Kwantologia 12.2 – wewnętrzny-zewnętrzny.

Post on 22-Jan-2018

140 views 6 download

Transcript of Kwantologia 12.2 – wewnętrzny-zewnętrzny.

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.2 - wewnętrzny-zewnętrzny.

...- Przyjmuję twój zarzut. - Poruszane tematy zazębiają się ze sobą, zbiór argumentów jest wielkością skończoną, dlatego w opisach, w tu prowadzonych rozmowach, muszą się pojawić zbliżone sposobem ujęcia obrazy i uzasadnienia. - Powtarzam, przyjmuję do wiadomości uwagę, a nawet przyrzekam, że postaram się rozszerzyć katalog analogii, ale do jakiego stopnia to się uda, zobaczymy. Przepraszam za wygłoszone do teraz, ale proszę o wyrozumiałość na przyszłość.- Rzeczywiście mógłbyś się postarać.- Zasadniczym, centralnym tematem dzisiejszej rozmowy - jeżeli się zgodzisz - chciałbym uczynić obserwatora, dowolnego uczestnika zmian zachodzących w świecie i ich obserwatora.- Czyli wracamy do strzelania, łucznika, tarczy?- Nie czepiaj się, to idealny model, maksymalnie prosty, a zarazem oddaje wszelkie zależności. Ale, zgodnie z przyrzeczeniem, postaram się go zmodyfikować. Taka wariacja "w temacie" - rakieta startująca i zdążająca do celu.- Jestem pod wrażeniem...- I jak takiemu dogodzić? Ja się staram, obraz słowami maluję, dal i inną perspektywę wprowadzam, nowinki technologiczne stosuję - ale takiemu mało...- Dalej jestem pod wrażeniem...- Dobrze, tylko spokojnie... Więc tak... Jest wzmiankowana rakieta czy dowolnie inny proces wyróżniony w tle, który posiada swój moment "startu", początkowy i pierwszy, w tym przypadku jest to rzeczywiście start rakiety. Dalej jest okres "lotu", czyli zmiana przebiegająca między punktami skrajnymi. I jest finał, cel, moment osiągnięcia już brzegu w formule "wbicia się w tarczę". Wszelakie inne okoliczności, usilnie to podkreślam, są w tak prowadzonej analizie zbędne, chodzi o maksymalną i doskonale widoczną logiczną prostotę.- A fizyka?- Do fizyki za momencik nawiążę, tylko że również w najogólniejszym znaczeniu, takim fundamentalnym... Bo co tu jest istotne? Wcześniej, kiedy temat się pojawiał, to już padło: położenie obserwatora. - Że jeden z dwu obserwatorów, których w tym eksperymencie na zasadzie koniecznej trzeba umieścić, że jeden z nich jest powiązany z lecącą i przemieszczającą się zmianą, tu zawiera się w poruszającej się do celu rakietą - a drugi znajduje się "z boku" i rejestruje zmianę w jej całości, czyli z punktami brzegowymi.- Dobrze, znam i rozumiem, jednak nie widzę, na gruncie fizycznym, w ich obserwacji żadnych różnic.- Bo ich nie ma. Do tego punktu chcę właśnie przejść - chodzi o ten fizyczny fundament, który współtworzy oraz warunkuje w obserwacjach obu postrzegających, wewnętrznego i zewnętrznego... - Mów, słucham.- Wcześniej, nieco upraszczając opis, podkreślałem różnicę w takim rejestrowaniu zmian, że związany z ruchem obserwator nie może nigdy

w swój zakres odbioru wprowadzić ani początku i startu zmiany, ani zakończenia - bo kiedy jest śmierć, to nie ma obserwatora.- A drugi widzi wszystko.- A drugi może i musi ustalić w takiej zmianie punkt zapłonu takiego procesu i jego zakończenie... Ale, widzisz, są niuanse tego opisu, i to nimi teraz się zajmujemy, one się liczą. Tamte ujęcie jest po całości słuszne, ale obecnie wchodzą na scenę detale.- Czyli?- Powoli, nie poganiaj... Chodzi o tę wspomnianą fizyczność, o to, że obaj, że dowolni obserwatorzy w swoim fundamencie zawierają - a też i sami się zawierają w fizyce, w zmianie pojętej fizycznie. A więc ze wszelkimi regułami i ustaleniami, które jako fizyk czynisz na każdym kroku. - W żadnym wypadku nie może powstać wrażenie, że w jednym obserwatorze jest wszystko, a w drugim jakieś ograniczenie lub niepełny stan świata - w sensie głębokim nic ich nie różni. I to nawet na poziomie doznawania szczegółów w formule brzegu.- Czekaj, czyli wewnętrzny obserwator też poznaje brzeg? Poprzednio to odrzucałeś...- Proszę, nie gorączkuj się. Niczego nie prostuję, powiedziałem, że wszystko pozostaje na swoim miejscu, ale że obecnie w obraz trzeba wprowadzić szczegóły, bo one są istotne.- Coś mi się nie zgadza...- Pozornie... Powiedziałeś, użyłeś słowa "poznaje", że obserwator w brzegu poznaje stan zmiany - to błąd. Nie poznaje, ale doznaje...- Co za różnica?- Fundamentalna. Dokładnie o ten szczegół w tej chwili mi chodzi, i o tym chcę powiedzieć. O ile mi pozwolisz.- Zamieniam się w słuch, jak to się powiada.- Już padło, że na gruncie fizycznym tych obserwatorów nic, ale to nic nie różni, i to w żadnym momencie postrzeganej zmiany. Każdy z nich doznaje przekształceń dokładnie tak samo - i to wraz ze stanem brzegu. Tylko przebiega to na innej logicznej zasadzie. Różnica się zawiera w pojęciach "doznaje" i "poznaje".- Dla mnie to tylko gra słów.- Nie, absolutnie nie. Zauważ, że kiedy rakieta startuje, czyli się wzbija w niebo, ten pierwszy punkt zmiany - czyli w innym nazwaniu akt narodzin zdarzenia - ten punkt już jest związany z obserwatorem, przecież on tu się zaczyna w jego życiorysie. Tylko że, uwzględnij ten fakt, jako doznanie - ale nigdy poznanie.- Dalej uważam, że to bardzo nieostre i zabawa pojęciami.- Nie i jeszcze raz nie, to jest punkt analizy - który dla ciebie, jako fizyka - ma szalone konsekwencje. Obserwator punkt startu, czy jak go tam nie określać, ma w sobie - ten moment jest w nim obecny, i to na zasadzie koniecznej; korzysta z faktów dokonujących się w i na brzegu. Doznaje je, ale ich nie poznaje - po prostu nie może nic o nich powiedzieć.- Dlaczego? Przecież to fizyka.- To fizyka, pełna zgoda. Ale poza rejestracją. - Podkreślam to, poza rejestracją.- Ale dlaczego, z jakiego powodu?- Brak skali porównawczej. - Albo banalniej: niemożność wysłowienia się w temacie... - Jaśniej.

- Czym się różnią ujęcia obserwatora zewnętrznego do zmiany i tego w niej zanurzonego? Fizycznie niczym, ale jest jeszcze dopełnienie w postaci kolejnego kroku rejestracji... Zauważ, mój drogi, że dla obserwatora wewnętrznego, tożsamego z zachodzącą zmianą, w punkcie początkowym brakuje stanu "przed", poza jego obserwacją lokują się wszystkie etapy przygotowawcze do startu rakiety - i to samo tyczy się brzegu "po" dotarciu do celu, po wbiciu się w tarczę, to także są fakty spoza zdarzenia. - Oczywiście warunkują zmianę, bez etapów przed i po nie byłoby obserwacji jako takiej, ale nie wchodzą, i to nigdy, w zakres wyróżniony.- Dalej nie rozumiem.- I teraz pojawia się pytanie: dlaczego? Dlaczego nie można ująć w badaniu tych etapów, mimo że fizycznie one również współtworzą tak opisywaną zmianę?- Dlaczego?- Ponieważ obserwator wewnętrzny w punktach brzegowych albo zaczyna istnienie i nie może porównać do stanu wcześniejszego, tych etapów w jego zbiorze danych nie ma - albo te dane są, tylko że na końcu nie ma już kolejnego kroku - nie ma następnego punktu istnienia, w którym takie porównanie można byłoby przeprowadzić. - Na początku w badaniu brak odniesienia do wcześniejszego, bo jest stan "pustej kartki" - a na końcu, choć kartka zapisana całym życiorysem, nie ma zmiany, nie ma czego z czym równać. - Na końcu jest jedna warstwa w postaci kwantów i nie ma "czasu" na takie dokonanie.- Czyli jest doznanie, ale nie badanie?- Właśnie. Obserwator wewnętrzny w zmianie doznaje ją na każdym i w każdym etapie, ale żeby ją zarejestrować - czyli stwierdzić, że ta zmiana jest oraz że się jakoś tam odmienia - musi posiadać zapas, zbiór danych o stanach wcześniejszych - musi dysponować punktem, a po prawdzie zakresem do porównania. - Fizyczne działanie, dowolny pomiar stanu świata i zmiany dlatego jest możliwy, że jest różnica między mierzonym a tym wcześniejszym. Bo kiedy w/na brzegu jest stan jednoelementowy, nie ma i być nie może pomiaru.- A obserwator zewnętrzny, taki sam fizycznie, mierzy przed i po?- Cieszę się, że to dostrzegasz. Właśnie mierzy, może porównać. Na fundamencie fizyki oba procesy są identyczne, ale wewnętrzny zakres wyklucza pomiar brzegu, ponieważ dotyczy faktów jednostkowych - a zewnętrzny dlatego jest możliwy, że operuje dopełnieniem i ciągiem dalszym. Wewnętrznie brzeg się doznaje, w obserwacji z zewnątrz się go mierzy. - Zewnętrznie jest zawsze punkt odniesienia, zmienia się układ pomiarowy.- I tło.- Idealnie to punktujesz, jest tło odniesienia. - Czego zapewne nie muszę podkreślać, położenie obserwatora w ewolucji jest zawsze - i na zawsze wewnętrzne. Nigdy też inne nie będzie. Przecież zmiana to ja, tak po prostu - istnienie to ciągłe mierzenie i obserwowanie, w stosunku do brzegu startu i celu. Moja świadomość i samoświadomość dlatego są możliwe, że ciągle mierzę i porównuję - wstaję rano i z wcześniejszym porównuję, albo odnoszę do postulowanego jutra. I to mierzenie, porównywanie jest wszystkim - "ja" to ciągłe odnoszenie do zebranych danych w archiwum, mojego własnego czy zbiorowego.- Tło jako fundament.- Jako odniesienie i możliwość pomiaru - tło jest obecne, jako fakt

niezbędny, w każdym działaniu i pomiarze. - Ty, jako fizyk, każdy z istniejących bytów coś wyróżnia, wyodrębnia w otoczeniu, w tle. Bo jednorodne, jednakie składniki - "jedynkowe" składniki tła na takie wyodrębnienie pozwalają. Tylko że zawsze do czasu. Kiedy w badaniu właściwości świata wychodzi, że trzeba wprowadzić w zakres zmiany postrzeganej drobniejsze elementy, że trzeba sięgnąć do tła i jego składników, możesz to zrobić (i musisz to zrobić), żeby niejasności w zaobserwowanym wyjaśnić. W tym eksperymencie nie ma kresu. Nie ma go fizycznie, co zrozumiałe, ale jest logiczny kres mierzenia. Dlaczego? Ponieważ ostatecznym tłem do stanu "coś" jest "nic", zero matematyczne, nicość - pustka pojęta logicznie. A tego, przyznasz, żadnym już sposobem w zakres fizyki i badania nie wprowadzisz. - Bo jak tu badać brak czegokolwiek, jak zmierzyć brak? - Spokojnie, nie musisz odpowiadać, to pytanie retoryczne, nie można. Fizyk bada coś, a dokładniej, coś w przemianie - więc brak czegoś żadnym sposobem tu się nie mieści. Jednak kiedy postulujesz taki "fakt", to dodajesz do zbioru zero, kiedy masz w swoim obrazie pustkę jako konieczność, to, zauważ, wykraczasz w takim działaniu poza eksperyment, przechodzisz na pozycje osobnika i obserwatora zewnętrznego - i tu stajesz się, chcesz czy nie, filozofem. - I traktujesz, uznajesz w tym zakresie, już filozoficznym, "nic" jako jednostkę. I możesz na tej podstawie swoje wszystko wcześniejsze "pomierzyć", porównać. I zmianę do braku zmiany odnieść. I tę zmianę zrozumieć.- Zero jedynką działania...- Jakby to zabawnie nie brzmiało, na końcu analizy okazuje się, że zero, że "nic" to jedynka. Cóż, liczy się skuteczność. Z tym, że w sensie głębokim pustka Kosmosu jest rzeczywiście jedna, przecież w nicości nie ma elementów - nieskończoność zera wynika z samej jego "zerowości" - że jest niczym.- Dobrze, ale dlaczego to się tak dla nas przedstawia?- Ważne pytanie - z naszej konstrukcji. Jesteśmy w środku zmiany, i to w podwójnym znaczeniu słowa "środek": raz jako zawierania się w przebiegającej zmianie, a dwa, że w jej środkowym etapie. Przecież każda zmiana zawiera w sobie punkt startu, okres "lotu" oraz cel, do którego dociera (nie dąży!, ale dociera). Czyli, kiedy odnieść to do wszechświata w trakcie przekształceń, to w tak wyznaczonym odcinku prostej można dopatrzyć się etapów wiodących do środka i dalszych, oddalających się od tego wyróżnionego i jedynego takiego punktu w dziejach. Zgoda, nie musisz tego podkreślać, że każdy punkt prostej i odcinka jest jeden i jedyny, ale przyznasz, że środek zmiany, że to jest maksymalnie istotne. Dlaczego? Ponieważ zawiera w sobie - i to jest tu najważniejsze - skrajną dla tego "odcinka" i tej zmiany liczbę symetrii. A to przyznasz i jako fizyk, i jako esteta, i nawet jako matematyk - to maksymalnie symetryczne w sobie struktury mogą, po pierwsze, zaistnieć, a po drugie, sprawnie działać. Że sprawnie tylko przez jakiś czas, to w tym już drobiazg bez znaczenia - choć rankiem tu i tam daje o sobie znać. Niestety.- I my?...- I my jesteśmy takim środkiem środka - i kolejnym środkiem, ile by ich tam nie było we wszechświecie. To, że istniejemy, że możemy te obserwacje prowadzić, że możemy dokonywać pomiarów "teraz" do stanu wcześniejszego, a nawet do tego, co będzie - to efekt zaistnienia w takim środkowym punkcie zmiany. Tylko tu oraz teraz można dokonywać

działań porównawczych, nie wcześniej i nie później.- My możemy, czy każdy?- Tylko my, dowolnie jakoś obecni w rzeczywistości "my". Jeżeli na myśli masz innych rozumnych gdzieś i tam, to powiem, że to hipoteza mało prawdopodobnego zjawiska, ale nie jest wykluczona. Ale jeżeli na uwadze masz konstrukcje nam bliskie, choć na drabinie dochodzenia do punktu środka ewolucji wszechświata zajmujące inne szczebelki - to ich zdolność obserwacji jest analogiczna. - Nie trafili w punkt, ale są bardzo blisko. I oczywiście też swoje pomiary świata w jego zmianie prowadzą... Tylko że to my o tym rozmawiamy...- Jeżeli znajdujemy się w środku, to znaczy, że jest to wyróżniony maksymalnie punkt i powinno być z niego wszystko widać, łącznie z brzegiem.- Słuszna uwaga, ale z ograniczeniami. Z takim mianowicie ważnym i nawet zasadniczym ograniczeniem, że środka już dawno nie ma - że w dziejach wszechświata to odległa historyczna chwila. Że, owszem, w tym miejscu zaczyna się nasz "zapłon", tu wystartowała rakieta tej naszej zmiany - tylko to już odległy punkt dziejów. - Jesteśmy jego skutkiem, nasza zdolność gromadzenia danych i porównywania ich się wówczas zaczęła, ale środka już nie ma. I dlatego widać tylko część z całości. - Brzeg w postaci początkowej - ten wszechświata, i ten nasz - to już oddaliło się na tyle, że tego w dostępnym do horyzontu zakresie nie ma. I w tym układzie zmian już nigdy się nie powtórzy. Rozumowanie to zawsze "fakt punktowy", weź to pod uwagę.- A skąd możliwość przewidywania?- Pytanie pierwsza klasa, ale poczekaj, o tym za moment. Jeszcze w ciągu poprzednim chcę dodać, że skutkuje to tym, co możemy poznać i jak to odbieramy. - Zauważ, że skoro nasze zaistnienie i istnienie przypada na środek zmiany, to postrzegamy fakty w ich najlepszym, bo środkowym w ogólnym toku zmiany zakresie. Stąd już oczywisty i konieczny krok do uznania, że to jakoś tam niezwyczajne. I pogląd taki logicznie jest uzasadniony, w sensie głębokim poprawny - ale całe jego słowne tłumaczenie, cóż... Nie ma co się wykrzywiać na te abstrakcje, przecież innych wcześniej nie można było wypracować, nie było podstaw. - Po drugie, jako byt skomplikowany oraz zbudowany z mocno i maksymalnie skomplikowanych elementów, nie możemy odbierać jednostek składowych, ponieważ one nasze istnienie warunkują. Żeby w sobie i w świecie takie "elementarne" fakty ustalić, musimy badać to za pomocą pośredników - oraz namysłu, wychodząc poza eksperyment i konkret. Widzimy złożenie, obserwujemy rozciągający się daleko i głęboko proces, ale dla nas fizycznie to jednostka; postrzegany na różne sposoby "fakt" uznajemy ze elementarny, a to tylko biegnąca z maksymalną prędkością i zawsze się budująca w fakt zmiana. Zmiana w nigdy skończonej, pełnej postaci - tę dopiero akt pomiaru wydobywa z tła, to nasze "spojrzenie" nadaje zmianie kształt.- Ja, stwórca świata...- Mówisz to z przekąsem, a to oczywistość. Jest przecież wyłącznie ruch "czegoś" w niczym, ale co z takiego wielowymiarowo splatanego ruchu wyodrębnisz i jak to postrzeżesz - i jak to dalej określisz, to tylko ty, zawsze tylko obserwator. Każdy obserwator po swojemu i dla siebie ten nieskończono-wieczny ruch dookreśla i nazywa - to zawsze działanie jednostkowe, na własną rękę i na własny użytek - i zawsze też z indywidualnymi konsekwencjami. Lepiej widzisz, coś w

tle lepiej wyróżniasz - dalej zajdziesz, a jak błądzisz, to się na najbliższym zakręcie twoja "rakieta" nie wyrobi. I wtopisz się tak na zawsze ponownie w tło - jako się z niego począłeś...- Dobrze, część literacką mamy za sobą, teraz o przewidywaniu.- Może to i było takie z górnej półki, ale prawdziwe. A co do tej zdolności rozumu przewidywania wydarzeń w ewolucji - to oczywista konsekwencja bycia obserwatorem, i to w dwu odmianach jednocześnie. Czyli zawierania się w zmianie, doznawania jej punktowo - oraz do tej zmiany zewnętrznego umiejscowienia się - przejście z pozycji i własności fizyka, na pozycję filozofa. Banalne działanie, które w tej zmianie jest dla bytu "archiwizującego" dane i oczywistością. Ale też koniecznością. - Bo jak mam w sobie zbiór faktów zaszłych, mam je w pamięci zapisane, to mogę ten wspominany dziś tylekroć akt w postaci pomiaru prowadzić. Moment zanotowany już dawno przebrzmiał i wszystko jest w innym punkcie, jednak ja stan teraźniejszy mogę do tego tamtego porównać - bo jest to archiwum. Całe istnienie jest takim mierzeniem i porównywaniem, i to w zakresie biologicznym, gdzie zapis kodu jest takim namacalnym archiwum, w którym i wobec którego nowość dokonuje "pomiaru", a dalej odnosi to do stanu zewnętrznego, do stanu świata - i w zakresie abstrakcyjnym, gdzie zapisane obrazy otoczenia można szybko i na bieżąco porównywać z otaczającym stanem świata. I reagować na zachodzące nowości.- Fizyk i filozof w braterskim splątaniu?- Jak najbardziej. Fizyk obmacuje "teraz" świata - czyli ustala, że jest grunt pod nogami, a filozof mówi, że to zmiana w trakcie takich i takich przekształceń i że można kolejny krok postawić. Zauważ, że jako fizyk zawsze i tylko możesz ustalić punkt zmiany, nigdy regułę jej zachodzenia. - Acz, trzymając się detalicznie zaprezentowanego wcześniej, nawet tego nie możesz ustalić - możesz tylko doznać. Bo każde, dosłownie każde ustalenie to już pomiar, a więc wyjście poza stan świata. Jest wyłącznie ten punktowy tok zmiany, a on jest tylko doznawany. - Ale ponieważ istnieje kolejny do niego, jest tym samym możliwy do pomiaru, czyli do filozoficznego opracowania. Jako fizyk na zawsze związany jesteś z punktem, z tu-i-teraz. A kiedy w zapale ustalasz, że jest dalsze, że postrzegane to takie a takie - to już przechodzisz na pozycje obserwatora zewnętrznego. - I jesteś bytem o cechach filozofa, nawet jeżeli o tym nie wiesz - nawet jeżeli ci to nie w smak.- No...- Ale i filozof, to wymaga podkreślenia, sam z siebie nic zrobić w tym wszystkim i z tym wszystkim nie może, bo żeby wiedzieć, że coś jest, musi ten fakt posiąść - a to może wyłącznie od fizyka, który to dozna. - Świat i zmiana to stan pierwszy, musi być odnotowany, i dopiero na tej podstawie można dokonać porównania. Że to biegnie w szybkim tempie, że krok faktycznie można postawić, to się zbytnio i na co dzień o tym nie myśli - jednak czasami taka konieczność się w życiu pojawia. Na przykład wówczas, kiedy obserwacja dotyczy faktu o skali lat lub miliardów lat. W takim przypadku to, co zaszło już w ewolucji układu, to jest odległe od obserwatora - ale jednocześnie wpływa na obecne, wiec jest ważne do wyjaśnienia, co się dzieje. A jeszcze ważniejsze z tego powodu, że pozwala przewidzieć to, co się będzie działo dalej. Bo to dalsze, zauważ, jest pochodną zamiany w jej aktualnej postaci, przyszłe warunkowane jest teraźniejszością -

i dlatego może być poznane. Właśnie poznane, bo nie doznane. - Mam w zbiorze dane o przeszłości i aktualności, wiem, że zmiana nie ma charakteru losowego, że ją definiuje reguła - i na tej podstawie w moim działaniu, zauważ że fizycznie tożsamym, identycznym ze zmianą w świecie - na tej podstawie mogę zbudować obraz tego, co się tam i kiedyś zdarzy. - Tego zakresu nie ma i długo jeszcze go nie będzie realnie, ale można to lokalnie już w zmianie, zewnętrznie do niej, ubrać w formę i kształt. Im lepiej to zrobione, im reguła zmiany ma lepszą, więc bardziej szczegółową formułę, czyli więcej pikseli na obraz się składa - tym lepszy wynik. Potencjalnie sięga zawsze oraz wszędzie. I filozof taki "obraz" może zbudować w oparciu o fizykę, czy podobne doznania.- Ale są fakty...- Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale jeżeli o fakty już zahaczasz, to powiem tak, zresztą idąc w tym za fizyką: nie ma faktów, wszystko, co za takie traktujesz, to zmiana. - A co więcej, nawet niedookreślona. To też już poznałeś na bazie doznań świata. - Przecież wiesz, że mierzony gdzieś głęboko w dole, jak to twierdzisz fakt, to żaden fakt, tylko coś-się-dziejącego. Faktem w twojej i do ciebie tylko sprowadzonej obserwacji staje się w akcie pomiaru, sprawdzenia. Energetyczna zmiana się toczy, ty w to jakoś wsadzasz swoje palce czy inne przyrządy - i tak już "dopieszczona" zmiana zbiega się w obserwowaną jednostkę czegoś. - Ani ty nie masz pojęcia, co to będzie, ani proces nie wie, że się w to coś będzie dla ciebie składał - "nie wie", bo to tylko i wyłącznie zmiana, a co z niej będzie chwilowo złożone, to już fakt jednostkowy. Był się w to "coś" zbiegł na moment - i za taki moment się rozpadnie na te jednostki składowe... I teraz pytanie, znów ono tak w sobie bardzo retoryczne jest: dlaczego tak się dzieje? I odpowiedź: bo nie ma w świecie niczego, co byłoby cząstką, jednostką, faktem elementarnym - i co byłoby dostępne jako takie. Nie ma, bo jest tylko zmiana, a wszelkie postrzegane, wyodrębnione z tła elementy to zbiory. Że na wysokim poziomie skomplikowania i doświadczenia wydaje się, że coś takiego jednak istnieje? Ale już o tym mówiliśmy, to skutek budowy obserwatora - tego, że w jego konstrukcję zaangażowane są ogromne wielkości elementów składowych i że postrzega - że zawsze i tylko może skomplikowane konstrukcje postrzegać. A że z braku wiedzy nie traktuje tych "faktów" jako zbiorowiska faktów - cóż, to się wolno bo wolno, ale zmienia. - Jak już skutecznie umieści się zewnętrznie do zmiany, to i drobnicy fizycznie jednostkowej się dopracuje - to i wzmiankowaną nicość w brzeg istnienia wstawi - i się nawet na/w nicości usadowi...Tak po nieskończoność i wieczność...

cdn.

Janusz Łozowski