Post on 15-Feb-2016
description
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 2
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 3
Indeks: 00183/2015/12K_07 Pozycja e-book_JW48: 075
Opracowanie edytorskie: Jawa48
na podstawie egzemplarza ze zbiorw prywatnych Tylko do uytku wewntrznego i osobistego bez prawa przedruku i publikacji
tak w czci jak i w caoci. Grudzie 2015
Prawa autorskie nale do autora, autorw tumaczenia
i ilustracji, Wydawnictwa CZYTELNIK,
ich spadkobiercw oraz innych osb fizycznych
i prawnych majcych lub roszczcych sobie takie prawa.
Powie bya wydana w serii z Jamnikiem przez Wydawnictwo CZYTELNIK
Warszawa, 1969
JaWa48
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 6
SPIS ROZDZIAW
Rozdzia I str. 7 Rozdzia II str. 39 Rozdzia III str. 58 Rozdzia IV str. 84 Rozdzia V str. 108 Rozdzia VI str. 135 Rozdzia VII str. 161 Rozdzia VIII str. 181 Rozdzia IX str. 208 Rozdzia X str. 233 Nota edytorska str. 249
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 7
Wszystkie adresy oraz postacie
biorce udzia w akcji s fikcyjne
Rozdzia pierwszy
Wartownik poruszy si niecierpliwie. W hallu znowu zadzwoni te-
lefon, uwzili si dzwoni wtedy, kiedy jad kolacj. Waciwie mg nie po-
dej, rozmyla, mg by przecie teraz na zewntrz gmachu, powinien
tam by od czasu do czasu, naleao to do jego obowizkw subowych,
ktre lekceway, jeeli pada deszcz.
Niechtnie odoy nadgryzion buk, poczeka jeszcze chwil, ale
telefon dzwoni uparcie, wic wsta i szurajc butami podszed do aparatu.
Sucham, Instytut Chemii powiedzia, nastawiony nieyczliwie do ko-
gokolwiek, kto by po tamtej stronie suchawki. Prosz siedemnacie
gos by obcy, obojtny. cz odpar machinalnie, chocia wiedzia,
ze w pracowni nie ma nikogo, tego wieczoru pusto byo w Instytucie, wida
nie mieli pilnych analiz. Poczy rozmwc z siedemnastym wewntrznym,
oczywicie nikt si tam nie odezwa, wic przerzuci kabelek z powrotem i
powiedzia: Nie ma nikogo. Zaraz... siedemnasty, to jest pracownia
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 8
krystalicznych materiaw dielektrycznych? Gos chcia si upewni.
Bo moe ja pomyliem.
Wartownik zerkn na drukowany spis.
Tak. Ale nikogo nic ma powtrzy. Ju pno, jedenasta do-
chodzi. Kto by, to dawno poszed do domu.
Dzikuj. Do widzenia odpar rozmwca. Szczkna suchaw-
ka.
Dokoczy kolacji, posiedzia troch, wypali sporta. Potem uzna, e
jednak trzeba obej gmach, moga wpa kontrola, komendant stray lubi
takie nocne wypady, a ostatnio mieli ze sob drobne porachunki. Wyjrza
przez okno. Deszcz usta, ale wci byo parno, miao si na burz. Lipiec w
tym roku zacz si burzami, czasami po dwie, trzy dziennie.
Zdj czapk z wieszaka, sign po karabin, przez chwil pomyla,
czy te kiedykolwiek z niego wystrzeli, chyba jednak lepiej, eby nie, po co
mu to, mona kogo trafi i potem cigania po sdach, po prokuraturach.
Spojrza wyczekujco na telefon, ale ten milcza.
Chytry jeste mrukn, wychodzc na dwr.
Noc bya bardzo ciemna, dopiero po duszej chwili oswoi oczy z t
ciemnoci i zacz rozrnia krzaki, okalajce Instytut, troch janiejsz
ciek i dalekie wiata latarni kolo przystanku autobusowego. Gmach by
wielki, odsunity od ulicy trawnikiem i krzakami, cisza tu bya, zwaszcza w
nocy. Ta cz Mokotowa najrzadziej wymagaa interwencji milicji, chuliga-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 9
ni nie zagldali w te strony, nie byo tu knajp, budek z piwem, kina, nic z
tych rzeczy. Surowa atmosfera dokoa Instytutu odstraszaa tak zwany ele-
ment.
Wartownik zagbi si w mrok ogrodu, z wolna zataczajc szerokie
koa, to bliej, to dalej od murw, jeszcze rozgrzanych socem. Pod okapem
tylnego wejcia przystan na chwil, ociay po jedzeniu, senny. Zapali
papierosa, cign z wysikiem, bo by wilgotny, popatrywa po krzakach, po
ulicy. Z przystanku ruszy autobus, po chwili dolecia stamtd saby zapach
spalin, autobus skrci w kierunku rdmiecia, potem znw nastaa cisza.
Kiedy spojrza w gr, co raptem bysno, by to sekundowy bysk,
gdzie w gmachu czy nad budynkiem, nie mg si zorientowa, ale na wy-
sokoci drugiego pitra, mniej wicej koo okien pracowni, do ktrej obcy
facet przed pgodzin chcia si dodzwoni. Patrza teraz uwanie, czy
bysk si powtrzy, ale nic ju nie dostrzeg.
Burza idzie powiedzia do siebie. Nie sycha byo jednak
grzmotu, widocznie burza czaia si dopiero nad horyzontem.
Obszed gmach, spogldajc co chwila w gr, nie by zbyt czujny, ale
ten bysk go zastanowi. Wiedzia, ze w pracowni nikogo nie ma, wszystkie
klucze wisiay w hallu na tablicy, sprztaczki pozamykay pokoje, a kierow-
nik przynis klucze na d. Nagle przyszo mu na myl, e moe kto nie-
ostronie zostawi nie wyczone aparaty i w pracowni nastpio spicie.
A ze spicia mg wynikn poar i potem wszystko zwal na niego,
e nie dopilnowa.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 10
Psia ich ma! zakl, wracajc do budynku. Poszuka na tablicy
klucza z pracowni, po namyle zgarn wszystkie z drugiego pitra, moe to
byo w innym oknie, musiaby potem wraca, a nie lubi zbytnio si fatygo-
wa. Ciko stpajc, wchodzi na gr, zapala po drodze wiata na scho-
dach i w korytarzach.
Przed drzwiami pracowni materiaw, jak j w skrcie nazywano,
przystan na chwil i nasuchiwa. Nikt si tam nie porusza. Pocign no-
sem, nie poczu dymu, poaru nie byo.
Ale mg by, za par minut. Sign po klucz, spojrza na drzwi i na-
gle zdrtwia.
Zamiast zwyczajnej dziurki od klucza, bya tam teraz dziura wielko-
ci maego jabka, dokadnie w tym miejscu, gdzie wsadza si klucz, tak jak-
by kto wypali otwr w zamku, stapiajc jego metal. Wartownik dotkn
otworu, brzegi byy jeszcze ciepe. Poruszy klamk. Drzwi byy otwarte,
oczywicie wskutek tego, e zamek diabli wzili, i nic ju nie bronio dost-
pu do pokoju.
Przeraony tym, co widzi, nic nie rozumiejc, pchn drzwi i zawie-
ci wiato pod sufitem. Na pozr wszystko tu byo w porzdku, adnego
ognia, nic si nie tlio, chocia... tak, pocign mocno nosem, mierdziao
spalenizn lub czym podobnym.
Nieufny ju i ostrony, rozglda si uwanie dokoa. Jeeli, myla
powoli, ale dokadnie, kto rozwali zamek od pracowni, chocia w hallu s
klucze, Bg wie, czym on to zrobi i po co, ale jeeli zrobi, to mia w tym ja-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 11
ki cel, chcia si tu dosta, wic musia co zabra albo zostawi, raczej za-
bra, tylko co i z ktrego miejsca?
Pracownia skadaa si z trzech pokoi w amfiladzie, poczonych
nigdy nie zamykanymi drzwiami. Na samym kocu by gabinet kierownika,
docenta Straszewskiego.
Wartownik przypomnia sobie, e docent jest na urlopie, co zreszt
w tej chwili nie miao adnego znaczenia, bo znany chemik na pewno nie
dobieraby si w taki sposb do wasnej pracowni.
Jeszcze raz wcign mocno powietrze. Tak, to szo gdzie stamtd,
od gabinetu. Nagle zorientowa si, e ktokolwiek tu by, nie wyszed prze-
cie z gmachu, nie mg wyj, bo ktrdy, gdyby szed przez hall, on by go
zobaczy, a wic jeszcze jest w budynku. Moe wanie w gabinecie.
Drcymi palcami cign z plecw karabin, wprowadzi nabj do
komory. Oto moe bya ta pierwsza okazja do uycia broni, pomyla, i
cierpa mu skra. Nie chcia strzela do adnego czowieka, c jednak po-
cz, jeeli tamten bdzie chcia zastrzeli jego?
Jest tam kto? krzykn ochrypym gosem. Kaszln, odchrzk-
n i czeka w napiciu. Ale nikt si nie odezwa, w gabinecie panowaa zu-
pena cisza. Czy tam kto jest? zawoa jeszcze raz i posun si o dwa
kroki w stron uchylonych drzwi.
Wreszcie zdecydowa si. Z karabinem przy ramieniu, kadej sekun-
dy gotw do strzau, zdenerwowany do ostatecznoci, mocno pchn kola-
nem drzwi.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 12
Gabinet by pusty. Jeszcze nie wierzc, rozglda si dokoa.
Wtedy zobaczy, e drzwiczki od elaznej szafy obok okna s otwar-
te. Podszed bliej, nie wypuszczajc broni z rki. I tutaj zamek by stopiony,
jak tamten w drzwiach. Przez dusz chwil sta bez ruchu przygldajc si
szafie, ostronie dotkn zamka i sykn, prawie sparzyo mu palce. Skoczy
nagle, bo co zaszelecio w kcie, ale to bya chyba mysz, buszujca wrd
papierw. Pochyli si nad tymi papierami, poczu zimny pot na plecach.
Leay tu, porozrzucane w nieadzie, jakie wykresy, dokumenty, rysunki.
Na pewno prace badawcze docenta Straszewskiego albo jego asystentw.
Te, ktre zawsze zamykano starannie w elaznej szafie.
Nie, to wszystko byo ponad jego moliwoci. Trzeba natychmiast
zawiadomi kogo tylko si da, w takiej sytuacji mona komendanta stray
bez skrupuw wycign z ka, kierownictwo Instytutu te.
Zbieg do hallu tak szybko, jak tylko potrafi, odszuka w spisie do-
mowe telefony, zacinajc si z wraenia zawiadamia o wszystkim, co zoba-
czy. Potem dopiero, kiedy czeka przed frontowymi drzwiami na pierwszy
samochd, opad go najwikszy strach. Bo przecie on tu by na stray i to,
co zaszo, stao si w czasie jego suby, diabli wiedz kiedy i jak...
Moe kto zakrad si duo wczeniej i ukry w ktrej pracowni, by-
y tu rne zakamarki, na trzecim pitrze po remoncie pozostay jeszcze nie
poustawiane szafy, stoki, rne paki. Ale jeeli ten kto wszed, kiedy on
by ju na subie? To co wtedy?
Przyjdzie siedzie mrukn zrezygnowany.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 13
Usysza z daleka szum motoru, po chwili samochd gwatownie za-
hamowa przed gmachem, z wozu wyskoczy komendant stray. Tu za nim,
niemal dotkna go zderzakiem, czarna woga dyrektora Instytutu.
Teraz si zacznie pomyla wartownik, przykadajc palce do
czapki.
*
Nie rozumiem komendant stray bezradnie rozoy rce.
Czym to zostao zrobione?
Dyrektor Glabisz wzruszy ramionami. On te nie rozumia. nie tylko
tego, w jaki sposb otwarto szaf i drzwi, ale i wielu innych rzeczy. Wie-
dzia, e docent Straszewski pracuje od dwch lat nad wykorzystaniem nie-
ktrych krysztaw do laserowania, badania te na pewno miay du war-
to, nie sdzi jednak, eby wyniki, jakie docent osign, mogy zaintere-
sowa na przykad obcy wywiad. W kocu, tam na Zachodzie mieli w tej
dziedzinie o wiele wiksze rezultaty. Kt wic w kraju mg si uciec do a
tak przestpczych metod, aby zdoby naukowe prace docenta?
Raz jeszcze przyjrza si wntrzu prawie pustej szafy.
Papiery, starannie poukadane przez komendanta na biurku, nie by-
y chyba najwaniejszymi dokumentami, ale sam nie potrafi togo oceni.
Straszewski przebywa na urlopie w Bugarii, trzeba byo si zastanowi,
czy ciganie go z zagranicy jest w peni uzasadnione, kady ma prawo spo-
kojnie odpoczywa.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 14
Podszed do telefonu stojcego na biurku.
Niech pan mi da miasto powiedzia, kiedy na dole wartownik
podj suchawk. Potem czeka chwil, a tamten upora si z centralk, nie
mia w tym wprawy.
Wreszcie usysza sygna i nakrci numer jednego z asystentw do-
centa, modlc si w duchu, aby by w domu. Kiedy odezwa si zaspany gos
inyniera Rawicza, powiadomi go krtko, co zaszo, i poprosi o natychmia-
stowy przyjazd.
Posyam panu mj wz doda i zaraz sobie przypomnia, e
przecie o tej porze nie ma kierowcy, musiaby wic pojecha sam. Ale asy-
stent odpar cakiem przytomnie, e przyjedzie swoim moskwiczem, bo tak
bdzie lepiej, samochody mog by komu potrzebne. Mwic to, mia na
myli innych kolegw z Instytutu, ktrzy pracowali z docentem nad krysz-
taami.
Na miejscu Rawicz potrzebowa dwch minut, aby z ca stanowczo-
ci stwierdzi, e wrd rozoonych na biurku papierw nie ma najwa-
niejszych wykresw i opracowa.
Zodziej, czy jak go naleao nazwa, zabra do gruby maszynopis,
zawierajcy ukoczon niedawno prac Straszewskiego o spjnym promie-
niowaniu, wynikajcym z domieszek jonw optycznie czynnych do kryszta-
w. Nie wdajc si w szczegy inynier powiedzia, e jest to praca nad-
zwyczaj poyteczna, a metody, jakimi docent si posugiwa, cakowicie
oryginalne.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 15
Czy on ma kopie? spyta dyrektor, czujc niespokojne omota-
nie serca, w kocu nie by ju taki mody ani zdrw.
Nie pamitam odpar Rawicz ostronie. Chyba tak. Takie
rzeczy zawsze robi si z kilku kopiami.
Nie doda, e kopie, ile ich tam byo, mogy rwnie znajdowa si w
szafie i znikn razem z oryginaem. Przejrza raz jeszcze notatki i wykresy
na biurku, potrzsn gow, to byy zwyke notatki, jakie sporzdza si od-
rcznie w trakcie przeprowadzania wicze i analiz, nie miay wikszego
znaczenia dla kogo, komu zaleao na ostatecznych wynikach.
Ten Rawicz zamyli si na chwil, by zdumiony i wstrznity
bardziej ni dyrektor, bo lepiej od niego zdawa sobie spraw z sytuacji
ten czowiek, ktry zabra maszynopis, musia bardzo dobrze orientowa
si w krystalicznych materiaach dielektrycznych.
Glabisz spojrza na inyniera z przeraeniem.
Nie sdzi pan chyba, e... e to kto z Instytutu? spyta, to byo-
by najgorsze, nie chcia tego za nic, aby tylko nie kto std!
Rawicz wzruszy ramionami.
Skd mog wiedzie? burkn niegrzecznie, dyrektor mu prze-
szkadza, jego przestrach i bezradno irytoway.
Zawiadomi pan milicj?
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 16
Milicj? Nie. To straszne... Po co tu milicja? Moe jako sami...
umilk, przesun jzykiem po wyschych wargach.
Co sami? Co? A te dziury w zamkach, przecie tu popeniono
wamanie, przestpstwo! inynier prawie krzycza. Niech pan dzwoni
po milicj zwrci si do komendanta stray. Najlepiej do Paacu Mo-
stowskich.
Do gabinetu wbieg drugi asystent Straszewskiego, Rakowski, ktre-
go Rawicz zawiadomi jeszcze przed wyjazdem z domu. Mia spodnie wci-
gnite na pidam, wosy sterczay mu jak piropusz, ale nikt nie zwrci na
to uwagi. Trzscymi si rkami przekada na biurku papiery, gryzc usta
w zdenerwowaniu. +
Pracy nie ma szepn, na wp do siebie. Caego maszynopi-
su. I obydwch kopii.
Nie pamitasz, czy docent mia jeszcze jedn w domu? mruk-
n Rawicz, przyjmujc od komendanta papierosa. Rakowski potrzsn
gow przeczco. Doskonale wiedzia, ile byo kopii, sam je przepisywa na
maszynie, a potem razem z docentem wkadali do grnej szuflady w elaz-
nej szafie. Kopie nie byy ostatnio potrzebne, wic nikt ich stamtd nie wy-
ciga.
Teraz szuflada bya pusta.
Pierwszy asystent odcign go pod okno, spojrza bystro w oczy.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 17
Suchaj, Jurek, co mylisz o tym wszystkim? A c ja mog my-
le? Nic nie rozumiem. Komu mogo to by potrzebne?
Kademu, kto miaby w tym jaki interes.
Mylisz, e dla zagranicy? E, nonsens. Oni maj swoje opracowa-
nia.
Jak gdzie odpar Rawicz dyplomatycznie. Zreszt, nieko-
niecznie dla zagranicy. Ten, kto ukrad prac, wietnie si w tym orientuje,
wzi akurat to. co jest najistotniejsze. Specjalnie dobra si do tej, nie innej
pracowni. Zaleao mu na tym. Mao tego: wiedzia, e to jest tu, nic gdzie
indziej.
Rakowski zblad, na nosie wystpiy mu drobne kropelki potu.
A wic powiedzia z determinacj najbardziej podejrzani je-
stemy my dwaj.
Tak zgodzi si tamten. Ale nie tylko. Wszyscy, ktrzy wie-
dzieli o pracy. Wszyscy z materiaw. Jedenacie osb.
Odlicz szeciu, ktrzy s teraz na urlopie. Jeeli rzeczywicie
gdzie wyjechali. Zamy, e tak, to pozostaj prcz nas jeszcze trzy osoby.
A oprcz tego cae mnstwo ludzi, ktrzy mogli wiedzie to i owo
o pracy. Docent przecie kontaktowa si z fizykami, jedzi na lsk, sam
mu przywoziem z Katowic niektre materiay. Zdaje si, e rozmawia te o
pracy w ministerstwie.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 18
No, chyba bez szczegw.
Niech to cholera wemie.
Nie patrzyli teraz na siebie, to byo straszne, ale w ich star, wypr-
bowan przyja wdar si nagle cie nieufnoci. Moe nie od razu podej-
rzenie, aden z nich nie potrzebowaby si ucieka do wamania, mieli prze-
cie przedtem tysice okazji, aby mc swobodnie skopiowa prac docenta.
Jeeli jednak ktry z nich powiedzia o tym tam, gdzie to byo niewskazane,
w gronie ludzi mao znanych, moe nawet zbyt gono w kawiarni...
Na schodach zrobi si ruch, zastukay liczne kroki, Glabisz zgnbio-
ny wprowadza do pracowni dwch ludzi w cywilnym ubraniu i jednego w
milicyjnym mundurze. Pierwszy cywil od razu zainteresowa si zamkiem u
drzwi i pozosta przy nich, tamci weszli do gabinetu. Dyrektor przedstawi
obu inynierw. Cywil przywita ich pobienym uciskiem doni, sierant w
mundurze zlekceway formy towarzyskie, zbliy si do szafy i zacz ogl-
da stopiony zamek.
Zostaem zawiadomiony telefonicznie przez wartownika za-
cz Glabisz o tym, co zaszo...
To znaczy, o czym? przerwa mu cywil, przygldajc si do-
kadnie twarzom obu inynierw, jakby oglda obrazy na wystawie.
Nerwowy Rawicz odwrci gow w bok, nie znosi natarczywego
spojrzenia.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 19
Wic... wartownik powiedzia mi, e kto wama si do drzwi tej
pracowni i otworzy elazn szaf.
Dyrektor usiowa skupi myli i mwi krtko, zwile e szafa
jest pusta, a papiery porozrzucane w kcie. Nikogo nie zauway, obchodzi
gmach dookoa. Zreszt, moe on to sam powie wskaza wartownika,
ktry sta na progu, wiadom wszystkiego, co go czeka.
Mam subowy samochd do dyspozycji, sta przed domem, gdzie
mieszkam, wic ubraem si jak najszybciej i przyjechaem. Drugim wozem,
prawie razem ze mn, przyjecha komendant stray. Weszlimy na gr, no
i zastalimy to wszystko pokaza rk pokj. Zawiadomiem telefo-
nicznie pierwszego asystenta z pracowni, magistra inyniera Henryka Ra-
wicza. Potem przyjecha drugi asystent, magister inynier Jerzy Rakowski.
Kto pana zawiadomi? cywil zwrci si do Rakowskiego.
Ja odezwa si Rawicz. Jeszcze z domu. Uwaaem to za
wskazane.
W gosie jego bya ledwo znaczna nutka jakiego uporu czy hardoci,
cywil zapamita to, ale nie okaza bliszego zainteresowania.
W tej szafie, panie... przepraszam, nie znam stopnia? Glabisz
umiechn si, wypado to jak skrzywienie.
Porucznik Nowak. Chwileczk odwrci si i podszed do swe-
go kolegi, ktry obejrza ju drzwi i pojawi si w gabinecie. Wezwij wz
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 20
techniczny, dobrze? I zadzwo do starego. Wiesz, eby potem nie byo ja-
kich tam...
Chod na chwil drugi oficer w cywilnym ubraniu pocign go
do drzwi i wymownym ruchem pokaza wypalon dziur. Widziae kie-
dy co takiego?
Nowak pochyli si i uwanie przyglda otworowi.
Palnikiem wzruszy ramionami. Tlen, acetylen. Normalne.
Nie sdz tamten potrzsn gow.
A czym? Przecie wypalone. Moe zapak? Zostaw to, id dzwo-
ni. Waniejsze s teraz dokumenty.
Wrci do gabinetu. Mimo woli jednak zbliy si do szafy, dotkn
palcem stopionego metalu. Palnikiem? pomyla zdziwiony. To musia-
o do dugo trwa. Grubo szafy ma kilka dobrych milimetrw. Jeszcze
przedtem drzwi. Potem szukanie wrd papierw. Chyba z p godziny.
Raptownie odwrci si w stron wartownika.
Spalicie - rzek surowo. Prosz chuchn!
Ja sprawdzaem. Nie pi zastrzeg si komendant stray, obrzu-
cajc podwadnego wciekym spojrzeniem.
Wartownik chuchn posusznie, a potem powiedzia: ebym tak
zdrw by, panie poruczniku, ani na minutk nie zasnem. Mog w kociele
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 21
przysiga. Po dziesitej, znaczy si dwudziestej drugiej, zjadem w hallu
kolacj...
Co? przerwa porucznik.
Kolacj powtrzy goniej wartownik.
Ja sysz dobrze. Co jedlicie na kolacj?
Aha. No wic, jadem dwie buki z salcesonem, piem herbat.
Jedzenie przynielicie ze sob?
Tak, ona szykowaa. Jak zwykle. Herbat miaem w termosie.
Kiedy ona kupowaa salceson? Jedlicie go ju przedtem, w do-
mu?
Nie. Wczoraj kupia. Ale w domu zosta jeszcze kawaek. Chyba
eby ona zjada. Nie mg zrozumie, co ma gupi salceson do tego
wszystkiego.
Przed kolacj obeszlicie gmach w rodku?
Tak, panie poruczniku.
Wszystkie pitra? Korytarze, pokoje?
Korytarze tak, pokoje nie, bo s zamykane.
Kto je zamyka?
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 22
Kada pracownia ma wyznaczonego dyurnego, ktry ostatni za-
myka pokoje wtrci si dyrektor. Potem klucze wieszaj w hallu, na
tablicy. O szesnastej przychodz sprztaczki, bior klucze z hallu. Kierownik
administracyjny gmachu sprawdza po sprztaniu, czy nie pozosta jaki nie
wyczony aparat, wie pan, moe wybuchn poar, tu s rne chemikalia.
Jeeli w jakiej pracowni przeprowadza si wielodniowe dowiadczenie i
aparaty s w ruchu, to kierownik jest o tym uprzedzony i sprawdza ich stan
wraz z ktrym z pracownikw. Potem zamyka wszystkie pokoje i zostawia
klucze na tablicy.
Wic ja obszedem pitra, wszdzie by spokj, cisza, potem po-
siedziaem w hallu, czytaem gazet... Zaraz po smej byo troch telefonw,
potem znowu cisza. Jak jadem kolacj, kto jeszcze zadzwoni, prosi o po-
czenie z siedemnastym wewntrznym. Wanie z t pracowni, tutaj.
Kto to by? Nowak oywi si wyranie.
Nie wiem odpar wartownik. Gos by obcy. Poczyem go,
chocia tu nikogo nie byo, tak na prb, ale nikt si nie odezwa, wic po-
wiedziaem tamtemu, e wszyscy ju dawno poszli. No i on si wyczy.
Skoczyem je, wypaliem papierosa i wyszedem przed dom, na obchd.
Jak byem koo tych krzakw, gdzie jest awka, co bysno w oknie, tak
jakby wanie tutaj, w pracowni. Pomylaem, e to byskawica, miao si na
burz, i wiato pewnie odbio si w szybie. Ale potem postanowiem jed-
nak sprawdzi. Mogo by spicie w aparatach. Kiedy stanem przed
drzwiami pracowni, zobaczyem, e zamek w drzwiach jest spalony. Potem,
e w gabinecie szafa otwarta, no i te papiery na pododze. Zbiegem na d,
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 23
zadzwoniem do naszego komendanta i do pana dyrektora Glabisza. Potem
nie wchodziem ju na gr, tylko czekaem, a przyjad.
Ile tu jest wej? zwrci si porucznik do dyrektora.
Dwa. To frontowe i jeszcze jedno z tyu, ale zawsze zamknite.
Sam zakadaem tam piecz, taki mamy przepis.
Sprawdcie powiedzia do sieranta, ktry wysun si z gabi-
netu. Potem zastanawia si chwil. Jeeli wartownik by pniej przez cay
czas w hallu i jeeli tylne wejcie jest rzeczywicie zamknite, to przestpca
moe by jeszcze w gmachu. W takim razie, trzeba cign tu jeszcze paru
ludzi z komendy.
Sierant wrci. Na tylnych drzwiach bya nie naruszona piecz, a
na niej gruba warstwa kurzu. Tamtdy na pewno nikt nie wyszed.
Co byo w szafce? spyta Nowak, zwracajc si do inyniera
Rakowskiego. Czy panowie stwierdzilicie ju, co zgino?
Tak. Zabrano bardzo wan prac docenta Straszewskiego, kie-
rownika pracowni. Zgin orygina maszynopisu i dwie kopie.
Kto wiedzia, e praca i kopie s w tej szafie?
Caa pracownia odezwa si Rawicz. A przede wszystkim
obaj asystenci. Patrza na oficera ostro, jakby odpierajc wzrokiem spo-
dziewane uderzenie. Ale cios nie pad, Nowak umiechn si przelotnie,
wic inynier doda z naciskiem: Ja i kolega Rakowski.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 24
Do gabinetu wszed pukownik Brezga, naczelnik wydziau z Ko-
mendy Stoecznej Milicji. Wraz z nim pokazao si jeszcze dwch funkcjona-
riuszy mundurowych, fotograf, ktry zaraz zabra si do roboty, i technik
dochodzeniowy z walizk ledcz w rku.
Nowak odcign szefa na bok i cicho referowa mu swoje spostrze-
enia. Potem przeszukano dokadnie cay gmach i ogrd; nie znaleziono
jednak nikogo. Nie byo te adnych ladw, ktre wskazywayby na obec-
no w ogrodzie czowieka z aparatem do cicia metali, chocia dokadniej
mogli si o tym przekona dopiero rano, przy wietle dziennym.
Brezga dugo, uwanie przyglda si stopionemu zamkowi elaznej
szafy. Technik, specjalista od palnikw i aparatw tlenowych, waha si.
Wedug niego, uyto tutaj palnika z ogromn moc ciepln albo te prze-
stpca ci metal bardzo dugo, chyba dobre p godziny. Powinny jednak
byy pozosta lady na pododze, krople stopionego elaza, poza tym otwr
by dziwnie gadki, nie nadszarpnity po bokach, natomiast pomie palnika
musia by tak silny, e nadtopi nawet brzegi szuflady wewntrz szafy.
Jakby ig... mrukn technik rozgrzan do paru tysicy
stopni. Nieprawdopodobne!
Pan powiedzia: ig wietln? spyta inynier Rawicz, marsz-
czc czoo ze zdumienia.
Nie odpar technik. Dlaczego wietln? Rozarzon. Ale ta-
kiej igy nie ma, mwiem w przenoni: tak jakby iga.
Pukownik popatrzy na inyniera, co mu przyszo na myl.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 25
No, a gdyby ig wietln? spyta. Co pan chcia przez to po-
wiedzie?
Rawicz zmiesza si, zawaha.
Nie, to nonsens odpar piesznie. Zupenie wykluczone.
Ale co pan mia na myli? nalega tamten.
Laser rzek inynier, wzruszy ramionami. Tutaj w pracowni
nie mamy lasera, w ogle w caym Instytucie nie ma. Zreszt, gdyby nawet
by, nie mona by go przenie, to jest wielkie urzdzenie, nie da si wsa-
dzi do teczki rozemia si, odszed w gb pokoju.
Brezga patrzy za nim chwil, potem przenis wzrok na technika.
Ten raz jeszcze obejrza otwr, a potem rzek:
Tak. Gdyby istniaa taka moliwo, praktycznie, to iga laserowa,
przy duej energii impulsu, powiedzmy parset duli, mogaby stopi nawet
grubszy zamek od tego i napocz brzegi metalowej szuflady.
Tu by bardzo mocny zamek zauway porucznik Nowak, pod-
chodzc do nich chyba jaki specjalny stop metali.
Laser wszystko zere mrukn technik z wyszoci w gosie.
Nawet wolfram, nawet diament czy molibden. To cholernie wysoka tem-
peratura, kady materia wyparowuje w sekund albo uamek sekundy.
Wiem, bo na ostatnim kursie mielimy dodatkowo o laserach.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 26
Jak dugo trwa taka... taki proces uderzenia igy laserowej?
spyta pukownik, powracajc wzrokiem do Rawicza, ktry sta w kcie ga-
binetu i rozmawia z Glabiszem.
Mikroeksplozja? Jakie uamki sekundy, mwiem.
I wtedy wida bysk? zainteresowa si nagle Nowak.
S lasery widzialne, s i niewidzialne. Ale po co o tym teraz m-
wimy zniecierpliwi si technik, w rodku nocy robi komu wykad z
fizyki, kiedy tutaj jeszcze mnstwo roboty. Nie ma takich laserw, z kt-
rymi mona by chodzi, jak z aparatem fotograficznym, i rozwala nimi
zamki. Tutaj musia by jaki mocny palnik zafrasowa si, umilk. Nie
lubi, kiedy co mu si w robocie nie zgadzao. Jeeli to zrobi naukowiec,
chemik, to moe zmajstrowa ekstrapalnik, nie na tlen czy acetylen, ale na
jaki cholernie silnie dziaajcy gaz. Innej moliwoci nie widz.
Chyba waniejsza jest kradzie pracy docenta Straszewskiego ni
sposb, w jaki facet wszed do pracowni zauway inny oficer.
Brezga nic odpowiedzia. Zastanowiy go sowa technika: jeeli to
zrobi chemik. Gdyby tak byo, przestpcy naleaoby szuka przede
wszystkim wrd pracownikw Instytutu. Ale c mogo nim kierowa? Za-
zdro, zawi wobec kolegi, ktry mia lepsze osignicia. Ch niszczenia
wszystkiego, co ma warto naukow. Robota polityczna. Szpiegostwo. Ci
dwaj twierdz, e praca nie miaaby wikszego znaczenia za granic.
Trzeba sprawdzi. Trzeba chyba cign z urlopu tego docenta. Z
laserem to nonsens, oczywicie. Po prostu palnik gazowy. Jednak musiao to
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 27
trwa bardzo dugo, wszystko razem. Wartownik zasn, teraz si nie przy-
zna. Gdyby mu kto wsypa rodek nasenny, toby po tak krtkim czasie nie
chodzi, nie rozmawia zupenie przytomnie. wic to chyba odpada.
Przestpca ukry si w Instytucie gdzie po poudniu, wida zna tu
rne zakamarki, to te by wskazywao na tutejszego pracownika.
A wyszed pewnie wtedy, kiedy...
Ruchem rki przywoa do siebie wartownika.
Jak wyszlicie na obchd gmachu, to drzwi frontowe zostay
otwarte czy zamknite na klucz? spyta.
Ton jego gosu by spokojny, dobroduszny, tga posta w cywilnym
ubraniu wygldaa jako swojsko i wartownik odpowiedzia szczerze, e nie
zamyka na klucz, bo po co, przecie by na warcie, czuwa.
Ale chodzilicie dokoa budynku, tak?
A jake, chodziem odpar i nagle zrozumia. Czyli e w tym
czasie, kiedy wy bylicie po drugiej stronie domu, kto mg wej fronto-
wymi drzwiami. A potem, kiedy zrobi ju, co chcia, w pracowni, ukry si
gdzie w korytarzu, bo usysza, e idziecie po schodach. Jak weszlicie do
pracowni, zbieg na d i wyszed na ulic. wietne wartowanie. Piciu zo-
dziei mogo tu buszowa.
Wartownik milcza, zgnbiony do reszty. C, tak chyba byo.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 28
Wierz wam, e nie spalicie doda Bryzga ale w gmachu
musiao was nie by dobre p godziny. Albo i wicej.
*
Oba zamki z wypalonymi w nich dziurami zostay wyjte i dostar-
czone do laboratorium kryminalistycznego w Komendzie Miasta. Specjali-
ci, po duszych wahaniach, potwierdzili opini technika dochodzeniowe-
go: palnik ogromnej mocy, wprost nieprawdopodobnej. Teoretycznie za-
strzegali si: wycznie teoretycznie! mg to by laser, pasowaby jak
ula, ale praktycznie rzecz niemoliwa, nikt u nas nie chodzi z laserem pod
pach, takich cudw nie ma. Owszem, zgodzili si te z pogldem, e prze-
stpca mg by chemikiem lub fizykiem, na to wygldao. Zatrzymali zamki
do dalszego badania, postanowili bowiem skonsultowa swoj opini z Za-
kadem Kryminalistyki Komendy Gwnej MO.
A czterech pracownikw z wydziau pukownika Brezgi zostao
przydzielonych do tej sprawy, prcz tego milicja sprbowaa podrzuci j
kontrwywiadowi, wskazujc na ewentualne motywy szpiegowskie, ale
kontrwywiad, po zorientowaniu si w treci pracy docenta Straszewskiego,
odrzuci pik z powrotem do Paacu Mostowskich, to nie byo nic dla nich.
Zagranica znaa podobne osignicia, rzecz miaa znaczenie tu, w kraju, co
w rodzaju produkcji antyimportowej, jeeli mona byo tak si wyrazi o
naukowej pracy.
Trudno powiedzia Brezga do swoich oficerw. Musimy na
dobre zacz si w tym grzeba. Potraktujemy jako zabr mienia
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 29
umiechn si, to mienie, jak ju zdy si zorientowa, warte byo jed-
nak setki tysicy zotych.
Odtworzenie pracy z urywkowych notatek, poinformowa go Ra-
wicz, wymagao dobrych kilku miesicy wytonej roboty.
Chyba e docent zachowa gdzie w domu brudnopis.
Tak czy owak, Straszewskiego naleao zawiadomi i poprosi o
szybki powrt do kraju, co te zrobiono, nie wdajc si przez telefon w
szczegy. Zdziwiony, troch zy, obieca jednak, e najbliszym samolotem
przyleci do Warszawy.
Uatwiono mu to, porozumiawszy si z odnonymi wadzami bugar-
skimi.
Na lotnisku czekali: pukownik Brezga i dwaj asystenci docenta, po-
denerwowani przykr sytuacj, w jakiej si znaleli.
Rawicz spod oka spoglda na oficera, sdzi, e tamten zwleka tylko
z aresztowaniem ich obu, ale e to aresztowanie kadej chwili moe nast-
pi. Nie wiedzia, e Brezga by od tej myli bardzo daleki. Brak mu byo
motyww, dla ktrych asystenci mogli dokona wamania, poza tym wie-
dzieli przecie, e w razie czego posdzenie padnie przede wszystkim na
nich jako na najbliszych wsppracownikw.
Bdzie cholernie zmartwiony rzek Rakowski, patrzc na nie-
bo, na ktrym za par minut mia si ukaza samolot z Bugarii.
Chyba e ma jeszcze gdzie brudnopis odpar Rawicz.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 30
Rakowski zaprzeczy ruchem gowy. Orygina i dwie kopie, po c
byo jeszcze przechowywa brudnopis. I komu mogo przyj do gowy, e
przestpca wamie si do Instytutu i zabierze wanie t prac.
Brezga sta troch z boku, czu na sobie nieprzychylne spojrzenia
modego inyniera i stara si wyglda dobrodusznie, co mu si zwykle
udawao, jeeli kto nie zna go bliej. Myla troch o tym, jaki jest ten do-
cent i czy mu w jakikolwiek sposb uatwi dochodzenie, a troch o swoich
czterech pracownikach, ktrzy zbieraj od dwch dni mnstwo informacji,
rozmawiaj z pozostaymi inynierami i laborantami z pracowni materia-
w dielektrycznych, z wartownikiem po raz dziesity, z dyrektorem
Glabiszem, ze sprztaczkami, kierownikiem administracyjnym Instytutu i
Bg wie, z kim jeszcze, aby spraw posun naprzd. I pojawi si na
niebie, zniy lot, zatoczy par krgw, co mu si wida nie podobao na
dole, potem jednak dotkn koami ziemi, potoczy si i zahamowa.
Jest rzek Rawicz, dojrzawszy na schodkach potn posta
docenta.
Straszewski by wielki, gruby, schodzi koyszc si troch na boki.
Dojrza inynierw i pomacha im teczk, by nawet umiechnity.
Zaraz przestanie si mia mrukn pierwszy asystent, przepy-
chajc si do wejcia. Rakowski szed tu za nim.
Pukownik pozosta tam, gdzie by, niech si przywitaj i powiedz
mu sami, na wszystko inne bdzie czas pniej.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 31
Obserwowa jednak uwanie twarz Straszewskiego podczas spiesz-
nej rozmowy i widzia, jak rysy tej twarzy tej, a w oczach pojawia si
przeraenie. Pomyla, e pewnie brudnopisu te nie ma.
Podszed, przedstawi si i zaproponowa podwiezienie docenta
swoj warszaw. Rawicz przyjecha moskwiczem razem z koleg, odpada
wic konieczno wsplnej jazdy, co pukownikowi byo raczej na rk.
Straszewski zawaha si, spojrza na asystentw, w oczach mia jesz-
cze nie wystygy przestrach i zdumienie. Machinalnie kiwn gow i skie-
rowa si za Brezg. Formalnoci przyjazdowe docenta trway niedugo, po
kwadransie siedzieli ju w samochodzie. Prowadzi milicyjny kierowca,
ubrany po cywilnemu, pukownik zwykle obywa si bez niego, tym razem
chcia jednak ca uwag skupi na rozmowie.
Nie mog uwierzy powiedzia Straszewski, ocierajc twarz z
potu: na dworze byo gorco. Po prostu nie mog uwierzy! powtrzy
bezradnie.
Brezga milcza chwil, chcc mu da czas na ochonicie z wraenia,
potem rzek ostronie:
Czy przychodzi panu na myl, komu mogo zalee na zabraniu tej
pracy? Tak dalece, e zastosowa wamanie?
Zalee? Docent cign brwi, twarz mia tust, wargi troch
wywinite, oczy bystre, mdre. Pan myli, e na przykad... nie wiem, co
by mu z tego przyszo, bo przecie caa moja pracownia orientuje si, e do-
szlimy do takich, nie innych, wynikw, e to jest moje, nasze wsplne
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 32
poprawi si szybko osignicie, wic nikt by u nas w kraju nie mg
opublikowa tego jako swoje. To wykluczone.
A za granic?
Oni ju znaj wyniki domieszek fluorku wapnia z trjwartocio-
wym jonem uranu... uranu pewnego typu zmiesza si, odchrzkn.
Brezga powcign umiech; docent mu nie dowierza, jeeli cho-
dzio o te rzeczy. Pukownik wiedzia jednak, e to by jon uranu U3+,
mniejsza z tym, gorzej bdzie, jeeli Straszewski okae tak sam nieufno
w innej dziedzinie.
A czy nie mona przypuci powiedzia, zastanawiajc si nad
sowami e kto, kto orientuje si w paskich pracach, bdzie prbowa
czerpa z nich fragmentami, stopniowo ogaszajc jako swoje wasne osi-
gnicia? Ostatecznie, zdarza si tak, e dwaj, trzej uczeni, nieraz w rnych
krajach, pracuj nad tym samym zagadnieniem, czasem o tym nie wiedzc, a
pniej kto pierwszy, ten lepszy zaartowa. Przestpca, ktry zabra
paski maszynopis, moe korzysta z niego i nikt mu nie udowodni, e sam
tego nie opracowa.
Docent milcza chwil, posapujc z gniewem.
Ja wiem, kto z naszych chemikw mgby opublikowa tego typu
prac, co moja odpar. Tych ludzi mona w Polsce na palcach policzy,
i to jednej rki. Ale aden z nich nie wamaby si do mojej szafy. Nigdy w to
nie uwierz! To uczeni, a nie zodzieje.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 33
Swoich asystentw pan o to nie posdza, prawda?
Ach, skde! wykrzykn chemik z oburzeniem. Zreszt, po
co mieliby to robi? W imi czego?
Czy kogo?... dokoczy pukownik ciszej. Ma pan do nich
pene zaufanie?
Absolutne. A jeeli pan przed chwil chcia zasugerowa, e Ra-
wicz albo Rakowski mogli to zrobi dla kogo... Nonsens. Nie widz przy-
czyn. Gdyby chcieli, mogliby skorzysta z wynikw duo wczeniej i bez
wysiku wamywania si do elaznej szafy. Czym ona zostaa otwarta?
Brezga zawaha si na chwil. Palnikiem gazowym, ale o niezwy-
kej mocy. Dlatego przypuszczamy, e by to kto, kto wietnie zna si na
chemii. Ten kto wyj z szafy jedynie paski maszynopis i obydwie kopie, a
reszt papierw, mniej wanych, pozostawi w gabinecie.
A wartownik? Spa czy co?
Twierdzi, e nie. Obchodzi w tym czasie gmach. W pewnej chwili
dojrza w oknie pracowni jakie przelotne wiato, jakby byskawic, wic
zawrci i wszed na gr. Nikogo ju tam oczywicie nie zasta.
Bysk wiata? Przelotny? Panie pukowniku, szafa jest zrobiona z
metalu gruboci chyba szeciu milimetrw, moe nawet wicej. eby w niej
palnikiem wyci otwr, potrzeba na to co najmniej dwudziestu minut. On
spa.
Nie rozcito cianek szafy. Wytopiono duy otwr w jej zamku.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 34
W zamku? Straszewski osupia. Ale to... to absolutnie nie-
moliwe! Tam by wolfram, specjalna konstrukcja na moje zamwienie. Czy
pan wie, jaka jest temperatura topnienia wolframu? I nie czekajc na od-
powied, ktra dla Brezgi byaby kopotliwa, wyjani: Trzy tysice trzy-
sta siedemdziesit stopni Celsjusza! Jak pan chce to osign palnikiem? W
dodatku byskawicznie?
Wzruszy ramionami. Nagle poblad, zmarszczy brwi. Z trudem wy-
krcajc na bok swoj zwalist posta, odwrci si w stron oficera i pa-
trzc mu prosto w oczy, spyta szeptem:
Naprawd zamek zosta stopiony?
Tak. We drzwiach te, ale to ju mniejsza. Co pan o tym sdzi?
Chciabym zobaczy ten zamek, a raczej to, co z niego zostao.
Dobrze.
Przez reszt drogi docent milcza. Kiedy dojedali ju do rdmie-
cia Warszawy, odezwa si, jakby do siebie:
Byoby to moliwe tylko wtedy, gdyby zastosowano zupenie inne
urzdzenie ni palnik.
Na przykad, co?
Na przykad kwantowy generator wietlny. Ale to jest praktycznie
niemoliwe, w tej sytuacji.
Co to jest, ten generator?
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 35
Laser mrukn Straszewski z roztargnieniem. Taki skrt.
Pierwsze litery angielskiej nazwy: Light Amplification by Stimulated Emis-
sion of Radiation. Po polsku: wzmacnianie za pomoc wymuszonej emisji
promieniowania, w zakresie wietlnym dla lasera, a mikrofalowym dla ma-
sera. Jeeli pan nie zna dobrze nowoczesnej fizyki, to pan nic z tego nie zro-
zumie.
Byo to powiedziane z brutaln szczeroci, Brezga jednak nie po-
czu si dotknity. Nie zna si na elektronice kwantowej i nie wstydzi si
tego, to nie bya jego dziedzina wiedzy.
Ukoczy Wydzia Prawa, orientowa si wcale dobrze w kryminali-
styce, to byo mu potrzebne w pracy zawodowej, a od innych spraw byli
eksperci, czowiek nie jest omnibusem i nie powinien nim by. Od tego go-
wa puchnie.
Poprosi docenta o przyjcie do komendy nazajutrz rano, ale Stra-
szewski nie chcia czeka, wic mimo pnej godziny Brezga postara si o
dostarczenie szcztkw obu zamkw do swego gabinetu w Paacu Mostow-
skich. Przynis je ktry z oficerw laboratorium i z zaciekawieniem ob-
serwowa, jak Straszewski dugo, dokadnie oglda otwory. Poprosi o szko
powikszajce, potem bada jeszcze zamek od szafy przez kilka minut, mru-
czc co do siebie ze zdumieniem. Wreszcie odoy lup i potrzsn gow,
jakby nie wierzy wasnym oczom.
Oficerowie patrzyli na niego z uwag, czekajc, co powie.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 36
Tam... jak jechalimy samochodem z lotniska rzek wreszcie,
zwracajc si do pukownika powiedziaem panu, e taki otwr w cigu
paru sekund, a moe nawet i krcej, mona by wypali tylko laserem. Pod-
trzymuj to twierdzenie. Albo wartownik spa i czowiek, ktry to zrobi,
mia wiele czasu na swoj czynno, a w dodatku dysponowa niezwykle
silnym palnikiem... ale musiaa to by godzina, moe ptorej. Albo te, co
jest waciwie zupenie niemoliwe, ten czowiek stopi zamek laserem. A to
jest dlatego niemoliwe, e nie mamy w kraju laserw maych, stosunkowo
lekkich, mam na myli: atwo przenonych dla czowieka. W dodatku, mu-
siaaby to by energia impulsu co najmniej kilkuset duli, a wic na przy-
kad laser na baterie atomowe. Wtpi, czy co takiego maj nawet w Sta-
nach.
W takim razie, laser odpada rzek pukownik ze wzmoon
energi. Nie czuby si pewny, gdyby w gr wchodzio co tak skompliko-
wanego. Pozostaje palnik bardzo duej mocy. I dugi sen wartownika.
Moe mu wsypano co do jedzenia czy do picia? podda labo-
rant, ktry nie zna szczegw sprawy.
Brezga zaprzeczy. Zbadano skrupulatnie resztki herbaty, pobrano
wartownikowi krew do analizy, zreszt by, czy nie by rodek nasenny, fak-
tem jest, e wartownik musia spa, jeeli nie by w zmowie z przestpc.
Dlatego jeszcze tamtej nocy, waciwie ranka, zosta osadzony w areszcie
ledczym, pod zarzutem niedopilnowania obowizkw subowych, a co si
okae w praniu, to si dopiero zobaczy.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 37
W tej chwili co innego zaprztao pukownika.
Panie docencie rzek, ruchem gowy wysyajc laboranta z ga-
binetu doszlimy do wniosku, e chemikom w kraju praca paska na nic
by si nie przydaa, jeeli chodzi o wykorzystanie dla wasnej sawy, pieni-
dzy i czy ja wiem czego. Wywiezienie lub przekazanie jej za granic, jak pan
twierdzi, byoby o tyle bez materialnego poytku, e na Zachodzie te rzeczy
s ju opracowane, chocia innymi metodami. Tu zreszt mam troch wt-
pliwoci... moe paskie metody s korzystniejsze, ekonomiczniejsze?
Ja sdz, e tak, ale nie znam wszystkich innych.
Zamy, e sprzedanie tego obcym firmom odpada. Ale w takim
razie, co nam pozostaje? Kradzie bez sensu, bez celu? Tak skomplikowana i
ryzykowna? A wic, wariat?
Nie. Tego nie zrobi czowiek obkany, przeciwnie. Cao wygl-
da na wietnie zaplanowan i zorganizowan. Zreszt, mogo ich by kilku.
Dobrze, ale po co? powtrzy Brezga niecierpliwie.
Nie wiem odpar Straszewski, ze znueniem w gosie. A potem
doda bez zoliwoci: Widzi pan, ja jestem chemik, do mnie naley praca
nad materiaami dielektrycznymi. A te rzeczy wskaza rk na zamki le-
ce na biurku to ju wasza dziedzina.
Ma pan racj odpar Brezga ywo. Sdziem jednak, e pan
mi w tym pomoe. To nie jest zwyke przestpstwo. Ono siga bardzo g-
boko, w rodowisko uczonych, wynalazcw, przepraszam... paskich kole-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 38
gw i znajomych. Nie chodzi tu o zodzieja, ktrego moglibymy poszukiwa
wrd elementu przestpczego, pan rozumie co mam na myli.
Owszem, rozumiem. Nie uchylam si od pomocy, w kocu to
przecie ja tu jestem najbardziej poszkodowany. To mnie skradziono rzecz,
ktrej powiciem wiele miesicy pracy. Cikiej pracy. Ale nie bardzo wi-
dz, w czym mgbym panu pomc. Przecie nie wska palcem na ktrego
chemika: to ten.
Mwmy szczerze, nikogo pan nie podejrzewa o t kradzie, obo-
jtnie z jakich powodw by to zrobi?
Straszewski myla przez chwil, potem zaprzeczy niechtnym ru-
chem gowy.
Nie. Nie mam adnych podstaw, aby kogokolwiek o to posdza.
Pan jest ze mn szczery?
Ale tak. Nie mam nic do ukrywania.
Czy poda mi pan nazwiska chemikw, ktrzy pracuj w podobnej
dziedzinie? Tych, ktrych, jak pan si przedtem wyrazi, mona policzy na
palcach?
No, c... W kocu, to nie jest tajemnica, dowie si pan nie ode
mnie, to od innych. Prosz, niech pan zapisze.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 39
Rozdzia drugi
Fortepian umilk. Pianistka przez chwil siedziaa jeszcze bez ruchu,
z rkami bezwadnie opuszczonymi w d, jakby zasuchana w ostatnie
akordy. Ale zewszd, ze wszystkich stron parku, dobiegy do niej owacyjne
oklaski, najbliej siedzcy podnieli si nawet z miejsc i podeszli do forte-
pianu, umiechajc si yczliwie, serdecznie, kto pooy na jej kolanach
wizank kwiatw. Wic szybko ockna si z zamylenia, wstaa, kaniajc
si na prawo i lewo, to by ju ostatni utwr i moga i do domu, czekay j
jeszcze wielogodzinne wiczenia mimo niedzieli. Rzadko kiedy pozwalaa
sobie na zupeny wypoczynek. Ludzie w parku pod pomnikiem Szopena nie
ruszali si jednak, dzie by pikny, ciepy, koniec sierpnia zapowiada zo-
t polsk jesie, co zreszt czsto si nie sprawdzao. Korzystali wic z
resztek lata, opaleni, na og wypoczci, koncert nastroi ich troch rzew-
nie, a troch agodnie. Przyjemnie byo patrze na ten tum kolorowy, roz-
rzucony wrd kwietnikw i drzew, wyjtkowo spokojny jak na warsza-
wiakw, i w tej chwili nastawiony yczliwie do caego wiata.
Piknie graa, prawda? spytaa pani w jasnym kostiumie swego
ssiada z awki.
Tak odpar z lekkim roztargnieniem.
Szopen nie interesowa go, przyszed do azienek, eby posiedzie
na powietrzu, i natrafi na koncert przypadkiem.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 40
Ma takie delikatne, a przecie mocne uderzenie snua dalej pa-
ni monotonnym gosem, rozdzielajc troch sylaby.
To byo nieznone, wsta i odszed cicho, a ona mwia w dalszym
cigu, nie zauwaywszy odejcia. Waciwie byo jej wszystko jedno, czy
kto sucha. Cierpliwie wymijajc mnstwo dzieci, dziewczyny w kusych
spdniczkach, siwowose maestwa i cay ten tum niedzielny, przeszed
do Belwederu, skrci w d, nad staw, potem jeszcze dalej, a do kawiarni
pod dbami czy kasztanami, nigdy nie przyglda si tym drzewom, ale lubi
kawiarni, jej pcie nad stolikami, ciemnozielony w socu, zapach kawy
nie zmieszany z normalnym zaduchem lokali gastronomicznych i spalin do-
latujcych z ulicy. Nawet papieros smakowa tu lepiej. Wszystkie stoliki na
dworze byy jednak zajte, dojrza tylko jeden wolny na tarasie, wic za-
wrci, obszed budynek dokoa, wejcie byo od tyu. Przeszed przez sal,
w ktrej kilka osb wpatrywao si cierpliwie w ekran telewizora, czekajc,
a zakoczy si reporta z budowy jakiej drogi w jakiej wsi, potem mia
by film usiad na tarasie, zamwi kaw, mietank i wod mineraln. W
cukierniczce znalaz osy, moe zreszt byy to pszczoy, kelnerka wygarna
je yeczk, pofruny ociale, miay sodkie skrzydeka.
Witam inyniera usysza, zagbiony w studiowaniu ycia
Warszawy.
Podnis gow. Za barierki tarasu stal jego znajomy, wyranie szu-
ka wolnego miejsca. Nie byo rady. Umiechn si, zapraszajcym gestem
pokaza krzeseko obok siebie. Tamten radonie pokiwa gow i znik za
budynkiem, aby po chwili znale si koo niego przy stoliku.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 41
Mylaem, e pan za granic rzek znajomy, rozpinajc pod szy-
j konierzyk kraciastej koszuli. By bez marynarki, opalona ysina poyski-
waa brzowo nad ciemnymi okularami.
Ju byem odpar, dolewajc mietank do kawy.
Gdzie?
We Woszech.
Fiu, to piknie! A ja nad polskim morzem. Chodniej, ale taniej.
Lubi Ustk, chocia tam zwykle najnisza temperatura. Bardzo adne mia-
steczko. W tym roku otworzyli now kawiarni rozemia si sowo
daj, jak to my dzisiaj... gdziekolwiek si znajdziemy, zaraz szukamy ka-
wiarni.
Warszawskie przyzwyczajenie rzek, aby co powiedzie.
Pewnie. Znajomy rozejrza si, pokiwa gow. Odkd ten
lokal zosta wydzierawiony ajentowi, nie przynosi jak przedtem deficytu,
tylko zupenie niezy zysk. A przecie tu jest duo kelnerek i on musi im
niele paci... Zamyli si. Moe i pan si skusi na co takiego? za-
artowa.
E! - tamten wzruszy ramionami. Za duo roboty. Wie pan, po-
dobno docent Straszewski zrezygnowa z odtworzenia tej pracy, ktr mu
skradziono. Sysza pan o tym?
Nie odpar niedbale. Dlaczego?
Kto mi mwi, e przepady wszystkie kopie i brudnopis, e w
notatkach mia za mao danych na szybkie opracowanie na nowo, i szkoda
mu teraz czasu, eby zaczyna wszystko od pocztku. Swoj drog, dziwna
historia, nie? Jak pan myli, kto to mg zrobi?
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 42
Nie mam pojcia. Moe szpieg?
Pan artuje - znajomy zniechci si nagle. Dopi swojej kawy, za-
paci, poegna si chodno.
Wsta od stolika w kwadrans po nim, przeszed powoli przez a-
zienki do Alei Ujazdowskich, gdzie mia zaparkowany samochd. Ciemno-
szary opel record 1700, dugi, lnicy lakierem, prowadzony pewn rk,
cicho sun po asfalcie. Wjecha na szos wilanowsk, przypieszy. Mia
przed sob blisko godzin jazdy, noc byoby mniej, ale teraz szosa pena
bya pojazdw, musia jecha ostronie. Nie uderzy i nie da si uderzy
tak mia zasad, przy czym to drugie sprawiao duo wicej kopotu, za
siebie odpowiada, za tamtych nie, polega mg jedynie na swoim byska-
wicznym refleksie i zimnej krwi.
Dochodzio wp do czwartej, kiedy skrci w lewo i zagbi si w
las. Tutaj droga bya pusta, nie prowadzia do adnej wsi ani miasta, chodzi-
y ni czasem dzieci, teraz jednak nie byo nikogo. Opony zagbiy si w
mikkim piachu, o przedni szyb uderzy jaki owad, upad martwy na
mask i stoczy si na bok.
Jaki czas jecha t drog, potem znowu skrci, mode wierki stay
teraz gsto po obu stronach, ten las by sadzony ju po wojnie. Poprzez
szum motoru usysza dalekie szczekanie psa. Z naga wz wydoby si na
otwart przestrze, bya to spora polanka, a na niej zabudowania gospo-
darskie. Spomidzy domw wybiegy dwa psy i z gonym ujadaniem rzuci-
y si w stron samochodu, ale zaraz umilky, poznay swego. Postawi opla
z boku, pomidzy budynkami, jego kolor dobrze stapia si z wyszarza
barw cian i gin w oczach. Z mieszkalnego domu wyszed jaki mczy-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 43
zna w wysokich butach, pozdrowi przybyego z wyran, troch nieprzy-
jemn unionoci i czeka, jakby na polecenia. Podszed do niego, przywi-
ta si, poczstowa papierosem.
Co tu sycha? - spyta, rozgldajc si dokoa.
A nic. Wszystko w porzdku, panie inynierze. Cisza, spokj.
Ze wsi kto przychodzi? Pyta o co?
Nie. Co im tam... Nie maj do mnie interesu.
Dobrze. Ma pan co do zjedzenia?
Znajdzie si. A co by pan inynier zjad? Moe jajka usmay? Jest
chleb, maso, zsiade mleko. Moe upiec kuraka, ale to by troch potrwao.
Chyba e pan si nie pieszy patrzy wyczekujco.
Wystarcz jajka. Nie mam duo czasu.
Weszli do domu. Gospodarz znikn w kuchni, gocinnie otwierajc
przed przybyszem drzwi do pokoju. Sta tam st, nakryty lnian serwet,
ko wysoko zasane, par krzeseek, szafa, kredens. Jeden z psw wpad
zziajany do pokoju, skoczy mu do rki, poliza, a uciszony skuli si pod sto-
em, czekajc na poczstunek, ale gospodarz wypdzi go stamtd lekkim
kopniciem. Po posiku wypalili papierosa, po czym inynier wsta, zapaci
za jedzenie, cho tamten wzdraga si, ale przyj pienidze ze le ukrywa-
nym zadowoleniem. Potem poegna si i ju nie wychodzi z domu, zajty
swoimi sprawami. Inynier skrci w stron obory, gdzie sta przyczajony
opel, min niewielk stodo i zatrzyma si przed niskim, prawie ziemi
sigajcym budyneczkiem, co jakby magazyn na narzdzia gospodarskie
albo may warsztat. Wyj z kieszeni pk kluczy, wybra dwa o oryginalnym
ksztacie, woy w zamek i przekrci jednoczenie obu rkami. Drzwi
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 44
uchyliy si bez szmeru, wida doskonale naoliwione. Tu za nimi wskie
schodki biegy w d, na gboko jednego pitra. Dalej znowu byy drzwi.
Otworzy je innym, pojedynczym kluczem i wszed do rodka. Bystrym
wzrokiem bada przez par chwil wntrze pomieszczenia, w ktrym si
znajdowa, sprawdzajc, czy co si tu nie zmienio od jego ostatniej bytno-
ci. Wreszcie uspokojony sign do wieszaka i zdj z niego ciemnograna-
towy kombinezon roboczy, przebra si, na rce wcign gadko przylega-
jce, gumowe rkawiczki. Potem zbliy si do metalowego stou, dugiego
na kilka metrw, zastawionego aparatur i przyrzdami pomiarowymi. Mia
troch nowej roboty, chcia si z ni upora w cigu najbliszych paru tygo-
dni. Podszed do ciany, wczy dynamo.
Tak. Ale przedtem jeszcze czekao go inne, bardzo przyjemne zajcie.
Ju od dawna mia to zrobi, wci jednak zwleka, odkadanie przyjemno-
ci na pniej miao w sobie wszystkie cechy samoudrczenia, poczone z
jak trudn do okrelenia rozkosz. Postanowi jednak, e dzisiaj to zrobi.
Z elaznej szafy, ktr otworzy innymi, te podwjnymi kluczami, wyj
gruby maszynopis, ze stronami penymi wykresw, oblicze i znakw che-
micznych. Przez dobr chwil przyglda mu si w zadumie. Jego pociga
twarz o ostrych, suchych rysach i troch zapadnitych policzkach miaa te-
raz wyraz ogromnego zadowolenia. A moe?... zastanawia si chwil,
marszczc czoo pofadowane zmarszczkami. Potem stanowczo potrzsn
gow. Nie. Po co? Zreszt, pozostawienie maszynopisu byo mimo wszyst-
ko ryzykowne. Przez chwil rozglda si dokoa, jakby szuka najlepszego
sposobu, aby uczyni to, co zamierza. Wtedy lekki umiech przewin mu
si przez wargi. No c... pogrzeb bdzie pikny. Z honorami. Najwyszymi,
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 45
na jakie go sta. Pooy maszynopis na stole i wzi do rk sporej wielkoci
aparat, mogo to by co w rodzaju mikroobrabiarki przedziwnego ksztatu,
ale nie musiao by zbyt cikie, w kadym razie inynier bez wikszego
wysiku oddali si z nim kilka krokw od stou.
Okulary... przypomnia sobie. Ale nie chciao mu si odstawia
aparatu, zreszt mikronowe uamki sekundy nie mogy mie wikszego
znaczenia. Wiedzia co prawda, e wpyw tego wiata, w ultrafiolecie, moe
mie nieobliczalne skutki dla wzroku, przede wszystkim dla rogwki i so-
czewki oka, ale przecie teraz jego aparat mia mie do czynienia z papie-
rem, nie z metalem, i wystarczy energia jednego dula, no, moe dwch, nie
wicej, a bysk potrwa milisekund. Potem uruchomi aparat.
wietlista wizka promieni tak przelotna, e jego oczy nawet nie
zdyy jej zarejestrowa pozostawia w maszynopisie malek, prawie
niewidoczn dziurk na wylot.
To jest mier - powiedzia z triumfujcym umiechem, odkada-
jc aparat na specjalny, mniejszy st. Dotkn palcami wypalonego otworu
i przymkn oczy. Wyobrazi sobie nagle tak przewiercon nag czaszk
ludzk, spopielay mzg, martwe tkanki, raz na zawsze pozbawione moli-
woci tworzenia... Tak, ale to nie byo potrzebne. Stokro lepiej zniszczy
dzieo ni jego twrc, od dawna wykalkulowa to sobie na zimno, z wro-
dzon mu logik i wyrachowaniem. Uderzenie jest wtedy celniejsze, o wiele
dotkliwsze. Ginie owoc wieloletniej pracy, przepada czsto na zawsze, bo
jego twrcy nie starcza ju si na zaczynanie wszystkiego od pocztku.
Otworzy maszynopis na ktrej stronie, rozwichrzy kartki, eby
miay dostp tlenu, i pooy zapalon zapak. Patrza dugo, jak pomie z
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 46
wolna ogarnia stron po stronie, jak papier czernieje, skrca si niby w b-
lu, wreszcie szarzeje i rozsypuje w py, z ktrego nikt ju nic nie odczyta.
Popi zgarn starannie do plastykowego woreczka, wsun do kieszeni.
Potem zabra si do swoich oblicze i prb.
Pracowa dugo, dochodzia sma wieczorem, kiedy zamkn sta-
rannie drzwi budyneczku podziemnego laboratorium i wyprowadzi opla
na podwrze. Gospodarz spiesznie wyszed przed dom, przecierajc oczy,
wida pooy ju si spa. Inynier poegna go krtko, obojtnie, nakazu-
jc jak zwykle, aby w razie czego zawiadomi go telefonicznie o kadym fak-
cie, ktry mgby wzbudzi zaniepokojenie. Kiedy by ju w lesie, zatrzyma
wz, wyj z kieszeni plastykowy woreczek i wysypa jego zawarto w g-
st, pok traw. Poczu wtedy rozpierajc go, jedyn w swoim rodzaju,
rado. Ruszy z miejsca, na szosie poderwa samochd niecierpliwie, bya
teraz prawie pusta i mg pozwoli sobie na szybsz jazd. W Warszawie
pojecha od razu na Mokotw, zaparkowa opla na podwrzu; garae w jego
domu dopiero zaczto budowa, osiedle liczyo sobie chyba ze dwanacie
lat, nie przewidziano wwczas burzliwego rozwoju motoryzacji. W miesz-
kaniu przyszykowa sobie kolacj, a potem do pnocy pracowa, sigajc
czasami do pek bibliotecznych, gsto upchanych ksikami. Byy tam i je-
go wasne.
*
Od samego rana la deszcz, pogoda wyranie si popsua. Niebo za-
cignite byo chmurami dokadnie i bez jednej fady, jak wyprasowana
szara firanka, nie wryo to poprawy na najblisze godziny.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 47
A tamta niedziela bya taka liczna westchn wywiadowca ze
rdmiecia, zabierajc si do niadania.
Moe si przetrze powiedziaa jego ona i trzepna po rku
syna, ktry wsadzi palec w dem. Dugo musisz by na tej giedzie?
Do szesnastej, jak zwykle. Normalna suba. Maj by te z Sane-
pidu... umilk, poderwa si do telefonu. Kiedy wraca, spojrzaa na niego
wyczekujco, moe odwoali akcj, ale nie, to dzwoni kolega, e nie przyj-
dzie.
Dlaczego? Chory?
Nie, dziadek mu wyszed.
Dziadek? zdziwia si. I co, zgin?
Dziadek zgin p roku temu, a teraz wyszed tumaczy z pe-
nymi ustami, mylc o czym innym.
Ty masz le w gowie powiedziaa surowo.
Bo co? ockn si, spojrza na ni pytajco. Bardzo dobrze,
e wyszed. No, nie rozumiesz? Sprawa zabjstwa tego dziadka na Targowej
nareszcie wysza, sprawcy si znaleli. Tak ci musz tumaczy, jakby nie
bya on milicjanta.
A, ja tam si na tym nie znam wzruszya ramionami. Mili-
cjanta nie milicjanta, a ty si popiesz, Znowu? krzykna na syna, ktry
korzystajc z nieuwagi wsadzi w soik rk.
Wywiadowca woy nieprzemakalny paszcz, kapelusza nie uzna-
wa, choby lao mu si na gow, zreszt deszcz si troch zmniejszy, si-
pio teraz monotonnie i nudno. Mimo zej pogody, na Dzikiej stao ju kilka-
dziesit samochodw. Krcili si koo nich jacy niewani amatorzy czte-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 48
rech kek, tacy od ogldania, prawdziwe interesy miay si zacz dopiero
w poudnie. Dzielnicowi w mundurach spogldali to na niebo, to na ulicz-
nych handlarzy z kiebas, bukami i piwem. Handlarze udawali, e ich nie
widz, mimo wczesnej godziny ludzie coraz czciej kupowali to i owo, mo-
e przyszli tu bez niadania, towaru ubywao, a pienidzy przybywao, tak
by powinno i tak zawsze byo na giedzie. Po jedenastej, kiedy samocho-
dw i motocykli stao ju chyba parset, szczupy, niewysoki mczyzna w
granatowym ortalionie zatrzyma si obok jednego moskwicza i przyglda
mu si okiem fachowca. Waciciel czas jaki obserwowa go obojtnie, po-
tem mu si znudzio, wyszed z wozu i zagada. Mczyzna w ortalionie
wda si z nim w dusz rozmow, z ktrej po chwili wyniko, e moskwicz
jest dla niego za drogi, ale rozmowa nie urwaa si, bo obaj byli rozmiowa-
ni w motoryzacji i dobrze im si o tym gawdzio. Wreszcie niedoszy klient
poegna si i odszed. Kiedy przystan troch z boku, aby zapali, kto
podsun mu ogie.
Spojrza na twarz, podzikowa z umiechem.
Kapitan w charakterze nabywcy? spyta ten z zapalniczk, b-
dzc oczami po tumie. Oczy mia niedue, bystre, czujne. Ten moskwicz
cakiem do rzeczy, ale Granowski tanio nie sprzeda.
Znacie go?
Tak, to stary handlarz samochodowy. Zreszt, uczynny go, ma
warsztat i chtnie pomoe, jak co nawali w gablocie. On teraz ma renaulta,
kupi za granic i przytarga, to tego moskwicza chce opyli.
Mczyzna w ortalionowym paszczu przygadzi rk swoje jasne,
prawie biae wosy, dobrze kontrastujce ze niad cer. Nagle wzrok jego
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 49
napotka co, co oywio spokj czarnych, wskich oczu. Bokiem jezdni,
prawymi koami na chodniku, posuwa si cicho po mokrym asfalcie dugi,
ciemnoszary opel record 1700.
Wywiadowca take spojrza w t stron.
Dobry wzek, co? powiedzia z uznaniem. Taki by sobie ka-
pitan kupi.
Nie na moj kiesze. Nie wiecie, czyj to?
Jakiego inyniera czy profesora. Chyba inyniera.
To moe by razem umiechn si kapitan Szczsny.
No, tak. Mieszka gdzie na Mokotowie. Ale on tego wozu nie
sprzedaje. Pewnie przyjecha szuka czci. Dojrza przynaglajcy wzrok
swego kolegi, ktry pracowa w tumie, poegna piesznie kapitana i znik.
Szczsny cigle obserwowa szarego opla, oceniajc w myli jego za-
lety i wady. Wad rozmyla jest przede wszystkim cena. No, dla
mnie byby zbyt rzucajcy si w oczy. Ale zryw musi mie pierwsza klasa. I
sto pidziesit, moe sto osiemdziesit wyciga bez oporu. Silnik pewnie z
osiem cylindrw... Ech, szkoda marzy.
Opel zatrzyma si, byo ju tak ciasno, e nie dao si przejecha.
Kapitan bezwiednie zacz i w tamtym kierunku. Przystan pod drze-
wem, by teraz z tyu za wozem. Waciciel wysiad nie zatrzaskujc drzwi-
czek, wida szuka tylko moliwoci przejazdu. Wda si w rozmow z kie-
rowcami ssiednich pojazdw, machn rk niecierpliwie. Potem odwrci
si i Szczsny napotka jego wzrok. Inynier mia chud twarz, lekko opalo-
n, oczy jakby wyblake i zaczerwienione, wygldao, e ma zapalenie spo-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 50
jwek albo co w tym rodzaju. Szczsny zbliy si dwa kroki, chcia obej-
rze opla z bliska.
Nie moe pan przejecha? zagadn. Trzeba byo z tamtej
strony pokaza rk.
Tak odpar tamten. Zagapiem si i utknem.
Chyba nie sprzedaje pan swego opla? Taki pikny wz.
Podoba si panu? Cie umiechu rozchyli mu wskie wargi.
Nie, nie sprzedaj. Lubi go. Waciwie, to chciaem tu znale wiece. Nie
wie pan przypadkiem, kto by je mia?
Kapitan nie wiedzia, ale przyszo mu na myl to, czego dowiedzia
si od wywiadowcy.
Niech pan zapyta Granowskiego, waciciela warsztatu. Podobno
obrotny go. By tu, takim jasnoniebieskim moskwiczem. Nie wiem, gdzie
jest jego warsztat, ale pewnie znajdzie pan adres w ksice telefonicznej.
Dzikuj. Inynier wycign paczk carmenw, poczstowa,
zapalili.
Duo pan ju nim przejecha? Szczsny wskaza oczami na
opla.
Nie. Okoo dwudziestu tysicy.
Dym wszed mu pod powieki, zazawi oczy. Przetar je chusteczk,
zacign si jeszcze par razy i zdepta niedopaek.
Co pan ma z tymi oczami? spyta kapitan mimo woli. Jakie
zapalenie?
Zdumia go ostry, gniewny bysk we wzroku inyniera. Nie odpo-
wiedzia, kiwn mu tylko gow i wsiad do samochodu. Na chwil prze-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 51
rzedzio si na jezdni, opel ruszy z miejsca, po paru sekundach znik mi-
dzy pojazdami.
Szczsny, troch zaenowany, przecisn si na chodnik po drugiej
stronie ulicy. Milicjanci mundurowi, wraz z lekarzem stacji Sanitarno-
Epidemiologicznej, koczyli z energi likwidacj knajpy w prywatnym
mieszkaniu jakiego alkoholika. W jednej, ciasnej izbie mieciy si tu zgod-
nie: sypialnia, kuchnia i jadalnia, pta kiebasy zwisay z wieszaka obok
brudnej cierki, a chleb przechowywano midzy butami i bielizn. Ale klien-
tom to nie przeszkadzao, jedli t kiebas i ten chleb, pili piwo z nie mytych
kufli, bo w izbie nie byo zlewu ani ciepej wody.
Czowiek nie winia, wszystko zere powiedziaa melancholij-
nie jedna z kobiet, obserwujc z zaciekawieniem lekarza, ktry z grymasem
na ustach oglda brudne talerze.
Jeszcze po moich obiadach nikt nie umar! wykrzykna
gniewnie ona knajpiarza. A po pastwowych ludzie choruj.
Cicho bd, kobieto, bo ci zamkn upomina j m, dowiad-
czony w tych sprawach. Przed godzin sprzeda oficerowi milicji po cywil-
nemu paczk sportw za cztery zote i pidziesit groszy, co ju byo jaw-
nym wykroczeniem.
Cholera by go wzia myla, zdumiony i rozalony skd mo-
gem wiedzie, taki siwy, starszy, grzeczny pan pod parasolem, a tu nagle
glina...
Poudnie mino, Szczsny poczu, e jest godny, wic wrci do
komendy, zjad obiad w kasynie, a e si wypogodzio, przebra si w domu
i pojecha na pla. Piasek by ju suchy, soce przygrzewao mocno, ze-
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 52
wszd cigali ludzie z kocami, rcznikami, aby wykorzysta reszt niedzie-
li, ktra zacza si tak niefortunnie. Opala si dugo, potem popywa i
znowu uoy si na piasku, przymykajc oczy. Dobrze byo tak lee, nie
mylc o niczym, mao mia takich godzin. Z pdrzemki obudzi go porucz-
nik Krglewski, ktry nudzi si samotnie, bo on i dzieci wysa na waka-
cje.
pisz? spyta, nie czekajc odpowiedzi, wycign si na kocu,
zapali. Wczoraj Andrzej opowiada mi szczegy tej kradziey w Instytu-
cie Chemii. Wiesz, tej na pocztku lipca.
Mhm mrukn Szczsny, nie otwierajc oczu. Dziwna histo-
ria. Kto to mg zrobi, jak mylisz?
Nie myl. Nie moja sprawa.
Wiem, e nie twoja ani moja, bo to zabr mienia, ale tak sobie o
tym rozmawialimy z Andrzejem. Suchaj, laserem mona zabi czowieka.
I co z tego? Kijem te mona.
Taka iga wietlna... Cholera, dziura w czaszce, ledwie j wida i
trup. A potem szukaj sprawcy.
Przestaniesz? Szczsny by zy. Takie rozmowy mogy wywoa
wilka z lasu. Trzy tygodnie nie byo adnego zabjstwa, ju ci co sw-
dzi? Masz dwa nie wykryte na swoim koncie, jeeli wolno ci przypomnie. I
to nie adnym laserem, ale zwykym, bandyckim noem.
No, dobra Krglewski umilk. Nie obrazi si, wiedzia, e tam-
ten nie chce kusi zego, on te tego nie chcia.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 53
Pracowali w wydziale zabjstw, oni dwaj i Andrzej, i porucznik
omnicki, cay wydzia liczy siedem osb, a roboty czasem jak dla dwu-
dziestu. Jaki czas leeli w milczeniu, ale Krglewski dugo nie wytrzyma.
Suchaj, ju nie mwi o zabjstwie, ale czy takie promienie lase-
rowe mog olepi?
Chyba mog. Nie wiem. Zdaje si, e s lasery widzialne i niewi-
dzialne. Poczytaj sobie fizyk.
Jak kto si przy tym grzebie, to w kocu chyba olepnie ci-
gn porucznik sennym gosem. Maj pewnie jakie okulary ochronne.
Kto robi t spraw?
Brezga. I mnstwo ludzi, cznie z dzielnic.
S ju jakie wyniki?
Zdaje si, e nie.
Szczsny pooy si na brzuchu, opar gow na rkach. Soce sma-
lio mu plecy, by ju opalony na brz, ale chcia t brzowo utrwali i za-
trzyma do nastpnego lata. Zazwyczaj mu si to udawao. Mimo woli za-
cz rozmyla o kradziey w Instytucie Chemii. Dlaczego Krglewski
wspomnia o laserze? Aha, te stopione zamki. Oczywicie, nie laserem. Jaki
palnik. Pewnie, e jak kto pracuje w krgu takich promieni, to moe olep-
n. Na pewno w laboratoriach zakadaj ochronne okulary. Ciekawe, czy to
mog by zwyczajne ciemne, takie od soca, czy te jakie specjalne. By
kiedy w Wojskowej Akademii Technicznej i widzia laser rubinowy, ale nie
mg sobie teraz przypomnie, czy tamci inynierowie mieli na oczach
ciemne okulary.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 54
Taka dziura w czaszce mogaby by zupenie niewidoczna ode-
zwa si nagle. Wyszoby to dopiero na sekcji.
Spojrza na Krglewskiego, tamten mia oczy otwarte, umiecha si
drwico.
Co jest? zniecierpliwi si, a potem mu si przypomniao, e
mieli nie rozmawia o zabjstwie, ale to byo na nic, zawsze, jak si zeszli
we dwch czy trzech, o czym by nie bya rozmowa, schodzia w kocu na
sprawy zawodowe.
Zwoje mzgowe przepalone... kto wie, moe czowiek by wyy?
powiedzia Krglewski w zadumie. Jaka byskawiczna operacja cza-
szki. Tak, ale lekarz by nie wiedzia, co si stao, jeeli nie znalazby takiego
mikroskopijnego otworu, wic kto by posa faceta na operacj?
Skra musi by wtedy w tym miejscu osmalona.
Nie sprzeciwi si. Przy tak maym otworze? Nic by nie doj-
rza. Lekarz te nie.
Nieprawda! Musi by osmalenie wlotu igy wietlnej.
Sprzeczali si przez dusz chwil, wreszcie Szczsny rzek zrezy-
gnowany:
Nikt tego jeszcze nie widzia, wic caa dyskusja jest do chrzanu.
Moe si powicisz, dla dobra kolegw? Mielibymy pierwszy
przypadek w dziejach ludzkoci. Komenda Gwna pomiertnie da ci order,
a twj portret powiesz w hallu Paacu Mostowskich.
Pamitaj, e wtedy byoby was szeciu w wydziale i miaby cz-
ciej dyury.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 55
Ale zajbym twoje biurko odpar Krglewski bezwstydnie,
odwracajc si na plecy, bo co go w bok uwierao. Wyj spod siebie zgnie-
cion w piasku buk i zakl.
*
Okulista kaza mu usi na maym, okrgym krzeseku, a sam
umieci si naprzeciw, dotykajc go kolanami. Pachnia mydem i jak
wod kolosk, zapach jej przypomina inynierowi co gorzkiego, ale nie
mg go z niczym skojarzy.
Dawno pan to ma? spyta lekarz, zapuszczajc mu krople do
prawego oka.
To zaczerwienienie? Od... chyba od tygodnia, moe troch wicej.
Krople wpady do lewego oka.
Prosz nie wyciera powiedzia okulista, widzc chusteczk w
jego rku. Zaraz przestanie szczypa. Czy pan pracuje w bardzo ostrym
wietle?
Zawaha si przez chwil.
Siedziaem na play bez ciemnych okularw odpar i to chy-
ba z tego.
Bardzo nierozsdnie. Pan ma w ogle sabe oczy, trzeba je
oszczdza.
Tak, wiem.
Lekarz przyglda mu si uwanie. Na socu siedzia i zupenie nie
opalony. Dziwny facet. A gono powiedzia: Ostre zapalenie spojwek.
Zapisz panu krople. Inne ni te, ktre wpuciem. I ma, antybiotyk. B-
dzie pan nakada pod doln powiek tak szklan paeczk, malek ilo.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 56
Nie wiem, czy potrafi. Wolabym tylko krople.
No, wprawdzie to nie zastpi, ale jak pan uwaa. W ten sposb
jednak kuracja bdzie trwaa duej. I prosz nie wychodzi na soce bez
ciemnych okularw. Sto zotych.
Zapaci; poegna si. Na schodach pomyla, e jak na prywatn po-
rad, nie byo to duo. Ktry ze znanych specjalistw wziby dwiecie,
bada duej, moe wyleczy radykalniej. Tak, ale do znanego lekarza nie
chcia i, nie mg ryzykowa. Tacy zwykle zapisuj adres, nazwisko, natu-
ralnie mg poda pierwsze z brzegu, zaczyby si jednak komplikacje, a
tego wola unikn. Oczy musz by wyleczone do koca urlopu, bdzie
chodzi w ciemnych okularach, zapuszcza krople, oszczdza wzrok. Opla
zostawi na strzeonym parkingu, w tej czci Pragi porusza si niezbyt
pewnie i wola nie naraa si na kradzie wozu. Okulary kupi w najbli-
szym sklepie, byy do ciemne i wiato przestao go razi. Potem zaszed
do apteki.
Farmaceutka spytaa, czy ma zakraplacz, by gdzie w domu, ale na
wszelki wypadek wzi, krople otrzyma gotowe, wic nie trzeba byo przy-
jeda drugi raz. Kiedy podchodzi do samochodu, z drugiego wozu kto
wesoo pomacha mu rk. By to jeden z profesorw Politechniki Wro-
cawskiej, poznali si na jakim zjedzie, mieszkali nawet w tym samym ho-
telu i chodzili wsplnie na kolacje.
Co sycha, panie Ryszardzie? pyta wrocawianin, wychylajc
si przez opuszczon szyb. Nie wybiera si pan w moje strony?
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 57
Na razie nie odpar. Podszed bliej, przywitali si. Profesor
wraca przez Warszaw z urlopu na Krymie, porozmawiali troch o Jacie i
Auszcie, ktre inynier zna z wycieczki.
A wie pan, doktor Mikolc koczy ju swoj prac o modulacji
wiata laserowego rzek profesor w pewnej chwili.
Zna pan Mikolca?
Nie. To z Politechniki?
On by u nas, ale niedawno przeszed do Orodka Elektroniki w
Warszawie. Wstpiem do niego wczoraj i wanie mi mwi o tej pracy.
Chodzi o modulacj amplitudy, kryszta KDP i tak dalej. Ale na mnie czas. Do
widzenia, inynierze. A niech pan si wybierze do Wrocawia.
Do widzenia. Moe kiedy przyjad.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 58
Rozdzia trzeci
Dochodzia dziesita wieczr, kiedy zdecydowa si. Wycign rk
po suchawk, nakrci numer. Chwil czeka, potem usysza krtkie, nie-
cierpliwe: Halo!
Przepraszam bardzo, e dzwoni o tak pnej porze odezwa
si pynn angielszczyzn czy mgbym mwi z doktorem inynierem
Stanisawem Mikolcem?
Imi wymwi z trudem, a nazwisko przekrci: Majkolc, tamten jed-
nak zrozumia.
Jestem przy telefonie odpowiedzia poprawnie w tym samym
jzyku. Kto mwi?
Tutaj profesor Raoul Charrigan z Londynu. Jestem fizykiem, pra-
cuj w tej dziedzinie co i pan i gdyby zechcia mi pan powici p godziny
rozmowy, bybym zaszczycony.
Ale... czy pan doktor zajkn si z wraenia Skd pan profe-
sor zna w ogle moje nazwisko?
Rozemia si, wypado to bardzo naturalnie.
Zapewniam pana, doktorze Mikolc, e paskie osignicia w kwe-
stii modulacji wiata laserowego znane s nie tylko w Polsce doda
uprzejmie. Zreszt, pamitam pana poprzedni prac o jonach chromu w
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 59
rubinie, jeeli si nie myl... zawiesi gos. Rzeczywicie doktor by
zmieszany i uradowany jak to dotaro do Anglii?
Byo przecie publikowane w jednym z waszych pism technicz-
nych, nie pamitam nazwy. U nas si te rzeczy ledzi i czsto przedrukowu-
je. Paska praca jest ogromnie interesujca. Szkoda, e nie by pan dotych-
czas w Krlewskim Instytucie Elektroniki Kwantowej. Ja tam pracuj.
Tak si zoyo, e nie odwiedziem jeszcze Anglii. Byem w Pary-
u i w Niemczech. Czy pan profesor nie zechciaby po prostu wstpi do
mnie do domu, zamiast spotyka si w kawiarni? Wprawdzie moja rodzina
jeszcze na urlopie, ale umiem zaparzy dobr kaw albo herbat, mam
prawdziw angielsk doda szybko, przypominajc sobie tamtejsze zwy-
czaje.
Serdecznie dzikuj, ale tak si skada, e musz w hotelu czeka
na telefon z kraju i niestety nie mog opuci budynku. Zapraszam wic pa-
na do siebie umiechn si. Mam pokj w tym... jake si nazywa?
Grandzie wymwi to sowo le po polsku.
Aha, na Kruczej. W Grand-Hotelu, wiem. W takim razie Mikolc
spojrza na zegarek jeeli pan pozwoli, to bd tam za... (musz si
przebra pomyla) za pitnacie, najdalej dwadziecia minut, mam
samochd na dole. Gdzie mam si zgosi?
Moe w kawiarni, bo w pokoju zawaha si, chrzkn bd
tu rozmawia z Instytutem, pan rozumie...
Nie ma do mnie zaufania pomyla Mikolc. No c, ja na jego
miejscu te bym nie mia.
Doskonale, przyjd do kawiarni. Zaraz, ale jak my si poznamy?
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 60
Niech pan sidzie przy stoliku, ja panu poznam. Paskie zdjcie
byo u nas zamieszczone razem z prac o jonach, mam je zreszt przy sobie,
wyciem z gazety, bo chciaem si z panem zobaczy. Tak si nieszczli-
wie skada, e jutro rano odlatuj, jeszcze raz wic przepraszam, e wyci-
gam pana z domu o takiej godzinie.
Ale nic nie szkodzi. Ja nie spaem, pracowaem jeszcze.
Moe wanie nad modulacj amplitudy?
Tak. Ju prawie zakoczyem.
Doskonale, gratuluj. Wic za dwadziecia minut, powiedzmy dla
pewnoci za p godziny, w hotelowej kawiarni. Do zobaczenia.
Tamten chcia chyba jeszcze co powiedzie, ale nie miao sensu ci-
gn tego dalej. Odoy suchawk na wideki, zerwa si z miejsca, wszyst-
ko byo przygotowane, pozostao jedynie wzi aparat, zamkn drzwi zej
na d, do samochodu. Szary opel przemyka ulicami z wizgiem opon na za-
krtach. Trzeba byo si pieszy. Jest teraz dwadziecia dwie po dziesitej.
Mikolc ma by w kawiarni pi albo dziesi po wp do jedenastej. Wej-
dzie, nie, najpierw zaparkuje swj samochd, to troch potrwa, potem wej-
dzie, chyba bdzie mia paszcz, bo zimno na dworze, koniec wrzenia. Wic
najpierw skieruje si do szatni, odda paszcz, wemie numerek... powiedz-
my, razem z parkowaniem siedem minut. Nie, za dugo, lepiej liczy mniej.
Niech bdzie pi. Czyli, za kwadrans jedenasta Mikolc znajdzie si w ka-
wiarni, najpierw przejdzie ca sal tam i z powrotem, ebym go zobaczy,
jeeli ju jestem. Bdzie stara si pokaza, zajrzy w kady kt, potem po-
myli, e trzeba poszuka wolnego stolika, ale tam o to nie jest atwo, moe
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 61
zwrci si do kelnerki, moe zreszt znajdzie od razu. Usidzie, spojrzy na
zegarek. Bdzie czeka. Jedenasta.
Potem pomyli, e moe ja teraz wanie rozmawiam z Londynem.
Zamwi kaw. Bdzie czeka. Kwadrans po jedenastej... Zacznie si niecier-
pliwi. Ale jeszcze nie odejdzie, przecie ja jestem profesorem z Krlew-
skiego Instytutu Elektroniki Kwantowej, to brzmi wspaniale, warto dla ta-
kiego poczeka, nawet i godzin.
Nie, Mikolc godziny czeka nie bdzie. Gdzie o wp do dwunastej
pjdzie do recepcji, zapyta o mnie. Tam najpierw chwil bd si zastana-
wia, teraz w Grandzie mieszka sporo cudzoziemcw, potem powiedz mu,
e nie. Nie ma i nie byo. Wtedy on pomyli, e... co moe pomyle? e po-
myli hotele. Pojedzie do Bristolu... Nie, na to nie mog liczy. Co ja bym
zrobi w takiej sytuacji? Chyba bym jednak pojecha do Bristolu i do Euro-
pejskiego. Na wszelki wypadek, profesor Raoul Charrigan, to przecie kto!
Tam zapyta, dowie si, e nie ma, nie mieszka. Zacznie podejrzewa gupi
kawa ze strony kolegw. Wtedy oczywicie wrci do domu. Dwunasta, mo-
e kwadrans po. Czyli e spojrza znowu na zegarek teraz wp do je-
denastej, a wic mam do dyspozycji okoo ptorej godziny. Wystarczy. Mu-
si wystarczy. Zahamowa opla przed duym, nowoczesnym domem w
rdmieciu. Mikolc mieszka dwa numery dalej, bezpieczniej jednak byo
nie zatrzymywa tam wozu. Wyj aparat, ukryty w opakowaniu z ciemno-
zielonego tworzywa, bardzo lekkiego, eby nie obciao i tak ju duej wa-
gi lasera. Naoy wielkie, ciemne okulary, zasaniajce ca gr twarzy, jak
maska, i gumowe rkawiczki. Zamkn starannie samochd, gdyby kto go
teraz ukrad, byaby klska.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 62
Na schodach wiecio si jeszcze, to mu byo nie na rk, wyczy
jednak nie chcia, mogo to wzbudzi podejrzenie dozorcy. Szybko, jak tylko
ciar aparatu na to pozwala, wszed na drugie pitro. Wyj z kieszeni co
w rodzaju misternego wytrycha, taki wichajster otwiera wiele drzwi, tylko
z tymi w Instytucie Chemii nie mg si wwczas upora, wic trzeba byo
stopi zamek. Pomyla, e bardzo duo ryzykuje. Kadej chwili kto mg
ukaza si na schodach, jego wygld w olbrzymich okularach, z jakim pu-
dem czy walizk i z podejrzanym kluczem w rku mg wywoa krzyk,
strach, nawet panik lokatorw: Stawka sza jednak o wielk gr, bez ryzy-
ka niczego by nie osign.
Wszed do przedpokoju, zapali wiato, zamkn starannie drzwi.
Przez chwil sta bez ruchu, nasuchujc, czy kto si nie odezwie, moga
by gosposia, o ktrej Mikolc nie wspomnia. Ale nikt si nie poruszy. Byy
tu dwa pokoje, azienka i kuchnia, obejrza wszystko pobienie. W pierw-
szym mieszkay widocznie dzieci czy dziecko Mikolcw, natomiast drugi
urzdzony by w poowie jak sypialnia, a w poowie jak miejsce do pracy.
Zapali ma boczn lamp, upewniwszy si, e zasony s zacignite. Po-
tem przyjrza si temu, co leao na biurku, i twarz pojaniaa mu zadowo-
leniem. Zdaje si myla, przegldajc papiery e obejdzie si bez
otwierania zamkw. Wszystko chyba jest na wierzchu.
Tak. To bya wanie ta najnowsza praca Mikolca, o ktrej wspomi-
na profesor z Wrocawskiej Politechniki. Kryszta KPD... skrcenie pasz-
czyzny polaryzacji... modulacja polaryzacyjna, no, to ju jest znane fa-
chowym okiem przeglda kartk po kartce. Mikolc zastosowa jednak
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 63
zupenie nowy sposb uzyskania 100-procentowej modulacji amplitudy no-
nej fali wietlnej. Przez kilka minut zagbia si w studiowanie wykresu.
Ciekawe... mrukn, przekonawszy si, e zamiast krysztau
KPD doktor uy tutaj jakiego zwizku amonowego o nie uywanym dotd
skrcie AR. Przerzuci znowu kilka stron, zerknwszy przedtem na zegarek,
ale mia jeszcze co najmniej dwadziecia minut. W poowie tego czasu zo-
rientowa si, e praca nie bya jeszcze skoczona, brakowao ostatecznego
wyniku, niemniej wynik ten zarysowa si tak wyranie, e nie mogo by
wtpliwoci: to byo powane osignicie. Za dwa, trzy tygodnie Mikolc
ogosi je w fachowej prasie, uzyskujc saw wynalazcy w tej dziedzinie.
Biurko byo otwarte, widocznie doktor pieszy si na spotkanie z londy-
skim profesorem.
Znw spojrza na zegarek, pozostao ju tylko kilka minut, mimo to
musia przekona si, czy rozoone na biurku kartki to jedyny rkopis. Ale
przecie Mikolc nie pracowa nad tym przez kalk, z tak licznymi popraw-
kami, wstawkami i skreleniami, wic chyba poza rkopisem nie byo ju
nic wicej. Zgarn ze szklanego blatu wszystkie papiery i notatki, wsadzi je
do obszernych kieszeni kurtki, obrzuci pokj uwanym wzrokiem, czy
wszystko jest na miejscu i czy czego przypadkiem nie zostawi. Kiedy wy-
ciga rk w kierunku lampy, aby przekrci kontakt, we drzwiach wej-
ciowych zazgrzyta klucz. Znieruchomia, potem byskawicznie zgasi wia-
to, chwyci aparat, cofn si w rg pokoju, zasonity uchylonymi drzwia-
mi pomidzy pokojem a przedpokojem. Namaca w ciemnoci wycznik
lasera, zobaczy malekie, zielonkawe wiateko magiczne oko, znak, e
baterie rtciowe wczyy si do akcji.
Kryminay PRL-u Anna Kodziska WIETLISTA IGA
Opracowanie edytorskie Jawa48 str. 64
Kto zdejmowa paszcz w przedpokoju, szeleci ortalion, na szybie
w drzwiach rysowa si zarys wysokiej postaci. Mikolc... Wrci wczeniej,
ni mylaem. Mia kilka sekund do powzicia decyzji, ale dobrze wiedzia,
e w tej sytuacji jest tylko jedno wyjcie, ktre mg zaakceptowa. Wic
wybra je, nie bez oporu, bo bya to pierwsza tego rodzaju decyzja w jego
yciu, a takie sprawy nie nale do atwych. Moe, myla pniej o tym,
gdyby mia troch wicej czasu na wybr, znalazby jeszcze inn moliwo
rozwizania tego problemu teraz jednak byy to naprawd tylko sekun-
dy.
Mikolc wszed do pokoju, zapalajc grn lamp. Wzrok jego pad na
biurko. Stan w miejscu jak wryty, rozchylajc usta ze zdumienia, zmarsz-
czy brwi, jakby usiujc sobie co przypomnie. Odwrci si w stron
drzwi.
Wtedy zobaczy. Bysk by ledwo uchwytny dla oka, na ulicy, gdyby
nawet zasony nie byy zacignite, nikt by go nie zauway. Przez malek
chwil doktor sta na rodku pokoju, w jego oczach nie byo ani blu, ani
strachu, tylko ogromne zdziwienie. Potem powoli osun si na dywan.
No, wiec tak. Od tego nie byo ju odwrotu, wiedzia,