Kwantologia 6.6 punkty węzłowe.

Post on 20-Feb-2017

197 views 2 download

Transcript of Kwantologia 6.6 punkty węzłowe.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 6.6 – Punkty węzłowe.

Gdziekolwiek spojrzeć, tam dziejowa zawierucha.Sprawa, widzicie, poważna. Nie, nie straszę. Nie o to chodzi w tej pogadance, żeby wasz rozum w panikę wpędzać - żadnego takiego celu niniejsza opowiastka sobie nie wytycza. Ale sprawa, trzeba głośno powiedzieć, jest - i domaga się pokazania. Przede wszystkim teraz i tu pokazania, o konsekwencjach inną czasową okazją pogadamy. Na tym etapie chodzi o poinformowanie masowe, że coś takiego pojawia się w ewolucyjnym ciągu zmian - i że na całokształt wpływa. Niby to takie głęboko ukryte - a wpływa.

Wszędzie wokół zmiana. Tak się to w sobie zmienia i rytmem zmienia – takim, widzicie, policzalnym. Ewolucja, czy jakoś tak, zwał jak zwał, to w ten deseń idzie. Gdzieś tam fundamentalnie jedynka się z miejsca na następne przesunie, czas i przestrzeń się w tej zmianie wytworzy – i dalej w normalnym już, czyli fizycznym zakresie, tu się takie i owakie zaprezentuje. Ładnie się zaprezentuje, dygnie przed publiką - albo mordę zarośniętą i wykrzywioną pokaże, to już mało w sobie ważne. Ewolucja tak ma, że czasem twarzyczkę, czasem mordę pokazuje. Bywa, że z języczkiem.

A jak ta zmiana się już tak toczy po tej swojej prostej bezkresnej i się lokalnie zwija w jakiś byt, to ona się tymi kwantami dzieje, czyli jednostka do jednostki - i zbuduje się jednostka. A nawet i niekiedy osobowość.A jak się kwantami, więc jednostkami dzieje - to i matematykę przy okazji buduje, takoż matematyka, co te znaki sczytuje ze świata. Ale i filozofa, który te krzaczki zbiera oraz w pocie czoła tłumaczy z lokalnego narzecza na ludzkie.

Wiadomo - jak jest zero i jedynka, jak jest NIC i COŚ, to z takiego zbioru można zbudować wszystko. Jak przepuścić logicznie jedynkę w nicości, jak popędzić za nią abstrakcyjnym namysłem - to się zobaczy w takim wyobrażeniowym spojrzeniu a to wszechświat, a to gęstwinę z kwantów i do ostatniego punktu zapchaną, a to narastanie ciśnienia w tymże sferycznym świecie pod wpływem z zewnątrz dostających się tu warstw kwantowych - a to ciało fizyczne takie i dowolne. Ale zawsze ciało budowane regularnie i według tej jednej, wiecznej reguły.I jest efekt tej ewolucyjnej procedury: logiczne zastanowienie, w jakim to się dzieje rytmie? Jak to się dzieje, że się dzieje? Jak w tej skończonej, więc nigdy stabilnej dziejowej zawierusze, jak się tworzy stabilizacja - z czego to wynika?

Jak to "z czego"? Z tej wyżej wzmiankowanej jedynki i zera, czyli z COŚ i NIC. To przemknęło tak pokątnie, ale rzeczywiście z takich elementów można już zbudować wszystko - dosłownie wszystko, co tu może być zbudowane. I nawet niczego więcej nie można pomyśleć. Co

jest możliwe, to zaistnieje - co nie, nawet nie może być pomyślane w działaniu kombinatorycznym.To z tych jedynek i zer tworzona jest cała, jakże skomplikowana w sobie matematyka - to z tych składników buduje się jakże złożona w sobie fizyka z pokrewnymi działami - to z takich abstrakcji wznosi się gmach filozofii; wszystko, dosłownie wszystko ze stanu jeden i zero można skonstruować.

Jak już w Kosmosie zarysuje się sfera jednokwantowa, jak zaczną do niej docierać i zapełniać się w niej kwanty z pola rodzicielskiego, to nie ma siły, musi się wewnątrz zagęszczać, musi maleć odległość jednostki od jednostki - musi wzrastać ciśnienie. I musi wytwarzać się skomplikowanie. I nie może to przebiegać chaotycznie - przecież dopływ elementów z zewnątrz jest skwantowany. Ale również zagłębianie się w sferę warstw z kolejnymi kwantami jest regulowane samym dopływem. W tym procesie nie ma przeskoków - choć fizycznie wygląda to na chaos, tu nie ma w żadnym kierunku dowolności, choć jest fizyczne wszechkierunkowe, a więc pozornie losowe zachodzenie. To ład.

To logiczny ład upostaciowany na stan fizycznego chaosu. A co więcej, z punktami wyróżnionymi (węzłowymi) w tak przebiegającym "pompowaniu" świata.

Bo co się dzieje, kiedy te kwanty dopływają, kiedy są "wciskane" z zewnątrz w sferę (wszech)świata?W pewnej chwili, ale nie przypadkowej (tylko jako skutek takiego i w ten konkretny świat docierania elementów), wytwarza się takie już w zbiorze ciśnienie - jest takie zagęszczenie, że może dojść do stanu "wybuchu" (tego, co fizyk obserwujący to od wewnątrz definiuje dla siebie wybuchem). Dla niego to rzeczywiście jest wybuch, ponieważ w każdym kierunku, nieomal jednocześnie, tworzą się warunki, w których może dojść do wytworzenia się "zbryleń". Czyli takiego momentu, że wcześniej samodzielne i od siebie odległe elementy, teraz znajdują się na tyle blisko, że są w łączności. Już w fizycznej, nadprogowej - po prostu widocznej dla obserwatora łączności. Efekt? Pojawia się foton, a dalej światło. I staje się jasność. Jasność nie jako fakt cudowny, nie jako nagle nie wiedzieć co oraz dlaczego się zadziało, ale jako efekt tego dociskania elementów do siebie, jako efekt tego ciągle trwającego zewnętrznego zasilania w kwanty. Jak wewnątrz balonu rośnie ciśnienie oraz gęstość, to musi się pojawić chwila, kiedy to się zamieni w coś namacalnego - w coś widocznego. W tym przypadku dosłownie widocznego.

I nie jest to moment ustalony losowo w ujęciu zewnętrznym - jest i policzalny, i przewidywalny. Że od wewnątrz wygląda to jak chwila początkowa wszystkiego? Fakt, prawda, inaczej tego fizyk nie może w obserwacji zarejestrować ani opisać. Kiedy, prawie nagle, wybucha całość świata, aż po kres (po horyzont obserwacji), kiedy tworzy się to, co jest najmniejszym czymś do obserwacji i z czego sama obserwacja się składa - to tej chwili inaczej nie można określić, to jest zapłon i początek wszystkiego. Pozostając w środku (i w zmianie), obserwator musi tak postrzegać

zdarzenia. I twierdzić, że to "wszech-świat".Że to dalece nie wszystko, że przed punktem-stanem "zapłonu" proces przebiegał wieloetapowo i długotrwale, że tworzyło się ciśnienie i zagęszczenie, że wszechświat nabierał ciała i komplikował się - to jest poza taką obserwacją i ustaleniami, tego nie można fizycznie (i to nigdy) sięgnąć. Podobnie jak i końca, więc przeciwnego w zmianie brzegu. Jak dopełnia się wszechświat czymś w postaci jedynek, jak ciśnienie wewnętrzne przyrasta rytmem kolejnych jednokwantowych warstw - jak gęstość w sferze działa tymi samymi warstwami – to również fakty, to kolejne poziomy fizycznej piramidy możliwości budują się w rytmie i z tych jedynek.I, powtarzam, są policzalne. - I, powtarzam, są szczególne punkty w tej procedurze.

Co się dzieje dalej, kiedy sfera jest zasilana - zapełniana krok po kroku kwantami?Kiedy już jest takie coś, jak "foton" albo podobne – kiedy jednak dalej narasta ciśnienie i gęstość środowiska (tu tła wszechświata), to powstają warunki do zaistnienia bardziej skomplikowanej formy i struktury. Znów nie od razu, ale w wyniku skwantowanego procesu – znów nie chaotycznie, ale jako realizacja reguły.Bo co tu jest istotne, czym charakteryzuje się ten docisk? Że kiedy są okoliczności do zbliżenia się elementów, że kiedy one się w swoim pędzie tak zbliżą wzajemnie, że tworzą u odbiorcy - pomimo ciągłego ich pędu - obraz stabilnego czegoś (na przykład "atomu") - to takie konstrukcje "opadają" niżej. Nie fizycznie, choć i tu ruch istnieje - ale logicznie: zaczyna się budowanie kolejnego poziomu piramidy możliwości.

Ważne jest to, że tak zbiegłe, "wytrącone" w sferze jednostki - już materialne fizycznie - one na tym swoim teraz poziomie mają luz po każdym kierunku. O ile moment wcześniej była maksymalne gęstość w zbiorze, już tak się świat napompował, że nie było miejsca jeszcze jeden kwant wetknąć - to teraz, z momentem "zapłonu" i powstania w zbiorze fotonów, nagle przybyło sporo (i dużo) wolnego miejsca. I w to opuszczone miejsce może kolejny kwant się wcisnąć - a raczej w to puste miejsce zostanie wciśnięty idącym ciągle z zewnątrz (kwant po kwancie) naciskiem.I tak zaistniały foton ma wokół siebie pustkę, element znów jest w oddaleniu od elementu - i zmiana może się kwantowo toczyć dalej w rytmie takoż kwantowym.

I co dalej? Krok po kroku, w chwilach ważnych, kiedy ciśnienie się podniesie do poziomu na tę chwilę maksymalnego - buduje się fakt z kolejnego zakresu. Po fotonach jakieś elektrony czy podobne, dalej atomy, komórki - życie i podobne, itd. Zasada zagęszczania się pod wpływem ciśnienia ta sama, elementy te same, rytmika trwa, przecież zasilanie jest - więc nie ma zmiłuj, musi się wytworzyć wszystko, co w tych warunkach może powstać. Jak zabraknie któregoś elementu, jak zabraknie lub ustanie dopływ kwantów z któregoś kierunku, to w procesie zaistnieje dziura - i wszystko się posypie. Tym szybciej, im większy brak.

Jak długo to trwa?Zewnętrzny docisk, wiadomo, maksymalnie trwa do chwili środka - do zasadniczego punktu w zmianie. Od tego momentu zasilanie z zewnątrz ustaje, a rolę przejmuje zasilanie z wnętrza. Dosłownie z wnętrza, bo "spod podłogi", spod poziomu fizycznej obserwacji. Rozpad dziur i oddalanie się warstw kwantowych od osobliwości, to teraz stanowi warunek stabilizacji. Oczywiście do czasu.Przy czym środek to nie tylko środek - ale najważniejszy w zmianie punkt. To moment szczególny choćby z tego powodu, że tutaj i tylko tutaj może powstać, może zacząć powstawać świadomy obserwator. Nie wcześniej, nie później – tylko w środku. Ale nie tylko dlatego jest to tak istotny moment - to chwila, gdzie następuje przejście z jednej strony zmiany na drugą, symetrycznie rozłożoną, dopełniającą. Oś symetrii w tym punkcie osiąga poziom maksymalny dla całości wszechświata, ale też dla poszczególnych w nim zawartych elementów - tu wszelkie składniki są obecne, tutaj i tylko w tej chwili brzmi cała harmonia sfer. To nie przenośnia, to nie przesada - to opis faktu.

Tylko że, widzicie, ma to swoje konsekwencje. A one są ważkie. Co tu może więcej być, pytacie. To nie wszystko?A nie, widzicie, powyższe to opis poniekąd literacki, słowny, więc budujący obrazy - a to nie wszystko. Jest jeszcze wspominana w jej skomplikowaniu matematyka. Czyli cyferki i liczby. I ich zapętlenie w sobie - jak ewolucyjne zapętlenie.Bo przecież jak ten proces tak biegnie - jak to się tak zagęszcza i kondensuje w kolejne byty, to zarazem ten sam proces się takimi-tymi fizycznymi bytami sam znakuje. Jak jest moment powstania fotonu, to jest ważny punkt, to ewolucja energetyczna się tak objawiła - tak w punkcie węzłowym strumienie kwantów się zbiegły, że coś widać. I tak dalej, po każdym takim zbiegnięciu w fakt (coś) można powiedzieć, że pokazał się ważny punkt, że kolejne możliwości kwantowe z puli się zrealizowały.A skoro to jest rytm, bo jest - skoro to znakuje swoimi ciałami to wszystko i okolicę - skoro jest to skwantowane, to tym samym można na tej podstawie wyznaczyć nie tylko ten rytm, to już teraz banał, ale wyznaczyć drogę w jej przeszłym i przyszłym zachodzeniu. A to, widzicie, już banalne nie jest.

Czyli, mówiąc inaczej, na bazie teraz rozpoznanego i ustalonego, z tych wszystkich punktów zebrane - obecnie trzeba te miejsca ważne w zmianie nanieść na mapę, taką rozwalcowaną wcześniej na warstwy i poziomice oraz izobary płachtę, która oddaje rozkład ewolucji. I na tej podstawie powiedzieć, że tu i w takiej chwili, że zadzieje się tam to a to. Można? Można. - Warto? Warto.

Drogi wędrowania po świecie - tego, co dla mnie jest drogą albo też opoką - tego nie ma inaczej, jak na mgnienie. Droga składa się dla mnie w drogę zawsze i tylko na jedno tyknięcie kwantowe - tak samo i ja, obserwator. Dlatego też rozpoznanie tej procedury jest takie ważne. Żeby nie pobłądzić, żeby kolejny krok można było postawić. Jedynka i zero to niby nic, ale to fundament takiej zmiany – i jej

zrozumienia.Kwant do kwantu - a zbierze się miarka wiedzy. A może i Wiedza.

Ale to dalej nie wszystko.Bo jest jeszcze może mniej życiowo istotne ustalenie, ale na pewno spektakularne.Przecież jak już sobie ta zmiana biegnie i ciśnienie rośnie, i te elementy w tym docisku się tworzą - to każdy węzłowy punkt zarazem jest osią symetrii, proces się tu kończy, ale i zaczyna. Coś się w kierunku tego punktu działo, teraz od niego odchodzi.Ale jak to jest oś symetrii - i to taka, wiecie, wielokrotna, wszak chodzi o skomplikowane konstrukcji (w zakresie fizycznie dostępnym nie ma bytów elementarnie prostych) - to taka chwila, symetryczna w każdym kierunku - ona ma znaczenie. Nie tylko dla samego zaistnienia i wynurzenia się spod poziomu bytu (faktu), ale dlatego, że ten szczególny punkt w postaci "zapętlenia", węzła zmiany - że to się pokazuje. Dosłownie pokazuje. Ale w dość szczególny sposób.Pokazuje się mianowicie tak, że - zmiana znika z obserwacji. Jej w postrzeganiu zewnętrznym nie ma.Mówiąc nieco górnolotnie - a co, chwila szczególna, to i opis musi być adekwatny - samodzielne i samorządne kwanty, choć przymuszone na co dzień do działania w zmianie, wystawiają w takim momencie baner czy inny transparent i oznajmiają wszem, że: "tutaj jesteśmy i takie jesteśmy".

Może nie do końca jest to transparent, może nie jest widoczny, ale jest sygnał - przez brak sygnału - że w zmianie został osiągnięty punkt węzłowy. Że symetria tego momentu jest taka, że zewnętrznie nic nie widać. Że, ujmując to jeszcze inaczej, wewnętrznie oraz w konkretnym fakcie zachodząca zmiana zapełnia wszystkie wolne miejsca, więc jest idealne pobieranie i tracenie - że jest równowaga ewolucyjna obiektu w pozyskiwaniu i traceniu kwantów. - I że na taką chwilę węzłową jest pełna symetria. A jak symetria, to punkt. A jak punkt, to nie do rejestracji.

Takie zdarzenie, co zrozumiałe, to rzadkość, ale zauważalna. Jednak jak już się trafi w tej widowiskowej postaci (czyli, że nic nie da się zobaczyć), to oddziałuje. Mocno i fundamentalnie. Przecież tu w grę wchodzi zasada świata.

Punkty węzłowe - punkty milowe zmiany.

cdn.

Janusz Łozowski