WZNIESIENIE · 2017-08-24 · I ot, obracam się w prawo i widzę napis „Pomóż mi cię...

14
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Milen Ruskow WZNIESIENIE NAGRODA LITERACKA UNII EUROPEJSKIEJ 2014

Transcript of WZNIESIENIE · 2017-08-24 · I ot, obracam się w prawo i widzę napis „Pomóż mi cię...

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Milen RuskowWZNIESIENIE

NAGRODALITERACKA

UNII EUROPEJSKIEJ2014

„Wciągająca i  dramatyczna fabuła, unikatowi jako ob-razy literackie bohaterowie, mistrzowski sposób snucia opowieści, tragizm i  humor – nowa powieść Milena Ruskowa stanowi klucz do filozoficzno-historycznych, a  także narodowo-psychologicznych problemów, wzlo-tów i upadków Bułgara oraz bułgarskiego społeczeństwa na ich historycznych drogach i bezdrożach”.

Swetłozar Igow

„Ironiczna, pełna, o  bogatym języku, po prostu praw-dziwe osiągnięcie bułgarskiej literatury”.

Mitko Nowkow

Myślę sobie, a odwrócę się plecami do tej szkoły, coby mnie nikt nie oglądał. I ot, obracam się w prawo i widzę napis „Pomóż mi cię wznieść”. Ta szkoła jest nowa, nie uczyłem się tu, a w starej, co to ją Kotełską Akademią nazywają. Skończyłem tam trzy klasy, a potem jeszcze rok uczyłem się w piątej. I Asenczo tam uczęszczał, dla pożytku swego i  całego narodu. Tak przynajmniej mówi. Wzlecieć, zedrzeć zasłony, wznieść się, bracie, ku wiedzy i myślom szlachetnym, zyskać świadomość stworzenia słownego, człowieka. Stąd już tylko krok do Czynu.

Jest rok 1872. W Bułgarii pod panowaniem tureckim toczy się walka o wolność, o  prawo do tożsamości narodowej, o  język, sztukę, literaturę i  religię. Jest to czas odrodzenia narodowego, także czas działalności rewolucyjnej, partyzanc-kiej i zbójnickiej.

Czytelnik poznaje tę rewolucyjno-rozbójnicką rzeczywistość z perspektywy sła-bo wykształconego, prostolinijnego Gicza i jego wiernego towarzysza Asencza. Uzbrojeni w pistolety i książki buntownicy wyruszają z miasta Koteł, by przyłą-czyć się w górach do jednej z grup rewolucjonistów. Razem z nimi biorą udział w napadzie na turecki konwój na przełęczy Arabakonak, co daje początek ich niezliczonym perypetiom.

Powieść, napisana stylizowanym, niepowtarzalnym językiem, wciąga nas od pierwszej strony w wir dramatycznych wydarzeń i komicznych sytuacji, z ma-estrią przeplatanych barwnymi opisami i „filozoficznymi” rozważaniami boha-terów.

Milen Ruskow

WZN

IESIENIE

www.wuj.pl

Milen Ruskow (ur. 1966) – bułgarski pisarz i tłumacz. Mieszka w  Sofii. Ukończył filologię bułgarską na Uniwersytecie Sofijskim w roku 1995. Od 2001 roku współpracował z  wieloma wydawcami jako tłumacz z  języka angielskiego. Wzniesienie to trzecia powieść w  jego dorobku. Ruskow otrzymał za nią nagrodę „Złoty Wiek” bułgarskiego Ministerstwa Kultury, Na-grodę im. Christo G. Danowa i  Nagrodę im. Eliasa Canettiego.

Patroni medialni

Wzniesienie_okladka_ost.indd 1 2017-02-07 11:16:39

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

WZNIESIENIE

Wzniesienie_str1.indd 1 2016-12-07 17:08:51

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

Milen RuskowWZNIESIENIE

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Tłumaczenie Magdalena Pytlak

Wzniesienie_str2.indd 1 2017-01-04 14:03:08

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

Seria: Literatura

Projekt okładki Agnieszka Kucharz-Gulis Na okładce: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Andon_Kioseto.jpg

Tytuł oryginału: ВъзвишениеCopyright © 2011, Милен РусковFirst published by Janet 45 Publishing, Plovdiv, Bulgaria All rights reserved

© Copyright for Polish Translation and Edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Wydanie I, Kraków 2017 All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarza-ny i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowy-wany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

Projekt współfinansowany w ramach programu Unii Europejskiej „Kreatywna Europa”.

Publikacja odzwierciedla jedynie poglądy autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za umieszczone w niej treści.

ISBN 978-83-233-4051-5; e-ISBN 978-83-233-9732-8

www.wuj.pl

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-80, tel./fax 12-663-23-83 Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: [email protected] Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

Od autora

Ponieważ mój wydawca, by nie zostać posądzonym – zupełnie zresztą niesłusznie – o analfabetyzm, stanowczo mnie o to po-prosił, objaśniam, co następuje: Ortografia w niniejszej książ-ce nie jest zgodna ze współczesnymi zasadami, a często kie-ruje się osobliwościami bułgarskiej literatury odrodzeniowej. Owa literatura jest bardzo zróżnicowana i niekonsekwentna, jest czymś w rodzaju pierwotnego zorganizowanego chaosu: ten sam człowiek w ramach jednej książki, a czasem i jednego akapitu, pisze to samo słowo na dwa różne sposoby. Literatura była wówczas silnie zliberalizowaną inicjatywą i, uogólniając, każdy posiadał własne zdanie w kwestii tego, jaki wygląd po-winna przyjąć, to zaś mogło ulec zmianie, powiedzmy, w ciągu jednego dnia. Niniejszy tekst jest usystematyzowany i posia-da pewien porządek – ułatwienie dla współczesnego czytelni-ka – nie jest on jednak na tyle sztywny, by unicestwić ducha czasów. Książka stanowi zatem kompromis między sztywny-mi zasadami współczesnej ortografii a liberalnym odrodze-niowym chaosem.

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

7

Od tłumaczki

Tłumaczka, by nie zostać posądzoną o unicestwienie ducha czasów, objaśnia, co następuje:

Milen Ruskow, podobnie jak w przypadku dwóch poprzed-nich książek, wymyślił na potrzeby swej literackiej wizji nowy język. Język ten jest mieszanką dialektu z okolic miasta Koteł, języka odrodzeniowego piśmiennictwa (opisanego powyżej), słów zaczerpniętych z dziewiętnastowiecznych słowników oraz własnej językowej fantazji i ogromnego poczucia humoru. Jest to zatem język będący grą jednocześnie z tradycją i współczes-nością. Niestety (w tym kontekście, rzecz jasna) polska tradycja literacka jest na tyle długa, że dziś z powodzeniem możemy czy-tać siedemnastowieczne utwory bez pomocy słowników. Styli-zacja na staropolszczyznę mogłaby się okazać najlepszą strategią translatorską, gdyby wcześniej na ten pomysł nie wpadł Hen-ryk Sienkiewicz. Włożenie w usta bohaterów sienkiewiczyzny poskutkowałoby w moim odczuciu swego rodzaju anachroni-zmem. Wybór konkretnego dialektu mógłby z kolei stworzyć mylne wrażenie lokalności wydarzeń. Pozostała mi więc próba odmalowania nastroju bez niepotrzebnego (jak mi się wydaje) utrudniania tekstu na przykład poprzez zniekształcony zapis. Nastrój ten został zamknięty w tytule powieści, będącym do-słownym tłumaczeniem oryginału – Wzniesienie Ruskowa za-wiera w sobie bowiem tyle samo wzniosłości, ile przyziemności.

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

Ponieważ fabuła powieści została zbudowana wokół wyda-rzenia historycznego (napad na przełęczy Arabakonak), więk-szość postaci pojawiających się na jej kartach (poza parą głów-nych bohaterów) jest prawdziwa. Tych, którzy chcieliby się dogłębniej zapoznać z faktami, odsyłam do Leksykonu trady-cji bułgarskiej pod redakcją Grażyny Szwat-Gyłybowej, Buł-garii Tadeusza Czekalskiego oraz Historii Bułgarii Tadeusza Wasilewskiego. Na końcu książki zostały umieszczone przy-pisy, w których znajdują się podstawowe informacje o najważ-niejszych postaciach oraz wydarzeniach z nimi związanych.

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

WZNIESIENIE

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

Przeproszenie za niepiękność opisywań

Dwie przeciwne sprawy (rzeczy, jedna z drugą, niezgodne) moc-no mną wzburzają, kiedy spisuję: mowa oględna, jako się rze-cze, i prosta mowa. Myśląc, że każdy pisarz, z osobna i wes pół, niechybnie zobowiązany podług możliwości spisywać pisma swoje mową piękną o znaczeniu swoistym, która to nie tylko piękną jest, a i mocy dodaje wielce ogromnej temu, co czło-wiek rzecze, rozkoszuję się tako i miłe mi dążenie i wybiera-nie tego, co prawe, słuszne i naszemu rdzennemu językowi właściwe i przyrodzone, a najbardziej jego gorącym orędowni-kom, wyrazicielom i obrońcom słowo miłującym miodopłyn-ne i przyjemne, od których to, jeśli byłbym godzien, mógłbym był przejąć i miłość, i szacunek. Jednakoż myśląc o całej nie-wdzięczności narodu całego, o tym, że nie jest w stanie łatwo pojąć takowych słów piękna, ani zrozumieć ich tak, ażeby czer-pać jaką rozkosz z tego, co czyta, przeto i pożytek… wówczas wpierw mówić będę prosto, jak to tylko możliwe.

„Lubosłowie”, maj 1844*

* „Lubosłowie” – pierwsze bułgarskie czasopismo, wydawane w Smyrnie (Izmi-rze) w latach 1844–1846. Na jego łamach publikowano przede wszystkim teksty kształtujące świadomość narodową Bułgarów. Jego założycielem i redaktorem był Konstantin Fotinow, propagator tzw. słowianobułgarskiej normy języka lite-rackiego, opartej na piśmiennictwie staro-cerkiewno-słowiańskim. Tytuł cza-sopisma jest dosłownym tłumaczeniem greckiego philologia. Przyp. tłum.

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

13

Dwudziesty siódmy dzień miesiąca lutego. Aaaa! Toż to nie życie! Zimno jest bardzo, jak w psiarni. Ruszamy dziś z Koteł i już bym był się wyprawił, gdybym Asencza z Żerawny, kom-pana mego, czekać nie musiał. Czy aby powóz mu się w śniegu nie zakopał? On to też miał konia przyprowadzić, drogą kupna lub kradzieży nabywszy, jak tam wyjdzie, bom ja z domu za-brać nie mógł. Ode mnie inszych spraw się oczekuje… Strasz-ne, straszne zimno! Koteł jakby go kto w Bałkan wcisnął, jak-by go Bóg przez sen stworzył. A jeśli to był człek, jak bardzo on musiał być dziki, powiedzieć nie umiem, lecz rozumu ów człek nie miał. Wiem ci ja, co mówi głupie ludowe bajanie, że niby jakieś kmiotki ze wsi Nowaczka konie gdzie podziali, a konie te przyszły tutej, do źródeł, i te kmiotki, gdy konie zna-leźli, wielce się tutejszą okolicą zachwycili i na chłopski rozum uznali: „O, tutej na nowo osiądziem”, i tak oto te szarlatany wieś Koteł założyły. Pies wam mordy lizał, to przez was żem się w tym śnieżnym piekle znalazł! Tu przez czas cały zamie-cie się powodują, że nie przejedziesz. Jeśli nad morze ci nie-spieszno, spokojnie w jakiej zaspie utopić się możesz. Czasem tyle tu śniegu, że w załomach na szczycie Razbojny wiater go po czubki drzew nawiewa.

Łyknąłem po junacku rakii. Nie jest ci to do popijania naj-lepsze miejsce, jako żem pod gałacińską szkołą przystanął,

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

14

w środku są dziatki. Patrzą i się uczą – wszystko, co zobaczą, zaraz przychodzi im ochota robić. Widzą, że pijesz – chcą pić i one. Dziecka proste pojmowanie. A potem trza je rugać, chandryczyć się z nimi, łajać, póki się nie oduczą. Myślę so-bie, a odwrócę się plecami do tej szkoły, coby mnie nikt nie oglądał. I ot, obracam ci się w prawo i widzę napis „Pomóż mi cię wznieść”. Ta szkoła jest nowa, jam się tu nie uczył, jeno w starej, co to ją Kotełską Akademią nazywają. Skończył żem tam trzy klasy, a potem jeszcze rok się w piątej uczył. I Asen-czo tam uczęszczał, dla pożytku swego i całego narodu. Tak przynajmniej mówi. Wzlecieć, zedrzeć zasłony, wznieść się, bracie, ku wiedzy i myślom szlachetnym, zyskać świadomość stworzenia słownego, człeka. Stąd już tylko krok do Czynu.

Od nowa wzniosłem oczy ku napisowi. „Pomóż mi cię wznieść”. A oto i ona. Naprzeciwko, z drugiej strony kocich łbów, stoi gospoda Wasiła Kontyrowa, gdzie Lewski1 komitet rewolucyjny założył.

A czemuż to, zapytasz, kiedy tak czekasz, aż Asenczo z Że-rawny przybędzie, nie wyjdziesz mu na spotkanie z drugiego końca Koteł, tylko stoisz, jak ten pniak górski, aż tu, w Gała-cie? – Łatwo ci mówić! Kiedym ja cały się w bagaże przyspo-sobił, broń niosę, jeszcze jeden komplet odzienia na drogę, jedzenie, a i książki do czytania podczas dalszej przez Bał-kan podróży. A poza tym mieszkam tu za rogiem, jak spoj-rzysz z tamtej strony, dojrzysz płot naszego domu, tego dłu-giego, trochę jak lazaret, domu. Jest tak, bo ojciec mój trzyma tam warsztat, i dom cały, ale i podwórze latem pełne są aba-jów, serdaków. Potem wiezie je do Burgasu i sprzedaje tępym głupcom, co je noszą. A są to przede wszystkim psy z Armii Tureckiej, noszą te nasze abaje nad swoimi chudymi tyłkami, pchły w nich hodują, a nam pieniądze za to dają. Bracie, na

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

15

tym świecie nie ma nic prostszego niźli Armia Turecka! Jeś-liś Armii Tureckiej nie widział, to wiedz, że znajdziesz ją tam, gdzie kończy się prostactwo. Tam, gdzie się kończy prostactwo, a dalej już nie wiesz, jak to się zowie, hej tam jest turecka ar-mia. Tak więc się to zowie.

Z tej to właśnie przyczyny tum stanął i aż tutej Asencza wyczekuję. Prawda, że on, aby do mnie dotrzeć, cały Koteł bę-dzie musiał przejechać, ale jak już raz wzgórze Wida miniesz, to kotełskie krzywe ulice ci się oprzeć nie mogą.

A czemuż to, zapytasz, ruszacie, maminsynki, w tę ogromną zamieć i śnieżycę w zaspach brodzić jako duchy jakie zmarłych na tej śnieżnej pustyni i dokąd to wasze durne łby zmierzają? Znam ci ja takich jak ty. Tobie łatwo powiedzieć, bo z góry pa-trzasz na rzeczy, jak jaki bożek grecki. To teraz ja cię zapytam, jak mamy dotrzeć na umówione spotkanie z Dimityrem Ob-sztim2, na początku marca, jeśli nie ruszymy teraz? A tej spra-wy odpuścić nie można. Ponieważ jest to sprawa narodowa, Czynu i Rewolucji! A jakże, w kwietniu, a czasem i końcem marca, tureckie skarbce przez Bałkan ruszają, do Carogrodu jadą. A my, z towarzyszami i zaprawionym rewolucjonerem Dimityrem Obsztim, z radością na nich czekamy w gęsto zale-sionych bałkańskich przełęczach i, hej – już tu do mnie! Coby się na kwiecień przygotować, już w marcu się spotkać musi-my, rozeznać – kto z nami, kogo brakuje, kto brat, a kto swat, przyszykować to i tamto, a potem – trzymaj się junackie serce! A jak już kwiecień przyjdzie, to potem całe lato Turcy skarby przez przełęcze Starej Płaniny wożą. Większejś głupoty nie widział! No, ale którędy mają jechać? Saraceny w swej azja-ckiej złości czasem za nami pościg puszczą. Ale czy złapiesz to tak wyrobionego junaka? W dodatku w jego staropłanińskim dumnym, zacienionym siedlisku! W miłym lesie złapiesz ty za

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

16

fujarkę starego popa i na niej zagrasz. Stara Płanina od zaw-sze była przyjaznym schronieniem dla junaków, bułgarskich hajduków, którzy ci się tam zbierali i na Saracenach okrutnie mścili – tego zaciukali, tego okradli, pokrótce – psia ich mać. Ale jeszcze oni odpowiedniej drogi nie podjęli, uczucia naro-dowe się jeszcze w tamtych junakach na dobre nie obudziły i jeno dla osobistej zemsty działali, a nie dla jakiegoś Czynu. No i był to błąd, teraz się go naprawi. Ciężko Saracenom! Taka dola, tyle im powiem.

My te monety ze skarbów zabieramy i na Rewolucję przezna-czamy, a co nieco na własne potrzeby ostawiamy, na wikt swój i koszta (wyżywienie) tej zimy, i inne temu podobne. W tym roku i Asencza ze sobą prowadzę, to jego pierwszy raz, nie-szczęśnika. Ojciec na mnie krzywo spoziera i mówi: „Siedź tu, mówi, z nami pracuj, gdzie, mówi, się będziesz z tymi nagania-czami szlajał”, trochę się wścieka. Ale ja nie będę serdaków szyć, dla Turków pracować! Jam się Czynowi poświęcił i Rewolucji!

Tak więc oto do Dimityra żeśmy wyruszyli, coby się z nim spotkać na tajnym klasztornym spotkaniu, o którym tu mówić nie mogę, bo jest ci w największej tajemnicy trzymane. A po-tem się już za Czyn zabieramy.

A oto i Asenczo się na końcu ulicy pojawia. Jedzie furą z jednym koniem. Ubrany w grubą opończę, ale zamiast kap-tura na głowie ma czapę z lisiego futra, z której trzy całe lisie ogony zwisają, jak u jakiego janczara, oni takie czapy noszą. Asenczo jest całkiem drobniutki i w tej opończy i lisiej cza-pie twarz jego wyziera jak myszka z dziury albo wiewiórka spomiędzy liści. Cały się bidak z zimna zwinął, to na jeszcze drobniejszego wygląda, pewno razem z tą swoją opończą był zmarzł jako skowyr (kundel) bezdomny, zanim tu dojechał. A jak mnie zobaczył, rękę podniósł w pozdrowieniu i woła:

Publikacja objęta prawem autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie zabronione.Publikacja przeznaczone jedynie dla klientów indywidualnych. Zakaz rozpowszechniania i udostępniania w serwisach bibliotecznych.

17

– Hej ho, bracie Giczo… – i coś jeszcze zawołał, alem przez zawieruchę dosłyszeć nie mógł.

Hejże, powiedziałem sobie, bracie, Czyn się zaczął! I łyk-nąłem z butelki, i ruszyłem dziarskim męskim krokiem, jak trza, coby Asencza powitać. Bóg z nami!

Podaliśmy sobie z Asenczem ręce, poklepali, to tamto, a po-tem zapakowałem swój bagaż na wóz. Ten wszystek pokryty śniegiem, co do środka napadał i Asenczowe torby przykrył, obok to których ledwie co łopatę do odgarniania śniegu widać.

– Jak dotąd szło, ha, Asenczo? – zawołuję. – Och – powiada – daj pokój! Cała droga w zaspach, za-

nim minął ja szczyt Widy, dusza ze mnie wyszła, przy Że-laznej Bramie śnieg po pas, nawaliło okrutnie na zakrętach, fura aż po boki skrzyni zasypana, schodził ja odśnieżać i koniu pomagać. Dobrze, że łopatę wziął, inaczej by nie przejechał.

I kiedy o koniu wspomniał, dopiero bardziej żem ci na nie-go uwagę zwrócił. Rany, wcale mi się nie podoba! Toż to jak suszone mięso wygląda.

– Asenczo – powiedziałem – a gdzieżeś ty taką chudą szka-pę znalazł?

– Kupił od Cyganów – powiada. – Ale co, w porządku zwie-rzę! Troszku starszawe, ale moich pieniędzy na tyle starczyło. I nie zwracaj uwagi, że na takiego nikłego wygląda. Mocny to koń! Silny!

Ej, po sprawie, o co się tu spierać – człek musi do przodu patrzać. Dlategom zapytał, jak się ten koń zowie.

– Słuchaj, ja się tego nie dowiedział! – powiada Asenczo. – Oni w jednym miejscu trzymają ogrodzony tabun koni, co to je sprzedają, a na każdego wołają Kolio. „Popatrz na tego Kolia, popatrz na tamtego”. A jak kobyła – Mara. Dopiero