Transcript of Filozofia ewolucji (kwantów) 1
- 1. Janusz ozowski FILOZOFIA EWOLUCJI (KWANTW) copyright 2012 by
Janusz ozowski wszelkie prawa zastrzeone ISBN 978-83-932050-7-3
ja.lozowski@gmail.com
- 2. (...) wiat, jaki jest, kady widzi - pozostaje problem z
nazwaniem widzianego. do najbardziej podstawowych poj, ktrymi
opisuje si otaczajcy nas przestwr, naley ewolucja. ewoluuje atom,
ziemia, wszechwiat - czowiek i rozum; kultura podlega w swych
przemianach reguom ewolucji - tak samo jak cywilizacja, wielko
nadrzdna do niej. na wyszym poziomie cywilizacja wpisuje si w
proces zmian w kosmosie... itd. itp. powstaje naturalne pragnienie
(i wniosek), eby zestawi ze sob te tak rne i pozornie odlege od
siebie ewolucje, zobaczy, ktre ze zbadanych czci jednego procesu
daj si przypasowa w nastpnym przypadku. zadanie jest "proste":
zrozumie rzeczywisto zobaczy jak przebiega ewolucja Ewolucji.
2
- 3. kosmologia 1.1. 3
- 4. (fragmenty) - ukad okresowy - rozkad pierwiastkw - ile
"ukadw"? wniosek jest taki, e - w ukadzie okresowym mam dwa ukady.
jeden ukad dla "linii rozpadu", zmiana tworzca ten proces idzie "ku
grze" (elementy zbioru ulegaj degradacji) - a drugi ukad, do niego
przeciwny, to tor "schodzcy", to budowanie si struktur (tu atomw
pierwiastkw), kierunek takich zjawisk oddaje "linia opadania".
patrzc w poziomie ("na wprost"), o symetrii w tym podwojonym,
dwuliniowym zdarzeniu przebiega midzy stronami ukadu i dzieli go na
dwie czci. ale to nie jest zabieg mechaniczny, tak wprowadzony
logiczny podzia biegnie znacznie gbiej, przez kady element. dowolny
pierwiastek i dowolny fakt w takim procesie to zarazem rozpad i
czenie, a postrzegany stan fizyczny jest wypadkow (sum) tych
stronnych zjawisk. "atom" to nie jednostka, ale wielo postrzeganych
(jako rejestrowanych) "nadprogowych" faktw plus zakres
"podprogowy", konieczny i dopeniajcy (i nieoznaczony). - co z
takiego ujcia wynika? sporo. po pierwsze to, e naley rozbi,
podzieli w analizie obecny ukad okresowy na symetryczne do siebie
"wiry" (linie) - na dwa dopeniajce si i wzajemnie warunkujce
zjawiska energetyczne i ewolucyjne. ustalana w eksperymencie jako
jedno struktura i zalenoci w postaci "ukadu okresowego" (chemiczne
oraz fizyczne powizania elementw), to dwie ewolucje, ktre w
"powierzchniowym" i "zgrubnym" ogldzie staj si jednoci. inaczej -
poniewa wane. stan dzisiejszy iloci pierwiastkw i ich wasnoci, ktry
obrazuje powszechnie znany schemat (tabelka z pionowo-poziomymi
liniami) - to "zmieszanie", czne zobrazowanie dwu przebiegw. to
fizycznie jeden i caociowo odbierany przeze mnie stan wydarze,
jednak skadajcy si z dwu linii. jeden proces tworzy "linia
rozpadu", drugi "linia czenia", czyli dwa najbardziej fundamentalne
i wyrnialne w ewolucji energetycznej (w ramach rzeczywistoci)
kierunki zjawisk. dla mnie to jedno, fizyczny proces w toku
zachodzenia (ktrego jestem wytworem) - jednak logicznie s to dwa
zdarzenia, przeciwnie do siebie skierowane i wzajemnie si
dopeniajce. poznajc rzeczywisto, rejestrujc (porzdkujc oraz
zestawiajc) elementy otoczenia, musz je wpisywa w cigi (linie,
zbiory, cechy) czyli doznawany i zastany zbir poddaj klasyfikacji,
ktra umoliwia definiowanie wydarze i ustalania wzajemnych relacji
midzy nimi. ten etap jest konieczny, przecie musz "posortowa"
("poliniowa") otoczenie na wszelkie moliwe sposoby, eby fizyczny
"chaos" unieruchomi i zrozumie - bez tego nie przejd do kolejnego
(i nastpnych). czyli szukania "wewntrznych" i gbokich zalenoci.
"ukad okresowy pierwiastkw", czy dowolnie inny fakt postrzegany w
wiecie, to dla mnie "objaw" (skutek) ewolucji i abstrakcja zmiany,
ale postrzegam z niego wycznie "powierzchni", ktra swoje "korzenie"
posiada daleko-gboko - rejestruj i "obrabiam" wielowymiarowe
zjawisko, a nie fakt jednostkowy czy punktowy. kiedy pomijam te
zalenoci i nie dostrzegam, e przejcia zawsze s niejednoznaczne i
"pynne", e koniec jednej ewolucji oznacza jednoczenie pocztek
nastpnej, moje postrzeganie si rwie - i atwo o bd. atom pierwiastka
jest procesem - pierwiastek (zbir atomw) jest procesem - ale zbir
pierwiastkw (abstrakcja wywiedziona ze zmiennego wiata) rwnie jest
procesem, z ktrego postrzegam jedynie fragment. - z otaczajcej mnie
(wielowymiarowo) rzeczywistoci zawsze widz kawaek... 4
- 5. - nawi do tych nieszczsnych wiatw rwnolegych. - skd taki
sceptycyzm? nie podoba ci si myl, e gdzie, kto... - niech ten
"ktony" sobie bdzie, mnie mao do niego. zadaj tylko pytanie: po
jakiego tak wiat komplikowa? jakie wielowymiarowe przenikania,
kaczki rozedrgane i "wibrujce", w tym samym miejscu inne stworki,
jakby tutejszych byo mao i wojenek brakowao. jeden ukad, jeden
wszechwiat - i starczy. wciska na si jeszcze co, po co? -
przyznasz, e nie wzio si to bez powodu. - mog przyzna, nie jestem
od negacji wszystkiego. tylko warto poduma, co za tym stoi i
dlaczego tak si stao oraz co mona o tym nowego powiedzie. - a mona?
- owszem. bo to jest tak, kochany. wychodzi w obliczeniach, e
energia wpada w dziur i znika, gdzie si podziewa. czek z ciebie
dorosy, ycia nieco zwiedzie, wic ju wiesz, e w przyrodzie nic nie
ginie. co najwyej zmienia waciciela. skoro tak, kto przywaszcza
sobie zasoby? - no, kto? - my. - ? - ty, ja, wszyscy obecni. w
dowolnej postaci obecni... energia "tuneluje", tu zgoda. jak mwiem,
przemieszcza si midzy brzegami wszechwiata - i we wntrzu
wszechwiata i tylko w nim. po przejciu osobliwoci (raz, wiele razy)
powraca do budowania zdarze... zrozum, o co mi si rozchodzi.
"tunel" energetyczny czy nie kolejne czy ssiednie wiaty - ale
kolejne odcinki tego samego procesu. gdyby znalaz si w czarnej
dziurze i przedosta na drugi brzeg (co tak pontnie opisuj rne
fantastyczne publikacje), trafiby do tego samego wszechwiata tyle e
starszego. co oczywiste i zrozumiae, fala energii, ktra wwczas
"wypywa" "po drugiej stronie", tworzy - wchodzi w proces tworzenia
nowych bytw. ale tutejszych bytw. to nie s inne wiaty czy procesy,
to cigle i zawsze jest ten sam wszechwiat. energia nieboszczyka, z
poprzedniego etapu zjawisk, zasila nowe ciaa - odnowiona,
pozbawiona wszelkiej informacji o zdarzeniach wczeniejszych,
swobodnie wprzga si w ciaa istniejce... w tym i tylko w tym sensie
wniosek o wiatach rwnolegych jest poprawny. kada fala, kada kolejna
generacja-pokolenie energetycznie buduje struktur realnoci. to
faktycznie jest "przenikanie" si wiatw - ale przenikanie "wiatw
czstkowych". ktre razem, usilnie to podkrelam, cznie ksztatuj i
tworz to, co postrzegam oraz czym jestem. jak kolejny ks ciasta,
ktry wanie zjadasz, zasila twoje ciao (zauwa, podprogowo), tak samo
"poywk" dla materii wszechwiata s fale energii "wybijajce" w
miejscach rde osobliwych. jak na ziemi woda kry i przechodzi
kolejne cykle (w tym przez osobliwo biegunw), tak samo energia kry
w skali wszechwiata. zapadnie si w osobliwo, wypynie i zbuduj si
kolejne cielesne duszyczki znw si zapadnie... troch to trwa... wemy
ten kawaek ciasta, dla ciebie to chwila teraniejsza. ale pomyl, dla
komrek twojego ciaa jest to zdarzenie, ktre dojdzie na ten poziom
dopiero za kilka, kilkanacie godzin. e nie wspomn o twoim kocu,
gdzie budowanie trwa latami. twoja aktualno materialna osadzona
jest na dalekiej i nawet dla ciebie samego "zamierzchej" przeszoci,
ktrej nie pamitasz. e ju nie podnios zagadnienia informacji
genetycznej, ktra aktualnie ci tworzy, a pochodzi z odlegych epok.
twoje dzisiejsze dziaanie buduje twoja odlega przeszo a twoja
przyszo jest zakotwiczona w twoim obecnie dziejcym si "teraz".
acuch, cigo, uzupenianie si kolejnych zjawisk cao tak pojta skada
si na to, czym jeste i za co si uwaasz. zauwa, jeeli cho jedno
ogniwo w tym "acuchu" wypadnie skutkiem losowego zdarzenia to
ciebie nie ma. 5
- 6. - cig pokole. - i to w duo wikszej skali, ni ci si wydaje. o
tym, e jestemy w linii prostej potomkami dawno wymarych gwiazd, nie
trzeba si rozwodzi, cho to emocjonalnie porusza. kiedy uwiadomisz
sobie, e krew krca w ciele (oraz samo ciao) jest bezporednim
nastpstwem tego, e byy wczeniej pokolenia gwiazd, ktre si zapaliy,
a pniej zgasy i rozproszyy - i na lokalnej, peryferyjnej planetce
tak si "skbiy" rnopierwiastkowo, i mog teraz do ciebie mwi, to robi
wraenie, przyznasz. a teraz dodaj do tego kolejny poziom: krenie
energii w skali wszechwiata. wszystko, co postrzegasz, co fizycznie
rejestrujesz - w tutaj prezentowanym ujciu to przecie tylko i
wycznie chwila. jedna z chwil, ktre tworz-ksztatuj wszechwiat.
jeeli postpujesz inaczej, czynisz tak, jakby z caoci swojego ycia
wybiera wanie si dziejcy moment (z jego wszelkimi fizycznymi
przemianami, ktre rejestrujesz i parametrami, ktre ustalasz) i
powiada: oto wszystko. nic wicej nie byo i nigdy nie bdzie.
przyznaj, gono zaprotestujesz przeciwko takiemu ujciu. a w
przypadku wszechwiata nie protestujesz. przecie chodzi o to samo,
dokadnie o takie samo spojrzenie. obserwujemy wycznie "jeden dzie z
ycia" wszechwiata i mwimy: to ju cao. a jego przeszo, a przyszo? -
pogubiem si. - sorry. potraktuj to jako zajawk dalszej rozmowy.
obecnie,eby przybliy i pokaza, o co mi chodzi, odwoam si do
analogii. - zauwaam, e chtnie korzystasz z analogii. - to ma by
zarzut? masz co przeciw? lubi odwoywa si do analogii oraz skojarze,
ktre nieomal automatycznie narzucaj obraz procesw, ktrymi si zajmuj
i, co wane, szalenie uatwiaj zrozumienie zalenoci pomidzy
elementami wystpujcymi w analizowanym zjawisku. staram si rwnie,
aby to byy odniesienia do najbliszego i dobrze rozpoznanego
zakresu. dlaczego? bo atwiej wwczas takimi pojciami operowa.
osobicie szczerze podziwiam, jak kto buduje abstrakcje, w ktrych
wystpuj na przykad "czas urojony" lub "przestrze urojona". powtrz,
po co nadmiernie komplikowa to, co ju samo z siebie jest
skomplikowane. - s granice analogii. - jeeli jedna nie wystarczy,
bdzie nastpna (i kolejne). przekonae si, mam nadziej, w trakcie
naszej poprzedniej rozmowy, e osobliwo ma wiele, bardzo wiele
wsplnego z nieboszczykiem. a pozornie to tak odlege procesy,
przynajmniej dla tych, co odbieraj taki fakt "powierzchniowo". przy
okazji do tematu jeszcze powrc, bo wany. - przyznaj, zapisywanie
wzorw to nie moja dziaka, podsuwanie pomysw to rwnie moe by niezy
kawaek chleba. przy tym jaki ciekawy. cho zgadzam si, e przyjta w
tej rozmowie konwencja i uywanie sdw oraz stwierdze zdecydowanych,
to mona poddawa krytyce. tylko e ja, zapewniam ci, rzeczywicie tak
to widz, w moim pogbionym "ogldzie" ("oczami duszy") procesy
ewolucyjne tak wanie si prezentuj. mam nadziej, i chciabym eby tak
byo, e rozumiesz oraz akceptujesz styl tej rozmowy i zaproponowane
podejcie (czyli prezentacji "obrazw-uj" dla ewolucji-Ewolucji). -
zgoda, to jest moja i na dzi propozycja zobrazowania "tego
wszystkiego", ale, przyznaj, pomimo obiekcji, nie daje si tak atwo
i od razu odrzuci. jeeli potwierdzisz, na tym etapie to mi
wystarczy. - chwytajmy byka za rogi, jaka to analogia? - cile
biorc, to nie bdzie analogia. chc bowiem wykorzysta istniejce
zobrazowanie zjawisk, ktre pozwol sobie okreli jako "szacowny
staro". w niczym nie umniejszajc jego zasug. dlaczego tak, za chwil
zrozumiesz. ukad okresowy pierwiastkw... - o, masz co przeciwko
ukadowi? - przeciw? - nie. ale proponuj oraz postuluj wzbogacenie.
nie tyle treci, tutaj kompetencji nie staje, co ksztatu i sposobu
prezentacji. po prostu mona przeprowadzi "lifting" piknego acz ju
nieco sfatygowanego wizerunku. 6
- 7. - wybacz, nie widz powodu. obecny si sprawdza, jest
funkcjonalny. i, tak po prostu, przyzwyczaiem si do niego. -
chciabym zaznaczy, szanowny kolego, e od czasu sprokurowania
konkretnej formy nieco lat mino. wiadomo ju, e oprcz dwu wymiarw
jest jeszcze trzeci. nawet czwarty. a lokalnie ten i w o
n-wymiarowaniu rzeczywistoci w bajaniach na dobranoc dla zdolnych
dzieci rozpowiada... - znw kpisz. - nie tak bardzo. zapytam:
dlaczego ujcie musi by paskie i jednowymiarowe jak kartka papieru?
dlaczego dwa podstawowe, a nie trzy "codzienne" wymiary oddaj ukad
i zalenoci pomidzy skadnikami materii? dlaczego nie doda czasu,
czyli zmian zachodzcych w historii (w ewoluujcym zdarzeniu)? fakt,
wczeniej byy trudnoci graficzne, techniczne ale aktualnie
symulowanie wszelakich procesw bardzo si rozpanoszyo. czy stoi co
na przeszkodzie, eby dla wygody, atrakcji, lepszego zrozumienia
przeksztace w onych trzy plus jeden wymiarach tak wanie uczyni?
moim skromnym zdaniem mona to i naley zrobi. - jak? - jak, jak,
prosto. s pierwiastki z grupy gazowej - bd u gry. pniej idzie cay
zbir atomw, ktre - tak to zatytuuj - "tworz litosfer". a najniej, w
kolejnoci mas, te najcisze, metaliczne. wyobra sobie, e w tej
chwili patrzysz nie na kartk papieru, ale na bry o pewnym ksztacie,
ktr masz przed sob. widzisz jej stratyfikacj i kolejne warstwy
materii. widzisz powoki i podpowoki. wszystko uoone w orientacji
gra-d. - nawet zaczyna mi si to podoba. ale czy to by si przyjo?...
- to nie koniec. dorzu ruch, dodaj czas. uwzgldnij dwa generalne
kierunki, czenie i rozpad. dodaj lokalne - tutaj izotopw podleganie
rozpadowi lub czeniu... co dostrzegasz? - chaos. - na pocztku
zawsze jest chaos. a teraz kolejny kroczek. - jeszcze jeden? -
bdzie ich wicej. ten w postaci sfery. zamknij, wyobra sobie teraz,
e ca konstrukcj ukadu okresowego zamykasz w ksztat kuli. stykasz ze
sob brzegi, ktre s tak odlege w paskim ujciu. okrelasz bieguny
tworzysz "siatk kartograficzna". i? - niezbyt. - jakie masz
skojarzenie? wyej uyem okrelenie, przecie celowo, e jest
litosfera... - ziemia, glob ziemski. - planeta, to wystarczy. na
ziemi nie warto si powoywa, wyjtek trudno odnosi do normy. ale
skojarzenie trafne. kula-ukad okresowy pierwiastkw. czyli z jednej
strony abstrakcyjne ustalenie zasad wspdziaania atomw z drugiej
fizyczne, bardzo konkretne upostaciowanie. licz na twj gos za tak
symulacj. - do referendum droga daleka. co zrobisz z "dodatkami"? -
lantanowce itp.? kochany, cymes, co wspaniaego. dostrzegasz na
takim w wyobrani (ale i w rzeczywistoci) krccym si abstrakcyjnym
globie tward, gwnie krzemow warstw? a dostrzegasz pknicia w niej,
taki "wulkanik" w jakim "zaktku", dostrzegasz lokalny wypyw "lawy"?
dostrzegasz, wspaniale. lantanowce i ta cz zbioru, to efekt
"niecigoci" w czasoprzestrzeni, po prostu banalny "wyciek" z gbi. i
zapewniam, w proponowanym ujciu adnie si to zaprezentuje. - nie
zapominaj, e w takim modelu wystpuje cigy ruch i wszystko pynie. e
jest cinienie wewntrzne i zewntrzne, e cigle narasta temperatura (w
zalenoci, ktry poziom analizujesz). cao tego wiata si "gotuje" i
"bulgocze". dodaj jeszcze wzajemne wpywy magnetyczne, elektryczne,
chemiczne, dodaj rotacj wzgldem wybranego punktu odniesienia i tak
dalej. interesujce? - ba... 7
- 8. - zaniemwie? zupenie niepotrzebnie. dopiero teraz wypadnie
zrobi krok najwaniejszy - i najefektowniejszy. - przerwae w takim
momencie, e czekam z niecierpliwoci na cig dalszy. - ciesz si, e
intryga "okresowo-ukadowa" ci wcigna. nastpna scena wedug
scenariusz wyglda nastpujco. pustkowie. kamera ustawiona na daleki
plan, obejmuje szeroki zakres zjawisk. obraz wolno przesuwa si na
ekranie, ukazujc mao przyjazny teren. po horyzont niczego ciekawego
ani nikogo nie wida. - zmiana ostroci i kadrowania. odlege elementy
krajobrazu staj si wyraniejsze, pojawiaj si szczegy. z szarego ta
wyania si wdrowiec. przecitnej postaci, nieokrelonego ubioru, bez
przeszoci. sam na/w tle i sam wobec otaczajcego rodowiska. -
nastpna scena: w kadrze pojawia si dom na pustkowiu. w zym stanie,
zniszczony przez siy natury. z daleka pozna, e opuszczony. wdrowiec
zblia si, rozglda i ostronie przekracza prg. kamera wdruje za jego
wzrokiem. wszdzie pusto i typowe lady wiadczce, e dawno nikogo tu
nie byo. puste, brudne pomieszczenia, adnych sprztw. panuje pmrok.
- w jednym z przemierzanych pokoi wzrok czowieka wyuskuje z szaroci
lece na pododze fotografie. zblienie. wszdzie wida lece w cakowitym
bezadzie i czciowo wyblake zdjcia rnych osb. najpewniej mieszkacw.
wdrowiec zmczony siada na pododze. leniwie siga po obrazki.
pocztkowo znudzonym ruchem przerzuca elementy albumu, pniej z
rosncym zaangaowaniem. w miar trwania (dugiej) sceny praca staje si
intensywna i coraz bardziej zorganizowana - oraz przemylana. cicie.
kolejny kadr "filmu" przedstawia to samo pomieszczenie i tego
samego osobnika, ale w trakcie intensywnego krztania si. kamera
pokazuje wntrze pomieszczenia. mona dostrzec uoone i uporzdkowane
fotografie. wida w zblieniach szeregi jako podobnych sobie, mona
zauway linie obrazkw, na ktrych znajduj si mczyni lub kobiety. w
innym miejscu pojawia si cig rodzinny, ktry rozpoczyna "praszczur",
a kolejne pokolenia to "wznosz" si ponad powierzchni ziemi w
trakcie poszczeglnych "odson"-fotek, to znw po pewnym czasie
wtapiaj si ponownie w grunt-to. wida rne zwizki midzy rodzinami i
pokoleniami. wysiek porzdkowania nabiera sensu. - w trakcie usilnej
pracy nad "albumem rodzinnym" "poprzednikw" zaczyna coraz mniejsz
rol odgrywa to, "jak" (w co konkretnie) s ubrani poszczeglni
osobnicy i jakie wykonuj gesty, kto z kim jest w bliskich
stosunkach i zalenociach. zaczyna za to dominowa uoenie wedug
pytania "dlaczego?" s tak "ubrani" i dlaczego s ze sob w
"zwizkach". w caoci obrazu nabieraj znaczenia cechy gbokie
wzajemnych relacji, czyli tworzy si "genetyka materialna"... -
scena ostatnia przedstawia wdrowca przygldajcego si swojej pracy
rozoonej na paszczynie podogi. - dobry zadatek na krymina. - bo to
jest krymina. metody dedukcyjne, szukanie wszelkich ladw, nawet tak
drobnych, jak pojedyncze czstki, praca koncepcyjna, agenturalna
(lub w naszpikowanym przyrzdami laboratorium) to si skada na ten
idcy przez wieki pocig. za kim? doceniam twoj inteligencj. na pewno
dostrzege, e by to opis, lekko fabularyzowany, jak dokonywao si
poznawanie-tworzenie ukadu okresowego. od pierwszego wraenia,
spostrzeenia chaosu materii - do adu rubryk. stan aktualny wiedzy
jest na poziomie "podogi", paszczyzny. zwizki ustalone. co pewien
czas pojawia si nowa "fotografia" materialnego bytu. a raczej
"strzp" takiej fotografii, pojedynczy atom inaczej przecie trudno
okreli. wydaje si, e praca zostaa zakoczona... jak wspominaem,
niekoniecznie. - planeta, sfera jako obraz? to ma by ten ostatni
etap? - to zabieg wspomagajcy. chodzi o powaniejsze zagadnienie,
czciowo je poruszylimy... pytanie: czy takie uoenie ukadu zamyka
dalsz prac? i odpowied: nie. zauwa, e cho jest to "rodzina", cay
cig spokrewnionych ze sob skadnikw - to jednak jest to "wycinek"
wikszej caoci. - wycinek znacznie wikszej caoci. 8
- 9. - ...? - sam na to wpadniesz. popatrz na analogi ze
zdjciami, przeanalizuj takie zdarzenie w ramach cywilizacji. kiedy
si pojawiy? niedawno. wczeniej byy portrety, szkice, naskalne
rysunki. a jeszcze wczeniej? przecie byy liczne pokolenia, ktrych
ju nigdy nie poznamy, a ktre nale do naszej rodziny, i to na
zasadzie koniecznej. - s jeszcze badania archeologiczne. - piknie.
ale, zauwa, kolego, e to jest dziaalno "na szcztkach", ju w
zakresie "rwanym" (rozpadajcym si) ewolucji (dowolnego ciaa, bytu).
t analogi postaram si wykorzysta, o ile nie zapomn. ale idmy dalej.
jest jeszcze okres - i to jest wane - ktrego w "fotografowaniu
rodziny" adnymi metodami nie osigniesz. to czas "przed". przed
pojawieniem si osobnikw. jednak nie zaprzeczysz, by i gboko wpywa
na to, co si dziao dalej. - oczywicie nie jeste bezradny. jest
chemia, fizyka, genetyka (i inne takie) ustalasz zalenoci na
poziomie komrek, genw, skadnikw genw. czujesz si coraz pewniej.
ale, zauwa to, dziaasz ju poza "albumem rodzinnym". i musisz mie
tego wiadomo. mwic inaczej, dzisiejszy stan materii musi - musi by
uznany za zbir "zdj" z albumu rodzinnego. ale tylko, podkrelam to,
jednego "pokolenia". to jedna warstwa z caoci. - to
czasoprzestrzennie powizana ze sob "grupa rodzinna". ale przed ni
byy inne rodziny, po niej nadejd kolejne. - to mog przyj, cho z
trudem. jak jednak owe "zakryte" pokolenia opisa? wydaje si, e to
nazbyt odlega historia, eby j pozna, ju nawet nie to, jak
wspomniae, rozpadajca si, ale nawet takich szcztkw nie ma w naszym
otoczeniu. - a po drugie, czy my w dalszym cigu mwimy o jednym i
tym samym "domu rodzinnym"? - genetyka. "genetyka materii".
przyznaj, moe ponioso mnie, moe nazbyt literackie nazwanie, ale
niewtpliwie wygodne. bo kieruje mylenie od razu w odpowiedni stron.
czyli odpowiedzi na twj problem jest logika. dlaczego? poniewa, co
oczywiste i naturalne, w tym przypadku wspomc moe badajcego
otoczenie eksperymentatora wycznie konstrukcja logiczna. tutaj
zaczyna si wielka rola Fizyki. na bazie fizyki. czyli na bazie
dotychczas zgromadzonego materiau dowodowego (te wszelkie
"szcztki-fotografie") trzeba zbudowa, a dokadniej wydedukowa "ukad
okresowy pierwiastkw wszelakich". przeszych, aktualnych, nastpnych.
stan dzisiejszy w tym ujciu to tylko cienki "pasek" caoci. wany, bo
to punkt naszego startu do analizy i pojmowania wiata (i "opoka",
na ktrej stoimy), ale to wycinek z caoci. ile moe taki "raport"
liczy stron-elementw? to atwo ustali. ale nie jest to obecnie w
temacie, wic pomimy. - mam wraenie, e w ten sposb sam obecnie
wykraczasz poza dowiadczenie i e to nie jest konieczne. - jest! i
nie dlatego tak to akcentuj, e co mi si zwidziao, albo e w
analogiach posunem si zbyt daleko lub nadmiernie zaufaem powstajcym
na ich gruncie skojarzeniom. - zastanw si, jak przeprowadzisz pene
opisanie siebie bez twoich przodkw? moesz naturalnie tak postpi,
zakazu nie ma. ale to bdzie "ujcie chwili", a nie pena wiedza o
rzeczywistoci. nosisz w sobie "zapis" poprzednich (wszelkich)
stanw, twj genowy garnitur szyty by pokoleniami, ale twj
"materialny garnitur" take powstawa "pokoleniami". pokoleniami
kolejnych ukadw okresowych materii. obecny jest elementem "z cigu",
skadnikiem, "pierwiastkiem", kwantem ukadu nadrzdnego. jeden fakt
czy element to dziw, niezwyko, co odbiegajcego od reguy, co domaga
si cudownego uzasadnienia. natomiast zbir podobnych, cho rnicych si
bytw (procesw) to norma i normalno. ty, jako struktura fizyczna,
zajmujesz miejsce po swoich przodkach, a po tobie ten kawaek podogi
na zasadzie, to tak nawiasem, "wiatw rwnolegych" - zagospodaruj
twoi potomkowie. w kadym przypadku, zauwa, "obszar" zajtoci
generalnie jest ten sam, ale jego zawarto ustawicznie si zmienia. -
po jednej stronie "wyaniaj" si 9
- 10. z niebytu kolejne wrzeszczce berbecie, ktre rosn i
rozpychaj si coraz bardziej "w twoim" do tego momentu wiecie. w
rodku owego "domu" znajduj si rodzice i trzymaj to w ryzach. a na
drugim brzegu "wtapiaj" si w to pokolenia dziadkw. - wszechwiat
wypenia gwnie materia "aktualna". jest w nim te troch przeszej, a
lokalnie pojawia si ju przysza (czyli ta, ktra "za chwil" zdominuje
okolic). t "nadchodzc" ju wida w trakcie wykonywania dokadnych
"fotografii"-dowiadcze... na tym jednak nie koniec. musi by dodany
zakres zjawisk lecych poza tym ujciem. wczeniejsze warunkuje
istnienie nastpnego, a zarazem determinuje. tu nie ma chaotycznego
cigu, jest nastpowanie "krok po kroku" i zawsze zgodnie z
przynalenym "numerem". genetyka tworzy si w trakcie istnienia
nosiciela. a skoro tak, i to jest mocno fundamentalny wniosek
zauwa, moesz na bazie obecnego rozpoznania zasady powstawania i
cech materii zrobi to, co nigdy w taki sposb nie zaistnieje i nie
bdzie realnie postrzegane. chodzi o stany materii, kiedy
obserwatora nie byo lub kiedy nie bdzie. ale musisz to zrobi. owe
"inne albumy" skadaj si na ca bibliotek "albumw narodu", na "wsplny
dom"... - ale to abstrakcja. - masz racj, to abstrakcja. to
abstrakcyjny ukad okresowy pierwiastkw. z jednym elementem realnym
(i namacalnym) - naszym dzi. materia abstrakcyjna wchodzi na salony
i domaga si zauwaenia. fizyk nie ma tu nic do roboty. to zajcie dla
"fizyki filozoficznej". - miao by take o archeologii. - dobrze, e o
tym przypominasz... sam przyznasz, e fizyk bywa rwnie (a w gbokim
rozumieniu procesw energetycznych zawsze) archeologiem. i nie mam w
tej chwili na myli badania odlegego kraca wszechwiata, skd blask
gwiazd wdruje latami. badajc skadniki materii natyka si na lady
rozpadajcych si pierwiastkw, ktre tylko w specjalnych warunkach
mona poznawa. sowem jest archeologiem, bo babrze si w szcztkach,
ktre kiedy byy normalnym, penoprawnym w wiecie osobnikiem. albo, z
drugiej strony, nim bdzie. - sugerujesz? ... - sugeruj, postuluj
inne, nowe spojrzenie na "materi". nie, e kiedy tam powstaa - i tak
ju zostao. a lokalnie co si tam z ni dzieje, kiedy na wyodrbnion z
otoczenia "grudk" dziaaj jakie siy. "atom" to nie element stay i
"zatrzanity" w ramach swojej zmiany, ale e nastpuje, jak to w
normalnym i porzdnym ukadzie by powinno, pozyskiwanie i tracenie,
wzrost i zanik - cige przeksztacanie. "atom", to, co za atom si
pojmuje, to w czasie i przestrzeni realizujca si dynamiczna zmiana
ale, wane, trwajca skoczony oraz policzalny przedzia
czasoprzestrzeni fizycznie rejestrowana "konstrukcja" energetyczna.
brzmi nieco zawile, ale przecie kiedy zabraknie pokarmu - ciao
ginie, kiedy atom spadnie poniej zasobnoci umoliwiajcej istnienie,
rwnie ulegnie rozproszeniu. adna forma (cielesna) nie jest i z
samej zasady zmiany (ewolucji) nie moe by dana na zawsze, odmienia
si. i dotyczy to kadego poziomu rzeczywistoci, ktry jeste zdolny
wyrni. - owszem, zgoda co do jednego: idea atomu powstaa dawno
temu. rozumiesz? idea czowieka powstaa w przeszoci, wyoni si nad
poziomy. ale kadorazowe wcielenie te si wyania i zanika. zbir
powsta kiedy, ale elementy zbioru powstaj i zanikaj wewntrz zbioru
cigle. pki zbir istnieje. "moliwo" atomu powstaa dawno, ale
konkretna, ju fizyczna realizacja ulega cigej, "przewidywalnej"
przemianie. wicej, to ta "stabilna zmiana" jest tym, co w otoczeniu
uznaj za "atom" (czy inny dowolny stan chwilowego "skupienia").
zbir stabilizowany jest zmian, tworzeniem si nowych i zanikaniem
starych skadnikw. generalnie, w pewnym uproszczeniu, zbir wykazuje
w obserwacji zewntrznej cechy stabilizacji, ale do czasu. natomiast
skadniki zbioru (jednostki-obywatele) tak dugo nie istniej,
obumieraj wedug kolejnoci pojawiania si (kolejno "do piachu" jest
zawsze oraz wszdzie zachowana). fizyk w swojej doskonaej
materialnej mieszaninie poznaje-rejestruje kady 10
- 11. fakt, wszystkich "obywateli". nalecych do aktualnej elity,
wic najbardziej wanych i zasobnych, ale i pariasw z marginesu. bada
take to, co zostao w postaci jedynie szcztkowej. kady element
ukadanki jest wany, konstytuuje cao. na jednym brzegu fizyk jest
grabarzem i archeologiem - na drugim akuszerem. po jednej stronie
ostatni gasi wieczk, po drugiej obwieszcza wiatu nowin. e nadchodzi
nowe. i czas si na aweczce posun. ciemna materia i energia...
tak-tak, pamitam, spieszysz si. sprbuj krtko wypunktowa. widoczne i
jako zrozumiae elementy rzeczywistoci to kilka procent koniecznej
caoci, taki stan rzeczywicie moe zakca spokojny sen "obmacujcego"
otoczenie na wszelkie dostpne sposoby "fizyka". ale czy powinien?
rozejrzyj si. przykad z brzegu: gra lodowa. pynie sobie po/w
oceanie atomw i wystaje nad powierzchni. w jakiej proporcji do
otoczenia? par procent podlega nadprogowo obserwacji. przypadek? a
wzajemne relacje pomidzy "warstwami" materii? stosunek fotonw i
elektronw. - albo zajrzyj wyej-gbiej: elektronw wobec atomw, atomw
oraz komrek biologicznych biologicznej podbudowy do komrek
neuronalnych. jest podobnie? kolejny fakt i zakres: ycie. ycie w
jego pionowej stratyfikacji. przypomnij sobie, jak si czue na
lekcjach biologii, kiedy bya mowa o piramidzie zalenoci i
wzajemnego zjadania si. jak w tym przypadku ksztatuj si proporcje
"bazy" i "nadbudowy"? a relacje pomidzy ciaem-nosicielem i umysem?
... wanie, wiadomo. znasz te bzdurne bo bzdurne, ale wynikajce z
jaki obserwacji ustalenia, e mzg pracuje na niewielkim zakresie, a
caa reszta to ugr i nadmiarowo. zbieg okolicznoci? mam nadziej, e
dostrzegasz powizania pomidzy tymi zdarzeniami i wewntrzne
proporcje. - oczywicie nie chodzi o szczegy czy identyczno liczbow,
ale o zasad. zakres widoczny, dostpny nadprogowo do obserwacji jest
wielkoci zmienn, zaley od umiejscowienia obserwatora i technologii
spogldania. lecz zasada wydaje si jednoznaczna: kolejne "pitro",
poziom-warstwa ewolucji zawiera si, tworzy - wyania w obrbie
podpoziomu. podpoziom "ywi", "unosi", "wypycha" "w gr" struktury
materialne poziomu... sprawa druga: o wyszoci logiki nad fizyk. lub
odwrotnie. - czyli gdzie jest "rodek"? konsekwencj przyjcia obrazu
zdarze, w ktrym wielkociami brzegowymi s maksymalny rozpad oraz
maksymalne poczenie, jest pytanie o punkt rodkowy. jeeli rozejrze
si, sprawa punktu wyrnionego i jakiego rodka nie wystpuje.
wywaszczanie z kolejnych miejsc wybranych w historii przebiegao
sprawnie i skutecznie. ale logika si upiera: rodek musi by. bd? ot
nie. logiczna interpretacja i fizyczne obserwacje speniaj wymg
poprawnoci. rodek jest, i jest jednoznacznie wyznaczalny. i si
znajduje - wszdzie. dokadnie tak. wystarczy spojrze w niebo (lub
siebie), eby si przekona, e tak skrajnie odlege w logicznym modelu
brzegi procesu dziej si, fizycznie znajduj obok siebie. maksymalny
rozpad "otacza", po prostu bezporednio "styka" si z maksymaln
zapaci (poczeniem w jedno). a materia, materia we wszelakich
postaciach, z/w ktrej jestem (jestemy) - to nic innego, jak "sprawa
uboczna" owego stykania. zobacz, w logicznym ujciu, czyli
rozcignitym, gdzie zdarzenia "nanizane" s na prost i uszeregowane,
proces biegnie od jednej strony do drugiej w sposb cigy, i biegnie
dugo. w efekcie po drodze, skutkiem zawirowa ewolucji i jako
konieczno, tworz si lokalnie materialne "zgstki". natomiast kiedy
fizycznie, dowiadczalnie ustalam przechodzenie stron w siebie
bezporednio, to tym samym ca tak w procesie zaobserwowan "zawarto",
stadia porednie musz zdefiniowa oraz opisa jako realizujce si "w
bok". logicznie wyznaczone stopnie-warstwy dokonuj si w realnoci
"ubocznie"... kiedy w ujciu graficznym przepyw energii pomidzy
punktami brzegowymi bdzie oznaczony jako linia prosta, to materi na
takim rysunku bdzie symbolizowa prosta prostopada do niej. w takim
obrazie "materia" jest faktem logicznie absolutnie koniecznym acz
fizycznie ubocznym... jeeli w kolejnym dowiadczeniu stwierdzam
fakt, e - skutkiem rozpraszania - materia zajmuje cay poznawany
ukad, tym samym mog 11
- 12. powiedzie, e rodek procesu jest w kadym punkcie. a skoro
rodek - to i brzeg. fizycznie rodek i brzeg s wszdzie. jednak, co
podkrelam, logicznie przynale do cile i jednoznacznie wyznaczonego
miejsca... trzy. czasoprzestrze. nie zaprzeczysz, pojcie zwizane z
materi. i mona z niego "wycisn" co ponad dzi stosowane. dowd?,
prosz. odwoam si kolejny raz do analogii z yciem osobniczym,
obecnie jako odniesienie do dowolnego ju procesu, co chyba
oczywiste. - w jaki sposb mona opisa ycie czowieka? poprzez chwil
lub histori. poprzez integraln (w twojej obserwacji) cao wyrnionego
stanu chwilowego - albo zbir faktw, ktre znajduj si w pamici (lub
bibliotece). mona taki opis nazywa "punktochwil" i "kontinuum", ale
rekomenduj ci termin-pojcie "czasoprzestrze chwilowa" oraz
"czasoprzestrze abstrakcyjna". e chodzi o czasoprzestrze, to
zrozumiae. e chwilowa, take oczywiste. ale czy abstrakcyjna? -
wyodrbnion jednostk z wydarzenia, czyli jaki konkret, np. sekund
procesw fizycznych twego ciaa, okrelisz z ca pewnoci jako zdarzenie
realizujce si w czterech wymiarach. a dzie, rok, dekada z ycia, cae
ycie - czy to rwnie bdzie czasoprzestrze? e proces dokonuje si w
ramach czasoprzestrzeni, to nie podlega dyskusji. e jednostki
skadowe s zoone z punktw-i-chwil, to jasne. ale pojawia si pytanie,
czy istnienie zawarte pomidzy ewolucyjnymi brzegami rwnie mona
skalowa przy pomocy czasoprzestrzennych formu? czy mona takie
"istnienie" wyodrbnia z otoczenia, i to pomimo faktu, e w tak
zdefiniowanej cznej postaci przecie nigdy nie wystpuje? - czy,
inaczej to ujmujc, ycie to tylko "chwila", czy take zbir chwil -
"konkret" czy "gatunek"? przekonany jestem - i ciebie chciabym do
tego przekona - e wnioski, ktre pyn z odpowiedzi na to pytanie, s
wakie. co bowiem uzyskam, kiedy jedno wydarzenia, ktrym dla
obserwatora zewntrznego jest cae ycie osobnicze, wyskaluj i opisz
wzorem? to bdzie oznaczao, e byt abstrakcyjny, obecny jedynie w
szarych zasobach umysu, byt-fakt nigdy nie istniejcy fizycznie w
cznej postaci, poddaj analizie tak, jakby istnia. rozumiesz? z
chwil, z punktochwil buduj w umyle obraz czego, co nigdy tak nie
zaistnieje. ani teraz, ani nigdy. dziki takiemu dziaaniu mog, na
bazie zdarze przeszych, ustali rytm zmian ksztatujcych zjawisko. i
w konsekwencji stworzy model zdarze przyszych. nie horoskop, nie
wrb tylko model... powiesz, e to nic wartociowego, e budowanie
modeli zawsze byo gwnym zajciem umysu. ale jeeli spojrzysz na
rzeczywisto (np. aktualn cao wszechwiata) jako chwil, jeeli "cao"
obserwowanego procesu potraktujesz za "czasoprzestrze chwilow" - to
skonstruowanie, stworzenie abstrakcji nadrzdnej banaem ju nie
bdzie. dlaczego? bo zasadniczo zmienia si punkt obserwacji. - wyra
to inaczej, zupenie otwartym tekstem: w opisie otaczajcego wiata
naley zrobi to samo, co fizycy tak skutecznie przeprowadzili w gb,
dla maych i bardzo maych struktur (cho sami zdumieni, e to si tak
sprawdza). obecnie podobny opis trzeba wyznaczy w gr i w dal. czyli
synne powoki, podpowoki, liczby kwantowe, i tym podobne, trzeba
ustali dla struktur duych i bardzo duych. oczywicie nie
mechanicznie, ale chodzi o to samo. jeszcze raz spytam, czy
dostrzegasz konsekwencje wprowadzenia do analizy i pojmowania
rzeczywistoci pojcia "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej"? przecie nie
rozchodzi si o to, eby wyznacza kolejne fazy z ywota, wszak podzia
na okresy (i odmiany charakterologiczne) ju dawno zosta
przeprowadzony. ale mona takie modele abstrakcyjne budowa dla
dowolnego zjawiska. pogoda czy trzsienia "opoki" pod nogami, czy
wszechwiat - nie ma ogranicze. adnych. rzeczywisto obserwowana
zawsze jest tylko chwil. i jakby twoje moliwoci obserwacyjne nie
byy rozbudowane, w obrbie chwili pozostaniesz. - natomiast gwnym,
fundamentalnym zadaniem umysu poznajcego wiat jest "dobudowanie" do
murw pojedynczej celi obrazu caego wizienia. i jest to zadanie
wykonalne. bo chwila warunkowana jest przeszoci, a zarazem
warunkuje przyszo. za cao zawsze, zawsze jest tylko abstrakcj.
12
- 13. - ukad okresowy pierwiastkw - ewolucja w toku zachodzenia
pomysy odczytania w tym momencie, poniewa mam wiadomo gbokiego
zakotwiczenia w postrzeganiu i analizowaniu wiata tradycyjnie
pojmowanego zbir elementw, ktry uzyska historycznie nazw "ukadu
okresowego pierwiastkw", musi pa stwierdzenie, e jest to
konstrukcja chwilowa, oddajca stan wiedzy "na teraz". dlatego te
wymaga w dalszym dziaaniu poznawczym "przemodelowania", nowego
podejcia i zobrazowania. a poniewa jestem o tym gboko przekonany,
poniej, na kliku kolejnych kartkach, przedstawiam niepeny, si
rzeczy, zbir pomysw, jak mona odczytywa i modyfikowa ukad okresowy.
wszystko w oparciu o uoenie dzisiejsze. - a jako dodatek
(uzupenienie) do tych stron musz pojawi si wszystkie nastpne, ktre,
mam tak nadziej, wespr wyraone tu zdanie. - 1. pierwszym ze
sposobw, ktry si narzuca (kiedy przeglda form i aktualny ksztat
graficzny ukadu), wywodzi si z liczb kwantowych. chodzi gwnie o
narastajce pionowo (7 pozycji) i poziomo (7 + 1) rzdy (grupy), ktre
swoim zapenieniem oddaj, s podporzdkowane liczbom kwantowym.
zasadniczo idzie o rytm 2-8-18-32-50-72-9 (ilo elementw na
poziomach). - wczeniej pado, e schemat zosta skomplikowany (i
skompilowany), e zosta zbudowany w formule przebiegu dla "izotopw"
(rytm 4-16-32...), ale posiada ksztat, jakby by w ukadzie
pierwiastkw gwnych. efekt? skutkuje to tym, e na kolejnych, ju
dalszych pozycjach, brakuje dodatkowego wymiaru (czyli nastpnych
wielkoci kwantowych, 2-6-10-14-18-22- ). owszem, owe dodatkowe
stany pojawiaj si jako uzupenienie i dodatek, co ratuje geometri
ukadu (jego symetryczny ksztat), ale burzy logik zapisu. w tej
sytuacji moe sprawia trudno oddzielenie pierwiastkw powstaych
"pobocznie", jako nastpne ju rzuty fali zdarze (co powoduje, e
niektre pierwiastki znajduj si w innym miejscu). wszystko z grubsza
zgadza si na pierwszym i drugim poziomie, tu wielkoci s zgodne z
liczbami. moe to wynika z faktu, e ewolucja w tym przedziale
dopiero si zaczyna i wystpuje maa rnorodno elementw. natomiast
dalej pojawiaj si odchyki, i to narastajce. to efekt tego, e
zwyczajnie i po prostu potrzeba czasu na realizacj niektrych
struktur (atomowych). a po drugie, co posiada zasadnicze znaczenie
dla obrazowania (i rozumienia) procesu, niektre "atomy" ju nigdy
nie powstan. powd? poniewa brakuje na ich realizacj energii w
tutejszej "czaso"-"przestrzeni". 2. ciekawym podejciem do problemu
(tu odczytu), jest uwzgldnienie w analizie rozkadu poziomego
pierwiastkw i ich waciwoci. to znaczy, uszeregowanie i opisanie od
maksymalnie aktywnych (chemicznie i fizycznie) - a po "pasywne",
"szlachetne" helowce. takie ujcie to jednoczenie obrazowanie caego
cigu zmian ewolucji: od jednej strony (jednej pkuli) do drugiej, z
kocem na/w drugim biegunie ale take uoenie elementw ukadu w
powizaniu z innymi. przecie nie ma wyizolowanych, na zawsze
osobnych od otoczenia atomw-faktw (i zbiorw atomw, pierwiastkw), to
stan na dzi, zmiana ujta w konkretn posta. poniewa wszelkie procesy
ewolucyjne uzyskuj maksymalnie posta sfery, to uoenie tak
nakrelonych linii prowadzcych do zaistnienia konkretnych elementw
bdzie przypomina inne rozpisanie skadnikw wiata, a mianowicie
"siatk kartograficzn" na globusie. i co tu wane, z wszelkimi
konsekwencjami tego obrazowania (atwo wyobraalnymi). punkty przeci
siatki to bd miejsca wyrnione i wzowe (to analogia do wzw na/w
fali), a zaistnienie dokadnie "w punkcie" wzowym to byby taki
"szlachetnie" nieaktywny atom. uwaam, jestem przekonany, e
zobrazowanie ukadu pierwiastkw jako "globu" (czyli planety, i to w
cigej rotacji), ma sens. naniesiona na kul siatka, "podziaka" w
postaci pionowo-poziomych linii (zalenoci), znaczco wspomoe
zrozumienie wzajemnych relacji, a przede wszystkim uplastyczni tak
analizowany proces. oraz nada mu charakter czaso-przestrzennego,
czyli przebiegu, ktry jest obserwowany (i odczuwany) na co dzie i
wszdzie. 13
- 14. - 3. kolejna propozycja dotyczy zdarze "wyaniajcych",
"wciskajcych" si na/w postrzegany poziom ewolucji (tu atomowy),
wchodzcych pomidzy ju istniejce elementy jaki "nowinek", ktre
rejestruje dowiadczenie. mona spojrze na to pod ktem zmiany w toku
(energetycznie rozcignitej na etapowy ewolucji, ktr postrzegam "po
kawaku"). proponuj, wydaje si to moliwe, eby takie stany potraktowa
jako porednie, ktre tworz si w czasie przechodzenie od jednego
elementu do drugiego (od jednej "chwilowo dopenionej" ju formy do
nastpnej - jednak zawsze jako efekt wzajemnego wynikania i
wspdziaania ze sob procesw, jako efekt "nastpowania" zjawiska w
linii, po sobie i jako przynalece do jednej "rodziny"). - w trakcie
takiego przechodzenia midzy ju istniejcymi ksztatami (wyrnionymi z
ta "punktami-atomami") powstaj lokalne "zawirowania" i nowe
elementy, czyli np. "izotopy". albo krtkotrwae fakty w postaci
laboratoryjnego pierwiastka. krtki czas ich przeywalnoci w tym
wiecie to najlepszy dowd ich przejciowego stanu. mwic inaczej, s to
uchwycone "na gorco" (w przejciu) "zgstki" energii midzy kolejnymi
wanymi kwantowo punktami ewolucji (szczeglnymi miejscami na fali).
jednak ktre, co warto podkreli, z chwil przesunicia si caociowego
rodka ewolucji i na nowo uoenia granic wiata (np. inna
temperatura), uzyskuj szans (i tylko szans) "ustabilizowania" si w
tych chwilowych stanach (np. jako "izotopy" dla mnie) - i mog trwa
przez pewien okres. co byo tylko chwilowym faktem i pojawio si, eby
znikn, stopniowo, przy sprzyjajcych warunkach, staje si coraz
bardziej stabilnym (i twardym) ciaem. w takim modelu izotopy, a
szerzej wszelkie pierwiastki szybko si rozpadajce (a ju zupenie
szeroko wszelkie byty, ktre wyrniam w otoczeniu), to formy
przejciowe, chwilowe stany energii w trakcie przemiany. zaistniay
nadprogowo i cielenie (fizycznie), wynurzyy si na moment z
kwantowego oceanu, i zaraz ponownie wtopi si w to. to "namacalne"
(podlege obserwacji i mierzeniu) efekty przejcia midzy jednym a
drugim etapem ewolucji. im duej toczy si zmiana, tym wicej elementw
i wicej cielesnych bytw. ale tym rwnie, co istotne, bliej koca...
4. wystpuje w ukadzie podzia na grupy gwne oraz poboczne, do
pierwszych zalicza si te oznaczone pionowymi rzdami pod liter "a",
a do pobocznych s wliczane grupy i rzdy pionowe oznaczone liter
"b". z tym, e zostay one, skutkiem nastpowania po sobie
zarejestrowanych wielkoci mas atomowych (i w takim dziaaniu
porzdkujcym byo to nieuchronne), wpisane w rzdy poziome. a to
wprowadza zamieszanie. po pierwsze, nastpio, wedug mojego
przekonania, przemieszczenie grupy "b" z drugiego poziomu do
trzeciego. dlatego, e ju na drugim poziomie powinno by 16
pierwiastkw. (a dokadniej mwic, grup przesunito nie z drugiego do
trzeciego, ale z trzeciego do czwartego, w trzecim jest po prostu
za mao pierwiastkw.) - powstaje wic pytanie: jak naleaoby rozmieci
te poboczne pierwiastki? czy w rytmie 2-6, to znaczy wpisa w rytm
2-6-10, jak domaga si tego kwantowanie i umieci je z boku? a moe,
co take nie byoby bez sensu, umieci je pod pionowymi rzdami grupy
"a"? czyli jako pierwsza przychodzi grupa "a", a niej "b" - jako
proces, ktry powsta ju "pobocznie". i jeeli teraz zobrazowa to jako
sferyczn zmian w trakcie (dziejc si), to grupa "b" byaby po jednej
stronie, "a" po drugiej stronie rwnika takiej kuli. w tym ujciu cz
"a" byaby tworzc ("wyaniajc") si stron procesu, a strona "b"
zstpujc (zanikajc) do stanu "martwoty", w zakres podprogowy. co
istotne i ciekawe, w takim zobrazowaniu pierwiastki poboczne byyby
trwaymi i najbardziej twardymi, sztywnymi. co zreszt wystpuje,
przecie to one, w obecnej chwili wiata, zawieraj w swoim zakresie
najbardziej stabilne stany pierwiastkowe (elazo i inne metale). a
izotopy kolejnych pierwiastkw to, co okrela si jako "izotopy",
prezentuj si w tym obrazie jako ewolucyjne fakty, ktre si jeszcze
nie "usamodzielniy" albo ich czas ju przemin (i dlatego widz ndzne
"resztki"). 14
- 15. - 5. "trzecia linia" w procesie? - czy rejestruj cao? w
czym rzecz? chodzi o to, e widoczne w dzisiejszym ukadzie okresowym
dwie linie zmiany to nie musi by wszystko. - owszem, podziau
generalnego, e s dwa kierunki zjawisk (rozpad oraz czenie), tego
zbioru o aden fakt ju nie powiksz, ale to przecie nie oznacza, e w
ukadzie nie moe zawiera si wicej linii wydarze. jak, na jakiej
zasadzie? jeeli rodek rzeczywistoci, stan aktualny wiata uzyska w
procesie ewolucyjnym now jako (przemieci si w nowy stan
energetyczny), to przecie musi, po prostu musi to odzwierciedli si
w "ksztatce" (strukturze) elementw ukadu pierwiastkw (zaistnieje co
w procesie nowego, a co starego wypadnie z gry). zmiana
konfiguracji, zmiana rozmieszczenia elementw musi przeoy si, z
jednej strony, na stan caoci i funkcjonowanie zbioru (inaczej bd ze
sob reagowa skadniki, zwikszy si lub zmniejszy zbir moliwoci
wymiany energii midzy nimi) ale z drugiej musi to przeoy si, co
zrozumiae, na graficzne zobrazowanie materii, czyli w tym przypadku
"sztywny" ukad okresowy pierwiastkw. std wniosek, ktry zosta
zasygnalizowany na wstpie, e moe si w takiej zmianie pojawi
"trzecia linia", jest zasadny. tyle e, i to jest tu warunkiem
zasadniczym w takim przypadku jedna z ju istniejcych (dzi) linii
zniknie po prostu "zajdzie za horyzont" (zdarze). co innego bdzie
wwczas stanem maksymalnym i aktualnie rodkowym. a fakty, wszelkie
byty dawniej dominujce, bd si "pta" lokalnie i po ktach, i w
postaci, tak to trzeba okreli, "ndznych resztek" (czyli izotopw). -
albo, to dopenienie tego obrazu, bd na tak wyrnion w analizie chwil
(w ramach zawsze "do przodu" generalnie przebiegajcego procesu)
tylko dobrze zapowiadajcymi si zdarzeniami, ktre dopiero "za
moment" zdominuj ten lokalny wiat (i okolice). moe wic by tak (i to
chyba nie jest ze tumaczenie i podejcie do odczytu ukadu), e
"trzecia strona" pojawi si, kiedy rodek ewolucji przesunie si na
now pozycj i utworzy si inny ksztat-stan-chwila wszechwiata.
przecie to, co uwaam dzi za "wszechwiat" (podajc za obrazami
podsyanymi przez astronomi czy fizyk), to konstrukcja dynamiczna,
ktra miaa pocztek, ma stan obecny (umiarkowanie stabilny) i "za
moment" dziejowy si skoczy. na tym bazujc mam prawo twierdzi, e to,
co jako obserwuj, to stan wybrany z caoci, e to "kadr z filmu". i
e, w ramach kadego "kadru", co innego jest stanem przewodnim
(rodkowym). - mwic inaczej, w tym ujciu zasada byaby syta i realno
zachowana. aktualnie, na dzi, obserwuj tak sytuacj, e dwa
pierwiastki "prezentuj" si jako bieguny "globu", s do siebie na
skrajnych pozycjach - ale przecie w ewolucji wszystko pynie i si
zmienia, w naturze nie ma zastoju. dlatego "po jakim czasie" jeden
z tych biegunw "zniknie" i na jego miejsce wejdzie nastpny
pierwiastek - "ten trzeci". a w kolejnych "krokach" (kwantowych) i
ten moe przesun si "na rwnik" i zdominuje sytuacj (bdzie
najliczniej reprezentowany, bo "rwnikowo"). a na opuszczone w taki
sposb miejsce wejdzie jeszcze nastpny, i te jako "trzeci". - dla
obserwujcego proces ewolucyjny zawsze (i wycznie) "wida" dwa
bieguny sfery, ale kadorazowo s to inne, "odnowione" ju bieguny
zjawiska. sfera ewolucji "przekrcia si". - zmiana energetyczna w
taki sposb opisywana to byoby co takiego, e z jednej strony
nastpuje "zachodzenie" za horyzont (lini graniczn) zdarze nalecych
do jednej czci ukadu (np. linii wodoru), ale jednoczenie, co tu
istotne, po drugiej wyania si "zza horyzontu" w trzeci pierwiastek.
i wwczas to, co obecnie jest na brzegu, czyli linia helowa, w
trakcie swojego przemieszczania si w czaso-przestrzeni, staje si
lini rodkow i dominujc. a po drugiej stronie, przeciwnej, na
miejsce helu, pojawiby si nastpny trzeci, jeszcze dzi nie istniejcy
element. i to on bdzie w takich okolicznociach brzegiem. itd. jak
wida, koncepcja przesuwania si zdarze i elementw poza horyzont ma w
sobie co pocigajcego, co, z czym umys moe si oswoi. taki opis
zjawisk jest zbieny do wszelkich postrzeganych procesw. 15
- 16. - 6. dwukierunkowo i naprzemienno uoenia w ewolucji
kierunkw wprowadza jeszcze inny ciekawy temat do analizy, ktry
warto przeledzi. skoro po jednej stronie kuli znajduje si "gniazdo"
i "biegun" pierwiastkw "aktywnych", a po drugiej prawie zupenie
"biernych", to stany porednie uo si dalej w taki sposb, e linie
czce bieguny utworz cig zjawisk, ktre dzi s reprezentowane w
ukadzie jako linie poziome. czyli energia budujca struktur,
przemieszczajc si pomidzy "biegunami", rozpoczyna swj szlak od
pierwiastka aktywnego, eby po przejciu caej linii znale si na dole,
w strefie mao aktywnych. w tym ujciu kula ewolucji byaby
"jednotorow": z gry na d. to znaczy, zawsze liczyoby si od
wierzchoka "aktywnego", a koczyo na dolnym, "biernym" biegunie.
ewolucja w takim obrazie to sfera, ktra zapenia si "liniami" i
"bruzduje" - "zamarza" w trakcie zmian, ksztatuje si w stabilny i
twardy "grunt" pod nogami. dla mnie "wieczny", w ujciu logicznym
zawsze tylko "na chwil". doprecyzowanie: zaprezentowany model
opiera si na przechodzeniu zmiany, tu w formule "atomw" (i zbiorw
atomowych, pierwiastkw) od bardzo aktywnego stanu na stron drug, na
drugi biegun (mao aktywny). przy czym, co posiada tutaj znaczenie,
rwnie i ten "bierny" chwilowo biegun, kiedy ewolucja przemieci si
dalej, staje si biegunem aktywnym, a idce od niego linie, teraz ju
ku nastpnemu brzegowi (ku grze), wytwarzaj pierwiastki coraz mniej
aktywne, "zamierajce". jedna ewolucja, jedna sfera ewolucji
przechodzi w nastpn, a ta nastpna znw w kolejn. "zagicie"
(zawinicie, zakrzywienie) si procesu w nowym wymiarze (powyej lub
poniej wyrnionego) powoduje, e caa zmiana przechodzi na nastpny
poziom. ale, co niezwykle wane, dopiero razem, cznie oraz caociowo
tak wyrnione poziomy tworz postrzegany fakt tu w formule "ukad
okresowy pierwiastkw". proces energetyczny biegnie wielowymiarowo
(i wielopoziomowo), ale w odbiorze, w mojej rejestracji jest to
jedno. tworzy si wic "przekadaniec" poziomw zdarze, "cebula" zdarze
wielowarstwowa, wielowymiarowa rzeczywisto (fizyka). w kolejnych
"zakrzywieniach" procesu ksztatujce si pierwiastki, coraz twardsze
i stabilniejsze, buduj si, tak to mona opisywa i postrzega, niejako
"pod" tymi aktywnymi i mikkimi ("w gbinie" i pod "cinieniem").
efekt takiego zoenia procesw? buduje si coraz niszy poziom
rzeczywistoci o coraz liczniejszej reprezentacji twardych i trwaych
ukadw (analogia - to uwarstwienie planety), a do "stabilnego" i
gboko lecego metalicznego jdra. inaczej mwic, proces w miar
przebiegu stygnie, gstnieje i robi si coraz bardziej podobny do
"ciaa osobliwego" - i zamiera. sfera ewolucji wypenia si,
twardnieje oraz stabilizuje (dochodzi do zapenienia wszelkich
moliwych stanw ukadu). jeeli obrazowa rzeczywisto jako struktur
wielopoziomow - to na kadym z poziomw powstaj coraz twardsze ukady,
coraz zimniejsze (w opisie "do dou", przy odwrotnym kierunku bd
tworzyy si struktury, to zrozumiae, coraz luniejsze). po dotarciu
wyrnionego procesu do koca (i wyczerpaniu wszelkich moliwoci),
przechodzi on na/w niszy poziom kiedy ewolucja jednego poziomu si
dopeni, nastpuje jej biegunowe "zakrzywienie" w nastpny. i buduje
si nowy cig zdarze, ju na tym niszym. po przejciu "linii
bruzdowania" z jednej strony ewolucji na jej drugi punkt biegunowy
(bruzdowanie to analogia do ksztatowania si komrek w trakcie
podziaw), nastpuje nie zakoczenie procesu, lecz trwa on dalej.
ewolucja "w poziomie", "w paszczynie" si wyczerpaa, ale to przecie
nie oznacza, e wyczerpay si moliwoci. proces "schodzi do podziemi"
i biegnie rwnie swobodnie poniej wczeniej wyrnionej powierzchni, ju
nie w tej samej, co poprzednio paszczynie, lecz "niej" (lub wyej).
tutaj ponownie, jak byo to na wyszym poziomie, linia biegnie do
drugiej strony i przechodzi przez wszelkie stany porednie - a cao
koczy si dopiero po zrealizowaniu, po wyczerpaniu wszelkich
moliwych poziomw. i koczy si cakowitym bezruchem (lub cakowitym
chaosem w drugim przypadku). 16
- 17. - 7. ciekawym zagadnieniem jest istnienie nuklidw u ukadzie
okresowym. tzn. takich stanw-elementw, ktre nie posiadaj izotopw
czyli, inaczej mwic, nie s otoczone "atomow rodzin". - podkrelam,
zastosowana tu terminologia, "nuklid", nawizuje do takich
"konstrukcji" w chemii czy fizyce, ale odnosi si jedynie do
szczeglnego rodzaju atomw wyrnionych w ukadzie. mianowicie tym
wyrnionych, e nie posiadaj form "pobocznych", to znaczy "izotopw".
a wic jako podobnych i zarejestrowanych "odmian" tego samego
pierwiastka. poniewa uyta nazwa moe wprowadza zamieszanie, dlatego
to wyjanienie jest konieczne. nuklid w ukadzie to "atomowy
samotnik". po skrupulatnym przejrzeniu zbioru takich
"indywidualistw", mona si ich w tabelkach doliczy 21 sztuk. jednak,
jak wynika z oblicze kwantowych, zbir takich elementw jest wikszy i
wynosi 27. zamierzam wrci w tej chwili do tego zagadnienia, poniewa
z wstpnej analizy wynika, e ewolucja, formowanie si struktury
pierwiastkw jeszcze si nie zakoczyo, e nawet daleko do tego momentu
(co i tak byo oczywiste z powodw innych). pytanie zasadnicze w tym
momencie brzmi: dlaczego "nuklidy" s i dlaczego s takie? a po
drugie, czy nuklidw rzeczywicie jest 27 sztuk, to rwnie wymaga
wyjanienia. pytania o natur nuklidw, czyli jednostek w ramach
ukady, s wane z tego powodu, e przecie kada ewolucja to zarazem
rozpad i czenie - i nic z tego fundamentalnego schematu zjawisk si
nie wyamuje. czy wic nie dotyczy to nuklidw, czy w swojej ewolucji
nie przechodz takiego procesu? to byoby nieporozumieniem, logiczn
gbok sprzecznoci. wszystko, kada w otoczeniu postrzegana zmiana
(ewolucja) jest, i to jednoczenie, rozpadem i czeniem. dlatego
pytanie, skd w ukadzie (a najpewniej rwnie w kadej ewolucji), takie
pojedyncze oraz nie obarczone "rodzin" twory, jest wane, a
odpowiedzi, ktre musz zosta zweryfikowane, s nastpujce: po pierwsze
(co jest wielce prawdopodobne), ich drogi ewolucyjne, ich stany
energetyczne nale jednoczenie do obu linii. - to znaczy, e cho s w
obu kierunkach reprezentowane na rwnej zasadzie (ale nierwnomiernie
ilociowo), to wystpuj w obu torach te same, nie rnice si midzy sob
fakty (czyli koniec i pocztek jest taki/ten sam). i mimo e
generalnie podlegaj czeniu i rozpadowi, nie mona ich rozrni w tym
procesie, poniewa maj takie same wielkoci liczbowe (i fizyczn
posta). kiedy zobrazowa to falowo, mog to by wane punkty przejcia
fali przez o symetrii, a nuklidy byyby wcielonym (obleczonym) w
materi stanem fali w tym miejscu. po drugie, co pojawio si w innym
liczeniu i obrazowaniu ukadu okresowego, nuklidy wystpuj jako
"jedynki" po kadej ze stron ewolucji i nie maj obok siebie niczego
wicej (tacy "samotnicy"; - albo, inne obrazowanie, "komrki
macierzyste"). wydaje si, e moe by i tak, e nuklidy, czy to
rozpadajc si, czy czc, nie uzyskuj szansy na zbudowanie wok siebie
w przestrzeni innych, porednich stanw. by moe gra tu rol powstajcy
w ewolucji "cisk", kiedy zmiana dociera do brzegu. czyli kiedy, na
skutek geometrii, pojawia si, zaczyna istnie i dominowa stan
graniczny ("ciana", paszczyzna koca). gdy ewolucja dochodzi "do
wierzchoka", "do brzegu" kuli, wwczas nie na miejsca na nic wicej,
po prostu zakres swobody si wyczerpa na/w brzegu jest tylko jeden
kwant (jedna warstwa), jest tu miejsce wycznie na jednostk (biegun
jest punktem). przy/na granicy wiata pozostaje ju tylko jeden fakt
(kwant), on koczy (lub zaczyna) piramid ewolucji, jest niczym
"punkt wzowy". ciekawe w tym ujciu stanu granicznego jest to, e
nuklidy rozpadayby si i czyy niejako "same w siebie" (czy "przez
siebie"). interesujce jest to w takim obrazie, e nie jest to
niemoliwe. rozpad oraz czenie musz by, ale powstajcy nowy element
jest zarazem "doskona" symetri wobec tego, co byo wczeniej, jest
powieleniem poprzedniego tworu. to tak, jakby przeksztaci jeden
stan na/w drugi bez znieksztacenia. bez zmian, ktre powstaj w kadym
innym przeksztaceniu. w takim przypadku o symetrii wypadaaby
dokadnie w poowie tego stanu (nuklidu). i byaby doskona
(mniej-wicej) osi symetrii. 17
- 18. - nuklidy - punkty graniczne istotne w wyej zaprezentowanym
ujciu (i rozumieniu roli i stanu nuklidw) jest to, e taki
rozpad-czenie rzeczywicie jest wany, a nawet logicznie ciekawy.
zmiana, a jednak nic si nie zmienia, przeksztacenie "bezstratne"
samo na/w siebie. ewolucyjnie, przecie w toczcej si zmianie, ktra
jest regularna z zasady (ewolucja to nie chaos), taki "samotny
punkt" procesu musi posiada znaczenie, wyrnia go sama przemiana,
wic jest stanem zasadniczym. jeeli tak jest, a wszystko za tym
przemawia, to wynika to z braku miejsca ("przestrzeni yciowej") do
przebiegania ewolucji, nie widz innego sensownego i odnoszcego si
do zasad zmiany wytumaczenia. brzeg, osignicie punktu brzegowego
procesu, istnienie na/w skrajnym zakresie wycznie w taki sposb mona
wyjani fakt istnienia w rozbudowanym zbiorze (w ktrym jest mnogo
stanw porednich i chwilowych), e jest stan "jednostkowy", taki
"samotnik atomowy", jak to nazwaem. nie moe ewolucja si
rozprzestrzeni, poniewa osigna granic, i wystpuje brak moliwoci
ruchu, wic zmienia si na stan uprzedni. kiedy proces dociera do
kresu, kiedy pozostaje wykona ju tylko ostatni krok (czy odda
ostatnie tchnienie), to jest to ju jednostka kwant zmiany. to
koniec pewnego etapu, ktry nie ma szans dalej si toczy. i
najpewniej nuklidy, to, co postrzegam jako pierwiastek bez izotopw
oraz jako fakty ewolucyjne, s dokadnie w takim pooeniu a ich
umiejscowienie w ukadzie posiada znaczenie. czyli oznacza, oddaje
cechy procesu i go "znakuje". bd wic nuklidy w takim ujciu
rozpoczyna ewolucj, bd u jej pocztku, a ich istnienie bdzie
jednoczenie wyznaczao granice, bdzie oznak, e w/na tym odcinku
zmiana si skoczya - e tu osiga swj kres. zmiana ewolucyjna
konkretnej w ukadzie linii lub caego ukadu, to do ustalenia.
dlatego mona nuklidy potraktowa jako "znaki drogowe" w tym
procesie, punkty orientacyjne i "milowe", ktre wyznaczaj szeroko i
zajto przestrzeni przez proces. i z tego powodu s wane.
potraktowanie nuklidw jako "drogowskazw" oraz jako wskanikw
wytyczajcych linie (zaczynajcych lub koczcych) - to ciekawe i
obrazowe opisanie zjawisk, rzuca si na/w umys. i uwaam, e
prawdziwe. nuklidy niewtpliwie peni w ewolucji rol punktw
wyrnionych, wzowych, jednak czy bd ukadami (elementami)
wytyczajcymi szlak danej ewolucji, czy te bd tylko dostarcza
energii (przez rozpad swojej struktury na mniejsze elementy) to
pytanie istotne. e nuklidy, co wynika z przelicze kwantowych,
zaczynaj kady poziom procesu swoim istnieniem, wic stoj na pocztku
tego poziomu, to zapewne posiada analogiczne znaczenie, jak
umieszczony przy drodze (a tu w ramach drogi) drogowskaz, czyli
wymusza-nakazuje sposb postpowania, jest stanem, ktry determinuje
nastpne. jest efektem, kocem zdarze, ktre toczyy si "do" tego
momentu (i miejsca) - ale determinuje, wyznacza swoim istnieniem
to, co moe zdarzy si "dalej". jego posta (cechy i parametry),
pooenie i ukierunkowanie w przestrzeni, to decyduje o dalszej
zmianie. - w tym ujciu owe "punkty wzowe" decyduj o ksztacie
ewolucji, s graniczn stref - a waciwie, to chyba bardziej
przystajce okrelenie do tej roli, s "supami" granicznymi: dalej nie
ma ju ewolucji. dalej jest "nic(o)" (rodowisko). nuklidy, to
wniosek z takiego podejcia, s wane w procesie. czuj jednak, e zbyt
wsko i nie w peni potraktowaem zagadnienie, e nie wszystko jeszcze
zostao powiedziane, dlatego trzeba bdzie do sprawy wrci. pado
wczeniej, e nuklidw moe by 27. poprawka 28. "rozpisanie" procesu
ewolucji wedug szecianu uzyskuje 14 punktw wzowych. a poniewa sfera
w czasoprzestrzeni jest rozwiniciem szecianu - poniewa kada
ewolucja to zdarzenie kuliste w maksymalnym ujciu, dlatego ilo
nuklidw musi spenia warunek posiadania wspomnianej wielkoci.
dlatego w ukadzie znajduje si 28 nuklidw (to s dwie linie po 14
elementw). tyle ich bdzie, tyle moe by. 18
- 19. - atom - wizualizacja "atomu" (model wspomagajcy)
pobocznie, przy okazji analizy ukadu okresowego, warto zastanowi
si, jak mona wyobrazi sobie dziaanie atomu. to nic, e s ju
techniczne metody, ktre pozwalaj na podgld intymnego wiata
atomowego, a nawet majstrowanie w mim zamierzam pokaza, e adnej
rozbudowanej aparatury tu nie potrzeba, e "atom" widzi kady i
zawsze (o ile tylko chce). i o ile zagoni do wytonej pracy swoje
atomowe "szare komrki". co jest najlepszym modelem "atomu"? - tum.
dowolne zbiegowisko, grupa ludzi lub adekwatny, podobny ukad
ewolucyjny, ktry mona detalicznie obserwowa w przemianach. istotne
w tym modelu jest to, e w "ulicznym atomie" wszystko wida w
szczegach i kadego dnia. a co wicej, co rwnie wane, "atom-tum" mam
na wycignicie rki, natomiast prawdziwego osobicie nigdy nie zobacz,
poniewa skala nie ta. kade zachowanie w strukturach atomowych
rejestruj tu w formie i postaci mi dostpnej a co najwaniejsze, w
trakcie przemian. to nie jest energetyczny "punkt", czy inna
"kropka kwantowa", ale konstrukcja w chwili jej powstawania momentu
w dziejach, kiedy zajmuje maksymalny obszar w rodowisku oraz
koczenia si. widz pocztek, rodek i koniec ewolucji, ktrej na
poziomie atomowym nigdy nie zarejestruj (osobicie). atom skada si z
elementw i tum skada si z elementw, nie ma znaczenia, co to za
elementy. w obu przypadkach "mechanika elementw" procesu jest ta
sama - i gboko analogiczna, a bezporednia "naoczno" takiego
"ulicznego atomu" jest wartoci, ktra skutkuje zrozumieniem takiego
"wydarzenia". - w tym konkretnym przypadku (poznawanie "atomu") mj
eksperyment badawczy polega na tym, e umieszczam si gdzie wysoko,
najlepiej w proporcji (tego nie musz zapewne podkrela) do
uczestniczcych w badaniu ukadw. czyli jest z jednej strony
"eksperymentator", obserwator, ja a po drugiej "atom"-zbir, ktry
zaistnia, zgromadzi si swoimi "osobnikami" na ulicy. technicznie to
moe by na przykad wysokociowiec oraz dziesite pitro, z ktrego
spogldam na tworzce si na ulicy zbiegowisko. moje zadanie w tym
eksperymencie jest banalnie proste: obserwuj "atom-tum" i robi
zdjcia. oczywicie ponownie w proporcji do tempa procesw, ktre mnie
charakteryzuj i przemiany atomowe. dlatego s to dziaania w duym
odstpie czasu. obserwacja samej ewolucji zgrupowania (cisk, rotacja
wok centrum, swobodne elektrony, falowania-drgawki, doskakiwanie
oraz pozyskiwanie nowych elementw lub tracenie ich na rzecz
otoczenia /wic przeskoki po orbitach/, kordon policji /warunki
rodowiskowe/, ktry ogranicza nadmierny rozrost, czy strumie energii
przez ten kordon si wydobywajcy /w jakim kierunku, ktry w
"ogrodzeniu" jest najsabszy/ itd. itp.) - to wszystko jest bardzo
ciekawe i oczywicie rzuca si na oczy obserwatora (i pozwala
zrozumie atom). ale ja nie z tych, co chc jedynie popatrzy,
wyznaczam sobie zadanie ambitniejsze: zamierzam przewidzie, co si
zdarzy w zjawisku, jakie zajd w nim zmiany i w ktrym kierunku.
czyli robi zdjcia i prbuj, staram si na ich podstawie przewidzie,
co wystpi "za moment" w zbiegowisku - lub jak bdzie zachowywa si
pojedynczy, wyrniony element ("elektron"). moje zadanie jest
pozornie banalne. ot, widz na fotografii osobnika, ktrego
zachowanie mnie zaciekawio. przemieszcza si w tumie, przepycha do
centrum (co go w t stron wyranie "popycha", czy "przyciga") dlatego
staram si przewidzie, gdzie znajdzie si na kolejnym zdjciu, ktre bd
robi dopiero za kilka minut. - c, zadanie wydawaoby si banalne i
proste, jednak jego praktyczna realizacja bardzo ograniczona. konia
z rzdem temu, kto skutecznie i z detalami wytypuje pooenie
"elektronu-osobnika" w kolejnym "rozdaniu", taki szczciarz moe miao
zacz uprawia zawodowo hazard. przeprowadzajc w tak nakrelonej skali
swj eksperyment, z zachowaniem koniecznych proporcji, szybko
przekonuj si, e jest to fizycznie i realnie zadanie ponad moje siy,
nie do wykonania. 19
- 20. - dlaczego niewykonalne? poniewa nawet dysponujc
oprzyrzdowaniem w postaci "mechaniki elementw" czy inn super
technologi, nie mog tego zrobi. kade moje ustalenie obarczone jest
wpisan na zawsze w "eksperyment" zasadnicz niepewnoci, pozwala
przewidywa pooenie lub stan obiektu z przyblieniem i w granicach,
zawsze jako zakres potencjalny. nie ma znaczenia mj wysiek i
zastosowana metoda badawcza obserwowanego obiektu, ktry tam, "na
dole", si przemieszcza, nie mog zarejestrowa w przemianach (krokach
po ulicy). z powodu? poniewa rnica przynalenych dla mnie i dla
atomu poziomw istnienia (oraz wynikajca z tego szybko reakcji)
wyklucza tak obserwacj. i jest to trudno fundamentalna, zwizana z
samym dziaaniem: rozdziela obserwatora i obserwowany fakt mnogo
procesw i poziomw. rozdziela-oddziela na zawsze, nigdy tej granicy
(osobicie) nie przekrocz. tylko e - na co warto zwrci uwag w sposb
szczeglny - w proponowanym tu modelu procesu (podejciu do tematu
obserwacji "atomu") elementami uytymi do eksperymentu s obiekty
sobie podobne, przynalece do tego samego poziomu. a jednak, przy
uwzgldnieniu uwarunkowa dotyczcych obserwacji, pojawia si
identyczny i zasadniczy, ten sam problem (dylemat) poznawczy: nie
mog dojrze w obu przypadkach i zdefiniowa parametrw obiektu. przy
czym, taka drobna a istotna sprawa: w moim eksperymencie, przecie
to wiem, "obiekt" badany ani na mgnienie nie znikn z istnienia, nie
zapad si w zakres nieoznaczony czy inaczej definiowany, y peni
swojego "elektronowego" ycia wic nic nie wiedzia, e dla mnie
przesta bytowa pord fizycznych faktw i rozpad si na chmur
prawdopodobiestwa. dlatego pojawia si pytanie: jak to jest z t
obserwacj "elektron"-osobnik istnia-istnieje, czy nie? w czym,
gdzie tkwi ograniczenie obserwacji w wiecie, czy we mnie? czy mona
wyprowadzi z przeprowadzanego tu eksperymentu wniosek, e zakres dla
mnie nieoznaczony (nieoznaczono wiata) jest powizany nie tyle z tym
"na dole" wirujcym bytem atomowym (i innym "drobiazgiem"
subatomowym), ale z moliwociami obserwatora? owszem, bariera
fizyczna i sprztowa skutecznie wyklucza poznanie tego zakresu (za
wolno si poruszam w stosunku do atomu), ale przecie tak sam trudno
bdzie rejestrowa hipotetyczny obserwator, ktry sprbuje zdefiniowa
moje pooenie, a bdzie podglda mnie w rotacji np. z ssiedniej
galaktyki (a jego reakcje bd w analogicznych proporcjach jak moje
do atomu). dla niego, jak dla mnie procesy atomowe, moje istnienie
(dla mnie cige i stabilne), bdzie rwane oraz nieokrelone w stanach.
dla niego, jak dla mnie pooenie elektronu w atomie, kada obserwacja
bdzie i zgrubna, i obarczona bdem (rozmyta na fali) i nigdy
inaczej. znw rnica poziomw i szybkoci reakcji wykluczy dokadno. to
pooenie-umiejscowienie w wiecie obserwatora wzgldem obserwowanego
obiektu determinuje wynik, ktry mona uzyska, nie technologia czy
stan zmysw. fakt - nie mog w peni zdefiniowa pooenia wybranego
przeze mnie elektronu w tumie-atomie, ale to przecie nie oznacza, e
"swobodny elektron-osobnik" w okresie poza moj obserwacj znik z
istnienia (i przebywa w niebycie czy realizowa si jako fakt
wirtualny). e by w zakresie "nieoznaczonym" tu zgoda. ale tylko dla
mnie, dla obserwatora "wysokiego" (czyli obserwujcego z wysoka).
powtarzam, w "osobnik" o swoim "niebycie" nic nie wie, istnieje i
przemieszcza si w "tumie" swobodnie (na ile pozwalaj okolicznoci).
dla niego wiat ani na moment nie sta si "ciemny" czy niecigy i nie
znik z jego (w/na poziomie prowadzonej) obserwacji. - to moja,
obserwatora-badacza, przypado decyduje o takim postrzeganiu wiata,
e co z niego i "gdzie" "wypada" - a nie e wiat jest "nieostry",
"poklatkowany", "rozmyty". trudno w moim operowaniu elementami
otoczenia, jak wida, jest zasadniczej natury (wynika z samej istoty
tej natury i mojego w niej ulokowania). - ale nie rezygnuj. robi
zdjcia dalej poniewa chc wiedzie - poniewa (by moe) bdzie od tego
zaleao moje by albo nie by. chc wiedzie, co i jak si "na dole"
kotuje i dlaczego wanie tak. 20
- 21. - eby jednak wszystko w moim eksperymencie byo maksymalnie
podobne do wiata atomw oraz jego badania, przechodz od biernego
rejestrowania zaistniaych faktw do dziaania aktywnego. dlatego
zamierzam wysya "porcj" energii w kierunku jednostki-elektronu,
ktra pomoe mi w ustaleniach. kiedy analizuj atom, najlepiej wysa
wizk fotonw - w tym eksperymencie adekwatna bdzie grudka materii.
czyli rzucam kamie. i tak celuj, eby "mj" wyrniony w zbiorze
elektron-czowiek zosta uderzony. to oczywicie wywoa reakcj. w
zalenoci od stanu tumu (rodzaju rodowiska, jego zagszczenia,
rozoenia, ukierunkowania rotacji), nastpi reakcja, ktra jako si
"zobrazuje". rozkad moliwych zdarze moe by szeroki, od cakowitego
zignorowania mojego czynu, a po oderwanie si elektronu od atomu i
przejcie na inn orbit. wszystko analogicznie (identyczne) do
zachowania si prawdziwego elektronu. jednak dla mnie, "widza"
obserwujcego elektron-czowieka, jego przemieszczenie si na kolejne
poziomy energetyczne (przeskoki) s nie do rejestracji, poniewa s
dla mnie skryte, dziej si "podprogowo". wiem, e si dziej, e
"elektron" w "atomie" przechodzi z orbity na orbit, przecie
widz-rejestruj ten fakt na kolejnych zdjciach w eksperymencie i
ustalam kadorazowo inne pooenie "obiektu badawczego" w trakcie
mojego "podgldnicia" zawartoci "pudeka", ale wszelkie ruchy i
przejcia midzy "orbitami" s dla mnie zawsze w zakresie "poza"
rejestracj. w kadym nastpnym ujciu obserwuj elektron-osobnika w
innym pooeniu i w innym stanie energetycznym (jego "emocjach") -
ale nigdy to nie jest stan pewny. wane i zasadnicze w tym modelu
jest to, e ten sam eksperyment rejestrowany (i odczuwany) z poziomu
elektronu-czowieka przedstawia si gboko odmiennie. dla niego
zdarzenia zawsze maj charakter cigy i nie wystpuj w nich adne
przerwy czy przeskoki. w zakresie jemu dostpnym wszystko wie si ze
sob, kolejne stawiane kroki s dla niego nie tylko moliwe do
obserwacji, ale s przede wszystkim przewidywalne, wynikaj z stanu
otoczenia i jego, elektronu, moliwoci (si, szeroko pojtej zasobnoci
energetycznej). dla mnie proces wydaje si (i jest) niecigy,
skokowy, wrcz chaotyczny elektron nic o tym nie wie. ja widz
"elektron" raz blisko centrum, to za chwil "wyania" si gdzie na
obrzeach, a przecie to tylko reakcja na mj strza kamieniem. std mam
ju tylko krok do "wyprodukowania" teorii: zjawiska na/w poziomie
tumu-atomu s "nieoznaczone". albo wyznacz dokadnie przestrze, w
ktrej elektron-czowiek si "pojawia", albo oblicz prdko z jak si
zobrazuje w bliej nieokrelonym miejscu (znajc si przyoon i
wyliczajc efekt). zawsze bd zgadywa, nie mam pewnoci wyniku. - dla
mnie "obiekt" znika z obserwacji, i to dosownie. nie mog go ledzi,
poniewa nie dysponuj metod "sfotografowania" jego pooenia "pomidzy"
kolejnymi obserwacjami, rnica w rytmie przemian to wyklucza. -
kiedy siedz na tym swoim "wysokim" pitrze obserwacyjnym, na
poziomie "atomowym" dziej si przerne zjawiska. s dla mnie dalekie,
gbokie - i skryte. nie zarejestruj ich adnym, ale to adnym
przyrzdem badawczym, bo kady zastosowany przeze mnie przyrzd
znajduje si "powyej" poziomu obserwowanego. "tum" na ulicy odmienia
si (krokami swoich elementw, "porcjami" energii), ale ja tego nie
rejestruj, poniewa jestem "daleki" od tego zakresu. mog domniemywa,
a nawet wiem, e kiedy ja tutaj, "u siebie", szykuj aparat do
kolejnego "zdjcia" (rzeczywistoci), to "tam", "na dole", w
"tumie-atomowym" (i niej), co drga, faluje, zmienia pooenie i
przechodzi kolejne poziomy energii. ale dla mnie jest to "zakres
ciemny" i skryty, nie do rejestracji. - owszem, mog prbowa coraz
bardziej "drobi" pomiary, robi "zdjcia" w maksymalnie dla mnie
szybkim tempie, jednak efekt tego bdzie "zgrubny", nie mog z zasady
pozna fizycznie mniej (oraz sign niej), jak mj najszybszy
"ruch"-element (dziaanie i "przyrzd", za pomoc ktrego dziaam).
tylko e "tam", w "atomie", reakcje s jeszcze szybsze. ja wykonam
jeden ruch (obrt), a "atom" "okrci" si wielokrotnie. krci si - wiem
o tym - ale poza moim obserwowaniem. 21
- 22. - na tym oczywicie nie koniec paradoksw tego przykadu,
eksperyment polegajcy na obserwacji "niskich" (dla mnie odmiennych)
stanw rzeczywistoci, moe, w pewnych okolicznociach, okaza si do
przeprowadzajcego badanie wyranie, a nawet bardzo gboko zaskakujcy.
poznawanie otoczenia, zasiadanie w ciepym i wysoko pooonym punkcie
obserwacyjnym (przez to spokojnym), to nie zawsze jest dziaanie
bezproblemowe, s rozliczne skutki. kiedy aktywnie "maca" si
wystajce ponad powierzchni fakty, a zwaszcza, kiedy czyni si to
operujc mao adekwatnymi do wiata abstrakcjami (wic
bezrefleksyjnie), jako reakcja przeciwnie ukierunkowana, moe w
stron "fizycznego aktywisty" przyj sygna zwrotny, ktry nie tylko
pokae prawdziwy rozkad elementw w rodowisku, ale rwnie jego miejsce
a to nie zawsze musi by przyjemne. dlaczego? poniewa oto moe si
okaza co zupenie dla mnie "cudownego", co dalece wykroczy poza
wczeniej zaplanowany eksperyment: nagle do drzwi moich do mojego
"punktu obserwacyjnego" zastuka "elektron-czowiek". zaobserwowa moj
dziaalno i przyszed puci pod moim adresem (jako zwrotn energi) wizk
sw o silnym zabarwieniu emocjonalnym. c, nie mona mu si dziwi,
przecie guz na gowie to przypado bolesna. ale to tylko jedna z
potencjalnych reakcji "atomowych", ich zbir jest, trzeba
obiektywnie to przyzna, zdecydowanie bardziej rozbudowany. bo moe
by gorzej. jeeli uderzenie (moje zadziaanie) byo silne i mocno
wybio z orbity (i ze stanu uprzedniej rwnowagi) w elektron, moe na
mojej twarzyczce, skutkiem istnienia zjawiska tarcia, mocno zabole
sia zginania i rozprania mini tego osobnika. mwic inaczej, dostan w
mord. zrozumiae, i to nie wymaga podkrelania, zdarzenie tego
rodzaju jest uwarunkowane stanem rodowiska oraz moim na
elektron-obiekt oddziaaniem. czyli, im wiksza przyoona sia, tym
(kontr)reakcja odpowiednia (skoro tak wyskalowaem swj eksperyment,
to mam adekwatnego do tego efekty wiadomo, "rozbicie" atomu
skutkuje objawiajcymi si daleko i gono reakcjami acuchowymi). moe
by tak, e "elektron" nawet nie przeskoczy na inn orbit i nie pokona
tumu, uderzenie byo zbyt mae i bahe wic zrezygnuje. ale moe by i
tak, e podbudowany energi rzutu i swoj zoci, idzie pod mj dom.
widzi okno i punkt, z ktrego zosta rzucony kamie i zamierza si tam
dosta. ale znw rezygnuje w obliczu koniecznoci wdrapania si na
dziesite pitro, bo wind kto "przypadkiem" zdemolowa wczeniej (tak
si to losowo w wiecie uoyo, e midzypoziomowy kana-winda nie
funkcjonuje). w tym przypadku niewtpliwa "atrakcja" spotkania si
oko w oko z obiektem badawczym skutecznie mnie omija. na szczcie.
moje szczcie. jednak, ech, moe zaistnie i taka okoliczno, e
zadziaaem "centralnie" i skutecznie (kamie by duy, rzut celny) a
efekt w postaci "guza" obfity (i objawia si w rodowisku, przypomina
"grzyb"). mwic inaczej, obiekt jest zdeterminowany. - wdrapuje si
wic na to moje dziesite pitrzysko (pomimo niedziaajcej windy i
oporu rodowiska) i staje u bram moich. wwczas mog by pewnym, e sia
jego skumulowanej (kiedy-tam treningami) energii mnie nie ominie, e
zacznie rozprzestrzenia si w sposb niekontrolowany. - no, chyba e
uda si mi przedstawi rwn mu si. na przykad oddali go lub ukry si za
"warstw ochronn" drzwi domostwa. tyle e, to oczywiste i
nieuchronne, w takim przypadku wybuchajca swobodnie energia wyaduje
si pobocznie, wic wanie na drzwiach. ze skutkami dla nich
opakanymi. jest jeszcze jedna (teoretyczna i w naturze nie
polecana) moliwo, ktra prowadzi do zaagodzenia caej nieprzyjemnej
sytuacji - czyli ugoszczenie i udobruchanie wybuchowego jegomocia
mocnym trunkiem dla dorosych. tylko e, trzeba mie tego pen wiadomo,
to zawsze ryzyko. e bdzie nowy wybuch. jako e obiekt badawczy
("atom") pozyska now porcj zasobnej w procenty oraz skwantowanej
energii... - c, zabawa w eksperymentatora ma swoje koszta. 22
- 23. - ukad okresowy pierwiastkw - jak go widzie i odczytywa -
podsumowanie na tym etapie po pierwsze, w dzisiejszym postrzeganiu
ukadu okresowego trzeba podkreli fakt, e jest stanem "zastygym" w
okrelonej formie i e nie wida adnych prb jego modyfikacji.
oczywicie nie chodzi w tym przypadku o dodawanie do istniejcego
zbioru kolejnych elementw (niekiedy z wielkim nakadem dziaa
technicznych), ale zmian prezentacji. paska formua postrzegania
otoczenia (rzeczywistoci), a z tym obecnie mam do czynienia, to nie
tylko przeytek w dobie posugiwania si wielowymiarowoci i
wizualizacj procesw, ale przede wszystkim "spaszczenie" spojrzenia
na otoczenie. - a to, nie waham si tego tak okreli, zasadnicza
przeszkoda w zrozumieniu gbokich powiza midzy elementami wiata (tu
w postaci atomw). i dlatego warto, dlatego naley to zmieni. w
pierwszej kolejnoci i gwnie sprawa odnosi si do
czaso-przestrzennego charakteru ukadu pierwiastkw - czyli
rozmieszczenie jego elementw w czasie i przestrzeni. i w
dynamicznej, rnorodnie powizanej ze sob zmianie. powd? przecie
rzeczywisto to przemieszcza si, tu wszystko pynie, jest w ruchu i
zalenoci a takiego ujcia daremnie szuka w obecnym schemacie. e ono
wystpuje w gowie ogldajcego i analizujcego zjawiska, zgoda,
abstrakcja w obserwatorze nabiera cech ewolucji w toku, tylko,
pytanie, dlaczego nie moe to by widoczne od razu i na pierwszy rzut
oka? uwaam, e powinno. - jeeli postrzegam i analizuj zwizki midzy
elementami wiata poprzez wykrelone na paskiej kartce linie, to w
efekcie nie tylko obserwuj "zdeformowany wiat", ale przede
wszystkim "zamyka" si on dla mnie na/w "paszczynie". a przecie
widoki "paszczaka" s zdecydowanie ubosze od bytujcego w wielu
wymiarach. dlatego naley ukad okresowy pierwiastkw zmodelowa,
opisywa i postrzega jako sferyczn ewolucj, z wszelkimi tego
konsekwencjami (dla zrozumienia i dla praktycznego wykorzystania).
ukad jest abstrakcj oddajc wystpujce obecnie we wszechwiecie zwizki
midzy elementami materii, ale jest rwnie abstrakcj zawierajc w
sobie, jako fakt integralny i fundamentalny (acz nie zawsze
uwiadamiany) - przestrzenno i czasowo tych zalenoci. i jako taki
take musi by prezentowany w formule procesu, jako struktura w
trakcie zmiany. - w ewolucji, rwnie w abstrakcji opisujcej ewolucj
(tu materii), nie ma adnych elementw, ktre mona by okrela jako
niezmienne, wieczne. ju samo pojcie, kiedy je zestawi z kosmiczn
nieskoczonoci, budzi co najmniej umiech. "materia" to stan
chwilowy, zmienny i, przede wszystkim, w trakcie rozprzestrzeniania
si. to tylko dla mnie, "mgnieniowego istnienia", byty, ktre trwaj
miliony lat we wzgldnej rwnowadze, staj si synonimem dugowiecznoci.
ale to, co widz (rejestruj) w postaci "ukadu okresowego
pierwiastkw", to "wycinek", cz caoci, ktrej fizycznie nigdy nie
poznam, jednak poniewa w "wycinek" jest w cigej zmianie, musi to
uwzgldnia i model, ktrym si posuguj, i moje rozumienie procesw.
paszczyzna kartki jest tylko etapem w zrozumieniu wiata najwyszy
czas wznie si wyej. konwenans, wypracowane kiedy zobrazowanie ukadu
okresowego sprawia (sam to odczuem), e wiadomo przestrzennego i
zmiennego charakteru materii staje si jakby uboczna i nie wymusza
automatycznie odmiany widzenia kiedy tam z otoczenia pozyskanego
uoenia, nie wpywa na sposb traktowania materii w zwizkach i
wzajemnej zalenoci elementw. ta wiedza gdzie tam naturalnie koacze,
jednak znika z codziennej analizy. "widzenie paskie", tak obecne w
psychice, wic naturalne i stosowane "od zawsze" (od
najwczeniejszych etapw rozwoju osobniczego czy zbiorowego), staj si
dzi przeszkod. i to dosownie przeszkod, fizyczn wrcz, ktra utrudnia
zrozumienie ukadu. i rzeczywistoci szerzej, to trudno, ktra musi by
pokonana. majc pen wiadomo relacji midzy elementami, czyli
przestrzennego charakteru ukadu, dalej operowaem jego pask formu -
taka jest sia przyzwyczajenia i utartych pogldw. 23
- 24. - nastpna kwestia, ktra wie si z postrzeganiem i
pojmowaniem zbioru atomw: ulotno, dosowna chwilowo takiej
konstrukcji (i kadej ewolucji). fakt, e ukad okresowy jest zbiorem
stanw chwilowych oraz e jest rwnie stanem chwilowym w ewolucji
wszechwiata ("utwardzonym" przez obserwacj i kolejne badania)), e
przypomina tworzcy si ("zamarzajcy") patek niegu takie ustalenia i
fakty skadaj si, musz skada si na jego odbir. a jednak w analizach
wiadomo tego stanu umyka, pozyskana wiedza, e wiat si zmienia, to
nie przekada si na zmienno ukadu abstrakcja przesania proces i sama
"twardnieje" (chciaoby si powiedzie, e w dogmat). jednak skoro
zmienia si otoczenie, rwnie musi zmienia si (ewoluowa) abstrakcja
oddajca zmian skoro nie ma staych faktw, rwnie nie moe by staych
abstrakcji. dlatego te nie ma i nigdy nie bdzie dokadnie takiego
samego tworu w ramach nieskoczonoci-wiecznoci Kosmosu, ksztat i
skadniki, cho zawsze podlege jednemu, generalnemu prawu ewolucji, s
nie do powtrzenia w historii. zawsze s takie same - ale nigdy te
same. nieskoczono gwarantuje zbudowanie si identycznego ukadu, ale
nie tego samego, to punkt na/w prostej, zdarzenie w tej postaci
jedyne. bo cho prosta biegnie z nieskoczonoci w nieskoczono, to
kady jej element (byt) jest jeden jedyny, niepowtarzalny to
wydarzenie jednostkowe w wiecznoci. mwic inaczej, obecna forma
ukadu atomowego, to zrealizowana, to tu i teraz zmaterializowana
(adekwatne w tym przypadku okrelenie) wolno w przyrodzie - to
"zdeterminowany przypadek". ten konkretny ukad to zapis ewolucji,
tej jedynej w takiej posta, to indywidualna "historia choroby".
ale, co musi tu pa, pewnej i koniecznej. takie uoenie kwantw wedug
jednolitej reguy musiao si zdarzy (powtrzy) - ale tylko ten jeden
raz (przecie w kocu kada powtrka i tak jest pierwszym razem).
niezwykle wanym elementem postrzegania i pojmowania ukadu jest
fakt, e to zbir nie tylko "atomw" (tego, co mam za atom), ale rwnie
zjawisk, ktre ju zaszy, s jako obecne w rodowisku oraz tych, ktre
dopiero bd w wiecie obecne. - mwic inaczej, ukad okresowy
pierwiastkw, to, co uznaj za ukad, to zapis zdarze
aktualno-historycznych, w ktrym wystpuj elementy obecne (te
najbardziej liczne energetycznie i rozbudowane), ale rwnie s tu
elementy, ktre swoj przeszo (w znaczeniu: wietno) miay ju pewien
czas temu. a dzi s ju tylko wspomnieniem. - zarazem, obok nich,
take dla caoci obrazu istotne, s skadniki, ktre stanowi ju
"zadatek" na dobr przyszo, pojawiy si poktnie, ale ich czas jeszcze
nie nasta. a nawet nie jest pewne, czy owe dobrze "zapowiadajce" si
elementy dojd do poziomu wietnoci. rzeczywisto to, co mam za
rzeczywisto, to zoenie faktw, wszelkich w mojej obserwacji
ustalanych "zgszcze" energetycznych, np. w postaci atomu. jednak
musz mie wiadomo (i wykorzystywa t wiedz), e to nie s dane z natury
(czy przez inne-co) niezmienne byty ale e s to postrzegane na/w
zakresie nadprogowym chwilowe stany skupienia. zaistniay, zmieniaj
si i "za moment" si skocz. - a co wicej, kady rejestrowany element
to zoenie czaso-przestrzenne, wic powstajce lokalnie. i dlatego
nigdy nie jest pewne, e zgromadzi dostateczn ilo energii (kwantw),
eby si wydoby w przedzia powyej progu. jeeli zaistnia, to znaczy, e
okolicznoci temu sprzyjay, ale niewtpliwie warto doceni ten rzadki
w ewolucji przypadek. bo nigdy nie jest pewne, czy "kiekujcy" z
"kwantowego podglebia" "atom" zdoa zgromadzi zasoby i pojawi si na
widoku (i salonach), czyli zaistnie jako penoprawny i samodzielny,
mocno osadzony w fizycznoci obywatel ukadu. o tym zawsze i
ostatecznie decyduje rodowisko, jego zasobno. a umiejtno do
"wzbijania" si "w gr", czyli sprawno w gromadzeniu kwantw, na pewno
w tym pomaga, ale tylko pomaga. przecie, kiedy nie ma w okolicy
"czego", na czym mona si oprze, to nie ma szans na dugie
istnienie-i-obserwowanie. nigdy i nigdzie. czy byt zasuy na
"nazwisko"? - oto jest pytanie. 24
- 25. - kwant - pojcie kwantu - kwant a filozofia w fizyce pojcie
kwantu jest pojciem oglnym, bardzo opisowym, nie ma jego definicji
fizycznej - i oczywicie by nie moe. nie chodzi o wzory i mechanik
takich elementw, ale o "fakt" kwantowy. wedug definicji sownikowej,
kwant to: "/quantum = ile/ fiz. najmniejsza porcja, o jak moe
zmieni si dana wielko fizyczna (np. energia, pd) okrelonego ukadu;
teoria kwantw teoria fizyczna opisujca procesy, w ktrych bior udzia
mikroczsteczki, uwzgldniajca niecigo (skokowo zachodzcych zmian)
wielkoci fizycznych charakteryzujcych stany mikroczsteczek." w
takim rozumieniu kwant to najmniejsza wielko i nie jest
zdefiniowane, czy dotyczy to "porcji" energii, czy rnicy pomidzy
porcjami. nie jest jasne, czy "kwant" opisuje (definiuje) "ilo"
energii, najmniejszy w naturze stan, czy tylko rnic pomidzy
ilociami najmniejszymi. sowo "porcja" rozumie mona dwoicie, jako
minimalna ilo, wielko czego - oraz jako minimalna rnica midzy czym
a czym. jednak, co zrozumiae, niekoniecznie ustalana rnica musi by
zarazem rwna najmniejszej porcji (czego). w ukadzie, ktry zbudowany
jest z kwantw (porcji), rnice midzy "porcjami" zachodzenie rnic
bdzie mogo realizowa si o kwanty, tyle e ju inne, oznaczajce odrbny
fakt i z innego zakresu. ale, co wane, cho to bdzie ju inny kwant,
to jednak zawsze jest to kwant. "porcja" to ilo, jak i zdarzenie
("co" i relacje midzy "kropkami co") - dlatego "kwant", chwilowo
bez gbszego definiowania, jawi si jako pojcie ze swojej natury
dwoiste: opisujce sta wielko i zwizki midzy ustalanymi wielkociami.
- czyli opisuje "cegiek" natury (jak by tej cegieki na ten moment
nie postrzega), jak i mona go (w logice) stosowa z powodzeniem do
opisu zachodzcych zmian midzy tymi cegiekami. chyba nie ulega
wtpliwoci, e rwnie oddziaywania midzy elementami dadz si uj w
najmniejsze (acz niekoniecznie mierzalne) "porcje" energii, wic bd
podlega skwantowaniu. to samo pojcie stosuje si, moe by z
powodzeniem zastosowane do opisywania skadnika ewolucji, jak rwnie
do zjawisk zachodzcych w ramach ewolucji. - czyli jest "kwant"
pojciem opisujcym "przestrze" (rozumian jak odlego midzy
elementami) - jak i "czas", relacje. pytanie: czy ten dwoisty
charakter jest uzasadniony? czy mona opisywa tym samym "elementem"
("parametrem", "faktem kwantowym") zmian kiedy do opisu tej zmiany
uywam elementu, ktry jest w tym ujciu "bytem" skoczonym? nie ma
przecie znaczenia, e "kwant" to "porcja", e to niekoniecznie, a
pewnie i rzadko, moe by jednostka ("jedynka") w analizie tak
prowadzonej, nawet liczny zbir elementw jest kwantem. czy zmiana,
wic rnica midzy stanami - jest tak sam wielkoci (tym samym), co
element tej zmiany? inaczej: czy najmniejsza rnica midzy
zdarzeniami, jest tym samym (tak sam wielkoci), jak najmniejszy
element tej zmiany? - czy kwant zmiany (co) jest tosamy z kwantem
iloci, czy to ten sam "fakt" (co)? pojcie kwantu zawiera w sobie,
jak wida, zarazem pojcie jakoci, jak i iloci, jako i ilo zbiegaj si
w jedno. ciekawe. - do tej pory traktowaem "kwant" jako najmniejsz
moliw do pomylenia ilo "czego" i na tej podstawie opisywaem
ewolucj. i nie zastanawiaem si nad dylematem logicznym, co ilo, co
jako, utosamiaem ilo i jako, przyjmujc, e to "ilo". ale przecie tak
nie musi by. nie jest powiedziane, e stan "a" i "b", e rnica midzy
tymi stanami, bdzie rna (inna od) "a" lub "b". - wicej, jeeli a = 1
i b = 1, to rnica midzy nimi take moe wynosi 1. sowem, rnica midzy
kwantem a kwantem miaaby take wielko kwantu. tylko czego? jak
wymierzy, jak nazwa to "co"? czy to energia, sia, czy co? przecie
minimalna rnica midzy dwoma kwantami a dwoma moe wynosi tylko jeden
kwant, najmniejszy "skok" energetyczny czy wic ten kwant bdzie
"powk" tych dwu kwantw? 25