Kwantologia 4.3 czarne dziury.

Post on 27-Jan-2017

263 views 1 download

Transcript of Kwantologia 4.3 czarne dziury.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 4.3 – Czarne dziury.

Widzę, że kolega fizyk nerwowo się wierci. Proszę, niech kolega w swoich emocjach wyhamuje, może się kolega czegoś nowego dowie, nie wszystko już o czarnych dziurach zostało powiedziane. Tak, kolego, nie wszystko, zapewniam. Kolega się przekona. Kolega wysłucha oraz się zastanowi, a później się na pewno przekona. - Czarne dziury to dorobek fizyków, przyznaję, kolego - ale wy tak nie chwytajcie się tych ciemnych dołów, jak pijany płotu. Bo czasami, kolego fizyku, w swoim opisywaniu warto oddalić się, spojrzeć z boku – bo wówczas więcej widać. Tak, więcej widać.Kolega się obraża, kolega się boczy – kolega, że tak to powiem, nie dopasował się swoim zachowaniem do powagi sytuacji. Kolega, mówić to przykro, nie zgłębił tematu. - Zapewniam, że kolega nie zgłębił. Wzory wzorami, trzeba powiedzieć, że dobrze pokazują treść, tylko, kolega zauważy, kolega źle je interpretuje, w ich wymowę należycie i uważnie się nie wsłuchuje. Tak, w ich nieskończony zaśpiew kolega się mało dokładnie wsłuchuje. A to skutkuje. Tak, to skutkuje.

Czarna dziura to czarna dziura, prawda. Czyli rowerem dojechać tam nie można, autostop też odpada, wszystko oczywiste. I dlatego taki temat najlepszy na wieczorną a wakacyjną pogawędkę, prawda, kolego? Wyjechali wszyscy nasi podopieczni na wakacje, czas należy spędzać w kulturalnym towarzystwie, normy społecznie akceptowalne spełniać i poważnie się nad wszystkim zastanowić. I my, kolego z fizycznych, właśnie taki temat obierzemy do rozmowy, a co, można. Jak, kolego, można?To jedziem, panie kochany, z tym dołem bez dna.

Powiada kolega, a kolega to powiada za tymi swoimi wzorkami, że tę czeluść można zasypywać energią i zasypywać, tak po nieskończoność i w ogóle. I kolega ma rację. Tak, kolego, kolega ma rację. Ja tej wiedzy wzorkowej nie zaprzeczam, ona słuszna w swojej wymowie jest i wszelako. Niech kolega poczeka, zaraz przejdziemy do rzeczy, ale trzeba temat związać, w szeregu czasowym i przestrzennym ustawić, z całością poznania czarnych dziur połączyć. Kolega fizyczny, więc kolega niecierpliwy, a tak nie sposób, trzeba krok po kroku, trzeba w temacie się rozsmakować, szczegółami go zgłębić.Nie, kolego, tego się tak w nieskończoność zapełniać nie daje, to wzorki też koledze mówią. Tak, kolego, mówią. Tylko kolega, jak to już wyżej głośno padło, kolega w tę melodyjkę słabo zasłuchany - a może zupełnie na nią głuchy, niestety.

Bo co te wzorki koledze i wszystkim oznajmiają, co w swej nowinie głoszą? Że proces biegnie i biegnie, że energetyczne jednostki, a więc kwanty, że to się zapada w tę czeluść bezdenną nieskończenie, że diabli wiedzą, co się tam czyni – no i już zupełnie rozeznania nie ma, co się z tym zapadłym dalej dzieje? Wyleci to gdzieś, czy tak na wieczność zostaje w tej głębinie? Kolega przyzna, że tak w

zarysie schematycznie zgrubnym to idzie, kolega przyzna?I dobrze kolega robi, że przyznaje, bo kolega inaczej tego - jako w swojej fizycznej obserwacji byt wewnętrzny - nie zdefiniuje. Trzeba to w całości potwierdzić, że dla kolegi w obserwacji oraz w opisie inaczej się to nie może prezentować. Taka porcja czegoś, co w taki dziurawy, ale i świetlnie czarny dół, taka tam porcyjka materialnej cielesności, to w podążaniu do sedna gdzieś tam - to nigdy nie może w fizycznym ujmowaniu wyhamować. Spada sobie i spada.To trzeba podkreślić i nagłośnić maksymalnie: w opisie, który jest możliwy od wewnątrz, w opisie prowadzonym w ramach procesu, kiedy się opierać na elementach dążących do czarnej dziury – w takim to ujęciu nie ma końca, nie ma zatrzymania, nie ma chwili zero. I nie jest ważne, co taką "chwilą zero" miałoby być, istotne jest to, że jej w fizycznym procesie być nie może. I w opisie jej tym samym być nie może.

Dlaczego? Kolega fizyk się wyrywa i gardłuje, dlaczego? - Ależ to oczywiste, jasne jak czarna dziura. Przecież, kolego fizyku, kolega to sobie przedstawi wyraźnie, że w opisie, że w procesie, kiedy zachodzi moment zatrzymania - znów bez definiowania, co to znaczy - ale w takiej chwili kolega już się nie liczy w analizie, kolega z tego peletonu odpada. Tak, kolego fizyku, w chwili, kiedy proces opisywany ulega zatrzymaniu, kiedy ustaje - w tej to chwili opis i wszelka obserwacja się kończy. Nie ma już w analizie zmiany, więc co kolega chce opisywać, ha? Kolega może, a nawet musi prowadzić opis do takiego momentu - może później, o ile coś w środowisku daje się wyróżnić i powiązać z poprzednim rytmem, jednak "w punkcie", w chwili zatrzymania wszelkie działanie ustaje – po prostu nie ma żadnego opisu w tym miejscu.Niech kolega uwzględni to w swoim postrzeganiu, że jako fizyk jest kolega zawsze i tylko związany ze zmianą, z toczącym się procesem. I dlatego, kiedy w opisie pojawia się brzeg, osobliwość – czy jak to zwać – ten opis się urywa, kończy. I tym samym fizyka się kończy. Nie ma fizyki bezruchu, zatrzymania. Opis fizyczny może "drobić" i obejmować coraz mniejsze elementy, ale nie może uchwycić "ciszy" w zmianie; opis fizyczny może dążyć do nieskończoności (do granicy), ale nie może zawierać w sobie stanu końca (czy początku).Jak powiedziałem, kolego, jeżeli kolega fizycznie coś dalej z tym wcześniejszym powiąże, jeżeli pominie w analizie - jeżeli niejako w działaniu opisującym przeskoczy ponad miejscem zerowym zmiany - to działanie może biec dalej. Ale jeżeli się tego nie uczyni, to albo się ginie w ciągu nieskończonego zapadania, na przykład, albo opis się definitywnie urywa. I nie może być inaczej.

Niech kolega zauważy w swojej fizycznej procedurze, że kolega jest związany integralnie ze zmianą – coś doży do czarnej dziury, nawet się przedostaje przez jej horyzont i zapada dalej, jednak analiza cały czas, bo inaczej nie może to być uchwycone, trzyma się faktów w trakcie zmiany. To jest najbanalniejszy w swojej procedurze ciąg nieskończony, zbliża się do stanu granicznego - ale nigdy w takim, od wewnątrz i w powiązaniu z procesem prowadzonym ujęciu - nigdy tej linii krytycznej (brzegowej) nie może osiągnąć. Bo kiedy osiąga, nie ma obserwacji i opisu – kiedy jest śmierć, nie ma życia.

Proces dla kolegi biegnie tak długo, jak jest zmiana, przecież nie ma fizycznego opisu, jak nie ma elementów w przemieszczaniu się – po prostu nie ma. Dlatego kolega w tym swoim dążeniu do punktu, w takim działaniu drobi i drobi, i coraz bardziej drobi, bada małe i coraz mniejsze przedziały czasu i przestrzeni, stara się kolega to zapełnić wzorami i je zrozumieć – tylko że to działanie z zasady, z samej zasady jest nie skończone, nie może się skończyć. I nigdy się nie skończy. Kolega to chwyta?

Dobrze, idziemy dalej - bo dalsze jak najbardziej w tym opisie jest i domaga się pokazania.Czy obrazowanie zapadania się w czarnej dziurze, które prezentuje kolega fizyk, to wszystko? I oczywista odpowiedź: nie. To jeden z możliwych sposobów, konieczny jako pierwszy, ale nie jedyny. Jest bowiem drugi, filozoficzny – czyli zewnętrzny. Tak, kolego fizyku, jest jeszcze filozoficzny. I warto go poznać.Co w nim ciekawego, kolega pyta. A to, że wnosi inne spojrzenie i inny wniosek co do zapaści. Tak, kolego, inny, dopełniający - więc przez to ważny.

Pytanie wstępne w tym etapie: do jakiego momentu, jak długo może w kierunku czarnej dziury podążać kwant energii, kwant czegoś? - Jak kolega myśli?Kolega nie wie, kolega się zastanawia, kolega wątpi, że to można w liczbach czy jakoś podać. I kolega się myli, to dziecinnie prosto można zdefiniować. Tak, dziecinnie prosto.Jak długo biegnie proces zapaści w czarnej dziurze? Tak długo, jak może biec.Tak, kolego, tak brzmi definicja tego procesu w ujęciu zewnętrznym i filozoficznym. Kolega się śmieje, kolega się krzywi, kolega puka się w czoło – i kolega źle robi. To wbrew pozorom jest ostateczne i definitywne, a przy tym wartościowe opisanie zmiany, która tutaj kończy się zapaścią w czarnym dole. Proces toczy się tak długo, aż się naturalnie zatrzymuje. Zapaść trwa tak długo, jak może trwać. Kolego, proszę o powagę - i proszę o spokojne zastanowienie się.

Co to znaczy, że proces może biec do momentu zatrzymania? To nie jest, mimo słownej formuły, byle jakie stwierdzenie, za nim kryje się konstatacja, że zmiana, to po pierwsze, ma swój koniec, ale po drugie, że jest to koniec związany z gromadzącymi się w zbiorze, a więc tu w czarnej dziurze, elementami. Po prostu, kolego, nie ma w zmianie ciągu nieskończonego, ponieważ ściskanie do siebie faktów, czyli kwantów, takie dociskanie nie może biec nieskończenie. Jakie by te kwanty małe nie były, to jest kres tego docisku – jest stan, kiedy już nic więcej wcisnąć w strukturę się nie daje. Czy wynika to z braku miejsca w tej strukturze, czy z braku siły, która może być wywarta na zmianę, to już nie takie istotne - liczy się to, że w całościowym układzie, czyli we wszechświecie, nie można pokonać pewnej granicznej gęstości.

Kolega przyjmuje to do wiadomości, kolega jest zainteresowany, to dobrze, widać postęp we wzajemnych relacjach.Ale to oczywiście nie wszystko, analiza zewnętrzna takiego faktu i

stanu jest znacznie bardziej rozbudowana. Proszę, niech kolega to sobie odnotuje, że maksymalna zapaść w postaci czarnej dziury, tak nieuchwytna w fizycznym ujęciu, staje się banałem i koniecznością - to musi zajść. Ale ma też swoje, dla fizyki, ciekawe konsekwencje. Jakie, kolega pyta, i słusznie, że kolega pyta. Taki obiekt jest z punktu widzenia fizyka, po pierwsze, poza fizyką, nie wchodzi już w opis, jest tym sławetnym punktem – a po drugie, posiada rozmiary znaczące. Tak, kolego, to może być ogromny obiekt, zawalidroga na wielkim dystansie, a logicznie jest punktem. Dlaczego? A jak sobie kolega to zdefiniuje, kiedy wewnątrz takiego obiektu nie ma żadnego ruchu i żadnej wyróżnialnej składowej? Jak kolega opisze obiekt, w którym nie ma części składowych? Oczywiście, to punkt. A jako taki, nie istnieje w obrębie fizycznego doznania.

Ech, kolego, chwileczkę. Tu nie omawiamy skutków zewnętrznych tej jednostki, tylko odnoszę to do tego, co kolega może zrobić w takim opisywaniu. To, że kolega widzi skutki istnienia czarnej dziury, a więc, że coś wpadając do leja się rozgrzewa i emituje, że paruje i podobnie – kolego, to ujęcie właśnie zewnętrzne, już spoza procesu dostępnego w fizycznym opisie. To, że kolega coś widzi, to znaczy, że kolega w swojej niecierpliwości wychodzi z roli fizyka i się w filozofa, w obserwatora zewnętrznego zmienia. Tak, kolego fizyku, w takim ujęciu kolega staje się filozofem, porzuca wybrane miejsce obserwacji, zmienia układ odniesienia – i widzi to, co już lokuje się poza opisem. Ja mogę to zrobić, kolega nie. A kiedy kolega tak czyni, popełnia błąd interpretacyjny. Że konieczny, że to wnosi w poznanie wartość, oczywiście prawda, ale to logiczny błąd, który w badaniu fałszuje wynik.

I teraz pytanie: co się dzieje, kiedy czarna dziura zapełnia się i osiąga stan maksymalny? A raczej, żeby nieco przeskoczyć w naszej analizie, co się dzieje, kiedy jedna wcześniej wyróżniona warstwa procesu - albo jakaś "grudka" materii - kiedy osiąga stan punktu, kiedy nie już ma elementów składowych i jest jednostka, punkt? Co dalej?Kolega fizyk się zastanawia - się zastanawia – i co? I tak, kolego, i nie. Owszem, wzory dobrze podpowiadają. Coś się dzieje, energia się przedostaje przez czarną dziurę i gdzieś tam się ponownie jako fakt wprzęga w budowanie dalszego.Wszystko prawda, tylko że to nie jest pełna prawda. Tak, kolego, w procesie kwant dochodzi do "ściany", czyli maksymalnego ścisku – i odbija się od tej ściany. Co jest postępem, kiedy staje się przed ścianą czy na krawędzi? Odwrócić się i pójść przed siebie. Kwanty w "punkcie zero" mają jedyną możliwą drogę: przed siebie. Ale to w tym procesie oznacza, że zmiana odwraca swój kierunek zachodzenia, z wcześniejszej "do" centrum, teraz staje się "od" centrum. I tym samym dalszy ciąg toczy się dokładnie odwrotnie. - Ale, zwracam na to uwagę koledze, zawsze jest to kierunek "do przodu", i to chyba coś koledze mówi, prawda?To, co w ujęciu logicznym jest zawsze zmianą "do przodu", kolego z fizycznych – dokładnie ten sam ciąg zmiany w ujęciu fizycznym, ale w odniesieniu z osobliwością i wobec niej, to biegnie w zapętleniu i w zakrzywieniu. Czyli, kiedy zmiana dociera do punktu osobliwego

zmiany, odbija się od niej – i zawraca, wraca kwant po kwancie do obszaru zmiany; nie może nigdzie uciec, zasadniczo nie może, choć są wyjątki, no i wraca. I buduje wszystko dalsze po drodze. Postęp w tak opisywanej zmianie oznacza, że proces dociera do brzegu, i się zakrzywia... I to długo trwa, z wielokrotnym, z takim po wielekroć zakrzywianiem (kołowaniem) elementów. Logicznie prosta zmiana i zawsze "do przodu" - fizycznie zapętlenie.

I teraz, kolego, kolejne ważne pytanie: gdzie, w czym, kiedy taka kwantowa, teraz już lustrzanie odbita energia się pojawia? Bo że w czymś i gdzieś się pojawia, to oczywistość.Co, kolego - gdzie? Przecież to oczywiste: w tym naszym świecie. I zawsze tylko w tym. Że o tyknięcie kwantowe później, to już w tym ujęciu nie ma znaczenia, ale istotne jest to, że to ten sam świat, że to nasz wszechświat. I to, że ta energia, tym razem podprogowo, a więc niezauważalnie dla fizyka, zasila rzeczywistość. Kolega to chwyta - kolega widzi skutki?

Niech sobie kolega to przedstawi na podobieństwo krążenia wody na globie. Tu chmura, tam deszczyk, tam lodowiec – to się znów topi i wchodzi w zakres podprogowy, a później wybija źródłem. Tak, czarna dziura to nic innego, to dokładnie to samo. Energia krąży, zapada się i wytryska - i ponownie zasila kwantami wszystkie struktury we wszechświecie. Że w tym obiegu są zależności, że opis zmiany posiada swoje uwarunkowania – ależ oczywiście, ależ pewnie. Tylko że w tym momencie to nie jest ważne, szczegóły i szczególiki na inną okazję zostaną, i na lepszy nastrój kolegi.

Tak, kolego fizyku, energia poprzez czarne doły zasila od spodu - w takim kwantowym kołowaniu - wszelkie konstrukcje, które kolega tam jakoś obserwuje. I może kolegę zaciekawi, że to obserwowane ujemne ciśnienie, które kolegę tak w pomieszanie wprawia, że to dokładnie jest ten "wytrysk" z czarnej dziury. Kolega tego żadnym sposobem w pomiarze nie uzyska, może tylko stwierdzić, że taki fakt ma miejsce - ale nie pomierzy. A dlatego nie zmierzy - ponieważ dzieje się to poniżej progu rozdzielczości przyrządu, dowolnego przyrządu. To są kwanty (jednostki), a kolega korzysta zawsze ze zbiorów kwantowych. Czy to jasne?

I jeszcze jedno, to musi w tym momencie paść - bez tego opis byłby niepełny.Kolego fizyku, kolego badający czarne dziury – czy dowolny fakt w rzeczywistości. Kolego szanowny, jak kolega może twierdzić, że się w czarnym dole informacja o wcześniejszym stanie zachowuje? Że ona przechodzi do dalszego etapu, ech. Drogi i szanowny kolego fizyku, przecież to horror, błąd totalny. Ja rozumiem, jest nacisk interpretacyjny, trzeba wzór sobie, ale i innym objaśnić - coś powiedzieć. Opis żadnym sposobem miejsca zera i zatrzymania nie wychwytuje, więc analiza biegnie bezproblemowo. I w efekcie jest zmieszanie i zamieszanie w ustaleniach. - Ja całą okoliczność rozumiem, trud fizyka doceniam, wsparcia udzielam. Ale przy tym pojąć nie mogę, jak można zasuwać z twierdzeniem, że stan wcześniejszy się w czarnej dziurze (jakoś) zachowuje. Tego żadnym

sposobem nie pojmuję.

Przecież, kolego fizyku, w takiej zapaści energia nie tylko punktu zerowego sięga w ściskaniu, ale również zeruje się wszelka jakoś w procesie naniesiona na zmianę informacja. To idzie aż do jednego i pojedynczego elementu, tu nie ma żadnego stanu zbiorowego. A wszak informacja to zawsze stan złożony, to wielość jedynek, a nie fakt jedynkowy. Informacja jest materialna, bo nośnik tej informacji ma materialną strukturę – jest czymś fizycznym. I jako takie coś ma w sobie wielość elementów. A w "czarnej dziurze" wszelkie elementy w jedność obiektu się zbijają - są tak ściskane, że wszelkie do tego momentu występujące w strukturze indywidualności, to zanika i jest przeszłością. Po drugiej stronie proces biegnie od nowa, jest ten sam wszechświat, ale proces jest w pełni odnowiony i wyzerowany z naleciałości. Woda ze źródła, to przecież oczywistość, mimo swojej nieskończonej w historii wędrówki przez ciała i procesy, jest taka świeża i czysta, i pozbawiona tych nadpisań z przeszłości - bowiem w osobliwości się z nadmiaru oczyszcza. Osobliwość czarnej dziury to "źródło" energii, więc też filtruje śmieci.

Kolego fizyku - czy do kolegi nie trafia argument, że gdyby nie to "zerowanie" w czarnym dole z informacji - że gdyby nie to, to dalej zachodziłoby wielokrotne "zanieczyszczenie" informacyjne, a więc w kolejnym cyklu gromadziłaby się nadmiarowa i zbędna wiedza o tym, co było. W którymś momencie spowodowałoby to blokadę, ponieważ nowość byłaby wstępnie obciążona stanem z przeszłości. - Że to ma w innych procesach zastosowanie, że choćby dlatego życie może się powielać w kolejnych pokoleniach, to prawda i fakt. Tylko że, warto i trzeba to uwzględnić, w tym przypadku przejście przez zero zmian dokonuje się w sposób szczególny, gdzie minimalizuje się sumowanie błędów. A po drugie, zdarzenie dzieje się w ramach nadrzędnej zmiany - jest jej skutkiem oraz składową. Więc do logicznie pojętego, nic w sobie nie zawierającego strumienia kwantów (czyli informacyjnego nadpisania), to nie musi się zerować (acz zeruje się z nadmiaru w ramach takiego procesu). Tym bardziej takiego gromadzenia się naleciałości nie może być w czarnym dole, to skrajny etap zmiany. Czarna dziura to kanał przejściowy energii z tu i teraz - do później i gdzieś. A to dalej oznacza, że nie może nieć w sobie i na sobie wiedzy o przeszłości. Czarna dziura jest spoza - i trzeba to uwzględniać w opisie.

Tak, kolego fizyku, czarna dziura to niezwykłe miejsce. Ale choć w sobie ciemna na zawsze, dla pogłębionej analizy to nic strasznego, wystarczy się tylko rozejrzeć. I wyciągnąć wnioski.

Czarne dziury - koniec i początek.

cdn.

Janusz Łozowski