1914 fragment

6

description

Fragment książki Jeana Echenoza "1914", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Noir Sur Blanc

Transcript of 1914 fragment

Page 1: 1914 fragment
Page 2: 1914 fragment
Page 3: 1914 fragment

Anna Michalska

JEAN ECHENOZ

1914

Przełożyła

NOIR SUR BLANC

Page 4: 1914 fragment

Tytuł oryginału14

Copyright © Éditions de Minuit, 2012Published by arrangement with Literary Agency

„Agence de l’Est”

For the Polish editionCopyright © 2014, Noir sur Blanc, Warszawa

ISBN 978-83-7392-475-8

Page 5: 1914 fragment

10

Gdy dojeżdżał do miasta, zobaczył ludzi, którzy wychodzili z domów, gromadzili się i szli w stronę placu Royale. Dzień był upalny. Ludzie wyglądali na zdenerwowanych i podnieconych, rozglądali się wo-kół, nawoływali, wykonywali jakieś gorączkowe ge-sty. Anthime zostawił rower w domu i dołączył do głównego nurtu płynącego zewsząd w stronę placu, na którym mrowił się już radosny tłum. Wszyscy wy-machiwali flagami i butelkami alkoholu, cisnęli się i gestykulowali, ledwie zostawiając wolną drogę dla wozów konnych, które już transportowały grupy mężczyzn. Wyglądali na zadowolonych z mobilizacji. Słychać było gwałtowne dyskusje, głośne śmiechy, hymny i fanfary, patriotyczne okrzyki przerywane końskim rżeniem.

Z drugiej strony placu, obok sklepu z jedwabiami, na rogu ulicy Crébillon, z dala od rozognionego i spo-conego tłumu, Anthime spostrzegł Charles’a i z dale-ka bezskutecznie próbował uchwycić jego spojrzenie. Potem zaczął się do niego przeciskać. Charles miał na sobie swój codzienny strój, w którym chodził do biu-ra w fabryce: dopasowany garnitur i jasny, wąski kra-wat; trzymał się na uboczu i spoglądał obojętnie na tłoczących się ludzi. Na szyi jak zwykle wisiał mu aparat fotograficzny Rêve Idéal kupiony w sklepie Girard&Boitte. Kierując się w jego stronę, Anthime

Page 6: 1914 fragment

starał się rozluźnić i usztywnić jednocześnie, co było sprzeczne samo w sobie, lecz nieodzowne, by zwal-czyć coś w rodzaju onieśmielenia w kontakcie z bra-tem, które, niezależnie od okoliczności, zawsze od-czuwał. Tamten ledwie spojrzał mu w twarz, skupiając się na sygnecie, który Anthime nosił na małym palcu.

O, powiedział Charles, to coś nowego. I w dodatku nosisz go na prawej ręce. Zwykle nosi się na lewej. Wiem, przyznał Anthime, ale to nie dla ozdoby, tylko dlatego, że boli mnie nadgarstek. Ach tak, zgodził się łaskawie Charles, i to ci nie przeszkadza, kiedy poda-jesz ludziom rękę. Rzadko podaję ludziom rękę, od-powiedział Anthime, ale mówię ci, że to na ból nad-garstka. Jest trochę toporny, ale skuteczny. To coś magnetycznego. Magnetycznego, powtórzył Charles z nieznacznym uśmieszkiem i jednocześnie dmuch-nął lekko przez nos, potrząsnął głową, wzruszył ra-mionami, odwrócił wzrok — wszystko to w ciągu se-kundy, i Anthime znów poczuł się upokorzony.

A tak w ogóle, próbował kontynuować, wskazując kciukiem ludzi z transparentami, co o tym myślisz? To było nieuniknione, odpowiedział Charles, mrużąc jedno ze swoich zimnych oczu, drugie przykładając do wizjera aparatu, ale góra dwa tygodnie i będzie po wszystkim. Nie jestem tego taki pewien, Anthime po-zwolił sobie na sprzeciw. Jutro się okaże, powiedział Charles.