© Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

6

description

W pierwszej tak obszernej biografii od lat brytyjski pisarz Jonathan Clements wyciąga na światło dzienne nowe fakty na temat działań Mannerheima w Mandżurii, w Chinach i w Japonii. Dostajemy do ręki fascynujące dzieło o podróżniku i poszukiwaczu przygód, który stał się ojcem niepodległego narodu. Swoim życiem i osiągnięciami mógłby obdzielić kilka biografii. Był świadkiem narodzin niepodległej Finlandii, a - gdy kraj znalazł się w potrzebie dekadę później - znów pośpieszył mu z pomocą, zyskując status największego bohatera Finlandii.

Transcript of © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

Page 1: © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo
Page 2: © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

[ Fragment ]

WprowadzenieZimna góra

Był piątek, 26 czerwca 1908 roku. Pomimo letniego dnia wysokie zbocza świętej góry Pięciu Tarasów pozostawały zaśnieżone. Mnisi buddyjscy, drżąc z zimna, składali swoje podziękowania – czyż nie był to kolejny dowód na wielką świętość ich góry? Czy nie było powiedziane, że duch Mandziuśri, buddyjskiego bóstwa, spoczywał na „zimnej, czystej górze”? Dlaczego nie miałaby to być ta góra, nawet jeśli znajdowała się w Chinach?

Góra Pięciu Tarasów była nie tylko świętym miejscem; była także miejscem schronienia dla Trzynastej Inkarnacji Szlachetnego Zwycięzcy, Spełniającego Życzenia Klejnotu, Posiadacza Białego Kwiatu Lotosu, Jego Świątobliwości Dalajlamy. Zmuszony do opuszczenia swojej tybetańskiej ojczyzny po brytyjskiej inwazji w 1903 roku, Dalajlama korzystał teraz z krępującego pobytu w Chinach, strzeżony czujnym wzrokiem żołnierzy chińskiego Cesarza Wielkiej Sukcesji. Chiński Cesarz „zaprosił” Dalajlamę do Pekinu celem przedyskutowania jego sytuacji. Jednak teraz Dalajlama musiał przetrwać na górze Pięciu Tarasów, której pilnowali chińscy strażnicy, sprawdzając wszystkich zbliżających się do podnóża, rzekomo chroniąc przed wichrzycielami.

Politycznie, Dalajlama był w potrzasku, pomiędzy Chińczykami a Brytyjczykami, i miał nadzieję na ratunek z innej strony.

Raz na trzy dni wychodził ze swojej rezydencji znajdującej się na wzgórzu, żeby pozdrowić odwiedzających go wyznawców – Chińczyków i Tybetańczyków, Mongołów oraz członków plemion ze wschodniej Syberii. Zgodnie ze zwyczajem, każdy z nich wręczał mu uroczysty, jedwabny szal, zwany hatak. Dalajlama odwdzięczał się takim samym podarunkiem.

Rezydencja Dalajlamy była zabytkowa. Elementy kompleksu świątyni liczyły ponad tysiąc lat, i to się czuło. Niektóre z budynków były zrujnowane, zaśmiecone i pokryte brudem. Inne zaś były wręcz absurdalnie luksusowe, ze ścianami pokrytymi srebrem, złoconymi bożkami i obrazami buddyjskich świętych. Całości dopełniały stajnie pełne koni, a dalej, co zrozumiałe, także widok i odór ich nieczystości. Dalajlama, jakby nie zwracając na to uwagi, ubrany w uroczyste, żółto-złote szaty, wyszedł na zewnątrz. Towarzyszyli mu mnisi, z których część biegła przed nim, gdy schodził po schodach.

Page 3: © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

Mnisi torowali drogę swojemu duchowemu przywódcy, odpychając oczekujący go tłum ludzi, krzycząc po tybetańsku, mongolsku i chińsku. Nagle Dalajlama spostrzegł tajemniczą, wysoką postać stojącą w tłumie wyznawców. Ten chudy, wąsaty Europejczyk spoglądał wyraźnie na niego. Zaskoczony Dalajlama przystanął na moment. Dopiero po chwili ruszył dalej, w kierunku następnej świątyni. Kim był ten mężczyzna? Nie był „żółtogłowym” Brytyjczykiem, ale z pewnością pochodził z odległych regionów zza oceanu. Musiał być Białym Diabłem. Mężczyznę zauważono już wcześniej w znajdującym się w środkowych Chinach mieście Xi’an, gdzie fotografował świtę jednego z poruczników Dalajlamy. Mówiło się, że był to szwedzki badacz – Gustaf Mannerheim.

Jednak z pewnością nie była to cała prawda. Następnego dnia Dalajlama nakazał jednemu ze swoich mnichów, by sprowadził Mannerheima.

Duchowny oczekiwał spotkania w swojej komnacie, jednak gość się nie pojawił. Zniecierpliwiony, wysłał drugiego mnicha, którego zaskoczyło to, że podróżnik przed audiencją golił się oraz zmieniał ubranie – dziwnie dżentelmeńskie zachowanie. Ostatecznie Mannerheim przybył na spotkanie, niewzruszony koniecznością wspinaczki po stromych schodach i zupełnie nieświadomy tego, że kazał na siebie czekać żywemu bóstwu. Mannerheimowi towarzyszył Joseph Zhao, który był nastoletnim chińskim tłumaczem.

Mannerheim ukłonił się nisko przed Dalajlamą, który odpowiedział mu tylko lekkim skinieniem, cały czas bacznie przyglądając się przybyszowi. Badacz wziął swój niebieski, jedwabny hatak i obiema rękoma, z należną czcią wręczył prezent Jego Świątobliwości. Dalajlama odwzajemnił się, podając mu podobny jedwabny szal, tyle że w kolorze białym. Mannerheim wypowiadał się z szacunkiem, posługując się językiem rosyjskim. Jego tłumacz przekładał wszystko na dialekt mandaryński, podczas gdy jeden ze służących Dalajlamy, wpatrując się w skupieniu w podłogę, tłumaczył to na tybetański.

W pewnym momencie powstało pewne zamieszanie odnośnie do pochodzenia Mannerheima. Owszem, jego ojczystym językiem był szwedzki, jednak urodził się w Finlandii. Dalajlama był tym rozczarowany, ponieważ miał nadzieję, że Mannerheim to Rosjanin. Rosyjski car Mikołaj II był uważany przez niektórych Tybetańczyków za Białą Tarę, czyli inkarnację Bodhisattvy Współczucia, a także za zwiastuna pokoju w Azji. Co więcej, jeden z doradców Dalajlamy powiedział mu, że rosyjski car rozważa nawrócenie się na buddyzm – a jeśli tak by się stało, to z oczywistych względów sytuacja polityczna na Dalekim Wschodzie uległaby poważnej zmianie.Całkiem niespodziewanie Mannerheim przyznał, że spotkał cara. Finlandia była autonomicznym Wielkim Księstwem, jednak Wielkim Księciem Finlandii był właśnie Mikołaj II.

Dalajlama dwukrotnie nakazywał swoim sługom sprawdzenie holu, zwłaszcza za kotarami, by mieć pewność, że nikt nie podsłuchuje rozmowy – obawiając się zarówno tybetańskich intrygantów, jak i chińskich strażników. Duchowny nie był w stanie ukryć swojego podekscytowania. Jego powściągliwość oraz królewska postawa w pewnym momencie po prostu zniknęły, a na twarzy pojawił się nerwowy tik. W końcu Dalajlama spytał się Mannerheima, czy ten może przynosi dla niego jakąś wiadomość od rosyjskiego monarchy.

Podróżnik z przykrością wyznał, że nie, ale zaoferował przekazanie wiadomości do cara w imieniu Dalajlamy. Dalajlama zawahał się przez moment i zapytał Mannerheima o jego pozycję społeczną. Mannerheim wyjawił, iż jest baronem, co wydało się zadowalać Jego Świątobliwość. Przywódca Tybetańczyków podarował Mannerheimowi jedwabny hatak dla cara i wręcz błagał swojego gościa o pozostanie dzień dłużej, tak by mógł jeszcze „o coś zapytać”. Mannerheim

Page 4: © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

odpowiedział, że „w momencie gdy był zmuszony opuścić kraj, sympatie Rosjan były po stronie Dalajlamy. Owe sympatie nie zostały osłabione przez upływ czasu, więc gdziekolwiek będzie, może być pewien, że Rosjanie, zarówno ci wysoko, jak i nisko postawieni z zainteresowaniem obserwują jego poczynania”.

Wkrótce sala tronowa Trzynastej Inkarnacji Szlachetnego Zwycięzcy, Spełniającego Życzenia Klejnotu, Posiadacza Białego Kwiatu Lotosu, Jego Świątobliwości Dalajlamy rozbrzmiewała okrzykami radości, ponieważ Mannerheim zaprezentował dość nietypowy podarunek: półautomatyczny pistolet Browning FN M1900. Mannerheim czuł się lekko zażenowany prezentacją broni świętemu człowiekowi, ale był to najcenniejszy przedmiot, jaki posiadał po wielu miesiącach podróży. „W takich czasach, nawet tak świętemu człowiekowi pistolet może przydać się o wiele bardziej niż gorliwa modlitwa”, zauważył.

Jego Świątobliwość wydawał się dość pewny ponownego spotkania i obiecał Mannerheimowi, że przy następnej okazji pozwoli się sfotografować.

Żegnając się, zaprosił podróżnika, aby ten przy okazji odwiedził go w Lhasie – najwyraźniej Jego Świątobliwość nie planował długiego pobytu w Chinach. „Dalajlama zrobił na mnie wrażenie człowieka inteligentnego i spostrzegawczego, posiadającego spory zapas fizycznej i duchowej siły. Jego sympatia do Chińczyków oraz jego wiara w ten naród była wyraźnie znikoma”, podsumował Mannerheim.

Nie stało się jednak tak, jak sobie obiecywali. Spotkanie w świątyni na górze Pięciu Tarasów nie było początkiem, lecz końcem znajomości.

Ci dwaj mężczyźni nigdy więcej się nie zobaczyli. Następnego dnia Dalajlama był już niedostępny dla Mannerheima, a powodem, jaki mu podano, było podobno nieotrzymanie przez Dalajlamę spodziewanej „odpowiedzi”. Niedługo potem duchowny dostał to, czego najbardziej się obawiał – wezwanie do Pekinu. Bardzo możliwe, że spowodował to przyjazd Mannerheima, który wystraszył „opiekunów” Dalajlamy.

Pomimo zapewnień podróżnika o rosyjskiej „sympatii”, pomoc dla Tybetańczyków nie nadeszła. Rosyjski romans z Dalekim Wschodem, który trwał dwa pokolenia, dobiegł końca, a wizyta Mannerheima była tego zapowiedzią. Jego spotkanie z Dalajlamą stanowiło zwieńczenie dwuletniej misji mającej na celu analizę zagrożenia Chin wobec Rosji.

Mannerheim zdążył się zorientować, że takie niebezpieczeństwo nie istniało, więc Dalajlama stawał się dla cara bezużyteczny. Na górze Pięciu Tarasów, zwanej „Zimną górą”, Mannerheim był świadkiem gwałtownej zmiany karmy. Był tam tego pamiętnego dnia, gdy nic się n i e w yd a r z y ł o. Zainteresowanie cara ekspansją na Azję, mocno osłabione przegraną w wojnie rosyjsko-japońskiej, teraz było wręcz znikome. Dalajlama nie miał otrzymać pomocy w walce z sąsiadującym imperium – ale takiej pomocy nie miał również otrzymać Mannerheim.

Na Dalekim Wschodzie Mannerheim ryzykował swoją karierą.Uciekł przed długami z Sankt Petersburga, by służyć na wojnie przeciwko

Japonii. Poświęcił lata życia zdobywaniu informacji – misji, która odsłoniła niewygodną prawdę, że Chiny były zbyt słabe, by stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla Rosji. Podróżnik i szpieg miał wkrótce wrócić do domu, gdzie czekała na niego niepewna przyszłość. W tamten piątek, na górze Pięciu Tarasów, Mannerheim nie miał pojęcia, że największe bitwy były jeszcze przed nim i wcale nie miały być prowadzone w Azji, lecz w jego ojczystej Finlandii. Po tym jak swoje dorosłe życie poświęcił, wiernie służąc Rosji, Mannerheim miał wkrótce wcielić się w inną rolę – w bohatera gotowego zaryzykować życie i karierę, by stawić czoło nowemu wrogowi – Rosji.

Page 5: © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

* * *

Droga Gustafa Mannerheima w rosyjskim wojsku przebiegała w sposób niekonwencjonalny. Fin specjalizował się w jeździe konnej, co było dyscypliną zanikającą w obliczu dynamicznego rozwoju silnika spalinowego. Będąc jednym z mistrzów jazdy konnej, Mannerheim był wysoce poważanym kupcem koni dla wojska, a także dowódcą reprezentacyjnej kompanii kawalerii. Za sprawą rodzinnych koneksji oraz zrządzeniem losu, Mannerheim był także ekspertem w sprawach Dalekiego Wschodu. Sprzeciwiając się rodzinie oraz radom swoich kolegów oficerów, zdecydował się zgłosić do służby wojskowej w wojnie rosyjsko-japońskiej – dzięki czemu zdecydowanie wyprzedził rywali w wyścigu o awans. W czasie pokoju powrócił na Wschód, gdzie brał udział w długotrwałej misji szpiegowskiej, która była częścią „Wielkiej Gry” o dominację w Azji. W zasadzie większość swojego dorosłego życia Mannerheim spędził, przygotowując się do wojny, która nigdy nie wybuchła – wiszący w powietrzu rewanż pomiędzy Rosją a Japonią został odłożony na czas nieokreślony z powodu rewolucji w Sankt Petersburgu.

Mannerheim spędził większość swojego życia, jak to ujął, „ścigając się z burzą”. Cały czas obserwował polityczny horyzont, oczekując oznak zbliżającego się niebezpieczeństwa ze Wschodu. Jednak wbrew temu, czego należałoby się spodziewać, bitwy, które uczyniły go naprawdę sławnym nie były tymi, które stoczył przeciwko Japończykom, ale tymi, w których walczył przeciwko swoim dawnym panom – Rosjanom.

Wraz z rewolucją w Rosji w 1917 roku zakończył się, trwający wiek, okres panowania cara nad Wielkim Księstwem Finlandii. Finlandia ogłosiła niepodległość, a Mannerheim – Fin służący Rosji – powrócił do ojczyzny. Udało mu się uniknąć schwytania i egzekucji ze strony bolszewików, a kiedy dotarł do Finlandii okazało się, że jest najbardziej doświadczonym wojskowym w nowo odrodzonym państwie. Mannerheim został przywódcą fińskiej armii i walczył w kontrowersyjnej wojnie domowej, mającej położyć kres wewnętrznej rewolucji. Tryumfalnie maszerował po ulicach Helsinek, a następnie spędził dekadę na politycznej prowincji, na którą skazało go państwo, niepomne, że pomógł je tworzyć. Paradoksalnie, to był właśnie dobry czas, by po latach mówienia po szwedzku, francusku i rosyjsku, nauczyć się języka fińskiego.

Mannerheim wielokrotnie próbował przejść na emeryturę, ale jego plany krzyżowały się w sposób wręcz komediowy. Wraz z nadejściem kryzysu wojskowy przyjął stanowisko głowy państwa jako regent Finlandii, by później nad morzem prowadzić kawiarnię. Zrezygnował z emerytury, by walczyć z nieprzyjacielską inwazją, choć szanse na wygraną były minimalne. W czasie drugiej wojny światowej dostąpił niezwykłego zaszczytu – został odznaczony nie tylko przez Finów, ale także między innymi przez aliantów (francuski Order Legii Honorowej), nazistów (Żelazny Krzyż) oraz przez neutralną Szwecję (Order Serafinów). Mannerheim był zażartym przeciwnikiem bolszewizmu, a przez swoich wrogów nazywany był „naczelnym rzeźnikiem”. Mimo to bardzo cenił portret Lwa Finlandii, jaki w dowód wdzięczności otrzymał od rosyjskich więźniów wojennych. Mannerheim, choć był zażartym obrońcą fińskiej niepodległości, to zawsze pamiętał o hołdzie lennym złożonym ostatniemu carowi Mikołajowi II. Portret Mikołaja II wisiał zresztą u niego na ścianie, a on dumnie nosił medale nadane mu przez cara. Zaskakujący fakt w biografii Mannerheima to jego przyjęcie z okazji 75. urodzin, na którym niespodziewanie zjawił się Adolf Hitler.

Page 6: © Jonathan Clements, „Mannerheim. Prezydent, żołnierz, szpieg”, wydawnictwo

Zwieńczeniem kariery było objęcie przez Mannerheima – na krótko – urzędu prezydenta Finlandii. Carl Gustaf Mannerheim był jedną z największych postaci XX wieku, w najlepszym okresie swojego życia stał się znaną na arenie międzynarodowej osobą – obecnie prawie zapomnianą poza rodzinnym krajem.

Pomimo, a może właśnie z powodu swojego niezwykłego życia, Mannerheim nawet po swojej śmierci „doświadcza” niezwykłych zawirowań losu. Dla Finów jest nadal przedmiotem dumy narodowej, generałem, którego nazwisko zostało wykorzystane przez organizację charytatywną dla dzieci oraz przez zespół rockowy. Mannerheim jest także bohaterem komiksu o polowaniu na tygrysy w Indiach oraz obiektem złośliwych żartów w przedstawieniach teatru lalek. Został przeklęty za to, że, jak sam mógł to zauważyć, żył w ciekawych czasach.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Replika w 2010 roku.Informacje o niej znajdziecie na www.replika.eu