Kwantologia 9.7 – Ufoludki.

Post on 27-Jan-2017

79 views 4 download

Transcript of Kwantologia 9.7 – Ufoludki.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 9.7 – Ufoludki.

Motto: "A dajcie wy sobie wszyscy, do jasnej ciasnej, z tym spokój".

Nie, osobiście żadnego ufola nie widziałem, czegoś takiego za rękę czy inną kończynę nie złapałem. Podobno innym szczęście było dopisało i takowe dziwo oglądali, a nawet doświadczali, tak mówią - ale ja w to nie wierzę, jakoś mi to nie pasuje. Ale nich tam, ich sprawa, nie mieszam się.Podobno coś takiego istnieje, lata na spodkach albo talerzach i te swoje nosy w nasze sprawy wtyka. Tak się gada, nawet telewizory to pokazują. Nie wiem, może.

Tylko że, widzicie, jak się tak człowiek w temat bycia tu i tam po całości wdroży, a nawet wgryzie, to mu ufoludki, czy podobne, jakoś tak dziwne się po całości zdają - a nawet zupełnie niemożliwe. To fakt, gdzieś i coś żyjącego, a też i nawet rozumnego, gdzieś takie cuś się w tej dali wszechświatowej gnieździć powinno, nawet te oraz inne technologie pokazywać w każdą ze stron powinno - pełna zgoda. Tylko że, widzicie, to aż tak prosto i prostacko, czyli talerzami, się nie pokaże. Bo nie może.

Podejdzie na takie słowne spostrzeżenie jakiś ktoś - taki w sobie ufność w ufoludki posiadający, i ten on się na powyższe skrzywi, a nawet i pokaże jakieś takie nieobyczajne. Czyli znaki, znaczy się. Te i tam gdzieś zostawione ślady wydeptane, jakieś sygnałowe "wowy" czy inne piki na wykresach – i tak dalej podobnie. I będzie taki w sobie wierzący gadał, że świat to nie byle co, to kawałek dziejów i tej przestrzeni zawiera, rozciąga się do horyzontu i dalej – a też że w tym musi, z uwagi na taki rozmiar niepokonany, że musi się coś rozumem obdarzonego pokazywać. Oraz, dalej będzie dowodził, że jak takie w sobie rozumne się już wylęgło, dajmy na to iks milionów lat temu, to takie musowo się w okolicę i dalej zapędzi, najpewniej też nawet i naszą okolicę odwiedzi. - Bo to, będzie taki mówił, wieków w sporej ilości miało na mnożenie się i działalność wszelaką, więc ichna w sobie technika dalekosiężna, zapewne cudaczna dla nas, więc na te skoki poprzez odległości niezmierzone pozwalająca. Że, słowem tak w ogólności i pewnikiem jest, że skoro to się wszystko światowe tak długo i miliardami wielkimi dzieje - to jakaś bytność musi być, i to niejedna. I że owa bytność nas pilnie szpieguje i zerka, co my tu sobie pichcimy - i czy też warto z nami w dyskusję filozoficzną o bycie się wdać.I tak dalej w podobnym.

Nie powiem, logiczność w takim się pewna zawiera, czas i przestrzeń wszechświatowa robią wrażenie na umysłowości na co dzień w maleńkim przedziale bytującej - jak tyle się zadziało wokół, to i mogło się rozumnie ukazać w innej realności. Jako i tutaj się dokonało, to i

gdzieś oraz kiedyś podobnie mogło. Czyli coś w tej argumentacji się zawiera, ona nie z listy życzeń ani nawet jakoś w sobie zwichrowana – trzeba to pod uwagę brać.

Trzeba, prawda prawdziwa, że trzeba. Tylko zagwozdka intelektualna taka swoje w całości pokazuje znaczenie: dlaczego nic nie widać? - dlaczego nic nie słychać? Dlaczego te talerze latają i latają, ale z tego żadnego namacalnego pożytku kontaktowego dla naszej w sobie rozbuchanej umysłowości nie ma - dlaczego nic i nigdzie?Słowem – gdzie ci ufole się podziewają?

Cóż, trzeba zajrzeć prawdzie w oczy, skonfrontować się z faktami i ciszą wokół - trzeba talerze i ich zawijasy zostawić sobie na ten tam deser i do tematu wrócić, kiedy już osobnicy się napodglądają, naznakują tę naszą lokalność cywilizacyjną i nabiorą ochoty sobie pogadać – to zostawmy w analizie pojęciowej na kiedyś, a zestawmy w jaką to tabelkę aktualnie posiadane ustalenia.

I tak, widzicie, trzeba zacząć o tego, że jest owa cisza kanałowa, cisza po wszelkich możliwych kanałach łączności. Co by tu podpiąć do nieboskłonu, jakich by nie stosować technicznych nowinek, całość milczy w każdym języku i ani piśnie. A jak nawet coś popiskuje, to szybko fachmani od naukowej roboty ustalą, że to coś naszego tak w badanie wlazło - albo że przyroda nam jakiś taki złudny sygnał śle i o czymś informuje. Tylko że tego ani rusz z rozumnym czynem owego dalekiego innego nie sposób powiązać, nie da się.

Po drugie, widzicie, w takowej tabelce zliczającej ustalenia musi - musi się znaleźć na poczesnym miejscu wynik badania świata, tego i okolicznego, ale i wszystkich jakoś tam postrzeganych. Że okolica owa, aż po horyzont, aż po rozumnie rozpoznany horyzont – że to w sobie takie niezwyczajne. Owszem, kiedyś tam, dawno to było, świat sobie zaistniał w jakimś tam wybuchu czy inaczej - tu mniejsza o te detaliczne fakty - ale on zaistniał nie tak od razu znośnie, tak i przyjaźnie, i gościnnie. Musiało się, widzicie, coś z tej zasłony energetycznej wyłonić, mgła materialna i pojęciowa się rozrzedziła i wnętrze pokazała - i dopiero wówczas, a długo to trwało, mogło w jakimś tam lokalnym zgromadzeniu czegoś świetliste a gwiezdne, ale też i planetarne się pokazać. Nie wcześniej, widzicie.

Ale, zauważcie, jak już nawet i to planetarne się kręciło naokoło swojego gwiezdnego centrum, a dziś już wiele takich kamieni widać w przyrządach – to i w takim zbiorze żadna tam przypadkowość się nie mieści. A nawet trzeba powiedzieć, że losowość zupełnie się w tym zbiorze nie mieści. Owszem i prawda, i fakt, tego materialnego gruzu w każdą stronę dużo i więcej, ale on ci taki jakiś mało w sobie dla rozumności gościnny; albo to wielkie, albo gorące, albo jeszcze na inne sposoby odpycha. Owszem i prawda, takie coś widać łatwo, stąd wchodzi w obiektywy i się prezentuje - zapewne za chwilkę i lepsze światy się naukowo pokażą - to wszystko prawda. Tylko że owa cisza dzwoni alarmowo w rozumie i daje do myślenia. Bo skoro tego tyle, skoro od tak dawna, to dlaczego nic nie widać,

dlaczego nic nie gaworzy w swoim narzeczu, niechby nawet i takim z niemożebnego zbioru i nietłumaczalne na nic? Dlaczego wszędzie, po każdym kierunku cisza, brak jakichkolwiek śladów bytności, niczego uchwytnego naszą wybujałą metodologią techniczną albo podobną? Nic i nic - dlaczego?

Jedynie możliwy do przyjęcia wniosek jest taki, a to z zestawienia tego powyższego wynika i się nachalnie pcha do głosu, że również i zaistnienie planetarne takie sobie byle jakie i w byle tam momencie nie może być. To nie ruletka czy inny totolotek wszechświatowy, to nie przypadek tym zawiaduje.

To znaczy, widzicie, że jako i całość wszechświata musi pewnego w sobie momentu się dopracować - czyli te atomy zbudować, materiału do tego materialnego rumowiska nagromadzić i że dopiero wówczas się może planetarny glob tu i wszędzie kręcić – tak samo też w zbiorze takich elementów, w zbiorowisku globów będzie podzbiór, który się do zamieszkania będzie nadawał; to tak hop i siup się nie zbiera w sobie, to nie dowolny kawałek skały do zasiedlenia się nadaje - to liczne strefy graniczne musi spełniać. Bardzo liczne.Znane i oczywiste, jak się coś takiego w bliskości gwiazdy ulokuje albo w dalekości - to nijak się dobre dla wodnistego czy podobnego zjawiska nie okaże. Albo ciepło aż powyżej akceptacji - albo zimno skuwające na kamienny lód - albo zupełnie niegościnnie.

Po trzecie, widzicie, to nie wszystkie zliczenia uwarunkowań życie w dowolnej formie promujące - to dalece nie wszystko. A tym bardziej takie rozbudowane i świadome siebie życie.Bo spójrzcie na okoliczności, które zaszły na takim już powstałym globie, przecież granicznych wartości, które nie mogą być ominięte lub przekroczone, tego jest mnogość. - A to te drobiazgi do życia konieczne po prostu muszą tu być - a to muszą znaleźć się obok i w odpowiedniej ilości - a to słoneczko lokalne musi być wielkością i grzaniem w stadium i zakresie odpowiednim - a to musi być wodny lub stały zbiornik materii, gdzie się to może ze sobą intymnie spotykać, co by się w większe gromadzić - a to aktywność planetarnego budowania się musi osiągnąć wartość stabilnej i spokojnej, a zarazem jeszcze tak w sobie nie zastygłej i wychłodzonej – a to otoczenie i wnętrze globu musi tworzyć osłonę przed promieniowaniem oraz pozostałym w okolicy gruzem... Ja tu, dostrzegacie?, tylko szkicuję te brzegowe wartości, wielość ich jest tak znaczna, że głowa mała. A do tego naukowi co rusz jakiś w tym zbiorze kolejny elemencik podrzucają. Tu zerkną, wyjdzie, że w takich okolicznościach to życia nie będzie, tam spojrzą, to samo – aż zdziwienie echem się po wszelkim tutejszym roznosi.

A i, to tak po czwarte chyba już będzie, jak to życie tu się już i w sobie zbierze, jak się w komórkę na przykład ułoży, to przecież żadnego w tym pewnika, że to dalej potrafi i będzie mogło działać. Bo coś walnie z hukiem, jakaś nieodległa gwiazda wybuchnie albo też z głębiny wychyli kataklizm – więc owo żyjące w zupę się byłego już życia zamieni. I jest cisza po kanałach.

A i dalej, jak nawet ono życie się uczepi globu i warunków, bo już dobrze wiadomo, że żywe praktycznie wszelkiego czepić się potrafi, to żadnym dalszym pewnikiem nie jest, że to tak się już gromadziło będzie, że kolejne ciała, coraz bardziej w sobie napakowane, że się one będą poczynać w takiej kołysce planetarnej. I żadnym pewnikiem nie jest, że kiedyś tam to pomyśli o tym procesie, że będzie temat badać, warunki swojego zaistnienia w tabelki zestawiać. - To żadnym tam pewnikiem nie jest.

A i niechby nawet takie coś rozumnego się poczęło i zaczęło glob w jego zakamarkach penetrować – czy to pewne jest, że poziomu wiedzy i samowiedzy dojdzie? Nie i nie, żaden to fakt pewny. A nawet i tak można powiedzieć, że zupełnie niepewny. Bo to takiemu w wędrowaniu coś się zadzieje, noga nie trafi na stabilny grunt czy moment - i w przepaść poleci; albo pobratymiec go zje na śniadanie i to dalsze w historii już nie zaistnieje; albo nawet i zaistnieje, tylko się w takie kulturowe i kultowe pojęcia abstrakcyjne oblecze, że takiego w jego pętaniu się po świecie to spęta, aż do zatraty spęta; albo też w jakim tam momencie taki powie, bo już będzie gadał, że mu się nie chce dalej – i usiądzie, i będzie medytował, i rozproszy się w tej tam nieskończoności lokalnej. A nawet, widzicie, jak te wszystkie i jeszcze liczniejsze rafy na swojej drodze ominie, jak w tym wielokrotnym slalomie życiowoważnym na żadnej się przeszkodzie nie wykopyrtnie, to i tak pewne żadną w sobie miarą nie jest, że takowy jakimś tam czasem nakieruje w niebo przyrząd i że będzie nasłuchiwał. Bo to w okolicy energii na takie zbytki nie będzie, a to zasobów i zachcenia w nim do takiego czynu nie będzie - a to coś innego się wydarzy. Czyli chwila do kontaktu z innym lokalnym bytem się zatrzaśnie na wieki wieków.

I dalsze, i kolejne, i istotne - teraz dla odmiany waszej rozumnie i analitycznie w górę zerknijcie w tym zestawianiu uwarunkowań, tam się zapatrzcie w ustalaniu granic i progów w istnieniu.Więc leżakuje sobie w tym pędzie wszechświatowym nasze słoneczko z ubocza tak jakoś, można nawet powiedzieć, że peryferyjnie - tak to głoszą tacy od fizyki i kosmologii. A nie - a zupełnie w tym przypadkowego a dziwnego położenia. Przecie, pod rozwagę to sobie weźcie, to najlepsze miejsce w galaktyce dla takiego czegoś wrzeszczącego - ono tu się najlepiej poczyna. Bo czy to w centrum dogodnie? Ee, żadnym tam razem, tam zawierucha tak po całości i środowisko takie jakby piekielne. A czy dalej w bok może lepiej by było, czyli ku brzegowi zbioru? Też nie, tam już rzadko, zimno, niebezpiecznie. Tam i jakaś kolizja z inną galaktyką czasami się trafi, a to gwiazdy wyrywa, to rzuca nimi w dal daleką...

I jeszcze kolejne a wielce ważne: światowość cała, wszechświatowość nasza tutejsza i codzienna.Przecież sami wiecie, że wystarczy jedną cyferkę przekręcić o taką tam jednostkową wartość, i to gdzieś tam na iks miejscu za zerem – i jest zdumienie, i jest zakłopotanie, i jest po cichu sobie oraz w zaufaniu szeptane, że to skutki niesie. Takie skutki, że trudno to na spokojnie i w stabilności umysłowej ogarnąć.

Bo jak już taką cyferkę podmienić, to się okazuje, że i cyferki nie ma, i osobnika podmieniającego nie ma, i w ogóle niczego tutaj nie ma. Jakieś coś się w tych wzorach wówczas kotłuje, coś do czegoś ma się odnosić - ale to żadnym tam przypadkiem dobre nie jest ani też gościnne tym bardziej.I jest wspomniane wielkie przeliczanie w zdumieniu – i jest takie w kolejnym emocjonalnym działaniu na siebie, czyli na tego dwunożnego osobnika ustalanie warunków – i jest pokątnie wyrażanie się, że to dlatego tak... ech, sami wiecie.

Fakt i prawda, mówi się, że to stąd tak, że ten nasz świat sobie w ruletce światów najlepsze parametry wylosował, że inni może i też w grze byli, tylko że szczęście im nie dopisało. Więc my teraz z tego wylosowanego punktu, wybranego z niepoliczalnego zbioru, swoje tam i siam analizy prowadzimy. I dlatego to zdumienie nas tak ogarnia, i dlatego tak wszystko się dziwne zdaje.Tak się to powiada – tak się to wszystko niezwykłe powyższe z tej światowej tabelki uzasadnia.

I co wy na to? I jak to widzicie?

Zgoda i prawda, spojrzy sobie rozumnie osobnik w górę czy w głąb – i powie: nie, tu żadnego dziwu nie ma, to wszystko prawa fizyczne tak się pokazują. Tu żadnego zaskoczenia nie można się dopatrzyć, bo nasza pozycja w tym wszystkim przypadkowa, peryferyjna, jedna z wielkiej i nieprzeliczalnej liczby ci ona. I zawsze fizyczna, tylko fizyczna.Zgoda i prawda, spojrzy sobie rozumnie osobnik w górę czy w głąb – i powie: nie, tu żadnego przypadku nie ma, to wszystko prawa są, i to takie głęboko uzasadnione. Tu żadnego zaskoczenia nie można się dopatrzyć, bo nasza pozycja w tym wszystkim centralnie ważna. Oraz zawsze regułą nadrzędną uzasadniona.

Zgoda i prawda, badanie naukowe i fizyczne, to od wieków prowadziło do ustalenia, że lokalizacja uboczna, że przypadkowa, że żadnego w tym ewolucyjnego dziwu, a jedynie splatanie się i rozplatanie bytów we wzajemnym mnożeniu. Każdy poznany fakt świata uświadamiał, jaka się kryje za nim przepastna dal, przemieszczał z centrum na dalekie miejsce poznającego – i umniejszał w samozachwycie. Aż po wiedzę, że to pył i pyłek, że marność i nic wobec koniecznej nieskończoności.

Tylko że, skoro to tak wielowymiarowo uwarunkowane, ale zarazem i konieczność fizycznie ustalona (w swojej przypadkowości) - to jak to jest że nic i nigdzie, dlaczego w każdym kierunku cisza?Jeżeli to tak nietrywialne i wymagające spełnienia ogromu zależności i wpisania się w regułę świata, a jednocześnie dziejące się w takiej skali, że dech zapiera – to jak to jest, że nie daje się tu niczego zaobserwować? Gdzie oni są?...

I tu, widzicie, pojawia się to moje niedowierzanie - na tym się ono zestawieniu zasadza.

Ale nie tak, że to trudne i przypadkowe, a więc loteria po wszystkim rządzi – ale również nie tak, że to jedyne w sobie zdarzenie, którym jaka "ustawka" losowa rządziła; ani to, ani drugie.

Ja tam, widzicie, w ufole nie wierzę, mi to zupełnie nie leży. Ale nie dlatego, że ich nie ma, choć pewnie i nie ma, ale dlatego, że owe inne byty w rozum zaopatrzone - że takowe nie kiedyś poczęły się oraz działają, tylko że obok nas owe bytności się realizują. Mówiąc to inaczej, "ufoludki" muszą się w tej samej warstwie świata pokazać - nie wcześniej do nas, ale i nie później. Rozumiecie?

Dlaczego tak? Z tej postrzeganej niezwykłości trzeba w tym badaniu świata wyjść, bo to nie żaden tam przypadek, za tym się zasadniczy sens kryje.Fakt i prawda, to zawsze tylko fizyczna reguła obsadza, tu żadnego nielogicznego czegoś w sobie - ale to jest reguła.

Jaka reguła? Że obie strony mają rację.Na gruncie fizycznym, co podkreślam maksymalnie, zawsze tylko jako realizacja zasady – ale obie strony opisu maja rację. Byt w sobie rozumny, takie coś może powstać w wyjątkowych okolicznościach – i to nie jest przypadek. Fizycznie prezentuje się jako miejsce jedno z wielu i poślednie, ale filozoficznie i logicznie to punkt jedyny w dziejach - takiego nie było i nie będzie.Fizycznie nasza pozycja z boku, logicznie w samym środku zmian.

W każdym badaniu i ustaleniu wychodzi, że to niezwykły moment, że niewielkie odchylenie, a mierzącego by nie było. Ale jeżeli się na ten wynik badania patrzy biernie, jako na fakt zastany, to musi to wytworzyć zdumienie, co najmniej zmieszanie. Ale jeżeli wszechświat postrzegać dynamiczne - jako dochodzenie do pewnego, środkowego i najważniejszego punktu-momentu, to proces zmian przestaje dziwić i zaskakiwać. To przemieszcza się w analizie z poziomu niezwykłości do banalności. - Przecież każdy proces, który się zaczął i skończy, a już wiadomo, że wszechświat jest odcinkiem na prostej, że miał i moment zero, i ma wpisany w siebie punkt ostatni - że w ramach tego odcinka jest i punkt środkowy. Właśnie ten interesujący. - Zmiana w formule "wszechświata" dochodzi do niego i odchodzi, jest coś, co trafi zaistnieniem w ten moment - o ile są na odległość istotną w tym zdarzeniu konkretne elementy - albo tego nie ma. Jeżeli to jest, to w kolejnych krokach może się dopracować wiedzy o zmianie. A jak porobi się tak, że w ten punkt nic nie trafi - że się spóźni albo i pospieszy - to takich analiz nie będzie miał kto konstruować. I nie ma problemu. Jak nie ma analizującego, to równie dylematu nie ma. Proste, banalne, oczywiste.

I teraz trzeba to odnieść do tej zapierającej dech skali, do świata w jego obserwowanych i postulowanych zakresach. Przecież, zauważcie to i uwzględnijcie, jeżeli nawet gdzieś się jaki rozumny byt zjawi

w tym wszystkim, a pewne to nie jest, jak wyżej padło - to on się zjawi w tym samym punkcie, równolegle do naszego istnienia. To nie jest ani ciut wcześniej, ani ciut później - wcześniej nie ma do tego warunków, później już nie ma do zaistnienia warunków. A to dalej w całości analizy oznacza, że jeżeli nawet taki ktoś jest, to nigdy o tym się nie dowiemy, bo on znajduje się na takim samym poziomie jako i my się znajdujemy - prowadzi działania i analizy otoczenia, jako i my je prowadzimy. O ile je prowadzi, co też żadnym pewnikiem nie jest i być nie może.

A skoro tak, zauważcie, to też sobie ten obcy dywaguje, czy ktoś tam jest, czy nie, czy myśli, czy tylko pełza w błocie? Bo to, że gdzieś i coś pełza, to w stu procentach pewnik. Życie jako takie, takie się ruszające i zjadające, to wszędzie się kotłuje, w każdych warunkach się lęgnie i bytuje. Ale żeby poszło w skomplikowanie, w rozum - to już wyjątek, to trzeba w ten środek odcinka się wstrzelić. Życie we wszechświecie to żaden dziw - życie rozumne to punkt.

Dlatego, jak nawet wyślemy sobie w przestrzeń sygnał albo rzucimy czymś materialnym, to zanim to dojdzie pod nieznany a rozumny adres – to tego adresu i adresata już dawno może nie być. A i nas także. Można się wysilać, tego kogoś szukać, na duchu się podnosić i nie wpadać w rozterki, że samotność nam pisana - jako działanie to ma sens, zajmuje ręce, które bez tego w innym kierunku by się pewnie kierowały - ale, po prawdzie głębokiej, to my tak sami dla siebie to robimy, ku pokrzepieniu - bo tam cisza... I tylko cisza.

Życie rozumne w ewolucji świata to "fakt punktowy".

cdn.

Janusz Łozowski