około 1892 roku) odzyskuje dawny blask, ale nie traci też niczego ze szlachetnej pa-tyny, którą nadał mu czas. Pierwotny wygląd mają już wszystkie figury i obrazy. Ocalało też niewielkie srebrne voto z 1814 roku, ciekawe, bo z wyobra-żeniem niemowlęcia. Najcenniejszy jest wizerunek Matki Boskiej Śnieżnej, powstały w roku 1619. O czasie wykonania zaświadcza umieszczona na drewnianym odwrocie data. Kiedy malowidło jest przesłonięte, można tu obejrzeć płótno z przeło-mu XIX i XX wieku, przedstawiające Chrystusa w drodze do Emaus. To ostatni element opowieści zapisanej w sosnowych deskach.

Więcej pytań niż odpowiedzi

Senior kaliskich kościołów?Podstawowymi pytaniami, które należy zadać

pisząc o kościele św. Wojciecha, są pytania o jego wiek i lokalizację. W „Kronice miasta Kalisza” Władysław Kościelniak – w ślad za historykami – podaje rok 1198 jako czas jego pobudowania. Jest to jednak data wydedukowana drogą pośred-nią, więc też nie wiadomo, czy istotnie prawdziwa. Nie należy raczej przypuszczać, by świątynia po-wstała jeszcze w końcu X wieku, choć i całkowicie wykluczyć tego niepodobna. Pewnym jest, że św. Wojciech poniósł śmierć męczeńską 23 kwietnia 997 roku. Żywoty i opracowania nie podają daty kanonizacji. Wiadomo, że nastąpiła ona bardzo szybko, jeszcze przed 2 grudnia 999 roku i była spodziewana, ponieważ męczennika już za życia uważano za osobę świętą.

Jeśli owo „przed 2 grudnia 999” oznaczałoby kilka miesięcy, to sprawa budowy kościoła jesz-cze w X wieku teoretycznie nie byłaby całkiem niemożliwa. Należy pamiętać, że w czasach wielkiej dostępności budulca w postaci drewna, a także prostych wtedy technik budowlanych, postawienie świątyni w kilka dni było zadaniem dość banalnym.

Łudząco podobnyProf. Andrzej Buko, autor robiącej wielką furorę

w świecie naukowym „Archeologii Polski wczesno-średniowiecznej”, pisze jednak, że: „W grodzie kaliskim odkryto unikalne relikty najstarszego, drewnianego kościoła z XI wieku”. Kierujący wy-kopaliskami na Zawodziu Tadeusz Baranowski uściśla: „pierwsza połowa XI wieku”, co zresztą może równie dobrze oznaczać sam początek tego stulecia. Jak mówią archeolodzy, pozostałości są łudząco podobne do reliktów pierwszego krakow-skiego kościoła św. Wojciecha z przełomu X i XI wieku. Szkopuł w tym, że relikty świątyni odkryto nie na podgrodziu, gdzie stoi dzisiejsza, ale w obrębie grodu, pod szczątkami dwóch kolejnych, tym razem już murowanych obiektów. Kaliscy ar-cheolodzy i historycy uważają, że to właśnie tam znajdował się pierwszy kościół pod wezwaniem św. Wojciecha, przeniesiony potem na pobliskie podgrodzie na korzyść wezwania św. Pawła. In-aczej sprawę lokalizacji przedstawia wymieniony już Adam Chodyński, który w „Gazecie Kaliskiej” z 1901 roku pisze, iż: „Nie ulega żadnej wątpliwości, że i dzisiejszy kościółek na Zawodziu […] stoi na tem samem miejscu, na którem stał i najpierwszy, w którym według podania św. Wojciech w przecho-dzie do Gniezna miał mszę św. odprawiać”.

Podobnie sugeruje Marta Młynarska-Kaletynowa w zbiorowym opracowaniu „Kalisz wczesnośre-

dniowieczny”. Wspominając obecny kościółek na Zawodziu, pisze ona tak: „Na tym miejscu istniał niegdyś najstarszy kościół kaliski – mówi o tym wezwanie świętego biskupa męczennika, patrona nie tylko archidiecezji gnieźnieńskiej, ale także całego państwa piastowskiego. Kościoły, które nosiły patrocinium św. Wojciecha, spotykamy w największych ośrodkach grodowo-miejskich w Polsce; usytuowane one były przeważnie w pobliżu najstarszych osad o charakterze targowo-rze-mieślniczym, na trasie ważnych, dalekosiężnych szlaków komunikacyjnych. Wymienić tu można kościoły w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Opolu i w mniejszych ośrodkach kasztelańskich – w Niemczy i Miliczu” (s. 19). Lokalizacja kaliska zdaje się potwierdzać słowa autorki.

Dwie świątynie?W związku z powyższym rodzi się pytanie: a

może u początków XI wieku w Kaliszu istniały już dwie świątynie – jedna na grodzie (być może wcześniejsza, w której ewentualnie św. Wojciech miałby sprawować ową mszę świętą), a druga na podgrodziu? Taka teza brzmi dość zuchwale, ale wcale nie jest aż tak niewiarygodna, jakby się mogło wydawać z pozoru. Pamiętajmy, że nigdy nie można było sprawdzić, jak odległe w czasie są początki świątyni podgrodziowej. Powód jest prosty – obecny obiekt stoi na miejscu starsze-go. Na szczęście trwająca właśnie w kościółku

Jolanta Delura

Legenda o bytności Świętego Wojciecha na Zawodziu

Stoi wpisany w krajobraz i historię Zawodzia niemal od zawsze. A mimo to aż do dziś niewiele o nim wiemy. Kościół św. Wojciecha. Skromny i tajemniczy, i być może znacz-nie ważniejszy niż się nam wydaje.

Polichromia ścian powstała w 1870 roku.

Najstarszą pamiątką jest kamienna kropielnica z czasów, kiedy rządził tu Mieszko III Stary. Fot. Mariusz Hertmann

Święty Wojciech na Zawodziu w obu biskupich rękawicach. Fot. Mariusz Hertmann

hist

oria

szt

uki

Page 27: 5 10 12 14 24 30 37

275•62008

konserwacja wnętrza daje pewne nadzieje na przeprowadzenie badań archeologicznych. Mo-głyby one być podjęte przy okazji zdjęcia bardzo zniszczonej podłogi. Pytanie jednak, czy wykopy pod fundamenty obecnej świątyni nie zniszczyły wszelkich pozostałości po dawnej? Wtedy pytanie o wiek i lokalizację musiałoby na zawsze pozostać bez odpowiedzi.

Co z tym św. Wojciechem?Za sprawą Adama Chodyńskiego, a potem Eli-

giusza Kor-Walczaka, zachowała się do dziś legen-da o bytności św. Wojciecha na kaliskim Zawodziu. Jak przekazuje ludowe podanie: święty, głosząc Słowo Boże nad Prosną, został okradziony przez zawodzian z biskupiej rękawicy. To wzbudziło w nim taki gniew, że przeklął tutejszą społeczność, zapowiadając, że żaden z miejscowych kapłanem nie zostanie. W roku 1901 Chodyński przytacza legendę, dodając, że istotnie tutejsi kandydaci do stanu kapłańskiego albo nie wytrwali w powołaniu, albo jakimś nieszczęściem umierali przed święce-niami. Jest w tym chyba nieco „naciągania” faktów, skoro właśnie w tym czasie żył ks. Kacper Korycki, powstaniec 1844 roku urodzony na Zawodziu. W kapłaństwie chwalebnie przeżył 52 lata i dożył osiemdziesiątki. Miejscowi, z którymi rozmawiał Chodyński, nie mogli o tym nie wiedzieć.

Jest jednak ważniejsza kwestia. Czy istotnie chodziło o zwykłą kradzież biskupiej rękawicy? Niecny postępek miejscowych złodziejaszków dziś nikogo nie bulwersuje. Że ukradli jedną, to też nic dziwnego. Może nie było okazji, żeby ukraść obie? To, co zastanawia, to gwałtowna i nieproporcjonalna do sytuacji reakcja świętego. Może zatem nie chodziło tylko o rękawicę? Jak wiadomo, rękawica w średniowieczu to nie tylko zwykła część stroju (choćby i pontyfikalnego, jak w tym wypadku), ale również oznaka władzy. W stosunkach świeckich przesłanie rękawicy przez księcia oznaczało potwierdzenie różnych godności i uprawnień. Być może zasada ta obowiązywała również w Kościele?

Jedna z legend o św. Wojciechu opowiada o tym, że podczas mszy św. odprawianej w Rzymie przeniósł się on w gorącej modlitwie do rodzinnych Libic i tam pozostawił jedną z biskupich rękawic. Legenda legendą, a wiadomo doskonale z historii, że Wojciech utracił swoje biskupstwo w ojczyźnie. Czyżby zatem w Kaliszu również chodziło nie o rękawicę, a o władzę biskupią?

Apetyt na władzę?Wydaje się, że kaliszanie rzeczywiście mogli

mieć na nią spory apetyt. Jeżeli przyjąć za prof. Buko, że to właśnie z Kalisza wyszła ekspansja Piastów, której owocem było powstanie tworu państwowego, to mieszkańcy grodu nad Prosną mogli mieć w związku z tym faktem spore ambicje

i oczekiwania. Tymczasem nagle pojawiła się konku-rencja w postaci Gniezna, a potem Poznania.

Jak wyjaśnia prof. Buko: „Ustanowienie ośrodka stołecznego w Gnieźnie byłoby logiczną próbą ‘kom-promisu’, możliwego do zaakceptowania zarówno przez piastowskich najeźdźców, jak i podbitych”. Dodatkowym powodem było istnienie w miejscu obecnego Gniezna ośrodka kultu pogańskiego, a: „Z analiz przekazów źródłowych wynika, że jedną z ważniejszych decyzji nowej dynastii było przejmo-wanie przez nią miejsc świętych dla poprzedzającej ją wspólnoty plemiennej. Miejsca te stawały się z czasem ośrodkami centralnymi nowej władzy”. I tu, chyba niebezpodstawnie i całkiem logicznie, można by się doszukiwać początków do dziś trwającego sporu o to, kto ważniejszy i coraz to nowych prób rywalizacji. W tamtym czasie próby te mogły znajdo-wać wyraz znacznie bardziej drastyczny, ponieważ sprawa była świeża.

W „wyścigu po prymat” (o ile taki istniał), ewen-tualnie w próbie zachowania wysokiej pozycji w państwie, kaliszanie mogli się uciekać po rozmaite środki, niekoniecznie chwalebne. Po pierwsze zatem mogli się bardzo pośpieszyć z budową ko-ścioła św. Wojciecha. Cytując dalej za prof. Buko: „Odkrycie (najstarszego drewnianego kościoła na grodzie – JD) jednoznacznie potwierdza wybitną rangę Kalisza w okresie formowania się państwa; te najwcześniejsze placówki misyjno-duszpasterskie stawały się w zgodnej opinii badaczy, najstarszymi ogniwami organizacji kościelnej. Wybudowanie w Kaliszu jednego z najstarszych na ziemiach polskich kościołów (i jednego spośród dwóch znanych w tym okresie z Wielkopolski) należałoby zatem umieścić w kontekście znaczącej symbolicznej roli ośrodka na Zawodziu”.

A jeśli była znacząca rola, za którą nie szły w ślad zapisy formalne? Nie było oficjalnego bi-skupstwa? Trzeba było szczęściu dopomóc! Co skradli kaliszanie św. Wojciechowi? Legenda mówi: rękawicę. Nie wiadomo skąd i jakim sposobem u Józefa Raciborskiego pojawia się w odniesieniu do legendy o ukradzionej rękawicy takie wyjaśnienie: „hieroteka, czyli rękawiczka, jest częścią pontyfi-kalnego stroju biskupów”. Tymczasem „Słownik kościelny łacińsko-polski” ks. Alojzego Jougana podaje jednoznacznie, że „hierotheca” to „miejsce przechowywania relikwii, relikwiarz”. Czyżby zatem

kaliszanie w swoich zapędach posunęli się aż po świętokradztwo? To mogło wywołać oburzenie Gniezna, czyli „św. Wojciecha”, i mogło zadecydować o tym, że istotnie nie było kapłanów z Zawodzia, w znaczeniu kapłanów prawnie tu wyświęcanych. Po prostu nie było diecezji i biskupa kaliskiego.

Kryminalna zagadkaCo zatem zobaczył św. Otton z

Bambergu, następca św. Wojciecha w jego misji nawracania pogan, gdy w 1124 roku przejeżdżał przez Kalisz? Według Herborda, który spisywał życiorys Ottona posługując się relacjami towarzy-szy jego podróży, jechał on do Gniezna „przez trzy biskupstwa polskie, mianowicie wrocławskie i kaliskie oraz poznańskie, aż do arcybiskupstwa gnieźnieńskiego”. Można z tego wnioskować, że Otton widział w Kaliszu obiekty sakralne w takiej liczbie i stanie, który musiał mu zaimponować. Taką mógł również informację otrzymać, ale od kogo i na ile prawdziwą, trudno dziś stwierdzić. Warto natomiast przypomnieć, że wiek XI stwa-rzał pewne okazje do prób sięgania po władzę kościelną. Najazd czeski, który zaowocował spu-stoszeniem Gniezna i wywiezieniem z niego relikwii świętych, ominął Kalisz. Metropolia bez świętych szczątków swojego patrona i z świątynią w ruinie niewiele znaczyła. Jaka to szansa dla ambitnych! Ale co i jak było, nie wiadomo.

Z pisanych informacji można by się domyślać powstania rzekomego biskupstwa kaliskiego w 1075 roku, kiedy Gniezno podnosiło się z ruiny. Jego kres historycy lokują niedługo po przejeź-dzie przez Kalisz św. Ottona w 1124 roku. Do-kładnie trzy lata później, w roku 1127, w Gnieźnie cudownie odnalazła się głowa św. Wojciecha! W 1143 roku Czesi stwierdzają, że autentyczna głowa świętego pozostaje w ich posiadaniu. Praw-dziwa historia kryminalna! Zostało po niej echo świetności, klątwy i kary za grzechy. Tę ostatnią przywołuje również legenda o zapadnięciu się pod ziemię kościoła Najświętszej Marii Panny na Starym Mieście, które miało być następstwem dawnych złych czynów mieszkańców. Co z tego jest prawdą, a co zmyśleniem? Jedno jest bezapelacyjnie pewne: trzeba sięgać do starych legend i do nowych odkryć, by korygować obraz naszej przeszłości. I koniecznie uwolnić się od starych schematów, które powtarzamy od dzie-siątek lat. Być może dzięki świeżemu spojrzeniu potwierdzimy nasze dotychczasowe tezy, a może postawimy całkiem nowe?

Taki jak przed latyW całej tej plątaninie domysłów jedno wydaje

się pewne. Od strony materialnej rzecz ujmując, można powiedzieć, że kościół św. Wojciecha niewiele się zmieniał przez wieki. Sięgając po

Tak mógł wyglądać najstarszy kościół na grodzisku Zawodzie.

Page 28: 5 10 12 14 24 30 37

5•628 2008

relikty najstarszej drewnianej świątyni na grodzie i odwołując się do analogii, sporządzono przy-puszczalny wizerunek świątyni. Jak pisze Tadeusz Baranowski we wspomnianej już zbiorowej pracy „Kalisz wczesnośredniowieczny”: „Była [ona] zapewne niewielką drewnianą budowlą o kon-strukcji słupowo-szkieletowej. Miała jedną nawę o wymiarach około 7,6 x 7,8 m oraz prostokątne prezbiterium od wschodu (3,9 x 3,8 m). Wokół niej powstał cmentarz. […] Podobne wydają się jedynie ślady najstarszej fazy kościoła św. Wojciecha w Krakowie”. Czy drewniany kościół na grodzie nosił wezwanie św. Wojciecha, tego nie wiemy. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak założyć, że jeśli mamy do czynienia z dwoma różnymi kościo-łami, to zapewne były one do siebie podobne, tak jak to bywa i w obecnych czasach.

Poprzedniczki obecnej świątyni odchodziły w niepamięć, najpewniej pochłaniane kolejno przez ogień, o co nietrudno w przypadku drewnianego obiektu. Prawdopodobnie do 1406 roku kościół zachował rangę świątyni parafialnej, potem prze-chodził kolejno pod zarząd kolegiaty Najświętszej Marii Panny w nowo lokowanym mieście, parafii w Dobrzecu, wreszcie parafii św. Gotarda, której kościołem filialnym jest do dnia dzisiejszego. Ist-niejąca obecnie świątynia została postawiona w 1798 roku przez cieślę Jana Kejnera. Zadbał o to Sebastian Zieliński „kościoła tego fundator kunsztu garncarskiego z parafianami wszystkiemi”. Tak głosił napis na belce, dziś już nieistniejącej, a od-dzielającej niegdyś nawę od prezbiterium. Kościół, tak jak poprzednie, pobudowano z drewna, tym razem na podmurowaniu. Kiedy w roku 1894 dozór kościelny zdecydował się na renowację obiektu, przełożono dach i wzniesiono nową wieżyczkę pokrytą blachą.

Kość niezgodyMonotonna codzienność kościółka na Zawodziu

z rzadka tylko przerywana była wydarzeniami, które przypominały historykom o jego istnieniu. Jednym z nich była awantura wokół tzw. poliptyku kaliskiego. Drewniany gotycki ołtarz (notabene wy-sokiej klasy artystycznej) był własnością kolegiaty kaliskiej. Nadeszła jednak chwila, gdy „wyszedł z mody” i gospodarze świątyni wymienili go na

bardziej zgodny z duchem czasów, choć niekoniecznie piękniejszy. Zabytek uszczuplony o zawartość szafy ołtarzo-wej trafił do kościółka św. Wojciecha. W 1890 roku byli właściciele zorientowali się, że „strzelili gafę”. W następstwie tego biskup Aleksander Bereśniewicz polecił przenieść poliptyk z powrotem do kolegiaty, by tym sposobem „uchronić go od zniszczenia”. Ale tu zawodzianie „postawili się” władzy duchownej. Awan-tura zaowocowała zamknięciem kościoła

na całe dwa lata i zakończyła się szczęśliwie tylko dzięki interwencji kanoników kolegiaty, ks. Piotra Kobylińskiego i ks. Ignacego Płoszaja. Ułagodzeni przez nich mieszkańcy Zawodzia sami odwieźli zabytek dawnym jego właścicielom.

Można sądzić, że to wtedy puste miejsce po poliptyku zostało zastąpione obecnym ołtarzem z obrazem Matki Bożej Śnieżnej i figurą św. Wojciecha w obu rękawicach. Towarzyszyły mu dwa ołtarze boczne ze św. Rozalią i św. Rochem, czyli dwojgiem patronów od zarazy. Można zatem przypuszczać, że był to niebagatelny problem miejscowej społeczności, skoro aż tak intensyw-nie próbowała sobie zapewnić opiekę. Św. Roch zresztą dbał również o bydło, co dla tej rolniczej dzielnicy nie było bez znaczenia.

I co dalej?Od dłuższego czasu trwają próby „przywró-

cenia” Kaliszowi grodziska wraz z kościółkiem św. Wojciecha. Już nie tylko jako historyczno--kościelnego „skansenu” odwiedzanego kilka razy do roku, przy okazji Emausa, odpustu św. Wojciecha czy Jarmarków Archeologicznych. Chodzi o to, by świadków początków Kalisza i chrześcijaństwa w tym mieście związać z jego życiem współczesnym. Kościół, a zwłaszcza pro-boszcz parafii św. Gotarda ks. Bolesław Stefaniak, bardzo dużo robi w tym względzie (procesja „od Wojciecha do Józefa”, powrót do tradycji rozpo-czynania sezonu wioślarskiego u św. Wojciecha, nabożeństwa Drogi Krzyżowej kończone przy fundamentach kolegiaty św. Pawła i wiele, wiele innych). Jego działania dopełniają miejscowi, by choćby tylko wymienić inicjatywy Władysława i Mieczysława Machowiczów (łódź św. Wojciecha, Wojowie św. Wojciecha, Zaduszki Wojciechowe itp.) czy Stanisława Paraczyńskiego i jego festyny sportowe na terenie grodziska. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że inicjatywy miejscowych i muzeum jakoś nie mogą się spotkać. Nie ma wprawdzie symptomów konfliktu, ale nie widać też żywszej współpracy. Nie chcę źle wróżyć, ale bez skonsolidowanego działania nic z faktu rekonstrukcji grodziska nie wyniknie. Najpiękniej nawet odbudowane zabytki nie będą żyć bez zdecydowanego współdziałania ludzi, dla których są one ważne.

Niewielkie „organy” są tylko iluzjonistycznym malowidłem. Fot. Mariusz Hertmann

hist

oria

szt

uki Przewodnik

o ZawodziuMimo że gród na Zawodziu to jeden z naszych najstarszych, a zatem i najcen-niejszych zabytków, trzeba z ręką na sercu przyznać, że nie był on dotychczas obiektem hołubionym i najczęściej po-kazywanym przez przewodników. Leżąc nieco na uboczu, „nie załapywał” się do standardowego, 3-, 4-godzinnego progra-mu oprowadzania.

Program ten obejmuje najczęściej Starówkę – ze wspinaczką na wieżę ratusza – planty z pomnikiem książki, przejście alejkami parku: od baszty Dorotki po teatr, czasem jeszcze Muzeum Okręgowe.

Trwożliwe zwiedzanieNa pokazanie Zawodzia decydowaliśmy się

wówczas, gdy mieliśmy do dyspozycji więcej czasu lub na wyraźne żądanie grupy – najczęściej złożonej ze specjalistów zainteresowanych szcze-gólnie problematyką naszego grodziska. Czasami trafialiśmy tam z młodzieżą, w ramach realizacji programu rajdowego.

Dostanie się do wewnątrz drogą oficjalną nie było najłatwiejsze. Były więc dwa sposoby. Albo trzeba było pobrać klucze „z domu naprzeciwko” (a co jeśli gospodarze nie byli obecni?), nakłamawszy nieco, że wejście jest „uzgodnione z panem Ziąbką”, albo wtargnąć do rezerwatu luką w ogrodzeniu – z tyłu kościółka św. Wojciecha. Ale wtedy, snując swą gawędę przewodnicką, zerkaliśmy trwożliwie przez ramię, czy aby ktoś z awanturą nie bieży, a psami poszczuć nie chce (przesadzam)…

Gwarnie, tłoczno i bogato?Co poza tym mogliśmy tam zobaczyć? Niepozorne

fundamenty kolegiaty św. Pawła, liche fragmenty obwarowań, resztki fosy. Na pierwszy rzut oka te zabytki rozczarowywały. Dopieroż musieliśmy się natrudzić, by przed oczyma (wyobraźni) słuchaczy ożywić to miejsce, ukazać, jak tu drzewiej bywało – jak gwarnie, jak tłoczno, jak bogato.

Sytuację poprawiło nieco wybudowanie i udostęp-nienie chaty – galerii przy wejściu. Zadanie było też łatwiejsze, gdy odwiedzający obejrzeli wcześniej ekspozycję w muzeum. Pamiętam próby – bodaj we wczesnych latach siedemdziesiątych – stworzenia takowej na miejscu. Pamiętam też, niestety, żałosny koniec nie pilnowanych i szybko zdewastowanych „pawilonów” wystawowych ustawionych na terenie grodziska.

Piotr Sobolewski

Page 29: 5 10 12 14 24 30 37

295•62008

pochowanemu w Kaliszu monarsze żadnego na-grobka. Płyta nagrobna Mieszka III Starego, odkryta zresztą przypadkiem, była „schodkiem” wejściowym do kościółka św. Wojciecha (dzisiaj w muzeum), a „nasz” Mieszko to chyba jedyny polski władca, który nie ma choć symbolicznego (jak np. Warneńczyk) nagrobka. Może godnym dlań miejscem byłaby kaliska katedra bądź bazylika? Czasami zdziwienie (i zaciekawienie) wywołuje też konstatacja, jak to przez raptem sześćset, siedemset lat potrafiła zmie-nić swe koryto Prosna i „odsunąć” się od grodziska o dobre dwieście metrów.

Lincz kozackich zabójcówZresztą – jeśli czas pozwala – prowadzę swoje

grupy i nad rzekę. Dochodzimy do domu Kowalskie-go. To tam wzburzony tłum zlinczował ukrywających

się na strychu kozackich zabójców Hadrysiówny – według pana Bednarka zdradził ich zapach dziegciu, którym mieli posmarowane cholewy swych żołnierskich butów. Snuję opowieść, jak to do przystani w domu Kowal-skiego przybijały pełne rozbawionych kaliszan wycieczkowe stateczki, jak to na tarasie grała orkiestra, jak panowie popisywali się przed damami swymi umiejętnościami na „strzelnicy”. I jak skorzystawszy zbyt intensywnie z obfi-cie zaopatrzonego bufetu, nie wszyscy mieli siły kontynuować rzeczną podróż w stronę Piwonic, więc w pozycjach horyzontalnych kontemplowali piękno nadprośniańskiego krajobrazu w go-ścinnych krzewach Zawodzia…

Przewodnicy zacierają ręce…To se ne wrati – powiedziałby

pewnie Czech. A może jednak? Przecież wraz z rekonstrukcją grodziska pojawiła się olbrzymia szansa na rewitalizację tego zakąt-ka naszego miasta. Mam nadzieję, że odtąd wi-zyta w rezerwacie nie będzie tylko dodatkiem do przewodnickich programów oprowadzania gości po Kaliszu, ale stanie się jego głównym punktem. A w połączeniu z również postulowanym przez niektórych radnych i część środowisk kaliskich ożywieniem życia kulturalno-rekreacyjnego na Prośnie – doczekamy większego zainteresowa-nia niedocenianymi dziś Zawodziem i Prosną zarówno wśród kaliszan, jak i przyjezdnych. Że dotąd wodzona na pokuszenie wyobraźnia będzie mogła nieco odpocząć. Oby. Kaliscy przewodnicy już zacierają ręce…

Oryginalne fundamenty kolegiaty św. Pawła.

Widok na fosę i wał grodziska. Fot. Adam Kędzierski, maj 2006 rok

Fakty, gawędy, bajaniaAle mam i przyjemniejsze wspo-

mnienia. Choćby związane z „chodzą-cą historią” Zawodzia – panem Bednar-kiem. Pierwsze bardziej profesjonalne (w ramach kursu przewodnickiego) spotkania z grodziskiem, a zwłaszcza z kościółkiem św. Wojciecha, kojarzą mi się z jego bajaniami. No bo jak nazwać opowieści, w których za każdym razem historie różniły się w – czasem istotnych – szczegółach, kiedy ciąg dalszy opo-wieści nijak nie pasował do poprzed-niego „odcinka”. Ale opowiadać umiał. Jak choćby o śmierci Hadrysiówny w 1905 roku. Pan Bednarek oczywiście klęczał wówczas w kościółku św. Wojciecha obok biednej dziewczyny, a kula kozacka: a) przeszła tuż nad jego głową, b) drasnęła go w ramię, c) (wersja hard) rykoszetowała o jego kufajkę i dopiero dosięgła ofiary. I za każdym razem pokazywał inny otwór po kuli w ścianie. Zaiste barw-na to była postać – dobrze, że ma, w tak doborowym towarzystwie, swoje drzewo przy kościółku.

Monarcha bez nagrobkaAle wracajmy do cokolwiek zdegustowanych

grup w grodzisku. Czasem pomagały zaimprowi-zowane na prędce „minizgadule”, czasem próby inscenizacji scenek z „tamtych czasów”, innym razem legendy – o św. Wojciechu, o żołnierzach ruszających – kiedy kaliszanki za bardzo grze-szą – z pochodniami ze „szwedzkich okopów” w stronę miasta (czyli: co wieczór – zauważa ktoś przytomnie).

Gorzką refleksję budzi też historia o niegodziwo-ści kaliszan, którzy nie postawili dotąd jedynemu

Rekonstrukcja fundamentów przyziemia kolegiaty pod wezwaniem św. Pawła, w tle drewniana wieża na koronie wałów. Fot. Mariusz Hertmann

Page 30: 5 10 12 14 24 30 37

eduk

acja

Festyny historyczneMieszkańcy „grodu nad Prosną” wykazują wyjątkowe zainteresowanie historią swo-jego miasta i regionu. Ta wiedza ma zna-czenie nie tylko dla znajomości ważnych momentów bogatej historii Kalisza, ale wpływa głównie na integrację społeczno-ści lokalnej, a zarazem na wzrost poczucia tożsamości. To zaś w efekcie prowadzi do pielęgnowania tradycyjnej kultury.

Piastowski gród obronnyDlatego bardzo istotne jest organizowanie róż-

nych form imprez historycznych, pozwalających na poszerzenie wiedzy z dziejów naszej historii w formie bezpośredniego, aktywnego uczestnictwa w lekcjach „żywej historii”. Grodzisko kaliskie, położone obecnie w dzielnicy Zawodzie, ze względu na widoczną zewnętrzną formę w terenie jest nieodłączną częścią krajobrazu naturalnego. Gród kaliski na Zawodziu to jeden z najstarszych elementów w strukturze aglomeracji pobliskich osad, który funkcjonował przez kilka stuleci do połowy wieku XIII, czyli do czasów lokacji miasta na nowym miejscu, oddalonym o około dwa kilometry w kierunku północnym.

Dziś nieliczne miasta w Polsce mogą pochwalić się tak dobrze zachowanym obiektem w centrum współczesnej aglomeracji miejskiej. Wyjątkowe i efektowne odkrycia w wyniku prac archeologicz-nych umiejscowiły wczesnośredniowieczny Kalisz w rzędzie odkryć głównych grodów wczesnopia-stowskiego państwa. W świadomości społecznej Zawodzie kojarzy się przede wszystkim z wcze-snośredniowiecznym grodem obronnym. Dzięki działalności i wysiłkowi rzeszy archeologów oraz badaczy z innych dziedzin nauki, obiekt został w takim stopniu rozpoznany, iż mógł stać się widow-nią zorganizowanych spotkań historycznych.

Źródła pochodzenia spotkań historycznych

W tej wyjątkowej, autentycznej scenografii wczesnośredniowiecznego grodziska Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej w Kaliszu – przy wspar-ciu finansowym Urzędu Miejskiego w Kaliszu oraz lokalnych grup historycznych: Bractwa Rycerskie-go Ziemi Kaliskiej i Kaliskich Wojowników Grodu Zawodzie – od 1996 roku rozpoczęło organizację cyklicznych, historycznych spotkań plenerowych o charakterze edukacyjno-oświatowym.

Imprezy historyczne to współcześnie jedne z najbardziej popularnych, masowych spotkań adresowanych do odbiorców bez ograniczeń wiekowych. Złożoność i różnorodność festynów historycznych wynika z genezy tego zjawiska, co ma odniesienie zarówno do imprez o charakterze cyklicznym, jak i spotkań jednostkowych.

Najstarszych korzeni tego zjawiska można do-szukać się w przedstawieniach teatrów ulicznych.

Działalność edukacyjno-oświatowa na Zawodziu

Ta ludyczna forma widowisk łączy w sobie elemen-ty klasycznego teatru dramatycznego, występów iluzjonistycznych, cyrku, a także popisów tancerzy czy mimów. Dzięki stopniowemu procesowi zawo-dowstwa – jest ona obecnie uznanym środkiem wyrazu artystycznego, a jej tradycyjne elementy żyją w festynach historycznych.

Genezy widowisk historycznych można dopa-trzyć się także w kiermaszach ludowych twórców, które stanowiły swego czasu wizytówkę sztuki ludowej, między innymi dla gości zagranicznych.

Kolejnym elementem, który miał wpływ na powstanie widowisk historycznych, są odpusty, czyli doroczne święta w dniu miejscowego pa-trona kościoła (np. w Kaliszu dzień św. Józefa, Zawodzie – św. Wojciecha). Na tłumnie odwie-dzanych straganach można było zaopatrzyć się w różnorakie przedmioty, które stanowiły pamiątki uczestnictwa.

Interaktywna archeologia doświadczalnaOdradzające się u schyłku PRL-u turnieje

rycerskie wpłynęły także na interesujące nas zjawisko. Powstające jak grzyby po deszczu w III Rzeczypospolitej, pojawiały się za sprawą rozwi-jających się stowarzyszeń i grup historycznych, ambicji lokalnych władz samorządowych, głównie dla uczczenia ważnych wydarzeń historycznych związanych z danym regionem czy z fascynacji pracowników miejscowych instytucji upowszech-niania kultury.

Elementów składowych spotkań historycznych można doszukać się również w cieszących się głównie pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych licznie organizo-wanych koncertach i festiwalach zespołów folko-

wych (np. Festiwal Muzyki Folkowej „Folk Fest” w Krotoszynie), a także grup folklorystycznych (np. Wielkopolska Estrada Folkloru w Brzezinach). Podczas tych imprez rzesze rzemieślników prezen-towały elementy szeroko rozumianej sztuki ludowej z różnych stron świata.

Duże znaczenie dla współczesnej formy imprez historycznych miały pokazy archeologii doświad-czalnej (np. Krzemionki Opatowskie – jedno z pierwszych stanowisk eksperymentalnych, gdzie skansen archeologiczny stał się sceną pokazów rzemiosł). Te specyficzne „spotkania z przeszło-ścią” z interaktywną metodą przyswajania wiedzy stały się jedną z najatrakcyjniejszych form kontaktu odbiorcy z twórcą.

Należy również wspomnieć o czynniku psy-chologicznym, który miał wpływ na rozwój imprez historycznych. Każdy z nas wspomina dziecięce zabawy, a właśnie uczestnictwo w takich spotka-niach pozwala na „cofnięcie czasu” i wcielanie się w wymarzone postaci historyczne.

Formy spotkań historycznychFestyny historyczne, tłumnie odwiedzane przez

młodzież i dorosłych, są obecnie formą imprez masowych i biorąc pod uwagę uczestników – dorównują widowiskom sportowym. Zjawisko to pozwala na przeprowadzenie pewnych podsu-mowań i analiz. Wojciech Borkowski (w artykule „Festyny historyczne – geneza – rola w procesie edukacji i integracji społeczeństwa lokalnego”) wyróżnia następujące rodzaje imprez historycz-nych: pokazy archeologii doświadczalnej, festyny archeologiczne, turnieje i pokazy walk rycerskich, pokazy rzemiosła, jarmarki starożytne, imprezy edukacyjne, lekcje muzealne, festiwale małych

Leszek Ziąbka

Rezerwat Archeologiczny na Zawodziu, na pierwszym planie rzeźby postaci historycznych związanych z dziejami „grodu nad Prosną”. Fot. Mieczysław Machowicz

Page 31: 5 10 12 14 24 30 37

315•62008

miejsce w roku 2002 w związku z przypadającą rocznicą śmierci głównego budowniczego Zawo-dzia – Mieszka III Starego. Inna ważna impreza, w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa Arche-ologicznego, odbyła się w 2006 roku. Podczas ich trwania można było zobaczyć pokazy rzemieślni-ków i walk historycznie nawiązujących do okresu panowania „księcia całej Polski”.

Przytoczone wyżej spotkania historyczne na Za-wodziu niosły ze sobą wiele wartości poznawczych i edukacyjnych. Imprezy są niepowtarzalną formą edukacji historycznej, pokazującą realia życia codziennego w dawnych wiekach. Pozwalają na integrację, wzrost poczucia tożsamości narodowej i aktywizują lokalną społeczność. Stanowią wspa-niałą ofertę turystyczną, promującą obiekt i region wśród szerokiego grona odbiorców. Bezpośrednie uczestnictwo to także niezapomniana, wspaniała rozrywka i aktywna zabawa, których słowo pisane nie zastąpi.

Zakończenie w 2007 roku projektu zagospo-darowania rezerwatu archeologicznego Kalisz--Zawodzie w ramach Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego pozwoli na poszerzenie oferty cyklicznych i jednorazowych imprez historycznych.

Społeczeństwu doświadczonemu przez liczne wydarzenia historyczne, czasami bardzo dra-matyczne, ta forma interaktywnej popularyzacji wiedzy historycznej może przynieść wiele korzyści – zarówno młodzieży, jak i starszym, nie tylko mi-łośnikom naszych dziejów. Dzięki realizowanym imprezom historycznym, w czasie których nasza przeszłość jest wręcz „namacalna”, a nie podana w przekazie encyklopedycznym, mamy nadzieję dotrzeć do licznych odbiorców, pokazując historię jak dzień powszedni.

ojczyzn, okolicznościowe imprezy historyczne, inscenizacje historyczne.

Zaproponowana przez autora systematyka, a jest on od wielu lat twórcą i uczestnikiem pokazów w zakresie archeologii doświadczalnej, w pełni oddaje fenomen zjawiska, zwłaszcza w aspekcie regionalnej turystyki i promocji regionu.

Imprezy na Zawodziu i ich wartościSpotkania prowadzone od szeregu lat na Zawo-

dziu mieszczą się w szerokich ramach festynów archeologicznych, które można uznać za jedną z popularniejszych form imprez historycznych. Charakterystyczną cechą spotkań „żywej historii” na Zawodziu jest oryginalna sceneria obiektu zabytkowego, wtopionego od wielu setek lat w historię miejscowości i regionu. Prowadzona od połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku działalność edukacyjna na Zawodziu to głównie Jarmarki Archeologiczne organizowane corocznie w czerwcu podczas obchodów Święta Miasta (od 1996 roku) i Biesiady Piastowskie, które tradycyjnie odbywają się w ostatnich dniach sierpnia (pierwsza edycja w 2000 roku). Imprezy te gromadzą od

szeregu lat rzesze miłośników dawnych sposobów zdobywania i przetwarzania żywności, wykony-wania ozdób, strojów, militariów (pokazy walk w wykonaniu grup stowarzyszeń historycznych), a także występów grup muzycznych inspirowanych muzyką dawną (np. wspaniałe koncerty Zespołu Muzyki Dawnej „Semibrevis”).

Główna atrakcja wspomnianych pokazów i zajęć to bezpośrednie uczestnictwo odbiorcy w wytwarzaniu określonych przedmiotów (np. za-jęcia z garncarstwa, obróbki rogu i skóry), gdzie

zabytkowe przedmioty są na wyciągnięcie ręki. Organizowane w ramach Jarmarku Archeologicz-nego konkursy plastyczne o tematyce związanej z codziennym życiem we wczesnośredniowiecznej osadzie, których rozstrzygnięcie z wręczeniem nagród miało miejsce podczas pierwszego dnia festynu, dawało szerokie możliwości popularyzacji Zawodzia wśród młodzieży szkolnej (na poszcze-gólne edycje napływało od 400 do 500 prac wykonanych w różnych technikach plastycznych – od rysunku po malowanie na szkle – oraz prace przestrzenne).

Kolejną formą popularyzacji i rozszerzenia oferty było przygotowanie wspólnie z Kaliskim Oddziałem PTTK dwóch edycji turystycznego rajdu „Śladami historycznych miejsc historii Kalisza”, których zakończenie odbywało się na terenie Rezerwatu Zawodzie. Dla uczestników przygotowano tzw. pakiety edukacyjne, omawiające i sprawdzające wiedzę związaną z „perłą wczesnośredniowiecz-nego Kalisza”, grodziskiem na Zawodziu.

Z kolei organizowane podczas trwania Biesiady Piastowskiej konkursy rysunkowe „na żywo” po-zwalały na bezpośredni kontakt z uczestnikami i

sprawdzenie popularności oraz odbioru imprezy. Dużą atrakcją podczas trwania sierpniowych spo-tkań z bracią rycerską były odsłaniane każdego roku rzeźby postaci historycznych związanych z dziejami „grodu i miasta nad Prosną”. Stanowią one obecnie ozdobę rezerwatu i przyciągają wzrok zwiedzających.

Dotknąć przeszłościZawodzie było także widownią okolicznościo-

wych spotkań historycznych. Jedno z nich miało

Pojedynek rycerzy podczas festynów historycznych. Fot. BIM

Zespół Muzyki Dawnej „Semibrevis”. Fot. Leszek Ziąbka

Page 32: 5 10 12 14 24 30 37

5•632 2008

eduk

acja Gród na kaliskim Zawodziu, jako nasycone

historią miejsce, wiele lat temu przyciągnął grupę młodych pasjonatów dawnych tradycji – miłośników średniowiecza i walki bronią białą. Kwiecień 2000 roku zapisał się dla nich jako początek istnienia Bractwa Rycerskiego Ziemi Kaliskiej. Ta najstarsza kaliska grupa rekonstrukcyjna jest pierwszym takim stowarzyszeniem, które rozpoczęło promocję kolebki miasta Kalisza.

Pierwsze krokiZanim grupa formalnie stała się bractwem

rycerskim, przez rok jej członkowie – już wtedy nie-strudzeni wojownicy – odbywali treningi szermierki. Działalność młodych pasjonatów wsparł Leszek Ziąbka, kustosz rezerwatu archeologicznego na kaliskim Zawodziu, reprezentujący Muzeum Okrę-gowe Ziemi Kaliskiej. Pierwszy Mistrz bractwa i autor jego statutu, Artur Kijewski, czuwał nad stroną for-malno-prawną stowarzyszenia. Z pomocą Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej i Stowarzyszenia Kalisz XXI pasjonaci historii średniowiecza zorganizowali w sierpniu 2000 roku I Biesiadę Piastowską. Odtąd impreza stała się sztandarowym przykładem dzia-łalności bractwa rycerskiego, przybierając formę cykliczną.

W stronę średniowiecza – żywa lekcja historii

Początkową działalność kaliskiego stowarzysze-nia zdominowały kontakty z bractwami wczesnośre-dniowiecznymi, przede wszystkim z Watahą Wilcze Kły z Poznania. To one wyznaczyły podstawowe kierunki rozwoju średniowiecznych rycerzy z Za-wodzia. Obok zainteresowania walką bronią białą członkowie bractwa rozszerzyli swoją działalność także na inne dziedziny kultury przodków: rzemiosło, a także obyczaje i religię.

Bractwo w swoich działaniach dociera także do młodzieży szkolnej i akademickiej. Pierwszy kontakt z nią często owocuje chęcią podjęcia nauki dawnych metod walki. Zainteresowani wstąpieniem w szeregi kaliskich wojów najpierw odbywają co najmniej półroczny okres próbny, w trakcie którego przygotowują – w oparciu o materiały źródłowe – podstawowy strój, wzorowany na ubiorach z dawnych wieków (warto wspomnieć przy tej okazji o podstawowym problemie, z jakim borykają się kaliscy wojowie – koszty rekonstruowanych ubiorów są wysokie i wahają się w granicach od 200 do 2000 złotych, co bez finansowego wsparcia jest dla stowarzyszenia trudnym wyzwaniem).

Po tym okresie, jeśli kandydat spełnia stawiane mu wymagania i ma ukończone 16 lat, może stać się członkiem sympatykiem; jeżeli jest pełnoletni, występuje o członkostwo zwyczajne. Wówczas obiera sobie imię spośród znanych w danej epoce i kręgu kulturowym.

Kaliskie rycerstwo na Zawodziu

W szeregach bractwa, w którym rycerze walczą w średniowiecznych zbrojach, a białogłowy przywdzie-wają suknie sporządzone według dawnych wzorów i gotują strawę, zajmują się rzemiosłem czy też tańczą, szczególną wagę przywiązuje się przede wszystkim do wiernego odtworzenia historycznej prawdy. Tworząc średniowieczne obozowiska, członkowie bractwa dbają w sposób szczególny także o archa-izację języka. Podczas przygotowywania imprez historycznych kaliscy wojowie mają na celu dokładne poznanie kultury minionych wieków.

Dopiero dobrze przygotowany merytorycznie i praktycznie członek bractwa jest w stanie przekazać swoją wiedzę innym. Dzieje się to podczas organi-zowanych pokazów i „żywych lekcjach historii”, uka-zujących przedstawicieli danego kręgu kulturowego i okresu historycznego. Opowiadając interesujące szczegóły i anegdoty na temat życia i zwyczajów średniowiecznych ludzi, bractwo prowadzi działal-ność edukacyjną, często o wiele bardziej skuteczną niż zwykłe lekcje historii.

Edukacja w oparciu o źródłaObok poszanowaniu tradycji i budowania więzi

opartych na przyjaźni, braterstwie i honorze, stowa-rzyszenie stawia sobie za cel także rzetelną edukację historyczną. Członkowie bractwa, dążąc do rekon-strukcji historycznej strojów średniowiecznych, broni i innego wyposażenia, opierają się na naukowych przekazach źródłowych. W zakresie ubioru i zdobnic-twa są to przede wszystkim prace Marii Gutkowskiej--Rychlewskiej oraz Magdaleny Bartkiewicz, a także ogólne pozycje historiograficzne z zakresu kultury materialnej. Wojownicy zakonów rycerskich wzorują

się na wyjątkach zaczerpniętych z reguł zakonnych. W zakresie uzbrojenia wyznacznikiem dla kaliskich wojów są prace Andrzeja Nadolskiego, Zdzisława Żygulskiego jun. oraz Andrzeja Nowakowskiego. Dodatkowym źródłem informacji o epoce są także strony internetowe, w szczególności Forum Rekre-acji Historycznej FREHA oraz muzeów i placówek badawczych. Miłośnicy historii średniowiecza ko-rzystają także z bogatego doświadczenia i wiedzy pracowników Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej oraz kaliskiej Stacji Badawczej Państwowej Akademii Nauk w Warszawie.

Gdzie wojują?Kaliscy rycerze z Zawodzia co roku przygotowują

Biesiady Piastowskie, a także współorganizują Jar-marki Archeologiczne w Kaliszu. Drużyna wczesno-średniowieczna bierze również udział w Festiwalach Wikingów na Wolinie. Członkowie stowarzyszenia uczestniczyli też między innymi w rekonstrukcjach bitew pod Cedynią i Grunwaldem, uświetniali jar-marki historyczne na Liwie i w Ryni czy brali udział w turniejach rycerskich w całej Polsce, na przykład na zamku Czocha koło Leśnej (Dolny Śląsk). W 2004 roku, jako przedstawiciele powiatu kaliskiego, złożyli wizytę w niemieckim Marienbergu. W tym samym roku w Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku zorganizowali wystawę pod tytułem „Uzbrojenie i strój średniowieczny – ze zbiorów Bractwa Rycer-skiego Ziemi Kaliskiej”. W tym roku – podobnie jak w 2001 – kaliskie bractwo otrzymało wyróżnienie za działalność kulturalną od Prezydenta Miasta Kalisza. W roku 2007 praca stowarzyszenia zaowocowała otrzymaniem nagrody od władz miasta.

Tadeusz Skarżyński

Pasjonaci historii średniowiecza. Fot. Izabela Lewandowska

Page 33: 5 10 12 14 24 30 37

335•62008

Pierwsze drużyny bractwa miały słowiański i nor-mański charakter. W późniejszym okresie uformowa-no grupę pod nazwą „Dwór Księstwa Kaliskiego”. W 2003 roku powstała sekcja zamiejscowa Chorągiew Świętego Jerzego w Krotoszynie, która dwa lata póź-niej przekształciła się w Poczet Rycerski Wierzbięty Krotoskiego. W 2006 roku bractwo powiększyło się o Poczet Bartosza Wezenborga z Gostynia, a trzon wikińskiej drużyny Is Kriegere stanowiła młodzież z Koła.

Mistrzem Bractwa Rycerskiego Ziemi Kaliskiej jest obecnie Tadeusz „Jaktor” Skarżyński. Stowarzysze-nie liczy 90 członków, a w planach jest utworzenie kolejnego ostrowskiego oddziału.

Charakterystyka drużyn bractwaIs Kriegere:– pochodzenie nazwy: wojownicy Lodu, nazwa

zaczerpnięta z języka szwedzkiego;– dowódca: Sławomir Frankowski; – zakres działalności: X i XI wiek – kultywowanie

zwyczajów Słowian z Wielkopolski oraz szwedzkich Wikingów i Waregów; historia Kalisza – grodziska powstałego na Zawodziu w VIII-IX wieku oraz kultura ludów Północy;

– członkowie: głównie młodzież licealna z Koła i Kalisza;

– zajęcia: gotowanie, szycie ubrań, zielarstwo, tkanie krajek, wyroby ze skóry, rogownictwo, zdo-bienia, hafciarstwo, walka bronią białą i łucznictwo, słowiańskie i normańskie obrzędy (śluby, pogrzeby, postrzyżyny).

Dwór Księstwa Kaliskiego:– pochodzenie nazwy: nawiązuje do historycznego

regionu kaliskiego, którego władcami byli między innymi Mieszko Stary, Henryk Brodaty (książę śląski) i Bolesław Pobożny;

– dowódca: Andrzej Gałdusiński; – zakres działalności: XIII wiek – wszystkie aspekty

kultury w okresie pełnego średniowiecza; – członkowie: kaliska młodzież gimnazjalna i liceal-

na, również nauczyciele i prywatni przedsiębiorcy;– zajęcia: walka rycerzy, uzbrojenie, krawiectwo

i skórnictwo, odtwarzanie metod średniowiecznej kaźni (cech katów książęcych).

Gostyński Poczet Bartosza Wezenborga: – pochodzenie nazwy: Bartosz Wezenborg, naj-

slynniejszy władyka gostyński z XIV wieku;– dowódca Igor Alagierski;– zakres działalności: przełom XIV i XV stulecia

– okres walki o koronę polską po śmierci Kazimierza Wielkiego;

– członkowie: głównie młodzież licealna – zajęcia: walki rycerskie, taniec, kowalstwo i

krawiectwo;Poczet Wierzbięty Krotoskiego: – pochodzenie nazwy: od nazwiska Wierzbięty

herbu Łodzia, związanego bezpośrednio z lokacją miasta Krotoszyna;

– dowódca: Piotr Mikołajczyk; – zakres działalności: kultywowanie – często zapo-

mnianych – lokalnych tradycji XV-wiecznych; – członkowie: miłośnicy późnego średniowiecza

z Kalisza i Krotoszyna; – zajęcia: odtwórstwo postaci wchodzących w

skład pocztu rycerskiego, sposobu walki i uzbrojenia oraz kultury życia codziennego, krawiectwo, taniec.

Więcej informacji na temat drużyn i bractwa na stronie internetowej: www.bractworycerskie.kalisz.pl

Bractwo rycerskie buduje więzi oparte na przyjaźni, braterstwie i honorze. Fot. Krzysztof Manista

Wojownicy świetnie władają kuszą. Fot. Izabela Lewandowska

Kaliscy rycerze z Zawodzia. Fot. Izabela Lewandowska

Page 34: 5 10 12 14 24 30 37

eduk

acja

Najważniejsze wystawyWidoczne do dziś wały grodu na Zawodziu w Kaliszu, wznoszące się nad płaską, szeroką doliną Prosny, budziły zaintere-sowanie kolejnych pokoleń mieszkańców. Część z nich, nazywając je „Szwedzkimi Górami”, w młodości korzystała tam z uro-ków zimy, uprawiała sporty i zabawy.

Resztę roku, od co najmniej połowy XIX wieku, teren pozostawał pod ogrodową uprawą rodziny Koryckich. Właściciele aż do drugiej połowy lat pięćdziesiątych XX wieku nie wyrażali zgody na po-stulowane prace wykopaliskowe. Tuż po odzyskaniu niepodległości w 1920 roku odkrywca kolegiaty św. Pawła, prof. Włodzimierz Demetrykiewicz, przesłał do Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie wielostronicowy Memoriał w sprawie Zawodzia w Kaliszu, w którym proponował wykup gruntów i przeprowadzenie badań archeologicznych.

Rozpoczęcie wykopaliskDopiero w 1958 roku Stacja Archeologiczna In-

stytutu Historii Kultury Materialnej Polskiej Akademii Nauk mogła podjąć takie działania. Było to możliwe po wpisaniu obiektu do rejestru zabytków oraz uzy-skaniu zgody Konstantego Koryckiego, który uległ namowom władz miejskich i wyszedł naprzeciw potrzebom nauki. Rozpoczęte wykopaliska związane były z planowanymi na rok 1960 obchodami jubile-uszowymi miasta (R. Kozłowska, Sesje naukowe w Kaliszu „Rocznik Kaliski”, t. I, 1968, s. 395).

Pracami archeologicznymi na Zawodziu kierowała Iwona Dąbrowska. Ona też, między innymi na łamach monumentalnego wydawnictwa „Osiemnaście wie-ków Kalisza”, zrelacjonowała ich wstępne wyniki (I. Dąbrowska, 1960, t. 1. s. 31-67). Uzupełniał te opra-cowania licznymi artykułami Krzysztof Dąbrowski, kierownik Stacji Archeologicznej w Kaliszu.

Blaszana ekspozycjaTuż po pierwszym sezonie wykopalisk zorganizo-

wano konferencję, w trakcie której wybitni przedsta-wiciele nauki polskiej postulowali podjęcie starań o zorganizowanie na Zawodziu „muzeum-skansenu” obrazującego rolę Kalisza w dobie pierwszych Piastów.

Kolejną konferencję, tym razem międzynarodową (odbyła się 25 czerwca 1960 roku), przygotowali wspólnie Społeczny Komitet Obchodów Osiemnastu Wieków Kalisza i Instytut Historii Kultury Materialnej PAN w Warszawie. Obrady zakończyły się zwiedza-niem wykopalisk oraz wystawy polowej, której towarzy-szył informator-składanka pt. „Najstarszy Kalisz”.

Ekspozycję według scenariusza Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich zrealizował inż. Janusz Tłomakowski. Była ona zupełną nowością w archeologii Polski. Składało się na nią dziewięć bębnów ekspozycyjnych rozlokowanych na majdanie i wałach grodziska. Część z blaszanych konstrukcji zaopatrzono w zabezpie-czone pleksiglasem witryny, w których eksponowano mniej cenne elementy kultury materialnej.

Z dziejów wystawiennictwa i popularyzacji archeologii Zawodzia

Konstrukcje z pleksiglasuPo zakończeniu uroczystości jubileuszowych

pracownicy stacji zajęli się trwałym upamiętnia-niem tego miejsca – ustalaniem założeń pro-gramowych planowanego rezerwatu. Wytyczne jego realizacji opublikował Krzysztof Dąbrowski (Rezerwat archeologiczny na Zawodziu w Kaliszu, „Wiadomości Archeologiczne”, t. XXIX, 1963, z. 1, s. 29-35).

Spożytkował żony i swoje doświadczenia z licznych wojaży zagranicznych. Projekt wstępny za-mierzenia opracował zespół plastyków, urbanistów i konstruktorów pod kierunkiem Jana Świdzińskiego, uznanego warszawskiego artysty plastyka-koncep-tualisty. Przedstawiona wizja zagospodarowania Zawodzia z wykorzystaniem wielkogabarytowych konstrukcji z pleksiglasu spotkała się z krytyką śro-dowiska konserwatorsko-archeologicznego, z którą zgodził się Krzysztof Dąbrowski. Za jego poradą w 1972 roku Muzeum Ziemi Kaliskiej zleciło miej-scowym plastykom ponowne sporządzenie planu rezerwatu. Ostatecznie przedsięwzięcie opracowali specjaliści krakowscy. Inicjatywa została przyjęta do realizacji w ubiegłym roku.

Tysiące zwiedzającychW 1970 roku zrealizowano zniszczoną warunkami

atmosferycznymi wystawę polową. Prace sfinanso-wało Muzeum Ziemi Kaliskiej. Tym razem do scena-riusza Krzysztofa Dąbrowskiego oprawę plastyczną wykonał Władysław Kościelniak. Ponownie odno-wienie ekspozycji w końcu lat siedemdziesiątych opłacił Wojewódzki Konserwator Zabytków. Pokaz corocznie wspólnie urządzali pracownicy Stacji Archeologicznej i Muzeum. W sezonie turystycznym

był on czynny bez opłat.Przez okres piętnastu lat ekspozycją opiekował

się mieszkający w pobliżu wiekowy Stefan Bedna-rek, od 1982 roku pracownik Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej w Kaliszu. Do jego obowiązków należała rejestracja frekwencji w specjalnie przygo-towanych księgach wystawy, które corocznie pod-liczano. Siedem takich woluminów z lat 1970-1985 stanowi niewykorzystane źródło badań turystyki i skali społecznych oczekiwań.

Szeroka propaganda historycznego znaczenia tego miejsca, które niekiedy niesłusznie kojarzono z Ptolomeuszową Kalisią, powodowała jego tłumne zwiedzanie, szczególnie przez zorganizowane grupy turystyczne. W najlepszych latach frekwen-cja dochodziła do 6 tysięcy osób. W ostatnim roku funkcjonowania ekspozycji odnotowano odwiedziny 2680 osób.

Opiekun świątyniDodać należy, iż „dziadek” Stefan Bednarek

– z upoważnienia proboszcza parafii św. Gotarda – zajmował się bezinteresownie także drewnianym kościółkiem św. Wojciecha. Opiekował się tą świątynią w miarę możliwości, determinowanych datkami turystów. Dbał też o porządek odkrytych i prowizorycznie zabezpieczonych reliktów kolegiaty św. Pawła oraz wieży. Doceniali to zwiedzający, wpi-sując do ksiąg frekwencji liczne, chwalebne i miłe dlań uwagi, życzenia. Cenili go współpracownicy za zdumiewającą żywotność (zmarł w wieku 96 lat), oddanie sprawom tego historycznego kompleksu zabytkowego. Przed śmiercią Stefana Bednarka doszło na Zawodziu do aktów wandalizmu, w re-zultacie trzeba było wystawę zlikwidować, chociaż skradzione zabytki odzyskano.

Edward Pudełko

Fragment wystawy z 1960 roku – widoczne metalowe bębny ekspozycyjne.

Page 35: 5 10 12 14 24 30 37

Do kłopotów z utrzymaniem ekspozycji polowej dochodziło także wcześniej, wszak znajdowała się ona na rozgrodzonym terenie, który miejscowi trak-towali jako rodzaj parku. W 1972 roku zniszczenia były tak znaczne, że Krzysztof Dąbrowski w odręcz-nym piśmie skierowanym do kierownictwa muzeum proponował zlikwidowanie wystawy „ze stosowną uwagą na bębnach o niszczycielach”.

Praca Krzysztofa DąbrowskiegoŻywe zainteresowanie Krzysztofa Dąbrowskie-

go Kaliszem na początku lat siedemdziesiątych miało też związek z powikłaniem się jego spraw rodzinnych. Zachęcony przez miejscowe władze, rozpoczął starania o osiedlenie się tutaj. Mając niezaprzeczalny dorobek naukowy, planował objąć kierownictwo przeorganizowanej na Muzeum Ar-cheologiczne placówki regionalnej. Wydał kolejną pozycję popularnonaukową (Z przeszłości Kalisza, Warszawa 1970) i czynił przygotowania do ratowni-czych wykopalisk poprzedzających budowę szpitala przy ul. Poznańskiej. Pracami tymi, przy współpracy muzeum kaliskiego, kierował w latach 1973-1975 (T. Baranowski, Pożyteczna współpraca, „Z Otchłani Wieków”, t. XL, 1974, z. 4, s. 314-315, E. Pudełko, Z prac Działu Archeologii Muzeum Ziemi Kaliskiej w latach 1973-1974, „Rocznik Kaliski” t. VIII 1976, s. 310-320).

W 1974 roku w wyniku nagłego zgonu prof. Zdzi-sława Rajewskiego Krzysztof Dąbrowski został jego następcą, pełniąc funkcję Dyrektora Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie do przed-wczesnej śmierci w 1979 roku.

Cenne wystawyKrzysztof Dąbrowski, dysponując pozyskanymi w

rejonie Kalisza licznymi zabytkami, doświadczeniami naukowych podróży, był autorem scenariuszy wy-staw stałych w Muzeum Ziemi Kaliskiej urządzonych w 1960 i 1972 roku. Ta ostatnia, zorganizowana po zakończeniu remontu kapitalnego gmachu muzeum, obejmowała tematycznie jedynie starożytność i śre-dniowiecze. Na uwagę zasługiwała czołowa ściana, prawie w całości wypełniona przymocowanymi do niej wykopaliskowymi naczyniami – tworzącymi rodzaj reliefu. Wówczas też doszło do sporządzenia kopii pateny Mieszka III Starego oraz makiety grodu na Zawodziu z bryłą kolegiaty. Wystawa czynna była do 1978 roku. Później zastąpiły ją ekspozycje etnograficzne.

Kolejną stałą wystawę w Muzeum, według scena-riusza Tadeusza Baranowskiego i Edwarda Pudełko, urządzono dopiero w 1984 roku. Zaprezentowano wówczas najbardziej okazały zespół zabytków z Zawodzia, także tych odkrytych podczas II etapu badań. Makietę grodu znacząco uzupełniono o domniemane elementy zabudowy majdanu i pod-grodzia. Do dziś stanowi ona największą atrakcję wystawy i najczęściej wykorzystywany element popularyzacji Kalisza.

Problematyka średniowiecznego miasta została zasygnalizowana także w ratuszowej wieży. Planszo-wą ekspozycję „Kalisz wczoraj i dziś” udostępniono w 1972 roku – w dwusetną rocznicę pożaru, który strawił miasto (M. M. Kozłowski, Muzeum w ratu-szowej wieży, „Ziemia Kaliska” nr 38, 18 IV 1992, s. 8). Funkcjonuje ona do dziś, chociaż wymaga znaczących uzupełnień.

W obrębie rezerwatu Zawodzie w drewnianym budynku bramnym udostępniono w 1995 roku ekspozycję „Kalisz prastary” autorstwa Tadeusza Baranowskiego (czynną w sezonie turystycznym). Składają się na nią, ze względów bezpieczeństwa, jedynie plansze, rekonstrukcje i makiety. Daje ona zwiedzającym ogólny pogląd o średniowiecznych dziejach tego miejsca. Sumuje rezultaty dotychcza-sowych badań historyczno-archeologicznych.

Nauka i dydaktyka historycznaAutentyczne pozostałości grodu fascynowały

kolejne roczniki młodzieży, z którymi pracownicy kaliskiego muzeum prowadzą zajęcia dydaktyczne. Duża liczba zwiedzających przybywa na Zawodzie zwłaszcza w czasie trwania Jarmarków Archeolo-gicznych, związanych od dziesięciu lat ze Świętem Kalisza, a także podczas Biesiad Piastowskich. Historię i opisy tych imprez przedstawił Leszek Ziąbka (Powrót do historii – Bractwo Rycerskie Ziemi Kaliskiej, „Rocznik Kaliski”, t. XXVII, Kalisz 2001, s. 251-252; Śladami historii – X Jarmark Archeologiczny na Zawodziu, „Rocznik Kaliski”, t. XXXI, Kalisz 2005, s. 379-383). Popularyzują one konieczność ochrony zabytków, nawet jeśli tylko okazjonalnie interesują społeczeństwo. (R. Kordes, Edukacja na Zawodziu, „Życie Kalisza” nr 26 z 28 VI 2005, s. 10).

Grodziska rozlokowane wokół Kalisza, który w fazie tworzenia się państwowości zyskał prymat, były przedmiotem wieloletnich badań Grzegorza Teskego. Udowodniły one, że te budowle stanowiły zaczyn tworzonych od podstaw nowych centrów administracyjno-gospodarczych, pełniąc jednocze-śnie znaczącą rolę w obronie zachodnich rubieży państwa piastowskiego (G. Teske, Grodziska Ziemi Kaliskiej w dziejach badań mediewistycznych w Wielkopolsce, „Rocznik Kaliski” t. XXVIII, Kalisz 2002, s. 21-30).

Problematykę tę zaprezentowała wystawa w 2001 roku „Konstrukcje ziemne południowo--wschodniej Wielkopolski”, przygotowana przez zespół muzealny.

W następnym roku, w osiemsetną rocznicę śmierci „księcia całej Polski”, Mieszka III Starego, w kaliskim muzeum zorganizowano konferencję

naukową. Towarzyszyła jej wystawa „Kalisz w dobie średniowiecza w świetle źródeł archeologicznych”, którą plastycznie opracował Jarosław Romaniuk. Większość eksponatów dostarczyły badania kaliskiej filii PAN. Ekspozycję podzielono na prezentację za-bytków i rekonstrukcji: okresu plemiennego, grodu na Zawodziu w dobie wczesnopiastowskiej, grodu Mieszka III Starego, lokacji nowego miasta i miasta XIV-wiecznego wraz z zamkiem starościńskim. Ze skarbca Bazyliki św. Józefa na czas konferencji wypożyczono oryginały tzw. pateny kaliskiej oraz kielicha Kazimierza Wielkiego. Wystawa podkreślała znaczenie Kalisza jako jednego z ośrodków stołecz-nych dzielnicowej Polski (A. Tabaka, Ambitny, uparty, konsekwentny Mieszko III Stary, „Życie Kalisza” nr 22 z 29 V 2002; K. Pierzchlewski, Powrót do średniowie-cza, „Głos Wielkopolski” 2002, z. 25-26 VI).

Zawodzie w BiskupinieW 2003 roku udostępniono zrealizowaną stałą eks-

pozycję muzealną. Nowa, znacznie rozszerzona, bo obejmująca cały region kaliski, zawiera przedmioty zabytkowe z Zawodzia i pobliskiego Starego Miasta. Postarano się też o większą przejrzystość wywodu naukowego i estetykę stoisk (E. Pudełko, Pradzieje – wczesne średniowiecze regionu kaliskiego, stała ekspozycja w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej, „Rocznik Kaliski” t. XXIX, Kalisz 2003, s. 327-330).

W 2004 roku zespół Tadeusza Baranowskiego przygotował pierwszą planszową wersję wystawy „Korzenie Kalisza”, którą udostępniono podczas Jarmarku Archeologicznego. W maju 2005 roku wystawę, zmienioną i wyposażoną w najefektow-niejsze zabytki, zaprezentowano w miejscu najczę-ściej odwiedzanym przez miłośników archeologii – w muzeum biskupińskim. Pierwotną jej wersję, uzupełnioną doborem wielkoformatowych fotografii, wystawiono latem w muzeum w Ostrzeszowie, a jesienią w Zespole Szkół w Piotrowie (R. Kordes, Wędrujące korzenie Kalisza, „Życie Kalisza” nr 25, z 6 VII 2005 roku, s. 13).

W bieżącym roku rozszerzoną wersję pokazano w poznańskim Muzeum Archeologicznym (w stycz-niu i lutym). Planuje się udostępnienie w Lednicy, Krotoszynie i Opatówku.

Maki×

Page 36: 5 10 12 14 24 30 37

5•636 2008

eduk

acja

O wielkim władcy i politykuHistoria jako zbiór wiedzy o czasach minionych kieruje się własną mądrością. Oznacza to, że wydarzenia i postacie, a nawet ich imiona i przydomki, dopiero z biegiem lat odsłaniają swój właściwy sens. Tak też historia potraktowała Miesz-ka III, przez potomnych przezwanego Starym.

Zasługi Mieszka III Starego dla rozwoju dwuna-stowiecznego grodu kaliskiego są powszechnie znane, w czym niemałą rolę odegrały badania ar-cheologów, najpierw pracujących pod kierunkiem Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich, potem Tadeusza Baranowskiego.

Władca całej Polski?Książę, wbrew sytuacji politycznej tytułujący się

władcą całej Polski (dux totius Poloniae) – Kalisz sobie upatrzył. Czy miało to związek z jego ciągle niepewną pozycją w Krakowie, jako stolicy dziel-nicy senioralnej, czy zadecydowały o tym inne względy, w tym położenie starego grodu w Wielko-polsce wschodniej, można jedynie domniemywać. Biorąc pod uwagę dynastyczne ambicje władcy oraz szeroko komentowaną tezę prof. Andrzeja Buko o szczególnym znaczeniu Kalisza w okresie kształtowania się zrębów polskiej państwowości, można też przyjąć, że dla Mieszka nasz gród miał przede wszystkim znaczenie symboliczne: wybierając krainę nad Prosną, syn Bolesława Krzywoustego brał w posiadanie prastarą domenę Piastów, kolebkę dynastii.

Za jego czasów obejmowała ona Zawodzie oraz podgrodzia na Starym Mieście i Rypinku, ze świątyniami: św. Wojciecha, prawdopodobnie Najświętszej Maryi Panny (do tej pory nie odkryto jej reliktów) i św. Gotarda. Na samym grodzisku stała kolegiata św. Pawła, ok. poł. XII wieku wybudowana staraniem księcia, przy której fun-dator, jak mówią stare dokumenty, „ustanowił i wyposażył probostwo oraz kilka prebend” (dóbr, z których można było czerpać zyski). Był to więc w pełni ukształtowany, dobrze działający orga-nizm, miejsce sprawowania władzy świeckiej i kościelnej. Aby wzorzec okazał się doskonały, brakuje jedynie palatium, czyli książęcego dworu, którego dotychczas nie udało się znaleźć. Jego kształt i wyposażenie mogłyby Mieszkowy por-tret – władcy i mecenasa kultury – z pewnością znacznie uzupełnić.

FundatorKaliska kolegiata, której bogate relikty (po wielo-

kroć omawiane) badaczom nasunęły nawet myśl o katedrze, nie była jedyną fundacją Mieszka III. Do-nacje na rzecz Kościoła przez długie wieki, czego echa słychać do dzisiaj, były uznawane za pierw-szą z dróg wiodącą do zbawienia. Ideał chrze-ścijańskiego rycerza oprócz męstwa budowały wszak takie cnoty jak hojność i szczodrobliwość,

ponadto darczyńca, stawiając kościół, zapewniał sobie posługę religijną. Dla ludzi średniowiecza, żyjących myślą o szczęściu niebiańskim, modlitwy miały niebagatelne znaczenie.

Z przeglądu fundacji kaliskiego księcia wyni-ka, że za powodzenie i duszę Mieszka III modły wznosili przede wszystkim cystersi. Ten założony przy końcu XI wieku we Francji i w kolejnym stu-leciu sprowadzony do Polski zakon, działający pod hasłami wielkiej odnowy religijnej, niebawem „opanował” całą Europę. W Polsce do jego hojnych donatorów należał Mieszko III i jego bracia. Na rzecz najstarszych opactw w Jędrzejowie, Sulejo-wie i Lądzie nad Wartą Piastowicze uczynili sporo zapisów, przy czym Ląd fundował sam Mieszko. Z zawiłych losów tej donacji niezbicie wynika, jak wielkie miała ona znaczenie, również w wymiarze politycznym. Obdarowanie zakonu mówiło o sile władcy i przysparzało mu splendoru.

Broda MieszkaWszystkie te zależności bardzo dobrze ilustruje

patena, od miejsca jej przechowywania w skarbcu kolegiaty NMP – nazywana kaliską. Obok walorów artystycznych pozostaje ona bezcennym źródłem informacji o dwunastowiecznych obyczajach i światopoglądzie. Otóż rewers naczynia przedsta-wia scenę ofiarowania darów (pateny i niezacho-wanego kielicha) przełożonemu cystersów w Lą-dzie, opatowi Szymonowi (zgodnie z oryginalnymi napisami: ABBAS SIMON) przez Mieszka III (DUX MESICO). Najważniejszą postacią, umieszczoną centralnie, wyróżnioną postawą i wzrostem, jest jednak ktoś inny – św. Mikołaj (S. NICOLAUS), pa-tron tamtejszego kościoła. Opat w rękach wznoszo-nych ku świętemu dzierży pastorał, książę – swoje dary. Władca, pokazany w charakterystycznej tunice, zdobnie obszywanej wokół szyi, został ujęty jakby w chwili zaraz przed oddawaniem pokłonu świętemu. Gest i strój postaci są dworskie, a ob-licze okolone długą brodą prezentuje się godnie. Po złożeniu wszystkich elementów tej układanki hierarchia schyłku wczesnośredniowiecznego świata staje się czytelna.

Broda – od zarania dziejów symbol powagi, dostojeństwa, mądrości. Czy rzeczywiście, jak widać na patenie, Mieszko III ją nosił i czy zarost był jednocześnie atrybutem predyspozycji intelek-tualnych Piastowicza?

Senex znaczy staryHistorycy nie są zgodni w ocenach rządów

kaliskiego księcia, choć we współczesnej nauce przeważa pozytywny obraz tego władcy. Badacze długo nie mogli się wyzwolić spod przemożnej siły spojrzenia nie byle jakiego autorytetu, bo Jana Długosza. Pisał on o rządach krakowskich Mieszka: „zohydził początki swych rządów tyranią i uciskiem […], nic u niego i jego ludzi nie było świę-

te, ani słuszne, ani sprawiedliwe, prócz pieniędzy i darów”. Dopiero XIX-wieczny historyk Stanisław Smolka (kolejny właściciel bujnej brody!), autor pierwszej wnikliwej rozprawy na temat księcia, dostrzegł sedno krytyki Długosza. Mieszko się nie podobał – uważa Smolka – bo konsekwentnie, nawet za cenę działań kontrowersyjnych, dążył do wzmocnienia władzy monarszej i napełnienia „państwowego” skarbca.

Kusząco na tym tle wypada hipoteza o jeszcze jednej domniemanej fundacji Mieszkowej – słyn-nych drzwiach gnieźnieńskich, najwspanialszym zabytku sztuki romańskiej w Polsce. Podstawowym wątkiem opowieści wyrzeźbionej na poszcze-gólnych kwaterach jest życie i męczeństwo św. Wojciecha, ale w drugiej warstwie ikonograficznej sceny na drzwiach są także aluzje do silnej władzy monarszej. „Gwałtowność charakteru była mu obcą, Mieszko był mądry, wszystko roztropnie naprzód obliczał, na długie lata rozłożył sobie swoją pokojową kampanię, […] wystrzegał się wszelkich porywów, uniesienia i namiętności, chciał, żeby wszystko działo się legalnie, pod powagą jego majestatu” – konkludował Smolka. Tak widział księcia także Paweł Jasienica, autor znany z bezkompromisowości poglądów, który w swojej „Polsce Piastów” nazwał fundatora kaliskiej kolegiaty „politykiem z prawdziwego zdarzenia”. Czy dlatego kronikarze obdarzyli Piastowicza przy-domkiem senex (stary)? Czy, jak chcą inni, było to raczej określenie wskazujące na zakres kompeten-cji Mieszka jako księcia zwierzchniego, princepsa? Obydwie koncepcje przystają do jeszcze jednego miana, jakim bywał nazywany nasz władca – łaciń-skie magnus znaczy „wielki”. Najprostsza wersja, ale też taka, której nie można pominąć, bierze pod uwagę wiek syna Bolesława Krzywoustego i Salomei. Mieszko III Stary (ok. 1122-1202), nawet jeśli rok jego urodzin jest niepewny, dożył sędzi-wych lat. Takie osoby w rozwiniętych cywilizacjach zawsze otaczano szacunkiem.

Jakkolwiek było, według utrwalonego przez Jana Matejkę kanonu, książę kaliski, wielkopolski, w końcu „całej Polski” – był wyjątkowo bogato zarośnięty.

Korzystałam z: Maciej Przybył, Mieszko III Stary, Poznań 2002 (stamtąd zamieszczone w tekście cytaty); Paweł Jasienica, Polska Piastów, Warszawa 1966; Stani-sław Smolka, Mieszko Stary i jego wiek, Warszawa 1959 (reprint z 1881 roku).

Anna Tabaka

Rewers pateny kaliskiej (ok. 1193): Mieszko III Stary (od lewej), św. Mikołaj, opat Szymon, poniżej – złotnik Konrad.

Page 37: 5 10 12 14 24 30 37

375•62008

Dziadek z ZawodziaWiekowego już wtedy Stefana Bednarka, który zamieszkiwał na parterze jedynego wówczas piętrowego domku zlokalizo-wanego naprzeciw grodziska, poznałem latem 1970 roku. Wówczas to wspólnie z Krzysztofem Dąbrowskim i Ryszardem Dzbanuszkiem – kierownikiem Wydziału Kultury Miejskiej Rady Narodowej w Kaliszu, omawialiśmy rewaloryzację zniszczonej zębem czasu wystawy po-lowej na grodzisku Zawodzie.

Pan Bednarek od końca lat 50-tych, kiedy to przeszedł na emeryturę z kaliskiej garbarni, pełnił rolę stróża i opiekuna wykopalisk prowadzonych przez Iwonę i Krzysztofa Dąbrowskich. Pana doktora bardzo lubił i cenił, o czym przekonałem się w czasie naszej 15-letniej współpracy. Dane mi było szczycić się też Jego przyjaźnią, chociaż podobnie jak Dąbrowscy i wielu innych, jestem „wlozkiem” – czyli osobą z zewnątrz. Takich w swoim środowisku ważył lekce.

Sołdackie losyW trakcie licznych pobytów na grodzisku

zdołałem poznać drogę życiową Pana Stefana. Często opowiadał o swoich losach sołdackich z okresu pierwszej wojny światowej. Na początku został ordynansem lekarza, gdzie miał się nieźle, później konwojował więźniów w obrębie portów Morza Czarnego, w ramach – jak mówił – „Ostap-noj kamandy”. Potrafił z pamięci, wyliczając na palcach, wymienić wszystkich członków rodziny ostatniego cara. Opowiadał barwnie o wyda-rzeniach z 1905 roku związanych ze śmiercią dziewczyny w kościołku św. Wojciecha, którą ugodziła kozacka kula. Tymi relacjami obdarzał też liczne w latach 70-tych grupy zwiedzających grodzisko, rozpropagowane przez Dąbrowskich w szeregu popularnonaukowych publikacji.

Żelazny klucz opiekunaJego nieduża, pochylona postać z nieodłącz-

nym pieskiem, prowadząca grupy po wałach grodu, kierowała turystów ku drewnianej świątyni św. Wojciecha. Tam oprócz historii kościółka, łącznie ze wspomnianą wyżej, a związaną z działalnością grupki socjalistów ściganych przez odział kozaków, pokazywał chrzcielnicę na której „ostrzyli miecze rycerze przed wyprawą wojenną”.

Z upoważnienia proboszcza parafii św. Go-tarda Józefa Sieradzana „zrobił się opiekunem” zabytkowej świątyni. Wcześniej, według relacji Machowiczów, przez prawie sto lat zajmowała się nią rodzina Banaszkiewiczów. Z godnością nosił duży, żelazny klucz od wejścia. Dbał nie tyl-ko o otoczenie, które ustawicznie porządkował, ale też o wnętrze kościoła. Datki zwiedzających składane do skarbonki przeznaczał na kwiaty (głównie hortensje) zdobiące ołtarz, dywaniki,

później farby do odnowienia mebli. Te konser-watorskie zapędy pohamowała Bożena Woźnia-kowa z Urzędu Wojewódzkiego, kiedy okazało się, iż farbą emulsyjną pomalował wspomniane baptysterium.

Za ołtarzem gromadził księgi rejestrujące frekwencję na tym kompleksie zabytkowym. Z wielką satysfakcją i nieukrywanym zadowoleniem przyjmował czytanie tych wpisów dokonywanych przez ludzi z całego kraju i gości zagranicznych. Pokazywał je z dumą kolejnym zwiedzającym, pilnując bacznie, by wpisywali do nich nie tylko życzenia czy uwagi, lecz także liczbę osób. Było to konieczne dla celów sprawozdawczych, wszak zwiedzanie grodziska odbywało się bezpłatnie. Księgi te w grudniu każdego roku były przeliczane w domu Pana Stefana, gdzie w kuchni krzątała się skromna jak myszka jego małżonka parząc herbatę. Wynikało to z prze-pisów muzealnych, bo od 1982 roku „Dziadek” został pracownikiem Działu Archeologii Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej.

„Będą kopali?”W sezonie turystycznym relikty zachowanych

przyziemi kolegiaty św. Pawła i wieży w części zachodniej były za Jego przyczyną wyplewione, wygrabione i zadbane. Jedynym zmartwieniem sędziwego już Pana Stefana była obawa, czy będą jeszcze na grodzie badania wykopalisko-we. Troska tym bardziej zasadna, że w 1979 roku przedwcześnie zmarł „jego doktor” – Krzysztof Dąbrowski. Często mówił do mnie: „Panie ma-gister, będą kopali” – i nie czekając odpowiedzi stwierdzał: „Eeee...”.

W 1983 roku wychowanek i następca Dą-browskiego w Kaliskiej Stacji Archeologicznej Instytutu Historii Kultury Materialnej Polskiej Akademii Nauk na stanowisku kierownika –Ta-deusz Baranowski – wraz z Leszkiem Gajewskim rozpoczęli drugi etap badań archeologiczno--architektonicznych. Wówczas też zwiększyła się liczba archeologów muzealnych. Mogłem bez wyrzutów sumienia zająć się odkrywaniem cmentarzysk ludności kultury łużyckiej, w których to badaniach się wyspecjalizowałem, mając do pomocy małżonkę antropologa. Wiosną jednak, mimo tego, że teren nie był wykupiony, za zgodą Koryckich muzealnicy i pracownicy Kaliskiej Stacji Archeologicznej montowali wystawę po-lową na istniejących, rozrzuconych po terenie majdanu metalowych bębnach. Taki stan trwał do 1985 roku, kiedy to zdewastowaną ekspozy-cję zlikwidowano.

Zatopiona kasa pułkowaWe wrześniu tego roku w wieku 96 lat odszedł

od nas Pan Stefan, który już wcześniej narzekał, że „nogi go nie noszą”. Doczekał się prac wyko-paliskowych na terenie ukochanego grodziska. Przed śmiercią, w tajemnicy (o której miejscowi rozprawiali), przekazał informację o zatopieniu w stawku w 1914 roku kasy pułkowej, czego bagrowanie tego akwenu w trakcie ostatnich robót nie potwierdziło. W pamięci dorosłych dziś Zawodzian Jego postać jawi się jako bezkom-promisowy i wierny opiekun całego kompleksu zabytkowego. Dla starszych miłośników Kalisza – człowieka ściśle związanego z pejzażem daw-nego Zawodzia, jego ikoną.

Edward Pudełko

Wspomnienie

Stefan Bednarek w towarzystwie autora artykułu oraz Bogny Fedorów i Grażyny Jadwiszczak z sekcji archeologicznej Młodzieżowego Towarzystwa Przyjaciół Nauk na schodach kościółka św. Wojciecha. Kalisz 1984 rok. Fot. Autor

Page 38: 5 10 12 14 24 30 37

5•638 2008

mie

szka

ńcy

Zaw

odzia

Strażnicy pamięciJuż od lat wędrujemy z „Kalisią” na Za-wodzie, do najstarszej dzielnicy miasta, by zaglądać pod łopaty archeologom wydobywającym spod ziemi kruche ślady żyjących tu przed wiekami społeczności. Dziś wybieramy się tam, żeby spotkać ludzi. Współczesnych, a przecież mocno związanych z tymi, którzy odeszli.

Ród Machowiczów mocno zrósł się z tą częścią miasta. I z historią także. Wydaje się, że jego przed-stawiciele w genach noszą zainteresowanie tym, co dawne i chęć ocalenia tego dla potomności. Władysław (ojciec) i jego syn Mieczysław Macho-wiczowie znani są w Kaliszu przede wszystkim jako twórcy kopii średniowiecznej łodzi o podwójnej na-zwie „Św. Wojciech – Calisia”. Ale to tylko cząstka ich pracy dla miasta i jego przeszłości. I cząstka wielkiej sagi rodu Machowiczów.

Sztafeta pokoleńZaczęło się bardzo zwyczajnie, od opowieści

snutych wieczorami w rodzinnym gronie. Każde z kolejnych pokoleń zapamiętało takie spotka-nia. Widocznie była to rodzinna tradycja, która zakiełkowała w końcu pragnieniem spisania i uporządkowania wszystkich tych imion, miejsc i zdarzeń. – Nie zapomnę – wspomina Mieczysław Machowicz – jak dziadek wieczorami palił w piecu kaflowym, a potem opowiadał różne przygody z wojen, w których brał udział. Te opowieści były bardzo barwne. Zdumiewa mnie, jak dawne pokolenia naszych przodków potrafiły zajmująco opowiadać historie, które się im przydarzyły. Ci ludzie pamiętali wszystko ze szczegółami, tak jak dziadek pamiętał: w którym dniu walczył, gdzie walczył, jaka była pogoda, kto gdzie zginął… Wszystko pamiętał. I te opowieści były niezwykle barwne. Jeżeli przymrużyło się oczy podczas tych dziadkowych wspomnień, to niemalże się widziało wszystkie te zdarzenia. I to był znakomity sposób na zachęcenie małego dziecka do zapoznania się z historią rodziny.

Władysław Machowicz – senior – przytakuje. Za jego młodych czasów było dokładnie tak samo. Dziś żałuje tylko tego, że wtedy nie miał magneto-fonu, by nagrać te wszystkie niezwykłe opowieści usłyszane od rodziców, znajomych i sąsiadów, gdy zbierano się razem na takie wspominki. To wtedy padło ziarno, z którego dziś wyrasta po-tężnych rozmiarów drzewo genealogiczne rodu. – Nigdy byśmy nie rozpoczęli poszukiwania ko-rzeni naszej rodziny, gdybym nie znał imion braci mojego dziadka. Znałem też od ojca imię mojego pradziadka. Spisałem to wszystko i dałem naszym chłopakom: Piotrkowi, Robertowi i Mietkowi, a oni zaczęli dalsze poszukiwania.

Średniowieczny rodowód?Poszukiwania okazały się żmudne i czasochłon-

ne. Wiadomości z ostatnich stu lat można było

odnaleźć na miejscu: w bazylice św. Józefa lub w Urzędzie Stanu Cywilnego. W celu przejrzenia starszych dokumentów trzeba było jechać do Ar-chiwum Diecezjalnego we Włocławku. Pół biedy, jeśli akta były spisywane po polsku. Wtedy każda księga ma swój skorowidz nazwisk, według które-go można łatwo odszukać potrzebne informacje. Gorzej z tymi, które spisywane były po łacinie. Takie dokumenty trzeba było mozolnie przeglądać, potem fotografować, a już na miejscu, w Kaliszu, prosić o pomoc tłumacza.

Zbierane skrupulatnie informacje układali w kształt drzewa genealogicznego bracia Piotr i Robert Machowiczowie z Rajskowa. Obaj weszli w przedsięwzięcie z wielkim entuzjazmem, tym bardziej że świat wspomnień rodzinnych to dla nich wielka nowość. Ich dziadkowie odeszli z tego świata wcześnie, zabierając ze sobą wspomnienia przeszłości.

Wspólna praca zaowocowała pewnymi usta-leniami. – Doszliśmy do tego, że mój pradziad wyszedł ze Starego Miasta i ożenił się w Rajskowie – mówi Władysław Machowicz. – I tam w Rajskowie urodziła mu się cała dwunastka synów, którzy, co ciekawe, wracali na Stare Miasto, by tu szukać żon. Nie odchodzili daleko od rodzinnego gniazda, ale wracali do niego i żenili się „po płocie”. Wiadomo, wiązała ich ojcowizna. Na Starym Mieście były cztery majątki Machowiczów, w Rajskowie z sześć albo i więcej. Najmniej pewności jest co do samego Zawodzia. Księgi metrykalne przekazują, że byli tu, rodzili się i umierali, ale w którym miejscu, tego nie udało się niestety ustalić. Sam Władysław Macho-wicz na Zawodziu mieszka od 1961 roku, kiedy zawarł związek małżeński z miejscową panną.

Stare zapisy w księgach metrykalnych dopro-

wadziły poszukujących aż do połowy XVII wieku, dokładniej do 1661 roku, w którym zapisano, że niejaki Henryk Machowicz został ojcem chrzestnym Reginy, „córki czcigodnych Macieja i Reginy, pra-wowitych małżonków ze Starego Miasta”. Niestety, na 1641 roku kończą się możliwości znalezienia dalszych danych w księgach metrykalnych. Po prostu wcześniej nie prowadzono tego typu za-pisów. Ślad się urywa. Nie zniechęca to jednak Mieczysława, który w opracowaniach historycz-nych odnalazł ruski ród Monomachowiczów, koli-gacący się chętnie z polskimi Piastami. Na razie powiązania rodzinne polskich włościan z ruskimi książętami brzmią dość nieprawdopodobnie i sam Machowicz junior traktuje swoją hipotezę z pew-nym przymrużeniem oka, ale kto wie…?

I Światowy Zjazd Rodziny MachowiczówZ wielkimi trudnościami (ze względu na wielki

format) udało się wydrukować drzewo genealo-giczne złożone ze wszystkich odnalezionych danych. Odbył się także I Światowy Zjazd Rodziny Machowiczów. Choć słowo „światowy” brzmi nieco pretensjonalnie, to jednak nie rozmija się tak bar-dzo z prawdą. Okazało się, że 16 czerwca 2007 roku przybyło na kaliskie Zawodzie 157 osób z 34 miejscowości, głównie z terenu Polski, ale także z Niemiec i Francji. Z początku zaproszenie od kali-skich krewniaków wzbudziło pewną nieufność, ale w końcu zdecydowali się przyjechać. I nie poża-łowali decyzji. – Z Berlina już trzy razy dzwonili do nas z podziękowaniami – stwierdza z uśmiechem senior rodu. – Musiało się im podobać.

Kaliskie spotkanie zaowocowało też poszukiwa-niami genealogicznymi, które dziś prowadzi wielu jego uczestników. Kolejne pokolenia chwytają

Jolanta Delura

Władysław (ojciec) i syn Mieczysław Machowiczowie. Fot. Mariusz Hertmann

Page 39: 5 10 12 14 24 30 37

395•62008

„bakcyla”, co w pomysłodawcach zjazdu także podsyca entuzjazm. Piotr Machowicz od czterech miesięcy jest ojcem małego Filipa, kolejnego potomka rodu. Już dziś zapowiada, że zadba o przekazanie mu tradycji rodzinnych. Tymczasem nadal troszczy się o poskładanie w całość napły-wających z różnych stron informacji. Już wydruko-wanie pierwszej wersji drzewa genealogicznego przysparzało wielkich trudności. Co będzie teraz, kiedy jeszcze się ono powiększy?

Oczywiście wszyscy myślą o kolejnym zjeździe. Miejsce już zaproponował ks. Andrzej Machowicz z Baranowa Sandomierskiego, który teraz zapra-sza krewniaków, by odwiedzili drugie po Kaliszu skupisko Machowiczów w Polsce.

Zachować od zapomnienia…Na co dzień Władysław i Mieczysław Macho-

wiczowie parają się rzemiosłem. Ojciec od lat prowadzi prywatny warsztat rymarski przy ul. Górnośląskiej. To sposób na utrzymanie rodziny, ale także okazja do realizowania własnych pasji, oczywiście związanych z historią.

– Bardzo mocno zająłem się sprawą pamiątek z mojego zawodu – mówi. – Zebrałem mnóstwo rzeczy po dorożkarzach kaliskich. To byli moi klienci, którym naprawiałem co tam trzeba było, gdy jeszcze pracowali w swoim zawodzie. Kiedy dorożkarstwo kończyło swój żywot, odkupywa-łem od nich: uprzęże, dorożki… Nawet powóz, który woził przed wojną, i po wojnie, prezydenta miasta. Zrekonstruowałem go. Własnymi rękami szyłem budy ze skóry… Dzięki mojej pracy te rzeczy ocalały. Później sami dorożkarze przynosili mi różne rzeczy, prosząc, abym je zachował na pamiątkę po nich.

Po latach zebrane eksponaty były pokazywane na wystawie w muzeum kaliskim. Żona mojego rozmówcy macha na te wspomnienia ręką. Aż nazbyt dobrze wie, jak uszczuplony bywał budżet domowy przez te mężowskie pasje. A tych było o wiele więcej. Na przykład zbieranie materiałów na temat chóru „Lira”, działającego przy parafii św. Gotarda, a także na temat samego kościoła. Pan Władysław wyciąga stare, pożółkłe zdjęcia. Bez zająknienia wymienia nazwiska, koligacje, zdarzenia związane z poszczególnymi osobami. Niektóre zna z autopsji, inne z opowiadań. Każde zdjęcie zaczyna nową historię. W każdym punkcie opowieści może się rozpocząć kolejna, równie interesująca. Za wieloma przemierzył nie tylko ro-dzinną parafię, ale całe miasto. Czasem zamykano mu drzwi przed nosem z obawy przed prowokacją, a czasem zasiadano z gościem przy stole, wy-dobywano z pamięci szczegóły, obdarowywano zdjęciami. Gdyby nie te wędrówki, początki „Liry” byłyby czarną dziurą w historii, a tak roją się od twarzy, nazwisk i spisanych wspomnień.

Jeszcze w 90. latach, razem z Wacławem Klepandym, Władysław Machowicz próbował

sporządzić monografię cmentarza na Zagorzynku. Niestety, inicjatywa nie znalazła większego od-dźwięku i w efekcie zaowocowała jedynie niewielką „składanką” ze zbiorem najbardziej podstawowych informacji na temat miejsca spoczynku parafian. W banku własnej pamięci mój rozmówca przechowuje pieczołowicie historię dzielnicy, w której mieszka, a szczególnie czasy, gdy na Zawodziu pracowała ekipa archeologów pod kierownictwem Iwony i Krzysztofa Dąbrowskich. Sporządzał dla nich repliki wczesnośredniowiecznych przedmiotów, reperował podniszczone w czasie pracy torby i plecaki. I – co najważniejsze – nawiązał przyjaźń, z której do dzisiaj jest dumny.

...i przywrócić wnukomSyn Pana Władysława ukończył Technikum Budo-

wy Fortepianów, a potem studia pedagogiczne, ale ostatecznie życie zaprowadziło go do pracowni ojca. Jest teraz – jak mówi – rzemieślnikiem pracującym siekierą. I chyba człowiekiem spełnionym. Przed kilku laty, głównie dzięki jego pomysłowi i pracy, spłynęła na wody Prosny kopia łodzi, jaką popłynął do pogan św. Wojciech. W tej chwili na reliktach dawnej fosy otaczającej grodzisko na Zawodziu można oglądać trzy dłubanki, które wyszły spod jego siekiery.

Co sprawia, że człowiek wykształcony wybiera ciężką i prymitywną pracę? – Te rzeczy, które w życiu podejmuję, traktuję często jako wielką przy-godę życiową. Uważam, że człowiek powinien coś zostawić po sobie. Nie żyjemy przecież po to, żeby konsumować życie, ale każdy z nas ma coś zrobić, zostawić jakiś ślad. Tak jak nasi przodkowie, którzy również pozostawili wiele śladów swojej bytności na tej ziemi. Może to jest trochę samolubne, że próbuję realizować jakieś swoje marzenia i ambicje, ale z dru-giej strony nie codziennie można robić takie rzeczy. Te dłubanki, które robiłem ostatnio, to jest rzecz wy-jątkowa w skali kraju. Żadne polskie muzeum, żaden rezerwat archeologiczny w Polsce nie ma trzech łodzi

jednopiennych wykonanych z dębu. I to łodzi, które pływają! Nie jakichś replik, które stoją na brzegu i udają dłubanki, ale łodzi wykonanych z po-nad 200-letnich dębów, w które w każdej chwili można wsiąść, chwycić za wiosła i popłynąć.

Tu zaczyna się opowieść o całej ogromnej historii dłu-banek, razem ze sposobami ich wykonywania, szczegóło-wym wyjaśnianiem, jak prze-biegał proces wypalania, czym można było usuwać zwęglone drewno, dlaczego użycie siekiery jest zdecydo-wanie lepsze niż sięgnięcie po współczesne elektrona-rzędzia. Mój rozmówca potrafi

godzinami opowiadać o tym, w jak nietypowy sposób pozyskał materiał na łodzie, jak jęczy i stęka ścinane w lesie drzewo i ile było trudu związanego z jego transportem na miejsce dalszej obróbki. A także o tym, czego dowiedział się od specjalistów, bowiem na jego drodze do „zwykłych” łodzi jednopiennych znalazły się też konsultacje ze specjalistami o wiedzy uniwersyteckiej. – W polskich muzeach znajduje się wiele dłubanek z różnych okresów historycznych. Najbliżej takie znaleziska można oglądać w Koni-nie, w Wieluniu, w Poznaniu, na Lednicy. Zabytków jest dość dużo, ale osób, które się tym zajmują jest niewiele, ponieważ to bardzo wąski zakres wiedzy z zakresu historii czy archeologii. Mnie udało się zaprzyjaźnić z doktorem Waldemarem Ossowskim z Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku, który badaniami nad łodziami jednopiennymi zajmuje się od lat. Podzielił się ze mną swoją wiedzą teoretyczną i praktyczną, chociaż podejrzewam, że w tej chwili moja wiedza praktyczna jest już troszkę większa od wiedzy mojego nauczyciela.

W końcu wyrąbanie trzech łodzi to nie byle co. W ten sposób Mieczysław Machowicz wszedł na grunt tzw. archeologii doświadczalnej, polegającej na sprawdzaniu w praktyce tego, co naukowcy wiedzą na temat starych technik wytwórczych. Okazało się, że teoria często rozmija się z praktyką. Na szczęście ta ostatnia sama podpowiada sposób działania. Przy okazji okazało się, że siekierami specjalnie na tę okazję wykonanymi na wzór wczesnośredniowiecz-nych, można szybciej wykonać pracę niż przy użyciu narzędzi współczesnych. Choć i sił trzeba włożyć więcej. Wynajęci do pracy robotnicy, mimo dobrej zapłaty, uciekali po jednym lub po dwóch tygodniach. Pomysłodawca dłubanek wytrwał aż do końca. Dziś ma radość i satysfakcję ze swojej pracy. Patrzy też, jak obok rośnie kolejne pokolenie oparte na mocnych korzeniach rodziny i historii. Takich nie zniszczą byle jakie przeciwności!

Wykonana przez Machowiczów kopia średniowiecznej łodzi „Św. Wojciech – Calisia”. Fot. Mieczysław Machowicz

Page 40: 5 10 12 14 24 30 37

5•640 2008

Przed najazdem turystówJak żyło się na Zawodziu w czasach, kie-dy teren grodziska był uprawną ziemią, a ulica przed kościółkiem św. Wojciecha pozostawała nieutwardzoną drogą?

Ziemia– Całe Zawodzie, wraz ze Starym Miastem i

Rajskowem, słynęły z jednego – z nowalii. To był skarbiec świeżych warzyw nie tylko dla Kalisza, ale także dla Śląska – mówi Jerzy Marciniak, w latach 90. prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Zawodzia. Po towar bezpośrednio do gospodarzy przyjeżdżali handlowcy: Pawłowski i Żyd Jutkiewicz, po wojnie jeszcze przez jakiś czas tylko Pawłowski. – Tu ludzie pracowali bardzo ciężko, od świtu do nocy – cały rok. Nikt nie miał czasu w ciągu dnia na pogaduszki – dodaje Czesław Szurczak. Do jego obowiązków jako chłopca należało m.in. podlewanie roślin w in-spektach. Najlepszą do tych celów wodę czerpano z sadzawki usytuowanej dzisiaj na terenie grodziska. Pracę trzeba było wykonać wcześnie rano, jeszcze przed wyjściem do szkoły.

Rodziny obydwóch kaliszan w najstarszej dziel-nicy miasta osiadły co najmniej przed stu laty. Obydwie, podobnie jak wszystkie tutaj żyjące, utrzymywały się z tego samego – uprawy warzyw. Każdy z zawodziańskich gospodarzy kawałek ziemi obsiewał też zbożem, ale już na konia nie każdy mógł sobie pozwolić. Większość prac wykonywano ręcznie. Bogatsi w czasie żniw zatrudniali kobiety z podkaliskich wsi, pomocne przy wiązaniu snopków. Dzięki pracy na dobrej ziemi ludzie powoli wyciągali się z biedy. – Jeszcze przed wojną stały tutaj tylko trzy chałupy pod słomą, reszta była murowana – zaświadcza Czesław Szurczak, na którego oczach Zawodzie przeszło metamorfozę od „wiejskiej” dzielnicy do urokliwego zakątka miasta z nowo--starym grodziskiem, pretendującym do roli jednej z największych atrakcji turystycznych regionu.

Rzeka i rozrywkiWcześniej atrakcyjność położonej tak blisko Pro-

sny krainy polegała na zupełnie czym innym. Bez drogi bitej, bez wody bieżącej w kranach, bez gazu, elektryczności, nie mówiąc o takich udogodnieniach jak telefon, ludzie na Zawodziu mieszkali jeszcze kilkanaście lat po wojnie. Brak mediów rekompen-sowały idylliczny krajobraz z drewnianym kościół-kiem św. Wojciecha, czyste powietrze i legendy, powtarzane od czasu do czasu, o złotych trumnach, książęcych grobach i „Szwedzkich Górach” – atuty najbardziej doceniane przez przyjezdnych. W cza-sie letnim brzegi rzeki cały tydzień, a szczególnie w niedzielę oblegali „miastowi”. Dla kaliszan szu-kających ochłody przed skwarem i odpoczynku Zawodzie było zawsze najbliżej. Tutaj, nad samą wodą stała popularna restauracja, od nazwiska właściciela nazywana „Domem Kowalskiego”. Bogatsza klientela siedziała na piętrze kolumnowej

werandy, gdzie byla obsługiwana przez kelnerów. Biedniejsi bawili się na parterze i w pięknym ogro-dzie otaczającym dom. Właściciele zapewniali różne atrakcje, od huśtawek po stoły strzelnicze. Centralne miejsce w zieleni zajmowala estrada. Na tej scenie w latach 20. bardzo często występowali orkiestranci z Czech. Dzieci miały jeszcze jedną radość – ślizgawkę zimą na tzw. trzęsawiskach, współcześnie terenie zabudowanym.

WojnaWe wspomnieniach rodziny Paraczyńskich

najsilniejszym znakiem odcisnęły się lata okupacji hitlerowskiej. Nie dlatego, że do ich chałupy pew-nego dnia, gdy już wojska radzieckie mocno dep-

tały po piętach Niemcom, wpadł pocisk artyleryjski i wybił dziurę prosto przy łóżku chorego dziadka Pawła, ale dlatego, że wrócił ojciec. – Tata, rocznik 1901, bił się i podczas wojny bolszewickiej, i we wrześniu 1939. Po przegranej batalii tułał się przez rok zanim do nas wrócił. Ledwo go poznaliśmy, był tak wymizerowany i zarośnięty. Musiał być wrzesień, bo pamiętam, że mama kopała kartofle – wspomina córka ocalonego Józefa, Maria Szy-mańska z domu Paraczyńska.

Na Zawodziu w tych latach pozornie nic się nie zmieniło. Ludzie pracowali jak dawniej, od świtu do nocy. Okupanci wprowadzili jednak swoje porządki. Do starej dzielnicy przywieziono nowych mieszkańców – niemieckich kolonistów. Oddano im

Anna Tabaka

Skarbnicą wiedzy o dawnym Zawodziu są rodziny od pokoleń osiadłe w tej dzielnicy. Na zdjęciu pięć córek Pawła Paraczyńskiego (1862-1945), od lewej: Stanisława, Maria, Antonina, Włodzimiera, Jadwiga. Początek XX wieku. Fotografia ze zbiorów rodzinnych

W latach 20. XX wieku w popularnej restauracji Stanisława i Marii Kowalskich – do dzisiaj ich monogram „SMK” zachował się na drzwiach wejściowych do domu – grała orkiestra czeska. Fotografia ze zbiorów rodziny Machowiczów

mie

szka

ńcy

Zaw

odzia

Page 41: 5 10 12 14 24 30 37

415•62008

ona trudno przejezdna. Jej powierzchnię całymi latami rzeźbiły jesienne pluchy i wiosenne roztopy. Asfalt pojawił się dopiero w latach 70. XX wieku, jak wszyscy mieszkańcy dobrze pamiętają, za prezydentury Andrzeja Spychalskiego.

Sam kościółek, dzisiaj w granicach parafii św. Gotarda, w sposób szczególny należy do wier-nych. Klucz do jego drzwi od pokoleń jest przecho-wywany w domach zawodzian. W dziewiętnastym i na początku dwudziestego stulecia trzymali go Banaszkiewiczowie, potem Bednarkowie, dzisiaj Szymańscy. Rola klucznika zobowiązuje. Kolejne rodziny opiekują się świątynią. Z pomocą innych mieszkańców sprzątają, dbają o to, żeby znalazły się pieniądze na kwiaty do ozdobienia wnętrza, przygotowują wszystko, co potrzebne, aby uroczy-stości religijne wypadły godnie. W drugiej połowie lat 90. dzięki staraniom Stowarzyszenia Przyjaciół Zawodzia społeczność wymieniła ogrodzenie wo-kół świątyni, postawiła dzwonnicę i zakupiła Dzwon Sumienia poświęcony w 1997 roku w Kaliszu przez Jana Pawła II. Symbolem przywiązania do tradycji jest także kapliczka z wyrzeźbionym Chrystusem Frasobliwym, ustawiona przy ogrodzeniu przez rodzinę znanych rzemieślników z Zawodzia, Machowiczów, z okazji pierwszego światowego zjazdu tej rodziny.

GrodziskoPośrodku tego świata, między domami a kościo-

łem, od wieku wieków istniało grodzisko. Istniało i nie istniało, bo o porośniętej trawą kupie kamieni do wykopalisk z lat 60. niewiele wiedziano. W języku utrwaliła się jedynie zwyczajowa nazwa „Góry Szwedzkie”, zapisana już na dziewiętnastowiecz-nej mapie tego terenu. Jego właściciele (Koryccy) tak jak inni włościanie uprawiali warzywa, część ziemi obsiewali ziarnem. – Rosła włoszczyzna, selery, pory, a na górkach żyto – mówi Marianna Korycka. Z okien swojego rodzinnego domu go-spodyni dzisiaj patrzy wprost na nowiutką palisadę z bramą wejściową do „wczesnośredniowiecznej krainy”. Dla niej to przede wszystkim bolesny znak, że nie ma już sporego kawałka ojcowizny. Od czasu kiedy na tym obszarze rozpoczęły się badania, stary świat pani Marianny i jej rodziny diametralnie się zmienił. Nie tylko ich świat. Od lat 60., kiedy wokół Kalisza zaczęły wyrastać duże, prężne gospodarstwa uprawy warzyw, wszyscy na Zawodziu musieli szukać innych sposobów zarobkowania.

Na naszych oczach następuje kolejna przemia-na – przez wieki ukryte nad Prosną grodzisko, a z nim najspokojniejsza dzielnica Kalisza, otwierają się na turystów.

Autorka dziękuje rodzinom Janiszewskich, Koryckich, Marciniaków, Paraczyńskich oraz Szur-czaków za rozmowy i uzyskane informacje.

Dzisiaj klucz do kościółka św. Wojciecha „trzyma” Maria Szymańska. Fot. Mariusz Hertmann

sześć najlepszych domów, wcześniej wysiedlając z nich prawowitych mieszkańców. – Z wyjątkiem jednej rodziny, to byli dobrzy Niemcy – twierdzi Maria. – Kiedy miałam duże problemy z zębem, Niemka, u której pracowała moja mama, wzięła mnie do dentysty. Gdy mama urodziła Stanisława, mojego brata [dzisiaj znanego piekarza – red.], do-staliśmy z tej okazji koszyk z jabłkami i powidłami. Tylko jeden z przybyszów, których nazwisk nikt już

dzisiaj na Zawodziu nie pamięta, przystawał do stereotypu młode-go faszysty. – To był chuligan, niegrzeczny, arogancki, butny. Dużo mu uchodziło płazem, ale kiedy wybił wszystkie okna w kościółku św. Wojciecha, razem z moimi kolegami wykopaliśmy dla niego dołki w wale nad rzeką, żeby mu się tak gładko na rowe-rze po nim nie jeździło… – opo-wiada Franciszek Paraczyński, w czasach wojennych kilkuletni chłopak.

KościółekDrewniana świątynia zawsze

była ważnym miejscem dla tej zbiorowości. Pierwszym silnym tego przejawem był słynny opór wiernych przed zabraniem im Poliptyku Mistrza z Gościszowic. Do końca XIX wieku to znakomite dzieło późnego gotyku dodawało splendoru ołtarzowi głównemu kościoła. Decyzja o przeniesie-niu malowanych skrzydeł wraz z towarzyszącymi im rzeźbami do kaliskiej kolegiaty wywołała falę niezadowolenia, zakończo-ną awanturą i w konsekwencji – oficjalnym zamknięciem świą-tyni przez biskupa. Pogodzono się dwa lata później, w dzień patrona. Od tego czasu już nieprzerwanie, zawsze na św. Wojciecha, w drugi dzień świąt wielkanocnych i na Matki Boskiej Śnieżnej, odprawia się tutaj nabożeństwa połączone z od-pustami. Wierni z drugiej strony rzeki – z Rajskowa, przedostawali się wtedy na Zawodzie łódką. Jeszcze do lat 70. XX stulecia obsługiwała ją pani Torbiarczy-kowa. Pomagając sobie długim kijem, którym odpychała szalupę pełną ludzi od brzegów, starsza pani świetnie sobie radziła. W czasach kiedy samochód był rarytasem, a o Trasie Bursztyno-

wej nikt nie słyszał, „przejście” przez rzekę było najszybszym sposobem komunikacji. Szczególne uroczystości, jak i dzisiaj, odbywały się w drugi dzień Wielkiej Nocy. Cała okolica do świątyni św. Wojciecha spieszyła wtedy na odpust tradycyjnie nazywany Emaus. Zawodzie szykowało się po swojemu – końmi bronowano drogę od kościółka (ul. Bolesława Pobożnego) do Starego Miasta (ul. Częstochowska), bo po zimie zawsze była

Tak wygląda dziś Dom Kowalskiego.

Page 42: 5 10 12 14 24 30 37

wok

ół n

as

Odzyskana cześćOsady pod Kaliszem

Najpierw była Kalisia Ptolemeuszowa i pierwszy z osiemnastu i pół wieków naszego miasta. Dokładniej mówiąc, nie mamy żadnych podstaw do tego, by twierdzić, że od tak dawna nad Prosną istniało jakieś miasto, rozumiane jako jedno konkretne miejsce z udokumentowaną ciągłością osadniczą. Mamy natomiast podstawy do twierdzenia, że od czasów Klaudiusza Ptolemeusza, a nawet dawniejszych, na obszarze dzisiejszego powiatu kaliskiego istniał cały szereg osad, z których część znalazła się potem w granicach – już XIX i XX-wiecznego – miasta.

W grupie tych osad były m.in. Tyniec, Piwonice, Dobrzec, Zagorzyn i Zadowice. Faktem jest również, że – prawdopodobnie w IX wieku – na Zawodziu po-wstało wczesnośredniowieczne grodzisko piastowskie i że okres świetności przeżywało ono w XII i XIII wieku, zwłaszcza za czasów panowania Mieszka Starego. To on ufundował kolegiatę św. Pawła, w której został potem pochowany wraz ze swym synem, Mieszkiem Mieszkowicem.

Rodowa siedziba Piastów?W 1233 roku gród na Zawodziu został zdobyty,

splądrowany i zniszczony przez wojska księcia wrocławskiego Henryka Brodatego, co było jednym z tragicznych epizodów bratobójczej rywalizacji polskich książąt dzielnicowych. Miasto lokowano w nowym miejscu, w przybliżeniu pokrywającym się z dzisiejszym starym śródmieściem.

To fakty ogólnie znane. Kilka lat temu jako cenne uzupełnienie przybyła im hipoteza, której autorem jest prof. Andrzej Buko. Przypuszcza on, iż rodowe siedziby Piastów, z których rozpoczęli oni swoją ekspansję na resztę ziem polskich, położone były w okolicach dzisiejszego Kalisza i szerzej – we wschod-niej Wielkopolsce.

Wśród archeologów i historyków hipoteza ta ma wie-lu przeciwników. Z pewnością nie jest ona najbardziej uprawdopodobniona wśród tych, przy pomocy których nauka próbuje wyjaśnić genezę państwa Polan i póź-niejszej Polski. Dla kaliszan jednak, ze zrozumiałych względów, stanowi pocieszenie i jeszcze jeden powód do – rzeczywistej czy urojonej – chwały.

Badania grodziskaTu powracamy do kwestii grodziska na Zawodziu,

stanowiącego dziś – mimo średniowiecznej, a nie starożytnej metryki – pewien symbol dawności Kali-sza. Tereny po siedzibie Mieszka Starego nie miały szczęścia do swych późniejszych gospodarzy ani do popularyzatorów.

Systematyczne badania, choć obejmujące tylko pewną część grodziska, rozpoczęły się dopiero w drugiej połowie XX wieku za sprawą Krzysztofa Dą-browskiego. To wtedy odkryto fundamenty kolegiaty św. Pawła, choć już wówczas przypuszczano, że ziemia na Zawodziu kryje jeszcze wiele tajemnic.

W roku obchodów 1800-lecia Kalisza, a więc w

Robert Kordes

Widok na budynek bramny wzniesiony w 1994 roku. Fot. Mariusz Hertmann

Otwarcie odnowionego i rozbudowanego grodziska na Zawodziu dla jednych było okazją do świętowania, dla innych – do przypomnienia o wieloletniej niemożności. Pójdźmy tym drugim tropem: Zawodzie to również historia niewykorzystanych szans. Od siedmiuset lat nie przysłużyło się Kaliszowi ani w części tak, jak ten by na to zasługiwał. Ale wynikało to z grzechu zaniechania popełnionego nie gdzie indziej, tylko w Kaliszu.

1960, na Zawodziu urządzono pierwszą, prowizorycz-ną jeszcze ekspozycję. Złożyło się na nią niewiele eks-ponatów, bo najcenniejsze już wcześniej rozjechały się po Polsce, trafiając do placówek naukowych i mu-zealnych poza Kaliszem. W latach 60. powstał także pierwszy plan zagospodarowania Zawodzia, szybko zresztą zapomniany, choć w latach późniejszych nieraz jeszcze powracać miał pomysł wykorzystania walorów grodziska do budowy skansenu, który miałby stać się „kaliskim Biskupinem”.

„Wstydliwy punkt miasta”O tym, jak mało znaczą plany i słowa w grodzie

nad Prosną pisała 20 lat później w tygodniku „Ziemia Kaliska” Agnieszka Wieczorek (Zapomniany gród Mieszka Starego, nr 1 z 6 stycznia 1980 r.). Narzekała i na kaliskich archeologów, którzy nie interesują się tym, co powinno być im najbliższe, i na władze miasta mające problemy nawet z wykupem terenów pod wykopaliska. – Faktycznie jedynym człowiekiem, który interesował się tym cennym zabytkiem, był Stefan Bednarek, 80-letni staruszek, który nadal pilnuje tere-nu, oprowadza wycieczki i ciągle narzeka, że rezerwat nie jest odpowiednio zabezpieczony...

Agnieszka Wieczorek wspominała swoją wizytę na Zawodziu u progu lat 80., gdy wybrała się tam w towarzystwie gości z zagranicy. – Okazało się, że właściwie nie ma się czym chwalić. Mocno zniszczona polowa ekspozycja, średniowieczne mury prowizo-rycznie przykryte kawałkami papy, krowy pasące się w rezerwacie lub – jak kto woli – na prywatnej łące, a wszystko otoczone przewracającym się płotem. Niezbyt troskliwie dbało miasto o swoją metrykę!

I w chwilę później pocieszała czytelników, że właśnie pojawiła się koncepcja zagospodarowania grodziska. – Powstanie tu specjalny pawilon wysta-wowy o oryginalnym kształcie, a szczątki kolegiaty

osłoni wiata. Stację Archeologiczną zobowiązano do odzyskania eksponatów pochodzących z wykopalisk i opracowania scenariusza ekspozycji. Nieprzebadane jeszcze tereny grodziska pozostaną nietknięte. W przyszłości z pewnością powrócą tu archeolodzy. Na razie jednak chodzi przede wszystkim o to, aby Zawodzie przestało być wstydliwym punktem miasta. Najstarsze miasto Polski, szczycące się swym 1800--letnim rodowodem, zasługuje z pewnością na lepszą wizytówkę – powtarza swoją tezę autorka publikacji w „Ziemi Kaliskiej”. A rok był – przypomnijmy – 1980.

Żywy raz do rokuTeza była i długo jeszcze pozostawała słuszna.

Stan z roku 1980 w ciągu następnych lat ulegał tylko niewielkim zmianom. O kolejnych koncepcjach zagospodarowania grodziska pisał w połowie lat 90. na łamach „Kalisii” archeolog Leszek Ziąbka, opiekun rezerwatu z ramienia Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Doroczny Jarmark Archeologiczny, którego miejscem stało się grodzisko, niewątpliwie ożywił ten teren i uczynił go bardziej popularnym wśród kaliszan, ale tylko w okresie czerwcowego Święta Miasta. Po-tem doszła do tego sierpniowa Biesiada Piastowska, czyli jeszcze jedna cykliczna impreza masowa na Zawodziu. Jednak przez większą część roku rezerwat pozostawał pusty i właściwie martwy, z rzadka tylko odwiedzany przez grupy młodzieży przyprowadzane przez nauczycieli dla odbycia obowiązkowej lekcji muzealnej.

Szumnie zapowiadana rekonstrukcja wczesno-średniowiecznych pozostałości zatrzymała się po wzniesieniu budynku bramnego i prowizorycznym za-bezpieczeniu odsłoniętych fundamentów kolegiaty św. Pawła. I tak było aż do roku 2007, gdy unijny projekt rozbudowy grodziska przybrał wreszcie realny kształt i doczekał się wbicia pierwszej łopaty w ziemię.

Page 43: 5 10 12 14 24 30 37

Historia pewnego Komitetu

Dokładna nazwa komitetu brzmi: „Comité de Jumelage Hautmont-Kalisz”. Powstał 2 lutego 1959 roku, na czele z Michelem Vos, po podpisaniu rok wcześniej „Karty Przyjaźni” pomiędzy miastem Hautmont (północna Francja) a Kaliszem.

Intensywne wizytyKontakty pomiędzy oboma miastami były po-

czątkowo bardzo intensywne. Francuzi przyjechali do Kalisza w 1958 i 1961 roku, zaś przedstawiciele Kalisza odwiedzili Hautmont w latach 1959, 1960, 1964 i 1966.

Niestety, różnorakie trudności spowodowały długą przerwę w stosunkach partnerskich między miastami. W 1977 roku zawieszono nawet działal-ność stowarzyszenia. Jednakże pełna współpraca odżyła na nowo w grudniu 1989 roku – z inicjatywy Michela Vos i obecnego mera miasta Hautmont, Joëla Wilmotte.

Leki dla KaliszaNowe biuro komitetu zostało oficjalnie potwier-

dzone przez władze administracyjne miasta w lutym 1990 roku. Jego przewodniczącym został Michel Vos, który jednak wkrótce musiał zrezygnować z tej funkcji z powodów zdrowotnych. 24 maja nowym prezesem została Helena Tondeur, która już w roku 1990 pełniła funkcję wiceprezesa. W tym momencie rozpoczęła się ponownie długa współpraca pomię-dzy Hautmont a Kaliszem.

Z początku, w odpowiedzi na prośby Kalisza, komitet organizował akcje humanitarne. Od 1990 do 1997 roku każdego roku przywoził leki do Wo-jewódzkiego Szpitala Zespolonego, który miał je rozdysponowywać w kaliskich szpitalach. Lekar-stwa zbierane były od lekarzy i aptekarzy miasta Hautmont, a później przekazywane Kaliszowi. Również mieszkańcy miasta i okolicznych szpitali ofiarowywali leki. Komitet dokupował także cenne medykamenty, takie jak antybiotyki, lekarstwa dla dzieci, strzykawki jednorazowego użytku, różne sprzęty lekarskie itd. Przewóz medykamentów od-bywał się każdego lata, przeważnie w czerwcu lub lipcu, z okazji Święta Miasta Kalisza. Organizowali go członkowie komitetu – furgonetką pożyczoną z początku od miasta Hautmont, a także sponsorzy.

Dla dzieci i młodzieżyAkcje humanitarne trwały aż do 1997 roku,

kiedy to okazało się, że nie są już tak potrzebne. Komitet Hautmont-Kalisz skupił więc swoją uwagę na wsparciu dzieci i młodzieży Kalisza. Nazwano ją „40 ans pour les enfants de Kalisz”, czyli „40 lat dla dzieci Kalisza”. Następna zorganizowana akcja („45 lat dla dzieci Kalisza”) odbyła się w 2004 roku. A z okazji obchodów 50-lecia powstania komitetu, w czerwcu 2008 roku nastąpiła trzecia akcja tego rodzaju – „50 lat dla dzieci Kalisza”.

Pięćdziesiąta rocznica partnerstwa między Kaliszem a francuskim miastem Hautmont

Helene Tondeur

Komitet Hautmont-Kalisz brał udział w tegorocznym Święcie Miasta Kalisza (uroczysta sesja Rady Miejskiej, 14 czerwca 2008 rok).Fot. BIM

22 lipca 1958 roku gości z Hautmont witają wladze Kalisza.

Marcel Aime, mer miasta Hautmont w 1958 roku. Na malej fotografii Kaliszanin Szczepan Nałęcz, który od początku uczestniczył w nawiązaniu przyjaźni między dwoma miastami.

W 1998 roku, z okazji 40-lecia partnerstwa Kalisz--Hautmont, została przygotowana Kalisia poświęcona historii wzajemnych kontaktów. Okładka przedstawia historyczne wydanie francuskiego dziennika La Frontiere z 1958 roku prezentującego Kalisz.

Page 44: 5 10 12 14 24 30 37

5•644 2008

Akcja dla dzieci i młodzieży Kalisza polega na odwiedzeniu czterech miejsc: Domu Dziecka, Szpitala Matki i Dziecka, Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych, którego przewodniczącą jest Pani Ariana Lewicka, a także Liceum im. Mikołaja Kopernika, w którym młodzież uczy się języka francuskiego. Podczas tych wizyt komitet pozosta-wia w odwiedzanych miejscach cenne dary, np. nowe, piękne zabawki dla Domu Dziecka, książki do nauki języka francuskiego dla licealistów czy sprzęt multimedialny dla Szpitala Zespolonego przy ul. Poznańskiej.

Fundusze na działalnośćAby akcje komitetu stanowiły za każdym razem

znaczące wydarzenia, komitet potrzebuje odpo-wiednich środków finansowych. Część pieniędzy pozyskuje od sponsorów, ale najważniejszym sponsorem jest Urząd Miejski z Hautmont, który przeznacza na działalność komitetu coroczną subwencję. Zbiórka pieniędzy prowadzona jest również podczas corocznych Targów Handlowych w Hautmont oraz Targów Bożego Narodzenia, w czasie których urządzane są loterie i sprzedawane polskie suweniry.

Od 1990 roku kontakty pomiędzy Kaliszem a komitetem podtrzymywane są każdego roku. Jego przedstawiciele zapraszani są na czerwcowe Święto Miasta Kalisza, zaś z Kalisza przyjeżdżała delegacja na każde październikowe Targi Han-dlowe w Hautmont (które trwały do 2003 roku), gdzie miała stoisko z prezentacją produktów z Kalisza i okolic.

Ku 50-leciuTrzeba dodać, że oprócz tych systematycznych

akcji – komitet brał także udział we wszystkich spontanicznych spotkaniach. A należały do nich m.in. przyjazd do Hautmont Chóru Polifonia w 1991 roku, wizyta w Kaliszu delegacji francuskiej oświaty wraz z członkami Straży Pożarnej we wrześniu 1992 roku, rewizyta we Francji przedstawicieli kaliskiej edukacji z delegacją w czerwcu 1993 roku, obchody w Kaliszu i w Hautmont 35-lecia związku obu miast, Festiwal Miast Bliźniaczych w Kaliszu w lipcu 1997 roku, 40-lecie Przyjaźni w 1998 roku (w Hautmont i w Kaliszu), „40 lat dla dzieci Kalisza” w 2000 roku i „45 lat dla dzieci Kalisza” w 2004 roku, pierwsza wizyta w Hautmont prezydenta Kalisza Janusza Pęcherza wraz z delegacją w grudniu 2007 roku itp.

Bardzo cieszymy się z tak intensywnych kon-taktów, choć z drugiej strony żałujemy, że komitet liczy coraz mniej członków: ludzie powyjeżdżali albo zachorowali, kilka osób już zmarło... Ale ta garstka, która została, postara się, aby 50-lecie stało się wyjątkowym wydarzeniem. Zapraszamy więc na spotkanie w czerwcu w Kaliszu, a w grudniu w Hautmont.

Książki za muremKaliskie Gimnazjum Żeńskie gromadziło księgo-

zbiór od początku swojego funkcjonowania. W 1890 roku, po 24 latach działalności szkoły, biblioteka liczyła 2271 woluminów, z czego tylko 472 książki w tzw. bibliotece uczniowskiej.

Księgozbiór systematycznie się powiększał. Pod względem ilości – w gromadzonych zbiorach na plan pierwszy wysuwały się pozycje rosyjsko-języczne, ale także druki francuskie i niemieckie. Dopiero odzyskanie przez Polskę niepodległości otworzyło możliwości gromadzenia literatury w języku narodowym.

Choć trudno ustalić, co działo się z księgozbio-rem po wybuchu I wojny światowej, wiadomo, że przed II wojną światową biblioteka w swych zbiorach posiadała ponad 7 tysięcy woluminów. Mało kto wie, że okres okupacji książki z biblioteki przetrwały dzięki temu, że... zostały zamurowane w schowku znajdującym się na strychu szkoły. Po wojnie wolu-miny znalazły swe miejsce w bibliotece III Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika.

Katalog w pigułceKatalog zatytułowany „Księgozbiór Gimnazjum

im. Anny Jagiellonki w zbiorach Książnicy Peda-gogicznej im. Alfonsa Parczewskiego w Kaliszu” odnotowuje 335 pozycji, wśród nich książki i cza-sopisma. Druki wydane w latach 1919-1938 prze-ważają wśród wydawnictw zwartych. Jak zaznacza we wstępie do katalogu dr hab. Ewa Andrysiak: „Te-matyka zgromadzonych w bibliotece zbiorów była zróżnicowana, wydaje się jednak, że nie odbiegała od księgozbiorów innych bibliotek średnich. Zde-cydowanie jednak przeważała literatura w języku polskim. W księgozbiorze były publikacje z filozofii, psychologii, socjologii i religii, dalej wydawnictwa z zakresu pedagogiki, językoznawstwa, teorii i historii literatury, historii, nauk przyrodniczych oraz doty-czące zagadnień politycznych i gospodarczych, tematyki zdrowotnej i sportowej”.

Najliczniej reprezentowana oświataZdecydowanie najliczniejszą grupę piśmiennic-

twa stanowią pozycje z kręgu oświaty i wychowania, metodyki oraz dydaktyki. Wśród nich wymienić

Księgozbiór Jagiellonki

Najnowszy katalog wydany przez Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk nosi tytuł Księgozbiór Gimnazjum im. Anny Jagiellonki w zbiorach Książnicy Pedagogicznej im. Alfonsa Parczewskiego w Kaliszu. Fragment opisywanego w katalogu księgozbioru gimnazjum trafił do Książnicy Pedagogicznej 30 grudnia 1975 roku. Przekazane wy-dawnictwa to przede wszystkim druki pochodzące z okresu międzywojennego.

należy m.in. Ustawy szkolne Stanisława Konarskie-go, Dzieje szkolnictwa polskiego z rzutem oka na jego przyszłość Michała Janika czy książkę Jana Kucharzewskiego pt. Epoka Paskiewiczowska. Losy oświaty.

Na uwagę zasługują ponadto Zarys geografii powszechnej (rozumowej) Wacława Nałkowskiego, praca z zakresu astronomii pt. Gwiazdy i budowa wszechświata czy dwuczęściowe wydawnictwo pt. Język polski i jego historia z uwzględnieniem innych języków na ziemiach polskich.

Jak słusznie zaznacza autorka przedmowy, analiza zawartości księgozbioru żeńskiego gim-nazjum, która dokonana została jedynie na pod-stawie fragmentów przechowywanych w Książnicy Pedagogicznej, nie jest jego pełnym obrazem. Ten bowiem powstanie dopiero wówczas, gdy zostanie opracowany i opublikowany katalog zbiorów wciąż udostępnianych uczniom III LO oraz pozostałej części zbiorów z okresu międzywojnia.

Księgozbiór Gimnazjum im. Anny Jagiellonki w zbiorach Książnicy Pedagogicznej im. Alfonsa Parczewskiego w Kaliszu, red. serii Krzysztof Walczak, przedmowa Ewa Andrysiak, redakcja Bogumiła Celer, Kalisz 2008.

Agnieszka Owczarek

wok

ół n

as

Page 45: 5 10 12 14 24 30 37

455•62008

Nie tylko tulipanyHeerhugowaard jest jednym z miast part-nerskich Kalisza, w tym roku mija 16 lat współpracy. Kalisz jest jedynym miastem partnerskim dla Heerhugowaard, stąd całe zaangażowanie kieruje się w stronę Kalisza.

Polder Pana HugoHeerhugowaard powstało prawie 380 lat temu

na terenach wydartych morzu; jego nazwa ozna-cza po polsku „Polder Pana Hugo”. Położone jest w północnej części kraju na płaskim terenie (2,5 m, a miejscami nawet 3,9 m poniżej poziomu morza). Posiada krajobraz charakterystyczny dla całej Holandii, urozmaicony licznymi wiatrakami, polami tulipanów, farmami, ogrodami i szklarniami. Nieliczne zakłady przemysłowe stosują techno-logie energooszczędne i przyjazne środowisku naturalnemu.

Do niedawna wieś, dziś Heerhugowaard – liczą-ce 50 tysięcy mieszkańców – jest przedmieściem dwukrotnie większego Alkmaar. Ambitne plany na przyszłość, rozwój infrastruktury i tworzenie dobrych warunków dla mieszkańców oraz przed-siębiorców miasto to reklamuje hasłem „Heerhu-gowaard – miasto szans”.

Miasto SłońcaNajnowsze osiedle, znajdujące się na granicy z

gminą Alkmaar, to tzw. Miasto Słońca (Stad van de Zon). Na obszarze około 118 ha, na terenie Parku Luna, wybudowano ponad 2900 otoczonych wodą mieszkań i innych obiektów – szkół, przedszkoli, sklepów, hoteli, restauracji – oraz tereny wypoczyn-kowe wykorzystujące odnawialne źródła energii, przede wszystkim energię słoneczną.

Osiedle podzielono na cztery części, z których każda ma nieco odmienny charakter. W jednej z nich większość domów położona jest nad wodą, w części drugiej dąży się do całkowitej likwidacji emisji dwutlenku węgla, co oznacza, że musi samo wyprodukować tyle energii, ile zużywa do codziennego funkcjonowania, pracy i przemiesz-czania się. Do uzyskiwania energii słonecznej służą fotoogniwa – baterie słoneczne o mocy 3,75 megawatów. Budowa całego osiedla nie jest jeszcze ukończona.

Centrum „CooL”Holendrzy mają opinię oszczędnych, ale nie

dotyczy to dziedzin, od których zależy jakość życia. Działania kulturalne, doskonała baza sportowa (otwarte i kryte hale sportowe oraz pły-walnie), ciekawe tereny rekreacyjne i turystyczne, urozmaicona oferta edukacyjna i rozwinięta świadomość ekologiczna mieszkańców spra-wiają, że poziom życia w tym mieście należy do najwyższych w Holandii. Miłośnicy przeszłości mogą zwiedzać liczne zabytki w położonych

w pobliżu bardziej znanych miastach (np. Am-sterdam, Alkmaar, Hoorn, Enkhuizen i Haarlem). Na początku września nastąpi otwarcie nowego Centrum Kultury i Sztuki „CooL”. Niezwykle cieka-wy jest wygląd tego budynku: został on zainspi-rowany herbem miasta, który przedstawia dwie czaple siwe i kłosy zboża pośrodku. Ten motyw został wykorzystany przy projektowaniu zewnętrz-nych ścian Centrum Kultury i Sztuki – pięćdziesiąt żółtych rozgałęzionych filarów pomiędzy mozaiko-wymi ścianami w kilku odcieniach szarości. Pod jednym dachem znajdzie się miejsce zarówno na przedstawienia teatralne w sali o powierzchni 550 m2, pomieszczenia na lekcje tańca, muzyki czy zajęcia plastyczne.

Tulipan „Kalisia”Motyw tulipana, jako jednego z symboli Holan-

dii, przewija się kilkakrotnie również w kontaktach Kalisza z Heerhugowaard. Jednym z nich jest tulipan „Kalisia”, wyhodowany przez Holendra Jana Lightharta, który pracował nad nową odmia-ną kilkanaście lat. Ta odmiana należy do rodzaju hybryd i ma około 35 cm wysokości. Wewnątrz jaskrawoczerwonych płatków tworzących kielich ukryte jest granatowe serce.

W roku 2000 władze Kalisza wyraziły zgodę na używanie nazwy „Kalisia”. Ponad sto cebulek przekazanych przez Holendrów posadzono wtedy w patio miejscowego ratusza. Nowa odmiana zdobi dziś także kaliskie klomby, a w roku 2004 trafiła na rynki USA, skąd ma być sprzedawana odbiorcom w innych krajach obu Ameryk. Oprócz tulipanów nowej odmiany, kaliskie klomby zdobią poda-rowane przez tego hodowcę krokusy i narcyzy. Innym symbolem trwałości partnerstwa jest

Kilka słów o samorządzieW skład zarządu miasta Heerhugowaard wcho-

dzą: burmistrz Han for the Heegde (odpowiedzialny m.in. za porządek publiczny i bezpieczeństwo, administrację, pożarnictwo, a także czterech wice-burmistrzów: Jan Willem de Boer (transport, sprawy społeczne i zatrudnienia, budownictwo), Robert Jan Piet (polityka oświatowa, gospodarka, sztuka, sport i rekreacja, środowisko, sprawy europejskie), Gretha Baijards (zdrowie, sport, integracja, osoby starsze) i Han van den Heiligenberg (finanse, za-rządzanie miastem, komunikacja) oraz sekretarz Frans Mencke.

Rada miejska wybierana jest przez mieszkańców, w Heerhugowaard liczy ona dwudziestu dziewięciu członków. Po wyborach samorządowych w roku 2006 w radzie jest reprezentowanych siedem frakcji: Stowarzyszenie Obywatelskie i Partia Pracy (po sie-dem miejsc), Ludowa Partia Wolności i Demokracji (pięć miejsc), Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (cztery miejsca), Niezależna Partia Heerhugowaard (trzy miejsca), Zieloni-Lewica (dwa miejsca) i Unia Chrześcijańska (jedno miejsce).

Rada odgrywa ważną rolę w samorządzie, ponieważ ustala ramy jego działania. Obraduje w każdy czwarty wtorek miesiąca wieczorem, w sesjach mogą uczestniczyć mieszkańcy miasta. Od 27 maja obrady radnych można obejrzeć na żywo w internecie.

Komisje również konferują raz w miesiącu i te spotkania są też otwarte dla mieszkańców. Oznacza to, że obywatele podczas sesji czy spotkań komisji mogą zabierać głos w kwestiach związanych z po-rządkiem obrad, rozprawiać o sprawach należących do zadań danej komisji. Swoje zainteresowanie należy zgłosić najpóźniej 48 godzin przed sesją, każda osoba ma prawo mówić 5 minut, w sumie podczas jednego posiedzenia przewidziane jest 30 minut na wystąpienia mieszkańców.

W samorządzie Heerhugowaard działają cztery komisje: Komisja zasobów (budżet, komunikacja, bezpieczeństwo publiczne), Komisja Zarządzania Miastem (tereny zielone, kanalizacja, drogi), Komisja Rozwoju Społecznego (oświata i sprawy społeczne, kultura, sztuka i sport), Komisja Rozwoju Miasta (rozwój gospodarczy, inwestycje, środowisko).

Agnieszka Królikowska

pomnik – zwany „Pulsujące serce” lub „Tulipan” – autorstwa Wiesława Oźminy. Stoi na jednym z rond w Heerhugowaard od 2002 roku, widnieją na nim herby obu miast. Serce o wysokości 2,5 m wykonane zostało z brązu, granitowy podest, symbolizuje mocny fundament współpracy między dwoma miastami.

Nazwę „Tulipan” nosi też Środowiskowy Dom Samopomocy w Kaliszu, od wielu lat hojnie wspie-rany przez holenderskich przyjaciół.

Symbolem trwałości partnerstwa między Kaliszem a Heerhugowaard jest pomnik zwany „Pulsujące serce”. Fot. Mariusz Hertmann

Page 46: 5 10 12 14 24 30 37

Zamierający festiwalDziwny był to festiwal, jakby oderwany od rzeczywistości i zawieszony w komplet-nej próżni. Zamknięty w murach teatru dla wąskiego grona wtajemniczonych, istniejący „sam dla siebie” – praktycznie bez widowni, bez atmosfery festiwalowej, bez prawdziwych emocji, nawet bez towa-rzyskich skandali...

Oczywiście poza sławnym już kotletem schabo-wym, którego nie mogła się doprosić w teatralnym bufecie Krystyna Janda. Skoro jednak bufet w tym samym dniu serwował bankiet komunijny, wypada go miłosiernie rozgrzeszyć. Zwłaszcza że znacznie gorsze grzechy organizatorów imprezy też ucho-dzą im na sucho.

Gdzie to święto?Co się stało z naszym festiwalem, który przez

prawie pół wieku był dorocznym świętem całego miasta? Gdzie się podziały kolejki pod kasą, tłumy młodzieży wdzierającej się do teatru na wszelkie możliwe sposoby? Gdzie te wieczory pełne emocji i długie nocne Polaków rozmowy? Oczywiście przy-czyny obecnego marazmu są złożone, po części wynikające z ogólnej sytuacji teatru, a po części też obciążające poprzednie dyrekcje kaliskiej sceny. Robert Czechowski np. skutecznie odstraszył bardziej szacowną część publiczności, ściągając do Kalisza całą lawinę modnych spektakli tzw. brutalistów. Ale Igor Michalski, który od roku kie-ruje kaliską sceną, też ma w tym względzie spore „zasługi”. Już po raz drugi zmienił termin imprezy, przenosząc ją – bez żadnego istotnego powodu – na drugą dekadę maja. A tegoroczny repertuar raczył ogłosić dopiero na kilka dni przed rozpo-częciem festiwalu, dając jasno do zrozumienia, że szeroka publiczność nie bardzo go obchodzi. I na swój sposób miał rację, ponieważ większość spektakli była wystawiana na małej scenie; a jeśli już na dużej, to przy mocno okrojonej widowni. Toteż bez zbędnych kłopotów wypełnili ją „sami swoi” – organizatorzy, sponsorzy, urzędnicy, artyści i ich znajomi itd. Po spektaklach i grzecz-nościowych brawkach wszyscy szybko opuszczali teatralny gmach, który natychmiast pogrążał się w ciemnościach. No bo jak długo można kisić się w swoim własnym sosie?

Dyrektor Michalski zapewniał też solennie, że zaprosił na festiwal najlepsze spektakle, jakie ze względów technicznych i terminowych dało się ściągnąć do Kalisza. Jeśli rzeczywiście tak było, to kondycja polskiego teatru nie wygląda najlepiej.

Mroczne wizje...Generalnie w repertuarze 48. KST dominowały

dwa nurty sceniczne. Ten ciekawszy tworzyły mroczne wizje świata pogrążonego w totalnym chaosie, bezsensie i beznadziei. Najoryginal-niejsze widowiska z tego gatunku pokazały dwa teatry: Polski z Wrocławia i Słowackiego z Krakowa.

48 Kaliskie Spotkania Teatralne

We wrocławskiej inscenizacji „Sprawy Dantona” według S. Przybyszewskiej, wykreowanej przez Jana Klatę, rewolucja francuska wpisana została w scenerię brudnych slumsów, na tle których wodzo-wie ludu toczą nieustanne kłótnie, a ostatecznym argumentem w tych sporach jest... piła spalinowa (nowsza wersja gilotyny!). Spektakl pokazuje jak cieniutka jest granica między demokracją i tyra-nią, idealizmem i terroryzmem, bohaterstwem i cyniczną trywialnością. Niespełna trzygodzinne wi-dowisko, pozornie chaotyczne, a w rzeczywistości poprowadzone z żelazną konsekwencją, zyskało sobie także uznanie jurorów, którzy przyznali jego twórcom gros festiwalowych nagród. Szkoda, że jury nie doceniło podobnych walorów w jeszcze bardziej szarym i mrocznym, ale za to bardziej malarskim, krakowskim spektaklu „Galgenberg” M. de Ghelderode, wyczarowanym na wzór fla-mandzkich mistrzów przez Agatę Dudę-Gracz. Tu pojawił się na scenie świat już po rewolucji, której niedobitki (zbrodniarze i ofiary) zagnieździły się w jakiejś zagraconej melinie, przytułku czy też domu wariatów – symbolicznym śmietniku historii. Ocze-kując tam już tylko na śmierć, wszyscy tak samo przegrani, odtwarzają dawne zdarzenia. Są okrutni i bezwzględni, ale też potrafią wzbudzić litość, a nawet wzruszyć. Ot, po prostu ludzie... Z serii owych koszmarnych snów nie udał się natomiast szekspirowski „Makbet” z Teatru Jaracza w Łodzi, zbudowany na jednym ciekawym pomyśle „czarnej mszy”, eksploatowanym jednak do znudzenia.

... i koszmarne problemyDrugi nurt sceniczny przyniósł przedstawie-

nia „publicystyczne”, poruszające problemy z

pierwszych stron gazet. Tu najciekawsza okazała się „Klątwa” Wyspiańskiego w reżyserii Barbary Wysockiej z Teatru Starego w Krakowie. Tra-giczna opowieść o romansie księdza i młodej kobiety wyróżniała się już samą formą scenicznej narracji. W tym spektaklu aktorzy wcielali się nie tyle w określone role, co w konwencję lokalnych plotkarzy; a główna bohaterka skupiła w sobie cały wulkan dobrych i złych emocji (co docenili również jurorzy).

Ponadto poznaliśmy historię księdza posądzo-nego o molestowanie chłopca („Wątpliwość” z Teatru Polonia w Warszawie), losy młodej lekarki z prowincji, która swą nieudaną karierę zawodo-wą zakończyła całkiem udanym samobójstwem („Martwa królewna” z Teatru Polskiego w Poznaniu) oraz dzieje przyjaźni dwóch chłopców, która nie wytrzymała zderzenia z prawdziwym życiem („Mojo Mickybo” z Teatru Krypta w Szczecinie).

Repertuar konkursowy dopełniła komedia „Gru-pa Laokoona” T. Różewicza, jednak aktorom Teatru Wybrzeże w Gdańsku nie udało się tchnąć ani odrobiny życia w tę sztukę, liczącą sobie już z pół wieku. Do tego dwa spektakle kaliskie: „Fernando Krapp napisał do mnie ten list” T. Dorsta i „Ferdy-durke” według Gombrowicza. W tym ostatnim jury doceniło kreację jednego z młodych aktorów – i nie był to tylko kurtuazyjny gest.

Zmierzch sztuki aktorskiej?Werdykt jury wydaje się surowy, ale w miarę

sprawiedliwy, bo promuje ciekawe kreacje w do-brych spektaklach. A jednak wywołuje on więcej niepokoju niż satysfakcji. I wcale nie z powodu przeoczeń czy też dyskusyjnych kryteriów, lecz raczej za sprawą pewnych niedopowiedzeń, pro-

Bożena Szal-Truszkowska

„Ferdydurke”, Szymon Mysłakowski. Fot.Katarzyna Madziała

teat

r

Page 47: 5 10 12 14 24 30 37

475•62008

wokujących do niewesołych refleksji.Warto więc zauważyć, że spośród 10 spektakli

zgłoszonych do konkursu jurorzy już na starcie wyeliminowali połowę, uznając je za niewarte nawet dyskusji. Spośród pozostałych nagrodzili trzy, ale godnie uhonorowali tylko jeden. Taki po-dział nagród oznacza de facto negatywną ocenę większości konkursowych propozycji, a więc także poziomu całej imprezy. Sugeruje też „votum nie-ufności” dla twórców festiwalowego repertuaru. A może także dla formuły „festiwalu sztuki aktorskiej” czy w ogóle Kaliskich Spotkań Teatralnych?

Te wątpliwości potwierdza też festiwalowy afisz, na którym znalazło się sporo nazwisk głośnych reżyserów, a niewiele znanych aktorów. I tylko dwie prawdziwe „gwiazdy”, Krystyna Janda i Anna Polony, występujące poza konkursem. Jeszcze więcej znaków zapytania przyniosła sesja naukowa „Dramat współczesny jako wyzwanie dla aktora”, gdzie mówiono głównie o trudnościach, jakie dziś napotyka aktor w teatrze, a nie o jego misji, randze zawodu czy sekretach warsztatu. Sporo uwagi poświęcono też coraz nowocześniejszej technice wdzierającej się do teatru, a także inwazji innych mediów (jak film, telewizja czy video), z którymi aktor coraz częściej musi konkurować na scenie. Jeden z prelegentów nawet przepraszał, że wygła-sza tak niestosowne poglądy w Kaliszu podczas aktorskiego festiwalu. Ale chwała Bogu, że ktoś to wreszcie głośno powiedział!

SOS dla festiwalu!Nie ma co ukrywać, kaliski festiwal pomału

zamiera. I słaba to pociecha, że dogorywa w do-brym towarzystwie, bo inne renomowane imprezy też mają kłopoty. Ale są także takie, które już się

Laureaci 48 KSTJury 48 Kaliskich Spotkań Teatralnych w skła-

dzie: Małgorzata Buczkowska-Szlenkier, Joanna Derkaczew, Zbigniew Brzoza, Stefan Drajewski, Łukasz Kos i Rudolf Zioło, po obejrzeniu 10 przedstawień konkursowych postanowiło wziąć pod uwagę tylko 5 z nich – i zadecydowało o następującym podziale nagród:

Grand Prix 48 KST (dwie nagrody po 10 tys. zł) otrzymali Marcin Czarnik za rolę Robespierre’a i Bartosz Porczyk za rolę Desmulinsa w „Sprawie Dantona” z Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Dwie nagrody aktorskie (po 3,5 tys. zł) – Ka-tarzyna Krzanowska za rolę Młodej w „Klątwie” z Teatru Starego w Krakowie i Szymon Mysłakowski za rolę Syfona w „Ferdydurke” z Teatru Bogusław-skiego w Kaliszu.

Dwie nagrody aktorskie (po 3 tys. zł) – Tadeusz Szymków za rolę Westermanna i Rafał Kronenberg za rolę Legendre’a w „Sprawie Dantona”.

Statuetkę Wojciecha – wszyscy aktorzy „Spra-wy Dantona” za kreacje zespołową.

Statuetkę Wojciecha – decyzją dyrekcji Te-atru Bogusławskiego – otrzymał także marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak za pomoc w remoncie i modernizacji sceny kameral-nej kaliskiego teatru.

podźwignęły, odżyły, obrosły nową atrakcyjną otoczką.

Jeśli chcemy uratować kaliski festiwal, trzeba poważniej zastanowić się nad jego profilem, ad-resatem, usytuowaniem itd. Ostatnie lata wyraźnie wykazały, że imprezie nie służy jej przypisanie do teatru, gdzie rozpanoszyło się pospolite „chałtur-nictwo” i „kolesiostwo”. Aby festiwal nabrał odde-chu, trzeba go wyprowadzić stamtąd i powierzyć ludziom z sercem. Stworzyć kompetentne gremium (biuro? agencję? stowarzyszenie?), które będzie cały rok trzymać rękę na pulsie – śledzić życie te-atralne, weryfikować oceny, wypracowywać nowe koncepcje, gromadzić środki itp. Sporo dobrych doświadczeń w tym zakresie ma chociażby kaliskie Centrum Kultury i Sztuki, organizator m.in. festiwalu teatrów ulicznych „La Strada” czy Międzynarodo-wych Prezentacji Teatrów Tańca Współczesnego. Te imprezy naprawdę żyją i mają swoją wierną publiczność.

Warto też przypomnieć, że Kaliskie Spotkania Teatralne uchodzą dziś za najstarszy, organizo-wany nieprzerwanie, festiwal teatralny w Polsce; a za dwa lata mamy szansę świętować jubileuszowy 50 festiwal. Jeśli majowa impreza przetrwała tyle lat, przełomów politycznych, kryzysów gospodar-czych itp. – to tylko dlatego, że była potrzebna kaliszanom. W obecnym kształcie nie służy niko-mu. Czy uda się ją reanimować? Zapraszamy do dyskusji.

„Sprawa Dantona”, Wojciech Ziemiański, Marcin Czarnik, Michał Opaliński.

„Sprawa Dantona”, Bartosz Porczyk, Wiesław Cichy, Andrzej Wilk, Tadeusz Szymków, Edwin Petrykat.

„Sprawa Dantona”, Kinga Preis.

„Sprawa Dantona”, Marcin Czarnik, Katarzyna Strączek, Bartosz Porczyk. Fot. Bartosz Maz

Page 48: 5 10 12 14 24 30 37